WOJCIECH MARKIEWICZ
Życie codzienne w stanie wojennym
W ursynowskim Megasamie sprzedawczyni zwierza się reporterowi “Trybuny Ludu”: “Lubię
tę pracę. Szkoda jednak, że muszę także kontrolować klientów. Np. gdy jest śmietana,
wydzielam po jednej, a to powoduje protesty, awantury. Dziś, na szczęście, nie ma
śmietany...”.
“Rano, o dziewiątej włączyliśmy telewizor, żeby Marek mógł obejrzeć Teleranek. Odbiornik
warczał. Drugi program - to samo. Próbowaliśmy zadzwonić do sąsiadów z pytaniem: czy u
was także telewizor nie odbiera? Ale w słuchawce głucho. Włączamy radio. Właśnie leci
przemówienie Jaruzelskiego. Stan wojenny”. Tak typowo zaczyna się jeden z tysięcy
“dzienników stanu wojny”, jakie pisywali ludzie od niedzieli 13 grudnia 1981 r.
Gdzie my jesteśmy?
Radio i TVP zostały zmilitaryzowane. W Warszawie, przy ul. Woronicza, przy pl.
Powstańców, przy Malczewskiego i Łazienkowskiej budynki obstawione przez komandosów.
Spikerzy - prezenterzy telewizyjni - w mundurach. Ludzie darowaliby im to, co czytają, ale
powszechny niesmak, wręcz nienawiść wzbudza zaangażowanie, z jakim to robią.
Na rogatkach miast, przy większych skrzyżowaniach ulic posterunki wojska. Czołg albo
samochód opancerzony, kilku żołnierzy grzejących się przy koksowniku. W niedzielę, 13
grudnia, Janina K. z dzieckiem w wózku mija taki posterunek przy ul. Stalowej na Pradze,
skąd nie widać Pałacu Kultury.
- Proszę pani - zwraca się do niej młody żołnierz, a jej serce podchodzi do gardła. - Proszę
pani, przepraszam, ale w jakim mieście my jesteśmy? - pyta zażenowany.
Obowiązuje godzina milicyjna, początkowo od 22 do 6 rano. A co z tymi, którzy
rozpoczynają pracę o godz. 6? Muszą mieć przepustki. Przybyło więc w miastach np.
roznosicieli mleka, gdyż dostawali oni całonocne przepustki. 19 grudnia skrócono godzinę
milicyjną w Warszawie. Obowiązywała ona od 23 do 5 rano. Żeby pojechać do innego
miasta, trzeba było wystarać się o “decyzję-zezwolenie” na zmianę miejsca pobytu. Krystyna
N., która w marcu 1982 r. pojechała na narty do Zakopanego, musiała mieć taką decyzję. I
dodatkowo, żeby zjeżdżać z Kasprowego Wierchu - drugą, na “pobyt w strefie nadgranicznej
w miejscowości Kasprowy Wierch”. Decyzja wystawiona na 12 dni, wydana “z up.” (z
upoważnienia) prezydenta miasta Zakopane przez kierownika wydziału kosztowała 50 zł
uiszczonych w postaci opłaty skarbowej. Decyzja była ostateczna (ze zbiorów Ośrodka
Karta).
Instytucje musiały przygotować specjalne druki-zezwolenia “na korzystanie z samochodu
służbowego w okresie stanu wojennego”. Centralny Ośrodek Informacji Budownictwa
wystawił takie zezwolenie ob. Leszkowi K. 22 grudnia 1981 r. na godz. 8-16 “w celu
przywiezienia mleka”. Ręcznie dopisano tam: “Niniejszy samochód przewozi 20 l benzyny w
kanistrze celem uruchomienia innego samochodu na ul. Senatorskiej”. Podpisała osoba
upoważniona. Wprowadzono bowiem zakaz sprzedaży benzyny do pojazdów prywatnych.
Sprzedawano ją wyłącznie rolnikom na podstawie zaświadczenia, że dostarczają żywność
“własnym transportem mechanicznym”.
Do 10 stycznia nie działały telefony, co w niezamierzony i niespotykany dotąd sposób łączyło
ludzi. Wielka była potrzeba kontaktu, rozmowy, potwierdzenia, że jesteśmy jednak razem.
