Przedwiośnie to późna powieść Stefana Żeromskiego, jednego z najwybitniejszych polskich pisarzy, autora takich dzieł jak Syzyfowe prace (1897), Ludzie bezdomni (1899), Dzieje Grzechu (1908), Popioły (1903) czy Wierna rzeka (1912). Utwór został wydany w Warszawie w roku 1924, z datą 1925. Historia młodzieńczych lat Cezarego Baryki powstała jako wyraz zaniepokojenia pisarza zaangażowanego w życie ojczyzny sytuacją społeczno-polityczną niepodległej Polski. Tytuł powieści można tłumaczyć słowami Szymona Gajowca - jednego z jej bohaterów:
To dopiero przedwiośnie nasze. Wychodzimy na przemarznięte role i oglądamy dalekie zagony. Bierzemy się do własnego pługa, do radła i motyki, pewnie że nieumiejętnymi rękami. Trzeba mieć do czynienia z cuchnącym nawozem, pokonywać twardą, przerośniętą caliznę.
Przedwiośnie to etap, na jakim znajduje się Polska w momencie, kiedy główny bohater powieści poznaje kraj swoich rodziców. Książka ta wywołała dość duży ferment wśród ówczesnych czytelników. Nie daje ona bowiem jednoznacznej recepty na uzdrowienie i wzmocnienie
państwa. Szczególnie ostatnia scena pozwala przyjąć wiele różnych interpretacji. Pochód Cezarego Baryki na Belweder był odczytywany przez wielu współczesnych Żeromskiemu krytyków jako zachęta do rewolucji, co wywołało mnogie głosy polemiczne. Niezależnie od tego powieść okazała się sukcesem i na stałe wpisała się do kanonu literatury polskiej.
Świadectwem popularności Przedwiośnia okazują się ekranizacje powieści. Pierwsza powstała już w 1928! Reżyserem filmu był Henryk Szaro, a w rolę Seweryna Baryki wcielił się słynny aktor – Stefan Jaracz. Doskonale wszystkim jest znana również współczesna adaptacja Przedwiośnia w reżyserii Filipa Bajona z roku 2001.
Geneza Przedwiośnia jest ściśle związana z sytuacją społeczno-polityczną pierwszych lat niepodległości Polski po ponad stuletniej niewoli. Żeromski zawsze interesował się sprawami swojej ojczyzny, jego dzieła w większości były zaangażowane politycznie bądź społecznie.
Po 1918 roku twórczość Żeromskiego zwróciła się w stronę kwestii odradzania się państwa polskiego. Powieściopisarz pisze wtedy wiele dzieł publicystycznych, rozpatrujących najważniejsze problemy bieżące, m.in.: Na probostwo w Wyszkowie, Początek świata pracy, Snobizm i postęp oraz Nowa
Warszawa. W tym czasie rozwija się również jego twórczość dramatopisarska: „Ponad śnieg bielszy się stanę” (1920), Biała rękawiczka (1921), Turoń (1923), „Uciekła mi przepióreczka...” (1924). Natomiast dorobek prozatorski tego okresu ogranicza się właściwie do jednej, niewielkiej powieści pt. Przedwiośnie.
Powieść ta powstawała przez kilka lat (1921-1924) i przechodziła wiele metamorfoz. Prawdopodobnie pomysł na historię o losach młodego Polaka urodzonego w Baku pojawił się w czasie rozmów z osobami, które przeżyły rewolucję w tym dziwnym zakątku świata. Sam Żeromski nigdy rewolucji nie widział, nie był też w miastach opisywanych w utworze: Baku, Moskwie, Charkowie. Obrazy tych miast to kreacja literacka oparta nie na rzetelnych studiach, ale na wspomnieniach świadków oraz artykułach prasowych.
Powieść o dziejach Cezarego Baryki rozgrywa się w wielu różnych zakątkach świata, już sam podział utworu na części wyznacza trzy podstawowe przestrzenie świata przedstawionego wymagające dokładniejszego opisu: Baku, Nawłoć oraz Warszawa. Przedwiośnie jest jednak w dużej swej części opowieścią o wędrówce, tak więc czytając je przenosimy się w jeszcze wiele innych miejsc. Ważnymi przystankami na drodze życiowej Cezarego i jego rodziców są na pewno Siedlce, Moskwa, Charków, Chłodek oraz Odolany. Nie wszystkie te miejsca autor maluje z równą dokładnością, często zakreśla wizerunek
danego przystanku jedynie za pomocą kilku wyrazistych zdań (Moskawa), inne opisuje z precyzją, czarem posługując się poetyką naturalistyczną (Baku podczas rzezi).
W powieści najbardziej interesująco zostało ukazane Baku – miasto dzieciństwa i lat szkolnych Cezarego. Baku położone nad Morzem Kaspijskim, słynące ze złóż ropy naftowej w momencie rozpoczęcia powieści mieściło się na terenach podległych Rosji. Aż do czasu wybuchu rewolucji 1917 roku było to miasto dobrobytu i wielkich nadziei Seweryna Baryki.
W najpiękniejszej miejscowości – oazie naftowej pustyni, Baku – kędyś na tak zwanym Zychu, w zatoce Półwyspu Apszerońskiego, woniejącego od kwiatów i roślinności Południa, gdzie przejrzyste morze szmerem napełniało cienie nadbrzeżnych gajów (...)
poznajemy głównego bohatera. Chłopiec ma tu doskonałe warunki do rozwoju, nauki i zabawy. Baku – miasto gromadzące wiele narodów - dostarczało różnorodnych bodźców młodemu odkrywcy. Ten kulturowy tygiel, zamieszkany z jednej strony przez trwających w wiecznym konflikcie Ormian i Turków, z drugiej strony przez Rosjan oraz przedstawicieli wielu innych narodów, którzy przybyli do tego „kraju mlekiem i miodem płynącego” w poszukiwaniu bogactwa, był istnym rajem dla Seweryna Baryki (nieco inne zdanie miała jego żona, nieustannie tęskniąca za rodzinnymi Siedlcami).
Ciepły klimat, znakomite i nadzwyczajnie tanie południowe owoce, łatwość otrzymania za nijaki grosz przepysznych jedwabiów, taniość pracy ludzkiej, możność spędzania pory upałów na Zychu, wygoda i dostatniość urządzenia domowego – nie wypuszczały z tego kraju.
Ale czytelnik poznaje również inne Baku – to ogarnięte rewolucją i wojną. Fascynujący kulturowy tygiel po 1917 roku przerodził się w miasto terroru, a następnie (1918) w bezkresną rzeźnię, w której ubija się nie trzodę, ale ludzi.
Najpierw Baku ogarnięte niepojętą i niezrozumiałą rewolucją zmieniło się z miejsca gwarnego, bogatego, pełnego barwnego chaosu, w jeden wielki mityng:
Wreszcie wszystko pierzchło na wszystkie strony. Zjawił się komisarz rewolucyjny – o dziwo! – Polak z pochodzenia. Ten piorunem ustanowił nową władzę i zaprowadził nowe porządki. Tatarzy i Ormianie dali pokój walce, a jedni i drudzy na swój sposób wyzyskiwali sytuację. Przede wszystkim – znikły wszelkie towary. Pozamykano sklepy. Zabrakło żywności. Banki nie wydawały złożonych kapitałów i nie wypłacały procentów. Nikt nie dostawał pensji. Rugowano z mieszkań. Zapanowała ulica, robotnicy naftowi i fabryczni, czeladź sklepowa i domowa, marynarze. Było tam jednak stosunkowo spokojnie. Miasto stało właśnie brakiem rządu, a siłę swą czerpało z walki skłóconych plemion. Ludność niezamożna upajała się mityngami, mowami i wywracaniem wszystkiego na nice.
To w Baku Baryka po raz pierwszy upoił się i rozczarował socjalistycznymi ideałami. Tak jak wrzący tłum bakijskich robotników, tak Czaruś biegał do więzień na publiczne egzekucje, które stały się w tym czasie codziennością. Natomiast port wypełnił się innym tłumem – uciekinierami, emigrantami, tych Baryka z całą zagorzałością potępiał. Te dwa tłumy to obrazy dwóch biegunowych uczuć, które ogarnęły Baku podczas rewolucji – entuzjazmu oraz strachu. Niestety w następnym roku na całe miasto padł strach. W 1918 roku rozpoczęła się wojna, walki Tatarów z Ormianami sprawiły, że codziennością miasta stały się masowe egzekucje, tortury i mordy, krew popłynęła ulicami.
Niewesoły widok przedstawiały znane ulice. Bez żadnej przesady i bez przenośni mówiąc, krew płynęła nie rowami, lecz lała się po powierzchniach jako rzeka wieloramienna. Ściekała do morza i zafarbowała czyste fale. Trupy wyrżniętych Ormian wrzucano w morze, podwożąc je na brzeg samochodami ciężarowymi i wozami. Ryby z dalekich okręgów kaspijskich nadpłynęły ławicą szeroką, zwiedziawszy się o nieprzebranej wyżerce. Lecz nie mogły wszystkiego pochłonąć i strawić. A morze nie chciało przyjąć i przechowywać ofiary ludzkiej. Odrzucało ją suszy skrwawionej pracą nieustanną swej czystej fali.
Po rzezi widokiem naturalnym stały się wozy zapełnione po brzegi trupami, prowadzone w stronę wielkich, zbiorowych mogił, a raczej zwykłych dołów. Po traktacie wersalskim wszystko zaczęło powoli wracać do porządków rewolucyjnych – w tym momencie Czaruś i jego cudem ocalały ojciec opuszczają Baku. Teraz jadąc najpierw do Moskwy, a potem przez Charków do Polski oglądają niezmierzone tereny ogarnięte rewolucją. Większość akcji toczy się w pociągach, ukazanych jako przestrzeń nieznośna, ciasna, duszna, klaustrofobiczna. Wagon towarowy okazuje się miejscem nękania psychicznego podróżnych – maszynista co jakiś czas zatrzymywał pociąg wśród niezmierzonych pól na tak zwany remontik, który trwał tak długo, jak do jego rąk nie trafiła odpowiednia suma pieniędzy. Obraz dwóch miast przesiadkowych nie jest lepszy – Moskwa, tak oczekiwana prze młodego rewolucjonistę, opisana przez autora w kilku słowach, okazuje się miejscem niebezpiecznym dla nowoprzybyłych. Charków jest przestrzenią wyraźnie negatywnie nacechowaną, choćby dlatego, że to miejsce przymusowego postoju. Charków - najkrócej mówiąc - to niepewność, biurokracja, bieda.
Kolejnym ważnym przystankiem na drodze życiowej Cezarego staje się Nawłoć – posiadłość rodzinna jego przyjaciela Hipolita Wielosławskiego. Autor powieści jednak wcześniej wyeksponował jeszcze jedną przestrzeń przejściową: nędzne, brudne i zabłocone, polskie miasteczko, które przemierza Baryka zaraz po przekroczeniu granicy. Tu następuje pierwsze rozczarowanie: „Gdzież są twoje szklane domy?”. Kontrastem i przeciwwagą dla tego nędznego obrazu staje się sielska przestrzeń posiadłości Wielosławskich.
Nawłoć to sielankowy, utopijny obraz małej, szlacheckiej posiadłości, w której czas upływa na przyjemnościach – balach, konnych przejażdżkach, spacerach oraz obfitych śniadankach, obiadkach i kolacyjkach. To oaza spokoju i harmonijnej koegzystencji dwu światów – służby i ich panów. Ta dziwna, przyjacielska relacja niepokoi młodego Barykę, który niedawno był świadkiem buntu chłopów i robotników. Ten anachroniczny świat posiada swojego literackiego protoplastę - Mickiewiczowskie Soplicowo. Baryka przyrównywany jest do Tadeusza, a Karolina do Zosi. Jest to świat minionej epoki, kontrastujący z obrazami widzianymi w I części powieści – z rewolucją w Baku. Można odnieść wrażenie, że w Nawłoci czas się zatrzymał, konserwując odwiecznie panujący porządek.
To miejsce zostało ukazane także z innej perspektywy. Przytulna i malownicza przestrzeń sprzyja romansom. Mamy tu romantyczne stawy i lasy. Każda z pań otrzymuje odpowiedni rekwizyt: namiętna Laura – schody, by mogła się po nich efektownie wkroczyć w życie Baryki, delikatna Karolina - ciepły ogień kominka, a szalona Wanda – fortepian.
Ale pobyt w Nawłoci to nie tylko bale i romanse. Nieopodal posiadłości Wasielewskich mieści się wieś Chłodek. Tutaj Cezary zapoznaje z życiem robotników rolnych. Obraz wiejskiego proletariatu nie przedstawia się zbyt chlubnie - to wizja głodu, ubóstwa, ale także ciężkiej pracy na utrzymanie siebie i swoich najbliższych. To kolejny kontrast dla ciepłego i sielankowego obrazu Nawłoci. Pamiętajmy jednak, że sielanka Nawłoci w momencie śmierci Karoliny zostaje zburzona. Pisarz wprowadził wtedy do świata przedstawionego nowe przestrzenie, ponure, rozległe pola oraz cmentarz.
Przy okazji opisywania arkadyjskiego obrazu Nawłoci warto wspomnieć o Siedlcach. Co prawda jest to przestrzeń istniejąca wyłącznie w pamięci pani Jadwigi i w mniejszym stopniu Szymona Gajowca, jest to jednak miejsce ważne. Siedlce mają podobny charakter jak Nawłoć, to przestrzeń sielska, wyidealizowana przez pamięć pani Barykowej. To miejsce pierwszej, niewinnej miłości oraz ukochanego domu rodzinnego, przedmiot nieustającej tęsknoty.
Ostatnim ważnym miejscem przedstawionym w powieści jest Warszawa. Żeromski nie poświęcił wiele miejsca na opis stolicy Polski, w tej części skupił się przede wszystkim na zrelacjonowaniu poglądów swoich bohaterów. Nie mamy tu do czynienia z wizją Warszawy podobną do tej rysowanej przez Prusa w Lalce, brak tu panoramicznego rozmachu. Autor opisuje tylko elementy niezbędne dla rozwoju akcji. Tak więc Warszawa w Przedwiośniu to nędzny pokoik Baryki i Buławnika, gabinet Szymona Gajowca, dzielnica Żydowskiej biedoty, Park Saski, mieszkanie na trzecim piętrze, w którym odbywały się spotkania komunistów, kilka ulic, kawiarnia, Belweder. Warszawa to miejsce daleko odbiegające swoim wyglądem od sterylnych szklanych miast, o których Cezary słyszał od ojca, pełno tu błota, w którym tonie się po kolana:
Wyszedł na szeroką ulicę. Było tu pełno ludzi, rozbryzgujących nogami rzadkie błoto. Śnieg z ulic pozgarniany tworzył jakoweś szańce wzdłuż chodników. Ludzie pomykali tymi chodnikami. Nogi ich tonęły w wilgoci i brudzie, a głowy zanurzały się we mgłę wielkomiejską. Wszyscy razem tworzyli dziwaczną fantasmagorię człowieczego życia.
Wrażenie brudu potęguje pora roku – przedwiośnie, wszytko topnieje i ujawnia skrywane pod zamarzniętym śniegiem tajemnice:
Lepka wilgoć topniejącego śniegu, przepojonego nawozem i uryną, wsączała się w ciało aż do kości.
Z tym okropnym, przejmującym zapachem warszawskiej ulicy kontrastuje słodki zapach damskich perfum. Warszawa okazuje się wielobarwna, dla jednych jest miejscem zabawy, przyjemności, dla drugich biedy i codziennej walki o przetrwanie.
Rewolucja to jeden z najważniejszych tematów podjętych przez Żeromskiego w Przedwiośniu. Chociaż autor sam nie uczestniczył nigdy w podobnym rozruchu, to zdołał namalować jego przekonujący obraz w swojej powieści. Widzimy rewolucję z dwóch perspektyw – indywidualnej (los Baryki oraz los jego matki) oraz zbiorowej (mieszkańcy Baku).
Rewolucja bolszewicka ogarnia Baku w roku 1917.
Jednego dnia rozeszła się w mieście Baku lotem błyskawicy wieść: rewolucja! Co znaczyło w praktyce owo słowo, nikt objaśnić nie umiał, a gdy było najmądrzejszego poprosić o wyjaśnienie, na pewno orzekł coś innego niż poprzedni znawca i co innego niż jego następca.
Początkowo w Baku niewiele się zmieniło, było wręcz „głucho, martwo i nudno”. Dopiero przybycie nowego komisarza – Polaka – spowodowało znaczące zmiany w mieście. Przede wszystkim zostały zamknięte liczne instytucje użytku publicznego, takie jak banki. Sklepy przestały funkcjonować z powodu przejściowego braku towarów. Te małe niedogodności nie przeszkodziły bakijskim robotnikom popaść w euforię. Zbierano się na mityngach i publicznych egzekucjach, organizowano pochody. Obraz Baku w okresie rewolucji to obraz miasta zamkniętego. Dla rewolucjonistów taki stan był pożądany, wręcz pozytywny, bo w takiej sytuacji w końcu wszelkie dobra stawało się wspólne. Była to oczywiście jedynie gra pozorów, ponieważ to przywódcy rewolucji, nowi dygnitarze zamieszkiwali pałace dawnej, znienawidzonej arystokracji. Na ulicach odbywały się teraz pochody i manifestacje poparcia dla rewolucji, na których wykrzykiwano sztandarowe hasła komunistycznej ideologii. To siła tłumu podjudzanego przez rewolucjonistów przemieniała Baku w miejsce okrutnych mordów:
Nie na samych wiecach i zebraniach bywał młody Baryka. W tłumie, w podnieconym, wzburzonym, rozjuszonym natłoku ludzi, pędził nieraz do więzień, gdy wywłóczono z lochów różnych białogwardzistów, reakcyjnych generałów wsławionych okrucieństwami, i gdy ich mordowano. Patrzał, jak się w tej robocie odznaczali marynarze oraz rozmaite osoby urzędowe. Czekał nieraz długo na samowolne egzekucje i przypatrywał się nieopisanym szaleństwom ludzkim, gdy zabijano powolnie, wśród błagań skazańców o rychlejszą śmierć.
Rewolucja została ukazana jako potężna siła przemieniająca ludzi w bezmyślnych morderców, owładająca ludzkimi umysłami (przypadek Baryki) lub budząca przerażenie i zgrozę (pani Brykowa). Czarek w przeciwieństwie do swojej matki zachłysnął się rewolucyjnymi ideami – społeczną równością i sprawiedliwością, bolszewickim idealizmem. To „zauroczenie” sprawiło, że dobrowolnie oddał skarb zakopany przez ojca w ogrodzie. Chłopak przysporzył swoim zachowaniem matce wiele zmartwień i kłopotów. Zupełnie nie umiał zrozumieć jej racji:
Matka nie chodziła na mityngi. Patrzyła teraz ponuro w ziemię i nie odzywała się z niczym do nikogo. Gdy była z Cezarym sam na sam, próbowała oponować. Lecz wtedy popadał w gniew, gromił ją, iż niczego nie może zrozumieć z rzeczy tak jasnych, prostych i sprawiedliwych. Gadała zaś niestworzone klituś–bajtuś. Twierdziła, że kto by chciał tworzyć ustrój komunistyczny, to powinien by podzielić na równe działy pustą ziemię, jakiś step czy jakieś góry, i tam wspólnymi siłami orać, siać, budować – żąć i zbierać. Zaczynać wszystko sprawiedliwie, z Boga i ze siebie. Cóż to za komunizm, gdy się wedrzeć do cudzych domów, pałaców, kościołów, które dla innych celów zostały przeznaczone i po równo podzielić się nie dadzą. – Jest to – mówiła – pospolita grabież. Niewielka to sztuka z pałacu zrobić muzeum. Byłoby sztuką godną nowych ludzi – wytworzyć samym przedmioty muzealne i umieścić je w gmachu zbudowanym komunistycznymi siłami w muzealnym celu.
Barykowa trafnie przewidywała narodzenie się nowej arystokracji, komunistycznych dygnitarzy, którzy zajmą miejsce dawnych panów. Poglądy pani Jadwigi ukazują rewolucję z innej perspektywy: jej ofiarami stawali się ludzie bogaci oraz arystokraci – z dnia na dzień (bez podania przyczyny) stawali się biedakami, a w wielu wypadkach również więźniami. Nieważne, czy ktoś był uczciwy czy występny, młody czy stary, ważne okazywało się jego arystokratyczne pochodzenie. Taki los spotkał nie tylko księżnę Szczerbatow-Mamajew i jej cztery córki, ale również panią Barykową, która im pomogła. To moment aresztowania matki, a w konsekwencji również jej śmierć, otrzeźwiły myśli Baryki i pozwoliły mu przewartościować obraz rewolucji. Momentem przełomowym stał się tu pogrzeb matki, podczas którego Baryka dostrzegł brak ślubnej obrączki na jej palcu.
