Nauka we krwi Misja profesora Hirszfelda

Nauka we krwi. Misja profesora Hirszfelda Mateusz Zimmerman dziennikarz i publicysta

Przełomowe badania nad grupami krwi po wielu latach dały mu nominację do Nobla, choć o sławę nigdy nie zabiegał. Od chorób zakaźnych uratował tysiące ludzi. Próbował nieść im pomoc nawet gdy sam był więźniem getta.

Foto: PAP Ludwik Hirszfeld

Jedno z pierwszych jego poważnych doświadczeń na studiach było porażką, która obrosła w anegdotę. Ludwik Hirszfeld i jego mentor wstrzykiwali samicom królika miazgę jądra samców. Chcieli sprawdzić, czy badane zwierzęta okażą się… odporne na plemniki. Nie chodziło tylko o regulację płodności, ale także o szukanie sposobu uodpornienia na nowotwory.

Hirszfeld w euforii pojechał ze swoim nauczycielem na wakacje w góry, ale gdy wrócili, okazało się, że samice wbrew oczekiwaniom są brzemienne. Kilka tygodni naukowego "upojenia" przyniosło nie tylko lekcję pokory wobec kaprysów nauki, ale przede wszystkim – chęć i wolę "rzucania myśli w daleką przyszłość".

Tym Hirszfeld zamierzał się kierować i tego potem uczył swoich studentów.

Mentor, uczeń i grupy krwi

Urodził się w Warszawie, ale na studia wyjechał do niemieckiego Würzburga, skąd z kolei trafił do Berlina. Swoją przyszłość widział w bakteriologii i serologii – tę drugą dziedzinę uważał za przyszłość walki z chorobami zakaźnymi. Po obronie doktoratu wylądował w heidelberskim Instytucie Badania Raka, w którym próbowano sprawdzać, czy aby nowotworów nie wywołują pasożyty.

W pewnym sensie przypadkiem Hirszfeld trafił do gabinetu tamtejszego serologa Emila von Dungerna. Hirszfeld pochodził z rodziny zubożałego żydowskiego finansisty, a Dungern był arystokratą – ale o zgoła egalitarnym nastawieniu do innych. Znaleźli wspólny język błyskawicznie. Może dlatego, że zaczęli od rozmowy o kobietach (młody naukowiec niebawem zresztą wyswatał swojemu dwa razy starszemu szefowi pewną wdowę).

Ale obu pasjonatów połączyła przede wszystkim nauka. Oddali się eksperymentom z grupami krwi – to pojęcie wprowadził dekadę przed nimi Karl Landsteiner. Hirszfeld i Dungern zajęli się procesem powstawania przeciwciał w organizmie danego zwierzęcia, któremu zostaje przetoczona krew od przedstawiciela tego samego gatunku. Usłyszawszy o testach z udziałem kóz, obaj naukowcy zaczęli się zajmować psami. I doszli do wniosku, że posiadają one określone rasy serologiczne.

Najważniejsza konkluzja dotyczyła przekazywania cech: "Stwierdziliśmy, że (…) cechy się dziedziczą, że nie mogą się pojawiać u potomstwa, jeśli ich nie było u rodziców, chociaż mogą zniknąć" – zapisał Hirszfeld. "Nazywamy grupę, której krwinki nie zlepiają się z żadną surowicą ludzką – grupą 0, grupę częstszą w Heidelbergu – grupą A, grupę rzadszą – B. Grupa 0 ma oznaczać brak cechy A i B".

Terminologia grup krwi, którą obaj naukowcy opracowali na potrzeby swoich badań, została w 1928 r. przyjęta jako międzynarodowy standard.

Nauka podpowiada, kto (nie) jest ojcem

Praca Hirszfelda i Dungerna była jednocześnie wstępem do poważnych badań nad dziedziczeniem cech u ludzi. Wprawdzie tzw. prawa Mendla, czyli reguły przekazywania cech dziedzicznych zostały odkryte w 1866 roku, ale doceniono ich wagę i rozwinięto je dopiero w XX stuleciu.

Hirszfeld niemal od razu zorientował się, że reguły dziedziczenia będą mogły być użyte w sprawach sądowych – pozwalały bowiem na wykluczanie ojcostwa. Wtedy chodziło jeszcze tylko o wykluczanie, ale naukowiec zdawał sobie sprawę, że w przyszłości ojcostwo będzie też można jednoznacznie potwierdzać (miało się to stać dopiero po jego śmierci).

