Zwyczaje wielkanocne
(wybór tekstów z Internetu)
ZGODNIE Z TRADYCJĄ, W WIELKĄ SOBOTĘ PO POWROCIE Z KOŚCIOŁA ZE ŚWIĘCONYM TRZEBA BYŁO TRZYKROTNIE OBEJŚĆ Z NIM DOMOSTWO, ABY ODPĘDZIĆ WSZELKIE ZŁE MOCE.
Wielkanoc, Święto Zmartwychwstania Pańskiego, jest w religii chrześcijańskiej najważniejszym świętem roku liturgicznego. Poprzedza je okres postu, zwany Wielkim Postem, który rozpoczyna się w środę popielcową. W tym dniu, we wszystkich kościołach, kapłani posypują głowy wiernych popiołem, mówiąc prochem jesteś i w proch się obrócisz. Obrzęd ten wyraża pokorę i skruchę za grzechy oraz marność i przemijanie wszystkich rzeczy doczesnych. Popiół używany w tej ceremonii pochodzi ze spalonych palm wielkanocnych z poprzedniego roku. Niegdyś posypywano głowy popiołem z ognisk i - jak głosi legenda - aby pokuta była większa, ze znalezionych na cmentarzach kości ludzkich.
W dawnej Polsce, zwłaszcza na wsi, bardzo gorliwie przestrzegano postu. Przez cały okres od środy popielcowej niemal całkowicie wyrzekano się mięsa i tłuszczów zwierzęcych, a nawet nabiału i, później, cukru. Potrawy maszczono - i to bardzo skąpo - olejami roślinnymi. W czasie Wielkiego Postu jadano przede wszystkim żur z mąki żytniej, różnego rodzaju kasze, ziemniaki, rzepę, gotowane suszone owoce, a od święta solone lub opiekane śledzie. W niektórych regionach w wielkopostne środy, piątki i soboty szczególnie pobożne osoby jadały tylko suchy chleb i popijały go tak zwaną wodzianką - osoloną gotowaną wodą z dodatkiem rozdrobnionego czosnku. Nic więc dziwnego, że pod koniec Wielkiego Postu, w Wielki Piątek, a czasami w Wielką Sobotę, urządzano "pogrzeb" żuru i śledzia. Wśród okrzyków radości wynoszono z domów garnki z zupą, rozbijano je kijami, a skorupy wrzucano do jamy i zasypywano. Śpiewano przy tym:
Śledzia zaś lub jego szkielet wieszano na drzewie. Wszystko to oznaczało bliski już koniec postu i było zapowiedzią nadchodzącego wielkiego święta i wielkiej świątecznej biesiady.
Obchody świąteczne Wielkanocy trwają przez cały tydzień, nazywany Wielkim Tygodniem. Rozpoczynają się w Niedzielę Palmową, którą Kościół obchodzi na pamiątkę uroczystego wjazdu Jezusa do Jerozolimy. W Polsce Niedzielę tę nazywano kiedyś Kwietną lub Wierzbną. Wierzba bowiem zastępowała u nas liście palmy rzucane Jezusowi pod nogi. Do palmy poza witkami wierzby wkładano także inne gałązki, na przykład cisu, wiśni, porzeczki, a czasem też sitowie. Obecnie, jako ozdoby, dodaje się kolorowy papier lub krepinę.
Palmy święci się w kościele i następnie obnosi się je w uroczystej procesji. Najpiękniejsze procesje z palmami odbywają się na Kurpiach i na Podkarpaciu. W tych regionach robi się bowiem jeszcze wielkie, czasami nawet kilkumetrowe palmy. Każdego roku obywają się konkursy na najpiękniejszą i najwyższą palmę.
Istniał kiedyś zwyczaj bicia się palmami. Ten, kto pierwszy obudził się w Niedzielę Palmową, mógł wysmagać palmą wszystkich śpiochów. W drodze do kościoła i z powrotem także uderzano się palmami dla zdrowia, siły i urody. Wołano przy tym:
Palma bije, nie ja biję.
Wielki Dzień za tydzień,
Za sześć noc - Wielkanoc.
