Dr Dariusz Ratajczak nie żyje
Samobójstwo ofiary nagonki "Gazety Wyborczej"
W samochodzie na parkingu przed centrum handlowym w Opolu znaleziono ciało znanego
historyka dr. Dariusza Ratajczaka, oskarżonego przez "Gazetę Wyborczą" o "kłamstwo
oświęcimskie". Prawdopodobnie popełnił samobójstwo. Po nagonce rozpętanej przez "GW"
mężczyzna stracił pracę na Uniwersytecie Opolskim. Jego życie rodzinne i zawodowe obróciło się
w ruinę. Stracił rodzinę i dom, mieszkał w samochodzie.
W 1999 roku dr Ratajczak napisał książkę pt. "Tematy niebezpieczne". W jednym z
podrozdziałów przedstawił poglądy historyków z tzw. nurtu rewizjonistów holokaustu, nie
opatrując ich żadnym komentarzem. Nie popierał też tych poglądów. Opisał je jako jedną ze
szkół historycznych. Mimo to opolska "Gazeta Wyborcza" okrzyknęła Ratajczaka "kłamcą
oświęcimskim".
W jednym z wywiadów udzielony ch na ten temat w 2003 roku młody historyk powiedział, że
rewizjoniści holokaustu są środowiskiem złożonym z naukowców, dziennikarzy, publicystów
podkreślających, że holokaust nie był wydarzeniem wyjątkowym w XX wieku, że ludobójstwo
dotknęło również inne narody: Polaków czy Ormian. "Tymczasem - twierdził dr Ratajczak - dzieje
się tak, że niektóre środowiska chcą wmówić światu, że holokaust był jakby osią martyrologiczną
XX wieku, co więcej, osią martyrologiczną historii całego świata". Pytany o to, kogo dotknęła i
obraziła ta publikacja, dr Ratajczak stwierdził, że chyba najmniej samych Żydów, bo głosów - jak
powiedział - "antyratajczakowskich" w wydaniu środowisk ściśle żydowskich było bardzo mało.
- Centralą walczącą z moją skromną osobą była od samego początku forpoczta "postępu" w
Polsce - "Gazeta Wyborcza", która całą sprawę odpowiednio nagłośniła i w ciągu 24 godzin ze
znanego w Opolu historyka stałem się banitą czy ściganym infamisem. W ciągu kilkunastu godzin
zostałem zawieszony w prawach nauczyciela akademickiego, a potem, po neostalinowskim
wewnętrznym śledztwie, wyrzucony z pracy na Uniwersytecie Opolskim - mówił Ratajczak.
Według portalu Konserwatyzm.pl, kiedy starał się o inną pracę, do właścicieli firm telefonowali
przedstawiciele pewnej gazety, umiejętnie przekonując szefów, żeby nie zatrudniać dr.
Ratajczaka. Ostatnio historyk pracował jako... stróż nocny. Warto podkreślić, że tym, kto
pierwszy rzucił kamień w akcji przeciwko dr. Ratajczakowi, był "profesor" Władysław
Bartoszewski, który jego książkę nazwał "hańbieniem narodu polskiego". Twierdził też, że
osobami, które powinny dyskutować z panem Ratajczakiem, są nie profesorowie historii, lecz
psychiatrzy!
Wstrząśnięty śmiercią dr. Ratajczaka wiceprezydent Opola Arkadiusz Karbowiak, przebywający
obecnie w Wilnie, powiedział "Naszemu Dziennikowi" w rozmowie telefonicznej, że w 1988 roku
razem z nim tworzył półlegalne struktury NSZZ "Solidarność". - Działaliśmy również razem w kole
historyków, a połączyły nas szczególnie tematy związane z Narodowymi Siłami Zbrojnymi -
opowiada. Komentując zaangażowanie "GW" w nagonkę na Ratajczaka, stwierdził, że "w tej
materii trzeba prowadzić dyskusje historyczne, a nie podchodzić do tego tak, jak uczyniła to
właśnie 'Gazeta'".
Rzecznik prasowy Komendy Wojewódzkiej Policji w Opolu nadkomisarz Maciej Milewski w
rozmowie z "Naszym Dziennikiem" wykluczył na podstawie szczegółowych oględzin samochodu
ingerencję osób trzecich. Dodał, że wczoraj przeprowadzono sekcję zwłok, której wyniki znane
będą za mniej więcej trzy tygodnie. Doktor Dariusz Ratajczak osierocił dwoje dzieci.
Marek Zygmunt
Nasz Dziennik
Piątek, 18 czerwca 2010, Nr 140 (3766)