AA Historia łowcy do 1 24


Rozdział 1



O godzinie pierwszej w nocy siedziba Ministerstwa Magii była prawie całkowicie pusta. Po zwycięstwie nad Czarnym Panem nastały czasy spokoju i porządku. Nie wymagano już pracy ponad siły i stałych dyżurów w Ministerstwie. Prawie, ponieważ wciąż pracowała w niej cała armia skrzatów domowych i jeden czarodziej.


W niedużym gabinecie słabo oświetlonym lampką stojącą na biurku,słychać było tylko skrzypienie pióra na pergaminie i gniewne pomrukiwanie.Pochylony nad stołem młody mężczyzna ubrany w długą czarną szatę, co chwilę potrząsał jasnymi włosami i przekreślał napisane zdania. Światło lampki połyskiwało na platynowych kosmykach opadających lekko na oczy i na stertach pergaminów, poupychanych na półkach i porozrzucanych wokół stołu.


Draco wstał od zagraconego blatu i przeciągnął się… Wezwał różdżką jednego ze skrzatów i rozkazał mu przygotować kolejną kawę. Przetarł podkrążone z niewyspania oczy. Nienawidził swojej pracy! Już tyle razy prosił o przeniesienie do innego wydziału, ale widocznie wciąż mu nie ufali, bo na żadną z jego próśb nie było reakcji. Siedział tylko nad różnymi sprawozdaniami i dokumentacjami, harując jak wół i niszcząc sobie zdrowie. Miał dwadzieścia pięć lat i czuł, że nic nie osiągnął. Od ukończenia szkoły i tego, co stało się na ostatnim roku… Pozwolono mu pracować w Ministerstwie, ale wciąż był przenoszony z Departamentu do Departamentu i za każdym razem dostawał nudne, nic nieznaczące zadania. To już prawie osiem lat!


Zachmurzył się i przygryzł paznokieć. Zawsze wracał do ponurych rozważań, kiedy musiał do późna pracować. Oczywiście nikt mu nie płacił za nadgodziny. Jego rozmyślania przerwał nieduży, ciemnofioletowy papierowy samolocik, z pieczątką Ministerstwa na brzegu skrzydełka, który chwiejnie wleciał do jego maleńkiego pokoiku i wylądował delikatnie na biurku. Informacje do niego zawsze się gdzieś gubiły i przybywały z kilkugodzinnym opóźnieniem. Zastanawiał się nawet czy ktoś nie robi tego specjalnie, ale niczego nie udało mu się udowodnić. Z zaciekawieniem sięgnął po liścik.



Szanowny Panie Malfoy!


Zostaje Pan tymczasowo zwolniony ze wszystkich dotychczasowych zajęć ze względu na przydzielenie Panu nowego zadania. Będzie Pan opiekunem i przewodnikiem Specjalnego Gościa Ministerstwa i przez najbliższe tygodnie, będzie Pan dbał o wszystkie jego potrzeby. Jest to zadanie niezwykłej wagi, liczymy na Pańską odpowiedzialność i dbałość o najmniejsze szczegóły. Nasz Gość przyjedzie dokładnie za tydzień, w pierwszy dzień wakacji. Dokładne informacje, a także pierwsze polecenia otrzyma Pan jutro z samego rana, proszę wszystko odpowiednio przygotować.


Z poważaniem,


Werona Klanstat”



Przez chwilę stał bez ruchu. Patrzył z niedowierzaniem na kartkę, a ręce zaczęły mu delikatnie drżeć. Po tak długim czasie, wreszcie postanowili mu zaufać! Szeroki uśmiech rozjaśnił jego zmęczoną twarz. Na pewno nie zmarnuje swojej szansy! Usiadł szybko przy biurku i z niebywałym zapałem zabrał się do swoich papierów. Do jutra musi załatwić wszystko co robił, żeby od razu zająć się swoim ZADANIEM.



_-*-_



Następnego dnia już od świtu czekał na sowę, która przyleciała dopiero o siódmej trzydzieści. Z niecierpliwością rozerwał niedużą paczkę, zawierającą sakiewkę złotych monet, pęk kluczy i gruby plik instrukcji. Odłożył wszystkie rzeczy na bok, usiadł z kubkiem gorącej kawy i zaczął dokładnie czytać polecenia.Każde następne wprawiało go w coraz większe zdumienie.


Dowiedział się, że gościem Ministerstwa będzie znany na całym świecie łowca zwany Złamanym Kłem. Ilość rzeczy, które należało przygotować przed jego przyjazdem zajmowała kilka kartek papieru. Draco musiał wysprzątać dom łowcy i na czas jego pobytu zamieszkać w nim, aby cały czas być do dyspozycji gościa. Miał też całą listę spotkań, wywiadów, konferencji i wizyt, które powinien jak najszybciej umówić i dokładnie zaplanować, uważając jednak, aby terminarz łowcy nie był zbyt napięty. Kolejne strony zawierały dokładne informacje na temat życzeń i upodobań gościa, które musiał znać na pamięć i pilnować ich przestrzegania.


Westchnął i poczochrał dłonią włosy. Nie spodziewał się, że będzie tego aż tak dużo. Powinien się za to zabrać od razu, żeby ze wszystkim zdążyć na czas. Postanowił na początek obejrzeć dom i sprawdzić, jak dużo trzeba będzie w nim zrobić. Wtedy będzie mógł zdecydować, co dalej. Westchnął ponownie i sięgnął po klucze czytając dokładnie adres: Londyn, Grimmauld Place 12.



Draco nigdy nie przypuszczał, że sprzątanie domu może być takim strasznym zadaniem…


Jadąc obejrzeć miejsce, w którym spędzi najbliższe tygodnie, nie zastanawiał się nad jego wyglądem, założył, że będzie to zwykłe mieszkanie. Na miejscu okazało się, że łowca jest właścicielem dawnej posiadłości rodziny Blacków, w dodatku takim, który z domu nie korzysta. Kiedy wszedł do środka, kurz unoszący się w pomieszczeniu prawie go udusił. Chwilę później został zaatakowany przez dziwne stworzenie, najwidoczniej strzegące budynku.


Zwierzak przypominał olbrzymiego rudego kota, o intensywnym bursztynowym spojrzeniu, długich kłach i pięciu puszystych, smagających powietrze ogonach. W czasie, kiedy „kot” szykował się do ataku, Draco panicznie zaczął tłumaczyć, kim jest, błagając w myślach, aby stworzenie go zrozumiało. Zwierzę powoli się uspokoiło i podeszło, obwąchując trzymane przez niego klucze; najwidoczniej uspokojone, usiadło na środku przedpokoju, owijając łapy ogonami. Jeszcze raz spojrzało na niego krytycznie, po czym rozpłynęło się w powietrzu. Spocony jak mysz, Draco oparł się ciężko o ścianę, zastanawiając się, czy istota, którą przed chwilą ujrzał była prawdziwa, czy to tylko jakieś silne zaklęcie iluzji. Jego wątpliwości bardzo szybko rozwiały niewidoczne pazury wbijające się w jego szatę i kaleczące delikatnie nogę, które zniknęły tak szybko, jak się pojawiły. Jakby strażnik tylko upewniał się, że Draco o nim nie zapomni.


Dopiero teraz mógł się spokojnie rozejrzeć po wysokim holu. Stanął na środku i załamał ręce. Wszystko wokół pokrywała gruba warstwa kurzu, a w powietrzu unosił się zapach pleśni i stęchlizny. Ściany pokrywały stare, zniszczone i wyblakłe tapety, z plamami intensywniejszego koloru tam, gdzie ktoś najwidoczniej poodrywał obrazy ze ścian. Nieliczne, stylowe, drewniane meble były lepkie od brudu, tak samo jak schody prowadzące na górę. Większość drzwi została wypaczona lub połamana, a po kątach walały się śmieci i resztki połamanych mebli.


Powoli i niepewnie podszedł do przedzielonych w połowie drzwi, które, według jego instrukcji, powinny prowadzić do kuchni, bojąc się tego, co może tam zobaczyć. Przeczucie go nie myliło – kuchnia znajdowała się w jeszcze gorszym stanie niż pozostałe pomieszczenia. Wszystko było lepkie od tłuszczu, a na resztkach jedzenia i wypluwkach sów rozwijała się pleśń. Na podłodze leżały szczątki talerzy. Część kociołków była pokrzywiona i podziurawiona, a szafki poprzewracane. W spiżarni znalazł tylko martwe owady i kilka zarośniętych kurzem słoików, w małym schowku zaś, stertę zgniłych szmat i martwego skrzata domowego…



_-*-_



Doprowadzenie domu do porządku zajęło mu sporo czasu. Kilka lat wcześniej, najwidoczniej tuż przed sprzedażą, ktoś zaczął porządkować posiadłość – usunięto z niego większość przedmiotów. Pozostały tylko niektóre meble i dywany. Mimo to, kilka lat zamknięcia nie posłużyło starej siedzibie Blacków. Wszystko pokryło się kurzem i lepkim brudem, a w dodatku powybijane szyby umożliwiły wstęp sowom i wszelkiego rodzaju innym stworzeniom–wszędzie pełno było gniazd ptaków i owadów, odchodów i padliny.


Draco nie chciał zawieść zaufania przełożonych, więc wszystkie siły włożył w odnowienie domu. Przyniósł ze sobą całe mnóstwo książek na temat zaklęć remontujących i przeprowadził generalne sprzątanie. Z dużą pomocą czarów, pousuwał wszelkie pozostałości starego wystroju, remontując i odnawiając wszystkie pomieszczenia po kolei. Naprawił lub położył od nowa parkiety, otynkował ściany, które pomalował lub pokrył nowymi, eleganckimi tapetami. Stare meble wyczyścił lub odnowił, braki uzupełniając w sklepach z antykami. Na szczęście pieniędzy mu nie szczędzono – w każdej chwili mógł wysłać do Ministerstwa sowę z prośbą o nową sumę, a z domu wyniósł nienaganne poczucie stylu i zamiłowanie do elegancji. Urządził posiadłość w staroświeckim stylu. Każdy pokój był utrzymany w jednym kolorze i gatunku drewna. Wszystkie dodatki i szczegóły idealnie pasowały, chociaż niektóre naprawdę trudno było dobrać.


Kuchnię też odnowił. Przeplatające się style nowoczesności i klasyki dawały niesamowity efekt. Cała kuchnia, wypełniona drewnem i lśniącym metalem, była w pełni praktyczna. Na półkach stały słoiczki pełne wonnych przypraw lub barwnych marynat. Spiżarnia była zapełniona najlepszym jedzeniem, jakie tylko mógł znaleźć i dawała mu pewność, że nie zawiedzie gustu „jego” gościa.


Przerobił też układ domu. Na parterze znajdowała się teraz kuchnia i duża, elegancka jadalnia, salon mogący służyć na narady lub zebrania, oraz niewielki gabinecik, na mniejsze spotkania. Pierwsze piętro zajmowały dwa salony, obszerna, ale tylko częściowo zapełniona, biblioteka i wygodny gabinet. Na dwóch najwyższych piętrach mieściły się sypialnie i połączone z nimi łazienki. Strych pozostał graciarnią – Draco wysprzątał go, a następnie zapełnił do połowy wszystkim, co zostało w domu po poprzednich właścicielach. Wolał niczego nie wyrzucać.


Efekt jaki uzyskał, zapierał dech w piersiach. Młoda, szczupła urzędniczka Ministerstwa, która przybyła, by skontrolować jego pracę, nie mogła wykrztusić ani słowa. Z otwartymi ustami chodziła od pomieszczenia do pomieszczenia, a jej oczy robiły się coraz bardziej okrągłe. Na koniec tylko uścisnęła mu rękę, dygając nerwowo i szybko opuściła dom.


Wszystkie wolne chwile spędzał pisząc listy i załatwiając wszelkiego rodzaju spotkania i sprawy. Było tego sporo, ale poszło mu zdumiewająco łatwo, jakby słowa „Złamany Kieł” były kluczem otwierającym wstęp do wszelkich możliwych miejsc. Wszystkie spotkania i wywiady udawało mu się od razu ustalić, pozwalano mu nawet samemu wybierać terminy, co niezwykle ułatwiło ułożenie terminarza. Nie rozumiał sensu niektórych spotkań… Ale polecenia to polecenia, umawiał wszystko co mu kazano.


Niedzielę poświęcił na sprawdzenie po raz ostatni wszystkich szczegółów i doprowadzenie się do porządku, w końcu następnego dnia miał odebrać z Ministerstwa Łowcę. Skrajnie zmęczony położył się wcześniej spać, pragnąc obudzić się o odpowiedniej godzinie. W końcu musi jak najwcześniej udać się do Ministerstwa, żeby jego gość nie musiał czekać.


Rozdział 3


Promienie słoneczne mają złośliwą tendencję - potrafią znaleźć najmniejszą szparę w zasuniętych zasłonach i to akurat taką, przez którą mogą paść na oczy śpiącego… Draco skrzywił się i odwrócił na drugi bok, uciekając przed natrętnym światłem. Zakopał się w pościeli i zaczął znowu zasypiać, ale jakaś natrętna myśl nie dawała mu spokoju…


Z okrzykiem przerażenia zerwał się z łóżka, zaplątując się w kołdrę i z hukiem spadając na podłogę. W myślach błagał wszystkie świętości, żeby tylko nie okazało się, że zaspał i się spóźnił… Rzucił się w stronę stolika, panicznie szukając zegarka.


- Jest dziesiąta dwadzieścia – cichy głos udzielający odpowiedzi na pytanie kołaczące mu się w głowie momentalnie zatrzymał go w miejscu. Jęknął załamany spóźnieniem i schował twarz w dłoniach. Teraz na pewno go wyleją… Jest kompletna ofiarą, nawet zegarka nie umie znaleźć, tylko ktoś musi mu godzinę podawać!


Zaraz, zaraz… ktoś?! Draco poderwał się jak oparzony i w szoku popatrzył na osobę stojącą w drzwiach. Stał na środku pokoju, w samych bokserkach, i z otwartymi ustami patrzył na przybysza. W drzwiach, opierając się o framugę stał młody mężczyzna z kpiącym uśmiechem na ustach. Długie czarne włosy opadały mu na ramiona i plecy, a zielone oczy błyszczały złośliwością. Był wysoki, zdecydowanie wyższy niż Draco i dużo lepiej zbudowany. Blondyn był drobnej budowy, szczupły i delikatny, co tłumaczył sobie swoją szlachecką krwią. Jednak prawda pozostawała prawdą, i już dawno przekonał się, że nigdy nie będzie większy. Miał kobiecą posturę, dopełnianą przez delikatne rysy… Och, jak on tego nie znosił… W dodatku mężczyzna był szalenie przystojny. Draco sklął się w myślach. Nie wolno mu tak myśleć, to ohydne. Za takie myśli właśnie dostawał niezłe baty od ojca, kiedy jeszcze mieszkali razem.


- Ubierz się, to porozmawiamy – rumieniąc się uświadomił sobie swoją nagość i taksujące go spojrzenie mężczyzny – będę czekał w kuchni. Nie sądziłem, że przydzielą mi do pomocy Malfoya. O ironio losu…


Uśmiechnął się jeszcze raz złośliwie i wyszedł. Blondyn nadal stał z otwartymi ustami. Nie bardzo rozumiał całą wypowiedź. Jedyne co było dla niego jasne, to że straszliwie zaspał i jego gość sam przyjechał do domu. I najwidoczniej go znał…



_-*-_



Kiedy w końcu udało mu się ubrać, zbiegł na dół i stanął jak wmurowany w progu kuchni. Życie najwidoczniej postanowiło go nie oszczędzać, serwując mu kolejną niespodziankę tego dnia – ale tego to by się w życiu nie spodziewał. Przy stole siedziały dwie małe dziewczynki, obydwie czarnowłose i zielonookie .Miały około pięciu lat, migdałowy kształt oczu i opaloną skórę. I były identyczne. Siedziały w ten sam sposób, tak samo machając nogami, patrząc na niego z takim samym zdziwieniem i zaciekawieniem w oczach. A po paru sekundach, obydwie uśmiechnęły się radośnie, w tym samym momencie.


Dopiero po chwili był w stanie się opanować i rozejrzeć po kuchni. Obok dziewczynek na stole stał duży wiklinowy kosz, a pod ścianą leżała sterta bagaży. Łowca zaś stał przy kuchni, wykonując kilka czynności na raz – mieszał w kilku niewielkich garnkach, poprawiał patelnię i mył szklaną butelkę. Odwrócił się tylko na chwilę, wskazując mu bez słowa miejsce przy stole.


Draco posłusznie usiadł czekając na obiecaną rozmowę. Obserwował dziewczynki, które odpłacały mu równie uważnym spojrzeniem.


- Jak się nazywasz? – spytały jednocześnie. Miały melodyjne głosy i mówiły bardzo wyraźnie jak na swój wiek.


- Ja… jestem Draco. – zająknął się speszony. Nie potrafił rozmawiać z kobietami, nawet jeśli miały tylko pięć lat.


- Tata nam o tobie opowiadał!


- Mówił, że nie byłeś miły w szkole!


- Dla niego i jego kolegów!


- I że potem pomagałeś złym ludziom! – mówiły na przemian, jakby uzupełniając swoje myśli. Draco poczuł się jeszcze bardziej skołowany.


- Ja… wtedy nie wiedziałem… to znaczy…


- Draco był wychowany w takiej rodzinie. Nie męczcie go pytaniami. Raczej powinniście się przedstawić. – popatrzył z wdzięcznością na bruneta, który zakończył jego jąkanie się. Nie lubił wracać do przeszłości. Skierował wzrok z powrotem na bliźniaczki, zastanawiając się jednocześnie dlaczego w liście z ministerstwa nic nie pisało o dzieciach…


Dziewczynki popatrzył na siebie ze zmarszczonymi brawami, a potem na ojca.


- Tatuuuuusiu! – zapiszczały równocześnie robiąc maślane oczka. – A jakich imion mamy używać?


- Tych normalnych? – uściśliła ta z prawej.


-Czy oficjalnych? – dodała ta z lewej. Draco patrzył na nie nic nie rozumiejącym wzrokiem. Ale łowca tylko z westchnieniem podszedł do stołu, niosąc trzy talerze z kolorowymi naleśnikami. Podał po jednym dziewczynkom, a trzeci postawił przed młodym Malfoyem.


- Tutaj musicie używać oficjalnych imion, tamtych możecie używać tylko w domu – uśmiechnął się ciepło, a blondyn poczuł jak miękną mu kolana. Za taki uśmiech mógłby pójść na koniec świata… - przedstawcie się i uciekajcie na górę. Potem przyniosę wam rzeczy.


- Jesteśmy Lili… - znowu mówiły na przemian.


- …i Rosa, a to jest…


- Tomiś – wskazały na koszyk, po czym złapały talerze i wybiegły z kuchni. Draco spojrzał na kosz i dopiero teraz dostrzegł wystający ponad krawędź dziecięcy kocyk. Popatrzył na Łowce, który również usiadł przy stole, trzymając w ręku szklaną butelkę ze smoczkiem.


Myślę, że musimy sobie wyjaśnić parę rzeczy…


Rozdział 4


Draco siedział niecierpliwie czekając, aż mężczyzna zacznie. Był niesamowity kiedy siedział na prostym, drewniany krześle delikatnie trzymając w ramionach niemowlę karmiąc je butelką. Chociaż jego wygląd w pierwszej chwili wydał mu się przerażający, teraz jednak widział, że łowca mimo bijącej z jego sylwetki siły potrafi być także delikatny. Blondyn patrzył na niego zafascynowany, zupełnie zapominając o tym gdzie się znajduje. Zarumienił się gwałtownie kiedy brunet podniósł i głowę i popatrzył na niego ze zmarszczonymi brwiami.


- Jedz śniadanie, zanim całkiem wystygnie. – na dźwięk jego głębokiego głosu, Draco poczuł fale gorąca rozlewającą się w jego podbrzuszu. Aby ukryć zażenowanie pochylił głowę i zabrał się za naleśniki.


Każdy placuszek był innego koloru, puchaty i delikatny. Malfoy musiał w duchu przyznać, że nigdy nie jadł tak smacznych naleśników, chociaż jego rodzice zatrudniali najlepszych kucharzy. Przymknął oczy delektując się smakiem, nie zwrócił nawet uwagi na to, kiedy łowca skończył karmić dziecko i oparł je o swoje ramie, żeby mu się odbiło.


- Obecność dzieci jest pewnie dla ciebie zaskoczeniem, tak jak dla wszystkich… - zaczął ze zmęczeniem układając maluszka z powrotem w koszyku. –Miałem przyjechać sam, ale dwa dni temu moja żona zmarła z powodu gorączki połogowej. Nawet magia nie mogła jej pomóc.


Draco otworzył usta, żeby wyszeptać wyrazy współczucia, kiedy przerwał mu zdecydowany głos:


- Kondolencje nie są potrzebne. Nasze małżeństwo nie było spowodowane uczuciem, to była sprawa czystego rozsądku. Albo wręcz pewnego rodzaju układu….Ale zacznijmy od początku. Musisz poznać pewne fakty, żeby dobrze wykonać pracę którą powierzyło ci ministerstwo. Bo podejrzewam, że nikt niczego ci nie wyjaśnił, a sam nie poszukałeś nawet najmniejszej informacji, Malfoy… - i znowu ten kpiący uśmiech. Draco opuścił smętnie głowę. Kolejna rzecz, którą zawalił…


- Nieważne. Jeśli zastanawiasz się skąd cię znam, to byliśmy razem w Hogwarcie. I uznam za komplement to, że mnie nie poznajesz, od tego czasu sporo się zmieniłem – tym razem uśmiech był czarujący. Blondyna ponownie zaskoczyła reakcja własnego ciała, które chciało tylko rzucić się na mężczyznę i…


I co?! Boże, o czym ja myślę?!


- Po śmierci Voldemorta wyjechałem z kraju – po zwycięstwie Pottera już nikt nie bał się wymawiać imienia Czarnego Pana, a młode matki zaczęły nim straszyć swoje dzieci – i w wyniku wypadku wylądowałem wśród Indian. Jednego z niewielu pozostałych prawdziwych klanów… - odchylił się na oparcie wpatrując się niewidzącym wzrokiem w sufi i kontynuował zamyślonym tonem – uratowali mi życie i zrobili dla mnie znacznie więcej. Wtedy poznałem ich szamankę, Czerwoną Łuskę i zawarliśmy umowę. Ja miałem dać jej dzieci, a ona przekazać mi swoją wiedzę. Tam nauczyłem się więcej niż w szkole – pod niektórymi względami przerosłem ich szamanów, niektóre ich tajemnice nadal są dla mnie niepojęte…Ale to co mi dała, wiele razy uratowało mi skórę. Wzięliśmy ślub, chociaż oboje zdawaliśmy sobie sprawę, że mam inną orientację i nigdy jej nie pokocham.


Po ostatnich słowach serce Draco gwałtownie przyspieszyło. Więc siedzący przed nim ideał mężczyzny był homo?! Więc nie był jedynym uczniem Hogwartu lubiącym chłopców? I jak można to powiedzieć tak spokojnie, przecież on się ukrywa odkąd skończył 14 lat i powiedział o swojej orientacji ojcu. Nigdy nie zapomni lania jakie wtedy dostał, to był jedyny raz kiedy ojciec podniósł na niego rękę…


- Wjechałem kiedy urodziły się bliźniaczki. Ona opiekowała się dziećmi, a cała wioska chciała pomóc swojej szamance, więc nie musiałem się martwić. Wracałem od czasu do czasu… kiedy potrzebowałem pomocy. Ostatnie pięć lat spędziłem podróżując po całym świecie, zdobywając coraz większą sławę jako łowca… Wiesz co oznacza termin łowca? Mało kto ma tego świadomość.


- N… nie… - wyjąkał blondyn. Nie potrafił już oderwać wzroku od bruneta, mężczyzna go pociągał, jego głęboki głos wywoływał dreszcze… Ale przecież nie mógł sobie na to pozwolić! I tak nie miałby szans!


-Łowca jest kimś w rodzaju Aurora… Chociaż nie do końca. Auror to łowca czarnoksiężników, na usługach Ministerstwa. Prawdziwy łowca poluje nie tylko na czarnoksiężników, poluje też na duchy, wampiry i innego rodzaju bestie atakujące ludzi. – Zmarszczył czoło zastanawiając się jak ująć w słowa to co chciał powiedzieć. - Anglia jest bardzo cywilizowanym krajem, tutaj wiele istot wywodzących się z czarnej magii przystosowało się do życia w społeczeństwie, wynaleziono sposoby ujarzmienia niektórych mocy… Jak na przykład eliksir tojadowy dla wilkołaków. Gdzie indziej na świecie sytuacja wygląda zupełnie inaczej. Tam prawie wszystkie wilkołaki są takie jak Greyback, lub jeszcze gorsze. Tam na ludzi na każdym kroku czyhają istoty o jakich nigdy nie słyszeli mieszkańcy Cywilizowanych krajów. Przyjmowałem zlecenia od prywatnych ludzi, przedsiębiorstw, rządów… Płacili mi za pozbycie się niebezpieczeństwa. A ja zabijałem te potwory. Kilku z nich darowałem życie, jeśli na to zasługiwały, i pokazywałem im jak mogą nauczyć się żyć z ludźmi. Tak jak Lupin – zmyślił się na chwilę. – Przyjechałem tutaj ze względu na pewną prośbę z Hogwartu… Zresztą, Ministerstwo już dawno zapraszało mnie, w celu jakiś dziwacznych konferencji i spotkań. Teraz zmieni się kilka rzeczy, ze względu na dzieciaki…


Uśmiechnął się delikatnie poprawiając kocyk w koszyku. Draco prawie jęknął z wrażenia… Już sam nie wiedział co bardziej na niego działa – opanowanie i siła łowcy, czyjego delikatność gdy zajmował się dziećmi.


