HY
Roz 2
"Potrzeba tysięcy reinkarnacji, żeby dwóch ludzi położyło głowę na tej samej poduszce."
chińskie przysłowie
Neji patrzył nieruchomym wzrokiem na ciało uwięzione pod nim w mocnym, pewnym uścisku.
Nie miał pojęcia, jak to zrobił. Dość, że była to najbardziej satysfakcjonująca walka w jego życiu. Szybka, bez taryf ulgowych, na serio. Jeszcze czuł krew na ustach i kłucie w okolicach czwartego żebra, które trzeszczało, gdy głębiej oddychał. Uchiha leżał pod nim, ręce przyciśnięte do ziemi stalowym uchwytem, nogi zablokowane jego udami. Sytuacja skądinąd bardzo nacechowana erotycznie, jednak ninja w głowie Nejiego widział sprawę nieco inaczej.
To była najlepsza walka w jego życiu. Trzeba ją kiedyś powtórzyć.
Uchiha uregulował wreszcie oddech i uspokoił ręce, drżące od nadmiaru adrenaliny. Neji zauważył mimochodem, że dłonie uwięzione w jego uchwycie drgają nerwowo. Uśmiechnął się lekko. Nawet Uchiha o kamiennej twarzy i migdałowych, onyksowych oczach nie mógł opanować tak podstawowych odruchów jak podniecenie, chęć walki i ucieczki. Ujawniały się one nie w jego spojrzeniu czy głosie, a w ciele, całkowicie fizycznie. Nikt nie potrafił ich odczytać. Nikt poza Hyuugą, który od dziecka nie odczytywał niczego innego jak tylko mowę ciała przeciwnika.
I zaczynało mu się to podobać.
Sasuke mierzył go pustym, pozbawionym jakiejkolwiek emocji wzrokiem. Najwyraźniej czekał na jakiś rodzaj zemsty albo wyładowanie gniewu. Neji nie mógł go winić. Zaproponować członkowi klanu Hyuuga coś na kształt shudo, drogi samurajów eliminującej rozproszenie i słabość za pomocą miłości męsko-męskiej z którymś z kolegów po fachu, było czynem, na który nie każdy by się odważył. Szczególnie, jeżeli członek klanu Hyuuga nigdy nie przejawiał takich skłonności i raczej był obiektem wypranym z wszelkiej płciowości, za to znanym z raczej wybuchowego temperamentu.
Uchiha, zniecierpliwiony szarpnął się, ale Neji tylko zacisnął swój uchwyt. A potem zrobił coś całkowicie nie pasującego do jego profilu charakterologicznego i czego z pewnością nie mógłby zrobić, gdyby nie był tak pobudzony porządną, brutalną walką. Dobry pojedynek, ostry, bez taryf ulgowych, jak równy z równym, zdarzał się w jego życiu dość rzadko, podobnie jak to, co zrobił teraz. Neji pochylił się i nie zamykając oczu pocałował Uchihę. W usta.
Prawdopodobnie zrobił to, aby upokorzyć swojego nowego partnera, aby pokazać mu, kto jest silniejszy i ma większą samokontrolę ergo jest lepszym ninją. Ale gdy poczuł gorące, popękane lekko wargi, gdy ciało pod nim wyprężyło się mocno i otarło się o niego całą powierzchnią styczną, gdy z głębi piersi Sasuke ozwał się niski, mruczący, wibrujący w uszach głos, Neji zapomniał o powodzie, który popchnął go do tego irracjonalnego czynu. Jeśli jakiś powód w ogóle istniał. Wojownik w jego umyśle zamarł w milczeniu, prawdopodobnie przeżywając szok, natomiast cząstka, która lubiła poezję chińską i posiadanie siebie, ta cząstka w niepokojąco przyjemny sposób, posmyrała go po twarzy i spłynęła dreszczem w...południowe regiony ciała.
Spocone dłonie Uchihy wyślizgnęły się z jego uścisku i objęły go za ramiona i pociągając do kolejnego pocałunku. Mocne uda uniosły się i zamknęły się nad jego biodrami jak klamra, i tam właśnie Neji odkrył, że ma wzwód i że w owym krępującym nieco stanie nie jest sam. Uchiha westchnął urywanie i zaczął powolny, miażdżący niemal ruch, ocierając ich erekcje. W głowie Hyuugi coś pisnęło cienko, że nie potrzebuje tego wcale, że nie ma potrzeb na tym tle, że to Sasuke był tym, który prosił, że na taką umowę to on się nie zgadza. Ale mały głosik natychmiast zagłuszony został przez mroczne, warczące cicho pożądanie. To ono mruczało, to ono wzdychało, to ono kazało Nejiemu otworzyć oczy i ujrzeć najwspanialszy, najbardziej przerażający widok, jaki kiedykolwiek było mu dane zobaczyć.
Uchiha Sasuke leżał pod nim, wijąc się we własnej przyjemności, z rozrzuconymi po ziemi włosami i uchylonymi ustami, które nagle przybrały młodzieńczy, całkiem nieprofesjonalny wygląd. Jego czarne oczy zaszły mgłą a ręce zaciskały się stalowym uchwytem na ramieniu Nejiego, który po prostu wiedział, że będzie mieć w tym miejscu siniaki.
Trzeba było być martwym jak starożytni poeci chińscy, żeby chociaż przez chwilę nie podniecić się widokiem wyprężonego, ocierającego się o niego Uchihę Sasuke, którego maska na parę pięknych, niesamowitych chwil opadła, ukazując tylko zanurzonego w burzy odczuć, hormonów i pragnień młodego chłopaka.
Uchiha zadrżał w konwulsjach przyjemności i znieruchomiał, osiągając swój orgazm, wciąż przyciśnięty Nejim do błotnistej ziemi parku. Jego oddech i szybkie bicie serca było wyczuwalne nawet przez podwójną warstwę płaszczów przeciwdeszczowych i kamizelek kuloodpornych, niezbędnych do wykonywania tajnych misji na granicy nielegalności. Neji zesztywniał, gdy chłodna dłoń wślizgnęła mu się w spodnie i zaczęła zdecydowanym, wężowatym ruchem skradać się do jego bokserek. Hyuuga siłą woli zmusił się do oddychania i kontroli odruchów, które kazały mu zrzucić z siebie Uchihę i zablokować mu czakrę w większej części ciała. Najwyraźniej Sasuke myślał, że jego umowa będzie korzysta dla nich obu. No więc się mylił, do diabła! Członek klanu Hyuuga nie musi używać shudo, żeby rozładować napięcie seksualne! Członek klanu Hyuuga...
Dłoń, o której wiedział, że potrafi bez problemu złamać kość ramieniową jednym chwytem, teraz ujęła jego penisa, i Neji zaczął poważnie myśleć nad bezpieczeństwem powierzenia takiej dłoni części swojego ciała o wiele delikatniejszej niż ramię. Ale palce Uchihy były nadspodziewanie łagodne, jednocześnie zdecydowane i pewne. I w pewnym momencie Neji musiał przyznać, że Sasuke jest bardzo uzdolniony... manualnie...
...
Chyba nie trzeba było mówić na głos, że zasady walki i umowy, uległy modyfikacji.
Neji, pogardzając sobą za taką słabość i dyshonor, na który pośrednio sam wyraził zgodę, leżał, wsłuchując się w swoje uspokajające się powoli ciało. Miał wrażenie, że przeszedł przez chmurę burzową, która wstrząsnęła w nim coś, czego bał się od początku swojej kariery ninji. Szybko zdusił tą myśl. Uchiha powoli odsunął się od niego, bez żadnego skrępowania zabrał dłoń z jego bokserek, po czym wstał. Chwilę potem w stronę Nejiego poleciała szmata, którą z ledwością złapał tuż przed twarzą. Czarne oczy mierzyły go spokojnym, zdystansowanym wzrokiem.
"Następnym razem będzie trzeba mieć pod ręką coś lepszego niż fragment naszego kamuflażu."
Dobrze, że mieli na sobie płaszcze i była już noc, inaczej recepcjonistka ujrzałaby plamy na ich spodniach w bardzo strategicznych miejscach. Neji łypnął okiem na spokojną twarz Sasuke. Kamienna maska Uchihy była z powrotem na swoim miejscu, podobnie jak jego arogancja. Nacisk na słowo 'następny raz' był ewidentnie nacechowany ironicznie.
"A więc zawarliśmy umowę?" spytał Sasuke, oferując Nejiemu dłoń, aby pomóc mu wstać. Hyuuga fuknął jak rozzłoszczony kot i odtrącił rękę wściekłym gestem. Teraz tok myślenia Uchihy był dla niego bardziej czytelny i ponownie musiał przyznać, że ostatni członek klanu sharinganów był bardzo przebiegłym przeciwnikiem. Neji może i wygrał walkę, ale Sasuke pokazał mu, że Hyuuga ma także pewne 'potrzeby' na poziomie, który obejmowała umowa... Więc był remis.
"Następnym razem pokonam Cię znowu." warknął, akceptując taki stan rzeczy. Hyuuga nie cofał słowa, nawet, jeżeli warunki umowy nieco się zmieniły.
