326DUO Shaw Chantelle Światowe Życie Argentyński kochanek

background image
background image

Chantelle Shaw

Argentyński kochanek

background image

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Diego opierał się o ogrodzenie padoku, mrużąc ciemne oczy. Był wczesny wieczór.

Przyglądał się, jak koń i jeździec z godną podziwu lekkością wykonują trójskok. Następ-

na w kolejności była niemal dwumetrowa ścianka. Koń coraz bardziej przyspieszał, jeź-

dziec zaś maksymalnie się pochylił, gotując się do skoku.

Obserwowanie takich umiejętności jeździeckich było fascynujące. Diego bezwied-

nie wstrzymał oddech, czekając, aż koń oderwie się od ziemi. W tym jednak momencie z

lasu wyłonił się motocykl i ciszę zakłócił przenikliwy ryk silnika. Z piskiem opon zaha-

mował na drodze biegnącej wzdłuż padoku. Widać było, że koń jest przestraszony hała-

sem i Diego już wiedział, że nie wykona skoku. Nic jednak nie mógł zrobić; patrzył bez-

radnie, jak jeździec wypada z siodła, frunie ponad głową konia i z głuchym łoskotem lą-

duje na skąpanej w słońcu ziemi.

Siła uderzenia zaparła Rachel dech w piersi. Pomyślała, że jej sińce będą doprawdy

spektakularne. Leżała z zamkniętymi oczami, kiedy nagle usłyszała jakiś głos. Z trudem

uniosła powieki i spojrzała oszołomiona na pochylającego się nad nią mężczyznę.

- Proszę się nie ruszać. Sprawdzę, czy nie ma pani złamanych kości. Dios, ma pani

szczęście, że żyje. - Głos nieznajomego brzmiał szorstko. - Przeleciała pani przez konia

jak szmaciana lalka.

Rachel czuła, jak jego dłonie przesuwają się po jej ciele, najpierw wzdłuż nóg, po-

tem wyżej, po klatce piersiowej, i choć starał się być delikatny, skrzywiła się, kiedy do-

tknął żeber. Nadal oszołomiona po upadku, zamknęła oczy.

- Hej, proszę nie odpływać. Wezwę karetkę.

- Nie potrzebuję karetki - warknęła, ponownie zmuszając się do otwarcia oczu.

Otaczająca ją ciemność znikała i widziała nad sobą błękitne niebo usiane małymi,

pierzastymi chmurami. Wtedy nieznajomy pochylił się nad nią, a jego twarz znalazła się

tak blisko, że Rachel poczuła na policzku ciepły oddech. Przez chwilę zastanawiała się,

czy nie ma przypadkiem halucynacji.

Od razu go rozpoznała. Diego Ortega - międzynarodowy mistrz gry w polo, multi-

milioner i znany playboy. Rachel nie interesowała się rubrykami towarzyskimi, rozpisu-

T L

R

background image

jącymi się o jego romansach, ale odkąd skończyła dwanaście lat, pochłaniała każde cza-

sopismo poświęcone jeździe konnej i dlatego nie miała wątpliwości, że ten Argentyńczyk

to w swojej dyscyplinie sportowej prawdziwa legenda.

W sumie nie powinna być zaskoczona jego nagłym pojawieniem się, dlatego że

przez kilka ostatnich tygodni głównym tematem rozmów stajennych była jego zbliżająca

się wizyta w Hardwick Hall.

Zdążył już wyjąć z kieszeni dżinsów telefon komórkowy. Rachel zmusiła się, żeby

usiąść, przygryzając z bólu wargę, kiedy jej poobijane ciało zaprotestowało.

- Mówiłem, żeby pani leżała. - W głosie Diega Ortegi słychać było troskę, ale i

zniecierpliwienie.

Odruchowo zjeżyła się.

- A ja mówiłam, że nie potrzebuję karetki - odparła stanowczo, po czym, zaciskając

zęby, podciągnęła się do góry i uklękła.

- Zawsze jest pani taka krnąbrna? - Diego nawet nie starał się ukryć irytacji i

mruknął pod nosem coś w swoim ojczystym języku.

Rachel pomyślała, że nie ma do dyspozycji kilku godzin, które musiałaby zmarno-

wać, siedząc w poczekalni miejscowego szpitala. Nie bez trudu zaczęła wstawać i krzyk-

nęła ze zdumieniem, kiedy jej talię oplotły silne, opalone dłonie i po chwili znalazła się

w powietrzu.

Zaledwie sekundę jej ciało stykało się z umięśnionym torsem Diega Ortegi, a mi-

mo to zakręciło jej się w głowie od kuszącego zapachu wody kolońskiej. Serce waliło jej

jak młotem i nie było sensu oszukiwać się, że to z powodu upadku. Diego z bliska był

fantastyczny. Powoli uniosła głowę i przyjrzała się kwadratowej szczęce, wyraźnie zary-

sowanym kościom policzkowym i idealnie wykrojonym ustom.

Jak to by było poczuć te usta na swoich? Ta myśl pojawiła się nieproszona w gło-

wie Rachel, sprawiając, że jej policzki oblały się rumieńcem.

Jego oczy miały złocisty odcień sherry. Dostrzegła to, desperacko starając się

ukryć fakt, że trzęsą jej się nogi. Zresztą to nic dziwnego, po przefrunięciu nad łbem

Pirana i wylądowaniu na ziemi z tak wielkim impetem. To drżenie nie miało nic

T L

R

background image

wspólnego z mężczyzną, który nad nią górował - tak powiedziała sobie w duchu, kiedy

jej spojrzenie błądziło po lśniących, mahoniowych włosach, opadających mu na ramiona.

- Dzięki - mruknęła i zrobiła krok w tył.

- Musi obejrzeć panią lekarz - oświadczył Diego. - To może być przecież

wstrząśnienie mózgu.

- Nic mi nie jest, naprawdę - zapewniła go pospiesznie Rachel, uśmiechając się

wymuszenie i ignorując wrażenie, jakby dopiero co przejechał po niej walec drogowy. -

Miewałam już znacznie gorsze upadki.

- Wcale mnie to nie dziwi - warknął. - Ten koń jest dla pani za duży.

Odwrócił głowę i wzrokiem eksperta zmierzył czarnego ogiera, który jako

pierwszy przykuł jego uwagę. Dopiero później zainteresował się jeźdźcem - kiedy

wystający spod toczka złoty warkocz powiedział mu, że szczuplutka postać na koniu to z

całą pewnością kobieta.

Uznał, że jest olśniewająco piękna, gdy przyglądał się z zaciekawieniem drobnej

twarzy w kształcie serca, bez najmniejszego nawet śladu makijażu. Cerę miała

porcelanowo gładką, policzki zaróżowione po serii skoków. Była prawdziwą angielską

różą i Diega urzekły chabrowe oczy, przyglądające mu się uważnie spod daszku toczka.

Zmarszczył brwi, z zaskoczeniem uświadamiając sobie, że otwarcie się w nią

wpatruje. Przyzwyczajony był do tego, że kobiety przyglądają się mu z różnym

poziomem subtelności i często z jawnym zaproszeniem, z którego korzystał, jeśli miał

akurat ochotę. Jeszcze nigdy żadna kobieta nie zainteresowała go na tyle, by nie mógł

oderwać od niej oczu. Ta jednak była wyjątkowa - i wydawała się tak delikatna, że

zdumiewał go fakt, iż podczas upadku niczego nie złamała.

Pomyślał, że ujeżdżanie tak potężnego ogiera to szaleństwo.

- Dziwię się, że twój ojciec pozwala ci jeździć na tak wielkim zwierzęciu.

- Mój ojciec? - Rachel wpatrywała się w niego z konsternacją. Ani jej biologiczny

ojciec, ani dwaj kolejni mężowie matki nie interesowali się nią na tyle, aby przejmować

się, jakiego ujeżdża konia. Ale Diego Ortega nic nie wiedział na temat jej skompli-

kowanej sytuacji rodzinnej czy faktu, że jej matka to seryjna panna młoda. Zmarszczyła

brwi, skupiając się na słowie „pozwala". - Ani mój ojciec, ani nikt inny „nie pozwala" mi

T L

R

background image

niczego - oświadczyła ostro. - Jestem dorosła i sama podejmuję decyzje. I doskonale po-

potrafię radzić sobie z Piranem.

- Jest dla pani za silny i zachowuje się pani niemądrze, uważając, że zapanuje nad

nim, kiedy zdecyduje się ponieść - odparł spokojnie Diego. - Widać było, że nie jest go

pani w stanie kontrolować, kiedy odmówił skoku. Choć trzeba przyznać, że to nie była

tylko i wyłącznie pani wina. Kto, u licha, jechał na tym motocyklu? Nie chce mi się

wierzyć, aby hrabia Hardwick zadowolony był z tego, że jakiś prymityw jeździ po jego

terenie jak szaleniec.

- Niestety, hrabia pozwala swojemu synowi na wszystko, co mu tylko przyjdzie do

głowy - odparła zwięźle Rachel, rozwścieczona uwagą Diega o tym, że nie jest w stanie

kontrolować Pirana. - Ten prymityw, o którym pan mówi, to Jasper Hardwick, i w tym

przypadku w pełni się z panem zgadzam. Bardzo często jeździ po okolicy na tym swoim

przeklętym motocyklu. Wypadł z lasu bez żadnego ostrzeżenia i nic dziwnego, że Piran

się spłoszył. Wątpię, aby w takiej sytuacji poradził z nim sobie jakikolwiek jeździec.

- Być może - przyznał Diego, wzruszając ramionami. - Obserwowałem panią.

Dobrze pani jeździ - przyznał niechętnie. Zbliżył się do ogiera, stojącego grzecznie przy

ogrodzeniu, i ujął lejce. - Ile ma lat? - zapytał, głaszcząc bok zwierzęcia.

- Sześć. Skaczę na nim od dwóch lat.

- Piękne zwierzę. Jak on się nazywa?

- Piran. Pochodzi ze stadniny z Kornwalii i jego imię oznacza „ciemny", co

doskonale odpowiada jego umaszczeniu - powiedziała Rachel, przeczesując palcami

kruczoczarną grzywę Pirana.

Diego w tym samym czasie wyciągnął rękę, aby poklepać konia. Ich dłonie się

musnęły i Rachel wstrzymała oddech. A potem mocno się zarumieniła, kiedy błysk w

jego oku powiedział, że towarzyszący jej mężczyzna zauważył jej reakcję.

Kiedy ponownie się odezwał, głos miał tak niski, że wydawało się, jakby pochodził

z głębi potężnej klatki piersiowej:

- No więc koń to Piran... a jego jeździec to...?

- Rachel Summers - odparła dziarskim tonem.

T L

R

background image

Pracowała jako główna stajenna w Hardwick Polo Club i bardzo prawdopodobne,

że to ona będzie odpowiedzialna za konie Diega podczas zbliżającego się meczu polo.

Meczu, którego gwiazdą będzie właśnie on. Chciała, aby uważał, że jest doświadczoną

profesjonalistką, a nie mizdrzącą się idiotką. Rozpięła pasek pod brodą i zdjęła toczek.

- A pan to Diego Ortega - powiedziała grzecznie. - W Hardwick wszyscy są

podekscytowani pańską wizytą.

Ciemne brwi powędrowały w górę i Rachel poczuła zażenowanie. Dlaczego nie

powiedziała, że wszyscy „nie mogą się doczekać pańskiej wizyty" albo „mówią o

pańskiej wizycie", zamiast używać słowa „podekscytowani"? Brzmiało to jak słowa

naiwnej nastolatki i Diego najwyraźniej uważał tak samo, ponieważ uśmiechnął się z roz-

bawieniem.

- Wygląda pani tak, jakby dopiero skończyła liceum - rzekł, przeciągając

samogłoski. - Ile ma pani lat?

- Dwadzieścia dwa - warknęła Rachel, prostując się i z całego serca żałując, że nie

jest piętnaście centymetrów wyższa.

Gdy była nastolatką, tak bardzo pochłaniało ją jeździectwo, że nie miała czasu na

chłopców, i choć od czasu ukończenia liceum była w paru związkach, szybko się

kończyły z powodu braku zaangażowania z jej strony. Diego Ortega w niczym nie

przypominał chłopców, z którymi dotąd się umawiała - i patrzył na nią tak, jak jeszcze

żaden mężczyzna. Jej doświadczenie w kontaktach z płcią przeciwną może i było

ograniczone, ale potrafiła wyczuć zainteresowanie Diega. Jakiś pierwotny instynkt

rozpoznał emocje pomiędzy nimi i nie była w stanie powstrzymać lekkiego dreszczu, jaki

przebiegł przez jej ciało.

Diego zmrużył oczy. Rachel nie miała stanika - wyraźnie widać było ciemne sutki -

a kiedy im się przyglądał, stwardniały i napierały prowokacyjnie na materiał koszulki.

Poczuł przypływ pożądania, szokującego swoją intensywnością. Nie pamiętał, kiedy

ostatni raz czuł aż tak wielkie podniecenie. Nie pojmował, dlaczego jest tak dojmująco

świadomy obecności tej dziewczyny, ale ku swej ogromnej irytacji przekonał się, że

mocno wali mu serce, a dżinsy zrobiły się nagle niewygodnie ciasne.

T L

R

background image

Pora, aby się stąd ruszyć, aby wyrwać się z tej zmysłowej sieci, która więziła ich

oboje. Gdy zerknął na zegarek, przekonał się, że powinien wrócić do rezydencji i

przebrać się na kolację z hrabią Hardwickiem, jego żoną i ich atrakcyjną, ale nużąco

nadgorliwą córką, Felicity. Zastanawiał się, czy ten kretyn, syn hrabiego, również będzie

obecny na kolacji. Diego zamierzał poinformować hrabiego, że nie życzy sobie

hałaśliwych motocykli w pobliżu czystej krwi kuców do gry w polo, o których

trenowanie poproszono go w Hardwick Polo Club.

Jego spojrzenie przesunęło się z powrotem na twarz Rachel Summers i skupiło na

jej kuszących ustach. Poczuł ściskanie w żołądku, kiedy wyobraził sobie całowanie tych

wilgotnych ust i rozchylanie ich językiem. Smakowałaby słodko jak lekkie letnie wino i

ochoczo by odpowiadała na jego pieszczoty - zauważył, że jej oczy pociemniały, a

źrenice rozszerzała zmysłowa obietnica.

Pomyślał, że w ciągu paru kolejnych miesięcy ta dziewczyna będzie stanowić

interesującą rozrywkę. Ciekawiło go, kim jest. Wiedział, że arystokratyczna rodzina

Hardwicków ma wiele bocznych linii, i zakładał, że Rachel musi być ich krewną.

- Mieszka pani w rezydencji? - zapytał nieoczekiwanie.

- Hrabia Hardwick nie ma w zwyczaju oferować stajennym zakwaterowania w

rezydencji - odparła sucho Rachel. - Nawet głównej stajennej.

- A więc pani tu pracuje. - Diego zmarszczył brwi. - Jest pani właścicielką Pirana?

Wiedział, że pensje stajennych są niewysokie, a ogier był czystej krwi i z

pewnością kosztował kilka tysięcy funtów.

- Nie, wypożyczam go. Jego właścicielem jest Peter Irving z farmy sąsiadującej z

posiadłością hrabiego. Peter był kiedyś utytułowanym jeźdźcem, specjalizującym się w

skokach przez przeszkody, i jest moim sponsorem.

- Irving... coś mi mówi to nazwisko.

- Trzykrotny złoty medalista olimpijski i przez wiele lat najlepszy jeździec w

Wielkiej Brytanii. Peter to dla mnie wzór do naśladowania - wyjaśniła Rachel.

Diego usłyszał w jej głosie nutkę zawziętej determinacji. Zaciekawiło go to.

- Liczy pani na to, że zostanie wybrana do brytyjskiej reprezentacji?

T L

R

background image

- Kolejna olimpiada to moje marzenie - przyznała Rachel, rumieniąc się i zastana-

wiając, czemu u licha zdradziła swoje największe marzenie człowiekowi, którego pozna-

ła zaledwie przed kwadransem. Nikt z wyjątkiem Petera Irvinga nie wiedział o jej

nadziejach na udział w rywalizacji na najwyższym poziomie - ani przyjaciele, a z całą

pewnością nie rodzina. Kiedy miała dziewięć lat, jej rodzice się rozwiedli i od tego czasu

bardziej interesowali ich nowi partnerzy i nowe dzieci. - Do olimpiady jeszcze daleko -

mruknęła. - Na razie ciężko pracuję w nadziei na znalezienie się w reprezentacji na

przyszłorocznych zawodach europejskich. Zarówno Peter, jak i hrabia Hardwick

uważają, że mam spore szanse. Hrabia okazuje mi dużo wsparcia - dodała. - Pozwala,

aby Piran mieszkał w jego stajni i zawsze daje mi wolne na czas zawodów. Warunki w

Hardwick są doskonałe, a praca tutaj to fantastyczne doświadczenie.

- Jednak nie do końca fantastyczne, kiedy koń odmawia skoku - rzekł cierpko

Diego, dostrzegając, że skrzyżowała ramiona na piersi i ukradkiem pociera żebra. -

Pojadę na Piranie do stajni zamiast pani.

Nie dając Rachel czasu na wyrażenie protestu, szybko wyregulował strzemiona i

wprawnie, i z gracją usiadł w siodle. Piran zazwyczaj niechętnie reagował na obcych,

tym razem jednak, ku irytacji Rachel, stał potulny jak baranek.

Otworzyła bramę padoku i Diego przejechał przez nią, po czym zatrzymał się, żeby

zaczekać na Rachel.

