Jayne Ann Krentz Gwiazda sezonu

PROLOG

Trent Ravinder stał w głębokim cieniu starego bunga¬lowu, wsłuchiwał się w szum drzew i obserwował, jak rudowłosa królowa elfów pływa samotnie o północy.

, Czarująca istota: drobna, szczupła, intrygująca. Do¬prowadzała go do szaleństwa. Od wielu dni probował ją pochwycić, ale zawsze, kiedy był już bliski celu, jakimś cudem się wymykała.

Myślała, że dzisiaj będzie zupełnie sama. Tymczasem Trent wybrał się na nocny, uspokajający spacer. Szcz꬜cie, przeznaczenie czy może po prostu zbieg okoliczno¬ści sprawiły, że wyszedł zza rogu bungalowu akurat wtedy, gdy dziewczyna wślizgiwała się pod powierzch¬nię wody w basenie. Trent zamarł bez ruchu, bojąc się, że magia pryśnie.

Stał, obserwując jej samotne baraszkowanie, dopóki nie wyszła wreszcie z wody. Blade, srebrzyste światło lśniło na delikatnych piersiach i zmysłowym owalu bioder.

Dziewczyna sięgnęła po ręcznik i Trent rozważał przez chwilę, czy nie wyjść z ukrycia. Przecież to właś6 • GWIAZDA SEZONU

nie z jej powodu wybrał się na ten późny spacer. To ona, Filomena Cromwell, nieoczekiwanie zakłóciła mu ży¬ciowy spókój. Ten elf musi ponieść konsekwencje tego, co zrobił.

Ale jeszcze nie dzisiaj. Dzisiaj niech zniknie w bez¬piecznym zaciszu swej sypialni czy w jakimś innym tajemniczym miejscq; Nie należy się śpieszyć, postano¬wił, kryjąc się w cieniu. Niebawem zwiewna dama od¬kryje, że nie zdoła przed nim uciec, choćby nie wiem jak zręcznie tańczyła i umykała.

Filomena będzie wkrótce należeć do niego.

Trent złożył sobie tą zuchwałe przyrzeczenie i uśmie¬chnął się. Musi jedynie przyciągnąć jej uwagę, pomyślał. A to nie ta!:de proste, jak się wydaje.


ROZDZIAŁ

1

Filomena Cromwell bawiła się świetnie. Do restaura¬cji Klubu Sportowego w Gallant Lake przybyli gromad¬nie okoliczni mieszkańcy, którzy postanowili zjeść tu kolację i potańczyć. Orkiestra - choć nie renomowana ¬grała z wielkim zapałem. Wprawdzie potrawy i cała at¬mosfera odbiegała od tego, co można spotkać w Nowym Jorku, San Francisco czy w Seattle, ale Filomenę przy¬jemnie ekscytował fakt, że w tej sali wszyscy zwracają uwagę na nią i na partnera, z którym tańczy.

Odchyliła głowę do tyłu świadoma, że jej długie, rude włosy opadają delikatnie na ramię Trenta Ravindera. Zawsze gdy tańczyła z mężczyznami tak postawnymi jak Trent, musiała stawiać pewien opór, by nie poddać się ich mocnym objęciom. Wysocy mężczyźni chcieli na ogół dominować nad niskimi i drobnymi kobietami.

Filomena znała jednak te wszystkie manewry, które pozwalały wyjść obronną ręką z potyczek na parkiecie.

8 ł GWIAZDA SEZONU

Teraz roziskrzonym wzrokiem spoglądała figlarnie spod rzęs na swego partnera.

- Cieszę się, Trent, że nieźle sobie radzisz w warun¬kach stresu - wyszeptała.

Spojrzał na nią uważnie swymi zielonymi, na wpół przymkniętymi oczyma, ale jego twarz wyrażała obojęt ¬ną uprzejmość.

- To jakbyśmy tańczyli w akwarium. Gdybym wie¬dział, że wzbudzimy aż takie zainteresowanie, nałożył¬bym jaskrawy krawat i getry.

Filomena zaśmiała się rozbawiona.

- N a pewno to by dodatkowo ożywiło ten cały wieczór.

- Nie jestem pewien - odrzekł, przyglądając się jej sukni. - Odnoszę wrażenie, że nawet jasno świecący krawat nie mógłby konkurować z twoim strojem.

Powoli przesunął ręką po jej plecach, błądząc ciepły¬mi palcami po skórze w trójkątnym wycięciu sukni, sięgającym od ramion do talii.

- Nie podoba ci się ta sukienka? - zapytała z udanym zatroskaniem Filomena. - Jestem zdruzgotana! Zaproje¬ktowała ją moja wspólniczka. Glenna zawsze wie, w czym jest mi do twarzy. Mam do niej całkowite zaufanie.

- Czy aby na pewno słusznie?

- Bez wątpienia. Glenna wie, jak zabrać się do moich

ubrań. W naszej firmie ona jest od projektowania, a ja mam wyczucie, jeśli chodzi o kolory i tkaniny. Tworzy¬my dobry zespół.

Filomena uśmiechnęła się w duchu, widząc jak Trent patrzy uważnie na jej ciemnozielony strój. Dżersej opi¬nał szczupłą figurę. Długie rękawy i linia sukni, kończą¬ca się z przodu pod samą szyją, wywoływały wrażenie dyskretnej powściągliwości, zburzone jednak dzięki od-


(;\\11/\/11/\ ,I ""4 li li I • l)

ważnemu rozcięciu na plecach. Tkanina splywała długą, luźną spódnicą, układając się wdzięcznie wokół 110)',

_ Przekaż moje gratulacje swej wspólniczce. Rzeczy wiście wie, w jaki sposób cię ubrać, by mężczyzna pra¬gnął cię rozebrać. Myślę, że w świecie mody to wielki

talent.

Filomena uśmiechnęła się ironicznie.

_ Wyczuwam dezaprobatę. Nawet coś więcej. Chcia-

łoby się powiedzieć - pruderię. Zastanawiam się, czemu poprosiłeś mnie do tańca.

- Sama najlepiej wiesz, dlaczego. Filomena zaśmiała się gardłowo.

_ Naturalnie, wiem. Nie powinnam ci dogadywać.

Wiem, że chciałeś oddać przysługę mojej rodzinie. To bardzo szlachetne z twojej strony. Nie każdy mężczyzna zgodziłby się dobrowolnie bawić mnie i ochraniać przez

cały wieczór.

_ Myślisz, że właśnie dlatego poprosiłem cię do tańca?

_ Oczywiście. - Filomena kiwnęła głową z przeko¬naniem. - Odkąd tu przyjechałam dwa tygodnie temu, wszyscy okropnie się bali, że napytam biedy i zakłócę ślub mojej siostry, nie mówiąc już o pozycji społecznej naszej rodziny w Gallant Lake. A tu zjawiłeś się ty. Moja mama natychmiast oceniła, że stanowisz wybawienie dla rodziny. Wszyscy mają nadzieję, że powstrzymasz mnie od robienia głupstw, przynajmniej do końca wesela. Pół miasta obserwuje, czy (;i się to uda. Naturalnie druga połowa ma nadzieję, że poniesiesz porażkę. Cudownie będzie im się plotkowało, gdy wybuchnie jakiś niezwy¬kły skandal. Gallant Lake to zwykle takie ciche, małe

miasteczko.

Trent obserwował ją przez dłuższą chwilę, a potem

stwierdził:


10 • GWIAZDA SEZONU

- A ty usilnie się starasz, by zwracać na siebie uwagę.

Od swego przyjazdu dajesz jeden spektakl po drugim, poczynając od tej powtórki balu maturalnego w zeszłym tygodniu.

- Nie brałam udziału w tamtym balu maturalnym _ wyjaśniła Fi1omena. - Wylądowałam wtedy jako piastunka do dzieci, bo nie miałam swojego chłopaka. Cóż w tym dziwnego, skoro przez całą szkołę średnią nie chodziłam na randki. Terąz się cieszę, że poczekałam dziesięć lat na to wydarzenie. Z pewnością w ubiegłym tygodniu lepiej się bawiłam, niż miałoby to miejsce wtedy.

- Wywołałaś niezłe poruszenie, umieszczając na za¬'proszeniach: Dawni entuzjaści futbolu ani gracze nie będą wpuszczani. 1\voja matka omal nie zemdlała, gdy zobaczyła jedno z tych zaproszeń. Była przekonana, że chcesz w ten sposób urazić pewne bardzo ważne osoby w mieście.

- Chciałam zrobić tę imprezę dla tych z nas, którzy w czasie lat szkolnych zawsze stali na uboczu. To był bar¬dzo udany wieczór. Opowiadaliśmy sobie, jak wspaniałe jest życie po ukończeniu szkoły. Większość z nas od¬niosła spore sukcesy.

- 1\voja matka mówiła mi, że w Gallant Lake przez cały zeszły tydzień opowiadano o tym przyjęciu. 1\vój ojciec twierdzi, że przepuściłaś fortunę na szampana, kawior i inne dodatki.

- Jaki sens miałaby powtórka balu maturalnego, gdy¬by nie zrobiło się jej jak należy? Zresztą - dorzuciła beztrosko - stać mnie na to.

- Nic cię nie obchodzi, że jesteś tematem tych wszy¬stkich plotek i podejrzeń?

- 1Ym razem - nie.

- Co masz na myśli?


GWIAZDA SEZONU • 11

- Kiedy poprzednio dałam ludziom powód do gada¬nia, wszyscy mnie żałowali i stwierdzali "a nie mówi¬łem".

- Trudno mi w to uwierzyć. Kiedy to było?

- Och, dawno temu - wyjaśniła Filomena. - Dokład-

nie przed dziewięciu laty.

- Miałaś wtedy dziewiętnaście lat.

- Taaak. Niektóre dziewczyny w tym wieku• są już

obyte i dojrzałe. Ja byłam wtedy gruba, zaniedbana i nie potrafIłam prowadzić błyskotliwej konwersacji z m꿬czyznami.

Trent uśmiechnął się blado.

- Nie mogę sobie wyobrazić, że byłaś niewygadana.

Co spowodowało rozkwit Filomeny Cromwell?

- Znakomicie mi pomogło to, że wyjechałam z Gal¬lant Lake. W college'u szybko straciłam parę kilogra¬mów i nauczyłam się obracać w towarzystwie. Nie była to początkowo zbyt duża zmiana, ale tu, w Gallant Lake, pewien mężczyzna zwrócił na mnie uwagę. Spotykali¬śmy się, gdy przyjeżdżałam do domu na weekendy i na ferie. Był parę lat ode mnie starszy, elegancki, kulturalny i przystojny. Bardzo mi to schlebiało. I na pierwszym roku college'u, wiosną, byłam już zaręczona. Nie mo¬głam w to uwierzyć. Ktoś mnie rzeczywiście akcepto¬wał, mnie, Filomenę Cromwell.

Pokręciła głową, pobłażliwie uśmiechając się na wspomnienie tej młodej naiwnej dziewczyny, jaką nie¬gdyś była.

- I tu nastąpi morał ... Filomena wzruszyła ramionami.

- Nie będzie żadnego morału. Mój proces dojrzewa¬nia zakończył się pośpiesznie pewnego dnia, gdy zasta¬łam narzeczonego w łóżku z inną kobietą, dziewczyną

12 • GWIAZDA SEZONU

z tego samego rocznika co ja. W ciągu dwudziestu czte¬rech godzin wszyscy w mieście już o tym wiedzieli. Narzeczony zerwał zaręczyny i rozpowiadał wkoło, że miał zaniiar ożenić się z tamtą kobietą i że to ją właśnie kochał. Ze mną natomiast tylko się spotykał, ja zaś opa¬cznie zrozumiałam jego intencje. Zastanawiałam się wtedy, czy zdołam znieść to upokorzenie. Wiesz, jak to jest, gdy się ma zaledwie dziewiętnaście lat - uśmiech¬nęła się.

Jednak Trent Ravinder nie uśmiechał się. Wciąż pa¬trzył na nią uważnie.

- To musiał być prawdziwy szok dla takiej wrażli¬wej, bezbronnej młodej osoby. Czy mogłabyś mi powie¬dzieć, co to za mężczyzna?

- Nie wiesz? - Filomena była szczerze zdziwiona.

- Nieładnie ze strony mojej rodziny, że wyznaczyła ci

rolę mojego opiekuna, nie wprowadzając w istotę całej sprawy. On nazywa się Brady Paxton. Jest tu dzisiaj z żoną. Siedzą tam.

Odwróciła głowę i popatrzyła na postawnego m꿬czyznę, siedzącego przy stole w przeciwległym ,krańcu sali. Obserwował ją, jak tańczyła, i ich spojrzenia spot¬kały się na chwilę. PaKton szybko odwrócił wzrok, ale Filomena zdążyła zauważyć wyraz zakłopotania na jego twarzy.

Ravinder westchnął i nadspodziewanie gwałtownie ścisnął Filomenę w talii.

- Ty mała czarownico - wymamrotał. - On jest tobą zafascynowany, prawda? A ciebie korci, żeby temu mia¬stu dać przedstawienie.

Filomena potrząsnęła głową.

- Niezbyt mnie to bawi, ale odkąd tu przyjechałam, wszyscy są wyraźnie podekscytowani. Powszechnie


GWIAZDA SEZONU • 13

wiadomo, że Brady ma kłopoty w domu. W takim ma¬łym miasteczku trudno utrzymać coś w tajemnicy. Długo mnie tu nie było. Umknęło mi wiele z tutejszych spraw. W ciągu ostatnich kilku lat wpadałam jedynie na gwiazdkę i czasami na weekendy. Ale teraz po raz pier¬wszy od dziewięciu lat zaplanowałam tu sobie dłuższe wakacje. I wyglądam nieco inaczej niż wtedy, gdy jako dziewiętnastoletnia dziewczyna wyjeżdżałam stąd upo¬korzona.

- Chyba nie tylko twój wygląd się zmienił - zauwa¬żył Trent przenikliwie. - Masz swój styl i osiągnęłaś znaczny sukces [mansowy. Twoi rodzice mówili mi, że nieźle sobie radzisz w świecie mody. Mieszkałaś prze¬cież w San Francisco i w Nowym Jorku, ucząc się mar¬ketingu, a teraz w Seattle masz własną fIrmę, projektują¬cą odzież sportową. Twój ojciec powiedział, że przez ostatnie lata jeździłaś po świecie, poszukując egzotycz¬nych tkanin i inspiracji, oraz nawiązywałaś .. kontakty handlowe. Powiedział, że twoja mała fIrma - jakżeż ona się nazywa: Cromwell & Sterling? - miała znaczne obro¬ty w ciągu ostatniego roku, a w tym roku prawdopodob¬nie je podwoi.

Filomena zaśmiała się.

- Obawiam się, że ani mnie, ani Glenny nie można jeszcze nazwać milionerkami. Jeśli znasz się trochę na branży odzieżowej, to wiesz, że większość zysków trze¬ba natychmiast z powrotem zainwestować.

- To dotyczy większości nowych fmn - odparł Trent poważnie. - Mam jednak wrażenie, że zostało ci jeszcze sporo na drobne wydatki, prawda? Urządziłaś w Gallant Lake pierwszorzędną zabawę. Ten szykowny zielony porsche, którym przyjechałaś, też pewnie kosztował nie¬mało, a twoje kolczyki nie są z plastiku.

14 • GWIAZDA SEZONU

- CÓŻ znaczy sukces, jeśli choć trochę nie można się nim cieszyć? - odpowiedziała Filomena.

- Masz więc teraz to, czego ci brakowało dziewięć lat temu - zauważył Trent. - Styl, ogładę i pieniądze. Wró¬ciłaś do rodzinnego miasta, żeby to wszystko zademon¬strować. A dawny ukochany, obecnie żonaty i niezbyt szczęśliwy, gryzie się, widząc, co stracił. No i mamy gotowy przepis na skandal. Nic dziwnego, że twoja ro¬dzina jest zaniepokojona.

Filomena zamyśliła się przez chwilę.

- Wiem, o czym wszyscy myślą, ale dziewięć lat te¬mu dobrze poznałam Brady'ego. Mogę cię zapewnić, że jest on przede wszystkim biznesmenem. Przyznaję, bawi mnie, gdy sobie wyobrażę, że ma on teraz ochotę na to, co odrzucił przed laty. Wydaje mi się jednak, że chodzi tu o coś jeszcze.

- Na przykład? - spytał Trent

- Na przykład o ciebie - odparła. - Nie tylko ja je-

stem tutaj wdzięcznym tematem plotek. Nikt nie wierzy ani trochę, że przyjechałeś spędzić sześć tygodni wśród lasów Oregonu wyłącznie na łowieniu ryb.

Trent uśmiechnął się z rezerwą.

- To jednak prawda. Jestem tu na wakacjach.

- Ale wszyscy są przekonani, że to tylko kamuflaż.

Sądzą, że przyjechałeś, by wyszukać teren pod swoje przyszłe budowle. Twoja fIrma to Asgard Development, prawda? Ludzie spodziewają się, że masz zamiar nabyć większy kawał gruntu nad jeziorem i zainwestować wie¬le milionów w centrum wypoczynkowe. Kombinują, jakby tu się na tym wzbogacić. Brady Paxton też o tym myśli.

- Jeśli ci się wydaje, że to na mnie wytrzeszcza oczy przez cały czas, to chyba nie masz oleju w tej swojej


GWIAZDA SEZONU • 15

rudowłosej łepetynie. Co się zaś tyczy tej drugiej sprawy, zaręczam ci, że jestem tu na wakacjach.

Oczy Filomeny zaiskrzyły się rozbawieniem.

- Mów, co chcesz. Masz prawo do odrobiny dyskre¬cji w interesach.

- Nie wierzysz mi? - spytał Trent oschle. W jego zielonych oczach nie było już wesołości.

- Dlaczegóż miałabym ci wierzyć?

- Dlatego - odrzekł Trent z naciskiem - że ja tak

mówię. Filomeno, nigdy nie kłamię i nie toleruję, by ktokolwiek mnie okłamywał. Z rozmaitych powodów nie mówię o pewnych sprawach, ale również nigdy nie powiedziałbym nieprawdy. Lepiej, żebyś to od razu wie¬działa.

Oczy Filomeny zwęziły się ze zdziwienia. Miała wra¬żenie, że Trent zareagował zbyt silnie na jej dość banalną przecież uwagę.

- Najmocniej przepraszam, nie miałam zamiaru cię urazić. Z pewnością jesteś najuczciwszym z biznesme¬nów.

- Jestem uczciwy. Kropka. Iod ludzi, z którymi mam do czynienia, spodziewam się takiej samej uczciwości.

- Bo w przeciwnym razie - co? - Filomena nie mog¬ła powstrzymać się od lekkiej ironii.

- Naprawdę chcesz wiedzieć?

żachnęła się. Wyczuła bezpośrednie ostrzeżenie i zro¬zumiała, że zabrnęła w niebezpieczne rejony.

- Niekoniecznie. Pojęłam, że można polegać na two¬im słowie i że oczekujesz tego samego od innych. A gdybyś się na kimś zawiódł, będziesz go prześladował do końca życia.

Trent przytaknął ruchem głowy.

- Ale dlaczego miałabym ci całkowicie ufać?


16+ GWIAZDA SEZONU

- Filomeno, albo mi zaufasz, albo nie mamy ze sobą nic wspólnego.

Poczuła ciarki na plecach.

- Dobrze, że przynajmniej dajesz mi jakąś alternaty¬wę - odparowała sucho. - Przepraszam, ale zdaje się, że taniec dobiegł końca.

Postąpiła krok do tyłu, postanawiając wyzwolić się z jego uścisku, ale Trent trzymał ją mocno.

- Obawiasz się czegoś? - spytał miękko.

- Ani trochę. Raczej odczuwam irytację. Wysocy

mężczyźni zawsze chcą wykorzystać swoją przewagę nad osobami niższymi niż oni.

- Nie miałem zamiaru cię przestraszyć - powiedział Trent poważnie, nie zwracając uwagi na jej próby uwol¬nienia się z uścisku. - Chciałem po prostu, by między nami panowała całkowita jasność ..

- Jasne jest jedynie to, że tylko my pozostaliśmy na parkiecie. Jeśli ktoś poprzednio się na nas nie gapił, to na pewno robi to teraz.

To podziałało na Trenta. Rozejrzał się wokół, dostrze¬gając zaciekawione spojrzenia. Bez ociągania już ujął Filomenę pod rękę i sprowadził z parkietu. Dziewczynie powróciło poczucie humoru.

- Moja rodzina z pewnością podziękuje ci za takt, z jakim podszedłeś do całej sprawy. Zrobiłeś mi wykład na temat prawdy, uczciwości i prawości, stojąc ze mną pośrodku parkietu, a to z pewnością nie wchodziło w zakres twoich zobowiązań.

- Potrafisz być czasami jednym z tych dokuczliwych duszków.

- Jakie duszki masz na myśli?

Podchodzili do stołu, przy którym• siedziała rodzina dziewczyny, i z twarzy Trenta zniknęła surowość.


GWIAZDA SEZONU.17

- Elfy, chochliki czy inne psotne istoty - odpowie¬dział. - Nic dziwnego, że twoi krewni i przyjaciele sie¬dząjak na szpilkach, zastanawiając się, co jeszcze przy}¬dzie ci do głowy.

- Myślę, że z równym zainteresowaniem oczekują tego, co ty zrobisz - odparowała Filomena. - Zdaje się, że powierzono ci zadanie, byś mnie trzymał w ryzach. Ale muszę z uznaniem przyznać, że nie każdy potrafiłby tańczyć w akwarium. Czy to ci nie przeszkadzało?

Trent popatrzył na nią z ukosa.

- Prawdę mówiąc, wolałbym więcej prywatności.

Zwłaszcza z tobą. Ale gdy trzeba, mogę również być na środku sceny.

Fi10mena zaśmiała się.

- Jestem tego pewna. Dziękuję ci za taniec. Było bar¬dzo miło, przynajmniej dopóki nie rozpoczął się wykład. - Cała przyjemność po mojej stronie. Myślę, że jakoś to nas wspólnie zbliżyło - my dwoje naprzeciw całej społeczności Gallant Lake.

- Można i tak na to spojrzeć - stwierdziłasarkastycz¬me.

Podeszli do stolika. Filomena kątem oka zerkała na Trenta. Nie ona jedna go obserwowała. Zaciekawione spojrzenia posyłali mu również jej rodzice, ciotka Ag¬nes, wuj George i siostra Shari. Narzeczony siostry, Jim Devore, zdawał się być rozbawiony całą tą sytuacją, ale z pewnym szacunkiem patrzył na Ravindera, prowadzą¬cego przyszłą szwagierkę do stołu.

Trentowi najwyraźniej nie przeszkadzało, że budzi powszechne zainteresowanie. Już przedtem, dwa tygod¬nie temu, gdy zostali sobie przedstawieni, Fi10mena za¬uważyła u niego jakiś wewnętrzny spokój i siłę. Trent zamieszkał w prowadzonym przez jej rodziców pensjo18 • GWIAZDA SEZONU

nacie - ,,Domku nad Gallant Lake". Od samego począt¬ku stał się kimś więcej niż tylko lokatorem - szybko zdobył sobie pozycję przyjaciela rodziny. Cromwellowie byli przemiłymi gospodarzami, rzadko jednak przyjmo¬wali swych klientów do rodzinnego grona.

Wewnętrzna siła Trenta Ravindera przejawiała się również w wyglądzie. Był wysoki, smukły, szeroki w ramionach. Poruszał się z powściągliwą energią. Miał prawie metr dziewięćdziesiąt wzrostu. Filomena liczyła sobie jedynie metr sześdziesiąt i niezbyt lubiła, gdy ktoś aż tak górował nad nią. Jedyny dopuszczalny wyjątek stanowił jej ojciec.

W surowej twarzy Trenta uwagę przykuwały błysz¬czące zielone oczy. Zdradzały inteligencję, niezłomną wolę i nieodparcie nasuwały przypuszczenie, że wszy¬stko, czego ten mężczyzna się podejmie, musi zakończyć się sukcesem.

Włosy Ravindera były gęste i ciemne, ze śladami si¬wizny na skroniach, co sugerowało, że ma już dobrze po trzydziestce.

Przy pierwszym spotkaniu Filomena od razu facho¬wym okiem oceniła jego ubranie. Jego ubiór nie był ani ostentacyjny, ani modny. Raczej konserwatywny. I bar¬dzo twarzowy. Trent wyglądał znakomicie zarówno w znoszonych dżinsach, które nakładał zwykle w ciągu dnia, jak i w wieczorowym, wytwornym garniturze.

Cóż, bez wątpienia robił wrażenie. aktywnego czło¬wieka sukcesu, a nie kogoś, kto - jak sam uporczywie twierdził - na sześć tygodni wybrał się na ryby. Znacznie bardziej prawdopodobne, że przybył tu w interesach, jak utrzymywała większość.

Filomenie odpowiadało wprawdzie to, że w rodzin¬nym mieście zrobił się szumek wokół jej osoby, ale


GWIAZDA SEZONU • 19

obawiała się scysji z Trentem Ravinderem na oczach wszystkich. Wyczuwała intuicyjnie, że gdyby doszło do tego, z Trentem nie ma szans, a od pewnego czasu życie przyzwyczaiło ją do ciągłych zwycięstw.

Przez kilka ostatnich lat liczyła na samą siebie, z saty¬sfakcją budowała swe wewnętrzne poczucie siły. Nie była już tą słabą, naiwną panienką, która z powodu m꿬czyzny zrobiła z siebie idiotkę na oczach ludzi z Gallant Lake. Sukcesy w interesach, liczne podróże, koniecz¬ność współpracy z twórczymi, często nawet wybucho¬wymi ludźmi, przekonały ją, że potrafi być wewnętrznie silna, pewna siebie i zrównoważona. A teraz Trent Ra¬vinder, człowiek, którego ledwo znała, miałby zburzyć te wszystkie trudno zdobyte przymioty? Dobrze zrobiła, że przez ubiegłe dwa tygodnie trzymała go na dystans.

Podeszli do stołu. Trent puścił Filomenę i zwrócił się do jej rodziców:

- Przyprowadziłem ją całą i zdrową.

Amery Cromwell odpowiedział uprzejmym skinie¬niem głowy. Po ojcu Filomena odziedziczyła rude włosy i orzechowe oczy.

- Widzimy. Proszę, usiądźcie. Agnes i George zamó¬wili szampana, by uczcić zaręczyny bratanicy.

Ciotka Agnes była starsza od swego brata, miała nieco ponad sześćdziesiątkę. Jej włosy, dawniej rude, posiwiały, ale ciotka nie chciała się z tym pogodzić. Nie miała jednak: zamiaru opłacać fryzjerów i sama kupowała sobie farbę do włosów. Najwidoczniej nigdy nie stosowała się do instrukcji użycia. Może to właśnie było przyczyną, a może nadmierna skonność do eksperymentów, w każdym razie włosy ciotki przypominały kudłatą, jaskrawopomarańczową kulę.

George Buckner, mąż Agnes, samodzielnie doszedł do majątku i to napawało go dumą. Przez ostatnie czter-

20 • GWIAZDA SEZONU

dzieści lat lokował pieniądze w działki budowlane. Ko¬chał ziemię i głęboko wierzył w jej wartość. Filomena z siostrą od kolebki znały jego szczodrość, wielką jak on sam.

George i Agnes nie mieli własnych dzieci i przy każ¬dej okazji chętnie obdarowywali swoje brataniczki. Amery i Meg Cromwellowie sprzeciwiali się temu w obawie, by zbytnio nie rozpieścili dziewczynek. Jednak wujostwo zawsze znajdowali swoje sposoby, by przemy¬cić drobne prezenciki. Lubili sprawiać niespodzianki.

Trent usiadł obok Filomeny i przyglądał się całej ro¬dzinie. Agnes sączyła kolejne martini, trzecie z rzędu. Trent uśmiechnął się do niej i zagadnął:

- Zaskakujesz mnie, Agnes. Oczekiwałbym raczej, że dla Shari i Jima zamówisz butelkę dżinu, a nie szam¬pana.

- Niech nikt nie mówi, że nie przestrzegam tradycji

- powiedziała stanowczo. - A ponadto dżin bardziej na-

daje się dla emerytowanych nauczycielek. Młode osoby, takie jak Shari, powinny stosować urozmaiconą dietę.

Podniosła kieliszek martini w kierunku swej bratanicy. George popatrzył na Filomenę z żartobliwą groźbą.

- Szkoda, że nie wszyscy tu obecni przejawiają sza¬cunek do tradycji.

Filomena miała niewinny wyraz twarzy.

- Czyżbyś twierdził, wujku, że brak mi należytego szacunku dla ślubnych ceremoIiiałów?

- Słyszeliśmy o tym "kawalerskim" przyjęciu, jakie zorganizowałaś przedwczoraj na cześć Shari.

- To było moje pożegnanie stanu panieńskiego ¬wtrąciła się Shari. - Każda dziewczyna ma do tego prawo. Przecież panowie też urządzają sobie męskie spotkania.


GWIAZDA SEZONU • 21

- Nie o to chodzi - odparł wuj George i zwrócił się do Jima. - Dotarły do ciebie słuchy o tym przyjęciu?

- Dotarły - odpowiedział sucho Jim. - Prawdę mó¬wiąc, w takich przypadkach im mniej się słyszy, tym lepiej.

Agnes zniżyła głos i popatrzyła na Filomenę.

- Nie zawsze co z oczu, to z serca. Przynajmniej nie w takim małym mieście. Wiesz, o czym wszyscy mó¬wią? Prócz wina i kanapek sprowadziłaś podobno mę¬skiego striptizera. Ale nikt nie ma pewności, bo kobiety, które tam były, przysięgły dyskrecję - tylko pod takim warunkiem mogły przyjść na przyjęcie. Wiesz, że to najlepszy sposób na wywołanie plotek.

- Kategorycznie zaprzeczam - stwierdziła Filomena z pobożną miną.

Shari zakrztusiła się nad kieliszkiem wina. Jim popa¬trzył na nią surowo.

Trent uniósł pytająco brwi. Tamtego wieczora wraz z innymi gośćmi pensjonatu słyszał śmiechy, dobiegają¬ce zza zamkniętyćh drzwi starej sali balowej. Mógł tole¬rować psoty, ale teraz postanowił uzmysłowić Filome¬nie, że nie zamierza tolerować otwartego kłamstwa.

- Czy to prawda? .

Filomena uniosła brodę, a w jej oczach zaigrały weso¬łe ogniki.

- Najzupełniej. Damian Fontaine nie jest jakimś nę¬dznym striptizerem.

- Kimże zatem jest? - spytał uprzejmie Trent. Pamiętał, że tamtego wieczora wśród dostawców ka¬napek i napitków mignęła mu smukła, umięśniona syl¬wetka młodego mężczyzny.

- Pan Fontaine nazywa sam siebie tancerzem egzoty¬cznym. Ma klasyczne przygotowanie baletowe.

22 • GWIAZDA SEZONU

Osoby siedzące przy stoliku chrząknęły znacząco.

Shari z wysiłkiem powstrzymywała chichot. -Powinienem był wierzyć w te wszystkie pogłoski

- zauważył Jim z rezygnacją. - Zapamiętaj sobie, Trent,

kobiety w tej rodzinie potrzebują silnej ręki.

- O mój Boże! - zawołała matka Filomeny zbolałym tonem. - A więc to prawda, że tamtej nocy był w pensjo¬nacie striptizer? Co ja powiem ludziom?

- On nie jest striptizerem!

Filomena gorąco zaprzeczała, lecz nikt jej nie słuchał. - Najlepiej niech pani będzie ponad to i udaje, że

nic się nie stało - pośpieszył z radą Trent. - Miejmy nadzieję, że dziewczyny, które brały udział w tej im¬prezie, dochowają sekretu i plotki umrą śmiercią natu¬ralną.

Spojrzał na nią ze współczuciem. Lubił Meg. Była wspaniałą gospodynią pensjonatu. W atmosferze swobo¬dy i spokoju wszystko szło tu jak w zegarku. Amery prowadził księgowość i zajmował się rybołówstwem, co bardzo się przydawało.

- Ostrzegałam was, że powinniśmy mieć na oku tego waszego rudzielca - wyraziła opinię ciotka Agnes. - Ma tendencję do przysparzania kłopotów. Popatrzcie tylko na jej kusą suknię: wszystko z tyłu odsłonięte. Kilka lat temu Amery kazałby jej się przebrać, 'gdyby chciała w czymś takim zejść na kolację.

Filomena przesłała ciotce czułe spojrzenie.

- Wasze szczęście, że z przodu nie jest wszystko od¬słonięte. Mam taką sukienkę.

Agnes postawiła kieliszek na stole i zaśmiała się.

- A nie mówiłam? Tylko same problemy. Imperty¬nencka, zuchwała, niezależna. Filomeno, potrzebny ci mąż, który by cię trzymał w ryzach.

HlllillllllllllilllllllllHlll1l1llłll!llIl1llllllnlllnlłllllIł!lllll!lmrnmTfilllllr


GWIAZDA SEZONU • 23

- Wiesz, ciociu, co myślę o małżeństwie.

- Zmienisz zdanie, gdy spotkasz odpowiedniego

człowieka - westchnęła ciotka i zwróciła się do Trenta - i pomyśleć, że ktoś tak drobny wywołuje tyle zamie¬szania. Czy ty, Trent, dałbyś sobie z nią radę?

Filomena rzuciła Trentowi uspokajające spojrzenie, ale nie zareagował. Wśród członków rodziny wyczuwał pewne napięcie. Ależ ta. dziewczyna kręci wszystkimi! - Możesz mi wierzyć, Agnes, będę ją trzymał z dala od kłopotów - zadeklarował z rozbawieniem w oczach.

Wszyscy, z wyjątkiem Filomeny, roześmieli się z wyraźną ulgą. Ona zaś patrzyła na niego bez słowa, jakby był kosmitą, na którego przypadkowo się natknęła. W jej orzechowozłotych oczach widoczne było trzeźwe, chłodne zamyślenie, świadczące o tym, że jeszcze nie podjęła decyzji. Kiedy już to zrobi, będzie groźnym przeciwnikiem. Chyba że wcześniej uda mu się ją roz¬broić, przemienić w słodką, kochającą istotę, która swój cały ogień zachowa do łóżka. Do jego łóżka. Trent czuł wzrastające pożądanie, zmysłowe podniecenie, jakiego doświadczał cały czas, od chwili gdy poznał Filomenę. Nie zdołał jeszcze do tego przywyknąć. Przez lata pano¬wał całkowicie nad wszystkimi sferami swego życia, również erotycznego. A teraz z pewnym rozdrażnie¬niem, a jednocześnie z ekscytacją, odkrył, że ta drobna rudowłosa kobieta burzy jego męską samokontrolę.

Tymczasem rozmowa zeszła na temat nowego domu, który Shari i Jim zamierzali kupić. Trent przyglądał się Filomenie, siedzącej w otoczeniu rodziny. Jak na Crom¬wellów, była niezwykle drobna. Jej matka, siostra i ciot¬ka, postawne kobiety, przewyższały ją o kilkanaście cen¬tymetrów. A mężczyźni w tej rodzinie byli jeszcze wy¬żsi: ojciec i wuj Filomeny mieli ponad metr osiemdzie24 • GWIAZDA SEZONU

siąt i sprawiali wrażenie osób mocnych i krzepkich, najno¬wszy zaś członek rodziny, Jim, przypominał zapaśnika.

Trent myślał o drobnym, delikatnym ciele Filomeny.

Jędrne piersi zmieściłyby się w jego dłoni, z łatwością mógłby objąć jej pośladki. Ale ta konkretna wiedza wca¬le nie przyczyniała się do zmniejszenia zmysłowego na¬pięcia, opanowującego jego ciało.

Obcisła suknia ppdkreślała wąskość talii, wypukłość bioder i ud. Cudowne proporcje, pomyślał Trent.

Filomena nagle odwróciła ku niemu głowę i z wyrazu jej oczu Trent zrozumiał, że czyta w jego myślach. Do¬strzegł słaby, zdradliwy rumieniec na policzkach. Prze¬słał jej porozumiewawczy uśmiech, ale odpowiedziała złym błyskiem w oczach i odwróciła wzrok.

Teraz Trent widział ją z profilu. Rude włosy spływały bujnie na ramiona, jakby błagając, by zanurzył w nich ręce i poczuł żar ich ognia. Na czoło opadała niesforna grzywka, która zapewne została specjalnie tak wymode¬lowana dla podkreślenia kształtu twarzy.

Filomena nie była klasyczną pięknością. Miała nato¬miast niezwykle wyrazistą i żywą twarz, która obiecy¬wała coś znacznie więcej niż urodę: śmiech, złość, na¬miętność. Nawet gdyby była trochę pulchniejsza, wyglą¬dałaby równie seksownie.

Przypomniał sobie teraz Glorię Paxton, siedzącą obok męża przy kolacji. Tamta kobieta zapewne była niegdyś atrakcyjna. Dziś na jej twarzy gościła smutna, nadęta, zgorzkniała mina. Gloria czuła się nieszczęśliwa i to rzu¬cało się w oczy. Była ubrana nieodpowiednio do swej tuszy, włosy o nienaturalnym blond kolorze miała po¬kryte grubą warstwą lakieru, a na twarzy ostry makijaż. Trudno było uwierzyć, że przed dziewięciu laty to właś¬nie ona odebrała Filomenie narzeczonego.


GWIAZDA SEZONU • 25

Tu jednak kończyło się współczucie Trenta dla rodzi¬ny Paxtonów. Zerkał od czasu do czasu na Brady'ego, widział jego pełen pożądania wzrok, ale nabierał pewno¬ści, że tamten mężczyzna nie ma już żadnych praw do Filomeny Cromwell.

ROZDZIAŁ

2

Przez resztę wieczora Filomena starała się zachowy¬wać bardzo poprawnie. Zdawała sobie sprawę, że Trent Ravinder, przyczajony jak polujący kot, czeka na jej najdrobniejsze potknięcie.

Ciepło i uprzejmie pozdrawiała wszystkich ludzi, któ¬rzy podchodzili do stolika, by się z nią przywitać oraz złożyć życzenia Shari i Jimowi. Wymieniła kilka słów z dawnymi znajomymi; wielu z nich przyglądało się jej ze zdziwieniem. Najwyraźniej nie tylko Brady Paxton był zaskoczony widząc, jak się przeobraziła.

Jednak prawdziwe emocje zaczęły się dopiero wtedy, gdy Paxtonowie wstali od swego stolika i ruszyli ku Cromwellom.

Fi10mena po raZ pierwszy od swego powrotu miała spotkać się twarzą w twarz z Bradym i jego żoną. Usły¬szała przyśpieszony oddech siostry i zauważyła, jak Jim wziął ją za rękę. Meg rzuciła Filomenie uspokające spoj-


GWIAZDA SEZONU • 27

rzenie. Amery popatrzył na nią uważnie. Ciotka i wuj mieli taki sam wyraz twarzy, jaki Filomena widziała u nich zwykle tuż przed pokazem ogni sztucznych w czasie święta narodowego.

Trent podniósł szklankę piwa i uśmiechnął się do Fi¬lomeny z udaną groźbą.

Fi10mena z trudem powstrzymywała śmiech. Przy¬jrzała się uważniej Brady'emu. Bez wątpienia musiała być idiotką dziewięć lat temu. Co ona mogła w nim widzieć? Patrzyła teraz na niego i odczuwała jedynie żal, że tak bezsensownie zmarnowała pierwszy rok colle¬ge'u, uganiając się za nim.

W czasach studenckich Brady grywał w futbol, ale obecnie nad spodniami rysował mu się wyraźny brzu¬szek, tak typowy dla biznesmenów. Ta niewielka nadwa¬ga nie psuła jednak wciąż niezłej aparycji.

Oczy zachowały . dawny błękit, a brązowa czupryna była nadal bujna. Brady miał na sobie dobrze dopasowa¬ny garnitur i zgodnie z obowiązującymi kryteriami mógł być uważany za przystojnego mężczyznę, ale Filomenie wydawał się teraz dziwnie miękki i nieciekawy. Dawniej nie zwróciła na to uwagi, w tej chwili zrozumiała jednak, czego mu brakowało: spojrzenie jego wyrażało pustkę, nie było w tym człowieku nic, co zmuszałoby do szacun¬ku lub gwarantowało psychiczną siłę.

I wtedy Filomena uzmysłowiła sobie, że właśnie takie cechy charakteru instynktownie wyczuwała u Trenta Ra¬vindera. Była pewna, że wprawdzie Ravinder może być arogancki, wymagający, uparty i czasami trudny, ale w razie potrzeby byłby twardy jak skała.

Na szczęście, pomyślała Filomena, nie potrzebuję żadtłych skał w swoim życiu.

- Dobry wieczór, Amery, Meg ... - Brady Paxton

28 • GWIAZDA SEZONU

uprzejmie pozdrowił wszystkich siedzących wokół sto¬łu. Amery przedstawił go Ravinderowi. Obaj panowie wymienili sztywne ukłony. Brady cały czas spoglądał na Filomenę, która odpowiadała mu swym najbardziej pro¬miennym uśmiechem.

- Cieszę się, że cię widzę, FiL Tyle lat minęło. Filomena, dostrzegając wrogość w oczach Glorii, przebiegła w myślach różne odpowiedzi, wreszcie zde¬cydowała się na coś najbardziej neutralnego:

- Tak, rzeczywiście. Czas upływa niezwykle szybko, gdy człowiek dobrze się bawi. Jak idą interesy w branży ubezpieczeniowej?

