Alan w Krainie Skanlandii
KRZYSZTOF DMOWSKI
ALAN
W KRAINIE SKANLANDII
Opowieści ze Świata Skanlandii
Tom I
© Copyright by Krzysztof Dmowski 2005 & e-bookowo
Grafika i projekt okładki: Robert Zajączkowski
Redakcja i korekta: Ewelina Nakielska
ISBN e-book 978-83-61184-94-2
ISBN druk 978-83-7859-224-2
Wydawca: Wydawnictwo internetowe e-bookowo
www.e-bookowo.pl
Kontakt: wydawnictwo@e-bookowo.pl
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Kopiowanie, rozpowszechnianie części lub całości
bez zgody wydawcy zabronione
Wydanie III poprawione 2013
Od autora
Plany napisania pierwszego tomu przygód Alana zrodziły
się w roku 1998. Wówczas zacząłem robić wstępne szkice,
zastanawiając się, co taka opowieść powinna zawierać? Przede
wszystkim pragnąłem zachować pewną formę oryginalności.
Przeniesienie bohatera do epoki miecza w równoległym świecie
mogłoby wyglądać na zbyt pospolite, zatem rozwijając akcję,
całkowicie popuściłem wodze fantazji. Ponadto, doskonały
bohater, który zazwyczaj bywa alter-ego pisarza, niezbyt przyciąga
uwagę. Zatem Alan, do czasu osiągnięcia przemiany, był życiową
ofermą, który nie potrafił nawet utrzymać żadnej pracy na dłużej…
Jednak przez cały czas uparcie realizuje swoje marzenia, które
zaczynają go satysfakcjonować dopiero po przybyciu do Krainy
Skanlandii. Stopniowo zostają wprowadzeni kolejni bohaterowie,
którzy w powieści mają swój udział.
Zawsze pragnąłem odkrywać to, co nieznane i bywać tam,
gdzie nie stanęła jeszcze ludzka stopa. Gdy dorosłem, okazało
się, że nie ma już „białych plam” na mapach i na wiele pytań
świat przyjął własne odpowiedzi, które nie zawsze są zgodne
z rzeczywistością, ale podważanie ich jest wielkim przestępstwem
w wyobrażeniu wielu ludzi. Wobec tego zacząłem swoje myśli
przenosić na papier. Obserwując świat wokół, wiedziałem, co
interesuje czytelnika, a że pisząc o nieznanym, miałem wolne pole
działania, toteż umieściłem akcję tej powieści w wyimaginowanym
świecie. Wymyślony świat dawał mi pełną swobodę ruchu, bo nie
istniały żadne ograniczenia, prawdziwe czy też fałszywe teorie
mówiące o przeszłości, bogach, czy demonach.
Krzysztof Dmowski
5
Mężczyzna zazwyczaj nie chce tego,
co jest łatwe, co ma w zasięgu,
a pragnie tego, o co musi walczyć.
Prolog
Zdrada
Zapadał zmierzch nad Krainą Skanlandii. Pustoszały z wolna ulice miasta
Somaria i cichły kroki. Kupcy oraz badylarze kończyli handel na ulicach
i pakowali swe towary na wozy. Latarnicy zapalali ogień w ulicznych latarniach.
Wolno spacerowały patrole Rycerzy Pokoju.
Piękna kruczowłosa dziewczyna o migdałowych oczach, ubrana w czarną
prostą suknię sięgającą do ziemi z wysokim rozcięciem na prawym biodrze,
idąc zdecydowanym krokiem, stąpała wdzięcznie i delikatnie. Przemierzała
brukowane ulice Somarii. Dumny wygląd szlachcianki dodawał jeszcze
elegancji. Mijani mieszczanie i zbierający się kupcy przy swych straganach
zdawali się jej nie zauważać. Niezatrzymywana minęła posterunek gwardii
królewskiej i znalazła się na drodze do koszar. Weszła do baraku i skierowała
się do sali, gdzie szykował się do odpoczynku młody żołnierz Romuald,
protegowany króla. Stanęła naprzeciw wysokiego, barczystego, ciemnowłosego
mężczyzny w mundurze Rycerza Pokoju.
Żaden z obecnych żołnierzy leżących na łóżkach lub szykujących się do
snu, czy do służby, nie zwrócił uwagi na wejście kobiety do baraku, gdzie
zazwyczaj nikt poza Rycerzami Pokoju nie miał wstępu.
Romuald zmierzył wzrokiem drobną postać pięknej szlachcianki, która
sięgała mu zaledwie do piersi. Zastanawiał się nad celem tej wizyty. Cóż
szlachetnie urodzona osoba może też od niego chcieć? Czyżby pomyliła drogę?
Ale zaraz… nikt z licznie przebywających mężczyzn nie ustępował jej z drogi,
nie wyrażał swego podziwu dla urody tej kobiety! Nie wierzył, że hołota,
żyjąca z dala od kobiet, nie zwraca uwagi na jedną z jej przedstawicielek
1
, nie
gwizdał, gdy przechodziła.
— Romualdzie — odezwała się nieznajoma miękkim głosem, który w uszach
młodego żołnierza brzmiał jak piękna pieśń w wykonaniu znamienitego barda,
— twój los niedługo się odmieni. Spotka cię interesująca przyszłość, na co
w pełni zasługujesz i na co od dawna czekałeś. Będziesz bogaty i szanowany.
Czy nie tego pragnąłeś? Wyzwól swoje marzenia i weź wszystko, co ci się
słusznie należy, nie odwracaj się od szczęścia.
— Kim jesteś, pani? — zapytał Romuald, odzyskując głos.
Nieznajoma uśmiechnęła się figlarnie.
— Jestem zapowiedzią twojego szczęścia...
Po tych słowach i zalotnym uśmiechu, kobieta odwróciła się i odeszła.
Romuald patrzył za odchodzącą i pobiegłby za nią, gdyby mógł wykonać krok,
ale jego stopy tkwiły jak przyrośnięte do posadzki.
1
Rycerze Pokoju byli reprezentantami boga Joanaosa i szukali sobie żon spośród wybranych
jak oni.
7
Tuż za barakiem do kobiety podszedł jeden ze strażników, przed którym
odsłonięto, co dla innych pozostało zakryte.
— Co tu robisz, pani? Kobietom nie wolno tu wchodzić!
