Lama Rinczen: "O Schronieniu"
Na podstawie wykładu wygłoszonego w lipcu 1992 roku.
Na wstępie chciałbym powiedzieć parę słów o samym zwrocie "przyjmować Schronienie",
którego używamy w języku polskim, mimo że nie jest to idealne tłumaczenie. Oryginalny
tybetański termin KJAB DRO dokładnie znaczy: KJAB - "chronić", lub "coś, co ma moc
ochraniania", a DRO - "iść". Całość powinniśmy zatem tłumaczyć "iść po schronienie" lub
"udawać się po schronienie". Należy to bowiem rozumieć jako dynamiczny i ciągły proces.
Kiedy zatem w uroczysty sposób przyjmiemy Schronienie po raz pierwszy, nie powinniśmy
myśleć, że teraz możemy je schować do szuflady, tak jakbyśmy kupili w sklepie jakiś towar.
Ceremonia przyjęcia Schronienia stanowi rozpoczęcie pewnego procesu, nie zaś jednorazowy
akt. Podobnie sanskrycki zwrot "saranam gaććhami" zawiera pierwiastek "iść", wyrażając ten
dynamiczny aspekt.
Motywacją przyjęcia Schronienia jest odwieczne pragnienie szczęścia. Każda istota, bez
względu na to, w jakim odradza się ciele, robi wszystko, żeby jej było miło i przyjemnie, by nie
dotknęły jej choroby, głód czy ból, by nie zostać opuszczoną przez bliskich itd. My również
pragniemy uniknąć tego, co przynosi cierpienie, i osiągnąć przyczynę szczęścia. Aby to
zrealizować, wykonujemy rozmaite czynności i wyznaczamy sobie kolejne cele. Szukamy
określonych przedmiotów, ludzi czy sytuacji. Stopniowo dążymy do coraz lepszych, coraz
bardziej skomplikowanych sposobów zabezpieczenia się przed wszelkimi niewygodami i
smutkami oraz uzyskiwania tego, co daje radość. Znajdujemy coraz doskonalsze rozwiązania,
budujemy solidne domy z centralnym ogrzewaniem, organizujemy sobie wygodne życie,
gromadzimy pieniądze w banku, rozglądamy się za odpowiednimi przyjaciółmi. Przed zimnem
chroni nas ciepły sweter, przed deszczem - parasol. Wszystko to są jednak chwilowe i bardzo
ograniczone schronienia.
Gdy popatrzymy wokół, to zauważymy, że większość osób wydatkuje swą energię głównie na
to, by gromadzić różne zewnętrzne obiekty, i na nich opiera swe szczęście. I choć często ludzie
ci deklarują inne poglądy, to przeważnie poświęcają cały swój czas i wysiłek na to, by zapewnić
sobie szczęście płynące z zewnątrz.
Od zarania dziejów zdarzali się i tacy, którzy myśleli trochę inaczej, szukali czegoś więcej.
Rozumieli, że ochrona w postaci obiektów materialnych bywa mniej lub bardziej skuteczna, ale i
tak może nam służyć jedynie przez pewien czas, w najlepszym wypadku do chwili śmierci. Tak
1 / 15
Lama Rinczen: "O Schronieniu"
naprawdę nie jesteśmy w stanie w pełni się zabezpieczyć: solidny dom może lec w gruzach,
gdy nadciągnie tajfun; pieniądze w banku mogą się zdewaluować w czasie kryzysu; w jednej
chwili możemy stać się głodni, zziębnięci, bosi, bez dachu nad głową. Jeszcze gorzej radzimy
sobie w chwili, gdy nadchodzi śmierć i trzeba opuścić to, na czym budowaliśmy poczucie
bezpieczeństwa. Czasem w takim momencie nawet najbardziej zagorzali materialiści zaczynają
się bać. Zastanawiają się, czy jest to koniec istnienia. A może czeka ich coś po drugiej stronie?
Jeśli tak, to co z nimi będzie i jak znaleźć tam ochronę?
Niektórzy nie czekają na tę ostatnią chwilę i wcześniej rozglądają się za schronieniem, które
będzie niezawodne w każdych warunkach. Ludzie borykają się z tym problemem od wieków.
Znamy wiele pradawnych wierzeń, które miały zapewnić ochronę w czasie i po śmierci. Powstał
na przykład kult przodków, którzy znają już zaświaty i mogą innych tam poprowadzić. Szukano
też schronienia u takich bóstw, jak duchy gór, lasów czy rzek, wierząc, że zaopiekują się
człowiekiem w trudnych chwilach.
Wśród wielu ludzi, poszukujących trwałego szczęścia i metod jego osiągnięcia, był pewien
książę, który żył w Indiach około dwóch i pół tysięcy lat temu. Zwał się Siddharta Gautama i był
wyjątkowo dociekliwym poszukiwaczem, bardzo szczerym wobec siebie. Właściwie już dużo
wcześniej, w jednym z przeszłych żywotów zapragnął znaleźć takie ostateczne Schronienie,
postanowił zostać Buddą. I tak przez trzy niezmierzone kalpy gromadził zasługę, wykonując
pozytywne czyny, a także unikał negatywności i pogłębiał coraz bardziej swe zrozumienie
prawa przyczyn i skutków. W ten sposób stwarzał warunki, które doprowadziły go później do
osiągnięcia stanu Buddy.
W czasach, w których większość ludzi mieszkała w prymitywnych warunkach, książę Siddharta
urodził się w pałacu, gdzie od najmłodszych lat otoczony był troskliwą opieką. Miał tu też pod
dostatkiem wszelkich dóbr materialnych. Do dwudziestego dziewiątego roku życia pławił się w
rozkoszach pałacowego życia, to znaczy nieustannie zadowalał wszystkie pięć zmysłów,
oglądając piękne kształty, słuchając przyjemnych dźwięków, dotykając miłych obiektów,
wąchając błogie zapachy i smakując dobre potrawy. Do dzisiaj ludzkość nie wymyśliła nic
nowego w tej mierze. Przez te dwa i pół tysiąca lat zmieniała się tylko moda na stroje, muzykę
czy upodobania kulinarne. Nadal jednak znajdujemy przyjemność w zadowalaniu pięciu
zmysłów. Nadal też staramy się unikać tego, co nie jest miłe naszym zmysłom: wąchania
przykrych zapachów, kosztowania niesmacznego pokarmu itp. To nie zmienia się od wieków.