'. Po ślubie z Glorią Brady wszedł jako wspólnik do agencji ubezpieczeniowej teścia. Firma zmieniła nazwę z "Towarzystwo Ubezpieczeniowe Halseya" na "Towa¬rzystwo Ubezpieczeniowe Halseya-Paxtona". W tam¬tym czasie dla Brady'ego była to sprawa pierwszej wagi.

Brady kiwnął głową z zadowoleniem.

- Nie mogę narzekać. Słyszeliśmy, że dobrze ci idzie, Fil. Masz małą fIrmę, prawda?

Gloria weszła w słowo:

- Tak, Fil, słyszeliśmy, że prowadzisz interesy w świe¬cie mody. Podróże, pokazy, spotkania. Któż by się spodzie¬wał, że masz jakiś talent w tym kierunku.

Uśmiech Filomeny stał się jeszcze bardziej pro¬mienny.

- Z pewnością nie przejawiałam takich skłonności w liceum. Po prostu nie miałam wtedy jeszcze wprawy w projektowaniu. Zawsze interesowały mnie barwy, tka¬niny i moda. Ale nie rozumiałam tego wszystkiego, nie wiedziałam, jak powinna ubierać się osoba, mająca taką fIgurę jak ja wtedy.


Po takiej naturalnej odpowiedzi na twarzy Glorii po¬jawił się kwaśny grymas.

- Koncentrujesz się na modzie dla niskich kobiet. Nie sądzę, bym mogła znaleźć coś dla siebie.

- Masz rację. Moja fIrma projektuje wyłącznie dla kobiet drobnych - oznajmiła Filomena, przypominając sobie, jak niegdyś bardzo zazdrościła Glorii wzrostu i doskonałej fIgury modelki. - Nasza oferta skierowana jest do kobiet mających mniej niż sto sześćdziesiątczte¬ry centymetry wzrostu. Te kobiety, a są ich miliony, nie prezentują się zbyt dobrze w ubraniach o typowych roz¬miarach.

- Tak, wiem - potwierdziła Gloria z fałszywym współczuciem; - Biedaczki. Wyglądają, jakby tonęły w swoich sukniach, choćby nie wiem jak wiele za nie zapłaciły. Rękawy za długie, talia nie tam, gdzie trzeba, spódnice niechlujnie skrócone. To musi być przygnębia¬jące.

Kątem oka Filomena zauważyła, jak Shari przygryza wargi - wszyscy pamiętali, że tak właśnie wyglądała kiedyś Filomena, a do tego jeszcze była grubawa. Wi¬działa, że teraz siostra gotowa jest stanąć w jej obronie, nawet gdyby to miało wywołać skandal. Filomena ko¬pnęła ją ostrzegawczo pod stołem. Shari spochmurniała.

Filomena postanowiła rozładować sytuację. Nie czuła złości, raczej politowanie dla Glorii.

- Wszystko zależy od odpowiednich proporcji, jak zapewne wiesz, Glorio. Właściwy krój może wiele zdziałać.

- No cóż, twój strój też wiele zdziałał - zauważyła chłodno Gloria, dając jasno do zrozumienia, że wraże¬nie, jakie robi na wszystkich, Fi10mena zawdzięcza wy¬łącznie swej sukni.

30 • GWIAZDA SEZONU

Filomena wzniosła oczy w górę, gdy pomyślała o tych latach ciężkiej pracy, napięcia i wyrzeczeń. Stro¬je, jakie obecnie nosiła, były najmniej ważną zmianą w jej życiu. Uśmiechnęła się ciepło i szczerze.

- Dziękuję ci, Glońo, że zwróciłaś na to uwagę.

Wiem, że zmieniłam się w ciągu ostatnich lat. Cóż, mia¬łam szczęście. Nie chce mi się nawet myśleć, jaka to by była katastrofa dla mnie, gdybym jako dziewiętnastolet¬nia dziewczyna wyszła za mąż. W tym wieku łatwo popełnić głupstwo, prawda? - dodała z uśmiechem. - Cóż by ze mną się stało, gdybym została w Gallant Lake: nie podróżowałabym, nie miałabym porsche'a, brakowałoby mi radości życia. Kobieta potrzebuje nie¬kiedy czasu, by odnaleźć samą siebie.

Przy stole zapanowała cisza. Glońa poczerwieniała Shań z matką próbowały niezręcznie ratować sytuację, ale to Amery wkroczył zdecydowanie, zwracając się do Brady'ego:

- Wydaje mi się, że powinienem odnowić swoją po¬lisę od ognia. Daj mi znać przy najbliższej okazji, czy muszę opłacić składkę. Nie mogę przecież w swych inte¬resach obyć się bez ubezpieczenia.

- Sprawdzę twoją polisę, Amery - odrzekł Brady z roztargnieniem.

Zdawał się nie zwracać uwagi na wrogie docinki swej

żony. Zwrócił się do Trenta:

- Jak się panu wypoczywa nad jeziorem, Ravinder? Trent przesłał Filomenie znaczący uśmiech.

- Nie sądzę, żebym się mógł nudzić.

Filomena zauważyła aluzję w tej odpowiedzi i wie¬działa, że inni też ją zauważyli. Brady nachmurzył się. - Słyszałem, że pracuje pan dla Asgard Develop¬ment? - zapytał.


GWIAZDA SEZONU • 31

- Owszem.

- W ciągu ostatnich lat ta kompania wybudowała

wiele kurortów w Arizonie i na Hawajach.

- Asgard specjalizuje się w budowie kurortów - obo¬jętnym głosem zauważył Trent.

- Chodzą plotki, że Asgardprzysłał pana, żeby się

pan trochę tu rozejrzał.

- Czyżby? No cóż, zna pan powiedzenie o plotkach?

- Znam powiedzenie o dymie.

Trent popatrzył na niego.

- Na pana miejscu nie traciłbym czasu na szukanie ognia. Jestem tu na wakacjach, a nie służbowo.

Brady chrząknął i uniósł rękę.

- Rozumiem, rozumiem. W pana branży trzeba trzy¬mać język za zębami. Ale proszę mi dać znać, jeśli mógłbym pomóc i oprowadzić pana po okolicy. Miesz¬kam tu od urodzenia i mam wiele znajomości. Sam zain¬westowałem trochę w działki budowlane.

- Dziękuję panu - odparł Trent z powagą. - Będę o tym pamiętał.

Brady zwrócił się do Filomeny:

- No, koleżanko, musimy się spotkać, skoro jesteś w naszym mieście. Mamy sobie wiele do powiedzenia. Czy wspominałaś Trentowi, że byliśmy kiedyś zarę¬czeni?

Glońa patrzyła z bardzo obrażoną miną. Filomenajuż chciała grzecznie zaprzeczyć, jakoby miała z Bradym wspólne tematy do omówienia, ale nim zdołała otworzyć usta, wtrącił się Trent:

- Obawiam się, że Filomena będzie bardzo zajęta podczas pobytu w Gallant Lake. Owszem, wspominała mi o zaręczynach. Jak przed chwilą powiedziała, łatwo popełnić błąd, gdy ma się dziewiętnaście lat. Ąle teraz

32 + GWIAZDA SEWNU

wie, czego chce. Odkryliśmy, że mamy ze sobą wiele wspólnego.

- No, no - odparł Brady wcale tym nie zrażony. Jego twarz nabrała wyrazu przebiegłości. - A więc tak sprawy stoją. Nie będziesz się pewnie nudziła w najbliższym cza¬SIe.

- Tak myślę. - Filomena popatrzyła na Trenta. ¬Czekają mnie wysoce irytujące momenty, ale na pewno nie nudne.

Trent uśmiechnął się z pewną siebie miną.

- Będę się starał ze wszystkich sił, by cię zadowolić. Filomena złościła się w duchu, choć na twarzy miała

słodki uśmiech.

- Powstaje pytanie, jak jesteś silny.

- Przez ćwiczenie do mistrzostwa. Zawiozę cię dziś

do domu i w ten sposób trochę potrenuję. Jestem pewien, że pewnego dnia osiągnę doskonałość.

Paxtonowie pożegnali się pośpiesznie.

Filomena chłodno i z dezaprobatą patrzyła na Trenta.

Cóż, skoro on chce grać, ona podejmie wyzwanie.

- Jestem pewna, że twoje kwalifIkacje są znakomite, jeśli chodzi o budowę drogich kurortów. Ale podejmu¬jesz się zadania, które przekracza twoje umiejętności. Nie chciałabym być świadkiem, jak starasz się ugryźć więcej niż zdołasz przełknąć.

Popatrzył na nią z uśmieszkiem.

- Nie martw się o mnie. Mam w sobie wiele wewnę¬trznej, niespożytej siły.

Ciotka Agnes wzniosła ku niemu kieliszek.

- Słuchaj go, dziewczyno. Wiele można by mówić

wewnętrznej sile mężczyzn. Ktoś taki jak Paxton z pewnością jej nie ma. Znam go, bo był u mnie w szóstej klasie. Kiedy powiedziano mi o waszych zarę-


___ • ( ;WIAZI lA: ;I'J,( )['-111 • : \: \

czynach, wiedziałam, że popełniłaś błąd. Czyż nie mó¬wiliśmy ci tego razem z George'em? Dobrze, że to się skończyło.

- Słuchaj, Agnes - przerwał jej George - nie ma sen¬su wracać do tamtej sprawy.

Shari spojrzała uważnie na siostrę.

- Byłaby niespełna rozumu, gdyby zależało jej na Paxtonie, ale nie możemy jej winić, jeśli zapragnie małej zemsty. To nie takie trudne. Brady najwyraźniej pali się do wznowienia dawnej znajomości, a Gloria stanowi ła¬twy cel.

- To jakby łowić rybę w beczce - zauważył Trent.

- Filomena nie powinna zaprzątać sobie głowy zemstą.

Takie łatwe zagrywki nie są jej potrzebne.

Filomena bawiła się swym kieliszkiem. Ten facet za-

czynał ją denerwować.

- Skąd możesz wiedzieć, co jest mi potrzebne, Trent? Amery odchrząknął głośno.

- Och, zrobiło się późno. Musimy jutro wcześnie wstać, jeśli chcemy coś złowić.

Filomena uśmiechnęła się do ojca.

- Chciałbyś mnie, tatusiu, schować przed wszystki¬mi? Nie martw się. Świetnie się bawię. Zostanę z Shari i Jimem.

Jednak Trent już był na nogach.

_. Amery ma rację. Czas, byśmy poszli. Podwiozę cię do pensjonatu, Fil.

Filomena nawet nie drgnęła.

- Dzięki, ale nie skorzystam. Miałabym ochotę jesz¬cze potańczyć.

- Czyżby? - Trent położył rękę na jej ramieniu. - A z kim chcesz• tańczyć?

- Och, jest tu mnóstwo ludzi. - Rozbawiona Filome34 • GWIAZDA SEZONU

na zatoczyła ręką krąg. - Z pewnością znajdzie się ktoś mojego wzrostu. Na przykład Derek Overton, co, Shari? Miał mniej niż metr siedemdziesiąt. Doskonały wzrost dla mnie.

Shari uśmiechnęła się znacząco.

- Obawiam się, że nic z tego. Derek ogłosił, że jest homoseksualistą. Został prawnikiem i przeniósł się do Portland kilka lat temu.

- Znajdzie się ktoś inny. - Filomena pomachała Tren¬towi pożegnalnym gestem. - Zmykaj, Trent. Doskonale radzę sobie sama, wbrew temu, co sądzi moja rodzina.

W odpowiedzi Trent położył ręce na jej ramionach.

- Ale ja mogę sobie nie poradzić. Czuję, że zgubię się po drodze bez ciebie jako przewodnika. Powiedz dobra¬noc, Filomeno.

Świadoma, że rodzina patrzy na nią z niepokojem, a goście z sąsiednich stolików zerkają z ciekawością, Fi¬lomena postanowiła poddać się z wdziękiem.

- Dobranoc, Shari, Jim. Bawcie się dobrze. Szkoda, że nie mogę robić tego samego.

- Nie udawaj nieszczęśliwej - poradził Trent, prowa¬dząc ją ku drzwiom. - Nikt nie będzie ci współczuł. Dosko¬nale się bawiłaś, terroryzując wszystkich, prawda?

- Nie rozumiem, dlaczego wszyscy z uporem twier¬dzą, że narobię tu jakichś kłopotów. Przyjechałam do rodzinnego miasta na zasłużone wakacje i ślub mojej

siostry. To wszystko. .•

- Pływasz w tej wodzie jak zwinna, mała barrakuda, a usiłujesz wyglądać nieszkodliwie i niewinnie.

- Jestem nieszkodliwa i niewinna.

- Akurat! Widziałem, jak ci się oczy zaświeciły, gdy

Paxtonowie podeszli do stołu.

- Sam powiedziałeś, że próba zemsty na tych dwojgu


GWIAZDA SEZONU.35

to jak łowienie ryb w beczce. Musisz przyznać, że zacho¬wywałam się poprawnie.

Trent lekko wygiął usta.

- Tak, przyznaję, że nie uległaś kilku pokusom, jakie znalazły się na twej drodze. Nie uwodziłaś Paxtona i nie byłaś zbyt złośliwa dla jego żony, choć niewiele brako¬wało.

- Zostałam sprowokowana.

Otworzył szklane drzwi i przepuścił ją na zewnątrz, w aksamitną noc.

- Fakt. Ale nie wiem, jak daleko by sprawy zabrnęły, gdyby reszta z nas nie trzymała cugli.

- Niezbyt daleko. Zastawianie przynęty na Brady'ego szybko by mi się znudziło. A któż chciałby się nudzić?

- Zrobię wszystko, byś się nie nudziła - oznajmił Trent, otwierając drzwi swego szarego mercedesa i za¬praszając ją do wnętrza.

Patrzyła przez szybę, jak obchodzi z przodu samo¬chód i wsiada. Nagle uświadomiła sobie, że Trent zajmu¬je wewnątrz pojazdu bardzo dużo miejsca. Był rzeczywi¬ście wielkim mężczyzną. Odruchowo wcisnęła się głę¬biej w kąt fotela, zapinając pasy. Trent zdjął swoją wy¬tworną marynarkę i rzucił ją niedbale na tylne siedzenie. Włączył silnik i łagodnie ruszył.

- Zdaje się, że masz niezłą frajdę, Filomeno. Jeśli uważasz, że to takie zabawne wrócić do rodzinnego miasta i pokazać wszystkim, jak bardzo się zmieniłaś, dlaczego nie zrobiłaś tego wcześniej?

Filomena wzruszyła ramionami.

- Nie miałam okazji. Nie osiągnęłabym tego, co mam, gdybym urządzała sobie wakacje. To mój pier¬wszy, prawdziwy urlop od lat. Sam zajmujesz się intere¬sami i musisz wiedzieć, jak to jest.


36 ł GWIAZDA SEZONU

Samochód wyjechał na wąską drogę, prowadzącą wzdłuż jeziora w kierunku pensjonatu.

- Wiem - odparł Trent. - Czasami musimy zwolnić tempo i uporządkować naszą hierarchię wartości. Pamię¬taj, że ja też tu jestem na urlopie.

- Brady Paxton jest innego zdania.

- Nie interesuje mnie, co myśli Paxton. Interesuje

mnie, co ty myślisz. - Doprawdy?

Popatrzyła na niego ukradkiem. Miał twardy i nie¬ugięty wyraz twarzy. Czasami tylko rozjaśniał ją krótki, raczej ironiczny uśmiech.

- Dlaczego obchodzi cię, co ja myślę?

- Chcesz wiedzieć prawdę?

- Tak. Wiem, że wyświadczyłeś mojej rodzinie przy-

sługę, towarzysząc mi dziś wieczór. Ale dlaczego miało¬by ci zależeć na tym, co o tobie myślę?

- Skoro pytasz, to znaczy, że niewiele nauczyłaś się przez te ostatnie lata. Może powinniśmy porozmawiać o brakach w twojej edukacji.

Nie zdążyła odpowiedzieć, gdy Trent nieoczekiwanie zwolnił i skręcił na niewielką dróżkę, biegnącą ku jezioru.

Filomena wyprostowała się w fotelu. Zniknęła gdzieś jej ciekawość i chęć przekomarzania się, ustępując miej¬sca innemu rodzajowi wewnętrznego napięcia.

- Dokąd jedziemy?

- Do miejsca, gdzie dobrze biorą ryby. Twój ojciec

pokazał mi je wczoraj.

Zwolnił jeszcze bardziej. Wąska, nierównadroga wiła się wśród sosen i jodeł.

Filomena pomyślała, że powinna stanowczo zaprote¬. stować, nim dojadą do brzegu jeziora. Była niemal prze¬konana, że Trent zawróci, jeśli ona zrobi awanturę. To


GWIAZDA SEZONU • 37

przecież przyjaciel rodziny. Jej ojciec darzył go sympatią i ufał mu, a Trent okazywał Amery'emu wzajemny sza¬cunek. Taki człowiek nie nadużyje zaufania.

Może właśnie dlatego nie zaprotestowała. Trent pra¬wdopodQbnie zamierza ją pocałować, a to nie jest przecież wstrząsające wydarzenie. Zdoła sobie z nim poradzić.

Trent zatrzymał mercedesa tuż nad brzegiem jeziora.

Zgasił silnik i opuścił szybę. Szum poruszanych wiatrem drzew dobiegał teraz wyraźnie. Na ciemnej powierzchni wody odbijało się słabe światło księżyca. Na drugim brzegu widać było gdzieniegdzie jaśniejsze punkty: ja¬kieś odległe budynki lub przejeżdżające samochody.

Trent odpiął pas bezpieczeństwa i rozparł się swobod¬nie na siedzeniu.

- Wczoraj o świcie udało nam się tu złowić kilka ryb

- powiedział cicho. - Jezioro było jak tafla i widzieli-

śmy najdrobniejszą zmarszczkę na powierzchni wody. Wiesz, mam podobne odczucie obserwując ciebie: zew¬nętrzna otoczka gładka, ale łatwo ją burzą wszelkie emo¬cje, jakie odczuwasz. Podoba mi się to. Uśmiech igra w twych oczach i na ustach tak jak drobne fale, przebiega¬jące po powierzchni jeziora. Również irytacja i współ¬czucie, życzliwość i złość.

- Czy po to mnie tu przywiozłeś, by mi powiedzieć, że łatwo czytać z mojej twarzy?

- Nie. - Odpiął pas na jej fotelu. - Przywiozłem cię tutaj, bo chcę się przekonać, czy namiętność przebiega przez ciebie podobnie jak inne uczucia. Chcę sięprzeko¬nać, czy zauważę te drobne fale na powierzchni.

Filomena zesztywniała, czując, jak otaczają ją ramio¬na Trenta, jak jej drobne ciało wpasowuje się w jego mocne objęcia. Czuła jego żar, wdychała słaby zapach mydła i płynu po goleniu.

38 • GWIAZDA SEZONU

- Zatem przeprowadzasz na mnie eksperyment? ¬zapytała.

- Mażesz ta sobie nazywać, jak chcesz.

Pochylany nad nią, patrzył w jej twarz. Przesuwał ręką po jej wł.osach, aż datarł da nagieg.o ciała, .odsł.onię¬teg.o w głęb.okim wycięciu sukni na plecach.

Fil.omenę przebiegł lekki dreszcz, gdy p.oczuła jeg.o ciepłe palce na skórze.

- Weź pad uwagę, że nie tylk.o ty mażesz przeprowa¬dzać eksperymenty.

Przesunął .opuszkami palców wzdłuż jej kręgasłupa. - Podzielę się z t.obą wynikami m.ojeg.o eksperymen¬tu, jeśli ty p.odzielisz się ze mną sw.oimi.

Fil.omenę .ogarnął nagły lęk. Przez dwa tyg.odnie zrę¬cznie unikała wszelkich nieprzewidzianych wydarzeń. Teraz decyzja wymykała jej się z rąk. Ta nie miał być przypadkawy eksperyment.

Jednak była już za późna, by zatrzymać bieg wyda¬rzeń. Czuła, że jest w pułapce, a równacześnie spłynął na nią jakiś dziwny błagastan. Zał.ożyła Trent.owi ręce na barki i uni.osła twarz, ale zanim zdążyła zajrzeć mu w¬.oczy, p.oczuła jeg.o wargi na swaich ustach.

Przez materiał kaszuli .odruch.ow.o wczepiła się palca¬mi w jeg.o twarde, sprężyste muskuły. Ta wszystka nie przebiegała tak, jak .oczekiwała, ale sama wiedziała nie¬zbyt dakładnie, czeg.o właściwie .oczekiwała.

Maże spodziewała się bardziej powściągliweg.o p.o¬dejścia, trochę więcej wahania. Ale przecież pawinna wiedzieć, że ten mężczyzna jest pewny siebie i zuchwa¬ły. Pawinna przewidzieć jeg.o żarliwą, niep.oham.owaną zab.orcz.ość. Nie jest typem czł.owieka, który ma zwyczaj zatrzymywać się w pół dragi.

P.ocałunek Trenta, głęb.oki i namiętny, porwał Fil.ome-


GWIAZDA SEZONU • 39

nę i wymusił .odzew. R.ozwarła mimawalnie usta i gdy p.oczuła datyk jeg.o języka, przebiegł ją dreszcz.

Trent .odpawiedział z chciwym p.ożądaniem. Przesu¬nął rękami pa .obnażanym karku Fil.omeny, pa .obcisłych rękawach sukni.

- Wiedziałem - wyszeptał tuż przy jej ustach. - Wie¬działem, że p.oczuję, jak drżysz.

- Trent... .

Jeg.o palce wprawnym, delikatnym ruchem zsuwały już suknię. Dżersej.owe rękawy .opadły na nadgarstki, przód sukni, jeszcze przed chwilą skramnie k.ończący się wys.oka pad szyją, zjechał niemal da bi.oder.

Zaskocz.ona Fil.omena siedziała bez tchu. Wydarzenia biegły zbyt szybka, nie dając czasu na padjęcie decyzji. Odchyliła się da tyłu, ale stwierdziła, że ręce ma unieru¬chamiane w rękawach sukni. R.ozszerz.onymi• .oczami sp.ojrzała na Trenta.

- Ta nic, maja draga Wiesz, że nie zr.obię ci krzywdy. Uwalnił dł.onie z rękawów sukienki, patrząc przy tym na jej nagie piersi. P.ochylił gł.owę i leciutka pocał.ował dziewczęce brodawId.

Fil.omenę znów przebiegł dreszcz, ale w ślad za nim pojawiła się nerw.owe napięcie.

- Trent, ta zaszła już za daleka - pawiedziała miękka i gardława, maskując emocje.

- Pragnę cię pa prastu datknąć.

Jeg.o gł.os nabrzmiewał p.ożądaniem, jednak Fil.omena wyczuwała, że Trent panuje nad s.obą. Wiedziała, że jest z nim bezpieczna, ale nie m.ogła wyzbyć się wrażenia, że spaceruje pa linie. Jęknęła cicha, kiedy palcami .objął jej małe piersi, muskając delikatnie brodawki.

Gdy miała już walne ręce, zamiast .odsunąć się .od Trenta i nał.ożyć sukienkę, przywarła da nieg.o. Ukryła

40 • GWIAZDA SEZONU

rozpaloną twarz w jego ramionach i zamknęła oczy, a przez ciało przebiegł dreszcz.

- Wiedziałem, że tak będzie - szepnął niskim gło¬sem. - Ilekroć na ciebie patrzyłem, czułem niemal ból wyobrażając sobie, jak to będzie. Nie rozumiem, jak mogłem czekać aż tak długo.

- Och, Trent. ..

-Cicho. Po prostu odpręż się i pozwól, żeby się to

stało. Bo to się musi stać. - Nie dzisiaj.

- Jeśli nie tej nocy, to innej. Równie dobrze może być

teraz.

Filomena postanowiła oprzeć się temu zniewalające¬mu głosowi. Wyobraziła sobie, jak rodzice patrzą domy¬ślnie na zegarek, by zobaczyć, ile Trentowi i ich córce zajmuje droga powrotna do domu.

- Moja rodzina widziała, jak odjeżdżamy sprzed klu¬bu tuż przed nimi. Jeśli nie pojawimy się na czas w domu, będą wiedzieli ...

- Dlaczego miałoby ich to dziwić? Przecież w pen¬sjonacie nie mamy okazji do prywatnych spotkań. Oni to zrozumieją.

- Trent, nie mam zamiaru dopuścić do tego, by wszy¬scy myśleli, że dałam się uwieść od razu, kiedy tylko zostałam z tobą sam na sam.

- Dlaczego miałabyś przejmować się tym, co sobie myślą?

Przesuwał ręką po jej biodrach i niżej, aż do wypukło¬ści pośladków. Ujął je delikatnie.

- Masz dwadzieścia osiem lat i zdołałaś wszystkich przekonać, że jesteś dorosła. Możesz robić, co chcesz.

- Słusznie. - Udało jej się przywołać zdrowy rozsą¬dek. - A chcę właśnie, żeby jutro przy śniadaniu nie


GWIAZDA SEZONU • 41

patrzono na mnie z ukosa. Ledwo cię znam i nie mam zamiaru dać się uwieść na przednim siedzeniu samo¬chodu.

- Może wolisz tylne siedzenie? - Muskał jej ucho pod puklami bujnych, rudych włosów. - Jak cudownie pachniesz.

- Trent, przestań.

W jego głosie wyczuła spokojną rezygnację.

Najwyraźniej nie chciał dzisiaj jej zmuszać.

- Odsuwasz tylko od siebie rzecz nieuniknioną. Chy¬ba zdajesz sobie z tego sprawę - powiedział miękko.

- Nie - odrzekła cierpko, poprawiając sukienkę. ¬Nie po to przyjechałam do domu, by mieć wakacyjny flirt z jednym z gości moich rodziców.

- Czy ktoś czeka na ciebie w Seattle?

- Wielu czeka na mnie w Seattle.

- Ale jakiś konkretny mężczyzna?

Filomena energicznie zapięła pasy!

- To chyba nie twoja sprawa. Jedźmy do domu. Jest

już późno.

- Jeśli sobie tego życzysz ...

- Tak, życzę sobie.

Włączył silnik i wyprowadził samochód na główną drogę. Odezwał się do niej dopiero wtedy, gdy przybyli na parking przed pensjonatem.

- Miałem rację - powiedział tonem, w którym sły¬szało się satysfakcję.

- O co chodzi? - Filomena popatrzyła na niego po¬dejrzliwie.

- Czułem w tobie namiętność, tak jak oczekiwałem.

To było wspaniałe, elfie, choć teraz przez pół nocy nie będę mógł spać.

Filomena wysiadła z samochodu i ruszyła w stronę

42 • GWIAZDA SEZONU

domu rodziców, który stał za głównym ciągiem bungalo¬wów. Gdy wbiegała po schodach, pomyślała sobie, że mimo wszystko dzisiejszy wieczór nie był tak zabawny, jak się spodziewała.


ROZDZIAŁ

3

Następnego dnia FilQmena zrobiła sobie wspaniałą przejażdżkę z pensjonatu nad jeziorem w kierunku Gal¬lant Lake. Powietrze było świeże i ciepłe zarazem. Od strony lasów okalających szosę falami wpadał przez otwarte okna samochodu wspaniały zapach sosen. Po¬rsche jak zawsze był jej posłuszny.

Nareszcie jestem sama, pomyślała z uśmiechem. Pod¬jęła się przywiezienia z miasta rozmaitych produktów na wesele Shari, miała więc świetną wymówkę, żeby się wyrwać na chwilę z domu.

Podczas śniadania, jak oczekiwała, poddana została małemu śledztwu. Zniosła je nieźle. Na szczęście posiłki spożywano w jadalni pensjonatu, w obecności wielu gości, z którymi należało rozmawiać i dbać o ich samo¬poczucie.

Amery i Trent udali się przed świtem na ryby i do 44 ł GWIAZDA SEZONU

wpół do ósmej nie powrócili. Śledztwo prowadziła więc matka Filorneny i Shari.

_ Dobrze bawiłaś się wczoraj wieczorem? - zapytała

siostra, gdy Filomena nalewała sobie kawy.

_ Znakomicie ..• odrzekła Filomena, a ponieważ nie udzielała dalszych wyjaśnień, matka wtrąciła się do roz¬mowy:

_ Trent Ravinder to sympatyczny człowiek, prawda?

Tak się cieszymy, że zamieszkał w naszym pensjonacie. Amery twierdzi, że jest interesujący i że świetnie się z nim łowi ryby.

_ Przyznaję, że jest interesujący, ale nie nazwałabym

go sympatycznym - odpowiedziała Filomena.

_ Zaspokój naszą ciekawość i przejdź do rzeczy ¬ponagliła ją Shari. - Czy zrobił wczoraj jakiś krok? Ma¬ma twierdzi, że byliście w domu dwadzieścia minut po

nich.

Filomena uśmiechnęła się dobrodusznie.

_ Trent źle skręcił i dlatego przyjechaliśmy trochę

później.

Shari uśmiechnęła się domyślnie. - Och, nie uwierzę.

_ W co? W to, że źle skręcił? Wiesz przecież, jak

wiele różnych bocznych dróg jest wśród tych wzgórz. Łatwo gdzieś zjechać.

_ Ach tak, zboczył z drogi, gdy ty siedziałaś obok?

Nie opowiadaj, Fil. Znasz tu każdą najmniejszą ścieżkę• Powiedz, uwodził cię? - Shari zwróciła się do matki, mrugając porozumiewawczo. - Mówiłam ci. Nie trzeba się martwić, że Fil coś wykręci z Bradym Paxtonem. Już Trent się nią zajmie.

_ Taki sympatyczny człowiek - powtórzyła Meg

Cromwell szczerym tonem. - Wiesz, Fil, martwiłam się


GWIAZDA SEZONU ł 45

ostatnio, że stajesz się trochę zbyt wybredna, jeśli chodzi o mężczyzn. Nie młodniejesz przecież, a statystyki mó¬wią, że kobiecie w twoim wieku coraz trudniej znaleźć męża.

Filomena roześmiała się.

- Zapewniam cię, mamo, że gdy tylko zechcę, mogę wyjść za mą? Nie wyobrażasz sobie, ilu mężczyzn chce się żenić, znając moje dochody. Wierz mi, dochody spół¬ki Cromwell & Sterling z nadmiarem rekompensują te wszystkie złowróżbne dane statystyczne.

- Trent Ravinder na pewno nie myślałby o małżeń¬stwie dla korzyści ze spółki Cromwell & Sterling - za¬oponowała Meg. - Sam zarabia fortunę w Asgard Deve¬lopment. Ponadto świetnie sobie radzi w handlu nieru¬chomościami. Wuj George twierdzi, że Trent ma wyczu¬cie w tych sprawach. Uważa, że mógłby z łatwością wykupić całą firmę Cromwell & Sterling, gdyby tylko chciał.

- To mało pocieszające - odparła Filomena w zamy¬śleniu.

- Robisz trudności - oświadczyła Shari. - Ale uwa¬żaj: Trent cię osacza i nim się zońentujesz, będzie za późno.

Filomena parsknęła śmiechem i na tym skończono rozmowę•

Teraz, jadąc krętą szosą do miasta, pomyślała, że całe to wypytywanie mogło przebiegać znacznie gorzej. Bez wątpienia jej rodzina była zachwycona Trentem Ravin¬derem. A ponieważ wszyscy z niepokojem oczekiwali rozegrania sprawy z Paxtonem, zupełnie zrozumiałe, że najchętniej widzieliby Filomenę razem z Trentem.

Najbardziej tajemnicże było jednak to, dlaczego Trent 46 • GWIAZDA SEZONU

pozwalał sobą tak łatwo manipulować. Może jego za¬chowanie poprzedniego wieczora wyjaśnia tę zagadkę?

Wszystko się zgadza. Trent przebywa kilka tygodni w dość ustronnym, pozbawionym rozrywek miejscu i flirt z córką właściciela pensjonatu mógłby się okazać dość interesującym sposobem spędzenia czasu. A w dodatku rodzina przyklaskuje całej sprawie.

Pewność siebie, jaką okazywała Filomena, brała się z sukcesów w interesach, a nie z porywających przygód miłosnych. Osobie pracującej tak ciężko nie zostawało wiele czasu na miłostki.

Ponadto Filomena w głębi duszy czuła, że nie jest stworzona do ulotnych romansów. Być może tkwiła w niej ciągle małomiasteczkowa dziewczyna, a może zbyt¬nio brała sobie wszystko do serca.

Choć gdy tak o tym myślała, uświadomiła sobie, że trudno jej będzie trzymać się z dala od Trenta - wczoraj¬szy pocałunek zmusił ją do przyznania się przed samą sobą, że ten mężczyzna ją pociąga. Następnych kilka tygodni spędzą blisko siebie, a to może być niebezpiecz¬ne. Znacznie bardziej niż ewentualny rozwój sytuacji z Paxtonem. Dziwne, że rodzina tego nie rozumie.

Z pewnością dlatego, że ślepo ufają Trentowi. Nie mogła ich za to winić. Zachowanie Ravindera wzbudza¬ło respekt i zaufanie.

Fi10mena z fasonem zaparkowała porsche'a przed bankiem. Wysiadając z samochodu pomachała ręką kil¬ku ludziom, którzy rozpoznali ją i jej auto. Uśmiechnęła się w duchu widząc, jak z podziwem patrzą na porsche' a i na nią. Miała na sobie gładką sukienkę z szerokim, śmiałym pasem i wiedziała, że w tym stroju, pełnym zawadiackiego wdzięku, wygląda doskonale.

Szybko uporała się ze sprawunkami, ale gdy upchnęła


GWIAZDA SEZONU • 47

je w bagażniku; doszła do wniosku, że jeszczerue pora wracać do domu. Z pewnością jest już tam Trent, a ona nie bardzo wie, jak zachować się w stosunku do niego. Dobrze zrobiłaby jej teraz filiżanka kawy. Filomena ru¬szyła w kierunku pobliskiego lokaliku. Weszła do środka i natychmiast powitał ją głos stojącej za kontuarem ko¬biety:

- Kogo widzą moje oczy? To ty, Fil? Ktoś powiedział mi, że tamten szykowny samochodzik należy do ciebie. Nie chciałam wierzyć. Niech ci się przyjrzę. Ależ jesteś ubrana! Pokaż się z tyłu.

Filomena posłusznie wykonała obrót, demonstrując trójkątny dekolt, który prowokacyjnie odsłaniał kawałek ciała, i czarne guziki, podkreślające ro;cięcie spódnicy z tyłu.

- No i co o tym myślisz, Muriel? \\1ączamy to do naszej najbliższej kolekcji.

- Chcesz znać moje zdanie? - Muriel chrząknęła nie¬dowierzająco. - To jest bardzo ekstrawaganckie, ale ja nie jestem ekspertem od mody, wiesz o tym. Chociaż na tobie wygląda świetnie. Słyszałam, że zrobiłaś wczoraj furórę w klubie.

Filomena skrzywiła się.

- Chcesz powiedzieć, że miałaś już raport o tym, co wydarzyło się wczoraj wieczorem?

- Sama wiesz, jak szybko krążą tu plotki. Słyszałam równiez o odczycie, jaki miałaś dla dziewcząt kilka dni temu. Były olśnione.

- Dziewczyny w tym wieku zawsze interesują się modą.

Muriel chrząknęła~

- Z tego, co słyszałam, to nie moda najbardziej je zainteresowała. Przekonywałaś je, że jeśli zechcą napra-

48 • GWIAZDA SEZONU

wdę pracować, mogą osiągnąć taki sam sukces jak ty. Dobrze, że ktoś im to mówi. Nastolatki powinny zdawać sobie sprawę, że istnieje coś poza chłopcami.

- Przedstawiłam im również swą opinię o chłopcach.

- Słyszałam - skinęła Muriel. - że chłopców należy

traktować jak cukierki, prawda? N adrniar powoduje pró¬chnicę zębów.

- Mam nadzieję, że zrozumiały.

- Nawet jeśli nie, to z pewnością osoby, prowadzące

społecznie ten klub, doceniły pieniądze, jakie ofiarowa¬łaś na jego potrzeby. Już one to odpowiednio wykorzy¬stają. Robią wiele dobrego dla tych dzieciaków. Siadaj i opowiadaj, co u ciebie słychać.

Rozmawiały z kwadrans, ale potem kawiarenka za¬pełniła się klientami i Muriel przeprosiła:

- Wybacz, ale muszę wrócić do pracy. Dopij swoją kawę, Fil. Słyszałam, że trochę tu u nas pobędziesz, więc może jeszcze sobie pogadamy, co?

- Tak, wpadnę kiedyś znowu.

- Koniecznie. Pozdrów matkę.

- Dziękuję, Muriel.

Filomena piła powoli kawę i patrzyła zamyślona przez okno na ulicę i położone przy niej sklepy. Tak niewiele tu zaszło zmian, od kiedy opuściła miasto. Na¬gle poczuła czyjąś obecność obok. Spojrzała w górę.

- Cześć, Fil. Ktoś mi powiedział, że stoi tu twój zielony porsche, więc postanowiłem zajrzeć do kawiami i spraw¬dzić, czy jesteś tutaj. Sam mam ochotę na filiżankę kawy.

Brady usiadł, nie czekając na zaproszenie i skinął na Muriel.

- To jest dopiero samochód, Fil. Prawdziwe cacko. Przechylił się do przodu, oparł ręce na stoliku i uśmie¬chnął się.


GWIAZDA SEZONU • 49

Filomena pamiętała ten uśmiech. Kiedyś wydawał jej się chłopięcy, serdeczny i seksowny. Obecnie, gdy miała za sobą dziewięć lat w brutalnym świecie biznesu, wie¬działa, co taki wyraz twarzy oznacza - uśmiech komi¬wojażera.

- Dobrze bawiłaś się wczoraj, Fil? - spytał Brady, gdy Muriel nalewała mu kawę.

Filomena dostrzegła w jej oczach wyraz lekkiej deza-

probaty.

- Fantastycznie. A ty? Brady wzruszył ramionami.

- Jak zwykle. Od dziewięciu lat chodzimy z Glorią do klubu prawie w każdą sobotę. Rutyna.

Filomena zastanawiała się, do czego zmierza ta roz¬mowa.

- To bardzo miłe miejsce - rzuciła obojętnie.

- Tobie wydaje się na pewno banalne, po tych

wszystkich wojażach i wielkomiejskim życiu. - Brady spojrzał na nią bacznie. - Zmieniłaś się, Fil. Ten samo¬chód, stroje - zrobił szeroki gest ręką - i w ogóle wszy¬stko.

Filomena wiedziała, że "w ogóle wszystko" ma ozna¬czać pewność siebie, której tak jej brakowało przed dzie¬więciu laty. Uśmiechnęła się lekko.

- Czas nie stoi w miejscu, Brady. Byłam zajęta przez ostatnich kilka lat.

- Słyszałem. - Nachylił się jeszc~e bardziej, usi¬łując stworzyć atmosferę większej bliskości. - Czy kiedykolwiek wspominałaś dawne dzieje, Fil? Nas dwo¬je?

- Nie - odparła pogodnie.

- A ja wspominałem - przyznał otwarcie.

- Strata czasu.

50 • GWIAZDA SEZONU

- Czasami jednak musiałaś rozważać, cośmy razem stracili, ty i ja.

- Nie mam za dużo czasu na takie rozważania.

- A ja o tym sporo myślę. Jeśli chodzi o mnie i Glo-

rię, to nie ułożyło się tak, jak oczekiwałem.

- Rzadko sprawy układają się tak, jak oczekujemy.

W moim przypadku ułożyły się one lepiej, niż mogłam się spodziewać, mając dziewiętnaście lat.

- Nigdy nie wyszłaś za mąż - stwierdził Brady takim tonem, jakby ten fakt był dowodem, że Filomena ciągle ma zadrę w sercu.

- Nawet nie miałabym na to czasu.

- Bardzo cię wówczas zraniłem, co?

Filomena uśmiechnęła się szeroko.

- Chcesz znać prawdę, Brady? To że zobaczyłam cie¬bie z Glorią w łóżku, było najlepszą rzeczą, jaka mnie kiedykolwiek spotkała. Zawsze byłam wam za to głębo¬ko wdzięczna. Kiedy pomyślę, ile bym straciła, poślubia¬jąc ciebie ... - pytanie zawisło w powietrzu - przechodzą mi ciarki po plecach. Wierz mi, Brady. Mam wobec ciebie nie spłacony dług wdzięczności za zerwanie tamtych za¬ręczyn.

W oczach Brady' ego pojawił się zły błysk.

- Myślę, że miałaś wielu mężczyzn przez te lata - po¬wiedział chłodno. - Czy z tego Ravindera też zamie¬rzasz zdjąć skalp i przytwierdzić sobie do pasa?

Filomenę już zaczęła ogarniać wściekłość, ale nagle roześmiała się, wyobrażając sobie skalp Trenta u swego pasa.

- Nie ma w tym nic śmiesznego - powiedział groźnie Brady.

- Nieważne. No, Brady, żałuję, ale mama czeka na mnie. Muszę już wyruszać.


GWIAZDA SEZONU • 51

- Zaczekaj. ~ Brady wyciągnął rękę. - Chciałbym z tobą porozmawiać.

- Nie sądzę, byśmy mieli sobie wiele do powiedze-

nia.

- Do diabła, Fil. To są ważne sprawy. Interesy. Popatrzyła na niego wojowniczo.

- Jakie interesy?

