BarbaraDunlop
Miłosnemanewry
Tłumaczenie:
Anna
Sawisz
ROZDZIAŁPIERWSZY
Gwałtowne
pukanie
do drzwi obudziło Tashę Lowell po
niecałej godzinie snu w służbowym mieszkaniu Whiskey Bay
Marina.
– Tasha? – Głos właściciela mariny, Matta Emersona, był
kolejnymszokiem,bowłaśnieonim
śniła.
– Co się stało? – odkrzyknęła, nagle zdając sobie sprawę, że
Matt nigdy nie słyszał jej głosu w wersji
zachrypnięto-
rozespanej. – Co jest? – powtórzyła głośniej, usiłując wydobyć
sięspodkołdry.
Na
północnozachodnim wybrzeżu Pacyfiku było wprawdzie
dość ciepło, ale to w końcu grudzień, czas ferii świątecznych,
a złożony z ośmiu mieszkań hotel pracowniczy miał już swoje
lata.
–OrkazepsułasiępodTyreewOregonie.
–Jak
tosięstało?
Głupiepytanie,pomyślała,idąc
boso
po chłodnej drewnianej
podłodze. Bogaty mieszczuch Matt Emerson zapewne nie
odróżnia pompy rozdzielaczowej od alternatora. Otworzyła
drzwiistanęłaokowokozbohateremswoichdozwolonychod
latosiemnastusnów.
– Padł silnik. Kapitan Johansson powiedział, że musieli
zacumowaćwzatoce.
To
bardzo zła wiadomość. Tasha była głównym mechanikiem
mariny Whiskey Bay od niecałych dwóch tygodni i dobrze
wiedziała,żeMattbardzosięwahał,zanimawansowałjąnato
stanowisko.TerazzrzucinaniąwinęzaawarięsilnikaOrkialbo
przynajmniejzato,żenieprzewidziałastopniajegozużycia.
– Zrobiłam przegląd tuż przed wypłynięciem – powiedziała,
zdającsobiesprawęzwagi
tegoakuratczarterudlafirmy.
Orka
todrugicodowielkościjachtichfloty.Wyczarterowałją
Hans Reinstead, wpływowy biznesmen z Monachium. Matt
ostatnio ciężko pracował nad wejściem na rynek europejski
i Hans był pierwszym ważnym klientem z tamtego obszaru.
Ostatnią rzeczą, jakiej teraz potrzebowała marina, byłoby
niezadowolenierodzinyReinsteadazwypoczynkowegorejsu.
Tasha
narzuciła na T-shirt koszulę w szkocką kratę,
aflanelowegatkiskryłapodciepłymibojówkami.Nazaplecione
wwarkoczwłosyzałożyłaczapkę.Jeszczetykoskarpety,buty–
ibyłagotowa.
–To
wszystko?–zapytał.
–Co?
–Niezrozumiałapytania.
–Możemyjużiść?
– Ja mogę – odparła, omiatając wzrokiem pokój i swoją
sylwetkę.Niebrałatorebki.Wszystkiedamskiedrobiazginosiła
wlicznych
kieszeniachspodni.
–Notochodźmy–powiedziałzkpiącymuśmiechem.
–Cowtym
śmiesznego?
–Nic.
Szła
za
nim po drewnianym podeście w kierunku pomostu
mariny.
–Śmiejesz
się–powiedziała.
–Ja?
Nie.
– Śmiejesz się ze mnie. – Czyżby po nagłym zerwaniu się
z łóżka wyglądała aż tak zabawnie? Przetarła powieki, uniosła
czapkę i przygładziła włosy. Usiłowała też jak najwięcej
wycisnąćzrozespanego
mózgu.
–Uśmiechnąłemsię.Ato
coinnego.
–Rozbawiłamcię.–Tashanieznosiłamyśli,żejestzabawna.
Chciała,bywszyscy,szczególniemężczyźni,ajużzwłaszcza
jej
pracodawca,traktowalijąserio.
–Nie.Raczej
byłempodwrażeniem.
–Że
sięubrałam?
–Że
takszybko.
Postanowiła
nie
zastanawiać się, czy ta uwaga nie ma
seksistowskiegozabarwienia.
–Czym
popłyniemy?
–DumąMonty’ego.
Ta
odpowiedź ją zaskoczyła. Duma Monty’ego to był ich
największy jacht, zmodernizowany i odpicowany w zeszłym
roku,reprezentującynajwyższeświatowestandardy.
–MaszzamiarprzesadzićichzOrki
naMonty’ego?–spytała.
Taki kolos jak Monty zużyje przecież niewyobrażalną ilość
paliwa!–Japrzecieżmogęnaprawić,cokolwieknatejOrcejest
nietak.
–Ajeśli
ci
sięnieuda?
–Co
dokładniemówiłkapitan?–niepoddawałasię.
–Że
silnikstanął.
Żałośnie
uboga
winformacjeodpowiedź.
– Ale w jaki sposób? Nagle czy stopniowo? Czuć było jakiś
swąd,zapach?Charczał?Czywogólewydawałjakieśdźwięki?
–Nie
pytałem.
–Szkoda.Powinieneśbył.
Matt
rzucił jej niecierpliwe spojrzenie i zrozumiała, że
przegięła.Onjestwkońcujejszefem.
– Wydaje
mi się, że branie Dumy Monty’ego to olbrzymia
strata paliwa – powiedziała. – Jeśli uda mi się szybko
zlikwidowaćawarię,sporozaoszczędzimy.
–Niebioręnawetpoduwagętakiegowariantu.Przesadzamy
pasażerówizałogęnaMonty’ego,aty
bierzeszsiędonaprawy
Orki.
– A mogłabym porozmawiać z kapitanem? – spytała Tasha
niepogodzona z myślą, że
jej
ewentualne zaniedbanie może
kosztowaćfirmętakąmasępieniędzy.
–Nie
komplikujsprawy,Tasha.
– Ja
nie komplikuję, przeciwnie, szukam prostszego
rozwiązania.Montypalijaksmok.
–Dla
mnienajważniejszejestzadowolenieklienta.
–Za
każdącenę?
–Tak
–odparłbeznamiętnymtonem.Trudnobyłowyczuć,czy
jestnaniązły,czyteżnie.
Wsnachbyłdlaniejdużomilszy.Żartował,stroszyłjejwłosy,
całował w usta. Było im razem ciepło i przytulnie, jak
wkokonie.Dlaczego
życieniemożeprzypominaćsnu?
Nie.Stop.Wcale
bytegoniechciała.
– Pragnę, żeby Hans Reinstead wrócił do Niemiec
zachwycony – ciągnął Matt. – I żeby podzielił się swoim
zachwytem ze znajomymi i wspólnikami, żeby wychwalał
poziom obsługi, jaką mu zapewniliśmy. Nieważne, czy
naprawimy silnik w pięć minut czy w pięć godzin. Nam
przytrafił się wypadek przy pracy, ale oni nie powinni tego
odczuć.Wręczprzeciwnie,należyimzaoferowaćjeszczewyższy
standard usługi. Ludzie to uwielbiają. I będą
nas
wynosić pod
niebiosa.
Tasha
nie mogła odmówić temu rozumowaniu logiki.
Rozwiązaniekosztowne,alesensowne.
Oby
tylkonieobróciłosięprzeciwkoniej.
Doszli
do stanowiska jachtu. Jeden z członków załogi był na
pokładzie, inny na nadbrzeżu, gotów do odcumowania
jednostki. Matt zapytał młodego człowieka o ilość paliwa, po
czymwszedłnapokład,aTashazanim.
–Jesttumojaskrzynkaznarzędziami?–spytała.
Matt
potwierdził, a ona zaczęła przypominać sobie ostatni
przegląd techniczny Orki. Czyżby coś przeoczyła? Może jakiś
obluzowany pasek albo nieszczelny przewód? Sądziła, że
sprawdziławszystko,aleprzecieżniktniejestnieomylny.
Matt
wszedłdonadbudówkinamostkukapitańskim,aonaza
nim. Poszukała w nadajniku radiowym pasma przydzielonego
ichfirmieiodezwałasię:
–Orka?
TuDumaMonty’ego.Kapitanie,jestpantam?
W tym czasie Matt otworzył boczną szybę i zawołał do
pomocnika, że można odcumować. Tasha ponownie poprosiła
Orkę przez mikrofon o zgłoszenie się, a Matt zwiększył obroty
silnikaiodbił
od
brzegu.
Zdawał
sobie
sprawę, że użycie Monty’ego zamiast łodzi
używanej przy naprawach jest posunięciem ryzykownym. Ale
wszystko wskazywało na to, że ryzyko się opłaci. Po dwóch
godzinach żeglugi nawet Tasha skłonna była przyznać, że
naprawa nie mogłaby być błyskawiczna. Wypytała przez radio
kapitana Johanssona o symptomy uszkodzenia silnika, poleciła
teżkilkakrotniewysłaćdomaszynownimajtkacelemuzyskania
większejliczbyszczegółów.
Matt
był pod wrażeniem jej fachowości, ale w końcu i sama
musiała przyznać, że musi obejrzeć wszystko osobiście. Nie
pozostałoimwięcnicinnego,jakspędzićnastępnetrzygodziny
namorzu,płynącwkierunkuTyree.
Tasha
była gotowa wziąć całą winę na siebie, ale przecież
drobne przeoczenie to nie koniec świata. Zresztą jest za
wcześnie,bywskazywaćwinnego.
–Połóżsię
na
chwilę,odpocznij–powiedziałMatt.
Wyglądała
na
zmęczoną.Niemasensu,byczuwaliobydwoje.
–Dam
radę.
–Nie
mapotrzeby,żebyśmidotrzymywałatowarzystwa.
–Aty
niepowinieneśmnietakrozpieszczać.
–Nie
musisz nikomu niczego udowadniać. – Wiedział, że po
awansieTashachcesięwykazać.Aleniemasensu,byrobiłato
kosztemsnu.
–Niezamierzam.Aty?
Spałeśchoćtrochę?Dlaczegosięnie
położysz?
– Dam
radę. – Wiedział, że ona potrafi pokierować jachtem,
ale czułby się głupio, zwalając na nią całą robotę. – Wcześnie
skończyłemrandkę.Pospałemtrochę.
Po
rozwodzieMattrzuciłsięwrazzprzyjacielemTJBauerem
w wir życia towarzyskiego. Poznawali nowych ludzi, spotykali
sięzkobietami.Większośćznichtomiłedziewczyny,aleMatt
jakośdożadnejniepoczułmięty,takżedotej,zktórąmiałdziś
randkę. Wrócił wcześnie do domu, kupił w internecie
gwiazdkowe prezenty dla siostrzeńców i bratanków, po czym
zdrzemnąłsięnakanapie.
–Niemusiszmiopowiadaćoswoich
randkach–powiedziała
Tasha.
–Fakt,nie
zadużojestdoopowiadania.
– Wielka
szkoda – odparła lekkim tonem. – To byłby miły
sposóbnazabicieczasu.
– Przykro mi, że nie jestem w stanie dostarczyć ci rozrywki.
Amożeopowieszcośosobie
?
–Aco
chceszusłyszeć?
–No,czywogólewychodzisz?
–Aniby
dokąd?
– Po prostu wychodzisz. Spotykasz się, umawiasz z kimś.
Na
kolacje,natańce…
Wybuchnęłaśmiechem.
–Czy
tomaznaczyć,żenie?
–No
tak.
–Aledlaczego?–Teraznaprawdębyłciekaw.Onawprawdzie
nosi zazwyczaj T-shirty i bojówki, ale pod tym przebraniem
kryjesięprześlicznakobieta.–Nielubiszsięwystroić?Wogóle
ci
siętoniezdarza?
Usiłował
sobie
przypomnieć, czy kiedykolwiek widział ją
w czymś modnym i stylowym. Raczej nie, z pewnością by to
zapamiętał. Kręcąc się na obrotowym krześle, odwróciła się
wjegostronę.
–Dlaczego
mnietakmaglujesz?
–Bomojeopowieściorandkach
sąnieciekawe.Myślałem,że
przytwoichtrochęsięrozerwiemy.
Przyjrzał się
jej
dokładnie. Miała niepokojące oczy koloru
szmaragdów albo głębokiego jeziora. Gęste rzęsy. Wydatne
kościpoliczkowe,perfekcyjniezaostrzonypodbródek.Delikatny
wąskinosiwargiokoralowejbarwie,dolnaniecopełniejszaod
górnej.
Miałochotę
je
pocałować.
– Nie ma o czym mówić – ucięła, dzięki czemu oprzytomniał
iwbiłwzrokwprzedniąszybę.
–Ale
przecieżczasaminapewnolubiszsięwystroić?
–Wolęskupićsię
na
pracy.
–Dlaczego
?
–Lubiępracę,wypełnia
mi
życie.
Nie
zabrzmiałotowiarygodnie.Onprowadzifirmę,aprzecież
maczastakżenażycietowarzyskie.
– A ja lubię się ubrać elegancko i chodzę na randki. Nie
kolidujetozmojąpracą.
– Jasne, że
chodzisz
na randki. Taki facet musi – odparła,
wykonują gest imitujący przesuwanie ręką wzdłuż jego ciała.
Niemiałpojęcia,comiałanamyśli.
–Jaki
facet?–zapytał.
– No… przystojny. Zamożny.
Odpowiedni
pod każdym
względem.
–Przystojny
?
Zdumiało go, że
ona
tak uważa, a jeszcze bardziej, że to
powiedziałanagłos.
–Wszyscytakuważają,Matt–odparła,przewracającoczami.
–Nieudawaj,żeotym
niewiesz.
Nie
przykładałdotegowagi.Wyglądtoprzecieżrzeczgustu.
Uważałsięraczejzaprzeciętniakainiewidziałwtymniczłego.
– Aha, więc jestem odpowiedni pod każdym względem –
mruknąłzprzekąsem.
Co
dobogactwatakżemożnabyłomiećwątpliwości.Dlajego
byłejżonynieokazałosięwystarczające.Ateraz,porozwodzie,
jego majątek uległ znacznemu uszczupleniu. Musiał pożyczyć
pieniądze,byjąspłacić,iczekałgojeszczeconajmniejrokalbo
dwaciężkiejpracy,żebyodzyskaćrównowagęfinansową.
– Ty też taka jesteś – odezwał się do Tashy. – Inteligentna,
pracowitaiładna.Powinnaśzacząćchodzićnarandki.Innenie
dorastają ci do pięt – dokończył, wspominając dziewczynę,
zktórądziśsięumówił.
–Możemyprzestać?–zapytała.
–Przestaćrozmawiać?
– Mam dyplom mechanika pokładowego. Chcę być
traktowana poważnie. – odparła, zsuwając się z wysokiego,
pokrytego
białąskórąkrzesła.
–Co
tyrobisz?–Niechciał,byopuściłakabinę.
– Zamierzam skorzystać z twojej rady. Czyli położyć się
i odpoczywać
przez
jakieś… – spojrzała na zegarek – dwie
godziny?
–Nie
miałemzamiarucięwyganiać.
–Jasne.
– Nie musimy rozmawiać o randkach
– powiedział, ale na
widok jej zaciśniętych ust poczuł ochotę na pocałunek. Skąd
takiimpuls?
– Jak
już dojedziemy na miejsce, będę miała co nieco do
zrobienia.
Pomyślał,że
zatrzymywanie
jejterazbyłobysamolubstwem.
–Masz
rację.Należycisięodrobinasnu.
Wyszła, a on zaczął się zastanawiać, co się dzieje, gdy czuje
się pociąg do podwładnej. Nie, nie może w to wchodzić, nie
powinien. W tym momencie sam sobie wydał się śmieszny.
Przecież z jej strony nie było najmniejszej zachęty. No, oprócz
tego,żenazwałagoprzystojnym.
A więc uważa go za przystojnego. Obserwując ciemną linię
brzegu,uśmiechnąłsiędosiebiewmyślach.
Problemem
Tashy nie były randki jako takie. Jej problem
polegał na tym, że ciągle myślała o randce z Mattem. A on
przecież nie jest w jej typie. Co do tego nie ma wątpliwości.
Chodziła już z chłopakami takimi jak on – zdolnymi,
wykształconymi, zadufanymi w sobie. Wiedziała, jak to jest.
Ajednakniepotrafiłaprzestaćmarzyćonim.
Na
pokład zacumowanej w Tyree Orki weszli tuż po świcie.
Matt – wysoki i pewny siebie – powitał klientów jak w swoim
domu.Bowistocietakbyło.
Czarował
rodzinę
Hansa,
przepraszając
za
drobne
opóźnienie,oferującDumęMonty’egowramachrekompensaty.
Większyimocniejszyjachtjegozdaniempozwoliimnaszybkie
odrobieniestrat.
Klienci
byli w sposób oczywisty zachwyceni tą propozycją
i Tasha mogła spokojnie zająć się dieslowskim silnikiem Orki.
Pogodziniewiedziałajuż,żezepsułsięseparatorwody.Stłukła
sięteżżarówkawskaźnikazawartościwodywpaliwie,zabrakło
więc sygnału ostrzegawczego, że do silnika zamiast ropy
dociera woda. Jednoczesne wystąpienie takich defektów było
sprawązastanawiającą.Więcej–bardzo,bardzodziwną.
Matt
udałsiędomiasteczkapoczęścizamienne.Dopołudnia
nowy oddzielacz wody był już zamontowany. Dokonując
naprawy, Tasha zastanawiała się, kto ostatnio miał dostęp do
Orki. Teoretycznie każdy pracownik mariny, tyle że nie każdy
znałsięnasilnikach.
Po
tereniekręciłosięteżsporomechanikówzzewnątrzoraz
oczywiście liczni klienci. Czy ktoś z nich mógłby celowo
uszkodzić silnik? Kto i w jakim celu? Tasha nie miała pojęcia.
Aniechciałateżpopaśćwparanoję.
Podczas
pracy ubrudziła ropą ubranie i włosy, skorzystała
więczłazienkidlazałogiipoprosiłaomundurstewarda,żeby
mócsięprzebrać.
Gdy
wyszła na pokład, zorientowała się, że jacht jeszcze nie
ruszył.Czyżbyjakiśnowyproblem?
– Czy coś jest nie tak? – spytała Matta, który zamiast na
mostku kapitańskim przebywał w kambuzie. Reszta załogi
musiała zasilić większy jacht i wyszło
na
to, że Orką będą
płynąćtylkowedwoje.–Brakujenamnapędu?
–Anie
jesteśprzypadkiemgłodna?–odparł,stawiającrondel
nakuchence.
–Jasne,jestem.Ale
myślałam,żezjemycośpodrodze.
–Kawa?
–Chętnie.
Wyjąłzszafkidwiefiliżanki.
–Monty
podążanapołudnie.Wszyscysązadowoleni.
–Miałeśrację,
to
byłdobrypomysł–przyznała.
– To wyjątkowo ważny czarter. Pierwszy wynajem po
jesiennych targach. No a klient to prominentny biznesmen
zmasąkontaktów.
–Przepraszam,że
ci
sięsprzeciwiałam.
–Zawsze
mówto,comyślisz.
–Ale
powinnamteżcięsłuchać.
–Anie
słuchasz?
– Czasem zdarza mi się na czymś zafiksować i wtedy święty
Boże nie pomoże – odparła, wciąż myśląc o swoich
podejrzeniach,żektośmajstrowałprzysilnikuOrki.
–Miewaszsilneprzekonania–powiedziałMattzuśmiechem.
– To nie najgorsza cecha. Dzięki niej ciekawie się z tobą
rozmawia. – Podał jej kawę w filiżance. – W ogóle
przy
tobie
wszystkojestinteresujące.
Nie
wiedziała
co
odpowiedzieć.
Patrzyła
w
jego
ciemnoniebieskie oczy. Boże, co za przystojna twarz.
Kwadratowy podbródek, któremu cień nieogolonego zarostu
przydawał surowego wyglądu. Prosty nos, intensywnie różowe
pełnewargi,którechciałobysięcałowaćicałować.
– Interesujące jest to, co stało się z silnikiem – odparła
wkońcu,odganiając
niestosowne
myśli.
Zaciekawiony
uniósłbrwi.
– Rzadko zdarza się jednoczesne przepełnienie separatora
wodyipęknięcieżarówki,któramiałaby
przed
tymostrzegać.
–Noi?
– Wiem, miewam
skłonności do fiksacji, ale mnie się to
wydajedziwne.
–Chcesz
powiedzieć,żektoścelowodokonałuszkodzeń?
– Tego
nie powiedziałam, wydaje mi się tylko, że to rzadki
zbieg okoliczności. Może po prostu jako mechanik miałam
pecha.
–Naprawiłaśwszystko,awięc
raczej
miałaśszczęście.
–Szklanka
dopołowypełna?
–Wykonałaśkawał
dobrej
roboty,Tasha.
–Nie
byłotospecjalnietrudne.
– Jasne, nie dla takiej mistrzyni – odparł, a jego
spojrzeniu
pojawiłysięfiglarneiskierki.
–Naprawa
byłaprosta.Tylkoprzyczynysązagadkowe.
Spojrzeli
na siebie i zamilkli. O szyby dzwoniły krople
deszczu. Tasha znów wyobraziła sobie, jak Matt ją pieści
icałuje.Zrobiłosięjejgorąco.
– Jestem pewna, że wszystko sprawdzałam. Zakrętka
separatoraniebyłapoluzowana,wodaniemogłasiędostaćdo
ropysamazsiebie.
–Przestań.
Nie
zrozumiała,ocomuchodzi.
–Niedoszukujsięswojejwiny.Stałosięijuż.
–Okej.
Matt
zrobił krok w jej kierunku. Potem drugi. I jeszcze
następny. Chciała zawołać, by się nie zbliżał, ale nie wydała
z siebie ani jednego dźwięku. Bo przecież nie chciała, by się
zatrzymywał.
Nagle
tuż obok uderzył piorun. Fala zakołysała jachtem.
Tasha chciała się przytrzymać kontuaru, ale potknęła się
i oparła o pierś Matta. Przez sekundę obejmował ją, chroniąc
przedupadkiem.
–Przepraszam.
– Pogoda się psuje – zauważył, a jego głęboki głos
zadźwięczał jej w uszach i wibrował w przylegającej
do
jego
torsupiersi.–Tasha–westchnął.
Pochylił
twarz
i musnął jej usta wargami, które po chwili
rozchylił. Pocałunek dał jej przenikającą całe ciało rozkosz.
Chwyciła go za ramiona, by nie stracić równowagi. Rozum
podpowiadał jej, że powinni przestać. Ale teraz nie liczyło się
nicoprócztegoprzypominającegokataklizmpocałunku.
To
Matt w końcu się cofnął. Wyglądał na równie
oszołomionegojakona.
–Ja…–zaczął,
lekko
kręcącgłową–niewiem,copowiedzieć.
– No to nie mów. – Zmusiła się do kroku w tył. Też
nie
wiedziała, co powiedzieć. – To coś, co się po prostu…
wydarzyło.
–Jakie
coś?
–Chyba
błąd.
–Przypadek
–poprawiłją,przeczesującsobiewłosypalcami.
–Musimy
jużruszać–powiedziała.
Trzeba
sięzająćczymśkonkretnym.
Nie
chciała analizować tego pocałunku. Nie chciała się
przyznać, jak wielkie wywarł na niej wrażenie. Nie chciała, by
jejszefdomyślałsię,żeona–bardziejniżprzełożonego–widzi
wnimmężczyznę.
Musi
sama sobie tego zabronić. W ich wzajemnej relacji ona
jestmechanikiem,niekobietą.
Matt
pokręciłgałkąradia,byusłyszećprognozę.
– Możemy
spokojnie
zrobić sobie coś do jedzenia –
powiedział.–Totrochępotrwa.
ROZDZIAŁDRUGI
Przeczekującburzę,zasnął.Poczterechgodzinachobudziłsię
iudałnaposzukiwaniaTashy.
Jacht wznosił się i opadał na wysokich falach, deszcz stukał
oszyby.MattnieznalazłTashynapokładzie,wąskimischodami
zszedł więc do maszynowni, gdzie spodziewał się ją znaleźć.
Iniepomyliłsię.
– Co robisz? – spytał, widząc ją pochyloną nad generatorem,
zktóregozdjęłaobudowę.
Zesztywniała, słysząc jego głos. Pewnie przypomniał się jej
pocałunek. On też nie mógł o nim zapomnieć i też czuł się
z jego powodu niekomfortowo. Po części dlatego, że jako szef
niepowinienbyłdopuścić,bysytuacjawymknęłamusięzrąk.
Ale również, bo był to cudowny pocałunek i z chęcią by go
powtórzył.
–Serwisuję–odparła,niepodnoszącgłowy.
–Możeszpowiedziećcoświęcej?
– Sprawdziłam elektrykę i akumulatory. Niektóre złącza
wymagały czyszczenia. Paski i rurki są w porządku, ale filtr
olejuwartobywymienić.
–Myślałem,żeśpisz.
Wiedział, że Tasha jest obowiązkowym pracownikiem, ale
terazuznał,żektośtakizdarzasięraznamilion.
– Trochę spałam. A potem się obudziłam – odparła,
odwracającdoniegotwarz.
Skądś wytrzasnęła roboczy kombinezon. Oczywiści był za
duży, więc podwinęła rękawy i nogawki. Kobieta z kluczem
francuskim w ręku, ze smugą smaru na policzku, ubrana
wbezkształtnyszarywórniekonieczniewyglądaseksownie.Ale
ona wyglądała. I on tak bardzo znów chciał ją pocałować.
Odsunąłjednaktęmyśl.
– Ja na twoim miejscu pewnie raczej sprawdziłbym barek –
powiedział,żebyrozluźnićatmosferę.
– Na szczęście twoi pracownicy nie są tacy jak ty – odparła
zuśmiechem,któryzagościłnajejtwarzyprzezsekundę.
–Coracjatoracja.Alewbarkustoibutelkazacnegokoniaku.
Wsamraznadeszczowepopołudnie.
Nieodpowiedziałaizpowrotemzajęłasiępracą.
–Staraszsięmizaimponować?
–Tak.
–Notocisięudało,aterazprzestańpracować.
–Jeszczenieskończyłam.Silnikwymagastałejkonserwacji.
–Zawszejesteśtaka…bojawiem…nadgorliwa?
–Atocośzłego?
–Możeniezłego,alenapewnoirytującego.
–Łatwosięirytujesz.
–Staramsięcięrozgryźć–odparłzuśmiechem.
– Strata czasu. Nie musisz mnie dobrze znać. Wystarczy, że
podpisujeszlistępłac.
Wyraźny sygnał. Ona uważa go za szefa, nic więcej. Musiał
jakoś przełknąć tę gorzką pigułkę. Ale skoro jest już tym
szefem…
– Mamy piątą po południu, jest sobota, koniec roboty –
powiedział i złapał ją za ręce, usiłując wyjąć jej z dłoni klucz.
Błąd.Ichpalcesięzetknęłyidreszczprzeszedłcałejegociało.
– Daj spokój, Matt – powiedziała ostrzegawczym tonem. – Ja
jeszczenieskończyłam.Poważnie.
Miała teraz oczu koloru mchu i głębokie, uległe spojrzenie.
Zpewnościącośczuła.Musiałacośczuć.
Uwolnionązjegouchwyturękąścisnęłagomocnozaramię.
Spodobałomusięto.
–Niewolnonamtegorobić,Matt.
–Wiem.Alechcęcięjeszczerazpocałować.
–Tozłypomysł.
–Maszrację.
Zaczerpnęłatchu,przyczymrozchyliławargi.Niecofnęłasię
nawetokrok.
– Nie komplikujmy sprawy. Nasza relacja nie powinna
wychodzićpozatwójpodpisnamoimczeku.Janieztych.
–Nieztych,którecałująfacetów?
– Na pewno nie szefów ani współpracowników. A już
szczególniepodczaspracywusmarowanejmaszynowni.
–Uczciwiestawiaszsprawę.
– Owszem. I nie potrzebuję twojego uznania. A teraz puść
mojąrękę.
Zdałsobiesprawę,żewciążjejdotyka.Niechciałpozwolićjej
odejść.Aleniemiałwyboru.
Odłożyłakluczisięgnęłapośrubokręt,byprzykręcićpokrywę
prądnicy. Matt cofnął się i złapał poprzeczną belkę nad swoją
głową.
–Sztormpowoliodpuszcza–stwierdził.
–Todobrze.
Zabrzmiałotojakfinalnakwestiacałejtejsceny.
PóźnymwieczoremwprowadziliOrkędomariny.
Tasha bezskutecznie starała się zapomnieć o pocałunku
Matta. Ciągle odczuwała związaną z nim przyjemność i sama
niewiedziała,cotowszystkoznaczy.Dlaczegotenelokwentny,
superprzystojny młody człowiek miałby się zainteresować
właśnienią?
Okej, może gdyby posłuchała matki i zaczęła się ubierać
i zachowywać jak kobieta, gdyby wybrała inny zawód, może
wtedy jego zainteresowanie dałoby się wyjaśnić. Matt był
bardzopodobnydobostońskichchłopakówjejsióstr.Takich,co
tonieopuszczążadnejimprezy.
Oni pragnęli wyłącznie superkobiecych dziewczyn. Tasha
jakoś im nie pasowała. Z tego powodu zresztą wyjechała.
A teraz ten Matt kompletnie ją zdezorientował. A tego nie
lubiła.
Takwięcnatychmiastmusisięczymśzająć.
Gdy tylko dostała awans, wiadomo było, że musi zatrudnić
zastępcę. U Matta pracowało na stałe kilku robotników
portowych, którzy potrafili też dokonywać drobnych napraw.
Wraziepotrzebybrałosięnazleceniekogośzzewnątrz.Jeden
mechanik nie dałby rady ze wszystkim. Flota mariny Whiskey
Bayskładałasięzdwudziestuczterechjednostek,odwielkiego
Monty’egopomałełódeczkipływającepozatoce.
Problemem firmy – szczególnie po rozwodzie Matta – była
płynnośćfinansowa.Agotówkimogłydostarczyćjedyniełodzie
w pełni sprawne technicznie, gotowe do wynajęcia w każdej
chwili. Dlatego oprócz Tashy potrzebowano jeszcze jednego
mechanika.
Awansując, Tasha zajęła opuszczony gabinet w głównej
siedzibie firmy – budynku z lat siedemdziesiątych obłożonym
metalowymi panelami. Strefa klienta była tam urządzona
elegancko,podobniejakgabinetyMattaimenedżeradospraw
sprzedaży.Jejprzydzielonopomieszczenieoraczejspartańskim
wystroju. A zresztą i tak siedzenie za biurkiem nie było w jej
stylu.
Teraz spotkała się z czwórką kandydatów. Dwóch nie miało
odpowiednich
kwalifikacji.
Trzeci
wprawdzie
posiadał
odpowiedni dyplom, ale coś w nim budziło w Tashy nieufność.
Może nazbyt przechwalał się swoimi osiągnięciami? Jego
pewnośćsiebiegraniczyłazarogancją.Czwartyspóźniałsięjuż
pięćminut,coniewróżyłonajlepiej.
Iwtedywdrzwiachpojawiłasiękobieta.
–Przepraszam–powiedziałazdyszana.
Tashazerwałasięnarównenogi.
–AlexDumont?
Kobietazuśmiechemwkroczyładopokojuiwyciągnęłarękę.
Tasha uścisnęła ją, śmiejąc się z siebie samej, jako że zbyt
pochopnieuznała,żektośoimieniuAlexmusibyćmężczyzną.
–MamnaimięAlexandria–uściśliłakobieta.
– Akurat ja nie powinnam była mieć przesądów co do płci.
Proszęusiąść.Zamieniamsięwsłuch.
–Kogoś,ktomanaimięTasha,niktnapewnonieweźmieza
mężczyznę. Chociaż wyobrażam sobie, że często jest ono
przekręcane,jeślichodziopisownię
–Fakt,niewiadomo,cogorsze.
– Ja lubię zaskakiwać, dlatego skróciłam imię. Muszę
powiedzieć, że pierwszy raz w życiu mam rozmowę o pracę
zkobietą.
Alex była wysoka, miała cienkie włosy koloru dojrzałej
pszenicy,trochępiegówimiłyuśmiech.Niewyglądałanaswoje
dwadzieściapięćlat.
–JesteśzChicago?–spytałaTasha,przeglądającjejCV.
