.N:51
- Martwisz się czymś - powiedziała. - Nie rób tego...
Wszystko się ułoży.
- Między nami?
- Czy to właśnie cię niepokoi?
- Także i to.
- Nie mogę obiecać, że spodoba ci się to, co się zdarzy -
odparła. - Ale spróbuję z tobą.
Zaczął pytać, co takiego ma zamiar spróbować, co
chciałaby z nim dzielić. Przypomniał sobie jednak, że
ostrzegała go przed natarczywością.
- Wciąż się martwisz - stwierdziła.
- Nie mogę przestać.
- Tak, możesz. - Jej dłoń przesunęła się po jego piersi,
brzuchu, wzniecając powolny żar. - To jestem w stanie ci obiecać.
Pomimo sprzeciwów Korrogly'ego następnego ranka otwarto
ponownie postępowanie prokuratorskie i Miriella znowu
została wezwana do składania zeznań. Mervale złożył wniosek
o włączenie do dowodów rzeczowych całego pliku dokumentów
prawnych podpisanych przez Mardo Zemaillego i poświadczonych
przez Miriellę. Były to ostatnia wola i testament, które po
śmierci kapłana czyniły Miriellę właścicielką świątyni i
parceli, na której ona stała. Mervale wykopał te papiery w
archiwach miejskich i przedstawił przekonywające dowody, że
podpisy są autentyczne, a dokumenty w pełni prawomocne.
- Na ile mogłaby pani określić wartość nieruchomości
wymienionych w ostatniej woli? - spytał Mervale Miriellę,
ubraną w niebieską, atłasową suknię z wysokim kołnierzem.
- Nie mam pojęcia.
- Ale można chyba powiedzieć, że jest to znaczna
suma pieniędzy? Pokaźny majątek?
- Świadek już odpowiedział na to pytanie - zaprotestował
Korrogly.
- Istotnie - stwierdził sędzia Wymer rzucając surowe
spojrzenie na Mervalego. Prokurator wzruszył ramionami,
podszedł do stołu i przedłożył jako dowód rzeczowy wycenę
nieruchomości dokonaną przez rzeczoznawcę podatkowego.
- Czy pani ojciec wiedział o tym testamencie? - zapytał
Mervale po wciągnięciu dowodów rzeczowych do rejestru.
- Tak - szepnęła Miriella.
Korrogly spojrzał na Lemosa, który zdawał się niczego nie
słyszeć.
- A w jaki sposób się dowiedział?
- Powiedziałam mu.
- Przy jakiej okazji?
- Przyszedł do świątyni. - Ze świstem nabrała powietrza w
płuca, a potem wypuściła je gwałtownie, jakby starając się
nad sobą zapanować. - Chciał, abym opuściła zgromadzenie
wiernych, powiedział, że Mardo znudzi się mną, a potem cała
rodzina zostanie bez grosza. Sklep przepadnie... wszystko. -
Ponownie odetchnęła głęboko. - Rozzłościł mnie. Powiedziałam
mu wtedy o testamencie, powiedziałam, że Mardo zadbał o mnie
lepiej niż on. Wtedy ojciec stwierdził, że postara się, by
uznano mnie za niepoczytalną. Oznajmił, że pójdzie do
adwokata i zabierze wszystko, co Mardo mi pozostawi.
- Może orientuje się pani, czy ojciec kiedykolwiek
widział się z adwokatem?
- Owszem, widział.
- Czy adwokat ten nazywał się Artis Colari?
- Tak.
Mervale wziął ze stołu dalsze dokumenty. - Pan Colari
występuje obecnie w innym procesie i nie może uczestniczyć w
naszej rozprawie. Mam jednak jego pisemne zeznania, w
których stwierdza, że dwa tygodnie przed zabójstwem podsądny
nawiązał z nim kontakt w celu ubezwłasnowolnienia córki
Powodem miała być niepoczytalność wywołana nadużyciem
narkotyków. - Uśmiechnął się do Korrogly'ego. - Pański
świadek.
Korrogly poprosił o możliwość naradzenia się ze swoim
klientem i kiedy zostali wyprowadzeni do osobnego
pomieszczenia, zapytał Lemosa: - Czy wiedział pan o
testamencie?
Szlifierz skinął głową. - Ale wcale nie dlatego poszedłem
spotkać się z Colarim. Nie obchodzą mnie pieniądze, nie chcę
niczego, co dotykał Zemaille. Bałem się o Miriellę, chciałem,
żeby stamtąd odeszła i myślałem, że jedynym sposobem, w jaki
zdołam to osiągnąć, będzie uznanie jej za niepoczytalną.