- Handel nieruchomościami. - Brady mówjł jej nie-

mal do ucha, ściszonym głosem. - Wiem, że Ravinder przyjechał tu, by obejrzeć działki nad jeziorem.

- On temu zaprzecza.

- A czego oczekujesz? że wszystko wypaple?

Uwierz mi, przyjechał tu w sprawach, służbowych. Wiesz, możesz mi wyświadczyć wielką przysługę, Fil., - Wątpię - odparowała. Teraz już• wiedziała, do cze¬go zmierzała ta cała rozmowa.

- I dla ciebie znalazłby się również kąsek - powie¬dział Brady chytrze. - Słyszałem, że jesteś teraz przed¬siębiorczą kobietą, więc z pewnością to cię zainteresuje. Nie powiesz mi, że twojej [mnie nie przydałby się za¬strzyk kapitału.

Trudno było nie przyznać mu racji. Spółka Cromwell & Sterling szukała obecnie kapitału. Lepiej jednak, żeby Brady o tym nie wiedział, i Filomena postanowiła mil¬czeć.

- To będą pieniądze, gwarantuję ci. Musisz jedynie wykorzystać wpływ, jaki masz na Ravindera i dowie¬dzieć się, którymi konkretnie terenami jest zaintereso¬wany. Mam upoważnienia do sprzedaży wielu działek w okolicy. Założyłem towarzystwo handlu nieruchomo¬ściami, które gromadziło przez wiele lat ziemię, na wy¬padek gdyby, tak jak teraz, pojawił się jakiś amator. Dowiedz się, co zamierza Ravinder, a ja wykorzystam 52 • GWIAZDA SEZONU

swe upoważnienia na odpowiednie parcele. A potem sprzedamy ziemię Asgardowi.

- Za potrójną cenę? - spytała uprzejmie Filomena.

- Na tym właśnie polega robienie interesów, Fil.

- Brady popatrzył na nią z niecierpliwością. - W tym

jest fortuna, jeśli dobrze zagramy naszymi kartami. - I ja mam być kartą, którą ty chcesz zagrać?

- Posłuchaj, możesz uzyskać odpowiednie informa-

cje. Ravinder jest tobą zainteresowany. Każdy to widzi. Łatwo będzie ci wybadać, jakie tereny ma zamiar pole¬cić Asgardowi. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, moi wspólnicy i ja zapłacimy ci prowizję, powiedzmy pięć procent.

- Twoja hojność mIlie przytłacza.

- Dobrze, niech będzie osiem procent. Fil, co za

problem? Przecież już z nim sypiasz, prawda?

- Nieprawda. - Fi10mena popatrzyła zimno na Bra¬dy' ego. - Nie sypiam z nim i przyjmij do wiadomości, że wypraszam sobie wszelkie domysły na ten temat. Jestem kobietą interesu, a nie prostytutką. I jeśli nie za¬przestaniesz swoich insynuacji, ogłoszę całemu miastu to, o co mnie przed chwilą prosiłeś. Powiem też wszy¬stko Ravinderowi. Rozumiemy się, Brady?

- Uspokój się. Co się z tobą dzieje? Jeśli jesteś bi¬znesmenką, to najlepiej wiesz, że mówię o rzeczach po¬wszechnie praktykowanych. Masz możliwośc pomóc staremu przyjacielowi i sama przy tym trochę zarobić. Nie proszę cię, byś uwodziła tego człowieka. Pomyśl o tym tylko, Fil.

Filomena uśmiechnęła się ostrzegawczo.

- Brady, mój stary przyjacielu, dziewięć lat temu dowiedziałam się o tobie wszystkiego, czego potrzebo¬wałam. Najwazniejsze z tego było to, że nie można ci


GWIAZDA SEZONU • 53

ufać. Nigdy nie prowadzę interesów z osobami, którym nie mogę ufać. Mam nadzieję, że to rozumiesz. żegnaj, Brady. Wracaj do domu, do żony. Tak bardzo ci na niej zależało dziewięć lat temu.

Brady popatrzył na nią domyślnie.

- Nadal nie możesz się z tym pogodzić, co? Dlatego nigdy nie wyszłaś za mąż, prawda? Dlatego jesteś tak urażona. Ale teraz wszystko się zmieniło. Ty się zmieni¬łaś i ja się zmieniłem. Jesteś znacznie bardziej atrakcyjną kobietą. Teraz możemy naprawdę się do siebie zbliżyć.

- Nie licz na to - powiedziała bez ogródek. Odwróciła się i ruszyła w stronę drzwi. Zdawała sobie sprawę, że zarówno Muriel, jak i goście w barze patrzą za nią z zaciekawieniem, ale była zbyt wściekła, by na to zwracać uwagę. Brady Paxton nie zmienił się przez te ostatnie lata. Pozostał nędzną kreaturą. Biedna Gloria.

Filomena rzuciła torebkę na przedni fotel porsche' a i usiadła za kierownicą. W dobrze znajomym wnętrzu samochodu odprężyła się. Nie powinna była dopuścić do tego, by Brady ją obrażał. Zadrżała na myśl o tym, co pomyślałby Trent, gdyby dowiedział się o całym zajściu.

Lepiej nie budzić licha, pomyślała, wyjeżdżając sa¬mochodem na główną szosę. Trent utrzymywał, że przyjechał tu na wakacje i była skłonna mu wierzyć. Ten mężczyzna zdawał się bardzo serio traktować sprawy honoru i morale. Nie będzie kłamał i nie bę¬dzie mu się podobało, że ktoś knuł intrygę, w której Filomena miała działać przeciw niemu. Nie ma sensu prowokować jego gniewu.

Do parkingu przy pensjonacie w Gallant Lake doje¬chała już w lepszym nastroju. Wysiadła z samochodu i zaczęła wydobywać pakunki.

- Pomogę ci - usłyszała głos Trenta.

54 ł GWIAZDA SEZONU

Wyprostowała się gwałtownie. Zmrużyła oczy, patrząc na niego pod słońce. Wydał jej się bardzo wysoki, gdy tak stał w wypłowiałych dżinsach, kraciastej koszuli i sfatygo¬wanych butach. Wcale nie wyglądał teraz na dobrze pro¬sperującego biznesmena, raczej na człowieka, który zara¬bia na życie pracą własnych rąk na świeżym powietrzu.

- Cześć, Trent - pozdrowiła go, cofając się odrucho¬wo. - Jak udało się wędkowanie?

- Nieźle. Jak zwykle w towarzystwie twego ojca.

- Wziął od niej jeden z pakunków i zmierzył ją wzro-,

kiem. - Dlaczego to zrobiłaś? - Zrobiłam-co? "

- Odsunęłaś się, gdy podszedłem do ciebie bliżej.

Fi10mena wzruszyła ramionami.

- Nie lubię po prostu, gdy ktoś nade mną góruje.

- Zwłaszcza mężczyźni? - spytał, podążając za nią.

- Zwłaszcza mężczyźni - przyznała łagodnie. - za-

słaniają mi światło. Czy będziemy mieć na obiad ryby, które dziś złowiłeś?

- Nie wiem, co będą mieć inni, ale ty i ja zjemy

kanapki z tuńczykiem, marynowane ogórki i frytki.

Przystanęła i odwróciła się zdumiona. - My?

- Aha. - Trent był najwyraźniej z siebie zadowolony.

- Jedziesz ze mną na piknik. Twoja matka kazała szefo-

wi kuchni zapakować dla nas obiad. Kiedy ostatnio byłaś na pikniku, Filomeno?

- Nie byłam już od wieków - przyznała, nadal pa¬trząc na niego niepewnie. Piknik oznaczał sam na sam z Trentem. Nie była pewna, czy to najlepszy pomysł.

- Nic się nie martw - powiedział miękko, jakby czy¬tał jej w myślach. - Postaram się nie zasłaniać ci zbyt wiele światła.


GWIAZDA SEZONU • 55

Odnalazła w jego oczach obietnicę i zachętę. Dlacze¬go miałaby się obawiać? Zresztą nie jest już przecież znerwicowaną nastolatką.

- No cóż, jest cudowna pogoda na piknik - powie¬działa po krótkim namyśle.

- Istotnie - potwierdził z czarującym uśmiechem.

Trzy kwadranse później przybyli na miejsce, które wybrał Trent. Na odosobnioną plażę nad jeziorem. Leża¬ło na niej kilka wygodnych kamieni, gdzie można było usiąść, a za nimi rozciągał się pas ocienionej ziemi po¬krytej sosnowym igliwiem. Trent zastanawiał się, czy trudno mu będzie skłonić Filomenę, żeby położyła się na tym sosnowym materacu.

Obserwował, jak rozpakowywała kosz z prowianta¬mi. Jej rude włosy błyszczały w słońcu, prześwitującym przez drzewa. Ubrana była teraz w dżinsy i niebieskawą bluzkę o męskim kroju, podkreślającym jednak kobiece kształty.

Trent przeżywał katusze wyobrażając sobie, jak trzy¬ma w dłoniach krągłe pośladki Filomeny, unosi ją w górę i przytula, tak że na torsie czuje miękki dotyk jej drob¬nych piersi. Obrazy płonęły mu w mózgu, aż poczuł, że ciało zaczyna już reagować na te fantazje.

Zdusił w myślach przekleństwo i dyskretnie zmienił pozycję, opierając się wygodniej o głaz.

- Jak udała ci się przejażdżka do miasta? - zaczął rozmowę•

Postanowił, że ten piknik powinien przebiegać bardzo zwyczajnie. Poprzedniej nocy potwierdziło się, że oboje są dla siebie fizycznie atrakcyjni. Teraz Trent miał pew¬ność, że gdy nadejdzie właściwy moment, dziewczyna ulegnie mu. Mógł więc czekać.

56 • GWIAZDA SEZONU

- Bardzo dobrze. Załatwiałam sprawunki dla matki.

- Twój tata twierdzi, że prowadzisz swego porsche'a

tak, jakbyś trenowała do wyścigów wIndianapolis.

Filomena zaśmiała się krótko.

-'- Czy to cię niepokoi? Biedny Trent. Bierzesz na siebie straszną odpowiedzialność, martwiąc się o wszy¬stko, poczynając od moich ubrań, a kończąc na mojej jeździe samochodem. Wkrótce osiwiejesz.

- Rozumiem, dlaczego Amery niepokoi się o ciebie.

- Moi rodzice zawsze się o mnie niepokoili. Przyczy-

ną ich zmartwień było to, że jako uczennica nie prowa¬dziłam życia towarzyskjego. Shari, która jest ode mnie prawie dwa lata młodsza, umawiała się ze wszystkimi chłopakami, zanim jeszcze ojciec pozwalał jej wycho¬dzić wieczorami z domu. Ja natomiast zawsze siedzia¬łam w domu i czytałam książki lub pilnowałam dzieci. Shari należała do grupy zapalonych kibiców futbolu. Ja nigdy nie byłam na żadnym meczu. Potem, w czasie pierwszego roku college'u, gdy zaczęłam umawiać się z Bradym, rodzice wpadli w panikę.

- Nie lubili go?"

- Myśleli, że on wykorzysta swą przewagę nade mną

i po prostu zrobi sobie zabawę - odpowiedziała obojęt¬nie Filomena. - Nie oni jedni. Każdy się dziwił, co też Brady we mnie widzi. Wyobrażasz sobie, jak to pozy¬tywnie wpłynęło na moją samoocenę.

Kiedy okazało się, że wszyscy mieli co do niego rację, moja rodzina ponownie zamartwiała się o mnie. Wie¬dzieli, jak byłam upokorzona. Gdy na jesieni powróci¬łam do college'u, odetchnęli nieco. A potem znów zmar¬twienie, gdy wybrałam jako specjalizację sztuki piękne zamiast czegoś bardziej praktycznego. Kiedy trzy lata temu otworzyłyśmy z Glenną własną firmę, mama i tata


GWIAZDA SEZONU • 57

ponownie panikowali. Wiedzieli na pewno, "że nastąpi klapa, bo ja nie mam bladego pojęcia o interesach. Zapo¬mnieli jednak, że szybko się uczę. - Filomena popatrzyła• na niego roześmianymi oczami. - Czy mam mówić da¬lej?

- Chyba rozumiem, o co chodzi. A więc teraz powró¬ciłaś do miasta i rodzina ma nowy powód do zmartwień.

- Najwyraźniej całą masę nowych powodów. Nie tyl¬ko chodzi o to, bym nie wywołała jakiegoś skandalu z Bradym. Teraz mama zaczyna się niepokoić, że mam już dwadzieścia osiem lat, a jeszcze nie wyszłam za mąż. Naczytała się zbyt wielu statystyk. Gdy tłumaczę jej, że niezbyt interesuje mnie małżeństwo, jest rzeczywiście strapiona.

- Naprawdę nie interesuje cię małżeństwo? - spytał

Trent z niepokojem.

- Naprawdę. Mam teraz inne sprawy na głowie.

- Na przykład?

- Sprawy zawodowe. - Popatrzyła na niego. - Ale

czy to cię ciekawi?

- Oczywiście. - Chciał wiedzieć o niej jak najwięcej.

- Zauważ, że sam prowadzę interesy.

- Gdy widzę cię w takim ubraniu jak teraz, trudno

w to uwierzyć.

- To błąd, gdy pozwala się, by jedna sfera życia zdominowała wszystkie pozostałe - stwierdził poważnie Trent. - Przekonałem się o tym niedawno.

- Czy dlatego zrobiłeś sobie tego lata długie waka-

cje? Próbujesz odzyskać równowagę w życiu?

Popatrzył jej w oczy.

- Jak się tego domyśliłaś?

- Nie wiem - wyznała. - Ale ludzie pracujący w du-

żych fmnach nie biorą na raz całych sześciu tygodni

58 • QWlAZDA SEZONU

urlopu. Za dużo jest pilnych spraw. Jeśli, jak utrzymu¬jesz, nie jesteś tu, by węszyć dla Asgarda, to może robisz

jakieś poszukiwania, powiedzmy, osobiste. .

- Jesteś przenikliwą kobietą, Filomeno. Masz racJę.

Robię poszukiwania. Mam trzydzieści sześć lat i czegoś mi w życiu brakuje. Przyjechałem tu, by wszystko sobie uporządkować i przemyśleć.

Oczy Filomeny były pełne ciepłego zrozumienia. . - Jesteś inteligentnym i odważnym mężczyzną. NIe każdy miałby odwagę zrobić bilans ,swego życia i podjąć rozstrzygające decyzje. Większość ludzi woli biernie dryfować.

- Chyba przechodzę właśnie kryzys średniego wieku.

Potrząsnęła głową.

- Nie, to nie jest kryzys, skoro panujesz nad sytuacją i wpływasz na nią w racjonalny sposób.

Trent poczuł się nieswojo. Przyjechał tu z Filomeną, by dowiedzieć się o niej czegoś więcej, a tymczasem to ona prowadzi badania psychologiczne. Najwyższa pora odwrócić role.

- Opowiedz mi o tych sprawach zawodowych, które są dla ciebie o niebo ważniejsze od małżeństwa.

Zaśmiała się.

- Zwykłe problemy, jak to w biznesie. Moja wspólni¬czka i ja postanowiłyśmy rozszerzyć działalność. Myśli¬my o własnych sklepach, zamiast jak dotychczas sprze¬dawać przez sieć domów towarowych. To dałoby nam znacznie większą możliwość dostosowania się do po¬trzeb rynku - mówiła z entuzjazmem. - Mamy również zamiar powiększyć nasz asortyment o ubrania sportowe dla kobiet, których rozmiary przekraczają przeciętne. Projektanci nie myśleli o nich dotychczas, podobnie jak o nas, małych.


GWIAZDA SEZONU • 59

- Skąd macie zamiar wziąć kapitał?

- To część problemu - przyznała. -Pracujemy nad

tym z Glenną. Wystąpiłyśmy o pożyczkę do banku, któ¬ry sfmansował nas trzy lata temu. W przeszłości okazy¬wali nam rozsądną pomoc, myślę, że i teraz tak będzie.

- Może nie powinnyście startować od razu z dwoma przedsięwzięciami - zasugerował Trent. - Otwarcie sieci własnych sklepów będzie bardzo kosztowne, podobnie uruchomienie produkcji nowych modeli odzieży. Sku¬pcie się na jednym, a drugie niech trochę poczeka.

Popatrzyła na niego przenikliwie. - Nie znasz się na sprawach mody.

- Owszem, ale znam się na takich podstawowych

sprawach, jak niebezpieczeństwo nadmiernej ekspansji czy problem znalezienia źródeł fmansowania. Może po¬winnyście zasięgnąć porady u konsultanta fmansowego, zanim zrobicie krok, który może pogrążyć was i waszą fIrmę. Znam pewnego człowieka w Seattle, nazywa się Handel. Specjalizuje się w doradzaniu rozwijającym się fIrmom, takim jak wasza. Wie, jakie niebezpieczeństwa czyhają w okresie nowych inwestycji. Wiele spółek upadło na podobnym etapie rozwoju.

- Jeśli potrzebna mi będzie twoja rada, poproszę o nią - powiedziała sucho.

- Wątpię. Prawdopodobnie sądzisz, że nie mam do¬statecznych kwalifikacji, by ci doradzać, gdyż jestem za wysoki.

Patrzyła na niego przez moment, a potem wybuchnęła śmiechem.

Trent odprężył się. Wszystko będzie w porządku, po¬myślał. Da sobie z nią radę. Była dla niego wyzwaniem, ale on dobrze radził sobie z wyzwaniami. Potrzebuje jedynie czasu.

60 • GWIAZDA SEZONU

Tego lata ma dostatecznie wiele czasu. Ale czy nada¬rzy się sprzyjająca okazja? Niełatwo będzie mu wciąg¬nąć Filomenę Cromwell w romans, gdy cała jej rodzina i większość społeczności Gallant Lake obserwuje ją z żywym zainteresowaniem. Filomena jest za bardzo za¬jęta przedstawieniem, jakie sama daje dla miejscowej publiczności. Zbyt ją bawi, że jest dużą rybą w tym małym stawku. Nie będzie łatwo odciągnąć ją od tego i zwabić w sieć.

Postanowił sobie, że musi dopiąć swego. Udowodni jej, że powinna mu ufać, ale najpierw musi sprawić, żeby poświęciła mu więcej uwagi. Wczoraj w nocy, gdy trzy¬mał ją w ramionach, przekonał się, że najszybszą drogą do tego celu jest obudzenie w niej namiętności.

Stosowna okazja, oto czego potrzebował. Długo obra¬cał się w świecie biznesu i wiedział, że czasem człowiek sam musi sobie stworzyć okazję.

Myślał nad tym, prowadząc równocześnie miłą, niezobowiązującą rozmowę.

Filomena i Trent powrócili do domu po dwóch godzi¬nach. Na tarasie siedzieli Amery, Meg i Shari, sącząc ze szklanek mrożoną herbatę. Trent pomyślał właśnie, że popołudnie było udane, i gratulował sobie rozwagi, z ja¬ką postępował z Filomeną, kiedy zorientował się, że wśród trojga osób, siedzących przy stole, panuje pewne napięcie.

Filomena również to zauważyła.

- Hej, co tam się dzieje? Wyglądacie, jakbyście otrzymali właśnie zapowiedź, że nastąpi trzęsienie ziemi - zawołała pogodnie.

Amery popatrzył na Trenta, a potem na córkę.

- To chyba nie jest aż tak poważne. Ale udało ci się wstrząsnąć Meg i Shari, i wieloma naszymi sąsiadami.


GWIAZDA SEZONU +61

Filomena uniosła brwi. - Doprawdy? Jakże to? Meg westchnęła.

- Wiem, że nie ma o czym mówić, ale sama rozu¬miesz, jak tu roznoszą się plotki. Słyszeliśmy, że spotka¬łaś Brady'ego Paxtona w mieście i piłaś z nim kawę u Muriel. A jeśli to do nas dotarło, to można się założyć, że wiedzą o tym wszyscy w Gallant Lake, włącznie

z Glorią. .

Trent poczuł, jak rozwiewają się wszystkie jego plany.

Oto co się dzieje, gdy zostawi się kobiecie zbyt dużo czasu. Zwłaszcza zaś psotnicy, mającej stare rachunki do wyrównania.

- Najwyraźniej nie wykonuję dobrze swego zadania

- zauważył zimno. .

Filomena odwróciła się do niego.

- Co chcesz przez to powiedzieć? - zapytała zło¬wróżbnie.

ROZDZIAŁ

4

- Chyba powinienem bardziej przyłożyć się do po¬wierzonego mi zadania, by mieć cię cały czas na oku - powiedział Trent z udaną obojętnością.

Filomena zesztywniała. Widziała niepokój w oczach matki. Była wściekła na nieznaną osobę, która doniosła o tamtej nie chcianej pogawędce z Bradym.

- Zapewniałeś mnie, Trent, że przyjechałeś tu wypo¬cząć. Nie nakładaj więc na siebie nowych obowiązków - odcięła się lodowato.

- On tylko tak żartuje - wtrąciła się Shari.

- Wcale nie żartowałem - powiedział Trent spokoj-

nie, nalewając sobie mrożonej herbaty. - Koniec z samo¬dzielnymi wyprawami do miasta, Filomeno. Najwy¬raźniej nie potrafisz tak postępować, by unikać kłopo¬tów. Ale na twoje szczęście, mam zamiar trzymać cię na oku.

- Ojej! Serdeczne dzięki! - Filomena oparła ręce na


GWIAZDA SEZONU • 63

biodrach i zwężonymi oczyma popatrzyła zuchwale na Trenta i całą rodzinę. - Chcecie wiedzieć, co naprawdę zaszło dziś rano u Muriel? Opowiem wam. Popijałam sobie kawę i wtedy przysiadł się do mnie Brady. Zgadni j¬cie, czego chciał.

- Och, możemy sobie to wyobrazić - wtrącił Amery.

- Jasne - powiedziała Shari. - Wszyscy wiedzą, że

on szuka okazji, by poflirtować z tobą.

- Doprawdy? Muszę was rozczarować. Chciał, bym wyciągnęła od Trenta informacje na temat planów spółki Asgard Development, związanych z budową ośrodków wypoczynkowych nad naszym jeziorem. Brady jest przekonany, że Trent przyjechał tu w poszukiwaniu od¬powiednich terenów. Oferował mi pewną prowizję, jeśli dostarczę informację jemu i jego kumplom. Tak się rze¬czy mają. Czy rozwiewa to wasze wątpliwości? - Filo¬mena uniosła wyzywająco brodę.

Shari uśmiechnęła się.

- Można się było spodziewać po Bradym, że przedło¬ży interes nad przyjemność.

Amery chrząknął.

- Mogłem to przewidzieć. Słyszałem, że Paxton ma upoważnienia do sprzedaży niektórych najlepszych działek nad jeziorem.

Trent uśmiechnął się znad swej szklanki.

- Nie powiedziałaś nam jeszcze, czy podjęłaś się tego

zadania.

- Jakiego zadania? - spytała Filomena.

- Wysondowania mnie na temat planów Asgarda.

- Mam wrażenie, że nie martwi cię to specjalnie - za-

uważyła cicho. Zorientowała się, że Trent nie chwycił przynęty i cała jej zuchwałość minęła.

- Już ci mówiłem, iż Asgard nie ma żadnych planów 64 • GWIAZDA SEZONU

co do Gallant Lake. Ale nie miałbym nic przeciwko temu, gdybyś usiłowała wyciągnąć ode mnie szczegóły na temat tego braku planów.

Patrzył wyczekująco, a Filomenę opuściła cała iryta¬cja i powróciło poczucie humoru.

- Za późno. Już powiedziałam Brady'emu, że nie

masz żadnych planów.

- Może on ci nie dowierza.

- Bardzo możliwe. Ale to już jego problem.

- Coś mi się przypomniało - wtrąciła Shari. - Ty,

Trent, też możesz mieć kłopoty. Godzinę temu był do ciebie telefon z Portland. Masz się skontaktować jak naj¬szybciej z panem Reece' em.

Trent spoważniał.

- Dzwonił Reece? Shari skinęła głową.

- Rozmowę odebrano w recepcji i przekazano mi in¬formację. Czy to jakaś zła wiadomość?

- Reece jest moim asystentem. Poleciłem mu, by nie niepokoił mnie z byle powodu. Myślę, że zaszło coś ważnego. Proszę mi wybaczyć, pójdę zadzwonić.

Amery również wstał.

- Wrócę do biura. Mam tam jeszcze wiele pracy. Meg odstawiła swoją nie dopitą szklankę herbaty.

- Aja muszę porozmawiać z szefem kuchni. Spotka¬my się na kolacji.

- Idę z tobą, mamo - zdecydowała Shari. - Omówię z Henrym sprawę mego tortu• weselnego. Wytłumaczę mu, że lukier ma być smaczny, a nie tylko służyć do dekoracji.

Chwilę potem Filomena została na tarasie sama. Od¬prężona, usiadła wygodnie w fotelu i nalała sobie herba¬ty. Życie jest czasem stresujące.


GWIAZDA SEZONU • 65

W pewnej chwili z mieszkania rodziców dobiegł ją dźwięk telefonu.

- Dom Cromwellów - odezwała się pogodnie, pod¬nosząc słuchawkę.

- Wydaje ci się, że jesteś okropnie sprytna - usłysza¬ła kobiecy głos nabrzmiały złością. - Wydaje ci się, że możesz powrócić po kilku latach i zabrać mi go, ale mylisz się. Jesteś tylko przybłędą i ja już się postaram, by wszyscy to zrozumieli. Myślisz, że to takie zabawne, gdy robisz z siebie widowisko? Jeździsz jak opętana tym swoim samochodem, obnosisz swoje ciuchy i kręcisz się wokół każdego mężczyzny w mieście.

- Gloria? - Filomena była oszołomiona tą dawką ja¬duo - Poczekaj chwilę. Nie masz powodu, by na mnie wrzeszczeć. Uspokój się ...

- Uspokoić się? - Głos Glorii przeszedł w bolesny skowyt. - Mam się uspokoić, gdy ty uwodzisz mego męża? Dziewięć lat temu byłaś głupią, nieokrzesaną brzydulą. Teraz nie zmieniłaś się na lepsze. Udało ci się tylko zdobyć forsę i nieco poloru, blichtru. Ale ja nie pozwolę, byś zabierała mi męża, słyszysz?

- Wierz mi, Glorio, że nie mam najmniejszego za¬miaru odbierać ci męża. Należy całkowicie do ciebie i możesz się nim cieszyć do woli.

Filomena starała się mówić spokojnie, ale miała wra¬żenie, że tyłko podsyca urazę i złość, kipiące w Glorii.

- Nie okłamuj mnie - wściekała się Gloria. - Widzia¬łam wczoraj wieczór, w jaki sposób na niego patrzyłaś. Chciałabyś dowieść, że możesz go mieć z powrotem, prawda? Nie kochasz go. Chcesz tyłko udowodnić, że jesteś zdolna do wszystkiego!

Gloria mówiła tak głośno, że Filomena musiała trzy¬mać słuchawkę z dala od ucha.

66 • GWIAZDA SEZONU

- Glorio, posłuchaj. Całkiem fałszywie to interpretu¬Jesz.

- To ty mnie słuchaj, przybłędo. Wiem wszystko o waszym sam na sam u Murie!.

- Sam na sam? Wszyscy w mieście piją kawę u Murie!.

- A ty wiedziałaś, że ja się o tym dowiem. Chcesz

uwieść mego męża i ukarać mnie. Nie dopuszczę do tego. On nie miał na ciebie ochoty przed laty, kretynko. Po prostu się nudził, a ty się akurat wtedy nawinęłaś. Wszystko mi powiedział. Śmiał się, jaka to z ciebie irytująca głuptaska, i ja śmiałam się razem z nim. Słyszysz mnie?

Nim Filomena zdążyła odpowiedzieć, Gloria z całej siły trzasnęła słuchawką. Filomena stała cicho przez kilka se¬kund, nasłuchując urywanego sygnału telefonicznego.

- Co się stało, Filomeno? - spytał półgłosem Trent zza jej pleców. - Czyżby demonstrowanie, jak to się zmieniłaś, nie jest tak miłe i bezpieczne, jak się wydawało?

Filomena aż podskoczyła ze zdziwienia i odwróciła się. Trent stał w otwartych drzwiach z rękami skrzyżo¬wanymi na piersiach. Jest zbyt spostrzegawczy, pomy¬ślała.

- Niczego nie udaję, Trent. Przyjechałam tu tylko po to, by nieco odpocząć. Jednak trudno mi wszystkich o tym przekonać.

- A najtrudniej z pewnością Glorię Paxton. To ona

dzwoniła, prawda? Ostrzegała cię.

Filomena odłożyła powoli słuchawkę.

- Powiedziałam jej, że nie ma powodów do obaw.

- Och, czy naprawdę myślisz, że ci uwierzy? Boi się,

że spotka ją teraz takie samo upokorzenie, jakie wraz z Bradym zgotowali tobie przed dziewięciu laty. Prze- ' straszeni ludzie nie zawsze postępują racjonalnie. Zwła¬szcza gdy mają powody.


GWIAZDA SEZONU • 67

- Ona nie ma powodów!

Filomena odwróciła się i podeszła do dużego okna z widokiem na jezioro.

- Ale myśli, że ma. Podobnie myślą niemal wszyscy w mieście. Ludzie, którzy teraz na ciebie patrzą, to te same osoby, które cię znały jako nastolatkę. Z pewnością sprawia ci wiele satysfakcji, gdy im demonstrujesz, że tym razem to nie nad tobą trzeba się litować.

- Nie mam zamiaru pokazywać, że mogę odzyskać Brady' ego Paxtona. Nie chcę go. Muszę przyznać, że spra¬wia mi przyjemność, gdy każdy widzi, jaki sukces osiągnꬳam, ale nie chcę niczego więcej. A nikt w to nie wierzy.

- Ja wierzę - powiedział spokojnie Trent.

Filomena poczuła niebywałą ulgę. Odpowiedziała miękko:

- Dziękuję.

- Nie ma za co - rzekł sucho Trent. - Wiem, jak to

jest, gdy nikt ci nie wierzy. Dochodzi do tego, że masz poczucie, jakbyś waliła głową w mur.

- Tak sądzisz?

- Owszem. Jednak to, że ja cię rozumiem, niewiele

zmienia. Wszyscy inni są skłonni traktować cię jak becz¬kę prochu.

Filomena skrzywiła się.

- Niezbyt to przyjemne.,

- Mam pewien pomysł, który może zmniejszyć to

napięcie wokół ciebie. Naturalnie, jeśli ci na tym zależy.

Rzuciła mu szybkie spojrzenie. - Jaki pomysł?

- Bardzo praktyczny. Ludzie przestaliby plotkować

o tobie i Paxtonie i znaleźliby sobie inny temat. - Jak mam to osiągnąć?

- Dziś po południu muszę pojechać do Portland. Inte68 ł GWIAZDA SEZONU

resy. Zanocuję tam i wrócę jutro rano. Pojedź ze mną, Filomeno.

Westchnęła i nie patrząc mu w oczy, spytała cicho: - Z tobą?

- Możesz przenocować u Reece' ów. Zjemy z nimi

kolację, a potem pojedziesz z nimi do ich domu, jeśli chcesz.

- Nie lubię wpraszać się do obcych ludzi - odparła.

Nawet w jej uszach zabrzmiało to dziwnie cicho.

'- Możesz w takim razie zatrzymać się w hotelu al¬bo ... - zawiesił głos.

- Albo gdzie?

- Albo u mnie - dokończył. - Obiecuję, że nie będę

narzucał ci wyboru.

Filomena nie mogła pozbierać myśli. Nadal dźwięczały jej w uszach wrzaski Glorii, ciągle miała przed oczami zaniepokojoną matkę. Wyobraziła sobie, że dziś wieczorem goście w pensjonacie będą snuć do¬mysły na temat jej kontaktów z Bradym i bardzo chciała tego uniknąć.

Wyjazd z Trentem do Portland wydał jej się nagle sen¬sownym sposobem ucieczki. Podjęła decyzję szybko i bez wahania, jak zwykle robiła to w sprawach służbowych.

- Dobrze, Trent. Dziękuję ci za zaproszenie. Może rzeczywiście w tej sytuacji wyjazd na dzień czy dwa dobrze mi zrobi. Idę się pakować.

- Podróż będzie trwała prawie trzy godziny. Chciał¬bym wyruszyć jak najszybciej.

Filomena skinęła głową i ruszyła w stronę swego po¬koju.

Droga do Portland okazała sięnadzwyczaj przyjemna.

Im dalej odjeżdżali od Gallant Lake, tym bardziej Filo-


GWIAZDA SEZONU ł 69

mena się odprężała. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, jak bardzo była spięta po telefonie Glorii.

Początkowo rodzina wyraziła zdziwienie, dowiedzia¬wszy się o jej planach, ale potem wszyscy odetchnęli z ulgą.

- Dlaczego jesteś taka zamyślona? - zapytał Trent w pewnym momenCIe.

- Zastanawiałam się, dlaczego nikt nie zainteresował się, gdzie mam zamiar dziś nocować. Tyle szumu robią o jedną fIliżankę kawy, wypitą razem z Bradym, a nikt nie powiedział ani słowa, gdy znienacka wyjeżdżam z tobą do Portland na całą dobę.

Trent rzucił jej przelotne, taksujące spojrzenie.

- Jesteś dorosłą osobą. Jeżeli nie przysparzasz kłopo¬tów, rodzina jest zadowolona i możesz robić, co chcesz. - Nie sądzisz, że to lekka hipokryzja?

- Nie. Wyjazd ze mną do Portland to zupełnie co

innego, niż doprowadzanie Glorii Paxton do szaleńczej zazdrości.

- Och, rozumiem - powiedziała Filomena z udaną domyślnością. - To wiele wyjaśnia. Jest im obojętne, że mogłabym przespać się z tobą, bylebym tylko nie próbo¬wała podrywać Brady'ego. O to chodzi?

- Dokładnie - potwierdził Trent. - Nic dziwnego, że dobrze ci idzie w interesach. Świetnie urniesz dodać dwa do dwóch.

- To zadziwiające, że w ogóle udaje ci się przebrnąć przez życie. Wydawałoby się, że niektórzy gotowi byli¬by cię zatłuc w imię zasad moralnych.

- Próbowano tego kilka razy - odparł, wzruszając ramionami. - Jednak jeśli chodzi o obronę zasad, zawsze wygrywam.

- Dlatego że nie ustępujesz ani na milimetr?


70 • GWIAZDA SEZONU

- Właśnie dlatego.

- A jakiż to ważny interes wzywa cię tak nagle do

Portland?

Popatrzył na nią ostro.

- To prawdziwy interes. Nie wymyśliłem niczego, by cię tam zwabić.

Usłyszała w jego głosie znajomą, arogancką nutkę

i postanowiła się poddać.

- W porządku, wierzę ci. A teraz powiedz, o co chodzi. Trent odprężył się nieco.

- Od trzech miesięcy Asgard usiłuje zawrzeć trans¬akcję kupna pewnej posiadłości na wybrzeżu. Właści¬ciel, starszy człowiek, nie chciał jej sprzedać, gdyż nie był pewien, co stanie się potem z tym miejscem. Potrze¬buje wprawdzie pieniędzy, ale nie życzy sobie, aby na jego rodzinnych terenach zbudowano jakieś okropne ka¬mienice i sklepy. Pokazywałem mu plany i zapewnia¬łem, że architekci będą się ich dokładnie trzymali. As¬gard ma zamiar wybudować tam cichy, luksusowy ośro¬dek wypoczynkowy i wyda dużo pieniędzy, by to miej¬sce zachowało swój oryginalny wygląd. Nie będzie tam parkingów ani deptaków. Właściciel chyba jest gotów wreszcie podpisać kontrakt.

- I ty musisz być przy tym obecny.

- Staruszek nie ufa przedsiębiorcom budowlanym -

wyjaśnił Trent kwaśno. - Ale tobie ufa?

- Tak.

Dotarli do Portland tui przed piątą. Trent natychmiast zajechał do centrum, do biur Asgard Development. Na ósmym piętrze czekał na niego mężczyzna. Miał nieco ponad trzydziestkę, przerzedzone włosy i udręczoną mi¬nę. W stał z krzesła, gdy tylko Trent otworzył drzwi.


GWIAZDA SEZONU • 71

- Przyjechałeś 'ił samą porę. Baldwin obstaje przy swoim, tak jak ci mówiłem przez telefon. Nie chce pod¬pisać tego cholernego kontraktu, dopóki ty mu nie uściś¬niesz ręki i nie zapewnisz, że wszystko będzie budowane według planów.

Przerwał, zauważywszy Filomenę.

- Przepraszam, nie widziałem pani. Proszę wejść. Trent przedstawił ich sobie pospiesznie i przeszedł do

interesów.

-Gdzie jest Baldwin, gdzie są papiery? - zapytał.

- Czeka na dole w sali konferencyjnej. Jest tam też

Asgard, ale Baldwin chce rozmawiać tylko z tobą.

- Czy on nie rozumie, że podpisujemy z nim umowę, która bardzo dokładnie określa warunki zagospodarowa¬nia tego terenu?

- Asgard już mu to wielokrotnie tłumaczył, ale Bald¬win chce się z tobą zobaczyć, zanim podpisze kontrakt. Jego postawa jest w jakimś stopniu uzasadniona. Kiedy ziemia będzie już należała do Asgarda, możemy z nią zrobić wszystko, co nam się spodoba. Baldwin zdaje sobie z tego sprawę i nie chce ryzykować. Jesteś gotów?

- Oczywiście - odpowiedział Trent i zwrócił się do Filomeny: - Jeśli chcesz, poczekaj w biurze. Skończę za jakieś pół godziny. Potem pójdziemy się czegoś napić i coś zjeść z Reece' em i jego żoną.

Filomena kiwnęła głową, rozglądając się z ciekawo¬ścią po pokoju.

- Nie martw się o mnie, dam sobie radę.

Reece zauważył jej taksujące spojrzenie i uśmiechnął się.

- Biura Trenta są wyżej, jeśli to panią interesuje. Jego sekretarki nie ma teraz, ale może się pani tam rozejrzeć. Z jego pokoju jest znacznie rozleglejszy widok na rzekę.

72 ł GWIAZDA SEZONU

- Dziękuję. To może być interesujący sposób spędze-

ma czasu.

Trent nachmurzył się.

- Dlaczego chcesz zobaczyć moje biuro?

- Zwykła ciekawość, Trent - wyjaśniła. - Idź i uściś-

nij rękę panu Baldwmowi.

Odwróciła się i ruszyła do drzwi. Hal Reece zwrócił się do Trenta, patrząc za nią:

- Skądżeś ją wytrzasnął?

- Z lasu. Mieszkała pod grzybkiem - odpowiedział

Trent.

- Nigdy nie wiadomo, co można znaleźć w tych ore¬gońskich puszczach - z zadumą w głosie stwi,erdził Reece.

Filomena pokręciła głową i wyszła.

Kolacja przebiegała w bardzo miłej atmosferze. Wy¬brali elegancką restaurację w centrum, której specjalno¬ścią były frutti di mare i makaron. Evelyn Reece okazała się uroczą, atrakcyjną kobietą po trzydziestce. Z lubością rozprawiała o dwójce swych dzieci. Widać było, że obo¬je z mężem bardzo się kochają.

- Cieszę się, że mogłaś przyjechać, Fil- powiedziała, pochylając się nad stołem. - Trent bardzo rzadko ostat¬nio gdzieś wychodzi. zawsze mu powtarzam, że nie spotka kobiety swoich marzeń, jeśli będzie siedział sam w mieszkaniu i pracował całymi wieczorami. Kiedyś myślałam, że to raczej kobiety trzeba namawiać, by gdzieś poszły i poszukały sobie partnerów, ale przekona¬łam się, że mężczyźni również potrafią być upartymi samotnikami.

- Oburza mnie to stwierdzenie - powiedział Trent łagodnie, patrząc na Filomenę. - Ani nie jestem samotni¬kiem, ani nie jestem uparty.


GWIAZDA SEZONU • 73

- za to wybredny, prawda? - zaśmiała się Evelyn.

- Mogę ci tylko pogratulować uroczej towarzyszki. Czy

to oznacza, że mam już przestać bawić się w swatkę?

- Tak, dziękuję ci, Evelyn. Byłbym niezmiernie zo¬bowiązany - odrzekł Trent z taką emfazą, że wszyscy się zaśmieli.

- Robiłam, co mogłam, Bóg mi świadkiem - zwróci¬ła się Evelyn do Filomeny. - Trent chce się ożenić. Musi. Ma to wypisane na twarzy. Brak mu jednak szczęścia.

- Fil chyba nie jest zbytnio zainteresowana twoimi po¬przednimi porażkami jako swatki - wtrącił jej mąż, zerka¬jąc na beznamiętną twarz Trenta. - Trent również nie.

- Nonsens - zaprotestowała Evelyn. - Fil powinna• wiedzieć, co ją czeka.

- Nic mnie nie czeka, prawda, Trent? - Filomena obracała kieliszek z winem, uśmiechając się do Trenta, - Przyjechałam tu tylko po to, by spędzić wieczór z dala od całej tej ciszy i spokoju Gallant Lake.

- Skoro tak twierdzisz ... - odpowiedział Trent, uno¬sząc kieliszek.

Filomena pamiętała, że Trent pozostawił jej wybór, gdzie ma spędzić noc. Nie zarezerwowała jeszcze miej¬sca w hotelu. Nie było na to czasu. Wkrótce jednak kolacja dobiegnie końca i nie można będzie dłużej od¬wlekać decyzji.