Kiedy książę skończył dwadzieścia dziewięć lat, zetknął się z czymś, czego dotychczas nigdy
nie spotkał, a co całkowicie odmieniło jego życie. Ujrzał mianowicie cierpienie choroby, starość i
śmierć. Zobaczywszy starca, człowieka chorego i nieboszczyka, uświadomił sobie, że cokolwiek
2 / 15
Lama Rinczen: "O Schronieniu"
by robił i tak sam doświadczy podobnych dolegliwości. Zrozumiał, ze każdy kiedyś choruje,
starzeje się i wreszcie umiera. Zatem Siddharta, głęboko poruszony, postanowił znaleźć
doskonałe Schronienie, uwalniające od wszelkiego cierpienia. Porzuciwszy pałacowe życie,
udał się do dwóch największych sław, które nauczały w tym czasie w Indiach. Studiował u nich,
zadawał pytania, aż w pełni poznał przekazywaną przez nich wiedzę. Nauki ówczesnych
nauczycieli religijnych były konstrukcjami filozoficznymi, które uczyły rozumieć wszystko za
pomocą pojęciowego myślenia. Możemy je porównać do współczesnego naukowego poglądu
na świat. Książę był jednak wyjątkowo wnikliwym poszukiwaczem, stale obserwował swój umysł
i analizował doświadczenia, wkrótce zatem uświadomił sobie, że schronienie w wiedzy jest
równie niepewne, jak schronienie w materialnych obiektach.
Istota obu jest bowiem ta sama. Oczywiście wykształcenie może być jakimś oparciem; wiedza o
tym, jak funkcjonuje rzeczywistość, daje nam zdolność zapanowania nad różnymi życiowymi
sytuacjami. Jest to na pewno głębsze schronienie, bardziej trwałe niż to bazujące na rzeczach
materialnych. Gdy ktoś uzależnia swe szczęście tylko od obiektów zmysłów, w trudnych
sytuacjach życiowych czuje się fatalnie, podczas gdy ten, kto posiadł głębsze zrozumienie,
intelektualną wiedzę, potrafi sobie jakoś poradzić. Takie filozoficzne pojmowanie świata
pozwala przetrwać wiele ciężkich chwil.
Jednak są okoliczności, w których intelekt zawodzi. Jest tak, gdy pojawiają się silne uczucia i
emocje. Wyobraźmy sobie różne sytuacje: umierają nasi bliscy, zostajemy zdradzeni przez
ukochanego partnera albo dowiadujemy się, że kolega z pracy kopie pod nami dołki. W naszej
głowie kłębią się wówczas obezwładniające myśli i uczucia: rozpacz, lęk, zazdrość, nienawiść
czy pragnienie zemsty. Nawet wnikliwa wiedza, znajomość najdrobniejszych cząstek
elementarnych, z których zbudowany jest wszechświat, nie jest w stanie zapanować nad
rozszalałym umysłem. Emocje górują nad zrozumieniem.
W czasie snu jest jeszcze gorzej. Każdy z nas zapewne doświadczył, jak silnie władają nami
wówczas różne nastroje, jak w czasie koszmarów sennych zawodzi wszelka logika, wiedza czy
filozofia. A w chwili śmierci zjawiska te jeszcze się potęgują.
Siddharta uświadomił sobie to wszystko i postanowił poszukać innej recepty na szczęście. W
owym czasie w Indiach bardzo popularne były praktyki ascetyczne. Polegały one na
umartwianiu swego ciała po to, by mentalnie się od niego uniezależnić. Stosowano nieraz dość
drastyczne metody, na przykład adepci siadali w kręgu utworzonym przez sześć ognisk i
patrzyli w słońce jako siódme źródło gorąca (a trzeba pamiętać, że w Indiach latem temperatura
w cieniu dochodzi do 50oC). W ten sposób doświadczali bardzo ciekawych stanów
psychicznych. Było wiele wymyślnych sposobów ascezy. Siddharta Gautama nie wykonywał
3 / 15
Lama Rinczen: "O Schronieniu"
wszystkich, ale między innymi ograniczał spożywanie posiłków i doszedł w końcu do tego, że
żywił się jednym ziarnkiem ryżu dziennie i pił niewielką ilość wody. Praktykował tak przez sześć
lat, siedząc na brzegu rzeki. Towarzyszyło mu pięciu przyjaciół, a ponieważ książę był
najbardziej gorliwy w swych praktykach, bardzo szybko został przywódcą grupy. Pozostali
oddawali mu cześć jako starszemu z braci. Ale pewnego razu, kiedy wykonywał rytualne
ablucje w rzece - zgodnie z bramińskim zwyczajem codziennego obmywania swego ciała z
grzechów - poczuł się tak osłabiony, że z trudem wyczołgał się na brzeg. Uświadomił sobie
wtedy, że taka skrajna asceza nie prowadzi do ostatecznego wyzwolenia, a jedynie wyniszcza
ciało i osłabia umysł, tak że nie można klarownie myśleć. Nie oznacza to, że ludzie praktykujący
ascezę byli głupcami, którzy poza cierpieniem nie osiągali żadnych innych rezultatów swej
praktyki. Ci, którzy mieli pewne doświadczenia i opisywali je w księgach, twierdzili, że dochodzi
się tu do stanu rzeczywistego uniezależnienia od fizyczności swego ciała i otoczenia. W wyniku
różnych ascetycznych ćwiczeń adepci doświadczali wewnętrznego, subtelnego poczucia
błogości, nie potrzebując do tego warunków zewnętrznych, takich jak ładne widoki czy dobre
jedzenie. Umysł sam zatapiał się w takim stanie.
Ale Siddharta zrozumiał, że i to nie było ostateczne i całkowicie nieuwarunkowane szczęście.
Postanowił pójść dalej w swej duchowej praktyce. Po latach ascezy przyjął pożywny posiłek,
który ofiarowała mu pewna pasterka. Pokrzepiony, udał się w miejsce odległe o czterdzieści
minut marszu od rzeki, usiadł pod słynnym dziś drzewem bodhi i postanowił, że nie wstanie
dopóty, dopóki nie znajdzie tego rzeczywistego Schronienia, któremu można w pełni zaufać.