Szlachcianka uniosła dłoń i zacisnęła pięść, szepcząc coś przy tym pod
nosem. W tym czasie strażnikowi poczęło brakować tchu. Upuścił swoją
halabardę i chwycił się za gardło, ale w żaden sposób nie mógł złapać powietrza.
Jego twarz zrobiła się blada, a potem sina i w końcu bez czucia upadł na bruk.
Dziewczyna odeszła i za bramą zniknęła pomiędzy ludźmi.
Romuald wybiegł z baraku. Kobieta rozpłynęła się jak poranna mgła. Uwagę
jego przykuły nawoływania strażników i żołnierzy zebranych w jednym miejscu
na placu. Skierował tam swe kroki. Na ziemi leżał niezdradzający objawów
życia strażnik, a obok niego porzucona halabarda. Martwe oczy patrzyły
z przerażeniem, a twarz wykrzywiał grymas bólu. Wartownik najwyraźniej się
czegoś śmiertelnie wystraszył.
— Mówię wam, stał i nagle zaczął się dusić, a po chwili upadł martwy!
— wołał jeden z tych, którzy obserwowali scenę. — To magia! Z nikim nie
rozmawiał!
— Wezwijmy magów, tu dzieje się coś dziwnego — zauważył inny.
W chwilę potem podbiegli medycy i jedynie potwierdzili uwagi żołnierzy.
— Magia nie zostawia śladów — rzekł jeden z medyków.
Romuald przypomniał sobie, jak to podczas rozmowy z piękną kobietą
nie mógł wykonać kroku. Odwrócił się i poszedł do baraku. W głowie miał
tylko wspomnienie swojej niedawnej rozmówczyni i jej słowa. Jego przeszłość
rysowała się nienajlepiej. Wychowywał się bez rodziców i od najmłodszych lat
musiał ciężko pracować. Nie znał słowa: szczęście. Za sukces uznał przyjęcie
do zakonu, co zawdzięczał swej postawie. Przez cztery lata odbywał służbę
kadecką i kilka miesięcy temu otrzymał nominację na Rycerza Pokoju.
Obecność w zakonie dawała schronienie i wyżywienie; nie musiał się niczym
martwić.
Tymczasem wezwano naczelnego maga Zandora. Zandor był średniej
budowy niezbyt wysokim mężczyzną i nosił prostą czarną szatę spiętą klamrą
w pasie, a czarne włosy przyprószone siwizną pozostawały bez nakrycia.
Mag natychmiast pochylił się nad ciałem strażnika. Badał dłońmi jego ciało,
szepcząc pod nosem tajemnicze zaklęcia. Dla tak uczonego męża nie trudno
było stwierdzić, jakie wydarzenia tu się rozegrały. Nic nie mógł poradzić.
— Zabierzcie go z placu — zwrócił się do żołnierzy.
Następnie udał się do dowódcy straży, gdzie wezwał również swoich dwóch
zastępców, Hektora i Rubena. Magowie, ubrani podobnie, zastali w pokoju
dowódcy straży Antoniego, kupca Barabara. Barabar znacznie wyróżniał się
pośród znajdujących się w pomieszczeniu. Wysoki i dobrze zbudowany, nosił
strój marynarza.
Barabar głośno rozprawiał z Antonim.
— Moje statki mają opóźnienie i najpóźniej jutro muszą wyjść w morze! —
8
wołał Barabar.
— Rozkaz króla nakazuje twojej flocie pozostać w porcie, bo istnieje
niebezpieczeństwo ze strony wrogiej Blodoryndii.
Na wejście magów rozmowa ucichła, ale zaraz potem przemówił Barabar:
— Nigdzie nie zauważono wrogiej floty! Dlaczego mam stać w porcie,
zamiast zarabiać pieniądze dla króla?
— Jesteś prawym człowiekiem, Barabarze — zabrał głos Ruben. —
Nastąpiły wydarzenia, które zmusiły króla do wydania edyktu, że każdy statek
musi pozostać w porcie.
— Tak się nie godzi traktować kupców! W porcie łącznie cumuje ze trzysta
statków! W przypadku ataku są one narażone na przejęcie przez wroga, zaś
na otwartym morzu, mogą dzielnie stawić czoło niebezpieczeństwu! Każdy
marynarz woli dumnie ponieść śmierć w walce, niż zostać stracony na
szubienicy! Tak właśnie postąpiono z marynarzami w Czerwonolandii, którą
przed rokiem podbiła Blodoryndia!
— Przepowiedziana w starych pismach historia zaczyna się wypełniać —
oświadczył Zandor. — Jesteś Barabarze najbardziej zaufanym człowiekiem
w królestwie. Twoje statki w przypadku ataku mają odegrać znaczną rolę.
Jeżeli zostaniemy zaatakowani i nadejdzie obawa o dobro Krainy, wówczas to
one wywiozą największą tajemnicę do Krainy Mglistych Lasów, z którą nasze
królestwo jest w przyjaźni. Otrzymasz również zapłatę za swoje oczekiwanie,
zatem bądź spokojny.
Barabar popatrzył na Zandora z zaufaniem, po czym gwałtownym krokiem
opuścił pomieszczenie bez pożegnania.
— Skąd podejrzenie o atak na Krainę? — zapytał Antoni.
— Siły zła zaczynają działać. Przed chwilą z użyciem czarnej magii zabito
strażnika — odrzekł Zandor.
Antoni, dotychczas siedzący na zydlu, poderwał się gwałtownie.
— Jeden z nas będzie czuwał w koszarach — rzekł Zandor. — Każdego
dnia będziemy się zmieniali, bowiem tylko my jesteśmy w stanie rozpoznać
siły ciemności.
Tymczasem Barabar zmierzał do bramy koszar, kiedy natknął się na
Romualda, który, zanim przystąpił do straży, znajdował się pod opieką kupca.
— Cóż to, mój pryncypale, wprawiło cię w tak podły nastój? — zapytał
Romuald.
— Zatrzymano flotę w porcie! Podobno dzieją się tu dziwne rzeczy.
— Nic to, są przewrażliwieni. Strażnik zwyczajnie wystraszył się czegoś,
a serce jego nie domagało, więc umarł.
Barabar przyjął taką odpowiedź za możliwą, bo spotkał już wcześniej
podobne przypadki nawet na statku. Na morzu marynarze trafiali na dziwne
widziadła, choć bardzo rzadko ktoś umierał z przerażenia. Jednocześnie
rozumiał dobrze sytuację i skoro król potrzebował jego floty, i płacił za usługi,
nawet kiedy statki stały na kotwicy, nie musiał martwić się o zyski i straty.
