Kasjopeański Eksperyment
Zanim zaczniesz czytać dalej, chcemy Cię ostrzec, że nie jest to zwykła "metafizyczna" strona. Wskazane byłoby chyba przedstawić "właścicieli i operatorów" tej strony, aby nowy czytelnik miał więcej danych, na podstawie których podjąłby decyzję, czy w ogóle ma ochotę spędzić trochę czasu na czytaniu tego materiału. Poza tym strony są jak "domy" i jeśli nie lubisz ludzi w nich mieszkających, jeśli nie masz z nimi nic wspólnego, możesz powiedzieć po prostu "przepraszam" i odwiedzić kogoś innego.
Ark i Laura Jadczyk są właścicielami tej strony [w wersji oryginalnej, angielskiej] i głównymi producentami zawartego tam materiału. [Niniejsza, polska wersja, jest jedynie lepszym lub gorszym przekładem niektórych materiałów oryginalnych i z racji tego może stanowić w najlepszym razie jedynie przybliżenie oryginalnych idei i ich rozwinięcia].
Laura Knight-Jadczyk jest autorką książek: "Amazing Grace", która jest autobiografią duszy, i "The Secret History of the World", zawierającej wyniki jej badań nad fundamentalnymi zasadami naszej rzeczywistości. The High Strangeness of Dimensions, Densities, and The Process of Alien Abduction; The Occult Significance of 9-11; The Wave (sześć tomów); i najnowsza 911: The Ultimate Truth. Aktualnie Laura pracuje nad drugim tomem książki "The Secret History of The World" pod roboczym tytułem "The Horns of Moses".
Laura, w konsekwencji swego naukowego podejścia do metafizyki, spotkała swojego męża, naukowca zainteresowanego tym, co tajemnicze. Więcej na temat tego etapu życia Laury można przeczytać w artykule dziennikarza i laureata nagrody Pulitzera, Thomasa Frencha w "St. Petersburg Times". French towarzyszył Laurze i jej pracy przez pięć lat, a pod koniec tego okresu napisał:
"Po tych wszystkich latach nie jestem w stanie powiedzieć, co tak naprawdę dzieje się z Laurą. Wiem, że jest tak samo intrygująca, jak zawsze. Od chwili, kiedy ją spotkałem, spowodowała, że rozważam możliwości, których inaczej nie brałbym pod uwagę. Zmusiła mnie do patrzenia i myślenia w nowy sposób".
To największy dar Laury, dzieli się nim ze swoimi czytelnikami. Bądź przygotowany do podważenia i zbadania wszystkiego, o czym kiedykolwiek myślałeś i w co wierzyłeś, gdy ona wniesie logikę matematyczki, wizję mistyczki i współczucie matki poszukując rozwiązań problemów Człowieka i Wszechświata.
Arkadiusz Jadczyk, doktor nauk fizycznych, fizyk teoretyczny, zafascynowany problemami podstaw teorii kwantów i jej związkami z filozofią nauki i teorią poznania, świadomości i umysłu. W przeszłości pracował nad algebraicznymi metodami teorii kwantowej, metodami geometrii różniczkowej w kwantowej teorii pola, teoriami grawitacji, teoriami ukrytych wymiarów Kaluzy-Kleina i supersymetrią, geometrią nieprzemienną. Monografia na temat geometrii Riemanna i teorii Kaluzy-Kleina, którą napisał wspólnie z Robertem Coquereaux była sklasyfikowana przez wydawcę, World Scientific, jako bestseller z dziedziny klasyki matematycznej. Zainteresowany czytelnik może zajrzeć do jego CV oraz Spisu publikacji.
W 1990 roku Ark postanowił, że już dość; pragnął zająć się tym, co fascynowało go zawsze najbardziej - trudniejszymi i bardziej ezoterycznymi ideami. Takimi, które wymagają wyjścia poza ustalone granice fizyki. Pisał:
Wierzę, że matematyka i fizyka są najlepszymi narzędziami w zdobywaniu Nieznanego.
Nie twierdzę, że są one "jedynymi narzędziami". Twierdzę, że są najlepszymi, jakie znamy.
Powinniśmy dążyć do przemiany "niewypowiadalnego" w "wypowiadalne", a następnie wypowiadalnego w logikę i matematykę.
Następnie musimy przekształcić i rozszerzyć "prawdziwy świat" wokół nas. Wierzę, że to nasz los. Uciekanie przed tym przeznaczeniem jest słabością. Uciekanie od rzeczywistości ma sens jedynie wtedy, kiedy w rezultacie przynosi "postęp w nauce". "Postęp" rozumiem tu w jego zwykłym, naturalnym znaczeniu: postęp w zrozumieniu, postęp w teorii, postęp w technologii. Jestem w pełni świadom niebezpiecznych aspektów "postępu", ale nie mamy wyboru.
Musimy robić wszystko, co w naszej mocy, by przekształcać nasz świat i musimy próbować robić nawet więcej, by uniknąć niebezpieczeństw zaślepionego postępu...
Musimy więc nie ustawać w wysiłkach, by zrobić następny krok, a potem jeszcze następny. Jednocześnie wciąż musimy dokładać wszelkich starań, by lepiej zrozumieć
Dlaczego tu jesteśmy?
A następnie musimy przemienić to rozumienie w codzienny język, jakim mówimy do swoich dzieci.
Kasjopeański Eksperyment jest zaledwie częścią mariażu Nauki z Mistycyzmem i, jako taki, jest prawdziwym połączeniem naukowego i tajemniczego: próbą obiektywnego systematycznego zbierania, analizy i interpretacji danych, a następnie skonstruowania rozsądnej teorii natury naszej rzeczywistości.
Ark i Laura pracują bardzo ciężko, wiele godzin dziennie i od wielu lat, by odkryć "fundamentalną podstawę" naszej egzystencji na Ziemi. To jest ich powołanie, poszukiwanie, praca. Nieustannie starają się potwierdzić i/albo doprecyzować to, co rozumieją, że jest albo możliwe, albo prawdopodobne, albo i jedno, i drugie.
Ta witryna NIE jest o "Wierzeniach". Jest o poszukiwaniu możliwie najbardziej obiektywnej Prawdy, "prawd wspólnych wszystkim ludziom " i są oni zdania, że osobiste, subiektywne "wierzenia" czy założenia zdają się zaślepiać nas i powstrzymywać w przyjmowaniu Prawdy.
Jednym z warunków potrzebnych do otwarcia umysłu jest uświadomienie sobie, że wszyscy mamy osobiste i kulturowe wierzenia i założenia, które wpływają na nasze postrzeganie rzeczywistości. Zanim jeszcze zadamy pierwsze pytanie, ważne jest, byśmy postarali się zostawić za drzwiami swoje uprzedzenia i utrzymywali stałą świadomość, że nasze wierzenia kształtują nasze postrzeganie rzeczywistości, nawet jeśli mają niewiele wspólnego z obiektywnym tejże rzeczywistości kreowaniem, i zminimalizowali te odchylenia, abyśmy byli w stanie zobaczyć to, co jest, a nie tylko to, co chcemy widzieć. To, czego nie wiemy, MOŻE nas zranić!
Na podstawie Kasjopeańskiego Eksperymentu wydaje się, że poszukiwanie Wiedzy i Świadomości na wszystkich polach i wszelkimi siłami jest najlepszą drogą dającą możliwość odróżnienia kłamstwa od prawdy.
Kasjopeańska witryna zawsze była pracą w toku. Od 1995 roku, kiedy Laura zaczęła umieszczać wyniki swojej pracy w internecie, strona była wiele razy zmieniana i wciąż się rozrasta.
Zapraszamy czytelnika do udziału w poszukiwaniu Prawdy i w Kasjopeańskim Eksperymencie poprzez czytanie z Otwartym, lecz sceptycznie nastawionym umysłem.
Wstęp:
Otwórz się i poszukuj
"W fizyce teoretycznej istnieją obecnie fundamentalne problemy, których rozwiązanie przypuszczalnie będzie wymagało, bardziej niż kiedykolwiek dotąd, drastycznej rewizji naszych podstawowych pojęć. Najprawdopodobniej zmiany te będą tak ogromne, że osiągnięcie koniecznych nowych idei poprzez próby bezpośredniego przeformułowania eksperymentalnych wyników w matematyczne wzory pozostanie poza możliwościami ludzkiej inteligencji. Dlatego też przyszli teoretycy będą musieli podążać bardziej bezpośrednią drogą.
Skuteczniejszą metodą postępowania, jaką można obecnie zasugerować, jest użycie wszelkich środków czystej matematyki w próbach udoskonalenia i uogólnienia matematycznego formalizmu, który tworzy istniejącą bazę fizyki teoretycznej, i po każdym sukcesie na tej drodze próba zinterpretowania nowych matematycznych charakterystyk w kategoriach fizycznych bytów." - Paul Dirac.
Dlaczego tu jesteśmy?
Dlaczego niektórzy ludzie są wielcy, podczas, gdy inni nie są?
Dlaczego jest tak, że jedni ludzie prowadzą, podczas gdy inni za nimi podążają?
Dlaczego jest tak, że tak wielu ludzi tylko podąża za stadem?
Dlaczego jest tak, że jedni coś osiągają, a inni tylko marzą?
Dlaczego jest tak, że jedni osiągają sukces niewielkim wysiłkiem,
podczas gdy inni skazani są na przegraną bez względu na to, jak ciężko pracują?
Dlaczego niektórzy rozpoczynają pełni dobrych intencji,
ale napotykają na swojej drodze niepokonywalne przeszkody?
Tymczasem inni z łatwością podążają do przodu?
Czy rzeczywiście prawda jest "gdzieś tam"? Jeśli tak, to czy jest możliwe odkrycie choćby jej części?
Istoty ludzkie są generalnie tak przytłoczone swoim codziennym życiem, że zapominają o tym, co najważniejsze w samym życiu - o śmierci.
Nikt z nas nie wyjdzie stąd żywy.
Ale nikt tak naprawdę nie lubi mówić, a nawet myśleć, o tej jednej rzeczy wspólnej wszystkim istotom: wszyscy umrzemy.
A wtedy - co?
Istnieje wiele odpowiedzi na to pytanie, w zależności od tego, kogo zapytasz. Ale czy są one "prawdą"?
Wielu sugeruje, że takie pytania nie są nawet istotne.
Pewne "naukowe filozofie" odwołują się do "przypadkowej mechaniczności" wszechświata i uczą nas, że jedynym sensem życia jest to, że życie w ogóle nie ma sensu. "Jedz, pij i baw się, bo jutro możesz nie żyć", a potem - zapomnienie.
Kiedy zadajesz pytanie, co się dzieje po śmierci, możesz również stanąć wobec dylematu, po co tutaj jesteśmy. Dlaczego w ogóle cokolwiek istnieje?
Zadając takie pytanie stajemy w obliczu dziwnego stanu naszej rzeczywistości - głębokiej przepaści pomiędzy metodami i wnioskami nauki oraz religii.
Zarówno naukowiec jak i ksiądz będą zgodni co do definicji kryształu chlorku sodu, ale mogą nie dojść do porozumienia w kwestii definicji teologicznych.
Kiedy rozważamy zagadnienia religii, nasze podejście może być naiwne albo krytyczne. Słowo "naiwny" pochodzi od łacińskiego "nativus" i oznacza, że być naiwnym, to być w mniej lub bardziej "naturalnym" stanie w swoim stosunku do zagadnień życia.
Naiwne doświadczenie religijne można porównać do naturalnego lęku i zdumienia wobec nieskończoności niebios lub cudownej, kruchej delikatności kwiatu; przytłaczającej tajemnicy odczuwanej w obecności grzmotu i błyskawicy oraz porywistych wiatrów. Ci, którzy obserwują pory roku, wzrost i rozkład, narodziny i śmierć, mogą przeczuwać ideę porządku kierującego wszystkim, co żyje. Wspaniałość zachodu słońca czy dostojeństwo gór, czy też niezwykle osobiste odczucie ukojenia wobec skąpanego w słońcu lasu mogą wywrzeć na istotach ludzkich nieodparte wrażenie, że NIE są same w sensie, który przekracza fizyczność.
Wszystkie te rzeczy - i jeszcze wiele innych - mogą obudzić w nas odczucie tajemnicy. A wnikliwa obserwacja doprowadzi do nieodpartego uczucia, że istnieje "niewidzialna rzeczywistość", pozostająca poza albo ponad całym widzialnym życiem w naszym świecie.
To w tym stanie niewinności jesteśmy uwarunkowani - nawet zaprogramowani - przez "tradycje" naszych religii.
W wyniku tego "zaprogramowania" większość zwykłych ludzi po prostu stosuje konwencjonalne praktyki: ich religie stworzyli dla nich inni, przekazała im je tradycja, dostosowali się do nich przez naśladownictwo, a zachowali je z przyzwyczajenia. Można powiedzieć, że mają "życie religijne z drugiej ręki".
Wszędzie i od wieków doświadczenia ludzi były im nazwane i ubrane przez tradycje oraz pojęcia "wyjaśniające" im tajemnice, z którymi się spotykali.
Pytanie, czy te tradycje i nauki są "prawdziwe".
Kiedy szukamy pierwotnych źródeł, które stanowiły wzory dla całej tej masy podpowiadanych uczuć i sztucznych zachowań, odnajdujemy - u samych podstaw - jednostki, dla których religia istnieje bardziej jako stan "ostrej gorączki", niż "nudny rytuał", który trzeba wytrzymać raz w tygodniu, żeby zapewnić sobie "zbawienie".
Problem w tym, że religijni "geniusze" - prorocy - to bardzo często ludzie, których moglibyśmy określić mianem swego rodzaju "egzaltowanych, emocjonalnych wrażliwców". Ogólnie mówiąc, wiodą oni nieszczęśliwe życie, miewają ataki melancholii, są podatni na obsesje i ugruntowane idee i częstokroć są to jednostki, które spontanicznie wpadają w trans, słyszą głosy, miewają wizje i zasadniczo zachowują się w sposób przez współczesną psychiatrię uznawany za patologię.
Istnieje oczywiście w dzisiejszych czasach spora liczba jednostek, które bardzo zbliżają się do granicy patologii, promują różne idee, wierzenia i całą masę nonsensu, i zupełnie słusznie otrzymują etykietkę "sekciarzy". Wielu ludzi jednak nigdy nie zatrzyma się, by pomyśleć o tym, że nasze "standardowe religie" są z całą pewnością tak samo "sekciarskie", jak każda współczesna grupa, która rości sobie prawa do poufnych informacji dostarczonych przez obcych bądź innych informatorów z przeróżnych innych rzeczywistości.
"Proroctwo" w oryginalnym znaczeniu to "natchniona wypowiedź". Taka istota ludzka utrzymuje, że mówi w oparciu o coś więcej, niż wiedza zwykłych śmiertelników, że posiadła wgląd w "inne światy", czy "niewidzialne rzeczywistości". To czywiście nasuwa pytanie, KTO inspiruje te "wypowiedzi"?
I to pytanie NIE jest błahe. Ono jest KLUCZOWE.
Wydaje się, że wszystkie "prymitywne" czy przedpiśmienne kultury dysponowały pewną formą skodyfikowanej komunikacji pomiędzy duchami a żyjącymi. Zjawisko to zdaje się być uniwersalne w świecie starożytnym, a potępione zostało dopiero z początkiem monoteizmu, około 1000 lat p.n.e.
Machiavelli zauważył, że religia ze swoimi naukami bezkrytycznej wiary, nadziei, miłosierdzia, miłości, pokory i wytrwałości w obliczu cierpienia stanowiła czynnik, który osłabił ludzi i doprowadził do tego, że zaczęli oni przykładać mniejszą wagę do spraw świata i polityki, w związku z czym oddali polityczną władzę w ręce niegodziwców nie będących pod wpływem takich ideałów (aczkolwiek z łatwością mogących udawać, że są). Cała sztuka w tym, żeby przekonać ludzi, że jedyną rzeczą wartą uwagi jest "życie pośmiertne" i w tym właśnie celu stworzone zostały religie monoteistyczne. W tym samym celu zdają się być stworzone wierzenia New Age i "sformułowania" "prawd subiektywnych". Jedyne, co musisz zrobić, to wierzyć lub medytować tak, aby poczuć "miłość" do wszystkiego i wszystkich. Nic się nie mówi o codziennych zmaganiach i konieczności działania mogącego przyczynić się do osiągnięcia innego, pozytywnego rezultatu w obecnej, obiektywnej rzeczywistości, w której żyjemy, poruszamy się i istniejemy. Przyszłość jest wykuwana w teraźniejszości poprzez to, co ROBIMY. Efekt Motyla.
I tak oto wracamy do problemu, przed którym stoimy w naszej rzeczywistości: otóż "nauka o żyjących istotach" nie szła jakoś w parze z naukami zajmującymi się fizycznymi obiektami naszej rzeczywistości.
Nauki ścisłe są zazwyczaj oparte na pojęciach, które mogą być zwięźle i elegancko wyrażone w matematyce. Skupiają one swoje wysiłki na skonstruowaniu fizycznego wszechświata wspaniałych rachunków i hipotez. Ten matematyczny wszechświat jest często niezmiernie abstrakcyjny, zbudowany z symboli wyrażających fizyczną rzeczywistość w sposób wymykający się zdroworozsądkowemu myśleniu.
A jednak, kiedy zapytasz kogokolwiek z nich, "dlaczego?", prawdopodobnie nie otrzymasz odpowiedzi. Nauka ma z założenia mówić nam co, jak i gdzie, czasem jeszcze - kiedy, ale nie ma zbyt wiele do powiedzenia w kwestii kto i jak.
Można wyróżnić pewne charakterystyki wśród takich rzeczy jak skały, metale, ciecze, gwiazdy i atomy. Obserwacja, opis i klasyfikowanie obiektów, relacje pomiędzy zmiennymi charakterystykami mogą dać nam moc przewidywania przyszłych zdarzeń i często pozwalają nam, kiedy tego chcemy określić moment ich pojawienia się. Studiując budowę i właściwości materii ludzkość osiągnęła mistrzostwo w niemal wszystkim, co istnieje w naszej rzeczywistości - z wyjątkiem poznania siebie.
Jeśli wszyscy mamy umrzeć i jest to niezaprzeczalny fakt spleciony z naszą egzystencją, coś wspólnego wszystkim, to dlaczego nauka nie podjęła wszelkich wysiłków będących w jej zasięgu, aby odkryć przyczyny naszego istnienia i jego KOŃCA?
*****
16 lipca 1994 roku fragmenty komety Shoemaker-Levy rozpoczęły serię zderzeń z Jowiszem, niezwykle rzadkie zjawisko kosmiczne.
Tego samego wieczoru hipnoterapeutka, która mieszkała w małym miasteczku na Wybrzeżu Zatoki Meksykańskiej stanu Floryda, przeprowadzała swój cotygodniowy eksperyment polegający na próbie dotarcia do czegoś, co można by nazwać "wyższymi poziomami świadomości" - spodziewała się, że mogą istnieć pod postacią symboli i dynamik, na podobnej zasadzie jak w teorii Archetypów zaproponowanej przez Junga. Właśnie miało się wydarzyć inne "rzadkie kosmiczne zdarzenie". Po trzydziestu latach badań i dwóch latach poświęconych eksperymentowaniu, opisanych szczegółowo w autobiografii Laury, Amazing Grace, rozpoczęła się komunikacja ze źródłem przedstawiającym się jako "Kasjopeanie".
"Jesteśmy wami w Przyszłości," - powiedzieli. "Transmitujemy "przez" otwór znajdujący się w miejscu, które przedstawiacie jako Kasjopea, dzięki silnym impulsom radiowym ustawionym w jednej linii z Kasjopeą, powstającym w pulsarze zrodzonym z gwiazdy neutronowej 300 lat świetlnych za nią, patrząc z waszej pozycji. Umożliwia to transmisję na czystym kanale z szóstej do trzeciej gęstości".
Ważne do odnotowania na początek jest to, że Kasjopeanie NIE są "obcymi", nie są też "bezcielesnymi istotami". Z jednego z pierwszych kontaktów:
P: (L) Jesteście obcymi z innej planety?
O: Obcy z twojej perspektywy, tak.
Dopiero w kontekście następnych dziesięciu lat badania materiału pozyskanego w wyniku tej komunikacji można powiedzieć, że kontakt ten najlepiej opisał Eugene Canseliet w swoim wstępie do drugiego wydania alchemicznego arcydzieła Fulcanelli'ego, The Dwellings of the Philosophers:
Według łacińskiego znaczenia słowa adeptus, alchemik otrzymał właśnie Dar Boga, albo nawet lepiej, Podarunek (w drugim znaczeniu Teraźniejszość), kabalistyczny kalambur podwójnego znaczenia tego słowa, podkreślający, że w ten sposób cieszy się on nieskończonym trwaniem Teraz. [...]
W Królestwie Siarki istnieje Zwierciadło, w którym można zobaczyć cały Świat. Ktokolwiek spogląda w to Zwierciadło, może zobaczyć i poznać trzy części Mądrości całego Świata.
Jak można rozumieć słowa:
"Jesteśmy wami w przyszłości"?
Ark komentuje:
Oto, co "oni" deklarują: że "oni" - Kasjopeanie - "Istoty Świetlne Zunifikowanych Form Myślowych z 6-tej gęstości" - są nami w przyszłości. Co za dziwaczne słowne wyrażenie? Cóż to za dziwaczny pomysł. Czyżby?
Czy to możliwe? Czy takie stwierdzenie może znaleźć, choćby nawet w przybliżeniu, miejsce w akceptowanych teoriach? Czy też jest w ewidentnej sprzeczności ze wszystkim, co my - to znaczy fizycy - wiemy o Naturze i jej prawach?
Odłóżmy na chwilę na bok sprawę, czy możliwe jest istnienie w czystym stanie świadomości, zatem czy możliwe jest, choćby tylko w teorii, podróżowanie w czasie?
Czy wysyłanie i otrzymywanie informacji z przyszłości lub wysyłanie informacji w przeszłość jest dopuszczane przez nasze obecne teorie względności i mechaniki kwantowej?
Czy, jeśli informacja może być wysłana, to wynika z tego, że również materia fizyczna może być "wysłana" przez swego rodzaju Transwymiarową Remolekularyzację? A jeśli tak, to jakie są prawa, a jakie ograniczenia? Jakie są środki?
Szczerze mówiąc, nie wiemy, ale możemy mieć kilka przypuszczeń.
Rozważając ogólną teorię względności nauka wykorzystuje zazwyczaj czterowymiarowe kontinuum czasoprzestrzeni. W klasycznej ogólnej teorii względności metryczne właściwości kontinuum są nieodłączne w stosunku do kontinuum, ale piąty wymiar, w którym osadzona jest nasza normalnie odczuwana czasoprzestrzeń, może być użyty również do wyjaśnienia zakrzywienia i właściwości przestrzeni fizycznej.
W sensie matematycznego formalizmu można powiedzieć, że w czasoprzestrzennym kontinuum wszystkie części czterowymiarowego świata istnieją równocześnie, a to naturalnie doprowadziłoby do całkowitego załamania się filozoficznych idei przyczynowości.
Jednakże wielu naukowców zajmujących się tymi ideami nie uważa, że kontinuum to jest "realne" w sensie fizycznym, czyli że istoty fizyczne nie mogą wedle swojej woli poruszać się do tyłu i do przodu, wstępować i wychodzić z czasu z taką łatwością, z jaką zmienia się kierunek w trójwymiarowej przestrzeni.
My, z drugiej jednak strony na podstawie pewnych obserwacji uważamy, że jest to nie tylko możliwe, ale wysoce prawdopodobne.
