Barbarzyńca w ogrodzie

Zbigniew Herbert „Barbarzyńca w ogrodzie”

Jest to zbiór 10 esejów, powstały na po podróży Herberta po Europie, którą odbył od maja 1958 do kwietnia 1960. Poeta odwiedził Francję i Włochy. Miejsca te zainspirowały go do napisania szkiców z podróży. Książka ukazała się po raz pierwszy w 1962 roku nakładem wydawnictwa Czytelnik w Warszawie.
Książka stanowi swoisty przewodnik podróży, autor, oprócz opowieści o historii poszczególnych miejsc, udziela informacji praktycznych, np. jak należy zwiedzać Sienę czy smakować toskańskie wino.
„Barbarzyńca w ogrodzie” w niczym nie przypomina podręcznika historii a w bardzo ciekawy
sposób opowiada o historii oraz kulturze europejskiej epoki średniowiecza i renesansu.
Spojrzenie Herberta na sztukę zachwyca. Nie sili się on na historyczne dywagacje, ale pisze o tym, co czuje, co go poruszyło podczas wnikliwego podziwiania dzieł. Bardziej skupia się na swoich emocjach aniżeli datach i faktach historycznych. Jak pisze sam autor: „W szkicach staram się
połączyć informacje z bezpośrednim wrażeniem, uwzględniając także tło ludzkie, krajobraz, nastrój i kolor opisywanych miejsc”.
Daje pasjonujący wykład historii sztuki, wyjaśnia starożytne zasady budowania świątyń, omawia istotne cechy stylu doryckiego. Opowiada o cywilizacjach i ich codziennym życiu, inkwizytorach i trubadurach. Ciekawym esejem jest „Obrona Templariuszy”, gdzie autor prezentuje się jako współczesny humanista, głęboko poruszony dziejową niesprawiedliwością, którą było podstępne zlikwidowanie zakonu templariuszy przez francuskiego monarchę Filipa Pięknego.

Referując wydarzenia posługuje się językiem człowieka dwudziestowiecznego, znającego techniki działań represyjnych. Klęska templariuszy stanowi więc typowy przykład działań represyjnych. Tu można nawiązać do innych literackich przykładów terroru i zastraszania.
W jednym ze szkiców przybliża postać włoskiego malarza renesansowego - Piera della Francesce, opowiada o osobach i wydarzeniach, które uwiecznił artysta, analizuje obrazy, pomaga czytelnikowi zrozumieć trudne malarstwo Francesca.
Lektura Herberta pobudza do refleksji na temat sztuki.
Książka pokazuje fascynację, to jakie wrażenie może wywrzeć na człowieku zwiedzanie pięknych miejsc. Zachęca do świadomej podróży, czyli takiej, gdy zwiedzający odpowiednio przygotuje się do zwiedzania, zaopatrzy się w wiedzę na temat zabytków i pozna historię poszczególnych miejsc.

1.

Tytułowy esej ukazał się w "Twórczości" z 1973 roku, Próba opisania krajobrazu greckiego w "Poezji" 1966, Duszyczka (pod pierwotnym tytułem Akropol i duszyczka) w "Więzi" 1973. Szkic Akropol zamieściła "Twórczość" z 1969 roku, natomiast Sprawę Samos - "Odra" w 1972. Rozważania O Etruskach były publikowane w "Twórczości" 1965, zaś Lekcja łaciny - tekst w całości ukazujący się po raz pierwszy - fragmentarycznie drukowały "Zeszyty Literackie" w roku 2000. Wszystkie eseje są pokłosiem podróży Zbigniewa Herberta do Grecji odbytej jesienią 1964 roku w towarzystwie dwojga przyjaciół, Magdaleny i Zbigniewa Czajkowskich. Na trasie wędrówki znalazły się wówczas Ateny, Sparta, Mykeny, Korynt, Delfy, Epidauros, Sunion. Szkice, jak dowodzą daty pierwodruków, zaczęły powstawać wkrótce potem, lecz greckie reminiscencje nie opuszczały autora do połowy lat 70., a i potem stale powracały w wierszach. Czy potrafimy wyobrazić sobie ówczesne samopoczucie poety spędzającego wczesnojesienny miesiąc pośród "krajobrazu greckiego"? Nie.

Zapewne nie ma niczego nadzwyczajnego w fakcie podróżowania po tej słonecznej, pachnącej ziemi dziś, gdy podobna podróż mieści się w zasięgu możliwości względnie dobrze zarabiającego mieszkańca Europy Wschodniej. Wystarczy wziąć do kieszeni paszport, niezbyt dużą sumę pieniędzy i udać się do jakiegokolwiek biura podróży. W krótkim czasie można wędrować śladami autora Labiryntu nad morzem, konfrontując jego opisy z instrukcjami typowych przewodników. Herbert był jednak w zupełnie innej sytuacji, kiedy spełnienie marzeń o podobnej podróży graniczyło z cudem. Ale też, prawdę mówiąc, statystyczny Polak nie sięgał w marzeniach tak daleko na południe Europy. Wystarczały mu wczasy w Bułgarii albo nad Morzem Czarnym, w krainach - przyznajmy sprawiedliwie - też niezmiernie pięknych.

Herbert jednak pojechał do Grecji nie w poszukiwaniu piękna przyrody ani dla wakacyjnego relaksu. Pojechał, by skonfrontować rzeczywistość z mitem. Mit śródziemnomorski był bowiem od dawna podglebiem jego świadomości, edukacji i wyobrażenia o sensie egzystencji. A jeszcze na początku lat 60., w siermiężnej, gomułkowskiej Polsce, stał się jego duchowym azylem. "Arkadią" (napisał Barańczak), o której już może myślał jako "uciekinier z Utopii".

Mit zaczął rodzić się tam, skąd wbrew pozorom wcale nie było do Grecji daleko - w przedwojennym Lwowie. Jego twórcą w znacznej mierze stał niejaki Grzesio, nauczyciel łaciny w miejscowym gimnazjum, który potrafił kredą na tablicy wyczarować plan Forum Romanum, dorzucając doń oczywistą uwagę:

Być może przyjedziecie kiedyś do Rzymu w orszaku prokonsula. Powinniście zatem poznać główne budowle Wiecznego Miasta. Nie chcę, żebyście się pętali po stolicy cezarów jak nieokrzesani barbarzyńcy (s. 169).

2.

Można zrozumieć, dlaczego Herbert pierwszemu tomowi swoich esejów nadał tytuł Barbarzyńca w ogrodzie (1962), jeśli przeczyta się teraz tytułowy szkic z Labiryntu nad morzem. "Barbarzyńca" to - sądzę - w rozumieniu Herberta przybysz z zewnątrz, z innego świata, który chłonąc i podziwiając cuda obcej kultury, potrafi też bezstronnie je ocenić lub dostrzec zatarte dla tuziemca znaczenia. Oto Grecy, podbijający ok. 1450 r. p. n. e. Kretę wraz z jej świetną kulturą minojską, okazują się poniekąd sprawcami "ostatecznego upadku, obalenia w proch i zapomnienia cywilizacji kwitnącej przez tyle stuleci" (s. 34). Wciąż niejasna, pełna hipotez przeszłość wyspy jest - jednym z wielu - przypadkiem cywilizacyjnej formacji, która nie zasługując na zniszczenie, kaprysem historii została nagle i bezpowrotnie zdmuchnięta ze sceny dziejów kultury. Jej tajemnica trwa po dziś dzień, ocalałe ślady świetności pozwalają snuć jedynie niepewne domysły co do rozmiarów straty. "Kreta, tajemnicza, o zaciśniętych ustach, zamkniętych oczach, broni się" (s. 38). Równie niepojętą zagładą dotknięta została cywilizacja Etrusków. Do kultury minojskiej zbliża ją "brak cech pompatycznej wielkości, majestatu, posępnej potęgi, które emanują z pomników Egiptu czy Asyrii" (s. 38). Herbert przeciwstawia piękno i mądrość życia utrwaloną w dziełach twórców kreteńskich i etruskich temu, co zna aż nadto dobrze z dziejów najnowszych: tyranii, militarnej potędze, przemocy. Etruskowie, którzy - jak pisze - mieli wszelkie warunki, by stać się "mocarstwem cywilizacji śródziemnomorskiej", którzy byli właściwymi twórcami Rzymu, którzy obok kultu zabawy pielęgnowali refleksję skierowaną ku "mrocznym zaświatom" - otóż ci Etruskowie przepadli, nie pozostawiając żadnego zapisanego śladu!

Ta przebogata cywilizacja przekazuje nam zamiast poematu i świętych ksiąg, których istnienia mamy prawo się domyślać, beznadziejnie szary zbiór klepsydr (s. 159).

Etruskowie zostali pokonani przez Rzymian siłą. Militarna potęga Rzymu nie była żadnym cudem, lecz jedynie efektem racjonalnej techniki - jakbyśmy dziś rzekli: szkolenia wojskowych kadr. Rzymskie legiony, znane z wielu filmów i dzieł literackich, a opisane przez Herberta w eseju Lekcja łaciny, przypominają dziś karne obozy. Potworny wysiłek fizyczny, surowa musztra, nieludzka dyscyplina gwarantowały karność i skuteczność żołnierzy. Imponująca sprawność organizacyjna rzymskich dowódców szła w parze z okrucieństwem:

Lista kar za złamanie dyscypliny była długa i dość przerażająca. Bunt i dezercja były karane śmiercią; jeśli przestępstw tych dopuściły się większe jednostki wojskowe, stosowano dziesiątkowanie. Żołnierz przyłapany na tym, że spał na warcie, był ukamienowany przez towarzyszy. Niektórzy dowódcy nakazywali odcinać dezerterom prawą rękę. (s. 192).

Przybysz z Europy Wschodniej bez trudu rozpoznaje dziedzictwo takiego modelu władzy nie tylko w armii pruskiej czy carskiej, ale także w bezpośrednio doświadczanym przezeń porządku totalitarnym.

