dziennik1





DZIENNIK

z czasów panowania

króla Jerzego IV
króla Wilhelma IV
i królowej Wiktorii

spisany przez

CHAKLESA
C.F. GREVILLE'A

urzędnika
Rady Przybocznej
tych monarchów

wybrał, przełożył i opracował
MICHAŁ RONIKIER

Czytelnik
Warszawa 1974

Oklejkę, wyklejkę, kartę tytułową
projektował
WŁADYSŁAW BRYKCZYŃSKI


Uniwersytetu Warszawskiego






Wśród znacznej jlośd ^pamiętników, jakie opublikowano
w Polsce w ostatnich latach, nie ma ani jednej bodaj pozy-
cji, która dotyczyłaby dziewiętnastowiecznej Anglii. O ile
przeciętny Polak orientuje się nieźle, co działo się w tym
okresie we Francji, Rosji czy Austrii Anglia, zwłaszcza
w okresie od zakończenia wojen napoleońskich do wojny
krymskiej, jest krajem u nas zupełnie niemal nie znanym.

Tym bardziej interesujący powinien być dla czytelnika
polskiego Dziennik Chariesa Greville'a, obejmujący okres
od 1814 do 1860 roku.

Charles Cavendish Fulke Greville, którego George Samp-
son w swej wydanej u nas niedawno Historii literatury an-
gielskiej nazywa "zdecydowanie najwybitniejszym pamięt-
nikarzem stulecia", urodził się w roku 1794. Pochodził z jed-
nej z najstarszych rodzin w Anglii: jego matka była córką
księcia Portland, wybitnego polityka, dwukrotnie sprawu-
jącego funkcje premiera. Jak przystało na młodzieńca z tak
zamożnej rodziny, Greville ukończył szkołę w Eton, następ-
nie studiował w Oksfordzie, skąd jednak odszedł, nie ukoń-
czywszy studiów, by zostać osobistym sekretarzem lorda
Bathurst, ówczesnego ministra. Dzięki wpływom swej ro-
dziny uzyskał w roku 1821 stanowisko urzędnika królew-
skiej Rady Przybocznej, którą to funkcję sprawował nie-
przerwanie przez blisko czterdzieści lat. Prócz tego otrzy-
mał nieźle płatną synekurę Sekretarza do spraw Jamajki;

jego obowiązki sprawował jednak zastępca, on zaś sam nie
był nigdy na wyspie. Od tego momentu życie jego płynęło
dość beztrosko; obowiązki urzędnika Rady dostarczały mu
zajęcia, wolny zaś czas spędzał wśród najlepszego londyń-
skiego towarzystwa, bywał w najwytworniejszych klubach
i zajmował się grą na wyścigach konnych, które obok
polityki były największą chyba pasją w jego życiu. Trzy-
mał liczną stajnię, był jednym z najstarszych członków
Jockey-Clubu i wygrał kiedyś podczas biegu Derby 14 000
funtów. Choć w Dzienniku swym często żałuje czasu spę-
dzonego bezproduktywnie na torach wyścigowych pozo-
stał wierny -temu hobby przez wiele lat.

Niewiele wiemy o osobistym życiu Greville'a, ponieważ
on sam unikał zamieszczania w swym dzienniku jakichkol-
wiek na ten temat informacji. Do końca życia pozostał ka-
walerem. Pisywał od czasu do czasu artykuły do "Timesa"
i pamfiety polityczne, wyjeżdżał często za granicę. Był czło-
wiekiem ogromnie popularnym, cenionym i lubianym przez
wiele najwybitniejszych postaci epoki; cieszył się zaufaniem
Wellingtona, Peela, Melbourne'a, Ciarendona. Znał monar-
chów, artystów i uczonych. Pod koniec życia zrezygnował
ze swych funkcji, wycofał się z życia towarzyskiego, a w ro-
ku 1860 zaprzestał spisywania swojego Dziennika, stwier-
dzając, że nie ma już "zupełnie dostępu do żadnych, nawet
najmniej interesujących informacji, prócz tych, które są
powszechnie znane". Zmarł w pięć lat później, w swym
apartamencie mieszczącym się w domu lorda Granville'a
w Londynie.

Autor życiorysu Greville'a zawartego w wielkim słowniku
biograficznym (Dictionary of Nationdl Biography) wyraża
ubolewanie, że człowiek tak zdolny i wykształcony nie po-
święcił się karierze politycznej. Dobrze się jednak chyba
stało, że jego zainteresowania w tej dziedzinie znalazły uj-
ście w Dzienniku. Zawarty w ośmiu obszernych tomach,*
liczących w sumie około czterech tysięcy stron druku, Dzien-
nik Greville'a stanowi niezwykle cenny materiał źródłowy
dla każdego, kto interesuje się Anglią tego okresu. Na za-
piskach Greville'a Lytton Strachey oparł w dużym stopniu
Wszystkie swe prace o wiktoriańskiej Anglii, łącznie ze słyn-


ną biografią królowej Wiktorii. Nie ma chyba żadnej książki
na temat Wielkiej Brytanii w tym okresie, której autor nie
powoływałby się wielokrotnie na Dziennik.

Kilkakrotnie w tekście Dziennika Greyille skarży się na
swą ignorancję i brak wykształcenia. "Ci pisze co
trwonią swe młode lata na wyścigach konnych i innych
próżniactwach, przewodząc rozpustnikom i głupcom, muszą
pogodzić się ze swą niższością wobec wykształconych i mą-
drych." Lektura Dziennika wywołuje jednak wrażenie, że
jego autor był człowiekiem bardzo bystrym, wrażliwym, nie-
zwykle oczytanym, posiadającym przy tym rozległe zainte-
resowania i sprecyzowane poglądy na otaczającą go rze-
czywistość. Zakres spraw omawianych przez Greville'a jest
niezwykle szeroki. Pisze o problemach politycznych, o wy-
bitnych ludziach swej epoki, o dworskich intrygach i skan-
dalach, o wyścigach konnych. Opisuje pierwsze podróże ko-
leją, epidemie cholery w Anglii, przyjęcia, na których by-
wał, i niezwykłe wydarzenia, których był świadkiem. Za-
mieszcza też relacje z odbywanych przez siebie podróży, tak
w Anglii, jak i w całej Europie, oraz kilkakrotnie swe
uwagi na temat przeczytanych książek.

Niezwykle interesującą częścią Dziennika są zawarte
w nim charakterystyki wybitnych osobistości, które Gre-
ville miał okazję poznać bliżej. Spisywane zwykle z okazji
śmierci danej osoby, te obszerne portrety stanowią cenne
źródło informacji o wielu postaciach historycznych, pozwa-
lają poznać opinię współczesnych na ich temat, a także do-
wodzą, że autor Dziennika odznaczał się głęboką znajomoś-
cią natury ludzkiej, trzeźwym, niezależnym sądem, oraz ży-
czliwym, choć nie bezkrytycznym, stosunkiem do swych bli-
źnich. Choć istnieje wiele biografii Peela, Wellingtona, Tal-
leyranda czy Canninga lektura Greville'a pozwala do-
wiedzieć się o każdym z nich czegoś, oo biografowie pomi-
nęli. Wspaniała jest charakterystyka księżnej Lieven, damy,
z którą Greville'a łączyła długoletnia, zażyła przyjaźń. Zdu-
mieć nas mogą pełne entuzjazmu słowa Greville'a pod adre-
sem Talleyranda, pamiętać jednak należy, że autor Dzien-
nika poznał słynnego dyplomatę już pod koniec jego żyda,

gdy był on ambasadorem francuskim w Londynie i ozdobą
londyńskiego towarzystwa.

Pisze też Greville sporo o monarchach, którzy panowali
w okresie powstawania Dziennika. Jego zapiski pozwalają
wyraźnie przyjrzeć się kolejnym królom angielskim i zro-
zumieć sens powiedzenia, że instytucję monarchii w Anglii
ocaliła królowa Wiktoria. Po Jerzym III, który w ostatnich
latach swego panowania był całkowicie obłąkany, na tron
wstąpił Jerzy IV. Otoczony nieustannie gromadą kobiet,
zakochany w przepychu, wiecznie zadłużony, spędzał więk-
szość czasu na projektowaniu nowych wspaniałych wnętrz
w swych licznych pałacach. Jak pisze profesor Arthur Bryant
w książce The Agę of Elegance, na same meble przeznaczone
do słynnego Pawilonu w Brighton wydał on w ciągu trzech
lat zawrotną zwłaszcza jak na owe czasy sumę 160 000
funtów. Był ten monarcha tak niepopularny, że przez szereg
lat bał się występować publicznie, a gdy przejeżdżał przez
Londyn, karecie jego towarzyszył zawsze spory oddział woj-
ska; i tak zresztą powóz jego został kilkakrotnie obrzucony
kamieniami przez tłum. Gdy Jerzy IV po raz pierwszy
ośmielił się pokazać w teatrze, Greville uznał to za ewene-
ment godny odnotowania w swych zapiskach; stwierdza tam,
że przyjęcie zgotowane monarsze było bardzo dobre, gdyż
tylko kilka osób wznosiło wrogie wobec niego okrzyki. Pisze
też gdzie indziej: "Jego przeciętność sprawia, że nie objawia
on tych niebezpiecznych ujemnych cech, które są udziałem
ludzi o umysłach wybitnych, jeśli jednak idzie o wady i sła-
bości najniższego i najbardziej godnego pogardy rodzaju,
to trudno byłoby znaleźć osobę obficiej nimi obdarzo-
ną".

Taka była opinia współczesnych o Jerzym IV. Wilhelm IV,
który panował po nim, też nie cieszył się zbytnią popular-
nością. Nawet życzliwy zwykle Greville pisze wkrótce po
jego wstąpieniu na tron: "Obawiam się o niego; jak dotąd
jest tylko kabotynem, zanosi się jednak na to, że może stać
się maniakiem". Nieco dalej ubolewa nad smutnym losem
rządu, zmuszonego do "szczegółowego omawiania różnych
posunięć ze starym wścibskim głupcem, który w żaden spo-


sób me potrafi pojąć wagi i znaczenia czegokolwiek". "Cze-
góż można się spodziewać mówiono o Wilhelmie IV
w londyńskim towarzystwie po człowieku z głową jak
ananas." Greville przytacza kilkakrotnie obszerną charakte-
rystykę króla: pisze o jego zwyczaju nieustannego wygłasza-
nia bezsensownych przemówień, o ciągłych sporach z własną
rodziną, żenujących zatargach z ministrami i kłótniach
z księżną Kentu, matką księżniczki Wiktorii. Czytając notat-
ki Greville'a można łatwiej zrozumieć przyczyny, dla któ-
rych i ten monarcha nie posiadał żadnego autorytetu i był
nieustannie wyśmiewany przez całe swe otoczenie.

Po śmierci Wilhelma IV na tron wstępuje w roku 1837
osiemnastoletnia Wiktoria. I tu w zapiskach Greville'a znaj-
dziemy odbicie zmian, jakie zaszły na dworze i w otoczeniu
królowej. Sam fakt, że młoda królowa postanowiła zapłacić
wszystkie długi poprzedniego władcy, stał się sporą sensacją.
Greville opisuje, jak w miejsce przepychu i ekstrawagancji
życie na dworze angielskim charakteryzować zaczynają
umiar i skromność i choć jak skarży się autor Dzien-
nika towarzyszy im niekiedy nuda, zwiększa to znacznie
autorytet i popularność monarchy.

O ewolucji monarchii angielskiej w pierwszej połowie
XIX wieku wiele już napisano. Zapiski Greville'a są tych
zmian niezwykle interesującą ilustracją. Nie szczędząc słów
ostrej krytyki poszczególnym monarchom, opisując ich
śmieszności i wady, ukazując żyde dworskie i zmiany, jakie
w nim zachodziły a także relacjonując udział panujących
w życiu politycznym mówi nam Dziennik Greville'a wię-
cej na ten temat niż niejedna praca historyczna.

Ujmującą cechą Greville'a jest przy tym jego obiektywizm
i umiejętność przyznania się do błędu w ocenie danej po-
staci. Kilkakrotnie nawiązuje do swych poprzednich zapis-
ków i przyznaje, że relacjonując inny epizod oparł się na
niepełnych czy nawet błędnych informacjach widać też,
że nie szczędził wysiłków, by dowiedzieć się całej prawdy
o danej osobie czy konkretnym wydarzeniu i uczynić swe
dzieło na tyle wiarygodnym, na ile jest to możliwe.

Największą jednak niewątpliwie pasją Greville'a była po-

Utyka. Opisy bieżących wydarzeń, problemów i intryg, za-
równo z zakresu spraw międzynarodowych, jak i krajowych,
a także komentarze autora zajmują w Dzienniku zdecy-
dowanie czołowe miejsce.

