17. wrzesień 1939r. - atak Związku Radzieckiego na Polskę
1. Charakterystyka pokolenia Kolumbów.
Całe pokolenie twórców urodzonych w wolnej Polsce (około roku 1920), które wkroczyło w drugą wojnę światową jako młodzież, lecz zostało przez nią zmuszone do przedwczesnego osiągnięcia wieku dojrzałego. Znaczna część z nich brała czynny udział w walkach z okupantem, również w powstaniu warszawskim. Tym, którzy jakimś cudem mieli przeżyć wojnę, nikt nie wróżył pięknej przyszłości. Dlatego też nazywano owych młodych twórców „pokoleniem straconym”, „pokoleniem bez przyszłości”, „pokoleniem czasu burz” oraz „pokoleniem apokalipsy spełnionej”.
Określenie „Kolumbowie” pochodzi z tytułu powieści Romana Bratnego Kolumbowie. Rocznik 20. Do najwybitniejszych przedstawicieli pokolenia zalicza się: Krzysztofa Kamila Baczyńskiego, Mirona Białoszewskiego, Wacława Bojarskiego, Tadeusza Borowskiego, Gustawa Herlinga-Grudzińskiego, Wisławę Szymborską oraz Zbigniewa Herberta. W momencie wybuchu drugiej wojny światowej, to właśnie oni stanowili inteligencką młodzież Warszawy, która w momencie zagrożenia stanęła w obronie ojczyzny i głównie w szeregach AK przeciwstawiała się znacznie liczniejszemu okupantowi.
Założenia behawioryzmu:
eksperymenty, w których ludzi poddaje się działaniu określonych bodźców i obserwuje się ich określone reakcje na te bodźce.
James Watson – twórca behawioryzmu
Model
osobowości według behawiorystów składał się z elementów
podstawowych jakimi były odruchy. W skrajnej postaci behawioryzm
zakładał, że bardziej złożone zjawiska psychiczne, takie jak np.
uczucia wyższe, czy struktury wpojone kulturowo, nie mają większego
wpływu na działanie ludzi. Ludzie podobnie jak wszystkie inne
zwierzęta działają według stosunkowo prostych zasad opierających
się na stałych, odruchowych lub wyuczonych reakcjach na
bodźce. Według tego skrajnego poglądu, większość zdrowych
osobników ludzkich, niezależnie od ich “zawartości mózgu”
będzie w tych samych warunkach reagować podobnie na podobne zestawy
bodźców. Jedyną zaś rzeczą, która jest u człowieka wrodzona,
jest ogólna zdolność uczenia się.
Technika ta polega na tym, iż autor kładzie szczególny nacisk na ludzkie zachowania, gesty i ich werbalne odpowiedniki. Tekst opowiadań nie zawiera monologów wewnętrznych, introspekcji, wewnętrznych dialogów. Liczy się tzw. „tu i teraz” postaci. Narrator opowiadań pozbawiony jest swojej „sfery wewnętrznej”. Jest to spowodowane tym, iż więźniów w obozie traktowano jak rzeczy, a rzeczy nie posiadają przecież sfery duchowej, życia psychicznego. Dlatego właśnie w opowiadaniach tych dominuje zewnętrzność.
Komando zwane Kanadą zajmuje się nowymi transportami ludzi przybyłych do obozu. Kanada stanowi uprzywilejowaną grupę więźniów, pracującą przy segregacji transportów. Więźniowie należący do komanda czerpią duże korzyści ze swego zajęcia. Ludziom przybyłym w transportach zabierają bieliznę, perfumy, alkohol i inne rzeczy.
FLEGER
– sanitariusz w szpitalu. Tadek zajął to stanowisko po odbyciu
specjalnych kursów, które opisywał w opowiadaniu „U
nas, w Auschwitzu…”.
KANADA
– opis tego komanda pracującego przy transportach przychodzących
do obozu, widzimy w opowiadaniu „Proszę
państwa do gazu”.
Należenie do Kanady było równoznaczne z końcem głodu (Kanada
wracała do obozu „objuczona
chlebami, marmoladą, cukrem, pachnąca perfumami i czystą bielizną,
ustawia się do odmarszu.
KOMANDO
– był to oddział robotniczy, na czele którego stał kapo i
dowodzący esesman.
dipis-
osoba, która wywieziona na roboty przymusowe do Niemiec, nie wróciła
do kraju po zakończeniu wojny i korzystała z opieki organizacji
międzynarodowych
Co oznacza pojęcie człowiek złagrowany?
Człowiek złągrowany to ktoś, kto na skutek pobytu w obozie przejmuje panujące w nim zasady i zwyczaje. Zmienia się radykalnie jego system wartości, bo najważniejsze jest przeżyć za wszelką cenę. Aby przetrwać obóz jest w stanie zrobić rzeczy, które były dla niego niewyobrażalne wcześniej. Jest przy tym obojętny na nieszczęście innych o ile nie ma ono wpływu na jego egzystencję.