Fascynujący esej o Etruskach jest nasycony tyleż fachową wiedzą o dawnej sztuce, co i czytelnymi aluzjami kierowanymi w stronę współczesności:

My, którzy jesteśmy d z i e d z i c a m i zbrodni i przemilczeń, staramy się w y m i e r z y ć s p r a w i e d l i w o ś ć przeszłości; przywrócić głos wielkim n i e m o w o m h i s t o r ii, ludziom, którym n i e p o w i o d ł o s i ę w d z i e j a c h" (s. 147, podkr. A.L.).

Tego rodzaju komentarze przypominają, kim jest podróżny wędrujący greckimi traktami.

Jest on oczywiście dziedzicem śródziemnomorskiej kultury, czującym swoje w niej zakorzenienie, olśnionym wielkością dokonań dawnych twórców. Nie kryjąc fascynacji, wyjaśnia przyczyny podziwu dla antycznego świata:

Zawsze chciałem kochać, uwielbiać, padać na kolana i bić czołem przed wielkością, mimo że nas przerasta i poraża, bo jaka byłaby to wielkość, gdyby nie przerastała i nie porażała (s. 9).

Nie chodzi tu jednak wyłącznie o postawę "barbarzyńcy" zafascynowanego świetnością "ogrodu". Ów barbarzyńca jest przecież człowiekiem XX wieku i mieszkańcem tej części Europy, w której zrodziła się idea budowania zupełnie nowego świata, odciętego od dawnych korzeni. Żywi on głębokie przekonanie, że całkowite wydziedziczenie nie jest możliwe, tak jak nie jest możliwe zakotwiczenie przemocą narzuconych autorytetów w miejsce dawnych, budowanych przez długie wieki:

Jednym z grzechów śmiertelnych kultury współczesnej jest to, że unika ona frontalnej konfrontacji z wartościami najwyższymi. A także aroganckie przeświadczenie, że możemy obyć się bez wzorów (zarówno estetycznych, jak i moralnych), bo rzekomo nasza sytuacja w świecie jest wyjątkowa i nieporównywalna z niczym. Dlatego właśnie odrzucamy pomoc tradycji, brniemy w naszą samotność, grzebiemy w ciemnych zakamarkach opuszczonej duszyczki. (...)

Pragnąłem zawsze, żeby nie opuszczała mnie wiara, iż wielkie dzieła ducha są bardziej obiektywne od nas. I one będą nas sądzić. Ktoś słusznie powiedział, że to nie tylko my czytamy Homera, oglądamy freski Giotta, słuchamy Mozarta, ale Homer, Giotto i Mozart przypatrują się, przysłuchują się nam i stwierdzają naszą próżność i głupotę. Biedni utopiści, debiutanci w historii, podpalacze muzeów, likwidatorzy przeszłości podobni są do owych szaleńców, którzy niszczą dzieła sztuki, ponieważ nie mogą im wybaczyć ich spokoju, godności i chłodnego promieniowania. (s. 91)

Oczywiście, można komentarz Herberta odnieść do szeroko pojętej awangardy, lecz zarazem trudno nie podstawiać pod jego słowa znaczeń historycznych. Podpalacze muzeów palili również dwory, pałace i świątynie. W imię dziejowej sprawiedliwości. Labirynt nad morzem jest książką, która uświadamia, że tej "sprawiedliwości" nie ma, a wspaniałe kultury giną bez żadnej logiki dziejów.

W eseju Akropol Herbert opisuje kolejne akty bezprzykładnej głupoty najeźdźców, wodzów i okupantów kolejno demolujących najcenniejszy obiekt starożytnego dziedzictwa. Kierowany przemożną wolą konfrontacji przez wiele lat pielęgnowanego mitu z rzeczywistością, poeta staje przed tym, co z Akropolu ocalało. Przed budowlą, która - powiada - tak trwale zajmowała jego wyobraźnię, jak żadna inna na świecie. Przed świadectwem autorytetu starożytnej kultury:

Akropol, jaki miałem przed oczami, sprowadzony do szkieletu, odarty z ciała, był dla mnie zarówno dziełem woli, ładu, jak i chaosu, artystów i historii, Peryklesa i Morosiniego, Iktinosa i grabieżców. I dotykając wzrokiem jego ran i okaleczeń, doznawałem uczucia, w którym podziw mieszał się z litością. (s. 131)

Skąd litość? Herbert myślał zapewne nie tylko o tym, jak płonne były nadzieje dawnych architektów na nieśmiertelność tworów ich ducha. Brał chyba pod uwagę i to, że autorytet arcydzieł trwa dopóty, dopóki trwają ich świadkowie. Podróżni. Pielgrzymi do kolebki dziejów - tacy, jak on. Wszelako już wtedy poeta zapisał myśl, która w znacznie boleśniejszej wersji miała powracać w jego ostatnich tomach, od Elegii na odejście zaczynając:

Jeśli czerpałem osobliwe uczucie szczęścia zagrożonych, to wypływało ono chyba z uświadomienia sobie tego niezwykłego faktu, że "udało mi się jeszcze zdążyć", zanim on i ja podzielimy los wszystkich tworów ludzkich na ciemnym przylądku czasu, przed niewiadomą przyszłością. (s.131)

Herbert pisząc o autorytecie i wzorach przeszłości, bez których współczesność jest tylko trwaniem "opuszczonej duszyczki", myślał o tym, że i autorytety są zagrożone, nieodwołalnie skazane na przemijanie. A jednak cała jego książka, podobnie jak i cała twórczość, zostały podporządkowane idei ocalania autorytetu. Nie trzeba dodawać, że autorytet estetyczny w świadomości Herberta jest równoznaczny z imperatywem etycznym.

3.

Podróżowanie jest poznawaniem świata. Podróżując wedle sposobu, jaki proponuje autor Labiryntu nad morzem, można zrezygnować z tras wskazywanych przez bedekery i można nauczyć się patrzeć na Grecję przez pryzmat innych obrazów niż te, jakie pomieszczono w prospektach dzisiejszych biur podróży. Herbert poleca swój wypróbowany sposób zwiedzania, który zdefiniował już w tomie Barbarzyńca w ogrodzie:

Czym jest ta książka w moim pojęciu? Zbiorem szkiców. Sprawozdaniem z podróży.

Pierwsza podróż realna po miastach, muzeach i ruinach. Druga - przez książki dotyczące widzianych miejsc. Te dwa sposoby, czy dwie metody, przeplatają się ze sobą. (wyd. V, Wrocław 1995, s. 5)

Labirynt nad morzem jest realizacja podobnej zasady, z tą pewnie różnicą, że "książki" oznaczają tu solidne studia z zakresu historii, archeologii i dziejów sztuki. Punktem wyjścia jest zawsze konkret, bezpośrednie obcowanie z ocalałym fragmentem przeszłości, o czym zresztą Herbert pisze nie bez autoironii:

Nie będąc uduchowionym ponad miarę, poszukiwałem zawsze materialnych śladów, aby nawiązać porozumienie i przymierze (s. 29).

Widzenie, wzrokowe doznanie intensywności materii jest pracą zmysłu wzroku, ale i świadomości; trzeba

nauczyć się na pamięć wszystkich (...) kolorów i linii tak, żeby potem, kiedy już będą daleko, można było zamknąć oczy i wywołać jak film wspomnienie - obraz dokładniejszy od wszystkich reprodukcji (s. 18).


Komu poeta chciałby ten film pokazać? Będzie oglądał go po wielokroć, gdy przekroczy graniczne, kolczaste druty swojej ojczyzny. Będzie oglądał go w tym "skarbcu wszystkich nieszczęść" (Pan Cogito - powrót). Lecz przecież nie po to Herbertowy podróżnik kolekcjonuje obrazy greckiej kultury, by w samotności pocieszać swe "zbolałe serce". Samotność stanie się udziałem pana Cogito dopiero w tomach Elegia na odejście, Rovigo, Epilog burzy. Kiedy Zbigniew Herbert pisze eseje formujące później tom Labirynt nad morzem, jego wyobrażenie roli poety-podróżnika jest inne. Stojąc na Akropolu, myśli o bliskich zmarłych, "którym nie dane było dzielić z nami radości płynącej z przeżywania rzeczy pięknych" (s. 90). To w ich imieniu, nie tylko w swoim własnym, podziwia "niewyczerpaną wspaniałość świata". Ale też czuje się wysłannikiem żyjących, którym będzie winien świadectwo:

Skoro zostałem wybrany - myślałem - i to bez szczególnych zasług, wybrany w grze ślepego losu, to muszę temu wyborowi nadać sens, odebrać mu jego przypadkowość i dowolność. Co to znaczy? To znaczy sprostać wyborowi, że jest się d e l e g a t e m czy posłem t y c h w s z y s t k i c h, k t ó r y m s i ę n i e u d a ł o. I jak przystało na delegata czy posła, zapomnieć o sobie, wysilić całą swoją wrażliwość i zdolność rozumienia, aby Akropol, katedra, Mona Liza powtórzyły się we mnie, na miarę oczywiście mojego ograniczonego umysłu i serca. I żebym to, co z nich pojąłem, potrafił przekazać innym. (s. 90,podkr. A.L.).

