Bobrowicz Jan KRÓL WYGNANIEC

BOBROWICZ JAN

KRÓL WYGNANIEC


PIERWSZE SCHRONIENIE.

O pół gadziny drogi od miasta' Dwuawsłów' w aadreaśkiej Bawaryi-, jest miejsce noMące’ po dziś dneń nazwisko Gżyflife (Tsehiflik); pro­wadzi do niego piękny gośeiemec łopotami wysadzany, opierający się z prawej strony a wzgórza wmnieami pokryte, z lewej o wesołe- łąki które przerzyna w kierunku wężykowatym tak zwany Potok czarny (Sekwartzbaeh). Przy pierwszym załomie wzgórza postrzega się długi mur. jakby od parku i w nim bran?

Król wygnaniec. T. I. 1 ^ .

Digitized by VjOOQIC

wcale niepozornego kształtu, wiecznie dla przechodnia zamkniętą, którą otworzywszy z mozołem, wchodzi się w okolicę zupełnie odmiennej niż poprzednia postaci. Tam pła­szczyzna ruch i życie, tu góry samotność i dzikość. Od samej bramy spuszcza się na dół, wązka i nadobna dolina, ujęta we dwa pasma gór umajonych gęstem zaroślem z po- srzód którego, sterczą tu i owdzie stuletnie jodły, graby, jawory i buki. Przez jej środek płynie strumyk mruczącej wody, niegdyś to­warzysz przepysznej alei z starych kasztanów, dziś samotny, zielem zarosły. Powiadają miej­scowi ludzie, że ta alea istniała jeszcze przed piętnastu laty, dopóki administracya stadnin rządowych w Dwumostach, właścicielka tego miejsca, mając na celu większy pożytek, nie- kazała ją znieść, rozkopać i obrócić na łąkę. Niebyła dłuższą nad kilkaset staj, przy końcu których zbaczała w górę w brukowaną ulicę. Pokład ten kamienny, acz mocno zaniedbany, dotąd istnieje i nosi na sobie ślady głębokich kolei, po których niegdyś musiały często prze­ciągać mnogie panów możnych telegi i kolasy.

Ulica brukowana, ocieniona sklepieniem drzew rozłożystych ustawionych rzędem z o- bojej strony, kończyła się na powierzchni wzgórza, dotykając, przestworu w którym była zapewne wjezdna brama, prowadząca na kwa­dratowy dziedziniec, na którego środku są jeszcze do dziś dnia ślady wodotrysku. Tu szuka oko zabudowań willi lub zamku, bo tu oczewiście był punkt środkowy tej roskosznej okolicy. Lecz niestety! niepostrzega nic wię- cej jak kilka bielejących się ruin, wśród dzi­kich krzewów, otaczających dziedziniec do koła. A przecież niema lat stu czterdziestu jak się tu wznosiły gmachy pełne symetryi i smaku; ojcowie ludzi dzisiejszych pamiętają jeszcze całą ich świetność; tak szybko rozrzucił ta wszystko wandalizm rewolucyi FrancuzkiejŁ). Naprzeciw bramy wjezdnej był pałac którego niema ani znaku; po czterech rogach dziedzińca czworokątne niewielkiego rozmiaru pawilony z których pozostało tylko dwa od strony do­liny ponad głęboką przepaścią. Dwa te osta- tnie zabytki tak są jednak zniszczone, że już zaledwie wystarcza ścian na gminne napisy

zbłąkanych wędrowców. Ze środka ich pi­wnic sterczą wysmukłe jodły i ols w, rosnąc przyspieszonym biegiem by się jaknąjprędzą) dostać do promieni słońca. Wyraźniejszą, za­chowała postać wysoki« podmurowanie terassy, łączącej dwa narożniki; istniąją w niem dotąd cztery ślepe arkady, w głębi który oh, jak niesie miejscowa tradyeya, miały się niegdyś znajdo­wać sztuczne wodotryski. U jej szosytu są ślady długiej balustrady. Był zapewne czas, kiedy nie jeden mieszkaniec tego miejsca wsparty na jej krawęd», karmił nieraz swe oko rosko- ssnym doliny widokiem, dawał swobodny polot smętnym swą) wyobraźni marzeniem, nie*wa- iając ani na powiew liści, ani na brzęk lata­jących owadów, ani na szmer kaskady która przerzynała środek terassy i spadała po s*tu- canyoh stopniach a* na samo dno przepaści Może się nawet przenosił na koniec cieniste} ulicy prowadzącej w bok od jednego powUonu do otwartej altany, po którąj dotąd pozostał; gruzy, a z której roztwiera się przepyszny wi­dok na dalekie góry zamykające ujście doliny. Obfitość wód dodawała niemałego wdaięku

całej tej siedribie. Na najwyższym miejscu parku daje się widzieć główne źródło ujęte w sztucznie obrobiony kamień, który wytrzymał po dziś dzieli próby czasu. Z niego to wylewał się zdrój we dwa czworoboczne i dziedziń­cowi równoległe stawy, a z nich na wiązki kanał zasilający kaskadę terassy. Kształt stawów przekonywa że ich budową kierowała takie mistrzowska ręka. Na brzegach wyłożonych ciosem spotykasz jeszcze drobne okruchy urn lub posągów, które je otaczały do koła, a w je- dnem miejscu kamienna posadzka wpuszczona w wodę w półkole, dźwigała zapewne grupy trytonów lub najad, na wzór tych jaki« się dotąd znajdują w Wersalu lub St. Cloud.

Z powyższego opisu wyobraża sobie choć ogółowo czytelnik, jakiej było postaci zacisze zwane Czyflik, jak szczęśliwie łączyły się tu powaby natury z powabami sztuki. Ktoby się spodziewał, te w tem ustroniu przemieszkiwał Król filozof, którego Polska po dwakroć ode* pchnęła od tronu, nieprzewidując, iż on może jeden był zdolny wyleczyć ją z politycznych błędów i od upadku zachować!

Księztwo Dwumostów z stolicą tegoż na­zwiska było niegdyś własnością Wojewodów Renu, piastujących godność Elektorów Rzeszy Niemieckiej. W XVI. wieku spadło na linią Wojewodów Semeryńską, a w r. 4654 Karol Gustaw, ówczesny Książe Dwumostów, obrany po abdykaoyi Krystyny królem szwedzkim, przeniósł je pod panowanie szwedzkie. Kró­lowie szwedzcy rządzili odtąd księztwem przez namiestników, utrzymując w niem własny garnizon, i niemając z niego za najlepszych cza­sów więcej dochodu, jak 70,000 Tal. Samo miasto Dwumostów leży w nader przyjemnej okolicy, wśród zielonej doliny którą otaczają zewsząd starannie uprawne wzgórza; wszakże liczyć je można do rzędu tych, które więcej mają sławy, niż na nią zasługują. Głośniejsze swe imie w historyi otrzymało z łaski dwóch professorów Gymnazyi Extera i Embsera, którzy w drugiej połowie XVIII wieku zaczęli wyda­wać klassyków starożytnych, znanych uczonemu 'fiatu pod nazwiskiem wydań Bipontyńskich. chodziła tu także we francuzkim języku Mta des Deux ponts, używająca niegdyś tej

samej wziętości jak Leydejska lab dzisiaj Augsburska. Nigdy niezamykało więcej jak 7000 mieszkańców; dawnemi jednak czasy miało okazalszą postać ni ź dzisiaj« Ucierpiało bowiem duto za czasów wojny 30 letniej, a przy końcu XVII. wieku zamieniło się prawie w stós gru­zów. W roku 4677, francuzkie wojsko pod komendą Hr. Bissy nietylko zrównało z ziemią fortyfikacye i wiele okazalszych domów, ale nawet wysadziło w powietrze dwie wieże książęcego zamku i piękny kościół gotycki ś. Alexandra, stanowiący najcelniejszą miasta ozdobę. Dopiero za Karola XII. dźwignęło się nieco z swych ruin.

Kiedy Karol XU. po pięcioletnim pobycie w Turcyi, straciwszy nadzieje powetowania klęski Pułtawskiej, gotował się do powrotu do Szwecyi; sumienie uczciwego człowieka, niepozwalało mu, zaspominać o losie naj­wierniejszego przyjaciela i sprzymierzeńca, poku­tującego niewinnie, za jego zbyt śmiałe zamy­sły a częstokroć lekkomyślność i upór. Stanisław Leszczyński, nioodstępny towarzysz jego try­umfów i klęsk, opuszczony przez własny naród

wyzuty z majątk* praez szczęśliwszego sptó- zawodnik#, tiiarz w obcych krajach, byłby jut ino tm pogodził się z Augustem, i poświęcił czczy tytał, -w zamian za wolność, spokojność t edzyskaną forlnnę, ale nieposwoitta na to ±eb- zna wała Karała. Dumny tan monarcha ani anógł przypuścić do myśli, te powróciwszy do kraju, w nowo eię siły naewzmcie i Stanisława napowrót na tron Polski meposadzL Żeby go więc w charakterze pretendenta otrzymać, i stósowny mu sposób życia zapewnić, ofiaro­wał mu za przytułek księztwo Dwomostów. JJadsremme błagał go Stanisław, aby dla jego osoby niepoświęcał interesów własnej ojczyzny; aby., sam zubożony, nieebciążał skołatanych finansów niepotrzebnym wydatkiem; nic nie- pomogłp; Yeto Karola XO. przeciwko wszelkim układom z Augustem, tak było stanowcze, ii dłużej mu się opierać byłoby niewdzięcznością. Przyjął więc Leszczyński księztwo Dwumostów, ale z warunkiem, te jeżeli go Polacy dobro* '*'4hue niepowołają na tron, dobijać się o nie- (Orężem w ręku, nigdy niebędzie. Karol malizował się zbytecznie tem ostatniem

zastrzeleniem, i owszem, odpisał mu następująoe słowa; «jeżeli WKMość niechcesz dobywać aręta na odzyskanie korony, mniejsza o to, ja go dobędę. Za nim jednak wrócimy obadwa do Warssawy, daję WKMośei księztwo Dwu- mostów. Weź je sobie, używaj jego docho­dów; niebędziesz w niem w prawdzie bogaty, ałe przynajmniej będziesz bezpieczny, a moi poddani nieprzestaną nazywać cię królem *).»

Stanisław Leszczyński opuścił Bender przy knlcn miesiąca Czerwca 4743 pod przybranem nazwiskiem Hrabiego Kronstein, ruszył ku Dwwnostom na Jassy, Siedmiogród, Węgry, Anstryą i Bawaryą. Przez kraje niemieckie przejeżdżał w towarzystwie komisarza Ce­sarskiego: podróż jego odbywała się w naj­większej tajemnicy, bo chciano wprzódy Karolowi ułatwić bezpieczny powrót do Pomeranii. Za Stanisławem, oddziełnemi etapami, pojechało kilku Polaków z przywiązania do jego osoby, lob sprawy. Znalazło się bowiem jeszcze, choć kilku takich, którzy, niestraciwszy wiary w szczęśliwą gwiazdę Karola, uważali za rzecz zawcsesną przyjmować amnestyą Augusta. Do

ich liczby należeli: Stanisław Poniatowski, Michał Tarło, Krzysztof Urbanowicz, Jerzy Kry- szpin. Poniatowski Generał Swedzki, Pułkownik gwardyi przybocznej Stanisława8), był osobi­stym przyjacielem Króla Karola; walczył przy jego boku jako ochotnik w bitwie pod Pułtawą; uratował mu życie, i przeprowadził go do Benderu. W Turcyi był jego głównym pełno^ mocnikiem przy Porcie; a zdolność i wytrwałość jaką okazał w pięcioletniem prowadzeniu tak trudnej sprawy, dały go poznać zaszczytnie wszystkim gabinetom Europy i zjednały mu wysokie w dyplomacyi znaczenie. Poniatowski najsilniej wpłynął na złamanie uporu Karola; on go przekonał o bezowocowości dłuższych z Portą traktowań i skłonił do powrotu do kraju4). Dlatego jednak sprawy jego, a ztąd i sprawy Stanisława nieopuszczał. Mianowany Namiestnikiem księztwa Dwumostów, pojechał przodem, żeby odebrać rządy tego kraiku z rąk dawnego gubernatora Barona Strahlen- heima i przygotować wszystko na przyjęcie Stanisława. Tarło niegdyś Kuchmistrz Koronny ^ i Wojewodzie Smoleński, mąż oręża i nauki,

liczył się oddawna do rzędu znamienitszych obywateli Rzeczypospolitej. Słynął z wymo­wy. On to w r. 1702. z Wojewodą Kali­skim Lipskim, jeździł na czele deputacyi Se­natu, do króla Szwedzkiego do obozu pod Grodnem, celem układania się o pokój6). Prócz tego był bardzo blizkim powinowatym Leszczyńskiego, bo ciotecznym bratem jego żony Katarzyny z Opalińskich. Katarzyna szła od Jana Opalińskiego Kasztelana Poznańskiego, a Tarło od jego siostry z Opalińskich Tarło­wej. Trzymał się sprawy Stanisława, nietylko z powodu węzłów blizkiego pokrewieństwa, ale i z przekonania że tylko Król Polak może uszczęśliwić jego ojczyznę. Należał bowiem do tych rzadkich obywateli, którzy bądź co bądź, hołdują raz poślubionej wierze. Gdyby był Stanisław wyrzekł się korony, Tarło skończyłby zawsze na tułactwie. Król August nielubił famitji Tarłów; mając ich zawsze w podejrzeniu Marszałka Koronnego Tarłę, pomimo udzielonej mu amnestyi, trzymał pod dozorem policyjnym w Warszawie, niedając mu nigdy oddalić się na wieś. Urbanowicz6), Kryszpin7) byli Pułkowni­

kami w wojsku Szwedzkiem, i schronili się z Karolem XII. do Turcyi. Pierwszy odznaczył się szakmem męztwem, prey attaku Turków na Karola w obozie pod Warnicą, gdzie zrą­bany i skłuty przez Janczarów, cudem prawie ocalał. Kryszpina używał Karol do poselstw. Niewspominam o kilku ziomkach niższej rangi, których zabrał z sobą Stanisław, bądź dla za­chowania ich na swoim dworze, bądź dla po« mieszczenia ich w Szwedzkim garnizonie Dwu- mostów7.

Leszczyński zjechał na miejsce swego prze­znaczenia dnia 4 Lipca 4744 między godziną 5 a 6 przed wieczorem. Dawny namiestnik Baron Strahlenheim, uprzedzony przez Ponia­towskiego, o jego zbliżaniu się, wyjechał prze­ciwko niemu do Rothalben, o milę od miasta, sześciokonną karetą, i przywiózł go z honorami, jakie się głowie ukoronowanej należą. Stanisław wysiadł wśród tłumów ludzi, ciekawych po­znania męża, o którym tyle mówiono w Eu­ropie, a dla którego, ich pan, najpierwszy władzca północy, tyle prowadził wojen, tyle odbywał marszów i wypraw7, tyle doświadczył

nieszczęśliwych przygód. Stanisław witał mie­szkańców z wrodzoną sobie uprzejmością i powagą j chcąc zaś każdemu zastawić spo­sobność przypatrzenia się jego osobie, wiecze­rzał publicznie. Wrażenie jakie uczynił, było najsiczęśliwsze. Gmin odszedł z przekonaniem, te ów pan Polak, z postawy, ruchu i mowy wcale wygląda na króla, i i« bohater Szwedzki niepomylił się w wyborze, kładąe na taką głowę, Polską koronę.

Leszczyński, mąż najdelikatniejszych uczuć, chciał być jak najmniej natrętnym gościem Karola. Niezdawało mu się rzeczą przyzwoitą zabierać domy rządowe na inny użytek przezna­czone, lub rozpościerać się zbyt okazale w miej­scu, które mu łaska wspaniałomyślnego sprzy­mierzeńca, na czasowy tylko wskazała przy­tułek. Dlatego też lubo wysiadł w zamku książęcym, niemyślał bynajmniej obierać w nim stałą} siedziby. Poniatowski świadomy jego ży­czeń, zdał mu sprawę z walnych graaehów odpowiednich jego potrzebom. Wybór nie był trudny, bo szczupła mieścina, zrujnowana dłu- giemi wojny, ubogą była w absaerniejsze wie-

u

szkania, i po krótkim namyśle, obrali sobie zabudowanie rządowe tuż przy zamku stojące, przeznaczone przez Króla Karola na Akademią, do której założenia już były projekta upadły.

Ktoby dziś zwiedzał Dwumosty, nadare- mnieby szukał i owego książęcego zamku i owych zabudowań akademicznych. Zamek który dziś stoi, w nowym francuzkim stylu, jest już dziełem późniejszych po Stanisławie czasów. Zbudował go na dawnych gruzach, Gustaw Samuel pierwszy z falzgrafów po odpa- dnieniu księztwa od Szwecyi. Pod panowaniem Królów Bawarskich wypróżniono go z ozdób, i teraz jedna część jego zamienioną została na kościół katolicki, druga na archiwa magistratur sądowych. Mięszkanie prywatne Leszczyńskich, zatarła także siła czasu; starsi mieszkańcy wska­zują nikczemną kamienicę, którą sklejono ze szczątków dawniejszego gmachu.

Lecz jeżeli mieszkanie w mieście nie miało w oczach Stanisława wiele powabu, podwójną uczuł radość, zobaczywszy Czyflik, letnią nie­gdyś rezydencyą miejscowych książąt. To cięhe, samotne, tak hojnie od natury uposażone ustro-

nie, odpowiadało nietylko jego gustom ale i położeniu. Jak ów żeglarz co po doznanych burzach unosi swe życie do przyjaznego portu, Stanisław przeczuł od razu, jak swobodnie będzie oddychał w tern zaciszu oddalonem od zgiełku świata, i na łonie lubej rodziny z którą go los zawistny od lat kilku rozłączył. Nie- odwlekając ni chwili, zlecił Poniatowskiemu za­jąć się co prędzej urządzeniem miejsca w sto­sunku do potrzeb swojego domu. Znakomity znawca sztuk pięknych, troskliwy zwiedzacz obcych krajów, świadomy pomników smaku najcelniejszych stolic Europy, jakoto: Wiednia, Wenecyi, Rzymu, Florencyi i Paryża które za- młodu oglądał8), sam skreślił plany niedosta- jących budowli, upiększeń, przeznaczając na ich wykonanie fundusze, jakich mu dostarczała hojność Króla Szwedzkiego. Roboty prowadzono z takim pośpiechem, że nieupłynęło kilka mie­sięcy, gdy rezydencya Dwumostów, była już na przyjęcie swych dostojnych gości gotową.

Szybkie to urządzenie tem było potrze­bniejsze, że z każdym dniem zwiększał się szereg znakomitszych osób, zjeżdżających dla

oddawania hołdu Stanisławowi Ze strony Szwoeyi, pr6ez dawnego gubernatora Strahłen- heima przybyli na rezydentów przy jego boku Szambełan dworu Hrabia Welłing, Pułkownik Baron von Starre. Ze strony Franeyi otrzymał podobną misayą, acz niestałą, Margrabia St~ Vaflier, Komendant Francuzkiego garnizonu w pobliskiej fortecy Bitach. Dygnitarze Szwedzcy odebrali rozkaz, wynajdywania Stanisławowi wszełkteh, jakich tylko mogą,, rozrywekT dla uprzyjemnienia ma samotnego pobytu. Pierwsza między rozrywkami miejsce trzymały naturalnie łowy, których ten Król namiętnym był labo- waikiem. Miasteczko Bergzabern^ lejące o kilka mil od Dwumostów między Francmkaemi twier­dzami Wcósfienburg i Landa«, obfitujące w roz­ległe lasy i knieje, przedstawiało im der nich* doskonałe pole. W tern ta miejscol wyprawił mu ExgttJberaator StcaUenheśm dnia fc Paź­dziernika sutsze niż zwycząjnie polowanie, chcąc zarazem ułatwić władzom, Fraocmkim sposobność, oddania mn sąsiedzkiej czoło­bitności. Na wspaniały bankiet w zamka Beirg- zaberskim, zjechali zaproszeni przedniejsi Oft~

cero wie Francuzcy garnizonu z Landau, kom­plementując Stanisława w imieniu swego rządu i przy temto powitaniu Stanisław miał sposo­bność poznać Margrabiego de Sayines, Guber­natora twierdzy, Pana de Chatenet Namiestnika Królewskiego, Margrabiego de St. Paul Pułko­wnika i naostatek Hrabiego d’Estrćes Kapitana pułku Dragonów, stojącego garnizonem w Wei- senburgu, młodzieńca» wielkiego imienia i wiel­kiej fortuny, który zdjęty ciekawością poznania Króla wygnańca, sam się był wprosił na łowy. Oficerowie Francuzcy, wywięzując się grzeczno­ścią, zaprosili nawzajem Stanisława, by zwie­dził ciekawą ich cytadeilę, arcydzieło Yaubana, które w ostatnich wojnach tyle wytrzymało szturmów. Leszczyński chętnie odpowiedział ich prośbie: przyjęto go ze czcią, na jaką się tylko zdobyć mogła dworskość Francuzka. Gał? garnizon stanął pod bronią; działa wałowe grzmiały nieustannym ogniem, a Komendant i Oficerowie sztabowi pokazywali Królowi w naj­drobniejszych szczegółach, plany szańców, pod­ziemne koszary, zwodzone mosty, arsenały, blokhauzy i inne ciekawości warowni, Zakoń-

Król wygnaniec. T. I. 2

Digitized by Google

czono tę interesującą pielgrzymkę ucztą, urzą­dzoną z całym wykwintem ówczesnej kuchni Francuzkiej. Była to oczewiście nie grze­czność, ale demonstracya polityczna, potrzebna może w owej chwili Ludwikowi XIYmu, dla okazania gabinetom, jak ściśle trzyma się przymierza Szwedzkiego, pomimo klęsk, jakie spotkały Karola, i Stanisław mógł sobie powie­dzieć: sic vos non vobis. Ileż to razy wygnańcy stają się narzędziem polityki, mającej co innego niż ich dobro na celu!

Leszczyński, podziękowawszy serdecznie za to przyjęcie, wrócił spiesznie do Dwumostów, bo się zbliżała chwila przyjazdu rodziny, której podróż ze Szwecyi była mu już zapowiedzianą. Rodzinę Leszczyńskiego składały już tylko cztery osoby: żona Katarzyna z Opalińskich, matka Anna z Jabłonowskich; dwie córki: szesnasto­letnia Anna i jedenastoletnia Marya, syn bo­wiem jedynak, którego mu urodziła żona po przyjeździe do Szwecyi, umarł jak się zdaje w powiciu. Osoby te bawiły dotąd w Chry- styanstadt, wiodąc dnie pełne niespokojności i trwogi, o los oddalonego opiekuna i ojca. Po

odebraniu wiadomości o przybyciu Stanisława do Dwumostów, pożegnały jak najspieszniej go­ścinność Szwedzką, i przybyły do tego miasta w środku miesiąca Października 1714 roku, w towarzystwie księdza Radomińskiego Jezuity i garstki służących. Kto zna ciężkie próby przez jakie przechodziła rodzina Leszczyńskich, łatwo sobie wystawi jej radość z połączenia się znowu w jedno grono, po tak długiem rozdzieleniu. Stanisław, mąż wyćwiczony w szkole nie­szczęść, skromny zawsze w powodzeniach, wy­rozumiały w przeciwnościach, urządził sobie dwór, wedle miary odpowiedniej położeniu Monarchy, żyjącego z cudzej łaski. Dom* jego, złożony z osób wybranych, nieświecił pompą, ale przykładem cnot i obyczajów patryarchal- nych. Podobniejszym też był, jak piszą spół- czesni, do klasztoru, niż do siedziby królewskiej. Głęboka pobożność, znamionująca wszystkich członków rodziny, godziła ją z obecnym losem, uzbrajała w cierpliwość, za nim łaskawa opa­trzność nieześle szczęśliwszych wypadków. Dochody urządzone mądrze, stosownie do skro­mnych potrzeb, pozwalały im jeszcze odkładać

grosz oszczędzony na miłosierne uczynki. Tym sposobem zjednali sobie wkrótce szacunek i uwielbienie powszechne. Sam też Leszczyński, miał właściwy sposób ujmowania sobie umy­słów. Jego życie proste, przystępne, użyteczne, przechodziło z ust do ust jako osobliwość podziwienia godna w człowieku, który nosił koronę. Zahartowany w młodości ćwiczeniem rycerskiem, do znoszenia największych niewy­gód, wolen od nałogów, które^się już zakra­dały pomiędzy paniczami znamienitszych rodzin Polskich, sypiał na twardej pościeli. Przyjaciel pracy wstawał ze świtem, i sam budził słu­żących. Potem przeglądał regestra domowe, słu­chał mszy świętej w domowej kaplicy, i wy­chodził z długą turecką fajką na przechadzkę. Ludzki i uprzejmy dla każdego, wkrótce zabrał znajomość ze wszystkiemi niemal mieszkańcami miasta. Żaden koło mego nieprzeszedł, żeby mu się nizko nieskłonił, a częstokroć nieza- trzymał, nieporadził w kłopotach i nieodszedł uszczęśliwiony. Wróciwszy z przechadzki pra­cował z Poniatowskim i Tarłem nad sprawami publicznemi, albo się oddawał innym lżejszym

zatrudnieniom. Doświadczony człowiek stanu, Poseł niegdyś na sejm w 48^* roku życia, mówca, filozof, poeta, malarz i muzyk, miał czem zapełnić, zbywające mu od prac urzę­dowych, godziny. Resztę czasu poświęcał ro­dzinie, i wychowaniu córek, mianowicie star­szej nazwiskiem Anna, bo jedenastoletnią Maryę oddali byli na peńsyą do sióstr Zgromadzenia Najśw. Panny (Dames de la Confrérie de notre Dame) w Strasburgu, gdzie znajdowały się i inne domów książęcych wychowanki. Żona i matka, dwie poważne, surowej cnoty matrony, dopełniały staraniem maderzyńskiem, czemu podołać niemogła troskliwość ojcowska.

Na takiem życiu, zeszło im w Dwumośtach trzy lata. Przez ten czas dużo rzeczy pozmie­niało się w Polsce, nie bez wpływu na ich położenie. Sejm pacyfikacyjny, pogodził Króla Augusta z narodem. Z oddaleniem się wojsk Saskich, Polska zaczęła oddychać po tyloletnich burzach, które zniweczyły niemal do reszty byt jej materyalny. Wszystko wzdychało do pokoju. Umilkły zmęczone stronnictwa, podda­jąc się berłu, którego już odrzucić niebyło spo­

sobu. Najwytrwalsi nawet obrońcy sprawy Stanisława, jakoto: Jabłonowski, Szmigielski, Grudziński i inni, wykonali przysięgę wierności zwycięzkiemu Augustowi. Stanisław stracił ostatnią nadzieję odzyskania korony, której oczekiwał z rąk narodu. Odsunęła się nawet od niego, na długie lata skonfiskowana for­tuna, bo sejm krajowy położył mu za warunek, aby wrócił do Polski i uczynił submissyą szczęśliwszemu współzawodnikowi. Na takie upokorzenie niepozwalały już ni honor, ni za­ciągnięte względem Karola obowiązki.

W prześladowaniach politycznych, są wyją­tkowe pozycye, które niedopuszczają układów z sumieniem, choćby zdanie pospolite znaczyło tę wytrwałość piętnem nierozsądku i bezowo­cnych marzeń. Stanisławowi nic już niepozo- stało, jak miłosierdzie opatrzności i szczodro­bliwość Króla Karola, którego dalszym poli­tycznym planom wierzył, nie tyle z przeko­nania, ile zpowinności.

Podobny obrót rzeczy, dotknął serca rodziny Leszczyńskich głębokim smutkiem; osobliwie serca niewiast, czulsze pospolicie na szczęście

domowe, niż na niepewne korzyści dalekich rachub politycznych. Niewiedziała niestety! źe to jest dopiero początek cięższych jeszcze umartwień, jakie jej gotowała opatrzność.

KOŁO DOBOWE.

Wzdłuż domu Leszczyńskich w Czyflik od strony ogrodu, rozciągała się dość szeroka z marmurowych tafli terasa, otoczona balu­stradą na której słupkach stały w pewnych odległościach alabastrowe wazony, zapełnione bukietami aloesów, kaktusów i geranji. Przez jej otwór w środku po dwóch lub trzech płaskich stopniach, wysuniętych zewnątrz w pół­kole, schodziło się na płasczyznę, wysypaną cienkim żwirem i podzieloną na cztery kwa­draty, na których umiejętny ogrodnik naryso­wał rozmaite esy i floresy zamykające w swych ramach mnóstwo woniejących kwiatów, jako to: róż, rezed, gwoździków i lewkonji. W środ-

ku tych kwadratów było wolne koło, na kto­rem stał marmurowy kompas, otoczony wieńcem nizkich różnobarwnych roślin.

Po nad terasą, rozpięte było płótno w białe i czerwone pasy, tworząc z niej jakby salon bez ścian, służący widocznie mieszkańcom domu za miejsce wytchnienia, w cieplejszych dnia godzinach.

Dnia i 4 Sierpnia 4 717 r. w porze poobiedniej, kiedy już słońce zaszło na drugą stronę domu, miejsce to przedstawiało następującą scenę.

Po lewej ręce szklannych drzwi domu, otwartych na rozcież, stał okrągły stolik, przy którym siedziało dwie osób grających w szachy. Jedną z nich był męzczyzna średniego wieku, słusznego wzrostu i silnej budowy ciała. Rysy jego twarzy nie odznaczały się regularnością, ale wdzięcznym wyrazem i ową pogodą czoła, która zazwyczaj cechuje ludzi dobrego serca. Nos miał cokolwiek pałkowaty, wargę niższą grubą, wyższą zaś cienką i subtelnie wyciętą. Przytem wąs krótki do góry zakręcony, na głowie ogromną jasnowłosą perukę, której gęste kędziory spadały mu aż na ramiona,

według mody przyjętej za czasów Ludwika XIV. we wszystkich prawie krajach. Miał mundur zielony żółtem suknem podbity, o szero­kich połach z zagiętemi rogami; kamizelę długą skórzaną, spodnie takież, buty czarne wysokie, zachodzące aż na uda. Szyję miał obnażoną zapewne z przyczyny upału, a na rozpiętych piersiach i u rąk niedbale wiszące koronkowe żaboty i mankiety. Siedział w po­staci cokolwiek nachylonej; lewą ręką opierał się o stolik, w prawej trzymał sążnisty turecki cybuch 9).

Drugą osobą grającą w szachy, była dzie­wica, licząca najwięcej piętnastą wiosnę. Kształt jej twarzy niedawał jej prawa liczenia się do rzędu kobiet klasycznej piękności, zachowują­cych ślady wdzięków nawet w późniejszym wieku. Nos miała cokolwiek wydatny, prze­dzielony w końcu lekką linijką; ale oczy duże, niebieskie, płeć śnieżna i przeźroczysta, kibić subtelna, lica świeże oblane wyrazem dobroci, prostoty i melancholji, tworzyły w niej całość niewymownego wdzięku. Ktoby chciał do­kładniej poznać jej postać, niech się przejdzie

po salach Wersalskiego Muzeum; znajdzie tam kilka jej wizerunków z rozmaitych epok życia, między innemi jeden najprawdziwszy, przez sławnego malarza Boucher. Jasne jej włosy, ułożone w wysoką fryzurę, kończył z tyłu pła­ski, niespleciony warkocz, podwinięty na karku. Suknię miała czarną z wełnianej tkanki, skła­dającą się z wierzchniej tuniki podpiętej z bo­ków i spodniej z tejże samej materyi. Rękawy obcisłe, zokończone szerokim otworem u łokci, zasłaniały tylko do połowy jej białe i okrągłe ramiona, ubrane w bransoletki z czarnego aksa­mitu. Jedyną jej świecącą ozdobą był dya- mentowy krzyżyk, zawieszony na szyi na czar­nej przepasce.

Tuż przy niej i cokolwiek z tyłu, siedział oparty niedbale o krawędź jej krzesła, drugi męzczyzna z długim wąsem, hiszpańską bródką i krótko ostrzyżoną głową. Miał na sobie sza- raczkową Polską czamarę, ściśniętą u pasa na haftki, i zamkniętą u szyi sznurkami w kutasy. Całą uwagę zwracał na szachownicę, a jego ułożenie bez przymusu i strój niewytworny, kazały się domyślać, iż to być musiał częsty

gość domu, używający praw nietylko poufałej przyjaźni, ale i blizkiego pokrewieństwa.

Trzecim świadkiem walki szachowej, był męzczyzna w długiej czarnej szacie zdradza­jącej w nim charakter duchowny. Stał z zało- żonemi rękami, obrócony tyłem do balustrady a przodem do stolika, przypatrując się grze z owem zajęciem, z jakiem zwykle asystują ulubionym rozrywkom osoby, którym powa­żniejsze powołanie, niepozwala oddawać im się ze zbyt wielką namiętnością.

W przeciwnym końcu terasy po prawej stronie wejścia, na szerokiem krześle z czar­nego dębowego drzewa, zielonym aksamitem wybitem z wygodnemi poręczami i Wysokiem tylnem oparciem, siedziała dojrzalszego wieku niewiasta, z głową nachyloną nad krosnami, zatrudniona kanwową robotą, przeznaczoną za­pewne na dar pobożny do jakiego kościoła. Po srebrnych i złotych kłębkach oraz stósach jedwabiu przecudownej barwy, leżących u jej nóg w koszyku, poznać można było, że chciała wykonać swą pracę z wielką ozdobą i staraniem. Strój jej był również czarny, ale

nie bez elegancyi i ściśle zastosowany do ówczesnej mody; na głowie miała wysoką pu­drowaną fryzurę, zasłonioną z tyłu czarnym krepowym welonem. Twarz jej smętna, przy­pominająca rysy dziewicy o której wspomnie­liśmy wyżej, nosiła jeszcze ślady dawnych wdzięków, ale razem i głęboki wyraz, często doznawanych smutków. Cała zajęta igiełką, toczyła cichą rozmowę z drugą jeszcze po­ważniejszą niewiastą, siedzącą obok niej przy kołowrotku misternej tokarskiej roboty. Ta ostatnia wyglądała z postaci raczej na zakon­nicę niż na światową osobę. Ubiór miała czarny z grubej tkanki; na głowie biały kornet z szerokiem garnirowaniem, okulary bez drąż­ków na nosie i różaniec z pękiem medalików u pasa. Blade jej lica zorane siedmdziesiątkiem lat, okrywał wyraz owej zimnej obojętności, z jaką osoby sędziwe znoszą gorycze życia, nie tyle z braku czułości, jak raczej, że ich myśl, zaglądając częściej do lepszego świata, łatwiej się godzi z wyrokami niebios.

Po żałobnym stroju niewiast i posępnych twarzach całego towarzystwa, domyślić się

można było, iż je świeżo dotknęła bolesna jakaś strata, z politycznem ich położeniem związku niemająca. Jakoż czytelnik świadomy składu rodziny Leszczyńskich, niedorachował się już zapewne jednej osoby.