–Tak,alejużodtrzechtygodnitamniemieszkam.
– Z jakiego powodu? – zapytała Tasha, której zależało, by jej
zastępcazamieszkałnastałewWhiskeyBay.
– Zawsze marzyłam o zachodnim wybrzeżu. A poza tym nie
układałomisięzrodziną.
– Nie akceptowali twojego wyboru drogi zawodowej? –
domyślałasięTasha.
– Wręcz przeciwnie – roześmiała się Alex. – Ojciec i obydwaj
braciasąmechanikami.Niechcielimniepuścić.
–Pracowaliścierazem?
– Z początku tak, potem przeniosłam się do innej firmy. Ale
oniciągledawalimidobrerady.
Tashapomyślała,jakinnesąjejdoświadczenia.
– Ja pochodzę z Bostonu. Moi rodzice nie chcieli, żebym
została mechanikiem, tylko żoną lekarza albo prawnika. No
może ewentualnie zgodziliby się, gdybym była malarką
pejzażystką,względnietancerką.
–Maszrodzeństwo?
–Dwiesiostry.Obiewyszłyzaprawników.–Tashaniechciała
rozmawiać o rodzinie. Stare dzieje. – Widzę, że w Schneider
Marine pracowałaś zarówno z silnikami benzynowymi, jak
i dieslowskimi. A z maszynami firmy Broadmore? Mamy dwa
ichsilniki.
–Tak,sąwredne–roześmiałasięAlex.
Tashawypytałająjeszczeoukończonąszkołę,doświadczenie
wdiagnostyceorazinnesprawyiwkońcuzapytała:
–Kiedymożeszzacząć?
–Adaszmikilkadninarozpakowaniesię?
–Jasne.
–Wtakimraziezgoda.
–Witamynapokładzie–odparłaTasha,ściskającdziewczynie
rękę.
Gdy po kilku minutach do pokoju wszedł Matt, z jej ust nie
schodziłuśmiech.
–Cojest?–zapytał.–Cosiętakszczerzysz?
–Bojestemszczęśliwa.Lubięswojąpracę.
–Tylkodlatego?
–Niewierzysz?
Naprawdę lubiła pracę. A będzie ją lubić jeszcze bardziej,
mającdopomocykogośtakiegojakAlex.
–Miałemnadzieję,żejesteśszczęśliwa,widzącmnie.
–Matt!–warknęłaostrzegawczo.
–Mamytopoprostupuścićwniepamięć?Mamnamyślinasz
pocałunek.
– Wiem, co masz na myśli – odparła, w popłochu zamykając
drzwi.Jeszczektośusłyszy…–Przestań.
–Tęskniłemzatobą.
–Niepotrzebnie.Jestemtucałyczas.
–Aleniechceszmówićoniczympozapracą.
–Zgadzasię.
–Okej,rozumiem.Ktoodciebieterazwychodził?
–AlexDumont.Nasznowymechanik.Przecieżwiedziałeś,że
mamkogośzatrudnić?
–Tak,ale…tokobieta.
–Mnieteżtozaskoczyło.
Otworzyłusta,chcąccośpowiedzieć,alewyjąkałtylko,żenie
zamierzasięwtrącać.Iżewsobotęmarandkę.
–Atoniespodzianka–odparła,choćwpiersipoczułaukłucie.
–Chybanieumawiamsięzaczęsto?
–Mamtogdzieś.
To nie była prawda. Przez okno swojego mieszkania często
obserwowałago,jakwychodzizdomuwieczorami,odstawiony
jak z żurnala. Ciekawiło ją, dokąd się udaje, z kim ma się
spotkaćikiedywrócidodomu.
Widziałateż,jakzapraszadodomukobietę,jakjedząkolację
natarasie,rozmawiają,śmiejąsięcaływieczór.
Nie miała tego „gdzieś”. Ale w życiu by się do tego nie
przyznała.
TakwięcwsobotęwieczoremMattzaprosiłwysoką,smukłą,
uczesanąprzezdrogiegofryzjeraEmiliedodomu,gdzieraczyli
sięrybązgatunkułososiowatychirisottem.Potrawdostarczył
tutejszy szef kuchni. Kolacji w przeszklonym salonie przy
świetle świec i księżyca towarzyszyło kalifornijskie wino, a jej
zwieńczeniem były ręcznie robione trufle z belgijskiej
czekolady.
Powinno
być
cudownie.
Emilie,
właścicielka
biura
nieruchomości, jest inteligentna, pełna wdzięku, nawet dość
dowcipna. Nie ukrywała, że po kolacji liczy na romantyczny
ciągdalszy.
AleMattciąglezerkałnapomost,najachty,nabudynekfirmy
i warsztat. Doczekał się. Tasha przeszła przez zabezpieczającą
bramkę i skierowała się na schody prowadzące do mieszkań
służbowych. Niektórzy pracownicy mieszkali wraz z rodzinami
we własnych domach. Młodsi, będący jeszcze singlami, cenili
sobie kwaterunek na koszt firmy, choć ich mieszkanka były
bardzoskromne.Mattcieszyłsięteraz,żeiTashawybrałataką
opcję.Odruchowospojrzałnazegarek.Prawiedziesiąta.Późno
wraca,nawetjaknanią.
–Matt?–odezwałasięEmilie.
–Tak?
– Pytałam, czy wszystkie są twoje. No, te jachty. Naprawdę
maszichtakdużo?
– Tak. Zaczynałem od trzech, ale w ciągu dziesięciu lat flota
siępowiększyła.
Tashazniknęłamuzpolawidzenia.Tęskniłzanią.Musijutro
znaleźćpretekst,żebyzniąporozmawiać.
–Tenjestnaprawdęwielki.
–Tak,toMonty,naszanajwiększajednostka.
– Mogłabym go zwiedzić? Oprowadziłbyś mnie? – spytała
ioczysięjejrozjaśniły.
Zanimzdążyłodpowiedzieć,rozległosiępukaniedodrzwi.
–Spodziewaszsiękogoś?–spytałaEmilie.
Wpadali do niego jedynie dwaj mieszkający w pobliżu
kumple, ale oni nie pukali, tylko jeszcze z zewnątrz oznajmiali
swoje przybycie głośnymi okrzykami. Nie chcieli pojawić się
wnieodpowiednimmomencie.
– Zaraz wracam – powiedział Matt, udając się w kierunku
drzwifrontowych.
– Jasne. Ja ci nie ucieknę – odparła z nutą sarkazmu Emilie,
pakującsobiedoustkolejnączekoladkę.
WdrzwiachwpomiętejroboczejkurtcestałaTasha.
Wpierwszymodruchuchciałjąwciągnąćdośrodkaicieszyć
jejobecnością.
–Cosięstało?–spytałzamiasttegochłodno.
– Mam dziwne przeczucie, że coś się dzieje z Wichrem
Pacyfiku.Niepokojęsię.
Gestemzaprosiłjądośrodka,aleonawymowniespojrzałana
swojezabłoconebuciory.
–Wsystemiesterującymzerwałsiękabel–powiedziała.
– To coś poważnego? – spytał, uradowany, że przyszła z tym
doniegoosobiście.
Porazpierwszypojawiłasięuniegowdomu.Ciekawbył,czy
spodoba się jej jego minimalistyczne nowoczesne wnętrze,
szklane ściany umożliwiające rozległe widoki. W ogóle
natomiastnieobchodziłogo,coojegodomumyśliEmilie.
–Niebardzo.Naprawiłamto.
–Todobrze.–Mattnietraciłnadziei,żejejnagławizytama
charakterprywatny,auszkodzeniestatkutotylkopretekst.
–Matt?–zawołałaEmilie.
Cholera,zupełnieoniejzapomniał.
–Zarazwracam–odkrzyknął.
– Jesteś zajęty – stwierdziła Tasha, patrząc na zegarek. –
Przecieżdziśsobota.
–Zapominaszodniachtygodnia?
–Matt,kochanie.–Emiliestanęłazajegoplecami.
Kochanie?
Na
pierwszej
randce?
I
to
jeszcze
niesfinalizowanej?
– Kto to jest? – zapytała pełnym wyższości tonem, który się
Mattowiniespodobał.
–TojestTasha–wyjaśnił.
–
Jestem
mechanikiem
–
dodała
niezrażona
protekcjonalnościąEmilieTasha.
– Jakiś nagły wypadek? – spytała Emilie, zaborczym ruchem
obejmującMatta.
– Tak – odparł, nie pozwalając Tashy dojść do głosu. –
Obawiam się, że musimy skrócić nasze spotkanie. Zamówię ci
podwózkę–powiedział,sięgającpotelefon.
Emilieszybkoodzyskałarezon.
–Alecosięstało?–spytała.
–Cośzsilnikiem–odparł.–Taksówkabędziezatrzyminuty.
Przyniosęcipłaszcz.
Błagał, by Tasha nie zaprotestowała. Zaprotestowała za to
Emilie:
–Alejamogęzaczekać.
– Nie mam prawa cię o to prosić. To może potrwać. Sprawa
jestbardzoskomplikowana.
–Matt,alejamogę…
– Wykluczone – pokręcił głową. – To moje sprawy służbowe.
Bardzopilne.
–Jesteśmechanikiem?–zwróciłasięEmiliedoTashy.
–Tak,okrętowym.
– Więc babrzesz się w tych wszystkich smarach i takich
rzeczach?Tomusibyćobrzydliwe.
–Emilie–napomniałjąMatt.
– Co takiego? Przecież to dziwaczne zajmować się czymś
takim.
– Raczej rzadko spotykane – sprostowała Tasha. – Ale
statystyki mówią, że kobiety stanowią prawie piętnaście
procentwszystkichmechaników.
Emilie najwyraźniej zabrakło języka w gębie. Sygnał
wtelefonieMattaobwieścił,żepodjechałponiąsamochód.
– Nie musiałeś tego robić – zauważyła Tasha, gdy drzwi
zamknęłysięzagościem.
–Itaknamnieszło.
–Ajastałamsiętwoimpomagierem?
– Nie potrzebuję pomagiera – mruknął niechętnie, gdy
stwierdził,żenieżartowała.–Opowiedz,cosięstało.–Gestem
zaprosiłjądośrodka.
Schyliłasię,byzdjąćbuty.
–Niemusisz–zaprotestował.
–Maszbiałydywan.
Fakt, kobiety przychodziły do niego zazwyczaj w szpilkach
czy lekkich pantofelkach. Widok jej grubych wełnianych
skarpetniecogorozbawił.
–Drinka?–zaproponował.
–Nie,dziękuję.
–Otworzyłemwłaśniebutelkępinotnoir.Samniedamrady.
– Ja tu nie przyszłam w celach towarzyskich – odparła,
taksującwzrokiemdizajnerskiewnętrze.
Najwyraźniej bała się usiąść w roboczym stroju na którymś
z obitych białą skórą mebli. Zauważył to i skierował się do
jadalni, gdzie stały bardziej tradycyjne brązowe krzesła. Nalał
winododwóchkieliszków.
–Niepijęwpracy–zastrzegła.
–Jestsobota,dziesiątawieczór.Pogodzinach.
–Czylico?Niezapłaciszmi?
–Maszwumowiestałąpensję.Itakpracujeszzadużo.
–Dlaciebietodobrze.
–Okej,dajęcipodwyżkę.
Roześmiała się drwiąco, wzięła od niego kieliszek, ale
postawiłaprzedsobąnastole.
–Proponujędwadzieściaprocent–ciągnął.
–Niezrobisztego.
–Zrobię.Notozatępodwyżkę–powiedział,unoszącwgórę
kieliszek.
– A ja właściwie przyszłam tu powiedzieć ci, że
prawdopodobniepopełniłamstrasznybłąd.
ROZDZIAŁTRZECI
–Znaszsięnawinie–powiedziałaTasha,gdypociągnęłałyk
zkieliszkaizerknęłanaetykietęnabutelce.
–Cieszęsię,żecismakuje.Kojarzysztęmarkę?–spytałlekko
zdziwiony.
–Aco?Mechanikniemożebyćkoneseremwin?
–Jasne,żemoże.Oczymtorozmawialiśmy…
–Przyniosłamzłąnowinę.WicherPacyfikumazerwanykabel.
–Chybajużgonaprawiłaś?Dobrarobota,jakzwykle.
– Ale to nie powinno się stać. Dopiero co go serwisowałam.
Musiałamcośprzeoczyć.
–Dlaczegotakchętniesięobwiniasz?Tosięstałojużpóźniej.
– Ale nie powinno zdarzyć się tak szybko. Zużycie nie
wyglądało na nadmierne. Może kabel był po prostu kiepskiej
jakości?
–Nowłaśnie.
–Albo…–zawahałasię.
–Alboco?
–Ktośgoumyślniezerwał.Wiem,towygląda,jakbymszukała
usprawiedliwienia dla własnej niekompetencji. Ale po naszym
powrocie z Tyree rozmawiałam z dostawcą paliwa. Nikt nie
skarżyłsięnanadmiernązawartośćwody.Tylkomyidotyczyło
totylkoOrki.Jaktomożliwe?Czywodamogłasiędostaćtylko
dojednejpartiipaliwa?–zakończyłaiwypiłatrochęwina.
–Tasha?Mogłabyśmiprzybliżyć,ococichodzi?
–Nietwierdzętegozcałąpewnością,aleprzecieżktośmógł
dolaćwodydopaliwaorazpodciąćkabel.
–Alepocomiałbytorobić?
–Możemaszwrogów?Albokonkurencję?
–Orany!–wykrzyknąłzpodziwemwgłosie.
–Cieszyszsię,żektościźleżyczy?
–Nie,poprostuwłaśniestwierdziłem,żerozmowaztobąjest
owieleciekawszaniżzEmilie.
–Uważasz,żemojahipotezajestnaciągana?
–Tegoniepowiedziałem.Uważam,żetoekscytujące!
–Ekscytujeszsiętym,żektośchcezniszczyćciebieifirmę?
–Nie,alejużsięcieszęnaśledztwo.Nigdyniemarzyłaś,żeby
byćdetektywemamatorem?
–Nie–odparłaszczerze.
–Cośty!Przecieżtwojapracajestbardzopodobna:śledzisz,
wykrywasz
problemy
i
naprawiasz
je
na
co
dzień.
Adomniemanyzłoczyńcatylkododajecałejsprawiesmaczku.
–Ztobąjestcośnietak,Matt,skorociętokręci.
–Alepomożeszmi?
– To należy do moich obowiązków – odparła, nie mogąc się
oprzeć dreszczykowi podniecenia na myśl, że będą nad czymś
pracowaćrazem.
–Zacznijmyodlistypodejrzanych.Ktomadostępdosilników
isystemówsterowniczych?
–Jaimechanicyzfirmyzewnętrznej.NoiterazAlex,alejej
niebyłoznamiwczasieawariiOrki.
–AlemieszkałajużwWhiskeyBay?
–Sugerujesz,żejestkretem?
– Na razie nic nie sugeruję. Ustalam fakty. Przynajmniej
ciebie
możemy
wykluczyć
–
powiedział
z
ironicznym
uśmieszkiem.
–Ciebieteż–zrewanżowałasię.
– Dzięki? A kogo z pracowników można wykluczyć? Musimy
przejrzećlistęzleceńzostatnichtygodni.Codokonkurencji,to
oczywiście istnieje motyw finansowy, ale nie sądzę, żeby ktoś
działałtakpodstępnie.
Tasha zdała sobie sprawę z wagi swoich oskarżeń. Może to
wkońcuonasamapoprostupopełniłajakiśbłąd?Niktniejest
doskonały.Alenie,wodawsilnikuOrkitonapewnoniewynik
pomyłki.
– Tasha – odezwał się Matt, przyglądając się jej badawczo –
samawiesz,żetoniemogłabyćtwojawina.
W pokoju zrobiło się nagle jakby cieplej. Temperaturę
podnosiły subtelne dźwięki: szum wiatru i fal, trzask drewna
wkominku.WTashyobudziłosiępożądanie.
–Muszęiść–powiedziała,wstając.
Onteżwstałiwziąłjązarękę.Spojrzałnajejusta.Drżały.
–Tasha–wyszeptał,oplatającpalcamijejdłoń.
Wiedziała, że powinna się ruszyć. Wyjść. Zamiast tego
przymknęła powieki. Zrobiła krok w jego stronę, zmniejszając
dystans.
Odchyliła
twarz.
Nie
miała
zbyt
wielkiego
doświadczenia w sprawach miłosnych, ale wiedziała, że ten
gestjestprośbąopocałunek.
Nierozczarowałasię.
Przylgnął wargami do jej ust. Pocałunek był czuły, łagodny
i jakby nieśmiały. Ale ją i tak przeniknęło ciepło, drżenie
i energia. Przytulała się coraz mocniej, rozchyliła usta
i zarzuciła mu ręce na szyję. Jęknął cicho, objął ją i przytulił.
Sutki jej się naprężyły, chciała czuć na sobie jego nagą skórę.
Ale zachowała zdrowy rozsądek, który nakazał jej się wycofać.
Niepowinniposuwaćsięzadaleko.
Niechętniezrobiłakrokdotyłu.Najchętniejudawałaby,żenic
się nie stało, ale nie potrafiła. Spojrzała mu w twarz. Miał
mętnywzrok,wktórymodnalazłaśladuśmiechu.
–Jesteśniesamowita–powiedział.
– Nie powinniśmy tego robić – odparła nie bez żalu
zmieszanegozpoczuciemwiny.
–Alezrobiliśmy.
– Wiesz, co mam na myśli. Nie wolno nam. Musisz mnie
wtymwspierać,Matt.
–Zadużoodemniewymagasz–westchnąłteatralnie.
Wiedziała, że musi myśleć realistyczne, ale chciała być też
wobecniegoszczera.
–Podobamisiętu–powiedziała.
–Miłotousłyszeć.
–Niechodzimiodom.PoprostulubiępracowaćwWhiskey
Bayiniechciałabymztegorezygnować.
–Przeskakujeszztematunatemat.
– Wiem. Bo mam nadzieję, że nie dążysz do przygody
miłosnej.Kobietymechanikanietraktujesiępoważnie.
–Totypowiedziałaś.
–Niechcęłączyćżyciaosobistegozzawodowym.
–Niktniechce.Ażwydarzysięcośtakiego,żeichoddzielenie
staniesięniemożliwe.
Chciałajużzakończyćtęrozmowę.
–Chybapodsunęłamciniewłaściwąmyśl.
–Jedyne,coztegozrozumiałem,tożecisiępodobam.
Powinnazaprotestować,aleniechciałakłamać.
– I jeszcze – ciągnął – że moja firma może być celem
sabotażu.
– W każdym razie jest taka możliwość i powinniśmy ją
rozważyć–odparłazadowolona,żemożezmienićtemat.
–Ufamtwojejintuicji,więctozbadamy.
Tasha westchnęła z ulgą. Nareszcie wrócili na właściwą
płaszczyznę. Z Mattem będzie od teraz tylko pracować, nie
zabawiaćsię.Musisiętegotrzymać.
Matt nie mógł się skupić na pracy. Ciągle rozpamiętywał
pocałunekzTashą.
–Alektomiałbycelowopsućtwojesilniki?Ipoco?–zapytał
TJ. We trzech, jeszcze z Calebem, grzali się wokół gazowego
kominkanagórnymtarasiesiedzibyfirmy.Byłchłodnywieczór,
amimotoraczylisięzimnympiwem.
–Chybakonkurencja–odparłMatt.
Calebusiadłnajednymzwyściełanychkrzesełizauważył:
–Mamyprzecieżmonitoring,kamerki.
– Nie obejmują wszystkiego. Łatwo je wyminąć, jeśli się wie
jak.Zamówiłemjużdodatkowe.
–Zawiadomiłeśpolicję?–spytałTJ.
– Jeszcze nie. To byłoby przedwczesne, sam się muszę
najpierwprzekonać.
–Myślisz,żeTashamogłasiępomylić?
– Nie. Ona się nie myli – odparł Matt, może zbyt gorliwie
odsuwająccieńpodejrzeniajejoniekompetencję.
–Taktylkozapytałem.
–Ajaodpowiedziałem.Narazieczekamy.
–Ażcośsiępowtórzy?Ajeślitymrazemuszkodzeniebędzie
poważniejsze?Amożeniechodzitylkoomarinę?
– Martwisz się o Crab Shack? – spytał Matt, mając na myśli
restaurację, która prowadziła Jules, świeżo poślubiona żona
Caleba. Była w piątym miesiącu ciąży, spodziewali się
bliźniaków.
– Jeszcze nie, ale na wszelki wypadek poproszę Noaha, żeby
spędzałwknajpiewięcejczasu.
–NiktniechcezadzieraćzNoahem–zauważyłTJ.
–Taaa…jestbojowyilekkostuknięty–przyznałCaleb.
Chłopak szwagierki Caleba spędził nawet po jakiejś bójce
jakiś czas w więzieniu. Twardy, nieustępliwy, zawsze gotów do
obronyJulesijejsiostryMelissy.
–AcozkameramizainstalowanymiwCrabShack?Możena
nichcośsiędazobaczyć?–zapytałTJ.
–Sprawdzę–odparłCaleb.
–Będęwdzięczny–powiedziałMattdoCaleba.
Jakoś nie przyszło mu na myśl, że powinien obawiać się
o bezpieczeństwo Tashy czy innych osób. Ale może Caleb ma
rację? Na razie nikt nie ucierpiał, ale nie ma gwarancji, że to
nienastąpi.Przemoczazwyczajsięnasila.
–Matt?–zpomostudobiegłgogłosTashy.
Szybkopodszedłdobarierki,żebyjązobaczyć.
–Wszystkowporządku?–krzyknąłprzestraszony.
– Tak – odparła zdziwiona jego troską. – Wyporządziłam już
na jutro Nieustraszonego i Strefę Kryształu. Idę do miasta na
kilkagodzin.
– Po co? – zapytał Matt i natychmiast zdał sobie sprawę
z niestosowności tego pytanie. Jest już po piątej i Tasha może
robić,cojejsiężywniepodoba.
–Spotkaćsięzparomakumplami.
Kumplami? Co ona przez to rozumie? Czy chodzi o jednego,
czyocałąbandę?Amożetotylkoznajomi?
–Alexnalejepaliwadobaków–ciągnęłaTasha.–Gościemają
siępojawićodziesiątej.
– Rozumiem – odparł Matt, żałując, że nie może zaspokoić
swojejciekawości,jakTashaspędziwieczór.
– Muszę znów do niej uderzyć – stwierdził TJ, gdy Tasha się
oddaliła. – No, do tej twojej pani mechanik – dodał, widząc
zdumieniewoczachMatta.–Onamisiępodoba.
–Dlaczegomówisz„znów”?Jużpróbowałeś?
– Tak, w lecie. Nawet zapytałem cię o zgodę, a ty mnie do
tegozachęcałeś.Zaprosiłemjąnakolacjęitańce.Aletochyba
byłbłąd.
Mattpociągnąłłykpiwa,byzdusićwsobiepokusęodezwania
się. Nie życzył sobie, żeby Tasha spotykała się z kimkolwiek,
a już tym bardziej z TJ-em, który był uosobieniem bogactwa,
męskiej urody i wszelakiej „odpowiedniości”. Matt widział, jak
kobiety na niego reagują. Nie żeby Tasha była zwykłą kobietą,
alejednak…
– Może lepiej zaproszę ją na rajd monster trucków albo
wystawę jakichś innych pojazdów? – TJ głośno myślał. –
W końcu jest mechanikiem… Już wiem, w Seattle niedługo
odbędziesiępokazsamochodowy.Zaproponujęjejwyjazd.
–Niemożesztegozrobić–powiedziałMatt.
–Dlaczego?–wtrąciłsięCaleb.
–Bojużrazgoodtrąciła–wyjaśniłmuMatt.
–Muszębyćwytrwały–broniłsięTJ.
–Maszcośprzeciwkotemu,żebyTJpodrywałTashę?–spytał
zaciekawionyCaleb.
–Nie–odparłMatt,poczympoprawiłsię:–Tak,mam.
–Atociekawe!–TJsięuśmiechnął.
–Cośjestmiędzywami?–spytałCaleb.–Podobacisię?
–Pocałowałemją.Aonamnie.Całowaliśmysię–odparłMatt,
nie chcąc, by przyjaciele wzięli to za przechwałki. – To miła
kobieta,lubięją.Aledoniczegoniedoszło.
–Chcesz,żebymsięwycofał?–spytałTJ.
– Ale przed chwilą powiedziała, że idzie spotkać się
zkumplem–zauważyłCaleb.
– Kumplami. Liczba mnoga – sprostował Matt. – To pewnie
jacyśjejznajomi.
– Nie spieszyło ci się – stwierdził Caleb i Matt musiał
przyznać mu rację: przez długi czas nie zauważał Tashy. –
Zaprosiłeśjągdzieś?
– Teraz nie mamy czasu. Jak wiesz, jesteśmy pochłonięci
sprawamikryminalnymi.
–Wtakimraziejaspróbuję–oznajmiłTJ.
–Odprawiłacię–przypomniałmuCaleb.
–Ktonieryzykuje,tenniejedzie.
–Jąłatwospłoszyć–ostrzegłMatt.
–Więccozamierzasz?–spytałCaleb.
–Nic.
Matt nade wszystko pragnął, by w jego marinie Tasha czuła
się komfortowo. Nie chciałby jej stracić. Zarówno z przyczyn
osobistych,jakizawodowych.
Ulubiony lokal Tashy, połączony z barem Edge w miasteczku
Whiskey Bay był popularnym miejscem spotkań pracowników
pobliskich marin i robotników zatrudnionych w warsztatach
i firmach dostawczych. Publika z większymi pretensjami
preferowała raczej knajpkę Blue Badger. Sporym uznaniem
cieszyłsiętakżenowyCrabShack.
Edgebyłjużudekorowanyświątecznie.Nadbaremkrólowała
wielkagirlandazezłotychkulikwiatówgwiazdybetlejemskiej.
Rozbrzmiewała muzyka rockowa i country, menu było
niewyszukane,mieliteżdobrepiwoznalewaka.Tashaobiecała
odwieźćAlexdodomu,pozostaławięcprzycoli.
– Słyszałeś, żeby ktoś tu ostatnio miał nieoczekiwane
problemy z silnikiem? – zagadnęła siedzącego naprzeciwko
Henry’egoSchneidera,którybyłgłównymmechanikiemjednej
zokolicznychmarin.
–Jakiegotypuproblemy?
–Miałamwodęwpaliwie.
–Możeobluzowałacisięnakrętka?
–Nie,sprawdzałam.Amimotoseparatorbyłpełenwody.
–Zdarzasię.–Henrywzruszyłramionami.
–Awięcniesłyszałeśoniczymdziwnym?–dociskałaTasha.
– Dziwnym? – zainteresował się James Hamilton, który
właśniewrazzAlexwróciłzparkietu.
– Niewyjaśnione przypadki usterek w mechanizmach –
sprecyzowałaTasha.
–Wszystkodasięwyjaśnić.Trzebasiętylkodobrzeprzyjrzeć.
Alex poprosiła do tańca Henry’ego, więc Jamesowi nie
pozostałonicinnegojakzatańczyćzTashą.
James był szczerym i otwartym chłopakiem z Idaho. Wysoki
chudzielec, rudy, zawsze w dobrym humorze. Nieźle tańczył,
podobno nauczył się tego na wiejskich potańcówkach
w stodole. Tasha wiedziała, że w rodzinnej wiosce zostawił
swojąszkolnąmiłość,doktórejzamierzałwrócić.
Gdytaniecsięzakończył,TashazaplecamiJamesadostrzegła
znajomąpostać.Matt.
–Cotyturobisz?Cośsięznówstało?
–Zatańczysz?–spytał,nieudzielającodpowiedzi.
Rozległ się utwór Bruce’a Springsteena i Matt wziął ją za
rękę.
– Dlaczego uważasz, że musiało się coś stać? Czy facet nie
możesobiepoprostuwieczoremwyjśćnamiasto?
–Niesądzę,żebytobyłatwojaulubionamiejscówka.
–Właśnieżetak.
–Kłamiesz.
–Martwiłemsięociebie–przyznałzwahaniem.–Wmieście
grasujeprzestępca.
– Nawet jeśli, to interesuje go wyłącznie twoja firma –
roześmiałasię.–Zemnąniematonicwspólnego.
–Tegoakuratniewiemy–odparł,przytulającjąmocniej.
W milczeniu dawała mu się prowadzić w tańcu. Okazał się
całkiem niezłym tancerzem. Trudno, nie będzie robić scen.
Wkońcusąwmiejscupublicznym.
– Wiem, że cenisz sobie niezależność – ciągnął. – Ale przy
mnieniktniebędziecięzaczepiał.
–Alemnieitakniktniezaczepia.Ichybaniezamierza.
Mattrozejrzałsię,jakbyotaczałaichbandakryminalistów.
– Widzisz tego w czerwonej koszuli? – spytała Tasha. –
PracujewmarinieShuttersCorner.Achłopak,któryrozmawia
zAlex,jestjegokolegązpracy.Towszystkosąmiejscowi,Matt.
Mechanicy.Jaichznam.
–Izewszystkimitańczysz?
Wyglądałnazazdrosnego,aniechciała,bytakbyło.
– Nie. Ja tu przyszłam, żeby ich wypytać. Zbieram dowody,
jeślichceszwiedzieć.Możekogośspotkałotosamoconas?
–Och,toświetnypomysł.
–Dzięki–odparłaironicznie.
–Niemamnicprzeciwkotańcom.
–Wiem,przecieżsammniezaprosiłeś.
–Mamnamyślitańceznimi.Bozemnąmożesztańczyć,ile
chcesz–powiedział,obniżającgłos.
–Mieliśmynieiśćwtymkierunku,Matt.
– Okej – zgodził się, chociaż sposób, w jaki ją trzymał
w ramionach, nosił wszelkie cechy zażyłości. – Zresztą ta
piosenkaitakzarazsięskończy.Jakwróciszdodomu?
–Samochodem.
–Nieboiszsięwychodzićsamawieczorem?
–Robiętoodsześciulat,Matt.TymrazemjestemzAlex.
– Ale teraz ktoś prowadzi przeciw nam dywersję. Tobie też
możecośgrozić.
– Nie mamy co do tego pewności. I wiesz co? Zaczynam
żałować,żepodzieliłamsięztobąmoimipodejrzeniami.Amoże
jest coś, co przede mną ukrywasz? Może wiesz, że ktoś mi
zagraża?
–Wiem,żeTJmiałwobecciebiepewnezamiary.
– Ale to było dawno temu! Nie podejrzewasz go chyba? –
spytałazdumiona.
Fakt, odrzuciła zaloty TJ-a. Ale TJ to bliski przyjaciel Matta.
Nie mściłby się na nim za coś takiego. Nawet nie wyglądał,
jakbymuspecjalnienaniejzależało.
Zaczęto grać typową melodię bożonarodzeniową. Nie
nadawała się specjalnie do tańca, ale Matt nie schodził
zparkietu,więciTashanadalznimtańczyła.
– Nie podejrzewam TJ-a – odparł Matt po namyśle. – To
wszystkowinaCaleba.OnsięboioJules,więcijazacząłembać
sięociebie.
–Calebtowogólepanikarz.ATJtostarasprawa.
–Niejesteśnimzainteresowana?
–Aco?Prosiłcię,żebyśmniezapytał?
CzyżbyMattsprawdzałjąnaprośbęprzyjaciela?Tepocałunki
itakdalej?Możeźleodczytałasytuację?
– Nie. TJ nie jest w moim typie – odparła, nie czekając na
odpowiedźMatta.
Na parkiecie pojawiła się Alex. Złapała Tashę za ramię
ipowiedziała,żeJamesodwieziejądodomu.Oczyjejprzytym
błyszczały.Tashauznała,żejejzastępczyniniewypiłazadużo,
aJamesauważałazaprzyzwoitegochłopaka.
–Mogęciętuzostawić?–spytałająAlex.
–Jasne.Dozobaczenia.
– A więc jedziesz do domu sama – stwierdził Matt, gdy Alex
skierowałasiędowyjścia.–Pojadęzatobą.
Tashaprzewróciłaoczami.
–Mówiępoważnie–obstawałprzyswoim.
– Dzięki za taniec – powiedziała, stanowczym ruchem
wysuwającsięzjegoobjęć.