Opowiadanie to krótki utwór epicki o prostej akcji, niewielkich rozmiarach, najczęściej jednowątkowej fabule, pisany prozą.
Totalitaryzm- system polityczny, oparty na obowiązującej wszystkich ideologii i na nieograniczonej władzy jednej partii, kontrolującej wszystkie dziedziny życia
Moralność- ogół norm, zasad, ocen, wzorów, ideałów - zmierzających do regulowania stosunków pomiędzy ludźmi. Całokształt zachowań jednostki lub grupy społecznej oceniany wg funkcjonującego systemu norm, zasad moralnych.
Dehumanizacja- pozbawianie kogoś cech ludzkich
Reifikacja, urzeczowienie, uprzedmiotowienie, traktowanie czegoś nie będącego rzeczą jako rzecz
Ludobójstwo – zbrodnia przeciwko ludzkości, obejmująca celowe wyniszczanie całych lub części narodów, grup etnicznych, religijnych lub rasowych
Marek Edelman - charakterystyka • Zdążyć przed Panem Bogiem
Jedyny
ocalały ze sztabu powstańczego Żydowskiej Organizacji Bojowej.
Urodził się w 1921 roku, w wieku 14 lat został sierotą. Pracował
w czasie wojny jako goniec w szpitalu, stąd posiadał przepustkę na
wychodzenie z getta. Po powstaniu w getcie wyprowadził oddział
kanałami. Brał udział w powstaniu warszawskim. Po wojnie skończył
medycynę w Łodzi. Był znanym kardiochirurgiem, który
przeprowadził wiele nowatorskich operacji.
Nienawidził
komunizmu za co był szykanowany i wyrzucany z pracy. W latach
1980-1981 był członkiem Zarządu Regionu Ziemi Łódzkiej NSZZ
„Solidarność”, za co był internowany. W 1989 roku brał udział
w obradach Okrągłego Stołu. Nigdy nie zrezygnował z działalności
opozycyjnej, nie zdecydował się na emigrację.
Zdążyć przed Panem Bogiem streszczenie
PIERWSZY z nich to rozmowa z nieznajomym człowiekiem. Autorka nie podaje jego nazwiska, ale dużo o nim wie. Często przypomina mu, że powinien opowiadać, bo tak się umówili. Rozmowa dotyczy przeżyć bohatera. Autorka wypytuje się w szczególności o dzień 19 kwietnia, o wydarzenia w Getcie Warszawskim, pyta się kto walczył tego dnia, dlaczego komendantem powstania był Anielewicz, wspomina zbiorowe samobójstwo. Autorka pyta się, czy Edelman kiedykolwiek myślał o zbiorowym samobójstwie. Odpowiedzi na te oraz podobne pytania są dość wyczerpujące i dostarczają informacji na temat powstania Żydów oraz na temat akcji likwidacyjnej, którą Niemcy przeprowadzili w getcie od 22 lipca do 8 września 1942 r. Edelman wspomina także ŻOB, wspomina o ich postawie wobec śmierci. Uważali oni, że „(…) trzeba umierać publicznie, na oczach świata".
Fragment DRUGI to sprawozdanie Hanny Krall z przyjęcia przez czytelnika poprzedniego wywiadu. Na ogół „ludzie byli oburzeni do żywego". Czytelnicy są zdenerwowani niektórymi informacjami, na przykład tym, że Anielewicz, syn handlarki z Powiśla, malował rybom skrzela czerwoną farbą, żeby wyglądały na świeże. Jeden z uczestników powstania – Antek wprowadza poprawki do wywiadu. Twierdził, że w powstaniu wzięło udział nie dwieście dwadzieścia, ale sześćset osób. Komentuje także, że ryb nie malował Anielewicz, ale jego matka. Edelman jednak nie bierze pod uwagę tych poprawek. Powtarza: „Przecież to jest bez znaczenia (…) Czy wy wszyscy naprawdę nie możecie zrozumieć, że to już jest bez znaczenia?". Bohater wspomina swoje spotkanie z amerykańskimi Żydami, którzy wspomagali materialnie Warszawskie Getto i wspólnie z Hanną Krall dochodzą do wniosku, że będą musieli staranniej dobierać słowa, tak aby nikt nie poczuł się urażony.
TRZECI fragment, bardzo krótki, bo mieszczący się na jednej stronie, to komentarz autorki dotyczący Edelmana. Wyjaśnia ona, dlaczego milczał on przez tyle lat, dlaczego nie udzielił wywiadu, choć był zastępcą komendanta powstania. Kilka dni po zakończeniu powstania Edelman składał raport przedstawicielom partii politycznych. Tam dowiedział się, że „nie mówił tak, jak należy mówić (…) z nienawiścią, patosem, krzycząc". Edelman nie nadawał się na bohatera. Hanna Krall namówiła go na wywiad, ale sama stwierdza: „byłoby lepiej dla wszystkich, gdyby nie przerywał milczenia".
