PROROCZE OSTRZEŻENIE SOŁŻENICYNA Z 1983: odrzucenie przez Zachód Boga skończy się nędzą i terrorem
The West's Rejection of God Will End in Misery and Terror - Solzhenitsyn's Prophetic 1983 Warning
"Zachód jeszcze nie doświadczył komunistycznej inwazji, religia tu jest wolna. Ale ewolucja historyczna Zachodu jest taka, że dzisiaj też doświadcza wysychania świadomości religijnej… fali sekularyzmu, która od końca Średniowiecza stopniowo zalewała Zachód. Stopniowe osłabianie siły od środka jest zagrożeniem dla wiary, która jest może jeszcze bardziej niebezpieczna niż jakakolwiek próba gwałtownego ataku na religię od zewnątrz".
Video pod artykułem
Wprowadzenie - Chris Banescu
Jako ocalonego z komunistycznego holokaustu, przeraża mnie kiedy widzę jak moja ukochana Ameryka, mój adoptowany kraj, stopniowo przekształca się w świecką i ateistyczną utopię, gdzie gloryfikuje się i promuje komunistyczne ideały, kiedy judeo-chrześcijańskie wartości i moralność się wyśmiewa i coraz bardziej usuwa z widoku i społecznej świadomości naszego narodu.
W ciągu trwającego przez dziesięciolecia ataku i bojowego radykalizmu wielu tzw. "liberalnych" i "postępowych" elit, Bóg był stopniowo usuwany z naszych instytucji publicznych i edukacyjnych, by zostać zastąpionym przez wszelkiego rodzaju iluzje, perwersje, korupcję, przemoc, dekadencję i szaleństwo.
Nie jest przypadkiem, że kiedy ideologie marksistowskie i świeckie zasady ogarniają kulturę i wypaczają myślenie głównego nurtu, indywidualne wolności szybko zanikają. W konsekwencji Amerykanie czują się coraz bardziej bezsilni i podporządkowani najbardziej radykalnym i obłudnym, najmniej demokratycznym i pozbawionym charakteru jednostkom, jakie kiedykolwiek stworzyło nasze społeczeństwo.
Ci z nas którzy doświadczyli i widzieli na własne oczy okrucieństwa i terror komunizmu rozumieją w pełni dlaczego takie zło się zakorzenia, jak się rozwija i oszukuje, i rodzaj piekła jaki w końcu rozpuści na niewinnych i wiernych. Bezbożność zawsze jest pierwszym krokiem w kierunku tyranii i opresji!
Laureat Nagrody Nobla, prawosławny chrześcijański autor i rosyjski dysydent Aleksander Sołżenicyn, w przemówieniu "Bezbożność: pierwszy krok do gułagu", wygłoszonym podczas odbioru Templeton Prize for Progress in Religion w maju 1983, wyjaśnił jak rosyjską rewolucję i komunistyczne przejęcie ułatwiła ateistyczna mentalność w długim procesie sekularyzacji, która odcięła ludzi od Boga i tradycyjnej chrześcijańskiej moralności i wiary. Słusznie podsumował: "Ludzie zapomnieli Boga, i dlatego wydarzyło się to wszystko".
Poniżej tekst przemówienia. Podobieństwa z obecnym kryzysem i rozkładem moralnym w społeczeństwie amerykańskim są uderzające i przerażające. Ci którzy mają uszy do słuchania niech słuchają!
"Ludzie zapomnieli Boga" – Aleksander Sołżenicyn
Ponad pół wieku temu, kiedy jeszcze byłem dzieckiem, pamiętam że słyszałem wiele starszych osób proponujących następujące wyjaśnienie wielkich nieszczęść jaki spadły na Rosję: "Ludzie zapomnieli Boga, i dlatego wydarzyło się to wszystko".
Od tego czasu spędziłem niemal 50 lat pracując nad historią rewolucji, w tym czasie przeczytałem setki książek, zgromadziłem setki osobistych świadectw, i już napisałem 8 książek usiłując oczyścić gruz pozostały po tym przewrocie. Ale gdyby poproszono mnie dzisiaj o sformułowanie tak zwięźle jak możliwe głównej przyczyny rujnującej rewolucji która pochłonęła 60 mln naszych ludzi, nie byłbym w stanie ująć tego dokładniej niż powtórzyć: Ludzie zapomnieli Boga, i dlatego wydarzyło się to wszystko.
