Wincenty Witos Po przewrocie

(Wincenty Witos)


Po przewrocie


Skutki przewrotu


Jeżeli przewrót majowy został przez Zgromadzenie Narodowe ukoronowany rehabilitacją Piłsudskiego i wyborem Prezydenta Państwa, który miał być jego narzędziem, to i dalsze wypadki miały się potoczyć według jego woli i planu, mimo że urzędujący za­stępca prezydenta, M. Rataj1 dawał do zrozumienia swojemu otoczeniu, że działa on zupełnie samodzielnie.

Otoczenie owo, złożone przeważnie już to z ludzi słabych i ulegających, już to z piłsudczyków wyraź­nych i ukrytych, nie tylko dało temu wiarę, ale gło­siło gdzie mogło, że inaczej być nie może. Natomiast ludzie patrzący krytycznie twierdzili, że mimo moc­niejszych słów od czasu do czasu rzucanych i gestów robionych Rataj stał się posłusznym narzędziem poli­tyki Piłsudskiego. Przychodzący do mnie posłowie byli przekonani, że gdyby to stanowisko wówczas zajmo­wał człowiek silnej woli i chcący przeciwstawić się Piłsudskiemu, to mógłby wiele zrobić, gdyż Piłsudski nie chciał porywać się na dalsze gwałty, a ogromna większość społeczeństwa była do niego przez długi czas nieprzychylnie usposobiona.

Że Rataj tego nie chciał, dowiódł swoim postępowa­niem przy wyborze Mościckiego2 aż nadto wyraźnie.

Stanowisko zaś swoje wobec krytycznie nastawionych uzasadniał nie tylko koniecznością pacyfikacji stosun­ków, uniknięcia niepoczytalnych wybryków Piłsud­skiego, ale także brakiem czynnego oporu ze strony społeczeństwa, zwłaszcza czynników narodowych. Nie­raz też powtarzał podrażniony: “Ja mógłbym się wa­żyć na różne przedsięwzięcia, ale proszę mi pokazać tych, co w razie potrzeby pójdą za mną. Niech zamiast gadania i narzekania stanie ich dziesięć tysięcy, niech ich będzie pięć, niech będzie jeden, ale niech ja go widzę. Ja natomiast widziałem, jak te siły narodowe się przedstawiały podczas przewrotu! majowego, i to mi na długo wystarczy”. Ten jego argument nie był pozbawiony pewnej słuszności.

Za wielki sukces swej polityki uważa p. Marszałek (Sejmu — E.K.) powierzenie misji utworzenia gabi­netu prof. Bartlowi3, miał go bowiem nie tylko za swojego dobrego przyjaciela, kierującego się przy tym jego radami, ale przede wszystkim za zwolennika uspokojenia kraju i wprowadzenia stosunków normal­nych. Wbrew temu kategorycznie twierdzono, że Bartel był kandydatem Piłsudskiego, a Marszałek (Sej­mu — E.K.) do jego woli posłusznie się dostosował, robiąc dobrą minę do złej gry. Bartel misję przyjął, rząd utworzył, z wielkim tupetem go prowadził, a za swój pierwszy obowiązek uważał kopanie dołków pod nogami serdecznego przyjaciela, Marszałka Sejmu Ma­cieja Rataja. Ostrożny w słowach Rataj rzadko, choć bardzo gorzko, skarżył się na postępowanie swego protegowanego. Natomiast pani marszałkowa (Ratajowa — E.K.), bardzo dzielna, niezwykle prostolinijna i przyzwoita kobieta, powtarzała nieraz do mnie z go­ryczą, że obłudy, perfidii i braku przekonania, jakim się odznacza p. Bartel, nie jest zdolna określić ani zro­zumieć. A mówiąc o różnych “świniach”, których się tyle namnożyło w tych czasach, nie wahała się na pierwszym miejscu postawić p. profesora-premiera.

Piłsudski, który w rządzie prof. Bartla objął tylko stanowisko ministra spraw wojskowych, trząsł tym rządem bez żadnych osłonek i przeszkód. Widać było, że Bartel doskonale godził zupełną uległość wobec Piłsudskiego z szeroką gębą, jaką się popisywał przed ludźmi, na których mu nie zależało. Piłsudski urządził się wygodnie, a przy tym praktycznie. Dyktatury nie ogłosił formalnie, ale ją faktycznie sprawował. Wbrew ogólnemu przekonaniu i natarczywym żądaniom lewicy Sejmu nie rozwiązał, ale go lżył i poniewierał, używa­jąc go za parawan, jeżeli zachodziła tego potrzeba. Po­niewierany i przerażony Sejm stał się uległy do tego stopnia, że na żadne coraz to cięższe i częstsze obelgi wcale nie reagował, znosząc to wszystko z podziwu godną cierpliwością. Nie zdobył się na nic i jego prze­wodniczący, marszałek Rataj.

Stan rzeczy zaraz na początku wytworzył się taki, że rząd i Piłsudski mogli w Sejmie przeprowadzić wszystko, co chcieli, bez względu na to, czy to było potrzebne, czy nawet niepotrzebne. Znalazło się też pomiędzy stronnictwami opozycyjnymi sporo posłów, zawodowych reformatorów, którzy, nie wiadomo, ze strachu, nałogu czy przekonania, wystąpili z daleko idącymi wnioskami o zmianę ustawy konstytucyjnej. Wbrew oczekiwaniu rząd jednak z tego nie skorzystał, zadowalając się zmianą ustawy konstytucyjnej jedy­nie w tych punktach, które stanowiły o zwoływaniu, odraczaniu, zamykaniu, rozwiązywaniu Sejmu, jak również tworzeniu rządu. W ten sposób część swoich uprawnień przeniósł Sejm dobrowolnie na Prezydenta Państwa. Praktyka najbliższych miesięcy miała wy­kazać, jak niewiele zyskał na tej zmianie, nie tyle może ze względu na rzecz, co na osobę prezydenta Mościckiego, zależnego zupełnie od woli Piłsudskiego.

To zgadywanie przez Sejm myśli Piłsudskiego wcale mu (Sejmowi — E.K.) nie pomogło. Nie przestał on (Piłsudski - E.K.) szkalowania Sejmu jako instytucji ani na chwilę. Znęcał się coraz bardziej nad posłami, stronnictwami i wybitniejszymi osobistościami, nie omijając żadnej sposobności i zwalając na nich winę za wszystko zło, co się w Polsce stało, obiecując to zło wytępić jak najprędzej. Ponieważ zaś w Polsce odro­dzonej demagogia zawsze popłacała, a im była płytsza i ordynarniejsza, tym miała większe powodzenie, nic dziwnego, że i Piłsudski miał coraz więcej zwolenni­ków, mogąc swoje argumenty poprzeć gwałtami i siłą fizyczną, których wielu doświadczyło boleśnie na sobie. Zaraza owa nie zatrzymała się wcale na stolicy ani na tych, przeciw którym była specjalnie wymierzona, szła ona przez cały kraj, docierając do każdego najbardziej odludnego zakątka. Nie było to zresztą nic nadzwyczajnego. Przewrót majowy był przecież wy­darzeniem tak wielkiej wagi, wstrząs nim spowodowa­ny tak głęboki, że społeczeństwo musiało reagować na niego. Pominąwszy już tłumy lubujące się w każdej awanturze i stronnictwa (...), które z nim współdzia­łały, wielka część społeczeństwa potępiła go stanow­czo, nie wyciągając przy tym żadnych wniosków. Bar­dzo wielu księży po głębokiej prowincji piętnowało publicznie Kainową zbrodnię i złamanie przysięgi, za­powiadając karę Bożą, która musi spaść nie tylko na sprawców, ale także na kraj, jeśli będzie milczał. Oczy­wiście, nie brakło takich, co milczeli.

Ogromna większość chłopów niewiele się tym inte­resowała. Co nas to obchodzi, “że się Witos z Piłsudskim pobili” — powtarzano sobie przy każdej sposob­ności — “dla nas żaden z nich na pewno nic nie zro­bi”. Znaczna część urzędników, zwłaszcza starszych, była zgorszona łamaniem prawa i nieraz nawet dawała głośny wyraz swemu oburzeniu. Większość zachowała milczenie, nie wiedząc jeszcze, co będzie. Nieliczne jed­nostki, ogromnie krzykliwe, opowiedziały się za reży­mem, powtarzając każde słowo wypowiedziane przez Piłsudskiego jak ewangelię. Śmiech nieraz musiał zbie­rać, gdy się patrzyło na ludzi zmieniających się pra­wie codziennie, w miarę nadchodzących wiadomości, i nadstawiających uszy na to, co wiatr przyniesie. Do tej kategorii należeli też różni przedsiębiorcy, kandy­daci na stanowiska, lekki chleb, i liczni przestępcy.