Miałazamiarzamówićsobiejeszczejednącolę.Miałazamiar
pogadać z Henrym i innymi mechanikami. Nie potrzebowała
obstawy.
ROZDZIAŁCZWARTY
Podeszła do swojego kompaktowego autka stojącego
wodległymkącieparkinguprzybarzeEdge.Widziała,żeMatt
czai się w mroku, że czeka, aż ona pojedzie do domu. Posłała
mupełnerezygnacjispojrzenieiprześmiewczopomachałaręką
napożegnanie,wsuwającsięzakierownicę.
A on nie dbał o to, co Tasha myśli. Caleb zwrócił mu uwagę
na kwestie bezpieczeństwa i zamierzał ją chronić. Wsiadł do
swojego samochodu i usłyszał, jak silnik auta Tashy zakrztusił
sięrazidrugi,poczymzamilkł.
Mattodwróciłsięizobaczył,żeTashapodnosimaskę.
–Pomóc?–spytał,podchodząc.
Roześmiałasię.
–CzytałeśchybamojeCV?
– Nie podważam twoich kwalifikacji jako mechanika. Po
prostupadłciakumulator.Możetosabotaż?
–Nie–odparłastanowczo.
–Skądwiesz?
– Bo mam stary akumulator. Niedomaga już od jakiegoś
czasu.Maszkable?
–WBMW?Poco?Mójakumulatorjestjeszczenagwarancji,
poza tym wykupiłem assistance, w każdej chwili ktoś może do
mniepodjechać.Aty?Niewoziszkablidorozruchu?
– Na ogół tak – odparła Tasha zmieszana. – Ale teraz
pożyczyłamjeAlex.
–Chodź–powiedział,kierującsiędoswojegosamochodu.
–Zadzwoniępopomocdrogową.
–Niematakiejpotrzeby.Jutrociętuprzywiozę,atybędziesz
jużmiałazsobąswojekable.
–Samapotrafięosiebiezadbać.
– Lubisz się kłócić? Czy może to duma nie pozwala ci
skorzystaćzmojejpomocy?
–Możliwe.Lubiębyćniezależna.
– Ale od przypadkowego kierowcy z pomocy drogowej
przyjmieszpomoc?
–Jemumogęzapłacić–odparła,zhukiemzamykającmaskę.–
Alemaszrację.Pojadęztobą.
–Jesteśpewna,żeniktniegrzebałwtwoimakumulatorze?–
spytał,pilotemotwierającdrzwiswojegoauta.
– Całkowicie. Jeśli tak będziemy wiązać wszystko ze
wszystkim,popadniemywobłęd.
–Fakt,teraztymaszrację–odparłMattponamyśle.
–Notofajnie,jesteśmykwita–uśmiechnęłasię.
–Alejatylkozapytałem,atonietosamocostwierdzenie.
–Maszrację.
–Awięcdwadojednegodlamnie.
Zapinającpas,znówmusiałasięuśmiechnąć.
Wyjechali z parkingu. Było zimno, ale ogrzewanie działało
perfekcyjnieiTashamusiałarozpiąćswąobcisłąkurtkęzszarej
skóry, pod którą nosiła fioletowy top. Miała też na sobie luźne
wytarte dżinsy i brązowe kowbojki. W jej upiętych na czubku
głowy w koński ogon włosach przy każdym ruchu głowy
połyskiwałybursztynowerefleksy.
Ten nieco niedbały, a jednocześnie seksowny wygląd bardzo
przypadłmudogustu.
– Rozmawiałam z kilkoma kolesiami, ale nikomu nic
podobnegosięnieprzytrafiło–odezwałasię.
–Awięcktoścelujewmojąmarinę.
–Natowychodzi.Albotoprzypadkowyzbiegokoliczności.To
teżmożliwe.
Ontakżewolałby,bytakbyło.
–Sprawdzękonkurencję–powiedział.
–Jak?
– Będzie gwiazdka, nowy rok, cała masa przyjęć i imprez.
Społecznośćbiznesowauwielbiaświętować.
–Wiem.
–Bywałaśnafirmowychwigiliach?–zdziwiłsię.
–Czytałamonich.Sąwytworne,snobistyczneinudne.
Roześmiałsięnawidokjejzmarszczonegonoska.
– Nie są takie złe. Może przesadnie wyszukane, ale można
poznaćinteresującychludzi.Naprzykładkogośtakiegojakja–
dodał,gdyparsknęładrwiąco.–Czyjajestemtakizły?
–Wpewnymsensietak.
–Wjakimsensie?
– Ubierasz się bardzo elegancko, nie nadużywasz slangu.
Maszbogatesłownictwo.
–Icowtymzłego?
–Boto…Odrazuwidać,żejesteśzwyższychsfer.
– A ty? – zapytał. Jego zdaniem ona używała równie
poprawnegojęzyka.
–Jajestem…przeciętna,zwyczajna.
Niebyłatoprawda,alenieporanakłótnie.
– Tacy ludzie też są na imprezach. Nie powinnaś się wobec
nichuprzedzać–odparł,skręcajączautostradydolasu.
– Nie znoszę tych sukienek z falbanami, pretensjonalnych
kanapek
z
kawiorem
i
musem
z
gęsich
wątróbek
iniekończącychsięrozmów,ktozkim,dlaczegoizaile.
Musiałprzyznać,żesłowaTashysąwdużejmierzetrafne.
– Nie krytykuj, dopóki sama nie spróbujesz – powiedział
jednak.
–Maszrację.
–Awięctrzyjedendlamnie–zachichotał.
W świetle reflektorów ukazał się jego dom. I jeszcze coś…
Zamrugałoczami,bomyślał,musięprzywidziało.Poczułucisk
wżołądku.
–Ktotojest?–spytałaTasha,gdyzgasiłsilnik.
–Mojabyłażona.Nieznaszjej?
–Możewidziałamraz.Zdaleka.
– Fakt, nie bywa tu często. Woli Francję. I Francuzów. Nie
mampojęcia,cojątusprowadza.
Obojewysiedlizsamochodu.
– Cześć, Dianne – powiedział Matt, zbliżając się od
oświetlonegowejścia.
Ciemnowłosa kobieta miała na sobie czarny wełniany żakiet
ze skórzanymi obszyciami, czarne spodnie i buty na bardzo
wysokich obcasach. Perfekcyjny makijaż, zaciśnięte usta,
przymrużoneoczy.
–Gdziebyłeś?–warknęła.
–TojestTashaLowell–powiedziałMattiwyjaśnił,żebylina
tańcach.–Acotyturobisz?–spytał.
–Muszęztobąporozmawiać,tosprawaosobista.
–Nocóż,janiezamierzamztegopowoduwcześniejkończyć
wieczoru–odparł.–Zadzwońdomniejutro,Dianne.
–ChodzioFrançois–wyrzuciłazsiebieDianne.
Matt nie zatrzymał się. To, co jest się między jego byłą a jej
nowymmężemtowyłącznieichsprawa.
–Zostawiłmnie.
–Przykromi,Dianne,alemnienicdotego.
–Okradłmnie.Zabrałwszystkiepieniądze.
Mattpoczuł,jakTashadelikatnietrącagowrękę.
– To też może poczekać do jutra. Wezwać ci taksówkę?
Jesteśmy po rozwodzie, Dianne, i o ile dobrze pamiętam,
spłaciłemcię.Więcejniżhojnie.
Matt chciał wtedy jak najszybciej mieć wszystko za sobą
iwbrewradomprawnikadałDiannewszystko,czegozażądała.
Nadszarpnęło to finanse jego firmy, ale za jakieś dwa trzy lata
marinaznówwyjdzienaprostą.Trzebatylkociężkopracować.
Zapomocąaplikacjiwtelefoniezamówiłsamochód.
–Matt,jamamkłopoty–powiedziałaDianne.–Poważne.
–Wtakimraziezadzwońdoprawnika.
–Niepopełniłamprzestępstwa.–Podniosłagłos.–Jakmożesz
byćdlamnietakiokrutny?
–Atymaszczelnośćoczekiwać,żerzucęwszystkoizajmęsię
twoimi problemami? – powiedział, odwracając się do niej, gdy
wchodził z Tashą do domu. – Zdradziłaś mnie, rzuciłaś, twoja
chciwość omal nie doprowadziła mojej firmy do upadku. Twój
samochódjużpodjeżdża–dokończył.
–Przepraszamcięzanią–powiedziałdoTashy,opierającsię
o zamknięte drzwi jakby w obawie, że była żona może je
sforsować.
Tasha nie bardzo wiedziała, jak zareagować. Wiedziała, że
rozwody często przebiegają burzliwie i że Matt ma prawo
trzymać byłą żonę na dystans, ale Dianne wyglądała na
autentyczniezrozpaczoną.
–Zdajesię,żeszukawkimśoparcia–zauważyła.
–
Trudno
powiedzieć,
zawsze
miała
skłonności
do
dramatyzowania. Złamanie paznokcia uznawała za taką samą
klęskęjakpowódźczypożar.Ajużmiałemnadzieję,żezostanie
wtejFrancjinazawsze.Uff.Muszęsięnapić.Aty?
Poniewielkichschodkachzszedłnadółdosalonuoszklanych
ścianach. Po drodze włączył długi gazowy kominek, który
optycznie poszerzał pomieszczenie i oddzielał strefę kuchenną
odwypoczynkowej,wktórejwielkiebiałeskórzanefotelestały
naprzeciwkodwóchpodobnychdonichwstylukanap.
Tasha wiedziała, że powinna wracać do domu. Była jednak
ciekawasprawyMattaiDianneipozawszystkim,powieczorze
spędzonym nad szklankami wody i coli, myśl o prawdziwym
drinkurozgrzałajejumysł.
– Myślałem o tequili – powiedział Matt, przechodząc do
kuchni.
–Kochammargaritę–przyznałasięTasha.
– Świetnie, mam w lodówce limonki. W kredensie stoi szkło.
Wybierz, co ci odpowiada. W spiżarce powinna być
gruboziarnista sól. – Wskazał jej drogę czubkiem noża, którym
kroiłlimonki.
Pojemna, wypełniona po brzegi rozmaitymi rodzimymi
iegzotycznymiproduktamispiżarkarobiławrażenie.
–Lubiszgotować?–zapytała.
–Totakiemojehobby.
– Nie domyśliłabym się. Wyglądasz na faceta, który woli
zatrudnićgosposię.
– No i zatrudniam, ale nie pozwalam jej gotować. Ona robi
tylkoto,czegojarobićnielubię.
–Acolubisznajbardziej?
–Gotować,pracować,ćwiczyć.
–Umawiaćsięnarandki?
–Todopieroostatnio.
–Aprzyjaciół?
– Caleba i TJ-a? Jasne, że ich lubię. Spędzam z nimi każdą
wolną chwilę. Nie planujemy tego, po prostu do siebie
wpadamy.
– Prawie jak w rodzinie – stwierdziła Tasha, krojąc na pół
limonkę.Mattniezaprzeczył.
Tasha zazdrościła mu tak bliskich relacji z kumplami. Byli
rzeczywiściejaktrzejbracia.Jejniestetyprawienicniełączyło
zdwiemasiostrami.
– Chyba padną, jak się dowiedzą, że Dianne przyjechała –
powiedział.
–Myślisz,żezostanietunadłużej?
To nie jej sprawa i nie miała prawa o to pytać, ale
przyzwyczaiła się do myśli, że Matt jest singlem. Przecież
fantazjowanie jest o wiele przyjemniejsze, kiedy wiesz, że ma
szansestaćsięrzeczywistością.
Wtymmomencienóżześliznąłsięiskaleczyłasięwpalec.
–Auć.Alezemnieniezdara.
– To coś poważnego? Krwawisz, zrób sobie opatrunek –
powiedział,podającjejchusteczkęhigieniczną.
–Samoprzejdzie.
– Nie możemy dopuścić, żeby krew nakapała do soli – śmiał
się.–Aniżebysóldostałasiędorany.
Prowadził ją długim korytarzem. Drzwi do niektórych
pomieszczeń były otwarte. Zauważyła jego gabinet, a także
oszklonąwerandę–cośwrodzajuoranżerii.
–Ładnietu–powiedziała.
Weszli do jednego z pokoi i sekunda wystarczyła jej, by się
zorientować,żetogłównasypialnia.Zawahałasięipotknęła.
–Ostrożnie–ostrzegłjąMatt.
–Ależtojest…
Widokkrólewskichrozmiarówłożawkolorzeszarobrązowym,
dwóch głębokich foteli ze skóry i metalu, nocnych stolików,
dębowejpodłogiidywanikówwgeometrycznewzoryzaparłjej
dechwpiersiach.
–Jakie?
–Wielkie.
Poprzestałanatymokreśleniu,choćnamyślprzychodziłojej
jeszcze „onieśmielające” i „podniecające”. A więc jest
wsypialniMatta.Jakdotegodoszło?
– Mam tu jakieś plastry z opatrunkiem – powiedział, idąc do
łazienki.Weszłatamzanimiprzezchwilęmusiałapopracować
nad wyrównaniem oddechu. – Lubię przestrzeń – wyjaśnił,
widzącpodziwwjejoczach.–Niepotrzebujęwielupokoi,wolę
jedenaporządny.
–Niechceszmiećdzieci?
– Dianne nie chciała. – Wzruszył ramionami. – No to nie
nalegałem.
Podeszlidoumywalki.Mattotworzyłszafkę,którejzawartość
była stanowczo zbyt prywatna, by pokazywać ją komukolwiek.
Wyjąłzszafkiopatrunek.
–Samatozrobię–powiedziała,czując,jakdziałananiąjego
bliskość.Podobałsięjegozapach,głos,delikatnydotyk.
– Co dwie głowy to nie jedna – zaprotestował, odkręcając
kran i sprawdzając temperaturę wody. Tasha niemal czuła, jak
serce obija się jej o żebra. – A ty? – zapytał. – Chcesz mieć
dzieci?
–Napewno.Raczej.Takmisięwydaje.Niemyślałamjeszcze
otym.Niespieszymisię.
–Racja–odparł,okręcającplasterwokółjejpalca.–Wróćmy
donaszychdrinków,bolódnamsięrozpuści.
Siedząc naprzeciwko Dianne przy najbliższym okna stoliku
w Crab Shack, Matt zamówił do picia wodę. Już po chwili
żałował,żeniepoprosiłocośmocniejszego.Niechciałspotykać
sięzniąwdomu.Tenetapmająjużzasobą.
– Dałaś mu dostęp do wszystkich swoich papierów
wartościowych? – spytał, nie mogąc uwierzyć w to, co przed
chwiląusłyszał.
– Miał pałacyk, jacht, prywatny odrzutowiec, należał do
ekskluzywnych klubów. Nie chciał nawet podpisywania
intercyzy.Dlaczegomiałabymmunieufać?
–Możedlatego,żejestoszustem?
–Skądmiałamtowiedzieć?
– Fakt, mogłaś nie wiedzieć, ale powinnaś była pilnować
swojegomajątku.
– Ale on wziął wszystko na siebie. Dokumenty były po
francusku,nicnierozumiałam.
Wyglądało na to, że on rzeczywiście wziął „na siebie”
wszystko,azwłaszczajejpieniądze.Cóż,narobiłasobiebigosu,
aleniezamierzałsiętymprzejmować.
–Comaszzamiarzrobić?–spytał.
–Tęsknięzatobą,Matt.
–Onie,tylkonieto.Japytamociebie,otwojeplany.
–Niemampojęcia–odparłazestrachemwoczach.
–Możeposzukajsobiepracy?–zasugerował.
Kelnerka przyniosła zamówione dania. Matt był prawdziwym
fanemtutejszejkuchni.
–Wysyłaszmniedopracy?Alejanicnieumiem.
–Nigdziecięniewysyłam.Alenierozwiążęzaciebietwoich
problemów,Dianne.
–Przecieżmaszpieniądze.
– Nie mam, wszystko poszło na spłacenie ciebie. A nawet
gdybymmiał,totobiesięonenienależą.
– To jest mój dom – powiedziała, wyglądając przez okno,
zktóregowidaćbyłowznoszącysięponadoceanemdomMatta.
– To był twój dom przez jakiś czas. Ja go kupiłem, a przy
rozwodzie otrzymałaś połowę jego wartości. A poza tym
wycyckałaś mnie ze wszystkich dochodów, jakie przynosiła
firma.
–Ale…
–Cieszsiętymlunchem,Dianne.Botoostatniarzecz,jakąci
wżyciufunduję.
–Matt?–ŻonaCaleba,Jules,podeszłaiprzywitałagopełnym
wahania tonem. Po minach jego i Dianne zorientowała się, że
dziejesięcośniedobrego.
– Cześć, Jules. Jak się masz? – odparł Matt, patrząc na jej
zaokrąglony brzuszek, w którym bliźniaki pewnie już nieźle
rozrabiały.
–Świetnie,dzięki.
Matt przedstawił jej Dianne jako swoją byłą żonę, która
wpadłazkrótkąwizytą.
–Miłociępoznać,Dianne.WitajwCrabShack.
Diannemilczałazzaciętąminą.
–Będziesznagaliizbyhandlowej?–MattzagadnąłJules.
– Na pewno wpadnę. Nie mogę ciągle siedzieć w domu ze
stopamiuniesionymiwgórę,jakchciałbylekarz.Atybędziesz?
–Tak,mamnawetprzemawiać.
– To dobrze, nie będziesz tak przynudzał jak nasz burmistrz.
Nieprzeszkadzam,dokończcielunch.Mniewzywająobowiązki.
Mamklientkę.
W drzwiach restauracji stanęła Tasha. Co ona tu robi? Matt
czekał na jakiś gest z jej strony, ale Tasha go chyba nie
zauważyła.
–Zarazwracam–powiedziałdoDianne.
–Ale…–byłażonausiłowałagopowstrzymać.
– Cześć – powiedział, podchodząc do Tashy. – Przerwa na
lunch?
Niemógłniezauważyć,żejestubranabardziejschludnieniż
dopracy.
–Dziśzaczęłamwcześniej–tłumaczyłasię.
–Nierozliczamcięcodominuty,możesztuzostać,ilechcesz.
–UmówiłamsięnalunchzJules.Zaprosiłamnie.
Matt zdziwił się. Nie miał pojęcia, że się znają. Tasha
spojrzaławgłąbsaliidostrzegłaDianne.
– To może zabrzmi dziwnie – powiedział w tym momencie
Matt–aleczymogępocałowaćsięwpoliczekilekkoprzytulić?
–Piłeścoś?–zapytała.
–Nie,chodzioDianne.Zależymi,żebypomyślała,żetyija…
Nowiesz…
–Rozumiem,żechcerozpalićnanowodawneuczucia?
–Onaprzedewszystkimchcepieniędzy.Ajakuzna,żejestem
z tobą, przynajmniej przestanie mnie podrywać w celu ich
zdobycia.
Tasha rozejrzała się wokół, jakby bała się, że ktoś ze
znajomychtozobaczy.
– Jules zrozumie sytuację – uspokoił ją Matt. – Caleb na
pewnomówiłjejoDianne.
–NiechodzimioJules.
–Aoco?
Zawahała się. Czyżby bała się, że taki incydent wzmocni jej
uczuciadoniego?
– O nic – odparła po chwili. – Nic mnie nie obchodzi. Całuj
mnieiprzytulaj,byleszybko.Dałeśmipodwyżkę,więcchociaż
tylemogędlaciebiezrobić.
– To więcej, niż mi się należy – odparł, z trudem ukrywając
rozczarowanie.
–Zgadzasię–powiedziała,gdymuskałjejpoliczekwargami.
–Jestemtwoimdłużnikiem.
Ścisnąłjejdłoń,pragnączewszystkichsił,bytłumwokółnich
nagle gdzieś się rozpłynął. Po czym odwrócił się i podążył do
stolika, przy którym zostawił rzucającą mu teraz gniewne
spojrzeniaDianne.
ROZDZIAŁPIĄTY
Tasha uwielbiała Crab Shack. Lokal był jasny i przestronny.
Z okien można było podziwiać ocean i klify. Wieczorem
drewniane stoły przykrywano białymi obrusami, zapalano
świece i lampiony, robiło się elegancko i przytulnie. Nic
dziwnego,żegościprzybywało.
KiedymieszkaławBostonie,wkażdyweekendwrazzrodziną
odwiedzała drogie restauracje. Gdy zaczęła jej doskwierać
koniecznośćwystrojeniasięnatęokoliczność,byrodzicemogli
dumnie prezentować światu swoje trzy córki, zrezygnowała
z tego zwyczaju. Rozmaite pokazówki i rozmowy o niczym
zaczęła uważać za stratę czasu. Zresztą jedzenie było
absurdalnie
wyszukane
i
nie
zaspokajało
głodu.
Niejednokrotnie po powrocie do domu z pięciogwiazdkowej
restauracjimusiałarobićsobiekanapkę.
Ale Crab Shack to co innego. Świetne żarcie, swobodna
atmosfera.Wysokajakośćbezpretensjidoniewiadomoczego.
Jules zaprosiła ją do swojego biura koło kuchni, tłumacząc się
przepełnieniemsali.Opróczbiurkazkomputeremikilkuszafek
na dokumenty stał tam też mały stół konferencyjny i trzy
krzesła.
– Zamówiłam tacę przystawek – powiedziała Jules, gestem
zapraszającdozajęciamiejscaprzystole.–Jaterazpowinnam
jeść mało, za to systematycznie – roześmiała się. – W moim
brzuchutoczysięwalkaoprzestrzeńżyciową.
Podeszładobiurkaiotworzyłalaptop.
–Przechowujemytunagraniazkameryprzeztrzytygodnie–
wyjaśniła. – Caleb zamówił teraz więcej kamerek o lepszej
rozdzielczości. Na dotychczasowych nagraniach niestety nie
widaćzdalekazbytwieluszczegółów.
–Możejednakcośzobaczymy.
Jules kliknęła, by otworzyć pierwszy plik. Powiedzieć
o nagraniu, że było nudne, to jak nie powiedzieć nic.
Prześledziłyjenapodglądzie.Nicsiętamniedziało.
– Matt normalnie nie jest taki uczuciowy – rzuciła Jules
obojętnymtonem.–Aciebieprzytulił.Ipocałował.
–Wpoliczek–sprecyzowałaTasha,nieodrywającwzrokuod
monitora.
–Aletoitakdoniegoniepodobne.
–ZrobiłtodlaDianne.Chciał,żebypomyślała,żesięzemną
spotyka.
–Przecieżsąporozwodzie.
–DiannepotrzebujekasyiMattboisię,żebędziechciałago
odzyskać, wraz z jego forsą naturalnie – odparła Tasha,
wzruszając ramionami. – To do niej podobne, z tego co wiem.
Bospotkałamjątylkoraz,wczorajwieczoremi…
–Wczorajwieczorem?
–WróciliśmyzEdgeionaczekałanaMatta.
–Mieliścierandkę?
– Nie, to przypadek. Poszłam tam, żeby popytać różnych
mechaników,czynieprzydarzyłysięimostatniodziwneawarie.
Zobacz. Co to jest? – spytała Tasha, wskazując palcem ekran.
Obraz był zamazany, ale widać było, że ktoś przechodzi przez
płot. Sprawdziła datę i godzinę. – To było tuż przed tym, jak
zepsułasięOrka.
–Awięcsabotaż?
– Może, ale on przecież nie ma nic w ręku – odparła Tasha,
obserwując na monitorze postać idącą po pomoście w stronę
jachtu.–Pojemnikazpaliwemczyzwodą.
–Alesięwłamał.Czyliniemiałczystychintencji.
– To raczej oczywiste – przyznała Tasha. – Musimy przejrzeć
resztętychnagrań.Zrobiętosama,jeśliniemaszczasu.
– Mowy nie ma. Już dawno nie miałam tak pasjonującego
zajęcia. A poza tym lekarz zaleca mi jak najwięcej siedzieć. –
Julesdemonstracyjnieułożyłastopynawolnymkrześle.
W tym momencie kelnerka wniosła do biura tacę przekąsek
idwieszklankizmrożonegosoku.
–Spróbujptysiówkrabowych–zasugerowałaJules.–Tomój
sekretny przepis. No i szaleję na punkcie wędzonego łososia.
Wciążymojekubkismakowepolubiłysłonepotrawy.Jużwiesz,
co miałam na myśli? – spytała Jules na widok Tashy
przewracającej oczami przy delektowaniu się ptysiami
zkrabów.
–Jesteśgeniuszem–odparłaTasha.–Popatrz!
Człowiek na ekranie wrócił do bramy i przerzucił coś na
drugą stronę ogrodzenia. Sam je pokonał i zaczął szukać
przerzuconej rzeczy. Wtedy coś go spłoszyło i pospiesznie się
oddalił,znikajączpolawidzeniakamery.
– Kombinował coś dziwnego – orzekła Tasha. – To mogły być
jegonarzędzia.Szkoda,żeniemamynagrańlepszejjakości.
Nagranieznówzrobiłosięnudnejakflakizolejem.
–Icosiętamdzieje?–spytałCaleb,wsuwającgłowęwdrzwi.
– Widziałyśmy faceta, który przeskoczył przez płot, szedł
pomostem,apotemuciekł.
– Coś zrobił? – Caleb stanął za krzesłem Jules i zaczął jej
rozmasowywaćramiona.
– Przerzucił jakiś pakunek przez płot. Tasha podejrzewa, że
mogłybyćwnimnarzędzia.
– Nie mamy pewności – odparła Tasha, nie chcąc, by jej
podejrzeniauznanozaostateczne.–Zresztąniewidziałyśmy,co
robiłnapomoście.Możeznalazłsiętamprzypadkowo?
DrzwiznówsięotworzyłyidołączyłdonichMatt.
–Przysięgłabym,żejednaknie–oświadczyłaJules.
–Cotakiego?–spytałMattzaciekawionymtonem,aTashaod
razu wyobraziła sobie, jak mógłby położyć dłonie na jej
ramionachirobićjejtakimasaż,jakiCalebrobiłswojejżonie.
RazemzJulesopowiedziały,cozobaczyłynanagraniu.
– Dianne już wyjechała? – spytał Caleb. – Nie spodziewałem
się,żewrócidoWhiskeyBay.Wżyciu.
–Jateżnie.Zdajesięodkryła,żejejfrancuskimagnatniejest
tym, za kogo się podawał. I cała forsa, jaką dostała przy
rozwodzie,przepadła.
–Niemożliwe!–wykrzyknąłCaleb.
–Przecieżdałeśjejfortunę!–dodałaJules.
– To sąd jej dał, nie ja – sprostował Matt. – Fakt, nie
sprzeciwiałem się. Chciałem przede wszystkim odzyskać
wolność.
– Ale nie do końca ci się to udało – zauważył Caleb
zprzekąsem.–Wróciła.
– Teraz nie dawaj jej ani grosza! – stanowczo powiedziała
Jules. Tasha chętnie by jej zawtórowała, ale uznała, że jej nie
wypadasięodzywać.Toniejejbroszka.
–Powiedziałem,żebyznalazłasobiepracę.
–Dobrarada.
– Ciekawe, czy z niej skorzysta – mruknął Matt, kładąc dłoń
na
ramieniu
Tashy,
która
zareagowała
na
ten
gest
przenikającymciałodreszczem.
–Cośsiętamjeszczedzieje?
Na nagraniu po pomoście chodzili ludzie – pasażerowie,
załoga, dostawcy, Matt. Tasha patrzyła na jego pewny siebie
krokicośścisnęłojąwpiersi.
–Nictakiego–odparła,ztrudemodzyskującgłos.–Szkoda,
żeniemamyszerszegopodglądu.
– A przejrzeliście swoje nagrania? – spytał Caleb i nie mógł
uwierzyć, gdy Matt odparł, że jego firmowa kamera w tym
czasie nie zadziałała. Technik tłumaczył to faktem, że sól
powodowałastopniowerdzewienieobudowy,ażwkońcudoszło
dousterki.–Ktotomógłzrobić?–zastanawiałsięCaleb.–Ipo
co?
– Też chciałbym wiedzieć. Nie lubię podejrzewać swoich
ludzi,aleostatniomamykilkunowozatrudnionych.Sprawdzam
ich.
– Ale przecież pracownik nie musiałby przeskakiwać przez
płot.
– Nie wszyscy znają szyfr – wyjaśniła Tasha. – Nie każdemu
jesttopotrzebne.
– Trochę bardziej na lewo – jęknęła Jules, mając na myśli
masująceruchyCaleba.Mążuśmiechnąłsiędoniej.
Matt ścisnął ramię Tashy, a ona poczuła ogarniające ją
podniecenie. Musi się skupić na tym, co widać na ekranie.
Może jednak na pomoście wydarzy się coś, co pozwoli jej na
odwrócenie uwagi od tego, co dzieje się z jej ramieniem
iwogóle…
Matt był bardzo zadowolony, że będzie przemawiać na
dorocznej gwiazdkowej gali izby handlowej. Sam kiedyś sporo
skorzystał na ich działalności pożyczkowej, bez której nie
mógłby nawet marzyć o zakupie mariny ani o odzyskaniu
równowagifinansowejpokosztownymrozwodzie.
Pochodził z południowego Bostonu. Jego ojciec miał małą
firmę budowlaną, a mama była opiekunką osób starszych.
Wspólnie wychowali sześcioro dzieci. Matt był najmłodszy
inajbardziejambitny.Jegostarszerodzeństwonadalmieszkało
wBostonie,wszyscymieliwłasnerodziny,aniektórzypracowali
wfirmieojca.
Im wystarczały cotygodniowe grille w ogrodzie i gra
w bejsbol. Matt chciał czegoś więcej. Zawsze taki był. Mógł
spokojnie żyć w rodzinnym gniazdku, ale pociągało go ryzyko.
Na
początek
kupił
kilka
zaniedbanych
budynków,
wyremontowałjeisprzedałzzyskiem.ApotemWhiskeyBay…
Tobyłoprawdziwewyzwanie.Alejakośsięudało.
Jego historia inspirowała ludzi. Dobrze czuł się w szytym na
miarę smokingu, lubił pokazać się w dobrej restauracji. Ale
tego wieczoru miał do spełnienia dodatkową misję. Na gali
mieli być obecni właściciele trzech konkurencyjnych marin
z okolicy, była więc okazja do wykrycia potencjalnego
sabotażysty. Szczególną nieufność Matta wzbudzał Stuart
Moorlag. Facet był skryty, znany z obsesyjnego cięcia kosztów
inaciąganiaklientów.Mógłwięcmiećkłopotyfinansowe.
Usłyszał pukanie do drzwi wejściowych i przemierzył
korytarz.Zamówiłnadziśsamochódzszoferem,bypoimprezie
niemusiećprowadzićauta.
Alenaprogunieujrzałkierowcy.TobyłaTasha.
– Mamy problem – powiedziała, bez zaproszenie wkraczając
do środka. – Jasny gwint – dodała z podziwem, gdy po chwili
obejrzałasobieMattaodstópdogłów.
–Dziświeczoremmamygalę–wyjaśnił.
–Wiem,alemimoto…Jasnygwint.
–Czygwintoznaczacośdobrego?
–Wyglądasz…paradnie.
– A więc jednak coś niedobrego – mruknął bez nuty
rozczarowaniawgłosie.Niespodziewałsię,żeTashaokażesię
miłośniczką smokingów. Chociaż chciałby, by tak było. Ale
chcieć cokolwiek, jeśli chodzi o Tashę, to zbyt karkołomna
postawa.
–Jeślitakibyłtwójcel,todobrze.
–Odczuwamtojakoprzytyk.
–Przykromi,niechciałam,żebytaktozabrzmiało.Chciałam
tylkopowiedzieć,żenapewnozrobisznaludziachwrażenie.
–Dzięki.
Awięcaniobelga,aniteżkomplement.Spojrzałnazegarek.
Zarazmusiwyjść.
–Cotozaproblem?–zapytał.
–Sabotażsięnasila.
–Wjakisposób?
–WśródprzewodówelektrycznychSłonegoMorzaznalazłam
jeden pozbawiony izolacji. Jakby go ktoś oskrobał. Wydało mi
siętopodejrzane.Szukałamdalejizauważyłamwyciekpaliwa.
–Ico?–spytał,nierozumiejącznaczeniajejodkrycia.
–Jaktoco?Jednoplusdrugierównasięprawiepewnypożar.