- Wybaczcie mi - oznajmiła Evelyn - ale muszę po¬prawić sobie makijaż. Za chwilę wracam.

- Idę z tobą - powiedziała szybko Filomena.

Evelyn torowała drogę przez zatłoczoną restaurację.

Kiedy dotarły do wyłożonego marmurami pomieszcze¬nia, wyciągnęła z torebki szminkę i zaczęła malować so¬bie usta.

- Nie mogę doprawdy uwierzyć, że po tylu moich 74 • GWIAZDA SEZONU

wysiłkach Trent wreszcie sam znalazł sobie dziewczynę. I to ni mniej, ni więcej, a właśnie w Gallant Lake, w stanie Oregon. Choć muszę przyznać, że nie wyglądasz na mieszkankę Gallant Lake.

- Powinnaś była mnie zobaczyć dziewięć lat temu, gdy wyjeżdżałam stamtąd - rzuciła ze śmiechem Filo¬mena, szczotkując długie włosy.

- Wspomniałaś, że twoja firma mieści się w Seattle?

- Tak.

- Czy będziesz mogła przenieść ją do Portland, czy

też Trent ma zamiar przenieść się do Seattle? - spytała od niechcenia Evelyn.

- Co? - Filomena patrzyła ze zdziwieniem na odbi¬cie swej nowej znajomej w lustrze. - Dlaczego któreś z nas miałoby się przenosić?

- Mam powody, by podejrzewać, że wkrótce wy¬jdziesz za mąż, a prawdę mówiąc, nie wyobrażam sobie Trenta jako dojeżdżającego małżonka. To typ mężczy¬zny, który potrzebuje stabilnego domu. Długo na niego czekał i zasługuje na to. Wiesz, on był już raz żonaty, gdy miał dwadzieścia kilka lat. Ale o ile wiem, zakoń¬czyło się to katastrofą. Zona opuściła go dla kogoś zna¬cznie starszego i bogatszego. Najwidoczniej nie spo¬dziewała się, jak wielki sukces osiągnie Trent.

Filomena czuła, że się gubi w tym wszystkim.

- Nie miej do mnie urazy, Evelyn, ale zapewniam cię, że wyciągasz zbyt pochopne wnioski. Trent i ja nie robimy żadnych planów. Jesteśmy po prostu przyjaciółmi.

- I chciałabyś, żebym w to uwierzyła? - Evelyn prze¬wróciła oczami. - Daj spokój, Fil. Widziałam, jak on na ciebie patrzy.

- Evelyn, proszę cię, wiem, że chcesz jak najlepiej, ale ...


GWIAZDA SEZONU • 75

- To, czego ja chcę, nie jest aż tak ważne jak to, czego chce Trent - wypaliła Evelyn. - Chce znaleźć żonę. Na¬turalnie nie przyzna się do tego otwarcie, ale ja go obser¬wuję. Już od półtora roku krąży wśród stadka kobiet i wypatruje, z którą ma się związać.

- Mówisz o nim tak, jakby był tokującym głuszcem.

- Niezłe porównanie. Przez pewien czas tokował na-

wet dość intensywnie. Co tydzień umawiał się z inną kobietą. A potem nagle jakby zrezygnował. Skończyły się bezustanne randki, a zaczęło coraz częstsze siedzenie w domu. Próbowałam kilkakrotnie go wyciągnąć, ale daremnie. Potem oznajmił, że na całe prawie lato bierze prawdziwy urlop, że jakoby musi zmienić otoczenie. A potem nagle pokazuje się z tobą. I jego oczy mówią mi, że polowanie wreszcie dobiegło końca.

Filomena starała się nie okazywać niczego po sobie.

Włożyła szczotkę do torebki.

- Evelyn, wierz mi, snujesz zbyt daleko idące domy¬sły.

- Zobaczymy. Nie musisz się denerwować - zapew¬niła Evelyn. - Trent to człowiek pewny. Nie ma w nim ani odrobiny fałszu. Możesz mu bezgranicznie wierzyć. Jeśli ma w stosunku do ciebie poważne zamiary, wkrótce to oznajmi i będzie się tego trzymał.

Filomena czuła się coraz bardziej nieswojo. Najpierw jej rodzina utrzymywała, że ona i Trent tworzą idealną parę. Teraz Reece'owie twierdzą to samo. A Trent, jak mogła zauważyć, nie robinie, by zapobiec tym spekula¬cjom.

- Evelyn, nie chciałabym cię rozczarować, ale Trent nic nie mówił na temat małżeństwa. Szczerze mówiąc, mam wrażenie, że szuka kogoś do towarzystwa na czas swego pobytu w pensjonacie moich rodziców. Ja się tam

76 • GWIAZDA SEZONU

pojawiłam parę tygodni temu i wszyscy, włączając w to Trenta, doszli chyba do wniosku, że dobrze byłoby, gdy¬by między nami coś się wykluło. Są pewne powody, dla których ten pomysł wydaje się im taki świetny.

. - Podejrzewam, że to ty ulegasz złudzeniu - powie¬działa spokojnie Evelyn. - Ale nie martw się, Trent wszystko wyjaśni we właściwym czasie.

Nie było sensu dalej ciągnąć tego tematu. Wykorzy¬stując jednak rozmowność Evelyn, Filomena postanowi¬ła uzyskać odpowiedź na pytanie, które ja dręczyło.

- Czy wiesz, dlaczego tak pędziliśmy dzisiaj do Po¬rtland?

- Oczywiście. Hal powiedział mi, że Baldwin ma zamiar wreszcie podpisać umowę. Wcale się nie zdziwi¬łam, że nie chce tego zrobić bez Trenta. Baldwin nie ma zaufania do inwestorów budowlanych.

- A do Trenta Ravindera ma zaufanie?

- Ten twój Ravinder to tajna broń Asgarda. Ludzie

mu wierzą i jedynie z nim są gotowi zawierać umowy. To człowiek kryształowo uczciwy i jego słowo jest na wagę złota. Asgard wysyła go do negocjacji, których nikt inny nie zdołałby doprowadzić do końca.

- A co by się stało, gdyby Trent złożył jakąś obietnicę w imieniu Asgarda, a potem by jej nie dotrzymano?

- Nie sądzę, by coś takiego mogło mieć miejsce, chyba że przez pomyłkę. Stary Asgard wie, że wówczas . Trent odszedłby od niego w ciągu pięciu minut. Najwię¬kszym zmartwieniem firmy jest to, że pewnego dnia Trent założy własną firmę, a to jest bardzo prawdopo¬dobne.

- Ale w jaki sposób Trent osiągnął taką reputację?

- Zapracował sobie na to - stwierdziła Evelyn. -

I broni tego. Jest z tego dumny.


GWIAZDA SEZONU • 77

- Wiem - powiedziała Filomena powoli. - Czasem potrafi być arogancki.

- Według mnie dawno temu w jego życiu musiało się coś wydarzyć i wtedy Trent postanowił, że albo ludzie mają mu bezgranicznie wierzyć, albo nie ma o czym mówić. Lepiej uważaj na to, co robisz, Fil, zwłaszcza gdy nie jesteś pewna, że traktujesz go poważnie. Trent znany jest z tego, że dotrzymuje raz danego słowa, choć¬by się nie wiem co działo. Taka postawa ma jednak pewne konsekwencje.

- Jakie?

- On dopnie swego. Ta sama duma i arogancja, które

nie pozwalają mu na złamanie przyrzeczenia, nie pozwa¬lają mu również na odstąpienie od wyznaczonego celu. Dlatego jest tak niezwykle użyteczny w fmnie Asgarda.

- Mogę to sobie wyobrazić - odpowiedziała Filomena. Zastanawiała się, czy nie powinna natychmiast uciec, zanim całkowicie wpadnie w pułapkę zastawioną prze?:

Ravindera.

Jednak od tamtego dnia, gdy zastała swego narzeczo¬nego w łóżku z inną kobietą, nie uciekała już nigdy od niczego. U śmieehnęła się do Evelyn i ruszyła w kierun¬ku drzwi.

- Na szczęście bardzo dobrze biegam - powiedziała cicho.

- Musisz, jeśli chcesz przegonić Trenta.


ROZDZIAŁ 5

Kolacja dobiegła końca. Przed drzwiami restauracji Reece'owie pożegnali się pośpiesznie, wsiedli do samo¬chodu i odjechali. Trent podał Filomenie ramię i ruszył w kierunku mercedesa.

- Czy zdecydowałaś się, gdzie spędzisz noc, Filome¬no? - spytał, siadając za kierownicą.

Odchrząknęła.

- To był bardzo miły wieczór, Trent. Cieszę się, że poznałam twoich przyjaciół. Najlepiej, żebyś teraz za¬wiózł mnie ...

- Najpierw zabiorę cię do mego mieszkania - prze¬rwał jej gładko, jakby wiedział, co chciałaby dalej po¬wiedzieć. - Wypijemy sobie szklaneczkę, a ty postano¬wisz, gdzil1tspędzisz noc.

Filomena zmrużyła oczy, czując, że poniosła porażkę.

Wiedziała, że musi jakoś bronić swej kobiecej niezależ¬ności.


GWIAZDA SEZONU ł 79

- Zgoda na jedną szklaneczkę - powiedziała. - A po¬tem odwieziesz mnie do hotelu. Zamówię pokój telefoni¬cznie z twojego mieszkania.

- Jak sobie życzysz - odparł, najwyraźniej nie prze¬jmując się jej decyzją.

Jednak Filomena zauważyła u niego pewne napięcie.

Na pozór był zupełnie swobodny, gdy prowadził samo¬chód, ale ona wyczuwała w nim jakieś gorączkowe ocze¬kiwanie. Poruszyła się niespokojnie w fotelu.

- Chyba się nie boisz? - spytał Trent, wprowadzając samochód do garażu w podziemiach wysokiego, nowó¬czesnego budynku.

- Czego miałabym się bać? - odparła agresywnie. Była niezadowolona, że Trent tak łatwo czytał w jej myślach.

- W końcu będziesz musiała stanąć ze mną oko w oko i już wiesz, że mi nie umkniesz.

- Co masz na myśli?

- Przez ostatnie dwa tygodnie musiałem ze wszystkimi

konkurować: z twoim dawnym narzeczonym, z krewnymi. A ty, zajęta wywoływaniem sensacji w Gallant Lake, nie zwracałaś na mnie uwagi. Ale dziś wieczór masz czas, prawda? Nie możesz posłużyć się wymówką, że musisz wcześniej wrócić do domu. Nie masz przed kim szpano¬wać porshe'em czy swoimi kreacjami. Nie wydajesz żad¬nego przyjęcia. Po prostu nic nie stoi na mojej drodze. Dziś jesteśmy tylko ja i ty.

- Czy to groźba? - spytała Filomena, usiłując zacho¬wać spokój.

Trent postawił samochód na miejsce i wyłączył sta¬cyjkę Uśmiechnął się tajemniczo, ale w oczach miał czujność.

- Nie, Filomeno, to nie groźba. Proste stwierdzenie ----------------~

80 • GWIAZDA SEZONU

faktu. Musisz stanąć ze mną twarzą w twarz i podjąć decyzję na nasz temat: w tę stronę albo w drugą.

Uniosła wyzywająco podbródek.

- A jeśli nie jestem gotowa do podjęcia decyzji? Trent patrzył na nią, milcząc. Po chwili otworzył

drzwi i stwierdził:

- Jesteś gotowa. Nie chcesz się tylko do tego przy¬znać.

Bez słowa wysiadła z sainochodu. Czuła, że Trent triumfuje. Podczas jazdy windą na dwudzieste drugie piętro powtarzała sobie w duchu, że nie musi zostawać u niego, jeśli nie chce. Może wypić drinka i pójść sobie. Może zawołać taksówkę. Może nalegać, by Trent od¬wiózł ją do hotelu. W ostateczności może nawet pójść pIeszo.

Wciąż dodawała sobie w ten sposób otuchy, gdy szli od windy do drzwi mieszkania. Ogarnęła ją jednak cie¬kawość i wszelkie wątpliwości znikły. Takiego samego uczucia doznała dziś po południu, gdy chodziła po poko¬jach w biurze Trenta. Ich wystrój był prosty, surowy i funkcjonalny - dowód na to, że człowiek tu przebywa¬jący pracuje ciężko i efektywnie, i nie chce, by jego biuro zagracały zbyteczne upiększenia.

- No i. .. ? - Trent z rozbawieniem patrzył, jak Filo¬mena stąpa po szarym dywanie. - Czy tego się spodzie¬wałaś?

- Chyba tak. Tak, dokładnie tego się spodziewałam. Mieszkanie urządzone było w ten sposób, by komfor¬towo i wygodnie w nim się żyło mężczyźnie - pot꿬nemu mężczyźnie. Przepaściste meble, skóra i drewno w dobrym gatunku, nowoczesne, ale bez przesady.

- Mogę się założyć, że twoje mieszkanie wygląda


GWIAZDA SEZONU • 81

zupełnie inaczej - powiedział Trent, przechodząc do ku¬chni.

- A jak je sobie wyobrażasz?

Otworzył kredens i wyjął butelkę koniaku.

- Na pewno pełne jest słodkich, delikatnych, nowo¬czesnych przedmiotów. Gładkich, modnych, przyjem¬nych dla oka. I z pewnością te meble zawalą się, jeśli usiądzie na nich ktoś, kto będzie cięższy od dżokeja. Nie są zbyt wygodne, ale na pewno supermodne.

Filomena uśmiechnęła się w duchu, zdziwiona trafno¬ścią tej wizji.

- Mówisz o tym z dezaprobatą.

- Nie. Przykładasz dużą wagę do wyglądu przedmio-

tów i z pewnością w twoim mieszkaniu jest to widoczne. Nie ma w tym niczego złego.

Nalał koniaku i podał go Filomenie.

- Mylisz się. Moje meble są wygodne. Przynajmniej dla mnie. - Obrzuciła go wzrokiem. - Dla ciebie pewnie byłyby za ciasne.

- Musisz czuć jakąś urazę, skoro pokpiwasz sobie

z mojego wzrostu.

- Słyszałam dziś, jak w rozmowie z przyjacielem, Halem, ty pokpiwałeś sobie z moich rozmiarów.

- W jaki sposób?

- Mówiłeś, zdaje się, że znalazłeś mnie pod grzyb-

kiem w lesie.

Trent nie był ani trochę speszony.

- Ach, o to ci chodzi. Przyznam, że jest w tobie coś, co przypomina mi elfa, ale to nie twój wzrost.

- Nie? A co?

- Twój talent do robienia psot i przysparzania kłopo-

tów.

- Nie zgadzam się - odparła Filomena.

82 • GWIAZDA SEZONU

- Może w biwze swojej [mny jesteś inna, ale gdy jesteś na wakacjach, nie byłbym tego taki pewien. Twoja rodzina była mi wdzięczna, że zabrałem cię na pewien czas z miasta.

Filomena nie mogła powstrzymać się od śmiechu.

- Czyżby rzeczywiście udało mi się wszystkich zde-

nerwować?

- Owszem. I bardzo byłaś z tego zadowolona. Filomena spoważniała.

- Wcale nie podobał mi się ten telefon od Glorii

- przyznała z westchnieniem, odwróciła się i poszła po-

woli do salonu.

- A ja cieszę się, że zadzwoniła - powiedział nie-

oczekiwanie Trent, idąc za nią.

Filomena obruszyła się. - Doprawdy?

- Naturalnie. - Trent zgasił światło. Miękka, aksa-

mitna ciemność zapanowała w pokoju. - Gdyby nie ten telefon, miałbym większe trudności z namówieniem cię na ten wyjazd do Portland.

Filomena nie poruszała się w ciemności. Wpatrywała się w światła miasta, ale cały czas była świadoma, że Trent zbliża się do niej.

- Ale mimo to próbowałbyś mnie namówić? - spyta¬ła szeptem.

Stanął tuż przy niej. Położył na jej ramieniu ciepłą, dużą dłoń. Przez jedwabną suknię czuła, jak pali ten dotyk.

- Czy aż tak trudno byłoby cię do tego namówić? Zawahała się, a potem odwracając się do niego, wy¬znała szczerze:

- Nie wiem.

Trent delikatnie wyjął jej z rąk kieliszek i odstawił go

na stolik obok. Zanurzył palce w gęste włosy. .


GWIAZDA SEZONU • 83

- Jesteś pewna? - Pochylił głowę, dotykając jej czo-

ła. - Czy naprawdę nie znasz odpowiedzi? - A czy to takie ważne?

- Chcę mieć pewność, że wiesz, co robisz.

Zadrżała czując, jak palce Trenta przesuwają się po jej karku.

- Robię chyba to, czego po mnie oczekujesz. Czy to

nie wystarczy? - zapytała miękko. - Nie.

- Czego więc chcesz?

Uniósł rękami jej brodę i musnął wargami usta.

- Chcę usłyszeć, że mnie pragniesz. Widziałem to już w twoich oczach. Ale chcę usłyszeć, jak to mówisz.

Patrzył na nią i delikatnie, hipnotyzująco przesuwał palcami po jej policzku. Nawet panująca ciemność nie mogła przytłumić żaru męskiego pożądania, jarzącego się w jego oczach.

- Pragnę cię ... Trent.

Słowa te wyrwały się Filomenie, zanim zdołała je po¬wstrzymać. Przygryzła wargi żałując, że nie może już od¬wołać tego wyznania. Zresztą, niewiele by to zmieniło. On i tak wiedział. Chciał tylko usłyszeć, jak: wypowiada te słowa.

- Dziękuję ci, Filomeno. Przysięgam, że nie będziesz tego żałowała.

Zbliżył znów usta do jej warg. Jego ręce sunęły po jej plecach w dół i nagle zamknął ją w objęciach i całował powoli, jak w transie. Owionęło ją jego ciepło i moc. Ogarnął strach, który walczył w niej z namiętnością. I Trent to czuł.

- Chyba się mnie nie boisz? - zapytał cicho tuż przy jej ustach.

- Nie - odparła, wczepiając się w jego koszulę.

84 + GWIAZDA SEZONU

- A może boisz się samej siebie?

- Nie!

- Nie walcz więc ze mną. Chcę cię dziś kochać

i chciałbym, żebyś tylko o tym myślała.

Odchyliła głowę i spojrzała mu prosto w oczy. Patrzyli na siebie przez chwilę, a potem Filomena położyła mu głowę na ramieniu. Przeszedł ją dreszcz, gdy zaczął gładzić ją po włosach.

Nie wiedziała sama, jak długo stali tak w cieniu.

Zrozumiała: Trentowi się nie spieszy, teraz, gdy Zdobył pewność, że jest dla niej atrakcyjny.

- Chciałbym, żebyś do tego przywykła - powiedział cicho, trzymając ją mocno. - Chciałbym, żebyś nauczyła się być w moich ramionach, czuć mój dotyk. Byś wie¬działa, że to jest twoje miejsce.

Filomena wtuliła się mocniej i położyła rękę na jego torsie. Wspaniale pachnie, pomyślała. Bardzo męsko i seksownie. Nie zastanawiając się wsunęła palce pod pierwszy guzik jego koszuli i rozpięła go. Trent wziął. głęboki oddech, ale nic nie powiedział, nie poruszył się nawet. Ośmielona Filomena rozpięła następny guzik, włożyła rękę w rozcięcie koszuli i dotknęła jego szor¬stkiej' owłosionej piersi.

Mocniej zacisnął palce na jej włosach. Odsunęła ko¬szulę z jego torsu i delikatnie pocałowała go.

- Najdroższa - jego matowy głos był pełen wzbiera¬jącej namiętności - tak strasznie cię pragnę, ponad wszy¬stko.

Przywarł wargami do jej ust. Filomena westchnęła, gotowa przyjąć go duszą i ciałem. Pragnęła doznać tych wszystkich emocji i namiętności, jakie dotychczas roz¬myślnie trzymała na wodzy.

Przywoływała jego imię, słyszała, jak jęczy, a potem


GWIAZDA SEZO:\~': + 86

poczuła na swych wargach podniecający dotyk języ~~3. mężczyzny. Za chwilę był w środku, z zaborczą poufało¬ścią zapowiadał inną zaborczość.

Przerwał w końcu ten intensywny pocałunek, by od¬szukać ustami delikatną linię jej szyi. Filomena zamknꬳa oczy, a on smakował jej skórę końcem języka. Podda¬wała się tym emocjom. Jego wielkie, mocne ciało już jej nie onieśmielało. Siła Trenta zapowiadała namiętność, jakiej Filomena nigdy dotychczas nie doświadczyła. Przywarła mocniej, obejmując go za szyję, przyciskając piersi do jego torsu.

- Takiej właśnie cię pragnąłem - rzekł cicho Trent.

- Całymi dniami prześladowała mnie wizja, jak przy-

wierasz do mnie w ten sposób.

- Pragnę cię - wyszeptała oszołomiona.

- Wiem, kochanie - odparł Trent z satysfakcją w gło-

sie. - Wiem o tym. '

Odnalazł guziki z tyłu sukienki i zaczął je powoli od¬pinać. Po chwili turkusowy jedwab ześlizgnął się z jej ramion, zsunął na biodra i opadł na dywan.

Poczuła się nagle zagubiona w ramionach Trenta. Ci¬cho krzyknęła i ukryła twarz w jego koszuli, gdy rozpi¬nał jej skąpy staniczek.

- Chcesz tego, kochanie _. wyszeptał, wodząc ręką po jej krągłych piersiach. - Pragniesz tego tak samo jak ja.

Poczuła, jak jej brodawki nabrzmiewają niczym pącz-

ki pożądania.

- Tak - potwierdziła.

- Pokaż mi, jak bardzo mnie dziś pragniesz.

Powoli, lekko drżącymi palcami, zaczęła rozpinać po¬zostałe guziki jego koszuli, potem zsunęła mil ją z ra¬mion i pozwoliła opaść na podłogę obok swej sukienki.

86 • GWIAZDA SEZONU

- Chodź do mnie - powiedział Trent stłumionym głosem.

Podłożył ręce pod pośladki Filomeny i podniósł ją bez wysiłku do góry, aż piersi znalazły się na wysokości jego warg. Smakował najpierw jedną pulsującą wypu¬kłość, potem drugą.

Spojrzała na niego spod opuszczonych rzęs. - Twój wzrost ma jednak pewne zalety. Uśmiechnął się frywolnie.

- Marzyłem o czymś takim od dawna. Twój wzrost

również ma pewne zalety. Mogę cię podnieść jedną ręką. - Nie jestem aż taka mała ani aż taka lekka.

- Może się założymy?

Otoczył ją ręką w talii i podniósł jak piórko. Drugą ręką delikatnie pieścił jedną z piersi.

Filomena popatrzyła na niego pokonana i powiedzia-

ła przytłumionym głosem: - Wygrałeś.

- Naprawdę?

W jego głosie brzmiała niezwykła powaga. Postawił Filomenę z powrotem na podłodze, palce włożył pod gumkę jej rajstop i zsunął je wraz z majteczkami. Stała teraz całkiem naga, otoczona jego ramionami.

- Jesteś taka mała i zgrabna - mruczał z zachwytem.

- Taka lekka i miękka, i delikatna. - Kręcił powoli gło-

wą, przesuwając rękami po jej talii i biodrach. - I tak długo kazałaś mi czekać.

- Po prostu nie miałam pewności - usiłowała wyjaś¬nić. - A ponadto to trwało zaledwie dwa tygodnie.

- Najdłuższedwa tygodnie w moim życiu - zapew¬nił. - Ale teraz koniec czekania.

Opuścił ją na dywan i uklęknął obok, mocując się ze sprzączką swych spodni. Gdy pozbył się slipów, Filomena


GWIAZDA SEZONU • 87

popatrzyła na posągowe linie jego ciała. Dotknęła mu¬skularnych ud i patrząc mu w oczy, powiedziała drżą¬cym głosem:

- Nikt nie mógłby ci zarzucić, że masz wymiary elfa.

- Przyjmuję to jako komplement - odparł miękko.

Położył się obok niej na dywanie. Rękami, ustami, a na¬wet zębami odbywał ekscytującą wędrówkę po jej ciele. Wsunął nogę między jej uda i delikatnie zmusił, by się rozchyliły.

Filomena czuła, że zalewa ją wielka fala. Nie myślała już o tym, by stawiać opór, by zachowywać ostrożność. Nie myślała o przyszłości. Pragnęła jedynie dotyku Trenta. Przylgnęła do niego.

- Co się stało, Filomeno?

- Zastanawiałam się właśnie, dlaczego tak długo

zwlekałam - wyszeptała.

Przesuwała rękami po jego barkach, zachwycona za¬rysem twardych muskułów. Poruszyła się i poczuła na swych udach jego pulsujące ciepło.

- To dobre pytanie. Niestety, nie ma na nie dobrej odpowiedzi.

Płaską dłonią wędrował po jej brzuchu. Jego palce zatrzymały się przez chwilę na małym, miękkim wzgór¬ku, a potem podążyły jeszcze niżej, drogą dręczącej roz-

koszy. .

Filomena wstrzymała oddech, gdy Trent wyczuł CIe¬płą wilgotność między jej udami. Usłyszała pełen pożą¬dania jęk i zadrżała w jego objęciach. Przytrzymał ją jeszcze mocniej.

- Już nie czekamy - wyszeptał.

Nie odpowiedziała. Nie znalazła żadnych słów. Po¬czuła, jak Trent się unosi i opada na nią.

- Popatrz na mnie, Filomeno - poprosił niskim, 88 • GWIAZDA SEZONU

ochrypłym głosem. - Chcę widzieć twoje oczy, gdy po raz pierwszy będziesz moja.

Posłuchała. Czuła między udami napierającą twar¬dość i odruchowo uniosła biodra, by ją przyjąć.

- Och, Trent.

Powoli, zdecydowanie wypełnił ją sobą. Zacisnął pal¬ce na jej skórze. Zamknęła oczy. Cale jej ciało, spięte niemal do granicy bólu, czuło tego wielkiego mężczy¬znę. Natychmiast przyszło oszałamiające uczucie pod¬niecenia. Otworzyła oczy. Trent patrzył na nią. Znieru¬chomiał, dając jej czas, by mogła się dopasować.

- Nigdy przedtem nie czułem niczego podobnego.

- Ja też nie - odpowiedziała słabym głosem, przy-

wierając do niego.

- Widzę to w twoich oczach, czuję w tobie całej.

Wiedziałem, że będzie nam ze sobą dobrze.

Zanurzył twarz w zagłębieniu jej karku i powolnym, zmysłowym rytmem wprowadzał ją w ekscytujące drżenie. - Och, Trent. ..

- Bądź ze mną, naj droższa. Bądź i nigdy mnie nie

opuszczaj. Dotrzemy razem, obiecuję ci.

Ufała mu. On prowadził, upewniając się, czy podąża za nim. Zagarnęła ich fala podniecenia. Filomena nigdy przedtem nie przeżyła niczego podobnego. Może po pro¬stu dotychczas nie spotkała mężczyzny, który potrafiłby sprawić, żeby te sprawy zaczęły się dla niej liczyć.

Z nieoczekiwaną intensywnością przyjęła końcową ekstazę.

- Tak, naj droższa, tak.

Szorstki okrzyk triumfu i rozkoszy, przepleciony z jej krzykiem bez tchu.

Opadali razem, rozluźnieni, w gmatwaninie wilgot¬nych rąk i nóg.


GWIAZDA SEZONU • 89

- Trent, nie wiedziałam... - szukała właściwych słów w omdlewającej mgiełce - nie zdawałam sobie sprawy, że to może być tak.

- Wiem - uspokajającym gestem odgarniał jej z twa¬rzy pasma włosów - ja też nie zdawałem sobie sprawy. - Wiedziałem, że będzie dobrze, ale nie przypuszczałem, że aż tak.

- A ja myślałam, że ty wiesz wszystko.

- Niezupełnie. Nie wiem wszystkiego o tobie.

- Całe szczęście - odrzekła. Skuliła się na jego ra-

mieniu i złożyła delikatny pocałunek na torsie. - Kobie¬ta ma prawo do pewnych tajemnic.

Oczy Trenta spoważniały.

- Nie chcę, aby między nami były jakiekolwiek taje¬mnice, Filomeno. Chciałbym, żebyśmy wiedzieli o sobie wszystko. Rozumiesz?

- A czy ty wyjawisz mi swoje tajemnice?

- Co cię interesuje?

Westchnęła głęboko i postanowiła zaryzykować.

- Na początek chciałabym wiedzieć, skąd u ciebie

taka zaciętość, jeśli chodzi o wzajemne zaufanie?

Obruszył się. - Zaciętość?

- Wiesz, co mam na myśli - odparła powoli. - Wyka-

zujesz taki upór, gdy idzie o twój ... honor, o to, że twoje słowo jest warte więcej od złota i tak dalej. Dlaczego to dla ciebie taka ważna sprawa, Trent?

- Większość ludzi chce, by inni ich szanowali. Nie widzę niczego szczególnego w moim traktowaniu tych rzeczy.

Uśmiechnęła się łagodnie.

- Powiedziałeś: żadnych sekretów, pamiętasz?

A masz ich trochę, prawda?

90 ł GWIAZDA SEZONU

Trent położył się na plecach, wkładając rękę pod gło¬wę, i przez dłuższą chwilę patrzył w sufit. Jakby z roz¬targnieniem głaskał włosy i ramiona Filomeny.

- Myślę, że to ma związek z moim wychowaniem

- rzekł.

- Twoi rodzice byli surowi? - pytała go dalej.

Zaśmiał się krótko.

- Nie, nie o to chodzi. Ojciec umarł, gdy byłem jesz¬cze niemowlakiem. Matka wyszła za mąż powtórnie, zanim skończyłem dwa lata. Jako dziecko traktowałem ojczyma jak własnego ojca.

- Czy to był dobry człowiek? - zapytała Filomena z wahaniem. Nie miała pewności, czy ma prawo drążyć ten temat.

- Tak sądziłem, nim skończyłem osiem lat.

- A co się później stało?

- Aresztowano go za defraudację w banku, w którym

pracował. Poszedł na kilka lat do więzienia.

- To musiało być straszne dla ciebie i twej matki.

- Owszem. Mieszkaliśmy w małym mieście i wszy-

scy wiedzieli, co się stało. Ani na moment nie dano nam o tym zapomnieć. - Głos Trenta stwardniał. - Gdy w szkole coś komuś zginęło, przeważnie mnie wska¬zywano palcem. Gdy tylko przekraczałem próg skle¬pu, sprzedawcy zaraz patrzyli na mnie badawczo: a nuż odziedziczyłem skłonności do kradzieży. Ilekroć wpad¬łem w tarapaty, zawsze znalazł się ktoś, kto komentował:

Niedaleko pada jabłko od jabłoni.

- Wyobrażam to sobie - powiedziała Filomena smut¬nym głosem.

- Kiedy ojciec wyszedł z więzienia, sytuacja nie uległa poprawie. Musieliśmy się przenieść do innego miasta. Ojciec miał trudności ze znalezieniem pracy,


GWIAZDA SEZONU ł 91

a jeszcze trudniej było mu utrzymać się na posadzie. Wcześniej czy później ktoś dowiadywał się wszystkiego, a ja musiałem staczać bójki w szkole albo na podwórku, by zamknąć usta jakiemuś pyskaczowi.

- Mogę się założyć, że przeważnie wygrywałeś. - Fi¬lomena wyobraziła sobie oczyma duszy chłopca, bijące¬go się desperacko o honor rodziny.

- Nawet gdy wygrywałem, nie zmieniało to opinii środowiska i ludzie nadal plotkowali.

- A więc dorastałeś, postanawiając zrekompensować słabości swego ojca, czy tak? Chciałeś wszystkich prze¬konać, że jesteś inny. Cokolwiek się stanie, można ci ufać i tego samego wymagasz od innych, bo inaczej porozbijasz im głowy.

Trent uniósł się nieco i patrzył na nią uważnie. - Tak to mniej więcej wyglądało.

- Czy nie boisz się czasami, że wykazujesz w tych

sprawach zbytnią sztywność? Uważam, że to dobrze, gdy ktoś postępuje uczciwie i szlachetnie, ale nie wszy¬scy są w stanie sprostać twoim standardom.

- Sfera uczciwości jest czarno-biała, albo - albo. Nie

ma tu miejsca na żadne odcienie szarości. - To ostry sposób patrzenia na świat. Wzruszył ramionami.

- Nie jestem naiwny. Nie chciałbym, by robiono ze mnie głupca, by ktoś usiłował mnie wykorzystać. Jeśli uważasz, że jestem bezkompromisowy, cóż, przykro mi. Taki już jestem.

Filomena przygryzła dolną wargę.

- Czy często ci się to zdarza, że ktoś próbuje cię wykorzystać?

U śmiechnął się ironicznie. - Ajak ci się zdaje?

92 • GWIAZDA SEZONU

Pokręciła głową. - Myślę, że nie.

- To chyba dowodzi, że jeśli traktujesz ludzi uczci-

wie, on odpłacają ci tym samym.

- Wątpię - powiedziała. - Raczej sądzę, że ludzie śmiertelnie boją się zadrzeć z tobą.

- Tak czy inaczej, to działa - powiedział pojednaw¬czo. - Niewielu usiłowało mnie nabrać albo wystrych¬nąć na dudka.

- Tego jestem pewna - odparła z przekonaniem.


ROZDZIAŁ

6

Filomena otworzyła oczy. Świeciło jasne słońce. Leżała cicho przez chwilę na samym brzeżku szerokiego łóżka. Nie musiała się odwracać - wiedziała, że Trent jest obok niej. Spanie razem z mężczyzną tak wielkim to jak spanie z niedźwiedziem. Wytwarzał dostatecznie wiele ciepła, by ogrzać ich oboje. Uśmiechnęła się do tej myśli.

- Czy zawsze budzisz się z uśmiechem? - spytał Trent, ziewając szeroko.

- Nie.

- To dobrze. Takie rzeczy w małej dawce potrafią

bardzo umilić poranek. - Wychylił się w jej kierunku i przyciągn~ ją do siebie. - Co robisz na drugim brzegu łóżka? Jak ci się udało odsunąć ode mnie? Gdy zasypia¬łem, byłaś tuż przy mnie.

- Bałam się, że zostanę zgnieciona - odrzekła z cał¬kowitą niemal powagą.

- Akurat. Nie jesteś po prostu przyzwyczajona do 94 • GWIAZDA SEZONU

spania z drugą osobą. - Przygarnął ją zaborczym ge¬stem. - Ale to nic. Przywykniesz.

- A ty chyba jesteś do tego przyzwyczajony? - wy¬rwało jej się.

Poczuła raczej niż zobaczyła, że Trent lekko się uśmiecha. - Czyżbyśmy doszli do tego momentu, gdy zaczynamy zadawać sobie pytania o nasze związki w przeszłości?

Filomena odchrząknęła.

- Och, niezbyt chciałabym słuchać o twych poprze-

dnich związkach. - Tchórzostwo.

- Wolę nazwać to dyskrecją.

Udawał, że się zastanawia.

- W porządku. Przyjmuję, że to dyskrecja. Jesteś za¬dziwiająco racjonalną, pragmatyczną, zrównoważoną i inteligentną kobietą jak na elfa.

Filomena milczała przez dłuższą chwilę, a potem za¬pytała ostrożnie:

- Czy dużo miałeś przedtem romansów?

Trent wybuchnął śmiechem, poruszył się gwałtownie i przygwoździł Filomenę swym ciężarem.

- Oto mamy dowód dyskrecji, racjonalności, pra¬gmatyzmu, równowagi i inteligencji.

- Odrzucam to oskarżenie. Z pewnością jestem inte¬ligentna.

- Tak, przyznaję. A odpowiedź na twoje idiotyczne pytanie brzmi: nie, nie miałem wielu romansów w prze¬szłości. Z pewnością jednak żaden związek nie był tak ważny, jak ten z tobą.

Po chwili dodał poważnie:

- Byłem raz żonaty. Nie trwało to zbyt długo. Nie chciała czekać, aż uda mi się zrobić karierę. Znalazła sobie innego, który już zdążył ją zrobić. Koniec opowie-


GWIAZDA SEZONU • 95

ści. - Z twarzy Trenta zniknęło napięcie. - No i jak, cie¬kawość zaspokojona?

- Cieszę się, że nie do każdego drobiazgu stosujesz swoją zasadę: najlepszą taktyką jest uczciwość - powie¬działa cicho. Naprawdę nie interesowały ją inne kobiety w jego życiu, a zwłaszcza była żona.

Ku zdziwieniu Filomeny Trent poważnie potraktował jej uwagę.

- Przysięgam, kochanie, że w stosunku do ciebie za¬wsze będę uczciwy, ale są pewne sprawy, które nie dotyczą nas dwojga. Jestem zwolennikiem mówienia prawdy, nie omacza to jednak, że trzeba wyciągać i drążyć stare histo¬rie. Zgoda?

- Zgoda - potwierdziła.

Dotknął biodra Filomeny i delikatnie je ścisnął. Naj¬wyraźniej rozkoszował się jej obecnością.

- Skoro doszliśmy do porozumienia, że sprawy doty¬czące przeszłości mogą pozostać w zapomnieniu, poroz¬mawiajmy o przyszłości.

Filomena sama nie wiedziała, dlaczego słowa te wprawiły ją w zakłopotanie. Uśmiechnęła się jednak zuchwale, odrzucając wszelki niepokój.

- O przyszłości?

- Teraz, kiedy się zastanowiłem - powiedział cicho,

przerywając na chwilę, by pocałować ją w zagłębienie szyi - wydaje mi się, że nie ma potrzeby przyśpieszać tej dyskusji. Mamy dużo czasu.

- Słusznie - przytaknęła z ulgą.

- Mówisz tak, jakby właśnie odroczono ci wyrok.

Myślałem, że kobiety doskonale dają sobie radę w dys¬kusjach na temat przyszłości.

- Musimy lepiej poznać siebie nawzajem, Trent.

Przyszłość sama się o siebie zatroszczy. Jak zwykle.

96 • GWIAZDA SEZONU

- Nie - zaprzeczył Trent, a w jego głosie wyczuwało się pewną twardość - przyszłość nie zawsze troszczy się o siebie. Ale w tym wypadku możesz być spokojna.

- Dlaczego?

- Bo ja się o wszystko zatroszczę w twoim imieniu.

Filomena znowu poczuła się nieswojo.

- Trent, może powinniśmy odbyć tę dyskusję teraz.

Uważam, że za mało się znamy i nie chciałabym, by którekolwiek z nas miało fałszywe przekonanie lub ...

Uciszył ją krótkim, zaborczym pocałunkiem. Gdy podniósł głowę, jego oczy świeciły zielono, odbijając światło słoneczne.

- Nie obawiaj się, elfie. Jesteś w dobrych rękach. Czuła te ręce. Przesuwały się po jej ciele, rozsuwały nogi i błądziły po wrażliwych miejscach. Objęła go ra¬mionami i cała przyszłość gdzieś znikła.

- Tak - wyszeptała, przyciągając do siebie jego twarz - jestem w jak najlepszych rękach.

Trent zauważył, że od chwili gdy się obudzili tego ranka, uległa zmianie atmosfera panująca między nim a Filome¬ną. Nareszcie on był w jej życiu na pielWszym planie. Widział to w jej oczach i czuł w jej dotyku. Udało mu się zwabić ją w pobliże płomienia i przekonać, że ma on nie¬odparty urok.

Jednak zadanie nie było wcale dokończone, myślał Trent podczas drogi powrotnej do Gallant Lake. Chociaż najtrudniejsza, wymagająca największej przebiegłości część została wykonana. Teraz można się odprężyć i oh¬selWować, jak Filomena radzi sobie z nowymi uczucia¬mi w stosunku do niego.

Nadal zachowywała się nelWOWO, niepewnie, ale mury runęły. Trent dostrzegał mgiełkę zadumy w jej wzroku.


GWIAZDA SEZONU • 97

Filomena Cromwell odkrywa, na czym polega bycie

zakochanym, pomyślał Trent.

- O czym myślisz? - zapytała w pewnym momencie. Uśmiechnął się lekko, patrząc cały czas na szosę.

- Myślałem właśnie, że wreszcie udało mi się przy¬ciągnąć twoją uwagę•

Trent nie był jedyną osobą, która zauważyła zmianę w zachowaniu Filomeny. Gdy przyjechali do Gallant Lake, cała rodzina prawie natychmiast wyczuła, że jej stosunek do Ravindera się zmienił. Trent widział, że przyjmują to z radością i ulgą. Podczas kolacji rozmowa zeszła na temat wyjazdu do Portland. Filomena wykazy¬wała zaskakujące ożywienie w tej konwersacji.

- Hal Reece i jego żona to uroczy ludzie - mówiła, nakładając sobie sałaty. - Gdy Trent skończył podpisy¬wać kontrakt, zjedliśmy z nimi kolację. Evelyn Reece przepraszała mnie w imieniu swego męża za przerwanie wakacji Trenta, ale najwyraźniej nie było innego wyj-, ścia. Pan Baldwin nie chciał złożyć swego podpisu, jeśli nie będzie przy tym Trenta. Evelyn powiedziała mi, że takie sytuacje powtarzają się często. Asgard wysyła Trenta do załatwiania ważniejszych spraw, gdyż ludzie mają do niego zaufanie. Zawierają z nim umowy, któ¬rych nie chcą zawierać z innymi.

- Rozumiem - odparł Amery rozbawiony, patrząc domyślnie na Ravindera. - Czy na tym polega twoja praca u Asgarda: zmiękczanie najtwardszych?