Nietypowa emocjonalność jego wypowiedzi zaskoczyła
Korrogly'ego. Był to pierwszy przejaw ożywienia, jaki Lemos
okazał od chwili swego aresztowania.
- Dlaczego mi pan o tym nie powiedział?
- Wyleciało mi to z głowy.
- Dość dziwne, że zapomniał pan właśnie o tym.
- Właściwie trudno powiedzieć, że zapomniałem... Niech pan
posłucha. - Lemos usiadł prosto i przygładził włosy. - Zdaję
sobie sprawę, że sprawiam same kłopoty, ale ja... to było...
nie mogę wytłumaczyć, czym to dla mnie było. Nie
przypuszczałem, że mi pan uwierzy. Wciąż nie jestem tego
pewien. A to dodatkowo pogłębia rozpacz, którą czuję.
Przepraszam. Wiem, że powinienem lepiej z panem
współpracować.
Mimo więziennej fryzury i kombinezonu oraz niezdrowej
cery po chłopięcemu pełen ożywienia Lemos wydawał się
przykładem gorliwej skruchy i Korrogly nie wiedział już,
czy ma czuć radość czy obrzydzenie. Nie do wiary, pomyślał.
To bardziej niż niewiarygodne, trudno temu człowiekowi
wierzyć, chyba że w jakiś sposób ta jego niewiarygodność
wydaje się być najbardziej wiarygodna. A jeżeli chodzi o
Miriellę, w jaki sposób mogła przed nim to ukryć? Co to
oznacza dla ich stosunków? Czy jej nienawiść do ojca była
tak potężną skazą, że potrafiła odrzucić wszelkie inne
zasady? Czy aż tak źle ją ocenił?
- Nie wygląda to dobrze, prawda? - spytał Lemos.
Korrogly z trudem zapanował nad sobą, by się nie
roześmiać. - Wciąż mamy naszych świadków i nie zamierzam
rezygnować z podważenia zeznań Mirielli.
- Co chce pan zrobić?
- Spróbuję przeciwdziałać skutkom pańskiego upadku ducha
- odparł Korrogly. - Chodźmy.
Gdy wrócili na salę rozpraw, Korrogly obszedł miejsce
zeznań świadka, przyglądając się uważnie Mirielli, która
sprawiała wrażenie zdenerwowanej i skubała szwy sukni.
Wreszcie zadał jej pytanie: - Dlaczego nienawidzi pani ojca?
Wyglądała na zaskoczoną.
- To przecież nie jest trudne pytanie - rzekł Korrogly. -
Przecież dla wszystkich tu obecnych jest jasne, że chce
pani, by uznano go winnym.
- Sprzeciw! - wrzasnął piskliwie Mervale.
- Proszę ograniczyć się do pytań, panie Korrogly -
pouczył sędzia Wymer.
- Dlaczego nienawidzi pani ojca?
- Bo... - Miriella patrzyła na niego błagalnie. - Bo...
- Bo uważa go pani za rodzica, który ogranicza pani
swobodę?
- Tak.
- Bo próbował rozdzielić panią z jej kochankiem?
- Tak.
- Bo czuł, że pogardza nim pani z powodu jego ociężałości
i staroświeckiego stylu życia?
- Tak.
- Czy możemy założyć, że miała pani inne powody, by go
nienawidzić?
- Tak - zawołała. - Tak! Dlaczego pan o to pyta?
- Ustalam, że nienawidziła pani swojego ojca, panno
Lemos. Że nienawidziła go pani wystarczająco silnie, by
próbować przekształcić ten proces w melodramat i w ten
sposób doprowadzić do skazania oskarżonego. Że ukrywała pani
materiał dowodowy przed sądem po to, aby można go było
przedstawić w szczególnie dramatycznym momencie. Może
korzystała pani przy tym z pomocy utalentowanego dramaturga,
pana Mervale'a...
- Sprzeciw!
- Panie Korrogly! - upomniał go sędzia Wymer.
- Dwulicowość wszystkich pani zamierzeń, wszystkich
działań podjętych przed tym sądem!
- Panie Korrogly! Jeżeli pan natychmiast nie
zaprzestanie...
- Proszę o wybaczenie, Wysoki Sądzie.
- Porusza się pan po cienkim lodzie, panie Korrogly. Nie
mam zamiaru pozwalać na takie agresywne zachowanie.