Pozostał tak w stanie głębokiej medytacji przez czterdzieści dziewięć dni, przeżywając
niezwykłe stany psychiczne, o których sam potem opowiadał i których później doświadczyło też
wielu jego uczniów. Istnieje szczegółowa literatura na ten temat, bardzo dokładnie opisująca
każdy stopień tych doświadczeń. Wyróżniamy łącznie osiem etapów tej medytacji, polegającej
na uspokojeniu umysłu, tak zwanej medytacji szine. Najpierw koncentrujemy się na jakimś
obiekcie, przechodzimy przez cztery pierwsze etapy, a następnie praktykujemy szine bez
obiektu. Umysł uspokaja się coraz bardziej, cichną emocje, milknie grubsze pojęciowe
myślenie, potem zanikają także te subtelne jego rodzaje, aż wreszcie dochodzi się do samego
szczytu, zwanego samadhi, kiedy umysł bez żadnego rozproszenia spoczywa w samym sobie.
Nie jest to jednak nihilistyczna pustka. Umysł nie jest rozproszony, nie pojawiają się żadne
myśli, ale towarzyszą temu stanowi trzy główne doświadczenia.
Po pierwsze, nie ma myślenia pojęciowego, osiąga się tak zwany "stan poza myśleniem". Po
drugie, przeżywa się niezwykłą, dogłębną błogość, odczuwaną przez ciało i umysł. Po trzecie,
doświadcza się niezwykłej przejrzystości, klarowności umysłu - jest się w stanie rozumieć
rzeczy, których się wcześniej nie rozumiało, słyszeć z bardzo dużych odległości, widzieć na
przestrzał, wiedzieć, co myślą inni, znać cudze umysły.
4 / 15
Lama Rinczen: "O Schronieniu"
To jest kres tego, co można osiągnąć w takiej medytacji i maksimum, do jakiego da się dojść,
pozostając w samsarze, w uwarunkowanej egzystencji. Stan umysłu jest wówczas identyczny z
tym, jaki ma najwyższy z bogów bezforemnych, znany w tradycji indyjskiej jako Brahma. Jeśli
ktoś osiągnie naprawdę wielką stabilność w medytacji szine i utrzyma ją bez rozproszenia w
chwili śmierci, to będzie mógł później przebywać w takim wyciszeniu przez bardzo długi czas -
odrodzi się jako Brahma i będzie trwać przez wiele cykli istnienia wszechświata. Faktycznie
Budda opowiadał później, że będąc w tym stanie, spotkał Brahmę, który gratulował mu,
mówiąc: "Teraz osiągnąłeś wszystko, co jest do osiągnięcia, doszedłeś do kresu, jesteśmy
sobie równi - a więc raduj się!"
Ale Budda znów nie dał się omamić. Nadal spoglądał bacznie w swój umysł i uświadomił sobie
że to, do czego doszedł, niewiele różni się od poprzednich rodzajów schronienia - tak samo nie
jest ani trwałe, ani niezmienne. Bowiem pozostając w samsarze, zawsze trwamy w poczuciu, że
istniejemy jako niezależne "ja" i że istnieje coś na zewnątrz nas. Jeśli koncentrujemy się tylko
na zmysłowych doznaniach, to pragniemy, aby te zewnętrzne obiekty były przyjemne. Na to
muszą się oczywiście złożyć odpowiednie warunki. Jednak okoliczności wciąż się zmieniają, a
zatem zmieniają się i obiekty - w ten sposób doświadczane szczęście przeradza się w
cierpienie.
To samo dotyczy ludzi, którzy przyjmują schronienie w różnych formach pojęciowego myślenia,
w teoriach naukowych, filozofiach czy nawet w naukach Dharmy. Niektórzy z nas, poznając
słowa Buddy, mogą mieć bowiem skłonność do wyłącznie intelektualnego ich traktowania. Jest
to tak samo nic innego, jak szukanie schronienia w dobrych pojęciach. Oczywiście jest to
lepsze, niż tylko konsumpcja dóbr materialnych. Jeśli właściwie studiujemy buddyjską filozofię,
zaczynamy rozumieć, że dobrze jest unikać negatywnych czynów i wykonywać pozytywne
działania. Mamy większą szansę na zdobycie szczęścia, choć będzie ono czasowe i
uwarunkowane. Tak więc jest to również pożyteczne, ale nie wyprowadzi nas poza samsarę,
nie stanowi zatem pełnej praktyki Dharmy.
Niebezpieczeństwo dualizmu czyha na nas także i w czasie medytacji. Różne doświadczenia
medytacyjne, które mogą się pojawić (odczucia błogości, chwilowe stany niezwykłej klarowności
umysłu) nie są niczym innym, jak stanami umysłu, powstałymi w wyniku łączenia się wielu
różnych przyczyn, które zbiegły się razem w pewnym momencie. Nawet na najwyższym
poziomie samadhi ciągle istnieje niezwykle subtelne rozgraniczenie między "ja" a "mój stan
medytacyjny". Jeśli istnieje coś, co mną nie jest, to musi zależeć od zewnętrznych przyczyn, a
więc jest uwarunkowane. Kiedy warunki się zmienią, tak jak wszystko na świecie, to coś ulegnie
przeobrażeniu, więc i odczuwanie błogości niechybnie przekształci się w jakiś inny stan.
Dlatego doświadczenia medytacyjne same w sobie także nie są właściwym schronieniem.
5 / 15
Lama Rinczen: "O Schronieniu"
I gdy Sidhartha - późniejszy Budda - zapytał: "Brahmo, a kim ty właściwie jesteś?", bóg po raz
pierwszy skierował na siebie swe wszystkowidzące oko, którym do tej pory oglądał tylko
samsarę, i nagle uświadomił sobie, że on także jest przemijający. Choć żyje tak długo, przez
tyle cykli istnienia wszechświata, że wydaje mu się, iż jest wieczny, choć ma poczucie, że
stwarza liczne światy i istoty, to w rzeczywistości kiedyś jego karma się wyczerpie i znikną
pomyślne warunki, dzięki którym przebywa w obecnym stanie. Wtedy dojdą do głosu nawykowe
skłonności, które nie zostały wykorzenione z umysłu; pojawi się pojęciowe myślenie, emocje i w
rezultacie trzeba będzie się odrodzić w którejś z niższych sfer samsary. Dlatego właśnie
Sidhartha nie był zadowolony z osiągniętego samadhi, bo nie dawało ono trwałego,
nieuwarunkowanego szczęścia. Postanowił szukać dalej, czegoś głębszego, co wyprowadza
poza samsarę. Brahma, zrozumiawszy to, rozpłakał się i prosił, aby Budda, gdy już osiągnie
swój cel, powrócił i zechciał go nauczać.
