Uważaj na życzenia
Jeżeli mogłabyś spełnić jedno swoje życzenie... - zadał pytanie samotnej dziewczynie psotny demon - jakie ono by było?
Dziewczyna się zamyśliła. Przyszło jej do głowy pełno niespełnionych marzeń, snów za którymi tęskniła i chwil których nie umiała wykorzystać. Chciała... wielu rzeczy. Pieniędzy, przyjaciół i miłości... takie banalne, a zarazem jakie istotne. Mogła tylko jedną z tych rzeczy? Okrucieństwo demona czy jego litość?
Chciałabym – zaczęła, a demon zastrzygł długimi i spiczastymi uszami – spotkać moją druga połówkę... kogoś kogo pokocham ze wzajemnością.
Demon zaśmiał się głośno i powiedział:
Niech się stanie! - klasnął w dłonie. Ostatnie co zobaczyła dziewczyna to oślepiający błysk, a potem ciemność...
Boże jaka byłam głupia!
Pierwsze co poczułam to ogromny pęd powietrza.. Potem usłyszałam szum w uszach. Wiatr był tak mocny, że sprawiał mi ból. Włosy biły mnie po twarzy. Nie mogłam się ruszyć. Wszystkie moje wnętrzności podchodziły mi do gardła i chciały uciec. Otworzyłam oczy. Niebieskie niebo nade mną, uświadomiło mi jedną rzeczy. SPADAŁAM! Jasna rzeż cholera! Próbowałam się odwrócić, zobaczyć cokolwiek, ale nie umiałam. W wyobraźni już czułam jak moje ciało z całym impetem wali o ziemię, kości się łamią, a reszta rozpryskuje się na wszystkie strony. Wrzasnęłam panicznie. Nie chciałam skończyć jako mokra plama! RATUNKU! Usłyszałam czyiś krzyk, z dołu. Nie zrozumiałam słów, nie miało to dla mnie żadnego znaczenia. Zaraz umrę! Poczułam coś na plecach. Ziemia? Umieram? Krzyknęłam jeszcze raz ze strachu i zdałam sobie sprawę, że nie słyszałam już szumu powietrza, tylko czyjeś sapnięcie. Na chwile się zatrzymałam na moim wybawcy, a potem oboje upadliśmy na ziemię. Udało mi się jeszcze spojrzeć w jego twarz. Zobaczyłam tylko szare, zdziwione oczy.
Straciłam przytomność.
Poczułam zapach jedzenia. Zanim postanowiłam znowu otworzyć oczy, starałam się wywąchać coś jeszcze. Dym? Ktoś coś piecze nad ogniskiem? OGNISKO? GDZIE JA JESTEM? Wstałam nagle i walnęłam o coś czołem. Jęknęłam, gdy gwiazdki zamigotały mi przed oczami. Ktoś syknął koło mnie. Spojrzałam w bok. Tuż przy mnie siedział na kolanach mężczyzna i pocierał ręką nos. Musiałam w niego trafić przy tej gwałtownej pobudce.
Leżałam na trawie przykryta długim skórzanym płaszczem. Polana w lesie? Na jej skraju pasł się wielki brązowy koń. W środku kręgu rzeczywiście było ognisko. Nad nim na prowizorycznym ruszcie piekł się chyba królik. Jak ja się tu znalazłam? Próbowałam sobie przypomnieć cokolwiek. Nagle mnie oświeciło. Rozmowa z demonem, a potem to spadanie. Czy się stało naprawdę?
Przepraszam – powiedziałam cicho. Mam nadzieję, że nie złamałam mu nosa. Spojrzał na mnie mnie niepewnie i zabrał rękę z twarzy. Poczułam dreszcz, gry przeszył mnie wzrokiem. Te szare oczy sprawiały, że czułam się naga. Nie tylko w sensie fizycznym... ale jakby zaglądał do mojego umysłu i powoli poznawał moje najmroczniejsze sekrety...
Jesteś pani, aniołem? - miał mocny i głęboki głos . Omal nie zaśmiałam mu się w twarz.
Słaba próba podrywu – odpowiedziałam.
Pani! Spadłaś z nieba prosto na mnie! Dosłownie z nieba. Nie było tam żadnych drzew, niczego z czego można spaść! Jak nie jesteś aniołem, to jakim cudem?
Może z samolotu? - odgryzłam się. Wkurzył mnie jego ton głosu.
Z czego? - zobaczyłam w jego oczach pytanie.
Nieważne, masz jakąś komórkę? Zadzwonię po kogoś żeby po mnie przyjechał.
Co? - jego twarz wyrażała jeszcze większą konsternacje. Rozejrzałam się starając się jakoś połączyć fakty. Puszcza, ognisko i ten koń. Mógł być jakiś dziwakiem, żyjącym sam bez elektroniki i polującym na króliki. Pewnie tam dalej jest jakaś drewniana chatka bez kanalizacji. Słyszałam o takich ludziach. Buntują się przeciw technice i mieszkają jak pustelnicy. Wszystko rozumiem, każdy ma swoje widzimisię, ale mógł się chociaż zabezpieczyć jakimś telefonem. Co jak jak podczas rąbania drewna odetnie sobie pół ręki? Albo jak spadnie na niego jakaś dziewczyna która chciałaby wrócić do domu? Szaleństwo szaleństwem, ale przewidzieć pewne rzeczy by się przydało.
Jak wyjść z tego lasu? - no skoro nie łatwiej to trudniej. Wyjdę z tego lasu, znajdę jakąś ulicę, a wraz z nią cywilizację. Może ktoś mnie podwiezie do najbliższego miasta, a jak dopisze mi szczęście to do samego Krakowa.
Wystarczy iść prosto przez dwa dni na południe. Dojdziesz do ziem hrabiego Lumbargo, ale radzę ci pani, uważać. I iść inną drogą.
Dlaczego? - hrabia? W Polsce?
Kobieta nie powinna podróżować sama. Może wtedy zostać oskarżona o nierząd bądź czary.
Czary? - teraz to nie wiedziałam czy mam się śmiać czy płakać. Co za psychol!
Wiadomo, że kobieta nie poradzi sobie sama, bez wsparcia mężczyzny w tych trudnych czasach. - powiedział to z uśmiechem pełnym politowania. Ten świr traktował mnie protekcjonalnie. Wkurzyłam się.
Poradzi nawet lepiej niż niejeden facet – warknęłam na niego. Zmarszczył gniewnie brwi.
Co zrobisz pani, jak cię pruscy rycerze złapią? Wojna jest! Nie obronisz się sama, co dopiero przed jednym, a przed całym oddziałem? Złapią, zgwałcą i ubiją. To co robią ze wszystkimi polskimi kobietami. - ten wybuch pasji i gniewu przestraszył mnie. widziałam żar w jego oczach, tak jakby był już świadkiem takiego zdarzenia. Zaczęłam się zastanawiać. O co tu chodzi? Wojna? Czary? Prusacy? Ten gość żyje w średniowieczu! Ale przecież mamy XXI wiek, na pewno jakaś opieka społeczna dowiedziałaby się o tym szaleńcu. Powinien siedzieć w wariatkowie a nie latać na wolności. Przyjrzałam mu się dokładnie. Lniana brązowa koszula wyglądała jakby ktoś ją szył ręcznie i niezbyt dokładnie. Na nią zarzucona była kolczuga, która szeleściła przy każdym ruchu. Skórzane spodnie, które zamiast rozporka miały przyszyte jakieś guziki. Skórzany pas do, którego przywiązany był... miecz? Metalowa i przyozdobiona paroma czerwonymi kamieniami rękojeść wystawała ze skórzanej pochwy. Płaszcz pod którym ciągle leżałam nie był zszywany nitkami, tylko połączony pasami ze skóry. Przypomniałam sobie demona. Wysłał mnie w czasie? Nie. Niemożliwe.
