Historia mnie uniewinni cześć 4
W
protokołach zeznań zapewne znajduje się wzmianka o pięciu
ustawach rewolucyjnych, które zamierzaliśmy proklamować i
obwieścić narodowi przez radio natychmiast po upadku koszar
Moncada. Pułkownik Chaviano, być może, rozmyślnie zniszczył te
dokumenty; ale nie szkodzi, ja jeszcze je pamiętam.
Pierwsza
ustawa rewolucyjna przywraca ludowi wszystkie jego prawa zawarte w
konstytucji z 1940 roku, proklamując ją podstawowym dokumentem
państwowym aż do czasu, kiedy naród postanowi ją zmodyfikować
lub zastąpić inną. Zadanie przywrócenia poszanowania zasad
konstytucyjnych i wymierzenia przykładnej kary wszystkim, którzy ją
zdradzili, przejmie na siebie - póki nie zostaną wybrane w drodze
wyborów powszechnych nowe władze - ruch rewolucyjny, będący
tymczasowym reprezentantem interesów ludu, do którego wyłącznie
należy prawowita władza. Rewolucjoniści będą sprawować zarówno
władzę ustawodawczą, jak i wykonawczą oraz sądowniczą, nie
mając tylko prawa do zmiany samej konstytucji. Trudno o jaśniejsze
sformułowanie naszego stanowiska, pozbawione zarazem wszelkich
demagogicznych chwytów. Rząd powołany przez uczestników walk
o-trzymałby wszystkie uprawnienia niezbędne do skutecznego
przeprowadzenia woli ludu i ustanowienia prawdziwej sprawiedliwości.
Od tej chwili władza sądownicza, która od 10 marca odrzuciła
konstytucję i była sprawowana niezależnie od niej, jako taka
musiałaby ustąpić, my zaś przystąpilibyśmy niezwłocznie do
ustalenia jej właściwego składu osobowego, zanim ponownie
przejęłaby przyznane jej przez konstytucję republiki uprawnienia.
Gdybyśmy bowiem nie podjęli tych kroków i oddali ochronę
konstytucji w ręce tych, którzy niegodnie odstąpili od niej,
mówienie o powrocie do praworządności byłoby oszustwem,
szalbierstwem i nową zdradą.
Druga ustawa rewolucyjna
przyznaje powszechnie prawo własności ziemi plantatorom trzciny
cukrowej, dzierżawcom i połownikom uprawiającym do 5 caballerias
gruntu. Zdecydowano także, iż państwo musiałoby wypłacić
poprzednim właścicielom odszkodowanie na podstawie przeciętnego
dochodu, jaki uzyskaliby z tej ziemi w ciągu 10 lat.
Trzecia
ustawa rewolucyjna zapewnia pracownikom wszystkich wielkich
przedsiębiorstw przemysłowych, ' handlowych, górniczych oraz
cukrowniom prawo do 30 proc. zysków. Wyjątek stanowiłyby
przedsiębiorstwa o charakterze czysto rolniczym, ponieważ ich miały
dotyczyć inne ogłoszone wkrótce ustawy adresowane do pracowników
agrarnych.
Czwarta ustawa rewolucyjna zapewnia wszystkim
plantatorom trzciny cukrowej prawo do udziału w jej zbiorach w
wysokości 55 proc. oraz ustala jej minimalną ilość do przerobu na
40 tysięcy arrobas. co obowiązuje wszystkich drobnych plantatorów,
którzy uprawiali ją w ciągu co najmniej ostatnich trzech
lat.
Piąta ustawa rewolucyjna nakazuje konfiskatę całego
mienia wszystkich malwersantów za wszystkich rządów; dotyczy to
również spadkobierców mienia zdobytego w sposób bezprawny.
Realizacją tej ustawy miały zająć się specjalne sądy, mające
nieograniczony dostęp do wszelkich dokumentów, które należałoby
zbadać. Sądy te mogłyby ingerować w działalność wszystkich
spółek rodzimych lub obcych działających na naszym terenie,
podejrzanych o zdobycie swego mienia w sposób nielegalny. Sądy
mogłyby też domagać się od obcych rządów ekstradycji osób i
sekwestracji mienia. Połowę wartości odzyskanego w ten sposób
mienia przeznaczono by na fundusz emerytalny dla robotników, drugą
połowę ofiarowano by szpitalom, domom starców i
sierocińcom.