Rada Przyboczna (Prwy Councii), która niegdyś miała
ogromne znaczenie, a w czasach Ryszarda II sprawowała
w praktyce pełnię władzy w kraju, nie posiadała już tak
szerokich prerogatyw w XIX wieku i pełniła funkcje raczej
doradcze, a jej rola sprowadzała się w gruncie rzeczy do
załatwiania spraw dworsko-protokolarnych. Niemniej stano-
wiła ona dość ważne ogniwo łączące każdorazowo rząd
z dworem królewskim i pośredniczyła w wielu sprawach
o wielkim znaczeniu dla kraju.

Miał więc Greville znakomitą sposobność obserwowania
najważniejszych spraw państwa. Jako urzędnik Rady miał
dostęp do wielu tajemnic państwowych i zakulisowych ma-
chinacji, które toczyły się między rządem a monarchą. Naj-
ważniejsze kwestie z dziedziny polityki rozstrzygane były
jeszcze wówczas w prywatnych rezydencjach czołowych mę-
żów stanu oraz ekskluzywnych klubach, w których Greville
z tytułu swego pochodzenia oraz zajmowanej pozycji był
mile widzianym gościem. W ten sposób mógł na bieżąco
śledzić najważniejsze wydarzenia polityczne, poznać wszyst-
kich najwybitniejszych .polityków angielskich od Wellingtona
do Disraeliego oraz pozyskać ich zaufanie. Bywał też często
prywatnym gościem na dworze i cieszył się jak się wy-
daje sympatią kolejnych monarchów.

Zapiski Greville'a obejmują okres, w którym stara Anglia
ustępowała miejsca nowej: od czasów Regencji, poprzez
burzliwe dla kraju lata walki o reformę parlamentarną, aż
do spokojnych dni epoki wiktoriańskiej. Znajdują w dzien-
niku odbicie wszystkie procesy towarzyszące zmianom
w strukturze społeczeństwa, w jego świadomości i obycza-
jach. Posiada przy tym Greville, jako autor, wszystkie za-
lety światowca i gentlemana: jasny, przejrzysty styl, poczu-
cie formy i umiejętność przedstawiania opisywanych wy-
darzeń w sposób obiektywny. Umie on przyznać słuszność
osobom czy posunięciom politycznym, którym osobiście był

10

przeciwny. Jako arystokrata pogardza tłumem i lekceważy
opinię społeczeństwa, ale jako bystry obserwator potrafi
opisywać przemijanie anden regime'u w sposób zadziwia-
jąco bezstronny.

i Widać to może najwyraźniej w tych fragmentach Dzien-
nika, w których mowa o współczesnych Greville'owi ruchach
społecznych w Anglii. Trudno oczekiwać, aby Greville z jego
pochodzeniem i pozycją wyrażał się z sympatią np. o czarty-
stach. Nie zajmuje on jednak stanowiska człowieka zaśle-
pionego nienawiścią: choć me tai swych obaw przed skut-
kami działalności czartystów, która może, jego zdaniem, do-
prowadzić do rewolucji, przyznaje w zasadzie rację klasie
robotniczej domagającej się poprawy swego losu i nie szczę-
dzi słów krytyki pod adresem tych, którzy odpowiedzialni

, są za jej nędzę.

Pisząc o polityce nie pomija Greville żadnego z ważnych
procesów i wydarzeń, których był świadkiem. Zdaje więc
sprawę z przebiegu rozprawy przeciw królowej Karolinie,
którą Jerzy IV oskarżył o niewierność małżeńską, opisuje

'y burzliwe debaty w Izbie Gmin, w okresie gdy ważyły się
losy reformy parlamentarnej czy protekcjonistycznych Ustaw
Zbożowych, przedstawia poszczególne kryzysy rządowe. Roz-
wodzi się szczegółowo nad rolą, jaką odegrała w dziedzinie
polityki królowa Wiktoria, upierająca się przy korzystaniu
ze swych formalnych prerogatyw i wtrącająca się stale do
spraw państwa. Z niesmakiem opisuje tak zwany "spór

' o damy dworu", w wyniku którego Wiktoria, wykorzystując
chytrze kruczki prawne po porażce, jaką poniósł w Izbie
Gmin drogi jej premier Melbourne, nie dopuściła do przeję-
cia władzy przez rząd torysów. Relacjonuje też zakulisowe

^ machinacje królowej, pragnącej wywierać wpływ na dzia-
łalność poszczególnych ministrów.

Greville z uwagą śledzi politykę zagraniczną i wydarzenia
międzynarodowe. Jego relacje o kolejnych rewolucjach we

* Francji (w roku 1830 i 1848), o wiośnie ludów, wojnie krym-
skiej czy zamachu stanu Napoleona III są nie tylko bardzo
interesujące, ale co cenniejsze pozwalają czytelni-
kowi polskiemu zapoznać się z reakcją angielskich kół ofi-

11

cjalnych na najważniejsze wydarzenia zachodzące na konty-
nencie.

W okresie, gdy Greville spisywał swój Dziennik, czołową
postacią w polityce zagranicznej Anglii był wicehrabia Pal-
merston. Jak wiadomo, podkreślał on stale mocarstwową po-
zycję, jaką zajmowała Wielka Brytania w stosunkach z inny-
mi państwami europejskimi: popierał wszelkie ruchy libe-
ralne i udzielał w Anglii schronienia wielu ich przedstawi-
cielom (jak Kossuth czy Mazzini), lekceważąc protesty ze
strony rządów, przeciw którym ruchy te były skierowane.
Dbał też nieustannie o prestiż Anglii, której flota jak
o tym zresztą pisze Greville gotowa była w każdej chwili
bronić nie tylko interesów państwa, ale wystąpić w obronie
najmniej nawet ważnego z obywateli pod warunkiem
oczywiście, że odpowiadało to potrzebom polityki Palmers-
tona w danej chwili. Notatki Greville'a, który zresztą oso-
biście nie cierpiał Palmerstona, choć potrafił uznać jego
zdolności, pozwalają czytelnikowi zajrzeć za kulisy poczy-
nań ministra spraw zagranicznych; przedstawiają jego spory
z królową, jego nonszalancję wobec krytyki w Izbie Gmin "{k
i niewzruszoną pewność siebie. Pozwalają nam zrozumieć,
dlaczego Palmerston był nie tylko jedną z najbarwniejszych
postaci angielskiego życia politycznego w XIX wieku, ale
też potrafił wszechwładnie kierować dyplomacją swego kra-
ju przez lat przeszło trzydzieści.

Sporo też znajdujemy u Greville'a wzmianek na tematy
polskie. Pisze on o swym spotkaniu z podróżującym po
Anglii Stanisławem Potockim, o swej korespondencji z Al-
fredem Potockim, 'ordynatem łańcuckim, premierem Austrii,
późniejszym Namiestnikiem Galicji, który przez krótki czas
był attache ambasady austriackiej w Londynie, opisuje też
dokładnie swą wizytę w Hotel Lambert i z użalaniem wyraża
się tak o Adamie Czartoryskim, jak i jego żonie, która pro-
wadziła w Hotel Lambert Instytut Panien Polskich.

Wspominając o Powstaniu Listopadowym oraz o repre-
sjach rosyjskich wobec mieszkańców Królestwa Polskiego,
wyraża się z sympatią o Polakach i ostro krytykuje samo-
wolę cara choć oczywiście, podobnie jak inni Anglicy,

12

ani przez chwilę nie widzi możliwości interwencji państw
zachodnich w obronie Polski. W roku 1846, gdy Austriacy
wcielą do Cesarstwa Wolne Miasto Kraków, gwałcąc wyraź-
nie postanowienia Kongresu Wiedeńskiego, Greville wspomi-
nając o odpowiedzi Palmerstona na list Mettemicha w tej
sprawie, napisze: "Odpowiedź ta była na tyle stanowcza, na
ile jest to wskazane w wypadku noty, której nie zamierza
się poprzeć żadną akcją". Kto wie, czy zdanie to 'nie ilu-
struje najtrafniej całokształtu polityki Anglii wobec tak
zwanej 'kwestii polsikiej ?

Dosyć trudno jest jak zaznaczyłem na wstępie do-
wiedzieć się czegokolwiek z lektury Dziennika na temat oso-
bistych losów, trosk czy problemów jego autora. Można jed-
nak spróbować odpowiedzieć na pytanie: jakim był on czło-
wiekiem? Ten zamożny arystokrata, przyjmowany w naj-
wytworniejszych salonach Londynu, zapraszany na obiad
przez cesarza Napoleona III był jak się wydaje czło-
wiekiem ujmująco skromnym, pozbawionym wielkich ambi-
cji, wolnym od zawiści i wrogości wobec tych, którzy zajmo-
wali najwyższe stanowiska. Umiał zachować dystans wobec
opisywanych przez siebie wydarzeń, a jego typowo angielski
sceptycyzm i poczucie humoru pozwalały mu spojrzeć na
każde zjawisko także od innej strony i zobaczyć jego śmiesz-
ne aspekty. Był niewątpliwie patriotą, stawiającym na
pierwszym miejscu interes swego kraju; jego sądy wolne są
jednak od szowinizmu, a w tekście Dziennika znajdujemy
nawet kilkakrotnie fragmenty świadczące o tym, że potrafił
dostrzec wady, błędy i perfidię polityki angielskiej. Wszyst-
kie te cechy Greville'a sprawiają, że każdemu chyba czy-
telnikowi Dziennika autor jego wydać się musi postacią nie-
zwykle sympatyczną.

Wyboru tekstu, który zawarty został w niniejszej książce,
dokonano opierając się na wydaniu Dziennika Greville'a,

13

pod redakcją H. Reeve'a, z roku 1888, oraz książce The Gre-
ville Memoirs (wyd. Roger Ingram, London 1948), zawiera-
jącej kilka fragmentów nie znajdujących się w wyżej wy-
mienionym wydaniu. Ze względu na wielką objętość Dzien-
nika, którego autor często pisze o sprawach nie interesują-
cych już dziś czytelnika polskiego, niezbędna była pewna do-
wolność przy dokonywaniu wyboru: w związku z tym wy-
pada zaznaczyć, że teksty notatek autora, opatrzone datą
w wydaniu polskim, nie zawsze stanowią całość zapisków
Greville'a w konkretnym dniu pominięto bowiem frag-
menty, które dotyczyły spraw mniej ważnych i interesują-
cych.

Pełne wydanie Dziennika (z roku 1888) znajduje się w Bi-
bliotece Uniwersytetu Warszawskiego, nr sygnatury 6-15-
~8-19.

Michał Ronikier

Londyn, 27 października 1814

Gdy członkowie komisji powołanej dla badania stanu
zdrowia królał odwiedzają go w jego apartamentach,
zazwyczaj lekarze, chcąc poznać prawdziwe rozmiary
jego choroby, nawiązują z nim rozmowę. Król zawsze
unikał mówienia o sprawach państwowych, oni zaś nie
informowali go nigdy o bieżących wydarzeniach. Jednak-
że sir Henry Halford2, przy okazji niedawnej wizyty
komisji, zdecydował się powiadomić go o ważnych wy-
''y padkach rozgrywających się w Europie.

Gdy weszli do komnaty, na zwykłe pytanie króla:

I cóż nowego, sir Henry? odparł: Ważne wiadomości,
sir.

Doprawdy? spytał król. Zanim jednak do-
niesie mi pan o nich, proszę mi powiedzieć, jak się mie-
wa lord Westmorlands.

Miewa się bardzo dobrze i często z wielkim przy-
wiązaniem pyta o Waszą Królewską Mość.

' Król Jerzy III (17381820) był od r. 1810 obłąkany. Funkcję
regenta pełnił jego najstarszy syn, późniejszy król Jerzy IV.

1 Sir Henry Halford (17661844), lekarz nadworny Jerze-
go III, a następnie Jerzego IV i Wilhelma IV.

' John Fane, dziesiąty (szesnasty) hrabia Westmorland (1759
1841). mianowany został w r. 1795 Lordem Tajnej Pieczęci
i sprawował te funkcję przez 44 lata.

15

A więc wciąż jeszcze pyta o mnie? rzekł król.
I opadając na posłanie zapłakał jak dziecko.

To twardy człowiek odezwał się w końcu lecz
w gruncie rzeczy ma bardzo dobre serce. Ale niech mi
pan powie, proszę jakież wiadomości?

Sir przemówił sir Henry cesarze Austrii
i Rosji, a także król pruski, znajdują się na czele swych
armii w głębi Francji.

Doprawdy? spytał król z żywym zainteresowa-
niem.

