Kłamstwo smoleńskie
Nasz Dziennik, 2011-01-13
R
aport
Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego w sprawie przyczyn katastrofy
smoleńskiej został wczoraj zaprezentowany i opublikowany. Zdaniem
przewodniczącej Komitetu gen. Tatiany Anodiny, wina leży po stronie
polskiej załogi oraz złego przygotowania lotu. Jak bumerang
powracało oskarżenie o naciski i wywieranie presji psychologicznej
na pilotów. Polskie uwagi zostały przez Rosjan całkowicie
zlekceważone.
Już
w pierwszych słowach swojego wystąpienia podczas zorganizowanej w
Moskwie konferencji prasowej Anodina nieprawidłowo podała liczbę
ofiar kwietniowej katastrofy, mówiąc, że było ich "96 oraz
załoga", zamiast "96 w tym załoga". W dalszym ciągu
przewodnicząca wielokrotnie zachwalała kompetencje własne i
kierowanej przez siebie instytucji, którą określiła mianem
"niezależnej międzypaństwowej organizacji". Rzeczywiście
MAK ma formalnie status organizacji międzynarodowej, która zrzesza
państwa byłego ZSRS (oprócz bałtyckich). Jednak zarówno
kierownictwo, jak i większość pracowników wszystkich szczebli to
oczywiście Rosjanie, najczęściej wywodzący się z wojskowego lub
cywilnego lotnictwa rosyjskiego.
MAK był wielokrotne oskarżany
o brak obiektywizmu. Ta sama instytucja zajmuje się również
certyfikacją samolotów, zakładów remontowych i lotnisk. Nie chcąc
przyznać, że zawiodły urządzenia, które sami dopuścili do
użytku, eksperci Komitetu z reguły obciążają winą załogę lub
warunki atmosferyczne. W podobnej sytuacji znalazła się w 2006 roku
Armenia, gdy Airbus A320 jej sztandarowych linii Armavia rozbił się
przy podchodzeniu do lądowania w Soczi. Wówczas Ormianie oskarżali
MAK o zatajenie dowodów dotyczących błędów ze strony kontroli
lotów i fatalnego stanu technicznego lotniska. Azerski pilot
Aleksandr Kazancew, który został oskarżony o rozbicie w Baku
Iła-76, nie mogąc bezpośrednio wytoczyć sprawy sądowej
organizacji międzynarodowej, oskarżył linie lotnicze, w których
pracował, o zniesławienie. W toku postępowania doszło do
ujawnienia ukrytych przez MAK dowodów, m.in. dopuszczenia do
użytkowania silnika wcześniej przeznaczonego na złom.
Tatiana
Anodina zręcznie ominęła sporny problem statusu lotu. By go
określić, użyła wyrażenia "jednorazowy lot międzynarodowego
transportu osób". Jej zdaniem, dla tego typu operacji lotniczej
decyzja o lądowaniu i odpowiedzialność spada całkowicie na
dowódcę załogi. Przewodnicząca MAK nie odniosła się w żaden
sposób do odmiennej opinii polskich ekspertów, m.in. akredytowanego
przedstawiciela Polski Edmunda Klicha. Taki status lotu jest jednak
wygodny dla strony rosyjskiej, gdyż stanowi argument w obronie
kontrolerów lotu. Zgodnie z przepisami lotniczymi Federacji
Rosyjskiej interpretowanymi przez MAK nie jest przewidziane
zamknięcie lotniska z przyczyn meteorologicznych, a zatem wieża nie
mogła tego zrobić.
Na konferencji prasowej oprócz Tatiany
Anodiny występował kierujący komisją techniczną, odpowiedzialny
za przygotowanie raportu Aleksiej Morozow. Nie było natomiast ani
Edmunda Klicha, ani żadnego z 24 polskich ekspertów, z których
pomocy korzystał MAK. Obecnym i telewidzom został zaprezentowany
film pokazujący symulację ostatnich kilkunastu minut lotu polskiego
Tu-154M. Była to oparta na ogólnodostępnej usłudze internetowej
Google Earth prezentacja graficzna ruchu samolotu na tle
satelitarnych zdjęć ziemi, na którą nałożono nagrane głosy z
rejestratora w kabinie samolotu.