Strzeż się Marychno — rzekł poważny męzczyzna grający w szachy, puszczając szero­kie kłęby dymu z tureckiego cybucha — nie- wysuwaj się z tą wieżą, bo ci w dwóch cbgach zabiorę królowę.

Ach daruj ojcze — odpowiedziała Marya, mile się uśmiechając i wpatrując w grę z po- mięszaniem zdradzającem jej brak wprawy — jeszczem nieodjęła ręki od wieży.

Coś mi panna w zamysłach — ponowił Leszczyński, bo czytelnik odgadł już zapewne jego osobę.

Myślę o moich różach, które wnet pod­lać potrzeba i o mojej wisience którą własną zasadziłam ręką.

Zapewne się ugina pod ciężarem owo­ców! — rzekł ironicznie Leszczyński.

Żartuj sobie ojcze, zobaczysz jak mi się hojnie za moje starania wywdzięczy... Cobym

też ja za to dała, żebym cię choć raz w życiu zamatować mogła. A wuj patrzy i nic mnie nieostrzega — dodała z żartobliwym wyrzutem, odwracając głowę do siedzącego obok siebie, drugiego męzczyzny.

Trudna to sprawa Królewno, z takim mis­trzem! — odezwał się wuj Tarło — Królowi Stanisławowi niełatwo dać mata!

Czy i Wojewodzie Michał dworuje? — ponowił Stanisław, niby dotknięty zbyt pochle­bną alluzyą — ktoby się był tego spodziewał?

Niezwykłem mawiać czego niemyślę, — odparł sucho Tarło, jakby urażony przymówką

dworacy w kraju, ja tutaj

Niedał mu skończyć Stanisław i podając rękę, zawołał z uprzejmym uśmiechem:

To żart Mości Michale! Wszakźem już nieraz powiedział Waszeci, że nieumiesz dwo­rować jak tylko nieszczęściu. — Potem, zwra­cając mowę do innego przedmiotu, zapytał donośniejszym. głosem: — A cóż moje dzieci, jakże będzie z jutrem? jutro święto Wniebo­wzięcia Najświętszej Panny; wszakże jedziem na nabożeństwo do Grdfinthal?

Oj nie! kochany mężu! — odezwała się, siedząca przy krosnach matrona — umyśli­łyśmy, tym razem, pomodlić się na grobie na­szej Anusi, wszakże to niema jeszcze trzech miesięcy10)! ... — Tu grad Uz spuścił się z jej jagód i mówić dłużej nie mogła.

To dobrze moje dzieci, — rzekł zno­wu Stanisław — ale wiecie jaki uczyniłem ślub. Niezwykłem pomijać żadnego święta Boga - rodzicy, żebym niejechał do jakiego miejsca, jej szczególnie poświęconego. Od czasu jak tu jestem, odwiedzam co rok jej cudowny obraz w Gr&finthal; muszę więc jechać i jutro, bo niewypada zawodzić poczciwych Wilhelmitówn). Przeor rachuje na moje przybycie; pisał mi, że będzie na mnie czekał z nabożeństwem. A więc najle­piej tak zróbmy: wy zostańcie, a ja pojadę. Potrafię i tam westchnąć za moim aniołem!

Byłeś tylko nie sam jechał, kochany ^1 — zawołała Marya błagalnym głosem,

go w rękę.

*y zawsze masz jakieś dziwne obawy, moja ao. Wszakże to tylko pół czwartej milki I

Nie dziwuj się temu kochany Ojcze. Pierwszym głosem, który usłyszały moje uszy na tym świecie, był głos ścigających mnie nie­przyjaciół; dziecinne lata spędziłam na samych trwogach i tęsknotach; mam prawo być nie­spokojną. Niepamiętam ja dnia kiedy mię mamka zapomniała w żłobie, ale pamiętam, krzyki szukających nas w Poznaniu Koza­ków12); trzeba mi wybaczyć, iż daję wiarę złowieszczym przeczuciom. A przytem czyż niewiesz ile to teraz złych ludzi snuje się po drogach ? Ależ bo teraz tyle złych ludzi na świecie! Zawsze truchleję ile razy puszczasz się w podróż. Dziś naprzykład, śniło mi się o owym balwierzu, który ci chciał odjąć życie w Wrocławiu1S), i owem porwaniu Królewiczów Sobieskich pod Oławą. Wypadki te, acz tak dawne, nieprzestają tkwić mi w pamięci.

Ledwie to wyrzekła stanął we drzwiach haj­duk, w żółtym kaftanie, czarnych szarawarach, czerwonych butach, z ogoloną głową i długim na jej szczycie szeleźcem, zapytując: czy może wnijść Generał Poniatowski?

Król wygnaniec. T. I. 3

Prosić! — odpowiedział Leszczyński.

Brzęk ostróg na marmurowej posadzce przy­ległej sali, oznajmił gościa postępującego spie­sznym krokiem. Był to mąż średniego wieku, śmiałej i rycerskiej postawy. Miał na sobie ubiór Pułkownika gwardyi Szwedzkiej ze zna­kami Adjutanta, jakoto: mundur niebieski z żółtemi wyłogami i srebrnemi brandeburami, pas żółty skórzany spięty zprzodu na klamrę, spodnie takież, bóty ciemnożółte jelenie, za­chodzące aż po wyżej kolan i u góry szerokie, szpadę z srebrnym felcechem zawieszoną z ty­łu z ukosa. Na jego szyi błyszczał portret Karola XII. w drogie kamienie oprawny. W je­dnej ręce trzymał trójgraniasty kapelusz, obszyty srebrnym galonkiem i białym plumażem, w dru­giej pęk listów. Wchodząc, skłonił się z uszano­waniem lecz niebardzo rad temu, że tak liczne zastał towarzystwo.

Coś rai znowu przynosisz stós pieczęci Generale — rzekł Stanisław, nieodrywając niemal oka z szachownicy — będzie znowu co czytać nieprawdaż? choć się już teraz nie-

x>odziewam nic tak dalece ważnego.

Tak jest Miłościwy Panie. Poczty zaległy były od kilku tygodni; zebrało się ich sporo; na raz odebrałem i ja ich niemało.

Co tam nowego z Polski kochany Ge­nerale? — Zapytała Katarzyna Leszczyńska, bo nią była matrona krosnami się bawiąca — czy Król August dużo wyprowadził Saskiego wojska do domu?

Poniatowskiemu w niesmak poszło to za­pytanie ; przewidział bowiem, że się zanosi na długą pagodankę i że nieprędko znajdzie spo­sobność zwierzenia się tajemnie Stanisławowi z ważną nowiną z którą przyszedł. Niezdra-' dzając jednak swej niecierpliwości, odpo­wiedział :

Niespełna 8,000 głów Mościa Królowo, niedorachował się do czternastu tysięcy. Już dziś, prócz 1,500 gwardyi, niemasz w Polsce ani jednej nogi Saskiej.

Spodziewam się iż panowie Konfede­raci muszą być kontenci że dokazali swego.

Alboż u nas kiedy będą kontenci Mo­ścia Królowo; ogień zaledwo przyduszony, znowu tleć zaczyna.

3*

Digitized by Google

A to z jakiej przyczyny?

Już to najprzód wielu zawołanych krzy­kaczy i stronników kochanego niópozwalcm niemoże tego strawić, że się sejm odbył, nie­słychanym w dziejach Polskich przykładem, bez żadnych oracyi i źe trwał tylko siedm godzin. Nazywają go niemym i truchleją na wpływ mody Saskiej14).

A któż im winien? czemuż się tak upie­rali przy Sasie. Chcieli Sasa, mają go!

W wojsku wielki także clamantes. Zwi­nięte chorągwie, przywykłe od tylu lat do ustawicznych bojów, rozchodzą się na wszy­stkie strony szukać służby i chleba. Wielu nawet poszło do Turcyi pod znaki Sułtana; gotowi zaprzeć się imienia chrześdan 16).

I tejfce to jeszcze hańby doczekała się nasza Polska! — zawołała załamując ręce ma­tka Leszczyńskiego, owa sędziwa niewiasta którąśmy widzieli wrzecionem zajętą.

Nietroszcz się jeszcze Wojewodzino — ponowił Poniatowski — przeciął im drogę na Węgrach Cesarz Niemiecki i posłał ich na galery.

Dobrze im tak bezbożnikom.

Między większemi panami rozpacz, że skasowano na wieki rajtarye i zamieniono je w dragonje, dla niesłusznych przywilejów i kosztu. Niejednemu panu choręgiew rajtarska więcej czyniła intraty niż wieś. Żołnierz acz nie szlachcic, nigdy z konia zsiadać niechciał;

o budowaniu mostów albo naprawianiu dróg, niedał sobie i słowa powiedzieć; odpowiadać przed krygsrechtem wraz z dragonją i infan- teryą miał sobie za wstyd. Donosi mi jeden z moich krewnych, że niejaki Franciszek Mo­drzewski, Pułkownik rajtaryi regimentu Hetmana Koronnego, człowiek znacznej fortuny, strzelił sobie w łeb z rozpaczy 16).

Ależ przynajmniej — przerwała Królowa

muszą być radzi, że od dziś dnia będą mieć stałe i regularne wojsko, i to nie Saskie ale narodowe.

I na to złem okiem patrzą, Mośda Kró ­lowo, bo pan Hetman Sieniawski ustąpił ko­mendy nad tem wojskiem Flemingowi, pod po­zorem iż to czyni z przywiązania do Rzplitej gdyż inaczej wojska Saskie niewyszły by z Polski. Ale łatwo zgadnąć, co się pod tem

święci; pan Hetman chce tym sposobem z jednej strony wcisnąć się w łaskę Króla Augusta, z drugiej pobudzić szlachtę do nowych przeciw niemu rozruchów i za ich pomocą odzyskać władzę, którą tegoroczny sejm wszystkim He­tmanom tak surowo określił. Wiadomo, że im zostawiono tylko szablę i komendę, ale ich pozbawiono zupełnie dyspozycyi zasług hibern i konsystencyi. Nawet na elekcyach królewskich pokazywać się niebędą mogli. Fleming z ochotą przyjął to namiestnictwo, bo odtąd do rąk jego wpływać będą wszelkie z wojska po­żytki. Już regimentów nie trzyma w komplecie, zabierając sobie pieniądze z decessów na lenungi, barwy i rynsztunki; stopnie oficerskie obsadza Sasami, bo to jest wojsko złożone z pułków po większej części cudzoziemskiego autoramentu i jedyna dobra reforma, jaką za­prowadził pan Hetman Sieniawski, tojest ko­menda w języku Polskim, pójdzie zapewne w niwecz. Nietylko oficerów ale i wszelkie potrzeby wojska jakoto: konie, broń, amunicyę, ciągnie Fleming z Saxonyi i łokcia płótna nie- kupuje w Polsce 17).

Takim sposobem niewiele zyskała szlachta na wydaleniu wojsk Saskich.

Nic wcale, sami żołnierze niezwą się już ludźmi Rzplitej, ale królewskimi; niesłu- chają Hetmana ale Fleminga. Z naszym naro­dem mało dokazać można przymusem, ale wiele zręcznością i podstępem. Król August poosadzał nimi Elbląg, Malborg, Toruń, Poznań, Kamieniec tak, że niby ustąpiwszy z Polski, wszystkie najważniejsze Rplitej twierdze ma znowu w swoim ręku 18).

Inaczej być u nas niemoże — rzekł z westchnieniem Stanisław — tu się pisze tu się maże. — Czy Waszeć rozumiesz, że Król August lub Fleming będą teraz uważali na krzyki szlachty?

Zapewnie że nie; to też Hetmanowie dali sobie słowo, żeby rwać Sejmy dopóty, dopóki im komenda wojska zwróconą niezo- stanie, jak to już uczynił Hetman Pociej przed trzema laty.

A więc dla dokuczenia Królowi będą się mścić nierządem na całej Rzplitej 1 Panie, zlituj się nad tem zaślepieniem narodu 1 Jak

kolwiek mi nadokuczali panowie bracia, prze­baczam im, boć przynajmniej z ustąpieniem wojsk Saskich i Moskiewskich będzie jaki taki pokój i biedny lud, którego płacze i skargi przez lat tyle przebijały niebiosa, na chwilę odetchnie. —

Serce się kraje — prowadził dalej Po­niatowski — czytając listy, malujące obraz dzisiejszego stanu naszej ojczyzny. Tysią­ce zamków, lub dworów szlacheckich bez drzwi i okien, w miejscu chat chłopskich osmolone zgliszcza, po miastach gruzy; wszy­stkie niemal pola leżą odłogiem, lud wiejski żywi się korzeniami po lasach; szlachta zruj­nowana do szczętu; ostatnie klejnoty, ostatnie miliony złota które pochowała po twierdzach utonęły jak w morzu, stawszy się łupem tego lub owego żołnierza. Dziś szlachcic, mający trzy wioski, oddaje trzecią na podatki. Polska za lat sto niewydźwignie się z tego zniszcze­nia! —

A ze Szwecyi niema jakich listów? — zapytał Stanisław ciągle zajęty szachownicą.

Jest. Wexel ministra finansów na 6,000

talarów; proszą o poczekanie reszty, bo w skarbie niema ani grosza.

Sześć tysięcy na rachunek stu tysięcy! cóż robić trzeba i to przyjąć. Zasilie teraz Generale tych nieboraków.

Dziś przybyło ich znowu trzech z tor* bami na plecach i prawie bez butów. Powia­dają, że służyli w chorągwi pancernej Wdy Kijowskiego, Potockiego; że byli w Benderze, że bronili króla Karola XII. w czasie attaku Janczarów na Warnicę, ale Urbanowicz wcale ich sobie nieprzypomina. Dotąd bawili, jak utrzymują, na Wołoszczyznie a posłyszawszy, że Król Karol wylądował znowu w 50,000 wojska do Pomeranii i że Francya trzyma już dla nas 100,000 wojska w pogotowiu, po­między któremi znajdować się już ma 50 chorągwi Polskich na żołdzie Francuzkim nad Renem, przedarli się o proszonym chlebie przez kraje Cesarskie i ofiarują swe służby WKMości.

Wyb^e im z głowy Generale te ba­nialuki. Nakarm ich, odziej i daj na drogę, jako i Wszystkim innym. Niech się niewałęsają i

wracają do kraju. Włóczyć się bez celu, i żyć z jałmużny, nie z pracy, jestto szarzać imie Pol­skie. A mają jeszcze zdrowe nogi i ręce. Ojczyzna potrzebuje teraz więcej rąk do roli niż do oręża; potrafi ona każdego z swych synów wyżywić; jej chleb smaczniejszy niż tu- łacki, a nawet i'nam samym będą tam uży­teczniejsi niż tutaj. A o Baronie Gtirtzu nie- masz tam jakich wiadomości?

W tych dniach już będzie puszczony na wolność, Najjaśniejszy Panie.

Ale bo też to rzecz niesłychana — ode­zwała się z wyrazem zgrozy, Królowa Leszczyń­ska — aresztować pierwszego ministra Króla Ka­rola! bez żadnej przyczyny i tylko na żądanie obce! Ktoby się był tego od Stanów Holender­skich spodziewał! Wszakże to rząd wolny, a przynajmniej chce uchodzić za wolny; wszakże sam tak krwawo wolności się dokupił! Nie, taka zdrada niema nazwiska. Urągają biednemu Królowi Karolowi dla tego że w nieszczęściu! przed ośmiu laty o takim postępku aniby po­myśleć nieśmieli!

Tak to moja Kasiu — przerwał Le­

szczyński — przysłowie mówi: na pochyłe drzewo to i kozy skaczą!

Baron Gflrtz — ciągnął dalej Ponia­towski — będzie winien swą wolność wsta­wieniu się Księcia Orleanu, Regenta Francyi; ta też to jedyna łaska, której się od Burbo- nów spodziewać możemy. Książe Regent ani chce słyszeć o koalicyi z Carem Moskwy i Hiszpanią przeciwko Królowi Augustowi, Ce­sarzowi Niemieckiemu i Anglji; zupełnie mu nie do smaku ta odmiana polityki północnej. On. o niczem innem nie marzy, jak tylko o Hiszpanji; jej się jedynie obawia. W Hiszpanji panuje Bourbon Filip V, niegdyś Książe d’Artois. Filip V. przewiduje jak wszyscy, że tron Francyi może być wnet osierocony, zdrowie bowiem młodego Ludwika XV. jest bardzo wątłe; żal mu się więc robi Korony Francuzkiej, której odstąpił, i radby do niej powrócić. Kardynał Alberoni zachęca go w tych zamysłach; zawierają w tym celu potajemne alianse, sieją intrygi, a to wszystko wtrąca we wściekłość Księcia Orleanu. Po Ludwiku XV. on ma naj- pierwsze prawo do korony. Nietylko więc

niechce się łączyć z Hiszpanią przeciwko Anglji, ale nawet ciągnie Anglią przeciwko Hiszpanji, zupełnie naodwrót polityce Ludwika XIV. Tym sposobem psuje nasze plany. Dlatego jednak Baron Gtfrtz nieporzuci olbrzymiego pomysłu, nad którym się świat cały zadziwi. Jego do­świadczona zdolność, wsparta nieograniczonem zaufaniem Króla Karola, każe się spodziewać źe swego dokaże. W miesiącu Maju widział on się osobiście z Garem Moskwy w Paryżu, i dwie konferencye więcej mu przyniosły po­żytku, niż rozwlekłe rokowania przez posły19).

Ale, ale, co też mówią o pobycie Cara Moskiewskiego w Paryżu? — przerwała Ka­tarzyna Leszczyńska. — Wszak już podobno ztamtąd od kilku tygodni wyjechał? Musieliż za nim biegać i oglądać go od stóp do głów Paryżanie, i Paryżanki 1 boć taka nowość nie tak często się im przytrafia. Jestem pewna że l'ours du Nord zamienił się na lim du jour.

Doszło mnie kilka nowych szczegółów

o pobycie Cara Piotra Aleksiewicza w Paryżu, których Królestwu Ichmości chętnie udzielę. Już to nąjprzód wiadomo że Książe Regent nie-

był bardzo rad tym odwiedzinom, ale inaczej niemógł uczynić. Nieboszczyk Król Ludwik XIV. zrujnowany wojną sukcessyjną, umiał się wy­mawiać starganem zdrowiem od przyjęcia tak dostojnego gościa, niemogąc mu okazać czci

i pompy wredle swego ^wyczaju i gustu. Księciu Regentowi nie służyły te wymówki, ile że poseł Carski w Paryżu, Kurakin, dono­sząc o życzeniu Gara, doniósł zarazem i o jego wyjeździć. Wysłano więc po niego telegi dworskie aż do granicy, a Marszałek de Tesse wprowadził go z wszelkiemi honorami do Pa­ryża. Niechciał mieszkać w Luwrze, znajdując go za pięknym; umieszczono go więc w pałacu Lesdiguieres, niedaleko arsenału. Zaledwie przy­był, oświadczył zaraz, że nie wyjdzie z domu dopóki go nieodwiedzi młody Król Francuzki. Księcia Regenta zbył bardzo krótko, pamię­tając zawsze na to, że mu jako panującemu pierwszy krok należy. Na głęboki ukłon Re­genta, odpowiedział tylko lekkiem skinieniem głowy, Ale siedmioletniego Króla Ludwika mało nieudusił z radości, wziąwszy go na ra­miona i naściskawszy się go do woli. Dla

tego dziecięcia takie miał uszanowanie, że od­dając mu nawzajem wizytę, wyskoczył jaknaj- spieszniej z karety, żeby mu niepozwolić zbli­żenia się do niej, i porwawszy go na ręce w przysionku, poniósł go aż na pierwsze pię­tro wciąż całując i ściskając.

W przyjmowaniu innych osób dworskich, które, jak łatwo zgadnąć', hurmem cisnęły się do niego, niewiele robił ceremonji. Najczęściej je zbywał jednem słowem, lub jednem poru­szeniem ręki. Ale za to z niezmierną cieka­wością zwiedzał zakłady publiczne, jakoto: Gobeliny, obserwatoryum astronomiczne, ogród botaniczny, dom inwalidów, mennicę i t. p. Dyamentów i złotych koron wcale niebył cie­kawy. Lubił także zaglądać do magazynów, lub rozmawiać z cieślami, których napotkał przy robocie. We wszystkiem okazywał wielki podziw dla Francy i. Gdy mu pokazano ppmnik Kardynała Richelieu, ucałował statuę, mówiąc: «Takiemu człowiekowi dałbym połowę mego Państwa za to tylko, żeby mnie nauczył rządzić resztą.))

Czy też odwiedził Panią Maintenon? zapytała Królowa.

Odwiedził ale w równie dziwny sposób. Pojechał do St. Cyr z Kurakinem, zameldował się, i pomimo że mu fraucymer odpowiedział, iż Pani Maintenon leży w łóżku, przedarł się gwałtem do jej sypialni, poodsłaniał firanki, przypatrywał jej się z pięć minut i potem nie- rzekłszy ani słowa odszedł.

Ciekawam jakie też prowadził życie, jak się ubierał?

Co dzień kosztem Księcia Regenta zasta­wiano mu stół na 40 osób, ale niechciał sy­piać na innem łóżku, jak na swojem obozowem Żelaznem. Karety dworskie stały ustawicznie przed pałacem na jego usługi, a jeżeli przy­padkiem jakiej nie zastał, siadał do pierwszej lepszej, choćby należącej do jakiej osoby, która przyjechała do niego z wizytą. Nosił się na­der skromnie, najczęściej w zielonym bara- kanowym mundurze, przepasanym szerokim skórzanym pasem ze szpadą. Perukę nosił krótką, okrągłą, bez pudru, własnej niemal roboty. Gdy mu bowiem perukarz przyniósł perukę zwyczajną, znalazł ją za długą, pochwycił za nożyce i obciął ją sobie wedle własnego gustu.

Cóż Francuzi, mówią na to dziwaczne postępowanie ?

Uszczęśliwieni, Mościa Królowo! ich bawi wszystko co niezwyczajne! Powiadają, że wolno dziwaczyć Monarsze, przywykłemu do ślepego posłuszeństwa poddanych. Ale, jak to zawsze bywa weFrancyi, ciekawość i nowość prędko się zużyły. Przez pierwsze cztery tygodnie cały Paryż niczem nie był zajęty, jak Carem Piotrem; przez cztery drugie zajmował tylko niektórych, a dzisiaj nikt już o nim ani wspo­mina20). Wracając się jednak do przedmiotu, muszę i o tem zapewnić, że Car Piotr wśród roztargnień potocznych, niezapominał i o wiel­kich interesach swego Państwa. Baronowi Gtfrtz nieprzestawał dawać zapewnienia, że zawsze stoi przy danem słowie, że zawsze żałuje, iż pomagał Saskiemu Elektorowi do wy­darcia tronu Waszej Królewskiej Mości, i radby ten błąd naprawił. Widzi, że go sprzymie­rzeńcy oszukali, że mu dziś niechcą dopuścić ani piędzi ziemi w Rzeszy Niemieckiej. Szwe- cya chce mu ustąpić dobrowolnie Jnflant, już

i tak dla niej straconych i innych prowincyi

nadbałtyckich, wystawia mu korzyści z oswo­bodzenia Bałtyku od Duńczyków i z wydarcia północnego handlu Anglikom. Piotr słucha tych rad z nadzwyczajnem upodobaniem i już poprzysiągł, że umrze ze sławą mściciela trzech niesłusznie ukrzywdzonych Monarchów, jako- to: że przywróci koronę Polską Waszej Kró­lewskiej Mości, koronę Angielską Jakubowi Stuartowi, i Holsztyn przyszłemu swemu zię­ciowi, księciu Holsztyńskiemu.

Wszystko to podobno musztarda po obiedzie — odezwała się matka Stanisława — na mój kobiecy rozum, trzeba było przyjąć propozycye Cara, jakie czynił po pokoju Altran- stedskim w pierwszym swoim gniewie na Króla Augusta, za odstąpienie od ligi i zawarcie, bez jego wiedzy, haniebnego traktatu. Wszy- stkoby się w ówczas udało! Pamiętam ile sobie zadawał pracy brat mój Wojewoda Ruski (Ja­błonowski) i pani Hetmanowa Sieniawska, nie- płytkiego rozumu kobieta **), namawiając Króla Karola, aby podał rękę Carowi, przyjął dobró-

* wolnie część Inflant, i tron Polski tobie, Królu Stanisławie, raz na zawsze zabezpieczył. Ale Król wygnaniec. T. I. 4

Digitized by Google

duma Króla Karola, upojonego powodzeniem, aa żadną zgodę skłonić się niedała. Pogardził najkorzystniejszemi propozycyami, chciało mu się detronizować samego Gara w Moskwie 1.... czy to nie szaleństwo22)! Tak to Bóg karci hardość ludzką! z Moskwą było trzymać, z Moskwą, kiedy się dobra zdarzała okazya. Teraz już nie czas.

A gdzie się też podziewa pretendent?

czy niewiesz Generale? — przerwał Sta­nisław.

Jakub Stuart, inaczej kawaler St. Ge- orges?

Tak jest.

a Bis venit, vidit, non vidt, flensque recessit* oto są słowa, któremi Anglicy wyszy­dzili jego nieszczęśliwą wyprawę do Szkocyi28). Wypędzony przez Księcia Regenta z Awenionu, bawi dziś spokojnie w Rzymie. Przyjęcie, ja­kiego doznał u Ojca Świętego, osłodziło mu dotychczasowe niepowodzenia i znoje. Na­miestnik Chrystusowy, niezważa na gniewy monarchów, u których to tylko poważania godne co się uda; oddaje mu głośno cześć

monarchiczną, uznaje go za Króla Wielkiej Brytanji, każe go czcić, jako naj wy trwalszego obrońcę wiary. Na audyencyach udziela mu taboretu; a niedawno darował mu pałac i wy­znaczył na utrzymanie 50,000 szkudów roczne­go dochodu.

A jego małżeństwo z Sobieską jak tam idzie? — zapytała Katarzyna Leszczyńska?

Zdaje się że rzecz przyjdzie do skutku, byleby na to zezwolił brat Cioteczny panny młodej, a siostrzeniec jej ojca Królewicza Ja­kuba, Cesarz Niemiecki. Ten może będzie się wahał, bo się wiąże ścisłem przymierzem z dzisiejszym Królem Angielskim, Jerzym Hano­werskim. Sobiescy mieszkają w jego państwach, ma więc nad nimi władzę. Donoszą mi jednak że Jakobici coraz się więcej snują na dworze Oławskim24).

Kawaler St. Georges — przerwał Tarło

potrzebuje pieniędzy, wie gdzie trafić.

Jeżeli się powiedzie to małżeństwo — dodał Stanisław Leszczyński — to powiem, że nasz Król Jan III. miał dobry instynkt, nazy­wając syna swego Jakubem i obierając mu za

4*

Digitized by Google

chrzesną matkę, Królowę Angielską. Jakobici cisną się naturalnie do Jakuba ; w miejsce tronu Polskiego, pocieszą może Sobieskich tronem An­gielskim; w miejsce orła i pogoni dadzą im lwa. A mogli mieć orła i pogoń, gdyby tylko chcieli) Com ja się to naprosił nieboszczyka królewicza Alexandra, aby przyjął protekcyą króla Ka­rola XII. i podał się na tron, po zdetronizo­wanym Auguście! Byłby dziś tron Polski w ręku jego rodziny. Polska lubi wracać do potomstwa dawnych Królów. Ale wziął go jakiś skrupuł dla uwięzionego brata Jakuba; a teraz wykluczeni są wszyscy. Mnie zostawili ten ciężar; zaprawdę, niemam im za co dzię­kować !

Oj prawda, prawda! — westchnęła matka Stanisława — niebyłyby poszły z dymem Rydzyna i Leszno! Wyrzucałam i ja mu jego skrupuły w Wilanowie, kiedy mnie pocieszał po zniewadze jaką mi wyrządzili Szwedzi, niechcąc mi dopuścić pierwszego miejsca, w czasie koronacyi Waszeci, Mości Stani­sławie.

Trudno im mieć za złe, kochana matko

odrzekł Stanisław — kiedy taka na wszy-* stkich dworach etykieta.

Waszeć na wszystko filozof. Ja sobie ubliżać niepozwoliłam; królewicz Alexander był jednego ze mną zdania.

Matka wszakże Króla Michała Korybuta przyjęła u stołu miejsce niżej ambasadorów.

Tem gorzej dla niej.

Kochana matko, gdyby tylko szło o mnie, byłbym ci był ustąpił jak najchętniej własnego miejsca. Ale zapomnijmy już o tem; my ceremoniałów dworskich niezmie- nim*5).

Która to z trzech sióstr Sobieskich, ma iść za pretendenta? — przerwała Marya, obzie- rając się na matkę26).

Klemensia, moja duszo — odpowiedziała matka — podobno wybrał sobie najmłodszą; ale rozumiem, że jeszcze z rok albo ze dwa poczekają. Wszakże to ona zaledwie półtora roku starsza od ciebie. Tyś się rodziła, jakoś w pół roku po śmierci dziada twego Pod­skarbiego Rafała (1703), a ona, pamiętam że już miała wtenczas z ośmnaście miesięcy.

— Ja słyszałam że niechce iść za mąż i że ma wokacyą do klasztoru.

A ja słyszałem wcale co innego — ozwał się Stanisław z udanem westchnieniem

i uśmiechając się do żony — ja słyszałem, że Ce­sarz Niemiecki chce ją wydać za kogoś z Ra- stadu27). Cóż ty na to moja Marychno?

Żona Leszczyńskiego ruszyła nieznacznie ramionami, jakby wyrzucając mężowi złośliwe prześladowanie córki, a Marya, spuściwszy jeszcze niżej głowę na szachownicę, by ukryć mocny rumieniec, rzekła z uśmiechem:

Nielitościwy jesteś mój Ojcze, cóż mi tam do tego?

Ale ów rumieńczyk — dodał znowu Stanisław kołysając głową.

Pobożność tej dziewicy — przerwała poważnie matka, odnawiając mowę o Sobie- skiej — będzie jej w przyszłem życiu bardzo potrzebną, bo podobno Jegomość Pan Preten­dent wielki bałamut.

A co gorsza, chce wychowywać dzieci w religji protestanckiej! — dodała matka Sta­nisława.

Tak powiadają, Hościa Królowo—odrzekł Poniatowski. — Król Jakub Stuart ma dziś w Rzymie też same myśli co i my. Czeka także na skutek rokowań Barona Gtfrtza z Ca­rem Moskiewskim. Car obiecuje już 80,000 wojska do Polski, na zrzucenie z tronu Au­gusta; 30,000 do Niemiec. Prócz tego, od­daje całą flotę przeciwko Anglji, pod rozkazy Króla Karola. Tymczasem i Król Karol ze zwej strony niezasypia. Piszą mi ze Szwecyi, że nowa armia, doskonale wyćwiczona, wynosi już 35,000 głów. Narzekają tylko na wielki brak pienięcky. Naród szemrze na podwyż­szenie wartości monety i krom niezachwianego przywiązania do swego Króla, truchleje na samo wspomnienie nowych wojen. Już mu się, niestety! uprzykrzyły ustawiczne boje, za które tak ciężko pokutuje. Duchowieństwo zniewolone po raz pierwszy do podatków, sarka głośno na pogwałcenie swych przywi­lejów i na uszczerbek służby bożej.

Już to jegp taki obyczaj — odezwała się znowu matka Leszczyńskiego — pięknie się obchodził z naszemi kościołami w Polsce!

darujcie mi Waszmość, że ja stara, tych wszy­stkich mądrych planów nie bardzo pojmuję, kiedy się już rzeczy tak powikłały. Nadzieje w pomocy Turka były daleko pewniejsze, a w cóż się obróciły? Może się mylę, ale Pan Bóg niemoże błogosławić zamiarom Króla, który się bawi z psami w kościele28) i ob­dziera duchowieństwo; nieprawdaż ojcze Ra- domiński?

Kapłan który dotąd w milczeniu słuchał rozmowy, odpowiedział z uszanowaniem:

Jaśnie Wielmożna Wojewodzino, niena- leży nam zgłębiać skrytych wyroków boskich. Opatrzność obiera częstokroć narzędzia, które wedle naszych rachub, zdawałyby nam się, do jej widoków wcale niewłaściwe.

Kochana matko — przerwał Leszczyń­ski, z tem pobłażaniem, z jakiem odpowiada zwykle doświadczony mąż stanu na zdania niewieście — sąd Wasz o Królu Karolu, co­kolwiek za surowy. Jego dzisiejsza oboję­tność ku wierze jest rzeczą zupełnie nową. Czyż niepamiętacie jak niegdyś zadziwiał wszy­stkich swą pobożnością. Czyi niepostawił przed

ośmią laty kościoła świętemu Karolowi w Dwu- mostach29)?

Sobie postawił nie świętemu Karolowi; właśnie też oni wierzą w świętych.

Ostygł może ku Bogu po ostatnich klę­skach, przypisując niełasce opatrzności, co było skutkiem jego własnej nieprzezomości i zby­tniego zaufania w szczęśliwą gwiazdę. Jest to zawsze rzecz naganna, przecież mam w Bogu nadzieję, że tylko przemijająca. Owa ognista dusza niełatwo się nagina do pokory w prze­ciwnościach; ale grunt jej poczciwy i skoro przeminie gorączka, wróci do przykładnych obyczajów, które niejako wyssał z mlekiem.

Już to tam krzywa wiara zawsze pro­wadzi do niewiary — odrzekła matka — nie- wyrzucam ja mu tak dalece, że luter, kiedy się takim urodził i proszę codziennie Boga, żeby go nawrócił, ale 'potępiam bezbożną płochość. Zresztą, kiedyśmy już poświęcili fortunę, w za­mian za przytułek jaki nam daje, niech się dzieje wola Boża.

IAPAD.

Przez cały ciąg powyższej rozmowy, Ponia­towski nadaremnie upatrywał chwili spotkania, choć ukradkiem, oczu Stanisława, i ostzeżenia go, źe ma z nim coś pomówić na osobności. Jakże się ucieszył, kiedy Stanisław, podniósłszy głowę, kiwnął na niego ręką, żeby się zbliżył i zapytał półgłosem.

Czy tam kto już niezdradził tajemnicy rokowań między Karolem a Carem?

Gmin niczego się niedomyśla, ale dy- plomacya ma ostre ucho, Miłościwy Królu I—

Te ostatnie słowa wymówił Poniatowski umyślnie z przyciskiem i pewnym wyrazem zgrozy, tak, iż Stanisław, pomiarkowawszy o co rzecz idzie, powstał z krzesła i spoglądając

na zegarek, rzekł: — moja Marychno, zostawmy tę partyą do jutra. Już po szóstej, czas za- siąśdź do podwieczorku. Dziś wam niesłużę; muszę przejrzeć z Generałem korespondencye.

Kobiety pozwijały robótki i wszyscy weszli do sali.

