Pan Tadeusz wszedł pierwszy,
drżącymi rękami
Drzwi za sobą zamyka, och! Nareszcie
sami.
Ach! Zosiu, ach Zosieńko, jak mi niewygodnie
Popatrz,
jak mi odstaje, spójrz no na moje spodnie.
Zosia łzy rzewne
roni i za pierś się chwyta,
Że to była dzieweczka z chłopcem
nie obyta,
Nie wiedziała zaiste, czy ma się całować
Ze
swym mężem, czy płakać, czy pod ziemię schować.
Stoi tedy
i milczy, Tadeusz pomału
Jął się przygotowywać do
ceremoniału.
Od chwili, gdy ich ślubna przywiozła
kareta,
Tadeusz miał myśl jedną - myśl ta to mineta.
(Sztuka
wówczas na Litwie nikomu nie znana,
Dziś już
rozpowszechniona, ale źle widziana
Przez strzegące cór swoich
sędziwe matrony
I księży, którzy nieraz gromią ją z
ambony).
Tadeusz, że we Francji długie lata bawił,
Wielce
się w używaniu sztuki onej wprawił,
Niezmiernie lizać
lubiał, wyrażał mniemanie,
Że mineta o wiele przewyższa
jebanie,
Bo kutas zmysł dotyku zaledwie posiada,
Język
natomiast smakiem prócz dotyku włada,
Poza tym wszystkim
zmysły, z wyłączeniem słuchu,
Spełniają pewną rolę,
kiedy język w ruchu.
Na przykład powonienie cipy... Wzrok się
raczy
Tym, czego ślepy kutas nie zobaczy.
Tak myśląc,
jął Tadeusz pieścić swoją żonę.
Najpierw z galanteryją
ucałował dłonie,
Potem na łóżku sadza i macając ręką,
Dwa
cycuszki jak pączki wyczuł pod sukienką,
Wziął też do ręki
cycuś, a zaraz i drugi,
Oba były jednakie, żaden nazbyt
długi.
I począł je całować - długo pożądliwie,
Wreszcie
usta oderwał i, w nagłym porywie,
Suknię swej lubej Zosi
zarzucił na głowę,
ściągnął na dół majteczki, śliczne,
koronkowe,
Dar ciotki Telimeny, ku nóżkom się
schylił,
Najpierw na nie popatrzał, potem je
rozchylił,
Całując pożądliwie od wewnętrznej strony,
Aż
Zosia zapomniała zupełnie obrony
I dziewicze opory zaraz
odrzuciła,
Bo Zosia chociaż młoda, ale dziewką była.
I
chowając w poduszki, zawstydzone lice,
Pokazała mężowi całą
tajemnicę,
Co ukryta głęboko wśród złocistych
włosów
Różowiała niewinnie, jak kwiatek wśród
kłosów.
Tadeusz po mistrzowsku rozpoczął
minetę,
Najpierw lizał po wierzchu, rozpalał kobietę.
Jęła
więc Zosia wzdychać, jęczeć, wreszcie krzyczeć.
Tadeusz rad
jej więcej rozkoszy użyczyć,
Wsadził głębiej, językiem
jak młynkiem obracał,
Rękami Zosię z góry aż do dołu
macał,
Przy tym ruchliwy język coraz głębiej
wtykał,
Krztusił się, dławił, ślinę i włosy
połykał,
Obracając językiem coraz żwawiej,
głodniej,
Wreszcie zajęczał lekko i spuścił się w...
spodnie.
Chwilę poleżał cicho i odpoczął trochę,
tuląc
nos oraz usta w zawisłą piździochę.
Wreszcie podniósł się
z łoża, odszedł od Zosieńki
I z lekka, ocierając wąsy
grzbietem ręki,
Jął się żywo rozbierać. Zdjął pas z
kutasami,
ściągnął kontusz i żupan, buty z
cholewami,
Koszulę zdjął przez głowę, hajdawery złożył,
A
gacie przemoczone na krześle położył.
Wreszcie usiadł na
łożu, odsapnął troszeczkę,
Po jajach się pogłaskał,
spojrzał na żoneczkę:
Suknia na twarz rzucona zasłoniła
lice,
Odsłaniając cycuszki, pępuszek i picę.
Widok ten
znów krew wzburzył w panu Tadeuszu,
Choć się dopiero
spuścił, nabrał animuszu.