Odpowiedział mu tylko mały mini uśmieszek, a potem Uchiha wyprostował poskręcane na sobie ubranie i wytarł dłoń w murawę. Zatwardziały ninja w Nejim uznał całą sprawę na dyshonor, jednak widział też pewne benefity, płynące z 'umowy'. Największym z nich był dobry sparring partner. Wiadomo powszechnie było, że Uchiha jest raczej osobą zamkniętą w sobie i w walce wykorzystuje tylko połowę swoich możliwości, gdyż to z reguły starcza mu do pokonania przeciwnika. Nie marnuje w ten sposób cennej energii. Drugą korzyścią będzie shudo.
Neji swego czasu dość dużo nasłuchał się o 'drodze samurajów'. Była mu ona polecana na wypadek, gdyby pociąg seksualny były u niego silniejszy niż medytacja. Miało to uchronić klan przed hańbą, która spłynęłaby na niego niechybnie, gdyby okazało się, że członek rodziny Hyuuga ma jakieś nieślubne dzieci. Ze względów praktycznych skandalu nie dałoby się uniknąć, gdyż genetyczne dziedzictwo potomstwa Nejiego, czyniłoby je zarazem jedynym i unikatowym. Niepotrzebne plotki były groźne politycznie. Wiele osad pragnęłoby mieć u siebie wojowników z byakuganem, a dzieci o białych oczach, chcąc nie chcąc, pośród rówieśników wyróżniały się dość mocno. Poza tym Neji, jak każdy członek klanu byakuganów, musiał doczekać momentu, w którym głowa rodziny wybierze mu małżonkę i pobłogosławi. Restrykcje, nałożone na posiadaczy byakuganów ingerowały dość mocno nawet w ich życie płciowe. Shudo miało być dobrym wyjściem, żeby ulżyć swojemu ciału, jednocześnie nie wywołać niesnasek i plotek, jakich dostarczyłyby dzieci z nieprawego łoża. Seks z mężczyznami nie sprawiał tyle kłopotu. Takie związki traktowane były pobłażliwie, ponieważ nie było z nich potomstwa i potocznie uważane były za nietrwałe i tymczasowe.
"A więc zawarliśmy umowę..." głos Sasuke nie mógłby być bardziej obojętny, nawet, gdyby pomalowano go na beżowo.
Neji stanął koło Uchihy, klepnął go po ramieniu, po czym bez słowa zaczęli iść w kierunku hotelu. Hyuuga ze zdziwieniem i ulgą stwierdził, że Sasuke zachowuje się jak gdyby nigdy nic, jakby cała sytuacja po prostu nie istniała poza odosobnionym wycinkiem rzeczywistości, w którym zawarto ten nietypowy pakt. Dobrze. Świadczyło to o tym, że on także brał 'umowę' na serio, jak ninja, wojownik, pojmujący rzeczy takimi, jakimi są i nie imputujący im niczego więcej. Tak, w takim układzie Neji mógł funkcjonować bez problemu, doskonaląc swoją siłę i hmmm... pomagając sobie rozładowywać napięcie nieco innymi metodami niż medytacja. Najwyraźniej oboje z Sasuke mieli zbyt jasno wyznaczone w życiu cele, aby pozwolić sobie na emocjonalne przywiązanie do kogokolwiek.
Recepcjonistka, która powitała ich szczebioczącym głosem zamarła w pół ruchu, gdy zmierzyli ją razem nieruchomym spojrzeniem, sugerującym jasno, żeby lepiej *nic* sobie nie wyobrażała. Wiedzieli, że mają zaczerwienione usta, potargane włosy i generalnie po ich poruszeniu widać, że zaszło coś...intymnego, jak zwał tak zwał. Recepcjonistka wyglądała, jakby odebrała poprawnie niemy nakaz i nie śmiała niczego komentować, ani nawet dłużej patrzeć.
Zwykle Neji spał około pięciu godzin dziennie, wytrenowany tak, aby nawet we śnie mieć jedno oko i jedno ucho otwarte. To pomagało w tajnych misjach i było zwyczajem, który stał się częścią jego wypełnionego treningiem życia. Ale tego dnia Neji spał aż siedem godzin, ponieważ wiedział, że Uchiha czuwa i że można mu 'zaufać'. Był to całkiem nowy koncept dla Nejiego, ale nie rozwodził się nad tym zbytnio. Był zbyt zmęczony a Uchiha z własnej woli wziął pierwszą wartę. Na terytorium wroga raczej się 'nie spało', ale Hyuuga miał to gdzieś. Po tym... trudno było by nazwać to seksem... po tym spotkaniu w parku, Neji odczuwał przemożną potrzebę snu i jednocześnie był pewien, że czujność Uchihy wzrosła wydatnie, gdy tylko zauważył, że Hyuuga zapada w głębszy niż tylko lekka drzemka sen. Sasuke wiedział, że do tej pory Hyuuga nie pozwalał sobie na porządny wypoczynek w jego obecności, a tym bardziej na misji, i milcząco docenił gest zaufania, jakim został obdarzony.
Gdyby ktoś chciał w tym momencie zacząć z nimi wojnę, okazałoby się, że wybrał naprawdę najgorszy czas.
////////////////////////////////////
"W żadnym wypadku nie zgadzam się na narażenie tego manuskryptu na zniszczenie!"
Uchiha zmierzył Nejiego zimnym wzrokiem. Pracowali już ze sobą dobre trzy miesiące i poznali już mniej więcej swoje progi wytrzymałości na skomasowany gniew i pretensjonalną obojętność. Hyuuga wrzał na samą myśl o sugestii, że mogłyby nie wykonać do końca misji tylko dlatego, że Tsunade bała się o ich życie. Sasuke oczywiście zimnym wzrokiem mierzył przejętą rolą szefa osady Hokage, podczas, gdy Neji wściekał się na tak jawny brak wiary w jego kompetencje.
"Ale nie zdążycie wyjść do budynku! Drużyna shinobi, zajmująca się pułapkami, musi wysadzić cały pałac, zanim główne straże u bram zorientują się w sytuacji! To ma być akcja na osiem minut, pal licho manuskrypt! Macie zlikwidować cel, to wszystko."
"Manuskrypt może zawierać cenne dla Konoha informacje! Raczej rzadko mamy zlecenie na eliminację jakiegoś grubszego dealera, zwłaszcza, że mamy całe spisy nazwisk ludzi, działających w podziemiu wszystkich osad. Jestem przekonany, że zdołamy uciec, zanim bomby wybuchną, jesteśmy w końcu elitą anbu!"
Tsunade spojrzała się na niego ciężkim wzrokiem i wyprostowała dłońmi pognieciony nieco arkusz papieru, na którym wydrukowano polecenie. Wyglądała, jakby chciała uderzyć głową w swoje biurko. Parę razy.
"Właśnie z tego powodu nie możemy aż tak ryzykować. Szczególnie dla informacji, która może być nieistotna. Jesteście jednymi z najlepszych. Dlatego nie możemy grać tak beztrosko waszym życiem, stanowicie zbyt dużą wartość dla osady."
Dwie pary oczu dziedziców wiodących klanów Konoha, którzy sumarycznie zabili więcej ludzi niż Orochimaru swojego czasu, spojrzały na nią kamiennym wzrokiem. Narażanie życia było dla nich życiem. Kto, jak kto, ale Hokage powinna to wiedzieć. Dawała im nieraz o wiele bardziej niebezpieczne misje. Dlaczego była aż tak ostrożna?
"Czy jest coś pod spodem, czego nie widzimy?" spytał cichym, niskim głosem Neji. Czuł za plecami ruch Uchihy, który podszedł do niego powoli, na tyle blisko, żeby go wyczuł, ale dość daleko, żeby nie został zaatakowany. Ostatnio przestrzeń personalna Nejiego przeżywała kryzys i była wyjątkowo wyczulona na intruzów. Kończyło się na ogół obitą twarzą Uchihy i wykręcona ręką Hyuugi.
Tsunade zacisnęła usta i poprawiła włosy, spadające jej na twarz. Wyglądała na zmęczoną, tak, jakby nie spała cztery dni. Neji rozumiał i współczuł, oni także nie spali od kiedy przyszła ta dziwna, tajemnicza misja, pełna całkowicie pozbawionych logiki wymagań. Coś mówiło mu, że Hokage nie powie mu prawdy i że manuskrypt jest ważny. Na tyle ważny, żeby pozwolić mu spłonąć, a to oznaczało jedno. Pułapkę.
"Macie wykonać misję dokładnie tak, jak polecił zleceniodawca." twardo ucięła Tsunade, mierząc stalowym wzrokiem Nejiego, który był przyzwyczajony, że większość rozmów przeprowadza sam, gdyż jego milczący, wycofany partner ani nie lubi, ani nie potrafi rozmawiać z kimś, komu winien jest szacunek. Hisashi przekonał się o tym niedawno, gdy po treningu zaprosił Sasuke na szklankę soku. Neji do tej pory nie wiedział, co miękkim, ledwie słyszalnym szeptem powiedział Uchiha, dość, że głowa rodu Hyuuga stwierdziła, że jest on ignorantem nie do odratowania i nie życzy sobie jego obecności w rezydencji.
Na przykład teraz Sasuke, zamiast patrzeć się w twarz rozmówcy, który był najwyższą rangą personą w Konoha, mierzył podejrzliwym wzrokiem okna wieży Hokage. Neji spiął się lekko i bez słów ujął kunai. Prywatna przestrzeń Tygrysa także ostatnio była w ciągłym pogotowiu, wykrywając wszelkie uczucia wrogości i strachu, jak prawdziwy radar. Tsunade spojrzała przeciągłym wzrokiem od Hyuugi do Uchihy, po czym także wlepiła oczy w okna.