Splatając jej zesztywniałe palce do snu wiecznego zobaczył również, że złota obrączka (...) zdarta została z palca wraz z nieżywą skórą, gdyż, widać, nie chciała poddać się rozłączeniu dobrowolnemu. Sczerniała, zapiekła rana widniała na tym miejscu, gdzie niegdyś była obrączka. Cezary zapamiętał sobie ten widok. Nikt nie umiał mu powiedzieć, kto zabrał ślubny pierścień matki. Na zapytanie, czy tu nastąpiła konfiskata, wzruszano urzędowymi ramionami, odpowiadano skrzywieniem ust w uśmiech pobłażliwy, ironiczny–nieironiczny, wyrozumiały. Teraz dopiero czuciem dotarł do wiadomości, dla kogo to w dzieciństwie i zaraniu wczesnych młodzieńczych lat przechowywał kinżał w skalnej kaukaskiej pieczarze.
Ta chwila to początek ideowej ewolucji bohatera. Zaczyna on rozumieć, że cenę za rewolucję i jej owoce płacą niewinni ludzie, dostrzegł krzywdę jednostki – nie jakiejś anonimowej osoby wieszanej podczas publicznej egzekucji, ale własnej matki, która o mały włos nie spoczęła w zbiorowej mogile.
Ale to był dopiero początek tragicznych skutków bolszewickiego przewrotu, który dał okazję do rozjątrzenia starej rany bakijskiego społeczeństwa – nienawiści Ormian i Tatarów, która teraz przerodziła się w nieludzką walkę. W Baku zapanowała całkowita anarchia i bezprawie. Dochodzi do rzezi, krew leje się ulicami, wszędzie jest pełno pozabijanych ludzi. Ci co przeżyli szybko uodparniają się na ten straszliwy widok. Cezary najpierw służy jako żołnierz jednej ze stron, następnie pracuje przy zakopywaniu trupów. To właśnie jedno z ciał przykuwa jego uwagę. Przepiękna naga postać młodej Ormianki wzbudza w nim niezwykłe, niemalże miłosne odczucia. Młody woźnica i piękna nieżywa dziewczyna prowadzą ze sobą niezwykły dialog:
Za coście mię zamordowali, podli mężczyźni?” „Nie wiem – jęknął woźnica. – Uczono mię imion tyranów przeszłości, którzy jakoby zbańbili naturę ludzką czynami swymi – po których przejściu trawa nie rosła. Byłoż kiedy pokolenie podlejsze niż moje i twoje, męczennico? Wytraconoż kiedykolwiek siedemdziesiąt tysięcy ludu w ciągu dni czterech? Widzianoż kiedy na ziemi takie jako te stosy pobitych?” „Nie zapomnij krzywdy mojej, woźnico młody! Przypatrz się dobrze zbrodni ludzkiej! Strzeż się! Pamiętaj!”
I rzeczywiście, ta scena przemieni poglądy Baryki na rewolucję, odtąd będzie się bał powtórki zdarzeń z Baku, co nie znaczy, że przestanie dostrzegać racje rewolucjonistów. Tak naprawdę do końca powieści nie będzie umiał wybrać jednoznacznego stanowiska w tej sprawie. Nie zgodzi się w pełni z komunistycznymi ideałami Antoniego Lulka, jego marzeniem o rewolucji bolszewickiej w Polsce, bo dla Cezarego rewolucja to nie abstrakcja, hipoteza, ale prawdziwe zdarzenia, bolesne doświadczenie. Lulek i Baryka nie mogą dojść do porozumienia przede wszystkim dlatego, że dysponują zupełnie innym doświadczeniem. Ale Baryka jednocześnie nie umie zupełnie odrzucić idei rewolucyjnych, zarówno w Chłodku, jak i w biednych warszawskich dzielnicach dostrzega ludzi żyjących w skrajnej nędzy, potrzebujących pomocy już teraz, nie za jakiś czas, w trybie powolnego ewolucyjnego postępu, jak to proponował Szymon Gajowiec.
Obraz rewolucji w Przedwiośniu stanowczo na charakter odstraszający, zniechęcający. W książce jednak problemy, postulaty wszystkich stron zostały przedstawiony rzetelnie. Autor nie daje konkretnego rozwiązania na przezwyciężenie trudności w niepodległym państwie, ale ukazuje złożoność sytuacji.
Cezary Baryka to postać złożona, dynamiczna, dojrzewająca na oczach czytelnika. Ważnym etapem jego ewolucji jest zmiana stosunku do rewolucji – od początkowego zachwytu po dostrzeżenie jej zagrożeń i niesprawiedliwości. Po raz pierwszy Cezary styka się z rewolucją w Baku – tutaj nagle pojawia się to dziwne i nieznane zjawisko. Młody zapaleniec początkowo łatwo daje się zwieść pięknym ideałom równości i sprawiedliwości klasowej. Staje się jednym z towarzyszy, uczęszcza na mityngi, egzekucje, oddaje nawet skarb zakopany przez ojca w piwnicy. Jego bezkrytyczna wobec bolszewików postawa powoli zmienia się, gdy Barykę dotykają „skutki uboczne” rewolucji – głód, konfiskata mienia i mieszkania. Ważna okazuje się tu rola matki, która od początku miała racjonalne podejście do idei komunistycznych:
Twierdziła, że kto by chciał tworzyć ustrój komunistyczny, to powinien by podzielić na równe działy pustą ziemię, jakiś step czy jakieś góry, i tam wspólnymi siłami orać, siać, budować – żąć i zbierać. Zaczynać wszystko sprawiedliwie, z Boga i ze siebie. Cóż to za komunizm, gdy się wedrzeć do cudzych domów, pałaców, kościołów, które dla innych celów zostały przeznaczone i po równo podzielić się nie dadzą.
Ale to nie mądre słowa matki wpłynęły na zmianę poglądów syna, ale jej zewnętrzna przemiana. Któregoś dnia Baryka doznał olśnienia, zobaczył matkę zmęczoną, zmizerniałą, chorą. Śmierć matki oraz okoliczności tej śmierci były jednym z czynników wstrząsających młodym rewolucjonistą. W momencie, kiedy Cezary nie zobaczył na palcu matki obrączki ślubnej, dostrzegł, że „uczciwość” rewolucjonistów pozostawia wiele do życzenia. Drugim ważnym momentem dla zmian światopoglądowych Baryki, była „rozmowa” z trupem pięknej Ormianki. Wtedy to idealistyczne patrzenie do rewolucyjne dokonania zmienia się na podejście realistyczne, trzeźwo oceniające efekty przemian. Młody buntownik zaczyna dostrzegać w swoich czasach i w rewolucji pełnię niesprawiedliwego okrucieństwa.
Powrót ojca oraz opuszczenie Baku nie stanowi dla Baryki końca jego konfrontacji z rewolucyjnymi ideami. Bardzo pragnie zobaczyć Moskwę, w której rewolucja była w przecież na zaawansowanym etapie. Jednak wizyta w tym mieście stała się dla chłopca rozczarowaniem, Moskwa była pod wieloma względami niedostępna dla obcych. W drodze do Polski młodzieniec ogląda uciekinierów z kraju ogarniętego rewolucją, ludzi, którzy wracają do ojczyzny, nie potrafi pogodzić się z okrucieństwem, z jakim strażnicy odnoszą się do tych biednych ludzi. Rozumiał, że można tak traktować znienawidzonych burżujów, ale nie zwykłych robotników. Podróż do Polski to również czas zapoznania się z ideą „szklanych domów”. Opowieść ojca o nowej „szklanej”, czystej cywilizacji - pozbawionej chorób i biedy, w której sprawiedliwość i równość jest czymś naturalnym, a nie wymuszonym – wywołuje niedowierzanie. Szybko zresztą okazało się, że to jedynie wymysł umierającego.
Kolejnym ważnym etapem w ideowej ewolucji Cezarego okazał się pobyt w Nawłoci , w majątku Hipolita Wielosławskiego, gdzie obserwuje sytuację zupełnie dla niego niepojętą: dwa światy - służba i panowie – żyją razem w całkowitej harmonii. Nawłoć to obraz sielankowej, idealnej wiejskiej miejscowości, gdzie czas upływa wolno na przyjemnościach, a służba właściwie stanowi część rodziny. Mimo to Cezary nie może pozbyć się wrażenia, że to tylko złudzenie. Zwraca się z takim ostrzeżeniem do „Jaśnie-Hipcia”:
Strzeż się, bracie! Pilnuj się! Za tę jedną srebrną papierośnicę, za posiadanie kilku srebrnych łyżek, ci sami, wierz mi, ci sami, Maciejunio i Wojciunio, Szymek i Walek, a nawet ten Józio - Józio! - wywleką cię do ogrodu i głowę ci rozwalą siekierą. Wierz mi! Ja wiem! Grube i dzikie sołdaty ustawią cię pod murem... Nie drgnie im ręka, gdy cię wezmą na cel! Za jedną tę oto srebrną cukiernicę! Wierz mi, Hipolit! Błagam cię…
Strachowi przed podobnymi zdarzeniami towarzyszy jednak współczucie dla nędznego życia chłopów. Cezary pragnie zamieszkać wśród ludzi z Chłodka, by lepiej poznać i zrozumieć ich życie i problemy. Nie może zrozumieć, dlaczego ci biedacy nie chcą rewolucji.
„Cóż za zwierzęce pędzicie życie, chłopy silne i zdrowe! Jedni mają jadła tyle, że z niego urządzili kult, obrzęd, nałóg, obyczaj i jakąś świętość, a drudzy po to tylko żyją, żeby nie zdychać z głodu! Zbuntujcież się, chłopy potężne, przeciwko swojemu sobaczemu losowi!”
Ostatnia część książki to opis pobytu w Warszawie. Tu na młodego zapaleńca mają wpływ dwie postaci: student-komunista Antoni Lulek oraz stary przyjaciel Szymon Gajowiec. Lulek optował za rewolucją, za zniszczeniem burżuazji i przejęciem władzy przez lud, natomiast Gajowiec pragnął powolnych, ale długofalowych przemian. Cezary nie umiał w pełni zgodzić się z żądnym z tych poglądów. Dostrzegał pilną potrzebę naprawy ojczyzny, ale znając z autopsji konsekwencje rewolucji, nie mógł się na nią zgodzić. Cezary dyskutował i z Gajowcem, i z komunistami, przeciwstawiając się obu opcjom ideowym, nie umiejąc jednocześnie stworzyć własnego, pozytywnego programu. Jego wypowiedzi w czasie konferencji komunistycznej świadczą o tym, że nie czuł się jeszcze na taką wypowiedź gotowy. Jego rozdarcie doskonale odzwierciedla złożoność opisywanej przez Żeromskiego sytuacji w pierwszych latach niepodległości Polski.
Ostatnia scena, tak niejednoznaczna, również potwierdza, że Baryka nie umiał dokonać wyboru między rewolucją a ewolucją, wciąż szukając nowego rozwiązania.
W Przedwiośniu Żeromski stawia bardzo trudne dla jemu współczesnych pytanie: jak wyprowadzić z upadku niepodległą Polskę? Autor nie daje jednak czytelnikowi gotowej odpowiedzi, ale przeprowadza analizę różnych możliwości naprawy Polski. Pozwala w jednakowy sposób wypowiedzieć się w komunistom (Antoni Lulek), utopistom (Seweryn Baryka) oraz realistom (Szymon Gajowiec), a każda z koncepcji zostaje przefiltrowana przez świadomość Cezarego Baryki – przedstawiciela nowego pokolenia.
(...) Żeromski nie przemawia z pozycji autorytatywnego ideowo i moralnie narratora. Prawie wszystkie opinie ogólne zamknięte zostały w dyskusje bohaterów lub przepuszczone przez filtr mowy pozornie zależnej; nie powołuje też pisarz żadnej postaci w roli rezonera, którego poglądom dawałby całkowitą akceptację. Dyskusje toczą się między równorzędnymi, pełnoprawnymi przeciwnikami. We wszystkich występuje Baryka, wobec przeciwników ewolucji jako jej rzecznik, wobec komunistów – jako oponent.
(Henryk Markowski, W kręgu Żeromskiego, PIW, Warszawa 1977, s. 79-80.)
Najpierw, zanim jeszcze Cezary ujrzał prawdziwą Polskę i jej problemy, zapoznał się z wizją swojego ojca, Seweryna Baryki, który opowiadał mu o Polsce jako o nowej cywilizacji szklanych domów. Seweryn opowiadał synowi o ich fikcyjnym krewnym i jeszcze bardziej fikcyjnych reformach, które wprowadził, aby zachęcić go do wyjazdu do kraju jego ojców.
W wizji starego Baryki podstawą nowej cywilizacji miały stać się wygodne, estetyczne mieszkania, dostępne dla wszystkich, nawet najbiedniejszych obywateli. Nowa technologia miała rozwiązać wszystkie ważne problemy społeczne i ekonomiczne. Budowa i obsługa szklanych domów dawałyby zatrudnienie każdemu człowiekowi zgodnie z jego zdolnościami. Dzięki pracy artystów i indywidualnym upodobaniom mieszkańców nowe osiedla byłyby nie tylko wygodne, ale i piękne, co sprawiałoby, że nawet bogaci ludzie chcieliby w nich mieszkać. Dzięki tym rozwiązaniom w sposób naturalny zapanowałaby w kraju upragniona równość i sprawiedliwość. Możliwość swobodnego rozwoju każdej jednostki i równe prawa doprowadziłyby do wygaśnięcia konfliktów, zapewniłyby poszanowanie ludzkiej godności.
Szkło tam gra główną rolę. Reforma rolna, którą właśnie tam przedsiębiorą i rozważają, chociażby jak najbiedniej wypadła, nie będzie papierową, teoretyczną, nieziszczalną, lecz rzeczywistą i skuteczną. Rozciągnie ona nowe szklane domy, rozrzuci je po szerokich
pustkach, ugorach, polach, lasach dawnych latyfundiów. Trudniej będzie o światło i siłę elektryczną. Ale tego światła i tej siły będzie z miesiąca na miesiąc przybywać w miarę obwałowania szklanym murem rzeki Wisły. Siły i światła będzie taki ogrom, iż ono wszędzie dosięgnie. Zobaczymy wnet narzędzia do orki, siewu, żniwa i omłotu, poruszane przez tę moc błogosławioną.
(Przedwiośnie)
Ważnym elementem pomysłu naprawczego Seweryna Baryki jest proces powszechnej elektryfikacji. Każdy z domów podczas zimy ma być ogrzewany energią elektryczną, a latem ochładzany. W tej nowej cywilizacji każdy pracuje, co więcej każdy chce ciężko pracować, bo to czyni człowieka zdrowszym, wyrabia krzepę, hartuje, wzmaga apetyt, przynosi spokojny sen. Natomiast szklane domy, łatwe w utrzymaniu czystości, zapobiegną roznoszeniu niebezpiecznych chorób.
Koncepcja szklanych domów to mit o kraju szczęśliwym, nieobarczonym zewnętrznymi i wewnętrznymi konfliktami. To swoista legenda o społeczeństwie, w którym nikt nie uzurpuje sobie prawa do władzy, a każdemu wystarcza tylko to, co ma. To alternatywa dla krwawej rewolucji, oparta na długofalowych reformach prowadzących do powszechnego dobrobytu. Rewolucyjnemu niszczeniu i burzeniu Seweryn Baryka przeciwstawił wizję budowania, którego podstawą nie byłaby niczyja krzywda.
Młody Baryka nie dowierza opowieści ojca, od początku wyczuwa jej utopijność. Nie wierzy przede wszystkim w przemianę łotrów (czyli według haseł bolszewickich arystokracji, burżuazji, itp.) w dobrych, czystych i prawych obywateli idealnego (utopijnego) państwa.
Drugą koncepcją naprawy Polski przedstawia Baryce Szymon Gajowiec, wysoki urzędnik Ministerstwa Skarbu. Gajowiec to przedstawiciel projektu rządowego, realizowanego w odradzającej się po wielu latach niewoli niepodległej Polsce. Koncepcja Gajowca ma proweniencje pozytywistyczne i opiera się na prawie ewolucji. Mamy tu do czynienia z propozycją systematycznych reform w wielu dziedzinach życia państwa. Do najważniejszych zmian zaliczane są tu reformy walutowa i agrarna, a także reformy szkolnictwa, służby zdrowia oraz armii.
Gajowiec widział Polskę jako kraj różnych narodów, żyjących zgodnie na tym samym terenie, szanujących swoje odrębności oraz różnorodność, a jednocześnie wspólnie pracujących dla dobra Polski. Zgodnie z postulatami pracy u podstaw i pracy organicznej ubogie klasy miały dostępować awansu społecznego na drodze długotrwałego procesu edukacyjnego. Bardzo ważnym postulatem tej koncepcji – przeciwstawiającym ją wyraźnie propozycji komunistów – jest utrzymanie granic odrodzonego państwa. W tym sensie jest to również koncepcja patriotyczna. Wizja Gajowca, choć spotkała się ze sprzeciwem Baryki (zarzut powolności i braku realnych zmian), zdaje się wzbudzać sporo sympatii narratora, ponadto jest najbardziej racjonalna.
Ostatnią propozycję naprawy państwa polskiego, a dokładniej polepszenia życia najniższej jego warstwy społecznej prezentuje Lulek - niewielki, chorowity student prawa, fanatyk komunizmu. Koncepcja Lulka jest wspierana przez warszawskich komunistów, natomiast wzór czerpie z rosyjskiej rewolucji bolszewickiej. Jej podstawowym hasłem jest równość klas społecznych, co w rzeczywistości sprowadza się do postulatu zniszczenia arystokracji i burżuazji i oddania władzy robotnikom. Ideały te były dla Lulka ważniejsze od narodowej przynależności. Panowanie proletariatu miało stać się prawem ponadnarodowym, nieważne były tu kwestie narodowościowe.
Argumentami przemawiającymi za rewolucją były zła sytuacja ekonomiczna oraz zdrowotna robotników. Baryka słusznie zauważył na zebraniu komunistów, ze oddanie władzy klasie, która znajduje się w tak kiepskim stanie, może skończyć się tragedią dla państwa. Nikt jednak nie chciał słuchać wypowiedzi młodego buntownika.
Stosunek autora powieści do tej koncepcji jest negatywny (od idei rewolucji odżegnywał się również w późniejszym artykule pt. W odpowiedzi Arcybaszewowi i innym) – Żeromski uwidocznił to m.in. w kontrastowym zestawieniu mizernej aparycji Lulka (chudy, mały, chorowity) z wielkimi ideami prężnie rozwijającej się rewolucji (siła, potęga, dobro). Sam Cezary wyśmiewa kolegę za to, że przyjechał po niego „burżuazyjną” karetą. Warto jednak dodać, że Przedwiośnie – jak zauważył Henryk Markowski – to jedna z niewielu książek, w których prezentuje się w sposób tak dokumentacyjny postulaty komunistów:
Ale docenić trzeba lojalność autora, dzięki której po raz pierwszy komuniści polscy przemówili z kart wielkiej literatury swym prawdziwym głosem.
(Henryk Markowski, W kręgu Żeromskiego, PIW, Warszawa 1977, s. 79-80.)
Przedwiośnie (tytuł) – przedwiośnie symbolizuje w powieści etap rozwoju, na jakim znajduje się niepodległa Polska w momencie przybycia na jej tereny Cezarego Baryki. Okazało się bowiem, że niedawno wyzwolony kraj boryka się z wieloma problemami gospodarczymi i ekonomicznymi, co stanowi źródło rozczarowania tak długo oczekiwaną niepodległością. Polska młodości Cezarego Baryki to czas przygotowania do prawdziwego odrodzenia, które oznacza tutaj wyjście z nędzy wszystkich klas społecznych, wyprowadzenie kraju z kryzysu gospodarczego, zapewnienie obywatelom dostępu do edukacji i opieki zdrowotnej. Owo przedwiośnie charakteryzuje się swoistą „błotnistością”, tak podkreślaną w różnych miejscach tekstu, a przeciwstawioną sterylności szklanych domów. Przedwiośnie to czas kiedy społeczeństwo dopiero zakasuje rękawy i bierze się do odbudowy państwa.
To dopiero przedwiośnie nasze. Wychodzimy na przemarznięte role i oglądamy dalekie zagony. Bierzemy się do własnego pługa, do radła i motyki, pewnie że nieumiejętnymi rękami. Trzeba mieć do czynienia z cuchnącym nawozem, pokonywać twardą, przerośniętą caliznę.