"Bezprecedensowy"
we wszystkich przypadkach
Najczęściej
padającym słowem podczas konferencji był odmieniany na wszelkie
sposoby przymiotnik "bezprecedensowy". Takie były i
dochodzenie, i współpraca ze stroną polską, i nadzwyczajna
transparentność postępowania. Według Anodiny, polscy specjaliści
uczestniczyli we wszystkich czynnościach i badaniach oraz mieli
dostęp do wszystkich materiałów, również poufnych. Jak wiadomo,
stojący na czele polskiej delegacji Edmund Klich nie uczestniczył
np. w próbnych oblotach lotniska i wielokrotnie mówił publicznie o
swoim niezadowoleniu ze współpracy z Rosjanami. Pytana o to
przewodnicząca MAK ostentacyjnie zbywała stwierdzeniem, że jej
instytucja robiła tylko to, co przewiduje konwencja chicagowska. Dla
niej kwestia stosowania tego właśnie dokumentu nie ulega
wątpliwości wbrew opinii polskich i zagranicznych ekspertów w tej
sprawie. Przewodnicząca MAK kilkakrotnie mówiła także o
konsultacjach z innymi państwami, w tym USA, oraz ekspertami
międzynarodowymi. Nie wiadomo, na czym one polegały, z wyjątkiem
uwag służb zarządzania ruchem powietrznym w Stanach Zjednoczonych,
które przysłały swoje uwagi, dotyczące funkcjonowania urządzeń
produkcji amerykańskiej zainstalowanych w polskim tupolewie.
Anodina
i Morozow, odpowiadając na pytania dziennikarzy, również
rosyjskich, wielokrotnie odbiegali od tematu, powtarzając wciąż te
same kwestie. Dotyczyło to niejasności w przebiegu ostatnich chwil
lotu, braku informacji o pracy kontrolerów oraz o ich kontaktach z
przełożonymi w Moskwie i oceny wpływu przekazywanych poleceń na
przebieg tragicznego zdarzenia. Według gen. Tatiany Anodiny, załoga
nie korzystała z informacji przekazywanych przez wieżę, a jedynie
z własnych urządzeń i pomocy nawigacyjnych, co jednak nie znajduje
potwierdzenia w opublikowanym stenogramie zapisów z MARS-BM, w
którym ma miejsce wymiana informacji o kursie i wysokości
samolotu.
Według MAK, samolot Tu-154M był przed odlotem
sprawny, podczas lotu nie było na pokładzie wybuchu, pożaru ani
uszkodzenia. Wytknięto natomiast nieprawidłowości w przygotowaniu
lotu i złą organizację pracy w 36. Specjalnym Pułku Lotnictwa
Transportowego. Niewystarczająco miano przygotować się do
lądowania na lotniskach zapasowych, załoga otrzymała również
błędny plan podejścia do lądowania w Smoleńsku, na którym
ścieżka schodzenia usytuowana była pod kątem 3 st. zamiast 2 st.
40 min. Piloci nie otrzymali również aktualnej prognozy pogody.
Raport zarzuca załodze niedostateczne wyszkolenie w zakresie
lądowania nieprecyzyjnego i to, że nie lądowali w złych warunkach
atmosferycznych w ciągu 5 miesięcy poprzedzających
katastrofę.
Jedyną nieprawidłowością po stronie rosyjskiej
była niesprawność kilku świateł podejścia lotniska Siewiernyj.
Jednak zdaniem Rosjan, nie mogło to mieć wpływu na lot, gdyż
załoga we mgle i chmurach nie mogłaby zobaczyć tych świateł.