W teorii względności odstępy czasu pomiędzy zdarzeniami nie są całkowicie ustalone w stosunku do poruszających się systemów czy układów odniesienia. Doprowadziło to do pewnych spekulacji, a mianowicie, że mogą również istnieć analogie pomiędzy przewidywaniem przyszłości a osobliwościami. Jednakże "dylatacja czasu", kurczenie się odstępów czasu pomiędzy poruszającymi się punktami odniesienia, jest zbyt małe, by tłumaczyło przewidywanie przyszłości i ciągle wymagałoby od dowolnego transferu informacji by poruszał się szybciej niż światło, a szczególna teoria względności, w wąskiej interpretacji, nie zezwala na fizyczne podróżowanie wstecz w czasie, ale odsyła tę koncepcję do wyimaginowanego matematycznego formalizmu.
A jednak, pomimo tego, że kwestionowanie ograniczeń nałożonych przez Einsteina na nadświetlne podróżowanie jest niemal zakazane, to w jednym punkcie Einstein proponował rozważyć nadwymiarowy świat jako "rzeczywisty". W 1938 roku wraz z P. Bergmannem napisał artykuł zatytułowany On a Generalization of Kaluza's Theory of Electricity [O Uogólnieniu Teorii Elektrycznosci Kaluzy]:
Jak dotąd podjęte były dwie dość proste i naturalne próby połączenia grawitacji i elektryczności przez jednolitą teorię pola, jedna przez Weyla, a druga przez Kaluzę. Co więcej, były pewne próby formalnego przedstawienia teorii Kaluzy tak, aby uniknąć wprowadzania piątego wymiaru fizycznego kontinuum. Teoria przedstawiona tutaj różni się od teorii Kaluzy w jednym istotnym punkcie; my przypisujemy piątemu wymiarowi fizyczną rzeczywistość, podczas gdy w teorii Kaluzy ten piąty wymiar wprowadzony był jedynie w celu uzyskania nowych składowych tensora metrycznego przedstawiającego pole elektromagnetyczne".
Einstein był nieco drażliwy na punkcie tej idei, ale mimo to podążał za nią, pisząc w swoim artykule:
Jeśli podejście Kaluzy jest rzeczywiście krokiem naprzód, to w wyniku wprowadzenia pięciowymiarowej przestrzeni. Było wiele prób zachowania istotnych formalnych wyników uzyskanych przez Kaluzę bez rezygnowania z czterowymiarowego charakteru przestrzeni fizycznej. Dowodzi to wyraźnie, jak ostro nasza fizyczna intuicja opiera się wprowadzeniu piątego wymiaru.
Jednak rozważając i porównując wszystkie te próby, trzeba dojść do wniosku, że żadne z tych wysiłków nie poprawiły sytuacji. Wydaje się niemożliwe sformułowanie idei Kaluzy w prosty sposób bez wprowadzania piątego wymiaru.
Musimy zatem poważnie traktować piąty wymiar, chociaż nie zachęca nas do tego czyste doświadczenie. Jeśli więc struktura przestrzeni zdaje się wymuszać na nas akceptację teorii przestrzeni pięciowymiarowej, musimy zapytać, czy rozsądne jest stosowanie rygorystycznej redukowalności do czterowymiarowej przestrzeni. Wierzymy, że odpowiedź powinna brzmieć "nie", pod warunkiem, że możliwe jest zrozumienie w inny sposób quasi-czterowymiarowego charakteru przestrzeni fizycznej, przez przyjęcie za bazę pięciowymiarowego kontinuum i uproszczenie tą drogą podstawowych geometrycznych założeń. [...]
Najistotniejszym punktem naszej teorii jest zastąpienie ... rygorystycznej cylindryczności założeniem, że przestrzeń jest zamknięta (lub cykliczna). [...]
Pięciowymiarowa teoria przestrzeni fizycznej Kaluzy dostarcza jednolitego opisu grawitacji i elektromagnetyzmu. [...]
O wiele bardziej zadowalające jest wprowadzenie piątego wymiaru nie tylko formalnie, ale nadanie mu pewnego fizycznego znaczenia. [A. Einstein, P. Bergmann, Anals of Mathematics, Vol. 38, Nr 3, lipiec 1938, podkreślenia nasze]
Zwróć w szczególności uwagę na spostrzeżenie Einsteina, że przestrzeń jest "cykliczna". Wierzymy, że Einstein podążał drogą, która miała być później uznana za niezwykle owocną, nawet jeśli wkrótce potem Einstein publicznie wyparł się tej idei.
Kurt Goedel, po tym, jak stał się sławny dzięki swojej pracy nad podstawami matematyki, zaczął studiować ogólną teorię względności Einsteina i wniósł do fizyki poważny wkład: odkrył klasę skądinąd uzasadnionych kosmologicznych rozwiązań dla równań pola Einsteina - z wyjątkiem jednego - zawierały one pętle przyczynowe!
Początkowo te Pętle Przyczynowe zostały przez relatywistów odrzucone jako "zbyt zwariowane". Argumenty przeciwko tym modelowym wszechświatom stały się nawet bardziej personalne, komentując stan umysłu odkrywcy! (Nie tak znowu niezwykłe zjawisko w gorączkowych dyskusjach w tak zwanych "wieżach z kości słoniowej" akademii).
"Pętla Przyczynowa" oznacza to samo, co "Pętla Czasowa". Może być opisana jako wyjście w przyszłość i zakończenie drogi w punkcie startu w czasie i miejscu, z którego się wyruszyło.
Nazywana jest "Przyczynową", ponieważ w teorii względności Einsteina Czas jest pojęciem względnym i różni obserwatorzy mogą różnie doświadczać czasu, więc używany jest termin "przyczynowy", aby uniknąć używania terminu "czasowy".
Stopniowo jednak uświadamiano sobie, że przyczynowe - czy czasowe - pętle MOGĄ pojawić się również w innych rozwiązaniach równań pola Einsteina - odpowiadają zazwyczaj pewnego rodzaju "wirowaniu" wszechświata.
Pętle czasowe czynią podróże w czasie nie tylko możliwymi, ale prawdopodobnymi.
Jednocześnie pętle przyczynowe mogą prowadzić do nieakceptowalnych logicznych paradoksów, a fizyka wcale nie lubi takich paradoksów - stanowią one poważny problem!
Paradoksów nigdy nie należy lekceważyć. Wskazują zawsze, że do nauczenia jest jakaś ważna lekcja; że potrzebny jest istotny postęp lub zmiana w sposobie myślenia bądź w teorii.
To samo pozostaje prawdą w stosunku do paradoksów związanych z ideą otrzymywania informacji z przyszłości. Nie możemy po prostu cofnąć się do soboty i powiedzieć sobie samym, jakie liczby wygrały w niedzielnym losowaniu. Gdyby było to możliwe, byłoby również możliwe dla pewnego bardziej przyszłego ja, żeby powiedziało przyszłemu ja, żeby NIE mówiło! Mamy zatem paradoks: my w przyszłości interweniowaliśmy w przeszłość, czyniąc naszą komunikację z przyszłością niemożliwą!
Paradoks: jeśli komunikowaliśmy się, nie skomunikowaliśmy się, a jeśli nie komunikujemy się, to się skomunikowaliśmy!
Niemożliwe w liniowym, nierozgałęziającym się wszechświecie!
Czy istnieje możliwość uniknięcia tego paradoksu, wyjście, które pozostawi otwarte - choćby tylko trochę - drzwi dla naszego antytelefonu?
Rzeczywiście istnieje i to nie jedno, ale kilka wyjść.
Po pierwsze - ewidentny paradoks znika, jeśli dopuścimy możliwość, że kanały komunikacji są nieodłącznie hałaśliwe; to sytuacja normalna, kiedy mamy do czynienia ze zjawiskiem kwantowym.
Jeśli więc komunikacja w przeszłość jest efektem kwantowym - jesteśmy zabezpieczeni przed ewidentnymi paradoksami. Teoria Kwantowa może być pożyteczna!
Wysyłając sygnał w przeszłość nigdy nie jesteśmy w 100% pewni, czy wiadomość będzie przekazana bez zniekształcenia. I odwrotnie, otrzymując informację z przyszłości nigdy na 100% nie jesteśmy pewni, czy pochodzi z autentycznej transmisji, czy też jest spontanicznym i przypadkowym wytworem odbiornika. Jeśli tak i jeśli pewna ilościowa informacja - to znaczy utrzymanie teoretyczny relacji pomiędzy odbierającym a wysyłającym końcem zostało zabezpieczone - wtedy nie ma już paradoksów nawet z umiarkowanie skutecznymi kanałami informacji.
W rzeczywistości zagadnienie komunikowania się z przeszłością czy otrzymywania informacji z przyszłości JEST dyskutowane w fizyce, nawet w kategoriach płaskiej, zupełnie niezakrzywionej czasoprzestrzeni Lorentza i Minkowskiego. Jako środek komunikacji mogą służyć hipotetyczne cząstki szybsze niż światło - tachiony. Czynią one możliwym "antytelefon" - telefon do przeszłości.
"Jesteśmy WAMI w Przyszłości".
Innymi słowy MOŻE istnieć transmisja z przyszłości w przeszłość, ale niewielu będzie "odbiorców", a spośród tych niewielu jeszcze mniej będzie właściwie dostrojonych. A nawet ci, którzy są właściwie dostrojeni mogą ulec wpływowi "szumu". Nawet gdy nie ma szumu, odbiorcy, którzy mogą otrzymać czystą informację, doświadczą szumu "niewiary" i zakłócenia po fakcie.
Istnieje również inny aspekt takiego przekazu informacji, a mianowicie odnoszące się do niego prawdopodobieństwa związane są ze ZDARZENIEM WYBORU; z wybieraniem jednej spośród wielu możliwych przyszłości.
Może się zdarzyć, że rozgałęzianie się wszechświata odpowiada każdemu takiemu zdarzeniu. Rozgałęzianie się wszechświata w nieskończone drzewo decyzji dyskutowane było w ramach kwantowej teorii pomiaru - ma nawet nazwę "interpretacji teorii kwantowej Wielu Światów".
Dwóch dobrze znanych fizyków, którzy bardziej niż tylko jako ćwiczenie w teoretyzowaniu rozważali teorię wielu światów, to John Archibald Wheeler i David Deutsch i dla głębszego zrozumienia możesz zechcieć otrzymać ich książki.
Interpreatcja Wielu Światów ma jedną poważną słabość: nie ma wbudowanego algorytmu dla ustalania czasu rozgałęzień. Tak więc jest ona bardziej pewną ramą niż kompletną teorią.
Istnieje jednakże teoria, która wypełnia tę lukę w Interpretacji Wielu Światów - i znam ją bardzo dobrze, w rzeczywistości znam ją nawet lepiej niż wielu innych, z tej prostej przyczyny, że przez ostatnich mniej więcej sześć lat rozwijałem ją we współpracy z Philippem Blanchardem (Uniwersytet w Bielefeld) jako integralną część Projektu Kwantowej Przyszłości (Quantum Future Project). Nazywa się Event Enhanced Quantum Theory [tłum.: Teoria Kwantowa Wzbogacona o Zdarzenia] (w skrócie EEQT). (Pełna lista odniesień i dużo więcej informacji na ten temat można znaleźć w Internecie na mojej stronie "Quantum Future").
Fakt, że nasze obecne ogólnie akceptowane teorie nie przeszkadzają nam myśleć, że podróżowanie w czasie jest, być może, możliwe, niekoniecznie oznacza, że wiemy, jak zbudować wehikuł czasu!
Z drugiej strony jest być może możliwe, że wehikuł czasu już istnieje i jest używany, nawet jeśli nie rozumiemy zasady jego działania, ponieważ wybiega ona zbyt daleko poza nasze obecne teoretyczne i pojęciowe ramy. Jest też możliwe, że niektóre z maszyn, o których myślimy, że służą do zupełnie innego celu, działają w rzeczywistości jako wehikuły czasu. Wiele rzeczy jest możliwych....
I tak zyskujemy o wiele lepsze zrozumienie "pracy" Alchemii, a Canseliet komentuje:
Według łacińskiego znaczenia słowa adeptus, alchemik dostał właśnie Dar Boga, albo nawet lepiej, Podarunek (w drugim znaczeniu Teraźniejszość), kabalistyczny kalambur podwójnego znaczenia tego słowa, podkreślający, że w ten sposób cieszy się on nieskończonym trwaniem Teraz. [...]
Wydaje się, że poprzez ten "Dar Boga" - ten Prezent/Teraźniejszość - wolno było Laurze spojrzeć w "Zwierciadło, w którym można zobaczyć cały Świat" - krainę symboli i dynamik.
"Jesteśmy WAMI w Przyszłości".
A teraz wróćmy do nadświetlnej komunikacji lub "channelingu" w ogóle, a Kasjopean w szczególności: fakt, że wysyłanie informacji w przeszłość jest możliwe, niekoniecznie implikuje fakt, że dowolna informacja rzekomo wysłana z przyszłości jest nią rzeczywiście!
Ale, jeśli ogólnie akceptujemy, że pozaziemskie życie jest możliwe, i wykorzystujemy całą swoją wiedzę i środki do poszukiwania życia poza naszą Ziemią, musimy także dołączyć warunek, że otrzymywanie informacji z przyszłości jest równie możliwe. Z tą perspektywą nauka powinna szukać jakichkolwiek śladów takiej informacji.
Ale jakiego rodzaju kanały informacyjne mają być monitorowane w poszukiwaniu takiej transmisji? Jakiego układu anten potrzebujemy? Jak mamy go nakierować na konkretny "czas przyszły"? Powiedzmy na rok 3.000? Albo 30.000? Albo 300.001?
Moja odpowiedź brzmi: niczego takiego nie potrzeba. Wszystko, czego potrzebujemy, już mamy, a mianowicie NASZE UMYSŁY.
I rzeczywiście, zakładając, że wiedza i technologia przyszłości jest (albo MOŻE BYĆ) dużo bardziej zaawansowana niż nasza, staje się całkiem naturalne, że jakakolwiek transmisja z przyszłości będzie skierowana bezpośrednio do umysłu.
Nawet dzisiaj istnieją techniki oddziaływania bezpośrednio na nasze umysły. (Zobacz Quantum Future School Timeline Project). Nie zawsze używane są z korzyścią dla nas; niemniej jednak istnieją. Lecz jeśli komunikacja z przyszłości jest możliwa, to dlaczego nie otrzymujemy tych przekazów codziennie? Jeśli nasz umysł może służyć jako odbiornik, to dlaczego nie jesteśmy świadomi tych transmisji?
Myślę, że odpowiedź ma coś wspólnego z wielokrotnymi rzeczywistościami i rozgałęziającymi się wszechświatami, i być może cywilizacja, która na co dzień otrzymywałaby wiadomości z przyszłości, przestałaby istnieć, ponieważ komunikacja poprzez czas jest grą bardzo niebezpieczną. Tworzysz paradoksy i paradoksy te usuwają paradoksalne wszechświaty ze składnicy możliwych wszechświatów; jeśli tworzysz wszechświat z paradoksami, niszczy on sam siebie całkowicie albo częściowo. Być może usuwana jest z tego wszechświata właśnie inteligencja, ponieważ to właśnie inteligencja tworzy paradoks. Być może jesteśmy wielkimi szczęściarzami, bo chociaż możemy otrzymywać niektóre z tych wiadomości z przyszłości, wciąż istniejemy.
Przypuśćmy, że nasza cywilizacja rozwinęła się do tego stopnia, że każdy może komunikować się ze sobą w przeszłości; jest komputer z oprogramowaniem i z oprzyrządowaniem, który to robi. Staje się to najnowszym dziwactwem: każdy komunikuje się ze sobą w przeszłości, by ostrzec o niebezpieczeństwie, albo o nadciągającym katakliźmie, albo o złych wyborach, albo żeby podać liczby wygrywające w losowaniu lub zwycięskie konie. Ale to, co dla jednego jest postrzegane jako "zły wybór" albo "kataklizm", dla kogoś innego może być "pomyślnym zdarzeniem" albo "korzyścią"!
Tak więc następny krok byłby taki, że do systemu zaczęliby włamywać się "hakerzy" i wysyłaliby w przeszłość fałszywe komunikaty, żeby z premedytacją tworzyć złe wybory i kataklizmy dla jednych, po to, by wywoływać korzyści dla siebie lub innych.
Wtedy ten pierwszy ktoś zobaczyłby, że wysłana została fałszywa informacja i wszedłby do systemu, i cofnąłby się jeszcze bardziej, by ostrzec się, że zostanie wysyłana przez "oszusta" fałszywa informacja, i jak powiedzieć, że to było fałszywe.
Wtedy haker zobaczyłby to i cofnąłby się do jeszcze wcześniejszego momentu, i przekazałby fałszywą informację, że ktoś zamierza wysłać fałszywą informację (która w rzeczywistości jest prawdziwa), że ma zostać wysłana fałszywa informacja (rzeczywiście fałszywa), gmatwając tym samym całą sprawę.
Proces ten mógłby trwać bez końca, ze stałymi i powtarzanymi komunikatami w przeszłość, jeden sprzeczny z drugim, jeden sygnał znoszący drugi, tak że ostatecznie rezultat byłby dokładnie taki sam, jak gdyby nie było ŻADNEGO komunikatu w przeszłość!
Istnieje również bardzo interesująca możliwość, że powyższy scenariusz JEST w rzeczywistości dokładnie tym, co ma miejsce w naszym świecie.
Jest również możliwe, że gdy tylko cywilizacja dochodzi do punktu, w którym może manipulować przeszłością i tym samym zmieniać teraźniejszość, najprawdopodobniej niszczy samą siebie i prawdopodobnie jej "odgałęzienie" wszechświata, o ile wcześniej nie nadejdzie kataklizm, działający jako swego rodzaju "mechanizm kontrolny" czy też jako sposób na ponowne zredukowanie do zera technicznych możliwości, zapobiegając tym samym potencjalnemu powszechnemu chaosowi.
W ten sposób kataklizmy mogłyby być swego rodzaju zapobiegawczym lub wyprzedzającym uderzeniem przeciwko takim manipulacjom i w rzeczywistości mogą być wynikiem celowych działań życzliwych jaźni z przyszłości, które widzą niebezpieczeństwo komunikowania się ze sobą w przeszłości!
Istnieje więc prawdopodobieństwo, że o ile ISTNIEJE komunikacja z przyszłości, to w rzeczywistości MOŻE być otrzymywana ciągle przez każdego z nas jako napływająca lawina kłamstw przemieszanych z prawdą.
Tak więc problemem staje się coś więcej niż samo "dostrojenie się" do wąskiego pasma sygnału, ponieważ oczywiście hakerzy mogą imitować sygnał i stali się BARDZO mądrzy w dostarczaniu swoich kłamstw podszywających się pod pozornie "ciepłe i puszyste" prawdy; problemem staje się zupełnie odmienne założenie, by nie ufać niczemu, i DZIAŁANIE, jakby WSZYSTKO było mylące, gromadzenie danych ze wszystkich stron, a potem dokonywanie wyborów opartych na informacji, z pełną świadomością, że to może być błąd!
Najważniejsze jest tutaj to, że nie możemy przeszkodzić hakerom w hakerstwie. Ale możemy podejmować wszelkie wysiłki, by przeszkodzić im we włamaniu się do NASZYCH systemów, przez wznoszenie barier z wiedzy i świadomości. Hakerzy zawsze szukają "łatwego łupu" (za wyjątkiem tych nielicznych, którzy rzeczywiście LUBIĄ wyzwania), i będą się wycofywać w miarę jak będziesz coraz bardziej zabezpieczał swój system.
Jak możesz ochonić swój komputer (i siebie) przed hakerami?
Nigdy nie ma 100% bezpieczeństwa, ale jeśli zostaną podjęte wszystkie środki zapobiegawcze i jeśli nieustannie uważamy na ślady hakerów - przerwania pracy systemu, utratę "pamięci" lub mocy, uszkodzone pliki, elementy, które "nie pasują", są "pozbawione kontekstu" - możemy zredukować prawdopodobieństwo włamania. Możemy to jednak robić tylko wtedy, kiedy jesteśmy ŚWIADOMI istnienia hakerów; jeśli WIEMY, że będą próbowali włamać się do naszego systemu pod płaszczykiem "normalnego" pliku czy nawet systemu operacyjnego, albo programu, który ma "porządkować" nasze dane dla lepszej wydajności i wygody pracy lub "przyjazności dla użytkownika", a jednocześnie działają na naszą moc i zasoby - RAM i twardy dysk - jak potężny drenaż.
Jako zabawna uwaga na marginesie: moglibyśmy myśleć o systemie operacyjnym Windows jako "ostatecznym hakerze z przyszłości", który udając owcę jest wilkiem pożerającym nasz twardy dysk i RAM i posyłającym nasze pliki Bóg wie dokąd przez cały czas, kiedy jesteśmy podłączeni do internetu!
I oczywiście istnieją wirusy. Za każdym razem, kiedy do naszego komputera wkładamy dyskietkę lub CD, ryzykujemy zakażenie wirusem, który powoli lub gwałtownie może w naszym komputerze zniekształcić lub zniszczyć WSZYSTKIE informacje, nie dopuścić do ŻADNYCH zewnętrznych funkcji i nawet "wyczyścić" twardy dysk ze wszystkich plików, by zastąpić je niekończącymi się kopiami wirusowych nonsensów.
Ludzką tego analogią jest wiele religii i systemów "wierzeń", które zostały "wprogramowane" w nasze kultury i w samo nasze życie przez niekończące się programy "Prorok/Bóg", zastępujące, bit za bitem, nasze własne myślenie "dogmatami i doktrynami wiary".
Starczy już tych komputerowych analogii. Myślę, że czytelnik potrafi sobie wyobrazić dowolną ilość wariacji na ten temat i zrozumieć, jak podatni jesteśmy na "dezinformację" pod pozorem prawdy albo to z przyszłości, albo z przeszłości, czy też z teraźniejszości.
***
"Jesteśmy WAMI w Przyszłości"
Jak wielu utalentowanym osobom, przez ten "Dar Boga" - wolno było Laurze spojrzeć w "Zwierciadło, w którym można zobaczyć cały Świat" - a raczej w krainę symboli, dynamik i archetypów.
Przez to Zwierciadło "Kasjopeanie" (lub "Laura z przyszłości," czy też jakiekolwiek podświadome czy nadświadome źródło tej inspiracji) zaczęli uczyć Laurę wielu rzeczy. "Kasjopeańska komunikacja" przywiodła również Laurę do zrozumienia, że takie sprawy jak Poszukiwanie Graala, "Poszukiwanie przez Alchemików Kamienia Filozoficznego" czy najbardziej podstawowe idee kryjące się w pewnych gnostyckich pismach, są w istocie tym samym. Nawet więcej, "ci Kasjopeanie" sprawili, że stało się jasne, iż człowiek, wokół którego wyrosła Legenda Jezusa, był praktykującym tę starożytną techno-duchowość i że wizerunki "ukrzyżowania" były jedynie alchemicznymi metaforami. Wszystko to służyło jako źródło inspiracji dla przyszłych badań.
Laura komentuje:
Jako dziecko byłam przywiązana do historii o Królu Arturze i jego Rycerzach Okrągłego Stołu. Było to zupełnie naturalne, zważywszy na moje nazwisko rodowe: Knight [tłum.: Rycerz]. Dlatego we wczesnym dzieciństwie przeczytałam i przyswoiłam sobie całe mnóstwo książek na ten temat.
Ale w miarę jak dorastałam, moja ogólna opinia o nich zmieniała się. Odesłałam ich do krainy fantazji czy dziecięcych bajek. Nie było "prawdziwego" Graala; była tylko ładna opowieść. Miło było czytać o nich i wyobrażać je sobie w wolnym czasie, ale czułam, że potrzebuję wziąć się do PRAWDZIWEJ pracy "znalezienia Boga". Nie zdawałam sobie sprawy, że w bardzo realnym sensie jest to prawdziwa natura poszukiwania Graala.
