Góry Izerskie, bogate w
niezwykłe wydarzenia, są świadkiem wielu zadziwiających
wypadków. Jednym z nich jest historia "przeklętego"
samolotu, który w początku 2. wojny światowej rozbił się
w pobliżu Bedřichova, co wpłynęło na przebieg drugiej
wojny światowej...
Tajemniczy
samolot został odebrany z fabryki 3 września 1940 r. W
wersji Ju-88 A 5 F (F oznacza Fernaufklärer tj. dla
dalekiego zwiadu). Samolot, z lotnisk Północnej Francji,
prowadził loty zwiadowcze nad Anglią. Już 22 grudnia 1940,
uległ katastrofie przy lądowisku w Jersey. Zniszczenia
obejmujące 15% zostały usunięte i maszyna powróciła do
służby.
Niemal w rok później, 23 grudnia 1941
r., na lotnisku w Morlaix, rozbił się ponownie! 80%
uszkodzenia były tak znaczne, że został przebudowany na
"daleki zwiad wersja D", która miała wmontowane
dodatkowe zbiorniki paliwa - podwieszone na zewnętrznych
mocowaniach bomb. (Dobitnie to dowodzi, że całe bombowe
wyposażenie samolotu w jego ostatnim kursie służyło
jedynie do kamuflażu i utajnienia prawdziwego celu lotu). Po
przebudowie, już jako Ju-88 D2 z oznaczeniem na kadłubie
F2+ AH, został przydzielony jako szkolna maszyna do drugiej
lotniczej eskadry uzupełnienia. Samolot już wtedy zyskał
miano przeklętego.
23 grudnia 1942, czyli w
pierwszą rocznicę drugiej katastrofy i niemal w 2. rocznicę
pierwszej, wystartował w tajny lot z eksperymentalną
instalacją radarową na pokładzie. Pilotem był Lt.
(porucznik) Siegfried Walenckowski. Poza nim załogę
stanowiło dwóch inżynierów, zapewne cywilów. Zakłady
doświadczalne i fabryki nie miały wówczas własnych
samolotów bojowych. Do lotów doświadczalnych wypożyczały
maszyny i załogi od Luftwaffe. Junkersy Ju-88, z uwagi na
swą prostotę były nazywane "Einmannflugzeug" -
samolot dla jednego człowieka, tj. przy niebojowym locie z
jego prowadzeniem dawał sobie radę jedynie pilot. Nazwiska
cywilnych członków załogi nie zostały zanotowane w
wojskowym archiwum i prawdopodobnie nigdy ich już nie
poznamy.
Leciał nad Jizerskými horámi. Tego
dnia w regionie rozpętała się straszna burza śniegowa.
Nic nie wiemy o ostatnich godzinach i minutach lotu. Czarnych
skrzynek wówczas nie było, a nawet gdyby - i tak wszystko
zostałoby utajnione. Jedno jest pewne - owego feralnego dla
samolotu dnia - 23 grudnia 1942 r. samolot runął na skłon
góry Milíř (836 m n.p.m.) w fojteckém lesie. Dokładnie w
dzień rocznicy poprzedniej katastrofy, 2 lata i 1 dzień po
pierwszej. Zginęła cała trzyosobowa załoga.
Jest
to absolutnie wyjątkowy przypadek w lotnictwie, kiedy ten
sam samolot ulega katastrofom przez trzy lata z rzędu zawsze
w ten sam dzień tego samego miesiąca: 22 grudnia 1940, 23
grudnia 1941 oraz 23 grudnia 1942 r.
Niewiarygodny
przypadek wymyka się prawdopodobieństwu. Może ciążyło
nad nim fatum, które nie da się racjonalnie wyjaśnić?
Mechanicy i piloci nazwali to przekleństwem. Lotnicy -
przyznają to niechętnie - są w większości bardzo
przesądni. Czy Porucznik Walenckowski wiedział, że 23
grudnia jest dla samolotu datą fatalną? Z całą pewnością!
Nie musiał lecieć. Miał prawo bez konsekwencji odmówić.
Najwidoczniej postanowił wyzwać los na pojedynek. Może
odezwał się w nim polski pierwiastek przekory (sądząc po
nazwisku płynęła w nim polska krew). Niestety w milczeniu
przegrał z fatum - śniegową burzą.
Łatwo
sobie wyobrazić z jakim napięciem na powrót samolotu
czekali członkowie eskadry i jakie ogarnęło ich
przerażenie kiedy nie powrócił. O jego katastrofie
dowiedzieli się dopiero 12 marca 1943 r., kiedy resztki
samolotu z martwą załogą znaleźli robotnicy leśni. Nikt
już nie miał wątpliwości, że na samolocie ciążyła
klątwa. Możemy snuć przypuszczenia, że nawet gdyby
samolot został odremontowany - nikt chyba nie chciałby do
niego wsiąść, a już na pewno nie 23. grudnia.
Okoliczni
mieszkańcy przemierzający drogę od Závor koło tamy Černé
Nise dołem po zboczu Milířa do Rudolfova nie mieli pojęcia
jaki dramat odegrał się kilkadziesiąt metrów obok. Nie
wiedzieli, że trzymiesięczna niepewność o los samolotu i
jego radarowego pokładowego aparatu spowodowała opóźnienie
w bojowym użyciu technologii, aż do sierpnia 1943 r. Zwłoka
uchroniła, albo przynajmniej przedłużyła żywot, setkom
alianckich lotników. Tak oto jizerskohorský Milíř
niebagatelnie zapisał się w przebiegu 2. wojny światowej
na powietrznej arenie, zaś izerskie legendy i opowieści
wzbogaciły się o kolejną: o tajnym, przeklętym samolocie
na Milíři.
Źródło: www.naszesudety.pl.
|