Była też potrzeba wymiany informacji, gdyż po 13 grudnia ukazywały się jedynie dwie
gazety codzienne: “Trybuna Ludu” (TL) i “Żołnierz Wolności” (ŻW), do których szybko
przylgnęło określenie “gadzinówki”. Od początku gazet tych - po prostu - nie wypadało
czytać. A warto było. Oto np. początek komentarza redakcyjnego z TL z samego początku
stanu wojennego pt. “Metodą oszczerstw i fałszu”: “Z ukrycia, zza węgła, stugębną plotką, a
gdzie się uda prymitywną ulotką starają się przeszkadzać procesowi normalizacji, burzyć ład i
spokój wrogowie socjalizmu...”. TL zamieszczała też praktyczne informacje. Np. czytelnik
pytał ponoć: “Kto może w czasie trwania godziny milicyjnej korzystać z bufetów i restauracji
dworcowych?”. Odpowiedź: “Wszystkie osoby upoważnione (...) do poruszania się w tym
czasie”. Ktoś inny pytał: “Czy odbędzie się losowanie bonów PKO i czy wygrane będą
realizowane?”. Tak, ale “jednorazowo można będzie podjąć 10 tys. zł”.
Rzucający się w oczy spokój
W trzecim dniu stanu wojennego TL informowała, że “udaremniono próby zakłóceń pracy i
porządku publicznego”. W środę, 16 grudnia, telewizja doniosła (news numer jeden), że “w
Mińsku Mazowieckim pijany mężczyzna ciął szablą w głowę funkcjonariusza ORMO”.
Wieczorem zaś wystąpił w TV Janusz Przymanowski i powiedział o gen. Wojciechu
Jaruzelskim: “Spotkałem go w 1945 r. i już wówczas zanotowałem tę postać jako szkic
grottgerowski”.
18 grudnia Janek Zabieglik z zawieszonego “Życia Warszawy” opowiadał w kawiarni
Świtezianka, gdzie codziennie zbierał się niemal cały zespół, jak dzień wcześniej uciekał
przed zomowcami Krakowskim Przedmieściem i Świętokrzyską. W tym samym czasie, gdy
zomowcy pałowali demonstrantów i strzelali ślepymi nabojami, przy ul. Marszałkowskiej
przed sklepem Futra ludzie sprawdzali się na społecznej liście w kolejce po kożuchy.
Zdaniem TL “sytuacja ulega systematycznej normalizacji” i byłoby właściwie normalnie,
gdyby nie “kłopoty z nabyciem chleba i mleka”. Zupełnie niepotrzebnie tworzą się po te
artykuły kolejki, “mimo iż chleb sprzedaje się najwyżej po dwa bochenki”. Mają miejsce
“polowania na chleb całych rodzin, a także kilkakrotne ustawianie się w kolejce tych samych
osób”. Z kolei “zapasy ziemniaków i warzyw są wystarczające”, ale “śnieżyce i mrozy
utrudniają rytmiczność dostaw”. TL posłała więc swojego reportera do Płońska: “W środowe
popołudnie w Płońsku - donosił wysłannik - panuje rzucający się w oczy spokój, choć, jak
mówi I sekretarz KM PZPR, są pewne kłopoty z zaopatrzeniem w chleb”. W tutejszej
Okręgowej Spółdzielni Mleczarskiej zaś pracownica twarożkarni powiada: “A poza tym (nie
mówi wcześniej poza czym - przyp. WM) dobrze się stało (że wprowadzono stan wojenny -
przyp. WM), bo przynajmniej w kraju będzie spokój. Pod każdym względem”.
W dobie powszechnego braku jajek “niecodzienny przykład dobrego serca miał miejsce w
szpitalu na Kapuściskach 2 w Bydgoszczy. Rolnik z Solca Kujawskiego dostarczył dla
tamtejszych pacjentów 300 jajek nie biorąc za nie pieniędzy i nieujawniając swego nazwiska”
(TL z 21 grudnia 1981, “Praca toruje drogę normalizowaniu życia”).
PAP sugerowała przyczynę, dla której Romuald Spasowski, ambasador w Waszyngtonie,
poprosił o azyl: “Od pewnego czasu RS cierpiał na okresowe stany depresji, w związku z
czym został odwołany do kraju”.