Jął rozbierać żoneczkę,
sposobić posłanie,
By tymczasem poczekać, aż mu kutas
stanie.
Zosia zaś odrzuciwszy już wstydliwość
wszelką
Na chuja spoglądała z ciekawością wielką,
Bo
dotychczas o chuju niewiele wiedziała -
Raz od dziewek
służebnych coś tam usłyszała,
Drugi raz, leżąc w gaju
rankiem, w cieniu drzewa,
Zobaczyła przypadkiem, jak się chłop
odlewa,
W grubej garści trzymając jakiś przedmiot
wielki,
Strząsnął na świeżą zieleń złociste
kropelki.
Choć ciocia Telimena już jej tłumaczyła,
Lecz
Zosia nie słuchała, strasznie się wstydziła.
A teraz, żoną
będąc, dziewczątko uznało,
Że święty obowiązek zbadać
sprawę całą,
Więc pyta się: co to jest? i do czego
służy?
Przed chwilą taki mały, teraz taki duży,
O! a
jak się rozciągnął i jak się rozwija,
Długi taki i gładki,
niczym gęsia szyja.
A cóż go też od spodu tak ładnie
przystraja?
Rzekł Tadeusz z powagą: Zosiu, to są jaja.
To
zaś, co cię w tak wielkie wprawiło zdumienie,
Obyczajnie
nazywać trzeba - przyrodzenie.
Kutasem także zwane, chociaż
częściej bywa,
Że chłopstwo i pospólstwo chujem go
nazywa.
Ręka, głowa czy noga jedną nazwę mają
Ten zaś
niewielki wiecheć ludzie określają
Tak dziwacznymi nazwy.
Sędzia nieraz zrzędzi,
Że jak się robi ciepło, to go kuśka
swędzi.
Podkomorzy zaś wałem kutasa nazywa,
A Wojski
zaganiaczem go nieraz przezywa,
Maciek mówi wisielec, bo już
stać nie zdoła,
A Gerwazy na chłopskie dzieci nieraz
woła:
Nie baw się Wojtuś ptaszkiem. Jankiel cymbalista
Zwie
go smokiem lub bucem, i rzecz oczywista
Jeszcze dziwniejsze
nazwy ludzie wymyślają,
Ułani go na przykład pytą
nazywają.
Za to uczeni w piśmie, penis - określają.
Tak
wyjaśniał Tadeusz te sprawy powoli,
Chcąc tymczasem pokazać,
jak kutas pierdoli.
I chcąc naukę poprzeć stosownym
przykładem
Zaczął wpychać... daremnie, chociaż ruszał
zadem.
Zasapał się, zapocił, chuj się nie zagłębiał,
Zdumiał
się tedy młodzian i zwyczajnie zdębiał.
Prując dotychczas
kurwy w francuskiej stolicy,
Nie miał nigdy trudności z
włożeniem do piczy,
Ta widocznie nie znała kutasa
żadnego,
Więc gdzieżby mógł się zmieścić taki chuj jak
jego.
Bo nie było podówczas pośród wszystkich ludzi,
Ani
w Polszcze, ni w Litwie, ni na świętej Żmudzi,
Ani wśród
drobne szlachty, ni wielkich dziedziców,
Ani wśród Horeszków,
ani wśród Sopliców,
Ani wśród Radziwiłłów książąt
przepotężnych,
Ani wśród Dobrzyńskich, znakomitych
mężnych,
Ni wśród Bartków i Maćków braci doborowej,
Ni
wśród całej rozlicznej szlachty zaściankowej,
Nikogo, kto by
chuja takiego posiadał.
Dumny zeń był Tadeusz i dzielnie nim
władał.
A do dumy takowej miał słuszne powody,
Bo na
chuju mógł podnieść pełne wiadro wody.
Chuj Tadeusza
mierzył jedenaście cali,
Gruby jak ręka w kiści, twardy jak
ze stali,
Zahartowany w trudzie, co rzadko się kładzie
Zdobny
w dwa wielkie jaja, jak dwa jabłka w sadzie.
Jeden tylko
Gerwazy za czasów młodości.
Słynął również z kutasa
podobnej wielkości.
I dziś jeszcze żartując, szlachta się
pytała,
Co ma większe Gerwazy, Scyzoryk czy wała.
Otóż
tego to chuja chciał Tadeusz Zosi
Na siłę wepchnąć, ona
śmiechem się zanosi
Zosieńka, tak się bawi, śmieje do
rozpuku
I jak dziecinka woła: a kuku, a kuku.