- Twoim pierwszym zadaniem będzie udanie się do Ministra i wyjaśnienie zaistniałej sytuacji, ale bez wdawania się w szczegóły. – Nieoczekiwanie przybrał poważny, oficjalny ton. Jego głos, tak miękki kiedy opowiadał o swoim życiu, stał się mocniejszy i zdecydowany. Teraz wydawał rozkazy, którym niemożna było się sprzeciwić. – Swoim zaspaniem nie musisz się martwić, przybyłem od razu tutaj, do Ministerstwa wysłałem tylko krótką informację, że później to wyjaśnię. Nie chciałem ciągnąć tam dzieciaków, były i tak zmęczone podróżą. Kiedy wrócisz, wspólnie przejrzymy plan spotkań który przygotowałeś i wprowadzimy odpowiednie zamiany. Ja w tym czasie rozpakuje dzieciaki i zrobię zakupy… Spiżarnia jest zadowalająca, ale nie dla trójki maluchów.


Rozdział 5


Draco wrócił do domu po trzech godzinach, kompletnie wykończony. Większość pracowników Ministerstwa nie odstępowała go na krok, kiedy próbował załatwić wszystkie sprawy łowcy, wypytując go o gościa i domagając się szczegółów… Szczególnie natrętne były kobiety, wprawiające go w zakłopotanie wypytywaniem o jego wygląd. Najgorsze było to, że czuł się wtedy zazdrosny, mimo, że wiedział że Złamany Kieł nie interesuje się kobietami.


Teraz stał już od pięciu minut przed drzwiami, nie wiedząc co zrobić. Nie mógł sobie wybaczyć takich myśli… Najwidoczniej samotność daje mu się już we znaki – ma już prawie 26 lat i chociaż w życiu by się do tego nie przyznał, jeszcze nigdy z nikim nie był… W szkole nie dawała mu spokoju Pansy, a potem bał się z kimkolwiek spotykać po awanturze jaką zrobił mu ojciec.


I nagle w jego ponure życie wdziera się ten mężczyzna, poruszając wszystkie jego zmysły. Blondyn bał się tego co się z nim dzieje, bał się w ogóle myśleć o brunecie. Przecież to było oczywiste, że się nim nie zainteresuje, zwłaszcza jeśli chodził do Hogwatu i pamięta jak Draco zachowywał się w szkole. Jak traktował wszystkich z góry, wyzywając szlamy i osoby pochodzące z biedniejszych rodzin… Wtedy nie rozumiał co robi, w domu nie nauczyli go empatii, pokazali tylko jaki Malfoy „powinien być”. A wszystko to okazało się jednym wielkim kłamstwem. Po upadku Czarnego Pana, kiedy jego matka zginęła, a ojciec wylądował w Azkabanie, sam znalazł się w biedzie. Musiał ciężko pracować na beznadziejnej posadzie w Ministerstwie, żeby tylko mieć z czego żyć. W dodatku sam stał się jednym z najgorszej klasy społecznej – teraz już nie traktowano mugolaków źle, teraz takie podejście było zarezerwowane dla tych, którzy mieli kontakt z Voldemortem. A on był przecież synem śmierciożerców…


A jednak był dla niego całkiem miły. Może dawał mu drugą szansę? Albo po prostu był na niego skazany przez decyzję Ministerstwa…


Kręcąc głową wyciągnął z kieszeni klucze i zaczął otwierać drzwi, ciągle zatopiony w myślach. Nagle odskoczył do tyłu przestraszony, kiedy drzwi otworzyły się przed nim, a w przejściu stanęły bliźniaczki, z identycznymi uśmiechami. Pomiędzy nimi stał Strażnik domu, wielki rudy kocur, który na szczęście już zdążył przyzwyczaić się do Draco i zaakceptować go. Jednak nie pozwalał mu się nawet dotknąć, chociaż dziewczynki mogły z nim wyczyniać co chciały, łącznie z targaniem za uszy i zawiązywanie kolorowych kokardek na ogonie. Samo stworzenie pochodziło z rodzinnych stron dzieci, gdzie powszechnie było używane jako opiekun domowego ogniska.


- Tata na chwile wyszedł z Tomem. – powiedziała jedna.


- Wiedział, że za chwile wrócisz, więc powiedział, ze możemy zostać i na ciebie poczekać.


- Możemy do ciebie mówić wujku?


Szczebiotały tak szybko, że Draco nie do końca nadążał. Przytaknął skinieniem głowy, nawet nie zastanawiając się nad sensem prośby.


- Wujkuuuuuuu – zapiszczały obydwie.


- Tak? –spytał spłoszony.


- Będziesz się od teraz nami zajmował? Bo tata powiedział, że może zostaniemy w Anglii, jeśli tylko znajdzie kogoś kto się nami zaopiekuje. Możesz się nami opiekować? Bo tu jest fajnie, a jak nie mam mamy, to nie chcemy już wracać do plemienia…


- Nie tęsknicie za swoją mamą? – Draco był szczerze zaskoczony. Pamiętał jak jemu ciężko było pogodzić się ze śmiercią matki, a one przecież miały dopiero pięć lat.


- Tęsknimy. Ale mama wiedziała, że umrze, tak musiało być. Wytłumaczyła nam to już dawno. – mówiły ciągle na zmianę, ale ich głosy były do siebie tak podobne, że blondyn przestał zwracać uwagę na to która z nich aktualnie mówi. Dogadywały się do tego stopnia, że brzmiało to jak wypowiedź jednej osoby. - A teraz chcemy cię prosić, żebyś nam pomógł.


- Pomógł? A w czym?


- W zakupach! – zapiszczały. – Tata ma za parę dni urodziny i chcemy znaleźć dla niego prezent! Tylko nie możesz nic mu powiedzieć!


Popatrzył na nie z zastanowieniem. Wydawały się znaczne bardziej dojrzałe, niż inne dzieci. Nie biegały bez sensu po domu, nie myślały tylko o zabawie lalkami i nie sepleniły. Budowały w pełni poprawne zdania i rozumowały jak o wiele starsze osoby. Przecież pięciolatki nie powinny myśleć o kupieniu prezentu na urodziny, nie powinny nawet pamiętać o urodzinach… Zrezygnowany pomyślał, że przez tą rodzinkę wszystkie jego poglądy wkrótce legną w gruzach.


- Dobrze możemy jutro pojechać do miasta, kiedy wasz tata będzie miał spotkanie. Zobaczymy też czy nie brakuje wam jakiś rzeczy i wszystko kupimy… -zamilkł przytłamszony nagle dwiema dziewczynkami wiszącymi mu na szyi i piszczącymi z radości.


Objął je rękami i wszedł do domu, zatrzaskują za sobą drzwi. Jeśli łowcy nie było, powinien teraz zająć się dostosowanie pokoi dla dzieci, przecież potrzebują zupełnie innych mebli, niż te, w które wyposażył cały dom. Dziewczynki z radością zobowiązały się pomóc.


Na pokoje dziecinne wybrał dwie jasne sypialnie. Dzięki pomocy dziewczynek i całej masie czarów znalezionych w fachowej literaturze szybko uporał się ze zmianą tapet na jaśniejsze, ozdobione w dziecięce motywy. Pozmieniał też meble.


Sypialnia dziewczynek była urządzona na niebiesko. Na tapetach widniały obrazki błękitnych ptaszków i motyli. Pod ścianami ustawił dwa niewielkie łóżeczka z białymi zagłówkami i pościelą w błękitny wzorek, otoczone delikatnymi błękitnymi kotarami. Wstawił też dwa biureczka, dwie nieduże komody i jedną sporą szafę. Doprawił też kilka półek na zabawki i książki oraz błękitne skrzynie z miękkimi siedzeniami zamiast wiek.


Dla maluszka wybrali kolor zielony, a do pokoju dostawili wiele przydatnych przy niemowlęciu mebli, takich jak przewijak i duży przenośny kojec. Łóżko zamienili na dziecięce wysokie łóżeczko ze szczebelkami. Do łazienki tez dostawili kilka potrzebnych rzeczy. Tutaj bliźniaczki okazały się bardzo przydatne ponieważ Draco nie bardzo orientował się w opiece nad takimi maluchami.


W końcu usiedli zmęczeni w kuchni, pijąc sok i czekając na Złamanego Kła.



Nie musieli czekać długo. Złamany kieł wrócił z kilkoma siatkami zakupów w jednej ręce, drugą obejmując ciepło ubranego Toma. Niemowlę spało smacznie w bezpiecznych objęciach ojca. Łowca położył zakupy i wysłał dziewczynki, żeby szybciutko zaniosły wszystko do spiżarni. Skinął ręką na Draco, nakazując mu iść za sobą.


- Dobrze, że już jesteś, będę potrzebował trochę pomocy… Tylko najpierw zaniosę małego do łóżka.


- Przygotowałem dla dzieci pokoje… - blondyn zarumienił się. – Myślę, że jest w nich wszystko co potrzeba.


- Świetnie. Chodźmy na strych.



_-*-_



Zakurzone pomieszczenie było duszne i ciemne. Draco stał niepewnie z boku, przyglądając się rysującemu kredą po podłodze brunetowi. Nic z tego nie rozumiał, wzory były bardzo skomplikowane i zdecydowanie nie przypominały run. Musiały być stare i wykorzystywać zupełnie inne odmiany magii… Przedmioty które trzymał też wydawały mu się dziwne. Cztery ciężkie gliniane naczynia, starannie zamknięte, dwie srebrne miseczki, kościany sztylet i woreczek jakichś suszonych ziół, o mocnym zapachu. Przyniósł też sporej wielkości torbę, którą położył koło wejścia.


Łowca nie zwracał na niego uwagi, skupiając się na swoich czynnościach. Kiedy skończył rysować, wziął obydwie miseczki i postawił je na podłodze w specjalnie wytyczonych rysunkiem miejscach. Do jednej nasypał ziół i podpalił je różdżką, tak że zaczęły od razu dymić jak kadzidło. Przesunął kilka razy przez gęsty dym ostrze noża, białe wypolerowane narzędzie zadawał się tracić połysk w kontakcie z oparami. Zanim Malfoy zdążył zaprotestować czy chociażby się poruszyć, mężczyzna szybkim ruchem przeciął swój nadgarstek pozwalając krwi spłynąć do drugiej miseczki. Musiał ciąć głęboko, ponieważ miseczka bardzo szybko napełniła się bordową cieczą.


Draco otrząsnął się z szoku i odstawił naczynia na podłogę. Wycelował różdżkę w krwawiącą ranę i wymamrotał zaklęcie. Popatrzył z niedowierzaniem na wciąż płynącą krew.


- Magia tu nie pomoże – głos Kła był szorstki i poważny. – To święte ostrze, ran nim zadanych nie da się uleczyć ludzką magią. Tam na podłodze leży bandaż, na razie musi wystarczyć.


Blondyn popatrzył na niego niepewnie. Był lekko blady, ale nic poza tym nie świadczyło o jakimkolwiek osłabieniu, czy chociażby uczuciu bólu. Sprawnie zabandażował mu nadgarstek, tamując krew.


- Co teraz? – jego głos zadrżał. Buł dorosłym czarodziejem, ale takie obrzędy go przerażały.


- Uwolnimy kilka demonów…


- Co?! – Draco cofnął się przerażony. To musi być żart! To nie możliwe!


- Spokojnie. Wiem jak z nimi postępować, jeśli wszystko dobrze się przygotuje, nie ma żadnego ryzyka – uśmiechnął się uspokajająco. - Pomóż mi otwierać naczynia, tylko zawsze bądź po przeciwnej stronie niż krew.


Podeszli do glinianych naczyń i zaczęli zrywać pieczęcie. Od razu w pomieszczeniu rozległo się głośne wycie i warczenie. Każdy słój, którego pieczęć została choćby naruszona rozpryskiwał się na części, a z jego wnętrza uwalniała się potężna siła wyrywająca się w stronę miseczki z krwią. Widać było tylko falujące powietrze, zamazane przez szare smugi dymu, a po chwili do wszystkich dotychczasowych dźwięków dołączyło obrzydliwe chłeptanie. Zanim dym wypełnił całe pomieszczenie Malfoy zdążył dostrzec jak miseczka powoli się opróżnia.



_-*-_



Minuty mijały, a przed oczami miał nadal szarość. Odgłosy powoli cichły, aż ustały zupełnie. Kilka sekund później dym momentalnie się rozwiał, nie pozostawiając po sobie żadnego śladu.


Draco spojrzał w stronę miseczek i zachłysnął się powietrzem. Jego mózg nie chciał przyjąć do wiadomości tego co widzi.


Obok miseczek stał dumnie wyprostowany łowca, a tuż przed nim stały cztery… kobiety?A raczej demonice. Każda wyglądała inaczej, ale wszystkie były równie przerażające. Jedna wyglądała ja normalna dziewczyna, jedyne co było zaskakujące to para długich czarnych skrzydeł pokrytych zmierzwionymi piórami, długie czarne szpony i całkowicie czarne oczy, bez białek. Druga miała całe ciało pokryte jaskrawozielonymi łuskami, a spomiędzy warg wystawały wydłużone, ociekające jadem kły. Trzecia małe parę skórzastych skrzydeł i cienki biczowaty ogon, a na głowie parę łagodnie wygiętych rogów. Ostatnia była częściowo pokryta sierścią, miała czerwone ślepia, zwierzęce uszy, zęby i pazury.


Wszystkie cztery były nagie, a ich ciała były hojnie obdarzone przez naturę. Z pewnością żadna ludzka kobieta nie mogłaby mieć takich kształtów.


Było od nich czuć wyraźną nienawiść skierowaną przeciwko stojącemu przed nimi mężczyźnie. Jednak żadna się nie poruszyła.


- Jak widzę wszystko poszło po mojej myśli – łowca powiedział z zadowoleniem. – Teraz ogarnijcie się i przybieżcie właściwy wygląd. W torbie koło drzwi macie suknie. Będziecie wykonywać wszystkie polecenia, które wam wydam, a także tych osób które wam podam. Otrzymacie należną zapłatę za każdy dzień służby i będziecie mieć zapewnioną ochronę. Teraz się przygotujcie, a za godzinę czekam na obiad, wszystkie składniki są w spiżarni. Draco, idziemy –nie oglądając się nawet na zagubionego blondyna, odwrócił się i ruszył w stronę drzwi.



Rozdział 7


Weszli do obszernego salonu i łowca od razu usiadł na kanapie, odchylając się na oparcie i zamykając oczy. Wyglądał na wykończonego. Był wyraźnie blady, a jego klatka piersiowa wznosiła się w rytm nieregularnego oddechu. Draco patrzył przerażony na bandaż na jego ręce, który był już całkowicie przesiąknięty krwią. Nerwowo zastanawiał się jak może mu pomóc, kiedy drzwi do pokoju gwałtownie się otworzyły, a do salony weszła służąca.


Blondyn popatrzył na nią marszcząc brwi i na chwilę zapominając o rannym łowcy. W domu nie było żadnej służby…


Dziewczyna miała na sobie szarą sukienkę sięgającą kolan i biały fartuszek. Brązowe włosy miała starannie uczesane w długi, sięgający pośladków warkocz. Niosła w rękach tacę z dużym srebrnym kielichem. Zawartość kielich dymiła intensywnie, rozsiewając dookoła drażniący, trudny do opisania zapach. Kiedy poruszyła się, Draco zwrócił uwagę na jej sylwetkę o doskonałym kształcie klepsydry…


Natychmiast uświadomił sobie czym jest dziewczyna. Z syknięciem odskoczył po ścianę jak najdalej od demonicy. Bezradnie patrzył, jak zbliża się do jego pracodawcy, siadając obok niego na kanapie.


Łowca otworzył oczy i z krzywym uśmiechem sięgnął po puchar. Jego ręka wyraźnie się trzęsła, więc kobieta pomogła mu utrzymać naczynie i wypić jego zawartość. Kiedy tylko wyjęła mu z ręki kielich, łowca opadł ponownie na oparcie kanapy.


Dziewczyna popatrzyła przebiegle na Draco, odkładając naczynie na stolik. Nie spuszczając go z oczu nachyliła się nad łowcą opierając się wydatnym biustem o jego tors i unosząc jego ranną rękę. Kiedy tylko zbliżyła ją do twarzy jej nozdrza wyraźnie zadrgały, a oczy zabłysły czerwienią. Bez słowa, patrząc blondynowi prosto w oczy zaczęła odwijać bandaż.


Draco nie potrafił oderwać od niej spojrzenia. Przerażony, ale i zafascynowany patrzył jak ściąga opatrunek i schyla twarz nad ciągle krwawiącą raną. Prowokująco powoli wystawiła delikatny różowy języczek, przesuwając nim po nadgarstku bruneta i z widoczną przyjemnością zlizując krew. Oblizała zmysłowo usta i kontynuowała pieszczotę, delikatnie i prowokująco.


Malfoy stał jak sparaliżowany. Czuł jak jego ciało płonie, a krew zbiega w dolne partie brzucha. Widok wilgotnego języka dziewczyny przesuwającego się po skórze łowcy podniecał go coraz bardziej. Nie zauważył nawet, że z rany przestaje płynąć krew, a przecięcie powoli się zabliźnia. Jego oszalały mózg podsyłał mu podstępnie obrazy, w których jednak nie było ponętnej szatynki, tylko on i brunet. Sama myśl, że mógłby w równie prowokujący sposób dotykać mężczyzny, wyrwała z jego ust cichy jęk.


W tym momencie, zaskoczony własnym zachowaniem opamiętał i się i nie patrząc już na niebezpieczeństwo wybiegł z pomieszczenia. Dopadając drzwi swojego pokoju, pomyślał tylko ironicznie o tym, jak okrutnie wyśmiałby go ojciec widząc tak haniebną ucieczkę.



_-*-_



Już kilkanaście minut siedział na podłodze w łazience, starając się uspokoić oddech i opanować własne ciało. Nie zgadzał się na odczuwane podniecenie, nie chciał go. Podkulił nogi i ukrył twarz w ramionach, ciągle czując pulsującą w podbrzuszu krew. Nie pomagał mu wciąż widziany pod powiekami obraz demonicy pieszczącej łowcę, jak również chore wytwory jego wyobraźni…


Był tak pochłonięty swoimi myślami, że nie zwrócił uwagi na dźwięk otwieranych drzwi i cichych kroków. Zareagował dopiero czując delikatny dotyk na ramieniu. Podniósł głowę i zarumienił się widząc wpatrzone w niego dwie pary zielonych oczu.


-Wszystko w porządku? – zapytała Lily. Teraz rozpoznawał je, bo nosiły spinki z kwiatami odpowiadającymi ich imionom. Lily nosiła białą lilię, a Rosa czarną różę. Wytłumaczyły mu że tak brzmiały ich pełne imiona w plemieniu.


- Tak szybko przebiegłeś przez korytarz… - wytłumaczyła Rose.


- … że myślałyśmy, że coś ci się stało – dokończyła Lily.


- J-ja… - zająknął się Draco i zarumienił jeszcze mocniej. Nie wiedział co im powiedzieć.


Bliźniaczki popatrzyły sobie znacząco w oczy i pokiwały głowami krzywiąc się. Draco niejasno przeczuwał, że rozumieją co się stało, mimo swojego wieku.


- To pewnie przez Su… - popatrzył na nie nic nie rozumiejąc, więc wytłumaczyły. – Tą służącą która miała pomóc tacie. Ona często tak działa na mężczyzn, zwłaszcza kiedy się nie spodziewają. W wiosce było kilka takich jak ona… Chociaż zwykle kobiety nie są z nich zadowolone…


Blondyn nie rozumiał jak to możliwe, że pięciolatki tak spokojnie podchodzą do czegoś takiego. No, ale to już nie pierwszy raz tak go zaskoczyły. I zdecydowanie nie były zwykłymi pięciolatkami.


- Ale to dobrze, że nic ci się nie stało.


- Tata kazał ci powiedzieć, żebyś się doprowadził do porządku, a potem wrócił do salonu.


- Stwierdził, że musi z Tobą porozmawiać – zachichotały i już ich nie było.


Draco westchnął ciężko i nie widząc innego wyjścia szybko ściągnął z siebie szaty, wchodząc pod prysznic i od razu odkręcając wodę…


Rozdział 8


- Pewnie zdenerwowała cię Su? – łowca od razu przeszedł do sedna sprawy. – Musisz zrozumieć kim one są, żeby nie dać się tak wrobić…


Draco popatrzył na niego niepewnie. O czym on mówi? Przecież to demony! Najniebezpieczniejsze istoty tego świata! Łowca zaśmiał się widząc jego spojrzenie.


-Rozumiem, że nie wiesz wiele na temat demonów… Owszem SĄ niebezpieczne, ale tylko wolne demony, zagubione w ludzkim świecie. Z tymi czterema natomiast zawarłem umowę… Może niezbyt uczciwie, ale jednak. I teraz będą w pełni posłuszne każdemu mojemu słowu. I będą raczej zadowolone, ponieważ w ich wymiarze nie mają szans na zdobycie krwi, za która przepadają.


Jak pewnie już zauważyłeś, każda z nich jest demonem rodzaju żeńskiego i każda pochodzi z innego gatunku. Tak która tu przyszła to Su - sukkub, demon seksualny, który wabi mężczyzn ponętnym ciałem, a potem odbiera całą energię życiową. Druga, Mia, ta z łuskami była lamią, a trzecia, Iga, strzygą. Ostatnia, Nefi, należy do nefilim czyli upadłych. W naszym towarzystwie będą w swoich ludzkich formach. Mają zakaz jakiegokolwiek działania na domownikach, więc nie musisz się ich obawiać. Będą słuchać cię w podstawowych obowiązkach i opiekować się dziećmi. Niczym nie musisz się wiec martwić… I tak, jestem pewien że można im zaufać. Czy masz jeszcze jakieś pytania?


Draco oszołomiony informacjami tylko pokręcił głową. Skąd łowca mógł tyle wiedzieć o demonach?


- Dużo nauczyłem się podczas moich podróży i pracy… Gdybyś miał jakieś pytania, możesz śmiało przyjść. Z chęcią odpowiem – uśmiechnął się przyjaźnie, a Draco poczuł, że znowu robi mu się gorąco. – Jeśli nie masz pytań, chodźmy do kuchni, dziewczyny pewnie podadzą zaraz obiad.


Malfoy był coraz bardziej zagubiony. Nie potrafił rozgryźć zachowania mężczyzny. Bo choć dziewczynki zachowywały się dziwnie, to jednak dało się do tego przyzwyczaić. Łowca natomiast co chwilę pokazywał inne oblicze, jakby miał rozdwojenie jaźni. A raczej kilka rozdwojeń. Od zimnego drania, przez czułego ojca do przerażającego szamana i wyrozumiałego mentora. Draco nie wiedział co wywołuje te zmiany i której postaci łowcy aktualnie się spodziewać. I z bólem zdawał sobie sprawę, że każde kolejne usposobienie łowcy pociąga go coraz bardziej, że coraz mocniej oddziałuje na jego umysł i ciało. Jednocześnie wstydził się tego co czuje i co podsuwała mu wyobraźnia… Z wypiekami na twarzy ruszył za Kłem.


Obiad przygotowany przez demonice okazał się niezwykle smaczny. Widocznie zwykłe ludzkie czynności nie sprawiały im kłopotu. Malfoy zauważył także, że od ich pojawienia się każdy zakamarek domu lśnił czystością, chociaż samych służących nie było nigdzie widać. Odkąd zaczęły zajmować się domem, o nic nie trzeba było się martwić, robiły też znacznie więcej niż normalna służba. Wszystkie porzucone rzeczy wracały na swoje miejsca, ubrania zawsze znajdowały się czyste i poskładane, wieczorami w łóżkach leżały butelki z ciepłą wodą, ogrzewając pościel. Jeśli czegoś nie można była znaleźć wystarczyło poprosić, a kilka minut później leżało na biurku lub stole w kuchni. Były znacznie bardziej skuteczne od skrzatów domowych i nie popełniały żadnych błędów. Dom był w idealnym stanie.



_-*-_



Mijał już tydzień od przyjazdu gości. Draco przekonał się, że demonice naprawdę potrafią zając się dziećmi, zwłaszcza najmłodszym Tomem. Ojciec rodziny natomiast całkowicie oddał się pracy. Miał znacznie więcej spotkań, niż te zaplanowane wcześniej przez swojego asystenta. Na niektóre z nich zabierał młodego Malfoya, co temu ostatniemu niezbyt się podobało. Mimo wszystko pracował dla ministerstwa Magii… a spotkania z magicznym półświatkiem nie zawsze należały do legalnych, a tym bardziej do najprzyjemniejszych.


Łowca handlował z dużą ilością osób, z prywatnymi kupcami, przedstawicielami Ministerstwa, przestępcami, nieludźmi i innymi nader dziwnymi osobistościami. Sprzedawał liczne ingrediencje i mikstury, sprowadzane z najdalszych zakamarków świata, należące do wyjątkowych rzadkości lub wyczuwalnie czarno-magiczne. Sprzedawał też swoje umiejętności… prawie codziennie ruszał na „polowanie”, ubrany w czarny, obszerny płaszcz z licznymi kieszeniami wypełnionymi zapewne bronią. Przez plecy przerzucał pochwę z mieczem, różdżkę natomiast nosił w niedużym pokrowcu przymocowanym do uda. Na drugiej nodze nosił ostry jak brzytwa sztylet.