Tym sposobem niemal w każdej okolicy uzbierała się gromadka tych, co łapczywie chwytali wszystkie obelżywe wyrażenia Piłsudskiego o Sejmie, posłach, upajali się każdym jego wywiadem i powiedzeniem, a mimo że one przez, usta przyzwoitego człowieka nie mogły się przecisnąć, u nich stanowiły nie naruszany kanon i niemal święte przykazanie. Nieraz nie chciało się wierzyć własnym oczom i uszom, gdy ludzie inte­ligentni, z wyrobionym smakiem, zachwycali się wyrażeniami Piłsudskiego, gdzie słowa: “złodzieje”, “szuje”, “pierdołki”, “bździny”, “ślabowane portki” nale­żały jeszcze do najprzyzwoitszych. Nie obrażano się wcale, gdy Piłsudski, brnąc coraz dalej, nazywał Po­laków publicznie “narodem idiotów”. Odpowiedniego protestu nigdzie nie słyszałem.


Przeciw Sejmowi


Z Sejmem prowadzono coraz większe harce, które się skończyły z chwilą jego rozwiązania. Nie zdołało go uchronić jego państwowe, a nieraz arcyrządowe stano­wisko. Niechęć do zwoływania, odraczania lub zamy­kania wtenczas, gdy Sejm prowadził albo kończył dłu­gą, uciążliwą i choćby najpoważniejszą pracę, stało się systemem. Wszystko robiono i na wszystko się ważo­no, wszystko usuwano z drogi, co się mogło nie spo­dobać Piłsudskiemu lub mogło choćby w najmniejszej mierze zasłonić blask jego chwały. Przysięgający nie­dawno na Konstytucję prezydent okazał się rychło je­dynie bezwolnym narzędziem polityki Piłsudskiego, dla której nie istniało żadne prawo ani ustawa.

Rzucane przez niego hasła wytępienia zła nadmier­nie nagromadzonego w Polsce i związanego z nim partyjnictwa, tak dla państwa szkodliwego, wielka część społeczeństwa powitała wybuchem radości i entuzja­zmu, jakby to był jakiś nadzwyczajny, niespotykany wynalazek. Najgłośniej krzyczeli ci, co mieli najwię­cej na sumieniu. Ukryta obłuda okazała się od razu, gdy zaczęto tępić partie istniejące, a na ich miejsce tworzyć nowe, i to kosztem funduszów publicznych. Ażeby mieć partię, trzeba było mieć ludzi, a ponieważ się ich nie miało, zaczęło się ich ściągać, łamiąc wolę i przekonania, kupując za pieniądze i posady. Tych, co chcieli zachować przekonania, zaczęto usuwać ze wszy­stkich stanowisk, odbierać koncesje, dostawy, zarobki, pracę, oddając ją swoim zwolennikom. Stosowano przy tym specjalne metody. Gdy urzędników lub inne osoby zamierzano usunąć z zajmowanego stanowiska, skazu­jąc ich na nędzę wraz z rodziną, znalazł się zawsze usłużny faktor, podsuwając do podpisania cyrograf, wyrzekający się przekonań, ale zabezpieczający kawa­łek chleba. Praktyki te zastosowano zarówno w ad­ministracji, skarbie, sądownictwie, szkolnictwie, jak w wojsku, nie licząc się z następstwami. Nikt przecież nie zrozumie, dlaczego tak szybko pozbyto się z armii ludzi tej miary i zasług, co gen. Haller4, Szeptycki5, Kukiel6 i całego szeregu innych, zastępując ich prze­ważnie miernotami, których całą kwalifikację stanowiły usługi oddane w czasie przewrotu majowego. W oczy bijący jest także fakt, że tak uzdolniony i za­służony oficer, jakim jest gen. Sikorski7, pozostaje całymi latami bez przydziału służbowego, śledzony przy tym, i to tak natarczywie, że zmuszony jest wy­jeżdżać za granicę, by się na jakiś czas pozbyć szpic­lów i prowokatorów, chodzących mu bezustannie po piętach. [...]


Sanacja


Całą tę wielką, przemyślaną i przygotowaną robotę, rozbijającą wszelkie organizacje, łamiącą ludzi i cha­raktery, wprowadzającą wszędzie nieufność i szpiego­wanie, fabrykującą prowokatorów, a nawet morder­ców, propagującą fałsz i lokajstwo, nazwano szumnie sanacją moralną. Miała ona rzekomo na celu usunięcie zła i niemoralności, które się w Polsce jakoby zbyt zakorzeniły. Wszystko to miało się dziać jedynie i wy­łącznie w interesie państwa i narodu. Z tego niedoścignieni obłudnicy zrobili sobie nienaruszalny dogmat, pod którym mogli schować wszystko, co chcieli, a prze­de wszystkim interes kliki, zapewnienie sobie zupełnej bezkarności, chodzenie w chwale wielkich, niczym nie pokalanych ojców narodu. To im się niemal w całości udało. Zahukane i zasugestionowane społeczeństwo wiele nie wiedziało. Toteż brano, co się dało, podwyż­szając sobie płace i pobory do parokrotnej nieraz wy­sokości, ażeby zaś nikt nie śmiał ust otworzyć, urządzano napady i bójki, stosowano gwałty i prześlado­wania, których litania ciągnie się do tego czasu.

W pomoc zwycięzcom majowym przyszły także sto­sunki, między innymi strajk angielskich górników, któ­ry trwał przez kilka miesięcy, umożliwiając sprzedaż węgla polskiego, tak w wielkich ilościach, jak i po wysokiej cenie. Zresztą rządy te przyszły do gotowego. Budżet miały zrównoważony przez rząd Skrzyńskiego8, w szczególności przez ministra Zdziechowskiego9, pieniądz ustabilizowany. Ustawy podatkowe, poprzed­nio uchwalone, dawały zupełne pokrycie wydatków państwowych. Mimo że wszystko biło w oczy wprost, nowi władcy okazywali się na tyle nieprzyzwoici, że dla swoich poprzedników nie znaleźli nic ponad słowa potępienia. Szczególnie podjął się tej roli premier Bartel i wywiązywał się z niej wszędzie, nie omijając i trybuny sejmowej. Specjalnie uczynił to w swoim programowym przemówieniu, potępiając bez słowa zająknienia w czambuł wszystko, co stanowiło przeszłość. Sejm milcząco przyjął do wiadomości to tak wysoce łyczakowskie10 zachowanie się profesora Politechniki Lwowskiej. I ja też wysłuchałem jego przemówienia, będąc przekonany, że każdy chłop, choć trochę ze światem obeznany, byłby od niego większym dżentel­menem. [...]


Sejm


Dnia 27 marca 1928 r. nastąpiło uroczyste otwarcie nowo wybranego Sejmu. Widocznie sfery rządzące przywiązywały do tego duże znaczenie, gdyż otwarcia imieniem rządu miał dokonać sam Piłsudski. Zjawił się na sali sejmowej z wielką pompą, w otoczeniu mi­nistrów, urzędników, oficerów. Kiedy wszedł na try­bunę dla odczytania orędzia prezydenta, rozpoczęła się wrzawa i odezwały się okrzyki: “Precz z faszystow­skim rządem Piłsudskiego!” Pochodziły one z ław komunistycznych i ukraińskich. Piłsudski, zaskoczony i zmieszany, czytanie przerwał. W czasie tej przerwy zbliżył się do niego minister Składkowski11, po czym opuścił salę. Za małą chwilę zjawił się z powrotem na sali z oddziałem policji, której nakazał aresztować krzy­czących posłów. Wśród krzyków i szarpania wyciągnię­to z ław siedmiu posłów i wywieziono ich do ratusza. Pomiędzy aresztowanymi znaleźli się Ukrainiec Baczyński12 i “Wyzwoleniec”13 Smoła14. Obydwóch wnet uwolniono, przepraszając za nieporozumienie. To nie przeszkodziło, że ich silnie poturbowano, a posłowi Baczyńskiemu podarto ubranie.