–Żartujeszsobie.
–Chciałabym.
–Czylimoglibyucierpiećludzie?
–Itobardzo–odparła.
Pożar
na
statku
jest
zawsze
bardzo
niebezpieczny,
a szczególnie w grudniu. Ludzie, ratując się, skaczą do wody,
atajestlodowata.
Niechciałjejterazzostawiaćsamejztymodkryciem.Powinni
porozmawiać,zaplanowaćnastępnekroki.
– Muszę być na tej gali – powiedział jednak. – Mam
przemawiać.
Będą
też
właściciele
wszystkich
marin.
Skorzystamzpretekstu,żebyichwybadać.
– To ja też chcę iść – odparła bez wahania. – Oczywiście nie
tak, jak stoję – dodała, widząc, jak przestraszonym wzrokiem
Mattomiatajejbojówki,bluzęzdżersejuirobocząkurtkę.
–Maszsięwcoprzebrać?
–Aco?Myślisz,żeniepotrafięsięumyćiwystroić?–spytała,
biorącsiępodboki.
– Nie mamy za dużo czasu – powiedział, spoglądając na
zegarek.–Zakilkaminutpodjedziepomniesamochód.
– Ja nie mam żadnego balowego stroju – odparła po krótkim
namyśle. – Ale może Dianne zostawiła tu część rzeczy? Jakąś
suknięczycoś?
– Chcesz się pokazać w stroju mojej byłej żony? – spytał ze
zdumieniem. Nie znał kobiety, która z własnej woli
zdecydowałabysięnacośtakiego.–Poważnie?
–Aniewyglądamserio?
–Wyglądasz.Bardzoserio.
–Nowięc?
Poddał się mimo wątpliwości. Zaprowadził ją do piwnicy,
gdzie trzymał rzeczy pozostawione przez Dianne. Jego
eksmałżonka była zakupoholiczką. Zostawiła sporo ubrań,
o których istnieniu chyba zdążyła zapomnieć. Wielu z nich ani
razunasiebieniewłożyła.Mattniemiałczasusięichpozbyć.
Weszlidopomieszczeniezastawionegowieszakamiipudłami
na buty. Suknie i żakiety wisiały zabezpieczone plastikowymi
torbamiprzedkurzem.
– To tylko moment – zapewniła go Tasha i już po chwili
trzymaławrękucośczerwonegoibłyszczącego.
–Jasnygwint–odwdzięczyłsięjejMatt.
– Chcę, żeby mnie zauważono – wyjaśniła, myszkując
wpudłachzbutami.–Jakinumernositwojabyła?
–Niemambladegopojęcia.
Tashawzięłaparęczarnychpantofli,poczymściągnęłaswoje
robocze boty i zmechacone skarpetki, wsuwając stopy
weleganckieczółenka.
–Bioręte–powiedziała.
–Takpoprostu?
Diannewybórstrojuzajmowałconajmniejdwiegodziny.
–Przecieżpowiedziałeś,żesięspieszymy.
–Dziwnazciebiekobieta–mruknął.
– Jeśli dla ciebie dziwna znaczy to samo co sprawna, to
dziękujęzakomplement.
Dla niego dziwna znaczyło to samo co wyjątkowa. Nigdy nie
spotkałkogośtakiegojakona.Itojestchybadobrarzecz.Aco
najmniejciekawaizabawna.
–Użyczyszmiłazienki?–spytała.
–Zapraszam.
Znówrozległosiępukanie.Tymrazemtonapewnoszofer.
– O ósmej mam wystąpienie – zawołał do Tashy, która
z naręczem ciuchów i w jednym buciorze na nodze podążała
korytarzemwkierunkułazienki.
Lekceważące machnięcie ręką było jedyną odpowiedzią. Po
dziesięciu – a może tylko pięciu? – minutach stanęła
w drzwiach. Wyglądała zachwycająco. Matt przez chwilę
uważał, że uległ złudzeniu optycznemu. Żadna kobieta nie
byłabywstanietaksięprzeistoczyćwciąguparuminut.
Upięławłosy,ramiączkasukniściśleprzylegałydokremowej
skóry
jej
szczupłych
ramion.
Góra
sukni
połyskiwała
cyrkoniami, a długi dół z każdym krokiem z szelestem kołysał
się wokół kolan. Zielone, okolone długimi czarnymi rzęsami
oczy błyszczały, usta kusiły czerwienią, policzki rumieniły się
delikatnie.Długienogiporuszałysięznaturalnągracją.
Odebrałomugłos.
–Ico?Zrobięwrażenie?–zapytała,okręcającsięwdzięcznie.
Jej głos był łagodniejszy niż zazwyczaj, mówiła wolniej, jakby
ważącsłowa.
Otworzyłustaiwydałjakiśnieartykułowanydźwięk.
–Niebądźtakikrytyczny,Matt.Musiałamsięspieszyć.
–Alewyglądaszfantastycznie.
–Ujdzie–odparła,omiatającwzrokiemswojąsylwetkę.
– Jak ty to zrobiłaś? – spytał z podziwem. Nie sądził, że pod
codziennym usmarowanym ubraniem kryje się taki gejzer
kobiecości.
–Normalnie.Zdjęłamtamteciuchyiwłożyłamte.
–Afryzura?
–Potrafięjązrobićwpółminuty.Idziemy?
–Jajestemgotów.
Irzeczywiściebyłgotów.NarandkęzTashą.
Cóż, to będzie bardziej śledztwo niż randka. Przyniesione
przez nią informacje go zelektryzowały. Będą musieli
porozmawiaćotymwsamochodzie.Alepozatymszedłnagalę
zpartnerką.Ibyłatoosobatakzachwycająca,żewprosttrudno
to sobie wyobrazić. Matta cieszyło to bardziej niż jego własny
smoking. Co więcej – tak wspaniale nie czuł się chyba jeszcze
nigdywżyciu.
W sali balowej budynku o nazwie Olympia Tasha poczuła,
jakbycofnęłasięwczasie.Dziesiątkirazyuczestniczyławtego
typu przyjęciach. Orkiestra kameralna, wyszukane przystawki,
kobiety w brokatach i mężczyźni ubrani według sztywnych
zasad. A w tym wypadku dochodzą też bogate dekoracje
związane
z
Bożym
Narodzeniem
–
girlandy
kwiatów
i zimozielonych roślin, tysiące białych świec, sztuczny śnieg
ikolosalna,ubrananabiałoiniebieskochoinka.
–Jakcisiętowidzi?–spytałMatt.
– Dam radę. – Umiałaby odpowiednio zachować się w takim
otoczeniunawetpoomacku.
–Musimyusiąśćzprzodu.Mamzabraćgłos.
–Żadenproblem.
Jej rodzice na każdym party w Bostonie występowali
w charakterze VIP-ów. Już mając siedem czy osiem lat Tasha
potrafiła spokojnie wysłuchać niekończących się przemówień
i grzecznie rozmawiać o niczym ze znajomymi i biznesowymi
partneramiojcaimatki.
–Czymamywmieszaćsięwtłumikonwersować?–spytała.
–Oczywiście–odparł,zdumionyjejbystrością.
–Wskażmitychwłaścicielimarin.
Po chwili Matta zaczepił pięćdziesięcioparoletni mężczyzna.
Przywitalisięserdecznie.MattprzedstawiłgoTashyjakoHugh
Mercera, właściciela firmy Mercer Manufacturing. Hugh
przedstawił jej swoją żonę Rebeccę. Tasha natychmiast całą
swąuwagęskupiłanakobiecie.
–Maszpięknynaszyjnik–powiedziała.–CzytoodNischelle?
–spytała,wymieniającnazwiskopopularnejwwyższychsferach
nowojorskiejprojektantki.
–Tak–uśmiechnęłasięniecozaskoczonaRebecca.–Prezent
odHughnarocznicęślubu.
–Któratorocznica?
–Dwudziestapiąta.
–Wtakimraziegratulacje.Braliścieślubwzimie?
–Nie,nawiosnę.WNowymJorku.Moirodzicetamwówczas
mieszkali.
–
Kocham
Nowy
Jork
wiosną
–
odparła
Tasha
z entuzjastycznym uśmiechem. – Powiedz mi coś więcej. To
musiałobyćwielkiewydarzenie.
–Tak.WynajęliśmyBlairClubwHamptons.
–Kwitływiśnie?
Taisha wielokrotnie odwiedzała Blair Club, który słynął
zotaczającychgopięknychogrodów.
–Owszem.
–Boże,tobrzmijakmarzenie–westchnęłaTasha,obejmując
ramieniemMatta.–Kochanie,czekamnategoszampana.
–Jużlecę.Miłobyłocięzobaczyć,Hugh.Rebecca,wyglądasz
fantastycznie.
Hughżyczyłimdobrejzabawy,aTashapomachałaobojguna
pożegnanie.
– Co to było? – syknął jej do ucha Matt. – Kwitnące wiśnie?
Mówiłaś,jakbyśtambyła!
Nie chciała się rozwodzić na temat swojej przeszłości.
Chciałażyćtuiteraz.
– Kwiaty to bezpieczny temat, kiedy się mówi o wiośnie.
Chybaniemaszmizazłe,żecięodnichodciągnęłam.Oninie
należądonaszejgrupydocelowej.
AmożejednakMattmiałcośdoomówieniazHugh,aonamu
wtymprzeszkodziła?
– Masz rację. Oni są poza podejrzeniami. Spójrz tam. Facet
wewzorzystymbordowymkrawacie.
–Wysoki,krótkoostrzyżonybrunetzdługimnosem?
– Tak. To Ralph Moretti, właściciel Waterside Charters.
Marinamniejszaodmojej,aleleżącanajbliżej.
–Żonaty?
–Dlaczegopytasz?
–Bomuszęwiedzieć,jaktorozegrać.
–Rozegrać?
– Jeśli ma coś na sumieniu, chętniej odpowie na moje
pozornieniewinneżartobliwepytanianiżnatwojemaglowanie.
Ale jeśli ma żonę, która wparuje w połowie rozmowy i zacznie
sięwtrącać,jesteśmyzgubieni.
–Maszzamiarznimflirtować?
–Nienazwałabymtegoflirtem,raczejrozbrajaniem.
–Ajestjakaśróżnica?
–Kolosalna.
–Cześć,Moretti.–MattjużpochwiliściskałRalphowidłoń.
–Cześć,Emerson–odparłRalphtonem,jakbychciałsięmieć
nabaczności.
Przykuło to uwagę Tashy, która przedstawiła mu się,
wyciągającrękę.
–Mattmówiłmi,żemaszmarinę–powiedziała.
–Toprawda.
–Mambzikanapunkciełodzi.
–Naprawdę?Acocisięwnichtakpodoba?
– Wszystko. Ich kształty, to, jak poruszają się na falach.
Kojarzą mi się z przygodą. Dokąd jeździcie? – spytała, na co
Mattzakaszlałostrzegawczo.
–Słucham?–zdziwiłsięRalph.
– Pytam o wasze czartery. Oregon? Kalifornia? Czy może też
Kanada?
–Nie,główniestanWaszyngtoniOregon.
–Niezamierzacierozszerzyćdziałalności?
– Może w przyszłości… – odparł Ralph, patrząc niespokojnie
na Matta. Czy Tasha się myliła, czy też w spojrzeniu tym był
cieńpoczuciawiny?
– A na jakich rynkach działacie? – dociekała. – Czy macie
dużo kobiet klientek? Ja i moje przyjaciółki uwielbiamy
przyjęcianastatkach.Toświetnazabawa.
– Ach tak… – odparł z wyraźną ulgą. – W Waterside
oczywiście jesteśmy w stanie zorganizować każda imprezę,
nawetnajbardziejwystrzałową.
– Bo Whiskey Bay – powiedziała Tasha, lekko dotykając
ramieniaMatta,którywtymmomenciewyraźniezesztywniał–
celuje raczej w grupę starszych klientów. Ale ja chyba nie
widziałamżadnejwaszejreklamy.Maciestronęinternetową?
–Właśniejąpoprawiamy.
–Powinniścierozszerzyćzasięg.Środkowyzachódjestorzut
beretem, a tam masa zamożnych ludzi. Na pewno już planują
cośnaferieświąteczne.
–Maszpracę?–zapytałjąRalph.
–Achceszmicośzaproponować?–roześmiałasię.
–Byłabyśświetnymrzecznikiem.Matt,miejsięnabaczności.
– Ona w Whiskey Bay może mieć każde stanowisko, o jakim
zamarzy–oświadczyłMattniecopodniesionymtonem.
Ralphrzuciłmuspłoszonespojrzenie.
–Miłobyłociępoznać,Tasha–powiedział.
– Cześć, Moretti – mruknął na pożegnanie Matt, ciągnąc za
sobąTashę.
– Interesujące spotkanie – skomentowała, gdy się oddalili. –
Facet chce rozwinąć biznes. A przy tobie ewidentnie czuł się
spięty.
–Bochciałciępoderwać.
– Nieee… Wyraźnie zareagował, kiedy go spytałam, czy
planuje rozszerzenie działalności. I przebudowuje stronę
internetową. Wygląda na to, że szykuje skok na twoich
klientów.
–Raczejskoknaciebie.
–Niebądźtakipodejrzliwy,tojakaśparanoja.
Nagle wyrósł przed nimi istny kłąb różowego jedwabiu
wfioletowecętki.
–Cześć,Matt.
ZdumionaTashastanęłaokowokozDianne.
–Dianne–powiedziałspokojnieMatt.–Cotyturobisz?
–Korzystamzeświątecznejatmosfery.–Diannepogardliwym
spojrzeniemomiotławzrokiemTashę.
–Wesołychświąt–odezwałasiędoniejTasha.
– Widzę, że wyskoczyłaś z tych usmarowanych szmat –
odparłaDianne.–Atoco?Kreacjasprzedroku?
–Mniesięwydaje,żestylBareesejestponadczasowy.–Głos
Tashybyłdoskonalebeznamiętny.–ZatotwojaMoreaumusiała
kosztować fortunę. Po tym przyjęciu powinnaś wystawić ją na
jakiejśaukcji.Przynajmniejtrochęsobiezarobisz.
Mattstłumiłśmiech.WidzącwściekłośćDianne,zasugerował
Tashy,żepowinnijużzająćmiejscasiedzące.
–Cocięugryzło?–spytałszeptem,gdyruszyli.
– Przepraszam, nie powinnam była tego mówić – odparła
Tasha,krzywiącsię.–Tobyłochamskie.
Światłaprzygasłyinaestradęwkroczyłprowadzący.
– Nie. To Dianne była chamska. A tobie jestem wdzięczny.
Pokazałaś jej, że twarda z ciebie zawodniczka. Ona teraz na
pewno wyniesie się stąd jak niepyszna. Czasem trzeba się
zniżyćdopoziomuprzeciwnika.
Tashyzrobiłosięciepłonasercu.Niebyładumnazeswojego
debiutu w roli wrednej baby, ale skoro może tym pomóc
Mattowi…Samateżzresztąchciałaby,byDiannejużwyjechała.
ROZDZIAŁSZÓSTY
WystąpienieMattabyłoudane–ludzieśmialisięiklaskaliwe
właściwych momentach. Cieszył się, że rozbawił publiczność,
ale jeszcze bardziej cieszył go widok Tashy w pierwszym
rzędzieiuśmiechnajejtwarzy.
Nie
mógł
wprost
uwierzyć,
jak
pięknie,
kobieco
iniesamowicieeleganckoprezentujesięonawtymwspaniałym
wnętrzu.Aterazwdzięcznieilekkokołyszesięwtańcu.Wjego
ramionach.PrzemianagodnaKopciuszka.
–Nieporazpierwszytańczysznabalu?–wyraziłgłośnoswój
domysł.
–Zgadzasię.
–Izawszejakokrólowa?
–Cototonie–uśmiechnęłasię.–Niemiałamtakichambicji.
Na parkiecie wirowało wiele pięknych kobiet, ale żadna
znichniedorastałaTashydopięt.
–Jesteśmoja–powiedziałMatt.
–Tomabyćflirt?
–Nie.Rozbrajanie.
–Tocisięnieuda–roześmiałasię.
Teżsiętegoobawiał.
– Teraz jestem już pewien, że to nie twój pierwszy bal.
W przeszłości musiałaś się obracać w bardzo eleganckim
towarzystwie. Jesteś niezła, jeśli chodzi o rytuały wielkiego
świata:błyskotliwerozmowyoniczym,cięteriposty.
–Nielubiętego.
Może i nie lubi, ale to jednak ona odkryła, że Waterside
Charterszamierzarozwijaćbiznes,aRoseandCompanynabyła
nowywielkijacht,któryzacznieeksploatowaćnawiosnę.Obie
firmytojegobezpośredniakonkurencja.
–Nietrzebakoniecznieczegoślubić,żebybyćwtymdobrym
–odparł.–Atańczyćlubisz?
–Tak.Aleniekonieczniewtakichbutach.
–Uwierającię?
–Achodziłeśkiedyśnaobcasach?Notak,uwierają.Niesąza
dobrzedopasowanedomoichstóp.
–Tomożeusiądziemy?
–Jakośtoprzeżyję.
Zwolnił kroku, by zmniejszyć jej dyskomfort. Nie chciał
jednakwypuszczaćjejzramion.
–Togdziechodziłaśnatebale?–zapytał.
– Głównie w Bostonie, czasem razy w Nowym Jorku. I raz
wWaszyngtonie,jakmiałamchybazsiedemnaścielat.
–RodaczkazBostonu?–zdziwiłsię.
–Co?Tyteż?
–Jazpołudniowego.
–Iwyjechałeś?
–Tak.Resztamojejrodzinyciąglesiętamgdzieśkręci.
–Maszrodzeństwo?
–Jestemnajmłodszyzsześciorga.
–Jasnygwint!Sześciorodzieci…
– Tak, w domu był niezły tłok. Nie chciałem dłużej tak żyć.
Aty?Gdziesięwychowałaś?
SkorolatałanaprzyjęciadoNowegoJorkuiWaszyngtonu,to
zpewnościąniewpołudniowychdzielnicach.
–WBeaconHill–odparłapochwilinamysłu.
Awięctak,pochodzizwyższychsfer.
–Ładnietam–zauważył.
– I bufonowato. Przynajmniej tak można by określić moich
rodzicówikrągichznajomych.Niemogłamsiędoczekać,kiedy
sięstamtądwyrwęiprzestanębyćbezprzerwyoceniana.
–Chciałaśrozwinąćskrzydła?
–Cośwtymrodzaju.Notak,dokładnietak.
–Twojarodzinanadaltammieszka?
–Jakżebyinaczej.
–Bracia?Siostry?–dopytywał,bosamazsiebienajwyraźniej
niechciałarozwijaćtematu.
– Dwie siostry. Też jestem najmłodsza – powiedziała
zniemalżepełnymwinyuśmiechem.
–Najmłodszemunajłatwiejsięwyrwać.
–Wymknąćsię–uściśliła.
–Utrzymujeciebliskiekontakty?–zapytał.
– Niewiele mamy z sobą wspólnego. – W jej głosie wyczuł
nutę…możenieżalu,raczejrezygnacji.
–Świetniecięrozumiem–powiedział.
Onijegorodzinatojakbydwaróżneświaty.Onceniłsukces
finansowyibyłwstanieciężkonaniegopracować,apotemsię
nimcieszyć.Dlaresztyrodzinyzamożnyoznaczałopodejrzany.
Matt często się nad tym zastanawiał, ale nie mógł się zgodzić
ztakimwidzeniemświata.
Diannetorozumiałaitogowniejujęło.Kochałaluksusinie
wstydziła się tego. To się w rezultacie obróciło przeciwko niej.
AleMattnadalstawiałnasukces.
– Moja rodzina… – zastanawiał się, jak to powiedzieć. – Im
wystarcza,żemająpopłaconerachunki,zagrająrazwtygodniu
w totka, wyślą dzieci na lekcje tańca do domu kultury
iwspólniepokibicująRedSocksomwczasiepikniku.
–Horror–zauważyłaniebezironii.
–Jachcęczegoświęcej.
–Aledlaczego?
–Adlaczegonie?–Rozejrzałsięposali.–Zobacz,jaktujest
super.Noipieniądzdajewolność.Mamwybór.Mogępojechać,
gdziechcę,jadaćwkażdejrestauracji,chodzićnaprzyjęcia,na
którychchcębywać.
–Czujeszsięwolny,Matt?Naprawdę?
–Tak.Czujęsięwolny,dojasnejcholery.
Jego życiowy wybór oznacza też konieczność ciężkiej pracy,
nieustającego
pilnowania
interesu.
Ale
gdyby
został
wpołudniowychdzielnicachBostonu,poślubiłmiłądziewczynę
imiałzniąkilkorodzieci,czułby,żezdradzasamegosiebie.
TerazTasharozejrzałasiędookoła.
–Niewydajecisię,żetowszystkocię…ogranicza?Jakjakiś
gorset.
–Anitrochę.–Nierozumiał,ocojejchodzi.Wyglądała,jakby
dobrzesiębawiła.–Jestemtu,bochciałem.
– Nie sądzisz, że ci ludzie nie są do końca wobec ciebie
szczerzy?
– No może z wyjątkiem jednego, który psuje mi łodzie. Ale
i tego nie jestem pewien. Reszta jest zupełnie taka sama jak
wEdge.
–MaszcośprzeciwkoEdge?
–Aco?Powiedziałemcośzłegootymlokalu?
– Użyłeś jego nazwy jako negatywnego tła dla tego
eleganckiegorautu.
–BotedwamiejscamająsiędosiebietakjakBeaconHilldo
południowego Bostonu. Sądzisz, że ludzie naprawdę mieszkają
napołudniumiasta,bojewolą?
–Tocałkiemmożliwe.
–Nie.Sąpoprostudumniiniechcąsięprzyznaćdożyciowej
klęski.Wierzmi,mieszkałemmiędzynimi.Jakbytylkoktośdał
im możliwość przeprowadzki do Beacon Hill, skorzystaliby
zniejwmgnieniuoka.
–Smutne,żewierzyszwcośtakiego.
– To nie jest smutne i to nie jest kwestia wiary. To jest
prawda.
–Dziękizataniec,Matt.–Zatrzymałasięnagle.
–Chybasięnamnienieobraziłaś?
–Nie,chcędaćodpocząćmoimnogom.Atypogadajzludźmi.
Zobaczymysiępóźniej.
Rzeczywiście nie była zła na Matta. Zrobiło się jej po prostu
smutno. Dotychczas myślała, że zarobił pieniądze, prowadząc
biznes, który jest jego pasją. A teraz okazało się, że dobrobyt
jestjegocelem.
Dzisiejszy wieczór dowiódł, że jej pierwsze wrażenie co do
Matta było słuszne: ten mężczyzna przynależy do świata,
z którego ona świadomie zrezygnowała. Na pewno bardzo
spodobałbysięjejrodzicom.Wręczpchalibyjąwjegoramiona.
Lowellowiebylistarąbostońskąrodziną,alejużjejrodzicebyli
bardziejpostępowiniżdziadkowieipradziadkowie.Niemieliby
nic przeciwko temu, by ich przyszły zięć pochodził
zpołudniowych,gorszychdzielnicmiasta.Bylemiałpieniądze.
Cozaszczęście,żetenbalnieodbywasięwBostonie…
Przez cichy korytarz udała się do toalety. Potrzebowała
odświeżenia. A potem usiądzie sobie gdzieś i da odpocząć
biednym stopom. Pantofle nie były na nią za małe, ale miały
zbytwąskienoskiiuciskałypalce.
We wnęce dostrzegła Dianne. Kolor jej sukni był nie do
pomylenia z czymkolwiek. Siedziała na ławeczce, patrzyła
wokno.Jejramionadrżały.
Tasha poczuła się okropnie. Tych wysztafirowanych przyjęć
nienawidziła także dlatego, że czuła, jak zły wywierają na nią
wpływ.
Łatwo
ulegała
atmosferze
snobizmu
iwszechogarniającejuszczypliwości.
PocieszaniebyłejżonyMattatoostatniarzecz,jakąchciałaby
zrobić. Ale to przecież między innymi przez jej kąśliwą uwagę
ooddaniusukninaaukcjęDianneczujesięteraznieszczęśliwa.
Tashapodeszładoniejizapytała,jaksięczuje.Dianneszybko
otarła oczy, ale to nic nie pomogło – nadal były czerwone
ispuchnięte.
–Okej.–Diannenerwowokiwnęłagłową.–Wporządku.
Oczywistebyło,żeniemówiprawdy.
–Niewyglądaszzadobrze–powiedziałaTasha,przysiadając
nakrawędziwyściełanejławkinawygiętychnóżkach.
– Mam coś z oczami. A może to alergia na perfumy, no
wiesz…
Tasha już chciała przyjąć to wyjaśnienie do wiadomości i iść
dalej. Dianne to ostatnia osoba, z którą chciałaby pogadać od
serca. Ale uznała, że zostawienie jej teraz samej byłoby
nieludzkie.
–Wydajemisię,żejesteśzdenerwowana–powiedziała.
–Przyszłaśtu,żebymniepoobserwowaćczyznowuprzytrzeć
minosa?
–Nie.Chcęcięprzeprosić.Byłamwobecciebiezłośliwa.Ale
myślałam,żejesteś…silniejsza.Miałamcięzatwardzielkę,nie
sądziłam,żesprawięciprzykrość.
–Tuniechodziociebie.–TongłosuDiannenaglesięzmienił.
Przymknęła powieki, spod których wypłynęło kilka łez. – Nie…
niemogę…
Tashaprzysunęłasięiobjęłakobietęramieniem.
–Spróbujmipowiedzieć,odtegoniepoczujeszsięgorzej.
Dianne chlipnęła jeszcze raz, po czym otworzyła oczy
ispojrzałanaTashę.
–Cojanarobiłam…–powiedziaławkońcu.
–Masznamyśliutratępieniędzy?
Diannekiwnęłagłową.
– François był uroczy, czuły, dbał o mnie. A Matt cały czas
pracował. Nie chciał ze mną podróżować, bawić się. Inaczej
wyobrażałam sobie nasze wspólne życie. A on tylko: praca,
praca, praca. I wtedy pojawił się François. Nie zrobiłam tego
specjalnie.Niejestemzłymczłowiekiem.
–Jateżtakuważam–odparłTashaszczerze.
DiannezpewnościąniebyłaodpowiedniąkobietądlaMatta.
Typowa egoistka. Ale trzeba być z kamienia, żeby teraz nie
współczućtejzałamanejinieszczęsnejosobie.
–Uznałam,żeskoroFrançoisniechceintercyzy,toznaczy,że
kocha mnie bezinteresownie. Miał przecież o wiele więcej
pieniędzy niż ja, przynajmniej tak to wyglądało. I miał farta
w inwestycjach… nie sądziłam, że mogę na nich stracić. Ale
straciłam.Wszystko.Apotemmiałamnadzieję,żeMatt…
–CzegowłaściwieoczekujeszodMatta?–spytałaTasha.Bez
przesadyztymwspółczuciem.
Diannewzruszyłaramionami.
– Z początku myślałam, że da mi jeszcze jedną szansę.
W końcu to ja jego rzuciłam. Ale potem zobaczyłam ciebie
izrozumiałam,żesytuacjasięzmieniła…
Tasha już miała na końcu języka zapewnienie, że ona i Matt
nie są parą, ale uznała, że w ten sposób byłaby nielojalna
wobecMatta,którynajwyraźniejniemiałzamiarupogodzićsię
zDianne.
–Icoteraz?–zapytała.
– Nie wiem, naprawdę nie wiem. – Z oczu Dianne znów
trysnęłypotokiłez.
– Musisz wiedzieć. Musisz mieć jakiś plan, zadbać o siebie,
pokierowaćwłasnymżyciem.
–Kiedyniepotrafię.
–Napewnopotrafisz.Każdymajakieśmocnestrony.
– Moją mocną stroną było wychodzenie za mąż za bogatych
facetów.
– To nieprawda. Na pewno jest coś więcej. Polowanie na
bogaczytoumiejętność,którątrudnouznaćzapozytywną.Nie
możnananiejpolegać,samasięprzekonałaś.
– Tak. Nie mam żadnych pieniędzy – Dianne wyglądała na
przerażoną. – Zaraz anulują mi karty kredytowe. Chyba
naprawdęzacznęsprzedawaćmojeciuchynaroguulicy.
– Teraz to już przesadzasz. Nie możesz zamieszkać
zrodzicami?
–Niemamnikogo.–Diannepokręciłagłową.–Tatanieżyje,
a macocha wysłała mnie do szkoły z internatem, żeby tylko
pozbyćsięmniezdomu.
–PochodziszzestanuWaszyngton?
–Nie.ZBostonu.
–Co?Tyteż?
DiannewosłupieniuprzyglądałasięTashy.
–NazywaszsięLowell,tak?Jesteśz„tych”Lowellów?
– Nie wiem, czy można ich nazwać „tymi” – odparła Tasha,
wyraźniespeszona.
–TheVincentLowellLibrary?
–Tak,tofirmamojegodziadka–przyznałaTasha.
– Matt o tym wie? – I nim Tasha zdążyła odpowiedzieć,
Diannaciągnęłaześmiechem:–Jasne,żewie.Żeteżwcześniej
natoniewpadłam!Tyjesteśwymarzonąparądlaniego.
Taha była pewna, że Matt nie wie. Zresztą co to za wielkie
halo? Lowellowie są starą bostońską rodziną, ale takich jest
sporo.Niewartootymwspominać.
–ChceszwrócićdoBostonu?–spytałaTasha.
–Przenigdy.Niematakiejopcji.
–Achceszzostaćtutaj?
Dianauniosłagłowęirozejrzałasięwokół.
–Nictupomnie–odparłałamiącymsięgłosem.–Chybażeby
Matt…
– Powinnaś poważnie pomyśleć o pracy. Jesteś młoda.
Studiowałaś?
–Tylkoprzezrok.Sztukipiękne.Niewielesięnauczyłam.
–Acochciałabyśrobić?Wczymjesteśdobra?
– Dlaczego to robisz? – Dianne z rozpaczą spojrzała Tashy
woczy.
–Chcęcipomóc.
–Aledlaczego?Nicnasniełączy.
– Łączy. Bardzo wiele. Człowieczeństwo, siostrzeństwo,
pochodzeniezBostonu.
– Nie ma czegoś takiego jak siostrzeństwo – roześmiała się
Dianne. – Kim ty jesteś? Siostrą miłosierdzia? A w czym ja
jestem dobra? W organizowaniu wypasionych przyjęć. Umiem
gadaćoniczymiserwowaćprzystawki.
Tashy przyszedł do głowy pewien pomysł. Caleb jest
właścicielem sieci eleganckich restauracji. Może Jules
zechciałabypomócDianne?
–Popytam,zorientujęsię–powiedziała.
–Mattowisiętoniespodoba.
–Nieszkodzi.
Matt nie musi troszczyć się o byłą żonę. Ale na pewno
odczujeulgę,gdytawyjdzienaprostąiweźmieżyciewswoje
ręce.Przecieżtorozsądnyfacet.
Tasha
wracała
z
Mattem
z
imprezy
pogrążona
wrozmyślaniach.Miałamuzazłeprzecenianiebezpieczeństwa
finansowegojakożyciowejwartości.Onmożeichciałbynaten
tematporozmawiać,przedstawićswojeargumenty,alenielubił
sięzniąspierać.Wolałmiećjązawszeposwojejstronie.
–Czynaprawdęgroziłnampożar?–zapytałwpewnejchwili.
Przestaławpatrywaćsięwciemnośćzaoknem.
–Cotakiego?
–ChodzimioSłoneMorze.
– O tak. Prawie na pewno. Kropla wyciekającego paliwa
napotkałaby iskrę z ogołoconego z izolacji przewodu i bum!
Nieszczęściegotowe.
– To dziwne, jak ktoś mówi o technicznych szczegółach
mechanizmów, mając na sobie taką elegancką suknię –
zauważył.
–Iwłaśniedlategonigdysiętaknieubieram.
–Wyglądaszwspaniale.
– Czuję się jak oszustka. Nie mogę się doczekać, kiedy będę
tomogłazsiebiezrzucić.
Pochyliła się i zdjęła pantofle. Wyglądało to bardzo
seksownie.Mattznieruchomiał,wyobraziwszysobie,jakTasha
ściągazsiebieramiączkasukni.