- Zapewniam, Wysoki Sądzie, że to się już nie powtórzy. -
Podszedł do ławy przysięgłych i oparł się o barierkę. Miał
nadzieję, że zaskarbi ich sobie i dzięki temu
uznają jego pytania za własne.
- Panno Lemos, dowiedziała się pani o testamencie
przed dzisiejszym rankiem... Prawda?
- Tak.
- Czy wspomniała pani o tym prokuratorowi?
- Tak.
- Kiedy mu pani o tym powiedziała?
- Wczoraj wieczorem.
- Czemu nie wcześniej? Z całą pewnością musiała pani
zdawać sobie sprawę ze znaczenia tego dokumentu.
- Ja... Przypuszczam, że umknęło to mojej pamięci.
- Umknęło pani pamięci - powtórzył Korrogly z głębokim
sarkazmem w głosie. Odwrócił się
do przysięgłych kręcąc ze smutkiem głową. - Czy jest jeszcze
coś, o czym zapomniała pani powiedzieć?
- Sprzeciw!
- Uchylam. Niech świadek odpowie.
- Ja... Nie.
- Dla pani własnego dobra, mam taką nadzieję - rzekł
Korrogly. - Czy ojciec kiedykolwiek przyznał się pani, że
chciał uznać panią za niepoczytalną w celu zerwania pani
więzi ze świątynią i by zapobiec zniszczeniu pani przez
Zemaillego?
- Och, mówił to, ale...
- Proszę odpowiedzieć tylko tak lub nie.
- Tak.
- Jeżeli chodzi o testament - ciągnął Korrogly - to
wiedziała pani, co zawiera... Chodzi mi o to, że znała pani
jego treść, jego szczegóły.
- Tak, oczywiście.
- A rozmowa, w czasie której powiedziała pani ojcu o
testamencie była jak sądzę, dość ożywiona, prawda?
- Tak.
- A więc w czasie bardzo ożywionej rozmowy, czy też
gwałtownej sprzeczki, opowiedziała pani ojcu o treści
niezwykle skomplikowanego dokumentu. Zakładam, że przekazała
mu pani wszystkie szczegóły.
- No cóż, nie, nie wszystkie.
- Ooo! - Korrogly uniósł brew. - A co konkretnie mu
pani powiedziała?
- Ja... Ja nie mogę sobie przypomnieć. Niezbyt dokładnie.
- Chwileczkę, może wyjaśnijmy to sobie, panno Lemos.
Pamięta pani, że mówiła mu o testamencie, ale nie pamięta,
czy poinformowała o jego treści. Możliwe więc, że jedynie
burknęła coś pani o tym, że Mardo zadbał o pani przyszłość.
- Nie, ja...
- Albo powiedziała pani...
- Wiedział, o co mi chodzi! - krzyknęła zrywając się z
krzesła. - Wiedział! - Spojrzała z pogardą na Lemosa. -
Zabił go dla pieniędzy! Ale on nigdy...
- Proszę usiąść, panno Lemos! - polecił sędzia Wymer. -
Natychmiast! - Kiedy posłuchała go, stanowczo nakazał jej
panować nad swoim zachowaniem.
- A więc - ciągnął dalej Korrogly - podczas kłótni
burknęła pani jakieś niejasne...
- Sprzeciw!
- Przyjęty.
- Burknęła pani coś, czego pani nie przypomina sobie w
pełni, na temat testamentu. Czy jest to dokładne
stwierdzenie, panno Lemos?
- Pan przekręca moje słowa!
- Wręcz przeciwnie, panno Lemos. Po prostu powtarzam, co
pani powiedziała. Wszystko wskazuje na to, że jedynymi
osobami, które dokładnie znały treść testamentu, były pani i
Mardo Zemaille.
- Nie, to...
- To nie było pytanie, panno Lemos. To tylko wstęp do
pytania. Ponieważ wszystko zdaje się świadczyć, że odniesie
pani duże korzyści ze skazania ojca, gdyż w istocie
uniemożliwi mu wszczęcie postępowania w sprawie swego
ubezwłasnowolnienia, to czy fakty nie nadają pani działaniom
znamion chciwości?
- Nigdy nie chciałam niczego poza Mardo.
- Ufam, że wszyscy, którzy to słyszą, zgodzą się, że
uznała właśnie pani Marda Zemaillego za rzecz.
- Nie musi pan zgłaszać sprzeciwu, panie Mervale -
stwierdził sędzia Wymer, a następnie zwrócił się do
Korrogly'ego. - Dałem panu bardzo wiele swobody. Tym razem
jednak przekroczył pan miarę. Czy to jasne?
