Lew Trocki
Drobnomieszczańscy moraliści a partia proletariacka
Napisane:
23 kwietnia 1940
Po raz pierwszy opublikowane: jako część
książki "In defence of Marxism" (1944)
Wersja
elektroniczna: Cezary
Adaptacja: Wojtek
- Polska
Sekcja MIA
- listopad 2002
Dyskusja w Socjalistycznej Partii Robotniczej Stanów Zjednoczonych była dogłębna i demokratyczna. Przygotowania do konferencji były prowadzone z absolutną uczciwością. Mniejszość uczestniczyła w konferencji, uznając przez to jej legalność i prawomocność. Większość dała mniejszości wszystkie konieczne gwarancje swobody prowadzenia walki o swe poglądy i po konferencji. Mniejszość domagała się pozwolenia na odwoływanie się do mas ponad głową partii i Czwartej Międzynarodówki. Powinienem dodać, że większość zgodziła się oddać mniejszości dwa stanowiska w pięcioosobowej redakcji organu teoretycznego. Ale jak może intelektualna “arystokracja” pozostawać mniejszością w partii robotników. Umieszczać profesora na jednej płaszczyźnie z robotnikiem – cóż to za “biurokratyczny konserwatyzm”!
W swej ostatniej polemice ze mną Burnham wyjaśniał, że socjalizm jest “ideałem moralnym”. Pewnie, to nie jest takie znów nowe. Na początku ubiegłego stulecia moralność służyła jako podstawa “prawdziwego niemieckiego socjalizmu”, który Marks i Engels skrytykowali na samym początku swojej działalności. Na początku obecnego stulecia rosyjscy socjaliści-rewolucjoniści przeciwstawiali “ideał moralny” socjalizmowi materialistycznemu. Dość powiedzieć, że ci heroldzi moralności przeobrazili się w zwykłych oszustów w dziedzinie polityki. W 1917 r. zaprzedali robotników burżuazji i zagranicznemu imperializmowi.
Długie doświadczenie polityczne nauczyło mnie, że kiedykolwiek drobnomieszczański profesor czy dziennikarz zaczyna mówić o wysokich standartach moralnych, to trzeba mu opróżnić kieszenie.
Tak było i tym razem. W imię “ideału moralnego” drobnomieszczański intelektualista zaczął opróżniać kieszenie organu teoretycznego partii proletariackiej. Macie tu drobny, żywy przykład metod organizacyjnych tych innowatorów, moralistów i mistrzów demokracji.
Co oznacza demokracja wewnątrzpartyjna dla “uczonego” drobnomieszczanina? Reżim, który pozwala mu mówić i pisać, co mu się żywnie podoba. A co oznacza dla niego “biurokratyzm”? Reżim, w którym proletariacka większość narzuca demokratycznymi metodami swe decyzje i dyscyplinę. Robotnicy, zapamiętajcie to sobie!
Drobnomieszczańska mniejszość Socjalistycznej Partii Robotniczej oderwała się od proletariackiej większości na podstawie walki przeciw rewolucyjnemu marksizmowi. Burnham ogłosił, że materializm dialektyczny jest niepołączalny z jego macierzystą “nauką”. Shachtman ogłosił, że rewolucyjny marksizm jest nieaktualny z punktu widzenia “praktycznych zadań”. Abern pospieszył przyczepić się do tego antymarksistowskiego bloku w nadziei, że może coś wygrać. A teraz ci panowie nazywają magazyn, który ukradli partii, “organem rewolucyjnego marksizmu”. Czymże to jest, jeśli nie ideologicznym szarlataństwem? Niech czytelnicy zażądają od wydawców, żeby opublikowali jedyne dzieło programowe mniejszości, mianowicie artykuł Burnhama “Nauka i styl”. Gdyby wydawcy nie byli przygotowani do naśladowania kramarza, który zaopatruje zepsuty towar fałszywymi etykietami, to czuliby się zobowiązani do opublikowania tego artykułu. Wtedy każdy mógłby się przekonać, jaki to jest “rewolucyjny marksizm”. Ale oni nie chcą na to pozwolić. Wstydzą się ukazać prawdziwe twarze. Burnham ma doświadczenie w ukrywaniu w teczce swych zbyt kompromitujących artykułów i rezolucji, a Shachtman jest profesjonalnym rzecznikiem poglądów innych osób, bo własnych nie ma.
Już pierwsze “programowe” artykuły w ukradzionej gazecie ujawniły całkowicie lekkomyślność i pustotę tego nowego antymarksistowskiego ugrupowania, które pojawiło się pod szyldem “trzeciego obozu”. Co to za diabeł? Tu jest obóz kapitalizmu, tu proletariatu, a czym jest ”trzeci obóz”, może świątynią drobnomieszczaństwa? Z natury rzeczy nie może być niczym innym. Ale jak zawsze drobnomieszczanin zasłania swój “obóz” papierowymi kwiatami retoryki. Słuchajcie! Oto jeden obóz: Francja i Anglia. Oto drugi obóz: Hitler i Stalin. A oto trzeci obóz: Burnham z Shachtmanem. Czwarta międzynarodówka odwraca się od nich przystępuje do obozu Hitlera (Stalin dokonał tego odkrycia dawno temu). I oto nowe wspaniałe hasło: “Krętacze i pacyfiści wszystkich krajów, wszyscy dostający przytyczki od złego losu, łączcie się z trzecim obozem!”
