LUDOBÓJSTWO: STALINOWSKIE ZNAMIĘ MIĘDZYNARODOWEGO PRAWA
kgilewicz, 15 Kwietnia 2011, 11:22
Do refleksji na temat pojęcia ,ludobójstwo' skłonił mnie komentarz wiernego mi antagonisty 'ciemnegoluda', który pod jednym z moich artykułów dotyczących skandalu z tablicą w miejscu smoleńskiej katastrofy napisał: 'Ludobójstwo jest kategorią prawną w kategorii ocen międzynarodowych a nie czymś co może definiować jakaś pogrążona w żałobie "wdowa smoleńska" na terenie obcego państwa.'. Obelżywość w stosunku do 'jakichś pogrążonych w żałobie wdów smoleńskich' pomijam, bo tu nie o tę niską półkę chodzi, a pozwolę sobie zatrzymać się przy definicji, a raczej definicjach ludobójstwa.
Może naprzód o takiej uniwersalnej, najogólniejszej, zrozumiałej dla każdego człowieka, zdolnego do wartościowania pojęć. Słownikowo (etymologicznie) ludobójcą jest ten, kto masowo, w sposób zorganizowany, morduje ludzi. I tyle! Ludzi, bez potrzeby wyjaśniania jakich i dlaczego. Tak nakazywałyby ludzka etyka i mądrość, a bez wątpienia takie odczucie mieli i mają normalni ludzie. Według takiego rozumienia możliwe (jeśli jeszcze nie teraz, to bez wątpienia w najbliższej przyszłości) rzucenie bombki atomowej na jakiś obiekt, osiedle czy miasto przez terrorystów, z celem zadania śmierci wielu setkom, tysiącom, czy nawet milionom ludzi, ze znanych lub nie znanych powodów, to ludobójstwo, masowe, zorganizowane mordowanie niewinnych ludzi.
?ciemnylud' mówi jednak że 'nie'! Dlaczego? Ano dlatego, że w międzynarodowym prawie istnieje 'kategoria prawna' rodem z epoki najświetniejszych czasów Stalina, który był wówczas wyrocznią dla tzw. 'cywilizowanego świata' i dyktował jaka ma być ta definicja 'ludobójstwa', a jego celowo ograniczony obszar ludzkiego widzenia tkwi w prawie międzynarodowym do dzisiaj.
Temu 'cywilizowanemu światu' wystarcza to, co zostało zaakceptowane przez Stalina i zapisane w Konwencji ONZ w sprawie Zapobiegania i Karania Zbrodni Ludobójstwa z 9 grudnia 1948 roku w Art. II, a więc definicja ludobójstwa jako czynu 'dokonanego w zamiarze zniszczenia w całości lub części grup narodowych, etnicznych, rasowych lub religijnych.' Ni mniej, ni więcej, tylko tak, że jeśli w grupie narodowej poddanych eksterminacji i zamordowanych np. 20 tysięcy Turków znajdzie się jeden Chińczyk, powstanie problem prawny, czy morderstwo kwalifikuje się pod ten prawny zapis, czy nie. Podobnie zresztą, jak w przypadku morderstw dotyczących grup etnicznych, rasowych, czy religijnych. A jeśli zamorduje się takich 20 tys. obywateli konkretnego państwa, a przecież nie ma dziś państw narodowo, etnicznie, rasowo czy religijnie jednorodnych, jeśli zamorduje się też tylu ludzi ze względów ideologicznych, politycznych, czy członków jakiejś warstwy społecznej, to na co wskaże obowiązująca międzynarodowa 'kwalifikacja prawna'? Ano według 'ciemegoluda' wskaże, iż te mordy, choć w skutkach identyczne do tych z 'kwalifikacji prawnej' ludobójstwem nie są, że jedni programowo i masowo mordowani ludzie korzystają z 'kwalifikacji prawnej' dokonanej na nich zbrodni, a inni nie.