Piłsudski odruchu tego widocznie się nie spodziewał, gdyż był ogromnie blady i zdenerwowany, krzycząc kilkakrotnie, z nieukrywaną złością: “Bądź cicho!”, to oczywiście nie pomogło. Spokój zaprowadziła policja. Po odczytaniu orędzia, w którym główny nacisk po­łożono na zmianę ustroju, przystąpił Sejm do wyboru marszałka. Kandydatem rządu był prof. Bartel. Ze strony opozycji postawiono kandydatury: socjalisty Daszyńskiego15, narodowego demokraty Zwierzyńskiego16 i Ukraińca Leszczyńskiego17. W pierwszym gło­sowaniu większości nie uzyskał żaden z kandydatów. W drugim głosowaniu — Daszyński dostał 206 głosów i został wybrany marszałkiem. Kandydat rządu Bartel dostał tylko 141 głosów. Nasze głosy się podzieliły. Część poszła za Bartlem na skutek agitacji Rataja, część głosowała za Daszyńskim, część się wstrzymała od głosowania. Po ogłoszeniu wyniku głosowania rząd wyszedł z sali na znak protestu, to samo uczynił klub Bezpartyjnego Bloku Współpracy z Rządem18. Demonstrację tę uważano za zapowiedź walki z nowym Sej­mem.

Poseł Daszyński wybór przyjął, oświadczając w krót­kim przemówieniu, że jako marszałek “strzegł będzie praw i godności tej Wysokiej Izby” i przewidując, że jego urzędowanie nie będzie funkcją beztroskiego ży­wota. Przy końcu przemówienia zapowiedział: “rządo­wi lojalną współpracę bez zadrażnień wzajemnych”. Marszałkiem Senatu został wybrany prof. Julian Szymański19, zagorzały zwolennik Piłsudskiego i jego bez­krytyczny wielbiciel. Wybór ten wywołał niemiłe zdziwienie nawet u senatorów, gdyż prof. Szymańskiego uważano za naiwne dziecko polityczne. Takim też oka­zał się przy każdym wystąpieniu. Marszałek Sejmu, stary gracz, dążył widocznie do dobrych stosunków tak z rządem, jak i z Piłsudskim. Wynikało to tak z jego oświadczenia w dniu wyboru, jak i z dalszych niejed­nokrotnych posunięć. Inaczej jednak myślał Piłsudski, traktując dalej po swojemu tak Sejm, jak i marszałka Daszyńskiego.

Na rolę wyznaczoną Sejmowi przez Piłsudskiego nie chciały się zgodzić nawet te stronnictwa, które z taką radością witały przewrót majowy i urządzały dzięk­czynne procesje, ślubując, “że budowniczego i twórcy Polski nigdy nie opuszczą”. Polityka rządu, lekcewa­żenie Sejmu, kopanie pod nim dołków, zwracanie się do niego jedynie przed uchwaleniem budżetu, niedo­puszczanie do uchwał w innych sprawach, odraczanie i zamykanie Sejmu, wyraźnie złośliwe i tendencyjne, oszczerstwa i obelgi rzucane w dalszym ciągu na stron­nictwa i ludzi niemiłych Piłsudskiemu zaczęły się przykrzyć nawet jego wielbicielom.20

Niebywała rozrzutność w gospodarce państwowej, szafowanie groszem publicznym, i to zupełnie jaskrawo, na cele partyjne, demoralizacja aż nadto wyraźna, gwałty na każdym kroku popełniane zaczęły coraz więcej otwierać oczy lewicowym współtwórcom ma­jowego przewrotu. Spostrzegli się też, jak z nimi po­trafi się rozmawiać nawet bardzo grzecznie, gdy cho­dzi o budżet, a szczególnie o fundusze dyspozycyjne. Że w tym czasie zaczyna się stosować kurs łagodny. Z nim przysyła się Bartla, posyłając pułkowników na tyły, ale tylko po to, by po osiągnięciu celu pozbyć się tak posłusznego cywila, a im komendę oddać.

Stąd zaczęło się psuć między dawnymi przyjaciółmi i ten stan naprężenia musiał wywołać różne nieporo­zumienia i zajścia na gruncie tego Sejmu, któremu przewodniczył dawny, znany i wierny przyjaciel mar­szałka Piłsudskiego, marszałek Daszyński. On ich nie szukał na pewno.

Poważniejszym incydentem była próba wprowadze­nia grupy oficerów do Sejmu na jego pierwsze, budże­towe posiedzenie w dniu 31 października 1929 r. Mieli oni rzekomo stanowić ochronę dla Piłsudskiego czy też urządzać mu owację, gdy przybędzie do Sejmu, za­stępując chorego z rozkazu prezesa rządu, Switalskiego21. Mimo że od samego rana tego dnia chodziły pogłoski, że dziś stanie się coś niesłychanego, nikt nie wiedział, co to może być. Kluby poselskie odbywały narady, publiczności ciekawej przybywało bardzo wiele.

Nareszcie zaczęło się wyjaśniać. O godzinie pół do czwartej po południu oddział oficerów, przeważnie wyższych stopni, wszedł do hollu sejmowego czwór­kami i zajął miejsce. O godzinie czwartej przyjechał do Sejmu Piłsudski. Przeszedł przez szpaler utworzony przez oficerów, którzy mu urządzili krzykliwą owację.

Marszałek Daszyński, poinformowany o tym, posie­dzenia Sejmu nie otworzył, lecz wezwał na naradę prezesów klubów sejmowych. Stawili się też wszyscy, nie wyłączając księcia Radziwiłła22, zastępującego klub BB23 jako jego wiceprezes. Marszałek Daszyń­ski, oburzony i zdenerwowany, zawiadomił nas o fak­cie wtargnięcia oficerów do Sejmu i usunięcia prze­mocą straży marszałkowskiej, pełniącej swoje obo­wiązki. Ponieważ interwencja jego urzędnika nie odniosła skutku, zwrócił się do ministra Składkowskiego, żądając usunięcia oficerów. Ten mu odpowiedział, że oficerowie przybyli do Sejmu celem powitania mar­szałka Piłsudskiego. Ponieważ on posiada wiadomości, że oficerowie przybyli w zupełnie innym celu, posta­nowił nie otwierać posiedzenia Sejmu, dopóki oficero­wie z niego nie wyjdą. Stanowisko marszałka zostało przez wszystkich jednomyślnie zaakceptowane.

Z posiedzenia tego wróciłem na salę sejmową. Gale­rie były silnie obsadzone ciekawą i podobno specjal­nie sprowadzoną publicznością, loże dyplomatyczne pełne. Posłowie zniecierpliwieni wchodzili i wychodzili z sali, cały rząd oczekiwał w pokoju dla niego przeznaczonym, urzędników o kilka razy więcej, niż zwy­czajnie bywało. Marszałek Daszyński robi jeszcze pró­bę, wysyłając do oficerów dyrektora kancelarii p. Po­morskiego. Oficerowie na wezwanie p. Pomorskiego zupełnie nie reagują, pozostając w gmachu w dalszym ciągu. Po godzinie 5 po południu Marszałek (Sej­mu — E.K.) komunikuje, że do prezydenta Mościckiego wysłał pismo następującej treści:

Panie Prezydencie Rzeczypospolitej!

Zarządzenia Pana Prezydenta Rzeczypospolitej z dnia 24.10. br. kontrasygnowanego przez pana pre­miera Kazimierza Switalskiego, L. Prez. R.M. 14882 o zwołanie sesji Sejmu nie mogę wykonać, ponieważ o godzinie 4 po południu wdarło się przemocą do gma­chu sejmowego przeszło 90 oficerów wojsk polskich, którzy na moje żądanie opuszczenia gmachu Sejmu od­powiadają odmownie i pozostają w pobliżu sali posie­dzeń Izby poselskiej. Warszawa, dnia 31.10.1929 r.

Marszałek Sejmu, Ignacy Daszyński”.

Rozmowa osobista marsz. Daszyńskiego z prezyden­tem Mościckim także nic nie przyniosła. Mościcki nie mógł przecież robić nic innego, aniżeli sobie życzył Piłsudski. Kiedy zaś zdany na siebie marsz. Daszyń­ski poczynił wszelkie przygotowania do odbyć się ma­jącego posiedzenia w dniu 5 listopada i zastosował po­trzebne środki ostrożności, przybyli do Warszawy po­słowie dowiedzieli się, że posiedzenia nie będzie, bo Mościcki odroczył Sejm na dni trzydzieści. Tak entuzjastycznie witana przez Daszyńskiego po przewrocie majowym demokracja wojskowa zaczęła i na tym polu swoją działalność, przypominając p. Marszałkowi jeden z jego największych grzechów: przewrót majowy!