–Obolałestopy?–zapytał.
–Itojak!Wolałabymjużchybapodkuteglany.
– Nie pasowałyby do tej sukni. I ciężko byłoby ci w nich
tańczyć.
–Bardzośmieszne–odparła,rozmasowującstopy.
Mattzacisnąłdłonie,bowłaśniezaczęłymudrżeć.
–Jutroinstalujemynowekamery.
– Przydadzą się. A ja i Alex będziemy drobiazgowo
kontrolowaćkażdąłódźprzedopuszczeniemportu.
–Czytoniezadużopracy?
– Jasne, przydałoby się jeszcze zatrudnić jeszcze ze trzech
mechaników. Ale we dwie zrobimy chociaż podstawowy
przegląd.
–Naprawdęsądzisz,żepowinniśmyjeszczekogośzatrudnić?
– Mam nadzieję, że tylko na jakiś czas, bo przecież jak
następnymrazemtenkoleścośzbroi,uchwycigokameraitrafi
doaresztu.
Matt uległ pokusie, odwrócił się i sięgnął dłonią do jednej
zjejstóp.
–Nieróbtego.–Ażpodskoczyła,gdyjejdotknął.
–Przecieżtotylkostopa.–Spojrzałwymownienaszofera.
–Mimoto.Kiepskipomysł.
Zlekceważył jej protest, położył sobie jedną z jej stóp na
kolanieizacząłmasować.
–Tebąblewyglądająpaskudnie–orzekł.
–Zagojąsię.
–Dlaczegonicniemówiłaś?
–Mówiłam.
– Ale nie powiedziałaś, że aż tak cię boli – powiedział,
masując opuchnięte miejsca. Odczuła wyraźną ulgę. – Może
chceszjutrowziąćwolne?
–Nieżartuj.
–Mówiępoważnie.Jutrojestniedziela.Niemusiszpracować.
–Ico?Alexmawszystkozrobićsama?
Nie znalazł na to odpowiedzi. Tasha miała niesamowite
poczucie etyki pracy. Ale przecież nie można jej pozwolić, by
zaharowałasięnaśmierć.
– O ile tylko nie będę musiała iść do pracy w tych
pantoflach… Założę sobie opatrunki, grube skarpety i będzie
okej.
–
Jesteś
prawdziwym
tytanem
pracy
–
oznajmił
zniekłamanympodziwem.
Samochód zwolnił. Po prawej stronie pojawił się wjazd do
domuMatta.
–Łatwocizaimponować–odparła.
–Nieprawda.
Samochód zbliżał się do budynku, a on ciągle masował jej
stopy. Znał ją głównie z pracy – jako silną, wytrzymałą
i bezkompromisową. Teraz odkrywał jej łagodność, ciepło
idelikatność.
Gdyautosięzatrzymała,zebrałzpodłogijejbuty.
–Cotyrobisz?–zaniepokoiłasię.
–Nieruszajsię.
Wysiadł,zapłaciłkierowcy,okrążyłsamochód,otworzyłdrzwi
zjejstronyisięgnął,byjąpodnieść.
–Nie,tylkonieto–zaprotestowała.
– A właśnie że tak. Nie możesz teraz włożyć tych butów.
Porozrywaszsobiebąbleizalejeszmiwszystkokrwią.
–Wtakimraziepójdęnabosaka.
–Pobłocieikamieniach?Złapmniezaszyję.
–Postawmnienaziemi.
Mimo protestów uniósł ją w górę, a ona zaplotła ramiona na
jego szyi. Zaczął nieść ją w stronę schodów prowadzących do
kwaterpracowniczych.
–Niebądźśmieszny.Jeszczenasktośzobaczy–syknęła.
–Jestciemno.
–Alewejściejestoświetlone.
–Jużpopółnocy.Wszyscyśpią.
–Obytakbyło.
–Bąblenanogachtożadenwstyd.
– Wiem. Ja się wstydzę tylko tego, że jakiś neandertalczyk
taszczy moje rzekomo anemiczne jestestwo do mojego
własnegomieszkania.
– Mam na sobie smoking – zauważył, uśmiechając się
w myślach do siebie. To zabawne, jak ta dziewczyna uwielbia
zgrywaćtwardzielkę.
–Icoztego?
–Przeciętnyneandertalczykraczejsiętaknieubierał–odparł
izarobiłkuksańcawbok.
– Teraz możesz mnie już postawić. Schody są drewniane,
mogęwejśćboso.
–Nie–powiedział.–Jeszczejakaśdrzazgawejdzieciwstopę.
O,tojużtwojedrzwi.
–Postawmnienawycieraczce.
– Ale ja lubię cię nosić. Jesteś lekka, mięciutka, twoje włosy
pachnąwanilią.Gdziemaszklucze?
–Niezamykamdrzwinaklucz–warknęła.
–Żartujesz!Potymwszystkim,cotusiędzieje?
Nie mógł uwierzyć w jej niefrasobliwość. Sięgnął do klamki
i otworzył drzwi. Postawił ją na podłodze, po czym
błyskawiczniezapaliłświatłoisprawdziłwszystkiekątymałego
mieszkanka. Zajrzał też pod łóżko. Potem otworzył drzwi do
łazienki.
–Matt,todziecinada.
Zirytowałago.Więcej,byłteraznaniąautentyczniezły.Ktoś
znieznanychprzyczynwziąłichnacel,atowłaśnieonazawsze
jest najbliżej zagrożonych miejsc. I zostawia niezamknięte
mieszkanie?
–Obiecaj,żenanoczamknieszsięnaklucz–poprosił.
–Okej,zacznętakrobić–odparła.Wjejspojrzeniubyłojakby
poczuciewiny.–Alesięjużnamnieniezłość.
– Przestraszyłaś mnie. Boję się o ciebie. Chcę cię chronić –
mówił, patrząc w jej przepiękne zielone oczy. Zauważył, że się
zaczerwieniła.–Ja…
Ich spojrzenia się spotkały. Ciszę zakłócał jedynie szum fal.
A ona stała tuż obok i była uosobieniem najczarowniejszego
zjegosnów.
Delikatna i powabna. Włosy w nieładzie, opuszczone
ramiączko sukni. Chciał poznać, jak smakuje skóra w tym
miejscu. Nigdy niczego bardziej w życiu nie pragnął.
Postanowił nie walczyć z tym pragnieniem. Pochylił się i lekko
pocałował jej odkryte ramię. Koniuszkiem języka wyczuł jego
smak i pocałował jeszcze raz, tym razem bliżej szyi. Odchyliła
głowę,jakbychciałamuułatwićzadanie.
Odsunął na bok jej włosy, ustami torując sobie drogę
w kierunku ucha. Potem przyszła kolej na skroń, przymknięte
oczyiwkońcunausta.Oddałamupocałunek,zagłębiającpalce
wjegoczuprynie.
Tak oto trzymał w ramionach zachwycającą, elegancką,
stuprocentowąkobietę,któralgnęładojegorozgrzanegociała.
Zdołałjeszczezamknąćdrzwi.
Jegopocałunkistawałysięcorazgorętsze.Zacząłrozpinaćjej
suwak.Przesunąłdłońmipogładkiejskórzepleców.
–Nieprzestawaj–wyszeptała.–Proszę,niekończ.
ROZDZIAŁSIÓDMY
Niepotrafiławtymmomenciemyślećoniczyminnym.Liczył
siętylkosmakustMatta,dotykjegorąkidźwiękgłosu.Serce
tłukło się w jej piersi, gdy do siebie przylgnęli. Chciała tego.
Więcej – było to jej potrzebne. Przez ostatnie dni coś między
nimipowstawało,narastałoiteraznaglewybuchło.Niedałosię
jużpowstrzymać.
Zdjęła mu marynarkę i rzuciła ją na najbliższe krzesło.
Rozluźniła muszkę pod szyją. Całowała jego twarz, walcząc
z guzikami koszuli. A jego rozgrzane dłonie o nieco
stwardniałych opuszkach palców błądziły w tym czasie po jej
plecach.PodfasadąsmokinguTashaodkryłasilne,muskularne
męskieciało.Torsnieznacznieszpeciłaniewielkablizna,druga
przecinałaskóręnaramieniu.
– Co się stało? – spytała, całując je i przesuwając po nich
palcem.
– Praca – odparł krótko, z trudnością łapiąc oddech. – Korba
dźwiguplusniespodziewaneuderzeniefali.
–Powinieneśbardziejnasiebieuważać.
–Terazjużbędę.
Uśmiechem skwitowała łatwość, z jaką przyszła mu ta
kapitulacja.Opuściłobaramiączkajejsukni,odsłaniającpiersi.
–Wspaniałe–skomentował.
Oddawnażadenfacetnieoglądałjejnagiej.Ściślej–jeślinie
liczyć osiemnastolatka na pierwszym roku studiów – takiego
mężczyznywogóleniebyło.Cieszyłasię,żepadłonaMattaiże
jemusprawiatotakąprzyjemność.Ajejtakmiłojestpławićsię
w cieple jego zachwyconego spojrzenia. Wyciągnął rękę
i powoli przesunął kciukiem po jej sutku. Wstrzymała oddech,
przeszedłjądreszcz.Przymknęłaoczy,czekającnapowtórkę.
–Tasha–wyszeptał.
Przechyliła głowę, poddając się jego pocałunkom. Suknia
definitywniewylądowałanapodłodze.
Przesunął dłonie na jej pośladki. Ponownie odnalazł jej usta,
całował… znakomicie. Rozchylił koszulę, by poczuć na skórze
jejnagieciało.
–Jesteśtaka…aksamitna,miękka–szepnął,pieszczącjedną
ręką jej pierś. A ona czuła pożądanie wędrujące od
stwardniałegosutkaażpowzgórekłonowy.
Niecierpliwie sięgnęła do jego paska, uporała się z jego
klamrą,zguzikiemspodniizaczęłarozpinaćsuwak.Jęknął,gdy
jej ręka niechcący podrażniła jego męskość. Objął ją i zaczął
prowadzić w stronę łóżka. Zdjął koce i ułożył ją na
prześcieradle. Ściągnął spodnie, przyklęknął i zaczepił
kciukamiobrzegmajteczek,powolizsuwającjezjejud,potem
kolaninakońcuzkostek.
Całował zaś w odwrotnej kolejności – najpierw w kostki,
potemwkolana,ażsięgnąłud,bioder,znaczącustamiszlakku
piersiom. Ucałował je obie, a Tashy serce omal serce nie
zamarło. Zanurzyła palce w jego włosach. Miała poczucie, że
całejejwnętrzewręczwibrujezpodniecenia.
– Masz prezerwatywę? – spytała resztką tchu. Ona na to, co
sięmiałostać,byławręczżałośnienieprzygotowana.
–Mam,niemartwsię.
Pocałował ją w usta, a jego ręce wznowiły cudowną
wędrówkę po jej ciele, odkrywały coraz to nowe zakamarki
itajemnice.Aonazwijałasięzpożądaniainiecierpliwości.
–Matt,proszęcię–jęknęławkońcu.
– Dobrze – powiedział, unosząc się nad nią, rozsuwając jej
uda i powoli w nią wchodząc. Uniosła biodra i oplotła go
nogami. Poruszał się, wchodził i wychodził, coraz mocniej
przyciskał do siebie, całując coraz namiętniej. Ich języki
dotykały się, dokazywały na swój sposób. Objęła mocno jego
plecy, jakby rozpaczliwie szukała punktu oparcia. W pokoju
robiło się coraz goręcej. Fale coraz głośniej rozbijały się
o pobliskie skały. Ciało Matta poruszało się coraz szybciej,
aonawygięłaplecy,byzanimnadążyć.
Spełnieniebyłoblisko.Tashazaczęłajeodczuwaćjakgorący
płomień, jak wewnętrzną łunę ogarniającą najpierw brzuch,
potempiersi,nogiiramiona.Drżenieobejmowałocałejejciało
–odpalcówustóppocebulkiwłosównagłowie.Krzyknęła,bo
czuła,żesięunosi.Apotemodleciała,odpłynęła.
– Tasha – szepnął Matt, gdy jego ciało ogarnęły dreszcze.
Przekazał jej każde drżenie, każde uderzenie serca. Fale
rozkoszy zdawały się nie mieć końca. Tasha myślała, że nie
będzie się w stanie ruszyć. Ale jakoś wszystko zaczęło się
uspokajać.
Tyle że tak naprawdę nie wiedziała, co się właściwie stało.
Okej, wiedziała, co zrobiła, ale wiedziała też, że nie powinna
byłategorobić.
–Przestań–szepnąłjejdoucha.
–Comamprzestać?
–Czuję,żejużzaczynaszsięzadręczać–odparł,unoszącsię
nałokciu.
–Fakt,tosięnieodstanie–stwierdziła.
–Aktośchce,żebysięodstało?
– Tak. My. Przynajmniej powinniśmy tego chcieć. Nie
mieliśmytegowplanie.
–Awogólebyłjakiśplan?
–Nieśmiejsięzemnie.
Przytuliłjąmocno.Cholera,niepowinnobyćjejztymażtak
dobrze.
– Och, Tasha, po prostu się kochaliśmy. Ludzie to robią cały
czas.Ziemiasięodtegonieprzestajekręcić.
–Możetytorobiszcałyczas.
– Nie chciałem, żeby to tak zabrzmiało. – Odgarnął jej włosy
z czoła. – Wcale tego często nie robię. Moje małżeństwo było
katastrofą. A od tego czasu właściwie dopiero niedawno
zacząłemumawiaćsięzkobietami.
Tashy niby nie obchodziło, z kim Matt był przed nią, ale
informacja,żenieprowadzibujnegożyciaseksualnego,jakośją
uradowała.
–Boja…–zaczęła,alebałasiędokończyć,żebyniewyjśćna
prostaczkę.
–Niebyłaśchyba…–odezwałsię,cofającnagleipatrzącna
niąszerokootwartymioczami.
–Dziewicą?Nie.Alemuszęcicośpowiedzieć.
–DziękiBogu!
–Miałamchłopaka.Zarazpomaturze.
–Tylkojednego?
–Tak.Wszkoletechnicznejwgrupietrzydziestusześciuosób
były tylko trzy dziewczyny. Nie umawiałyśmy się więc z nikim,
bowtedynietraktowanobynaspopartnersku.
–Teżtakpodejrzewam–powiedziałMattidotknąłpalcemjej
podbródka.–Awięcbyłtylkojeden?
– Tak – przyznała, czując się głupio. Po co w ogóle zaczęła
otymmówić?
–Tasho.–Pocałowałjączulewusta.–Czujęsięzaszczycony.
–Przestań–żachnęłasię.–Dlamniepojęciezaszczytuwcale
niejestprzestarzałe.
– No to też poczuj się zaszczycona – zaproponował
zuśmiechem.
– Okej. A więc, Matt, czuję się zaszczycona. I zakłopotana.
Azachwilęzpewnościąpoczujęsięwinnaizacznężałować.
–Aletuniemaczegożałować.
– To samo mówiłeś, kiedy się pocałowaliśmy – przypomniała,
wyswobadzając się z jego uścisku. Usiadła i przysłoniła piersi
prześcieradłem.
–Ażałowałaś?–spytał,wodzącpalcempojejkostkach.
–Bojawiem?
Wszystkomiędzynimizmieniałosiębłyskawicznie.Czywarto
kruszyć kopie o jakiś pocałunek? Nie chciało się jej teraz tego
analizować.
–Mogętuzostać–zaproponowałpochwili.
–Cotakiego?–Ażpodskoczyłanałóżku.
–Nigdziemisięniespieszy.
–Owszem,spieszycisię.Niemożesztuzostać,tomieszkanie
służbowe. Musisz się wymknąć, dopóki jest jeszcze ciemno.
Niktniemożecięzobaczyć.
Niewyglądałnaszczęśliwego,alejąrozumiał.
– Wiem, trzeba zachować dyskrecję. Ale mi tak bardzo nie
chcesięodciebiewychodzić.–Wyciągnąłdoniejrękę.
–Jeślizostaniesziktościęzobaczy,robotnicyprzestanąmnie
szanować.
–Dlaczego?
– Nie szanuje się kobiety, która ot tak idzie do łóżka
z przełożonym. Nie będą mnie już traktować jak kumpla.
Przestanębyćjednąznich.
– Ależ oni cię szanują, Tasha. A zresztą kto mówi, że to
przygodanajednąnoc?
–Aktomówi,żenie?Pókico,taktowłaśniewygląda.
–Ale…
– Nie ma żadnego ale, Matt. Statystyki dowodzą, że tylko
kilka procent takich numerków opartych na chwilowym
zauroczeniuprowadzidoczegośtrwalszego.Czyli,jeślijeszcze
pamiętasz arytmetykę, mam ponad dziewięćdziesiąt procent
szans na utratę wiarygodności i reputacji. Co byś zrobił na
moimmiejscu?
– Skąd ci przyszło do głowy te parę procent? To jakieś
wariactwo.
Chciałjejdotknąć,alecofnęłasięgwałtownie.Niechciała,by
wychodził,aletakajestkonieczność.Itojaknajszybciej,dopóki
jejopórnieosłabnie.
–Matt,proszęcię.
–Oczywiście,jużidę.
Odsunął pościel i wstał. Nie chciała oglądać go nagiego, ale
nie potrafiła się powstrzymać. Był wspaniale zbudowany
i widok jego ciała na nowo obudził niedawne wspomnienia.
Ciało jej płonęło, ale musi być silna. Nie może sobie pozwolić
nato,żebyterazzniązostał.
Matt, Caleb i TJ, pod kierunkiem Noaha Glovera, cały dzień
zakładali nowe kamery monitoringu. W ramach podziękowania
Matt zaprosił na kolację Caleba z Jules, TJ-a i siostrę Jules,
Melissę,zNoahem.
Mając przed oczami dwie szczęśliwie zakochane pary, Matt
nie mógł nie myśleć o Tashy. Cały czas zdawała się dziś go
unikać, podczas gdy on bez przerwy jej wypatrywał. Nie
przestawał o niej myśleć, w nocy nie zmrużył oka. Po
namiętnymseksiedotkliwieodczuwałotaczającągopustkę.
– Mam nadzieję, że dodatkowe kamery spełnią swoją rolę –
powiedziałTJ.
Matt nakrywał do stołu, bo Jules nie pozwoliła mu nic robić
wkuchni.
–Zawszelkącenęmuszęzłapaćtegogościaiwsadzićgodo
paki–odparłMatt.–Ostatnioomalniewywołałpożaru.Ludzie
moglipoważnieucierpieć.Albojeszczegorzej…
–Podejrzewaszkonkurencję?–spytałTJ.
– Ze wszystkimi rozmawiałem podczas wczorajszej gali.
Waterside Charters rozwija się, Rose and Company zakupili
nowy duży statek. I jedni, i drudzy chętnie podkupiliby mi
klientów.Ależebytakimimetodami?Niesądzę.
–Cowtakimrazie?–dopytywałsięTJ.
– Moim zdaniem sprawa szybko się wyjaśni – odparł Matt,
spoglądającprzezoknonamarinę.
Jego wzrok zatrzymał się na budynku z mieszkaniami
służbowymi. Tam jest teraz Tasha. Wyjął z kieszeni telefon,
przeprosiłnachwilęprzyjacielaiwyszedłnakorytarz.
Wystukał na klawiaturze: „Kolacja z Calebem i Jules u mnie
w domu. Rozmawiamy o nowych kamerach. Możesz przyjść?”.
Wysłałwiadomość.Wyglądałototrochęnaszukaniepretekstu,
ale nie zamierzał się tym przejmować. Chciał ją mieć teraz tu,
oboksiebie.
Z kuchni dochodziły śmiechy Jules i Melissy. Przy stole
słychaćbyłorozmowęTJ-a,CalebaiNoaha.Wszyscywyglądali
na zadowolonych. Po udanym dniu ciężkiej pracy zasłużyli na
miły wieczór w gronie przyjaciół. Matt powinien się z tego
cieszyć.
Niestety wkrótce na ekranie jego telefonu ukazała się
odpowiedźTashy:„Właśniewychodzę.Umówiłamsięzkilkoma
osobaminadrinka”.
Matt poczuł rozczarowanie. Chciałby zapytać, z kim i gdzie
się spotyka. I przede wszystkim – dlaczego wybrała tamte
osoby,aniejego.
Podszedł do niego wyglądający na nieco zdenerwowanego
Noah.
– Matt, pozwolisz, że dzisiejszy deser wezmę na siebie? –
zapytał.
–Przyniosłeścośsłodkiego?–zdziwiłsięMatt.
– Nie, nie. Przyniosłem butelkę szampana. No i to – dodał
onieśmielony, pokazując małe aksamitne puzderko, którego
rozmiarpozwalałokreślićjegozawartość.
–Mówiszpoważnie?–spytałzaskoczonyMatt.
–Śmiertelniepoważnie–odparłNoah,otwierającpudełeczko
iukazującpierścionekzbrylantem.
– Jesteś pewien? To znaczy nie, czy jesteś pewien, że chcesz
sięoświadczyć,aleczychcesztozrobićprzynaswszystkich?
– Jesteście fantastyczni, jak rodzina – odparł Noah
z zakłopotanym uśmiechem. – Melissa na pewno chciałaby,
żebyściebyliświadkamitejchwili.
– To odważne posunięcie, ale cóż, ty ją znasz lepiej niż my.
NawetlepiejniżJules.AczyJuleswie?
–Niktjeszczeniewie.
– Okej. W takim razie ty zapewniasz nam słodki deser –
odrzekłMatt.
Noah wsunął pudełeczko z pierścionkiem z powrotem do
kieszeni,aMattpoklepałgoporamieniu.
–Cośmisięodrazuwydawało,żewyglądaszdziśjakośtak…
uroczyście–zauważył.
Faktycznie,Noahzazwyczajpreferowałstyldżinsowy,ateraz
miałnasobiewyprasowanąkoszulęimarynarkę.
– Wszystko gotowe, można zaczynać! – zawołały Jules
iMelissa.
Zajęli miejsca. Matt zapalił świece, a Caleb napełniał
kieliszki. Miał wspaniale wyposażoną piwniczkę i Matt już
dawnozrezygnowałzkonkurowaniaznim,jeślichodziojakość
wina.
– Dlaczego nie ma świątecznych dekoracji? – spytała Jules. –
Aniłańcuchów,anichoinki?
– Bo nasz dom wygląda teraz jak Rockefeller Square –
uśmiechnął się Caleb, podając jej półmisek z pieczonym
łososiem.
– Mógłbyś chociaż zawiesić sznur lampek – zauważyła
Melissa.
– A po co mi to? – odparł Matt. Nie lubił dekoracji, które
wieszalirazemzDianne,apoinneniechciałomusięjechaćdo
sklepu.
– Będziesz samotnie spędzał Boże Narodzenie? – zapytała
Julesztroską.–Czytonieprzygnębiające?
Przygnębiające to było spędzanie świąt w towarzystwie
Dianne.Teraznamyśl,żebędziesam,odczuwałulgę.
–Jakdlamnietojestwporządku–odparł.–Niechcemisię
robićnicekstra.
– Nie, ja tego tak nie zostawię, musimy coś zrobić. Masz
jakieśdekoracje,tak?–spytałaMelissa.
–Dajspokój,tojegosprawa–upomniałjąNoah.
– Nie ma o czym mówić – przeciął Matt tę wymianę zdań.
Jeszcze tego tylko brakuje, żeby Melissa i Noah zaczęli się
kłócić.
– Musi mieć coś nowego – powiedział TJ, nakładając sobie
sałatkę.–Jatakzrobiłem.Odczekałemrok,apotem…
Przystolezapadłacisza.WszyscywspominaliśmierćżonyTJ-
a.
– No nie, nie róbcie mi tego – mruknął TJ, patrząc na
zebranych. – Minęły już dwa lata. Pogodziłem się z losem
iwtymrokuzradościąoczekujęgwiazdki.
– Przyjdziesz do nas – zadeklarowała Jules. – Wszyscy
przyjdzieciedonas–dodała.
– Zdecydujemy później – odparł Matt, nie chcąc, by Jules
czuła
się
zobowiązania
do
podtrzymywania
tego
–
sformułowanegopewniepodwpływemchwili–zaproszenia.To
przecieżjejpierwszeświętazCalebem.ANoahiMelissabędą
tuż po zaręczynach. Obydwie siostry od jakiegoś czasu
pracowały nad odbudową relacji w własnym ojcem. Przyda im
się Boże Narodzenie w ściślejszym rodzinnym gronie. Bez
tłumugości.
MattzacząłznówmyślećoTashy.Coonawłaściwierobiłarok
temu?Pojechałanakilkadnidodomu?Amożeświętowałatu,
zprzyjaciółmi?Niewiedział.Będziejąmusiałotozapytać.
Przy stole toczyła się ożywiona rozmowa. Matt brał w niej
udział, śmiał się w odpowiednich momentach, ale jego myśli
byłydalekostąd.GdziejestterazTasha?Corobi?Zkimspędza
czas?
Po skończonym posiłku sprzątnął ze stołu, a Jules zaczęła
kroić ciasto z polewą orzechowo-czekoladową z miejscowej
cukierni.
–LubięciastaodPersichettiego–oblizałasięMelissa.–Masz
możebitąśmietanę?
–Jużprzynoszę–odparłMatt.
–Dzięki,tyzawszewiesz,czegomitrzeba.
Matt spojrzał na Noaha, który tylko uśmiechnął się
iprzewróciłoczami.ByłpewienswojejrelacjizMelissąiMatt
uczuł w sercu ukłucie zazdrości. On sam nie pamiętał, czy
wogólekiedyśbyłażtakszczęśliwy.
–Zanimzaczniemy…–odezwałsięNoah,powstając.
–Onie!–Melissapisnęłażartobliwie.
–Aterazuważaj–poleciłjejprzyszłynarzeczony,ściskającza
ramię.Podszedłdolodówkiiwydobyłzniejbutelkęszampana.
– Potrzebujemy odpowiedniego trunku – oznajmił, ukazując ją
wszemiwobec.
– Och, mój ulubiony! – zawołała Melissa, a Matt wyjął
zkredensusześćwysokichkieliszków.
–Acóżtozaokazja?–spytałCaleb.
– Drodzy przyjaciele. Kochana rodzino – zaczął Noah,
majstrując przy korku, po czym nalał szampana do kieliszków.
Wziął Melissę za rękę i ucałował jej dłoń. Wszyscy zamilkli
i znieruchomieli. – Zaakceptowałaś mnie od razu – zwrócił się
do niej. – Wy też. Przyjęliście mnie do swojego grona bez
oceniania,beznieufności.
–Jatammiałempewnepodejrzenia–wtrąciłCaleb,aleJules
uciszyłagoruchemręki.
– Opiekowaliście się Jules, opiekowaliście się Melissą. I nie
rozdrapywaliściemojejprzeszłości.
–Fakt,myliłemsięcodociebie–przyznałCaleb.
–Owszem.Ateraz,myślę…toznaczymamnadzieję…–Noah
zaczerpnąłtchu.–Melissa,kochanie.
Sięgnął ręką do kieszeni i wyjął pudełko z pierścionkiem.
Melissa zarumieniła się, a jej oczy zrobiły się okrągłe ze
zdumienia.
Mattszybkozłapałtelefonizacząłfilmować.
–Wyjdzieszzamnie?–spytałNoah,otwierającpudełeczko.
Melissa sapnęła, Jules pisnęła i Matt miał gotową scenkę
filmową.Melissapochyliłasięnadpierścionkiem.
–Jestabsolutniewspaniały–powiedziała.
–Dalekomudociebie.
– Moja odpowiedź brzmi: tak. – Spojrzała na Noaha. – Tak,
tak,tak!
Szeroki uśmiech niemal przepołowił twarz Noaha. Wszyscy
zaczęligłośnowyrażaćswąradość.
Noah drżącą ręką wsunął pierścionek na palec świeżo
upieczonej narzeczonej, po czym ucałował ją i uścisnął.
Wyglądałonato,żejużnigdyniewypuścijejzramion.Mattze
ściśniętymsercemzrobiłjeszczekilkazdjęć.MyślałoTashy.On
też zeszłej nocy tulił ją tak mocno. I też nie chciał, by
kiedykolwiekodeszła.
Tasha musiała oddalić się od Matta na jakiś czas, wrócić do
zwyczajnego życia, by zyskać inne spojrzenie na to, co się
wydarzyło. Ostatnia noc wstrząsnęła całym jej światem i teraz
musiałaodzyskaćrównowagę.
RazemwAlexpojechaławieczoremdoEdge.Wypiłypodwa
szotytequiliitańczyłyzróżnymifacetami.Apotempojawiłsię
JamesHamiltonizatańczyłzAlexkilkamelodiipodrząd.Kiedy
dziewczyny ponownie spotkały się przy stole, Tasha, strasznie
zgrzana,byłajużprzydrugiejmargaricie.Tendrinkkojarzyłsię
jejzMattem,alenicto.
Jamesoddaliłsię,żebyporozmawiaćzkumplami.
–Notojak?Jesteścieparą?–zagadnęłaTashakoleżankę.
– Bo ja wiem? – Alex wzruszyła ramionami. – Lubię go. On
chcespędzaćzemnącorazwięcejczasu.Dlaczegopytasz?
– Bo może przeszkadza ci, że jest mechanikiem. Ja zawsze
miałamoporyprzedchodzeniemzchłopakiemzbranży.
– Tak, to pewne ryzyko – przyznała Alex. – Ale póki co nie
wyszliśmypozafazętańców.Aco,myślałaś,żezsobąsypiamy?
–spytała,widzączdziwieniewoczachprzełożonej.
– No bo wtedy wyszliście razem, a była już noc –
przypomniałajejTasha.
Alexroześmiałasię.
– No właśnie tego się obawiałam. Że wszyscy od razu
pomyślą… A nawet jeśli, to co? – spytała, unosząc brwi. – Nie
wolno?
Tashy zrobiło się głupio, że pójście Alex z Jamesem do łóżka
potraktowała jak oczywistość, a jeszcze bardziej, że dała temu
wyraz.
–Niemiałamzamiarucięoceniaćanidoniczegonamawiać–
zaczęłasiętłumaczyć.
– Ale ja nie mam ci za złe. Przestań tak się wszystkim
przejmować. Przyszłyśmy tu, żeby się zabawić – powiedziała
Alex,podnoszącszklankę.
–Maszrację.
Stuknęły się szklankami i wtedy Tasha zauważyła Matta,
którystałnaproguiprzeszywałjąwzrokiem.
–Nie,tylkonieto–wyszeptałapodnosem.
–Comówisz?
– Nic takiego. Nie masz nic przeciwko temu, że zatańczę
zJamesem?
–Jasne,dlaczegomiałabymmieć?
Tashazsunęłasięzbarowegostołka.Mattruszyłwjejstronę,
aleonapodążyławdrugikoniecsali,gdziepoprosiłaJamesado
tańca.Byłzdziwiony,alenieoponował.
Na zatłoczonym i wirującym parkiecie Tasha szybko straciła
Matta z oczu i poddała się rytmowi. Melodia szybko się
skończyła.Mattpodszedłdoniej,alemuodmówiła.
–Niechcę–ucięłastanowczo.
Rozpoczął się kolejny taniec i mając do wyboru zostać na
parkiecie albo go demonstracyjnie opuścić, wybrała to
pierwsze.Zaczęłasiękołysaćwrytmmuzyki,aleniepozwalała
sięMattowiobjąćanidotykać.
–Będziemymusieliporozmawiać–powiedziałMatt.
– Nie ma pośpiechu! – Podniosła głos, żeby przekrzyczeć
hałas.
–Aco,woliszczekać,ażnaszeuczuciasięwzmocnią?
–Nie,zaczekam,ażwygasną.
–Moje?Nigdy!
Rozejrzała się w obawie, że ktoś może ich usłyszeć. Zaczęła
się przesuwać na skraj parkietu. Matt za nią. Gdy znaleźli się
wspokojniejszymmiejscu,powiedziała:
–Dajmytemutrochęczasu.Obydwojepotrzebujemyodsiebie
odpocząć.
–Powiedzszczerze:czujesz,żetwojeuczuciesłabnie?
Nie,Tashadobrzewiedziała,żeniesłabnie.Onosięnasila.