Przytoczone słowa Herbert zapisał na początku lat 70. w eseju Duszyczka. W nieco odmienionej postaci powrócą one w wierszu Modlitwa Pana Cogito - podróżnika (zob. Raport z oblężonego Miasta wydany na początku lat 80.). Wiersz zaczyna się wyznaniem, którego nie znajdziemy - co zrozumiałe w świetle rygorów obowiązującej cenzury - na żadnej stronie Labiryntu nad morzem:

Panie
dziękuję Ci że stworzyłeś świat piękny i bardzo różny
a także za to że pozwoliłeś mi w niewyczerpanej dobroci
Twojej być w miejscach które nie były miejscami mojej
codziennej udręki

Dalej następują wyliczenia wszystkich poznanych cudów świata, które są cudami bynajmniej nie z powodu swej urody (pojawia się nawet "brzydkie miasto Manchester"). Powstaje z tych wyliczeń mapa wędrówki podróżnika, która jest mapą europejskiej - nie tylko śródziemnomorskiej - tradycji. W zakończeniu wiersza nazwany został sens podróży:

- pozwól o Panie abym nie myślał o moich wodnistookich
szarych niemądrych prześladowcach kiedy słońce schodzi
w Morze Jońskie prawdziwie nieopisane

żebym rozumiał innych ludzi inne języki inne cierpienia

a nade wszystko żebym był pokorny to znaczy ten który
pragnie źródła

dziękuję Ci Panie że stworzyłeś świat piękny i różny

a jeśli jest to Twoje uwodzenie jestem uwiedziony na zawsze
i bez wybaczenia

Ten niezwykle piękny i mądry wiersz, który warto byłoby przy jakiejś okazji skomentować obszerniej, ma pewną cechę nietypową dla Herberta-eseisty. Cechę nieodczuwalną w latach 80., którą wyraźnie dostrzegam dopiero dzisiaj i która - co tu kryć - niejednych może już razić. Patos. Tak, patos, połączony z abstrakcją czyni tę modlitwę Herberta utworem zupełnie niepodobnym do esejów pomieszczonych w tomie Labirynt nad morzem. Poeta w wierszu dobitnie dopowiada znaczenia, które w lekturze Labiryntu... nie narzucają się tak bezpośrednio: że podróż jest tylko "przepustką" na wolność, chwilą wytchnienia od beznadziejnej codzienności. Mądrość podróżnika polega na tym, iż czerpie on z poznania świata nie tylko osobiste korzyści. Zaczyna rozumieć "inne cierpienia", albowiem poznaje dzieje narodów, które w esejach nazwał "niemowami historii". Los jego własnego narodu traci walor wyjątkowości pośród rozlicznych, w czasie podróży odkrytych kaprysów historii. A skoro ten los nie jest wyjątkowy, czyli fatalistyczny, można żywić nadzieję, iż historia pewnego kraju z wschodniej części Europy potoczy się inaczej, niż podpowiada dziś zrozpaczone serce.

Co też się stało.

4.

Książkę tak niedawno zmarłego Zbigniewa Herberta odkładam na bok z poczuciem winy i jakiegoś zamętu. Świetnie napisane eseje o korzeniach greckiej kultury, nasycone refleksją autotematyczną i wielkim artyzmem językowym, powinnam omawiać znacznie dłużej i obszerniej. Przecież czytelnik musi wiedzieć, że warto Labirynt... przeczytać dla jego niezwykłej sugestywności wykładu o dziejach i formach dawnej sztuki. Dla zawartej w nim refleksji na temat wyższości malarstwa nad literaturą. Dla niebanalnie pogłębionej myśli historiozoficznej. I dla wielu innych przyczyn.

Mnie jednak najbardziej poruszyła w tym tomie wyraźnie inna tonacja: współczucie. Myślę, że Herbert był poetą i eseistą o niezwykłej zdolności do empatii z losem ofiary, nie zwycięzcy. W czasach promocji strategii sukcesu i w dobie ekspansji filozofii pragmatycznej Herbertowe przesłanie, abyśmy współczuli i współodczuwali z przegrywającymi - wydaje się naiwne. A jednak za to właśnie, za stosunek do losu Minotaura wróżę autorowi Labiryntu nad morzem nieprzemijającą i wdzięczną pamięć czytelników:

Pamiętam dobrze piękną amforę w stylu attyckim, czarnofigurowym, na której jest wyobrażona nierówna walka Tezeusza ze zwierzęciem: łatwe zwycięstwo człowieka. Minotaur jest na kolanach. Tezeusz obejmuje lewą ręką, zapaśniczym gestem, szyję przeciwnika, prawą zaś wbija mu w szyję krótki miecz. Minotaur jest piękny i bezbronny. Ma kształtne ciało młodzieńca o głowie byka. Z jego karku spływa na ziemię warkocz krwi.

Biedny Minotaur! Miałem dla niego, od zamierzchłego dzieciństwa, więcej czułości niż dla Tezeusza, Dedala czy innych spryciarzy. Kiedy pierwszy raz ojciec opowiadał mi tę bajkę, uczułem bolesny skurcz serca i współczucie dla pół zwierza, pół człowieka, spętanego labiryntem i obcą sobie ludzką historią, pełną podstępów i toporów. (s. 42)

Kim właściwie jest opisany przez Herberta Minotaur, ten dziwaczny twór natury, nieprzystosowany do istnienia wśród zwykłych ludzi, przeto skazany na życie, a potem śmierć w labiryncie? Kim jest to cierpiące istnienie - nadwrażliwe, świadome swej odmienności, bezbronne wobec historii, przerażone przemocą, zrozpaczone widmem oczywistej klęski? Kto wędruje korytarzami prozy Zbigniewa Herberta - starożytna historia, my sami czy jeszcze ktoś inny?



STRESZCZENIE

Od autora

Jest to zbiór esejów sprawozdań z podróży pisanych z perspektywy dwóch ujęć: po pierwsze podróży po realnych miastach, muzeach i ruinach po drugie spojrzenie na nie poprzez pryzmat książek ich dotyczących.

Autor chce przekazać wiedze o odległych cywilizacjach, ale nie w formie podręcznika tylko książki do czytania. Interesuje go głównie ponadczasowa wartość dzieła, jego techniczna struktura i jego związek z historią. Ponieważ większość stron poświęcona jest średniowieczu postanowiła autor dodać dwa szkice historyczne o albigensach i templariuszach, które mówią o zamęcie i wściekłości epoki.

Motto całej książki: Tegoż wieczoru, kiedy Rembrandt jeszcze rysuje –wszystkie sławne Cienie i cienie rysowników jaskiniowych śledzą spojrzenia wahającą się dłoń, która przygotowuje im nowe trwanie poza śmierć lub nowych sens. MALRAUX


Esej pierwszy LASCAUX [lasko] Jaskinia kresowa w Akwitanii południowo zachodniej Francji, w której w 1940 roku odkryto rysunki i malowidła na ścianach z okresu paleolitu.


Lascaux nie można znaleźć na mapie, dlatego H. dowiaduje się jak tam odjechać w Muzeum w Paryżu. Jest wczesna wiosna, kiedy Herbert jedzie zobaczyć jaskinie. Zatrzymuje się po drodze w małej miejscowości, Montigniac na śniadanie – omlet z truflami. „Trufle należą do historii ludzkiego szaleństwa, a zatem do historii sztuki”- ze względu na ich wysoką cenę w okolicy istnieje „gorączka poszukiwać” to znaczy w ich poszukiwaniu niszczono lasy i pola uprawne, a trujące substancje wydzielane przez trufle doprowadziły do klęsk nieurodzaju.

Dojeżdża się do parkingu, a tam jak zwykle budki z coca-colą i widokówkami.

Wchodzimy do betonowego bunkra zmykają się za nami drzwi i panuje ciemność – potem „obrzydliwe elektryczne światło” oświetla grotę. Herbert zauważa, że zupełnie inaczej wyglądałoby to przy świetle kaganków, które dawałoby złudzenie ruchu malowideł. Irytuje go również głos przewodnika „sierżanta, który czyta Pismo Święte.”

Dominują tu kolory ziemi, krwi i sadzy. Tu następuje opis wizerunków zwierząt.

Uchwycone ruchu, rysowane z rozmachem sprawiają wrażenie malowanych w pośpiechu „przez szalonego geniusza, techniką filmową, pełną zbliżeń i dalekich planów.” „(…) artyści z Lascaux kpili sobie z reguł” Malowidło to, to klasyczny bałagan, który sprawia jednak wrażenie harmonii.

Sala byków 10 metrów szerokości na 13 wysokości. „Zwierzyniec z Lascaux” otwiera wizerunek dwurożca, którego gatunek już dawno wyginął.

Jesteśmy w miejscu magii i zaklęć. Prehistorycy nie mają wątpliwości, że ta grota nie miała funkcji mieszkalnej tylko sakralną „podziemna Kaplica Sykstyńska naszych praojców.”

Najwięcej jaskiń mieszkalnych odkryto w dole rzeki Wezera blisko Lascaux. Szkielet człowieka Cromagończyka pochodzącego prawdopodobnie z Azji, (którego szkielet podobny jest do szkieletu współczesnego człowieka) zaczął na przełomie 30/40 tysiąclecia p.n.e. ekspansje Europy. Tępiąc neandertalczyka zajął jego jaskinie i łowiska, mówiąc jednym zdaniem: „Historia ludzkości zaczęła się pod gwiazdą Kaina.”

Homo Sapiens stworzył na terenie południowej Francji i północnej Hiszpanii cywilizacje FRANKOKANTABRYJSKĄ- było to w okresie młodego paleolitu „epoki reniferów”. W okolicach Lascaux osiedlili się, ponieważ krzyżowały się tu drogi migrujących zwierząt tzw. „szlaki czworonogów”.

Tajemnica regularności i błogosławiony brak pamięci zwierząt, które co roku podążały tą samą drogą ku pewnej masakrze była dla człowieka paleolitycznego takim samym cudem jak dla starożytnych Egipcjan wylewy Nilu.”

Malarze groty byli największymi animalistami wszechczasów. Tak pisze o tym Herbert zwierzęta „ uchwycone (są) w dramatycznym popłochu, żywe, ale naznaczone już śmiercią.”

W pierwszej Sali miejscu ceremonii magii myśliwskiej widzimy cztery wielkie byki- największy ma 5,5 metra długości – dominują nad stadem sylwetkowo malowanych koni i jeleni. Dalej sala przechodzi w korytarz tu ukazana jest z wielką dynamiką scena polowania – naganianie zwierząt ku przepaści u kresu, której czeka je śmierć.