Który jest rok? - spytałam się cicho.
Nie wiesz?
Przy spadaniu uderzyłam się w głowę, nie pamiętam wielu rzeczy – skłamałam.
1459 roku pańskiego – odpowiedział. Zamknęłam oczy. Raz dwa trzy... serce biło mi w piersi, jak szalone, a ja starałam się nie wbijać paznokci we własne ramię. Wstałam i zaczęłam się przechadzać w kółko. Miałam do wyboru, albo się ruszyć albo krzyknęłabym by rozładować cały strach - Czego jeszcze nie pamiętasz? - spojrzałam na niego trochę nieprzytomnym wzrokiem.
Skąd jestem, jak się tu znalazłam... - zastanowiłam się przez chwilę. Czego jeszcze mogę nie pamiętać?
Jak ci na imię, pani?
Cristal – odpowiedziałam odruchowo. Pożałowałam pośpiechu. Cristal nie jest polskim imieniem, to tylko moje przezwisko z czasów dzieciństwa, które teraz może mi narobić kłopotów.
Herbu nie pamiętasz, pani?
Nie... - dopiero teraz zwróciłam uwagę w co ja jestem ubrana. Niebieska długa suknia z jedwabiu na pewno była dowodem, że pochodziłam z wysokiego rodu. Wyszyte na niej złotymi niciani kwiaty były przepiękne... miałam też złoty pas spadający na biodra. Kwadratowy dekolt również obszyty był takim samym kolorem nici. Długie i szerokie rękawy zasłaniały całe dłonie. Do tego jeszcze ten gorset! Boże uchowaj! Nie miałam żadnego nakrycia na głowę, więc moje długie do połowy pleców, czarne włosy były rozpuszczone. Demon nie demon, miał dobry gust. Wyglądałam w tej sukni jak Ginewra. Przydałoby się jakieś lustro...i aparat. Parsknęłam śmiechem. XV wiek! Średniowiecze! Czasy kiedy Bóg zrobił sobie urlop! Brak higieny, podpasek i kibli. Nie ma elektryczności, telewizji czy chociażby żarówki! Przy pierwszej lepszej okazji zarażę się jakimś paskustwem i przyczepią mi do ciała pijawki. Ble. Już lepiej byłoby gdyby została ze mnie mokra plama.
A może się tylko czymś naćpałam? To co widzę może być zwidami. Nie, chyba nie. Gdyby to była iluzja mojego głupiego umysłu, było by to bardziej chaotyczne. Myśl! Myśl! 1459 rok. Co to za czasy? Potrzebuje dokładniejszych informacji. Wspomniał o wojnie z Prusami. Prusy to pewnie Zakon Krzyżacki. Co ja wiem o tych konkretnych czasach? Cholera... czemu nie uważałam na lekcjach? Jagiellończyk! Kazimierz Jagiellończyk był... jest władcą. Nie ma Polski jako takiej jest Unia polsko - litewska. Co z tą wojną? To chyba ta trwała 13 lat. Nic mi konkretnego, ta wiedza nie daje. No może ogólny obraz sytuacji. Cholerny diabeł! Ile mam tu siedzieć? I dlaczego mnie tu wysłał?! Prosiłam o kochanka, a nie o wszy i inne robactwa. Zatrzymałam się i spojrzałam na rycerza. Mógł mieć może 27 lub 30 lat, nie wiele więcej ode mnie, a ja miałam 22 lata, ale i tak jak na te czasy był stary. Tłuste, czarne włosy były na tyle długie by mógł je związać rzemykiem. Pojedyncze pasma, które się wydostały natychmiast przykleiły się do spoconej skóry. Nie uśmiechał się więc trudno mi stwierdzić w jakim stanie miał zęby. Mocno zarysowany podbródek i wysokie kości policzkowe. Tygodniowy zarost ukrywał wszystkie inne cechy. Na pewno był przystojnym mężczyzną, wystarczyło go tylko umyć i ogolić... Jego twarz była ubłocona, jakby ktoś przycisnął jego głowę do ziemi. Teraz dopiero zauważyłam, że nie rusza lewą ręką.
Co ci się stało – zainteresowałam się.
Nic – burknął. Kucnęłam przy nim i zanim zdążył zareagować złapałam go za rękę. Syknął z bólu i próbował się wyrwać. Im bardziej się wyrywał tym więcej krzywdy sam sobie wyrządzał. Nie ruszył drugą ręką, by mnie odepchnąć. Może bał się, że zrobi mi krzywdę? Przestał ruszać ręką, więc delikatnie odsłoniłam ramię. Zaczęłam posuwać palcami wzdłuż kości. Ramię całe. Dalej nie mogłam dojść bo przeszkadzał mi materiał.
Rozbierz się – rozkazałam.
Nie wiem do czego zmierzasz, pani, ale się nie spełnię twej prośby.
Boisz się, że cię zgwałcę i porzucę? Wykorzystam do własnych niecnych celów? - jakim cudem mówiąc te słowa się nie zaśmiałam, nie wiem, ale chyba uraziłam jego dumę na tyle, że się rozebrał. Z trudem i bólem, ale zrobił to.
Śmierdział potem swoim i konia, piwem, dymem z ogniska i niemytym ciałem. Starałam się nie krzywić i chyba mi się udało. Wzięłam go za rękę i podjęłam wędrówkę. Miał wybity bark. Nic strasznego. W pół minuty mogę to nastawić.
Nie ruszaj się – powiedziałam.
Co chcesz zrobić? - czyżbym zobaczyła nutkę strachu w oczach dzielnego rycerza?
Nic – nie mogłam się powstrzymać od szerokiego uśmiechu. Cofnął się – zachowujesz się jak dziecko! - krzyknęłam na niego, ale jak się zbliżyłam wstał i odsunął się jeszcze dalej – chcę ci tylko nastawić bark. Trochę poboli, ale zaraz przestanie.
Poradzę sobie – warknął.
Nie możesz ruszyć ręką, więc jak masz zamiar jechać na koniu? - prychnęłam kpiąco. Żadnej pozytywnej reakcji. Chyba nawet wstrzymał oddech.
Był wyższy ode mnie o głowę. Nawet jak do niego podejdę musi kucnąć, bo z tej wysokości zrobię mu większą krzywdę. Nie zmuszę go, żeby sam dał mi tą rękę. Był nie tylko wyższy, ale i bardzo umięśniony. Widać było jak pod opaloną na brąz skórą poruszają się wyćwiczone mięśnie. Takiego kaloryfera na brzuchu mógłby pozazdrościć, każdy facet, z każdej epoki. Świerzbiły mnie ręce, by zanurzyć palce w rzadkich ciemnych lokach na jego piersi. I ciemny pasek delikatniejszych włosków zaczynający się od pępka i znikający w spodniach... Westchnęłam z rezygnacją.
Doceniam twoje chęci pani, ale naprawdę sobie poradzę.
Czy gdybym była mężczyzną, pozwoliłbyś mi sobie pomóc? - spytałam się niepewnie.
Nie wiem – odpowiedział ostrożnie. Spojrzałam na niego błagalnie.
Chcę ci tylko pomóc...- złapałam się za ramiona. Moje oczy zrobiły się szkliste – chciałam się jakoś odwdzięczyć... byłeś dla mnie taki dobry. Złapałeś mnie i przyniosłeś tutaj – mój głos stał się płaczliwy – nie nagabywałeś na moją cnotę... proszę... pozwól mi – poczułam jak wielka łza ściekła mi po policzku. Widziałam zakłopotanie i niepewność na jego twarzy. Chyba minęłam się z powołaniem. Zamiast na medycynę mogłam iść do szkoły aktorskiej. Podrapał się po głowie, chwilę przemyślał wszystkie za i przeciw i kiwnął głową. Podszedł do mnie wolno i stanął nieruchomo. Zacisnął powieki.