–Anawetjeśli–ciągnąłMatt–toprzecieżpracujemyrazem.
Nie możemy unikać kontaktowania się. A poza tym, poza
wszystkim…jasięociebiemartwię.
– Nie masz o co, nikt mi nie zagraża. Choć może jest jeden
taki…Ty.
–
Bardzo
śmieszne.
Mi
chodzi
o
coś
naprawdę
niebezpiecznego.
–Mnieteż.
Przezcałąnoczastanawiałasięnadproblememsabotażu.
– Widzę tu pewnego faceta – szepnął Matt. – Nie rozglądaj
się.Stoiprzybarzeigapisięnaciebie.Wyglądadziwnie.Moim
zdaniempodejrzanie.
–Macośwspólnegoztwoimijachtami?
–Niemampojęcia.Możliwe,żenic.
–Prawienapewnonic–prychnęła.
– Odwróć się powoli i udawaj, że oglądasz butelki na
szklanychpółkach,żeczytaszetykietyczycoś.Apotemspójrz
naczłowiekawniebieskiejkoszuliiczarnejczapcebejsbolowej.
Opiera się o drugi stołek od końca. Chcę, żebyś mu się
przyjrzała,możegojeszczekiedyśspotkasz.
–Togłupie.Czujęsięjakwfilmieszpiegowskim.
–Zróbmitęprzyjemność.
–Nodobra–odrzekła,ociągającsię.
PochwiliprzyglądałasięopisanemuprzezMattamężczyźnie.
Był to niepozorny facet po pięćdziesiątce, może trochę
nieśmiałyiniespecjalnierozgarnięty.Wcalesięnaniąniegapił.
Ogólnierozglądałsięposali.
–Okej,obejrzałamgosobie.
–Chceszdrinka?–zapytałMatt.
–Dzięki,mamswojego.
Mattwymowniespojrzałnajejpustedłonie.Tashaniemiała
zwyczaju zostawiać drinków na kontuarze. Teraz jej się to
zdarzyło, bo niespodziewanie ujrzała Matta i skorzystała
zpierwszejokazji,żebymusięwymknąć.
– Muszę kupić sobie nowego – powiedziała, kierując się
w stronę baru. Miała nadzieję, że Matt za nią nie pójdzie.
Wkońcuprzyszłatupoto,byzapomnieć,jaksięznimkochała.
Musi teraz skupić się na śledztwie i rozstrzygnąć, czy
w niebezpieczeństwie jest marina Matta, czy też jej właściciel.
Żaden czarowny uśmiech, szerokie bary ani przystojna twarz
niemogąjejwtymprzeszkodzić.
Nicztego.Mattszedłzaniąkrokwkrok.
– Podobno miałeś mieć kolację z Calebem i Jules –
przypomniałamu.
–Wcześnieskończyliśmy.NoahiMelissasięzaręczyli.
TashaznałaMelissę,aNoahaspotkałatylkokilkarazy.
–Noahoświadczyłsięprzywszystkich?–spytałazdziwiona.
–Tobyłobardzośmiałe,aleteżiprzemyślanezjegostrony–
powiedział Matt, nie spuszczając wzroku z faceta przy końcu
baru. – Wszystkich ogarnął nagle romantyczny nastrój
i polecieli do domów. Szkoda mi było tylko TJ-a. Ciągle jest
samotny.Atakibyłszczęśliwywmałżeństwie.
– Na co umarła jego żona? – spytała Tasha, która bardzo
lubiłaprzyjacielaMatta.
–Rakpiersi.
–Tostraszne.
– Taaa… – mruknął Matt. – To był koszmar. Pozwól, że
postawięcitegodrinka.
–Dzięki,jajużchybapójdę.
Chciała zostać, ale wiedziała, że w obecności Matta nie
uwolnisięodmyślionim.
–Musimywkońcuporozmawiać.
–Możekiedyindziej.
–Niechcę,żebyśbyłasmutna.
– Nie jestem. Chociaż właściwie nie wiem, w jakim jestem
nastroju.
–Okej–powiedziałzwahaniem.–Niebędęnaciskał.
Z ulgą zamówiła taksówkę i esemesem zawiadomiła Alex, że
wychodzi. Miała świadomość, że postępuje słusznie, a jednak
idąc
na
parking,
nie
mogła
się
oprzeć
poczuciu
wszechogarniającejpustki.
ROZDZIAŁÓSMY
Gdyopuściłalokal,nieznajomyrównieżwyszedł.
Matt podszedł za nim do drzwi, by upewnić się, że facet nie
będzie jej zaczepiał. Tasha jednak natychmiast odjechała
taksówką, a szemrany typ wkrótce ruszył swoim samochodem
wprzeciwnymkierunku.
Matt powrócił do stolika zajętego obecnie przez Alex, która
powitałagouśmiechem.
–Dobrzesiębawicie?–zagadnął.
– Jeszcze jak! Znasz Jamesa Hamiltona? – przedstawiła Alex
swojegotowarzysza.Panowieuścisnęlisobiedłonie.
– Nie rzuciło ci się w oczy, czy ktoś tu przypadkiem nie
interesowałsięzabardzoTashą?–spytałMatt.
PochwiliAlexpokręciłaprzeczącogłową.
–Tashatańczyłazwielomafacetami.Wwiększościbylitojej
tutejsiznajomi.
– Chodzi ci o tego starszego kolesia w czarnej czapce? –
spytałJames.
– Tak – odparł Matt. – Przyglądał się jej cały czas, jak tu
byłem.
–Tak,teżtozauważyłem.Niewiem,ocomuchodziło,bonie
podszedł,żebyzniąporozmawiać.
–KtośobserwowałTashę?–zdziwiłasięAlex.
– No cóż, niezła z niej laska – odparł James. – Jak dla mnie
było to trochę obleśne, bo facet raczej stary. Ale nie wyglądał
groźnie.
–Wyszedłzanią–powiedziałMatt.
–Robiłjejjakieśproblemy?
–Nie.Bezprzeszkódwsiadładotaksówki.Alewobectego,co
ostatniodziejesięwmarinie…
– Wiem, o czym myślisz – wtrąciła Alex. – Coraz więcej
dziwnychprzypadków.
–Jakto:corazwięcej?–spytałzaniepokojonyMatt.
–Notakietamróżnegłupstwaidrobiazgi.
– Coś jeszcze poza wyciekiem paliwa i awarią przewodu
elektrycznego?
– Nie, nic ważnego. Sprawdzamy też na bieżąco nagrania.
Niktniesforsowałogrodzenia.
–Czylirobitoktośzpracowników?
– Możliwe. Słyszałam, że wszystkich prześwietliłeś i nic nie
znalazłeś. Ale wiesz, co mnie dziwi? Te przypadki zawsze
dotyczączegoś,corobiłaTasha.
Mattpoczułmrózwkręgosłupie.
–Jesteśpewna?Dlaczegonicminiepowiedziała?
Przestraszył się myśli, że z chwilą, gdy jego relacje z Tashą
przeniosłysięnainnąpłaszczyznę,dziewczynastałasięwobec
niegobardziejnieufna.
– Bo to nic ważnego. To mogły być jakieś jej własne drobne
błędy.Jużzostałynaprawione.
–Onaraczejniepopełniabłędów…Bardzomniemartwi,żeto
może być ktoś z moich zaufanych pracowników. Słuchaj, Alex,
tytujesteśnowa.Możecośrzuciłocisięwoczy?
NaramięMattaopadłaczyjaśdłoń.Odwróciłsię.TobyłTJ.
–Niewiedziałem,żebywaszwtymlokalu–zdziwiłsięMatt.
– Zobaczyłem twój samochód. Włóczyłem się trochę, bo nie
mogłemzasnąć.
TJ przywitał się z Alex i przedstawił Jamesowi, który
powiedział:
– Wiem, kim jesteś. Moja matka pracuje w szpitalu. Nieraz
opowiada,jakhojnieichwspierasz.
Mattwiedział,żefirmaprzyjacielaudzielasięspołecznie,ale
niemiałpojęcia,żedotegostopnia.
– Bardzo ich ucieszył nowy tomograf. Tak więc dziękuję
wimieniumamyicałegoszpitala.
TJmachnąłrękązudawanymlekceważeniem.
– A ja wypiję z tobą na poprawę humoru – powiedział do
przyjacielaMatt.
–Cośsięstało?
–JakiśfacetprzezcaływieczórśledziłTashę.
–Onatujest?
Mattzapomniał,żeTashapodobasięprzyjacielowi.
–Wyszła.
–Atopech.
Alex
przysłuchiwała
się
tej
wymianie
zdań
zzainteresowaniem,aMatttylkomarzył,byprzyjacielzamknął
dziób.Jameszaofiarowałsię,żepodejdziedobaruiprzyniesie
cośdopicia.Alexruszyłaznim.
– Weźcie cokolwiek – powiedział Matt, podając im
pięćdziesiątdolarów.–Dlasiebieoczywiścieteż.
– Ty wiesz, jak uszczęśliwiać pracowników. – TJ wyszczerzył
doniegozęby.
– Wolałbym wiedzieć, jak im zapewnić bezpieczeństwo.
Szczególnietakiejjednej.
–Założyłeśprzecieżnowekamery.
–WłaśniedowiedziałemsięodAlex,żechybaznówktośtam
majstrował.Tashanicminiemówiła.
– Widocznie irytujesz ją w roli rycerza wybawcy na białym
koniu.
–Wcalenimniejestem.
– Ale ona ci się podoba, nie, bracie? I martwisz się o nią.
Aonajesttypemosobyniezależnejisamowystarczalnej.
– Masz rację. Ale przecież wie, że nam wszystkim zależy na
schwytaniu tego typa. Dlaczego nie dzieli się ze mną
wszystkimiinformacjami?
–Musiszjązapytać.
–Itozrobię.Alexpowiedziałamiteż,żetewszystkiedrobne
uszkodzenia zdarzają się tylko po tym, jak dany obiekt
naprawiała lub sprawdzała Tasha, a nie na przykład Alex czy
ktoś inny. A ten facet, co ją dziś obserwował? To wszystko
razemjestbardzozastanawiające.
–Aletendzisiejszytypmożeniemiećnicwspólnegozaktami
sabotażu.
–Wyszedłzanią!
–Możechciałpogadać,umówićsię?
–Jestodniejdwarazystarszy–parsknąłMatt.
–Niektórzyfacecinietracąwiarywswójurokosobisty.Poza
tymtuniemógłdoniejpodejść,botybroniłeśdostępu.
– Martwię się o nią – powiedział Matt. Nie chciał
uświadamiać przyjaciela, jak daleko zaszły sprawy między nim
aTashą.
–Notomartwsiędalej.Alenieróbniczegogłupiego.
–Naprzykład?
–Niezamykajjejjakwwięzieniu.
– Nie mam zamiaru. Zresztą nasze budynki nie są specjalnie
chronione. – Matt zbył uwagę przyjaciela żartem, choć
najchętniejzamknąłbyTashęwswoimdomu,żebymiećjątylko
dlasiebie.
Wczesnym rankiem, tuż po wschodzie słońca, Tasha wyszła
z maszynowni jachtu Strefa Kryształu i po mostku przeszła do
części mieszkalnej. Przez cały czas na przemian wspominała
swoją miłosną noc z Mattem i rozmyślała nad problemem
sabotażu. Z tego powodu prawie nie spała i wczesne
rozpoczęcie pracy zdawało się najlepszym lekarstwem. Gdy
dotarła
na
szczyt
schodków,
coś
ją
zaniepokoiło.
Znieruchomiała, rozejrzała się wokół, ale wszystko było na
swoim miejscu. Słychać było jedynie uderzenia fal o burtę
istukotstatkuobijającegosięopomost.
Coś jednak nadal nie dawało jej spokoju. Zmarszczyła nos.
Tak,tojakiśdziwnieznajomyzapach.Chciałaprzejśćdalej,ale
nogiodmawiałyjejposłuszeństwa.
Nie panikuj, nakazała sobie. Silnik jest w porządku, dopiero
cosprawdziła.Drzwinatylnypokładsązamknięte,zresztąitak
przezszybęwidać,żenikogonanimniema.
Niktjejnieobserwuje.
Odważyła się zrobić krok do przodu i wtedy usłyszała jakiś
dźwięk.Zatrzymałasię.Dźwięksiępowtórzył.Awięcktośmusi
być na przednim pokładzie. Drzwi skrzypnęły, a ona złapała
największy klucz francuski, jaki miała pod ręką. Na wypadek,
gdybymusiałasiębronić.
–Matt?–rozległsięnaglemęskigłos.
TobyłCaleb.Uff,awięcniktsięniewłamał.Calebznałkod.
NajwyraźniejprzyszedłtudoMatta.
Przełknęłaślinęiodzyskałagłos.
–Toja,Tasha.
–Tasha?JesttamztobąMatt?–Calebpojawiłsięnamostku.
–Nie.
– Widziałem, że pali się światło, więc wstąpiłem. Tak
wcześniezaczynaszpracę?–Calebspojrzałnazegarek.
– Nie mogłam spać. Podobno Melissa i Noah się zaręczyli? –
zmieniłatemat.
–Tak.Fajniebyło.–Calebwszedłdośrodka.–MelissaiJules
chcą udekorować Mattowi mieszkanie na święta. Ale chyba
Diannerobiłatonajlepiej.Poznałaśją?–Calebzachowywałsię,
jakbyzaczymśwęszył,doczegośzmierzał.–Noico?
–Bojawiem?Wydałamisię…smutna.
–Smutna?Dianne?–zdziwiłsięCaleb.
– Mogę cię o coś zapytać? Wiem, że masz sieć restauracji
prawiewcałymkraju.
–Owszem,mamkilka.
–Dianneznalazłasięwciężkimpołożeniu.Niemapieniędzy
ipotrzebujepracy.Wyglądanazrozpaczoną.
– Widzę, że nieźle cię zbajerowała – powiedział Caleb
obojętnymtonem.
–Nie,tobyłoszczere.Chybanaprawdęszukapracy.
–Przecieżonanieprzepracowałaanijednegodnia.
–Tak,przyznałamisię,żeniewieleumie.Alepotrafiurządzać
przyjęcia.Jestatrakcyjna,elokwentna,madobrygust.
–Cosugerujesz?
–Mogłabybyćhostessąalbozczasemorganizatorkąimprez.
Oczywiścienietutaj,możenawschodnimwybrzeżu?
–Rozumiem.Chcesz,żebyniezawracałagłowyMattowi.
–Notak.Iżebydaćjejszansęnarozpoczęcienowegożycia.
Jeślimówiprawdę,toabsolutnieniemawnikimoparcia.
–Samajestsobiewinna.
–Nieprzeczę.Alektoniepopełniabłędów?Pomyśliszotym?
– Zobaczę, co się da zrobić. W końcu mamy sezon dobrych
uczynków, no nie? Jak zobaczysz Matta, powiedz mu, że go
szukałem. Chcę go ostrzec, że Melissa i Jules jadą dziś do
sklepu kupić dla niego ozdoby choinkowe. Niech się ma na
baczności!Idzięki!
–Tojacidziękuję,Caleb,żepomagaszDianne.
–Jeszczenicniezrobiłem.
–Alespróbujesz,prawda?Bardzociężkojestżyćbezrodziny
iprzyjaciół.
–Tyteżniemaszrodziny?
–Mam,aledaleko.Czasamiczujęsięsamotna.
–Totakjakja.AledlamnierodzinąsąJules,Melissa,Noah,
TJ.Tobieteżtegożyczę.Donastępnego,Tasha.
Poczułasięowielelepiej.Dobrze,żezapytaławprostCaleba
o pracę dla Dianne. Jules i tak ma dużo na głowie. Zebrała
narzędzia,pogasiłaświatłaizabezpieczyładrzwi.Pójdzieteraz
do domu, umyje się i wróci, żeby razem z Alex zaplanować
resztępracnadziś.
Gdyszłapomostem,zauważyłaidącegoznaprzeciwkaMatta.
Wyrazjegotwarzybyłzdecydowanieponury.
– Rozmawiałem z Calebem – powiedział, nie siląc się na
dłuższewstępy.–PodobnopytałaśgoopracędlaDianne.
Terazbyłojużjasne,żeMattjestnaniązły.
–Byłamtylkociekawa,czymożejejpomóc.
– I nie uznałaś za stosowne mnie o tym powiadomić? Nie
uważasz, że wobec niego było to nie fair? A gdyby nie miał
ochotyjejzatrudnić?Janaprzykładbymniechciał.
– Mógł odmówić, kiedy zapytałam. Matt, ja rozumiem, że
wasz rozwód miał przykry przebieg. Dianne może nie jest
najfajniejszą osobą na świecie, ale jednak jest człowiekiem.
Iwpadławtarapaty.
–Nawłasneżyczenie.
–Onawie,żepopełniłabłąd.Niemożeszjejwybaczyć?Każdy
człowiekzasługujenadarowaniewin.
–Aleistniejejeszczecośtakiegojaksprawiedliwość.
– Nie jest chyba zła do szpiku kości? W końcu kiedyś ją
poślubiłeś,awięcpewnieikochałeś,prawda?
– Nie jestem tego pewien – odparł po chwili. – Po prostu się
na niej nie poznałem. Wydawało mi się, że chcemy od życia
tegosamego.
To oświadczenie nie powinno zdziwić Tashy. Matt nigdy nie
ukrywał,żezależymunapozycji,nadobrobycieiluksusie.
–Niebądźtaki–poprosiła.
–TakijakDianne?–spytałzdezorientowany.–Niejestemtaki
jak ona. Na wszystko, co mam, ciężko zapracowałem. Potrafię
docenić swoje osiągnięcia i rozumiem, że nic nie jest dane raz
nazawsze.
– Wiem. Chodzi mi o to, żebyś nie był taki jak ci inni z elity,
którzy nie pamiętają, że zwykły człowiek musi na co dzień
walczyćoprzeżycie.
–Dianneniewalczy.Onakalkuluje.
– Ale teraz potrzebuje pracy. A jak się nie sprawdzi, Caleb
możejązwolnić.
–Niepowinnaśbyłasięwtrącać.Jesteśzbytłatwowierna.
Tashaniechciałasięjużdłużejkłócić.
–MuszęsięterazspotkaćzAlex.
–Okej,myporozmawiamysobiepóźniej.
Wchodząc po południu do Crab Shack, Matt zastał Caleba
gawędzącegoprzybarzezeszwagierkąMelissą.
– Przepraszam za to, co się stało rano – powiedział. – Byłem
zaskoczony. Tasha postawiła cię pod ścianą. Chcę, żebyś
wiedział,żejategoniechciałem.
Melissapodałaimwodęzlodemiwyszładokuchni.
–Nieszkodzi.Jużposprawie.
–Jakto?
– Zatrudniłem Dianne w Phoenix i kupiłem jej bilet na
samolot.
–Dlaczegotozrobiłeś?
–Przepraszam,niezrobiłemtegodlaciebie,adlaDianne.
–Aleonasięnienadajedotejpracy.
–Możenie,amożetak.
–Powinnadostaćnauczkę.Niemusiszsiętrudzićzbawianiem
jej.
–Jajejtylkodajęszansę.Straciławszystkoiterazjejsprawą,
a nie moją, jest odbudować sobie życie. A dla mnie to kolejny
zatrudniony na próbę pracownik. Albo się sprawdzi, albo nie.
TerazjużjestwPhoenix.
–Powinienemcipodziękować–mruknąłMatt.Cozaulga,że
nienatkniesięjużnaDianne.
– A od czego są przyjaciele? – podsumował Caleb
filozoficznie.
– Pali się! – rozległ się nagle krzyk wybiegającej z kuchni
Melissy.–Chybanaktórymśztwoichstatków,Matt.
– Zadzwoń po strażaków – krzyknął Matt i wybiegł
zrestauracji.MyślałteraztylkooTashy.GdziejestTasha?
Wskoczyłdosamochodu,zanimCaleb.
– Widzisz ogień? Co się pali? Widzisz jakichś ludzi? Może
Tashę?Jaktensukinsyntozrobił?–zasypywałMattprzyjaciela
chaotycznymi pytaniami, bo sam nie mógł oderwać wzroku od
drogi,którąjechali.
– Oj, niedobrze, widać płomienie. Jacyś ludzie biegną
pomostem,aleniewidzęichdokładnie.
Na parkingu przed mariną Matt gwałtownie zaparkował.
Musiałjeszczedobiecnakoniecpomostu.
– Biegnij po węże i włącz pompy – krzyknął do jednego
zmijanychpodrodzepracowników.
Czy to możliwe, żeby ktoś z załogi mariny podpalił statek,
przebiegłomuprzyokazjiprzezmyśl.
Płonęła licząca piętnaście metrów długości Strefa Kryształu.
Ogień ogarnął już całą część mieszkalną i był na tyle duży, że
zagrażał
zacumowanemu
obok
mniejszemu
jachtowi
nazwanemu Nieustraszonym. Matt zobaczył, jak trzech
członkówzałogizpomocąCalebarozwijawężepożarnicze.Ale
nigdzieniebyłoTashy.Gdzieonajest,dojasnejcholery?
I wtedy ją zobaczył. Wskoczyła na pokład zacumowanego
dalej Słonego Morza. Od płomieni dzieliły ją jakieś trzy metry.
Na tym jachcie znajdowali się już pasażerowie, dwie rodziny,
którzy mieli wypłynąć w rejs za dwie godziny. Dym gęstniał,
prawienicniebyłowidać.
–Tasha!–krzyknąłMatt.
Krztusząc się, podbiegł do trapu prowadzącego na łódź.
Iwtedyujrzał,jakTashaprowadzipotrapiematkęzdwojgiem
dzieci.
– Pięć osób jest jeszcze na pokładzie! – zawołała
zachrypniętymgłosem,mijającgo.
Chciał ją przytulić, upewnić się, że jest bezpieczna. Ale
wiedział, że teraz jego pomocy potrzebują pasażerowie. Oczy
mu łzawiły. Dotarł do kabiny, w której czekali dwaj ojcowie,
jeszczejednamatkaipozostaładwójkadzieci.
– Idźcie za mną! – wychrypiał, biorąc na ręce najmniejsze
zdzieci.
Gdyzeszlinaląd,Tashazorientowałasię,żebrakujejeszcze
jednego mężczyzny. Chciała po niego wrócić. Matt jej nie
pozwolił, ale go nie posłuchała. Pasażer czekał na górnym
pokładzie. Matt pomógł mu zejść po drabince, a potem
wspólniedoprowadziligodotrapu,bymógłzejśćnanadbrzeże.
W tym czasie Caleb i robotnicy podłączali węża, a Alex
czekałazgotowądowłączeniapompą.
Matt spojrzał na Strefę Kryształu. Nie da się jej uratować,
ocenił, podobnie jak Nieustraszonego. Cumują za daleko od
pomostu,strumieńwodyzwężaichniedosięgnie.
Iwtedycośusłyszałalbopoczuł.
– Na ziemię! – krzyknął. Pchnął Tashę na deski pokładu
ipołożyłsięnaniej,mocnozaciskającpowieki.
To był wybuch pojemnika z paliwem na Nieustraszonym.
Rozległ się ogłuszający huk, nad plecami Matta przesunęła się
fala gorąca. Ludzie w porcie jęknęli z przerażenia. Matt
spojrzał na nich. Chyba nikomu nic się nie stało, choć Strefa
Kryształu zasłaniała widok. On i Tasha wzięli cały impet
wybuchunasiebie.
– Nam nic nie jest! – krzyknął Matt. – Coś ci się stało? –
zapytałleżącąpodnimTashę.
Pokręciłagłowąizakasłała.
– Och, Matt. Nie mogę zrozumieć. Kto to zrobił? Przecież
moglizginąćludzie!
Obojeuklękli.
–Straciłeśdwastatki–powiedziałaTasha.
– Może nawet trzy. Słone Morze też jest poważnie
uszkodzone, wszystkie szyby wyleciały. Musimy iść, bo i tu
możedotrzećogień.
Stanęła na drżących nogach. Caleb czekał na nich przy
zejściu z trapu. Ludzie gasili płomienie wodą z pompy. Po
pomościebieglijużstrażacy.
– Na pewno dobrze się czujesz? – spytał Matt Tashę,
odwracającją,byspojrzećjejwtwarz.
–Totyjesteśranny–odparła,wskazującjegoramię.
– Krew ci leci – potwierdził Caleb. – Trzeba będzie założyć
szwy.
–Etam,wystarczyopatrunek.Zarazdojedziepogotowie.
–Dziękujęci–wyszeptałaTashadrżącymgłosem.
– To ty jesteś bohaterką – odparł, obejmując ją ramieniem. –
Uratowałaśżycietymludziom.
–Ztwojąpomocą.
–Przyjechalidziennikarze–oznajmiłCaleb.
– Pogadam z nimi. – Matt wiedział, że nie da się uniknąć
szumumedialnego.
–Powiesz,żepodejrzewaszsabotaż?–spytałaTasha.
–Narazienie.
–SprawdzałamranoStrefęKryształu.Nicniewskazywałona
to,żemożesiętamcośzapalić.–Naglezmrużyłaoczyizrobiła
dziwnąminę.–Nie,toniemożliwe.
–Tasha?
– Pomyślisz, że zwariowałam. Ale jak wychodziłam
z maszynowni, miałam takie dziwne poczucie, czy przeczucie,
że ktoś mnie śledzi czy coś… A potem nadszedł Caleb
istwierdziłam,żetopewniebyłon.
–Czyliktośmógłbyćnałodziopróczciebie?–Mattwyglądał
naprzerażonego.–Widziałaś,ktotobył?
–Nie.ToznaczywidziałamCaleba.Aleterazwydajemisię…
– Panie Emerson? – dziennikarz podetknął Mattowi mikrofon
podnos.
Ktośinnyzrobiłzdjęcie.
MattdelikatniedałTashydozrozumienia,żepowinnaodejść.
On sam musi odpowiedzieć na wszystkie pytania mediów,
poczekaćnadogaszeniepożaru,apotemusiąśćipomyśleć,co
tusięulichadzieje.
ROZDZIAŁDZIEWIĄTY
Po raz pierwszy Tasha pożałowała, że w jej mieszkanku nie
ma wanny. Normalnie natrysk jej wystarczał – i tak nie miała
czasuwylegiwaćsięwpachnącejpianie.
Ale teraz oddałaby wiele za swoją wielką wypasioną wannę
zbostońskiejłazienki.Porazdrugipolaławłosyszamponem,bo
pierwszemycieniezlikwidowałozapachudymu.Nacielemiała
pełnosiniakówizadrapań.Noalenajważniejsze,żeanijej,ani
Mattowi,aniwogólenikomunicpoważnegosięniestało.
Śledztwo przejęła policja, więc może wkrótce sprawca
sabotażu będzie znany. Matt był zdania, że nikt spośród
konkurencji nie posunąłby się do tak drastycznych metod
wyeliminowania go z rynku. Motywy musiały być znacznie
głębszeibardziejzłowrogie.
Strażacystwierdzili,żepożarpowstałwmaszynowni.
Była dopiero ósma wieczorem, ale Tasha już chciała położyć
się do łóżka. Może trochę sobie poczyta, żeby uspokoić umysł.
Byławyczerpana.Ajutroteżczekająciężkidzień.
Rozległo się pukanie do drzwi, które na moment ją
przestraszyło,alewkrótceokazałosię,żetoMatt.Początkowo,
pod pretekstem, że nie jest ubrana, nie chciała mu otworzyć.
Ale przecież miała na sobie szlafrok, a on już miał okazję
widziećjąnagolasa.
–Jaksięczujesz?–zapytał.
–Będziedobrze.
–Janiepytam,jakbędzie,alejakjest.
Najchętniej rzuciłaby mu się w te jego silne ramiona, ale
wiedziała,żeniewolnojejtegozrobić.
–Wszystkomnieboli–przyznała.
–Mnieteż.Alebojęsięotwojebezpieczeństwo–powiedział,
zamykającdrzwi.
–Nicminiebędzie.
– Zgodziliśmy się, że nie chodziło o to, żeby zaszkodzić
marinieWhiskeyBay.Atoznaczy,żechcieliuderzyćwciebie.
–Tobezsensu–powiedziała.Nigdyniemiaławrogów.–Nic
niewiemy,totylkospekulacje.
–Posłuchaj.–Wziąłjązaręce.
Starała się nie zwracać uwagi na jego dotyk, ale poczuła się
lepiej. Ona, tak dumna ze swojej niezależności, nagle
zapragnęłamócsięnakimśoprzeć.NaMatcie.
– To był zamach, celowe podpalenie. Potrzebujesz ochrony.
Nieprzeżyłbym,gdybytobiecośsięstało–mówił,ściskającjej
dłonie.
–Przesadzasz.
– Przenieś się do mnie. Mam alarm, dobre zamki. No i będę
namiejscu.
Niebezpiecznyiprzerażającypomysł.Przecieżonajużteraz,
stojąc obok niego, nie może opędzić się od najdziwniejszych
emocji.
–Dziękizapropozycję,tomiłeztwojejstrony…
– Mówię to także jako twój szef. Moim obowiązkiem jest
zapewnićpracownikombezpieczeństwo.
–Alewiesz,coludziepomyślą?
– Mam oddzielny pokój gościnny. Wszyscy cię tu znają i nikt
nie będzie robił z tego kwestii. To sprawa kryminalna i twoje
bezpieczeństwojestnaprawdęzagrożone.
Tak, on ma rację. Będzie tylko musiała trzymać uczucia na
wodzy.
–Amasztamwannę?–zapytałażartobliwie.
–Mam.Pakujsię.
Podeszła do szafy i wyjęła torbę na siłownię. Bolały ją
wszystkie mięśnie. Pogodziwszy się z tym, co nieuniknione,
włożyła do torby trochę najpotrzebniejszych rzeczy, poszła do
łazienkisięprzebraćipokilkuminutachbyłagotowa.
–Szybkajesteś–zauważył.
–Nocóż,niespakowałamswoichsukienbalowych.
Wyszli,aleozamknięciudrzwinakluczznówtrzebajejbyło
przypomnieć.
Nie zaprotestowała, gdy wyjął jej z rąk torbę. To przecież
dosłowniekilkametrów.
MieszkanieMattazastawionebyłotorbamiipudłami.
–Zrobiłeświększezakupy?–zdziwiłasię.
– Jules i Melissa – wyjaśnił zwięźle. – Mają mi udekorować
mieszkanienaświęta.Napijeszsięczegoś?
Kiwnęłagłowąiopadłanajedynewolnemiejscenakanapie.
Z ciekawości zajrzała do najbliższej torby. Były w niej trzy
porcelanowe bałwanki, uśmiechnięte od ucha do ucha. Tasha
ustawiłajenapółcenadkominkiem.
– Nie da się tego uniknąć? – zapytał Matt zrezygnowanym
tonem.
–Totwojepierwszeświętaporozwodzie?
–Tak.CalebdałpracęDianne.WPhoenix.
–Chybaniebędziemysięotoznowukłócić?
–Mamnadzieję.Tylesięzdążyłowydarzyć…
Wróciłanakanapęipociągnęłałykbrandy.
–Świetna–pochwaliła.
–PrezentodCaleba.
–Notopijemyjegozdrowie!–Uniosławgórękieliszek.
– Będę potrzebował twojej pomocy – rzekł Matt po dłuższej
chwili milczenia, w trakcie której oboje wrócili myślami do
katastrofy.–Muszękupićnowąłódź,awłaściwiedwie.
–Myślisz,żeSłoneMorzedasięwyremontować?
–Mamnadzieję.BoNieustraszonytojużtylkowrak.
–Imięnieprzyniosłomuszczęścia–zauważyła.
Popatrzyłanatorbywypakowaneświątecznymiakcesoriami.
–Mogłabymsiętymzająć–zaproponowała.
–Byłbymwdzięczny.
Tasha powkładała grube świece do okrągłych szklanych
pojemników,
ozdabiając
wszystko
szklanymi
paciorkami
iłańcuszkamisztucznychowocówżurawiny.Mattwtymczasie
zabrał się do porządkowania pokoju. Kiedy przechodził koło
niej, dotknął lekko jej ramienia, a nią jak zwykle wstrząsnął
dreszcz.
–Cieszęsię,żetujesteś–powiedziałcicho.
–Bopomagamciudekorowaćdom?