Ale coś niewidzę naszego jowialisty Te- lemskiego — ponowił Stanisław — zamó­wiłem go wam na kawę na godzinę szóstą. Gdzież Urbanowicz? gdzie Kryszpin?

Widziałem ich z daleka u kaskady — rzekł ksiądz Radomiński — posłałem po nich hajduka.

W tem otworzyły się drzwi od przysionka i wszedł Oficer Swedzki z garnizonu w Dwu- mostach, w żółtym mundurze z szafirowemi wyłogami, w pancerzu, wysokich palonych bu­tach, żółtych rękawicach aż po łokieć, w po­pielatym kapeluszu z czerwonem piórem, i ra- pirem u boku. Stanął wyprężony jakby do mel­dunku, salutując ręką obyczajem wojskowym.

A witam, Mości Rotmistrzu — zawołał Stanisław, pokazując mu zdaleka zegarek — czekamy cię lewą ręką.

Spory kawałek do miasta, Najjaśniejszy Panie! Dragon Szwedzki upił roi się na odwachu, musiałem go sądzić i przepraszam jeźelim nie zdążył na czas, by korzystać z łaski Waszej KMd.

Kiedy tak to co innego, mój Telemsiu, służba przedewszystkiem. Chciałem cię już mianować Senatorem Polskim; czy wiesz jaki mieli zwyczaj? Oto przychodzić w wieczór, kiedy ich wołam na rano, a przychodzić rano, kiedy ich wołam na wieczór so).

Jeźli mi wolno powiedzieć prawdę, to mam wadę inną, NPanie, trzymam się przy­słowia : na ucztę nie bądź pierwszym, ani osta­tnim. Może jednak przebaczenie uzyskam, bo drugie przysłowie mówi: lepszy stary sługa z jedną wadą, niż nowy z dziesięciu.

Dobrze, dobrze, kochany Rotmistrzu — od­parł uśmiechając się Stanisław — nie gniewam się bynajmniej. Podajże rękę damom, wszak ty mój aUer ego 81).

Rotmistrz zdjął kapelusz, skłonił się z u- szanowaniem, postąpił kilka kroków, podał ramię najstarszej matronie, i poprowadził ją ku drzwiom po lewej stronie sali. Inne osoby

poszły za nim. Przed ich odejściem Ponia­towski szepnął do ucha Stanisławowi, aby za­prosił na konferencyą i Tarłę.

Do nas, do nas, Panie Michale — za­wołał Stanisław — tym razem trochę się prze­słodzisz, prtrzebujemy Waszmości.

1 wszyscy trzej weszli do komnaty służącej za pracownią Królowi Stanisławowi. Oświe­cały ją dwa wielkie okna, idące na ogród, pomiędzy któremi stał zegar w kształcie wą- zkiej i wysokiej szafy, wykładanej różowem drzewem i okutej bronzem. Przy jednej ścia­nie od okna, było ciężkie bióro do pisania, z hebanowego drzewa, opatrzone w mnóstwa szuflad i szufladek i wykładane w deseń perłową macicą; przed niem wygodne krzesło z poręczami, wybite pozłacaną skórą. Przy drugiej ścianie stała biała kanapa owalnego kształtu, pokryta jedwabną i cokolwiek już zu­żytą materyą w zielone pasy, i kilka po­dobnych krzeseł; nad nią wizerunek olejny Karola XII. w całkowitej postaci i w owym prostym stroju * jaki zwykle nosił, tojest: w mundurze granatowym z żółtemi guzikami

w halstuku czarnym na szyi, w rękawicach a ż po łokcie; w owych długich butach, których przez lat kilka z nóg niezdejmował i nakoniec z ręką opartą na owej długiej szpadzie, której od czasu bitwy pod Narwą nigdy od boku swego nieodpasywał3a). Na środku gabinetu stał stół okrągły, ziełonem suknem pokryty, na którym leżało mnóstwo porozrzucanych pa­pierów, bronzowy kałamarz z piaseczniczką, dzwonek, pieczęć Korony i Litwy, oraz czer­wone safianowe pudełko, wybite wewnątrz czarny di aksamitem i zamykające trzy złote medale. Gdybyś w nie zajrzał, zobaczyłbyś, że jeden z nich wyobrażał popiersie Króla Sta­nisława w zbroi, z napisem w około: Dei gratia Stanislaus i. rex Poloniae, na drugiej stronie, słońce otoczone stadem latających bocianów, z napisem: a Patrio sub sole salvares» (szczęśli­wy lud pod rządem Króla rodaka), u dołu słowa: «Stanislaus in regnum Poloniae coronatur 4. Octob. 470S.» — Drugi, miał z jednej strony skałę, o którą się rozbijały morskie bałwany, z napisem: «mZ vi tempestatis avulsumn (nic w burzy niestracił), a u dołu: «Tractatus cum

rege Suedae conclusus Varsaviae» — z drugiej, słowa otoczone wieńcem: «fides servcUa, liber­tas asserta, fines integri » (dochowana wiara, za­pewniona wolność, nienaruszona całość), — Trzeci wystawiał na jednej stronie, okręt z roz- puszczonemi żaglami, wśród bałwanów mor­skich, nad którym świeciły koqstellacye Ka- stora i Polluxa z napisem: «Lucís spes certe serenaen (pewna nadzieja pogody), u spodu słowa : Caroli et Stanislai aetema amidtia » (przyjaźń wieczna Karola ze Stanisławem) na drugiej herby Królestw: Polskiego i Szwedzkiego, oraz napis: «virtute concordes, concordia in~ victi» (cnotą zgodni, zgodą niezwyciężeni) u spodu: Sueciae et Poloniae regnorum aeternum foedus (Królestw Szwedzkiego i Polskiego wie­czne przymierze).

W głębi komnaty przy jednej ze ścian bocznych, stało żelazne, obozowe łóżko z twar- dem usłaniem i skórzaną poduszką, pokryte perskim, przepysznym makatem, przywiezionym z Benderu. Nad niem obraz Matki Boskiej Częstochowskiej na złotej blasze,. w czarnych hebanowych ramach. Naprzeciwko: armatura

ułożona z rusznic, tarcz, szabel, bunczuków i maczug Tureckich. Najgłębszą zaś ścianę gabinetu, naprzeciw okien, zasłaniała ogromna dębowa szafa z biblioteką.

Cóż tam tak ważnego przynosisz Gene­rale, żeś niechciał powiedzieć przy kobietach?

zapytał Stanisław,, siadając na swem szero- kiem krześle i zapraszając gości aby uczynili toż samo.

Podobno z jutrzejszej podróży Wa­szej KMości do GrSfinthal nic nie będzie. Jest tu coś ważniejszego — odrzekł Ponia­towski.

Cóż takiego?

Niegodziwość niesłychana, Najjaśniejszy Panie! . .

Nierozumiem Waszeci.

Spisek przeciw osobie Waszej Kró­lewskiej Mości!

Ej Generale — zawołał, uśmiechając się Stanisław — czy to tylko nie zbytnia twoja gorliwość? ileż to już razy mnie zabijano a przecież żyję!

1Gprawcy odkryci NPanie; możemy ich

złowić jak w matnię ; czekamy tylko na rozkazy WKMości.

Nierozumiem cię jeszcze wcale, mów dalej.

Znanym jest WKMości obywatel tu­tejszy Kawaler Montauban, Francuz. Jest to człowiek, zasługujący na zupełną wiarę i jeden z wielbicieli Waszej K Mości. On to trzyma w ręku całą nić zbrodni, którą udało mu się uchwycić przez cudowną łaskę opatrzności. Dziś mi wszystko odkrył, a że to są nie prze­lewki, zaraz się WKMość przekonasz. Przed dwoma tygodniami, przybył tu niejaki Lorentz de la Croix, Belgijczyk, Kapitan wojsk Saskich i dawny jego znajomy. Zrazu nieobjawiał prawdziwej przyczyny przyjazdu; mówił tylko, iż otrzymawszy urlop po ukończonej wojnie, podróżuje dla rozrywki i przybył odwiedzić dawnego przyjaciela. Później w poufalszych rozmowach, badał go ciekawie o rozmaite szczegóły tyczące się domu WKMości i Jego sposobu życia, a nareszcie, zakląwszy go na tajemnicę, uczynił mu propozycyą, czyliby mu niechciał dopomódz, jako miejscowy, do uwie-

Król wygnaniec. T. I. 5

zienia osoby WKMości, ręcząc iż WKMości włos z głowy niespadnie, i obiecując za tę usługę niesłychane nadgrody. Montanban, zgadłszy w oka mgnieniu jak może być użytecznym WKMości, ukrył swą zgrozę, oświadczył iż nie jest dalekim od wzięcia udziału w tym za­miarze, i pozwolił mu rozwijać dalsze plany. Wyznał tedy przed nim niecnota, że przyjeżdża z Lipska, że tam się utworzył spisek dwu­nastu oficerów jego pułku na porwanie Wa­szej KMości; że wedle umowy mieli zjechać wszyscy wtym tygodniu, w okolice Dwumo- stów, że już większa ich część przybyła i tylko upatrują sposobności wykonania swego zamysłu.

Z jakiegoż to pułku te łotry? — przer­wał Tarło.

Z pułku Sejssana.

Sejssana? owego Francuzkiego bannity co komenderował, w Polsce Gaskonami? Jeźli tak to się już niczemu niedziwię. Wszakże to nąjdrapieżniejsi rabusie, jakich tylko można znaleźć pod słońcem. Dali się oni dobrze we znaki naszej biednej ojczyznie. Wszakże to

oni zabili Turskiego Starostę Pilzneńskiego i Kasztelana Bełchackiego za to tylko, że się opierali ich wiolencyom. Przetrzepał im dobrze skórę Kołaczkowski pod Świerżem. Dziś są bez służby, cóż dziwnego że się najmują za bandytów S8).

Pozwól panie Michale niech kończy — rzekł Stanisław, na którego twarzy wesołość zaczynała już ustępować poważniejszym my­ślom.

Montauban udał że chce należeć do spisku — ciągnął dalej Poniatowski — i wy­konawszy im przysięgę na tajemnicę, której dziś zdradzić niema sobie za żadną nieuczci­wość , zaczął się z niemi umawiać o sposób napaści. Wiedząc, że WKMość jeździsz w święto Wniebowzięcia Matki Boskiej do Gr&fin- thal, podsunął im myśl, czy by nie najlepiej było napaść na niego na drodze. Mają się więc jutro zaczaić w lasku, na połowie drogi do Gr3finthal. Montauban obiecuje doprowadzić do miejsca. Możemy ich pochwytać co do jednego, jeźli taka wola WKMości.

Czy niewyznał kto hersztem? — zapy-

5*

tał zamyślony Stanisław — czy niewymienił nazwisk spólników?

Hersztem ma być Pułkownik Sejssan. Wspólników przeczytam, bo mam ich tu spisa­nych na karteczce. Oto ich nazwiska: Podpułko­wnik Surmond,— Major Peron;— Kapitanowie: de la Croix Tournai — Leon — Ferber — Duparque; Porucznicy: Schmidt — Kretschmer

Petsch; Podchorąży Nive i Żołnierz Graf34).

Zgraja awanturników z całego świata!

zawołał Tarło.

Proszę! — rzekł zasmucony Stanisław

i ci ludzie mienią się oficerami, ludźmi honorowemi, a dają się najmować do tak po­dłych posług; co za zepsucie! Jakkolwiek bądź, to nie ich pomysł; cóżem ja im zawinił? Ręka, co nimi kieruje, musi być daleko wyżej.

Rzecz jasna jak słońce! — odezwał się Tarło — czyż może kto wątpić, że to sprawka Saska? Kogoż to najwięcej w oczy kole osoba Waszej KMości? czyż to nie Sascy Oficerowie? Gdzie jaskinia łotrów tam i herszt .... a jaki herszt! — dodał, kreśląc palcem koronę na głowie.

Nie, to być niemoie — przerwał Sta­nisław — Król August jest moim przeciwni­kiem, niema mi być za co wdzięczny, ale to Monarcha uczuć wspaniałych i szlachetnych, niezniżyłby się nigdy do takiej niegodziwości

A Sobiescy, Mości Królu? — odparł Tarło — czyi z nimi niepostąpiono podobnież? czyż po nich niestoi próżna kwatera w Ktinig- stejnie? Porywanie niebezpiecznych współza­wodników zamieniło się dziś wpowszechny sy­stem dyplomatyczny. Czyż Król Angielski nie- wysyłał zbójców do Chateau-Tierry na zabicie Stuarta **)?

To nic niedowodzi. Król August mógł mię się obawiać póki ze mną wojował; ale dziś, ustaliwszy się na tronie, wiem, że nie­wiele się troszczy o plany Barona Gftrtza, i ani przypuszcza do myśli, aby berła niezatrzy- mał do śmierci.

A czyż niema syna, Mości Królu? Czyi go niekazał obwozić po dworach Europy Woje* wodzie Inflantskiemu? Czyż go nienamówił, pomimo oporu matki, do przyjęcia wiary kato­lickiej?

To jeszcze rzecz niepewna.

* Jak to? Mości Królu, czyż ci niewiadomo, że młody Elektorowicz jeździł po Europie w towarzystwie przebranego Jezuity; że w jego komnacie słucha potajemnie mszy świętej, kry­jąc się przed własnemi domownikami, że na­wet Papież wydał brevę, pozwalającą mu uda­wać na pozór protestanta? A owa wizyta, którą mu ojciec kazał oddać przed trzema laty Królowi Ludwikowi XIV. w Wersalu, czyż niedo wodzi, że go już fory tują na następcę36)? Polityka, Mości Królu, niezawsze chadza uczci- wemi drogami; interes Stanu tłomoczy wszel­kie niegodziwości. Czy to się dzieje z wia­domością Króla Augusta, c^y nie, nie w cho­dzę. Wielcy zbrodniarze niepodpisujją zdrady, ale bardzo są radzi, jeżeli się uda. Za żywego dostaniesz tyle, za umarłego dostaniesz mniej.

Mojem zdaniem — przerwał w tem miejsca Poniatowski — nienależy odnosić zbro­dni tak wysoko. Wiem ja czyj to pomysł: raeczyj inny, tylko Fleminga. Zwietrzył on już rokowania Barona Gdrtza z Carem Moskiewskim, wie jak są blizkie ukończenia, i sądzi że naj­

krótszy sposób udaremnienia nasżych planów jest, położyć sekwestr na osobę WKMości. Zbyt mu się dobrze powiodło z Królewiczami Sobie- skiemi Jakubem i Konstantym, jak słusznie mówi Pan Michał, żeby niemiał powtórzyć tego sa­mego konceptu. Schwycić, zamknąć, rokowa­nia udaremnić, a potem zmusić do jakich submissyi, lub ustąpień, oto jego cel. Czyż niezastawiał już sideł na osobę WKMości w Ben­derze? Być może, że to czyni bez wiedzy swego pana, ale na pobłażanie może śmiało rachować.

Musiała już broda na powrót odrość temu niecnocie — dodał Tarło — przeszłego roku przysiągł, że jej nieogoli dopóki nieposkromi konfederacyi. Ogolił przecież, uchodząc z ży­ciem z Piotrkowa w kapturze Dominikańskim. Kto wie, czy dziś ją znowu niezapuścił, i nie- przysiągł, że dopóty jej nieogoli, dopóki osoby WKMości niedostanie w ręce 37).

Fleming! — westchnął boleśnie Sta* nisław — ktoby się był tego spodziewał! Ów człowiek, któremum uratował życie; ów czło­wiek którego z mojej łaski niespotkał los

Patkula3*)! Wszakżeć to on z Pomeranji, tam­tejszy obywatel, i niegdyś poddany Króla Ka­rola! Był czas, kiedy z upadkiem fortuny Au^ gusta, włóczył mi się u nóg, żebrząc, abym za nim słowo przemówił do Króla Karola, i wyjednał mu przebaczenie za to, ie służył Augustowi. Wstawiałem się, błagałem i otrzy­małem, bo niczyjej śmierci mieć niechcę na

mojem, sumieniu a dziś! Zaprawdę, Król

Karol wieszczym był duchem przeniknion, mówiąc do mnie: «Weź sobie jego życie, ale zobaczysz, że kiedyś tego pożałujesz39)!».... Niemogą mi darować, żem piastował Polskie berło! Czyż to ja detronizowałem Augusta?.... Niezastałżem go już pozbawionym korony?.... Niech mnie Bóg ukarze, jeżelim przyjął pro- pozycyą Króla Karola w innym celu, jak w chęci oszczędzenia znękanej ojczyznie, no­wych nieszczęść bezkrólewia. I w czem ja tym ludziom jeszcze dzisiaj zawadzam! Od lat trzech zniknąłem im z oczu, od lat trzech jem ehleb tułacki; poświęciłem im fortunę; całą moją przyszłość złożyłem w ręce opatrzności, i jeszcze im niedosyć!... Chcą mej hańby,

chcą mego upokorzenia, ale długo będą czekać, nim złamię słowo dan# przyjacielowi, i pod takim warunkiem poproszę ich o amnestyą! — A więc jakiż twój plan Generale, co do po­chwycenia złoczyńców? Wdzięczny ci jestem, żeś o tem wszystkiem moim białogłowom nie- wspomniał, byłoby to przylewać nową gorycz do ich smutku. Dość będzie czasu gdy się dowiedzą, jak minie niebezpieczeństwo. Co za szczęście, że niejadą jutro ze mną do Gräfin­thal ! Niedaremne były obawy poczciwej mojej Marychny; przeczucie nie jest czczem uroje­niem w kochających sercach!

Jutro skoro świt, Miłościwy Królu, wy­ślę z koszar pluton dragonów, z rozkazem, aby rozdzieliwszy się na części, dążyli roz- maitemi drogami do lasku i o pewnej godzinie zeszli się w umówionym punkcie. Tym sposo­bem obsaczemy łotrów ze wszystkich stron i przetniemy im odwrót. Wasza Królewska Mość, dla niepoznaki, powinienbyś także swoim zwyczajem, puścić się w drogę, ale konno nie powozem. Idzie tylko o to, kto Waszą Król. Mość w powozie zastąpi? bo trzeba aby po­

wóz swoją drogą jechał, jak gdyby wiózł Jego osobę. 9

Proszę mi powierzyć to zastępstwo — odezwał się Tarto — należy mi się prawem pokrewieństwa.

Mojem zdaniem — rzekł Poniatowski

lepiejby było, żeby siadł do powozu ktoś podobniejszy z postaci do osoby WKMości« Najwłaściwiej użyć do tego Telemskiego; każdy się już i tak dziwi jego rysom, cóż dopiero gdy przywdzieje ubiór Waszej KMości. Wy- jedzie cichaczem z miasta; a my z Waszą KMością puścim się za nim konno, zabierając z sobą Urbanowicza, Kryszpina i kilku służą­cych. Kręta droga zasłoni nas przed okiem złoczyńców, i będziemy mieli czas dopaść na miejsce, właśnie w czasie napadu na powóz.

Ale zmiłujcież się, pocóż ja mam nara­żać na niebezpieczeństwo tego biednego Te- lemskiego!

Żadnego niebezpieczeństwa niemasz, Mo­ści Królu. Interesem jest spiskowych dostać żywcem Waszą Król. Mość. Ręczę że Te- lemski będzie uszczęśliwiony z poruczonej

mu maskarady, w interesie zdrowia i życia Waszej KMości. Zresztą będzie zamknięty w pojeidzie, a za nim się do niego dobiorą, już mu przyskoczym na pomoc.

Jeźli tak rozumiecie, niechże i tak będzie.

W dzień Wniebowzięcia Najświętszej Panny,

o godzinie 9. zrana, damy odjechały do ko­ścioła w mieście, a Leszczyński z orszakiem swoich ruszył do Grâfinthal. Telemski, w cz\yo- rokonnej karecie, puścił się przodem. Zale­dwie dojechał do lasku, strzelono do niego z pistoletów. Spiskowi,* niezdążywszy zebrać się w komplecie, i zmiarkowawszy, że są za słabi do porwania Króla (Telemski bo- więm miał dwóch hajduków, woźnicę i dwóch strzelców, jadąoych konno przodem), zamiast wyskoczyć z krzaków, dali ognia. Szczęściem, że kule utkwiły w pudle karety. Na ten odgłos nadbiegł w mgnieniu oku orszak kró­lewski, nadbiegły i oddziały dragonów i wszy­stko rzuciło się obławą do lasku. Pochwy­cono tylko trzech sprawców : Kapitanów de la Croix i Duparque oraz żołnierza Grafa; reszta ratowała się ucieczką. Król z siadłszy

z konia, pftystąpił najprzód do Telemskiego i ściskając go serdecznie, rzekł: «Jakiem szczę­śliwy mój Rotmistrzu, żeś wyszedł z tej wy­prawy bez żadnego szwanku!

Lepszy łót szczęścia, niż funt rozumu; nieprawdaż NPanie?

Prawda, prawda, ale bądź przekonany Rotmistrzu, że twoje poświęcenie się do zgonu pamiętać będę.

Daj Boże dobyć szabli za Waszą KMość, w gołem polu nie w skrzyni!

Leszczyński niemlgł się wstrzymać od śmiechu, przypatrując się własnej swojej peruce na Telemskim. — Dalipan, Mości Rotmistrzu

rzekł do niego — po mojej śmierci mógł­byś Wasze grać rolę Dymitra Samozwańca! Siadajże teraz na mego konia i ustąp mi miejsca w karecie; niepojadę już do Gr&fin- thal, bo się obawiam, ażeby mnie kto nie- uprzedził przed mojemi kobietami; wolę im ^ sam donieść o wypadku. — Wrócili więc wszy- >Ły, a eskorta zabrała złoczyńców.

^Nieupłynęło kilku godzin, a już o zbro-

czym zamachu wiedziało całe miasto. Każdy

się litował nad losem Stanisława; każdy zło­rzeczył złości ludzkiej, która ścigała tak zapa­miętale najpoczciwszego z królów. Największe przekleństwa rzucano na ów rząd zagraniczny, który odważył się wysyłać zbójców w kraj obcy i zupełnie niepodległy. Bo nikt już nie- wątpił, że to była sprawa rządu Saskiego. Radość więc z ocalenia Stanisława była po­wszechną. Do północy prawie, tłumy ludu ciągnęły nieustannie do Czyflik, by ujrzeć ulu­bione oblicze uratowanego Monarchy i pocie­szyć go przychylnym okrzykiem. Nazajutrz przybyły z powinszowaniem deputacye od Magistratu i innych władz, a pisma publiczne umieściły następujący artykuł:

«Pomimo ostrzeżeń, .jakie odbierał Naj­jaśniejszy Król Polski Stanisław, o knującym się przeciw niemu spisku i o wydanym rze­czywiście rozkazie do pochwycenia go żywcem lub zabicia, z trudnością przychodziło mu wierzyć, aby się znalazła na świecie dość po­dła dusza do ukartowania tak niegodziwego czynu, i dość nikczemne narzędzie do jego spełnienia. Zdawało mu się, że już dał dosta­

teczne dowody, szczerej chęci zachowania po­koju, którego nigdy nieodmawiał dla przywró­cenia spokojności ojczyznie i ułatwienia ukła­dów północnym mocarstwom, prowadzącym wojnę. Mniemał, że obrawszy sobie przytułek, w jednej z prowincyi Niemieckich, oddalonych od teatru wojny i za wyraźnem przyzwoleniem Cesarza, wyrzekłszy się oraz wszelkich działań politycznych i oddawszy całą swoją przyszłość w ręce opatrzności, niebędzie już więcej nie­pokojonym. Tymczasem doświadczenie poka­zało inaczej, i schwytanie sprawców na gorą­cym uczynku, dowiodło, iż przerzeczony spisek istotnie miał miejsce.» Reszta artykułu obej­mowała szczegóły zdarzenia, wyżej już opi­sane.

Wiadomość o zamachu na życie Króla Sta­nisława, rozeszła się wnet i po całej Europie. Wszędzie się oburzano na rząd Saski, a skargi te tak były głośne, że August II. widział się być zniewolony wystąpić z publiczną prote- stacyą, w której, odpychając ze wzgardą przy­pisywany mu zamiar, oświadczył: iż gdyby sprawcy, jako poddani Sascy, oddani byli są­

dom własnego kraju, ponieśliby niezawodnie zasłużoną karę. Gabinety przyjazne Stanisła­wowi, jąkato: Francuzki i Szwedzki, nieomie- szkały przesłać mu, z tej okoliczności, wyrazów życzliwego spółczucia; a ostatni udzielił mu upoważnienie, aby postąpił z winowajcami jak mu się tylko podoba, nieodwołując się do żadnej innej władzy, czy w ukaraniu, czy w drodze łaski.

Leszczyński byłby całą tę sprawę puścił w niepamięć, gdyby go nie przekonano, iż przez wzgląd na własną godność, powinien z jednej strony oddać rzecz zwykłemu bie­gowi sprawiedliwości, z drugiej, przypomnieć przynajmniej Cesarzowi Niemieckiemu nie­porządek i nadużycia, jakie się dzieją w pań­stwach zostających pod jego zwierzchnictwem. Napisał więc iist do Cesarza, w którym, uża­lając się na wyrządzoną mu napaść, prosił o skuteczniejszą na przyszłość opiekę.

Lećz jeżeli Stanisław niebrał tak dalece do serca zaszłej przygody, inaczej się działo z jego rodziną. Kobiety niepocieszają się tak łńtwo po nieszczęściu, chociażby z niego żadne

złe nie wynikło. Sama myśl, jak mało brako­wało do tego, ażeby zbrodnia została spełnioną, zatruwała ich spokojność. Zastanawiając się nad przyszłością, trapiły się uwagą, jak mało strzeżone są granice kraju, służącego im za przytułek; jak łatwo zatem zamach, raz zni­weczony, powtórzonym być może. — Stanisławie

mawiała nieraz do męża Katarzyna Opa­lińska — wiesz jak jestem wyrozumiałą, jak się wystrzegam rozpaczy w przeciwnościach. Łaskawa Opatrzność czuwa widocznie nad two- jem życiem; wywiodła cię z niejednej toni, ale Pan Bóg, tylko strzeżonego strzeże. Wię­ksza część złoczyńców uszła rąk sprawiedli­wości; mają silnych protektorów, kto wie czy nieupatrują sposobności powetowania tego co się im raz nieudało; niewypadałożby pomyśleć

o wyborze innego dla nas miejsca, w którem- byśmy pewniejszej doznawali opieki? Pomnij na to, że Pan Bóg wysoko, a Król Karól daleko!

Trzyletni pobyt Leszczyńskich w Dwtimo- stach, rozszerzył był przyjacielskie ich koło; dał im sposobność pozawierania wielu nowych znajomości. Rozmaici książęta i panowie Rzeszy

Niemieckiej, a była ich tfówczas liczba nie­mała, ubiegali się o zaszczyt uczęszczania do ich domu. Jednych wiodła ciekawość jaką zawsze wzbudza król nieszczęśliwy, drugich chęć poznania rodziny, którą wiatr przeciwny zapędził w tamte strony, jakby dla przydania im nowej ozdoby. Wysoka mądrość ojca, su­rowe cnoty matek, wzorowe wychowanie córek i ich niepospolite wdzięki, wszystko to razem ■wzięte, stanowiło silny powab dla niejednego gościa. Miasto Dwumostów leżało o cztery mile od granicy Francyi, przyjeżdźąło więc do niego i wielu panów Francuzkich, dla których, jak sobie łatwo wystawić można, najchętniej się otwierały podwoje domu Leszczyńskich. Z pomiędzy tych ostatnich, najczęściej ich odwiedzał Armand Gaston Książe de Rohan, Kardynał, Wielki Jałmużnik dworu i Biskup Strasburski. Rohanowie, wiodąc swój począ­tek od udzielnych niegdyś książąt Bretanji, liczyli się do rzędu najświetniejszych rodzin Francyi. Ta ich gałęź, która została wierną katolickiemu kościołowi, tojest gałęź Rohanów Guemene, używała na dworze Francuzkina Król wygnaniec. T. I. 6

wielkiego znaczenia. Kardynał Armand, mąż piękny, światowo wykształcony i w sprawach politycznych biegły, taką sobie zjednał wziętość, iż godność kardynalską i Infułę Strasburską, przynoszącą 400,000 liwrów dochodu, zrobił dziedziczną w swym rodzie40). Co do jego opinji polityczno - religijnych w sporze, jaki wówczas dzieliło duchowieństwo Francuzkie, Kardynał de Rohan, acz wychowaniec Kardynała de Noailles, naczelnika Jansenistów, trzymał się strony Jezuitów czyli Molinistów, nie tyle przez wewnętrzne przekonanie, ile przez obawę stracenia łask dworu, które mu zawsze obie­cywał ojciec Tellier spowiednik Ludwika XIV. Mieszkał zwykle w Sawern, miasteczku prze- znaczonem oddawna na rezydencyą Biskupów Strasburskich i leżącem o dwanaście mil od Dwumostów na połowie drogi do Strasburga. Bywając u Leszczyńskich, jako sąsiad, tak się w nich z czasem pokochał, że z uprzejmego gościa, zamienił się w domowego ich przyja­ciela. Kardynał de Rohan zapraszał nieraz Leszczyńskich, aby go odwiedzili w Sawern, gdzie miał wspaniały pałac; ale rozmaite oko-

liczności, niedozwalały im dotąd odważyć się na tę wycieczkę. Po odkrytym więc spisku na życie Stanisława, ponowił swe prośby, prze­kładając, że jeżeli kiedy to teraz, czy dla bez­pieczeństwa, czy dla rozerwania się po do­znanych troskach, powinniby obdarzyć go swą łaską. Ręczył, że nietylko jeden, ale i trzy dwory królewskie pomieścić u siebie potrafi.

Stanisław długo się opierał naleganiom ro­dziny, ale nareszcie uznał, iż należałoby korzy­stać z zaprosin Kardynała, choćby tylko dla tego, żeby go wybadać o intencyach rządu Francuzkiego, na przypadek gdyby mu przy­szło uciec się pod jego opiekę. Zleciwszy więc Poniatowskiemu zebranie sądu wojennego na ujętych winowajców, i śledztwo wszystkich sprężyn dokonanego zamachu, zabrał żonę, córkę i pojechał pod eskortą do Sawem. Matka, Anna z Jabłonowskich, jako osoba obciążona wiekiem i mniej zdolna do fatyg podróży, pozostała w domu.

6*

Digitized by Google

ODWIEDZI*! U S^SUDA.

Kardynał przyjął Leszozyńskich z prawdziwie królewską gościnnością, przeznaczająo im jedno skrzydło pałaou, do iob własnego użytku. — Musiałeś Wasza Król Mość — rzekł do Sta­nisława na samym wstępie — odebrać jut akt pożałowania od mego dworu, z powodu zbrodniozego na jego żyoie zamachu, za którego odwrócenie niech będą dzięki Opatrzności. Ja pierwszy, Księciu Regentowi o tern zdarze­niu doniosłem.

Odebrałem, Mości Kardynale — odparł Stanisław, domyślająo się zaraz, że ten do­wód spółczucia najpierwszego z dworów Eu-

ropy, winien jestem życzliwym chęciom Wa­szej Przewielebności.

Miło mi dodać Mości Królu, iż jestem upoważniony oświadczyć Waszej KMości, że gdybyś %ię niewidział bezpiecznym w dotych­czasowym swoim przytułku, Francya otwiera mu swoje granice, i książę Regent rad będzie bardzo, jeźli mu podasz sposobność, stania ci się w czemkolwiek użytecznym.

Ani się spodziewał Stanisław, że się tak prędko dowie o rzeczy, którą dopiero ostrożnie wybadać zamyślał, bardziej przez ciekawość, niż przez chęć z niej korzystania. Słowa Kar­dynała przejęły żonę i córkę niewymowną radością; ale, nienawykłe uprzedzać wyroków ojca w sprawach politycznych, westchnęły tylko głęboko, patrząc z ciekawą trwogą, co też na tak pomyślne oświadczenia Kardynała, odpowie.

Ofiara księcia Regenta — rzekł z po­wagą Stanisław — jest nowym dowodem sta­tecznej przyjaźni Francy i ku mojej osobie; oświadcz mu za nią, )fości Kardynale, moją najczulszą wdzięczność. Ale co się tycze

zmiany mego dotychczasowego przytułku, o tej, w dziesiejszem położeniu rzeczy, ani myśleć nie- powinienem. Gdybym szedł za popędem mego serca, niewahałbym się ani chwili: moja i żony mojej sympatya ku Francyi jest już odwieczną rodzin naszych puścizną. Jeden Leszczyński i jeden [Opaliński jeździli w XVI. wieku do Paryża, ofiarować koronę Polską Henrykowi Walezyuszowi. Są jednak obowiązki, które nakazują milczenie wrodzonym upodobaniom. Nie byłożby to lekceważeniem dobrodziejstw najszlachetniejszego mego przyjaciela i sprzy­mierzeńca, gdybym szukał opieki w innym kraju; niebyłożby to ubliżać jego sprawiedliwej dumie, gdybym się nieczuł bezpieczny w pań­stwach berłu jego uległych? Wszakże mam przy boku straż dostateczną, i niechodziłoby teraz o nic więcej, jak o zachowanie jeszcze tych lub owych ostrożności. Wreszcie wia­domo Waszej Przewielćbności, iż lubo przy­szłość moja zależy od wyroków boskich, nie- powinienem się sprzeciwiać polityce Najjaśniej­szego Króla Szwedzkiego, któremu wiele za­leży na tem, ażebym zachował prawa do ko­

rony Polskiej. Tej polityki, niestety, niepo- dziela książę Regent!

Wszystkie powody Waszej KMośći — od­rzekł Kardynał — uznaję arcy-sprawiedli- wemi. Kiedy Najjaśniejszy Król Szwedzki, z tak gorącem sercem popiera sprawę Waszej KMości, nienależy się wdawać w zbyt ścisłe ocenienie jego dobrodziejstw. Co się tycze polityki księcia Regenta, wiadomo aż nadto WKMości, że w ogólności polityka państw zmie­nia się ze zmianą ich interesów. Dziś alians z Hiszpanią jest dla Francyi niepodobieństwem. Król Hiszpański czyha na koronę Francuzką; książę Regent musi się starać o przyjaźń Anglji, jej nieprzyjaciołki, a ztąd niemoże po­chwalać planów Króla Szwedzkiego, które się wiążą z przywróceniem na tron Stuartów. Położenie dzisiejszego Króla Anglji jest toż samo, co i położenie księcia Orleanu; i jeden i drugi obawia się pretendenta; muszą więc wspierać się nawzajem. Dlatego jednak Francya nie- przestanie udzielać przytułku królom nieszczę­śliwym. To co zaszło z Kawalerem St. Georges niepowinno zastraszać Waszej Król. Mości.

Wzgląd na przyjazne stosunki dyplomatyczne z Anglią niepozwalał Francyi dawać schronie­nia pretendentowi.