We fragmencie CZWARTYM pojawiają się po raz pierwszy personalia bohatera reportażu i jego zawód. Fragment ten przybliża nam życie w getcie, szczególną uwagę Edelman zwraca na głodowe racje żywnościowe, na „szkielety" ludzkie chodzące po ulicach. Ludzie mają pomarszczoną, zszarzałą skórę. Edelman podaje, że w getcie panował taki głód, że dochodziło do wypadków kanibalizmu. W getcie prowadzone były przez lekarzy prace naukowe nad głodem, gdyż nigdy dotąd „medycyna nie dysponowała tak obfitym materiałem badawczym". Edelman przybliża nam wyniki tych badań. Lekarze doszli do wniosku, że istnieją trzy stopnie wygłodzenia. Lekarze badali także poszczególne narządy ludzkie, które powoli zanikały – serce, wątroba, śledziona, nerki. W wyniku swoich badań lekarze stwierdzili, że jedynie mózg pozostał nie¬zmiennej wielkości. Jednak i na nim głód pozostawił ślady – człowieka ogarnęła apatia, ogólne zniechęcenie, ospałość. Ożywienie następowało tylko na widok jedzenia. Z tego fragmentu dowiadujemy się, że w tych celach przeprowadzono sekcje 3282 zwłok.
PIĄTY fragment bardzo różni się od poprzedniego. Autorka prezentuje postać Profesora chirurgii, który jako pierwszy przeprowadził udane operacje na sercu w stanie zawału. Odbyło się to w Klinice Łódzkiej. Przedstawione zostały dzieje Profesora, którym jest Jan Moll. Jego nazwisko zostanie wymienione tylko raz i to w ostatnim fragmencie książki. Autorka przedstawia jego losy od czasów okupacji, kiedy pracował on jako młody chirurg w szpitalu w Radomiu, aż do czasów współczesnych, do czasów, kiedy po¬wstała książka. Marek Edelman był bliskim współpracownikiem profesora od operacji na sercu w stanie zawału. Edelman namawiał profesora na ich przeprowadzanie, ale profesor się bał. Bał się przed podjęciem każdej decyzji, bał się, że pacjent umrze, bał się, że inni „ludzie, współpracownicy powiedzą, że on eksperymentuje na człowieku". Profesor bardzo dokładnie opowiada o swoich odczuciach przed każdą operacją, o roli jaką spełniali w tym czasie jego asystenci. Mówi ile to musiał przeżyć śmierci pacjentów, zanim zdobył się na przeprowadzenie pierwszej operacji. Profesor mówi także o chwili, kiedy sam na sam staje przed otwartą klatką piersiową, w której widać poruszające się serce i ma świadomość, że wszystko zależy od jego własnych wiadomości, od sprawności jego rąk, że zależy od niego życie ludzkie.
Fragment SZÓSTY jest powrotem do lat okupacji, do getta, głodu i zagłady, która czeka Żydów. Hanna Krall nawiązuje do wybuchu powstania, uważa, że decyzja o wybuchu była „naprawdę dobrym pomysłem". To stwierdzenie oburza Edelmana. Zarzuca on autorce, że śmierć w komorze gazowej nie jest gorsza od śmierci w walce. Edelman stara się przekonać reporterkę o swej racji. Mówi, że „ci ludzie szli spokojnie i godnie. To jest straszna rzecz, kiedy się idzie tak spokojnie na śmierć. To jest znacznie trudniejsze od strzelania".