Poświęconą, przyniesioną z kościoła palmę lub jej cząstkę należało przybić nad drzwiami wejściowymi albo włożyć za święty obraz, aby chroniła dom i gospodarstwo przed ogniem i uderzeniami piorunów. Gospodynie biły zwierzęta domowe witkami wierzby pochodzącymi z palemki, aby zabezpieczyć psy przed wścieklizną i aby krowy były okrągłe jak bazie i dawały dużo mleka. Bazie wkładano do gniazd drobiu i do uli. Po jednej oderwanej z palmy bazi dawano dzieciom do połknięcia, aby ustrzec je przed chorobami gardła.
W Wielki Piątek przez cały dzień obowiązywał bardzo ścisły post. Niektórzy pobożni ludzie całkowicie wyrzekali się spożywania jakichkolwiek pokarmów. W tym dniu, a także w Wielką Sobotę nie wypadało chodzić na polowania, prowadzić procesów sądowych, zakazane było pożycie małżeńskie. Ludzie modlili się i odwiedzali kościoły, w których w Wielki Piątek po południu w nawach bocznych odsłaniane były Groby Pańskie. Tradycja ta znana jest u nas już od XVII wieku. Równie stary jest zwyczaj straży grobowych. Jest to obyczaj wielkanocny, który w całej Polsce zachował się aż do naszych czasów.
Niedziela Palmowa; Łyse na Kurpiach. W tym regionie i na Podkarpaciu robi się nawet kilkumetrowe palmy
Najciekawsze straże grobowe wystawiane są na Ziemi Rzeszowskiej. Nazywa się je "turkami" lub "turkami wielkanocnymi", rzekomo na pamiątkę odsieczy wiedeńskiej i zwycięstwa Polaków - chrześcijan nad Turkami, poganami. Oddziały "turków" noszą ubiory paramilitarne, przybrane wstążkami i kwiatami, a niektóre z nich mają stroje orientalne: jedwabne bluzy, szarawary i wysokie stożkowe czapki. Legenda głosi, że powracający spod Wiednia żołnierze przybyli w swoje rodzinne strony w okresie Wielkanocy, w Wielkim Tygodniu. Przed wejściem do wsi przebrali się w zdobyte na Turkach szaty i tak przystrojeni zaciągnęli warty honorowe przy grobie Chrystusa, dziękując za szczęśliwy powrót do domu.
Po dzień dzisiejszy "turki" w swych barwnych kostiumach trzymają straże przy grobie Chrystusa, od Wielkiego Piątku aż do rezurekcji w Wielką Niedzielę. A po skończeniu mszy popisują się musztrą wykonywaną na dziedzińcu kościelnym, przed plebanią, i paradnymi marszami na ulicach wsi.
Również w Wielki Piątek, na pamiątkę przejścia Chrystusa przez rzekę Cedron, w Polsce ludzie udawali się o świcie nad strumyki lub jeziora i obmywali w nich twarz oraz ręce. Wierzono, że w tym dniu woda nabiera cudownych właściwości. Płukano więc nią zęby, żeby się nie psuły i obmywano twarz dla pięknej cery. Wierzono również, że tego dnia woda staje się lekarstwem na padaczkę. Przed wschodem słońca należało nanosić do domu wody i wykąpać w niej chorą osobę. Chory musiał mieć na sobie ubranie, w którym dostał pierwszego ataku. Po kąpieli wodę należało zanieść nad rzekę lub strumień, z którego była czerpana, i wylać. Wracając do domu, nie wolno było oglądać się za siebie, aby choroba nie powróciła.
W Wielką Sobotę we wszystkich kościołach święci się wodę, ogień i jadło. Poświęcone w kościele jedzenie oraz uczta wielkanocna do dziś noszą nazwę "święconego".
Oddział "turków wielkanocnych"; Grodzisko Górne, woj. rzeszowskie
Kiedyś święcono wszystko, co miało być spożyte podczas uczty w Niedzielę Wielkanocną. Dawniej w Wielką Sobotę ksiądz chodził od domu do domu i święcił jadło. Tradycja ta zanikła na przełomie XVIII i XIX wieku. Pisze o tym biskup płocki Andrzej Stanisław Załuski: Proboszczowie [...] biegają po wsiach i domach i często ledwie zdążą na jutrznię, a niekiedy niezdolni są nawet do odprawiania mszy św., ze zgorszeniem ludu i zniewagą stanu duchownego. Dlatego też niech wyłożą wiernym, iż nie jest koniecznością wszystkie pokarmy poświęcać, lecz dosyć niektóre z nich, choćby tylko sam chleb, a ten z łatwością może być przyniesiony do drzwi kościelnych i tam błogosławiony. Z tym wszystkim, tam zwłaszcza, gdzie jest kilku księży, można się udać do domów osób znakomitszych, szczególnie dobrodziejów kościoła [...].
