CHARLOTTE HUGHES
Spróbujmy po raz drugi
Tłumaczył: Robert Krasnodębski
Ból w piersi był rozdzierający. Miał wrażenie, jakby ktoś miażdżył i wykręcał wewnętrzne organy. Kiedy próbował usiąść w łóżku, na jego twarzy pojawiły się kropelki potu.
Lucas zastanawiał się przez chwilę, czy tak wygląda śmierć. Z pewnością nie można tak cierpieć i żyć. Do licha, skończył dopiero trzydzieści pięć lat! Czyżby to było serce? W zeszłym roku jego ojciec zmarł niespodziewanie na zawał. Nie zdziwiłoby więc Lucasa, gdyby i z nim stało się to samo. Zdawał sobie sprawę, że nie dba o siebie. Palił, pił, kiepsko się odżywiał i nigdy nie uprawiał żadnych sportów. Żył z dnia na dzień, nie snuł żadnych planów, starając się za wszelką cenę zapomnieć o przeszłości. A teraz miałby zapłacić za to, umierając w łóżku, samotnie i do tego cuchnąc piwem?
Lucas zaczął wyobrażać sobie swój własny nekrolog. Informacja o śmierci ojca zawierała jedynie kilka słów: „Konrad McKay, specjalista od pakowania mięsa, zmarł w wieku pięćdziesięciu pięciu lat”.
Te trzy linijki w gazecie to pełny obraz nędznej egzystencji tego człowieka.
„A co ja właściwie osiągnąłem do tej pory?” – pomyślał. Zarobił trochę pieniędzy na handlu nieruchomościami, jeździł drogim samochodem i mieszkał w jednej z najbardziej luksusowych dzielnic w Houston. Tak naprawdę, nie miało to jednak żadnego znaczenia. Utracił bowiem to, co rzeczywiście było dla niego ważne – rodzinę.
Z przykrością uświadomił sobie, że dzieci szybko zapomniałyby o nim, a była żona wcale by go nie opłakiwała. Nie utrzymywali żadnych kontaktów od czasu, gdy odeszła od niego trzy lata temu. Widywali się jedynie, aby ustalić spotkania Lucasa z dziećmi.
Honey Buchannan. Zamknął oczy i głęboko westchnął. Kochał ją i zawsze będzie kochał. Honey jednak wyraźnie dawała mu do zrozumienia, że nie chce mieć z nim więcej nic wspólnego. Dzwonił, pisał, a nawet kilka razy próbował się z nią spotkać, ale zawsze na przeszkodzie stawała zarządzająca rezydencją Buchannanów Vera, która strzegła Honey z gorliwością żandarma.
Ból wzmagał się. Lucas miał uczucie, jakby rozcinano mu pierś ostrym nożem. Z trudem sięgnął po telefon i wykręcił numer pogotowia. Ktoś od razu podniósł słuchawkę.
– Potrzebna mi karetka – powiedział z wysiłkiem. – Mam atak serca.
Lucas McKay uznał, że gdyby nagradzano za głupotę, z pewnością zająłby pierwsze miejsce. Wysiadł ze swojego białego cadillaca i potykając się szedł w kierunku domu. Przedpołudniowe słońce raziło go w oczy.
Przekręcił klucz w zamku i otworzył drzwi. W mieszkaniu panował ogromny bałagan; ubrania i buty porozrzucane były po całej podłodze, na stoliku i na ladzie kuchennej stały brudne popielniczki i naczynia. Nikt by nie przypuszczał, że to mieszkanie kosztowało ćwierć miliona dolarów.
Na stoliku położył małą papierową torebkę z receptą i otworzył lodówkę. Pokój wypełnił się zapachem skwaśniałego mleka i nie dojedzonej pizzy. Były to te potrawy, z których lekarz kazał mu zrezygnować w najbliższej przyszłości.
„Muszę coś zmienić w swoim życiu” – postanowił. Myślał o tym przez cały ranek, kiedy leżał nagi na metalowym stole, oczekując na wyniki badań. Wszedł do łazienki i spryskał twarz zimną wodą. „O Boże, jaki ze mnie beznadziejny facet” – uświadomił sobie, patrząc na swoje odbicie w lustrze. Ciemne włosy posiwiałe na skroniach wymagały ostrzyżenia. Miał nalaną twarz, oczy nabiegłe krwią. Był w kiepskiej formie i to go szczególnie martwiło. Zawsze przecież był dumny ze swojego wyglądu.
Pokuśtykał do sypialni i usiadł na brzegu łóżka. Jego spojrzenie odruchowo padło na stojące na nocnej szafce zdjęcie chłopca i dziewczynki. Tęsknił za nimi. Brakowało mu ich niewinności, entuzjazmu i radości życia.
Chwilę potem wstał i doprowadził się do porządku. Zdecydował, że zrezygnuje z egzystencji, jaką wiódł przez ostatnie trzy lata. Postanowił pojechać do Sweetbriar do Texasu, a nawet przeprowadzić się tam na stałe w razie potrzeby i odzyskać miłość Honey i dzieci.
Rezydencja Buchannanów, otoczona wysokimi sosnami, stuletnimi dębami, magnoliami i drzewami kauczukowymi, wydawała się Lucasowi jak zawsze okazała i imponująca. Przypominała mu sędziwą gwiazdę kina, która chociaż straciła nieco ze swojego blasku, nadal posiadała pełną świadomość własnej wartości.
Pamiętał, kiedy po raz pierwszy, jeszcze jako dziecko, ujrzał rezydencję, siedząc na tylnej platformie ciężarówki swojego ojca. Z oddali patrzył na budowlę z różowej cegły. Już wówczas wiedział, że Bóg nie stworzył ludzi równymi. Dlaczego pozwalał na to, aby jeden chodził spać głodny, a drugi miał więcej niż potrzebował? „Major Buchannan musi czymś się wyróżniać” – pomyślał wtedy i postanowił to „coś” odkryć.
Zaparkował swojego cadillaca na kolistym podjeździe otoczonym krzewami nieco zwiędniętych róż, sprawiających wrażenie zmęczonych sierpniowym upałem. Spoglądał na dom, w którym teraz mieszkała jego ex-żona i dzieci. Serce waliło mu jak młot, a myśli pełne obaw nie dawały spokoju.
„Czy byli szczęśliwi? Jak zareaguje na mój widok?” – zaczął się zastanawiać.
Wciąż pamiętał chwilę, gdy po raz pierwszy zobaczył Honey Buchannan. Wytworna, w żółtej płóciennej sukience i harmonizującym z nią kapeluszu, była prawą ręką swojego ojca na politycznych zebraniach w mieście. Od razu zdecydował, że musi ją zdobyć.
Wysiadłszy z samochodu, rozprostował ramiona, minął wysypaną żwirem alejkę i wszedł po schodach na werandę, gdzie stare, wiszące od lat lampiony kołysały się łagodnie, poruszane gorącym, przynoszącym czerwony pył wiatrem. Gdy pukał do frontowych drzwi, mógł wyczuć piasek w gardle. Chwilę później drzwi otworzyła Vera Styles, gospodyni Honey.
Lucasowi zrobiło się nieprzyjemnie, kiedy zmierzyła go chłodnym wzrokiem. Spostrzegł, że prawie się nie zmieniła. Upał nie wpłynął na nią w żaden sposób. Szpakowate włosy miała jak zwykle starannie związane na karku, a jej fartuszek był świeży i biały, niczym płynące po niebie obłoki. „Ciekawe, jak się czuje stara Vera” – pomyślał, patrząc w szare, uważne i wciąż żywe oczy gospodyni.
– Dzień dobry, Vero – rzucił na powitanie, uśmiechając się najserdeczniej, jak potrafił.
W odpowiedzi obdarzyła go pogardliwym spojrzeniem i wyprostowała się.
– Czy jest Honey? – spytał.
– Nie ma.
– A co z dziećmi? – spróbował ponownie. – Czy są gdzieś tutaj?
– Nie.
Lucas starał się ukryć niezadowolenie. Vera wyraźnie zamierzała utrudnić mu sytuację.
– Czy mogłabyś powiedzieć, co się z nimi dzieje? – poprosił.
– Todd i Melissa wyjechali wczoraj na dwa tygodnie na obóz parafialny – poinformowała.
Lucas poczuł się głęboko rozczarowany. Naprawdę pragnął zobaczyć swoje dzieci, a teraz wszystko wskazywało na to, że będzie musiał poczekać nieco dłużej.
– A pani McKay jest w pracy – dodała Vera.
Lucas zdziwił się. Nie pamiętał, aby Honey przepracowała chociażby jeden dzień w swoim życiu. Zajmowała się jedynie działalnością charytatywną. Wiedział jednak, że zawsze miała ochotę na podjęcie jakiejś pracy. To o to głównie kłócili się w ostatnim roku swojego małżeństwa.
– Co ona robi? – zapytał.
– Czy przyszedł pan tu, aby przysporzyć kłopotów, panie McKay? – Vera skrzyżowała pulchne ręce na obfitym biuście.
– Nie, nie – odpowiedział szybko. – Chciałem tylko uzgodnić, kiedy będę mógł spotkać się z dziećmi po ich powrocie. To wszystko.
Lucas zastanawiał się, dlaczego tak się przed nią tłumaczy, ale prawdę powiedziawszy, zawsze miał dużo respektu dla Very, pomimo jej widocznej niechęci do niego. Vera zaczęła pracować u Buchannanów jeszcze przed urodzeniem Honey, a gdy po długiej chorobie zmarła matka Honey, zajęła się wychowywaniem dziewczynki. I Lucas wiedział, że chociaż Vera swym surowym wzrokiem mogła śmiało konkurować z bazyliszkiem, to z drugiej strony potrafiła być najukochańszą i najbardziej troskliwą opiekunką. Todda i Melissę kochała tak samo mocno jak Honey.
Vera przyglądała się Lucasowi przez moment z miną kurczaka obserwującego tłustą gąsienicę, gotowego w każdej chwili skoczyć i chwycić ją w pazury. Zmarszczyła nos i uśmiechnęła się pogardliwie.
– Pani McKay prowadzi szkółkę drzew i różnego rodzaju traw na peryferiach miasta, niedaleko Smithfield Lake – poinformowała ku jego zdziwieniu.
– Dziękuję. – Skinął głową i skierował się do wyjścia. Vera przeszła przez werandę i zatrzymała się.
– Lucasie McKayu, jeśli wyrządzisz jakąś krzywdę panience, będziesz miał ze mną do czynienia – powiedziała stanowczo.
Lucas przystanął na stopniu schodów i spojrzał na nią. Usta miała ściągnięte, jakby ssała cytrynę.
– Do zobaczenia. – Uśmiechnął się szeroko. – Może kiedyś zjemy razem lunch.
Wzruszyła ramionami, a potem długo patrzyła za oddalającym się samochodem Lucasa.
– Boże, mam nadzieje, że nie zrobiłam nic złego – westchnęła głośno.
Honey Buchannan-McKay bębniła palcami w zniszczony metalowy pulpit, podczas gdy jej towarzysz studiował cyfry z raportu przygotowanego przez księgowego. Ton jego głosu był tak ponury, jak mroźne grudniowe niebo.
– Jest źle, Honey – stwierdził, a jego szwedzki akcent brzmiał wyraźniej niż zazwyczaj. – Nie mam pojęcia, co robić.
Honey westchnęła ciężko i sięgnęła po sprawozdanie.
– Pozwól, Eryku, że spojrzę na to – zaproponowała. Uważnie wpatrywała się w uporządkowaną kolumnę cyfr. Wyglądało to poważniej, niż myślała. Interesy nie szły już tak dobrze jak w zeszłym roku.
– Jesteśmy bez grosza, Honey – podsumował Eryk. – Nie mamy środków na sfinalizowanie dostaw w tym miesiącu. Wkrótce się ochłodzi i nasza sytuacja będzie wyglądała jeszcze gorzej.
– Nie mogę zainwestować więcej pieniędzy. Przeznaczyłam już lwią część tego, co miałam – tłumaczyła się. – Sprzedałam wszystko z wyjątkiem domu i mebli. Nie chciałabym, aby i to przepadło.
– Nigdy cię o to nie prosiłem. – Eryk siedział na rozwalającej się skórzanej sofie stojącej w drugiej części pokoju.
– Trzeba będzie znowu obniżyć koszty – zasugerowała. Nie do zniesienia wydawała się jej myśl, że prawdopodobnie będą musieli ostatecznie zrezygnować z działalności. – A to przypomina mi, że mamy jeszcze ciężarówkę do rozładowania – dodała.
Pamiętała, jak po ostatnim rozładunku bolały ją plecy. Od czasu kiedy odeszli dwaj ostatni pracownicy, sama wykonywała wszystkie prace fizyczne. W razie dalszego pogorszenia sytuacji zwolnią jeszcze Betsy zatrudnioną w charakterze kasjerki.
– Musi istnieć jakieś wyjście – rzucił Eryk, wzruszając ramionami.
Jego słowa nie zabrzmiały jednak zbyt optymistycznie.
Po kilku minutach Eryk i Honey wyszli z biura, nadal rozmawiając o swoim trudnym położeniu. Byli tak pochłonięci dyskusją, że nawet nie zauważyli białego cadillaca wyjeżdżającego zza frontowej ściany budynku.
Kiedy dwadzieścia minut później Lucas wrócił do swojego hotelu, ciągle znajdował się pod wrażeniem rozmowy, którą usłyszał. Był poruszony widokiem Honey, chociaż widział ją tylko przez chwilę. A niech to, wciąż mu się podobała.
W jej wyglądzie nastąpiły tak duże zmiany, że miałby trudności z rozpoznaniem byłej małżonki na ulicy. Zastanawiał się, co stało się z jej staranną chłopięcą fryzurą, którą nosiła w okresie, kiedy byli razem? Teraz włosy miała zwichrzone, a ciężkie, niesforne loki opadały w nieładzie na ramiona. Aż kusiło Lucasa, aby zanurzyć w nich palce. A ubranie? W niczym nie przypominało kobiety, która trzy lata temu w kostiumie Diora i pantoflach firmy Gucci, wyszła z sądu po rozprawie rozwodowej. Wyblakłe dżinsy opinały ją do granic przyzwoitości. „A kim, do diabła, był ten Eryk, wysoki Szwed z jej biura, który wyglądał, jakby spadł z księżyca?” – zastanawiał się Lucas. Z przykrością zauważył, że Honey dobrze czuła się w towarzystwie tego mężczyzny, dyskutując z nim o sprawach finansowych.
Gdy tylko wrócił do hotelu, zadzwonił do swojego starego przyjaciela, pracownika Miejskiej Kasy Pożyczkowej. Po długiej rozmowie udało mu się dowiedzieć, że Honey ma poważne kłopoty finansowe. Nie mógł w to uwierzyć. Podziękował koledze, zapraszając go przy najbliższej okazji na piwo i odłożył słuchawkę.
Usiadł na łóżku, aby przemyśleć wszystko, co wiedział w tej sprawie. Imperium Buchannanów nie rozpadło się tak z dnia na dzień. Kryzys rozpoczął się sześć lat temu. Inwestycje w przemysł naftowy stawały się coraz mniej opłacalne, ale major Buchannan nadal twierdził, że ropa naftowa to złoty interes. Potem, gdy zrozumiał swój błąd i chciał się wycofać, było już za późno. Lucas w głębi duszy cieszył się, że ten stary drań żył wystarczająco długo i zdążył jeszcze na własne oczy ujrzeć upadek swojej firmy. „Istnieje na tym świecie sprawiedliwość” – pomyślał z satysfakcją. Lucas bardzo długo nie wiedział o bankructwie majora Buchannana. Pozostało ono tajemnicą również dla jego córki. Wszystko wyszło na jaw, gdy Honey zażądała części majątku. Wtedy jednak byli już z Lucasem w separacji i nie dzieliła się z nim swoimi problemami. Po pogrzebie ojca Honey postanowiła zostać w Sweetbriar, aby – jak powiedziała Lucasowi – uporządkować pewne sprawy. Sądził, że chce po prostu uregulować różne kwestie związane z majątkiem, który odziedziczyła. Mogło jej to zająć kilka tygodni. Nie przyszło mu nawet do głowy, że jego żona zajmuje się głównie ich małżeństwem. Dwa tygodnie później otrzymał pozew o rozwód.
Lucas siedział do późna w nocy, zastanawiając się nad swoim dalszym postępowaniem. Tej nocy, bardziej niż kiedykolwiek, brakowało mu papierosów. Od czasu gdy opuścił szpital nie palił, nie pił i brał lekarstwa zgodnie z zaleceniami lekarza. Co prawda, fizycznie czuł się dużo lepiej, ale jego kondycja psychiczna pozostawiała wiele do życzenia. Nie mógł przypuszczać, że spotkanie Honey po tylu latach wywrze na nim takie wrażenie.
Obudził się wcześnie rano i zadzwonił do agencji handlu nieruchomościami, w której kiedyś pracował, zanim za pomocą majora Buchannana się nie wzbogacił. Telefon odebrał Max, jego dawny szef. Był trochę zdziwiony, gdy usłyszał Lucasa, lecz bardzo się ucieszył.
– Postanowiłem kupić dom w Sweetbriar – wyjaśnił Lucas, kiedy wymienili już uprzejmości. – Coś odpowiedniego dla rodziny. Zapłacę gotówką, ale chciałbym przeprowadzić się jak najszybciej. Jeśli się wszystko dobrze ułoży, chętnie go wynajmę.
Następnego dnia Lucas McKay nabył olbrzymi dom w stylu wiktoriańskim, z dużą werandą wokół i staromodnymi witrażowymi oknami. Wymagał on, co prawda, pomalowania, zarówno w środku, jak i na zewnątrz, generalnie jednak sprawiał wrażenie solidnego. W dużo gorszym stanie znajdował się teren wokół domu. Zniszczona trawa przypominała wysuszone siano, kwiaty róż pokrywały czarne plamy, a krzewy otaczające budynek po prostu zwiędły. Mimo tego Lucas był bardzo zadowolony. Już sobie wyobrażał, że mieszka tutaj z całą rodziną.
– W porządku, biorę to – poinformował Maxa, wyjmując książeczkę czekową. – Wprowadzam się jeszcze dzisiaj.
Następnego dnia Lucas zrównał całą działkę wokół domu.
Dwa dni później zadzwonił do firmy Honey. Telefon odebrała Betsy Clemmons.
– Właśnie kupiłem stary dom na Rutts Road – powiedział, przechodząc od razu do sedna sprawy. – Posiadłość jest bardzo zaniedbana. Zapłacę dodatkowo, jeśli pani McKay przyjdzie tam dzisiaj po południu i określi koszty zagospodarowania tego terenu.
Ciężarówka Honey podskakiwała na wyboistej drodze, a leżące na tylnej platformie ogrodnicze narzędzia obijały się o siebie, wywołując dużo hałasu. W oczach Honey malował się niepokój.
„Jadę na jakieś pustkowie, aby spotkać się z obcym facetem, który nawet nie raczył podać Betsy swojego nazwiska” – pomyślała. Zdecydowanie nie lubiła takich sytuacji. Podobnie zresztą jak Eryk. Gdyby nie musiał dostarczyć darniny do sąsiedniego hrabstwa, z całą pewnością nalegałby, żeby wzięła go ze sobą. Betsy również zaoferowała jej swoje towarzystwo, ale Honey nie chciała zamykać magazynu i ryzykować utratę ewentualnych klientów.
Dom stanowiący cel podróży zobaczyła już z daleka i stwierdziła, że otaczający go obszar przypomina raczej krajobraz po bitwie. Cały teren został rozkopany, a trawa i krzewy wyrwane. Rosły jedynie drzewa. Dom z tandetnymi ozdobami nie wyglądałby wiele gorzej, gdyby postawić go na wielkim asfaltowym parkingu.
Honey wjechała na podjazd i zaparkowała obok nowego białego cadillaca. Główną alejką dotarła do werandy. Jeszcze raz pokiwała głową z dezaprobatą, spoglądając na ponury dziedziniec.
Zatrzymała się, licząc, że ktoś podejdzie do drzwi i nie będzie musiała wchodzić do środka.
– Halo! – zawołała. – Jest tam kto? Zastanawiała się, od kiedy stała się taka tchórzliwa.
„To wina Very” – pomyślała. Vera zawsze czyta jej na głos wszystkie przerażające historie opisywane w gazetach.
Usłyszawszy zbliżające się kroki, chciała jeszcze uciec, ale otworzyły się drzwi i na werandę wyszedł wysoki mężczyzna.
Jej obawy okazały się słuszne, ten mężczyzna był bardziej niebezpieczny, niż mogła sobie wyobrazić, – Cześć, Honey! – rzucił na powitanie.
Stała bez ruchu, wpatrując się w niego. Serce jej biło jak młot, a w żołądku czuła silny ucisk. To było jak zły sen – ponury krajobraz, okropny upał, opuszczony dom na pustkowiu i Lucas uśmiechający się do niej życzliwie.
Ubrany w czarne spodnie i biały sweter podkreślający jego opaleniznę wciąż wydawał się jej bardzo przystojny. Co prawda, na jego skroniach pojawiło się trochę siwych włosów, ale dodawało mu to jedynie uroku.
– Lucasie, co ty tutaj robisz? – zapytała drżącym z wrażenia głosem.
Lucas przeszedł przez werandę i zszedł wolno po schodach, nie spuszczając wzroku ze stojącej przed nim kobiety. Ciepły wiatr rozwiewał jej długie blond włosy, przypominające dojrzałe łany pszenicy. Ile razy przeżywał tę scenę w swoich marzeniach? De razy pragnął, aby znowu spojrzeć w jej oczy, które błyszczały niczym szmaragdy, kiedy promieniała szczęściem, a w chwilach gniewu stawały się matowe? Ale teraz, gdy była tutaj we własnej osobie, nie wiedział, co powiedzieć.
– Przyjechałem do domu. – To wszystko, co przyszło mu do głowy.
Honey sprawiała wrażenie zaskoczonej, usiłowała zrozumieć, o co mu chodzi.
– Co masz na myśli mówiąc, że przyjechałeś do domu? Opuściłeś Houston?
– To jest teraz mój dom – wyjaśnił Lucas, wskazując zamaszystym gestem budynek stojący z tyłu.
Honey cofnęła się, nie bardzo wiedząc, jak zareagować. Vera, co prawda, poinformowała ją o wizycie Lucasa. Zdziwiły się nawet, że nie przyszedł drugi raz do domu ani nie odwiedził Honey w jej firmie.
– Co się stało? – zapytała podejrzliwie. – Czy to jakiś żart? Po co właściwie tu przyjechałeś?
Podszedł do niej bliżej. Teraz dzieliło ich tylko kilka centymetrów. Patrzył na delikatne rysy jej twarzy i cerę w kolorze dojrzałej brzoskwini. „Nigdy nie wyglądała tak pięknie” – pomyślał. Obcisłe, nieco już sprane dżinsy wspaniale podkreślały jej kobiecą figurę. Uśmiechnął się, gdy dostrzegł małą wytartą dziurkę na kolanie spodni. Miał przed sobą zupełnie inną Honey niż ta, z którą się ożenił, ale ta zmiana bardzo przypadła mu do gustu.
– Chciałbym odzyskać swoją rodzinę – powiedział szczerze.
Jego wzrok przenikał przez jej białą, świeżą jak wrześniowy poranek bluzkę. Pragnął wziąć ją w ramiona i przytulić twarz do jej delikatnego jak płatki róży ciała, wyłaniającego się dyskretnie spod rozchylonego kołnierza bluzki.
– I zrobię w tym celu wszystko – dodał.
– Dzieci teraz nie ma.
– Przecież wiesz, że nie mówię tylko o dzieciach. Jego odpowiedź wprawiła ją w zakłopotanie.
– Tym razem naprawdę się pomyliłeś. Jeśli chociaż przez chwilę myślałeś, że ja mogłabym... że... moglibyśmy...
– Czekałem trzy lata, abyś się opamiętała – zauważył.
– Opamiętała!
– Ale ty nie chcesz spojrzeć prawdzie w oczy i przyznać się, że mnie wciąż kochasz.
– Ty rzeczywiście jesteś psychicznie chory.
– Zamierzam osiedlić się tutaj w Sweetbriar i nie ustąpię, dopóki nie uświadomisz sobie, że nie możesz beze mnie żyć.
Ogarnęła ją konsternacja. Lucas stał tak blisko. Czuła zapach wody kolońskiej i ciepło emanujące z jego ciała. Dostrzegła złote cętki na jego brązowych oczach. Pragnęła odejść, ale czuła, że nie jest w stanie zrobić kroku.
– To wszystko... – zaczęła. – To dlatego kupiłeś ten dom?
– Być może.
– Zatem kompletnie oszalałeś, przypuszczając, że podejmę z tobą współpracę. Przecież wyjaśniłam ci to już trzy lata temu, że nie chcę mieć z tobą więcej do czynienia.
– Honey, ja się zmieniłem.
– Bzdura.
– I zamierzam ci to raz na zawsze udowodnić. Pokażę, że potrafię być takim mężem i ojcem, o jakim marzyłaś.
– Ale ja nie chcę mieć męża – zaprotestowała, usiłując powstrzymać się od płaczu.
Była zła. Naprawdę wierzyła, że przyjęcie tego zamówienia pomoże jej i Erykowi rozwiązać problemy finansowe. Niestety, przyjazd tutaj okazał się stratą czasu.
– Niepotrzebny mi mąż, który decydowałby za mnie. Teraz sama kieruje swoim postępowaniem i świetnie sobie z tym radzę. Taki styl życia bardzo mi odpowiada. Zatem zrób nam obojgu przysługę i wróć do Houston, tam jest twoje miejsce.
Honey ruszyła do wyjścia, ale Lucas stanowczym ruchem zatrzymał ją.
– Nie tak szybko.
Honey odwróciła się i spojrzała na niego z napięciem.
– Weź te ręce ode mnie – powiedziała prawie szeptem. Lucas był szczerze zdziwiony.
– Uspokój się, na miłość boską.
– Odejdź ode mnie – powtórzyła. Puścił ją.
– Kiedyś lubiłaś, jak cię dotykałem. Pamiętasz? Wyraz twarzy Honey wystarczył za odpowiedź – pamiętała.
– Doskonale znałem najwrażliwsze miejsca na twoim ciele i wiedziałem, jak sprawić ci rozkosz. Nie zapomniałem tego – dodał cicho. – Pewnego dnia, nawet szybciej, niż przypuszczasz, poprosisz mnie, abym znów cię pieścił.
Mówił to z ogromną pewnością siebie, cechującą ludzi, którzy zwykle osiągali to, co chcieli.
Honey miała łzy w oczach. Była coraz bardziej rozgniewana. Po trzech latach znów się pojawił w jej życiu, rozbudzając dawno zapomniane uczucia. Wciąż nad nią panował. Potrafił uderzyć we właściwą strunę. Powróciły wspomnienia. O tak, doskonale wiedział, gdzie i jak ją pieścić. Już dawno odkrył wszystkie najczulsze punkty jej ciała. Uwielbiała, gdy delikatnie całował ją w kark, a jego ciepły oddech ogrzewał jej nagie ramiona. Pamiętała, jak subtelnie pieścił ustami jej talię, zgięcia pod kolanami i uda. Na samo wspomnienie poczuła dreszcz rozkoszy. Przez trzy lata żyła w wewnętrznym przekonaniu, że lepiej jej bez Lucasa, z czasem nawet przestała odczuwać jego brak. Nie zapomniała jednak nigdy tych cudownych momentów, gdy leżała naga w jego ramionach, i jego oczu, które stawały się czarne jak smoła w chwilach największej namiętności.
Musiała upłynąć długa chwila, zanim Honey uspokoiła się. Podniosła wysoko głowę i obrzuciła go surowym spojrzeniem.
– Nie mam wpływu na to, gdzie mieszkasz – odezwała się w końcu drżącym głosem. – Jeśli zdecydujesz się powrócić do Sweetbriar, to twoja sprawa i, oczywiście, możesz spotykać się z Toddem i Melissą. Mnie jednak zostaw w spokoju.
Tym razem, gdy skierowała się ku wyjściu, nie próbował jej zatrzymać.
– A co z moją posiadłością? – Zdążył jeszcze zapytać.
– Znajdź sobie kogoś innego.
Lucas patrzył, jak wsiadła do swojej półciężarówki i odjechała. Stał jeszcze długo, pogrążony w rozmyślaniach. Dlaczego tak nim gardziła? Czy tak bardzo go nienawidziła, że wolała narazić się na bankructwo, niż podjąć u niego pracę?
Po południu, kiedy Eryk wrócił, Honey opowiedziała mu o swoim spotkaniu z Lucasem.
– Czuję się nie w porządku wobec ciebie – przyznała. – Mamy szansę zarobić na tym dużo pieniędzy, a ja nie potrafię się uporać z własnymi uczuciami.
Eryk, który właśnie skończył pracę, zdjął podkoszulek i wytarł nim mokrą od potu klatkę piersiową i czoło.
– Nie wygłupiaj się – zaoponował. – Nie oczekuje od ciebie, abyś robiła coś, co ci nie odpowiada.
Usiadł na starej kanapie i założył nogę na nogę.
– Poza tym, przecież uprawa i sprzedaż darniny przynosi nam niezły dochód i jeśli wszystko pójdzie dobrze, to w przyszłości zajmiemy się kompleksowym zagospodarowaniem terenów zielonych – dodał.
Honey nie odpowiedziała, więc mówił dalej:
– Ciągle kochasz tego faceta, prawda?
– Czy to tak bardzo rzuca się w oczy? – zapytała ponuro.
– To jest wypisane na twojej twarzy, skarbie. Co zamierzasz teraz zrobić?
– Chcę trzymać się od niego jak najdalej.
– Zdajesz chyba sobie sprawę, że to nie będzie takie łatwe, szczególnie teraz, gdy mieszka w tym samym mieście. Spotkasz się z nim wcześniej czy później.
Honey przyznała mu rację. W mieście wielkości Sweetbriar z całą pewnością widywaliby się od czasu do czasu. Przez ostatnie trzy lata skutecznie unikała jego telefonów, nie odpowiadała na listy. Teraz nie mogła przed nim uciec, tym bardziej, że Lucas zamierzał spędzać więcej czasu z dziećmi. Wcześniej ustalała terminy jego wizyt za pośrednictwem Very, która chętnie się tym zajmowała. W tej sytuacji nie mogła liczyć na swoją gospodynię. Poza tym, nie powinna stale wyręczać się kimś we wszystkich trudnych i niezręcznych sprawach. Westchnęła głęboko.
„O ile było prościej, gdy Lucas mieszkał w Houston” – pomyślała. Najbardziej zaniepokoiła się swoją reakcją na jego widok. Już od dawna próbowała stłumić uczucia, jakie żywiła do tego mężczyzny, wierząc, że to tylko kwestia czasu. Ale, niestety, pomyliła się. Jej uczucia w stosunku do Lucasa pozostały tak samo silne i wciąż niebezpieczne.
– Czasami lepiej stawić czoło problemom, które nas najbardziej przerażają – stwierdził Eryk po chwili. – Przez ostatnie trzy lata bardzo się zmieniłaś i z pewnością twój ex-mąż nie ma już na ciebie takiego wpływu.
– A więc uważasz, że powinnam przyjąć tę pracę?
– To zależy wyłącznie od ciebie, ale, moim zdaniem, nigdy nie uwolnisz się od tego mężczyzny, jeśli nie przestaniesz przed nim uciekać.
Słowa Eryka wydały się Honey godne zastanowienia. Uznała, że miały głęboki sens. Ceniła Eryka jako człowieka bardzo zrównoważonego. Honey potrafiła godzinami bezskutecznie zastanawiać się nad każdą decyzją. Wynikało to z faktu, że nigdy nie podejmowała ich za wiele w swoim życiu. Eryk natomiast, zanim coś postanowił, spokojnie i rzeczowo analizował sytuację, rozważając wszystkie możliwe alternatywy. Dużo się od niego nauczyła. Była mu wdzięczna za jego przyjaźń, za to, że chętnie omawiał z nią różne problemy, nie próbując przy tym narzucać jej swojego zdania. Kiedy zaś decydowała się na coś, zawsze aprobował jej wybór, niezależnie od wynikających z tego konsekwencji. Eryk korzystał również z jej pomocy. Miało to dla Honey ogromne znaczenie i sprawiało jej dużą satysfakcje. Nie pamiętała bowiem, aby ktokolwiek wcześniej potrzebował jej rady. Lucas bardzo rzadko dzielił się z nią sprawami zawodowymi, nigdy też nie wiedziała, czy jej ewentualne sugestie brał poważnie pod uwagę.
W głębi duszy powzięła decyzje, wciąż jednak nurtowały ją wątpliwości, jak zniesie codzienne spotkania z Lucasem. To nie było takie łatwe. Zdawała sobie sprawę, że znów odżyją dawne wspomnienia. Przypomni sobie te cudowne chwile namiętności, jego czarne jak smoła oczy i pełne usta żądne pocałunków. Te same oczy wyrażały miłość, troskę i jednocześnie rozpierającą dumę, gdy urodziła Todda i Melissę.
Rozwód z Lucasem stał się w jej dotychczasowym życiu najtrudniejszym posunięciem. Przeżyła go bardziej niż przedwczesną śmierć matki. Wywarł na niej większe wrażenie, niż mieszkanie pod jednym dachem z bardzo konserwatywnym i despotycznym ojcem, który nie pozostawiał jej swobody decyzji nawet w najprostszych sprawach. Jednak rozstanie z Lucasem było tak samo konieczne, jak wcześniej poślubienie go. Uciekła z nim, aby uwolnić się od dominacji ojca, ale niestety okazało się, że wpadła z deszczu pod rynnę. „Niewątpliwie Lucas mógł w tym zakresie bez obaw rywalizować z majorem” – pomyślała. Obydwaj byli ludźmi tego samego pokroju.
Honey uświadomiła sobie, jak wiele zmian zaszło w jej życiu w ciągu ostatnich trzech lat. Teraz usamodzielniła się i przynosiło jej to dużo satysfakcji. Dobry nastrój udzielił się również dzieciom. Dobrze się rozwijały i wyglądały na szczęśliwe. Honey miała, co prawda, kłopoty finansowe, ale sądziła, że je pokona. Zaczęła wierzyć w siebie i nie mogła pozwolić, aby Lucas pozbawił ją tego, co osiągnęła.
– Podejmuje się tej pracy – zdecydowała ostatecznie. Postanowiła, że zrobi to właśnie teraz, gdy Todd i Melissa byli na obozie. Nie chciała ich w to wszystko mieszać. – Zaraz tam pojadę i zajmę się wszystkim. Powinnam to zrobić od razu.
Eryk wyglądał na zadowolonego.
– Czy mam jechać z tobą? – zapytał.
– Nie, dam sobie radę sama.
Uśmiechnął się szeroko i skinął głową na znak aprobaty.
– Jesteś wspaniałą dziewczyną, Honey. Pokaż mi, na co cię stać.
Lucas właśnie wynosił z poddasza stare meble, gdy Honey wkroczyła do jego domu.
– Nie będziesz miał nic przeciwko temu, jeśli wejdę? – zapytała, kiedy nie zaprosił jej do środka.
– Co się stało? Zapomniałaś swoich narzędzi ogrodniczych? – W jego głosie dało się wyczuć nutkę sarkazmu.