Co więcej, wydarzenia podczas rosyjskiej rewolucji można zrozumieć dopiero teraz, na końcu stulecia, wobec tła tego co od tej pory wydarzyło się w reszcie świata. Co tu się pojawia to proces uniwersalnego znaczenia. I gdyby wezwano mnie do krótkiej identyfikacji głównej cechy całego XX wieku, tu też, nie mógłbym znaleźć niczego bardziej precyzyjnego i zwięzłego niż powtórzyć znowu: Ludzie zapomnieli Boga.
Słabość ludzkiej świadomości, pozbawionej boskiego wymiaru, była decydującym czynnikiem we wszystkich głównych zbrodniach tego stulecia. Pierwszą z nich była I wojna światowa, i wiele z naszych obecnych kłopotów można jej przypisać. Była to wojna (o której pamięć wydaje się zanikać), gdy Europa, pękająca zdrowiem i dostatkiem, popadła w gniew samookaleczenia, który mógł jedynie osłabić jej siły na 100 lat lub dłużej, a może i na zawsze. Jedynym możliwym wyjaśnieniem tej wojny jest zaćmienie mentalne wśród przywódców Europy z powodu ich utraty świadomości Najwyższej Mocy nad nimi. Tylko bezbożne rozgoryczenie mogło poruszyć pozornie chrześcijańskie państwa do użycia trującego gazu, broni, która oczywiście wykracza poza granice ludzkości.
Ten sam rodzaj słabości, wada świadomości pozbawionej wszelkiego boskiego wymiaru, pojawiła się po II wojnie światowej, kiedy Zachód poddał się szatańskiej pokusie "nuklearnego parasola". Jest to tak jakby mówić: przestańmy się martwić, uwolnijmy młodsze pokolenie od ich zadań i obowiązków, nie próbujmy się bronić, nie mówiąc już o obronie innych – nie słuchajmy wychodzących ze Wschodu jęków, i żyjmy goniąc za szczęściem. Jeśli grozi nam niebezpieczeństwo, obroni nas bomba atomowa, a później niech się pali piekło. Żałośnie bezradny stan, w którym współczesny Zachód zatonął, jest w dużej mierze spowodowany tym fatalnym błędem: przekonaniem, że obrona pokoju nie zależy od mocnych serc i niezłomnych ludzi, a tylko od bomby atomowej…
Współczesny świat doszedł do etapu, który, gdyby porównywać do poprzednich stuleci, wywołałby wołanie: "To jest Apokalipsa!"
Ale przyzwyczailiśmy się do tego rodzaju świata; nawet czujemy się w nim jak w domu.
Dostojewski ostrzegł, że "dotkną nas wielkie wydarzenia i złapią nas nieprzygotowanych intelektualnie". I właśnie to się stało. I przepowiedział, że "świat zostanie uratowany dopiero kiedy zostanie opanowany przez demona zła". Czy naprawdę zostanie ocalony musimy zaczekać i zobaczyć: to będzie zależeć od naszego sumienia, od naszej jasności duchowej, od naszych indywidualnych i zbiorowych wysiłków w obliczu katastrofalnych okoliczności. Ale to ju nastało, że demon zła, jak wir powietrzny, triumfująco okrąża wszystkie 5 kontynentów na ziemi…
W czasach rewolucji, wiara praktycznie zniknęła w wykształconych rosyjskich kręgach, i pośród niewykształconych, jej zdrowie było zagrożone
W przeszłości Rosja znała czas w którym ideałem społecznym nie była sława, bogactwo czy sukces materialny, a pobożny sposób życia. Rosja była wtedy przesiąknięta prawosławnym chrześcijaństwem, które pozostało wierne Kościołowi pierwszych wieków. Ówczesne prawosławie wiedziało jak strzec swój lud pod jarzmem obcej okupacji trwającej ponad 200 lat, a jednocześnie odpierając niegodziwe ciosy mieczy zachodnich krzyżowców. W tamtych czasach wiara prawosławna w naszym kraju stała się częścią tego wzoru myśli i osobowości naszego ludu, form codziennego życia, kalendarza pracy, priorytetów w każdym przedsięwzięciu, organizowania tygodnia i roku. Wiara była siłą kształtującą i jednoczącą naród.