Oświadczono również, że polityka
międzynarodowa Kuby w Ameryce będzie bazowała na ścisłej
solidarności z demokratycznymi narodami tego kontynentu. Ludzie
prześladowani za swoje przekonania polityczne przez krwawe rządy
tyranów, uciskające bratnie kraje, znajdą życzliwy azyl,
braterską miłość i środki do życia w kraju Martiego, a nie -
jak to dzieje się dziś, kiedy są narażeni na prześladowania,
głód i zdradę. Kuba miała być bastionem wolności, a nie
haniebnym ogniwem despotyzmu.
Ustawy te zostałyby ogłoszone
natychmiast. Po zakończeniu walki zaś wydano by szereg innych
ważnych zarówno pod względem treści, jak i zasięgu oddziaływania
ustaw i zarządzeń, także o zasadniczym znaczeniu, jak: reforma
rolna, gruntowna reforma systemu oświaty, nacjonalizacja towarzystw
elektryczności i telefonów, przy czym użytkownikom zwróciłoby
się bezprawnie pobrane przez te towarzystwa nadmierne opłaty, zaś
skarbowi państwa wszystkie sumy, które te towarzystwa wyłudziły z
funduszów publicznych.
Wszystkie te ustawy, podobnie jak i
inne, ściśle realizują w swej istocie dwa podstawowe artykuły
naszej konstytucji. Pierwszy z nich zaleca zlikwidowanie własności
obszarniczej. W związku z tym ustawa określałaby, jaka jest górna
granica ilości ziemi, którą mogą posiadać poszczególne osoby
lub też osoby prawne, w zależności od rodzaju gospodarstwa
rolnego. Należałoby też podjąć kroki zmierzające do zwrócenia
ziemi Kubańczykom. Drugi artykuł kategorycznie zaleca państwu
wykorzystanie wszelkich środków, jakimi dysponuje, aby dać pracę
wszystkim ludziom potrzebującym jej oraz zapewnić godziwą
egzystencję każdemu pracownikowi fizycznemu i umysłowemu.
Żadna
przeto ze wspomnianych wyżej dwóch ustaw nie może być określona
jako niekonstytucyjna. Pierwszy rząd wyłoniony na mocy pierwszych
wolnych wyborów musi podporządkować się tym ustawom nie tylko
dlatego, że ma moralne zobowiązania wobec narodu, lecz również
dlatego, że gdy naród osiąga to, czego głęboko pragnął od
wielu pokoleń, nie ma na świecie takiej siły, która potrafiłaby
mu jego zdobycze wydrzeć.
Problem ziemi, problem
uprzemysłowienia, problem bezrobocia, problem mieszkaniowy, problemy
oświaty i problem zdrowia publicznego - oto konkretnie sześć
zagadnień, których rozwiązaniu przede wszystkim poświęcilibyśmy
wszystkie nasze wysiłki. Równocześnie w myśl zasad demokracji
przywrócilibyśmy wszystkie swobody obywatelskie.
Wywody te
mogą się wydać chłodne i teoretyczne komuś, kto nie zna
tragicznej wręcz sytuacji w tych sześciu dziedzinach. A trzeba tu
jeszcze dodać niesłychanie upokarzający ucisk polityczny.
85
proc. drobnych rolników kubańskich płaci czynsz dzierżawny i żyje
w stałej obawie przed wypędzeniem z ziemi, którą uprawia.
Przeszło połowa najżyźniej-szych gruntów znajduje się w obcych
rękach. Posiadłości amerykańskich United Fruit Company i West
Indian Company w największej prowincji Oriente rozciągają się od
północnego wybrzeża do południowego. 200 tysięcy rodzin
chłopskich nie posiada ani skrawka ziemi, którą mogłyby uprawiać,
by nakarmić swe głodne dzieci, podczas gdy około 300 tysięcy
caballerias ziem uprawnych, należących do potężnych właścicieli,
leży odłogiem.
Skoro Kuba jest krajem wybitnie rolniczym,
skoro rolnicy stanowią znaczną część ludności, a miasta zależne
są od wsi, skoro wieś zapoczątkowała naszą wojnę o
niepodległość, a wielkość i pomyślność naszego narodu zależą
od zdrowego i silnego chłopstwa, które by kochało swoją ziemię i
umiało ją uprawiać, oraz od państwa, które opiekowałoby się i
kierowało nim, to jakże może trwać nadal obecny stan
rzeczy?