Fragment SIÓDMY to rozmowa Hanny Krall z Edelmanem. Dowiadujemy się z niej o życiu w getcie, o akcji wysiedlania Żydów. Edelman wspomina o Starym Żydzie, którego Niemcy postawili na beczce i obcięli mu brodę. Scena ta miała miejsce, kiedy jeszcze nie było getta. Mimo tego Edelman postanowił sobie, że nigdy nie da wepchnąć się na beczkę. Krall zadała swojemu rozmówcy pytanie, dlaczego nie wyjechał z Polski. Edelman stwierdza, że wyjeżdżali tylko bogaci ludzie, ludzie, których było na to stać. Edelman wpajał Żydom, że w Polsce jest ich miejsce, że powinni tu zostać. Jakże mógł przeciwstawić się własnym słowom. Rozmówca denerwuje się ciągłym pytaniem, dlaczego pozostał w Polsce. Edelman wspomina także o żółtych kwiatach, które anonimowo otrzymuje od lat w każdą rocznicę powstania. Wspomina także o prostytutkach, które zamieszkiwały getto i poczęstowały powstańców jedzeniem i papierosami. Edelman przyznaje, że nie pozwolił im wyjść z powstańcami na aryjską stronę. Nie potrafi jednak wyjaśnić, co miało wpływ na taką decyzję. Krall zadaje Edelmanowi pytanie, czy miał szansę uciec z getta. Ten odpowiada twierdząco. Codziennie nosił jako goniec krew chorych na tyfus do badania w stacji sanitarno-epidemiologicznej, która znajdowała się poza gettem. Na pytanie dlaczego nie został po stronie aryjskiej nie potrafi odpowiedzieć. Rozmówca Hanny Krall mówi, że w sztabie ŻOB-u znalazł się zamiast „Adama", który załamał się po aresztowaniu swojej dziewczyny. Edelman stwierdza, że w getcie każdy musiał mieć coś lub kogoś, dla kogo warto by żyć. Dla Edelmana takim czymś był Umschlagplatz skąd wyłapywał on Żydów potrzebnych do organizacji. Czekający na transport zachowywali się biernie i apatycznie. Taką postawę reprezentują także wtedy, kiedy dochodzi do gwałtu na żydowskiej dziewczynie dokonanego przez Ukraińców. Działo się to na oczach kilkuset ludzi, wśród których był także Edelman, ale żaden z nich się nie poruszył. Nikt nie był zdolny do takiej reakcji. Edelman mówi także o bohaterach, o których nikt nie wie. Wspomina Połę Lifszyc, która została uratowana z Umschlagplatz i następnego dnia pobiegła za matką, by razem z nią wsiąść do wagonu. Dwa dni przed końcem akcji likwidacyjnej na placu rozdawano tak zwane „numerki na życie" – czterdzieści tysięcy karteczek z pieczątką, które chroniły przed dostaniem się na plac. Edelman wspomina historię związaną z karteczkami. Pielęgniarka Tenenbaumowa oddała swój numerek córce, sama zaś popełniła samobójstwo. Dziewczyna zginęła kilka miesięcy później, ale w tym czasie zdążyła przeżyć swoją pierwszą miłość. Edelman również otrzymał numerek i uniknął śmierci. W getcie ludzie często brali ślub, aby móc zginąć jako małżeństwo. Niemcy rozklejali plakaty o tak zwanej akcji przesiedleńczej Żydów, ale mieszkańcy getta dopisywali na nich „Przesiedlenie to śmierć". Na Umschlagplatz codziennie musiało stać dziesięć tysięcy osób – tych ludzi wybierała policja żydowska pod nadzorem Niemców. Akcja skończyła się 8 września a Edelmanowi udało się przeżyć.
We fragmencie ÓSMYM autorka nawiązuje do współczesności. Dowiadujemy się o czym rozmawiali pacjenci profesora gotowi do operacji. Każdy z nich myślał o swoich zainteresowaniach, o swoich pasjach. Inżynier Wilczkowski był taternikiem i myślał o rzeczach górskich. Pan Rudny, majster od maszyn, marzył o nowoczesnych maszynach, którym nie brakowałoby części. W tym fragmencie pada stwierdzenie: „ Pod kroplówką myśli się zwykle o tym, co najważniejsze".
We fragmencie DZIEWIĄTYM Edelman wyjaśnia przyczynę zawału swoich pacjentów. Pan Wilczkowski cudem uniknął wypadku w górach, natomiast pan Rudny zbyt mocno przejmował się stale psującymi maszynami. Każdy z pacjentów po przebyciu operacji postanowił zmienić swoje dotychczasowe życie: pan Rudny postanowił, że nie będzie przejmować się brakiem części do maszyn, taternik postanowił być ostrożniejszy.
DZIESIĄTY fragment to kolejna rozmowa z Edelmanem o sprawach getta. Bohater opowiadania o córce zastępcy komendanta Umschlagplatz, która po wojnie przyjechała, aby wyjaśnić okoliczności śmierci swego ojca (organizacja wydała na niego wyrok, bo nie chciał dać pieniędzy na broń). Wyjaśniła, że powodem odmowy pomocy przez jej ojca była ona sama. Ojciec w czasie likwidacji getta ukrywał córkę po aryjskiej stronie za pieniądze. Po jego śmierci nikt nie odmawiał organizacji pieniędzy. Za wartość jednego rewolweru można było utrzymywać dziecko po aryjskiej stronie przez cztery miesiące. Po akcji przesiedleńczej w getcie postanowiono stworzyć organizację ŻOB. Było w niej pięćset osób, ale po akcji w styczniu 1943 r. zostało tylko osiemdziesiąt. Wtedy po raz pierwszy zabito kilku Niemców. Żydzi zdobywali broń za pieniądze ze strony aryjskiej. Pomagały im różne organizacje np. PPR i AK. Organizacja drukowała także gazetki, które łączniczki rozprowadzały po całej Polsce. Edelman w pewnym momencie zadaje reporterce pytanie, czy warto o tym mówić. Po tym pytaniu od razu zmienia temat. Przypomina sobie panikę, którą musiał opanować między innymi w momencie podpalenia jego terenu (fabryki szczotek) przez Niemców. Wspomina ostatnie spotkanie z Anielewiczem i odkrycie zbiorowego samobójstwa jego grupy. Wspomina losy córki Zygmunta, Elżuni, która adoptowana przez amerykańską rodzinę popełniła samobójstwo. Podczas relacjonowania tych zdarzeń Edelman robi Krall złośliwe uwagi. Mówi, że Krall podobają się historie bohaterskie i brawurowe akcje, że reporterka woli je od apatii Żydów w piwnicach. Krall w odpowiedzi na te zarzuty przypomina Edelmanowi, że pisze „o pamiętaniu", że muszą trzymać się jednego tematu.