Cofnął się, aby ją przepuścić. Po ich ostatniej rozmowie popadł w zły nastrój. „Czego ona, do diabła, chce tym razem? Może ma zamiar rzucić mi w twarz kilka kolejnych obelg” – zastanawiał się. Jego samopoczucie pogorszyło się jeszcze bardziej, gdy okazało się, że większość „antyków” pozostawionych przez poprzednich właścicieli to jedynie bezwartościowe rupiecie, stanowiące wyposażenie kuchni. Zaklął, kiedy się im dokładniej przyjrzał. Lata pracy w handlu nieruchomościami powinny go nauczyć, że zanim się coś kupi, trzeba to dokładnie obejrzeć. Po prostu nie pomyślał o tym. Niemniej jednak, zdziwił się, widząc Honey w swoim domu.
Honey zauważyła, że Lucas przebrał się w ubranie robocze, stare dżinsy i bawełnianą koszulkę, która zwisała luźno, odsłaniając część owłosionej klatki piersiowej. Czarne włosy na piersi błyszczały ponętnie i Honey musiała wytężyć całą siłę woli, aby nie zerkać w tym kierunku. „Z pewnością nie ma drugiego mężczyzny o tak muskularnych ramionach” – pomyślała.
– Nie, wróciłam, ponieważ moglibyśmy dojść do porozumienia – wyjaśniła, starając się zachować naturalne brzmienie głosu. – Jeśli nadal jesteś zainteresowany zagospodarowaniem terenu wokół domu, to chciałabym podjąć tę pracę.
Gdy nic nie odpowiedział, kontynuowała:
– Ale najpierw musimy ustalić pewne rzeczy. Lucas sprawiał wrażenie zaskoczonego.
– Jakie na przykład?
– Odłóżmy na bok nasze osobiste sprawy i zapomnijmy o przeszłości – powiedziała stanowczo i bez ogródek.
Co prawda do Lucasa należało podjecie ostatecznej decyzji, ale Honey miała prawo do satysfakcji, gdyż postawiła go wobec konieczności wyboru.
Mimo że razem z Erykiem potrzebowali pieniędzy, to podświadomie pragnęła, aby Lucas odrzucił jej ofertę. Nie była przygotowana na takie emocjonalne przeżycia w związku z otrzymaniem tej pracy. Po chwili Lucas skinął głową.
– Przepraszam za moje zachowanie, przykro mi.
I rzeczywiście zrobiło mu się przykro, ale z innego powodu. „Jedynie przyczyny finansowe skłoniły Honey do podjęcia tej pracy” – pomyślał z żalem. Przez moment zastanawiał się, czy to nie Eryk namówił ją do tego, a podejrzenia te trochę go zirytowały. On nigdy nie zmusiłby Honey do zrobienia czegoś jedynie z pobudek czysto materialnych. Sam oszczędzałby i poniżał się, gdyby zaszła taka potrzeba i jeśli to miałoby mu pomóc w utrzymaniu rodziny. Ona nie była przyzwyczajona do takiej pracy. Honey, podobnie jak jej ojciec, była bardzo dumna i Lucas wiedział, że wszelkie próby pomocy z jego strony spowodowałyby jedynie dalsze pogorszenie stosunków między nimi.
Prośba Lucasa o wybaczenie zaskoczyła Honey i wprawiła ją w zakłopotanie. Rzadko zachowywał się w ten sposób. Z reguły uważał, że ma rację. Honey zdawała sobie jednak sprawę, że Lucas McKay nigdy nie robił niczego bez powodu i takie niecodzienne zachowanie musiało coś oznaczać. Ale teraz nie miała czasu zastanawiać się nad tym.
– Wybaczam ci – powiedziała, uśmiechając się do niego serdecznie. – Jeśli już zamierzasz tu zamieszkać, to przynajmniej spróbujmy pozostać przyjaciółmi – zasugerowała.
Propozycja ta nie przypadła mu do gustu, ale nie wyraził głośno swej opinii.
– Jak tam dzieci? – zapytał, zmieniając temat.
– W porządku – odparła. – W tym roku Todd zdał do trzeciej klasy, a Melissa do pierwszej. Spotkali tutaj wielu przyjaciół, w szkole i w kościele. Todd gra w baseball.
– Dobry jest? Potakująco skinęła głową.
– Eryk, mój wspólnik, dużo z nim trenuje. „Wyjaśniło się więc, kim był ten mężczyzna w jej biurze” – pomyślał Lucas. W dalszym ciągu dręczyły go wątpliwości, czy tych dwoje nie łączy coś więcej niż tylko wspólna firma. Zirytowała go również wiadomość, że obcy mężczyzna grywał w piłkę z jego rodzonym synem, podczas gdy on przez ostatnie trzy lata nie miał zbyt wielu okazji, aby się z nim chociażby spotkać.
– A Melissa chciałaby chodzić na lekcje tańca – mówiła dalej Honey. – Z każdym dniem staje się coraz bardziej podobna do ciebie.
– Nie żartuj.
– Po tobie odziedziczyła charakterek – dodała ze śmiechem. – I nie muszę ci chyba opowiadać, ile w związku z tym sprawia problemów.
Lucas zmarszczył brwi, wyrażając dezaprobatę.
– Być może nikt nie stara się jej zrozumieć.
– Wychowawczyni w przedszkolu uważa, że Melissa jest bardzo rozpieszczona – powiedziała.
Rozbawiło ją, że Lucas występował w obronie córki, chociaż w ogóle nie znał sytuacji.
– Vera wciąż miewa swoje dziwactwa – stwierdził Lucas, próbując przedłużyć rozmowę. – Ona się już chyba nie zmieni.
Lucas nie bardzo wiedział, o czym mogliby jeszcze porozmawiać. Honey najwyraźniej nie interesowało, jak mocno za nią tęsknił. Brakowało mu jej w łóżku i w codziennym życiu. Pragnął znowu widzieć ją, gdy budzi się rano, dotykać jej ciepłego i zaróżowionego od snu ciała. Po prostu chciał się z nią kochać, tęsknił za czymś, co przed rozwodem traktował jako rzecz tak naturalną. A teraz, kiedy Honey była tak blisko, tylko na wyciągnięcie ręki, musiał całą siłą swej woli powstrzymywać się i ukrywać prawdziwe uczucia. Sytuacja ta sprawiała mu olbrzymi ból. On, który zawsze brał to, na co miał ochotę, czuł się bezradnie.
– Cóż, myślę, że powinienem pokazać ci cały teren – stwierdził.
Poszedł za nią w kierunku frontowych drzwi. Otworzył je, starając się zachować pewien dystans miedzy nim a Honey. Nie chciał jej spłoszyć.
Kiedy wyszli na zewnątrz, Honey pokręciła głową na widok tego, co zobaczyła.
– Lucasie, czy to ty zrobiłeś? Gdy potwierdził, dodała:
– Nie sądzisz, że postąpiłeś zbyt drastycznie?
– Trawa całkiem wyschła, więc postanowiłem zasiać nową – zaczął wyjaśniać. – Później jednak doszedłem do wniosku, że nie wiem, jak się do tego zabrać, a poza tym nie chciałem czekać tak długo, aż trawa wyrośnie.
Świadomie nie mówił jej całej prawdy, ale gdyby Honey dowiedziała się, do czego się posunął, aby ponownie ją zobaczyć, mogłaby posądzić go o utratę zmysłów. Chociaż, w gruncie rzeczy, sam już zaczął się o to podejrzewać.
– Zatem chcesz obłożyć cały teren darniną? – Tak.
– To jest dosyć kosztowne.
– Pieniądze nie grają w tym wypadku żadnej roli. Tych słów pożałował już w chwili, gdy je wypowiadał. Znając trudną sytuację finansową Honey, nie powinien popisywać się własnym bogactwem. Z drugiej jednak strony pragnął, aby wiedziała, że jest w stanie jej pomóc. Prawdę powiedziawszy, nie podobała mu się ta gra, jaką prowadził z Honey. Dlaczego po prostu nie pójdzie do banku i nie dokona jakiejś istotnej wpłaty na jej rachunek? „Niezwykle trudno zachować zimną krew, gdy rodzina ma kłopoty” – pomyślał.
Honey zeszła na dół po schodach i uważnie przyjrzała się okolicy.
– Co się stało z krzewami?
– Też je wyrwałem. Były już brzydkie, a krzewy róż dostały jakiejś choroby – wyjaśnił. – Chciałbym zagospodarować cały ten teren. Marzę, aby powstał tutaj cudowny ogród, może nawet ze stawem rybnym, spokojne miejsce, gdzie mógłbym po pracy usiąść i... oddać się rozmyślaniom.
– Oddać się rozmyślaniom? A od kiedy ty masz czas na takie rzeczy? – zapytała rozbawiona.
– Powoli wycofuje się z interesów i dysponuję dużą ilością wolnego czasu, między innymi również na rozważania – dodał, robiąc przy tym taką minę, że Honey nie miała wątpliwości, o jakich innych sprawach pomyślał.
Zaczerwieniła się i odwróciła głowę.
– Nie wyobrażam sobie ciebie siedzącego tutaj zbyt długo – stwierdziła.
Uklękła i wzięła do ręki grudkę ziemi. Była ciekawa, co się stało z prowadzoną przez Lucasa agencją obrotu nieruchomościami, która przecież stanowiła treść jego życia. Nie zapytała jednak o to. Pytanie takie stworzyłoby jedynie okazje do nawiązania stosunków na gruncie osobistym, Honey natomiast zamierzała ograniczyć łączące ich kontakty tylko do spraw zawodowych.
– Honey, ja się zmieniłem – usiłował ją przekonać. Nie zareagowała na jego słowa. Lucas uklęknął obok niej i patrzył, jak bawi się grudką ziemi, obracając ją w swojej szczupłej dłoni. Zgniotła ją lekko. Oczami wyobraźni widział, jak ta ręka, a nawet obie ręce pieszczą delikatnie jego ciało. Lekko potrząsnął głową, chcąc przerwać te myśli.
Honey rozłożyła dłoń i z uwagą obserwowała leżącą na niej ziemię.
– Musimy wziąć kilka próbek i ustalić odczyn gleby – wyjaśniła mu. – Zanim położymy darninę, proponowałabym zastosować trochę środków użyźniających. Chciałabym, żeby nasze przedsięwzięcie się powiodło.
– Przerwała nieco speszona, kiedy spostrzegła, że nie spuszcza z niej oka. – Ty w tym czasie mógłbyś wybrać drzewa i krzewy, które tu zasadzimy. Gdy tylko obejrzę ten teren, opracuję dla ciebie jakiś projekt.
– Jak długo potrwają te prace?
– Kilka dni, chyba że zamierzasz mieć wyjątkowo ekstrawagancki ogród, odpowiedni do prowadzenia medytacji – dodała z uśmiechem.
Lucas wstał i włożył ręce do kieszeni. Potrzebował więcej czasu, aby odzyskać Honey.
– Cóż, rzeczywiście myślałem o jakimś bardziej oryginalnym ogrodzie i dziedzińcu – potwierdził. – Przywiązuję do tego dużą wagę. Poza tym, planowałem zbudować tutaj ładne boisko dla dzieci, kiedy przyjdą mnie odwiedzić.
– Dobrze, postaramy się zrealizować twoje plany – zgodziła się, skinąwszy entuzjastycznie głową. – Proponuje usytuować je tam, pod tymi wielkimi drzewami. Znam miejsce, gdzie możesz zamówić odpowiedni sprzęt. A później zajmiemy się terenem wokół boiska.
– Ile czasu to zajmie? Honey wzruszyła ramionami.
– Nie wiem, ale wybierzmy miejsce i zacznę pracować. Postaram się skończyć jak najszybciej.
Delikatnie dotknął jej ramienia, jednak cofnął rękę, kiedy spojrzała na niego z wyrzutem.
– Nie, nie spiesz się – powiedział. – Jeśli wszystko zrobisz dobrze, to nie interesuje mnie, ile ci to czasu zabierze. Aha, i jeszcze jedno. Chciałbym, żebyś zajęła się tym osobiście.
– Nie martw się, wszystko będzie w porządku – zapewniła, śmiejąc się po raz pierwszy, odkąd tu przybyła.
Lucas już zapomniał, jak bardzo lubił słuchać jej śmiechu.
– A teraz wracaj do domu i skończ to, co robiłeś, a ja przystępuję do pracy.
– Do domu? – Takiego rozwiązania Lucas w ogóle nie uwzględnił w swoich planach. – A jeśli pojawią się jakieś problemy?
– Zapukam do ciebie. Tutaj będziesz tylko przeszkadzał.
– Ależ Honey...
– Później, jak już skończę, wrócę do biura i narysuję projekt. Wpadnę z nim jutro... może w porze lunchu.
– W porze lunchu? – zaczął zastanawiać się.
– Chyba że ci to nie pasuje.
– Nie, nie – zaprzeczył szybko. – Oczywiście, że mi odpowiada.
Odwróciła się i poszła w kierunku swojej półciężarówki. Lucas z przyjemnością obserwował, jak kołysze biodrami; Podobało mu się, że po urodzeniu Todda jej biodra nieco się zaokrągliły, stały się pełne i bardzo kobiece. Lubił ją w drogiej bieliźnie, którą nosiła. Chociaż często robiła zakupy na wyprzedażach, to jeśli chodzi o bieliznę, zawsze wybierała tę najwyższej jakości.
Doskonale pamiętał, jaka była lekka, delikatna i wiotka – jak pajęczyna. Samo wspomnienie już wzbudzało w nim uczucie podniecenia.
Lucas nie był w stanie niczym się zająć, wiedząc, że Honey pracuje tuż obok. Przemierzał salon w tę i z powrotem, zatrzymując się od czasu do czasu, aby wyjrzeć przez okno i spojrzeć na nią. Badała ziemię, zapisując coś czasami w swoim żółtym notesie. Później, bez słowa pożegnania, wsiadła do ciężarówki i odjechała.
Resztę dnia Lucas poświęcił na sprzątanie domu. Zastanawiał się, dlaczego właściwie nie wynajął kogoś do zrobienia porządków, ale w zasadzie nie miał żadnego innego zajęcia. Na wspomnienie tego poczuł ucisk w gardle. „Czy rzeczywiście dobrze zrobiłem, wystawiając agencję obrotu nieruchomościami na sprzedaż?” – pomyślał z niedowierzaniem. Być może podjął tę decyzję zbyt pochopnie. Pamiętał, ile lat ciężkiej pracy poświęcił tej firmie. Jeszcze prawdopodobnie teraz jego pełnomocnik prowadził rozmowy z potencjalnymi akcjonariuszami. Ale z drugiej strony, jeśli sprzeda spółkę za cenę zbliżoną do tej, której żądał, to wystarczy na resztę życia dla niego i Honey.
Lucas postanowił zadzwonić do swojego pełnomocnika i dowiedzieć się, co się dzieje w Houston; przypomniał sobie jednak, że telefon zainstalują mu dopiero jutro.
„Zostało jeszcze tyle do zrobienia” – pomyślał, rozglądając się wokół. Dom wymagał wielu napraw zarówno w środku, jak i na zewnątrz, nie mówiąc już o malowaniu. Drewniane podłogi i okna były oblepione brudem.
Ze starej lodówki wyjął napój w puszce i usiadł przy kuchennym stole. Znów zaczął rozważać, czy przypadkiem nie zwariował, decydując się na kupno tego domu. Kompletnie nie wiedział, jak go urządzić, jakie wybrać meble. Chciał zagospodarować teren wokół domu; nic prostszego, w ten sposób miał okazję, aby widywać Honey. Teraz zabrakło mu pomysłu, co zrobić z całą resztą. Po chwili wyszedł do samochodu i wziął teczkę, w której znalazł notatnik. Postanowił sporządzić listę.
Kiedy Honey przyjechała następnego dnia w południe, w całym domu roznosił się zapach meksykańskiej potrawy, a Lucas ciężko pracował, myjąc drewniane podłogi.
– Znajdziesz chwilę czasu, aby przejrzeć ten projekt? – zapytała go, przypominając sobie nagle, że od rana nic nie jadła.
– Oczywiście.
Lucas otworzył drzwi i pozwolił jej wejść, zastanawiając się, czy jest zorientowana, jak bardzo pragnął ją znowu zobaczyć.
– Zasiadam właśnie do lunchu, nie chciałabyś mi towarzyszyć? – zaproponował.
Pokręciła głową.
– Nie mam czasu. Rozbawiło go to.
– Od kiedy to jesteś zbyt zajęta, aby zjeść meksykańską zapiekankę? – zdziwił się. – O ile pamiętam, było to twoje ulubione danie. Pamiętam również wiele piątkowych wieczorów, które spędzaliśmy razem w Fiesta Palace w Houston. Byłaś wtedy w ciąży – dodał. – Zawsze twierdziłem, że te wszystkie pikantne kolacje stanowiły jedną z przyczyn wcześniejszych o trzy tygodnie narodzin Todda.
Honey uśmiechnęła się grzecznościowo, ale ponagliła go.
– Lucasie, jeśli pozwolisz, trochę się pospieszę. Nie chciała wspominać wieczorów, kiedy siedziała naprzeciwko Lucasa w restauracji w Houston. Jego oczy były prawie czarne w świetle świec. Drażnił się z nią, mówiąc, że zjadłaby taką ilość potraw, ile sama ważyła. A później w sypialni przynosił jej wielką szklankę lodowatej wody, aby mogła ugasić pragnienie. Nadawali tym wieczorom bardzo intymny charakter, kochając się do późna w nocy. To były najwspanialsze wspomnienia Honey. Kiedy jednak praca Lucasa zaczęła kolidować z ich wspólnymi piątkowymi spotkaniami, a on coraz więcej czasu spędzał poza domem, te cudowne chwile już nigdy nie powróciły. W końcu, zamiast co wieczór wracać do domu, Lucas wynajął w centrum apartament. Gdy Honey zaproponowała, aby przeprowadzili się bliżej miasta, odmówił. Lubił bowiem wracać na weekendy do domu, gdzie mógł znaleźć zaciszne schronienie. Honey czuła coraz większą urazę do Lucasa, nikomu się jednak z tego nie zwierzała, już dawno nauczyła się zachowywać własne uczucia dla siebie.
– Myślę, że nie sprawi ci różnicy, jeśli porozmawiamy przy jedzeniu? – zapytał Lucas, przerywając jej rozważania.
– Oczywiście, że nie. Postaram się mówić krótko.
– Chodźmy do kuchni – poprosił. – Muszę już wyjąć zapiekankę z piekarnika.
– Gdzie się nauczyłeś przyrządzać te potrawy? – zapytała, idąc za nim do kuchni.
– Wynająłem kobietę do sprzątania zaraz po... – Przerwał na chwilę. – Po tym, jak wyprowadziłaś się tutaj z dziećmi, i ona mnie nauczyła.
Nie chciał wspominać tych dni tuż po jej odejściu ani sprzedaży domu.
Lucas wziął kuchenną rękawicę i otworzył piekarnik. Poczuli smakowity zapach enchiladas. Lucas zamknął oczy. „Odchoruję to” – pomyślał. Zdawał sobie sprawę, że nie powinien jeść pikantnych potraw, ale znając słabość Honey do meksykańskiej kuchni, wiedział, że poświęcenie to mogło się opłacić. Wyjął rondel i postawił go na kuchence.
– Chyba jest już dobre – stwierdził. – Ser wystarczająco się zapiekł.
Honey spojrzała ponad jego ramieniem.
– Też tak uważam – zgodziła się, z rozkoszą marząc o pysznym lunchu. – A teraz może porozmawiamy o twojej posiadłości – przypomniała.
– Przynajmniej napij się czegoś zimnego – zaproponował Lucas.
Otworzył lodówkę i rzucił jej zimną puszkę, zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć. Złapała ją jedną ręką. „Nie wytrwa dłużej niż pięć minut” – pomyślał Lucas i uśmiechnął się do siebie.
Nałożył sobie na talerz enchiladas, wziął widelec i napój w puszce, i usiadł przy stole obok Honey.
– Dobrze, pokaż mi, co przywiozłaś – rzekł. Honey przekartkowała notes i znalazła projekt zagospodarowania terenu, który przygotowała dla Lucasa. Starała się zignorować aromatyczny zapach jedzenia.
– Musimy najpierw określić, jak przebiegają rury kanalizacyjne, sieć gazowa i ciepłownicza oraz linie wysokiego napięcia. Trzeba również zobaczyć, które części działki są bardziej nasłonecznione, a które po – zostają w cieniu.
Przerwała, aby złapać oddech. Zaburczało jej w żołądku.
– Tutaj, z tej strony domu proponuję umieścić świerki i może jeszcze kilka tam, bliżej podjazdu – mówiła dalej.
Lucas ukroił kawałek enchiladas i włożył do ust. Zamknął oczy i delektował się smakiem potrawy.
– Mmm... Nie ma nic lepszego niż przyrządzone samodzielnie enchiladas. Wiesz, o czym myślę, prawda? Musiałem wyjść, żeby kupić garnek, naczynia i srebrne sztućce – dodał, śmiejąc się cicho. – Ale warto było.
– A tutaj sugerowałabym zasadzić jakieś ozdobne drzewka – kontynuowała Honey, nerwowo stukając ołówkiem o blat stołu.
– Co rozumiesz przez „ozdobne”?
– Takie nieduże drzewka, które upiększają ogrody. Wybierz taki z ozdobną korą czy liśćmi. Może kilka drzewek owocowych.
– Podoba mi się ten pomysł. Chciałbym coś o ładnych i spokojnych kolorach, na przykład białym i różowym.
– Cóż, Lucasie, masz spory wybór. Nie wiadomo, czy twoja działka jest wystarczająco duża. Doradziłabym ci czereśnie, oczywiście, jeśli ci się spodobają, są całkowicie odporne na mróz. A później uzupełnilibyśmy całą kompozycję pięknym kwitnącym wrzosem. Wszyscy lubią wrzos, W ciężarówce mam nawet kilka katalogów, mógłbyś je obejrzeć – zaproponowała.
– To zajmie dużo czasu, powiedziałaś przecież, że się spieszysz – zauważył.
– Aż tak bardzo się nie spieszę – odparła. Lubiła przeglądać katalogi i wybierać odpowiednie drzewa czy rośliny dla określonych miejsc. Czuła, że dobrze to robi. Wielu klientów przychodziło do niej już z gotowymi planami. W przypadku Lucasa natomiast, który w ogóle nie znał się na tych sprawach, mogła puścić wodze fantazji i zaprezentować swoje umiejętności. Uczęszczała przecież na wieczorowe kursy architektury terenów zielonych.
– Przyniosę ten katalog – zaproponowała, podnosząc się z krzesła.
Lucas uśmiechnął się.
– A ja w tym czasie nałożę ci na talerz enchiladas. Honey zaczęła się sprzeciwiać, ale przerwał jej.
– Honey, przez stół słychać, jak ci burczy w żołądku. Dlaczego robisz z tego taki problem?
Chętnie powiedziałaby mu, nie mogła jednak. Jak wytłumaczyłaby, że nie chce siedzieć z nim przy jednym stole i jeść enchiladas, gdyż nie ma ochoty przypominać sobie tych wszystkich wspólnie spędzonych chwil. Przecież, podejmując pracę u Lucasa, udowodniła sobie i wszystkim wokół, że przestała go unikać. Z pewnością zjedzenie lunchu z tym mężczyzną nie oznaczało od razu zacieśniania osobistych kontaktów.
– Dobrze, Lucasie, skorzystam z twojej propozycji – zgodziła się w końcu, uśmiechając się, aby rozładować powstałe napięcie. – W takim razie razem z Erykiem też zabierzemy cię któregoś dnia na lunch, w formie rewanżu.
Wyszła szybko po katalogi.
Lucas wzruszył ramionami, podszedł do piecyka i napełnił jej talerz. Co prawda, ostatnią rzeczą, jakiej pragnął, był wspólny lunch z Erykiem, ale w tej chwili nie zwrócił na to uwagi. Cieszył się, że znów spędzą razem z Honey trochę czasu.
Lucas odkrył coś podniecającego w obserwowaniu Honey, z apetytem jedzącej meksykańską potrawę. Zapomniał o kłopotach, których przysporzyło mu przygotowanie lunchu.
– Wypijesz filiżankę kawy? – zaproponował, gdy już skończyła.
– Chętnie – odparła, głaszcząc się po brzuchu. – Prawdę powiedziawszy, lunch był wyśmienity. Przez następny tydzień powinnam odżywiać się tylko sałatkami, żeby wrócić do formy.
Lucas zaparzył kawę w nowym automatycznym ekspresie kupionym razem z naczyniami i napełnił dwie filiżanki. Postawił je na stole. Honey otworzyła właśnie jeden z katalogów przyniesionych z ciężarówki i przeglądała go, zwracając uwagę na te drzewa, które nadawały się na działkę Lucasa. Lucas przysunął się bliżej. Chciał lepiej widzieć wszystkie ilustracje, ale gdy poczuł zapach jej perfum, nie mógł w ogóle skoncentrować się na tym, co mówiła. Nie były to, co prawda, te perfumy, które wybrał dla niej osobiście tuż po ślubie, ale również bardzo mu się podobały.
– Honey, co skłoniło cię do podjęcia tego rodzaju pracy? – zapytał po chwili.
Z przyjemnością patrzył, jak błyszczały jej oczy, kiedy opowiadała mu o różnych drzewach i krzewach. Uśmiechnęła się nieśmiało.
– Po prostu nic innego nie potrafię – stwierdziła. – W tych szkołach, do których wysyłał mnie ojciec, uczono mnie przede wszystkim układania kwiatów i towarzyskich manier. Niestety, w dzisiejszym świecie tego rodzaju umiejętności nie cieszą się szczególnym uznaniem.
Lucas poczuł ścisk w gardle, gdy pomyślał, że Honey martwi się o swoją przyszłość. „To przecież ja powinienem opiekować się i zaspokajać potrzeby jej i dzieci” – pomyślał ze smutkiem. Odkąd tylko pamiętał, wszystko w swoim życiu musiał sam wywalczyć, ale nie chciał, aby Honey i dzieci doświadczyły tego samego.
– Co zamierzałaś studiować?
Lucas nic nie wiedział o zainteresowaniach Honey i czuł się z tego powodu zakłopotany. Zastanawiał się, jak mógł żyć z nią przez pięć lat i niczego się nie domyślać.
Wzruszyła ramionami.
– Marzyłam o zawodzie architekta. I pewnie dlatego praca, którą teraz wykonuję, tak bardzo mnie pasjonuje. Zamiast budynków projektuję tereny zielone. Gdy firma się rozwinie, mogłabym zajmować się planowaniem całych osiedli.
Lucas zaczaj zastanawiać się nad tym, co powiedziała. Znał majora i wiedział, że nie pozwoliłby on, aby Honey została architektem, ale nie rozumiał dlaczego. Pamiętał, jak ojciec zachęcał Honey do działalności charytatywnej. Chwalił się tym nawet wobec swoich klientów. Może nie chciał, aby ludzie uważali, że nie jest w stanie utrzymać swojej córki, czy też nie chciał, aby należała do tak zwanej klasy pracującej. Działalność dobroczynna przestała się jej podobać, gdy zmuszono ją do przyjmowania czeków. Lucas czuł się winny, on również miał w tym swój udział.
– Zatem, życzyłbyś sobie czegoś ładnego i delikatnego zarazem. Uważam, że te dwukrotnie kwitnące wrzosy będą najodpowiedniejsze.
Uśmiechnęła się. „Nigdy jeszcze nie wyglądała tak pięknie i pociągająco” – pomyślał Lucas. Zapragnął wziąć ją w ramiona i powiedzieć, jak mocno ją kocha i jak bardzo za nią tęskni. Chciał ją przytulić i całować tak długo, aż ustąpią wszystkie jej kłopoty i obawy. Nie był jednak pewien, czy właśnie tego od niego oczekiwała. Zdał sobie sprawę, że w ogóle jej nie znał.
Patrzył na leżący przed nim otwarty katalog, próbując się skupić na tym, co Honey opowiadała o tym drzewie.
– Tak, zdecydowanie mam ochotę na coś ładnego i delikatnego – potwierdził.
Podniósł wzrok i zobaczył, że Honey przygląda mu się z uwagą. Ledwo się powstrzymał, aby nie pochylić się nad nią i jej nie pocałować. Nigdy nie pragnął Honey bardziej niż w tej chwili. Pożądanie przerodziło się w ból.
Ku zaskoczeniu Lucasa Honey zarumieniła się. Zdziwił się jeszcze bardziej, dostrzegając, że drżą jej ręce, gdy podnosiła filiżankę do ust.
– Czy coś się stało? – spytał.
– Nic, w porządku. – Zarumieniła się ponownie.
– Czujesz się nieswojo w moim towarzystwie, prawda?
Zaśmiała się nerwowo i odwróciła wzrok.
– Może troszeczkę.
– Dlaczego?
Odważyła się spojrzeć na niego. – Nie powinno cię to dziwić. Jesteśmy przecież rozwiedzeni, a ta sytuacja wydaje się bardzo nietypowa.
– Czy twoja nerwowość wynika z tego, że wciąż cię pociągam?
– Absolutnie nie.
Nie przekonała go ta odpowiedź.
– Nie zaprzeczaj. Znam cię lepiej niż ktokolwiek inny. Wciąż ci się podobam. Twoje oczy mocno błyszczą, a na twarzy pojawił się rumieniec. Doskonale pamiętam, co to oznacza.
– Nie drwij ze mnie, Lucasie – powiedziała stanowczo.
– Ja nie żartuję z ciebie, ja śmieję się z nas obojga. Im głębiej staramy się ukryć własne uczucia, tym bardziej jesteśmy sobą zafascynowani.
– Mów za siebie – odparła. – Ja przyjechałam tutaj jedynie po to, aby zagospodarować teren wokół twojego domu.
– I nie pragniesz przekonać się, czy nadal nie potrafimy dojść do porozumienia? Zaczerwieniła się.
– Oczywiście, że nie.
Westchnęła ciężko i zamknęła katalog z takim trzaskiem, że Lucas aż podskoczył.
– O Boże, spójrz, która godzina! Muszę już iść – zdecydowała.
Wstała szybko, o mało nie przewracając krzesła.
– Tak, rzeczywiście musisz. – Lucas uśmiechnął się. Odwróciła głowę.
– Co chciałeś przez to powiedzieć?
– Ty się po prostu boisz – odparł spokojnie, podnosząc się z krzesła.
Dzieliło ich tylko kilka centymetrów. Stał tak blisko, że mógł dostrzec gwałtownie pulsującą tętnicę na jej szyi. Wyciągnął palec i delikatnie jej dotknął. Honey wzdrygnęła się, nie ruszając jednak z miejsca. Zachowanie to Lucas potraktował jako milczące przyzwolenie i objął Honey. Ich spojrzenia skrzyżowały się.
– Kochanie, twoje serce bije jak szalone.
– Nie nazywaj mnie tak.
– Jeśli tak bardzo się mnie obawiasz, może powinnaś następnym razem wziąć ze sobą wspólnika.
Przypierał ją do muru i zdawał sobie z tego sprawę, ale cierpliwość nigdy nie była jego mocną stroną.
– Nie boję się ciebie.
– A więc dlaczego, do diabła, od trzech lat mnie unikasz? – zapytał. – Nie odpowiadałaś na moje listy, telefony, nie chciałaś się ze mną spotkać. Wiesz, co o tym wszystkim sądzę?
– Nie mogę się doczekać, aby to usłyszeć – powiedziała z sarkazmem w głosie.
– Myślę, że gra, którą prowadzisz, to tylko pozory.
– Nie znasz mnie, Lucasie – zaprzeczyła, przysuwając swoje rzeczy tak, że musiał zabrać rękę. – Zmieniłam się. Teraz sama podejmuje decyzje i za nie odpowiadam.
– I to mi się podoba. Ale wciąż masz jednak do mnie słabość i jesteś tego świadoma. Oczywiście, możesz się z tym nie zgodzić, ale w ten sposób oszukujesz samą siebie. – Mówiąc to, wzrokiem pieścił jej usta. – Umierasz z ciekawości, czy jeszcze potrafię wprawić cię w stan rozkoszy? Na zawsze pozostanie to w twojej pamięci, prawda? Wystarczy spojrzeć na twoją twarz. I właściwie dlaczego postanowiłaś mnie nie widywać? Doszłaś do wniosku, że dzięki temu łatwiej i szybciej zapomnisz? Nigdy by ci się to nie udało.
– Przestań!
Honey odwróciła się gwałtownie, mrugając. Usiłowała powstrzymać zmysłowe wspomnienia wywołane słowami Lucasa. Jego spokojny, aksamitny głos wciąż mocno na nią działał. Skierowała się w stronę drzwi.
– Co się stało, Honey? Czyżby prawda sprawiała ci aż taką przykrość? – zapytał, idąc za nią.
Mógł na zawsze usunąć ją ze swojego życia. Teraz jednak zabrnął już za daleko, aby się wycofać. Czekał trzy lata i jeśli nie wykorzysta sytuacji, chyba oszaleje. Wyprzedził ją i stanął szybko w drzwiach. Honey bezskutecznie próbowała go ominąć. Jej oczy wyrażały panikę i złość jednocześnie.
– W czasie naszego małżeństwa nigdy nie spojrzałem ani nie pomyślałem o innej kobiecie. Wiesz o tym?
– Ponieważ byłeś zbyt pochłonięty sobą.
– Chciałem coś w życiu osiągnąć, abym mógł zapewnić ci wszystko, do czego wcześniej przywykłaś. Pragnąłem znaleźć w twoich oczach uznanie, a mogłem to zrobić jedynie dzięki ciężkiej pracy. I dostałaś ode mnie przecież wiele wspaniałych rzeczy: piękny dom...
– Cudowne więzienie!
– Więzienie? – powtórzył zaskoczony.
– Tak, Lucasie, więzienie. Nie miałam własnego życia. Stanowiłam tylko swego rodzaju dodatek do twojego – rodziłam twoje dzieci, zabawiałam twoich klientów i ogrzewałam twoje łóżko.
– Och, nigdy nie przypuszczałem, że kochanie się ze mną nie sprawiało ci żadnej przyjemności!
– Nie sprawiało.
Lucas potraktował to jako osobisty policzek.
– Zatem usiłujesz mnie przekonać, że szłaś ze mną do łóżka jedynie z obowiązku – powiedział, zgrzytając zębami Cały drżał. W jego umyśle panowała pustka. Trzy lata marzeń, pragnień i tęsknot wydały się stracone.
– Może już zapomniałaś, co było między nami, może powinienem ci przypomnieć?
– Nie rób tego, Lucasie.
Do jej oczu napłynęły łzy, ale zanim zdołała cokolwiek dodać, Lucas pocałował ją. Zrobił to z takim zapałem i pożądaniem, jakiego nie doświadczyła w ciągu pięciu lat ich małżeństwa. Przycisnął ją do siebie; poczuła jego silne, muskularne ciało. Zawirowało jej w głowie, kiedy delikatnie rozchylił jej usta i wsunął język. Biodrami odepchnął Honey od drzwi. Nie potrafił się już opanować, kiedy znowu zaznał tej niezapomnianej słodyczy. Pragnął jej z taką desperacją, jak nigdy przedtem. Pocałunek przedłużał się, a Lucas uświadomił sobie, że byłby w stanie bez żadnych skrupułów posiąść ją tutaj, na podłodze. „Zmarnowałem okazję” – pomyślał i jednocześnie przeraził się, jak łatwo stracił panowanie nad sobą. Podniósł głowę i zaczerpnął powietrza. Cały drżał i czuł się ogólnie osłabiony, jakby odbył dziką, szaloną przejażdżkę konną. Stanął jednak jak wryty, dostrzegając łzy w oczach Honey. Widok ten zrobił na nim duże wrażenie.