Koń chiński” to kolejny rysunek, który przyciąga nasz wzrok. To najpiękniejszy portret zwierzęcy wszechczasów. Mając problemy z opisaniem go w całej jego niesamowitości Herbert piszę tak: Tylko poezja i baśń maja moc błyskawicznego kreowania rzeczy. Więc chciałoby się powiedzieć tyle: „Był sobie raz piękny koń z Lascaux…”

Fragment książki Lota-Falcka: „Myśliwi traktowali zwierzę jak istotę, conajmniej równą sobie- wiodą ich te same instynkty (przetrwania) mają podobny model społecznej organizacji, w dziedzinie magicznej mają podobną moc; człowiek jest wyżej w hierarchii ze względu na wytwarzane narzędzia: zwierzę wyżej dzięki sile fizycznej, zwinności, doskonałości słuchu i powonienia, czyli zalet myśliwskich. Zwierzę ma bardziej bezpośrednie związek z tym, co boskie, jest bliższe siłom przyrody, które się w nie wcielają”

Związek ofiary z myśliwym jest trudny do zrozumienia „śmierć zwierzęcia zależy przynajmniej częściowo od niego samego (…). Jeśli renifer nie kocha myśliwego, nie da mu się zabić.” „Zachłanna śmiercionośna miłość”

Przechodzimy do części nazwanej nawą i absydą. Tu widzimy Wielką czerwoną Krowę- pod jej nogami dostrzegamy coś bardzo zaskakującego i niezrozumiałego, a mianowicie szachownicę kolorowych czworokątów. Są różne hipotezy, co do ich znaczenia: „znaki klanów myśliwskich dalekie źródła herbów,” modele pułapek na zwierzynę, wzory szałasów lub okrycia ze skór. Wszystkie zdają się być prawdopodobne i niepewne. Dostrzec możemy również inne znaki: kropki, kreski, kwadraty, koła zarysy innych figur geometrycznych – naukowcy spierają się na temat ich znaczenia. Czy mogłyby być to pierwsze próby pisma?

Kolejny rysunek, który opisuje Herbert to łeb jelenia, który wydaje się płynąć rzeką. I kolejny zwracający na siebie uwagę to dwa bizony uchwycone w biegu, jeden z nich ranny. „Nawet tauromachie Goyi są zaledwie słabym echem tej pasji”.

Tak zwany Szyb prowadzi nas na spotkanie z „tajemnicą tajemnic” to znaczy widzimy scenę wręcz dramatyczną (w antycznym znaczeniu), Bizon przebity oszczepem, leżący człowiek z ptasią maską na głowie narysowany bardzo schematycznie i w niewyraźnym zarysie odchodzący nosorożec. Bizon prawdopodobnie raniony przez nosorożca.

Ważny jest wizerunek człowieka, który w sztuce paleolitycznej jest właściwie nie obecny. W literaturze piszę się, że scena ta jest jakby tablicą upamiętniającą śmiertelny wypadek na polowaniu. Człowiek-ptak to jakby pomnik cmentarny podobny do znanych nam z kultury Eskimosów totemów.

Niemiecki archeolog Kirchnes podsuwa inną propozycję interpretacji. Może nie jest to wcale scena polowania, ale rytuał składania ofiary. Człowiek-ptak to szaman pogrążony w ekstazie skojarzył to z „ceremonią krowy” znaną z opisu cywilizacji myśliwskich szczepów Syberyjskich, w których uczestniczył szaman, a jako rekwizyty służyły mu trzy słupy zakończone głowami ptaków, czyli dokładnie tak jak to widzimy na malowidłach w Lascaux. Szaman w tym rytuale miał doprowadzić duszę zwierząt do nieba, po ekstatycznym tańcu padała ziemie jak martwy-, co ważne był w stroju zrobionym z piór i ptasiej masce. W świetle tej teorii nie wiemy jednak, co oznaczać miałby nosorożec widoczny na malowidle.

Teraz powraca Herbert do wizerunku człowieka jak już wspomniał pierwszy znany w historii. Wizerunek jest bardzo schematyczny w porównaniu z wizerunkami zwierząt: „jakby malarz wstydził się własnego ciała… Lascaux jest apoteozą tych istot, którym ewolucja nie kazała zmienić formy.” „Człowiek zburzył porządek natury myśleniem i pracą”. Człowiek chętnie przywdziewa maski zwierzęce jakby tym chciał przebłagać naturę za zdradę: „wracał do początku, zanurzał się z lubością w ciepłym łonie natury.”

Farby. Aby absolutnie oddać wizerunek zwierząt (jak nam już wiadomo dla celów magicznych) potrzebne były farby. Paleta prosta czerwień, czerń i biel, kolory te obecne są w Starym Testamencie i poematach homeryckich „pozostają wierne temu ograniczonemu kolorystycznemu widzeniu”. Ochra- szczególnie poszukiwana. Co ciekawe odkryto nawet prehistoryczne magazyny tego barwnika. Czerń- mangan produkowane z kości zwierząt. Czerwień- tlenek żelaza. Puder czy inaczej pigment przechowywano w woreczkach lub wydrążonych kościach. Barwniki te najczęściej mieszano z tłuszczem zwierząt lub ich szpikiem kostnym. Kontury obrysowywano kamiennym rylcem, malowano natomiast palcem pędzlem z włosia zwierząt lub gałązkami. Używano również do tego celu rurki, przez którą wydmuchiwano sproszkowaną farbę. Zdumiewająca jest ich znajomość technik malarskich. Badacze twierdzą, że istniały nawet szkoły artystyczne, potwierdza to choćby rozwój sztuki do samych sylwetek rąk w grotach Castillo po arcydzieła Altamiry i Lascaux.


Młodszy paleolit – od ok.40-30 tysięcy do 15 tysięcy lat p.n.e. Tak zwana epoka reniferów i człowieka rozumnego. Dzielący się na trzy okresy ORINACKI, SOLUTREJSKI oraz MAGDALEŃSKI. Stabilizacja warunków klimatycznych pozwoliła na rozwój człowieka. Dopiero ocieplenie klimatu doprowadziło do prawdziwej klęski. Pod koniec okresu magdaleńskiego renifery odeszły na północ, a „człowiek został, sam opuszczony przez bogów i zwierzęta.

Jakie jest miejsce Lascaux w prehistorii: jeden z badaczy wskazuje na okres orinacki głównych malowideł, ale należy podkreślić, że malowidła z różnych tysiącleci są nałożone na siebie. Na ten okres wskazuje rodzaj użytej perspektywy to znaczy całość malowana jest z profilu, a szczegóły zwrócone są w stronne oglądającego.


Historia odkrycia. Jest rok 1940 wrzesień. W Europie panuje wojna, Francja się poddała, trwa Bitwa o Anglie. Osiemnastoletni MARCEL RAVIDAL wraz z kolegami natrafia za zwalonym przez burze drzewem na otwór o szerokości 80 centymetrów. Chłopcy myśląc, że to korytarz prowadzący do ruin pobliskiego zamku poszerzają wejście i Marcel schodzi tam jako pierwszy, a przy świetle latarki ukazały się jego oczom malowidła. „Nasza radość była nieopisana. Odtańczyliśmy dziki taniec wojenny.” O odkryci zawiadomili swego nauczyciela pana, Lavala, który po dziewięciu dniach pokazuje odkrycie swych uczniów Breuilowi (archeolog). Świat naukowy dowiedział się o odkryciu dopiero w 1945 roku, już po zakończeniu wojny.

Jakie to odkrycie miało wpływ na rozwój pobliskiego miasteczka? Zyskało ono połączenie autobusowe, nowe lokale np.: Pod Bizonem, Bykiem lub Czwartorzędem, a kilkadziesiąt rodzin żyje ze sprzedawania pamiątek. Niewiele wiadomo o samym odkrywcy.

Kilkaset metrów od wejścia do groty powstało pseudo prehistoryczne muzeum. Często poddawano w wątpliwość prawdziwość znaleziska. W 1879 roku po odkryciu w Altamirze posądzono jezuitów, że spreparowali ozdoby jaskini, a zrobili to świadomie, aby ośmieszyć badaczy, którzy do wszystkiego zawsze dorabiają wielką ideologię rozszerzając jednocześnie granice ludzkości poza chronologię biblijną. Narrator przytacza też historię czaszki z Piltdown, która po 20 latach badań okazała się być genialnym fuszerstwem preparowanym przez kilka lat.

Wśród niefachowców podejrzenie wzbudzał fakt nierzetelności reprodukcji, które często nie zawierały szczegółów anatomii (głównie męskiej) związanej z kultem płodności.

Dziwna jest też dla oglądających świeżość kolorów malowideł, które po prostu uległy naturalnej konserwacji „dzięki wilgoci na powierzchni wytworzyły się szkliste sole wapienne, konserwujące malowidła jak werniks”.

W 1952 roku poeta Andre Breton wykonał test potarł palcem malowidło, zobaczywszy na palcu ślad barwnika stwierdził, iż malowidła zostały sfałszowane i to dość niedawno. Za dotykanie dzieła poeta dostał grzywnę, ale Francuski Związek Literatów zażądał ekspertyzy, ale oczywiście zostali oni wyśmiani przez naukowców. Narrator podsumowuje to zdarzenie tak: „i tak to metoda pocierania palcem nie weszła do arsenału naukowych uprawnionych metod w dziedzinie badań nad sztuką prehistoryczną”.

*

Wizyta w Lascaux utwierdziła Herberta w twierdzeniu, że jest „obywatelem Ziemi, dziedzicem nie tylko Greków i Rzymian, ale prawie nieskończoności”.

„Droga była otwarta ku świątyniom greckim i gotyckim witrażom. Szedłem ku nim czując w dłoni ciepły dotyk malarzy z Lascaux.”


Esej drugi U DORÓW

Narrator jest w Neapolu, uderza go hałas tego miasta. „Posłuchaj Neapolu, Wezuwiusz nie śpi (gdy się odezwie ) nikt go nawet nie usłyszy (…) trochę umiaru (w hałasie), który tak zalecał Perykles.” Tylko w dwóch miejscach panowała cisza: Muzeum CAPODIMONTE położone na wzgórzu w rozległym parku. Oraz w Windzie w ALNREGO FIORE, która była uważana za dzieło sztuki. W Neapolu zamieszkał Herbert u Polaka Signora Kowalczyka ze względu na patriotyzm i oszczędności. Signor podarował mu bilet do PAESTRUM (Posejdonia) co prawda nie były to Syrakuzy, ani Capri, gdzie sam w gruncie rzeczy nie chciał pojechać, ale wziął bilet i postanowił pojechać.

Stacja niewielka, w niedziele prawie pusta. Droga antyczna wśród cyprysów, wzdłuż drogi mur o wysokości 7 metrów świadczył o burzliwych dziejach tej kolonii grackiej w Italii.