- Nie, to tylko część pracy - zaprzeczył Trent. - Do mnie należy coś, co, jak sądzę, nazwałbyś "gaszeniem pożarów". Kierują mnie tam, gdzie są trudności. Myślę, że Asgard używa mnie jako chłopca na posyłki.

. . - Nie dajcie się nabrać - ostrzegła Filomena. - Jego biuro jest trzy razy większe od mojego. Z okien wspania-

98 • GWIAZDA SEZONU

ły widok, na podłodze dywany. Trent ma nawet osobistą sekretarkę. Finny takie jak Asgard nie dają do dyspozy¬cji wielkich pomieszczeń biurowych i osobistych sekre¬tarek swoim chłopcom na posyłki, chyba że są to napra¬wdę ważne posyłki.

Ravinder poczuł, że lekko się czerwieni, słysząc te peany na swoją cześć. Zdawał sobie sprawę, że wszyscy z trudem powstrzymują się od uśmiechów. Postanowił, że najlepiej będzie zmienić temat.

- Filomeno ... - wtrącił, uprzejmie poczekawszy na małą przerwę w jej monologu.

- .. .i Evelyn Reece powiedziała mi również, że As¬gard dotrzymuje wszystkich obietnic, jakie Trent złoży klientowi, ponieważ fIrma nie śmie ryzykować, że on

odejdzie z pracy .

- Filomeno .

- Poznałam również pana Asgarda. Powiedział, że

ma wobec Trenta dług. Tak to określił, prawda? Twier¬dził, że bez niego ta umowa nie doszłaby do skutku, a bardzo mu zależało na tym terenie.

Trent odchrząknął.

- Filomeno, czy mogłabyś podać mi ziemniaki?

- Proszę - sięgnęła po półmisek i zaczęła opowiadać

o widoku z okien biura Ravindera. - Widać rzekę i pra¬wie wszystkie mosty.

- Filomeno - Trent znowu próbował przerwać, tym razem bardziej energicznie - może weźmiesz sobie do¬kładkę sałatki?

- Nie, dziękuję, wystarczy mi tyle - uśmiechnęła się promiennie, nie zmieniając tematu. - Evelyn i Hal Reece utrzymują, że wkrótce Trent zostanie prawdopodobnie wspólnikiem w fIrmie, chyba że postanowi ją opuścić i założyć własną. Reece twierdzi, że Asgard jest przera-


GWIAZDA SEZONU • 99

żony taką perspektywą i prawdopodobnie zrobi wszy¬stko, by tylko go zatrzymać.

- Filomeno!

Przerwała.

- Słucham cię, Trent.

- Sądzę, że twoja rodzina chętnie powitałaby zmianę

tematu - powiedział stanowczo. - Ja też.

Popatrzyła na niego i zaczerwieniła się lekko. - Czy to, co mówię, jest dla ciebie krępujące?

- Łagodnie mówiąc - tak.

Uśmiechnęła się.

- Powinieneś mnie kopnąć pod stołem.

- Właśnie o tym myślałem - przyznał.

- Bałeś się, że ci oddam?

- Brałem taką ewentualność pod uwagę, ale coraz

bardziej byłem gotów zaryzykować.

- Biedactwo. Dobrze. Twoja kolej. Wybierz sobie jakiś dowolny temat rozmowy - zatoczyła ręką krąg, jakby wskazując różne możliwości.

- Łowienie ryb - powiedział Trent z ulgą, zwracając się do Amery'ego.

Gospodarz natychmiast podchwycił ten temat, ale Trent zdołał dostrzec rozbawienie i zadowolenie w jego oczach. Meg i Shari patrzyły na Filomenę z podobnymi minami i tylko ona sama nie była świadoma, że właśnie

zdradziła się ze swymi emocjami. .

Przez następne trzy dni Trent rozkoszował się obu¬dzonymi w Filomenie uczuciami. W różnoraki spo¬sób okazywała mu swe zainteresowanie. Na przy¬kład, gdy pewnego ranka powrócił z połowu z dwoma dużymi pstrągami, wyskoczyła zza stołu, przy którym z sjostą popijała sobie kawę, i podjęła się usmażenia ryb.

100 • GWIAZDA SEZONU

- W kuchni jest teraz bardzo dużo pracy - wyjaśniła.

- Zajmę się tym sama.

Shari popatrzyła ze zdziwieniem. Trent usiadł przy stole i nalał sobie kawy.

- Czy coś jest nie w porządku, Shari?

- Doprawdy, trudno uwierzyć - rzekła z ironią. -

Myślę, że ona chce ci zademonstrować, że potrafi goto¬wać.

- Apotrafi?

- O tak. Matka dołożyła starań, byśmy obie popraco-

wały w kuchni. Ma przestarzałe poglądy na temat tego, czego potrzeba kobiecie do zamążpójścia. Ale Fil to nie pomogło. Ostatnio zaczynaliśmy się zastanawiać, czy wtedy, dziewięć lat temu, gdy opuszczała miasto, rze¬czywiście myślała to, co powiedziała.

Trent łyknął trochę kawy. - A co powiedziała?

- Wiele rzeczy. Ale nie sądziliśmy, że wtedy trakto-

wała je serio.

- Na przykład, że nigdy nie wyjdzie za mąż?

- Coś w tym rodzaju. Nigdy się do tego nie przyznała,

ale rzeczywiście to niefortunne zerwanie bardzo nią wstrząsnęło. Gdyby Brady po prostu powiedział, że chce się wycofać, nie byłoby aż takiej tragedii. A tu okazało się, że Fil nakryła narzeczonego w łóżku z Glorią Halsey. Glo¬ria jak zły duch prześladowała Filomenę przez całą szkołę. Pod wieloma względami była jej przeciwieństwem: królo¬wa balów, aktywny kibic futbolu, najpopularniejsza dziew¬czyna w klasie. Znasz ten typ? A do tego nie była szczegól¬nie miła i lubiła dokuczać Filomenie.

- Czy sądzisz, że Filomena była zakochana w Bra¬dym?

- Raczej zaślepiona, ale nie sądzę, by naprawdę go


GWIAZDA SEZONU • l (I l

kochała. Była za młoda i zbyt naiwna. Nigdy przedterr. nie miała swojego chłopaka. Gdy Brady zaczął ją adoro¬wać, bardzo to przeżywała.

- Dlaczego Brady jej nadskakiwał, skoro wolał: dziewczyny w typie Glorii?

Shari zamyśliła się.

- Sama o tym czasem myślałam. Może po prostu Fil stawała się bardziej kobieca. Podczas pierwszego roku w college'u wyszczuplała i zrobiła się bardziej towarzyska. Interesowało ją wiele rzeczy i nabrała nieco pewności siebie. Przyjeżdżała do domu na weekendy i na ferie, ą Brady właśnie skończył college. Prawdopodobnie za¬uważył, że Filomena zmieniła się na korzyść, a może po prostu się nudził. W okolicy nie było zbyt wielu samo¬tnych kobiet, a Gloria w tamtym czasie miała innego chłopaka i nieczęsto przyjeżdżała do naszego miasta. Brady nie miał partnerki na sobotnie randki.

- Zaczął więc podrywać Filomenę?

- Tak. Ona go uwielbiała i to było widać. Jestem

pewna, że mu to pochlebiało. A potem, zanim zorien¬towaliśmy się, jak poważna jest cała sprawa, ogłosili swoje zaręczyny. I wtedyna wakacje przyjechała Gloria. Wolna, znudzona. Miała ochotę na Brady' ego. Zaś Brady miał ochotę zarówno na nią, jak i na udział w firmie ubezpieczeniowej jej ojca. Wydaje mi się jednak, że nie wiedział, jak przekazać mojej siostrze tę nowinę.

- Doszedł więc do wniosku, że sama powinna zrozu¬mieć, jak sprawy stoją - domyślił się Trent.

Shari przytaknęła.

- Bardzo mi jej żal. W taki nieprzyjemny sposób straciła zaufanie do mężczyzn. Opuściła miasto przysię¬gając, że nigdy nie wyjdzie za mąż. - Shari lekko się 102 • GWIAZDA SEZONU

skrzywiła. - Nasza mama czekała dziewięć lat na zmianę tego postanowienia.

- Tymczasem Filomena z poświęceniem budowała fIrmę Cromwell & Sterling - dopowiedział Trent.

- Nie tylko - odparła powoli Shari. - W Seattle pro¬wadzi bardzo ożywione życie towarzyskie.

- Tak podejrzewałem - zauważył ponuro Trent. ¬Ma własne pieniądze, styl i szyk. To przyciąga towarzy¬stwo.

- To prawda. Jednak ona nigdy nie zaangażowała się na tyle, by myśleć o trwalszym związku: Obecnie oba¬wia się amatorów swych pieniędzy. Spółka Cromwell & Sterling rozwija się błyskawicznie. Wielu chciałoby tro¬chę z niej uszczknąć. Fil ma zatem powody, by trzymać mężczyzn na dystans. Przypuszczam nawet, że w wię¬kszości wypadków robi to nieświadomie.

- Wiem. - Trent zupełnie nie zdawał sobie sprawy, jak wiele uczucia było w jego głosie i dopiero śmiech Shari mu to uświadomił. - Co cię tak rozbawiło?

- Nic takiego, naprawdę. Zawsze podejrzewałam, że gdy Fil skruszy mur, jakim się otoczyła, zrobi to w wielkim stylu. Jest zupełnie inną kobietą po powrocie z Portland. Jeśli ona jeszcze cię nie kocha, to z pewno¬ścią jest na najlepszej drodze do tego.

Trent zachował obojętną twarz, choć czuł napięcie wewnętrzne:. pożądanie i niesamowitą satysfakcję.

- Tak myślisz?

- O, tak - potwierdziła cicho Shari. - Czy zależy ci

na tym, Trent? Bo jeśli nie, to nie ciągnij tego dłużej. Byłoby to nie w porządku wobec Fil i prawdę mówiąc, cała rodzina niesłychanie by się martwiła, gdybyś ją zranił.

Trent popatrzył Shari prosto w oczy.


GWIAZDA SEZONU • 103

- Masz moje słowo honoru. Nie mam zamiaru zranić twej siostry. Zależy mi na niej. Chcę teraz, by jej zależało na mnie. To mój główny cel.

Shari przez dłuższą chwilę patrzyła mu w oczy.

- Wierzę ci - przyznała. - Sądzę, że jesteś niedaleko

celu.

Trent uniósł brwi, sącząc kawę.

- A ja nie byłbym tego taki pewien.

- Chyba masz rację. - Shari odchyliła się w fotelu,

patrząc na Trenta z siostrzaną troską. - Teraz to kaszka z mlekiem. Ale co będzie, gdy pokłócicie się po raz pierwszy? Ostrzegam cię, że Fil w sytuacji konfliktowej zawsze postępuje po swojemu.

- Nie dziwi mnie to - przyznał Trent rzeczowym tonem.

- Co więc się stanie, gdy ty będziesz chciał postawić na swoim? - dopytywała się Shari. - Ona jest samodziel¬ną, niezależną kobietą. Ma temperament pasujący do jej płomiennych włosów. Choćby ci nie wiem jak bardzo na niej zależało, nie sądzę, byś pozwolił jeździć sobie po głowie.

- To zabawny obrazek - powiedział Trent - rudy elf jeżdżący mi po głowie. Pewnie będzie miała przy butach ostrogi.

- Możliwe. A więc jakie są perspektywy? Trent westchnął.

- Gdy tupnę nogą? Nie wiem na pewno, ale jeśli o to

chodzi, mam pewną przewagę. - Jaką?

~ Mam bardzo dużą nogę.

Trzeciego dnia po powrocie z tej przełomowej wypra¬wy do Portland Filomena zaczynała się niecierpliwić. Prawie nigdy nie udawało jej się zostać z Trentem sam 104 • GWIAZDA SEZONU

na sam. Co dziwniejsze, Trent zupełnie nie starał się znaleźć czasu na wspólne spotkanie.

Coś tu się nie zgadzało. Przez pierwsze tygodnie ich znajomości wymyślał najróżniejsze sposoby, by przyła¬pać ją w samotności, a ona wymykała mu się, jak umiała. Teraz natomiast wystarczało mu, że spotyka ją na łonie rodziny.

Kilkakrotnie myślała nawet z obawą, że skoro udało mu się zaciągnąć ją do łóżka, nie ma ochoty ponownie powtarzać tego doświadczenia. Zawsze jednak, gdy na¬chodziły ją takie wątpliwości, spotykała spojrzenie jego zielonych, roziskrzonych oczu i czuła w głębi duszy, że on nadal jej pragnie.

Dlaczego więc nic nie robi, by mogli się gdzieś spot¬kać i znowu kochać? - myślała poirytowana. Mógłby przecież zabrać ją wieczorem na przejażdżkę albo zapro¬sić na spacer nad jezioro, czy jak za pierwszym razem kazać zapakować Henry'emu, szefowi pensjonatu, kosz z wiktuałami na piknik.

Piknik! Filomena uśmiechnęła się do siebie. To do¬skonały pomysł: jest mu winna piknik; przecież. on kie¬dyś ją zaprosił. Tym razem jednak nie należy dopuścić do tego, by rozmowa znowu zeszła na tematy zawodo¬we. Podjęła decyzję i ruszyła do kuchni. Postanowiła wziąć swoje ulubione przekąski i butelkę białego wina.

Pół godziny później przewiesiła sobie kosz z pro¬wiantami przez ramię i wyruszyła na _poszukiwanie Trenta. Siedział na tarasie i czytał książkę. Uniósł wzrok, gdy podeszła bliżej. Popatrzył na nią z wyraźną aprobatą. Żółta opaska podtrzymywała jej rudą grzywę, żółta bluzka, podwiązana na dole, odsłaniała płaski brzuch, białe, wąskie spodnie podkreślały zgrabne uda. Filomena dostrzegła zmysłowość we wzroku Trenta,


______________ G:...W;..;.::eIAZ=D-=-A:...S'-'I:c',ZONl1 • lOS

choć natychmiast przybrał wyraz uprzejmego zaintere¬sowania.

- Wybierasz się gdzieś? - spytał obojętnie, zamyka¬jąc książkę.

- Aha. Chcesz pójść ze mną?

Po raz pierwszy zapraszała go i czuła lekkie zdener¬wowanie.

- To zależy - droczył się z nią.

- Od czego? - uśmiechała się szeroko, ale ciągle nie

była pewna, co będzie dalej.

- Od tego, co masz w koszyku - wyjaśnił Trent. Za¬łożył ręce pod głowę i obserwował ją, rozparty w fotelu. - Butelkę najlepszego białego wina z piwnicy taty, kanapki z kurczakiem, torbę chipsów i dwa kawałki cia¬sta czekoladowego.

Trent zerwał się z ~otela.

- Czemu od razu nie powiedziałaś? Idziemy.

- Moja mama zawsze powtarzała: do serca mężczy-

zny przez żołądek. Nie dowierzałam jej. Uważałam m꿬czyzn za trochę bardziej rozgarniętych.

- Powinnaś bardziej słuchać swej matki. - Trent oto-

czył Fi10menę ramieniem. - Gdzie będziemy ucztować?

Popatrzyła na niego kątem oka i z wahaniem powiedziała: - Zamierzałam pójść tam, gdzie byliśmy poprzednio.

- Prowadź.

Filomena poweselała. Dosyć łatwo poszło. Wystarczyło wyciągnąć gdzieś Trenta, nakarmić go i napoić winem, a on już z pewnością weźmie sprawy w swoje ręce.

Niestety, sytuacja nie rozwinęła się zgodnie z planem.

Znaleźli odosobnione miejsce, rozpostarli koc i rzucili się na jedzenie. I na tym sprawy utknęły.

To dziwne, pomyślała Filomena, zjadając ostatni ka¬wałek ogórka i zastanawiając się, jak przedłużyć ten pik-

106 • GWIAZDA SEZONU

nik, kiedy już zniknęło całe jedzenie. Rozmawiali o wszystkim: o łowieniu ryb, o interesach spółki Crom¬well & Sterling, ale nie zawadzili nawet o temat Crom¬well & Ravinder. Filomena miała wrażenie, że jeśli chce zmiany tematu, musi zrobić to sama.

Nigdy nie podejrzewała się o tchórzostwo. Ale nigdy też nie zabiegała o względy mężczyzny, jeśli nie liczyć dawnej historii z Bradym Paxtonem. Łatwiej i bezpiecz¬niej było pozostawić inicjatywę drugiej stronie. Niestety, choć Trent zaczął z rozmachem, teraz najwyraźniej zna¬cznie zwolnił.

- Gdy wrócę do Portland, zamówię skrzynkę takiego wina - stwierdził, wkładając pustą butelkę do koszyka. - Twój ojciec ma znakomity gust.

- Tak - potwierdziła Filomena patrząc, jak Trent pa-

kuje pozostałe naczynia. - On lubi, żeby w pensjonacie wszystko było w najlepszym gatunku.

- To widać. Jest dobrym biznesmenem.

- Wiem o tym. Trent?

- Taak?

- Czy chcesz już wracać do domu?

- Nie bardzo - odparł, patrząc na nią.

- To dobrze. Pomyślałam, że moglibyśmy tu chwilę

zostać. Jest tak spokojnie, nie musimy się nigdzie spieszyć. - Wiem. Szkoda, że nie wziąłem książki. Swietne miejsce, żeby sobie posiedzieć i poczytać. Może zamiast tego zdrzemnę się trochę.

Filomena była zbita z tropu. Nie spodziewała się ta¬kiego obrotu sprawy.

- Och, nie wyglądasz na zmęczonego.

- Nie jestem zmęczony, ale przecież mam wakacje

- wyjaśnił pogodnie, opierając się plecami o drzewo.

Popatrzył na jezioro. - Czyż tu nie pięknie?


GWIAZDA SEZONU • 107

- Wiem. Wyrosłam w tej okolicy - potwierdziła, my¬śląc o czym innym. - Trent?

Patrzył cały czas jak zahipnotyzowany na oświetloną

słońcem powierzchnię jeziora. - Taak?

- Myślałam o ... o nas.

- Naprawdę?

- I o tamtej nocy w Portland - kontynuowała z deter-

minacją. -To było coś wyjątkowego, nie sądzisz?

W strzymała oddech.

- Tak - potwierdził cicho. Odetchnęła.

- Cieszę się, że tak uważasz. Zaczynałam już przypu¬szczać ...

- Co, Filomeno?

- Nic. Po prostu nie wracałeś do tego tematu, odkąd

wróciliśmy.

- Ty też nie - zauważył.

Drgnęła. Miał rację. Zmieniła pozycję i przysunęła się bliżej do niego. Cały czas patrzył na jezioro.

- Ale teraz o tym wspominam - powiedziała buńczu-

czme.

Trent nie poruszył się.

- Owszem. Co chciałabyś omówić?

Filomena zaczęła tracić cierpliwość. Usiadła i oparła

się o niegb. Zmarszczyła brwi.

- Niczego nie chcę omawiać.

Popatrzył na nią z uprzejmym zainteresowaniem. - Dlaczego w takim razie poruszasz ten temat?

- Pomyślałam sobie, że byłby to dobry pretekst, by cię

pocałować - powiedziała szybko i rzuciła mu się w ramiona.

Chwycił ją odruchowo i posadził na swych udach.

- Parę razy cmoknąłeś mnie na dobranoc, to wszystko.

108 • GWIAZDA SEZONU

Otoczyła go ramionami i przyciągnęła głowę do jego twarzy. Pocałowała go z tą namiętnością, jaką wówczas w sobie odkryła.

Trent poddał się. Rozwarł usta pod naciskiem jej warg i namiętnie ją całował. Filomena przekonała się, że jego pożądanie jest tak samo silne, jak poprzednio. Odetchnꬳa z ulgą i przywarła do niego jeszcze bliżej.

Kiedy przerwali pocałunek, była zaróżowiona i nie mogła złapać tchu. Spojrzała na Trenta roziskrzonymi oczyma.

- Dlaczego? - spytała.

- Co dlaczego?

- Dlaczego ani razu nie pocałowałeś mnie tak, od

dnia naszego powrotu z Portland?

Powoli pogładził ją po piersi swą dużą dłonią.

- Chciałem, byś przekonała się, jak bardzo mi ufasz.

- Co masz na myśli?

Wziął kosmyk jej włosów i owinął sobie wokół palca. - Musiałaś udowodnić samej sobie, że nie musisz

obawiać się odrzucenia. Nie z mojej strony.

Filomena zesztywniała w jego ramionach.

- Niezbyt lubię być manipulowana w ten sposób. Twarz Trenta złagodniała.

- Chodziło o coś więcej, niż tylko o zmuszenie cię do wykonania pierwszego kroku.

- A o co? - spytała podejrzliwie.

- Czy nie pomyślałaś, żeja też chciałbym mieć pew-

ność, iż nie zapomniałaś o tym, co stało się wtedy w Po¬rtland?

Filomenę, nagle skruszoną, zalała fala ciepłego uczu¬CIa.

- Trent, tak mi przykro. Nie myślałam o tym w ten sposób.


GWIAZDA SEZONU • 109

- Rozumiem. Przyzwyczaiłaś się do tego, że to właś¬nie ty jesteś niedostępna. Jednak mężczyzna czasami też chce mieć pewność, że jest pożądany.

"- Pożądam cię, Trent - zapewniła, patrząc na niego jasnymi oczami.

- Wiem, kochanie. Przekonałaś mnie.

Pochylił ku niej głowę. Całowali się, a ich pocałunek był teraz wyrazem zarówno namiętności, jak i zaufania.

Trent zaczął rozluźniać węzeł jej bluzki. Filomena objęła go mocno ramionami i szeptała mu do ucha, jak bardzo go pragnie.

- Najdroższa, nie wiesz, co ze mną wyprawiasz - po¬wiedział niskim głosem, jakby oskarżycielsko, a potem ostrożnie położył ją na kocu.

Palcami przesuwała po jego torsie, w kierunku brzu¬cha, a potem niżej, szukając dowodu wzbierającego po¬żądania.

- Dowiaduję się tego - powiedziała miękko i rozpiꬳa sprzączkę jego paska.

Do pensjonatu wrócili dopiero przed czwartą. Trzy¬mając się za ręce, weszli głównym wejściem obok rece¬pcji. Przy kantorze siedziała Meg Cromwell. Uniosła głowę znad jakichś papierów, popatrzyła na nich i uśmie-

chnęła się z aprobatą. .

- Dobrze, że jesteś, Fil. Zastanawiałam się, gdzie zniknęłaś. Nie zapomnij o koktajlu na cześć Shari i Jima dziś wieczór. Aha, był do ciebie telefon godzinę temu.

- Tak? Kto dzwonił?

- Glenna Sterling.

Oczy Filomeny rozszerzyły się.

- To na pewno bank. Musiała dostać jakąś wiado¬mość z banku.

Puściła rękę Trenta, złapała telefon i pośpiesznie wy110 + GWIAZDA SEZONU

kręciła numer. Gdy tylko Glenna zgłosiła się, Fi10mena zrozumiała, że wiadomości nie są pomyślne. Serce jej zamarło.

- Nie mamy szczęścia, Fil. Powiedzieli, że za szybko się rozwijamy. Zasugerowali nam, byśmy ponownie ubiegały się o kredyt, gdy powiększymy jeszcze trochę sieć sprzedaży.

- Ale nam ten kapitał potrzebny jest właśnie po to, żeby rozwinąć sieć sprzedaży. W tym leży problem - od¬powiedziała szybko.

Trent patrzył na nią uważnie cały czas.

- Wiem, Fil. Mam tyle nowych projektów. Wiedzia¬łyśmy od początku, że to tylko jedna z możliwości. Bę¬dziemy musiały spróbować w innym banku. Rozejrzę się do twojego powrotu.

- Może powinnam już wrócić?

- To nie miałoby sensu. Trochę potrwa, zanim spraw-

dzę różne banki. Nic tu nie poradzisz. Baw się dobrze na weselu siostry i widzimy się pod koniec miesiąca. To tylko małe niepowodzenie. Pokonywałyśmy już większe trudności.

- To prawda.

Filomena odłożyła słuchawkę i oparła się przygnębio-

na o kontuar.

- Odmówiono wam pożyczki? - spytał Trent łagodnie.

- Odrzucili zdecydowanie naszą prośbę.

- Może nadszedł czas, byście poszły do fachowego

doradcy [mansowego? - zasugerował Trent.

- Może. Ale najbardziej miałabym ochotę pójść do tego urzędnika od pożyczek i skręcić mu kark. Napra¬wdę liczyłyśmy na te pieniądze.

- Nigdy nie licz kurcząt, póki się nie wyhodują - wy¬powiedziała Meg swój krzepiący matczyny pogląd.


GWIAZDA SEZONU + 111

Filomena uśmiechnęła się z przymusem. Trent popa¬trzył na nią, objął i poprowadził na patio.

- Powinnaś słuchać swej matki, Filomeno. A najle-

piej, żebyś słuchała mnie.

Popatrzyła na niego pytająco. - A co byś mi radził?

- Nigdy nie licz kurcząt, póki się nie wyhodują.

ROZDZIAŁ

7

- Jak ci się to podoba, Shari?

Filomena wykonała piruet, demonstrując gładką, wydekoltowaną sukienkę z białej, opinającej ciało dzia¬niny. Wybrała ją na dzisiejszy koktajl.

Shari miała na sobie skromną suknię z jedwabiu, któ¬rego czerwień doskonale pasowała do jej świetlistych blond włosów. Oparta o framugę podziwiała siostrę.

Biała sukienka skąpo okrywała ciało Filomeny: z przodu wycięta niemal do pępka, z tyłu prawie do talii; krótka spódnica odsłaniała nogi, które wydawały się je¬szcze dłuższe, gdyż Filomena nałożyła buty na nies1UJlo¬wicie wysokich obcasach. Na szyi miała niewinny złoty łańcuszek, co tylko podkreślało śmiałość reszty stroju.

- Za każdym razem, gdy wybierasz się tu na przyję¬cie, twoje stroje są coraz bardziej zwariowane. Na po¬wtórkę balu maturalnego ubrałaś się w obcisły niebieski gorset, odsłaniający połowę brzucha, na moje "pożegna-


GWIAZDA SEZONU. 113

nie panieństwa" - w jaskrawy czerwono-żółty strój, któ¬rego widok zaszokował nawet dostawcę, kolejnym ra¬zem włożyłaś na siebie zieloną dżersejową suknię z go¬łymi plecami. Czy teraz chciałabyś nas przygotować na to, że jako druhna będziesz owinięta w przezroczystą plastikową torebkę? Przerażenie ogarnia lTlJ?ie, gdy po¬myślę sobie, w co ubierzesz się na moje wesele.

Filomena skrzywiła się.

- Nie bądź pruderyjna, Shari. Taki fason sukienki uważa się teraz za bardzo modny.

- Odsłania strasznie dużo ciała, Fil- Shari wyraziła swe wątpliwości. - Wyglądasz w niej świetnie, muszę przyznać, ale nie jestem pewna, czy to się nadaje na przyjęcie w Gallant Lake. Tamta zielona z dżerseju była szczytem tego, co tutejsi ludzie są skłonni zaakcepto¬wać.

- Nonsens. Jestem pewna, że towarzystwo z Gallant Lake zniesie to wyzwanie.

Filomena przystanęła przed lustrem i poprawiła ucze¬sanie. Na czubku głowy zrobiła sobie niesforny lok. Kilka pasm włosów spływało z przodu na szyję.

- A Trent? - spytała Shari.

- A co on ma do tego?

Filomena przypinała długie błyszczące klipsy.

- Uważam, że on coraz bardziej traktuje cię jako osobę, do której ma niejakie prawa. Jestem pewna, że nie spodoba mu się, gdy dziś wieczorem Brady Paxton albo ktokolwiek inny będzie na ciebie pożądliwie patrzył.

Filomena zastygła, przerywając szminkowanie ust.

- Nie przywykłam do tego, by jakikolwiek mężczy¬zna mówił mi, co mogę nosić. A poza tym Trent nie jest taki małomiasteczkowy. Moja sukienka nie wywoła jego sprzeciwu.

114 • GWIAZDA SEZONU

Shari uśmiechnęła się z powątpiewaniem.

- Zobaczymy. .

- Najwyżej trochę ponarzeka pod nosem, cóż innego

może zrobić? - spytała, przypominając sobie gderanie Trenta na temat zielonej sukni, którą miała na sobie tamtego wieczora w klubie.

- Skoro tak twierdzisz ... - Shari ponownie przyjrza¬ła się siostrze. - Ta twoja sukienka jest świetna, mimo że odsłania więcej ciała niż kostium kąpielowy. Gallant Lake na pewno będzie ją długo pamiętało. Dobrze tu wypoczywasz, Fil?

Filomena zauważyła, że siostra bardzo uważnie jej się przygląda.

- Popsuł mi się nastrój po dzisiejszym telefonie Olenny.

- Mama opowiadała mi o tym. Twierdziła też, re Trent mógłby wam polecić doświadczonego doradcę finansowego.

- Tak mówił. Według niego nasza fIrma znajduje się teraz w bardzo niebezpiecznym momencie. Powinny¬śmy rozważnie podejmować decyzje, zamiast dążyć do chaotycznego i szybkiego rozwoju.

- :Mama twierdzi, że Trent patrzy na ciebie takim samym wzrokiem, jak Jim na początku naszej znajomo¬ści: wygłodniałym i żarłocznym.

Filomena poperfumowała się delikatnie.

- Wygłodniały i żarłoczny? Cóż, chodźmy na dół

i stańmy oko w oko z tymi lwami. ,

- Ty idź pierwsza. Chcę zobaczyć, jak Trent zareagu¬je, gdy ujrzy twoją sukienkę.

Filomena wzruszyła ramionami i zaczęła schodzić ze schodów. Cieszyła się na ten wieczór. Po raz pierwszy od powrotu z Portland będzie miała okazję spędzić z Tren~ tern trochę czasu jak na prawdziwej randce.


GWIAZDA SEZONU • 115

Trent stał w holu razem z rodzicami i Jimem Devo¬re'em.

Przerwał na chwilę rozmowę z Amerym i podniósł wzrok na Filomenę, schodzącą lekko po schodach. Uśmiechnęła się radośnie do niego, świadoma, że rodzi¬ce i Jim patrzą na jej strój. Jedynie Trent nie okazał zaskoczenia. Przyjrzał się obojętnie sukience, a potem utkwił wzrok w twarzy Filomeny. Nie powiedział ani słowa.

- Fil, moja droga ... - Meg była najwyraźniej zanie¬pokojona - czy to nie jest zbyt. .. zbyt. .. - Nie mogła znaleźć odpowiedniego określenia.

- Ostrzegałam ją - wtrąciła Shari pogodnie. - Ale ona uważa, że Gallant Lake to zniesie.

Jim powitał narzeczoną pocałunkiem i zwrócił się do Trenta:

- Pozostaje pytanie, czy Trent to zniesie. Trzymaj się, stary. Ostrzegałem cię, jak niebezpiecznie jest zadawać się z kobietami z tej rodziny.

Amery Cromwell odchrząknął i ostentacyjnie spo¬jrzał na zegarek.

- Och, musimy już ruszać, Meg. Shari pojedzie z Ji¬mem, a Trent obiecał zabrać Filomenę.

- My też lepiej pojedźmy, kochanie - zaproponował Jim, biorąc Shari za rękę. - Mam wrażliwy żołądek: nie zniósłbym widoku krwi.

- Przecież jesteś lekarzem! - przypomniała mu Shari. ~ Dlatego wiem, że nie znoszę widoku krwi.

Jim zamknął drzwi i Filomena została sama z Trentem. Stała na ostatnim stopniu schodów, patrząc wyczeku-

jąco.

- My też powinniśmy już chyba jechać. Weźmy mój samochód - zaproponowała.

116 • GWIAZDA SEZONU

Podszedł do niej powoli. Jego wzrok był rozbawiony

i stanowczy jednocześnie.

- Nie możesz oprzeć się pokusie?

- Jakiej pokusie? - zapytała niewinnie.

- Filomeno, moja droga, masz nieprzyjemną tenden-

cję, by wysokich ludzi uważać za głupców. Wydaję ci się większym od przeciętnego dinozaura, ale to nie powód, byś sądziła, że mam mózg jak dinozaur.

- Chcesz mi powiedzieć, że jesteś inteligentniejszy od przeciętnego dinozaura?

- Tak mi się wydaje. Ale nawet jeśli nie jestem, mam atut w postaci wzrostu. Idź i przebierz się, kochanie - polecił jej łagodnie.

- Nie podoba ci się ta sukienka?

- Ta sukienka - zaczął wyjaśniać rzeczowo - zapro-

jektowana jest tak, by patrzący na ciebie mężczyzna miał ochotę zaciągnąć cię do łóżka. Problem w tym, że nie idziemy do łóżka, lecz na przyjęcie.

Filomena wyciągnęła rękę i poklepała Trenta po gło¬wie, uśmiechając się z kobiecą pewnością siebie.

- A więc o to chodzi. Shari miała rację. Przejawiasz lekkie poczucie własności. Nie obawiaj się jednak. Ta sukienka jest w stylu "patrz, ale nie dotykaj". Nikt z obe¬cnych na tym przyjęciu nie zaciągnie mnie do łóżka. Chyba że ty wykonasz w tym kierunku jakiś krok - do¬dała.

Trent jakby nie zwracał uwagi na to głaskanie po głowie. Cały czas blado się uśmiechał.

- Shari nie miała racji. Nie przejawiam lekkiego po¬czucia własności. Przejawiam bardzo duże poczucie własności. Biegnij i przebierz się. Już.późno.

- Nie wiem dlaczego, ale mam wrażenie, że właśnie znajdujemy się w punkcie zwrotnym naszej znajomości.


GWIAZDA SEZONU • 117

- To nie jest punkt zwrotny naszej znajomości, to punkt zwrotny w twoim życiu. Dosyć natrząsania się z poczciwych mieszkańców Gallant Lake. Zmień su¬kienkę, Filomeno.

Zaczęła bębnić palcami po poręczy schodów. - A jeśli nie, to co?

- To zrobię użytek ze swego wzrostu i swego małego

mózgu, by pomóc ci się przebrać.

Filomena uśmiechnęła się ponuro. - Czy to groźba, Trent?

- To obietnica, kochanie.

- Popatrzmy na to z racjonalnego punktu widzenia

- zaczęła ostrożnie. - Jeśli ulegnę i zmienię sukienkę,

cała rodzina od razu pomyśli sobie, że jestem słabą, ułomną kobietą.

- Jeśli nie zmienisz sukienki, cała rodzina będzie musiała sobie pomyśleć, że to ja jestem słaby i ułomny - stwierdził Trent.

- To mało prawdopodobne - podważyłajego obawy.

-'- Dodatkowym problemem jest to, że gdybym się prze-

brała, odniósłbyś wrażenie, iż możesz mi rozkazywać, kiedy tylko przyjdzie ci na to ochota. Taką postawę . przyjmuje wielu dużych ludzi w stosunku do tych, któ¬rzy są niżsi i mniejsi. To chyba jedna z podstawowych przyczyn, dla których mężczyźni zakładają, że mają pra¬wo do dominacji nad kobietami. Świat wyglądałby zu¬pełnie inaczej, gdyby kobiety były wyższe i silniejsze od mężczyzn.

Trent spojrzał na zegarek.

- Chyba nie mamy czasu, aby teraz snuć rozważania z zakresu etnologii.

Filomena jednak zapaliła się do tematu.

- Pomyśl tylko: kobiety byłyby wyższe, większe 118 • GWIAZDA SEZONU

i silniejsze, i to one podejmowałyby decyzje i wydawały rozkazy. One przejęłyby rolę właścicieli, obrońców i władców.

- Mam wrażenie, że odbiegamy od zasadniczego te¬matu.

Oczy Filomeny płonęły entuzjazmem dla roztoczonej właśnie wizji świata.

- Dla każdego byłoby oczywiste, że to mężczyźni zostają w domu i troszczą się o dzieci. Chodziliby w ubraniach z falbankami. Przecież byliby słabszą płcią, prawda? Cała struktura rodziny byłaby inna. Ponadto kobiety nie stawałyby się tak często ofiarami. Nie bałyby się gwałtów ani domowej przemocy. Nie musiałyby uda¬wać, że są głupsze od mężczyzn. Nie musiałyby grać ...

- Filomeno - przerwał jej Trent, okazując objawy zniecierpliwienia. - Mam wrażenie, że to ty teraz grasz ze mną. Uprzedzam cię, że nie jestem w odpowiednim nastroju. Idź i przebierz się.

- Dlaczego miałabym to zrobić? - spytała wyzywa¬jąco. - Podaj mi choć jeden powód, dlaczego nie mogę pójść dzisiaj w tym, w czym chcę.

Trent ujął się pod boki. Oczy zwęziły mu się, a z twarzy zniknęły resztki uśmiechu. Patrzył na Filomenę• - Chcesz znać powód? Nie żyjemy w twoim wyśnionym świecie. Żyjemy w świecie, w którym ty jesteś znacznie mniejsza ode mnie. Natychmiast idź na górę i przebierz się• Filomena stała cicho. Trent nie podniósł głosu, ale prze-

cież nie musiał - i tak dobitnie wyraził to, o co mu chodziło. - Mieć siłę, to nie znaczy mieć rację.

- Zgoda, ale siła ma wielki wpływ na końcowy wynik.

Filomena zrozumiała, że została pokonana. Uniosła brodę i powiedziała z lekką pogardą:

- Pamiętaj, co stało się z dinozaurami.


GWIAZDA SEZONU • 119

Obróciła się na stopniu schodów i poszła na górę. Weszła do pokoju i popatrzyła w lustro. Istotnie, biała sukienka odsłaniała bardzo dużo ciała. Nie miało sensu ponowne szokowanie Gallant Lake. Najważniejsze, że Trent okazywał zazdrość. Jest w niej zakochany, pomy¬ślała uszczęśliwiona. Gotowa była pójść na pewne ustę¬pstwa.

Po dziesięciu minutach zeszła na dół w obcisłej su¬kience, zaczynającej się poniżej linii ramion. Ciepły, morelowy kolor i falbanka na dole nadawały jej trochę wyrafinowany charakter, ale fason był taki, że Trent nie mógł tym razem narzekać. Filomena przystanęła na naj¬niższym stopniu.

- Jesteś zadowolony? Podał jej rękę.

- Tak. Dziękuję ci.

- Za co?

- Za to, że nie wyjdę na słabowitego dinozaura.

Ironicznie popatrzyła na niego z ukosa. - Masz u mnie dług.

Zaśmiał się, otwierając drzwi wyjściowe.

- Wiedziałem, że postarasz się uszczknąć coś dla sie¬bie w tej sytuacji. Zgoda, mam u ciebie dług.

Przystanął na progu, pochylił się i powoli przesunął wargami po jej ustach.

- Kiedy masz zamiar go sobie odebrać? - wyszeptał.

- Najprawdopodobniej wtedy, kiedy będziesz się tego

najmniej spodziewał. - Popatrzyła na alejkę, przy której parkowały samochody. - Weźmy mojego porsche'a.

- Nie ma potrzeby. Chyba już wszyscy w Gallant Lake go widzieli.

- Nie dlatego chcę go wziąć - wyjaśniła, wygrzebu¬jąc kluczyki z torebki. - Chcę po prostu sama prowadzić.

120 • GWIAZDA SEZONU

Trent niechętnie usiadł na miejscu dla pasażera.

- Czy to ma być kara za to, że wygrałem batalię o sukienkę?

- Czyżbyś był zdenerwowany? - ironizowała, wkła¬dając kluczyk do stacyjki i włączając biegi.

- Jeździsz jak szatan.

- Jestem znakomitym kierowcą - oznajmiła przy

akompaniamencie pisku opon na żwirze.

Porsche wystartował z mety jak strzała. Na główną drogę wokół jeziora wjechał z pełną szybkością. Filome¬na uwielbiała poczucie, że samochód reaguje na jej naj¬drobniejszy ruch. Na zakrętach dodawała gazu.

Przez dziesięć minut Trent znosił tę sytuację z całko¬witym spokojem, ale potem rzucił ostrzegawczym to¬nem:

- W porządku, wystarczy.

- Czego wystarczy? - spytała uprzejmie.

- Wyrównaliśmy rachunki za tę bitwę o twoje ubra-

nie. Teraz zwolnij i okaż trochę rozsądku.

W jego głosie dźwięczała jakaś nowa nutka. Filomena zdała sobie sprawę, że Trent ma dosyć tej jazdy por¬sche'em. Posłusznie zwolniła. Oboje milczeli.

- Musisz zrozumieć, że nie jestem do tego przyzwy¬czajona - odezwała się wreszcie.

- Nie jesteś przyzwyczajona, że dostosowujesz się do mężczyzny? Wiem. Ja też nie jestem przyzwyczajony do uczucia, że w stosunku do kobiety mam pewne prawa. Myślę jednak, że jakoś damy sobie z tym radę.

Ponownie zapanowało między nimi milczenie. Filo¬mena zaparkowała przed domem Aikenów. Wyłączyła silnik i przypatrywała się przez chwilę samochodom ustawionym w alejce.

- Pamiętaj, że nadal jesteś mi winien przysługę.


GWIAZDA SEZONU • 121

- Pamiętam - potwierdził Trent.

- Zdaje się, że Aikenowie zaprosili wszystkich z okolicy.

Trent otworzył drzwiczki i wysiadł.

- Nie obawiaj się. Sukienka, którą masz na sobie, zrobi większe wrażenie niż tamta biała.