Zwykle nie było po nim widać żadnych oznak walki, poza zmęczeniem. Dwa razy zdarzyło mu się wrócić w bardzo złym stanie i wtedy wszystkie służące od razu zabierały go do niewielkiego pomieszczenia w piwnicach, zamienionego w laboratorium. O wszystkich podziemiach starej kamienicy Draco dowiedział się od łowcy – wejście do nich było dobrze ukryte.


Kiedy łowca polował, lub spotykał się z ludźmi, których Draco nie powinien poznać, jego asystent włóczył się z bliźniaczkami po uliczkach pełnych magicznych sklepów, w poszukiwaniu idealnego prezentu. Długo nie mogli się zdecydować, w końcu łowca miał wszystko czego potrzebował. Dopiero na ulicy Pokątnej Lily i Rosa wpadły na genialny pomysł. Zaciągnęły blondyna do sklepu zoologicznego i kazały szukać pewnego dość specyficznego zwierzęcia. Jak powiedziały ich ojciec miał kiedyś takie zwierze, tylko stracił je w wypadku…

Domina Abs Argentum


Rozdział 9


Draco patrzył w zamyśleniu na stojącą na biurku zasłoniętą klatkę…Zdecydowanie pamiętał, że ktoś w Hogwarcie miał taką sowę… Zdenerwowany poczochrał rękami włosy. Nie mógł sobie przypomnieć kto miał tą śmieszną, śnieżnobiałą sowę. Na pewno nie był to nikt ze Slytherinu. Wiedział, że to powinien pamiętać, że to ważne, ale odpowiedź umykała mu, czając się na skraju świadomości. Cały czas dręczyło go, że nie wie kim jest łowca, chociaż dostał już tyle podpowiedzi. Wiedział, że był w Hogwarcie. Wiedział, że miał wyróżniającą się białą sowę. W dodatku wiedział, w jakim towarzystwie się obracał. Jeśli jego urodziny organizowali Weasley’owie i zaprosili dawnych członków Gwardii Dumbledore’a… Musiał być jednym z nich. Tylko, że Draco nie znał wszystkich członków rozbitej przez siebie wiele lat temu organizacji. Kojarzył tylko kilka osób. Młodszych Weasley’ów razem z Hermioną. Nevilla, który był teraz doskonałym aurorem. Lunę, która wydawała światowej sławy powieści fantastyczne… Kilka innych osób, których imion nie pamiętał, chociaż miał świadomość, że wszyscy osiągnęli sukces zawodowy.


Westchnął. Jak zwykle w takich chwilach pogrążył się w ponurych rozmyślaniach o tym, że wszyscy poplecznicy jasnej strony mieli po wojnie ułatwione zadanie z szukaniem pracy. Natomiast tacy jak on… Jeśli nie było dowodów, mogli liczyć co najwyżej na jakąś marną posadkę przy nic nieznaczących papierach. Bez szansy na awans… Chociaż on mógł już w sumie powiedzieć, że awansował. Był w końcu asystentem łowcy…


Poderwał się gwałtownie słysząc mocne pukanie do drzwi. Tak pukała tylko jedna osoba w tym domu. Szybko otworzył drzwi. Łowca stał w drzwiach z założonymi na piersi rękami. Popatrzył na niego zimno.


- Nie wziąłem dzisiaj żadnego zlecenia, żeby jutro nie straszyć znajomych… Co nie znaczy, że zamierzam siedzieć bezczynnie - łowca uśmiechnął się złośliwie, widząc jego zdziwienie. – A pomyślałem, że tobie też przydałoby się trochę ruchu, Malfoy… Siedzenie za biurkiem ci nie służy – słowa ociekały ironią i wyraźnie miały prowokować. Widocznie znowu miał gorszy humor. Draco nie zareagował, nauczony przez życie pokory spuścił tylko głowę. – Dorosłe życie cię zmieniło… Nie jesteś już taki hardy jak kiedyś. A może wystarczy cię rozruszać?


Blondyn popatrzył na niego niepewnie. Rozruszać? O co mu chodzi? Ale łowca nie czekał na zachętę. Poruszył się błyskawicznie, podnosząc coś z podłogi i rzucając w stronę Malfoya. Draco oniemiały patrzył na prosty miecz w skórzanej pochwie, który ledwo udało mu się złapać.


- Na co czekasz, ruszaj się! – Łowca warknął rozbawiony. – W piwnicy są też sale treningowe, przebierz się w coś wygodniejszego – z niesmakiem wskazał na jego szatę – i chodź na dół. Trochę poćwiczymy. Ja się rozruszam, a ty się czegoś nauczysz…


Nie czekając na odpowiedź odwrócił się i ruszył w kierunku schodów. Draco zdążył się już przyzwyczaić do tego, że nikt nie czaka na jego odpowiedź. Zwykle był zbyt zaskoczony słowami łowcy, żeby zdążyć cokolwiek wykrztusić. Musiał się z tym pogodzić. Wzruszając ramionami wrócił do pokoju, pośpiesznie szukając jakiś ciuchów w szafie. Nie rozumiał wstrętu łowcy do szat, jakie zwykle nosili czarodzieje. Przecież wszyscy się tak ubierali… Ale łowca nigdy nie miał na sobie szaty. Zwykle nosił luźne bojówki z kieszeniami w kolorze czarnym lub khaki, prostą koszulkę w podobnym kolorze i skórzaną kurtkę lub płaszcz. Nawet na spotkania z ważnymi osobistościami odmawiał ubrania czegoś „bardziej odpowiedniego” jak nazywali to urzędnicy ministerstwa.


Z gniewnym pomrukiem wygrzebał z dolnej szuflady jakieś proste czarne jeansy i sprany t-shirt. Nie miał zbyt wielu ubrań mugoli, nie potrzebował ich. Przebrał się szybko i zabierając ze sobą miecz ruszył na dół. Przeczuwał, że jego nauka nie będzie zbyt przyjemna…



_-*-_




Stał w mrocznym korytarzu podziemi i nie bardzo wiedział co zrobić… W zasadzie nie wiedział, gdzie jest sala treningowa, w lochach był tylko raz, w laboratorium. Rozejrzał się dookoła, ale łowca nie zamierzał ułatwić mu zadania. Wszystko wyglądało tak samo, było wilgotne i słabo oświetlone nielicznymi pochodniami. Wymamrotał pod nosem ciche przekleństwo. Łowcy najwidoczniej już udało się naruszyć jego maskę potulnego, cichego szaraczka, którą nauczył się przybierać w ministerstwie.


- Nefi?... – zawołał w pustkę. Natychmiast bez najmniejszego dźwięku ,czarnowłosa służąca pojawiła się tuż obok niego, tak jakby tylko na to czekała, Wzdrygnął się, nienawidził kiedy to robiły, i zapytał – Czy mogłabyś…?


Uśmiechnęła ironicznie się w odpowiedzi i ruszyła mrocznym korytarzem wskazując mu drogę. Żadna z nich nigdy mu się nie sprzeciwiła i nie okazała braku szacunku, ale zawsze czuł na sobie ich kpiące spojrzenia. To też nauczył się ignorować. Chociaż czasem czuł się głupio, patrząc na ich czułe uśmiechy do dzieciaków i pełne szacunku dygnięcia przed łowcą.


Wiedział, że teraz nie powinien o tym myśleć, a raczej zastanawiać się jak bardzo oberwie od bruneta. Bo mężczyzna nie bez powodu dał mu miecz. A Draco mimo, że jako dziedzic szlachetnego rodu uczył się kiedyś szermierki, z bronią w ręku nie czuł się ani trochę pewny siebie.


Rozdział 10


Wszedł niepewnie do dużej mrocznej sali. Kamienne, łukowate sklepienie podpierane było masywnymi kolumienkami stojącymi w dwóch rzędach po bokach, a cała podłoga była wyłożona drewnianym parkietem. Oświetlały ją liczne pochodnie, jednak wciąż w kątach czaiły się migotliwe cienie. Mimo, że znajdowali się pod ziemią, w pomieszczeniu nie było duszno, nie czuć też było wilgoci, raczej delikatne powiewy chłodnego powietrza. Musiała mieć jakieś kanały wentylacyjne łączące ją z powierzchnią.


Łowca stał z boku, pomiędzy dwiema kolumnami. Przyglądał się wchodzącemu chłopakowi zamyślony, pociemniałymi oczami.


- W końcu – rzucił zamiast powitania. – Podejrzewam że jako Malfoy miałeś już w ręce miecz? – uśmiechnął się kącikiem ust widząc potwierdzenie. –Jaki?


Draco popatrzył na niego ogłupiały. Jak to jaki? Miecz to miecz!


Mężczyzna widząc jego minę, zrezygnowany potarł dłonią nasadę nosa. Miał nadzieję na jakiekolwiek pojęcie o temacie… Jak widać nawet szlacheckie rody nie były już takie jak powinny. Jego cel może okazać się o wiele trudniejszy niż myślał.


-Wiesz w ogóle do czego używa się miecza? – wywarczał rozgniewany. Nie był zły na samego blondyna, tylko na ślepe społeczeństwo. – Wiesz jak walczy się z magicznymi potworami?! Czarodzieje z cywilizowanych krajów dawno zapomnieli jak to jest… Aurorzy jedyne co potrafią, to walczyć magią, z przeciwnikiem ludzkim, lub zbyt ogłupionym ludzkimi wizjami świata. Voldemort był niczym w porównaniu z tym, co może nam zagrażać. On był po prostu psychopatą, potężnym, ale jakże przewidywalnym. Potwory powstałe z mroku nie mają pragnień ani zahamowań. Czują tylko głód krwi. I większość z nich jest odporna na magię… - Z zadowoleniem patrzył na przerażenie Draco. – Właśnie dlatego wróciłem do Anglii. Poproszono mnie o przyjęcie stanowiska w Hogwarcie… ale ja zamierzam wprowadzić tam parę zmian. Najwyższa pora, żeby ktoś nauczył dzieciaki jak przeżyć…


- Ale... ale… przecież uczą się… obrony…


- Ty to nazywasz obroną?! Skończyłeś Hogwart tak?


- T-tak…


- No to zobaczymy jak potrafisz się bronić! Zapraszam panie! – huknął w przestrzeń. W odpowiedzi natychmiast pojawiły się trzy służące. Wszystkie w jednakowych sukienkach. Blondynka, rudowłosa i szatynka. Nie było tylko czarnowłosej Nefi. Blondyn pobladł. Wiedział, że brunetka nie lubi walczyć, zapewne dlatego ona została z dziećmi, a te trzy…– Na początek spróbuj się obronić przed jedną z nich. Możesz nawet wybrać z którą i dać sygnał kiedy będziesz gotowy.


Draco popatrzył na niego z niedowierzaniem. Łowca się nie uśmiechał. Był śmiertelnie poważny. Blondyn nie miał wyboru. Drżącą ręką wskazał blondynkę i wyciągnął różdżkę, gorączkowo myśląc jakiego zaklęcia użyć. Mia wyszła do przodu i uśmiechnęła się drapieżnie czekając na jego krok.


- Drętwota! – wrzasnął nawet nie myśląc o tym, że powinien uprzedzić. Za bardzo się bał.


W ciągu jednego mrugnięcia powiekami widział czerwony promień mknący w jej stronę. Następne przyniosło obraz zrywającej się do biegu dziewczyny i czerwone iskry rozsypujące się wokół jej postaci. Kiedy mrugnął trzeci raz, leżał już na parkiecie z boleśnie wykręconymi do tyłu rękami, czując zaciskające się na karku kły. Wielkie kły.


Lamia jednak nie zacisnęła szczeki. Odczekała chwilę, aż zdążył przyjąć do wiadomości co się stało i puściła go, podciągając jednocześnie do pozycji stojącej. Sam pewnie zostałby na podłodze, nie ufając drżącym kolanom.


-Teraz już rozumiesz? – Kieł spytał już zupełnie innym tonem. – Tych trzech nawet ja nie potrafię pokonać. Demony można okiełznać tylko specyficznymi rytuałami… Ale jest wiele istot, posiadających taką samą magię, czyli całkowicie odpornych na nasze zaklęcia. W dodatku w każdej chwili może znaleźć się jakiś debil pragnący władzy, który na przykład uwolni demony. Nawet Voldemort nie był na tyle szalony. Popatrz. – Odwrócił się w stronę pozostałych dwóch służących. – Avada Kedavra! – Zielony błysk pomknął w stronę szatynki rozpryskują się o jej bok. Dziewczyna nawet nie drgnęła, tylko zasyczała gniewnie widzący wypaloną w sukience sporą dziurę. – Ich nie da się tak uśmiercić. Ale są inne bronie, którymi wiele potworów można pokonać.


Skinął na niego ruszając w stronę ściany i ustawionych przed nią stojaków.


- Myślę, że będę potrzebował wsparcia w negocjacjach z ministerstwem i dyrekcją. Jeśli w dodatku nauczysz się chociaż podstaw… Zostaniesz moim asystentem na dłużej.


Draco popatrzył na niego z niedowierzaniem. Zrobił mi awanturę i zmieszał z błotem tylko po to, żeby oznajmić że chce mnie zatrudnić na dłużej? Nic już nie rozumiem… Dlaczego on musi być taki skomplikowany?! W dodatku wydaje się być znacznie bardziej doświadczony w życiu, mimo że jest w moim wieku… Pokręcił głową i podszedł do bruneta czekającego przy stojakach z mieczami najróżniejszej wielkości i formy. Musiał uważnie słuchać, jeśli chciał zachować posadę. A zdecydowanie chciał…


Rozdział 11


Łowca pokazywał mu kolejne ostrza cierpliwie tłumacząc różnice. Draco zrozumiał już dlaczego pytał go jakim mieczem uczył się walczyć, ale dalej nie potrafił odpowiedzieć. Teraz potrafił dostrzec różnicę między mieczami paradnymi a zwykłymi, jedno, dwu i półtora ręcznymi, obusiecznymi i jednosiecznymi. Nie był w stanie zapamiętać szczegółowych nazw, ale z pewnością znajdzie gdzieś o tym książkę.


Sam Łowca używał miecza bastardowego, mierzącego prawie półtora metra. Dlatego nosił go na plecach. Broń którą dał wcześniej Draco wybrał specjalnie dla niego, lekkie, niedługie ostrze nie powinno mu sprawić na początku problemu.


- Teraz zobaczysz czym jest walka! – jego głos przypominał warczenie. –Iga, atakuj!


Rudowłosa tylko na to czekała. Z dzikim wrzaskiem rzuciła się w stronę mężczyzny, w biegu zamieniając dłonie w szponiaste łapy. Draco patrzył oniemiały jak atakuje Łowce, przekonany, że jego pracodawca zaraz zginie. Zacisnął mocno powieki w momencie w którym szponami sięgnęła jego twarzy.


Zmarszczył brwi nie słysząc tego co powinien był usłyszeć. Nie było krzyku, dźwięku upadającego ciała czy lejącej się krwi. Słyszał szybkie kroki, zgrzyty i szczęknięcia. Ostrożnie otworzył jedno oko, nie wierząc w to co widzi.


Brunet wirował wokół strzygi, która nie była w stanie zaatakować, pochłonięta odpieraniem jego ciosów. Poruszał się jak tancerz, przymrużonymi oczami obserwując wroga. Jego kroki były lekkie i szybkie, płynnie odbijał się od parkietu, niespodziewanie zmieniając kierunek ataku. Momentami przykucał nisko na nogach, żeby za chwilę wyskoczyć w górę. Demonica nie wyglądała już jak kobieta, była potworem porośniętym gęstą, splątaną rudą sierścią. Ostrze migało wokół niej jak srebrna smuga, nadlatując z każdej możliwej strony. Potężne pazury były w stanie ją odbić, a mimo to jej futro w paru miejscach przesiąkało już krwią. Nie potrafiła sobie poradzić z takim atakiem, była zbyt zdezorientowana. Wrzasnęła wściekle w stronę pozostałych służących.


Mia natychmiast ruszyła jej z pomocą. Przypadła do ziemi i zaczęła zbliżać się do łowcy. Draco już chciał krzyknąć ostrzeżenie, gdy zobaczył uśmiech na jego twarzy. Niedługo zrozumiał co wywołało taką reakcję.


W momencie kiedy lamia podpełzła dostatecznie blisko, chciała zerwać się i rzucić na plecy łowcy. Jednak w momencie kiedy jej ciało odrywało się od posadzki łowca zrobił krok w bok, ręką odpychając się od ściany skoczył w jej kierunku. Nie zwracając na jej wygląd kobiety, z całej siły kopnął ją w twarz, odrzucając daleko tył i wrócił do atakowania syczącej wściekle strzygi. Mia pozbierała się z podłogi i już otwarcie ruszyła w stronę łowcy. Nie zerwała z siebie ubrania, ale każdy widoczny fragment jej skóry pokrywały zielono – złote łuski. Po kilku sekundach mężczyzna musiał się cofnąć unikając ataków dwóch wkurzonych demonic, jednak szybko przeszedł do ofensywy ponownie spychając je w stronę ściany. Nawet we dwie nie dawały mu rady.


Su stojąca obok blondyna prychnęła pogardliwie. Widać było, co myśli na temat demonic przegrywających z człowiekiem. Przeciągnęła się i uśmiechnęła ukazując kły. Blondyn popatrzył na nią niepewnie. Szatynka zerwała z siebie przepalone ubranie i po chwili unosiła się nad łowcą dzięki parze błoniastych skrzydeł. Jej ciało nadal wyglądało jak ludzkie, duże piersi przyciągały wzrok. Jednak nie była łatwym przeciwnikiem. Łowca rzucił w jej kierunku metalową gwiazdkę z zaostrzonymi ramionami, przebijając błonę skrzydła i wywołując kolejny wrzask. Zaraz potem przestał zwracać na nią uwagę. Dziewczyna zawyła wyrównując lot zaburzony raną i ponownie zbliżyła się do centrum walki. Zamachnęła się potężnie biczowatym długim ogonem, uzbrojonym na końcu w błyszczące, strzałkowate ostrze. Draco od razu zauważył, że celuje prosto w szyję.


Łowca ignorował ją, dopóki nie zaatakowała. Kiedy usłyszał świst powietrza przecinanego ogonem, zamachnął się potężnie mieczem, odpychając pozostałe dwie do tyłu, po czym błyskawicznym ruchem wyciągnął zza pasa sztylet długi jak jego przedramię i zablokował nim cios ogona. Nie czekając na reakcję, ręką z mieczem złapał go w połowie długości i szarpnął cały ciałem, podskakując w górę, jako punkt oparcia wykorzystując trzymany ogon. Wyrzucił nogi wysoko w górę kopiąc demonicę obydwiema piętami w żołądek i z kocią gracją opadając na ziemię. Wyciągając uzbrojone ręce za głowę odparował obydwa spadające na jego kark uderzenia.


Sukkub osłabiony uderzeniem opadł niżej znajdując się w zasięgu miecza. Brunet wykorzystał natychmiast nadarzającą się okazję. Rzucił się do przodu odrzucając sztylet i łapiąc miecz obiema rękami. Wyrzucił ostrze do przodu wbijając je w błonę drugiego skrzydła i szarpnął z całej siły ciągnąc je w dół, przecinając skrzydło aż do krawędzi.


Piwnicę wypełnił ogłuszający pisk bólu. Su spadła z hukiem na ziemię wijąc się i podtrzymując rękami zranione skrzydło. Iga i Mia natychmiast do niej podeszły, patrząc gniewnie na łowcę.


- Zajmijcie się nią. Potem możecie wrócić – łowca patrzył jak wyprowadzając jęczącą towarzyszkę. Odwrócił się w stronę Draco. – Tak wygląda prawdziwa walka. Normalnie pewnie nie poddałyby się gdyby któraś zginęła. Normalne demony nie są ze sobą związane. Nie wykorzystały też wszystkich swoich zdolności. Pobłażają mi, a zresztą i tak nie wolno im mnie zabić. Poturbować tak, ale nie zabić – pokazał brzydkie zadrapanie na ręce. – Teraz już rozumiesz o czym mówiłem? Tego nie uczą w szkołach a powinni. Przynajmniej podstaw. A w tym kraju nawet aurorzy nie potrafią posługiwać się białą bronią. I nie wiedzą nic na temat takich stworzeń. Zauważyłeś jak atakowały?


- No… - Draco panicznie starał się coś wymyślić. Czuł, że to jest kolejny sprawdzian. – Każda atakowała inaczej? – zapytał niepewnie.


- Dobrze! – usiadł na niewielkim taborecie i zaczął powoli czyścić ostrze miecza z krwi demonic. - Każda istota mroku będzie atakować zgodnie ze swoim charakterem. Nie potrafią udawać, tym tracą wobec ludzi. Strzygi to zwierzęta, oszalałe z furii. Będą atakować frontalnie, na oślep. Lamie to bardziej gady, są przebiegłe i podstępne. Sukkuby są pełne dumy, uważają się za lepsze od innych demonów. Są też przewrażliwione na temat swojego wyglądu. Widziałeś czym atakowała?


- Ogonem.


- Dokładnie. To jej pierwsza broń. Jest niebezpieczna, ale prosta. Jest jednocześnie pułapką. Gdybyś odciął sukkubowi ogon… Nic by mu się nie stało. To tylko broń którą można porzucić. Tak jak szpony. Ich słabością są skrzydła,sukuby w walce czują się niepewnie na ziemi. Pozbaw je możliwości lotu, a wygrasz.


- Ale ta pierwsza rana… - Draco ucieszył błysk uznania w oczach łowcy.


- Była inna. Miała ją zbić z tropu. Ich skrzydła są z błony. Jeśli zrobi się w nich dziurę, to rana wkrótce sama się zagoi, a demon dalej może latać. Trzeba przeciąć skrzydło do końca, wtedy jest bezużyteczne. Będą miały sporo zabawy z leczeniem jej. No, ale teraz pora zacząć twoją naukę…


Poprowadził Draco na koniec Sali gdzie stało kilka drewnianych kukieł. Pokazywał mu kolejne ciosy, które Draco miał dzisiaj przećwiczyć. Najpierw powoli i dokładnie, bez użycia siły. Dopiero kiedy blondyn będzie pewny, że wie jak powinien prowadzić ostrze, może zacząć robić to coraz szybciej i mocniej. Uderzeń było około piętnastu. Brunet wszystkie je zademonstrował i wytłumaczył do czego służą, a w tym czasie zdążyły wrócić Iga i Mia. Łowca zostawił Draco samego z kukłami, a sam poszedł dalej ćwiczyć z demonicami.



_-*-_



Ćwiczyli prawie trzy godziny. Draco ledwo czuł ręce i nie był w stanie zrozumieć jak łowca jest w stanie wytrzymać tyle czasu poważną walkę. Nie chciał okazać się słaby, jednak coraz szybciej tracił siły. Mimo nadziei, że łowca sam zakończy trening, w końcu musiał się poddać i chowając miecz do pochwy skierował się w stronę warczących demonic, atakujących z furią łowcę. Teraz kiedy się im przyjrzał, dostrzegał dokładnie opisane przez mężczyznę style ich walki.


Obserwował walkę tylko przez kilka minut. Łowca dostrzegając go, szybko zakończył pojedynek przypierając jedną z demonic do ściany ostrzem miecza. Obydwie służące warcząc wyszły pośpiesznie z pomieszczenia, nawet się na nich nie oglądając.


- Jesteś silny, ale to jeszcze za mało. Wytrzymałeś tyle czasu statycznych ćwiczeń – walka w ruchu jest trudniejsza.


- Rozumiem.


- W każdy wolny wieczór będziesz tu przychodził i ćwiczył. Jeśli będę w domu pokażę ci nowe ćwiczenia, jeśli nie, będziesz robił to co poprzednio. A teraz… masz ochotę na mały relaks? – spytał z zadziornym błyskiem w oku. Draco niepewnie kiwnął głową i ruszył za pogwizdującym łowcą do innego pomieszczenia w piwnicach.


Pomieszczenie okazało się być piwniczką na wino. Suche kamienne ściany, wypełnione po brzegi masywnymi beczkami i słodkim zapachem wina.


- Większość to stare zapasy Black’ów. Ale część to też moje własne nabytki. Pomóż mi z ta beczką – Mruknął dźwigając jeden koniec średniej wielkości baryłki. Była ciężka i przede wszystkim nieporęczna. Razem udało im się donieść ją po schodach na parter, a potem do salonu. Łowca zniknął tylko jeszcze na chwilę w kuchni przynosząc dwa puchary.


- No to co? Napijemy się za owocną współpracę!


Draco patrzył na niego niepewnie, jak odbija dno od beczki wyciągając je do góry i nabiera szkarłatnego płynu prosto z beczki. Nie był pewien czy powinien pić, miał w końcu słabą głowę… Przełknął ślinę i patrząc na uniesione brwi łowcy sięgnął po kielich. W końcu to tylko wino… Przecież będę wiedział kiedy przestać…


Rozdział 12


Draco nie wiedział ile minęło czasu, a tym bardziej który to już kielich trzyma w dłoni. Jakiekolwiek obawy względem picia już dawno wyparowały mu z głowy, teraz czuł w niej jedynie przyjemne szumienie. Rozmawiali o nic nieznaczących sprawach, albo siedzieli w milczeniu. Trochę plątał mu się język, co wcale mu nie przeszkadzało. I w końcu miał odwagę zadać pytanie nad którym myślał już od przyjazdu Łowcy.