O tym, co wchodziło w skład święconego, można się dowiedzieć z niektórych dawnych zapisków. Franciszkanin Protazy Newerani tak w XVIII wieku opisuje święcone, tłumacząc jednocześnie symbolikę potraw: Święcą baranka, przypominając prawdziwego Baranka Chrystusa i Jego triumf [...] chorągiewki na pieczonym baranku, święcą mięsiwa, którego się Żydom pożywić nie godziło [...]. Święcą chrzan na znak tego, że gorzkość Męki Chrystusowej tego dnia w słodycz się nam i radość zamieniła, i dlatego też przy tym masło święcą, które znaczy tę słodycz. Święcą na ostatek i jaja, na dowód tego, że jako kokosz dwojako niby kurczęta rodzi, raz niosąc owoc, drugi raz go wysiadując, tak przez Chrystusa dwa razy odrodzeni jesteśmy. Obecnie w koszyczku ze święconym znajduje się baranek, jajko, kromka chleba i sól.
Po powrocie z kościoła trzeba było trzykrotnie obejść ze święconym domostwo, aby odpędzić wszelkie złe moce. Wierzono, że dzięki temu węże, żmije i ropuchy nie wejdą do zabudowań.
Dziecięca straż grobowa - "rzymianie"; Sarzyna, woj. tarnobrzeskie
Najważniejszym momentem obchodów wielkanocnych i Wielkiej Niedzieli była i jest dotychczas msza rezurekcyjna odprawiana o świcie lub nawet w Wielką Sobotę w nocy. Po nabożeństwie śpiesznie udawano się do domu na święcone - wielkie, uroczyste, świąteczne śniadanie. W przeszłości, w Niedzielę Wielkanocną, odbywały się wspaniałe wystawne uczty, zwłaszcza w domach bogaczy. W "Kurierze Warszawskim" z 1828 roku można przeczytać, że u Sapiehy stół wyglądał bardzo okazale: [...] Stało cztery przeogromnych dzików, to jest tyle, ile części roku. Każdy dzik miał w sobie wieprzowinę, czyli szynki, kiełbasy, prosiątka [...]. Stało również dwanaście jeleni, także całkowicie pieczonych, nadziane były rozmaitą zwierzyną, zającami, cietrzewiami, dropiami, pardwami. Te jelenie wyobrażały dwanaście miesięcy. Naokoło były ciasta sążniste, tyle, ile tygodni w roku, to jest 52, cudne placki, mazury, żmudzkie pierogi, a wszystko wysadzane bakalią. Za nimi było 365 babek, to jest tyle, ile dni w roku. Co zaś do bibendy, było cztery puchary na pamiątkę czterech pór roku, napełnione winem jeszcze od czasów króla Stefana. Dwanaście konewek srebrnych z winem po królu Zygmuncie. I było 52 baryłek także srebrnych na pamiątkę 52 tygodni, było w nich wino cypryjskie, hiszpańskie i włoskie. Dalej 365 gąsiorków z winem węgierskim, czyli tyle gąsiorków, ile dni w roku. A dla czeladzi 8760 kwart miodu, to jest tyle, ile godzin w roku.**
Wielkanocne śniadanie rozpoczyna się zawsze od podzielenia się jajkiem i złożenia sobie życzeń. Na zastawionym obficie stole honorowe miejsce zajmuje baranek i misa z kolorowymi jajkami, które w Polsce potocznie nazywa się pisankami. Najstarsze polskie pisanki datuje się na X wiek, ale prawdopodobnie wykonywano je już znacznie wcześniej.
Jest kilka legend, które tłumaczą zwyczaj malowania jajek na Wielkanoc. Jedna z nich głosi, że święta Magdalena, dowiedziawszy się od anioła, że Jezus zmartwychwstał, radośnie pobiegła do domu. Tam dostrzegła, że wszystkie jajka stały się kolorowe. Później, mówiąc apostołom o cudzie, pokazała im też jajka. Wtedy to wykluły się z nich piękne kolorowe ptaki, które od razu poderwały się do lotu, aby na całym świecie głosić dobrą nowinę. Inna legenda mówi, że Matka Boska udała się do Piłata, chcąc wybłagać życie syna. Przyniosła wtedy ze sobą malowane jajka jako prezent dla dzieci prefekta Judei.