Fragment JEDENASTY opowiada o pomyśle Andrzeja Wajdy, który chciał nakręcić film o getcie. Chciał wykorzystać zdjęcia archiwalne, a Edelman miałby opowiadać o pokazywanych miejscach. Wajda chciał pokazać Umschlagplatz, cmentarz Żydowski, chciał usłyszeć historię o „numerkach na życie", o pielęgniarce podającej dzieciom cyjanek. Autorce nasuwa się refleksja, że prawdziwych Żydów już nie ma – na żydowskim pogrzebie nie udało się zebrać dziesięciu mężczyzn, aby odmówić kadysz nad trumną. Krall wspomina swoją przyjaciółkę – Annę Strolińską, która zbiera figurki „tamtych Żydów, sprzed wszystkiego". Mieszka ona na Osiedlu Za Żelazną Bramą, czyli na terenie byłego getta. O wspomnianych wydarzeniach i ludziach Wajda chciał zrobić film, ale Edelman nie zgodził się na wzięcie w nim udziału.
We fragmencie DWUNASTYM Edelman wyjaśnia dlaczego został lekarzem. Okazuje się, że był to przypadek. Dopiero będąc lekarzem Edelman zrozumiał, że w tym zawodzie może „nadal odpowiadać za życie ludzkie". Czuje się on jakby stał wciąż na Umschlagplatz i ratował ludzi. Jako lekarz toczy walkę z Bogiem, chce jak najdłużej zachować pacjenta przy życiu, chce aby chory był radosny, aby umierający żył. Wspomina pacjentki, które nie zostały do końca wyleczone, ale poznały trochę życia – życia, które przedłużył im Edelman. Życie swoich pacjentek rozmówca porównuje do życia córki Tenenbaumowej, która dostała od matki „numerek na życie" i dzięki temu dowiedziała się co to jest miłość.
Fragment TRZYNASTY służy chronologicznemu ustawieniu wydarzeń – stan uzbrojenia w dniu 19 kwietnia po stronie Niemców i Żydów, wydarzenia z dnia 20 kwietnia. Pojawia się także wzmianka o konfrontacji ze Stroopem w prokuraturze. Występuje informacja o „Wacławie", który pisał meldunki o sytuacji w getcie, o samym podpaleniu getta i o zmarłych, którzy bali się przeskakiwać przez ogień. Edelman wspomina także nieudaną akcję wysadzenia muru na Miłej przez AK. W dalszej części fragmentu pojawia się informacja o Henryku Grabowskim i o jego działalności. Ukrywał on w swoim mieszkaniu Żydów przybyłych z Wilna, chował broń dla Jurka Wilnera. W tym fragmencie pojawia się pewna nieścisłość co do faktu jak długo gestapo torturowało Wilnera. „Wacław" czyli mecenas Woliński twierdzi, że był to miesiąc, Grabowski, że dwa tygodnie, a Edelman, że tydzień. Także trudno ustalić, czy nad gettem wisiały w czasie powstania sztandary, czy też nie. Edelman mówi, że nie było odpowiedniego materiału na uszycie takich sztandarów. Inni twierdzą, że nad gettem widzieli biało-czerwony i niebiesko-biały sztandar.
Fragment CZTERNASTY to pomysł samego Edelmana, który chce wyjaśnić dlaczego żyje. Nie wspomina on „numerków na życie" ani możliwości zginięcia w walce. Opowiada Hannie Krall historię z Niemcem, który kilkakrotnie strzelał do niego i nie trafił. Edelman komentuje to w ten sposób, że esesman nie miał skorygowanego astygmatyzmu. Edelman ocalał dzięki przypadkowi. Tak było kiedy znalazł się na platformie i uratował go z niej Mietek Dąb, znajomy z PPS, który pracował wówczas w policji.