Musisz kucnąć – powiedziałam tylko. Wykonał żądanie. Złapałam go za ramię i chwilę potem było po wszystkim. Nie zdarzył nawet krzyknąć.
Już? - spytał się zaskoczony. Kiwnęłam głową i uśmiechnęłam się.
Byłeś bardzo dzielny – poklepałam go po głowie jak dziecko. Ruszył ramieniem na próbę i pokręcił głową.
Dziękuję – powiedział. Machnęłam ręką.
Drobiazg. Królik ci się przypala – mrugnęłam po chwili.
Królik był żylasty, przypalony i niedoprawiony. No, ale byłam taka głodna, że zjadłam bez problemu.
Muszę jechać dalej – powiedział po posiłku. Spojrzałam na niego. Przez chwilę wyglądał jakby rozstrzygał jakiś dylemat.
Rozumiem – odpowiedziałam niepewnie. „Zostanę sama? Nie chcę! To straszne czasy, nie zostawiaj mnie!” krzyczałam w myślach. Powinnam mu to powiedzieć, ale nie udało mi się. Nie powiedzieliśmy sobie nic więcej. Pokazał mi tylko drogę do najbliższej wioski, zostawił mi parę miedziaków i pożegnaliśmy się.
Szłam we wskazanym kierunku. Gdy słońce zaczęło zachodzić znalazłam drogę o której mówił rycerz. Robiło się coraz ciemniej, a ja zaczęłam się coraz bardziej bać. Co jeżeli dopadną mnie wilki, albo niedźwiedź? A może jakieś zbóje łażą po krzakach i czekają na samotnego podróżnika? Nie mam żadnej broni. W tej sukni tez za daleko nie ucieknę. Zostanę pożarta albo zgwałcona i zabita. Spojrzałam na drzewa. Może wejdę na któreś i w ten sposób jakoś przeczekam noc? Nic z tego. Gałęzie zaczynają się zbyt wysoko. Nie dosięgam.
Witaj – usłyszałam znajomy głos.
To ty! - wrzasnęłam, gdy pierwszy atak paniki minął – coś ty zrobił? I kim w ogóle jesteś?
Jestem Demonem Jednego Życzenia. Pojawiam się, spełniam życzenie i znikam.
Gdzie ja jestem?
W lesie – odpowiedział i zaśmiał się ze swojego żartu – chciałaś spotkać swoją druga połówkę i spotkałaś.
W średniowieczu?!
Nie mówiłaś w jakich ma to być czasach – pokazał mi język. Złapałam się za głowę – no i u siebie spotykałaś już wiele swoich drugich połówek. Za żadnym razem nie wykorzystałaś tej szansy. Teraz zrobiłaś tak samo! Średniowiecze czy współczesność, dla ciebie to żadna różnica!wszystkie szanse przepuszczasz jak lecą!
Teraz chcę do domu!
Jedno życzenie! A że zmarnowałaś i nie poszłaś z nim, to już twój problem.
A niby jak miałam to zrobić? Biec za koniem?
To chyba nie byłby taki zły pomysł, no ale skąd mogłaś wiedzieć, że... e zresztą nieważne.
„Że” co? - wrzasnęłam.
Że... zaraz spotkasz się bandą krzyżaków! - krzyknął i zniknął rechocząc.
Co? Bandą krzyżaków? Co rycerz mówił o Krzyżakach? Że gwałcą i zabijają każdą polską kobietę? Szukałam jakiegoś drzewa na które mogłabym się wspiąć. Nadal nic. Więc zaczęłam uciekać w drugą stronę. Usłyszałam tętent kopyt i krzyki. Uciekałam przez chaszcze i lawirowałam między drzewami. Byłam zmęczona i ledwo stawiałam kolejne kroki. Krzyżacy nieubłaganie się zbliżali. Dyszałam jak pies i pewnie niedługo padnę. Zerowa forma. Obiecuje, ze jak tylko przeżyję to zacznę uprawiać jakiś sport! Nagle poczułam ból w nodze. Poleciałam prosto na twarz. Spojrzałam za siebie. Stał nade mną mężczyzna w zbroi z krzyżem na piersiach. Śmiał się. Spojrzałam na nogi. Wokół kostek miałam owinięty sznur z metalowymi kulami na końcach. Jasna cholera! Próbowałam panicznie uwolnić nogi, ale facet się nie patyczkował. Wyciągnął zza pasa bat i smagnął mnie po głowie. Zawyłam z bólu. Próbowałam się cofnąć. Jeździec krzyknął coś za siebie. Nie zrozumiałam. Jakiś dziwny język podobny do niemieckiego, trudno mi stwierdzić, nigdy się go nie uczyłam. Dopiero teraz zobaczyłam dwóch innych. Odpowiedzieli mu i podeszli. Otoczyli mnie. Rechotali i mówili coś do siebie. Nie podobał mi się ich ton. Bałam się. Wszyscy byli brodaci, brudni i śmierdzieli. Tym razem nie kryłam obrzydzenia. Nie wiedziałam co mam robić. Błagać? Nie dam im tej satysfakcji, tym bardziej że to i tak nic nie da. Bić się z nimi? Mają miecze i baty. Może spróbowałabym zabrać im choć jeden? I tak nie umiem się posługiwać mieczem. Bardzo prawdopodobne, że prędzej sama sobie zrobię krzywdę. A może to jest właśnie myśl? Sama się wykończyć? Po prostu zmienię kolejność. Jak będę martwa nie zgwałcą mnie, a nawet jeżeli, to miłej zabawy im życzę.
Najpierw muszę uwolnić nogi. Zeszli z koni. Jeden złapał mnie za włosy i podniósł za nie. Drugi odwiązał mi nogi i od razu podniósł suknię. Kopnęłam go w szczękę. Dostałam za batem parę razy. Walił na oślep. Po brzuchu, nogach i twarzy. Ten co stał za mną na czas bicia się odsunął, żeby jego przez przypadek nie trafiło. Znowu chciał mnie podnieść za włosy. Wyrwałam mu się i wsadziłam palec w jego oko. Weszło jak nóż w masło. Pociekła krew. Wrzasnął i walnął mnie na odlew. Upadłam. Tym razem byłam bita tak długo, aż nie miałam siły wrzeszczeć. Nie mogłam się ruszyć. Ledwo oddychałam. Całe ciało bolało mnie tak bardzo, że nie poczułam jak zdarli ze mnie suknię. Niech mnie już zabiją. Jedna łza wypłynęła z mojego oka, a za nią następne. Nie patrzyłam jak jeden z nich ściąga spodnie. Niech zrobi to szybko. Modliłam się o szybką śmierć. Demon miał racje. Lepiej by było gdybym biegła za koniem. Poczułam ręce na udach. Przydałoby mi się jeszcze trochę sił! Tylko odrobina... wyszarpnęłabym nogę i kopnęła go tak mocno, żeby już nigdy nie mógł nawet myśleć o gwałcie. Wbiłabym go głęboko, aż gardłem by nie wyszło. Zgniotła obcasem jak papierosa. Usłyszałam konia. Otworzyłam oczy. Facet przede mną ze spuszczonymi spodniami za kolana, patrzy w kierunku hałasu. Chciałam zobaczyć kto jedzie. Może ktoś kto by mi pomógł? Albo kolejny zboczeniec do kolejki. Niedoszły gwałciciel wstał szybko i ubrał spodnie.
Cristal! - usłyszałam wrzask. Rycerz! Serce zaczęło mi bić szybciej. Ostatnimi siłami odwróciłam się tylko, by na niego spojrzeć. Wymachując mieczem pędził na Krzyżaków. Jego twarz wyrażała czysty gniew. Cieszyłam się, że nie ja jestem jego wrogiem... zamknęłam oczy.