Tak, sir ciągnął sir Henry. Również armia

Waszej Królewskiej Mości przebywa we Francji.
Król wydawał się bardzo poruszony tą wiadomością.

Któż nią dowodzi? spytał niecierpliwie.

Lord Wellingtonł, sir odparł sir Henry.

To diabelne kłamstwo zawołał król przecież
został on zastrzelony dwa lata temu.
I zaczął coś mówić bez związku.

Londyn, 15 sierpnia 1818'

Przyjęcia w Oatlands 2 odbywają się w każdą sobotę,
a goście rozjeżdżają się w poniedziałek rano. Zaczynają
się one skoro tylko księżna3 opuści Londyn i trwają aż
do zebrań październikowych. W czasie wyścigów
w Egham urządzane jest wielkie przyjęcie, które trwa

1 Artur Wellesley, pierwszy książę Wellington (17691852),
był w tym okresie głównodowodzącym wojsk koalicji przeciw
Napoleonowi po jego powrocie z Elby. Niesłychanie popularny,
w latach 18281830 był premierem Anglii. Greville'a łączyła
z "Żelaznym Księciem" dość bliska przyjaźń, zaś brat jego,
Algernon Greyille, był przez wiele lat osobistym sekretarzem
Wellingtona.

* Wiejska rezydencja księcia Yorku.

8 Fryderyka, księżniczka pruska, żona księcia Yorku.

16

przez cały tydzień, od soboty poprzedzającej wyścigi aż
do następnego poniedziałku; jest to przyjęcie księżnej
i ona zaprasza gości. Sam książęl jest obecny tylko od
soboty do poniedziałku. Spotykają się tam prawie zawsze
te same osoby, czasem w większej, czasem w mniejszej
liczbie. Do obiadu siadamy o ósmej i pozostajemy przy
stole do jedenastej. Mniej więcej w kwadrans po opusz-
czeniu sali jadalnej książę zasiada do wista i nie rusza
się od stołu, jak długo znajduje partnerów do gry. Kiedy
ktokolwiek napomknie o zmęczeniu, książę kończy grę,
ale jeżeli nie widzi oznak znużenia u innych, sam nigdy
grać nie przestaje. Książę bawi się równie dobrze przy
grze niskiej jak wysokiej, jego ulubionymi stawkami są
jednak piątki (L 5) i kuce (L 25). Księżna również gra
w wista, po pół korony. Książę wstaje zwykle bardzo
wcześnie, bez względu na porę, o której się położy.
W niedzielę rano idzie do kościoła, wraca na śniadanie,
składające się z herbaty i zimnego mięsa, a następnie,
aż do wieczora, spędza czas na przejażdżce lub spacerze.
W poniedziałek o dziewiątej rano wyjeżdża zawsze do
Londynu. Śpi równie dobrze w łóżku, jak i w powozie.
Księżna rzadko kładzie się do łóżka, a jeżeli już to robi,
to tylko na godzinę lub dwie; zazwyczaj śpi ubrana na
kanapie, czasem w tym, czasem w innym pokoju. Często
wychodzi na spacer bardzo późno w nocy, czy raczej
wcześnie rano; śpi zaś zawsze przy otwartych oknach.
Księżna ubiera się i je śniadanie o trzeciej, następnie
przechadza się ze wszystkimi swymi psami i rzadko po-
jawia się przed obiadem. Kiedy nie może spać w nocy,
ma kobietę, która jej głośno czyta. Księżna Yorku jest

' Fryderyk książę Yorku (17631827), drugi z kolei syn króla
Jerzego III. Sprawował szereg funkcji oficjalnych, między in.
od r. 1798 był głównodowodzącym armii angielskiej i przepro-
wadził jej gruntowną reformę, która przyczyniła się do później-
szych zwycięstw Wellingtona.

2Dziennik z czasów...

17

inteligentna i wykształcona; lubi towarzystwo, nie znosi
zaś wszelkich form i ceremoniału; w najbardziej nawet
poufałym współżyciu zachowuje jednak pewną dostoj-
ność manier. Ci,* którzy bywają zazwyczaj w Oatlands,
nie czują się w jej towarzystwie skrępowani i rozma-
wiają z nią z tą samą swobodą co z każdą inną kobietą,
zawsze jednak z wielkim szacunkiem. Jej umysł nie jest
może zbyt finezyjny; księżna nie okazuje niechęci do
rubasznego języka i żartów. Widziałem, jak się świetnie
bawiła dowcipami, anegdotami i aluzjami, które zawsty-
dziłyby osobę bardziej skrupulatną. Jej własne wypo-
wiedzi nie są jednak nigdy skażone czymkolwiek nie-
delikatnym lub nieodpowiednim. Jest bardzo czuła na
drobne objawy uprzejmości i bardzo się trapi, jeżeli ktoś
zdaje się trzymać z dala od niej lub unika rozmowy
z nią. Psy, których ma przynajmniej czterdzieści, róż-
nych ras, są głównym przedmiotem jej zainteresowania
i źródłem radości. Jest zachwycona, gdy ktoś da jej psa,
małpkę lub papugę, których ma bardzo wiele; nie można
obrazić jej bardziej, niż obchodząc się źle z którymś z jej
psów, a gdyby zobaczyła, że ktoś bije lub kopie jednego
z nich, nigdy by tego nie przebaczyła. Pozostawała zaw-
sze w dobrych stosunkach z rodziną królewską, nie jest
jednak blisko z żadnym z jej członków i jak najrzadziej
bywa na Dworze. Regent jej nie lubi ani ona jego. Była
ostatnio w wielkiej zażyłości z księżniczką Charlottą,
spędzała wiele czasu w Ciaremont i ciężko odczuła jej
śmierć1. Księżna nie lubi splendoru ani okazałości; woli
żyć, ile tylko może, życiem osoby prywatnej.
Książę Yorku nie jest inteligentny, posiada jednak

1 Księżniczka Charlottą (17981817), córka Jerzego IV i Ka-
roliny Brunszwickiej, poślubiła w r. 1815 Leopolda księcia
Sachsen-Coburg-SaatfeId i w rok później zmarła podczas po-
rodu. Była niezwykle popularna w Anglii i śmierć jej stała się
przyczyną żałoby narodowej, i;'^,'-

18

jasność sądu, która pozwala mu na unikanie błędów,
jakie popełniła większość jego braci, co uczyniło ich tak
lekceważonymi i niepopularnymi. Pomimo że nie ucho-
dzi za zbyt zdolnego i nigdy nie odznaczył się w życiu
publicznym, książę Yorku jest lubiany i poważany. Jest
on jedynym członkiem rodziny królewskiej, który ma
opinię angielskiego gentlemana; jego miłe i pogodne
usposobienie zjednało mu szacunek i uznanie wszystkich
środowisk; przyjaciele lubią go za życzliwość i stałość
przywiązania oraz mają absolutne zaufanie do jego rze-
telności, prostolinijności i szczerości. Książę lubuje się
w towarzystwie ludzi światowych oraz w życiu wesołym
i pełnym przyjemności. Łatwo go rozbawić, szczególnie
rubasznymi i niedelikatnymi żartami; ludzie, z którymi
spędza większość czasu, są tres polissons, a la polisson-
nerieł stanowi ton. jego towarzystwa. Jego adiutanci
i przyjaciele, pomimo że nie mają żadnych skrupułów
rozmawiając przy nim lub z nim, odnoszą się do niego
z grzecznością i szacunkiem. Książę i księżna żyją w naj-
lepszych stosunkach, pełnych wzajemnej serdeczności
i uprzejmości, i pomimo że darzą się wszystkimi należ-
nymi względami, każde z nich osobno oddaje się swym
zajęciom i rozrywkom, bez wtrącania się w sprawy dru-
giego. Mają wspólnych przyjaciół, a ci, którzy są naj-
bliżej związani z księciem, pozostają w równie dobrych
stosunkach z księżną.

Londyn, 12 czerwca 1819

Byłem na przyjęciu w Oatlands i przegrałem w wista
około 300 gwinei; innego wieczoru przegrałem 420. Na
wyścigach nie wiodło mi się zupełnie. Od czasu Derby
stale mam pecha i nigdzie nie mogę wygrać. Wczoraj
i przedwczoraj grałem w klubie Brooka: jednego wieczo-

1 Fr.: "grubiańska wesołość".

19

ra wygrałem już 300, a drugiego prawie 600, ostatecznie
jednak te dwa wieczory dały mi zaledwie 200. Jest to
mój własny błąd, gdyż grając z bardzo małym kapitałem,
powinienem się zadowalać równie małymi wygranymi.
Na przyszłość, jeżeli będę miał ku temu okazję, posta-
nowiłem przerywać grę w momencie wygrania pewnej
sumy, wątpię jednak, by nadarzyła mi się jeszcze spo-
sobność zastosowania tej zasady v/ praktyce. To okropne,
by być całkowicie niemal zależnym od szczęścia w grze.
Moje życie staje się przez to nadmiernie denerwujące,
gdyż idzie o zbyt wielką stawkę, a przyjemność jest dla
mnie najmniej ważna.

Gra w karty jest wstrętnym zajęciem: absorbuje
wszystkie nasze myśli i czyni nas niezdatnymi do czego-
kolwiek innego w życiu. Osłabia umysł i niszczy wyższe
uczucia; uniemożliwia nam naukę i inne poważne zaję-
cia; powoduje ciągłe zamyślenie i nerwowość, a nasz
nastrój zależy od niepewnych wyników nocnych zajęć.
Nie mogę pojąć, jak można grać nie potrzebując pienię-
dzy; ktoś, komu dla osiągnięcia zadowolenia konieczne
są podniety hazardu, musi mieć umysł dziwacznie
ukształtowany. Niektórzy rzeczywiście mogli stać się za-
pamiętałymi graczami z przyzwyczajenia i nie chcą po-
rzucić tego nawyku, wobec trudności w znalezieniu in-
nej rozrywki dla umysłu, gdy osiągną już dojrzały wiek.
Dla innych, którzy z natury lub upodobań nie nadają się
do życia w społeczeństwie, gra może mieć potężną siłę
przyciągania. Człowiek staje się podniecony, przy stoliku
karcianym wszyscy są równi, wyższość urodzenia, za-
sług czy zdolności nic tu nie znaczy; mieszają się i stają
się równi arystokraci i kupcy, mówcy i oszuści, mężowie
stanu i próżniacy; przewagę daje wyłącznie powodzenie,
a wyższość opanowanie. Dlaczego grają jednak ludzie
szczęśliwi, inteligentni i pełni zalet, które mogłyby za-
pewnić im sukcesy w każdej dziedzinie, jaką wskazałaby

20

im fantazja? Jest to sprzeczne z rozsądkiem, codziennie
widzimy jednak takie wypadki. Pasja gracza nie jest
czymś sztucznym: u pewnych ludzi musi istnieć od po-
czątku; przynajmniej niektórzy są tak stworzeni, że na-
tychmiast poddają się pokusie, skwapliwie wchodząc na
drogę, która w innych nie budzi żadnego zainteresowa-
nia.

Londyn, 24 grudnia 1819

Książę Kentuł nadał swej córce imię Aleksandryna 2
przez kurtuazję wobec cesarza Rosji. Miała ona się na-
zywać Georgiana, książę jednak uparł się, by jej pierw-
sze imię brzmiało właśnie Aleksandryna. Regent wezwał
Lievena 3 i prawiąc mu liczne uprzejmości (en le persi-
flant) * z powodu faktu, że cesarz ma być ojcem chrzest-
nym, poinformował go, że imię Georgiana nie może
w tym kraju ustąpić pierwszeństwa żadnemu innemu,
dlatego też księżniczka w ogóle nie będzie go nosić.

Londyn, 24 lutego 1820

Wykryto ostatnio spisek, który miał na celu wymordo-
wanie członków rządu, a główną rolę w sprzysiężeniu
grał Arthur Thistlewood5. Byłem wczoraj wieczorem

* Książę Kentu (17671820), czwarty z kolei syn Jerzego III.
Żonaty z Wiktorią Marią Luizą, księżniczką Sachsen-Coburg-
-Saalfeld.

2 Córka księcia Kentu, Aleksandryna Wiktoria, na skutek
bezpotomnej śmierci jego wszystkich starszych braci (tj. Jerze-
go IV, księcia Yorku i Wilhelma IV) została w r. 1837 królo-
wą Anglii.

3 Książę Krzysztof Andrejewicz Lieven, dyplomata rosyjski,
był w tym okresie ambasadorem Rosji w Londynie.

4 Fr.: "szydząc z niego".

8 Artur Thistlewood (17701820), spiskowiec, organizator
spisku na Cato Street, został wraz z czterema innymi jego ucze-
stnikami skazany na karę śmierci i powieszony w r. 1820.