Zrobili to bez słów, bez planu. Ostatnio okazało się, że rozumieją się świetnie, jeśli chodzi o walkę, że słowa są im na tym polu zbędne. Personalnie dopiero się poznawali, jeżeli tak można by nazwać krótkie, urywane zdania, którymi wytykali sobie niedoskonałości, ale w ninjitsu rozumieli się niemal instynktownie. Tsunade zmrużonymi oczyma patrzyła, jak Sasuke ustawia się po jednej stronie okna a Neji spokojnym krokiem podchodzi prosto do niego.
Shinobi ukryty na dachu obok wieży Hokage był niezły, ale nie perfekcyjny. Neji uśmiechnął się blado na takie stwierdzenie. Ostatnie parę miesięcy treningu z Uchihą, wydobyło z niego wszelką, do tej pory nieużywaną energię i skupienie. Dobry sparing partner wymagał całego nakładu sił i nie dawał się pokonać tak łatwo jak większość populacji, co powodowało, że forma Hyuugi wzrosła. Jego pozycja była nieustannie zagrożona, trzymając go wciąż w pogotowiu, na krawędzi doskonałości. Ukryty na dachu shinobi, którego Sasuke wyczuł bez żadnego problemu zerkając raz za okno, nie będzie stanowił problemu.
Neji złożył dłonie w pieczęć i uaktywnił byakugan. Rozszerzone w zadziwieniu oczy Tsunade zniknęły zamazane gwałtownym ruchem, gdy Hyuuga wyskoczył prosto przez szybę, rozbijając ją na drobne kawałki, które rozprysły się za nim fontanną. Sasuke skoczył zaraz za nim, szkarłatna czakra buchnęła nagle zza wirującego sharinganu, którego Neji nie musiał widzieć, żeby wiedzieć, że był w gotowości od początku. Uchiha robił się coraz lepszy w ukrywaniu aktywacji swoich 'specjalnych' oczu i wyprowadzania w pole byakuganu.
Zaskoczony shinobi zerwał z siebie kamuflaż i wykonał kilka pieczęci naraz, ale Neji już rzucał w jego kierunku kunai. Szpieg z łatwością uniknął ciosu, podobnie jak uniknął Katona Uchihy. Nie był jednak przygotowany, gdy z kłębu dymu, który zostawiła technika, wynurzyła się blada dłoń i puknęła go lekko w czoło. Umarł, zanim zdążył jęknąć czy upaść na chrzęszczące dachówki, którymi okryte było obdaszenie.
"Cholera! Szpieg! Trzeba było go nie zabijać, może powiedziałby nam coś o swoich zleceniodawcach!" warknęła Tsunade przez rozbita szybę. Najwyraźniej też wyczuła obecność niepożądanego obserwatora, jednak nieco później niż jej dwóch najlepszych anbu.
Uchiha z kamienną twarzą zarzucił sobie ciało szpiega na plecy i zniknął w kłębie dymu techniki przeniesienia. Przypadkowe trupy znoszono zawsze do kostnicy prywatnego szpitala, który Godaime prowadziła na tyłach swojej wieży. Tam też leczyła swoich tajnych agentów i zarówno Smok jak i Tygrys byli jej dość częstymi pacjentami. Nie były to poważne rany, jednak Godaime naciskała, żeby z każdą kontuzją przychodzili prosto do niej. Wiedziała, że Neji potrafi walczyć z trzema mieczami wbitymi po rękojeść w plecy a Sasuke prędzej zejdzie z powodu utraty krwi, niż przyzna się, że ktoś właśnie wyciął mu nerkę. Faktycznie, byli siebie warci. I dlatego stanowili dobry, efektywny, śmiertelnie skuteczny zespół.
Neji wszedł przez rozbite okno z powrotem do pokoju Tsunade i wyprostował na sobie pogniecione ubranie.
"A więc idziemy tam, ponieważ jest coś pod spodem. Tuszę, że sama, Czcigodna Godaime, nie wiesz, co to jest i dlatego jesteś ostrożna. Obiecuję, że my także będziemy ostrożni. Mam wrażenie, że należy niezwłocznie zdobyć ten manuskrypt nieważne, za jaką cenę. Zleceniodawca wiele rzeczy nie dopowiedział, a zlikwidowanie celu to tylko odwrócenie naszej uwagi od istoty sprawy."
Neji potrafił być dyplomatą, kiedy chciał. Był w końcu genialnym dzieckiem klanu Hyuuga i musiał umieć się zachować. Poza tym, któryś w dwóch partnerów potrzebował umiejętności komunikowania się ze światem zewnętrznym, chociażby po to, aby nie zostać wygnanym z osady, bezimiennym ninją. Uchiha nie miał w tej materii żadnych talentów, albo ukrywał je skutecznie przed resztą świata.
Tsunade westchnęła i machnęła dłonią, pozwalając Nejiemu odejść. Powstrzymał się od uśmiechu, który już wypływał mu na usta. Doskonale wiedział, że względem pełnego szacunku i oddania Hyuudze, mało który człowiek potrafił się oprzeć. Szkoda, że jego porywczy charakter rzadko pozwalał mu na ukazanie tej strony jego osobowości. Byli już przy drzwiach, gdy Hokage odezwała się ponownie.
"Wyruszcie jeszcze dzisiaj o zmroku. Jeśli zginie jeden z was odpowiedzialność spadnie na tego, który zostanie przy życiu. To sprawa bardziej skomplikowana niż się na pierwszy rzut oka wydaje." Tsunade zmęczonym ruchem potarła nasadę nosa i zakryła dłonią ziewnięcie. "Ale takie jest życie. Ufam, że moje asy wywiadu nie zawiodą mnie i tym razem."
Ukłonił się sztywno i był już prawie za drzwiami, gdy dobiegł go cichy, nieczytelny zupełnie pod względem emocji, głos Hokage.
"Hyuuga."
"Tak?"
"Nie zróbcie niczego głupiego."
Przez chwilę Neji patrzył w oczy Godaime a potem ukłonił się raz jeszcze, pozwalając sobie tym razem na mały, pocieszający uśmiech.
"Oczywiście."
Walka, jak by nie była niebezpieczna i szalona, nigdy nie była czymś głupim. Zwłaszcza, gdy otrzymywali polecenie zgładzenia jednego z bossów narkotykowego świata osady Dźwięku, w którego domu znajdował się manuskrypt zdolny zabijać ludzi na odległość. Ofiarami tego tajemniczego papieru było już dziewięć osób, w tym pięć mieszkańców Konoha. Neji był skłonny przyznać, że litera ma moc dokładnie taką samą jak miecz, a w nieodpowiednich rękach, może nawet większą. Jeśli zleceniodawca, równie tajemniczy jak skrypt, dostarczył im połowiczne informacje i wysyłał szpiegów, aby monitorowali ich ruchy, sprawa wyglądała na poważną aferę międzynarodową.
Uchiha czekał na niego w holu, beznamiętnie obserwując kręcące się po nim urzędniczki, zerkające w jego kierunku i wyraźnie pobudzone. Neji opanował twarz, aby nie ukazać swojego źle skrywanego poczucia wyższości. Sasuke był świetnym wojownikiem, potrafił nawet czasem wygrać parę razy pod rząd z genialnym potomkiem klanu byakuganów, jednak, jeżeli chodzi o stosunki międzyludzkie, był wciąż na etapie pełzaka.
"Wyruszymy po zmroku. A teraz chodźmy się przygotować, zanim któraś z pięknych pań spróbuje sama sprawdzić, czy nie masz czasem ukrytego gdzieś w ubraniu manuskryptu." z przekąsem dogryzł Neji, obserwując nadal kamienną twarz Uchihy. "Nie chciałbym więcej trupów na terenie wieży Hokage, w szczególności tych twoich nawiedzonych fanek."
Czarne oczy spojrzały na niego beznamiętnie i zimno a urzędniczki, obładowane teczkami, papierami i innymi, biurowymi sprzętami, zachłysnęły się i pospiesznie oddaliły do swoich bezpiecznych pokojów. Neji nie mógł ich winić. Kamienne spojrzenie Sasuke było czasem faktycznie przerażające, zwłaszcza dla kogoś, kto nie znał go bliżej i nie potrafił czytać jego ciała. W tym ostatnim Hyuuga w krótkim czasie stał się mistrzem. Podobnie jak w grach słownych, które nieustannie ze sobą toczyli, utrzymując w formie zarówno ciało jak i ducha i nie dając im ani chwili na zanurzenie się w bezwładzie i jakiejkolwiek słabości. Ataki słowne, podobnie jak trening fizyczny, utrzymywały ich w ciągłej gotowości.
"Pilnuj swojego nosa, Hyuuga. I TenTen." odgryzł się sztywno Sasuke, gdy dochodzili już do rezydencji Uchiha. Neji wykrzywił usta.
"Przekażę jej, że się o nią martwiłeś przez twoją dawną koleżankę, Haruno."