Piłsudski, nie mogąc się doczekać otwarcia Sejmu, zniecierpliwiony zawiadomił marsz. Daszyńskiego o swoim przybyciu i zapytał o powody. Daszyński mu odpowiedział, że posiedzenia Sejmu nie otworzy wo­bec wkroczenia uzbrojonych oficerów do gmachu sej­mowego. Wnet po tej odpowiedzi Piłsudski w towa­rzystwie ministra Składkowskiego i pułkownika Becka24 udał się do marsz. Daszyńskiego. Wszedłszy tam gło­sem podniesionym odezwał się do niego: “Chcę pana zapytać, po co pan robi te hece? Póki ja mam czekać na otwarcie Sejmu? Co te hece znaczą?” Marszałek podobno bardzo spokojnie odrzekł, że posiedzenia nie może otworzyć, bo nie chce dopuścić, by Izba Ustawo­dawcza radziła pod szablami i bagnetami. Dalsza roz­mowa między obu marszałkami nie była ani delikatna, ani budująca. Piłsudski walił pięścią w stół, domaga­jąc się otwarcia Sejmu, Daszyński także nie mógł do końca wytrzymać spokojnie. Kiedy wreszcie Piłsudski zapytał Daszyńskiego, czy to jest jego ostatnie słowo, Daszyński odpowiedział: “Tak jest!”. Piłsudski wyszedł bez pożegnania, a już od drzwi rzucił Daszyńskiemu słowo: “dureń!”. Tak się zakończyła rozmowa długo­letnich przyjaciół, a równocześnie dwóch wysokich dygnitarzy państwowych. Po tej rozmowie Piłsudski opuścił gmach Sejmu, udając się prosto do prezydenta, a oficerowie usadowili się na krzesłach wyniesionych dla nich z klubu BB.

Na drugi dzień ukazał się w pismach komunikat pp. Składkowskiego i Becka, dotyczący rozmowy Pił­sudskiego z Daszyńskim, z wszystkimi szczegółami. Widocznie chcieli, by się świat dowiedział, jakim ję­zykiem rozmawiają z sobą polscy dostojnicy. Prezy­dent Mościcki w odpowiedzi na pismo Marszałka Sej­mu zawyrokował, że wobec sprzeczności zachodzącej pomiędzy relacjami Piłsudskiego i Daszyńskiego nie zajmie żadnego stanowiska, natomiast proponuje od­roczenie posiedzenia. Nie widząc innego wyjścia, Mar­szałek Sejmu rozesłał następujące zawiadomienia do posłów:

Marszałek Sejmu Rzeczypospolitej Polskiej. Zawia­domienie.

Z powodu zajęcia przemocą frontowej sieni wyjścio­wej i poczekalni gmachu przez uzbrojonych oficerów wojsk polskich w liczbie około stu kilkudziesięciu, któ­rzy na dwukrotne urzędowe wezwanie organów Mar­szałka Sejmu gmachu sejmowego nie opuszczają, oświadczam, że pod szablami pp. oficerów posiedzenie dzisiejsze odwołuję. O terminie następnego posiedzenia zostaną panowie posłowie powiadomieni.

Marszałek Sejmu, I. Daszyński 31.10.1929”.


Między przyjaciółmi


Dziwne i nie spodziewane przez nikogo było zacho­wanie się Piłsudskiego w stosunku do Marszałka Sej­mu, Daszyńskiego. Wiedziano przecież powszechnie, jakie węzły od dawna łączyły tych dwóch ludzi. Wia­domo też było, z jakim wprost uwielbieniem odnosił się zawsze do Piłsudskiego Daszyński, uważając go za wcielenie wszelkich cnót i zalet. Świeżo przecież napi­sał znowu książkę o Piłsudskim, przedstawiając go w niej jako największego człowieka w Polsce, przy­pisując mu nawet zalety, których on absolutnie nie posiadał, stawiając go ponad wszelkie prawa i zasady. Bardzo wielu znalazło się w Polsce takich, co potę­piali postępowanie Piłsudskiego wobec Marszałka Sej­mu, choć nie brakło i takich, co twierdzili, że Daszyń­skiego spotkała zasłużona kara za brak umiaru i po­chlebstwa wcale niepotrzebne.

Dla Daszyńskiego osobiście niespodziewane postępo­wanie Piłsudskiego, przynoszące mu tyle upokorzeń i przykrości, skończyło się poważnymi następstwami. Wprawdzie usiłował on się bronić i nie ustępować, ale walka ta była nierówna. Daszyński był człowiekiem gładkim, a jak się okazało i sentymentalnym, Piłsudski umiał być grubiański i nieokrzesany. Marszałek Sejmu swoją buławę piastował z czcią wprost bałwo­chwalczą, “komendant” podeptał mu ją w sposób jak najbardziej brutalny i bolesny. Daszyński uważał się za chodzącą mądrość i czcigodną wyrocznię, Piłsudski potraktował go jak ostatniego bałwana i łobuza. To wszystko zmusiło go do szukania obrony, choć wcale nie usposobiło do podjęcia walki. Pragnął on jej za wszelką cenę uniknąć. A jednak wszyscy, co chociaż tro­chę umieli przed siebie patrzeć, wiedzieli, że się bez niej nie obejdzie, jeśli ludzie nie zgodzą się, by im po głowie chodzono, a państwo w całości podporządkowa­no interesom kliki. Poseł Barlicki25, nie bardzo z Daszyńskiego zadowolony, opowiadał mi, że można było wielu błędów uniknąć i inne zupełnie rezultaty osiąg­nąć, gdyby nie postępowanie Daszyńskiego, który do ostatnich niemal dni robił wszystko, ażeby Piłsudskie­go przebłagać.


Po zebraniu się Sejmu


W kołach sejmowych zdawano sobie dobrze z tego sprawę, że odroczenie Sejmu przez prezydenta na dni trzydzieści było wyraźną demonstracją rządu przeciw Sejmowi jak i marsz. Daszyńskiemu, a równocześnie zręcznym manewrem taktycznym. Stanowiąca ogrom­ną większość opozycja burzyła się po cichu na służal­czość i brak woli u prezydenta Mościckiego, który nie chciał czy nie umiał zdobyć się na zajęcie bezstronne­go stanowiska, podyktowanego ustawami. Toteż gdy się po upływie dni trzydziestu Sejm zebrał, widzieć się dało duże podniecenie i rozdrażnienie we wszystkich stronnictwach, tak lewej, jak i prawej strony Izby. Socjaliści i endecy wysunęli się zgodnie na czoło.

Wniosek wyrażający votum nieufności rządowi Switalskiego przeszedł bardzo dużą większością głosów. Wskutek wyniku głosowania rząd ten ustąpił, a w jego miejsce przyszedł rząd nowy z prof. Bartlem na czele. Nastrojona wojowniczo lewica, chwytająca się każdego pozoru, dojrzała w tej nominacji ustępstwo dla siebie i niemalże powrót do normalnych stosunków. Zmiękła też od razu, opierając się na tych pozorach. Na wspól­nym posiedzeniu zdecydowała, że państwu należy dać budżet, a winnych przekroczenia poprzedniego budże­tu o kilkaset milionów złotych pociągnąć do odpo­wiedzialności przed Trybunał Stanu, jeśli rząd z do­datkowym przedłożeniem do Sejmu na czas nie przyj­dzie. Z pomocą w tej kalkulacji przyszedł sam prof. Bartel, przyjmując na siebie żądane zobowiąza­nie. Jak to zresztą było do przewidzenia, zobowiązań tych nie dotrzymał. Lewica znalazła się w ciężkim po­łożeniu, bo nie mogąc się kompromitować musiała wy­stąpić przeciw winowajcom.