Obudził mnie ostry ból. Wrzasnęłam. Wisiał nade mną rycerz. Czułam jego dłonie. I ten sam ostry ból, który mnie obudził. Próbowałam wyrwać rękę, ale nie mogłam. Za mocno mnie trzymał.
Ci – szepnął upajająco – zaraz skończę.
Czułam mocny zapach alkoholu. Odkaża mi rany? W nagłym przebłysku przypomniałam sobie co się stało. Przypomniałam sobie ten ból i upokorzenie. Strach i wściekłość.
Uratowałeś mnie – wycharczałam.
Pij – powiedział i podsunął mi pod nos jakiś mocny trunek. Wypiłam. Alkohol palił mnie w gardle, ale pozostawiał po sobie przyjemne ciepło. Wypiłam tylko dwa łyki i już kręciło mi się w głowie. Mocna rzecz. Czułam ból, ale teraz jakby mniej. Znowu straciłam przytomność.
Pachniało spalonym mięsem. Otworzyłam oczy, była noc. Spojrzałam na ognisko, na którym znowu palił się królik. Czy ten człowiek nie potrafi upiec jednego dobrego posiłku? Próbowałam podnieść głowę, ale nawet tego nie umiałam. Odwróciłam wzrok i zobaczyłam rycerza opartego o pień drzewa. Kiwał głową, chyba spał. Nie będę go budzić. Przez chwilę przyglądałam się mu. Wyglądał naprawdę uroczo z otwartymi ustami, z których wydobywało się czasami ciche chrapanie. Nadal miałam przed oczami ten gniewny grymas, kiedy rzucał się na moich oprawców.
Wrócił po mnie? Ciepło, które mnie nagle zalało na szyi i twarzy świadczy o tym, że się zarumieniłam. Dlaczego? Spytam się go potem, jak się obudzi.
Mój wybawca – szepnęłam uśmiechnięta i zasnęłam.
Poczułam czyiś delikatny dotyk na policzku. Spojrzałam na rycerza.
Dzień dobry – powiedziałam cicho.
Dzień dobry – uśmiechnął się z ulgą – już się bałem, że się nie obudzisz. Jak się czujesz?
Spróbowałam ruszyć ręką. Udało się, chociaż nie bez bólu. Chciałam wstać. Musiał mi pomóc, bo sama nie dałabym rady. Spojrzałam na swoją rękę. Szwy... długie podłużne rany. Bili mnie bez opamiętania. Nawet gdyby mnie nie dobili po wszystkim to i tak bym się pewnie wykrwawiła. Takie same ślady miałam na brzuchu, nogach, plecach i gdy dotknęłam twarzy okazało się, że tam też. Były mniejsze i płytsze, więc może nie zostaną po nich blizny. Ale co do tych na ramionach i brzuchu... nie miałam już takiej pewności.
Czuję się jakby coś mnie przeżuło i potem z niesmakiem wypluło. - uśmiechnęłam się do niego. „Wrócił! Wrócił!” krzyczało moje serce.
Dobrze, że chociaż humor ci dopisuje – szepnął.
Dlaczego wróciłeś? - musiałam to wiedzieć.
Jak tylko dojechałem do wioski usłyszałem, że we wsi do której cię wysłałem stacjonuje niewielki oddział Krzyżaków. Zaraz jak tylko o tym usłyszałem popędziłem, by cię pani, znaleźć... żałuje, że tak późno do ciebie dotarłem.
Zdążyłeś. Na szczęście zdążyłeś – oparłam się o jego ramię i moim ciałem wstrząsnął szloch. Cały strach i bezsilność skumulowały się w tym momencie. Nie jestem płaczliwa, ale zwyczajnie nie wytrzymałam. Głaskał mnie po głowie, aż się nie uspokoiłam.
Mam trochę spalonego mięsiwa – powiedział.
Takie lubię najbardziej – uśmiechnął się do mnie. Nareszcie zobaczyłam jego zęby. Może i nie były śnieżno białe, ale poprawne.
Musimy dzisiaj ruszyć. Nie mogłem wcześniej, bo nie wiedziałem w jakim stanie jesteś. Teraz nie mogę dłużej czekać. - rzucił na mnie okiem i wyciągnął z torby przy siodle jakieś ubrania – wybacz nie mam nic innego. Spodnie! Mogłabym się w tym facecie zakochać. Odwrócił taktownie wzrok. Niepotrzebnie, przecież widział mnie już nagą. Nawet mnie dotykał. Zarumieniłam się. Nagle zdałam sobie sprawę, że nie wiem nawet jak ma na imię.
Przepraszam – powiedziałam, spojrzał na mnie zdziwiony.
Za co?
Nawet nie spytałam cię o imię! Musisz myśleć, że jestem okropnie niewychowana. Przepraszam – wiem, ze może lekko przesadzam, ale gość właśnie uratował mi życie! Trochę wylewności nie zaszkodzi.
To ja przepraszam, powinienem się przedstawić na samym początku. Jestem Krzysztof zwany Odważnym. W moim herbie są trzy sokoły i dąb – powiedział z dumą.
Miło mi cię poznać Krzysztofie Odważny z herbem z trzema sokołami i dębem.
Jechałam na koniu. Za mną siedział Krzysztof obejmował mnie w pasie. Druga ręką trzymał lejce. Koń szedł w miarę wolno, ale i tak sprawiał mi ból przy każdym kroku. Pod wieczór dojechaliśmy do miasta w którym był wcześniej.
Małe miasteczko, już z daleka śmierdziało wszystkimi możliwymi smrodami. Od smrodu gówna zwierzęcego (i ludzkiego pewnie też), zgnilizny, starego jedzenia do odoru starych, chorych lub przepoconych ludzi. Stanęliśmy przy gospodzie. Rycerz zsiadł z konia, a ja zdałam sobie sprawę, że nie umiem się ruszyć.
Pomóc ci? - kiwnęłam głową, tylko tyle potrafiłam zrobić. Wyciągnął do mnie ręce i zsunęłam się powoli w jego ramiona. Z jego pomocą weszłam do pomieszczenia. Było ciemne, obskurne i śmierdzące. Czy całe średniowiecze charakteryzowało się takim smrodem?
Są dwa pokoje? - krzyknął do gospodarza. Odwrócił się do nas ogromny facet. Wielki brzuch, pięć podbródków trzęsących się przy każdym kroku i i wielkie łapy w których zmieściłaby się cała moja twarz.
Nie – burknął – jest jeden.
Nie będzie ci to przeszkadzać? - pokręciłam głową – bierzemy.
Na piętrze, w lewo, ostatnie drzwi. Zapłata z góry – na te słowa Krzysiek wyciągnął mieszek i dał grubasowi parę monet. Ciekawiło mnie co myśleli ludzie tam siedzący. Nie wyglądałam jak kobieta. Co najwyżej młody chłopak. Miałam na sobie spodnie i dużo za dużą koszule. Długie włosy zawinęłam w ciasny kucyk. Może, że jesteśmy parą o nietypowych zainteresowaniach. Krzysiek przeniósł mnie przez schody, podniesienie nogi wyżej zajmowało mi więcej czasu i sprawiało większy ból. Wynajęty przez nas pokój był mały. Na środku pod ścianą stało łóżko obok stolik ze świeczką, a pod dosyć dużym oknem krzesło. Położył mnie na łóżku i zapalił świeczkę.
Pójdę zamówić kąpiel – i stanął przed drzwiami – zaraz wrócę.
Ja też chcę – kiwnął głową i wyszedł.