Ludwik XIV. Mości Kardynale działał z Stuartami inaczej a przecież stosunków dy­plomatycznych z Anglią niezrywał. Ojciec ś. jest także świeckim monarchą, zna się także na obowiązkach, jakie sobie nawzajem winny ga­binety, a przecież nieobawia się udzielać Ja­kubowi Stuartowi opieki, którą nakazuje pro­ste uczucie ludzkości.

Za Ludwika XIV. interes Francyi był inny, dzisiaj jest inny. Niemyślę tu robić po równania, ale czy Wasza Król. Mość rozumiesz, że i Ojciec ś. obstawałby dziś tak głośno za prawami pretendenta, gdyby go do dynastyi Stuartów niewiązał interes Kościoła ? Interes i zawsze interes Mości Królu, to jest zasada dzisiejszej polityki; sympatye są niczem, biada temu kto na nie rachuje. Sprawa Waszej Król. Mości w tem właśnie jest lepszą, że się mesprzeciwia interesowi Francyi. Książe Re­gent pragnąłby jak najszczerzej widzieć Waszą KMość na tronie Polskim, niepochwala tylko

dróg, jakiemi mocarstwa północne chcą d go dziśiaj przywrócić. Nieidzie jednak zatem, aieby tenże sam cel niemógł być osiągniony w inny sposób.

Dzięki uprzejmości Kardynała, Leszczyńscy pędzili w Sąwern życie niezmiernie przyjemne. Dom ich urządzony był z wytwornością i elegancyą właściwą panu wielkiego imienia, wielkiej fortuny i wielkiej znajomośd świata. Zbytek i bogactwo sprzętów, obfitość wygód, pompa dworu, ogrody, teatr, balet, orkiestra, stajnia, łowiectwo, nieustępowały wersalskim. Kuchnia Kardynała tak była wykwintną i sła­wną w całej Francyi, że w złośliwych kary* katarach owego czasu, niewystawiano go ina­czej, jak w postaci kuchmistrza. Gościnny gospodarz wziął sobie za obowiązek, odwie­dzać codziennie dostojnych podróżnych i pytać

o program na dzień cały, co do nabożeństw, zatrudnień, przechadzek i zabaw. Leszczyńscy witali go zawsze z uszanowaniem, jakie się tak wysokiej głowie duchownej należy. Kardynał cofał rękę przed czołobitnością głów ukorono­wanych, ale z najżywszą radością podawał ją

Maryi, której powaby i przymioty wprawiały go w zachwycenie i którą zwykł był nazywać, lubym swoim aniołkiem. Pobyt Leszczyńskich w Sawern sprowadzał tam mnóstwo cieka­wych, i Kardynał miał zwyczaj przedstawiać królestwu znakomitsze osoby, które przy­jeżdżały z hołdem uszanowania.

Dnia pewnego Leszczyński siedział w sa­lonie z żoną i córką, słuchając książki którą czytała ta ostatnia, kiedy mu odźwierny za­meldował Księcia de Rohan.

Prowadzę Waszej KMości gościa — rzekł Kardynał wchodząc — którego odwiedziny niebędą mu zapewne niemiłe.

Wszedł za nim młodziutki kawaler, słu­sznego dość wzrostu, świeżej i rumianej twarzy; w dużej jasnej peruce, szafirowym aksamitnym fraku o szerokich połach, wyszywanym w złote palmy, i gwiazdą orderową na piersiach. Spo­dnie miał tejże barwy co suknia, buchciaste

i spięte u kolan złotym galonkiem w kokardę; Kamizelkę białą, atłasową, haftowaną złotem; z tyłu szpadę. Na szyi, piersiach, u rąk i kolan, bieliły mu się śnieżne muśliny i koronki

a na nogach, jedwabne o złotych klinach poń­czochy. Ciżray a la Henri IV. czarne, lakie­rowane, kwadratowo obcięte u palców i na czerwonych safianowych obcasach. W jednem ręku trzymał trójgraniasty kapelusik, obszyty złotym galonkiem i plumażem; w drugiem, wy­soką trzcinę ze złotą długą skówką. Po tym całym stroju widać było, ie się ubrał z wiel- kiem staraniem i wedle najświeższej mody dworskich kawalerów.

Stanisław powstał z krzesła, Katarzyna Leszczyńska oddała ukłon z ową wesołą uprzej­mością , z jaką się wita znajome i dostojne, młodego wieku osoby, a Marya, jakby prze­straszona niespodziewaną wizytą, zarumieniła się, sama niewiedząc dla czego.

Najjaśniejszy Panie — rzekł młodzian, podając rękę Stanisławowi — skoro tylko doszła do Rastadt przerażająca Wiadomość o niecnym napadzie na osobę Waszej KMości, niemogłem przenieść na sobie, żeby niepo- spieszyć do Sawem, ze złożeniem mu hołdu mego, żalu i razem powinszowania. Jeźe- lim z jednej strony dziękował Bogu, za ura-

towanie Waszej KMości z tak wielkiego nie­bezpieczeństwa; z drugiej, niemogłem nieubo- lewać nad strapieniem, jakie musiało dotknąć, przywiązane serca, tylu drogich mu istot.

Tu potoczył cokolwiek pomięszanem okiem na żonę Leszczyńskiego i córkę, a tak za­kończył :

Wasza Król. Mość pozwoliłeś mi liczyć się do rzędu swoich wielbicieli i przyjaciół; mam nadzieję że niepoczytasz kroku mego źa natręctwo. Matka moja i siostra, zleciły mi także złożyć WTaszej KMości wyrazy ich rzetel­nego spółczucia.

Gzy to ostatnie zlecenie było tak szczere, jak je odnosił młodzieniec, czytelnik wymiarkuje z późniejszych okoliczności.

Grzeczność Wasza, Mości Margrabio Ba- deński — odpowiedział Stanisław — przej­muje mnie ku niemu najżywszą wdzięcznością. Gzy to się godzi t podejmować tak daleką po­dróż , żeby tylko pocieszyć słówkiem przy­jaźni króla tułacza 1 Wszak to ztąd do Ra- stadtu przeszło mil 45. Wasza Wysokość da­jesz mi dowód życzliwości, którą sobie głęboko

zapiszę w pamięci. Kto w tak młodym wieku zwiastuje piękne uczucia, pokazuje, ie jest nie­odrodnym potomkiem swych przodków. Do­stojny dom Waszej Wysokości, podbił sobie już oddawna mój szacunek. Młodym jeszcze będąc, niemogłem się dość nasłuchać wyrazów czci i uwielbienia, z jakiemi się oświadczał Król nasz Jan 11L względem nieboszczyka ojca Waszej Wysokości, Margrabi Ludwika Wilhelma. Unosił on się nad jego walecznością pod Wie­dniem, nad jego zdolnością i talentami; nazy­wał go Pyrrusem i Cezarem naszych czasów; a świadectwo takiego króla, nie było czczem pochlebstwem. Kto wie czy Polska niebyłaby szczęśliwszą, gdyby mu dała była odzierżyć berło Sobieskiego, aniżeli pod berłem mego dzisiejszego współzawodnika a nawet i mojem własnem. Mówię ci to szczerze Mości Mar­grabio 41).

To powiedziawszy wziął Margrabiego za rękę i posadził przy żonie i córce, sam zaś, przystąpiwszy do Kardynała, ujął go pod ramię

i zaczął £ nim przechadzać się po sali.

Poczciwe też to- chłopczysko — rzekł

półgłosem do Prałata — daje dowód wielkiej odwagi, okazując mi w dzisiejszych okoliczno­ściach tak serdeczną przyjaźń.

Zacny młodzian — odpowie Kardynał — zawiedzie może przysłowie: że wielcy boha­terowie niezostawują podobnych sobie po­tomków; ale mnie się wszystko zdaje.... (tu zmrużył figlarnie oko, poglądając na Stanisława) że go tu coś więcej ciągnie niż przyjaźń ku WKMości.

Wiem do czego zmierzasz Mości Kardy­nale; tak jest w rzeczy samej. I mnie nie- tajno, że ów młodzieniec wzdycha skrycie ku mojej Marychnie. Poznali się będąc jeszcze dziećmi; ale wiadomo Waszej Przewielebńości, że córy Polskie odbierają wychowanie, które już wyszło z mody w polerowniejszych kra­jach. Młoda białogłowa nieoddaje serca, jak tylko temu, który z pewnością będzie jej mę­żem; a jeźli ją mimowolnie jaka przedwczesna skłonność ogarnie, tłumi ją w sobie bez sze­mrania.

Bogdajby tak wszędzie było, Najjaśniej­szy Panie! Przecież niewidzę powodu, dla

czegoby niepobłażać stosunkowi, który się za- więzuje w tak przyzwoity sposób. Czy uwa­żałeś Wasza Król. Mość mały rumieniec na licach Maryi?

To skutek dziewiczej skromności, bardzo naturalny w młodej osobie na widok przyja­ciela jej lat dziecinnych. Co do mnie, Mości Kardynale, kto niema innego skarbu na świe- cie, jak jedynaczkę córkę, ten się z nią nierad rozstaje tak wcześnie, chyba w przekonaniu, że będzie niezawodnie szczęśliwą. Wszakci to ona liczy dopiero rok piętnasty, a on rok siedmnasty!

Nasz Monarcha, Mości Królu, ma dopiero lat ośm, a już mu szukają żony i ręczę że nie będzie zbyt długo na nią czekał. Jestto może niedobrze kojarzyć zbyt młode stadła i budzić przedwcześnie głos przyrodzenia, ale wiadomo Waszej KMości, że domy panujące muszą się trzymać innych prawideł. Dobro kraju, przeważa względy stanu!

Właśnie też tych przeważnych względów stanu w obecnym przypadku niewidzę.

Możeby się to znalazło, Mości Królu.

Młodzieniec zna historyą swego domu. Kto wie, czy syn niemarzy o tem samem co i oj* ciec. Tamten się zalecał narodowi Polskiemu sławą osobistą, ten chce może oprzeć swe prawa na związkach z córką Waszej KMości.

Żałowałbym go bardzo, gdyby się łudził podobnemi nadziejami. Cóż pomogło Elektorowi Bawarskiemu, że był mężem córki Sobieskiego? A w każdym razie, czy Wasza Przewie- lebność rozumiesz, że matka Margrabiego ze­zwoli na podobny związek syna? Był czas, kiedy miałem o niej inne mniemanie. Mar­grabina bardzo pokochała moją córkę; zabrała mi ją prawie gwałtem na kilka miesięcy do swego domu i wszystko zapowiadało, że ją chce kształcić na przyszłą swoją synowę. Ale od kilkunastu miesięcy wszystko się zmieniło, zerwała z nami zupełnie, jakby się wstydząc poprzednich stosunków; musi mieć zapewne świetniejszy los dla syna na widoku. Powia­dają że Cesarz Niemiecki chce go żenić z So- bieską. Być może. Królewicz Jakub bogaty, ja, bannita, pozbawiony osobistej fortuny, nie- mam innego pasagu dla córki, jak dobre

imie i pamięć wielkich prześladowań i nie­szczęść !

Wasza córka, Mości Królu, niepotrzebuje innego posagu nad ten, którym ją obdarzyła opatrzność, i którego jej nikt nieodejmie. Nie bierz mi to Wasza KMość za pochlebstwo, ale istota łącząca w sobie tak rzadki zbiór wdzię­ków i przymiotów, godną jest zasiąśdź na pierwszym tronie Europy.

Być może, Mości Kardynale, jednak jestem pewny, ie Margrabina Badeńska niepo- dziela już jego zdania, i gdyby się dowiedziała, iż chcę zachęcać młodego Księcia w jego skłon­nościach do mojej córki, przypomniałaby mi niezawodnie, jak niegdyś mój współzawodnik Lubomirski, że do mojej koronacyi, użyto po­złacanych insygniów42). Mógłbym wszakże okazać Margrabinie, że i w moim domu bły­szczy mitra Książąt Rzeszy Niemieckiej, a drzewo mego rodu sięga może wyżej, niż drzewo Mar­grabiów Badeńskich 43).

Kogo raz Kościół namaścił znamieniem majestatu, ten już nietraci charakteru boskiego pomazańca. Jak grzech ludzki niemaże chrztu,

Król wygnaniec. T. I. 7 ^ ,

Digitized by VjOOQll

tak przeciwność losu niezaciera przywilejów łaską bożą uświęconych. Wszakże uwagi Waszej KMości co do Margrabiny zdają mi się arcy-słuszne. Jestto w rzeczy samej kobieta pełna dumy* i owej lodowatej nadętości, która cechuje drobne Książęta Niemieckie, Rzą­dząc krajem, majątkiem i umysłem małoletniego syna, niedozwoli mu tak prędko wycofać się z więzów opieki, dioćby nawet skońozyły się jej prawa. Niewiem gdzie szuka małżonki dla syna; ale co do córki, wiem, że jej myśli sięgają dosyć wysoko. Ma straszną ochotę na syna naszego Księcia Regenta. Jestto książę, który najbliżej stoi tronu ; zdrowie naszego Króla bardzo niepewne; wyroki niebios są nieprzewidziane; i ręczę że już sobie marzy

0 szczęściu córki na trouie Francuzkim. Te marzenia podnoszą jej dumę, ale jeżeli jej plany obrócą się w niwecz, kto wie, Nąjjaśniejszy Panie?.... rozpaczać nienależy.

Młody Margrabia Badeński zajmował się tymczasem rozmową z żoną Leszczyńskiego i córką; opowiadał im o stanie zdrowia matki

1 siostry, o swoich zatrudnieniach i rozrywkach.

wypytując o szczegóły spisku i t. p. Młodzie­niec atoli w tym wieku, w towarzystwie po­ważniejszych osób, niema wiele wątku do roz­mowy. Nieprzeciągnął więc odwiedzin nad czas jaki zakreślała przyzwoitość. Pożegnał Leszczyńskich, raczej przez nieśmiałość, niż przez brak upodobania w dłuższej u nich bytności. Uniósł z sobą żywsze jeszcze uczucia, niż te, z któremi był przyjechał, nieumięjąc inaczej wynurzyć ich Maryi, jak rumieńcem, który wy­stępował na jego lica, ilekroć razy odważył się przemówić do niej słowo. Odjeżdżając, marzył o swojem przyszłem szczęściu , ale z bolesnem przekonaniem, jak mała jest na dzieją przebłagania przeszkód, tamujących speł­nienie jego życzeń.

y.

ROZMOWA DWÓCH ŁUDZI STANU.

Leszczyńscy bawili w Sawern przez cały mie­siąc. Kardynał wszelkich dokładał usiłowań, żeby ich u siebie jaknajdłużej zatrzymać i pod rozmaitemi pozorami, potrafił odwlekać ich odjazd od dnia do dnia. Im więcej pozna­wał Stanisława, tym większym przejmował się ku niemu szacunkiem, tym więcej podzi­wiał w nim światło, rozsądek i głębokie po­jęcia skończonego męża stanu. Często z mów* potocznych przechodzili do przedmiotów po­ważniejszych , zastanawiali się nad polityką mocarstw Europy, nad stanem Polski, nad jej niedolą, nad sposobami nawet wydżwignienia jej z dotychczasowych niebezpieczeństw i utra­

pień. Rozbierali kolejno jej formę rządu, jej prawodawstwo, jej finanse; a lubo po większej ozęści zgadzali się w zdaniach, nieraz jednak zdarzało się Stanisławowi prostować opinią cudzoziemca, sądzącego o wielu rzeczach z ksią­żek, pisanych częstokroć przez ludzi niepojmu- jących ducha i wyobrażeń Polski.

Gdy dnia pewnego wpadli na materyą bie­żących zdarzeń w Polsce, na rosnącą niechęć narodu ku Królowi Augustowi, rzekł Kardynał:

Król August winien panowanie swoje szczęściu oręża i interwencyi silnych sprzy­mierzeńców. W dzisiejszym stanie stosunków Europejskich, niewidzę dla Waszej KMości innej drogi powrotu na tron, do którego tyle nabyłeś praw, jak po śmierci Króla Augusta, jeżeli ci opatrzność przeżyć go dozwoli. Polacy, poznawszy przymioty WKMości i doświadczy­wszy gorzko, co to jest mieć Króla cudzo­ziemca , niezawodnie się ku Waszej KMości obrócą. O przyszłość twoją miłościwy Królu jestem zupełnie spokojny; nie o nią się tro­szczę, ale troszczę się o co innego: o byt twego narodu, owego narodu, którego przy­

mierze tak jest pożądanem dla Francyi. Nie, Najjaśniejszy Panie, daruj moją otwartość, ale Polska w takim stanie jak jest, istnieć żadną miarą niemoże. Qui ne peut se gouverner — mówi Vico — obéira, et aux meilleurs Vempire du inonde. Bo spojrzyjmy tylko na to, co się w niej dzieje od lat kilkudziesiąt 1 Czyż to nie rozpacz, aby kraj tak piękną mający przeszłość; kraj, któremu jeograficzne położenie tak wspa­niałą wskazuje missyą; kraj, w którym osobiste męztwo obywateli przeszło niejako w przy­słowie; aby, mówię, kraj taki przedstawiał obraz nieustannych rewolucyi, nieładu, spu­stoszenia, ubóstwa, niemocy i najopłakańszej obojętności na pierwsze narodów dobro, to jest na ubezpieczenie swej niepodległości? Sama ta okoliczność, że w gabinetach zagranicznych mówią o jego podziale, jako o rzeczy zwyczaj­nej, że bezkarnie układają plany jego podboju, niejestże przepowiednią jego zguby? Co zna­czy byt, którego wywrócenie zależy tylko od zgody sąsiadów ? Polska w dzisiejszym kształ­cie swojego rządu, a raczej nierządu, jest ana­chronizmem w Europie. Nietylko niepostępuje

na przód, ale nawet cofa się w tył. Nazwał* bym ją Turcyą chrześcijańską, w tern nie­szczęśliwszą od pogańskiej, ie tamta, stanowiąc ważniejszy punkt dla Europy, dłużej zapewne będzie konała. Król August wielką powiedział prawdę, Mości Królu, ustępując ci niegdyś swojego tronu« Uważaliśmy wszyscy ironią następujących słów jego powinszowania: «źy- «czy my Waszej KMości, ażebyś znalazł mniej «wiarołomnych poddanych, aniżeli my; mu, któ- «rym większa ich część, za tyle dobrodziejstw, «wypłacała się samą niewdzięcznością **).» Pamiętam i odpowiedź Waszej Królewskiej Mości: wytknąłeś mu zręcznie, źe nieszanował praw; a jednak w cóż się obróciła ta wierność, na którą rachowałeś? Mógłbyś dziś odwrócić słowa Króla Augusta do niego samego i po­kazać mu, źe obadwa niemacie się o co tak dalece dobijać.

Słucham cierpliwie — odrzekł Stanisław

ostrego twego o nas sądu, Mośoi Kardynale, bo wiem że niepochodzi, jak u wielu innych, z rasowej ku nam nienawiści, ale ze szczerej przychylności. Powtarzasz wreszcie to, co już

nieraz przepowiadało memu narodowi z wy­sokości tronu wielu moich poprzedników. Dla tego też przedewszystkiemi odpowiedzieć ci muszę tem tylko życzeniem utinam falsas sic vates! I ja się zbytnie przyszłością naszą niełudzę; i ja jestem zdania, iż nas przy ży­ciu utrzymuje szczególniejsza jakaś łaska opa­trzności, bo wszystko czynim, żeby upaść. Niepotępiaj nas jednak, Kardynale, bezwarun­kowo, ani rozpaczaj przedwcześnie. Są w na- szem łonie obyczaje i cnoty, częstokroć przez cudzoziemców niepostrzegane, któremi chełpić się jeszcze możemy nad inne narody. Forma jest zła, ale grunt dobry; a gdzie grunt dobry, tam zręczny architekt wznieść jeszcze może trwałą budowę,

Uchowaj mię Boże, Mości Królu, abym chciał uwłaczać wielu szacownym przymiotom Jego rodaków. Przyznaję, że macie jeszcze zalety, którychby wam pozazdrościć mogły inne oświeceńsze od was narody. Dość spoj­rzeć na bogobojny i patryarchalny dom Waszej KMości. Ilekolwiek znałem Polaków, ujmo­wali mnie wszyscy polorem obycząjów, szla­

chetnością uczuć, bystrością umysłu; ale przy­znam się szczerze, że wolałem ich widzieć za granicą, niż na sejmikach i sejmach. Przy­znaję im ogromny zapas cnót domowych, ale niestety! odmawiam publicznych. Dlatego też lubię Polaków, ale nielubię Polski; ma się rozumieć Polski w dzisiejszym jej stanie. Mi­nęły już czasy feudalne, Mości Królu, system odosobnienia ustąpił systemowi równowagi, i byt polityczny stał się pierwszym celem tro­skliwości narodów. Kto tej prawdy nieczuje, kto niechce iść z duchem wieku, winny czy uiewinny, musi ustąpić; dla niego niema miej­sca w Europie. Każdy naród powinien być albo groźny nieprzyjaciołom, albo użyteczny sprzymierzeńcom. Polska nie jest ni jednym, ni drugim. Dla nieprzyjaciół stanowi dom zajezdny, do którego każdy bezkarnie zagląda; dla sprzymierzeńców nieprzedstawia żadnego organu, z którymby można bezpiecznie w pou­fne wchodzić stosunki; żadnego systematu, na któryby można z pewnością rachować. Jest — to jedyny kraj w Europie, który istnieje bez żadnej myśli politycznej. Czyż może być fa-

lalniejsze prawo jak to, któreście za Sobie­skiego przez nienawiść ku Francyi postanowili, zakazując Posłom cudzoziemskim dłuższego u was pobytu nad trzy miesiące?

Pamiętam, pamiętam, Mości Kardynale, sejm ten odbywał się pod laską ojoa mojego Rafała. Ale bo też i poseł waszego Króla Imci Margrabia de Vitry, nadużył cokolwiek urzędowego swego charakteru, wdawając się w intrygi obrażające naród45).

Niewchodzę w przyczyny, ale czyż to nie jest samobójstwem, oddzielać się murem chińskim od reszty świata, zrywać związki ze wszystkiemi, gardzić obecnością obcych u siebie, i niechcieć wiedzieć co się dzieje gdzieindziej? Myślałby] kto, że Polska przez to będzie wolną od zagranicznych prze­kupstw. Wiesz Mości Królu co o tem sądzić? U nas bierze, jeden u was biorą wązyscy. U nas ksiądz Dubois (niech to zostanie między nami), pobiera od Anglji za alians Francuzki 900,000 fr. rocznej pensyi; u was osobno trzeba płacić Pana Prymasa, osobno Pana Hetmana , osobno Pana Wojewodę, a

wszystko pieniądze najczęściej wyrzucone za okno. Ile to nas kosztował Prymas Ra­dziejowski za obietnicę popierania kandydata Francuza? a przecież cóż nam z tego przyszło? pokazało się potem, że skórka na buty brał pieniądze i od Sasa46).

Co do tego Jegomości mógłbym i ja powiedzieć słówko.

A więc widzisz Mości Królu, że mówię prawdę. U nas sprzedają sumienie z wolnej ręki, u was przez licytacyą. Nietyle jednak szkodzi krajowi brać pieniądze za użyteczny traktat, jak sprzedawać ojczyznę temu, kto da więcej. I ta to jest różnica między przekup­stwem monarcbicznem, a tak zwanem re­publikański em. Idźmy dalej, Mości Królu. Polakom zawsze się zdaje, że mają tylko do walczenia z Tatarami i Kozakami; do tej tylko potrzeby stosują swoje instytu- cye, niepomni, że więcej im grozi postęp moralny cywilizacyi Zachodu, niż pograni­czna swawola barbarzyństwa. Polska nie- chce ni dyplomacyi, ni wojska, ni pienię­dzy w skarbie, niewiedząc, że w dzisiejszych

czasach, na tych trzech potęgach stoi bezpie­czeństwo państwa. Niewinuję ja tu Polskich Królów; ile mi wiadomo wszyscy poprzednicy Waszej KMości chcieli dobrze: ale co może dobra wola bez władzy jej wykonania ? Francya niepochwalała nigdy wyprawy pod Wiedeń; naszem zdaniem jest inny nieprzyjaciel gro­źniejszy chrześcijaństwu aniżeli Turcya; gdyby jednak Sobieski tego dokazał na czele innego narodu, co dokazał na czele Polaków, czyżby nietrząsł nietylko Cesarstwem Niemieckiem, ale

i całą Europą? Miasto tego, coż zyskał?

Nieśmiertelne imie w historyi i świa­dectwo spełnionej powinności szlachetnego są­siada i prawego chrześcijanina.

To bardzo pięknie, Mości Królu, ale Waszej KMości dobrze wiadomo, że polityka niepojmuje zasług bez korzyści dla kraju. Nie- odzyskaliście nawet tego co było wasze. Czyż umierającemu Sobieskiemu nieurągali sami Po­lacy, mówiąc: «Ocaliłeś Wiedeń, a nieodebrałeś Kamieńca 1» jak gdyby ta niemoc, jego była winą. Organizacya Polski na to tylko zdaje się stworzoną, żeby Królom zostawiać możność

źle czynienia nie zaś dobrze. Cała polityka narodu zależy na tem, żeby ich ustawicznie drażnić i w ciągłem utrzymywać podejrzeniu. Często słyszę o patryotyzmie Polaków; kto wie, czy ów patryotyzm niejest raczej miłością zachowania nierządu, niż miłością zachowania ojczyzny ? W każdym kraju znajdują się zdrajcy, ale czyż który naród opuścił tak ha­niebnie . swojego Króla, jak Polska nieszczęśli­wego Jana Kazimierza za poprzedniej wojny Szwedzkiej ? Prócz waszego bohatera Czar­nieckiego, siłaż to Wasza KMość naliczysz ta­kich, którzy pozostali wierni jego chorągwi.

Niechwalę czynu, Mości Kardynale, kładź jednak i to na szali, że Karol Gustaw łudził naród obietnicami zachowania mu swo­bód i narodowości. Poznawszy jego obłudę, wrócili pod rządy prawego Króla z tym samym pospiechem, z jakim go opuścili.

Koniec uczciwy, Mości Królu, ale co znaczy patryotyzm, co za lada słówkiem zgina kolano przed nieprzyjacielem ojczyzny? Czy to raczej nie uświęcenie , samolubnej zasady: ibi patria ubi bene? U nas zowie się to

zdradą. Nie, Mości Królu; kto dla ocalenia ojczyzny nie umie poświęcić osobistych korzy­ści, wolności nawet, ten niema prawa zwać się miłośnikiem dobra pospolitego. Rzecz dzi­wna ! Polacy z przyrodzenia pobożni, poczciwi, odważni, hojni, wspaniałomyślni, okazują się samolubami jako obywatele. Ta sprzeczność przekonywa mię, że samolubstwo nie jest winą ich charakteru, ale winą ich instytucyi, i zgadzam się z Waszą KMością: że na dobrym gruncie, dadzą się jeszcze zaprowadzić zba­wienne poprawy; trzeba tylko wiedzieć gdzie leży lekarstwo. Według mnie Mości Królu: a deo rex a rege lex, oto jedyna nadzieja ra­tunku; oto artykuł wiary, którego się Polacy oburącz chwycić powinni.

Wszystko, co Wasza Przewielebność mó­wisz o wadach politycznych mego narodu, uważam niestety za słuszne. Któż więcej nad niemi ubolewa jak ja! Co się jednak dotyczę środka ratunku, pozwól, ze niezupełnie podzielę twoje zdanie. Wasza Przewielebność radzisz nam po prostu, rząd absolutny. I Stuartowie chwycili się zasady: a deo rex a rege lex, a

przecież nienajlepiej na niej wyszli. Dom Ha­nowerski uszanował swobody narodu i jakoś nieujął Anglji, ani znaczenia, ani potęgi, W mo­jem przekonaniu, państwa przy rozsądnej wolności mogą się ostać silne i niepodległe. Rzym pod Konsulami żwyciężał, upadł pod rządem Cesarzów. Królem jestem, Mości Kar­dynale, a pod pewnemi warunkami niewyrze- kam się ojca mego maxymy: «wiato pericu- losem, libertatem qmm quietum servitium.» Mówmy z sobą otwarcie: dzisiejszy naród Fran­cuzki moźeż się nazwać szczęśliwym?

Ale żyje, Mości Królu, i bez jego woli żadne działo w Europie wystrzelić nieodwa- ży się.

Był czas kiedy i Polska tej samej nie­mal używała powagi, acz » dawien dawna była wolnym narodem. Prawa nasze nie są złe, Kardynale, zła tylko ich exekucya. Przodkowie nasi założyli doskonałe fundamenta Rzeczypo­spolitej, zasadzając ją injwto aequilürio, między powagą majestatu a władzą praw i prero­gatyw narodu. Chcieli, aby Królowie hamowali wolność, a wolność ambicyą Królów. Rząd

nasz, złożony z trzech stanów, wyobraża jakby symbol Trójcy przenajświętszej. Łączy w so­bie wszystkie formy znanych na swiecie rzą­dów, zabrawszy z nich, co który miał najle­pszego. Monarchicznym jest w Królu, arysto­kratycznym w Senacie, demokratycznym w sta­nie Rycerskim. Określmy tylko wedle dosko nalszych pojęć wzajemne tych stanów attry- bucye, obleczmy je w należyte formy, za­bezpieczmy działalność każdego, ścisłą praw exekucyę; a owa zbawienna równowaga, która była myślą naszych przodków, niebędzie czczem słowem i doprowadzi naród do wiel­kich przeznaczeń. Konstytucya nasza nie tem grzeszy że hołduje wolności, ale że jej nale­życie nieubezpiecza. Cała zatem sztuka nie na tem zawisła, żeby wolność znieść, ale żeby ją obwarować i każdemu przystępną uczynić. Przyznaję, że nagłe zaprowadzenie wolności tam, gdzie jej naród nigdy nieużywał, ciągnie za sobą wielkie niebezpieczeństwa; ale w na­rodzie, który się do niej od wieków przyuczył, który ją wyssał z piersi swojch matek, nie- wzbudza ona podobnej obawy. Snadniej nadu-

życia nierządnej wolności usunąć, niż od razu rządną zaprowadzić. Wszak w doskonaleniu Państw trzeba za coś liczyć i przyrodzony duch narodu.

Wasza KMość zwyciężasz mnie mądro­ścią swych uwag. Zgadzam się na to, że nie- wszystkie narody trzeba mierzyć wedle jednych prawideł. Niezaprzeczysz jednak, że w na­rodzie tak rozhukanym jak Polski, w oczach którego każdy człowiek stanu, radzący poprawy w duchu porządku, okrzyczanym bywa za rojalistę i zdrajcę, wszelkie owe reformy jakie WKMość za potrzebne uznajesz, niemogą iść z dołu ale z góry od tronu. Tron potrzebuje na to i ostrożności i czasu i długiego pokoju; wśród zamięszań rozum niezwycięży przesądu. Pytam się teraz WKMości czy Monarcha Polski może rachować na długi pokój w kraju, gdzie tron jest elekcyjnym, gdzie ta fatalna forma naraża go na peryodyczne rewolucye, spro­wadza mięszanie się obcych, sieje demoraliza- cyą, łechcąc najbrzydsze namiętności i gdzie nowy Elekt, chcąc sobie wziętość pozyskać, musi wywracać wszystko dobre, które poprze- Kró| wygnaniec. T. I. 8

Digitized by Google

dńik rozpoczął? Ja niepojmuję ratunku dla Polski, jak w monarchji dziedzicznej choćby prawami określonej.

Już to naprzód racz pamiętać Kardynale, iż przynajmniej twego zdania powtarzać nie- mogą moje usta. Jestem sam królem ele­kcyjnym i na tytule elekoyi opieram me prawa? Lecz, nie o to tu idzie; wierz mi Kardynale że gdybym widział, że monarchia dziedziczna jest jedynym środkiem uratowania, mojej ojczy­zny, najchętniejbym mój interes dobru pospo­litemu poświęcił. Byłaby to nawet niewielka z mej strony ofiara bo syna niemam. Nie- przeczę, że dziedziczność tronu mądremi pra­wami określona, da się zaprowadzić bez u- szczerbku swobód narodowych; nieprzecżę, że tron dziedziczny nieskończenie wyższe przynosi narodowi korzyści niż tron wybieralny, do­wiodę ci jednak. Mości Kardynale: że w dzisiej- szem położeniu rzeczy nietylko jest w Polsce nie- możebnym, ale nawet niekoniecznym; przede- wszystkiem w każdej rzeczy nie dosyć jest chcieć, trzeba módz; a ja zbyt dobrze znam ducha mego narodu, zbyt szczerą posiadam

ku niemu miłość , żebym miał imać się le­karstw, któreby żadnego pożądanego nieprzy- niosły skutku. Polska uważa wybieralność Królów za najdroższy swój klejnot; trzyma jej się od wieków z coraz większym fanatyzmem, a wiesz Kardynale co to u nas za siła w tem słowie: moribus antiquis! starodawne obyczaje pzrodków!

Słyszałem, słyszałem, Mości Królu, Po­lacy radzi przejmują nałogi, stroje, Wło­skie, Hiszpańskie, Tureckie; ale, jeźli idzie

o naśladowanie co jest w tych narodach do­brego i użytecznego, do tego mają wstręt nie­zwyciężony.