W Warszawie “69 sklepów samoobsługowych przystosowano do sprzedaży tradycyjnej”.
Wygospodarowano w ten sposób więcej miejsca “po to, aby klienci nie stali przed sklepami”.
Na święta nie będzie wędlin lepszych gatunków, pomarańcze (300 ton) tylko do paczek i dla
domów dziecka. Nie będzie też zimnych ogni, gdyż - twierdził przedstawiciel SPHW -
okazało się, iż “są one szkodliwe dla zdrowia dzieci”. Wybrane polskie dzieci otrzymały za to
paczki od pionierów z NRD i ZSRR. Słodyczopodobne przesyłki zawierały ulotki: “Drogi
polski przyjacielu! Nasz socjalistyczny związek młodzieży i jego Organizacja Pionierów
imienia Ernsta Thälmanna wezwały nas przyczynić się do pomocy dla Was pod hasłem
“Pionierzy NRD przesyłają dzieciom polskim, cierpiącym na skutkach kontrrewolucji, paczki
świąteczne pod choinkę”. Dlatego nasza drużyna pionierska naradzała się i pragnie sprawić
Tobie z tą paczką przyjemność. Przyjaźń! Pionierzy Okręgu Cottbus”.
Dorośli Polacy zaś “w związku ze stopniową poprawą dyscypliny społecznej” uzyskali
“możliwość przemieszczania się osób w ramach tradycyjnych odwiedzin świątecznych”. Od
TL zaś pod choinkę zapewnienie, że “pieczywa nie powinno zabraknąć, sprzedawane będzie
w wigilię prosto z samochodów” oraz wywiad red. Ryszarda Wojny z Mieczysławem
Moczarem, prezesem rady naczelnej ZBoWiD. Ostatnie pytanie: “Czy możecie, Generale,
powiedzieć coś optymistycznego?” Odpowiedź: “Uważam, że optymizm jest zawsze
warunkiem zdrowia psychicznego, zarówno człowieka jak i społeczeństwa”.
- Wigilię - wspomina Tomasz Jastrun, poeta, w 1981 r. działacz Regionu Mazowsze, w stanie
wojennym redaktor podziemnego pisma literackiego “Wyzwanie” - spędziłem w domu
Juliusza Żuławskiego, pisarza. Był tam także drugi sędziwy pisarz Paweł Hertz. Kłócili się,
jak zwykle, o politykę. W pewnym momencie Hertz powiedział, że przygotował kuferek z
niezbędnymi rzeczami. Bo był już kiedyś zesłany na Syberię, więc kuferek ma gotowy. Tak
na wszelki wypadek, gdyby po niego przyszli. Żuławski aż zerwał się z krzesła: jak ja
mogłem o tym nie pomyśleć, wyrzucał sobie.
10 stopień zasilania
“Podczas świąt sytuacja energetyczna kraju była dobra. Obowiązywał 10 stopień zasilania.
Nie było wyłączeń energii elektrycznej” - informowała TL. Ogłoszono też “Nowe zasady
sprzedaży reglamentowanej” (Kartki po raz trzeci w historii PRL wprowadzono w 1981 r.,
kilka miesięcy przed stanem wojennym). Mimo że jak zapewniały “środki musowego
przekazu”, skup wzrasta, obniżono normy kartkowe mięsa i jego przetworów oraz masła
“niektórym grupom ludności”. Chodziło o rolników gospodarujących na pół hektara i więcej,
którzy od stycznia nie otrzymali żadnych przydziałów mięsa. Od stycznia były “tylko karty
mięsno-maślane M-I i M-II oraz karty P na inne artykuły reglamentowane”. Niemowlęta
otrzymały jedną kartę “0”. Pracownicy umysłowi, emeryci i dzieci w wieku 1-12 lat mieli
możliwość kupienia 2,5 kg mięsa, fizyczni - 4 kg, górnicy i hutnicy dodatkowo 1 kg - razem 5
kg. Kobiety ciężarne obowiązywał przydział taki jak dla dzieci (4 kg) plus papierosy i alkohol
bez możliwości zamienienia ich na cukierki. Na kartki były ponadto cukier, mąka, art.
zbożowe, czekolada, mydło, proszek do prania, kawa. Wprowadzono też - na 3 lata -
przedpłaty na pralki automatyczne, telewizory kolorowe, lodówki i niektóre meble. Dywany,
butle gazowe, rowery - pozostawiono w gestii komitetów kolejkowych, na tzw. listy zapisów.
