Przemoc zabija miłość
Przemoc
zabija miłość!
Alice
Miller o więzi, wychowaniu i wzorcach, przekazywanych z pokolenia na
pokolenie
Nikt
z nas nie pamięta pierwszych miesięcy po narodzinach. Jak to
możliwe, że mimo to mają one na nas tak duży wpływ?
Znany
amerykański pediatra dr T. Berty Brazelton sfilmował grupę matek w
trakcie karmienia swoich dzieci. Podczas tej czynności każda z nich
trzymała dziecko we właściwy sobie sposób. Po ponad dwudziestu
latach powtórzył ten eksperyment: Dzieci sprzed lat były teraz
same matkami i fakt, że trzymały swoje dzieci w taki sam sposób
jak ich matki, był szokujący. A przecież nie mogły mieć żadnych
świadomych wspomnień z tego okresu. Ten eksperyment jest między
innymi dowodem na to, że naszym postępowaniem kierują nieświadome
wspomnienia, które mogą być przyjazne i afirmujące życie lub
destrukcyjne i traumatyczne.
Jakie
długofalowe konsekwencje może mieć nadmierna medykalizacja porodu?
Co robić, jeśli poród był trudny, a ingerencja medyczna okazała
się niezbędna?
Wymęczone
przez technikę nowo narodzone dziecko potrzebuje natychmiast kogoś,
kto wziąłby je w ramiona, pocieszył i pokazał, że nie ma się
czego już bać. W przeciwnym razie dorosły człowiek przez całe
swoje życie często będzie się obawiał, że podobne doświadczenie
może się powtórzyć. Będzie wpadał w panikę w różnych
sytuacjach, nie rozumiejąc dlaczego. Taki człowiek na progu życia
doświadczył bycia w niebezpieczeństwie i nikt nie dostrzegł jego
cierpień. Ale ten tragiczny los można odwrócić, jeżeli
potraktuje się niemowlę jak wyjątkowo wrażliwą i czującą
istotę. Często przychodzi ono na świat po długiej walce i nie
zawsze zdajemy sobie sprawę, że potrzebuje przede wszystkim i
niezwłocznie niosących pociechę ramion matki. Zamiast tego dajemy
mu lekarstwa, zastrzyki i tym podobne środki, sądząc, że to jest
dla niego dobre.
Co
dzieje się w pierwszych godzinach, dniach, tygodniach po porodzie?
Jak wtedy postępować? Co jest w tym okresie najważniejsze?
W
pierwszych tygodniach i miesiącach życia [dziecko] musi mieć
możliwość dysponowania matką, używania jej i przeglądania się
w niej. (…)
Bonding
(więź oparta na wzrokowym i fizycznym kontakcie) pomiędzy matką a
niemowlęciem po porodzie tworzy w obojgu poczucie wzajemnej
przynależności, bycia jednym (…). Dziecku stwarza ono poczucie
bezpieczeństwa, niezbędne, by mogło zaufać matce. Jej zaś
przekazuje instynktowną pewność, umożliwiającą zrozumienie
sygnałów dziecka i odpowiednie reagowanie na nie. Tak wiele zależy
od tego pierwotnego zaufania, którego braku nigdy później nie
można całkowicie nadrobić.
Noworodek
może otrzymać od swojej matki bardzo dużo, może ona wyposażyć
go na całe życie, jeśli nie zostanie oddzielony od niej zaraz po
urodzeniu. Natychmiast po porodzie organizm matki zaczyna produkować
hormony, które budzą i „karmią” jej instynkt macierzyński.
Proces ten dzięki coraz głębszej więzi z dzieckiem, rozwija się
przez następne dni i tygodnie. Jeżeli dziecko zostanie oddzielone
od matki, co do niedawna było regułą właściwie we wszystkich
klinikach położniczych, a obecnie jest praktykowane z wygodnictwa i
ignorancji przez większość szpitali na całym świecie, to ta
wielka szansa zostaje zaprzepaszczona.
Wiele
swych prac poświęciła Pani zgubnym skutkom stosowanej przez
rodziców przemocy, tymczasem mnóstwo osób nadal uważa kary
fizyczne za skuteczne narzędzie wychowawcze…
Najwyraźniej
jest regułą wychowywanie dzieci za pomocą klapsów, straszenie ich
i sprawianie im bólu. Dlaczego? Bo sami tego doświadczyliśmy jako
dzieci i zaakceptowaliśmy absurdalne przekonanie, że to dla naszego
dobra. A stłumiona wściekłość zostaje później wyładowana na
własnych dzieciach. (…)
Rodzice odreagowują swoją
wściekłość teraz, bo musieli ją powściągnąć i tłumić w
obecności swoich rodziców. Dziecko jest jedynie pretekstem do jej
uzewnętrznienia.