-Powiedz mi… - wybełkotał. – Powiedz…


- Co mam ci powiedzieć? – Mężczyzna wydawał się rozbawiony. Jak na gust Draco wcale nie wyglądał na pijanego, więc z nim także musiało być w porządku. Napił się jeszcze wina.


- Czemu się tak… nazywasz? – wykrztusił i zaczął chichotać.


- Jak?


- No ten jakiś tam… jakiś kieł, nie pamiętam już… - wymruczał niezadowolony, że brunet go nie rozumie. – Jak jakiś pies, czy coś… - porównanie do psa było bardzo zabawne. Ponownie zachichotał, zapominając o zadanym pytaniu.


- Pokazać ci?


Draco spojrzał na niego zdziwiony. Co ten zboczeniec chce mu pokazywać? Przecież nie jest jakąś tam łatwą panienką, nie da się tak łatwo przelecieć! Niech sobie nie myśli. A co?! On mu da pokazywanie!


Ale łowca nie był nawet w części tak zamroczony jak blondyn. Jego wypite wino jedynie odprężyło i przyjemnie rozgrzało. Z przyjemnością patrzył na półprzytomnego chłopaka, na jego błyszczące od alkoholu oczy i zaczerwienione policzki. Siedział na kanapie z podkulonymi nogami wpatrując się w niego i co chwilę chichocząc nie wiadomo z czego. Był wprost uroczy. Aż dziwne, że w szkole tego nigdy nie zauważył. Teraz po latach mógł stwierdzić, że zawsze był taki trochę zniewieściały, z tą swoją delikatną budową i nadmierną dbałością o wygląd. Chociaż wtedy co innego zaprzątało mu myśli. Ale skoro już zadał to pytanie, to łowca też może się zabawić. Powoli wstał z fotela, zbliżając się do Draco.


- Nie będziesz mnie gwałcił! – wrzasnął blondyn wymachując pięściami. –Nie jestem żadną panienką… żadną łatwą panienką… - język coraz bardziej mu się plątał i najwidoczniej nie wiedział już o czym mówi. Jednak wyjaśniło to choć trochę rumieńce, które okrywały policzki pod każdym spojrzeniem bruneta. Mały zboczuch. Chociaż to dawało ciekawe możliwości na przyszłość.


Mężczyzna zaśmiał się cicho i skupił na przemianie. Jego ciało rozgrzało się na chwilę, kontury rozmyły się i już po kilku sekundach stał przed blondynem na czterech łapach, patrząc z zainteresowaniem na jego reakcję. Nie zawiódł się.


Draco popatrzył przerażony na stojącą przed nim bestię. Adrenalina momentalnie go otrzeźwiła. Nigdy nie widział prawdziwego wilka, ale był pewien, że nie powinien być aż tak wielki. Potężne szare stworzenie, mające w kłębie koło metra wysokości wlepiało w niego parę zielonych ślepi, szczerząc kły. Dwa rzędy przeraźliwie ostrych białych kłów. Z których jeden był ułamany.


Ze strachu nie mógł się ruszyć. Czuł jak pocą mu się dłonie i zasycha momentalnie w ustach. To już wcale nie było zabawne.


- Pytałeś dlaczego mówią na mnie Złamany Kieł… - zwierze krzywiąc pysk przemówiło. Jego głos był szorstki i jakby warczący. – Właśnie dlatego.


Tego było już dla Draco za dużo. Mówiący wilk nie powinien istnieć, a co dopiero stać przed nim na dywanie. Zerwał się z krzykiem, stając na kanapie i próbował się cofnąć. Zapomniał, że stoi na kanapie i wrzasnąwszy z zaskoczenia przeleciał przez oparcie, z hukiem spadając na podłogę za meblem. Wilk momentalnie do niego podbiegł i łapiąc za ubranie na karku pomógł mu się podnieść.


Blondynowi za bardzo trzęsły się nogi, żeby mógł stanąć więc usiadł na podłodze opierając się plecami o tył kanapy. Popatrzył na zwierzaka.


- Co?...


- To moja animagiczna forma… a, że potrafię mówić, to kwestia zrozumienia istoty tego czaru – zwierze usiadło na podłodze obok Draco i zaczął powoli tłumaczyć. - Tak naprawdę animagia jest związana z opiekuńczym duchem człowieka. Każdy takiego ma. I tylko w takie zwierze może się zmienić. Ale „cywilizowani” czarodzieje na tym pozostają. Indianie wiedzą, że to nie wszystko. Można zmienić się tylko w jedno zwierze, ale nadać mu różne formy…


Blondyn aż otworzył usta ze zdumienia. Kontury wilka ponownie się rozmyły, postać wyraźnie zmalała i moment później miał przed sobą nie olbrzymie zwierze, ale maleńkie, puchate wilcze szczenię, niezgrabnie próbujące wdrapać mu się na kolana. Podniósł malca, obejmując go ramionami. Szczeniak był uroczy. Draco uśmiechnął się i podrapał go delikatnie po łebku. Wyjaśnienia wilka uspokoiły go. Umysł ponownie zasnuwały coraz gęstsze opary wypitego alkoholu. Pomyślał tylko sentymentalnie, że zawsze chciał przecież psa…


- Mogę zmienić się w dowolnego wilka – tym razem głos był cienki i dziecięcy. – I mogę mówić. To bardzo pożyteczne. A teraz mnie puść!


- Ale jesteś taki milusi… - z nutką żalu wypuścił szczenię na podłodze. Jego kontury od razu się rozmazały, z łowca ponownie stał się człowiekiem.


- Nie sądziłem, że zrobię na tobie aż takie wrażenie – Kieł zaśmiał się i podniósł go na nogi, prowadząc powrotem w stronę kanapy. – No, ale w sumie mogłem uprzedzić…


Blondyn usiadł z westchnieniem na miękkiej kanapie, obejmując ramionami poduszkę. Drżącą dłonią sięgnął po kielich z winem.


- Kiedy pierwszy raz się zmieniłem chciałem trochę zaszaleć i w efekcie spadłem ze skały. Wtedy ubiłem sobie kieł. W tym dniu uznali mnie za członka plemienia i nazwali Złamanym Kłem. Wcześniej mówili o mnie obcy – zamyślił się na chwilę, po czym podniósł wzrok, patrząc uważnie na blondyna. - Jesteś animagiem?


- A po co? – burknął niezadowolony Draco. Dobry humor zniknął razem ze szczeniakiem. Teraz był raczej zdołowany.


- Nie uważasz, że to pożyteczne? Zresztą nieważne. Wśród Indian uczą się tego nawet małe dzieci. Moja żona… Nazywała się Płonąca Łuska. Tam każdy ma takie imię. Dziewczynki nazywają się Biała Lilia i Czarna Róża. To po naszych matkach… Lily i Róża Pustyni… Płomienna Łuska była naprawdę potężną kobietą. Była wielką szamanką, znaną nawet w sąsiednich plemionach, a w dodatku jej opiekunem był smok.


- Jak to smok?! – Draco się zakrztusił. – Miała smoka? – Zapytał ogłupiały. Najwidoczniej jeszcze rozumiał co łowca do niego mówi. Chociaż wino wyraźnie już zaczęło działać. Brunet nigdy by nie pomyślał, że ktoś może mieć taką słabą głowę. Nie wypili w końcu dużo, jego nawet nie ruszyło. Najwidoczniej w szkolnych przechwałkach o libacjach w lochu ślizgonów było dużo przesady.


-Nie… Jej duchem opiekuńczym… czyli po prostu umiała się zmieniać w smoka. W smoka, w jaszczurkę… To było naprawdę duże osiągnięcie. Wiosce nic nie mogło zagrozić kiedy ona jej strzegła. Dziewczynki też są potężne. Tylko to trochę dziwne bo one mają tak jakby dwa duchy… Wilka i Smoka. Potrafią się zmienić na przykład w skrzydlate wilki, albo futrzaste jaszczury… Tylko koloru nie mogą zmienić…


Draco pokiwał z konsternacją głową. Wypijając duszkiem kolejny kielich wina pomyślał tylko, że musi je poprosić żeby mu pokazały jak się zmieniają. Może one też są słodkimi małymi szczeniaczkami? Ponownie napełnił puchar. Czuł się jakby jego myśli rozpadały się powoli na tysiąc kawałeczku. Chciał coś powiedzieć, ale zaraz zapomniał co… A może to powiedział. Chwiejąc się ruszył w stronę łowcy, wiedział, że musi coś zrobić. Nie byłe pewien co, ale zaraz sobie przypomni.


Reszta wieczoru utonęła mu w mroku. Stracił kompletnie nad sobą kontrolę, przełamując wszelkie bariery. Nie wiedział co robi i nie miał tego zapamiętać…



_-*-_



Obudził go pulsujący ból głowy i rażące promienie porannego słońca. W ustach miał istną pustynię i czuł, że jest mu niedobrze. Każdy ruch sprawiał, że czuł się jakby wszystko wokół falowało, a w głowę wbijały się maleńkie rozżarzone szpilki…


Zajęczał i spróbował podnieść ciężką rękę, żeby zasłonić oczy przed okrutnym słońcem. Samo dźwignięcie ramienia było niezwykle trudne, jednak już po kilku centymetrach jego uszy przeszył metaliczne brzęknięcie i coś powstrzymało jego dłoń. Z trudem popatrzył w tamtym kierunku i aż zakrztusił się własną śliną.


Był przykuty kajdankami do ramy łóżka!


Szarpnął ponownie, ale kajdanki mocno trzymały. Nie chciał myśleć o tym co się wczoraj działo, to nie mogła być prawda… Zajęczał ponownie, ze zrezygnowaniem. Dopiero po kilku sekundach dotarł do niego cichy chichot. Ze strachem odwrócił powoli głowę ignorując przeszywający ból.


Jego przerażone spojrzenie napotkało cztery pary wpatrzonych w niego, wypełnionych rozbawieniem oczu.



Rozdział 13


Wszystkie cztery demonice stały na środku pokoju, patrząc na niego rozbawione i chichoczące. Draco nie wiedział co zrobić, dziękował tylko wszelkim istniejącym Bogom za to, że jest okryty kołdrą.


- Nieźle wczoraj zabalowałeś! – rzuciła blondynka z uśmiechem.


- No… dawno nie miałyśmy takiego ubawu. Pamiętasz w ogóle co robiłeś? –dopowiedziała brunetka patrząc na niego pytająco.


- Um… pamiętam, że piliśmy… a potem… potem… - jego nie dokończona wypowiedź wywołała głośny wybuch śmiechu. Odwrócił się obrażony w stronę ściany– wyjść nie mógł nadal przykuty do ramy łóżka.


- Oj, biedne maleństwo – krzyknęła ruda podchodząc i siadając na brzegu łóżka. Po chwili dołączyły do niego pozostałe, obsiadając go dookoła.


- Jeśli nie pamiętasz… to trudno się dziwić, że tak szalałeś. Łowca aż musiał nas prosić o załatwienie kajdanek…


- A teraz pewnie cierpisz niewyobrażalne męki moralne i równie wielkiego kaca… - zachichotały.


- To nie jest śmieszne – wymamrotał w poduszkę.


- No już nie obrażaj się! – Nefi dźgnęła go palcem w żebra. – Okazuje się, że nie jesteś taką ofiarą za jaką cię uważałyśmy, więc możemy ci trochę pomóc. Demonie leki na kaca są najlepsze… - zamruczała kusząco, potrząsając małą buteleczką.


Blondyn natychmiast poderwał głowę, krzywiąc się z bólu. Popatrzył z nadzieją na fiolkę.


- I dacie mi ją?


- Oczywiście! I nawet cię rozkujemy – Mia sięgnęła do kajdanek i rozpięła je małym kluczykiem.


- Masz wypij! – rzuciły mu butelkę uśmiechając się. – Wszystko na raz!


Draco nie zastanawiając się wiele przychylił naczynko i wlał w siebie zawartość. Gęsta ciecz paliła gardło, ale przełknął wszystko czekając na efekt. Przez chwilę nic się nie działo… Nagle poczuł jak żołądek skręca mu się w spazmie bólu i nie patrząc przed siebie rzucił się w stronę łazienki.


Wymiotował długo, do wtóru głośnych wybuchów śmiechu z sypialni. Kiedy w końcu był w stanie wyjść, był blady i zmęczony, ale nie czuł najmniejszych objawów kaca. One musiały wiedzieć jakie są skutki ich leków – na jego widok ponownie wybuchnęły śmiechem, tarzając się z radości po łóżku.


Usiadł pomiędzy nimi z założonymi rękami, czekając aż się uspokoją.


- Hehe… miałeś cudowną minę… hehe… nie myślałam że możesz się aż tak zdziwić…


- Hehe… ale przyznaj że lekarstwo jest skuteczne…


- To może powiecie mi wreszcie co takiego wczoraj robiłem?! – warknął zdenerwowany, czym wywołał kolejną salwę śmiechu. Pierwsza uspokoiła się Su.


- Jesteś pewien że chcesz…? No już dobrze, dobrze – dodała widząc jego mordercze spojrzenie. – Upiłeś się i to dość porządnie. Już ledwo trzymałeś się w pionie kiedy wlazłeś Łowcy na kolana i zacząłeś mu tłumaczyć jak bardzo cię pociąga i że chcesz się z nim kochać…


- Tak, w dodatku upierałeś się przy „tu i teraz”…


- A kiedy nie chciał cię wziąć od razu, zacząłeś się do niego dobierać…


- Próbowałeś go rozebrać…


- Więc w końcu przyniósł cię tutaj…


- I przykuł kajdankami… - dodawał kolejne opisy z zadowoleniem patrząc na coraz bardziej czerwonego i przerażonego blondyna.


- Kajdanki były konieczne inaczej byś się nie odczepił. Nie chciałeś mu dać pokoju, więc cię przykuł i zostawił. A ty co myślałeś?!


Draco odetchnął z ulgą… Więc do niczego nie doszło. Wróć! Doszło, doszło. Wygłupił się kompletnie, w dodatku molestując własnego pracodawcę. Niesamowicie seksownego i pociągającego, ale jednak pracodawcę. Zachowanie swojej cnoty zawdzięczał tylko i wyłącznie odpowiedzialności mężczyzny… Jak ja mu się teraz na oczy pokażę?!



_-*-_



Nie miał jednak wyjścia i już dwie godziny później musiał spotkać się z łowcą. Przespał pół dnia, a teraz zbliżał się wieczór, czyli przyjęcie urodzinowe łowcy. Mieli razem z dziećmi jechać Błędnym Rycerzem do domu państwa Weasley. W dodatku bliźniaczki uparły się, że ich wspólny prezent muszą mu dać przed wyjściem, żeby nie męczyć zwierzaka. Zawiązały wielką czerwoną kokardę na czubku klatki i ciągnąc go za ręce ruszyły do salonu, gdzie czekał łowca.


Draco miał przez chwilę wrażenie jakby jego serce stanęło w miejscu, kiedy zielone tęczówki zwróciły się w jego stronę. Odetchnął głęboko widząc lekki uspokajający uśmiech – najwidoczniej brunet nie miał mu za złe wczorajszych wybryków.


Mężczyzna wstał i z powagą wysłuchał uroczego wierszyka z życzeniami, który bliźniaczki dla niego ułożyły, uściskał je i spojrzał pytająco na trzymającego osłoniętą klatkę blondyna.


Draco poczuł jak się czerwieni, a w uszach pulsuje krew. Z opuszczoną głową podszedł i wymamrotał jakieś życzenia, wyciągając przed siebie prezent. Łowca z zainteresowaniem podwinął materiał i aż gwizdnął z uznaniem.


- Jest wspaniała, zupełnie taka jaką miałem kiedyś. Dziękuję –zaskoczony blondyn poczuł jak otaczają go silne ciepłe ramiona. Przez moment poczuł się jak w niebie… Ale trwało to tylko chwilę, zaraz zadrżał w chłodnym podmuchu. Otworzył zamknięte nie wiadomo kiedy oczy i rozejrzał się. Stał sam na środku salonu, tylko z przedpokoju słychać było Łowce pomagającego ubrać się dzieciom.


- Jeśli się nie pospieszysz, to cie zostawi… - przez drzwi zajrzała Su, uśmiechając się złośliwie. Była w pełni świadoma dwuznaczności swojej wypowiedzi.



_-*-_



Dotarcie na miejsce nie zajęło im sporo czasu, a bliźniaczki (w przeciwieństwie do DRACO) były zachwycone szaleńczą jazdą.


Przed niedużym białym domkiem, schludnym i zadbanym, otoczonym dużym ogrodem czekali gospodarze. Dziewczynki pobiegły przodem rzucając się na szyję Hermionie i witając radośnie z Ronem. Po chwili już ich nie było, pobiegły do środka przywitać się z dziećmi i bratankami pary. Małżeństwo odwróciło się do przybyłych, nie zaszczycając jednak blondyna najmniejszym spojrzeniem. Wiedzieli, że przyjdzie przecież to on z nimi ustalał datę i miejsce spotkania. Skupili się całkowicie na łowcy.


-Harry! Jak dobrze cie widzieć… - szatynka wyściskała zielonookiego, całując go w policzek. Rudzielec tylko się zaśmiał.


- Dawno nas nie odwiedzałeś… nie mówiłeś też że masz syna… - wskazał na niemowlę śpiące w ramionach ojca. Zachowywali się jak bardzo dobrzy znajomi, serdecznie i z radością. Dobrze byłoby mieć takich przyjaciół… Zaraz! Czy ona powiedziała… czy powiedziała… Harry?! Ale przecież… przecież… to nie możliwe! Nie, nie i jeszcze raz nie!


Draco zamarł, patrząc rozszerzonymi ze zdziwienia oczami na swojego pracodawcę. To nie mogła być prawda, ale jak na złość wszystkie fakty to potwierdzały. Jak film zaczęły przelatywać mu przed oczami wspomnienia ze szkoły. Potter ze swoimi przyjaciółmi. Potter wpatrujący się w niego swoimi zielonymi oczami. Potter trzymający na ramieniu wielką śnieżną sowę. Potter…


Ogłuszony ruszył za nimi w stronę drzwi.


W momencie kiedy weszli do domu, ze wszystkich stron rozbrzmiały radosne powitania, okrzyki radości, życzenia. Było bardzo dużo osób, część z nich znał ze szkoły, kilku w ogóle nie kojarzył. Niektórzy się z nim witali, inni reagowali wyniosłością lub go ignorowali. Nie zwracał na to uwagi, zbyt oszołomiony swoim odkryciem. Jak ja mogłem wcześniej tego nie zauważyć?! Przecież to takie oczywiste… teraz jest oczywiste…


Cały wieczór przesiedział w cichym koncie, nie odzywając się do nikogo i na nic nie reagując. Nie poszedł po kawałek olbrzymiego czekoladowego tortu, ani po nic dopicia. Nie zauważył kiedy pojawiły się demonice i zabrały Toma i przysypiające bliźniaczki do domu. Nie zauważył kiedy większość gości opuściła przyjęcie.


- Powinniśmy już wracać… - z otępienia wyrwał go głęboki głos łowcy. Głęboki i drgający od tłumionej złości.


Blondyn bez słowa wstał i poszedł za nim. Przez całą drogę się nie odzywali. Łowca mierzył go wściekłym spojrzeniem, a Draco nie wiedział co ma ze sobą zrobić, więc wpatrywał się uparcie w swoje stopy. Atmosfera gęstniała z minuty na minutę.


Kiedy byli już w mieszkaniu, powietrze aż skrzyło od niewypowiedzianych pytań. Błękitnooki nie był już w stanie tego wytrzymać, nie podnosząc głowy cicho, prawie szeptem zapytał:


- Dlaczego mi nie powiedziałeś?


Mężczyzna odwrócił się gwałtownie w jego stronę.


- A jak myślisz? – warknął. Draco przerażony zaczął się cofać, aż napotkał plecami ścianę. – Jeszcze wczoraj działała na ciebie moja obecność, a po kilku kieliszkach wina byłeś gotowy wskoczyć mi do łóżka – zbliżył się gwałtownie stając tuż przed nim, wyrzucając kolejne słowa prosto w przerażoną twarz podwładnego. Draco zacisnął powieki. – A jak tylko dowiedziałeś się jak naprawdę się nazywam, ignorujesz mnie, a nawet się boisz… - złapał go gwałtownie za kark, zatapiając swoje wargi w jego ustach. Przestraszony blondyn próbował się wyrwać, zaciskając mocno wargi, czuł zbierając się pod powiekami łzy, jednak drugie ramie bruneta mocno przyciskało go do ściany, uniemożliwiając jakikolwiek ruch.


Potter wsunął mu między nogi swoje udo, mocno, agresywnie pocierając jego krocze. Draco nieświadomie jęknął, częściowo z bólu, częściowo z podniecenia. Harry wykorzystał to, wdzierając się językiem pomiędzy jego wargi. Pieścił wnętrze ust sprawnie, szybko wyrywając kolejne zduszone jęki. Po chwili oderwał się od niego, ale się nie odsunął, nadal przyciskając go całym ciałem do ściany i nie cofając nogi.


- Dlatego mało kto zna moją tożsamość… - szepnął jeszcze tuż przy jego ustach. Puścił go i odszedł. Tak po prostu.


Draco jeszcze przez chwilę stał bez ruchu, zbyt przerażony, żeby zareagować. Dopiero słysząc trzaśnięcie drzwi na piętrze, osunął się po ścianie na podłogę. Skulił się chowając głowę w ramionach i zaczął szlochać, dając upust emocjom. Emocjom których nie rozumiał.


Co się stało? I dlaczego? Co powinien teraz zrobić albo raczej co zrobi mu łowca… Harry?


Rozdział 14


- Mały… Hej mały… No, przestań już, nie becz jak dziecko – podniósł głowę patrząc na blondynkę. – Już się uspokoiłeś? To teraz posłuchaj. Ryczenie na środku korytarza ci nie pomoże – wcisnęła mu w rękę chusteczkę. – Idź teraz do siebie i zastanów się dobrze czego tak naprawdę chcesz. Bo on mimo wszystko miał rację. Więc jeśli coś do niego czujesz, powinieneś mu to pokazać i to jak najszybciej, najlepiej jutro rano. Jeśli uznasz, że to pomyłka, albo jesteś za dużym tchórzem, żeby walczyć o własne uczucie… To po prostu zachowuj się tak ,jakby nic się nie stało. Wykonuj swoje obowiązki i tyle… No, zawsze też możesz uciec – uśmiechnęła się kpiąco.


- Dzięki… - mruknął ponuro.


- Dziękował to mi będziesz jak wszystko się ułoży. A teraz zmykaj do siebie, przygotowałam ci kąpiel.



_-*-_



Draco leżał z otwartymi oczami, wpatrując się w widoczny za oknem księżyc. Brakował jeszcze kilku dni do pełni… Nie rozumiał, a może raczej nie chciał zrozumieć własnych uczuć. I to już od dawna. Może Mia ma rację i nie może dłużej od tego uciekać. Ale skąd on ma wiedzieć co czuje? Wychował się w zimnej atmosferze, nikt nigdy nie pokazał mu jak okazywać uczucia, nie rozumiał ich.


Wychudzony, zielonooki chłopiec wzbudził jego zainteresowanie już od ich pierwszego spotkania. Przecież wtedy w pociągu, chciał się z nim zaprzyjaźnić, przyszedł do niego z wyciągniętą dłonią…. Ale Harry go odrzucił, wolał swoich nowych znajomych. Znajomych którzy nie ubliżali innym i z którymi do dzisiaj miał wspaniały kontakt. Którzy nie byli małym snobistycznym arystokratą, zapatrzonym w siebie i zbyt dumnym, żeby przyznać się do błędu. Bo Draco po latach dostrzegał wszystkie błędy swej młodości, błędy których nie dało się już naprawić. Teraz był inny, życie go zmieniło, zmieniły go wszystkie późniejsze wydarzenia. Ale szansę na prawdziwą przyjaźń z Harrym, szansę na przyjaźń na całe życie, stracił już dawno temu.


Potem przez całą szkołę byli wrogami… Bo Draco zawsze był zazdrosny o Chłopca Który Przeżył. O jego sukcesy, o znajomych, o dziewczynę… stop. Jego myśli znowu podążyły w nieprawidłowym kierunku…


A teraz kiedy go nie poznał… Ale najwidoczniej podświadomie wiedział, z kim ma do czynienia, bo jego umysł reagował tak jak lata temu na drobnego bruneta. Tak samo przyciągał go i wabił. Tylko, że teraz brunet zdecydowanie nie był już drobny ani delikatny. Był silny i brutalny, co jeszcze bardziej pociągało młodego Malfoya… Według jego światopoglądu, właśnie taki powinien być mężczyzna. Potter reprezentował sobą wszystkie cechy jego ideału. Był silny i władczy jak jego ojciec, a jednocześnie czuły i delikatny w stosunku do swojej rodziny. Po prostu idealny.


Blondyn przekręcił się na brzuch i zajęczał w poduszkę przypominając sobie brutalny pocałunek łowcy. Mimo wszystkich okoliczności, do tej pory pobudzało go samo wspomnienie ust mężczyzny. Bezapelacyjnie się w nim zadurzył. Tego mógł być pewien. Ale czy tylko zadurzył? Nigdy nie czuł do nikogo czegoś takiego. Od dziecka fascynował go Harry i tylko Harry. Szybko uświadomił sobie, że woli chłopców, a konkretnie jednego chłopca… Tylko, że ojciec natychmiast wybił mu to z głowy. W dodatku Pansy nie pozwalała się mu do nikogo zbliżyć, ignorując wyraźne sygnały, że ma się odczepić.


