PISMO ŚW. A TRADYCJA Ks. Andrzej Siemieniewski
WSTĘP
Jak nie czytać Pisma św. na własną zgubę?
"W tekście objawionym sam Ojciec niebieski wychodzi nam na spotkanie i rozmawia z nami" - to są słowa Jana Pawła II. Czytanie Pisma św. jest najprawdziwszą rozmową z Bogiem. Owszem, jeśli jest to czytanie właściwe. Czy przyszło ci jednak kiedyś na myśl, że jeśli odpowiednie czytanie Pisma św. prowadzi do serdecznej zażyłości z Panem, to niewłaściwe czytanie Biblii może przynieść duchową zgubę? Jeśli nie, to Bóg pomyślał o tym przed tobą i przestrzegł cię przed tym w swoim własnym Słowie. Powiedział nam, że niektórzy "opacznie tłumaczą Pisma na własną swoją zgubę" (2 P 3, 16).
Są tacy, którzy uczą, aby każdy sam sobie tłumaczył Biblię, a Bóg zachowa go od błędu. Inni twierdzą, że prawidłowo będą tłumaczyli Słowo Boże charyzmatycy, bo to oni mają dar rozeznania, i dlatego ich trzeba słuchać. Jeszcze inni mówią, że trzeba słuchać Kościoła i rozumieć Pismo św. tak, jak zawsze przez dwadzieścia wieków - rozumiała je kościelna Tradycja. Kto ma rację?
a. Każdy sam sobie tłumaczy Pismo?
Wielu jest zwolenników tej pierwszej metody. Mówią: "Jeśli ja mam Ducha Świętego, to dlaczego nie miałbym sam najlepiej rozumieć tekstu, który ten Duch napisał? Cóż mogą mi pomóc ludzkie tradycje i zwyczaje, skoro czytając Biblię rozmawiam z samym Bogiem?" Odpowiedź na te pytania znajdziemy w samym Piśmie świętym. Jest tam napisane wyraźnie: "to przede wszystkim miejcie na uwadze, że żadne proroctwo Pisma nie jest dla prywatnego wyjaśnienia" (2 P 1, 20). A ponieważ jednocześnie doskonale wszyscy wiemy, że samodzielne czytanie Biblii jest nadzwyczaj pożyteczne dla duchowego rozwoju i od wieków polecane było w Kościele, zwłaszcza w zakonach jako tak zwane "czytanie duchowne", pojawia się przed nami bardzo ważny problem: jak właściwie zrozumieć przestrogę Apostoła Piotra, aby nie osłabić jednocześnie orzeźwiającego, codziennego kontaktu z żywym Słowem Bożym spisanym w Biblii.
Jeśli ktoś nie chce się stosować do wyraźnej wskazówki zawartej w Piotrowym liście, wtedy lektura Biblii może przestać być dla niego duchowym pokarmem i źródłem życia, a stać się trucizną prowadzącą do zguby. Apostoł Piotr widząc takie smutne sytuacje już w I wieku ostrzegał: "nasz brat Paweł napisał do was we wszystkich listach [...] są w nich trudne do zrozumienia pewne sprawy, które ludzie niedouczeni i mało utwierdzeni opacznie tłumaczą, tak samo jak i inne Pisma, na własną swoją zgubę" (2 P 3, 15-16). Kierowane pychą i zarozumiałością indywidualistyczne interpretowanie Biblii może więc być czytaniem "na własną zgubę".
b. Charyzmatycy są ostatecznym autorytetem, bo mają dar rozeznania?
Wielu chrześcijan myśli, że w wątpliwych sprawach przy lekturze Biblii zawsze można odwołać się do daru rozeznania. Jeśli ktoś czyni cuda, prorokuje, wyrzuca złe duchy - to przecież najlepszy dowód, że działa w nim Duch Boży. A jeśli tak jest, to czy ten sam Duch nie podpowie mu przez duchowy dar, jak rozumieć trudniejsze miejsca Pisma? Wystarczy przecież tylko pomodlić się o natchnienie i namaszczenie - i odpowiedź będzie gotowa!
Tymczasem jednak Jezus w Biblii wyraźnie mówi, że jest to metoda niewystarczająca. Przepowiedział, że będą tacy, którzy spełniając nawet wielkie charyzmatyczne dzieła, będą w błędzie i w konsekwencji daleko od Niego: "Wielu powie mi w owym dniu: "Panie, Panie, czy nie prorokowaliśmy mocą Twego imienia i nie wyrzucaliśmy złych duchów mocą Twego imienia, i nie czyniliśmy wielu cudów mocą Twego imienia?""(Mt 7, 22).