Ostatnia scena – odłączenie się od manifestujących – przedstawia ona głównego bohatera – Cezarego Barykę, kroczącego z manifestantami, pod rękę z Lulkiem, ale zaraz po tym, jak policja ukazuje się przed tłumem, Cezary wychodzi przed manifestantów. Scena ta ma charaktery wyraźnie niejednoznaczny, czyni powieść utworem otwartym. Odłączenie od manifestującego tłumu może symbolizować niezgodę z ideałami rewolucji. Należy jednak pamiętać, że ta scena została poprzedzona innym istotnym wydarzeniem. Oto młody rewolucjonista spotyka swoją dawną kochankę – burżujkę i wyznaje, że byłby gotów rozpętać rewolucję, by dostać w swoje ręce jej obecnego męża. To bardzo wiele mówi nam o motywacjach Cezarego – jego czyny nie są wynikiem przemyśleń, przyjęcia bądź odrzucenia postulatów którejś ze stron, ale stanowią skutek spiętrzających się emocji. Ostatnia scena może więc być wyrazem obaw autora o los młodego pokolenia, które ze względów emocjonalnych łatwo przyjmie ideologię bolszewików za swoją. Przecież rewolucja jest o wiele właściwsza młodym niż ewolucja.
Szklane domy – to symbol nowej cywilizacji opartej na postępie technicznym, cudownym wynalazku pozwalającym żyć ludziom w czystości i wygodzie za niewielką cenę, a dodatkowo wpływającym pozytywnie na ich życie moralne i duchowe. Szklane domy są jednocześnie piękne, funkcjonalne i kruche. Ich kruchość nie odnosi się wyłącznie do właściwości fizycznych, ma ona również znaczenie metaforyczne. Szklane domy symbolizują nową, ale kruchą, nietrwałą cywilizację. Nie uwzględniono w niej bowiem kwestii ludzkiej zawiści, chciwości, żądzy władzy, itp. tak właściwych współczesnemu światu. Szklane domy to synonim utopii.
(Wizję szklanych domów Żeromski zaczerpnął z Tygodnika Ilustrowanego, w którym zamieszczono ilustrację budynku ze szkła i stali. Połączył on myśl techniczną z wizją społeczno-polityczną tworząc koncepcję odbudowy Polski na wzór szklanych domów. )
Walizka Seweryna Baryki – to symbol normalności, ale i luksusu. W jej wnętrzu znajdują się same najpotrzebniejsze rzeczy, których każdy człowiek używa codziennie, jednak w sytuacji wojny jej zawartość okazuje się cennym skarbem, pozwalającym bohaterom choć przez chwilę poczuć się ludźmi.
Cezary Baryka to postać dynamiczna, przemieniająca się na naszych oczach. Jego ewolucja wewnętrzna i ideowa wpisana została w życiorys wędrowca. Cezary, wychowany na obcej ziemi, w Baku, to człowiek z zachwianym poczuciem tożsamości, ani Polak, ani Rosjanin. Jego wędrówka nie jest podobna wędrówce Odysa, który przemierza morza, by dotrzeć do ukochanego, znanego domu. Cezary podąża za marzeniem wpojonym mu przez ojca i szybko się rozczarowuje. Tak naprawdę nie zna celu swojej długiej podróży.
Wędrówkę Baryki można podzielić na pewno na dwa etapy. Pierwszy z nich to droga przez bezkresną Rosję: najpierw z Baku do Moskwy, potem z Moskwy do Charkowa, a stamtąd w końcu do Polski. Ta część podróży ma coś z pielgrzymki do ziemi obiecanej, cała naznaczona jest cierpieniem i wyrzeczeniem, nawet oczyszczeniem, a na jej końcu czeka nowa cywilizacja „szklanych domów”.
Druga część wędrówki Cezarego rozpoczyna się w momencie uświadomienia sobie, że opowieść ojca to fikcja. Teraz rozpoczyna się podróż nieco błędna i przypadkowa. To ścieżka po trosze edukacyjna, po trosze inicjacyjna. Warszawa, wojenne bezdroża, Nawłoć, Chłodek, znowu Warszawa. Baryka poznaje zupełnie inny świat, innych ludzi, uczy się, popełnia błędy, kocha, a przede wszystkim poszukuje samego siebie, stara się kształtować swoje przekonania oraz poglądy.
Wędrówka Baryki ma charakter otwarty, koniec książki wydaje się dopiero początkiem właściwej podróży. Nie można powiedzieć, że Baryka w ostatniej scenie powieści jest już człowiekiem dojrzałym, w pełni ukształtowanym, podobnie jak jego ojczyzna znajduje się w stanie przedwiośnia, tak naprawdę ma za sobą wiele ciężkich, a jednocześnie cennych doświadczeń, z których dopiero teraz wysnuje odpowiednie wnioski.
Cezary Baryka – główny bohater Przedwiośnia – postać porywcza i ciekawa świata. Polak, urodzony w Baku, syn Seweryna i Jadwigi Baryków. Uczestnik rewolucji w Baku (traci tam matkę) oraz wojny turecko-ormiańskiej, za namową ojca wyrusza w podróż do Polski. Granicę kraju rodziców przekracza już jako zupełny sierota. W Warszawie pomaga mu Szymon Gajowiec, dzięki temu Cezary rozpoczyna studia medyczne, które jednak przerywa wojna polsko-bolszewicka. Chłopak walczy po stronie Polaków, w czasie służby zaprzyjaźnia się z Hipolitem Wielosławskim (ratuje mu życie), z którym po zakończeniu wojny wyjeżdża do jego domu w Nawłoci. Tam Baryka wdaje się w romans z Laurą, nie bacząc na uczucia, jakie wzbudził w dwóch innych mieszkankach dworu: Karolinie oraz Wandzie. Tutaj również zapoznaje się z trybem życia i mentalnością polskiego chłopa. Po tragicznej śmierci Karoliny oraz awanturze z narzeczonym kochanki Baryka powraca do Warszawy. Ponownie szuka pomocy u Gajowca. Mieszka w nędznym pokoju na ulicy Miłej, zaprzyjaźnia się z Lulkiem, który próbuje go przekonać do idei komunistycznych. Pobyt w Warszawie to czas poszukiwania własne ideologii, sporów światopoglądowych z Lulkiem i Gajowcem oraz obserwacji miejskiego społeczeństwa. W Warszawie Baryka po raz ostatni spotyka się z Laurą (definitywny koniec romansu). W ostatniej scenie bohater idzie wraz z Lulkiem na czele manifestacji robotników, jednak w pewnej chwili Cezary odłącza się od tłumu i podąża w innym kierunku.
Jadwiga Dąbrowska Baryka – matka Cezarego i żona Seweryna. Kobieta-anioł, posłuszna rodzicom, wierna mężowi, oddana rodzinie. Pani Barykowa zanim została żoną Seweryna kochała (platonicznie) Szymona Gajowca. Przez całe życie miała wyrzuty sumienia, że skrzywdziła tego mężczyznę, wychodząc za mąż za innego. Pani Jadwiga ponad wszystko chciała powrócić do Siedlec, miejsca swojego urodzenia. Całe swoje życie poświęciła synowi, który jednak przez długi czas zupełnie nie dostrzegał jej poświecenia. Po wyjeździe męża na wojnę została sama z Cezarym i szybko straciła kontrolę nad szaleństwami młodego buntownika. Mimo to zrobiła wszytko, by w tych czasach rewolucji zapewnić synowi godny byt. Przez swoje dobre serce i chęć pomocy emigrantkom została skazana na roboty publiczne w porcie. Ciężka praca stała się dla niej, jak dla wielu innych, prostą drogą do grobu.
Seweryn Baryka – ojciec Cezarego. Pan Seweryn urodził się w Polsce, w zubożałej rodzinie szlacheckiej, za pracą pojechał jednak do Rosji. Po długich poszukiwaniach znalazł w końcu świetną posadę i stabilizację. Wtedy wziął miesiąc urlopu i wybrał się do ojczyzny, by znaleźć tam odpowiednią żonę. Wybór padł na pannę ze świetnej siedleckiej rodziny – Jadwigę Dąbrowską. Z żoną ostatecznie zamieszkali w Baku, gdzie też urodził i się ich syn. Pan Baryka cieszył się wygodą i dostatkiem, aż do 1914 roku, kiedy to został powołany do wojska i wysłany na front. Kilka lat na wojnie zupełnie zmieniło jego życie. W czasie wojennej tułaczki trafił do legionów polskich, co obudziło w nim uczucia patriotyczne i pragnienie powrotu do Polski. Jednak po wojnie wrócił do Baku po rodzinę, tam dowiedział się o śmierci żony. Odnalazł syna i namówił go do długiej i wyczerpującej podróży do Polski. Cezary dał się przekonać ojcu do wyjazdu dopiero opowieścią o nowej cywilizacji „szklanych domów”. Niestety Seweryn nie dotarł do Polski, zmarł w czasie podróży pociągiem.
Kalikst Grzegorz Baryka – pradziadek Cezarego, pan na Sołowijówce, to jego imię zostało wymienione w najcenniejszej książce Pana Seweryna. Dziad Kalikst brał udział w powstaniu 1831 roku, za co władze rosyjskie pozbawiły go majątku. Nie występuje w toku akcji powieści, wiadomości o nim poznajemy dzięki retrospekcjom.
Księżna i księżniczki Szczerbatow-Mamajew – przypadkowo spotkane emigrantki, którym matka Cezarego zaproponowała nocleg. W domu okazało się, że księżna przewozi w ukryciu cenną biżuterię, niestety w nocy w domu Baryków była rewizja, w czasie której znaleziono skarby. Pani Jadwiga za pomoc burżujkom i ukrywanie skarbu została skazana na roboty publiczne w porcie, czego konsekwencją była jej choroba oraz śmierć.
Czarny – ksiądz, który pomógł dostać się Cezaremu i Sewerynowi do pociągu w Charkowie. Początkowo Cezary nie wiedział, że to duchowny. Ten przypadkowo spotkany człowiek ukrył Baryków w pociągu i przez całą podróż opiekował się tą dwójką. Cezary odkrył („z rozczarowanie, z odrazą”), że Czarny jest księdzem dopiero po śmierci ojca. Czarny zajął się pogrzebem Seweryna i wprowadził oszołomionego Cezarego z powrotem do pociągu.
Hipolit Wielosławski – wojenny towarzysz Cezarego. Baryka uratował Hipolitowi życie i odtąd stali się wiernymi przyjaciółmi. Hipolit pochodził z rodziny szlacheckiej. Podobnie jak Cezary był studentem. Po zwolnieniu ze służby zaprosił Barykę do swojego rodzinnego domu, do Nawłoci. Szlachcic był przywiązany do swojego stanu i do tradycji, nie rozumiał zupełnie rewolucyjnych zapatrywań Cezarego. Dobrze traktował swoją służbę, ale nie czuł się jej równy. Nie pozwolił Cezaremu pracować u siebie, bo to podważałoby jego autorytet u chłopów. Pasją Hipolita były konie, słynął z szaleńczego sposobu powożenia bryczką. Hipolit widząc przychylność swojej kuzynki Karoliny dla Czarka marzył, by ci dwoje się pobrali. Mimo tego po śmierci Karoliny jako jedyny okazał pomoc Czarkowi, do końca pozostał jego wiernym przyjacielem.
Karolina Szarłatowiczówna – krewna Wielosławskich. Ta piękna, mądra i delikatna dziewczyna straciła oboje rodziców w czasie rewolucji, teraz mieszkała u swoich krewnych –Wielosławskich. Cała rodzina bardzo ją kochała. Karolina początkowo oschła dla Cezarego (szczególnie po scenie przy kominku, kiedy to Cezary ujrzał ją w niekompletnym odzieniu), w końcu zakochała się w uroczym uwodzicielu. Scenę pocałunku tych dwojga podejrzała Wanda – również zakochana w Baryce. Młoda pianistka szczerze znienawidziła rywalkę. Tymczasem w trakcie balu w Odolanach Karolina odkryła potajemny romans Laury i Cezarego. Nie powiedziała jedna o tym nikomu, tylko cierpiała skrycie. Niedługo po tym dziewczyna została otruta strychniną przez zazdrosną Wandę. Karolina na łożu śmierci wzywała Barykę – zupełnie obojętnego na los dziewczyny.
Wanda Okszyńska – krewna rządców zatrudnionych u Wielosławskich. Szesnastoletnia dziewczyna została wysłana na wieś, by usunąć ją z oczu rozgniewanego ojca. Wanda okazała się zbyt tępa na nauki. Jedyne co potrafiła to grać na fortepianie, była wręcz genialna w tej dziedzinie. W czasie pobytu u krewnej bardzo brakowało jej gry, więc Wielosławscy pozwolili jej korzystać z ich instrumentu. Właśnie podczas gry, poznała Cezarego, który - aby ośmielić speszoną dziewczynę - wykonał z nią „Tańce węgierskie” na cztery ręce. Wanda kochała się w Baryce potajemnie, a jednocześnie coraz bardziej nienawidziła Karoliny, w której widziała swoją rywalkę – nie miała natomiast pojęcia o romansie Cezarego z Laurą. Wanda okazała się istotą nieobliczalną, a jej szaleństwo sięgnęło zenitu, kiedy Baryka odrzucił jej uczucia. Dziewczyna podała Karolinie sok ze strychniną. Szarłatowiczówna umarła, a Wandzie zabójstwo uszło płazem. W czasie przesłuchania wszystkiego się wyparła, a policja nie miała ani wystarczających dowodów, ani motywu.
Laura Kościeniecka – wdowa, pani na Leńcu – posiadłości położonej w pobliżu Nawłoci. Laura niedługo po śmierci męża zaręczyła się z panem Barwickim, by zapewnić sobie możliwość zatrzymania Leńca (chodziło o kwestie finansowe). Nie przeszkodziło to jej jednak w nawiązaniu potajemnego romansu z młodszym od siebie Cezarym. Kochankowie spotykali się pod pretekstem przygotowań do balu charytatywnego w Odolanach, który organizowała „wdowa-narzeczona”. Dla tej pięknej i efektownej kobiety od miłości (jaką zdaje się darzyła kochanka) ważniejsze był jednak konwenanse, dlatego też nie myślała o małżeństwie z zakochanym w niej Baryką. Potajemny romans tych dwojga zakończył się dopiero w momencie awantury, jaka wywiązała się między Barwickim a Cezarym. Laura uderzona przez kochanka szpicrutą wyrzuciła go ze swego domu. Kobieta zaraz po tym wyszła za mąż za Barwickiego. Laura i Baryka spotkali się raz jeszcze w Ogrodzie Saskim w Warszawie - jednak mimo wielu żywych uczuć między dawnymi kochankami, Laura nie chciała kontynuować romansu.
Anastazy – jeden z domowników dworu w Nawłoci, młody ksiądz, przyrodni brat Hipolita. Postać niezwykle sympatyczna, domowy żartowniś, stały bywalec obiadów i podwieczorków. Anastazy szczególnym upodobaniem darzył Karolinę i to chyba on najbardziej cierpiał po jej tragicznej śmierci. Ksiądz jako jedyny wiedział o miłości Karoliny do Baryki, to on wezwał młodzieńca do umierającej. Już po śmierci dziewczyny obaj mężczyźni spotkali się w drodze na cmentarz, ksiądz obwiniał Cezarego za śmierć kuzynki, chciał go wyspowiadać, ale Baryka wzgardził tą propozycją.
Władysław Barwicki – narzeczony panie Kościeleckiej, bogaty „spryciarz”, który na równi z Laura pragnął Leńca. Barwicki to postać nieprzyjemna, odrzucająca swoja wymuskaną fizjonomią oraz postępowaniem. Mężczyzna ten nie poszedł na wojnę ze względu na „swą astmę”. Kiedy Baryka i Wielosławski walczyli za ojczyznę, on bawił się w Leńcu – to kolejny negatywny rys na biografii tego bohatera. Barwicki występuje w powieści głównie jako konkurent Baryki i reprezentant świata, w którym rządzą pieniądze, a nie autentyczne uczucia czy wielkie idee. Barwicki zdradzany przez Laurę w pewnym momencie odkrywa jej romans z Baryką i doprowadza do konfrontacji z Cezarym. Którejś nocy dochodzi do bijatyki między nim a Baryką, mężczyźni walczą o Laurę – Cezary z miłości, a Barwicki z ambicji. Barwicki ostatecznie żeni się z Kościeniecką. Z powieści nie dowiadujemy się niczego o losie tego małżeństwa.
Maciejuniu – stary sługa Wielosławskich, przywiązany do nich, obdarzany przez rodzinę (podobnie jak reszta służby) dużym zaufaniem oraz serdecznością – fakt ten wzbudza wątpliwości i lęk w Baryce, który przewiduje, że i w Polsce służba kiedyś wystąpi przeciwko panom (rewolucja).
Pan i Pani Turzyccy – rządcy; rodzina Wandy; to w czasie wizyty w ich domu Wanda podała Karolinie strychninę w soku.
Gruboszewski – ekonom z Chłodka, u którego mieszkał Cezary. Człowiek ten zupełnie nie rozumiał, po co Baryka przybył do Chłodka, przez cały czas sądził, że te młodziak chce go po prostu wygryźć z posady.
Buławnik – współlokator Cezarego, warszawski spryciarz, który zawsze „śmierdział pieniędzmi”; postać nieeksponowana w powieści.
Antoni Lulek – anemiczny student prawa, kolega Cezarego. Lulek to krzewiciel komunistycznych idei, głosiciel rewolucji. Młody komunista lubił rozmawiać z Baryką, bo widział w nim nieco naiwnego słuchacza. Antoni postawił sobie za cel uczynienie z Cezarego prawdziwego komunisty. To Lulek zabrał Cezarego na tajne spotkanie warszawskich komunistów (to w czasie tego spotkania Cezary wyraził swoje wątpliwości odnoście możliwości przywódczych proletariatu) oraz na manifestację robotniczą.
Szymon Gajowiec – pierwsza (platoniczna) miłość pani Barykowej, podobnie jak ona spędził młodość w okolicach Siedlec. Gajowiec jako biedny młodzieniec pochodzący z chłopskiej rodziny nie odważył się poprosić o rękę panny Jadwigi, ani w żaden inny sposób wyznać jej swych uczuć. Dopiero kiedy rozeszła się wieść o zaręczynach panny Dąbrowskiej, ukochana otrzymała rozpaczliwy list od Gajowca – jednak było już za późno. Ten list stał się wyrzutem sumienia pani Barykowej, wspominała go do końca swych dni w Baku. Niewiele wiadomo o życiu Gajowca po wyjeździe pani Jadwigi do Rosji. W powieści bohater pojawia się dopiero w Warszawie jako wysoki urzędnik państwowy. Baryka zgodnie z radą ojca zwraca się do niego o pomoc. Gajowiec chętnie wspiera Barykę, zaprzyjaźnia się z nim i próbuje być dla niego przewodnikiem, nie bacząc na opór, jaki stawiał ten zbuntowany młodzieniec. Stara się (bezskutecznie) przekonać Cezarego do swoich poglądów na temat naprawy Polski.
Głównym bohaterem Przedwiośnia Stefana Żeromskiego jest Cezary Baryka, w powieści czasem nazywanym przez narratora Czarusiem. Postać poznajemy już w Rodowodzie, w którym przedstawione zostały szczegóły pochodzenia Cezarego oraz wczesne dzieciństwo chłopca. Tak więc wiemy, że był on jedynym synem Seweryna Baryki, człowieka dobrze sytuowanego oraz Jadwigi Barykowej z domu Dąbrowskiej. Małżeństwo rodziców Baryki było udane, choć jego przyczyną nie była wielka wzajemna miłość. Państwo Barykowie osiedlili się „w mlekiem i miodem płynącym Baku”, tam też urodził się Czaruś, oczko w głowie rodziców. Od najmłodszych lat chłopiec otaczany był najtroskliwszą opieką i dobrobytem. Miał licznych nauczycieli i guwernerów, uczył się dobrze, choć do nauki za wiele się nie przykładał – tyle, by nie wzbudzić złości ojca, w stosunku do którego czuł wielki respekt.
(...)Seweryn Baryka całą duszę wkładał w synka, w zdrowego i zażywnego Czarusia. Chłopiec ten miał od najwcześniejszych lat najdroższe nauczycielki francuskiego, angielskiego, niemieckiego i polskiego języka, najlepszych, drogo płatnych korepetytorów, gdy poszedł do gimnazjum. Uczył się wcale nieźle, a raczej uczyłby się był znakomicie, gdyby rozkochani w nim rodzice nie przeszkadzali swymi trwogami i pieszczotami, czy aby się nie przepracowuje i nie wysila zanadto.
Czaruś był ładnym dzieckiem, a potem przystojnym mężczyzną. Niewiele pojawia się w powieści szczegółów na temat jego wyglądu. Jeden z nielicznych, to ten oddający zachwyt matki nad śpiącym synem:
(...) i patrzeć na śliczną głowę chłopca, owianą gęstwiną falistej czupryny i – patrząc tak na niego – o nim marzyć!... Jakiż śliczny, jakiż ukochany ten łobuz, ten urwis, ten włóczykij i zawalidroga!