Wielkanocny objazd pól; Pietrowice Wielkie, Śląsk. Obyczaj ten łączy się ze starymi zwyczajami rolniczymi
Barwy pisanek nie były przypadkowo dobrane. Każda miała swoje symboliczne znaczenie - fioletowa i niebieska oznaczały żałobę wielkopostną, żółta, zielona i brązowa to radość ze zmartwychwstania, a czerwona - krew Chrystusa przelana za grzechy. Obecnie istnieją barwniki chemiczne, kiedyś do sporządzania kolorów używano barwników pochodzenia naturalnego. Kolor żółty otrzymywano z łupin cebuli, czerwony z odwaru wykonanego z owadów zwanych czerwcami. Do sporządzania barw brunatnych stosowano wywar z kory dębowej, a czarnej - z kory olszy.
Wierzono, że jajko posiada wielką moc magiczną - chroni przed złymi duchami. Kładziono je pod próg obory, zanim wypędziło się bydło na pierwszy wiosenny wypas, zakopywano jajka na polach, by przynosiły urodzaj, wkopywano pod węgły budowanych domów, skorupki z wielkanocnego stołu zostawiało się w kurnikach, aby kury lepiej się niosły.
Tradycją świąt wielkanocnych, zakorzenioną u nas znacznie silniej niż w innych krajach, jest śmigus-dyngus. Kiedyś były to najprawdopodobniej dwa obrzędy. Wyraz dyngus pochodzi od niemieckiego słowa dingen i znaczy wykupywać się. Obyczaj ten polegał wcześniej na chodzeniu po tak zwanym dyngusie, czyli włóczebnym, i śpiewaniu pieśni ludowych bądź religijnych. Rodziny, którym złożono taką wizytę, musiały obdarowywać chodzących "po dyngusie" jajkami lub pozostałościami wielkanocnych smakołyków.
Śmigus natomiast pochodzi od słowa Schmeckostern, czyli uderzać na Wielkanoc (schmecken - bić, Ostern - Wielkanoc). Śmigus polegał na biciu się witkami wierzby po nogach i polewaniu się wodą. Wielki znawca polskich obyczajów, Aleksander Brückner tak opisuje śmigus: [...] parobek wyłazi na dach karczmy wioskowej z miednicą w ręku i, pobrzękując w takową, obwołuje dziewki, które będą oblewane i zapowiada, ile dla której potrzeba dla jej szorowania fur piasku, perzu na wiechcie, grac do skrobania, ile kubłów wody i mydliska. Tak to wygląda, jakby śmigus był pamiątką umywania się na Wielkanoc po pokucie wielkopostnej, polegającej w średnich wiekach na zaniedbaniu cielesnym. Niekiedy zwyczaj ten lud nazywa jeszcze i po polsku dniem św. Lejka, oblewanką lub polewanką. Inny opis, pochodzący z epoki saskiej, znaleźć można w pamiętnikach księdza Jędrzeja Kitowicza: Lud wiejski, dosyć wiernie trzymający się obyczaju starego, pocieszny wyprawia dyngus alias śmigus, a mianowicie koło studzien. Parobcy od rana gromadzą się, czatując na dziewki, idące czerpać wodę i tam, porwawszy między siebie jedną, leją na nią wodę wiadrami, albo zanurzają ją w stawie, a niekiedy w przerębli, jeżeli lód jeszcze trzyma. W miastach oblewanie się wodą nie było zwyczajem powszechnie przyjętym.
W Polsce występują dotychczas bardzo ciekawe obyczaje związane ze świętami Wielkanocy. Mieszają się w nich echa tradycji pogańskich, echa wydarzeń sprzed stuleci i fantazja ludowa. Na przykład koło Raciborza w Pietrowicach Wielkich w Poniedziałek Wielkanocny wyrusza konna procesja z krzyżem oraz chorągwiami kościelnymi i objeżdża okoliczne pola. Podobno obyczaj ten wywodzi się z pogańskich tradycji objeżdżania pól, przywoływania wiosny i odpędzania zimy oraz złych mocy. Bogate i kolorowe polskie tradycje budzą zainteresowanie za granicą. Coraz częściej turyści wybierają się do naszego kraju właśnie na Święto Zmartwychwstania Pańskiego. Są to głównie Skandynawowie i Francuzi - u nich bowiem święta Wielkanocy obchodzi się skromnie i przeważnie traktuje się je tylko jako urlop od pracy.