9
Pożegnał Romualda i udał się do swego domu w Somarii. Zaraz po wejściu
wyciągnął kilka pergaminów, sięgnął po pióro i napisał kilka listów, a następnie
wezwał gońców i nakazał zanieść pisma do kapitanów swoich statków,
cumujących w różnych portach.
Zandor, pozostawiając Rubena w koszarach, udał się do króla i natychmiast
został przyjęty w kancelarii na osobistą rozmowę.
— Panie — rzekł Zandor. — Nadchodzą zapowiedziane wydarzenia, które
nie oszczędzą nam wszystkim cierpienia. Może dla dobra swego i królestwa,
wsiądź na statek, gdzie odbędziesz podróż do Krainy Mglistych Lasów pod
naszą eskortą?
— Cóż to? Pragniesz, żebym uciekał przed niebezpieczeństwem? Nie, mój
Zandorze. Zostanę ze swoim ludem tu na miejscu.
— Wiesz dobrze, królu, że tych wydarzeń nie sposób ominąć? Ta historia
musi się wydarzyć i nasz kraj zostanie podbity oraz zniszczony!
— Moja obecność w stolicy może podnieść na duchu walczących żołnierzy.
Zaś moja ucieczka zapewne wprowadziłaby wielkie zamieszanie w wojsku.
Skoro nadchodzi niebezpieczeństwo, stawię mu czoło. Natomiast twoją rolą
będzie ukrycie największych tajemnic zakonu. Są one cenniejsze niż całe skarby
naszej Krainy. Muszą przetrwać ciężkie czasy i powrócić tu, kiedy wszystko się
zakończy. Taka jest moja wola.
W tym samym czasie Hektor odwiedził maga Mistusa, który zajmował
kwaterę w szkole magii.
— Usiądź przyjacielu, zaraz podadzą wino — rzekł Mistus na widok druha.
— Nie przyszedłem na towarzyską rozmowę — odrzekł zasępiony mag. —
Zaczynają rozgrywać się wydarzenia, które zostały zapowiedziane w pismach.
— Tak, wiem o tym — przyznał Mistus. — Nawet nie wiemy, z jak wielką
mocą przyjdzie nam walczyć.
— Będą intrygi, nie walka — powiedział Hektor. — Pisma nie przewidują
walki. W minionym okresie nasiliła się liczba wyznawców Devidiara. Nie
tylko wieśniacy i drobnomieszczaństwo, ale i szlachta porzuciła Joanaosa
i poczęła wyznawać zło. Bogacze założyli wiele potajemnych organizacji,
które mają negocjować z najeźdźcą, zbliżającym się wraz z całą armią. Razem
z Zandorem i Rubenem zostałem wyznaczony do opuszczenia Krainy. Ale…
czy nie chciałbyś się ze mną zamienić?
— Nie — odrzekł uśmiechnięty Mistus. — Dopełnię swojego zadania.
Królewski mag Mistus, główny nauczyciel w szkole białej magii, przy
zakonie Rycerzy Pokoju, został wezwany przed oblicze młodego króla
Aazimala.
Sala tronowa, przez którą szedł mag, urządzona była z przepychem. Ściany
10
wybito czerwonawą materią zdobioną w złote linijki. Okna przystrojono żółtymi
zasłonami, a pomiędzy oknami wisiała ornamentalna broń. Gdzieniegdzie
zawieszono świeczniki. Kroki tłumił czerwonawy wzorzysty kobierzec.
Mag nosił na sobie sięgającą do ziemi niebieską szatę w magiczny deseń,
spiętą w pasie i rozchodzącą się ku dołowi. Zatrzymał się przed podwyższeniem
pokrytym tym samym kobiercem ze wzorami żółtych koron. Na złotym tronie,
udekorowanym drogimi kamieniami, umieszczonym pod baldachimem,
siedział dwudziestopięcioletni, szczupły młodzieniec, jasnowłosy i blady.
Z jego szarych oczu przebijała pewność siebie, a z wąskich warg — chłód.
Nosił zielony frak i spodnie wpuszczone w długie buty z czarnej skóry.
Mistus ukłonił się monarsze.
— Cóż to, magu, dzieje się w jaskini nieopodal wiosek Dina i Mandar? —
zapytał monarcha.
— Mój panie, lud uczynił tam świątynię poświęconą bogu zła, Devidiarowi!
I co kilka miesięcy jego wyznawcy zbierają się w owym miejscu w celu
oddawania mu czci!
— Wyślemy więc w te strony zbrojny oddział, żeby sprawę załatwił! Nikt
w Krainie nie ma prawa składać hołdu innemu bogu niż naszemu dobroczyńcy,
Joanasowi!
— Panie mój, zbrojny oddział może wystraszyć wieśniaków. Żyjemy
w czasach spokoju. Kilku Rycerzy Pokoju z powodzeniem rozpędzi wieśniaków
i zniszczy świątynię. Jeśli wyślemy zbrojny, duży oddział, wieśniacy gotowi
uznać, że boimy się wyznawców Devidiara!
— Dobrze, magu. Wyślemy pięcioosobowy oddział. Nie będzie żadnej
walki. Wystosuję odpowiedni edykt, zakazujący wyznawania Devidiara jako
boga, pod groźbą odebrania dóbr i żołnierze odczytają go ludowi. Jeśli nie
opanują sytuacji, zadziałamy ponownie. Możesz odejść.
Mag oddalił się, a w tym czasie król polecił wezwać Romualda, który
w oczach króla był prawy i miał zadatki na dobrego, lojalnego żołnierza.
W tym czasie Aazimal udał się do komnaty obok, która służyła mu za
gabinet. Ściany pokrywał żółty jedwab, a na podłodze ułożono skóry zwierzęce.
W centralnym miejscu stał sekretarzyk. Król usiadł na fotelu. Rozłożył
pergamin, umoczył pióro w atramencie i począł kreślić pierwsze litery. Przez
kilka minut układał treść dokumentu. Z kilkoma pergaminami udał się do
kanclerza zajmującego pokój nieopodal. Nakazał ułożyć coś sensownego ze
swoich myśli i zaraz dostarczyć dokument do sali tronowej. Po czym wrócił
na tron.
