Kaczyński: Czas zmienić tę władzę!
Artur S. Górski: Notowania sympatii wyborczych wskazują przewagę PiS nad PO. Prawo i Sprawiedliwość utrwala sondażową przewagę. Premier Tusk miał wyruszyć w Polskę by pytać obywateli o plany inwestycyjne, jednak to pan odbywa więcej spotkań… Politycy PiS popadają w samozadowolenie?
Jarosław
Kaczyński:
Jeżdżę po Polsce,
spotykam się z mieszkańcami różnych regionów więc wiem, jakie
są nastroje. Donalda Tuska na trasie nie spotkałem (śmiech) Z całą
pewnością nie ulegniemy samozadowoleniu. Mówienie o
samozadowoleniu w PiS to
publicystyka, stosowana też przez ludzi z prawej strony, których
nasz sukces stawia w nie najlepszej sytuacji. Sondaże
zmieniają się. Polityka jest zmienna. Są głębsze przesłanki,
które pozwalają stwierdzić, że Platforma Obywatelska swój czas
kończy…
Kartel
władzy upadnie po dwóch kadencjach?
Przed
wyborami nie można tego w 100 procentach rozstrzygnąć, ale są
zjawiska zmęczenia władzą jednej partii bo
Polacy nie są do tego po 1989 roku przyzwyczajeni. Choć to, że
partia rządzi nawet 8 czy 12 lat to jest normalne. We Włoszech też
scena polityczna jest nieustabilizowana, a chadecja rządziła pół
wieku…
...do
upadku premiera Giulio Andreottiego…
Do
politycznego „trzęsienia ziemi” w 1994 roku. W Niemczech
powojennych też chadecja rządziła przez dziesięciolecia. To, że
partia rządzi długo i traci władze to nic szczególnego. Akty
szczególnego hołdu, że oto PO rządzi już drugą kadencję są
kompletnie oderwane od historii politycznej i wynikają z chęci
przypodobania się władzy. Przede wszystkim zauważmy, że w Polsce
szybko rosła konsumpcja, od 2008 roku o 15 procent, a jednocześnie
PO
ma poparcie w mediach, zatem i mechanizmy kontrolne nad władzą są
wyłączone. Dopiero teraz to się zmienia. W tym, że
Platforma rządzi druga kadencję nie widać nic szczególnego, a
raczej w tym, że może stracić niebawem władzę.
Może PO straci władzę, ale czy opozycja jest gotowa na jej przejecie?
Obecnie
sytuacja jest rzeczywiście niezwykle trudna… Mamy naprawdę
poważne problemy…
Czyli
zapaść demograficzną, kryzys systemu ubezpieczeń, trudne do
oszacowania dług zagraniczny i dług publiczny. Będziecie umieli
ogarnąć i sprzątnąć ten chaos? Bomba tyka...
Jest
coś takiego jak obowiązek. Nie będziemy mieli sytuacji wygodnej,
ale skrajnie niekomfortową. Czas zmienić tą władzę, która
system postkolonialny doprowadziła do skrajności. To trzeba po
prostu zmienić. Nie z takich sytuacji społeczeństwa wychodziły.
Najtrudniej wyjść z sytuacji demograficznej. Obok przyczyn
ekonomicznych, socjalnych są poważne przyczyny kulturowe. Okazuje
się, że mieszkanki Warszawy rodzą statystycznie najmniej dzieci, a
przecież dochód na głowę mieszkańca stolicy jest daleko wyższy
niż ten osiągany na polskiej wsi, ba dalece przewyższa średni
dochód w Unii
Europejskiej. To
kwestia niszczenia tradycyjnej kultury. Oderwanie od tradycji
powoduje dezorientację.
Po
1989 roku zapatrzyliśmy się na zachodnie mody, które przebrzmiały.