Gdy zapoznamy się z dynamiką przymusu
powtarzania, możemy zaobserwować go we wszystkich dysfunkcyjnych
rodzinach. Sposób, w jaki wykorzystywane są dzieci, ma często
długą historię. Te same wzory upokarzania, zaniedbywania,
stosowania przemocy czy też sadyzmu można odnaleźć w poprzednich
generacjach. (…)
Eksperymenty udowodniły, że za pomocą kar
nie nauczymy dzieci kochać, a jedynie tych kar unikać i kłamać. W
ten sposób uczymy je, za dwadzieścia lub trzydzieści lat,
maltretować ich własne dzieci.
Kiedy
mówimy o cierpieniu, na jakie narażone są dzieci, często mamy
przed oczami obraz rodziny tzw. patologicznej. Jak Pani rozumie słowo
„okrucieństwo” w kontekście wychowania?
Dzieciństwo
nie jest jedynie częścią naszego życia, jest jego podstawą. (…)
Zaniedbanie dziecka, jego potrzeby bliskości i stymulacji we
wczesnym dzieciństwie również uważam za maltretowanie. (…)
Pierwsze miesiące mają decydujące znaczenie, bo w tym okresie
tworzy się tzw. zaufanie pierwotne. Nie może się wykształcić,
jeśli rodzice są nieobecni. (…) Dziecko przychodzi na świat z
wieloma potrzebami. W zaspokojeniu potrzeb szacunku, ochrony, opieki,
miłości i szczerości jest całkowicie zależne od swoich rodziców.
Jeżeli te potrzeby nie zostaną zaspokojone, a dziecko jest
wykorzystywane, maltretowane i zaniedbywane, wyrasta na osobę
zdezorientowaną, „złą” lub zapadającą na zdrowiu. (…)
Każde dziecko potrzebuje szacunku, ochrony, wsparcia, szczerości,
zrozumienia i wielu innych pozytywnych doświadczeń. I takie
traktowanie nazywamy miłością. Ale rodzice, którzy nigdy jej nie
doświadczyli i musieli nauczyć się postrzegać okrucieństwo jako
objaw miłości, nie są w stanie pokochać siebie ani swoich dzieci,
chyba że później zrozumieją, iż to, czego doświadczyli, nie
było miłością. Zrozumienie własnej historii zapoczątkowuje
proces uświadamiania, a z nim budzi się empatia i zdolność do
miłości – względem siebie i swoich dzieci.
Czego
nasze dzieci uczą się ze sposobu w jaki je traktujemy?
Dzieci,
które od momentu narodzin poznają miłość, szacunek, zrozumienie,
serdeczność i otrzymują wsparcie, nabywają oczywiście innych
cech niż dzieci, które już na początku doświadczają
opuszczenia, przemocy, upokorzenia czy nawet maltretowania. (…)
Każde dziecko uczy się przez naśladowanie. Jego ciało nie uczy
się, słysząc słowa, lecz dzięki doświadczeniu. Dlatego bite,
krzywdzone dziecko uczy się bić i krzywdzić. A szanowane i
chronione, uczy się szanować i chronić słabszych. (…) Bicie
jest zawsze nadużyciem władzy. Jest upokarzające i wzbudza lęk.
Lęk uczy dzieci, że nie należy ufać i prowadzi do ukrywania
autentycznych uczuć. Dzieci uczą się też od swoich rodziców, że
przemoc jest akceptowanym sposobem rozwiązywania konfliktów, że są
złe i bezwartościowe i wymagają naprawy. Te dzieci szybko zapomną,
dlaczego były bite. Bardzo szybko się dostosują. Ale później tak
samo postąpią ze słabszymi. Bijąc uczymy przemocy. (…) Wszyscy
rodzice powinni wiedzieć, że każda forma przemocy w wychowaniu,
nawet jeżeli była dobra w zamierzeniu, zabija miłość.
Czy
bite bądź upokarzane dziecko ma szansę uwierzyć we własne
możliwości?
Jak
człowiek może kochać sam siebie, jeśli musiał się bardzo
wcześnie nauczyć, że nie jest godny miłości? Że jest bity
dlatego, że powinien być kimś innym niż jest? Że jest dla
rodziców ciężarem, a nie radością? I że nic na świecie nie
będzie mogło zmienić ich niechęci i gniewu?
Miłość
do rodziców nie bywa w naszym społeczeństwie poddawana dyskusji.