Po kwadransie Romuald ukłonił się królowi.
— Romualdzie, wybierz pięciu przyjaciół i udaj się do jaskini w okolicy
wioski Dina. Tam odczytasz ludowi ten dokument. Musisz zniszczyć posąg
Devidiara i zagrodzić wejście do jaskini.
Pojawił się kanclerz, odczytał królowi dokument, a następnie przekazał
żołnierzowi zwój pergaminu. Rycerz odebrał pismo, ukłonił się i wyszedł.
11
Romuald na czele swego oddziału wkroczył do jaskini, która ukazała się po
przejściu krótkiego korytarza. Naprzeciw wejścia stał posąg Devidiara, a przed
nim ołtarz ofiarny. Nie spotkał tu żadnych wieśniaków. Przed ołtarzem u stóp
posągu stał młody, wysoki, postawny szlachcic.
Nieznajomy odwrócił się ku wchodzącym. Na ich widok uśmiech pojawił
się na jego twarzy.
— Witaj, Romualdzie. Czekałem na ciebie.
Romuald stanął jak wryty. Jego pięciu żołnierzy zatrzymało się razem z nim.
Ale wystarczyło pstryknięcie palcami tajemniczego młodzieńca, aby tamci
zatrzymali się w miejscu i stali niczym kamienne posągi. Romuald przestraszył
się nie na żarty.
— Nic im nie będzie — wyjaśnił młodzieniec. — Zasnęli. Mój Romualdzie…
Romuald zwrócił się w kierunku rozmówcy.
— Skąd mnie znasz, panie?
— Jesteś bohaterem.
— Ja? Od kiedy? — kpiąco zapytał Romuald, wyczuwając drwinę w głosie
szlachcica.
— Od jutra! — z pewnością w głosie przemówił szlachcic.
Romuald znów się zawahał. Jego serce nie znało strachu, lecz w konwersacji
ze swym rozmówcą serce podeszło mu do gardła. Skojarzył wizytę pięknej
kobiety przed kilkoma dniami z obecnym wydarzeniem.
— Kim jesteś? — zapytał.
— Jestem kimś, kto spełni twe najskrytsze marzenia. Będziesz najważniejszą
osobą w królestwie, zaraz po Aazimalu! Ludzie będą ci się kłaniali na ulicy.
Zyskasz ogólny szacunek, władzę i bogactwo! Czyż nie tego pragniesz?
Wychowywałeś się w ciężkich warunkach, bez rodziców i często kładłeś się
spać z pustym żołądkiem. Czy nie należy ci się odrobina szczęścia?
Romuald spojrzał realnie na sprawę i zapytał nieśmiało:
— Wszystko ma swoją cenę. Czego chcesz ode mnie?
— Przybyłeś tu zniszczyć tę świątynię. Jak nagrodzi cię Aazimal?
Podziękuje? — szlachcic wzruszył ramionami. — Nie zaprosi cię na obiad, nie
da złota w nagrodę. A ja mogę dać ci wiele więcej, niż myślisz.
— Czego chcesz w zamian?
Szlachcic sięgnął po kielich stojący na ołtarzu i napił się z niego.
— Pokaż, że jesteś wart opieki, oddaj się pod rozkazy Devidiara.
— Co? — Romuald przeraził się nie na żarty.
Właśnie zza jego pleców wyszła kobieta, która już go odwiedziła, zatrzymała
się naprzeciw niego. Palcami pogładziła Romualda po policzku, a następnie
pociągnęła za sobą. Zostawiła go na kilka metrów przed ołtarzem. Usiadła na
12
jego kamiennym blacie, ukazując nogę w rozcięciu sukni.
Romuald czuł, że dzieje się z nim coś dziwnego.
— Masz pragnienia jak każdy, a czego pragniesz teraz? — zapytała
uwodzicielsko.
Młody żołnierz nie mógł powiedzieć słowa.
— Przyszedłeś rozgonić wyznawców Devidiara — mówiła kobieta. —
Dalej więc… odbierz mi życie!
Dłoń Romualda spoczęła na rękojeści miecza wiszącego przy pasie.
Jednak nie mógł się przemóc, żeby zacisnąć palce na rękojeści. Migdałowe
oczy patrzyły na niego porażająco. To spojrzenie odbierało mu możliwość
podejmowania decyzji. A o czym teraz myślał? O czymś, czego nie znał.
O dziwnych dreszczach, które go właśnie ogarnęły i nie był w stanie się z tego
otrząsnąć. On, dzielny żołnierz, uczony walczyć, stoi bezradny jak dziecko pod
władaniem kobiety.
— Dlaczego tego nie zrobisz? Wahasz się? Ty? Najdzielniejszy z dzielnych?
— Wybacz, pani… nie takie było moje zadanie — odrzekł z trudem.
— Jestem oddaną sługą Devidiara i opiekunką jego świątyni. Zabij mnie…!
Wykonaj zadanie!
Romuald spuścił wzrok i bąknął pod nosem:
— Dobrze wiesz, pani, że tego nie zrobię! Wolę stracić honor!
— Zbliż się do mnie, dzielny żołnierzu…
Romuald postąpił nieśmiało kilka kroków i zatrzymał się przy samym
ołtarzu. Kobieta chwyciła go za dłoń i położyła na swym obnażonym udzie.
— Nazywam się Divala i tak się do mnie zwracaj, bohaterze — powiedziała,
patrząc mu prosto w oczy.
— Dobrze… Divala.
— Mamy trudną sytuację. Nie chcesz mnie zabić i nie wypełnisz zadania.
Król cię ukarze i cóż ci z bycia żołnierzem? To jedno rozwiązanie. Jest jeszcze
inne… o wiele prostsze, które uczyni cię bohaterem. Zabij swoich żołnierzy!
— Dziewczyna spojrzała nakazująco.
Romuald zbladł. Divala, widząc jego wahanie, wykonała ruch dłonią
i zakręciwszy koło w powietrzu wyprostowanym palcem wskazującym,
gwałtownie zatrzymała rękę. W tym momencie dał słyszeć się trzask za plecami
niezdecydowanego Rycerza Pokoju. Oto zamknęło się wejście do jaskini.
— Nie będzie świadków, nie będzie zarzutów.
Divala popatrzyła łagodnie na swego rozmówcę, oparła dłoń na jego
ramieniu i stanęła na nogach. Wyjęła sztylet zza paska Romualda i wepchnęła
rękojeść w jego bezwładną rękę. Romuald od zawsze odznaczał się odwagą, ale
cóż znaczyła odwaga w stosunku do działań sił wyższych?