– Doprowadziłem cię do płaczu. Nienawidził siebie za to, co zrobił.
– Do diabła, tak! – odparła, unosząc dumnie głowę. Łzy spływały jej po twarzy i nie mogła zaprzeczyć.
Była tak zła, że ledwo mówiła.
– Teraz jesteś zadowolony? – Próbowała się opanować, ale jej głos drżał nie mniej niż kolana. – Sprawa polega na tym, że zawsze bierzesz, co chcesz, niezależnie od zgody drugiej strony. Poza tym, ty właściwie tylko bierzesz.
– Honey, mam także dużo do zaoferowania – powiedział, dziwiąc się, że w sytuacji, gdy stanowił jeden kłębek nerwów, jego głos brzmiał tak spokojnie.
– Niestety, nie znasz podstawowej zasady, jeśli chodzi o dawanie – stwierdziła. – Przypominasz w tym mojego ojca. Tak bardzo pochłania cię twoja własna osoba, że nie dostrzegasz potrzeb innych ludzi.
– Nie jestem twoim ojcem! Jestem twoim mężem i mógłbym stać się cholernie dobrym facetem, gdybyś mi tylko na to pozwoliła.
– Nie jesteś moim mężem – zaprzeczyła stanowczo. – Rozwiodłam się z tobą, nie pamiętasz?
Wzruszył ramionami.
– Nie ma to dla mnie żadnego znaczenia i zdajesz sobie z tego sprawę. Mogłabyś rozwodzić się ze mną dziesiątki razy, ale w głębi duszy wiesz, że należymy do siebie. Wcześniej czy później uświadomisz to sobie i wtedy wrócisz do mnie.
Podszedł bliżej.
– Nie wracajmy do przeszłości, kochanie. – Jego głos prawie się załamywał. – Nie chciałbym ci sprawić bólu, ale nie powstrzymam się przed niczym, aby cię odzyskać.
Ku jego zdziwieniu Honey uśmiechnęła się.
– Myślę, że mnie nie doceniasz. Czyżbyś zapomniał, kim jestem?
Słowa Honey wzbudziły zainteresowanie Lucasa.
– O czym ty mówisz? – zapytał.
– Jestem córką majora Buchannana, przypominasz sobie? Co prawda, nie stałam się taka nieznośna i zarozumiała jak on, ale odziedziczyłam po nim wiele cech, których nawet nie uświadamiałam sobie trzy lata temu.
– Co usiłujesz przez to powiedzieć?
– Nie pozwolę, abyś znowu jakby nigdy nic wkroczył do mojego życia i decydował o każdym moim kroku. Jasne?
Nie odpowiedział, wyrwała więc z notesu kartkę papieru i wręczyła mu ją.
– Oto przybliżony kosztorys zagospodarowania twojej posiadłości. Jeśli cię to nadal interesuje, to zadzwoń do mojego biura i umów się, tak jak każdy, na spotkanie.
Odwróciła się i wyszła.
Lucas, nie wiedząc, co powiedzieć, podążył za nią. Stanął na werandzie, gdy Honey dotarła do swojej półciężarówki i patrzył, aż samochód zniknął z pola widzenia. Lucas czuł się kompletnie zaskoczony. Co się stało z tą kobietą, którą poślubił dziewięć lat temu? „Odzyskanie jej wydaje się trudnym zadaniem” – pomyślał. Zaklął pod nosem i wrócił do domu. Odczuwał silne pieczenie w żołądku, zaszkodziła mu zapiekanka zjedzona w czasie lunchu.
„Sweetbriar prawie nie zmieniło się w ciągu tych paru lat” – pomyślał Lucas, gdy następnego ranka jechał przez to spokojne, małe miasteczko na spotkanie z Honey. Ludzie poruszali się jakby w zwolnionym tempie, zatrzymując się, aby porozmawiać z przyjaciółmi i sąsiadami o interesach, inni zamiatali chodniki przed swoimi sklepami i polerowali okna wystawowe.
Lucas wciąż pamiętał, jak bardzo się obawiali, gdy w Sweetbriar postanowiono zbudować wielki kompleks handlowy. Mówiono, że miasteczko już nigdy nie będzie takie samo. Około stu rodzin przeprowadziło się wtedy tutaj. Lucas czuł się w pewnym stopniu winien z tego powodu. Brał bowiem udział w planowaniu tego przedsięwzięcia. Nie zastanawiał się, czy mieszkańcy chcieli takich zmian, ale przecież dzięki temu mogliby znaleźć nowe miejsca pracy, powstałyby wyższe szkoły. Naprawdę wierzył, że te zmiany spowodują rozwój miasta. Chociaż perspektywa zarobienia dużych pieniędzy także miała wpływ na jego postępowanie.
Ostatecznie zbił fortunę.
Przez wiele miesięcy pracował w Podunk, w agencji handlu nieruchomościami, razem z Maxem jedzącym olbrzymie ilości cebuli i używającym cygar śmierdzących jak palona guma. Na samo wspomnienie tego przechodziły mu ciarki. Lucas cholernie się cieszył, że należało to już do przeszłości.
Miał jednak szczęście, w tej firmie bowiem dowiedział się o projektach dotyczących kompleksu handlowego i zdołał przekonać majora Buchannana do swojego planu. Nie był on, co prawda, w pełni legalny, ale nie stanowił przestępstwa, za które groziłaby kara więzienia. Major, zachłanny podobnie jak Lucas, przystąpił do spółki i zainwestował w tereny nadające się pod budowę sklepów. Wszystko po to, aby właśnie w Sweetbriar zdecydowano się zlokalizować nową inwestycję. Major Buchannan podjął pewne ryzyko i opłaciło mu się to. Lucas przekonał inwestorów, aby kupili sto akrów ziemi Buchannana za cenę dziesięciokrotnie przewyższająca jej wartość. Major okazał swą wdzięczność, ofiarując Lucasowi nowy model mercedesa. Lucas podziękował mu, ale miał ochotę mu wtedy powiedzieć, że zamiast samochodu wolałby jego córkę.
Lucas minął właśnie zakład fryzjerski i uśmiechnął się. „Ciekawe, czy Ozzie Burns wciąż bierze trzy dolary za ostrzyżenie, czy starzy mężczyźni grają tam jeszcze w warcaby co środę” – zastanawiał się.
Gdy dostrzegł fabrykę pakowania mięsa, uśmiech zniknął z jego twarzy. Odżyły niemiłe wspomnienia. Pomyślał o swoim ojcu, który trzydzieści lat poświęcił tej fabryce, o pracujących z nim kobietach ze szpakowatymi włosami. Pamiętał ich spuchnięte stopy, nabrzmiałe żylaki na nogach powstałe od wieloletniego stania przy taśmie. On również spędził wiele godzin w tej fabryce w czasie wakacji i w weekendy. Wydawało mu się, że jego palce i całe ręce zawsze będą brudne od zakrwawionego i surowego mięsa. Przypomniał sobie panujący tam smród, który przenikał jego włosy i ubrania. Postanowił wtedy, że wydostanie się stamtąd za wszelką cenę. Nie chciał skończyć jak jego ojciec, zawsze w poplamionej krwią podkoszulce, opinającej duży, owłosiony brzuch. Trudno się dziwić, że matka zostawiła go, odchodząc z kimś innym.
Lucas odetchnął z ulgą, kiedy fabryka zniknęła mu z pola widzenia. Wyjechał z miasta, mijał niewielkie farmy, aż w końcu dostrzegł firmę Honey. Było dosyć wcześnie, nie wybiła jeszcze dziewiąta, zastanawiał się więc, czy Honey zdążyła już przyjechać.
Znalazł ją z tyłu budynku, gdzie układała snopki wysuszonej słomy. Odniósł wrażenie, że jest sama. Policzki miała wilgotne, a twarz zaróżowioną od panującego od rana upału. Bardzo atrakcyjnie wyglądała w obcisłej bluzeczce podkreślającej jej bujny biust. Nigdy nie zapomniał tych cudownych piersi z różowymi sutkami wielkości półdolarówki i brodawek, które w chwilach podniecenia stawały się twarde jak kamyczki. Wciąż pamiętał, jak smakowały, gdy pieścił je delikatnie językiem.
– Czy moglibyśmy porozmawiać? – zapytał w końcu, usiłując powstrzymać pobudzoną wyobraźnię i starając się zignorować łagodny dreszczyk podniecenia rozgrzewający ciało niczym drogi koniak.
Honey nie przerwała pracy.
– Zależy o czym – odparła. – Jeśli o zagospodarowaniu terenu wokół twojego domu, to proszę bardzo, ale jeśli przyjechałeś tutaj, żeby mnie zadręczać...
– Jestem tutaj, bo chciałbym się dowiedzieć, kiedy rozpoczniesz pracę na mojej działce. – Przerwał jej ostro. Gdy spojrzała na niego zdziwiona, dodał: – Słuchaj, mnie również nie jest łatwo. Teraz wiem, że powinienem był dobrze się zastanowić, zanim wykarczowałem wszystkie krzewy tylko po to, aby się z tobą znów zobaczyć. Niestety, już się stało, zniszczyłem cały dziedziniec, a ponieważ twoja firma jako jedyna w mieście zajmuje się zagospodarowaniem terenów zielonych, zwracam się do was o pomoc. Możecie przyjąć tę pracę lub zrezygnować.
Zrobił przerwę, zastanawiając się, czy nie zabrnął za daleko.
– W tym czasie postaram się zachowywać właściwie – dodał.
Cóż, wyjaśnił jej wszystko. Teraz do Honey należy ostateczna decyzja, czy przyjmie jego ofertę, czy odrzuci. Spojrzał na nią. Wyraz jej twarzy wskazywał, że odniósł sukces, spychając ją do obrony. Taktykę tę często stosował w interesach. W ostatniej chwili udawało mu się rozstrzygać wszystko na swoją korzyść, kiedy wydawało się już, że transakcja nie dojdzie do skutku. Metoda ta sprawdzała się wielokrotnie.
Honey podniosła się i otrzepała ręce.
– W porządku – powiedziała. – Chyba raczej zrezygnuję. Lucas aż otworzył usta ze zdziwienia.
– Co?
Zatem jego strategia w stosunku do Honey okazała się nieskuteczna. Musiał spróbować czegoś innego.
– Ale dlaczego podjęłaś taką decyzję? Przecież to naprawdę dobra propozycja. Brak ci zmysłu do interesu, Honey.
– Być może. Ale nie zamierzam tolerować twojego zachowania. Twoja bezczelność stała się nie do zniesienia. Poza tym, nie pozwolę, abyś wtargnął do mojego życia i dyktował mi, jak mam postępować.
– Czyżbym naprawdę był taki grubiański?
Gdy nie odpowiadała, westchnął i przejechał ręką po włosach. „Powinienem zacząć od nowa” – pomyślał. Źle się do tego zabrał. Każde jego słowo, wszystkie wysiłki, podejmowane w celu pojednania, pogarszały jedynie stosunki między nimi. Pokiwał głową. Jego nadzieje na odzyskanie Honey stawały się coraz mniej realne. Lucas czuł się bardzo zawiedziony.
– Co mam zrobić, aby usunąć narosłe między nami nieporozumienia? – Jego słowa nie wywołały żadnej reakcji. – Nie możemy rozwiązać naszych osobistych problemów, ale bardzo cię proszę, doradź mi przynajmniej, jak uporządkować moją posiadłość.
– A jednak potrafisz być uprzejmy. Nie zapomniałeś swoich dobrych manier. Innym klientom jakoś nie sprawia to specjalnej trudności.
Lucas uśmiechnął się szeroko. Został skarcony jak uczniak.
– Postaram się być miły dla ciebie – powiedział, zniżając głos tak, aby podkreślić ukrytą aluzję.
Honey zignorowała jednak uwagę Lucasa, chociaż jego ochrypły głos spowodował, że przeszedł ją dreszcz. „Ten mężczyzna to prawdziwy szelma – pomyślała. – Po tych wszystkich latach usiłuje wtargnąć do mojego życia i rozkazywać mi, jakby miał do tego prawo”. Wydawało się to paradoksalne, ale ta sytuacja śmieszyła ją i jednocześnie denerwowała. Być noże dlatego, że Lucas zachowywał się w tak charakterystyczny dla siebie sposób. Potrafił zaorać całą działkę, gdyż odpowiadało to jego planom. Z drugiej strony, był człowiekiem o wielu skrajnościach. Po raz pierwszy umówiła się z nim na obiad, gdy wręczył jej czek na dziesięć tysięcy dolarów na rzecz instytucji dobroczynnej, którą kierowała. „Czyżby nie istniały dla niego żadne granice, kiedy pragnął coś osiągnąć?” – zastanawiała się.
– Współpraca z tobą wzbudza we mnie obawy – stwierdziła po chwili. – Nie bardzo wiem, czego się mogę po tobie spodziewać i... nie jestem pewna, czego ty właściwie ode mnie chcesz.
Już na końcu języka miał odpowiedź na to pytanie, ale powstrzymał się. Rozmawiali przecież o tym dzień wcześniej i Honey stanowczo odrzuciła jego propozycję. Spędził smutne popołudnie, biorąc środki przeciwbólowe i planując następne posunięcie.
– Ja jedynie chciałbym, abyś uporządkowała mój ogród, zanim wrócą dzieci – wyjaśnił. – Dzieci z pewnością mogłyby tam miło spędzać czas.
Wzruszyła się, że Lucas tak troszczy się o dzieci, ale jednocześnie podchodziła do tego z rezerwą.
– W tej chwili mam trudności ze znalezieniem kogoś, kto położyłby darninę. Eryk pracuje teraz nad innym projektem.
– Dobrze, ale możesz przynajmniej zrównać teren, użyźnić go i pomóc mi wybrać, i zasadzić drzewa i krzewy.
– Sądzę, że tak, tylko...
– Nie ma czasu do stracenia. Z pewnością nie muszę ci przypominać, że Todd i Melissa przyjeżdżają za dziewięć dni Honey nie zareagowała na jego słowa.
– Zrobiłbym wszystko bez twojej pomocy – mówił dalej. – Powinienem jednak jeszcze pomalować dom.
– Zamierzasz malować sam?
Skinął głową. Prawdę powiedziawszy, podjął się tego, gdyż pragnął wywrzeć wrażenie na Honey, a poza tym, nie miał na razie lepszego zajęcia. Liczył, że ujrzy go w innym świetle – jako domatora, który lubi zajmować się własnym domem. Musiał przecież od czegoś zacząć.
– Do zewnętrznych elewacji wynająłem zawodowych malarzy. Zaczną jednak dopiero za kilka dni. Z resztą dam sobie radę sam. Umebluję dom dopiero wtedy, gdy malowanie zostanie skończone. Przypuszczam, że nie będziesz chciała mi pomóc przy zakupie mebli?
– Bynajmniej.
Zaśmiał się cicho. Ta „nowa” Honey mówiła wszystko bez ogródek.
– A pokoje Melissy i Todda? Nie orientuję się, co im się podoba, a ty znasz się na tym. W naszym domu w Houston urządziłaś to wspaniale.
– Czyżby? Nigdy mi o tym nie mówiłeś. Uszczypliwy ton jej głosu wskazywał, że wolałaby to usłyszeć wtedy.
– Cóż, istnieje wiele rzeczy, o których ci nie mówiłem, choć powinienem.
Pragnął wyrazić swój zachwyt jej cudownymi niebieskimi oczami i jedwabistymi włosami lśniącymi w słońcu, które przypominały mu złote łany pszenicy. Niestety spóźnił się z tym o dziewięć lat. Bardzo tego żałował, ale teraz nie miało to już żadnego znaczenia.
– Prowadzę firmę i nie dysponuję taką ilością wolnego czasu, aby pomóc ci w urządzeniu domu. Chętnie jednak polecę ci jakiegoś dobrego dekoratora – dodała uprzejmym tonem.
Lucas uśmiechnął się.
– Wiesz, coraz częściej dochodzę do wniosku, że mnie nie lubisz. Musiałaś nad tym pracować czy stało się to zupełnie naturalnie? Honey zaczerwieniła się.
– Nie czuję do ciebie niechęci, ale po prostu staram się ograniczyć nasze kontakty jedynie do spraw zawodowych.
– Obawiasz się, że gdybyś zajęła się urządzaniem mojego domu, to ponownie zakochałabyś się we mnie, czy nie tak?
– Nie dokuczaj mi. Wiesz przecież, równie dobrze jak ja, że dla dobra naszych dzieci powinniśmy pozostać w przyjaznych stosunkach.
– Nie marzę o niczym innym, odkąd przyjechałem tutaj – odpowiedział stanowczo.
– Nie, Lucasie, ty jedynie usiłujesz wciągnąć mnie do łóżka.
Skrzyżował ręce na piersi i pochylił lekko głowę.
– Czy to tak bardzo rzuca się w oczy? – zapytał rozbawiony. – A ja przez cały czas wierzyłem, że uda mi się ukryć moje subtelne plany.
– Subtelność nigdy nie była twoją mocną stroną.
– Ani cierpliwość, ale szybko się uczę. Pragnę cię, nie chciałbym jednak brać niczego na siłę. Poczekam, aż sama do mnie przyjdziesz.
– Przestań!
– Gdy dostrzeżesz, jak bardzo się zmieniłem, jaki potrafię być czuły i troskliwy, będziesz chciała, abym do ciebie wrócił.
Uśmiechał się, gdy to mówił. Podobało mu się takie wzajemne przekomarzanie. Było to coś zupełnie nowego, innego i niezwykle ekscytującego. Kiedyś zgadzała się z nim w każdej sprawie i prawdę powiedziawszy, był tym nieco znudzony.
– Szkoda tylko mojego czasu – stwierdziła, sięgając po następny snopek.
– Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak mi przykro, gdy widzę, że pracujesz fizycznie – kontynuował. – Wcześniej nigdy bym na to nie pozwolił.
– Z pewnością masz rację.
– Teraz jednak rozumiem, jakie to ważne dla ciebie i nie sprzeciwiałbym się temu.
– Dziękuję, jesteś naprawdę cudowny.
– Nie możesz mnie jednak winić za to, że chcę cię chronić.
Honey właśnie skończyła ustawiać snopki i spojrzała na niego.
– Chronić przed czym? Pytanie zaskoczyło Lucasa.
– Przed tym – odparł, wskazując na ciężkie snopki.
– Przed snopkami siana?
– Nie, raczej... przed różnymi problemami. Wolałbym, żebyście mieli lżejsze życie niż ja, bez zmartwień i kłopotów. Pragnę dać wam wiele pięknych rzeczy, elegancki dom, ładne ubrania i...
– Wszystko to brzmi zbyt archaicznie, żeby nie powiedzieć – nudno.
– Honey, to wypływa z mojej miłości do was. Honey wydawała się zaskoczona, nie tyle słowami Lucasa, co tonem jego głosu. Skinęła głową.
– Wiem, ale w ten sposób pozbawiłeś moje życie jakiegokolwiek sensu.
– Nie zdawałem sobie z tego sprawy.
– Bo nie mogłeś.
– Przypuszczam, że byłem wstrętnym egoistą. Honey uklękła, aby zebrać źdźbła trawy, które wypadły ze snopków.
– Przypuszczam... – powtórzyła.
– Chciałbym ci to teraz wynagrodzić. Pokręciła głową.
– Nie, Lucasie, nawet nie próbuj. Żyj własnym życiem, a mnie pozwól decydować o moim. Kupiłeś duży dom, powinieneś więc zastanowić się nad powtórnym małżeństwem i założyć nową rodzinę.
Słowa te tak zaskoczyły Lucasa, że przez chwilę nie wiedział, co powiedzieć. Honey sprawiła mu większy ból, niż mógł sobie wyobrazić. Poradziła mu, aby się związał z inną kobietą. Po raz pierwszy zaczai naprawdę podejrzewać, że przestała go kochać.
– Nie martwiłabyś się tym? – zapytał cicho. – Rzeczywiście nie miałabyś nic przeciwko temu, żebym codziennie sypiał z inną kobietą?
– Sądzę, że dobrze by ci to zrobiło.
– Nie odpowiedziałaś na moje pytanie – stwierdził z naciskiem.
Pragnął ją chwycić, potrząsnąć i zmusić, by go przeprosiła. Był to jednak dziecinny pomysł i Lucas zdawał sobie z tego sprawę. Uklęknął obok Honey i czekał, aż podniesie głowę i spojrzy na niego.
– Usiłujesz wmówić mi, że nie wzruszy cię, gdy do mojego domu sprowadzi się inna kobieta, z którą będę się kochał co noc i budził u jej boku każdego ranka? – powtórzył. – Otóż, nie wierzę ci. Z pewnością przeżyłabyś to bardzo.
– Prawdopodobnie na początku. – Przyznała w końcu. – Ale istnieje przecież wiele gorszych rzeczy, które mogłyby mnie spotkać.
– Jakie na przykład? – zainteresował się.
– Mieszkanie z tobą pod jednym dachem.
– Zrobiłaś się złośliwa na stare lata, zupełnie się tego po tobie nie spodziewałem.
– Nie zamierzałam być okrutna. – Dostrzegła smutek na jego twarzy i poczuła się winna z tego powodu. – Powoli jednak uczę się, jak zdobywać w życiu to, czego się chce. Dopóki nie spotkałam Eryka, nic nie wiedziałam na ten temat. Dopiero teraz dowiaduję się, w jaki sposób domagać się czegoś, jak się bronić i jak nie dawać wodzić się za nos. Jeśli w związku z tym stałam się trochę opryskliwa, to przepraszam.
Serce podeszło mu do gardła. Dłonie zacisnęły się w pięści.
– Eryk, a kim on jest dla ciebie?
Honey spostrzegła zdenerwowanie Lucasa.
– Co prawda, to nie twoja sprawa, ale odpowiem ci na to pytanie. Uważam Eryka za swojego najlepszego przyjaciela, jakiego kiedykolwiek miałam. Jest jedyną osobą, która liczy się z moim zdaniem, przywiązuje wagę do moich opinii, pomysłów i marzeń.
– Czy on też tak buja w obłokach?
– Spodziewałam się, że nie zrozumiesz tego, ale to nieważne. Zastanówmy się nad zagospodarowaniem twojej działki.
– Kochasz go? – Lucas nie dawał za wygraną.
– Oczywiście.
Lucas zbladł. Wstał i odwrócił się, aby nie patrzeć jej w oczy. Nie potrafił znieść, że Honey może należeć do innego mężczyzny.
– Zamierzasz go poślubić?
– Nie, w ogóle nie myślę o ponownym małżeństwie. Podoba mi się życie, jakie teraz wiodę.
Lucas popatrzył na nią. Teraz, kiedy wiedział, że nie ma żadnych matrymonialnych planów, poczuł się trochę pewniej. Pocieszał się, że gdyby naprawdę kochała swojego wspólnika, spróbowałaby jeszcze raz.
– Czy kiedykolwiek myślałaś o starości? Zawsze wyobrażałem sobie, że razem pokonamy ten etap w naszym życiu. Dzieci już dorosną, a my wreszcie będziemy mieli czas dla siebie. Zgromadzone oszczędności zapewniłyby nam niezależność finansową. Moglibyśmy podróżować po świecie i robić wiele innych, wspaniałych rzeczy. Tak trudno w życiu coś przewidzieć, ale naszym atutem byłoby wzajemne zaufanie.
– Dlaczego miałabym spędzać resztę życia z obcym człowiekiem? Niestety, Lucasie, staliśmy się sobie obcy. W pogoni za sukcesem nie dostrzegałeś, jak bardzo cię potrzebowaliśmy – i ja, i dzieci. Przypominasz sobie o nas tylko wtedy, gdy ci to odpowiada.
– Czyżby z naszego małżeństwa pozostały ci tylko złe wspomnienia? Ja pamiętam również cudowne chwile, kiedy spaliśmy razem, a ja przytulałem cię, dopóki nie usnęłaś. Budziliśmy się w środku nocy i kochaliśmy przy świetle księżyca zaglądającego przez okno sypialni.
– Lucasie, przestań!
– ...a rano, gdy otwierałem oczy, znów byłaś przy mnie. Pamiętam twoją zaróżowioną od snu twarz i ciepłe ciało.
– Doskonale to sobie przypominam, ale z mojego punktu widzenia wyglądało to nieco inaczej. Zawsze w pośpiechu wyskakiwałeś z łóżka, bo nie chciałeś spóźnić się na umówione spotkanie. – Musiałem zarabiać na utrzymanie.
– Tak, rzeczywiście. Ale nie przyszło ci na myśl, że w zasadzie nie potrzebowaliśmy tak dużego domu, cadillaca, mercedesa i jachtu za 50 tysięcy dolarów, z którego prawie nie korzystaliśmy. Przecież ja też mogłam podjąć jakąś pracę i w ten sposób cię odciążyć.
– Owszem, nie pomyślałem o tym.
– A jeśli chodzi o dzieci, to popadłeś w istne szaleństwo. – Pokiwała głową.
– Chciałem, aby miały lepiej niż ja, gdy byłem dzieckiem.
– Oczywiście, że chciałeś. Ale one miały tak dużo zabawek, że same już nie wiedziały ile.
– No tak, ale ty rozdałaś prawie wszystkie na cele dobroczynne – zauważył.
– Ponieważ pragnęłam, aby wreszcie doceniły to, co mają. Może nawet zaczną teraz zarabiać na swoje zabawki, tak jak inne dzieci w ich wieku. Nie chciałam niczego podawać im na talerzu. Życie, jak sam zresztą wspominałeś, jest pełne niespodzianek, a Todd i Melissa nie zawsze mogą mieć tak dobrze jak, w dzieciństwie. – Przerwała, aby zaczerpnąć powietrza. – Powinny wiedzieć, że wszystko ma swoją cenę.
– W porządku, przyznaję ci rację. – Usiadł na snopku siana. – Ale ty nie wiesz, co to za uczucie, gdy człowiek czegoś bardzo pragnie i jednocześnie zdaje sobie sprawę, że jest to dla niego nieosiągalne, gdyż nie spotyka się z szacunkiem w oczach ludzi. – Spojrzał na nią i westchnął. – Chciałem zdobyć uznanie. Może dążyłem do tego złą drogą, ale nie znałem innego sposobu, aby to osiągnąć.
Spojrzała na niego i usiadła obok.
– Cieszę się, że to mówisz – powiedziała po chwili.
– Pomoże mi to zrozumieć, dlaczego byłeś taki... szalony. Teraz już wiem, że nie zaniedbywałeś nas świadomie.
– Zaniedbywałem was? – powtórzył kompletnie zaskoczony.
– Zawsze myślałam, że ja i dzieci byliśmy tylko jedną z twoich rzeczy, tak jak dom czy samochód. Na szczęście, wszystko się już wyjaśniło.
– Nigdy nie przypuszczałem, że tak to odbierałaś. To moja wina. Powinienem uzmysłowić wam, jak ważną rolę odgrywaliście w moim życiu. – Przerwał.
– Czy zechcesz mi wybaczyć?
Spojrzał na nią prosząco. Wytrzymała jego spojrzenie, chociaż wewnątrz drżała z emocji.
– Tak, mogę ci wybaczyć. Oczywiście, że tak.
– Honey, a czy możesz mnie znowu pokochać? Przeszedł ją dreszcz. Nie powie mu prawdy – wiedziała w głębi duszy.
– Lucasie, zawsze będę cię szanowała. Byłeś moim pierwszym mężczyzną, przez pięć lat stanowiliśmy rodzinę, no i jesteś ojcem moich dzieci.
– To mi nie wystarczy, Honey. Chcę więcej. Pragnę takiej miłości, o jakiej większość ludzi może tylko pomarzyć, chcę być blisko ciebie tak, abyśmy stanowili jedność.
– Żądasz ode mnie zbyt dużo.
Uśmiechnęła się słodko, aby złagodzić ból, który mu zadała.
– Teraz może i tak. – Schował ręce do kieszeni. Z trudem powstrzymywał się przed wzięciem jej w ramiona i pocałowaniem. – Ale mówiłem ci, że jestem bardzo cierpliwy. Poczekam, jeśli będę musiał.
Honey zorientowała się, że Lucas bardzo chce ją odzyskać. Znała go dobrze i wiedziała, że jeśli czegoś pragnie, to poświęci wszystkie siły temu celowi. Przeraziło ją to, że był zdolny porzucić własną firmę i przejechać przez pół stanu tylko po to, aby zamieszkać blisko niej. Zrobiła duży błąd, zgadzając się pracować dla niego. Gdyby była trochę sprytniejsza, wyręczyłaby się Erykiem, a sama zajęła innymi sprawami. Ale Eryk nie miał teraz czasu, a Lucas dał jej do zrozumienia, że mu się spieszy.
Serce waliło jej mocno. Czuła pieszczotliwy wzrok Lucasa na swojej twarzy tak wyraźnie, jak gdyby dotykał jej ręką. Obiecała sobie już nigdy przed nim nie uciekać. Wiedziała, że wreszcie może stanąć z nim twarzą w twarz.
Honey podjęła pracę na posiadłości Lucasa następnego dnia rano. Na tylnej platformie ciężarówki przywiozła duży pług. Urządzenie to wzbudziło zainteresowanie Lucasa.
– Buldożer, który wynająłeś, aby usunąć całą trawę i krzewy, mocno ubił ziemię – wyjaśniła mu. – Musimy ją zaorać, zanim dodamy nawóz i ułożymy darninę.
Honey odeszła na chwilę do samochodu po narzędzia.
– A do czego ci ta łopata? – spytał, gdy wyciągnęła ją z ciężarówki.
– Zamierzam wykopać dół.
– Po co?
Honey westchnęła.
– Chcę dokładniej zbadać strukturę gleby na tym terenie.
– Dlaczego?
Zaczęła się niecierpliwić.
– Aby upewnić się, że nie będzie tu problemów melioracyjnych. Lucasie, przecież obiecałeś nie przeszkadzać mi i...
– W porządku – zgodził się, podnosząc ręce na znak kapitulacji. – Ale może przed pracą dasz się namówić na filiżankę kawy?
– Nie, dziękuję. Przecież wypiłam już dwie filiżanki. Teraz, jeśli byś nie miał nic przeciwko temu...
– Sama zrobisz całą tę robotę? Pokręciła głową.
– Nie, później przyjedzie jakiś człowiek do obsługi pługa, ale przedtem musze zająć się jeszcze kilkoma rzeczami.
– Jakiś człowiek?
Honey czuła się coraz bardziej zirytowana.
– Wynajęłam go do pomocy z agencji pośrednictwa pracy. Lucasie, proszę, idź już – powiedziała, wskazując w kierunku domu.
– Idę już, idę – zamruczał pod nosem.
Kątem oka Honey obserwowała oddalającego się Lucasa. Stare, spłowiałe dżinsy ochlapane białą farbą i sprany granatowy podkoszulek opinały jego szczupłe ciało, podkreślając męską sylwetkę i dobrze rozwinięte mięśnie. Widok smukłych bioder i szerokiej klatki piersiowej pobudził jej wyobraźnię. Tyle razy widziała go pod prysznicem i wiedziała, jak wygląda nago. Pamiętała szczupłe, opalone ciało Lucasa, owłosione od głowy aż po koniuszki palców u stóp. Na samo wspomnienie tego zaczerwieniła się.
Do czasu poznania Lucasa Honey nie miała żadnego mężczyzny. Była dziewicą. Oczywiście, odczuwała określone potrzeby, ale panicznie bała się seksu. W dużym stopniu przyczynił się do tego jej ojciec. Ciągle opowiadał o młodych dziewczętach, które zanim naprawdę zrozumiały, co oznacza słowo seks, zrujnowały swoje życie wskutek chorób, niepożądanej ciąży czy różnych emocjonalnych problemów związanych z przedwczesną inicjacją seksualną. „Mężczyzna nigdy nie będzie szanował kobiety, która utrzymuje z nim stosunki przedmałżeńskie” – przestrzegał ją ojciec wielokrotnie. Pod wpływem tych opowieści Honey już bardzo wcześnie zdecydowała, że nie poświęci swojego życia jedynie dla kilku chwil rozkoszy.
Major czuwał nad dziewictwem córki od momentu, gdy w wieku jedenastu lat zaczęła się rozwijać. Niewinność Honey stanowiła dla niego powód do dumy. Była częstym tematem ogólnych dyskusji prowadzonych przy stole.
„Nie chcę, aby ludzie w mieście mówili, że wychowuję dziwkę” – powtarzał jej wielokrotnie. Nie pozwalał Honey na różne rozrywki, z których korzystali jej rówieśnicy. A kiedy wreszcie zgadzał się, aby gdzieś poszła, zawsze towarzyszyła jej Vera w charakterze przyzwoitki. Potem, gdy była już starsza, major wysłał ją do przyklasztornej szkoły dla panien z bogatych rodzin. Dziewczęta nie miały tam okazji zetknąć się z płcią odmienną. Od czasu do czasu chodziły, co prawda, na wieczorki taneczne, ale zawsze pod ścisłą kontrolą opiekunek. W tej szkole po raz pierwszy zetknęła się z problemami, o których tak często opowiadał jej ojciec. Jedna z jej koleżanek zaszła w ciążę. Był to wstyd dla całej szkoły i dla rodziny dziewczyny. Honey nie potrafiła wyobrazić sobie, jak zareagowałby jej ojciec, gdyby ona znalazła się w podobnej sytuacji. Ciążę usunięto, ale pojawiły się komplikacje i dziewczyna o mało nie umarła. Nigdy już, jak się Honey później dowiedziała, nie mogła mieć dzieci. Wypadek ten stanowił kolejną przestrogę dla Honey. Zauważyła jednak, że coraz więcej myśli o seksie, o wiele za często, jak na skromną dziewczynkę. Pod wpływem opowiadań majora o zboczeńcach, których interesuje tylko seks, sama zaczęła podejrzewać się o jakieś dewiacje.
Po raz pierwszy zobaczyła Lucasa siedzącego w prywatnym gabinecie majora. Wydał się Honey niesamowicie męski i niezwykle pociągający. Zafascynował ją. Postanowiła, że musi go zdobyć. Tak bardzo różnił się od jej kolegów, o twarzach wysypanych trądzikiem, którzy w jej towarzystwie jąkali się z wrażenia i przestępowali z nogi na nogę. Lucas, natomiast, był stuprocentowym mężczyzną, zdecydowanym, pewnym siebie i najprzystojniejszym, jakiego kiedykolwiek widziała.
Major musiał zauważyć, jakie wrażenie Lucas wywarł na jego córce. Starał się bowiem utrzymać Honey jak najdalej od niego. Niestety, tym razem mu się nie udało.
Honey pokręciła głową i wzięła łopatę. Kopała zawzięcie. Usiłowała skupić się na tym, co robi, nie chciała już myśleć o przeszłości i rozważać, co by było, gdyby... Grę w tak zwane gdybanie dobrze znała, opanowała ją wręcz do perfekcji.
„Co by było, gdyby wszystko potoczyło się inaczej?” – zastanawiała się często. Gdyby Lucas – zamiast gonić za sukcesem – więcej czasu poświęcał swojej rodzinie, gdyby ona bardziej stanowczo tego zażądała, gdyby postawiła na swoim, podjęła jakąś pracę i zaczęła sama podejmować decyzje, czy wreszcie, gdyby przestała zajmować się klientami Lucasa w każdy weekend i znalazła sobie własnych przyjaciół?
Honey myślała o tym po raz kolejny, zdając sobie jednak sprawę z bezsensowności swoich rozważań. W czasie ich małżeństwa Honey nie potrafiła przeforsować swoich racji. Próbowała mocniej związać Lucasa z rodziną, ale był zbyt zajęty, aby zauważyć, jak bardzo go potrzebowała. Nie mógł zrozumieć, że chciałaby sama zrobić coś, z czego mogłaby być dumna. Zasugerował jej uczęszczanie na kursy ceramiczne. Pochłonięty swoją pracą, nie dostrzegał ani żony, ani dzieci.