21

u lady Harrowby, kiedy około pół do drugiej przyszedł
lord Harrowbyl i podał nam następujące szczegóły: Spi-
sek został zawiązany jakiś czas temu, o czym rząd był
doskonale poinformowany, podobnie jak o nazwiskach
i liczbie zamieszanych osób oraz o szczegółach ich pla-
nów. Spiskowcy zamierzali zrealizować swój cel w okre-
sie Bożego Narodzenia, w czasie rządowego obiadu u lor-
da Westmorlanda, jednak z jakichś powodów nie zdołali
tego uczynić i odłożyli całą akcję. W końcu rząd otrzy-
mał wiadomość, że spiskowcy wyznaczyli na wykonanie
swych zamierzeń wczorajszy wieczór, kiedy ministrowie
mieli się spotkać na obiedzie u lorda Harrowby, i że mają
się zebrać w liczbie dwudziestu czy trzydziestu w pew-
nym domu przy Cato Street, Edgware Road. Obiad zo-
stał zarządzony jak zwykle. Zauważono jakichś męż-
czyzn, którzy przez całe popołudnie obserwowali dom,
tak od frontu, jak od tyłu. Wiedziano, że napad został
wyznaczony na godzinę 9. Spodziewani na obiedzie mi-
nistrowie pozostali w Fife House, a o ósmej pan Birnie 2
z dwunastoma policjantami został wysłany na Cato
Street celem aresztowania spiskowców. Trzydziestu pię-
ciu gwardzistów pieszych miało wzmocnić siły policji.
Policjanci dotarli na miejsce nieco wcześniej niż żołnie-
rze i podejrzewając, że zawiadomieni o odkryciu sprzy-
siężenia spiskowcy mogą przygotowywać się do ucieczki,
nie czekając na żołnierzy natychmiast weszli do domu.
Rozbroiwszy wartownika z muszkietem, wspięli się na

1 Dudley Ryder, pierwszy hrabia Harrowby (17621847), par-
lamentarzysta, polityk i dyplomata angielski. Odegrał wybitną
rolę przy montowaniu koalicji przeciw Francji. Przyczynił się
do wykrycia opisanego spisku.

* Sir Richard Birnie (1760?1832), niezwykle popularny fun-
kcjonariusz posterunku policji na Bow Street w Londynie. Fa-
woryt króla Wilhelma IV. Wsławił się swym udziałem w opi-
janym wyżej aresztowaniu.

22

wąską klatkę schodową prowadzącą do pokoju, gdzie ze-
brana była cała banda i wyważyli drzwi. Pierwszy
z wchodzących został postrzelony w głowę, lecz tylko
zraniony; następnego śmiertelnie ugodził Thistlewood.
Wtedy spiskowcy pogasili światła swymi szpadami i rzu-
cili się do ucieczki. W tym samym momencie pojawili
się żołnierze. Ujęto dziewięć osób, Thistlewood z resztą
zdołał zbiec.

Londyn, l marca 1820
Thistlewood został ujęty następnego dnia po wydarze-
niach na Cato Street. Spiskowcy zamierzali wystrzelić
rakietę z domu lorda Harrowby, gdy tylko dokonają
swego dzieła zniszczenia; miał to być sygnał do powsta-
nia ich sprzymierzeńców. Chcieli też podpalić sklep
z olejem, by zwiększyć chaos i przyciągnąć tłum, z kolei
zaś zaatakować bank i otworzyć bramy Newgateł. Za-
mierzano ściąć głowy ministrom i umieścić je w wor-
ku, który został specjalnie w tym celu przygotowany.
Były to wielkie projekty; nie wydaje się jednak, by siły
sprzysiężonych były kiedykolwiek wystarczające do
wcielenia ich w czyn, motłoch zaś (o ile motłoch poparł-
by ich czynnie, co jest wątpliwe), choć potrafi wywoły-
wać tak niebezpieczne zamieszanie i siać spustoszenie,
jest zupełnie niezdolny do regularnych operacji wojsko-
wych.

Londyn, 7 czerwca 1820

Wczoraj o godzinie siódmej przybyła do Londynu kró-
lowa 2. Wyjechałem na jej spotkanie aż do Greenwich.

* Słynne więzienie londyńskie, zlikwidowane pod koniec
XIX w.

2 Królowa Karolina Brunszwicka (17681821). W r. 1795 po-
ślubiła księcia Walii, późniejszego Jerzego IY,,Qd r, 1796 żyli

23

Wzdłuż'2 '^S1' ^ Mostu Westminsterskiego aż do samego
Q g "wich, zebrały się nieprzebrane tłumy. Powóz kró-
Iowei r otoczony był przez karety, wozy i jeźdźców, któ-
rzy Doc^42^1 P1"26^ nlm 1 za mm P1'2^ Gałą drogę. Wszę-
dzie wt71^0 3ą z ożror'anym entuzjazmem. Gdy przejeż-
dżała kobiety wymachiwały chusteczkami, mężczyźni
zaś wz2110^1 ^czyki. Jechała otwartym landem, obok
nici sit^21^ radny miejski Woodł, naprzeciw zaś lady

Ann H^"11^01'1 2 l JBkaś lnna dama. Wszystkich oburzyło
g ^. Aństwo Wooda, zajmującego honorowe miejsce,

^ as gdy siostra księcia Hamilton siedziała w powo-
zie tył^6111 ^0 kierunku jazdy.
TT -i iłowa wyglądała dokładnie tak samo jak przed wy-

,,, """^''a0!1- w tym okresie mieszkała w Blackheath, a od

w/ bc^Ju

1814 Pf^bywała za granicą. W roku 1820, po wstąpieniu Je-
rzeeo 1^ na ^on' zaproponowano jej 50 000 funtów rocznej pen-
., zrzeczenie się tytułu królowej i pozostanie we Włoszech.

Królów^ odmówiła jednak i powróciła do Londynu, gdzie po-
witana L ^s^ła z wielkim entuzjazmem przez jego mieszkańców.
Król b-s13^ "stomiast mniej zadowolony z jej powrotu i nie chcąc,
bv oełn1'11^ ona oficjalnie funkcje królowej, oskarżył ją o zdradę

ly -,iską. Powołany został specjalny komitet, który miał zba-
dać nrf8^2^0^ ^"utów o złym prowadzeniu się Karoliny
Dodcza^ Pobytu we "Włoszech. Postępowanie przeciw niej odbyło
<-;n w i Izbie Gmin, lecz dzięki znakomitej obronie Broughama,

bit^ W l

Izba ni16 '^8\v{leT^'z'^si proponowanej przez rząd ustawy o rozwo-
dzie lJDWm'ce Bi11)- Królowa przyjęła wtedy pensję od rządu
i od tef3 pory Popularność jej zaczęła się zmniejszać. 19. VII. 1821
nie wp31152020"0 3e3 d0 OpaGtwa Westminsterskiego, gdzie przy-
była b^ wz1^0 udział w koronacji Jerzego IV. Przedłużający się
skanda^ kończony został jej śmiercią 7. VIII. ,1821.

Wood (17681843), zasłużony członek Rady

i girl" Matthew

Mielsk0^ Londynu, dwukrotnie sprawował funkcje burmistrza
(Lord ^"y01")- Przyjaciel i doradca królowej Karoliny, towa-
rzyszył 3e] w drodze do Londynu podczas tryumfalnego powro-
tu z w^00^ ^ udzielił jej gościny w swym domu.

s Lgady Ann Hamilton (17661846), dama dworu i przyjaciół-
ka kró510^ ^''oliny.

24




jazdem z Anglii i nie wydawała się ani przygnębiona,
ani zalękniona. Przejeżdżając obok White'a1 skinęła
z uśmiechem głową stojącym w oknie panom. Na uli-
cach, którymi przejeżdżała, nie było wielkiego tłumu.
Zapewne ludzie nie spodziewali się jej już, jako że zapo-
wiedziana godzina jej przybycia dawno minęła.

Trudno wyobrazić sobie poruszenie wywołane tym
wydarzeniem. Nikt nie potępia ani nie pochwala jej na-
głego powrotu, wszyscy jednak pytają: "Co nastąpi da-
lej? Jak się to zakończy?" W Izbie Gmin niewiele o tym
mówiono, ale z kilku słów wypowiedzianych przez pa-
nów Greevy, Benetta czy Denmana, wnosić należy, że
debata na ten temat będzie niezwykle burzliwa. Król2
tymczasem jest w znakomitym nastroju, zaś ministro-
wie okazują całkowitą beztroskę i mówią tylko o tym,
ile czasu potrzeba będzie na przeprowadzenie ustaw,
które "załatwią jej sprawę". Ta jak mówią "jej
sprawa" wywoła zapewne burzę, której jak się prze-
konają nie będą umieli uspokoić. Mimo zaś całej nie-
frasobliwości króla istnieje możliwość, że rocznica jej
przyjazdu do Anglii nie stanie się dniem, który miałby
on powody obchodzić z wielką radością.

Londyn, 9 czerwca 1820

Przyjaciele Broughamas twierdzą, że jego wygłoszona
w środę mowa była jedną z najlepszych, jakie kiedykol-

1 Jeden z najbardziej ekskluzywnych klubów londyńskich,
miejsce spotkań polityków i osób z najlepszego towarzystwa.

1 Jerzy IV (17621830), najstarszy syn Jerzego III, był od r.
1811 regentem, zaś w r. 1820, po śmierci ojca, wstąpił na tron.

Henry Brougham (17781869), prawnik londyński, świetny
mówca, znany z dosadnych i ostrych sformułowań. Wsławił się
podczas procesu królowej Karoliny jako jej znakomity obrońca.
Był członkiem Izby Gmin, odegrał znaczną rolę podczas debat
na temat reformy parlamentarnej. W latach 18301834 sprawo-
wał godność Lorda Kanclerza.

25

wiek słyszano; wszyscy zaś jak sądzę zgadzają się,
że była ona dobra i skuteczna. Izba Gmin ma najwyraź-
niej ochotę pozbyć się tej sprawy, o ile będzie to możli-
we. Zaledwie bowiem Wiłberforce wyraził chęć odro-
czenia debaty, członkowie z poszczególnych hrabstw po-
wstali jeden po drugim i tak stanowczo poparli jego
wniosek, że Castlereagh1 zmuszony był się zgodzić. Mo-
tłoch powybijał szyby w różnych punktach miasta i za-
czepiał tych, którzy nie chcieli uchylić kapelusza prze-
chodząc obok drzwi domu Wooda. Ubiegłej nocy, gdy
zaatakowano dom lorda Exmouth i wybito mu szyby,
wybiegł on na ulicę uzbrojony w szablę i pistolet i sam
odegnał tłum napastników. Widział to Fryderyk Ponson-
by. Na przyjeździe królowej wygrano i przegrano wiele
pieniędzy, w klubach doszło bowiem do licznych zakła-
dów.

Dziwne jest dosyć, że powybijano szyby i wgnieciono
ramy w oknach lady Hertford 2, nie atakowano zaś wcale
domu lady Conyngham3. Ktoś zapytał lady Hertford,

1 Robert Stewart, wicehrabia Castlereagh (pod którym to na-
zwiskiem jest przede wszystkim znany), drugi markiz London-
derry (17691822). Wybitny polityk i dyplomata angielski, od
roku 1812 minister spraw zagranicznych, był przedstawicielem
Anglii na Kongresie Wiedeńskim; zwolennik Świętego Przymie-
rza. Niezwykle niepopularny i wielokrotnie krytykowany za
swe posunięcia w dziedzinie polityki zagranicznej popełnił sa-
mobójstwo w r. 1822.

2 Izabela Anna Shepard, żona drugiego markiza Hertford. Bo-
gata i pełna wdzięku dama, która wywierała wielki wpływ
na Jerzego IV; powszechnie uważana za jedną z jego ko-
chanek.

a Elizabeth Conyngham, żona lorda Henry Conynghama. Ko-
chanka księcia regenta, później króla Jerzego IV. Ciesząc się
względami króla czerpała ze znajomości z nim wielkie korzyści
materialne i otrzymywała liczne tytuły oraz prezenty dla siebie
oraz swego męża. Po śmierci króla w r. 1830 wycofała się z ży-
cia dworskiego.

26

"czy wie ona o admiracji króla dla lady Conyngham"
i "czy kiedykolwiek mówił on z nią o lady C.". Odparła
na to, że "jakkolwiek jej znajomość z królem jest bardzo
bliska i zawsze otwarcie rozmawiał on z nią o wszyst-
kich sprawach, to jednak nigdy nie podejmował rozmów
na temat swych kochanek".