Jezus wcale nie zaprzecza, że ludzie, o których mówi, spełniali takie cudowne dzieła; wcale nie mówi, że proroctwa ich były nieprawdziwe, a ich cuda fałszywe. Mówi po prostu, że pomimo to wszystko nie byli to "Jego ludzie": "Wtedy oświadczę im: "Nigdy was nie znałem. Odejdźcie ode Mnie wy, którzy dopuszczacie się nieprawości"" (Mt 7, 23).
Kierowanie się "wielką charyzmatycznością" w przyjmowaniu różnych nowych idei i nauk podpieranych cytatami z Biblii może być zwodnicze. Może być przyjmowaniem pouczeń od ludzi, o których Jezus mówi: "nigdy was nie znałem". Należy dokładać starań, by przez lekkomyślną naiwność nie stanąć w gronie takich, o których prorokował Paweł: "Przyjdzie chwila, kiedy zdrowej nauki nie będą znosili, ale według własnych pożądań - ponieważ ich uszy świerzbią - będą sobie mnożyli nauczycieli" (2 Tm 4, 3).
c. Czytanie Biblii według Tradycji Kościoła
Drugi List Piotra poświęcony jest w bardzo dużej części problemowi, kto autorytatywnie ma określać sens Pisma św. Problem ten stał się niezmiernie ważny już w pierwotnym Kościele, skoro "znaleźli się fałszywi prorocy wśród ludu" (2 P 2, 1). Piotr poleca, aby wśród licznych sprzecznych nauk i bałamutnych twierdzeń opartych na pokrętnym tłumaczeniu Pisma przypomnieć sobie, jakie było nauczanie podawane przez posłanych przez Jezusa pasterzy Kościoła: "pobudzam wasz zdrowy rozsądek, abyście przypomnieli sobie [...] przykazania Pana i Zbawiciela, podane przez waszych apostołów" (2 P 3, 1-2).
Interesujące jest, że zanim jeszcze Piotr odwołał się do darów rozeznawania i rozpoznawania przypomniał o innym wielkim darze Bożym: o zdrowym rozsądku. Apostołowie wiele na ten temat mówili w obliczu fanatyzmu, rozgorączkowania i nadużywania pseudoduchowych sposobów rozumienia Słowa. "Zdrowy rozsądek" (2 P 3, 1), "duch trzeźwego myślenia" (2 Tm 1, 7), "zdolność rozumu", którą obdarzył nas Syn Boży (1 J 5, 20) czy nie są to elementy biblijnego nauczania nieco dziś zapomniane?
O ile prywatne czytanie Pisma służy pokrzepieniu serca i pomaga w duchowym karmieniu się, to na pewno nie służy do wyciągania doktrynalnych wniosków na własną rękę i późniejszego podpierania ich wyrwanymi z kontekstu cytatami. Apostoł Piotr z całym naciskiem podkreśla:
"to przede wszystkim miejcie na uwadze, że żadne proroctwo Pisma nie jest do prywatnego wyjaśnienia" (2 P 1, 20).
Posługę wyjaśniania sensu trudniejszych miejsc w Biblii sprawuje Kościół poprzez tych, którzy pełnią urząd nazwany w Piśmie episkopoi i presbyteroi. Episkopoi znaczy po grecku "nadzorujący". Stąd pochodzi polskie słowo "biskup", oznaczające pasterza, który nadzoruje prawidłowość głoszonej nauki i porządku kościelnego. Presbyteroi oznacza "starsi" w znaczeniu przewodniczenia wspólnotom kościelnym. Stąd "prezbiterzy", czyli "księża" (kapłani Kościoła).
Urząd nadzorowania nauczania Ewangelii był sprawowany przez całą historię Kościoła. Najbardziej warto uczyć się rozumienia Biblii od tych, których ze względu na szczególne światło Ducha Świętego nazwano Doktorami i Ojcami Kościoła. Spośród wielkich biskupów i prezbiterów starożytności wyróżniono grono takich, którzy pokazują nam, jak właściwie rozumieć Biblię. Tacy ludzie, jak św. Augustyn, św. Hieronim, św. Bazyli czy św. Jan Chryzostom tworzą najbardziej czcigodną część Tradycji Kościoła. Tradycja zaś to sposób rozumienia Pisma św. w Kościele. Przeciwstawianie Tradycji Pismu św. jest nieporozumieniem.