Mamy zjawisko „płynnej nowoczesności”…
Znoszenie
kultury tradycyjnej w zetknięciu z antykulturą jest wyjątkowo
bolesne. To nie jest jakaś nowoczesność. Były i za komuny
zabiegi socjotechniki demobilizacyjnej, dopuszczając w sferze
obyczaju przekaz, który wcześniej nie było dopuszczone. I była
ona kontynuowana po 1989 roku poprzez koncentracje uwagi społecznej
na kwestiach obyczajowych, czyli sex shop jako symbol wolności, czy
antykulturowy tygodnik „Nie”…
Na
szczęście jego twórca ma już za sobą czasy, kiedy miał
wpływał na politykę. Można już o nim zapomnieć. Jednak cała
operacja miała służyć odwróceniu uwagi od dekompozycji chociażby
polskiej produkcji przemysłowej i sektora finansów…
Przede
wszystkim przysłużyła się do stworzenia systemu nie tyle
demokratycznego i wolnorynkowego co postkolonialnego,
niedemokratycznego. Przesuniecie społecznej uwagi ku
obyczajowym tematom budowało sojusz między liberałami a
postkomuną. Bo społeczeństwo zajmowało się tematami
marginalnymi. Część tych procesów, niehamowana, postępowała
naturalnie. Mieliśmy zatem do czynienia z operacją, która
służyła ochronie postkomuny, a dzisiaj pod władzą Tuska
wróciła, by służyć
temu, co Polskę ma wpisać w system hegemonistyczny w Europie, a
poprzez podkopanie naszej świadomości, doprowadzić do utrwalenia
tej sytuacji podległości. Jest to też kontrreakcja na nasze
krótkie rządy, będące próbą zmiany systemu. Nasze projekty jak
choćby min. Barszcza w budownictwie czekają i do nich wrócimy…
Póki co
wszystkie inicjatywy społeczne lądują w koszu. Co zatem w
sytuacji, gdy dialog społeczny nie istnieje?
Oni
doszli do władzy pod hasłem, że nie korupcja jest przestępstwem,
ale walka z korupcją. Poszedł sygnał, że teraz znów można. Ten
świat żyjący z korupcji rzucił się tam, gdzie są największe
pieniądze – na środki europejskie. Stąd ta niebywała
nieefektywność w ich wykorzystaniu, choćby widoczna w koszcie
kilometra autostrady, jak by prowadziła przez Alpy. Obecna władza
realizuje system interesów, a jednocześnie dba o własne interesy.
Można zrzucać winę na kryzys, bo jest światowy kryzys, ale jego
wpływ na Polskę jest niewielki, ze względu na cechy polskiej
gospodarki…
Jednak
to kryzysem rząd tłumaczy niepowodzenia. Gospodarka
europejska w 2013 r. miała się odbić, co miało pomóc i
Polsce…
Mówimy
jak jest, a nie jak oni tłumaczą. Polska ma niewielki sektor
finansowy, nie jest on zatruty przez toksyczne papiery, kredyt w
polskiej gospodarce odgrywa niewielką rolę ze względu na jego
anachroniczny charakter. Rola handlu zagranicznego jest u nas
umiarkowana. Nawet przy średnich inwestycjach większość jest
realizowana z kapitału własnego. Polska korzystała z jazdy na
gapę. Choćby środki, które stosowali Niemcy
pompując wielkie sumy w
swoją gospodarkę, pośrednio trafiały do Polski. Na dopłatach do
samochodów polskie firmy zarobiły 5 mld euro. Polscy przedsiębiorcy
jak i całe społeczeństwo są odporni na panikę kryzysową.
Mogliśmy przejść kryzys suchą stopą, ale nasze propozycje były
odrzucane. W zamian zaczęto rozrzucać pieniądze. Doszło do
tego, że deficyt finansów publicznych wynosił aż 111 mld zł. Za
nieudolną, cwaniacką politykę i niechęć do naruszenia interesów
najsilniejszych trzeba płacić. Rząd PO-PSL przyjął założenie,
że społeczeństwem można przy pomocy propagandy manipulować.
„Mocnych” ten rząd się obawia, dlatego z nimi w konflikt nie
wchodzi
Ci
mocni to kto?
Ten
rząd liczy się z silnymi lobby,
z bankami, z dużym kapitałem. Pod ręką są rozwiązania mogące
zwiększyć dochody. Jednak rząd Tuska nie chce się narazić. Zatem
nie nakłada się podatków na banki, na wielkie sieci handlowe,
tylko łupi się społeczeństwo. Taka polityka stoi na wątłych
nogach. W końcu przyszła komenda - „sprawdzam!”. Sprawa budżetu
to właśnie owo sprawdzanie.
Rząd
znalazł się pod ścianą, a minister finansów chciał nas
chronić…
Tłumaczenia
wicepremiera Rostowskiego, że podawał błędne dane ze względu na
spekulantów jest bzdurne, bo oni i tak doskonale wiedzą co się
dzieje.
Czy
Donald Tusk jest w stanie realnie nie deklaratywnie powiedzieć, że
Polska jest krajem prowadzącym politykę samodzielną i nie płynąć
w głównym nurcie?