I wtedy, po raz pierwszy w naszych historycznych czasach, ktoś zaczął szukać schronienia w
zupełnie inny jakościowo sposób. My wszyscy szamoczemy się, wyglądając szczęścia na
zewnątrz. Ciągle myślimy, że nasze radości zależne są od określonych warunków, od
zewnętrznych czynników, czyli czegoś co nie jest nami. Sądzimy, że uda nam się zapewnić
sobie miłe wrażenia i odgrodzić się od przykrych doświadczeń. Jednak wszystko na świecie jest
zmienne i przyjemne doznania kiedyś muszą się skończyć. Po nich przychodzą te niemiłe, które
również z upływem czasu przemijają. Książę Sidhartha osiągnął stan Buddy dzięki temu, że
przestał szukać swego szczęścia na zewnątrz, lecz pozwolił, by umysł spoczął w sobie samym,
by doświadczył samego siebi
Umysł porównuje się często do oka. Oko patrzy na świat zewnętrzny, widzi wszystko naokoło,
nie potrafi jednak zobaczyć siebie samego. Podobnie nasz umysł postrzega to, co rozgrywa się
na zewnątrz, a nie zauważa swego własnego istnienia. Dzieje się tak z powodu niezwykle
silnego nawyku, zakorzenionego w nas od niepamiętnych czasów. Sądzimy, że istnieje "ja" oraz
zewnętrzne obiekty, które to "ja" postrzega. Ponieważ wcześniej wytworzyliśmy owo
przyzwyczajenie dualistycznego postrzegania, to teraz widzimy rzeczywistość w taki właśnie
sposób. A ponieważ teraz tak postrzegamy, to zasiewamy w umyśle kolejne nawykowe
skłonności na przyszłość, wzmacniając tylko ten nasz odwieczny nawyk. W ten sposób właśnie
trwamy w błędnym kole samsary.
Umysł myśli o sobie "ja", równocześnie projektując wyobrażenia, które traktuje jako "nie ja".
Niektóre z tych "nie ja" wydają się nam przyjemne i pragniemy je przyciągnąć, inne uznajemy
za nieprzyjemne i chcemy od siebie odsunąć. Te dwa uczucia: pragnienie i niechęć pojawiają
się na zmianę, w różnych odmianach i nasileniu. Z nich rodzą się wszystkie inne rodzaje
destruktywnych uczuć: zazdrość, duma, gniew, pożądanie czy głupota, rozumiana jako stan
6 / 15
Lama Rinczen: "O Schronieniu"
tępego zaślepienia umysłu przez emocje. Umysł, owładnięty takimi odczuciami, nie jest w stanie
klarownie postrzegać, reagować; odrzuca nawet logiczną argumentację. Im częściej działamy
pod wpływem emocji, tym bardziej utrwalamy je w umyśle, tworzymy coraz silniejszy nawyk.
Powstaje coraz większe rozgraniczenie pomiędzy "ja", które reaguje w określony sposób, a "nie
ja" - obiektem czy sytuacją - które jest przyczyną takiej reakcji. Owo przyzwyczajenie jest tak
silne, że nawet kiedy śpimy i umysł jest odłączony od wrażeń zmysłowych, nadal sam ze sobą
gra w tę grę dualizmu. I tak to się dzieje od niemającego początku czasu.
Nie jest prawdą, że cierpimy za czyjeś grzechy lub że ktoś zsyła na nas nieszczęścia. Jedyną
przyczyną naszych obecnych trudności są błędy, które sami kiedyś popełniliśmy. Te z kolei
zostały spowodowane wcześniejszymi złymi nawykami. I tak jest od zawsze: cierpienie,
spowodowane negatywnym działaniem, które ma swe źródło w złych nawykach, wywołuje
emocje, które z kolei wzmacniają dotychczasowe niewłaściwe skłonności. Jest to
samonapędzające się koło - niczym perpetuum mobile - tak właśnie funkcjonuje samsara.
Tymczasem Budda pozwolił, by jego umysł doświadczał sam siebie, i okazało się, że jest to
możliwe, że umysł ma taką zdolność. Tego doświadczenia nie da się jednak wyrazić słowami
ani zrozumieć w intelektualny sposób. Zarówno Budda, jak i ci, którzy później doświadczali tego
stanu, używali różnych sformułowań, porównań i odniesień, mających uświadomić nam, jak
bardzo jest to nieopisywalne. Jedno z klasycznych porównań odwołuje się do sytuacji, w której
niemowa próbuje wyjaśnić, jak smakuje miód, komuś, kto nigdy go nie kosztował. Podobnie nie
da się za pomocą pojęciowego myślenia opisać czegoś, co wykracza poza wszelkie pojęciowe
myślenie.
Jednak doświadczenie takiego stanu jest możliwe. Oczywiście oświecenie, jakie osiągnął
Budda, było wynikiem długotrwałej praktyki. Nie uzyskuje się tego ot tak, kiedy się zechce, ale
trzeba najpierw wykonać mnóstwo pracy i włożyć w to wiele wysiłku. Ale mamy nauki i metody,
dzięki którym w przyszłości będziemy mogli taki stan osiągnąć. Budda w swych naukach
opisuje symbolicznie, jaka jest natura umysłu. Trzeba tylko dotrzeć do prawdziwego znaczenia
słów, które są tu zawarte i nie mylić słów z przekazywaną przez nie treścią. To tak, jakby ktoś
próbował pokazać nam księżyc, którego jeszcze nigdy w życiu nie widzieliśmy: powinniśmy
uważać, by nie pomylić księżyca z palcem, który na niego wskazuje.