— Zabij mnie i wróć do króla i na zawsze pozostań nikim! Szary żołnierzu…
pomyliłam się co do ciebie, nie jesteś wart mojej pomocy i opieki Devidiara.
— Znów popatrzyła mu w oczy, a następnie przesunęła wzrok i wskazała na
przyjaciół Romualda.
13
Musnęła ustami jego wargi i zbliżyła się do szlachcica, który w milczeniu
oglądał całą scenę. Romuald przeżywał rozterki… Nigdy nikt nie zaoferował
mu tak wiele. Zawsze brakowało mu dostatku, a w sercu nierzadko rodziła się
zazdrość. Teraz mógł mieć tak wiele…
Podjął wreszcie decyzję! Wyciągnął z pochwy miecz i ruszył w kierunku
swoich podwładnych. Wtedy młodzieniec ponownie pstryknął palcami,
a żołnierze odzyskali możliwość poruszania się.
Rycerze Pokoju może zupełnie inaczej zrozumieliby zachowanie
przełożonego, ale teraz znajdowali się w świątyni zła i spodziewali się tego,
że ich dowódca jest pod władaniem złych mocy. Dwaj pierwsi wcale się nie
bronili, choć dobyli mieczy. Romuald miałby niewielkie szanse pokonać
trzech innych rycerzy, ale pomagała mu Divala. Potrafiła ona zatrzymać ruchy
każdego człowieka, który nie znajdował się pod opieką Joanaosa. A zatem
przeciwko mocy zła ten oddział nie miał szans. Romuald z łatwością przebił
ciało kolejnego rycerza. Z dwoma ostatnimi walczył jednocześnie i pokonanie
ich nie zajęło więcej niż dwie minuty. Jednak potrzebny był bohater, toteż
Divala pozwoliła, aby i Romuald odniósł w walce poważne rany.
Romuald leżał na podłodze obolały, nie mogąc się poruszać. Divala pochyliła
się nad nim.
— Dokonałeś właściwego wyboru. Wziąłeś w ręce klucz do szczęścia.
Niedługo odnajdzie cię twój władca i zostaniesz bohaterem. Ja także zjawię się
niebawem…
— Divala! — donośnym głosem zawołał szlachcic stojący przy otwartym
wejściu do jaskini.
Dziewczyna odwróciła głowę.
— Już idę, panie!
Wstała i lekko kołysząc biodrami, podążyła za szlachcicem.
Król Aazimal bardzo niepokoił się nieobecnością oddziału Romualda. Od
trzech dni powinni przebywać w zamku! Wezwał przed swe oblicze dowódcę
straży przybocznej — Criteriona
2
. Wszedł mężczyzna wysoki i słusznej
postawy. Miał czarne jak aksamit włosy sięgające poniżej uszu, czesane
z przedziałkiem na środku. Nosił mundur Rycerza Pokoju, zdobiony złotymi
haftami, wskazującymi żołnierza wyższej rangi.
— Criterionie, nie powrócił mój oddział wysłany do siedliska zła. Bardzo
martwię się o ludzi. Weźmiesz pięćdziesięcioosobowy odział i wyruszysz
zbadać sprawę.
Criterion ukłonił się władcy i ruszył do wyjścia. W przejściu napotkał
królewską małżonkę, królową Elenę, szczupłą blondynkę średniego wzrostu,
2
Czyt.: Criterion, nie Kriterion — od crit, crit.
14
noszącą włosy sięgające do pasa, ubraną w bogato zdobioną zieloną suknię.
Criterion wymienił z nią znaczące spojrzenie. Żadna z panien towarzyszących
królowej nie dostrzegła tego manewru, a Criterion, wychodząc, trzymał w dłoni
niewielki liścik, którego nie miał wcześniej.
Szybkim krokiem dotarł do kwatery. Starannie zamknął za sobą drzwi
i dopiero wtedy przeczytał bilet:
Spotkajmy się pilnie, zaraz po twoim powrocie,
twoja Elena.
Przycisnął do serca list, a następnie spalił go w ogniu świecy.
Criterion wraz ze swoim oddziałem zatrzymał się przy jaskini, która w swym
wnętrzu skrywała posąg Devidiara. Zsiedli z koni i, zachowując ostrożność,
zbliżyli się do wejścia. Criterion jako pierwszy bez wahania wszedł do wnętrza.
Jeszcze z korytarza zauważył w słabym świetle ciała ludzi nieruchomo leżące
na podłodze. Broń spoczywała wokół. Krwawe plamy na podłodze i na ciałach
mówiły wszystko.
W umyśle Criteriona zagościł niepokój. Nigdzie nie dostrzegł ciał wrogów,
a ślady walki wyglądały dziwnie. Potyczki w Krainie zdarzały się nad wyraz
rzadko, ale tak doświadczony wojownik jak Criterion, z łatwością odtworzył
bieg wydarzeń. To nie była walka, a morderstwo!
Podczas gdy Criterion analizował przebiegiem wydarzeń jego ludzie
oglądali ciała.
— Dowódco! — zawołał jeden z żołnierzy. — Ten oddycha!
Criterion szybko zbliżył się do leżącego. Pochylił się nad nim i natychmiast
rozpoznał Romualda.
Zdrada! — zawołały jego myśli.
Ślady wskazywały, że wyczołgał się spomiędzy pozabijanych ludzi.
Criterion nie wierzył własnym oczom.
Królewski chirurg pochylił się nad rannym wojakiem Romualdem. Wiele
ran widział w życiu i niemało wyleczył. Nie dostrzegał niczego niesamowitego
w jego obrażeniach.
Criterion krok po kroku badał całą jaskinię, a następnie wyszedł na
zewnątrz. Tu również przebadał najbliższą okolicę. Wokół rosła wysoka
trawa. Niepognieciona! Jeśli prawdą miało być, że niedawno gościli w jaskini
wyznawcy złego boga, musieli tu jakoś dojść. Oczywiście dało się dostrzec
niedawne ślady wydeptane przez rycerzy Romualda. Criterion usiadł
zafrasowany na głazie. Dlaczego ktoś miałby królowi przekazać fałszywe
informacje o licznych wyznawcach? Czy ktoś chciał tu świadomie zwabić
właśnie Romualda? Kto?
