Byli oficerowie wojskowych dyktatur Ameryki Południowej przed sądem w Buenos Aires
Maciej Stasiński
18.03.2013 , aktualizacja: 18.03.2013 19:40
Przywódca junty gen. Jorge Videla (w środku) podczas zaprzysiężenia na stanowisko prezydenta po puczu, 24 marca 1976 (Fot. Eduardo Di Baia ASSOCIATED PRESS)
Są oskarżeni o to, że porywali, torturowali i mordowali setki lewicowych przeciwników w ramach wspólnej operacji "Kondor".
Przed
sądem w Buenos
Aires stanęło 25 dygnitarzy i oficerów argentyńskiej
junty wojskowej, m.in. generałowie Jorge Videla i Reynaldo Bignone,
oraz jeden z głównych urugwajskich katów Manuel Cordero. Grozi im
nawet dożywocie.
Są oskarżeni o systematyczne
wyłapywanie, prześladowanie, torturowanie i mordowanie lewicowych
latynoskich działaczy, którzy uciekali z kraju do kraju przed
prześladowaniami rodzimych dyktatur w nadziei, że za granicą nic
im się nie stanie.
Akt oskarżenia mówi o 106 ofiarach,
których losy są dobrze udokumentowane, choć ślad po nich urywa
się w lochach katowni, a ich ciał nigdy nie odnaleziono.
Katownia
w garażu
Tak
było w wypadku 19-letniej Marii Claudii Garcii Irurety i 20-letniego
Marcelo Gelmana. 25 sierpnia 1976 r. o drugiej w nocy do
ich mieszkania w
Buenos Aires wtargnęło uzbrojone komando i uprowadziło młode
małżeństwo do katowni Orletti mieszczącej się w porzuconym
garażu. Zarządzali nią wspólnie urugwajscy i argentyńscy
oficerowie. Marcelo Gelman został zabity. Marię Claudię, która
była w szóstym miesiącu ciąży, wywiózł do Montevideo samolotem
oficer urugwajskiej bezpieki José Nino Gavazzo.
W
październiku tego samego roku przewieziono ją do szpitala
wojskowego, gdzie urodziła córkę. Wróciła z niemowlęciem do
katowni, gdzie przebywała do 22 grudnia. Tam widziano ją wówczas
po raz ostatni. Jeden ze strażników zeznał po latach, że
oficerowie, rozmawiając ze sobą, mówili: - Czasem człowiek musi
robić kurewskie rzeczy.
Po kilku dniach niemowlę z
fałszywą metryką oddano do adopcji rodzinie oficerów urugwajskiej
policji.
Poszukiwania synowej i wnuczki wszczął już za
czasów demokracji Juan Gelman, poeta i ojciec Marcela. Szukał na
własną rękę, bo w Urugwaju i Argentynie władze odmawiały pomocy
z powodu chroniącej zbrodniarzy amnestii. Pomagali mu
intelektualiści i dziennikarze, m.in. sławni pisarze Günter Grass
i José Saramago.
Gelman odnalazł jednak tylko wnuczkę
Macarenę. Badanie kodu DNA potwierdziło pokrewieństwo. Do
spotkania dziadka i 23-letniej wówczas wnuczki doszło w 2000 r. w
Montevideo.
Szczątki Marcela Gelmana znaleziono w Buenos
Aires w 1989 r. Ciała jego żony Marii Claudii szuka się nadal w
Urugwaju.
Dwa lata temu pięciu oficerów, w tym José
Nino Gavazzo, zostało skazanych za zabójstwa w katowni w
Montevideo, dostali od 20 do 25 lat więzienia. Teraz za to samo
odpowie ich szef Manuel Cordero.
Dyktatorzy
wprawiają w ruch Kondora
Plan
zamknięcia lewicowych zbiegów w potrzasku ponad granicami
państwowymi opracowało w połowie lat 70. pięciu dyktatorów
Boliwii, Paragwaju, Chile, Argentyny i Urugwaju. Wymyślił go i
podpowiedział kolegom najstarszy stażem Alfredo Stroessner,
Paragwajczyk, który zagarnął w władzę w zamachu stanu już w
1953 r.
Plan dojrzewał w latach 70., kiedy w Ameryce
Łacińskiej padały kolejne chwiejne demokracje, a walka z "lewicową
marksistowską zarazą" stała się zasadniczym celem
prawicowych oligarchii i latynoskich armii wspieranych i szkolonych
przez USA prowadzące
zimną wojnę ze Związkiem Sowieckim.
Kiedy w 1973 r.
wojskowego puczu dokonał w Urugwaju Juan Maria Bordaberry, a w Chile
socjalistycznego prezydenta Salvadora Allende obalił gen. Augusto
Pinochet, będąca wciąż demokracją Argentyna stała się
schronieniem dla tysięcy lewicowych działaczy stamtąd.
Dyktaturami
były już wówczas także Paragwaj, Boliwia i Brazylia.
Ostatni klocek domina padł w marcu 1976 r., kiedy pucz
przeprowadzili argentyńscy wojskowi pod wodzą generała Jorge
Videli. Prześladowani lewicowcy, którzy nie zdołali uciec do
Europy, Meksyku czy gdzie indziej, znaleźli się w matni
i maszyna Kondora
ruszyła.
Przez lata istnienie operacji "Kondor"
było publiczną tajemnicą, ale dowodów brakowało. W wielu krajach
mimo przywrócenia demokracji amnestie nie pozwalały ścigać
sprawców mordów. Jednak w 1992 r. w Asuncion, stolicy Paragwaju,
jeden z potomków ofiar znalazł pięć tomów tajnych archiwów
Kondora.
Jednym z dowodów na istnienie operacji będzie
podczas procesu tajna depesza FBI do ambasady USA w Argentynie z 1976
r. Mówi ona o "wymianie informacji między reżimami
latynoskimi na temat lewicowców, komunistów i marksistów mającej
na celu ukrócenie ich działalności w drodze wspólnych operacji na
terytoriach odpowiednich krajów". Autor depeszy wymienia trzy
fazy współpracy: wymianę informacji, lokalizację osoby i
egzekucję lub przekazanie jej drugiemu krajowi.
Tysiące
zaginionych bez wieści
Szacunki
mówią o tysiącach ofiar Kondora. W samej Argentynie organizacje
praw człowieka nie mogą się doszukać ok. 20 tys.
zaginionych.
Prokuratura oskarżyła oficerów o tzw.
ciągłą zbrodnię porwania i zaginięcia bez wieści, której nie
może objąć ani amnestia, ani przedawnienie, dopóki ciała ofiar
nie zostaną odnalezione.
Śledztwo rozpoczęło się w
Argentynie, a po unieważnieniu amnestii dla sprawców zbrodni z
czasów dyktatury w 2003 r. ruszyło pełną parą. Z 32 oskarżonych
siedmiu zmarło przed rozpoczęciem procesu; liczba ofiar sięga 240.
Obecny proces dotyczy 106 najlepiej zbadanych przypadków.
Winowajcy
zaczynają odpowiadać za zbrodnie
Wielu
głównych winowajców nie dożyło procesu. W 2006 r. w Brazylii
zmarł Stroessner, a w Chile Pinochet (we własnym łóżku w
Santiago de Chile). W Brazylii i Urugwaju sprawców chronią
amnestie.
Szczęścia nie ma za to gen. Jorge Videla. Nie
dość, że ma już dwa dożywocia i jeden wyrok 50 lat za inne
zbrodnie, teraz grozi mu kolejny. Z więzienia już nie wyjdzie.