“Za pośrednictwem zakładów pracy - informowała TL - ludność będzie się zaopatrywać w
obuwie, ciepłą bieliznę i ubrania”.
Wydano zdecydowaną walkę spekulacji. Codziennie informowano o sukcesach na tym polu.
Np. w Częstochowie “funkcjonariusze KM MO w wyniku działań operacyjnodochodzeniowych
ujawnili w mieszkaniu Mariana O., kierownika działu zaopatrzenia w
Zakładach Mięsnych, 5 chłodziarek, 2 zamrażarki, 4 pralki automatyczne, 5 kompletów
mebli, 6 dywanów, 4 radia samochodowe, 700 l benzyny, 118 kg szynki, 219 butelek
spirytusu oraz 4 samochody, w tym 3 zakonserwowane na stałe, bez rejestracji. Prokurator
zastosował areszt tymczasowy”. Jak udało się Marianowi O. wszystko to pomieścić w
mieszkaniu - TL nie wyjaśniła.
29 stycznia odbyła się narada prezesów wojewódzkich komitetów ZSL. Wnioski: “Przemysł
musi pomóc rolnictwu. Proste narzędzia też są ważne”. Uchwalono - mimo braku materiałów
- wzrost produkcji łańcuchów oraz konwi na mleko. Idąc za ciosem poinformowano, że “od 1
stycznia 1982 dzieci od 1 roku życia do 3 lat 11 miesięcy i 29 dni otrzymają przydział 1 litra
dziennie pełnotłustego mleka o zawartości 3,2 proc. tłuszczu. Dzieci otrzymają specjalne
karty zaopatrzeniowe, które trzeba będzie zarejestrować w wybranym sklepie i tam cały czas
mleko odbierać”.
Gen. Tadeusz Szaciło poinformował zagranicznych dziennikarzy, że “w kopalni Piast
organizatorzy strajku uwięzili górników pod ziemią i za pomocą terroru psychicznego i
fizycznego uniemożliwiali opuszczenie kopalni i porozumiewanie się ze światem
zewnętrznym. Wielu górnikom udało się jednak uciec”.
Tymczasem z kraju płynęły do TL listy: “Z całego serca i z wdzięcznością wielu ludzi w
Polsce może obecnie powiedzieć: Brawo Generale, Brawo Wojsko Polskie! Gdy w zimowe
mroźne dni i noce stoicie Koledzy i Synowie na powierzonych Wam stanowiskach, wiedzcie,
że sercami jesteśmy z Wami. Niech te ciepłe słowa Was rozgrzeją”.
Wąsy, broda i opornik
Obok tych oficjalności, a właściwie przeciwko nim toczy się zupełnie inne życie. Zima jest
wasza, ale wiosna będzie nasza. Klarowny jest podział na “my” i “oni”. My to społeczeństwo,
oni to władza. Pojawiają się hasła “WRON-a (szybko) skona”, “orła nie pokona”. Śpiewa się
“A mury runą”, “Żeby Polska była Polską”. Kwitnie życie towarzyskie. Rozmowy - te
nietelefoniczne - nie są kontrolowane. Ludzie spotykają się chętnie i często. Jak nigdy
przedtem i nigdy później. Dyskutują, słuchają wrogich rozgłośni, z różnym skutkiem
zagłuszanych: Wolnej Europy, Głosu Ameryki, Radia Londyn, Radia France International.
Często używane jest - z braku pewnej i szybkiej informacji - słowo “podobno”. Podobno
członkowie kierownictwa Solidarności są więzieni na statku pływającym po Bałtyku.
Podobno w Gdańsku 17 grudnia 1981 r. są zabici, minimum ośmiu. Podobno Rosjanie
szykują się do wejścia. Podobno - po zablokowaniu kont dewizowych - dolar kosztuje 1000
zł. Jajka są po 25 zł, ale ich nie ma. Czy będą po 150 zł, jak prorokował Andrzej Mleczko?