Tylko co powinien z tym zrobić? Udawać, że to nieprawda, stchórzyć? Bo słowa demonicy nie dawały cienia wątpliwości, że ma ona świadomość co tak naprawdę siedzi w jego głowie. Wolał się nie zastanawiać, czy było to aż tak widoczne. A może powinien… ale jeśli…


Ze zdenerwowanym mruknięciem zerwał się z łóżka. Kiedy już został zmuszony do przyznania się przed samym sobą do swoich uczuć, musiał znać odpowiedź. Musiał wiedzieć już, natychmiast. Inaczej nie wytrzyma, nigdy nie był silny psychicznie, zawsze tylko chował się za maską obojętności. Musiał wiedzieć czy mężczyzna jego marzeń, w którym podkochiwał się już od dziecka go odrzuci, czy może przyjmie z otwartymi ramionami?



_-*-_



Harrego obudził cichy dźwięk. Ktoś był w jego pokoju, skradając się w stronę łóżka. Łowca nawet nie drgnął, a jego oddech nie przyspieszył, najmniejszym drgnięciem nie pokazując, że już nie śpi. Lata doświadczenia podpowiadały mu co robić, instynkt wyrobiony w niekończącej się walce z mrokiem przejął kontrolę. Był Łowcą , myśliwym. Jego ciało reagowało jak ciało drapieżnika, nie jak ofiara. Czekał.


Ciche kroki i wstrzymywany oddech. Intruz powoli zbliżył się do łóżka wyciągając niepewnie dłoń i musnął ramię łowcy…


W tym momencie znalazł się na podłodze, przygwożdżony do niej ciężarem mężczyzny, z ostrzem sztyletu wbijającym się lekko w krtań. Maleńka szkarłatna kropla spłynęła po smukłej szyi. Harry popatrzył w śmiertelnie przerażone błękitne tęczówki i cofnął broń. Draco nadal się nie poruszył wstrzymując oddech i patrząc na niego ze strachem. Musiał się nieźle zdziwić, jeśli naprawdę myślał że śpię – Potter zachichotał w duchu. Jednak jego twarz nadal pozostała zmarszczona w gniewnym grymasie. Blondyn nie powinien się tutaj zakradać, zwłaszcza nie po tym co mu zrobił na dole.


- Czego chciałeś? – zapytał szorstko.


-Ja… ja… ja… - blondyn zmieszał się, spuszczając wzrok. Zerknął niespokojnie na połyskujące w świetle księżyca ostrze, nadal trzymane przez mężczyznę. Harry płynnym ruchem odrzucił broń i popatrzył na niego wyczekująco. Pod tym spojrzeniem zarumienił się uroczo, czując że łowca nadal na nim siedzi. Wyglądał niezwykle słodko, zagubiony i przestraszony, z mokrymi kosmykami rozrzuconymi wokół głowy. – Ja chciałem tylko… powiedzieć…


- O trzeciej w nocy? – Harry jawnie kpił. Chciał go sprowokować, czuł, że może mu się spodobać wypowiedź Malfoya, a nie zamierzał czekać do rana. – To musiało być coś ważnego…


-Ja… Nie chciałem cię ignorować naprawdę! – wybuchnął zaciskając powieki. Dalej się bał. – Ja po prostu nie wiedziałem… nie wiedziałem co mam robić, bo wtedy zniknąłeś… a teraz znowu jesteś… I zawsze chciałem się z tobą zaprzyjaźnić, ale ty miałeś swoich przyjaciół… I byłeś taki silny i męski kiedy przyjechałeś… A w szkole nigdy nawet na mnie nie spojrzałeś… I cię nie poznałem, chociaż podświadomie chyba wiedziałem… Ale jak usłyszałem jak ona cię nazywa… Nie wiedziałem co się dzieje i… i…- blondyn zaplątał się we własnych słowach, zaczynając nagle szlochać. Nie wiedział co się z nim dzieje, przeżył stanowczo za wiele emocji, a dodatkowy strach, kiedy łowca go przewrócił, chociaż jeszcze przed sekundą spał spokojnie. Zasłonił twarz dłońmi i po raz kolejny zaniósł się płaczem, jednocześnie nienawidząc swojej słabości.


Harry spokojnie chwycił jego nadgarstki, odciągając dłonie od zaróżowionych policzków i unieruchamiając nad głową spanikowanego chłopaka. Bo Draco, mimo że byli w tym samym wieku, zdawał się być jeszcze dzieckiem, nieprzygotowanym na okrucieństwa tego świata. Na wszystko reagował tak emocjonalnie, że zielonooki czasami w ogóle go nie rozumiał. Przyzwyczaił się do pewnych siebie, zdecydowanych rówieśników, kiedy nagle na głowę zwalił mu się ten rozchwiany emocjonalnie dawny rywal. Dawny rywal, który już dawno przestał nim być, stał się za to delikatną, kruchą pięknością, zagubioną we własnym życiu. Po latach okazało się, że po ojcu odziedziczył jedynie kolor włosów, nie miał w sobie nic z jego wyniosłości. Błękitne oczy bardziej przypominały te Narcyzy, jednak patrzyły na świat z niewinną niepewnością i lękiem. Jego sylwetka też była kobieca, szczupłe biodra i ramiona, drżące teraz od płaczu. Nie było w nim ani trochę siły ani stanowczości, cała jego postura aż prosiła żeby się nim zaopiekować. Jak małym niewinnym kotkiem, niepotrafiącym o siebie zadbać.


- Ciii… Nie musisz się tak denerwować – wyszeptał nachylając się nad nim. Musiał mieć pewność, że blondyn wie czego chce. Że nie papla byle czego ze strachu, tylko podejmuje świadomą decyzję. Nie miał zamiaru go skrzywdzić, nie był potworem bawiącym się uczuciami innych. – Powiedz spokojnie po co tu przyszedłeś?


- Ja… nie chce żebyś mnie odrzucił… - spojrzały na niego błękitne, załzawione ślepka, pełne niemej prośby. – Cz-czuję do ciebie coś… coś czego nie umiem nawet nazwać. Ale chcę to czuć, bo jeszcze przy nikim nie czułem się tak jak przy tobie…


- Więc wtedy po tym winie… - nie dokończył. Przykuł jego spojrzenie swoim, nie pozwalając się odwrócić i schować. Chciał patrzeć mu w oczy.


- Nie wiedziałem co robię, ale moje uczucia były prawdziwe… -zarumienił się jeszcze bardziej.


Harry czekał właśnie na te słowa. Zamruczał jak zadowolony kocur, pochylając się jeszcze niżej. Nie pocałował drżących ust, na to przyjdzie jeszcze czas. Na razie chciał go uspokoić, pokazać, że docenia jego słowa.


Przysunął wargi do niewielkiego skaleczenia na szyi, tego, które sam mu zrobił kilka minut wcześniej. Powoli, zmysłowo, zaczął zlizywać ślad krwi, coraz pewniej pieszcząc gładką, jasną skórę. Nie puszczał szczupłych nadgarstków, chociaż blondyn szarpnął nimi kilka razy próbując się uwolnić. Jego oddech stawał się coraz cięższy, a ciało poruszyło się niespokojnie pod brunetem.


- Ciii… Już mówiłem, nie denerwuj się… Mamy dużo czasu, koteczku…


Rozdział15


Łowca objął Draco ramieniem i jednym szybkim szarpnięciem podniósł z podłogi. Blondyn pisnął zaskoczony i objął mężczyznę za szyję, obawiając się upadku. Brunet tylko zaśmiał się cicho i skierował w stronę łóżka. Czuł jak Draco wzdrygnął się przestraszony, ale nic nie powiedział opierając ufnie policzek na jego ramieniu. Klęknął na brzegu materaca, położył delikatnie szczupłe ciało na pościeli i otulił szczelnie kołdrą. Sam położył się tuż obok, podpierając głowę na ręce. Patrzył na blondyna, nie wykonując najmniejszego ruchu.


Draco spojrzał na niego zdziwiony. Po tym co stało się na podłodze… No cóż, spodziewał się, że brunet będzie chciał go wziąć, nie zważając na okoliczności. Zresztą, to wydawało się jak najbardziej logiczne, a on tymczasem tylko leżał i patrzył, a w jego oczach błyszczały dziwne ogniki. Malfoy pod wpływem tego spojrzenia poruszył się niepewnie. Nie za bardzo wiedział, co powinien o tym myśleć, i czy znowu nie zepsuł? Może nie powinien się wtedy wyrywać?


Niepewnie przysunął się do mężczyzny i musnął jego policzek ustami. Na więcej się nie odważył.


- Harry, ja… - zaczął niepewnie, sam nie wiedząc, co tak w zasadzie chce powiedzieć.


- Cicho. Już ci mówiłem, że mamy czas – Łowca przerwał mu zdecydowanie.– Zaufaj mi kochanie, dzisiejszy wieczór nie jest najlepszy na stracenie cnoty– zaśmiał się widząc szkarłatne rumieńce momentalnie pokrywające policzki blondyna. Draco nie miał pojęcia skąd tamten wiedział, że jest prawiczkiem. –Myślę, że obydwaj potrzebujemy czasu… Musimy się lepiej poznać, bo myślę, że tak jak ja nie poszukujesz związku opartego tylko na seksie. Idź teraz spać, widać, że jesteś wykończony i niczym się nie przejmuj. Dobranoc, królewno! –Draco chciał prychnąć oburzony ostatnim określeniem, ale przerwały mu silne ramiona oplatające go i przyciągające do ciepłego torsu.


Wygodnie ułożył się na nagiej piersi Pottera, wtulając się w jego ramiona i przymykając oczy. Przerzucił rękę przez szeroki tors mężczyzny, odwzajemniając uścisk. To był jeden z najszczęśliwszych momentów jego życia. Wreszcie znalazł kogoś, komu najwidoczniej na nim zależało. Z dużą pomocą demonic i niemałą dawką strachu, wyznał mu co do niego czuje i, co najważniejsze, nie został odtrącony. Nawet w marzeniach nie przypuszczał, że wszystko może się tak po prostu, najzwyczajniej w świecie ułożyć. Bez żadnych warunków ani kruczków. W dodatku Harry okazał się być nie tylko czuły, ale też odpowiedzialny. Pomyślał o tym, czego sam Draco nie brał pod uwagę – jeśli chcieli być razem, naprawdę potrzebowali czasu, zanim ich kontakty staną się bardziej intymne. Potter najwidoczniej myślał o nim całkowicie poważnie, skoro zależało mu na jego cnocie… Ale mógł się powstrzymać od tej uwagi. I od nazywania go księżniczką! Chociaż gdyby przyjrzeć im się z boku, to drobnej budowy Malfoy faktycznie mógł wyglądać jak dziewczyna przy potężnie zbudowanym Łowcy. I chyba zachowywał się jak dziewczyna. Blondyn mimowolnie się zarumienił. Nie powinien tak myśleć, musiał być naprawdę zmęczony, jeśli do głowy przychodziły mu takie głupie porównania…


Jego rozmyślania przerwało ciężkie westchnienie i lekko mrukliwy głos.


- W taki sposób to chyba nigdy nie zaśniesz, prędzej sprowokujesz mnie do czegoś, czego nie chcę – blondyn przestraszony poderwał głowę, patrząc na spokojną twarz łowcy. Harry nie otworzył oczu, ale uśmiechał się krzywo, nie rozluźniając uścisku ramion. Do Draco, dopiero po paru sekundach dotarło o co chodzi brunetowi.


Przez cały czas był tak pochłonięty swoimi myślami, że zupełnie zapomniał o tym co robi. Jego dłoń nieświadomie gładziła miękką skórę łowcy, powoli przesuwając się z boku na umięśniony brzuch. Muskała dobrze wyrobione mięśnie, ucząc się szczegółów budowy tego wspaniałego ciała. Kiedy Harry w końcu się odezwał jego ciekawskie palce badały właśnie paseczek ciemnych włosków, ciągnących się od pępka przez całe podbrzusze i znikających w czarnych bokserkach. W bokserkach, do których już zbliżyła się jego dłoń, muskając materiał opuszkami.


Z przestraszonym piskiem oderwał rękę od jasnej skóry i zażenowany zaczął się szarpać, próbując się wyswobodzić z oplatających go ramion. Gdyby tylko mógł, uciekłby stąd jak najdalej. Jednak łowca właśnie takiej reakcji się spodziewał, więc tylko mocniej przycisnął do siebie wyrywające się ciało blondyna, śmiejąc się cicho z jego słodkiego (jego zdaniem) zachowania. Czuł jak gorące są policzki Draco, kiedy w końcu zdenerwowany schował twarz w zgięciu jego szyi, mamrocząc coś niewyraźnie pod nosem. Chłopak był naprawdę uroczy, rozkoszne połączenie nieśmiałości i rozpaczliwej odwagi… Teraz drżał lekko, zestresowany swoim własnym zachowaniem i skrajnie zawstydzony.


Pokręcił ze zrezygnowaniem głową i przeniósł jedną dłoń na jego kark, odgarniając jasne kosmyki. Zaczął mocno, ale delikatnie masować napięte mięśnie jego barków, chcąc go rozluźnić i uspokoić, a w końcu uśpić. Popatrzył kontem oka na widoczne za oknem nocne niebo i blednące już powoli gwiazdy. Westchnął cicho,nie przestając ugniatać miękkiego karku. Do świtu zostały już tylko jakieś dwie- trzy godziny, a dziewczynki na pewno nie pozwolą im się wyspać do woli.


Draco pod wpływem pieszczoty rozluźnił się, wtulając się ponownie w mężczyznę. Zaczął powoli przysypiać, ale jego ciało ponownie go zdradziło, reagując wbrew woli. Znowu, nie do końca był świadomy, co się z nim dzieje. Mruknął sennie z przyjemności i powoli zaczął ocierać się o umięśnione ciało obok siebie. To było silniejsze od niego… i takie przyjemne.


- Draco! – warknął zrezygnowany łowca. – Z tobą się chyba nijak nie da dojść do porozumienia, co? Widzę że nie mam wyjścia… - puścił go i poruszył się w pościeli.


Blondyn popatrzył na niego zdezorientowany, ale koło niego nie było już silnego męskiego ciała. Na łóżku, wpatrując się w niego zielonymi ślepiami leżał ogromny wilk o szarej, lekko nastroszonej sierści. Zawstydzony własnym zachowaniem objął zwierze za szyję, zatapiając nos w gęstym futrze na jego karku i ukrywając palące go rumieńce. Wilk westchnął ciężko i ułożył się wygodnie obok niego, kładąc głowę na przednich łapach.


Draco podrapał go delikatnie za uchem i pociągnął kołdrę przykrywając ich obu. Łowca chyba miał rację, postanawiając, że inaczej nie uda im się zasnąć. Sam nie rozumiał, dlaczego tak reaguje, przecież nie był jakimś napalonym nastolatkiem.



_-*-_



Kolejne dni gorącego lata mijały spokojnie. Draco już na stałe przeniósł się do łóżka Łowcy, z przyjemnością korzystając z ofiarowanego mu ciepła. Zasypiał wtulony w jego silne ramiona, lub, kiedy nie potrafił oprzeć się nastrojowi chwili, z palcami wplątanymi w gęste wilcze futro. Codziennie rano budził go czuły całus w policzek i zapach przyniesionego do łóżka śniadania. Co nie znaczy, że było tak do końca bajkowo. Harry wstawał o nieludzkich porach, budząc Draco o szóstej, a nawet piątej rano. Codziennie zmuszał go też do wspólnych treningów.


Młody Malfoy w końcu zaczynał czuć się pewnie dzierżąc w dłoni chłodne ostrze, jego ruchy stawały się coraz bardziej płynne i swobodne. Demonice z chęcią udzielały mu dobrych rad, pokazując sztuczki i sposoby, wykorzystywane w walce przez nieludzi. Najwidoczniej całkowicie zmieniły o nim zdanie, teraz traktowały go raczej jak młodszego brata. To było całkiem miłe, bo Draco nigdy nie zaznał takiej troski będąc jedynakiem. Ich lekcje były całkowicie inne od tego, czego uczył go Łowca, ale równie pożyteczne. Dzięki temu potrafił czasami zaskoczyć bruneta, podczas ich porannych pojedynków. Zaczął też powoli eksperymentować z innymi klingami, chociaż najlepiej się czuł ze swoim mieczem, wybranym dla niego przez Pottera.


Najprzyjemniejszym momentem dnia były chwile zaraz po treningu. Draco, mimo wyraźnie lepszej kondycji zawsze wychodził z podziemi wymęczony, z drżącymi z wysiłku kończynami. Harry bez słowa zabierał go do ich wspólnej sypialni, gdzie siadali przytuleni na kanapie przed płonącym kominkiem, a duże i silne dłonie łowcy sprawnie rozluźniały spięte mięśnie barków i ramion. Z czasem te masaże nabrały przyjemniejszego charakteru, kiedy brunet zaczynał muskać ustami delikatną skórę jego karku, lub po prostu całował go, mocno i intensywnie, nie zapominając jednak o czułości i delikatności. Blondyn nigdy nie potrafił się nadziwić, jak tak sprzeczne cechy mogą tak idealnie współgrać w mężczyźnie jego marzeń.


Bo Potter był jednym słowem idealny. Dla Draco był pociągający pod każdym względem, zarówno fizycznie jak i psychicznie. Potrafił rozpalić go jednym dotknięciem, wyrywając głośne jęki z jego ust. Ale ani razu nie pozwolił jednak, żeby posunęli się chociaż o krok dalej, co dla blondyna powoli stawało się trochę frustrujące. Rozumiał, że powinni dać sobie czas, ale ileż można?!


Po tej odrobinie czasu dla siebie każdy z nich ruszał do swoich zadań. Łowca całe dnie spędzał na różnych spotkaniach lub wykonując powierzone mu zlecenia. Draco odkąd przekonał Harrego, że chce być jego stałym asystentem, przejął część jego obowiązków. Zaczął przede wszystkim prowadzić całą korespondencję, między innymi z dyrekcją Hogwartu, w którym Potter miał pracować. Malfoy miał wymusić na Minerwie McGonagall zgodę na stosowanie przez Łowcę dowolnych, wybranych przez niego metod nauczania. Nie było to łatwe, ale blondyn był pewien, że w końcu mu się uda. Nie mógł przecież zawieść zaufania swojego… W zasadzie nie wiedział kim do końca jest dla niego Harry. Nie był pewien czy powinien nazywać go swoim chłopakiem? Partnerem? Bo kochankiem na pewno nie. Jeszcze nie.


Cały czas jaki pozostawał mu wolny Draco spędzał w bibliotece. Okazała się niezwykle pasjonującym miejscem, wypełnionym dziełami rzadkimi i bardzo cennymi. Również z zakresu czarnej magii, ale tym się nie przejmował. W końcu Ministerstwo, do szaleństwa zafascynowane łowcą, na pewno nie kazałoby robić w jego domu rewizji.


Potter wracał do domu późno, zwykle zmęczony ciężką pracą i od razu znikał w łazience. Jeśli dzień był lżejszy, pozwalał sobie na długą relaksującą kąpiel, jeśli wcześniej walczył, brał tylko szybki prysznic. Czysty i odprężony schodził do kuchni zjeść szybką kolację, a następnie porywał Draco z biblioteki lub gabinetu i nie zwracając uwagi na jego gniewne mruczenie i próby wyrwania się, zanosił na ramieniu do sypialni. To przekomarzanie się było ich małym rytuałem, pozwalało rozładować napięcie, nawet po najcięższym dniu. Jednak czułości kończyły się na tym i niewinnym całusie na dobranoc, a jeśli próbował czegoś więcej Harry od razu zmieniał się w wilka. Dla blondyna było to nieznośne, ale na razie nie mógł nic na to poradzić. Musiał poczekać na odpowiedni moment, żeby wprowadzić w życie swój plan.


Rozdział 16


Czas mijał szybko, a Draco nadal negocjował z Radą Szkoły. Nadal mieli wątpliwości, co do wiarygodności łowcy, pod względem nauczania. Hogwart miał już wielu niekonwencjonalnych nauczycieli Obrony Przed Czarną Magią i zwykle ich pomysły nie kończyły się najlepiej dla uczniów. Naturalne więc wydawały się wszystkie obawy i zastrzeżenia względem kolejnych kandydatów.


Jednak Złamany Kieł był najlepszym pretendentem na to stanowisko, a jego referencje nie miały sobie równych. Jedynym zastrzeżeniem było żądanie całkowitej swobody w wyborze metod nauczania, Rada nie widziała nawet problemu w konieczności przyjęcia mężczyzny razem rodziną, służbą i asystentem.


Draco był już tym wszystkim zmęczony, ale nie ustawał w próbach przekonania niezdecydowanej Rady. W końcu nadeszła od dawna oczekiwana odpowiedź. Dyrekcja postanowiła osobiście spotkać się z łowcą lub jego asystentem i omówić szczegóły zatrudnienia. Nie napisali tego wprost, ale jednoznacznie dawali do zrozumienia, że chcą za akceptować ich warunki. Zwłaszcza, że do rozpoczęcia roku szkolnego pozostały już tylko dwa tygodnie, więc nie mieli dużo czasu na znalezienie innego nauczyciela.


Dostał zaproszenie na spotkanie z Radą Szkoły o godzinie dziesiątej następnego dnia, w gabinecie dyrektora. Położył się spać jeszcze przed powrotem Harry’ego, żeby bez problemów przygotować się do porannego wyjścia. Chciał się wyspać, wciąż pamiętał jakim problemem jest dla niego wczesne wstawanie, a nie mógł sobie pozwolić na zaniedbanie swoich obowiązków. Nie tym razem.



_-*-_



Draco zjawił się w pomieszczeniu bez najmniejszego dźwięku, wywołując tym zduszone piski i okrzyki zgromadzonych tam osób. Ponieważ na terenie Hogwartu teleportacja była niemożliwa, wszyscy myśleli, że przybędzie pod bramę szkoły, skąd spokojnie zostanie przyprowadzony przez woźnego, nikt natomiast nie spodziewał się, że gość pojawi się bezpośrednio w gabinecie dyrektorki.


Draco rozejrzał się z zadowoleniem po zszokowanych twarzach. Z radością przyjął propozycję demonic oferujących mu transport wprost na miejsce spotkania, dzięki ich własnej magii. Su, która przeniosła go do gabinetu zniknęła zanim którakolwiek z zebranych tam osób zdążyła ją dostrzec. Z boku wyglądało to tak, jakby Malfoy po prostu pojawił się z powietrza na środku pomieszczenia, nawet bez charakterystycznego trzasku aportacji, czy jakichkolwiek innych oznak posługiwania się magią.


Okrągły pokój, jeszcze kilka lat temu zajmowany przez Dumbledore’a, teraz po brzegi wypełniali nauczyciele i personel szkoły. Odkąd Minerwa McGonagall przejęła urząd dyrektora, wszyscy pracownicy mieli prawo głosu w ważnych decyzjach dotyczących szkoły, a zatrudnienie nowego nauczyciela, w dodatku żądającego szczególnych uprawnień, zdecydowanie zaliczało się do takich decyzji. Czynny udział w rozmowach brały też obrazy z podobiznami poprzednich nauczycieli, na czele których stał Dumbledore, obecnie machający dobrotliwie do Draco ze swoich ram i puszczający oczko zza srebrnych okularów połówek.


Po kilku minutach powitań z pedagogami, którzy kiedyś go uczyli, wspominania dawnych czasów i prezentacji nieznanych mu jeszcze nauczycieli, wszyscy w końcu zasiedli do rozmowy. Blondyn musiał wykorzystać całe opanowanie i elokwencję wpojone mu przed laty przez ojca. Dopiero teraz, kiedy dano mu szansę, pokazywał, że naprawdę jest Malfoyem.


Negocjacje trwały wiele godzin, w takcie których Draco przekonywał zebranych o słuszności motywów łowcy i jego odpowiedzialności. Odpierał wszystkie kontrargumenty, cierpliwie tłumacząc to, co Harry zobrazował mu w tak prosty, choć przerażający sposób, zmuszając go do walki z demonicą. Nie dziwił się Potterowi, że sam nie chciał przekonywać Rady…



_-*-_



Jasnowłosy chłopak, siedział przy stole w kuchni jak na szpilkach, niecierpliwie czekając na powrót łowcy. Zbliżała się już północ i Draco czuł jak powoli zamykają mu się oczy. Był jednak zdecydowany zaczekać na powrót bruneta i osobiście przekazać mu dobre wieści. Nie widzieli się od wczorajszego ranka, gdyż Harry dostawał ostatnio dużo zleceń, a wiadomość o ostatecznym załatwieniu sprawy ze szkołą na pewno go ucieszy.


Podparł brodę na ręce, tępo wpatrując się w ścianę. Zastanawiał się, ile czasu można spędzać na jakimś głupim zadaniu. W końcu, jak sam łowca twierdził potwory w Anglii miały być cywilizowane, więc nie powinno być z nimi problemu…


Minuty mijały, a tymczasem Harry’ego nadal nie było. Draco rozumiał, że Potter ma niezwykle absorbującą pracę, jednak nie zmieniało to faktu, że wolałby spędzać te wieczory z nim, niż trawić je na samotnym czekaniu i zamartwianiu się o nieobecnego bruneta… Nawet nie zdawał sobie sprawy z tego jak bardzo jest zmęczony, dopóki jego głowa nie zsunęła się z dłoni, z łoskotem uderzając oblat stołu.