- Nadal uważam, że powinna pani jechać do lekarza - powiedział, obserwując, jak

krzywi się przy każdym kroku. - Jest pani blada jak duch i widać, że cierpi.

- Jestem tylko posiniaczona - zaprotestowała.

Spojrzał na nią twardo.

- Jutro będzie pani strasznie obolała. Przez następny tydzień na wszelki wypadek

proszę nie jeździć konno.

- Pan chyba żartuje? Zbliżają się zawody i jutro zamierzam ponownie skakać przez

przeszkody. Gdyby nie ten motocykl, Piran doskonale by sobie poradził z ostatnim

murkiem.

Diego zaklął pod nosem.

- Jest pani najbardziej kłótliwą kobietą, jaką znam, panno Summers.

T L

R

background image

Poruszył się i nim Rachel zdążyła odgadnąć jego zamiary, schylił się i wciągnął ją

bez wysiłku na grzbiet Pirana. Posadził przed sobą na siodle i koń od razu ruszył z

miejsca. Diego jedną ręką obejmował Rachel, w drugiej zaś trzymał wodze i z godną

podziwu łatwością sprawował kontrolę nad ogierem.

Patrząc na umięśnione ramiona Diega, Rachel pomyślała, że próby zsunięcia się z

konia okazałyby się daremne. Siedziała bez ruchu, dojmująco świadoma jego obecności.

Odetchnęła z ulgą, kiedy dotarli do stajni. Diego zsiadł pierwszy, a potem ostrożnie

zdjął ją z grzbietu konia. Najwyraźniej wciąż uważał ją za szmacianą lalkę, pomyślała z

irytacją Rachel, kiedy ruszył w stronę stajni, nadal trzymając ją w ramionach.

Miała zaróżowione policzki, kiedy posadził ją na beli siana. Spiorunowała go

wzrokiem, gdy nachylił się nad nią, nie pozwalając jej od razu wstać.

- Muszę oporządzić Pirana - oświadczyła gniewnie.

- Poproszę o to któregoś z pozostałych stajennych. Każdy oddech sprawia pani ból,

widzę to w pani oczach, nawet jeśli jest pani zbyt uparta, aby to przyznać - powiedział

ponuro Diego.

Rachel patrzyła na malującą się na jego twarzy stanowczość i dotarło do niej, że w

końcu poznała kogoś, kto dorównuje jej determinacją.

- Już panu mówiłam, że nic mi nie jest - mruknęła. - A Piran nie lubi, jak ktoś inny

się nim zajmuje.

- Cóż, będzie się musiał przyzwyczaić, ponieważ nie chcę pani widzieć w pobliżu

stajni, dopóki nie da sobie pani prześwietlić klatki piersiowej i nie zostanie gruntownie

przebadana przez lekarza. Mój kierowca, Arturo, zawiezie panią do szpitala -

poinformował ją chłodno Diego. - Sam bym to zrobił, ale Lady Hardwick wydaje

wieczorem uroczystą kolację i jak mniemam, jestem na niej głównym gościem - dodał

sucho. - Proszę nie tracić sił na kłócenie się ze mną, panno Summers. To ja będę

zarządzał stajniami w czasie mego pobytu w Hardwick Hall i nie zgadzam się, aby

pracował tu ktoś, kto nie jest w pełni sił. Jeśli połamała dziś pani żebra albo odniosła

inne obrażenia, będzie pani niepotrzebnym obciążeniem. - Nie przejmując się jej

wściekłą miną, uśmiechnął się, odsłaniając śnieżnobiałe zęby, kontrastujące z ciemną

T L

R

background image

skórą. - Nie mogę przez całe lato zwracać się do pani „panno Summers", prawda, Ra-

Rachel?

Ton jego głosu uległ zmianie i teraz brzmiał zmysłowo i słodko, ale Rachel pełna

była determinacji, aby nie zrobiło to na niej wrażenia. Skandaliczny był z niego flirciarz,

a także najbardziej arogancki mężczyzna, jakiego znała, i wściekła była na swoje

zdradliwie ciało za to, w jaki sposób na niego reagowało. Czuła łaskoczące igiełki w

piersiach i walczyła z szokującym pragnieniem, aby Diego pochylił się nad nią i

pocałował tak, jak jeszcze nigdy nie była całowana.

- Co ma pan na myśli, mówiąc „całe lato"? - wychrypiała. - Wiem, że przyjechał

pan tutaj na turniej polo, ale zaraz po nim wyjeżdża pan do Argentyny?

Diego pokręcił głową i na widok konsternacji Rachel uśmiechnął się szeroko.

- Zazwyczaj kilka miesięcy, wtedy kiedy w Argentynie jest zima, spędzam w mojej

szkole polo pod Nowym Jorkiem. Jednak w tym roku hrabia zaprosił mnie do Hardwick,

abym zajął się tresurą kuców. Widzisz więc, Rachel - dodał łagodnie, dotykając kciukiem

jej ust - przez następny miesiąc albo i dłużej to ja będę twoim szefem i będziesz musiała

wypełniać moje polecenia. Jedź z Arturem do szpitala, daj się przebadać, a kiedy

zupełnie wydobrzejesz, zapraszam do pracy.

- Hrabia Hardwick osobiście wyznaczył mnie na główną stajenną i jestem pewna,

że będzie miał coś do powiedzenia, kiedy mu wyjaśnię, że odsunął mnie pan od mojej

pracy - oświadczyła z wściekłością.

- Hrabia nieźle się musiał napocić, żeby nakłonić mnie do przyjazdu do

Gloucestershire i myślę, że się przekonasz, iż zgodzi się z tym, co ja mówię - odparł

Diego z taką arogancją, że Rachel aż świerzbiło, aby go uderzyć. - Poza tym wcale nie

zakazuję ci pracy tutaj, Rachel. Nie mogę się doczekać pracy z tobą, kiedy tylko będę

mieć pewność, że nie poniosłaś dziś żadnych obrażeń. Mam sporo planów, jeśli chodzi o

Hardwick Polo Club, i coś mi mówi, że ty i ja będziemy spędzać razem dużo czasu.

Wyprostował się i cofnął o krok.

- Zaczekaj tutaj na Artura - polecił i ruszył do wyjścia. W drzwiach obejrzał się. -

To lato zapowiada się interesująco, nie sądzisz, Rachel? - zapytał ze lekką drwiną w

głosie.

T L

R

background image

ROZDZIAŁ DRUGI

Ku uldze Rachel prześwietlenie nie wykazało żadnego złamania, ale żebra i ramię

miała mocno posiniaczone i lekarz stanowczo odradzał jazdę konną przez kilka

następnych dni.

- Wątpię, aby jutro była się pani w stanie ruszyć - oświadczył, podając jej receptę

na silne leki przeciwbólowe. - Proszę brać dwa razy dziennie po dwie tabletki, i na pani

miejscu położyłbym się do łóżka.

To była najbardziej absurdalna sugestia, jaką Rachel była sobie w stanie

wyobrazić. Jeszcze nigdy w życiu nie spędziła całego dnia w łóżku, a jeśli chodzi o nią,

to fakt braku jakiegokolwiek złamania oznaczał, że jutro będzie mogła pracować w

stajni.

Jednak następnego dnia obudziła się obolała, a na widok fioletowych sińców

musiała przyznać, że nie jest w stanie jechać rowerem do pracy, sprzątać boksów, a

potem jeździć konno.

Poza tym, nawet gdyby jakoś dotarła do stajni, Diego Ortega i tak by ją pewnie

odesłał do domu. Ten Argentyńczyk to najbardziej arogancki mężczyzna, jakiego znała. I

niestety, zarazem najbardziej seksowny.

Dzień ciągnął się bez końca, ale na szczęście środki przeciwbólowe zadziałały

należycie i wczesnym wieczorem Rachel nie czuła się już tak, jakby ją stratowało stado

byków. No i znudziła ją ta wymuszona izolacja. Jeden ze stajennych przysłał jej SMS-a z

informacją, że Diego wrócił do rezydencji, gdzie przebywał jako gość hrabiego Hard-

wicka. Mało prawdopodobne, aby wieczorem jeszcze raz zajrzał do koni - tak myślała

Rachel, jadąc na rowerze przez las do stajni i krzywiąc się na każdym napotkanym

wyboju.

Piran ucieszył się na jej widok. Po jego lśniącej sierści wywnioskowała, że ktoś go

musiał dzisiaj oporządzić, ale i tak jeszcze raz go wyczesała i dała mu kilka miętówek. I

nie zauważyła, że ma towarzystwo, dopóki jakaś postać nie podeszła cicho do niej.

- Jasper, dostanę przez ciebie zawału, jeśli będziesz się tak skradał - warknęła i

odwróciła się; niemal się zderzyła z synem i spadkobiercą hrabiego Hardwicka. - Szkoda,

T L

R

background image

że wczoraj na motocyklu nie zachowywałeś się tak cicho - mruknęła, wyczuwając to sa-

samo niespokojne napięcie, jakie ogarniało ją za każdym razem, gdy przebywała z Jas-

perem sam na sam.

Ten młody Anglik stanowił doskonałą partię, miał jasne, opadające na czoło włosy,

i Rachel rozumiała, że może się podobać kobietom. Na nią jednak w ogóle nie działał i

nie znosiła sposobu, w jaki na nią patrzył, tak jakby w myślach ją rozbierał.

- Tak, słyszałem, że wczoraj Piran cię zrzucił. - Jasper stał w drzwiach stajni,

blokując drogę, więc Rachel instynktownie cofnęła się kilka kroków.

- To była twoja wina, nie jego. Spłoszył go motocykl. Chciałabym, żebyś nie

jeździł w pobliżu padoku.

Jasper wzruszył beztrosko ramionami.

- To moja ziemia. To znaczy, pewnego dnia będzie moja. Wiesz, opłaciłoby ci się

być dla mnie miłą, Rachel - powiedział z przebiegłym uśmiechem, dotykając palcem jej

policzka. - Pewnego dnia będę bardzo bogaty, o ile tylko mój kochany papa nie przepuści

całego majątku na klub polo. Bóg jeden wie, ile musiał wysupłać kasy, żeby nakłonić

Diega Ortegę do przyjazdu i podzielenia się swoją „biegłością" - dodał z rozdrażnieniem.

- Pan Ortega jest uważany za jednego z najlepszych trenerów na świecie -

mruknęła Rachel. - A jego występ w naszym turnieju potroił sprzedaż biletów, co na

pewno jest dobre dla klubu.

- Ortega to notoryczny playboy - powiedział chmurnie Jasper, wyraźnie

niezadowolony z tego, że Rachel go broni. - Wczoraj wieczorem mało brakowało, a moja

siostra by się na niego rzuciła - dodał z szyderczym uśmiechem. - Nie mów mi, że ty też

uległaś jego czarowi?

- Oczywiście, że nie - odparła szybko, być może zbyt szybko. - Poznawszy go

przelotnie, uważam, że Diego Ortega to najbardziej nieprzyjemny człowiek, jakiego

znam, i podobnie jak ty będę się cieszyć, kiedy stąd wyjedzie.

- Naprawdę, Rachel? Cóż za rozczarowanie. Narobiłem sobie tyle nadziei, jeśli

chodzi o nasze relacje - rozległ się za nią znajomy głos. Rachel wciągnęła gwałtownie

powietrze i odwróciła głowę. Przez drzwi łączące stajnię ze stodołą przechodził właśnie

T L

R

background image

Diego. - Nasze relacje służbowe, rzecz jasna - dodał, posyłając Jasperowi Hardwickowi

blady uśmiech, gdy młody Anglik spojrzał na niego gniewnie.

Następnie przeniósł spojrzenie na Rachel, która natychmiast poczuła dziwne

łaskotanie w brzuchu.

- Obawiam się, że przez kilka kolejnych tygodni będziesz mnie bardzo często

widywać - rzekł z przekąsem, gdy tymczasem ona wpatrywała się w czubki własnych

butów, marząc o tym, aby ziemia się rozstąpiła i ją pochłonęła. - Hrabia Hardwick rzucił

mi wyzwanie, abym przekształcił Hardwick Polo Club w jeden z najlepszych w kraju, a

wyzwania to coś, czemu nie jestem się w stanie oprzeć - dodał, wpatrując się w

zarumienioną twarz Rachel.

Zerknął lekceważąco na Jaspera.

- Obawiam się, że nie będziesz mógł już jeździć tutaj na motocyklu. Zajmę się

intensywnym treningiem kuców i nie chcę marnować czasu na uspokajanie ich po tym,

jak je spłoszysz. Twoja wczorajsza bezmyślność doprowadziła do wypadku Rachel i to

cud, że skutki nie okazały się znacznie poważniejsze.

Na twarzy Jaspera pojawił się gniew.

- To nie moja wina, że Rachel nie potrafi kontrolować swojego konia - oświadczył

chmurnie. - Wszyscy wiedzą, że Piran jest dla niej za silny. - Popatrzył z niechęcią na

Diega. - Nie możesz mi rozkazywać. Mój ojciec...

- Twój ojciec zgadza się ze mną, że motocykl powinien mieć zakaz wjazdu w

okolice stajni i padoków - przerwał mu Diego. - I proszę nie kwestionować umiejętności

jeździeckich panny Summers. Obserwowałem ją wczoraj i według mnie doskonale radzi

sobie w siodle.

Rachel zarumieniła się, słysząc tę nieoczekiwaną pochwałę. Jasper zaklął

nieładnie, po czym odwrócił się na pięcie i wypadł ze stajni.

- Może i należy do brytyjskiej arystokracji, ale trudno go nazwać czarującym,

prawda? - zapytał Diego. - Ale być może ty masz odmienne zdanie na ten temat, co?

Zaaranżowałaś spotkanie z Hardwickiem tutaj, wiedząc, że inni stajenni skończą do tego

czasu pracę i że będziecie sami?

Zdumiona tym oskarżeniem odparła ostro:

T L

R

background image

- Oczywiście, że nie. Zresztą czemu miałabym to robić? Jasper ani trochę mnie nie

interesuje.

Diego wszedł do boksu i poklepał Pirana.

- Ale ty interesujesz jego - stwierdził. - Mała rada, querida, nie flirtuj z

Hardwickiem, jeśli nie masz zamiaru posuwać się dalej. Bardzo cię pragnie i zwodzenie

go nie jest dobrym pomysłem.

- Wcale z nim nie flirtowałam! - W jej oczach błysnęła złość. - Musiał widzieć, że

tu przyjechałam, i sam przyszedł za mną do stajni. - Urwała, przypomniawszy sobie, że

Diego wyraźnie zakazał jej zjawiania się w pracy. - Chciałam zobaczyć Pirana, a nie na

nim jeździć - mruknęła, po czym dodała: - Prześwietlenie niczego nie wykazało. Nic

wczoraj nie złamałam, nie widzę więc powodu, dla którego nie mogłabym jeździć.

- Z wyjątkiem zalecenia lekarza, abyś na kilka dni dała sobie spokój z jazdą konną.

Arturo usłyszał waszą rozmowę w szpitalu - mruknął cierpko Diego, czując zarówno

rozbawienie, jak i zniecierpliwienie, kiedy spiorunowała go wzrokiem. Była irytująco

uparta, podobnie zresztą jak on. Irytował go wpływ, jaki ta dziewczyna miała na niego.

Wczoraj uznał, że kiedy zobaczy ją ponownie, będzie już panował nad swoimi

uczuciami, ale kiedy tylko wszedł dziś do stajni i na jej widok mocniej zabiło mu serce,

musiał przyznać, że pociąg do Rachel wcale nie osłabł. - Widzisz, że z Piranem wszystko

w porządku, w ogóle nie sprawiał mi problemów, kiedy go wcześniej oporządzałem. -

Wyszedł z boksu. - Zawiozę cię do domu. Rozumiem, że mieszkasz na farmie Irvinga?

- Tak, ale wcale nie musi mnie pan odwozić. Przyjechałam rowerem.

- Chciałbym porozmawiać o koniach, jakie na turniej polo sprowadziłem tu z

Argentyny. Jeśli masz zamiar sprzeciwiać się wszystkiemu, co mówię, będę się musiał

poważnie zastanowić nad tym, czy możesz tutaj pracować - warknął Diego.

Po tych słowach wyszedł ze stajni. Rachel udała się pospiesznie za nim, a kiedy

otworzył drzwi od strony pasażera, wsiadła do samochodu i patrzyła się z determinacją

przed siebie. Kiedy siadł za kierownicą, stała się dojmująco świadoma jego bliskości. I

egzotycznego zapachu wody po goleniu.

- Miał mi pan opowiedzieć o koniach - odezwała się z wahaniem, kiedy w pełnej

napięcia ciszy dojechali niemal do granicy posiadłości hrabiego Hardwicka.

T L

R

background image

Diego wypuścił głośno powietrze, po czym udzielił jej szczegółowych informacji

na temat swoich kuców. Rachel słuchała uważnie i zdziwiła się, kiedy samochód się

zatrzymał. Okazało się, że są już na miejscu.

- W siodlarni zostawiłem notatki na temat karmienia, leczenia i tym podobnych.

Możesz je przejrzeć, kiedy po weekendzie wrócisz do pracy.

- Dobrze. No to do zobaczenia w przyszłym tygodniu - odparła, zastanawiając się,

jak wytrzyma trzy długie dni bez konnej jazdy.