Były, ale dopiero w 1987 r.
Wódka jest na kartki, ale jakoś się znajduje. W Peweksie. Powszechne, niemal na granicy
czynu patriotycznego, staje się pędzenie bimbru. - W moim domu - wspomina Andrzej
Lewandowski, inżynier elektryk - na 22 mieszkania robiono siwuchę w dwudziestu.
Wcześniej i później w jednym, może dwóch. Aparatury tylko wędrowały z piętra na piętro.
Przepis był prosty: bitwa pod Grunwaldem, 1410, czyli 1 kg cukru, 4 dekagramy drożdży i 10
litrów wody. Śmierdziała od tego cała klatka.
Nigdy wcześniej nie napisano tylu wierszy (z przewagą grafomańskich), tekstów piosenek,
nie powstało tyle parafraz znanych utworów, m.in. “Lokomotywy” Juliana Tuwima
przerobionej na “Egzekutywę” i “ZOMO-tywę” (Stoi na placu oddział milicji/Silny i zwarty,
pełen ambicji/- Bój się milicji/Stoi i sapie, dyszy i chrzęści/wśród łbów zakutych pały i
pięści/W łeb anarchistę, w łeb ekstremistę, w łeb syjonistę/Już ledwie myślą, już ledwo
czują/lecz oni nigdy nie zastrajkują).
Każdy szanujący się opozycjonista pragnący uchodzić za konspiratora obowiązkowo
zapuszczał brodę i wąsy. W klapie nosił znaczek Solidarności albo z Lechem Wałęsą. Gdy
okazało się, że znaczki te zbytnio drażnią mundurowych, wymieniono je na oporniki. W
sprawie znaczków milicja sprokurowała oddzielną instrukcję: “Podstawą prawną do ścigania
osób noszących (używających) odznakę “Solidarność” stanowi art. 61 par. 2 kodeksu
wykroczeń. W myśl tego przepisu karze aresztu lub grzywny podlega m.in. ten, kto
ustanawia, wytwarza, rozpowszechnia lub nosi odznakę, na której ustanowienie lub noszenie
(używanie) nie uzyskano wymaganego zezwolenia”. Solidarność nie dopełniła tego
obowiązku, więc “istnieje podstawa do ścigania...”. Opornik jednak nie podpadał pod żadne
przepisy ustawy o odznakach i mundurach, więc milicjanci - co się zdarzało - nakazywali je
zdejmować, czasem nawet zjadać.
Nosiło się też - studenci i młodzi pracownicy nauki - długie włosy, flanelowe koszule w kratę,
zielone kurtki, chlebaki lub plecaki i buty na traktorze. Plecaki i chlebaki służyły do noszenia
ulotek. I jeśli nawet niczego trefnego w nich nie było - materiałów, nielegalnych
wydawnictw, czyli bibuły - to przynajmniej myliły milicję lub ubecję.
Dojście do mięsa
1 lutego 1982 r. ogłoszono podwyżkę cen żywności. Oficjalne komunikaty mówiły, że
podrożała ona “średnio o 241 proc.”. Praktycznie jednak była to podwyżka 300-400-
procentowa. Nie podrożały chleb (16 zł za kg) i mąka (23 zł), ale np. cena schabu wzrosła z
90 zł za kg do 360 zł, kurczaków z 80 do 316 zł, kiełbasy zwyczajnej z 44 do 190 zł,
wędzonej makreli z 25 do 130 zł, kostki masła ze 100 do 300 zł, chudego twarogu z 12 do 54
zł, cukru z 10,5 do 46 zł. Pensje zaś w gospodarce uspołecznionej wzrosły średnio - z 7,7 tys.
zł w 1981 r. do 11,6 tys. zł w 1982 r.
Wzrosły ceny, ale towarów nie przybywało. Nadal niemal wszystko trzeba było wystać w
kolejkach, załatwić, skombinować, mieć dojście do mięsa, rajstop, papieru toaletowego,
skarpetek, lekarstw, cytryn, pomarańczy, dobrej książki, wakacji w kraju (bo wyjazd za
granicę był jedynie marzeniem), do miejscówki w pociągu. Kwitło więc drobne
łapówkarstwo, które dzisiaj nazywamy korupcją. Np. dojście do mięsa kosztowało pół litra
wódki raz na miesiąc lub dwa. Dojście do pół litra wódki kosztowało bombonierkę raz na
miesiąc lub dwa. Doj-ście do bombonierki...