Następnego dnia (10 grudnia 1948 roku) po podpisaniu w/w Konwencji ONZ uchwaliło drugi ważny akt, Powszechną Deklarację Praw Człowieka, 'obowiązującą na całym świecie i przysługującą każdemu człowiekowi', w której pierwsze miejsce zajmuje stwierdzenie, iż: 'Wszyscy ludzie rodzą się wolni i równi pod względem swej godności i swych praw', jasne, że bez podziału na narody, pochodzenie etniczne, rasy i religie. Byłoby miło, gdyby jednak 'ciemnylud' uświadomił sobie sprzeczność, jaka tkwi w tych dwóch kolejno po sobie uchwalonych dokumentach. Ludzie z grup etnicznych, narodowych, rasowych, religijnych to tacy sami ludzie co z grup obywateli polskich, żołnierzy, jeńców itd., z taką samą godnością i z takimi samymi prawami, więc nie myślę, że może uważać inaczej ktoś, kto ma choćby trochę 'oleju w głowie'. Zauważyć tylko trzeba, że prawo międzynarodowe w kwestii mordowania grup ludzkich stosuje wiele innych, ale trudnych do rozgraniczenia a różnych w skutkach prawnych pojęć, jak np. masowe morderstwo, zbrodnia wojenna, zbrodnie przeciwko ludzkości itd, co przeczy równości ludzi wobec prawa i równoprawnej ochronie ludzkiego życia, będąc różnicowaniem jednoznacznego faktu jego masowego pozbawiania w zależności od charakteru okoliczności zewnętrznych. Ten fakt to, w przekonaniu zwykłych ludzi, po prostu masowe i zorganizowane ich zabijanie czyli ludobójstwo, nie wyłączając z tego skutków agresji wojennej. Nikt więc nie naruszy mego przekonania, że masowe i zorganizowane mordowanie ludzi, kimkolwiek by oni nie byli, w jakichkolwiek miałoby to miejsce okolicznościach i przez kogokolwiek dokonywane, jest takim samym ludobójstwem, i że żaden z takich faktów nie może być kwalifikowany ocennie do jakichś zwykłych, czy niezwykłych rzezi.
Ciemny lud może nie wiedzieć o tym, że istniało i istnieje wiele różniących się od siebie definicji ludobójstwa. Tak się składa, że pierwszą w 1944 roku wprowadził polski (żydowskiego pochodzenia) prawnik Rafał Lemkin i to ona (jako zbrodnia przeciwko ludzkości) wykorzystywana była podczas procesu norymberskiego. Przypomnieć też można, że jeszcze wcześniej pisał o tego typu zdarzeniach, używając określenia 'zbrodnia barbarzyństwa'. Wraz z Donnedieu de Vabresem stworzył wstępny projekt wspomnianej Konwencji Zapobiegania i Karania Zbrodni Ludobójstwa. W pierwotnych wersjach ?ludobójstwo' obejmowało również grupy warstw społecznych i zbrodnie popełniane z przyczyn politycznych. W ostatecznym zapisie Konwencji zostało to usunięte pod wpływem nacisków Stalina, który w ten sposób chciał uciec przed odpowiedzialnością, co jak wiemy udało mu się doskonale i skutkuje w międzynarodowym wymiarze sprawiedliwości do dnia dzisiejszego.
Rzecz jasna, że dyskusja na temat definicji ludobójstwa nie została zamknięta. A więc każdy ma prawo do odrębności opinii, co 'ciemnylud' był łaskaw zanegować. Jednym z cytowanych i kontrowersyjnych naukowców, którzy wypowiadali się w tej sprawie był Alain Besancoc, francuski historyk, politolog i sowietolog, który pisał: 'Ludobójstwo w sensie właściwym, w odróżnieniu od zwykłej rzezi, żąda następującego kryterium: jest to rzeź zamierzona w ramach ideologii, stawiającej sobie za cel unicestwienie części ludzkości dla wprowadzenia własnej koncepcji dobra. Plan zniszczenia ma obejmować całość określonej grupy, nawet jeśli nie zostaje doprowadzony do końca w rezultacie niemożliwości materialnej czy zwrotu politycznego.'. Tym samym przyznał, że w prawnie stosowanej definicji brakuje tych elementów, które wyłączone zostały z niej pod naciskiem Stalina, ale nie uznał ważniejszego, a pewnie oczywistego tylko dla zwykłych ludzi braku, to jest stwierdzenia, że ludobójstwem jest każde masowe i zorganizowane mordowanie równych sobie według ONZ-towskiej Deklaracji ludzi, niezależnie od motywacji mordu.