W każdym razie przez wiele lat koncentrowałam się na kwestii "znalezienia Boga". Było to dla mnie tak ważne, jak niezbędne jest, by oddychać.
Zaczęłam w dość podstawowy sposób: w nic nie wierząc, wszystko sprawdzając; a po latach znalazłam swoją drogę od nauk ścisłych poprzez "miękkie", do "para-nauk". Analizowałam i kategoryzowałam wszystko po drodze, a na "koniec" sądziłam, że w dość dużym stopniu przeleciałam całą skalę. Moje kategorie były bardziej niż u wielu innych ludzi różnorodne i obszerne, niemniej jednak były kategoriami - i w jakimś stopniu pogodziłam się z tym, że nigdy nie poznam Boga inaczej niż poprzez "umysł", a umysł był, poza tym, na tyle na ile to rozumiałam, początkiem i końcem wszystkiego. Cogito ergo sum. To wszystko, co mogłam poznać. Nie byłam zadowolona z tej odpowiedzi, ale cóż innego pozostało?
I na tym stanęło aż do czasu, kiedy zdarzenia opisane w mojej autobiografii,Amazing Grace, doprowadziły do kasjopeańskich przekazów. I wtedy Poszukiwanie zaczęło się na poważnie.
Nowy dowód, nowa wiedza mogą zmienić całe podstawy tego, co myślimy, że wiemy. I to oczywiście jest właśnie częścią problemu Graala. Każdy buduje hipotezę opartą na tym, co jest ogólnie dostępne w kontekście "zwykłych badań", albo hipotezy stworzone na bazie własnych założeń dotyczących naszej rzeczywistości, które są częścią społecznego/kulturowego środowiska, w którym żyjemy. A ponieważ jesteśmy tak zaangażowani w nasze fundamentalne wierzenia związane z naturą naszej rzeczywistości, stajemy się emocjonalnie zaangażowani w te hipotezy - to jest emocjonalnie przywiązani - i kiedy odkrywana jest albo zwraca naszą uwagę nowa informacja, często nie tylko nie CHCEMY o niej słyszeć ani jej dostrzec - my po prostu nie możemy.
Wychodząc w 1984 roku od stanu mojego psychicznego bankructwa, Kasjopeanie - "ja sama w przyszłości" - spędzili dziesięć lat na odbieraniu mi złudzeń co do moich założeń dotyczących naszej rzeczywistości, jaką postrzegamy. Żarliwie modliłam się o odpowiedzi, a Wszechświat zaczął mi odpowiadać w dynamice samego mojego życia. W pewnym momencie, kiedy przeszłam wiele testów, sposób komunikacji stał się bardziej bezpośredni i świadomy - same "kasjopeańskie transmisje" - i stało się jasne, że Poszukiwanie Graala było faktycznie ważne.
Przez lata tej inicjacji byłam tak kierowana, by ponownie odwiedzić wiele spośród tekstów, które w młodości po prostu odsunęłam od siebie, aby moimi "nowymi oczami" "czytać między wierszami". "Kasjopeanie" sugerowali również kierunki studiów i badań, które nie były częścią mojej wcześniejszej pracy. Pośród tekstów, przez które byłam prowadzona, znalazły się dzieła alchemika Fulcanelliego.
Istnieje wiele "teorii", kim mógł być Fulcanelli. Większość z nich nie bierze pod uwagę wszystkich dostępnych danych i, jak większość innych teorii, często są one takie, jak opisała Laura powyżej: "Każdy buduje hipotezę opartą na tym, co jest ogólnie dostępne w kontekście "zwykłych badań", albo hipotezy stworzone na bazie własnych założeń dotyczących naszej rzeczywistości, które są częścią społecznego/kulturowego środowiska, w którym żyjemy..." Nie wchodząc w to, kim lub czym mógł albo nie mógł być Fulcanelli, temat podjęty przez Laurę w jej książce The Secret History of The World, przejdźmy do cytatu dotyczącego alchemicznej przemiany:
Ponadto, naszym zdaniem, wydaje się niewystarczającym wiedzieć, jak dokładnie rozpoznać i sklasyfikować fakty; trzeba wciąż badać naturę i uczyć się od niej, w jakich warunkach i pod kontrolą czego będzie odbywać się jej różnorodna wytwórczość. W rzeczy samej, filozoficzny umysł nie będzie zadowolony ze zwykłej możliwości identyfikacji ciał. Wymaga on wiedzy o tajemnicy ich kunsztów. Dobrze jest uchylić drzwi laboratorium, gdzie natura miesza elementy; odkryć tajemną siłę, pod której wpływem dokonuje się jej dzieło, jest lepiej. [...]
Alchemia jest niezrozumiała tylko dlatego, że jest ukryta. Filozofowie, którzy chcieli przekazać potomności opis swojej doktryny i owoc swojej pracy, bardzo uważali, by nie wyjawić sztuki przez przedstawienie jej w pospolitej formie, żeby laik nie mógł jej niewłaściwie użyć. Dlatego z powodu trudności w zrozumieniu jej, z powodu tajemniczości jej zagadek i nieprzejrzystości jej przypowieści, nauka doszła do tego, że została zamknięta wśród zamyśleń, iluzji i chimer. [...]
Ze swoimi pomieszanymi tekstami, usianymi kabalistycznymi wyrażeniami książki pozostają skutecznym i prawdziwym powodem większości błędów, które wskazujemy. Ponieważ, pomimo ostrzeżeń.... studenci upierali się przy ich czytaniu zgodnie ze znaczeniem, które niosą w zwykłym języku. Nie wiedzą oni, że teksty te zarezerwowane są dla tych, którzy przeszli inicjację, i że, aby je zrozumieć, istotnym jest posiadanie tajemnego klucza. Najpierw trzeba pracować nad odkryciem tego klucza.
Z najwyższą pewnością te stare rozprawy zawierają, jeśli nie całą naukę, to przynajmniej jej filozofię, jej zasady i sztukę ich stosowania zgodnie z naturalnymi prawami. Jeśli jednak nie jesteśmy świadomi ukrytego znaczenia terminów - na przykład znaczenia Ares[grecki bóg wojny], które jest inne niż Aries [Baran] - dziwnych określeń celowo użytych w kompozycji takiego dzieła, nic z nich nie zrozumiemy albo będziemy niezawodnie wprowadzeni w błąd.
Nie możemy zapominać, że jest to nauka ezoteryczna. Wskutek tego przenikliwa inteligencja, doskonała pamięć, praca i uwaga połączone z silną wolą NIE są wystarczającymi przymiotami, by mieć nadzieję na biegłość w tym temacie. Nicolas Grosparmy pisze:
"Tacy ludzie, którzy myślą, że stworzyliśmy nasze książki dla nich, naprawdę łudzą się, ale my stworzyliśmy je, by trzymać z dala wszystkich tych, którzy nie należą do naszej sekty".
Batsdorff, na początku swojej rozprawy miłosiernie ostrzega czytelnika tymi słowy:
"Każdy rozważny umysł, jeśli może, musi najpierw przyswoić sobie Naukę; to znaczy zasady i środki działania. W przeciwnym razie powinien się tu zatrzymać, nie tracąc głupio czasu i majątku. Tak więc błagam tych, którzy będą czytać tę książeczkę, aby dali wiarę moim słowom. Powtarzam im jeszcze raz, że NIGDY NIE POZNAJĄ TEJ PODNIOSŁOEJ NAUKI Z KSIĄŻEK I ŻE MOŻE ONA BYĆ POZNANA JEDYNIE PRZEZ BOSKIE OBJAWIENIE, DLATEGO NAZYWANA JEST BOSKĄ SZTUKĄ, albo z wykorzystaniem dobrego i godnego zaufania mistrza; a ponieważ istnieje bardzo niewielu takich, którym Bóg dał tę łaskę, jest też bardzo niewielu, którzy jej nauczają".[1]
Laura tak pisze o o tym Początkowym Doświadczeniu w Kasjopeańskim eksperymencie:
Sesje z Kasjopeanami były często bardzo osobiste. Było to konsekwencją ogromnych zmian odbywających się w moim życiu w efekcie tego inicjacyjnego procesu, a wiele z tych zmian pojawiało się na jakimś innym poziomie rzeczywistości i ledwie je można było wyczuć, jakby pozostawały za "zamgloną szybą". Kiedy spoglądam wstecz na wydarzenia, na przemiany, potrafię dostrzec schemat. Ale w tamtym czasie nie widziałam nic poza desperacką walką o "unormowanie" i "ustabilizowanie się" mojego świata, który stawał się coraz bardziej dziwaczny.
Patrząc wstecz rozumiem, że odgrywałam przedstawienie - zaczerpniętą ze starożytnej mitologii ponadczasową wizję, która wszędzie była taka sama. I przebrnąwszy przez ten wstępny "skrypt", piszę tu, starając się przekazać, czego nas te historie uczą.
Zagłębiając się w źródło i znaczenie doświadczeń z Kasjopean, sięgałam po prace wielu osób. które wcześniej podejmowały trud odkrycia Wielkiej Tajemnicy. Dziś mamy archeologów odkopujących świadectwa rozsiane po całym świecie, etnologów, spisujących historie ludzi Wschodu i Zachodu, a pokolenie orientalistów ujawniło nam sakralne piśmiennictwo starożytnych narodów, które dało początek naszym religiom i kulturom. W międzyczasie uczeni organizują i analizują materiały związane z psychologicznymi pdstawami języka, mitu, religii, sztuki i etyki. W stopniu co najmniej zauważalnym odkrycia umysłu w dziedzinie psychologii i biologii podsuwają tropy prowadzące do starożytnej technologii opisanej w mitach i legendach. Staje się bowiem w końcu coraz bardziej oczywiste, że logika, heroiczne akty i wyczyny znane z mitów, są obecne i dziś.
Oczywiście nie miałam wtedy pojęcia o tym, że działałam na poziomie archetypu. Już sama taka myśl napełniłaby mnie przerażeniem. Pamiętam, jak w latach 80-tych borykałam się z problemem, dlaczego przyszło mi urodzić się z tak ogromnym znakiem zapytania w głowie - beż żadnego wyraźnego ujścia dla tej poszukującej energii - i wiedziałam, że muszę zacząć coś robić. Decyzja ta, krok po kroku, zaprowadziła mnie do komunikacji z Kasjopeanami - być może mną samą w Przyszłości - którzy powiedzieli:
Pomogliśmy ci stopień po stopniu wybudować schody. Ponieważ prosiłaś o to. A prosiłaś o to, bo takie było twoje przeznaczenie. [...] prosiłaś o "moc" pojęcia naważniejszych zagadnień z całej rzeczywistości. I towarzyszyliśmy ci w umacnianiu się.
Faktycznie Efekt Motyla.
***
Zagadnienie "czannelingu" jako eksperymentu naukowego - wykorzystywanie informacji uzyskiwanych tą metodą - jest, delikatnie mówiąc, problematyczne. Chcielibyśmy powtórzyć, że "Kasjopeańskie Źródło", wbrew powszechnemu rozumieniu, NIE jest i nigdy nie było rozmową z tak zwanymi "kosmitami" czy "bezcielesnymi" istotami.
Powtarzamy, że istnieje w dzisiejszych czasach spora liczba jednostek, które bardzo zbliżają się do granicy patologii, promując idee, wierzenia i całą masę nonsensu, i zupełnie słusznie otrzymują etykietkę "sekciarzy". Chcielibyśmy jeszcze raz podkreślić fakt, że religie powszechnie uważane za "akceptowane" - judaizm, chrześcijaństwo, islam - również powinny być sklasyfikowane jako kulty, o ile zastosować do nich oraz do informacji, które rzekomo się z nich wywodzą, naukowe kryteria. Jak w swoim artykule o Laurze napisał Thomas French:
Miliony Amerykanów idą każdej niedzieli do kościoła i kontemplują historię o człowieku, który urodził się 2 000 lat temu jako syn boskiego ojca i ludzkiej matki. Człowiek ten, według owej historii, żył, by wskrzeszać umarłych i czynić inne cuda, aż do chwili, gdy w wieku 33 lat przeszedł tortury i został zabity, a następnie zmartwychwstał, by powrócić do ojca w niebie. Od tego czasu jednym z najświętszych rytuałów wyznawców tej historii jest symboliczne picie krwi i spożywanie ciała tego syna Boga.
Nie mam zamiaru lekceważyć nikogo, kto wierzy w tę konkretną historię. Sam dorastałem w tej wierze; na lekcjach katechezy w moim katolickim dzieciństwie uczono mnie, że Komunia wcale nie jest symboliczna, że co niedzielę w czasie Mszy rzeczywiście jemy ciało Chrystusa.
Jakkolwiek by na to spojrzeć, mało cywilizowana historia.
To nie tylko dzika historia, ona jest wręcz groźna. Jak napisała Laura:
Pamiętam, jaki szok przeżyłam, kiedy dowiedziałam się, że w czasie II Wojny Światowej straciło życie około 60 milionów ludzi, a wszystko, co wcześniej na ten temat słyszałam, to zagłada 6 milionów Żydów. Jeszcze bardziej wstrząsające było uświadomienie sobie, że Stalin, różnymi metodami, uśmiercił miliony swoich obywateli. Ale w ogóle się o tym nie mówiło. Było to dla mnie bardzo pouczające, kiedy pisałam "The Secret History of The World".
Reguły Rachunku Prawdopodobieństwa mówią nam, że, bez najmniejszego udziału inteligencji, w 50% przypadków zdarzenia w naszym świecie powinny prowadzić do powiększania dobra oraz korzyści dla ludzkości. W czysto mechaniczny sposób życie w naszym świecie powinno było przejawić coś w rodzaju "równowagi". Uwzględniając dodatkowo czynnik inteligentnych decyzji czynienia dobra, wynik powinien wzrosnąć do mniej więcej 70%. Oznaczałoby to, że ludzkość posuwałaby się przez stulecia naprzód, aż do stanu, gdzie dobro i pozytywne rzeczy zdarzają się w naszym życiu dużo częściej niż "negatywne" czy "złe". Tym samym wiele problemów ludzkości znalazłoby efektywne rozwiązanie. Wojna i konflikty stałyby się rzadkością, co najmniej 70 procent ziemskiej populacji miałoby przyzwoitą opiekę medyczną, pewny dach nad głową, wystarczającą ilość pożywnego pokarmu, tak że prawie nie słyszałoby się o śmierci z powodu choroby czy głodu.
Fakty są jednak zupełnie inne.
Ponad 840 000 000 ludzi na Ziemi cierpi z powodu głodu. To ponad trzy razy tyle, ile liczy cała ludność USA. Jest to ciągły, nieustający głód, który każdego dnia zabija 24 000 osób, ponad 8 milionów każdego roku. Trzy z czterech osób umierających z głodu to dzieci poniżej piątego roku życia.
Według "Atlasu historycznego dwudziestego wieku" w ciągu ostatnich stu lat w przybliżeniu 2 miliardy ludzi (włącznie z cywilami) zmarło w wyniku działań wojennych, tyranii rządów i głodu wywołanego działaniem człowieka. Kiedy podzielimy tę liczbę na ilość zgonów spowodowanych odpowiednio przez komunizm i kapitalizm, okaże się, że są one niemal równe, z niewielką przewagą po stronie kapitalizmu, co może zdziwić tych, którzy wierzą, że kapitalizm jest jedynym "słusznym" systemem.
"Po czynach poznacie ich".
Przeglądając statystyki umieralności NIE związanej z wojną czy głodem, stwierdzamy, że dość trudno jest podać rzeczywistą liczbę, ponieważ statystyki prawie zawsze wyrażane są w procentach, a nie w ścisłej liczebności populacji. Odnosi się wrażenie, że rzeczywista ilość jest tak przerażająca, że taki sposób wyrażania używany jest celowo, aby uniknąć stanięcia twarzą w twarz z faktami. Jedyne, co wiemy, to że - jak podają statystyki umieralności w wyniku chorób - dolegliwości sercowo-naczyniowe oraz wylewy są najczęstszymi przyczynami śmierci w 31 z 35 krajów półkuli zachodniej. Najwyższa umieralność występuje w anglojęzycznej części Karaibów, w USA, Kanadzie, Argentynie, Chile i Urugwaju. Wskaźniki śmiertelności z tych powodów wzrastają w regionach Ameryki Środkowej i hiszpańskojęzycznych Karaibów, ponieważ są one pod coraz większymi wpływami zachodniego kapitalizmu.
Mówiliśmy tu o "cichych" statystykach z naszej obecnej rzeczywistości.
Nawet teraz łatwo jest zapomnieć, że tylko w wyniku II Wojny Światowej straciło życie 65 milionów ludzi, a choroby i głód kontynuują swoje żniwo rosnącej umieralności jak ciche, miarowe uderzenia bębna, w cieniu nagłaśnianych szkolnych strzelanin, sensacyjnych procesów o morderstwo i małych kubańskich chłopców znajdujących się w centrum międzynarodowych dysput o przyznanie nad nimi opieki.
Nie przypuszczam, by ktokolwiek na tej planecie zaprzeczył, że pragnie dla siebie i swoich dzieci lepszego życia; większość doda, że nie ma obecnie możliwości urzeczywistnienia tego. Nie sądzę, żeby ktokolwiek, z wyjątkiem niewielkiej mniejszości bardzo chorych ludzi, lubił przyglądać się nędzy i cierpieniu, chorobom, śmierci i rozpaczy w jakimkolwiek kontekście. I znów musimy zapytać: jeśli te rzeczy są tak ludziom obmierzłe, jeśli tylu ludzi pracuje, myśli i modli się, by poprawić warunki na świecie, to dlaczego tak się nie staje?
Poszukujący "Wzniesienia" - z których spora część to "inteligencja" - są zawsze tego świadomi i pytają, "jakie jest źródło wszystkich tych nieszczęść i cierpienia? Czy to się po prostu zdarza? Czy ludzie i tylko ludzie powodują, że inni cierpią? Czy to możliwe, że Bóg jest dobry, ale pozwala, by działo się zło?"
"Nie zapominajcie o potędze modlitwy" - mówią nam przywódcy religijni, albo "o sile pozytywnego myślenia" - jak mówią nam guru New Age.
Problem w tym, że nic nie wskazuje, aby modlitwy czy pozytywne myślenie naprawiły świat, podczas gdy jest pewne, że niemal wszyscy ludzie modlili się o taki rezultat.
Jezus obiecywał: "Jeśli dwaj z was na ziemi zgodnie o coś prosić będą, ... stanie się" (Mt 18, 19). To obietnica. Czego pragniecie lub potrzebujecie? Proście!
Ale to nie działa, i to widać!
Ponad sześćdziesiąt milionów ludzi nie żyje, ponieważ Bóg nie zrobił tego, co zdaniem wszystkich powinien był zrobić. C. S. Lewis pod koniec swojego życia zmagał się z tym zagadnieniem. Wyraźnie zobaczył, że przed II Wojną Światową praktycznie każda ludzka istota na tej planecie modliła się - do Jezusa, Boga Ojca, Marii Dziewicy, Allaha, Buddy i wielu innych, tak że wszystkie możliwości zostały wyczerpane - żeby ta straszna rzecz się nie stała. Pamięć poprzedniej "Wielkiej Wojny" była wciąż świeża w umysłach ludzkości. Pamiętano straszliwą rzeź i obiecywano - nigdy więcej!
W końcu, po najsilniejszym , jak sięga ludzka pamięć, krzyku modlitw wznoszących się z ziemi, prawie jedna trzecia świata nie nadawała się do zamieszkania, a sześćdziesiąt pięć milionów ludzi zginęło.
Taka była odpowiedź Boga na modlitwę.
Taki był rezultat "siły pozytywnego myślenia".
POMYŚL O TYM.
Znajdujemy na przestrzeni historii jedną grupę modlących się do swojego boga o uchronienie jej od ograbienia przez inną grupę. Ta druga grupa modli się tak samo żarliwie, żeby powiodły się jej grabieże. Kiedy jednej grupie udaje się wymordować drugą, czy to dowodzi, że jej bóg jest potężniejszy?
A co się dzieje, kiedy członkowie zwycięskiej grupy odradzają się w grupie pokonanej? (Bazując na wynikach badań zakładamy, że jakaś forma reinkarnacji jest wysoce prawdopodobna).
Nie jest to czysta retoryka, ponieważ niezwykle interesująca książka Rabbi Yonassana Gershoma "Beyond the Ashes"([Poza Popioły] A.R.E. Press, Virginia Beach, 1992) mówi o dużej liczbie Żydów, którzy zginęli w wyniku holokaustu i odrodzili się jako chrześcijanie. Znalazła się w niej również sugestia, że wielu nazistów inkarnowało jako Żydzi, co w pewien sposób tłumaczy faszystowski posmak "syjonizmu".
Jak w takim razie taka idea ma się do koncepcji "mój bóg jest jedynie słuszny"?
Na podstawie własnego doświadczenia hipnoterapeutki mogę zapewnić czytelnika, że każdy poszczególny przypadek, nad którym pracowałam w ramach "terapii poprzednich wcieleń", ujawniał "łańcuch" "przeszłych żywotów" w takiej różnorodności narodowości i religijnych orientacji, że to dosłownie kpi z każdego, kto z absolutną pewnością utrzymuje, że jego wiara czy aktualne przekonania religijne są jedynie słuszne.
Zupełnie do przyjęcia jest założenie, że reinkarnacja jest "rzeczywista", że ci, którzy żarliwie potępiają jakąś grupę, najpewniej odnajdą się w niej w następnej "rundzie" inkarnacji.
Bardzo irytują mnie ludzie, którzy "zaprzeczają holokaustowi", kiedy usiłują twierdzić, że 6 milionów Żydów nie było systematycznie mordowanych przez nazistowską machinę wojenną. Ale dokładnie tak samo irytują mnie ci, którzy zapominają o śmierci pozostałych 59 milionów ludzi.
Faktycznie można powiedzieć, że o wiele więcej milionów "chrześcijan" czy ludzi innych religii zostało zabitych z powodu Żydów niż z jakiejkolwiek innej przyczyny.
Z powodu religii żydowskiej - monoteizmu - chrześcijaństwo "narodziło" się jako "nowe przymierze" z domniemanym żydowskim Bogiem.
Z powodu tego żydowskiego Boga, jak utrzymuje chrześcijaństwo, toczone były w Europie niekończące się wojny, odbywały się wyprawy krzyżowe, działała Inkwizycja. A potem, zgodnie, rzecz jasna, z przekonaniami chrześcijan i ich "misjonarskimi" wysiłkami sukcesywnie wymierały całe kultury.
Można zatem ostatecznie powiedzieć, że w minionych czterech tysiącleciach Jahwe/Jehowa był główną przyczyną niemal całego cierpienia oraz śmierci, których doświadczyła ludzkość.
Nienajlepszy to rezultat i z pewnością temat do przemyśleń zastanawiając się nad stwierdzeniem: "Po czynach poznacie ich".
[Uwaga: nie zapominamy, że okrucieństwo i brutalne zabójstwa ludności cywilnej pojawiały się również w innych kulturach, aczkolwiek nie na taką skalę. I tak, według pewnych źródeł, w grudniu 1937 w pojedynczym ataku, znanym jako "gwałt w Nancing" japońscy żołnierze zabili około 200 000 cywilów. Żołnierze ci mieli się za bohaterów, służących swojemu "Jedynemu Bogu" - Cesarzowi.]
Ludzkość jako całość powinna odrzucić tego straszliwego Boga we WSZYSTKICH jego postaciach i odmianach, poczynając od jego początków jako boga Żydów do jego rzekomego ukazania się Mahometowi. Bardziej zła istota - jak sądzę - nigdy nie pojawiła się na scenie historii.
Pytanie zatem brzmi: dlaczego ktokolwiek powinien uznawać COKOLWIEK, co pochodzi z"czannelingu", za warte uwagi, a tym bardziej za użyteczny wkład w badania naukowe nad podstawami natury naszej rzeczywistości?