Zdecydowała, że prościej się rozwieść, niż żyd w samotności i ciągłych frustracjach. Poza tym – mówiąc szczerze – nie traciła zbyt wiele, Lucas nigdy do niej nie należał.
Gdy dwadzieścia minut później Lucas wyszedł na werandę, trzymając w rękach dwie szklanki ze świeżo wyciśniętą lemoniadą, zobaczył Honey pochyloną nad bagażnikiem ciężarówki i usiłującą coś w nim znaleźć. Szedł szybko przez dziedziniec, całą swoją uwagę skupiając na oszronionych szklankach. Nie chciał wylać ich zawartości.
– Masz ochotę na coś zimnego? – zawołał. Honey spojrzała na niego i westchnęła. „Czy nie ma sposobu, żeby uwolnić się od tego człowieka? – pomyślała. – Czy nie wystarczy, że myślę o nim cały czas? Czy muszę jeszcze znosić jego towarzystwo?” – zastanawiała się.
Natychmiast jednak zapomniała o wszystkim, gdy zorientowała się, że Lucas zmierza wprost na miejsce, gdzie wykopała przed chwilą prawie metrowej głębokości dół.
– Lucasie, uważaj! – krzyknęła. Niestety, spóźniła się o ułamek sekundy. Wyraz zdziwienia pojawił się na twarzy Lucasa, kiedy, stawiając lewą nogę, poczuł, że nie znajduje ona oparcia. Całym ciałem runął na ziemię, wypuszczając szklanki. Szklanki stłukły się, a lemoniada, której przygotowanie kosztowało go tyle pracy, wylała się. Lucas upadł twarzą na ziemię.
– Lucasie!
Honey rzuciła wszystko, co trzymała w rękach, i pobiegła do niego.
Chwilę potem Lucas podniósł głowę i oparł się na łokciach, przeklinając i plując ziemią.
– Co to jest, do cholery? – zapytał, przyglądając się swojej nodze zakopanej w ziemi aż po kolano.
– Tak mi przykro, próbowałam cię ostrzec. Honey strzepywała ziemię z jego twarzy i oczu, z niepokojem patrząc, czy nic mu się nie stało.
– Poczekaj, pomogę ci się podnieść.
Jęknął głośno, gdy usiłowała uwolnić mu nogę.
– O nie, nie myślisz chyba, że ją złamałeś? Lucas pokręcił głową.
– Jak na złamaną, za mocno boli. Znów wypluł ziemię.
– Proszę, spróbuj wstać – nakłaniała go pieszczotliwie, przekładając mu rękę, aby mógł się oprzeć na jej ramieniu.
Lucas był szczerze wzruszony jej troską. Zdał sobie nagle sprawę, że Honey czuje się odpowiedzialna za jego wypadek, w przeciwnym razie nie troszczyłaby się tak o niego.
Uśmiechnął się w duchu na myśl o tym odkryciu. Postanowił wykorzystać nadarzającą się okazję i trochę posymulować.
Na jego twarzy pojawił się grymas bólu.
– To może być złamanie, Honey – powiedział, zaciskając zęby.
Honey wyglądała na przerażoną.
– To moja wina – przyznała.
Po wielu wysiłkach Lucasowi udało się wyciągnąć nogę.
– Oprzyj ją tutaj, na moich kolanach. Obejrzę ją. Z przyjemnością spełnił jej prośbę. Stał na jednej nodze, chwiejąc się lekko. Honey zaś pochyliła się do przodu, żeby zbadać chorą stopę. Zdjęła but, skarpetkę i drżącymi palcami obmacała mu kostkę. Lucas upajał się jej delikatnością.
– Boli cię? – zapytała.
– Jak cholera.
Każdy jej dotyk wywoływał dreszcz podniecenia.
Zamknął oczy i zacisnął zęby. Pamiętał, jak te cudowne ręce pieściły jego ciało. Tęsknota za tymi pieszczotami stawała się nie do zniesienia.
– Widzę, że rzeczywiście cię boli – stwierdziła Honey, dostrzegając wyraz cierpienia na jego twarzy. – Muszę zawieźć cię do lekarza.
Otworzył szybko oczy.
– Do lekarza? – powtórzył zaskoczony.
– Trzeba natychmiast prześwietlić tę nogę.
– Nie – sprzeciwił się zdecydowanie. Honey ze zdziwieniem podniosła głowę. – Nie?
– Hmm... Nie mam swojego lekarza – wyjaśnił po chwili zastanowienia. – Wiesz, jestem tu od niedawna. – Usiłował znaleźć jakąś wymówkę.
– Zaprowadzę cię do mojego lekarza – zaproponowała.
– I będę czekał cały dzień na wizytę.
– Nie w nagłych wypadkach.
– Prawdę mówiąc, nie sądzę, abym ją złamał – powiedział, zmieniając swoją poprzednią diagnozę. – Patrz, mogę ją obciążyć – stwierdził, próbując stanąć na chorej nodze. – Nie mógłbym tego zrobić, gdyby była złamana.
– Lucasie, musisz iść do lekarza – nalegała. – Może zerwałeś ścięgna.
Na twarzy Honey malował się niepokój i Lucas czuł się winny z tego powodu. Nie zamierzał jednak wyjawić jej prawdy i tym samym rozwiać jej obawy.
– Dlaczego najpierw nie zastosujesz mi jakichś domowych metod leczenia? – zaproponował. – Jeśli okażą się nieskuteczne, to wtedy zwrócimy się do lekarza. Dobrze?
– W porządku. – Niechętnie się zgodziła, przypominając sobie, jak bardzo Lucas nienawidził wizyt u lekarzy.
W czasie ich małżeństwa wiele razy chodził do pracy, mimo że był chory i wyglądał okropnie. Wolał leczyć się sam.
Zamiast go nadal przekonywać, przełożyła sobie jego rękę przez ramię, aby pomóc mu dojść do domu.
– Nie rozumiem ciebie – mruknęła pod nosem, gdy wchodzili po schodach. – Kiedy trzeba iść do lekarza, zachowujesz się tak, jak Todd i Melissa.
Uśmiechnął się. Cieszył się, że ma ją tak blisko siebie. Jej grube, lśniące i pachnące kwiatami włosy opadały mu na ramię.
– W gruncie rzeczy jesteśmy przecież dużymi dziećmi.
Popatrzyła w niebo.
– Nie uwierzę, że ty się czegokolwiek obawiasz. Stanęli na szczycie schodów. Spojrzeli na siebie.
– Niech cię to nie zdziwi – powiedział. – Uczucie strachu nie jest mi obce, jedynie lepiej niż inni potrafię to ukryć.
Honey miała ochotę zapytać go, czego się naprawdę bał w swoim życiu, ale nie zrobiła tego. W rozmowach z Lucasem postanowiła unikać tematów osobistych, a ta dyskusja zaczęła wyraźnie przybierać taki charakter. Otworzyła drzwi i weszli do środka.
– Dokąd idziemy? – zapytała, gdy znaleźli się w salonie. – Chcesz się położyć?
– Wolałbym najpierw się umyć – odparł. – Czuję piasek w oczach. Dostał się również pod koszulkę.
– Tak mi przykro z tego powodu.
– Przestań się martwić, to był przecież wypadek. Pomogła mu dojść do łazienki, ale zatrzymała się w progu i Lucas już sam podszedł do dużej, staromodnej umywalki.
– Podać ci coś? – zaproponowała, czując się trochę onieśmielona zaistniałą sytuacją.
– Jeśli byś mogła, to daj mi czysty ręcznik – powiedział, wskazując na szafkę obok drzwi.
Skinęła głową. Sięgnęła do szafki i wyjęła z niej puszysty ręcznik, jeszcze z metką. Zerwała ją i odwróciła się w stronę Lucasa. Właśnie zdejmował podkoszulek, Honey stanęła i z otwartymi ustami obserwowała go.
Lucas odkręcił kurek i nabrał trochę wody w swoje duże dłonie. Umył twarz i klatkę piersiową, a później ochlapał obsypane piaskiem plecy. W końcu włożył głowę pod kran i masował ją palcami. Honey obserwowała każdy jego ruch. Miał jak dawniej szerokie barki i ramiona, a przy tym wąskie biodra. Gdy się odwrócił i sięgnął po ręcznik, zauważył, że wciąż mu się przygląda. Honey podała mu ręcznik, starając się uniknąć jego wzroku.
– Dziękuje.
Wziął od niej ręcznik i energicznie wytarł głowę, a później przewiesił go sobie przez ramię. Z satysfakcją spostrzegł, że Honey zerka na niego. „Nie jestem jej tak obojętny, jak próbuje mi wmówić” – pomyślał. Spojrzał na nią.
Honey odruchowo chwyciła za klamkę. Miała ochotę uciec z łazienki, która nagle wydała się jej zbyt ciasna. Niestety, zdawała sobie sprawę, że musi zostać z Lucasem.
– I jak to wygląda? – zapytała, wskazując ruchem głowy na stopę.
– Skręcona.
– Chyba trochę spuchła, nie sądzisz?
Spojrzał na swoją stopę, ale nie zauważył żadnej zmiany.
– Może odrobinę.
– Przydałyby się okłady z lodu. Masz jakiś worek z lodem?
Gdy pokręcił głową, mówiła dalej.
– Nie szkodzi. Przygotuję sama.
– Naprawdę, nie chciałbym sprawiać ci kłopotu.
– Nie żartuj. Chodź, pomogę ci przejść do salonu, tam będziesz mógł usiąść.
Zawahała się przez chwilę. Chciała przygotować się psychicznie, zanim ją znów obejmie. Podeszła bliżej.
Oparł się o jej ramię i utykając wszedł do pokoju. Siadając na wielkiej miękkiej kanapie, lekko pociągnął ją za sobą. Poczuł, jak zesztywniała w jego ramionach.
– Przepraszam – powiedział, gdy udało się jej uwolnić.
Kolana jej drżały. Był tak blisko, że czuła zapach jego ciała. Wilgotne włosy delikatnie musnęły jej rękę, wprowadzając ją w stan podniecenia.
– Ufff, w porządku! – odetchnęła z ulgą, ale jej głos zabrzmiał inaczej niż zwykle. – Poczekaj, zaraz wrócę – poinformowała go i szybko wyszła.
Gdy dotarła do kuchni, z trudem łapała powietrze. Stanęła przy zlewie i wzięła głęboki oddech. Miała uczucie, jakby jej płuca nagle się skurczyły. Chwyciła się mocno lady kuchennej i zamknęła oczy, starając się opanować. Wciąż pociągał ją tak samo jak wtedy, gdy ujrzała go po raz pierwszy. Nic się nie zmieniło. Z tą różnicą, że teraz – po pięciu latach wspólnego życia – zdawała sobie sprawę, do czego te uczucia mogą doprowadzić i doskonale wiedziała, jak tłumić pragnienia, które pojawiały się za każdym razem, gdy na nią patrzył.
Kilka minut później Honey wróciła do salonu, niosąc zrobiony domowym sposobem worek z lodem. Lucas leżał na kanapie, trzymając chorą nogę na oparciu.
– Uważaj, to jest zimne – ostrzegła go, wskazując na worek z lodem.
Położyła worek na górnej części stopy, ale, ku jej przerażeniu, worek ześliznął się. Próbowała jeszcze kilka razy, jednak wciąż z tym samym skutkiem. W końcu postanowiła go przytrzymać, aby nie spadał. Honey zdawała sobie sprawę, że Lucas nie spuszczał z niej wzroku.
– Usiądź – zaproponował po jakimś czasie.
Przesunął swoje długie nogi na koniec kanapy, robiąc jej w ten sposób trochę miejsca. Honey siedziała sztywno, całą uwagę koncentrując na stopie Lucasa. Nie podobała jej się sytuacja, w jakiej się znalazła.
Z niepokojem myślała o nagim torsie Lucasa. Nie mogła patrzeć na jego twarz, nie widząc owłosionej klatki piersiowej i muskularnych ramion.
„Jak mu zasugerować, aby włożył koszulę” – zastanawiała się. Starała się nie dotykać palcami jego stopy. Każdy dotyk mógł wyzwolić uczucia, których tak bardzo się obawiała. Kurczowo ściskała worek z lodem, jakby był liną ratunkową.
Lucas zauważył zakłopotanie Honey i sprawiło mu to przyjemność. Siedziała wyprostowana. Bała się poruszyć, aby nie otrzeć się o jego łydkę. W pokoju panowała cisza.
Lucas nie odrywał od Honey oczu, obserwując nierytmiczne falowanie jej piersi. Oddychała szybko, udając zainteresowanie swoimi włosami. „Jest niespokojna jak wsadzony na drzewo kociak” – pomyślał, a spostrzeżenie to wywołało dreszcz satysfakcji. Może go nie kochała, ale niewątpliwie wiedziała o jego uczuciach.
– Boli cię? – zapytała Honey, chcąc przerwać zbyt długie milczenie.
Spojrzała na niego niepewnie. Lucas odczuwał ból, ale nie miał on nic wspólnego ze stopą.
– Trochę – odparł.
– Sądzę, że musimy zawinąć nogę bandażem elastycznym.
„To znaczy, że znów mnie dotknie” – pomyślał.
– Tak, to dobry pomysł – zaakceptował chętnie. Westchnęła.
– A może powinieneś jechać do mnie?
– Jechać do twojego domu? – powtórzył zaskoczony.
Skinęła głową.
– Cóż, przez jakiś czas nie powinieneś nadwerężać tej stopy – powiedziała. – Przynajmniej dzień lub dwa. Jeśli pojedziesz ze mną, to zapewnię ci opiekę. Nie będziesz martwił się o malowanie i gotowanie. Poza tym, dręczą mnie wyrzuty sumienia i chciałabym ci jakoś pomóc.
Doskonale zdawała sobie sprawę, że to nie tylko kwestia wyrzutów sumienia. O wiele bezpieczniej czuła się we własnym domu, wiedząc, że Vera jest w pobliżu. Gdyby został tutaj, musiałaby go ciągle odwiedzać i zajmować się nim, a to oznaczało spędzanie z nim wielu godzin sam na sam. Zabranie go ze sobą wydawało się mniej... niebezpieczne, przeanalizowała.
– W domu mam apteczkę – dodała. – Z pewnością znajdę coś, aby ci obandażować stopę. Chyba że jednak zdecydujesz się pójść do lekarza.
– Nie wydaje mi się to konieczne – stwierdził, próbując spojrzeć na swoją stopę przez jej ramię. – Po prostu potrzebny mi odpoczynek.
– A więc jedziesz ze mną? Przynajmniej na dzisiejszą noc? Mogę odwieźć cię jutro rano.
Lucas usiłował zachować spokój i nie okazywać, jak bardzo cieszy się z tej propozycji.
– Nie chciałbym ci przeszkadzać – powiedział poważnym tonem.
– Ależ nie ma żadnego problemu – zapewniła go. – Cały dzień możesz odpoczywać i oglądać video czy opalać się przy basenie, oczywiście, jeśli obiecasz, że nie będziesz nadwerężał stopy.
„To brzmi jak cudowna bajka – pomyślał Lucas. – Czyżby szczęście zaczęło się do mnie uśmiechać?”
– Cóż, jeśli jesteś tego pewna. W takim razie zabiorę trochę rzeczy.
– Ja to zrobię – zaproponowała zadowolona, że nadarzyła się okazja, aby wyjść z pokoju. – Powiedz mi tylko, co chcesz.
Honey poszła do sypialni, aby spakować Lucasa.
– Nie zapomnij o moich kąpielówkach – zawołał. – Powinnaś je znaleźć w dolnej szufladzie tej starej komody. Pamiętaj również o bieliźnie.
Uśmiechnął się do siebie, zastanawiając się, czy Honey ciągle jeszcze nosi ten niebieski kostium kąpielowy bez ramiączek, w którym tak ponętnie wyglądała.
W pokoju obok Honey grzebała w górnej szufladzie bardzo zniszczonej komody, szukając skarpetek i bielizny Lucasa. Żałowała, że nie zgodziła się, aby spakował się sam.
„Nic nie jest bardziej podniecające, niż dotykanie męskiej bielizny” – pomyślała, czując wypieki na twarzy.
Wyjęła rzeczy i wsunęła szufladę, robiąc jednak przy tym dużo hałasu.
– Wszystko w porządku? – zapytał Lucas zaniepokojony tym odgłosem.
– Tak – mruknęła niewyraźnie. – Gdzie mogę znaleźć jakąś reklamówkę czy torbę, aby włożyć te rzeczy?
Lucas uśmiechnął się szeroko. Założyłby się o ostatniego centa, że oglądanie jego bielizny wprawiło Honey w stan podniecenia.
– W gabinecie stoi mała walizeczka – poinformował ją. – Na pewno nie potrzebujesz mojej pomocy?
– Poradzę sobie – zapewniła go. – Które koszule i buty mam zabrać?
– Wybierz sama. Zawsze miałaś dobry gust. Honey zacisnęła zęby i zdecydowanie wkroczyła do gabinetu. Stały tam walizki Lucasa; wzięła najmniejszą i rzuciła ją na łóżko. Wydawało się jej, że pogniecione prześcieradła patrzyły na nią z takim pożądaniem jak bielizna Lucasa. Skończyła pakowanie w rekordowym czasie. Stwierdziła, że ta metoda sprawi jej mniej kłopotów. Nie miała ochoty zastanawiać się, jaką bieliznę chciałby wziąć ze sobą, czy która koszula lepiej harmonizuje z jego ciemną karnacją i... Honey zamknęła walizkę i zatrzasnęła zamki.
– Gotowy? – zapytała, gdy chwilę później stanęła przed nim, usiłując sprawić wrażenie spokojnej i opanowanej. – Ach, przepraszam, musisz przecież jeszcze w coś się ubrać! – dodała, kiedy zobaczyła jego nagi tors.
Jak mogła zapomnieć? Poszła ponownie do sypialni.
– Pamiętaj o szczoteczce do zębów – przypomniał jej, próbując powstrzymać się od śmiechu.
„Cóż, życie zaczęło wyglądać znów bardzo optymistycznie” – pomyślał.
Honey wróciła ze szczoteczką do zębów i czystą koszulą.
– Mam nadzieję, że włożysz ją sam – stwierdziła, rzucając mu koszulę na kolana.
– Jeśli nie będę miał innego wyjścia... – odparł, robiąc przy tym wymowną minę.
Honey nie odpowiedziała. W tak napiętej atmosferze, jaka istniała między nimi, wzajemne przekomarzanie się w sprawach seksualnych wydawało jej się nie na miejscu.
Wzięła walizkę i pomogła mu wyjść.
Drogę do domu Honey przejechali bardzo szybko. Lucas kurczowo chwytał się klamki przy drzwiach, gdy ciężarówka podskakiwała na wyboistych wiejskich drogach, i zastanawiał się, dlaczego tak się spieszą. Może Honey nie chce tracić cennego czasu, który spędzą razem, przekonywał sam siebie. Ale kiedy dotarli do rezydencji Buchannanów, jego nadzieje okazały się płonne. Vera powitała ich przy drzwiach wejściowych, rzucając pełne grozy spojrzenie.
– Co się stało? – zapytała.
Wyprostowała się, okazując swoje niezadowolenie, kiedy Honey pomagała Lucasowi przejść przez korytarz.
– Lucas zwichnął nogę – poinformowała Honey. – A ponieważ nie chciał iść do lekarza, zaproponowałam mu, aby pozostał dzień lub dwa tutaj.
– Tutaj? – powtórzyła Vera z przerażeniem w głosie. Spojrzała na Lucasa, a on uśmiechnął się do niej.
Vera odwróciła wzrok z siłą, która mogła przyprawić o zawrót głowy.
– Dlaczego tutaj?
– Bo to przeze mnie zdarzył się ten wypadek – odpowiedziała Honey.
Zamknęła drzwi i postawiła na podłodze walizkę.
– Nie mam czasu na wyjaśnienia – dodała w pośpiechu. – Muszę już wyjść.
– Wyjść? – Vera i Lucas zapytali niemal równocześnie.
Lucas podszedł bliżej, zapominając jednak o utykaniu. Spostrzegł, że nie uszło to uwadze Very.
– Dokąd idziesz?
– Wracam na twoją posiadłość – odparła. – Przecież mówiłam ci, że przyjedzie ktoś, aby zaorać teren, pamiętasz? – Ponownie zwróciła się do Very: – Połóż mu lód na tę stopę, a gdy opuchlizna zniknie, obandażuj mu ją. Wiesz, gdzie leży apteczka.
Vera aż zaczerwieniła się ze złości. W pierwszej chwili nie zareagowała.
– Chcesz, żebym ja to zrobiła? – odezwała się w końcu.
Ton jej głosu wskazywał, że wolałaby zbierać z pastwisk krowie łajno, niż spełnić prośbę Honey.
– Proszę, Vero, oczywiście, jeśli nie masz nic przeciwko temu – powiedziała Honey. – Nie mogę tracić więcej czasu. A ty, Lucasie... – Przerwała i rzuciła mu surowe spojrzenie. – ...nie nadwerężaj stopy. A teraz wychodzę.
Zanim zdążyli zaprotestować, była już za drzwiami.
Vera milczała, przyglądając się jego nodze. Lucas tymczasem słuchał, jak Honey włączyła silnik ciężarówki i powoli jechała wysypaną żwirem drogą.
„Czym zasłużyłem sobie na taki los?” – pomyślał, patrząc na Verę.
– Co właściwie tutaj robisz, Lucasie McKay’u? – zapytała.
Zawahał się. „Łatwo mogłem oszukać Honey, ale Vera nie uwierzy w to skręcenie – pomyślał. Honey jest tak łatwowierna i naiwna, że nie rozszyfruje jego planów. Natomiast ta kobieta – tak. Miał do wyboru dwie możliwości: albo kontynuować tę komedię, albo wszystko jej wyjaśnić.
– Skręciłem nogę – powiedział, uśmiechając się niewinnie.
Wybrał pierwszy wariant.
– Czyżby? – Spojrzała z politowaniem. Skrzyżował ręce na piersiach i oparł się plecami o ścianę. Plan numer jeden nie powiódł się.
– Jesteś dla mnie zbyt trudnym przeciwnikiem – przyznał szczerze. – Próbuje odzyskać swoją żonę i dzieci – mówił dalej już poważnym głosem. – Jak dotąd niczego jeszcze nie osiągnąłem. Teraz wszystko zależy od ciebie. Możesz mi pomóc albo zdradzić Honey moje zamiary.
– Dlaczego niby miałabym ci pomóc? – Vera nawet nie drgnęła.
Opuścił ręce i przysunął się krok bliżej.
– Dlatego, że ją wciąż kocham i doskonale wiesz o tym. – Dotknął jej twarzy. – A także dlatego, że jestem ojcem Todda i Melissy. I zrobię dla nich wszystko.
– Zabierz palec z moich ust, zanim ci go odgryzę i splunę nim w ciebie – ostrzegła go.
Szybko schował dłoń do kieszeni. Tam przynajmniej była bezpieczna.
– A teraz ty łaskawie posłuchaj, co mam ci do powiedzenia. – Zrobiła krok do przodu.
Stali tak blisko siebie, że Lucas czuł zapach jej perfum przypominających wanilię.
– Nie pozwolę, abyś przychodził do tego domu i rozkazywał mi. Kiedy Honey była twoją żoną i razem mieszkaliście, obchodziła cię tyle, co zeszłoroczny śnieg. Jaką mam pewność, że to się więcej nie powtórzy?
Nie wahał się ani chwili.
– W głębi duszy wierzysz mi, kiedy mówię, jak mocno kocham Honey – odpowiedział szczerze. – Wiesz, że jestem dobrym człowiekiem. Ludzie popełniają błędy, ale, Bóg mi świadkiem, odpokutowałem za swoje grzechy. Proszę, zaufaj mi. A poza tym, tak naprawdę, to nie powinnaś mnie osądzać. Dzieciństwo Honey nie należało do najszczęśliwszych i to ty ponosisz za to winę na równi z jej ojcem!
Vera potrząsnęła z oburzeniem głową.
– Nie wiem, o czym mówisz.
– Honey była zbyt mała, aby zostać tylko z ojcem. Mogłaś coś zrobić. Ba, nawet powinnaś. I jeszcze jedno. Nigdy nie traktowałem źle Honey. Jeśli podejmowałem za nią decyzje, to tylko dlatego, że sama nie potrafiła kierować własnym życiem. Tak niestety została wychowana. – Przerwał na chwilę. – Myślę, że potrzebuje mnie teraz.
– Honey nie wymaga już twojej opieki. – Wyczuł satysfakcję w jej głosie.
– Z pewnością nie jestem jej niezbędny przy podejmowaniu decyzji, ale na pewno potrzebuje miłości, a ja mogę jej to ofiarować. Czyżbyś przekonała ją, że jest inaczej?
– Do niczego jej nie przekonywałam – odparła. – Nie masz także racji, obwiniając mnie o jej nieudane dzieciństwo. – Twarz Very poczerwieniała ze złości. – Wiele razy broniłam ją przed majorem Buchannanem. Często nawet kłóciłam się z nim, a potem musiałam błagać, aby nie wyrzucał mnie z pracy. Nauczyłam się trzymać język za zębami. Gdybym odeszła, Honey zostałaby sama na tym świecie. Obdarzyłam ją miłością. Zastąpiłam jej oboje rodziców. Nie wiń mnie za wszystko.
Przerwała nagle, usiłując zaczerpnąć głęboko powietrza. Pobladła. Nie uszło to uwadze Lucasa.
– Co się stało? – Podszedł do niej.
– A co się miało stać? Zdenerwowałeś mnie, ty wariacie.
Potknęła się, oparła plecami o ścianę i ciężko osunęła na stojącą tam ławkę. Lucas zmarszczył brwi.
– Jesteś chora?
– Mam przecież siedemdziesiąt lat, oczywiście, że jestem chora.
– Przepraszam za moje zachowanie. Czy mogę coś dla ciebie zrobić?
– Nie, zaraz mi przejdzie. – Usiadła wygodniej. – Po prostu starzeję się.
– Właśnie dlatego powinnaś ułatwić mi odzyskanie Honey i dzieci. Na pewno chcą być razem ze mną. Pomożesz mi?
Przez chwilę patrzyła na niego.
– Nie, nie pomogę ci, Lucasie – powiedziała w końca. – Musisz zrobić to sam. Ale nie powiem jej o tej twojej nodze, jeśli ma to oczywiście dla ciebie takie znaczenie. Chodźmy teraz do kuchni, obandażuję ci ją.
Wstała i skierowała się w stronę drzwi. Lucas podążał za nią. Nagle się zatrzymała – Tylko pamiętaj, nie popełnij drugi raz tego samego błędu, chłopcze – ostrzegła go. – Jeśli znowu skrzywdzisz Honey, tym razem będziesz miał ze mną do czynienia.
Wieczorem, kiedy Honey wróciła do domu, spocona i zmęczona, Lucas leżał na kanapie, oglądając telewizję. Zabandażowaną nogę wygodnie wyciągnął przed sobą.
– Co z nogą? – zapytała.
Jej widok sprawił mu taką radość, że z trudem powstrzymał się, aby do niej nie podejść.
– Myślę, że znacznie lepiej – odpowiedział słabym głosem.
Do pokoju weszła Vera, niosąc na tacy dzbanek mrożonej herbaty i dwie szklanki.
– Tego właśnie potrzebowałam. – Honey z widoczną ulgą osunęła się na krzesło. Gospodyni napełniła jedną szklankę i podała ją Honey.
– Vero, ja też poproszę, oczywiście, jeśli nie masz nic przeciwko temu – odezwał się Lucas.
Spojrzała na niego ponurym wzrokiem. Honey nie zauważyła tej raptownej zmiany w zachowaniu Very. Roześmiała się.
– Cieszę się, że dobrze się czujecie w swoim towarzystwie. Vero, co sądzisz o nodze Lucasa?
Vera usiadła przy stoliczku.
– Nie wygląda to najlepiej – odpowiedziała, spuszczając wzrok na ziemię.
Honey podniosła brwi ze zdziwienia.
– Naprawdę, ale to chyba nic poważnego?
– No cóż. – Vera popatrzyła na niego, napełniając herbatą drugą szklankę. – Sądzę, że powinien zostać tu kilka dni. Może mu się przecież pogorszyć.
– Kilka dni? Myślałam, że to była tylko drobnostka.
– Zaraz po twoim wyjeździe poczułem się znacznie gorzej. – Lucas wtrącił się do rozmowy. – Wygląda to dosyć nieprzyjemnie, o ile mogę coś powiedzieć.
Honey wydawała się zaskoczona.
– Strasznie cię jeszcze raz przepraszam. Nie wiedziałam. Mocno boli?
– Trochę. Ale wytrzymam – odpowiedział dziarskim głosem.
– Vero, dlaczego nie zrobiłaś Lucasowi jednego z tych drinków, które zawsze podawałaś ojcu podczas jego ataków reumatyzmu? Pamiętasz, to z gorącego grogu.
– W taki upał? – zdziwiła się Vera.
– Tutaj w środku wcale nie jest tak gorąco. Poza tym, jestem przecież odpowiedzialna za ten wypadek, a nic innego nie możemy teraz zrobić. Nie masz chyba nic przeciwko temu?
Vera spojrzała na niego.
– Nie, nie mam – mruknęła pod nosem, chociaż jej spojrzenie wskazywało, że myśli zupełnie inaczej. Skierowała się do drzwi; długo słyszeli, jak szła wolno korytarzem.
Honey uśmiechnęła się do Lucasa i wypiła łyk mrożonej herbaty.
– Kiedy tylko spróbujesz grogu Very, od razu zapomnisz o bólu – zażartowała i spojrzała na zegarek. – Powinnam szybko skoczyć pod prysznic, jeszcze przed kolacją. Wspominałam ci, że Eryk przyjdzie do nas wieczorem.
Zakrztusił się nagle herbatą.
– Eryk – powtórzył niewyraźnie.
– Opowiedziałam mu o twoim wypadku i o tym, że zostaniesz u mnie parę dni. Chciał koniecznie spotkać się z tobą i dlatego zaprosiłam go na kolację – kontynuowała. – Może być w każdej chwili, więc lepiej już pójdę do łazienki.
Wstała i ruszyła w stronę schodów. Przy drzwiach zatrzymała się, przepuszczając Verę.
– Proszę, oto twoje lekarstwo. – Gospodyni energicznie postawiła szklankę przed Lucasem. – Smacznego – dodała przez zaciśnięte zęby.
Honey nie zauważyła aluzji ukrytej w wypowiedzi Very.
– Idę wziąć prysznic, Vero. Zaraz Eryk przyjdzie na kolację. Nie masz chyba nic przeciwko temu?
Vera potrząsnęła głową.
– Czy mogłabyś jeszcze podłożyć poduszkę pod tę chorą nogę Lucasa? Tak jest mu chyba niewygodnie.
– Uhm – brzmiała odpowiedź.
– Spróbuj znaleźć też telepilota, gdyż nie chcę, aby Lucas musiał podchodził do telewizora. – Spojrzała na niego. – A ty zarezerwuj sobie parę dni. Zostaniesz tutaj tak długo, dopóki nie wyleczysz całkowicie nogi. Vera dotrzyma ci towarzystwa.
Odwróciła się i opuściła pokój, nie dostrzegając spojrzenia, jakim obrzuciła ją gospodyni.
Honey weszła pod prysznic. Gorący strumień wody, niczym zmysłowy obłok, sprawił jej dużą przyjemność. Z zamkniętymi oczyma namacała butelkę szamponu. Polała go sobie na głowę. Zapach szamponu nieoczekiwanie przypomniał jej dzieci. Uśmiechnęła się łagodnie.
Tęskniła za nimi. Często liczyła dni dzielące ją od ich powrotu. Nieraz chciała już wziąć samochód i pojechać na obóz, aby je zobaczyć, ale wiedziała, że Todd nie wybaczyłby jej tego. Nieustannie dręczyła ją myśl, że są za małe, aby pozostawały przez dwa tygodnie bez jej opieki. Mimo wszystko zdecydowała się je wysłać na ten obóz. Nie chciała zadręczać dzieci, postępując tak, jak jej ojciec.
„Jakoś przeżyję jeszcze ten jeden tydzień” – pomyślała. Dalej będzie wysyłała kartki pocztowe i paczki, nie odwiedzi jednak obozu. Zresztą, miała teraz pełne ręce roboty, od kiedy pojawił się Lucas. Musi przecież uporządkować parę spraw.
Honey spłukała włosy i zaczęła namydlać ciało. Ani przez chwilę nie przestawała myśleć o siedzącym na dole mężczyźnie, który znów pojawił się w jej życiu, wprowadzając tyle zamieszania.
„Chyba oszalałam, zapraszając go do swojego domu” – stwierdziła. Wtedy uznała to nawet za niezły pomysł, ale teraz, kiedy okazało się, że zostanie u niej dłużej, niż pierwotnie planowała, trochę się tego obawiała. Wspólny obiad z pewnością rozbudzi wspomnienia, przypomni spędzone razem chwile. Honey wzruszyła się. Ostatnio większość czasu pochłaniało jej powstrzymywanie się od płaczu. Ciągle myślała o nim. Pamiętała ich pierwsze spotkanie, gdy wręczył Jej czek i zaprosił na obiad.
Tej nocy poszła z nim do łóżka. Zawsze, kiedy to sobie przypominała, czuła się trochę skrępowana. Na pewno nie zwierzy się nigdy z tego córce. Wtedy jednak wydawało jej się czymś naturalnym zakończyć wieczór w ramionach mężczyzny. To przecież ona zasugerowała, aby poszli do niego. Pamiętała, jak Lucas zdziwił się tą propozycją. Na samo wspomnienie oblała się rumieńcem.
W głębi duszy jednak zdawała sobie sprawę, że teraz też by tak postąpiła. Lucas jako kochanek był dla niej bardzo czuły. Tak długo pieścił ją i całował, aż poczuła się całkowicie bezpieczna w jego ramionach. Rozumiał jej obawy, kiedy delikatnie muskał ustami całe jej ciało, brzuch, piersi, pośladki, uda. W końcu zanurzył swoją twarz w złocistych lokach na podbrzuszu. A gdy przeżyła pierwszy w swoim życiu orgazm, wiedziała już, że major oszukał ją, opowiadając o tym, co może się zdarzyć w stosunkach między kobietą i mężczyzną.
Nie czuła się wcale winna, wprost przeciwnie, miała wrażenie, jakby niebo się przed nią otworzyło. Przekonała się, że jest zdolna do miłości, miłości, której tak bardzo brakowało jej u rodziców. Nie poczuła żadnego bólu, kiedy wszedł w nią. Ogarnęła ją rozkosz, jakiej nigdy przedtem nie zaznała. Potem Lucas otarł jej twarz i uda mokrą chusteczką, patrząc na nią rozkochanym wzrokiem. Gdy przycisnął ją do swojej piersi i usłyszała bicie jego serca, wiedziała, że go kocha miłością, o której pisali wielcy poeci. Nigdy wcześniej nie była bardziej szczęśliwa.
Gdy rano wróciła do domu, ogarnął ją strach. Na ustach czuła jeszcze smak pocałunków Lucasa, włosy miała potargane. Major czekał na nią, tak wściekły jak nigdy. Wzdrygnęła się na samą myśl o tym, co wtedy przeżywała. Był z nią jednak Lucas, stał przed ojcem, którego tak się bała i nienawidziła jednocześnie.