Nagle,
schwyciwszy zręcznie kutasa do ręki,
Zanuciła przekornie
słowa tej piosenki:
Do dziury myszko, do dziury,
Bo cię
tam złapie kot bury,
A jak cię złapie w pazurki
To cię
obedrze ze skórki.
Myszko? - zakrzyknie młodzian A cóż to za
myśl dzika
Przezywać tu od myszek tego rozbójnika.
Jak
ci myszkę pokażę, zaraz pożałujesz,
Do dziury ją
zapędzasz? zaraz ją poczujesz.
To mówiąc powstał z łóżka
i wyszedł z pokoju
Do przedsionka, gdzie stała beczka pełna
łoju,
Pełną ręką zaczerpnął, przetłuścił kutasa,
Że
się błyszczał jak wielka, czerwona kiełbasa.
Co na Wielkanoc
wisi na sznurze w komorze.
Do pokoju powrócił, zaraz legł na
łoże,
Pomacał dziurkę ręką, palcami poszerzył,
Przytknął
równo kutasa, popchnął i uderzył,
Rozwarły się podwoje,
coś tam z cicha trzasło
I wjechał kutas w pizdę, jak nóż
wjeżdża w masło.
Zabolało Zosieńkę, aż się
popłakała,
Rączęta załamując gwałtownie krzyczała:
Wyjm
pan, wyjm to natychmiast, to okropnie boli!
Tadeusz jej nie
słucha, lecz jebie powoli,
Ręce pod pupkę włożył i mocno
je złączył,
Dymał, rąbał, chędożył, aż nareszcie
skończył.
Pięć razy tę zabawę radosną powtórzył,
Pięć
razy też się spuścił, aż się w końcu znużył.
Żonę na
bok odrzucił niby sprzęt zużyty,
Lecz kutas jeszcze sterczał,
wielki, chociaż syty.
Wnet też świtać poczęło, Tadeusz
zmęczony,
Jak na męża przystało, legł dupą do żony.
Kołdrę
na grzbiet naciągnął, po jajach się podrapał,
Twarz do
ściany obrócił i głośno zachrapał.
Ale Zosieńka nie
śpi, leżąc na posłaniu,
Oczęta ma otwarte, ni myśli o
spaniu.
Przedtem, dziewicą będąc, tak strasznie się
bała,
Lecz teraz gdy poznała, to by jeszcze chciała,
Chce
obudzić małżonka, lecz Tadeusz chrapie,
Tuli się więc do
niego, za kutasa łapie,
Do góry go uniosła, palcami
ujęła,
Wreszcie główkę schyliła i do buzi wzięła.
Jak
dziecię przez cumelek ssie z butelki mleko,
Tak Zosia Tadeusza
drażni tą minetą.
I chociaż nie wprawiona, wcale się nie
dławi...
Zbudził się tedy młodzian i z uśmiechem
prawi:
Mówił kapitan Rykow, ja powtarzam pięknie,
Baby
chujem nie straszcie, bo się go nie zlęknie.
Póki chuj
opadnięty, to się baba boi,
Ale weź go na język, a od razu
stoi.
I mówią, że Suworow rzekł raz: Mili moi,
U
największych rycerzy chuj się baby boi.
Lecz chciałem ci
przypomnieć, bez twojej urazy,
Żem się tej nocy spuścił
równo sześć razy.
Trzeba chuja oszczędzać, pozwól mu
odsapnąć,
Mogę ci, jeśli pragniesz, znów minetę
chlapnąć,
Lecz lepiej daj mu spocząć, później znów
kochanie
Weź go znowu do buzi, a na pewno stanie.
I
wówczas ci pokażę figle rozmaite,
Które to figle kształcą
i piczę i pytę:
Przed lustrem, na siedząco, albo na
stojaka,
Lub też konno na chuju, na boku, na raka,
A można
między cycki, lub też na podnietę,
Nie zaszkodzi wykonać
podwójną minetę,
Jeśli wiesz, co to znaczy... Lecz Zosiu
kochana
Zanim się zabawimy, zaczekaj do rana.
A gdy tak do
niej mówił oczęta przymknęła
I tuląc się do męża
cichutko zasnęła.
I śniła o niezmiernych rozkoszach
zamęścia,
Których zazna przez lata małżeńskiego szczęścia.