W czasie przygodnej rozmowy w Czechach opowia­dał mi p. Bagiński26, że kierownicy tej akcji, a szcze­gólnie pp. Woźnicki27 i Lieberman28, zostali popchnię­ci do niej wbrew swojej woli, będąc pewni, że ona przybierze zupełnie inny obrót. Tym zaś, co ich do tej akcji gorąco zachęcał, był nie kto inny, ale pre­mier rządu, prof. Bartel. Minister skarbu Gabriel Czechowicz29, wchodzący w skład rządu Bartla, przeciw któremu zwracało się główne oskarżenie, oświadczył na posiedzeniu, że mimo jego najlepszej chęci nic nie może uczynić, bo stać by się to musiało przeciw woli marsz. Piłsudskiego, któremu on ma tak wiele do za­wdzięczenia. Oświadczenie to nie mogło komisji zadowolić, chodziło bowiem nie tylko o kwotę 563 miliony wynoszącą, poza budżetem wydaną, ale także o 8 mi­lionów złotych, które ten minister na zlecenie ustne Prezesa Rady Ministrów wyasygnował bezprawnie na jego fundusz dyspozycyjny.

Ponieważ działo się to w czasie powszechnych wy­borów do Sejmu, każdy mógł wiedzieć, że owe 8 mi­lionów złotych zostało wydane na akcję przedwybor­czą stronnictwa rządowego. W pomoc oskarżycielom przyszła też Najwyższa Izba Kontroli, udzielając abso­lutorium wszystkim rządom, nie dając go rządom po‑majowym, mimo zależności od nich i bardzo dużej gięt­kości prezesa NIK, prof. Wróblewskiego.30

Budżet został uchwalony głosami większości przeciwrządowej, ogromnie z tego uradowanej, że stron­nictwo rządowe nie potrafiło go utrącić. Wiadomość bowiem o takich rzekomo jego zamiarach puścił po Sejmie premier Bartel, wiedząc, jak nią przerazi lę­kających się wszystkiego opozycjonistów. Oni zaś jesz­cze raz okazali, że są jedyną na świecie opozycją, która musi rządowi i jego stronnictwu dokuczyć, dając im do rąk trzymiliardowy budżet i swobodę dysponowania nim. A potem chce walkę z nim prowadzić i wygrać. W naszym małym klubie taką politykę prowadził p. Rataj, oburzając się, że znaczna część członków, nie mogąc zrozumieć tak finezyjnej taktyki, za budżetem nie głosowała. Do tych oczywiście i ja należałem.

Niezależnie od tego sprawa min. Czechowicza po­stępowała dalej. Znaczną większością głosów uchwalił Sejm postawić go przed Trybunałem Stanu. Trybunał ten został utworzony zgodnie z przepisami Konstytu­cji. Z ramienia Sejmu jako prokuratorzy wnosili oskar­żenie przeciw min. Czechowiczowi: dr Herman Lie­berman, dr Jan Pieracki31 i poseł Henryk Wyrzykowski32. Rozprawa trwała przez kilka dni, nie dała jed­nak żadnego wyniku, gdyż Trybunał uchwalił przed decyzją zwrócić się do Sejmu o wyrażenie jego opinii co do celowości i konieczności poczynionych przez mi­nistra Czechowicza wydatków.

Piłsudski jeszcze przed rozprawą w sposób jak najordynarniejszy lżył posłów i Sejm, oświadczając, że gdyby on był prezesem rządu, taki Trybunał nie ze­brałby się nigdy. W czasie rozprawy zachował się w sposób lekceważący, drwiąc ze wszystkiego, a prze­de wszystkim z samego Trybunału33. Przewodniczący Trybunału, Supiński34, podobno więcej piłsudczyk niż sędzia, nie zdobył się ani na jedno słowo w obronie tak wysokiej instytucji.

Po decyzji Trybunału zebrała się natychmiast ko­misja budżetowa, ażeby materiał potrzebny przygoto­wać i postawić wnioski Sejmowi. Zrobiła to stosunkowo szybko, choć jej wysiłki nie przydały się na nic. Sprawozdania nie mogła złożyć, bo Piłsudski tego nie chciał, a prezydent poszedł na rękę, uniemożliwiając jak zwykle pracę Sejmu.


Wywiady


W tym paromiesięcznym okresie pojawiło się szereg oświadczeń i wywiadów Piłsudskiego. Widać nie pano­wał nad sobą, gdyż wywiady owe były tak ordynarne, że wywołały nie tylko zdziwienie, ale ciche protesty jego niektórych zwolenników. Nic dziwnego. Wielu z jego słów, określeń, wyrażeń wstydziłby się użyć przyzwoity ulicznik. Niepojęte też musiało się wyda­wać, iż nie tylko milczeli zwyczajni ludzie, ale uczeni, profesorowie, biskupi, magnateria; stracili zupełnie po­wonienie, milcząc jak zaklęci. A przecież obelgi Pił­sudskiego dotyczyły narodu, urządzeń i instytucji pań­stwowych.35

Na krok odważny, choć nieco spóźniony, zdobył się niedawno gorliwy wielbiciel Piłsudskiego, senator Wik­tor Kulerski36. Wydał on odezwę ze swoim podpisem, żądając w niej zbadania stanu umysłowego Piłsudskie­go gdyż “nie można dopuścić, by taki człowiek mógł kierować losami wielkiego narodu”. Wiedząc, że za rządów Piłsudskiego, a pewnie i za jego wolą zginął gen. Zagórski37, że nigdy nie wykryto sprawców na­padów i gwałtów, spodziewał się p. Kulerski, że i jego los podobny nie ominie. Jednak tak się nie stało. [...]


Śmierć Piłsudskiego


W nocy dnia 13 maja dowiedziałem się o śmierci Piłsudskiego. Wiadomość tę przyniósł mi senator Korfanty38, który mieszkał wonczas w tym samym domu w Rożnowie na Morawach, a był pilniejszym słucha­czem wiadomości radiowych ode mnie. Wrażenie na nim widziałem ogromne.

Śmierć nie jest żadnym nadzwyczajnym wydarze­niem. Pismo Święte dawno powiedziało, że “kto się urodził, ten musi umierać”. Jest to więc wyrok, od którego się nikt uchylić nie może. Śmierć Piłsudskiego jednak stała się wielkim wydarzeniem nie tylko dla Polski, ale także dla znacznej części świata. Piłsudski był twórcą panującego systemu, on był jego wodzem i jego pokarmem, a w polityce zagranicznej czynni­kiem decydującym, ale niepewnym, a nawet nieobliczalnym. On też na terenie polityki zagranicznej za­czął używać metod w Polsce stosowanych, na które się świat oburzał, ale się z nimi liczył, bo Polska w Europie przedstawiała poważną pozycję, a Piłsud­ski rzucał nią jak piłką, gdyż naród odurzony milczał, jak zaklęty. Wystąpienie min. Becka w Genewie i wy­prowadzenie hitlerowskich Niemiec z odosobnienia39 było jaskrawym dowodem, nie mówiąc już o tym, ja­kie przyjaźń z Niemcami i odsuwanie się od Francji mogły dla Polski tworzyć niebezpieczeństwo. W Polsce mimo to panowało przeważnie milczenie.

Rzeczywiści i fałszywi przyjaciele i wielbiciele Pił­sudskiego ze śmierci jego zrobili tragedię narodową, starając się przy tym ukuć kapitał dla siebie, jako prawni spadkobiercy czynów i ideologii zmarłego Mar­szałka. Nie umiejąc, a może i nie chcąc utrzymać mia­ry, starali się uczynić z niego boga, mimo że do chwały i hymnów zaprzęgli wszystko, co mieli w ręku i na co mieli wpływ, i to im jeszcze nie wystarczało. Za mało im było, gdy Kościół i duchowieństwo stały się służebnicą Becków, Miedzińskich40, Stpiczyńskich41, Dziadoszów42. Serwiliści z przekonania i wyrachowa­nia, posunęli się tak daleko, że rozumniejsi sanatorzy uznali to za niedopuszczalne, bo ośmieszające tego, kogo wielbiono, i zmuszano niechętnych do wielbienia. A tych niechętnych było bardzo wielu. Przypominano głośno i natarczywie zasługi, jakie miał, przypisywano mu bez wahania zasługi innych. Wszyscy i wszystko poszło w kąt i zapomnienie, pozostał tylko Piłsudski. Zbawiciel świata stał się tylko bladą postacią, królo­wie, wielcy i zasłużeni Polacy cieniem, którego nie mogli sanatorzy dojrzeć.

Do tego chóru przyłączyło się wysokie duchowień­stwo z kardynałami Kakowskim43 i Hlondem44 na cze­le. Nagle ujrzeli oni w nim wzór wszelkich cnót i świętobliwości, a kardynał Hlond nie wahał się publicznie stwierdzić, że Piłsudski pod Warszawą uratował chrześcijaństwo. Nie było rządu Obrony Narodowej, zginęli generałowie Haller, Rozwadowski45, Sikorski, nie było ofiarnych ochotników, żołnierzy, chłopów i robotników, nie było przede wszystkim narodu, któ­ry płacił drogo za niedołęstwo i pychę Piłsudskiego. Dla kardynała Hlonda został jedynie Piłsudski, ten sam Piłsudski, który tak wierzył w chrześcijaństwo, jak kard. Hlond w prawdziwość swojego oświadczenia.

