Mięso było przez wieki symbolem
zamożności, krzepy i i luksusowego trybu życia. Było dobrem
pożądanym przez zarówno średniowiecznych chłopów
pańszczyźnianych i powodem strajków robotników z PRL. Zapewne
większość z nas miała okazję słyszeć namowy babci: "ale
zjedz przynajmniej mięsko Jasiu..." czy też reakcję ojca na
mamy lipcowe pierogi z jagodami "obiad bez mięsa to nie
obiad!".
Aby dostać nawet marny przydział kartkowy
wolowego bez kości poświęcaliśmy się godzinami stojąc w
kolejkach przed sklepem mięsnym. Mięso było zarówno luksusem jaki
i podstawą przetrwania. Ale to już przeszłość, teraz mięso jest
łatwo dostępne i wszyscy, nawet mniej zamożni, mogą sobie na nie
pozwolić. Wybór jak nigdy przedtem, i co najważniejsze, jak się
nam wydaje, wybór w pełni świadomy.
Hm, czyżby?
Przyjrzyjmy się dokładniej temu, co na co dzień wybieramy, pod
kątem najnowszych badań w dziedzinie odżywiania klinicznego.
Wieloletnie i wielokrotnie powtarzane badania na
wegetarianach wykazały, że ogólnie mają oni o wiele mniejszą
zachorowalność na raka i choroby serca niż ci, którzy spożywają
mięso (Wynder et al 1959 ). Osoby na diecie bezmięsnej o wiele
rzadziej cierpią na nadciśnienie i osteoporozę niż mięsożercy
(Armstrong et al 1977; Sacks et al 1974) (Ellis et al 1972).
Instytucje takie jak Narodowy Komitet Nauki (National
Research Council) w Wielkiej Brytanii (1989), czy Amerykanskie
Ministerstwo Zdrowia (US Department of Health and Human Services
(1988)) potwierdzają, że nadmierne spożycie produktów pochodzenia
zwierzęcego zwiększa ryzyko chorób serca, wylewów, artretyzmu,
raka i innych chorób cywilizacyjnych.
Jedna z
najnowszych dziedzin nauki - medycyna odżywiania klinicznego
(nutritional medicine) tłumaczy negatywne efekty spożycia mięsa w
następujący sposób. W porównaniu do pokarmów pochodzenia
roślinnego, mięso zawiera przeciętnie o wiele więcej białka (57
% w porównaniu do produktów pochodzenia roślinnego, które mają
przeciętnie 14%), o wiele więcej tłuszczu (o 619% więcej niż
pokarmy roślinne jeśli pominiemy orzechy), i nie posiada
praktycznie żadnego błonnika. Pokarmy roślinne maja też o 600%
więcej węglowodanów (Plaskett 2004a).
Przyjrzyjmy się
teraz najnowszym dietetycznym zaleceniom lekarzy, żywieniowców
(McDougall 2006) (Campbell 2004) (Fuhrman 2003) (Plaskett 2004a)i
takich instytucji jak Światowa Organizacja Zdrowia (WHO). Dieta
idealna dla zdrowia powinna być niskotłuszczowa (tłuszcz nie
powinien przekraczać 10-20% dziennego kalorycznego spożycia) , z
wysokim udziałem błonnika (co najmniej 50 g dziennie), węglowodanów
(co najmniej 300g dziennie) i według zaleceń Światowej Organizacji
Zdrowia(WHO), cytowanej przez Furmana (2003) i Plasketta (2004b)
spożycie białka powinno być w granicach 10% dziennego
zapotrzebowania kalorycznego. Warto zauważyć, że zalecany udział
białka w zdrowej diecie, jest o wiele niższy niż przeciętne
spożycie społeczeństw Zachodu. Przykładem może być Wielka
Brytania gdzie przeciętne spożycie wynosi 73.5 g (National Food
Survey 1990 cytowanych przez Plasketta 2004a), co przy przeciętnym
zapotrzebowaniu 2000 kcal dziennie jest dawką prawie dwa razy
większa niż zaleca WHO (Plaskett 2004b).
Czy to tylko
przypadek, że idealne proporcje tych niezbędnych składników
najłatwiej osiągnąć na diecie wegańskiej, lub prawie wegańskiej,
a bardzo trudno na diecie w której figuruje mięso i inne produkty
pochodzenia zwierzęcego ? (Plaskett 2004a).
Według tych
najnowszych, wyżej wspominanych zaleceń dietetycznych, nawet jeśli
jemy tylko trochę mięsa i nabiału, nie osiągniemy tych idealnych
proporcji. Na diecie składającej się z 90% z produktów
pochodzenia roślinnego i tylko 10% produktów pochodzenia
zwierzęcego, udział białka i tłuszczu byłby za wysoki i
wynosiłby odpowiednio (20% i prawie 40% dziennego spożycia
kalorycznego) (Plaskett 2004a).