– Nigdy już nie pozwolę ci jej skrzywdzić. – Lucas zasłaniał ją przed majorem własnym ciałem. – Ona zostanie moją żoną.
Honey była tak dumna z niego, że nawet nie zwróciła uwagi, iż Lucas oficjalnie się jej przecież nie oświadczył. On tymczasem pokiwał głową i powiedział z sarkazmem:
– Zresztą, majorze, Honey nosi już pod sercem twojego wnuka.
Ojciec o mało nie dostał ataku, kiedy usłyszał te wiadomość. Po raz pierwszy widziała, jak desperacko usiłował zachować zimną krew. Zaczerwienił się.
– W takim razie bierz ją – zdecydował. – Teraz nikt już jej nie zechce. Niech wiec zostanie z synem pakowacza mięsa.
Honey opuściła dom rodzinny, zabierając ze sobą tylko tę jedną sukienkę, którą miała na sobie. Lucas obiecał następnego dnia uzupełnić jej garderobę. Kupił Honey takie same płócienne rzeczy, jakie nosiła całe życie. Nie powiedziała mu, że bardzo nie lubi tego stylu, po prostu nie chciała zrobić mu przykrości.
– Nikt nie może mi zarzucić, że nie jestem w stanie ubrać cię tak dobrze, jak ojciec – stwierdził z dumą.
Poprosiła go także, aby pomógł jej wybrać bieliznę i do dzisiaj pamiętała, jak się ucieszył, gdy zobaczył ją w tych rzeczach, które sam zaproponował.
Pobrali się dwa dni później w Sweetbriar. Jedynym świadkiem był przyjaciel Lucasa, Max. Swój miesiąc miodowy spędzili w małym mieście w Meksyku. Cafe dni leżeli na tarasie hotelu, opalając się, nocami zaś długo się kochali.
Doskonale pamiętała, jak pewnej nocy, kiedy już odpoczywali po miłosnych uniesieniach, Lucas powiedział jej, ze ma twarz anioła, a ciało prostytutki. Długo potem płakała w poduszkę, nie rozumiała, jak można mówić takie komplementy kobiecie. Marzyła o tym, aby powiedział, że jest pełna wdzięku jak polny kwiatek albo przyrównał jej urodę do górskiego kryształu. Lucas nie należał jednak do mężczyzn, którzy w ten sposób adorują kobiety. Słowa, jakie jej szeptał, gdy się kochali, w niczym nie przypominały tych pięknych opisów miłości, znanych z literatury i których oczekiwała od wyśnionego kochanka. Były tak ostre, że jeszcze dzisiaj na ich wspomnienie oblewała się rumieńcem.
Z prysznica zaczęła lecieć zimna woda. Honey zadrżała, a sutki na jej piersiach skurczyły się. „Ciekawe, czy to efekt zimna, czy też marzeń o Lucasie” – pomyślała. Lucas zawsze oddziaływał na nią w określony sposób. Drżała w jego ramionach, a jej rozpaloną twarz oblewał rumieniec. Wewnątrz czuła dreszcze podniecenia, delikatne ciepło rozpływało się po jej ciele, sprawiając, że stawała się uległa.
W jej oczach znów pojawiły się łzy. Czy Lucas domyślał się, co przeżywała, odkąd przyjechał do miasta? Cały czas próbowała zachować pozory. Chciała uchodzić za kobietę zdecydowaną, niezależną, która już dawno zapomniała o przeszłości. Czasami nawet udawało jej się przekonać o tym samą siebie. Miłość do tego mężczyzny przypominała Honey wietrzną ospę, gdy gorączka opada, ale człowiek ciągle ma ochotę się podrapać. Tak, wciąż go pragnęła.
Dwadzieścia minut później Honey zeszła na dół, ubrana w śnieżnobiałe szorty i czerwoną bluzkę, zrobioną na drutach. Miała delikatny makijaż, a jej włosy były jeszcze mokre.
„Nigdy nie wyglądała piękniej” – pomyślał Lucas. Jej policzki przybrały kolor bluzki, a oczy błyszczały jak klejnoty. Nie zdążył jej jednak tego powiedzieć, zadzwonił bowiem dzwonek u drzwi i Honey pobiegła otworzyć.
– Lucasie, to jest Eryk Severnson – przedstawiła wysokiego blondyna. Lucas podparł się nogą leżącą na poduszce i wyciągnął dłoń, którą młody mężczyzna serdecznie uścisnął.
– Bardzo chciałem cię poznać – powiedział z wyraźnym szwedzkim akcentem. – Honey wiele mi o tobie opowiadała.
Lucas nie bardzo wiedział, jak zareagować, zaskoczony wzrostem Eryka. Sam był dość wysoki, mierzył prawie sto dziewięćdziesiąt centymetrów i rzadko musiał podnosić głowę do góry podczas rozmowy z drugą osobą, ale ten złotowłosy olbrzym przewyższał go o dobrych dwadzieścia centymetrów. Poza tym zbudowany był jak atleta.
„Od kiedy to Honey lubi kulturystów? – pomyślał. – Ten facet z pewnością bierze sterydy” – pocieszył się w duchu.
– Miło mi – odpowiedział, wiedząc, że tym razem kłamie. Ciekawe, dlaczego Eryk chciał się z nim spotkać? Chyba nie był zadowolony z jego obecności pod tym dachem? Szczery uśmiech na twarzy Europejczyka wskazywał jednak coś innego.
– Słyszałem, że miałeś dzisiaj wypadek. – Eryk spojrzał na zabandażowaną nogę. – To nic poważnego, prawda?
Lucas potrząsnął przecząco głową.
– Chyba nie, to tylko mała kontuzja.
– Vera sądzi inaczej. Lucas musi odpocząć. Poprosiłam go, aby został tu, aż wyzdrowieje. – Honey stanęła obok Eryka.
Lucas uważnie obserwował reakcje młodego mężczyzny, kiedy Honey podeszła do niego. Spostrzegł nagle, że oboje tworzą idealną parę. Jasnowłosi, ogorzali od pracy na świeżym powietrzu. Zaciekawiło go, ile czasu Eryk spędzał z Toddem i Melissą i czy kiedykolwiek wzięto go za ich ojca. One też przecież miały takie jasne włosy. Zacisnął zęby ze złością. Z trudem powstrzymał się, aby nie wstać i nie zapytać, czy coś ich nie łączy.
Na szczęście Vera przerwała jego rozważania, wchodząc do salonu i informując, że kolacja już gotowa. Eryk podszedł do niego i zaoferował swoją pomoc.
– Nie jestem przecież inwalidą. – Lucas zsunął się z kanapy i pokuśtykał w stronę drzwi.
– Oczywiście. Nie chciałem cię urazić. Po prostu nie wiemy, jak to wygląda. Jeśli się zgodzisz, to zabiorę cię jutro do kliniki. Mamy ubezpieczenie od tego rodzaju zdarzeń, wiesz chyba o tym?
Lucas zatrzymał się w pół drogi.
– W porządku, wezmę je. Pewnie boisz się, żebym nie wytoczył ci procesu.
– Lucasie! – Honey rozdzieliła dwóch mężczyzn. – Przestań! Nie obrażaj moich gości.
– Daj spokój. – Przerwał Eryk. – Jestem pewny, że Lucas nie miał nic złego na myśli.
Lucas spostrzegł wyraz dezaprobaty na twarzy Honey i zorientował się, że tym razem przesadził.
– Honey ma racje – powiedział w końcu. – Nie chciałem być niegrzeczny. Przepraszam za to, co powiedziałem. – Przerwał, czując się jak skarcony uczniak. – Czuję się trochę sfrustrowany. Będę przecież przykuty do łóżka przez pewien czas. – Wyciągnął rękę do Eryka. – Mam nadzieję, że nie żywisz do mnie urazy.
Szwed nie wahał się ani chwili.
– Oczywiście, że nie. – Mocno uścisnął podaną dłoń.
– Na pewno martwisz się o swoje interesy? – zapytał już w jadalni, przysuwając krzesło Lucasowi. – Gdybym tylko mógł ci w czymś pomóc...
Lucas kompletnie nie wiedział, co o tym wszystkim sądzić. Czy Eryk chciał rzeczywiście się z nim zaprzyjaźnić, czy może jednak bał się procesu o odszkodowanie?
– Mam dużo pracy związanej z wykończeniem domu – stwierdził. – Pragnę się z tym uporać, zanim Todd i Melissa wrócą z obozu.
– Przepraszam was na momencik – wtrąciła Honey. – Sprawdzę, czy Vera mnie przypadkiem nie potrzebuje.
Zniknęła za obrotowymi drzwiami.
– A co konkretnie musisz zrobić? – zapytał Eryk, siadając na swoim krześle.
– Skończyć malowanie, powiesić firanki i zasłonki na oknach i oczywiście kupić meble, chociaż, prawdę powiedziawszy, za bardzo się na tym nie znam.
– Doskonale cię rozumiem. Kiedy ja się meblowałem, poprosiłem Honey o pomoc. Powinieneś uczynić to samo.
– Już to zrobiłem, ale nie zgodziła się. – Lucas ściszył nagle głos.
Honey pchnęła obrotowe drzwi i weszła do jadalni, niosąc w rękach półmisek z wołowiną w warzywach. Eryk nie tracił jednak czasu.
– Jak mogłaś odmówić Lucasowi pomocy w urządzeniu domu? – zapytał.
Pytanie to tak zaskoczyło Honey, że zatrzymała się na środku pokoju. – Co?
– Lucas ma problemy z wyborem mebli do swojego domu, a ty mu nie chciałaś doradzić.
Honey spojrzała z gniewem na Lucasa. Zdenerwowało ją to, że poruszył ten temat przy jej wspólniku. Roześmiała się nerwowo.
– Nie jestem przecież dekoratorką wnętrz.
– Ale mnie jednak pomogłaś!
– Proponowałem nawet, że jej zapłacę – dodał Lucas, nie zważając na ostrzegawcze spojrzenia Honey.
– Dobrze, dobrze – przerwała ostro. – Pomogę. Podsunęła mu półmisek.
– Nałóż sobie – zaproponowała z zaciśniętymi zębami.
„Znów dopiął swego” – pomyślała. Tym razem podpuścił Eryka. Ciekawe, czy Szwed zorientował się w tej grze? Nie, był zbyt na to naiwny, aby dostrzec metody, jakimi posługiwał się Lucas. Oczywiście mogła mu wszystko wyjaśnić, ale jeszcze pomyśli, że jest zbyt podejrzliwa i traktuje Lucasa opryskliwie. Ba, mógł nawet posądzić ją o to, że chce znowu uciec przed Lucasem. Pragnęła tego uniknąć, zwłaszcza że niewiele by się pomylił.
Odetchnęła głęboko. Poczekała przez chwilę, aż Lucas nałoży sobie mięso z półmiska, który mu podała. Wyglądał tak niewinnie. Nikt nie domyśliłby się, do czego jest zdolny.
„On doskonale wie, co robi” – pomyślała. Oszukał Eryka, z nią jednak mu się nie uda. Uśmiechnęła się słodko. Postanowiła, że nie sprawi mu przyjemności, pokazując, jak bardzo to wszystko przeżywa.
– Pomogę ci – powtórzyła. – Prawdę powiedziawszy, zamierzałam to uczynić, zwłaszcza po tym, co cię spotkało. Rano zamówię dwóch malarzy, a kiedy noga się zagoi, pojedziemy razem do salonu meblowego. Co ty na to?
– Wspaniale. Dziękuję, Honey. Naprawdę doceniam twoje poświęcenie. – Z trudem powstrzymał się od triumfalnego uśmiechu.
Kolacja upłynęła w miłej atmosferze i Lucas, ku swojemu zaskoczeniu, odkrył, że polubił Eryka. Oczywiście w dalszym ciągu uważnie go obserwował. Przypatrywał się wszystkim gestom i spojrzeniom, które mogłyby zdradzić, co właściwie łączy Honey i Eryka.
„Jeśli coś między nimi było, to są bardzo dyskretni” – pomyślał. Zaniepokoił się, kiedy Szwed zaczął opowiadać o swojej ojczyźnie. Ten mężczyzna mocno tęsknił za swoją rodziną, przyjaciółmi, krajem swoich przodków.
W pewnym momencie Honey przechyliła się w jego kierunku i swoją szczupłą dłonią przykryła dłoń Eryka. Na ten widok Lucas, mając usta pełne wołowiny, omal się nie zakrztusił. Po chwili przeprosił wszystkich, przeszedł do drugiego pokoju i znowu położył się na kanapie. Nie chciał być świadkiem tego, jak Honey umawia się z Erykiem. Jako rozwódka miała do tego pełne prawo, ale Lucas nie potrafił się z tym pogodzić.
„Czy poszli już razem do łóżka?” – zastanawiał się. Czy Eryk poznał ją równie dobrze, jak on podczas pięciu lat ich małżeństwa? Ogarnął go smutek. Nie wyobrażał sobie Honey w ramionach innego mężczyzny.
Było jeszcze wcześnie, kiedy Eryk pożegnał się i Lucas z zadowoleniem obserwował znikającą w alejce wysportowaną sylwetkę Szweda. W tym czasie Honey pomagała Verze w kuchni posprzątać po kolacji. Potem przyszła do salonu i usiadła naprzeciwko Lucasa.
– Powinnam przekonać Verę, aby przestała zajmować się już domem – odezwała się. – Jest już stara i nie daje rady. Ale ilekroć proszę ją o to, zawsze twierdzi, że ma jeszcze dość siły i energii.
Spostrzegła nagle album fotograficzny leżący na stoliku.
– Widzę, że oglądasz zdjęcia dzieci.
– A tak. Szybko rosną.
– Powinieneś zobaczyć, jak szybko wyrastają ze swoich rzeczy. – Roześmiała się głośno.
Lucas zastanowił się, czy Honey stać było na zakup nowych ubrań dla Todda i Melissy. Nie zapytał jednak o to. Wysyłał, co prawda, czek każdego miesiąca, ale z pewnością przy takich kłopotach finansowych, jakie ostatnio przeżywała, nie była to zbyt wielka pomoc.
– Nie zdawałem sobie sprawy, ile dla mnie znaczą, dopóki ich nie straciłem – powiedział. – Proszę, opowiedz mi o nich.
Po chwili Honey uśmiechnęła się i usiadła wygodnie na krześle. Uwielbiała opowiadać o swoich dzieciach, często pokazywała znajomym ich fotografie. Była z nich dumna i nie wstydziła się tego. Wiedziała, że Lucas jest bardzo spragniony wszystkich wiadomości o Toddzie i Melissie.
– Od czego by tu zacząć? – zastanawiała się. – Wspominałam ci już chyba, że Todd gra w szkolnej lidze baseballa.
– Na jakiej pozycji?
– Na trzeciej bazie. Todd wolałby, co prawda, rzucać piłką, ale, zdaniem trenera, jest na to jeszcze za słaby.
Lucas słuchał i próbował jednocześnie wyobrazić sobie, co czuje jego syn, nie grając na wymarzonej pozycji i zdał sobie nagle sprawę, że kompletnie nie wie, o czym może myśleć ośmioletni chłopiec. Przez tyle lat zaabsorbowany sprawami zawodowymi, tak mało czasu poświęcał swoim dzieciom i żonie. Nie znał ich marzeń i zainteresowań.
– W tym roku zamierza zapisać się do drużyny skautów – kontynuowała Honey. – A Melissa, jak tylko dorośnie, pragnie zostać samarytanką. Oboje bardzo lubią takie rzeczy. Uwielbiają także zabawy na świeżym powietrzu. Dlatego właśnie, pomimo pewnych obaw, wysłałam je na obóz wędrowny zorganizowany przez naszą parafię.
– Jakie masz obawy?
– Wiesz, Melissę puściłam dopiero pierwszy raz samą. Wydaje mi się, że nie jest jeszcze na to wystarczająco duża.
– Nie sądzę, przecież to już mała kobietka. – Lucas starał się uspokoić Honey.
– Nie masz pojęcia, ile zdrowia kosztowała mnie ta decyzja... i nadal kosztuje. Ale postanowiłam podarować jej trochę wolności pomimo jej młodego wieku. Nie chce, aby dorastała w takich warunkach jak... – Przerwała nagle. – Nigdy nie będę jedną z tych przewrażliwionych matek, które nadmiarem troski dręczą swoje dzieci.
Zrobiło mu się przykro, gdy zorientował się, że nawiązała do własnego dzieciństwa.
– Daj spokój, wszystko się dobrze ułoży – powiedział po chwili.
– Mam nadzieje, że zaprzyjaźni się z innymi dziećmi – mówiła dalej. – Jest raczej nieśmiała i skryta. Trudno jej nawiązać kontakt z rówieśnikami.
– Nie wyobrażam sobie nieśmiałej Melissy – oburzył się. – Zawsze wydawała się taka towarzyska, otwarta na otaczający ją świat. Typowa córeczka tatusia – dodał z dumą w głosie. – Pamiętam, jak płakała, kiedy była jeszcze malutka. Brałem ją wtedy ze sobą do łóżka, razem słuchaliśmy muzyki, a ona zawsze zasypiała na moich rękach.
Honey miała ochotę przypomnieć mu zupełnie inne sytuacje, gdy, zajęty pracą, nie mógł znaleźć czasu dla własnej córki, a Melissa godzinami wyglądała przez okno, czekając na ukochanego tatusia. Nie powiedziała jednak tego.
– Wydaje mi się, że zabawa z innymi dziećmi nie sprawia jej przyjemności. Często się z nimi bije. Nie mam pojęcia, dlaczego tak postępuje. Może chce zwrócić na siebie uwagę. W każdym razie ta sytuacja powoduje masę kłopotów w szkole.
Twarz Lucasa wyrażała zaniepokojenie. Honey zaczęła zastanawiać się, czy nie powiedziała mu za dużo. Co prawda, wcześniej czy później Lucas dowiedziałby się o problemach z Melissą i miał do tego pełne prawo, ale...
Pytanie Lucasa przerwało jej rozważania. – To chyba nic poważnego, prawda?
– Nie wiem. – Wzruszyła ramionami.
– Jak to nie wiesz?
– Naprawdę nie wiem – powtórzyła.
Honey, widząc, że Lucas coraz bardziej się denerwuje, zdecydowała nie trzymać go dłużej w nieświadomości i postanowiła ostatecznie wyjawić wszystkie problemy, jakie miała z Melissą.
– Zapisałam ją na wizytę do wybitnego specjalisty za trzy tygodnie.
– A czym, do cholery, on się zajmuje? Honey westchnęła głęboko.
– To psycholog dla dzieci. Lucas przeraził się.
– Wysyłasz sześcioletnią dziewczynkę do psychologa. – Nie pozwolił jej przerwać. – Na Boga, Honey, czy ty nie przesadzasz?
Honey spojrzała na niego z wyrzutem.
– Nie sądzę. Uwierz mi, długo nad tym myślałam, ale Melissa sprawia także inne kłopoty. Zabiera cudze rzeczy.
– Czego to dzieci nie robią – zbagatelizował.
– To staje się powoli jej przyzwyczajeniem. Wynosi z domu różne przedmioty, ale przede wszystkim – i to mnie najbardziej martwi – przywłaszcza sobie rzeczy należące na przykład do nauczycieli. W sklepie nie mogę spuścić z niej oka, aby czegoś nie ukradła.
– Prawdopodobnie chce na siebie zwrócić uwagę, Honey. Teraz ciężko pracujesz i z pewnością nie poświęcasz jej wystarczającej ilości czasu. Nie tylko jej zresztą – dodał.
– Wiem, że całą winę zwalasz na moją pracę – powiedziała spokojnie.
Czuła jednak, jak powoli ogarnia ją irytacja, taka jak w czasie obiadu, kiedy Lucas przekonał Eryka i obydwaj nakłaniali Honey, aby pomogła Lucasowi w urządzeniu domu.
– Czy nigdy nie przyszło ci do głowy, że to ty możesz być przyczyną całej tej historii?
– W jaki sposób? Przecież widziałem ją w zeszłym roku tylko parę razy.
– Właśnie dlatego.
Lucas zdenerwował się, opuścił nogi na podłogę i oparł się łokciami o kolana.
– Nie odwracaj kota ogonem, Honey – zaoponował. – Starałem się przez ten rok spotykać z dziećmi tak często, jak tylko mogłem. Gdybyś została w Houston, byłoby mi wygodniej.
– Wygodniej!
Gwałtownie się podniosła. Jej policzki przybrały barwę czerwonej bluzki, którą miała na sobie.
– Wygodniej! – powtórzyła z naciskiem, kładąc ręce na biodrach. – Znalazłbyś wytłumaczenie, nawet gdyby mieszkały z tobą pod jednym dachem! – prawie krzyknęła.
Także wstał, przez chwilę zapominając o chorej nodze.
– Nie zaprzeczysz chyba, że mieszkając tak daleko od siebie, stwarzamy pewne trudności. A poza tym, nie mogę, tak jak większość ludzi, wyjechać z miasta w weekend. Wtedy mam najwięcej pracy.
– O tak, dokładnie pamiętam, jak wiele weekendów spędzałeś poza domem – szepnęła ironicznie. – Nie wspominając o pozostałych pięciu dniach tygodnia. I nocach – dodała. – Nie zapomnieliśmy, jak przez wiele nocy musiałeś ciężko pracować.
Zacisnął dłonie.
– To był mój zawód.
– Nie, Lucasie, to było twoje życie.
Honey drgnęła wyraźnie przestraszona. Lucas z powrotem usiadł na kanapie.
– To była moja praca – powtórzył już znacznie spokojniej. – Dobrze wiesz, że cię nie oszukiwałem i nie przesiadywałem pijany w barach. Ciężko harowałem, aby zapewnić odpowiedni poziom życia naszej rodzinie. Zaakceptowałaś to przecież.
Usiadła na krześle, a jej twarz przybrała łagodniejszy wyraz.
– Zaakceptowałam to. Dobrze wiem, że robiłeś wszystko tak, jak potrafiłeś najlepiej. I doceniam to.
Spojrzał na nią zdziwiony.
– Chyba jednak nie w pełni – zauważył gorzko. – Odeszłaś ode mnie.
– Czułam się zmęczona samotnością – wyjaśniła. – Zmęczona spędzaniem całych dni i wieczorów tylko z naszymi dziećmi, a kiedy ty wróciłeś wreszcie w nocy do domu, mogłam tylko patrzeć, jak zasypiasz na kanapie zbyt znużony, by robić coś innego. W pewnym momencie zdałam sobie sprawę, że w gruncie rzeczy spełniam jedynie role piastunki dla naszych maleństw. Jeszcze przed ich urodzeniem często wyobrażałam sobie nasze wspólne spacery, wyjazdy na pikniki. Bardzo ci zazdrościłam, że codziennie spotykałeś się z interesującymi ludźmi, robiłeś ciekawe rzeczy, podczas gdy ja siedziałam w domu z dziećmi. Nie dlatego, żebym ich nie kochała – szybko dodała. – Ale nigdzie nie chodziłam, byłam odizolowana od świata... i skrępowana jak w okresie dorastania. Czy wiesz, co to znaczy? Zastanawiałeś się kiedyś nad tym, co czuje człowiek, który nie ma do kogo otworzyć ust, który nie zrealizował swoich marzeń tylko dlatego, że nie mógł robić tego, na co naprawdę miał ochotę? Bałam się podjąć najprostszą decyzję bez twojej akceptacji. Skończyłam dwadzieścia pięć lat, a kompletnie nie znałam życia. Przerwała i wzięła głęboki oddech.
– Przypuszczam, że teraz poznałaś je lepiej.
– Potrafię sama troszczyć się o siebie – powiedziała z nieukrywaną dumą. – I o dzieci.
W pierwszej chwili chciał zaoponować i udowodnić Honey, jak bardzo się myli. Wiedział przecież o bankructwie firmy, którą prowadziła. Ostatecznie jednak postanowił nie odgrywać się, mimo że mocno uraziła jego męską dumę. Pokiwał tylko głową i zauważył ironicznie:
– Życie jest rzeczywiście zabawne, prawda?
– Co przez to rozumiesz?
– Człowiek pracuje dzień i noc, wierząc, że coś osiągnął. A w gruncie rzeczy nie ma to żadnego znaczenia – stwierdził niespodziewanie. – W końcu i tak wszyscy kończą tak samo – samotni i pełni obaw.
– Pełni obaw? – Słowa Lucasa zaintrygowały Honey. W ciągu tylu spędzonych wspólnie godzin dopiero drugi raz przyznał się do strachu. „Ciekawe, dlaczego” – pomyślała.
– Boję się, że straciłem cię na zawsze.
Honey uciekła spojrzeniem w bok, ale Lucas mówił dalej:
– Kiedy przypomnę sobie, jak dobrze było nam razem, ogarniają mnie obawy, że nie przeżyję już nigdy równie cudownych chwil. A naprawdę było wspaniale, niezależnie od tego, co teraz twierdzisz.
Przerwał i podążył spojrzeniem za jej wzrokiem. Przez chwilę patrzyli w milczeniu przez okno.
– Czasami nawet myślę, że lepiej by się stało, gdybyśmy się nigdy nie spotkali – dodał po chwili.
– Dlaczego? – zapytała.
To ostatnia refleksja Lucasa zaskoczyła ją całkowicie.
– Przynajmniej nie przeżywałbym takich rozterek jak w tej chwili. Nie zarzucałbym sobie tych wszystkich popełnionych błędów, przez które tyle w życiu straciłem.
– Gdybyśmy nie byli razem, nie mielibyśmy Todda i Melissy – powiedziała ze smutkiem w głosie.
Nie znała nigdy Lucasa od tej strony. Nie przypuszczała, że jest taki wrażliwy. Chciała podejść do niego, objąć go i pocieszyć. Wiedziała jednak, że może to się okazać zbyt niebezpieczne.
– Masz rację, mamy Todda i Melissę. – Uśmiechnął się łagodnie, myśląc o swoich dzieciach.
Bardzo pragnął znowu je zobaczyć. Kochały go całym sercem, czego, niestety, nie mógł oczekiwać od Honey.
– I nikt mi ich nie odbierze – stwierdził.
Wyprostował się. Poczuł się nagle bardzo zmęczony, bardziej niż w ciągu tych kilku ostatnich miesięcy. Przyjaźń Honey i Eryka zaniepokoiła go. Chciał wiedzieć, co ich naprawdę łączy, ale jednocześnie zdawał sobie sprawę, że nie ma prawa zadawać takich pytań. Mógł jedynie interesować się sprawami dotyczącymi ich dzieci.
Lucas postanowił walczyć z Honey o to, aby nie posyłała Melissy do psychologa. Uważał, że nie wolno małej dziewczynki traktować jak dziecka upośledzonego tylko dlatego, że ma kłopoty w kontaktach z rówieśnikami. „Melissa jest słabiej rozwinięta fizycznie niż większość sześciolatków, nic więc dziwnego, iż często z nimi walczy” – pomyślał. Honey traktowała zachowanie córki jako formę agresji, podczas gdy Melissa w rzeczywistości usiłowała znaleźć swoje miejsce w grupie. „Dziewczynka została tylko z matką, a separacja rodziców niewątpliwie odcisnęła piętno na psychice dziecka” – stwierdził i obiecał sobie naprawić wszystko po jej powrocie z obozu. Nagle nasunął mu się jeszcze jeden wniosek. „Skoro Honey nie ma pieniędzy, to z pewnością nie kupuje małej zabawek” – pomyślał. Nic więc dziwnego, że dziecko zabiera innym to, czego samo nie dostaje.
Postanowił jednak nie poruszać tego tematu. Teraz jego głowa zaprzątnięta była zupełnie innymi sprawami.
Przez cały czas przed oczyma miał widok Honey i Eryka, śmiejących się i serdecznie rozmawiających. Ona dotykała jego ręki. Łączące ich stosunki wydały się Lucasowi trudne do zaakceptowania. Nie wyobrażał sobie również, jak zniesie dalsze życie bez niej. W ciągu tych trzech lat wierzył, że ich separacja ma tylko czasowy charakter. Nawet po chwilowym okresie załamania, spowodowanym ostatecznym wyrokiem sądowym, rozwiązującym ich małżeństwo, w głębi duszy uważał, że wszystko można jeszcze naprawić. Miał zresztą w tym doświadczenie wyniesione z pracy zawodowej. Wiele razy znajdował się w niekorzystnej sytuacji, ale zawsze udawało mu się osiągnąć to, co zamierzał. Nie przewidział jednak, że może pojawić się u boku Honey inny mężczyzna, zdolny pokrzyżować jego plany. Przyjął to jako swego rodzaju wyzwanie. Do tej pory czuł się całkowicie pewny, że po tym wszystkim, co razem przeżyli, Honey nigdy nie pokocha kogoś innego. Teraz nie był już pewny niczego. Nie mógł jednak ulegać emocjom, musiał zachować zimną krew, tak jak w interesach.
– Sądzę, że powinienem pójść już do łóżka – powiedział w końcu.
Nie miał ochoty dłużej się z nią sprzeczać ani wracać do przeszłości. Potrzebował trochę czasu, aby wiele spraw rozważyć od nowa i ułożyć plan działania. Poza tym, nie chciał już myśleć o niej... i o Eryku, oczywiście. Te natrętne wspomnienia doprowadzały go prawie do szaleństwa. Obawiał się, że zrobi coś głupiego. Przeraziła go świadomość utraty rozumu z powodu kobiety. Nagle przypomniał sobie o skręconej nodze. Pokuśtykał z trudem w stronę drzwi.
– Dobranoc, Honey! – powiedział smutnym głosem i wyszedł.
Honey siedziała dalej, zastanawiając się, co powinna teraz zrobić. Zostawić go samego czy pójść za nim i spróbować jeszcze wyjaśnić parę spraw. Nigdy do tej pory nie widziała Lucasa tak zrezygnowanego i to ją przeraziło. Nie przypuszczała także, że tak mocno tęsknił za dziećmi. Znów ogarnęły ją wątpliwości. Poczuła się nie w porządku wobec Lucasa. Opuściła Houston, znacznie utrudniając mu w ten sposób kontakt z dziećmi. Odchodząc nie zastanawiała się nad tym, jak Lucas przeżyje to rozstanie. „Jest tak zajęty, że nawet nie zauważy naszego wyjazdu” – myślała wówczas.
Wstała i zrobiła parę kroków.
„Nie zasłużył sobie na takie traktowanie” – stwierdziła. Bez względu na to, co się wydarzyło między nimi, nie miała prawa wyjechać bez uprzedzenia. A jak to przyjęli Todd i Melissa? Czy zraniła ich równie mocno?
Zrobiło się jej przykro, że Lucas oskarżył ją o zbyt pochopne wysyłanie Melissy do lekarza. Przecież ona całymi tygodniami zastanawiała się, zanim podjęła tę decyzje. Oczywiście, jako ojciec miał do tego pełne prawo, ale w gruncie rzeczy pragnęła, aby ją poparł albo przynajmniej spokojnie przedyskutował z nią całą sprawę zamiast jedynie krytykować.
„Może Melissa rzeczywiście uspokoi się teraz, kiedy będzie więcej czasu spędzać ze swoim tatusiem” – pomyślała.
Najbardziej jednak rozzłościło ją to, że całą winą za powstałą sytuację obciążył jej pracę. Lucas nie mógł wiedzieć, jak trudno pogodzić pracę zawodową z wychowaniem dzieci. „Ile razy on spóźnił się na spotkanie z nauczycielem czy na jakieś ważne szkolne uroczystości” – próbowała usprawiedliwiać się sama przed sobą.
Lucas miał jednak własne poglądy, które nie zawsze jej odpowiadały. Dawniej musiała je podzielać bez względu na to, czy się z nimi zgadzała, czy nie. Teraz wszystko się zmieniło, jej zdanie stało się równie ważne.
Honey nie mogła zasnąć tej nocy, mimo że była bardzo zmęczona. W końcu zapaliła lampę i usiadła, przyglądając się sypialni należącej kiedyś do jej matki. Vera nalegała, żeby przeniosła się do tego pokoju, pokoju, który fascynował Honey w dzieciństwie. Teraz jednak drażniły ją te stare barokowe meble i złoto-niebieskie zasłony. Zawsze preferowała style klasyczne i często łapała się na tym, że niezbyt pochlebnie myśli o przodkach mających tak odmienny od niej gust.
Te meble były obsesją majora i prawie wpadał w szał, ilekroć próbowała coś zmienić w domu tak, aby bardziej przypominał mieszkanie niż muzeum. Dopiero kiedy odziedziczyła całą posiadłość, w tym oczywiście i dom, zorientowała się, że po prostu nie mieli pieniędzy na przemeblowanie. Udało się jej jedynie zmienić wystrój pokoju dziecinnego. Na ścianach powiesiła kolorowe plakaty i zdjęła ciężkie zasłony zatrzymujące dopływ światła. Zaniosła je zresztą na strych i miała nadzieję, że będą leżały tam w zapomnieniu.
Pomyślała o matce. Spędziła ona ostatni rok swego życia w tym właśnie pokoju, leżąc w łóżku ze wzrokiem utkwionym w sufit. „Ciekawe, czy ta kobieta była kiedykolwiek szczęśliwa?” – zastanawiała się Honey.
Vera niewiele opowiadała jej o matce; podobno była jedną z najpiękniejszych kobiet w okolicy. „Włosy matki przypominały wykradzione słońcu promienie” – twierdziła gospodyni.
Honey nie pamiętała pięknej Lacy Buchannan. Kobieta, która sobie przypominała, była słaba i wątła, a jej złote włosy były matowe i pozbawione życia, tak jak oczy, którymi patrzyła na córkę. Honey, oczywiście, wtedy nie wiedziała, na co umarła matka. Powiedziano jej tylko, że odeszła. Śmierć Lacy Buchannan przeszła nie zauważona.
Honey patrzyła przez dłuższą chwilę na sufit, zastanawiając się, jakie to uczucie; leżeć całymi dniami w łóżku i o niczym nie myśleć. A może jednak matka miała jakieś marzenia? Czy major stłumił je tak, jak to próbował uczynić w stosunku do niej? Zrobiło się jej przykro. Pod wpływem tych wspomnień znienawidziła majora jeszcze bardziej.
Odsunęła kołdrę i spuściła nogi na podłogę. Nie chciała już dłużej myśleć o kobiecie, która kiedyś leżała w tym samym łóżku. Poza tym, Lacy Buchannan pogodziła się ze śmiercią na długo przed tym, zanim wydała ostatnie tchnienie. „Mogła powalczyć, zamiast tak szybko się poddać” – doszła do wniosku Honey.
Nie ubierając się nawet w płaszcz kąpielowy, szybko wyszła z sypialni i zeszła na dół. Nie mogła już ani minuty dłużej myśleć o przeszłości. Są, co prawda, ludzie żyjący przeszłością i to odciska na nich niezatarte piętno. Honey pragnęła wykorzystać swoje doświadczenia, ale tylko jako swego rodzaju lekcję. Nienawidziła majora, ale z drugiej strony żal jej było tego człowieka, niezdolnego zarówno do dawania, jak i do brania miłości. Wychowywana w atmosferze obojętności, w dzieciństwie często sądziła, że nigdy nie będzie w stanie nikogo pokochać, ale Vera nauczyła ją tego. Kochała Honey bardzo mocno, co w znacznym stopniu rekompensowało oziębłość rodziców.