Punkt dla Hyuugi. Wiedział, że Uchiha do tej pory ma z obsesją Sakury poważne problemy. Różowa imitacja shinobi wciąż ponawiała swoje ataki na jego cnotę i żywiła jakąś niezrozumiałą nadzieję, że to z nią Tygrys odbuduje swój klan. Neji wiedział, że Sasuke nie ma takich planów na najbliższą przyszłość, jeżeli ma je w ogóle. Wojownik nie ma zbytnio czasu na takie rzeczy, a jeśli już go znajdzie, to nie będzie to różowo-złota miłość, a milczące, twarde porozumienie. Coś, co Hyuuga potrafił docenić, ale wątpił, aby Haruno umiała zaakceptować. Kobiety chciały romansu i szczęśliwej miłości, mężczyźni chcieli seksu i bezpieczeństwa rodziny, a prawdziwy wojownik... Nie mógł pragnąć niczego, ponieważ nie należał do siebie i potrafił tylko dążyć do doskonałości, do bycia idealnym shinobi. Smok i Tygrys to wiedzieli, reszta żeńskiej populacji Konoha chyba nie bardzo.
Bez słów poszli do rezydencji Uchihy, która na mocy niepisanej umowy, stała się ich bazą wypadową, ilekroć mieli do wykonania jakąś tajną misję wyższej rangi. Hisashi i reszta klanu Hyuuga nie powinni nic wiedzieć ani o podróży, ani o manuskrypcie, a dom Sasuke był pusty i nadawał się do przechowywania większej ilości broni zdecydowanie lepiej niż pokój Nejiego, do którego zawsze mogła wejść Hinata, albo Hanabi, albo nawet jakaś przeklęta pokojówka. Zresztą Hisashi nie lubił Uchihy i powiedział to otwarcie Nejiemu, który zareagował tylko suchym stwierdzeniem, że to jest teraz, na mocy rozkazu Tsunade, jego partner i nie wybierał go sobie sam. I tak Hyuuga spędzał coraz więcej czasu trenując w ogrodzie rezydencji Uchihy lub czyszcząc broń na tyłach domu Sasuke, niż w swoim pokoju. Jego małomówny, nieresponsywny partner nic nie mówił, choć widać było, że nie jest przyzwyczajony do towarzystwa. Hyuuga go rozumiał, sam miał podobne usposobienie i gdy po raz pierwszy Uchiha dołączył do niego, aby także wyczyścić swój sprzęt, nie mógł się w ogóle skupić... A potem... potem przyzwyczaili się oboje. I Nejiemu trudno było wrócić na noc do domu, a Sasuke z wyraźną i rzadką dla niego jawną niechęcią, wypuszczał go przez wielką, tradycyjną bramę rezydencji.
...więc czasem zostawali razem...
Wtedy sparowali się zwykle mocniej a ich walka kończyła się skrytą przed oczyma ogółu częścią ich 'partnerstwa'. Gdyby ktoś traktował Hyuugę prądem stałym i łamał kołem, może przyznałby się, że ręce Uchihy stały się przez te trzy miesiące zdecydowanie bardziej... zdolne. Wzajemna masturbacja, która kończyła w takich przypadkach sparing, była dobrym wentylem bezpieczeństwa, gdy brakło adrenaliny i akcji, do których oboje byli tak przyzwyczajeni. Czasem wygrywał Neji, czasem Uchiha, jednak to Sasuke zawsze był tym, który rzucał propozycję. Nie werbalnie oczywiście. Robił to swoim ciałem, sposobem trzymania głowy i napięciem karku. Tak otwierał gambit na ewentualny rozwój akcji, na którą Hyuuga czasem się godził, a czasem nie. Nie znosił myśli, że jest dla Sasuke poręcznym narzędziem, akuratnym do podrapania tam, gdzie Uchiha sam nie może się sięgnąć. Były jednak chwile, gdy oboje chcieli dobrowolnie być swoimi drapaczkami i te chwile Uchiha wyczuwał doskonale.
Tak jak teraz, gdy stanął przed Nejim w samym ręczniku, który ledwie zasłaniał mu pół uda. Hyuuga stał nieporuszony, w bezruchu, i tylko jego dłoń przesuwała się po ostrzu miecza lnianą, cienką szmatką. Dookoła Sasuke unosiła się para, ulatująca jeszcze z łazienki niknącymi smugami a krople wody delikatnie perliły się na jego obojczykach. Neji wykrzywił lekko twarz na taką poetycką metaforę. Poezja chińska wypływała z niego w najmniej stosownych momentach i było to nieco deprymujące, szczególnie, jeżeli stał przed nim prawie nagi Uchiha Sasuke, napięty i skoncentrowany, w pozie wyraźnie wyzywającej. Z ponurym poczuciem humoru Neji pomyślał, że większość dziewcząt z Konoha dałaby się pokroić, żeby zobaczyć w tej chwili geniusza klanu sharinganów. Chociaż, gdyby zobaczyły, że stoi on przy Hyuudze a w jego oczach wyraźnie czai się zwierzęcy głód, tak prymitywny i instynktowny, że nie możliwy do połączenia z żadną formą wstydu, możliwe, że Uchiha straciłby swój fan klub.
Sasuke podszedł powoli do Nejiego, ostrożnie wkraczając w jego przestrzeń osobistą, która jak u każdego dążącego do bezwzględnej doskonałości wojownika, była delikatną pajęczyną wrodzonych i wyuczonych odruchów. Odruchy te nie zawsze działały zgodnie z prawami logiki, jednak zawsze były prawidłowe, trzeba tylko było mieć na nie oko. Neji może i nie posiadał siebie, ale z pewnością nie miał chęci stracić kolejnego partnera. Zresztą, ten zgon trudno byłoby wytłumaczyć Tsunade.
Uchiha podszedł tak blisko, że Neji mógł wyczuć ciepło, bijące z jego rozgrzanego prysznicem ciała. Czarne włosy, jak skrzydła kruka, ciężkie od wody opadały na bladą twarz o beznamiętnym wyrazie i oczy, które...
"To będzie ciężka misja. Z pewnością będzie dużo niebezpieczeństw, o których nie mamy nawet pojęcia." odezwał się Hyuuga chropowatym głosem. Czarne oczy nie patrzyły na niego a prosto przed siebie, na dębowe drzwi, pozwalając, aby ciepło ciała rozlewało się po Nejim jak odurzający, uderzający do głowy napój.
"Możemy zostać zabici." ogłosił zimnym głosem Sasuke i skinął głową. A potem przyłożył usta do ust Nejiego i przestali rozmawiać. Tam, dokąd zdążali słowa traciły sens, zostawało tylko rozpalone do białości pożądanie i pospieszne, gwałtowne ruchy i pocałunki, które były raczej ukąszeniami. Dwaj zahartowani w walce ninjowie dopadli do siebie jak spółkujące lwy, nie patrząc na siniaki i obtarcia, które sobie w międzyczasie fundowali.
Gambit był rozegrany, Hyuuga podjął wyzwanie, nie do końca świadomy, że właśnie zgodził się na seks bez sparingu. Nie miał czasu. Kątem oka zauważył stojącą za oknem w ciemnozielonym kamuflażu postać. Nie przerywając pocałunku, ujął mocno twarz Uchihy i wgryzł się z niego, odsuwając go od okiennicy i kładąc stopę na leżącym na ziemi kunai. Dobrze, że nie zdążył uprzątnąć swojej broni. Sasuke otworzył oczy, wyczuwając minimalną zmianę w przepływie czakry Nejiego, który uśmiechnął się lekko prosto w zmiażdżone kąsaniem usta.
'Stój i nawet nie drgnij.' powiedział samym tylko ruchem warg a czarne oczy stwardniały w rozpoznaniu. Neji pogładził szorstko pełne, smukłe policzki. Nagi, wyraźnie podniecony Uchiha mógł przeoczyć napastnika, całkiem dobrze zakamuflowanego w mroku. Nie tak jak Neji, który swoje popędy trzymał pod kontrolą, nawet, jeżeli mokry, wpół nagi, wyglądający jak jakaś uwodzicielska syrena Sasuke, oplatał go nagimi kończynami. Punkt dla Hyuugi.
Instynktownie okręcił swojego partnera tak, żeby zasłonić go przed ewentualnym atakiem, i uniósł stopę, do której był przyczepiony czakrą kunai. Odgłos tuczącego się szkła i zduszony wizg umierającego człowieka. Neji przywarł do podłogi, przyciskając do niej Uchihę, który momentalnie odnalazł się w sytuacji i zasłonił głowę, sięgając po także leżącą nieopodal broń. Hyuuga zmrużył oczy, ale żadnej czakry za oknem już nie wyczuł, więc szybkimi, wydajnymi ruchami podniósł się z Sasuke i wyjrzał przez okiennicę, prosto w ciemność ogrodu. Z tyłu słyszał, jak Uchiha także wstaje i klnąc, poprawia swój obluzowany ręcznik.
"Wydaje się, że możemy zostać zabici nieco wcześniej." sucho stwierdził Neji, na co Sasuke tylko wzruszył ramionami, najwyraźniej porzucając swój poprzedni plan odreagowania napięcia na pomocą 'umowy'. "Myślę, że powinniśmy wyruszyć już teraz, bez wiedzy hokage. To zaczyna wyglądać naprawdę na poważną sprawę."
Czarne oczy spojrzały na niego beznamiętnie, ale napięcie karku i gra mięśni pleców Uchihy powiedziała Nejiemu to, co chciał wiedzieć.
"Idziemy."