Jeśli postawimy tezę, że CAŁY czanneling jest "kultem" czy "bzdurą", to jak będzie brzmiała odpowiedź na to pytanie?
Komentarz Arkadiusza:
Nie potrafię tego stwierdzenia traktować poważnie.
Dlaczego?
Jestem naukowcem. Patrzę na rzeczy w nieco inny sposób niż reszta ludzi. Jestem bardziej krytyczny. Jestem nawet bardziej krytyczny, niż większość moich kolegów. Kiedy więc widzę tego typu stwierdzenie: "Każda informacja uzyskana drogą czannelingu to bzdura. To w 100% dezinformacja", albo: "cały czanneling jest dezinformacją" oraz "czanneling jest satelitarną transmisją", robię się bardzo podejrzliwy.
Czemu?
Natychmiast spostrzegam czysty nonsens w TYCH zdaniach. I kiedy widzę, jak ktoś plecie bzdury w kilku kolejnych zdaniach, i ten ktoś jest tak pewny, WTEDY nie mogę traktować go poważnie, jeśli chodzi o całą resztę.
Jakie są fakty? Jakie są możliwości?
W porządku, istnieje możliwość, że część (większość?) czannelingu pochodzi DZIŚ z satelitów lub innych środków programowania. To JEST możliwe. (Zobacz Quantum Future School Timeline)
Następne pytanie: DLACZEGO?
Ewidentna odpowiedź: by namotać, dezinformować, przez naiwnych ludzi pokroju New Age.
Czy kasjopeański czanneling może przychodzić tą samą drogą?
To nie takie proste. Nie jesteśmy naiwni. Jesteśmy krytyczni. Myślimy, analizujemy. Sprawdzamy i badamy.
Czy NIEKTÓRE z naszych "rozmów" mogły zostać zmanipulowane w taki sposób?
TAK. Jest taka możliwość.
Czy WSZYSTKIE, lub choćby 95% z nich mogło do nas dotrzeć w ten sposób?
NIE. A to dlatego, że jest zbyt wiele przykładów, w których Kasjopeańczycy "odpowiadali" na pytania, do których normalna "satelitarna" inteligencja, nie będąca w stanie stale czytać w umysłach wszystkich ludzi na tej planecie, nie mogła mieć dostępu.
Dlatego też uważam, że twierdzenie, iż CAŁY czanneling jest brednią i dezinformacją i że 95% przechodzi przez satelity, pokazuje, że
a) Każdy, kto to mówi albo świadomie dezinformuje, albo nie myśli logicznie,
b) Każdy, kto to mówi, nie jest zainteresowany odkrywaniem prawdy.
I to jest główna różnica pomiędzy naszym podejściem, a podejściem wielu grup, które zasłużyły sobie na miano "sekt".
Podczas gdy my jesteśmy gotowi podawać wszystko w wątpliwość i ZAWSZE szukamy nowych faktów, inni deklarują: "MY ZNAMY PRAWDĘ". Tu cię mam! I odkrywamy jedno czy drugie łatwe do wyłapania bzdurne stwierdzenie, które rości sobie prawo bycia prawdą absolutną, a to z miejsca dyskredytuje wszystko inne, co mówią. [Uwaga Laury: to jest w dwójnasób prawdziwe dla "standardowych religii"].
Moja mama rozmawiała z duchami używając porcelanowego spodeczka. Duchy mówiły do niej. Była przerażona. Nie była częścią"new age", miała już swoje lata. Nie miało najmniejszego sensu, by satelity marnowały swoją energię i moc obliczeniową na rozmowy z moją mamą, analogicznie jest z wieloma podobnymi jej osobami w czasach, zanim satelity zaczęły istnieć.
Rozumiesz, co mam na myśli? To jest RZECZYWISTE zjawisko i zasługuje na zbadanie. A diabeł, jak zwykle, tkwi w szczegółach.
Zawsze, kiedy ktoś twierdzi: "wszystko co białe jest czarne", staję się podejrzliwy. I zamykam się na wszystko inne, co mówi. Wcale nie dlatego, że "białe, które jest czarne" jest niemożliwe, wiemy, że ISTNIEJĄ paradoksy, ale DLATEGO, że ten ktoś użył słowa "wszystko".
Co do satelit próbujących, od czasu do czasu, swych nikczemnych sztuczek - tak, to możliwe. Bierzemy to pod uwagę. Ale ZAWSZE staramy się używać najlepszego logicznego myślenia, najlepszego "osądu". I chociaż logika i osąd jako sprawdzian rzeczywistości NIGDY NIE SĄ WYSTARCZAJĄCE, kiedy mamy prawdopodobnie do czynienia z "siłami wyższymi", to ZAWSZE SĄ POTRZEBNE. A to w praktyce oznacza:
1) ZAWSZE WYKORZYSTUJ JE DO MAKSIMUM
2) NIGDY NIE MYŚL, ŻE MOŻESZ CAŁKOWICIE POLEGAĆ TYLKO NA NICH!
Chciałbym z całą mocą podkreślić: ten "czanneling", Kasjopeański Eksperyment JEST inny od całej reszty czannelingu.
Był inny od samego początku, jest w dalszym ciągu i będzie inny. Możemy go nazwać: Krytyczna Komunikacja Nadświetlna. Taki jest z założenia, a nie przez przypadek.
Kasjopeański Eksperyment jest formą czannelingu, w którym z założenia posłaniec jest tak samo ważny, jak sama wiadomość. Są nierozłącznie splecieni w kwantowy sposób; interferująca kwantowa fala. Tworzą jedność, całość. Oddzielenie wiadomości od posłańca w tym kasjopeańskim kwantowym eksperymencie byłoby jak zatkanie jednego otworu w doświadczeniu z interferencją fali przechodzącej przez dwie szczeliny. Zasłonisz jeden otwór, a zmieni się cały wzór, nie tylko jego część.
Czym jest "Krytyczna Komunikacja Nadświetlna"? Czym różni się od każdego innego czannelingu?
Dużo miejsca i czasu zajęłoby szczegółowe opisanie różnic. Pewnego dnie to zrobimy. Na razie pozwól mi poczynić takie oto spostrzeżenie: kasjopeańska Krytyczna Komunikacja Nadświetlna ma cechy doświadczenia naukowego.
Pomyśl, kim rzeczywiście jesteśmy: naukowcy w swoich laboratoriach, pracujący nad wielkimi prawami rządzącymi wszechświatem. Przeprowadzający serie ważnych eksperymentów. Szkoleni profesjonaliści, którzy znają swój fach, znają wyposażenie swojego laboratorium i jego tajniki. Ale są istotami ludzkimi. Raz na jakiś czas ktoś zrobi głupi dowcip, raz na jakiś czas będą musieli odrzucić serię danych, bo w nocy myszy zamieszały w ich sprzęcie.
Zastanów się teraz, jaki byłby pożytek, gdyby w swoich sprawozdaniach zawarli ten głupi dowcip, włącznie z danymi, w których zamieszały myszy, kleksami etc.
To nie jest droga nauki. A kasjopeański eksperyment będzie kontynuowany jako naukowy. Z naukowymi standardami i nieustannie krytycznym nastawieniem umysłu.
Kasjopeańska Krytyczna Komunikacja Nadświetlna tak naprawdę jest eksperymentem. To jest ten aspekt, który ODRÓZNIA ją od innych sposobów komunikacji. I tak pozostanie.
Różnica kryje się w sposobie podejścia.
My szukamy prawdy. Wielu innych - włączając w to dostawców "tradycji" - jest pewnych, że znają "prawdę" i chcieliby narzucić ją innym ludziom, manipulować nimi tak, by uwierzyli w to co oni mówią, bez krytycznego myślenia, badań czy w ogóle bez eksperymentów.
Tradycyjne religie utrzymują, że ich prawda pochodzi od "Boga", obcych, czy "skądś spoza". Lecz kiedy ktokolwiek ośmiela się mieć inny sposób szukania prawdy, to bezwzględnie jest to "w 100% dezinformacja", "brednia", czy "kult".
Próbujemy dzielić się swoimi myślami, a kiedy to konieczne, jesteśmy gotowi uczyć się i ZMIENIAĆ. I to jest najważniejsze: ta postawa bycia otwartym.
A jeśli słuszność mają "tradycyjne religie" bądź twierdzenie, że eksperymenty z czannelingiem są wprowadzaniem w błąd? A jeśli jest to prawda, mimo że uważam to za bardzo mało prawdopodobne? Czy to może być prawda?
Oczywiście będąc naukowcem i używając do osądu umysłu, musiałem rozważyć również i tę ewentualność, jakkolwiek wydawałaby mi się nieprawdopodobna. I doszedłem do wniosku, że to nie może być prawda.
Moje rozumowanie przebiegało tak: użyłem "reductio ad absurdum", metodę często wykorzystywaną w logice i w dowodach matematycznych. Zakładasz, że coś jest prawdą, a następnie przez łańcuch logicznych dedukcji dochodzisz do wniosku, że twoje założenie nie mogło być prawdziwe. Taka sztuczka, ale jakże użyteczna.
Zastosujmy tę metodę do twierdzenia, że "cały czanneling jest 100% dezinformacją, ponieważ przychodzi za pośrednictwem satelity". Załóżmy, że to prawda. Żeby tak było, konieczna jest możliwość czytania w myślach i kontrolowania umysłów WSZYSTKICH przez CAŁY czas.
Ale jeśli tak, to dlaczego ktokolwiek miałby być spod tej kontroli wyłączony?
A zatem, logicznie, każdy, kto jest autorem takiego twierdzenia, pozostaje również pod wpływem programowania i satelitów (jeśli każdy jest, to i ten, kto twierdzi). Jeśli tak, to to, co mówi, jest skrzywione. I, ponieważ ktoś ten jest tak krzykliwy i tak pewny w tej sprawie, w dodatku z żadnego ważnego powodu, to logiczny wniosek, że to, co on mówi, NIE jest prawdą, że jest to wprowadzanie w błąd.
Widzimy więc, że wychodząc z założenia, że każdy, kto tak twierdzi, ma rację (satelity mają wpływ na każdego), dochodzimy do wniosku, że takie twierdzenie jest fałszywe (ponieważ twierdzący po prostu powtarza dezinformacje satelity).
Mamy zatem reductio ad absurdum.
Ale możemy pójść jeszcze dalej. Czy możemy zrozumieć, dlaczego ktoś mówił tak ewidentną bzdurę? Dlaczego?
Na to również mamy pewną hipotezę.
Jeśli, jak wiemy z powyższej analizy, NIE CAŁY czanneling pochodzi z satelitów, więc JAKIŚ czanneling może dostarczać nam prawdziwej informacji od "życzliwych, wyższych istot", od "nas w przyszłości", od "boskiego natchnienia" albo od "Umysłu Boga i Wyższego Ducha", nazywaj to jak chcesz, a wtedy jest zupełnie naturalne, że znajdą się siły, które będą próbowały zdyskredytować Krytyczne, Naukowe Eksperymenty z takiego typu komunikacją.
Jeden problem mamy więc tutaj rozwiązany: tych jednostek, które utrzymują, że CAŁY czanneling jest dezinformacją czy symptomem jakiejś "sekciarskiej agendy". Mamy więc powód przypuszczać, że każdy promotor takiego poglądu jest oczywiście agentem tychże sił.
Przychodzi mi do głowy jeszcze jedno ćwiczenie w logicznym rozumowaniu i krytycznym myśleniu.
Wielu ludzi nie ma jasności co do tego, czym jest czanneling, weźmy więc sobie jako szczególny przypadek użycie tablicy Ouija, jak to opisaliśmy na naszych stronach.
Dlaczego używamy właśnie tablicy Ouija?
Przyczyna jest zupełnie prosta: używamy narzędzia, żeby wykluczyć zewnętrzne zakłócenia, "szum". W szczególności, użycie instrumentu w rodzaju tablicy utrudnia wpływanie na przekaz satelitom czy innym sygnałom programującym, pochodzącym z ludzkich i hybrydowych technologii, kiedy, i o ile w ogóle, takie sygnały przychodzą.
Kiedy używa się tablicy, do jej działania potrzebne są co najmniej dwie osoby. Nie ma rytuałów, żadnej wiary. Tak jak ma to miejsce z poprawnymi naukowymi protokołami, jest pełna świadomość, wykorzystanie krytycznego myślenia, czasem żarty, często kawa, świeże umysły, głośne dyskusje i tablica - pytania i odpowiedzi, a po nich badanie i analiza.
Myśląc w kategoriach możliwego zaangażowania fizyki kwantowej w interakcje umysł-materia, jest dla mnie oczywiste, że metody, których używamy, w stopniu bardziej prawdopodobnym są odporne i osłaniają przed celowym atakiem z zewnątrz dokonywanym z użyciem sygnałów do kontroli umysłu. Z drugiej strony bezpośrednia rozmowa z "Umysłem Boga", co podobno niektórzy robią, jest bardziej podatna na zakłócenia.
Na przykład bezpośrednio do malutkiego implantu w naszych zębach może być skierowany słaby zewnętrzny sygnał EM, a my możemy wziąć go za naszą "Nadduszę".....
Albo, jak zauważyła Laura: Kiedy Jahwe przemawiał przez swoje kanały, było to "boskie natchnienie". Kiedy robił to ktokolwiek inny, była to nekromancja, demoniczne opętanie albo wręcz kompletne oszustwo. Było tak dlatego, że Jehowa/Jahwe, jak sam twierdzi, jest jedynym bogiem, i jest to prawda tylko z tego powodu, że Jehowa/Jahwe powiedział tak w bezpośrednim przekazie - co według definicji Jehowy/Jahwe jest nekromancją, demonicznym opętaniem albo kompletnym oszustwem.
Stosując ponownie reductio ad absurdum do standardowych religii, dojdziemy do wniosku, że przeważające dziś na ziemi monoteistyczne kulty mogły być "stworzone" w wyraźnym celu "demonizowania" naukowego, Krytycznego czannelingu.
I tak, drogą logicznego myślenia i analizy krytycznej dochodzimy do roboczej hipotezy.
Ale nie wyciągaj, proszę, od razu wniosku, że rozwiązaliśmy wszystkie problemy. Ważne problemy ciągle czekają na rozwiązanie. Powyższa analiza nie mówi nam wcale, KTÓRY czanneling (o ile w ogóle któryś) jest poprawny. Daje tylko wskazówkę. Żeby odpowiedzieć na to pytanie, potrzebna jest pełna analiza, biorąca pod uwagę nie jeden, ale wiele aspektów. Musi zostać użyta zupełnie inna metoda. Jeśli A jest przeciwstawne B, a my wiemy, że A nie jest prawdziwe, to wcale jeszcze nie oznacza, że prawdziwe jest B! Stwierdzenie, czy B jest prawdziwe, czy nie, to odrębny problem.
Chciałbym zauważyć, że wiele razy na tych stronach, a także z innymi grupami dyskutowaliśmy na temat chanellingu K'n, i nawet nasi "napastnicy" musieli otwarcie przyznać, że K'nie mają zadziwiający zapis.
Najważniejsze jest, żeby pamiętać, iż nasze rozmowy nie są rozmowami z "Bogiem", "Duchami", "Obcymi", czy inną tego typu brednią. Jak na ten temat Laura teoretyzowała od samego początku, komunikacja ta może być połączeniem z nadwymiarowymi rzeczywistościami, jak i królewstwem symboli, obrazów, dynamik, i nie będziemy promować ani tolerować żadnego "mumbo-jumbo". Nigdy.
***
Jak przedstawiono to w książce Laury Amazing Grace, "Kasjopeański kontakt" rozpoczął się faktycznie w 1985 roku. Wydarzenia opisane w dwudziestostronicowym artykule Thomasa Frencha, zamieszczonym w St. Petersburg Times, toczyły się w tle eksperymentu, a poniższy tekst stanowi komentarz Laury do protokołów eksperymentu:
Ilość tekstów, które napisano na temat problemów z pozytywistycznymi przekazami czannelingowymi jest znacząca, większość z nich powstała w oparciu o prace badawcze, a nie w oparciu o same informacje "czannelingowe" czy filozoficzne domysły. Wielu spośród badaczy zajmujących się tymi zagadnieniami to psychologowie, psychiatrzy, lekarze medycyny czy duchowni z treningiem medycznym i/lub psychologicznym.
Ja swoją eksperymentatorską pracę na tym polu zaczęłam pełna sceptycyzmu. Było to dobre, ponieważ - jak się okazało - rozpocząwszy jako sceptyk, byłam kompletnie zaskoczona odkryciem faktu, że tak zwane płaszczyzny astralne to istna dżungla. Pomimo że moje sesje prowadziłam z najwyższą uwagą, starając się nie dopuścić do jakiejkolwiek możliwości skażenia moich tematów, to wciąż od nowa odkrywałam, że w "wyższych" królestwach nie wszystko ma się dobrze.
Doprowadziło to oczywiście do pytania, dlaczego tak wiele nonsensu propagowane jest przez tzw. źródła czannelingowe, które w oczywisty sposób w wielu przypadkach kłamią? W innych przypadkach winne są one przynajmniej tak poważnego braku uwagi w tych sprawach, że jest to równoznaczne z okropną zbrodnią pominięcia. Moim zdaniem w obecnym czasie brak wiedzy na temat tej właśnie kwestii jest jednym z głównych powodów tego, że wciąż tworzy się i podsyca powiększające się i wzrastające cierpienie ludzkości. Jak "dobre" są źródła czannelingowe, które nie informują nas o tym stanie? Jeśli już, to tak zwany ruch "New Age" ma tak mocno wpojoną ideę, że nie należy myśleć o takich negatywnych sprawach, że oni, bardziej niż wszyscy inni ludzie, narażeni są na bycie ofiarą. Jeżeli o czymś nie wiesz, nie możesz się przed tym bronić. Stawało się oczywiste, że "gdzieś tam" istnieje coś lub ktoś, co nie chce, byśmy o czymś wiedzieli.
Tak, zdaję sobie sprawę, że to policzek dla większości religijnych doktryn i zdecydowanie zaprzecza standardowym filozofiom "New Age". Niech jednak wolno mi będzie powiedzieć, że to, że tak jest, wielokrotnie zostało potwierdzone w klinicznych doświadczeniach dostatecznie wielu wyszkolonych badaczy, więc zanim ktokolwiek pogrąży się w zaprzeczaniu, powinien to rozważyć jako roboczą hipotezę do sprawdzenia. Jeśli jest ona fałszywa, rozważenie jej nie wyrządzi krzywdy. Jeśli jest prawdziwa, może ocalić nam życie.
Psycholog, William Baldwin, napisał:
Z ograniczoną, jeśli w ogóle jakąkolwiek, wiedzą i skrzywionym postrzeganiem natury świata duchowego, nie-fizycznej rzeczywistości, wielu ludzi pozostaje otwartymi i tworzy sobie własną słabość jako część własnej rzeczywistości!
Uwaga ta zawiera w sobie opis pułapki, w której były uwięzione przez tysiąclecia biliony istot ludzkich. Chciałabym podkreślić, że zasadniczo są to filozoficzne podstawy "wiary", wykładane przez trzy główne monoteistyczne religie, jak również ich new-age'owe odmiany. Innymi słowy: Wiara, tak jak rozumie ją i praktykuje większość ludzi, jest po prostu innym określeniem na Zaprzeczanie. A zaprzeczanie oznacza życie w kłamstwie. A kłamstwo według definicji tychże religii jest "Szatańskie".
Dziś modne jest komunikowanie się ze "swoją wyższą jaźnią" albo z "duchowymi nauczycielami", by słać miłość i światło, nie będąc o to wyraźnie proszonym (w ten sposób otwieranie dwukierunkowego portalu, przez który negatywne energie, które ktoś stara się "przetransformować", mogą uderzyć w nadawcę), i tak dalej. Bez wiedzy oraz umiejętności rozróżniania można stać się podmiotem nie tylko kaprysów dowolnego przechodzącego obok bytu, który słyszy wołanie, ale także kosmicznych praw, których większość ludzkości jest kompletnie nieświadoma.
Niektórzy "otaczają się światłem" albo modlą się i w swoich inwokacjach wymieniają "dla mojego najwyższego dobra". Nie uświadamiają sobie, że w rzeczywistości dają tym samym przyzwolenie i zaproszenie dowolnemu bezcielesnemu duchowi, który w swoim własnym królestwie życzeniowego myślenia i fiksacji ziemskiego ego naprawdę wierzy, że jest to działanie "dla twojego najwyższego dobra".
Pamiętaj, że nie mówimy tu o demonicznym opętaniu. To zupełnie inna historia, choć rządzi się tymi samymi prawami. Mówimy tu o martwych duszach, w odmianie z twojego ogródka, pełnych dobrych intencji, błąkających się na niższych astralnych płaszczyznach wskutek ignorancji albo swego rodzaju przywiązania do Ziemi. Jak zauważył Edgar Cayce: martwy prezbiterianin to tylko martwy prezbiterianin!
Stając twarzą w twarz z całym tym materiałem i doświadczeniem muszę przyznać, że próbowałam sformułować racjonalną teorię, żeby to wszystko wytłumaczyć. Widziałam, że podobna dżungli natura astralnych królestw mogła być po prostu jeszcze jednym psychologicznym spektaklem, wymyślonym przez nieskończenie twórczy umysł jako sposób radzenia sobie z jakimś problemem w obecnym życiu. Ale tak samo, jak nigdy nie było dla mnie ważne, czy reinkarnacja faktycznie ma miejsce, czy też nie, nie przywiązywałam również wagi do faktu czy - jak się zdaje - na astralnych płaszczyznach istnieją negatywne istoty z wyższych poziomów, czy też nie. Ważne było tylko to, że terapeutycznie to działało.
A w rzeczy samej to działało; konsekwentnie i zauważalnie. Jedną z najbardziej zdumiewających spraw była spójność symbolicznego czy archetypowego języka podświadomości. Pacjent za pacjentem, dla wszelkich dróg życiowych, z najróżniejszymi poziomami wykształcenia i intelektualnego rozwoju, z różnych religii i systemów wierzeń, wszyscy oni, kiedy zadawano tą samą serię pytań, odpowiadali tymi samymi typami symboli odnoszących się do podobnych zagadnień i związków.
Czy były to rzeczywiście bezcielesne istoty, czy jakiś odszczepiony aspekt ludzkiej osobowości, czy energetyczne konstrukcje jakiegoś eterycznego rodzaju, które mogły być wykryte i mieć symbolicznie przydzieloną osobowość oraz historię, nie było dla mnie ważne; wiedziałam, że umysł jest nieskończenie twórczy i nie kwapiłam się do przyjęcia twardego i sztywnego stanowiska w tej kwestii. Kontynuowałam pracę z pojęciami nieustannie czatując na nowe dane, które mogłyby mi pomóc ulepszyć, dowieść lub obalić moją teorię. Abym mogła pozostać jak najbardziej otwartą na nowe informacje, moja robocza hipoteza była taka, że jest całkiem możliwe, iż wszystko co istnieje, jest sztucznym wytworem świadomości; jedyne, czemu przypisywałam wysokie prawdopodobieństwo, to fakt, że świadomość może istnieć i istnieje niezależnie od materii. Świadomość może być pozytywna lub negatywna. Ale czy we wszystkich przypadkach, lub choćby w większości, jest świadomie świadoma, tego nie wiedziałam.
Część trudności stawianych przez tę pracę związaną z działalnością w rodzaju egzorcyzmów (aczkolwiek nazwa ta jest myląca w odniesieniu do procedury polegającej na "doradztwie w kwestii bezcielesnych bytów"), wskazywała, że z większością działalności uchodzącej za "czanneling", można by się natychmiast obchodzić jak ze zwykłym wytworem tak zwanych "królestw astralnych" (pomijając kwestię, czy astralne królestwa są sztucznym wytworem świadomości). Zaczęłam się zastanawiać, czy istnieje coś rzeczywiście "wyższego", a jeśli tak, to czym to jest i jak "wysoko" można naprawdę dojść.