Mówimy tu o zabijaniu ludzi. Ale przecież ta chroma Konwencja nie obejmuje tylko ludobójstwa w sensie dosłownym. Jako jeden ze składników pojęcia 'ludobójstwa' wymienia 'rozmyślne stworzenie dla członków grupy warunków życia, obliczonych na spowodowanie ich całkowitego lub częściowego zniszczenia fizycznego'. Czy już zapytaliśmy co z ludobójstwem, jakie sowieci zastosowali, wyłapując i wysyłając grubo ponad milion Polaków na Sybir, na zatracenie, na wyniszczenie fizyczne, na śmierć, np. powszechną w sowieckich łagrach? Czy wszyscy mamy świadomość tego, że Katyń, to tylko wizytówka sowieckiego ludobójstwa lat czterdziestych XIX wieku?
Nie jestem prawnikiem, ani nie jestem tak zarozumiały, by rozstrzygać poruszone tu kweste. Jednak, jak to się często i każdemu zdarza, mam własne zdanie na temat tego, co jest, a co nie jest ludobójstwem. Zdanie wypływające z osobistych przemyśleń, które z kolei mają swe źródło w dorastaniu, wychowaniu i życiu w kraju o nieco odmiennym stosunku do prawa niż Polska.
Moim zdaniem mord w Katyniu był zbrodnią wojenną, a nie zbrodnią ludobójstwa.
Nie przemawia do mnie przesłanka z Deklaracji ONZ, że "ludobójstwem jest każde masowe i zorganizowane mordowanie równych sobie ludzi, niezależnie od motywacji mordu". Właśnie motywacja ma dla mnie największe znaczenie. Nie okoliczności, nie status zbrodniarzy ani liczba ofiar, ale właśnie motywacja.
Zdarzało się wielokrotnie Napoleonowi, że kazał on mordować jeńców wojennych, by nie opóźniali pochodu armii i nie uszczuplali jej zapasów żywnościowych. Czy to było ludobójstwo? Nie. To była zbrodnia wojenna. A tym ona się różni od ludobójstwa, że z punktu widzenia "zbrodniarza wojennego" jest aktem dobrym lub przynajmniej koniecznym.
Ludobójstwo jest dla mnie zbrodnią, że ją tak nazwę - bezinteresowną. Morduje się ludzi, ponieważ są ludźmi i przynależą do określonego narodu, wyznają określoną religię, noszą brody (to już już było, to nie żart). Dlatego ludobójstwem są dla mnie morderstwa dokonywane przez Niemców na terenach okupowanych, gdy wojna formalnie się skończyła i nie mogła być "usprawiedliwieniem" zbrodni. Miała jednak wspólny mianownik - wyplenić narody podludzi. Podobny charakter miały wcześniej zbrodnie inkwizycji w celu wyrwania chwastów heretyckich, czy zbrodnie protestantów na katolikach o ile (i znów motywacja) zamiarem była eksterminacja wszystkich, choćby nawet cel nie został osiągnięty.
Zbrodnia katyńska nie była początkiem eksterminacji całego narodu polskiego. Zsyłki na Sybir też. Katyń był jednym z elementów oczyszczania przez Stalina przedpola, by Armia Czerwona, która wkroczyła na polskie ziemie nie napotykała na większy opór. Stalin nie zamierzał wymordować wszystkich zamieszkałych tam Polaków, bo w końcu na zajętych terenach potrzebował niewolników. Powie ktoś - to mógł ich trzymać w obozach, a nie mordować. Mógł. Napoleon też mógł ciągnąc za sobą jeńców, ale nie chciał, bo to się "nie opłacało.