Cezary Baryka to bohater dynamiczny, zmieniający się na oczach czytelnika. Właściwa akcja powieści – a więc i czas przemian w życiu i poglądach bohatera – rozpoczyna się, gdy chłopak ma czternaście lat i jest uczniem gimnazjum rosyjskiego w Baku. W tym momencie rodzinną idyllę przerywa wyjazd ojca na wojnę (jest rok 1914 i właśnie wybuchła I wojna światowa). Chłopak nie odczuł wielkiego żalu z powodu rozstania z ojcem, przeważało w nim uczucie radości z powodu zbliżającej się swobody. Wolność od jakichkolwiek zakazów (matka nie umiała zapanować nad synem) ukazuje nam w pełni zapaleńczy i raptowny charakter młodego Baryki u początków jego życiowej drogi. Widzimy go jako chłopca żywego, ciekawe świata, szukającego wraz z kolegami przygód, szkolnego łobuziaka. Chłopięce wybryki sprawiły, że Czaruś został usunięty ze szkoły – wdał się bowiem w awanturę z nauczycielem. Jednak młody buntownik niewiele sobie z tego robił – szczególnie teraz, gdy rozpoczynała się rewolucja i on nie miał już zamiaru uczęszczać do gimnazjum.
Rewolucja to czas pierwszych, naiwnych ideologicznych fascynacji Baryki. Świeżo upieczony towarzysz dał się porwać hasłom bolszewików do tego stopnia, że oddał im skarb zakopany przez ojca w ogrodzie – zabezpieczenie finansowe jego i matki. Cezary podążał za tłumem niczym ogłupiały, nie pozwalając na to, by dotarły do niego racjonalne argumenty przeciw rewolucji, wykładane mu przez matkę. Przez długi czas pozostawał bezkrytyczny wobec postulatów oraz metod bolszewików. Przepełniony entuzjazmem wynikającym z nowego porządku, bywał na mityngach, wiecach manifestacjach oraz publicznych egzekucjach. Poczuł w sobie prawdziwą nienawiść i odrazę w spotunku do burżuazji.
Jednak i w życiu tego zapaleńca nastąpiło przebudzenie. Chłopak, choć nie bardzo dbał w tamtym czasie o matkę, a jeszcze mniej o ojca, którego nie było już tak dług, to w głębi serca kochał oboje rodziców i gdy pewnego dnia spojrzał na zmęczoną panią Barykową, przeraził się ogromnie. Matka postarzała się bardzo, była wychudzona i zmarnowana. Cezary postanowił odtąd pomagać matce. Jednak poza wewnętrzną skruchą, była w nim przemożna zewnętrzna buta rewolucjonisty, swoista duma nie pozwalająca mu na wyjawienie prawdziwych uczuć:
Nie mógł jednakże zmienić od razu postępowania – niby to dlatego, że matka spostrzegłaby się od razu – a właściwie z jakiegoś szczególnego wstydu czy z jakiejś pychy. Począł niepostrzeżenie, chyłkiem, niby to od niechcenia pomagać w pracy: nosić ciężkie rzeczy, usuwać brudy, myć podłogę i naczynia, nawet prać, prasować, rąbać drwa, dźwigać wodę i pitrasić jadło. Tłumaczył matce z dawną opryskliwością, iż nadeszły czasy inne, komunistyczne, i oto wszyscy muszą pracować. Kto nie pracuje, ten niech nie je. Grabit' nagrablennoje – o tyle tylko jest słuszne, o ile się pracuje. Precz z białymi rączkami! – i tym podobne.
Właśnie w relacji z matką dostrzegamy wiele pozytywnych cech Czarusia, nie jest on już dla nas jedynie rozpieszczonym, egoistycznym łobuziakiem, ale również młodzieńcem troskliwym, oddanym ukochanej osobie. Baryka za wszelką cenę chciał oszczędzić pani Jadwidze kolejnych zmartwień, dlatego zatajał przed nią informację o domniemanej śmierci ojca, pozwalał jej mieć nadzieję. Niestety chłopakowi nie udało się zapobiec śmierci matki, choć starał się bardzo. Jednak przed odejściem pani Barykowej dostrzegł jej poświęcenie i miłość; nie rozumiał matki do końca, ale zbliżył się do niej bardzo. Gdy umarła, po raz pierwszy w życiu poczuł się naprawdę samotny, czuł, że nie ma już nikogo.
Tymczasem na Baku spadło kolejne nieszczęście - wojna między Ormianami a Tatarami. Baryka szwędający się teraz bez celu po niebezpiecznych ulicach został powołany do armii. Rewolucja i wojna bardzo zmieniły tego młodego chłopca – chodził teraz obdarty, brudny i głodny, nie miał już domu. Po zwolnieniu ze służby zatrudniono go do grzebania zmarłych. Cezary przeżywa stopniową przemianę (jej kulminacja następuje w chwili „rozmowy” z trupem pięknej, młodej Ormianki), dostrzega okrucieństwo rewolucji, w jednej chwili dochodzi do niego cała prawda o jego pokoleniu:
Byłoż kiedy pokolenie podlejsze niż moje i twoje, męczennico?
W tym trudnym momencie swojego życia młody buntownik spotyka ojca, który przemierzył wiele tysięcy kilometrów, by odnaleźć rodzinę. Ojciec namawia syna do wyjazdu do Polski. W tej chwili widać najlepiej, że Cezary zupełnie nie utożsamia się z ziemią ojców, nie czuje się Polakiem. Do podjęcia trudnej podróży do nadwiślańskiego kraju przekonuje go wspaniała wizja nowej cywilizacji „szklanych domów”. W Baryce zwycięża idealizm oraz olbrzymi szacunek do ojca. Podczas wyczerpującej podróży poznaje kraj bolszewików i porządek, jaki w nim panuje. Po doświadczeniu bakijskiej rewolucji bohater już potrafi trzeźwo ocenić sytuację i poddawać krytyce realizację komunistycznych ideałów. Tuż przed polską granicą Cezary traci ojca, nie chce się z nim rozstać, ale potem zgodnie z wolą pana Seweryna przekracza granicę i po raz kolejny rozczarowuje się:
„Gdzież są twoje szklane domy? (...)Gdzież są twoje szklane domy?...”
Pobyt w Polsce to czas wielkich przemian w życiu Baryki. Nawiązuje kontakt z Szymonem Gajowcem i zaprzyjaźnia się ze starym przyjacielem matki. Gajowiec jest zachwycony obecnością młodzieńca, nie ze względu na cechy jego charakteru, ale dlatego że może z nim porozmawiać o swojej dawnej miłości. Cezary rozpoczyna studia medyczne – tak jak pragnął tego jego ojciec – poza tym pracuje, by utrzymać się w Warszawie. Spokój i stabilizacja nie trwają jednak długo, historia znowu wdziera się w jego życie. Wybucha wojna polsko-bolszewicka. Baryka podobnie jak wszyscy jego koledzy zaciąga się do polskiej armii. Interesujące są jego motywacje. Cezary nie miał wcale ochoty walczyć przeciw bolszewikom. Prawda, że wiedział już, czym jest rewolucja, znał jej okrutne konsekwencje, a jednocześnie sama idea i hasła socjalistyczne wciąż były mu bliskie. Poza tym wcale nie czuł się Polakiem, nie był związany z krajem, o którego wolność miał walczyć. Przekonuje go jednak dziwny entuzjazm młodych Polaków, którzy jak jeden mąż szli na wojnę. W czasie walk Baryka wykazał się bohaterstwem ratując życie Hipolitowi Wielosławskiemu. Obaj mężczyźni zaprzyjaźniają się do tego stopnia, że po zwolnieniu ze służby Hipolit zabiera Cezarego do swojego rodzinnego domu na wypoczynek. W Nawłoci gość zostaje bardzo ciepło przyjęty, pierwszy raz od lat zaznaje rodzinnej atmosfery.
Nawłoć to bardzo ważny etap w życiu bohatera – jest to czas jego miłosnej inicjacji. Trzeba przyznać, że z perspektywy miłosnych historii, w które się wplątał, Cezary nie przedstawia się jako bohater pozytywny. Na pierwszy plan wysuwa się tu pochopność, impulsywność działań
. Chłopak początkowo zaleca się do Karoliny, po czym niefrasobliwie wdaje się w potajemny romans z „wdową-narzeczoną”, nie patrząc wcale na uczucia rozkochanej w nim już kuzynki Hipolita. Nie dostrzega również uczuć, jakie wzbudził w Wandzie, a kiedy gimnazjalistka daje mu do zrozumienia, ze jest w nim zakochana, wyśmiewa ją brutalnie. Laura sprawia, ze Baryka nie liczy się z niczym, jedyne czego pragnie, to być z kochanką. Okazuje się namiętnym, zaborczym, a ostatecznie niebezpiecznym kochankiem. Młody mężczyzna nie umie zrozumieć motywacji Laury, które skłaniają ją do małżeństwa z Barwickim. W starciu z narzeczonym kochanki pokazuje, na jak wielką impulsywność i nierozwagę go stać (bije nie tylko konkurenta, ale i Laurę). Baryka wydaje się wprost bezduszny, gdy nawet po śmierci Karoliny myśli wyłącznie o Laurze. Nie robi nic, by zabójczyni została skazana, choć jako jedyny dysponuje wiedzą o motywie zbrodni.
Innym ważnym aspektem pobytu w Nawłoci jest zetknięcie się z zupełnie nowym dla Cezarego typem relacji między panami a służbą – młody rewolucjonista podchodzi nieufnie do wzajemnego ciepła między nimi. Natomiast przebywając w niedalekim od posiadłości Wielosławskich Chłodku zapoznaje się z życiem chłopów i tu również nie umie zrozumieć, dlaczego ci biedacy się nie buntują, nie wywołują rewolucji. Z tym zdziwieniem opuszcza Nawłoć, wraca do Warszawy na studia. Warszawskie ulice również pełne są biedaków, tutaj jednak dział już ruch komunistyczny, nawołujący proletariat do rewolucji.
Ostatni etap życia Baryki opisany w powieści to próba ustalenia własnego programu przemian, które uzdrowiłyby polskie społeczeństwo. W tym czasie Cezary jest przede wszytkim „przeciw”. Stoi w opozycji zarówno do propozycji Gajowca, jak i Lulka. Nie może zgodzić się na propozycję ewolucyjną, bo według niego tempo takich przemian jest za wolne; nie popiera rewolucji, bo wie, że taki przewrót skończy się śmiercią tysięcy niewinnych ludzi, ponadto dostrzega niedojrzałość klasy robotniczej i jej niezdolność do rządzenia krajem. Dla Baryki bardzo ważni okazują się ci biedni ludzie, którzy nie umieją poradzić sobie w życiu; chłopak nie umie pogodzić się z niesprawiedliwością panująca na świecie i prawdopodobnie dlatego w końcu bierze udział w demonstracji komunistycznej – dodatkową motywacją stało się na pewno ostateczne odrzucenie przez Laurę. To przyłączenie się do manifestacji pokazuje, że młody buntownik nie osiągnął jeszcze pełnej dojrzałości, że wciąż się miota, nie potrafi sformułować własnego pozytywnego programu naprawy Polski. Ostateczne odłączenie Baryki pokazuje go jednak jako jednostkę, która w przyszłości podejmie trud znalezienia własnej koncepcji naprawczej. Baryka – samotnik i indywidualista – wychodzi przed tłum, bo jest już gotowy do samodzielnej pracy.
Postać Cezarego Baryki nie jest łatwa do oceny, wiele w nim sprzeczności i niekonsekwencji. Jako dziecko w wielu momentach wydawał się niewdzięczny. Podczas pobytu w Nawłoci zachowuje się w sposób wręcz odrażający, trudno mu wybaczyć jego bezduszność i zaślepienie. Jako „ideolog” jest dociekliwy, ale brak mu spokoju, stonowania, umiejętności pójścia na kompromis. Jeżeli Czaruś czymś wzbudza sympatię czytelnika, to swoim zacięciem i siłą woli, która pozwoliła mu przetrwać najgorsze chwile. Jednak wydaje się, że postać ta wywołuje ambiwalentne uczucia, czytelnik wciąż zmuszany jest do sprzeciwu wobec zachowań bohatera i to jest chyba największa jego wartość. Ten młody zapaleniec sprawia, że trzeba zacząć myśleć, podjąć trud refleksji nad różnymi ważnymi zagadnieniami, by móc z nim polemizować.
Seweryn Baryka, ojciec głównego bohatera powieści Stefana Żeromskiego Przedwiośnie, to postać obdarzona przez autora niezwykle ciekawą biografią. Pan Seweryn urodził się w Polsce, jako wnuk Kalista Grzegorza Baryki, dziedzica „Sołowijówki z przyległościami”. To właściwie jedyny trop genealogiczny zawarty w powieści jeśli chodzi o pochodzenie tego bohatera. Niestety z dziedzictwa rodowego pozostała jedynie legenda o czynach dziada Kalista, podsycana przez niewielką książeczkę, w której chlubnie widniało nazwisko Baryków:
Wśród tomów, pooprawianych bardzo wspaniale w skórę złoconą, wyciskaną i pokrytą tytułami, leżał pewien tomik niepokaźny, specjalnie pielęgnowany niczym w skarbcu klejnot najdroższy. Był to pamiętniczek z wojny 1831 roku, napisany i wydany na emigracji przez autora bezimiennego o wyprawie generała Józefa Dwernickiego na Beresteczko i Radziwiłłów. Wśród mnóstwa perypetii, (...) była tam na stronicy trzydziestej siódmej podana wiadomość, iż do liczby piętnastu obywateli na Rusi, którzy do powstania przystąpili i całym swym majątkiem je poparli, należał Kalikst Grzegorz Baryka, dziedzic Sołowijówki z przyległościami. (...) Dziad Kalikst swym przystąpieniem do powstania wpadł, jak to mówią, najfatalniej. Skoro bowiem generał Dwernicki po bitwie pod Boremlem nad Styrem, naciśnięty przez przeważające siły generała rosyjskiego Rüdigera, musiał pod Lulińcami przejść suchą granicą do Galicji – rząd rosyjski rzucił się z całą zaciekłością na tych wszystkich, którzy ów ruch poparli. Sołowijówka została skonfiskowana, dom rodzinny najprzód zrabowany doszczętnie, a później spalony, a ów dziad Kalikst na ostatnim koniu z przeobfitej niegdyś stajni musiał ruszyć w świat, to znaczy w szarą i ciemną głębinę popowstaniowej biedy – stał się z pana ubogim człowiekiem, trudem rąk na kawałek chleba zarabiającym w obczyźnie.
Owa książeczka stała się dla pana Baryki najważniejszą pamiątką, która przemierzyła z nim setki tysięcy kilometrów. Podobnie jak jego dziad, tak i Seweryn zarabiał na życie, pracując na obczyźnie, najpierw pod Uralem, a następnie w „mlekiem i miodem płynącym Baku”. Seweryn w młodości nie zdobył „specjalnego wykształcenia”, nie posiadał też żadnego wyuczonego zawodu. Z tego względu przez długi czas imał się różnych prac, a wybierał je bacząc jedynie na wysokość zapłaty i proponowane warunki mieszkaniowe:
Gdy zaś znalazł niezbyt odpowiednią, szukał cichaczem innej, zyskowniejszej, w jakiejkolwiek bądź dziedzinie. Chodziło tylko o wysokość pensji, mieszkanie, opał, światło, tantiemy i tym podobne dodatki, a co się za te tantiemy wykonywuje, to było najzupełniej obojętne. Trzeba nadmienić, iż Seweryn Baryka był człowiekiem z gruntu i do dna uczciwym, toteż za najwyższą pensję i za najobszerniejsze mieszkanie nie robiłby nic podłego. W granicy jednak nakreślonej przez mieszczański rzut oka pomiędzy dobro i złe tego świata gotów był robić wszystko, co każą „starsi”.
Jako że Pan Baryka był dobrym i sumiennym pracownikiem, w końcu znalazł posadę, która przyniosła mu stabilizację oraz dostatek. Kiedy poczuł, że się w życiu urządził, postanowił znaleźć sobie żonę – Polkę. Wziął miesiąc urlopu i pojechał do ojczyzny, tam poprosił o rękę Jadwigi z Dąbrowskich i został przyjęty. Po ślubie zabrał żonę ze sobą do Rosji. Prawdziwe szczęście rodzinne znalazł w Baku, tam też urodził się Cezary – oczko w głowie rodziców. Pan Seweryn był dobrym, troskliwym, ale stanowczym ojcem. Syn czuł przed nim respekt, a żona kochała go (choć nie był on jej wymarzonym kandydatem na męża) i szanowała. Bohater dobrze czuł się w Baku, ale czasem marzył o powrocie do kraju ojców, jednak zwyciężało w nim zawsze pragnienie wygodnego i dostatniego życia, jakie zapewniała mu znakomita posada w Baku.
Przełomem w życiu pana Seweryna okazał się wyjazd na wojnę. W roku 1914 opuścił Baku, by spełnić obywatelski obowiązek. Jako człowiek zapobiegliwy i przewidujący, zakopał w ogrodzie pokaźny skarb, by zabezpieczyć byt rodzinie. Ponadto zostawił pokaźną sumę na koncie bankowym do dyspozycji syna i żony. Wojenna tułaczka przyniosła wielkie zmiany duchowe, po długiej służbie w armii rosyjskiej trafił do legionów polskich:
Ja ci wielu rzeczy o sobie nie mówiłem, bom ja się teraz bardzo zmienił i nie chciałbym cię sobą drażnić. dawniej byłem zupełnie inny, a teraz jestem zupełnie inny. Innego znałeś ojca w dzieciństwie, a innego widzisz teraz. Taki to los. Za pobytu w kraju, na wojnie i w legionach do gruntu się zmieniłem. Jakby kto moją duszę na nice wywrócił.
Tak opowiadał o sobie niewidzianemu przez wiele lat synowi. Pan Baryka przemierzył olbrzymie przestrzenie, by wrócić do swej rodziny. Żonę zastał w grobie, syna w skrajnej nędzy. Jego jedynym celem staje się teraz namówienie Cezarego na wyjazd do Polski. Mimo choroby i braku środków finansowych podejmuje trud kolejnej podróży. Na zachętę opowiada Czarkowi zmyśloną historię o ich dalekim kuzynie, lekarzu-wynalazcy, który rozpoczął w Polsce budowę nowej cywilizacji, której podstawą stało szkło. To z niego buduje się wygodne, estetyczne mieszkania, dostępne dla wszystkich, nawet najbiedniejszych obywateli. Nowa technologia rozwiązała wszystkie ważne problemy społeczne i ekonomiczne. Według słów starego Baryki budowa i obsługa szklanych domów daje zatrudnienie każdemu człowiekowi zgodnie z jego zdolnościami. Dzięki pracy artystów i indywidualnym upodobaniom mieszkańców nowe osiedla są nie tylko wygodne, ale i piękne, co sprawia, że nawet bogaci ludzie chcą w nich mieszkać. Dzięki tym rozwiązaniom w sposób naturalny zapanowała w kraju upragniona równość i sprawiedliwość. Możliwość swobodnego rozwoju każdej jednostki i równe prawa doprowadziły do wygaśnięcia konfliktów, zapewniły poszanowanie ludzkiej godności. Nie można potępiać ojca za to kłamstwo. Wizja ta wyraża wszystkie pragnienia pana Baryki i ukazuje go jako marzyciela, idealistę, romantyka. Stary i schorowany Baryka to człowiek przemieniony miłością do ojczyzny, jego męczeńska podróż do kraju ojców, czyni go prawie świętym. W ostatnich słowach przed śmiercią zaklinał syna, by bez względu na wszytko jechał dalej do Polski:
Gdybym nie dojechał... Gdybym musiał tutaj zostać... Ty tu nie zostawaj! Nie zostawaj! Jedź tam! Sam zobaczysz... Przekonasz się... Ja tak nic nie wiedziałem, nie rozumiałem. Dopiero jakem z legionami przeszedł poprzez tę ziemię, dopiero jakem wszystko zrozumiał... Takem nic nie rozumiał, jak ty teraz. I patrz, co się ze mną dzieje. Taki straszny los...
Przyjazd Czarka do Polski to połączenie dwóch największych miłości pana Seweryna. Jednak pan Baryka miał rację, Cezary nie rozumiał go, ale przez szacunek i miłość dla ojca spełnił jego wolę.
Pan Baryka to postać niewątpliwie pozytywna. Choć na początku powieści nieco odrzuca jego umiłowanie pieniędzy i dobrobytu, to późniejsza przemiana, wielka miłość do syna i ojczyzny czyni z niego człowieka wzbudzającego wyłącznie pozytywne uczucia.