Londyn, 6 lipca 1820
Od czasu raportu Tajnego Komitetu1 opinia społe-
czeństwa co do wyników postępowania przeciwko królo-
wej zmieniła się całkowicie. Wszyscy są zdania, że za-
rzuty zostaną dowiedzione i że król otrzyma rozwód.
Trudno przewidzieć, jaki będzie wpływ raportu na na-
stroje społeczeństwa pewne jest, że dotychczas ludzie
ze wszystkich sfer zdecydowanie brali stronę królowej
i nie wierzyli w wysuwane przeciwko niej zarzuty. Woj-
sko w Londynie zdradzało niepokojące objawy niezado-
wolenia, tak dalece, że nie jest pewne, do jakiego stopnia
można liczyć na Gwardię w razie jakichś zamieszek wy-
nikłych na tym tle. Luttrell mówi, że "gaśnica zaczyna
się palić."

Londyn, 14 lipca 1820

Przeczytałem Les Liaisons dangereuses. Wiele się mó-
wi o niebezpiecznym wpływie pewnych książek, ta zaś
zapewne uznana byłaby za bardzo szkodliwą. Uważam
to za pustą gadaninę i choć nigdy nie polecałbym tej
książki (tak bardzo jest nieprzyzwoita), nie obawiałbym
się też jej niemoralnego wpływu na ludzi o najmniej
nawet wyrobionym umyśle; nie sądzę też, by mogła ona
budzić jakieś gorące namiętności. Książki tego rodzaju

1 Specjalna komisja powołana przez rząd dla zbadania praw-
dziwości zarzutów wysuwanych przeciw królowej Karolinie.
Por. s. 23 przyp. 2.

27

uznawane są z reguły za szkodliwe; uważa się bowiem,
że przedstawiając występek w tak barwny i atrakcyjny
sposób, nie pozwalają nam dostrzec jego ohydy, a sku-
piają naszą wyobraźnię na związanych z nim przyjem-
nościach. W każdym człowieku, w którego sercu tli się
choćby iskra wrażliwości, dobroci czy miłości bliźniego,
musi po przeczytaniu tej książki obudzić się współczucie
dla madame de Tourval oraz lęk i wstręt wobec Val-
monta i madame de Merteuil. Ta nieludzka, wyracho-
wana rozwiązłość napełniła mnie odrazą i wolałbym
raczej zrezygnować z wszystkich przyjemności, jakie da-
ją nam stosunki z kobietami, niż postępować w taki spo-
sób. Les Liaisons dangereuses wpłynęły na mnie bar-
dziej umoralniająco niż jakakolwiek lektura o charakte-
rze dydaktycznym i gdyby ktoś chciał obudzić skru-
chę w sercu najbardziej zatwardziałego grzesznika, ra-
dziłbym mu posłużyć się do tego celu tą właśnie książką.

Królowi przyniesiono podczas obiadu list od królowej.
Rzekł: ,,Powiedzcie posłańcowi królowej, że król nie
przyjmie od niej żadnych wiadomości inaczej niż za po-
średnictwem swych ministrów". Był przy tym Ester-
hazy1; twierdzi, że uczynił on to z niezwykłą godnością.

Londyn, 15 października 1820

Odkąd wróciłem do miasta, jestem codziennie na roz-
prawie 2. Zająłem miejsce blisko Broughama, gdzie nie
tylko słyszę znakomicie wszystko, co się odbywa, ale
mam również sposobność rozmawiania z nim i przedsta-

' Książę Pauł Anton Esterhazy (17861866), polityk i dyplo-
mata austriacki. Do r. 1842 był ambasadorem w Londynie.
W r. 1848 objął funkcję ministra spraw zagranicznych Austrii.

2 Rozprawa przeciw królowej Karolinie, która toczyła się
w Izbie Gmin i miała doprowadzić wg zamierzeń rządu do przy-
jęcia ustawy o rozwodzie króla.

28

wicielami strony przeciwnej i mogę zajrzeć za kulisy
sprawy, jako że chcąc nie chcąc słyszę ich rozmowy
i uwagi, dowiaduję się, których świadków zamierzają
przesłuchać, a'także wielu innych interesujących i za-
bawnych rzeczy. Odkąd bywam w świecie, nie pamię-
tam sprawy, która by tak niepodzielnie zajmowała uwa-
gę wszystkich, tak całkowicie pochłaniała myśli ludzkie
i była wyłącznym tematem rozmów. Równie gwałtowne
są namiętności, jakie ta kwestia budzi. Uważana jest ona
powszechnie za sprawę partii i rezultat jest ten, że
wszyscy powariowali na jej punkcie. Bardzo niewielu
ludzi dopuszcza możliwość jakiegoś wyjścia pośredniego
pomiędzy uznaniem królowej za niewinną a stwierdze-
niem, że ponosi ona winę, i przyjęciem ustawy. Zanim
doszło do zeznań porucznika Hownama, sądzono po-
wszechnie, że zarzuty przeciw niej są nie dość przekony-
wające, odkąd jednak ten przyznał, że Bergami1 spał
w jej namiocie, wszyscy ludzie bezstronni zdają się uwa-
żać, że wina została wystarczająco dowiedziona. Zawzię-
ci przeciwnicy ustawy bynajmniej się z tym jednak nie
zgadzają i twierdzą, że istnieje wielka różnica pomiędzy
spaniem w ubraniu pod namiotem a wspólnym spędza-
niem nocy w zamkniętym pokoju, gdy znów zwolennicy
ustawy dowodzą, że jest to zupełnie lub niemal zu-
pełnie równoznaczne. Księcia Portland2, który jest
całkowicie obiektywny i który zawsze był zdecydowanie
przeciwny ustawie, do tego stopnia przekonały zeznania
Hownama, że jak mi oświadczył uważa wszelkie
dalsze postępowanie sądowe za zbędne; śmieszne jest
bowiem wysłuchiwanie dalszych zeznań, gdy fakt został

' Bartolomeo Bergami, włoski szambelan królowej Karoliny,
towarzyszył jej w czasie licznych podróży i był powszechnie
uważany za jej kochanka.

2 William Henry Cavendish Bentinck, trzeci książę Portland.
Wuj Greville'a. Dwukrotny premier Wielkiej Brytanii.

29

już udowodniony. On sam nie zamierza już uczestniczyć
w jakichkolwiek dalszych przesłuchaniach dotyczących
tej materii. Taki pogląd na sprawę nie skłoni go jednak
do głosowania za ustawą; uważa bowiem, że ze względów
praktycznych nie powinna ona być przyjęta. Ministro-
wie byli niezwykle podnieceni tymi zeznaniami Howna-
ma. Książę Wellington powiedział madame de Lieven1,
że jest bardzo zmęczony, mais les grands succes fatiguent
autant, que les grands revers 2. Traktują oni ten proces
jak kampanię wojenną, zaś debaty każdego dnia jak coś
w rodzaju bitwy i zależnie od wrażenia, jakie wywołują
zeznania, uważają, że odnieśli zwycięstwo lub doznali
porażki. Ich pragnienie, by ustawa przeszła, jest zupełnie
niepojęte, gdyż jej uchwalenie nie leży wcale w ich inte-
resie, jeśli zaś chodzi o króla, to jest on im całkowicie
obojętny. Książę Portland opowiadał mi, że rozmawiał
o tym z księciem Wellingtonem i jako jeden z powodów,
dla których ustawa ta nie powinna być przyjęta przez
Izbę Lordów, wysuwał fakt, że zarzuty, jakie padną
w Izbie Gmin będą kompromitujące dla króla. Otrzymał
na to odpowiedź, że "król i tak upadł już tak nisko, jak
tylko było to możliwe".

Whersted, 10 grudnia 1820

Wyjechałem z Woburn w ubiegły czwartek wieczorem
i przybyłem tu w piątek rano. Byli tu Lievenowie, Wor-
cesterowie, książę Wellington oraz Neumann i Montagu.
Książę wyjechał wczoraj. Układaliśmy szarady, które

* Dorota von Benkendorf, księżna Lieven (17841857), żona
rosyjskiego ambasadora. Słynna z wdzięku i dowcipu wielka
dama, w której salonie bywali najwybitniejsi politycy, artyści
i uczeni epoki. Bliska przyjaciółka Greville'a, uważana przez
niektórych za jego kochankę.

2 Fr.: "ale wielkie sukcesy tyleż męczą co wielkie niepowo-
dzenia".

30

były bardzo udane. Wczoraj byliśmy na polowaniu u sir
Filipa Brooke'a. Podczas jazdy powozem książę mówił
dużo o bitwie pod Waterloo i o różnych sprawach zwią-
zanych z tą kampanią. Powiedział, że pod Waterloo miał
50 000 ludzi. Rozpoczął kampanię mając 85 000, stracił
5 000 szesnastego, zaś liczący 20 000 ludzi korpus stał
w Hal pod dowództwem księcia Fryderyka1. Książę
uważa za zdumiewające, że nikt z ludzi, którzy kiedykol-
wiek wypowiadali się na temat tej kampanii, nigdy nie
wspomniał o owym korpusie, zaś Bonaparte z pewnością
nie wiedział o jego istnieniu. W skład korpusu wchodzili
najlepsi żołnierze holenderscy; został on tam ulokowany,
gdyż książę spodziewał się, że atak nastąpi z tej właśnie
strony.

Stwierdził, że armia francuska była najlepszą armią,
jaką kiedykolwiek oglądano, zaś poprzedzający Waterloo
marsz Bonapartego na Belgię był najznakomitszą opera-
cją wszystkich czasów tak był szybki i znakomicie po-
myślany. Napoleon zamierzał kolejno pobić poszczególne
armie i cel ten udawało mu się osiągnąć, dopóki ata-
kował je oddzielnie. Jednakże ze względu na wielką
szybkość, z jaką armie sprzymierzeńców zebrały się ra-
zem, nie mógł wykorzystać swych sukcesów w zaplano-
wany przez siebie sposób.

Książę powiedział też, że armia jego zupełnie nie była
przygotowana na atak, który nastąpił, jako że Francuzi
zniszczyli poprzednio drogi, którymi posuwała się ich
armia. Ponieważ jednak było to w lecie, nadawały się
one mimo to do użytku.2 Mówił też, że zwycięstwo Bo-
napartego nad Prusakami było rzeczą niezwykłą: bitwa

1 Dowódcą wojsk holenderskich pod Waterloo był książę
Wilhelm Fryderyk Orański, następca tronu nowo powstałego
zjednoczonego królestwa Belgii i Holandii.

2 W tym miejscu relacja Greville'a jest niejasna; jak wia-
domo stroną nacierającą byli pod Waterloo Francuzi.

31

została bowiem wygrana w niecałe cztery godziny. By-
łoby ono jednak pełniejsze, gdyby Bonaparte wprowadził
do akcji więcej wojsk, zamiast oddzielać od swej armii
tak silną grupę, jak ta, którą skierował przeciw oddzia-
łom angielskim. Przeciw księciu walczyło szesnastego
40 000 ludzi, ale jego zdaniem atak ich nie był tak po-
tężny, jak być powinien przy użyciu tak wielkich sił.
Dzień przed bitwą Francuzi odbyli długi marsz i wie-
czorem wyparli posterunki pruskie.

Zapytałem księcia, czy jego zdaniem Bonaparte popeł-
nił jakiś błąd. Odparł, że jego zdaniem błędem był atak
na nasze pozycje pod Waterloo, że Bonaparte powinien
był zmierzać do odsunięcia się jak najdalej od armii
pruskiej, następnie zaś posunąć się w kierunku Hal i usi-
łować podejść tą samą drogą, której użył sam książę.
Przez cały czas spodziewał się, że Bonaparte tak właśnie
postąpi, i dlatego umieścił w Hal 20 000 ludzi pod do-
wództwem księcia Fryderyka.

Stwierdził też, że nasza pozycja pod Waterloo była
niezwykle silna, ale ta siła opierała się głównie na dwu
folwarkach Hougoumont i La Haye-Sainte które
były nadzwyczaj korzystnie położone i znakomicie przy-
stosowane do obrony. W Hougoumont nigdy nie było
więcej niż 300 do 500 ludzi, których liczba była w razie
konieczności uzupełniana, i choć Francuzi atakowali ten
punkt wielokrotnie, nie udało im się do niego nawet
zbliżyć. Gdyby zaś zajęli tę pozycję, nie byliby w stanie
jej utrzymać, jako że była ona z jednej strony otwarta
i narażona na ogień ze wszystkich linii angielskich, pod-
czas gdy od strony francuskiej była ufortyfikowana.
Książę powiada też, że folwark La Haye-Sainte był
w jeszcze korzystniejszej sytuacji niż Hougoumont i ni-
gdy nie zostałby zdobyty, gdyby dowodzący tam oficer
nie zaniedbał wykonania przesmyku, przez który można
by jego garnizonowi dostarczać amunicję.