Hirszfeld niemal od razu zorientował się, że reguły dziedziczenia będą mogły być użyte w sprawach sądowych – pozwalały bowiem na wykluczanie ojcostwa. Wtedy chodziło jeszcze tylko o wykluczanie, ale naukowiec zdawał sobie sprawę, że w przyszłości ojcostwo będzie też można jednoznacznie potwierdzać (miało się to stać dopiero po jego śmierci)

Już po powrocie do Polski po I wojnie światowej Hirszfeld występował jako ekspert sądowy w sprawach tego typu. Jak wspominał: o przypadkach, z którymi miał do czynienia, mógłby napisać powieść. Najgłośniejszym przypadkiem był chyba budzący olbrzymie zainteresowanie publiczne proces Rity Gorgonowej.

Naukowa opinia Hirszfelda podważała winę oskarżonej, była także sprzeczna z ustaleniami innych ekspertów. Sam uczony zżymał się, że z "przewodu sądowego zrobiono coś w rodzaju turnieju", a o nim samym było w gazetach głośno jak o "diwie operetkowej". Nigdy nie szukał tego typu popularności.

Szczepił na tyfus, przetaczał krew

W 1911 roku Hirszfeld opuścił Niemcy i swojego przyjaciela Dungerna. Przyjął asystenturę w Zurychu, bo nie chciał się ograniczać – a tam widział większe możliwości rozwoju. Habilitował się z "zagadnień dziedziczności w świetle nauki o odporności". Ale już niebawem Wielka Wojna rzuciła Hirszfelda w niespodziewanym kierunku.

O epidemii tyfusu plamistego w Serbii zrobiło się w Szwajcarii tak samo głośno jak o krwawych starciach na froncie zachodnim. Służba zdrowia skapitulowała szybciej niż armie serbska i austriacka. Z czterech milionów mieszkańców bałkańskiego kraju rozchorował się milion, a nierzadko nie miał kto udzielać pomocy, bo choroba uderzyła także w lekarzy i pielęgniarki. Z grzebaniem zmarłych nie nadążano.

Hirszfeld przybył do Serbii tylko z małą cieplarką na parę probówek i odczynników, ale to jego zalecenia przyczyniły się do zahamowania epidemii. Podjęto walkę z wszami, opracowano też prymitywne aparaty sterylizacyjne. Choroba do lata została opanowana, ale wkrótce nadeszli Austriacy. Hirszfeld i jego żona (przybyła w międzyczasie na Bałkany) musieli wziąć udział w wielkim serbskim exodusie do Albanii, skąd z kolei zdołali się dostać do Włoch.

W spokojnej Szwajcarii długo nie wytrzymali. Francja, Korfu, brytyjski transportowiec – i tak Hirszfeldowie znaleźli się we francuskim wojskowym szpitalu zakaźnym koło Salonik. Uczony zmagał się z występującymi na masową skalę czerwonką i malarią (na którą sam zachorował). Spopularyzował transfuzję krwi w armii serbskiej. Ale przede wszystkim: udało mu się opracować szczepionkę na tyfus brzuszny.

W szpitalu Hirszfeld miał kontakt nie tylko z Anglikami i Francuzami, ale też z Arabami, Hindusami, Malajami i czarnoskórymi. To stwarzało mu niepowtarzalną okazję do badań nad występowaniem grup krwi w poszczególnych rasach. Zorientował się, że cechy 0, A i B występowały u wszystkich badanych populacji, tylko w innych proporcjach: np. cechy A przeważały u narodów z północy Europy, B – w Azji i Afryce. Nie wszystkie wnioski naukowca przetrwały próbę czasu, ale i tak w 1919 r. jego artykuł na łamach prestiżowego pisma "The Lancet" był przełomem.

Przechodniów uściskać, chłopów nauczyć higieny

Nie wszyscy polscy uczeni decydują się po wojnie wrócić do kraju, ale Hirszfeldowie uznają, że to ich obowiązek. Naukowiec będzie potem wspominać, że po powrocie do Warszawy po kilkunastu latach chciał "uściskać każdego przechodnia".

Hirszfeld jest tytanem pracy: dla studentów prowadzi wykłady z bakteriologii i serologii. Z innymi uczonymi – tworzy pisma i towarzystwa naukowe. Bierze udział w tworzeniu Państwowego Instytutu Higieny (z czasem obejmie szefostwo tej instytucji).

To nie było zadanie dla urzędnika – raczej dla prężnego stratega. Na Kresach dały o sobie znać epidemie tyfusu plamistego i brzusznego oraz czerwonki. Odpowiadała za to w sporej mierze niska świadomość higieniczna i zdrowotna w ogóle. Naukowiec wspominał wsie, w których nie było ani jednej ubikacji, a "ludność zacofana, pełna zabobonów, zwalczała epidemie za pomocą… wypędzania diabła".