Ale w XVII wieku rosyjskie prawosławie zostało bardzo osłabione przez schizmę wewnętrzną. W XVIII krajem wstrząsnęły siłą narzucone przez Piotra transformacje, które preferowały gospodarkę, państwo i wojsko kosztem ducha religijnego i narodowego życia. I wraz z tym nierównym Piotrowym oświeceniem Rosja poczuła pierwszy powiew sekularyzmu; jego subtelne trucizny przeniknęły klasy wykształcone w XIX wieku i otworzyły drogę do marksizmu. W czasie rewolucji wiara praktycznie zniknęła w rosyjskich kręgach wykształconych; a wśród niewykształconych jej zdrowie było zagrożone.
To Dostojewski po raz kolejny, który zaczerpnął z rewolucji francuskiej i jej pozornej nienawiści do Kościoła lekcję, że "rewolucja musi koniecznie zaczynać się od ateizmu". To jest absolutnie prawdziwe. Ale świat nigdy wcześniej nie znał bezbożności tak zorganizowanej, zmilitaryzowanej i nieustępliwie wrogiej, jak ta praktykowana przez marksizm. W ramach systemu filozoficznego Marksa i Lenina, a także w sercu ich psychologii, nienawiść do Boga jest główną siłą napędową, bardziej fundamentalną niż wszystkie ich polityczne i ekonomiczne pretensje. Wojujący ateizm nie jest jedynie przypadkowy ani marginalny dla polityki komunistycznej; nie jest skutkiem ubocznym, a punktem centralnym.
W latach 1920 z ZSRR trwała nieprzerwana procesja ofiar i męczenników wśród prawosławnego duchowieństwa. Dwóch metropolitów zastrzelono, z których jeden, Vinjamin z Piotrogrodu, został wybrany w powszechnym głosowaniu w jego diecezji. Sam Patriarcha Tikhon przeszedł przez ręce Czeka-GPU i później zmarł w podejrzanych okolicznościach. Zginęły setki arcybiskupów i biskupów. Dziesiątki tysięcy księży, zakonników i zakonnic, pod presją czekistów by wyrzekli się Słowa Bożego, torturowano, rozstrzeliwano w piwnicach, wysyłano do obozów, wyganiano do odległej tundry na dalekiej północy, albo starych wyrzucano na ulice bez dachu nad głową czy jedzenia. Wszyscy ci chrześcijańscy męczennicy poszli niezachwianie na śmierć za wiarę, bardzo mało było przypadków apostazji. Dla dziesiątków milionów świeckich dostęp do kościoła zablokowano, i zabroniono im wychowywać dzieci w wierze, religijnych rodziców zabierano od dzieci i wtrącano do więzienia, podczas gdy dzieci odstawiano od wiary groźbami i kłamstwami…
Przez krótki czas kiedy musiał zebrać siły do walki z Hitlerem, Stalin cynicznie zajął przyjazne stanowisko wobec kościoła. Tę oszukańczą grę, kontynuowaną w późniejszych latach przez Breżniewa za pomocą pokazowych publikacji i mydlenia oczu, niestety, Zachód miał tendencję do brania za dobrą monetę. Jednak wytrwałość z jaką nienawidzono religii jest zakorzeniona w komunizmie, może być sądzona na przykładzie ich najbardziej liberalnego przywódcy, Chruszczowa: choć podjął szereg znaczących kroków w celu zwiększenia wolności, Chruszczow jednocześnie rozpalił szaloną leninowską obsesję w niszczeniem religii.
Ale jest coś, czego się nie spodziewali: że w kraju gdzie kościoły zrównano z ziemią, gdzie triumfujący ateizm rozpętał się niekontrolowany przez dwie trzecie stulecia, gdzie duchowieństwo jest całkowicie upokorzone i pozbawione wszelkiej niezależności, gdzie to co pozostaje po kościele jako instytucji jest tolerowane tylko ze względu na propagandę skierowaną na Zachód, gdzie nawet dzisiaj ludzi wysyła się do obozów pracy ze względu na ich wiarę, i gdzie w samych obozach, ci, którzy zbierają się na modlitwę w Wielkanoc, są zamykani w karnych celach - nie mogli przypuszczać, że pod tym komunistycznym walcem tradycja chrześcijańska w Rosji przetrwa. Prawdą jest, że miliony naszych rodaków skorumpowanych i duchowo zniszczonych przez oficjalnie narzucony ateizm, to jeszcze jest wiele milionów wierzących: tylko presja zewnętrzna powstrzymuje ich od mówienia, ale, jak to zawsze ma miejsce w czasach prześladowań i cierpienia, świadomość Boga w moim kraju osiągnęła wielką ostrość i głębię.