W swoją wielkość i wiekopomne zasługi przede wszystkim uwierzył sam Piłsudski, robiąc z tego nie naruszalny kanon. Kazał się czcić za życia, zabezpie­czył się po śmierci. Nie wiem, czy kiedy zdarzyło się to prawdziwie wielkim i zasłużonym ludziom, by się sami uznali za wielkich, kazali się czcić i wywyższać. Dopiero udający skromnego Piłsudski, chodzący długo w maciejówce nie tylko że to zrobił, wywyższając się sam ponad wszystkich, co byli przed nim, ale wyzna­czył dla siebie miejsce na Wawelu. Nie chcąc za wiele robić zaszczytu temu polskiemu Panteonowi, kazał serce złożyć gdzie indziej, a w przekonaniu, że mózg jego stanowi jakiś rzadki, cudowny wyjątek, polecił go oddać uczonym lekarzom. Co o tym wszystkim myśleć?

Albo serwiliści posunęli się tak daleko bez jego woli, albo on wykazał tym postępkiem, że jego skromność i bezinteresowność była tylko udawana. Żaden z jego wawelskich sąsiadów zapewne tak o siebie nie dbał, czekając na decyzję drugich. To jeszcze nie wszystko, bo jego czciciele, obawiając się, że kard. Sapieha46, spełniając swe przyrzeczenie, nie wpuści Piłsudskiego na Wawel, przygotowali rozporządzenie prezydenta, oddające na wszelki wypadek Wawel pod inny zarząd. Okazało się to zbyteczne, gdy tak Sapieha, jak i wiel­ka część duchowieństwa poszli jeszcze dalej, niż chcie­li Becki, Dziadosze, Miedzińscy i cała godna ich kom­pania.

Sanacyjni spekulanci polityczni, z jednej strony uniesieni pychą, a z drugiej budujący swoje rządy na śmierci Piłsudskiego, wyprawili mu pogrzeb kosztem licznych milionów, nie bacząc na to, że to grosz pu­bliczny i jak wielki czynią uszczerbek dla ubogiego skarbu polskiego. To narzucające się i poniżające sta­nowisko duchowieństwa nie zadowoliło jeszcze sanatorów. Zabrali się oni do biskupów łomżyńskiego, kie­leckiego i niektórych księży, którzy ich zdaniem nie wykazali dostatecznej gorliwości. Zaczęło się prześla­dowanie, napady, sądy i wyroki. Gazety polskie z Ameryki doniosły, że demonstracje, bicie szyb i różne wy­bryki przeciw biskupowi Łosińskiemu47 w Kielcach organizował wojewoda kielecki Dziadosz. Rząd zaś, karząc biskupa i duchowieństwo, wstrzymał należne im pobory, gdy rabinom regularnie płaci.

Na niesłychane prowokacje, poniewieranie, zniewa­żanie i prześladowanie dostojników kościelnych, odpo­wiedział Episkopat pokornym przypomnieniem, że przecież on uczcił Marszałka należycie, bo bito w dzwo­ny wszędzie, odprawiano nabożeństwa, a półtora ty­siąca księży wzięło udział w pogrzebie. Ani słowa pro­testu, ani obrony poniewieranych księży i swoich ko­legów biskupów. Ten wojujący niepotrzebnie z chło­pami Kościół tu tak rychło skapitulował. [...]

Nie uszło na sucho i chłopom, co należycie Marszał­ka nie uczcili. Wielu z nich dostało się do więzienia, innym dano spokój, kiedy się stało wiadome, że tych winowajców byłoby za dużo. Z wiadomości, jakie do mnie doszły, widać, że masy wcale nie są zmartwione, spodziewają się natomiast niesłusznie znowu zmiany i polepszenia, gdyż śmierć Piłsudskiego nie zmieniła nic w stosunkach istniejących, poza osłabieniem rzą­dzącego reżymu i zmuszeniem go do większej czujności. Jak można wnioskować z listów mi nadsyłanych, bar­dzo wielu chłopów wierzyło, że jak brakło Piłsudskie­go, to i opierający się na nim reżym nie będzie się mógł utrzymać.

Tak się atoli nie stało, bo stać się nie mogło. Upadek rządzących mogą spowodować albo wypadki wielkie natury zewnętrznej, albo rozkład w ich obozie, albo wreszcie przeciwnicy. W tym wypadku żadna z tych trzech ewentualności nie zachodzi, choć nie jest wy­kluczone, że długo na to czekać nie trzeba.



Wincenty Witos, Moje wspomnienia, tom III, Paryż 1965, s. 136—144, 173—181, 396—399.





----------------------------

1 Pełniejsza informacja o Macieju Rataju, Marszałku Sejmu RP, zob. s. 159—160.

2 Ignacy Mościcki (1867—1946), inżynier-chemik, profesor. Jako przyjaciel Piłsudskiego w 1926 r. przeforsowany przezeń na funkcję Prezydenta RP. Od 1935 r. usiłował odgrywać w obozie sanacyjnym czołową rolę (grupa “Zamkowa”). Po klęsce wrześniowej 1939 r. i internowaniu w Rumunii zrzekł się prezydentury na rzecz W. Raczkiewicza. Jako obywatel szwajcarski osiadł w Versoix, gdzie zmarł.

3 Kazimierz Bartel (1882—1941), matematyk, profesor Poli­techniki Lwowskiej. Od końca 1918 do grudnia 1920 r. szef Kolejnictwa w Sztabie Generalnym WP i minister kolei. W la­tach 1922—1930 poseł na Sejm. Jako zdecydowany piłsudczyk wspierał działania na rzecz powrotu J. Piłsudskiego do władzy. Po przewrocie majowym był trzykrotnie premierem i dwu­krotnie wicepremierem, a także ministrem. W 1930 r. wycofał się z aktywnego życia politycznego. Po wkroczeniu do Lwowa wojsk hitlerowskich zamordowany z liczną grupą intelektuali­stów.

4 Autor wspomnień miał zapewne na myśli gen. broni Józefa Hallera (1873—1960), związanego z obozem endeckim, ale za­angażowanego w ruchu legionowym. W I wojnie światowej na czele II Brygady Legionów przeszedł pod Kaniowem na stroną Ententy. W październiku 1918 r. mianowany naczelnym do­wódcą Armii Polskiej utworzonej we Francji i z nią wrócił do Kraju. Po przewrocie majowym usunięty przez Piłsudskiego ze stanowiska generalnego inspektora artylerii i z wojska. Po­dobnie J. Piłsudski usunął gen. dyw. Stanisława Hallera (1872—1940), który podczas rebelii J. Piłsudskiego z 1926 r. był szefem Sztabu Generalnego wojsk rządowych.

5 Stanisław Szeptycki (1867—1946), generał broni. Podczas I wojny światowej, jako oficer austriacki, początkowo dowo­dził III Brygadą, następnie całością Legionów Polskich. Był też generalnym gubernatorem lubelskim. W Wojsku Polskim był kolejno szefem Sztabu Generalnego, dowódcą armii i frontu, ministrem spraw wojskowych i inspektorem armii. Decyzją J. Piłsudskiego po przewrocie usunięty z wojska.

6 Marian Kukieł (1885—1973), generał dywizji, historyk woj­skowości. Żołnierz Legionów Polskich, następnie w Wojsku Polskim. W latach 1925—1926 szef Wojskowego Biura Histo­rycznego. Za upowszechnienie niedogodnych i kompromitują­cych Piłsudskiego faktów z wojny polsko-radzieckiej 1919—1920 zaciekle krytykowany, a po przewrocie majowym usunięty z wojska. W latach II wojny światowej bliski współpracownik gen. W. Sikorskiego. Zmarł w Londynie.