Jest w tej obrzędowości wiele charakterystycznych punktów, symboli i wierzeń, które do dziś utrwaliły się w ludzkiej świadomości, przekazywane z pokolenia na pokolenie.
Wesołych Świat Wielkiej Nocy. Fot: archiwum autora / Fot. Wielkanoc jest w Polsce i we wszystkich krajach o korzeniach chrześcijańskich, największym, najbardziej uroczystym i najbardziej radosnym świętem. Powszechnie uznaje się święta związane z obchodami Wielkiej Nocy za typowo polskie, chociaż ich rodowód jest bardzo odległy. Z nieprzebranego bogactwa wierzeń, mitów i symboli, wywodzących się nieraz z zamierzchłych czasów, swoje wzorce czerpała religia chrześcijańska. To na ich podstawie kształtowała się obrzędowość Wielkanocy.
Środa popielcowa
Zwana też Popielcem, jest pierwszym dniem Wielkiego Postu. W tym dniu, podczas nabożeństwa, głowy uczestniczących w nim wiernych posypuje się popiołem ze spalonych, ubiegłorocznych palm ( nie zaś jak niegdyś mniemano ze znalezionych na cmentarzu, startych na proch kości ludzkich ). Podczas tej ceremonii księża każdemu z osobna przypominają o śmieci, marności i przemijaniu, słowami : „... z prochu powstałeś i w proch się obrócisz”. Z obrzędem tym związany był obyczaj zwany Kłodą popielcową. Zabawa ta polegała na tym, że panny i niekiedy kawalerów, którzy osiągnęli wiek stosowny do małżeństwa, a którzy nie „wydali się”, lub choćby nie zaręczyli się w karnawale, przewiązywano mocnymi sznurami lub łańcuchami i wprzęgano do ciężkiego pnia. Zmuszano ich, aby ten ciężar zaciągnęli do karczmy, gdzie musieli wykupywać się wódką. Kłodę traktowano jako zadośćuczynienie za swobody, brak obowiązków i ciężarów małżeńskiego pożycia i inne przywileje stanu wolnego. Z czasem zwyczaj ten w miastach zastąpiono przyczepianiem dziewczynom kawałków patyków lub kości. Kiedy ten dzień dobiegał końca po wsiach obnoszono garnek z żurem, a w domach i karczmach wieszano na sznurku śledzia, lub jego szkielet. Środa Popielcowa była więc świętem bardzo osobliwym, w czasie którego powaga i powściągliwość mieszały się z wesołością i rozhukaniem.
Post wielkanocny
Zwany wielkim, ustanowiony został w II w. Sześciotygodniowy Post Wielkanocny posiada bardzo odrębną liturgię, zmuszającą wiernych do szczególnych zachowań, skupienia i indywidualnych umartwień. Zaleca ograniczenia w jedzeniu i piciu, zabrania hucznych zabaw i wesel. Niektórzy także w tym okresie rezygnowali z palenia i gry na instrumentach muzycznych. Rygorom tym ludzie poddawali się bez protestów. W połowie postu stukot drewnianych kołatek, grzechotek i terkotek, oznajmiał nastanie śródpościa. O drzwi domów rozbijano z hukiem gliniane garnki wypełnione popiołem. Od tego momentu zaczynano już myśleć o przygotowaniach do Świąt Wielkiej Nocy.
W czwartą niedzielę Wielkiego Postu w wielu regionach Polski odbywał się obrzęd niszczenia (topienia, palenia ) kukły zwanej marzanną. Dokonywany on był w intencji zmiany pór roku i miał spowodować szybkie nadejście wiosny. Z tym zwyczajem łączył się także obrzęd zwany gaikiem zielonym, tryumfalnie wprowadzanym do wsi.
Niedziela palmowa
Jest początkiem najważniejszych obchodów bezpośrednio związanych ze świętem Wielkiej Nocy. W całej Polsce święto to obchodzone jest tłumnie i uroczyście, a z palmami, którym przypisuje się dobroczynne właściwości, wiążą się rozliczne zwyczaje. Palmy wykonywano zazwyczaj z gałązek wierzbowych, cisu, gałązek borówek, bukszpanu, barwinek, tuji i zdobiono je suszonymi kwiatami i wstążeczkami. Poświęconymi palmami kropiono dom, obejście oraz bydło w oborze. Gładzono nimi boki krów, a nad głowami czyniono znak krzyża. Baźki dawano zwierzętom do połknięcia. W niektórych regionach kraju wkładano ułamki palm do gniazd kaczych a także pod daszki uli. Rybacy przywiązywali kawałki palm do sieci i łodzi. Wkładano je też pod pierwszą zaorywaną skibę.