To tutaj widzimy świt nadziei: bo bez względu na to jak bardzo jest komunizm najeżony jest czołgami i rakietami, bez względu na to jakie sukcesy osiągnie w zdobyciu planety, jest skazany na to, że nigdy na pokona chrześcijaństwa.
Zachód musi jeszcze doświadczyć komunistycznej inwazji; religia tutaj pozostaje wolna. Ale własna historyczna ewolucja Zachodu była taka, że także i ona doświadcza wysychania świadomości religijnej. On też był świadkiem dręczących schizm, krwawych wojen religijnych i nienawiści, nie mówiąc już o fali sekularyzmu, który od późnego średniowiecza stopniowo zalewał Zachód. To stopniowe podkopywanie siły od wewnątrz jest zagrożeniem dla wiary, co może jest nawet bardziej niebezpieczne niż jakakolwiek próba brutalnej napaści na religię z zewnątrz.
Niepostrzeżenie, przez dziesięciolecia stopniowej erozji, sens życia na Zachodzie przestał być postrzegany jako coś bardziej wzniosłego niż "pogoń za szczęściem", cel, który został nawet uroczyście zagwarantowany przez konstytucje. Koncepcje dobra i zła były wyśmiewane przez kilka stuleci; wygnane z powszechnego użytku, zastąpione względami politycznymi lub klasowymi o krótkotrwałej wartości. Kłopotliwe stało się twierdzenie, że zło zagnieżdża się w indywidualnym ludzkim sercu, zanim wejdzie w system polityczny. Ale nie uważa się za haniebne dokonywanie doczesnych ustępstw na rzecz integralnego zła. Sądząc po ciągłych ustępstwach na oczach naszego własnego pokolenia, Zachód nieuchronnie przesuwa się w stronę otchłani. Społeczeństwa zachodnie tracą coraz więcej swojej esencji religijnej, kiedy bezmyślnie oddają swoje młodsze pokolenie ateizmowi. Jeśli bluźnierczy film o Jezusie pokazuje się w całej Ameryce, rzekomo jednym z najbardziej religijnych krajów na świecie, albo duża gazeta publikuje bezwstydną karykaturę Maryi Dziewicy, jakich potrzeba dalszych dowodów bezbożności? Kiedy prawa zewnętrzne są całkowicie nieograniczone, dlaczego ktoś miałby podjąć wewnętrzny wysiłek, aby powstrzymać się od niegodziwych czynów?
Albo dlaczego powinno się powstrzymywać od płonącej nienawiści, bez względu na jej podstawę - rasa, klasa czy ideologia?
Taka nienawiść koroduje dziś wiele serc. Ateistyczni nauczyciele na Zachodzie wychowują młodsze pokolenie w duchu nienawiści do własnego społeczeństwa. Pośród całej tej udręki zapominamy, że wady kapitalizmu pokazują podstawowe wady natury ludzkiej, pozwalały na nieograniczoną wolność wraz z różnymi prawami człowieka; zapominamy, że w czasach komunizmu (a komunizm stał nad głową wszystkich umiarkowanych form socjalizmu, które są niestabilne), identyczne wady buntują się w każdej osobie o najmniejszym stopniu władzy; podczas gdy wszyscy inni w tym systemie rzeczywiście osiągają "równość" - równość pozbawionych środków do życia niewolników. To entuzjastyczne rozniecanie płomieni nienawiści staje się znakiem dzisiejszego wolnego świata. Faktycznie, im większe są wolności osobiste, wyższy jest poziom dobrobytu czy nawet obfitości - tym bardziej gwałtowna, paradoksalnie, staje się ta ślepa nienawiść. Współczesny rozwinięty Zachód pokazuje zatem na własnym przykładzie, że ludzkiego zbawienia nie znajdzie się ani w obfitości dóbr materialnych, ani w tylko zarabianiu pieniędzy.