32

Gdy przybyliśmy do sir Filipa Brooke'a, padał deszcz;

zmuszeni więc byliśmy do siedzenia w domu. Książę
opowiedział nam tam wiele rzeczy o pobycie w Paryżu
i różnych innych sprawach. Mówił nam, że Blucher1
, zdecydowany był zniszczyć Pont de lena. Książę rozma-
wiał z Muffiingiem, gubernatorem Paryża, i polecił mu
nakłonić Bluchera do porzucenia tego zamiaru. Blucher
był jednak całkowicie zdecydowany. Oświadczył on, że
Francuzi, którzy zniszczyli kolumnę w Rossbach i inne
obiekty, zasługują na taki odwet. Mówił też, że sami
Anglicy spalili Waszyngton, nie widzi więc powodu, dla
którego on miałby zaniechać zniszczenia owego mostu.
Muffiing z księciem ustalili jednak, że na moście usta-
wione zostaną posterunki angielskie, którym polecono
nie ruszać się z miejsca, gdyby nadeszli żołnierze pruscy
z zamiarem uszkodzenia go. Przewidywali, że w ten spo-
sób uda się zyskać na czasie, gdyż Blucher przed doko-
naniem jakiegokolwiek zamachu na most, zwróci się do
księcia o usunięcie posterunków angielskich. Na nic się
to jednak nie zdało. Nadeszli Prusacy, założyli pod przę-
sła ładunki wybuchowe i usiłowali wysadzić w powie-
trze most razem z posterunkami. Ich plany spełzły jed-
nak na niczym i most nie poniósł żadnego szwanku.
W końcu Muffiing zjawił się u księcia, mówiąc, że przy-
bywa z propozycją kompromisową: by oszczędzić most
i zniszczyć zamiast niego kolumnę na placu Yendóme.
"Zobaczyłem wtedy opowiadał książę że dostałem
się z deszczu pod rynnę. Na szczęście w tym momencie
przybył król pruski i nakazał, by pozostawiono w spo-
koju zarówno most, jak i kolumnę."

l Książę Gebhard Leberecht Blucher (17421818), marszałek
pruski, dowodził armią pruską pod Waterloo.

3 Dziennik z czasów...

33

Londyn, 7 luty 1821
Wczoraj wieczorem król po raz pierwszy był na przed-
stawianiu w teatrze Drury Lane, a wraz z nim książę
Yorkti, książę Ciarence ^ i liczna świta. Powitany został
ogron-mą owacją wszyscy na parterze wstali z miejsc
i wznosili okrzyki na jego cześć machając kapeluszami.
Loże były początkowo puste, jako że drogi wiodące do
teatru były gęsto zatłoczone, ci więc, którzy loże zare-
zerwowali, nie mogli się do nich dostać. Przed teatrem
pano\vał ogromny ścisk. Lord Hertford upuścił jedną ze
świec zapalonych na wejście króla, powodując wielkie
zamieszanie w loży. Król siedział w loży lady Bessbo-
rough; została ona dla niego specjalnie przygotowana.
Dziś 'wieczorem wybiera się do Covent Garden. Niektó-
rzy ludzie wołali: "Królowa" byli oni jednak bardzo
nieliczni. Jakiś mężczyzna na galerii zawołał: "Georgy,
gdzie twoja żona?"

Londyn, 18 grudnia 1821

Nie napisałem nic od miesięcy. Quante cose mi sono
accadtate!2 Moje podróże, niezbyt ciekawe, były nastę-
puj ącce: Newmarket, Whersted, Riddłesworth, Sprotbo-
rough, Euston, Elveden, Welbeck, Caversham, Nun
Apple'ton, Welbeck, Burghley i Londyn. W żadnym
z tychi miejsc nie zdarzyło się nic zasługującego na uwa-
gę. W Sprotborough było dość miło. Byli tam Greville'-

1 Książę Ciarence (17651837), późniejszy król Wilhelm IV,
trzeci ssyn Jerzego III. Otrzymał tytuł księcia CIarence w r. 1789.
Służył w marynarce, był przez pewien czas Pierwszym Lordem
Admirstarsze;go brata, księcia Yorku (1827), został następcą tronu,
a w rioku 1830, gdy zmarł Jerzy IV, koronowany został jako
Wilhelim IV. '

2 "W3ł.: "ileż to rzeczy mi się zdarzyło!"

34

owie, Wortleyowie, Montagu i Wilmot. Wróciłem do
miasta i tydzień temu pojechałem do Brighton na po-
siedzenie Rady. Mieszkałem w Pawilonie * i jadłem ko-
lację z królem. Zbytkowny przepych tego budynku roz-
bawił mnie z początku, potem zaś stał się nużący. Ko-
lacja była zimna, zaś wieczór nudny ponad wszystko
w świecie. Podobno królowi zależy na tym, by znieść
konwenanse i ceremoniał i jeśli to prawda, jest to
jedynie dowód, że uniknięcie stałej obecności konwe-
nansów i ceremoniału w pałacu jest rzeczą niemożliwą.
Pokoje nie są urządzone w taki sposób, by mogło tam
toczyć się życie towarzyskie, które w gruncie rzeczy nie
może kwitnąć bez swobody; któż zaś może czuć się swo-
bodnie będąc stale skrępowany przez wymogi etykiety
i respektu? Król wyglądał dobrze, był w niezłym humo-
rze i jego poobiednie żarty tryskały tą grubiańską we-
sołością, która jest dla niego charakterystyczna. Wyda-
wało się, że lord Wellesley2 nie jest nimi zachwycony,
ale oczywiście kiwał głową i śmiał się razem ze wszyst-
kimi. Nie zauważyłem nic szczególnego w zachowaniu
króla wobec lady Conyngham. Siedział obok niej na ka-
napie, stawiając pasjansa niemal przez cały wieczór, i po-
prowadził ją na kolację; były tam jednak również ma-
dame de Lieven oraz lady Cowper, wobec których wy-
dawał się być równie uprzejmy. Ciekawy byłem widoku
Pawilonu i życia, jakie tam wiodą, teraz zaś mam je-
dynie nadzieję, że uda mi się już nigdy tam nie poje-

1 Pawilon w Brighton wybudowany został przez Jerzego IV
w okresie regencji i stał się jego ulubioną rezydencją. Odzna-
czał się ogromnym przepychem wystroju. Na same tylko meble
do Pawilonu wydano w ciągu trzech lat 160000 funtów.

2 Richard Colley Wellesley, pierwszy markiz "Wellesley
(17601842), brat księcia Wellingtona, polityk i administrator,
Generalny Gubernator Indii, następnie Królewski Namiestnik
Irlandii.

35

chać straciły bowiem dla mnie urok nowości i mu-
siałbym obecnie dźwigać cały ciężar nudy, będąc pozba-
wionym bodźca, jakim była ciekawość.

Londyn, 10 stycznia 1823
Kiedy jechaliśmy na polowanie do Oatlands, we środę,
8 stycznia 1823, książę Yorku opowiedział mi nieco
szczegółów dotyczących ostatniej woli zmarłego króla.
Około roku 1766 król został upoważniony uchwałą par-
lamentu do zrobienia testamentu. Spisał go w roku 1770,
zostawiając królowej w dożywocie wszystko, co posiadał,
księciu Ciarence Buckingham House, część rzeczy
księciu Kentu, a księciu Yorku swój nie najlepszy wi-
zerunek i nieco innych drobnych upominków. Król uwa-
żał, że byt księcia Yorku zabezpieczony jest przez bis-
kupstwo Osnaburgu. Spisano trzy egzemplarze tego tes-
tamentu; jeden został złożony w niemieckiej chancellerie
w Anglii, drugi w Hanowerze, a co do trzeciego uwa-
żano, że ma go sam król. Następnie król postanowił unie-
ważnić ten testament, zniszczono więc dwa egzempla-
rze, a trzeci istnieje dotąd (nie potrafię dojść, a jeżeli mi
tłumaczył, musiałem zapomnieć, która z kopii i w jaki
sposób uratowała się). W roku 1810 król zrobił drugi
testament, jednak z różnych powodów odkładał jego
podpisanie; kilkakrotnie chciał wprowadzić do niego ja-
kieś zmiany; w końcu zaś, gdy w ustalonym dniu kan-
clerz przyniósł dokument, okazało się, że brakuje jedne-
go ze świadków i sprawa znowu została odłożona. Wy-
znaczono następnie inne terminy, jednak, zanim podpis
został złożony, król zachorował i w rezultacie nigdy tes-
tamentu nie podpisał. Po śmierci króla jedynym prawo-
mocnym testamentem był więc pierwotny akt z roku
1770, który został otwarty i odczytany w obecności kró-

36

la, kanclerza, wicekanclerza, lorda Liverpool1, księcia
Yorku, Adiaira, królewskiego doradcy prawnego nazwi-
skiem Spyer i kilku innych, których książę wymienił.
Buckingham House, zapisany księciu Ciarence został
tymczasem dwukrotnie sprzedany, a królowa i książę
Kentu zmarli; jedynym spadkobiercą został więc książę
Yorku. Powstał teraz problem, czy własność zmarłego
króla ma przejść na jego następcę, czy też na Koronę.
Kanclerz oświadczył, że jedyną osobą, która mogłaby
'mieć coś do powiedzenia na temat testamentu, jest ksią-
żę Yorku; książę i król różnili się jednak zdaniem na
temat prawa do dziedziczenia i książę chcąc uniknąć ja-
kiejkolwiek dyskusji czy kłótni prosił, by pozwolono mu
umyć ręce od całej sprawy. Król, uważając, że całe mie-
nie zmarłego monarchy należy do niego osobiście, nie
zaś do Korony, przywłaszczył sobie wszystkie pieniądze
i klejnoty. Pieniędzy było nie więcej niż 120 000 funtów.
Król jest tak drażliwy w sprawach finansowych, że mi-
nistrowie nigdy nie odważyli mu się przeciwstawić ani
powiedzieć, że nie ma prawa tak postąpić. W rezulta-
cie pieniądze wydał, klejnoty wziął zaś sobie jako
prywatną własność. Książę uważa, że król nie miał pra-
wa przywłaszczyć sobie w ten sposób spadku po ich
ojcu, gdyż należy on do Korony. Podobnie postąpił król
z klejnotami królowej (Charlotty), których miała ona
bardzo wiele; część poprzedni król ofiarował jej jako
prezent ślubny, a pozostałe otrzymała przy różnych
okazjach. Te, które dał jej zmarły król, uważała za na-
leżące do Korony i oddała obecnemu monarsze, resztę
pozostawiając córkom. Król przywłaszczył sobie również
klejnoty królowej (Karoliny) i traktuje je jako swą nie-

* Robert Banks Jenkinson, drugi hrabia Liverpool (1770
1828). Parlamentarzysta i polityk angielski, premier w latach
18121827.

37

zaprzeczania własność osobistą. Książę uważa, że mini-
strowie winni byli skorzystać z okazji, jaką dawała ko-
ronacja, gdy miano sporządzić nową koronę, by przed-
stawić mu prawdę na temat klejnotów i zaproponować
użycie ich na ten cel. Nie odważyli się jednak tego zro-
bić i sprawy zostały po staremu. Król chciał nawet
sprzedać bibliotekę zebraną przez swego poprzednika,
musiał jednak z tego zrezygnować, gdyż ministrowie
i rodzina królewska przeciwstawili się tak skandalicznej
transakcji. Biblioteka została więc ofiarowana British
Museum.

Londyn, 25 stycznia 1823

W ostatnią środę wracałem z Gorhambury z księciem
Wellingtonem, który był bardzo rozmowny. Opowiedział
mi ze szczegółami dzieje ostatniego kongresu, jak rów-
nież wiele innych rzeczy, które chciałbym zapamię-
tać.