Zerwał się na nogi przestraszony hałasem jaki wywołał i dopiero po chwili dotarło do niego, że nie mógł spowodować aż takiego rumoru, a w dodatku dźwięki dochodziły z korytarza, niesione zimnymi podmuchami nocnego powietrza. Rzucił się w kierunku drzwi, czując jak wnętrzności ściska mu nieznośne przeczucie, że stało się coś złego.



_-*-_



Kiedy wypadł na korytarz, ślizgając się na miękkim dywanie, przez chwilę nie potrafił uwierzyć własnym oczom. To nie mogła być prawda!


W czasie spędzonych wspólnie tygodni, podczas rozmów, treningów i drobnych codziennych zdarzeń, jego umysł wykreował sobie wizję łowcy jako silnego i niezwyciężonego wojownika, dla którego nie istniały żadne przeszkody. Wierzył, że tak samo jak doskonale radzi sobie z magią i walką, z gotowaniem i opieką nad małymi dziećmi, tak samo poradzi sobie z każdym napotkanym przeciwieństwem. Nie potrafił wyobrazić sobie przeciwnika, który mógłby pokonać Złamanego Kła.


Jednak brutalna rzeczywistość nie pozwoliła mu dłużej bawić się złudzeniami, raz na zawsze niszcząc ten wyidealizowany obraz, który stworzył w swojej podświadomości. Przed jego oczami właśnie rozgrywał się największy koszmar jego życia.


Otwarte drzwi poruszane wiatrem, stukały lekko o framugę. Na placu przed domem ponuro migotała latarnia, na zmianę wywołując upiorne cienie z mrocznych zaułków lub wyraźnie ukazując ciemną postać leżącą na podłodze.


Ciemna, krwawa smuga na jasnej tapecie pokazywała miejsce, gdzie łowca próbował podeprzeć się ściany, ostatkiem sił starając się utrzymać na nogach. Jednak jego ciało okazało się zbyt słabe i osunął się na podłogę. Draco z przeraźliwym krzykiem rzucił się w jego stronę, modląc się w duchu, żeby tylko nie był martwy. Na kolorowym dywanie coraz szybciej rozprzestrzeniała się plama krwi.


Opadł na kolana i uniósł lekko umięśniony tors Harry’ego, czując rozrywający mu piersi szloch. Cała twarz łowcy pokryta była krwią, do której lepiły się długie, spięte w kucyk włosy. Jednak najgorszy był widok jego boku, gdzie spośród kawałków rozszarpanego ubrania i ciała nieustannie płynęła bordowa strużka krwi…



_-*-_



Draco nie do końca wiedział co się wokół niego działo. Demonice szybko zgromadziły się przy rannym mężczyźnie, a jedna z nich, nawet nie zwrócił uwagi na to która, odciągnęła go na bok, zasłaniając mu widok na to co robią pozostałe. Z nadludzką siłą zmusiła go do wypicia jakiegoś słodko pachnącego płynu ze srebrnego kielicha. Jeszcze zanim przestał czuć na wargach zimno metalu, jego myśli zasnuła mgła, a ciało stało się przeraźliwie ciężkie. Osunął się bezwładnie w podtrzymujące go ramiona, tracąc całkowicie kontakt z otoczeniem, odurzony eliksirem wypełnionym magią demonic.


Kobiety szybko zakrzątnęły się wokół swojego pana, nie musząc się już troszczyć o rozhisteryzowanego blondyna. Dla wszystkich lepszym wyjściem było uśpienie go, ponieważ w takim stanie powodował tylko problemy. Teraz mogły poświęcić całą swoją uwagę Harry’emu.


Rozdział 17


Draco zajęczał głośno, wypychając biodra w stronę pieszczącej go dłoni. Ciemny pokój rozbrzmiewał ich wspólnymi, łapczywymi oddechami, kiedy Harry wypuszczał na chwilę jego opuchnięte wargi. Obandażowany bok najwidoczniej wcale mu nie przeszkadzał, bo po chwili przesunął się niżej, a jego usta zaczęły muskać szyję Malfoya. Draco odchylił głowę na bok i zajęczał rozkosznie, czując jak obejmująca jego męskość dłoń zaciska się mocniej i przyspiesza. Silne dreszcze przebiegły całe jego ciało, skupiając się w podbrzuszu i doprowadzając go do szaleństwa. Zaczął gorączkowo szeptać imię mężczyzny, szukając spojrzeniem zielonych tęczówek.


Potter popatrzył na niego płonącymi pożądaniem i rozkoszą źrenicami i namiętnym pocałunkiem stłumił krzyk rozkoszy, kiedy blondyn gwałtownie doszedł w jego rękę. Oderwał się od niego czule muskając wargami spoconą skroń kochanka, pozwalając mu złapać oddech.


Objął Draco mocno ramieniem i pociągnął na siebie, obracając się na plecy. Blondyn już chciał sięgnąć ponownie jego ust, kiedy z głośnym łoskotem zwalił się na podłogę.


Poderwał się do siadu patrząc smętnie na poplamione spermą bokserki i puste posłanie. Zajęczał rozpaczliwie, kiedy uświadomił sobie, że to był tylko i wyłącznie sen. Nie miał siły się podnieść, a po jego policzkach powoli zaczęły płynąć łzy, coraz szybciej kapiąc na pomięty podkoszulek. Jego serce ścisnęło się z żalu, każdy kolejny oddech był męką. Draco miał już wszystkiego serdecznie dość, wszystko zaczęło się sypać od wypadku Łowcy. Nie wiedzieli nawet co dokładnie się stało.


Zakrztusił się szlochem, przypominając sobie ostatnie dni. Apatyczne bliźniaczki, które cale dnie spędzały na kanapie w salonie wtulone w siebie i milczące, często też zamienione w swoje animagiczne formy. Rozdrażnione demonice, które nie pozwalały mu siedzieć przy Harrym twierdząc, że pogrążonemu przez liczne eliksiry w leczniczym śnie brunetowi, porządnie opatrzonemu i bez przerwy doglądanemu przez kobiety, nie pomoże zabieranie tlenu, ani bezsensowne zamartwianie się. Draco nie potrafił odgonić od siebie obaw, mimo ich starannej opieki i licznych zapewnień, że Złamany Kieł wkrótce się obudzi i wtedy już wszystko będzie dobrze, że jego stan nie jest zły, potrzebuje tylko czasu.


Z trudem wdrapał się ponownie do swojego wąskiego, zimnego łóżka, w pokoju który zajmował na samym początku, kiedy dopiero poznał Łowcę. Nie przejmował się brudną bielizną, zbyt roztrzęsiony, żeby myśleć o czymś logicznie.


Wtulając twarz w poduszkę pozwolił łzom płynąć, uspokajając rozszalałe serce. Powoli przypominał sobie ukochanego, wszystkie wspólnie spędzone chwile, wszystkie drobne gesty i oznaki czułości. Zatracił się we wspomnieniu jego silnych ramion i czułości jaką go otoczył. Wyobraźnia pozwoliła mu opanować tłumiony szloch i zacząć w końcu racjonalnie myśleć. Uświadomił sobie, że kobiety miały rację i Harry na pewno nie chciałby żeby tak się zachowywał. Gdyby był przytomny na pewno zrobiłby mu awanturę, za to, że pozwolił zamartwiać się dziewczynkom i odpuścił ćwiczenia.


Malfoyowska duma odezwała się gwałtownie i Draco obiecał sobie, że nie będzie już dłużej zachowywał się jak głupi szczeniak. Musiał stać się godnym mężczyzny, z którym chciał spędzić całe życie. Wiedział już nawet, co może wyrwać dzieciaki z apatycznego stanu, w którym były odkąd dowiedziały się o ranach Harrego. Bliźniaczki powinny być zadowolone ^^…


Uspokojony własnymi myślami, szybko zasnął nadal przytulony do wilgotnej poduszki.



_-*-_



- Co tu się dzieje?!


Jego postanowienie, żeby przestać zachowywać się jak szczeniak było bardzo mocne, jednak coś najwidoczniej nie wyszło. Teraz, już po fakcie, doszedł do wniosku, że może niekoniecznie dobrze przemyślał swój pomysł, a raczej jego konsekwencje.



Wciąż pamiętał, ile dla Pottera znaczył quidditch i latanie na miotle, kiedy byli jeszcze w szkole. Pomyślał, że jego córki także muszą mieć duży talent do latania, a zapewne mieszkając w swojej ojczyźnie, nie miały okazji się tego nauczyć.


Z samego rana, zanim jeszcze ktokolwiek wstał, co było niemałym wyczynem przy wiecznie czujnych służących, kontrolujących w najmniejszych szczegółach życie domu, wyszedł po cichu ,szybko aportując się na Pokątną. Był pierwszym klientem sklepu miotlarskiego –o tak wczesnej porze mało ludzi wybierało się na zakupy. Nabył dwie nowiutki, zgrabne dziecięce miotełki i zadowolony z siebie ruszył do domu.


Kiedy wrócił bliźniaczki już nie spały, leżały przytulone na dywaniku przed kominkiem jako para wilczych szczeniąt – jedno białe, a drugie czarne. Jedyne co zakłócało ten sielankowy obrazek to smutne spojrzenie zielonych ślepek i splątane ze sobą pokryte łuską, gadzie ogony. Dziewczynki zawsze dodawały do swoich wilczych postaci jakiś gadzi element. Najczęściej ogony, łapki lub kolczaste grzebienie, ponieważ wszystkie cztery służące denerwowały się kiedy demolowały dom rozłożonymi błoniastymi skrzydłami lub płomieniami przypadkiem opuszczającymi smocze paszcze.


Zostawił pakunek w przedpokoju i podszedł do wilcząt, kucając obok nich. Przez chwilę się nie odzywał, po czym z rozmachem zmierzwił futerko na ich łebkach. Wiedział, że tego nie znosiły, a chciał je jakoś rozruszać. Już od trzech dni nic nie robiły.


- Wstawać maluchy! – krzyknął radośnie, kiedy nie zareagowały. – Słyszałyście co mówiły nasze miłe panie, niema się czym martwić, bo tata będzie już niedługo zdrowy. A teraz musi tylko wypocząć.


- Na pewno? – spytała cichutko Lily, marszcząc biały pyszczek.


- Tak, na pewno. A teraz mam coś dla was, co na pewno wam się spodoba, ale musicie się zmienić i wyjść ze mną na korytarz.


- A to ciekawe? – Rosa popatrzyła na niego zaciekawiona i już wiedział, że mu się udało. Błyszczące w ich oczach zainteresowanie było najlepszą nagrodą. Już po chwili szedł w stronę korytarza z deptającymi mu po piętach dziewczynkami.


Bliźniaczki faktycznie nigdy wcześniej nie latały na miotłach, ale… Tak jak zwykle nie zachowywały się jak dzieci w ich wieku. Kiedy tylko dowiedziały się jak startuję się na miotle, od razu wystrzeliły w powietrze, szalejąc w wąskim, wysokim przedpokoju jakby latały od urodzenia.


Draco w pierwszej chwili myślał że umrze na zawał, ale uspokoił się lekko widząc że Lily i Rosa są bezpieczne i świetnie utrzymują się na swoich miotełkach, wykonując najbardziej szalone akrobacje. Powietrze rozbrzmiewało radosnymi okrzykami i śmiechem zachwyconych dzieciaków.


Zabawa trwała już dobrą godzinę i po dziewczynkach nie było widać ani śladu złego nastroju. Były w świetnym stanie, czego niestety nie można było powiedzieć o domu…


Na suficie widniało kilka dużych plam, sporo odcisków niedużych bucików, a w jednym miejscu spore pęknięcie, z którego drobnymi kawałkami odpadał tynk. Tapety na ścianach były porozrywane i poplamione, a podłoga zasypana najróżniejszymi szczątkami. Zaczynając od kawałków doniczek z resztkami ziemi i kwiatków oraz połyskliwych szczątków zerwanego kandelabra, a kończąc na powyrywanych słupkach poręczy od schodów. Draco nie zawracał sobie tym głowy, ze śmiechem obserwując kolejne pomysły bliźniaczek, w tamtym momencie grających w ciuciubabkę.


I właśnie w takiej chwili skrzypnęła cicho podłoga i całą trójkę zmroziło jedno proste pytanie…



- Pytam jeszcze raz co tutaj się dzieję?! – Harry rozejrzał się zszokowany po gruzowisku, jeszcze niedawno będącym korytarzem jego domu.


Lily i Rosa szybko wylądowały na podłodze i schowały się za plecami „wujka”, który nie bardzo wiedział co ma zrobić. Stał i tępo wpatrywał się w stojącego na górze schodów bruneta.


Potter był wyraźnie blady i przytrzymywał ręką obandażowany bok. Ale stał wyprostowany, oczekując na wyjaśnienia, chociaż z trudem powstrzymywał śmiech widząc spłoszoną minę Malfoya.


- Ja… ja… myślałem, że… no… ja wszystko posprzątam! – pisnął przestraszony blondyn i zarumieniał się słodko, uciekając spojrzeniem.


- Mam taką nadzieję – Harry przetarł ze znużeniem twarz. – Jak tylko się z tym uporasz, to przyjdź do mnie dobrze?


- Źle się czujesz? – Draco już chciał się rzucić w jego stronę, ale powstrzymało go gwałtowne potrząśnięcie głową.


- Nie, wszystko porządku, ale… Myślę, że historia tego huraganu –wskazał ręką na zrujnowany dom – może być bardzo interesująca – zaśmiał się cicho i ruszył z powrotem w stronę pokoju, zostawiając zdezorientowanego chłopaka i równie zdezorientowane bliźniaczki. Wszyscy spodziewali się raczej awantury, niż śmiechu…



Rozdział 18


Nefi zawsze była najpoważniejszą ze wszystkich czterech demonic. Jako upadła nie przepadała za walką, więc to zwykle ona zajmowała się dziećmi, kiedy pozostałe demonice walczyły z Harrym lub Draco. Teraz też została wysłana przez pozostałą trójkę, żeby sprawdzić postępy w sprzątaniu. One, jak powiedziała Su, umarłyby ze śmiechu gdyby jeszcze raz kazała im rozmawiać z blondynem.


Teraz stała z założonymi rekami na szczycie schodów, gniewnym wzrokiem mierząc przedpokój. Wysprzątali go idealnie, co do tego nie mogło być dyskusji. Jej wątpliwości wzbudzały natomiast siedzące ponuro na stopniach bliźniaczki i nienaturalnie wykręcone ciało chłopaka, leżące bezwładnie u podstawy schodów.


- Co wyście narobili? – zawarczała, podchodząc bezszelestnie do dziewczynek.


Lily i Rosa zerwały się z piskiem z zajmowanego miejsca i popatrzyły na nią blednąc.


- No bo wiesz jak to było… - zaczęły tłumaczyć wspólnie, co chwilę zmieniając się i uzupełniając swoje wypowiedzi.


- Jak wujek nas nauczył latać i…


- Trochę się bałagan zrobił…


Trochę, pomyślała Nefi. Dla nich to zawsze jest „trochę”!


- I potem przyszedł tata…


- I musieliśmy sprzątać…


- No, i posprzątaliśmy…


- A potem wujek się przewrócił..


- I od tamtej pory tak leży! – zakończyły chórkiem.


Czarnowłosa wzruszyła tylko ramionami i kiwnięciem głowy pokazała swoim podopiecznym, że mogą już iść do pokoju. Zwykle po wykręceniu jakiegoś numeru przez jakiś czas były grzeczne i można je było zostawić na jakiś czas same. Kiedy tylko ją minęły ruszyła powoli w dół schodów, przeskakując zgrabnie ostatnie kilka stopni razem z leżącą na nich dziwnie wygiętą nogą Draco.


Przez chwilę przyglądała się leżącemu bez ruchu Malfoyowi, którego twarz ukryta była pod ramieniem. Ostrożnie trąciła go w bok samym czubkiem trzewika, jakby był jakimś niebezpiecznym stworzeniem i miał się na nią zaraz rzucić. Blondyn nie zareagował, więc kucnęła ponownie dźgając go między żebrami palcem, tym razem zdecydowanie mocniej.


Odpowiedziało jej bolesne jęknięcie, a następnie niewyraźne mamrotanie gdzieś z okolicy parkietu.


- Musisz mówić głośnie – powiedziała dalej wbijając mu palec w bok i uśmiechając się złośliwie. – I w ogóle, to jak długo zamierzasz tak tu leżeć?


- Długo! – sapnął nagle podnosząc głowę i patrząc na nią wyraźnie niezadowolony. – I przestań wreszcie mnie dźgać!


- Łowc a na ciebie czeka – wymruczała dając mu w końcu spokój i wstając.– Rusz cztery litery i zasuwaj do swojego faceta.


- Nigdzie nie idę! – fuknął i ponownie schował głowę w ramionach,uderzając przy okazji czołem o podłogę. – Nie mam siły. Te małe wiedźmy nic nie zrobiły, cały ten bałagan sam musiałem posprzątać, a one tylko się śmiały. Tak samo jak wy! – jęknął patrząc spod byka i wyginając usta w podkówkę. – Nikt mnie nie kochaaaaaa!!! Nikomu na mnie nie zależyyyyy!!!


Zawył tak przeraźliwie, że Nefi odskoczyła w pierwszej chwili zdezorientowana. Kiedy tylko zdążyła się opanować parsknęła gniewnie, znowu trącając szlochającego na podłodze blondyna butem.


- Jak potrzebujesz kogoś kto cię kocha, to wstawaj i idź na górę, gdzie czeka jedyna osoba która ma do ciebie cierpliwość!


- Nie mam siiiiiiłyy!!!


Demonica stłumiła wyrywający się z jej piersi warkot, gromiąc spojrzeniem tarzające się po podłodze na drugim końcu korytarza i płaczące ze śmiechu towarzyszki. To wcale nie było zabawne, a ona musiała jakoś doprowadzić opornego chłopaka do sypialni Łowcy. Nie mogła pozwolić, żeby zbyt długo czekał– w obecnym stanie denerwowanie się mu nie służyło. A ponieważ podpisały z nim kontrakt krwi, to musiały o niego dbać, nie zważając na przeszkody.


- Nie będziesz mi tu przeszkadzał! – syknęła podchodząc do tłukącego pięściami o posadzkę chłopaka i jednym sprawnym ruchem podniosła go z ziemi, trzymając za pasek od spodni. Nie zwracając w ogóle uwagi na dalsze, udawane zresztą, szlochy, ruszyła w górę po schodach, bez trudu niosąc blondyna pod pachą.



_-*-_



Harry siedział w wygodnym fotelu koło kominka z uwagą czytając przysłany mu niedawno raport. Miał sporo do nadrobienia po tym czasie, który spędził uśpiony miksturami dziewczyn. Papierkowa robota nigdy go nie ciekawiła, wolałby, zwłaszcza teraz, spędzić trochę czasu z Draco. Ale blondyn musiał posprzątać, to co razem z jego córkami zrobił w przedpokoju. Wychowując dzieci nauczył się tej stanowczości, której nie zrozumie nikt, kto nie jest jeszcze rodzicem. Wobec chłopaka też czuł silną potrzebę troszczenia się o niego i pilnowania go. Nie chciał traktować go jak jedno z dzieci, ale odruchy czasami był silniejsze. Dlatego też kazał całej trójce posprzątać i usilnie powstrzymywał się przed wcześniejszym zawołaniem Malfoya. Demonice wiedziały, że mają go przysłać, jak tylko skończy z tym bałaganem.


Zresztą, może to wyjdzie mu na dobre nie tylko pod względem zastanawiania się nad konsekwencjami swoich decyzji? Łowca miał świadomość, że bliźniaczki są potwornie rozpieszczone i na pewno nie pomogą w sprzątaniu. Może nowe doświadczenie pozwoli mu nauczyć się chociaż odrobiny zdecydowania wobec dziewczynek. Nie może im przecież we wszystkim ustępować. Bo one na pewno łatwo nie wypuszczą go ze swoich malutkich, zdolnych rączek.


Potrafiły doskonale wykorzystywać wszystkich wokoło, naturalnym urokiem osobistym i dziecięcą słodyczą. Mało kto, obojętne, mężczyzna czy kobieta ,potrafił im się oprzeć. A on sam chyba nie poprawiał sytuacji, powierzając opiekę na dziewczynkami kobiecym demonom. Mimo, że pochodziły z mroku, jego służące wykazywały zaskakująco rozbudowany instynkt macierzyński, rozpieszczając jego córki jeszcze bardziej. Ale nie wyobrażał sobie, jak miałby sobie sam poradzić z dziećmi po śmierci żony. Wcześniej to ona zajmowała się ich potomstwem, a on nie musiał się niczym przejmować i skupiał się tylko na pracy…


Z zamyślenia wyrwał go odgłos cichego pukania i otwierających się drzwi. Wykręcił w bok głowę patrząc w tamtym kierunku i zamarł zaskoczony, unosząc brwi w geście zdziwienia. Takiego widoku w żadnym razie się nie spodziewał.


Całkowicie burząc swój wizerunek spokojnej i opanowanej, do pokoju wmaszerowała warcząca gniewnie nefilim. Czarnowłosa służąca była rozczochrana i najwidoczniej wściekła. Pod pachą trzymała zwisającego bezwładnie Draco.


Ignorując natarczywe, pytające spojrzenie łowcy, przeszła przez cały pokój, zatrzymując się obok łóżka. Z furią rzuciła blondyna na posłanie, tak, że odbił się kilka razy od sprężystego materaca, zanim spoczął bez ruchu na pościeli.


Nefi jeszcze przez chwilę patrzyła na niego z rządzą mordu w oczach, po czym przeniosła płonące tłumioną furią spojrzenie na Harry’ego.


-Masz swojego histeryka!– wysyczała w jego stronę, a następnie odwróciła się na pięcie i szybko wyszła z pokoju, zatrzaskując za sobą drzwi.


Kiedy tylko przestały trząść się szyby w oknach, Potter odwrócił się ponownie w stronę łóżka i leżącego na nim Draco. Patrzył jak Malfoy powoli, ostrożnie unosi głowę i rozgląda się bojaźliwie po pokoju.


- Poszła już sobie? – spytał konspiracyjnym szeptem.


Harry pokręcił tylko ze zrezygnowaniem głową i wstał, odkładając papiery na bok. Wystarczyła jego drobna niedyspozycja, żeby cały dom dosłownie stanął na głowie. Podszedł do blondyna siadając tuż obok niego na materacu.


- Jestem dla ciebie pełen podziwu – powiedział poważnie, patrząc głęboko w zdziwione, szaroniebieskie oczy. – Musisz być niezwykle uzdolniony, jeżeli udało ci się wyprowadzić z równowagi akurat ją. Pozostałe łatwo się denerwują, ale nefilim zwykle są wzorem wręcz „anielskiego” opanowania. Po raz pierwszy widziałem ją w takim stanie.


- Phh! – parsknął Draco i już swobodnie ułożył się na łóżku. – Wcale nie było tak trudno… I w ogóle to nie wiem w zasadzie o co jej tak o końca chodziło.


- To jest jedna z rzeczy, które zdecydowanie musisz mi opowiedzieć –wymruczał Harry kładąc się i przyciągając do siebie szczupłe ciało blondyna. –Zdecydowanie za dużo straciłem przez swoją „drzemkę”…


Rozdział 19


- Jak się czujesz? – cichutkie pytanie z okolic jego obojczyka, wyrwało go z zamyślenia. Spojrzał we wpatrujące się w niego niebieskie ślepka.


- Dobrze – poczochrał jego jasne włosy. – Naprawdę dobrze – dodał, widząc niedowierzające spojrzenie. – Dziewczyny znają się na tym co robią, zresztą to nie był pierwszy raz, gdy musiały się mną zajmować. Już jutro będę w pełni sił i wrócimy do treningów. I nawet nie próbuj zaprzeczać, bo wiem, że nic nie robiłeś przez te ostatnie dni…


Z zadowoleniem patrzył na czerwone policzki i speszony wzrok Draco. Nie miał zamiaru go besztać, doskonale rozumiał to, że blondyn się zamartwiał. Zresztą, służące zdążyły już wyjaśnić mu, co działo się w czasie jego niedyspozycji i powody tego szaleństwa, które zastał na dole, jak tylko wyszedł z pokoju.


- Jakoś nie miałem do tego głowy… - wymamrotał chłopak, zaraz podrywając się do siadu i podskakując na łóżku, jak mała piłeczka. – Ale wiesz co? Wiesz co?


Harry zaśmiał się i zaprzeczył ruchem głowy, ciesząc się samym widokiem swojego ukochanego. Jego zmiany nastroju były urocze.


- Byłem na spotkaniu w Hogwarcie i w końcu się udało! – wykrzyknął radośnie. – Zgodzili się na wszystko i już zostały tylko do podpisania odpowiednie papiery! Miałem ci właśnie o tym powiedzieć, kiedy… - znowu posmutniał, patrząc na niego niepewnie.


- No przestań już – przyciągnął go z powrotem do siebie. – Przecież jużci mówiłem, że wszystko jest już dobrze. Nie musisz się martwić. Teraz chciałbym tylko, abyś opowiedział mi wszystko, co mnie ominęło – Draco ułożył się wygodnie, kładąc jasną główkę na jego piersi. – A potem będziemy musieli poważnie porozmawiać, na temat latania na miotłach w domu… - ponownie zaśmiał się czując, jak drobne ciało w jego ramionach spięło się i zadrżało, słysząc poważną nutę w jego głosie.



_-*-_



Draco siedział na łóżku z założonymi na piersi rękami i obrażoną miną. Wpatrywał się twardo w ścianę, demonstrując swoje oburzenie, jednak nie wiele to pomagało. Łowca już od kilku minut nieprzerwanie tarzał się po podłodze w niekontrolowanym napadzie śmiechu , wybuchając jeszcze większą radością, za każdym razem, kiedy spojrzał na zagniewanego blondyna. Dobre piętnaście minut zajęło mu uspokojenie się i wrócenie na łóżko. Z zaczerwienioną ze śmiechu twarzą usiadł koło Draco, nadal co chwilę chichocząc.