Jeśli nie liczyć niewielkiego przemysłu spożywczego,
drzewnego i włókienniczego, Kuba jest nadal producentem surowców.
Eksportujemy cukier, aby importować cukierki, eksportujemy skóry,
aby importować obuwie, eksportujemy rudę żelaza, by importować
pługi. Wszyscy zgodzą się z tym, że trzeba jak najszybciej
uprzemysłowić kraj, że potrzebny jest nam przemysł hutniczy,
papierniczy, chemiczny, że musimy ulepszyć metody hodowli bydła i
uprawy rolnej, a także produkcję naszego przemysłu spożywczego,
aby sprostać groźnej konkurencji europejskich serów, mleka
skondensowanego, napojów orzeźwiających i oliwy, jak również
północnoamerykańskiej konkurencji w produkcji konserw. Wszyscy
zgodzimy się z tym, że potrzebne nam są statki handlowe, że
turystyka powinna stać się dla nas potężnym źródłem dochodu.
Ale posiadacze kapitału chcą, aby robotnicy pozostawali nadal w
klaudyjskim jarzmie. Państwo zaś nie robi w tych dziedzinach nic, a
uprzemysłowienie odłożono ad calendas Graecas.
Równie
tragicznie przedstawiają się warunki mieszkaniowe. Na Kubie jest
200 tysięcy szałasów i lepianek. 400 tysięcy rodzin na wsi i w
miastach żyje stłoczonych w barakach i kamienicach czynszowych,
pozbawionych podstawowych urządzeń sanitarnych. 2200 tysięcy
naszej ludności miejskiej wydaje na komorne od jednej piątej do
jednej trzeciej swoich zarobków miesięcznych. 2800 tysięcy naszej
ludności wiejskiej lub zamieszkałej w okolicach podmiejskich
pozbawione jest elektryczności.
I tu wyłaniają się te same
problemy. Kiedy państwo zamierza obniżyć czynsze, właściciele
nieruchomości natychmiast grożą sparaliżowaniem budownictwa
mieszkaniowego. Jeśli natomiast państwo nie ingeruje w ich
poczynania, to budują oni jedynie tak długo, dopóki udaje im się
osiągnąć wysokie czynsze, w przeciwnym razie bowiem nie położą
ani jednej cegły, choćby nawet cała reszta ludności miała
mieszkać pod gołym niebem. Tak samo postępują monopole
elektryczne, które rozbudowują sieć elektryczną tylko wtedy,
kiedy mogą otrzymać zadowalające zyski; poza tym nic więcej ich
nie obchodzi, nawet gdyby ludzie do końca życia mieli mieszkać w
ciemnościach. Państwo zaś nic nie robi, a ludność nadal nie ma
ani mieszkań, ani elektryczności.
Nasz system oświaty
znakomicie uzupełnia ten obraz. Czy na wsi, gdzie guajiro11 nie jest
właścicielem uprawianej przez siebie ziemi, potrzebne są szkoły
rolnicze? Czy w mieście, gdzie nie ma przemysłu, potrzebne są
szkoły techniczne lub przemysłowe? Wszystko to mieści się w
ramach tej samej absurdalnej logiki: jeśli nie ma jednej rzeczy, to
nie może być i drugiej. W którymś z małych krajów europejskich
istnieje ponad 200 szkół technicznych. Na Kubie natomiast jest
zaledwie 6 takich szkół, a chłopcy, którzy je kończą, nie mogą
znaleźć pracy. Do szkółek wiejskich uczęszcza zaledwie połowa
dzieci w wieku szkolnym. Dzieci te są bose, półnagie,
niedożywione. I bardzo często nauczyciel sam kupuje niezbędne
pomoce szkolne. Czy w takich warunkach można budować silną
ojczyznę? Tylko śmierć może wyzwolić z takiej nędzy! I w tym
względzie państwo okazuje się wielce pomocne. 90 proc. dzieci
wiejskich jest nękanych przez pasożyty, które przedostają się do
ich organizmu za pośrednictwem bosych stóp. Opinia publiczna bywa
wstrząśnięta wiadomością o porwaniu czy zamordowaniu małego
dziecka, ale zachowuje zbrodniczą obojętność w obliczu masowego
mordu tylu tysięcy dzieci, które umierają co roku w straszliwych
cierpieniach wskutek braku pomocy. Ich niewinne oczy, w których czai
się już śmierć, zdają się spoglądać w nieskończoność i
prosić Boga, aby wybaczył dorosłym ich samolubstwo i powściągnął
swój gniew. A w jaki sposób ojciec rodziny, który pracuje tylko
cztery miesiące w roku, może kupić odzież i lekarstwa dla swych
dzieci? Jego dzieci chorują na krzywicę, a kiedy osiągają
trzydziesty rok życia, nie mają już ani jednego zdrowego zęba.