Jest w tej obrzędowości wiele charakterystycznych punktów, symboli i wierzeń, które do dziś utrwaliły się w ludzkiej świadomości, przekazywane z pokolenia na pokolenie.
Wielki Piątek
To dzień największej żałoby. W kościele wyrażają go ogołocone z obrusów, kwiatów i świec ołtarze. Dawniej grozę tego dnia dodatkowo wzmagały pochody tzw. kapników, czyli zakapturzonych pokutników, którzy zrywając z siebie okrycie na znak pokuty, głośno lamentując i krzycząc, biczowali się na oczach pobożnych tłumów.
W Wielki Piątek po południu w całej Polsce we wszystkich kościołach odsłaniano pięknie przystrojone groby Chrystusa. Do naszych czasów przetrwał zwyczaj zaciągania Straży Grobowej przez żołnierzy, strażaków i harcerzy. Na rzeszowszczyźnie nazywa się ich turkami, bowiem na tą okazję ubierali wymyślne, barwne stroje niekiedy w bardzo orientalnym stylu. W innych regionach organizowane są wielkie widowiska pasyjne, przedstawiające Mekkę Pańską, zwane kalwariami. Najsłynniejsze odbywają się w Kalwarii Zebrzydowskiej, w Niepokolanowie pod Warszawą i w Górce Klasztornej koło Piły.
W tym dniu pobożne skupienie pogodzić trzeba było z wielkim gotowaniem i pieczeniem drożdżowych bab, wędzeniem kiełbas, gotowaniem szynek i przygotowywaniem innych świątecznych przysmaków. Oczywiście gotowano też całe sterty jaj na twardo. Część z nich barwiono i pokrywano deseniem. Zasadą było to, aby wszystkie kulinarne przygotowania zakończyć z końcem dnia.
Wielka Sobota
Była dniem przeznaczonym na świecenie pokarmów, a w niektórych regionach także cierni, wody i ognia. Początkowo święcono jadło w domach i na stołach wystawionych przed chatami. Z czasem wprowadzono zwyczaj „chodzenia z koszykiem” do kościoła. Święcenie miało uchronić także od chorób, dlatego po powrocie z kościoła nie tylko kropiono zabudowania ale też wypijano po małym łyku wody święconej i smarowano sobie zęby chrzanem ze „świeconego”.
O północy w sobotę lub o świcie w niedzielę odprawiano trzygodzinną mszę zwaną rezurekcją, której towarzyszyła ogromna kanonada wybuchających petard. Był to salut na cześć Zmartwychwstałego Chrystusa. Po nabożeństwie, jak zwyczaj każe, zasiadano do stołu i dzieląc się jajkiem, składano sobie życzenia.
Polskie „świecone” słynęło zawsze z obfitości i pięknego wyglądu. Na środku stołu królował baranek, zwany niegdyś anguskiem. Wykonany był z masła, masy cukrowej, wosku, ciasta, marcepanu a na wielkopańskich stołach z porcelany, a nawet ze złota, srebra i drogich kamieni. Oczywiście nie mogło brakować szynek i różnorodnych kiełbas, ułożonych w piękne zwoje. Na staropolski stół stawiano też półmisek z pieczoną w całości głową świńska z jajkiem w pysku. Był też bigos z kapusty duszonej, podlewanej winem oraz zawiesisty, biały barszcz z kiełbasą, śmietaną i chrzanem. Wśród ciast najważniejsze były baby wielkanocne zwane ”babami kołaczami”. Równie niemal sławne i ogromnie dekoracyjne były mazurki z barwnych mas, lukrów z dodatkami bakalii, konfitur i owoców. Były też placki, kołacze, jajeczniki i obertuchy. W bogatszych domach przygotowywano specjalne torty czekoladowe.