Narrator przytacza dzieje i przyczyny kolonizacji greckiej. Wielka kolonizacja Grecka przypadająca na VIII –VI wiek p.n.e. ekonomiczna, wcześniejsza o kilka wieków Kolonizacja Azji mniejszej polityczny, ale przede wszystkim mają one charakter łupieżczy. Greków czasów prehistorycznych nazywa Herbert przywiązanymi do ziemi szlachcicami na zagrodzie. Inne przyczyny to kłótnie rodzinne, rozluźnienie organizacji rodowej, szczupłość ziemi. Ziemie, które zajmowali nie były niczyje, zdobywali je siłą lub podstępem.

Posejdonia została założona w połowie VII wieku p. n. e. przez Dorów wygnanych z Sybaris przez Achajów – po walce o hegemonie miast. Potem po sprzymierzeniu z Pitagorejczykami z Koryntu miasto wzbogaciło się na handlu zbożem i oliwą dzięki czemu w szybkim czasie zbudowano tam aż 10 świątyń, co ważne nie tylko ze względu na pobożność, uważano, że sztuka, a zwłaszcza architektura w kolonii podkreśla odrębność narodową wobec otaczających ludów.

VI i V wiek p.n.e. to rozkwit greckiej cywilizacji na ziemiach Italii tzw. okres peryklejski. Władze polityczna w pobliskim Krotonie trzymają pitagorejczycy ok. 450 r. wybucha bunt przeciw filozofom, którzy zarządziwszy spis męskiego rodu, przymykali w więzieniach tych którym nie podobała się ich władza. No cóż – pisze Herbert - przeciętni obywatele nie maja zrozumienia dla abstrakcji i wolą od mędrców tępą, przekupną biurokrację.

W Eliei ( miejscowość w pobliżu Paestrum), założono szkołę filozoficzną Parmenidesa, było to związane ze stanem wiecznego zagrożenia, który kazał eleatom głosić prawdę o niezmienności świata, o stałości bytu???

W 400 r.p.n.e. Posejdonia została podbita przez górali Lukańczyków. Siedemdziesiąt lat później odzyskali wolność na krótki czas za sprawą bratanka Aleksandra Wielkiego (również Aleksandra), ale szybko znowu zostają podbici. Okupacja musiała być ciężka, skoro nie wolno nawet mówić po grecku. W końcu z niewoli wybawili ich rzymianie.

Z początkiem średniowiecza nie jest to już miasto. Zamieszkuje PAESTRUM mała gmina chrześcijańska, która skupiona jest wokół kościoła, ( na którą przerobiono dawną świątynie Demeter). W XI wieku zdziesiątkowani mieszkańcy malarycznego miasteczka ustępują pod naporem Saracenów. W połowie XVIII wieku w okolicach miasta, które już w tedy nie istniało buduje się drogę. Przypadkowo odkryto trzy świątynie doryckie z których jedna należy do najlepiej zachowanych na świecie. Nazywano ja bazyliką, świątynia Posejdona i świątynia Demeter i jest ona najstarszą budowlą w Paestrum pochodzi z połowy Vi w p n e. Najbardziej (….) cechą świadczącą o archaiczności budowli jest wyraźny entasis – to jest zgrubienie w środkowej części trzonu kolumny. Każda ze świątyń przedstawia architekturę innej epoki porządku doryckiego. Bazylika – okres archaiczny, świątynia Demeter – okres przejściowy Wybudowano ja z końcem VI wieku, a świątynia Hery jest wspaniałym przykładem dojrzałego doryzmu. W okresie budownictwa kamiennego przed naszą era w kamieniołomach pracowali jeńcy wojenni i niewolnicy. Kamień był nie tylko materiałem, ale miał też znaczenie symboliczne i był przedmiotem wróżebnym. Między nim a człowiekiem istniał silny związek. Zgodnie z mitem prometejskim człowieka z kamieniem łączy węzeł pokrewieństwa, zachował kamieni nawet zapach ludzkiego ciała.

Sztuka grecka jest syntezą rozumu i oka geometrii i praw widzenia przejawia się to także w odstępstwach od kanonu. Tam gdzie geometria stworzyła linie prostą, Grecy wykreślili nieznaczne krzywizny poziome i pionowe. Te estetyczne retusze dawały budowli życie o czym nie wiedzieli naśladowcy klasycznych dzieł. Sztuka Dorów głębiej i naturalniej była związana z religią niż późniejsze porządki architektury antycznej. Herbert piszę, ze trzeba spędzić wśród kolumn cały dzień, aby zrozumieć życie kamieni w słońcu. Zmieniają się one zależnie od pory dnia i roku. Rankiem wapień Paestrum jest szary w południe miodowy, a o zachodzie płomienny. Herbert pisze: Dotykam go i czuje ciepło ludzkiego ciała. Jak dreszcz przebiegają po nim zielone jaszczurki.


Esej trzeci ARLES

Pierwsze wrażenie Herberta po przyjeździe do Arles: Otwarte drzwi i okna pełne są muzyki. Placyki wirują jak karuzele. Jakbyś wskoczył w środek wielkiego festynu. Takim wydało mi się Arles w pierwszy wieczór po przyjeździe. W Arles i w pobliskim ST. Remy przebywał Van Gogh, tu stworzył setki obrazów i rysunków. Nic z tego nie pozostało w Arles, którego obywatele napisali do władz żądając zamknięcia Van Gocha w szpitalu dla obłąkanych. Dokument ten opublikowany został w lokalnej prasie. Znajduje się on w Muzeum w Arles w gablotce. Wnukowie wybaczyli dziatkom okrucieństwo, ale nie to, że pozwolili przepaść ogromnej fortunie, jaką reprezentują choćby najmniejsze szkice podpisane imieniem Vincenta. Herbert przypomina historie miasta Arles – miało ono wszelkie danie duchowi i materialne by stać się stolicą Prowansji. Odbywały się tu liczne sobory, a w średniowieczu nazywano Arles „Galicyjskim Rzymem”. W 1178 roku Ferdynand Rudobrody koronuje się w Arles w Katedrze świętego Trofima Katedra ta jest zaliczana do skarbów europejskiej architektury. To budowla romańska. Do końca XII wieku Arles było stolicą Prowansji. Katedra ta jest ostatnią świetności architektury romańskiej. Od tego czasu Arles jest cichą wiejską stolicą. W ostatni dzień swojego pobytu w Arles Herbert poszedł się pokłonić Mistralowi. Mistral był synem chłopa. Początki renesansu prowansalskiego były skromne. Założony przez siedmiu młodych poetów w 1854 roku „FELIBRIGE” (foliberże) stał się sławny dzięki geniuszowi i pracowitości Fryderyka Mistrala. Jego pierwszy wielki poemat to MIRCIO wydany w 1859. Spontaniczność i lekkość naturalistyczność mircio stanowią o nieprzemijającej wartości dzieła. Mistral pisał poematy, wiersze, tragedie i redagował pismo Kalendarz Prowansalski, które przeżyło twórcę, pracował też nad ujednoliceniem ortografii prowansalskiej. Jest też autorem szóstej encyklopedii prowansalskiej, która obok not historycznych zawiera opis zwyczajów, wierzeń i instytucji, a także zbioru zagadek i przysłów. Mistral był też działaczem pełnym temperamentu. Dzięki niemu FOLIBRIGE z kółka wesołych literackich biesiadników przerodził się w organizację mająca na celu zachowanie języka wolności i narodowego honoru Prowansji. W 1905 roku Mistral otrzymał Nagrodę Nobla. Nagrodę tą przeznaczył na stworzenie muzeum etnograficzne poświęcone Prowansji, mieści się ono w Arles, które było ulubionym miastem Mistrala. Mistral dożył sędziwego wieku. Herbert zastanawia się czy Mistral był ostatnim trubadurem i sam sobie odpowiada wierszem. O, Żaden nie wie człowiek,/ Przez jakie dzikie kraje/ błąkając się – wraca ta róża.


Esej czwarty: IL DUOMO

Herbert przybył do Oniento, miasta włoskiego. Tu znajduje się wspaniała katedra. W Oniento ulice są jak górskie strumienie mają ostry nurt i otwierają nieprzewidziane perspektywy, w południe panuje przeraźliwa cisza, rolety są zapuszczone, a ulice puste. Miasta włoskie różnią się od siebie kolorem. Asyż ma kolor różowy – taki lekko czerwony odcień ma piaskowiec, Rzym utrwala się w pamięci jako terakota na zielonym tle. Oniento natomiast jest brązowo-złote. Oniento było jednym z gniazd herezji, a jednocześnie dzięki grubym murom ulubionym schronieniem papieży. Katedra w Oniento - tuż po prawej stronie od ołtarza znajduje się kaplica Della Madonna di san Brizio, a w niej freski, które namalował Fra Angelico i Luca Spignorelli. Freski te tematycznie dotyczą Sądu Ostatecznego. Luca S, który był uczniem Piero Dela Francesco namalował „przyjście antychrysta” – tu na pierwszym planie jest ten, który przyjdzie potajemnie i otrzyma Królestwo zdradą ma on twarz Chrystusa, ale za plecami ukryty jest demon stoi pośrodku tłumu w którym ikonografowie zauważyli Dantego, Boccaccia, Petrarkę, Rafaela, Cezara Borgię i Krzysztofa Kolumba. Po prawej stronie stoi sam mistrz Łukasz, w nim Dante odnalazł godnego interpretatora. Oprócz portretów kilku poetów, w kaplicy znajdują się freski przedstawiające sceny z Boskiej Komedii badacze twierdzą, że przedstawiają one jedenaście pierwszych pieśni Czyśćca. Pierwsza ilustracja przedstawia Dantego klęczącego przed postacią w rozwianej szacie ( to prawdopodobnie anioł). Fresk przedstawiający sąd ostateczny zamknięty jest pod sklepieniem Katedry, górującej nad miastem.