I
chociaż chłop ten wysłucha 10 milionów przemówień politycznych,
umrze w nędzy i oszukany. Dostać się do któregoś ze stale
przepełnionych szpitali państwowych można tylko z polecenia
jakiegoś wpływowego polityka, który w zamian za to zażąda od
owego nieszczęśnika poparcia go w wyborach zarówno przez niego,
jak i przez jego rodzinę, a wszystko po to, by na Kubie nadal nic
się nie zmieniło albo też zmieniło się na gorsze.
W świetle
tych faktów łatwo zrozumieć, dlaczego od maja do grudnia milion
ludzi jest bez pracy. Licząca pięć i pół miliona ludności Kuba
ma teraz więcej bezrobotnych niż Francja i Włochy, a każdy z tych
krajów liczy przeszło 40 milionów ludności.
Kiedy sądzicie
oskarżonego o kradzież, panowie sędziowie, to nie pytacie go, od
jak dawna jest bez pracy, ile ma dzieci, przez ile dni w tygodniu
jada, nie interesujecie się wcale warunkami bytowymi środowiska, w
którym on żyje. Posyłacie go do więzienia, poświęciwszy mu
niewiele czasu. Nie idą tam bogaci, którzy palą magazyny i sklepy,
ażeby otrzymać odszkodowanie z tytułu ubezpieczenia. I chociaż
często spalają się tam także i ludzie, to właściciele tych
magazynów mają dość pieniędzy, by opłacić adwokatów i
przekupić sędziów. Posyłacie do więzienia nieszczęśnika
kradnącego z głodu, ale żaden z setek złodziei, którzy ukradli
państwu miliony, nigdy nie spędził nawet jednej nocy za kratami. W
noc sylwestrową spożywacie z nimi kolację w jakimś
arystokratycznym lokalu i cieszą się oni waszym szacunkiem.
Kiedy
na Kubie urzędnik staje się z dnia na dzień milionerem i wstępuje
do bractwa bogatych, mógłby być przyjęty słowami owej
opływającej w bogactwo osobistości z książki Balzaka,
Tailiefera, który wzniósł taki oto toast na cześć młodzieńca
dziedziczącego ogromną fortunę: "Panowie, wypijmy za potęgę
złota! Pan Valentin, sześciokrotny milioner, wstąpił właśnie na
tron. Jest królem, jest wszechmocny, stoi ponad wszystkim, jak to
bywa z bogaczami. W rezultacie równość wobec prawa, którą
zapewnia konstytucja, będzie dla niego mitem, nie będzie on
podlegał prawu, lecz prawo jemu będzie podlegać. Dla milionerów
nie istnieją sądy ani sankcje."
Przyszłość kraju i
rozwiązanie dręczących go problemów nie może zależeć nadal od
egoistycznych interesów tuzina finansistów ani też od
kalkulowanych na zimno zysków, jakie osiągnie dziesięciu czy
dwunastu magnatów, siedząc w swych wyposażonych w urządzenia
klimatyzacyjne biurach. Kraj nie może nadal czekać na cud, modląc
się na kolanach do kilku złotych cielców, podobnych biblijnemu,
którego w napadzie świętego gniewu zniszczył prorok. Złote
cielce nie są w stanie zdziałać żadnego cudu. Wszystkie problemy
będą mogły być rozwiązane tylko wówczas, gdy walce o republikę
poświęcimy się z taką energią, uczciwością i patriotyzmem,
jakie cechowały naszych oswobodzicieli, gdy ją tworzyli.