Uważam
go za polityka przeszłości. Polska nie może być biedna na tle
Europy. Czy Tusk jest w stanie realnie stwierdzić, że w Polsce
trzeba opodatkować banki, że trzeba podtrzymywać patriotyzm i
tradycyjne wartości, że nie ma żadnej potrzeby by w polskim
parlamencie uprawiać dziwaczne szopki, a rewolucja obyczajowa to
ostatnia rzecz, która Polsce jest potrzebna?
Czyżbyśmy
mieli obok kryzysu przywództwa?
Władzę
sprawuje grupa, która ze względów choćby kulturowych nie nadaje
się do rządzenia nawet gminą… Grupa dojrzałych ludzi u władzy
posługuje się sposobem mówienia, porozumiewania się, stylem
zabawy charakterystycznym dla chłopców. Doprowadzają np. przez
obraźliwy język do degradacji polityki. Mają oni powód by obawiać
się utraty władzy i rozliczenia. Stara metoda prowokacji, spotu,
zastraszania PiSem nie działa. Oni będą jednak próbowali bronić
swej władzy za wszelką cenę. Buduje się w świadomości
przesłanki, że trzeba brać „za pysk”. Są sygnały
zaostrzenia kursu, choćby pod pretekstem rozprawy z kibicami.
W
kampanii wyborczej pojawił się zmanipulowany spot PO „Oni pójdą
zagłosować”. Zabrakło w nim wykrzywionych w grymasie
nienawiści „młodych, zdolnych, wykształconych z wielkiego
miasta”, ale pokazano zagrożenie z waszej strony. Jednocześnie
ludzie
władzy otwarcie mówią, że mają monopol na przemoc, jako państwo…
W
spocie brał udział ewidentny prowokator, jak się okazało. To
dążenie do utrzymania władzy za wszelką cenę będzie
kamuflowane. Być może już niebawem będziemy mieli do czynienia z
jakimiś nadzwyczajnymi zdarzeniami. Są sygnały zaostrzenia kursu,
choćby pod pretekstem rozprawy z kibicami. Buduje się w świadomości
przesłanki, że trzeba brać „za pysk”.
Czy
jest możliwe stworzenie szerokiego porozumienia, by powtórzyć
choćby sukces Viktora Orbana oraz Fideszu na
Węgrzech?
Nie
na zasadzie brania ludzi, którzy, gdy przyjdzie do konkretnych
zmian, będą kontra, tych, którzy uciekli już raz z ostrzeliwanego
okrętu. Zapraszanie ich na pokład to błąd, nic dobrego z tego nie
będzie. Najlepiej, by była to sytuacja węgierska, większość
konstytucyjna.
Zaproponuje pan umowę społeczną w miejsce dyktatu oligarchii i pseudoliberalizmu na wzór tej w Irlandii, gdy w 1987 roku partnerzy społeczni i rząd przystąpili tam do negocjacji by zawrzeć pakt społeczny?
Pakt
społeczny tak, bo to nasz pomysł jeszcze z 2005 roku, ale najpierw
trzeba wygrać wybory. To PiS jest dużą partią prawicową i należy
to przyjąć do wiadomości, a nie rozbijać jedność, odbierać
głosy i mandaty, jak stało się to w wyborach w Elblągu.
Tu nie chodzi o jakąś partię jak Solidarna Polska, ale o realne
podmioty społeczne jakim jest NSZZ „Solidarność”. Potrzebna
jest realna jedność, a nie zagarnianie okruszek. Przede wszystkim
więc to związki zawodowe i ci wszyscy, którzy chcą by Polska się
zmieniła.
Zatem
jednak pakt?
Kiedy
mój śp. brat Lech
Kaczyński zabiegał o
pakt społeczny, „Solidarność”, która przecież była z nim
osobiście w nader dobrych stosunkach, mimo wszystko była
zaangażowana w komisję trójstronną i wierzyła w taką formułę
rozwiązywania problemów. Byłem sceptyczny, bo różnice są zbyt
duże.
Bez
dialogu nie jest możliwa nowoczesna gospodarka, choćby morska.
Sytuacja polskich stoczni, jak Stocznia Gdańsk, jest dramatyczna...