Esej piąty: SIENA

1. To miasto trudne. Plan ulic niema nic wspólnego z „nowoczesną” monotonią i tyranią tak prostego. Plac ratuszowy zwany Il Campo, ma kształt organiczny – przypomina wklęsłą stronę muszli. Jest to jeden z najpiękniejszych placów na świecie. Otaczają go półkolem pałace i domy, a czerwień starej cegły ma kolor zblakłej purpury. Sieneńczycy uważali, że wywodzą się od Seniusza jednego z synów Remusa, który miał się tu schronić przed gniewem swego stryja, założyciela Rzymu. Tej legendzie zawdzięcza Siena swój symbol wilczyce. Ponieważ w tej okolicy nie ma zabytków etruskich uważa się, że miasto powstało około 30 roku przed Chrystusem jako kolonia rzymska. Następnie Herbert przedstawia historie Sieny. Opisuje też Palazzo Publico (ratusz) – w jego salach: Mappemonde oraz sali Pokoju znajdują się najpiękniejsze sieneńskie freski. W pierwszej Sali malował je Simone Martini, a w drugiej Ambrogia Lorenzetti (kimkolwiek oni są).

2. Pisze Herbert o Ducciu, który był jednym z trzech sławnych malarzy sieneńskich. Jego najlepiej znane i cenione dzieło to MAESTA. Malarstwo Duocento bliskie było mozaice, barwne plamy inkrustowały płaszczyznę, miały twardość alabastru i drogich kamieni. Gama kolorów jest bogata i kwiecista. Duccio nie boi się wprowadzać epizodów rozbijających odziedziczony schemat ikonograficzny. Ulubiony obraz Herberta to Mycie nóg. Połowa apostołów patrzy na Chrystusa z uwielbieniem, połowa z dezaprobatą. Szczegółem, który zachwyca Herberta są trzy czarne sandały, dwa leżą tuż obok szaflika z wodą, jeden na stopniu, na którym siedzą Apostołowie, odbijają się od różowego tła podłogi. Są chyba najbardziej ożywione z całej sceny ich układ po przekątnej i rozłożone na boki rzemyki wyrażają szczurzy popłoch. „niepokój” sandałów kontrastuje z bladą martwota zwiniętej zasłony, która wisi nad głowami Apostołów jak złowieszczy całun. Duccia docenili już jego współcześni. Wprowadzenie jego MAESTY do katedry w 1311 roku było jedną z pierwszych opisanych manifestacji ludowych na cześć dzieła sztuki.

3. Herbert odwiedza Pinakotekę (galeria) w Sienie. Mówi, ze gdyby w pinakotece wybuchł pożar ratowałby dwa małe obrazki Ambrogia: Miasto nad morzem i Zamek nad brzegiem jeziora. Nie wielu mistrzom wieków późniejszych udało się stworzyć podobnie doskonałe dzieło malarstwa czystego. Miasto nad morzem szare mury, zielone domy, czerwone dachy i wieże zbudowane jest z jasnych form obrysowanych ściśle diamentową linią. Pejzaż widziany jest z lotu ptaka. Miasto jest puste jakby wynurzone przed chwilą z fal potopu. Herbert wspomina też, że Siena jest kolebka wielu błogosławionych i świętych np. świętej Katarzyny BENICASY, mniszki, która cieszyła się wielkim autorytetem moralnym.

Ostatniego wieczoru Herbert dochodzi do wniosku, że tu w Sienie był najszczęśliwszy.


Esej szósty: KAMIEŃ Z KATEDRY

Herbert przyjechał do Paryża, zaopatrzony w mini Przewodnik po Europie (wydany we Lwowie w 1909 roku) z biblioteczki jego ojca. Ten przewodnik pochodził z okresu, kiedy po Paryżu jeździły omnibusy ciągnięte przez konie. W części Muzea i osobowości przewodnik na pierwszym miejscu wymienia kanalizację. Herbert zamieszkał w okolicy katedry Notre-Dame na wyspie świętego Ludwika. W następnych dniach korzystał z każdej szansy realizowania „szaleńczego” planu zwiedzenia wszystkich francuskich katedr. Plan nie został w pełni wykonany, ale Herbert zwiedził te najważniejsze: w Senlis, Tours, Noyon, Laon, Lyon, Chalons-sur-Marne, itd. Po tych wyprawach zagłębiał się w książkach. Powierzchnia największych katedr sięga rzędu czterech do pięciu tysięcy metrów kwadratowych, a więc pomieścić mogła mieszkańców całego miasta. Koszty budowy katedr przekraczały środki, jakimi mógł dysponować człowiek w czasie swojego całego życia nawet, gdyby był królem. Chcąc zapewnić stałość wpływów pieniędzy w XII wieku papież zarządził, aby ¼ dochodów każdego kościoła była przeznaczana na dzieło budowy. Zalecenie to jednak nie było przestrzegane. Wierni w czasie budowy katedry jednoczyli się w bractwa mające na celu materialną pomoc rozpoczętej budowie.

Sprawa transportu przy budowie katedr: kamienie dostarczano transportem wodnym, ale dowożono je także wozami. Oryginalnym transportem w średniowieczu były też ramiona i plecy dobrowolnie zgłaszających się wiernych

Katedry budowano przez wiele lat np. w Chartes – 50 lat, Amiens 60 lat, a w Bourges 100 lat. Królowie i książęta odegrali skromną role w ich budowie zwłaszcza, jeśli chodzi o stopień osobistego zaangażowania w powstające dzieło. Stałą troska o kształt i losy dzieła obarczeni byli w Anglii, Francji, Niemczech opaci i biskupi, a we Włoszech miejscowe komuny. Herbert analizuje też strukturę grupy ludzi pracujących przy budowie, stanowili oni małe zhierarchizowane społeczeństwa. Ważniejsza grupa w tych społecznościach stanowili muratorzy (mający bardzo odpowiedzialną rolę kładzenia kamienia) i wszelkiego rodzaju majstrowie pracujący w drewnie, kamieniu, ołowiu i żelazie – to właśnie konstruktorzy. Czas pracy regulował zegar słoneczny praca zaczynała się o świcie, a kończyła o zmierzchu. Tradycja średniowieczna wywodziła budowniczych katedr od budowniczych świątyni Salomona. Większość katedr gotyckich jest dziełem wielkich mistrzów architektury.

Wojna stuletnia zadała budowie katedr cios śmiertelny. Architekturę religijną zastąpiono architekturą obronną.


Esej siódmy: O ALBIGENSACH< INKWIZYTORACH I TRUBADURACH

Albigensi działali na południu Francji od XI do XIII wieku. W ich herezji, czy jak kto woli religii odezwał się głos wschodu. Ruch ten rozwijał się miedzy innymi we Włoszech, Bośni Dalmacji i południu Francji. Jedynym zachowanym dziełem teologicznym katarów (inaczej albigensi) jest Liber de duabus principilis pochodzaca a końca XII wieku. Liturgia katarów przykuwa swą ogromną surowością i prostotą. Spowiedź była powszechna, najważniejszym sakramentem był chrzest udzielany tylko dorosłym i to po długich przygotowaniach modłach i postach. Ten, kto go przyjmował przechodził z licznej grupy ludzi wierzących do wąskiej grupy elity gotowych na wszystko doskonałych. Kandydat na doskonałego wyrzekał się wiary katolickiej zobowiązywał się również między innymi nie zabijać, nie przysięgać. Niektórzy z trubadurów będący pod wpływem herezji i miłości, którą pojmowali jako twórczość, (a nie pasje cielesną) i metodę doskonalenia się duchowego i moralnego. Herbert przedstawia dzieje wyprawy krzyżowej przeciw albigensom, gdy ona się zakończyła walkę kontynuował wraz garstką rycerzy Szymon de Montford, fanatyk bardzo ambitny o wybitnych zdolnościach przywódczych. On podbija ziemie i miasta, w których znajdują się katarowie. Z katarami wiąże się też działalność pierwszych inkwizytorów byli to: brat Piotr Seila i Wilhelm Amaud. Obaj inkwizytorzy natychmiast po przybyciu do Tuluzy doprowadzili do egzekucji De Baconia, uchodzącego z przywódcę albigensów w stolicy hrabstwa Tuluzy. Inkwizytorzy przesłuchują podejrzanych o herezje i wydaja wyroki.

MONTSEGUR – święte miejsce katarów. W maju 1243 roku Hugo des Arcis nowy seneszal królewski i jego 10-tysięczna armia rozpoczynają oblężenie, w tym czasie znajduje się tam wielu znakomitych albigensów i „doskonałych”. Garnizon zamku to piętnastu rycerzy i stu sierżantów. Oblężenie trwa wiele miesięcy. Szczególnie ciężka dla oblężonych jest zima, panuje głód. Po dziewięciu miesiącach oblężenia kapituluje; ci, którzy nie zrezygnowali z herezji – spłonęli. Źródła podają, że 200 albigensów (kobiety i mężczyźni) spłonęło na zbudowanej przez zwycięzców palisadzie. Nocą z miasta uciekło trzech albigensów ukrytych w podziemiach wynieśli oni resztę skarbów, święte księgi i świadectwa męczeństwa.


Esej ósmy: OBRONA TEMPLARIUSZY

Herbert zwraca się z czymś w rodzaju mowy obrończej od „Wielkiego Trybunału”. 18 marca 1314 roku spłonęli na stosie przywódcy Templariuszów: Jacque de Moley i Geoffrcy de Chamey. Ostatnie ich słowa brzmiały tak: „Ciało należy do króla Francji, ale duch do Boga”. Potem przedstawia Herbert dzieje zakonu Templariuszy. Jego założycielem był jeden z uczestników wyprawy krzyżowej do Ziemi Świętej z 1095 roku rycerz Hugo de Payns. Z garstką towarzyszy założył zakon, którego celem była ochrona pielgrzymów przed bandytami i saracenami oraz strzeżenie cystern. Król Baldwin I przeznaczył im domostwo na miejscu dawnej świątyni Salomona i stąd wywodzi się ich nazwa. Ślubowali czystość i ubóstwo. Nowy zakon spotkał się z entuzjastycznym przyjęciem we Francji i Anglii. Templariusze byli najpotężniejszymi bankierami średniowiecza, byli wierzycielami samego króla Jerozolimy, ale także monarchów Anglii i Francji. Według Herberta to właśnie było przyczyna ich klęski. Mino potęgi finansowej dochody zakonu nie bogaciły jego członków. Istniały, bowiem surowe zasady, które mówiły miedzy innymi tak: jeśli po śmierci, któregoś z braci znaleziono by przy nim pieniądze miał on zostać pochowany w nie poświęconej ziemi. Templariusze mieli opinię doskonałych wojowników. Herbert przedstawia jak doszło do tego, że oskarżono i skazano Templariuszy za herezje. Przyczyniła się do tego nie tylko sytuacja polityczna, ale również intrygi. Za głównego inicjatora owych intryg uważa się króla Francji Filipa Pięknego, który uchodzi za prototyp europejskiego despoty on też znajduje się ostrym konflikcie z papieżem. Król filip prowadził liczne wojny, które spustoszyły skarbiec państwa. Według Herberta proces przeciw Templariuszom wytoczony został tylko po to by Filip mógł zagarnąć majątek zakonu oraz aby wyeliminować z Francji niezależną od króla autonomiczną potęgę i po to by Templariusze będący międzynarodową siłą nie odegrali w walce z papieżem roli sojusznika Watykanu.