- Dlaczego tak sądzisz?

- Mam wrażenie, że większość koleżanek ze szkoły

nasłuchała się ostatnio o twoich kreacjach. Prawdopo¬dobnie pojechały kupić sobie jakieś wyzywające stroje, chcąc konkurować dziś z tobą w tej dziedzinie. Gdy pojawisz się w czymś tak skromnym i umiarkowanym, poczują, że przesadziły.

Filomena wybuchnęła śmiechem.

- Od kiedy jesteś takim znawcą kobiecej duszy?

- Uczę się szybko.

Podał jej ramię i poprowadził ku otwartym drzwiom domu. Goście wypełniali salon, kuchnię, wszelkie zaka¬marki i wylewali się na werandę. Wszędzie stały stoły z jedzeniem. Przy drzwiach Todd Aiken ustawił imponu¬jący bar. Początkowo tylko nieliczni zauważyli w tym ścisku nowo przybyłych.

- Stój tu, a ja przyniosę coś do picia - powiedział Trent.

Filomena posłuchała i przez cały czas, gdy Trent przeciskał się do baru, śledziła jego głowę przesuwającą się ponad tłumem.

- O, jesteś, Fil. Co was tak długo zatrzymało? Już miałam dzwonić do domu. - Shari wynurzyła się z ciżby. - Ach, więc miałam rację. Skłonił cię do zmiany sukienki.

- Trent nie skłonił mnie - poinformowała rzeczowo

Filomena. - Dyskutowaliśmy na ten temat, wysunęliśmy racjonalne argumenty i postanowiłam, że nie będę robić• z niego słabeusza.

122 • GWIAZDA SEZONU

Shari zaśmiała się na tyle głośno, że kilka stojących w pobliżu osób odwróciło głowy.

- Tak jakbyś w ogóle mogła to zrobić.

W tym momencie pojawił się Trent z kieliszkiem wi¬na dla Filomeny i kuflem piwa dla siebie.

- Cześć, Shari. Gdzie Jim?

- Rozmawia z matką jednego ze swych pacjentów

o zaletach szczepionki przeciwgrypowej. Pytałam właś¬nie Fil, co was tak długo zatrzymało, ale zauważyłam, że ma na sobie nową sukienkę.

Filomena miała już tego dosyć.

- Jeśli ktokolwiek choćby słowem jeszcze raz wspo¬mni o tym, że zmieniłam ubranie, przysięgam, że rozbio¬rę się do naga w salonie Aikenów i dopiero wtedy będzie o czym mówić.

W tym momencie podeszła do nich ładna, ciemno¬włosa niewysoka kobieta w wieku Filomeny.

- Fil! Cześć! Słyszałam, że dziś masz być tutaj. Nie widziałyśmy się tyle lat! Świetnie wyglądasz.

- Cześć, Liz. Prawie cię nie poznałam - Filomena rozradowana przywitała dawną koleżankę. - Ty też świetnie wyglądasz.

Nie widziała Liz od czasów szkoły.

- Na pewno jednak rozpoznajesz to ubranie - Liz obróciła się, by zaprezentować sweterek w jasne wzory i jedwabną spódnicę. - Pochodzi z kolekcji Cromwell & Sterling. W mojej szafie wisi mnóstwo ubrań z twojej fmny; uwielbiam je, doskonale na mnie leżą.

Po kilku chwilach wokół Filomeny zebrała się grupka kobiet. Zaczęła im opowiadać o swych podróżach na Tahiti i do Indii, gdzie szukała egzotycznych tkanin i in¬spiracji. Odwróciła się, gdy Trent dotknął jej ramienia i oznajmił, że idzie poszukać Amery' ego.


GWIAZDA SEZONU • 123

- Zobaczymy się później - powiedziała do niego z uśmiechem.

Pocałował ją w czoło z niedbałą zaborczością i od¬szedł. Liz i pozostałe koleżanki popatrzyły za nim do¬myślnie, ale szybko wróciły do poprzedniej rozmowy, wypytując o trendy mody na najbliższy sezon.

Filomena po raz pierwszy od przyjazdu do Gallant Lake nie myślała o tym, jak wywołać ogólną sensację. Była odprężona i z radością odnawiała dawne znajomości.

Papierosowy dym gęstniał i robiło się coraz duszniej.

Filomena przeprosiła koleżanki i poszła po chłodzone wino. Porozmawiała z gospodarzem, który zarządzał trunkami, a potem postanowiła zaczerpnąć świeżego po¬wietrza. Rozejrzała się, czy nie ma gdzieś w pobliżu Trema. Stał w drugim końcu pokoju. Rozmawiał z jej ojcem i dwoma innymi mężczyznami. Sądząc po mi¬nach, dyskutowali albo na temat możliwości wybuchu trzeciej wojny światowej, albo o zaletach pewnych miejsc połowowych na jeziorze. Mężczyznom brakuje czasem wyczucia właściwych proporcji życiowych pro¬blemów, pomyślała pogodnie.

Wyszła na zewnątrz. Powitał ją powiew wiatru. Potrze¬bowała kilku minut samotności, by odetchnąć po tym roz¬gardiaszu panującym wewnątrz. Przeszła na kraniec tarasu i z kieliszkiem wina w jednej ręce oparła się o barierkę. Patrzyła na oświetlone księżycowym światłem jezioro. Po raz pierwszy tego wieczora miała parę minut dla siebie. Zaczęła rozmyślać o Trencie Ravinderze.

Dla nikogo innego na świecie nie zmieniłaby tej su¬kienki. Dziwne, że niekiedy banalne sytuacje mogą mieć ukryte w sobie ważkie znaczenie.

- Fil?

Brady Paxton podszedł i przerwał jej rozważania.

124 • GWIAZDA SEZONU

- Cześć, Brady - powitała go bez entuzjazmu. Nawet się nie odwróciła. Oparta o poręcz podtrzymy¬wała jedną ręką kieliszek.

- Rozglądałem się za tobą - powiedział poważnie.

- Musimy porozmawiać.

- Nie wydaje mi, Brady.

Stanął obok i również oparł się o barierkę. Łagodny podmuch rozwiewał mu włosy i do Filomeny dotarła woń wody kolońskiej. Brady westchnął przeciągle.

- Zgoda, początkowo nie zachowywałem się zbyt inteligentnie, ale teraz wszystko zrozumiałem. Jesteś na¬prawdę wygadana, Fil, muszę to przyznać. Nie uwierzył¬bym, że ci się to uda.

- Co miałoby się udać?

- Nic dziwnego, że nie chciałaś ze mną negocjować,

gdy ofiarowałem ci wtedy prowizję. Miałaś swoje włas¬ne plany, prawda? Musiałaś śmiać się z tych zaoferowa¬nych przeze mnie pięciu procent.

- Niezupełnie - odparła oschle, zastanawiając się, dokąd zmierza ta rozmowa. - Jak się ma twoja żona? Przyszła tu dzisiaj? Może chciałaby się do nas przyłą¬czyć?

- Nie myśl o Glorii - przerwał jej Brady. - Rozma¬wiamy teraz we dwoje o interesach.

- Nie mam ochoty rozmawiać o interesach. Przy¬szłam tu, by zaczerpnąć trochę świeżego powietrza.

- Jesteś twardą kobietą, Fil. Kto by się spodziewał, że tak się zmienisz. Byłaś taka słodka dziewięć lat ternu.

- Masz na myśli, że byłam taka naiwna dziewięć lat ternu. Po prostu zaufałam ci, Brady. Zwykła głupota. No cóż, niektórym z nas potrzeba więcej czasu niż innym, by dorosnąć. Ale w końcu dorosłam.

Przyglądał się jej uważnie gorącym wzrokiem.


GWIAZDA SEZONU • 125

- Nie zapomniałaś. Nadal mnie pragniesz. Pokry¬wasz brawurą fakt, że wciąż mnie pożądasz.

Odwróciła się do niego z sarkastycznym uśmiechem. - Jeśli tak myślisz, to jesteś większym głupcem niżja jako dziewiętnastolatka. Nie wzięłabym cię nawet na srebrnej tacy.

W oczach Brady'ego pojawiła się złość, usta wykrzy¬wiły mu się nieprzyjemnie.

- Uważasz, że potrafisz zrobić lepszy interes?! My¬ślisz, że złowiłaś tego Ravindera? Pomyśl tylko, panien¬ko. On umie się zabawić. Jesteś dla niego jedynie waka¬cyjną przygodą. Gdybyś była rozsądna, wykorzystałabyś go do zdobycia informacji, której oboje potrzebujemy. Chyba nie dasz się nabrać i nie uwierzysz, że on myśli o tobie serio?

- Tak jak niegdyś dałam się nabrać i uwierzyłam, że ty myślisz o mnie serio?

Nawet w panującym mroku widać było,• że Brady zaczerwienił się.

- Musiałem wówczas podjąć decyzję. Jeśli to jest dla ciebie jakąś pociechą, drogo za nią zapłaciłem. Moje małżeństwo nie jest szczęśliwe, Fil. Wielokrotnie roz¬myślałem po nocach, jak by to było, gdybyśmy zostali razem. Nie rozwodzę się z Glorią tylko dlatego, że jej ojciec wykluczyłby mnie ze spółki.

- A dwoje dzieci? Czy tego nie bierzesz pod uwagę, rozważając decyzję o rozwodzie? A może one się nie liczą? Nie masz żadnych wyrzutów sumienia, kiedy wy¬rządzasz krzywdę innym ludziom. Ale Boże broń, żebyś miał stracić pieniądze. Bardzo współczuję twojej żonie i dzieciom.

- Nie mów mi takich głupstw, Fil - przerwał jej ostro. - Nikomu nie współczujesz, bo jesteś zbyt zajęta

126 ł GWIAZDA SEZONU

łowieniem grubych ryb. \V,iem, co zamierzasz. Nie oszu¬kasz mnie.

- Czyżby? A co zamierzam?

- Romansujesz z Ravinderem. Całe miasto o tym mówi.

- Serio?

- Wszyscy wiemy, że kilka dni temu pojechałaś

z nim na noc do Portland. Zrozumiałem, jakie są twoje plany.

- Najlepiej będzie, jeśli natychmiast zamilkniesz. Brady nie zareagował.

- Wydaje ci się, że wiesz, co robisz, ale znajdziesz się w poważnych kłopotach, jeśli nie posłuchasz mojej rady. Wiem, że kręcisz z Ravinderem, bo chcesz dowiedzieć się, jakie są zamiary Asgarda. Alenie uda ci się wykorzy¬stać tej informacji, jeśli nie wejdziesz w porozumienie ze mną. Mam upoważnienia na sprzedaż każdego niemal kawałka terenu wokół jeziora. Wcześniej czy później będziesz musiała ze mną współpracować. Jestem gotów podnieść nieco twoją prowizję.

- Nie mówmy o tym, Brady.

- Dobrze, możemy zawiązać spółkę. O to ci'chodzi?

- Powiedziałam, skończmy tę rozmowę•

Jej spokojna odmowa wprawiła go we wściekłość.

- Czy myślisz, że możesz sprzedać tę informację ko¬muś innemu? Do diabła, nie masz żadnego wyboru.

Filomena straciła resztki cierpliwości. Obróciła się i popatrzyła mu w prosto w twarz.

- Brady, jesteś głupcem, choćbyś posiadał większość ziemi wokół jeziora. Po pierwsze: Asgard nie ma zamia¬ru budować tu terenów rekreacyjnych. Po drugie: nawet gdyby miał taki zamiar, a ja wiedziałabym, które działki chcieliby zakupić, nie powiedziałabym ci, choćbyś da¬wał mi nie wiem ile pieniędzy.


GWIAZDA SEZONU ł 127

- Bo wydaje ci się, że Ravinder jest w tobie zakocha¬ny. O to chodzi?

- Bo wiem, że ja jestem w nim zakochana - poprawi¬ła go Filomena. - Co więcej, mam zamiar wyjść za niego za mąż. Jeśli myślisz, że dla twojego nędznego interesu oszukam człowieka, którego mam zamiar poślubić, to znaczy że mnie nie znasz. Idź do środka i poszukaj swej żony. Z pewnością rozgląda się za tobą.

- Ty mała dziwko!

Brady stanął nad Filomeną i podniósł rękę. Ona ani drgnęła. Ścisnęła tylko mocniej kieliszek w dłoni, przy¬gotowując się do ewentualnej obrony. Ale nie doszło do konfrontacji. Od drzwi dobiegł głos Trenta, chłodny jak ostrze sztyletu:

- Jeśli ją tylko tkniesz, Paxton, rozerwę cię na strzę¬py, tak że nie będzie cię można poskładać.


ROZDZIAŁ

8

Filomenaobejrzała się i zobaczyła Trenta, szybko kroczącego przez taras. Odetchnęła z ulgą. Podbiegła ku niemu i przywarła mu do piersi. Trent otoczył ją ramio¬nanu.

- Tak mi przykro - powiedziała cicho.

- A mnie nie - odparł, przygarniając ją delikatnie.

Potem powiedział głośniej: - Lepiej, żebyś wrócił do środka, Paxton. Przestań niepokoić moją narzeczoną• Nie sprzeda ci żadnej informacji, nawet gdyby ją miała. Chyba dotarło już do ciebie, że ona nie chce mieć z tobą nic wspólnego. Jeżeli jeszcze raz się do niej zbliżysz, połamię ci kości.

Na twarzy Brady'ego malowała się gorycz i złość.

- To intrygantka, Ravinder. Nie daj się nabrać. Ona z pewnością jest warta grzechu, ale myśli głównie o for¬sie. Pamiętaj o tym, jeśli ...


GWIAZDA SEZONU. 129

Brady nie zdołał dokończyć. Filomena poczuła, jak Trent się pręży i rzuca jak dziki drapieżnik. W tej samej niemal chwili usłyszała głuchy łomot.

- O Boże - westchnęła, przerażona szybkością i gwałtownością całego zajścia.

Patrzyła na Brady'ego, który leżał na podłodze. Łapał z trudem powietrze i spoglądał na stojącego nad nim Trenta.

- Czy teraz się rozumiemy?

- Ty draniu, pasujesz do niej.

Brady wstał, otrzepał ze złością ubranie i pokuśtykał do budynku.

- A jeśli wniesie skargę? - Filomena nieśmiało wyra¬ziła swą obawę.

- Możesz mi wierzyć, że nie zrobi tego. Musiałby wyjaśnić okoliczności całej sprawy. To zbyt dla niego kłopotliwe.

- Przyznaj się, ile słyszałeś z naszej rozmowy? Trent milczał przez chwilę.

- Sporo. Liczy się jednak tylko to, co powiedziałaś o zamążpójściu.

- Obawiałam się tego. - Filomena westchnęła, pode¬szła do barierki tarasu i oparła się o nią. - Wybacz, Trent. Tak mi się wyrwało. Chciałam tylko przekonać Brady'e¬go, że on mnie zupełnie nie interesuje. - Wzięła swój kieliszek i pociągnęła spory łyk dla dodania sobie odwa¬gi. - Czasami działam pod wpływem impulsu.

- Rozumiem to. ;,.. Przybliżył się do niej. Oczy błysz¬czały mu odbitym śWiatłem księiyca. - Ja też niekiedy działam pod wpływem impulsu. To jednak nie znaczy, że zawsze potem tego żałuję. A ty?

- Ja też przeważnie nie żałuję. Wydaje mi się ... że w gruncie rzeczy te działania nie są aż tak impulsywne.

130 • GWIAZDA SEZONU

Tkwią gdzieś w mojej świadomości i nagle, bez ostrzeże¬nia, prawda ujawnia się.

Trent patrzył na nią miękko swymi świecącymi oczami. Pogładził ją po policzku.

- Powiedz, jaka to wielka prawda bez ostrzeżenia ujawniła się tym razem - poprosił z naciskiem.

- Właśnie ... właśnie uświadomiłam sobie, że jestem

w tobie zakochana.

Trent zanurzył wargi w jej włosach. - Nie mogę uwierzyć.

- Wiem, że to cię zaskakuje - powiedziała szybko

- ale, rozumiesz, ja ...

Położył delikatnie palec na jej ustach.

- Dobrze już, naj droższa. To stało się dla mnie tak

nagle. Jestem trochę wstrząśnięty. - Nagle?

Uśmiechnął się.

- Ja zakochałem się w tobie w ciągu paru godzin od chwili, gdy cię po raz pierwszy spotkałem.

- Och, Trent, naprawdę?

- Naprawdę. Już od dawna uświadamiałem sobie, na

czym mi zależy i postanowiłem, że będę cię nakłaniał, by tobie zaczęło zależeć na tym samym. Spodziewałem się jednak, że zajmie mi to znacznie więcej czasu. Byłaś tak negatywnie nastawiona do miłości i małżeństwa, że są¬dziłem, iż zaciągnięcie cię do ołtarza wymagać będzie znacznie więcej wysiłku.

- Jesteś rozczarowany tak łatwym zwycięstwem?

- Chyba żartujesz? Jestem wdzięczny, że tak szybko

oprzytomniałaś.

Otoczyła go mocno ramionami.

- Trent, tak się cieszę. Aż trudno mi uwierzyć. Chy,ba byłam ślepa. Dlaczego nie rozumiałam tego wcześniej?


GWIAZDA SEZONU • 131

- Umykałaś mi, bo byłaś zbyt zajęta tą pokazówką dla Gallant Lake. Spoza lasu nie widziałaś drzew.

- Nawet takiego dużego drzewa. A więc, zabierając mnie do Portland, chciałeś zwrócić na siebie moją uwa¬gę? Jesteś bardzo przebiegły.

- Wiem o tym.

- I skromny.

- Trudno być skromnym, gdy się jest aż tak przebie-

, głym, ale robię, co mogę - potwierdził.

Filomena podniosła na niego rozradowane oczy.

- Zakochałam się w tobie - to fakt, ale ja powiedzia¬łam Brady'emu, że mam zamiar cię poślubić, a to zupeł¬nie inna sprawa.

Pocałował ją namiętnie.

- Zdeklarowałaś się - rzekł, oderwawszy się w końcu od jej ust. - Powiedziałaś Brady' emu, a to oznacza, że wkrótce wszyscy obecni na przyjęciu będą o tym wiedzieli. - To przerażające.

- Myślę, że za kilka minut obstąpi mnie twoja rodzi-

na, żądając potwierdzenia nowiny.

- Nie wydajesz się tym szczególnie zdenerwowany.

- Bo nie jestem. A ty?

Filomena potrząsnęła głową.

- Chcę tego. Nigdy bym się o to nie podejrzewała, ale chcę tego. Musimy tyle spraw omówić, Trent, tyle sobie opowiedzieć. Chciałabym wiedzieć ...

- Filomeno! Trent! Co się dzieje? - Od strony domu dobiegł głos Amery'ego.

Trent, trzymając Filomenę w ramionach, odwrócił się ku nadciągającej grupce, którą prowadził Amery. Za nim szli Meg, Shari, Jim Devore, dalej ciotka Agnes i wuj George z butelką szampana. Kilka zaciekawionych osób wychylało się na taras.

132 • GWIAZDA SEZONU

- Bardzo trudno jest utrzymać tajemnicę w takim ma¬łym miasteczku - zauważył Trent, patrząc na nadchodzą¬cych.

Następnego dnia po południu Filomena i Trent sie¬dzieli nad brzegiem jeziora. On, oparty o drzewo, jedną ręką przygarnął ją do siebie, a drugą rzucał od czasu do czasu do wody małe kamyki.

- Czy jesteś pewien, że wiemy, co robimy? - zapyta¬ła Fi10mena z lekkim rozbawieniem.

- Spokojnie. Ja się wszystkim zajmę.

- Może powinniśmy ogłosić nasze zaręczyny dopie-

ro po weselu Shari? Nie chciałabym za nic umniejszać wagi tej uroczystości. To dla Shari coś wyjątkowego.

- Nie myśl o tym. Shari była wzruszona, podobnie zresztą jak inni członkowie rodziny. Może nie byłoby to dobrze Widziane, gdybyś wyszła za mąż wcześniej niż ona, ale nikt nie weźmie nam za złe ogłoszenia zaręczyn.

- Jesteś tego pewien?

- Najzupełniej. Długo rozmawiałem na ten temat

z twoim ojcem.

- Coo? - Odsunęła się od niego i spojrzała mu prosto w twarz. - Co to znaczy, że długo z nim rozmawiałeś? O czym? I dlaczego mnie przy tym nie było?

- Nie było cię przy tym, bo nie wstałaś dziś o wpół do szóstej rano, by pójść z nami na ryby.

- Gdybym wiedziała, że będziecie mówić o czymś ważnym, może zdobyłabym się na to.

- To była męska rozmowa - wyjaśnił Trent prote¬kcjonalnie.

- Doprawdy? I cóż takiego omawialiście?

- Głównie mówiliśmy o tym, jak to wszyscy są bar-

dzo zadowoleni, że mam zamiar się z tobą ożenić. Ro-


GWIAZDA SEZONU • 133

dzina może przestać się o ciebie martwić. Rozumiesz, lat ci nie ubywa. Bardzo dobrze, że robisz karierę zawodo¬wą, ale wszyscy są przekonani, że potrzebny ci jest kochający mężczyzna. Są mi wdzięczni, że podjąłem się tej roli. Prawdę powiedziawszy, odczułem coś więcej niż wdzięczność. Można by to określić jako ulgę wszystkich zainteresowanych.

Filomena wybuchnęła śmiechem i zaczęła bezlitośnie okładać Trenta pięściami.

- Ty arogancki, apodyktyczny, męski egoisto!

Ciosy spadały na Trenta jak strzelające ziarna prażo¬nej kukurydzy. Pochwycił jej pięści, śmiejąc się.

- Hej, czy tak się traktuje przyszłego pana i władcę?

- Wciąga cię tó - odrzekła oskarżycielskim tonem.

- Nie myślałam, że tak bardzo chcesz zostać mężem.

- A ja nie myślałem, że ty tak bardzo chcesz zostać

żoną.

- Nie chciałam - przyznała poważniejąc. - Myśla¬łam, że mam wszystko, czego mi potrzeba.

- A gdy myślałaś o małżeństwie, miałaś przed ocza¬mi scenę z Bradym i Glorią - dokończył za nią.

Przytaknęła.

- Zrozum, chodziło nie tylko o to, że ich nakryłam.

Znacznie gorsze było to, że następnego dnia wiedziało o tym całe miasto. Po zerwaniu zaręczyn myślałam, że umrę z powodu doznanego poniżenia. Chciałam uciec i nie wracać tu nigdy. Byłam bardzo młoda - dodała po chwili.

- Takie przeżycie zraniłoby każdego - powiedział, zanurzając palce w jej włosach. - Zwłaszcza kogoś ta¬kiego jak ty, kochanie.

- Co masz na myśli?

- Dałaś tu niezły występ, szczebiocząc i prezentując 134 • GWIAZDA SEZONU

swoje kreacje, ale w głębi duszy jesteś delikatna i nie¬winna.

- Skąd możesz to wszystko wiedzieć?

- Przekonuję się o tym za każdym razem, gdy biorę

cię w ramiona.

- Jesteś niezwykle pewny siebie. Mężczyźni często sądzą, że wiedzą wszystko o kobiecie, bo kilka razy się z nią przespali.

Trent słuchał nieporuszony.

- Nie twierdzę, że wiem o tobie wszystko, ale wiem to, co najważniejsze.

- Na przykład?

Popatrzył na nią czule. Delikatnie objął dłonią jej pierś, aż nabrzmiewająca brodawka stwardniała pod tka¬niną kombinezonu, który Filomena miała na sobie.

- Wiem, że przez ostatnie. lata obawiałaś się poddać jakiemukolwiek mężczyźnie. W końcu poddałaś się mnie - szczerze.i bez reszty. Czuję, że nikt nigdy mnie tak nie pragnął. Nie mogłoby się to stać, gdybyś była samolubna i nieczuła.

Filomena wzięła głębszy oddech.

- Ja też wiem parę rzeczy o tobie - powiedziała nieco prowokacyjnie.

- Czyżby?

- Jesteś dobrym człowiekiem, można ci ufać. Czasa-

mi jesteś trudny, zbyt zasadniczy w pewnych sprawach, ale myślę, że w małżeństwie trochę zmiękniesz.

- Tak sądzisz?

- Aha. Nie wiem tylko do końca, dlaczego chcesz się

ze mną ożenić.

Musnął jej usta wargami.

- Przejawia się w tym twój brak pewności siebie.

Shari miała rację: nigdy nie zapomnisz o tym, co ci


GWIAZDA SEZONU • 135

zgotował Paxton. Przez ostatnie lata miałaś kontakty z mężczyznami, dla których twoja fIrma była równie ponętna jak ty sama. Nic dziwnego, że nie ufasz mężczy-

znom. Ale ja to naprawię. '

Filomena zrobiła przerażoną minę.

- O rety! A więc również z moją siostrą rozmawiałeś o mnie?

- Uważałem, że należy starannie rozpracować temat.

- Następnym razem, gdy będziesz miał jakieś pyta-

nia, zwróć się bezpośrednio do mnie, zrozumiano? - Tak jest!

- Powiedz mi zatem, dlaczego chcesz mnie poślubić?

- nie ustępowała.

- Jesteś inteligentna, miła i atrakcyjna. Czy potrzebu-

ję innego powodu?

- Evelyn Reece powiedziała mi, że przez ostatnie lata szukałeś żony z taką intensywnością, z jaką poszukujesz terenów dla Asgarda. Wydawało jej się nawet, że już zrezygnowałeś, aż tu spotkałeś mnie.

Z twarzy Trenta zniknął uśmiech, a pojawił się wyraz

dezaprobaty. ,

- Zdaje się, że ucięłyście sobie z Evelyn niezłą roz¬mowę w damskiej toalecie.

Filomena popatrzyła na niego triumfująco.

- A widzisz, jakie to miłe, gdy ktoś dyskutuje na twój temat za twymi plecami.

- Zapamiętam to sobie. - Trent najwyraźniej nie był zadowolony z tego, co mogła usłyszeć o nim Filomena. - No więc, czy to prawda, że przez ostatnie lata polo¬wałeś na żonę?

- Dobrze, powiem ci - odparł niechętnie, ale nie sta¬rał się wymigać od odpowiedzi. - Rzeczywiście, zrozu¬miałem, że nadszedł czas.

136 • GWIAZDA SEZONU

- Czas do ożenku? Tak po prostu? - zapytała, nie¬pewna, czy ma mu wierzyć. - Mogę to sobie wyobrazić: przewodniczący zarządu postanawia, że czas się żenić, negocjuje więc sprawy małżeństwa tak samo, jak się negocjuje kupno terenu. To mi się podoba.

Trent burknął coś na temat jej poczucia humoru, a po¬tem mówił dalej:

- Mam trzydzieści sześć lat, moja droga. Dotychczas całkowicie poświęcałem się pracy zawodowej. Moje pierwsze małżeństwo zakończyło się katastrofą i nie miałem ochoty na powtórkę. Myślałem, że mam jeszcze dużo czasu na znalezienie żony i założenie rodziny, ale pewnego dnia stwierdziłem, że ucieka mi w życiu coś istotnego. Czas mijał. Zatęskniłem za kobietą, która by mnie kochała i pożądała. Do której mógłbym wracać co wieczór, dzielić z nią swe powodzenia i troski. Czy to takie dziwne?

- Wcale nie.

- Dlaczego więc cię to śmieszy?

- Wyobraziłam sobie, jak podejmujesz postanowie-

nie, by metodycznie poszukać sobie żony. W zasadzie to nawet bardzo miłe.

- Miłe? Jak to?

- Miłe - potwierdziła stanowczo. - A lepiej powie-

dzieć: wzruszające w swej niewinności. No, po~iedz, co się nie udało. Evelyn twierdziła, że zaprzestałeś poszuki¬wań.

- Jak wrócę do Portland, pogadam z Reece'em na temat plotkarskich skłonności jego żony.

- Nie bądź głuptasem. Evelyn chciała wyświadczyć przysługę. Mów, co się nie udało w czasie tych wielkich łowów.

- Nie spotkałem osoby, z którą chciałbym się zwią-


GWIAZDA SEZONU • 137

zać na stałe. Może szukałem zbyt intensywnie? Nie wiem. Może chodziło o to, by znaleźć kobietę, której zależałoby na mnie, a nie na mojej pozycji wAsgard. Tak czy siak, nie wyszło. Zrezygnowałem i wróciłem do codziennych spraw. Potem doszedłem do wniosku, że jest mi potrzebny prawdziwy wypoczynek. Przyjecha¬łem tutaj. A ty natychmiast przybyłaś z prędkością bły¬skawicy w swym porsche'u i - pstryk - wszystko świet¬nie się złożyło.

Filomena poczuła rękę Trenta na swej piersi i jęknęła z rozkoszy. Ravinder położył ją na ziemi, usłanej sosno¬wym igliwiem.

- Trent?

- Nooo?

Był zajęty rozpinaniem guzików przy jej kombinezo¬nie.

- Kiedy chcesz, by odbył się ślub?

- Jak najszybciej. - Zdołał rozpiąć górną częsc

i rozluźniał teraz szeroki pasek. - A co? Chciałabyś mieć takie wystawne wesele jak Shari?

- Nie.

- Możemy urządzić skromną uroczystość za parę

tygodni. Czy masz coś przeciwko temu?

Potrząsnęła głową. - Nie.

- Filomeno, będziesz świetną żoną.

- Dlaczego tak sądzisz?

- Wiesz, kiedy powiedzieć ,,nie", a kiedy "tak".

Pochylił się nad nią i ujął ustami nabrzmiałą broda¬wkę. Filomena zanurzyła palce w jego włosach, podda¬jąc się pocałunkowi.

- O tak, Trent, tak - wyszeptała gardłowym głosem. Zatracił się w ciepłej słodyczy jej ciała. Uwielbiał,

138 • GWIAZDA SEZONU

gdy mówiła "tak". Nigdy w życiu nie będzie miał tego dosyć. Nie mógł uwierzyć w swoje szczęście. Miał oba¬wy, czy to wszystko jest rzeczywiste.

Inteligentny człowiek nie zaprzecza swemu szcz꬜ciu, gdy już staje ono na jego drodze, pomyślał. Miał w ramionach Filomenę, która wkrótce zostanie jego żo¬ną. To było najważniejsze.

Dwa dni potem odbyło się wesele Shari. Wszystko przebiegało zgodnie z planem, co było zasługą po¬wszechnie znanego talentu organizacyjnego Meg. Pra¬wie wszyscy mieszkańcy miasta zostali zaproszeni i pra¬wie wszyscy przyszli. Przyjęcie wydano w klubie. Obfi¬cie zaopatrzony bufet uzupełniano co chwilę, by zaspo¬koić apetyt zgłodniałych gości.

Podczas uroczystości Filomena podeszła do matki, która krzątała się z nie strudzoną energią.

- Na twoim miejscu zaczęłabym się niepokoić o wu¬ja George' a i ciotkę Agnes.

Filomena wskazała głową na swych krewnych, wokół których zgromadziła się spora grupka głośno rozmawia¬jących osób. Między innymi stali tam Gloria Paxton i Trent, który był wyraźnie rozbawiony tym, co mówił George.

Meg zaniepokoiła się• .

- Co oni knują? Przysięgam, Fil, jeśli urządzą tu

jakieś przedstawienie, zamorduję ich gołymi rękami.

- Dobrze się bawią, choć trochę głośno.

- Lepiej pójdę poskromić George' a, zanim nie we-

jdzie na stół lub nie zrobi czegoś podobnego. Muszę powiedzieć Amery'emu, żeby nie dolewał im już więcej szampana. . .

Meg ruszyła ku zgromadzonym, szeleszcząc swą fioł-


GWIAZDA SEZONU • 139

kową spódnicę. Filomena obserwowała matkę przez chwilę, a potem poszła do bufetu, by nałożyć sobie coś dobrego. Po sali niósł się śmiech wuja. Przycichł nieco, gdy Meg dołączyła do grupy otaczających George' a osób. Filomena nie zazdrościła matce jej misji. Wuj był wysokim, zadzierzystym mężczyzną i niejednokrotnie publicznie demonstrował swą wylewność.

Filomena kosztowała właśnie kanapkę z serem i kre¬wetkami, gdy usłyszała, że wuj mówi coś o posagu. Za¬częła słuchać uważniej, początkowo zdziwiona, a potem bardzo zaskoczona.

- Niech nikt tu nie myśli, że nasze dwie bratanice wychodzą za mąż bez odpowiedniego prezentu ślubnego - oznajmił wuj głośno. - Ukrywaliśmy z Agnes tę wia¬domość aż do tej chwili, bo chcieliśmy zrobić niespo¬dziankę. Chodzi o to, że parę lat temu kupiłem trochę ziemi na wybrzeżu. Za bezcen nabyłem dwa spore ka¬wałki. Teraz warte są niezłą sumkę. Agnes i ja ofiarowu¬jemy każdej z naszych bratanic po jednej parceli jako prezent ślubny. Co o tym myślicie? - George i Agnes popatrzyli wyczekująco na zgromadzonych.

Nie zawiedli się. Zewsząd posypały się gratulacje.

Państwo młodzi byli najwyraźniej zaskoczeni. Rodzice Filomeny kręcili z niedowierzaniem głowami.

Filomena popatrzyła na Trenta, napotkała jego wzrok i zrobiło jej się zimno.

Trent patrzył na nią ponad głowami oddzielających ich ludzi. W jego oczach nie było rozbawienia ani rados¬nego podniecenia, ani zadowolenia z powodu szczęścia, jakie spotkało obie siostry - była tylko dziwna, ponura złość. Filomena nigdy jeszcze takim go nie widziała. Ogarnęło ją nagle straszne przeczucie.

Trent wskazał wzrokiem taras. Przekazywał wiado140 • GWIAZDA SEZONU

mość. Nie, to był rozkaz. Chciał z nią porozmawiać na osobności. Skinęła nieznacznie głową i powoli zaczęła się przeciskać przez tłum gości.

Przy drzwiach nie zastała jednak Trenta, lecz Glorię Paxton. Miała zaczerwienioną twarz, wyraźnie wypiła za dużo. Jej oczy świeciły niebezpiecznie.

- Cześć, Glorio. Mam nadzieję, że dobrze się bawisz.

- Och, bawię się nadzwyczajnie, zwłaszcza teraz,

gdy padła odpowiedź na niektóre interesujące pytania. - Wybacz mi, że cię zostawię, ale chciałabym uciec gdzieś na chwilę przed tym hałasem.

Fi10mena przeszła obok Glorii, ale ta ruszyła za nią. - Widzę, że nie włożyłaś dziś żadnego z tych wyuz¬danych ciuchów, jakie projektujecie z twoją przyjaciół¬ką. - Gloria popatrzyła lekceważąco na skromnie skro¬joną suknię z wzorzystego, żóhego jedwabiu. - To bar¬dzo przyzwoicie z twojej strony, że zrezygnowałaś z wy¬woływania scen na weselu swojej siostry. Spodziewałam się, że wystąpisz w stroju odaliski albo w bikini. Ale twój narzeczony by tego nie zaaprobował, prawda?

Filomena policzyła do dziesięciu i obiecała sobie, że nie wrzuci Glorii do basenu, przynajmniej dopóki Shari i Jim są na przyjęciu. Winna była siostrze choć tę odrobi¬nę względów.

- Wybacz, Glorio, ale chciałabym zostać sama przez kilka minut. Tyle miałam zajęć przez cały dzień.

- Nie tylko przez ten dzień, przez całe wakacje, pra¬wda, Fil? - spytała Gloria ironicznie. - Najpierw próbo¬wałaś z Bradym, ale daleko nie zaszłaś. On nigdy nie miał na ciebie ochoty. Tylko ja się dla niego liczyłam.

- Lepiej skończmy tę rozmowę, zanim stanie się zbyt kłopotliwa.

- Jesteś zakłopotana, Fil? Aż trudno w to uwierzyć.


GWIAZDA SEZONU • 141

Ostatni raz widziałam cię zakłopotaną dziewięć lat temu, gdy nakryłaś mnie z Bradym. Czy mówiłam ci, że sama to zainscenizowałam? Wiedziałam, że właśnie jedziesz do Brady'ego: zadzwoniłam do ciebie do domu i upew¬niłam się. Ja pierwsza jednak dotarłam do niego i zagra¬łam na twoją cześć wspaniałą łóżkową scenę. To podzia¬łało jak zaklęcie. Brady wykręcał się przedtem i nie chciał zrywać zaręczyn z tobą, ale gdy przyłapałaś nas razem, musiał działać.

Filomena westchnęła.

- To wszystko było kiedyś może ważne, ale teraz nie ma już znaczenia.

- Nigdy nie zapomnę wyrazu twej twarzy. Przypomi¬nałaś psa, którego pan uderzył po pysku. Ale od tamtego czasu przybyło ci sprytu. Wróciłaś tu, by spróbować, czy nie uda ci się złowić mego męża. Złapałaś jednak wię¬kszy kąsek: udało ci się nakłonić do małżeństwa Trenta Ravindera.

- Glorio, sama nie wiesz, co mówisz. Myślę, że za dużo wypiłaś.

- Nie martw się o mnie. Martw się o siebie. Wydaje mi się, że tym razem chcesz ugryźć więcej, niż możesz przełknąć. Ravinder nie jest naiwny i zorientował się, że go naciągnęłaś.

Filomena już miała odwrócić się i z powrotem wejść do pokoju, ale przystanęła i w osłupieniu patrzyła na Glorię.

- O czym ty mówisz? - spytała, choć dokładnie wie¬działa, co Gloria ma na myśli.

- Nie udawaj naiwnej. Nikt ci nie uwierzy, Fil. Jesteś dorosła i wiedziałaś, co robisz. Wszystko się wydało. Słyszeliśmy, co powiedział przed chwilą twój szczodry wujek. Wszystko jasne, Fil.

142 • GWIAZDA SEZONU

- Doprawdy? - Filomena postąpiła krok w kierunku Glorii. - Co według ciebie planowałam?

- To oczywiste. - Gloria machnęła ręką i trochę szampana wylało się na posadzkę. - Postanowiłaś znaleźć sposób na dobranie się do tego kawałka ziemi, który twoi wujostwo mieli zamiar ofiarować ci jako prezent ślubny. To było takie wzruszające, gdy ogłosili małą "niespodziankę" dla swych dwóch cudownych bra¬tanic, które traktują jak własne córki. - Usta Glorii wy¬krzywiły się ze złości.

Spojrzała cierpko na Filomenę, a potem na mężczy¬znę, który pojawił się w przejściu.

- A ty, Trent? Czy nie byłeś zaskoczony, gdy dowie¬działeś się, że Filomena ma otrzymać ten cenny kawałek ziemi na wybrzeżu? Wystarczy tylko, że wyjdzie za mąż. Cudownie się złożyło, że akurat ty byłeś pod ręką. Muszę przyznać, że cieszę się z tego, bo gdyby nie ty, usiłowa¬łaby sięgnąć po Brady'ego.

Oczy Glorii wypełniły się łzami wściekłości. Cisnęła swój kieliszek i przebiegła niezręcznie obok Filomeny i Trenta. W chwilę potem zniknęła w tłumie gości.

Filomena odwróciła się i spojrzała Trentowi w twarz.

Była pewna, że dostrzeże na niej rozbawienie, pobłaża¬nie albo zniecierpliwienie, ale zielone oczy patrzyły na nią bez wyrazu, jakby była jakąś obcą formą życia.

- Trent, nie patrz tak na mnie - powiedżiała błagal-

me.

- Jak mam na ciebie patrzeć? Potrząsnęła gwałtownie głową.

- Dlaczego tak cię niepokoi to, co powiedział wujek?

- Od jak dawna wiesz o tej ziemi?

Popatrzyła na niego bezradnie.

- Wiedziałam, że wujostwo mają różne nieruchomo-


GWIAZDA SEZONU • 143

ści, ale nie miałam pojęcia, że którąś mają zamiar ofiaro¬wać mnie i Shari w prezencie ślubnym. Jakie to ma znaczenie? Co w tym złego? Co masz na myśli?

- Pomyślałem właśnie, że twojej firmie bardzo po¬trzebna jest gotówka na sfinansowanie ambitnych proje¬któw. Widziałem, jak przejęłaś się tym, że bank odmówił wam pożyczki.

Filomena zbladła.

- Trent, chyba nie myślisz, że ...

- Pamiętam, że gdy tylko dowiedziałaś się o odrzuce-

niu przez bank waszej prośby o pożyczkę, nieoczekiwa¬nie oznajmiłaś, iż zamierzasz wyjść za mnie za mąż. Dziwiłem się wtedy, dlaczego tak raptownie zmieniłaś zdanie. Powinienem był zwrócić uwagę, że moje tak zwane zwycięstwo przyszło mi zbyt łatwo.

- Ależ Trent!

- Powiedz mi więc, co tu się nie zgadza - ciągnął

dalej szorstkim głosem. - Przedstaw mi wszystkie po¬wody, dla których tak nagle zmieniłaś swoje poglądy na małżeństwo.

Filomena chwytała z wysiłkiem powietrze i po raz pierwszy w życiu miała wrażenie, że mdleje. Poczuła gwałtowny strach, wyobrażając sobie mającą nastąpić okropną scenę. To nieprawdopodobne, by coś takiego zdarzyło się między nią i Trentem.

- Wiesz dobrze, że nie mogę niczego dowieść - po¬wiedziała zbolałym szeptem. - Moi wujostwo zawsze wyciągają jakieś niespodzianki z rękawa.