–Właśniedlatego–odparł,poczymusiadłwswoimfotelu.–
Musimyodpocząć.Tobyłciężkidzień.
– Ale ja jestem ciekawa, co jest w pozostałych pudłach –
powiedziała głosem dziewczynki, która w święta nie może się
doczekaćodpakowywaniaprezentów.
Zajrzała do innych toreb. W jednej z nich natknęła się na
elementy sztucznej choinki do samodzielnego zmontowania.
Mattwstał,byjejpomóc.
–Wiedziałam,żeniewytrzymasz.–Uśmiechnęłasięzalotnie.
–Napudełkujestnapisane,żeonamatrzymetrywysokości.
Samaniedaszrady.
Gdy okazała imitacja jodły balsamicznej stanęła w całej
okazałości na tle największego frontowego okna, oboje
otworzyliustazpodziwu.
–Nadziśtochybawystarczy?–spytałznadziejąwgłosie.
Tasha potwierdziła i zapytała, czy może dokończyć drinka
wwannie.
– W samotności – uściśliła, po czym zmusiła obolałe nogi,
żebyjąponiosływkierunkułazienki.
Gdy Matt wszedł rano do kuchni na śniadanie, Tashy już nie
było. Nie zdziwiło go to. Pewnie chciała się wymknąć jak
najwcześniej,byniktjejniezobaczył.
Zrobił sobie kawę i przez okno zobaczył, jak idzie z Alex
pomostem. A więc wszystko w porządku. Włożył bułkę do
tosteraizacząłprzeglądaćwinterneciewiadomości.
W lokalnych mediach wczorajszy pożar był – co oczywiste –
tematem numer jeden. Matt ze zdziwieniem jednak dostrzegł,
że również jedna z ważnych gazet poświęciła mu obszerny
artykułwwydaniuogólnokrajowym.Ilustrowanybyłwyjątkowo
licznymizdjęciamiprofesjonalnejjakości.
Postanowił dziś popracować nie jak zwykle w domu, ale
wbiurzenaparterze,bywrazieczegobyćbliżejTashy.
Jules i Melissa wpadły go odwiedzić. Nie kryły podziwu na
widok dekoracji świątecznych. Matt wiedział, że pochwały
należąsięTashy,aleniezdecydowałsiędaćdozrozumienia,że
uniegonocowała.Jeszczenieteraz.
–Zarazprzyjadąrzeczoznawcyodubezpieczenia–powiedział
niejako
w
zamian.
–
Muszę
jak
najszybciej
dostać
odszkodowanie.
–Szczęście,żetonieszczytsezonu–zauważyłaMelissa.
– Jeśli w ogóle można mówić o szczęściu. No i nikt nie
ucierpiał. Ale nie spocznę, dopóki sprawca nie trafi do
więzienia.
PojawiłsięrównieżTJ.
–Jaksięczujesz?–zapytał.
–Świetnie–odparłMattzuśmiechem.–Mniejwięcejjakpo
bójcewbarze.
–Dwajachtydokasacji,jaksądzę?
–Dziśsiędowiemy.Aleobawiamsię,żemaszrację.
–Jeślipotrzebujeszkasy,mogęcipożyczyć.
Matt już chciał odmówić, ale ugryzł się w język. Nie lubił
czerpaćkorzyścizprzyjaźni,aleprzecieżTJmanieograniczony
dostęp do wszelkich źródeł finansowania, a on, Matt, pokryje
wszelkiekosztypożyczki.Bezzwłokibędziemógłprzystąpićdo
odbudowyfloty.
–Chybaskorzystam.Chcęjaknajszybciejkupićnowejachty.
– Niezły prezent gwiazdkowy – zauważyła z uśmiechem
Melissa.
– Dzięki, kochani, że wpadliście, ale muszę popracować –
powiedziałMatt.
– Jak ty to zrobiłeś? – TJ omiótł wzrokiem dekoracje
świąteczne,gdyobiesiostrywyszły.
–Tashamipomogła.
–Wczorajwieczorem?–TJnieukrywałzaciekawienia.
–Chciałem,żebyspędziłanocwdomuzalarmemiwszelkimi
bajerami.Aleniemyślsobie,spaławpokojugościnnym.
–Szkoda.
– Naprawdę tak myślisz? Przecież ona wczoraj mogła zginąć
wwybuchu.Jazresztąteż.
– Tym bardziej powinieneś był ją pocieszyć – odparł TJ
żartem. Matt był pewien, że przyjaciel sam nigdy nie
wykorzystałbytakiejsytuacji.–Dziśteżbędzienocować?
– Tak. Dopóki nie złapią tego drania. Niestety ja wieczorem
muszęiśćnaprzyjęcieuburmistrza.
– Chętnie cię przy niej zastąpię. Żartowałem – dodał TJ,
widzącwyraztwarzyMatta.–Weźjązsobą.
–Onanieznositakichprzyjęć.
–Jakchybakażdy?
–Nie,mnieonenieprzeszkadzają.
–Wtakimraziecośjestztobąnietak.
Matt nie potrafił się z nim zgodzić. Ciężko pracował, dawał
pracę prawie pięćdziesięciu osobom, dzięki niemu marina
WhiskeyBay,miejsce,którekochał,mogłasięrozwijać.Ażycie
towarzyskietorodzajnagrodyzatowszystko.
– Dlaczego? Dobrze dają jeść i pić, gra fajna muzyka. Lubię
rozmawiać
z
ludźmi,
dyskutować,
omawiać
strategie
biznesowe. A dziś na pewno będzie rozmowa o pożarze. Może
dowiemsięczegośnowego.Niemaszpojęcia,coludziepotrafią
przypadkiemzobaczyćalbousłyszeć.
–PrzekonajotymTashę.
– Bo ja wiem? Ostatnio kiedy była ze mną na przyjęciu,
świetniesięsprawdziławwyciąganiuinformacji.Wiesz,żeona
jest z Bostonu? Beacon Hill. Potrafi się spoufalać z ludźmi
z wyższych sfer. Jest ładna, inteligentna, dowcipna. Budzi
zaufanie.
– Ty rozumiesz, co tu się dzieje? – spytał TJ, rzucając
przyjacielowizagadkowespojrzenie.
– A co? Wiesz coś o zamachu? Słyszałeś, zauważyłeś coś?
Dlaczegonicniemówiłeś?
–Notojużmówię:jesteśwniejzakochany.
–Chybasamniewiesz,comówisz.
Zauroczenietojeszczeniezakochanie.Owszem,Tashamusię
bardzo podoba. I nie jest to tylko pociąg fizyczny. Ale miłość?
Mattnawetotymjeszczeniepomyślał.
–Znamobjawy–oznajmiłTJ.
– Ale mylnie je odczytujesz – odparował Matt. – A teraz
wybacz,muszęsięzająćrobotą.
–Ogarnijsię,bracie.Bojaznamobjawy-powtórzyłTJ,idącza
nim.–Iumiemjeodczytywać.
Tashazgodziłasiępójśćnaprzyjęciedoburmistrza.Możesię
czegośdowie?IbędziemogłazatańczyćzMattem,atojużcoś.
Z piwnicy przyniosła krótką sukienkę w kolorze szampana.
Zszerokąspódniczką,wproststworzonądotańca.Dopasowała
do niej pantofle i torebkę kopertówkę. Buty niespecjalnie
nadawały się do tańczenia, ale chciała dziś wyglądać pięknie.
DlaMatta.
– Tasha? Za dwadzieścia minut musimy wyjść! – zawołał do
niejMattzkorytarza.
–Niemaproblemu–odkrzyknęła.
Przez chwilę pomyślała, że zaczyna przypominać swoje
własne siostry, które przed każdą imprezą stroiły się, by
wywrzeć wrażenie na jakimś bogatym facecie. Wtedy ich nie
rozumiała,aterazsamachciaławyglądaćładnie.DlaMatta.
Przebierając
się,
stwierdziła,
że
wciąż
jest
obolała
i podrapana. Upięła wysoko włosy, umyła zęby. Z biżuterii
posiadała jedynie małe diamentowo-szmaragdowe kolczyki,
prezentodrodzicównaosiemnasteurodziny.
Butytrochęuwierały,alewyglądałyfantastycznie.
Wyszła ze swojego pokoju na spotkanie Matta. Nie było go
ani w sypialni, ani w pokoju dziennym. Usłyszała jakiś szmer
koło drzwi wejściowych i poczuła wyrzuty sumienia, że musiał
naniączekać.Kiedyjązobaczył,znieruchomiałiwpatrywałsię
wniąszerokootwartymioczami.
– Kiedy widzę cię tak ubraną, wpadam w osłupienie –
usprawiedliwiałsię.–Wyglądaszpowalająco.Szkoda,żenaco
dzień chowasz się pod czapką z daszkiem i workowatymi
ciuchami.
– Ty też jesteś niczego sobie – odwdzięczyła mu się
komplementem,
nie
wiedzieć
czemu
wypowiedzianym
niespodziewanieschrypniętymgłosem.
– Z nikim nie mam zamiaru się tobą dzielić – oświadczył,
przyciągającjądosiebie.
–Aco?Jestemtwojąwłasnością?
–Niestetynie.Alepowinnaśbyć.Musiszbyćmoja.Dlaczego
jeszcze nie jesteś, Tasha? – zapytał, pochylając się i całując ją
wusta.
Wiedziała,żetoniejestdobrypomysł,chociażsamapragnęła
tego tak samo mocno jak on. Zarzuciła mu ręce na szyję
i oddała pocałunek. Przytulił ją mocniej, gładził dłonią po
policzku, wsunął nogę między jej uda. Całował jej szyję, rękę
przesuwał wzdłuż kręgosłupa, wsunął dłoń pod sukienkę
ipieściłjejramię.
–Dajmytemuspokój–mruknął,poczymwziąłjąwramiona
ipoprowadziłdosypialni.
– Matt? Przecież idziemy na… przyjęcie – szeptała, z trudem
łapiącoddech.
– Zapomnijmy o tym. Ja cię potrzebuję, Tasha. Tyle razy
wyobrażałemsobieciebiewmoimłóżku.
Co ich tak pcha ku sobie? Czy to, że uratował jej życie? Czy
wspólne dekorowanie domu? A może po prostu hormony?
W każdym razie kogoś takiego jak Matt napotkała po raz
pierwszywżyciu.
Zdjął z niej sukienkę, a z siebie smoking. Nadzy padli sobie
wramiona.Usiadłananim.Patrzyławdółzuśmiechem.
–Marzyłemoczymśtakim–powiedział.–Jachybaśnię.Ale
nie,tosiędziejenaprawdę.
– Bo to jest jak marzenie – odparła, po czym go delikatnie
naprowadziła,zapraszającdoswojegownętrza.
Rytmicznie poruszała biodrami, a on ją błagał, by nie
przestawała. Nie miała takiego zamiaru. Chciała coś
powiedzieć,aleniepotrafiłaznaleźćsłów.Zupełniejakbymózg
odmówiłjejwspółpracy.Całyświatzmniejszyłsiędorozmiarów
sypialniMatta,dojegołóżka.Mattbyłterazcałymjejświatem.
Podniosła jego ręce do swoich ust i pocałowała je, palec za
palcem. A potem on zaczął szeptać jej imię. A ją pochłonęła
otchłań.
Kołysałjąwramionach.
– To było niesamowite – szepnął. – Ty masz w sobie jakąś
magię.
–Totyjąmasz–odparłazuśmiechem.
–Niechcibędzie.Tonaszawspólnamagia.
–Idziemynaprzyjęcie?–zapytała.
–Niemamochotyznikimsiędzielić.–Wodziłpalcempojej
nagichplecach.
Za takie słowa należała mu się reprymenda, ale Tasha była
zbytszczęśliwa.Niechciałarobićniczego,comogłobyzakłócić
tenczarownynastrój.
ROZDZIAŁDZIESIĄTY
Czarprysłjużnastępnegoranka.WbiurzeMattapojawiłsię
rzeczoznawca.Zaczęłosięprzesłuchanie.
– Kto jako ostatni pracował z silnikiem przed pożarem? –
zapytałbiegły.
– Nasz główny mechanik, Tasha Lowell. Już tu do nas idzie.
Aledajęgłowę,żeniepopełniłażadnegobłędu.
–Janicniesugeruję,muszętylkoustalić,ktomiałdostępdo
maszynowni. Ma pan kamery? Czy na nagraniach widać, że
ktokolwiekwchodziłnapokładStrefyKryształu?
–Niewidaćtego.AleTashapowiedziała…–Mattzawahałsię.
– Miała poczucie, że ktoś oprócz niej był na pokładzie. Ale
nikogoniewidziała.
– Niestety poczucie nie jest dla mnie żadnym dowodem. Czy
sąmiejsca,którychkamerynieobejmują?
–Niema.Panwie,żepodejrzewamysabotaż?
–Owszem.Amywiemytakże,dlaczegozaczęłosiępalić.
–Jakontozrobił?
– On czy też może ona. Ktoś zostawił stertę wytłuszczonych
smaremszmat.Ionesięzajęły.
Do pokoju weszła Tasha. Zajęła plastikowe krzesełko obok
gościa.
– W maszynowni była kupa tłustych szmat – powiedział do
niejMatt.–Czytomożliwe,żebyśtotyjetamzostawiła?
– Nie – odparła szybko. – To niemożliwe, nigdy mi się to nie
zdarza.
Mattzerknąłnarzeczoznawcę.
–Ileśredniołodzidzienniemapanidoserwisowania?–spytał
biegły.
–Odjednejdosześciu.Tamtegodniatrzy…nie,przepraszam,
cztery.
–Jestpanizapracowana.
– Owszem, ale takich rzeczy nie robię. Zamierza pan mnie
o coś oskarżyć? – spytała tonem wskazującym, że jej
cierpliwośćzarazsięwyczerpie.
–Aspodziewasiępanitego?
–Nie–odparładobitnie.
Mężczyznapokiwałgłową.
– Wydaje mi się, że tracimy czas – wtrącił Matt. –
A prawdziwy sprawca chodzi sobie wolno, przez nikogo nie
niepokojony.
– Proszę mi pozwolić wykonywać moją pracę – powiedział
rzeczoznawca.
–Niczegoinnegoodpananiechcemy–potwierdziłMatt.
– Ja tego nie zrobiłam – oświadczyła Tasha, wstając. – Mam
jeszcze sprawdzić kilka silników, więc proszę pomyśleć, czy
chcepanmniejeszczeocośzapytać.Ajeśliwydarzysiękolejna
katastrofa,topanbędziemiałkrewnarękach.
– Czy ona zawsze reaguje tak emocjonalnie? – spytał biegły,
gdyTashawyszła.
– Jest bardzo opanowana, ale zaczynam ją rozumieć. Proszę
napisać raport, ale jeśli zechce pan czymkolwiek obciążyć
Tashę,tocałapańskarobotaokażesięstratącennegoczasu.
Tasha wiedziała, że inspektor po prostu wykonuje swoją
pracę, ale dlaczego poświęcił jej tyle czasu, opóźniając ujęcie
prawdziwego sprawcy, który może dzięki temu spowodować
więcejszkódinieszczęść?
Idąc pomostem usłyszała, jak zbliża się do niej mała
motorówka z mężczyzną w szarym kapturze, który nie miał
nawet na sobie kamizelki ratunkowej. Zwykły ciekawski czy
kolejnypaparazzo?
– Palant – mruknęła pod nosem, a głośno zawołała: – Tu jest
własnośćprywatna!
Niezniechęcony podpłynął do pomostu. Otoczył ucho dłonią,
jakosoby,któremająproblemyzesłuchem.Afacetewidentnie
zbliżał się do sześćdziesiątki, przez co dość dziwnie wyglądał
wbluziezkapturem–ulubionymstrojunastolatków.
– Mogę w czymś pomóc? – zawołała Tasha. – Czy myśmy się
już gdzieś nie spotkali? – spytała, bo nagle jego twarz wydała
sięjejznajoma.
Mężczyzna wstał i nachylił się do niej. Wtedy to poczuła.
Zapachwodypogoleniu,takisamjaktamtegoranka.
–Owszem.Tylkoraz–odparł,unoszącrękę.
Cofnęłasięgwałtownie,alejużbyłozapóźno.
Ogarnęłająciemność.
Przytomnośćodzyskałapojakimśczasie.Kompletniestraciła
orientację, czy były to minuty, czy może godziny. Ból pulsował
w skroni. Początkowo myślała, że spędziła noc u Matta
i wyciągnęła rękę, żeby go – leżącego obok – dotknąć. Ale jej
dłoń natrafiła na coś w rodzaju oparcia kanapy. Pachniało
stęchlizną.
Otworzyła oczy. Z umiejscowionego wysoko pod sufitem
niewielkiegooknasączyłosięprzyćmioneświatło.
I
wtedy
wszystko
sobie
przypomniała:
motorówkę,
mężczyznę, jego zapach. Uderzenie w głowę. Usiadła
wyprostowana.Bólrozsadzałjejczaszkę.
– Musisz wrócić do domu, Tasha – usłyszała niski ochrypły
głos.–Twojamatkatęsknizatobą.
–Kimpanjest?Gdziejajestem?Czegopanodemniechce?–
zawołała,rozglądającsięwokół.
–Jesteśbezpieczna.
–Trudnomiwtouwierzyć–roześmiałasięponuro.
Wyglądało na to, że znalazła się w jakimś nieogrzewanym
garażuczywarsztaciezbetonowąpodłogą.
–Gdziejajestem?–powtórzyła.
– Nieważne. – Mężczyzna lekceważąco machnął ręką. – I tak
tudługoniepozostaniemy.
Ten zapach… Boże, przecież takiej samej wody używał… jej
ojciec!
–Gdziejestmójtata?–zapytała.
– W Bostonie, jak zwykle. A gdzie ma być? Oj, Tasha, Tasha,
kłopotliwezciebiedziecko.
– To ty podrzuciłeś te zatłuszczone szmaty – powiedziała
nagle.
Facetlekkosięuśmiechnął.
– I zapaliłem świecę. Wosk się wypalił, więc jej nie wykryto.
A wszyscy myślą, że doszło do samozapłonu – oświadczy
zdumą.–Niktcięnieuczył,jakieniebezpieczeństwokryjesię
wtłustejszmacie?
– Oczywiście, że uczył. Nikt nie uwierzy, że to moje
przeoczenie.
– Uwierzy, uwierzy. Gdybyś nie smaliła cholewek do Matta
Emersona,jużdawnowyleciałabyśztejroboty.
Kim jest ten człowiek, od jak dawna ją śledzi? Jak mógł się
dowiedzieć,żejestcośmiędzyniąaMattem?Icoonzamierza
terazzniązrobić?
–NiewidziałaśTashy?–zapytałMattAlex.
–Nie.Podobnomiałaprzesłuchanie.
–Tak,aletobyłotrzygodzinytemu.
–ZajrzyjdoCrabShack,możeposzłanalunch.
Mattwiedział,żeTashaostatniozacieśniłakontaktyzMelissą
iJules.Cieszyłogoto.
W drodze do knajpki zadzwonił do Jules, która jednak nie
widziałaTashy.
–Czycośsięstało?–zapytała.
– Nie wiem, po prostu nie mogę jej znaleźć. Szukałem na
pomoście,wgłównymbudynku,wkwaterachsłużbowych.
–Możepojechaładomiasta?
–Raczejbymiotympowiedziała.Chociażmożemaszrację.
Pewniemusiałakupićjakieśczęścizamienne.
Matt przyspieszył kroku. Na parkingu przed Crab Shack
z samochodu wysiadał Caleb. Wskazał ręką towarzyszącą mu
kobietępopięćdziesiątce.
– To jest pani Annette Lowell. Twierdzi, że jest matką Tashy
iżejejszuka.Przyjechaławodwiedziny.
–ApantozapewneMattEmerson–uśmiechnęłasiękobieta.
– Czy pani uprzedziła Tashę o swoim przyjeździe? – zapytał
Matt.
– Nie. Od roku nie miałyśmy z nią kontaktu. Widziałam
reportaż o tym okropnym pożarze. Mam nadzieję, że uda się
panuodkupićtejachty.
–Zpewnością.
– To świetnie. Bardzo chciałam pana poznać. Nie miałam
pojęcia, że moja córką spotyka się z takim… znamienitym
młodzieńcem.Człowiekiemsukcesu.
Spotykasię?SkądAnnettemogławiedzieć,żecośichłączy?
I wtedy przypomniał sobie zdjęcie w krajowym wydaniu
wiadomości – on obejmuje Tashę, patrzy na nią zatroskany.
Matkanapewnowidziałatęfotografię.
–Przepraszampanią,jestemtrochęzajęty.–Mattspojrzałna
Caleba z nadzieją, że przyjaciel dotrzyma towarzystwa
przybyłej. On musi się skupić na Tashy, odnaleźć ją i upewnić
się,żenicjejniegrozi.
Caleb zaprosił nieco zawiedzioną kobietę do swojego domu,
a Matt obiecał, że porozmawiają później, razem z Tashą.
Zadzwonił do Melissy, ale Tashy w Crab Shack nie było. Nie
było jej również w jego mieszkaniu. Matt polecił swoim
pracownikomiwszystkimdokeromsprawdzićkażdycentymetr
kwadratowyzacumowanychprzynadbrzeżułodzi.Bezskutku.
Zadzwonił na policję, ale powiedziano mu, że zaginięcie
zgłaszasiędopieropoupływiedwudziestuczterechgodzin.
Potem
w
biurze
przeglądał
nagrania
monitoringu
zdzisiejszegoporanka.PrzytejczynnościzastałgoCaleb.
–Cotomiałobyć?Dlaczegojąspławiłeś?
– Mam gorsze zmartwienie. Tasha zniknęła. Nikt jej nie
widział od kilku godzin. Policja nie chce o niczym słyszeć,
astrażpożarnachybauważajązapodpalaczkę.
–Chwileczkę,chwileczkę.Co?
– Jest ostatnią osobą, którą widziano na pokładzie Strefy
Kryształu. Uważają, że przyczyną pożaru był samozapłon
tłustychszmat,któreprzeznieuwagęzostawiławmaszynowni.
–Tośmieszne.
Mattnieodrywałwzrokuodprzeglądanychnagrańzkamery.
Na ekranie ukazała się postać Tashy, która jednak zaraz
zniknęłazaMontymijużsięwięcejniepojawiła.
–MożecośrobinaMontym?–podrzuciłCaleb.
– Sprawdzaliśmy, nie ma jej tam. Zaraz, zaraz. – Nagle
przyszło mu coś do głowy. – Tam musiała być jeszcze jakaś
łódka.Chodźmy!
Matt złapał kurtkę i udali się przejrzeć nagrania z kamery
w Crab Shack, która filmowała pomost z trochę innej
perspektywy.
Tashy wciąż huczało w skroniach, ale na szczęście była już
bardziejprzytomna.Chciałosięjejpić,alebałasięodezwać,bo
facet, który ją przetrzymywał, miał coś przy pasku od spodni.
Pewniebroń.
Na
razie
przechadzał
się
pod
przeciwległą
ścianą
pomieszczenia.
–Powinnaśsięinaczejubierać.Wyglądaszjakostatniflejtuch
ikocmołuch.Twojematcebysiętoniespodobało.
–Panznamojąmatkę?
–Czyjąznam?–prychnął.–Lepiejniżonasama.
–Dlaczegopanrobiłwszystko,żebymstraciłapracę?
–Botwojamatkazatobątęskni.Powinnaśwrócićdodomu.
Dodomu?Facetmówi,jakbytobyłtakżejegodom.Czyjest
zBostonu?
– Pan sądzi, że wróciłabym do Bostonu, gdyby Matt mnie
zwolnił?
– Ach, Matt. Ten przystojniak. Dla niego to potrafiłaś się
ubrać elegancko na tamtą galę. Na czerwono i błyszcząco.
WyglądałaśjaktwojasiostraMadison.
– Gdzie jest Madison? – spytała Tasha przerażonym głosem.
Czyżbytentypskrzywdziłjeszczekogośzjejrodziny?
–Pocopytasz?Jakchceszjązobaczyć,wróćdodomu.
– Okej. – Postanowiła zmienić taktykę. – Wrócę. Też się
stęskniłamzaMadisoniShelby.Kiedymożemyjechać?
– Nie dam się na to nabrać, nie jestem głupi. Tak szybko się
niezmieniazdania.Chciałaśmnieoszwabić,ajasięniedam.
– Nie chciałam. Po prostu zrobię to, czego pan ode mnie
oczekuję.Bowidzę,żebardzopanunatymzależy.
–Nie,najpierwmusiszsięprzebrać.
Sercezaczęłojejbićszybciej.Możefacetterazwyjdziekupić
jejjakieśubrania,aonabędziemogłauciec?
–Mamjąwsamochodzie–powiedział.
–Co?
–Czerwonąsukienkę.
Znówzaczęłasiębać.
–Skądpanjąma?
–Wziąłemztwojegopokoju.Atynawettegoniezauważyłaś.
Powinnaś zwracać większą uwagę na takie drogie ciuchy.
Musiałemjąoddaćdopralni.
Tasha była przerażona. Boże, przecież kamery monitoringu
nie obejmują kwater służbowych. Facet mógł bez przeszkód
zakraśćsiędojejmieszkania.
–Przyniosęją–powiedział.
–Niebędęsięprzypanuprzebierała–krzyknęła.
–Jasne,niemaotymmowy.Jestemdżentelmenem.
–Jakmasznaimię?
–Giles.
–PochodziszzBostonu?
– Ściślej z tamtejszego West Endu – odparł, jakby ta
wiadomość miała wzbudzić jej podziw. – Idę po sukienkę.
Musimyruszać.
–Dokądjedziemy?
– Nie słuchałaś, jak mówiłem? – Spojrzał na nią lodowato. –
DoBostonu.
Wzdrygnęła się. Jak to do Bostonu? Chyba nie samolotem?
A jeśli samochodem, to on będzie musiał prowadzić. A ona na
pewno znajdzie sposobność, żeby uciec. A jeśli ją złapie? Co
zniązrobi?
ROZDZIAŁJEDENASTY
Nagranie z kamery Crab Shack potwierdziło najgorsze
podejrzenia Matta. Widać było, jak ktoś ciągnie Tashę na
pomalowanąnaczerwonołódkęijakodpływają.Zewzględuna
niewielkie rozmiary łodzi raczej nie można było wypłynąć nią
napełnemorze.Atojużcoś.
Na zapleczu knajpki pojawił się TJ i Matt poinformował go
oporwaniuTashy.SzczegółyprzedstawiłCaleb.
– W takim razie szukamy w zatoce czerwonej motorówki.
Zaczynamy od ogólnodostępnego portu – oznajmił Matt, a TJ
w
tym
czasie
przez
komórkę
prosił
znajomego
onatychmiastowezorganizowaniemuhelikoptera.
–Możemitoktośprzekopiować?–powiedział,wskazującna
ekran.
CalebzawołałMelissę,którazgodziłasięwtympomóc.
–Jadędoportu–oznajmiłMatt.–Dzwońcie,jakbyco.
– A ja pogadam z policją – zobowiązał się Caleb. – A co
zmatkąTashy?
Zdumionemu TJ-owi i Melissie wyjaśnił, że kobieta jest teraz
wjegodomuzJules,bowpadłazniezapowiedzianąwizytą.
– Porozmawiaj też z nią – powiedział Matt. – To dziwne, że
pojawiłasięakuratteraz.Możecoświedzieć.
Matt pomknął samochodem do portu, trzymając na wszelki
wypadektelefonnasiedzeniuobok.
Słońce chyliło się ku zachodowi, zapadał zmrok. Po pół
godzinie znalazł się w porcie. Przeskoczył obrotową bramkę
i omiótł wzrokiem wszystkie zacumowane tam jednostki.
Doliczyłsiędziesięciu…nie,dwunastuczerwonychmotorówek.
Szedł wzdłuż nadbrzeża i zaczął przyglądać się pierwszej
znich.Czegowłaściwieszukał?Śladówkrwi?Nie,proszę,tylko
nieto,pomyślał,przeczesującwłosypalcami.
Zadzwoniłtelefon.TJ.
–Widzimyczerwonąłódkę.Tomożebyćta.
–Gdzie?
– Dziesięć minut drogi na południe od portu. Trzecia
przecznicagłównejszosy,wprawo.
–TJ,jatuwidzędwanaścietakichłodzi.
– Matt, on ją uderzył w głowę – przypomniał mu TJ. – Nie
sądzę, żeby ryzykował pojawienie się z nieprzytomną ofiarą
w miejscu publicznym, jakim jest port. Łódź, którą widzę, stoi
w ustronnym miejscu. Jest uwiązana tylko jedną liną. Cuma
rufowależyluzemnawodzie,jakbyktośsięspieszył.
– Okej, to warto sprawdzić – powiedział Matt, wracając do
samochodu.
Zgodnie ze wskazówkami przyjaciela dojechał we wskazane
miejsce. Przy ostatnim wzniesieniu przed plażą zatrzymał się
i zgasił silnik. Podszedł bliżej i ujrzał kołyszącą się na falach
przypływu czerwoną motorówkę. Między drzewami stał
zniszczony budynek, za którym widać było samochód
zotwartymbagażnikiem.Mattzbliżyłsiędoniego,starającsię
nierobićhałasu.
Nagle drzwi budynku otworzyły się na oścież i ukazała się
w nich Tasha. Miała zaklejone usta, ręce skrzyżowane za
plecami. Ubrana była w czerwoną balową sukienkę. Jakiś
mężczyznamocnościskałjejramię.
Gdy spostrzegła otwarty bagażnik, w jej oczach pojawiło się
przerażenie.Zaczęłasięwyrywaćprześladowcy.
–Puśćją!–krzyknąłMatt,wychodzączzadrzewa.
Mężczyzna odwrócił się i wymierzył w niego broń. Matt
znieruchomiał.
– Nie chcesz tego zrobić – zasugerował, przeklinając
wmyślachwłasnągłupotęiimpulsywność.
– Ja dobrze wiem, co chcę zrobić – odparł mężczyzna
opanowanymtonem.
–Puśćją–powtórzyłMatt.
–Atyzejdźmizdrogi.
–Niezastrzeliszjej–improwizowałMattrozpaczliwie.–Inie
zabierzesz stąd. Dość już narobiłeś sobie kłopotów, porywając
jązmojejmariny.
–Ktotumówiozastrzeleniujej?–szydziłporywacz.
–Policjajestwdrodze.Nigdziejejniewywieziesz.
–Won!–krzyknąłmężczyzna,oddającstrzał.
– To było słychać w promieniu kilkunastu kilometrów –
stwierdziłMatt.–Niewydostanieszsięstąd.Jeślimniezabijesz,
to będzie morderstwo z zimną krwią. A jeśli ją wypuścisz,
będzie można to zakwalifikować jako nieporozumienie
towarzyskie. Puść ją, ja zejdę ci z drogi, a ty sobie pojedziesz,
dokąd chcesz. Ale na pewno nigdzie nie wypuszczę ciebie
razemznią.
KuzdumieniuMattafacetzacząłchybarozważaćjegoofertę.
Dałsięsłyszećdźwiękpolicyjnejsyreny.
–Maszostatniaszansę–przypomniałmuMatt.
Porywacz odepchnął Tashę. Przewróciła się, a Matt skoczył
i przykrył ją swym ciałem. Mężczyzna wskoczył do samochodu
iodjechałzpiskiemopon.
Mattwybrałnumerprzyjaciela.
– Jedzie. Czerwony samochód. Mam Tashę! – krzyknął do
słuchawki.
–Widzimygo–odparłTJ.
– Nie wydostanie się stąd – zapewnił Matt Tashę. – Tu jest
tylkojednadroga,aTJśledzigozhelikoptera.Ateraz,proszę,
powiedzmi,żeniccisięniestało.
– W porządku. Miałam tylko potężnego stracha. To jakiś
wariat.
– Mówił, czego chce? I dlaczego jesteś taka wystrojona?
Zresztąnieważne,nicniemów.Poprostubądź.Odpoczywaj.
Objął ją i przytulił. Chciał teraz tylko tak ją trzymać. Reszta
możepoczekać.
– Czyli możliwe, że rozpoznała pani Gilesa Malahide’a? –
spytałnakomisariaciepolicjant.
– Pyta pan ją o to już chyba dziesiąty raz! – krzyknął
zdenerwowany Matt, który od chwili odnalezienia Tashy nie
odstępowałjejnakrok.