Tradycyjnie w największej ilości i pod różnymi postaciami występowały jajka. Jajko od najdawniejszych czasów było symbolem życia, płodności i miłości. Jako symbol występowało w sumeryjskiej Mezopotamii, starożytnym Egipcie i Rzymie a nawet w Indiach i na Filipinach. W mitologii słowiańskiej i polskiej, jajko uznawane było za potężny amulet przeciw czarom i złym mocom. W wierzeniach ludowych przeciwdziałało każdemu złu i dlatego skorupki święconych kraszanek rzucano w skiby i pod drzewa owocowe oraz dodawano do paszy hodowanym zwierzętom. Umycie się w wodzie z naczynia na którego dnie spoczywały kraszanki miało zapewnić zdrowie, urodę i szczęście. Oryginalna pisanka to jajko zdobione tzw. „żelazkiem” czyli stalowym miniaturowym lejkiem. Za jego pomocą roztopiony wosk nanosiło się na skorupkę tworząc wzór. Następnie wkładając je do wywarów wykonanych np.: z kory dębowej lub olchowej, łupin orzecha, pędów zboża, kwiatów makowych, łupin cebuli, buraków i innych uzyskiwano pożądane kolory. Rysowanki lub skrobanki to jajka dekorowane techniką rytowniczą. Na Śląsku noszą one nazwę „kraszanek”. Jajka wielkanocne ozdabiano także oklejając je miękkim rdzeniem sitowia lub dzikiego bzu, skrawkami włóczki lub papieru.
W czasie świąt popularne były też zabawy pisankami. Najczęściej były to gry zwane ”walatką” lub „wybitką” polegające na stukaniu się jajkami. Na Górnym Śląsku bawiono się w tzw. „ kulanie jajec z górki” tak aby wpadło do dołka zwanego „ducką”. Niewiele osób dzisiaj wie, że powszechnie znane, czekoladowe jajko z niespodzianką, to współczesna wersja starej niemieckiej tradycji, polegającej na szukaniu przez dzieci, ukrytych przez zajączka słodkości.
Lany poniedziałek
Zwany również Dyngusem, Śmigusem, Śmigurtem lub Śmigustem to najbardziej żywiołowy i chyba najbardziej charakterystyczny dzień tych świąt. Dawniej zaczynał się już w nocy zwanej też „diabelską”, bowiem pomysłowość psot i żartów była niewyczerpana. Wypuszczano bydło z obór, wciągano na dachy wozy, wieszano na drzewach narzędzia, wystawiano bramy, zatykano kominy, malowano okna smołą i oczywiście od samego rana - zwłaszcza młode dziewczęta - oblewano wodą. Kiedyś Śmigus-Dyngus to były dwa odrębne zwyczaje. Śmigus polegał na żartobliwym biciu batami z wierzbowych witek, zaś Dyngus właśnie na polewaniu. W zależności od środowiska obyczaje te podtrzymywano subtelnie lub też bez żadnych ceregieli. Dawniej oblana panna mogła być pewna swojego powodzenia, ta zaś, która pozostawała sucha, uznawana była za nieatrakcyjną, co było prawdziwym despektem.
Dawne wielkanocne zwyczaje na Podkarpaciu
Potrząsanie drzewami owocowymi przed rezurekcją, jadanie śniadań świątecznych na miedzach, rzucanie kośćmi za siebie to zapomniane już zwyczaje wielkanocne, bardzo popularne dawniej na podkarpackich wsiach.
Niezwykle ciekawym, obecnie zapomnianym już zwyczajem, a popularnie stosowanym 100 lat temu było jedzenie śniadania wielkanocnego na miedzach i polach. Zwyczaj ten z uwagi na obfitość i lepszą jakość pożywienia miał zapewnić urodzaj. Dodatkowym zabiegiem było rzucanie za siebie przez ramię kostek z mięsa, kruszenie na polu specjalnego pieczywa świątecznego, nazywanego paską.
Inny charakter niż obecnie, bardziej magiczny miał także bardzo popularny śmigus-dyngus, współcześnie traktowany jako zabawa, rodzaj zalotów kawalerów do panien.
"Dawniej polewanie wodą miało bardziej magiczne znaczenie. Wówczas, kiedy ta przyroda budziła się do życia, trzeba było ją różnymi sposobami przywołać. Polewanie wodą miało zapewnić odpowiednią ilość wilgoci w ziemi. Woda zresztą pojawia się też w innych zwyczajach, np. kropieniu pasterza i bydła przed lub po pierwszym wypasie. To nie było oblewanie ludzi dla samego oblewania, ale miało magiczne znaczenie" - opowiadał dyr. Muzeum Etnograficznego w Rzeszowie, Krzysztof Ruszel.