Zakon Templariuszy i jego posiadłości rozsiane były po całej Europie również w Polsce. Templariusze, którzy nie chcieli przyznać się do herezji torturowani byli w lochach całej Francji. Papież w 1312 roku rozwiązał zakon. Przywódcy zakonu i 36 bardziej gorliwych braci król Francji każe spalić na stosie za herezje.





Esej dziewiąty: PIERO DELA FRANCESCA

To ulubiony malarz Herberta. Pierwszy raz z jego pracami zetknął się w London National Galery. Były tam obraz Narodzenie i Chrzest Chrystusa później pojechał do Penigii, tu miejscowa pinakoteka posiadała poliptyk Madonna z Dzieciątkiem w otoczeniu świętych autorstwa Piero Dela Francesca. Odwiedził też Arezzo, tu w kościele świętego Franciszka zagaduje się cykl czternastu fresków Legenda Krzyża malował je Piero Dela Francesca w latach 1452 – 1466. więc w okresie swej pełnej dojrzałości. Herbert próbuje opisać poszczególne freski. Zauważa, że na większości nie da się określić pory dnia; może to być różowo błękitny świt, ale równie dobrze popołudnie. Piero Della Francesca urodził się w Borgo San Sepokro i w tym samym miasteczku zmarł. W tym mieście znajduje się mini poliptyk Piero Della Francesca Madonna Miłosierna. Tu też znajduje się jego Zmartwychwstanie. Duży wpływ na tego malarza wywarła architektura Leona Baptysta Alberti, a także jego traktat o malarstwie z 1434 roku. Alberti poświęca w nim wiele miejsca malarstwu narracyjnemu, ale zastrzega, że obraz powinien działać sam przez się i czarować widza niezależnie czy rozumie on opowiadaną przez obraz historię. Przestrzega przez zbytnim przeładowaniem szczegółami. Z tej przestrogi wysnuł Piero dwa prawa, które rządzą jego najznakomitszymi kompozycjami: zasadę współgrającego tła oraz prawo spokoju w najlepszych jego obrazach (Narodziny, Portret księcia Urbino i Chrzest), dalekie przepaściste tło jest tak znaczące i wymowne, jak figury. Kontrast masywnych postaci podkreśla i zaostrza dramat człowieka w przestrzeni. Ważne postaci zawsze stoją na pierwszym planie Biczowanie jest jednym z najbardziej poddających się interpretacji obrazów świata. Piero był synem rzemieślnika nie znamy dokładnej daty urodzenia; zmarł 1.X.1492 roku. Podobno pod koniec życia oślepł.

Esej dziesiąty: WSPOMNIENIA Z VALOIS

CHANTILLY Opisuje to miasteczko: syte miasteczko z pałacami i willami wyższej sfery i słynnym torem wyścigów konnych. Przedstawia historię miasteczka.

SENTIS – to miasto, przez, które przeszła historia. Tu znajduje się jedna z najstarszych katedr gotyckich. Naprzeciwko niej znajdują się resztki pałacu królewskiego opartego o potężne rzymsko galicyjskie mury.

CHAALIS – znajdują się tam ruiny opactwa cystersów, gotyckiej budowli. Malarze i poeci romantyczni bardzo sławili te ruiny. Należy tez wspomnieć o pałacu zbudowanym w XV wieku Ermenonrille. W tym mieście jest również najlepiej zachowany ogród założony XVIII wieku. Jest on dziełem markiza Rene de Girardin. Na jego estetykę najbardziej wpłyną ogród Williama– ogród ozdobiony jest kaskadami, ruinami i skałami. Ciekawostką jest to, że w Ogrodzie Ermenonrille zmarł Jan Jakub Rousseau.

POWRÓT z prowincji, Valais – najstarszej Francji - wraca Herbert do Paryża.

Zawarte w tomie esejów Barbarzyńca w ogrodzie refleksje Zbigniewa Herberta dotyczą historii i sztuki oraz wzajemnego przenikania się tych dziedzin. Ściśle historyczny charakter posiadają eseje: O albigensach, inkwizytorach i trubadurach oraz Obrona Templariuszy. Przypominając wydarzenia średniowieczne Herbert ukazuje ponadczasowy zakres mechanizmów politycznych. Widać to szczególnie w Obronie Templariuszy. Esej ów posiada formę przemówienia sądowego, wygłaszanego podczas fikcyjnego procesu rewizyjnego, jaki toczy się przed Trybunałem Historii. Obrona Templariuszy to oracja przeznaczona

do czytania. Orator prezentuje się jako współczesny humanista, głęboko poruszony dziejową niesprawiedliwością, którą było podstępne zlikwidowanie zakonu templariuszy przez francuskiego monarchę Filipa Pięknego. Referując średniowieczne wydarzenia orator posługuje się językiem człowieka dwudziestowiecznego, znającego „logikę strachu, psychopatologię zaszczutego, teorię zachowania się grup w obliczu zagłady”. Dążąc do rewizji wyroku historii, wskazuje na trwałą obecność w niej przemocy. Wyraziście rysuje się cel perswazji: podważenie wszystkich wyroków skazujących templariuszy, ponieważ ferowane one były w sposób nieetyczny. Orator zwraca się wprawdzie formalnie do Trybunału Historii, w istocie jednak zależy mu na opinii czytelników. Dlatego też losowi postaci dziejowego dramatu przypisany zostaje wymiar metafory, a układowi zdarzeń – wymiar paraboli. Przedstawiając konkretne wydarzenia historyczne orator ujawnia ich sens w taki sposób, by zapoznać czytelnika z klarowną i uniwersalną formułą gry politycznej. Uczestnicy gry powinni wpierw wyzbyć się skrupułów moralnych. Potem trzeba wywołać

psychozę zagrożenia, a następnie uświadomić ogółowi konieczność identyfikacji nieprzyjaciela. Szuka się go przemyślnie w obrębie granic kraju. W sprawach wewnętrznych państwa obowiązywać przecież musi czujność najwyższa. Klęska templariuszy stanowi więc typowy przykład działań represyjnych. Podstawowy sens eseju Obrona Templariuszy sprowadza się do ukazania żywotności elementarnej zasady uprawiania polityki: per fas et nefas (godziwie, a jak trzeba to i niegodziwie). W takim ujęciu

historia jawi się jako mało przejrzysty zbiór niegodziwości jednych i męczeństwa innych ludzi.

 

Autor Barbarzyńcy w ogrodzie z wyraźną dezaprobatą daje odczuć czytelnikowi, iż wszelkiego typu wynaturzenia władzy zapewniają jednak ciągłość procesów dziejowych. Proces dziejowy – brzmi to nazbyt bezosobowo. Bezdusznym mechanizmom przeciwstawia więc Herbert człowieka albo grupę ludzi, na przykład budowniczych katedr. W eseju Kamień z katedry analizuje strukturę i działalność owego „małego, zhierarchizowanego społeczeństwa” i ukazuje rolę konkretnego człowieka w wielkim dziele

wykuwania zrębów europejskiej cywilizacji.

 

Eseje Zbigniewa Herberta – te zwłaszcza, które dotyczą sztuki – stanowią wielką pochwałę podróżowania. Ale przecież pisarz zdaje sobie sprawę nie tylko z tego, co zobaczył, usłyszał, czego dotknął. Choć mieni się „barbarzyńcą”, relację swą znakomicie podbudowuje reminiscencjami z lektur. Nie mogą one jednak zastąpić możliwości bezpośredniego obcowania z zabytkami kultury:

Teoria ogrodów jest bardziej niezbędna do zrozumienia klasycyzmu i preromantyzmu niż teoria poezji. Spacer po Ermenonville daje więcej niż lektura Delille’a” (Wspomnienia z Valois). Ożywiając przeszłość, pielgrzym–humanista ukazuje w swych notatkach z podróży ponadczasowy wymiar kultury, akcentuje cywilizacyjną ciągłość Europy. 

 

Tradycja średniowiecza wywodziła budowniczych katedr od budowniczych świątyń Salomona. Genealogia godna zarazem i mistyczna. Także we współczesnych powieściach o średniowiecznych architektach jego osoba otoczona jest aurą tajemnicy. Jest to na poły mag, na poły alchemik, astronom krzyżowych sklepień, który posiada ezoteryczną wiedzę doskonałych proporcji i strzeżony pilnie sekret konstrukcji. Często rolę architekta spełniał sam opiekun budowy, opat czy biskup, człowiek wykształcony i bywały, znający wiele krajów, co miało szczególną wagę, gdyż bardzo często katedry były kopią słynnych istniejących świątyń... Krach włoskiego banku Scali, odczuty przez całą niemal Europę, zbiega się z datą wybuchu wojny stuletniej. Architekturę religijną zastępuje architektura obronna. Wraca czas grubego muru. Pustoszeją budowy nie ukończonych katedr. Nikogo nie interesują już wysokie łuki i misterne sklepienia. Synowie tych, którzy rzeźbili uśmiech anioła, toczą armatnie kule” (Z. Herbert).