Kwitł szmugiel ze wsi do miasta. Tyle że “u baby” (mięso dostarczały do domu) kilogram np.
nielegalnej cielęciny kosztował 2-3 razy drożej niż w sklepie. No, ale w sklepie nie było.
5 lutego 1982 r. w Świdniku rozpoczęły się manifestacyjne spacery w porze dziennika
telewizyjnego o godz. 19.30. Po kilku tygodniach spacerowano tak w całej Polsce.
Tymczasem w Świdniku wprowadzono godzinę milicyjną od 19.00. Rozpoczęto więc spacery
w czasie popołudniowego dziennika o godz. 17. Druga zmiana w WSK zaś bojkotowała DTV
(“bo kłamie”) spacerując o godz. 10, w porze dziennika porannego. “Ulicę Sławińskiego
zradiofonizowano i mieszkańcy podejrzewają, że władze zaczną nadawać DTV przez
głośniki” - informował podziemny “Tygodnik Mazowsze” (nr 4/82).
Opór wyrażał się na różne sposoby. W 1982 r. popularne było umieszczanie na biletach NBP
nadruków (głównie portretu Lecha Wałęsy i znaku Solidarności) lub napisów “o treści
politycznej bądź antypaństwowej”. Powszechność takich praktyk sprawiła, że MHWiU
rozesłało do przedsiębiorstw handlowych poufną instrukcję, jak należy takie banknoty
wycofywać z obiegu. “Nie wydawać reszty tymi banknotami, należy przechowywać je w
miejscu niewidocznym dla osób postronnych. Przy rozliczaniu kasy wydzielić, zaznaczając na
pakiecie (zaklejonej kopercie) “banknoty do wycofania”. O powyższym poinformować
wyłącznie kasjerów” (zbiory Ośrodka Karta).
Z kolei na wysokich kominach lub w innych trudno dostępnych miejscach wywieszano flagi
lub umieszczano napisy. Np. na 200-metrowym kominie szczecińskich Polic-2 zawieszono
3,5-metrową flagę Solidarności i transparent “Solidarność żyje” długości ponad 10 metrów
(“Tygodnik Mazowsze” nr 22/82). Podobnie w puławskich Azotach. W pobliżu elektrowni
Skawina zaś - nad środkiem rzeki. W Poznaniu ktoś wywiesił flagę z napisem “Solidarność”
na dachu KW PZPR. Zamalowywanie napisów i zdejmowanie flag było kosztowne. Np. za
zamalowanie napisu “Solidarność” na kominie elektrowni w Skawinie dyrekcja musiała im
zapłacić 25 tys. zł.
Mundialowe ubytki
Szybko mijała wiara, że wkrótce coś się zmieni. Coraz więcej ludzi myślało o wyjeździe za
granicę na stałe. Kiedy więc 5 kwietnia 1983 r. rzucono na ladę w Sports Touriście miejsca na
pierwszą imprezę zbiorową, organizowaną przez biura turystyczne po 13 grudnia, na
mistrzostwa świata w piłce nożnej Espana 82 - było 13 chętnych na jedno miejsce. Należało
jednak przedstawić rekomendacje i zaświadczenia z klubów, organizacji społecznych, z
pracy. Z Polski wyjechało w sumie 819 osób, wróciła niespełna połowa. - Dokąd? - pytał po
powrocie, a właściwie niepowrocie polskich grup klient Orbisu.
- Dokąd jeszcze organizujecie państwo w tym roku wyjazdy? - Czechosłowacja, Związek
Radziecki - wymieniała pani z Orbisu. - Bułgaria, Rumunia, Mongolia, Kuba... Przy tym
ostatnim kraju klient przerwał: - A gdzie będzie międzylądowanie?
Dziękuję p. Agnieszce Iwaszkiewicz z Ośrodka Karta za pomoc w dotarciu do
dokumentów. Korzystałem też z “Małego vademecum Peerelu - z wycinków gazet
podziemnych” Anny i Piotra Bikontów i Wojciecha Cesarskiego, Agora 1990.