- Zanim odejdziesz... mam coś dla ciebie. - Sięgnął za fotel i wręczył jej duży

bukiet żółtych róż. Uśmiechnął się na widok jej zdumionej miny. - Z życzeniami

szybkiego powrotu do zdrowia - wyjaśnił. - Kiedy wszedłem do kwiaciarni, ich kolor

skojarzył mi się z twoimi włosami, a ich kolce boleśnie mi przypomniały o twojej

drażliwej naturze - dodał cierpko, pokazując kilka zadrapań na dłoni.

- Wcale nie jestem drażliwa, a jedynie przyzwyczajona do tego, że sama robię, co

do mnie należy, i sama podejmuję decyzje - mruknęła Rachel, chowając twarz w

pachnących pąkach. Ni stąd, ni zowąd jej oczy wypełniły się łzami. Ciekawe, co by

powiedział Diego, gdyby mu wyznała, że jeszcze nigdy w życiu nie dostała kwiatów. -

Są śliczne. Dziękuję.

- Nie ma za co. - Diego zawahał się. - Miałem nadzieję, że przekonają cię do tego,

abyś mnie zaprosiła na kawę.

Rachel zerknęła na niego, dostrzegła jednoznaczny zmysłowy błysk w

bursztynowych oczach, po czym ponownie przeniosła spojrzenie na bukiet róż. Szybko

biło jej serce. To tylko kawa, powiedziała sobie w duchu. Poza tym gburowato byłoby

odmówić, skoro właśnie jej podarował dwa tuziny róż.

- W takim razie zapraszam. Ale ja nie mieszkam w tym budynku. Mieszkam tam,

wyżej.

Podążając za jej spojrzeniem, Diego ponownie uruchomił silnik i ruszył w górę

drogi, która ciągnęła się pomiędzy drzewami, a kończyła przy niewielkiej przyczepie

kempingowej, stojącej w cieniu wysokiego dębu.

- Mam uwierzyć, że mieszkasz w czymś takim? - zapytał, marszcząc brwi.

T L

R

background image

- A kawę mam rozpuszczalną i tanią - odparła słodko Rachel. - Witam w moim

domu, panie Ortega.

I gdy Diego przyglądał się przyczepie z oczywistym niedowierzaniem, wyskoczyła

z auta i otworzyła drzwi. Uderzyło w nią nagromadzone w ciągu dnia ciepło. Uznała, że

najpewniej zmienił zdanie co do kawy. Próbując ukryć rozczarowanie, zaczęła szukać

odpowiedniego naczynia dla kwiatów. Z szafki pod zlewem wyjęła dwa słoiki po dżemie

i wtedy Diego wszedł do środka, natychmiast zajmując sobą całą przestrzeń.

Rozejrzał się po wnętrzu przyczepy, a Rachel jęknęła w duchu, kiedy jego

spojrzenie zatrzymało się na łóżku, którego rano nie złożyła, gdyż za bardzo bolało ją

ramię.

- Agent nieruchomości nazwałby to miejsce kompaktowym - oświadczyła

pogodnie. - Kiedy złoży się łóżko, jest tutaj zaskakująco sporo miejsca. To znaczy dla

mnie - dodała, kiedy dostrzegła, że głowa Diega ociera się o sufit.

- To niemożliwe, żebyś mieszkała tu na stałe. - Nie był w stanie ukryć szoku. -

Pomieszkujesz w przyczepie tylko latem, prawda?

- Nie, wprowadziłam się tutaj, kiedy miałam siedemnaście lat, po tym jak moja

matka wyszła po raz trzeci za mąż i przyszły na świat moje przyrodnie siostry

bliźniaczki.

Diego uniósł brwi.

- Życie rodzinne masz chyba skomplikowane.

- O tak. Przez jakiś czas mieszkałam z ojcem, ale jemu i jego nowej żonie także

urodziło się dziecko i lepiej było dla wszystkich, kiedy Peter Irving zaproponował mi tę

przyczepę.

Rachel powiedziała to spokojnie, nie zdradzając, jak wielki czuje żal. Przez

większą część dzieciństwa rodzice przekazywali ją sobie nawzajem, często jednak

myślała o tym, że pełna goryczy walka o opiekę nad nią była bardziej wyrównaniem

rachunków między nimi, a nie chęcią posiadania córki pod swoim dachem.

Jej dzieciństwo trudno nazwać idyllicznym i nim skończyła dwanaście lat, była już

mocno niezależna - co rano wcześnie wstawała i roznosiła gazety, żeby opłacić lekcje

jazdy konnej. Od ludzi wolała konie, a po kilku nieudanych małżeństwach rodziców

T L

R

background image

przyrzekła sobie, że nigdy nie wyjdzie za mąż ani nie uzależni się od drugiego człowie-

człowieka.

- W przyczepie jest ciepło i sucho, choć podczas silnego wiatru rzeczywiście nieco

nią kołysze - przyznała Rachel, wsypując rozpuszczalną kawę do dwóch najmniej

wyszczerbionych kubków. - Ale mam tu wszystkie podstawowe udogodnienia: prysznic,

a Peter zainstalował generator prądu. Nie stać mnie na wynajmowanie domu - wyjaśniła,

kiedy Diego obdarzył ją spojrzeniem poważnie kwestionującym jej zdrowy rozsądek. -

Ceny wynajmu są w okolicy bardzo wysokie, a wszystko, co zarabiam, idzie na

utrzymanie Pirana i wpisowe podczas zawodów.

Diego zwrócił uwagę na to, że przyczepa może i była mała i stara, ale bardzo

czysta. Dom Rachel był równie niekonwencjonalny i filigranowy jak jego mieszkanka.

Postanowił, że wypije kawę, a potem sobie pójdzie. Pokręcił głową, kiedy

zaproponowała mu mleko i cukier, po czym skrzywił się, wziąwszy łyk gorzkiego,

czarnego płynu, który mu podała.

- Mieszkasz tu sama? - zapytał.

Rachel rozejrzała się po ciasnym pomieszczeniu i uniosła wymownie brwi.

- Ledwie wystarcza tu miejsca dla mnie, a co dopiero dla drugiej osoby - mruknęła.

- Więc żaden chłopak nie dzieli z tobą łóżka?

- Nie! Już panu mówiłam, dużo trenuję w nadziei, że zostanę wybrana do

reprezentacji kraju. Nie mam czasu na chłopaków.

Ani ochoty, pomyślała, zaciskając usta. Co wcale nie znaczyło, że pozostawała

obojętna na mężczyzn, a przynajmniej tego mężczyznę. Nie mogła oderwać od niego

wzroku. Wyglądał nieco osobliwie, stojąc w jej maleńkiej przyczepie w eleganckich

czarnych spodniach i nienagannie skrojonej koszuli. A patrzył na nią tak, że aż jej się

robiło gorąco.

Wstrzymała oddech, kiedy jednym krokiem pokonał dzielącą ich przestrzeń, a jej

spojrzenie skupiło się bezwiednie na jego zmysłowych ustach.

- Co... co ty wyprawiasz? - zapytała, zaskoczona drżeniem swego głosu.

T L

R

background image

- Myślę, że zamierzam cię pocałować - powiedział przeciągle Diego, wyraźnie roz-

bawiony tym pytaniem. - Właściwie to jestem tego pewny, querida, jak również tego, że

bardzo chcesz, abym to zrobił.

- Wcale nie - odparła pospiesznie.

- Kłamczucha.

Jej brzoskwiniowokremowa cera wyglądała jak dzieło sztuki, a usta, różowe,

wilgotne i lekko rozchylone, stanowiły pokusę, której nie był się w stanie dłużej opierać.

Seksualne napięcie między nimi było wręcz namacalne. Rachel mogła próbować się tego

wypierać, ale w jej oczach skrywało się pragnienie i niepozostawiające żadnych

wątpliwości zaproszenie. Wahał się przez chwilę, rozkoszując się słodkim

wyczekiwaniem, ale kiedy musnął ustami jej wargi i poczuł jej niepewną reakcję,

zawładnął nim głód i ze zduszonym jękiem naparł na jej usta i zaczął całować z

niepowstrzymywaną namiętnością.

Nic nie przygotowało Rachel na tę zmysłową burzę, jaka przetaczała się przez jej

ciało. Nigdy dotąd nie doświadczyła prawdziwego pożądania; nie poznała tak

desperackiego pragnienia czegoś, czego nawet nie rozumiała, ale co w niej płonęło,

dzikie, nieokiełznane i równie niebezpieczne, jak pożar w buszu.

Diego przysiadł na łóżku i pociągnął ją do siebie na kolana.

- Tak lepiej, prawda? - wymruczał prosto w jej usta, a potem znowu ją pocałował z

taką pasją, że Rachel przeszył dreszcz podniecenia.

A kiedy musnął lekko dłonią jej pierś, zadrżała w oczekiwaniu na bardziej intymne

pieszczoty.

- Podoba ci się, querida? - Jego głos był niski i schrypnięty.

Rachel nie była w stanie udzielić odpowiedzi, całkowicie pochłonięta tymi

nowymi, zaskakującymi odczuciami, przebywając w świecie, gdzie nie liczyło się nic z

wyjątkiem dalszych pocałunków i pieszczot. Palce Diega delikatnie dotykały jej talii, po

czym ponownie przesunęły się wyżej.

Gdy jego pieszczoty stały się nieco mocniejsze, Rachel gwałtownie wciągnęła

powietrze. Wiedząc, że nie ma to związku z podnieceniem, Diego szybko zabrał dłonie, a

T L

R

background image

potem delikatnie pociągnął jej koszulę, odsłaniając obojczyk - i całe mnóstwo fioleto-

fioletowych sińców, mocno kontrastujących z jasną skórą.

- Twoje obrażenia są poważniejsze, niż sądziłem - powiedział ostro.

Jego ton sprawił, że ogień w żyłach Rachel zgasł równie szybko, jakby weszła pod

lodowaty prysznic. Pociągnęła koszulę, zasłaniając sińce.

- Chciałabym, żebyś wyszedł - oświadczyła. - Już się zabawiłeś.

- Zabawiłem? - Diego zesztywniał, patrząc na jej zarumienioną twarz.

Rachel wiedziała, że jej słowa zabrzmiały wręcz niegrzecznie, ale umierała z

zażenowania na wspomnienie swojej rozpustnej reakcji na jego dotyk. Co on o niej

myśli? Nie zrobiła nic, aby nie dopuścić do pocałunku.

- Nie wiem, czego się spodziewałeś - warknęła, wyładowując na nim gniew na

samą siebie - ale nie należę do kobiet, które wskakują mężczyźnie do łóżka pięć minut po

jego poznaniu.

- Co ty powiesz - zadrwił Diego. Ogień, który płonął w jego bursztynowych

oczach, natychmiast zmienił się w lodowatą arogancję. - Niczego się nie spodziewałem -

burknął, wściekły na siebie, że rzucił się na nią jak jakiś napalony młodziak. Coś takiego

nie było w jego stylu. - Mam uwierzyć, że gdybym nie przerwał, ty byś to zrobiła? -

Zaśmiał się z niedowierzaniem. - Nie oszukuj się, Rachel. Pragnęłaś tego tak samo jak ja.

Patrzył, jak jej policzki oblewają się rumieńcem. Szybko wstał i zbliżył się do

drzwi przyczepy. Oddychał głęboko, przyglądając się bujnej zieleni. Spędzi tutaj tylko

kilka tygodni i ma do wykonania pracę, która zapowiadała się interesująco. Rachel grała

w Hardwick ważną rolę. Rozmawiając z innymi stajennymi, dowiedział się, że jest

bardzo ceniona za oddanie koniom i klubowi polo, i musiał nawiązać z nią dobre relacje

zawodowe. Ich wzajemny pociąg stanowił poważną niedogodność - ale jeśli Rachel z

nim sobie poradzi, to on także.

- To był błąd - powiedziała. Diego odwrócił głowę w jej stronę. - Nie

spodziewałam się, że mnie pocałujesz... i przyznaję, że dałam się ponieść. Nie mogę

uwierzyć, że nabrałam się na tę kwestię z kawą. - Jej wzrok padł na żółte róże i zrobiło

jej się niedobrze. - Czy po to właśnie dałeś mi kwiaty...?

T L

R

background image

- Oczywiście, że nie. To był tylko pocałunek - oświadczył zimno. - Zapewniam cię,

że nie miałem zamiaru prosić, abyś wskoczyła ze mną do łóżka.

Może dla niego to był „tylko pocałunek", dla Rachel jednak okazał się najbardziej

zmysłowym doświadczeniem w życiu. Jednak prędzej umrze, niż mu pokaże, jak bardzo

na nią działa.

- Jedź już, proszę - powiedziała drżącym głosem. - Uważam, że najlepiej będzie,

jeśli oboje zapomnimy o tym... tym...

- Fascynującym przerywniku? - zasugerował sarkastycznie.

- Idź sobie!

- Już idę. - Zbiegł po kilku schodkach i obejrzał się na nią. Kiedy się odezwał, jego

głos nie brzmiał już drwiąco, lecz nad wyraz poważnie. - Zgadzam się, Rachel, że

powinniśmy spróbować zapomnieć o tej chemii między nami. Ale zastanawiam się, czy

potrafimy.

T L

R

background image

ROZDZIAŁ TRZECI

Fala upałów, niezwykłych jak na początek maja, minęła i w poniedziałkowy ranek

Rachel udała się do stajni w deszczu, z przerażeniem myśląc o ponownym spotkaniu z

Diegiem. W weekend doszła do ponurego wniosku, że jej reakcja była stanowczo

przesadzona. To oczywiste, że nie pocałował jej po to, aby nakłonić ją do pójścia z nim

do łóżka. Był superprzystojnym bohaterem sportowym, którego nader często

fotografowano w towarzystwie pięknych modelek.

Zobaczyła go dopiero późnym popołudniem, kiedy wraz z kilkorgiem innych

stajennych zaprowadzała do stajni kuce. Diego miał na sobie długi do kolan sztormiak i

kapelusz z szerokim rondem, przysłaniający pół twarzy, Rachel jednak natychmiast go

rozpoznała.

- Już wydobrzałaś po wypadku? - zapytał, podchodząc i ujmując uzdę jej kuca.

- Tak - odparła, ignorując dokuczliwy ból w żebrach.

Jej spojrzenie powędrowało ku ustom Diega. Zarumieniła się na wspomnienie

elektryzującego pocałunku. Zobaczyła błysk w jego oczach i natychmiast odwróciła

głowę.

- Muszę iść i wyczyścić Charliego. Cały jest w błocie.

- Oboje jesteście w błocie - stwierdził Diego. - Jak sińce? - zapytał.

- Bledną - mruknęła.

- Mogłaś wziąć jeszcze jeden dzień wolnego. Widzę, że nadal masz sztywne ramię.

- Nic mi nie jest. Zresztą nie jestem przyzwyczajona do bezczynności. Nie można

mnie nazwać cierpliwą pacjentką - przyznała.

- Tak podejrzewałem. Kiedy już oporządzisz swojego konia, odwiozę cię do domu.

Muszę jechać do wsi, a farmę i tak mam po drodze.

- O nie, nie trzeba, jeszcze nie wybieram się do domu.

Zmarszczył brwi.

- Nie ma już tu dziś nic do roboty.

- Chcę poskakać na Piranie - przyznała niechętnie.

Diego pokręcił głową.

T L

R

background image

- To nie jest dobry pomysł. To twój pierwszy dzień w pracy i na pewno jesteś zmę-

czona.

W ciągu dnia wielokrotnie przyglądał jej się ukradkiem i był zdumiony tym, jak

ciężko pracuje. Była taka drobniutka, a praca stajennej należała do fizycznie

wymagających. Odkąd przyjechała tu wczesnym rankiem, cały czas coś robiła.

Rachel rzeczywiście była wykończona i obolała, jednak wrodzony upór kazał jej

się sprzeciwić dyktatorskiemu tonowi głosu Diega.

- Mistrzowie olimpijscy nie zdobywają medali, poddając się za każdym razem,

kiedy są zmęczeni - oświadczyła dziarsko. - Piran i ja musimy naprawdę dużo ćwiczyć

przed następnymi zawodami.

- Santa Madre! Jesteś najbardziej upartą, kłótliwą... - Diego odetchnął głęboko,

próbując się uspokoić. - Rozumiem twoje pragnienie odniesienia sukcesu w skokach

przez przeszkody, ale głupotą jest podejmowanie niepotrzebnego ryzyka.

- Skoki to niebezpieczny sport, podobnie jak polo - odparła sucho Rachel. - Jak

możesz mnie ostrzegać przed podejmowaniem ryzyka, skoro cała twoja kariera opiera się

na fakcie, że podczas gry nieustannie nadstawiasz karku?

- Nie bądź niemądra - warknął. - Od dziesięciu lat jestem na szczycie i wiem, co

robię.

Rachel wzruszyła ramionami.

- W porządku. Umówmy się, że nie będziemy udzielać sobie rad co do naszych

dyscyplin.

Diego spojrzał gniewnie na jej zaciśnięte usta i natychmiast zapragnął je

pocałować. Pomyślał ponuro, że jest tak uparta i lekkomyślna jak... jak on, kiedy miał

dwadzieścia dwa lata. Sądziła, że jest nieomylna, dokładnie tak jak przed dziesięcioma

laty on, i pragnął ją ostrzec, że to nieprawda - że nikt nie jest.

Kiedyś był uparty i impulsywny, ale to właśnie te cechy doprowadziły do śmierci

jego brata. Diego zamknął na chwilę oczy, próbując odsunąć od siebie falę bólu, jaka

zalała go na myśl o Eduardzie. Bólu, jaki nigdy nie zmalał, mimo upływu lat. Tak samo

jak przekonanie Diega, że nie ma prawa doświadczać w życiu szczęścia, skoro to on nie-

chcący spowodował wypadek swego brata.