Może i w tem prawda, Mości Kardynale, ale faktem jest niezaprzeczonym, że za elekcyą tronu panuje przesąd powszechny i że ku jej obronie gotowi się rzucić na największe bez­prawia. Pytam się teraz, Mości Kardynale, jakież ma środki Król Polski do przełamania tej zakorzenionej woli narodu, choćby był prze­konany o szkodliwych jej skutkach? Kto go poprze? Czy wojsko? Wojska trzymać mu naród niepozwala. Czy sam naród? na wię-

8*

Digitized by Google

kszość w narodzie rachować niemoże. Snadno było Królom Francuzkim zaprowadzić tron dziedziczny, znajdując poparcie w klassach średnich poważnych liczbą, zamożnych w prze­mysł, bogactwa i oświatę, pragnących prze- dewszystkiem spokojnego i mocnego rządu. W Polsce niemasz takich klass; jest tylko szla­chta rozmiłowana w swych przywilejach do szaleństwa i gmin ubogi i ciemny, obojętny na wszelkie formy rządu, niepojmujący aby którakolwiek z nich zrządzić mogła jaką zmianę w nieszczęśliwym jego losie. Na kimże się momarcha ma oprzeć? Byli królowie, którzy, dając ucho łechczywym pokusom, zamierzali użyć za narzędzie pospólstwo; ale każden zadrżał na wspomnienie następstw tej osta­teczności. Rozhukane pospólstwo jest to oręż obosieczny, który raz zakrwawiony, Bóg wie naczemby się zatrzymał. Król cudzoziemiec, pan dziedziczny obcych krajów, mógłby użyć cudzoziemskiego wojska, ale z naszą szlachtą niełatwa sprawa. Jestto rycerstwo starej daty, nieznające nic więcej jak szablę i lemiesz. Nie zawsze ochoczo spieszy ku obronie kraju,

ale śmiało nadstawia gardła w wojnie domo­wej, lub kiedy idzie o ocalenie zagrożonych swobód. Wszakże i mój spółzawodnik Król August marzył o dziedziczności tronu; spro­wadził na to do Polski dwadzieścia kilka ty­sięcy wojska; miał za sobą Hetmanów, kupo­wał innych magnatów, gnębił kraj kontry- bucyami, niszczył go bez miłosierdzia, żeby swego dokazać. I coż wskórał? Oto zmarno­wał swe wojsko i resztę niedobitków ha­niebnie wyprowadził47), szczęśliwy, jeżeli pod tym warunkiem, zatrzyma berło nad spusto- szonem królestwem. Naród miłujący tak na­miętnie elekcyą tronu, źasługuje nawet na niejakie pobłażanie Mości Kardynale. Elekcya tronu nie jest nadużyciem ale instytucyą, która miała swój czas, swoje miejsce w historyi. Czciła ją niegdyś cała zachodnia Europa. Wszę­dzie ustała tylko przypadkiem, zbiegiem szczę­śliwych okoliczności i Wasza Przewielebność mało naliczysz przykładów, gdzieby naród odstąpił od niej dobrowolnie. Polska w tym tylko winna że się jej trzyma zbyt długo, że niema względu na ducha wieku i widać że

jej potrzeba większego doświadczenia i czasu, kiedy się dotąd o korzyściach dziedzicznego tronu nie przekonała. Radziłbym więc tym­czasowo elekcyą tronu zatrzymać, a wszelkie usiłowania obrócić na to, żeby lepiej urządzić jej formę. Naród łacniej się skłoni do udo­skonalenia zasady niż do jej wywrócenia. Za pierwszy punkt poprawy, kładę oddalenie od tronu kandydatów cudzoziemców. Ich to narzu­cania się i intrygi, ich przekupstwa i gwałty, są główną przyczyną zamięszań w czasie elek- cyi. Oni to zasiewają niemoralność w na­rodzie. Ja tego grzechu niemam na mojem sumieniu, Mości Kardynale; chciałem ujarzmić serca nie wolę narodu. Jeźli mnie popierał obcy sprzymierzeniec, był to sprzymierzeniec szlachetny, który mawiał: a Ja daję, nie biorę korony48).» A dalej, możeż mieć szczerą ku ojczyznie miłość ten, kto się w niej nieurodził? możeż poprawiać jej wady, kto niezna jej języ­ka, obyczajów i ducha? Poświęci on bez mi­łosierdzia jej interes w każdym razie, kiedy tenże okaże się przeciwnym interesowi jego własnego kraju. Polsce trzeba takiego króla

któryby się raczej szczycił wyborem niż uro­dzeniem, któryby obfitował raczej w cnoty, niż w siłę, kolligacye lub dostatki; któryby znając charakter narodu, tak go miarkował iżby mu własne przypisował opinie, z dobrocią znosił pociski, z łaskawością niesmaki, czasem nawet pobłażał samym dziwactwom. — Drugi punkt poprawy zakładam na zmianie formy wyborów. Trzeba żeby elekcye królów, niedziały się jak dotąd pod gołem'niebem, po tatarsku, na koniach, wśród tumultu i wrzawy, ale pod dachem, w sposób przystojny, poważny, ludziom polerownym właściwy. Niechby, naprzykład, jednego dnia w calem królestwie, sejmiki, każdy w swoim powiecie, wybierały kandy­datów; niechby z tych kandydatów, sejm zgromadzony w stolicy wybierał króla, a sama ta forma, zasłoni naród od wielkich zawichrzeń i nieporządku. Tym sposobem, Mości Kardy­nale, i dziedziczność tronu przyszłaby sama z siebie. Z początku byłaby zwyczajem, pó­źniej prawidłem. Tak było w dawnych cza­sach. Niech kto co chce. mówi, Polska ma obyczaje monarchiczne; nietrzeba brać nie­

rządnej monarchji za republikę. Polacy słynęli zawsze przywiązaniem do krwi swoich kró­lów; tego przywiązania nietylko żaden z nich się niewstydzi , ale każdy niem się szczyci. Pod Piastami i Jagielonami stali przy natu- ralnem prawie wybierania królów, a przecież zostawiali tron w ręku ich następców. Nawet później, kiedy campus electoraUs zamienił się na campum marłis, trzymali się tego samego prawidła, a za naszych czasów dali dowód że gotowi są wracać do tych nawet dzieci kró­lewskich, które odsunęła od tronu chwilowa zawiść lub intryga. Gdyby był Król August, zdradą niepochwycił synów Sobieskiego, nie- widziałbyś Mości Kardynale korony Polskiej, ani na mojej ani na Augusta głowie, ale na głowie którego z potomków największego bo­hatera Polski i zbawcy chrześcijaństwa.

Wasza KMość znasz lepiej swój naród niż ja, łatwiej możesz osądzić co jest w nim możebnem lub nie; zwracam tylko jego uwagę na to, że do przeprowadzenia owych zbawien­nych reform potrzeba sejmu. Czyż można mieć nadzieję pozyskania woli sejmu tam,

gdzie głos jednego szlachcica urąga całej Rze­czypospolitej, gdzie panuje liberum veto, ów potwór wystawujący Polskę na pośmiewisko całego świata? Król Sobieski przysłał był raz Ludwikowi XIV. na pokazanie kilku husarzy Polskich, w całym ich malowniczym rynsztunku. Popisywali się oni z swą zręcznością na dzie­dzińcu zamku w St. Germain w obec Króla, dworu i licznie zebranej publiczności4ft). Długo, dług» pozostały w pamięci Paryżan, owe skrzy­dła u ramion, owe skóry lamparcie, owe

sążniste proporce, owe koncerze, młoty i sza­ble, jednem słowem owe kuźnie żelaza na ciele rycerzy. Cobym ja dał za to, żeby który z Królów Polskich, przysłał nam innego ro­dzaju ciekowość, to jest exemplarz szlachcica Polskiego obradującego na sejmie, z ową ogo­loną głową (bo ci których znałem nosili się już z cudzoziemska), w owym azyatyckim stroju, z ową krzywą szablą u boku. Chciałbym go słyszeć jak wykrzykuje zuchwale: «niepo- zwalam na traktat z Moskwą, niepozwa- lam na wojnę z Portą, niepozwalam na podatki, a ty Rzeczpospolito leż mi u nóg

i błagaj abym obradować ci dozwolił.» Wierz mi Królu, że na to widowisko biegliby Fran­cuzi z większą ciekawością niż na Fedrę Ra- syna lub Tartiufa Moliera; bo żart na stronę, ale trzeba widzieć własnemi oczyma, żeby się przekonać że może istnieć na świecie podobny rząd jak u wasi

Widok podobny słusznieby was zadzi­wiał; mnie nie dziwi lecz boli. Zastanowi­wszy się jednak nad rzeczą z zimniejszą uwagą i bez uprzedzenia, przyznaj sam Kardynale, czy owa indiwidualna godność obywatela, po- • sunięta do tak szalonej potęgi, niema w sobie coś wzniosłego, coś poetycznego?

Bodajby za tę poezyą nie zapłacili kiedyś wasi potomkowie! Owe niepozwalam to nie jest rząd, ale negacya rządu.

Właśnie też chcę przejść do tej ma- teryi, Mości Kardynale, i powtórzyć mu w części, com powiedział o elekcyi. Liberum veto zgubi niezawodnie naród, jeżli nienastąpi upamięta- nie. Tymczasem jest to przywilej, który Polska poczytuje także za źrenicę swojej wolności, i kto wie czy go, po tegorocznym niemym

sejmie, jeszćze ściślej nie obwaruje 60). Mojem zdaniem potępiać dzisiaj jednomyślność a za­lecać większość, byłoby jeszcze głosem woła­jącego na puszczy. Pracować nie nad znie­sieniem zasady, lecz nad usunięciem jej na­dużyć, oto jedyna poprawa która trafić może do przekonania ogółu. Bogiem a prawdą mó­wiąc, zasada jednomyślności w teoryi, niema w sobie nic niedorzecznego: bo cóż może być godziwszem jak słuchać praw, na które po­wszechna nastąpiła zgoda? Niemożna ją na­wet brać za dziwotwór jednej tylko Polsce właściwy: praktykowano ją i gdzieindziej tylko w innych czasach. Była to może czysta for­muła; ale ta formuła uświęcała piękną zasadę i tylko jako formuła cierpianą być mogła. Lite­ralne jej wykonanie jest już nadużyciem i chybia swego celu, bo w miejsce tyranji króla, zaprowadza tyranją każdego obywatela. Tak to trudno w najlepszych instytucyach, iść do ostatecznych następstw. Nie sądź, Mości Kar­dynale, aby nasz naród do tego stopnia był zepsutym, żeby się niedał skłonić do napra­wienia nadużyć, albo do tego stopnia ciemnym

i zapamiętałym żeby nieczuł pożytków zasa­dy większości tam, gdzieby widział nieuchron­ną jej potrzebę. Wszakże niema wstrętu do większości w konfederacyach, w trybunałach, na niektórych nawet sejmikach. Trzeba mu tylko otworzyć oczy na płynące niebezpie­czeństwa z zastosowania zasady jednomyślności do wielu innych przedmiotów, a jest nadzieja w Bogu, że pójdzie za głosem rozsądku i ograniczy tę wolność w interesie samej wolno­ści. Na cóż się naprzykład przyda jedno­myślność na sejmikach, które nieuchwalają praw ale odbywają tylko ozynności przygoto­wawcze do konstytuowania sejmu, lub Słuchają zdania sprawy z jego działań? Niech sobie na sejmach panuje zasada jednomyślności; ale co za potrzeba dozwalać dla niejednomyślności na jedne prawo, zrywania całych sejmów, obalanie uchwał, na które już powszechna nastąpiła zgoda; albo co gorsza, zrywanie sej­mów jeszcze niezaczętych? Niejestże to tyranja jednego człowieka nad całym narodem? działoż to się kiedykolwiek za dawnej Rzplitej? Sza- ^jmy zdanie każdego obywatela, odkładajmy

każdy przedmiot na który niemasz powszechnej zgody do powtórnej dojrzalszej dyskussyi, ale niedopuszczajmy aby jeden człowiek naigrawał się z obrad narodowych złośliwą protestacyą, alboliteż prostą tylko z sejmu ucieczką. Usu­nąwszy jednomyślność z sejmików, zabroniwszy zrywania sejmów, zrobi się już krok wielki, Mości Kardynale, bo się odejmie złym ludziom ochotę wichrzenia całej Rzplitej. Dobrą wiarę objaśni dojrzalsza dyskussya, złą powściągnie wstyd i z czasem, za przykładem innych na­rodów, wejdzie w zwyczaj roztrzyganie wię­kszością głosów, wszystkich przedmiotów.

Być może, NPanie, że i te drobne zmiany będą już wielkiem ulepszeniem, kiedy jednak dotychczasowe sejmy odbywają się pod formą jednomyślności, gdzież znajdziesz jednomyślność przeciwko jednomyślności?

Znajdę sposób w konfederacyach; kon- federacye mają u nas tęż samą powagę co i sejmy, a obradujemy na nich większością. Idzie tylko o zmianę nazwiska, a zrobimy po­prawę bez nadwerężenia dawńych statutów. Konfederacye są u nas lekarstwem częstokroć

gorszem niż choroba; ale kiedy niemożna ina­czej, trzeba użyć i złych środków do dobrego celu.

Wasza Królewska Mość rachujesz zatem na większość w swoim narodzie; wszakże jedynym u was narodem jest szlachta, pokaż mi Wasza Królewska Mość szlachtę, któraby się dobrowolnie wyrzekła przywilejów niezgo­dnych z warunkami dobrego rządu?

Nasza wyrzecze się niezawodnie Mości Kardynale. Pamiętaj na nasze przysłowie — dodał Stanisław z uśmiechem — że mądry Polak po szkodzie. Narody nieUczą się teoryami ale doświadczeniem. Jest już u nas wiele umysłów pojmujących warunki rządnego spo­łeczeństwa i uważających je za jedyny środek ocalenia kraju. Kryją się jeszcze przed upio­rem niepopulamości. Niech się tylko znajdzie kilku światłych i szanownych mężów z odwagą obywatelską, niech powiedzą narodowi prawdę i raz przebiją skorupę przesądu, a dzieła odro­dzenia nic już nie wstrzyma. Oby tylko obcy niełowili ryb w mętnej wodzie!

Niedziwuj się Wasza KMość, że acz sam

szlachcic, mówię przeciwko przywilejom szla­chty. Francya, śmiało powiem, mało liczy domów równej zacności mojemu. «Roi ne stris, prime ne daigue, Rohan je suis* wiesz Mości Królu co to znaczy. Początek mego rodu, sięga najodleglejszych czasów mojej ojczyzny, radbym żeby sława jego zachowała się po wszystkie wieki. W mojem jednak przeko- konaniu, szlachta o tyle jest użyteczną o ile służy za podporę tronowi; monarchja potrze­buje historycznych imion; wymaga tego jej bezpieczeństwo wewnątrz, jej powaga zewnątrz. Dla tego też wszystkie owe przywileje feu­dalnej szlachty, które dążyły niegdyś do osła­bienia nie do wzmocnienia rządu, uważane za zgubne, i błogosławię owych królów i wielkich ministrów, którzy je przełamać i wytępić zdo­łali. Jedno jeszcze powiem: ja niepojmuję szlachty bez wielkich fortun, a ztąd bez insty- tucyi zapewniających im trwałość. Co mi po szlachcicu co sprzedaje głos swój na elekcyach za parę butów lub kieliszek wódki? Jest to tylko narzędzie anarchji. Wolę plebejusza z rozumem, niż hołysza z herbem: I u nas

szlachta ma pewne przywileje: przyrodzona zasługa ma prawo do przyrodzonej nadgrody. Ale czyż nasze przywileje rozciągają się jak u was, do opanowania wszystkich dobrodziejstw spółeczeństwa? czyż u nas panuje nierozsądna opinia: że dość urodzić się szlachcicem, aby być zdolnym do wszystkich posług Rzeczypo- litej? Urzędy dworskie, dostojeństwa wymaga­jące pewnej reprezentacyi, dostają się u nas szlachcie, ale spojrzyj Wasza KMość na nasze trybunały, na nasze finanse, na inne gałęzie służby publicznej do których potrzebna szcze­gólna zdolność i praca, czyż ich nieujrzysz po największej części w ręku nieszlachty? Czyż Książe Regent, oddając kierunek interesów państwa księdzu Dubois, pytał się kto go rodził?

Niepytał się nawet kto go chrzcił — szepnął żartobliwie Stanisław do ucha Kardy­nałowi 61).

Wystawiam sobie, coby się to u was działo, gdyby Król poważył się mianować kanclerzem lub hetmanem plebejusza, choćby ten miał salamonowy rozum!

Konfederacya niezawodna I — wyrzekł z uśmiechem Leszczyński.

I wasz to naród szczyci się równością, a nam zarzuca obyczaje arystokratyczne! Gdzież jest większa arystokracya jak u was? Między naszą a waszą ta tylko różnica, że nasza jest rządną, wasza anarchiczną.

Sprawiedliwa uwaga, Mości Kardynale, jednak i w tej materyi niepotępiaj nas bez­względnie. Są rzeczy które niemożna pochwa­lić ale które można wytłomaczyć. Szlachta nasza spełniała dotąd piękną missyą, ona jedna broniła granic kraju; cóż dziwnego że sklei­wszy ojczyznę własną krwią, uważa ją za wyłączną swoją własność? Wreszcie wiadomy ci skład naszego społeczeństwa; całe światło narodowe, mieści się jedynie w szlachcie, bo stanu trzeciego niemamy.

Jeźli go niemacie, to go twórzcie; wszak mację. lud. Obdarzajcie przywilejami nietylko ród ale i zasługę, nietylko odwagę ale i pra­cę. Czyż się godzi, trzymać massy narodu w tak opłakanem poddaństwie? czyż to nie-

Król wygnaniec. T. L 9

hańba żeby szlachta szukała [swej nadgrody w niewoli chłopów?

Niestety! co pod tym względem, po­zwolisz Kardynale, te i Francya nieprzedstawia budującego przykładu 1 Są u was powinności wiejskie, o jakich nigdy niesłyszano w Polsce. Nasz stosunek do chłopów jest patryarchalny, wasz feudalny.

Prawda, ale przynajmniej nieodmawiamy chłopu duszy ludzkiej, nie sprzedajemy go za psa lub szkapę, niezabijamy za sto grzywien. Nad wszystkiemi czuwa opieka monarsza, która, niech kto co chce mówi, jest zawsze najszczerszą obronicielką uciśnionych. A potem, jakaż to u nas massa plebejuszów co od da­wien dawna * używa zupełnej wolności, co dzierży własności ziemskie! U was niemoże się dotknąć skiby ziemi na swój pożytek, kto nieokaże herbu.

Niechcę cię dłużej zbijać Kardynale; chciałbym tylko, żeby cudzoziemcy zbyteczną surowością sądu nieprzesadzali złe, które i tak jest rzeczywistem. Niejestem ja ślepym obrońcą szlachty. Wiesz dobrze że u mnie «Wfęcej

waży jeden dobry uczynek niż stu antenatów62).» Jak inne wyobrażenia tak i ludzkość zrobiła już u nas znaczne postępy; od mądrego tylko Monarchy zależy zręcznie nią pokierować i dobre chęci szlachty ku pożytkowi powszechnemu obrócić.

Oby to tylko, Mości Królu, nienastąpiło zapóźnol oby Polska nienaśladowała chorego, co się dopiero ima lekarstw w chwili ko­nania 1

Sasi zapewne tego niedokażąl oni nie- mogąc ujarzmić narodu, niezawodnie go roz- poją. Pięknie rządzą dziedzicznym krajem! Czy wiesz Kardynale jaka jest moja myśl co do usamowolnienia włościan. Osłonić ich opieką prawa, udzielić im wTolność przenoszenia się z miejsca na miejsce, znieść robocizny, i całą ziemię Polską oddać im na wieczne czynsze.

Ho! ho! ho! Mości Królu, moja myśl tak daleko niesięga. Zgadzam się na wolność, ale znieść większe własności ziemskie, na któ­rych głównie się opiera pokój kraju i bezpie­czeństwo tronu, to coś krok zupełnie nowy, płodny w niesłychane następstwa. Jabym się

9*

na niego nigdy nieodwaiył. To ©oś ichnie obaleniem wiekuistej podstawy społeczeństw, a zatem wyobrażeniami które i u nas, acz w inny sposób, przebijać się jut' zaczynają.

O podobnej reformie niemarzył jeszcze nawet nasz młodzik, P. Arouet de Voltaire.

la tego »przedmiotu 2 tak złej strony nie widzę, przyznaję jednak ie wart głębszego zastanowienia. Ale co też się dzieje z owym złośliwym satyrykiem? rozum przedwczesny, nieprawdaż Mości Kardynale?

Zuchwałość przedwczesna, Mości Królu; co za duch niebezpieczny, 00 za dążności pie­kielne! U tego pismaka niema nic świętego na ¿wiecie. Wzięto też go w ostre kluby; ska­zany na wieczne więzienie, odsiaduje karę w Lyonie. Co mnie najwięcej gniewa, że są ludzie, zkądinąd bardzo szanowni i zacnego urodzenia, którzy potakują swawoli tego nie­powściągliwego języka.

I ja to postrzegam, Mości Kardynale; jest jakiś swęd w powietrzu który wam za= powiada wielką burzę, wprawdzie odmienną od tej jaka nam Polakom grozi, ale kto wie

czy nie równie niebezpieczną. Atoli skończmy naszą materyą. Wiesz moje zdania co do reformy rządu mego kraju; niechcę cię nu­dzić szczegółami popraw wewnętrznej admini- stracyi, jakie jeszcze mam w myśli. Nieuwa- żam ja ich za ewanielią, mogę się mylić jak każdy inny; jednak to co mówię jest owocem ciągłych rozmyślań, któremi sobie słodzę go­dziny tułactwa. Jeżeli mnie już Polacy niepo- wołają do tronu, możeć zachowają wdzięczną pamięć rad, jakie im zostawię w puściznie.

Jeźli nieusłuchają tych rad, to powiem; ♦

szkoda Waszej KMości dla takiego narodu.

Monarchia, silna monarchia, nieprzestanę po­wtarzać, ta wam tylko pozyska użytecznych sprzymierzeńców, ta jest jednym środkiem oca­lenia wam bytu. Gdyhym był Polakiem, wy­rzekłbym się na lat 50 wolności, byleby posta­wić rząd mocny i energiczny i krajowi memu jaką taką powagę w Europie wyjednać. Utra­coną wolność snadno jest odzyskać, ale utra­coną niepodległość bardzo rzadko.

STRACOIE RADZIEJE.

W końcu miesiąca Września, Stanisław z żoną

# i córką, znajdowali się już w Dwumostach.

Pożegnanie ich z Kardynałem było bardzo czułe. Prałat niechciał puścić swych gości bez obdarzenia ich kilku upominkami. Stanisła­wowi dał kryształowy kałamarz na podstawie z perłowej macicy, w złoto osadzonej; żonie jego, bogaty relikwiarzyk z drzewem Krzyża świętego, opatrzony świadectwem Ojca ś. na pargaminie; córce, książkę do nabożeństwa, oprawioną w karmazynowy aksamit ze sre- brnem okuciem, na którem była wyciśnięta, z jednej strony jej cyfra, z drugiej herb. Od­dając tę książkę rzekł do Maryi:

Masz tam Królewno modlitewkę którą sobie często powtarzaj. Proś Pana Boga aby cię obdarzył pięknym i poczciwym mężem.

Jeszcze o tem niemyślę — odpowie­działa zapłoniona Marya, uśmiechając się i wy­dzierając rękę z dłoni Kardynała.

No załóż się ze mną Królewno, że ja ci będę ślub dawał? załóż się. Niechcesz? wspomnisz moje słowo.

Rozśmieli się wszyscy, na ten żart wymó­wiony bez myśli, a Leszczyński niechcąc po­kazać się niewdzięcznym, dał nawzajem Kardy­nałowi, swoją i swej żony miniaturę. Książe de Rohan niemógł znaleźć słów, na podziękowanie za tak miły upominek. Oświadczył, że ta pamiątka stanie się skarbem dziedzicznym jego domu, do­dał jednak: — Kiedy mnie Wasza Król. Mość tak psujesz swoją łaską, żądam ażeby była zupełną. Przy tych dwóch wizerunkach niedostaje jeszcze trzeciego wizerunku mego aniołka, spodziewam się że mi niepozazdrości swych rysów.

Leszczyńscy przyrzekli Kardynałowi, iż sko­ro tylko powrócą do domu, każą odmalować portret córki i natychmiast mu odeślą.

Niech tylko artysta — mówił Kardynał

niepodchlebia jej wdziękom, niech zostawi takie, jakiemi ją Pan Bóg obdarzył. Idzie mi bardzo o to ażeby była podobną. —

Te ostatnie słowa wymówił z pewnym przyciskiem.

Leszczyńscy przyspieszyli byli swój powrót do Dwumostów na wezwanie Poniatowskiego, który im oznajmił o skończonej i osądzonej sprawie winowajców. Przyznali się .wszyscy trzej do winy, potwierdzili nazwiska spólników, a skazani wyrokiem sądu wojennego na śmierć, . odwołali się do łaski Stanisława. Żałowali szczerze popełnionego występku, lecz niebyli w stanie wskazać utajonej ręki, która kiero­wała ich spiskiem, twierdząc że nieznali ni­kogo wyższego nad Pułkownika Sejsana, które­mu dali się uwieśdź więcej jeszcze z nałogu posłuszeństwa, niż z chęci otrzymania przy­rzeczonej nadgrody.

Leszczyński, przejrzawszy dokładnie papiery sprawy, kazał sobie przystawić winowajców, chcąc im, jak mówił, oznajmić osobiście, osta- teczny swój wyrok. Byli to, jak wyżej namie-

niliśmy, Kapitanowie de la Croix i Duparque oraz żołnierz Kraft. Stanęli przed nim rozkuci z kajdan, a zaledwie ujrzeli jego oblicze padli na kolana. Scena ta działa się w obecności rodziny królewskiej, domowników i straży przybocznej. Stanisław podniósł ich z dobrocią i tak do nich przemówił:

Przyjaciele 1 Przekonałem się żeście byli narzędziami cudzej podłości; podoba mi się wasza szczerość i skrucha. Najjaśniejszy Król Szwedzki, brat mój i sprzymierzeniec, zostawił mi wolność rozporządzenia waszym losem jak mi się podoba. Niemogąc wierzyć aby ludzie, którym nigdy nieuczyniłem krzywdy, dybali na moje życie, daruję wam wasze. Korzystajcie z nauki i poprawcie się; żyjcie jak ludzie uczciwi. Mości Generale — dodał obracając się do Poniatowskiego — każ im wyliczyć stó- sowny fundusz na koszta, podróży, niech wy­jeżdżają natychmiast i wracają do swoich krajów.

Winowajcy niechcieli wierzyć swojemu szczęściu, ani tak wspaniałomyślnej łasce kró­lewskiej. Spodziewali się zawsze, jeźli nie

śmierci, to przynajmniej długiego więzienia. Pełzali więc u nóg Stanisława, jego matki, żony i córki, roniąc łzy wdzięczności za tak bezprzykładne miłosierdzie.

Spełnienie pięknego czynu wlewa zawsze w stroskane serca balsam pociechy. Szczęliwie uniknione niebezpieczeństwo, przyjemna wy­cieczka do Kardynała de Rohan, podnoszące się zewsząd głosy uwielbień dla Króla, da­jącego dowody tak niewyczerpanej dobroci, rzuciły znowu promień pogody na łono rodziny Leszczyńskich. Niewiedziała niestety! że to tylko byt połysk słońca zapowiadający okropną burzę. Zda się że opatrzność chciała tem chwilowem uspokojeniem, usposobić ich du­sze do zniesienia stokroć cięższej przeciwno­ści losu.

Przy końcu roku 1718 General Poniatowski jeździł był w interesach Króla Szwedzkiego do Hagi, celem układania się z Posłem Hiszpań­skim i Moskiewskim o pokój między Szwecyą a Moskwą, na którym i Król Stanisław i pre­tendent Angielski, tak wielkie w odzyskaniu tronów, budowali nadzieje63). Powróciwszy

z podroży, zastał Leszczyńskiego w gabjpecie, siedzącego przy biórze, z głową opartą na jednej ręce i trzymającego w drugiej świeżo rozpieczętowany papier. Smutek rozlany na licach ukoronowanego wygnańca, bladość cery i łzą zaszłe oczy, zdradzały niezwykłe jakieś mężnej duszy wzruszenie. Przy nim stał oficer Szwedzki ze spuszczoną głową, po którego zaniedbanym stroju zgadnąć można było, iż dopiero co przybył z dalekiej podróży. Przy zielonym stole, na środku gabinetu siedział Tarło, zajęty pilnem jakiemś pisaniem.

-— Patrz Generale — odezwał się do Poniatowskiego Stanisław, pokazując mu papier i niepowitawszy go nawet zwykłem pozdrowieniem, pomimo iż go dawno nie- widział — patrz, jaką odbieram kolendę. Czytaj.

Poniatowski wziął list w rękę i przeczytał następujące słowa:

«Najjaśniejszy Panie!

Wolałbymr nic niemieć do pisania, jak widzieć się w smutnym obowiązku donie­sienia Waszej KMości o najboleśniejszym ciosie

uo

jaki tylko mógł spotkać i Koronę Swwedzką i Jego dostojną osobę. Wdniu 44 b. m. strzał fatalny z twierdzy Friedrichshai przeciął życie wielkiego bohatera, najlepszego przyjaciela Waszej Król. Mości i naszego najłaskawszego Monarchy. Niemogę pomyśleć bez trwogi, o strapieniu jakiego Wasza KMość doznasz za odebraniem tej wiadomości, ile że odtąd, nie- będziesz już mógł używać przytułku w Dwu- mostach. Pan Anthor, którego Jego Książęca Mość następca Hessenkaselski wysyła z depe­szami do Kaselu, a któremu i ja list niniejszy powierzam, opowie Waszej KMości wszystkie szczegóły tego zdarzenia. Tymczasem zostaję, z najgłębszem uszanowaniem, Waszej KMości najniższym sługą. Stokholm dnia 48. Grudnia 4747.»

H. von Mullera.

Wiem już o tem nieszczęściu, Mości Królu — rzekł zasmucony Poniatowski — i dlatego z Hollandyi powracam.* Złe wieści nigdy nie przychodzą zapóźno. Jeszcze nam tego ciosu brakowało do naszych zawodów!

Dzięki nieba te nie ja pierwszy Waszej KMości tę smutnę wiadomość przynoszę. A przecież s nią przyszedłem. Czy prawda Panie An- thor — dodał, obracając się do Szwedzkiego oficera — bo zapewne mam zaszczyt z nim mówić: że strzał pochodził nie z okopów nie­przyjaciela, lecz z własnego obozu nieboszczyka Króla?

To Generał Poniatowski — odezwał się Stanisław do Anthora — możesz mu WPan powtórzyć, jak się to wszystko stało.

O strzale z obozu — zaczął opowiadać Anthor — zupełna bajka. Złość ludzka, nie- wiedzieć z jakiego powodu, rzuciła tę potwarz na adjutanta królewskiego Sikera, oficera naj­lepszej konduity i nieskażonej sławy. Rzecz tak się miała: Dnia 44. b. m. o godzinie 9. w wieczór, Król Karol, który oddawna nie­cierpliwie wyglądał chwili poddania się twier­dzy, chcąc się naocznie przekonać o postępie robót w przykopach, doszedł do miejsca gdzie rów robi załom z paralellą. Ukląkł na wy­rzuconej ziemi i oparł się na łokciach, wysta- wując połowę ciała po nad parapet, do któ­

rego strzelała kartaczami na oślep baterya nieprzyjacielska. Mróz był tęgi; robotnicy pra­cowali przy świetle księżyca. Obok Króla stali: jego Adjutant Siker i naczelny Inżynier, Pułkownik Megret; o parę kroków z tyłu, głó­wnie kierujący oblężeniem Hr. Szweryn z kilku innemi oficerami. Niewyszło i dziesięciu mi­nut, gdy Siker i Megret postrzegli upadającego Króla na parapet i usłyszeli ciężkie jego wes­tchnienie. Przyskoczywszy do niego, znaleźli go bez życia. Kartacz ugodził go w prawą skroń i zrobił otwór szerokości trzech palców; lewe oko miał wybite a prawe na wierzch wysadzone. Widać że skonał natychmiast, chociaż miał jeszcze czas pochwycić za szpadę, bo rękę znaleziono u rękojeści. Na ten widok, Megret, żołnierz zimny i obojętny zawołał: «Otóż i tragedya skończona, ruszajmy do do­mu.» O śmierci Króla niechciano zaraz roz­głaszać. Ciało jego przykryto • szarym pła­szczem, Siker włożył mu na głowę swoją pe­rukę i kapelusz, i tak przeniesiono go przez obóz, udając przed wojskiem że to był Kapitan Karlsberg. Że Książe Heski niebędzie dalej

popierał oblężenia a może i wojny, tego się łatwo każdy domyśli.

W czasie tego opowiadania, Stanisław trzymał oczy wlepione w obraz Karola XII. wiszący na ścianie w jego komnacie, jak gdyby chciał śledzić trop w trop każdy jego krok pod Friedrichshal.

Tak jest — zawołał z westchnieniem

widzę go jakby na jawie; widzę jak wy­stawia pierś swoją nieochybnej śmierci. Prze­powiadałem ja nieraz Królowi Karolowi, że jego pogarda życia, jego odwaga posunięta aż do nieroztropności, niedozwolą mu umrzeć naturalną śmiercią. Krótkim był jego żywot, a przecież postawił go w rzędzie pierwszych bohaterów świata! Był to może jedyny Król, który niemiał żadnej słabości; chociaż często­kroć zbyt wygórowane przymioty, stają się równie niebezpieczne jak wady. Wszystko jednak gasło przed wielkością głównych cnót jego. Jakaż to mężna dusza 1 jaka bezintere­sowność , jaka szlachetność 1 Uości Generale Poniatowski — dodał spokojniejszym głosem

każ [przywdziać gwardyi żałobę, niech nosi znaki swojego sieroctwa. Trzeba nam także

pomyślić, o ustąpieniu rządów Falzgrafowi Gustawowi, który zapewne niebawem przy­jadzie po objęcie spadłej na niego puścizny.

Już nas uprzedził, Najjaśniejszy Panie; przyjechał dziś rano, wprowadził się do zamku, kazał sobie oddać klucze od archiwów w mo­jej nawet nieobecności, a jutro odbiera przy­sięgę od mieszkańców i wojska.

Jakto! — krzyknął obrażony Leszczyński

nieraczył nawet zachować tej przyzwoitości, żeby mnie o swym zamiarze uprzedzićI... Ale ktoż się będzie dziwił podobnym niecierpli- wościom — dodał miarkując swoje uniesienie

czyż to niezwycząjna, że ludzie tracą pa­mięć kiedy są pożerani żądzą korzystania z cu­dzego nieszczęścia 1 Voe victis i

Mówi, że niechciał pierwszy donosić tak smutnej nowiny Waszej Król. Mości i kazał mi oświadczyć, że możesz bez przeszkody mieszkać dalej w Dwumostach, zachowując nawet pod swoimi rozkazami dotychczasową straż przyboczną.

Wiem ja co znaczą podobne grzeczno­ści, mój Generale. Snadno ofiarować gościn-

ność, której niepozwala mi przyjąć ni honor ni położenie. Chciejcie mię teraz zostawić samego, moi panowie. Muszę się uzbroić w od­wagę, żeby oznajmić rodzinie stratę, której nieprzeczuwa. Bolesna patrzyć na zgon przed­wczesny wielkiego człowieka, a utracić za­razem jedynego przyjaciela i dobroczyńcę, jest to cios, którym opatrzność rzadko dotyka serca ludzkie!

Oszczędzam czytelnikowi wrażeń, jakie sprawiła w rodzinie Leszczyńskich wiado­mość o zgonie Karola. W jednej chwili sta- nęły jej na pamięci i miniona świetność i utra­cona fortuna i zemsta nieprzyjaciół i najsmu­tniejsza przyszłość. Niewiasty ubolewały nad nieszczęśliwym losem Karola; ale niemożna im się dziwić, iż więcej je może trapiła okropna zmiana w ich położeniu. Dom niegdyś tak zamożny, widział się być ogołocony ze wszel­kich sposobów utrzymania życia; a trudno nie upadać na duchu, kiedy przychodzi walczyć z materyalnym niedostatkiem. Stanisław, gdyby tylko szło o niego samego, byłby obojętny i na tę ostateczność; nielękałby się losu Beliza- Król wygnaniec. T. 1. 4 0

Digitized by Google

ryusza; ale patrzyć na niezasłużony upadek tylu drogich mu istot, niewidzieć mianowicie dla córki, którą nad życie kochał, przyszłości odpowiedniej zacności jej rodu i wychowaniu, było to położenie, które go przywodziło niemal do rozpaczy.