Skoro zatem nie wystarczają słowa, by ukazać nam to, co jest ostatecznym celem, używa się
wielu umiejętnych metod i różnych symboli. Takie właśnie znaczenie mają wszystkie te formy,
które widzimy na obrazkach, przedstawiających różne przejawienia Buddy, tak zwane jidamy,
na które medytujemy. Symboliczne postacie jidamów kryją w sobie ostateczne znaczenie natury
umysłu. Byłoby nierozsądne myśleć, że Budda to taki posążek czy malowidło na papierze. W
7 / 15
Lama Rinczen: "O Schronieniu"
rzeczywistości te różne widzialne formy są jak palec, który wskazuje na to, co niewyrażalne.
Medytacja na jidama to po prostu metoda, dzięki której jesteśmy w stanie osiągnąć najwyższe
doświadczenie - stan Buddy.
Abyśmy jednak mieli choćby mgliste pojęcie o tym, czym jest ten stan Buddy, do którego
dążymy, powiem teraz kilka słów, które wprawdzie nie są w stanie go opisać, jednak mogą
wskazać nam kierunek, w jakim będziemy zmierzać. Oświecony umysł posiada niezliczoną ilość
różnych właściwości. Czasem przy ich omawianiu stosuje się podział na 64 grupy, ale często
dla uproszczenia wymienia się tylko trzy główne spośród nich. Są to:
1) wszechwiedza - Budda wie wszystko, ma całkowity wgląd w naturę wszechrzeczy,
2) szczęśliwość - oświecony umysł sam w sobie jest radością i niezmąconym poczuciem
szczęścia,
3) miłująca dobroć i współczucie - oświecenia nie doświadcza się bowiem tylko dla samego
siebie; prawdziwą naturą umysłu jest miłość, życzliwość i współodczuwanie cudzych trosk,
przejawiające się aktywnością dla dobra czujących istot. A zatem urzeczywistnienie nie jest
pasywnym stanem, lecz charakteryzuje się chęcią, a także zdolnością i możliwościami, by
pomagać wszystkim istotom, które przecież mają w sobie taką samą naturę Buddy, tylko
jeszcze tego nie odkryły.
Te trzy cechy oświeconego umysłu: mądrość, radość i współczucie są zawarte w umysłach
wszystkich istot od niemającego początku czasu. Nie jest to coś, co dopiero powstaje w wyniku
praktyki. Takie właściwości umysłu ma każda istota i kiedy je w sobie rozpozna, to osiąga stan
Buddy. Gdyby było tak, że najpierw jesteśmy głupi, potem wkładamy sobie trochę mądrości do
głowy, a gdy jej już dużo uzbieramy, to stajemy się mądrymi Buddami - oznaczałoby to, że stan
Buddy jest wynikiem uwarunkowanych przyczyn i nie może być czymś absolutnym, trwałym i
niezmiennym. Wszystko, co ma jakieś uwarunkowane przyczyny, zmienia się, gdy tylko
zmieniają się warunki. Gdyby mądrość oświecenia przychodziła z zewnątrz, to by oznaczało, że
można ją również utracić.
W rzeczywistości nasz umysł istnieje od niemającego początku czasu, a jego naturą jest natura
Buddy. Jedynie zakorzenione błędne postrzeganie, dzielenie umysłu na "ja" i coś, co "nie jest
8 / 15
Lama Rinczen: "O Schronieniu"
mną", schemat, który powtarzamy z chwili na chwilę, powoduje, że zamiast doświadczać
prawdziwej natury umysłu i wszystkich jego właściwości, ciągle szamoczemy się i w świecie
zewnętrznym dopatrujemy się przyczyn zarówno naszego szczęścia, jak i cierpienia. Walczymy
z wyimaginowanymi wrogami, by zdobyć obiekty pożądania.
Ale przez cały czas, pod grubą warstwą wszystkich tych emocjonalnych zaciemnień, niewiedzy,
nawykowych skłonności - pod tym wszystkim kryje się nasza natura Buddy. To tak, jakby
piękny, złoty posąg leżał wyrzucony gdzieś na śmietniku, ubrudzony błotem czy zakryty
brudnymi szmatami. Choć nadal jest cenny i nie utracił ani jednej swej właściwości, to nikt tego
nie widzi. Podobnie jest z naturą Buddy - ona istnieje w nas, ale przysłaniają ją różne
zaciemnienia; kiedy je usuniemy, to ukaże się to, co zawsze w nas było: wszystkie właściwości
oświeconego umysłu. Praktyka Dharmy nie polega na niczym innym, jak na usuwaniu tych
zaciemnień. Nie stwarzamy czegoś nowego, tylko pozwalamy aby to, co zawsze było - umysł
taki, jaki jest - mogło się w pełni zamanifestować.
Jeśli ktoś ma zaufanie i wiarę w to, że jest w nim natura Buddy, i postanawia, że dotarcie do niej
będzie ostatecznym celem jego życia - to w terminologii buddyjskiej mówimy, że ktoś przyjął
Schronienie w Buddzie. Przyjęcie Schronienia nie oznacza, że trzeba zrezygnować z rzeczy
materialnych, potrzebnych na co dzień. To nie byłoby potrzebne, a nawet rozsądne. Ostateczny
cel musi być jasno widoczny i należy do niego dążyć, ale w chwili, kiedy zrobi się zimno,
zakładamy ciepły sweter, a gdy pada, chowamy się pod parasol. Ważne jest, by to dobrze
rozumieć. Możemy gromadzić pieniądze, przyjaciół, budować domy, zakładać rodziny. Ale jeżeli
dom, pieniądze, samochód staną się celem życia, to wcześniej lub później spotka nas bolesne
rozczarowanie. Najpóźniej w chwili śmierci, ale zwykle zdarza się to wcześniej.
Kiedy mówimy o przyjęciu Schronienia w Buddzie, to pamiętajmy, że słowo "Budda" rozumiemy
na dwa sposoby. Po pierwsze Budda jako doskonały nauczyciel. Jest to postać historyczna -
Budda Siakjamuni, który jako pierwszy w naszych czasach osiągnął pełne oświecenie.
Ponieważ sam przeszedł całą tę drogę, może być dla nas doskonałym nauczycielem i
przewodnikiem. Zna cel, wie dokąd zmierzamy, zna wszystkie niebezpieczne miejsca na
ścieżce i jest w stanie bardzo precyzyjnie, dokładnie nas prowadzić.
