Podeszła do drzwi biblioteki, otworzyła je cicho i spojrzała przerażona na korytarz. Cała podłoga zalana była herbatą, a pośrodku tego wszystkiego siedział James trzymający się za głowę.
-
Co… co tu się stało? – Zapytała chłopaka, mając nadzieje, że
powie „nic, potknąłem się”.
-
To przez ciebie. Nie mogłem cię powstrzymać, broniłem się, ale
jesteś zbyt silna. Nie sądziłem, że pokonasz moją blokadę.
Dziewczyno, ona działa na tego wariata, a ty wlazłaś mi do umysłu,
jak nóż w miękkie masło!
-
To nie moja wina, naprawdę! Nic nie zrobiłam, po prostu…
myślałam… – Zastanowiła się chwilę. – To wszystko przez tą
wyspę. Przecież nigdy nie miałam takich, nie wiem, zdolności! Co
wyście mi zrobili, do jasnej cholery?
Co prawda, wiedziała, że krzykiem wiele nie rozwiąże, ale zdenerwowanie sprzed chwili wróciło do niej i musiała się wyżyć. Bolało ją to, że nie wie co dzieje się z nią i jej życiem, które, pomimo że nudne, było ułożone i spokojne. Może miała napady złości, ale była prawie normalna i to jej odpowiadało.
-
James… – Zaczęła, obawiając się, że jej nie odpowie. –
Słuchaj, chyba musisz mi…
-
Wiem, muszę ci to wszystko wytłumaczyć. Okay, chyba przyszła pora
na pogadankę. Ale ja się muszę przebrać, a ty coś zjeść, więc
marsz do kuchni zrobić obiad albo kolację, albo cokolwiek, co
dałoby się zjeść. – Amelia nie była pewna, czy jej szef był
wściekły, czy po prostu nie podobało mu się, że musi jej
wszystko powiedzieć, ale nie obchodziło ją to za bardzo.
Zeszła na dół, spojrzała na zegar na ścianie i stwierdziła, że na obiad jest już za późno, ale może zrobić coś szybkiego, czego nie można zepsuć. Kanapki z żółtym serem. Wyjęła duży talerz, pokroiła chleb na drobne kromki, nałożyła obficie sera, oblewając wszystko ketchupem i położyła przygotowane kanapki na stoliku w salonie.
Mina Jamesa na jej dzieło była rozbrajająca. Ściągnięte brwi wraz z sarkastycznym półuśmieszkiem rozbawiły Amelię, uświadamiając jej, że jest naprawdę kiepska w sprawach kuchennych. On każdego dnia robił jakieś swoje danie popisowe, a ja przygotowałam kanapki. Z serem. I ketchupem. Matko, jak ja przeżyłam tyle lat sama?
-
To będzie ten typ historii, w który na początku nie uwierzysz,
albo będziesz w takim szoku, że połowa do ciebie nie dotrze. Mam
nadzieję, że jesteś na to gotowa, bo powtarzać nie będę.
-
Eee, to może ja skoczę do łazienki?
Śmiech i machnięcie ręką upewniły ją w tym, że właśnie tak powinna zrobić. Kiedy wróciła do salonu, połowy ich kolacji nie było już na talerzu. Spojrzała na niego wyczekująco.
-
O wyspie już wiesz. Było dużo ludzi, po pewnym czasie ogarnęli
się, że się nie starzeją, zaczęli popełniać samobójstwa, do
czasu aż zostały trzy osoby. Dziadek-Życie, Kobieta-Miłość i
Wariat-Koniec.
Wariat
poprzez czarną magię nauczył się wchodzić w cudze sny,
zmieniając je w koszmary. Kilkadziesiąt lat temu odkrył, że może
zmieniać sny ludzi spoza wyspy.
Zanim
zablokował wszystkim dostęp do oceanu, kilku osobom udało się
uciec z wyspy. Kiedy dowiedzieli się, że przez nich Koniec próbuje
zamordować ludzi w snach, postanowili założyć tajną
organizację.
Sennicy
nie są ludźmi – poprzez daninę z krwi i/lub samobójstwo ich
duchy wkraczają w sny ludzi, którzy są niejako zainfekowani
koszmarami. Dzięki Starszym co pewien czas ilość senników
wzrasta, co sprawia, że Koniec jest mniej aktywny.
Kiedy
przyjechaliśmy tu z moją matką wiedzieliśmy już o problemie z
koszmarami. Moja matka nie tylko była botanikiem, ale także jedną
z pierwszych, którzy przyuczali się do bycia sennikami. Jednak, jak
już wiesz, okazała się zbyt słaba, by przeciwstawić się
Wariatowi. Za to ja okazałem się idealny. Złożyłem daninę, ale
nic w moim życiu się nie zmieniło, poza faktem, że moim
obowiązkiem stało się poszukiwanie idealnego kandydata, który
poprzez swoją siłę psychiczną i z naszą pomocą będzie w stanie
pokonać Wariata.
Wyruszając
z wyspy miałem jasny plan: studiować, założyć firmę i zatrudnić
ludzi. Nie wiem, czy zauważyłaś, ale w naszej redakcji byli ludzie
z całego świata. Tak naprawdę wszyscy zostaliście najpierw
sprawdzeni przez wysłanników Starszych, którzy przeglądnęli
wasze życiorysy. Miałaś testy psychologiczne na początku,
pamiętasz? To dzięki nim wiedziałem o tobie wszystko.
Nie
sądziłem tylko, że jesteś aż tak silna. Dzisiaj już wiem, że
nie powinienem wierzyć w pozory, bo może mi to sprawić ogromny
ból.
Przerwał na chwilę, na co Amelia poderwała głowę i spojrzała na niego. Miała nadzieję, że to nie koniec, bo nadal nic z tego nie rozumiała. Poza tym pytania kłębiły się w jej głowie i czekała tylko na odpowiednią chwilę, by je zadać. Uśmiechnął się do niej.
- Podsumowując – jesteś idealną kandydatką, żeby pokonać gościa, który chce wymordować cały świat, a przy okazji, w bonusie połączysz dziadka z tą swoją kobietką, o której ciągle mówi. Podoba ci się ta wizja?