T L

R

background image

Turniej Polo Hardwick zawsze cieszył się sporą popularnością, jednak w tym roku

sprzedano jeszcze więcej biletów niż zwykle, ponieważ w drużynie gospodarzy miał grać

Diego Ortega. Przez dwa ostatnie tygodnie Rachel zjawiała się w stajniach o świcie i

pracowała aż do zmierzchu, pomagając w przygotowaniach do pojawienia się dwudziestu

tysięcy gości.

Nie cieszył jej fakt, że Diego najwyraźniej wyznaczył sobie rolę jej opiekuna i

pojawiał się za każdym razem, kiedy brała Pirana na padok. Jego obecność wytrącała ją z

równowagi. Wyglądał niesamowicie atrakcyjnie w barwach drużyny Hardwick - złota

koszula, brązowoszare bryczesy i czarne skórzane buty. Jak zwykle na jego widok

szybciej zabiło jej serce i zarumieniła się, gdy na nią spojrzał, uśmiechając się lekko i

dając tym samym znać, że wie, iż Rachel się w niego wpatruje.

Musiała przyznać, że mocno się w nim zadurzyła. Każdego dnia pracowała w jego

pobliżu i coraz trudniej było jej ukryć swe uczucia. I nie chodziło tylko o jego wygląd.

Gdy Rachel przyglądała się, jak on trenuje kuce, podziwiała jego umiejętności,

cierpliwość i wyjątkowe podejście do koni. Diego był znakomitym jeźdźcem i wiedziała,

że wiele się może od niego nauczyć. Żałowała, że nie potrafi się odprężyć i gawędzić z

nim równie swobodnie, jak inni stajenni.

Teraz Diego zbliżył się do stajni, aby zabrać pierwsze cztery konie.

- Masz partnera na przyjęcie po turnieju, Rachel? - zapytał lekkim tonem,

wsiadając na jednego z kuców.

- Alex poprosił, abym z nim poszła - mruknęła.

Alex był stajennym i jednym z jej najbliższych przyjaciół.

Wzruszył ramionami.

- Szkoda. Miałem nadzieję, że cię namówię, abyś mi towarzyszyła. - Uśmiechnął

się blado, ale wyraz jego oczu sprawił, że Rachel nagle zabrakło tchu. Zobaczyła w nich

pożądanie i ogarnęło ją straszliwe rozczarowanie na myśl, że straciła okazję na wspólne

pójście na przyjęcie.

Ale jakie realne szanse miała u Diega? Zastanawiała się nad tym później, kiedy

patrzyła, jak krąży po boisku, z godną podziwu umiejętnością sprawując kontrolę nad

T L

R

background image

koniem. Nie miała wątpliwości, że każda obecna tutaj kobieta pozostawała pod wpływem

jego oszałamiającego wyglądu i czaru.

Na zakończenie turnieju zwycięskie trofeum wręczyła mu Felicity Hardwick.

Następnie pozował do zdjęć razem z olśniewającymi hostessami i kiedy Rachel

przyglądała się stadku pięknych, tłoczących się wokół niego blondynek, a potem

zerknęła na swoje pobrudzone błotem bryczesy, zastanawiała się, dlaczego w ogóle

przyszło jej do głowy, że mógłby być nią zainteresowany. Żyli w zupełnie innych

światach i dla własnego dobra musiała w końcu przestać o nim marzyć, jak jakaś

zadurzona nastolatka.

Zapadał już zmierzch, kiedy w końcu wróciła do przyczepy, skończywszy

oporządzać konie. Niewiele w niej było entuzjazmu na myśl o dorocznym przyjęciu,

jakie hrabia Hardwick wydawał dla gości i pracowników klubu polo. Obiecała jednak

Aleksowi, że pójdzie, pozbyła się więc brudnych ubrań i wcisnęła do maleńkiej kabiny

prysznicowej.

- Wyglądasz fantastycznie - oświadczył Alex, kiedy zjawił się po nią. - Częściej

powinnaś się stroić, Rachel. Już nie pamiętam, kiedy widziałem cię w czymś innym niż

w bryczesach.

- Mogłabym mieć problem z bieganiem po stajniach w spódnicy i szpilkach -

stwierdziła cierpko.

Czuła się absurdalnie dziewczęco w różowej spódnicy w kwiaty i cienkiej

bluzeczce na ramiączkach. Włosy spięła w luźny węzeł na czubku głowy, ale kilka pasm

zdążyło już się uwolnić i teraz otaczały jej twarz. Nawet się lekko umalowała - odrobina

tuszu na rzęsach i jasnoróżowy błyszczyk.

W ogrodzie rozstawiono olbrzymi namiot i kiedy się tam zjawili, przyjęcie trwało

już w najlepsze. Uwagę Rachel natychmiast zwrócił Diego. Z ciemnymi, opadającymi na

ramiona włosami i oliwkową cerą, wyglądał egzotycznie i wyjątkowo, a pozostali

mężczyźni przy nim stawali się bezbarwni.

Chmurnie pomyślała, że nie jest jedyną obserwującą go kobietą. Felicity Hardwick

i grupka jej arystokratycznych przyjaciółek, wszystkie w najmodniejszych kreacjach od

światowych projektantów, otwarcie pożerały go wzrokiem. Rachel natychmiast poczuła

T L

R

background image

się ubrana nie dość elegancko w taniej spódnicy, którą kupiła na bazarku. Ramiona bola-

bolały ją od oporządzania piętnastu kuców i wieczór nagle wydał jej się bardzo

nieciekawy. Szła właśnie do baru, aby powiedzieć Aleksowi, że wraca do domu, kiedy na

jej drodze stanął Diego.

- Myślisz, że twój rudowłosy przyjaciel będzie miał coś przeciwko, jeśli poproszę

cię do tańca? - zapytał.

- Alex i ja jesteśmy tylko przyjaciółmi i mogę tańczyć, z kim tylko mam ochotę -

odparła bez tchu.

Mocno zabiło jej serce, kiedy Diego ujął jej dłoń, a drugą ręką objął w talii.

- W takim razie zatańcz ze mną, querida - poprosił ze zmysłowym uśmiechem. -

Bardzo sobie cenisz niezależność, prawda? - zapytał, starając się skupić na rozmowie, a

nie na ogniu rozgrzewającym jego krew, kiedy przyciągnął do siebie szczupłe ciało

Rachel.

- Bardziej niż cokolwiek innego - odparła z powagą. - Najważniejsza lekcja, jakiej

udzieliło mi pogmatwane życie uczuciowe mojej matki, jest taka, że nie chcę być zależna

od żadnego mężczyzny.

Diego uniósł brwi.

- Być może nie spotkałaś jeszcze mężczyzny, który zafascynowałby cię na tyle,

abyś chciała być od niego zależna?

- To mało prawdopodobne.

- A co z małżeństwem i dziećmi? - zapytał z autentyczną ciekawością. - Nie chcesz

ich?

Rachel wzruszyła ramionami.

- Uważam, że dzieci zasługują na to, aby mieć oboje rodziców, którzy są sobie

oddani, a skoro nie chcę wychodzić za mąż, to pewnie nie będę ich mieć. Być może

kiedyś zmienię zdanie, ale na chwilę obecną nie ma we mnie żadnych ciągot

macierzyńskich. Wolę się skupiać na karierze jeździeckiej.

- A więc jesteś wolnym duchem i możesz robić to, na co masz ochotę?

- Tak.

T L

R

background image

Słowu temu towarzyszyło gwałtowne wciągnięcie powietrza, gdy Diego przesunął

dłoń niżej i mocniej przycisnął ją do siebie. Głodny błysk jego oczu przepełnił ją

gorączkowym wyczekiwaniem. Czy on wiedział, jak wielką jej sprawia przyjemność?

Czy wiedział, jak ona bardzo pragnie, aby zbliżył usta do jej warg i całował tak jak przed

dwoma tygodniami?

Wiedział, pomyślała z rozmarzeniem, gdy ich ciała kołysały się razem w rytm

muzyki. Rachel poczuła ukłucie rozczarowania, kiedy zespół przestał grać i okazało się,

że pora na pokaz fajerwerków. Diego jednak jej nie puścił, tylko nadal obejmując w talii

wyprowadził na zewnątrz i pociągnął za sobą na ubocze.

Niebo rozświetlały złote i srebrne fajerwerki, odbijając się w atramentowej czerni

jeziora. Rachel uniosła głowę, żeby je obserwować, i zadrżała lekko, kiedy poczuła, jak

Diego muska lekko ustami jej szyję.

Pokaz zakończyła kaskada połyskujących barw, opadających ku ziemi. Rozległy

się gromkie brawa, a potem goście wrócili do namiotu.

Zapadła cisza. Cisza tak dojmująca, że Rachel słyszała swój lekki, nierówny

oddech.

- To nie działa, prawda? - wymruczał Diego do jej ucha.

Rachel odwróciła się w jego stronę i pokręciła głową, skonsternowana tym

pytaniem.

- Co nie działa?

- Próby ignorowania głodu, który pożera nas oboje - powiedział miękko.

- Ale przez dwa ostatnie tygodnie ani razu nie dałeś do zrozumienia, że pragniesz...

- urwała.

Płonęły jej policzki, Diego zaś uśmiechał się drapieżnie.

- Ciebie? - dokończył jej zdanie. - Obiecałem sobie, że w miejscu pracy będę się

zachowywał jak profesjonalista. Ale to nie znaczy, że nie fantazjowałem o

zabarykadowaniu się razem z tobą w stodole i kochaniu się aż do utraty tchu.

- Och... - Rachel wydała z siebie zduszony dźwięk, zaszokowana nie tyle jego

szczerością, co wizją spełnienia tej fantazji.

T L

R

background image

- Tak. Och, Rachel. - W jego głosie słychać było lekkie rozbawienie. - Pytanie,

querida, jest takie: skoro nie potrafimy tego ignorować, to co zrobimy?

- Nie wiem - szepnęła.

Ale wiedziała. Mówiło to jej każde zakończenie nerwowe. Diego rozbudził jej

seksualną ciekawość i teraz ponad wszystko pragnęła ją zaspokoić. Nie istniał powód,

dla którego nie powinna iść z nim do łóżka. Była wolną, niezależną kobietą, która mogła

żyć, tak jak chciała - ale czy on był wolny?

- Jesteś z kimś związany? - zapytała otwarcie.

- W żadnym razie. - Diego zmrużył oczy. - Ani nie mam takiego zamiaru -

oświadczył zdecydowanie, chcąc od razu dać jasno do zrozumienia, że nie chodzi mu o

związek wymagający trwałości czy zaangażowania. - Przyjęcie dobiega końca - rzekł,

zerkając na zegarek. - Masz ochotę zajrzeć do mnie? Na kawę? Porządna, ziarnista kawa

- kusił ją z uśmiechem - a nie tani proszek.

Rachel przypomniała się jego mina, kiedy posmakował kawę, którą zaparzyła mu

w przyczepie. Diego był milionerem i nigdy nie musiał robić zakupów w dyskontach

spożywczych. To w sumie drobiazg, który jednak podkreślał dzielącą ich społeczną

przepaść. Ale pomimo tych różnic byli po prostu mężczyzną i kobietą, a kiedy dwa

tygodnie temu zalała ich fala namiętności, nie miał znaczenia fakt, że ona była stajenną, a

on sławnym i bogatym graczem polo.

- Dobrze - powiedziała drżącym głosem, po czym zawahała się, przypomniawszy

sobie, że Diego mieszka przecież u hrabiego. - Nie mogę się pojawić w rezydencji bez

zaproszenia hrabiego - mruknęła, zastanawiając się, czy miał w planach przemycenie jej

do swojego pokoju przez wejście dla służby.

- Nie jestem już gościem hrabiego Hardwicka. - Diego przesunął dłońmi wzdłuż jej

ramion, delektując się satynową miękkością skóry. - Lubię mieć trochę własnej

przestrzeni, wynajmuję więc domek na terenie posiadłości hrabiego. Jest położony w

lesie, w bardzo przyjemnym odosobnieniu - dodał miękko. - Gwarantuję, że nikt nam w

nocy nie przeszkodzi.

T L

R

background image

Rachel ogarnęło jeszcze większe podniecenie na myśl, że gdyby opuściła domek

wczesnym rankiem, nikt by się nie dowiedział, że spędziła tam noc. Wolała nie stać się

obiektem plotek i spekulacji wśród pracowników klubu.

- W takim razie dobrze... - mruknęła i aż jej zaparło dech, kiedy ujrzała drapieżny

błysk w oczach Diega.

Uśmiechnął się zwycięsko, ujął jej dłoń i razem zaczęli oddalać się od namiotu.

ROZDZIAŁ CZWARTY

Diego zajmował dawny domek leśniczego, który był mały i skromnie umeblowany,

ale Rachel nie zwróciła na to uwagi, ponieważ od razu po przekroczeniu progu znalazła

się w objęciach Diega.

Miała wrażenie, jakby czekała na niego całe życie. A to było niebezpieczne,

ponieważ doskonale wiedziała, iż nie na długo stanie się on częścią jej życia. Nie łudziła

się, że Diego chce od niej czegoś więcej niż seksu - a być może, nawet i tego tylko przez

jedną noc. Jednak zamiast rozczarowania czuła ulgę. Nie była gotowa na romans; zbyt

mocno ceniła własną niezależność. Ale to wcale nie oznaczało, że miała wieść życie

zakonnicy.

- Masz ochotę na kawę albo coś mocniejszego? - zapytał, odsuwając się od niej i

przechodząc do maleńkiej kuchni. - Mam tu szampana... albo szampana.

Wcale nie żartował. Kiedy Rachel zerknęła do lodówki, przekonała się, że znajduje

się w niej wyłącznie kilka butelek szampana i słoiczek kawioru.

Odkorkował jedną butelkę, napełnił dwa kieliszki i podał jej jeden. Rachel już

kręciło się w głowie - jakby bąbelki ze szklanki jakimś cudem przeniknęły do jej krwi, a

kiedy przełknęła jasnozłoty płyn, zadziałał jak eliksir rozpraszający wszystkie

wątpliwości. Marzyła o tym, żeby Diego ją pocałował, a on najwyraźniej czytał w jej

myślach, ponieważ odstawił kieliszek i rzekł:

- Chodź tutaj.

T L

R

background image

Rozpuścił jej włosy i zanurzył palce w kaskadzie złotego jedwabiu, który opadł jej

na ramiona, a następnie przywarł do jej ust w gorącym pocałunku, który okazał się

szokująco zaborczy.

- Jesteś taka drobna - wymruczał, kiedy w końcu oderwał usta od jej warg i

wyprostował się, znowu nad nią górując. - I taka śliczna. - Wpatrywał się w delikatną

twarz w kształcie serca. Nie przypominał sobie, aby kiedykolwiek czuł tak przemożne

pożądanie - pragnienie, które zdawało się obejmować całe ciało. Przez dwa długie tygo-

dnie przyglądał jej się i czekał, teraz jednak nie był w stanie czekać ani chwili dłużej. -

Jestem przekonany, że wygodniej nam będzie w pozycji horyzontalnej, querida -

mruknął.

Rachel wydała cichy okrzyk, kiedy ją uniósł. Nie mając innego wyjścia, oplotła go

nogami w pasie i zarzuciła ramiona na szyję, kiedy niósł ją po wąskich schodach do

sypialni.

- Widzisz, znacznie wygodniej - powiedział schrypniętym głosem, kładąc ją na

wielkim łóżku.

Natychmiast położył się obok. Przed oczami Rachel mignęły białe ściany, ciemne

belki pod sufitem i biała pościel. A potem Diego nachylił się nad nią i głód, jaki

dostrzegła w jego oczach, wyrzucił z jej myśli wszystko, z wyjątkiem tego, że oto leży w

łóżku z mężczyzną, którego w duchu podziwiała na długo przed tym, nim się poznali.

Jego język napierał na jej usta, aż w końcu je rozchyliła, pozwalając na zmysłowy

pocałunek.

Kiedy Diego opuścił ramiączka jej bluzki, odruchowo się napięła. Jeszcze żaden

mężczyzna nie widział jej nago i nagle ogarnęła ją niepewność. Diego umawiał się z

najpiękniejszymi kobietami świata, supermodelkami o oszałamiających figurach. Ona

jednak była chuda, a piersi miała nieciekawie małe. Rachel zacisnęła powieki, nie chcąc

widzieć rozczarowania, jakie niechybnie pojawi się w jego oczach.

- Perfecto... - wydyszał. - Jesteś przepiękna, querida.

Zaskoczona tonem jego głosu, otworzyła oczy i przełknęła ślinę.

- Nie musisz kłamać - mruknęła, rumieniąc się. - Nie znoszę tego, że jestem chuda

i bezkształtna.

T L

R

background image

- W żadnym razie bezkształtna - zaprotestował, gładząc jej pierś. Z zafascynowa-

niem przyglądał się, jak sutek twardnieje. - Jesteś delikatna i krucha jak figurka z porce-

lany, i boję się, że cię zgniotę.

Zadrżała lekko na tę myśl. Czy będzie delikatny? Instynktownie wiedziała, że

gdyby mu zdradziła, że jest dziewicą, nie chciałby się z nią kochać, a nie była w stanie

znieść jego odrzucenia.

- Nie zgnieciesz mnie. Jestem silniejsza, niż się może wydawać - powiedziała

cicho, przesuwając dłońmi po jego klatce piersiowej i rozpinając guziki. Próbowała

ukryć fakt, że trzęsą jej się ręce. Odsunęła na bok materiał koszuli i zaczęła głaskać nagi

tors, pokryty mnóstwem ciemnych włosków.