Miejmy nadzieję, że ludzkość zmądrzeje na tyle, że nie będziemu musieli rozstrzymać takich dylematów.
abdank27 17.04.11
KATYŃ - LUDOBÓJSTWO CZY CHWAŁA ZWYCIĘŻONYCH
O definicję ludobójstwa stale spierają się specjaliści od prawa międzynarodowego, etycy, publicyści itd. Powstało już tych definicji wiele, ale żadna nie satysfakcjonuje wszystkich, więc spory trwają, a naród jak to naród ma i tak własny pogląd i tworzy "definicje" na własny użytek. Polacy, zwłaszcza "prawdziwi i patriotyczni" mają łatwiej. Ich pogląd sprowadza się do tego, że mord dokonany na Polakach jest ludobójstwem, spalenie żywcem ludzi w stodole było koniecznością, bo przymus okupanta, stosy Wielkiej Inkwizycji to troska o dusze ludzkie i wieczne zbawienie błądzących heretyków. Generalnie zbrodnie dokonywane na innowiercach, komunistach, Żydach czy gejach były dobre i usprawiedliwione, a zbrodnie dokonane na Polakach z gruntu złe i wołające o pomstę.
Najlepszym przykładem takiej postawy jest słynna tablica przyśrubowana do kamienia w Smoleńsku i zastąpiona przez Rosjan inną. Przypomnijmy, tablica umieszczona tam bez zgody gospodarzy i jak mniemam wbrew ich woli. Oburzenie było wielkie i odwołujące się do historii, moralności, zasad i czego tam jeszcze. Dla mnie decyzja Rosjan nie była słuszna, ale wyłącznie dlatego, że nie wykazali się delikatnością i dyplomacją. Natomiast mieli rację i mieli prawo tak postąpić.
Zastanawiam się co by było, gdyby na Okęciu rozbił się samolot z grupą Żydów udających się do Jedwabnego, by oddać hołd prochom spalonych. A następnie do Warszawy przybyłyby dwie żałobne żydowskie wdowy i bez zgody dyrekcji Okęcia oraz władz Warszawy przyśrubowały gdzieś tablicę mówiącą o zbrodni ludobójstwa dokonanego przez Polaków na ich "najlepszych synach i córkach", mężczyznach, kobietach i dzieciach. Jak by wówczas brzmiało przemówienie Jarosława Kaczyńskiego, oświadczenie rzecznika Błaszczaka czy wywiad Joachima Brudzińskiego? Nie ma potrzeby odpowiadania na tak zadane pytanie. Odpowiedź znamy wszyscy. Na tym właśnie polega przykładanie nierównej miary do czynów własnych i cudzych, choć motywy i cel tych czynów mogą być tożsame.
Nie jestem tak zarozumiały, by rozstrzygać spory czy podawać nieomylną definicję ludobójstwa. Mam jednak własne zdanie na temat tego, co jest, a co nie jest ludobójstwem. Moje zdanie nie jest dla nikogo wiążące tak jak nie jest wiążąca opinia profesora Kuźniara. Różnica polega tylko na tym, że mnie PPP, czyli "Prawdziwi Polacy Patrioci" mogą naskoczyć, a w przypadku doradcy prezydenta zażądano dymisji oraz prawdopodobnie ubolewano nad tym, że w "dzikim kraju" zbrodnia Kuźniara nie jest karana śmiercią.
Moim zdaniem mord w Katyniu był zbrodnią wojenną, a nie zbrodnią ludobójstwa.
Nie przemawia do mnie przesłanka z Deklaracji ONZ, że "ludobójstwem jest każde masowe i zorganizowane mordowanie równych sobie ludzi, niezależnie od motywacji mordu". Właśnie motywacja i cel mają dla mnie największe znaczenie. Nie okoliczności, nie status zbrodniarzy ani liczba ofiar, ale właśnie motywacja i cel, nawet jeśli nie udało się tego celu osiągnąć.
Zdarzało się wielokrotnie Napoleonowi, że kazał on mordować jeńców wojennych, by nie opóźniali pochodu armii i nie uszczuplali jej zapasów żywnościowych. Czy to było ludobójstwo? Nie. To była zbrodnia wojenna. A tym ona się różni od ludobójstwa, że z punktu widzenia "zbrodniarza wojennego" jest aktem koniecznym lub przynajmniej pożytecznym.
