,,Doświadczenia z dzieciństwa zaważyły na moim dorosły życiu” - wywiad z Elżbietą Biecką
Elżbieta Biecka – została porzucona przez rodziców i oddana pod opiekę ciotce, kochała i wybaczyła zdradzającemu mężczyźnie, powieliła błędy matki – zostawiając syna.
JOANNA DĄBROWSKA: Pani rodzice się rozwiedli i wychowywała Panią ciotka. Jakie to miało znaczenie dla Pani dorosłego życia?
ELŻBIETA BIECKA: Najbardziej skrzywdziła mnie matka. Wybrała przyjemne, beztroskie życie, podróże i zabawy, zamiast wychowywania córki, która jej potrzebowała w okresie dzieciństwa. Z całą pewnością mogę powiedzieć, że to miało ogromne znaczenie dla mojego życia, ponieważ to właśnie przez jej liczne romanse byłam tak uprzedzona do mężczyzn, nie potrafiłam im tak do końca zaufać. Skrywałam brak miłości pod maską zimnej i obojętnej dziewczyny.
Miałam jeszcze ciotkę, ale z nią nie potrafiłam znaleźć wspólnego języka, wyrosła przed nami jakaś bariera. Ani ona, ani ja tak naprawdę nie potrafiłyśmy rozmawiać ze sobą o rzeczach ważnych. Nie mogłam się do niej zwrócić kiedy jej potrzebowałam... A może po prostu nie potrafiłam tego zrobić. Tak naprawdę nie było jej przy mnie. Wychowywała mnie, zapewniła mi wykształcenie, za co jestem jej wdzięczna, ale nie dała mi tego czego potrzebowałam od niej w tamtym czasie: miłości i ciepła, nie stworzyła mi takiego prawdziwego rodzinnego domu.
J.D.: Czyli była Pani w pewien sposób wrogo nastawiona do ciotki? Może to był jakiś młodzieńczy bunt?
ELŻBIETA BIECKA: Nie. Raczej brakowało mi matki. Choć nie ukrywam, że później też czułam jakąś niechęć do ciotki. Bardzo długo zajmowałam się nią, gdy była chora. Nie miałam własnego życia. Spadły na mnie obowiązki związane z kamienicą, ale również opieka nad chorą ciotką. Dla mnie jej zaawansowany wiek był czymś naturalnym, ale ciągle przypominała mi o ty, że ja też kiedyś taka będę, że wszystko przemija. Wtedy nie chciałam o tym myśleć. Byłam młoda, chciałam aby mnie to nie dotyczyło.
J.D.: Pomagała Pani wielu ludziom mieszkającym w kamienicy ciotki, W tym gronie znalazła się również Justyna Bogutówna. Dlaczego jej Pani pomogła? Przecież była kochanką Pani męża.
ELŻBIETA BIECKA: O Justynie dowiedziałam się bezpośrednio od Zenona. Po tym, gdy dowiedziałam się, że to właśnie ona – jego kochanka, pomieszkuje w naszej kamienicy, wezwałam ją do siebie. Byłam zazdrosna o Zenona. Nie wytrzymałam. Nie miałam pojęcia, że ona nie wie o moim istnieniu, że to będzie dla niej takim szokiem.
Pomagałam jej po to, żeby uspokoić swoje sumienie, bo już wiedziałam, że zrobiłam coś złego wypytując ją o Zenona. Wiedziałam, że Zenon wybierze mnie. Wykształcony mężczyzna nie mógł przecież wybrać prostej kobiety, której matka była kucharką. Pomagałam jej, żeby czuć się mniej winna, żebym czuła, że jednak coś zrobiłam dla niej. Ale tak naprawdę robiłam to dla siebie. Mój błąd zrozumiałam dopiero na krótko przed śmiercią męża, gdy powiedział mi, że to właśnie ,,na jej nieszczęściu wyrosło to, co jest między nami”. Wiedziałam, że gdyby nie moja rozmowa z nią to dziecko by żyło i ona również.
J.D.: Jak Pani widziała wtedy swoje życie? Jakie miała Pani poglądy?
ELŻBIETA BIECKA: Myślałam, że powinnam robić wszystko to, co jest dla mnie najtrudniejsze, to co zwykle myślimy, że trzeba zrobić. Ale Zenon otworzył mi oczy i powiedział, że tak wcale nie musi być, że pod tym kryje się tylko ta chęć usprawiedliwienia swoich czynów, swojego zachowania. Człowiek w ten sposób ukrywa to, że tak naprawdę myśli tylko o sobie, swoich uczuciach, a nie o innych.
J.D: Miała Pani żal do męża o zdradę? Dlaczego Pani mu wybaczyła?
ELŻBIETA BIECKA: Oczywiście, że miałam żal do męża. Byłam na niego wściekła. Ale może nie tyle o zdradę, a raczej o dziecko, bo w tym momencie on stawał się odpowiedzialny za Justynę i to dziecko. Ona przez to weszła do naszego życia, naszego wspólnego życia. Ale wybaczyłam mu zdradę, bo bardzo go kochałam, potrzebowałam go. I nawet zgodziłam się wraz z nim ,,nieść” ten ciężar. Poza tym zemściłam się już w pewnym sensie na Justynie. Tą zemstą było nasze spotkanie, na którym wypytywałam ją o Zenona, a później już następstwem tego było to, że usunęła ciążę. Wiedziałam, że zrobiłam źle więc żeby nie czuć się winna zgodziłam się pomagać jej wraz z Zenonem.
J.D.: Zostawiła Pani też swojego syna powielając schemat matki. Dlaczego?
ELŻBIETA BIECKA: Tak właściwie to żyłam tylko dla Zenona. On był w moim życiu najważniejszy. Pragnęłam by nasze małżeństwo było idealne, pragnęłam idealnej miłości. Ale tak nie było. Po tym, gdy Justyna oblała mojego męża kwasem, popełnił samobójstwo. Poczułam, że bez niego nic już nie ma sensu. Poza tym kiedyś zostawiła mnie matka. Syn nie był dla mnie najważniejszy, nie miałam prawidłowego pojęcia o rodzinie. Tak naprawdę liczył się dla mnie tylko Zenon i miłość do niego. Poza tym czułam się teraz winna śmierci ich obojga. Uciekłam od tego co było dla mnie trudne. Gdyby nie moja rozmowa z Justyną nie doszłoby do tej tragedii.
J.D.: Czy chciałaby Pani przekazać coś czytelnikom?
ELŻBIETA BIECKA: Chciałabym powiedzieć, że w naszym życiu często zdarzają się błędy, które nie raz mogą doprowadzić do jakiejś tragedii, ale nie można od nich uciekać, tak jak ja i Zenon. Trzeba się z nimi zmierzyć.
Wrócę też do powielania schematu rodziców, ponieważ oboje z Zenonem powieliliśmy te schematy. Niemal staliśmy się tacy sami jak nasi rodzice. Wielu z nas powiela błędy rodziców, ale robimy to tylko i wyłącznie z własnego wyboru. Możemy wybrać, albo dobro albo zło...