Patrzyłam się na świeczkę. Zanim wrócił za oknem zdążyło zrobić się całkiem ciemno. Wsłuchałam się w odgłosy gospody. Ktoś za ścianą pieprzył się. Sądząc po odgłosach byli to albo dwaj mężczyźni albo wyjątkowo męska kobieta. Słyszałam odgłosy bójki w barze. Trzask drewna, krzyki rannych. Jakoś mnie to nie mierziło. Wstałam i trudem podeszłam do okna. Usiadłam. Ulokowane było bezpośrednio nad wejściem. Miałam dobry widok na gospodarza, który wynosi za kołnierze dwóch facetów, a oni rzucają się na siebie zaraz jak ich puszcza. Wokół nich zebrała się grupka kibiców. Jeden był mały i zwinny, drugi wielki i silny. Mały podskakiwał do wielkiego i bił go w czułe punkty. Wielki przyłożył mu raz. Z nosa małego pociekła krew, a on sam wylądował na ziemi. Duży poszedł sobie, a mały jeszcze przez chwilę się podnosił. Ludzie wrócili do baru. I po co komu telewizja?
Usłyszałam jak ktoś otwiera drzwi.
Długo cię nie... - zaczęłam i nie mogłam skończyć. Co za różnica! Czysty, ogolony, z mokrymi rozpuszczonymi włosami wyglądał niesamowicie. Miałam racje, myśląc, że jak się umyje i ogoli to będzie z niego przystojny mężczyzna. I to jaki... gdyby żył w moich czasach nawet by na mnie nie spojrzał. A tutaj? Będziemy spać w jednym łóżku! Oczywiście będziemy w nim tylko spać, przy moim obecnym stanie nie inne czynności sprawiłyby mi dużo więcej bólu.
Pilnowałem, żeby nalali ci świeżej wody – uśmiechnął się do mnie – dasz sobie radę sama, czy pomóc ci przy kąpieli? - zobaczyłam w jego oczach zabawny błysk. Zaczerwieniłam się.
Chyba jednak potrzebna będzie pomoc – szepnęłam nieśmiało. Ale się ze mnie dziewica zrobiła! Gdyby któryś mój były mnie teraz zobaczył... wybuchnęliby zgodnym śmiechem. Spojrzałam na cieknące zawiniątko które trzymał w ręku.
Jedna z dziwek ma twój rozmiar i kupiłem od niej sukienkę. Uprałem ją i do jutra powinna wyschnąć. Podszedł do krzesła i powiesił na ramie. Przyjrzałam się jej. Dużo koronek. Dużo kokardek. Dużo falbanek. Dużo odsłoniętych miejsc. Czerwona. Perfidna suknia dziwki. Spojrzałam na Krzysia, który stał z niewinną miną.
Nie miała czegoś... mniej wyzywającego? Nie chcę skończyć na szubienicy.
To tylko na chwilę – powiedział - Jutro kupię ci coś odpowiedniejszego. Nie mam więcej spodni, a te trzeba już wyprać. Od dawna.
Aha – wzruszyłam ramionami – chodziłam w męskich spodniach, mogę i w sukni dziwki.
Pomógł mi wstać i poszliśmy do małego pokoju po drugiej stronie schodów. Na środku ustawiona była bela z wodą . Myślałam, że pójdzie mi jakoś łatwiej ze świadomością, że przecież już mnie dotykał i widział nagą. Niestety mój umysł wciąż mi przypominał, że to się nie liczy, bo ratował mi wtedy życie.
Próbowałam ściągnąć koszule przez głowę. Jęknęłam z bólu. Podszedł do mnie. Stanął z tyłu. Delikatnie uwolnił jedną rękę potem drugą. Wsadził ręce pod koszule mniej więcej na bokach. Jego dotyk na nagim ciele mnie palił. Zaczął posuwać ręce do góry. Ściągnął koszule. Stałam w samych spodniach. Od zimna w pokoiku albo wręcz przeciwnie od ciepłych rąk Krzysztofa dostałam gęsiej skórki. Zadrżałam gdy wsadził dłonie do spodni z kciukami na zewnątrz. Czułam jak się przybliżył. Grzało mnie ciepło drugiego ciała i jego oddech na karku. Posunął dłonie w dół. Powoli ściągał ze mnie spodnie. Po jego oddechu czułam jak on sam się zniża. Był tak blisko, że czasem musnął mnie ustami bądź nosem. Jego dłonie, które dotarły na sam dół do stóp, teraz rozpoczęły drogę powrotną. Łydki... uda... talia... zamknęłam oczy rozkoszując się tym dotykiem. Nagle wziął mnie na ręce. Podszedł do bali i powoli zaczął mnie zanurzać. Cała kąpiel straciła cały urok.
Wszystkie rany i otarcia po zetknięciu z ciepłą wodą zaczęły piec i szczypać. Im głębiej mnie zanurzał tym bardziej miałam ochotę wyskoczyć i uciec. Syczałam i jęczałam jeszcze jakiś czas po tym jak mnie puścił. Woda sięgała mojej brody. Powoli sama się zanurzyłam głębiej by zmoczyć włosy. Najgorsze było jeszcze przede mną.
Sięgnął po jakąś szarą kostkę. Mydło. Pieniło się, ale było bez zapachu. Nie mogłam go utrzymać w ręku. Powoli mnie namydlał. Przypominało to chwile kiedy wylewał spirytus na rany, żeby je odkazić. Gdy tortury się skończyły wyciągnął mnie z wody. Pomógł mi założyć czystą koszulę. Sięgała kolan. Wystarczy do rana. Materiał od razu przylepił się do mokrego ciała odsłaniając te mankamenty które miał zasłaniać. Nie przejęłam się tym, mój mózg wyłączył wszelkie inne odczucia, zostawiając więcej miejsca na ból. Za to mój towarzysz nie mógł oderwać ode mnie wzroku, chociaż próbował.
Zaniósł mnie do łóżka. Przykrył prześcieradłem, albo mój nos zaczynał się przyzwyczajać albo ono naprawdę było czyste.
Musimy porozmawiać – powiedział kładąc się obok, ale nie dotykając mnie.
Nie lubię tych dwóch słów, zawsze zwiastują nieprzyjemne rzeczy.
Muszę wiedzieć co dalej – szepnął – przypomniałaś sobie coś? - pokręciłam głową w odpowiedzi. Chce mnie znowu zostawić? Nie umiem się nawet sama wykąpać! - co masz zamiar zrobić?
Nie wiem – powiedziałam zgodnie z prawdą.
Ja wracam do domu na zachód. - spojrzałam na niego niepewnie. Chciałam go poprosić, żeby mnie wziął ze sobą. Nie odważyłam się. Demon Jednego Życzenia miał rację. Cały czas tracę szansy na coś dobrego.
Weź mnie ze sobą – szepnęłam tak cicho, że nie dosłyszał.
Słucham?
Weź mnie ze sobą – tym razem nie szeptałam – proszę! Nie zostawiaj mnie samej! - z trudem złapałam go za rękę i ścisnęłam lekko. To był bardzo rozpaczliwy gest. Uśmiechnął się ciepło.
Właśnie miałem ci to zaproponować.
Daleko jeszcze? - spytałam się po raz setny.
Nie – odpowiadał również po raz setny.
To samo mówiłeś tydzień temu! - wypomniałam mu.
Byłoby niedaleko, gdybyś się nie uparła, żeby zahaczyć o Gniezno!
Bo mówiłeś, że niedaleko!
Gdybyśmy jechali do Poznania!
O tym już nie wspomniałeś!
Wspomniałem!
Nie!
Tak!
Nie!