Gdyby ktoś jednak uważał Buddę tylko za mędrca, tak jak to zwykle przedstawiają
encyklopedie, kogoś, kto żył dwa i pół tysiąca lat temu w Indiach i założył nową religię - to
przyjęcie w nim schronienia nie miałoby aż takiej wagi. Cóż może nam dać przyjmowanie
schronienia w człowieku, który żył bardzo dawno temu i tak daleko stąd. Jeśli jednak rozumiemy
Buddę jako pełne ucieleśnienie trzech kai: nirmanakai, sambhogakai i dharmakai - to wówczas
szukanie w nim Schronienia ma bardzo głębokie znaczenie.
9 / 15
Lama Rinczen: "O Schronieniu"
Dharmakaja to absolutna, ostateczna prawda sama w sobie, coś, czego nie da się w żaden
sposób opisać ani scharakteryzować, nie ma bowiem kształtu, koloru czy zapachu. Istoty nie są
w stanie wejść z nią w bezpośredni kontakt, dopóki jej nie urzeczywistnią. Dlatego też dla ich
dobra dharmakaja wypromieniowuje dwie foremne kaje: sambhogakaję i nirmanakaję, przy
czym pierwsza naucza jedynie bodhisattwów na wysokich poziomach (my możemy widzieć
tylko wyobrażenia różnych form sambhogakai, takich jak Czenrezik, Tara czy inne jidamy).
Zwyczajne istoty, takie jak my, prowadzone są na ścieżce przez nirmanakaję, czyli nauczycieli
pojawiających się w fizycznym ciele. Te trzy kaje są nierozdzielne. Dharmakaja zawsze
manifestuje foremne kaje dla dobra czujących istot - taka jest jej natura. Z kolei foremne kaje
nie mogłyby istnieć bez dharmakai. Mówiąc o Buddzie mamy więc na myśli wszystkie trzy kaje
jednocześnie: ponadczasową, ostateczną prawdę; emanujące z niej niezliczone formy
sambhogakai, nauczające w Czystych Krainach oraz fizyczne postacie, takie jak Budda
Siakjamuni oraz późniejsi mistrzowie.
Możemy też użyć słowa "Budda" w innym znaczeniu, gdy mamy na myśli wrodzoną naturę
umysłu, potencjał, który istnieje w nas. Wówczas, kiedy mówimy o przyjęciu Schronienia w
Buddzie, znaczy to, że decydujemy się dążyć do tego, by własności oświeconego umysłu mogły
się w nas zamanifestować.
Mieć wspaniały cel to bardzo dużo, ale trzeba jeszcze wiedzieć, jak go osiągnąć. Dlatego
opieramy się na naukach Dharmy, czyli wiedzy, którą przekazał nam Budda Siakjamuni. Tutaj
"Dharma" ma również dwa znaczenia. Z jednej strony jest to Dharma objaśnień, czyli wszystkie
słowa, wszelkie nauki, pochodzące od Buddy i wielkich oświeconych mistrzów. Możemy ich
słuchać, czytać je, studiować, przemyśliwać i wprowadzać w życie. Z drugiej strony mamy
Dharmę urzeczywistnienia, która pojawia się stopniowo, w miarę jak stosujemy poznane
metody usuwania zaciemnień umysłu i zaczynamy doświadczać coraz więcej intuicyjnej
mądrości oraz wglądu w prawdziwą naturę umysłu.
Budda nauczał przez czterdzieści pięć lat i pozostawił po sobie bardzo wiele nauk. W ogóle
całość nauk buddyjskich porównuje się nieraz do oceanu: osiemdziesiąt cztery tysiące z nich to
wykłady samego Buddy, do tego dochodzą jeszcze komentarze jego najbliższych uczniów i
innych urzeczywistnionych nauczycieli, a także nieco współcześniejsze objaśnienia do tych
komentarzy. Gdybyśmy mieli dostęp do księgozbioru, zawierającego wszystkie te teksty, i
próbowali na własną rękę coś wybrać, dopasować odpowiednie dla nas metody, bylibyśmy jak
ktoś, kto wszedł z bólem głowy do apteki, w której nie ma aptekarza i sam próbuje coś sobie
zaaplikować, rozmyślając: "Może dobre będą krople z tej, a może z tamtej półki, łyknę sobie
pastylkę z któregoś ładnie wyglądającego flakonu, dodam do tego jeszcze jakiś zastrzyk i może
to poskutkuje..."
10 / 15
Lama Rinczen: "O Schronieniu"
Ponieważ efekty takiej kuracji mogą być różne, dlatego potrzebni są ci, którzy się na tym znają i
którzy mogą nam pomóc. Takie jest znaczenie trzeciego obiektu Schronienia - Sanghi. Sangha
oznacza tutaj społeczność nauczycieli, choć w tradycyjnym znaczeniu za sanghę uważa się
jedynie w pełni wyświęconych mnichów. Mówi się nawet, że "gdzie jest czterech w pełni
wyświęconych mnichów, tam jest sangha". Mnich to osoba rezygnująca ze światowych
zainteresowań i pragnień, takich jak dom, praca, rodzina. Dzięki temu ma warunki, by poświęcić
całą swą energię studiom, rozmyślaniom i medytacji. W konsekwencji może osiągnąć wysokie
kompetencje - głębokie poznanie. Nie oznacza to jednak, że każdy mnich jest wielkim znawcą,
ani że tylko mnisi zostają wielkimi nauczycielami. Było i jest wielu wspaniałych świeckich
nauczycieli - i oni także tworzą sanghę. Jest to tak zwana zwyczajna sangha.
Dodatkowo w mahajanie, ścieżce którą praktykujemy w celu przyniesienia pożytku wszystkim
istotom i uwolnienia ich od cierpień samsary (w odróżnieniu od hinajany, gdzie praktykuje się
jedynie w celu wyzwolenia samego siebie) przyjmujemy też Schronienie w tzw. Szlachetnej
Sandze. To drugie znaczenie słowa "sangha" odnosi się do bodhisattwów na najwyższych
poziomach rozwoju, którzy są już prawie Buddami, takich jak Mandziuśri, Wadżrapani czy
Czenrezik.