Jadwiga Barykowa z Dąbrowskich to postać wzbudzająca u czytelnika niezaprzeczalną sympatię. Pani Barykowa – żona Seweryna i matka Cezarego – urodziła się i wychowała w Siedlcach i już do końca życia niezależnie, gdzie się znalazła, zawsze uważała to miejsce za swój jedyny prawdziwy dom.
W najpiękniejszej miejscowości – oazie naftowej pustyni, Baku – kędyś na tak zwanym Zychu, w zatoce Półwyspu Apszerońskiego, woniejącego od kwiatów i roślinności Południa, gdzie przejrzyste morze szmerem napełniało cienie nadbrzeżnych gajów, pani Barykowa nie miała zawsze nic pilniejszego do nadmienienia jak stwierdzenie, że na Sekule był „także” bardzo piękny staw, w Rakowcu były nadto łąki – gdzie! piękniejsze niż jakiekolwiek na świecie, a kiedy księżyc świecił nad Muchawką i odbijał się w stawie około młyna... Następowało nieuniknione ślimaczenie się wpośród długotrwałego wypominania piękności jakichś tam mokrych łąk pod Iganiami, lasku pod Stoczkiem, a nawet szosy ku Mordom, która – żal się Boże! – także była we wspomnieniach pełna nie tylko błota, kurzu i stałych wybojów, lecz i uroku.
Pani Jadwiga, przykładna żona i matka, mimo autentycznego szczęścia rodzinnego, nosiła w sobie wielki ciężar, tęsknotę nie tylko za miejscem urodzenia, ale również za pierwszą młodzieńczą miłością, którą tam pozostawiła. Z Szymonem Gajowcem, ówcześnie ubogim urzędnikiem chłopskiego pochodzenia łączyło ją szczere, platoniczne, niewypowiedziane uczucie. Chłopak nie odważył się na wyznanie miłości pannie z jednego z najlepszych siedleckich domów. Dziewczyna została wydana „bez gadania” za lepszego konkurenta – Seweryna Barykę, który przybył z Rosji do polski na miesiąc, by znaleźć sobie żonę. Panna Jadwiga jako grzeczna i ułożona córka nie ważyła się na sprzeciw wobec rodziców, ale do końca swoich dni miała wyrzuty sumienia, że pozostawiła Gajowca z jego uczuciami. Mimo wszystko pani Jadwiga była dobrą żoną, kochającą swojego męża – najlepiej objawia się to już po ich rozłące, kiedy Seweryn wyjeżdża na wojnę. Niewiele mówi się w powieści o wzajemnych stosunkach małżonków, wydaje się, że łączyła ich głownie miłość do jedynego syna, wystarczy wspomnieć listy pan Baryki do żony, w których głownie pytał o Czarusia.
Pani Barykowa nie była kobietą bardzo wykształconą, nie władała też biegle rosyjskim (przynajmniej na początku małżeństwa), czym przysparzała mężowi czasem wielu kłopotów. Jadwiga cicha i spokojna oddała się dbaniu o dom, męża i syna. Cezary był jej oczkiem w głowie i chyba jedynym sensem istnienia. Po wyjeździe męża matka nie umiała zapanować na szaleńczymi wybrykami syna, trapiła się niezmiernie jego upodobaniami komunistycznymi. Mimo że nie była uczona, to miała swoje przekonania i dziwną, niezrozumiałą dla Cezarego zdolność przewidywania. Mądrość pani Barykowej zamyka się szczególnie w celnej ocenie rewolucji, jaka wyraża wobec syna:
Twierdziła, że kto by chciał tworzyć ustrój komunistyczny, to powinien by podzielić na równe działy pustą ziemię, jakiś step czy jakieś góry, i tam wspólnymi siłami orać, siać, budować – żąć i zbierać. Zaczynać wszystko sprawiedliwie, z Boga i ze siebie. Cóż to za komunizm, gdy się wedrzeć do cudzych domów, pałaców, kościołów, które dla innych celów zostały przeznaczone i po równo podzielić się nie dadzą. – Jest to – mówiła – pospolita grabież. Niewielka to sztuka z pałacu zrobić muzeum. Byłoby sztuką godną nowych ludzi – wytworzyć samym przedmioty muzealne i umieścić je w gmachu zbudowanym komunistycznymi siłami w muzealnym celu.
Jednak najbardziej dominująca cechą charakteru pani Barykowej zdaje się być zdolność do miłosierdzia, współczucia i poświęcenia. Tutaj doskonały przykładem jest pomoc, jaką udzieliła księżnej Szczerbatow-Mamajew i jej córkom, co zresztą ostatecznie przepłaciła życiem. Jej zdolność do poświęceń najwyraźniej ujawnia się w relacji z synem. Ta cicha i słaba kobieta, przyzwyczajona do wygodnego i dostatniego w życia, w momencie kryzysu zrobiła wszytko, by zapewnić synowi możliwie najlepsze warunki egzystencji, choć chłopak nie okazywał wdzięczności. Cezary docenił matkę wtedy, kiedy właściwie było już za późno, odkrył wszystkie jej „tajemnice”: ukryty skarb oraz wyprawy na wieś po jedzenie dla niego.
Pani Barykowa umarła z dala od swego ukochanego kraju, z dala od swej pierwszej miłości oraz męża. Zanim odeszła przeszła pobyt na przymusowych robotach oraz chorobę. Tylko dzięki staraniom syna nie spoczęła w zbiorowej mogile.
Pani Jadwiga nie jest postacią bardzo złożoną, dominującą cechą jej charakteru jest prosta dobroć. To ideał kobiety: łagodnej, posłusznej, wiernej, uczciwej. Nie można jej nic zarzucić, może poza zbytnią miłością i uległością wobec syna. To postać, która wzbudza wyłącznie pozytywne uczucia.
Szymon Gajowiec to postać niezbyt wyrazista, naszkicowana raczej z poglądów niż z czynów. Postać ta pojawia się w Przedwiośniu z dwóch powodów - najpierw jako pierwsza platoniczna miłość matki Baryki, a potem jako przyjaciel i nauczyciel Cezarego. Szymon Gajowiec przez całe życie był sam. Nie ożenił się, bo jego jedyna miłość wyszła za mąż za lepszego konkurenta i wyjechała na zawsze do Rosji. On sam był zbyt nieśmiały, by temu małżeństwu zapobiec:
Jakże mógł ośmielić się na wyznanie miłosne jej, pannie z „domu” siedleckiego, on, biedny kancelista z „Pałaty”, a nadto pochodzący z chłopów podlaskich czy tam z jakiejś drobnej zagonowej szlachty?
Niespełnienie w życiu osobistym zaowocowało w przypadku Gajowca zaangażowaniem w sprawy ukochanego kraju. Najprawdopodobniej ciężką pracą doszedł do stanowiska wysokiego urzędnika Ministerstwa Skarbu. Nie mogło być to łatwe, gdyż mężczyzna pochodził z ubogiej chłopskiej rodziny (w książce jednak nie zostały opisane dzieje jego awansu społecznego). Gajowiec okazał się człowiekiem konsekwentnym, znający swój cel i całkowicie oddany sprawie. W stosunkach z młodym Baryką jest wyrozumiały, cierpliwy i serdeczny. To ostatnie uczucie okazuje głównie ze względu na wciąż żywą w jego wspomnieniach matkę młodzieńca.
Jako człowiek podstarzały lubi powracać do dawnych czasów, czym nieco nudził Cezarego. Między mężczyznami istniał również spór ideologiczny, jeden był zwolennikiem rewolucji, drugi ewolucji. Spór dotyczył koncepcji naprawy niepodległego państwa. Koncepcja Gajowca ma proweniencje pozytywistyczne. Mamy tu do czynienia z propozycją systematycznych reform w wielu dziedzinach życia państwa. Do najważniejszych zmian zaliczane są tu reformy walutowa i agrarna, a także na reformy szkolnictwa, służby zdrowia oraz armii. Gajowiec widział Polskę jako kraj różnych narodów, żyjących zgodnie na tym samym terenie, szanujących swoje odrębności oraz różnorodność, a jednocześnie wspólnie pracujących dla dobra Polski. Zgodnie z postulatami pracy u podstawa i pracy organicznej ubogie klasy miały dostępować awansu społecznego na drodze długotrwałego procesu edukacyjnego. Bardzo ważnym postulatem tej koncepcji – przeciwstawiającym ją wyraźnie propozycji komunistów – jest utrzymanie granic odrodzonego państwa. W tym sensie jest to również koncepcja patriotyczna. Gajowiec w stosunku do Czarka bezskutecznie próbował przyjąć rolę mentora, w dyskusjach z młodym buntownikiem odwoływał się do racjonalnych argumentów.
Gajowiec żyjący w mieszkaniu pełnym pamiątek i książek, człowiek pomocny, serdeczny, spokojny, wspominający swoją pierwszą miłość, oddany ważnej dla ogółu sprawie wzbudza w czytelniku jednoznacznie pozytywne odczucia, nawet jeśli ktoś nie zgadza się do końca z jego poglądami.
Hipolit Wielosławski to postać dość typowa, niewiele miejsca poświęcono mu w powieści. Bohatera poznajemy jako wojennego przyjaciela Cezarego Baryki (Baryka uratował mu życie). Wiemy o nim tylko tyle, że pochodzi z rodziny szlacheckiej oraz podobnie jak Cezary studiuje na Uniwersytecie Warszawskim. W wojsku jednak Wielosławski nie wychylał się przed szereg, był po prostu „Hipolitem”.
Hipolit był żołnierzem jak się patrzy i co się zowie. Darł buty w pościgu za czerwonymi drapichrustami, żarł razowiec i ciągnął z flachy, spał na ziemi i pocił się w obrotach, jakby wcale nie miał w żyłach nic błękitnego. A siły miał iście końskie, mógł o głodzie wytrzymać pełny pochód, kiedy już wiara nosem się podpierała. Nieraz z Cezarym spali pod jedną derą i dzielili się po bratersku chlebem, solą, słoniną i pluskwami. Toteż zawarli przyjaźń od serca, sztamę d e g r u b i s.
Zupełnie innego Hipolita widzimy już w jego domu, w Nawłoci. Panicz Wielosławaski to sympatyczny hulaka, lubiący zabawę, zbytek, rodzinne biesiady, a nade wszytko konie i szybką jazdę. Hipolit uwielbiał swoją rodzinę, miał dla wszystkich wiele serdeczności. Lubił również czasem się poprzekomarzać z bliskimi, szczególnie z kuzynką Karoliną. Hipolit wdzięczny za uratowanie życia, zaprosił Cezarego do swego domu na odpoczynek. Traktował Barykę jak członka rodziny, okazywał wobec niego hojność (np. zafundował mu piękny frak na bal). Charakterystyczna dla tego bohatera okazała się szlachecka duma, która nie pozwoliła mu początkowo przyjąć Cezarego na posadę w Chłodku.
U nas – tłumaczył – tak nie można, bo to nasi ludzie zaraz wyśmieją. (...) U nas możesz robić wszystko, co ci się żywnie podoba, ale pod jednym warunkiem: nie możesz się ośmieszać. Gdybyś ty coś takiego zrobił, ja bym stał się śmieszny w mojej parafii... Powiedz no, Czaruś: pisarz prowentowy na Chłodku jest moim serdecznym przyjacielem... Do diabła! to pachnie kabaretem... W tym jest nieprawda. My, Polacy, jesteśmy rasą starą, która nie znosi już rosyjskich próbek, ich nieprawdy, ich odkryć i blagi. Tołstojów – tylko w duchu i w prawdzie – wydaliśmy w szesnastym wieku. Przyznajże, braciszku, że nie byłbyś prawdziwym pisarzem prowentowym, który na swój skromny kawałeczek chleba uczciwie i z trudem zarabia, tylko paniczem z miasta, który się zabawia, bałamuci się komunistycznie, przebiera się za pisarza folwarcznego, a w niedzielę bawi się znowu za pan brat z dziećmi dziedziczki, przebiera się za panicza... Nadto – zajmowałbyś miejsce rzeczywistemu pisarzowi, który go może w tej chwili łaknie i pragnie, nie mając z czego żyć. W tym jest śmieszność, Czaruś!...
Jak widać Hipolit hołduje zupełnie innym wartościom niż jego przyjaciel. Dla Hipolita postulat równości klas to czysta abstrakcja, coś niepojętego. Hipolit to człowiek o typowej szlacheckiej mentalności. Mimo że traktuje z serdecznością swoja starą i wierną służbę, to zupełnie nie rozumie potrzeb ludzi z niższych klas. Los chłopów z Chłodka jest mu obojętny.
Prawdziwą troską wykazuje się młodzieniec wobec swojej rodziny i przyjaciół. Przypomnijmy sobie tylko jego reakcję na śmierć Karoliny. Mimo że widział winę Cezarego, to nie opuścił go w potrzebie, jako jedyny czuwał nad losem tego zagubionego buntownika.
Hipolita trudno oceniać, nie został on przez autora powieści postawiony przed szczególnie trudnymi wyborami. Nie jest postacią udramatyzowaną i rozbudowaną na tyle, by czytelnik mógł się z nim utożsamić. Jest to jednak z pewnością bohater o wielu pozytywnych cechach i imponujący swoją wiernością wobec Cezarego.
Antoni Lulek to jeden z tych bohaterów literackich, których od początku do końca się nie lubi. Już sama jego anemiczna, chorobowa fizjonomia czyni go odrażającym. „Lulek był chorowity, słaby, nikły blondyn”, miał chude ciało i niebieskie oczy. Był biedny, ale sumienny, zawsze oddawał wszystkie pożyczki na czas. Studiował prawo, był jednak starszy od Cezarego. W życiu głównego bohatera z pewnym powodzeniem próbował pełnić role mentora i nauczyciela. Był zapalonym komunistą i głosicielem rewolucji, choć nigdy nie brał w niej udziału.
Lulek był nadzwyczajnie oczytany i świetny dialektyk. Gdyby nie anemia i astma, które mu „głos odbierały”, mógłby przegadać dziesięciu najtęższych gadułów. Czasami zresztą „nie gadał”, to znaczy, nie odzywał się zupełnie, ani słowem. Z głową, a raczej z brodą podpartą na chudej i suchej pięści, siedział wówczas i przenikliwymi niebieskimi oczami patrzał na przeciwnika – (w studenckich pokojach schodzą się, piją zimną herbatę, palą cudze papierosy i gadają zawsze „przeciwnicy”). Lulek był to już jegomość starszy. Z niejednego pieca chleb jadał. W czasie wojny światowej terał się po różnych kryminałach rosyjskich i niemieckich. P a k a – zabrała znaczny okres jego życia. W p a c e, a raczej w p a k a c h, mając wiele czasu, Lulek uczył się obcych języków, a posiadłszy angielski (licho), francuski i niemiecki (wcale dobrze), wciąż coś tłumaczył. „Pracował naukowo”, jak mówiło się o tym wśród kolegów. Nikt jednak tych naukowości Lulka na oczy nie widział. Zawsze miało coś być wydane przez pewne ideowe zespoły i kółka, i nie dochodziło do skutku, oczywista rzecz, wskutek braku pieniędzy, które nie nosiły w tej sferze innej nazwy, tylko do znudzenia nazwę f l o t y.
Lulek zdaje się pod wieloma względami pozorantem. Tak naprawdę nie zdaje sobie do końca sprawy z konsekwencji, idei które głosi. Prowadzi rozmowy z Baryką, bo ten jest podatny na manipulację i mętne wywody. Łatwo mu przychodziło kierowanie młokosem, bo dobrze znał się na psychologii i szybko zorientował się w sposobie rozumowania Cezarego. Lulek pojawia się w powieści przede wszystkim jako propagator komunizmu, który mami wielkimi hasłami młodego buntownika. Jego metody perswazji nie są zbyt uczciwe, a on sam momentami wypada śmiesznie, np. jak wtedy, gdy przyjechał po Cezarego burżujską bryczką, by zabrać chłopaka na potajemne spotkanie komunistów.
Lulek nie wydaje się złym człowiekiem, tak naprawdę zniechęcają do niego przede wszystkim jego radykalne poglądy, dążenie do rewolucji i do zlikwidowania klas wyższych.
Laura Kościeniecka, bohaterka powieści Stefana Żeromskiego Przedwiośnie, to kobieta z krwi i kości, piękna, dystyngowana, namiętna, znająca swoje pragnienia i osiągająca zamierzone cele. Jest najciekawsza postacią kobiecą w powieści, nie poddająca się jednoznacznej ocenie.
Laurę poznajemy, podobnie jak Cezary, w okolicach Nawłoci podczas przejażdżki konnej. Już w tym momencie robi ona na przyszłym kochanku olbrzymie wrażenie swoją postawą, dystynkcją, sposobem władania koniem:
Cezary zwrócił się teraz twarzą do konia i mógł widzieć amazonkę. Świetnie, a nade wszystko zgrabnie siedziała na koniu. Była wysmukła, niezwykle kształtna, muskularna i, widać, mocna – ani zbyt chuda, ani zanadto tłusta. Oczy miała iście lazurowe. Nie było w niej ani cienia kokieterii, przesady, nieszczerości, snobizmu. Była naturalna i solidna w każdym ruchu, słowie, uśmiechu.
Zaraz po przejażdżce Laura prezentuje się nam oraz Cezaremu w jeszcze innej odsłonie, jeszcze bardziej olśniewającej, kuszącej, dostojnej:
Pani Kościeniecka niepostrzeżenie zeszła ze schodów, które z holu wejściowego prowadziły na piętro. Była ubrana w skromną, modną suknię. Jej uroda zajaśniała teraz inaczej. Było dziwnie, niemal zdumiewająco patrzeć na nią tak odmienioną. Włosy pozbawione kapelusza zalśniły pozłocisto, ramiona w wyciętej sukni odsłoniły się w przepychu linii doskonałych i w niepospolitej ich krasie. Odziana w miękkie, niemal przejrzyste szaty, pani Laura była niepodobna do siebie samej. Uderzająco odmiennie przedstawiała się jej stopa w lakierowanym pantofelku, ta sama stopa, co z tak sprężystą, żelazną mocą wpierała się w żelazo strzemienia. Łydki obciągnięte szarym jedwabiem pończochy były teraz wysmukłe jak u podlotka. Oczy tylko zostały te same, szczere i prawdomówne. Natomiast usta były mniej istotne i szczere, gdyż z lekka pociągnięte barwiczką, przypominającą kolorem swym barwę owocu dzikiej róży.
Jak widać to kobieta o wielu twarzach, umiejętna aktorka, która swe zdolności wykorzystuje, by osiągnąć zamierzone cele. Warto zwrócić uwagę na dokładność, z jaką narrator opisuje tę postać - żadnej inne kobiecie w powieści nie poświęcił tyle miejsca, żadnej innej nie opisał w sposób tak zmysłowy. Laura jest tu zjawiskiem, której najważniejszym walorem jest wygląd.
Całe jej życie publiczne ukazane w powieści zdaje się być jedynie grą pozorów, zachowywaniem konwenansów, to, co szczere, prawdziwe, rozgrywa się w ukryciu, najczęściej pod osłoną nocy (np. szalona przejażdżka z Baryką). Romans Laury i Baryki potoczył się w bardzo szybkim tempie. Jednak wybuch nagłej namiętności tylko Cezaremu odebrał kontrolę nad własnym zachowaniem i życiem. Laura doskonale radziła sobie z potajemnymi spotkaniami i tworzeniem iluzji. Nie miała żadnych skrupułów w stosunku do swojego przyszłego męża ani w stosunku do coraz bardziej zakochanego w niej młodzieńca. Za męża chciała Barwickiego, a Barykę za kochanka. Nie miała zamiaru zmieniać planów – w tym sensie była bezwzględna, wyżej ceniła konwenanse, pozory, niż prawdziwe uczucie. Nie można powiedzieć, że Laura nie kochała Czarka. Świadczyć może o tym choćby ich ostatnie spotkanie w Warszawie, kiedy postanowiła spotkać się z młodzieńcem, mimo że ten podczas awantury uderzył ją w twarz.
Trzeba przyznać Laurze niezwykłą zdolność osiągania obranych sobie celów. Zobaczmy, że mimo wykrycia przez Barwickiego jej romansu z Czarkiem udało się jej doprowadzić do małżeństwa. Ciekawe jest to, że po ślubie kobieta nie chce już kontynuować romansu z Czarkiem, mimo że ich uczucia najwyraźniej nie wygasły. Nie wiadomo, co nią motywowało: strach przed gniewem męża bądź skandalem? pragnienie dochowania wierności, jakaś przemiana moralna? Laura pozostanie postacią nieodgadnioną, po trosze fatalną (sprowadziła na złą drogę Czarka, wręcz opętała go). Jednak trudno Laurę nazwać złą kobietą (choćby ze względu na szczere uczucie do Baryki), wydaje się po prostu uwikłana w sprawy, zrozumiałe jedynie dla pewnej klasy ludzi: arystokracji.