W ciemności łatwo odnalazła drogę do jadalni. Po tylu latach mieszkania w tym domu znała go na pamięć. Żaden kąt czy zakamarek nie miał przed nią tajemnic. Wiedziała, w którym miejscu jest najbardziej zniszczony dywan, gdzie wiszą ciężkie kotary zagradzające wejście promieniom słonecznym wytrwale usiłującym wedrzeć się do środka. Na razie zachowała te zasłony, planowała jednak, że pewnego dnia, kiedy będzie miała czas i środki finansowe, zdejmie je i powiesi nowe, które rozjaśnią pokoje. Pragnęła zapewnić dzieciom więcej światła w życiu.
Popchnęła obrotowe drzwi i weszła do kuchni. Zatrzymała się nagle na widok Lucasa stojącego przed otwartą lodówką.
– Co tutaj robisz? – zapytała zdziwiona.
Lucas wyprostował się i wyjął karton mleka. Był do połowy rozebrany.
– Opróżniam twoją lodówkę. Czy masz coś przeciwko temu?
– Nie, możesz się obsłużyć.
Pożałowała nagle, że nie ubrała się przed zejściem na dół. Chociaż jej bladoróżowa koszula nocna nie była całkiem przezroczysta, jednak czuła się trochę zażenowana, stojąc tak przed nim. „Po prostu muszę zachowywać się naturalnie – zdecydowała. – Wezmę to, po co przyszłam, i wyjdę”.
– Chcesz trochę mleka? – Lucas trzymał karton w ręku i obserwował ją.
– Nie, dziękuje.
Honey próbowała zachować spokój. Na miłość boską, dlaczego drażnił ją tą obnażoną klatką piersiową? Starała się nie zwracać uwagi na nieprzyzwoicie nisko opuszczone spodnie Lucasa, odsłaniające jego pępek i pierścienie ciemnych włosków, ponętnie wyłaniające się spod sprzączki paska. „Mógł się chociaż zapiąć przed zejściem na dół” – pomyślała. Zezłościło ją to. Wyglądał bardzo seksownie, stojąc tak w słabym świetle lodówki. Doskonale widziała napięte mięśnie klatki piersiowej. Podeszła do kontaktu mieszczącego się w pobliżu drzwi i zapaliła światło, zakłócając tę intymną atmosferę. Lucas skrzywił się i zamknął lodówkę.
Wyjęła z kredensu dwie czyste szklanki.
– Trzymaj. – Podała mu jedną. Wyprężyła się, gdy ich dłonie zetknęły się podczas tej czynności.
– Nie możesz usnąć? – zapytał po napełnieniu szklanki.
Jednocześnie spojrzał na jej nocną koszulę. „Od kiedy zaczęła chodzić w różowych rzeczach?” – zastanowił się. Nawet nieźle pasował jej ten kolor, podkreślał złotą cerę i piękne niebieskie oczy. Poza tym, koszula ściśle przylegała do jej ciała, uwydatniając smukłość bioder i krągłość piersi Honey.
– Nie – potrząsnęła głową w przeczącym geście. Włożył karton do kredensu i napił się trochę mleka.
– Na zdrowie! Dlaczego nie możesz zasnąć? – zapytał.
– Nie mam pojęcia. – Honey podeszła do kredensu i z następnej szuflady wyciągnęła butelkę brandy. Nalała sobie do pełna i podniosła szklankę do ust. Spostrzegła nagle, że Lucas przygląda się jej uważnie.
– Dlaczego tak na mnie patrzysz?
– Pierwszy raz widzę cię, jak pijesz alkohol. Kiedy zaczęłaś to robić?
– Niczego nie zaczynałam. Po prostu nie mogę zasnąć i mam ochotę na łyk koniaku.
Wypiła trochę brandy, ale w dalszym ciągu przeszkadzało jej to, że nie odrywał od niej wzroku.
– Chcesz może napić się ze mną?
– Nie, dziękuję. Dzisiaj wolę mleko. Stuknęli się szklankami.
– Twoje zdrowie. – Napiła się znowu.
– Uważaj, żebyś nie zepsuła sobie wątroby – powiedział, wiedząc z własnego doświadczenia, jak mocno choroba może utrudnić życie.
Między innymi właśnie dlatego pił teraz mleko. Swoje lekarstwa zostawił w domu, nie chcąc, aby Honey dowiedziała się o jego dolegliwościach.
– Dlaczego nie zrobisz sobie gorącego kakao? – zasugerował. – Z pewnością masz je gdzieś tutaj.
– Nie lubię gorącego kakao.
Wydawało się jej, że nie słuchał, zajęty szukaniem brązowego pojemnika w kredensie.
– Pamiętasz, jak przygotowywałem ci gorące kakao, kiedy byłaś w ciąży i też nie mogłaś zasnąć? – Znalazł wreszcie pojemnik, którego szukał i zdjął go z półki. – A kiedy już je wypiłaś, drapałem cię delikatnie po plecach, aż stawałaś się senna.
Uśmiechał się, szukając tym razem garnka, w którym mógłby zagotować mleko.
– Przeciągałaś się w moich ramionach jak kotka i...
– Lucasie, nie słuchasz tego, co mówię do ciebie! – powiedziała głośno, aż drgnął gwałtownie. Odwrócił głowę, spojrzał na nią, a jego oczy wyrażały zdziwienie.
– Czy mógłbyś wreszcie przestać mówić? – zażądała. – Wysłuchaj chociaż raz w życiu, co mam ci do powiedzenia.
– Oczywiście, Honey. Ja tylko myślałem, że...
– Tylko myślałeś. Jak zwykle tylko myślałeś – mówiła, sugestywnie machając rękoma. – Ty zawsze myślisz. Nie tylko za siebie, ale też i za mnie. Nie potrzebuję, aby ktoś to robił. A jeśli chodzi o brandy, to zdecydowanie wolę ją od kakao. I nikt mi nie przeszkodzi w jej wypiciu.
– Pij, jeżeli masz ochotę.
Przechyliła szklankę i jednym haustem opróżniła jej zawartość. Alkohol zapiekł ją w żołądku. Zakrztusiła się, zanim jeszcze zdążyła odstawić szklankę. Jej oczy napełniły się łzami, które zaczęły spływać po policzkach, a twarz oblała się rumieńcem.
– No i jak, lepiej? – zapytał z uśmiechem.
– O wiele.
– Świetnie. Dlaczego więc nie nalejesz sobie drugiego?
– Z przyjemnością to zrobię. – Sięgnęła po butelkę. Lucas nieoczekiwanie chwycił ją za rękę.
– Co się z tobą dzieje, Honey? Zachowujesz się jak szalona.
– Zabierz tę rękę!
– Nie zabiorę, dopóki się nie uspokoisz. Nie pozwolę, abyś popełniła jakieś głupstwo.
Ich spojrzenia skrzyżowały się. Przez moment w jadalni panowała idealna cisza, przerywana głębokimi oddechami. Pierś Honey falowała zgodnie z rytmem bicia jej serca. Nie uszło to uwadze Lucasa. Przez koszulę dostrzegł także naprężone, sterczące sutki. Ten widok bardzo go podniecił.
W końcu Honey puściła butelkę. Nie miała zamiaru się z nim kłócić, a poza tym straciła ochotę na kolejnego drinka. Lucas postawił brandy obok mleka i sięgnął po papierowy ręcznik.
Honey, wciąż trzymając pustą szklankę, czuła się trochę głupio. Jej oczy znowu napełniły się łzami, ale nie wywołał ich alkohol. Zrobiło się jej smutno, kiedy pomyślała o nieobecnych dzieciach, kłopotach finansowych i o samym Lucasie. Poczuła się taka samotna. Widziała tylko Lucasa stojącego przy zlewie nad odkręconym kranem.
Tymczasem Lucas zmoczył ręcznik i wykręciwszy go, odwrócił się w jej kierunku.
– Co się stało? – zapytał ze współczuciem w głosie. Podniósł ręcznik i wytarł delikatnie jej oczy.
– Próbuję tylko oczyścić twoją twarz – szepnął niepewnym głosem. – Wszędzie masz tusz od rzęs.
Kiedy stała nadal nieporuszona, dotknął lekko jej oczu wilgotną chusteczką, usiłując zatrzymać cieknące po policzkach łzy. Ta mokra twarz Honey wydała mu się nagle bardzo ponętna.
– Pamiętasz, kiedy ostatni raz wycierałem ci łzy z twarzy? – zapytał czule.
Odwróciła wzrok, nie była w stanie patrzeć dłużej w brązowe oczy Lucasa. Oczywiście, że pamiętała. Przeszedł ją gwałtowny dreszcz.
– Nie, nie – świadomie zaprzeczyła.
– Kiedy urodziła się Melissa. Chyba nigdy przedtem ci nie mówiłem, jak śmiertelnie byłem przestraszony tej nocy. Śmiertelnie przestraszony – powtórzył.
– Dlaczego? – Spojrzała na niego.
Zabrał ręce z jej twarzy i położył na ramionach.
– Po tym wszystkim, co przeżyłaś podczas porodu Todda, czułem się podle, że nie uczęszczałem z tobą na zajęcia w szkole rodzenia. Gdybym tam chodził, z pewnością wiedziałbym, jak się zachować tamtej nocy. Gdybym tylko był bardziej wymagający w stosunku do siebie.
Doskonale rozumiała jego rozterki. Sama przecież niejednokrotnie też tak „gdybała”.
– Wciąż pamiętam te bóle – powiedziała z grymasem na twarzy.
– Widzisz, ale gdybym tylko wiedział, co robić, uczyniłbym wszystko, aby złagodzić twoje cierpienia. Niepotrzebnie krzyczałem na doktora. Do tej pory zresztą zastanawiam się, dlaczego mnie wtedy nie wyrzucił. – Westchnął głęboko. – Za każdym razem, kiedy próbowałem ci pomóc, wszystko obracało się przeciwko mnie.
Przerwał, a jego oczy zalśniły z emocji. Bez słowa Honey dotknęła jego policzków. Zmiękło jej serce na widok cierpienia Lucasa.
– Proszę, nie obwiniaj się teraz o to. To już tylko przeszłość. Zapomnij o niej – poprosiła.
– Wiem o tym, ale ta przeszłość wyryła piętno na moim obecnym życiu – odpowiedział smutnym głosem.
Pomyślał o Honey i Eryku. Ciągle miał ich widok przed oczyma. Nawet teraz sprawiało mu to duży ból.
Honey czuła, jak łzy wolno spływają po jej policzkach.
– To naprawdę nie była twoja wina – starała się go przekonać. Wzruszyła się. – Ja też popełniłam wiele błędów, postępowałam zbyt egoistycznie, pragnąc, abyś spędzał z nami więcej czasu. Nie bardzo wiedziałam, czego właściwie chcę od życia.
Lucas podniósł ręce i delikatnie ujął jej twarz w swoje szorstkie dłonie.
– Byłem twoim mężem i powinienem przecież znać twoje potrzeby i pragnienia.
– Nie mogłeś jednak czytać w moich myślach. Instynktownie przytulił ją do siebie, a jego usta czule musnęły jej czoło. Nie broniła się. Objął ją, czując, jak koszula nocna Honey miło łaskocze jego ramiona. Pocałował wilgotne, słone od łez powieki. Zarzuciła mu ręce na szyję, jej ciało było ciepłe i miękkie. Całował mokre ślady na jej policzkach tak długo, aż ich usta zetknęły się w zmysłowym, gorącym pocałunku.
Honey lekko zesztywniała, kiedy usta Lucasa dotknęły jej warg. Po chwili rozchyliła je, a jego język wśliznął się do środka, łapczywie szukając rozkoszy, o których przez ostatnie trzy lata mógł tylko pomarzyć.
Pocałunek ten był zaprzeczeniem wszystkich planów, jakie powziął w stosunku do niej. Gorącym, pełnym namiętności pocałunkiem ofiarowywał całego siebie. Nie chciał jej jednak spłoszyć. Nie zamierzał brać więcej, niż sama pragnęła mu ofiarować. Lucas zdawał sobie sprawę, że w swoim dotychczasowym życiu głównie brał, ale teraz postanowił więcej dawać.
Nawet gdyby Lucas starał się przekonać sam siebie, że poza całusem nie zamierza posunąć się dalej, to przecież nie był z kamienia. Zignorowanie silnego pożądania, które go ogarnęło, okazało się niezwykle trudne. Wyobrażał sobie nagie, gorące ciało Honey, jej miękkie, delikatne piersi przytulone do jego torsu. Marzenia te wywołały silną falę pożądania. Przeszedł go dreszcz rozkoszy, który wstrząsnął całym jego ciałem. Honey, wystraszona nagłym ruchem, cofnęła się trochę.
– Czy coś się stało? – zapytała.
Lucas zrobił krok do tyłu i schował ręce do kieszeni. Nie chciał już jej więcej dotykać. Praktycznie stracił kontrole nad swoim ciałem. Pragnął Honey tak bardzo, aż do bólu. Była przecież wciąż jego kobietą i obawiał się, że może kiedyś próbować to na siłę udowodnić. Życie nauczyło go, że nie powinien żądać od niej czegoś tylko dlatego, że sam tego chce. Bez względu na to, jak mocno jej pragnął, postanowił do niczego jej nie zmuszać.
– Jest już późno – stwierdził. – Lepiej odprowadzę cię do twojego pokoju.
Honey była kompletnie rozczarowana. Tylko ona wiedziała, jak cudownie się czuła, pozostając w jego objęciach, czując dotyk jego ust na swoich wargach, tuląc się do jego piersi, podczas gdy ręce mężczyzny obejmowały ją w talii. Przecież często marzyła o takiej chwili, pragnęła, by ktoś się nią opiekował. Chciała znaleźć takie miejsce na ziemi, w którym mogłaby odizolować się od wszystkich nurtujących ją problemów, zapomnieć o nich. Teraz w głębi duszy wiedziała już, że to miejsce odnalazła w ramionach Lucasa.
Bez słowa odwróciła się i popchnęła obrotowe drzwi między kuchnią a jadalnią. Lucas starał się dotrzymać jej kroku, szukając w ciemnościach po omacku drogi. Honey uśmiechnęła się, kiedy potknął się po raz kolejny.
– Poczekaj, weź mnie za rękę – zaproponowała. – Pokażę ci drogę, znam przecież ten dom jak własną kieszeń.
Lucas ujął podaną dłoń, zaskoczony trochę gładkością jej skóry. Był bardzo zadowolony, że zawsze pracowała w rękawiczkach, chroniąc w ten sposób ręce przed zniszczeniem. Zamknął oczy. Próbował wyobrazić sobie te delikatne dłonie czułe pieszczące jego nagie ciało. Podążał za nią w ciemności, uświadamiając sobie, że w zasadzie, po tylu latach samodzielnego kierowania wszystkimi sprawami, po raz pierwszy zdał się na nią. „Nie jest to takie straszne” stwierdził po chwili zastanowienia. Stanowczy, silny i pewny uścisk ex-żony wywołał uśmiech na jego twarzy. Rozbawiła go myśl, że Honey kontrolowała go, nawet w sytuacji tak prostej, jak szukanie w ciemnościach drogi do sypialni. „Żeby tylko pomogła mi znaleźć drogę do swojego serca” – pomyślał.
Dotarli wreszcie do schodów. Jarzyła się tam mała nocna lampka i Honey puściła dłoń Lucasa. Wolno wchodzili na górę, a każde z nich pragnęło, aby chwila ta nigdy się nie skończyła. Na piętrze Honey niechętnie podeszła do drzwi sypialni. Kiedy chwyciła klamkę, Lucas ujął jej dłoń.
– Czy naprawdę musisz wejść do środka? – zapytał z błaganiem w oczach. – Może zostalibyśmy tutaj i porozmawiali chwilkę. – Wskazał głową na małą, wyściełaną sofę znajdującą się pod przeciwległą ścianą. – Tylko małą chwilę – dodał, kiedy nie odpowiedziała.
– O czym chcesz porozmawiać?
Wzruszył ramionami, czując się jak niedoświadczony młokos na pierwszej randce. Obracał nieruchomościami wartymi miliony dolarów, uczestniczył w inwestycjach z najbogatszymi ludźmi w kraju, a zupełnie nie miał pojęcia, o czym rozmawiać sam na sam z własną żoną. Zwykle ubrany był w garnitur z najlepszych firm krawieckich, w czasie podróży mieszkał w najdroższych hotelach, jadał w najelegantszych restauracjach, ale teraz nie miało to znaczenia. Bosy, w zniszczonych dżinsach starał się odzyskać jej miłość. Nie chciał tracić już żadnej okazji.
– Po prostu porozmawiać. Już nie pamiętam, kiedy ostatni raz mieliśmy okazję to robić.
Honey odetchnęła głęboko.
– Możemy porozmawiać w środku.
– W środku? – Zbladł. – Masz na myśli swoją sypialnię? Skinęła głową. Roześmiał się i oparł rękami o ścianę, niedaleko jej głowy.
– Nie sądzę, aby to był dobry pomysł, obawiam się po prostu, że nie czułbym zbyt wielkiej ochoty do... do rozmowy.
Uśmiechnął się znowu, a jego głos wydobywał się z głębi piersi. Ten niski, gardłowy tembr wywołał dreszczyk, który przeszedł po obnażonych ramionach Honey.
– Kiedy zapraszasz mężczyznę do swojej sypialni, powinnaś zastanowić się nad tym, jakie mogą być tego konsekwencje – dodał z szelmowskim wyrazem twarzy. – To może być niebezpieczne.
Wiedział, że drażnił ją trochę. Honey spojrzała na niego.
– Jestem przecież dorosłą kobietą, Lucasie. Nie wziąłeś pod uwagę, że może nie chcę być całkiem... bezpieczna.
Jeszcze zanim odwróciła się i otworzyła drzwi do sypialni, z satysfakcją zobaczyła, jak zarozumiały, próżny uśmiech zniknął z jego warg, a kiedy usłyszała odgłos głośno przełykanej śliny, poczuła silne zadowolenie z faktu, że Lucas McKay nie jest taki twardy, za jakiego chce uchodzić.
Lucas pamiętał tylko Honey wchodzącą przed nim do sypialni. Głośny trzask zamykanych drzwi wystraszył go mocno i przywrócił mu świadomość. Cicho wymamrotał przekleństwo pod nosem, zły sam na siebie za ten atak strachu.
Po chwili spojrzał na Honey, która z wdziękiem szła przez pokój w stronę łóżka. Z przyjemnością dostrzegł jej kształtne uda opięte nocną koszulą. Zatrzymała się na wprost lampy i odwróciła w jego kierunku. Światło z lampy prześwitywało przez koszulę i Lucas widział dokładnie zarys jej nagiego ciała. Przez chwilę zastanowił się, czy zrobiła to celowo, aby go sprowokować. Przeszedł go dreszcz rozkoszy.
– Nie ruszaj się – wyszeptał ochrypłym głosem. – Stój tam po prostu przez chwilę.
Stała nieporuszona, obserwując, jak powoli i wnikliwie się jej przygląda. Wzrok Lucasa wędrował po jej ciele, począwszy od stóp i kształtnych łydek. Przypominał sobie uda Honey, najdelikatniejszą rzecz, jakiej kiedykolwiek w życiu dotykał. Nerwowo przełknął ślinę, kiedy pomyślał o tym cudownym skarbie ukrytym między nimi. Doskonale pamiętał tę część jej ciała, pachnącą, pokrytą delikatnymi włoskami w kolorze starego złota. Drżał cały, czuł każdy swój nerw. Mocno zacisnął dłonie i zazgrzytał zębami, będąc prawie pewnym, że ten odruch zaprowadzi go na fotel dentystyczny. Wreszcie Honey zdjęła przez głowę koszulę nocną.
Lucas uśmiechnął się szeroko, czując się jak mały chłopiec w sklepie ze słodyczami. Jeśli rzeczywiście chciała tylko porozmawiać, popełniła duży błąd.
– Nie wiem, jaką grę prowadzisz, Honey, ale uważaj, żeby to nie obróciło się przeciwko tobie.
– Nie prowadzę żadnej gry – odpowiedziała. – Oboje zdajemy sobie sprawę, że to tylko kwestia czasu, kiedy znowu będziemy razem. Czyż nie tak mówiłeś mi pierwszego dnia po przyjeździe? – Nie dała mu nawet czasu na odpowiedź. – Przypuszczam, że właśnie dlatego byłam z tobą przez tych pięć lat, mimo mojej izolacji i osamotnienia. Ilekroć szliśmy do łóżka, miałam pewność, że mnie zauważysz i będziesz kochał.
– Zawsze cię kochałem, Honey.
– Ale teraz jest to jedyne miejsce, gdzie możesz to udowodnić, prawda? – Wskazała na łóżko ruchem głowy. – Tylko tu jesteś w stanie otworzyć się przede mną, tu czuję się całkowicie bezpieczna.
Przysunęła się bliżej do niego.
– Nie jestem zupełnie pewna, czy to wszystko jest naturalne – szepnęła ze śmiechem. – Ale to istnieje od początku i nigdy nie zginęło. Pragnę cię dzisiaj równie mocno, jak osiem lat temu.
Jej słowa brzmiały jak muzyka. Lucas prawie nie wierzył własnym uszom. Zmniejszył dzielący ich dystans, nie dotknął jej jednak, pełen obaw, że zaraz rozpłynie się we mgle. Patrzył na nią z podziwem, tak jak spragniony patrzy na butelkę wody. Był zresztą spragniony widoku Honey.
Trzy długie lata marzył o niej. Dziwił się, jak w ogóle to wytrzymał.
– Zawsze byłaś taka piękna, Honey – powiedział bezwiednie. – Ale teraz wydajesz się trochę... zmęczona.
Nie mógł już dłużej powstrzymać się, żeby jej nie dotknąć. Odetchnął głęboko i przytulił ją do siebie. Poczuła, jak muskularna klatka Lucasa dotyka jej piersi, a naprężone sutki ocierają się o szorstkie włosy. Lucas westchnął i zamknął oczy. „Tak cudownie jest chyba w raju” – pomyślał.
I kiedy wreszcie pocałował ją, miał uczucie, jakby to był ich pierwszy pocałunek. Długo pieścił jej miękkie, wilgotne wargi, zanim wsunął między nie język.
– Chcę cię uczesać – powiedział nagle, odsuwając się od niej.
Prośba ta zaskoczyła Honey.
– Teraz? – zapytała. Uśmiechnął się.
– Tak, właśnie teraz. Gdzie jest grzebień?
– Na mojej toaletce.
Honey nie potrafiła ukryć rozczarowania. Jak mógł myśleć o czesaniu jej włosów, gdy ona pragnęła, aby znów ją wziął w ramiona i spełnił je najsłodsze marzenie?
– Mogłabyś mi go podać?
Zamrugała ze zdziwienia oczami. „A więc jednak mówił poważnie” – pomyślała. Odszukała wzrokiem nocną koszulę i sięgnęła po nią.
– Wolałbym, żebyś jej nie wkładała. Oczywiście, jeśli nie masz nic przeciwko temu – zasugerował.
Kiedy usiłowała protestować, żartobliwie uszczypnął ją w nos.
– Przez trzy lata nie widziałem swojej żony. Chciałbym więc popatrzeć na nią teraz.
Honey podała mu szczotkę do włosów. Siedziała na brzegu łóżka, a Lucas przysunął się bliżej. Szczotka prześlizgiwała się z łatwością po jej włosach. Lucas prowadził szczotkę, poczynając od czubka głowy, zmierzając w kierunku pleców. Honey słyszała jego oddech i czuła ciepło jego ciała. Zamknęła oczy. Myślą powróciła do czasów, gdy Vera każdego wieczora przed zaśnięciem czesała jej włosy. Uspokoiło ją to i poprawiło samopoczucie.
– Dlaczego pozwoliłaś włosom tak urosnąć? – zapytał niskim zmysłowym głosem, którego dźwięk sprawił, że zadrżała.
– Nie wiem, może dla wygody. Mogę je umyć i pozostawić do wyschnięcia. Przedtem musiałam poświęcać dużo czasu na ułożenie jakiejś fryzury.
– Podobają mi się.
– Dziękuję.
– Nigdy ich nie ścinaj – powiedział.
Honey zesztywniała. Nie była pewna, czy odpowiada jej sposób, w jaki mówił o jej włosach. Przypomniało się jej, jak w przeszłości tym samym tonem decydował, jakie ma kupić ubrania, perfumy i wiele innych rzeczy. Lubiła swoje długie włosy, ale prędzej zgodziłaby się na obcięcie ich, niż dopuściła do tego, aby Lucas rozkazywał, co ma z nimi robić.
– Zobaczę jeszcze – rzekła.
– Marzę o tym, żeby zerwać polne kwiaty i wpiąć je w twoje włosy – ciągnął, uśmiechając się do siebie, gdy nagle uświadomił sobie, że ona wcale nie jest zachwycona poprzednią uwagą. – Wiesz, czego pragnę, pewnego dnia, gdy będziesz miała czas?
– Czego?
– Chciałbym wplatać w nie wstążki. – Mówiąc to, nie przestawał jej czesać. Jego głos brzmiał tak cicho i nisko, że ledwie go słyszała. – Pamiętam, jak pewnego razu widziałem młodą dziewczynę, która miała włosy przyozdobione w ten właśnie sposób i bardzo mi się to podobało. Czy nie zechciałabyś tego samego zrobić dla mnie? – poprosił.
„Naprawdę, kiedy chciał, potrafił być przeuroczym łajdakiem” – pomyślała Honey, czując skurcze w żołądku.
– Dobrze, mogę zrobić – odrzekła w końcu. Lucas rozdzielił jej włosy na karku, przełożył je na bok, pozwalając im swobodnie opadać z ramion na piersi. Następnie bardzo ostrożnie przybliżył do nich usta. Delikatny meszek na jej karku nastroszył się i Lucas zaśmiał się.
– Lubię sposób, w jaki twoje ciało reaguje na mnie. Jego usta dotykały jej ramion, wędrując od prawego do lewego. Honey przymknęła oczy i przechyliła w bok głowę.
Lucas językiem badał dokładnie każdy krąg na jej plecach, co sprawiało, że dostała gęsiej skórki. Usiadła, zamknęła oczy i przez chwilę poddała się cudownym doznaniom, wywołanym przez tę pieszczotę. Jego ręce poprzez talię powoli ześlizgiwały się coraz niżej w kierunku bioder. Całując jej usta i oczy, podrażniał jedwabistą skórę na udach. Nieco szorstkimi dłońmi przesuwał się w kierunku tej części ciała, która z niecierpliwością oczekiwała dotyku. W końcu Honey jęknęła zawiedziona, wiedząc, że nie wytrzyma już dłużej.
A wtedy on, jakby czekając na ten znak, położył rękę na jej łonie. Honey westchnęła. Chwilę później poczuła jego palce wślizgujące się do jej wnętrza. Sprawiło jej to olbrzymią rozkosz, ledwo powstrzymała się od krzyku.
– Jesteś mokra, Honey – powiedział, uśmiechając się z satysfakcją.
– Tak – potwierdziła, zamykając oczy.
Jego palce zanurzyły się głębiej, a ona pochyliła się i pozwoliła im na śmielszą penetrację. Wyjął je delikatnie, po czym włożył ponownie, doprowadzając ją do orgazmu. Jego usta muskały okolice szyi i uszu, dotyk jego palców wprawiał w stan ekstazy. Honey ledwie mogła usiedzieć, w czasie gdy uprawiał swe czary, a jego podniecenie przeistoczyło się w coś, co pozwoliło mu pogrążyć się w białej, wspaniałej otchłani. Odrzuciła w tył głowę i krzyknęła cicho. Lucas z ustami przytkniętymi do jej uszu prowadził ją w świadomości do takich miejsc, gdzie porządna kobieta nigdy nie powinna się znajdować.
Gdy zamilkły głosy jej ciała, położył ją delikatnie na łóżku.
– Zamierzam cię teraz skosztować – powiedział, całując wąski przesmyk między piersiami. Ominął środek brzucha i ostrożnie dotknął ustami najwrażliwszego miejsca i gdy jeszcze raz porwała ją fala szaleństwa, wdarł się w nią, zagłębiając się coraz bardziej.
Lucas wiedział już, że odnalazł w końcu drogę do domu.
Obudziła się jakiś czas później w czułych objęciach małżonka. Po delikatnym oddechu docierającym do jej uszu zorientowała się, że jest pogrążony w głębokim śnie. Spróbowała się poruszyć, ale sprawiało jej to trudność. Jego ramiona ciasno otaczały jej talię, a ich nogi były ściśle splecione. Zawsze przytulał ją zbyt mocno i prawie obawiała się, że może ją udusić. Jego ciało było potężne, ciepłe i takie wygodne. Nagle wydało się jej zabawne dzielenie łóżka z mężczyzną po trzech latach samotnych nocy.
W końcu udało się jej uwolnić z jego objęć. Wyskoczyła z łóżka i uśmiechnęła się lekko, uświadamiając sobie, że jest naga. Podeszła do jednego z wysokich okien, odgłos jej kroków stłumił puszysty dywan. Odsunęła ciężką zasłonę i spojrzała na ciemną taflę nieba. Księżyc wstał nisko nad horyzontem.
Honey spojrzała na sylwetkę śpiącego mężczyzny, ledwie dostrzegalną w mroku. Serce w niej zadrżało. Poczuła coś w rodzaju strachu przeszywającego jej ciało od stóp do głowy. Dlaczego, do licha, zaprosiła go do swojej sypialni? Przecież ostatnie przebłyski zdrowego rozsądku ostrzegały ją przed tym. Dlaczego uwolniła swoje uczucia i wyluzowała zmysły, pozwalając mu wejść, chociaż wiedziała, że nie jest to bezpieczne? Ale nigdy nie myślała racjonalnie, rozum i poczucie dumy gdzieś się ulatniały.
Czego od niej oczekiwał? Zastanawiała się, czy mogła być z nim szczera, dzielić się z nim przeżyciami, które są na tyle intymne, że nie należy o nich rozmawiać nawet z najlepszymi przyjaciółkami. Czy chciałby przejść nad tym do porządku dziennego? Wątpliwe. Naturalnie Lucas będzie dążył do tego, aby ponownie wejść w jej życie. A co z jej światem, który wytrwale budowała bez niego?
Popełniła poważny błąd, zapraszając go do łóżka. Ofiarowała mu bezcenną cząstkę samej siebie, cząstkę, której nie dzieliła z innym mężczyzną. Lucas nie lubił półśrodków. Zawsze chciał wszystkiego. Żądał nie tylko jej miłości i wierności, ale także myśli i snów, wszystkiego, co stanowiło jej egzystencję. Dążyłby do panowania nad nią całkowicie, tak jak to uczynił w nocy. Niczym doświadczony chirurg podzieliłby jej świat na części, które miałyby prawo być wolne od jego władzy. Mógłby ją zmienić w kobietę całkowicie od niego zależną i uległą, której teraz nie przypominała ani trochę.
Zasunęła zasłonę i na palcach podeszła do łóżka, zajmując miejsce po swojej stronie, ostrożnie, aby nie obudzić Lucasa. Przesunęła się na sam brzeg, lecz za chwilę zbliżył się do niej, jakby nawet we śnie potrzebował jej obecności. Jego silne duże dłonie objęły ją i przyciągnęły do siebie. Czuła łzy palące jej oczy. To takie cudowne – leżeć naprzeciw niego. To musi być niebiańskie uczucie – każdej nocy kochać się z nim do utraty tchu i zasypiać, pogrążywszy się w jego mocnych ramionach. Tak, kochała go i ta miłość była tak silna i głęboka, jak w dniu, kiedy go poślubiła. Ale za uczucia trzeba płacić, a ona nie chciała poświęcać swej duszy.
Poczuła, że Lucas porusza się, a jego ręce znowu zaczynają muskać jej ciało. Przegiął się w jej stronę, a serce Honey zaczęło bić szybciej, gdy poczuła jego twardość na swoim biodrze. Zaśmiał się w ciemności i delikatnie odwrócił ją twarzą ku sobie. Szukał jej ust, a gdy je znalazł, pokrył je gorącymi pocałunkami. Odpowiadała tym samym. Rozwarła szeroko wargi, aby wpuścić jego swawolny język.
Kiedy następnego dnia rano Lucas otworzył oczy, było już po dziesiątej. Odkrył, że miejsce obok niego jest puste. Na poduszce widniał jeszcze ślad po głowie Honey. Zawołał ją, myśląc, że poszła do łazienki, ale nie otrzymał odpowiedzi. Serce w nim zamarło. Nie tracąc ani sekundy, zsunął nogi z łóżka i sięgnął po dżinsy.
„Och, co za noc” – westchnął, zakładając spodnie. Przeciągnął się niczym zadowolone zwierzę. Tak wspaniale nie czuł się już od miesięcy. Wydawało mu się, że znajduje się w harmonii z całym światem. Z radości zanucił starą ulubioną melodię. Chyba to prawda, że miłość ma w sobie czarodziejską moc. Odgłosy dochodzące z żołądka przypomniały mu, że istnieją bardziej przyziemne sprawy. Nie zjadł poprzedniego wieczoru zbyt obfitej kolacji, a przecież wspólna noc z Honey była wyczerpująca. W tej chwili miał na myśli jedynie dwie rzeczy: zjeść cokolwiek i znaleźć Honey.
Lucas poczuł podniecenie na samo wspomnienie byłej żony.
Pragnął jej. Tak jak żywność stanowiła pokarm dla jego ciała, tak obcowanie z Honey było pokarmem dla jego duszy. Nic dziwnego. Kochali się długo, a kiedy obudził ją krótko przed świtem, pożądał jej znowu. Była miękka, ciepła i uległa. Później, patrząc, jak śpi, uświadomił sobie, jak bardzo ją kochał.
A Honey McKay nadal była w nim zakochana, utwierdzał się w tym mniemaniu, spryskując w łazience twarz zimną wodą. Nie powiedziała mu wprawdzie tego wprost, ale w głębi duszy żywił przekonanie, że nigdy nie przestanie go kochać.
Czytał to w jej oczach, gdy wsuwał się w nią, a ona okręcała swoje jedwabiste nogi wokół jego bioder.
Żołądek Lucasa znowu zaczął wydawać pomruki, kiedy wycierał twarz ręcznikiem przesiąkniętym zapachem Honey. Wydawało mu się, że ex-żona przygotowuje na dole śniadanie dla nich obojga. Wyszedł z pokoju. Pokonując jednym krokiem dwa stopnie, wbiegł po schodach, spodziewając się ją ujrzeć. Teraz, gdy wszystko układało się dobrze między nimi, zamierzał nalegać, aby niezwłocznie pobrali się ponownie. Oczywiście nie przestał myśleć o Honey jako o swojej żonie. Czuł się tak samo, jak w dniu, gdy pracownik Urzędu Stanu Cywilnego w Sweetbriar oznajmił, iż są mężem i żoną.
Możliwe, że spędzą jeszcze jeden miodowy miesiąc. Mogą wrócić do tego samego małego hotelu w Meksyku. Tym razem nie narzekałby i nie robiłby uników, gdyby poprosiła o wspólne zwiedzanie zabytków. Obiecywał sobie, że teraz wszystko będzie wyglądało inaczej. Honey nauczyła go doskonale, iż w równym stopniu powinien szanować swoje i jej potrzeby. Ta nowa Honey, myśląca wystarczająco dużo o sobie i wysuwająca żądania, bardzo mu się podobała.
Gwiżdżąc przemierzył pokój gościnny i pchnął wahadłowe drzwi do kuchni. Głos uwiązł mu w gardle, kiedy spostrzegł Verę pochyloną nad zlewem.
– Gdzie jest Honey? – zapytał, niecierpliwie rozglądając się wokoło.
– Co to ma znaczyć, gdzie jest Honey? – Vera podniosła oczy. – Pracuje, jak zawsze o tej porze.