A potem wciągnęła gwałtownie powietrze, kiedy Diego zbliżył głowę ku jej nagiej

piersi i wziął stwardniały sutek do ust. Zagubiona w świecie zmysłowej przyjemności,

Rachel uniosła biodra, by mógł zdjąć jej spódnicę, i zadrżała, kiedy wsunął dłoń między

nogi i pogładził wrażliwe wnętrze ud. Po chwili wsunął palec za gumkę koronkowych

majteczek i pociągnął je w dół.

Diego strząsnął z ramion koszulę i rzucił ją na podłogę, a kiedy jego palce dotknęły

klamry paska, Rachel przestała myśleć i tylko szeroko otwartymi oczami patrzyła, jak się

rozbiera. Bokserki nie były w stanie ukryć dzikiego podniecenia i zaschło jej w ustach,

kiedy dołączyły do leżących na podłodze spodni i koszuli.

- To musi być teraz, querida - wymruczał Diego.

Już od lat nie czuł takiego podniecenia. Po dwóch sekundach znalazł się nad nią - a

potem gwałtownie znieruchomiał i zaklął siarczyście w ojczystym języku.

Rachel nie rozumiała wypowiadanych przez niego słów, nie mogła jednak nie

wyczuć gniewu w jego głosie. Wpatrywała się w niego z konsternacją. Zrobiła coś nie

tak? Odgadł, że to jej pierwszy raz?

- Przepraszam cię, Rachel. Nie spodziewałem się dzisiaj nikogo i nie mam żadnego

zabezpieczenia - powiedział. Jego frustracja była wręcz namacalna.

- Nie szkodzi, biorę pigułki - mruknęła. Po latach comiesięcznych katuszy lekarz

zapisał jej pigułki na wyregulowanie miesiączki, miała jednak świadomość, że to także

najbardziej niezawodna metoda antykoncepcji.

T L

R

background image

Diego odetchnął z ulgą. A więc mógł bez przeszkód się z nią kochać.

Wsunął dłonie pod jej pośladki i uniósł lekko. Kiedy w nią wchodził, patrzył jej

prosto w oczy. I zaskoczyła go jej reakcja - na twarzy Rachel malował się zachwyt i

zdumienie, jakby to wszystko było dla niej zupełnie nowe.

- Rachel...?

- Minęło trochę czasu - szepnęła nieśmiało.

Popatrzył na zaróżowione policzki i dostrzegł, że jest zawstydzona. Zalała go

nieoczekiwana fala czułości, wymieszana z satysfakcją, że nie miała kochanka od wielu

miesięcy - a może nawet dłużej.

- W takim razie będę delikatny - zapewnił ją.

Kiedy jednak wszedł w nią głębiej i zaczął się poruszać w zmysłowym tempie,

zgodnym z głośnym biciem własnego serca, jego postanowienie zaczęło się chwiać.

Rachel była najżywiej reagującą kochanką, jaką miał, i już czuł, jak jego rozkosz się

zbliża, i wiedział, że nie wytrzyma zbyt długo.

Lekki dyskomfort, jaki Rachel poczuła, kiedy Diego wykonał pierwsze pchnięcie,

był jedynym nieprzyjemnym odczuciem, i wkrótce o nim zapomniała. Ależ jej było

dobrze; lepiej niż dobrze - fantastycznie, niesamowicie, pomyślała z drżeniem, zaciskając

uda wokół jego bioder.

Nie była w stanie myśleć, potrafiła jedynie czuć, i nie minęło wiele czasu, a

eksplodowała w niej potężna fala rozkoszy. Było to tak intensywne doznanie, że

krzyczała głośno, trzymając się kurczowo jego śliskich od potu ramion, gdy tymczasem

Diego wykonał kilka ostatnich pchnięć, po czym jęknął i zadrżał, także osiągnąwszy

spełnienie.

Przez jakiś czas pozostali złączeni i Rachel upajała się ciężarem i ciepłem leżącego

na niej męskiego ciała. Pomyślała z rozmarzeniem, że mogłaby tak zostać już na zawsze.

Czuła się bezpiecznie w ramionach tego potężnego mężczyzny.

W końcu Diego zsunął się z niej i położył z rękami pod głową. Przez chwilę miała

wielką ochotę przytulić się do niego, wiedziała jednak, że to nie był dobry pomysł.

Diego odwrócił głowę i zerknął na Rachel. Długie rzęsy rzucały cień na jej

policzki, a usta miała lekko rozchylone, czerwone i spuchnięte od pocałunków. Z

T L

R

background image

rozsypanymi na poduszce złotymi włosami wyglądała młodo i niewinnie i poczuł jakieś

dziwne ukłucie w piersi. Wiedział, że seks z nią będzie wyjątkowy, ale to, co się

wydarzyło, przerosło jego najśmielsze oczekiwania.

- Nie masz dużego doświadczenia, prawda? - wymruczał.

Otworzyła natychmiast oczy i spojrzała na niego nieufnie.

- O co ci chodzi? - Domyślił się, że to jej pierwszy raz?

- Chodzi mi o to, że nie wydaje mi się, abyś miała wielu kochanków - powiedział

ostrożnie Diego. Nie rozumiał, dlaczego tak go interesuje jej przeszłość.

Rachel milczała tak długo, że już myślał, iż nie odpowie na to pytanie.

- Nie miałam wielu, to prawda - przyznała cicho, mocno się rumieniąc. -

Przepraszam, jeśli cię rozczarowałam.

Nie miał zamiaru zastanawiać się nad tym, dlaczego jej odpowiedź tak bardzo go

uradowała.

- Byłaś niesamowita, querida - zapewnił ją. - Może to ci powie, czy byłem

rozczarowany, czy nie - wymruczał, po czym ujął jej dłoń i położył na twardniejącej

męskości.

- Chcesz to zrobić jeszcze raz? - zapytała. Jej oddech dopiero przed chwilą się

uspokoił, ale myśl, że Diego pragnie jej znowu, podziałała na nią elektryzująco.

- A jak ci się wydaje?

I nie dając jej czasu na odpowiedź, położył się na Rachel i wszedł w nią jednym

mocnym, zdecydowanym ruchem, tłumiąc cichy jęk pocałunkiem.

Rachel przyzwyczajona była do wczesnego wstawania i kiedy otworzyła oczy,

sypialnię spowijał szarawy mrok, poprzedzający nadejście świtu.

Nie miała pojęcia, jak się powinna zachować. Zaczekać, aż Diego się obudzi, żeby

mogli zjeść razem śniadanie? Choć to akurat wydawało się mało prawdopodobne,

zważywszy na zawartość jego lodówki.

Najrozsądniej będzie wymknąć się teraz, nim reszta mieszkańców posiadłości

hrabiego się obudzi. Choć niechętnie, wyślizgnęła się spod kołdry i stanęła na podłodze.

Ranek był chłodny i zadrżała, kiedy włożyła spódnicę i cieniutką bluzkę. Normalnie o tej

T L

R

background image

porze miałaby już na sobie bryczesy i grubą bluzę. Modliła się o to, aby żaden z pracow-

pracowników klubu nie zobaczył jej i nie skomentował takiego wyglądu.

- Co ty robisz, querida? Wiesz, która jest godzina? - Uwodzicielski głos, lekko

schrypnięty od snu, przyprawił ją o lekki dreszcz.

Diego oparł się na łokciu i spojrzał na Rachel.

- Czemu tak wcześnie wstałaś? - wymruczał.

- Jestem stajenną i jednym z moich obowiązków jest pobudka o świcie.

Zmrużył oczy, wyłapując w jej tonie lekko obronną nutkę.

- Nie w niedzielę - powiedział leniwie. Poklepał kołdrę. - Wracaj do łóżka.

- Konie trzeba nakarmić i oporządzić nawet w niedzielę.

Rachel zignorowała fakt, że to jej wolna niedziela, i zwalczyła w sobie pokusę

powrotu do łóżka. Zmysłowy błysk w jego oczach powiedział jej, że Diegowi wcale nie

chodzi o sen, a jej ciało aż się rwało do spędzenia z nim kolejnych magicznych chwil.

- Muszę lecieć - mruknęła, zmuszając się, aby ruszyć w stronę drzwi.

- Jest piąta rano. - Diego nie potrafił ukryć frustracji, kiedy stało się jasne, że

Rachel rzeczywiście zamierza wyjść. Kobiety zazwyczaj nie opuszczały go po spędzeniu

wspólnej nocy. Prawdę powiedziawszy, to coś takiego miało miejsce po raz pierwszy.

- Jeśli zostanę dłużej, to ktoś może zobaczyć, jak stąd wychodzę - bąknęła.

- Kto?

- Ludzie, którzy tu pracują, ogrodnicy, inni stajenni, moi koledzy! - odparła Rachel

i zarumieniła się, kiedy Diego przyglądał jej się tak, jakby postradała zmysły. - Nie chcę,

aby ktokolwiek wiedział, że zostałam tutaj na noc.

- A to dlaczego?

- Dlatego, że rozejdą się plotki o naszej przygodzie na jedną noc - powiedziała z

nutką zniecierpliwienia w głosie. - Wolałabym, aby moje życie prywatne nie stanowiło

tematu plotek, i zakładam, że ty jesteś podobnego zdania.

- Mam gdzieś to, co mówią inni - oświadczył. - Co każe ci myśleć, że zadowoli nas

tylko jedna wspólna noc? Było fantastycznie i chcę to powtarzać.

Ogarnęła ją ekscytacja na myśl, że Diego chce mieć z nią romans, musiała jednak

pamiętać, że ich związek będzie wyłącznie tymczasowy.

T L

R

background image

- Nie sprzeciwiam się naszym ponownym spotkaniom - powiedziała ostrożnie - ale

nie chcę, aby inni o nas wiedzieli. Za kilka tygodni wrócisz do Argentyny, ale ja nadal tu

będę pracować i nie mam ochoty, żeby plotkowano na mój temat.

- A więc się nie sprzeciwiasz naszym ponownym spotkaniom? - powtórzył

niebezpiecznie łagodnym tonem. Uniósł drwiąco brwi. - Jakież to z twojej strony

wielkoduszne, querida. Mamy się spotykać w tajemnicy? Planujesz, że będziemy się tu

przemykać jak przestępcy? Skoro wstydzisz się być ze mną, w takim razie nie widzę

sensu w kontynuowaniu naszego związku - oświadczył lodowato.

Żołądek Rachel ścisnął się boleśnie, ale górę wziął jej temperament.

- Nie wstydzę się być z tobą, ale uważam, że powinieneś spojrzeć na to z mojej

perspektywy. Nie chcę być znana w okolicy jako kobieta, która miała przelotny romans z

tym słynnym playboyem Diegiem Ortegą. Mam swoją dumę, wiesz?

- No to proponuję, abyś zabrała swoją dumę i stąd wyszła - powiedział z

wściekłością.

Do tej pory każda kobieta, z jaką się spotykał, chętnie opowiadała o tym, jednak on

tego nie cierpiał. Zamiast się jednak ucieszyć z faktu, że Rachel chce utrzymać ich

związek w tajemnicy, był tym urażony. Spiorunował ją wzrokiem, czekając, aż wyjdzie z

sypialni, ona jednak zacisnęła usta i odpowiedziała mu równie gniewnym spojrzeniem.

- Proszę bardzo - odparła krótko, otwierając drzwi. - Cóż, miło było cię poznać... -

urwała i Diego ujrzał z satysfakcją, że jej policzki oblewają się rumieńcem.

- I nawzajem - powiedział sardonicznie, nadal nie mogąc uwierzyć, że rzeczywiście

ona stąd wyjdzie. - Pamiętaj tylko, kiedy będziesz się dzisiaj kłaść do pustego łóżka, że

to swojej dumie możesz podziękować za seksualną frustrację, która nie będzie ci dawała

zasnąć.

Jego arogancja była wprost niewiarygodna! Rachel dała upust wściekłości, głośno

zamykając za sobą drzwi. A potem jeszcze je kopnęła, doprowadzona do ostateczności

drwiącym śmiechem Diega.

T L

R

background image

ROZDZIAŁ PIĄTY

Kiedy Rachel wracała lasem do przyczepy, nie spotkała nikogo po drodze. Gdy

jednak znalazła się już u siebie, nie była się w stanie uspokoić. Jej gniew na Diega

mieszał się z dojmującym uczuciem, że po raz kolejny kiepsko to wszystko rozegrała.

Bardzo się ucieszyła, kiedy jeden ze stajennych zadzwonił do niej, uskarżając się

na potężnego kaca i błagając, aby poszła za niego do pracy. Kiedy jechała rowerem do

stajni, myślała posępnie, że praca przynajmniej pozwoli jej się oderwać od

rozpamiętywania tego, o czym wolała zapomnieć.

Chłodny świt ustąpił kolejnemu wyjątkowo ciepłemu dniu i gdy zegar wybił

dziesiątą, Rachel była zgrzana i zmęczona z powodu zbyt małej ilości snu zeszłej nocy.

W normalnych okolicznościach bardzo ostrożnie obchodziła się z narwaną klaczą

hrabiego Hardwicka, Poppy, dziś jednak była roztargniona i przystępując do jej szczotko-

wania zapomniała o środkach ostrożności. Poppy była w podłym nastroju i w ogóle nie

chciała współpracować. Potrząsnęła łbem, a potem chwyciła zębami odkryte ciało.

Rachel krzyknęła z bólu i spojrzała na ślad na ramieniu. Ugryzienie okazało się całkiem

poważne i kiedy po południu spotkała się z Aleksem, bandaż, którym obwiązała ranę, był

przesiąknięty krwią. Ignorując protesty Rachel, Alex wsadził ją do swojego auta i

zawiózł na pogotowie.

- Nie możesz ryzykować, Rachel - powiedział, kiedy dwie godziny później wyszła

z gabinetu zabiegowego ze świeżym, sterylnym opatrunkiem i tygodniowym zapasem

antybiotyków. - Takie rany są bardzo podatne na infekcje.

Lekarz, który opatrzył jej ramię, powiedział to samo, i kiedy Rachel wróciła do

domu, zażyła podwójną dawkę antybiotyków, a potem zaczęła sprzątać przyczepę,

próbując znaleźć ujście rozsadzającej ją energii. Nie będzie marnować ani sekundy

dłużej na myślenie o Diegu - tak sobie postanowiła, wyrzucając do kosza zwiędłe róże,

które dostała od niego przed dwoma tygodniami. Kucała akurat przed maleńką lodówką,

zastanawiając się, czy gdyby zdrapała z sera pleśń, to nadawałby się jeszcze do jedzenia,

kiedy rozległ się znajomy, seksowny głos. Zerwała się na równe nogi.

T L

R

background image

- Mam nadzieję, że nie zamierzasz tego jeść. No, chyba że masz ochotę na kolejną

wycieczkę do szpitala. - Diego wszedł po schodkach i stanął w drzwiach, wyglądając tak

fantastycznie w spranych dżinsach i białym T-shircie, że Rachel na chwilę zamarło serce.

- Jak ramię?

- Dobrze - odparła automatycznie, mimo że rana boleśnie pulsowała. Zmarszczyła

brwi. - Skąd wiesz...?

Wzruszył ramionami.

- Takie wieści szybko się rozchodzą.

- I o to mi właśnie chodziło - mruknęła. - Gdyby ktoś mnie zobaczył, jak rankiem

wychodzę z twojego domu, mając na sobie te same rzeczy co wczoraj, plotki

rozprzestrzeniłyby się szybciej niż pożar.

- Teraz to rozumiem. - Cicho wypowiedziane słowa niesamowicie ją zaskoczyły. -

Ludzie w Hardwick zdają się wiedzieć wszystko o wszystkich. - W głosie Diega słychać

było irytację. Po wyjściu Rachel przez większą część dnia się wściekał, jednak późnym

popołudniem gniew mu minął i przyznał, że miała prawo chronić swoją prywatność.

Wczorajsza noc okazała się niesamowita i doszedł do wniosku, że ich namiętność jest

zbyt żarliwa, aby się jej wyrzec. - Zastanawiałem się, czy nie chciałabyś zjeść ze mną

kolacji. W domku, oczywiście, jako że nie możemy ryzykować, iż ktoś nas zobaczy w

miejscowej gospodzie - dodał cierpko.

- Chcesz powiedzieć, że zamierzasz coś ugotować? - zapytała z niedowierzaniem,

przypominając sobie samotny słoiczek z kawiorem.

- Santa Madre. Nie! - Wydawał się tak zaszokowany, jakby zasugerowała lot na

Marsa.

- W Harrowbridge odkryłem doskonałą francuską restaurację i udało mi się

nakłonić jej właściciela, aby przywożono mi posiłki do domu - wyjaśnił. - Chyba że nie

lubisz francuskiej kuchni, querida, wtedy wypróbuję swój dar przekonywania we wło-

skiej knajpce na drugim końcu miasteczka.

- Francuska może być - mruknęła Rachel.

- Samochód zostawiłem w pobliżu farmy. Jedź teraz ze mną, a wczesnym rankiem

podrzucę cię tu z powrotem - zaproponował swobodnie.

T L

R

background image

- Muszę wziąć prysznic i załatwić parę spraw, a potem przyjadę do domku rowe-

rem - odparła ze spokojem, nie dając po sobie znać, jak wielkie ją ogarnęło

podekscytowanie na myśl o spędzeniu z nim kolejnej nocy. - Dzięki temu jutro będę

mogła sama wrócić do domu.

- Jak chcesz - odparł, wzruszając lekko ramionami. - Ale zamiast prysznica co

powiesz na kąpiel u mnie? Długa, gorąca kąpiel to najlepszy sposób na zrelaksowanie

obolałych mięśni.