–Usiłujęodtworzyćbiegzdarzeń.–Detektywspojrzałgroźnie
naMatta,poczymzwróciłsięponowniedoTashy:–Twierdziła
pani,żewydałsięjejznajomy.
–Jegozapach.Używałwodytejsamejmarkicomójojciec.No
imówiłomojejmatce.
–Copowiedział?
–Żeonazamnątęskni.
–Tasha,kochanie–rozległsięnagległosjejmatki.
Tasha gwałtownie potrząsnęła głową. A więc jest w gorszym
stanie,niżprzypuszczała.ZłapałaMattazarękęipoczekała,aż
omamsłuchowyminie.Aległosmamypowrócił.
–Muszęjązobaczyć,jestemjejmatką.
Tashazobaczyłamatkę,którausiłowaławyminąćdwiestojące
na jej drodze funkcjonariuszki. Spojrzała niepewnie na Matta,
którywogóleniewyglądałnazdumionego.
–Wezwałeśmojąmatkę?Poco?
–Nie.Samaprzyjechała.Pytałaociebie.
– Powiedziała pani, że Giles Malahide mówił coś o pani
matce.–Śledczywróciłdorutynyprzesłuchania.
– On się naprawdę tak nazywa? – spytała Tasha. Zresztą
nieważnekimjest,bylejużnigdyniewyściubiłnosaspozakrat.
–Acoonturobi?–spytałamatka.
Tasha podniosła wzrok i ujrzała, jak korytarzem prowadzą
skutegokajdankamiGilesaMalahide’a,którykrzyczał:
–Annette,Annette,znalazłemją.Znalazłem.
–Wpuścietękobietę–warknąłdetektyw.
– A czy my możemy przejść do jakiegoś spokojniejszego
pomieszczenia?–spytałgoMatt.
–Tak,tędyproszę.
Zaprowadziłichdopustegopokoiku.
–Cotusiędzieje?–odważyłasięzapytaćTasha.
–Wkrótcesiędowiemy–odparłśledczytrochęłagodniejszym
tonem.–Awięczacznijmyodpoczątku,dobrze?Kiedyzaczęła
panipodejrzewać,żetosabotaż?
– Czy to naprawdę konieczne? – wtrącił się wcale nie
obłaskawionyMatt.
–Spokojnie,damradę.–Tashapołożyłamurękęnaramieniu.
Opowiedziała jeszcze raz całą historię – od wykrycia wody
w paliwie na Orce przez tajemnicze odczucie na pokładzie
Strefy Kryształu po znalezienie się w bagażniku samochodu
Gilesa.
Gdy skończyła, ktoś zapukał do drzwi. Policjantka wsunęła
głowędośrodkaipowiedziała,żezeznaniaGilesaMalahide’a–
mimo nieco paranoidalnego charakteru – potwierdzają
wszystko,comówiłaAnnetteLowell.
– Moja matka o wszystkim wiedziała? – spytała Tasha
zniedowierzaniem.
– Nie, nie – policjantka zaprzeczyła. – On działał na własną
rękę.PracowałwposiadłościLowellówjakozłotarączka.
–Posiadłości?–zdziwiłsiędetektyw.
– Tak, firma Vincent Lowell, sieć księgarń, bibliotek,
prywatnych uczelni, a także organizacja charytatywna. Giles
twierdzi, że zakochał się w Annette. Uważał, że największym
marzeniemukochanejjestpowrótmarnotrawnejcórkiTashyna
łono
rodziny.
Wyśledził
więc
dziewczynę,
próbował
spowodować,żezwolniąjązpracy,apotemzastosowałbardziej
drastyczneśrodki.
–Dlaczegomojamatkatuprzyjechała?–spytałaTasha.
– Zobaczyła zdjęcie w gazecie. Wie pani, to po pożarze.
Przeczytała o Matcie Emersonie i cóż… zapragnęła poznać
chłopakacórki.
Tashazakryłaustaręką,bysięnieroześmiać.
–Całamatka,całaona.–SpojrzałanaMatta.–Pomyślała,że
złapałamPanaBogazanogi.Bojejnajwiększymmarzeniemnie
był,proszępani,mójpowrótdodomu–wyjaśniałapolicjantce.
– Ona najbardziej na świecie pragnie, żebym się ustatkowała,
wyszła za mąż, a nie obijała po różnych okrętowych
maszynowniach.
– Przyznał się do wszystkiego? – spytał detektyw, a po
otrzymaniupozytywnejodpowiedzifunkcjonariuszkizwróciłsię
doTashy:–Wtakimraziejestpaniwolna,pannoLowell.
–Jesteśgotowanaspotkaniezmatką?–zapytałMatt.
–Jakzwykle.
Po wszystkim, co ją dziś spotkało, spotkanie z matką to
pestka. Przez tyle lat potrafiła się jej przeciwstawiać, więc
iterazdaradę.
W poczekalni komisariatu Tasha z radością dostrzegła
Melissę,Noaha,Jules,CalebaiAlex.
–Cieszęsię,żetojużpozamną–powiedziaładościskającej
jąJules.–Choćkoniecmógłbybyćniecomniejdramatyczny.
– Ale przynajmniej wiemy już, co to było. Teraz wszystko
wrócidonormy.
– Tasha! – Matka przedarła się przez otaczający dziewczynę
tłumekizaczęłajątulić.
– Cześć, mamo. – Tasha odsunęła matkę zdecydowanym
ruchem.Wtejrodzinieniebyłozwyczajuprzytulaniasię,matkę
zpewnościązainspirowałozachowanieJules.
–Wyglądaszpięknie.–Matkamiałanamyślisukienkę.–Nie
miałam pojęcia, że Giles jest zdolny do czegoś takiego. Ojciec
zwolniłgokilkamiesięcytemu.
–Tonietwojawina.
–Tashapowinnajaknajszybciejznaleźćsięusiebiewdomu–
wtrąciłsięMatt.
–Oczywiście,porozmawiamypóźniej.
Jeśli matka rzeczywiście ma nadzieję na serdeczną rozmowę
zeswojąodmienionącórkąijejbogatymchłopakiem,możesię
srodzerozczarować.
Tasha zasnęła, a Matt umieścił Annette w drugim ze swoich
pokoi gościnnych. Na szczęście Caleb, najlepszy przyjaciel na
świecie, zabrał kobietę na kolację do Crab Shack. Matt
przyglądałsięnierozpakowanymjeszczepudłomzdekoracjami
świątecznymi.Pewniebędziemusiałjeznieśćdopiwnicy,gdzie
doczekająnastępnejgwiazdki.
Nagleusłyszałdziwnydźwięk.WkońcukorytarzastałaTasha
ztorbątreningowąnaramieniu.
–Cotywyprawiasz?–zapytał.
– Wracam do siebie, do mieszkania służbowego. Dzięki za
gościnę.
–Przecieżmożesztuzostać.
– Ale po co? Niebezpieczeństwo minęło, pora wracać do
normalnegożycia.
–Aletujesttwojamatka.
– Wiem. Zadzwonię do niej jutro. Możemy spotkać się na
lunchuuniejwhoteluczygdzieś.Wyjaśnięjejwszystko.Będzie
rozczarowana, ale ja do tego przywykłam. Ma jeszcze dwie
córki,któredoskonalespełniająjejoczekiwania.
– Ale ja mam na myśli, że ona mieszka tu, w tym domu.
Zaprosiłemją,oddałemdrugipokójgościnny.
–Dlaczegotozrobiłeś?
– Bo jest twoją matką. Przemierzyła cały kraj, żeby cię
zobaczyć. Podobno nie widziałyście się latami. Możemy chyba
przez jakieś dwa dni zachowywać się wobec niej jak
cywilizowaniludzie?Przecieżtodlawasjakaśszansa…
–Wiesz,pocoonatuprzyjechała?
–Żebycięzobaczyć.
– Nie. Żeby obejrzeć ciebie. Uważa, że ustrzeliłam
odpowiedniego kandydata i że natychmiast zaczniemy razem
planowaćślub.
–Ajamyślę,żejejciebiebrakowało–odparłMattszczerze.
–Akurat.Zobaczyłazdjęciewgazecie.
–Itozdjęciejejpodpowiedziało,gdziecięszukać.
– Nie. Ono jej podpowiedziało, że w moim życiu pojawił się
bogatykoleś.
–Proszę,zostańiporozmawiajznią.
Właściwie Mattowi chodziło o to, by Tasha porozmawiała
znim,aleniewiedział,jaktowyrazić.
–Spotkamsięzniąjutro–odparłasucho.
–Acoznami?
–Niemaczegośtakiegojakmy.
–Niema?Jeszczewczorajbyło.
–Wczorajtobyłowczoraj.Daliśmysięponieśćemocjom.Ale
niebezpieczeństwo minęło i nie chcę tu dłużej być. Doceniam
twoją gościnność i to, co zrobiłeś dla mojej mamy. Ale to jest
moje życie. Nie zamierzam go zmieniać i tobie też na to nie
pozwolę.
–Zamieszkaniewczyimśpokojugościnnymtojeszczeniejest
życiowazmiana.
–Owszem.Wkrótcezaczniemibrakowaćwanny.
Żartujeczyco?
–Topowód,żebyzostać.
–Nie,topowód,żebyodejść,Matt.Kopciuszekniepotrzebuje
luksusów.Jamuszępracować.Muszębyćsilna.
–Czyniemożnabyćsilnym,zostająctutaj?
Nie miała ochoty na dalszą dyskusję. Wyszła. Nie
zatrzymywał jej dłużej. Rozumiał, że Tasha potrzebuje trochę
czasu.
Całą noc i większość następnego dnia Tasha spędziła na
rozmyślaniach. Doszła do wniosku, że po prostu propozycja
Matta, by wspólnie zamieszkali, przestraszyła ją. Bała się, że
pokocha wystawny styl życia, wannę z hydromasażem,
spiętrzone na łóżku miękkie poduszki. O, proszę, jeszcze
trochę,aubrałabymuchoinkę.
– Tasha? – Głos z przeciwnej strony stolika w Crab Shack
przywołałjądorzeczywistości.
–Słucham,mamo?
–Powiedziałam,żesięzmieniłaś.
–Cóż,jestemstarsza.
Matkateżsiępostarzała.Itowstopniu,któregoTashasięnie
spodziewała.
– Spoważniałaś, złagodniałaś. I wczoraj miałaś na sobie taką
pięknąsukienkę.
–Pożyczoną.
– Szkoda, powinnaś sobie kupić trochę ładnych rzeczy.
Pracujeszwbrudzie,więcchociażpopracymogłabyś…
– Mamo, jestem mechanikiem. To nie tylko praca, ja tym po
prostużyję.Lubięczućsięsilna,niezależna,zrelaksowana.
–Rozumiem.
–Naprawdę?–zdziwiłasięTasha.
–Janiezamierzamcięzmieniać,córeczko.–Matkawzięłają
zarękę.–AleconatoMatt?
–Światniekręcisięwokółfacetów,mamo.
– Wiem. Ale dla kobiety nie ma to jak dobry mężczyzna
u boku. Ja, zanim poznałam twojego ojca, miałam zamiar
zamieszkaćwNowymJorku.Aledlaniegozmieniłamplany.
– W jaki sposób? Zamieszkałaś też w rezydencji, tyle że
winnej.Ajabymniepotrafiłaspędzićcałegożycianaciągłym
strojeniu się, chodzeniu na przyjęcia, kupowaniu nowych
jachtówiubieraniuchoinek.
Matkaspojrzałananią,mrużącoczy.
– Musisz wiedzieć, że dla kobiety brak konieczności
zarabiania na siebie to błogosławieństwo. Jak nie musisz
pracować,możeszrobić,cochcesz.
–Mniepracajestpotrzebna.
–Niebędzie,jeślityiMatt…
– Mamo, nie ma czegoś takiego jak ja i Matt. On jest moim
szefem.Koniec,kropka.
– Widziałam, jak na ciebie patrzy – odparła matka ze
znaczącym uśmiechem. – Prawie już słyszę bicie weselnych
dzwonów.
–Mamo,Mattniechcesięzemnążenić.
Przespać się, owszem. Ona z nim też, czemu nie. Ale to jest
jejszef,niechłopak.
– Na razie – powiedział Annette. – Szkoda, że tak wcześnie
opuściłaś dom. Nie zdążyłam cię nauczyć, jak doprowadzić
mężczyznędoołtarza.
– Mamo, wyprowadziłam się z domu, bo nie znoszę tych
waszychwszystkichgierigierek.
–Tojedynegry,wjakiewartograć.
Kłóciły się tak już wiele razy. Ale tym razem Tasha nie była
takzirytowanajakzwykle.Wgłębiduszyczuła,żematkachce
jejdobra.
– Pozostaniemy w kontakcie, kochanie. Okej? – powiedziała
Annette.
– Okej – zgodziła się Tasha. Zrozumiała, że musi na nowo
nawiązać więź z rodziną. Nie zrezygnuje ze swych przekonań,
alebędziebardziejsięstarała,byrodzinazrozumiałajejpunkt
widzenie.–Odezwęsię.
–Możeprzyjedziesznaświęta?–Twarzmatkirozjaśniłasię.–
Mogłabyś zabrać ze sobą Matta. Pozna twojego ojca i sama
zobaczysz,comożeztegowyniknąć.
Dziecinnepodchody,pomyślałaTasha.
–Mamo,terazprzeszłaśsamąsiebie.
–Możliwe.Alematcewolnochybamiećnadzieję,prawda?
ROZDZIAŁDWUNASTY
Matt wyciągnął się na leżaku koło otwartego paleniska na
tarasie urządzonym na dachu budynku mariny. Uwielbiał
rozpościerającesięstamtądwidoki.Teraznatleróżowiejącego
nieba zaczęły się pojawiać ciemne chmury. Za chwilę spadnie
deszcz.
Powinienwejśćdośrodka,aleniepotrafiłsiędotegozmusić.
Tashakazałamusięwycofać,notosięwycofał.Iczuł,jakgoto
powolizabija.
Usłyszał, że ktoś wchodzi po zewnętrznych metalowych
schodachipochwiliujrzałCaleba.
–Stary,cojest?
–Nic–odparłMatt,pociągającłykciepławegopiwa.
Calebwyjąłsobiebutelkępiwazmałejlodówki.
–GdziejestTasha?–zapytał.
–Skądmamwiedzieć?–Mattwzruszyłramionami.
–Myślałem,żewczorajsząnocspędziłauciebie.
–Przedwczorajszą.Kiedybyławniebezpieczeństwie.Apotem
wróciładosiebie.
–Przecieżtypraktycznieuratowałeśjejżycie.
–Widocznietoniewystarcza.
–Cosię,docholery,stało?
–Cosięstałokomu?–UszczytuschodówpojawiłsięTJ.
– Mattowi – wyjaśnił Caleb. – Jest samotny i godny
pożałowania.
–GdziejestTasha?–spytałTJ.
–Niebędętegowkółkopowtarzał–żachnąłsięMatt.
– Przecież ty byłeś dla niej jak rycerz na białym koniu –
powiedziałTJ.–Widziałemtozgóry.
–Tenszmaciarzużyłbroni–przytaknąłMatt.
–Cowięcposzłonietak?
– Też o to pytałem – mruknął Caleb. – I spodobałeś się jej
mamie.
–Ztymteżjestproblem.
–Powiedziałeśjej,coczujesz?Żejąkochasz?–spytałTJ.
–Zaraz,zaraz,czycośmiumknęło?–zaniepokoiłsięCaleb.
–Totakajegozwariowanateoria.–MattwskazałTJ-a.
–Aletyporuszyłeśnieboiziemię,żebyjąuratować.
– To był mój obowiązek jako pracodawcy. Została
zaatakowanawczasiepracy.
– Nigdy nie byłeś tak spanikowany jak wtedy – zauważył TJ,
przysuwającswójleżakdoognia.Zapadłaciemnośćizrobiłosię
zimno.
–Totywynająłeśhelikopter–przypomniałmuMatt.–Anikt
ciniemówi,żetozmiłościdoTashy.
–Czyliterazmogęspróbowaćsięzniąumówić?
– Z całym szacunkiem, ale proszę cię, żebyś tego nie robił –
odparłMattbezchwilizastanowienia.
–Noisamwidzisz–powiedziałTJdoCaleba.
–Chybacośmuzaświtało–odparłCaleb,patrzącnaMatta.
–Możewyobraziłjąsobiewsukniślubnej?
I Mattowi natychmiast pojawił się przed oczami taki obraz.
Wyglądała pięknie, naprawdę oszałamiająco. Uśmiechała się
caławkwiatachiwpromieniachsłońca.WtymmomencieMatt
przysiągłsobie,żezniejniezrezygnuje.
–Noico?Jaksięztymczujesz?
–Jaknajszczęśliwszyczłowieknaświecie.
– No to musisz jej to powiedzieć. – Koledzy w geście toastu
wznieśli w górę butelki z piwem. – Ona musi poznać twoje
uczucia.
– Po co? Żeby znowu mnie odrzuciła? – jęknął Matt. – Ona
kocha swoją pracę i niezależność. Chce, żeby traktować ją jak
faceta.
–Tocipowiedziała?Dokładnieto?
– Tak. Mówiła, że to jej życie i żebym się nie wtrącał. Jak
widzicie, nie będzie żadnego „żyli długo i szczęśliwie” –
powiedziałMattiwydudliłdokońcaswojepiwo.
–Cykor–powiedziałTJ.
–Cienias–dodałCaleb.
–Tenfacetdomniestrzelał–przypomniałimobrażonyMatt.
– Ale nawet cię nie drasnął. To się nie liczy. I nie przesłania
faktu,żemusiszjejpowiedzieć,coczujesz–powiedziałTJ.
– Nic nie muszę. Poprosiłem, żeby została, a ona
zadecydowałainaczej.
–Żebyzostałananoc?
–Miałemnamyślicoświęcej.
–Notopowiedzjej,comiałeśnamyśli.
–Żebyzostałanacałeżycie–Calebpostawiłkropkęnadi.
Mattpatrzyłbezradnienaprzyjaciół.Obajmająrację.Kocha
Tashę i musi jej to powiedzieć. Może zostanie odrzucony,
amożenie.Alemusispróbować.
–Kuppierścionek–poradziłmuTJ.
–Tak,zpierścionkiemłatwiej–potwierdziłCaleb.
–Fakt,Noahowisięudało–przyznałMatt.–Czyteżmamto
zrobićprzywszystkich?
Kumplezaprzeczylijednogłośnie.
–Noahbyłpewien,jakabędzieodpowiedź–wyjaśniłTJ.
–Ajanibymogędostaćkosza,co?Todołujące.
– My tak nie myślimy, ale zawsze istnieje taka możliwość.
Powinieneśsięwysilić,jeślichodziotenpierścionek.Pożyczyć
ciforsy?–spytałTJ.
–Obejdziesię.
Matta nie stać być może na zakup dwóch jachtów z dnia na
dzień, ale nabycie przyzwoitego pierścionka leży w zakresie
jego możliwości. Wybierze taki, żeby żadna kobieta, nawet
Tasha,niebyławstaniegonieprzyjąć.
Tashaznalazłarozwiązanieswojegoproblemu.Byłookropne,
ale jedyne do przyjęcia. Na stole w kuchni swojej kwatery
zostawiła zaadresowaną do Matta kopertę, do której włożyła
rezygnacjęzpracy.
Jutronapewnokomuśwpadnietowręce.
Włożyła najcieplejszą kurtkę, zaciągnęła suwak. Rzeczy
spakowała do dużej walizki na kółkach i do torby treningowej.
Resztę zostawiła w trzech kartonowych pudłach. Tak, powinna
taki list wręczyć mu osobiście. Pożegnać się i wytłumaczyć
swoją decyzję. Ale bała się, że się przy tym rozpłacze. Albo co
gorszazmienizdanie.
PrzezostatnietrzynoceśniłaoMatciepiękneseksownesny.
Acałymidniamiciężkopracowała,byonimzapomnieć.Aleto
sięnieudawało.Inigdysięnieuda.
Nie wiedziała jeszcze, dokąd się uda. Może do Oregonu,
a może aż do Kalifornii. Tam zawsze jest ciepło, nawet
wgrudniu.
Zarzuciła torbę na ramię i wysunęła uchwyt walizki.
Usłyszała ciche pukanie do drzwi. To była Jules. Tasha
otworzyłajejzprzylepionymdoustuśmiechem.
–Jaksięczujesz?Myślałam,żewpadnieszdoCrabShackna
pogaduchy.
– Miałam dużo pracy – odparła Tasha, uświadamiając sobie
nagle, że za Jules też będzie tęsknić. I za Melissą, i za całą
resztą.Zaczęłażałować,żeniepoznałalepiejNoaha.
– Na pewno wszystko w porządku? – spytała Jules. – Mogę
wejść?
Tasha przez chwilę zastanawiała się, jak usprawiedliwić
odmowę,alewkońcukiwnęłagłową.
–Jasne,wchodź.
Julesrozejrzałasiępopokojuizmarszczyłabrwi.
–Cotywyprawiasz?
–Wyjeżdżam.
–Dodomunaświęta?
–Nie.
–Czylipoprostunasopuszczasz.Rzuciłaśpracę.
–Tak.
–Nierozumiem.Cośsięstało?
–Nicsięniestało.Przepraszam,alemuszęjużiść.
–Mattwie?
–Dowiesię.
WzrokJulespadłnalist.
–Zerwałaśznim?
–Nie,towymówienieumowyopracę.
– Nie wolno ci tego robić. – Jules zagrodziła jej drogę. – To
strasznybłąd.
–Jules,przestań,proszęcię.
Jules wyjęła z kieszeni telefon i już po dwóch sekundach
rzuciławsłuchawkę:
– Ona wyjeżdża. Jak to kto? Tasha! Teraz, zaraz. Jest już
spakowana.
–Niebądźśmieszna–powiedziałaTasha,gdyJulesoparłasię
odrzwi,byuniemożliwićjejwyjście.
–Niewiem,jakdługoudamisięjąpowstrzymywać–mówiła
Jules do kogoś. – Pośpiesz się – zakończyła i dosłownie
rozpłaszczyła na drzwiach. O ile można tak powiedzieć
okobieciewbliźniaczejciąży.
Tasha zaczęła rozważać sposoby ucieczki. Może wyskoczyć
przez okno? Ale wtedy musiałaby pożegnać się z walizką.
Imożezwichnąćsobienogę.
–Cośtyzrobiła?–natarłanaprzyjaciółkę.
–Jeszczemipodziękujesz.
–Tomasakra.Wiesz,najakąkompromitacjęmnienaraziłaś?
Myśmyzsobąspali!
–Toświetnie!Aokompromitacjęsięniemartw.
–Nicnierozumiesz!Onuratowałmiżycie.Wiesz,jakkobiece
hormony reagują na coś takiego. Już nigdy w życiu nie
potrafiłabymsięmuoprzeć!
–Apocomiałabyśsięopierać?
–Bojaniejestemztych.
–Zktórych?
–Ztych,cotopchająsięszefowidołóżka.Muszęwyjechać,
dopóki udało mi się zachować resztki godności. To dla mnie
bardzoważne.
– Aż do tego stopnia, żeby rezygnować z pomyślnej
przyszłości?Niechceszbyćszczęśliwa,Tasha?
Ktośzacząłwalićdodrzwi.
–Otwieraj!–krzyczałMatt.
Tashacofnęłasięiomalniepotknęłaowalizkę.Torbazsunęła
sięjejzramienia.
JulesodsunęłasięoddrzwiiMattwtargnąłdośrodka.Omiótł
wzrokiempustypokój,bagażeispojrzałnaTashę.
–Cotyrobisz?Rzucaszpracę?Dlaczego?
–Wieszdlaczego.Niemożemytakdłużej,Matt.
–Toznaczyjak?Zrobiłem,ocoprosiłaś.Wycofałemsię.
–Tak,ale…
Niewiedziała,jakmupowiedzieć,żetoniezadziałało.Żeona
wciąż go pragnie, że za nim tęskni. Że go… Nie, to
niemożliwe…
– Tasha? – Spojrzał na nią zaniepokojony. – Jesteś blada jak
ściana.
–Odejdź–poprosiłaschrypniętymgłosem.
–Nigdzienieidę.–Delikatniepołożyłjejręcenaramionach.
– Co tu się dzieje? – W drzwiach pojawił się Caleb, ale Jules
wporęgouciszyła.
–Tasha–powiedziałMatt.–Zechceszusiąść?
–Nie,jamuszęwyjść.
Aleniechciałatego.Chciałarzucićmusięwramiona.Iżeby
jąprzytulił.Aletotylkopogorszyłobysprawę.
Kochałago.Imiałazłamaneserce.
–Proszę,wypuśćmnie.
–Niemamowy.
TerazzkoleiprzyszedłTJ,aleCalebiJuleszgórydalimudo
zrozumienia,bysięnieodzywał.
MattspojrzałTashywoczy.
–Onimitoodradzali.–Wskazałruchemgłowykolegów.–Bo
nibyniemogębyćpewientwojejodpowiedzinoiniemamprzy
sobiepierścionka.
Całował jej dłonie, a ona usiłowała zrozumieć, o co mu
chodzi.
– Kocham cię, Tasha. Chcę zostać z tobą na zawsze. Chcę,
żebyśzamniewyszła.
Do jej uszu dotarło coś w rodzaju szmeru. Zauważyła
uśmiechnięteoduchadouchatwarzeJules,CalebaiTJ-a.
–C-cotakiego?–wyjąkała.
–Kochamcię–powtórzył.
– Nienawidzę sukienek – powiedziała, co ślina jej przyniosła
najęzykwpierwszejkolejności.
– To weźmiesz ślub w bojówkach – odparł. – Mnie to nie
przeszkadza.
– Ale ty będziesz też potrzebował partnerki na wytworne
rauty, żony, która udekoruje tę idiotyczną choinkę i która
pójdzieztobąkupowaćjachty.
–Japójdęznimpojachty–zgłosiłsięCaleb.
–Ija.Wkońcutozamojepieniądze–dodałTJ.
–Nieprzemyślałeśtego–podsumowałaTasha.
–Owszem,itodokońca–zapewniłMatt.
–Ajeślizmieniszzdanie?–spytałaTashacicho.
–Wsprawiemiłościdociebie?
–Nie,wsprawiepoślubieniakobietywbojówkach.
– Tasha, ja cię kocham taką, jaka jesteś. – Wziął jej twarz
w dłonie i zaczął kołysać. – Nie wyobrażam sobie życia bez
ciebieibez…twoichbojówek.
– No, może jednak włożę jakąś sukienkę. Ale tylko na ślub –
zastrzegłazuśmiechem.
–Czytooznacza„tak”?
Kiwnęła głową, a on chwycił ją w ramiona. Przed długim
pocałunkiemzdążyłajeszczeszepnąćmudoucha:
–Tak.
Okrzykomigratulacjomniebyłokońca.
– Nie mogliście dać nam w takim momencie trochę
intymności?–zwróciłsięMattdoprzyjaciół.
– Chyba żartujesz! Umieraliśmy z ciekawości, jak to się
skończy–odparłCaleb.
– Nie mogę uwierzyć, że to się stało – wyjąkała oszołomiona
Tasha.
– Ale się stało. Wszyscy widzieli, jak kiwnęłaś głową. Mam
świadków–śmiałsięMatt.
– Ale nie słyszeliśmy, żeby wyznała ci miłość – zauważył
Caleb.
–Kiedyśmipośredniowyznałaś.Niepamiętasz?–spytałMatt
Tashę.
–Chętniepowtórzę.Kochamcię,Matt.Bardzomocno.
– Dobrze, że już jesteś spakowana – odparł, kierując się do
drzwi.
–Jabioręwalizki!–krzyknąłTJ.
TashaoparłagłowęnaramieniuMatta.Walkaskończona.Idą
dodomu.
PóźnymwieczoremwwigilięTashazodległościkilkukroków
podziwiała własnoręcznie ustrojoną choinkę. Matt wyszedł
z kuchni z dwoma kubkami gorącej czekolady z miętą i nie
mógł uwierzyć własnym oczom – jego narzeczona zaczyna się
zamieniaćwperfekcyjnąpaniądomu.
–Nonareszcie–uśmiechnęłasię,ciąglepatrzącnachoinkę.–
Mniam, bita śmietana – dodała na widok przyniesionego przez
Mattapoczęstunku.
Miała na sobie czarne spodnie od dresu, luźny fioletowy
sweter i szare wełniane skarpety. Włosy związała wysoko
wkońskiogon.Niemogławyglądaćpiękniej.
–Słodkajakty–zachwalałMattzawartośćkubków.
–Naprawdę?Mimobrakuwieczorowejsukni?
– Wyglądasz lepiej niż w sukni. O, spójrz na zegar. Północ.
ZaczynamyBożeNarodzenie.
–Wszystkiegonajlepszego.
Mattpostawiłswójkubeknastoleisięgnąłpodchoinkę.
–Możeszodpakowaćprezent–powiedział.
–Niezaczekamydorana?
–Tenjedenwręczęcijużteraz.
Podał jej zawiązaną złotą wstążeczką niewielką sakiewkę
zzielonejsatyny.
–Śliczna.–Tashapodziwiałaopakowanie,uśmiechającsięjak
maładziewczynka.Rozwiązałakokardkęizajrzaładośrodka.
Oczko pierścionka składało się z dwukaratowego diamentu
okolonegociemnozielonymiszmaragdami.Tensamkolormiały
tęczówkioczuTashy.
–Och,Matt.Onjestniesamowity!
– To ty jesteś niesamowita. Tasho Lowell, kocham cię. –
Wsunął jej pierścionek na palec. – Nie mogę się doczekać, aż
zostanieszmojążoną.
–Jateżniemogę–odparła,podziwiającdiamentowerefleksy.
–Jestcudowny.
–Totyjesteścudowna.
–Przestań.
–Comamprzestać?
–Przedrzeźniaszmojekomplementy.Jamówięopierścionku.
–Aleoncinieodpowie,ajamogę.Zresztąonniedorastaci
dopięt.
– Co teraz robimy? – spytała, nie mogąc oderwać oczu od
lśniącychklejnocików.
–Planujemyślubiwesele.Chceszmiećwielkąimprezę?Czy
raczejkameralnie,tylkomyiprzyjaciele.Jeślichcesz,możemy
sięnawetpobraćwtajemnicy.
– Mama oddałaby wszystko za huczne wesele. Ona się nie
zmieni,dzwoniłamdziśdoniej.Dajmysięjejzabawić,mogęna
jeden dzień ustąpić. Bo przecież nawet w eleganckiej kreacji
nadalbędętwojążoną.
–Będzieszwyglądaćbajecznie–rozmarzyłsię.Jużwidziałtę
obcisłąbiałąsuknięzszeleszczącegojedwabiu,zmasąkoronek
itychrzeczy…–Nodobra,wchodzimywto.Apotem?
–Apotembędziemymiećdzieci.
– O tak, z tobą chcę mieć dzieci. Jak myślisz, ile czasu
zabierzenamzrobienieich?
– Nie wiem. Spróbujmy się przekonać – odparła, rozpinając
mukoszulę.
Tytułoryginału:TwelveNightsofTemptation
Pierwszewydanie:HarlequinDesire,2017
Redaktorserii:EwaGodycka
©2017byBarbaraDunlop
©forthePolisheditionbyHarperCollinsPolskasp.zo.o.,Warszawa2018
WydanieniniejszezostałoopublikowanenalicencjiHarlequinBooksS.A.
Wszystkieprawazastrzeżone,łączniezprawemreprodukcjiczęścilubcałościdzieł
wjakiejkolwiekformie.
Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób
rzeczywistych–żywychlubumarłych–jestcałkowicieprzypadkowe.
Harlequin i Harlequin (nazwa serii) są zastrzeżonymi znakami należącymi do
HarlequinEnterprisesLimitedizostałyużytenajegolicencji.
HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins
Publishers,LLC.Nazwaiznakniemogąbyćwykorzystanebezzgodywłaściciela.
IlustracjanaokładcewykorzystanazazgodąHarlequinBooksS.A.
Wszystkieprawazastrzeżone.
HarperCollinssp.zo.o.
02-516Warszawa,ul.Starościńska1Blokal24-25
ISBN9788327640253
KonwersjadoformatuEPUB:
LegimiS.A.