//////////////////////////
Wyruszyli natychmiast, zostawiając zabitego skrytobójcę w ogrodzie dokładnie w tym miejscu, w którym spotkał swoją śmierć. Bez słowa, bez żadnego gestu, z maskami na twarzy. Sprawa wymagała działania i to szybkiego i nieuchwytnego, dokładnie takiego, jak lubili. Na granicy legalności, z zagadką i sporym zagrożeniem utraty życia. To ostatnie szczególnie było przez nich ukochane, ponieważ wypróbowywanie 'umowy' stało się ich nową, bardzo wciągającą grą. Neji będzie sprawdzał, na ile może ufać Sasuke, że poświęci życie Smoka dla misji, a Uchiha będzie obserwował, jak Hyuuga zostawia Tygrysa na pewną śmierć, wierząc, że na pewno sobie poradzi. Taniec na cienkiej linii zaufania był ich nowym hobby, każde zawahanie, niepewność było ganione srogo zarówno przez ostre słowa, jak i fizyczne ciosy. Nie mieli dla siebie litości, bo i świat nie miał jej dla ninjiów, a w szczególności dla członków potężnych klanów. I byli zadowoleni, że znaleźli kogoś, kto jest w stanie zrozumieć pokrętną argumentację człowieka, który nie należy do siebie, więc zwyczajowe więzy nie dotyczą go ani trochę.
Po drodze spotkali paru ukrytych ninja, ale zostali przez nich zignorowani. To utwierdziło tylko Nejiego w przekonaniu, że ich interwencja jest oczekiwana, że oni są oczekiwani. Pułapka. Skoro wróg wiedział gdzie mieszkają i co kryją pod maskami, szpiegowski przeciek był niemal pewny.
Przybyli do Dźwięku wczesnym porankiem. Nie było sensu przebierać się i udawać przejezdnych, nie było sensu wmieszać się w tłum tylko po to, by dostać cios w plecy. Jak zwykle rozumieli się bez słów. Tygrys bezszelestnie wdrapał się na dach posesji, uzbrojony w cztery bomby gazowe, sześć ładunków wybuchowych z gatunku antipersonel, oraz długi, cienki, idealny do cichego zdejmowania wroga, mieczyk. Smok przeskanował byakuganem okolicę, namierzając cztery grupy straży, na wpół śpiących, tłustych body guadrów. Głupcy, albo podstawieni nieudacznicy, mający odciągnąć go od osłaniania pleców Uchihy. Tak czy owak należało ich unieszkodliwić szybko i bezgłośnie.
Smok zaatakował znienacka, lekkimi puknięciami w karki zaspanych, zaskoczonych mężczyzn pozbawiając ich przytomności. Dwie grupy udało mu się w ten sposób wykluczyć z gry, jednak w trzeciej znalazł się frajer, który nie był na tyle śpiący, żeby nie zawiadomić o wtargnięciu intruza czwartej watry. Smok musiał zamknąć mu usta a jedynym i najskuteczniejszym sposobem było zablokowanie mu czakry w płacie skroniowym. Natychmiastowy zgon, mężczyzna upadł nie wydając z siebie nawet dźwięku, jednak słychać już było nadbiegającą, zaalarmowaną czwartą straż. Smok poprawił maskę na twarzy i skoczył. I tak kończył się plan osłaniania pleców Tygrysa. W jakiś dziwny sposób Neji czuł, że nie jest to sprzyjająca okoliczność. Normalnie nie przejmowali się sobą, tylko wykonaniem misji, działali jak części tego samego organizmu, reagowali i bili się niemal synchronicznie, przywyknięci do swoich stylów walki. Ale teraz, patrząc na owinięty poranną mgłą budynek rezydencji, Neji czuł wyraźny dyskomfort nie mogąc osłaniać Uchihy. Smok szybko uciął w połowie te rozważania, jako szkodliwe dla misji i przeszkadzające mu w rozgromieniu zwartej warty.
Gdy już stanął nad nieruchomymi ciałami przeciwników, jeżeli tak można było nazwać zaspanych, zarosłych tłuszczem mężczyzn w średnim wieku, zamarł na moment w bezruchu. Coś w ciszy, spowijającej szczelnie cały budynek było groźne i nie na miejscu. Posiłki dealera, rezydującego w tym gmaszysku powinny być zaalarmowane niespodziewanym wtargnięciem dwóch, zamaskowanych anbu, tymczasem nie słychać było najmniejszego dźwięku, nawet ruchu ani szeptu. Smok zacisnął szczęki i bezszelestnie pobiegł w górę, po obłożonych czerwonym dywanem schodach. Nie lubił ufać swoim instynktom, ale nauczył się im ufać podobnie jak nauczył się ufać, że Tygrys prędzej pozwoli jemu i sobie na śmierć, niż na zawalenie misji. W tym domiszczu coś się działo i nie było to coś związanego ze strachem czy niepewnością, gdyż te dwie emocje wewnętrzny radar Smoka wykrywał bezbłędnie. Tutaj wyraźnie było czuć...śmierć.
Gdy zza wielkich, inkrustowanych różnymi drogami gatunkami drzew drzwi usłyszał cichy, niewyraźny głos zamarł z dwoma kunai i około dziesięcioma shurikenami w dłoni. Wiedział, że do tego czasu Tygrys rozłożył już bomby i udał się na rekonesans, aby odszukać cel, który mieli zlikwidować, jednak coś kazało mu sprawdzić, kto rozmawia za tymi dziwacznymi drzwiami. Smok powiódł wzrokiem po suficie i namierzył od razy wyjście wentylacyjne. Nie była to może najwygodniejsza droga do zamkniętego pokoju, jednak najbezpieczniejsza i jedyna. Nie miał czasu zastanawiać się nad niczym, więc tylko skoczył od razu do szerokiego, zasłoniętego kratką wywietrznika.
Gdy okazało się, że korytarz wentylacyjny jest długi, zakurzony i ma wylot wprost na rozmawiających w zamkniętym pomieszczeniu ludzi, Smok prawie nie zdziwił się, znajdując na drugim jego końcu skulonego dziwnie Tygrysa. Drobnym, bezszelestnym ruchem spytał swojego partnera, co się dzieje i czy to istotne dla misji, ale Sasuke nie odpowiedział mu w żaden sposób, zapatrzony hipnotycznie w wywietrznik, z którego dobiegały stłumione głosy. Smok w Nejim sarknął zdenerwowany i spojrzał także w rozjaśnioną nikłym światłem kratkę wentylacyjną.
Pod nimi, dokładnie dwa metry od nich, stał Uchiha Itachi i rozmawiał z jakimś zamaskowanym człowiekiem, zawiniętym szczelnie w płaszcz, który niewątpliwie był celem całej interwencji Konoha na obcym terenie. Nie to jednak sprawiało, że Neji zawahał się. Smok spojrzał niepewnie na swojego partnera, ale nie potrafił powiedzieć, co chodzi po głowie ostatniego członka klanu sharinganów, patrzącego na swojego znienawidzonego brata. Ciało Tygrysa było nieme, nie zdradzało żadnych informacji o wewnętrznym stanie Uchihy, a to akurat było dla Smoka ważne, jeżeli chciał przeprowadzić misję do końca.
"...będzie tego wieczoru w drodze do Konoha..."
"...mam nadzieję, że nie sprawi ci to kłopotu, Itachi-sama..."
"...nie, o ile Konoha nie wtrąci się do transakcji. Manuskrypt jest ważniejszy..."
Urywki cichej, szybkiej rozmowy okraszonej obcym akcentem Dźwięku, docierały do Smoka niczym śpiew zza grubej, drewnianej ściany. Tygrys jak zaczarowany wpatrywał się w Itachiego i przez chwilę Neji miał okropne przeczucie, że zaraz rzuci się na znienawidzonego człowieka jak kot na upatrzoną mysz, znienacka, bezgłośnie i przerażająco głupio. Gdyby teraz odkryto ich obecność w rezydencji, transakcja nie doszłaby do skutku a ten niezwykle niebezpieczny manuskrypt zniknąłby ponownie. Smok miał wrażenie, że jest to rzecz cenniejsza niż wszystko, co ma Dźwięk, i że trzeba zdobyć ją nawet za cenę życia.
Smok trącił lekko Tygrysa, wybijając go z jego zapatrzenia i zdając nieme pytanie o czas odpalenia bomb gazowych. Sasuke nie zdążył odpowiedzieć, gdy nagle w dole, pod kratką zrobiło się niesamowicie cicho, a potem Itachi spojrzał w kratkę wentylacyjną. Neji poczuł, jak niewytłumaczalne drżenie przepływa mu po karku pod tym szkarłatnym, beznamiętnym, pustym wzrokiem. Cholera, starszy brat był dużo groźniejszym przeciwnikiem niż młodszy, jednak wyglądało na to, że nie jest już człowiekiem, tylko mechanicznym, pozbawionym woli narzędziem. Neji zadrżał ponownie, gdy szkarłatne oczy zatrzymały się bezpośrednio na nim, jakby przenikając słaby kamuflaż kratki wentylacyjnej. Blada twarz starszego Uchihy wygięła się w uśmiechu.