Tak więc tradycyjnie przyjmuje się Schronienie w tych trzech obiektach: Buddzie, Dharmie i
Sandze. Znamy zatem cel, do którego chcemy dążyć, wiemy, jaka prowadzi do niego droga, i
mamy przewodników, którzy nam pomagają na ścieżce.
Zaufanie do nauk Buddy i dobre chęci okazują się jednak niewystarczające. W życiu stale
pojawiają się sytuacje, które wywołują nasz gniew, wątpliwości, irytację lub inne złe uczucia.
Bywa też, że rodzina czy znajomi próbują nas sprowadzić ze ścieżki, przekonując, grożąc czy
nawet obiecując jakieś materialne korzyści, jeśli tylko przestaniemy się zajmować "tymi
dziwnymi rzeczami". Być może niejeden z nas zrezygnowałby z Dharmy, gdyby w zamian
otrzymał nowy samochód czy mieszkanie. Ale samochód jest dobry, dopóki go nie ukradną, nie
rozbije się lub nie zniszczy go korozja. W chwili śmierci na pewno nie będzie nam mógł pomóc.
Gdy umrzemy, mieszkanie będzie służyć tym, co pozostaną - prawdopodobnie komuś z naszej
rodziny - ale nam już się nie zda na nic. Znacznie większe możliwości daje nam Dharma. Może
być oparciem w każdej sytuacji. Uczy nas, jak rozsądnie żyć i przynosi szczęście w tym życiu,
pomaga w chwili umierania, a także po śmierci i w następnych żywotach.
Aby zatem nie popełnić pochopnego błędu i nie zejść ze ścieżki pod nastrojem chwili,
przyjmujemy na siebie pewne zobowiązania, tak zwane "ślubowania Schronienia". Ale nie
11 / 15
Lama Rinczen: "O Schronieniu"
powinniśmy ich traktować jako ograniczenia naszej wolności. "Wcześniej byliśmy swobodni i
mogliśmy robić, co chcieliśmy, a teraz nam czegoś zabraniają". Osoby, które tak pojmują
ślubowanie, nie powinny go przyjmować, gdyż zupełnie nie rozumieją jego znaczenia.
Zwykle odwołuję się w tym miejscu do przykładu dobrej, bezpiecznej autostrady. Po obu
stronach takiej drogi znajdują się mocne barierki, zabezpieczające podróżujących przed
wypadnięciem z szosy. Nawet gdy kierowca przez nieuwagę straci panowanie nad kierownicą,
samochód odbije się od barierki i powróci na właściwy tor jazdy. Autostrady posiadają również
specjalnie karbowaną nawierzchnię przy zjeździe na pobocze, by przysypiającemu kierowcy
zasygnalizować, że niebezpiecznie zjeżdża z drogi. Podobną rolę pełnią ślubowania
Schronienia. W rzeczywistości bardzo łatwo jest ich dotrzymywać. Omówię teraz trzy główne z
nich, o pobocznych możecie dowiedzieć się później przy jakiejś okazji.
Najpierw powiem o ślubowaniu związanym z pierwszym obiektem Schronienia. Skoro
postanowiliśmy przyjąć Schronienie w Buddzie, to nie powinniśmy szukać schronienia w tych,
którzy nie są oświeceni: światowych bogach, bóstwach gór, rzek, lasów, duchach przodków. Tu
w Polsce wydaje się nam to oczywiste, ale nauki Buddy są przeznaczone dla wszystkich, a
zatem dla osób wychowywanych w bardzo odmiennych kulturach. Jest jeszcze wiele miejsc na
świecie, gdzie ludzie opierają swe szczęście na różnych kultach. Ten warunek nie oznacza, że
Budda jest zazdrosny, stanowi on tylko wspomnianą już wcześniej "barierkę na autostradzie".
Byłoby bardzo nierozsądne szukać schronienia u kogoś, kto sam nie jest wyzwolony z samsary.
W naszych realiach można to zinterpretować też w ten sposób, że nie należy szukać
schronienia w pieniądzach, sławie czy władzy.
Drugie ślubowanie, związane z drugim obiektem Schronienia, mówi, że skoro postanawiamy
kroczyć ścieżką Dharmy, działać zgodnie z naukami Buddy, to sprzeczne z tym byłoby
świadome szkodzenie innym. Oczywiście jesteśmy tylko ludźmi, zdarzy się nam czasem
niechcący nadepnąć komuś na odcisk czy powiedzieć coś, co go zaboli - nawet jeżeli nie
mieliśmy takiej intencji. Często też ranimy innych, całkowicie owładnięci przeszkadzającymi
uczuciami. Ale potem uświadamiamy sobie, że zrobiliśmy coś złego. Powinniśmy wówczas tego
żałować i postanowić, że w przyszłości nie popełnimy takiego błędu. Wówczas ślubowanie
Schronienia nie jest jeszcze w pełni złamane. Łamiemy je dopiero wtedy, gdy świadomie i z
premedytacją zaczynamy szkodzić innym.
Trzecie ślubowanie powiązane jest w naturalny sposób z trzecim obiektem Schronienia. Skoro
postanowiliśmy szukać Schronienia w Sandze, to nie powinniśmy podążać za tymi, którzy mają
przewrotne poglądy, to znaczy uczą, że negatywne czyny są czymś właściwym, na przykład, że
zabijanie może być pożądanym i szlachetnym działaniem lub że można się oczyścić z
12 / 15
Lama Rinczen: "O Schronieniu"
grzechów, składając krwawe ofiary.
Podsumujmy to, co dotychczas powiedziałem: przyjmując Schronienie, decydujemy się na
określony cel w życiu, drogę, którą będziemy podążać, i przyjaciół, którzy będą nam w tym
pomagać. Przyjmujemy też ślubowania, które strzegą nas, byśmy nie zeszli z obranej ścieżki.
Ale to nie wszystko. Gdybyśmy na tym poprzestali, nie byłaby to dogłębna metoda, lecz
pewnego rodzaju samodoskonalenie, ćwiczenie, w którym polegamy tylko na własnych siłach.
To tak, jakbyśmy mieli urządzenie zasilane prądnicą: ile jesteśmy w stanie sami wyprodukować
prądu, tyle pracy może wykonać nasze urządzenie.