– Poszła do pracy? Dzisiaj? – zdziwił się.
– Czy zaistniały jakieś przyczyny, dla których miałaby nie pójść?
Lucas poczuł, że jego podniecenie maleje na tę wiadomość. Z trudem udało mu się ukryć rozczarowanie.
– Wydaje mi się, że raczej nie. Ale czy nie powiedziała, że ma dziś pracować u mnie?
– Nic nie mówiła, a ja nie pytałam. – Vera powróciła do swoich zajęć.
– Jeszcze chwilę. – Lucas nie chciał dopuścić do przerwania rozmowy. – Jestem pewien, że doskonale wiesz, dokąd poszła Honey. A tak poza tym, dlaczego wszystko mi utrudniasz?
– Mówiłam ci już, że nic nie wiem. – Przewróciła oczami, okazując zniecierpliwienie. – Mogę ci tylko powiedzieć, że dzwonił Eryk i...
– Dzwonił Eryk? – Zimny dreszcz przebiegł po jego plecach na sam dźwięk tego imienia.
– Tak. Honey musiała wcześnie wyjść, żeby się z nim spotkać. Czy chcesz może kawę na śniadanie? – spytała. – Nie dostaniesz zbożowej, bo jakiś głupiec zapomniał wstawić mleko do lodówki, i skwaśniało – wyjaśniła, a spojrzenie, jakim go obdarzyła, świadczyło, iż doskonale wie, kto jest temu winien.
– Dziękuję. – Jego apetyt nagle gdzieś przepadł. – Czy mogę w tej okolicy pożyczyć jakiś pojazd?
– Nie.
– Niemożliwe, Vero. Widziałem na zewnątrz stary samochód, który należy do ciebie.
– Owszem, ale ci go nie udostępnię – powiedziała. Lucas poczuł się zirytowany tą całą sytuacją. Musiał bardzo szybko odnaleźć Honey i dowiedzieć się raz na zawsze, kim był dla niej Eryk. Zastanawiał się, z jakich to powodów telefonował do niej rano. Nie wyobrażał sobie, że po wspólnej, tak niesamowitej nocy mogłaby kochać się z innym mężczyzną. Uświadamiał sobie jednak, że istnieje mnóstwo spraw, o których nie wie i których nie rozumie.
– Czy jest w mieście wypożyczalnia samochodów? – spytał.
– Kiedyś prowadził ją Homer Beechum, ale ją właśnie zamknął, żeby uniknąć płacenia podatku od zysku.
– Zatem nie ma nic – rzekł z niedowierzaniem.
– To nie Houston – powiedziała. – Nie musimy korzystać z autobusów i tramwajów.
Zniecierpliwienie Lucasa sięgnęło zenitu.
– W takim razie co ty na to; że kupię samochód od ciebie?
– Nie jest na sprzedaż.
– Zapłacę ci, powiedzmy, osiemset dolców – zaproponował. – Dwa razy więcej, niż wynosi jego wartość.
– Biorąc pod uwagę okoliczności, nie mogę wziąć mniej niż półtora tysiąca. – Jej wzrok był nieustępliwy.
– Półtora tysiąca dolarów? – Nie wierzył własnym uszom.
Vera wzruszyła ramionami i odwróciła się.
– Niech tam. Tysiąc dolarów – powiedział. – Moja ostateczna oferta. Sprawy przyjmą niekorzystny dla mnie obrót, jeżeli natychmiast nie dostanę się tam, gdzie zamierzam – dodał, gdy Vera pozostawała nadal nieustępliwa.
Rozważała wszystko, wycierając ręce w ściereczkę kuchenną.
– Przyniosę kluczyki – rzekła.
Lucas wziął prysznic w rekordowym tempie. Potem szybko pojechał do swojego domu, kierując starym, rozwalającym się autem Very. Przepłacił zdrowo, lecz czy miał jakieś inne wyjście? Po prostu nie mógł się obejść bez natychmiastowego transportu.
Kiedy przybył na miejsce, ujrzał Honey i Eryka stojących obok zniszczonej ciężarówki, rozmawiających i przeglądających jakieś dokumenty. Poczuł, że zęby mu się zaciskają ze złości na widok tej pary. Zaparkował samochód i wysiadł z niego.
Honey wyglądała na zdziwioną, gdy go zobaczyła.
– Jakim cudem udało ci się nakłonić Verę, żeby pożyczyła swoje auto? – zapytała.
– To długa historia – powiedział, zmniejszając dystans pomiędzy nimi. Chłodno ukłonił się Erykowi. – Muszę z tobą porozmawiać, Honey.
– Twoja stopa! – krzyknęła nagle. – Nie utykasz już ani trochę. Gdzie jest bandaż?
Zaklął w duchu. Zupełnie zapomniał o nodze.
– Och! Teraz jest znacznie lepiej – tłumaczył się. – Mogę całkiem swobodnie chodzić.
– Wcale nie kulałeś dzisiejszego ranka – podkreślił Szwed.
Honey posłała Lucasowi lodowate spojrzenie. Ogłupiały wyraz jego twarzy pozwolił jej upewnić się, że została oszukana. Na samą myśl o tym oblała się rumieńcem.
– To niemalże cudowne wyzdrowienie, nieprawdaż? – stwierdziła złośliwie.
Zorientował się, że nie była do niego przychylnie nastawiona, a to sprawiło, iż jeszcze bardziej zapragnął z nią porozmawiać w cztery oczy.
– Możemy wejść do domu? – spytał. – Chcę ci coś powiedzieć.
– Ja również – rzekła. – Eryk zaraz zacznie podlewać twoją działkę.
– Tak wcześnie?
– Przecież powiedziałeś, że się spieszysz – wyjaśniła. – Woda wsiąkła w glebę w miejscu, gdzie wczoraj pracowaliśmy, więc na razie nie możemy nic zrobić, zanim jej nie osuszymy. – Przerwała na moment, aby zaczerpnąć powietrza.
Mówiła zbyt szybko z powodu zdenerwowania. Była wściekła, że Lucas znowu zastosował jeden ze swych dawnych numerów. Jego stopa wcale nie była skaleczona. Zapewne wydawało mu się, że w ten sposób doprowadzi do zgody między nimi. Zastanawiała się, czy ten człowiek nigdy nie przebiera w środkach, gdy zamierza coś osiągnąć.
– Teraz mamy problem z powodu braku krzewów ozdobnych – kontynuowała swoją wypowiedź. – Nie jest to oczywiście wielki kłopot, ale zawsze staram się mieć wszystko przygotowane przed rozpoczęciem nawadniania. Zaraz położymy nawóz i wyznaczymy na tyłach miejsca na teren wypoczynkowy. A ty powinieneś podjąć decyzję odnośnie zieleni, jaką chciałbyś mieć.
Lucas był lekko wytrącony z równowagi. Zastanawiał się przez chwilę, jak mogła rozprawiać o takich błahostkach, gdy istniały przecież ważniejsze sprawy.
– Czy mam to robić teraz?
– Tak, musimy to uczynić natychmiast. – Popatrzyła mu prosto w oczy. – Gdy powiedziałeś, że zależy ci na czasie, potraktowałam to poważnie i powzięłam szczególne starania, żeby mogło to zostać wykonane jak najszybciej.
Była coraz bardziej podenerwowana. Włożyła tyle trudu w zagospodarowanie jego działki, toteż teraz wiła się ze złości, czując, jakby przez jej plecy przebiegał sznur mrówek. Po wspólnie spędzonej nocy praca u Lucasa sprawiała jej trudność. A na dodatek on wcale nie ułatwiał jej sytuacji.
– Nie zmieniłem planów – powiedział, dochodząc do wniosku, że przez chwilę może podjąć temat swojej posiadłości. – Co zatem?
– Pojedziemy do magazynu i wybierzemy rośliny, które chcesz mieć na swojej działce. Musimy, co prawda, poczekać na obniżkę cen sadzonek drzew, ale są krzewy i kwiaty. Oczywiście, pokażę ci, które będą prezentowały się najlepiej.
Lucas zastanowił się. Mogą porozmawiać w drodze do magazynu.
Prawdopodobnie Honey nie uznawała łączenia spraw zawodowych z osobistymi, co wyjaśniałoby, dlaczego utrzymywała taki dystans.
– W porządku – przystał, przypuszczając, że gdy znajdą się tylko we dwoje w ciężarówce, będzie miał okazję do podzielenia się z nią swoimi refleksjami. Może nawet pojadą do urzędu i ustalą oficjalną datę ślubu. Po tej pełnej szaleństwa nocy był niemal pewien, że ona równie jak on niecierpliwie oczekuje dnia, kiedy zamieszkają razem.
– Chodź ze mną i Erykiem do twojego samochodu – zaproponowała.
– Jak to z Erykiem? – Zmarszczył brwi. – Myślałem, że zamierzasz położyć darninę? – Spojrzał pytająco na Szweda.
– Mam wystarczająco dużo ludzi, którzy przy tym pracują. – Eryk wystąpił krok do przodu. – Pomogę Honey. Nie poradzi sobie sama z przewiezieniem tylu sadzonek.
– Ja mogę przewieźć.
– Ty? – powiedzieli równocześnie Eryk i Honey.
– A dlaczego nie?
– Niektóre są dosyć ciężkie. – Szwed wzruszył ramionami.
– Czy według ciebie wyglądam na słabeusza? – obruszył się, po czym uświadomił sobie, że rzeczywiście nie wyglądał okazale przy mężczyźnie tych rozmiarów, co emigrant ze Skandynawii.
– Oczywiście, że nie – brzmiała natychmiastowa odpowiedź.
Lucas za wszelką cenę postanowił nie dopuścić, aby Eryk i Honey zostali sami.
– Bardzo mi zależy, żeby wam pomóc. Mogę sortować sadzonki według gatunków.
– No dobrze – ustąpiła w końcu Honey. – Sama nie wiem, dlaczego próbuję się z tobą kłócić. Zawsze i tak postawisz na swoim.
– Gotowy? – spytał Eryk, zajmując miejsce za kierownicą.
– W porządku – odparł, patrząc mu prosto w oczy. Wiedział, że zrobiłby wszystko, aby usunąć tego faceta z życia byłej żony.
Ranek spędzony w magazynie wspólnie z Honey minął Lucasowi bardzo szybko. Chodził za nią jak małe szczenię, podczas gdy ona pomagała mu w wyborze kwiatów i krzewów do jego posiadłości.
– Nie musisz decydować o wszystkim już dzisiaj – powiedziała.
– Nawet nie miałem pojęcia, że istnieje tak wiele gatunków roślin – zdziwił się, wyrażając uznanie dla wiedzy Honey w tej dziedzinie. Opowiadała o nich jak o swoich dzieciach, podkreślając ich każdą charakterystyczną cechę wyjaśniając, gdzie będą rosły i wyglądały najlepiej.
– Och, tysiące! – rzekła. – W ręku trzymam tylko te najpopularniejsze.
Zaprowadziła go do następnego działu.
– A te proponuję umieścić tam, gdzie występuje erozja gleby. – Okręciła wokół palca jeden zdrowy listek. – Te młode lubią dużo słońca i wydaje mi się, że powinieneś być z nich zadowolony.
– A co z tymi? – spytał, wskazując na grupę krzewów obsypanych drobnymi kwiatami.
– Azalie. Wybierzemy kilka. Do tego jeszcze parę gardenii. Tych powyżej. Powąchaj tylko, jak pachną.
Lucas szedł za nią, upajając się jej widokiem. Ubrana była w krótkie granatowe szorty i białą bluzkę bez rękawów, odsłaniającą opalone ramiona. Zatrzymała się przed jednym z krzewów i zerwała mały kwiat. Wyjął go z jej rąk i powąchał.
– Ładnie – powiedział, a oczy ich spotkały się. – Ale wolę twój zapach.
Honey odwróciła głowę.
– Myślę, że na dzisiaj skończyliśmy – zdecydowała. – Później dodamy jeszcze parę kwitnących drzew i...
Lucas rozejrzał się dokoła, aby upewnić się, czy Eryk jest zajęty.
– Co się dzieje? – zażądał wyjaśnień. – Dlaczego traktujesz mnie jak kogoś, kto uczynił coś złego?
– Nie rozumiem, o czym mówisz. – Spuściła oczy.
– Czy zaczynasz żałować tego, co zaszło między nami ostatniej nocy?
W odpowiedzi zarumieniła się.
– Wobec tego nie widzę problemu.
– Nie wiem, czy to był dobry pomysł – odparła. – Jesteśmy po rozwodzie i każde z nas ma własne życie.
– Jeśli o to chodzi, to tę kwestię możemy zaraz rozwiązać.
– Co masz na myśli?
Zbliżył się do niej i ostrożnie włożył jej kwiatek za ucho. Honey lekko zesztywniała, lecz nie odezwała się.
– Możemy natychmiast pojechać do urzędu i ustalić termin ślubu – powiedział, kładąc jej dłonie na ramionach. – Za kilka dni będziemy znowu małżeństwem.
Cofnęła się, skutecznie uwalniając z jego objęć. Jej twarz wykrzywił nerwowy grymas.
– O czym ty mówisz?
– To powinno być oczywiste. Chcę, abyśmy byli znowu razem. Proszę, zostań moją żoną.
Honey zesztywniała. Powinna była spodziewać się, te to nastąpi, ale wydarzenia ostatniej nocy sprawiły, iż od chwili przebudzenia nie potrafiła myśleć jasno i rozsądnie. Świadomość, że nadal go kocha, wzbudziła w niej dziwny lęk, gdyż wiedziała, jak ogromną władzę ma nad nią Lucas. Jeszcze raz udowodnił, że w łóżku jest absolutnym mistrzem. Zawsze będzie dążył do tego, aby panować nad nią – nie tylko w nocy, ale i w każdym momencie życia.
– Małżeństwo mnie nie interesuje – wyraziła w końcu swoje zdanie.
– Co przez to rozumiesz?
– Po prostu nie chcę być więcej od kogoś zależna. Sposób, w jaki żyję obecnie, zupełnie mi odpowiada.
– Naprawdę, Honey? – spytał z niedowierzaniem, zaciskając jednocześnie pięści ze złości. Nigdy do tej pory nie zdarzyło się, aby Honey sprzeciwiła mu się w czymkolwiek. – Czy zatem zadowoli cię, że przez resztę życia będziesz mieszkać w wielkim ciemnym domu i spać w pustym łóżku?
– Sugerujesz, że potrzebuję do szczęścia mężczyzny?
– Nie każdego. Mnie.
– Jest mi dobrze, Lucasie. Mam pracę, którą lubię, dwoje cudownych dzieci...
– Które powinny mieć ojca.
– Już raz miały, pamiętasz? – przypomniała mu. – Nie zamierzam wychodzić za mąż dla dobra Todda i Melissy. Są teraz szczęśliwi, prawidłowo się rozwijają. Melissa ma wprawdzie swoje kłopoty, ale to normalne w jej wieku. Poza tym, nie chcę, abyś traktował mnie tak, jak poprzednio.
– Mówiłem ci, że się zmieniłem. Tym razem wszystko będzie inaczej.
– Ale wciąż jesteś tym samym Lucasem, który robi wszystko, na co ma ochotę, nie licząc się z innymi. Począwszy od urządzania działki, udawania chorego i Bóg wie czego jeszcze.
– Zachowywałem się tak, bo pragnę, żebyś wróciła. – I mam ci uwierzyć? – Honey była nieustępliwa. – W takim razie dlaczego nigdy nie brałeś pod uwagę moich pragnień i potrzeb?
– Po ostatniej nocy dużo nad tym myślałem. Przyznaję, że popełniałem błędy, ale ty również się zmieniłaś – stwierdził.
– Nigdy nie potrafiłeś znieść tego, że sprawy toczą się nie według twoich planów – powiedziała ostrym tonem.
– Mylisz się – zaprzeczył. – Jeśliby to była prawda, nie pozwoliłbym ci odejść trzy lata temu razem z dziećmi. Nie masz racji, twierdząc, że nie pragnąłem twojego dobra. To niesprawiedliwe... – Przerwał, gdyż pojawił się Eryk, wyglądający na zakłopotanego tym, że im przeszkodził.
– Czy jesteście gotowi? Możemy już załadować ciężarówkę?
Honey spuściła głowę. Nie mogła pozwolić, aby Lucas ujrzał smutek w jej oczach.
– Tak. Myślę, że już wszystko mamy – odpowiedziała, rzucając byłemu małżonkowi przelotne spojrzenie, po czym przyłączyła się do Szweda.
McKay przepracował cały dzień z zapałem, o jaki nigdy siebie nie podejrzewał. Za wszelką cenę chciał zapomnieć o ostatnich wydarzeniach. Co sprawiło, że Honey mu odmówiła? I to w chwili, gdy wszystko wydawało się być na dobrej drodze. Wysiłek fizyczny nie pomógł mu jednak uwolnić się od rozterek. Równocześnie z Erykiem kopał dołek za dołkiem, nie przerywając nawet wtedy, gdy tamten jeździł ciężarówką do magazynu po sadzonki. Ignorował Honey zupełnie. Doszedł do wniosku, że najlepszym wyjściem z sytuacji będzie czasowe milczenie.
Zdawał sobie sprawę, że bezsensem było myślenie, iż po zaledwie jednej wspólnie spędzonej nocy, Honey zgodzi się znowu zostać jego żoną.
Jak mógł być tak ślepy? Snuł te rozważania, wbijając raz po raz łopatę w ziemię, gdy zjawił się Eryk. Na widok tego człowieka Lucas poczuł przypływ niechęci i ponownie zaczął zastanawiać się, czy Severnson nie przyczynił się do jego porażki.
Pod koniec dnia Lucas nie mógł nadziwić się zmianom, jakie zaszły na jego posiadłości. Działka została obsadzona krzewami i otoczona drewnianym, stylowym płotem. Na specjalnie wyznaczonym i przygotowanym przez Eryka odcinku pojawiły się kwiaty. Lucas pomyślał, że całość prezentuje się okazale i oryginalnie.
– Efekt będzie jeszcze lepszy, gdy zasadzimy sosny, morwy i umieścimy skalniaki – rzekła Honey oficjalnym tonem. – Zostało jeszcze zagospodarowanie ogrodu i terenu rekreacyjnego. Powinieneś jak najszybciej skontaktować się z jakąś firmą budowlaną. – Rozejrzała się, unikając wzroku Lucasa. – Robi się ciemno. Czy podwieźć cię do domu, Eryku?
– Nie, dziękuję. Pojadę z jednym z pracowników. – Potrząsnął przecząco blond czupryną.
Lucas patrzył, jak Honey bez słowa pożegnania oddala się, wsiada do ciężarówki i odjeżdża. Został sam z Erykiem.
– Jesteś zmęczony, Severnsonie? – spytał, spoglądając spod przymkniętych powiek.
Eryk starą chustką otarł krople potu nad brwiami.
– Nie za bardzo. Kufel zimnego piwa powinien postawić mnie na nogi. Zawsze tak robię po ciężkim dniu – powiedział.
– Rozumiem, co masz ma myśli. – Jeszcze raz ogarnął wzrokiem posiadłość, usatysfakcjonowany, iż również przyczynił się do jej wspaniałego wyglądu. Był wyczerpany, ale jednocześnie szczęśliwy. Odetchnął głęboko świeżym powietrzem.
– Czy nie będziesz miał nic przeciwko temu, jeśli ci będę towarzyszył? – spytał.
Eryk wyglądał na zdziwionego.
– Nie wiem, czy spodobałoby ci się to miejsce – zawahał się. – Jest dosyć specyficzne. Nic podobnego w Houston nie ma. Mnóstwo młodych ludzi przychodzi tam po pracy. A poza tym, nie masz przecież nic do przebrania.
– Możemy jechać tak, jak stoimy.
– Dobrze, ale chciałbym umyć twarz, ręce i uczesać włosy.
– Jeżeli chcesz, możesz skorzystać z mojej łazienki – zaproponował Lucas.
– Świetnie – ucieszył się Eryk.
Dwadzieścia minut później, kiedy Eryk zwolnił pracowników, wyruszyli w drogę. Po kwadransie dotarli na miejsce. Lucas zaparkował swojego cadillaca przed budynkiem z czerwonej cegły, samotnie stojącym na przedmieściach miasteczka.
– Prawdopodobnie nie będzie ci się podobało – ponownie wyraził swoje obawy Eryk. – Chyba nie zwykłeś bywać w tego...
– Och, jeśli o to chodzi, to na własne oczy widziałem nędzne kowbojskie bary! – Lucas zamknął samochód i wszedł za Szwedem do środka. Panował tam półmrok, więc na początku nic nie mógł dostrzec. Zatrzymał się przy drzwiach wejściowych i skierował wzrok w stronę bardziej oświetlonej części pomieszczenia. Mała tawerna była prawie pusta, z wyjątkiem kilku mężczyzn w kapeluszach siedzących przy barku.
– Usiądźmy przy stoliku z tyłu – powiedział Eryk, kierując tam kroki. – Tam nikt nam nie będzie przeszkadzał.
Lucas zauważył, że jego towarzysz czuje się tutaj dosyć pewnie. Przypomniał sobie okres ze swej niedalekiej przeszłości, kiedy często odwiedzał podobne miejsca. Zajęli wcześniej wybrany stolik. Natychmiast, nie wiadomo skąd, pojawił się barman.
– Chyba zamówię colę. – Lucas pochylił się w stronę Eryka. – Mam wrzód żołądka i alkohol mógłby jeszcze pogorszyć sytuację.
– Dla mnie jak zwykle piwo. – Eryk poczekał, aż kelner przyjmie zamówienie, po czym zwrócił się do Lucasa: – Czy Honey wie o twoich dolegliwościach?
– Nie i nie chcę, żeby wiedziała.
– Tak będzie najlepiej.
– Dlaczego tak uważasz? – Lucas wyostrzył czujność. Eryk uśmiechnął się.
– Spróbuję ci to wyjaśnić. Gdybyś był w moim rodzinnym kraju i patrzyłbyś na kobietę w sposób, w jaki patrzysz na Honey, znaczyłoby to, iż chcesz ją poślubić.
– Tak – przyznał mu rację. – Pragnę, abyśmy znowu byli razem. Myślę, że teraz taka szansa istnieje.
– Po co mi to mówisz?
Lucas nie odpowiedział od razu. Do baru zaczęli przychodzić nowi mężczyźni. Dwóch z nich stało obok szafy grającej, wybierając muzykę i kłócąc się przy tym dosyć głośno.
– Chcę wiedzieć, kim jest dla ciebie Honey.
– To trudne pytanie. – Szwed zamyślił się.
– Kochasz ją? – Lucas wolał mieć jasną sytuację.
– Oczywiście – padła szybka odpowiedź. – Nie ma na świecie drugiej osoby, z którą czułbym się tak związany.
– Jak teraz postąpimy? – spytał zaniepokojony. Przerwali na chwilę rozmowę, gdy kelner przyniósł napoje.
– To wygląda jak miejsce tylko dla mężczyzn. – McKay usiadł wygodniej na krześle. – A wracając do problemu Honey...
Nagle ktoś położył mu rękę na ramieniu. Odwrócił się. Przed nim stał wysoki, szczupły szatyn.
– Zatańczymy? – spytał.
– Taniec? Z kim? – Lucas rozejrzał się. Nie było tu żadnej kobiety. Dostrzegł za to dwóch mężczyzn na parkiecie kołyszących się w rytm wolnej muzyki.
– Jasne, że ze mną. – Nieznajomy wyglądał na nieco zaskoczonego tym pytaniem.
– Nie, mój drogi – odparł Lucas ironicznym tonem. – Nie należę do tego rodzaju ludzi.
– To dlaczego siedzisz w barze dla homoseksualistów?
– Bar dla homoseksualistów? – Lucas napotkał rozbawione spojrzenie Eryka. – Czy wiedziałeś o tym?
– Oczywiście. A jeżeli ty nie masz ochoty zatańczyć, ja to zrobię.
– Ty? – Lucasowi zaczęło brakować słów ze zdziwienia, ale w końcu się uśmiechnął.
– Co cię tak rozbawiło? – Eryk wydawał się być dotknięty.
Lucas poklepał go po ramieniu.
– Cieszę się, bo teraz wiem, że zostaniemy świetnymi kumplami – powiedział. – I jako przyjaciel... Czy mógłbyś mi pomóc w dyskretny sposób opuścić to miejsce?
Następnego dnia rano Lucas pojawił się w swojej posiadłości, wezwany przez malarzy wynajętych przez Honey. Następnie zostawił ich i pojechał do domu towarowego po farby, postanawiając, iż przy okazji wybierze tapety do łazienki. Gdy przejrzał katalogi, doszedł do wniosku, że zupełnie nie wie, na co się zdecydować. Pomyślał, że zabierze je do domu i poprosi Honey o pomoc.
Ale po ich wczorajszej wymianie poglądów, obawiał się, że ona może nie zechcieć z nim rozmawiać. Nie spodziewał się, że odzyskanie Honey sprawi mu tyle trudności.
Przez chwilę obserwował pejzaż za szybą. Uświadomił sobie, że lato zbliża się ku końcowi. Todd i Melissa wrócą wkrótce z wakacji. Nie mógł się doczekać, kiedy znowu ich spotka. Żałował, że nie zdołał rozwiązać sytuacji z Honey.
Lucas spojrzał na klony odcinające się wyraźnie na tle kępy sosen i zauważył, że liście już zaczęły zmieniać swą barwę. Ogarnęło go przygnębienie. Pomyślał, że wszystko kiedyś przemija i wcale nie jest pewne, że uda mu się skłonić Honey do powrotu. Smutek pogłębił się, gdy zdał sobie sprawę, że są to trzecie z kolei wakacje, które spędzał samotnie. Rozważał, czy szanse na powrót Honey są większe teraz, czy wtedy, kiedy przyjechał tu po raz pierwszy. Gdy trzymał ją w ramionach, był niemal pewny jej miłości, tego, że jeszcze wszystko jest możliwe.
Przebył ostatni kilometr drogi do domu i zdecydował, że pomoże przy malowaniu domu. Stwierdził ponuro, że właściwie nie ma nic lepszego do roboty. Bez pracy, domu, rodziny, bez żadnych szczególnych zainteresowań. Zawsze brakowało mu czasu na jakieś hobby i uprawianie sportów. Zastanawiał się, jak trzydziestopięcioletni mężczyzna może czuć taką pustkę? Parkując samochód przed bramą wjazdową do swojej posiadłości, zauważył stojącą nie opodal ciężarówkę Honey. Błyskawicznie zapomniał o swoim zamiarze pomocy malarzom. Odnalazł swą byłą żonę na tyłach działki, podlewającą wczoraj posadzone rośliny.
– Co słychać? – rzucił na powitanie, stając przed nią, podczas gdy ona wyprostowała się, trzymając w rękach gumowy wąż.
Ogarnęła go fala gorąca na jej widok.
– Czy nie wydaje ci się, że twoja darnina wygląda wspaniale dzisiejszego ranka? – Potrząsnęła kucykiem z tyłu głowy.
– Tak, rzeczywiście. – Rozejrzał się z udanym zainteresowaniem.
To, czy jego darnina pogłębiła się w ciągu nocy, było w tej chwili ostatnią rzeczą, o której chciał rozmawiać. Zmarnowali już przecież tyle czasu, rozprawiając o tak mało znaczących sprawach.
– Za kilka tygodni nawet jej nie poznasz – obiecała. Lucas musiałby być ślepy, żeby nie zauważyć, jak jest zmęczona. Kąciki ust opadły w dół, pod oczami pojawiły się sine koła. Wyglądało na to, że coś ją trapi. Z trudem opierał się pragnieniu porwania jej w ramiona, całowania po oczach, usunięcia wszystkich jej problemów. Chciał już dzisiaj uregulować kwestie honorarium za wykonaną pracę.
– Mizernie wyglądasz. Czyżbyś źle spała dzisiejszej nocy? – spytał, gdy zaczęła ziewać.
Doskonale wiedział, co może sprawić, że zapomni o wszystkich troskach i uśnie jak małe dziecko. Honey spojrzała szybko na niego, dopatrując się cienia aluzji, ale nic takiego nie mogła dostrzec.
– Tęsknię za dziećmi – powiedziała. – Tłumaczę sobie, że to jeszcze tylko kilka dni, ale... – Przerwała. Z piersi wyrwało się jej westchnienie. – Nic na to nie mogę poradzić. – Westchnęła ponownie. – Piszę do nich prawie codziennie – kontynuowała. – Następnym razem zamierzam wystąpić o pozwolenie rodzicom na wizyty.
– Czas się wyraźnie dłuży, gdy za kimś tęsknimy. Najlepiej wtedy znaleźć sobie jakieś zajęcie. – Przybrał ton i minę człowieka doświadczonego w tych sprawach.
– Czy to ci pomagało? – spytała.
– Nie zawsze. – Uśmiechnął się. – Wakacje zawsze są ciężkie, nawet wtedy, gdy staram się o tym nie myśleć.
Przypomniał sobie, że przerażało go oglądanie świątecznych dekoracji każdego roku w Houston. Oczywiście, że regularnie w czasie świąt odwiedzał dzieci, ale nie było to to samo, co wspólne życie z nimi. Brakowało mu śmiesznych, niezdarnych rysunków Todda i Melissy, Honey krzątającej się po kuchni, atmosfery świątecznych przygotowań i znajomego zapachu, który witał go, gdy za każdym razem przekraczał próg swojego domu.
– To był błąd z mojej strony, że zgodziłam się, aby odjechały tak daleko – głośno snuła swoje refleksje.
Lucas bacznie wpatrywał się w taflę jeziora, od której odbijały się promienie słoneczne, tworząc na jego powierzchni drobne kryształki.
– Wydaje mi się, że to zupełnie naturalne, iż tak za nimi tęsknisz.
– Szczerze mówiąc, nie przypuszczałam, że potrafisz mnie tak dokładnie zrozumieć – powiedziała zaskoczona.
Spojrzała na niego. Nigdy jeszcze nie wydał jej się tak pociągający, jak w tym momencie. Zapragnęła dotknąć jego twarzy, pociemniałej z powodu zarostu. W blasku słońca brązowe oczy były bardziej wyraziste niż zazwyczaj, a gęste włosy przybrały barwę ciemnego mahoniu. Fascynowały ją jego potężne muskuły i silne ramiona. Jej uwagę przyciągnęła rozpięta pod szyją koszula, odsłaniająca owłosiony tors.
– To bez znaczenia, co myślę – rzekła. – Najważniejsze, że mamy mnóstwo pracy.
– Mam nadzieję, że mi wybaczysz, iż zająłem ci tyle czasu – przeprosił, widząc poczucie winy malujące się w jej oczach.
– Tu nie ma nic do wybaczania – odparła. – Ale lepiej postąpimy, jeśli zaraz zaczniemy. Powinniśmy dzisiaj zakończyć większość prac. A jutro możemy pojechać do salonu meblowego w Fort Worth i zamówić parę rzeczy do twojego mieszkania.
– Czy mam rozumieć, że chcesz mi pomóc? Honey poczuła lekki przypływ złości, jak zawsze, gdy głos Lucasa przybierał odcień ironiczny. Odnosiła wrażenie, że Lucas dąży do tego, aby spędzać z nią jak najwięcej czasu. Sama się do tego przyczyniła, zapraszając go do swojej sypialni i opowiadając o swoich problemach, co akurat uważała za słuszne. Potrzebowała kontaktu z ludźmi, poczucia bezpieczeństwa i bliskości czyjegoś ciała.
Uświadomiła sobie, że popełniła jeden z największych błędów w swoim życiu. Nauczyła się, że konsekwencje podjętych przez siebie decyzji ponosić będzie przede wszystkim ona sama.
– Tak naprawdę, to myślałam nawet o wycofaniu się po twojej sztuczce z nogą – rzekła. – Ale Eryk nalegał, abym tego nie robiła. Zaoferował się, że sam zobaczy, co jest w magazynach.
Lucas poczuł się nieco rozczarowany, że jej decyzja o dotrzymaniu umowy została podjęta pod wpływem Szweda, ale postanowił brać od Honey tylko to, co była skłonna mu dać dobrowolnie.
– Musimy zaplanować jutrzejszy dzień – powiedziała. – Nie mamy zbyt wiele czasu.
– Zabiorę cię przede wszystkim na lunch w jakieś miłe miejsce.
Kiedy zaczęła protestować, przerwał jej.
– Chyba w końcu mogę coś dla ciebie zrobić, zwłaszcza że zrezygnowałaś z dnia pracy. Oczywiście, zapłacę ci.
– Nie przyjmę żadnych pieniędzy – odpowiedziała urażona, że ośmielił się jej to zaproponować. – Możemy wyjechać jutro o ósmej. Nie zajmie nam to więcej niż godzinę. W Fort Worth zawsze jest duży wybór mebli.
Nie zważając na jej nieprzychylność, Lucas postanowił nie dawać za wygraną.
– Czy nie mógłbym ci w czymś pomóc? Mój dom pachnie jak fabryka farb i nie mogę tam teraz przebywać. A poza tym wczorajsza praca na świeżym powietrzu sprawiła mi przyjemność.
Zastanawiała się przez chwilę. Wiedziała, że jeżeli nie przydzieli mu jakiegoś zajęcia, zamęczy ją na śmierć i najlepszym rozwiązaniem jest obarczenie Lucasa licznymi obowiązkami.
– No dobrze – ustąpiła. – Tylko proszę, postaraj się nie skaleczyć.
Honey wyglądała tak poważnie, że nie ośmielił się nawet uśmiechnąć.
– A jeżeli mi się coś zdarzy, czy będziesz mnie pielęgnować tak jak ostatnio?
– Nie. Tym razem zrobisz to na własną odpowiedzialność – odrzekła chłodno.
Do obiadu Lucas zdołał zapełnić sadzonkami cały odcinek wzdłuż drogi wjazdowej. Za punkt honoru postawił sobie dotrzymanie kroku szesnastoletnim chłopcom zatrudnionym przez Eryka. Około południa zabrali torby z prowiantem i usiedli w cieniu starego dębu, gdzie Lucas wraz z Honey przygotowywali kanapki.
– To rzeczywiście bardzo niezwykły kształt. – Wskazał na altanę. – Nie spodziewałem się, że efekt będzie aż tak rewelacyjny.
– Ja też jestem z niej zadowolona – powiedziała Honey. – Przedstawię ci teraz plan konserwacji. Sam, bez specjalnych nakładów, możesz poradzić sobie z utrzymaniem jej w pierwotnie nadanym kształcie. Jeśli to zaniedbasz, będziesz musiał ponieść spore koszty.
Zamyślił się. Już raz zaniedbał swój związek małżeński, a teraz ma okazję zaprzepaszczenia szansy odnowienia go.
– Masz rację – przytaknął. Pragnął jednak porozmawiać na całkowicie inny temat.
– Słyszałam, że kupiłeś stary samochód Very – zainteresowała się Honey.
– Niestety, nieustępliwa stara Vera okazała się dla mnie dosyć skąpa. – Skrzywił się na samo wspomnienie tej transakcji.
– Nie wiem, ile zapłaciłeś za niego, ale każda suma byłaby zbyt duża. Pojechała dzisiaj kupować nowy.
– Mam nadzieję, że skończy z cytrynowym kolorem – powiedział. – Może kiedyś popsuje się na jakiejś drodze, a ja będę jedynym kierowcą przejeżdżającym obok.
– Jesteś potworny, Lucasie. – Honey żartobliwie poklepała go po ramieniu. Wyglądała na rozbawioną. – Chętnie byś się jej pozbył, prawda? Ale ta kobieta jest dla mnie jak matka.