Śmierć Karola była wypadkiem stanowczym i dla grona Polaków dzielących los Stanisława. Wyjąwszy Tarłę, któremu związki pokre­wieństwa, niepozwalały, bądź co bądź, opu­szczać rodziny, dJa wszystkich innych zniknął już cel politycznego tułactwa. Podrzędne ich położenie, niewiązało ich żadną koniecznością moralną, dla którejby mieli żegnać się na zawsze z ojczyzną. Dopóki żył wielki ich sprzymierzeniec, była szlachetność, był patryo- tyzm pokładać nadzieje w jego potędze; ale z jego zgonem ustała wszelka rozsądna przy­czyna odmawiania dalsźego posłuszeństwa Augustowi, którego już cały naród uznał osta­tecznie za pana. Z Poniatowskim miewał Sta­nisław częste w tej miefze konferencye, nie- tylko go niewstrzymując ale nawet namawiając jak najusilniej aby powrócił do kraju.

Generale — mówił do niego — ze' śmiercią Króla Karola zniknęły już podobno dla mnie wszelkie nadzieje odzyskania tak prędko korony; nienależy poddawać się illuzyom. To gorszy cios na plany Barona Gflrtza, niżeli trudności doznawane od Francyi. Król Karol był duszą jego projektów; czyż może żyć ciało bez duszy? Ręczę że niewyjdzie kilku tygodni, a dowiemy się jak wszystko w Szwecyi idzie na opak woli zmarłego Króla. Wyrzekną się wojen, wyprzysięgną się i Inflant i Polski i Pomeranji i moich praw do korony. I trudno im się dziwić; bodajby biedny Gtirtz zatrzymał przy­najmniej głowę na karku. W takiem położeniu rzeczy, kochany Generale, dłuższa nieobecność twoja w kraju byłaby grzechem a zawód tu- łacki nie sprawą ale służbą; służbą osobie prywatnej, która podobnych poświęceń ani ma prawo żądać, ani żąda, ani przyzwoicie wy- nadgrodzić byłaby w stanie. Ja, ukoronowany tułacz, spełniać muszę do dna kielich goryczy, ale cóżby ci przyszło ze sławy żebraka, włó­czącego się ze mną po dworach za kęsem chleba lub pozyskaniem tylko bezpiecznego

10* n i

Digitized by VjOOQLC

przytułku? Wstydziłbym się sam przed sobą, gdybym w teraźniejszej dobie zabierał ojczy- znie podobnego jak ty obywatela. Polska niema zbytku mężów, równej tobie zdolności i cnoty.* Twoja powaga, twoje doświadczenie, twoje rozległe stosunki zagraniczne, są dziś dla niej skarbem nieocenionym. Król August nieodmówi ci powrotu do łaski; jestem pewny że, czy z wrodzonej sobie wspaniałomyślności czy z własnego interesu, chętnie uchwyci za sposobność pozyskania sobie twojej przyjaźni i usług. Ojczyzna nasza, jakkolwiek znękana, jest jeszcze wielką i niepodległą; jeźli kiedy to dziś potrzebuje podwojonej gorliwości swych synów, żeby niepostradać nazawsze chwiejących się dobrodziejstw. Jeszcze jest czas ratunku. Prócz publicznych ciążą na tobie i rodzinne obowiązki. Zasługi twoje, Generale, rzuciły blask niepospolity, na twój ród, na twoje imie. Jesteś wdowcem w si­le wieku; powinieneś się drugi raz ożenić. W Polsce koło fortuny szybko się obraca. Kto wie co za przyszłość zgotuje niebo twoim potomkom! Co do mnie, możesz być pewnym,

że pamięć wierności twojej zachowam z wdzię­cznością do koiica życia i uznam się za szczę­śliwego, jeżli cię ujrzę równą podporą Ojczy­zny, jakąś był sprawie nieszczęśliwego wy­gnańca.

To mówiąc rzucił się w objęcia Ponia­towskiemu. Łza rozczulenia zrosiła lica obu mężów i upłynęła długa chwila zanim zdo­łali na nowo do siebie przemówić. Ponia­towski oświadczył iż uznaje całą słuszność rad Stanisława, jakkolwiek mu jest bolesno poświęcać uczucia serca dla ważniejszych obo­wiązków. Przyrzekł, iż jeżeli kiedykolwiek Polska znajdzie się w potrzebie szukania no­wego pana, potrafi jej wskazać w kim znaj­dzie najprawdziwszego opiekuna i ojca. — Że do tego niezadługo przyjdzie — dodał z rozrze­wnieniem — widzę jak na dłoni. Wasza Kró­lewska Mość jesteś daleko młodszym od Króla Augusta, a on prowadzi życie które mu nie- obiecuje lat sędziwych. Nietrać więc nadziei Mości Królu, ale bądź cierpliw, bo jeźli ci mam prawdę powiedzieć, nietylko śmierć Króla Ka­rola ale i to co się świeżo stało we Francyi

niepozwala dziś myśleć o jakiejkolwiek zmianie rzeczy w Europie.

Cóż się takiego stało? niewiem o niczem?

Kardynał Alberoni przez zbyteczną gor­liwość dobił do reszty i swoje i Barona Gttrtza plany.

A to jakim sposobem?

Odkryto spisek przez niego ukartowany przeciwko osobie Księcia Regenta Francyi. Alberoni zamierzył, ni mniej ni więcej, jak porwać Filipa Księcia Orleanu, uwięzić go w jednej z twierdz Hiszpańskich a tymczasem zrobić Regentem Francyi Księcia du Maine, na­turalnego syna Ludwika XIV., zniweczyć jej alians z Anglią, wsadzić na tron Angielski pretendenta Stuarta, a na przypadek śmierci młodziuchnego Króla Francyi, oddać po nim koronę Filipowi V. Królowi Hiszpańskiemu.

Znowu porwanie! ci ludzie widzę sza­leją. Do jakiejże to nikczemności zniża się dziś dyplomacya, kiedy do przeprowadzenia swych planów innego niewidzi sposobu jak zbrodnie! I jakże się wykryła ta zasadzka Alberoniego?

Osobliwszym przypadkiem. Kamerdyner Księcia Cellamarc Ambasadora Hiszpańskiego przy dworze Wersalskim, używał często do przepisywania rozmaitych papierów niejakiego Jana Burat, urzędnika jednej z Bibliotek pu­blicznych. Ów Burat zwykle niezwracał uwagi na to co przepisuje; ale niedawno między powierzonemi mu papierami} napotkał do­kument oczewiście przez nieostrożność zosta­wiony, obejmujący cały plan spisku. Zrobił więc z niego dwie kopie: jedną oddał kamer­dynerowi, a drugą zaniósł pierwszemu mini­strowi Francy i, księdzu Dubois. Szczególnym zbiegiem okoliczności, Minister Dubois odebrał tegoż samego dnia denuncyacyą od pewnej kobiety, że Sekreterz poselstwa Hiszpańskiego, wysiał był ostatniej nocy jakiegoś księdza Por- to-Carrero do Madrytu z bardzo ważnemi depe­szami. Minister Dubois posłał za nim w po­goń; pochwycono go niedaleko Poitiers i za­brano mu walizę z papierami, z których gdy się cała rzecz wyświeciła, aresztowano mnó­stwo osób pierwszej rangi, między innemi: Księcia i Księżnę du Maine i sławnego zalotnika

Księcia Richelieu, o którym Książe Regent po­wiedział, że gdyby miał cztery głowy wartoby mu wszystkie cztery uciąć. Kobiety wielkiego świata są w rozpaczy; niewiedzieć jaki go los czeka. Ambasadora Cellamare, bez względu na jego charakter dyplomatyczny, odesłano pod strażą do Hiszpanji. To wszystko pachnie wojną między Hiszpanią a Francyą, Mości Królu M).

. — Niech się już dzieje wola Boża, Generale! ja ci daję słowo że się do niczego niemięszam.

I inni Polacy myśleli o swojej przyszło­ści. Urbanowicz, Kryszpin i Telemski scha- dzali się razem udzielając sobie wzajemnych rad i rozmyślając, co każdemu z nich począć wypada. Na tych schadzkach bywał kiedy niekiedy obecnym i ksiądz Radomiński.

Podobnoć to już dosyć tego tułaczego chleba — rzekł raz Urbanowicz do swoich kolegów. — Królowa Szwedzka odbiera nam subsydia i niechce o nas słyszeć, Król Sta­nisław nas niepotrzebuje, a stawać mu się cię­żarem kiedy sam niewie gdzie głowę podzieje, -piłoby, moi panowie bracia, nietylko rzeczą

nieprzyzwoitą ale nawet nieuczciwą. Mać on wprawdzie znaczne zaległości u rządu Szwe­dzkiego, kto wie jednak czy mu je oddadzą. Szwecya sama goła jak Turecki święty, a wreszcie gdyby się i wypłaciła, zaledwieby to wystarczyło na opędzanie osobistych po­trzeb tej biednej rodziny.

Słuszna uwaga Waszeci, Mości Pułko­wniku — odparł Kryszpin. — Niech każdy z nas myśli o sobie. Mojem zdaniem, Król Sta­nisław powinienby udać się do Francyi; to naród szlachetny, już mu podobno ofiarował przytułek. Jakkolwiek boleję nad jego dzisiej­szym losem, niemogę przypuścić aby mu tu lub owdzie nie udzielono wsparcia: boć między nami mówiąc, ukoronowani wygnańcy nie- umierają z głodu.

Wielkiemu Panu zawsze kostka dobrze pada — przerwał Telemski.

Jużcić niepodobieństwo — ciągnął dalej Kryszpin — aby mu prędzej czy później, za wstawieniem się jakiego dworu, niezwrócono skonfiskowanego majątku. Wszakci to po- największej części posag żony: sześćdziesiąt

miast i sto pięćdziesiąt wsi, to fortunka nie lada65)! Więcej powiem. Gwiazda naszego poczciwego Króla Stanisława musi mu kiedyś na nowo zaświecić. Czuję jakby przez skórę, ie go raz jeszcze ujrzymy na naszym tronie, boć czyż mu już raz nienapisano: bis solium adscendet, et vitam moerore mixtam habebit ?

Co znaczy ta sentencya łacińska? — zapytał Telemski — bom ja w obozach łaciny zapomniał.

Niewiesz wasze, a więc ci opowiem Mości Rotmistrzu; Król Stanisław miał w mło­dości guwernera księdza, Włocha rodem. Po­wiadają że ten człowiek umiał czytać w przy­szłości i zgadywać rzeczy Bogu tylko wiadome. Kiedy go raz ojciec Króla, Wojewoda Łęczycki, zapytał co wróży synowi? odpowiedział: bis solium adscendet et vitam moerore mixtam ha­bebit, to znaczy Mości Rotmistrzu: dwa razy na tronie zasiędzie, ale będzie miał życie zmię- szane z goryczą. Na to Wojewoda wykrzyknął: niechże go Bóg od tego uchowa! — a Włoch ponowił: sed tandem diadema regium bello assecutus summa animi tranguillitate discedet

to znaczy Mości Rotmistrzu: że uzyskawszy raz koronę przez wojnę, umrze spokojny i szczę­śliwy. Na to znowu ojciec Wojewoda zawołał: fiat volurUas Domini I to znaczy Mości Rotmis­trzu

Dosyć, dosyć! — przerwał Telemski

jużcić te słowa rozumiem. I więcej nic? daj Boże żeby się to wszystko sprawdziło, ja jednak w takie Włoskie prognostyki nie bardzo wierzę.

Ja zaś niewchodzę w to, co i jak, ale wiem ie podobne rzeczy nie raz się spraw­dzają. Cóż dziwnego u nas, że szlachcic zo­stanie Królem?

Zanim to nastąpi, najlepiej zrobi, jeżeli, jak szanowny pan brat powiada, będzie się starał o przytułek we Francyi: mojem zdaniem nąjpewniej mu to wyjedna Kardynał de Rohan.

Nie tylko wyjedna — dodał Urbano­wicz — ale założę się że znajdzie i męża dla córeczki.

Jużcić temu człowiekowi może ufać śmiele — ponowił Krzyszpin — to szczery jego przyjaciel, to nie Radziejowski!

To Kardynał ale bez Kardynałowej — dodał Urbanowicz.

Jak to Kardynałowej? — zapytał Te- lemski — co znaczy ta heretycka nazwa?

Że też Waszeci wszystko tłomaczyć po­trzeba — rzekł Kryszpin — czy słyszałeś Wasze o Podczaszym Towiańskim Staroście Bielskim?

Słyszałem.

Otóż ów Towiański był synem Kon- stancyi z Nieczyckich Towiańskiej, Wojewo­dziny Łęczyckiej, blizkiej krewnej Kardynała Prymasa Radziejowskiego, zostającej u niego w niesłychanyph afektach, ztąd to Szwedzi przezwali ją Kardynałową.

Hml Hm! — mruknął złośliwie Telem- ski — rozumiem.

Ona to rządziła samowładnie umysłem owego Prałata, ona brała za niego kubany od pretendentów do korony, ona liczyła liwry Francuzkie i talary Saskie, ona ważyła szma­ragdy i dyamenty. Był to wielki niecnota! nikt haniebniej jak on nieoszukał naszego Króla Stanisława, a to wszystko z jej przyczyny.

Nie daleko jabłko pada od jabłoni — przerwał, Telemski — cóż dziwnego że syn zdrajcy, zdrajcą.

Zdrajcą dwa razy większym — mówił dalej Kryszpin — ojciec zdradził jednego Króla, syn zdradził dwóch66). Opuściwszy Augusta nieprędzej uczynił submissyą Królowi Stanisławowi, dopóki mu Król Szwedzki nie- zatrzymał na Wiśle statków ze zbożem. Do koronacyi przystąpić niechciał, dopóki Król Stanisław nieprzyrzekł mu ożenić syna To- wiańskiej z Lubomierską, a gdy to się stało, złamał słowo, szył mu buty i zemknął do Gdańska. Wkrótce też i zamarł tamże, za­pisawszy cały majątek synowi Towiańskiej przez szczególny jakiś do niego afekt. Uchowaj Boże Króla Stanisława od podobnych Kardy­nałów I

Oszczędź mi Waęzeć, Mości Pułkowniku

przerwał Urbanowicz — obrazu tych bezeceństw. Dalipan serce się kraje, wracać do ziemi w której takie zepsucie pozarażało wszystkie stany. Ja do niej wracać niemyślę; żołnierz jestem i nic więcej. Służyłem Kró-

łowi Szwedzkiemu z czystem sumieniem, na­wykłem do wojska gdzie panuje ład i karność, i z bliznami memi w ruchawkach popisywać się niemyślę. Kiedy mnie pod Benderem zrą­bali Turcy i prawie nieżywego zanieśli do miasta57), Car Moskiewski, Piotr Aleksiewicz, proponował mi w swem wojsku rangę Gene­rała. Nieprzyjąłem, bo obowiązek uczciwego człowieka niedozwalał opuszczać nieszczęśli­wego Monarchę, któremu się raz zaprzysięgło wiarę. Wylizawszy się z ran, przybyłem tu, jak wy panowie bracia, dzielić wygnanie Króla Stanisława. Dziś kiedy już klamka zapadła, podobno najlepiej uczynię jeźli pojadę do Ros- syi i przyjmę propozycyą Cara. Niemiłać tam wprawdzie służba, wyższy niebardzo szanuje niższego, ale wolę służyć samemu (^jabłu, ni­żeli niemcowi. Car Aleksiewicz jestto pan który zna się na zasługach, a w “tej chwili dobry sprzymierzeniec Polski. Z rządów Sasa nic pożytecznego dla niej niewróżę. Czy wiecie wy o wizerunku, który wisi w zamku Warsza­wskim i wystawia go jak sobie kładzie koronę Polską na mitrę Elektorską? Kazał na nim

napisać: nunam faciemus utramęue;» czyż to nieznaczy, że nas chce zamienić na Niemców 58)? A z Brandeburczykiem jak sobie postąpił? Wszak to był nasz hołdownik, zachciało ma się być królem, Rzeczpospolita na tę zuchwa­łość przyzwolić niemogła: i któż przyzwolił?... Król August! Czyż to niewyraźna zdrada? Niemiec zawsze za Niemcem. Kto wie czy już nieukładają między sobą planów podzie­lenia się naszą ziemią i przebrania nas w plu- dry Pruskie i Saskiel Piękna perspektywa69)! Niech się tem troszczą Polacy, którzy mu za­przysięgli wiarę, ja sobie od wszystkiego ręce umywam.

Wolno Waszeci postąpić jak mu się po­doba, Mości Pułkowniku — odparł Kryszpin

moje położenie jest inne. Ja wracam do ojczyzny nie do Króla. Jestem raczej obywatel niż żołnierz. Mam kawał ziemi na Litwie; szkoda go tracić, kiedy sprawa której się słu­żyło niepotrzebuje już ofiar.

Kto ma żytko, ma wszytko — west­chnął Telemski. — Tylko zwracam uwagę Waszmości, iż od dekretu amnestyi upłynęło

już pięć lat, a kazano nam wracać we cztery miesiące.

To tylko była formalność Rotmistrzu. Zdarzają się przypadki ułaskawień do dziś dnia; jeszcze ich nikomu nieodmówiono; Król August nie jest tak dalece zapamiętałym. Cóż mu przyjdzie z konfiskat któremi rozrządzać niemoże? Wie dobrze, że odpychając od swojej łaski obywateli, o tyle powiększa liczbę stron­ników Króla Stanisława. Miło to pomyśleć że człowiek złoży głowę na ziemi, w której łonie spoczywają kości jego dziadów i pradziadów'. Źle się dzieje w naszej ójczyznie, to wielka prawda; aleć komu pozwalają okoliczności, powinien biedź na jej ratunek.' Człowiek co się natułał po świecie i cudzym napatrzył rzeczom, zawsze bywa wdzięcznie witany w kole braci szlachty. Częstokroć jedno jego słówko, powiedziane w porę na sejmiku lub sejmie, uspakaja burze i skłania umysły ku pożytkowi Rzeczypospolitej.

Wojewodzie Tarło oświadczył mi wczora, że wolałby się dać zabić niż powrócić do Polski. Podług niego Dom Saski sprzeda Polskę

Moskwie, je źli będzie dłużej panował. Czyi to nie zgroza, żeby dziś jakiś tam Dołgoruki godził szlachtę z królem!

Sami tego chcieli — przerwał Urbano­wicz — volenti non fit ityuricL. Kiedy nieu- mieją żyć w zgodzie z żadnym królem, niech pokosztują batożków moskiewskich.

Jużcić tym razem — odpowiedział Kry- szpin — nie ich wina Pułkowniku; czyi oni sprowadzili wojsko Saskie? Czyż widział kto kiedy drapieiniejszego żołnierza? Co się tycze Pana Wojewodzica Tarły, ma on inne przy­czyny pozostania za granicą. Grzechem by­łoby aby tak blizki krewny, prawa ręka Króla Stanisława, opuszczał go na wygnania. Ale taki jak Pan Poniatowski, tacy jak my nawet, cośmy nie z jednego pieca chleb jedli, powin­niśmy wracać choćby tylko dla tego, żeby otwierać oczy naszym ciemnym braciszkom, wybijać im z głowy zastarzałe głupstwa, i osłonić ich od kajdan, które już dla nich kują w kuźniach sąsiedzkich.

-«-Snadno wracać kiedy kto ma do czego

Król wygnaniec. T. I. Ą Ą

rzekł Telemski — ja nawet niemiałbym za co kupić sobie stopnia w wojsku cudzo­ziemskiego autoromentu. Zagrzać tu wszakże i ja niezagrzeję. Siedzieć z założonemi rę­koma, by mrugać oczami jak małpa, i ja nie- myślę. Czy wiecie jaki mam projekt pano­wie bracia? spróbuję robić złoto. Aptekarz z Dwumostów powiada że to nie tak trudna sztuka jak się wydaje, tylko trzeba czytać dużo książek.

Winszuję szczęścia Waszmości — rzekł Kryszpin.

Robią złoto wszyscy Książęta Niemieccy, robi złoto Król August, czemuż i ja chudy pa­chołek niemam spróbować tego sposobu? Ojcze Radomiński! Dobrodziej uczeńszy od nas; czy można robić złoto?

Robi złoto kto ma złoto, mój Mości Rotmistrzu — odezwał się ksiądz Radomiński, który tym razem był obecny rozmowie. — Zmiłujcie się bracia, niewierzcie tym sza­tańskim wynalazkom. Nienależy kusić Pana Boga; co Bóg stworzył tego ludzie stworzyć niepotrafią, chociażby mieli niewiem jakie

rozumy. Dochodzić tajemnic boskich to grzech wielki.

A ów mnich Grecki Laskaris, Dobro­dzieju, co jeździ po całej Europie rozdając proszek który nazywa kamieniem filozoficznym? Toć tysiące świadków widziało złoto robione z tego proszku. Słyszałem wczora u naszego aptekarza, że Landgraf Hesko Darmstadzki bije już korcami złote talary w swojej mennicy za pomocą tego sekretu.

Laskaris to oszust Mości Rotmistrzu: Wiem że rozdaje jakiś, proszek swoim adeptom za grube pieniądze, ale sam złota nigdzie nie robi. Gdzie tylko mu się trafi zdurzyć jakiego fryca, zmyka póki cały, żeby ¿o niezmuszono do wydania mniemanego sekretu, jak się to już wielu innym zdarzyło. Wiem że z tego proszku robią złoto, widziałem nawet złotą sztukę świeżo wybitą w Darmstadzie z na­pisem: «sic Deo placuit in tribulationibus» ale ktoż zaręczy że w tem niezaszło jakie oszu­stwo? Ktokolwiek otrzyma lada źdźbło owego kamienia filozoficznego, zaraz go używa do robienia złota lub srebra, a nikt niedochodzi

11*

Digitized by Google

z czego się składa. Alchimia tak dziś wszy­stkim pozawracała głowy, że ludzie, którzy są zawsze ciekawi rzeczy nadnaturalnych, wierzą nawet temu czego niewidzą i z naj­mniejszego zdarzenia, któreby można najprost­szym sposobem wytłomaczyć, tworzą sobie najosobliwsze dziwy. Oszuści korzystają z tej łatwowierności umysłów i zręcznem użyciem sztuki aptekarskiej przedłużają obłąd po­wszechny.

A owe żelazne gwoździe Dobrodzieju, które przed kilku laty zamieniał na srebrne

i złote Alchimik Delisle w południowej Francyi? Ileż to razy opowiadał nam wszystkie szcze­góły tych prób Markiz St. Yallier, Pułkownik Francuzki, który tak często przyjeżdża odwie­dzać naszego Króla. Przysięgał mi się iż sam był świadkiem, jak z żelaza lub ołowiu robiło się złoto w tygielku, i że nawet Bi­skup miejscowy zdał o tem raport Ministrowi skarbu.

Delisle był także oszustem, Mości Rotmis­trzu; pokazało się że owe niby żelazne gwo­ździe były w istocie złote lub srebrne. Oszust

powlekał je tylko blaszką żelazną lab ołowianą, która niknęła w tyglu pod gorącem ogniem i pozostawiała złoto. Że był zręcznym oszustem

i nic więcej, pokazuje to mizerny jego koniec. Sprowadzony przez Króla Ludwika XIV. do Paryża, osadzony został w Bastylji. Kazano mu robić złoto, bo któryż król nieradby zasi­lić swego skarbu łatwym sposobem. Majaczył przez dwa lata i nareszcie otruł się. Zdarzyło się to przed pięciu laty. Czy to cię jeszcze nie przekonywa, Mości Rotmistrzu?

Ma słuszność, ma słuszność Ksiądz Ra- domiński — odezwali się inni obecni.

A cóż panowie bracia powieoie — ponowił Telemski — o Paykulu, Feldmarszałku Saskim, wziętym przez nas w niewolę ' pod Warszawą. Wiecie że to był Szwedzki prze­włoka, ie go Król Karol kazał sądzić za zdradę. Toć on za darowanie sobie życia obiecał Kró­lowi Karolowi robić corocznie milion sztuk złota! Sekretu swego nabył od jakiegoś Rot­mistrza Polskiego Łubińskiegp. Gzy wiecie że zrobił w istocie stokilkadziesiąt dukatów w obec­ności Generała Hamiltona i innych delegowa­

nych od Króla komissarzy? Najsławniejszy aptekarz czy tam chemik Szwedzki spisał pro- tokuł tej całej czynności i złoto Paykula za prawdziwe ogłosił.

Wiemy, wiemy I — krzyknęli obecni a Ojciec Radomiński dodał:

Widziałem nawet medal z tego złota z napisem: aHoc aurum arte chemica conflavit Holmi etc. 1706 O. R. V. Paykul;» zrobił złoto bo tonący brzytwy się chwyta, ale z czego zro­bił? o tem najlepiej wiedział Król Karol, ka­zawszy biedaka w kilka dni później w Sztok­holmie rozćwiartować. Możesz wierzyć Mości Rotmistrzu, że Król Karol wolałby wziąść mi­lion sztuk złota niż męczyć Paykula.

Ależ panowie bracia — ciągnął dalej niezwyciężony Telemski — tego przynajmniej niezaprzeczycie, że robiąc złoto można wyna­leźć co innego ? Wszak Król August docie­kając złota natrafił na porcelanę, za którą jak mówią będzie zbierał tęgie pieniądze.

Jeżeli WMości — rzekł Radomiński — miłe skorupy, to życzę szczęścia. Uprzedzam jednak WMości, iż to odkrycie kosztuje Króla Augusta

dziesięć razy tyle, ile warte. Gzy wiesz Wasze ile przejadł, przepił i przemamował ów hulaka, niepomnę jakiego nazwiska, Betcher podobno, który pod strażą drabantów glinki przetapia? Oto ni mniej ni więcej jak 500,000 talarów. Co gorsza, że to co zdało się sekretem, niejest już nim i Fracuzi zaczynają taką samą robić porcelanę. Mojem zdaniem, Mości Rotmistrzu, jeżeli nie masz złota, to nierób złota; rób je, jak będziesz miał pieniędzy do zbytku.

Ej bracia, alohimia jak alchimia! — rzekł w tem miejscu Kryszpin — gdybym ja miał cokolwiek gotowych pieniędzy tobym wiedział co z niemi robić.

Cóż takiego? — zapytali wszyscy.

Oto wziąłbym z dziesięć akcyi na Bank Lawa w Paryżu. Powiadają że ów mądry Szkot wynalazł doskonały sposób * robienia majątku« Jak się to dzieje, niewierni ale mó­wią, że kto wziął akcye na jakąś tam kom­panią zamorską Missisipi, zarobił cztery razy kapitał; z pięciuset liwrów ma dwa tysiące, a za kilka miesięcy będzie miał dwadzieścia tysięcy. Dlatego też pokup na owe akcye

niesłychany, i kto w Boga wierzy niesie pie­niądze do Banku. Powiadają, że Książę de Bourbon, wnuk wielkiego Kondeusza, zarobił już 250 milionów *°).

A wiesz Pułkowniku — odezwał się Ksiądz Radomiński — co mu powiedział jeden z dwo­rzan patrząc na jego akcye? «jedna akcya dziada Waszej Książęcej Mości, więcej warta niż tysiąc twoich.»

Dla Boga Pułkowniku Kryszpinie — krzyknął Telemski — pożycz na lichwę a bierz; gdybym ja miał taki kredyt jak Waść tobym się i chwili niewahał.

Oj bracia! bracia I — ponowił Radomin- ski — widzę że wam te zagraniczne sztuki ha­niebnie pozawracały głowy. Prawdziwie wstyd mi wspomnieć na to, co o was powiedzą ro­dacy, kiedy wrócicie do miłej ojczyzny i za­czniecie im prawić o bankach, akcyach, kom­paniach i innych podobnych żydowskich wy­mysłach, o których Polska jak żyje niesłyszała. To są wszystko bańki mydlane; panowie bracia, niegodzi się tak nieprzezomie marnować tu- łąckich pieniędzy.

Ależ Dobrodzieja — przerwał Kryszpin

niepamiętasz że Książe Regent zatwierdził bank Lawa uroczystym dekretem i spłaca długi krajowe jego papierem^ Jużcić Francuzi mają rozum.

I Król August ma rozum a przecież robi złoto. Książe Regent zatwierdził, ale czyż nieprotestował Parlament ? Czy wiecie co odpowiedział Książe Sabaudzki Lawowi prze­czytawszy jego projekta: «Mój panie jam nie- dość bogaty żebym się mógł rujnować.» Po­wiedzcie i wy tak, to najrozumniejsza odpo­wiedź. Zostanówcie się tylko nad jedną rzeczą. Pan Bóg poczytuje lichwę za grzech, dla czego? bo jeźli jednemu przynosi zysk to drugiemu przynosi stratę. Pan Bóg niepozwala się bo­gacić krzywdą bliźniego; niejestże to lichwa jakiej jeszcze świat niewidział: dać grosz a zyskać dwadzieścia! Zobaczycie wy, że nie­długo oliwa wyjdzie na wierzch i w miejsce powszechnej radości nastąpi płacz i zgrzytanie zębów. Znajdą się tacy co za to wszystko odpokutują, a najwięcej ci, co zamiast słuchać słów Ewangelji, dają się uwodzić szarlatanom.

Łatwowierność i łakomstwo zawsze odnoszą zasłużoną karę.»

Ale na cóż te wszystkie dysputy pa­nowie bracia — odezwał się Urbanowicz — kiedy u każdego z was pustki w kieszeni; gadacie o facyendach jak gdybyście byli Kre- zusami. A Wasze, ojcze Radomiński, co zro­bisz z sobą?

Eto przysiągł na ubóstwo niepotrzebuje tak dalece troszczyć się o swoją osobę; mojem powołaniem ratować dusze od upadku, bez względu na to jaki mnie los czeka, i pozostanę przy Królestwu Ichmość dopóki mnie zaszczy­cać będą swem zaufaniem.

Wiem, wiem — odezwał się Telemski — Królewna Marya niechce się spowiadać ani po francuzku ani po niemiecku, i zapewne za­trzyma Dobrodzieja przy sobie. Go do mnie, będę służył jak służę, kto dał zęby da i chleb. Garnizon tutejszy wraca jak mówią do Szwe- cyi, powlokę się za nim. Za rekomendacyą Króla Jegomości jużcić mną Szwedzi niepo- gardzą.

Dobrze Waść zrobisz, Mości Rotmistrzu

odrzekł Urbanowicz — że niewracasz do kraju, twoja fizys, którą jakbyś ukradł Kró­lowi Stanisławowi, niemałegoby strachu naba­wiła Sasów; posiedziałbyś może z parę latek w Kttnigsteinie zanifnby się wydała prawda, a lepszy Sztokholm niż Kdnigstein.

Tak sobie rozmawiali wygnańcy, a tymcza­sem i w łonie rodziny Leszczyńskich toczyły się narady względem przyszłego ich przytułku. Sta­nisław nieomieszkał powoływać do nich Ponia­towskiego i Tarłę, pozwalając każdej osobie wynurzać swe zdanie z wszelką swobodą. Matka jego, Anna z Jabłonowskich, dręczona oddawna tęsknotą do kraju i małą zawsze pokładająca ufność w odzyskaniu utraconej korony, radziła z tem większą teraz śmiało­ścią pogodzić się z Augustem. Jej zdaniem, tak wskazywał palec opatrzności. — O cóż ci idzie Stanisławie — mawiała ,do niego — o czczy tytuł Króla; wartoż się przy nim upierać?

Żona, Katarzyna z Opalińskich, acz może w duchu tej samej myśli przychylna, spuszcza­ła się zupełnie na to co wyrzecze wola męża, niechcąc ściągnąć na siebie najmniejszego po­

dejrzenia, jakoby więcej sobie ważyła ocalenie własnego wiana, nad ofiary jakich wymaga honor domu Lub wzgląd polityczny. Ponia­towski i Tarło niemieli nic przeciwko stara­niom o zniesienie konfiskaty, ale opierali się jaknajmocniej bezwarunkowym układom. «Wa­sza Królewska Mośó — mówili do niego — mo­żesz uczynić submissyę Królowi Augustowi. Był czas kiedy i Król August zrzekał się ko­rony dla Waszej Królewskiej Mości. Niemożesz jednak bez ubliżenia sobie, odstępować tytułu, którym cię raz nazawsze zaszczycił Kościół i cała Europa, za zezwoleniem narodu.» Sta­nisław poszedł za ich zdaniem. Ponieważ Falzgraf Dwumostów dozwalał mu dalszego pobytu w swych krajach, postanowił chwilowo z- tej jego łaski korzystać, a tymczasem prosić Cesarza Niemieckiego o pośrednictwo do Króla Augusta. Oświadczył w tej prośbie, iż gdy śmierć Króla Karola XII. rozwiązała zawarte z nim umowy, gotów jest uczynić Królowi Augustowi submissyą z warunkiem wszakże, iż mu dobra jego na zasadzie ogłoszonej amne- styi powrócone zostaną. Co do innych godności,

wszystkich się zrzeka, zachowując sobie tylko wolność używania królewskiego tytułu. Jedno- cześnie z tą notą zaniósł żądanie do Królowej Szwedzkiej Ulryki Eleonory, siostry Karola XII.

o zwrot zaległych subsydyów traktatami zawa- rowanowych, a wynoszących do stu tysięcy talarów i o polecenie go opiece Francyi. Na­pisał oraz list przyjacielski do Kardynała Księcia de Rohan z oświadczeniem: iż, po* nieważ śmierć Króla Karola stawia go w po­trzebie szukania innego przytułku, prosi go

0 stosowne do Księcia Regenta pośrednictwo, nieprędzej jednak, aż póki nienadejdzie odpo­wiedź na żądanie jakie zaniósł do Cesarza Niemieckiego, o wyjednanie mu zwrotu dóbr skonfiskowanych. Jakkolwiek bowiem pożą­daną mu jest opieka rządu Francuzkiego, nie* radby stawać się jego ciężarem, lub narażać go na trudności dyplomatyczne, zanim wy* czerpie wszelkie środki zapewnienia sobie niepodległej exystencyi.

Po odejściu tych nót i listów, Poniatowski, Urbanowioz i Kryszpin pożegnali Stanisława

1 każdy pojechał w swoją stronę. Leszczyńscy

zreformowawszy dom swój i odosobniwszy się jeszcze więcej od zgiełku świata, oddali się Bogu, błagając go codziennie, aby ich uzbrajał w cierpliwość i męztwo, zanim się ich losy ostatecznie roztrzygną. Najpierwsza odpowiedziała Królowa Szwedzka Ulryka61). List jej przepełniony był wyrazami serde­cznego spółczucia; oznajmiał Stanisławowi, iż Szwecya poleciła go jaknajusilniej opiece Fran- cuzkiego rządu; kończył się jednak oświadcze­niem : że opłakany stan finansów Szwedzkiego skarbu, niepozwala mu w tej chwili uiścić się z tak znacznej zaległości. Zapewniła wszak* że Królowa, iż użyje całego swego wpływu u Mocarstw z któremi ją wiążą przyjazne stosunki, końcem wyjednania Królowi Sta­nisławowi losu, odpowiedniego jego randze i położeniu. Cesarz Niemiecki odpowiedział dyplomatycznie, iż chętnie się podejmie żą­danego pośrednictwa; ale dał do zrozumienia, że żadnej na siebie niebierze odpowiedzial­ności za niepomyślny jego skutek. Na tych oczekiwaniach i negocyacyach # zeszło kilka miesięcy, aż nareszcie doszło Stanisława zi­

mne oświadczenie Króla Augusta, źe do u- dzielenia warunkowej amnestyi niewidzi się być skłonnym i na zatrzymanie tytułu Kró­lewskiego, dla politycznych względów, zezwo­lić niemoże.