Doprowadziło to do sformułowania idei na temat drugiego utrudnienia w osiąganiu kontaktu z możliwie wysokiego poziomu; nazwałam je "czynnikiem transdukcyjnym". Hipoteza ta sugerowała, że ewidentnie źródło naprawdę wyższego poziomu po prostu nie może nawiązać pełnego i bezpiecznego połączenia z uwięzioną w fizycznym stanie świadomością, bo byłoby to podobne próbie podłączenia urządzenia korzystającego z napięcia 110V do prądu 220V. Jeśli było to "wyższe" źródło, to zgodnie z definicją jego energia tak przytłoczyłaby ludzkiego odbiorcę, że nie mógłby tego wytrzymać.
Faktycznie sformułowałam tę ideę w oparciu o przeczytane opisy przypadków. Wiele z nich popierało tę hipotezę, a były również przykłady ludzi, którzy wręcz postradali rozum po kontakcie z "wyższymi źródłami". Jak meteory rozbłyskiwali na niebie naszych zbiorowych psychicznych i duchowych domen, krótkie iluminacje krajobrazu, tylko po to, by runąć i spłonąć w haniebnym upadku. W większości było jasne, że takie próby wiążą się z wieloma niebezpieczeństwami, jak wyjaśniano w obszernej starożytnej literaturze, pismach okultystycznych i rozmaitych wschodnich naukach mistycznych.
Istniał jeszcze jeden powód, dla którego sformułowałam tę ideę, a opierał się on na obserwacjach Natury. Tym, co stale obserwujemy w otaczającym nas świecie, jest wzrost. Co więcej widzimy, że wzrost pojawia się w cyklach. Ludzka świadomość zaczyna rosnąć od momentu poczęcia. Czy jest to rezultat połączenia zewnętrznej świadomości z rozwijającym się neurologicznie/fizycznie systemem, czy nie, albo też czy jest to po prostu rezultat efektu "ducha w maszynie", świadomość rośnie. Przyjmijmy to zatem za obserwowalną daną zasadę.
W początkowym okresie życia, kiedy świadomość jest mniej wyraźna, istota bardzo dużo śpi. W kwiecie życia, kiedy świadomość jest najbardziej widoczna i aktywna, czas poświęcany spaniu (z dużym zróżnicowaniem, które może zależeć od bogactwa świadomości), ciało śpi mniej.
W pewnym momencie w starszym wieku świadomość zaczyna oddalać się od ciała (i znowu, z dużym zróżnicowaniem zależnym od nieznanych czynników, być może od bogactwa świadomości), a ciało ponownie powraca do dłuższych okresów snu.
Ważne jest, że moglibyśmy pomyśleć, iż sen i współczynnik świadomości świadczą o łączącym się, wyłaniającym i wycofującym stanie świadomości. Innymi słowy, w nowo poczętej/narodzonej istocie ludzkiej zasiane jest "nasienie" świadomości; wzrasta ono w zależności od bogactwa środowiska i potencjału parametrów DNA, które obecne są w ciele. Kiedy osiąga optymalny wzrost, rozpoczyna wycofywanie się. Ważne jest, by zrozumieć, że świadomość wyraźnie się wycofuje, ponieważ urosła do maksimum i już nie "pasuje". Wykorzystując dostępną neurologiczną/fizyczną konstrukcję osiągnęła w ciele najpełniejszy wyraz. Moglibyśmy przypuszczać, że kiedy zostanie osiągnięta ta górna granica czy masa krytyczna, zaczyna stopniowo postępować ruch "poza ciało".
Ten stopniowy ruch w głąb ciała i poza ciało sugeruje mi, że proces śmierci jest rodzajem "narodzin" w "wyższy" czy bogatszy i gęstszy stan istnienia, który przez konstrukcję fizyczną był nie do utrzymania! Gdyby był do utrzymania na wyższym poziomie albo w większej gęstości i bogactwie, nie rozpocząłby się w tym momencie proces stymulacji umierania. Przychodziło mi na myśl, że mogłoby to mieć coś wspólnego z względami genetycznymi. Dokładnie tak, jak różne rośliny i stworzenia mają określone i genetycznie zdefiniowane parametry, które determinują nie tylko ich ukształtowanie, funkcję, potencjał zdolności uczenia się oraz długość życia, tak też ludzkie jednostki do pewnego stopnia mają podobne ukształtowanie, funkcje, potencjał uczenia się i długość życia. Wydało mi się bardzo prawdopodobnym, że te potencjały mogłyby być w relacji symbiotycznej ze świadomością. Innymi słowy świadomość może rosnąć tylko do pewnych granic wyznaczonych przez genetyczne ograniczenia ciała, które zajmuje.
Dlatego, wydawało się logicznym podążanie w tym kierunku aż do wyciągnięcia wniosku, że prawdziwie "wyższa istota" lub taka, która osiągnęła ogromną gęstość i bogactwo świadomości, właśnie przez to skrępowanie genetycznymi konfiguracjami funkcji i potencjału w ludzkim ciele, nie mogłaby faktycznie wejść w pole ludzkiej energii świadomości i założyć na siebie cudzego ciała jak rękawiczkę w celu bezpośredniej interakcji, o ile nie posiadałaby podobnej konfiguracji i potencjału, co ciało gospodarza. Istota taka urosła i już nie "pasowała".
Dalsza logiczna dedukcja byłaby taka, że jeśli świadomość, która była zewnętrzna, rzeczywiście była w stanie wniknąć czy połączyć się z ludzką istotą, albo w bezpośredni sposób się połączyć, mogła to być tylko ta, która nie była bardziej zaawansowana niż normalny potencjał ludzkiej świadomości, choć nie ograniczona przestrzenią i czasem. Ta ostatnia okoliczność mogła dać takiej świadomości inną perspektywę, ale nie świadczyło to o jej postępie w filozoficznych czy duchowych kwestiach.
Innymi słowy martwy prezbiterianin to tylko martwy prezbiterianin. Jeśli świadomość może użyć twojego ciała, nie może się zbyt różnić od twojej własnej.
Chyba że poczynione są specjalne modyfikacje, co rozważymy.
Przedzierając się przez literaturę na temat czannelingu i duchowego mediumizmu zauważyłam, że istniały pewne bardzo interesujące przypadki, kiedy można było pomyśleć, iż "opętująca istota" (ponieważ, mimo przeciwnych twierdzeń, transowy czanneling JEST opętaniem) była co najmniej świadomością w niewiele większym stopniu gęstszą i bogatszą niż samo medium, które może osiągnęło lub nie, swój potencjał świadomościowy/genetyczny. Dziwne w tych przypadkach było to, że wydawało się, iż istnieje bezpośrednia zależność pomiędzy takimi potencjałami a masą ciała. Innymi słowy media sprawiające wrażenie zdolnych do nawiązania ograniczonego połączenia z pozornie wyższymi (choćby trochę) istotami, były raczej duże. Nie tylko to, po poddaniu ich naukowej kontroli i pomiarom, jak miało to miejsce w XIX i na początku XX wieku, okazało się, że takie media mogą stracić na wadze do 7 kilogramów w godzinę lub dwie takiego kontaktu. Przykładem tego jest Eusapia Palladino.
Takie rozważania spowodowały naturalnie, że pomyślałam o bardzo dawnych wizerunkach bogiń znajdujących się wszędzie na świecie, gdzie są one prawie zawsze przedstawiane jako bardzo grube kobiety! Tak, bezwzględnie byłam doskonałą kandydatką do tej pracy! Problem w tym, że wcale nie byłam zadowolona z poziomu kontaktu osiąganego nawet w tych wyżej opisanych przypadkach.
Istniały też opowieści o joginach i szamanach, którzy w stanie medytacji czy szamańskiej ekstazy, kiedy - jak twierdzili - osiągnęli rodzaj "kosmicznego połączenia", niewiarygodnie tracili na wadze z powodu "żaru tego stanu". Że był to żar, który niekoniecznie dawał się rejestrować termometrem, to jasne, ale wyraźnie obecny był w tych przypadkach swego rodzaju żar, jak również znaczące wahania masy ciała.
Przywiodło mnie to do pomysłu, że - w kategoriach czannelingu naprawdę wyższych istot - istotny problem stanowił sam jego tryb. Względem teoretyzowanego "wysokiego napięcia" takich wyższych źródeł, zaproponowałam, że jedynym sposobem, by doprowadzić do takiego kontaktu, jest połączenie energii dwojga lub większej ilości ludzi jako "odbiornika", a następnie próba "dostrojenia" tego odbiornika powtarzanymi aktami intencji. Innymi słowy, celowe zbudowanie innego "obwodu".
Kiedy głowiłam się nad tym problemem, zdałam sobie sprawę, że jedynym realnym sposobem połączenia energii jako ludzkiego biokosmicznego odbiornika, będzie użycie takiej formy komunikacji, która wymaga więcej niż jednej osoby i która zapewnia również natychmiastowy mechanizm zwrotnego sprawdzania informacji. Oczywistym rozwiązaniem było narzędzie w rodzaju tablicy.
Istnieją dwie główne teorie dotyczące prawdopodobnej zasady działania tablicy ouija. Pierwsza nazywa się "automatyzmem". Automatyzm jest też prawdopodobnie sposobem, dzięki któremu mają miejsce różdżkarstwo, ruchy wahadełka, unoszenie się stołu, automatyczne pisanie i inne ruchy obiektów fizycznych powodowane rzekomymi siłami duchowymi. Oznacza to, że uczestnicy mogą nie zdawać sobie sprawy z tego, że są odpowiedzialni za ruchy wskaźnika, a jednak robią to sami. Świadome lub nieświadome oczekiwania mogą dać nerwom sygnał "ognia!", powodując tym samym drobne, niezauważalne ruchy palców, które produkują "odpowiedzi". W ramach tej teorii użycie "mówiącej" tablicy jest podobne do teorii automatycznego pisania, według których takie wiadomości powstają w świadomym bądź nieświadomym umyśle medium. Zdefiniowana w takim kontekście mówiąca tablica jest po prostu obejściem świadomego umysłu i skrótem pomiędzy nieświadomym umysłem a nerwowo-mięśniowym systemem kontrolnym. "Zbiorczy automatyzm" powstaje wówczas, kiedy tablicą operuje więcej niż jedna osoba.
Widzimy więc, że w psychologicznym ujęciu automatyzm pozwala podświadomemu umysłowi chwilowo kontrolować pewne części ciała bez interwencji umysłu świadomego. Pozostawia jednocześnie świadomy umysł świadomym w celu zwrotnego sprawdzania informacji, monitorowania działań i zasadniczo utrzymywania równowagi w obrębie czynników kontroli protokołów eksperymentu.
Niektórzy "eksperci" twierdzą, że posiadanie zdrowego nieświadomego umysłu jest kluczem do bezpieczeństwa, ponieważ otwieranie takich drzwi bez należytej uwagi może u pewnych jednostek z pewnością prowadzić do psychoz. Ja mam na to nieznacznie inne spojrzenie. Nie sądzę, żeby obchodzenie w ten sposób świadomego umysłu mogło "zainicjować" psychozę. Myślę, że może otworzyć drzwi do ujawnienia się psychozy, która już istnieje w umyśle i która, o ile zostanie podjęta uważna analiza, okaże się obecna przez cały czas, manifestując się wieloma symptomami ciała i życia jednostki.
Kwestia, czy używanie bądź nieużywanie tablicy lub innego narzędzia dostępu do nieświadomości może "zachęcić" opętanie, jest raczej jak pytanie, co było pierwsze, jajko czy kura? Zagadnienie to w interesujący sposób porusza dr Baldwin. Chociaż ocenił on rozsądnie wiele innych rzeczy, w tym zagadnieniu pokazał, że on również dał się zwieść filmowi "Egzorcysta" i wyciągnął nielogiczne wnioski. Dowody mówią nam, jak opisuje to sam Baldwin, że stan "opętania" prawdopodobnie już u danej osoby istnieje, a skorzystanie z obejścia świadomości pozwala mu jedynie "przemówić" i ujawnić się. Ale przedstawia to swój własny zbiór problemów. Oczywiście każdy, kto nie jest biegły w technikach Uwalniania od Duchów, nie powinien nigdy otwierać takich drzwi. Podobnie w oparciu o rozsądną ocenę sytuacji, jednostka, która nie ma wiedzy na temat tych technik, która nie spędziła sporej ilości czasu na uczeniu się ich i pracy z nimi, nie powinna nigdy przystępować do czannelingu i to w żadnym kontekście! Czyniąc to, zapraszamy nieszczęście. A to oczywiście podsuwa pytanie, dlaczego "czanneling" stał się tak popularnym sportem?
Oczywiście Teoria Spirytystyczna głosi, że wiadomości, które mogą przychodzić, pochodzą z "zewnątrz". Duchy lub siły kontaktują się i przekazują wiadomości za pośrednictwem tablicy. Teoria Spirytystyczna wskazuje, że komunikujący są bezcielesnymi duchami lub innymi eterycznymi istotami, które mają jakiś cel w kontaktowaniu się z żywymi. Niemniej jednak nawet Teoria Spirytystyczna w kwestii faktycznego działania opiera się na teorii automatyzmu. Bezcielesny duch jest w stanie połączyć się z operatorem przez podświadomy i nieświadomy umysł i kontrolować ideomotoryczne reakcje, omijając umysł świadomy i generując ruch planszety przez stymulację impulsów nerwowych. Naturalnie teoria ta wskazuje, że gdy tylko skończy się komunikacja, duch odchodzi i wszystko jest w porządku. Dowody jednakże wskazują, że jeśli nie jest dostępna pewna wiedza i nie zostaną podjęte pewne działania, duch nie odchodzi! On się po prostu wycofuje do "wewnętrznej" przestrzeni pola energii gospodarza i wycisza się nie przestając drenować sił życiowych w celu wyżywienia się.
Chyba Chińczycy jako pierwsi wykorzystali duchowy automatyzm w formie "piszących planszet". Chiński przyrząd nazywał się chi i był rodzajem wróżącego czy różdżkarskiego pręta, używanym do pisania. Mówiło się, że duchy schodzą do niego, poruszają nim, a podmiot dokonujący tej działalności miał go użyć, by odczytywać boskie wiadomości na papierze lub w piasku. [...]
W szóstym wieku p.n.e. tracjańskie kulty dionizyjskie znane były z wykorzystywania szamanów jako kanałów transowych do komunikowania się z duchami albo, jak wtedy określano, z theoi lub z bogami: bezcielesnymi nieśmiertelnymi istotami z ponadludzkimi mocami. Niektórzy uczeni sugerowali, że filozofia racjonalistyczna zrodziła się z tajemnych kultów, dionizyjskiego, orficznego i eleuzyńskiego, poświęconych czannelingowi tych bóstw; oczywiście dużo wcześniejsza filozofia grecka, w szczególności Pitagorasa, Heraklita i Platona, przepojona była tymi misteriami.
To oczywiście prowadzi do pytania, jakim sposobem "czannelingowa" informacja mogła być podstawą filozofii racjonalistycznej uważającej, że nie istnieje nic, co można czannelingować? Czy mogła ona być zwykłym rozwinięciem idei Jahwe/Jehowy, że istnieje tylko jeden bóg i właśnie on nim jest? Po prostu jeszcze jeden krok w usuwaniu duchowego wsparcia z życia istot ludzkich?
W Theagetes Platona Sokrates wyznaje: "Dzięki przychylności Bogów od dzieciństwa zajmowała się mną pół-boska istota, której głos od czasu do czasu odradza mi pewne przedsięwzięcia, nigdy jednak nie wskazuje mi, co mam robić".
Greckie wyrocznie w Dodonie, Delfach i innych miejscach wieszczyły pogrążając się w transie, w trakcie którego owładnięte były przez bezcielesne duchy; niektóre z tych sławnych - przez pojedynczego ducha, albo jak to dziś nazywamy "ducha-przewodnika". Wyrocznie często mieszkały w jaskiniach i o duchach, z którymi się komunikowały, myślały jako o przybywających do nich ze świata podziemnego przez szczeliny w skałach.
Najbardziej interesującym w tym wszystkim punktem jest fakt, że Pitagoras używał czegoś w rodzaju tablicy Ouija bardzo wcześnie, bo 540 lat p.n.e.: "mistyczny stół" na kołach obracał się i wskazywał na znaki, które następnie były interpretowane przez samego filozofa lub jego ucznia, Philolausa. Nawet po dziś dzień misteria pitagorejskie są przedmiotem dużego zainteresowania naukowców, a także mistyków. Wygląda na to, że mamy tu dowód, iż zaawansowana wiedza Pitagorasa mogła być uzyskana dzięki tablicy Ouija!
Od czasu, kiedy Rzymianie podbili Grecję, ruch racjonalizmu obrócił się przeciwko duchowemu czannelingowi. Cyceron, rzymski racjonalista, którego czcili wcześni Ojcowie Kościoła, odciął się od duchowego czannelingu i nekromancji z racji tego, że wymagały ohydnych pogańskich rytuałów. Jak jednak zauważono powyżej racjonalizm w końcu odgryzł rękę, która go karmiła, i zaczął pożerać swojego ojca, monoteizm, poszerzając argumentację o ideę, że nie istnieje żaden bóg, nie ma żadnych duchów, nic nie przetrwa po śmierci fizycznego ciała, nie mamy więc nikogo, do kogo mówiłoby się "po drugiej stronie", po co więc się przejmować?
Nauka przyjęła pogląd, że wszystko to jest oszukańczą grą, i dzisiaj stanowi to niemal powszechny główny nurt opinii naukowej na temat tego zjawiska.
W następstwie pracy z zagadnieniem przyczepiających się duchów [jako hipnoterapeutka], miałam mnóstwo pytań. Jak już powiedziałam, w moim umyśle otwarta była możliwość, że takie "duchy" były po prostu fragmentami osobowości jednostki, czymś w rodzaju przerwanych obwodów w mózgu, biegnących w powtarzających się pętlach, a stworzonych przez traumę lub stres. Być może jednostka, która natrafia na trudność, wchodząc w narcystyczny stan fantazji, tworzy "sen", który zostaje odciśnięty w pamięć mózgu. Jeśli następnie wynurzy się ona z tego stanu, by radzić sobie z rzeczywistością, ale nie radząc sobie z samym problemem, może go zamknąć w mózgu w czymś na kształt szufladki na pliki, by siedział tam i czekał, aż zostanie uaktywniony przez elektryczność lub związki neurochemiczne mózgu w czasie jakiegoś przypadkowego nieświadomego przeszukiwania.
To samo można powiedzieć o tak zwanych wspomnieniach z poprzedniego życia: są one po prostu samoutworzonymi plikami pamięci wytwarzanymi w stanie narcystycznego wycofywania się wskutek stresu. Takie neurologiczne pliki mogą następnie zostać ściągnięte i odczytane przy użyciu metody obejścia świadomości albo za pomocą automatyzmu czy po prostu pozwalając świadomemu umysłowi "odsunąć się na bok", jak w czannelingu transowym. Jeśli o to idzie, to myśląc w tych kategoriach zwykłą psychoterapię można brać za czanneling.
Bardziej problematyczny jest świadomy czanneling, ponieważ sugeruje pewien patologiczny stan, w którym mogą odgrywać rolę przyczepione duchy czy rozszczepiona osobowość. W takich przypadkach "alter" ego w postaci zmienionej osobowości czy też rzeczywiście przyczepionej istoty (pamiętając o powyższych spekulacjach na temat "realności" "przyczepiających się bytów") jest silne i na tyle dobrze obwarowane, aby ustanowić daleko silniejsze schwytanie ciała gospodarza, niż to, które może manifestować się jedynie przez automatyzm czy trans.
Profesor Douglas Robinson z Ole Miss sugeruje, że można nakreślić analogię pomiędzy funkcją tłumacza i kanałem lub medium. Ich celem jest odsunięcie się na bok i pozwolenie oryginalnemu autorowi obcojęzycznego dzieła mówić przez nich. Do ich fachu należy jak najpełniejsze przeniesienie intencji oryginalnego autora nowemu audytorium, które w przeciwnym razie, nie znając języka, nie miałoby dostępu do materiału. W zwykłym sensie przekład jest po prostu pokonywaniem językowych czy kulturowych barier. W przypadku czannelingu jest to pokonywanie barier czasowych, świadomościowych czy nawet nadprzestrzennych.
Kluczową sprawą związaną zarówno z translatorstwem jak i czannelingiem jest konieczność, żeby pośrednik nie przekazywał docelowemu audytorium swoich własnych idei, znaczeń, argumentów czy wyobrażeń. Tłumacz musi być neutralnym kanałem idei i znaczeń pierwotnego autora do docelowej publiczności.
Analogia ta sugeruje zarówno, że (a) źródłowy autor ma moc inicjowania komunikacji z docelową publicznością przez tłumacza (autor jest aktywny, tłumacz jest pasywny albo aktywny najwyżej tylko w akcie poddawania swojej aktywności aktywności autora) jak i (b) tłumacz posiada pewne środki zdobywania dostępu do głosu i sensu autora, wiarygodnego "otwierania się" na celowe mówienie osoby, która jest prawie w każdym przypadku inną. Czasami translatorzy tłumaczą źródłowe teksty, które sami napisali, ale zazwyczaj źródłowy autor jest inną osobą, najczęściej odległą w czasie i miejscu i nierzadko nieżyjącą. [Robinson]
Dzisiaj, pod wpływem racjonalistycznej zachodniej technologii, idea, że ktoś może po prostu usiąść i rozpocząć czanneling, jest bardzo podobna do pomysłu, że przekład może być dokonany przez maszynę z wyłączeniem ludzkiego pośrednictwa. To bardzo delikatna sprawa.
W kategoriach programu komputerowego, który tłumaczy z jednego języka na inny, widzimy, że program usiłuje zrealizować algorytm albo ciąg algorytmów, w skład których wchodzi zbieranie danych, sporządzanie wykresu przebiegu działania, podawanie serii komend i wykonywanie ich. Wyniki są zaledwie tak dobre, jak algorytmy. Wiemy z literatury, że "zjawisko czannelingu", tak szeroko praktykowane, pomija w algorytmie użycie rozumu. Nie ma mechanizmu sprzężenia zwrotnego, a zatem żadnej możliwości precyzyjnego dostrojenia. Oznacza to, że nie dopuszcza algorytmu, który mógłby uwzględniać fakt, że w głowie osoby czannelingującej mogą istnieć konkurujące ze sobą siły. Wykluczenie Rozumu i możliwości istnienia konkurujących ze sobą sił prowadzi do algorytmu: "Ja jestem twoim Panem Bogiem i nie ma innego, ponieważ tak powiedziałem! A jeśli mi nie wierzysz, tym gorzej dla ciebie!" Niezbyt produktywne, delikatnie mówiąc.
Faktem jest, że badacze mechanicznych tłumaczeń tracą nadzieję, iż kiedykolwiek zaprogramują maszynę do tworzenia profesjonalnych przekładów bez ludzkiego udziału. W ten sam sposób raczej niemożliwe jest wyprodukowanie jakkolwiek użytecznego czannelingowego materiału bez wzięcia w pełni pod uwagę konkurujących sił jak również zastosowania Rozumu do zajmowania się nimi. Bez zastosowania wiedzy i bezpośredniej, szybkiej informacji zwrotnej, mało jest możliwe, że wyłoni się cokolwiek innego niż bezużyteczna psychopaplanina. I wydaje się, że tak się właśnie sprawa przedstawia. Ale oczywiście wyklucza to narcystyczne zwodzenie, rozmyślne oszustwa i patologiczne przypadki rozszczepionej osobowości. To wszystko tam jest, w Krainie New Age, i jest to dżungla!