`On o nas wie. Zmywamy się.' Smok wskazał władczym gestem wyjście z kanału wywietrznego, ale Tygrys odmówił krótkim gestem. Czerwone oczy, błyszczące w masce anbu niczym dwa szlachetne kamienie były twarde i martwe. Neji skrzywił się na taką myśl. Cholera, akurat teraz tak dobry, zdyscyplinowany shinobi jak Sasuke musiał stracić głowę przez jakieś emocjonalne rozgrywki i to z kimś tak groźnym jak mangekyou diabeł.
`Idziemy, Uchiha.`
`Nie!`
Smok spojrzał zniesmaczony na swojego głupiego, najwyraźniej zbyt łatwo poddającego się słabościom partnera. Szybko przerobił swój plan szybkiej ewakuacji na taki, który pozwoli im dowiedzieć się czegoś więcej o manuskrypcie, jednocześnie nie zmuszając go do ogłuszania Tygrysa. Szczególnie teraz, kiedy był prawie pewien, że Itachi jest świadomy obecności intruzów. Czuł na sobie intensywne, pełne napięcia spojrzenie Sasuke i wiedział, że mają bardzo mało czasu na decyzję. Cóż, najlepszym wyjściem jest zagrać otwartymi kartami i rozstrzygnąć wszystko tak, jak prawdziwy wojownik. Przez walkę.
Niemal czuł przerażenie i szok, które musiały się odbić na zwykle beznamiętnej twarzy Sasuke, gdy Smok wyłamując kratę wentylacyjną wskoczył do środka pokoju, prosto między rozmawiających ludzi. Zaskoczenie było jednak krótkie. Zaraz po tym, jak Smok z gracją mordercy wylądował na czerwonym dywanie, stając momentalnie w pozycji bitewnej, Tygrys skoczył za nim. Mężczyzna w płaszczu krzyknął ostrzegawczo, jednak Itachi nawet nie udawał, że jest zdziwiony nagłym wejściem agentów z Konoha.
"Witam, braciszku." powiedział swobodnie, podchodząc do Uchihy. Smok zauważył, że ręce Sasuke drgają nerwowo i pomyślał, że nie może pozwolić sobie na dłuższe impromptu ze sławnym mangekyou sharinganem, gdyż lada moment bomby gazowe wybuchną i cała rezydencja legnie w gruzach, zagrzebując ślamazarnych shinobi, którzy zamiast na misji koncentrują się na osobistych porachunkach. Głupi Uchiha. Będzie trzeba porozmawiać z nim o zapędach samobójczych. Tak, to będzie wspaniała kłótnia.
"Tygrys, likwiduj cel. Ja zajmę się Itachim." głos Nejiego szczekał komendy, jednak on sam koncentrował się już na pojedynku, który nie zapowiadał się ani na łatwy, ani na dostarczający pewnego zwycięstwa. Sasuke, ukazując, że jednak trochę rozumu zostało mu w tej pustej głowie, posłuchał swojego starszego partnera i rzucił się na cel z trzema kunai w dłoniach.
"Ratunku, Itachi-samaaaaa....!" wrzasnęła ofiara, zanim ostrze nie przebiło jej gardła jednym, sprawnym ruchem wytrenowanego zabójcy. Itachi wzruszył ramionami i ponownie spojrzał z zaciekawieniem na Smoka.
"Cóż, w sumie nie był już potrzebny." skwitował śmierć swojego towarzysza starszy Uchiha, poprawiając swój przekrzywiony nieco strój. "A więc chcesz walczyć, Smoku? Bo to maska Smoka, jak sądzę?"
Z osobami takimi jak Itachi nie należało rozmawiać, tylko walczyć. Język walki przemawiał do nich dużo wyraźniej i mocniej niż słowa. Neji to rozumiał, z nim było podobnie, jak z każdym ninją, dążącym do perfekcji, wyrzekającym się siebie w zamian za siłę i skuteczność. Smok uśmiechnął się krzywo pod maską i aktywował byakugan.
Itachi nie przyjął nawet postawy, nie poruszył się nawet, gdy dłonie Nejiego niczym chmara drobnych motyli, zaczęły miękko wirować dookoła niego, próbując zadać cios. Minimalne dotknięcie, muśnięcie i już po walce. Smok ostatnio wprawił się w rozstrzyganiu swoich pojedynków poprzez pojedyncze, jednorazowe zablokowanie głównej arterii w dowolnej części ciała przeciwnika. Itachi zgrabnie unikał jego ciosów, jego mangekyou sharingan przewidywał większość ciosów, jednak widać było, że jest przyjemnie zdziwiony rangą swojego przeciwnika.
"A więc Sasuke znalazł sobie wreszcie partnera. Całkiem dobrego, jak widzę. Mam nadzieję, że mój mały braciszek jest lepszy w łóżku niż w walce, Smoku." mruknął Itachi, unikając kolejnego ciosu o milimetry dosłownie. "Ale niestety, jesteście za słabi na walkę ze mną, nawet we dwóch."
Nejiemu poczerwieniało w oczach. Nikt jeszcze nie uszedł z życiem, obrażając geniusza klanu Hyuuga i znieważając honor jego i jego partnera. A już na pewno nie jakiś laluś o kobiecym wyglądzie i wypielęgnowanych paznokciach, odziany w kimono godne kurtyzany! Tygrys syknął ostrzegawczo, ale Smok zignorował go. To w końcu była jego wina, to on nie chciał odejść, kiedy jeszcze był czas! Teraz Smok mógł tylko pokonać tego żałosnego przebierańca Itachiego i udowodnić mu, że nie na darmo wyrzekł się swojego życia, żeby stać się doskonałą bronią. Doskonałym narzędziem. Nie na darmo urodził się w klanie, który stworzył go jako idealnego wojownika!
Czerwone oczy mangekyou sharingana rozszerzyły się, widząc atak tak szybki, ze nie dający się odparować ani nawet uniknąć. Smok zaśmiał się strasznie i z całym impetem wymierzył jedno dotknięcie w klatkę piersiową Itachiego, zostawiając go bez tchu. Czarka zaśpiewała w ciele Nejiego, całkiem jak wtedy, gdy ćwiczył układ chen, mroczny, zabójczy układ, ujawniający agresję swojego użytkownika, jego instynkty destrukcyjne. Świat zniknął na jeden straszny, wspaniały moment, w którym Neji rozpłynął się całkiem w uczuciu jedności. Została tylko jego prawa dłoń, oparta lekko o pierś Itachiego.
Bomby wybuchnęły nagle i cały pokój zapełnił się szarawym gazem paraliżującym. Itachi zakrztusił się, wypluwając czarną, gęstą krew i Smok złapał go za poły ubrania, żeby zadać jeszcze jeden, finalny cios. Starszy Uchiha wrzasnął coś, ale Smok zignorował go, zaciskając palce na czymś chłodnym, co wyszarpnął z rozchełstanej szaty przeciwnika. Od całkowitego zwycięstwa dzielił go jeden, pieprzony cios, ale podłoga zatrzęsła się mu pod nogami a w głowie zakręciło się tak, że miał chęć zwymiotować tu i teraz. Gaz! Zaklął w duchu na swoją lekkomyślność, głupiego partnera i maskę, która zdawała się go dusić. Następną rzeczą, jaką widział, były mocne, umięśnione ramiona, wlekące go w kierunku wyjścia i jego własne, bezwładne zupełnie nogi. Ściskał coś w dłoni a gdy zmrużył oczy, zauważył, że był to bardzo pognieciony, opatrzony szkarłatną pieczęcią manuskrypt. Gdy Tygrys wyczołgał się z objętego ogniem i gazem budynku, w którym teraz już jedna po drugiej wybuchały bomby antypersonelowe, Smok zdjął maskę z twarzy i opadł bezsilnie na chłodną, morką ziemię.
"Gdzie on...?” spytał głosem osoby, której gardło przetarto właśnie papierem ściernym. Sasuke także ściągnął swoją maskę i opadł na kolana obok Nejiego, dysząc ciężko.
"Uciekł... Pokonałeś go..."
W cichym głosie Uchihy była stłumiona złość i pewna doza nieumiejętnie ukrywanego niezadowolenia. Neji spojrzał wściekły na swojego głupiego partnera i poczuł, że złość przywraca mu siły.
"Idioto! Czemu nie chciałeś wyjść tak, jak planowaliśmy?! Chciałeś go pokonać? Chciałeś pomścić swój klan na misji, która ma przecież zawsze priorytet??? Co ty do diabła ciężkiego myślałeś, Uchiha?!"
Trząsł się jeszcze od paraliżującego działania gazu i nadmiaru adrenaliny po pojedynku z tak potężnym przeciwnikiem, jak Itachi, i Sasuke nagle był przed nim, trzymając go za dłonie i patrząc mu prosto w oczy poważnym spojrzeniem człowieka, który nie radzi sobie ze słowami, ale nie ma wyjścia i musi się nimi posłużyć. Neji zamilknął, nie wiedząc, czy wyrwać ręce z uścisku Uchihy i uderzyć go, czy zaśmiać się, po czym stracić przytomność z nadmiaru gazu, którego nieopatrznie się nawdychał.
"Hyuuga. Zrobiłem to, żeby dostać manuskrypt. Siedziałem w kalane wentylacyjnym dłużej niż ty i wiedziałem, że Itachi go ma. Teraz mamy go my."