Żeby poznać fakty, należało zabrać rannego do zamku. Zatem Criterion
15
nakazał umieścić go na płachcie pomiędzy dwoma wierzchowcami
i niezwłocznie ruszył do króla.
Criterion zdał królowi relację, ten zaś nie wierzył w oskarżające podejrzenia.
Miał ku temu powody, bowiem nikt będący w zakonie nigdy nie wykonał
niegodnego czynu i uznał Criteriona za oszczercę.
Criterion udał się do kwatery maga Mistusa i zdał relację z wydarzeń.
Mistus w swych magicznych przyrządach zobaczył cały przebieg sytuacji.
Znał prawdę o Romualdzie, ale do końca pewności nie miał. Król zastanawiał
się, skąd Mistus miał informacje o sługach Devidiara i dlaczego oczerniał
Romualda. Uważał, że inni zazdroszczą mu sukcesu. Wszelkie wątpliwości
króla wpłynęły na Mistusa tak mocno, że sam zaczął wątpić w swoją rację.
Jednak udał się na rozmowę z monarchą.
Aazimal siedział w gabinecie przy sekretarzyku.
— Aazimalu!
— Magu… lepiej zamilcz. Z twojej winy zginęło kilku rycerzy, a i sam
Romuald ledwo uszedł z życiem.
— Wybacz, królu, ale ta interwencja nie dałaby rezultatu, nawet gdyby do
jaskini poszło i dziesięć tysięcy żołnierzy. Joanaos pozwolił, żeby Devidiar
odniósł sukces! Aazimalu! Ty ponosisz winę, że Joanaos się od ciebie odwrócił.
— Milcz, błaźnie! Usiłujesz na mnie zwalić swój błąd? Po raz ostatni się
pomyliłeś! Nie chcę cię więcej słuchać i widzieć. Jesteś złym doradcą. Nie
potrzebna mi taka oferma. Od dziś przestajesz sprawować swój dawny urząd
i wynoś się z zamku! Od dziś nikt nie ma prawa nazywać cię Mistusem!
Będziesz nazywany: Psotnik!
Mistus pokornie ukłonił się królowi.
— Skoro taka twoja wola, tak się stanie. Bacz jednak, aby zdradziecki
Romuald, sługa Devidiara, nie wsadził ci któregoś pięknego dnia noża w plecy,
jak to zrobił ze swoimi ludźmi!
— Dosyć! Straże! Zabrać tego błazna! Wyrzucić z zamku na zbity pysk!
Czterech strażników dopadło maga.
— Zbyteczne, sam opuszczę to gniazdo rozpusty! — odrzekł mag i ruszył
ku wyjściu w otoczeniu strażników, którzy do niego odnosili się z respektem,
bowiem wielu podzielało jego zdanie, co do poczynań Romualda.
Wśród żołnierzy wyprowadzających maga z zamku, znajdował się Criterion.
— Miałem z tobą do pogadania…
— Tę sprawę załatwisz z moim następcą.
Mistus popatrzył smutno.
— Mój druhu! — zawołał Criterion. — Coś dziwnego zawładnęło sercem
króla… Muszę wyprowadzić cię z zamku, wierny przyjacielu.
16
Wyszli obaj na przedzie, a żołnierze szli za nimi.
— Król popadł w niełaskę Joanaosa! Najwyższy odwrócił od niego swe
oblicze — rzekł mag. — Moja magia straciła moc.
— Mówisz o wydarzeniach w świątyni zła?
Mag przytaknął.
— Nie wiem, jaką rolę odgrywał w tym Romuald, ale uważam, że swe
palce w sprawie maczała Divala, uczennica Devidiara, która z córki króla
Czerwonolandii stała się zdrajczynią.
— Romuald przeszedł na stronę zła?
— Nie ujmujmy tego w ten sposób, król nie pozwolił mi zbadać sprawy,
bym mógł pojąć sens wydarzeń. Romuald może coś zrobił, a może nie. Król
mnie obarcza winą.
— Dlaczego nie broniłeś swojego stanowiska, co z magią?
Mag zawahał się nad odpowiedzią.
— Przecież byłeś najlepszy — kontynuował Criterion. — Dlaczego się
poddajesz?
— Wybacz, Criterionie, obecne wydarzenia zostały ustalone z góry i ciesz
się, że nie twoje serce oddało się złu. Teraz przypadek będzie sprawiał, że wielu
samym sobie będzie szkodzić.
— Czym zawiniłeś wobec króla?
— Moja magia straciła moc. Za bardzo jej nadużywałem. Byłem dumny
i wydawało mi się, że jestem nieskończenie podporządkowany siłom natury.
Popisywałem się swoimi umiejętnościami, aż obraziłem samego Joanaosa.
Wybacz, nie powinienem o tym mówić. Udam się do swego zamku, usuwam
się w cień. Nie jestem wojownikiem jak ty, którego umiejętności zależą od
doświadczenia. Całe życie poświęciłem magii. Uważaj na króla i strzeż się
kobiety, która mnie zastąpi… A teraz, żegnaj.
— Skąd wiesz, że zastąpi cię kobieta? — zapytał zaskoczony Criterion.
— Wiem o wiele więcej i gdyby było inaczej, z całych sił przekonywałbym
ciebie, abyś odstąpił od uwiedzenia królowej…
Criterion stanął jak wmurowany. Mag pozostawił go w takiej pozycji i poszedł
przed siebie, ku wyjściu z miasta. Mistus, od tej pory zwany Psotnikiem, po
opuszczeniu stolicy ruszył przez las na północ, gdzie nad morzem dziedziczył
zamek.
Wieści noszone na ustach wszystkich w królestwie szybko się rozchodziły.
O Psotniku opowiadano dowcipy, żartowano na każdym kroku, stał się
pośmiewiskiem, aż ktoś nazwał go dostojnie: Psotnis. I tak zostało.
Tymczasem mag wędrował ku swemu zamkowi, odziany jedynie w swą
szatę, wspierając się na lasce. Po kilku tygodniach doszedł na miejsce, gdzie
natychmiast zwerbował sobie ogrodnika, a następnie założył magiczne
17
pieczęcie na bramie, aby nikt do zamku nie wchodził.
Criterion zaraz po powrocie z wyprawy spotkał się z królową Eleną
w komnacie nieopodal swego gabinetu. Gdy weszła, rzucili się sobie w ramiona.