W końcu te systemy mechanicznej translacji, które działają, są faktycznie cybernetycznymi systemami translacyjnymi: wszystkie wymagają ludzko-mechanicznego interfejsu. W filmach fantastyczno-naukowych często widzimy "mechanicznego tłumacza", który pozwala kosmicznym podróżnikom podłączyć się do urządzenia przez mózgową elektrodę, otworzyć usta i automatycznie mówić w języku odwiedzanej planety. Słowa mogą pojawiać się w jego mózgu, ale w chwili, gdy wychodzą one z ust, maszyna zmieniła impulsy nerwowe wysłane do organów mowy powodując, że wytwarzają one poprawne słowa w nieznanym języku. Najwyraźniej mechanizm działa również w drugą stronę i kosmiczny podróżnik słyszy słowa wypowiadane w nieznanym języku, ale "doświadcza" ich w swoim własnym.
Interesujące jest dla mnie, że jest to maszyna protetyczna, zmieniająca kosmicznego podróżnika w swego rodzaju cybertłumacza, który jest w stanie "czannelingować" obcą mowę.
Przez tę zabawną "odwróconą analogię" próbuję pokazać, że dzięki użyciu protez jesteśmy w stanie posłużyć się algorytmem, który włącza rozum i mechanizm sprzężenia zwrotnego! Właściwie użyty rozum stawia całą armię, którą Adam Smith zwał "niewidzialnymi rękoma", a która kształtuje, kieruje, reguluje i kontroluje przekład. A to prowadzi nas do najbardziej interesującego wniosku, że sam rozum może być "niewidzialną ręką".
"Rozum jest uwewnętrznioną formą ideologicznego mistrzostwa". Dokładnie tak, jak duch przejmuje w posiadanie lub zawłaszcza medium i mówi, lub w inny sposób działa poprzez ciało godzącego się na to medium, załadowany jest do komputera tekst w obcym języku, by zostać przetłumaczonym (często zupełnie niedorzecznie), tak też robi ideologia i jej agenci - nie wyłączając rozumu - przejmuje w posiadanie lub zawłaszcza przedmiot ideologiczny i włada jego ciałem dosłownie jak własnym. I w tym sensie odkrywamy, że medium channeligowe jako "maszyna translacyjna" może stać się czymś daleko bardziej interesującym.
Jednostka, która przez długie i intensywne studia dochodzi do idei, że istnieje możliwość komunikacji z wyższą świadomością i formułuje hipotezę, jak to zrobić, a następnie eksperymentuje z tą hipotezą, dostosowując ją i modyfikując w trakcie trwania tego procesu, jest w pewnym sensie kierowana przez niewidzialne ręce albo przez siły kosmosu. Ale jest to rzecz jasna źródło informacji o większej złożoności, a głęboka potrzeba komunikacji złożonych i nowych pojęć jest tym, co przygotowuje takiego tłumacza.
W kategoriach zwykłego czannelingu niższego poziomu stwierdzamy, że duchy w takiej działalności przywołują medium, przez które on czy ona chce mówić, poprzez ukazanie się przed jasnowidzem; albo wzbierają jak ciśnienie werbalne wewnątrz głowy błagające o uwolnienie do świadomości jasnosłyszącego. Czasami kanał wpada w nieświadomość i budzi się, by stwierdzić, że coś innego lub ktoś inny używał jego organów mowy.
W ten sam sposób Kosmos jako Całość, poprzez Rozum i Wiedzę, i poszukującego ducha zaszczepionego w ludzkiej postaci "przywołuje" potencjalny kanał/translatora prawdziwie wyższych rzeczywistości. Słowa: "tłumaczyć", "przekazywać" i "przetwarzać" mają ten sam łaciński źródłosłów. I to w przypadku roli tłumacza odkrywamy, że zwykłe "podłączenie się i włączenie mechanizmu" nie wystarczy.
Tłumacze muszą być wyszkoleni; muszą nie tylko znać drugi język, muszą wiedzieć, jak regulować stopień wierności tekstom źródłowym, jak powiedzieć, jaki stopień i rodzaj wierności jest właściwy w konkretnym kontekście, jak otrzymać i dostarczyć przekłady, jak znaleźć pomoc w terminologii i tak dalej. Wszystko to sugeruje długi okres szkolenia i przygotowań. Medium translatorskie jest kimś, kto studiował te rzeczy, kto zna te rzeczy i kto, co najważniejsze, panuje nad swoim czannelingowo-translacyjnym zachowaniem w kategoriach tej wiedzy. Jest kontrolowany przez Kosmiczne normy ideologiczne.
Wiedzieć za pośrednictwem rozumu, co nakazują te kosmiczne normy, i działać zgodnie z nimi to podporządkować się ich kontroli. Stanie się kanałem-tłumaczem prawdziwie Wyższej Kosmicznej Świadomości oznacza bycie przywołanym w charakterze tłumacza przez "niewidzialną rękę" Wszechświata.
Jeśli chcesz zostać kanałem-tłumaczem, musisz podporządkować się roli tłumacza ucząc się danego języka w sposób biegły; musisz się podporządkować i dać sobą kierować przez to, co - jak informują cię kosmiczne normy ideologiczne - jest prawdziwym duchem źródłowego autora, i przekazać tego ducha w niezmienionej postaci na język docelowy.
Tak właśnie było, że mając na uwadze te wszystkie rozważania, zatrzymałam się w końcu na instrumencie w rodzaju tablicy, będącym najlepszym sposobem poradzenia sobie z tymi problemami. Jest to urządzenie protetyczne, które pozwala na ciągłe sprężenie zwrotne pomiędzy algorytmem "maszynowego tłumaczenia" podświadomości/nieświadomości, a ludzkim interfejsem świadomego umysłu, który musi stale używać rozumu do "dostrajania". Jest to możliwe jedynie przy użyciu tablicy ze względu na fakt, że "medium" z jednej strony wykorzystuje do odbioru obejście świadomości, podczas gdy w tym samym czasie jest w stanie utrzymywać stałą świadomą spójność. Będąc przez cały czas w pełni kontroli swojego umysłu i mając możliwość obserwacji, kontrolowania i bezpośredniej akceptacji lub odrzucenia w dowolnej chwili dowolnego materiału czy doznania, rozum wprowadzany jest jako część algorytmu. Innymi słowy, właściwie użyty przez jednostkę, która jest biegła w omawianym temacie, jak również w klinicznie demonstrowalnych rzeczywistościach "innych królestw", jest jednym z najlepszych dostępnych narzędzi do nawiązania kontaktu z podświadomością, wyższą jaźnią i /lub życzliwymi istotami, które pragną nawiązać telepatyczny kontakt.
I to jest kluczowe słowo: telepatyczny.
Ten typ urządzenia pozwala stworzyć "osobną linię", jeśli można to tak nazwać, "przełącznik", gdzie ustanawiany jest przez wąską nitkę świadomości nowy obwód, bez konieczności oddawania kontroli w jakikolwiek sposób.
Wskutek wpływu filmu "Egzorcysta" urządzenie takie zdobyło negatywną reputację. Ale nie zawsze tak było! Zabawne, jak cała "doktryna" może zostać stworzona przez Hollywood, a następnie ludzie przyjmują ją jak ewangelię.
Pewni tak zwani "eksperci" będą utrzymywać, że bycie "medium spirytystycznym" jest w porządku, ale używanie tablicy lub automatycznego pisma czy nawet "transowego czannelingu" jako narzędzia może sprowadzić jedynie byty z "niższego poziomu". To w pełni nielogiczne stwierdzenie opierają oni na twierdzeniu, że "żaden duch o zaawansowanym stopniu duchowości, żaden wzniosły mistrz czy duch opiekuńczy nigdy nie ważył się zrobić niewłaściwego użytku z talentu pisania lub mówienia innej osoby, żyjącej lub zmarłej".
Niech wolno mi będzie sprostować: robienie czegokolwiek z tego, co wymieniono wyżej, jest w porządku tak długo, jak długo nazywasz siebie "medium". Ale jeśli nazywasz się "kanałem" albo jeśli ustalisz protokoły, za pomocą których jesteś pod stałą, świadomą kontrolą, to z definicji jesteś jedynie w kontakcie z "bytami niższego poziomu"? Bardzo dziwne. Także wskazujące na bezdenną ignorancję.
W przeciwieństwie do powyższej "opinii eksperta", część mojej opartej na latach badań hipotezy stanowiła, że trwały kontakt ze źródłami naprawdę wyższego stopnia bardzo rzadko - jeśli w ogóle - pojawiał się w historii czannelingu! A przynajmniej nie ten typ źródeł, o którym zakładałam, że istnieje na naprawdę wyższym poziomie egzystencji. Tak więc nikt w rzeczywistości nie "znał języka".
Absurdem byłoby myśleć, że można po prostu usiąść i ze swojego obecnego ludzkiego stanu załadować i tłumaczyć coś, czego prawie nigdy wcześniej nie napotkano.
W tym czasie postawiłam hipotezę, że "Wszechświat w Całości" albo "źródło", z którym chciałam się skontaktować, miało faktycznie moc zainicjowania komunikacji z docelowym audytorium - ludzkością - ponieważ z perspektywy wszystkich doświadczeń mojego życia aż do tej chwili było ewidentne, że wszechświat mówi do nas przez zdarzenia naszego życia.
Zarówno wiele niezwykłych ujawniających się synchroniczności, jak i bliskie przyjrzenie się dynamice mojego życia, a także życia innych ludzi, których obserwowałam, mogły być zinterpretowane jako przemyślane działania pewnej ultra kosmicznej rzeczywistości próbującej nauczyć mnie języka symboli. Zdecydowanie czułam, że byłam "przywoływana" przez Wszechświat, który prosił mnie, bym podjęła zadanie nauczenia się języka i działania jako kanał-tłumacz.
Czy mógł być ustanowiony bardziej bezpośredni sposób komunikacji za pośrednictwem mnie jako Tłumacza, czy nie, nie byłam całkiem pewna. Ale zdecydowanie zależało mi na podjęciu próby zdobycia dostępu do Głosu Wszechświata przez zwrotne wołanie poprzez długi proces budowania obwodu do, a może nawet przez głęboko nieświadomy umysł.
Ponieważ było jasne, że te interakcje angażują pewien poziom istnienia, którego większość z nas jest nieświadoma, i do którego mamy niewielki dostęp, zdałam sobie sprawę, że było to równoznaczne z faktem, że muszę "nauczyć się języka" na pewnym jak dotąd nieznanym poziomie mojego istnienia.
Nie tylko zamierzałam nauczyć się tego języka, który nigdy wcześniej systematycznie nie był studiowany, ale wiedziałam też, że muszę się dowiedzieć, jak "regulować stopień wierności źródłowemu tekstowi, jak powiedzieć, jaki stopień i typ wierności jest właściwy w konkretnym kontekście, jak otrzymywać i dostarczać przekłady, jak znajdować pomoc w terminologii i tak dalej". To było rozumowanie albo " narzędzie ideologicznego stanu", które ustanawiałam jako protokół - algorytm - dla powrotnego "sygnału".
Po zaznajomieniu się z literaturą na temat czannelingu było jasne, że najbardziej poważany i wiarygodny materiał w historii czannelingu albo przechodził przez urządzenie typu tablica, albo był inicjowany przez narzędzie typu tablicy. Było jasne, że były to metody do nauki nowego języka w pewnym wewnętrznym miejscu w umyśle, jakby podłączanie się do macierzowego urządzenia translacyjnego.
Mając dodatkowo jeszcze do dyspozycji informacje na temat podłączania się duchów, zaburzeń rozszczepionej osobowości i innych patologicznych stanów, jak również sposobów efektywnego z nimi postępowania, uzmysłowiłam sobie, że jeśli moja hipoteza jest słuszna, prawdopodobnie będę mogła podjąć czanneling z poziomem nigdy wcześniej nieosiągniętym - albo przynajmniej bardzo rzadko, może mniej więcej raz na tysiąc lat.
Ale oczywiście wszystko to zależało od długiego okresu "treningu" i stosowania algorytmu. A to oznacza prawdopodobnie bardzo długi okres używania instrumentu typu tablicy, by "transmitować" nie tylko swoje własne podświadome fragmenty poprzez serię ich własnych dramatów, ale może nieskończoną liczbę często pokrewnych istot bezcielesnych, zanim zostaną wyczerpane wszystkie "pętle" i osiągnięta będzie synchronia mózgu.
W końcu zdecydowałam, że jeśli nawet jedyną rzeczą, którą da się osiągnąć w tym procesie, będzie "czysta podświadomość", oczyszczona ze wszystkich swoich małych ukrytych pętli myślowych, to jest to wciąż warta zachodu działalność. Oczyszczenie umysłu przez uzdrowienie jego fragmentów, w jakichkolwiek kategoriach się manifestują, może być tylko dobre!
Ważne, że sobie uzmysłowiłam, aby nie poddać się za wcześnie z używaniem tablicy. To byłoby jak założenie, że można osiągnąć mistrzostwo we władaniu językiem tylko dlatego, że używa się go do codziennych celów. Żeby być prawdziwym tłumaczem, trzeba doskonalić nowy język na najbardziej subtelnym i wyrafinowanym poziomie. W tym momencie pomyślałam, że mam całkiem dobrą teorię i nadszedł czas, by przejść do fazy testów; a zatem zaczęliśmy.
W pierwszych latach uczestnicy eksperymentu tworzyli małą grupę ludzi, z których wielu przychodziło i odchodziło. Dwie osoby, które w ciągu tych lat cały czas były częścią eksperymentu to Laura Knight-Jadczyk i "Frank Scott" (pseudonim). I znowu dynamika interakcji jest szczegółowo przedstawiona w książce Amazing Grace.
Artykuł Thomasa Frencha relacjonuje sporą część dramatycznego okresu alchemicznej inicjacji, którego doświadczyła Laura w konsekwencji "spojrzenia w zwierciadło". Chociaż jego perspektywa jest perspektywą dziennikarza, który jedynie obserwował z "zewnątrz", nie mając rzeczywistego pojęcia o procesie, którego był świadkiem, to prowadził kronikę "zmieniających wszechświat" wydarzeń, które następowały w trakcie tego "testu", na który składały się dramatyczne spotkanie i małżeństwo Arka i Laury. Od tego momentu eksperyment trwał z dodatkowym algorytmem "aparatu ideologicznego stanu" Arkadiusza albo zdolności rozumowania dodanych do pętli zwrotnej oczyszczania procesu "translacji".
Kasjopeanie wiele razy w trakcie procesu zauważyli, że Laura żyła będąc istotą z "Pierwszego Poziomu Profilu Karmicznego Przeznaczenia". Możemy to prawdopodobnie odnieść do "Krainy Archetypów". W innym momencie powiedzieli także, że "Ark nadchodził, by dołączyć do przedstawienia od początku. Wszystko jest wieczne, czas jest selektywny. Widzimy całą zawartość szafy grającej we wszystkich 'czasach'". Kiedy Ark brał udział w Kasjopeańskim Eksperymencie po raz pierwszy, miał miejsce następujący dialog:
Pyt.: (A) Moje pierwsze pytanie brzmi: chcę zrozumieć, czym jest ta "przeznaczona misja", co się na nią składa?
Odp.: Składa się z podążania ścieżką, w obliczu której stanąłeś. ... Nie mówimy ci o przeznaczonej ci misji, bo wtedy nie byłaby już "przeznaczona". Uczysz się przez doświadczenie, i, jak czujesz, jesteś na progu raczej głębokiego doświadczenia. ... I przy okazji, Arkadiusz, nauka jest naprawdę najbardziej duchowa!... Wydaje się nam, że wasze ścieżki splatają się!... Połączcie energie w poszukiwaniu odpowiedzi, a reszta się ułoży...
Pyt.: (L) Jeszcze ostatnie pytanie: powiedzieliście "Połączcie energie". Czy jest jakiś powód, dla którego ułatwi to poszukiwanie odpowiedzi?
Odp.: Dopełniające się dusze.
Bycie "na progu raczej głębokiego doświadczenia" było delikatnym stwierdzeniem!
***
Tak się składa, że Ark miał garść pomysłów na temat "misji". Sporządził krótki przegląd sytuacji, który nazwał "Z lotu ptaka" i pisał w nim:
Kilka myśli:
Pozwól, że sformułuję mój aktualny pogląd na sytuację. Będzie to coś w rodzaju widoku z lotu ptaka; z pewnej odległości, kiedy szczegóły stają się nieistotne. Podejmę więc NIEKTÓRE spośród tematów, te, które wydają mi się ważne. Będzie ich kilka i będą rozważane oddzielnie.
1. Przyjmuję jako hipotezę, która może jest prawdziwa, a może nie, ale zakładam, że to prawda, dopóki nie zostanie dowiedzione, że jest inaczej, że ani tobie, ani mnie nic nie zdarza się przez przypadek. Wszystko, co się dzieje, ma swój cel i znaczenie. To dla nas ciężka praca, dowiedzieć się, jaki dokładnie to cel i w pewnym stopniu sami również jesteśmy jego twórcami.
A zatem to nie przypadek, że jesteś tym, kim jesteś. Nie przypadkiem jestem fizykiem. Nie jest przypadkiem, że chwilowo jesteśmy osobno. Nie jest przypadkiem, że nasze życie było, jakie było. Mogło być odrobinę inne, albo jest odrobinę inne w jakichś równoległych rzeczywistościach, ale teraz zajmujemy się naszą rzeczywistością, naszą teraźniejszością i nasza przyszłością.
2. Zatem żadna książka, którą kiedykolwiek przeczytałaś, nie była przypadkowa i żadna rozmowa, którą prowadziłaś; nawet głupie książki i rozmowy stanowiły lekcje. To samo dotyczy mnie.
3. Oboje czegoś poszukujemy i było oczywiste, że nie znaleźlibyśmy tego w obecnym życiu w pojedynkę. Był KTOŚ, kogo zobaczyłaś w swojej wyobraźni. Była też moja całkowicie stłumiona idea posiadania "amerykańskiej żony". Jakoś mi to przychodziło do głowy, ale ciągle odpychałem tę myśl jako kompletnie głupią. Ale ona pukała. Tym sposobem byłem "przygotowywany", ponieważ zazwyczaj byłem/jestem konserwatywny.
Jakoś się odnaleźliśmy i jest w tym cel. Przyjmuję, że to możliwe, że ty/ja - my jesteśmy połączeni ze Stwórcą i jesteśmy jego odległymi częściami, Jego narzędziami i jesteśmy odpowiedzialni za coś, co jest całym wszechświatem i jego losem.
To nie jest zwariowana idea. Można to wytłumaczyć bardzo prostymi słowami.
Ty/ja możemy coś odkryć, formułę albo ideę, która wpłynie na przyszły rozwój ludzkości - nawet jeśli tylko trochę, to po latach skutek się spotęguje, tak że świat dzięki temu zostanie "ocalony". Dowiadujemy się tego z ogólnych pojęć mechaniki chaosu. Istnieją systemy, w których - o ile tylko są dostatecznie złożone - niewielka zmiana teraz prowadzi do dramatycznych zmian po jakimś czasie.
Wszechświat jest nie tylko złożonym systemem, zawiera w sobie inteligencję. Zupełnie możliwe, że "inteligentna" zmiana, której teraz dokonamy, całkowicie odmieni los wszechświata. Zamiast umierać w wyniku śmierci termicznej, na zawsze rozkwitnie...
Przez całe życie towarzyszyło mi to poczucie odpowiedzialności. Stanowiło powracający temat w moim dzienniku. Jeśli akceptujemy hipotezę, że nic NAM nie zdarza się przez przypadek, to w tym uczuciu również kryje się jakiś sens.
4. Zatem ty/ja jesteśmy odpowiedzialni. Akceptujemy to. To jasne.
Wiemy od K'n, że posiadasz "wszystkie klucze". W pewnym sensie znaleźliśmy to w Plejadianach albo w Biblii, że każdy ma klucze. Ale u wielu klucze są połamane, zepsute, rozregulowane, rozstrojone i użycie ich jest trudne lub wręcz niemożliwe. Nie wiemy, ilu ludzi na tym świecie dysponuje kluczami i ilu z nich już ich używa bądź asystuje innym w ich użyciu. Przez chwilę nie nie ma to jednak znaczenia. Wszystko jest lekcją - przyjmujemy to - i mamy swoje zadanie. Ani ty, ani ja nie oczekujemy, że "zostanie nam powiedziane".
5. Zatem ty masz klucze i zostaliśmy przywiedzeni ku sobie. Ja jestem fizykiem i znam matematykę, która jest językiem uniwersalnym. Z drugiej strony ty znasz i lubisz te wszystkie zabawne opowiastki łączące historię/alchemię/i takie tam. Wszystko to tylko słowa, podczas kiedy matematyka jest samą logiką. Podczas gdy fizyka jest sprawdzalna i pomaga nam tworzyć technologie, te historie z Graalem, Templariuszami i Rennes są trochę zamazane i dla tych, którzy nie używają matematyki, do nikąd nie prowadzą...
Ależ NIE! Jeśli nic nam nie zdarza się przypadkiem, to fakt, że interesujesz się tym, czym się interesujesz, również nie jest przypadkowy.
Jaki więc może być cel tego wszystkiego?
Cel może być taki, że WIEDZA to nie tylko matematyka i równania, ale również inteligencja, świadomość, umysł i idea. Ponieważ same równania NIC NIE ZROBIĆ. Potrzebujemy więc jednego i drugiego.
Istnieje prawdopodobnie wielu ludzi, którzy podążają ścieżką technologii i prowadzą tajne prace z zakresu "wielkiej fizyki" czy "wielkiej matematyki". Ale nas to nie dotyczy. My nie chcemy zaprzedać duszy jak Faust. Nie służymy ciemności.
Dlatego potrzebujemy wiedzy. Im więcej wiedzy posiadamy, tym bardziej jesteśmy chronieni. Cel ten znowu łatwo zrozumieć w prostych terminach. Skoro bawimy się nie tylko TDARM i maszyną czasu, i robieniem złota, ale też tablicą Ouija, historią, templariuszami, arkadyjskimi pasterzami i wszystkimi tymi śmiesznymi rzeczami, nie stanowimy zagrożenia, bo nie dążymy do władzy. Ani nie chcemy władzy OD nikogo.
Nasz cel jest inny. Mamy do spełnienia swoją osobistą misję: zewnętrzne ciemne siły zostaną rozproszone przez - powiedzmy - różnorodność naszych częstotliwości.
6. Ale dlaczego wszyscy ci Templariusze i Różokrzyżowcy SĄ tak ważni?
Ponieważ to wszystko to wiedza. Fragmenty wiedzy stąd i stamtąd. Nie zamierzamy używać tej wiedzy, nie próbujemy. Ale jakoś jest dla nas ważne, by to wiedzieć, tak jak i znaleźć możliwie najlepszy sposób wykorzystania tej wiedzy.
7. Sądzę, że JEST prawdą, iż jedyne ograniczenia, to te, które są nam narzucane przez nasz własny umysł i nasze nawyki myślowe. Musimy więc być coraz śmielsi w myśleniu. Z drugiej strony zawsze powinniśmy iść krok po kroku. W przeciwnym razie grozi nam niebezpieczeństwo.
8. Czy życie jest wystarczająco długie? Zakładamy roboczo, że tak, jest. Ponieważ tylko od nas zależy, jak długo będzie ono trwało.
Przed nami ogromna praca, składa się na nią przemyślenie od nowa i przearanżowanie naszej struktury komórkowej. Wierzymy, że można to zrobić nawet przy użyciu aktualnie znanej (tajnej) technologii. Źródło młodości i takie tam, ale również to, co wiemy od K'n oraz z tekstów alchemicznych etc. Wszystko na to wskazuje. To możliwe.
Chodzi oczywiście o to, w jakim celu się tego używa. Jeśli tylko po to, by przedłużyć własne życie - no cóż...
Ale my mamy na myśli coś innego, ponieważ jesteśmy tu na usługach Stwórcy, do którego powracamy.