Ta celowo żywiona nienawiść wtedy szerzy się na wszystko co żywe, do samego życia, do świata z kolorami, dźwiękami i kształtami, do ludzkiego ciała. Rozgoryczona sztuka XX wieku ginie w wyniku tej brzydkiej nienawiści, ponieważ sztuka jest bezowocna bez miłości. Na Wschodzie sztuka upadła, bo powalono ją i zdeptano, a na Zachodzie upadek był dobrowolny, zamienił się w wymyśloną i niepewną pogoń, w której artysta zamiast próbować odkryć boski plan, próbuje postawić się w miejscu Boga.
Znowu jesteśmy świadkami jednego wyniku ogólnoświatowego procesu, w którym Wschód i Zachód osiągnęły takie same wyniki, i znowu z tego samego powodu: ludzie zapomnieli Boga.
Przy takich globalnych wydarzeniach, które zbliżają się do nas jak góry, a nie, jak całe łańcuchy górskie, może wydawać się niestosowne i niewłaściwe przypominanie sobie, że główny klucz do naszego istnienia lub nieistnienia znajduje się w każdym ludzkim sercu, w preferencji serca dla konkretnego dobra lub zła. Jeszcze to pozostaje prawdą nawet dzisiaj i jest to w rzeczywistości najbardziej niezawodny klucz jaki mamy. Teorie społeczne, które tak wiele obiecywały, pokazały swoje bankructwo, pozostawiając nas w ślepym zaułku. Można było oczekiwać, że wolni ludzie Zachodu zrozumieją, że nękają ich liczne swobodnie pielęgnowane kłamstwa, i że nie pozwolą tak łatwo narzucić sobie kłamstw. Wszelkie próby znalezienia wyjścia z trudnej sytuacji dzisiejszego świata są bezowocne, chyba że przekierujemy naszą świadomość, ze skruchą, na Stwórcy wszystkich: bez tego nie oświetli się nam żadnego wyjścia, i będziemy szukać go na próżno.
Środki, które sami dla siebie odłożyliśmy, są zbyt małe do tego zadania. Musimy najpierw rozpoznać horror dokonany nie przez jakąś siłę zewnętrzną, nie przez wrogów klasowych czy narodowych, a w każdym z nas indywidualnie, i w każdym społeczeństwie. Jest to szczególnie prawdziwe w przypadku wolnego i wysoko rozwiniętego społeczeństwa, bo tutaj na pewno z sprowadziliśmy na siebie wszystko, z własnej wolnej woli. My sami, naszym codziennym bezmyślnym egoizmem, mocno zaciągamy pętlę…
Nasze życie nie polega na dążeniu do materialnego sukcesu, a na poszukiwaniu godnego duchowego wzrostu. Cała nasza ziemska egzystencja jest jedynie przejściowym etapem w drodze do czegoś wyższego, i nie wolno nam potknąć się i upaść, ani też nie wolno nam bezowocnie pozostawać na jednym szczeblu drabiny. Same prawa materialne nie tłumaczą naszego życia czy nadawania mu kierunku. Prawa fizyki i fizjologii nigdy nie ujawnią bezspornego sposobu w jaki Stwórca ciągle, dzień w dzień, uczestniczy w życiu każdego z nas, niezawodnie dając nam energię istnienia; kiedy ta pomoc nas opuści, umieramy. I w życiu całej naszej planety Boski Duch z pewnością porusza się z nie mniejszą siłą: to musimy pojąć w naszych ciemnych i strasznych czasach.
Nieprzemyślanym nadziejom ostatnich dwóch stuleci, które zredukowały nas do znikomości i doprowadziły na skraj śmierci nuklearnej i nienuklearnej, możemy zaproponować jedynie zdecydowane poszukiwanie ciepłej ręki Boga, którą odtrąciliśmy tak pochopnie i pewnie. Tylko w ten sposób możemy otworzyć oczy na błędy tego nieszczęsnego XX wieku, i skierować nasze czyny by je naprawić. Nie ma nic innego by trzymać się kiedy osuwa się ziemia: żadnego znaczenia nie ma połączona wizja wszystkich myślicieli Oświecenia.
Pięć naszych kontynentów wpadło w wir. Ale właśnie w takich próbach pojawiają się największe dary ludzkiego ducha. Jeśli zginiemy i stracimy ten świat, to wina będzie nasza.
Aleksander Sołżenicyn, Bezbożność pierwszym krokiem do gułagu /“Godlessness: the First Step to the Gulag”. Wykład / Templeton Prize Lecture, 10.05.1983 (Londyn).