Między szlachecką gawędą a klasycznym dystansem
Michał Paweł Markowski
Czesław Miłosz napisał kiedyś: "Złożyło się tak, że dwaj ludzie, których wczesna młodość przypadła na lata przed I wojną światową postąpili jak ogrodnicy krzyżujący obce sobie dotychczas odmiany roślin: staroszlachecką gawędę sprzęgli z humanistyczną erudycją, otrzymując to, co zwykło się nazywać esejem". Mówiąc to, Miłosz miał na myśli Jerzego Stempowskiego i Stanisława Vincenza, dwóch wielkich polskich eseistów, którzy swą pisarską edukację rozpoczęli na grubo przed wybuchem II wojny, a najświetniejsze dzieła wydali w latach 60. Tok gawędowy, który w pisanej po angielsku Historii literatury polskiej Miłosz określa jako "talks", to z pewnością polska osobliwość w eseistyce powojennej, której wielonurtowości nie sposób opisać w tak krótkim szkicu. Pozostańmy więc przy gawędzie. Kluczem do tej właśnie, osobliwie polskiej formy eseistycznej jest uwzględnienie w swobodnie skomponowanej strukturze tekstu słuchacza, drugiej osoby, której opowiada się fragmenty własnej biografii, relacjonuje przygody własnej myśli. Forma dialogu, listu, quasi-pamiętnika wypiera formę zobiektywizowanego dyskursu, personalna narracja zastępuje czystą grę intelektu skierowaną przede wszystkim na sam przedmiot. Polski esej to raczej prośba o współudział czytelnika w tym samym dziedzictwie kultury, z którego wyrasta osoba opowiadacza, niż prezentacja uformowanych poglądów. W dziewiętnastowiecznych słownikach gawęda oznaczała zarówno kształcącą rozmowę, jak i amorficzny sposób wykładu. W dwudziestowiecznym eseju rozmowa nadal wysunięta została na pierwszy plan, jednak chaotyczny sposób wykładu przeistoczył się w kompozycyjną swobodę. Pozostała natomiast bez zmian cecha "łatwego porozumienia", dzięki której zarówno autor, jak i czytelnik to nie tyle figury tekstu, co pełnokrwiste postaci podzielające ten sam zespół przekonań. To właśnie sprawiło, że eseistyka polska szczególnie bujnie rozwinęła się na powojennej emigracji, kiedy to z dala od ojczyzny właściwej potrzeba nawiązania kontaktu z innymi wygnańcami wymuszała familiarny i intymny ton. Jeśli można mówić o kulturowej podglebie polskiego eseju, to jego pierwotne doświadczenie wyglądało zapewne tak, jak opisują to pamiętniki z wieku XIX, pisane przez wykształconych ziemian, dla których rzeczą najważniejszą była najbliższa - rodzinna, okoliczna - tradycja. To właśnie tam, w tych dworach, w wielkich posiadłościach ziemskich i szlacheckich opowiadano, pisano listy, przekazywano najlepsze, francuskie wzorce narracyjne, zabarwione polskim stylem. Opowiadano tym intensywniej, im czasy wydawały się bardziej niepewne, bez przyszłości, bez nadziei. Albo gdy świeżo przetoczyły się dziejowe burze, po których Polska znikała z mapy Europy, albo gdy ich oczekiwano. Gawęda, i ta pisana, i ta mówiona, była więc owocem historycznego niepokoju i piętno to bez wątpienia odbiło się na eseistyce Jerzego Stempowskiego, Stanisława Vincenza, Czesława Miłosza. Pisarze ci, silnie związani z kresami Rzeczypospolitej (Ukraina Stempowskiego, Huculszczyzna Vincenza, Litwa Miłosza), przechowują w swych tekstach romantyczną przeszłość i niezbitą wiarę w wartości europejskiej kultury, której polska tradycja szlachecka hołdowała w latach politycznej nieobecności państwa polskiego. To połączenie regionalizmu i uniwersalizmu, geograficznego zaścianka i duchowej metropolii widać także u eseistów współczesnych, z których wymienić przede wszystkim wypada Jarosława Marka Rymkiewicza, autora wspaniałego cyklu eseistycznego poświęconego litewskim latom Mickiewicza (Żmut, Baket, Kilka szczegółów). Co składałoby się na tę szczególną formę eseistyczną? Anegdoty i historie rodzinne, umiłowanie biograficznego szczegółu; historia regionu, prowincji i zamieszkujących ją ludzi; obserwacje zdystansowanego uczestnika tej wspólnoty, znajdującego się jak gdyby na jej pograniczu; domowe archiwa i plotki sąsiedzkie. Drugą fundamentalną zasadą polskiej eseistyki jest nieustanne nawiązywanie do tradycji klasycznej, śródziemnomorskiej. Najlepiej być może widać to w twórczości Stanisława Vincenza, autora esejów Homer - ojciec kształtów, O dziedzictwie helleńskim, apokryficznej narracji Powojenne perypetie Sokratesa oraz wojennych zapisków zatytułowanych Outopos, w których komentarze do Homera i Dantego przeplatają się z obserwacjami życia ptaków na Huculszczyznie. Dla Vincenza Grecja to nie tylko rezerwuar idei czy pięknych form, lecz przede wszystkim miejsce narodzin duchowej autonomii, ojczyzna cnót obywatelskich i perswazji zastępującej siłę, bez których to wartości cywilizacja współczesna skazana jest na zagładę. To właśnie do tej tradycji, stworzonej w polskiej eseistyce przez Stanisława Vincenza nawiązywać będą wszyscy późniejsi miłośnicy Hellady: Zbigniew Herbert (Akropol), Mieczysław Jastrun (Godzina śródziemnomorska), Zygmunt Kubiak (Przestrzeń dzieł wiecznych. Eseje o tradycji kultury śródziemnomorskiej). W każdym z tych przypadków esej nabiera cech epickich: świat miniony nabiera blasku dzięki dystansowi, z którego się o nim opowiada, choć także dystans ten - paradoksalnie - w ogóle umożliwia kontakt z dawnymi epokami Między prowincjonalną, szlachecką gawędą i epickim dystansem polski esej nie wypracował spójnej poetyki. Są to raczej formy wielokształtne, nazwiązujące do odmiennych tradycji gatunkowych: raz będzie to dialog (Mała Itaka. Dialog nocny Vincenza), raz dziennik podróży (Dziennik podróży do Austrii i Niemiec Stempowskiego), innym razem list (Odpowiedź na list Franceska, obywatela rzymskiego Bolesława Micińskiego) lub portret (cykl Portrety w Zaczynając od moich ulic Miłosza). Tym jednak co łączy te Proteuszowe formy jest wspólna wiara w tradycję, w której bliskie jest zarówno to, co powiedział w antycznym poemacie Homer, jak i to, co w sztambuchu zapisała dziewiętnastowieczna prababka.
http://www.instytutksiazki.pl/pl,ik,site,8,8,6.php