"Posłuszny nakazom Chrystusa: "Badajcie Pisma" oraz "Szukajcie, a znajdziecie" wypełniam swoją powinność, bym przypadkiem nie usłyszał: "Jesteście w błędzie nie znając Pisma ani mocy Bożej". Jeśli bowiem, jak mówi Apostoł Paweł, Chrystus jest mocą Bożą i mądrością Bożą, to ten, kto nie zna Pisma, nie zna mocy Boga ani Jego miłości: nieznajomość Pisma jest nieznajomością Chrystusa".
To są słowa św. Hieronima, jednego z największych Ojców Kościoła z IV w., z jego komentarza do Księgi Izajasza. Na takich intuicjach wzrastał Kościół, ludzi tak właśnie myślących uznawano za wielkich Doktorów i Ojców. A oto inna sławna wypowiedź Hieronima:
"Czytaj często święte Pisma. Powiem więcej: niech twe dłonie nigdy nie odkładają świętego tekstu. Ucz się tego, czego masz nauczać".
Ten wielki myśliciel był znany z niezmiernie trafnych i ogromnie zwięzłych aforyzmów, jak na przykład taki: "Kochaj Pismo św., a kochać cię będzie mądrość".
To nastawienie nigdy nie znikło z wiary i pobożności katolickiej. Zwołany w latach sześćdziesiątych dwudziestego wieku Sobór Watykański II autorytatywnie stwierdza, nie pozostawiając cienia wątpliwości:
"Kościół [...] zawsze uważał i uważa Pisma Boże zgodnie z Tradycją świętą, za najwyższe prawidło swej wiary" (Dei Verbum, 21).
Uważna lektura powyższej wypowiedzi nasunie zapewne ważne pytanie: dlaczego Sobór dodał, że Biblia staje się najwyższym prawidłem wiary "wraz z Tradycją świętą"? Czy nie następuje tu pomieszanie objawionej nauki Bożej z najróżniejszymi zwyczajami pobożnymi, a może nawet z religijnym folklorem? Czy nie będzie to oznaczać na przykład, że tradycja jesiennego pielgrzymowania do diecezjalnego sanktuarium stanie się równie ważna jak tradycja nauczania o czterech Ewangeliach?
Otóż trzeba zwrócić uwagę na to, że nie o każdą "tradycję" tu chodzi, ale o "Tradycję świętą". Mowa tu więc nie o ludowych zwyczajach, folklorze świątecznym, objawieniach prywatnych, pielgrzymkach, sanktuariach i nauczaniach pojedynczych, choćby najświętszych autorów. Wszystko to są różne "tradycje". Kiedy natomiast mówimy o tym, że "Pisma Boże zgodnie z Tradycją świętą są najwyższym prawidłem naszej wiary", to mamy na myśli tylko i wyłącznie Tradycję, która jest sposobem rozumienia biblijnego objawienia, Tradycję, która pozwala nam zrozumieć poszczególne fragmenty Pisma, szczególnie te trudniejsze.
Dlatego katolik pyta się: Jak rozumiano dany tekst biblijny w historii Kościoła począwszy od pierwszych wieków? Jak tłumaczyli go Ojcowie Kościoła w III i IV wieku? Jak interpretuje go nauczanie biskupów i papieży ostatnich stuleci? Dlatego właśnie, zdaniem katolików, autorytet Biblii natchnionej przez Ducha Świętego wymaga połączenia z autorytetem wierzącego Kościoła wszystkich czasów, bo przecież w Kościele działa ten sam Duch Pański. To właśnie nazywamy czytaniem "Pisma Bożego zgodnie z Tradycją świętą". Nie należy tego mylić z wieloma "tradycjami" (piszemy to małą literą, w odróżnieniu od Tradycji rozumienia Biblii). Owe tradycje to zwyczaje pobożnościowe, często ludowe, które powstają i zanikają, jednych inspirują, a innym się nie podobają, ale w każdym razie nie stanowią centrum naszej wiary.
Teraz przykład dla nieprzekonanych, którzy wciąż mniemają, że Pismo św. samo się wystarczająco jasno wytłumaczy do tego stopnia, że żadne odwoływanie się do tradycji nie jest potrzebne. Znany chrześcijański publicysta amerykański, ewangeliczny protestant doktor James C. Dobson w wydanej w 1996 roku książce Miłość musi być twarda (Love Must Be Tough) pisze:
"Jestem pewien, że nie ma żadnego sposobu, aby jakakolwiek grupa chrześcijan wybrana losowo kiedykolwiek doszła do jednomyślności w sprawie rozwodu i ponownego małżeństwa. Więcej nawet. Nie wierzę, aby cały autobus amerykańskich teologów ewangelicznych mógł być jednomyślny w sprawie rozwodu i ponownego małżeństwa, nawet gdyby podróżowali po Stanach Zjednoczonych przez całe lato!"