KONIEC TOMU I.

NOTY.

Król 'wygnaniec. T. I.

4) Strona 5. Wiadomo że w czasie pierwszej rewolucyi Francuzkiej, republikanie rębili toż samo z zamkami szlachty co pierwsi chrześcianie z po­mnikami pogan. Za wkroczeniem wojsk Fran- cuzkich w Księztwo Dwumostów, Czyflik uległ takiemu samenu losowi. Miejscowi ludzie świad­czą, że okoliczni chłopi, ośmieleni pobłażaniem władz, nietylko porozbierali jego mury, ale nawet pouwozili na swój użytek ostatnie kawałki że­laza i drzewa tak» iż Czyflik znajduje się dzisiaj w większym stanie zniszszenia niż Colosseum Rzymskie lub Term Karakalli.

2) Str.9. O pobycie Stanisława Leszczyńskiego w Turcyi jeden z jego życiopisów tak opowiada: a W czasie tych zamięszań (mowa o wtargnie« niu w 4742 z Turcyi do Polski Grudzińskiego* jednego z najdzielniejszych partyzantów Króla

Stanisława) Król Stanisław bawiący w Szwecyi, wysłał Generała Szmigielskiego do Benderu, żeby się przekonał na miejscu o stanie interesów Króla.Karola. Szmigielski zdał mu najpomyślniej­szy raport, wzywając go aby natychmiast do Turcyi przybywał, końcem objęcia wspólnie z Królem Karolem dowództwa nad wojskiem Tureckiem, do nowej wyprawy przeznaczonem. Dobry Król Stanisław uwierzył tym marzeniom, puścił się w podróż w miesiącu Wrześniu (4712) w to­warzystwie Barona von Sparre, niegdyś Posła Szwedzkiego przy dworze Francuzkim, i pod zasłoną flotty Generała Steinbocka w Pomeranji wylądował. Dla niepoznaki przywdział odzież Francuzką, i niezważając na baczność z jaką śledzono wszystkie jego kroki, pojechał dalej lą­dem. W drodze do Wiednia niemiał się czego obawiać; ale im się więcej zbliżał do Benderu, tym większą musiał zachowywać ostrożność, żeby się niedostać w ręce nieprzyjaciół. Jakże się ujrzał szczęśliwym kiedy stanął w Jassach, sto^ licy Multan, na ziemi Tureckiej, na której zatem niemógł się już* spodziewać żadnego napadu! Ale właśnie było to miejsce, na którem doznał nowej próby swej niepomyślnej gwiazdy. Zale*- dwie oświadczył że jest oficerem jadącym w in­

teresach do Króla Karola, odebrano mu szpadę i osadzono go wraz z jego towarzyszem w kla­sztorze. Podobne postępowanie zdziwiło go tern więcej, że zaszło w kraju, w którym jego sprzy­mierzeńcowi przez cztery lata bez przerwy wszelką cześć oddawano. Wkrótce też dowie­dział się o przyczynie i byłby był niezawodnie wrócił z kąd przybył, gdyby wiadomość o stanie Króla Szwedzkiego doszła go była choć o milę

przed Jassami

c Kiedy Króla Karola wieziono do Adryanopolu, Stanisław eskortowany był jako jeniec do Ben­dera. Tamtejszy jednak Basza odkrywszy kim był, doniósł o tem natychmiast Ministrowi Szwedz­kiemu Fabrycyuszowi, a ten zwiastował zaraz Królowi Karolowi następującą wiadomość:

«Wasza Król. Mość niejesteś jedynym mo- cnarchą którego uwięzili Turcy, bo takiemuż sa- amemu losowi uległ i Najjaśniejszy Król Sta- «nisław, który znajdiye się o kilka mil z tąd «pod strażą zołnierzy.» — «Spiesz do njego «spiesz co prędzej kochany Fabrycyuszu —odpo- «wiedział Król Karol — i powiedz mu odemnie, «żeby z Królem Augustem w żadne niewchodził «układy, gdyż sprawa nasza wkrótce wcale «inny weźmie obrót,»

«Fabrycyusz, za otrzymanem pozwoleniem od Baszy, puścił się w podróż do Króla Stanisława w towarzystwie jednego Janczara. W drodze napotkał oddział żołnierzy prowadzących jakiegoś Kawalera na lichym koniu i w stroju Francuzkim.

«Gdzie jest Król Polski? zapytał go po nie­miecku Fabrycyusz. — Jakto? — odpowiedział mu tenże — czyż mnie niepoznajesz ? — Po tych dopiero słowach poznał Fabrycyusz że mówi z Królem Polskim i natychmiast wywiązał się przed nim z poleceń Króla Karola. Stanisław przyjął je z zadziwieniem, ale zarazem z nie­wielką otuchą pomyślniejszego obrotu swej sprawy.

«Dnia 4. Marca (4743) wjechał Król Stanisław do Benderu, już teraz z okazałością monarchiczną, na arabskim koniu, przysłanym mu w podarunku przez Baszę, wśród huku dział, otoczony orsza­kiem magnatów Polskich, którzy wyjechali byli przeciwko niemu o milę od miasta.... Nowy €han Tatarski, Basza Benderu i inni przedniejsi wojska Tureckiego oficerowie, witali go z wielkiem uszanowaniem; i wnet Stanisław na taką sobie \ u nich zarobił cześć przez swoją uprzejmość, jak Karol XII. przez swoją waleczność i nieustra­szone męztwo. Obadwa tyle dokazali u Porty,

źe ta wydała rozkaz nowemu Tatarskiemu Cha­nowi i nowemu Seraskierowi, aby z armią ze­braną około Benderu ruszyli ku granicom Polski* Korpus pod komendą Chana, 20 — 30 tysięcy głów wynoszący, obrócił drogę na Chocim, gdzie go miał dognać Król Stanisław w towarzystwie wielu Polaków i Szwedów, a między inneni Wo­jewody Kijowskiego i Generała Szmigielskiego. Miał on już przy sobie znaczny korpus dragonów pod dowództwem Pułkownika Kuskuła, pełniący obowiązki gwardyi jego przybocznej, oraz prze­pyszny oddział Drabafttów na okazałych rumakach, i wtedy zabłysnęła mu nadzieja że znowu na innej drodze do utraconego tronu powróci; ile że go zapewniano o blizkiem puszczeniu na wol­ność Króla Karola i oddaniu mu pod komendę ogromnej armji Tureckiej.

«Ale Porta Ottomańska zastraszona przez Posła Rossyjskiego, dała się z równą łatwością od tego przedsięwzięcia odstręczyó, jak się niegdyś do niego przez Szwedów namówić. Poseł ten, świadomy intryg Seraju i zmiennego charakteru Turków, zaledwie się dowiedział o marszu Króla Stanisława, wystawił zaraz Wielkiemu Wezyrowi, że Leszczyński jest tylko prostym szlachcicem, jak wielu innych, że go tylko niektórzy przez

użycie gwałtu, nie zaś, jak Króla Augusta, cała Rzplita, na tron wynieśli; te przeto gdyby Porta przeciw temu ostatniemu coś nieprzyjaznego przedsięwzięła, lub jego przeciwnikiem Królem Stanisławem opiekować się chciała, byłoby to złamaniem Karłowickiego traktatu, na które ani jego Cesarz, ani Cesarz Niemiecki, jako sprzymierzeńcy Króla Augusta, nigdy zezwolipby niemoglL

«Skoro tylko podobne przedstawienie doszło do Dywanu, Sułtan posłał zaraz rozkaz (42 Sier­pnia) do Chana i Seraskiera do Benderu, ażeby Króla Stanisława do armji nieprzyjmowali i ode­słali go napowrót do Benderu. Stanisław, którego jeszcze niebyło w Chocimie, gubił się w myślach co mogła być za przyczyna tak odmiennego po­stępowania Porty, gdy w tem spotkała go jeszcze mniej spodziewana niedola. Skutkiem nowego rozkazu, wzięto go w areszt wraz z wszystkiemi partyzantami i osadzono w cytadelli w Benderze.

«Łatwo zgadnąć jak przykrym musiał być dobremu Królowi ten nowy i niespodziewany odwrot jego fortuny. Inny oddałby się rozpaczy, % on wyprobowany w szkole cierpień, znosił swój los z odwagą, o to się tylko troszcząc, aby tak \ lekkomyślny dwór jak Turecki niedał się namó­wić do poczytania go za ofiarę stanu, i wydania

go w ręce Gara lub Augusta. Ale zdawało się że opatrzność, odwagę jego umyślnie na tak twarde próby wystawia, żeby ją przygotowywać do jeszcze twardszych, nieprzestając pomimo tego osłaniać go swą silną opieką.

«Tej ostatniej ujrzał zaraz dowody w postę­powaniu Turków, którzy mu większą zaczęli okazywać życzliwość w więzieniu aniżeli na wolności, osładząjąc mu wszelkiemi sposobami jego niewolę. Dotychczasowe z nim postępowanie tłomaęzono mu w ten sposób: że Porta odebrała wiadomość, jako Ghan Tatarski i Seraskier, prze­kupieni przez Rossyę, mieli zamiar wydać go w ręce nieprzyjaciół; że Hetman Sieniawski, u- przedzony zapewne o tym zamiarze, stoi już z wojskiem nad granicą; że Generał Flemming utrzymuje szpiegów na Wołoszczyznie i obiecuje ogromne summy złota za pochwycenie i wydanie mu osoby Króla Stanisława. Wszystkie te wieści były zapewnie równie bezzasadne jak ów mnie­many spisek wojewody Ruskiego Jabłonowskiego, przeciwko Królowi Augustowi, ale bądź co bądź, Porta starała się przekonać Króla Stanisława, że jeżeli go aresztuje, to tylko przez chęć zasłonienia jego osoby przed zamachami jego nieprzyjaciół. Żadną bowiem miarą niechciała się przyznać do

nadwerężenia praw gościnności, które Turcy po­czytują za obowiązek najświętszy.

«W kilka tygodni później otrzymał Stanisław wiadomość, że Sułtan wysyła poselstwo do Króla Augusta. Lubo mu niewypadało prosić o łaskę dla siebie u przeciwnika, zadającego mu nie­winnie czyn zdrady, przecież nieszczędził starań aby za pośrednictwem tego poselstwa, wyjednać przebaczenie swoim stronnikom, którzy w dobrej wierze zaufali jego sprawie. Trzeba mu bowiem oddać świadectwo, że nietylko nikogo na swoją stronę gwałtem nieciągnął, ale nawet w nie­szczęściu zostawiał każdemu wolność szukania gdzieindziej losu, choćby u nieprzyjaciół. Była to wspaniałość i mądrość, która mu zawsze wię­cej jednała niż odstręczała przyjaciół. Poselstwo też Tureckie otrzymało zlecenie żądać w §§. 4. 4 i 5 aby wszystkim bez różnicy Polakom, którzy się oddali opiece Sułtana, udzielone było przez Króla i Rzeczpospolitą ogólne przebaczenie oraz powrót do utraconych majątków i godności; Grudzińskiemu i jego ludziom taż sama łaska, Stanisławowi zaś dziedziczne dobra i tytuł Woje­wody Poznańskiego.

«Gdyby nie opór Króla Szwedzkiego, i niedo­stateczna gwarancya ze strony Rzyczypospolitej,

sądziłbym że Stanisław, dla okupienia sobie i ojczyzoie pokoju, byłby się nawet wyrzekł go­dności królewskiej; ale właśnie te przeszkody były przyczyną, źe nieprzyjął łaskawych zresztą oświadczeń samego Króla Augusta.

«August w zawartym z Portą układzie, nie- tyiko sobie zastrzegł aby wydaliła z swych kra­jów jego nieprzyjaciół, ale nawet w ogłoszonej generalnej amnestyi, niezostawił Królowi Stani­sławowi jak trzy miesiące czasu do namysłu. Był to termin za krótki na rzecz tak wielkiej wagi i tak wielkie ciągnącej za sobą następstwa, a zatem ubliżający honorowi Króla Szwedzkiego. Monarcha ten nieprzestawał zapewniać Stani­sława, że wkrótce do swego kraju powróci i ztamtąd znowu całemi siłami na swych nieprzy­jaciół uderzy. Proponował mu więc, ażeby tym­czasem udał się albo do Szwecyi, albo do Dwu- mostów. Tęź samę propozycyę czynił i jego stronnikom bawiącym w Turcyi, z których jednak Potocki, Wiśniowiecki, Szmigielski i Grudziński inaczej się namyślili, i podawszy się do amnestyi, otrzymali łaskę Augusta. Tylko Hrabia Ponia­towski, Urbanowicz, Kryszpin i kilku innych, po­stanowili wytrwać w wierze Stanisławowi i dzielić dalsze jego losy.

«Król Karol, który się dotąd łudził nadzieją otrzymania od Porty ogromnych posiłków, koń­cem wtargnienia z nimi przez Polskę i Saxonią do Ppmeranji, gdzie nań oczekiwały jego własne wojska, otrzymawszy wiadomość o zawartym na dniu 5 Kwietnia (474 3) między Portą a Augustem traktacie, zmienił zamiar i postanowił co prędzej powrocić do ojczyzny. Nagliły go też do tego kroku smutne raporta Generała Lievena o nie­pomyślnym stanie jego własnego królestwa, i Pułkownika Düringa o niepowodzeniach w Hol­sztynie. Skoro się tylko o tem dowiedział Sta­nisław, postanowił także porzucić Turcyą jeszcze przed wyjazdem Karola; znał bowiem dostatecznie niestały i chciwy umysł Turków i wiedział, że jeżeli go dotąd w Benderze szanują, to tylko przez wzgląd na obecnego Króla Szwedzkiego. Na ten koniec Hrabia Poniatowski z kilku Pola­kami wysłany został przodem, sam zaś Le­szczyński puścił się do Niemiec na Siedmio gród, incognito, w końcu miesiąca Czerwca.» [Leben Stanislai L von &, Magdeburg und Leipzig, 4737.)

Otwinowski inną podąje przyczynę przyjazdu Leszczyńskiego do Turcyi:

«Tego roku ( 4742).— słowa są jego —

wszelkie nadzieje w daniu Tureckiej pomocy Królowi Szwedzkiemu upadły, z takiej okazyi Król Stanisław, wysiadłszy z Steinbokiem do Wi- smaru, wezwał na potajemną ustną konferencyą Fleminga, Króla Augusta Feldmarszałka, gdzie Stanisław assekurował z osoby swojej wszelkiemi sposobami o pokój starać się w Polsce i że na­wet z tego względu koronę Polską złożyć de­klarował na ręce Króla Augusta, byle tylko miał słuszną jaką za to rekompensę. (I tu każdy za­dziwić się musi , kiedy wolnemi głosami daną koroną handlować i przedawać chciano). A gdy Fleming imieniem królewskiem przyrzekł Stanisła­wowi, że znaczny awantaż za to odbierze, obli­gował się Król Stanisław z tem umyślnie do Benderu jechać i dla prawdziwego gruntownego uspokojenia Bzeczypospolitej, podziękować Kró­lowi Szwedzkiemu za manutencyą, żeby od przed­sięwziętych imprezów w pomocy i utrzymaniu jego na tronie odstał, a do pokoju z Królem Au­gustem i Rzeczpospolitą poszedł; ale gdy przy­biegł Stanisław, Król Szwedzki ani słuchać chciał tej propozycyi. A Gar Moskiewski, jak prędko o złożeniu korony przez Króla Stanisława powziął wiadomość, czem prędzej wysłał do Stambułu, donosząc, że się Król Stanisław już z Augustem

zgodził i koronę królewską, na ręce Króla oddał i Augusta za Króla wyznał i że tym sposobem już cale pokój w Polsce stanął. Co gdy Cesarz Turecki usłyszał, stracił nadzieję aby za tą oka- zyą miał profitować co na Polakach. Zaraz wypowiedział Królowi Szwedzkiemu protekcyą, pomocy dać denegował i samemu natychmiast z krajów Tureckich regować się kazał.» — Pa~ miętniki do panowania Augusta II. Poznań 4 838 p. 24 6.)

3) Str. 40. Autor dodatku do Niesieckiego tak

0 nim pisze:

«Stanisław Poniatowski, ur. 4 675, służył w wojsku Austryackiem pod Eugeniuszem, odbył kampanią Turecką, później w Szwecyi u Ka­rola XII. i został jego adjutantem i stawał prze­ciw Augustowi n. Po śmierci Karola XII. wrócił

1 przywrócony do łaski, odzyskał zabrane dobra i został Łowczym W. X. Litewskiego. Potem konferowano mu Podskarbstwo W. X. Lit. Regi­ment Gwardyi pieszej Koronnej, nakoniec Regi- mentarstwo wojsk w Koronie. Był także Sta­rostą Lubelskim i Stryjskim, później Wojewodą Hazowieckim, nareszcie Kasztelanem Krakowskim

alerem Orła Białego. Umarł w Rykach wócUtwie Lubelskiem r, 4762. dnia a. Sier-

m

pnia. Pierwsza jego żona, Wojnianka Jasieniecka, wdo^a po Mieczniku Lit. Ogińskim; z tą bezpo­tomny. Zaślubił drugą r. 4 720. dnia 4 4. Wrze** śnią, Księżniczkę Konstancyę Czartoryską, z tej dwie córki: Ludwika (ur. 4 728), Zamojskiego Wojewody Podolskiego żona. Druga Izabella (ur. 4 730) Klemensa Branickiego, Kasztelana Kra­kowskiego, Hetmana W. Kor. żona, bezpotomna. Stanisław miał także synów pięciu (tych na sej­mie koronacyjnym r. 4764. książętami zrobiono): 4. Kazimierz ur. 4724 Podkomorzy W. Koronny. 2. Franciszek ur. 4723. umarł Proboszczem Kra­kowskim. 3. Andrzej ur. 4734. Generał Lejtnant wojsk Austryjackich, żona jego Marya Teresa Kińska, umarł 4773; syn jego Józef Antoni, — córka Marya Teresa, urodzona 28. Listopada 4763, małżonka, Tyszkiewicza Referendarza W. Ks. Lit. umarła 4 84 6—4. Syn Stanisława, Stanisław pó­źniej Król Polski, ur. 4 7 Stycznia 4732. 5. Michał Jerzy, ur. 42 Paźd. 4736. Prymas Królestwa, umarł r. 4794.

4) Str. 40. Demotica i Demirtash do których Król Szwedzki był zaprowadzony, miały daleko bliżej do: Ministrów Tureckich niż Bender. Z Adryanopolu do Demotyki niemasz jak mii 6., i nic dziwnego że Karol XU. odbierał codzienne raporta od

Margrabiego de Fierville (niegdyś tajemnego Posła Francuzkiego przy nim w Benderze, a teraz ba­wiącego w tej rezydencyi), o planach Sułtana, Wielkiego Wezyra i Muftego. Z Fiervillem pra­cował szczególniej Hrabia Poniatowski, mąż, który pod względem umiejętności traktowania wa­żnych spraw stanu, i pod względem waleczności i doświadczenia w wojnie, niemiał sobie równego, Służył on niegdyś przy Królu Stanisławie, jako Pułkownik jego Szwedzkiej gwardyi przybocznej, i tylko przez współczucie do takiego bohatera jakim był Karol XII. poszedł za nim na Ukrainę, a w czasie nieszczęśliwej bitwy pod Pułtawą uratował mu wolność i życie, gdyż bez jego pomocy, Karol XII. wpadłby był niezawodnie w ręce nieprzyjaciół. Poniatowski za pośre­dnictwem innego Francuza, nazwiskiem Longue- ville, potrafił, krom nadzwyczajnych trudności, wsunąć zręcznie Sułtanowi w ręce memoryał od Króla Szwedzkiego, skutkiem którego Sułtan przyrzekł na nowo przyjaźń i pomoc Królowi Karolowi, zrzucił z urzędów Muftego, Wezyra, Ghana Tatarskiego i Baszę Benderu, a na ich miejsce samych stronników Szwedzkich powsa- dzał. Hrabia Poniatowski tyle dokazał, że nie- tylko posła Króla Augusta, Wojewodę Chomen-

towskiego, zaczęto odtąd zimno traktować, ale nawet postanowiono wydać wojnę Moskwie i rozpoczęto uzbrojenia. — Leben StarUsUU p. 4 04.

5) Stor. 44. Tarło Michał, Kawaler s. Spiritus we Francyi, która godność w tamtem królestwie, tylko prmctpes sangtmis albo wysokiej familji parentela- tów spotyka, a oraz Generał w wojsku Francuzkiem, w wielkich respektach u Ludwika XV. zszedł bezdzietnie. Ojciec jego Adam, Wojewoda Smo­leński z Franciszki Opalińskiej Wojewodzanki Po­znańskiej zostawił czterech synów, z których ostatni Michał. — Niesiecki. — Szczegóły jego au- dyencyi u Króla Szwedzkiego pod Grodnem, w r. 4702, opisuje autor pisma pod tytułem: Fr. Au~ gusti, Leben und Heldenthaten, Frankf. 4734 8°. p. 340.

6) Sir. 44. Krzysztof Urbanowicz wprzód Gene­rał Szwedzki, potem Generał Leitnant u Moskwy, miał za sobą Wołowiczównę Oboźniankę Li­tewską. — Niesiecki.

7) Stor. 44. Familia Kryszpinów przyszła po raz pierwszy do znaczenia za Sobieskiego; jeden z nich został Biskupem Żmudzkim, drugi Wo­jewodą Witebskim. Dawnięj tak mało była znana, iż po śmierci Sobieskiego zarzucano jej nieszła- chectwo, lecz do była potwarz. W bezkrólewiu

Król wygnaniec. T. I. 43

Digitized by Google

po Janie 1IL wyżej wymienieni Kryszpinowie grali wielką rolę w Litwie, oni przeciągnęli do Sasa całe Wdztwo Wileńskie, i pierwsi wprowadzili do Polski Elektora Augusta. (La Bizardiere.) Krysżpin Jerzy, figurujący w tej powieści, był jak się zdaje Podczaszym Litewskim i synem Marcina, Ciwuna Wileńskiego później Kaszte­lana Trockiego. Posłował na sejm r. 4 7tt wraz z bratem Kazimierzem, Starostą Płongiań- skim. — Niesiecki.

8) Sir. 45. Około r. 4 696. otrzymał młody Le­szczyński pozwolenie ojcowskie zwiedzenia obcych dworów, żeby się tem lepiej na znakomitego członka Rzeczypospolitej wykształcić. Pozwolenie to roz­ciągało się tylko na dwa lata, albowiem sędziwy wiek ojca i własne jego położenie dłużej mu bawić za granicą niedopuszczały. Udał się prze­to naprzód do Wiednia, którego dwór z po­wodu oswobodzonej przez męztwo Jana 111. stolicy, w najściślejszych stał z Polską stosun­kach. Jakoż Leszczyński doznał tam nader zaszczytnego przyjęcia i odpowiedniego swoim wysokim osobistym przymiotom. Ztamtąd po­jechał do Włoch, a mianowicie do Rzymu, gdzie hku Papież Inocenty KIL osobnego udzielił po­słuchania , i wydał rozkaz pokazywania mu

wszelkich ciekawości. Więcej mu się jednak podobały Florencya i Wenecya, gdzie go także odpowiednie jego urodzeniu spotykały hołdy. Spędziwszy zimę we Włoszech, udał się na wiosnę do Francyi i z początkiem lata przybył do Paryża, gdzie się wydoskonalił w rycerskich ćwiczeniach, dziwiąc swą zręcznością wszystkich swoich współuczniów. Dwór Francuzki posłużył mu za wielką i użyteczną szkołę, a listy reko­mendacyjne, które od Jana III. i jego małżonki, jako blizki ich krewny otrzymał, otworzyły mu wszędzie wolny wstęp, z którego korzystając, umiał sobie zjednać wysokie łaski u samego Króla «Ludwika XIV. Monarcha ten byłby go rad dłużej na dworze swoim zatrzymał, gdyby smutna wiadomość o śmierci Króla Jana i otrzymany list od ojca, niezmusiły go do powrotu do kraju. Towarzysze jego podróży dotąd żyjący świadczą, że Ludwik XIV. rozłączał się z nim z wielkim żalem, jakby przeczuwając przyszłe jego prze­znaczenie. Pożegnanie też jego z Królem Fran- cuzkim i całym dworem było bardzo czułe.

Z Paryża ruszył do Holandyi a ztamtąd przez Niemcy do domu. — Leben Stanislai I.

9) Sir. 26. Anglik Stepnej daje taki obraz Stani­sława w r. 4706: <iCestunjeuneprmcelong,Uaune

13*

Digitized by vjOOQIC

belle taille avec une paire de grandes moustaches *et habillé à la Polonaise, mais qui a de la dispo- oisition a devenir gras et un peu sale comme sont a tous les Polonais.» Od wyjazdu do Sfcwecyi wr.!7U. nosić się zaczął po Szwedzku.— (Lam­bert* mem. pour servir à l'hist. de 4 8. siècle. XIV. 187. VL 486).

iO) Str.32. Starsza córka Leszczyńskich Anna urodzona 25 Maja 4 699. umarła w Dwumostach dnia 20 Maja 474 7; lecz niema śladu gdzieby leżały jej zwłoki.

i 4) Str.32, MiasteczkoGrafinthal leży wKanto- nie Bielkastel o siedm godzin drogi od Dwumostów. Zamyka w sobie podziśdzień szczątki zniszczo­nego Klasztoru Wilhelmitów i winnicę noszącą nazwisko winnicy Matki Boskiej, zapewne od cudownego obrazu tej ostatniej.—Die PfaU; Hand- buch fur Reisende v. Karl Geib. Zwàbrücken 4844.

4 2) Str. 33. Marya Leszczyńska miała zaledwie rok, kiedy jej ojciec musiał uchodzić z całą familią z Warszawy. O kilka mil od tego miasta za­trzymali się na odpoczynek: w tem ktoś daje znać o pogoni nieprzyjacielskiej; Stanisław* daje rozkaz do marsza, wszystko siada na koń, a w powszechnym popłochu, zapomniano o biednej Maryi. Ochmistrzyni rozumiała ie ją zabrała

mamka, mamka źe ją zabrała ochmistrzyni. Do­piero o milę postrzegają swój błąd; oddział żoł­nierzy wraca do karczmy, i znajduje dziecię opuszczone w żłobie. — We trzy lata później, Stanisław znajdował się w Poznaniu. August wysłał oddział żołnierzy z rozkazem pojmania go z całą familią. Nieprzyjaciel ukazał się znie­nacka pod morami miasta, obiegł zamek, wszy­stko co w nim było ratuje się ucieczką, biedną Maryą unoszą przez ogród do chaty chłopskiej, gdzie szczęśliwie uszła niebezpieczeństwa.

13) Sir. 55. Wypadek historyczny. Zbrodniarz ujęty przed spełnieniem zamysłu, został ułaska­wiony przez Stanisława. — Obacz: Vie de Marie Le­szczyńska. Bruxelles 4 838, p. 23.

4 4) Stor.56. «W roku 474 5 utworzyła się w Polsce konfederacya Tarnogrodzka pod laską Stani­sława Leducbowskiego, Podkomorzego Krzemie­nieckiego, końcem wydalenia z kraju wojsk Sa­skich, które się niesłychanych dopuszczały bez- prawiów, a których wyprowadzenie Król August pod rozmaitemi pretextami zwlekał. Między Kon­federatami a Sasami przyszło do otwartej wojny, która przez długi czas z rozmaiteta toczyła się szczęściem, aź nareszcie, za pośrednictwem Posła Rossyjskiego Dołgorukiego, nastąpiła między

Królem a narodem ugoda, którą zatwierdził sejm pacyfikacyjny Warszawski z dnia ł. Lutego M 4 7. r. Sejm ten nazwano niemym z powodu że trwał kilka tylko godzin; dobrzy bowiem obywatele wzięli się za ręce żeby żadnych gawęd niedo- puszczać, i cały sejm jedynie na przyjęciu goto­wego już projektu ograniczyć; inaczej, jeden źle myślący mógłby upragnione dzieło uspokojenia Rzeczypospolitej zniweczyć lub znowu do dal­szego czasu odwlec. Na takie postępowanie sar­kała naturalnie mniejszość, troskliwsza o zasady niż o dobro Rzeczypospolitej. «Hetman Polny, Wojewoda Podlaski — pisze Otwinowski — prosił o głos, którego dyssydenci Litewscy wspie­rali; lecz Lubomirski Podkomorzy Koronny i Tarło Podstoli Litewski, niedozwolili owym głosom, a tak Wojowoda Podlaski manifestował się tylko, że sejmom, a osobliwie pacificationis, nie jest zwyczaj bywać niemym i głuchym jak ów był. Gdy dalej czytano konstytucyą, prosił Książe Prymas o głos, chcąc tylko uczynić gratulacyą zgody tej i napomnieć Pana, aby lepiej panował, upomnieć poddanych, aby lepiej kochali i szano­wali Króla i tym podobnie; ale i na ten głos osobliwie Wołynianie niepozwolili. A tak trochę uniesiony gniewem, rozumiejąc że cały Senat za

nim pójdzie, wyszedł z Senatu, ale się nikt za nim nieruszył. Po przeczytaniu konstytucyi, do pocałowania ręki królewskiej wedle porządku przystępowali i już po sejmie było; a Ledu- ohowski zaraz Króla pożegnał króciusieńką pe- rorą, gdyż za tego Króla wszystkie rzeczy na Saską modę przerabiano, w Senacie długiemi politycznemi oracyami wzgar­dzono, a to wszystko ciągnąc na kształt rządu despotycznego, żeby to sensem zgładzić wolne głosy.» — Pamiętniki do pa­nowania Aug. II. ad a. 4 747.

4 5) Sir. 36. «Tamże zaraz około Warszawy gdzie wojska stały, zwjjano wiele chorągwi poważnych, także i regimenty piesze i dragońskie, niektóre tylko zostawiwszy; lekkich chorągwi także bez liczby pozw^ano. Ci, którzy domów niemieli, kupami do Turków w służbę; ale wkrótce zabrani w Węgrzech od Cesarskich (lubo nie wszyscy) na galary oddani; co im się arcy słusznie stało, że niesłychanym od wieków sposobem udali się do pogan ów.» — Ottoinowski ad. a. 4 747.

4 6) Stor. 37. «Rąjtarye wszystkie skasowano na wieki i w dragonije obrócono, a nadto nic sprawie­dliwiej Rzeczpospolita uczynić niemogła, bo na nich wiele spendowała, gdyż jako pancerni zasługi i

hibemy brali, a ledwo z takim munderunkiem jako dragonije stawali do obozu i to fałszywym kompletem, a z bibernów i zasług icb tak wielkich oficerowie tylko pożytek mieli a Rzeczpospolitę oszukiwali. Druga, że sobie owi chłopi nie- mieckie jakieś powagi przywłaszczali, z koni do okazyi niezsiadafi, do budowania mostów i na­prawiania dróg chodzić niechcieli, w kriegsrech- tach z dragoniją i infanteryą zarówno im sądzić się za wstyd sobie mieli, ale tylko u sędziego wojskowego sądzili się, gdzie oficerowie szewcy, krawcy, z husarami, pancernemi, ślachtą rodowitą do sądu zasiadali. Na miejsce zaś rajtaryi zo­stawiono dragonyą, która jako infanterya z koni zsiadłszy, pieszo i na koniach jako rajtarye po­sługi czynią, a mniejszą płacą niż miewała raj- tarya kontentują się. Żałowali panowie bardzo owych rajtaryi swoich, bo miawszy chorągiew rajtarską, więcej mu niż wieś do­bra uczyniła intraty; niemniej Pułkownicy i inni oficerowie rajtarscy żałowali owych swoich wielkich pożytków. W Województwie Kraków- skiem szlachcic rodowity, fortuny z siebie * dwóch żon wielkiej, Franciszek Modrzewski Puł­kownik rąjtaryi, regimentu Hetmana Koronnego, z desperacyi że regiment ten w dragonije obró­

cono, przyjechawszy do domu w łeb sobie strze­lił; za dobrocią jednak boską nie odrazu za­biwszy się, z skruchą w kilka godzin umarł. Postanowiono też było żeby Panowie żadnych swoich regimentów nie mieli w kompucie, z któ­rych wielkie pożytki miewali, a Rzeczpospolitą zdradzali, gdy nigdy kompletu niebywało, mając wymówki* źe Rzeczpospolita nie płaci; ale oni razem choć nierychło na kilka lat brali na te regimenty wielkie summy, a to sobie obracali. Na popisach fałszywe prezenty czynili, bo jeden drugiemu pożyczał ludzi do pokazania; do tego wszystka czeladź oficerska, nawet woźnice w komplet wchodzili regimentowy, a do okazyi nigdy niestawali.»— Otwinowski ad. a. 474 7.