Lokalni lekarze nie pomagali, bo i oni byli niedokształceni – wydawali np. odezwy do chłopstwa, że "należy dbać o higienę osobistą"… Hirszfeld łapał się za głowę, ale robił, co do niego należało. Zorganizował w Warszawie szkolenia dla lekarzy powiatowych – a z kolei epidemiolodzy i studenci ze stolicy jeździli na tereny, na których szalały choroby.

Należy się cieszyć, gdy młody coś wymyśli

Niektórzy potem mówili, że takie doświadczenie dało im więcej niż lata wykładów. Było to zresztą stuprocentowo zgodne z filozofią Hirszfelda jako mentora – powtarzał, że chodzi o "zaprawienie młodego studenta do walki z chorobą zakaźną, wytworzenie esprit du corps i poczucie wyższej misji, które powinien mieć lekarz".

Pamiętał swoje poszukiwania z Heidelbergu i Zurychu i sam chciał jako szef inspirować swoich podopiecznych, zamiast przytłaczać ich własnym autorytetem. "Zakres idei jednego człowieka jest wąski" – pisał. "Należy się cieszyć, gdy młody coś wymyśli lub znajdzie".

W połowie lat 30. Hirszfeld zadał kolejny cios chorobom zakaźnym: koordynował wprowadzenie nowych szczepień przeciw błonicy i szkarlatynie; najpierw w Warszawie, a potem obowiązkowo w całej Polsce.

Hanna znaczy natchnienie

Nie wiadomo, czy droga Hirszfelda obfitowałaby w takie sukcesy, gdyby nie jego żona Hanna. Poznali się wcześnie i ślub również wzięli błyskawicznie (Hirszfeld nie miał jeszcze 21 lat). "Dotychczas błogosławię tę lekkomyślność" – pisał potem w autobiografii.

Gdyby nie korepetycje z francuskiego, których Hanna udzielała, młodego naukowca na samym początku kariery nie byłoby stać na zakup zwierząt doświadczalnych. Potem z anielską cierpliwością znosiła, gdy o drugiej-trzeciej w nocy zwlekał się z gabinetu i zawracał jej głowę serologicznymi nowinkami.

Kiedy wyjeżdżał do serbskiego Niszu, by walczyć z tyfusem, żonę zostawił żonę w Szwajcarii. Ale ona była "niespokojnego ducha" i miała "hart żołnierza" – dołączyła do niego po paru miesiącach. Razem znieśli wędrówkę ku Albanii i razem podjęli decyzję o pracy w Salonikach. Już po powrocie do Polski razem się ochrzcili i wzięli ślub kościelny.

"Gdy mi coś do głowy wpadnie, mam zawsze wrażenie, że wyczytałem to z jej oczu" – mówił w rozmowie z pewnym zagranicznym uczonym. Nie chodziło tylko o inspiracje – Hanna Hirszfeldowa sama była uczoną wysokiej próby (pediatria, immunologia, hematologia). Miała przeżyć męża o 10 lat i już po jego śmierci dostać państwową nagrodę za badania nad wadami wrodzonym i poronieniami.

Misja w getcie

Tymczasem jest koniec lat 30. Ludwik Hirszfeld odwiedza córkę Marię studiującą na Sorbonie. "Zdaje mi się, że widzę początek nowego życia" – zapisuje. Przyjaciele-naukowcy proponują, aby schronił się na Zachodzie. Odmawia, choć czuje, że wojna jest nieunikniona.

Jeszcze w sierpniu 1939 roku cała rodzina jest w Wiśle na wakacjach. Dwa tygodnie później Hirszfeld w bombardowanej Warszawie organizuje transfuzje krwi dla rannych. Kiedy Niemcy tworzą getto, Hirszfeldowie mogą jeszcze wyjechać, ale zwlekają. W lutym 1941 r. przychodzi po nich policja i zabiera do dzielnicy żydowskiej.

Naukowiec wie, że za jej murami epidemie wybuchną błyskawicznie – ale i tu Hirszfeldowie mają "misję do spełnienia". Hanna trafia do szpitala zakaźnego i ma pełne ręce roboty, a Ludwik organizuje wykłady z medycyny i pracownię bakteriologiczną. Toczą tyleż heroiczną, co skazaną na porażkę walkę z wszami, przenoszonym przez nie tyfusem plamistym i gruźlicą – a wszystko to pośród wszechobecnego głodu, brudu i w cieniu nadchodzącej Zagłady.

Zbyt późna ucieczka na aryjskich papierach

W obliczu deportacji do Treblinki Hirszfeldom udaje się wydostać z getta na fałszywych papierach, załatwionych przez przedwojennego znajomego. Ale córka jest chora, gorączkuje. Umiera niebawem na zapalenia płuc.