Karolina Szarłatowiczówa to jedna z najważniejszych osób spośród tych, które stanęły na drodze młodego Baryki. Karusia to urocza, ale nie pozbawiona wyrazistego charakteru kuzynka Wielosławskich. Dziewczyna straciła podczas rewolucji majątek na Ukrainie. Przez bolszewików zmarli również jej rodzice – matka w Warszawie, a ojciec „szczęśliwszy” w Kijowie. Teraz panna Szarłatowiczówna mieszkała u rodziny swego ojca, ponieważ tylko ich miała na świecie. W domu Wielosławskich zajmuje się miedzy innymi „gęsiami, krowami, cielętami, źrebiętami”, co raczył jej w żartach wypomnieć Hipolit zaraz po powrocie z wojny. W domu Wielosławskich była przez wszystkich kochana, szczególnie upodobał ją sobie ksiądz Anastazy.
Karusia to osoba młoda, mniej więcej równolatka Czarusia, a podobna do niego pod wieloma innymi względami. Młodych łączyły podobne przeżycia – rewolucja, śmierć rodziców. Karolina była jakby na miarę szyta dla Baryki: piękna, czysta, inteligentna, wygadana, ciepła, dumna, wesoła. Cezary nie pozostał nieczuły na wdzięki ślicznej panny, które objawiły mu się w pełnej krasie, pewnego poranka:
Drzwi się otwarły i weszła do sali jadalnej panna Karusia we własnej osobie – ale w jakimże dezabilu! Oto – po prostu w koszuli. (...) Miała na nogach bez pończoch wsunięte miękkie i mocno przydeptane pantofle, włosy rozpuszczone i – powiedzmy całą prawdę! – rozkudłane, które właśnie rozczesywała, a na sobie jedynie krótką koszulę, mocno powystrzyganą i koronkowo–przejrzystą u góry. Stanąwszy przed wielkim ogniem kominka panna Karusia poczęła wyczyniać rozmaite piruety i krygi – przechylać się i wyginać. (...) Podśpiewując i balansując czesała swe długie, pozłociste włosy. (...) Cezary był zachwycony tym widokiem, choć nie siedział w parterze, lecz w dalekiej loży. Nigdy nie miał przed oczyma kształtów kobiecych tak harmonijnie pięknych i młodzieńczo jędrnych.
Ta słynna scena wyraźnie przypominająca pierwsze spotkanie Tadeusza i Zosi z Mickiewiczowskiej epopei, właśnie poprzez tą analogię ci dwoje jeszcze bardziej wydają się czytelnikowi jakby stworzeni dla siebie. Mogliby być idealną parą „nowych ludzi”. Jednak zupełnie inaczej zostały poprowadzone ich losy. Cezarego i Karolinę zdążyło połączyć jedynie kilka pocałunków i czulszych rozmów, kiedy młody amant podjął potajemny romans z Laurą i całkowicie pochłonięty miłością do „wdowy-narzeczonej” zapomniał o Karolinie. Ta na swoje nieszczęście była już w nim zakochana, dość szybko zorientowała się, że jej ukochany ma już inną. Tylko ona wiedziała o całej sprawie, ale - zdaje się, że z wrodzonej dumy – nie zdradziła kochanków. Cierpiała potajemnie, choć rozdzierało jej serce. Po trosze to milczenie doprowadziło do jej śmierci – szesnastoletnia Wanda, szaleńczo zakochana w Czarku, uważając Karolinę za swoją rywalkę otruła ją strychniną. Dziewczyna umarła w wielkich boleściach, sprowadzając żałobę na cały dom.
Karolina to postać godna litości, stała się ofiarą własnej dumy i miłości. W nie mniejszy stopniu jest to ofiara Cezarego Baryki i jego nieodpowiedzialnego zachowania. Cezary zupełnie nie przewidywał konsekwencji swoich zachować, ani w stosunku do Karoliny, ani w stosunku do Wandy. Karolina budzi jeszcze więcej litości w czytelniku, gdy ten dowiaduje się o obojętności, z jaką Czaruś przyjął jej śmierć. Przejmujący wydaje się kontrast między czystością Karoliny a zakłamaniem Cezarego.
Pani Wanda Okszyńska miała skończonych szesnaście lat, a jednak nie mogła przeleźć z piątej do szóstej klasy szkoły państwowej w Częstochowie. Skończyło się na tym, że jej poradzono, ażeby sobie poszła na grzyby, gdyż z jej nauki nic nie będzie.
Wanda to postać nieco dziwna, wręcz lekko przerysowana. Chuda, z długimi rękami i nogami, długim warkoczem, przykuwała wzrok oczami o niezwykły głębokim wyrazie. Była pensjonarką, usuniętą ze szkoły za brak postępów w nauce. Niezrozumiana przez nikogo, spędza pewien czas w Nawłoci, u ciotki, która pracuje u Wielosławskich jako rządczyni. Dziewczyna, mimo pewnych uszczerbków na umyśle, posiadała pewien talent. Otóż ta zdawać by się mogło niedorozwinięta panienka potrafiła przepięknie grać na pianinie, wszyscy jej nauczyciele orzekali, że jest w tym względzie wprost genialna:
Owa panna Wanda jedno tylko miała na swe usprawiedliwienie: grała na fortepianie. Nic do jej głowy nie p r z y s t ę p o w a ł o, tylko ta muzyka. Mogła grać przez cały dzień, nic nie jedząc ani pijąc – mogła nie spać, a nawet nie wiedzieć, że żyje na świecie, byleby jej tylko pozwolono bębnić na fortepianie. Toteż i bębniła. Rodzice rujnowali się na wynajem pianina i na drogie honoraria dla m e t r ó w. Ci kręcili głowami i wszyscy, jak jeden, zapewniali: nadzwyczajna zdolność, zadziwiające ucho, niesłychana pamięć, istotny talent! Panny Wandzi nie wbijało to w ambit. Ona grała dla samej muzyki. Upijała się tą swoją „wyższą” muzyką niczym pijak gorzałką.
W Nawłoci panna Wanda otrzymała przyzwolenie na korzystanie z fortepianu stojącego w domu Wielosławskich. Przy tym to instrumencie nieszczęsna „oślica” spotkała pana Baryke, który dla ośmielenia dziewczyny zagrał z nią na cztery ręce „Tańce węgierskie”. Dziewczyna z miejsca zakochała się w Czarusiu.
Panna Wandzia po prostu zachorowała duchowo. Jej stan była to nieustanna tęsknota dochodząca aż do zupełnej nieprzytomności władz umysłowych. Młoda panienka żyła w jakimś błękitnym tumanie. Osoba Cezarego zatracała się i niemal rozpływała w łagodnej, powłóczystej chmurze.
Choroba dziewczyny okazała się niebezpieczna. Wanda miała w sobie coś zwierzęcego, niezwykłą czujność i intuicję, które pozwoliły jej szybko zlokalizować swoją rywalkę w walce o serce Czarusia. Wanda zapałała szczerą nienawiścią do Karoliny, szczególnie po tym, jak Cezary wykpił jej uczucia. Dziewczyna z rozpaczy dodała strychninę do soku Karoliny, powodując w ten sposób jej śmierć. Trudno ocenić, na ile Wanda uczyniła to pod wpływem chwilowej niepoczytalności, szaleństwa, a na ile był to efekt wielodniowych przygotowań i planów. Wanda nie została ukarana za swoją zbrodnię, wszystkiego się wyparła, a nie znaleziono przeciwko niej żadnych dowodów, nie umiano podać tez motywu (te znał tylko Cezary, który konsekwentnie milczał, nie chcą robić sobie dodatkowych kłopotów).
Panna Wanda to typowa bohaterka szalona, trudno ją z tego powodu oceniać. Nie wiadomo, gdzie się zaczyna, a gdzie kończy jej świadomość. Na pewno Wanda nie wzbudza sympatii w czytelniku, pełni rolę stanowczo negatywną. Jej talent i pasja sprawiają, że można ją postrzegać jak romantyczną, niezrozumianą artystkę, ale to w żaden sposób jej nie usprawiedliwia.
1. Rodzice bohatera.
2. Pracowita młodość Seweryna Baryki.
a. Brak specjalistycznego wykształcenia.
b. Tułaczka po Rosji.
c. Wrobienie sobie pozycji zawodowej.
3. „Niema” miłość Jadwigi Dąbrowskiej i Szymona Gajowca.
a. Szczęśliwe życie w Siedlcach.
b. „Posępna” miłość panny z dobrego domu i kancelisty.
c. Przybycie zamożnego konkurenta.
d. Szybkie zaręczyny.
e. Rozpaczliwy list od Gajowca.
f. Ślub Seweryna i Jadwigi
g. Wyjazd nowożeńców do Rosji.
4. Czaruś – ukochany syn Baryków.
a. Narodziny.
b. Rozpieszczanie i kształcenie syna.
1. Szczęśliwe życie w Baku.
a. Respekt syna wobec ojca.
b. Zajęcia gimnazjalisty.
2. Wybuch I wojny światowej.
a. Rozporządzenia ojca – depozyt w banku i skarb zakopany w ogrodzie.
b. Wyjazd ojca na wojnę.
c. „Wolność” Cezarego.
d. Lęki matki.
3. Rewolucji 1917 roku.
a. Nagły wybuch rewolucji.
b. Naiwny entuzjazm młodego rewolucjonisty.
c. Mityngi i publiczne egzekucje.
d. Głód i strach w mieście.
4. Walka Barykowej o przetrwanie ciężkich czasów.
a. Zmartwienia pani Jadwigi.
b. Tęsknota za mężem.
c. Wyprawy na wieś po jedzeni dla syna.
d. Przezorne przeniesienie w bezpieczne miejsce większej części skarbów pana Baryki.
5. Nowy – bolszewicki – porządek w Baku.
a. Ogłoszenie konfiskaty zakopanych skarbów.
b. Cezary wierny idei – oddanie skarbu ojca.
c. Nowi lokatorzy w domu Baryków.
d. Pierwsze otrzeźwienie Cezarego.
6. Zbliżenie syna do matki.
a. Dostrzeżenie poświęcenia matki.
b. Brak listów od ojca – wiadomość o zaginięciu.
c. Cicha pomoc syna.
d. Wyprawy do portu.
7. Śmierć pani Barykowej.
a. Oczekiwanie na powrót męża.
b. Spotkanie z księżną Szczerbatow- Mamajew i jej córkami.
c. Zaproszenie emigrantek na nocleg.
d. „Cenna” tajemnica księżnej.
e. Nocna rewizja.
f. Skazanie pani Jadwigi na ciężkie roboty.
g. Krótki pobyt w szpitalu, wyproszony przez syna-rewolucjonistę.
h. Powrót na roboty.
i. Śmierć.
j. Pochówek – brak obrączki ślubnej na palcu matki.
8. Samotność Baryki.
a. Utrata pokoiku.
b. Głód.
c. Bezcelowe szwendanie się po mieście.
9. 1918 – wojna Ormian z Tatarami.
a. Baryka żołnierzem.
b. Rzeź
c. Powrót do cywila, praca przy grzebaniu ofiar.
d. Ciało pięknej Ormianki.
10. Powrót ojca.
a. Pan Baryka w legionach polskich.
b. Długa podróż przez Rosję.
c. Baku – poszukiwanie rodziny.
d. Potajemne spotkanie syna i ojca.
e. Wizyta na grobie matki.
11. Wyjazd z Baku.
a. Kiepski stan zdrowia
ojca.
b. Wspólne mieszkanie i dorywcze prace.
c. Marzenia starego Baryki o walizce pozostawionej w Moskwie u przyjaciela.
d. Podróż incognito do Moskwy.
e. Moskwa – świeże ubrania i leki z walizki.
11. Długa podróż do Polski.
a. Pytania Czarusia.
b. Oczekiwanie na pociąg do Charkowa.
c. Wyczerpująca podróż przerywana remontikami.
d. Charków!
e. Kradzież walizki.
f. Oczekiwanie na pociąg do Polski – ciężka choroba ojca.
h. Pociąg do Polski – „nie ma miejsc”
g. Pomoc nieznajomego – podróż w ukryciu.
i. Wyczerpanie ojca – opowieść o szklanych domach.
j. Śmierć – potajemny pochówek w pobliskim miasteczku.
k. Polska!
1. Polska
a. Przekroczenie granicy.
b. Spacer po brudnym miasteczku – rozczarowanie Cezarego.
c. Przyjazd do Warszawy – przyjaźń z Gajowcem i studia medyczne.
2. 1920 – wojna polsko–bolszewicka.
a. Cezary po raz kolejny żołnierzem!
b. Walki, ciężki żywot żołnierski.
c. Przyjaźń Baryki z Hipolitem Wielosławskim.
d. Bohaterski czyn Baryki.
e. Koniec wojny.
f. Zwolnienie ze służby.
3. Wyjazd do Nawłoci „na odpoczynek”.
a. Ciepłe przyjęcie Baryki przez rodzinę Hipolita.
b. Powitanie Hipolita przez służbę – refleksje Bratyki.
c. Panna Karolina.
4. Życie w Nawłoci.
a. Rodzinna atmosfera.
b. Konne przejażdżki.
c. Śniadanka, obiadki, kolacyjki.
5. Panna Wanda.
a. Szkolne porażki gimnazjalistki.
b. Gniew ojca.
c. Wyjazd do Nawłoci.
d. Wypadek z perliczką.
e. Uzdolnienia muzyczne dziewczyny
– przyzwolenie na korzystanie z fortepianu Wielosławskich.
f. Duet z Baryką – potajemna miłość Wandy.
6. Panna Karolina.
a. Wzajemne odprowadzanie – początek flirtu.
b. Rozmowy – tragiczna historia życia Karoliny.
c. Pocałunki, gonitwy.
d. Miłość Karoliny.
e. Zazdrość Wandy.
7. Laura - „wdowa-narzeczona”.
a. Pierwsze spotkanie z Laurą – zauroczenie piękną kobietą.
b. Zapowiedź balu w Odolanach.
c. Baryka – pomocnik organizatorki.
d. Samotna przejażdżka bryczką – początek namiętnego romansu.
e. Potajemne spotkania kochanków.
8. Charytatywny bal w Odolanach.
a. Niezadowolenie Baryki z obecności narzeczonego Laury.
b. „Nieszczery” taniec z Karoliną.
c. Szalony występ Wandy
d. Potajemne wyjście kochanków.
e. Odkrycie romansu Laury i Cezarego przez Karolinę.
f. Ból panny Szarłatowiczówny.
g. Szalony kozak – zazdrość Wandy.
h. Koniec balu.
9. Nuda.
a. Dręczące myśli o Laurze.
b. Wyznanie Wandy – kpiny Baryki.
c. Wzmożona zazdrość szalonej pianistki.
d. Nocne spotkania Laury i Cezarego.
10. Śmierć Karoliny.
a. Strychnina w kompocie Karoliny (podanym przez Wandę).
b. Nagłe wezwanie Cezarego do umierającej Karoliny.
c. Oskarżenia księdza.
d. Śmierć Karoliny.
f. Rozpacz rodziny i obojętność Baryki.
g. Nieskuteczne śledztwo.
11. Koniec romansu.
a. Nocne schadzki.
b. Awantura z Barwickim.
c. Zranienie Barwickiego i Laury.
d. Wygonienie kochanka.
e. Rozpaczliwe krążenie po okolicy.
f. Wizyta na cmentarzu u Karoliny.
g. Rozmowa z księdzem.
12. Wyjazd do Chłodka.
a. Prośba do Hipolita.
b. Pobyt w chłodku.
c. Życie chłopów.
d. Wiadomość o ślubie Laury
e. Postanowienie o powrocie do Warszawy.
1. Nowe życie w Warszawie.
a. Mieszkanie w nędznej dzielnicy z Buławnikiem.
b. Powrót na studia medyczne.
c. Kłopoty finansowe - sprzedaż fraka.
2. Odnowienie przyjaźni z Gajowcem.
a. Prośba o pomoc.
b. Posada u Gajowca – praca nad książką
c. Rozmowy o dawnych czasach.
d. Koncepcja rozwoju państwa polskiego.
3. Komuniści.
a. Znajomość z Lulkiem
b. Spory ideowe.
c. Wizyta na konferencji komunistów – wątpliwości Baryki.
d. Biedota Warszawy.
4. Kłótnia światopoglądowa z Gajowcem.
5. Ostatnie spotkanie z Laurą.
a. List od kochanki.
b. Wyznania, przeprosiny.
c. Jednak koniec.
d. Wzburzenie Baryki.
6. Manifestacja robotników.
a. Lulek i Baryka na czele pochodu.
b. Policja.
c. Odłączenie się Baryki od pochodu.
Przedwiośnie rozpoczyna się słowami:
Nie chodzi tutaj – u kaduka! – o herb ani o szeregi przodków podgolonych, z sarmackimi wąsami i przy karabelach – ani wydekoltowane prababki w fiokach. Ojciec i matka – otóż i cały rodowód, jak to jest u nas, w dziejach nowoczesnych ludzi bez wczoraj. Z konieczności wzmianka o jednym dziadku, z musu notka o jednym jedynym pradziadku. Chcemy uszanować nasyconą do pełna duchem i upodobaniem semickim awersję ludzi nowoczesnych do obciążania sobie pamięci wiadomościami, w którym kościele czy na jakim cmentarzu dany dziadek spoczywa.
Głównym bohaterem powieści jest Cezary Baryka, syn Seweryna Baryki i Jadwigi Dąbrowskiej, „rodem z Siedlec”. Pani Barykowa, chociaż od wielu lat podróżowała z mężem i synem po całej Rosji, nie nauczyła się dobrze mówić po rosyjsku, czym czasem przysparzała mu kłopotów. Gdziekolwiek by się nie znajdowała, myślami zawsze była w Siedlcach. Istotne było dla niej tylko to, co wiązało się z ukochanym miastem oraz najbliższymi – mężem i synem. Seweryn Baryka nie posiadał specjalistycznego wykształcenia, parał się różnymi zajęciami. Robił wszystko, co przynosiło odpowiedni dochód, a nie wymagało łamania zasad przyzwoitości. W ten sposób pan Seweryn, pnąc się po szczeblach kariery osiągnął niezłą pozycję. Nie roztrwaniał jednak pieniędzy, ale inwestował w kosztowności: dywany, meble, książki, które nie zawsze służyły do czytania. Spośród tych ostatnich wyróżniała się jedna – pamiętnik z wojny 1831 roku, w którym pojawiało się nazwisko jego pradziada – Kalista Grzegorza Baryki. Książka zawierała informację, że w wyniku powstania protoplasta rodziny Baryków stracił cały majątek:
Tekst wiadomości o tym fakcie, podany sucho, bez tkliwości, lecz szczegółowo, był z obu stron kartki zakreślony przez syna owego dziada Kaliksta a ojca Seweryna. Dwaj ostatni z powołanej wyżej Sołowijówki z przyległościami posiadali już tylko wersję przytoczoną w broszurze oraz ustnie podawaną legendę. Sołowijówka stała się mitem rodzinnym, klechdą, podawaną w coraz to innej postaci, o czymś dalekim, sławnym, dostojnym, przeogromnym.
Z czasem Baryka i jego rodzina przenieśli się do Baku. Żona tęskniła wciąż za krajem, chciała wracać. Mąż przychylał się do tego pomysłu, marząc o domu na Wisłą, ale wciąż nie umiał opuścić świetnie płatnej posady i kraju, w którym dobrobyt był w zasięgu ręki. Państwo Barykowie całą miłość i majątek inwestowali w jedynego syna – Czarusia. Mimo iż rodzice pielęgnowali w chłopcu polskość, to wpływ szkoły spowodował, że Czaruś o wiele lepiej mówił po rosyjsku niż po polsku.
Czaruś dostał był właśnie promocję z klasy czwartej do piątej i skończył czternasty rok życia, gdy Seweryna Barykę jako oficera zapasowego powołano do wojska. – Wojna wybuchła. – Szybko, w ciągu paru dni, idylla rodzinna została zdruzgotana.
Cezarek wraz z matką odprowadził ojca na statek do Astrachania. Tylko przez chwilę poczuł jakiś przejmujący smutek z powodu odjazdu pana Seweryna, przede wszystkim cieszyła go swoboda, jakiej teraz mógł zaznać. Całe wakacje włóczył się z kolegami po Baku i chuliganił. Po powrocie do szkoły wciąż bojował z belframi, przeciwstawiał się uciskowi, wagarował. Matka drżała o syna, nie umiała nad nim zapanować, nie wiedziała, jak go zatrzymać w domu. Całe noce czuwała nad jego snem. W te bezsenne noce pani Jadwiga uciekała myślami do Siedlec i do Szymona Gajowca – swojego dawnego ukochanego. Ich miłość była równie pełna, wspaniała, jak niema. Nigdy nie usłyszała od Szymona wyznania, ale dobrze wiedziała o uczuciu, jakie do niej żywił. Ich związek był z góry skazany na przegraną – Gajowiec był biednym kancelistą, a Jadwiga panną z bogatego domu. Gdy jako konkurent pojawił się Seweryn, wydano mu ją za mąż. Gajowiec wysłał do niej list, w którym błagał o rezygnację z małżeństwa. Pani Jadwiga podarła go wtedy, ale słowa Gajowca wciąż były dla niej jak wyrzut sumienia. Tymczasem pan Seweryn pisał z frontu dość często.