Każdy kto odważyłby się przyznać, że – z takich czy innych
względów – nie darzy swoich rodziców ciepłymi uczuciami,
naraziłby się na potępienie…
Wszystkie
dzieci kochają swoich rodziców (…). Ale gdy jako dorośli
uświadomimy sobie, że nasza miłość została nadużyta i
wykorzystana, powinniśmy być w stanie rozpoznać nasze prawdziwe
emocje, także wściekłość i nie czuć przymusu kochania rodziców,
którzy byli dla nas okrutni. Większość osób boi się tych
„negatywnych emocji”, które odczuwa w stosunku do rodziców i
przenosi je na swoje dzieci.
Dlaczego
rodzicom tak trudno przyznać się przed swoimi dziećmi do
błędów?
Większość
rodziców widzi we własnych dzieciach swoich rodziców i boi się
przyznać do błędu, bo przecież wcześniej, gdy sami byli dziećmi,
za każdy błąd byli dotkliwie karani. W żadnym razie nie
zrezygnują z maski nieomylności i niczego się już nie nauczą.
Co
się dzieje, jeśli rodzice – przede wszystkim matka – nie są w
stanie rozpoznać własnych potrzeb i odkryć mechanizmów, jakie
kierują ich zachowaniem?
Większość
osób, zwracających się do mnie o pomoc z powodu depresji, miała
matki, którym brakowało pewności siebie i które często same
cierpiały na depresję. Dziecko, z reguły jedyne lub pierwsze,
uważały za swoją własność. To, czego matka nie otrzymała we
właściwym czasie od swoich rodziców, teraz znajduje u dziecka:
jest ono dyspozycyjne, można go używać jako echa, można je
kontrolować, jest całkowicie skoncentrowane na niej, nigdy jej nie
opuszcza, ofiarowuje jej swą uwagę i podziw. Jeżeli czuje się
przeciążona potrzebami dziecka (tak jak kiedyś jej własna matka),
to nie jest już taka bezbronna, nie pozwala się tyranizować, może
wychować dziecko tak, aby nie krzyczało i nie przeszkadzało. Może
zdobyć sobie wreszcie szacunek i żądać, aby liczono się z jej
potrzebami i samopoczuciem, czego odmawiali jej rodzice. (…) Co się
dzieje, kiedy matka nie jest w stanie pomóc swemu dziecku? Co się
dzieje, kiedy nie tylko nie potrafi rozpoznać jego potrzeb, ale
sama, jak to się bardzo często zdarza, ma niezaspokojone potrzeby?
Wówczas nieświadomie będzie próbowała realizować je przez
dziecko.
Co
mogą zrobić rodzice, którzy w dobrej wierze stosowali metody
wychowawcze oparte na przemocy fizycznej bądź psychicznej?
Rodzice
muszą odważyć się przyznać do popełnionych błędów. To może
zmienić całą sytuację. Mogą na przykład w spokojnej rozmowie
powiedzieć dziecku: „Biliśmy cię, gdy byłeś mały, bo sami
byliśmy tak wychowywani i sądziliśmy, że to jest dobre. Dopiero
teraz wiemy, że nie wolno nam było tego robić i przykro nam, że
to zrobiliśmy, że upokarzaliśmy cię i sprawialiśmy ci ból, nie
chcemy, żeby to się powtórzyło. Prosimy cię, żebyś przypomniał
nam o tej rozmowie, gdyby pojawiło się niebezpieczeństwo, że
możemy zapomnieć o naszym przyrzeczeniu.” (…) Kiedy odkrywamy
nasze rzeczywiste, teraźniejsze przewinienia wobec własnych dzieci,
musimy je przeprosić.
Co
powiedziałaby Pani matce, która zwróciłaby się z pytaniem, jak
ma postępować, by wspierać rozwój emocjonalny swojego
dziecka?
Każde
dziecko potrzebuje, by matka je dostrzegała, rozumiała, traktowała
poważnie i szanowała; ma do tego pełne prawo. (…) Dziecko, które
ma szczęście dorastać przy odzwierciedlającej, dyspozycyjnej
matce, to znaczy wspierającej je w procesie rozwoju, może budować
stopniowo poczucie własnej wartości. W optymalnym przypadku to
matka jest osobą, która stwarza mu przyjazny klimat emocjonalny i
rozumie jego potrzeby. Lecz również niezbyt serdeczne matki mogą
umożliwić ten rozwój – wystarczy, że nie przeszkadzają.
Wówczas dziecko może wziąć sobie od innych osób to, czego nie
dostaje od matki. Najróżniejsze badania dowodzą, że dziecko ma
niewiarygodną wprost zdolność wykorzystywania każdego,
najbardziej nawet skąpego „pożywienia” afektywnego, każdego
bodźca płynącego z otoczenia.
Fikcyjny
wywiad z Alice Miller – znaną psycholożką i terapeutką powstał
w oparciu o książki Twoje
ocalone życie(Media
Rodzina, 2009) oraz Dramat
udanego dziecka (Media
Rodzina, 2007).
Opracowała: Anna Sieroń