- Tak, Wysoki Sądzie. - Korrogly podszedł do stołu
obrony, wziął notatki i kartkując je wrócił do miejsca dla
świadków. Stanął przed nim spoglądając na Miriellę. Jej
twarz była ściągnięta złością. - Czy wierzyła pani w Mardo
Zemaillego, panno Lemos?
- Nie wiem, o co panu chodzi.
- Pytam, czy wierzyła pani w to, co mówił w swoich
publicznych wystąpieniach, w jego doktryny teologiczne? W
jego dzieło?
- Tak.
- Co to było za dzieło? Jego wielkie dzieło?
- Nie wiem... Nikt tego nie wiedział poza Mardo.
- A mimo to pani mu wierzyła?
- Wierzyłam, że Mardo był natchniony.
- Natchniony... Rozumiem. I wtedy przyjęła pani jego
nauki jako nakazy, którymi kierowała się pani w swoim życiu.
- Tak.
- A więc byłoby niezwykle kształcące zapoznać się z
niektórymi jego naukami, nieprawdaż?
- Nie wiem.
- Och, sądzę, że na pewno tak. - Korrogly przewrócił
stronę. - Aha, znalazłem. - Odczytał z notatek. - Czyń, to
co chcesz, oto całe prawo. Czy pani w to wierzy?
- Ja... Tak, wierzę.
- Hmmm. A to? Czy w to również pani wierzy? Jeżeli do
wielkiego dzieła niezbędna jest krew, krew będzie
zapewniona.
- Ja nie... Nigdy nie wiedziałam, co miał na myśli.
- Doprawdy? Ale przyjęła to pani jako element
jego natchnionej doktryny, prawda?
- Tak sądzę.
- A to? Żadna zbrodnia, żaden grzech, żadne złamanie
zasad, którym podporządkowane jest zachowanie zwykłych
ludzi, nie będą uznane za takie, dopóki służyć będą
wielkiemu dziełu.
- Tak - skinęła głową.
- Przypuszczam, że w kategorii grzechów zawierać się
będzie również grzech kłamstwa?
Jej spojrzenie było ostre i palące.
- Czy rozumie pani pytanie?
- Rozumiem.
- A więc?
- Tak, sądzę, że tak. Ale...
- A w kategorii przestępstw zawarte będzie również
krzywoprzysięstwo?
- Tak, ale nie wyznaję już tych zasad wiary.
- Doprawdy? Słyszano niedawno, jak twierdziła pani, że
Mardo Zemaille jest człowiekiem nieskazitelnym.
Jej wargi zacisnęły się. - Wszystko się zmienia.
Korrogly zdawał sobie sprawę, że wkracza na niebezpieczny
teren, że Miriella może zacząć mówić o zmianach, jakie on
sam poczynił w jej życiu, ale uznał, że zdąży zrobić to, co
zamierza i wycofać się, zanim dojdzie do czegoś niedobrego.
- Uważam, panno Lemos, że nic się nie zmieniło. Uważam,
że wielkie dzieło, bez względu na jego naturę, będzie
kontynuowane pod pani egidą. Uważam, że wszelkie niegodziwe
zasady związane z owym dziełem wciąż są aktualne i że użyje
pani każdego kłamstwa, popełni...
- Ty draniu! - krzyknęła. - Ja...
Sala sądu napełniła się gwarem. Mervale zgłaszał
sprzeciw, sędzia Wymer łomotał młotkiem.
- Popełni każde przestępstwo - ciągnął Korrogly - aby
tylko zapewnić jego kontynuację. Uważam, że wielkie dzieło
jest pani jedyną troską i że prawda najmniej panią obchodzi.
- Nie możesz tego robić! - zawołała przenikliwym głosem.
- Nie możesz przychodzić do mojego...
Ryk sędziego Wymera zagłuszył ją całkowicie.
- Nie mam więcej pytań - oznajmił Korrogly obserwując z
mieszanymi uczuciami, jak woźni sądowi wyprowadzają wciąż
krzyczącą Miriellę z sali.
cdn.
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
ojciecOjciec400000203 Słowacki Ojciec zadżumionych w El ArishOjciec Pio i kapłanka wuduOjciec Goriot jako powieść realistycznabogaty ojciec biedny ojciec dla mlodziezyOjciec CharbelOjciec5Ojciec6Balzac Ojciec GoriotOjciec PIO 1Paryż tło zdarzeń w powieści H Balzaka Ojciec GoriotOjciec [ Pedar] (Iran 1996)więcej podobnych podstron