„Był na linii bojowej, gdzieś w Prusach Wschodnich, ponad Mazurskimi Jeziorami. Listy jego były jednostajne, niemal urzędowe, suche i zawierające zawsze te same zwroty.”
Żona ukrywała przed mężem złe zachowanie syna i chwaliła urwisa. Seweryn słał wtedy pochwały dla syna, które powodowały w Czarku chwilową, ulotną skruchę. Raz tylko – śpiewając solo „starą, pospolitą pieśń” w kościele - Cezary poczuł szczerą tęsknotę za ojcem, którą jednak szybko zrównoważyła świadomość, że kiedy głowa rodziny powróci, skończy się słodka, chłopięca swoboda.
Seweryn nie zostawił rodziny bez zabezpieczenia finansowego, część pieniędzy zakopał wraz z biżuterią w piwnicy „na wszelki wypadek”, część ulokował na koncie bankowym. Cezary wiedział dobrze, jak wykorzystać te pieniądze: spełniał każdą swoją zachciankę, bez problemu przekonując matkę do swoich pomysłów. Właściwie to Cezary teraz rządził w domu. Jego beztroskę przerwał dopiero brak wieści z frontu. W pewnym momencie listy ojca stały się coraz rzadsze, aż w końcu zupełnie przestały przychodzić. Nikt nie wiedział, gdzie się znajduje major „Siewierian Griegoriewicz Baryka”. Rozpacz żony żołnierza była ogromna.
Rok 1917 przyniósł rewolucję – choć nikt jeszcze nie wiedział do końca co to znaczy. Największym rewolucjonistą czuł się Cezary, który wsławił się tym, że złoił laseczką po uszach dyrektora gimnazjum, za co otrzymał „wilczy bilet” do wszystkich szkół w państwie. Chłopak i tak nie chciał już chodzić do żadnej szkoły. Rewolucja rozgorzała na dobre, miasto zostało przejęte przez komisarza rewolucyjnego, brakowało żywności, banki przestały dokonywać wypłat, a Ormianie i Tatarzy – dwa odwiecznie wojujące ze sobą ludy Baku – zaprzestali walki i korzystali z sytuacji. Cezary był coraz bardziej zafascynowany rozgrywającymi się na jego oczach przemianami - chodził na wiece i publiczne egzekucje, Potem dzielił się wrażeniami z matką, która starała się uzmysłowić synowi niegodziwość rewolucji. Młodego zapaleńca napawało to gniewem.
W niedługim czasie władze wydały dekret o konfiskacie ukrytych skarbów oraz mieszkań. Cezary „w imię idei” oddał skarb zakopany przez ojca w ogrodzie, nie wiedział jednak, że przezorna matka wcześniej wykopała jego większą część i umieściła w nowej kryjówce. Kobieta co jakiś czas jeździła na wieś i za bajońskie sumy kupowała trochę mąki, by upiec synowi chleb (na rynku dostępne były tylko ryby i kawior). Po tym jak obcy ludzie zamieszkali w domu Baryków, pozostawiając im tylko najmniejszy pokój, Cezary powoli zaczął zmieniać myślenie. Dostrzegł w końcu poświęcenie i wyczerpanie matki, odkrył jej potajemne wyprawy na wieś. Postanowił poprawę, zaczął pomagać matce, mówiąc przy tym, że tak teraz trzeba, bo w nowych czasach wszyscy muszą pracować. Oboje zbliżyli się wtedy do siebie, chodzili razem do portu szukać wśród podróżnych Seweryna. Cezary nie wyjawił matce, że urzędnicy zawiadomili go o śmierci ojca. Na przekór temu wciąż miał nadzieję na jego powrót.
Podczas wypraw do portu Czarek patrzył z politowaniem i pogardą na tych, którzy uciekali przed rewolucją. Pewnego razu Barykowa dostrzegła w tłumie uciekinierów pięć obdartych i wyniszczonych kobiet. Z wrodzonej litości podeszła do nich i zaczęła rozmowę. Okazało się, że były to księżna i księżniczki Szczerbatow-Mamajew. Kobietom odebrano cały majątek i przez długi czas przetrzymywano je w więzieniu. Pani Jadwiga zaprosiła emigrantki do swojego pokoju. Kiedy księżniczki już spały, księżna zwierzyła się Barykowej, że ma przy sobie ukryte wokół nóg cenne bransolety, które nieustannie ją ranią. Pani Jadwiga pomogła księżnej zdjąć biżuterię i ułożyła ją na piecu. Niestety w nocy wpadli z rewizją rewolucjoniści (emigrantki musiały być śledzone), zabrano skarby, kobiety wysłano do więzienia, a panią Barykową skazano na ciężkie roboty, które ostatecznie doprowadziły do jej zgonu. Cezary próbował pomóc chorej matce, ale jedyne, co udało mu się wyjednać to krótki pobyt w szpitalu oraz pochówek w pojedynczej mogile na katolickim cmentarzu. Było to i tak dużo, bo matka miała zostać pochowana we wspólnym grobie dla kontrrewolucjonistów.
Po śmierci matki Cezary po raz pierwszy w życiu poczuł się samotny. W urzędzie dowiedział się, że ojciec dawno przeszedł na stronę wroga, wstępując do polskiego oddziału, a tam na pewno już dawno zaginął. Chłopakowi odebrano też ostatni pokój w starym mieszkaniu. Cezary tęsknił za matką, chodził często na cmentarz i tłumaczył umarłej z miłością i cierpliwością zawiłości rewolucyjnej ideologii. Nie chciał być ciemiężycielem ludu, nie chciał pić wina, chodzić po luksusowych dywanach i nosić pięknej odzieży. Tymczasem w Baku nadchodziły kolejne zmiany.
Rewolucja upadła, za to rozpętała się wojna Ormian z Tatarami. Młody Baryka mieszkał teraz w piwnicy swego starego domu wraz z kilkoma towarzyszami. Przymierał głodem, chodził prawie nagi i wciąż czekał, aż jakiś pocisk trafi właśnie w niego. Codziennie patrzył na śmierć – egzekucje, mordy i napaści. Śmierć stała mu się zupełnie obojętna, włóczył się po najniebezpieczniejszych zakątkach miasta. Latem 1918 roku Cezary trafił do broniącej Baku armii ormiańskiej. Jesienią kazano mu już wracać „do domu”, Tatarzy zwyciężali.
(...) nastało zaprawdę piekło na tym dymiącym padole. W ciągu czterech dni Tatarzy wzięli odwet mordując siedemdziesiąt kilka tysięcy Ormian, Rosjan i wszelkich innych, jacy się na placu znaleźli, a byli podejrzani o sprzyjanie Ormianom.
Cezary ocalał cudem, dzięki polskiej legitymacji. Turcy zabrali go ze sobą i zatrudnili do pracy przy uprzątaniu trupów z pobojowiska. Po ormiańskiej rzezi miasto spływało krwią. Cezary przyzwyczaił się do widoku trupów, ale pewnego dnia coś go poruszyło. Zobaczył ciało młodej, pięknej Ormianki i wtedy, w cichej rozmowie z umarłą, pojął w pełni okrucieństwo rewolucji i wojny. Baku było teraz pełne żebraków i głodujących, którzy szukali jakiegokolwiek jedzenia w pobliżu obozowiska tureckiego. Wśród nich Cezary dostrzegł dziwnego brodatego i kudłatego chłopa. Nie wiedział dlaczego właśnie na niego zwrócił uwagę. Łachmaniarz śpiewał dziwną piosenkę brzmiącą jakby: „Czaruś, Czaruś...”. Cezary podszedł i rozpoznał w brodaczu ojca. Okazało się, że Seweryn Baryka przybył odnaleźć rodzinę. Wcześniej walczył w legionach polskich, a teraz ukrywał się. Mężczyźni umówili się na nocną schadzkę i wyprawę na grób matki Cezarego.
Turcy na mocy postanowień traktatu wersalskiego zostali zmuszeni do opuszczenia Baku. Spokój jednak nie trwał długo, bo wkrótce w mieście pojawili się bolszewicy. Tymczasem syn i ojciec gotowali się do wyjazdu. Zbierali pieniądze, ubrania. Seweryn marzył o walizce, słynnym pakunku wojennym (znajdowała się tam między innymi ukochana książka Baryki), który zostawił w Moskwie u przyjaciela. Ojciec Cezarego nie czuł się najlepiej, na ciele miał wiele blizn po odniesionych ranach. Najbardziej doskwierała mu rana głowy.
Wyruszyli w zimie na statku zdążającym do Carycyna jako dwaj robotnicy, którzy pracowali w kopalniach nafty, a teraz wskutek przewrotów i zawieszenia robót wracają do siebie, do Moskwy. Mieli fałszywe paszporty, wydane im przez pewne czynniki sprzyjające sprawie ich powrotu. Odziani w typową odzież robotniczą, mówiący pomiędzy sobą doskonałą ruszczyzną, której arkana posiadali w stopniu niezrównanym, ostrzyżeni w sposób obrzędowy, byli doskonałymi „towarzyszami” nowego porządku rzeczy na rozłogach sowieckich.
Gdy wysiedli ze statku, przez długi czas jechali pociągiem towarowym. Podróż była ciężka i długa, przerywana wieloma postojami. Młody Baryka wiedział, że jadą z ojcem po walizkę. Zastanawiał się, co zrobią potem. Okazało się, że celem podróży jest Polska. Seweryn opowiedział synowi o swoim kuzynie, lekarzu, który porzucił praktykę, by budować nad Bałtykiem nową cywilizację – cywilizację „szklanych domów”. Czystą, tanią, zelektryfikowaną, bez chorób i biedy. W Polsce nawet „burżuje” wolą mieszkać w szklanych robotniczych domach niż w swoich dawnych, pełnych przepychu kamienicach czy willach. Cezary odnosił się do nowej cywilizacji z lekkim niedowierzaniem, zdaniem młodego rewolucjonisty najpierw trzeba zniszczyć źródło zła (burżujstwo), a dopiero potem budować nowy, lepszy świat.
W Moskwie panowie przeobrazili się w „prawdziwych ludzi”. Walizka zawierająca bieliznę, leki, mydło i pamiątkę po dziadku Kalikście okazała bezcennym skarbem. Z Moskwy syn i ojciec wyruszyli pociągiem do Charkowa. Ten odcinek sprawiał wrażenie jeszcze trudniejszego niż poprzedni. Pociąg wyładowany był Polakami udającymi się do ojczyzny z różnych zakątków Rosji. Większość miała ze sobą cały swój dobytek. Maszynista co jakiś czas zatrzymywał pociąg na mały remontik (remoncik), który trwał tak długo, dopóki maszynista nie otrzymał odpowiedniej zapłaty. Ostatni postój wypadł „dziesięć wiorst przed Charkowem”, wtedy duża część pasażerów (również Barykowie) postanowiła dotrzeć do miasta na piechotę.
W Charkowie nie dość, że musieli długo czekać na pociąg do Polski, to jeszcze ukradziono im walizkę z cennym dobytkiem. Obaj znowu imali się najróżniejszych prac, żeby nie umrzeć z głodu. W końcu, po kilku tygodniach oczekiwania, rozeszła się wiadomość o przybyciu pociągu jadącego do Polski. Okazało się jednak, że pociąg jest już przeładowany i nikogo z Charkowa nie zabierze. Barykowie się nie poddawali, wyczekiwali na stacji dzień i noc, dopóki nie udało im się wsiąść do pociągu. Dostali się do wagonu tylko dzięki pomocy nieznajomego, który ulitował się nad nimi. Ukrywali się pod kożuchami. Niestety z ojcem było coraz gorzej, był bardzo chory i wyczerpany. W niedługim czasie zmarł, nakazując wcześniej synowi, by nie oglądał się na niego i podążał konsekwentnie do Polski, a tam odnalazł Szymona Gajowca, dawnego przyjaciela matki, który z pewnością mu pomoże.
Ojca wyniesiono podczas jednego z kolejnych remontików z wagonu i pochowano pod kościołem w niedalekim miasteczku. Okazało się, że ubrany na czarno nieznajomy to ksiądz.
Dalsza droga naznaczona była ciągłymi rewizjami i okrucieństwem żołnierzy, Baryka nie mógł zrozumieć, dlaczego przedstawiciele rewolucji tak dręczą biednych ludzi – przecież to żadni burżuje, żadna arystokracja, ale zwykli robotnicy. W końcu ukazała się granica, wypuszczono podróżnych z wagonów. Pierwsze, co ujrzał młody Baryka po przekroczeniu granicy, to zrujnowane, brudne miasteczko. Zaczynało się przedwiośnie i wszędzie było pełno grząskiego błota. Czarek był bardzo zawiedziony takim widokiem Polski, która miała być przecież, zgodnie z tym, co mówił ojciec, krajem dobrobytu.
„Gdzież są twoje szklane domy? – rozmyślał brnąc dalej. – Gdzież są twoje szklane domy?...”
Dotarłszy do najrdzenniejszej Polski, bo do stolicy – Warszawy – ani po drodze, ani w tym mieście Cezary Baryka nie znalazł szklanych domów. Nie śmiał o nie nawet nikogo zapytać. Zrozumiał, że zmarły ojciec boleśnie zeń przede śmiercią zażartował sobie. Jednak – być może pod wpływem tej tak naiwnej legendy, a być może pod wpływem głównego jej bohatera, „kuzyna Baryki”, Cezary postanowił wstąpić na medycynę w Warszawie. Nie miał swych bakińskich papierów, lecz po egzaminie dość pobieżnym został przyjęty i począł chodzić na wykłady. Z zapałem krajał truposze, uczył się osteologii, chemii, botaniki itp. Zawarł nowe znajomości z „Polakami” i dość sobie w tych nowych ludziach podobał, choć go nieraz swą „nieszczerością” ranili.
W Warszawie Cezary przebywał pod opieką Gajowca, który był teraz ważnym urzędnikiem w formującym się Ministerstwie Skarbu. Mężczyzna znalazł dla Baryki odpowiednią posadę, poza tym obdarzył go przyjaźnią. Przyznał się młodzieńcowi, że niegdyś kochał jego matkę i chętnie słuchał opowieści o nieboszczce. Niestety, niebawem wybuchła wojna polsko-bolszewicka i Baryka podobnie jak inni jego koledzy poszedł walczyć, choć nie do końca pragnął bić się z Sowietami. Do wstąpienia do wojska zachęcił go powszechny entuzjazm Polaków, którzy z wielkim zapałem i poświęceniem szli bić się z najeźdźcą. Cezary okazał się świetnym żołnierzem, szybko zyskał szacunek kolegów.
W kompanii zaprzyjaźnił się specjalnie z pewnym młodzieńcem, również studentem Warszawskiego Uniwersytetu a obecnie tęgim żołnierzem, imieniem Hipolit, nazwiskiem Wielosławski. W pewnej przygodzie w okolicach Łysowa pod Łosicami Cezary wyratował tego Wielosławskiego z opresji. W potyczce Wielosławski wpadł między bolszewików, został poźgany bagnetami, potłuczony kolbami i porzucony w lesie zwanym Rogacz. Cezary, nie znalazłszy go w kompanii, wrócił się co tchu do lasu, wyszukał kolegę, wziął go na ramię i odniósł między swoich.
Hipolit nie zapomniał przysługi przyjaciela. Kiedy w niedługim czasie wojna się skończyła i obaj zostali zwolnieni ze służby, zaprosił go do swojego rodzinnego domu, który znajdował się w Nawłoci niedaleko Częstochowy.
Cezary i Hipolit jechali do posiadłości najpierw pociągiem, potem bryczką brawurowo powożoną przez młodego panicza. Szalona jazda została przerwana wywrotką, na szczęście nikomu nic się nie stało. Obu panów z radością powitało liczne nawłockie towarzystwo:
Hipolit przedstawił Barykę zebranym na ganku. Ten kłaniał się wielekroć, całował rękę damy starszej, jak się okazało, matki Hipolita, podawał rękę do uścisku młodemu księdzu, jak się okazało, przyrodniemu bratu Hipolita, młodej pannie, Karolinie Szarłatowiczównie, jego siostrze ciotecznej, oraz starszemu panu, wujowi Skalnickiemu. Wszyscy bardzo przychylnie witali „tego” Barykę, przypatrywali mu się z ciekawością, jak na „wyższe” towarzystwo dość prowincjonalną, a nawet zaściankową. Cezary robił swobodnego i światowca, choć wspomnienie o powalanych ineksprymablach i zrujnowanym kołnierzu stawało mu na przeszkodzie w zadawaniu szyku.
Zapanował gwar, przedrzeźniano się, żartowano wesoło, wypytywano o wszystko przybyłych żołnierzy. Następnie stary służący Maciejunio podawał do stołu, a towarzystwo wciąż rozmawiało. Baryka wypytywany o różne szczegóły, opowiadał o śmierci rodziców. Czaruś został bardzo ciepło przyjęty przez Wielosławskich:
Jeszcze obiad do swej połowy nie dobiegł, a już Cezary – „Czaruś” – pił bruderszaft na śmierć i życie z księdzem Nastkiem, z wujciem Michasiem, a nawet trącał się kieliszkiem z obydwiema podstarzałymi ciotkami i młodocianą panną Karusią. Gorszyło to cokolwiek starszą panią, matkę rodu, ale tego wieczora wszelki porządek z zawias się wyrwał i wszelka dystynkcja została zniweczona.
Odurzeni alkoholem goście wyszli przed ganek, gdzie służba witała ukochanego Hipolita. Gdy wieczorna zabawa już się zakończyła, Cezary został odprowadzony do „Arianki” przez pannę Karolinę. Młodzieniec czarował piękną, ale nieugiętą dziewczynę. Następnego ranka, wychodząc na dziedziniec, ujrzał inną pannę, uciekającą przed rozwścieczoną perliczką. Rozbawiony Czaruś poszedł do dworu, licząc na spotkanie z Karoliną. Spotkała go miła przygoda – ujrzał pannę w negliżu, pląsającą przy kominku. Jak Mickiewiczowska Zosia, tak panna Karolina czmychnęła wystraszona przez zachwyconego obserwatora. Potem do obiadu chorowała.
Tymczasem Czaruś i Hipolit wybrali się na poranną przejażdżkę, podczas której spotkali wdowę Laurę Kościeniecką z narzeczonym. Sąsiadka zaprosiła młodzieńców na śniadanie. Niezwykłej urody kobieta zrobiła na Baryce ogromne wrażenie. Po powrocie do Nawłoci panowie usłyszeli muzykę – to panna Wanda Okszyńska grała na fortepianie. Ofiara perliczki została wysłana na wieś przez matkę, po tym jak nie zdała do szóstej klasy, narażając się tym bardzo ojcu. Wanda mieszkała teraz u ciotki, która pracowała u Wieloslawskich. Jedyną rzeczą, do której miała prawdziwy talent, była właśnie gra na fortepianie, dlatego państwo Wielosławscy pozwalali jej korzystać z nawłockiego instrumentu. Młodzieńcy, gdy tylko usłyszeli jej grę, postanowili poznać młodą wirtuozkę. Speszona, przestała grać, ale zachęcona przez Cezarego, który zaproponował grę na cztery ręce, ośmieliła się zupełnie. Po skończeniu utworu uciekła.
Tymczasem zasiadano do obiadu. Podawała panna Karolina. Cezary dostrzegł oschłość, z jaką się do niego odnosiła. Potem zorganizowano przejażdżkę, w której wzięli udział Czarek, Karolina, ksiądz Atanazy i Hipolit. Cezary myślał o Żydzie i chłopach, których mijali po drodze. Kiedy towarzystwo dojechało do dworku w Chłodku, Cezary i Karolina poszli razem nad staw. Tam Karolina opowiedziała nowemu przyjacielowi o losie swych rodziców, którzy zginęli „od bolszewików”:
Matka umarła w Warszawie z wyczerpania sił , w ciężkiej biedzie. Ojciec szczęśliwszy, bo zaraz po wyjściu z więzienia w Kijowie.
Baryka wyznał Karolinie, że chciałby zostać młynarczykiem lub pisarczykiem w Chłodku, na co ona odpowiedziała drwiną i zdziwieniem.