- Brzmi zachęcająco - odparła, rumieniąc się lekko na myśl, co jeszcze można robić

w wannie.

Diego kiwnął głową i zszedł po schodkach, ale na dole zatrzymał się i odwrócił.

- Nie każ mi czekać zbyt długo, querida - rzucił przeciągle. - Umieram z głodu!

Nie wiedząc, czego będzie potrzebować, Rachel wrzuciła do plecaka czyste

ubranie na zmianę i szczoteczkę do zębów. Dwadzieścia minut później jechała rowerem

przez las, tą samą drogą, którą rano pokonała pieszo.

Drzwi domku zastała uchylone, kiedy jednak weszła do środka, nie było tam ani

śladu Diega. Z góry dobiegł ją odgłos puszczanej do wanny wody i Rachel wbiegła po

schodach i otworzyła drzwi do łazienki. A tam, w wannie pełnej piany, siedział Diego,

sącząc leniwie szampana.

- Witaj, piękna - powiedział, unosząc kieliszek i witając ją z uśmiechem, który

zaparł jej dech w piersi.

- Nie mówiłeś przypadkiem, że mają nam dowieźć kolację? - zapytała.

- Dopiero za dwie godziny.

- Myślałam, że jesteś głodny.

- Wejdź tu do mnie, a pokażę ci, jak bardzo jestem głodny, querida - rzekł niskim

głosem.

Rozbawienie w jego oczach ustąpiło pragnieniu. Zeszłej nocy wszystko było dla

niej nowe, dzisiaj jednak wiedziała, czego się spodziewać. Chwyciła za brzeg T-shirtu -

po czym się zawahała. Przez łazienkowe okno sączyło się wieczorne słońce i nie bardzo

miała ochotę rozbierać się przy Diegu. Nie przeszkadzałoby jej to, gdyby miała kobiece

T L

R

background image

krągłości i ubrana była w seksowną koszulkę. Miała na sobie bryczesy i jeden ze star-

starszych T-shirtów.

- Diego... - chciała mu powiedzieć, że rozbierze się w sypialni, on jednak jej

przerwał.

- Zdejmij to.

Powoli uniosła ręce, zdjęła koszulkę przez głowę i rzuciła ją na podłogę, rumieniąc

się, kiedy jego wzrok spoczął na jej piersiach.

- Teraz reszta.

Nie dało się w sposób elegancki zdjąć butów do konnej jazdy i bryczesów, ale

Diego przekonał się, że to najbardziej erotyczny striptiz, jakiego miał okazję być

świadkiem.

- Jesteś najpiękniejszą kobietą, jaką znam - odezwał się schrypniętym głosem.

Wyciągnął rękę i pomógł jej wejść do dużej wanny.

- Nie mogę zamoczyć opatrunku - mruknęła, kiedy pociągnął ją do wody.

- Oprzyj ramię o brzeg wanny i pozwól, że cię umyję.

- Diego...

Rachel jęknęła cicho, kiedy wziął do ręki mydło i zaczął przesuwać nim po jej

piersiach, myjąc tak dokładnie, że aż zadrżała. A kiedy ją całował, przesuwał mydłem po

brzuchu, a następnie jeszcze niżej, muskając i gładząc w erotycznej grze wstępnej, której

Rachel wcześniej nawet nie była sobie w stanie wyobrazić.

- Myślę, że jestem już bardzo czysta - wydyszała w końcu.

- W takim razie pomogę ci się wytrzeć - wymruczał Diego.

Wyszedł z wanny, szybko się wytarł, po czym pomógł jej wyjść z wody i otulił

puszystym ręcznikiem. Zaniósł ją do sypialni i wytarł z takim samym oddaniem, jakim

wykazał się podczas mycia. Rachel miała wrażenie, że zaraz umrze z pożądania.

Wyciągnęła ręce i zaczęła gładzić go po klatce piersiowej, on jednak zaśmiał się cicho i

odsunął od siebie jej dłonie.

- Po kąpieli trzeba pamiętać o nawilżaniu - oświadczył z szelmowskim błyskiem w

oku.

Wziął z szafki nocnej flakon z olejkiem i wylał na dłonie kilka pachnących kropli.

T L

R

background image

Zaczął od stóp, wmasowując olejek zmysłowymi ruchami, a kiedy dotarł w końcu

do piersi, Rachel marzyła, aby ją posiadł. I w końcu to zrobił. Było jeszcze lepiej niż

poprzedniej nocy.

ROZDZIAŁ SZÓSTY

Cały wolny czas spędzali razem, choć w pracy starali się utrzymać swój związek w

tajemnicy przed innymi stajennymi.

Każdego wieczoru ich namiętność stawała się coraz bardziej ognista, ale to, co

Rachel czuła do Diega, opierało się nie tylko na seksie, ale także na śmiechu i długich

rozmowach na każdy temat. Wieczorami i w weekendy siodłali konie i jeździli razem,

podziwiając piękno Cotswolds.

Zakochanie się w nim nie było mądre, ale dzień po dniu jej uczucia stawały się

coraz bardziej zagmatwane. Czas szybko mijał i za kilka tygodni Diego miał wrócić do

Argentyny. Ale jeszcze nie teraz, a przez kilka tygodni sporo się mogło wydarzyć. Mogli

się rozstać i cieszyć z jego wyjazdu - albo on mógł się w niej zakochać...

Diego oparł się na łokciu i obserwował leżącą obok niego Rachel. Usta miała lekko

rozchylone, a sączące się przez szparę w zasłonach słońce padało na rozrzucone na

poduszce włosy, zmieniając je w złoto. Minął miesiąc, odkąd zostali kochankami, i nieco

zaskakiwał go fakt, że jego fascynacja tą dziewczyną stawała się coraz intensywniejsza.

Mógł tak leżeć i obserwować ją godzinami. Zmarszczył lekko brwi, gdy dotarło do

niego, jak szybko się przyzwyczaił do dzielenia z nią łóżka - i życia. Zazwyczaj budziła

się pierwsza, ustawiając budzik na jakąś nieludzko wczesną porę, a kiedy on wstawał, jej

już nie było. Wczoraj jednak Diego wyłączył budzik, a trzykrotne uprawianie seksu

najwyraźniej ją wymęczyło, ponieważ nadal mocno spała.

Postanowił przygotować jej śniadanie. Założył szlafrok i zszedł boso do kuchni,

gdzie znalazł rondelek, mleko i płatki owsiane, które Rachel jadła co rano. Wiele razy

obserwował, jak je przygotowuje, ale i tak udało mu się przypalić mleko i zaklął cicho,

patrząc na grudkowatą szarą breję, jaka mu wyszła. Trochę pomogło energiczne mie-

szanie, dodał do owsianki syrop, nalał do szklanki sok i kierowany impulsem, nad

T L

R

background image

którym się wolał nie zastanawiać, wyszedł na dwór i zerwał pączek róży, po czym ułożył

wszystko na tacy i zaniósł do sypialni.

Nadal spała i wyglądała tak słodko, że aż jej nie chciał budzić. Nie mógł się nią

nasycić. I nie chodziło mu wyłącznie o seks. Lubił po prostu jej towarzystwo.

Zastanawiał się nawet, czy nie zabrać jej ze sobą do Nowego Jorku. W Hardwick

zostanie już tylko tydzień, a potem, przed powrotem do Argentyny, planował spędzić

miesiąc w Stanach, w swojej szkole polo. Miał pewność, że przed powrotem do domu

zmęczy się Rachel i z całą pewnością nie zamierzał jej zapraszać do Estancii Elviry. Nie

był jednak do końca przekonany, czy będzie pasować do jego nowojorskiego stylu życia

- i jeśli miał być szczery, ich wyjazd do Londynu miał się okazać dla niej sprawdzianem.

Rachel przeciągnęła się leniwie i powoli dotarło do niej, że jest dzień. Dzień!

Otworzyła oczy i przez chwilę wpatrywała się w twarz Diega. Z cieniem zarostu

wyglądał jeszcze bardziej seksownie niż zwykle. Potem jednak zerknęła na budzik i

wydała przerażony okrzyk.

- Już prawie dziewiąta! - Jeszcze nigdy nie spała aż tak długo. - Budzik nie

zadzwonił.

- Na to wygląda. - W jego oczach błyszczało rozbawienie.

- Jestem spóźniona. Czemu mnie nie obudziłeś?

- Bo przez dwa następne dni nie idziesz do pracy - odparł wesoło. - Proszę,

zrobiłem ci śniadanie.

Postawił tacę na kolanach Rachel, a ona z niedowierzaniem wpatrywała się w

owsiankę.

- Sam to zrobiłeś? - zapytała słabym głosem. Diego był bogiem seksu i światowej

klasy graczem w polo, ale w kuchni nie odróżniał rondla od patelni. Wzięła do ręki

różyczkę i uśmiechnęła się słodko. - Dziękuję.

- Lepiej się wstrzymaj z podziękowaniami, dopóki tego nie posmakujesz - burknął,

odrywając spojrzenie od kuszącego zarysu jej piersi.

- Na pewno jest pyszne. - Zjadła grudkowatą owsiankę, wypiła sok, a potem

przypomniała sobie jego słowa. - Co miałeś na myśli mówiąc, że nie idę do pracy?

Oczywiście, że idę.

T L

R

background image

- Muszę jechać do Londynu na spotkanie biznesowe i pomyślałem, że miałabyś

ochotę wybrać się tam ze mną.

- Na twoje spotkanie? - Zmarszczyła z konsternacją brwi.

- Na zakupy, szykując się na naszą wyprawę do Ascot. - Uśmiechnął się na widok

jej miny. - Mój dobry znajomy wynajął na jeden dzień prywatną lożę i zaprosił mnie

wraz z osobą towarzyszącą. Chcę, żebyś ty była tą osobą, querida.

- Zawsze marzyłam o tym, żeby jechać do Ascot - przyznała Rachel i

podekscytowanie, jakie czuła na myśl o tym uciszyło głos w jej głowie, który mówił, że

nie pytając jej o zdanie, Diego zmienił zasady ich związku. - Niepotrzebne mi zakupy -

oświadczyła zdecydowanie. Nie znosiła chodzić po sklepach. - Zeszłego lata kupiłam

nowy strój na ślub przyjaciółki i jestem pewna, że wystarczy.

- A ja jestem równie pewny, że nie - odparł cierpko. - Nie możesz zjawić się w

Ascot w taniej sukience z jakiejś sieciówki. Gdy ja będę miał spotkanie, ty udasz się

razem ze stylistką na Bond Street i tam poszukacie czegoś odpowiedniego.

Później tego ranka pojechali do Londynu. Rachel zakładała, że zatrzymają się w

hotelu i zerknęła z konsternacją na Diega, kiedy wjechał na prywatny parking zaraz obok

rzeki.

- Kto tu mieszka? - zapytała, gdy wsiadali do windy, mającej ich zawieźć do

apartamentu na najwyższym piętrze, z którego rozciągał się panoramiczny widok na

Tamizę i Westminster.

- Ja. Choć to właściwie za dużo powiedziane. Zatrzymuję się w tym mieszkaniu,

kiedy jestem w Londynie, raz albo dwa razy w roku - wyjaśnił. Zadzwonił jego telefon i

zerknął na wyświetlacz. - Muszę odebrać. Rozgość się i rozejrzyj.

Jej nie stać było nawet na jedno mieszkanie, gdy tymczasem on był właścicielem

luksusowego lokum w najlepszej londyńskiej dzielnicy, w którym bywał raz czy dwa

razy w roku! Żyjemy w zupełnie różnych światach, myślała Rachel, obchodząc

apartament i podziwiając elegancki wystrój, który z pewnością był dziełem jednego z

najlepszych projektantów wnętrz. Zatrzymała się w drzwiach do sypialni i jej uwagę

przykuł nie spektakularny widok na miasto, ale wielkie łóżko, stojące na środku pokoju.

Dzisiejszej nocy Diego będzie się z nią kochał na tym właśnie łóżku. To był prawdziwy

T L

R

background image

powód, dla którego zgodziła się tu przyjechać. Pobyt w Ascot będzie fantastycznym

przeżyciem, ale nie miałaby nic przeciwko, gdyby darowali sobie wyścigi i przez cały

czas oddawali się zmysłowej rozpuście. Został już tylko tydzień do jego wyjazdu do

Nowego Jorku i mocno niepokoił ją ból w sercu na myśl, że ich romans niemal dobiegł

końca.

Kiedy wróciła do salonu, przekonała się, że Diego rozmawia z oszałamiającą

brunetką, wyglądającą jakby właśnie zeszła ze stron kolorowego magazynu o modzie.

Na jej widok Diego rzekł:

- Rachel, chciałbym, abyś poznała Jemimę Philips. Jemima jest stylistką i zabierze

cię do markowych butików w Mayfair, gdzie pomoże ci wybrać kilka nowych strojów.

Rachel zesztywniała.

- Jeden nowy strój, do Ascot - powiedziała stanowczo. - Nie potrzebuję nic innego.

- Będzie ci potrzebne coś na dzisiejszy wieczór. Zarezerwowałem dla nas stolik w

Claridge's. - Diego uśmiechnął się zmysłowo, wiedząc, że tym ją przekona. - No i

oczywiście będziesz chciała kupić jakąś bieliznę i kilka innych rzeczy, skoro spędzimy tu

dwa kolejne dni. Baw się dobrze, querida. Mam ochotę ujrzeć cię w strojach, które

podkreślają twoją figurę, zamiast ją ukrywać.

Rachel zakłuła ta uwaga. Najwyraźniej uważał, że w dżinsach albo bryczesach

wygląda nieciekawie. Nagle zapragnęła mu udowodnić, że jeśli się postara, potrafi

wyglądać równie elegancko, jak olśniewająca Jemima.

Jednak kilka godzin później żałowała, że podjęła wyzwanie Diega. Jemima Philips

przegoniła ją po najbardziej ekskluzywnych butikach na Bond Street i Sloane Square:

Chanel, Gucci, Armani i wielu innych. Po tej wyprawie była posiadaczką kremowej

jedwabnej sukni wykończonej białą wstążką i pasującego do niej żakietu, czarnych

szpilek i torebki, no i szykownego czarnego kapelusza ze strusimi piórami. Przerażona

cenami nie pozwoliła Jemimie na zakup innych strojów wieczorowych, jakie stylistka

kazała jej mierzyć.

Po zakupach przyszła kolej na salon piękności, gdzie jej niesforne włosy ułożono

w eleganckie, lśniące fale. No i miała teraz długą, seksowną grzywkę. Do tego

T L

R

background image

perfekcyjnie wykonany makijaż, który kosztował majątek, ale w tym przypadku uparła

się, że to ona zapłaci.

Diego czekał już na nią w mieszkaniu. A razem z nim kilka płaskich pudeł z

nazwiskami znanych projektantów.

- Jemima je przysłała.

- Ja tego wcale nie chciałam kupić - mruknęła Rachel, kiedy otworzyła pudła i

zobaczyła trzy śliczne suknie wieczorowe, które wcześniej mierzyła. - Te stroje kosztują

krocie i nie mogę pozwolić na to, żebyś mi je kupił. Potrzebuję na dzisiaj tylko jednej

sukni. Pozostałe dwie można odesłać. No i to także - wskazała na stosik koronkowych

staników i fig w najróżniejszych kolorach. - Nie prosiłam o nie. Jemima nie powinna

była...

- Jemima wypełniała tylko moje polecenia - wymruczał Diego tonem słodkim jak

miód, którego używał, kiedy pragnął coś ugrać. - Nie masz pojęcia, jak jesteś piękna,

Rachel, ale teraz się przekonasz. - Pchnął ją delikatnie w stronę drzwi. - Idź i przebierz

się w jedną z tych sukni, abym mógł cię zabrać na kolację. I, Rachel... - Spojrzała na

niego z mocno bijącym sercem. - Załóż czarną bieliznę i pończochy - dodał miękko. - Już

się nie mogę doczekać, kiedy je z ciebie później zdejmę.

Nazajutrz Rachel cała była obolała po nocy pełnej erotycznych doznań. Czytała, że

mężczyzn podniecają kobiety w pończochach i teraz wiedziała już, że to prawda.

Wczesnym rankiem wyjechali z Londynu i teraz znajdowali się w miejscu, w

którym odbywały się jedne z najbardziej prestiżowych wyścigów konnych na świecie.

Wyścigi w Ascot okazały się niesamowicie ekscytujące i Rachel ochoczo by wiwatowała

razem z resztą tłumu. Siedząc jednak w prywatnej loży, pośród zamożnych znajomych

Diega, czuła się niepewnie i za nic nie chciała zwracać na siebie uwagi.

Szybko się przekonała, że to niemożliwe, jako że stała się tematem wielu

spekulacji wytwornych przyjaciół gospodarza loży, lorda Guya Chetwina.

- Mów mi Guy - powiedział do niej arystokratyczny Anglik, kiedy Diego ich sobie

przedstawił.

T L

R

background image

Guy wydawał się raczej przyjacielski, choć podczas lunchu Rachel nieco zbyt czę-

sto czuła na sobie jego spojrzenie. Jednak inni mężczyźni w grupie i ich olśniewające żo-

ny i narzeczone byli mniej serdeczni i nie potrafili ukryć ciekawości wobec nowej

kochanki Diega Ortegi.

- Twój kieliszek jest pusty. Poszukajmy więcej szampana - wymruczał Diego do jej

ucha, prowadząc w stronę balkonu, skąd rozciągał się spektakularny widok na tor

wyścigowy.