Smok w Nejim miał chęć złapać Uchihę za głowę i wyrżnąć nią o kamienny cokół rzeźb, stojących przy bramie rezydencji, która płonęła w milczeniu, przerywanym tylko trzaskiem pękających kondygnacji. Manuskrypt. Racja. Trzeba szybko uspokoić się i podejść racjonalnie do faktu, że właśnie był manipulowany przez swojego partnera.
"Czy wiesz, że walczyłem z twoim bratem na serio?" spytał Neji zimnym, kamiennym głosem, chowając pognieciony dokument do swojej torby. Wiedział, że Sasuke nie lubi, aby przypominać mu o jego wyrodnym rodzeństwie. Rzeczywiście, linia ramion Uchihy stężała w nerwowym napięciu, co dało Hyuudze chwilową rekompensatę za tą całą zabawę we mściciela.
"Czy wiesz, że jeden z nas zginąłby w tej walce, gdyby nie wybuch bomb?"
Szklane, nie wyrażające nic oczy Sasuke bez drgnięcia wpatrywały się w twarz Nejiego, który nagle miał chęć zaśmiać się na całe gardło.
"Czy wiesz, że podejrzewałem, że pojawi się tutaj Itachi, i dlatego przyspieszyłem detonację co drugiej bomby, którą podłożyłeś?"
Tym razem twarz Sasuke wygięła się najpierw w niedowierzaniu, następnie w złości a na końcu w zdenerwowanym lekko zadziwieniu. Hyuuga wzruszył ramionami i z nonszalancją człowieka, który właśnie zażył potężną dawkę środka paraliżującego, przekroczył bramy rezydencji, pozwalając, aby Sasuke podążył za nim jak cień, rozważając ich wciąż rozwijające się partnerstwo. Tak, to powinno nauczyć Uchihę, że trzeba patrzeć pod spód rzeczy i to nie tylko przeciwnika, ale i poplecznika. I że zapłaciłby z nawiązką, gdyby chociaż przez chwilę manipulował kimś takim jak Hyuuga Neji. Może i geniusz byakuganu nie należał do siebie, ale nie zamierzał być zabawką w czyjś rękach.
W oddali słyszał zbliżające się syreny straży pożarnej. Przy odrobinie szczęścia nieszczęśni strażnicy zostaną uratowani a ciało dealera, którego zdjął Tygrys ulegnie spaleniu. Nie zdążyli się nim odpowiednio zająć, chociaż uzyskali manuskrypt, który był zdecydowanie ważniejszy od jakiegoś nędznika handlującego białym proszkiem, który miał wystarczająco wielu wrogów, żeby zginąć.
"Mamy manuskrypt, zlikwidowaliśmy cel, wracamy do Konoha." ogłosił chropowatym głosem Neji a Sasuke skinął głową, wciąż zatopiony w myślach. Tym razem nie były to rozważania na temat triku, na który nabrali się zarówno przeciwnicy jak i on sam. Po małej zmarszczce koło ust Neji poznał, że Uchiha myśli o dużo trudniejszej dla niego do zniesienia sprawie. Ale nie mówił nic. Nie było sensu. Itachi to problem Sasuke i musi poradzić sobie z nim sam. Jeżeli oczywiście obrzydliwego lalusia najpierw nie wykończy geniusz klanu Hyuuga, który nie zwykł puszczać płazem obelg.
Gdzieś w pierwszej godzinie powrotnej wędrówki zaczął padać mały, zajadły deszczyk i padał tak aż do momentu, w którym doszli do bram Konoha. Całą drogę milczeli, zatopieni w swoich myślach. A gdy Uchiha skręcił do swojej rezydencji, rozstając się z Nejim, który chciał od razu przekazać manuskrypt bezpośrednio Tsunade, Hyuuga spojrzał się na jego bladą, trójkątną twarz i skinął głową.
"Jeszcze go dorwiesz. To przeznaczenie. I on o tym wie." nie musiał mówić, o kogo chodzi. Błysk czarnych oczu powiedział mu, że Sasuke doskonale orientuje się on, o kim jest mowa. Imię Itachiego wzbudzało u nich obu uczucie odrazy, więc na mocy niepisanej ugody nie używali go w rozmowach między sobą.
"Jestem gotowy w każdej chwili." powiedział cichym, miękkim głosem Uchiha. W jego tonie było coś, co wymagało dookreślenia pewnych spraw ze strony Hyuugi. Neji westchnął i roztarł zdrętwiałe dłonie.
"Nie będziesz w tym sam." honor Hyuuga nie pozwalał zostawiać swoich partnerów na pastwę takich potworów, jak Itachi. Uchiha był zdecydowanie najlepszym współpracownikiem, jakiego kiedykolwiek miał Neji i warto było zainwestować w niego nieco wysiłku, żeby stać się jeszcze lepszą bronią, idealnym, zabójczym narzędziem.
"Wiem." odpowiedział niepotrzebnie Sasuke i bez dalszych zbędnych słów podążył do swojej rezydencji. Neji wyczuł w nim specyficzny rodzaj zniecierpliwienia i frustracji, który był unikalnym znakiem tego, że Uchiha miał tej nocy ochotę na tą drugą, nie wspominaną część umowy. Hyuuga uśmiechnął się lekko, decydując, że tej nocy odwiedzi Uchihę i pomoże mu z napięciem seksualnym, bynajmniej nie za pomocą medytacji.
Gdy Tsunade odebrała manuskrypt od Nejiego jej twarz była nieodgadniona i Hyuuga po raz pierwszy pomyślał, że może jednak nie powinni mieszać się do rzeczy, które najwyraźniej przekraczały ich kompetencje. Szybko zganił się za tak kuriozalną myśl, że zbieranie informacji, na których opierała się przecież cała tajna praca shinobi, mogłoby być niekorzystne. Pomimo wszystko wypowiedział na głos swoje wątpliwości, na co Tsunade zareagowała wybuchem nerwowego śmiechu.
"Powiem ci tylko jedno, Hyuuga. Ten kawałek papieru kosztował życie wielu osób i jeszcze wiele osób życie przez niego straci. Muszę teraz zwołać natychmiastowe zebranie wszystkich szefów osad w Kraju Ognia, więc bądź tak dobry i nie męcz mnie już." z kwaśnych uśmiechem oznajmiła Hokage, pocierając czoło w zmęczonym geście. "Aha, i jeszcze jedno. Od dzisiaj mieszkasz z Uchihą. Nie patrz tak na mnie, to rozkaz. Skoro Itachi jest zamieszany w całą sprawę jest bardzo prawdopodobne, że pojawi się w rezydencji Sasuke, aby dowiedzieć się...czegoś. Będzie lepiej, jeżeli zastanie tam także ciebie."
Neji skinął głową i opuścił bez słowa apartamenty Tsunade, odrobinę za mocno trzaskając drzwiami. Cóż, Uchiha z pewnością zrozumie, że cała szopka z mieszkaniem to jedynie działania prewencyjne, którym zresztą sam jest winien, ponieważ to on w ogóle ujawnił Itachiemu obecność partnerów w domu dealera. Hyuuga wziął głęboki oddech i wszedł przez toranę do ogrodu Uchihy, z kamienną maską wojownika i myślami, trzymanymi ściśle pod kontrolą. Nie chciał zrazić na samym wstępie swojego przyszłego współlokatora, zwłaszcza, że nie wiedział, ile potrwa zapotrzebowanie na jego obecność w otoczeniu Sasuke.
Jak zwykle Uchiha otworzył mu drzwi, wydając z siebie zamiast powitania niekomunikatywne mruknięcie. Był ubrany w luźne spodnie od dresu i spraną koszulkę, przy czym miał mokre włosy, przypuszczalnie od wziętego niedawno prysznica. Neji podążył za właścicielem rezydencji dwa kroki z tyłu, dokładnie tak, jak oczekiwała tego etykieta od niespodziewanego gościa, chociaż był pewien, że Sasuke spodziewał się go. Bez słowo podążyli do dojo, w którym zawsze sparingowali się i rozmawiali, gdy nie chcieli, żeby przypadkowy szpieg usłyszał treść ich słów. Mała wyłożona elastyczną, kauczukową wykładziną, idealną do ćwiczenia kopnięć na boso salka, nadająca się świetnie do improwizowanych walk była także dźwiękoszczelna. Sasuke miał fiksację na punkcie prywatności i skrzętnie ukrywał swoje prawdziwe możliwości bitewne przed resztą świata, nawet, jeśli chodziło o efekty wokalne jego pojedynków. Neji nie był uważany przez Uchihę za resztę świata, więc wolno mu było oglądać Sasuke przy jego ćwiczeniach, w których najczęściej brał także bezpośredni udział.
Neji spojrzał na kauczukową wykładzinę i powstrzymał uśmiech. Ile razy kończyli na niej swój sparing, spoceni jak myszy, spleceni w dziwacznym uścisku niczym dwa spółkujące węże, walczące o dominację i władzę nad partnerem?
"Zamieszkaj ze mną."
Hyuuga spojrzał z zaskoczeniem na beznamiętną twarz Sasuke, jakby wypadł mu z ust wróbel i zaczął latać dookoła dojo. Coś było nie tak, wyczuwał to w napiętej, dziwnie zdekoncentrowanej postawie ciała Uchihy, w jego zgarbionych nieco obronnie ramionach, dłoniach opuszczonych koło ud i drgających miarowo mięśniach karku. Sasuke nie był raczej osobą łatwą do rozproszenia czy zdenerwowania, widocznie jednak spotkanie z bratem wpłynęło na niego bardziej, niż sam się spodziewał. Teraz na przykład, zniecierpliwiony brakiem reakcji ze strony Nejiego, zaczął zamykać się w sobie ponownie, oddzielając się od świata murem obojętności i zimnej kalkulacji, cała jego postura spięta i nieprzyjazna. Hyuuga spojrzał prosto w czarne, obojętne oczy.