Ludobójstwo jest dla mnie zbrodnią, że ją tak nazwę - bezinteresowną. Morduje się ludzi, ponieważ są ludźmi i przynależą do określonego narodu, wyznają określoną religię, noszą brody (to już także było, to nie żart). Dlatego ludobójstwem są dla mnie morderstwa dokonywane przez Niemców na terenach okupowanych, gdy wojna formalnie się skończyła i nie mogła być "usprawiedliwieniem" zbrodni. Miała jednak wspólny mianownik - wyplenić narody podludzi. Podobny charakter miały wcześniej zbrodnie inkwizycji w celu wyrwania chwastów heretyckich, czy zbrodnie protestantów na katolikach o ile (i znów motywacja) zamiarem była eksterminacja wszystkich, choćby nawet cel nie został osiągnięty.
Dobrze, że kanonizowano Joannę d'Arc, bo konający na stosach w straszliwych męczarniach ludzie, których prochy rozwiał wiatr, a kości psy rozwłóczyły po ulicach chrześcijańskich miast mają swoją patronkę. Dobrze, że kanonizowano Maksymiliana Kolbe, bo prochy ofiar hitlerowskiego ludobójstwa, które użyźniły polską ziemie, mają swego patrona. Tak samo prawdopodobnie postąpił profesor Marian Batko, wiezień nr 11795, ale o nim już niewielu pamięta. Bardziej pamiętamy doktora Janusza Korczaka, który dobrowolnie poszedł na śmierć ze swymi sierotami. Poszedł by do końca mówić dzieciakom, że jadą na wieś, gdzie łąka, las i rzeka, gdzie więcej niż na Krochmalnej jedzenia. Poszedł, bo nie chciał zostawić ich samych, takich małych, i bezbronnych, i wystraszonych. Poszedł, bo kochał i był przyjacielem dzieci. "Nie ma większej miłości nad tę, jeśli ktoś życie oddaje za przyjaciół".
Zbrodnia katyńska nie była początkiem eksterminacji całego narodu polskiego. Katyń był jednym z elementów oczyszczania przez Stalina przedpola, by Armia Czerwona, która wkroczyła na polskie ziemie na mocy porozumienia z Hitlerem, nie napotykała na większy opór. Stalin nie zamierzał wymordować wszystkich zamieszkałych tam Polaków, bo w końcu na zajętych terenach potrzebował niewolników. Powie ktoś - to mógł ich trzymać w obozach, a nie mordować. Mógł. Napoleon też mógł ciągnąc za sobą jeńców, ale nie chciał, bo to się "nie opłacało".
I wreszcie rzecz najważniejsza, która w moim przekonaniu odróżnia ofiary ludobójstwa od ofiar zbrodni wojennych. Chociaż wobec śmierci wszyscy są równi, choć śmierć w komorze gazowej czy w głodowym bunkrze może być śmiercią równie chwalebną jak śmierć na polu bitwy, to moim zdaniem, jest to śmierć inna. Ludobójstwo jest eksterminacją, dziełem obłąkanej ideologii, a ofiary ludobójstwa są ofiarami w pełnym tego słowa znaczeniu. W przypadku ludobójstwa trudno mówić o heroizmie, o woli walki. Ofiary ludobójstwa nie mogły zwyciężyć, ani zostać zwyciężone. Mogły tylko ulec przemocy, barbarzyństwu, bestialstwu. Dlatego ani powstańcy warszawscy, ani powstańcy z warszawskiego getta, ani polegli partyzanci, ani zamordowani w Katyniu nie są ofiarami ludobójstwa. Są żołnierzami, którzy polegli na polu chwały. Nazywając zamordowanych w Katyniu ofiarami ludobójstwa, odbieramy im to, co było dla nich najcenniejsze. Gotowość do walki, do obrony, do oporu. To byli obrońcy, choć zginęli zanim ojczyzna zażądała od nich krwi. To nie byli męczennicy jak ci z rzymskiego Colosseum, jak ci z obozów zagłady, jak Joanna d'Arc, Maksymilian Kolbe, Marian Batko, Janusz Korczak i tylu, tylu innych. To byli wyznawcy, żołnierze Polski walczącej. To byli Żołnierze. I nie odbierajcie im tego tytułu, nie odbierajcie im "chwały zwyciężonych".