Fragment PIĘTNASTY, ostatni wyjawia nazwisko Profesora Jana Molla oraz wyjaśnia co dla Edelmana ma sens w czasach dzisiejszych. Edelman swoje życie poświęcił ratowaniu ludzi. Jako lekarz mocuje się z Bogiem o płonącą świeczkę życia. Edelmanowi nie zawsze udaje się wygrać, są takie momenty, kiedy Bóg „potrafi zadać najmniej spodzie¬wany cios". Takim ciosem dla Edelmana była śmierć lekarki Elżbiety Chętkowskiej oraz samobójstwo osiemnastoletniej Elżuni, córki Zygmunta z getta. Edelman, mimo tych nagłych śmierci, wspomina także miłe chwile. Cieszył się, kiedy nie dawał żadnych szans przeżycia pacjentowi, a ten po pewnym czasie wstawał z łóżka. Edelman stwierdza, że nie wiadomo, czy uda się wygrać z Panem Bogiem. Mimo tego dzisiaj pracuje tak jak w czasach okupacji, kiedy odprowadził na śmierć czterysta tysięcy Żydów stojąc w bramie na Umschlagplatz. Dziś cieszy się z każdego uratowanego życia.
Warszawskie getto zostało utworzone w październiku 1940 jako zamknięta dzielnica dla żydowskiej ludności Warszawy oraz dla Żydów przesiedlanych z okolic. Powstanie getta miało ułatwić późniejsze tzw. akcje likwidacyjne, czyli zbiorowe wywózki do obozów zagłady. Była to część "Akcji Reinhardt", mającej na celu koncentrację europejskich Żydów na zamkniętych obszarach gett, a następnie wywiezienie ich do obozów zagłady i eksterminację.
Getto
warszawskie
Warunki życia w getcie były tak trudne, że jego mieszkańców
dziesiątkował głód, choroby (zwłaszcza zakaźne) oraz terror
hitlerowski. Obszar getta, zajmujący około 2,6
km kw.,
zamieszkiwało początkowo blisko 400 000
osób, później ta liczba jeszcze wzrosła.
Regularne akcje
likwidacyjne rozpoczęły się w marcu 1942 roku, do końca września
wywieziono ponad 300 000 osób, wiele osób rozstrzeliwano na
miejscu. Liczba mieszkańców getta w 1943 roku zmalała do około 60
tys.
Żydowski
ruch oporu
W getcie działały dwie znaczące organizacje zbrojne:
Żydowski
Związek Wojskowy
i Żydowska
Organizacja Bojowa.
Wybuch
powstania w getcie
Na wieść o planowanej przez Niemców kolejnej, tym razem
ostatecznej,
akcji likwidacyjnej w getcie, przywódcy żydowskiego ruchu oporu
podjęli decyzję o rozpoczęciu powstania.
Oddziały niemieckie
wkraczające do getta 19
kwietnia 1943
napotkały zbrojny opór ze strony uzbrojonych powstańców, zostały
zmuszone do wycofania się. Dowództwo przejął generał SS Jurgen
Stroop, który na czele około 2000
żołnierzy,
wspieranych przez artylerię i czołgi ponownie wkroczył do
getta.
Przebieg
powstania
Przez pierwsze dni walki powstańcy bronili się dość
skutecznie, lecz wobec znacznej przewagi sił niemieckich wkrótce
przeszli od ofensywy do walki obronnej.
Kilka akcji zbrojnych
polskiego
podziemia
(m. in. próba wysadzenia muru getta, zdobycie niemieckiego czołgu
przez AK) przyniosło niewielki skutek.
Oddziały SS paliły,
burzyły i wysadzały w powietrze cale kwartały budynków w miarę
zdobywania kolejnych rejonów getta. Powstańcy wycofali się do
podziemnych bunkrów, skąd dokonywali zbrojnych napadów na oddziały
niemieckie.
W jednym z bunkrów przy ulicy Miłej, 8 maja 1943
zostali otoczeni przywódcy ŻOB, wraz z Mordechajem Anielewiczem.
Nie chcąc poddać się Niemcom, popełnili samobójstwo. Przywództwo
ŻOB przejął Marek Edelman.
Jurgen Stroop już 16
maja
ogłosił koniec powstania i aby to potwierdzić, rozkazał wysadzić
w powietrze budynek Wielkiej
Synagogi
na ulicy Tłomackiej. Jednak walki w ruinach getta trwały aż do
końca czerwca.
Literatura
faktu- to rodzaj literatury, który porusza tematykę, wydarzenia,
które miały miejsce autentycznie, nie są zaś kreacją świata
dokonaną przez autora. Mianem literatury faktu określa się
książki, które niejednokrotnie są uważane za gatunek
z pogranicza dziennikarstwa oraz twórczości literackiej. Literatura
faktu pisana jest na podstawie autentycznych wydarzeń, których
twórca mógł, ale nie musiał być uczestnikiem.
Deheroizacja bohatera- pozbawienie heroizmu, bohaterstwa, wzniosłości i patosu przypisywanego postaciom literatury – zwłaszcza bohaterom czasów wojen, uczestnikom walk lub ofiarom zbrodni
Krzysztof Kamil Baczyński – polski poeta czasu wojny, podchorąży, żołnierz Armii Krajowej, podharcmistrz Szarych Szeregów, jeden z przedstawicieli pokolenia kolumbów. Zginął w czasie powstania warszawskiego jako żołnierz batalionu „Parasol” Armii Krajowej.