- Przez wiele lat najbardziej interesowało cię robienie kariery zawodowej. Nagle potrzebujesz większych pienię¬dzy na niezwykle ważny projekt. Bank ci odmawia, a ty jesteś zbyt dumna i niezaleŻlla, by prosić o pożyczkę jakie¬goś mężczyznę. Ale przecież nie ma powodu, byś rezygno144 • GWIAZDA SEZONU

wała. I tak pewnego dnia ta ziemia na wybrzeżu będzie twoja. Dlaczego by nie wziąć jej teraz i nie sprzedać? Przez te wszystkie lata może zapomniałaś już prawie o tej nieruchomości, gdyż nie warta była ona małżeń¬stwa. Ale teraz naprawdę potrzebne ci są pieniądze, a małżeństwo ze mną może nie być takie złe. W końcu dobrze nam ze sobą w łóżku, mamy wiele wspólnych zainteresowań, a twoja rodzina mnie aprobuje. A jeśli się nie uda, to od czego, do diabła, są rozwody.

- Przestań, Trent. Natychmiast. Ani słowa.

Filomena zatkała sobie uszy rękoma, jakby tym dare¬mnym gestem chciała zatrzymać to, co miało nastąpić.

Trent schwycił ją za dłonie i z całej siły opuścił je na dół.

- Do diabła, Filomeno! Czy myślisz, że jestem głu¬pcem?

- Puść mnie!

Wyrwała ręce z uścisku. Trent był tak zaskoczony, że. ustąpił. Odsunęła się od niego.

- Jesteś strasznie bezczelny, ty arogancki draniu. Wy¬magasz, żeby wszyscy, łącznie ze mną, ci ufali, żeby każdy miał dla ciebie szacunek i respektował dane przez ciebie słowo. Szczycisz się swą świetlaną prawością. Nie jesteś jednak śkłonny choćby trochę zaufać innym, na¬wet kobiecie, którą rzekomo kochasz. Ja mam ci wierzyć bez zastrzeżeń, ale ty nie zawsze musisz uwierzyć mnie.

- Filomeno ...

Chciał do niej podejść, ale zatrzymała go ruchem rąk. - Nie zbliżaj się do mnie. Wiem, co masz zamiar

powiedzieć.

- Tak myślisz? Kiwnęła dumnie głową.

- Tak, wiem, co teraz nastąpi. Zerwiesz oczywiście


GWIAZDA SE2..,)NU • 145

~aręczyny. Mężczyzna o twej szlachetności, prawy l dumny, nie może poślubić takiej intrygantki jak ja. Zdaję sobie z tego sprawę. Nie obawiaj się, nie urządzę ci sceny. Przeżyłam jedne zerwane zaręczyny, przeżyję i drugie. Ale tym razem to wszystko odbędzie się ina¬czej. Rozumiesz?

- Filomeno, przestań - poprosił przez zaciśnięte zę¬by. - Mam ci jeszcze coś do powiedzenia.

- Nie chcę tego słuchać. Wiem, co mi powiesz. Ale możesz z tym, do cholery, poczekać do zakończenia we¬sela mojej siostry. Zrozumiałeś? - Odwróciła się z dumą. - W zasadzie możesz poczekać, aż wyjadę z miasta. Nie będę powtórnie przez to przechodzić. Nie będę znosić poniżenia na oczach całego Gallant Lake, jak dziewięć lat temu. Masz u mnie dług, Trent - przypomniała mu dobitnie. - Pamiętasz? Zaciągnąłeś wobec mnie zobo¬wiązanie tego wieczora, gdy zmieniłam sukienkę. Ponie¬waż jesteś człowiekiem o tak kryształowej prawości, z pewnością dotrzymujesz przyrzeczeń. Proszę cię tylko o jedno: nie ogłaszaj zerwania zaręczyn, dopóki nie wy¬jadę do Seattle.

Wyciągnął do niej rękę, ale wymknęła się, nim zdołał ją pochwycić.

ROZDZIAŁ

9

Trentem Ravinderem miotało na przemian uczucie wściekłości i strachu. Nigdy przedtem nie doświadczył takiej huśtawki nastrojów. Stał z boku, z dala od reszty gości, kurczowo zacisnął palce na kieliszku i obserwo¬wał Filomenę, tańczącą z mężczyznami, którzy ją zapra¬szali.

Ani na chwilę nie pozostawała sama. Zmieniała ciągle partnerów. Oczy jej niebezpiecznie błyszczały, uśmiech był nienaturalnie olśniewający. Rozpuszczone rude wło¬sy spływały płomienną falą na plecy. Spódnica 'ze złote¬go jedwabiu przylegała zalotnie do nóg, a srebrne panto¬felki na wysokich obcasach błyskały w świetle.

Była migotliwą królową elfów, magicznym stworze¬niem, kobietą prowokującą, ale niedostępną.

Na pewien czas udało mu się ją przytrzymać i za¬mknąć w ramionach. Teraz znów próbuje się wyzwolić, i może rozwiać się jak mgiełka, pomyślał Trent.


GWIAZDA SEZONU • 147

Bardzo go rozzłościło przypuszczenie Filomeny, że chce zerwać zaręczyny. Doprawdy, nic podobnego nie miał na myśli. Doprowadziła go do pasji myśl, że być może ona zgodziła się na małżeństwo, by dostać ten wartościowy kawałek ziemi. Chciał to natychmiast wy¬jaśnić i ukarać jakoś Filomenę za to, że próbowała go wykorzystać, ale nic poza tym.

Musiał wysłuchać wykładu na temat zaufania i pra¬wości. Kimże ona jest, by prawić mu morały? To prze¬cież ona gotowa była zgodzić się na małżeństwo z pobu¬dek materialnych.

Trent patrzył zwężonymi oczami na tańczącą Filome¬p,ę. Miał ochotę nią potrząsnąć, nakrzyczeć na nią, dać nauczkę. Pragnął jej nieprzytomnie, ale nie mógł pozwo¬lić, by działała bezkarnie. Shari uprzedzała go, że Filo¬mena będzie próbowała jeździć mu po głowie. O nie, elf 'musi wiedzieć,' że są pewne granice, poza którymi nie działają jego zaklęcia.

Najbardziej złościło Trenta przypuszczenie Filomeny, że chciałby ją upokorzyć na weselu jej własnej siostry. Powinna mieć do niego zaufanie. Ta sprawa z prezentem ślubnym dotyczy tylko ich dwojga, nikogo więcej.

Ale gdy tylko zwrócił się do niej z oskarżeniami, była pewna, że chce z nią zerwać, tu, natychmiast, w obecno¬ści wszystkich mieszkańców Gallant Lake. Tak jak to zrobił Brady dziewięć lat temu.

Trent nigdy nie uczyniłby czegoś podobnego. Kochał Filomenę. Ona też przekonałaby się, że go kocha, gdyby lepiej przemyślała swe uczucia. Ale za nic w świecie nie zgodzi się na to, by poślubiła go, mając na względzie korzyści materialne. Za bardzo ją kochał, za długo cze¬kał, zbyt usilnie szukał.

Zapanował wreszcie nad kipiącymi w nim uczuciami 148 • GWIAZDA SEZONU

i ułożył plan. Ożeni się z Filomeną, ale przedstawi jej swe warunki. Będzie musiała serdecznie podziękować wujostwu za podarunek, ewentualnie zrobić zapis na rzecz dzieci. To obojętne, co zechce z tym prezentem zrobić, byleby nie wykorzystała go do sfmansowania inwestycji w swej firmie. Musi mu udowodnić, że wy¬chodzi za niego za mąż z miłości.

Na parkiecie Filomena wirowała w ramionach kolejne¬go mężczyzny. Trent miał ochotę podejść i odciągnąć ją od partnera. Nie mógł znieść, że ktoś obcy ją obejmuje.

Przystanął niezadowolony, bo przesunęła się w tańcu gdzieś dalej. Gdyby teraz za nią podążył, przyciągnąłby powszechną uwagę i wywołał scenę, która trafiłaby do miejscowych kronik, a Filomena nigdy by mu tego nie darowała.

Kipiał z gniewu. Chciał jak najszybciej doprowadzić do rozstrzygnięcia, ale przecież może poczekać do końca przyjęcia weselnego i wtedy porozmawia z nią seńo.

Jednak po pół godzinie, gdy państwo młodzi odjecha¬li, Filomena również opuściła klub. Kiedy Trent zońen¬tował się, że jej nie ma, było już za późno. Nim dotarł do pensjonatu, zdążyła wyjechać z miasta.

Wpadł do jej pokoju i zobaczył, że jest pusty. Na podłodze leżał tylko jeden srebrny pantofelek, zapo¬mniany najprawdopodobniej podczas pośpie~znego pa¬kowania.

Trent stał pośrodku opustoszałego pokoju. Trzymał pantofelek w ręce, ale wcale nie czuł się jak książę z bajki o Kopciuszku.

Trzy dni później Filomena wróciła ze sklepu, niosąc torbę, w której na wierzchu leżała bagietka, brzoskwinie i pojemnik z borówkami. Podchodząc do drzwi miesz-


GWIAZDA SEZONU • 149

kania, usłyszała dzwonek telefonu. Zaczęła szukać klu¬czy w torebce. Nie spieszyło się jej. Od powrotu z Gal¬lant Lalce spodziewała się telefonu od rodziców, zasko¬czonych z powodu zerwanych zaręczyn.

Cóż, wcześniej czy później będzie musiała stawić czoło nieuniknionym następstwom wydarzeń. Powtarza¬ła sobie, że potrzebuje tylko trochę czasu, by odzyskać równowagę duchową, ale na próżno. Jej nastrój wahał się od ponurej depresji do wybuchów gwałtownej złości.

Pierwszego dnia po powrocie do Seattle Filomena nie odbierała w ogóle telefonów. Zaszyła się w swoim mie¬szkaniu jak zwierzątko w norce, czekając, aż zniknie cień drapieżnika.

Następnego dnia jej nastrój poprawił się na tyle, by mogła zbesztać samą siebie za brak siły ducha. Nie była przecież naiwną, przewrażliwioną nastolatką, ale dojrza¬łą, pewną siebie, przedsiębiorczą kobietą. Nie może się przejmować jakimś zakłamanym, aroganckim draniem, który postanowił się z nią ożenić głównie dlatego, że doszedł do wniosku, iż najwyższy czas znaleźć sobie żonę.

Wytarła ostatnią łzę i poszła na spacer. Po powrocie miała już odwagę odbierać telefony. Ale nikt nie dzwo¬nił. Dziwiła się, dlaczego rodzice milczą, była jednak wdzięczna za okazywany przez nich takt. Nie dziwiła się natomiast milczeniu Trenta. Była pewna, że nie ma ochoty z nią rozmawiać.

Drań.

Telefon przynaglał. Filomena wydobyła wreszcie klu¬cze i otworzyła drzwi. Postawiła sprawunki i podbiegła do aparatu.

- Halo! - odezwała się.ostrożnie.

- Fil? To ty? Co się dzieje? Mówisz jakoś dziwnie.

150 • GWIAZDA SEZONU

Filomena odetchnęła.

- Cześć, Glenna. Skąd wiedziałaś, że wróciłam?

- Dzwoniłam do Gallant Lake, do twoich rodziców.

Matka przypuszczała, że wyjechałaś do Seattle. Co się stało? Planowałaś przecież spędzić jeszcze parę tygodni na łonie natury.

- Znudziła mnie nieco ta natura. Jak stoją sprawy?

- Wszystko w porządku. Chcę ci właśnie powie-

dzieć, że wypełniłam dodatkowe podania o pożyczkę, ale potrzebny jest jeszcze twój podpis. Miałam zamiar przesłać ci dokumenty pocztą do Gallant Lake, ale skoro jesteś w mieście, nie ma problemu.

Filomena zerknęła na zegarek.

- Dzisiaj jest już za późno, żeby cokolwiek zała¬twiać. Wpadnę jutro do fIrmy i podpiszę te dokumenty. Dziękuję ci, Glenno, że wykonałaś całą tę papierkową robotę.

- Nie ma za co. Najtrudniejszy był tamten dokument, który wypełniałyśmy razem. Teraz jestem lepszej myśli niż wtedy, gdy pierwszy bank odmówił nam pożyczki. Chyba na tym polega życie biznesmena: ciągła huśta¬wka.

- Nie lubię być zależna od banków - stwierdziła Fi¬lomena.

- Ja też nie. Ponieważ jednak żadna z nas nie wygrała ostatnio na loteńi, niewiele możemy zrobić: Skąd wziꬳybyśmy potrzebną sumę?

- Też chciałabym to wiedzieć - odparła Filomena kwaśno. Trent z pewnością mógłby tu coś złośliwie do¬rzucić. - Zobaczymy się jutro wczesnym rankiem.

Powoli odłożyła słuchawkę. Patrzyła nieobecnym wzrokiem na szczyt Mount Rainier, rysujący się w per¬spektywie, i myślała, jak szybko zdoła odzyskać pełne


GWIAZDA SEZONU • 151

zainteresowanie sprawami fIrmy Cromwell & Sterling. Jakoś dziś nie mogła wykrzesać z siebie entuzjazmu do czegokolwiek.

Już miała pójść do kuchni, by rozpakować torbę ze sprawunkami, gdy zdała sobie sprawę, że nie jest sama w mieszkaniu. Przypomniała sobie z opóźnie¬niem, że gdy biegła do telefonu, nie zamknęła drzwi wejściowych. Poczuła strach. Odwróciła się, by spojrzeć w twarz intruzowi.

W otwartych drzwiach stał Trent Ravinder. Miał na sobie to samo ubranie, które nosił w Gallant Lake: dżin¬sy i koszulę w kratkę. Skrzyżował ręce na piersiach i ob¬serwował Filomenę ze spokojem. Widok Trenta odebrał jej mowę na kilka sekund.

- Powinnaś zamykać za sobą drzwi - zauważył rze¬czowo. - Ktoś może za tobą wejść.

- Widzę - odparła, pokonl;ljąc suchość w ustach. ¬Czego chcesz, Trent?

W szedł do środka, zamykając za sobą drzwi.

- To chyba oczywiste. Przyszedłem, bo musimy kon¬tynuować rozmowę, rozpoczętą na weselu twojej siostry. Umknęłaś mi, zanim zdążyliśmy ją dokończyć.

Filomena rozluźniła się wewnętrznie, zniknęło gdzieś poczucie krzywdy, a jego miejsce zastąpił gniew.

- Nie mamy sobie nic do powiedzenia. Powiedziałeś już wszystko. - Spojrzała na swoje ręce, a potem pod¬niosła oczy na Trenta. - Nie kupiliśmy pierścionków, nie mam więc nic do zwracania.

- Taka jesteś pewna, że chcę zerwać zaręczyny? Trent włożył ręce do kieszeni i zaczął przechadzać się po pokoju. Filomenie nie podobał się sposób, w jaki rozglądał się z ciekawością dokoła, jakby miał prawo do

152 • GWIAZDA SEZONU

śledzenia jej sekretów. Wyglądał jak olbrzym w tym wnętrzu zastawionym modnymi, eleganckimi meblami.

- Oczywiście zakładałam, że chcesz zerwać zaręczy¬ny - wypaliła. - Dlaczego miałbyś żenić się z chciwą intrygantką? I dlaczego nie poinformowałeś moich ro¬dziców, że skończyliśmy ze sobą?

Trent przestał oglądać dziwnie skonstruowany stołek barowy, który sprawiał wrażenie, że załamie się, gdyby zechciał na nim usiąść.

- Nie powiedziałem twoim rodzicom, że zerwaliśmy

ze sobą, ponieważ nie zrobiliśmy tego.

Filomena wciągnęła powietrze. - Nie rozumiem cię, Trent.

- Wiem, że nie rozumiesz. Jesteś zajęta myślą, jak

rozegrać wielką scenę zerwania, i w ogóle nie bierzesz pod uwagę tego, że ja wcale z tobą nie zrywałem.

- Przynajmniej nie zrobiłeś tego przy wszystkich na weselu mojej siostry - odparła gorzko. - Powinnam ci za to serdecznie podziękować.

- Nie zrobiłem tego wówczas i nie zrobię tego teraz, ponieważ ze swej strony uważam, że nadal jesteśmy zaręczeni.

- To nie ma sensu, Trent. Przecież jesteś przekonany, że miałam zamiar cię wykorzystać, by dobrać się do jakichś pieniędzy.

- A czy miałaś taki zamiar?

- Do diabła, nie! Nie miałam pojęcia, że moi wujo-

stwo zamierzają przekazać Shari i mnie taki cenny pre¬zent ślubny. Zgodziłam się wyjść za ciebie, bo chciałam zostać twoją żoną. Nie było żadnego innego powodu.

- Dowiedź tego.

Patrzyła na niego, nie rozumiejąc, o co mu chodzi.

- Wiele o tym myślałem, Filomeno -:- powiedział


Trent chłodno. - Dam ci szansę: dowiedź, że miałaś szczere intencje.

- To bardzo szlachetnie z twojej strony - odrzekła zjadliwie. - A jakżeż miałabym tego dokonać?

- Po prostu. Możesz albo odmówić przyjęcia poda¬runku, albo przekazać tę ziemię na fundusz powierniczy dla naszych dzieci. Wszystko mi jedno, co z tym zrobisz, bylebyś tylko nie próbowała fmansować z tego źródła nowych inwestycji spółki Cromwell & Sterling.

Filomena nie wierzyła własnym uszom. Ogarnęła ją złość.

- Jak śmiesz? - wysyczała przez zaciśnięte zęby.

- Niczego ci nie muszę dowodzić, ty wielki, arogancki

niedźwiedziu. Jeśli trzeba czegokolwiek dowodzić, ty musisz to zrobić. To ty okazałeś mi tyle zaufania, co wróbel kotu. Jak możesz myśleć, że chciałabym wyjść za takiego człowieka?

- Trzy dni temu twierdziłaś, że mnie kochasz.

- To było trzy dni temu. Teraz jestem znacznie star-

sza i mądrzejsza.

Postąpił ku niej o krok. W świetle zachodzącego słoń¬ca jego twarz wyglądała surowo.

- Doprawdy? Uważasz, że tak łatwo się odkochać?

Dlaczego więc tak bardzo obawiałaś się, że powiem o zerwaniu naszych zaręczyn przed twoim wyjazdem z miasta? Jeśli mnie nie kochałaś, dlaczego bałaś się odwołania zaręczyn?

Filomena cofnęła się. W głowie miała zamęt. Chcia¬ła głośno krzyczeć, a jednocześnie zbierało się jej na płacz. Tego już za wiele. On nie ma prawa tak jej trakto¬wać.

To ona była tu niewinną ofiarą, a nie on.

- Nie życzyłam sobie, by upokorzono mnie na 154 • GWIAZDA SEZONU

oczach całego Gallant Lake. Nie możesz tego zrozu¬mieć?

- Ja cię nie upokorzyłem. To ty mnie upokorzyłaś, łącząc plany małżeństwa z interesami. Jeśli masz zamiar dyskutować o upokorzeniu, dlaczego nie spojrzysz na to z mojego punktu widzenia?

- Twój punkt widzenia! A jak to wygląda z mojego punktu widzenia? Podjąłeś chłodną, praktyczną, niemal kupiecką decyzję, że powinieneś się w tym roku ożenić. I tu ja wkraczam na scenę i szybko dowiaduję się, że jesteśmy zaręczeni. Jak mam to interpretować? Z pew¬nością nie jako romans roku. Bardziej mi to wygląda na realizację wyrachowanego planu.

- To ty przecież oznajmiłaś o naszych zaręczynach.

A może zapomniałaś, jak ochoczo informowałaś Pax to¬na, że wychodzisz za mnie? A mnie podkusiło, by zacho¬wać się po rycersku i poprzeć cię w tej niepewnej sytu¬acji.

- Co? 1Y wielki, przerośnięty, zimny neandertalczyku!

Mówiłeś, że mnie kochasz.

- Cóż z tego? Ty też mówiłaś, że mnie kochasz.

- Naprawdę cię kochałam. Inaczej nigdy nie zgodzi-

łabym się wyjść za ciebie.

Trent szedł wprost na nią, a ona ciągle się cofała, aż w końcu dotarła do bariery, jaką stanowił bufet, oddzie¬lający salon od kuchni. Łzy napłynęły jej do oczu; gniew i ból mieszały się, wybuchając gorącym płomieniem. Zatoczyła ręką koło i schwyciła podstawkę do serwetek.

- Trzymaj się ode mnie z daleka. .

- Dlaczego? Byliśmy przecież kochankami.

- Ale już nie jesteśmy.

- Czy mam rozumieć, że zdołałaś się już odkochać?

W ciągu zaledwie trzech dni?


GWIAZDA SEZONU • 155

- Nie przypisuj mi tego, czego nie powiedziałam! Cisnęła podstawkę do serwetek w jego kierunku.

Trent schylił głowę, unikając tego niegroźnego pocisku. Jasnożółte serwetki rozsypały się na dywanie.

- No, powiedz, że przestałaś mnie kochać - polecił Trent urągliwie, zbliżając się do Filomeny. - Powiedz, że już mnie nie pragniesz. Powiedz, że chcesz zerwania zaręczyn.

- Nigdy nie mówiłam niczego podobnego. To ty mó¬wiłeś takie rzeczy.

Przesunęła po omacku ręką po blacie bufetu i wyma¬cała pleciony koszyczek, wypełniony fiolkami z witami¬nami. Cisnęła go w głowę Trenta, ale on machnął nie¬cierpliwie ręką, odrzucając od siebie koszyczek i rozsy¬pując fiolki po podłodze.

- Ja też niczego podobnego nie mówiłem - rzekł z mocą. - Wydawało ci się tylko i dlatego chciałaś znik¬nąć. Ale to ci się nie uda, elfie. Na mnie nie działa żadna z twoich czarodziejskich metod.

- Wynoś się stąd! - Filomena przesuwała się wzdłuż blatu, szukając kolejnego pocisku. - Mówię serio, Trent. Nie masz prawa pakować się tu po tym, co powiedziałeś mi w Gallant Lake.

- Mam naj świętsze prawo. Jestem twoim narzeczo¬nym.

Schwycił ją za przeguby rąk, właśnie gdy zamierzała rzucić w niego pojemnikiem na ołówki. Zacisnął palce

na jej dłoniach i przyparł ją do blatu bufetu. .

- Ponadto sądzę, że nadal mnie kochasz. Musisz tyl¬ko rozeznać się w swych uczuciach. Myślę, że w głębi duszy kochasz mnie i dowiedziesz tego sobie oraz mnie. - Czemuż miałabym się wysilać i dowodzić ci czego¬kolwiek, ty wielki byku?

156 • GWIAZDA SEZONU

Usiłowała wyzwolić się z uścisku jego rąk, ale bez¬skutecznie. Nie był wprawdzie brutalny, trzymał ją ła¬godnie, jakby od niechcenia, ale z siłą, której nie dało się pokonać.

- Nie myśl o innych sprawach, Filomeno - powie¬dział miękko, ale stanowczo. - Zapomnij o swym stra¬chu, że możesz być odrzucona. Zapomnij o planach roz¬woju swej fIrmy. Zapomnij o tej całej gadce na temat zaufania i najzwyczajniej powiedz mi prawdę. Czy mnie kochasz?

- Cóż cię to obchodzi? - zawołała z łkaniem.

- Obchodzi - odpowiedział po prostu, schylił głowę

i przywarł do jej ust.

Filomena walczyła prawie minutę z jego zaborczym pocałunkiem, jednak bezskutecznie. Trzymał ją zbyt mocno. Poskromiony gniew przerodził się w niej w osza¬lałe pożądanie, wywołujące rozkoszne drżenie całego ciała.

- Tak, najdroższa - szeptał zachwycony. - Pokaż mi,

co naprawdę czujesz.

- Ty arogancki, uparty wielkoludzie ...

- Ciii, nic nie mów. Porozmawiamy później.

Poczuła, jak Trent delikatnie gryzie jej dolną wargę i otacza ramionami. Przywarła do jego muskularnego torsu, świadoma namiętności ogamiającej ją z coraz wię¬kszą siłą. Wszystko przestało być ważne. Liczyło się tylko to, że Trent jest blisko i pragnie jej.

Zaniósł ją do sypialni i położył na łóżku.

- Pokaż mi, że nic się między nami nie zmieniło. Szeptała ciągle jego imię, a on pewną, zaborczą ręką

zdejmował z niej bluzkę i spodnie. Po chwili naga wiła

się w jego ramionach. .

- Jesteś taka słodka, taka miękka - mówił, gładząc jej


GWIAZDA SEZONU • 157

krągłe pośladki. - Udało mi się pokonać ciernie i naty¬kam się już tylko na jedwabiste, aksamitne płatki. Za każdym razem, gdy widzę, jak idziesz przez pokój, mam ochotę cię dotknąć i czuć, jak drżysz. Chciałbym wi¬dzieć, jak się do mnie uśmiechasz, wyciągasz do mnie ramiona, jakbym tylko ja się dla ciebie liczył. Rozumiesz mnie?

- Rozumiem.

Rozumiała go, ponieważ czuła to samo. Dotykała go delikatnie, przebiegając palcami po barkach, po twardej powierzchni jego nagich bioder. Był podniecony, ciętki i ciepły. Gdy z wahaniem przesunęła rękę ku pulsującej męskości, mruczał jej do ucha gorące, ekstatyczne słowa zachęty.

Filomena nabrała śmiałości. Głaskała go delikatnie, aż pochwycił jej rękę i zaśmiał się krótko.

- Dosyć, kochanie. Jeszcze chwila i eksploduję. Tak bardzo cię pragnę. Odchodziłem od zmysłów przez ostatnie trzy dni.

- Dlaczego tak długo czekałeś? - spytała miękko.

- Wydawało mi się, że oboje potrzebujemy czasu, by

ochłonąć.

Muskał palcem jej pierś, aż brodawka stwardniała.

Wtedy pochylił głowę i smakował małą, nabrzmiałą ma¬linę.

Filomena objęła go ramionami za szyję i uniosła bio¬dra.

- Och, Trent. ..

- Wiem, kochanie, wiem. Nie ma co do tego wątpli-

wości, prawda?

Nie czekał na odpowiedź. Gorącymi, wilgotnymi po¬całunkami wędrował od jej piersi do brzucha. Zębami subtelnie drażnił aksamitne, wrażliwe wnętrze jej ud.

158 ł GWIAZDA SEZONU

Filomena ciężko dyszała, zatapiając paznokcie w jego skórze.

- Teraz - błagała. - Kochaj mnie teraz, Trent.

- Tak, najdroższa. Otwórz się dla mnie. Pokaż, jak

bardzo mnie pragniesz. Tak za tobą tęskniłem.

Posłusznie rozwarła uda i przyciągnęła go do siebie.

Poczuła, jak wkracza w jej miękkość śmiało, z delikatną, niewyobrażalnie podniecającą zuchwałością.

- Trent ...

- Powiedz to - wymamrotał gardłowo, wchodząc

w nią powoli i pewnie. - Powiedz, że mnie kochasz. - Kocham cię.

- Jeszcze.

- Kocham cię. Jak mogłeś w to wątpić?

Nie odpowiedział. Zatopiony w niej całkowicie, uspokoił się na krótką chwilę, by oboje mogli dopasować się do swej bliskości. Filomena cały czas wyczuwała w nim niezwykłe napięcie. Wpiła palce w jego biodra, a on wszedł w głęboki, pulsujący rytm.

- Otocz nogami i trzymaj mnie. Pokaż, jak mnie pra¬gniesz, elfie. Nie rób żadnych sztuczek, żadnych tri¬cków, nie znikaj. Pokaż, że mnie chcesz.

Oddała się ćzarowi tego uścisku, zatraciła w pożąda¬niu, które niosło ich ku ekstazie. A potem zapanowała cisza.

Po dłuższej chwili Filomena poruszyła się, mając cu¬downą świadomość przygniatającego ją ciężaru. Trent nadal leżał, niedbale rozciągnięty, przykrywając ją cał¬kowicie swym ciałem. Uniósł głowę z jej piersi i popa¬trzył z rozleniwioną satysfakcją.

- Czy robię się ciężki? Uśmiechnęła się.

- Nie ,,robisz się" ciężki. Urodziłeś się ciężki.



- Przewiduję, że przez całe życie czekaj,! :nr...:.~ _~::¬czypliwości na temat moich gabarytów. Nadałaś ffil >2 wszystkie możliwe nazwy od niedźwiedzia do czołgu. - Pocałował ja leciutko w czubek nosa. - Na szczęście nie jestem obrażalski.

- Nie powiedziałabym tego. Bardzo szybko obraziłeś się na weselu mojej siostry, gdy dowiedziałeś się o pre¬zencie wujostwa dla mnie.

- To było coś zupełnie innego. A najważniejsze, że to już nie jest problem, prawda?

Dostrzegła w jego oczach zimne, wyzywające ogniki i zebrała się na odwagę.

- Nie - potwierdziła - to nie jest problem. Już nie.

- Przekażesz ziemię czy odmówisz przyjęcia poda-

runku?

- Zrobię coś znacznie prostszego. Przede wszystkim

nie wyjdę za ciebie. - Filomeno!

Oczy Trenta zaiskrzyły się złymi płomykami.

- Nie przejmuj się, Trent. Nie przeczę, że oboje do

siebie pasujemy ... fizycznie.

- Co to ma znaczyć? - spytał, omal nie wybuchając. Przełknęła ślinę.

- Proponuję, żebyśmy kontynuowali nasz romans, dopóki nie wyjaśni się, na ile poważnie myślisz o miło¬ści, małżeństwie i związanym z tym zaufaniu. Chciałeś, żebym dowiodła swej miłości. Dobrze, jestem gotowa, ale na swój sposób.

- Co ty, do diabła, sobie myślisz?

- Nie tylko ty potrzebujesz dowodu - odparła spo-

kojnie. - Po tej scence, jaką urządziłeś mi na weselu Shari, chciałabym mieć pewność, że wychodzę za m꿬czyznę, który umie równie dobrze ufać, jak wymagać dla

160 • GWIAZDA SEZONU

siebie zaufania. Potrzebuję człowieka, który mi wierzy. Chcę również być pewna, iż nie żenisz się ze mną tylko dlatego, że pojawiłam się na twojej drodze w momencie, gdy doszedłeś do wniosku, że miło byłoby mieć żonę. Chcę mieć pewność, że nie stanowię dla ciebie po prostu wyjścia z kryzysu, w jakim znalazłeś się po trzydziestce.


ROZDZIAŁ

10

Dwa tygodnie później, w piątek wieczorem, Trent siedział w przytulnej gospodzie. Rozparty wygodnie w głębokim fotelu, z kuflem piwa w ręce obserwował swoją byłą narzeczoną, jak popijała wino po przeciwnej stronie małego stolika. Modny lokal wypełniony był jak zwykle tłumem sympatycznych gości, którzy wpadli tu po pracy. Trent spędził właśnie cztery godziny w samo¬chodzie, mknąc autostradą z Portland, a teraz przysłu¬chiwał się ożywionej opowieści Filomeny i dochodził do wniosku, że w życiu nie zdarzyło mu się nic bardziej frustrującego niż romans z panną Cromwell.

Chyba zwariował, dając się wciągnąć w tak absurdal¬ną sytuację. Jak to się mogło stać? Zaczynał podejrze¬wać, że główną przyczyną była ich obustronna duma. Filomena w swej kobiecej dumie okazała się równie uparta i nieprzejednana jak on sam.

Tego wieczora tryskała inteligencją i radością, podbu162 • GWIAZDA SEZONU

dowana wynikami spotkania z konsultantem finanso¬wym, który, z polecenia Trenta, spotkał się z Filomeną i Olenną w tym tygodniu. Zgodnie z sugestiami doradcy, firma Cromwell & Sterling postanowiła wybrać bezpie¬czniejszą i mniej ambitną drogę rozwoju.

- Mówił bardzo rozsądnie, Trent. Najwyraźniej za¬poznał się z naszym sprawozdaniem finansowym. Długo z nami rozmawiał, chcąc się przekonać, do czego napra¬wdę zmierzamy. Potem kazał nam usiąść i sporządzić plan na najbliższych pięć lat. Zmusił nas do realistyczne¬go spojrzenia i dostrzeżenia spraw, na które dotychczas nie zwracałyśmy szczególnej uwagi. Zgodził się z twoją diagnozą, że nasza firma jest w bardzo niestabilnym momencie rozwoju. Nie możemy teraz ryzykować. Wię¬ksza wpadka zmiotłaby nas z rynku. Potrzebny jest nam równomierny, stały wzrost, a nie eiektowne skoki. - Fi¬lomena uśmiechnęła się do Trenta. - Jesteśmy ci z Olen¬ną wdzięczne za zaaranżowanie tego spotkania z panem Handlem. Uzbrojone w jego rady, za kilka miesięcy będziemy na znacznie lepszej pozycji w rozmowach z bankami.

- Cieszę się, że to wypaliło - odpowiedział szybko Trent, zanim Filomena przerzuciła się na inny temat. Nie oczekiwał od niej tak szczerych podziękowań i nastrój mu się poprawił.

- Zrobił na mnie wrażenie sposób, w jaki przeprowa¬dził badania nad rynkiem konfekcyjnym przed naszymi rozmowami. Wiedział o wszystkim więcej niż mogłam oczekiwać i zdawał sobie sprawę, jak aktywny jest obe¬cnie przemysł odzieżowy w Seattle.

- Nadzwyczajne.

Filomena zupełnie nie zwróciła uwagi na ironię w jego głosie. Zaczęła krok po kroku szczegółowo opisy-


GWIAZDA SEZONU • 163

wać pięcioletni plan, który ułożyły z Glenną, i wszystkie poprawki, jakie do niego wprowadziły pod wpływem Handla.

W ciągu następnych dwudziestu minut Trent wtrącił się na krótko do rozmowy raz czy dwa, ale Filomena prawdopodobnie nie zauważyłaby, gdyby nie odezwał się w ogóle. Tak było przez ostatnie dwa tygodnie, od czasu spędzonego wspólnie popołudnia w sypialni Fi1o¬meny, gdy oznajmiła mu, że nie wyjdzie za człowieka, który jej nie ufa.

Teraz, ilekroć przebywali ze sobą, Fil była ożywiona, serdeczna, a czasami wściekła. Umykała mu, wabiła, torturowała, wyślizgiwała się za każdym razem, gdy pró¬bował ją schwytać. Pod pewnymi względami ich stosun¬ki przypominały obecnie to, co łączyło ich w pierwszych dniach pobytu w Gallant Lake. Z tą różnicą, że teraz ze sobą sypiali.

Ten ostatni fakt nie był wielkim pocieszeniem dla Trenta, gdyż widywał Filomenę tylko podczas weeken¬dów i sporadycznie w ciągu tygodnia. Nie takie były jego intencje. Chciał, by została jego żoną. Przypusz¬czał, że Filomena rozmyślnie tak postępuje, by uświado¬mił sobie, co traci. Niepotrzebnie tak się starała. Każdej samotnej nocy doskonale zdawał sobie z tego sprawę. N adal dokładnie nie rozumiał, dlaczego wszystko tak się potoczyło. Powoli docierało do niego, iż powinien był uwzględnić poczucie dumy Filomeny i towarzyszącą te¬rnu chęć odwetu.

Miał nadzieję, że po konsultacjach z Handlem fnma Cromwell & Sterling zrezygnuje częściowo ze swych pla¬nów i Filomena dojdzie do wniosku, że ta parcela jest jej już niepotrzebna. Niestety, Filomena broniła teraz swych zasad.

164 • GWIAZDA SEZONU

On również.

- W takim razie nie musisz brać dużej pożyczki z banku - udało mu się wtrącić, gdy dziewczyna umilkła na parę sekund.

- Nie muszę, przynajmniej nie teraz. Handel przeko¬nał nas, że plany otwarcia sieci własnych sklepów są przedwczesne.

Trent wziął głęboki oddech.

- Zatem prezent od wuja staje się zbyteczny? Popatrzyła na niego ostro.

- Nie twierdziłam, że firmie nie przydałby się za¬strzyk gotówki. Planujemy uruchomienie produkcji dla kobiet, których wymiary sa większe niż przeciętnie.

Zapłonął niecierpliwą złością.

-'- Utrzymujesz więc, że chciałabyś mieć tę ziemię?

- A cóż może być złego w praktycznym podejściu do

tej sprawy?

- Wbijasz klin między nas tym swoim praktycznym podejściem.

- To ty wyolbrzymiasz cały problem.

Trent starał się zachować spokój. Zdawał sobie spra¬wę, że Filomena go prowokuje i był zły, że tak łatwo jest wyprowadzić go z równowagi.

- Jakie masz plany w związku z nami?

- Nie mam żadnych planów. Dlaczego pytasz?

- Bo chciałbym się ożenić. - Pochylił się do przodu

i wbił wzrok w Fi1omenę. - I ty wiesz o tym. Rozmyśl¬nie mnie dręczysz i usiłujesz ukarać za to, że ośmieliłem się zażądać od ciebie, byś nie przyjmowała tego poda¬runku.

- Ani mi się śni wychodzić za człowieka, który nie ma do mnie zaufania. Tym razem chodzi o pieniądze. A następnym razem? A jeśli będzie chodziło o innego


GWIAZDA SEZOl'<lJ • 165

mężczyznę, to co wtedy, Trent? Co zrobiłbyś, gdybyś podejrzewał, że spotykam się z innym mężczyzną? Jak wówczas miałabym dowieść swej niewinności?

Myśl o innym mężczyźnie u boku Filomeny sprawiła, że Trent poczuł skurcz w żołądku. Pochylił się jeszcze bliżej i cedząc słowa, oznajmił:

- Powiedziałem ci kiedyś, że umiem się mścić. Potra¬fię też dobrze pilnować tego, co należy do mnie.

Usiadła głębiej w swoim fotelu, patrząc na niego uważnie. Stwierdziła najwyraźniej, że Trent nie jest tak groźny, jak sam o sobie mówi.

- Nie strasz mnie.- odparła śmiało.

- Nie straszę. Stwierdzam po prostu fakt.

Zbyła to, starając się skierować dyskusję na inne tory. - Tak długo będę z tobą związana, jak długo będziesz

chciał, ale nie wyjdę za ciebie, dopóki nie przekonam się, że naprawdę mi ufasz. Gdzie pójdziemy na kolację? Otworzyli nową restaurację na Pirst Avenue przy Pike Place Market. Spróbujemy tam?

- Nie zmieniaj tematu rozmowy. Mówimy o naszej przyszłości.

- W tej chwili nie mam ochoty planować przyszłości dalszej niż kolacja.

- To przez tę twoją cholerną dumę tak się porobiło między nami - oznajmił.

- A ja sądzę, że to twoja duma zawiniła - odparła szybko. - Gdybyś nie wściekł się wtedy, gdy usłyszałeś o podarunku wujostwa, nie tkwilibyśmy w tej nieprzyje¬mnej sytuacji.

- Czy możesz winić mnie za to, że podejrzewałem, iż postanowiłaś wyjść za mąż dla tego kawałka ziemi? Ty, zdeklarowana panna, nagle decydujesz się na ślub.

- Zakochałam się w tobie.

166 • GWIAZDA SEZONU

- Wierzę ci.

- Na weselu mojej siostry nie wierzyłeś.

- To nieprawda - rzekł przez zaciśnięte zęby. - Nie

byłem jedynie pewien, czy z tego właśnie powodu zde¬cydowałaś się na małżeństwo ze mną i czy naprawdę wiedziałaś, że mnie kochasz.

- Twierdzisz, że nie jestem świadoma własnych uczuć?

- Chcę, by poślubiono mnie z czystymi intencjami, a nie dlatego, że akurat dobrze się komponuję z jakąś

parcelą. .

- A zatem to twoje poczucie dumy, nie moje, stanowi tu przeszkodę - odparła.

Przez kilka sekund panowała pełna napięcia cisza.

- Jedno z nas - odezwał się w końcu Trent z zimną logiką, która jego samego zdziwiła - musi zrezygnować ze swych pozycji albo oboje zwariujemy. Dłużej tak nie można.

- W porządku. Wyjdę za ciebie, jeśli przestaniesz stawiać warunki co do tamtej parceli.

- Przecież jej nie potrzebujesz. Sama to powiedziałaś.

- Potrzebny jest jakiś dowód, że mi naprawdę ufasz

i wierzysz, iż poślubiam cię z miłości. Niezwykle łatwo wymagasz, by inni okazywali ci zaufanie. Twoje słowo jest złotem itp. Cóż, chcę mieć pewność, że potrafisz to pojęcie zaufania rozciągnąć na innych i nie zwątpisz w moją miłość, gdy coś nie będzie się układać.

- Nie wątpię w twoje uczucie, lecz w twój rozsądek.

Jak możesz robić nam obojgu coś takiego, Filomeno? Obydwoje jesteśmy nieszczęśliwi. Przecież nie żądam od ciebie zbyt wiele, prosząc, byś zrezygnowała z tej ziemi. Jeśli potrzebujesz gotówki, dam ci ją.

Wściekłość zaiskrzyła się w jej oczach, ale nagle Filo-


GWIAZDA SEZONU • 167

mena poczuła muzenie walką. Ożywienie ulotniło się z jej twarzy, napięcie ciała znikło. Trent uświadomił so¬bie, że nie jest przyzwyczajony do widoku Filomeny poddającej się w środku bitwy.

- Nie zdajesz sobie r.awet sprawy, o co naprawdę prosisz. Chcesz, bym udowadniała swoją miłość. Czy zdajesz sobie sprawę, jakie to bezczelne żądanie?