Tymczasem, jak mówiłem na początku, słowo KJAB DRO składa się z dwóch części. DRO
znaczy "iść" i to właśnie do tej pory omawialiśmy - chodzi o nasz wysiłek podążania ścieżką.
Natomiast KJAB oznacza "coś, co ma moc ochraniania". Tak więc my ze swej strony
wykonujemy pracę nad sobą, ale też dostajemy wsparcie ze strony obiektów Schronienia, coś
co można nazwać duchowym wpływem czy błogosławieństwem.
Kiedy Budda Siakjamuni osiągnął oświecenie, przekazał uczniom nie tylko słowa, filozofię czy
intelektualną wiedzę, przekazał także żywe doświadczenie, które określamy jako
błogosławieństwo, inspirację albo duchowy wpływ. Chodzi o ten rodzaj oddziaływania, który
sprawia, że umysły uczniów dojrzewają. I tak jak od jednego ognia można odpalić drugi, tak
urzeczywistniony nauczyciel może przekazać to doświadczenie, tę duchową inspirację swoim
uczniom. W ten sposób od czasów Buddy Siakjamuniego aż do dziś owo błogosławieństwo
przechodzi z nauczyciela na ucznia w nieprzerwanej linii przekazu. Również my możemy
otrzymać taki przekaz od naszych urzeczywistnionych nauczycieli - Jego Świątobliwości
Karmapy czy innych wielkich dzierżawców linii.
Kontynuując nasze porównanie, można powiedzieć, że jest to jak czerpanie energii z potężnej
elektrowni. Prąd płynie po liniach wysokiego napięcia i dociera do domów, a my jesteśmy
urządzeniem podłączonym do gniazdka, z którego w każdej chwili możemy czerpać duże ilości
energii. Zwykle na początku działamy jak opornik: prąd z trudem przez nas przepływa i po
drodze wytraca swą energię. Ale jeśli pojawią się bardziej sprzyjające warunki, będziemy
stawiać coraz mniejszy opór i nawet możemy stać się doskonałym przewodnikiem. Tak samo
dzieje się, gdy praktykujemy: stopniowo coraz bardziej otwieramy się na płynące do nas
błogosławieństwo i w końcu w tym lub którymś z przyszłych żywotów sami staniemy się
urzeczywistnionym mistrzem i będziemy mogli przekazywać błogosławieństwo linii innym
istotom.
13 / 15
Lama Rinczen: "O Schronieniu"
We wszystkich tradycjach buddyjskich niezbędny jest ten żywy, bezpośredni kontakt z linią
przekazu, otrzymanie błogosławieństw od autentycznego mistrza. Ma to bardzo głębokie
znaczenie. Jeśli próbujemy praktykować tylko z książek, nie wkroczywszy w ów strumień
doświadczenia, to jesteśmy niczym osoba, która w czasie upału siedzi nad brzegiem rzeki i
czyta, jak przyjemnie jest się kąpać w taki dzień. Jednak w rzeczywistości nie wie, jakie to
uczucie, dopóki naprawdę nie zanurzy się w rzece.
Przekaz błogosławieństwa ma miejsce zarówno w czasie ceremonii Schronienia, jak i podczas
inicjacji wadżrajany czy innych ceremonii, w których będziecie w przyszłości uczestniczyć.
Zatem przyjmując Schronienie, nawiązujemy pewną wzajemną relację, polegającą na
otwartości i wysiłku z naszej strony oraz na duchowym wpływie ze strony obiektów Schronienia.
I ten duchowy wpływ stanowi właśnie ową ochronę, o której mówiliśmy. Dzięki niej uzyskamy w
przyszłości stan Buddy, który jest wolnością od wszelkich problemów i wszelkiego cierpienia;
będziemy doświadczać trwałej, nieuwarunkowanej szczęśliwości i radości - absolutnego
Schronienia.
Ale to nie wszystko. Uzyskujemy też wiele bezpośrednich korzyści, nie tylko na przyszłość, ale i
w tej chwili. Jest ich cała długa lista, wymienię więc tylko niektóre z nich: po pierwsze, przyjęcie
Schronienia to podstawa osiągnięcia stanu Buddy i oznacza, że właśnie wykonaliśmy pierwszy
krok w tym kierunku. Po drugie, wszelkie pozytywne czyny, wykonywane po przyjęciu
Schronienia, przynoszą o wiele silniejsze rezultaty. Doświadczamy szybciej efektów właściwego
postępowania; pojawiają się inspirujące sytuacje i łatwiej jest rozwijać w sobie pozytywne
cechy. Z drugiej strony niewielkie negatywne czyny, popełnione w przeszłości, zostają
oczyszczone, a skutki tych większych pomniejszają się. Ludziom, będącym na ścieżce, na
skutek błogosławieństwa Schronienia, naprawdę łatwiej jest pozbywać się negatywnych
skłonności.
Po trzecie, jeżeli cały czas utrzymujemy w czysty sposób ślubowania Schronienia, to jak mówią
nauki Buddy w jednej z sutr, nawet jeżeli w tym życiu nie będziemy zbyt pilni i nie uda się nam
zajść daleko na ścieżce, to dzięki temu powiązaniu nie odrodzimy się w którymś z niższych
światów, tylko ponownie uzyskamy ludzkie ciało i będziemy mogli kontynuować naszą praktykę.
I kolejna korzyść: jeśli przestrzegamy zobowiązań, wynikających z przyjęcia Schronienia, to nie
zaznamy krzywdy ani ze strony ludzi, ani innych istot. Chodzi tu głównie o różne rodzaje magii
czy złe życzenia.
Tak więc w czasie tej krótkiej ceremonii odwieczna natura Buddy, ukryta w nas samych,
nawiązuje bezpośredni kontakt z naturą Buddy, reprezentowaną przez obiekty Schronienia i
wielkich dzierżawców linii przekazu. Dzięki temu będziemy w stanie dobrze i skutecznie
14 / 15
Lama Rinczen: "O Schronieniu"
praktykować i coraz bardziej, krok po kroku, oczyszczać umysł. A wtedy coraz więcej jego
oświeconych właściwości będzie się mogło manifestować dla dobra wszystkich istot.
15 / 15