Etnograf dodał, że woda jest jednym z czterech symboli związanych z wiosennym kalendarzem obrzędowym. W czasie budzenia się wiosny duże znaczenie miało także jajo, jako symbol życia, leczniczy i oczyszczający ogień i zielona gałąź, symbolizująca ciągłe odradzanie się życia, zamieniona obecnie na palmę.
"W kulturach słowiańskich taką rolę pełniła gałąź wierzbowa, która specjalnie wcześniej była wycinana i przygotowywana, aby rozwinęła się do świąt, gdy wiosna była spóźniona. Ten, kto się pierwszy obudził w niedzielę palmową, powinien się uderzyć, a nawet dotknąć tą gałązką, aby przekazać sobie moc życiową" - mówił Ruszel.
Gałąź lub palmę poświęconą w kościele w specjalny sposób - trzymaną do dołu, aby bydło się nie rozchodziło po pastwisku -stawiano w oknie w czasie burzy, aby chroniła domostwo. Do dziś w okolicach Rzeszowa zachował się zwyczaj wtykania w niedzielę lub poniedziałek wielkanocny palmy w róg pola uprawnego, aby chroniła przed gradem, klęskami i aby zapewniła urodzaj. Palmą zanurzoną w wodzie święconej kropiło się bydło, a nawet nawóz w celu zapewnienia urodzaju i uchronienia przed chorobami i zarazami.
Znacznie większe znaczenie dawniej niż obecnie przywiązywano także do poświęconego ognia - uważa dyrektor. "Dawniej starano się przynieść z kościoła do domu jeszcze żarzące się więgielki, od których rozpalano na nowo to domowe ognisko, płomień pod kuchnią. Ponadto ogniska te nie były palone z byle jakiego drzewa, ale z tarniny, która miała szczególne znaczenie. Wypicie wody z węgielkiem miało moc uzdrawiania przestrachu, lęku. Węgielek wrzucony do studni oczyszczał wodę" - opowiadał Ruszel.
Według niego można zaobserwować wiele podobieństw między obrzędowością wielkanocną a bożonarodzeniową.
"Święta Bożego Narodzenia są też jakby początkiem nowego roku, nieśmiałą zapowiedzią przeobrażeń w przyrodzie. A na Wielkanoc to przeobrażanie się już następuje. Stąd te podobieństwa, bo są to święta jakiegoś początku, nowego życia, wszystkiego co było ważne dla człowieka" - uważa etnograf.
Podobnie jak przed wigilią, także przed rezurekcją nim zaczną bić dzwony należało iść do sadu i potrząsnąć drzewami owocowymi, zwłaszcza jabłoniami, aby dobrze owocowały.
Podobieństwa widoczne są także w Wielkim Tygodniu, który -podobnie jak okres Bożego Narodzenia - ma charakter zaduszkowy, żałobny i jest związany z kultem zmarłych.
W związku z odwiedzinami dusz, w Wielki Czwartek obowiązywał zakaz wykonywania hałaśliwych prac, czyli np. tłuczenia kaszy, rąbania drewna, mielenia w żarnach, używania dzwonów, aby nie wystraszyć tych, którzy przebywają w strefie ciszy i godnie ich przyjąć. W piątek zakazywano pieczenia chleba w piecach, ponieważ jest to dzień żałoby, a ponadto piece były siedliskiem dusz zmarłych.
Zapomnianym dawno, a znanym z XIX-wiecznej relacji z miejscowości Giedlarowa zwyczajem jest oprowadzanie po wsi w niedzielę wielkanocną młodego chłopca przez starca. Chłopiec był przebrany za dziadka, z maską na twarzy, a na jego odzieży znajdował się mech mający imitować futro. Odwiedzanie każdej zagrody i domu miało symbolizować przychodzenie kogoś obcego, z zewnątrz.
Upodobnianiem się do zmarłych, przebywających w innym świecie było także poszczenie przed świętami.
Wszystkie te zwyczaje, w większości obecnie już zapomniane i niezrozumiałe były mieszaniną pogańskich i chrześcijańskich tradycji. Ich zadaniem było zapewnienie zdrowia i obfitości pożywienia, których często brakowało w nadchodzącym po Wielkanocy przednówku. (PAP)