Hirszfeld napisze, że cała jego praca zdała się tylko na to, aby jego dziecko mogło zostać pochowane "we własnej mogile, choć pod obcym nazwiskiem. Bo pod własnym nie miała prawa ani żyć, ani umrzeć". Z kieleckiego zrozpaczone małżeństwo trafia do kryjówki w Miłośnie. To tam naukowiec spisuje swoje wspomnienia.

Wobec skali tych nieszczęść całkiem zdumiewająco brzmią oskarżenia, jakie wysunął już w XXI wieku tygodnik "Der Spiegel". Według jego autorki badania takich uczonych jak Hirszfeld przyczyniły się do stworzenia naukowej podbudowy dla nazistowskich teorii "czystości krwi". Hirszfeldowi zarzucono wręcz rasowe uprzedzenia, którymi miał się wykazywać podczas badań krwi u paru tysięcy żołnierzy w Salonikach.

Bez Nobla, za to z kolejnym przełomem

W rzeczywistości wspomniany artykuł Hirszfelda z "The Lancet" nie wartościował grup krwi ani ras. Jedynie opisywał, że różne grupy krwi występują w pewnych populacjach częściej, a inne rzadziej – co skutkuje także wyższą lub niższą odpornością na pewne typy chorób (przykład: zapadalność na malarię w Afryce). To, że w tamtym czasie Hirszfeld używał pojęcia "rasa" zamiast "populacja", nie jest niczym zaskakującym.

Jeszcze bardziej uderzające w zarzutach "Spiegla" było to, że padły pod adresem uczonego, którego hitlerowski reżim tak okrutnie doświadczył. Niejako w "reakcji" władze Wrocławia ogłosiły rok 2014 (130. rocznica urodzin naukowca) "rokiem pamięci Ludwika Hirszfelda"

Z obserwacji Hirszfelda nie wynikało poza tym, aby któraś z ras była – z  uwagi na "jakość" swojej krwi – w jakikolwiek sposób "lepsza", a inna "gorsza". Przeciwnie: on sam podkreślał, że badania wręcz obalały teorie o dominacji "rasy aryjskiej" nad innymi. A dla samego naukowca to, do jakich celów nazistowska pseudonauka zaangażowała badania nad grupami krwi źródłem, było przez lata źródłem udręki.

Jeszcze bardziej uderzające w zarzutach "Spiegla" było to, że padły pod adresem uczonego, którego hitlerowski reżim tak okrutnie doświadczył. Niejako w "reakcji" władze Wrocławia ogłosiły rok 2014 (130. rocznica urodzin naukowca) "rokiem pamięci Ludwika Hirszfelda".

To właśnie we Wrocławiu Hirszfeldowie osiedli po wojnie. Uczony nie ustawał w wysiłkach: stworzył Instytut Immunologii, badał gruźlicę i kiłę. W 1950 r. dostał nominację do Nobla – za badania nad konfliktem serologicznym pomiędzy matką a płodem. Przeprowadził też przełomową transfuzję wymienną u noworodka.

Umówionej książki o grupach krwi napisać już nie zdążył. Umarł na zawał serca, niemal do końca życia pracując po 14 godzin na dobę.

Wykorzystałem i cytowałem autobiografię Ludwika Hirszfelda "Historia jednego życia".




Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Leki zmniejszające stężenie lipidów we krwi
Zawartość cukru we krwi, Pielęgniarstwo licencjat cm umk, III rok, Geriatria i pielęgniarstwo geriat
Anodina?lowo mówiła o alkoholu we krwi gen Błasika
Doping we krwi, Biologia
Anodina celowo mówiła o alkoholu we krwi gen Błasika
Intensywna kontrola ciśnienia tętniczego i stężenia glukozy we krwi chorych na cukrzycę typu 2
Oznaczanie liczby leukocytów we krwi obwodowej, Imunologia
Kształtowanie się poziomu opiatów we krwi osób zmarłych w przebiegu narkotyzowania się, Forensic sci
Insulina i jej rola w regulacji poziomu glukozy we krwi
Sprawozdanie na zajęcia fizjologia?danie poziomu glukozy we krwi
Zawartosc cukru we krwi, biologia, Diabetologia
Przyprawa stabilizująca poziom cukru we krwi, ZDROWIE-Medycyna naturalna, Poczta Zdrowie
Metody oznaczania tlenku węgla we krwi sekcyjnej – zalety i ograniczenia 1 11
Sprawozdanie na zajęcia fizjologia badanie poziomu glukozy we krwi, Fizjoterapia CM UMK, Fizjologia,
regulacja poziomu cukru we krwi, AWF Wro, Studia 2 semestr
Promile alkoholu we krwi, Ciekawostki żywieniowe
Feniks we krwi
Wiciowce pasożytujące we krwi, Biol UMCS, VI semestr, Protozoologia
18 Koncepcja władzy we krwi i?rozolu M Foucaulta

więcej podobnych podstron