Po zawarciu traktatów w Paryżu i Wiedniu sprzymie-
rzone mocarstwa postanowiły organizować od czasu do
czasu kongresy, by wspólnie załatwiać wszelkie sprawy
o szerszym znaczeniu, które mogłyby się pojawić, oraz
by omawiać i usuwać powstałe różnice zdań; postano-
wiono, że żadne kwestie dotyczące jakiegoś mocarstwa
nie mogą być dyskutowane bez zaproszenia go na spot-
kanie. Pierwszym problemem, jaki się nasunął, była
sprawa Neapolu. Austria wniosła skargę, prosząc jedno-
cześnie o zgodę sprzymierzonych mocarstw na ukróce-
nie plagi tajnych stowarzyszeń politycznych, które mają
swój początek w Neapolu, a dążą do wzniecenia niepo-
koju i ruchów rewolucyjnych w jej włoskich posiadłoś-
ciach. Uznano, że sprawa usprawiedliwia interwencję,
nastąpiły więc wypadki, które są znane. Kongres zebrał
się w Weronie w celu omówienia spraw Włoch i zasta-

38

nowienia się, czy należy uwolnić Neapol od ciężary
wojsk, wprowadzonych tam dla stłumienia nastrojów
rewolucyjnych. W czasie tego samego kongresu Francja
wystąpiła ze skargą na Hiszpanię twierdząc, że tamtej-
sza rewolucja zagraża jej spokojowi wewnętrznemu,
i poprosił kongres o radę, jakie kroki powinna by przed-
sięwziąć. W tym wypadku zawieszono zasadę konieczne-
go udziału zainteresowanego państwa w obradach kon-
gresu. Austria, Rosja i Prusy odpowiedziały, że jeśli
Francja uważa rewolucję hiszpańską za niebezpieczną
dla swego spokoju, uzasadnione będzie zdławienie jej si-
łą; zaofiarowały też swą pomoc. Anglia odmówiła odpo-
wiedzi na żądania Francji, pytając ją jednocześnie, co
ma do zarzucenia Hiszpanii. Żadna odpowiedź nie została
udzielona na to pytanie. Zapobieżenie działaniom wojen-
nym było głównym celem poczynań księcia, zarówno na
forum oficjalnym jako przedstawiciela Anglii, jak i pry-
watnie, w czasie licznych rozmów z cesarzem rosyjskim,
który sprawiał wrażenie najbardziej zagorzałego zwo-
lennika wojny przeciwko Hiszpanii. Nieostrożność Hisz-
panów, którzy wielokrotnie starali się wzniecić niepo-
koje w Neapolu i Piemoncie, wzmocniła racje ich nie-
przyjaciół na rzecz interwencji; cesarz rosyjski opowia-
dał księciu, że ambasadora Hiszpanii w Petersburgu
przychwycono na próbie przekupywania żołnierzy w cza-
sie buntu gwardii i że w rezultacie wydalono go z kraju.
Książę odpowiedział, że jeżeli cesarz ma wystarczające
powody, aby wypowiedzieć wojnę Hiszpanii, będzie to
krok w pełni usprawiedliwiony, i że radziłby mu to pod
warunkiem, że jest w stanie przerzucić tam 150 000 lu-
dzi; pozwalając jednak, by trzy lata upłynęły bez wnie-
sienia skargi, cesarz zrezygnował widocznie z tego pra-
wa i nie jest na miejscu odgrzebywanie zapomnianych
uraz przeciwko Hiszpanii, w momencie gdy jest ona za-
grożona z innych powodów przez inne mocarstwo. Ksią-

39

że wspominał również, że cesarz rosyjski rozmawiał
z mm o sposobie przerzucenia armii do Hiszpanii i wy-
dawało się, że zamierza to zrobić. Na uwagę księcia, że
rząd francuski nigdy nie pozwoli na przemarsz, odpo-
wiedział, że mógłby przetransportować wojsko morzem.
Książę rzekł mu na to, że operacja wymagałaby 2 000
okrętów. Jednym z argumentów cesarza rosyjskiego by-
ło następujące twierdzenie: rządy tego rodzaju jak ro-
syjski (rządy wojskowe) przez wzgląd na własne bezpie-
czeństwo nie mogą tolerować żadnej rewolucji, biorącej
początek z buntu wojska.

Londyn, 13 kwietnia 1827

Król przybył do miasta przed tygodniem. Od czasu
jego przyjazdu każda godzina przynosiła nowe wiado-
mości na temat rządu; codziennie oczekiwano ogłoszenia
nowej nominacji, a ministrom (Peelowi1, lordowi Bat-
hurst2, księciu Wellingtonowi i Canningowis) kolejno
powierzano misje utworzenia rządu. Król ledwo przy-
jechał, zaraz odbył seriatim rozmowy ze swymi mini-

1 Sir Robert Peel (17881850) od 1809 członek Parlamentu,
wybitny polityk partii torysów, wielokrotny minister i premier.
Przyczynił się walnie do zniesienia tzw. Ustaw Zbożowych na-
kładających cło protekcyjne na Importowane zboża. Jego ob-
szerną charakterystykę daje Greville pod datą 6. VII. 1850.

2 Henry Bathurst, trzeci hrabia Bathurst, bliski przyjaciel
i współpracownik Pitta, sprawował szereg funkcji, m. in. w la-
tach 18121828 był ministrem wojny i ministrem do spraw
kolonii.

George Canning (17701827), wybitny polityk, mówca i par-
lamentarzysta. W r. 1822 został (po śmierci Castlereagh'a) mini-
strem spraw zagranicznych. Odsunął Anglię od państw będą-
cych członkami Świętego Przymierza. W r. 1827 został premie-
rem i był nim aż do swej śmierci w tym samym roku.

40

strami, nic nie mogło go jednak zmusić do podjęcia ja-
kiejkolwiek decyzji. Stale kołował i miał wątpliwości,
zaś wobec swoich zauszników, przy których mógł się
wykrzyczeć i przechwalać, wyrażał niepohamowany
wstręt do zasad wolnościowych, a szczególnie do równo-
uprawnienia katolików. Błagał swych ministrów, by go
nie opuszczali, tymczasem dni uciekały jeden za drugim,
a nic nie zostało załatwione. W międzyczasie Londyn żył
plotkami; można by zapełnić cały tom jednodniowymi
sensacjami, opowiadanymi we wszelkich możliwych wer-
sjach, z przekonaniem właściwym kompletnej ignoran-
cji. Czas płynął, sesja parlamentu została odłożona do
trzynastego (tj. do dziś). Dziewiątego Canning udał się
do króla i po długiej audiencji wyszedł nic nie zała-
twiwszy. Dziesiątego był tam znowu i oświadczył Jego
Królewskiej Mości, że dalsza zwłoka jest niemożliwa
i należy coś postanowić. Dziesiątego wieczorem otrzy-
maliśmy list od lorda Bathursta, donoszący, że król po-
wierzył Canningowi utworzenie rządu na tych samych
zasadach, na jakich opierał się rząd jego poprzednika,
lorda Liverpool. Tego wieczora wiadomość ta nie ro-
zeszła się szerzej. Ostatniego wieczoru mówiło się, że
książę Wellington nie pozostanie w nowym gabinecie,
słyszeliśmy również, że zrezygnował Peel. Dzisiaj praw-
dopodobnie wszystko będzie już jasne. Canning i jego
przyjaciele twierdzą, że król zachował się w tej sprawie
wspaniale, oraz uważają, że nominacja ta nie zawiera
żadnych warunków i pozostawia im wolną rękę, co jed-
nak w zadym wypadku nie zgadza się z poglądami in-
nych osób. W każdym razie król postępował w ten spo-
sób, że wszyscy jego ministrowie (z wyjątkiem tych,
w których interesie jest teraz wychwalanie go pod nie-
biosa) są zrażeni brakiem zdecydowania, krętactwami
i niepewnym postępowaniem człowieka tak słabego

41

w czynach i nieumiarkowanego w języku. Przypuszcza
się, że król działał pod wpływem Knightona ł podejmu-
jąc tę decyzję całkowicie sprzeczną ze swoimi przekona-
niami i tonem wszystkich dotychczasowych deklaracji.
Jeżeli to prawda, trzeba przyznać, że jakkolwiek Can-
ning osiągnął swój cel, biorąc władzę w ręce i zostając
nominalnie premierem, nikt dotąd nie objął tej funkcji
w bardziej upokarzających okolicznościach i bardziej
niepewnej sytuacji; rzeczywiście, nie można sobie wy-
obrazić większej anomalii. Canning jest nie lubiany
przez króla, ma przeciwko sobie arystokrację i naród,
nie ma również poparcia parlamentu i zostaje pre-
mierem. Niezdecydowany i niepewny 'król pod wpły-
wem i za radą swego lekarza mianował człowieka, któ-
rego zasady i opinie napawają go strachem i niechęcią.
W sprawie o tak kapitalnym znaczeniu Canning nie mo-
że działać według swego przekonania; musi utworzyć
gabinet pełen sprzeczności; nie wie też, czy może liczyć
na poparcie zwolenników dawnego rządu, którzy go nie
znoszą.

Londyn, 17 czerwca 1827
W ubiegłą środę spędziłem wieczór w Royal Lodge;

zasiada tam do obiadu około 30 osób, a towarzystwo
zmienia się niemal codziennie. Jest to urocza rezyden-
cja, pokoje są jednak zbyt niskie i zbyt małe, by moż-

1 Sir William Knighton (17761836), słynny londyński lekarz,
został osobistym lekarzem księcia Walii (potem Jerzego IV)
w r. 1810. Zyskał na niego ogromny wpływ i został wkrótce jego
osobistym sekretarzem oraz zarządcą jego prywatnego majątku.
Próbował go powstrzymać od bezsensownych wydatków, co pro-
wadziło do licznych sporów z monarchą. Po śmierci Jerzego IV
Knighton zabezpieczył klejnoty stanowiące własność Korony
przed lady Conyngham, która miała zamiar je zagarnąć.

42

na wydawać wielkie przyjęcia. Luksus, z jakim urzą-
dzone są wnętrza, nie da się z niczym porównać.
Król czuł się dobrze i był w znakomitym humorze;

jest jednak bardzo osłabiony i z trudnością chodzi. Wie-
czór minął dość znośnie dzięki Tyrolczykom, których
sprowadził Esterhazy, by zabawić króla. Spodobali mu
się oni tak bardzo, że przez cały wieczór kazał im śpie-
wać i tańczyć. Kobiety całowały go w policzki, męż-
czyźni w rękę, on zaś rozmawiał z nimi po niemiecku.
Jakkolwiek wieczór minął dość przyjemnie, widać wy-
raźnie, że życie na tym dworze byłoby nie do zniesie-
nia. Musi tu być ogromnie nudno; ci którzy składają się
na jego zwykłe towarzystwo, to najnudniejsi, najmniej
interesujący ludzie, jakich można znaleźć. Jeśli chodzi
o lady Conyngham, to wygląda na śmiertelnie znudzoną
i w ogóle się nie odzywa; zdaje się ona nie mieć nic do
powiedzenia królowi, który mimo to sam mówi bez
przerwy.

Londyn, 9 sierpnia 1827
Wczoraj o czwartej nad ranem zmarł Canning. Wia-
domość o jego ciężkim stanie została ogłoszona dopiero
w niedzielę wieczorem, chociaż zdawano sobie z niego
sprawę już od środy. W czasie ich spotkania w ponie-
działek Jego Królewska Mość powiedział Canningowi, że
wygląda bardzo źle, na co ten odpowiedział, że "nie
wie, co się z nim dzieje, ale jest ciężko chory". Wiado-
mość o tej chorobie wywołała ogromną konsternację
i rozpacz jego kolegów. Od samego początku nie było
nadziei. Canning zdawał sobie sprawę ze swego stanu
i powiedział: "Biedny król, będzie musiał stoczyć bitwę
od nowa". Całkowita jedność panowała wśród członków
gabinetu, który zebrał się w poniedziałek. Wszyscy po-
stanowili działać wspólnie w razie śmierci premiera.

43

Kiedy to nastąpiło, lord Lansdowneł udał się do króla
do Windsoru. Jego Królewska Mość mówił o Canningu
z wielkim uznaniem i'wspominał o trudnościach, jakie
znowu go czekają; lord Landsdowne odpowiedział, że
zgodnie ze swym obowiązkiem przybył, by oznajmić
o tym, co zaszło, ale jest jak najdalszy od chęci wydo-
stania od króla jakiegokolwiek zdania na temat przy-
szłości i błaga, by nic o tym nie mówił. Król oświadczył,
że pierwszą czynnością, jaka go czeka, jest okazanie ca-
łego należnego przywiązania do osoby Canninga i sza-
cunku dla jego pamięci, należy więc sprowadzić tych
ministrów, którzy byli z nim najbliżej związani w życiu
publicznym i prywatnym.

Postanowiłem przytoczyć tu kilka anegdot o Cannin-
gu, które opowiedział mi lord George Bentick2, jego
osobisty sekretarz:

W pewien czas po objęciu przez niego urzędu (po
śmierci lorda Londonderry3) znaleziono w jakiejś zapo-
mnianej szufladzie papiery depesze i kopie korespon-
dencji pomiędzy lordem Castlereagh i lordem Stewar-
tem4. Depesze te były bardzo ciekawe, szczególnie po

1 Henry Petty Fitzmaurice, trzeci markiz Lansdowne (1780
1863). Polityk i parlamentarzysta z ramienia partii wigów.
W latach 18411863 pełnił kolejno szereg funkcji ministerial-
nych.