- No przestań się dąsać… haha… to nie moja wina… hahaha… że wy zawsze musicie coś takiego wymyślić… - przewrócił się na plecy przyciskając ręką obolałe od śmiechu żebra.


- To wcale nie jest śmieszne! – naburmuszył się jeszcze bardziej. – Chciałem, żeby bliźniaczki przestały się zamartwiać i zrobiły coś fajnego. Tomisiem zajmowały się demonice, a dziewczynki były taaakie smutne. W ogóle to myślałem, że będą tylko troszkę latać, nie miałem pojęcia, że od razu zaczną szaleć, rozwalając pół domu. Naprawdę chciałem dobrze, a wszyscy tylko się ze mnie śmieją. A ja je traktuje jak rodzinę jak… Sam nie wiem... Jak kuzynki? Bo wiesz...Ja nigdy nie miałem towarzystwa innych dzieci. Sam byłem jedynakiem, a żadnych kuzynów nie znałem. Jeśli w ogóle ich miałem. Otaczali mnie sami dorośli! –zakończył dramatycznie, rzucając się Harry’emu na szyję i znowu zaczynając pokazowo szlochać.


Łowca nie potrafił opanować kolejnego wybuchu śmiechu. Draco zdecydowanie zbyt emocjonalnie reagował i to co wyprawiał, nie mieściło mu się w głowie. Malfoy czując jak jego ciało trzęsie się od śmiechu, popatrzył na niego wzrokiem zranionej niewinności, po czym rzucił się na czworakach do ucieczki na drugi koniec łóżka.


Potter szybko zorientował się w jego zamierzeniach i błyskawicznym ruchem przekręcił się na pościeli i złapał uciekiniera za kostkę. Ignorując zaskoczony pisk, przyciągnął go do siebie.


Draco próbował uciec, wijąc się jak wąż, ale uniemożliwił mu wszelkie próby zdecydowanie siadając mu na pośladkach. Blondyn wierzgnął ponownie, najwidoczniej licząc na to, że uda mu się zrzucić z siebie większego i silniejszego przeciwnika.


Harry wiedział, że chłopka nie ma żadnych szans z umięśnionym łowcą, jednak siedzenie na wyrywającym się Malfoy’u nie należało do najwygodniejszych, więc postanowił go jak najszybciej uspokoić. W ciągu spędzonych razem tygodni, zdążył doskonale poznać słabe punkty Draco.


Oparł dłonie na barkach blondyna, od razu zaczynając ugniatać spięte ramiona. Draco znieruchomiał, rozluźniając się całkowicie i ulegle poddając pieszczocie. Uwielbiał kiedy Harry go masował, zapominał wtedy o całym świecie.


Już po chwili wrażliwy słuch łowcy wychwycił ciche, zadowolone mruczenie. Zupełnie jak kotek, zaśmiał się w duchu, przypominając sobie jak wrażliwym punktem było miejsce tuż za uchem blondyna. Dobraliśmy się po prostu jak pies z kotem.


- Bałem się, że będziesz bardziej zły… - mruczenie przerwały cichy, smętny komentarz.


- Zły? – spytał Harry, nie przerywając jednak masażu. Nie do końca rozumiał o co mu chodzi, a blondyn czasami miewał dziwne pomysły.


- No, o to wszystko. O te treningi i miotły… W sumie okazało się, że jak przychodzi co do czego, to jestem beznadziejny…


- Oj kotku… - zaśmiał się zrezygnowany. Malfoy naprawdę miał niską samoocenę. – Nie przesadzasz? Przecież nic się nie stało i jakoś sobie poradziliście. A zdemolowany dom… No cóż, każdemu się zdarza. Jest już posprzątane, więc nie ma potrzeby dłużej się tym przejmować. A co do złości… Wiesz, że cię kocham i nigdy nie zrobiłbym ci krzywdy. Nie bój się mnie, bo chyba nigdy nie dałem ci takiego powodu, co?


- Też cię kocham – pisnął blondyn i wyswobadzając się w końcu spod jego ciężaru objął za szyję, przytulając się mocno.


- Mój przytulak – wymruczał czule, obejmując go.



_-*-_



Leżeli przytuleni, a za oknami gęstniał mrok. W domu było cicho, dziecina pewno już spały. Draco poruszył się niepewnie i zaczął wiercić, szukając wygodniejszej pozycji. Zrezygnowany westchną unosząc się na łokciu i patrząc na Harrey’ego.


- Cieszę się, że nic ci się nie stało – mruknął cicho i musnął jego policzek w delikatnym pocałunku. – Martwiłem się… - jego usta przesunęły się i powoli zaczęły pieścić dolną wargę łowcy. Po chwili dołączył do nich także język, pogłębiając ich doznania.


- Draco! – warknął Potter. – Podobno byłeś taki zmęczony – zironizował i odwrócił się na bok, szybko zmieniając w wilka.


Malfoy przez chwilę patrzył na niego zawiedziony, po czym zajęczał ze złością i wyszarpnął spod potężnego zwierzęcia kołdrę, owijając się najszczelniej jak tylko mógł.


Łowca pokręcił szarym łbem i zachichotał, przysuwając się do wystającej spod przykrycia jasnej czupryny. Wyciągnął po cichu szyję i zimnym, wilgotnym nosem musnął odsłonięty kark, szybko cofając się z powrotem na swoją połowę łóżka.


Tak jak się spodziewał, blondyn zareagował wściekłym wrzaskiem, po czym schował się pod pościelą razem w głową. Nadal upierał się zgrywać obrażonego. Ciekawe ile tak wytrzyma… pomyślał Harry. Odpowiedź nadeszła pół minuty później w postaci czerwonej z braku tlenu twarzy Draco, wyłaniającej się spod kołdry. Chłopak widząc rozbawione spojrzenie zielonych ślepi tylko gniewnie prychnął, po czym przysunął się do niego, oplatając futrzasty kark rękami.


Wiedziałem… przemknęło jeszcze przez myśli wilka, zanim usnął ukołysany spokojnym oddechem wtulonego w niego blondyna.



_-*-_



Łowca, nadal pod pilną opieką służących, szybko wracał do zdrowia. Wciągu kilku dni wrócił całkowicie do swoich obowiązków, starając się zamknąć wszystkie sprawy, przed rozpoczęciem nowego życia w Hogwarcie. Przygotowania do wyjazdu, zwłaszcza rzeczy potrzebnych najmłodszemu członkowi ich „rodziny”, pozostawił na głowie Draco.


Dni mijały spokojnie, znów zapełnione codzienną rutyną, a tymczasem lato mijało, powoli zmierzając ku końcowi.



Rozdział 20


Draco ponuro kiwał się na krześle patrząc jak Harry przerzuca rozłożone na biurku papiery. Łowca dopiero co wrócił z jednego spotkania, a już był spóźniony na następne. Ostatnie dni przed wyjazdem dla żadnego z nich nie były łatwe, zwłaszcza dla łowcy. A teraz blondyn będzie musiał jeszcze raz od nowa porządkować dokumentacje…


Potter właśnie chował do torby wybrane dokumenty, kiedy panującą w domu ciszę przerwał dziki wrzask i łomot dobiegający z końca korytarza.


Przez chwile żaden z nich się nie poruszał. Spojrzeli na siebie zaniepokojeni, po czym jednomyślnie ruszyli w kierunku drzwi.



_-*-_



Skonsternowani patrzyli na zielone drzwi prowadzące do pokoju Tomisia.Drzwi, spod których wartkim strumieniem wylewała się woda powoli zatapiając korytarz i cieknąc po schodach. Z wnętrza pokoju dobiegały wściekłe parsknięcia demonic.


Draco pomodlił się tylko w duchu, żeby nie okazało się, że coś złego spotkało syna Harry’ego. Mieli już dość nieszczęść na najbliższy czas.


Powoli, ostrożnie otworzyli drzwi, uwalniając jeszcze więcej wody, która zalała im już nogi powyżej kostek. Wylewała się z otwartej na oścież łazienki, w której progu stały wszystkie cztery służące, uchylając się co chwila przed rozbryzgami wody.


- Co tu się dzieje?! – zapytał zdumiony łowca.


Przemoczone demonice spojrzały na niego i zaraz dwie z nich zostały ponownie ochlapane, a z łazienki dobiegło głośne bulgotanie. Wszystkie cztery wrzasnęły niekontrolowanie i uciekły, chowając się za plecami Harrego i Draco. Potter patrzył na nie chwile pytającym wzrokiem, ale nie doczekawszy się wyjaśnień ruszył w stronę pomieszczenia.


Draco stał bez ruchu, przytrzymywany za tył szaty przez lodowate dłonie kobiet, czując ja ściekająca z nich woda powoli moczy mu ubranie. Nie rozumiał, co mogło je aż tak wyprowadzić z równowagi, przecież z każdym zagrożeniem powinny sobie bez problemu poradzić, a nie uciekać jak spłoszone przepiórki, chowając się za ich plecami…


Jego rozmyślania przerwało głośne parsknięcie, kiedy Potter został obryzgany wodą w momencie, w którym stanął w drzwiach. Wszyscy zamarli patrząc na niego i czekając na to co zrobi, ale takiej reakcji nikt się nie spodziewał. Łowca najzwyczajniej w świecie wybuchnął śmiechem…


Draco wyrwał się kobietom i szybko podszedł do mężczyzny próbując zajrzeć mu przez ramię. Prze chwilę nie wierzył w to co widzi.


Na podłodze, w centrum olbrzymiej kałuży wypełniającej łazienkę, siedział smok. Maleńki, nie większy od średniego psa, niebieski smok. Smoczątko.


Stworzonko siedziało niepewnie, podpierając się przednimi łapkami i trzepocząc mokrymi skrzydłami. I najwidoczniej było zachwycone zalewającą dom wodą.


Miało olbrzymie, niezgrabne łapy, zakończone ostrymi jak brzytwa, czarnymi szponami. Nie licząc jasnego, beżowego brzuszka i zielonej pręgi ciągnącej się od nosa do ogna było pokryte błękitnymi łuskami odbijającymi światło i zalewającymi łazienkę milionem niebieskich refleksów tańczących po ścianach. Między palcami łap widać było sprężyste błony, a ogon kończył się rozszerzoną płetwą, kształtem przypominającą zgrabny liść.


Skrzydła smoka były prawie dwukrotnie od niego większe, poruszały się niespokojnie, składając i rozkładając, naprężając tym samym pokrywającą je miękką skórę. Smok potrząsał też dwoma jasnymi rogami wyrastającymi z czubka głowy i osłaniającą kark grzywą mocnych kolców, stroszących się jak futro na karku wilka.


Kiedy Draco zajrzał do łazienki prze ramie ciągle śmiejącego się Łowcy, smoczątko zapiszczało radośnie i gwałtownym machnięciem ogona posłało w jego kierunku potężne chluśnięcie wody. Teraz już wszyscy byli doszczętnie mokrzy.


Smoczek zapiszczał jeszcze raz i próbował wstać, ale jego nóżki były zbyt słabe i przewrócił się na plecy, przygniatając jedno ze skrzydeł. Piszcząc ze strachu i złości, malec zaczął turlikać się, próbując odwrócić się na brzuszek. Kiedy w końcu mu się to udało, ułożył się na podłodze, do połowy zanurzony w wodzie i ziewnął rozdzierająco.


- Możecie mi w końcu wyjaśnić jak to się stało? – spytał Potter, cały czas się śmiejąc.


- To proste…


- Twój syn uwielbia kąpiele i kiedy Nefi próbowała wyjąć go z wanienki najwidoczniej uznał, że mu się to nie podoba.


- I zalał pół domu, żeby tylko posiedzieć jeszcze w wodzie…


- A żadna z nas nie mogła go powstrzymać…


Harry zaśmiał się i ignorując chlapiącą wszędzie wodę podszedł do malutkiego smoka i wziął go na ręce, owijając dokładnie puchatym ręcznikiem. Malec zamruczał radośnie i już po chwili w ramionach mężczyzny spoczywało, powoli zasypiające ze zmęczenia, niemowlę.


- Nawet jeśli odkrył swoją drugą postać, to Tom jest nadal tylko malutkim dzieckiem… - wymruczał patrząc z politowaniem na speszone demonice i wyszedł, podając dziecko czerwonej ze wstydu nefilim.



_-*-_



-To niesprawiedliwe! – bliźniaczki już od pół godziny stały obrażone pod ścianą, nie chcąc nawet wyjaśnić o co im chodzi.


- Właśnie! Tak nie powinno być!


Draco westchnął znużony. Ledwo udało im się opanować sytuację w łazience, a Łowca od razu wyszedł z domu, zostawiając wszystko na głowie jego i demonic. Kobiety zabrały się za naprawianie skutków ich małej powodzi, bo stare mury mogły poważnie ucierpieć od takiego zalania. Tomiś spał już spokojnie w swoim łóżeczku, a jemu kazały zająć się dziewczynkami. Dziewczynkami, które były święcie oburzone nie wiadomo na co i nie pozwalały się w żaden sposób uspokoić.


- Ale co takie jest? – zajęczał zrezygnowany osuwając się po ścianie na podłogę i chowając głowę w kolanach. Nie miał już siły.


- Postać Tomisia! – wrzasnęły razem.


- Co? – kompletnie nie rozumiał o co im chodzi, ale najwidoczniej dla nich było to ważne. – Możecie mi wytłumaczyć?


Dziewczynki poparskały chwilę zdenerwowane, ale podeszły do niego i siadły na podłodze po jego bokach, przytulając się.


- Chodzi o to jaką formę przybrał Tomiś, kiedy się zmienił – zaczęły wyjaśniać smutnymi głosikami. – I kiedy to zrobił…


- Kiedy?


- No, bo większość dzieci uczy się zmieniać kiedy już potrafią chodzić i mówić… A on ma dopiero dwa miesiące! – były wyraźnie oburzone. – A poza tym…


- Poza tym zmienił się w prawdziwego smoka!


- Wodnego smoka!


- Ale wy też… - Draco starał się nadążyć za ich wypowiedziami, ale nadal wiele zwyczajów ich ludu nie znał i nie potrafił zrozumieć.


- Nie! Nasze postaci może są fajne, ale słabe – patrzyły na niego dwie pary błyszczących zielonych oczu. – Nasza mama była ognistym smokiem i potrafiła przybrać postać dowolnego smoka.


- Od takiego wielkości jaszczurki do takiego duuuużo większego od domu. A tata…


- Tata jest wilkiem, ale bardzo dużym i magicznym.


-Magicznym, czyli że może używać magii jako wilk, a nie tylko jako czarodziej – wyjaśniła od razu Rosa, widząc że nie zrozumiał stwierdzenia jej siostry. – A my potrafimy tylko mieszać częściami wilka i smoka, ale zawsze będziemy małe i niemagiczne.


- A Tomiś nie dość że tak wcześnie się zmienił to jeszcze jest w pełni smokiem.


- I teraz będziecie mieć niezłe problemy, jak nasz braciszek nauczy się latać, zanim jeszcze będzie chodził! – zakończyły mściwie, po czym biegiem uciekły do swojego pokoju, pozostawiając oszołomionego Draco na środku korytarza.



Rozdział 21


Harry przetarł ze znużeniem oczy, wchodząc po schodkach prowadzących do drzwi domu. Do ich wyjazdu pozostało już tylko kilka dni i niebawem będzie trzeba zacząć się pakować. A zdążyli już nazbierać w domu całą masę rzeczy, zwłaszcza, że nowy wujek rozpieszczał jego córki na wszelkie możliwe sposoby. Tym bardziej, że wolno mu było to robić z funduszy Ministerstwa poświęconych na przyjęcie łowcy… Bliźniaczki wyrastały na prawdziwe kokietki, potrafiły okręcić sobie każdego wokół paluszka. W Hogwarcie będzie musiał na nie bardzo uważać. Wolał nie wyobrażać sobie, co jego małe kobietki zrobią z tymi wszystkimi niespodziewającymi się żadnego zagrożenia chłopcami w szkole…


Po przekroczeniu progu przystanął na chwilę przysłuchując się dziwnej ciszy, panującej w całym mieszkaniu – zwykle o tej porze dom rozbrzmiewał dzikimi wrzaskami bliźniaczek, uciekających przed demonicami w próbie uniknięcia kąpieli i łóżka. Teraz jednak nic się nie działo, a niemożliwe było, żeby dziewczynki już spały. Zmarszczył brwi, czekając niecierpliwie na wyjaśnienia.


Nie musiał długo czekać, już kilka sekund później pojawiła się przednim Mia, z uśmiechem odbierając ciężki skórzany neseser.


- Dzieci, jak zapewne pamiętasz, nocują dzisiaj u państwa Weasley, Nefi pojechała razem z nimi. Dziewczynki muszą nacieszyć się przyjaciółmi przed wyjazdem do szkoły. Zdążyłeś w sam raz na kolację, wszystko jest jeszcze ciepłe.


Mruknął tylko zrezygnowany i ruszył do kuchni. Po takim dniu jak dzisiaj, miał tylko ochotę na ciepłą kąpiel, ale rozumiał, że nie warto przeciwstawiać się kobietom. W końcu to one zawsze pilnowały, żeby właściwie się odżywiał. W nowej pracy będzie zapewne musiał dostosować się do stałych godzin posiłków, chyba że uda mu się namówić skrzaty do wpuszczania demonic do kuchni. Nie czuł się głodny, ale potrzebował orzeźwienia jakie zapewniała samotna chwila w łazience. Nawet jeśli nie musiał wcześniej walczyć tylko, tak jak dzisiaj, cały dzień spędził na niekończących się spotkaniach, rozmowach i wywiadach. Usiadł przy stole, niechętnie patrząc na stawiane przed nim talerze.


Zjadł szybko, nie myśląc nawet o tym co je, a jego jedyną myślą była teraz łazienka. Nienawidził takiej roboty, oficjalnych, sztywnych spotkań i ludzi patrzących na niego albo ze ślepym uwielbieniem albo z pogardą. Już dawno zorientował się, że jako łowca w Anglii będzie należał do grona osób, które można albo kochać albo nienawidzić. Pośredniej opcji nie było, ale też niespecjalnie mu na tym zależało. Już dawno przestał przejmować się opinią innych – jeszcze w szkole oduczyły go tego głupie artykuły w Proroku. A teraz znowu wróci do Hogwartu - swojego pierwszego prawdziwego domu, miejsca gdzie, mimo wielu przykrych zdarzeń, był naprawdę szczęśliwy i gdzie zdobył przyjaciół na całe życie. Ruszył szybko po schodach, zastanawiając się przez chwilę, gdzie też podziewa się Draco. Pewnie jak zwykle zasiedział się w bibliotece i znowu będzie go musiał stamtąd wynosić na siłę… Idąc korytarzem zaśmiał się cicho, przypominając sobie oburzenie blondyna. Malfoy naprawdę był uroczy, zwłaszcza kiedy się dąsał.


Jego śmiech urwał się nagle, gdy poczuł oplatające go w pasie szczupłe ramiona. Uśmiechnął się ciepło i odwrócił szybko do wtulonego w jego plecy chłopaka. Przyciągnął go do siebie i pocałował delikatnie, na co ten odpowiedział cichym pomrukiem. Malfoy był ubrany w luźne dżinsy i białą koszulę. Bogowie, jak bardzo pociągało go to kruche, delikatne ciało, jak bardzo pragnął wziąć i…


Skarcił się mentalnie za takie myśli, natychmiast odrywając się od tych najsłodszych na świecie usteczek. Nie wolno mu było myśleć tak o blondynie, jeszcze nie. Sprawiłby mu tylko ból, bo Draco nigdy jeszcze nie był w takiej sytuacji i zapewne nie rozumiał z czym to się wiąże. Musiał opanować swoje żądze i dać małemu czas.


Poczochrał zarumienionego blondyna i ruszył w kierunku ich sypialni. Nie zwrócił uwagi na to, że Malfoy idzie za nim, ani że uśmiecha się w dziwny, przebiegły sposób.



_-*-_



Przechodząc przez pokój ściągnął z siebie koszulę, zostając w samych spodniach. Szybkim krokiem ruszył w stronę drugich drzwi, ale na progu zatrzymał się gwałtownie, nie wierząc w to, co widzi.


Jako łowcę nie było łatwo go zaskoczyć. Jednak widok łazienki zaparł mu dech w piersiach. Całe pomieszczenie oświetlone płomykami czerwonych świec, unoszących się łagodnie w powietrzu, nabrało niepowtarzalnego uroku. Efektu dopełniała delikatna, różana woń na tyle subtelna, że nie dusiła a była tylko cieniem zapachu, duża wanna wypełniona parującą wodą po której, wśród białej piany, pływały delikatne szkarłatne płatki oraz dwa kieliszki szampana stojące na krawędzi. Odwrócił się i popatrzył w roziskrzone oczy blondyna.


- Proszę… - mruknął Draco, czekając przy wejściu i uśmiechając się niepewnie. Był czerwony ze wstydu i patrzył gdzieś w bok. – Nic nie mów, tylko…


Przerwał mu zaborczym pocałunkiem, przyciskając go do ściany. Zrozumiał doskonale, całą niewypowiedzianą prośbę swojego przyszłego kochanka. Najwidoczniej zbyt martwił się o niego, ignorując jego potrzeby. W końcu Draco nie był już przecież dzieckiem, byli w tym samym wieku. Doceniał to jak bardzo blondyn się postarał, w takich warunkach na pewno wszystko będzie dla nich obydwu o wiele wspanialsze… Zwłaszcza, że to Malfoy wykonał pierwszy krok.


Przygryzł lekko jego dolną wargę, zmuszając go do uchylenia ust i od razu wsunął do środka język. Pieścił gładkie podniebienie i policzki. Draco niezdarnie, delikatnie starał się oddać pocałunek i po chwili ich języki splotły się w łagodnej przepychance, dając obydwu jeszcze więcej przyjemności. Malfoy już teraz nie potrafił się opanować, jego biodra poruszały się delikatnie, pocierając o udo bruneta, które nie wiadomo kiedy wsunęło się miedzy jego nogi. Harry czuł jak bardzo chłopak jest podniecony i to rozwiało do końca jego wątpliwości.


Puścił w końcu opuchnięte od pocałunku wargi, przenosząc się na kusząco jasną szyję, skubiąc i całując delikatną skórę. Zatrzymał się na chwilę na wrażliwym miejscu za uchem, nagrodzony mruknięciem i mocniejszym odchyleniem głowy. Sunął ustami w górę i w dół, niespiesznie poznając jego smak. Jego ręce już odpinały guziki koszuli blondyna, który z zamkniętymi oczami i olbrzymimi rumieńcami na policzkach oddawał się pieszczotom. Wsłuchiwał się w jego ciężki oddech, napawając każdym westchnieniem.


- Pamiętaj, że wystarczy tylko słowo, a przestanę – wyszeptał owiewając ciepłym oddechem jego ucho. Draco tylko jęknął, oplatając jego kark drżącymi dłońmi.


Zdarł z niego do końca koszulę i klęknął przed nim. Jego język odszukał lekko już sterczące sutki, a dłonie masowały wystające kości miednicy. Blondyn coraz ciężej oddychał, ledwo stojąc na nogach. Łowca zignorował boleśnie napierającą na spodnie męskość, poświęcając całą uwagę drżącemu i wzdychającemu z przyjemności Malfoyowi. Postanowił, że blondyn do końca życia nie zapomni tej nocy.


Przygryzł delikatnie jeden sutek, przenosząc się od razu na drugi. Czując coraz mocniejsze ruchy szczupłych bioder, wyrywających się z jego uścisku, sięgnął dłonią do paska spodni, ściągając je z blondyna od razu z bielizną. Draco zajęczał, gwałtownie szarpiąc biodrami. Harry nie pozwolił mu się ruszyć, utrzymując go ciągle w pionie, pomimo drżących kolan. Niespiesznie zaczął wędrować ustami po rozpalonym ciele, pozostawiając wilgotną ścieżkę, naznaczoną gdzieniegdzie niewielkimi malinkami. Wsłuchiwał się w coraz głośniejsze westchnienia i jęki, czując coraz mocniejsze drżenie szczupłego ciała i wspartych na jego ramionach dłoni.


Dotarł w końcu na płaski, miękki brzuszek, gdzie odnalazł kolejne czułe miejsce. Miękka skóra poniżej pępka, której najlżejsze dotknięcie wywoływało dreszcze przebiegające całe ciało Draco. Potter uśmiechnął się tuż przy jego skórze, muskając wargami ponownie ten cudowny punkt – blondyn tak niesamowicie wrażliwie reagował na jego pieszczoty…


Przeniósł się na pachwinę, jednocześnie masując jedną dłonią wewnętrzną stronę uda blondyna. Celowo na razie omijał wzbudzoną męskość, na której końcu już zbierały się lśniące krople spermy. Wiedział, że Malfoy z racji swojego braku doświadczenia znajduje się już na samej krawędzi, a zamierzał dać mu jeszcze trochę przyjemności.


Popatrzył na spoconą, zaróżowioną twarzyczkę Draco, na jego rozchylone wargi spazmatycznie chwytając powietrze. Nie odrywając od niego spojrzenia, chuchnął delikatnie na jego penisa. Blondyn sapnął zaskoczony, patrząc na niego szeroko otwartymi, zamglonymi oczami. Harry przykuł wzrokiem to spojrzenie, nie pozwalając mu uciec.