7 Władysław Sikorski (1881—1943), inżynier, generał broni. W I wojnie światowej w Legionach Polskich — szef Departamentu Wojskowego NKN i dowódca pułku, następnie w Wojsku Polskim dowodził kolejno dywizją, grupą operacyjną i armią. W latach 1921—1928 był szefem Sztabu Generalnego, premierem i ministrem spraw wojskowych, generalnym inspektorem pie­choty i dowódcą Lwowskiego Okręgu Korpusu. Sikorski — przeciwny koncepcjom politycznym i wojskowym Piłsudskie­go — był przez niego przy każdej okazji krytykowany, a do końca życia zwalczany przez piłsudczyków jako premier RP i Naczelny Wódz PSZ na emigracji.

8 Aleksander Skrzyński hr. (1882—1931), prawnik i polityk. Przed I wojną światową czynny w austro-węgierskiej służbie dyplomatycznej. Również w niepodległej Polsce do 1922 r. po­seł w Rumunii, a następnie minister spraw zagranicznych. W latach 1925—1926 premier rządu. Po przewrocie majowym wycofał się z życia politycznego.

9 Jerzy Zdziechowski (1880—1944), ekonomista i polityk W I wojnie światowej działał na terenie Rosji. m.in. jako współorganizator korpusów wschodnich. W niepodległej Polsce działacz Stronnictwa Narodowego. W latach 1925—1926 jako minister skarbu przyczynił się do stabilizacji złotego. Po 192G czynny w Obozie Wielkiej Polski i różnych organizacjach gospodarczych. Od 1939 na emigracji.

10 Łyczaków — jedna z dzielnic Lwowa ciesząca się w okre­sie międzywojennym złą sławą. Łyczakowskie zachowanie się oznacza wystąpienie o charakterze chuligańskim, sprzeczne z panującymi normami kultury i moralności.

11 Felicjan Sławoj Składkowski — notka biograficzna, zob. s. 229—230.

12 Lew Baczyński (1872 — ok. 1940), ukraiński adwokat oraz działacz społeczno-polityczny i kulturalny; poseł na Sejm. W 1928 r. był reprezentantem bloku ukraińskich socjalnych partii chłopskich i robotniczych.

13 Mowa tu o Polskim Stronnictwie Ludowym “Wyzwole­nie”; utworzonym w grudniu 1915 r. z połączenia organizacji chłopskich w zaborze rosyjskim. Do czołowych zadań stron­nictwa należała walka o odzyskanie niepodległości, przepro­wadzenie reformy rolnej i inne przeobrażenia demokratyczne. PSL “Wyzwolenie” poparło zamach majowy J. Piłsudskiego, ale — odarte ze złudzeń co do charakteru przewrotu — w 1927 r. przeszło do opozycji.

14 Jan Smoła (1889—1945), publicysta, działacz ruchu ludo­wego. Współorganizator i członek władz naczelnych PSL “Wyzwolenie”, a następnie SL. W latach 1919—1935 poseł na Sejm. Za aktywne zwalczanie obozu sanacyjnego więziony, m.in. w 1934 r. W 1935 r. wycofał się z życia politycznego. W kwiet­niu 1945 r. zamordowany przez “reakcyjne podziemie”.

15 Ignacy Daszyński (1866—1936), działacz socjalistyczny. Współtwórca i przywódca Polskiej Partii Socjaldemokratycznej Galicji i Śląska Cieszyńskiego (1892), a następnie PPS (1919). Aktywny w ruchu niepodległościowym. Od 1901 blisko współ­działał z J. Piłsudskim. W 1918 r. był premierem pierwszego w niepodległej Polsce tzw. Tymczasowego Rządu Ludowego. W latach 1919—1930 był posłem na Sejm, jego wicemarszał­kiem (1922—1927) i marszałkiem (1928—1930). Po przewrocie majowym stopniowo przechodził do opozycji przeciwko Piłsudskiemu, przeciwstawiając się brutalnemu łamaniu swobód demokratycznych i poniewieraniu Sejmu. W 1930 r. wycofał się z życia politycznego.

16 Aleksander Zwierzyński (1880—1959), działacz Stronnictwa Narodowego, poseł na Sejm. Zmarł na emigracji.

17 Jan Leszczyński (1883—1944), ukraiński nauczyciel ludowy, działacz społeczno-polityczny; walczył o ukraińską szkołę; w 1921—1922 był redaktorem czasopisma “Ucztelskie Słowo”. W latach 1921—1925 członek władz naczelnych Ukraińskiej. Narodowej Partii Pracy, następnie Ukraińskiego Zjednoczenia Narodowo-Demokratycznego (UNDO). W 1928 r. wybrany posłem na Sejm z okręgu lwowskiego.

18 Bezpartyjny Blok Współpracy z Rządem (BBWR), ugru­powanie polityczne obozu sanacyjnego. Utworzony w 1928 przez zwolenników dyktatorskiej władzy J. Piłsudskiego oraz skupia­jący warstwy urzędnicze, ekonomicznie zależne od rządzącego reżimu, BBWR odegrał szczególnie negatywną rolę w łamaniu demokratycznych tradycji i umacnianiu dyktatury wojskowej oraz faszyzacji kraju. Po śmierci Piłsudskiego, skompromito­wany politycznie i rozbity wewnętrznie, upadł. W jego miej­sce, z inicjatywy E. Rydza-Smigłego, utworzono sanacyjny Obóz Zjednoczenia Narodowego (OZON).

19 Julian Juliusz Szymański (1870—1958), lekarz-okulista o międzynarodowej renomie. Prześladowany za działalność rewolucyjną w armii carskiej zbiegł do Ameryki. 1916—1920 profesor uniwersytetu w Kurytybie i organizator kliniki ocz­nej. Po powrocie do kraju od 1922 r. profesor Uniwersytetu im. S. Batorego, 1928—1930 senator z listy BBWR. Zmarł w Warszawie.

20 Por. napastliwe i oszczercze wywiady J. Piłsudskiego o Sejmie.

21 Kazimierz Switalski (1886—1962), pułkownik WP, działacz polityczny. Przed I wojną światową związał się z ruchem nie­podległościowym, bliski współpracownik J. Piłsudskiego; ofi­cer I Brygady Legionów. W tzw. grupie pułkowników brał udział w zamachu majowym 1926, a następnie aktywnie uczest­niczył w utrwalaniu dyktatury wojskowej J. Piłsudskiego. Od 1928 r. był kolejno ministrem wyznań i oświaty, premierem, wojewodą krakowskim, a także w latach 1930—1939 posłem na Sejm i marszałkiem, a następnie senatorem i wicemarszał­kiem Senatu. Współzałożyciel Instytutu im. J. Piłsudskiego.

22 Janusz Radziwiłł, ks. (1880—1967), ziemianin, z wykształ­cenia prawnik, polityk konserwatywny; w I wojnie światowej członek Rady Regencyjnej, wieloletni wiceprezes organizacji gospodarczej “Lewiatan”. Po przewrocie majowym i spotkaniu w Nieświeżu aktywnie wspierał reżim J. Piłsudskiego. W la­tach 1928—1935 był posłem na Sejm i wiceprzewodniczącym klubu BBWR. Od 1935 senator.

23 BB skrót od działającego w Sejmie klubu posłów BBWR.

24 Józef Beck (1894—1944), pułkownik WP i sanacyjny poli­tyk. Służył w Legionach i POW. Od początków niepodległości związany z Oddziałem II Sztabu Głównego. Należał do grupy spiskowej przygotowującej zamach wojskowy Piłsudskiego — szef sztabu jego wojsk w dniach przewrotu. Od 1926 r. stał się jednym z najbliższych i najwierniejszych pomocników mar­szałka, jako szef gabinetu, wicepremier (1930), a następnie wi­ceminister i minister spraw zagranicznych. Współodpowiedzial­ny za niezgodną z interesami narodu i państwa politykę. In­ternowany w Rumunii; zmarł na krótko przed jej wyzwo­leniem.

25 Norbert Barlicki (1880—1941), prawnik i publicysta, dzia­łacz socjalistyczny; jako członek PPS od 1902 r. i zwolennik Piłsudskiego, po przewrocie majowym przeszedł do zdecydo­wanej krytyki reżimu sanacyjnego. Za udział w pracach Centrolewu osadzony w twierdzy brzeskiej i skazany na 2,5 roku więzienia. W latach trzydziestych aktywnie walczył o jednolity front klasy robotniczej i antyfaszystowski front ludowy. W kwietniu 1940 aresztowany przez okupanta i zamęczony w Oświęcimiu.