47) Str.38. «Ten Hetman wielki Sieniawski, wielkim był opressorem Rzeczypospolitej, co każdy z akcyi jego uznać może, które od abdykacyi Króla

Augusta uczynił Wszyscy się go w Polsce bali

i trybunały za wielkie jego excessa i samej Hetmanowej nieśmiały sądzić według sprawiedli­wości, bojąc się go żeby ich wojskami w ni­wecz nieobracał .... Niekażdy się odważył z tym Hetmanem prawować, choć od niego cier­piał krzywdę .... Wojsko kwarciane więcej na prywatne posługi swoje i wyrobienia interesów

obracał, niż ku pożytkowi Rzeczypospolitej; do tego wojsko krzywdził niewymownie w hiber- nach, rozdając swoim, choć niezasłużonym około dobra pospolitego, po kilka, kilkanaście i kilka­dziesiąt tysięcy bibemowych pieniędzy, a dopiero co z wąsa spadło to wojsku naznaczał, po kilka złotych tu i owdzie po Polsce, co ledwie i za rok deputaci powybierali.... Tyle tylko po­chwały ma ten Hetman, że był wniósł r. 474 0 modelusz wojska cudzoziemskiego autoramentu, że ludzi Polskim językiem exercytowa- no.... Po wyjściu Sasów z Polski chciał zno­wu w* kłótnie nowe wprawić Rzeczpospolitę, zdawszy komendę nad wojskiem cudzoziemskiem polsldem i nad Pułkiem Ułana Tatarów Litew­skich Flemingowi, podpisawszy mu wyraźny skrypt na to, ustąpił mu w tem powagi i mocy swojej. Co Fleming dobrze [na swoją stronę obrócił, wielkie sobie ztąd uczyniwszy pożytki, gdyż regimentów nietrzymał w kom­plecie, a pieniądze z decessów na lenungi, na barwy i rynsztunki zabierał sobie; oficerów Sa­sów wedle woli swojej do regimentów podawał, munderunki, konie, broń i wszelkie amunicye, potrzeby regimentowe w Saionji sprawował z wielkim swoim awantażem, a niemałym Ko­

rony Polskiej uszczerbkiem, gdyż wielkie pie­niądze za to z Polski wywożono, czem się tam­ten kraj bogacił, a tuteczni kupcy i różni ko- mercyalistowie zubożali, bo i łokcia płótna nie- kupiono na koszule dla ludzi regimentowych w Polsce. ... Uczynił to Hetman za radą i na­mową usilną Szaniawskiego Biskupa, faworyta Królewskiego, a miał też i sekretne swoje do tego powody, z rady swoich potajemnych arcy- polityków, będących tej supozycyi, że się Kró­lowi tem przypochlebi, gdy mu odda woj­sko w ręce i wkradnie się przez to w dawne konfidencye; z drugiej strony upewnił się Hetman, że tym sposobem pobudzi do nowych roz­ruchów szlachtę przeciw Królowi i pod tą tarczą udawszy, że mu odjęto władzę Hetmańską nad wojskiem cudzoziemskiego autoramentu, do­stąpi dawnej mocy, buławy reintegrytacyi za no- wem zamieszaniem.... Jakoż poburzył był wo­jewództwa że wielki okrzyk na to czyniono, udawszy, że to musiał uczynić i zdać komendę nad wojskiem cudzoziemskiem Flemingowi, gdyź- by Sasi inszym sposobem z Polski nie- wyszli, gdyby był tego nieuczynił. Lecz to był fałsz, już byli Sasi za granicą ostatnich dni Lutego....

«Niemogli bowiem strawić Hetmanowie że im miecz tylko z władzą rozkazywania w rę­kach zostawiono i ordynansów wydawa­nie, żeby za zdaniem i rozkazem Rzplitej wojo­wali, granic przestrzegali; a moc wydawania assygnacyi na zasługi, stanowiska, lokacye, kon- systencye, hiberny, czopowe, pogłówne żydow­skie i tatarskie, monopolium tabaczne odebrano. Ztąd Hetmani miewali największy profit, mając do swojej woli assygnacye, i wielu starszych wojska do siebie przyciągali, gdy poodciągawszy chorą­gwiom onym dawali, a mający pierwszych po sobie, czynili z wojskiem co chcieli Komissyą hibernowę albo dystrybutę na wieki skaso­wano i żeby jej nigdy ani przez się, ani przez subordynowane osoby nieodprawowali Hetmani, zakazano. I w inszych wielu materyach tychże Hetmanów opisano, czego nigdy przed tem nie­bywało, a osobliwie żeby na elekcyach Kró­lów niebywali, ale żeby pod tenże czas granic pilnowali.» — Otwinowski ad. a. 4747.

4 8) Str. 39. «Cale tym sposobem Rzplita została bez straży, gdyż Król wszystko wojsko miał w rękach swoich, a Hetman 4000 z pełna Polskich chorągwi niemiał w komendzie swojej, bo regimenty piesze i konne, także Tatarski pułk

całkiem Hetmańskiej komendy niesłuchały, ani się dały zwaćRzplitej ludźmi, tylko Kró­lewskimi. A co większa że Król obsadziwszy owemi infanteryami fortece, już je miał w ręku swoich, jakoto: Elbląg, Malborg, Toruń, Poznań, Kamieniec Podolski. W Krakowie'' choć żadnego niebyło prezydyum, lecz tak były sztucznie rzeczy akkomodo wane, że Mier wisiał zawsze nad Krakowem z regimentem dragońskim, żeby w przypadku rozruchu jakiego mógł zaraz Kra­ków opanować.»— Otwinowski ad. a. 4747.

4 9) Str. 44. O zmianie polityki Piotra Wielkiego w r. 4 747. który miał opuścić Króla Augusta, i za­warłszy pokój z Karolem X3L oświadczyć się za Stanisławem, zmianie nad którą pracował usilnie Baron Gttrtz, Minister Szwedzki, uwięziony z po­wodu tych knowań w Holandyi, świadczy Vol­taire : Vie de Charles XII.

20) Str. 48. Szczegóły pobytu Piotra Wielkiego w Paryżu opisał Alexander Dumas w dziełku swojeoi La Regence, 4849.

24) Str. 45. «Hetman Sieniawski miał za żonę Lubomirskę, córkę Marszałka Koronnego, wielką rzędniczkę tak dobrego obrotu, że z całą Europą miała konferencye.» — Otwinowski ad. a. 4 747.

22) Sir; 50. Propozyzye te czynione były przez Piotra W. w r. 4 708. Patrz dzieło: Fr. Augusti, Leben und Heldenłhaten. Frankf. 4734. p. 534.

23) Str. 50. Czytaj: Merkwürdige Geburts- und Lebensgeschichte Jacobi etc. Leipzig, 4766. 8°.

24) S£r. 5/. Klementyna Sobieska, wnuczka Jana III. a córka syna jego Jakuba, urodzona dnia 23. Stycznia 4702. poszła w d. 9. Września 474 9. za Jakuba Stuarta, pretendenta Angielskiego; na­zwisko Klementyny otrzymała od Papieża Kle- mensa XI. który ją trzymał do chrztu; ślub odbył się w Montefiascone we Włoszech. Po­nieważ na to małżeństwo niezezwalał Cesarz Niemiecki, doznała dużo trudności w dostaniu się z Oławy do Włoch. Mercure historique ad. a. 474 9. Marya córka Leszczyńskich urodziła się w Poznaniu dnia 23. Czerwca 4703. i otrzy­mała na chrzcie następujące imiona: Marya, Ka­rolina, Zofia, Felicia.

25) Str. 53. Wiadomo źe Królewicz Alexander Sobieski odmówił korony po zdetronizawanym Au­guście, niechcąc ubliżać pierwszeństwu, jakie się należało bratu jego starszemu Jakubowi * który zostawał w więzieniu u Augusta. Ta to oko­liczność przyspieszyła wybór na tron Stanisła­wa Leszczyńskiego. W czasie jego koronacyi

w Warszawie w r. 4 705. Ministrowie Szwedzcy niechcieli ustąpić pierwszego miejsca, ani Kró­lewiczowi Alexandrowi, ani matce Stanisława Annie Leszczyńskiej, o co oboje urażeni oddalili się do Wilanowa, własności Sobieskich, żeby tam uroczystość przeczekać. — Theatrum Europeum ad. a. 4705. Lamberti. Mémoires. III. 668.

2 6) Str. 53. Królewicz Jakub Sobieski miał trzy córki: Kazimirę, Karolinę i Klementynę. Kazimira zostawała długo przy babce Maryi Kazimirze, na­przód w Rzymie potem w Blois we Francyi. Po śmierci babki w r. 4 74 6 powróciła do domu rodziców, i umarła w Oławie w stanie panień­skim, mając lat 28, około r. 4720. Młodsza, Ka­rolina, poszła w r. 4 724 za Karola Gotfreda de la Tour d’Auvergne, Księcia de Bouillon, i była bratową owej Księżnej de Bouillon która w r. 4729. grała tak brzydką rolę w otruciu sławnej Aktorki Adrienny Lecouvreur. — O najmłodszej Klementynie mówiliśmy w nocie 24.

27) Str. 54. Jest tu mowa o Ludwiku Jerzym Margrabi Badeńskim, synu sławnego wojownika Ludwika Wilhelma, który panował od r. 4 707— 4764. W młodości swojej kochał się w Maryi Leszczyńskiej; Cesarz chciał go koniecznie żenić z Sobieską.

28) Str. 56. Karól XII. lubił psy, miał jednego nazwiskiem Pompejusz, którego wszędzie z sobą prowadził, nawet do kościołów. Ów pies histo­ryczny zdechł w. Polsce. Karol XII. kazał go przewieźć do Swecyi żeby na ziemi ojczystej spoczywał i położyć mu nadgrobek z następu­jącym napisem: «Pompejus egregius, cants invic- «tissimo Suecorum regi, merito char us, in Polonia umortuus, inde in Sueciam ne extra Patriom tu- amularetur, transmissusLamberti memoires pour servir a l'histoire du \ 8 siècle III. p. 357.

29) Str. 57. Kościół ten wybudowany w r. 4708. w kształcie rotundy, stoi po dziś dzień. Napis nad drzwiami wskazuje kto go fundował.

30) Str. 60. Słowa historyczne.

31) Str. 60. Telemski, figura historyczna, miał być z postaci ciała bardzo podobny do Stanisława.

32) Str. 62. Strój ten opisany jest dokładnie w dziele pod tytułem: Fr.Augusti, Leben undHelden- thaten; Frankf. 1734. p. 492, w którem znajdzie się i ten osobliwszy szczegół: że Karol XII. spotka- wszy się po raz pierwszy w życiu z Augustem, po zawartym pokoju w Altranstad, zamiast mó­wić z nim o polityce, rozmawiał tylko o swoich butach, których przez lat 6 z nóg swych niezdej- mował, chyba na noc, i to niezawsze.

33) Sir. 67. «Złączył się był Kołaczkowski z Sokolnickim i niedaleko Swirza w dworze Zawa­dzkiego nazwanym Sielcz, zaraz po Wielkanocy dobyli zbrojną ręką kilkaset Sasów i w pień wycięli, majora tylko żywcem zostawili. Byli to ludzie Generała Saskiego rodem Fran­cuza, który natenczas przed kilku dniami spalił panu Olidzkiemu Swirz, z tej inwidyi, że był do traktatu Rawskiego od wojska komissarzem. A był dawniej wywołany z Francyi o to, że pod miastem Ekstet nazwanem, gdzie byli Niemcy wygrali batalią z Francuzem, on był uciekł do Niemców z regimentem całym Gaskonów, a potem znowu Niemców zdra­dził, gdy uciekł z tym regimentem w służ­bę Saską. Przed Wielkanocą w Marcu i Kwie­tniu wiele ten Generał z rozkazu Fleminga popalił wsi i miasteczek takim, którzy prym trzymali w konfederacyi. .. Podtenczas właśnie zabili dwóch ludzi godnych: Turskiego, Starostę Pilznieńskiego, Regimentarza kilkunastu chorągwi tam stojących i Bełchackiego Kasztelana Bieckiego. Turski lubo był wielki faworyt hetmański, jednak jako szlachcic sarkał na opresye Sasów. Wie­dzieli to Sasi, a obawiąjąc się żeby i tego roku niedał assystencyi Województwu, mając \ 5 cho-

Król wyguaniec. T. I. Ii r .

Digitized by vjOOQI<

rągwi w komendzie, umyślnie wysłali batalion Gaskonów kurząc Turskiemu pod nos, żeby mu było dać jaką okazyą. Zaczem Kapitan, niejaki Fresner, przyszedł do wsi Przemykowa, gdzie Turski mięszkał, chcąc się rozkwaterować ze 4 00 piechoty. Turski miał natenczas Kasztelana Bieckiego na ochocie, a owi Sasi poczęli umyślnie niezmierne wiolencye w Przemykowie czynić, na co wypadło towarzystwo przy Regimentarzu na rezydencyi będące, owych Sasów rozpło- szyli i chorągiew wzięli . . . Fresner posiał na insze wsi po więcej ludzi że ich było do kilku­set... Przelazłszy przez parkan, wpadli zajuszeni do dworu; wyszedł do nich Turski bez szabli, którego w ganku, bagnetami na flinty zasadzonemi, impetem wielkim skoczywszy, tyrańsko na śmierć zabili; a potem wpadłszy do pokoju, Kasztelana siedzącego w krześle, także owym orężem za- kłuli, a znalazłszy swoję chorągiew poszli precz.»

Otwinowski ad. a. 47 45. 4 74 7.

34) Str. 68. Wszystkie te imiona znajdują się w zdaniu sprawy z tego wypadku.—Leben Stamslai /.

35) Sir. 69. W r. 4 716. pretendent Angielski, Jakub Stuart, opuścił potajemnie miejsce swo­jego przytułku i ruszył na wyprawę do Szkocyi. Uprzedzony o tem Poseł Angielski przy dworze

Francuzkim Lord Stairs, zażądał od Księcia Re­genta aby go aresztowano; ale obok tego, nieu- fając Francuzom, uczynił nań zasadzkę przez własnych ludzi. Brzydkiej tej missyi podjął się był niejaki Douglas, Anglik czy Szkot, dymissyo- nowany Pułkownik pułku Irlandskiego na żołdzie Francuzkim; zbrodniczy atoli zamiar nie doszedł do skutku. Douglas z czterema bandytami uprze­dził Pretendenta w Nonancourt, wysiadł na po­czcie i zostawiwszy tamże dwóch ludzi na straży, sam z dwoma drugiemi zaczaił się na drodze. Szczęściem że żona Pocztmistrza nieobecnego w domu zwietrzyła ich zamiary. Spoiwszy więc pozostawionych u niej zbójców tęgiem wi­nem i zamknąwszy ioh śpiących, pobiegła skry­cie do jednej z swoich przyjaciółek na innej ulicy, najęła u niej mieszkanie dla Pretendenta, przysposobiła dla niego ubiór księży, a gdy extra- pocztą nadjechał, kazała skierować powóz do mieszkania przyjaciółki i dała znać do policyi. Policya aresztowała zaraz dwóch bandytów, a że się wylegitymować niemogli z celu swego przy­bycia, odesłała ich do Paryża. Douglas uciekł ze swemi, a Pretendent pobawiwszy trzy dni w Nonancourt i cudem prawie uszedłszy śmierci, przebrany za księdza dopadł portu Bretanji, zkąd

szczęśliwie dostał się do SzkocyL Były o to krzyki ze strony Posła Angielskiego, ale Książe Regent zniewolił go do milczenia i do puszcze­nia całej rzeczy w niepamięć.

36) Str. 70. O podróżach Syna Augusta do Rzymu i Wersalu podaje szczegóły St. Simon w swoich Pamiętnikach pod r. 174 4.

37) Str. 74. «W czasie utarczek konfederatów z Sasami, Fleming ścigany przez Gniazdowskiego, porzucił ludzi co miał, a sam uciekł do Piotr­kowa, a potem do Dominikanów wpadł w klasztor; tam ogoliwszy brodę którą był zapuścił i łeb, po Dominikańsku w habit się przebrał i czem- prędzej wsiadłszy na powóz z jednym księdzem uszedł do Króla w Poznaniu będącego. Fleming, gdy się zaczęła ta Konfederacya w małej Polsce, zapuścił był brodę mówiąc: źe dotąd golić się nie będzie dopókąd tej konfederacyi nieuspokoi; ale gdy do Króla ogolony po Dominikańsku przyjechał, rzekł mu przez żart pewien Generał: «chwała Bogu że już interesa królewskie w Polsce uspokojone, bo się Generał Fleming ogolił.» Na co mu Fleming: «jedźno ty tam, to nietylko wąsów albo brody lecz i łba/pozbędziesz, gdyż tam dobrze Polacy golą.» — Otwinowski ad. a. 4 74 6.

38) Str. 7$. «Tym traktatem Altranstadzkim (4706)

wydał też August, abdykat, owego Patkula Szwedowi który to imieniem wszystkiej szlachty Inflantskiej wielką ochotę do wyprawy Inflantskiej dodał Augu­stowi, zkąd źródło było całej tej wojny. Wiele tam Palkul Królowi Augustowi świadczył i pewnego czasu komenderując wojska Saskie, gdy nie było cale pieniędzy, on kampanując w Luzacyi mniejszej pod Guben miasteczkiem, własnym kosztem utrzy­mywał wojska Saskie kilka miesięcy; a przyszło do tego, że go w tym roku August chciał kazaó zabić, sprzykrzywszy sobie owę wojnę, w czem gdy był Patkul przestrzeżony, począł korespondo­wać z Anglią, obmyślając sobie bezpieczeństwo osoby swojej. August przejął krótko przed tym traktatem listy jego i kazał go w areszt wziąść. Był tedy już nieborak Patkul w detencyi podczas agitującego się traktatu w Altranstadzie, a potem na groźną rekwizycyą wydał go August Szwe­dowi. Przyrzekł był Król Szwedzki Augustowi, jako się Patkulowi nic złego stać nie miało i miał być zdrowo zostawiony; ten punkt dość stricte było opisano^w traktacie. Lecz ta asse- kuracya była w ' myśli restrykcyjnej , tojest: deklarował Szwed, że nic złego nieuczyni Pa­tkulowi i zdrowo go zostawi w Saxonji, ale wy­szedłszy za granicę Księztwa Saskiego wywarł

złość swoję Rrół Szwedzki nad Patkulem, bo wróciwszy do Polski w r. 1707. dekretował owego wielkiego człowieka i w Wielkiej Polsce pod Kazimierzem miasteczkiem okrutnie, podobno na postrach Polakom, exekwowaé kazał. Czy­tano dekret, wysadziwszy Patkula z karety, bardzo powoli, a za przeczytaniem punktu każdego, rozciągnionego na ziemi kat kołem tłukł każdy z osobna członek; trwała ta okrutna exekucya godzin kilka, a naostatek owo wszystko zgrucho- tane od rąk katowskich ciało w koło wpleciono.»

Otwinowski.

39) Str. 72. Słowa historyczne.

40) Str. 82. St. Simon taki dąje obraz Kar­dynała de Rohan:

9 Le cardinal de Rohan était né avto de r esprit naturel, qui paroissoit au triple par les grâces de sa personne, de son expression, du monde le plus choisi dont le commerce Vavoit formé ... Son na­turel étoit bon, doux, facile et sans r ambition et la nécessité quelle impose; il était né honnête homme et homme d'honneur; (Tailleurs d'un accès char­mant obligeant ; d'une politessè générale et parfaite, mais avec mesure et distinction; d'une conversation aisée, douce, agréable. R était assez grand, un peu trop gros, le visage du fUs de l'amour, et

outre la beauté singulière, son visage avoit toutes les grâces possibles, mais les plus naturelles, avec quelque chose d'imposant et encore plus d'intéressant, une facilité de parler admirable et un désinvolte merveilleux pour conserver tous les avantages qu'il pouvoit tirer de sa princerie et de sa pourpre, sans montrer ni affectation ni orgueil, et riemba- rasser ni lui même ni les autres.... Il était de Juin 4674.... Il travailla de bonne foi à apprendre; et en effet ü acquit de la science qu’ü sut tripler par la grâce et la facilité de son début.... Prince avec sa maison ... des biens immenses et de grands établissements y étoient entrés. Il avait passé sa première jeunesse sous la ferule dans le travail, dans toutes sortes de contrainte pour arri­ver à une grande fortune.... Il se voyait avant 40 ans evèque de Strasbourg et cardinal, avec plus de 400,000 liv. de rente, le goût des plaisirs, de la magnificence, du repos. H lui semblait qu'il n'avait plus rien a désirer qu’à jouir d'un état ou tout est devenu permis .... il était fait pour être et vivre en grand seigneur et ne se refuser aucune chose; ü avait de quoi y fournir parfaitement.... cétait son penchant et son goût.»

44) Str. 93. Ludwik Wilhelm Margrabia Ba* deński był kandydatem do Korony Polskiej po

śmierci Jana HI, lecz bardziej z honorowej po­winności znakomitego wojownika, j*ak mówi St. Simon (w pamiętnikach pod r. 4 696), niż w na­dziei osiągnienia pomyślnego skutku. Panował od r. 4 677—4 707, kształcił się na żołnierza pod Montecuculim; po śmierci Marszałka de Turenne w r. 4675 szczęśliwe staczał utarczki z woj­skiem Francuzkiem; w r. 4 676 odznaczył się przy oblężeniu Filipsburga; w r. 4 677. bronił Freiburga przeciwko Francuzom; w r. 4683. pobiegł na obronę Wiednia, przyczynił się do porażenia Turków pod Parkanami, a w r. 4 684. do zwycięztwa Księcia Lotaryngji pod Baden. W roku 4 686. dowodził Cesarską jazdą pad Budą

i innemi fortecami. W r. 4 687. kierował lewem skrzydłem Cesarskiem jpod Mohaczem. W r. 4 689. w czasie nowo wybuchłej wojny między Ce­sarstwem a Francyą, objął naczelne dowództwo nad wojskiem przeciwko Turkom i odniósł nad nimi znakomite zwycięztwo pod Nissą w Serwji,

i Widdynem w Bulgaryi i wypędził Tekelego z Siedmiogrodu. W r. 4 693. powołany nad Ren, odebrał Francuzom Heidelberg i wiele innych twierdz Palatynatu. W wojnie sukcessyjnej z ro­ku 4700, pomimo doznanej niewdzięczności od Cesarza Leopplda, podjął się znowu dowództwa

nad jego wojskiem ; w r. 4 704. przeszedł Ren

i zdobył szturmem kilka fortec Francuzkich, mię­dzy innemi Łandau; lecz we dwa dni później pobity został przez Marszałka Villars. Umarł w Rastadzie r. 4 707. zostawując małoletniego syna, o którym w niniejszej powieści mowa. Znakomity ten wódz, odbył w swem życiu 26 kampanji, 25 oblężeń, i 4 3 walnych bitew; po­równywają go, pod względem sztuki stawiania obozów do Pyrrusa i Cezara. — Dictionnaire des Dates. Parts 4 842.

42) Sir. 97. Wiadomo że i Lubomirski miał nadzieję dostąpienia korony po zdetronizowaniu Augusta. Widząc się zawiedzionym szydził ze Stanisława, że nieużyto do jego koronacyi praw­dziwych insygniów: «Dyademata — mówi Otwi- nowski — któremi Królów inszych koronują, Szembek, natenczas Biskup Kujawski, uwiózł był na początku tej wojny i reponował gdzieś w Szlązku, a korona Moskiewska dana była z racyi Elbląga Brandenburczykowi w zastaw r. p. 4 659; więc Króla Stanisława koroną nową, którą Król Szwedzki zrobić kazał, jakoby na igraszkę dziecinną koronowano, bo zaraz po ko­ronacyi musiano ją oddać Generałowi Szwedzkie­mu Hornowi, który koronacyi w kilka tysięcy

Szwedów assystował, a tę koronę kazał Król Szwedzki potłuc i pieniędzy z niej (zapewnie miedzianych lub srebrnych) narobić.»— Pamiętniki do panowania Aug• II. ad. a. 4 705.

43) Str. 97. Leszczyńscy wiodą ród swój od Persztynów którzy przybyli z Czech do Polski w Xtym wieku z Dąbrówką żoną Mieczysława i założyli w Wielko-Polsce miasto Leszno, od któ­rego nazwisko Leszczyńskich. Cesarz Fryderyk III. (4440 — 4 493.) nadał Wojewodzie Brzeskiemu, Rafałowi Leszczyńskiemu, tytuł Księcia Rzeszy Niemieckiej i pomnożył herb jego lwem, trzyma­jącym goły miecz w łapach.

44) Str. 403. Oto jest ów akt powinszowania w oryginale:

^Monsieur et frèrel

«La raison pourquoi nous Savons pas ré­pondu plutôt à votre lettre, que nous avons eu Vhonneur de recevoir de votre Majesté, est que nous avons jugé, qu'il n'était plus nécessaire, d’entrer dans un commerce particulier des lettres. Cependant pour faire plaisir à Sa Majesté Suédoise, et afin qu'on ne nous impute pas, que nous faisons diffi­culté de satisfaire à son désir, nous vous félicitons par celle-ci de votre avènçment à la couronne, et nous souhaitons, que vous trouviez dans votre pa­

trie des sujets plus fidèles et plus obéis­sants, que pour tous nos bienfaits et pour tous nos soins, nous n'avons été payés que d'ingratitude, et que la plus grande partie d'eux ne s'est appliquée qu'à former des partis pour avancer notre ruine. Nous souhaitons que Vous ne soyez pas exposé à des pareils malheurs, vous remettant à la pro­tection de Dieu. Monsieur et frère, votre frère et voisin. Donné à Dresde. Auguste Roi. Le 8 Avril i 707.

Stanisław odpisał mu w ten sposób; dajemy tłojnaczenie :

«Najjaśniejszy panie i bracie !

«List Waszej Królewskiej Mości wkłada na mnie nowy obowiązek wdzięczności dla Króla Szwedzkiego. Powinszowanie Waszej Królewskiej Mości co do mego wstąpienia na tron, przyj­muję, jak powinienem, z prawdziwą przyjemno­ścią i spodziewam się, że moi poddani niebędą mieli przyczyny odmawiania swojej wierności i hołdu, jeżeli szanować będę narodowe ich pra­wa. Stanisław Król Polski« — Lettres historiques. M. jun. 4707. p. 657.

46) Str. 406. Margrabia de Yitry poseł Fran­cuzki w Warszawie usiłował przeszkodzić za­warciu przymierza między Janem III» i Leopoldem

Cesarzem, w celu prowadzenia wspólnie wojny przeciw Turkom; wielu biegłych w radzie pań­stwa polityków, a mianowicie Morsztyn Podskarbi, tegoż byli zdania. Przejęte listy cyframi pisane, wyjawiły zamysły Posła. Domagano się odda­lenia jego i uchwalono na sejmie r. 4 683. pod laską Rafała Leszczyńskiego, ojca Króla Stani­sława agitującym się, aby odtąd Posłowie zagra­niczni nigdy ciągle w Polsce niebawili. W trzy tygodnie najpóźniej po swojem do Warszawy przybyciu mieli mieć audyencyą u dworu, sześć tygodni wyznaczono im do ułatwienia powie­rzonych im układów, i trzy tygodnie do wy­jechania z granic Rzeczypospolitej. Margrabia de Yitry protestował przeciwko otwieraniu pisanych przez niego i do niego listów i dnia 28 Maja tegoż roku pożegnał Króla. Królowej atoli że­gnać niechciał, która naówczas na Francyą ura­żona , przyłożyła się była do zawarcia wyżej wspomnionego traktatu z Austryą.

W kilka dni potem, czy to przypadkowo, czy też z poduszczenia urażonej na posła Fran- cuzkiego Królowej Polskiej, wszczął się zgiełk pod oknami Margrabiego de Yitry, w którym służący Tyszkiewicza, w Warszawie naówczas nieprzytomnego, kilku domowników poselskich

z pistoletów zabili« Sprawcy tej zbrodni uszli natychmiast z Warszawy i bezskutecznie ich szukano. Pozwany Tyszkiewicz o to, iż swoich ludzi w przyzwoitej utrzymywać nieumiał karno­ści, skazany został na rok i sześć niedziel wieży bardzo niewinnie i dla tego tylko, aby Posłowi jakąkolwiek dać satysfakcyą. — Listy Jana III. do Królowej. Warszawa 4 823.

46) Sfer. 407. Zyciopis Michała Radziejowskiego świadczy, że za obietnicę popierania wyboru Kięcia Gonty po Janie III., wziął od Francyi 200,000 liwrów, a za obietnicę popierania wy­boru Augusta zgodził się z Sasami na 75,000 Talarów, z których 25,000 odebrał w gotowiznie a na resztę wziął w zastaw rozmaite praeciosa. — Leben des Cardinals Michael Radziejowski; Magde­burg und Leipzig. 4 737.

47) Str. 447. «Król August uchwyciwszy spo­sobność pozycyi czasu, umyślił swego dawnego przedsięwzięcia, za radą Saskich konsyliarzów, osobliwie Fleminga i szalbierzów niektórych pa­nów Polskich, dokazać w Polsce, żeby było absolutne wprowadzić panowanie; czego inaczej trudno było dokazać chyba mocą, do czego wyrobienia trzeba było naprowadzić wojsk Sa­skich. Miał też Król po sobie wielu magna­

tów Polskich, zdrajców ojczyzny, którzy nie- tylko mu poświadczali, ale i rady dodawali; a sami w tern usłużyć deklarowali, chcąc się przez wprowadzenie despotycznego, rządu sami z równości wybić, o czem sekretnie upewnieni byli od Króla. » — Pamiętniki do Pan• Aug. IL ad.

a. 4743.

48) Str. 448. Słowa historyczne.

49) Str. 424. Popis ten istotnie miał miejsce w r. 4 676. jak świadczą ówcześne roczniki Fran- cuzkie.

50) Str. 42$. W roku następnym 474 8. szla­chta mszcząc się za niemy sejm z r. 4 74 7. i z obawy aby się więcej niepowtórzył, obwaro­wała jak najściślej liberum veto, stosiyąc je nie- tylko do Sejmów ale i do Sejmików. I wówczas to opłakana ta instytucya, która dotąd była zwy- cząjem, zamieniła się po raz pierwszy w wy­raźne prawo.

54) Str. 428. Ksiądz Dubois był synem apte karza z miasteczka Brivet la Gaillarde. Powia­dano że matka zapomniała go ochrzcić a ojciec zaprowadzić do pierwszej komunji. — Alex. Dumas, la Regence 4 849.

53) Str. 454. Słowa historyczne.

53) Str. 438. Le roi de Suède avait en Hol-

lande un secrtéaire nommé Preiss, mais ce prince se confiait principalement à un officier Polonais attaché au roi Stanislas, nommé Poniatowski. — St. Simon Mémoires ad. a. 4748.

54) Str. 452. La Regence par Alex. Dumas. 4849.

55) Str. 454. O tym posagu Katarzyny z Opa­lińskich Leszczyńskiej, świadczy wyżej cytowany życiopis Stanisława. — Leben Stamslai/. p. 3 4. 4 737.

56) Str. 457. Michał Radziejowski Prymas, był Synem Hieronima Radziejowskiego Podkanclerzego Koronnego, który tak niepiękną grał rolę za panowania Jana Kazimierza. Na nim wygasła ta famiUa. Spółcześni świadczą o jego blizkich stosunkach z Towiańską, której osobisty interes miał nieraz wielki wpływ na jego postępowanie polityczne, i którą dla tego nazywano Kardy- nałową. — Fr. Augusti, Leben und Heldenthaten. Frankf. 4734. p. 44 5.

Życiopis Radziejowskiego przytacza jeden szczegół chciwości tej kobiety. Król August chcąc przeciągnąć Radziejowskiego na swoją stronę, ugodził się z nim, jak już wspomnie­liśmy, na 75,000 Tal. Część tej summy dał w gotowiznie, część w klejnotach, a mianowicie w szmaragdach znacznej wielkości. Kamienie

te jednak nieprzypadły do smaku Towiańskiej, zażądała koniecznie dyamentów i Król August, przychylając się do jej woli, złożył jej inne kleinoty, między któremi znajdował się kanak, w kształcie słonia, którego piękność i bogata oprawa wzbudzała powszechne podziwienie. — Leben des Cardinals Radziejowski 4737.

a Prymas Państwa chciał mieć Królem Lubo­mirskiego Hetmana, a Towiański, krewny Pryma­sowski miał być Hetmanem i dlatego Lubomirski dla ugruntowania lepszej przyjaźni z Ks. Pryma­sem, dał był córkę temuż Towiańskiemu w stan małżeński.» — Pamiętniki do Pan Aug. II.

57) Str. 458. Zdarzenie historyczne. Voltaire hist. de Charles XII.

58) Str. 459. O tym obrazie znajduje się ślad w Manifeście Króla Stanisława, wydanym pod Topolem, dnia 4. Września 4 706. roku przy wkróczeniu jego do Saxonji. Stanisław wyrzuca także Królowi Augustowi nieprzyzwoitość obrazu.

Theatrum Europeum ad. a. 4706.

59) Sir. 459. Król August był pierwszym który wr. 4701. uznał Elektora Brandeburskiego Królem, nieczekając przyzwolenia Polski. Rzeczpo­spolita nieuznała go aż w r. 4 764. — Leben Fr. Augusti; Frankf. 4734.

60) Str. 4 68. La régence par Alexandre Dumas.

64) Str. 474. Zszedł ten Król (Karol XII.) z świata bezpotomnie, gdyż żony niemiał ; zostały się po nim Sukcesorki, dwie siostry starsze: Ja­dwiga Zofia wdowa, żona Księcia Holsztyńskiego pod kijami zabitego; ta miała syna 4 9^ już rok pędzącego i młodsza Ulryka Eleonora w 33. roku wieku będąca, z którą to Król Szwedzki w r. 4704. Alexandra Królewicza Polskiego chciał żenić i Kró­lem w Polsce uczynić. Był wielki rozroch między stanami Szwedzkiemi i wszczęła się była scyssy a ; jedni chcieli mieć na tronie Szwedzkim Księżnę Holsztyńską z synem jej dorastającym, drudzy za Ulryką trzymali; ale pretendowali, jak ta tak owa strona, przywrócenie sobie wolności. W czem się Księżna Holsztyńska niebacznie opierała, chcąc absolutnie panować. Ale Ulryka pozwoliła Szwedom na wprowadzenie dawnego rządu; weszła w pakta ze Stanami Szwedzkimi, wró­ciła im wolność i przysięgła dotrzymać prawo Państwa dawne. A tak ci, którzy trzymali stronę Księżnej Holsztyńskiej, odstąpili jej i poszli do jedności, przybrawszy jej za męża Księcia Hessen- Kassel. Pamiętnik do Pan Aug. II. ad. a. 474 8.

Król wygnaniec. T. I.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Bobrowicz jan WYPRAWA PRUSKA TOM 1
Battaglia Otto Jan Sobieski król Polski
Jan III Sobieski król Polski (19 05 1674 17 06 1696 zwany przez Turków Lwem Lechistanu
Juliusz Słowacki Poematy (Beniowski, Podróż do , Anhelli, Jan Bielecki, Ojciec zadżumionych, Król
Jan z Koszyczek Rozmowy, które miał król Salomon z Marchołtem grubym a sprośnym
Fallus król życia
Prywatne znaczy gorsze referat a krol 0
ABC Z K Krol J Gajos
Psalm 38, Komentarze do Psalmów-Papież Jan Paweł II,Benedykt XVI
Orędzie do młodych 2004, Jan Paweł II
178 i 179, Uczelnia, Administracja publiczna, Jan Boć 'Administracja publiczna'
Król - Propaganda i indoktrynacja w państwach totalitarnych1, E.C.Król, Przywództwo w państwach tota
278 i 279, Uczelnia, Administracja publiczna, Jan Boć 'Administracja publiczna'
58 i 59, Uczelnia, Administracja publiczna, Jan Boć 'Administracja publiczna'
Psalm 4, Komentarze do Psalmów-Papież Jan Paweł II,Benedykt XVI
SILIKONOWY KRÓL, przepisy Tupperware
Psalm 10, Komentarze do Psalmów-Papież Jan Paweł II,Benedykt XVI
222 i 223, Uczelnia, Administracja publiczna, Jan Boć 'Administracja publiczna'
200 i 201, Uczelnia, Administracja publiczna, Jan Boć 'Administracja publiczna'

więcej podobnych podstron