Pamiętnik z powstania warszawskiego – streszczenie
W
1967 roku narrator książki, czyli sam autor, Miron Białoszewski,
ma 45 lat. Widzi przed sobą całą, pozbawioną gruzów stolicę,
leży spokojnie na kanapie. W takich warunkach dopiero przypomina
sobie samego siebie sprzed dwudziestu trzech lat – czyli młodego
cywila w momencie wybuchu powstania warszawskiego. A te nastąpiło 1
sierpnia 1944 roku, planowo o godzinie „W”, czyli o siedemnastej.
W tamtej chwili główny bohater został posłany przez matkę po
chleb na ulicę Staszica, zaś następnie spotkał się ze swoimi
znajomymi – Ireną P. oraz Staszkiem, których znał dobrze z
tajnej polonistyki Uniwersytetu Warszawskiego, z którymi wcześniej,
już w czasie trwania wojny, organizował niejednokrotnie wieczorki
poetyckie oraz przedstawienia, w których sam nie raz miał okazję
zagrać.
Na Chłodnej 24 przebywał niezbyt długo –
następnego dnia już stawił się we własnym domu, na Chłodnej 40,
gdzie zastał matkę oraz Żydówkę Stefę, do której zwracał się
per Babu Stefu. Do niedawna była ona ich sublokatorką, gdyż
doskonale potrafiła maskować swoje żydowskie pochodzenie, do
czasu, aż dozorczyni odkryła prawdę i zapytała się o to wprost
matce Mirona. Tym razem jednak przybyła do swoich przyjaciół,
szukając schronienia, gdyż dosłownie przed chwilą uwolniona
została przez powstańców z jadącej więźniarki (ponieważ ktoś
podrzucił jej wcześniej żydowską opaskę do torby i wówczas
prawda wyszła na jaw).
Stefa podawała się za nieżyjącą
Polkę, Zofię Romanowską (papiery na to nazwisko załatwił jej
ojciec Mirona, Zenon Białoszewski, który był w AK i parę lat temu
rozszedł się z żoną i zamieszkał ze swoją kochanką, Zochą,
przy ulicy Chmielnej 32 na Śródmieściu). Później sytuacja
zmusiła bohatera i jego dwie towarzyszki do schronienia się na
niższych piętrach, aż wreszcie do zejścia do piwnicy. Już 2
sierpnia zaczęło się konkretne organizowanie pracy. Nawoływano do
wielu różnych robót, w tym przy noszeniu rannych. Zgłaszał się
do nich również sam Miron. Później główny bohater szukał
swoich znajomych i tak zaszedł ponownie do Ireny, która już,
podobnie jak wszyscy inni, znajdowała się w podziemnych
korytarzach. Idąc od niej, nie mógł powrócić na Chłodną 40,
aby oddać klucze swojej matce, gdyż teren ten już znajdował się
w rękach Niemców.
I tak, 7 sierpnia, 22-letni
Białoszewski, wraz z wieloma innymi ludźmi przedostał się na
Starówkę. Na Rybakach odnalazł w schronie swego serdecznego
przyjaciela, Swena, wraz z jego narzeczoną Celiną, matką oraz
ciotką Uff. i kuzynem Zbyszkiem. Tam zaczął się zupełnie nowy
rozdział w prywatnej „mironowej” historii powstania. Zawsze
osiedlanie się zaczynano od zorganizowania prowizorycznej kuchni z
kilku cegieł, a ponadto podejmowało się wyprawy po wodę oraz
pożywienie. Początkowo można było jeszcze swobodnie poruszać się
na zewnątrz budynków, jednak szybko zostało to uniemożliwione
przez nasilające się naloty. Wówczas każde wyjście stawało się
nie lada ryzykownym wyczynem.
15 sierpnia odbyło się w
piwnicy uroczyste, świąteczne nabożeństwo, z udziałem cywilów,
jak również powstańców. Z powodu kolejnych poważnych ataków na
dom na Rybakach cała „rodzina” zmuszona była poszukać sobie
nowego lokum. Początkowo wybór padł na kościół Sakramentek,
jednak tam brakowało już miejsca. I tak towarzysze Mirona dostali
się do piwnicy dawnej Izby Rzemieślniczej przy ulicy Miodowej 14.
Najpierw było tam zupełnie pusto (przy wejściu do schronu
znajdowała się tylko jedna kobieta w samym podkoszulku, opatrująca
rany pewnemu mężczyźnie), woda lała się strumieniami, więc
można było swobodnie prać ubrania oraz myć się. Z czasem jednak
tej wody zaczęło spływać coraz mniej, toteż skończyły się owe
zabiegi kosmetyczne. Po wodę trzeba było wychodzić dalej – do
miejsc, gdzie akurat pękła uszkodzona od pocisków rura lub gdzie
wynaleziono jakąś starą, zapomnianą studnię.