Problemów
tych nie rozwiążemy przy pomocy takich mężów stanu, jak Carlos
Saladrigas, którego polityka polegała na zachowaniu status quo i
wygłaszaniu frazesów w rodzaju: "nieograniczona swoboda
działalności gospodarczej gwarancją dla zainwestowanych kapitałów"
czy też "prawo podaży i popytu". Tacy ministrowie
potrafią gawędzić beztrosko w luksusowej posiadłości przy Quinta
Avenida tak długo, aż nie pozostanie nawet proch z kości tych
nieszczęsnych, których bolączki domagają się natychmiastowego
wyleczenia. W dzisiejszym świecie problemy społeczne nie rozwiążą
się samoistnie.
Rząd rewolucyjny, mający za sobą poparcie i
szacunek narodu, natychmiast po usunięciu skorumpowanych urzędników
ze wszystkich instytucji przystąpiłby do uprzemysłowienia kraju,
wykorzystując w tym celu kapitały Banku Narodowego, Banku Rolnego,
Banku Przemysłowego oraz Banku Inwestycyjnego szacowane obecnie na
około 1500 min dol. Całe to gigantyczne przedsięwzięcie zostałoby
rozważone, zaplanowane, pokierowane i zrealizowane przez ludzi
kompetentnych, będących poza podejrzeniami o jakiekolwiek
machinacje polityczne.
Po nadaniu na własność 100 tysiącom
drobnych rolników ziemi, którą obecnie dzierżawią, rząd
rewolucyjny przystąpiłby natychmiast do definitywnego rozwiązania
kwestii rolnej. Przede wszystkim zająłby się on ustaleniem,
zgodnie z konstytucją, maksymalnego obszaru ziemi dla każdego typu
gospodarstwa rolnego, wywłaszczeniem pozostałej części ziemi,
odebraniem gruntów ukradzionych państwu, osuszeniem bagien i
terenów podmokłych, założeniem wielkich szkółek nasiennych i
zarezerwowaniem obszarów pod zalesienie. Następnie dokonałby on
podziału ziemi pomiędzy rodziny chłopskie, przede wszystkim
wielodzietne, utworzyłby spółdzielnie rolne, aby mogły one
wspólnie korzystać z drogiego sprzętu technicznego oraz z pomocy
fachowców w zakresie uprawy roli i hodowli bydła. Na koniec
zapewniłby chłopom kredyty, sprzęt gospodarczy, opiekę i fachową
pomoc.
Rząd rewolucyjny rozwiązałby problem mieszkaniowy
poprzez obniżenie o połowę komornego, zwolnienie od wszelkich
podatków domów zamieszkanych jedynie przez właścicieli,
trzykrotne zwiększenie podatków od domów czynszowych, zburzenie
ruder i wybudowanie nowoczesnych wielopiętrowych bloków oraz
sfinansowanie budownictwa mieszkaniowego na całej wyspie w dotąd
nie spotykanej skali. Jako kryterium przyjmie się zasadę, że tak
jak na wsi ideałem dla każdej rodziny winno być posiadanie
własnego kawałka ziemi, tak w mieście - domku lub mieszkania. Mamy
dość cegieł i aż nadto rąk do pracy, aby wybudować przyzwoite
mieszkanie dla każdej rodziny kubańskiej.
Ale jeśli nadal
będziemy oczekiwać na cud złotego cielca, minie tysiąc lat, a
problem pozostanie ten sam. Równocześnie istnieją dzisiaj większe
niż kiedykolwiek możliwości doprowadzenia elektryczności do
najdalszych zakątków wyspy, ponieważ realnym stało się
zastosowanie energii jądrowej w tej gałęzi przemysłu, co ogromnie
obniży koszty produkcji.
Po wprowadzeniu w życie tych trzech
projektów reform zniknie automatycznie problem bezrobocia, a
profilaktyka i walka z chorobami będą znacznie ułatwione.
Wreszcie,
rząd rewolucyjny przystąpi do gruntownej reformy systemu oświaty,
która uzupełni poprzednie projekty. A wszystko to ma na celu
wychowanie pokoleń, których udziałem będzie życie w szczęśliwej
ojczyźnie. Nie zapominajmy słów "Apostoła": "W
Ameryce Łacińskiej popełnia się nader poważny błąd. Narody
żyjące prawie wyłącznie z płodów rolnych kształci się jedynie
z myślą o życiu w mieście, a nie przygotowuje się ich do życia
na wsi". "Najszczęśliwszy naród jest ten, który swoje
dzieci uczy samodzielnego myślenia i postępowania zgodnie ze swoimi
uczuciami". "Naród oświecony zawsze będzie silny i
wolny".