Uśmiechnęła się z przymusem, ale nie potrafiła się wyzbyć uczucia, że tu nie

pasuje. Ten wyrafinowany świat bogaczy był jego światem - ale nie jej. Pomimo

kosztownego stroju miała wrażenie, że odstaje od znajomych Diega i teraz, kiedy

znajdowali się daleko od Hardwick, uświadomiła sobie, jak mało mieli ze sobą

wspólnego.

Zerknęła do środka i serce podeszło jej do gardła na widok mężczyzny

rozmawiającego z Guyem Chetwinem.

- To Jasper Hardwick - syknęła, chwytając Diega za ramię. - Będziemy musieli

wyjść. Jeśli przejdziemy wzdłuż balkonu, możliwe, że nas nie zauważy.

- Nie bądź niemądra. - Diego zmarszczył brwi. - Nie mam zamiaru wychodzić. I

przez resztę popołudnia nie będę się bawić w chowanego. Coś się stanie, jeśli Hardwick

nas zobaczy?

- Stanie się. Odgadnie, że jesteśmy... że jesteśmy razem. A znając Jaspera,

dowiedzą się o tym wszyscy w Hardwick. Nie mogę uwierzyć, że tu jest - mruknęła.

Diego wzruszył ramionami.

- On i Guy to starzy znajomi. Chodzili razem do Eton. Nie wiedziałem jednak, że

Hardwick także znajduje się na liście gości. Nie wierzę, że nadal przejmujesz się tym,

aby nie upubliczniać naszego romansu - dodał, nawet nie próbując ukryć irytacji.

- Przeszkadza ci to? - syknęła.

- Mnie to nigdy nie przeszkadzało, querida - odparł lakonicznie. - Szanowałem

twoje życzenie, abyśmy nie afiszowali się z tym, że ze sobą sypiamy, ale teraz jest

inaczej.

T L

R

background image

- Jak to? - zapytała Rachel, zaskoczona nie tylko tymi słowami, ale także nagłym

błyskiem w jego oczach.

- Dlatego, że chcę, abyś w przyszłym tygodniu poleciała ze mną do Nowego Jorku.

- To znaczy, żebym pracowała w twojej szkole polo? - zapytała ostrożnie.

- Nie, querida. - Jego zmysłowy uśmiech zaparł jej dech. - Żeby każdego wieczoru

zaspokajać mnie w łóżku.

- Diego...!

Płonęły jej policzki i była pewna, że inni goście przyglądają im się z ciekawością.

Ale jakaś część niej zupełnie się tym nie przejmowała. Diego chciał przedłużyć ich

romans, zabierając ją do Nowego Jorku, a ją mocno kusiło, aby się zgodzić. Przypo-

mniała sobie natychmiast, że nie może sobie pozwolić na przerwę w treningach z

Piranem. I nie mogła ot tak zniknąć ze stajni na czas, który obejmowało zaproszenie

Diega - zwróciła uwagę na to, że go nie określił - a kiedy ich romans dobiegnie końca,

oczekiwać, że praca nadal będzie na nią czekać. Rozum nakazywał jej odmówić, a

jednak w głębi duszy pragnęła przystać na jego warunki.

Tak zawsze krytykowała swoją matkę za wikłanie się w niewłaściwe związki bez

myślenia o konsekwencjach, a teraz niezwykle wprost ją kusiło, aby postąpić tak samo.

- Nie wiem - wyrzuciła z siebie. - Będę to musiała przemyśleć.

- Być może, to ci pomoże w podjęciu decyzji - wymruczał, po czym opuścił głowę

i namiętnie ją pocałował.

Kiedy się w końcu odsunął, Rachel wpatrywała się w niego z oszołomieniem.

Mocno waliło jej serce, była zarumieniona i wiedziała, że usta ma spuchnięte. A więc to

by było na tyle, jeśli chodzi o unikanie zwracania na siebie uwagi, pomyślała.

- Diego, masz chwilkę? Chciałbym się poradzić w kwestii następnego wyścigu -

rozbrzmiał za nimi głos.

Diego zerknął na osobę, która im przerwała.

- Już do ciebie idę, Archie. - Spojrzał na zarumienioną twarz Rachel i uśmiechnął

się. - Wieczorem daj mi odpowiedź - mruknął. - Ale triumfujący błysk w jego oku

powiedział jej, że jest pewny wygranej.

T L

R

background image

- Co myślisz o Ascot, Rachel? Rozumiem, że to twoja pierwsza wizyta w tym

miejscu.

Od kilku minut Rachel stała samotnie na końcu balkonu, kiedy jej rozmyślania

przerwał męski głos. Opuściła lornetkę i uśmiechnęła się z wahaniem do Guya Chetwina.

- To prawda. I uważam, że jest tu naprawdę wspaniale.

- Cieszę się, że dobrze się bawisz. - Guy przysunął się do niej, stając według

Rachel nieco zbyt blisko. Uśmiechnął się, ale spojrzenie, jakim błądził po jej ciele, było

chłodne i oceniające. - Wyglądasz czarująco, moja droga. Diego miał zawsze wyjątkowo

dobry gust.

Coś w jego głosie sprawiło, że Rachel zesztywniała, a jej dłoń odruchowo dotknęła

diamentowego naszyjnika.

- Ładna błyskotka - stwierdził. - Cartier, o ile się nie mylę?

- Chyba tak - bąknęła. - Dostałam od Diega.

- Jestem pewny, że zasłużyłaś. - Wypowiedział te słowa uprzejmie, ale Rachel

wyczuła w jego głosie podtekst. - Słyszałem, że wybierasz się z Diegiem do Nowego

Jorku.

- Skąd wiesz...? - Niełatwo było jej ukryć zaskoczenie. - Prawdę powiedziawszy,

jeszcze nie podjęłam decyzji.

- Ach... - zaśmiał się. - Cóż, nie winię cię za to, że próbujesz podbić stawkę. Ale

udzielę ci pewnej rady, moja droga. Nie każ mu czekać zbyt długo. Jest całe mnóstwo

innych ładnych, młodych kobiet bez grosza przy duszy, które pojawiają się na takich

imprezach jak Ascot z zamiarem przygruchania sobie bogatego kochanka.

Pogarda w jego głosie tym razem była wyraźna. Rachel oblała się rumieńcem.

- Nie jestem z Diegiem dla jego pieniędzy - powiedziała z napięciem.

- Ależ oczywiście, że tak - odparł Guy z rozbawieniem. - Na kilometr potrafię

wyczuć zwykłą naciągaczkę. - Przejechał palcem po jej naszyjniku. - Widzę, że masz

kosztowne upodobania, ale nie jesteś jedną z nas. Nic nie ukryje twojego braku ogłady -

dodał otwarcie.

Na bezchmurnym niebie świeciło słońce, ale Rachel zrobiło się zimno; chwyciła

się poręczy balkonu. Tymczasem Guy oddalił się od niej i wmieszał w tłum ludzi, którzy

T L

R

background image

wyszli z loży, aby oglądać wyścig. Chciała udać się za nim i zażądać przeprosin za poni-

poniżającą sugestię, iż jest naciągaczką, kiedy jednak spojrzała na swoją drogą suknię, a

jej dłoń znowu dotknęła diamentowego naszyjnika, poczuła ściskanie w żołądku na myśl,

że przyjmując prezenty Diega, tak naprawdę mu się sprzedała.

Co się stało z jej tak pilnie strzeżoną niezależnością? Rachel walczyła z

mdłościami, które niespodziewanie ją ogarnęły. Jak mogła ją poświęcić dla romansu,

który dla Diega nic nie znaczy? Wielkimi krokami zbliżały się eliminacje do re-

prezentacji kraju i powinna cały wolny czas poświęcać Piranowi, a tymczasem ona

niemal się zgodziła na wyjazd do Nowego Jorku z mężczyzną, który ani razu nie dał jej

do zrozumienia, że znaczy dla niego cokolwiek poza sypialnią.

Rachel przygryzła wargę i zmusiła się do stawienia czoła prawdzie. Zastanawiała

się, czy jechać razem z nim dlatego, bo miała nadzieję, że ich romans przerodzi się w coś

poważniejszego - że Diego zakocha się w niej, tak jak ona w nim. Odkąd zaprosił ją do

Ascot, oszukiwała samą siebie, że musi istnieć powód, dla którego chciał ją przedstawić

swoim znajomym. A kiedy zapytał, czy pojedzie z nim do Nowego Jorku, uznała to za

dowód, że Diego zaczyna coś do niej czuć.

Pogrążona w ponurych myślach nie zauważyła, że do niej dołączył.

- Zmarzłaś, querida - powiedział, przesuwając dłonią po jej ramieniu i dostrzegając

na nim gęsią skórę. - Chcesz wejść do środka? Jasper Hardwick zszedł już na dół, jeśli

się tym niepokoisz. - Zmarszczył brwi, kiedy Rachel nie zareagowała na jego słowa. -

Wygląda na to, że całkiem dobrze dogadujesz się z Guyem - rzucił lekko, zirytowany na

siebie za absurdalne ukłucie zazdrości, które poczuł, widząc ich, stojących tak blisko

siebie. - O czym rozmawialiście?

Rachel zaśmiała się gorzko.

- Twój przyjaciel Guy oskarżył mnie, że jestem naciągaczką - powiedziała cicho. -

Twierdzi, że jestem z tobą tylko dla pieniędzy.

Na widok jej zagniewanej miny Diego zmrużył oczy.

- Jestem pewny, że źle zrozumiałaś... - zaczął powoli.

- Nie - przerwała mu ostro. - Według lorda Chetwina Ascot to popularny teren

łowiecki dla ładnych kobiet bez grosza przy duszy, szukających bogatego mężczyzny.

T L

R

background image

Uważa, że ci się sprzedałam. I ty też tak uważasz, prawda, Diego? - zapytała zraniona i

upokorzona. - Te ubrania i naszyjnik... To zapłata za moje „usługi".

- Nie traktuję ich jako zapłatę za cokolwiek - warknął. - Musiałaś coś dzisiaj

założyć...

- Aby zaakceptowali mnie twoi bogaci znajomi - powiedziała z goryczą. - Wygląda

jednak na to, że elegancka suknia i diamenty nie są w stanie ukryć mego braku obycia.

- To absurdalne. Musiało zajść jakieś nieporozumienie. Poszukam Guya i mu

wyjaśnię, że jesteś moją...

Zawahał się, a Rachel poczuła ściskanie w żołądku.

- Kim, Diego? - zapytała głosem nabrzmiałym emocjami. - Być może to

odpowiednia pora, aby wyjaśnić, czym jest nasz związek... i porozmawiać o przyszłości.

Diego zesztywniał. Rozmowa z Rachel zaczynała niebezpiecznie przypominać te,

które miały miejsce z jego poprzednimi kochankami. Uniósł brwi.

- Przyszłość, querida? Obawiam się, że nie bardzo jest o czym rozmawiać.

- W takim razie dlaczego mnie poprosiłeś, abym poleciała z tobą do Nowego

Jorku? - W głębi duszy znała odpowiedź, ale musiała usłyszeć to z jego ust. - Czy

naprawdę chodziło wyłącznie o seks?

- Ani razu nie słyszałem, żebyś narzekała, Rachel - odparł zimno. - Uznałem po

prostu, że moglibyśmy kontynuować nasz romans na czas mojego pobytu w Stanach, ale

jeśli mam być szczery, to nigdy nie uważałem, że przekształci się on w coś bardziej

stałego.

Rachel próbowała ignorować rozdzierający ból w piersi.

- Rozumiem - rzekła cicho.

- Dios! - warknął, rozwścieczony zarówno bólem w jej głosie, jak i niespodziewa-

nymi wyrzutami sumienia. - Od samego początku dałem jasno do zrozumienia, że nie

interesuje mnie stały związek. Sądziłem, że ty także masz ochotę na romans bez zobo-

wiązań. - Wzbierała w nim frustracja. - Czego się spodziewałaś, Rachel, oświadczyn?

- Oczywiście, że nie - warknęła, urażona jego zjadliwym tonem. - Ale wyjeżdżając

z tobą do Nowego Jorku, musiałabym wyrzec się swojej pracy, finansowej niezależności

T L

R

background image

i prawdopodobnie marzeń o miejscu w reprezentacji kraju. To sporo, Diego, skoro w za-

zamian proponujesz mi jedynie miesiąc w twoim łóżku.

- Ale to jedyne, co ci proponuję, querida - powiedział, choć w głębi duszy uważał,

że Rachel ma trochę racji. Nie zamierzał jednak pozwolić, aby jakaś kobieta dyktowała

mu, co ma robić. - Możesz to przyjąć albo nie.

Rachel nie była przygotowana na ból, jaki ścisnął jej serce. A więc to koniec -

koniec ich romansu okazał się równie szybki i nieoczekiwany, jak początek. Pod

powiekami szczypały ją łzy, ale wolała umrzeć, niż się przy nim rozpłakać.

- Nie - oświadczyła z udawaną stanowczością. - I myślę, że najlepiej będzie, jeśli

od razu wyjadę, nim inni twoi znajomi oskarżą mnie o bycie naciągaczką - dodała z

goryczą.

Diego zesztywniał. Jeśli sądziła, że będzie ją błagał, to się grubo pomyliła.

- Świetnie. Ja mam zamiar resztę dnia spędzić w Ascot, ale wezwę kierowcę i każę

mu odwieźć cię do Londynu. - Być może, kilka godzin samotności przemówi jej do

rozsądku, pomyślał chmurnie. Miał pewność, że kiedy ona ochłonie, to zmieni zdanie.

Seksualna alchemia między nimi była zbyt intensywna, aby ją odrzucić, nim sama się

wypali. - Wieczór spędzimy w apartamencie, a jutro odwiozę cię do Gloucestershire. -

Odwrócił się na pięcie i zaczął się oddalać, po czym przystanął i zerknął na jej

nieruchomą postać. - Chodź ze mną - polecił ze zniecierpliwieniem. - Odprowadzę cię do

samochodu.

T L

R

background image

ROZDZIAŁ SIÓDMY

- Do zobaczenia później - powiedział szorstko Diego, zamykając za nią drzwi

samochodu.

Kiedy limuzyna ruszyła, Rachel odwróciła głowę, po raz ostatni patrząc na jego

twarz. Dlatego że nie miała zamiaru czekać na niego w apartamencie.

Kiedy znalazła się na miejscu, mniej niż dwadzieścia minut zajęło jej przebranie

się w dżinsy, odwieszenie sukni z Ascot do szafy razem z innymi rzeczami kupionymi

przez Diega i schowanie diamentowego naszyjnika do wyłożonego aksamitem pudełka.

Kiedy Diego wrócił i przekonał się, że mieszkanie jest puste, ona znajdowała się na stacji

Paddington, wsiadając do pociągu do Gloucester.

Kilka następnych dni Rachel siedziała jak na szpilkach, czekając, aż Diego wróci

do Hardwick, pewna, że będzie na nią wściekły za to, że samowolnie wyjechała z

Londynu.

Miał tu spędzić jeszcze tydzień, ale w poniedziałek rano, kiedy zjawiła się w stajni,

dowiedziała się od innych stajennych, że Diego przyspieszył swój wylot do Stanów.

Dobrze zrobiła, nie lecąc z nim do Nowego Jorku. Tak sobie powtarzała tej nocy,

wiercąc się niespokojnie w łóżku, nie mogąc zasnąć w dusznym wnętrzu przyczepy. Za

kilka tygodni Diego wróci do Argentyny - a ona musiałaby wrócić do Anglii i zaczynać

wszystko od początku: szukać pracy i mieszkania. Kolejny miesiąc w jego łóżku to

jedyne, co jej oferował, i Rachel nigdy nie zapomni chłodu w jego oczach, kiedy

powiedział, że ona może to przyjąć albo nie.

Dni przechodziły w miesiące, aż w końcu lato dobiegło końca, ale dziwna

ospałość, która jakiś czas temu ogarnęła Rachel, przybrała jeszcze na sile. Dojmującego

uczucia osamotnienia nie poprawiało ani spędzanie czasu z przyjaciółmi, ani nawet jazda

na Piranie. No i jeszcze te mdłości, tak bardzo jej od jakiegoś czasu dokuczające. To

pewnie tylko jakiś jesienny wirus, postanowiła jednak wspomnieć o tym lekarzowi, kiedy

udała się po zapas recept na pigułki antykoncepcyjne.

- Wszystko inne jest w normie? - zapytał lekarz. - Kiedy miała pani ostatnią

miesiączkę?

T L

R

background image

Rachel zmarszczyła brwi. Odkąd brała pigułki, miesiączki miała tak skąpe, że czę-

sto trwały tylko jeden dzień. Ostatni tydzień bez pigułek miała trzy tygodnie temu, kiedy

się jednak nad tym zastanowiła, doszła do wniosku, że już od dawna nie kupowała tam-

ponów.

- Chyba nie miałam przez dwa ostatnie miesiące - powiedziała powoli, bardziej

skonsternowana niż zaniepokojona. - Ale tak samo było w zeszłym roku i okazało się, że

mam po prostu anemię.

- No cóż, zlecę pani badanie krwi. I warto pomyśleć o zrobieniu testu ciążowego.

Tak na wszelki wypadek - mruknął lekarz, kiedy dostrzegł zaszokowaną minę Rachel.

- Nie mogę być w ciąży - oświadczyła z mocą. - Nigdy, ale to nigdy nie

zapominam o pigułce.

To samo powtórzyła pielęgniarce, przekazując jej próbkę moczu do badania.

- Jestem pewna, że nie ma się czym przejmować - odparła uspokajająco

pielęgniarka. - Proszę usiąść w poczekalni, za kilka minut zawoła panią lekarz.