I tak, 1
września, matka Swena ogłosiła koniec zapasów żywności. Z tego
względu należało ją jakoś zdobyć. Na mieście Miron i Swen
spotkali swego znajomego, Henia, który pracował jako sanitariusz i
który zaproponował im możliwość przejścia kanałem do
Śródmieścia. Warunkiem było przeniesienie ciężko rannego
mężczyzny tak, aby nikt się nie zorientował, że krwawi (gdyż
nie wolno było wprowadzać do kanałów osób z obrażeniami na
ciele, ponieważ groziło to zakażeniem). Miron i Swen zgodzili się
natychmiast, zabrali ze sobą jeszcze kuzyna Swena, Zbyszka.
Pożegnanie z resztą rodziny było niezwykle czułe.
I
tak po pięciu godzinach przeprawy przez ciemne korytarze przyjaciele
znaleźli się w zupełnie nowej dzielnicy, gdzie natychmiast udali
się do mieszkania ojca Mirona, na Chmielną 32. Byli niezwykle
zszokowani tym, że ludzie nadal mogą mieszkać na piętrze, a nie
muszą chować się po piwnicach. U ojca, Zochy, Haliny i Stachy
chłopcy zostali nakarmieni do syta, umyci i przebrani w nowe
rzeczy.
Przez kilka dni pogrążyli się w zupełnym
letargu, aż i tu zrobiło się niebezpiecznie. Należało przenieść
się w bardziej „pewne” miejsce. Najpierw na kwaterę na rogu
Chmielnej i Zgody, a później przez Aleje Jerozolimskie na ulicę
Nowogrodzką, do mieszkania znajomego ojca Mirona, pana Mieczysława
Michalskiego. Stąd trzeba się było przenieść na Wilczą 21 –
najpierw do mieszkania na parterze po pani Rybkowskiej, która sama
ze strachu zeszła już do piwnicy, a następnie znowuż do schronów.
Na sam koniec trzeba się było przenieść pod sześciopiętrową
kamienicę Kleina o bardzo mocnej, stabilnej konstrukcji, na Wilczą
23.
2 października nastąpiła kapitulacja całej stolicy
po tym, jak zaczęły upadać po kolei wszystkie jej dzielnice
(Śródmieście na samym końcu). Dzień później główny bohater
wraz ze swoimi towarzyszami (bez Swena, z którym nie mógł się
odnaleźć już później) stawili się do wywózki do przejściowego
obozu w Pruszkowie. Wcześniej jednak zakopali wszystkie ważne
dokumenty w piwnicy na Wilczej (po wojnie po nie wrócili). W
Pruszkowie odbyła się kolejna selekcja – i tak 6 października
wszyscy wsiedli w pociąg wiozący ludność do obozu pracy w Rzeszy,
do Lammsdorf (obecnie: Łambinowice na Dolnym Śląsku). Tu pieniądz
ponownie zyskał na wartości, gdyż dzięki niemu można było nabyć
ukradkiem u ludzi z zewnątrz niektóre potrzebne produkty, np. masło
(tak robiła właśnie Halina z Zochą). Wcześniej, w powstańczej
Warszawie, pieniądz był „nic nie wartym śmieciem”, gdyż i tak
nie można było za niego nic kupić. Kwitł zatem handel wymienny.
Tu, w Lammsdorf, Polacy zetknęli się z jeńcami różnych innych
narodowości. Trzymali się jednak razem i dbali o krzewienie kultury
– zorganizowali sobie wieczór poezji oraz koncert skrzypcowy
Wieniawskiego.
9 października Miron oraz jego ojciec
dobrowolnie zgłosili się na wyjazd do Opola, do pracy w charakterze
pomocników murarza. W ten sposób musieli rozstać się i pożegnać
ze Stachą, Zochą oraz Haliną, gdyż tej ostatniej zamarzył się
Wiedeń, a pozostałe nie chciały jej zostawiać samej. Nie była to
zatem łatwa decyzja, którą pan Zenon przez jeszcze wiele dni
musiał „odchorować”. Po miesiącu pracy w Opolu ojciec wraz z
synem uciekli do Częstochowy, gdzie spotkali Swena oraz jego matkę.
Stolicę autor zobaczył ponownie w lutym 1945 roku.
GATUNEK: Jak wskazuje tytuł, utwór ma formę pamiętnika - swobodnego zapisu wspomnień, dokonywanego z pewnego dystansu czasowego. Ponieważ jednak, jak stwierdził sam Białoszewski, przez długi czas trwały poszukiwania odpowiedniej formy przekazu dla oddania doświadczenia, jakim było powstanie warszawskie, utwór ma również cechy: powieści, reportażu, dziennika.