Duszą całej oświaty jest nauczyciel, a na Kubie
nauczyciele są nędznie opłacani; mimo to człowiekiem, który
najbardziej kocha swoje powołanie, jest nauczyciel kubański. Któż
z nas nie poznał pierwszych liter w szkole państwowej? Czas
najwyższy przestać dawać jałmużnę mężczyznom i kobietom,
którym powierza się najświętszą misję w świecie dzisiejszym i
przyszłym - misję oświaty.
Żaden nauczyciel nie powinien
zarabiać mniej niż 200 pesos miesięcznie; jeśli chcemy, aby
oddali się oni wyłącznie swojej wzniosłej misji, muszą być
wolni od wszelkiego niedostatku i niewygód. Ponadto nauczyciele
pracujący na wsi powinni korzystać z bezpłatnych przejazdów, a
przynajmniej co pięć lat każdy z nich powinien otrzymać
6-miesięczny płatny urlop, aby mógł uzupełnić swoje
wykształcenie na specjalnych kursach w kraju lub za granicą, dzięki
czemu by poznał najnowsze kierunki pedagogiczne oraz ulepszył swoje
programy i systemy nauczania.
Skąd weźmiemy na to wszystko
pieniądze? Kiedy nie będzie się sprzeniewierzać funduszu
państwowego, kiedy nie będzie sprzedajnych urzędników,
przekupywanych przez wielkie towarzystwa przemysłowe, na czym cierpi
skarb państwa, kiedy ogromne zasoby naszego kraju zostaną
wykorzystane, kiedy przestanie się kupować czołgi, bombowce i
działa dla państwa, które nie ma granic do obrony, tylko po to,
aby walczyć przeciwko ludowi, a zamiast dać mu oświatę, zabijać
go; kiedy tego wszystkiego nie będzie - będziemy mieli aż nadto
pieniędzy.
Kuba z łatwością mogłaby wyżywić ludność
trzy razy liczniejszą niż obecnie. Nie ma więc żadnego
usprawiedliwienia dla tej nędzy, w jakiej żyje lud. Rynek powinien
obfitować w towary. Każda spiżarnia domowa powinna być pełna.
Wszyscy powinni pracować. Nie, to nie jest nieprawdopodobne.
Nieprawdopodobne jest to, że ludzie kładą się spać głodni,
podczas gdy ziemie leżą odłogiem. Nieprawdopodobne jest to, że
dzieci umierają z braku opieki lekarskiej. A prawdopodobne jest to,
że 30 proc. naszych chłopów nie umie się podpisać, a 99 proc.
nie wie nic o historii Kuby.
Nieprawdopodobne jest to, że
większość rodzin na wsi żyje obecnie w warunkach gorszych, niż
żyli Indianie, kiedy Kolumb odkrył tę ziemię, "najpiękniejszą,
jaką oczy ludzkie widziały".
Tym, którzy nazwą mnie
marzycielem, odpowiem słowami Martiego: "Prawdziwy człowiek
nie spogląda tam, gdzie łatwiej się żyje, ale tam, gdzie wzywa go
obowiązek; człowiekiem praktycznym jest tylko ten, którego
dzisiejsze marzenie stanie się jutro prawem, bo ten, kto ogarnia
wzrokiem całokształt spraw świata i widzi, jak w tyglu stuleci
narody wrzały, płonęły i wykrwawiały się, wie, że przyszłość
wyłącznie jest tam, gdzie obowiązek".
Dopiero wówczas,
gdy uświadomimy sobie, jak szczytne ideały przyświecały tym
młodym ludziom, którzy polegli w Santiago, jesteśmy w stanie zdać
sobie sprawę z ogromu ich bohaterstwa.