Czy Dobson pisze o jakimś nieistotnym, marginalnym aspekcie wiary, który może być rozumiany tak, albo inaczej, bo nie ma to większego wpływu na nasze życie z Jezusem? Otóż czytamy w Biblii, że sprawa ta nie jest błaha: "Kto oddala żonę swoją, a bierze inną, popełnia cudzołóstwo względem niej" (Mk 10, 11). A skoro jednocześnie "cudzołożnicy nie odziedziczą królestwa Bożego" (1 Kor 6, 9-10), oznacza to, że zdaniem wybitnego ewangelicznego publicysty "nie ma żadnego sposobu", aby pewnego typu chrześcijanie, i to nazywający siebie "ewangelicznymi" poinformowali człowieka mającego taki problem małżeński, że jego droga życiowa nie prowadzi do królestwa Bożego! Nie pomoże mu też nawet cały autobus teologów, opierających się na "Biblii, samej Biblii i tylko Biblii".
Sola Scriptura:
Biblia, sama Biblia i tylko Biblia
"Chrześcijanin powinien kierować się tylko Biblią! Pismo św. i tylko Pismo św. ma być naszym drogowskazem. Modlę się do Ducha Świętego, sam czytam w domu Biblię, a więc wiem wszystko i nie potrzebuję niczyjego wyjaśnienia w żadnej sprawie".
Zwolennicy takiego stanowiska powołują się czasem na zasadę zwaną z łacińska sola Scriptura, która polega na twierdzeniu, że jedynym autorytetem w sprawach wiary ma być "sama Biblia".
Tymczasem, jako katolicy przyzwyczailiśmy się do wspierania naszej wiary pomocniczymi argumentami w rodzaju: "Jan Paweł II w czasie swojej katechezy na placu św. Piotra powiedział, że..." albo "już od piątego wieku rozpowszechnił się zwyczaj używania obrazów w modlitwie". Powoływanie się na nauczanie papieży i biskupów, przykłady z historii Kościoła są to dla nas ważne pomoce w chrześcijańskim życiu według Objawienia Bożego. Uczą nas, jak rozumieć wiele prawd wiary, podpowiadają prawidłową interpretację tego, o czym czytamy w Piśmie św. Czasem spotykamy się jednak z wręcz przeciwną opinią, mówiącą, że wszystko, czego potrzebuję, by posiąść zasady chrześcijańskiej wiary, to prywatny egzemplarz Biblii, chwila modlitwy o oświecenie i zapas dobrych chęci. W ten sposób, podobno, zbłądzić nie mogę. Czy na pewno?
a. Czy Biblia naucza o tym, że uczyć się mamy tylko i wyłącznie z samej Biblii?
Dla zwolenników tezy o absolutnej wystarczalności Biblii, czytanej bez potrzeby wyjaśnień i interpretacji ze strony pasterzy Kościoła i historii wiary wierzącego ludu (czyli Tradycji) największym problemem jest sama Biblia. Otóż Pismo św. nigdzie nie zawiera twierdzenia, że samo w sobie wystarczy, albo że samo w sobie jest w prosty sposób zrozumiałe dla wszystkich. Jakby tego było jeszcze mało, to wprost mówi nawet coś dokładnie przeciwnego. Tekst biblijny miejscami bywa na tyle trudny, że "ludzie niedouczeni i mało utwierdzeni opacznie tłumaczą" Pismo św. "na własną zgubę" (2 P 3, 16).
Najmocniejszy fragment z Nowego Testamentu w kwestii autorytetu Biblii to piękne zdania z Listu św. Pawła do Tymoteusza. Często powołują się na nie zwolennicy wyłącznego autorytetu Biblii we wszystkich sprawach związanych z wiarą chrześcijańską. "Od lat niemowlęcych znasz Pisma święte, które mogą cię nauczyć mądrości wiodącej ku zbawieniu przez wiarę w Chrystusie Jezusie. Wszelkie Pismo, od Boga natchnione [jest] i pożyteczne do nauczania, do przekonywania, do poprawiania, do kształcenia w sprawiedliwości aby człowiek Boży był doskonały, przysposobiony do każdego dobrego czynu" (2 Tm 3, 14-17). Jeśli uważnie przyjrzeć się tym zdaniom, to oczywiście nic specjalnie przeciwnego Tradycji Kościoła z nich nie wynika. Mówią one po prostu, że podstawą nauczania, przekonywania i kształcenia chrześcijańskiego ma być Pismo św. (dlatego w Kościele w czasie Eucharystii w liturgii Słowa czyta się tylko i wyłącznie Biblię), oraz że należy je wykorzystać do prowadzenia chrześcijanina ku doskonałości (dlatego podstawową formą nauczania w Kościele katolickim powinna być homilia - wyjaśnianie czytań biblijnych).