Powoli, prowokująco wystawił język i samym końcem zebrał krople zdobiące główkę jego penisa, oblizując zmysłowo usta. Malfoy zajęczał jeszcze głośniej, ale nie potrafił odwrócić wzroku ani zamknąć oczu. Podniecony do granic możliwości patrzył jak łowca zaczyna pieścić wargami jego członek. Krzyknął z rozkoszy, odrzucając do tyłu głowę, kiedy ciepłe usta zamknęły się wokół jego męskości. Wplótł palce w długie, ciemne włosy Harry’ego, przyciągając go bliżej siebie.


Potter coraz wyraźniej czuł dreszcze przyjemności targające kochankiem, więc od razu zaczął szybko poruszać głową, jednocześnie pieszcząc go językiem. Draco wygiął się w łuk, skamląc i jęcząc na zmianę. Brunetowi zajęło tylko chwilę doprowadzenie partnera na szczyt rozkoszy. Starannie zlizał najmniejsze krople białego płynu, po czym posadził półprzytomnego chłopaka na swoich kolanach. Draco, znów uroczo zawstydzony, wtulił się w jego bark.


- Jesteś słodki kiedy się rumienisz – szepnął do czerwonego ze wstydu uszka, tuląc go do siebie. Odpowiedziało mu tylko niewyraźne mruknięcie. – Ale nie ma mowy, żebyś mi teraz usnął – zaśmiał się, widząc wlepione w niego błękitno szare tęczówki, wypełnione lękiem pomieszanym z ciekawością. – Skoro już tak się postarałeś… to ta noc będzie dla ciebie niezapomnianym przeżyciem –zerwał się na nogi z piszczącym blondynem w rękach, skopując po drodze spodnie z nóg, ruszył szybko w kierunku wanny…


Rozdział 22


Draco siedział w gorącej wodzie pomiędzy udami Harry'ego, wygodnie opierając się o jego tors. Potter powolnymi, zmysłowymi ruchami zaczął namydlać jego ramiona, łącząc mycie z relaksującym masażem. Chłopak przymknął oczy mrucząc z zadowoleniem.


Dłonie łowcy niespiesznie przeniosły się na jego obojczyki i klatkę piersiową, zahaczając o różowe sutki i wyrywając kolejne zduszone jęknięcie. Przesuwały się po brzuchu i szczupłych udach, rozluźniając napięte po orgazmie mięśnie i powoli, systematycznie rozpalając od nowa jego ciało.


Draco wzdychał, kręcą się pod tym dotykiem, czując przeszywające jego ciało fale gorąca, kumulujące się w podbrzuszu. Jego penis, znów pobudzony do granic możliwości, błagał o dotyk, jednak dłonie bruneta stale omijały tę okolicę. Malfoy czuł, że długo już tego nie wytrzyma, że musi coś zrobić, inaczej zwariuje.


Szybko przekręcił się przodem do Harry’ego.


Blondyn siedział teraz na kolanach łowcy, oplatając go w pasie nogami. Ich spojrzenia spotkały się, ale Draco, pomimo mocnego rumieńca, nie opuścił wzroku. Pochylił się powoli, przylegając wargami do ust kochanka, jednocześnie rozmazując pianę na jego torsie. Potter mruknął zadowolony i łapiąc go za biodra przysunął bliżej siebie tak, że ich krocza otarły się o siebie. Draco zajęczał i pokonując zawstydzenie zaczął poruszać biodrami, dostarczając obojgu jeszcze więcej przyjemności. Czuł jak dłonie łowcy przesuwają się po jego plecach, a język sprawnie masuje podniebienie.


Znowu podniecenie wzięło nad nim górę, odbierając zmysły. Ciepła woda i silne ciało Harry’ego pozwoliły mu się rozluźnić i częściowo zapomnieć o strachu.


Potter przesunął dłonie jeszcze niżej, ugniatając miękkie pośladki i ułatwiając mu ocieranie się o siebie. Nie czując oporu sięgnął dalej, wkradając się pomiędzy jasne półkule.


Draco drgnął przestraszony, kiedy poczuł palce muskające jego otworek, ale nie przestawał się poruszać. Ufał Harry’emu, choć całe jego ciało odruchowo się napięło, czekając na nieunikniony ból. Jednak palce łowcy nie zagłębiły się w jego wnętrzu, masowały wejście, starając się przyzwyczaić go do dotyku w tym miejscu.


Malfoy westchnął rozluźniając się powoli i ponownie oddał się przyjemności.


Powoli subtelne ruchy smukłych palców Pottera zaczęły mu sprawiać przyjemność tak, że zapragnął poczuć je mocniej. Łowca jednak dalej masował go delikatnie, nie przerywając pocałunku.


Draco zajęczał niezadowolony i wypiął pośladki, próbując zmusić partnera do nasilenia pieszczoty. Jedyne co udało mu się uzyskać, to miarowe napieranie wskazującego palca na wrażliwy punkt. Za każdym razem, kiedy palec już miał przełamać opór mięśni, cofał się zaczynając zabawę od początku.


Blondyn czuł, że dłużej tego nie wytrzyma. Szybko sięgnął ręką do tyłu łapiąc Harry’ego za nadgarstek i nie pozwalając mu cofnąć dłoni nabił się gwałtownie na jego palce pojękując z rozkoszy. Zarumienił się mocno uświadamiając sobie, że w zasadzie Potter zwyczajnie go sprowokował, przełamując jego strach. Zresztą poruszające się w nim palce nie powodowały bólu, którego się spodziewał tylko dziwne uczucie rozciągania wymieszane z przyjemnością. Po chwili krzyknął głośno, kiedy łowca odnalazł jego prostatę. Wystarczyło parę ruchów, żeby znowu doszedł.


Harry nie zamierzał jednak przestawać, natychmiast z powrotem go pobudzając i nie dając chwili wytchnienia. W momencie kiedy Draco ponownie zaczął wić się w jego uścisku uniósł go lekko do góry i powoli opuścił na swój napięty członek. Blondyn sapnął cicho, patrząc na niego zaskoczonymi szarymi tęczówkami. Wydawał się zdziwiony faktem, że ich zbliżenie wcale nie jest takie bolesne.


- Podoba ci się królewno? – wymruczał mu zmysłowo do ucha, zaczynając się powoli poruszać. Draco jęknął i dołączył do spokojnych, miarowych ruchów.


- Myślałem że… ach.. będzie… - z trudem łapał powietrze, co chwilę pojękując uroczo i rumieniąc się. – Ach… Harry… mocniej…


Łowca od razu spełnił jego żądanie, przyspieszając ruchy. Nie przejmował się wychlapywaną na podłogę wodą, służące na pewno później ją posprzątają.


Przyspieszył jeszcze bardziej - za każdym razem mocno trafiając w prostatę kochanka. Draco jęczał z rozkoszy, a jego ciałem szarpały dreszcze. Po chwili doszedł z cichym krzykiem, a zaciskające się mocno mięśnie doprowadziły do orgazmu również Harry’ego.


Przez chwilę leżeli zmęczeni po prostu przytulając się do siebie, ale kiedy woda zaczęła się robić zimna pospiesznie opłukali się i opuścili łazienkę. Jeszcze zanim dotarli do łóżka, łowca przyciągnął do siebie kochanka, obsypując pocałunkami jego szyję…



_-*-_



Chcąc sprowokować łowcę w najśmielszych marzeniach nie spodziewał się czegoś takiego. Mężczyzna był pełen namiętności, a mimo to delikatny. Kiedy w końcu przełamał swoje opory nie wahał się zabrać kochanka na wyżyny rozkoszy, nie pozwalając mu nawet na chwilę odpoczynku.


Kiedy w końcu Draco zmęczony zasnął przytulony do jego boku, minęła ponad połowa nocy.



_-*-_



Obudziło go delikatne łaskotanie w okolicy mostka. Leniwie uchylił powieki i popatrzył na spoczywającego obok mężczyznę. Harry leżał na boku, podpierając głowę na ręce i z uśmiechem przyglądał się budzącemu kochankowi. Palcami wolnej dłoni delikatnie przesuwał po jego nagim torsie, łaskocząc jasną skórę. Dopiero teraz Draco uświadomił sobie, że obydwaj są nadzy.


- Która godzina? – wymamrotał odwracając wzrok i podciągając wyżej kołdrę.


- Koło dziesiątej – wymruczał Potter, nie zabierając ręki.


- Co? – wrzasnął zrywając się z łóżka, ale natychmiast tego pożałował, czując dojmujący ból u dołu pleców.


Wyjąc z bólu opadł z powrotem między poduszki. Harry zaśmiał się tylko cicho i pieszczotliwie pomasował mu pośladek.


- Mówiłem ci, że tej nocy długo nie zapomnisz…


Malfoy prychnął tylko gniewnie, z niesmakiem zauważając, że pościel w której leżą jest zmięta i w wielu miejscach poplamiona, a w całym pomieszczeniu unosi się intensywny zapach podniecenia. Jego arystokratyczne wychowanie nagle postanowiło się obudzić i zdecydowanie zaprotestować na leżenie w takich warunkach. Pojękując z bólu ostrożnie zwlókł się z posłania, wlokąc za sobą zmaltretowaną kołdrę, którą z trudem próbował się okryć. Ignorując rozbawione parsknięcie łowcy, ruszył w stronę uchylonych drzwi łazienki.



_-*-_



Siedział przy stole na kilku miękkich poduszkach a i tak nie mógł powstrzymać zbolałych jęków przy każdym gwałtownym ruchu. W dodatku wszystkie obecne w domu demonice nie oszczędzały go, bezlitośnie szydząc na każdym kroku z jego cierpienia.


Wbił zagniewany wzrok w talerz jajecznicy, starając się nie myśleć o tym, jak ma przesiedzieć cały dzień nad papierami na twardym fotelu w bibliotece. Teraz już kompletnie nie rozumiał, dlaczego tak się spieszył z tym wszystkim, przecież mógł sobie oszczędzić kilku tygodni problemów z siedzeniem…


- Będziesz miał ciekawy dzień dzisiaj… - do jego uszu dobiegł kolejny złośliwy komentarz i kolejne głośne wybuchy śmiechu.


- Ciekawe kto to tak urządził gabinet, że są w nim tak paskudnie twarde fotele… Normalnie bestialstwo, zważając na mieszkającą w tym domu parę…


- Przecież można było przewidzieć, że ktoś zajmujący się papierami będzie potrzebował mięciutkiego siedzenia…


- Ale teraz już nic nie można zro… - Draco nie słuchał dalej, oburzony wstał i ruszył szybko w stronę drzwi, planując jak najszybciej zakopać się w książkach z dala od tych złośliwych istot. Jednak nie dane mu było dojść do wyjścia, bo oplotły go ciepłe ramiona, przytulając go do dużego, miękkiego biustu jednej z demonic.


- Nie no, maluszku, nie obrażaj się tak…


- Przecież wiesz, że nie chcemy cię urazić…


- Ale ty się tak słodko dąsasz… - blondyn prychnął próbując wyszarpnąć się z silnego uścisku, ale kolejna kobieta przytuliła się do niego od przodu.


- No już, nie bądź zły… Żeby ci poprawić humor to powiemy ci, że w szafce nad umywalką znajdziesz maść przeciwbólową…


- Gdyby łowca jeszcze nie wyszedł mógłby ci ją wsmarować, ale chyba dzisiaj będziesz musiał poradzić sobie sam – ponownie wybuchły śmiechem, ale już ich nie słuchał pędząc po schodach do łazienki.


Rozdział 23


Równomierny stukot pociągu i migające za oknem widoki wprawiały Draco w stan otępienia. Bliźniaczki w końcu zasnęły, zmęczone gonieniem po przedziałach i zaczepianiem wszystkich spotkanych osób. Już było widać, że będą pupilkami większości grona pedagogicznego. Tomiś leżał na brzuszku na rozłożonym na siedzeniu kocu, bawiąc się spokojnie grzechotką. Na szczęście na razie nie opanował zamiany w swoją animagiczną formę, wypadek z łazienki był jednorazowy. Demonice gdzieś się ulotniły, uznając najwidoczniej, że na razie nie są potrzebne. Wszystko wokół było takie spokojne i sielankowe.


Blondyn oderwał spojrzenie od mijanych pejzaży i spojrzał z delikatnym uśmiechem na siedzącego naprzeciwko niego, zaczytanego w jakiejś książce bruneta. Jedyne co odróżniało ich od normalnej, szczęśliwej rodziny to właśnie fakt, że obaj byli mężczyznami.


Ostatnie dni przed wyjazdem były cudowne. Łowca nie przyjmował już zleceń, poświęcając kochankowi całą swoją uwagę. Prawie nie wychodzili z sypialni, a Malfoy nie zamierzał narzekać. Z każdą wspólnie spędzoną chwilą czuł, że coraz mocniej kocha Harry’ego i że to właśnie z nim chce spędzić swoje życie.


Lecz w końcu nadszedł trzydziesty pierwszy sierpnia – ostatni dzień wakacji i pora wyjazdu. Teraz siedzieli w ekspresie Londyn-Hogwart, którym większość nauczycieli docierała do szkoły. Na peronie spotkali zdumiewająco dużo znajomych osób, chociaż było też kilku nowych pedagogów, których poznają dopiero na miejscu. Na razie chcieli jeszcze nacieszyć się sobą w zarezerwowanym dla nich przedziale.


Harry, jakby wyczuwając jego spojrzenie podniósł głowę, patrząc mu głęboko w oczy. Uśmiechnął się, tym najpiękniejszym, pełnym czułości uśmiechem, tak jak tylko on potrafił. W dodatku Draco wiedział, że ten uśmiech jest tylko dla niego i myśląc o tym, czuł niesamowite ciepło w sercu.


Tak, pomyślał, z tym mężczyzną mógłbym pójść na koniec świata… a nawet dalej. Nie był pewien tego, co ich czeka w Hogwarcie, jak zostanie przyjęty i jak pozostali nauczyciele będą patrzeć na ich związek. Ale z Potterem u boku był gotów stawić temu czoła. Właśnie rozpoczynał się dla nich nowy rozdział życia.



_-*-_



Rozdział 24



Powoli szli wysypaną żwirkiem ścieżką, otoczeni cichym szumem wiatru i zapadającą wokół ciemnością. Powietrze było świeże i rześkie, ciągle jeszcze ciepłe, chociaż czuło się w nim nadchodzącą noc. Wszystko było takie ciche i spokojne…

Zrezygnowali z jechania powozem głównie dlatego, żeby przypomnieć sobie chwile spędzone właśnie tutaj, na wąskich uliczkach Hogsmeade, na szkolnych błoniach, nad jeziorem, a jednocześnie, żeby pozwolić sobie na jeszcze chwilę samotności, tylko i wyłącznie w gronie najbliższej rodziny.

Bo byli rodziną. Teraz Draco mógł to stwierdzić z całą pewnością. Nietypową, „nowoczesną” rodziną, ale przecież to nie więzy krwi czy płeć miały tak naprawdę znaczenie. Ważne były wiążące ich uczucia, więź, jaka powstała zaledwie w dwa miesiące wakacji, które razem spędzili.

Uśmiechnął się lekko do własnych myśli i spojrzał na niemowlę śpiące spokojnie w jego ramionach. Nigdy wcześniej nie rozumiał, co wywołuje w ludziach ten dziwaczny odruch zachwycania się dziećmi, opiekowania się nimi i rozpieszczania. Nie rozumiał, dopóki nagle, w zasadzie z dnia na dzień, nie został „wujkiem” trójki małych, uroczych potworków, które mogły z nim zrobić, co tylko chciały. No, może dziewczynki, bo Tomiś, na szczęście, był jeszcze na to za mały.

Przeniósł swój wzrok na szerokie plecy idącego przed nim mężczyzny. Jego mężczyzny. Uśmiechnął się jeszcze szerzej.

Potter szedł, ciągnięty za obie ręce przez zadowolone z siebie bliźniaczki, które szczebiotały coś do ojca radośnie. Harry odpowiadał im równie lekko i naturalnie, tłumacząc jakie miejsca właśnie mijali i opowiadając związane z nimi, ciekawe historie.

Zagadanie brunetek było jedyną metodą na opanowanie ich, ponieważ wyspane w pociągu sześciolatki wprost rozpierała energia. Podekscytowane dodatkowo wizją zobaczenia nowego miejsca zamieszkania, już drugiego w trakcie ostatnich miesięcy, wręcz nie mogły iść normalnie, podskakując i starając się zmusić Łowcę do przyspieszenia kroku.

Kiedy doszli w końcu nad jezioro, nad brzegiem którego widać było zamek, rozświetlony tysiącem migoczących przyjaźnie okien. Zatrzymali się na chwilę podziwiając ten widok. Dziewczynki niezadowolone z postoju zmieniły postać i zaczęły ganiać się i tarzać po trawie niedaleko, dając upust roznoszącej ich radości. Obydwie wyczuwały szczęście swoich opiekunów i wiedziały, że nareszcie są w domu.

Złamany Kieł wyjął łagodnie dziecko ze zmęczonych ramion kochanka, opierając je lekko na swoim barku. Malfoy korzystając z okazji objął go rekami w pasie, wtulając się w jego bok. Przez chwilę stali w milczeniu, spoglądając na szkołę.

- Nigdy nie myślałem, że tu wrócę – mruknął sentymentalnie Harry, uśmiechając się tak ciepło, jak tylko on potrafił. Jego oczy migotały w łagodnym blasku księżyca, unoszącego ponad lasem swój ciągle jeszcze obfity rogal. Niedawno była pełnia.

- Ja też… - westchnął blondyn, ciaśniej oplatając go ramionami. – Chociaż wtedy bardziej zastanawiałem się nad tym, czy uda mi się uniknąć dożywocia w Azkabanie. Nie byłbym pierwszym, osądzonym po czynach swojego ojca i na pewno nie ostatnim.

- Taaak… - brunet zamyślił się na chwilę. – Ale wiesz, ten zamek był pierwszym miejscem, które traktowałem jako swój dom. Prawdziwy dom. I jedynym miejscem, które było nim tak długo. – Na chwilę znowu zapadła cisza, chociaż w głowie Draco panował chaos.

- Prawdziwy dom… - szepnął. – Nawet pomimo…? – urwał pytanie w połowie, nagle zdając sobie sprawę z tego, że mówi na głos.

Potter roześmiał się głośno i załapał go za nadgarstek ruszając w dalszą drogę. Popatrzył na Draco, a w jego oczach migotały radosne iskierki.

- Tak! – powiedział zdecydowanie. – Nawet pomimo takich małych, złośliwych gnojków jak ty!

Malfoy wywrócił tylko oczami, prychnął urażony, ale nie wyrwał swojej ręki z ciepłego uścisku, pozwalając pociągnąć się z powrotem na ścieżkę. Tuż przed nimi przemknęły bliźniaczki w wilczych postaciach – Lily goniła Rosę, korzystając z prędkości dawanej jej przez smocze skrzydła, ale po chwili uciekła z piskiem, umykając przed strumieniem ognia wyplutym przez siostrę.



Powoli zbliżali się do wrót zamku, a Malfoy po raz kolejny pozwolił sobie zatopić się we wspomnieniach ostatnich dwóch miesięcy.

- Dobry wieczór!

Draco zbyt pogrążony we własnych myślach, aby zwracać uwagę na otaczający go świat, wpadł gwałtownie na zatrzymującego się nagle Pottera. Zaskoczony wyjrzał niepewnie zza jego pleców, żeby zobaczyć z kim Łowca wita się w taki sposób.

Wyjrzał i zamarł z otwartymi ustami. Przed Harrym stał anioł. Drobna, niewysoka postać schodząca powoli ze schodów, nie miała może śnieżnobiałych skrzydeł, pokrytych tysiącami drobnych miękkich piórek, ani błyszczącej aureoli, ale otoczona nimbem złocistego światła padającego z otwartej bramy zdawała się pochodzić z zupełnie innego świata.

Ubrana w białą, zwiewną sukienkę i białe pantofelki, szła ku nim drobnymi, kobiecymi kroczkami, a jej biodra kołysały się lekko, poruszając falbankami sukienki. Miodowe włosy opadały łagodnymi falami na zgrabne ramiona i nawet delikatne złociste cętki pokrywające policzki i mały nosek wydawały się raczej skradzionymi promieniami słońca niż piegami.

Draco przez chwilę gapił się bez słowa na dziewczynę, aż do momentu, w którym zdał sobie sprawę z tego, co robi. Oblewając się wściekłym rumieńcem opuścił głowę, nie potrafiąc wykrztusić ani słowa, świadom dziwnego spojrzenia, rzucanego mu przez łowcę.

- Witam! – rozbrzmiał bardzo miły, kobiecy głos, drgający uśmiechem. Głos, w którym jednak zdecydowanie nie było nic pozaziemskiego. – Nie mieliśmy okazji jeszcze się poznać, chociaż już przedstawiłam się bliźniaczkom, podczas podróży pociągiem. Nazywam się Angela Roberts i jestem nową asystentką Hogwardzkiego Mistrza Eliksirów.

Łowca przedstawił siebie, ciągle oniemiałego Draco i śpiącego w jego ramionach syna, a następnie zapytał o powód takiego miłego powitania. Dziewczyna zaśmiała się dźwięcznie, a Malfoy przełknął z trudem ślinę, uświadamiając sobie, że głos Harry’ego nabrał głębszych, mrukliwych tonów, jakby starał się uwieść ich nową znajomą, a jej to najwidoczniej nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie. Wydawała się niezwykle zadowolona z takiego obrotu sprawy.

A Draco potrafił tylko stać obok i zaciskać bezradnie pięści, zbyt onieśmielony, żeby zareagować.

- Dziewczynki dużo mi opowiadały o swoim cudownym ojcu i równie wspaniałym wuju – zaśmiała się ponownie, lekko i przyjacielsko. – Dlatego chciałam was poznać. Dla mnie to również pierwszy rok na posadzie nauczycielskiej w szkole, więc miło by było dzielić to z kimś równie niedoświadczonym.

- Masz zupełną rację Angelo! – silny głos łowcy przebiegł dreszczami po kręgosłupie blondyna. – Chociaż wydajesz się od nas młodsza…?

- Zgadza się. Mam osiemnaście lat, dopiero rok temu skończyłam Hogwart. Ale jestem, jak to mówią, młodym talentem i tylko praktyk nauczycielskich brakuje mi do tytułu Mistrza.

- Wspaniałe osiągnięcie… - zaczął Potter, ale przerwały mu radosne piski bliźniaczek, które dostrzegły z daleka swoją najwidoczniej ulubioną nauczycielkę, bo od razu zaczęły się do niej przytulać.

Dołączenie do nich Lily i Rosy pozwoliło Malfoyowi nieco się rozluźnić, choć nadal nie potrafił spojrzeć na ich nową znajomą, czując się dziwnie skrępowany, a jednocześnie jakby zazdrosny. Pod chwili dzikich okrzyków i powitań znowu zabrała głos Angela.

- Wyszłam przed zamek z jeszcze jednego powodu – powiedział poważnie, tak, że wszyscy w czwórkę, włączając w to Draco, spojrzeli na nią. – Pomyślałam sobie, że skoro przyjechaliście tu razem, to może chcielibyście mieć pamiątkę z pierwszego dnia w nowym domu… - z szerokim uśmiechem pokazała im trzymany w dłoni polaroid. – Jest magiczny i…



**

Malfoy patrzył z lekkim uśmiechem na trzymaną w dłoni fotografię, kiedy szli krętymi schodami do ich apartamentu. Zdjęcie było zdecydowanie piękne. Stali na schodach, w progu wielkich wrót do zamku i wyglądali jak szczęśliwa rodzina.

Wysoki, ciemnowłosy mężczyzna, o włosach spiętych w kucyk, trzymał na ramieniu śpiące niemowlę i uśmiechał się szeroko, obejmując jednocześnie talię szczupłego blondyna stojącego u jego boku, zarumienionego, ale wyraźnie szczęśliwego. Przed nimi dwie czarnowłose sześciolatki machały i robiły dziwaczne miny, przykuwając wzrok patrzącego do magicznej fotografii.

- Oprawimy ją i postawimy na kominku… - wymruczał Harry w jego szyję, całując ją delikatnie i Draco już wiedział. Wiedział, że zupełnie niepotrzebnie był wtedy zazdrosny i, że absolutnie nie musi się martwić o swojego mężczyznę.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
DIREITO DO TRABALHO I História? riqueza do homem Sinopse (1)
Historia Polski do 1505, Historia Polski 1505 3
Historia filozofii nowożytnej, 24. Friedrich Wilhelm Joseph von Schelling, Friedrich Wilhelm Joseph
Historia Od, Do, Wiosna Ludów we Włoszech
Historia Od, Do, Kongres Wiedeński
Historia Od, Do, Europa w przedeń Wiosny Ludów
Historia Od, Do, Oświecenie-Index
Historia Polski do 1505, Historia Polski 1505 6
Historia Od, Do, Wiosna Ludów w Niemczech
Historia filozofii nowożytnej, 24. Hegel - phanomenologie des geistes, system Hegla i „Fenomen
Historia Od Do Najstarsze Cywil Nieznany
Historia Od Do Starozytna Grecj Nieznany
Historia Od Do Poczatki Nowocze Nieznany
Historia Od Do Wielkie Odkrycia Nieznany
Historia Od Do Kształtowanie się Średniowiecznej Europy
Do-24 na dnie jeziora Resko Przymorskie, DOC
Zarys historii Europy do XVIII wieku - Danielewicz, Studia

więcej podobnych podstron