2 George Bentinck (18021848), syn księcia Portland, kuzyn
Greville'a. Był przez wiele lat osobistym sekretarzem Canninga,
następnie (w r. 1826) został członkiem Izby Gmin. gdzie stał się
wkrótce przywódcą opozycji w łonie partii torysów, skierowanej
przeciw polityce Peela. Słynny sportsmen, hodowca koni i ha-
zardzista, poróżnił się z Greville'm na tle wyścigów konnych
i od tej pory nie utrzymywali ze sobą stosunków.

* Robert Stewart Castlereagh, drugi markiz Londonderry.
Por. s. 26 przyp. l.

4 Charles Stewart (tzw. lord Stewart), przyrodni brat Castle-
reagh^, po jego śmierci trzeci markiz Londonderry (17781854).
Polityk, dyplomata i wojskowy angielski. Od r. 1814 był amba-

44

zeszłorocznych atakach Stewarta, zarzucającego Cannin-
gowi sprzeniewierzenie funduszów tajnej służby \ gdyż
stanowiły dowód, że on sam zrobił użytek z tych pienię-
dzy w celu zdobycia włoskich świadków na proces królo-
wej. Było tam również sprawozdanie Stewarta, mówiące
o odkryciu zdrady kuriera, który przez długi czas odnosił
wszystkie jego depesze Metternichowi, zanim zabrał je
do Anglii; Stewart pisał poza tym: "drżę na myśl o ry-
zyku związanym z przedstawieniem mych depesz Izbie
Gmin, skoro istnieją listy,lorda Londonderry, pisane spe-
cjalnie dla zamydlenia oczu parlamentowi". Były to jego
własne wyrażenia, podobnie jak "zrozumie to pan i bę-
dzie wiedział, co powiedzieć Metternichowi". Rzeczywiś-
cie, lord Castlereagh był zmuszony do udawania, że jest
przeciwny kontynentalnemu systemowi Świętego Przy-
mierza, choć poufnie zapewnił Metternicha o swym peł-
nym poparciu. Dzięki temu, dopiero w dłuższy czas po
objęciu urzędu przez Canninga, Mettemich zorientował
się, że ten istotnie jest przeciwny jego doktrynie, choć
przedtem stale przypuszczał, że angielski minister musi
kontynuować grę swego poprzednika dla uspokojenia
Izby Gmin.

Od czasu wejścia w skład rządu Canning starał się
doprowadzić do uznania republik południowoamerykań-
skich, cały gabinet był jednak temu przeciwny, z wy-
jątkiem lorda Liverpool, a król nie chciał nawet o tym
słyszeć. Opozycyjne nastawienie króla znajdowało po-
parcie u księcia Wellingtona oraz u Lievena i Esterha-
zy'ego, z którymi król często przebywał i wobec których

sadorem Anglii w Wiedniu i wraz z lordem Castlereagh brał
udział w pracach Kongresu Wiedeńskiego.

1 Dostępne źródła historyczne nie wspominają o sporze na
temat funduszów tajnej służby; przypuszczać należy, że nie
był on nigdy ujawniony, Greville zaś dowiedział się o nim
dzięki swym koneksjom.

45

gromił Canninga za jego stanowisko w tej sprawie.
Książę Wellington i wspomniani ambasadorowie tłuma-
czyli Jego Królewskiej Mości, że jeżeli pójdzie na ustęp-
stwa, narazi się na spory ze swymi sprzymierzeńcami
i uwikła się w kłopoty bez wyjścia. Canning wiedząc
o tym wszystkim napisał do żony, że jeżeli król nie
zmieni postępowania, zabroni mu spotykania się z tymi
ambasadorami pod jego nieobecność; dodał również
"mogę powiedzieć Jego Królewskiej Mości, że jego oj-
ciec nigdy by podobnie nie postępował". W końcu, po
długiej walce, w czasie której Peel przeszedł na jego
stronę, Canning postanowił przeforsować swe zdanie lub
ustąpić. Po trwającej trzy godziny dyskusji w gabinecie,
z której wrócił wyczerpany, rozgorączkowany i pełen
oburzenia, przygotował wraz z lordem Liverpool me-
moriały dla króla, w których zgłaszali swą rezygnację,
tłumacząc obszernie powody tego kroku; następnego
dnia przedłożyli je rządowi. Kiedy ich koledzy zorien-
towali się, że Canning i Liverpool traktują swój zamiar
poważnie, jednogłośnie zgodzili się z ich opinią i wspól-
nie wystosowali deklarację do króla, grożąc ustąpieniem,
jeżeli sprawa nie zostanie załatwiona. Królowi rzecz
przedstawił książę Wellington, twierdząc, że według nie-
go, Canning działa z całą powagą, a ponieważ bez niego
rząd nie może trwać, należy ustąpić. Wobec tego król
zgodził się, jednak bardzo niechętnie. Przy najbliższej
okazji potraktował Canninga chłodno; w liście do niego
oznajmiającym zgodę napisał, że teraz sprawą premiera
jest doprowadzenie rzeczy do skutku na najlepszych
możliwie warunkach. Canning przejął się niechętnym
tonem listu i odpisał, że skoro nie cieszy się zaufaniem
koniecznym pomiędzy królem a jego ministrami, byłoby
lepiej, gdyby Jego Królewska Mość natychmiast go zdy-
misjonował. Król nie wysłał żadnej oficjalnej odpowie-
dzi, ale grzeczną wiadomość, zapewniając, że list nie od-

46

'dawał jego intencji, i zapraszając Canninga do swojej
wiejskiej rezydencji, gdzie przyjął go bardzo łaskawie.
Od tego czasu premier cieszył się coraz większym za-
ufaniem, gdyż król był bardzo zadowolony przekonaw-
szy się, że żadne z nieszczęść przepowiadanych w zwią-
zku z uznaniem nowych państw nie nastąpiło, przeciw-
nie, wzrosło poważanie dla jego ministra. Canning
sprytnie pozostawił mu całą chwałę, tak że królowi
wkrótce już zdawało się, że to on wpadł na pomysł uda-
nego posunięcia i był równie zadowolony z siebie, jak
i z Canninga.

Canning nie ukrywał niczego przed swą żoną ani
przed Charles Ellisem. W czasie nieobecności małżonki
opisywał jej wszystko z najdrobniejszymi szczegółami.
Pracowitość Canninga była tak wielka, że nie tracił ani
chwili, a jasność jego myśli pozwalała mu na jedno-
czesne załatwianie kilku różnych spraw z absolutną pre-
cyzją i bez żadnego wysiłku. Pisał bardzo szybko, ale za
wolno dla swych myśli, gdyż formułował je o wiele
szybciej, niż mógł rzucić na papier. Nie znosił dykto-
wania, gdyż nikt nie nadążał z pisaniem, pewnego razu
zaś, gdy cierpiał na reumatyzm ręki i nie mógł pisać,
potrafił stojąc przy kominku dyktować równocześnie
George Bentickowi depeszę w sprawach greckich, a Ho-
wardowi de Walden na temat polityki południowoame-
rykańskiej ; obydwaj pisali tak szybko, jak mogli, on zaś
zwracał się to do jednego, to do drugiego, bez żadnego
wahania ani zakłopotania.

Londyn, 12 stycznia 1829

Mount Charles rozmawiał ze mną o Knightonie, któ-
rego król nie znosi i żywi do niego niechęć nie dającą
się opisać. Obawia się go i z tego właśnie powodu nie-
nawidzi go tak gwałtownie. Gdy są sami, zachowuje się

47

nieco grzeczniej, ale w obecności innych (na przykład
rodziny) lubi odzywać się do niego w sposób najbardziej
nieuprzejmy i upokarzający. Dałby wszystko, by się go
pozbyć i wziąć na jego miejsce Taylora lub Mount Char-
lesa, któremu wielokrotnie już proponował to stano-
wisko. Mount Charles jednak nie tylko nie chce o tym
słyszeć, ale często występował wobec króla po stronie
Knightona. Król wyraża się o Knightonie niekiedy
w sposób niezwykle drastyczny na przykład życzy
mu śmierci. Pewnego dnia, gdy drzwi były otwarte, tak
że mogli go słyszeć paziowie, powiedział: "Na Boga,
chciałbym, żeby ktoś zrobił zamach na Knightona".
W ten sposób zawsze się o nim wyraża, a także zwraca
do niego.

Knightona bardzo to irytuje i stąd właśnie bywa on
tam jak najrzadziej. A jednak wygląda na to, że ist-
nieje jakiś łączący ich ze sobą tajemny łańcuch, zmu-
szający króla do znoszenia obecności człowieka, którego
nie cierpi, zaś Knightona do pozostawania mimo złe-
go traktowania i tylu objawów nienawiści. Indolencja
króla jest tak wielka, że ogromnie trudno nakłonić go
do załatwienia najprostszej nawet sprawy, zaś Knighton
jest nadal jedynym człowiekiem, który potrafi wymóc
na nim podpisanie dokumentów itp.

Król jest najbardziej zadowolony, kiedy ci, którzy
mają z nim do załatwienia jakąś sprawę lub chcą mu
przedłożyć jakieś papiery, czekają w przedpokoju, pod-
czas gdy on przechadza się z Mount Charlesem czy kimś
innym, rozmawiając o koniach lub podobnych błahost-
kach; gdy zaś mówią mu: "Sir, czeka Watson" odpo-
wiada: "Do diabła z Watsonem, niech czeka". Robi to
celowo i sprawia mu to przyjemność.

Relacja ta jest zgodna ze wszystkim, co dotąd o nim
słyszałem, i potwierdza moją dawno ustaloną opinię, że
nie ma na całym świecie bardziej tchórzliwego, samo-

48




Królewski Pawilon w Brighton




Sala bankietowa Królewskiego Pawilonu w Brighton

lubnego, nieczułego i godnego pogardy psa niż ten król,
stale obsypywany tyloma pochlebstwami. Odznacza się
on czymś w rodzaju kapryśnej dobroci; nie wywodzi się
ona jednak ze szlachetnych zasad czy uczuć, lecz jest
mu użyteczna, pozwalając w krótkim czasie a małym
kosztem przekreślić długą listę złych uczynków. Wy-
starczy, aby ci, w których żyłach płynie krew królew-
ska, zachowywali w swym postępowaniu elementarną
uczciwość i rozwagę, a z pewnością będą popularni, tak
wielka i powszechna jest skłonność do otaczania ich
czcią. Nie znam nikogo, kto byłby odporny na ich
wdzięk, łaskawość i uprzejmość, gdy uznają za stosowne
okazać je komuś. Wielką pociechą w tym wszystkim
Jest fakt, że dalecy od czerpania szczęścia ze swej wiel-
kości, są oni najbardziej nieszczęśliwi ze wszystkich
stworzeń ludzkich. Kontrast pomiędzy ich pozorną wła-
dzą a przeciwnościami, na jakie w praktyce natrafiają,
musi być niezwykle irytujący, szczególnie dla ludzi, któ-
rzy tym różnią się od innych, że ich charaktery rzadko
ukształtowane są przez zbawienną dyscyplinę okresu
wychowania i wczesny kontakt z osobami równymi so-
bie. Bywali dobrzy i mądrzy królowie, jednak nie było
ich wielu. Można stwierdzić, że w sumie byli to ludzie
dość pośledniego gatunku, ten zaś jest chyba jednym
z najgorszych. Jego przeciętność sprawia, że nie obja-
wia on tych niebezpiecznych ujemnych cech, które są
udziałem ludzi o umysłach wybitnych, jeśli jednak idzie
o wady i słabości najniższego i najbardziej godnego po-
gardy rodzaju, to trudno byłoby znaleźć osobę obficiej
nimi obdarzoną.

Londyn, 26 lutego 1829

Poniedziałkowe posiedzenie wieczorne Izby Lordów
było bardzo interesujące. Z wielkim zaciekawieniem
oczekiwano spodziewanego przemówienia księcia Cia-

- Driennik z .czasów...

49'

Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Kto nie chce poznać tajemnicy Smoleńska Nasz Dziennik
Fakty nieznane , bo niebyłe Nasz Dziennik, 2011 03 16
Archiwum ROL Dziennik pisany nocą16
KJC I rok studia dzienne konspekty
Mechanika płynów dzienne energetyka0h Wyklad 6
Co to jest dziennik, prawo prasowe
Dziennik internetowy PAP
RACHUNKOWOSC BUDZETOWA art[1] wyk dzienne
Źółta kartka dla Litwy Nasz Dziennik, 2011 03 11
DZIENNIK PRAKTYKI wiz
Vademecum dziennikarstwa BBC
wyklad dzienne
W czyje sumienia wpisano te groby Nasz Dziennik, 2011 03 07

więcej podobnych podstron