Hm, jak to jest możliwe?
Coś tu jest nie tak... Czyż nie wmawiano nam zawsze, że jedynym
pewnym źródłem białka jest mięso, mleko i sery i że jedząc
‘trawę’ nabawimy się białkowych niedoborów? Okazuje się
jednak, że jest to następny stereotyp rozpowszechniany często z
powodu braku rzetelnych naukowych informacji. Powszechnie dostępne w
naszym klimacie warzywa, owoce, ziarna i pestki, dostarczają naszemu
organizmowi odpowiednich ilości białka, nawet jeśli nie
konsumujemy żadnych innych pokarmów! (Walsh 2003) (McDougall 2002).
Co więcej, jeśli zapewnimy sobie różnorodność pokarmów w
naszej roślinnej diecie, nabawienie się niedoboru białka jest
bardzo trudne, wręcz niemożliwe (Walsh 2003) (Plaskett
2004b).
Spożywając białko pochodzenia roślinnego,
unikamy jednocześnie szkodliwego dla naszego zdrowia nadmiaru
kwasotwórczych aminokwasów zawierających siarkę (cysteinę,
metioninę), pochodzących z mięsa.
Dlaczego nie służy
nam dieta z wysokim udziałem produktów mięsnych?
Oto
tylko 11 z wielu innych powodów, które odpowiadają na te pytanie:
1. Ludzie są z pewnością wszystkożerni. Jednak nasuwa
się tu pytanie "jak bardzo wszystkożerni"? Czy
wszystkożerność znaczy: jedz to, co chcesz i jakich proporcjach
chcesz? Jeśli wierzyć dzisiejszym popularnym "zdroworozsądkowym"
poradom – to odpowiedz na to pytanie jest twierdząca. Wszystko,
ale różnorodnie i umiarkowanie – tak mówią nam dzisiaj
dietetycy. Spójrzmy jednak na to, co mówią nam antropolodzy i
najnowsze badania o "wszystkożerności" ludzi. Człowiek i
nasi "człekopodobni" przodkowie mieli przez większość
czasu naszego istnienia na ziemi (około 7mln lat) dietę bardzo
zbliżoną do szympansów, z którym to gatunkiem dzielimy przecież
najwięcej, bo około 98% genów (Leakey 1994). Składała się ona z
1,5 % produktów pochodzenia zwierzęcego, resztę stanowiły pokarmy
pochodzenia roślinnego, czyli 98,5 % (Plaskett 2004a). Zbieractwo
przez przeważająca większość czasu przeważało nad polowaniem,
które zaostrzyło się dopiero około 100 000 lat temu, głównie na
skutek migracji ludzi na tereny o zimniejszym klimacie i braku
dostatecznych ilości wysokokalorycznych pokarmów roślinnych
(Leakey 1994). Wg Dr Douglasa Grahama (Graham 2006), wybitnego
specjalisty do spraw żywienia sportowców, doradcy dietetycznego i
trenera Martiny Navratilowej, sami łatwo możemy sprawdzić, czy
jesteśmy mięsożernymi drapieżnikami. Wyjdźmy po prostu głodni
na wiejskie podwórko w środku lata, popatrzmy się na biegające
tam kury, a potem przejdźmy do sadu i spójrzmy na dojrzewające w
słońcu brzoskwinie, czereśnie i jabłka. Co wydaje się nam
bardziej apetyczne, na widok czego cieknie nam ślina? Mamy ochotę
rozszarpać i ugryźć kurę, czy brzoskwinię? Nasze delikatne
kończyny górne przystosowane są do zbieractwa i chwytania, a nie
rozszarpywania. Tak samo długość i budowa naszego przewodu
pokarmowego oraz nasz układ zębów przystosowane są do diety
przeważającej w pokarmy roślinne (Ryde 1985).
2.
Dlatego też mięso jest wbrew ogólnym wierzeniom niezmiernie
ciężkie do strawienia i przyswojenia dla człowieka w dużych
ilościach. W normalnych warunkach białko mięsa powinno być
całkowicie strawione i przyswojone jako aminokwasy. Układ trawienny
gatunku homo sapiens nie jest jednak przystosowany do takiej ilości
białka jaka jest spożywana dziś przez zamożne społeczeństwa.