– Oszczędzę ją dla ciebie – złagodniał.
Honey nie potrafiła zdobyć się na natychmiastową odpowiedź, ale dołożyła wszelkich wysiłków, żeby zachować resztki samokontroli. Nie umiała patrzeć w jego twarz bez pragnienia dotknięcia jego wyraźnie zarysowanej szczęki. Myślami wróciła do wspólnie spędzonej nocy, kiedy trzymał ją w swoich ramionach i czuła, jaki jest potężny, silny i ciepły. Znała zapach jego ciała równie dobrze, jak swój. Było jej bliskie, co nie znaczyło, że nie chce go poznać jeszcze bardziej.
– Lepiej wróćmy do pracy. – Honey wstała. Lucas podniósł się również i podszedł do niej ze zwinnością dzikiej pumy.
– Zawsze tak kończysz naszą rozmowę – powiedział, zniżając głos o pół tonu. – Nie możemy wytrzymać pięciu minut bez wspomnieli tamtej nocy, a i innych również – dodał. – Bez myślenia o tych, które nadejdą.
– Lucasie... – Spojrzała wymownie, podnosząc jedną rękę, aby go uciszyć.
Odległość między nimi była tak niewielka, że wyczuwała ciepło emanujące z jego ciała. Lucas pieszczotliwie ogarnął jej twarz wzrokiem. Cofnął się o krok i końcami palców musnął jej policzek. Poczuła się zagrożona, nie będąc pewną jego następnego kroku.
– Dlaczego koniecznie chcesz ze mną walczyć, Honey? – spytał, czule się do niej uśmiechając. Był to uśmiech, który łaskawy ojciec posyła psotnej córce. – Dlaczego udajesz, że chcesz, aby wszystko między nami zostało ostatecznie skończone?
Jego miękki jak aksamit głos powodował przyjemne łaskotanie we wnętrzu, jakiego nigdy przedtem nie odczuwała. Nagle poczuła się jak pogrążona w letargu. Nie mogła powstrzymać opadania powiek, a ciało przybrało na wadze co najmniej dwa razy.
– Niczego nie udaję, Lucasie – odparła.
– Nie? – Przechylił głowę. – Czasami naprawdę trudno mi w to uwierzyć.
Lucas przyjechał po Honey następnego ranka też przed ósmą i zastał ją już gotową, ubraną w starannie odprasowane spodnie dżinsowe i bluzkę z podwyższonymi ramionami w kolorze cegły, który doskonale podkreślał brzoskwiniową barwę policzków. Jej długie włosy splecione były w warkocz, przewiązany luźno wstążką opadającą na ramiona.
Lucas szedł za Honey, napawając się zarówno widokiem jej pięknych włosów, jak i lekko kołyszących się bioder, których smukłość podkreślały dopasowane dżinsy. Uśmiech zgasł na jego twarzy, gdy zajmując miejsce obok niej w samochodzie, zauważył jej zatroskany wzrok.
– Dlaczego taka smutna? – spytał, składając mapę, którą przeglądał wcześniej. Zamierzał wybrać drogę podrzędną prowadzącą do Fort Worth, uważając, że pejzaż wiejski dostarczy więcej miłych wrażeń. W przeszłości nigdy o tym nie był przekonany, wybierał zwykle najszybsze połączenia, nie poświęcając wiele czasu na odkrywanie, co znajduje się po drodze. Ponadto droga podrzędna była znacznie dłuższa, co oznaczało, że spędzi z Honey więcej czasu.
– Niepokoję się o Verę – wyznała w końcu. – Artretyzm dolega jej coraz bardziej.
– Czy uważasz, że rozsądne było pozostawienie jej w domu? – Uniósł jedną brew do góry. – Meble zawsze zdążymy kupić.
Był to akt niesamowitego poświęcenia z jego strony, ale wiedział, że Honey będzie źle spędzać czas, niepokojąc się stale o swą opiekunkę.
– Och, powinno być wszystko w porządku – powiedziała Honey po chwili zastanowienia. – Prosiłam, żeby dzisiaj odpoczęła. Postarzała się ostatnio i nie podoła już obowiązkom, zwłaszcza wtedy, gdy wrócą Todd i Melissa.
– Co więc chcesz zrobić?
– Pewnie wynajmę kogoś do pomocy. Sama też nie mam czasu zajmować się domem. A dzieci potrzebują stałej opieki po powrocie ze szkoły. Vera była dla nich jak babcia. – Westchnęła, odrzucając głowę do tyłu. – Nie wiem, jakbym sobie bez niej poradziła.
– Nie musisz się na razie martwić. Rozwiązujesz problemy szybciej i sprawniej, niż ci się wydaje.
– Co przez to rozumiesz? – spytała.
– Mówiłaś mi, że nigdy nie mogłaś decydować sama o sobie, lecz to nieprawda. – Przerwał na chwilę, koncentrując się na tym, aby nie zgubić właściwej drogi. – Straciłaś bardzo wcześnie matkę i udało ci się z tego szybko otrząsnąć, podczas gdy mogło to zostawić trwały ślad, jak w większości tego typu przypadków.
Pamiętał, jak sam przeżył śmierć matki. I mimo że posiadał liczną rodzinę, długo nosił w sercu niezabliźnioną ranę.
– Poza tym praca, której się podjęłaś, odstraszyłaby większość łudzi. We wczesnej młodości organizowałaś oficjalne obiady i spotkania.
– Tak, ale z pomocą Very – podkreśliła, ale wiedziała, że Lucas ma rację. Została zmuszona do pełnienia wszystkich domowych obowiązków już bardzo wcześnie. W wieku dwunastu lat wiedziała, które wino pasuje do określonej potrawy, jak należy przygotować stół i usadowić gości. Potrafiła przeprowadzić inteligentną konwersację, w razie konieczności unikać drażliwych tematów, umiała zająć się tymi, którzy wypili zbyt dużo. Niestety, żadna z tych umiejętności nie okazała się przydatna w momencie, kiedy została zmuszona sama zarabiać na życie.
– Wydaje mi się, że przyczynił się do tego major, który starał się spełniać wszystkie twoje pragnienia – usłyszała głos Lucasa. – Myślał, że tym sposobem staniesz się na tyle od niego zależna, aby go nigdy nie opuścić.
– Nie rozumiem.
– Major potrzebował ciebie znacznie bardziej niż ty jego. Potrzebował cię, abyś wypełniała te wszystkie obowiązki, których nie była w stanie wykonywać jego żona. Zabronił ci uczęszczać do studium architektury dlatego, że obawiał się ciebie stracić. To była jedna z przyczyn, dla której sprzeciwiał się robieniu przez ciebie kariery. Pragnął zachować cię dla siebie. – Lucas spojrzał na nią i zdziwił się, widząc zmieniony wyraz jej twarzy. – Wybacz, może nie powinienem o tym mówić.
– Masz rację, Lucasie – zwróciła się do niego. – Ale ja nigdy nie rozważałam tego od tej strony. Nigdy nie myślałam, że major aż tak bardzo mnie potrzebował.
– Wiesz, major i ja byliśmy w pewnym sensie podobni. Obaj popełnialiśmy te same błędy; nie braliśmy pod uwagę twoich pragnień.
– Nie miałam nadziei, że sobie to kiedykolwiek uświadomisz...
– Starałem się to ukryć nawet przed sobą. – Na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech. – Oczywiście, musiało upłynąć trochę czasu, zanim do tego doszedłem. Spadło to na mnie jak grom z jasnego nieba.
Honey odwróciła się i przez moment wpatrywała się w okno, nie chcąc, aby Lucas zauważył, że to szczere wyznanie wywołało łzy w jej oczach.
– Prowadziliście z majorem jakiś wspólny interes, nieprawdaż?
– Można to i tak określić – odparł.
– Czy to było niezgodne z prawem?
– Nie, to było trochę inaczej – powiedział, zastanawiając się nad czymś. – Pomogło zrządzenie losu. Przypadkowo usłyszałem informację o zamiarze podziału sieci domów towarowych, na długo przedtem, jak zostało to wprowadzone w życie. Oczywiście major i ja przyczyniliśmy się do tego. Ja miałem koncesję na prowadzenie działalności, co pozwalało uniknąć konfliktu z prawem, ale musiałem znaleźć kogoś, kto przyłączy się do mnie, kogoś, kto dysponuje siłą i pieniędzmi. Tym człowiekiem był właśnie major Buchannan – dodał. – Ja jedynie pozostawałem w cieniu i sporządzałem plany strategiczne, podczas gdy major działał. Przez jakiś czas tworzyliśmy dobry zespół. Ja miałem dostęp do informacji i wiedzę o nieruchomościach, w twój ojciec pieniądze, pozycję i kontakty.
– Przecież mogłeś mieć problemy.
– Mogłem jedynie utracić koncesje, jeśli to masz na myśli.
Patrzył na nią, zaciekawiony jej reakcją, ale nie potrafił niczego wywnioskować z wyrazu jej twarzy.
– Powiedziałeś, że stanowiliście z majorem dobry zespół. Co zmieniło ten fakt?
– Ty. – Lucas spojrzał prosto na nią. – Stosunki między nami pogorszyły się od momentu, gdy uświadomił sobie, że jesteśmy razem. Nie uważał mnie za odpowiedniego kandydata. – Skrzywił się pogardliwie. – Byłem wystarczająco dobry, aby zasilać stan jego konta w banku, ale za mało, by mieć jakiekolwiek zamiary względem jego córki. To, jak wiesz, mnie nie powstrzymało. I oto cała historia.
– Czy wykorzystałbyś drugi raz taką okazję, gdyby zaistniała? – spytała. – Czy robiłbyś znowu karierę dla pieniędzy?
A więc taką miała opinię na ten temat. Nie była też specjalnie rozczarowana ani zaskoczona, czego się spodziewał.
– Wydaje mi się, że nie – rozważał pytanie. – Później wielokrotnie żałowałem tego okresu w moim życiu. A czy zrobiłbym to ponownie? Chyba tylko wtedy, gdyby miało to służyć dobru mojej rodziny.
Honey zastanawiała się nad jego słowami.
– Już raz powiedziałeś mi, że masz mnie, ponieważ uczyniłeś mojego ojca bogatszym człowiekiem.
Lucas poczuł się, jakby w gardle miał rozżarzony węgiel. Zauważył, że samo wspomnienie o tym sprawia jej ból.
– Wypiłem tamtej nocy zbyt wiele. Pamiętam, że świętowaliśmy wtedy zawarcie mojej największej transakcji. – W jego głosie słychać było skruchę i żal. – Przeprosiłem ich zaraz następnego dnia i teraz przepraszam znowu, jeśli to coś zmieni. Oboje wiemy, że nie kupuje się miłości.
– Czy wiedziałeś o tym wówczas?
– Naprawdę pragnąłem twojego uczucia. I dlatego byłem tak zdruzgotany, gdy odeszłaś, i jeszcze bardziej, gdy odkryłem, że nie mogę cię skłonić do powrotu.
– Czy nadal uważasz, że należę do ciebie?
– Nie. – Mięśnie jego twarzy napięły się. Wiedział, że od jego odpowiedzi zależy bardzo wiele. – Czuje, że sercem należysz do mnie, ale nie chcę, abyś czyniła coś wbrew swojej woli. Poczekam jeszcze trochę... – Przerwał. – A potem pomyślę, co zrobić w wypadku, gdybyś zdecydowała się nie wrócić.
Honey była poruszona do głębi. Nigdy dotąd Lucas nie rozmawiał z nią tak szczerze. Poczuła, że serce mocniej bije jej z wrażenia.
– Lucas – szepnęła i położyła dłoń na jego ręce. Podniósł ją do swoich ust i pocałował. Przymknął oczy, czując, że Honey jest mu w tym momencie tak bliska, jak nigdy przedtem. Ten jeden prosty gest zawierał w sobie więcej czułości niż wszystkie inne, dawał jej pewność, że zdobywa coś, czego nigdy nie odda i nie będzie z nikim dzielić.
– Wiesz, czego pragnę? – Posłała mu ciepłe spojrzenie. – Pragnę, abyśmy się mogli kochać.
Krew odpłynęła z twarzy Lucasa i o mały włos nie zboczył z drogi. Nagle puścił ręce Honey i ponownie skupił swą uwagę na kierowaniu samochodem. Gdy w końcu opanował sytuację, spojrzał na siedzącą obok kobietę.
– Możemy, kochanie, oczywiście. – Jego głos brzmiał miękko.
Parę minut później Lucas skręcił z głównej drogi na boczną, wysypaną żwirem, po obu stronach otoczoną wysokimi sosnami. Przez chwilę jechali ścieżką, gdzie gęsto rosnące drzewa utrudniały poruszanie się. Jechali tak długo, aż znaleźli się poza zasięgiem wzroku, po czym Lucas zatrzymał samochód pod wysokim dębem i wyłączył silnik. Przysunął się do niej, a Honey chętnie przytuliła się do niego. Usta ich połączyły się, oboje zadrżeli. Te godziny oczekiwania uczyniły ich zbliżenie jeszcze bardziej rozkosznym. Lucas dotknął jej twarzy i włosów, skierował dłoń w stronę dekoltu, rozpinając maleńki guzik. Gdy bluzka i biustonosz leżały już na tylnym siedzeniu, Lucas położył głowę na jej piersiach i napawał się ich zapachem. Honey westchnęła, odrzuciła głowę do tyłu. Kiedy sięgnął ręką w kierunku zamka od spodni, była zbyt szczęśliwa, aby mu pomóc.
– Lucasie! – jęknęła, gdy palcami doprowadzał ją do szczytu podniecenia. – Naprawdę cię pragnę, ty o tym wiesz. Zawsze o tym wiedziałeś.
Skinął głową i z jej pomocą pozbył się ubrania. Gdy ponownie odwrócili się do siebie, oboje byli nadzy.
Honey wyglądała eterycznie, jak istota nieziemska, gdy promienie słońca oświetliły jej nagie piersi i brzuch.
Uniósł lekko głowę i pieścił ją swoimi brązowymi oczami.
– Nigdy przedtem nie kochałam się w samochodzie – wyznała.
Uśmiechnęła się lekko, po czym pocałowała go myśląc, że nie ma drugiego takiego wspaniałego mężczyzny. Ogarnęła ją pokusa, aby zapytać o inne kobiety w jego życiu. Powstrzymała się jednak. Nie miała prawa ingerować w jego kontakty w okresie, kiedy nie byli małżeństwem.
Lucas uniósł ją ponad siebie. Jednym ruchem spowodowała jego twardość i utonęła w nim, krzycząc z rozkoszy. Ich wargi połączyły się, gdy ciała kołysały się w równym rytmie na przednim siedzeniu cadillaca. W końcu wyczerpani padli sobie w ramiona, ustami tłumiąc westchnienia wydobywające się z piersi.
Wyprawa do Fort Worth zakończyła się powodzeniem. Udane zakupy uczcili w meksykańskiej restauracji. Apetyt dopisywał Honey jak rzadko. Oprócz swojej, zjadła jeszcze połowę porcji Lucasa.
– Podoba mi się wszystko, co wybrałeś – powiedziała, gdy wsiadali do samochodu pełnego przeróżnych sprawunków.
– Co to znaczy: ja wybrałem? – Uśmiechnął się. – Przecież to ty dobierałaś wszystko sama.
– Tak, ale dzielnie mi przy tym pomagałeś – odparła w obronie własnej.
– Mam nadzieje, że Todd i Melissa ucieszą się ze swoich nowych kompletów sypialnych – powiedział. – Chciałbym, żeby wybrali narzuty i zasłony do swych pokoi.
– Możesz być pewien, że będzie to coś błyszczącego, a zasłony raczej prześwitujące. – Spojrzała na niego porozumiewawczo.
Gawędzili swobodnie w czasie drogi powrotnej. Honey nie przypominała sobie, kiedy ostatni raz udało jej się spędzić tak miło czas w towarzystwie byłego małżonka. Ich zbliżenie tego ranka było niesłychanie intymne i niepowtarzalne. Lucas ujął jej dłoń i delikatnie uścisnął. Jego ciemne oczy mówiły więcej niż usta. Może później będzie miała wątpliwości i ochotę na wzajemne obwinianie, ale w tej chwili czuła się szczęśliwa.
Gdy Honey poruszyła temat swojej pracy, Lucas postanowił porozmawiać o tym, o czym myślał ostatniej nocy.
– Chciałbym przedyskutować z tobą pewne sprawy dotyczące twojej firmy – zaczął.
– Przedyskutować? A w jakim celu?
– Myślę, że Eryk tęskni za Szwecją – powiedział. Honey nie bardzo wiedziała, jaki to ma związek ze sprawami firmy.
– Tak, myślę, że tak – odpowiedziała jednak.
– Czy jego styl życia homoseksualisty nie wpłynął na to, że opuścił kraj? – ciągnął dalej.
– W jaki sposób się o tym dowiedziałeś? – Honey podniosła zdziwione oczy.
– Poszedłem z nim na piwo do baru, gdzie był stałym bywalcem.
– Co zrobiłeś, gdy się zorientowałeś? – zainteresowała się.
– Jak najszybciej wyszedłem. Nie miałem ochoty tańczyć, więc nie było powodów, żeby zostawać – wyjaśnił śmiejąc się.
Honey zrobiła rozbawioną minę. Zastanawiał się, czy zdaje sobie sprawę ze swojego seksownego wyglądu. Silna, ale na tyle subtelna, aby wydawać się zupełnie kobieca.
– Mam nadzieję, że nie powiedziałeś nic, co mogłoby zranić uczucia Eryka? – zapytała.
– Nie posądzaj mnie nawet o to, Honey. Nie przywiązuję wagi do homoseksualnych skłonności Eryka.
Lucas nie ujawnił do końca swoich myśli. Nie zamierzał przyznawać się, jaką poczuł ulgę, gdy odkrył, że Eryk nie stanowi dla niego zagrożenia, jeśli chodzi o Honey. Mogła sporządzić listę jego grzechów w alfabetycznym porządku, ale tym razem nie przyczynił się do jej powiększenia.
– Prawdziwa tragedia to nie fakt, iż jest homoseksualistą – powiedział po chwili zastanowienia. – Najgorsze, że nie ma kontaktu z rodziną i nie może założyć własnej. Inaczej mówiąc, skazany został na samotność.
Zgadzała się z tą opinią. Wiedziała, że gdyby tylko Eryk posiadał odpowiednie środki, prawdopodobnie wróciłby do Szwecji. Nigdy nie czuł się naprawdę szczęśliwy w Stanach i czasami dręczyło ją poczucie winy, gdyż miała pewność, że Eryk pozostaje tu ze względu na nią i ich firmę.
Spotkali się zaraz po jej rozwodzie na wystawie podczas badania szczególnie pięknych i egzotycznych roślin. Był to moment, kiedy oboje desperacko pragnęli przyjaźni. Nie wiedziała wtedy jeszcze, że jest homoseksualistą, a ujął ją swoją wrażliwością. Nigdy nie próbował się do niej zbliżyć. Później, gdy odkryli wspólne zainteresowania ogrodnictwem i pejzażem, zaczęli realizować pomysł rozpoczęcia działalności w tej dziedzinie.
Jakkolwiek Honey wiedziała, że Eryk uwielbiał swój fach i pracę w firmie, to jednak podejrzewała, że czułby się szczęśliwszy, robiąc to samo w Szwecji. Na razie nie mogła sobie pozwolić na wykupienie jego części, a sprzedaż komuś innemu w ogóle nie była brana pod uwagę.
Nigdy jeszcze nie czuła się tak wspaniale, gdy z Lucasem omawiała ich wspólne przedsięwzięcia i problemy osobiste Eryka.
– Cieszę się, że zgadzamy się co do Eryka i że akceptujesz go takim, jaki jest – powiedziała. – Ale ja nadal nie wiem, jaki to ma związek z moją firmą.
– Chciałbym wykupić jego udziały – wyraził wreszcie swój zamiar.
Nie odpowiedziała od razu, ale nie musiała. Błysk w jej oczach wyjaśniał wszystko.
– Oczywiście żartujesz. – Nie było to pytanie, lecz stwierdzenie, a ton jej głosu nie wróżył nic dobrego.
Lucas doszedł do wniosku, że poruszył niebezpieczny temat. Zastanawiał się, czy wie, jak bardzo przypomina w tym momencie swego ojca, gdy się złościł.
– Pozwól mi, proszę, dokończyć – nie ustępował. – Jestem w stanie przemienić firmę w kopalnię złota...
– Ale co ty wiesz o komponowaniu krajobrazu, Lucasie? – Jej głos był ponury i suchy, niczym pokryta pyłem szara droga, którą właśnie mijali.
– Niestety, nie mam pojęcia o tych sprawach.
– Dokładnie.
– Ale mogę zapewnić ludzi i dostawy – nie dawał za wygraną. – Ty i Eryk marnowaliście mnóstwo czasu na zdobywanie i dostarczanie środków. Dlaczego by nie pozwolić, aby taki człowiek jak ja przejął pałeczkę w tej dziedzinie i przyłączył się do was?
– Dobrze, ale ja zdecyduję, na jakich warunkach. Jej reakcja zaskoczyła go. Na chwilę przerwał rozmowę i prowadził samochód w milczeniu.
– Dlaczego nie wysłuchałaś do końca tego, co chciałem powiedzieć? – spytał i skręcił w drogę wiodącą do jej domu. – Dlaczego nie pozwolisz, abym ci pomógł?
Odwróciła się w jego stronę.
– Po prostu nie możesz mi pomóc, Lucasie. Musiałbyś przedstawiać projekty, podejmować decyzje w sprawach, na których się nie znasz – wyjaśniała. – W końcu ja sama straciłabym kontrolę nad sytuacją.
– Mógłbym być cichym wspólnikiem – powiedział, gdy dojechali na miejsce i Lucas zaparkował samochód.
– Nigdy nie potrafiłeś być cichy, jeśli coś dotyczyło twojego życia – Honey uśmiechnęła się z powątpiewaniem.
Mięśnie jego twarzy naprężyły się, gdy wpatrywał się w drzewo, starając się utrzymać panowanie nad sobą. Nie miał okazji dotychczas poznać Honey od tej strony i teraz trudno mu było się z tym oswoić.
– Nie uwierzyłabyś, jak potrafię utrzymać swój język na wodzy, jeżeli muszę.
– Czego chcesz w ten sposób dowieść? – spytała ostro.
Oczy ich spotkały się. Przez chwilę toczyli pojedynek bez słów. Ciężko było uwierzyć, że to ta sama kobieta, z którą kochał się kilka godzin wcześniej, łagodna i uległa.
– Na przykład nie wypowiadałem się jeszcze w sprawie Melissy – rzekł dosadnie. – Nie popieram tego, że zabierasz ją do psychologa, tym niemniej powstrzymałem się od przeszkodzenia ci w tej kwestii, gdyż wiem, że nie czyniłabyś tego bez uprzedniego przemyślenia.
Honey oniemiała.
– Wiem, że czujesz się urażona – ciągnął dalej. – Ale to tak samo, jak ja, gdy dowiedziałem się, że nie przyjmiesz oferowanej pomocy z mojej strony. To nie takie proste – znieść świadomość, że twoja rodzina daje sobie radę bez mojej osoby. Mógłbym pozwać cię do sądu i zabrać dzieci, gdybym miał pewność, że to by wystarczyło.
– Czy oskarżasz mnie o to, że zaniedbywałam Todda i Melissę?
– Obawiam się, że byłaś tak dumna, że nie pozwalało ci to przyjść i poprosić mnie o pomoc.
– Nie musiałam tego robić – odparła z godnością. – Jestem zdolna do zapewnienia im wszystkiego.
– Jak? Wykorzystałaś przecież już cały powierzony majątek.
– Skąd o tym wiesz? – otworzyła usta ze zdziwienia. Uświadomił sobie, że chyba powiedział za dużo.
– Słyszałem twoją rozmowę z Erykiem, gdy pierwszy raz przyjechałem do twojego biura.
– Śledziłeś mnie?
– Nie, to był przypadek.
– Niesamowite, że zawsze podsłuchujesz rozmowy. Najpierw o podziale do...
– Dosyć! – krzyknął, aż podskoczyli oboje. – Posłuchaj, Honey, stawiam wobec ciebie sprawę jasno. Jeżeli popełniłem kiedyś jakieś błędy w swoim życiu osobistym i zawodowym, to proszę, wybacz mi je. Wybacz – powtórzył.
Honey dotknęła klamki, ale powstrzymał ją.
– Posłuchaj mnie – zażądał.
Zdawała sobie sprawę ze swojej przewagi. Skrzyżowała ręce i czekała.
– Spróbuj, Lucasie. Może uda ci się dopiąć swego.
– Nie mogę się cofnąć i zmienić przeszłości. – Dotknął ręką czoła. Było spocone. – Ale zapłaciłem już za swoje błędy, bardziej niż ci o tym wiadomo, a teraz zależy mi na rozwiązaniu problemu naszych wzajemnych stosunków.
– One nie istnieją – rzekła.
– Mogą, jeśli się o to postaramy. – My?
– Wszystko rozbija się o branie i dawanie, Honey. Mogę dawać, lecz tylko wtedy, gdy napotkam wyciągniętą dłoń.
– Co ty mówisz?
Lucas podrapał się w brodę, świadomy, że może albo wszystko wygrać, albo stracić.
– Pragnę odrobić czas stracony w stosunku do ciebie i do dzieci, ale nie zamierzam żyć z tym obciążeniem przez resztę życia. Chcę zacząć z czystym sumieniem, chcę pójść z tobą na kompromis i oczekuję tego samego od ciebie. – Przerwał. – I jeszcze jedno.
– Słucham? – Jej zaciśnięte usta drżały.
– Nie traktuj mnie w ten sposób. Mogę posunąć się za daleko. – Jego cierpliwość wyczerpała się.
– Jednak pójdę.
Nacisnęła klamkę, otwierając szeroko drzwi i wybiegła, nie pamiętając o ich zamknięciu. Lucas obserwował ją, gdy biegała, i poczuł, że świat się dla niego skończył.
Trzy dni później promienie słońca obudziły Honey, padając na jej twarz. Otworzyła oczy i ujrzała Verę stojąca przed wysokimi okiennicami, gdzie przewiązywała ciężkie welurowe zasłony czymś, co wyglądało jak kawałki liny. Usiadła na łóżku.
– Co robisz? – spytała, śledząc świetlisty promyk przecinający perski kilim. Pyłki kurzu w blasku słońca wyglądały niczym złote ziarenka piasku.
– Próbuję wpuścić słońce – wyjaśniła. – Czy nie wydaje ci się, że już najwyższa pora wstać?
W odpowiedzi Honey miękko opadła na łóżko.
– Vero, zostaw mnie dziś samą, proszę. Jestem zbyt zmęczona, żeby wstać.
– To samo powiedziałaś wczoraj i przedwczoraj. – Vera podeszła bliżej łóżka. – Eryk telefonował dwa razy, pytając, co się z tobą stało.
Honey przyciągnęła kołdrę do policzka i odwróciła się tak, że opiekunka nie mogła dostrzec jej łez.
– Powiedz mu, że zaziębiłam się i będę jutro. Vera nie odpowiedziała od razu. Podeszła bliżej i usiadła obok Honey.
– Nie zamierzam tego robić. Honey spojrzała pytająco.
– A jak się zaczęło z twoją matką? – przypomniała.
– Na początku również nie chciała opuścić łóżka.
– Nie jestem podobna do matki – powiedziała Honey, szczękając zębami.
Vera zachowywała się, jakby wcale nie słyszała uwagi Honey.
– Najpierw zaczynała spać dłużej, spóźniała się na przyjęcia i spotkania. Potem unikała nawet spotkań z przyjaciółmi, a w końcu odmawiała pójścia do fryzjera. – Vera potrząsnęła smutno głową. – Nie chciała też schodzić na posiłki.
– Moja matka była słaba – westchnęła Honey ze łzami. – Pozwalała ojcu na górowanie nad sobą i później nie umiała sobie poradzić z tą całą sytuacją. Utorowała mu drogę do panowania nade mną.
– Tak, ale nie trwało to długo, bo ty szybko się z tego wyzwoliłaś.
– I poślubiłam mężczyznę dokładnie takiego samego jak on.
– Możliwe, że to dlatego, iż fascynowałaś silnych mężczyzn. A może dlatego, że jesteś silną kobietą, tak inną od matki.
– Cieszę się, że to słyszę. Zawsze obawiałam się, że skończę tak jak ona.
– Dlatego uważam, że potrzebujesz silnego, zdecydowanego mężczyzny – wyraziła swe zdanie Vera.
– Ostatnio źle postępujesz. – Jak to?
– Nie wybieraj udręki, gdy na świecie jest tyle rzeczy przyjemnych.
Dwie kobiety padły sobie w objęcia.
– Kocham cię, Vero – wyszeptała Honey. – Wiem, że zawsze chciałaś dla mnie dobrze.
– Jest jeszcze ktoś, kto pragnie tego samego dla ciebie – powiedziała szczerze.
– Lucas? – Honey podniosła oczy. – Byłam przekonana, że go nienawidzisz.
– Nieprawda, uważałam go tylko za łajdaka, ale o dobrym sercu. Będzie się troszczył o ciebie i dzieci ze wszystkich sił. Wiem, że go kochałaś jak nikogo innego, ale teraz to jest raczej bez znaczenia, skoro gdzieś zniknął.
– Co? – Honey straciła oddech.
– Chyba wyjechał. Byłam dwa razy u niego, żeby odebrać weksel za samochód, lecz nikogo nie zastałam.
Honey nie marnowała ani sekundy. Wyskoczyła z łóżka i podbiegła do szafy, wyjmując z niej żółtą, bawełnianą sukienkę.
– Nie mogę pozwolić, aby wyjechał! – krzyknęła. – Poza tym, Todd i Melissa przyjeżdżają dzisiaj. Nie mogę pozwolić, aby go przy tym nie było.
– Nie spodziewałaś się chyba, że będzie na ciebie czekał przez całe życie? – zachichotała Vera.
Lucas spojrzał na swój zegarek, gdy skręcał w boczną drogę prowadzącą do swego domu. Był wyczerpany po dwóch dniach pracy w Houston, ale zadowolony. Zgromadził potrzebne dokumenty, uzyskał pełnomocnictwo i zawarł chyba niezłą umowę. Marzył o gorącym prysznicu i o odpoczynku.
W pół godziny później siedział na werandzie i rozmyślał o dzieciach, które miały dziś wrócić z wakacji, i o Honey.
„Spróbuję jeszcze raz to wszystko naprawić” – postanowił. Nie potrafił myśleć o tej kobiecie bez cienia emocji. Nagle ujrzał znajomą ciężarówkę mknącą w kierunku jego posiadłości. Postanowił się ulotnić.
Zobaczył Honey w żółtej sukience, rozglądającą się w okolicach werandy. Usiadła na stojącym tam fotelu na biegunach. Nie drgnęła, gdy zbliżał się z przewieszoną przez ramię marynarką. Spoglądała na niego niebieskimi oczami, wysuwając do przodu długie, smukłe nogi. Postanowił przestać dostrzegać takie rzeczy. Fizycznie i emocjonalnie było to nie do wytrzymania.
Honey w milczeniu obserwowała, jak wchodzi po schodach. Marynarka luźno zwisała mu na ramieniu, rękawy koszuli zawinięte do łokcia odsłaniały opalone ręce. Jaskrawy krawat był poluzowany, rozpięty pod szyją kołnierzyk odsłaniał owłosioną klatkę piersiową.
Honey wolno podniosła się z fotela i stanęła na najwyższym stopniu schodów, tak by mógł widzieć jej nogi. Objęła rękami jedną z kolumn i poczęła wodzić palcami po jej gładkiej powierzchni.
– Świetny strój do pracy na działce – powiedział z typową dla siebie ironią.
– Nie przyszłam tu po to, żeby pracować na działce. – Wyraźnie oddzielała słowo od słowa. – Przyszłam popracować nad tobą.
Nad górną wargą Lucasa wystąpiły kropelki potu, gdy pochłaniał wzrokiem stojącą przed nim kobietę. Jej oczy błyszczały figlarnie. Nie przestawała gładzić dłońmi kolumny, przytulając się do niej mocniej i wykonując wokół niej kocie ruchy. Naraz Lucas uświadomił sobie, że niebieskooka czarodziejka usiłuje go zwabić. Przemierzał wolno stopień po stopniu, by na końcu stanąć przy niej tak blisko, że w jego oczach odbijały się złote ogniki jej źrenic. Udami musnął jej nogi.
– A więc przychodzisz, żeby nade mną popracować? – spytał dziwnie zachrypniętym głosem. – Nie wiedziałem, że tego wymagam.
– Masz rację. Szkoda na to czasu. – Mówiąc te słowa, wsunęła kolano między jego nogi.
Lucas nabrał powietrza. Jego ciało stawało się gorące.
– Przyszłam odpowiedzieć na twą propozycję.
– Propozycję?
– Przystaję na kompromis. – Jej głos brzmiał łagodnie i namiętnie. Wspięła się na palce stóp w oczekiwaniu na pocałunek. Ich usta i języki zespoliły się w jedno.
– Czy mam rozumieć, że wyjdziesz za mnie? – odezwał się po chwili.
– Tak.
– A gdzie zamieszkamy?
– Możemy tutaj, jeśli chcesz, a mój dom zostawimy dla Very. Jest za wielki i za ponury, żeby prowadzić w nim życie rodzinne. Będziemy pracować wspólnie w mojej firmie. Rozmawiałam z Erykiem i zgodził się na sprzedaż swoich udziałów. Ale najpierw pomożemy mu w kłopotach, bo jest to mój dobry przyjaciel. Potem rozwiążemy problem Melissy, zbudujemy ogród na tyłach posiadłości, abyśmy mieli gdzie odpoczywać na stare lata...
– Czy jesteś pewna, że już wszystko wymieniłaś?
– Dotrzymuję słowa. – Uśmiechnęła się. – Jestem rozsądną kobietą.
– A ja kim jestem?
– Jesteś upartym facetem. Ale zamierzam to zmienić – dodała.
– Właśnie to robisz – powiedział, czule ją całując.
– Chce, żebyś wiedziała, iż już nigdy nie będę ci niczego narzucał. Lubię cię taką zmienioną. Nie, kocham – poprawił się.
– I ja cię kocham, Lucasie. I nigdy nie przestane.
Przez chwilę trzymali się w objęciach.
– I jeszcze jedno. – Honey spojrzała w jego twarz.
– Lucasie, mogą zaistnieć przypadki, że będę domagała się nieco władzy z twojej strony. Są momenty, kiedy poddawanie się jest przyjemnością – szepnęła, oblewając się rumieńcem.
Uśmiech, jakim ją obdarzył, był bezwstydny.
– O to możesz się nie martwić. Lubię się czuć jak zdobywca. To jedno, co z pewnością mogę o sobie powiedzieć.
– Lubię „to jedno”.
– Ale nie zwalnia cię to z wszelkiej inicjatywy.
– Kto wie? Jeżeli trochę poćwiczymy...
– Zdaje się, że nowe meble zostały dostarczone wczoraj. Moglibyśmy wypróbować materace – zaproponował.
Spojrzała na zegarek.
– Mamy wystarczająco dużo czasu do przyjazdu naszych dzieci.
Jego dzieci. Zobaczy je za kilka godzin. Ale najpierw będzie kochał Honey, swoją żonę, wiedząc, iż należy do niego na zawsze. Wplótł jej palce między swoje i ramię w ramię zeszli z werandy. Spoglądał na nią z uwielbieniem i to samo dostrzegł w jej oczach. Wszystko było tak, jak powinno być.