Ludzi bym tu chciał poznać. Własnymi oczyma zobaczyć wszystko. Tych prostych. Chłopów, Żydów, robotników, rzemieślników, rybaków, pracowitych i urwipołciów, dobrych i złych, mądrych i głuptasów. Chciałoby mi się gadań o ich życiu. Nażyć się z nimi!
Z planu zostania pisarczykiem nic jednak nie wyszło. Hipolit wytłumaczył bowiem przyjacielowi, że ośmieszyłby siebie i jego, przyjmując taką posadę. Mimo to Baryka w chwilach wolnych od śniadań, obiadów i kolacji chodził do stodół i poznawał chłopskie życie. W tym czasie ulubioną rozrywką domowników stało się zbieranie i segregowanie jabłek. Zajęcie to było bardziej zabawą niż pracą:
W tych to zabawach strychowych, gonitwach i skokach poprzez pełne sąsieki i góry jabłek zdarzało się Cezaremu dopadać panny Karoliny, chwytać ją i trzymać w objęciach. Raz nawet zdarzyło mu się trzymać ją znacznie dłużej, niż nakazywały okoliczności i prawo zwycięstwa – tudzież zdarzyło mu się dotknąć w przelocie ustami jej policzka, różowego i świeżego jak jabłko najkraśniejsze i najwonniejsze. Po tym ostatnim wypadku nastały kwasy, dąsy, parogodzinne: „stanowczo nie rozmawiam z panem” – lecz nadeszło również i ułaskawienie z zastrzeżeniem najmocniejszego usiłowania poprawy.
Tymczasem pani Laura, by zebrać pieniądze na protezy dla ofiar wojny, urządzała wielki piknik charytatywny. Oczywiście do pomocy w pracach organizacyjnych zatrudniła również młodego Barykę, który, w związku ze zbliżającym się balem, miał jeden podstawowy problem – nie posiadał niezbędnego na taką okazję fraka. Wiedział o tym wspaniałomyślny Hipolit, który potajemnie zafundował przyjacielowi strój, zamawiając go u częstochowskiego „mistrza Poola”. Kiedy Cezary, odkrywszy podarek, przymierzył frak i z upodobaniem przeglądał się w lustrze, dostrzegł pannę Karolinę. Uchylił drzwi i zwabił ją do swego pokoju, gdzie obdarował ją namiętnymi pocałunkami. Dziewczyna początkowo opierała się, ale potem uległa. Całą scenę oglądała z ukrycia panna Wanda, która od czasu wspólnej gry na fortepianie potajemnie kochała się w Czarku. To była istna choroba, która z jednej strony odbierała jej zdolność rozumnego myślenia:
Ten widok cisnął w nią jakby oszczepem diabła i utkwił w piersiach jak grot o trzech węgłach, którego już z piersi nic wydrzeć nie zdoła. Zaciskała oczy, zamierała, konała od tego widoku. Pakowała sobie całą chustkę w usta, żeby nie skomleć i nie szczekać, gdy się to widowisko wciąż i wciąż przed jej oczyma roztwierało.
Któregoś razu Cezary znalazł się sam na sam z Laurą w Odolanach. Młodzieniec nie miał jak wrócić do Nawłoci, więc pani Laura zaproponowała mu, ze go podwiezie. Zanim wsiedli do bryczki, Czarek zapewnił swoją wybawicielkę, że z nią będzie najwięcej tańczył w czasie balu, nie bacząc na zazdrość jej narzeczonego. W bryczce niewinny flirt przerodził się w płomienny romans:
Konie gnały szeroką, piaszczystą drogą alei. Światła latarni rzucały nagłe strzały popłochu między wielkie pnie lip i topoli. Kareta na wybojach kołysała się to tam, to sam, jak łagodna kolebka. Czarne jej pudło i lustrzane okna, zasłonięte firankami, rzucały tajemnicze lśnienia i przecinały noc jesienną, która szybko zeszła na mokre łąki i zwiędłe pola. W tej dzikiej niespodziance rozkoszy, w niebezpieczeństwie, w locie pośród pól, w kołysaniu i drżeniu była otchłań radości obojga przygodnych kochanków. Oszaleli do cna od nagłej pasji, marzyli o rozkoszy swej, doświadczając jej w pełni. Pocałunki ich i pieszczoty były bezdenne jak ta noc, pełne potęgi niewyczerpanej jak fuga koni niosących się w przestrzeń.
Cezary nie mógł zrozumieć, czemu Laura wychodzi za człowieka, którego nie kocha. Kochanka obiecała mu to później wyjaśnić. Rozstali się. Ale w kilka dni później Cezary odwiedził Laurę w jej domu, kiedy akurat był tam również Barwicki. Zuchwały kochanek przeczekał jego wizytę i spędził noc z Laurą.
Tymczasem przygotowania do balu dobiegły końca i nadszedł czas wspanialej zabawy. Baryka był tego dnia wyraźnie zadowolony ze swego wyglądu, patrząc w lustro stwierdził, że wygląda „cwanie”. Tak wystrojony udał się na fetę, podczas której nie spuszczał z oczu Laury. Pani Kościeniecka wyglądała tego dnia jeszcze bardziej olśniewająco niż zwykle. Niestety, towarzyszył jej Barwicki. Kiedy zjawiły się panny z Nawłoci, Cezary poprosił pannę Karolinę do shimmy. Karolinie serce mocniej zabiło, ale Baryka myślał tylko o Laurze.
Podczas zabawy pito toasty, tańczono i prowadzono liczne konwersacje. Wspaniałym urozmaiceniem okazał się występ Wandy, która popisowo zagrała na fortepianie. Kiedy była pensjonarka rozpoczęła „jedną z ostatnich sonat Beethovena”, Laura potajemnie skinęła na Cezarego i kochankowie wykradli się do ogrodu. Dostrzegła to Karolina, od jakiegoś czasu bacznie obserwująca niepokojące zainteresowanie ukochanego inną. Teraz, kiedy odkryła ich tajemnice, była zdruzgotana i zraniona. Najgorsze, że kiedy weszła z powrotem do sali balowej, wywołano ją, by zatańczyła kozaka. Prowokacyjnie poprosiła do tańca Barykę. Wyglądali razem imponująco, co zauważyła chora z zazdrości Wanda:
Przymrużone jej oczy mierzyły każdy skok Cezarego i Karoliny i liczyły każdy uśmiech obojga.
Nad ranem wszyscy powrócili do Nawłocia. Po pikniku nastały dni nudne. Baryka wciąż szukał pretekstu, by odwiedzić Laurę, by wymknąć się do niej choć na chwilę. Nudę i zniecierpliwienie zabijał między innymi grą na cztery ręce z Wandą, która podczas jednego z ich wspólnych koncertów wyznała mu miłość, jednak została odrzucona. To zdarzenie jeszcze podsyciło szaleńczą zazdrość o Karolinę.
Pewnego dnia, gdy Cezary wrócił do domu Hipolita z wyprawy, zastał wiadomość, że jest wzywany do Karoliny. Przybiegł ksiądz, powiadamiając go, że panienka umiera i chce się przed śmiercią widzieć właśnie z Baryką. Ksiądz Anatazy dodał, że wie o jego „grzechach”. Cezary wpadł do pokoju Karoli, która leżała na łóżku, wijąc się bólu.
W pokoju nie było nikogo. Z nagła wszedł ksiądz Anastazy. Szlochając, gestem nie znoszącym przeczenia wsunął prawą rękę Cezarego w zimną, drgającą dłoń Karoliny, okręcił obiedwie ręce stułą i począł szepcąc łacińską modlitwę kreślić znaki krzyża nad tymi rękami związanymi.
Twarz Karoliny złagodniała. Światło białe przez nią przeleciało. Wśród nadludzkich, widać, boleści przebił się uśmiech. Gościł przez chwilę na wargach czarnych jakby z żelaza. Cezary nachylił się i złożył pocałunek na wargach, których pierwszy dotknął ustami – i ostatni. Odskoczył, bo usta te bezwładnie się rozchyliły i, wśród jęku potwornego, cały język spomiędzy nich się na zewnątrz wywalił. Jeszcze raz, drugi, jęk się powtórzył – i wszystko ustało dziwnie raptownie. Lekarz przyłożył ucho do piersi Karoliny. Długo słuchał. Strzepnął palcami, podniósł się i począł sprzątać swe statki, szukać porzuconego paltota i kapelusza. Karolina umarła.
Ksiądz Anastazy, który spowiadał Karolinę przed śmiercią, oświadczył, że to nie było samobójstwo. Truciznę podała Wanda, ale nie było na to dowodów. Cezary mógł właściwie ujawnić motyw, który pogrążyłby morderczynię, ale był zbyt zajęty romansem z Laurą. Poza tym nie chciał ujawniać swoich zalotów do Karoliny. Baryka zachowywał się, jakby zupełnie nie był poruszony śmiercią Karusi.
Pewnej nocy, tuż przed Bożym Narodzeniem, młody amant jak zwykle biegł przez pola do domu swej kochanki, tym razem jednak czekał tam na niego wściekły narzeczony – Barwicki. Doszło do awantury, Cezary zranił Barwickiego, za co kochanka wyrzuciła zdezorientowanego młokosa z domu.
– Wyjdźże pan stąd! Wyjdź stąd! Wyjdź stąd!
– Dobrze. Pójdę. Zaraz pójdę. Chciałem tylko...
Nie wiedząc, co już gada, dorzucił:
– Chciałem wam, mili, poprawni narzeczeni, dać moje błogosławieństwo na nowe, zyskowne gospodarstwo.
To mówiąc smagnął Laurę szpicrutą poprzez twarz i rozstawione ręce. Po czym ze szpicrutą w ręce wyszedł.
Po tym wszystkim zrozpaczony i oszołomiony Baryka włóczył się po polach, rozmyślając chaotycznie o ostatnich wypadkach. Nieświadomie dotarł na grób Karoliny, gdzie spotkał księdza Anatazego. Mężczyźni starli się. Ksiądz zrzucił na Cezarego winę za śmierć panny Szarłatowiczówny. Cezary nie pozwolił mu rozporządzać swoim sumieniem. Udał się do swego pokoju w domu Wieloslawskich. Tam naszedł go Hipolit, chcący pomóc przyjacielowi. Ten jednak nie chciał zdradzić, co się z nim dzieje. Hipolit pozwala mu wyjechać na jakiś czas do Chłodka, dodając jednak:
Ech, ty głupcze! Ty dardanelski ośle! Zmarnowałeś Karusię! Uradziliśmy byli tutaj w rodzinie, żeby Karusię jakoś wyposażyć. Postanowiliśmy dać jej ten Chłodek w posagu. Zdawało się, że ty ją lubisz. Marzyłem: pobiorą się, osiądą na tym Chłodku. Myślałem, że będziemy przez życie nasze sąsiadami. Ech, ty głupcze!...
Następnego dnia Cezary wyjechał do Chłodka, odprowadzany tylko przez Hipolita, bo reszta domowników od czasu śmierci Karusi nie była mu zbyt przychylna. We wsi zamieszkał u ekonoma Gruboszewskiego, zapoznawał się tam z pracą i życiem chłopów. Najbardziej zadziwiało go to, że mimo swej sytuacji chłopi nigdy się nie buntują. Któregoś dnia przybył Hipolit z wiadomością o ślubie Laury. Zaraz po tym Cezary postanowił powrócić do Warszawy.
Część 3: Wiatr od wschodu
Po powrocie do Warszawy Cezary na nowo rozpoczął studia medyczne. Zamieszkał razem z kolegą Buławnikiem w nędznym pokoju przy ulicy Miłej.
Pokój mu się jednak nie podobał. Był mały – na jakie dziesięć lat przed wojną europejską pomalowany na kolor zupy pomidorowej – jakiś nieporęczny a nadto przewiewny. Nie wiało jednak z okna i ze drzwi czyste powietrze, lecz zapach pewnych niezbędnych ubikacji, które mieściły się na dole wprawdzie, lecz właśnie pod oknem tego pokoju. Nadto stał tuż za murem blaszany komin piekarni, który, jak zawzięty diabeł, walił wciąż w okno studenckie kłębami burego dymu. W nocy słychać było nieustający hurgot wózków z pieczywem, pędzonych ręcznie z pieca chlebowego, od czego cienkie, choć tak stare mury drżały jak w febrze. Nie był to, słowem, pokój przyjemny. I Buławnik nie był przyjemnym towarzyszem: egoista i skąpiec za dnia, prześmiewca i ordynus wieczorem, w nocy chrapał za dziesięciu. Lecz Baryka nie miał wyboru. Musiał korzystać z układu z tym kolegą, gdyż pustki miał w kieszeni.
Przez jakiś czas utrzymywał się z pieniędzy uzyskanych ze sprzedaży fraka. Potem, gdy nastąpił finansowy kryzys, postanowił odnowić znajomość z Gajowcem. W pokoju, w którym został przyjęty przez starego przyjaciela, dostrzegł trzy portrety wielkich „warszawiaków”: Mariana Bohusza, Stanisława Krzemińskiego oraz Edwarda Abramowskiego. Ponieważ młodzik nie miał pojęcia, kim oni są, Gajowiec rozpoczął opowieść o bohaterach. Każdy z nich oddał życie w imię krzewienia takich ideałów, jak patriotyzm czy rozwój oświaty. Gajowiec chciał, aby teraz Polska rozwijała się zgodnie z tymi ideałami:
Żeby to nas zostawiono w spokoju na parę lat! Żeby się to nami przestali zajmować rozmaici zewnętrzni dobrodzieje! Tamci ludzie, których widzisz na tych podobiznach, żyli podczas najsroższej zimy. Patrzyli na życie dalekie poprzez obmarznięte kraty. Jakże mieli dać nam prawdziwą wiadomość o życiu ludzi spracowanych w warsztatach i po norach? I my sami jeszcze nie wiemy, co i jak, gdyż dopiero pierwszy wiosenny wiatr powiał w nasze twarze. To dopiero przedwiośnie nasze. Wychodzimy na przemarznięte role i oglądamy dalekie zagony. Bierzemy się do własnego pługa, do radła i motyki, pewnie że nieumiejętnymi rękami. Trzeba mieć do czynienia z cuchnącym nawozem, pokonywać twardą, przerośniętą caliznę.
Jednak dla Baryki te zmiany zachodziły zbyt wolno, czego nie omieszkał powiedzieć Gajowcowi. Uwaga młodzieńca poza nauką na uniwersytecie skupiała się teraz na biedocie warszawskiej. Codziennie przechodził przez najnędzniejsza dzielnicę żydowską, obserwował uważnie życie tej społeczności i czuł coraz większy sprzeciw wobec niesprawiedliwości, której doświadczają. Tymczasem Gajowiec poza pracą urzędował, pisał książkę o Polsce nowożytnej, w której rysował projekt wszechstronnego rozwoju kraju: społecznych, ekonomicznych i politycznych reform. Ponieważ gromadził ogromne ilości materiałów niezbędnych do swego dzieła, zatrudnił Cezarego do porządkowania papierów. Młodzieniec cieszył się z pracy, która zapewniała mu utrzymanie w Warszawie, ale coraz bardziej ciążyło mu towarzystwo Gajowca, bo ten, jak każdy starzec, lubił wracać do przeszłości, co niezmiernie drażniło Barykę.
W tych czasach mieszkanie Baryki i Buławnika zaczął odwiedzać Antoni Lulek – student prawa, osobnik niezwykle chorowity i anemiczny, ale obdarzony nieprzeciętną umysłowością. Lulek nie lubił rozmawiać z Buławnikiem, bo jego zbyt prosty, racjonalny umysł był mu zbyt odległy, za to dobrze dogadywał się Baryką podatnym na mgliste, komunistyczne idee. Ufny Cezary zwierzył się owemu koledze ze swych niedawnych przejść z Nawłocia i Leńca, Lulek wykorzystał te informacje, by wzbudzić i pogłębić w młodym zapaleńcu nienawiść wobec „klasy uprzywilejowanej” i państwa polskiego.
Rzeczywiście jednak ten chorowity człowiek psuł sobie zdrowie żywiąc zupełną już wrogość i nosząc w sercu zemstę względem nowopowstałej Rzeczypospolitej Polskiej. Każde niepowodzenie, pośliźnięcie, klęska czy żywiołowe nieszczęście państwa i rządu polskiego jako całości, jako jestestwa politycznego i społecznego, budziło w piersi Lulka, w jego sercu radosny śmiech. On szczerze i pilnie czyhał na śmierć tego tworu, który stale nazywał „najreakcyjniejszym skirem ludzkości”. To – o czym dowiadywał się od Baryki, na przykład o pracach Gajowca – nieciło w jego duszy zgryzotę śmiertelną, mękę serdeczną, astmę duchową, która podkopywała jego zdrowie fizyczne bardziej niż choroba sama. To mogło zaciemnić jego ideał, a w praktyce odwlec nieunikniony zgon Polski.
Lulek był komunistą, w czasach wojny 1920 roku opowiadał się po stronie bolszewików. To był punkt rozbieżny między nim a Cezarym, który walczył w tej wojnie po stronie Polaków, a po swoich przeróżnych przejściach, nie umiał opowiedzieć się za bolszewikami. Cezary spierał się więc zarówno z Lulkiem, jak i z Gajowcem.
Po pewnym czasie Lulek wpadł do mieszkania Cezarego i „dla jego dobra” zaprosił studenta na konferencję „organizacyjno-informacyjną” komunistów. Nakazał przy tym całkowitą dyskrecję, a następnego dnia przybył po Barykę dorożką (komunista został wyśmiany za burżuazyjny pojazd), by ukryć się przed ewentualną demaskacją. Na miejscu Baryka został usadzony na krześle i czekał. Weszło siedem ważnych osób i zebranie się rozpoczęło. Jego głównym celem był atak na polskie władze i burżuazję. Mówiono o przejęciu władzy, o wojnie polsko-bolszewickiej, w końcu o nędzy klasy robotników, która miała pełnić rolę odrodzicielki społeczeństwa. Tu Cezary pozwolił sobie zgłosić wątpliwość:
Jeżeli tutejsza klasa robotnicza przeżarta jest nędzą i chorobami, jeśli ta klasa jest w stanie zwyrodnienia czy na drodze do zwyrodnienia, jeżeli ta klasa jest pozbawiona kultury, to jakimże sposobem i prawem ta właśnie klasa może rwać się do roli odrodzicielki tutejszego społeczeństwa? Takich argumentów nie należy używać. Należy raczej schować te fakty na dno, na sam spód dowodzeń, gdyż jest to właściwie argument przeciwko racjonalności uroszczeń komunizmu. Klasa przeżarta nędzą i chorobami może być tylko obiektem czyjejś akcji odrodzeńczej, lecz w żadnym razie nie czynnikiem odradzającym. Chory dotknięty klęską braku kultury nie może przecie ani sam siebie, ani nikogo innego skutecznie leczyć. Tego chorego musi leczyć ktoś świadomy – lekarz.
Argumenty studenta zostały odrzucone. Zaczęto na koniec mówić o torturach, jakie stosuje polska policja wobec klasy robotniczej. Zdenerwowany Baryka wyszedł. Chodził długo po ulicach Warszawy i rozmyślał o wydarzeniach, które chwilę wcześniej miały miejsce. W końcu doszedł do przekonania, że trzeba się wsłuchać w siebie, w jakiś „wewnętrzny głos”. Musiał jeszcze iść do pracy, do Gajowca. Już w wejściu zakomunikował, gdzie był, po czym przystąpił do ataku na idee urzędnika. Rozpętała się ostra dysputa światopoglądowa. Baryka krytykował program naprawczy Gajowca, ten zaś zacięcie bronił potrzeby utrzymania granic Polski.
W marcu Cezary dostał list od Laury. Była kochanka chciała się z nim spotkać „w Ogrodzie Saskim obok fontanny o godzinie drugiej po południu”. Nastąpiły tłumaczenia i wyjaśnienia. Uczucia odżyły, kochankowie wyznawali sobie miłość, ale sprawa była już przegrana. Laura nie chciała kontynuować romansu, a wzburzony Baryka odszedł.
Nastał pierwszy dzień przedwiośnia.
Tego dnia właśnie od Nowego Światu, przez plac Trzech Krzyżów ciągnęła wielka manifestacja robotnicza w stronę Belwederu. Bezrobotni wskutek fabrykanckiego lokautu, strajkujący wskutek drożyzny i niemożności wyżycia z płacy zarobkowej tak nędznej, jaka była ich udziałem – i uświadomieni komuniści. Ci trzymali prym, młoda gwardia, a raczej awangarda Sowietów.
Na czele pochodu robotników szli między innymi Cezary i Lulek. Kiedy przed robotnikami ukazał się kordon policji, Cezary odłączył się od manifestacji.
Baryka wyszedł z szeregów robotników i parł oddzielnie, wprost na ten szary mur żołnierzy – a na czele zbiedzonego tłumu.