Z cytowanego fragmentu 2 Tm wynika, że to, co się robi w liturgii Słowa w czasie Mszy św., jest dobre i że tego należy się trzymać. Jeśli chcemy prowadzić chrześcijan ku doskonałości, to "wszelkie Pismo od Boga natchnione" jest do tego celu "pożyteczne", podczas gdy o innych pismach, nienatchnionych, czegoś podobnego nie czytamy. Natomiast pozostaje tajemnicą, jak wyprowadzić z tego wnioski o tym, że wystarczy absolutnie "sama Biblia i tylko Biblia", oraz że "ani papież, ani żadna Tradycja nie są nam potrzebni do zrozumienia Pisma św."
b. Prawdziwie katolicka wiara w "samą Biblię"
Istnieje więc jakaś niepoprawna forma wiary w wystarczalność "samej Biblii" (sola Scriptura), która to wiara nie jest oparta na żadnym biblijnym tekście, a więc jest sprzeczna sama w sobie. Polega to na głoszeniu, że Pismo św. jest samo w sobie tak jasne, że każdy człowiek dobrej woli z łatwością i bez niebezpieczeństwa błędów sam i bez pomocy je zrozumie. Dlatego też nie miałoby być potrzebne światło w postaci Tradycji Kościoła i Magisterium papieży i biskupów.
Jako lekarstwo na taki bezpodstawny optymizm polecam osobiście krótkie rozmowy (koniecznie w krótkich odstępach czasu!) ze: 1) świadkiem Jehowy, 2) mormonem; 3) adwentystą; 4) członkiem Kościoła nowoapostolskiego. Wszyscy czterej będą z absolutną pewnością wywodzić z tekstu Biblii rzeczy absolutnie sprzeczne ze sobą, i na każdą ze swoich tez będą mieli poparcie sporej ilości wersetów biblijnych. Jeśli takie rozmowy przeprowadzi się w odstępach nie większych niż kilka dni - efekt jest zapewniony, a jest nim uleczenie z wiary w tak rozumianą wyłączną wystarczalność Biblii.
Istnieje jednak prawidłowa, katolicka wiara w wystarczalność Pisma św., a więc katolicka postać wiary sola Scriptura. Każdy katolik powinien wierzyć przecież, że istnieje tylko jedna księga święta na świecie, tylko jedna księga natchniona Duchem Świętym i dlatego nieomylna w sprawach wiary i moralności. Księgą tą jest Biblia: "wierzę w coś objawił, Boże, Twe Słowo mylić nie może" - tak uczono dzieci na lekcjach religii. Spisane, natchnione źródło objawienia Bożego jest tylko jedno, a jest nim "tylko Pismo św.", a więc sola Scriptura. Taki pogląd nazywamy uczenie "wystarczalnością materialną", a to dlatego, że "materia" naszej wiary pochodzi z Pisma św. Natomiast jak ją bez błędów zrozumieć - w tym pomaga Tradycja i bieżące Magisterium Kościoła. Zresztą sama Biblia wystarczająco jasno o tym poucza: "Żadne proroctwo Pisma nie jest dla prywatnego wyjaśnienia, nie z woli bowiem ludzkiej zostało kiedyś przyniesione, ale kierowani Duchem Świętym mówili święci ludzie" (2 P 1, 20-21). Stanie się to jaśniejsze, jeśli będziemy pamiętać, że na samym początku chrześcijaństwa nie było jeszcze Nowego Testamentu, a opierano się tylko na ustnym przekazie Apostołów.
W przeciwnym razie, jak wskazuje doświadczenie, można przy odrobinie fantazji i dawce "wewnętrznego namaszczenia" udowodnić za pomocą Pisma św. praktycznie wszystko. W historii zdarzało się już wykazywanie na podstawie biblijnych cytatów, że Jezus Chrystus nie był Żydem, że koniecznie należy podtrzymywać segregację rasową, że grzechem jest walczyć z niewolnictwem, że należy przywrócić zwyczaj posiadania wielu żon naraz, że niemożliwe jest zbawienie bez modlitwy w językach, że... tu w historii chrześcijaństwa nastąpiły praktycznie wszystkie najbardziej fantastyczne i najbardziej nawet dowolne pomysły.