Itd. itd. wspomniałam już, że jechaliśmy od 8 dni? Nie? No to jechaliśmy od 8 dni. Razem na jednej kobyle. Najpierw bałam się, że może nie dojechać z takimi pasażerami, jak my. Rycerz nie jest przecież lekki, ale uparł się, że nie będzie kupował konia, bo w Zatorze gdzie ma zamek stoi stadnina i jego 20 koni. Jeden więcej mu niepotrzebny. Nudziło mi się. Ciągle tylko lasy i pola. Miałam racje kiedy mówiłam, że średniowieczna Polska jest nudna. Jedyną rozrywką było wkurzanie Krzysia (nie lubi jak się niego tak mówi). Na tyłku wyskoczyły mi liczne pęcherze i odciski od siodła. Rany mi się co prawda jeszcze nie zagoiły, ale teraz bardziej dokuczał mi ten nieszczęsny tyłek. Zaczęłam gotować. Miałam dość spalenizny do końca życia. Zaczęłam zbierać różne zioła i przyprawiać mięso. Postanowiłam, że będę żuć miętę. Zapach padliny z moich ust sprawiał, że mówiłam pod wiatr, tylko po to by tego nie czuć. Krzysztof też zaczął tak robić. Od razu jakoś przyjemniej się rozmawiało!
Już nigdy nie wsiądę na konia – jęknęłam podczas postoju rozprostowując plecy. Coś szczeliło. Zrobiłam parę obrotów biodrami. W porządku. Wszystko działa.
Czyli zostajesz tutaj? - spytał jakby z nadzieją.
Rozejrzałam się po polu. W zasięgu wzroku żywej duszy.
No dobra... jeszcze trochę wytrzymam.
Nadal uważam, że jesteś aniołem – szepnął mi do ucha – ale już nie zastanawiam się czemu mieliby cię wyrzucić z nieba... - objął mnie w pasie i przytulił do siebie – po tej całej podróży wiem, że mieli cię zwyczajnie dość. - zaśmiał się, gdy chciałam go nadepnąć.
Miły jesteś – warknęłam do niego. Próbowałam przez chwile uwolnić się z jego objęć, ale przestałam i oparłam czoło o jego pierś. Jestem szczęśliwa... nawet jeżeli nie ma telewizji, mp3, a podcierać muszę się liśćmi... będę musiała podziękować Demonowi. Mimo wszystko.
Dojechaliśmy w końcu do Zatoru. Gdy przejeżdżaliśmy przez miasto ludzie wychodzili z drewnianych domów, by się przywitać z Krzysztofem.
Twój ojciec już czeka – krzyknął jakich facet – miałeś być tydzień temu.
Miałem... - spojrzał wymownie na mnie – pewne opóźnienie. - jakaś wielka kobieta zaśmiała się rubasznie i zawołała.
Widzimy! Chudzinka straszna, ale Ana ją utuczy!
Ta! sama skóra i kości! Jakieś marne to trofeum wojenne! U Prusków nie mają bab? - leciało więcej komentarzy na mój temat, niektóre były mało subtelnymi aluzjami co do wykańczania mnie co noc. Jeden pijaczek nawet się spytał czy będzie mógł mnie wymacać jak już Pan się mną znudzi. Dałabym mu w łeb, ale inna ogromna baba mnie uprzedziła.
Cr... - przerwał na chwilę i spojrzał na mnie badawczo - Krystyna nie jest żadną wojenną branką! - powiedział uroczystym tonem. Zaraz potem dodał z uśmiechem i diabelnym błyskiem w oku - I nikt nie ma prawa ją macać! Z wyjątkiem mnie – część zaczęła się śmiać, część wydała z siebie zgodny jęk rozczarowania. Nie powiedział wprost, czy jestem jego żoną, narzeczoną, kochanką... podejrzewam, że dla nich będę tą ostatnią, ale chyba nie będą mi z tego powodu robić przykrości. Wyglądali na prostych i poczciwych ludzi. Widziałam parę zgorszonych spojrzeń, ale było ich stosunkowo niewiele.
Podobają mi się twoje stosunki z nimi – powiedziałam jak poszliśmy dalej. Na horyzoncie malował się już zamek – nie wywyższasz się.
To dobrzy ludzie. Ojciec wychował mnie ze świadomością, że sporą część majątku mamy dzięki nim. Pracują dla nas. Są rolnikami. Zboża jest dużo, więc nikt nie głoduje i sporo na nim zarabiamy. Ojciec sprowadził nawet prawdziwego lekarza, który nie uważa, że pijawka dobra na wszystko.
Uśmiechnęłam się do niego. Przez chwilę się bałam jego ojca. Nic o nim nie mówił podczas całej podróży. No i zastanawiałam się jak zareaguje na taki bonus jakim jestem. Jakoś to przeżyję... chyba.
Koniem od razu ktoś się zajął. A ja dziękowałam Bogu, że to już się skończyło. Zamek był duży i bardzo szeroki. Weszliśmy przez wielkie wrota. Od razu usłyszałam czyiś krzyk:
Synu! - spojrzałam na wysokiego, postawnego mężczyznę, który z rozłożonymi rękami zmierzał w naszą stronę.
Szara broda bardzo go postarzała, więc wyglądał na starszego. Mógł mieć jakieś 50lat. Nieźle się trzymał, tym bardziej, że średnia wieku w tych czasach wynosiła 30 lat. Krzysiek podszedł do ojca i go uściskał. Ta rodzina była ogólnie jakąś anomalią jak na te czasy. Wiek, stosunek do chłopów i do tego jeszcze ciepłe kontakty rodzinne. W dobre ramiona mnie demonisko rzuciło.
Ojcze! Bitwa wygrana! Król zarządził rozejm na zimę i pozwolił nam wrócić do domów. Po stronie Krzyżackiej podobnie. Tylko niektóre uparte osły idą dalej, więc król zarządził straż, przy granicach. Niestety nic nie wskazuje na to, żeby rychło miała się zakończyć.
„Tu ma racje” pomyślałam. Wojna skończy się dopiero w 1466 roku drugim pokojem Toruńskim. Zdobędziemy w końcu Pomoże Gdańskie i Malbork. Ale to dopiero za parę lat... Westchnęłam z rezygnacją, chyba nieco za głośno, bo hrabia spojrzał na mnie.
Wojna wojną, nie mówmy o niej. A kogoż ty przywiozłeś? - uśmiechnęłam się do hrabi i dygnęłam lekko. A może powinnam się pokłonić?
To jest ojcze Krystyna, wpadliśmy na siebie, gdy wracałem. - uśmiechnęłam się jeszcze szerzej. To raczej ja wpadłam na niego, ale hrabia nie musi wszystkiego wiedzieć – Krystyna jest prawdopodobnie szlachcianką.
Prawdopodobnie?
Na skutek wypadku straciła część pamięci. Miała na sobie suknię, jakby prosto z balu królewskiego wyszła. Do tej pory sobie nie przypomina skąd pochodzi.
Biedne dziecko! - zawołał hrabia – a wyglądasz naprawdę marnie! Czuj się jak u siebie! Henry! - wrzasnął i po chwili pojawił się jakiś sługa – przygotuj pokój dla gościa! Powiedz Anie, żeby wielką ucztę przygotowała i wyślij po krawcową! Suknie by się nowe przydały! Nie przecież będzie chodzić w tych łachmanach.
Dziękuję – powiedziałam cicho.
Straszną mysz przywiozłeś! Cienkie to to, że nawet głosu nie potrafi z siebie wydobyć. Zaraz cię Ana podtuczy. I nie tylko ciebie. Krzysztofie strasznie zmizerniałeś! - spojrzałam na mojego rycerza. Boże broń! Ja jeszcze mogę przytyć, ale od niego wara!
Daruj ojcze na polu bitwy nie ma czasu na jedzenie – zaśmiali się obaj. Byłam trochę skołowana tą dziwną sytuacją.
Wkrótce potem, odbyła się uczta. Poznałam w końcu Anę. Kobietę niską i szeroką. Ledwo mieściła się w drzwiach. Same jej ramiona miały obwód równy mojej talii. Złapała mnie za ramię i zaśmiała się głośno. Nazwała mnie chucherkiem i powiedziała, że mogłaby zrobić ze mnie wykałaczkę. Cóż... może i bym się przestraszyła, ale Ana nie miałaby mnie do czego użyć. Trzy zęby na górze i trzy na dole...