Tom esejów Zbigniewa Herberta opublikowany po raz pierwszy w roku 1962, plon podróży zagranicznych autora z przełomu lat 50. i 60. oraz obszernych studiów lekturowych, pierwsza z eseistycznych książek Herberta skupionych wokół zagadnień kultury śródziemnomorskiej. Układ książki wydać się może dość chaotyczny, kolejność szkiców nie jest jednak przypadkowa. Eseje prezentują sztukę europejską od jej prapoczątków poprzez dzieła starożytne, antyk rzymski, architekturę romańską, malarstwo i architekturę gotycką (Duccio, Giotto, S. Martini, Sassetta, katedry w Orvieto i Sienie), aż po twórczość renesansową (Piero della Francesca) i sentymentalizm (Ermenonville). Do tomu włączone zostały także dwa eseje historyczne, dotyczące tragicznego kresu dziejów albigensów i templariuszy, odsłaniające niezmienne od wieków mechanizmy terroru i eksterminacji.

Narrator to „barbarzyńca” (przybysz zza żelaznej kurtyny) wyjątkowo oczytany, dociekliwy, pewnie poruszający się w świecie sztuki śródziemnomorskiej, zainteresowany przy tym nie tylko dawnym malarstwem i architekturą, ale także zmysłowym odbiorem widoków, zapachów, smaków współczesności. Język i kompozycja książki bardzo silnie kształtują odbiór prezentowanych treści – Herbert pozwala sobie na rozbudowane, przenikające się erudycyjne dygresje, nie stroni od metafor, porównań, konceptów słownych, włącza do tekstu fragmenty poezji (zwykle w języku oryginału). Czytelnik zyskuje informacje nie tylko o wybranych dziełach przeszłości, ale też szeroką, rysowaną z różnych punktów widzenia, panoramę kultury, która dzieła te wydała, oraz sensualny obraz zwiedzanych miejsc w II połowie XX wieku.

Sądy o sztuce wyrażane w Herbertowskich esejach dalekie są od podręcznikowych syntez – narrator nierzadko skupia się na interesujących go szczegółach, opisuje najciekawsze, jego zdaniem, aspekty oglądanych obrazów czy budowli, nie dbając o całościowy, wyważony, obiektywny opis zwiedzanych miejsc (przykładowo – gotyk francuski opisuje z perspektywy ekonomicznej). Nierzadko także narrator polemizuje z kanonicznymi sądami historyków sztuki, w rozmaitych tekstach źródłowych i badawczych poszukuje prawdy o ludziach, artefaktach, systemach filozoficznych z przeszłości, nie zadowala się powtarzaniem ogólnie przyjętych opinii i kontemplacją dzieł powszechnie uznawanych za najwartościowsze. Jego doświadczanie sztuki to jednak odbiór pełen zachwytu i entuzjazmu.

Tom esejów Zbigniewa Herberta wydany w roku 1962 w wydawnictwie „Czytelnik” (i wielokrotnie potem wznawiany), literacki zapis odbytych na przełomie lat 50. i 60. podróży zagranicznych autora (Francja, Włochy, Anglia), pierwsza z eseistycznych książek Herberta dotyczących sztuki europejskiej. Książka opisuje spotkania z zabytkami architektury i malarstwa Włoch i Francji, widzianymi z perspektywy przybysza z Europy Wschodniej – tytułowego barbarzyńcy, znakomicie jednak obeznanego z kulturą śródziemnomorską. W esejach, nabierających nierzadko cech reportażu, autor ujawnia szeroką wiedzę z zakresu historii sztuki, jak również znajomość historii, historii obyczajowości, kultury materialnej, geografii. Rezygnuje z aparatu naukowego – nie tworzy przypisów, często nie podaje nazwisk autorów i tytułów przywoływanych prac badawczych. Nierzadko podpiera się informacjami z bedekerów czy wyszperanymi w rozmaitych źródłach anegdotami.

Jedną z istotnych cech eseistyki Herberta jest pewna niekanoniczność sądów – spojrzenie na artefakty uznawane powszechnie za arcydzieła dalekie jest od syntetycznych, stereotypowych ujęć, mimo że to wciąż spojrzenie apologa, niewahającego się wyrażać zachwyt (Z. Bieńkowski, A. Zagajewski). Narrator dostrzega jakości estetyczne także w tym, co niejednolite, fragmentaryczne, mało spektakularne. Interesują go „niemodne”, spychane w cień zagadnienia kultury i historii (E. Wiegandt, J. Kwiatkowski). Obok opisów dzieł sztuki, czytelnik znajduje również w tomie niezwykle sensualne informacje o współczesnym kolorycie lokalnym odwiedzanych miejsc (ludzie, hotele, potrawy, trunki), próżno tu jednak szukać wiadomości ekonomiczno-politycznych. Wyeksponowany, niechowający się za opisem narrator chłonie rzeczywistość wszystkimi zmysłami – prym wiedzie tu jednak wzrok (niespieszne, „własnooczne”, pozytywnie anachroniczne doświadczanie świata – J. Łukasiewicz). Herbert nie zabiegał o włączenie do tomu ilustracji, tekst to jedyny przekaźnik informacji o doznaniach sensualnych. Zasadniczą rolę pełni w książce silnie nacechowany stylistycznie język: pełen metafor, wyszukanych porównań, zaskakujących epitetów, nierzadko ironiczny („język ostry jak nóż do rozcinania ciemności” – Z. Bieńkowski; wedle A. Kijowskiego – sporo tu jednak wytartych metafor; „nad wszystkim zaś unosi się [...] bogini łagodnej, mądrej, przejmującej Ironii” – J. Kwiatkowski). Poszczególne eseje zamyka zwykle Herbert par excellence literacką puentą – wycyzelowanym obrazem poetyckim, cytatem z wiersza, konceptystyczną sentencją. Kompozycja poszczególnych szkiców i całości książki daleka jest od przypadkowości.

Podróż – w przestrzeni i czasie – po świecie śródziemnomorskim rozpoczyna się od malarstwa jaskiniowego. W pierwszym tekście, Lascaux, Herbert skupia się przede wszystkim na erudycyjnym opisie malowideł, poszukuje (posiłkując się sądami badaczy) prawdy o paleolitycznych artystach, którzy wyznaczyli początek europejskiej sztuki. Kolejny szkic, U Dorów, dotyczy sztuki Posejdonii – greckiej kolonii w Italii. Obok opisów doryckich świątyń, rozważań o genezie rozwiązań stosowanych przez starożytnych architektów i prób rekonstrukcji obrzędów Dorów, pojawiają się tu uwagi dotyczące greckiej filozofii i poezji, a także współczesne migawki z okolic Neapolu. Następny esej, Arles, to jeden z najbardziej niejednorodnych szkiców Barbarzyńcy. Tekst rozpoczęty frapującymi obrazkami z naznaczonej różnego rodzaju sztuką współczesności (spotkanie z człowiekiem, który znał Van Gogha; kuchnia prowansalska; uwagi dozorcy lapidarium o dawnych, dobrych czasach rzymskich) ogniskuje się wokół rzymskich zabytków miasta i samej historii Prowansji. Punktem dojścia jest opis romańskiej katedry (z postacią Herkulesa w portalu) i rozważania o twórczości Frédérica Mistrala. Kolejny szkic, Il Duomo, niemal w całości dotyczy już sztuki średniowiecznej – przedmiotem zmetaforyzowanego opisu jest „rozdzierająca przestrzeń” gotycka katedra w Orvieto z rzeźbiarskim Sądem Ostatecznym w fasadzie i szeroko opisywanymi przez Herberta, „robiącymi większe wrażenie niż freski Michała Anioła w kaplicy Sykstyńskiej”, malowidłami Fra Angelico i Luki Signorellego we wnętrzu. W następnym szkicu, Siena, po obszernym omówieniu historii i urbanistyki zdetronizowanej w historii sztuki przez Florencję Sieny, oglądowi i opisowi poddana zostaje późnośredniowieczna twórczość Giotta i wysoko cenionego przez Herberta Duccia oraz Simone Martiniego i Sassetty. Kolejny tekst, Kamień z katedry, uznawany jest za jeden z najbardziej zaskakujących i przewrotnych esejów Herberta – rozważania o francuskim gotyku nie obejmują zagadnień stricte artystycznych, ale kwestie takie jak finansowanie przedsięwzięcia, transport kamienia, wreszcie – wiedza, zarobki, próby wyjścia z anonimowości ludzi zatrudnionych przy budowie. Kolejne dwa teksty to szkice historyczne, zamykające problematykę europejskiego średniowiecza erudycyjnymi opisami „zamętu i wściekłości epoki”, rezygnujące przy tym z szerokich rozważań o sztuce. W pierwszym mowa O albigensach, inkwizytorach i trubadurach, ich wierze, kulturze, wreszcie – inkwizytorskich praktykach Kościoła katolickiego i wytępieniu katarów. Drugi esej, skonstruowany na wzór mowy sądowej, to Obrona templariuszy, prezentująca historię upadku zakonu „jakby chodziło o procesy moskiewskie z lat 1930” (S. Barańczak). Tom zamknięty został dość niejednorodnym szkicem Wspomnienia z Valois, gdzie znów zasadniczym przedmiotem opisu jest sztuka: XVIII-wieczny pałac w Chantilly

i jego galeria obrazów, gotycka katedra Senlis, pałac w Chaalis i sentymentalne ogrody Ermenonville.

Barbarzyńca spotkał się z bardzo życzliwym odbiorem krytyki, do dziś jest przedmiotem niesłabnącego zainteresowania literaturoznawców.







Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Barbarzynca w ogrodzie
BARBARZYNCA W OGRODZIE ZBIGNIEW HERBERT
Barbarzyńca w ogrodzie
Herbert Zbigniew Barbarzyńca w ogrodzie
Barbarzyńca w Ogrodzie Z Herbert
Herbert Zbigniew Barbarzyńca w ogrodzie
Herbert Barbarzyńca w ogrodzie
Barbarzyńca w Ogrodzie Z Herbert
Herbert Zbigniew Barbarzynca W Ogrodzie
BARBARZYŃCA W OGRODZIE
herbert barbarzynca w ogrodzie
Zbigniew Herbert Barbarzyńca w ogrodzie
herbert barbarzynca w ogrodzie streszczenie
Barbarzyńca w Ogrodzie Z Herbert
14 Herbert Barbarzyńca w ogrodzie
Zbigniew Herbert Barbarzynca w ogrodzie
Barbara Szumilas Powiat limanowski
Montaż siatki ogrodzeniowej

więcej podobnych podstron