26 Kazimierz Bagiński (1888—1976), współtwórca i działacz PSL “Wyzwolenie”. Podczas I wojny światowej w Legionach i POW. Poseł na Sejm. Za walką przeciwko reżimowi Piłsud­skiego i działalność w Centrolewie osadzony w twierdzy brzes­kiej i skazany na 2 lata więzienia. Od 1933 na emigracji z W. Witosem. Podczas okupacji współdziałał z prawym skrzy­dłem SL, a po wojnie w PSL. Od 1947 na emigracji w USA.

27 Jan Woźnicki (1881—1945), nauczyciel, działacz ruchu lu­dowego. W czasie I wojny światowej w Legionach i POW, od 1919 r. poseł na Sejm, senator.

28 Herman Lieberman (1870—1941), adwokat, działacz pol­skiego i międzynarodowego ruchu robotniczego. Od 1896 w PPSD, bliski współpracownik Daszyńskiego. Podczas I wojny światowej w Legionach. 1919—1930 poseł na Sejm; zdecy­dowanie zwalczał dyktaturę Piłsudskiego. Był jednym z przy­wódców Centrolewu, za co osadzony w twierdzy brzeskiej, be­stialsko skatowany i skazany na 3 lata więzienia. W 1931 zdołał ujść na emigrację (Czechosłowacja, Francja, W. Bryta­nia). Podczas II wojny światowej członek emigracyjnej Rady Narodowej i minister sprawiedliwości w rządzie emigracyjnym gen. Sikorskiego.

29 Gabriel Czechowicz (1876—1938), prawnik, prawicowy po­lityk. Po przewrocie majowym minister skarbu. Na polecenie J. Piłsudskiego wyasygnował na akcję wyborczą BBWR bez zgody Sejmu 8 min zł. Na wniosek opozycji, mimo przeciw­działania Piłsudskiego, odpowiadał przed Trybunałem Stanu. Ostatecznie, na rozkaz Piłsudskiego, sprawa została umorzona.

38 Takie stanowisko organów NIK spowodowało, że władze sanacyjne przeprowadziły w NIK “czystkę”.

31 Jan Pieracki, dr praw, działacz Stronnictwa Narodowego, poseł na Sejm.

32 Henryk Wyrzykowski (1884—1949), nauczyciel, działacz oświatowy. Reprezentant radykalnego nurtu w ruchu ludo­wym, członek władz centralnych PSL “Wyzwolenie”, następnie SL. W latach 1922—1935 poseł na Sejm. Po wojnie członek KRN i poseł na Sejm Ustawodawczy.

38 Por. ordynarne opinie J. Piłsudskiego o Trybunale Stanu w: J. Piłsudski 19261930. Przemówienia, wywiady, artykuły. Warszawa 1931, s. 221—230.

34 Leon Supiński, prawnik, polityk sanacyjny. Po przewrocie majowym w 1926 r. prezes Sądu Najwyższego.

35 Pierwszy napastliwy wywiad J. Piłsudski opublikował jeszcze przed przewrotem, następne w różnych odstępach cza­su. W swej treści były obelżywe nie tylko wobec posłów i Sej­mu, ale również innych instytucji, a nawet narodu polskiego.

35 Zób. J. Piłsudski 19261930. Przemówienia, wywiady, artyku­ły..., s. 3—7, 189—203, 233—241, 294.

36 Wiktor Kulerski (1865—1935), nauczyciel, działacz ruchu ludowego na Pomorzu. Członek PSL. “Piast”. Od 1928 senator.

37 Włodzimierz Zagórski-Ostoja (1882—1927?), gen. bryg. pilot. Przed I wojną światową służył w armii austriackiej m.in. w wywiadzie. Podczas wojny w Legionach. Wspólnie z W. Si-korskim przeciwstawiał się różnym poczynaniom J. Piłsudskie­go. W Wojsku Polskim na eksponowanych stanowiskach, min. szefa Sztabu Frontu, szefa Biura Przemysłu Wojennego i od 1924 r. szefa Departamentu Aeronautyki. W czasie zama­chu majowego walczył aktywnie w obronie legalnego rządu, za co na rozkaz Piłsudskiego został uwięziony. Zamordowany prawdopodobnie podczas scysji w Belwederze po przywiezieniu go z więzienia na Antokolu w Wilnie do Warszawy.

38 Wojciech Korfanty (1873—1939), wybitny polityk i śląski działacz niepodległościowy, jeden z przywódców powstań śląs­kich, od 1922 r. związany z Chadecją. Był zdecydowanym prze­ciwnikiem Piłsudskiego, zwłaszcza po przewrocie majowym 1926. Chociaż nie należał do Centrolewu, uwięziony w twierdzy brzeskiej, następnie emigrował. W 1939 r. po powrocie do kra­ju aresztowany. W kilka dni po zwolnieniu 17 sierpnia 1939 r. zmarł.

39 Szerzej o stosunkach polsko-niemieckich i polityce zagra­nicznej sanacji m.in.: J. Krasuski, Stosunki polsko-niemieckie 1918—1932, Poznań 1975; M. Wojciechowski, Stosunki polsko-niemieckie 1933—1938, Poznań 1980.

40 Bogusław Miedziński (1891—1972), pułkownik WP, publi­cysta i polityk. Podczas I wojny światowej w Legionach i POW. Bliski współpracownik J. Piłsudskiego, m.in. oficer do szcze­gólnych zleceń przy Naczelniku Państwa. Od 1922 poseł na Sejm. Aktywnie uczestniczył w zamachu wojskowym J. Pił­sudskiego; 1926—1929 minister poczt i telegrafów; redaktor naczelny “Gazety Polskiej” i współautor obelżywych wywia­dów Piłsudskiego w “Kurierze Porannym” i “Głosie Prawdy”. Od 1939 na emigracji, zmarł w Londynie.

41 Wojciech Stpiczyński (1896—1936), major WP, publicysta sanacyjny, uczestnik, I wojny światowej w Legionach i POW. Działacz różnych piłsudczykowskich organizacji kombatanckich i paramilitarnych, redaktor “Głosu Prawdy”.

42 Władysław Dziadosz (1893—1943), major, dr praw. Podczas I wojny światowej w Legionach i POW. Po odzyskaniu nie­podległości — dyrektor Biura Sejmu, następnie wojewoda kie­lecki.

43 Aleksander Kakowski (1862—1938), kardynał. 1917—1918 członek Rady Regencyjnej, prawicowy polityk.

44 August Hlond (1881—1948), kardynał, Prymas Polski, arcy­biskup śląski, poznański i gnieźnieński. Podczas II wojny świa­towej na emigracji. W 1944 r. aresztowany przez Niemców we Francji. Po wojnie powrócił do kraju.

45 Tadeusz Rozwadowski (1870—1928), generał broni WP, oficer armii austriackiej, współpracował z polskim ruchem niepodległościowym. W 1916 r. zwolniony z armii za krytykę znęcania się nad ludnością zamieszkałą w Galicji. 1918—1921 — szef Sztabu Generalnego WP, następnie generalny inspektor jazdy. Podczas rebelii J. Piłsudskiego — dowódca wojsk rzą­dowych. Aresztowany i maltretowany; w 1927 r. zwolniony z więzienia i przeniesiony w stan spoczynku. W rok później zmarł.

46 Adam Sapieha ks. (1867—1951), kardynał. W 1937 wydał decyzję przeniesienia zwłok J. Piłsudskiego z Krypty św. Leonarda do Wieży Srebrnych Dzwonów, czym wywołał głośny incydent. Podczas II wojny światowej współpracował z pro-londyńskim podziemiem.

47 Augustyn Łosiński (1867—1937), 1910—1937 biskup kielecki, działacz konserwatywny, lojalista carski, propagator ustroju monarchistycznego w Polsce.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
R D Po przewrocie
Wincenty Witos
R D Po przewrocie
Wincenty Witos
Wincenty Witos
Przewrotna kobieta powieść współczesna Wincenty Łoś ebook
Przewrotna kobieta Powieść współczesna Wincenty Łoś ebook
PO wyk07 v1
Rehabilitacja po endoprotezoplastyce stawu biodrowego
Systemy walutowe po II wojnie światowej
HTZ po 65 roku życia
masaż limfatyczny po zabiegu mastektomii 97 2003
Zaburzenia wodno elektrolitowe po przedawkowaniu alkoholu
Organy po TL 2
06 BADANIE CHOREGO PO URAZIEid 6250 ppt
Metoda z wyboru usprawniania pacjentów po udarach mózgu
03Operacje bankowe po rednicz ce 1
Piramida zdrowia po niemiecku
Orga

więcej podobnych podstron