Brak aktywności oksydazy moczanowej (OMIM 2006), enzymu do obróbki
produktów ubocznych trawienia mięsa, o wiele mniejsze natężenie
ułatwiającego trawienie białka kwasu żołądkowego u ludzi niż u
drapieżników (Sniadach 2004) - wszystko to sprawia, że dzisiejsza
dieta przeciętnego białego człowieka, składająca się w około
50% pokarmów pochodzenia zwierzęcego (Plaskett 2004b) jest po
prostu dla naszego układu pokarmowego bardzo obciążająca. Część
białka spożytego, wbrew powszechnej opinii, nie zostaje
przyswojona, i podlega procesom gnilnym w jelicie grubym, przy
udziale gnilnych bakterii tam rezydujących. W efekcie powoduje to
wytwarzanie dużej ilości substancji toksycznych w naszym jelicie
(głównie różnego rodzaju aminy), które następnie przenikają
przez jego ścianki do krwiobiegu i docierają do wątroby. Ta wydala
te substancje z żółcią do jelita i tak błędne koło zamyka się.
(Naukowo nazywa się to enterohepatyczne krążenie toksyn, albo
autotoksyfikacja czyli samo zanieczyszczanie się organizmu (Plaksett
2004a).
3. Badania wskazują, że nadmierne spożycie
białka, w szczególności białka pochodzenia mięsnego zwiększa
ryzyko zachorowania na raka. Day et al (1994) wykazał, że spożycie
mięsa zwiększa ryzyko przerzutów. Lindblad et al (1997) wykazał
korelacje pomiędzy rakiem komórek układu moczowego, a mięsem,
mlekiem i białkiem. Inne badania wykazały korelacje pomiędzy
spożyciem mięsa i rakiem trzustki (Howe and Burch 1997), płuc oraz
piersi (Hirayama 1985). Przykładów można tu jeszcze mnożyć.
Konkluzja z tych badań może być jedna - spożycie mięsa jest
pozytywnie skorelowane z występowaniem raka (Plaksett 2004a). Warto
przytoczyć tu cytat: „Żaden związek chemiczny nie działa na
człowieka tak silnie rakotwórczo jak białko zwierzęce (Dr. Collin
Campbell, University of Cornwell, autor słynnej książki pt ‘The
China Study’- wieloletnich badań na temat wpływu diety na ludzkie
zdrowie).
4. Następną konsekwencją nadmiernego
spożycia białka zwierzęcego jest tak zwana metaboliczna nadkwasota
(metabolic acidosis). Dzieje się to na skutek wysokiej zawartości w
białku zwierzęcym wyżej wspominanych kwasotwórczych aminokwasów
zawierających siarkę, metioniny i cysteiny (Brown 2005) (Gordon
1983). Nadkwasota ta powoduje wypłukiwanie wapnia i innych minerałów
z kości, w celu zneutralizowania kwasów powstałych w wyniku
nadmiernego spożycia białka. Zjawisko to związane jest z
zaburzeniami gospodarki wapnia w organizmie, której symptomami są
między innymi odwapnienie kości (osteoporoza) i patologiczne
zwapnienie tkanek (kamienie nerkowe, woreczka żółciowego) (Gordon
1983).
5. Skutkiem nadmiernego spożywania mięsa jest
również nagromadzenie toksycznych dla naszego organizmu substancji
azotowych, jak amoniak czy kwas moczowy. Jak już wspominałam, brak
aktywności enzymu oksydazy moczanowej , powoduje nagromadzenie
szkodliwego dla naszego organizmu kwasu moczowego , co może
doprowadzić do bardzo niebezpiecznej dla naszego zdrowia choroby o
nazwie gościec.
6. Wyżej wspominany amoniak, który
wytwarza się w procesie trawienia mięsa, tworzy w ileum (części
jelita cienkiego) i w jelicie grubym warunki zasadowe, co dalej jest
idealnym środowiskiem dla rozwoju niekorzystnych dla nas wyżej
wspominanych bakterii gnilnych. Przerost tych bakterii nad
dobroczynną flora bakteryjną (Lactobacillus Acidophilus,
Bifidobacterium Bifidum) ma wiele negatywnych dla nas skutków
ubocznych, włączając osłabienie funkcji immunologicznych i co za
tym idzie większą podatność na drożdżycę (Plaskett 2004a)
(Chaitow 1996).