Ale cały kłopot polega na tym, że dwa wojujące obozy nie wyczerpują całego świata burżuazyjnego. Co z krajami neutralnymi i półneutralnymi? Co ze Stanami Zjednoczonymi? Gdzie zaliczyć Włochy i Japonię? Kraje skandynawskie? Indie? Chiny? Nie mamy tu na myśli rewolucyjnych robotników indyjskich i chińskich, lecz raczej Indie i Chiny jako kraje uciskane. Szkolny schemat trzech obozów pomija drobny szczegół: świat kolonialny, wielką część ludzkości!
Indie uczestniczą w wojnie imperialistycznej po stronie Wielkiej Brytanii. Czy to znaczy, że nasz stosunek do Indii – nie indyjskich bolszewików, ale całych Indii – jest taki sam jak do Wielkiej Brytanii? Jeśli na tym świecie, poza Shachtmanem i Burnhamem, istnieją tylko dwa obozy imperialistyczne, to gdzie powinniśmy, przepraszam bardzo, umieścić Indie? Marksista powie, że pomimo iż Indie są integralną częścią Imperium Brytyjskiego i uczestniczą w wojnie imperialistycznej, pomimo perfidnej polityki Gandhiego i innych przywódców nacjonalistycznych, nasz stosunek do Indii jest całkiem inny od naszego stosunku do Anglii. Bronimy Indii przed Anglią. Dlaczego więc nasz stosunek do Związku Radzieckiego nie może być inny niż nasz stosunek do Niemiec, pomimo faktu, że Stalin jest sprzymierzony z Hitlerem? Dlaczego nie możemy bronić bardziej postępowych form społecznych, które są zdolne do rozwoju, przed formami reakcyjnymi, które są zdolne jedynie do rozkładu? Nie tylko możemy, ale musimy. Teoretycy z ukradzionej gazety zastępują analizę klasową mechaniczną konstrukcją bardzo ujmującą dla drobnomieszczańskich intelektualistów z powodu swej pseudosymetrii. Tak jak staliniści ukrywają swe poparcie dla nacjonalsocjalistów (nazistów) za ostrymi epitetami pod adresem imperialistycznych demokracji, tak samo Shachtman i S-ka ukrywają swą kapitulację przed amerykańską drobnomieszczańską opinią publiczną za pompatyczną frazeologią “trzeciego obozu”. Tak jakby “trzeci obóz” (a co to jest właściwie? partia? klub? Liga Porzuconych Nadziei? “Front Ludowy”?) był wolny od obowiązku prowadzenia właściwej polityki wobec drobnomieszczaństwa, związków zawodowych, Indii i ZSRR!
Innym razem Shachtman na łamach prasy pisze o sobie, że jest trockistą. Jeśli to ma być trockizm, to w takim razie ja nie jestem trockistą. Z obecnymi pomysłami Shachtmana, już nie wspominając o Burnhamie, nie mam nic wspólnego. Współpracując aktywnie z “New International”, protestowałem w swych listach przeciw beztroskiemu stosunkowi Shachtmana do teorii i jego pozbawionym zasad ustępstwom wobec Burnhama, drobnomieszczańskiego dostojnie kroczącego pedanta. Ale w tym czasie obaj, i Burnham, i Shachtman, byli trzymani w szachu przez partię i Międzynarodówkę. Dziś nacisk drobnomieszczańskiej demokracji ich ośmielił. Do ich nowej gazety mój stosunek może być jedynie taki sam jak do każdej innej drobnomieszczańskiej zdrady marksizmu. Co się tyczy ich “metod organizacyjnych” i “moralności” politycznej, to nie wywołują we mnie nic innego, jak tylko pogardę.
Gdyby przez Shachtmana działali świadomi agenci wroga klasowego, to nie mogliby go namówić do robienia czegoś gorszego niż to, co sam wymyślił. Przyłączył się do antymarksistów, aby prowadzić walkę przeciw marksizmowi. Pomógł w zjednoczeniu frakcji drobnomieszczańskiej przeciw robotnikom. Nie cofnął się przed wykorzystywaniem demokracji wewnątrzpartyjnej do zwalczania proletariackiej większości. W warunkach wojny światowej zmajstrował rozłam. I – to już szczyt wszystkiego – zrobił go w otoczce małego, brudnego skandalu, jakby specjalnie po to, żeby dostarczyć amunicji propagandowej naszym wrogom. Tacy są ci “demokraci”, taka jest ich “moralność”!
Ale to wszystko im nic nie pomoże. To są bankruci. Pomimo zdrady niestałych intelektualistów i tanich kpin wszystkich ich demokratycznych kuzynów Czwarta Międzynarodówka pójdzie naprzód swoją drogą, tworząc i wychowując prawdziwie wybranych proletariackich rewolucjonistów, zdolnych do zrozumienia, czym jest partia, co znaczy wierność sztandarowi i co oznacza dyscyplina rewolucyjna.
Przodujący robotnicy! Nie wierzcie ani za grosz “trzeciemu obozowi” drobnomieszczaństwa!