— Jesteś wreszcie, mój Criterionie.
— Jestem, ukochana.
— Martwiłam się o ciebie. Siły zła przybrały materialną postać…
Usiedli obok siebie na ławie, trzymając się za ręce.
— Cóż za straszne rzeczy dzieją się w królestwie? — zapytała królowa.
— Ktoś bardzo psuje wszystko, na czym zbudowany jest świat. Nadchodzą
niedobre czasy.
— Co teraz poczniemy, kto wskaże nam drogę?
— Bohater, który nadejdzie…
Romuald znajdował się pod opieką najlepszych medyków. Zdrowie wracało
powoli. Którejś nocy do jego pokoju weszła drobna postać okryta grubym
płaszczem z kapturem na głowie. Zbliżyła się do łoża Romualda. Przez chwilę
patrzyła na niego w milczeniu. Powoli zdjęła płaszcz. Ranny spojrzał na nią
i uśmiechnął się mimowolnie na widok Divali.
— Leż spokojnie. O wszystko zadbaliśmy. Mag, który mógł coś powiedzieć
o zdarzeniach z jaskini, już opuścił króla. Criterion coś węszy, ale i on niczego
nie osiągnie, zadbaliśmy i o jego szczęście. Teraz zajmę się tobą… Wrócisz do
zdrowia i do łask. Teraz porozmawiamy o cenie, którą zapłacisz.
— Cena? — wyszeptał Romuald.
— Ach, nic wielkiego. Król ma córkę. Kiedy dziewczyna osiągnie
pełnoletniość, złożysz jej serce na ołtarzu naszego pana, ale do tego czasu
będziesz ją chronił.
Romuald w końcu poznał cenę swojego szczęścia. Skoro zabił kilku
podwładnych i przyszło mu to łatwo, a w zamian otrzymał uznanie króla, teraz
ma być bogatym i szanowanym przez wiele lat, może przystać na propozycję,
przecież do osiągnięcia pełnoletniości przez niemowlę jest jeszcze dużo czasu.
Divala zsunęła z rannego okrycie, powiodła wzrokiem po jego ranach.
Przyłożyła dłonie do ciała i delikatnie masowała je z góry na dół. Szeptała przy
tym jakieś niezrozumiałe dla Romualda słowa. On zaś czuł dziwne mrowienie
przy każdym dotyku dziewczyny. Spoglądał na Divalę z zaufaniem i podziwem.
Naraz poczuł się senny i przez chwilę walczył z ciężkimi powiekami, aż
w końcu usnął.
Rankiem nie odczuwał już bólu. Rozglądał się za Divalą, ale nigdzie jej nie
dostrzegł, a tak pragnął z nią porozmawiać.
Skrzypnęły drzwi. Romuald odwrócił głowę. Wystraszonym wzrokiem
obserwował swego monarchę, który właśnie złożył mu wizytę. Twarz Aazimala
18
miała posępny wyraz, a Romuald przypuszczał, że zaraz usłyszy wyrok.
Król zbliżył się do posłania.
— Leż spokojnie, mój żołnierzu, i wypoczywaj. Ubolewam nad faktem,
że posłuchałem maga i wysłałem ludzi na pewną śmierć. Przeklęty mag!
Rozegrała się tragedia. Nie takie jest zadanie Rycerzy Pokoju. Nie ma wojny,
a giną ludzie. Nie będę cię teraz męczył, jak tylko wydobrzejesz natychmiast
zdasz mi dokładny raport z wydarzenia.
Twarz Romualda przebiegła zmarszczka.
— Wiem, że to nie jest miłe wspomnienie, a i pora nie najlepsza, wypoczywaj
i wracaj do zdrowia. Myślę, że niczego ci tu nie brak…?
Tego samego wieczoru o spotkanie z królem poprosił Criterion. Król
zaprosił go do swego gabinetu.
— Cóż to zaprząta ci głowę, Criterionie, mój dzielny żołnierzu?
— Panie… Mam uzasadnione podejrzenia co do osoby Romualda. Jego
wizyta w świątyni Devidiara…
— Byłeś przyjacielem Romualda. Czy z zazdrości rzucasz na niego
oskarżenia? Wstrzymaj się przed wypowiedzeniem nieprzemyślanej opinii.
I na ciebie przyjdzie czas, żeby się wykazać.
— Królu mój, to nie zazdrość. Proszę tylko, jeśli mi nie wierzysz, byś wysłał
bardziej doświadczonych, żeby sprawę zbadali.
— Skoro nalegasz, tak zrobię.
Criterion wyszedł zawiedziony. Nie wiedział, czemu król tak mocno ufa
Romualdowi. Miał jednak coś na sumieniu i jego myśli wypełniało poczucie
winy.
Król, jak obiecał, wysłał najznamienitszych magów królestwa, Hektora
i Rubena, do świątyni zła, aby zbadali sprawę. Bogowie jednak, tak źli, jak i ci
dobrzy, mają większą od człowieka władzę na ziemi. Z tego powodu magowie
zobaczyli zupełnie inny obraz tego, co widział Criterion i Mistus. W ich raporcie
Criterion wyszedł na oszczercę, a Romuald na bohatera.
Criterion nie pojmował tej sytuacji. Stracił zaufanie króla, a zatem postanowi
opuścić zamek. Wraz z nim uciekła również żona króla. Elena pozostawiła
mężowi list, w którym wyznała, że kocha innego.
Criterion wraz z królową wyjeżdżali pod osłoną nocy. Z pochodnią w dłoni
przemierzali tajne przejścia.
— A Ravena, moja córka? — zapytała królowa. — Która matka pozostawia
swoje dziecko obcym ludziom?
— Walczymy z siłami zła. Król uległ wszystkiemu, z czym dotychczas
walczył. Królewscy magowie są również pod władaniem sił ciemności.
— Jak to, a Zandor? Nie wierzę. Przecież jest jednym z najbardziej oddanych
19
sług Joanaosa.
— Każdy człowiek ma swoje słabości… wszystkie obecne wydarzenia już
dawno zostały opisane. Obiecuję, że uprowadzę z zamku twoje dziecko, przy
pierwszej sposobności.
Następnego dnia w sali tronowej pojawiła się piękna kobieta, która
przedstawiła się jako polecony przez Zandora mag. Romuald, przebywający
właśnie obok króla, z miejsca rozpoznał w kobiecie Divalę.