Po uczcie Henry zaprowadził mnie do pokoju. Duży, jasny, z obrazami na ścianach. Miękki dywan zachęcał do ściągnięcia butów. Łóżko! Po paru dniach spania pod gołym niebem, nie mogłam się doczekać, aż nie wtulę się puch poduszek. Pod ścianą była toaletka z lustrem, leżała na niej szczotka do włosów. Koło niej stała wielka drewniana szafa. W kącie stał parawan, a za nim wanna z naszykowaną już wodą.
Poczułam się jak księżniczka.
Byłam bardzo zmęczona całą podróżą i prezentacją mojej osoby, każdemu mieszkańcowi tego zamku. Myślałam, że wystarczy mi tylko położyć głowę na poduszce, żebym odpłynęła. Nie stało się tak. Przewracałam się z boku na bok, nie mogąc znaleźć żadnej w miarę wygodnej pozycji. Brakowało mi ciepłych rąk Krzyśka. Tego jak mi użyczał ramienia pod głowę, jak szeptem starał się mnie uśpić, krótkich sprzeczek przed snem. Brakowało mi też zapachu ogniska, dźwięków lasu... przypalonego królika. Uśmiechnęłam się do siebie. Cokolwiek by nie upolował zawsze to przypalał. Dopiero po jakimś czasie zaoferowałam się na kucharza. Uderzyłam mocno w poduszkę. Nie zasnę! Potrzebuję go.
Nagła myśl mnie uderzyła. Góra nie przyszła do Mahometa, więc Mahomet przyjdzie do góry. Wstałam i poszłam.
Biała, prosta koszula nocna powiewała mi wokół kostek. Byłam na bosaka. Goła podłoga była strasznie zimna. Na szczęście światło księżyca wpadające przez okno, jasno świeciło, więc nie potrzebowałam świecy. Przeszłam na sam koniec korytarza i zatrzymałam się przed drzwiami. Powiedział że „jakbym czegoś potrzebowała, to mam do niego przyjść”. Nie chce się z nim kochać. Chociaż... dopuszczam do siebie te myśli.
Odetchnęłam ciężko, żeby się uspokoić. To nie te czasy, żebym mogła sobie ot tak, wejść do sypialni mężczyzny. Nie wiem jak zareaguje...
nacisnęłam klamkę i weszłam. Drzwi cicho zaskrzypiały, ale i tak miałam wrażenie, że ten dźwięk obudzi wszystkich. Wyobraźnia podpowiadała mi straszne i nierealne obrazy. O tym, że zaraz zbiegną się wszyscy i zaczną pokazywać mnie palcami z okrzykiem „dziwka”. A rano czekałaby mnie szubienica.
Zaraz jak weszłam zobaczyłam łoże. Padało na nie światło księżyca. Widziałam jak Krzysztof siedzi na nim i patrzy wprost na mnie. Uśmiechnął się i wyciągnął dłoń. Bez słowa podeszłam do niego. Szybko znalazłam się pod kołdrą. Wsparł się na ramieniu i patrzyliśmy sobie w oczy. Pochylił się i pocałował mnie w czoło. Potem w czubek nosa. Gdy pochylił się trzeci raz, sama go objęłam, zanurzając ręce w miękkiej gęstwinie włosów. Pocałował mnie w usta. Wślizgnęłam się językiem do jego wnętrza. Czułam mięte i alkohol. Jęknął i odwzajemnił. Leżałam pod nim i w tej chwili mocniej przycisnął się do mnie. Tak jakby chciał poczuć całe moje ciało. Wsadziłam rękę pod jego koszulę i gładziłam go po plecach. Odsunął się ode mnie. Spojrzał na mnie z błyszczącymi oczami. Rozebrałam go. Usiadłam i przyssałam się ustami do jego szyi. Językiem zaczęłam schodzić coraz niżej. Całowałam go po piersi. Kiedy jego ręce powoli ściągnęły w końcu ze mnie koszule nocną oszaleliśmy. W życiu czegoś takiego nie czułam.
Gdy skończyliśmy leżeliśmy w swoich ramionach i powoli zasypialiśmy.
Przez sen poczułam jak się poruszył. Przylgnęłam do niego jeszcze mocniej. Chciałam być blisko. Spojrzałam na niego z uśmiechem. Patrzył się na mnie dziwnie, a po chwili odwrócił wzrok.
Coś się stało? - zaniepokoiłam się.
Nie możemy być kochankami – powiedział nagle. Serce mi stanęło. Usiadłam.
Czemu? - starałam się by mój głos zabrzmiał obojętnie.
Jestem za stary – odpowiedział. Zaśmiałam się nagle uspokojona. Jaja sobie ze mnie po prostu robił – czemu się śmiejesz? To poważna sprawa! Potrzebuję żony i dziedzica! - przestałam się śmiać. Do czego zmierza? Nie powiedział wprost, że mnie nie chce, ani że mnie chce. Byłam w kropce. Przecież sama mu się nie oświadczę! A może lepiej udać obrażoną?
Szybko o tym pomyślałeś! Najpierw mnie zerżnąłeś, a teraz nagle przypomniał ci się wiek i powinność? Stwierdziłeś, że jestem kiepska w te sprawy i wpadłeś na świetny sposób, by mnie spławić? - już miałam wstać i wyjść, ale złapał mnie za ramiona i przycisnął do poduszek. Wisiał nade mną, a jego włosy opadały mi na twarz.
Nie o to chodzi! - krzyknął – wyjdź za mnie! - spojrzałam na niego zdziwiona – kocham cię!
Nie wiedziałam co mu odpowiedzieć. „ja tez cię kocham”? Tylko czy to byłaby prawda. „jesteś mi potrzebny do życia jak powietrze”? To byłaby prawda, ale takie jakieś za bardzo melodramatyczne. A jeżeli jedno równa się drugie? Miłość jest melodramatyczna, choć nigdy nie sądziłam, że mnie spotka. Popłakałam się. Sama nie wiem czemu. Uśmiechałam się przy tym. Pochylił się i pocałował mnie. Zgodziłam się.
Hrabia bardzo się ucieszył. Wyznał mi, że zaczynał już się bać o orientacje syna... zaśmiałam się przy tym. Wszyscy się cieszyli, bawili i pili na umór. Całe miasto mi gratulowało. Kompletny Disney! Kobiety biadoliły nad moim brakiem paru kilogramów i wmuszały we mnie niewyobrażalną ilość jedzenia. W nocy nie mogłam spać, bo jako narzeczona nie mogłam przebywać z nim sam na sam. Pokręcone, ale prawdziwe. Nie miałam, żadnej chwili dla siebie. Jak uciekałam przed Aną i jej potrawami, to dopadały mnie krawcowe, które szyły mi suknie i boleśnie wbijały szpilki.
Poznałam doktora. Bardzo inteligentny, straszy pan. Polubiłam go. Umiał i uczył innych czytać. Mnie tez chciał. Odpowiedziałam ze śmiechem, że już umiem. Zamiast czytania pokazywał mi jak się przyrządza różne lekarstwa, z dostępnych ziół. Szybko się uczyłam.
Ksiądz, który ma nam udzielić ślubu uważa mnie za pomiot szatański. W pierwszy dzień po ogłoszeniu zaręczyn poszedł do hrabi z oskarżeniem mnie o umowy z diabłem i rzucenie czaru na jego syna. O dziwo został zbagatelizowany. Miałam co prawda kontakty z Diabłem Jednego Życzenia, ale od czasu napaści tamtych Krzyżaków nie widziałam go. Nie rzuciłam tez czaru na Krzysia, czasem podejrzewałam, że to on rzucił go na mnie.