9. Zatem idziemy dalej. Ja zajmuję się swoją matematyką, ale muszę się uczyć wielu rzeczy. Nie tylko MUSZĘ SIĘ UCZYĆ, ALE RÓWNIEŻ MUSZĘ POMÓC TOBIE I MAMY DZIAŁAĆ RAZEM!
Laura zapytała K'n o spojrzenie Arkadiusza "z lotu ptaka":
Pyt.: Pierwsze pytanie Arkadiusza: czy ogólne spojrzenie na sytuację, tak jak je opisałem, jest poprawne?
Odp.: Czemu nie? Myśl nie byłaby tak "dokuczliwa", gdyby tak nie było! (...) Kiedy ktoś poszukuje prawdziwej nauki i wyższej wiedzy, nie ma "brakujących punktów", są jedynie jeszcze nie odkryte! (...) "Jeśli ktoś ma wolę Lwa, nie może mieć losu myszy!"
***
Ażeby rozmawiać o pewnych informacjach przekazanych przez Kasjopean, musimy, jak się okazuje, uciec się do konwencjonalnej terminologii. Miejcie na uwadze, że użyte terminy to tylko pewna konwencja, a generalnie Kasjopeanie używają więcej ekonomicznej i naukowej terminologii. Nie należy żadnej z poniższych dyskusji brać za cokolwiek więcej niż teoretyczne czy robocze hipotezy! Słowa takie jak "bóg" czy "bogowie" odnoszą się do energii i dynamik, a nie do dużego kolesia z brodą mieszkającego gdzieś w niebie.
Określenie "Miłość Boga" powinno być rozumiane w kontekście dwu podstawowych "Obliczy Boga"- czyli jako Kreacja i Entropia.
Studia ezoteryczne uczą nas, że żyjemy w czymś, co nazywa się "Mixtus Orbis". Oznacza to, że żyjemy w świecie kłamstw i prawdy, a praca poszukiwacza szerszej świadomości polega na nieustających ćwiczeniach w odróżnianiu kłamstw od prawdy. Jest to praktycznie praca alchemiczna.
W swoim wstępie do drugiego wydania Dwellings of the Philosophers Fulcanelliego Canseliet napisał:
"W Królestwie Siarki 'podkreśla Kosmopolita' istnieje Zwierciadło, w którym można zobaczyć cały Świat. Każdy, kto spogląda w Zwierciadło, może zobaczyć i poznać trzy filary Mądrości całego Świata i tym sposobem staje się wielce uczony w tych trzech Dziedzinach...
Z pewnością podwójne tajemnice - ta związana z narodzinami i śmiercią, niezgłębiona przez świeckich naukowców, oraz tajemnica stworzenia Świata i jego tragicznego końca jako kary za ludzką chciwość i pychę, będące w równym stopniu niepodzielne, nie są najbardziej unaoczniającymi objawieniami, jakimi Zwierciadło Sztuki obdarza Adepta. [...]
Phillippe de Mallery delikatnym dotknięciem wyrył: 'Obraz Świata, w którym Nieszczęścia i Niebezpieczeństwa są przedstawiane symbolicznie wraz z wzajemnie przeciwstawnymi uczuciami Miłości Boga i miłości człowieka'.
Pierwszy symbol jasno wskazuje na pierwotne, jeśli nie unikalne źródło wszystkich nieszczęść naszej Ludzkości. Podkreśla to również łacińska inskrypcja, która, w cudzysłowie, jest kolejną grą słów fonetycznej kabały: 'Totus mundus in maligno positus est'; cały świat jest stworzony wewnątrz diabła."
Co to znaczy, że cały "świat jest stworzony wewnątrz Diabła"?
Co to znaczy, że istnieje wzajemna opozycja Miłości Boga i Miłości Człowieka?
Samo słowo "siarka (sulphur)" jest kabalistyczną grą słów znaczącą "ogień duszy (soul fire)". Ogień Duszy w kategoriach alchemicznych to Palące Poszukiwanie Prawdy.
Kasjopeański Eksperyment zaowocował zarówno jasnym i nowoczesnym wytłumaczeniem, co oznacza powiedzenie, że "cały świat jest stworzony wewnątrz diabła", jak i głębokim zrozumieniem "wzajemnej opozycji Miłości Boga i miłości człowieka".
Jedną z głównych koncepcji przedstawionych przez Kasjopean jest ta, że istnieją DWIE DROGI DUCHOWE: jedna, która jest Służbą Sobie jako Bogu - dążenie do przyswojenia sobie energii pochodzącej od woli innych sobie i swym własnym przekonaniom, oraz druga, która jest Służbą Innym jako Bogu, innym włącznie z sobą, przy całkowitym poszanowaniu wolnej woli innych. Idee Służby Sobie (Service to Self, 'STS') oraz Służby Innym (Service to Others, 'STO') nie pochodzą wyłącznie od Kasjopean. Objaśnili oni jednakże szerzej to podstawowe, uniwersalne prawo i poprowadzili Laurę przez liczne doświadczenia i projekty badawcze, które odsłoniły głębszą naturę tego prawa i jego zastosowania.
Kasjopeański materiał sugeruje, że istota, która służy innym, robi to tylko wtedy, kiedy jest o to POPROSZONA. Prośba, w przeciwieństwie do manipulacji (manipulacja obejmuje kłamstwa albo oszustwo), jest kluczem, i prosić można na różne sposoby, na różnych psychicznych i psychologicznych poziomach. Innymi słowy, bycie prawdziwie proszonym niekoniecznie oznacza bycie "proszonym na głos", podczas gdy ktoś, kto pozornie prosi, może w rzeczywistości właśnie manipulować i oszukiwać.
Manipulacja może zawierać bardzo subtelne gry umysłowe, może też być mówieniem bezczelnych kłamstw opartych na - w pewien sposób - oszukańczym przedstawieniu siebie, kłamstw sprzedanych innej osobie po to, by coś od niej uzyskać. Krótko mówiąc, wielu ludzi może pozornie "prosić na głos", podczas gdy tymczasem oni wcale nie proszą, ale zwyczajnie manipulują.
Kasjopeańskie informacje sugerują, że podążanie drogą STS jest podobne do stawania się swego rodzaju "czarną dziurą" i że istoty, które osiągnęły bardzo wysoki stan STS, wybrawszy urzeczywistnienie "myśli o nieistnieniu", mogą dosłownie "implodować" w siebie samych, powracając do pierwotnej materii, która jest połową Wszystkiego, co istnieje, w stanie uśpienia.
K iedy myśli się o starożytnym symbolu yin-yan, łatwo jest zrozumieć tę koncepcję. Czarna połowa koła ma białą kropkę symbolizującą minimalną świadomość materii. Biała połowa koła ma czarną kropkę symbolizującą minimum stanu materialnego urzeczywistnionej świadomości.
Ważne jest, by zrozumieć, że w centrum materii istnieje "przebudzone i świadome" Centrum Myślowe, które działa jak "akumulator" dla tej świadomości, która będzie - by tak rzec - "zmaterializowana". Jest konieczne, ponieważ absolutne nie-istnienie jest niemożliwe.
W centrum kreatywnej świadomości również znajduje się czarna kropka, która reprezentuje akceptację Myśli o Nie-Istnieniu jako słusznego wyboru "doświadczenia" w obrębie kreacji.
Powyższe tematy są dość obszernie omawiane na naszej witrynie. Laura parę razy pytała o te kwestie, a jeden z najbardziej interesujących wątków przebiegał tak:
Pyt.: (L) Poprzednio, kiedy rozmawialiśmy o niestabilnych falach grawitacyjnych, i pytałam, co powoduje, że stają się one niestabilne, powiedzieliście "wykorzystywanie" i że STO jest rozprowadzaniem, a STS gromadzeniem grawitacji. Poczyniłam kilka przypuszczeń na ten temat i chciałabym zapytać, czy to oznacza, że dawanie innym, nawet jeśli to, co dajesz, jest odmawianiem pomocy, ponieważ wiesz, że pomoc jedynie przedłuży lekcję, jest rozprowadzaniem grawitacji, a sprawowanie nad innymi mentalnej lub jakiejkolwiek innej kontroli, nawet gdy ten ktoś jest nieświadomy, że podłącza innym kanały do drenowania energii, jest gromadzeniem grawitacji?
dp.:
Blisko.
Pyt.: (L) Kiedy więc gromadzisz grawitację, stajesz
się jak czarna dziura, zapadasz się w siebie?
Odp.:
Ostatecznie.
Pyt.: (L) I wydaje mi się, że jedym z zadań,
którym się zajmujemy, jest uwalnianie zgromadzonej w nas
grawitacji?
Odp.: Jeśli taki jest twój wybór albo taka jest
twoja droga.
Pyt.: (L) Czy wybór jest tak nierozerwalnie
związany z drogą, jak ja to rozumiem? Czy to po prostu część
tego, jak ktoś jest ukształtowany w esencji swojej duszy?
Odp.:
Blisko.
Pyt.: (L) I istnieją ludzie, dla których STS jest po
prostu ich wyborem. To jest ich droga.
Odp.: Blisko.
Pyt.:
(L) Zatem jest osądem i przeszkadzaniem by próbować nawrócić
kogoś na twoją drogę, nawet jeśli przewidujesz, że końcowy
rezultat drogi, na której ktoś jest, prowadzi do rozkładu? To
wciąż jest jego droga?
Odp.: Tak.
Pyt.: (L) I jeśli
wysyłasz komuś takiemu "wiadra pełne miłości i światła",
a to jest jego droga, to jest to pogwałcenie jego wolnej woli?
Odp.:
Równie dobrze możesz słać "wiadra" wymiocin, bo tak
właśnie zareagują.
Kluczowym zagadnieniem w rozważaniach na temat STS i STO jest kwestia "kłamstw i manipulacji" jako przeciwieństwa "prawdy".
Kasjopeański materiał umieszcza to zagadnienie jako kwestię wyboru pomiędzy subiektywnością a obiektywnością.
Życie jest religią. Doświadczenia życiowe odzwierciedlają sposób, w jaki wchodzi się w interakcję z Bogiem. Ci, którzy są uśpieni, to ci, którzy prezentują małą wiarę w swych interakcjach z kreacją. Niektórzy myślą, że świat istnieje, by mogli go przezwyciężyć, zignorować lub wyłączyć. Dla tych jednostek światy przestaną istnieć. Staną się oni dokładnie tym, co sami wnoszą w życie. Staną się jedynie snem w 'przeszłości'. Ludzie, którzy zwracają dokładnie uwagę na rzeczywistość obiektywną, na prawo i lewo, staną się rzeczywistością 'Przyszłości'.
Wszystko to prowadzi nas to do Borysa Murawiewa i jego rozważań na temat wpływów "A" i "B". Murawiew przekazywał "tradycję", której oczywiście sam dokładnie nie rozumiał. Dopiero w kontekście kasjopeańskich transmisji "tradycja" Murawiewa staje się zrozumiała. Ewidentnie wpływy "A" są subiektywnym postrzeganiem i interpretacją rzeczywistości. Wpływy "B" są "obiektywne".
Rozumiemy oczywiście, że w naszym aktualnym stanie, w naszej obecnej rzeczywistości obiektywność jest towarem trudnym do zdobycia. Niemniej jednak dążenie do obiektywności, do obiektywnej prawdy, to proces "asymilowania" wpływów B. Jest to "chleb życia". W języku francuskim chleb to "ból" i jest prawdą, że bardzo często dostrzeganie tego, co prawdziwe, jako przeciwieństwo dostrzegania tego, co CHCE się dostrzec (służenie sobie), jest bolesne. Jeszcze boleśniejsze jest oparte na tym działanie.
W pierwszym tomie Gnozy Borys Murawiew napisał:
Są cztery warunki konieczne przy szukaniu Drogi i są to w kolejności:
żarliwe pragnienie jej osiągnięcia,
zdolność rozróżniania,
dyscyplina ze stali,
inicjatywa.
Pierwszy warunek jest oczywiście niezbędny. Jeśli nie jest spełniony, reszta jest bezużyteczna. Kiedy jednak to żarliwe pragnienie istnieje, należy wszelkimi środkami przyłożyć się do rozwoju zdolności rozróżniania.
Przypomnijmy, że żyjemy w Mixtus Orbis, gdzie znajdujemy beznadziejnie przemieszane ze sobą realne i wyimaginowane fakty oraz zjawiska.[...]
[Podkreślamy] nakaz rozróżniania, bez którego na drodze ezoterycznej niczego konkretnego nie da się osiągnąć. Trudność kryje się w fakcie, że człowiekowi nie jest dane ostateczne zrozumienie pojęcia Dobra i Zła. Każde światło, które świeci w jego oczach, przynosi ze sobą jakiś cień. To wprowadza w błąd nawet istotę dobrej wiary, obdarzoną subtelną inteligencją. Z całą sprawiedliwością, nawet kiedy szczerze pragniemy rozwiązać jakiś problem, zawsze znajdujemy prawie tyle samo argumentów za jak i przeciw upatrzonemu rozwiązaniu. Jest tak do tego stopnia, że nie jesteśmy w stanie o niczym zadecydować; pozostajemy unieruchomieni i czekamy ad majorem diaboli gloriam...
Człowiek, którego psychika nie jest ukierunkowana przez dominującą ideę, jest raczej w bezruchu, aż do momentu, kiedy - często w wyniku przypadkowego impulsu - podejmuje decyzję, która ukierunkuje jego życie na wiele lat.
Dla kogoś, kto zaczyna szukać Drogi, wszystko to się zmienia. To poszukiwanie stanowi trwały cel. Nawet nie wykluczając względności, taki człowiek jest teraz w stanie w praktyce określić swoje wyobrażenia na temat tego, co pozytywne i negatywne: cokolwiek prowadzi go w kierunku upatrzonego celu, pomaga mu go osiągać albo przyczynia się do jego osiągnięcia, jest dla niego Dobrem; wszystko co odwraca go od togo celu, opóźnia, zatrzymuje, cofa i generalnie wszystko co tworzy materialne lub psychiczne przeszkody na ścieżce, która wiedzie go do celu do którego dąży, jest dla niego Złem.
To ogólna definicja, ale w szczególności stosuje się do poszukiwania Drogi.
Im większy postęp czyniony jest na ścieżce Ezoteryki, tym bardziej intensywne są wewnętrzne doznania, niekiedy bezmiernie. Podczas gdy wcześniej wewnętrzne wstrząsy były pokonywane bez większej szkody, teraz mogą wpędzić szukającego w prawdziwe kryzysy sumienia. [...]
W rzeczywistości walka ta jest dla niego sprawą najwyższej konieczności. Jest to ta walka, która wywołuje wewnętrzne napięcie, a ono rośnie, aż w większości przypadków okazuje się być fizycznie nie do wytrzymania. To w tych momentach tarcie między różnymi elementami Osobowości staje się na tyle intensywne, by wybuchł ogień, który rozpali serce. Ogień ten, przyjmując proporcje wewnętrznego pieca, powoduje w końcu w człowieku stopienie, o którym już mówiliśmy, i które, przeprowadzone właściwie, wyznacza pierwszy ważny i namacalny rezultat pracy ezoterycznej. [...]
Ludzka Osobowość może przyjmować trzy różne stany, analogicznie do trzech stanów materii. Przed pierwszym Progiem "ja" Osobowości jest w stanie stałym. Można powiedzieć, że molekularne siły przyciągania przeważają nad siłami odśrodkowymi. Psychologicznie stan ten określany jest jako egotyzm: wszystko dla mnie. W tym stanie stałym człowiek nie może nikogo zrozumieć. W pewnych przypadkach, co prawda stosunkowo rzadko, kiedy jest on twardy jak stal, myśli, że zawsze ma rację i swoje niepowodzenia przypisuje innym bądź "przypadkowi". Jest pewny siebie.
Następnie, po osiągnięciu pierwszego Progu, poszukiwacz nie znajduje się już w stanie stałym, nie wierzy już bowiem w absolutną wartość wpływów "A". Będzie miał już pewne wątpliwości, kiedy zacznie spostrzegać istnienie wpływów "B" i zacznie odróżniać je od innych. Osiągnąwszy pierwszy Próg nie jest już twardy, jest podatny. Poprzez pracę pomiędzy dwoma Progami mentalne "ja" staje się coraz bardziej uległe, stając się płynnym.
W ten sam sposób, jak fizyczna ciecz charakteryzująca się zdolnością przybierania kształtu naczynia, tak też ciekła mentalność zdolna jest do rozumienia innych tak samo jak siebie, przybierając ich formę. W języku obiegowym opisujemy stan takiego człowieka za pomocą wyrażenia "człowiek otwartego umysłu".
Po przekroczeniu drugiego Progu człowiek 4, który staje się teraz człowiekiem 5, osiąga mentalny stan gazowy - przenikający wszystko i pozwalający mu na rozumienie wszystkich i wszystkiego. [...]
Za drugim Progiem zaczyna się prawdziwa Droga. [...] wewnętrzny człowiek wkracza na wyższy poziom ezoterycznej nauki na ósmym stopniu. Musi teraz zacząć uczyć innych. Właśnie ucząc zdobywa nowe umiejętności odpowiadające poszczególnym elementom jego Indywidualności. [...]
Na tym poziomie człowiek, widziany z dołu, staje się mistrzem, ale widziany z góry, ma on tytuł asystenta. Pierwsza podstawowa nowa umiejętność - wspólna wszystkim Indywidualnościom i rozwijana na wszystkich poziomach [bycia w służbie jako nauczyciel] to zdolność spontanicznego odróżniania prawdy od fałszu. To uzdolnienie będzie znakiem wyróżniającym nowego człowieka w Cyklu Ducha Świętego. [Mourawiew, tekst przeredagowany dla lepszego zrozumienia]
Od pierwszych dni kontaktu z Kasjopeanami Laura była namawiana do "pracy w sieci" za pośrednictwem Internetu. Podążenie za tą wskazówką było w rzeczywistości środkiem, za pomocą którego ona i Ark spotkali się ze sobą. A jednak działanie w sieci jest problematyczne.
Internet jest mieczem obosiecznym. Nie tylko stwarza sposobność kontaktu pomiędzy podobnie myślącymi jednostkami oddzielonymi sporym dystansem, a nawet należącymi do różnych kultur, ale także jednostkom o naturze drapieżnej dostarcza możliwości wyszukiwania ofiary z dowolnie wielu niegodziwych powodów. Nigdy wcześniej możliwości działania w sieci nie były tak ogromne, a niebezpieczeństwa tak powszechne.
W przypadku Arka i Laury istniały pewne zabezpieczenia. Ark był uznanym w europejskiej społeczności fizykiem z publicznym wizerunkiem, który mógł zostać łatwo sprawdzony. Jak w swoim artykule w St. Petersburg Times napisał Tom French:
Ark wydawał się idealny dla Laury. Tak naprawdę, to zdawał się prawie za dobry, by mogło to być prawdą. Sprawdziłem więc. Nie chciałem widzieć Laury odchodzącej w niepamięć. Nie chciałem dowiedzieć się sześć miesięcy później, że ta jej bratnia dusza była w rzeczywistości 14-letnim chłopcem z Filadelfii, robiącym to, co 14-letni chłopiec mógłby robić na drugim końcu komputerowego łącza. Poprosiłem jednego z badaczy z Timesa, by sprawdził, czy Arkadiusz Jadczyk jest kimś realnym. Rzeczywiście był; w 1995 roku zdobył nawet coś, co nazywa się Nagrodą Humboldta, co o ile dobrze rozumiem, było zasługującym na szacunek osiągnięciem w świecie fizyki.
Ark miał podobne zapewnienia na temat Laury. French nie tylko spędził ponad pięć lat towarzysząc Laurze i jej pracy i można się było z nim skontaktować, Ark i Laura mieli również wspólnego znajomego - innego fizyka, doktora R. Santilliego.
Nie tylko 14-letnimi chłopcami przy komputerach musieliśmy się martwić. Każdy, kto ma komputer, może twierdzić co tylko zechce twierdzić, tworzyć strony, by "udowodnić" swoje twierdzenia, i spróbować oszukać kogokolwiek w dowolnie wybrany przez siebie sposób.
Oszustwo internetowe odnosi się generalnie do każdego rodzaju oszukańczego użytkowania komputera i Internetu, włącznie z korzystaniem z czatu, poczty elektronicznej, tablic ogłoszeń, grup dyskusyjnych i witryn z zamiarem prowadzenia oszukańczej działalności. Cechy technologii internetowej - między innych niski koszt, łatwość użycia i anonimowość - czynią ją atrakcyjnym medium dla oszukańczych skandali, seksualnego wykorzystywania dzieci oraz, na coraz większą skalę, nowego zjawiska znanego jako "cyberprześladowaniem".
Pomimo tego niebezpieczeństwa, którego zarówno Ark jak i Laura byli świadomi, w 1998 roku została uruchomiona oficjalna strona o Kasjopei, dając eksperymentowi coraz większy publiczny byt. Do procesu badawczego zaczęło przyłączać się wielu czytelników, a szerokie rozpowszechnianie danych i doświadczeń służyło tylko potwierdzaniu - wciąż od nowa - wielu spośród pomysłów i tropów dostarczanych przez materiał kasjopeański.
W następstwie opublikowania przekazów Kasjopean i stworzenia wśród zainteresowanych tym materiałem sieci, miało miejsce wiele bardzo nieprzyjemnych dla Arka i Laury zdarzeń. A jednak poradzili sobie z tym, uważając, że rozpowszechnianie informacji jest warte ryzyka, nawet jeśli Kasjopeanie kiedyś powiedzieli, po tym, co było wyraźnie celowym zniszczeniem komputera Laury z utratą dużej części danych związanych z jej badaniami:
Szpiedzy i agencje są wszechobecni. Szłaś w takim kierunku, że zdobyta dzięki temu wiedza, o ile zostałaby rozpowszechniona, mogłaby być w najwyższym stopniu kompromitująca. Sugerowaliśmy wcześniej, że to forum lepiej by służyło jako sfera edukacyjna dla ciebie, niż jako ta, z której rozpoczynasz wysiłek nauczania wszystkich innych.
Z biegiem czasu, dzięki transkryptom stało się jasne, że proces Kasjopeańskiej Komunikacji był osobistą inicjatywą i że Laura miała uczyć innych, w oparciu o własną pracę i doświadczenia, co obejmowało również przewodnictwo i wskazówki od "Nas w Przyszłości". Ssame transkrypty sesji kasjopeańskich nie były przeznaczone do publikacji, było bowiem możliwe, że inni przypiszą im zbyt duże znaczenie. Dokładnie taka dynamika jest wyraźnie opisana przez Gurdżijewa jako Praca na Czwartej Drodze:
"Jeśli wyobrazimy sobie ludzkość w postaci czterech koncentrycznych okręgów, to na obwodzie trzeciego, wewnętrznego koła, czyli kręgu egzoterycznego, możemy wyobrazić sobie cztery bramy, poprzez które mogą przenikać ludzie należący do kręgu mechanicznego.
Te cztery bramy odpowiadają czterem opisanym wcześniej drogom.
Pierwsza droga jest drogą fakira, drogą ludzi nr 1, ludzi ciała fizycznego; ludzi instynktu, ruchu i zmysłów, którzy mają niewiele rozumu i niewiele serca.
Druga droga jest drogą mnicha, drogą religijną, drogą ludzi nr 2, to znaczy ludzi, którymi rządzą emocje. W tym wypadku umysł i ciało nie powinny być zbyt silne.
Trzecia droga jest drogą jogina. Jest to droga umysłu, droga ludzi nr 3. Serce i ciało nie powinny być tutaj szczególnie mocne, gdyż w przeciwnym razie mogą one na tej drodze przeszkadzać.
Oprócz tych trzech istnieje jeszcze czwarta droga, którą mogą po podążać ci, którzy nie są w stanie iść żadną z trzech pierwszych dróg.