Gospodarkę
morską uważamy za jedną z dźwigni gospodarki kraju. Przywrócimy
ministerstwo gospodarki morskiej oraz ministerstwo budownictwa. Ono
jest potrzebne w przeciwieństwie do ministerstwa administracji i
cyfryzacji. Niemcy swoje stocznie nadbałtyckie finansują z
państwowej kasy, setkami milionów euro. Dlaczego tereny byłej
NRD są jedyna enklawą, gdzie można udzielić pomocy publicznej, a
my takiej możliwości nie mamy? Reguły unijne zostały złamane
przez gigantyczną pomoc bankom w miliardach euro, we wspieranie
rodzimego przemysłu i my możemy powiedzieć tak samo, że chcemy
pewnej pomocy np. Stoczni Szczecińskiej i Gdańskiej. Niemieckie
stocznie przetrwały kosztem polskich stoczni.
Czy
Polska jest krajem biednych pracujących?
Nie
da się dalej rozwijać Polski w oparciu o niską płacę.
Przedsiębiorcy nie mogą bez refleksji eksploatować pracownika,
niczego nie unowocześniając. Długofalowo nie przyniesie to zysku.
Ta forma kapitalizmu jest wygodna dla mniejszości, ale fatalna dla
całej reszty. Rolą związków zawodowych jest to mówić i walczyć
z niskimi płacami. Niska płaca to czynnik antyrozwojowy. Polska w
stosunku do PKB na głowę obywatela ma zaniżone płace. Nie tylko
tą minimalną. To zatrzymuje postęp.
Nastąpiły
niekorzystne zmiany dla tych, którzy kończą zawodową karierę
przez podwyższenie wieku emerytalnego. Czy zmienicie ustawę
emerytalną po ewentualnej wygranej?
Jedną
z pierwszych naszych decyzji będzie powrót do starego rozwiązania,
z korektą, że jeśli ktoś chce pracować dłużej może, na
zasadzie dobrowolności, zyskując pełne prawa emerytalne w wieku 60
i 65 lat. Mamy plan wytłumaczenia czym jest OFE i dania wyboru, że:
wiem jak jest i czym jest OFE, ale deklaruję, że chcę zaryzykować.
Musi być jasna sytuacja. Trzeba będzie też przeprowadzić
referendum nad zasadą solidarności społecznej w ubezpieczeniach.
Każdy jakieś minimum musi dostać, bo inaczej ludzie z głodu umrą.
Przy obecnym systemie i tak budżet
będzie musiał dopłacić, by uchronić część emerytów przed
śmiercią głodową.
Innowacyjność,
przyszłość to szkoła, to edukacja. Jak ocenia pan kondycję
polskiej edukacji, polskiej szkoły?
Polska
edukacja potrzebuje zmiany. Trzeba ją odbudowywać w trzech
filarach. Pierwsze: szkoła ma uczyć na wysokim poziomie czyli
wysokie wymagania merytoryczne. Drugi i trzeci filar to szeroko
pojęte wychowanie. Kształtowanie właściwych postaw społecznych,
obywatelskich i patriotycznych. Jeden program powinien obowiązywać
dla wszystkich, bez chaosu z podręcznikami. Zadaniem szkoły jest
przekazać wiedzę, by ludzie mogli się porozumieć, mieć podstawy
do kształtowania poglądów. Będzie to trudne. Mechanizm
uzależnienia szkół od samorządów powoduje, że nauczyciele
obawiają się samorządowców, a ci obawiają się wyborców. We
wszystkich krajach, które awansowały, jak Korea, Japonia, Finlandia
wymagania edukacyjne są bardzo wysokie.
Czy
grozi nam spadek do europejskiej III ligi, w której Warszawa będzie
miastem przydworcowym na linii Berlin - Moskwa?
Jeśli
się nie wymusi innowacyjności będziemy skazani na trzeciorzędność,
na miernotę, na bycie dostarczycielem taniej siły roboczej dla
krajów rozwiniętych. Jest nam potrzebny społeczny i polityczny
pakt. Tego paktu nie można zawrzeć z partiami postkolonializmu, bo
one chcą utrzymać stan obecny, w którym będziemy sferą upadku,
emigracji, podrzędnej produkcji i taniej propagandy. Nie powtarzajmy
błędów z XVIII wieku. Polska już raz nie wykorzystała szansy na
jesieni 1989 r. bo znaczna część elit opozycji z czasów PRL była
uzależniona od drugiej strony i dbała tylko o interesy swoich
środowisk, a końcówki systemu łączności były w ambasadzie
radzieckiej.
Zapraszamy
na profil Stefczyk.info na Facebooku!
Rozmawiał
Artur S. Górski