I tak mijał spokojnie czas, aż do dnia mojego ślubu.
Dzień był przepiękny. Prawdziwa kolorowa, polska jesień. Kobiety, które miały mnie ubrać obudziły mnie tuz przed świtem. Suknia była biała, z długim welonem. Gorset był za ciasny, ale nie przeszkadzało mi to. A po południu zaprowadziły mnie do kościoła. Szłam wolno w stronę ukochanego. Uśmiechałam się zza koronki welonu. Krzysztof ubrany był w tradycyjny strój szlachecki. Byłam szczęśliwa. Kiedy doszłam doszłam do ołtarza podaliśmy sobie dłonie. Ksiądz patrząc na mnie z nienawiścią odczytywał kolejne formułki. Coś musiało pójść nie tak. Po prostu byłam zbyt szczęśliwa! Przy słowach „jeżeli ktoś wie o sprawach, które uniemożliwiają zawarcie tego małżeństwa to niech się wypowie teraz, lub zamilknie na wieki!” otworzyły się drzwi i usłyszałam wrzask ludzi.
Ja wiem! - i zaraz po tym złośliwie się zaśmiał.
Odwróciłam się. W drzwiach stał Demon Jednego Życzenia. Wyglądał naprawdę jak demon. Czerwona skóra, owłosiony zad, kopytka i różki. Wcześniej bardziej przypominał człowieka, miał tylko te same żółte oczy. Ksiądz za mną wyszeptał „wiedziałem” i wyciągnął krucyfiks. Załamałam się. Już prawie czułam liźnięcia ognia, gdy będę przywiązana do stosu.
Ona nie jest stąd! Nie należy do tego świata więc nie może go poślubić! - krzyknął i wskazał na mnie palcem. Chciałam coś powiedzieć... ale nie potrafiłam wydobyć z siebie głosu – spytaj się swojej kochaneczki! Spytaj się o jej czasy! O jej imię i rodzinę! I jak się tu znalazła! Przecież na pewno nie jest aniołem, a spadła ci z nieba!
Czasy? - szepnął i spojrzał na mnie dziwnie – Cristal wytłumacz mi o czym on mówi!
Urodziłam się w 1989 roku – szepnęłam patrząc mu w oczy. Mówiłam beznamiętnie, jakby to nie o mnie chodziło - Moi rodzice zmarli gdy miałam 12 lat. W moim czasie ujarzmiliśmy błyskawicę i wykorzystujemy ją. Wielkie i małe maszyny pomagające w życiu, higiena, nauka, równouprawnienie wobec płci. Jeżdżące pojazdy bez koni. Polecieliśmy w kosmos. Odkryliśmy kontynenty za wielką wodą i głębie w niej.
Zawarłaś umowę z demonem – spytał się, gdy powoli to wszystko przetrawił.
Nie. Pojawił się i spytał o moje największe marzenie. Spełnił je.
Jakie to było marzenie? - zaciskał szczękę i pieści. Odsunął się ode mnie jakbym była trędowata. W pewnym sensie byłam.
Chciałam spotkać kogoś kogo pokocham ze wzajemnością – popłynęły mi łzy. To koniec. Zabiją mnie. Najszczęśliwszy dzień w moim życiu zmienił się w koszmar. Spojrzałam na demona tylko po to, by nie patrzeć na ukochanego. Nie chciałam widzieć obrzydzenia na jego twarzy -dlaczego mi to robisz? - spytałam się demona.
Dlaczego ja ci to robię? - spytał z niedowierzaniem – dlaczego ty mi to zrobiłaś? - wrzasnął na cały kościół – jestem Demonem Jednego Życzenia, ja nie daje szczęśliwych zakończeń! Moim zadaniem jest dawać wam czego chcecie i patrzeć jak wasze własne pragnienia zmieniają się w najgorsze sny! Jak własne marzenia doprowadzają do ruiny! Ale ty – wrzasnął do Krzysztofa – musiałeś zmienić jej przeznaczenie! Musiałeś po nią wrócić i uratować. To miało wyglądać inaczej – tupnął kopytem, jak kilkuletnie dziecko – zabieram ją do jej czasów! I niech wie, że straciła miłość swojego życia. Że jej ukochany zmarł dawno przed własnymi narodzinami! - gdy skończył mówić, klasnął w dłonie i błysło oślepiające światło. Ktoś krzyknął „NIE”. Dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że to ja...
Obudziłam się w swoim pokoju. Patrzyłam na sufit i zastanawiałam się co zaszło. Czy to był tylko sen? Wstałam i wyłączyłam budzik. Przechadzać koło lustra coś przykuło moją uwagę. Blizny... Pełno długich podłużnych blizn od Krzyżackiego bata. Niektóre nie były wygojone do końca i miałam brzydkie strupy.
Upadłam na kolana i zaczęłam szlochać. Krzysztof... musiałam coś zobaczyć. Podbiegłam do komputera i wpisałam „Krzysztof Odważny”. Niewiele i nie o tego Krzysztofa mi chodziło. Zmieniłam na „herby polskiej szlachty”. Znalazłam dąb wokół którego latały 3 sokoły. Znalazłam stronę o jego rodzinie. Hrabia dożył sędziwego wieku, a o synu była tylko wzmianka, że uczestniczył w wojnie z trzynastoletniej z Zakonem Krzyżackim. Potem nie było już żadnych informacji. Prawdopodobnie zmarł na polu bitwy. Nie znalazłam żadnych jego portretów, wydrukowałam więc tylko herb.
Nikt nie zauważył mojego zniknięcia. Pewnie dlatego, że demon odesłał mnie prawie zaraz po tym jak „spełnił” moje życzenie. Za to wszyscy zauważyli zmianę we mnie. Byłam poważniejsza, mniej radosna. Nie oglądałam telewizji. Z fantastyki przerzuciłam się na książki historyczne. Wolałam zapalać świece niż włączać zimne światło żarówek. Doceniłam bardziej kanalizację. Kąpałam się jakieś 2 razy dziennie. Uwielbiam pianę. Wydawałam krocie wszystkie pachnące i pieniące się rzeczy. Zużywałam je bardzo szybko.
Przeżywałam żałobę po kimś kto nie żyje od ponad 500 lat. Nie mogłam spać w nocy. Płakałam.
Wychodziłam z uczelni. Miałam słuchawki w uszach. Jeszcze jeden pożytek z „ujarzmionej błyskawicy”. Wracałam do domu. Stanęłam na pasach i patrzyłam się na ludzi stojących po drugiej stronie ulicy. Nie mogłam oderwać wzroku od pewnego mężczyzny. Był wyższy ode mnie od głowę. Prosty nos, mocno zarysowana szczęka. Szare oczy, które świeciły zawadiacko. Pod prostą czarną koszulą rysowały się mocno wyćwiczone mięśnie. Światło zmieniło się na zielone. Tłum ruszył. Czekałam, aż on dojdzie do mnie. Nie wierzyłam, żeby to mógł być on. To przecież niemożliwe! Stanął przede mną i uśmiechnął się.
Witaj aniele – szepnął zmysłowym szeptem – bolało jak spadłaś z nieba?
To najstarszy tekst świata! - łzy poleciały mi z oczu. Boże to on!
Naprawdę spadłaś mi z nieba aniele – pochylił się i pocałował mnie w otwarte z wrażenia usta.
Mogłeś przez 500 lat wymyślić coś oryginalniejszego – parsknął śmiechem – jak się tu znalazłeś?
Dużo się modliłem... aż pewien Anioł Jednego Życzenia, spełnił je – załkałam i przytuliłam się do niego.
Muszę mu podziękować. Umierałam bez ciebie! Jesteś mi potrzebny do życia jak powietrze.- no i patrze tylko. A jednak melodramat!
koniec