"Dobrze. Zresztą Tsunade wydała mi rozkaz, żebym zamieszkał z tobą, dopóki istnieje zagrożenie, że Itachi pojawi się w twojej rezydencji, aby wydusić z ciebie jakieś informacje." powiedział swobodnie, zdejmując buty i rozkoszując się dotykiem zimnej, elastycznej powierzchni na podeszwach stóp. Niskie, podenerwowane mruknięcie obwieściło mu, że nikt nic z Sasuke nie wydusi, choćby miał dwie pary mangekyou sharingana i przyboczną armię, złożoną z elitarnych ninjów. Neji uśmiechnął się wąsko. Uchiha, jeżeli chciał, potrafił w bardzo ekonomiczny sposób ukazać swoje stanowisko w pewnych sprawach.
Bez zdziwienia patrzył, jak jego partner zdejmuje także swoje trampki i podskakuje lekko na sprężystej wykładzinie dojo. Nastrój do walki, do zabawy czy do seksu?... Ostatnio Neji zatracił zdolność do rozróżniania tych trzech, zresztą to należało do obowiązków Sasuke, żeby otworzyć odpowiedni gambit. Czarne oczy spojrzały na niego poważnie, nieruchomo i może trochę... wyzywająco?
"Zamieszkaj ze mną i uprawiajmy dzisiaj seks. Prawdziwy seks." głos Uchihy był tak ekspresyjny jak dźwięk uderzanego metalową łyżką cebra. Neji powstrzymał szczękę, która niebezpiecznie zbliżyła mu się do lewego obojczyka. Wciąż jeszcze przyzwyczajał się do swobodnego, bezpruderyjnego podejścia Sasuke do spraw ich pożycia, było nie było, intymnego. Chociaż z drugiej strony, była to tylko umowa, obopólna ugoda, na mocy której mogli spokojnie rozwijać swój potencjał jako ninja, bez zbędnych obciążeń i komplikacji, więc może jakakolwiek doza wstydu nie miała prawa tutaj zaistnieć. Coś tak konkretnego, pierwotnego i nagiego, wykrojonego po żołniersku z samych tylko fizycznych potrzeb, nie powinno zasłaniać się kurtuazyjnymi słowami... Umysł Nejiego zatrzymał się ze zgrzytem na ostatniej wypowiedzi Uchihy.
"Prawdziwy seks?..."
Sasuke potaknął głową i nadal mierzył go swoim idealnie obojętnym wzrokiem, jakby chodziło o wyostrzenie kunai, albo zrobienie herbaty. Umysł Hyuugi nadal był w pewnej części w stanie szoku i jakiegoś dziwnego zawieszenia, które było dla niego tak nietypowym stanem, że nie mógł zrobić z nim nic innego, jak tylko trwać w bezruchu i gapić się na swojego milczącego, nieresponsywnego partnera.
"Tutaj...?"
Sasuke przewrócił oczyma i przestąpił z nogi na nogę, w pokazie nietypowej dla niego niecierpliwości.
"Nie. Preferuję te rzeczy robić w łóżku. No chyba, że chcesz tutaj. Jeśli w ogóle chcesz, to nie jest część naszej umowy i zrozumiem, jeśli..."
Pięść przefrunęła mu koło nosa, omijając go dosłownie o milimetry. Sasuke żachnął się, ale niczym zwinne, zaatakowane znienacka zwierzę umknął przed ciosem, salwując się dystansującym go od napastnika odskokiem i zgrabnym unikiem. Neji zmrużył oczy, aktywując byakugan. Adrenalina, czy raczej jej pozostałości z misji, którą skończyli zaledwie parę godzin temu, wciąż krążyła w nim, burząc krew i zmysły. Powinien się sprzeciwić, powinien wyrazić swoją pogardę dla folgowania tak niskim instynktom, powinien ogłosić raz na zawsze, że jest heterykiem i męskie ciało go nie pociąga. Ale jakoś nie mógł się na to zdobyć, widząc zimną furię, narastającą w czarnych, onyksowych oczach i wściekle napiętych mięśniach pleców i ramion Sasuke.
"Najpierw sparing, potem seks, Uchiha."
Cztery dobrze wymierzone ciosy w gardło, pierś, brzuch i szyję wystrzeliły w kierunku Sasuke, który unikał ich ze znawstwem, błyskając swoją szkarłatną czakrą, wirującą w sharinganie.
"Dobrze, Hyuuga."
Neji uchylił się przed kopnięciem, które przemknęło nad nim, muskając go po końcówkach włosów. Dlaczego się na to zgodził? Dlaczego zgodził się na prawdziwy seks z Uchihą, skoro wcale nie miał na niego chęci? Dlaczego dłonie już nie wystarczały? Następne minuty twardej, nieustępliwej walki ujawniły Nejiemu wiele odpowiedzi. Desperacja, frustracja, ukryty, zżerający od środka gniew, te emocje emanowały z Sasuke jak łuna z płonącego domu i Hyuuga odkrył, że ma chęć, że musi pomóc swojemu partnerowi poradzić sobie z tym zdekoncentrowanym, łatwym do wykorzystania stanem. Uchiha był zbyt dobrym kompanem, zbyt zdolnym shinobi, żeby pozwolić mu zginąć w wirze niepotrzebnych, szkodliwych emocji. Jeśli seks jest w stanie ocucić go z tej pogoni za własnym ogonem, za zżerającą go od środka bezsensowną zemstą, za jawną mrzonką, która serwował mu Itachi, Neji był skłonny spróbować seksu z mężczyzną. To będzie z pewnością nowe doświadczenie, a Hyuuga nigdy nie uchylał się od poszerzenia swojego horyzontu umysłowego o jeszcze jedną dziedzinę. Kto wie, może kiedyś przyda mu się ona do misji?
Uchiha, pomimo swojego drażliwego stanu, nie był przeciwnikiem łatwym i pół godziny później Neji znalazł się w żelaznym uchwycie Tygrysa, z zablokowanymi dłońmi i gorącym, przyspieszonym oddechem, łaskoczącym go po szyi. Cholera, to całe myślenie o seksie w widoczny sposób rozproszyło go, jakby był jakimś początkującym żółtodziobem!...
Sasuke powoli uwolnił go ze swojego chwytu. Gdy wyciągnął rękę, żeby pomóc Hyuudze wstać, ten tylko odtrącił ją pogardliwym gestem i wstał sam. Jak wojownik, pokonany, ale zawsze.
"Nie musimy, jeśli nie chcesz..." zaczął Sasuke, ale spojrzenie Nejiego ukradło mu z ust wszystkie słowa. Uchiha już dawno nauczył się, kiedy można z geniuszem byakunanowym polemizować, a kiedy nie ma to najmniejszego sensu, ponieważ prędzej w piekle spadnie śnieg, niż Hyuuga zmieni swoje zdanie.
"Oczywiście, że nie musimy." odpowiedział sztywno Neji, tonem człowieka wzburzonego, że ktoś śmie nawet przypuszczać, że on, Hyuuga, może być zmuszony do zrobienia czegoś, czego nie chce.
Sasuke skinął głową i powoli odwrócił się do schodów, prowadzących na pierwsze piętro, gdzie, jeśli Hyuuga dobrze pamiętał, znajdowała się jego sypialnia. Neji podążył za nim z grobową miną. Nadal nie do końca rozumiał, czemu to wszystko robi i czemu poddał się temu z taką łatwością, chociaż zdecydowanie powinien czuć sprzeciw i obrzydzenie. Możliwe, że wyjaśni się to w trakcie. Nigdy jeszcze z nikim nie spał, nigdy jeszcze nie robił niczego z Uchihą w łóżku, preferując dużo bardziej adekwatną dla ich milczącego porozumienia i szybkiej ulgi fizycznej podłogę dojo. Czy to coś zmieni, czy to coś znaczy, poza tym, że po raz pierwszy w życiu Neji miał partnera, w którego gotów był ewentualnie zainwestować więcej niż w poprzednich swoich współpracowników?... Uciął szybko ten tok myślenia i skoncentrował się na znajomych, spiętych lekko, poruszających się pod wpływem chodzenia plecach Sasuke. Drapieżna gracja grających pod spoconą skórą mięśni i zgnieciony podkoszulek. Wojownik, shinobi, partner, jeden z najbardziej efektywnych, jakich do tej pory posiadał...
Cokolwiek się stanie, Hyuuga był zdecydowany to przyjąć, bez samo oszukiwania się i wahania. Partnerstwo z Uchihą było najlepszą rzeczą, jaka spotkała go od dobrych czterech lat. Nie zamierzał tego zaprzepaścić przez swoje małoduszne poczucie wstydu i niepotrzebne emocje.
end
A teraz EAT (Evil Author Thing, jak już wszyscy zgadli;))
Hmmm.... może jednak będzie ten FF nieco dłuższy, niż planowałem... Zaczyna mi się podobać opisywanie myśli Hyuugi i kamiennego Sasuke;)