Podstawowa różnica pomiędzy trzema pierwszymi drogami, czyli drogą fakira, drogą mnicha i drogą jogina, a czwartą drogą polega na tym, że te pierwsze związane są z ustalonymi formami, które bez prawie żadnych zmian przetrwały długie okresy historii. Ich wspólną podstawą jest religia. Tam, gdzie istnieją szkoły joginów, zewnętrznie bardzo niewiele się one różnią od szkół religijnych. Podobnie, w różnych okresach historycznych i w różnych krajach istniały i ciągle jeszcze istnieją rozmaite bractwa czy zakony fakirów. W naszym okresie historycznym te tradycyjne drogi są drogami trwałymi
Dwa lub trzy tysiące lat temu istniały jeszcze inne drogi, których obecnie już nie ma, a i te, które nadal istnieją, nie były tak od siebie oddzielone, lecz znacznie sobie bliższe.
Czwarta droga różni się od starych i nowych dróg tym, że nigdy nie jest drogą trwałą. Nie ma ona ustalonych form i nie są z nią związane żadne instytucje. Pojawia się i znika, rządzona przez pewne szczególne, tylko jej przynależne prawa.
Czwartej drodze zawsze towarzyszy pewna praca o określonym znaczeniu. Występuje ona tylko w związku z jakimś przedsięwzięciem, które stanowi podstawę i jedyne uzasadnienie jej istnienia. Kiedy praca dobiega końca, a więc kiedy wyznaczony cel zostaje osiągnięty, czwarta droga znika, to znaczy znika z danego miejsca i znika w danej formie, być może nadal istniejąc w innym miejscu i w innej formie. Szkoły czwartej drogi występują jako szkoły służce pracy prowadzonej w związku z zamierzonym przedsięwzięciem. Nigdy nie występują jako szkoły stawiające sobie za cel tylko dawanie wykształcenia i udzielanie instruktażu.
Żadna praca czwartej drogi nie wymaga mechanicznej pomocy. We wszystkich przedsięwzięciach czwartej drogi tylko świadoma praca może być pożyteczna. Człowiek mechaniczny nie może podjąć świadomej pracy. A zatem pierwszym zadaniem ludzi, którzy rozpoczynają taką pracę, jest przygotowanie świadomych asystentów.
Sama praca czwartej drogi może przybierać bardzo wiele form i mieć wiele znaczeń. W warunkach zwyczajnego życia, dla człowieka jedyną szansą znalezienia takiej "drogi" jest trafienie na początek tego rodzaju pracy. Szansa na zetknięcie się z taką pracą, jak również możliwość wykorzystania tej szansy zależy od wielu okoliczności i warunków.
Im szybciej człowiek pojmie cel wykonywanej pracy, tym szybciej może stać się w niej przydatny i tym więcej będzie mógł z niej czerpać dla siebie.
Ale niezależnie od tego, co jest podstawowym celem pracy, szkoła istnieje tylko wówczas, gdy praca się toczy. Gdy praca zostaje wykonana, szkoły się zamyka. Ludzie, którzy zapoczątkowali pracę, opuszczają scenę. Ci, którzy nauczyli się od nich tego, czego można było się nauczyć, i którzy uzyskali możliwość samodzielnego kontynuowania drogi, w takiej czy innej postaci rozpoczynają swoją własną, osobistą pracę.
Czasami jednak się zdarza, że po zamknięciu szkoły, pozostaje pewna liczba ludzi, którzy krążyli wokół pracy i poznali jej zewnętrzny aspekt, którzy całość pracy ujrzeli tylko w tym zewnętrznym aspekcie.
Nie mając żadnych wątpliwości co do samych siebie ani co do słuszności własnych wniosków i własnego rozumienia, postanawiaj kontynuować pracę. W tym celu tworzą nowe szkoły, uczą ludzi tego, czego sami się nauczyli, składają takie same obietnice, jakie im robiono. Naturalnie wszystko to może być tylko powierzchowną imitacją. Kiedy jednak spoglądamy wstecz na historię, to prawie nie możemy odróżnić, gdzie kończy się to, co prawdziwe, a gdzie zaczyna imitacja. W każdym razie niemal wszystko, co wiemy o rozmaitych szkołach okultystycznych, masońskich i alchemicznych, wiąże się z taką właśnie imitacją. O prawdziwych szkołach nie wiemy praktycznie nic, co najwyżej znamy wyniki ich pracy, i to tylko wówczas, gdy jesteśmy w stanie odróżnić wyniki rzeczywistej pracy od fałszerstw i naśladownictwa.
Ale takie systemy pseudoezoteryczne także odgrywają swoją rolę w pracy i w działalności kręgów ezoterycznych. Są one mianowicie pośrednikami między całkowicie pogrążoną w materialistycznym życiu ludzkością a szkołami, które zarówno ze względu na ich własną egzystencję, jak i być może ze względu na prowadzoną przez nie pracę o charakterze kosmicznym zainteresowane są kształceniem pewnej liczby ludzi.
Sama idea ezoteryzmu, idea wtajemniczenia, w większości wypadków dociera do ludzi poprzez pseudoezoteryczne systemy i szkoły; gdyby nie te pseudoezoteryczne szkoły, to przytłaczająca większość ludzkości nie miałaby żadnej możliwości usłyszenia lub dowiedzenia się o istnieniu czegokolwiek większego niż życie, ponieważ prawda, w swej czystej formie, byłaby dla nich niedostępna. Z powodu wielu cech charakterystycznych bycia człowieka, w szczególności zaś bycia człowieka współczesnego, prawda może dotrzeć do ludzi wyłącznie w postaci kłamstwa. Tylko w tej formie ludzie mogą ją przyjąć; tylko w tej formie mogą ją przetrawić i przyswoić. Sama nieskażona prawda byłaby dla nich pokarmem nie do strawienia.
Ponadto, czasami można odnaleźć ziarno prawdy w ruchach ezoterycznych, w religiach Kościoła, w szkołach okultystycznych i teozoficznych. Może być ono zachowane w ich pismach, w ich rytuałach, w ich tradycji, w ich podejściu do kwestii hierarchii, w ich dogmatach i regułach". [Cytowane przez P. D. Uspieńskiego we Fragmentach Nieznanego Nauczania]
Zwróćcie uwagę, że Gurdżijew mówi:
Dwa lub trzy tysiące lat temu istniały jeszcze inne drogi, których obecnie już nie ma, a i te, które nadal istnieją, nie były tak od siebie oddzielone, lecz znacznie sobie bliższe.
A następnie stwierdza :
Czwarta droga różni się od starych i nowych dróg tym, że nigdy nie jest drogą trwałą. Nie ma ona ustalonych form i nie są z nią związane żadne instytucje. Pojawia się i znika, rządzona przez pewne szczególne, tylko jej przynależne prawa.
Przy wsparciu Kasjopean i z ich wskazówkami Laura była w stanie prowadzić badania i ustalić, że starożytne drogi były w rzeczywistości tym, co obecnie nazywa się Czwartą Drogą, i że jaśniejsze przedstawienie wielu szczegółów Nauki Starożytnej znależć można w pracy Borysa Murawiewa. Niestety Murawiew nie dopracował swojego "BYCIA" w takim stopniu, jak dokonał tego Gurdżijew, w związku z czym - próbując uczyć czegoś, czego sam nie zrozumiał - sporą część przedstawił w dokładnie taki sam sposób, jak w powyższym cytacie zrobił to Gurdżijew. Kasjopeanie skomentowali pracę Murawiewa następująco:
P:
Ostatnio pracowaliśmy nad pewnym materiałem Borysa Murawiewa.
Dostrzegamy wiele powiązań. Chciałabym zapytać o jego poglądy
polityczne, jego idee na temat stworzenia pewnego elitarnego grona,
które miałoby pomóc światu w przejściu do - jak to nazywa -
cyklu Ducha Świętego. Na ile poprawne są te poglądy Murawiewa?
O:
Murawiew, podobnie jak wielu innych, którzy strzegli i przekazali
dalej "tradycję", jest jedynie nosicielem, a nie
interpretatorem o kompetencjach Mistrza. Prawdziwy Mistrz rozumie
naturę "światów" w sensie rzeczywistej, Nadwymiarowej
Interpretacji. Murawiew i inni źle zatem rozumieli i interpretowali,
myśleli bowiem Hierarchicznymi kategoriami 3. gęstości, które po
prostu nie mają tu zastosowania.
Jak zauważył również Gurdżijew:
W każdym razie niemal wszystko, co wiemy o rozmaitych szkołach okultystycznych, masońskich i alchemicznych, wiąże się z taką właśnie imitacją.
Związek pomiędzy Alchemią, Chrześcijaństwem, Poszukiwaniem Świętego Graala i Starożytną Duchową Technologią zostały przestudiowane i wyłożone prostymi słowami w książce Laury, The Secret History of The World.
W odpowiedzi na wiele pytań i domaganie się szerszej informacji, wiosną 1999 roku Laura rozpoczęła pisanie i publikowanie w Internecie serii artykułów pod wspólnym tytułem Fala. Przyciągnęło to jeszcze większą uwagę, przeważnie pozytywną, aczkolwiek przyciągnęło również osobistą uwagę pewnych skrajnie zainteresowanych tym grup.
Mężczyzna, któremu nadamy tu pseudonim "Maynerd Most", przedstawiający się jako dziennikarz, badacz i ekspert w temacie Rennes-le-Chateau, pierwszy raz napisał do Laury wiosną 1999 r. Cała wymiana i zakulisowy dramat zostały szczegółowo opowiedziane w Adventures With the Cassiopeans.
Mężczyzna ten, jak się później okazało, miał powiązania - poprzez "Alvina Willeya" (pseudonim) - chyba z jakimś programem CIA, wykorzystującym środowiska zajmujące się alternatywnymi badaniami do kształtowania kulturowych uprzedzeń. Jednakże przez dwa lata Laura nie miała pojęcia o takich rzeczach jak COINTELPRO i podobnego typu działalności, mających na celu osłabić lub zniszczyć każdą osobę, kroczącą ścieżką Prawdy na temat naszej rzeczywistości.
W miarę upływu czasu stawało się coraz bardziej widoczne, że ścieżka Służeniem Innym, wybrana przez Arka i Laurę, NIE była ścieżką wybraną przez Franka Scotta. Nie był to tylko spór osobisty pomiędzy Arkiem i Laurą a Frankiem, ale był doświadczeniem i przedmiotem obserwacji wszystkich innych członków fizycznie obecnej grupy badawczej. Innymi słowy to, że Ark i Laura byli w stanie WIDZIEĆ obiektywną rzeczywistość ich relacji z Frankiem, było konsekwencją asymilacji wpływów B.
Jesienią 2000 roku Frank Scott opuścił grupę. W tym samym czasie Maynerd Most zainicjował dyskusję z Laurą, w której utrzymywał, że jest nowym, walczącym o przetrwanie wydawcą, szukającym dobrych autorów - z ofertą opublikowania jej prac.
Laura uginająca się pod ciężarem pracy przy podtrzymywaniu grupy dyskusyjnej, odpowiadaniu na pytania, edytowaniu i porządkowaniu zapisów z sesji, wyszukiwaniu wskazówek w materiałach i pisaniu artykułów na witrynę, myślała, że Pan Bridges spadł jej z nieba! Korespondując z nim przez prawie dwa lata, Laura czuła, że może mu zaufać, i powierzyła mu niepublikowane, poufne materiały, które on, jak sugerował, pomoże edytować by zapewnić poufność osobom w nich wymienionych, i ufając, że dzieło jej życia jest w dobrych rękach, skoncentrowała się na pisaniu. Powtórzę, że historia ta opisana jest szczegółowo w Adventures With the Cassiopaeans.
O tym okresie Laura pisze tak:
Podczas całego swojego sześcioletniego pobytu w USA Ark nie mógł znaleźć odpowiedniej dla siebie pracy akademickiej, która zgodna by była z profilem jego zainteresowań i własnych prac badawczych - powodów było kilka, m.in. jego status obcokrajowca oraz odmowa pracy dla przemysłu zbrojeniowego. Dało się zaobserwować, że pracy i grantów naukowych było niewiele dla fizyków, którzy nie życzą sobie wykorzystywania ich specjalistycznej wiedzy przez służby wojskowe. I faktycznie, Ark pracował przez jakiś czas na zlecenie Departamentu Obrony Stanów Zjednoczonych, ale po trzech latach stało się oczywiste, że będzie musiał albo "wejść w to głębiej", albo się wycofać.
Jeśli chodzi o mnie, w przeszłości pracowałam jako urzędniczka dla stanu Floryda i jako hipnoterapeutka pod patronatem rozmaitych psychiatrów i psychologów (co doprowadziło mnie do późniejszych moich pytań i eksperymentów na temat "zjawisk umysłowych"). W roku 1995 zaczęłam dzielić się niektórymi rezultatami przekazów kasjopeańskich z internetową grupą dyskusyjną. Nie zostało to, delikatnie rzecz nazywając, dobrze przyjęte za wyjątkiem paru osób, które wydawały się być bardziej "w temacie" niż przeciętny typ "new age'owego" poszukiwacza "alternatywnych rozwiązań problemów człowieka i jego miejsca we wszechświecie". Faktem jest, że materiał kasjopeański był wyraźnie gnostyczny w smaku i tonie. To, co Kasjopeanie opisywali jako wielowymiarowe rzeczywistości, przypominało królestwo gnostyckich archontów.
W miarę moich poszukiwań podobieństwa pomiędzy tym materiałem a "podziemnymi źródłami wiedzy", takimi jak sufizm, ezoteryczne chrześcijaństwo, gnostycyzm czy hermetyzm stawały się coraz bardziej oczywiste i dzięki temu stwierdziłam, że powinnam podzielić się materiałem i wynikami moich badań, aby otrzymać opinie od innych; aby - że tak powiem - uczynić mój algorytm bardziej krzepkim.
W 1998 Ark zaczął pomagać mi w tworzeniu strony internetowej. Znalazły się na niej wyniki moich wieloletnich badań historycznych, a także wnioski z doświadczeń na polu paranormalnym i psychologicznym. Te ostatnie opierają się na ponad 25-letnim doświadczeniu w hipnoterapii. Uważałam, że sprawa tak zwanych "istot pozaziemskich" jest ważnym tematem dla badań i rewizji pogądów, jako że ten fenomen jest tak szeroko rozpowszechniony w kulturze amerykańskiej. Będąc hipnoterapeutką, pracowałam z osobami, które twierdziły, że zostały "porwane" przez obych, a moje obserwacje i doświadzenia z podobnymi sprawami przekonały mnie, że jest to intrygujący problem zasługujący na naukowe zbadanie.
Jak wspomniałam, Ark pomagał mi w technicznych aspektach tworzenia strony, a od czasu do czasu dodawał analizy czy komentarze. Nie byliśmy przygotowani, nie spodziewaliśmy się nawet takiego poziomu wniosków, jaki wynikł z tych "zaślubin nauki z mistycyzmem". Owe wnioski doprowadziły do konfrontacji z dziwną właściwością naszego świata - ogromną przepaścią pomiędzy metodami i konkluzjami nauki oraz religii. Uznawałam to za normalne, rozsądne podejście do studiowania religii i mistycyzmu - tak zwanej domeny "paranormalnej" - mniej lub bardziej naukowo, ale widać taka perspektywa miała być potępiona zarówno przez społeczność religijną, jak i w dużym stopniu - naukową.
"Powracamy tu ponownie do problemu, z którym spotykamy się w świecie: że nauka o żywych istotach nie rozwija się wprost proporcjonalnie do nauk zajmujących się obiektami fizycznymi w naszej rzeczywistości".
Zatem można powiedzieć, że jednym z moich protokołów operacyjnych jest studiować religię i mistycyzm - tak zwane domeny "paranormalne" - mniej lub bardziej naukowo, podczas gdy, przy okazji, Ark lubi łączyć "natchnienie" ze swoimi badaniami naukowymi. W obu przypadkach, chcemy to podkreślić, nasze wspólne podejście zmierza do stworzenia hipotez roboczych, które są poddawane testom i obserwacji.
Jak wspomniałam, takie podejście spowodowało znaczącą ilość protestów od "prawdziwych wiernych" różnych religii i tak zwanej społeczności New Age, jak i od osób ze środowisk akademickich, które automatycznie uznały nasze podejście za "nie-naukowe".
Pierwsze ataki na nas nastąpiły głównie z dwóch źródeł: tak zwanej społeczności "metafizycznej" czy New Age oraz fundamentalnych chrześcijan ze Stanów Zjednoczonych. Później dołączyli do nich wyznawcy religii żydowskiej i islamu, którzy sprzeciwiali się poddawaniu idei i tekstów religijnych mniej lub bardziej naukowej analizie. Nie chodziło o to, że takich badań nie przeprowadzano wcześniej, ale większość naukowych badań z zakresu teologii nie jest dostępna publicznie. A ja czytałam je, zastanawiałam się nad nimi i upubliczniłam je. Najwyraźniej było to wielkie nie-nie. Stało się jasne, że "prawdziwi wierni" każdego rodzaju woleli być zostawieni przez naukę w spokoju, ponieważ to umożliwiało im ciągłe oszukiwanie opinii publicznej, w szczególności tych, którzy nie pozostawali pod wpływem "standardowych" religii, ale jednocześnie nie odrzucali podstawowych oszustw nawet "standardowych" religii per se. Napisałam pracę zatytułowaną Who Wrote the Bible, analizującą działania, na których opierają się trzy główne religie monoteistyczne - religie odpowiedzialne za obecny stan świata, który jest, co przyzna każdy, straszny.
Przykre było dla nas to, że kiedy my staraliśmy się zastosować naukę w badaniu metafizyki, aby znaleźć punkt, w którym wszyscy ludzie mogliby żyć w spokoju i zgodzie, najokrutniejszym, uwłaczającym nam atakiem było oskarżenie o próby utworzenia "kultu"! Wygląda na to, że prawdziwe kulty, które staraliśmy się zdemaskować, uznały, że najlepszą obroną jest atak.
Odpowiedzieliśmy na te oskarżenia zachęcając czytelników do CZYTANIA wyników naszej pracy, aby sami mogli stwierdzić, że te zarzuty były bezpodstawne. Jednak wydaje sie, że kiedy słowo "kult" zostanie już wykrzyczane, zachodzi psychologiczna reakcja, która przypomina wykrzykiwanie słowa "pożar" w miejscu publicznym. Całe myślenie i rozumowanie zatrzymuje się, a mózg zostaje sparaliżowany.
Aż do mniej więcej 11 września 2001 roku sytuacja nie była ani bardziej, ani mniej problematyczna, niż byłaby dla każdego z "nową ideą", którą ciężko zaakceptować. Są krytycy i są odpowiedzi na krytykę. Jednakże w połączeniu z 9/11, klimat dla naukowego badania religii i systemów wierzeń uległ w Stanach Zjednoczonych radykalnej przemianie.
Widząc jak religia oraz wierzenia prowadzą masy do aktów prawdziwego szaleństwa, razem z innymi zaczęłam pisać artykuły sprzeciwiające się polityce obecnego prezydenta USA, pana Busha, i jego manipulatorskiemu użyciu chrześcijańskiego fundamentalizmu jako bazy wsparcia, a religii jako jego raison d'etre (usprawiedliwienia istnienia). Szczególnie aktywnie zabierałam głos w sprawie, jeszcze wtedy nadchodzącej, inwazji na Irak i jego okupacji.
Z powodu takiej aktywności staliśmy się celem intensywnych ataków, w których tym razem uczestniczyli fanatycy z tzw. "chrześcijańskiej prawicy", a łatka "kultu" była przypinana nam coraz częściej. Grożono nam śmiercią, nasze dzieci były dręczone psychicznie, a w dwóch przypadkach narażone na utratę życia, otruto naszego psa, nasze (włącznie z dziećmi) imiona i adres zostały opublikowane w internecie z apelem do "prawdziwych wiernych" o przyjście i "zajęcie się" nami (intencją było oczywiście spowodowanie obrażeń fizycznych, być może nawet śmierci).
Ataki polegały na kampanii oszczerstw i zniesławienia przeprowadzanej przez internet, składającej się z najbardziej zuchwałych kłamstw na temat naszej pracy i życia osobistego. Nie byliśmy w stanie robić nic innego, każdą godzinę spędzaliśmy na bronieniu siebie i nie spaliśmy w nocy z obawy przed fanatycznymi fundamentalistami, którzy mogliby podpalić dom.
Oczywiście zgłosiliśmy przypadki gróźb do władz amerykańskich, włącznie z FBI. Odpowiedzi wyglądały mniej więcej tak: "to nie jest nasza jurysdykcja", "każdy może mówić, co chce" i "są ważniejsze sprawy" (po 11 września 2001).
Przedsięwzięliśmy własne śledztwo w sprawie ataków, wynajmując firmę detektywistyczną w celu sporządzenia kompletnych raportów. Opierając się na tych raportach i korzystając z internetu, zdołaliśmy odkryć powiązania atakującej grupy z CIA, która swoją drogą stworzyła kilka "prawdziwych" kultów, włącznie z różnymi guru twierdzącymi, że są "szpiegami" obcych, a także różne "tajemne szkoły" zajmujące się głównie "magią enochiańską" czy innym nonsensem przedostającym się do nas obecnie z hermetyzmu.
Po przeczytaniu "innych" materiałów dostępnych w internecie, może się wydawać, że najprostszą przyczyną ataków na nas było poczucie zagrożenia wynikające z obnażenia ich prawdziwie kultycznych, dochodowych oszustw. Niemniej jednak wciąż pozostaje kwestia kompletnej bierności władz w sprawie zgłoszeń dotyczących wykroczeń ze strony osobników prowadzących kampanię oszczerstw i zniesławienia wymierzoną przeciwko nam. Nie potrafimy tego wyjaśnić. Co więcej, nie potrafimy wyjaśnić, dlaczego nasza praca w szczególności została wzięta na cel, kiedy istnieje tak wiele prawdziwie "kultycznych" grup działających w USA; pozwala im się bezkarnie działać i przeprowadzać oczywiste oszustwa. Zasugerowano, że grupy te są częścią większego "programu kontrwywiadowczego" (COINTELPRO - przyp. tłum.), ale nawet jeśli tak jest, to nie tłumaczy, dlaczego akurat nasza praca stała się obiektem ataków. Chyba że dzieje się tak, bo "podążamy we właściwym kierunku".
Tak się złożyło, że stopniowo staliśmy się świadomi faktu, że nasze podejście do oceniania rzeczywistości w jakimś stopniu w terminach naukowo-gnostycznych - sugerujące, że świat, którego doświadczamy, nasza normalnie pojmowana czaso-przestrzeń, jest "zagnieżdżona" w piątym wymiarze (i mam tu na myśli matematyczne znaczenie tego terminu, NIE w sensie używanym przez tzw. "New Age"), że jest PRAWDZIWA, że nasza rzeczywistość może równie dobrze być "polem bitwy" dla mieszkańców wielowymiarowej czasoprzestrzeni - jest uważane za równie niebezpieczne jak idee gnostyków i Katarów, którzy doszli do podobnych wniosków. Chcę przez to powiedzieć, że istoty ludzkie wydają się być "pionkami" w wielkich i złożonych Tajnych Grach Bogów, a nasze czyny lub ich brak mogą być odbiciem ruchów i manewrów wspomnianych mieszkańców wielowymiarowej przestrzeni, którzy zdecydowanie NIE chcą, żebyśmy zjednoczyli się w świadomości ich istnienia i w tym celu wkładają wielki wysiłek w pomieszanie i usypianie ludzkości. Ponieważ, rzecz jasna, jeśli wiemy o ich istnieniu i ich grach, przestaniemy w nie grać.
I najwyraźniej to jest powodem oskarżeń, że Kasjopea jest "kultem", co jest na tyle dalekie od prawdy, że aż śmieszne!
COINTELPRO.