7. Mięso zawiera dziś przeciętnie
około 30% tłuszczu (głównie nasyconego), w porównaniu z zaledwie
3.9% zawartości tłuszczu jakie miało te jedzone przez naszych
dziadków (Plaskett 2004). Jest ono też o 5 razy uboższe w
niezbędne kwasy tłuszczowe typu Omega 3. Kwasy te, jedzone w
odpowiednich ilościach, zmniejszają negatywne skutki nadmiernego
spożycia tłuszczów nasyconych i zapobiegają chorobom serca,
nadciśnieniu, oraz wylewom (Cox 1986).Generalnie jednak,
konsekwencje nadmiernego spożycia tłuszczu są podobne do wyzej
wspominanych konsekwencji nadmiernego spożywania białka (Carroll &
Khor 1975, Hopkins & Carrol 1979).
8. Co więcej,
tłuszcz zwierząt trzymanych bez przerwy w niewoli koncentruje
wszelkie pestycydy i inne chemiczne zanieczyszczenia rolnicze, nie
wspominając juz o podawaniu zwierzętom na farmach antybiotyków i
innych leków. Mięso pochodzące z przemysłowych farm zawiera
wszelkie trujące substancje związane z nowoczesnymi metodami chowu
zwierząt. Wchodzą w to nie tylko antybiotyki, pestycydy, ale i
hormony (jako czynniki wzrostu). Mimo zakazu używania wszelkich
hormonów promujących nienaturalny wzrost zwierząt przez Unię
Europejską w latach osiemdziesiątych, odnotowano wiele przypadków
nielegalnego użycia tych substancji (Cox 1986). Jeden z takich
hormonów wzrostu, DES (Diethylstilbesterol) jest skorelowany z
występowaniem raka pochwy u córek kobiet, które zażywały ten
hormon jako pomocny w przypadkach komplikacji ciąży i niepłodności.
Rak prostaty, jąder i pęcherza u synów kobiet zażywających DES
był również związany z tą substancją (Bishun et al 1977).
9.
Z powodu nienaturalnych i często bardzo okrutnych dla nich warunków
bytu, zwierzęta z farm przemysłowych są bardziej podatne na
choroby. Jest to przyczyną bardzo częstego podawania im
antybiotyków (Plaskett 2004c). W konsekwencji ludzie, którzy
zjadają ogólnie dostępne mięso pośrednio regularnie zażywają
dawki antybiotyków (nie dotyczy to zazwyczaj mięsa z gospodarstw
ekologicznych, które jest u nas jednak bardzo trudno dostępne).
Niewielkie, ale regularne zażycie antybiotyków powoduje
wyniszczenie wyżej wspominanej dobroczynnej dla nas flory
bakteryjnej występującej naturalnie w naszych jelitach, niższą
ogólną odporność organizmu i co za tym idzie niezdolność do
kontrolowania drożdżycy (Chaitow 1996). Oprócz antybiotyków innym
„składnikiem” dzisiejszego mięsa są pestycydy chemikalia
pochodzące ze sztucznych pasz, którymi karmione są zwierzęta z
farm (Plaskett 2004c). Wg Dr Plasketta ,tak naprawdę nikt nie był w
stanie jeszcze ustalić dokładnie ile chemicznych substancji zjadamy
razem z nasza dzienną „porcją mięska”.
10. Tak
bardzo uwielbiane przez Polaków wędliny zawierają substancje
konserwujące (np. azotyn sodu), które przekształcane są w naszym
żołądku w związki rakotwórcze zwane nitrosaminami. (Plaskett
2004c).
11. Smażenie, grillowanie jak i również
pieczenie powoduje wytwarzanie się toksycznych substancji zwanych
HCA-heterocyklicznych amin (Carper 1995). HCA stymulują wytwarzanie
się wolnych rodników i przyczyniają się do uszkodzeń DNA. U
zwierząt HCA powoduje raka jelita grubego, piersi, trzustki, wątroby
i pęcherza. HCA mają też negatywny wpływ na serce- atakują
mitochondria w komórkach mięśnia sercowego wywołując ich śmierć
(Carper 1995). Z wielkim prawdopodobieństwem przypuszcza się
również, iż HCA mają podobny efekt u ludzi.
Czy nadal
mamy ochotę na mięsko? Nawet jeśli mamy, będzie to wybór nie
tylko wolny, ale i świadomy!!!!
Celem tego artykułu
było przedstawienie obiektywnych faktów naukowych, opartych na
najnowszych badaniach w dziedzinie odżywiania klinicznego, wolnych
od wszelkich stereotypów, czy mitów podyktowanych często
interesami pewnych grup zawodowych czy koncernów spożywczych. Jak
powiedziała, Juliet Gellatley, autorka książki ‘Milcząca Arka’
, "Wolność wyboru jest czymś zupełnie bezwartościowym bez
możliwości dostępu do informacji".
Małgorzata
Rzeszutek, specjalista w dziedzinie Medycyny Żywienia z Uniwersytetu
Thames Valley w Londynie.