Jedynie brak
dostatecznych środków materialnych udaremnił nasz niechybny
sukces. Gdy reżym oznajmił żołnierzom, że Prio 12 dał nam
milion dolarów, to uczynił to w celu wypaczenia najbardziej
istotnego dla nich faktu, a mianowicie, iż nasz ruch nie miał
żadnych powiązań z dawniejszymi politykami. Rząd usiłował nie
dopuścić do świadomości żołnierzy, że reprezentujemy nowe
pokolenie Kubańczyków, pokolenie, które w walce o swe ideały
powstało przeciwko tyranii, a które w roku 1934, gdy Batista
popełnił swą pierwszą zbrodnię 13, liczyło zaledwie siedem
lat...
Fałszywa pogłoska o milionie pesos nie mogła być
bardziej absurdalna. Jeżeli nie mając nawet dwudziestu tysięcy
pesos, uzbroiliśmy 165 ludzi oraz zaatakowaliśmy jeden pułk i
jeden szwadron, to mając milion pesos, moglibyśmy byli uzbroić
osiem tysięcy ludzi, zaatakować pięćdziesiąt pułków i
pięćdziesiąt szwadronów, a Ugalde Carrillo nie dowiedziałby się
o tym aż do 26 lipca do godziny 5.15. Wiedzcie, że na każdego
człowieka, który stanął do walki, przypadało dwudziestu
doskonale wyszkolonych ludzi, którzy nie wzięli w niej udziału, bo
nie było dla nich broni. Ludzie ci przemaszerowali ulicami Hawany,
biorąc udział w manifestacji studenckiej z okazji obchodów setnej
rocznicy urodzin Martiego. Dwustu ludzi więcej, którzy mogliby
stanąć do walki, a ściślej: dwadzieścia granatów ręcznych w
naszym uzbrojeniu, a zapewne zaoszczędzilibyśmy wysokiemu sądowi
tylu kłopotów.
Politycy wydają miliony pesos w swoich
kampaniach, by przekupić ludzi, a garstka Kubańczyków, którzy
pragnęli ocalić honor ojczyzny, musiała z gołymi rękami stawiać
czoło śmierci z powodu braku środków. Oto dlaczego do tej pory
rządzą krajem nie ludzie szlachetni i pełni poświęcenia, lecz
dzierży władzę półświatek politykierów, przestępcza mafia
naszego życia publicznego.
Z większą niż kiedykolwiek dumą
oświadczam, że byliśmy wierni naszym zasadom i że żaden
wczorajszy polityk nie widział, żebyśmy pukali do jego drzwi,
prosząc choćby o grosz. Nasze zasoby zostały zgromadzone dzięki
poświęceniu, które nie ma precedensu. Tak było w przypadku
pewnego młodzieńca o nazwisku Elpidio Sosa, który sprzedał swoje
stanowisko pracy i przybył pewnego dnia do mnie z trzystoma pesos
"dla sprawy". Tak postąpił Fernando Chenard, który
sprzedał swój zakład fotograficzny, zapewniający mu utrzymanie.
Również Pedro Marrero zapożyczył się na sumę odpowiadającą
jego wielomiesięcznym zarobkom i trzeba było mu zakazać wyprzedaży
mebli z własnego domu. Oscar Alcalde sprzedał swoje laboratorium
produktów farmaceutycznych. Jesus Montanś przekazał pieniądze
zaoszczędzone przez ponad pięć lat. Można byłoby wymienić
jeszcze wielu innych, z których każdy zrezygnował z tego
maleńkiego majątku, jaki posiadał.
Trzeba bardzo mocno kochać
swą ojczyznę, żeby w ten sposób postąpić. Toteż pamięć o tym
każe mi przejść bezpośrednio do najbardziej gorzkiego rozdziału
niniejszej obrony: do przedstawienia ceny, jaką kazała im zapłacić
tyrania za to, że pragnęli wyzwolić Kubę od ucisku i
niesprawiedliwości.
Zmarli
ukochani, którzyście pewnego dnia
Marzeniem byli ojczyzny
mojej.
Rozsypcie, rozsypcie na moim czole
Proch waszych
kości spopielałych!
Weźcie moje serce w dłonie!
Jęczcie
w moich uszach!
Niechaj będzie każdy z tych jęków
Łzą
jeszcze jednego tyrana!
Kroczcie wokół, stąpajcie, póki
Mój
byt waszego ducha nie wchłonie.
I bijcie mi z grobów na
trwogę
Bo na niewiele zda się zalewać łzami
Gdy w
niewoli haniebnej żyję!
Jose Marti