Przymknął oczy.

- Jeśli tak to sfonnułować, to rzeczywiście brzmi

bezczelnie, prawda? "

Ta dama była przebiegłym przeciwnikiem. Uśmiech-

nął się. Wiedział doskonale, co dzieje się w jej główce. - Tak więc? - przynagliła go uprzejmie.

pociągnął łyk piwa.

- Co więc?

- Czy masz w końcu zamiar wyrzec się choć trochę

swej dumy i zrezygnować ze swych wymagań w stosun¬ku do tej parceli?

- Nie - odpowiedział spokojnie, znów panując nad sobą.

Wyciągnął portfel, by zapłacić rachunek. Filomena patrzyła na niego wstrząśnięta. Nie znała go, jeśli mogła przypuszczać, że tak łatwo odniesie nad nim zwycię¬stwo.

- Dlaczego nie? - spytała, a jej twarz znów się oży¬wiła. - Dlaczego nie możesz zapomnieć o swej upartej dumie na tyle, byśmy mogli zakończyć jakoś tę kłótnię?

- Ponieważ wynik tej kłótni, jak ją nazywasz, jest dla mnie zbyt ważny - odpowiedział, kładąc na stole ban¬knoty. - Chodź, spróbujmy coś zjeść w tej nowej restau¬racji, o której mówiłaś.

Wstał i podał jej rękę, pomagając podnieść się z fotela. - Trent, zaczekaj chwilę!

168 ł GWIAZDA SEZONU

- Spokojnie, Filomeno. Gdy spotkałem cię po raz pierwszy, postanowiłem, że dam ci czas na zastanowie¬nie się, czego naprawdę chcesz. Nawet całe lato, jeśli będzie trzeba. Pozostało nam jeszcze parę tygodni. Teraz jestem głodny. Zjedzmy coś.

- Ależ Trent, chciałabym o tym porozmawiać.

- Jeszcze minutę temu nie chciałaś.

Wziął ją pod rękę i poprowadził w kierunku drzwi.

- To było co innego. .

- Czy nigdy cię nie uderzył fakt, że masz w sobie

ducha przekory? - spytał wesoło.

- Ma to chyba związek z moimi rudymi włosami

- odparła pojednawczo.

- To nie jest żadnym usprawiedliwieniem - skomen-

tował szorstko.

Pod koniec weekendu Trent mógł sobie pogratulo¬wać. Zmagania nie zakończyły się wprawdzie, ale przy¬najmniej przebiegały mniej więcej na jego warunkach.

Filomena cały czas próbowała wciągnąć go w pra¬wdziwą kłótnię, w której mogłaby rzucić mu w twarz zarzut, że jej nie ufa. Trent unikał potyczek, na ogół umiejętnie zmieniając temat. Powstrzymywał swój tem¬perament i starał się okazywać cierpliwość, mając na¬dzieję, że Filomenie w końcu zabraknie energii do walki.

Kręciła się wokół niego przez cały weekend, drażniąc, wabiąc, prowokując, szukając sposobów zmuszenia go do wycofania swych żądań. Trent udawał, że nie dostrze¬ga stosowanej przez nią taktyki, zadowalając się jedynie namiętną zemstą w łóżku. Tylko na tym polu nie próbo¬wała go pokonać. W chwilach namiętności poddawała się z taką ekstazą, żarem i zmysłową szczodrością, że Trent zapominał zupełnie o ich ~rze w zwycięzców i po-


GWIAZDA SEZONU ł 169

konanych. Brał od niej wszystko, co mu ofiarowywała, i oddawał jej wszystko, co miał.

W niedzielne popołudnie, gdy przygotowywał się do powrotu do Portland, było dla niego jasne, że poza sy¬pialnią Filomena nie ma zamiaru w niczym ustępować. Jej twarz elfa wyglądała jak zwykle zdecydowanie, oczy błyszczały wyzywająco. Całowała go na pożegnanie, przeciągając uścisk tak długo, aż poczuła, że jego ciało napina się w podnieceniu. Potem odsunęła się nieco i spojrzała mu w twarz.

- Trent, proszę cię, pomyśl o tym, co robisz. Miałeś rację mówiąc, że tak dalej między nami być nie może. Musimy dojść do porozumienia albo rozstać się.

Trent, czując napięcie w całym ciele, westchnął i ujął dłońmi jej twarz. Oczy dziewczyny zaiskrzyły się na¬dzieją, ale on pokręcił przecząco głową.

- Jeśli chcesz to zakończyć, przyrzeknij mi, że zre¬zygnujesz z tej ziemi.

Usiłowała protestować, ale uciszył ją szybkim, zabor-

czym pocałunkiem.

- Zrób tak, Filomeno - rozkazał jej łagodnie.

- Dlaczego?

- Bo ja i tak wygram ten pojedynek. Zawsze wygry-

wam, jeżeli mi na czymś zależy.

Pochylił się, pocałow~ł ją i wysze~ł. To wszystko nie było takie proste.

Na trzeci dzień Trent siedział w ciemnym, pustym salonie i patrzył na oświetlone, leżące w dole Portland. W ponurym nastroju popijał piwo i zastanawiał się, czy przypadkiem nie wywiera na Filomenę zbyt wiel¬kiego nacisku.

PotrafIła zachowywać się nieobliczalnie, gdy ktoś za170 • GWIAZDA SEZONU

pędzał ją w ślepą uliczkę. Potrafiła również do upadłego bronić swego stanowiska. Nie osiągnęłaby w biznesie takiej pozycji, jaką miała, gdyby wykazywała nadmierną ostrożność i nieśmiałość.

Jeśli zaś chodzi o mężczyzn, nie miała powodów, by im ufać. Chodziło nie tylko o jej nieprzyjemne doświad¬czenia z Bradym Paxtonem. Shari twierdziła, że gdy fIrma Crommwell & Sterling osiągnęła sukces, wokół Filomeny pojawiło się kilku łowców majątku. Mając takie doświadczenie, oczekiwała od mężczyzny, że to on pierwszy da dowód swych szczerych intencji.

Przede wszystkim zaślubiła się odgrywać. Trent mógł to zaobserwować w ciągu tych kilku gorączkowych tygodni w Gallant Lake, gdy Filomena próbowała skupić na sobie uwagę wszystkich mieszkańców. Jeśli będzie zbyt na nią naciskał, wszystkiego może się po niej spo¬dziewać.

Rozmyślał o tym, dopijając pośpiesznie piwo.

We wtorek rano Filomena siedziała z Olenną w małej kawiarence i dzielnie starała się skupić myśli na intere¬sach. Omawiały projekty do nowej kolekcji odzieży sportowej, która miała być uszyta z bajecznie wzorzys¬tych tkanin, upatrzonych przez Filomenę podczas jej ostatniego pobytu we Włoszech. Zakupiła większą ich partię i wysłała do Stanów, choć jeszcze wtedy nie wie¬działa, w jaki sposób je zastosują. Glennie bardzo spodo¬bał się ten materiał i natychmiast zasiadła do projekto¬wania modeli, wykorzystujących śmiały wzór na tkani¬nie.

- Myślę, że spódnice i bluzki zrobimy we wzory, a dla kontrastu inne części garderoby zaprojektujemy z jedwabiu w kolorze szmaragdu i koralu - powiedziała


GWIAZDA SEZONU + 171

Glenna z entuzjazmem, pokazując Filomenie kilka szki¬ców. - Co o tym myślisz?

Filomena popatrzyła na fantazyjne projekty rozklo¬szowanej spódnicy i otwartej z przodu bluzki.

- Cudowne. Co myślisz o kamizelce, która pasowa¬łaby do spodni i spódnicy? Coś szykownego, z lekkim połyskiem?

- Dobry pomysł. Wykorzystamy ten szczególny od¬cień. To bardzo egzotyczne. W następnym sezonie może zrobić klapę, jeśli wszyscy przerzucą się na beże i brązy.

- Jesteśmy znane z tego, że szyjemy egzotyczne rze¬czy małych rozmiarów. Niewysokie kobiety zaczynają czuć się dobrze w naszych ubraniach. Nie chciałabym z tego rezygnować.

Glenna, która miała niecały metr sześćdziesiąt wzro¬stu, uśmiechnęła się.

- Zgoda, ryzykujemy. - Uniosła filiżankę z kawą i wypiła łyk. Z jej oczu zniknęło rozbawienie. - Skoro już mówimy o egzotyce ...

Filomena uniosła brwi. - Mianowicie?

- Ciekawa jestem, jak układają ci się sprawy z tym

dużym osobnikiem, którego przywiozłaś z Gallant Lake. - Nawet nie pytaj.

- Czemu? - Glenna patrzyła ze współczuciem. - Od-

niosłam wrażenie, że tym razem to coś serio.

- Jesteś nieuleczalną romantyczką, Glenno.

- A ty nie jesteś? W tym cały problem, prawda? Czy

nadal upierasz się, by przejąć tamtą parcelę? - Tak.

- Nie zależy ci na tej ziemi, Fil, i sama o tym wiesz

najlepiej.

- Nie o to przecież chodzi - odrzekła Filomena cier172 + GWIAZDA SEZONU

pliwie. - Muszę mieć pewność, że Trent mi ufa. Gdy wpadł we wściekłość po tym, jak usłyszał o planach mego wuja, zrozumiałam, że dzielą nas istotne, nie wy¬jaśnione do końca sprawy.

- Masz na myśli to, że on tupnął nogą, a ty zakreśli¬łaś pewne granice i prowokujesz go, by je przekroczył. . - Glęnna potrząsnęła głową. - Nie wiem, Fil, jak to się skończy. On ma tak dużą nogę.

- Nie ty jedna zwróciłaś na to uwagę - rzekła cicho Filomena, przypominając sobie podobne spostrzeżenie Shari. - Dlaczego wszyscy zakładają, że to ja mam ustą¬pić?

- Prawdopodobnie dlatego, że on mógłby podnieść cię jedną ręką i przerzucić sobie przez plecy, gdybyś sprawiała mu kłopoty.

- Powiedziałam kiedyś Trentowi, że siła nie stanowi o raCJI.

- Mam wrażenie, że on się nie pocda.

- Tu nie chodzi o poddawanie się! Chodzi o wzajem-

ne zaufanie. Glenno, on jest tak despotyczny i pewny siebie, pewny swej uczciwości~ że aż trudno uwierzyć. Gdyby było to możliwe, wyzwałby prawdopodobnie na pojedynek każdego, kto ośmieliłby się zwątpić w jego honor. Trent jest niezwykle sztywny w swych zasadach. Wszystko widzi w czarno-białych barwach. Żadnych odcieni szarości.

- Ten kawałek ziemi widzi jako szary obszar, co? Filomena potaknęła.

- I zamiast interpretować wątpliwości na moją ko¬rzyść, chce, bym całkowicie się zrzekła tej ziemi. Wy- . obraź sobie, że ma czelność żądać ode mnie takiego poświęcenia.

Glenna spojrzała na nią w zamyśleniu.


GWIAZDA SEZONU + 173

- Myślę, że zaczynam dostrzegać całość problemu.

A co, jeśli ... jeśliby pomyślał, że próbujesz go zdradzać z innym mężczyzną lub coś w tym rodzaju?

Filomena ponuro skinęła głową.

- Właśnie. Prędzej czy później znaleźlibyśmy się w sytuacji, w której Trent po prostu musiałby uwierzyć mi na słowo. Musiałby mi absolutnie zaufać. Nie jestem pewna, czy potrafiłby się na to zdobyć. Był tak zajęty wyrabianiem swojej reputacji, że nigdy nie nauczył się ufać komuś innemu.

- Jaka zagmatwana sytuacja. Filomena wpatrywała się w filiżankę. - Wierno tym.

- Ale nie możesz tego ciągnąć w nieskończoność.

Wcześniej czy później ktoś będzie musiał ustąpić.

W czwartek rano w mieszkaniu Trenta zadzwonił te¬lefon. Rzucił się do aparatu pewien, że to Filomena. Mylił się. Była to Gloria Paxton. W głosie kobiety sły¬chać było złość i rozpacz.

- Odszedł do niej! - krzyczała histerycznie Gloria.

- Dziś po południu. Zwyciężyła w końcu. Ta szara mysz,

kompletne zero! Przysadzista, brzydka, bez stylu, nie lubiana. Och, do diabła, jak mogła zmienić się w taką ... taką rozbijaczkę rodzin?!

Przerwała i zaniosła się szlochem.

- Uspokój się, Glorio, i powiedz mi dokładnie, co zaszło.

- Mówiłam ci już. Brady mnie opuścił. Odszedł do niej.

Zwabiła go do Seattle, by się na nas zemścić. Ona nawet go nie chce. Chce tylko pokazać, że może mi go odebrać w ten sam sposób, w jaki ja go kiedyś odebrałam.

- Dlaczego sądzisz, że twój mąż pojechał do Seattle? - spytał ostro Trent.

174 • GWiAZDA SEZONU

- Zostawił list - odparła Gloria przez łzy. - Napisał, że popełnił błąd, żeniąc się ze mną, a nie z nią. Napisał, że dusi się w Gallant Lake. Napisał, że chce zmienić swe życie, że jedzie do niej, gdyż wciąż się kochają i ... i. .. och!

Głos Glorii załamał się w następnych spazmach histe¬rycznego płaczu.

- Glorio, opanuj się.

Ton, jakim Trent to powiedział, mógłby przerazić do¬świadczonych urzędników korporacji. Na Glorii nie zro¬bił najmniejszego wrażenia.

- Zrobi to, wiesz - oświadczyła Trentowi urywanym głosem. - Widziałeś, jak włóczyła się po Gallant Lake prawie naga, jeżdżąc tym swoim szpanerskim samocho¬dem i afiszując się przed całym miastem. Chce się zem¬ścić. Uwiedzie go tylko po to, by nam wszystkim poka¬zać, że potrafi tego dokonać, a potem wyrzuci go na zbity pysk. Ona nie chce go naprawdę. Ale nigdy nie przebaczyła Brady' emu ani mnie tego, co stało się przed laty, i chce wreszcie W}TÓWnaĆ rachunki.

Trent popatrzył niecierpliwie na zegarek. - Kiedy wyszedł twój mąż?

- Nie wiem. Po południu. Wróciłam do domu z zaku-

pów i znalazłam ten głupi list.

W słuchawce dał się słyszeć szelest. Widocznie Gloria darła list na kawałki.

- Zadzwoniłam do ciebie, gdyż pomyślałam, że po¬winieneś wiedzieć, co zamierza ta lafIrynda. Jej jest wszystko jedno, kogo krzywdzi. A może myśli, że zdoła uwieść Brady'ego, zemścić się, a ty nigdy się o tym nie dowiesz? Przynajmniej w tym punkcie pokrzyzowałam jej plany.


, --

GWIAZDA SEZOS:.: • J.. i ;)

- Moja narzeczona nie ma zamiaru uwieść twego męża.

Jego niezachwiana pewność dotarła w końcu do świa¬domości Glorii.

- Skąd możesz być tego taki pewien? Mówię ci, że chce się zemścić.

- Jestem tego pewien, ponieważ jestem pewien Filo¬meny - rzekł zimno Trent. - To moja narzeczona, kobie¬ta, którą mam poślubić.

- Więc cóż z tego? Brady był z nią zaręczony, kiedy zakochał się we mnie i zaczął ze mną sypiać! Zaręczyny nic nie znaczą. A i małżeństwo też znaczy tu niewiele.

Trentowi zaczynało brakować cierpliwości. . - Nie rozumiesz tego, Glorio, a ja nie mam czasu ci wyjaśniać. Po prostu uwierz mi na słowo. Twój mąż nie spędzi z Filomeną ani dzisiejszej nocy, ani żadnej innej. Gwarantuję ci. Do widzenia.

Zanim zdążyła odpowiedzieć, odwiesił słuchawkę.

Potem znowu ją podniósł i wykręcił numer Filomeny.

Nikt się nie zgłosił. zadzwonił więc na lotnisko. Miał szczęście. Samolot do Seattle odlatywał za czterdzieści minut.

Filomena ziewając wyszła z windy i skierowała się do swego mieszkania. Tradycyjna, comiesięczna kolacja z Glenną oraz innymi przyjaciółkami z branży upłynęła bardzo sympatycznie i Filomena odczuwała przyjemne zmęczenie.

Zastanawiała się, czy Trent dzwonił podczas jej nie¬obecności. Zapomniała mu powiedzieć, że wychodzi z domu. Dobrze mu tak, jeśli zadzwoni i nikt się nie zgłosi. Nie chciała, by sobie wyobrażał, że spędza samo¬tne wieczory, usychając z tęsknoty.

176 • GWIAZDA SEZONU

Pokrzepiona tą myślą wyjęła z torebki klucz do drzwi wejściowych. Wtedy z cienia wyłoniła się wielka męska postać i postąpiła ku niej.

- Najwyższy czas, byś wróciła do domu. Musisz pro¬wadzić teraz bujne życie towarzyskie co, Fil? Nie to, co dawniej. Czy Ravinder wie, dokąd chodzisz i z kim spo¬tykasz się wieczorami?

- Brady! Co, na Boga, tutaj robisz?!

Była tak zaskoczona, że upuściła klucz na dywan.

Zanim zdołała się schylić, Brady podniósł go i włożył do zamka. Ruchy miał nieskoordynowane. Zdała sobie sprawę, że jest trochę pijany.

- Odszedłem od Glorii - oznajmił z patosem. Pchnięciem otworzył drzwi i wszedł do środka.

- Co ty wyprawiasz, Brady? Nie zapraszałam cię do siebie. To moje mieszkanie i żądam, żebyś wyszedł. Na¬tychmiast.

Podążyła za nim, nie zamykając nawet drzwi wejścio¬wych.

Brady rzucił się na fotel i patrzył na nią spod wpół¬przymkniętych powiek. W jego oczach migotały niebez¬pieczne błyski. Filomena nigdy nie uważała Brady'ego za kogoś potencjalnie niebezpiecznego. Ale teraz nie była już tego taka pewna.

- Dobrze się bawiłaś dziś wieczór? Z pewnością spo-

ro obecnie bywasz, prawda? .

- Piłeś - stwierdziła spokojnie.

- Wypiłem kilka kieliszków w barze, czekając, aż

wrócisz do domu - rzekł, wzruszając ramionami. -- Brady ...

- To trwało zbyt długo,. Fil. Zrobiłem największy

błąd mego życia, żeniąc się z Glorią, a nie z tobą. W końcu to sobie uświadomiłem. Ale błędy można na-


GWIAZDA SEZONlJ ł 177

prawić. Rzucan1 wszystko, Fil. Glorię, dzieciaki, [mnę. Wszystko. Zaczynam na nowo. Mam zamiar się odnaleźć. Z tobą.

- Nie masz szans - oświadczyła zimno Filomena. ¬Mówiłam ci jUl, że nie jestem tym zainteresowana.

- Dlatego, że załatwiłaś sobie zaręczyny z tą grubą rybą z Asgard Development? Zapomnij o nim, Fil. To był po prostu interes, wiem o tym. Słyszałem o ziemi, którą mieliście dostać od twojego wuja. Ale w głębi duszy wiesz doskonale, że to właśnie mnie kochasz. Nigdy nie przestałaś. Po naszym ślubie weźmiesz tę parcelę. Znam twego wujka, to z pewnością pierwszo¬rzędna posiadłość. Palę się z niecierpliwości, by ją 000- . jrzeć.

- Stanowczo za dużo wypiłeś - rzekła Filomena, się¬gając po telefon. - Zan1ówię ci taksówkę.

- Nie - odparł Brady zdecydowanie. - Nie wyjdę stąd. Przyjechałem, żeby z tobą zostać, Fil. Mam zamiar przekonać się, jak wiele nauczyłaś się o mężczyznach w ciągu tych kilku lat.

ROZDZIAŁ

11

- Chciałbym dostać próbkę tego, co dajesz ostatnio Ravinderowi - ciągnął Brady bełkotliwie. - Daj mi szansę, a pokaię ci, co traciłaś beze mnie.

- Nic nie traciłam i obydwoje dobrze o tym wiemy

- rzekła cicho Filomena.

Rękę wciąż trzymała na słuchawce telefonu. - Pragniesz mnie. Wiem, że mnie pragniesz.

Walił pięścią w oparcie fotela, ale w jego twarzy coś się zmieniło. Zniknęła z niej zuchwała, agresywna męska groźba. Zastąpiłją jałowy gniew i żal nad samym sobą.

- Gloria cię potrzebuje, Brady. Jeśli masz trochę roz-

sądku, wróć do niej. - Nie chcę jej.

Jego słowa brzmiały jak dziecięce błaganie.

- Kiedyś chciałeś, Brady. Tak bardzo, że spałeś z nią, kiedy byliśmy zaręczeni.

- Uwiodła mnie!


GWIAZDA SEZONU ł l 79

Filomena potrząsnęła głową.

- Nie gadaj bzdur. Byłeś od niej starszy. Skończyłeś studia. Ona dopiero zdała maturę, podobnie jak ja. To ty jesteś odpowiedzialny za tamte flirty. Ale nigdy za bardzo nie lubiłeś brać na siebie odpowiedzialności, prawda? Za¬wsze chciałeś iść wygodniejszą ścieżką. Cóż, skoro wybra¬łeś taką drogę, musisz teraz brnąć nią dalej.

- Ciebie jedną kochałem, Fil.

- Kochać - odrzekła ironicznie. - Nie wiesz nawet,

co znaczy to słowo. Lepiej, żebyś go nie używał, zwłasz¬cza przy mnie. Zbyt dobrze cię znam, Brady.

- Rzuciłem ją, Fil, nie rozumiesz tego? Rzuciłem Glorię.

- To twoje zmartwienie, nie moje.

Filomena zaczęła wykręcać numer, który miała zapi¬sany obok telefonu. Starała się mówić jak najgłośniej w nadziei, że zdoła się przebić przez alkoholowe otuma¬nienie Brady'ego.

- Zamówię ci taksówkę. Kiedy tu przyjedzie, musisz

zniknąć mi z oczu. - Nie!

- W takim razie zadzwonię na policję.

Brady zerwał się z fotela. Filomena instynktownie od¬skoczyła, ale potknęła się o krzesło. Upadła na kolana, dokładnie w chwili gdy Brady usiłował ją objąć. Zwalił się na nią, przygniatając boleśnie do podłogi.

Nie po raz pierwszy w życiu Filomena przeklinała fa...l(t, że tylu ludzi na wiecie - zwłaszcza mężczyzn ¬górowało nad nią wzrostem. Odpychała Brady'ego z ca¬łej siły, ale przygniatał ją bezwładnie swym ciężarem.

- OdSUll się - warknęła, waląc go w żebra.

-Fil, proszę, pokażę ci, jak dobrze moie nlłm być

teraz razem. Muszę cię pocałowaL ..


180 • GWIAZDA SEZONU

- Spróbuj tylko, to sprowadzę policjanta.

Przestała go odpychać, a starała się spod niego wywi¬nąć. Brady był wielki i ciężki, lecz niezbyt sprawny. Filomena znowu użyła pięści, a kiedy z jękiem się prze¬sunął, zdołała się uwolnić. Paxton z łomotem przewrócił się na plecy. Oczy zasłaniał ręką obronnym gestem.

-- Dlaczego nie chcesz dać mi szansy?

Dysząc z wyczerpania, Filomena z wysiłkiem pod¬niosła się na kolana. Wygładziła ubranie i złapała słucha¬wkę. Nagle zdała sobie sprawę, że w pokoju prócz niej i B rady' ego jest jeszcze ktoś.

Zaskoczona spojrzała ku drzwiom. Stał w nich Trent; jedną rękę oparł 'O framugę i ze spokojem przyglądał się całej scenie. Patrzył to na jej rozchełstane ubranie, to na rozciągniętego na podłodze Brady'ego. Filomena za¬marła. Nie mogło wypaść gorzej, pomyślała bezradnie.

- Cześć, Trent - powiedziała agresywnie, co zupeł¬nie nie odpowiadało jej nastrojowi. - Zakład, że się za¬stanawiasz, co się tutaj dzieje.

- Poznaję swoją Filomenę - odpov,'iedział łagodnie, wchodząc do środka i kierując się ku Brady'emu. - Im¬pertynencka i wygadana aż do końca. Wyrażam uznanie za śmiałość w obronie pozycji nie do obronienia. Ale, z drugiej strony, śmiałości nigdy ci nie brakowało. Wiem dokładnie, co się tu dzieje. GIOlia była tak miła, że mnie poinformowała.

- To dziwka! - Brady odjął rękę od oczu i ostrożnie usiadł. Popatrzył z gniewem na Trenta. - Nie miała pra¬wa dzwonić do ciebie.

Trent schylił się, chwycił mężczyznę za klapy mary¬narki i postawił na nogi.

- Paxton, ty zarazo!

Brady wpadł w panikę i postanowił zastosować pier-


GWIAZDA SEZONU • 181

wszy sposób obrony, jaki mu przyszedł do głowy. Ge¬stem głowy wskazał Filomenę.

- To jej wina. Twojej ukochanej narzeczonej. Zwabi¬ła mnie tutaj. Chciała mnie uwieść.

Filomena wstrzymała oddech.

- Rzeczywiście? - spytał Trent rozbawiony. - Cze¬muż miałaby to robić?

Brady cofnął się.

- A jak myślisz? Chce, bym do niej wrócił. Kiedyś kochała się we mnie.

- Paxton; ty ośle, jesteś jeszcze głupszy niż myśla-

łem.

- To wszystko prawda! Trent potrząsnął głową.

- Wiem, że kobieta może bardzo zranić męską dumę, ale w tym wypadku obawiam się, że zasłużyłeś na to, co cię spotkało. Ona nie chce mieć z tobą nic wspólnego, Paxton.

- Skąd masz taką pewność?

- Stąd, że jest ze mną zaręczona - rzekł spokojnie

Trent. - A Filomena nigdy nie będzie robiła głupstw z innym mężczyzną za plecami narzeczonego, nawet po to, by dokonać jakiejś małej zemsty.

Trent odwrócił głowę i spojrzał na Filomenę. - Gdzie chciałaś zadzwonić?

- Po taksówkę dla Brady'ego.

- Więc na co czekasz? Dzwoń.

Filomena zareagowała na tę komendę uniesieniem brwi, ale uznała, że nie jest to najodpowiedniejsza pora, by dyskutować na temat jego skłonności do rozkazywa¬nia. Ponownie nakręciła numer bazy transportowej.

- Chodź ze mną, Pax ton - rzekł Trent. - Pomogę ci zejść na dół, byś nie wpadł po drodze do szybu windy.

-

182 •• GWIAZDA SEZONU

Popchnął Brady'ego w kierunku drzwi. Wydawało się, że zrobił to lekko, ale Brady wyleciał aż za próg do holu. Zatrzymał się na przeciwległej ścianie, łapiąc gorą¬czkowo rzuconą przez Trenta torbę. Filomena odwiesiła słuchawkę i siedziała, patrząc na swój pusty salon. W całej sytuacji było coś niejasnego.

Trent powinien był zionąć wściekłością. Tymczasem był tylko lekko zirytowany całą tą niezręczną sceną. A ponadto jasno dał do zrozumienia, że wie, iż Filomena nigdy by go nie zdradziła.

Im więcej o tym myślala, tym silniej była przekonana, że wprawdzie Trent uparł się co do tamtego głupiego kawałka ziemi, ale wierzył jej, gdy szło o sprawy istotne.

Odetchnęła z ulgą i wstała.

Kilka minut później Trent wrócił do pokoju. Filomena czekała już na niego z ogromnym kuflem piwa.

Rzucił marynarkę na najbliższe krzesło i wziął od niej kufel.

- Czy są tu jeszcze jacyś inni wielbiciele w szafie lub pod łóżkiem?

- Nie,

- To dobrze. Nawiasem mówiąc, mam już dość Pax-

tona. Jeśli jeszcze kiedyś przyłapię go w pobliżu, mogę rzeczywiście wrzucić go do szybu windy.

- Przykro mi, że znalazłeś go tutaj tym razem - rzek-

ła Filomena. - Nie zapraszałam go.

Popatrzył jej prosto w oczy. - Sam się tego domyśliłem. Oczy jej zwilgotniały.

- Dziękuję, że mi zaufałeś. Nie każdy mężczyzna byłby tak wyrozumiały w podobnej sytijacji. Wiem, jak okropnie musiało to wyglądać.

- Naprawdę?


GWIAZDA SEZOI\l.-• • 183

- Mogę to sobie wyobrazić i wiem, co musiałeś czuć, gdy Gloria do ciebie zadzwoniła. Kiedy zobaczyłam cię w drzwiach, byłam przeraiona, że pomyślisz sobie naj¬gorsze.

- Muszę przyznać, że jestem już trochę zmęczony

ściąganiem z ciebie Brady'ego Paxtona.

Filomena skrzywiła się.

- Ale naprawdę wierzysz, że nie zaprosiłam go tutaj?

- Wiem, że go nie zapraszałaś. Możesz być szalona,

niezależna, nierozważna, a czasami nawet bardzo doku¬czliwa, ale grasz uczciwie, elfie.

- Chyba powinnam powiedzieć: Dziękuję.

- Proszę bardzo.

- Słuchaj, Trent, jeśli nie podejrzewałeś, że zwabi-

łam tutaj Brady'ego, dlaczego pośpieszyłeś na ratunek? - Wiem, że to zabrzmi staromodnie i zawiera nutkę męskiej arogancji, ale przyszło mi do głowy, że możesz potrzebować wybawcy. Jesteś taka mała i delikatna, elfie. - Martwiłeś się o mnie?

- Byłem na ciebie wściekły jak diabli. Gdybyś nie

upierała się tak w ciągu ostatnich tygodni, ta sytuacja nigdy by nie zaistniała. Byłabyś już bezpieczna jako moja żona.

Filomena uśmiechnęła się.

- Naprawdę chcesz się ze mną ożenić? Po tych wszy-

stkich kłopotach, jakie ci sprawiłam?

- Nie znam innego sposobu, by mieć trochę spokoju. Uniósł kufel do ust.

- Co to jest? - spytał z miłą satysfakcją po pierwszym długim łyku. -To prawdziwe piwo, nie jakaś lura.

- Staram się ze wszystkich sił, by cię zadowolić - po¬wiedziała cicho, wspominając, jak kiedyś on sam wypo¬wiedział do niej podobne słowa.

184 • GWIAZBA SEZONU

- Problem polega na tym, ile masz siły.

- Nie mam pojęcia. I chciałabym ci powiedzieć, źe

niniejszym zawieszamy bitwę o ziemię. Tak naprawdę nigdy mi o nią nie chodziło. Chciałam tylko bronić pew¬nej zasady, ale myślę, że już nie muszę. Zwyciężyłeś. Poddaję się.

Spoglądał na nią w zamyśleniu przez dłuższą chwilę. - Już za późno. Zrezygnowałem pierwszy.

Oczy Filomeny rozszerzyły się ze zdziwienia.

- Co takiego?

- To, co słyszałaś. Zatrzymaj tę parcelę lub ją sprze-

daj, albo hoduj na niej choinki. Wszystko mi jedno, co z nią zrobisz.

- Wszystko ci jedno? - spytała z niedowierzaniem.

- Zupełnie.

- Ale, Trent;--nie możesz mi tego robić. To moja

wielka scena - zaprotestowała, jednocześnie śmiejąc się i płacząc z ulgi.

- Wiem o tym - stwierdził sucho Trent. - Ale tym

razem odsunięto cię na drugi plan.

Pocią~ął następny łyk piwa i postawił kufel na stole. - Najwyższy czas, żeby ktoś to zrobił - dodał. Zawahała się przez ułamek sekundy, a potem rzuciła

mu się w ramiona.

- Trent, mówisz poważnie? Naprawdę nie obchodzi cię ta ziemia?

Objął ją i ukrył twarz w jej włosach.

- Kiedy Glońa zadzwoniła do mnie ze swymi super¬ważnymi nowościami na temat Brady' ego, zrozumia¬łem, że ziemia mnie właściwie nie obchodzi. Dla mnie to też była sprawa zasad. W głębi duszy nie obchodzi mnie nic prócz tego, by na trwałe się z tobą z~iązać. Uffu'TI ci. Filomeno, mój słodki elfie. Prawdopodobnie doprowa~


GWIAZDA SEZONU ł 185

dzisz mnie do obłędu w czasie najbliższych sześćdzie¬sięciu lat, ale ci ufam.

Dwa tygodnie później Trent siedział na szerokim łóż¬ku hotelowym. Spojrzał niecierpliwie na leżący obok zegarek. Znów upłynęło dziesięć minut. Filomena wciąż była w łazience. Już od trzech kwadransów.

Zamknął oczy i postanowił wykazać jeszcze trochę cierpliwości. To była noc poślubna - widocznie Filome¬na potrzebuje czasu, by w samotności przygotować się do niej. Trent czuł uparty ból w lędźwiach, ale nie ozna¬czało to przecież, że ma prawo wedrzeć się do łazienki i zawlec swoją młodą żonę do łóżka. Sarna przyjdzie tu o właściwej porze, gdy nastanie czas elfów.

Wybijał palcami rytm na prześcieradle. Otworzył oczy i ponownie spojrzał na zegarek. Jeszcze raz nakazał sobie cierpliwość i pogrążył w rozmyślaniach na temat niedawnej uroczystości.

Skromny ślub odbył się rankiem. Obecni byli rozpro¬mienieni członkowie rodziny Filomeny i równie rozpro¬mieniony personel hotelu. Szczęśliwe wydanie Filome¬ny za mąż zdjęło z wielu barków brzemię zmartwień. Amery i Meg Cromwellowie, ciotka Agnes i wuj Geor¬ge, Shari i lim, wszyscy podchodzili na osobności do Trenta podczas skromnego przyjęcia nie tylko po to, by mu złożyć życzenia, ale również, by pochwalić jego odwagę.

- Pamiętaj tylko, że to końcowa transakcja - rzekł radośnie Amery. - Nie będzie refundacji ani zwrotów.

Trent wiedział, że wiele osób w kaplicy czekało z za¬partym tchem, by zobaczyć, co Filomena włoży na swe własne wesele. Trzymała to w tajemnicy przed wszystki¬mi,jedynie Shari znała sekret. Meg Cromwell westchnę186 • GWIAZDA SEZONU

ła Z ulgą, kiedy jej starsza córka wkroczyła między ławy ubrana w spokojną sukienkę, przypominającą strój z ba¬letu klasycznego. Suknia podkreślała szczupłą sylwetkę i nadawała Filomenie wygląd królowej elfów, przybyłej na sekretne tańce przy księżycu. Rude włosy spływały kaskadą po plecach pod zwiewną woalką, udrapowaną na stylowym kapeluszu. Trent dziękował swym szczęśli¬wym gwiazdom, że jego przyszła żona nie zdecydowała się na włożenie szkarłatnej czerwieni czy seksownie ob¬cisłej czerni. zachowanie się elfów jest nieprzewidywal¬ne.

Plusk wody w łazience wyrwał Trenta ze wspomnień.

Znowu spojrzał na zegarek. Drzwi nie otwierały się. Po chwili zapadła cisza.

Trent odczekał jeszcze kilka minut i jego cierpliwość wyczerpała się. Przedłużająca się nieobecność elfa w małżeńskim łożu wymagała jednak wyjaśnień. W stał i zabębnił w drzwi łazienki.

- Filomeno? Kochanie, co tam się dzieje?

- Nic.

źrenice Trenta zwęziły się. - Czy jesteś tego pewna?

- Oczywiście, że jestem pewna.

- Czy dobrze się czujesz?

- Doskonale.

Trent zawahał się.

- Czy masz zamiar spędzić całą noc poślubną w ła¬zience?

- Nie.

Trent znowu odczekał chwilę. Kiedy nie nadchodziły dalsze wyjaśnienia, spytał bez ogródek:

- Co tam robisz tak długo?

- Ubieram się.


GWJAZDASEZONU • 187

- Filomeno, to jest twoja noc poślubna. Można się spodziewać, że będziesz się raczej rozbierała - oświad• czył rozjątrzony.

- Panna młoda musi nosić peniuar. Mogę już nigdy w życiu nie mieć okazji do włożenia peniuaru, więc staram się wyciągnąć maksimum z tego doświadczenia.

Usłyszał w jej głosie rozbawienie i zdecydował, że do¬syć tego. Jeśli ma zamiar się z nim drażnić, może to robić w łóżku. Położył dłoń na gałce drzwi i przekręcił ją.

Drzwi ustąpiły z łatwością. Filomena stała pośrodku łazienki przed wielkim lustrem. Twarz miała ukrytą w obłoku morelowego jedwabiu, który właśnie z siebie ściągała. U jej stóp walały się wokół pomięte stosy paję" czej, jedwabistej tkaniny. Porzucone koszule nocne, w kolorach od krzykliwego szmaragdu po migotliwe sre¬bro, pokrywały podłogę łazienki. Wszędzie leżały wy• tworne opakowania.

- Trent!

Słysząc dźwięk otwieranych drzwi, Filomena gorącz¬kowo usiłowała włożyć z powrotem przez głowę more¬lową bieliznę.

- Czego chcesz? Przygotowuję się do łóżka.

Trent skrzyżował ręce na piersiach i oparł się o ścianę.

Patrzył, jak ciemny róż dwóch brodawek znika w more¬l.owej kaskadzie. Potem delikatna tkanina ześlizgnęła się na biodra, zakrywając najbardziej intymne części ciała.

- Ty nie przygotowujesz się do łóżka - stwierdził Trent. - Organizujesz pokaz mody.

- Nie mogłam się zdecydować, który z nich wziąć ze sobą, więc zabrałam cały stos. Przymierzałam je wszy¬stkie, by sprawdzić, w którym wyglądam najlepiej.

Trent odszedł od drzwi i sięgnął po swoją młodą żonę, zanim zdążyła się uchylić.

188 • GWIAZDA SEZONU

~ Zdumiewasz mnie, elfie - rzekł łagodnie. - Nie myślałem, że opanuje cię trema przed nocą poślubną.

~ Nie mam tremy - oświadczyła z godnością, kiedy położył jej dłonie na ramionach. Podniosła na niego wzrok, nie zdając sobie sprawy z błysku niepokoju w swych oczach.

Trent uśmiechnął się.

- Czy jesteś tego pewna?

- Najzupełniej.

- A jeśli ci powiem, że ja jestem trochę zdenerwowa-

ny?

Jej oczy rozszerzyły się. - Naprawdę?

Sięgnęła, by dotknąć jego policzka uspokajającym gestem.

- Nie, ale pomyślałem, że może poczujesz się lepiej, jeśli pomyślisz, że nie tylko ty jesteś spięta.

Zaśmiał się i spadł na nią jak drapieżny ptak.

- Trent, postaw mnie - zapiszczała Filomena ze śmiechem, kiedy uniósł ją w górę. - Muszę jeszcze przy¬mierzyć trzy nocne koszule.

- Jeśli sądzisz, że mam zamiar spędzić swoją noc poślubną, obserwując pokaz mody, to musisz się jeszcze wiele o mnie dowiedzieć, kochanie.

Postawił ją obok łóżka i chwycił za morelową koszulę nocną. Jednym zamaszystym ruchem ściągnął ją Filome¬nie przez głowę i rzucił na dywan.

- Tak jest lepIej.

Jego ręce sięgnęły do obnażonej talii i przyciągnęły ją

do siebie. .

- O wiele lepiej.

Filomena westchnęła i objęła go za szyję.

- Chyba przymierzę te koszule kiedy indziej.

Umysł Trenta był już zaprzątnięty rozpaczliwym po¬żądaniem, które narastało w nim jak przypływ. Czuł na sobie jej małe piersi i swoją natychmiastową, pulsującą reakcję.

- Nie mogę uwierzyć, że cię w końcu złapałem, elfie.

Co robiłaś przez całe swoje życie?

- Czekałam na ciebie - powiedziała po prostu. Przywarła ustami do jego piersi i pokrywała mu skó¬rę drobnymi, ciepłymi pocałunkami. Czuł, jak wzrasta w niej ciepło i podniecająca kobieca wilgoć. Krew za¬wrzała mu w żyłach.

Filomena, sczepiona z nim, szeptała jego imię. War¬gami przesuwała po jego skórze. Otworzyła oczy i pod¬niosła wzrok pełen miłości, tęsknoty i nieskończonej obietnicy.

Ich spojrzenia spotkały się w milczącym zrozumieniu i oddaniu.

- Kocham cię - rzekł w końcu Trent głosem ochry-

płym z pożądania. - Kocham cię.

Objęła nogą jego muskularne udo. - Wiem, kochanie, wiem.

Opuścił głowę i przyjął jej usta, poddając się całkowi¬cie magii swego elfa.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Jayne Ann Krentz Damy i awanturnicy 03 Kowboj
Jayne Ann Krentz Misterny plan
Jayne Ann Krentz The Ties That Bind(P)
Wakacje na Hawajach Jayne Ann Krentz(1)
Jayne Ann Krentz Arcane Society 03 Sizzle and Burn
Jayne Ann Krentz Próba czasu
Jayne Ann Krentz Oczekiwanie
Jayne Ann Krentz Wielka namiętność
Jayne Ann Krentz Światło i mrok
Jayne Ann Krentz Between the Lines(P)
Jayne Ann Krentz Poszukiwacz skarbów
Jayne Ann Krentz Sezamie otwórz się
Jayne Ann Krentz Noc poślubna
Jayne Ann Krentz Magia kobiecości
Jayne Ann Krentz Lost & Found(P)

więcej podobnych podstron