Do sali tronowej wprowadzono adeptkę magii. Miała na sobie szeleszczącą
jedwabiem ciemnozieloną suknię do samej ziemi. Dziewczyna ukłoniła się
królowi, a następnie podała pismo polecające. Nakreślił je sam Devidiar,
dokument obłożony został magią, w ten sposób, że każdy kto go dotknął
musiał przystać na zawarte w nim słowa. Z tego powodu Divala zajęła miejsce
królewskiego maga.
— Witam cię, panie — Ukłoniła się królowi. — Czemu na mnie nie patrzysz
i milczysz?
— Jestem twą pokorną służebnicą, mój panie — odrzekła cicho.
— Jesteś kandydatką na miejsce głównego nauczyciela w szkole magii —
mówił Aazimal i rozwinął rulon, który przyniosła kobieta. Szybko przeczytał.
— Więc nazywasz się Divala, przysyła cię moja zaufana służebnica Solaria
— król mówił z uśmiechem. — Co u niej?
Divala wspomniała osobę przykutą do ścian celi potężnymi łańcuchami,
przebywającą w lochach jednego z zamków, którego władca w obawie o zły
los oddał się na rozkazy Devidiara.
— Jak tylko ustaliła, że masz kłopoty, natychmiast wezwała mnie i nakazała
ruszać, by ci służyć. Solaria ma się dobrze, ale na razie nie może opuścić zakonu
w Czerwonolandii. Obiecała, że zrobi to jak tylko będzie mogła wyjechać.
— Dobrze, Divalo. Otrzymujesz stanowisko maga u mego boku, ale czeka
cię kilka prób…
Król, zrozpaczony odejściem żony, chętnie przystał na towarzystwo pięknej
kobiety i zrobiłby to, nawet gdyby nie otrzymał zaczarowanego dokumentu, bo
było tu coś, czego jeszcze nie rozumiał.
Pierwsze dni nie wprowadziły żadnych zmian w królestwie. Divala
pocieszała króla i w jego obecności troskliwie zajmowała się małym dzieckiem.
Król cieszył się na ten widok, choć nigdy nie pogodził się z utratą żony.
Zło jednak nie może istnieć bez dobra, ani na długo tkwić w sercach
ludzi. Z tego powodu Joanaos przejął opiekę nad królestwem. Magowie
króla wówczas dostrzegli, kto zajął miejsce Mistusa, ale król z miejsca ich
odprawił. Wówczas magowie, zrozumiawszy, że następują wydarzenia opisane
w księgach, postanowili przygotować się na pojawienie się wybawcy Krainy.
Kiedy odeszli magowie, Divala postanowiła zlikwidować małą królewnę,
ale nie magią, bo magia nie pozostawia śladów. Podała dziecku truciznę.
Jednak nad królewną opiekę przejął sam Joanaos, a zatem działania człowieka
nie mogły wpłynąć na jego plany. Guwernantka natomiast zauważyła zmiany
20
w stanie dziecka i wezwała króla. Król zaś dobrze wiedział, że najlepszymi
uzdrowicielami królestwa są elfy. Zatem guwernantka została zwerbowana
spośród elfiej społeczności.
Divala została odprawiona, zaś król wyznaczył Romualda jako eskortę
swojego dziecka do wioski elfów, gdzie Devidiar nie miał wstępu.
Król z dnia na dzień tracił kontrolę nad królestwem. Jego zaufana służka
Rebeka wprowadziła do Zakonu Rycerzy Pokoju, wielu żołnierzy z sąsiedniego
wrogiego królestwa, Blodoryndii. W ten sposób doprowadziła do upadku
zakonu.
W ciągu kilku tygodni miejsce Rycerzy Pokoju zajęli Czarni Rycerze.
Król Aazimal został obalony, a jego miejsce zajął Uzurpatus. W całym kraju
heroldowie głosili nowe prawo o przymusowej służbie w wojsku dla każdego
mężczyzny oraz przymusowej służbie każdej kobiety w zakonie.
Wielu bogaczy, którzy wcześniej oddali swe usługi Devidiarowi pozostało
nietkniętych, dla nich jedynie zmienił się król.
Trzej magowie: Zandor, Ruben i Hektor, mając do dyspozycji statki Barabara
udali się w daleką podróż. W ładowniach statków spoczywały historyczne
księgi, magiczne zwoje oraz skarbiec królestwa.
Divala leżała u stóp Devidiara.
— Panie, powiedz mi, dlaczego ów prawy i dobry Joanaos nie wtrąca się do
rozgrywek pomiędzy twymi wyznawcami a ich wrogami?
— Romuald miał w sobie pociąg do władzy i majątku. Został wypróbowany
przez Joanaosa i wybrał zło. Criterion uwiódł królową, więc też nie będzie
błogosławiony. Król stracił wszystko, bowiem także nie słuchał rad Joanaosa,
często oddawał się rozpuście. Mistus poszedł moją ścieżką, używając zakazanej
magii. Każdy z nich otrzymał to, na co zasłużył.
— A kiedy ja otrzymam swoją nagrodę?
— Ty? Dla ciebie zostanie wybraniec. Też musi zejść ze ścieżki prawości.
Wierzę w ciebie i twoja w tym głowa, by udaremnić nadzieję pokładaną
w przybyszu!
Przez kolejnych dwadzieścia lat sytuacja nie uległa zmianie. Niedługo
miał nadejść dzień, kiedy pojawi się wybraniec. Ten, o którym wspomniano
w pismach:
I przyjdzie ON, człowiek z innego wymiaru.
Zwycięzca. Pokona chaos i zaprowadzi porządek
w królestwie.
404
Spis treści
Rozdział 3. Dom w leśnej gęstwinie
Rozdział 4. Na zamku królewskim
Rozdział 10. Elfia Wojowniczka
Rozdział 11. Ponura rzeczywistość
Rozdział 12. Ravena w tarapatach
Rozdział 13. W bandyckim więzieniu
Rozdział 15. Zajęcie zamku maga
Rozdział 16. Zapomniany Rycerz Pokoju
Rozdział 17. Dolina Czarnego Kamienia
Rozdział 20. Devidiar i jego sługi
Rozdział 21. Najazd na bandytów
Rozdział 23. Jak przerwa w życiorysie?
Rozdział 25. Bitwa w zrujnowanym porcie
Rozdział 28. Upadek Uzurpatusa
405