Przypomnijmy, że niemal natychmiast po katastrofie rosyjscy
funkcjonariusze wymienili cały system świateł podejścia na
smoleńskim lotnisku.
Przyczyną bezpośrednią, według raportu
MAK, było niepodjęcie decyzji o odlocie na lotnisko zapasowe (lub
na drugi krąg) na wysokości decyzji wynoszącej 100 metrów pomimo
warunków atmosferycznych poniżej minimum meteorologicznego. Błędem
miało być również włączenie tzw. automatu ciągu przez załogę.
MAK twierdzi, że wolno go używać tylko podczas lądowania
precyzyjnego z użyciem ILS (innego zdania jest strona polska, co
znalazło odzwierciedlenie w uwagach przekazanych MAK). Zarzucono
także zlekceważenie komunikatów systemu TAWS. Według wyliczeń
komisji technicznej Komitetu, samolot leciał zbyt szybko, zbyt
wysoko i zniżał się za szybko. Jedną z przyczyn tego odchylenia
miała być wspomniana rozbieżność w danych z planu podejścia,
dodatkowo jeden z wysokościomierzy był nieprawidłowo ustawiony,
gdyż w pewnym momencie wprowadzono do niego inne dane o ciśnieniu.
MAK nie potrafi wyjaśnić, dlaczego któryś z członków załogi
tak zrobił. Według strony polskiej, nawigator nie mógł fizycznie
przestawić wysokościomierza, gdyż na taki ruch nie pozwalało
zapięcie w pasach.
Przyczyną pośrednią, której raport
poświęca bardzo wiele miejsca, jest kwestia nacisków na pilotów,
aby wylądować za wszelką cenę, i obecność osób spoza załogi w
kabinie sterowania samolotem. O "presji" Anodina i Morozow
mówili wielokrotnie, wracając do niej nawet przy omawianiu zupełnie
innych kwestii. Raport powołuje się na opinie rosyjskich biegłych
psychologów, zdaniem których obecność dowódcy Sił Powietrznych,
gen. Andrzeja Błasika, miała tak silny wpływ na dowódcę
samolotu, że gotów był podjąć "nieuprawnione ryzyko"
lądowania pomimo niepozwalających na to warunków. Obawa przed
niezadowoleniem ze strony prezydenta, nazywanego wciąż "głównym
pasażerem", doprowadzić miała do powstania "problemu
emocjonalnego i psychologicznego konfliktu motywacji". Do
przyczyn katastrofy zaliczono także "długie rozmowy" z
dyrektorem Protokołu Dyplomatycznego Mariuszem Kazaną na temat
pogody i możliwych rozwiązań alternatywnych w przypadku
niewylądowania w Smoleńsku. Nie wskazano jednak na żadne konkretne
przejawy nacisków z jego strony ani przekazane przez prezydenta. To
samo dotyczy również obecności gen. Błasika, którego słowa
ujawnione w stenogramie zapisu rejestratora kabinowego nie zawierają
żadnych sugestii czy poleceń dla załogi.
Osobny rozdział
raport poświęca wydarzeniom z 12 sierpnia 2008 r., kiedy to śp.
Lech Kaczyński miał pretensje o lądowanie w Gandży w
Azerbejdżanie zamiast w Tbilisi, zgodnie z jego życzeniem. Nie
uwzględniono jednak faktu, że to właśnie gen. Błasik doprowadził
do porozumienia między prezydentem a pilotami specpułku i stał na
stanowisku zgodnym z prawem i zwyczajem, że do dowódcy załogi
należy ostatnie słowo we wszystkich sprawach dotyczących
sterowania samolotem.
Na uwagę zasługuje sposób odniesienia
się Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego do 150 stron uwag i
zastrzeżeń strony polskiej przekazanych 16 grudnia. Według
Aleksieja Morozowa, nie miały one charakteru technicznego i dlatego
nie zostały uwzględnione.
Piotr Falkowski