Rachel próbowała ignorować nerwowe drżenie rąk. To oczywiste, że nie była w

ciąży. Przez ostatnie tygodnie schudła, a nie przybrała na wadze, i była teraz szczuplejsza

niż kiedykolwiek. To tylko małe zawirowania cyklu, na pewno. Ale poważna twarz

lekarza napełniła ją przerażeniem.

- To musi być pomyłka - oświadczyła kilka minut później, zdruzgotana

wiadomością, że spodziewa się dziecka.

- Czy miała pani jakieś problemy z żołądkiem? - zapytał lekarz. - Wymioty i

biegunka potrafią obniżyć skuteczność pigułki. Także niektóre antybiotyki.

Rachel pokręciła głową, ale po chwili się zawahała.

- Ugryzł mnie koń - powiedziała powoli - i na pogotowiu zapisano mi serię

antybiotyków, żeby zapobiec ewentualnej infekcji.

- Sprawdzę, jakie zapisano pani antybiotyki, ale to najbardziej prawdopodobna

przyczyna. Ważniejszy jest fakt, że jest pani z całą pewnością w ciąży. Zlecę pani

badanie USG, żeby ustalić datę poczucia.

Datę poczęcia...

T L

R

background image

Te słowa odbijały się echem w głowie Rachel. Teraz był koniec września, a jej ro-

mans z Diegiem zakończył się dziewiętnastego czerwca. To znaczyło, że musi być co

najmniej w czwartym miesiącu ciąży.

- Nie wyglądam na ciężarną - powiedziała słabo, patrząc na swój płaski brzuch.

- Więcej powie nam USG - odparł zdecydowanie lekarz.

I tak się stało. Cztery dni później Rachel wpatrywała się z niedowierzaniem w

ziarnisty obraz na ekranie, gdy tymczasem pielęgniarka wyjaśniała, że jest w

osiemnastym tygodniu ciąży.

Później lekarz powiedział jej, że przyjmowanie pigułek podczas pierwszych

miesięcy ciąży nie wpłynie szkodliwie na dziecko. Dodał cicho, że jeśli Rachel nie chce

donosić tej ciąży, nie zostało dużo czasu na działanie. Reakcja Rachel była

natychmiastowa - przerwanie ciąży nawet nie przyszło jej do głowy - ale na myśl o

posiadaniu dziecka nie czuła ani radości, ani podekscytowania.

- Powiedz ojcu, a jeśli nie sypnie groszem, przekaż jego nazwisko do Funduszu

Alimentacyjnego - poradziła jej matka, kiedy Rachel zadzwoniła do niej w akcie

desperacji.

Rachel wzdrygała się na myśl o proszeniu Diega o pieniądze. Niczego od niego nie

chciała, uznała jednak, że ma prawo wiedzieć, iż ona spodziewa się jego dziecka.

Problem w tym, że nie miała pojęcia, jak się z nim skontaktować. Wiedziała, że był

właścicielem rancza, ale Argentyna to przecież duży kraj.

W końcu udało jej się znaleźć w Internecie numer jego szkoły polo w Nowym

Jorku, kiedy tam jednak zadzwoniła, recepcjonistka nie zgodziła się podać jego adresu w

Argentynie. Zamiast tego zapisała nazwisko Rachel i obiecała, że przekaże mu

wiadomość, aby do niej zadzwonił. On jednak nie zadzwonił i wraz z upływem kolejnych

tygodni Rachel musiała pogodzić się z faktem, że jest w piątym miesiącu ciąży, że

niedługo będzie musiała zaprzestać pracy w stajni, że może pożegnać się z miejscem w

reprezentacji kraju i że przyczepa kempingowa to nie jest odpowiednie miejsce na

wychowywanie dziecka.

T L

R

background image

Diego z zaciśniętymi ustami pokonywał krętą drogę do Hardwick Hall, nie po raz

pierwszy zastanawiając się, co on tu, u licha, robi, skoro mógł się już znajdować w

samolocie do Argentyny.

Termometr pokazywał, że na zewnątrz są zaledwie trzy stopnie, a listopadowe

niebo spowijały deszczowe chmury. Kilka służbowych spotkań zmusiło go do spędzenia

dwóch ostatnich tygodni w londyńskim apartamencie, co przywołało wspomnienia

ostatniego spotkania z Rachel, i w końcu górę wzięła ciekawość, dlaczego próbowała się

z nim skontaktować.

Od tego czasu minęły niemal dwa miesiące i zbyt był zajęty wyjazdami na turnieje

polo, rozgrywane na całym świecie, aby do niej oddzwonić. Jednak ku jego irytacji

Rachel ciągle błąkała się w jego podświadomości.

Przyczepa kempingowa wydawała się jeszcze mniejsza i starsza, niż zapamiętał.

Może Rachel uznała, że bycie kochanką milionera to jednak nie taka zła sprawa,

pomyślał cynicznie. Co nie znaczy, by zamierzał ją przyjąć z powrotem. Zirytował go

fakt, że kiedy wchodził po schodkach, bicie jego serca gwałtownie przyspieszyło.

Zapukał.

- Witaj, Rachel.

Rachel dopadł paskudny wirus grypy. Od trzech dni strasznie bolała ją głowa,

gardło i całe ciało, a temperatura musiała poszybować w górę, ponieważ teraz miała

halucynacje.

Diego?

Zapragnęła go dotknąć, rzucić mu się na szyję i pozwolić, aby ją mocno objął i

sprawił, by poczuła się bezpieczna. Ale czy kiedykolwiek tak się przy nim czuła? To

przecież on był powodem, przez który wszystkie jej marzenia legły w gruzach.

- Czego chcesz? - wychrypiała.

Diego zmarszczył brwi i dostrzegł leżące na podłodze kartony i sterty ubrań.

- Porozmawiać z tobą - odparł krótko. - Mogę wejść? Widzę, że to nie najlepszy

moment, ale jutro wylatuję do domu.

Rachel skinęła głową.

- Po co tu przyjechałeś? - zapytała.

T L

R

background image

- Z Akademii Ortega przekazano mi wiadomość, że chcesz ze mną porozmawiać -

odparł lakonicznie. - To było coś ważnego?

Rachel zaśmiała się gorzko.

- Dzwoniłam dwa miesiące temu.

Zmrużył oczy, słysząc jej oskarżycielski ton.

- Byłem zajęty.

- O tak, z pewnością.

- Widzę, że ty także - stwierdził Diego, przyglądając się kartonom. - A więc w

końcu postanowiłaś przeprowadzić się w miejsce bardziej nadające się do mieszkania?

- Nie ma nic złego w mieszkaniu w przyczepie - odparowała, rozzłoszczona jego

pogardliwym tonem. - Tyle że to niezbyt odpowiednie miejsce na wychowywanie

dziecka...

Cisza, jaka zapadła po tych słowach, pełna była napięcia. Nie tak Rachel

wyobrażała sobie poinformowanie Diega o tym, że spodziewa się jego dziecka. Słowa

same wydostały się z jej ust i teraz czekała ze strachem na jego reakcję. Z jego twarzy

nic się nie dało wyczytać, a po dłuższej chwili wzruszył lekko ramionami i wstał z

krzesła.

- Rozumiem - powiedział chłodno. - Cóż, chyba pora, abym sobie poszedł. -

Odwrócił się w stronę drzwi, nim jednak wyszedł, zerknął jeszcze raz na nią, wyginając

usta w pogardliwym uśmiechu. - Nie marnowałaś czasu, prawda, Rachel? A tak przy

okazji, to kto jest ojcem? Rudowłosy stajenny?

Rachel wzdrygnęła się. Oblizała suche usta i odparła z wysiłkiem:

- To nie jest dziecko Aleksa. To twoje dziecko.

Diego poczuł, że wzbiera w nim gniew. Brała go za idiotę?

- Jak możesz być ze mną w ciąży, skoro rozstaliśmy się kilka miesięcy temu? Jeśli

twój chłopak nie poczuwa się do odpowiedzialności, to twój problem. I nie ma nic

wspólnego ze mną.

Rachel była tak zaszokowana reakcją Diega, że jej mózg na chwilę przestał

funkcjonować. Gdy jednak Diego otworzył drzwi i dotarło do niej, że rzeczywiście

T L

R

background image

wychodzi, odżyła. Płonął w niej gniew i trzęsącymi się dłońmi chwyciła brzeg bluzy i

podciągnęła ją wysoko, odsłaniając okrągły brzuch.

- To twoje dziecko, Diego - oświadczyła z mocą. - Jestem w siódmym miesiącu

ciąży. Nie wiedziałam o tym do niemal piątego miesiąca, a kiedy się dowiedziałam,

próbowałam się z tobą skontaktować. Uznałam, że masz prawo wiedzieć.

Diego pokręcił głową. Wzrok miał lodowaty.

- Nie wierzę, że to ja jestem ojcem. A jeśli sądzisz, że będę łożył na dziecko kogoś

innego, to jesteś w błędzie.

- Alex to mój przyjaciel. Nigdy nie byliśmy kochankami.

Diego zszedł po schodkach przyczepy.

- W takim razie musiałaś nabrać innego głupca - warknął.

Rachel poczuła kolejny przypływ gniewu i podeszła szybko do drzwi.

- Ty jesteś ojcem, Diego! - zawołała do oddalających się pleców. - Nikt inny być

nie może, ponieważ jesteś jedynym mężczyzną, z którym spałam.

Zatrzymał się raptownie i odwrócił na pięcie. Jego twarz wyglądała na wyciosaną

w granicie.

- Co powiedziałaś?

- Kiedy się pierwszy raz kochaliśmy... byłam dziewicą.

- Kłamiesz. Wiedziałbym, gdyby tak było - dodał arogancko, po czym odwrócił się

i ruszył w stronę samochodu.

T L

R

background image

ROZDZIAŁ ÓSMY

Rachel kłamała. Z całą pewnością. Nie był jej pierwszym kochankiem. Diego

wyglądał przez hotelowe okno. Nie znosił Anglii o tej porze roku - zimnej, szarej i

posępnej jak jego nastrój. Dzisiaj miał samolot do Buenos Aires i nie mógł się doczekać

wyjazdu. Był zły, ponieważ nie potrafił wyrzucić z myśli Rachel, stojącej w drzwiach

rozlatującej się przyczepy, wołającej, że to on jest ojcem jej dziecka.

Kiedy zjawił się w Hardwick, Rachel była zadziorna i wybuchowa, ale także

nieśmiała i nieufna i bardzo się starała ukryć, że jest nim zainteresowana. Przyznał

ponuro, że kiedy ją pocałował, zareagowała z pasją, która wznieciła ogień jego pożąda-

nia, ale kiedy kochał się z nią po raz pierwszy, lekko zaskoczyło go jej wahanie.

Santa Madre! Czy to możliwe, że tamtej nocy pozbawił ją dziewictwa? Zmarszczył

brwi, przypominając sobie swoją frustrację, kiedy się okazało, że nie ma zabezpieczenia.

I uczucie ulgi, kiedy Rachel go zapewniła, że bierze pigułki.

Ogarnął go gniew - zarówno z powodu własnej głupoty, jak i obłudy Rachel.

Zażąda dowodu, że to jego dziecko, nim zapłaci jej choćby grosz - bo to oczywiście

pieniędzy od niego chciała. Czy naprawdę mógł wrócić do Argentyny i dalej żyć,

wiedząc, że gdzieś tam dorasta jego potomek? Nie chciał mieć dziecka, a jeśli Rachel

mówi prawdę, przyjdzie ono na świat za kilka tygodni. Czuł wściekłość i frustrację, a

jednocześnie nie potrafił się wyzbyć zdumienia i zachwytu, że zostanie ojcem.

Diego nie pamiętał własnego ojca. Według słów matki Ricardo zostawił ją dla

jakiejś kobiety, którą poznał w Buenos Aires, kiedy on i Eduardo byli niemowlętami.

Lorena Ortega poślubiła nic niewartego żigolaka, co często podkreślał dziadek Diega,

dodając zaraz, że Diego jest taki sam jak jego ojciec.

Ale nieżyjący już dziadek nie miał racji, pomyślał z mocą Diego, odstawiając

filiżankę z niedopitą kawą i zrywając się na równe nogi. Jeśli naprawdę był ojcem

dziecka Rachel, wywiąże się ze swoich obowiązków i zrobi to, co należy.

T L

R

background image

Przeprowadzka zawsze bywa stresującym doświadczeniem, a co dopiero po bez-

sennej nocy, spędzonej na wściekaniu się i płaczu. Na dodatek Rachel nadal miała wyso-

ką temperaturę, a gardło bolało ją tak, jakby nałykała się tłuczonego szkła.

Rozejrzała się po nędznej kawalerce na ostatnim piętrze Gospody Pod Różą. Było

tu jednak nieco więcej miejsca niż w przyczepie i wdzięczna była Billowi Baileyowi,

właścicielowi, za wynajęcie jej tego lokum w zamian za niewygórowany czynsz.

Dzięki Billowi miała także posadę kelnerki w gospodzie, przynajmniej do czasu

narodzin dziecka. A co będzie potem? Kto to wie. Hrabia Hardwick powiedział, że

zgodnie z warunkami jej umowy o pracę zatrzyma dla niej posadę w klubie polo,

wiedziała jednak, że nie będzie mogła wrócić do pracy w stajni, mając pod opieką małe

dziecko. Niskie zarobki nie pozwoliłyby jej na zatrudnienie opiekunki. Na chwilę obecną

z trudem wiązała koniec z końcem i nie miała pojęcia, jak poradziłaby sobie bez

życzliwości Billa.

Przysiadła na skraju łóżka i popatrzyła ze znużeniem na kartony, które Bill wniósł

po schodach na poddasze. Powinna je rozpakować, ale było jej tak zimno, że aż

szczękała zębami. Skuliła się więc na łóżku, naciągnęła na siebie kołdrę i natychmiast

zapadła w niespokojną drzemkę.

Nawet kiedy spała, w głowie jej dudniło. Uporczywe walenie nie dawało jej

spokoju, aż w końcu nagle ucichło.

- A więc jednak tu jesteś, tak jak mówił właściciel. Pukam od pięciu minut.

Dlaczego nie otworzyłaś?

Rachel skrzywiła się, gdy do jej snu wdarł się gniewny głos, i zmusiła się, aby

otworzyć oczy.

- Co tu robisz? - wychrypiała na widok Diega.

Przykucnął obok łóżka i przyłożył dłoń do jej czoła.

- Dios, cała jesteś rozpalona - mruknął. - Nie zasypiaj, Rachel, muszę cię zawieźć

do lekarza.

- Dwa dni temu byłam u lekarza - odparła, skopując z siebie kołdrę, ponieważ teraz

dla odmiany było jej za gorąco. - Mam grypę, ale z powodu ciąży nie mogę przyjmować

żadnych lekarstw. Czego chcesz? - zapytała ostro.

T L

R

background image

- Prawdy. Jeszcze raz zadam ci to pytanie. Kto jest ojcem twojego dziecka?

- Możesz mnie pytać i sto razy, a odpowiedź zawsze będzie taka sama - warknęła

Rachel. Jak śmie wątpić w jej słowa? Spiorunowała go wzrokiem. - Ty.

- Chcę dowodu - oświadczył lodowato. - Wczoraj wieczorem pogrzebałem w

Internecie i dowiedziałem się, że można przeprowadzić test DNA nawet wtedy, gdy

dziecko jest jeszcze w łonie matki. Potrzeba jedynie próbki twojej krwi.

- Niczego nie muszę udowadniać. Byłeś pierwszym i jedynym mężczyzną, z

którym uprawiałam seks i czy ci się to podoba czy nie, dziecko jest twoje.

- Zaplanowałaś zajście w ciążę?

Rachel tak była zaszokowana tym oskarżeniem, że na chwilę zaniemówiła.

- Czy to zaplanowałam? - zapytała w końcu lodowato. - Myślisz, że chcę być w

ciąży? Straciłam wszystko - oświadczyła z goryczą. - Pracę, którą kochałam, mój dom,

mojego konia. Udało mi się zdobyć miejsce w reprezentacji kraju, ale musiałam

zrezygnować. - Zadrżał jej głos. - Nie mogłam pozbawiać Pirana szansy na udział w mis-

trzostwach Europy i na szczęście Peterowi Irvingowi udało się znaleźć na moje miejsce

innego jeźdźca. Piran mieszka teraz na farmie nowego właściciela w Norfolk, zbyt

daleko, abym go mogła odwiedzać. - Zamknęła na chwilę oczy. - Nie, nie zaplanowałam

tego i nie okłamałam cię. Brałam pigułki, ale zawiodły przez antybiotyki, jakie mi

zapisano po ugryzieniu konia. To był po prostu... pech - dodała cicho. - Ale to mój

problem, Diego, i jakoś sobie poradzę. Nic od ciebie nie chcę. Dam sobie radę sama.

Diego zmarszczył brwi. Nie tak wyobrażał sobie tę rozmowę. Spodziewał się, że

Rachel ucieszy się na jego widok, że będzie wdzięczna za szansę przekonania go, że to

on jest ojcem dziecka. I rzeczywiście był o tym przekonany. Nawet bez testów DNA.

- Jak zamierzasz dać sobie radę? - zapytał, rozglądając się po nędznym pokoju ze

starymi meblami i odłażącą ze ścian tapetą.

- Myślę o tym, aby oddać dziecko do adopcji.

Po raz drugi w ciągu dwóch dni Diego poczuł się tak, jakby otrzymał kopniaka w

brzuch.

- Jak możesz choćby pomyśleć o czymś takim? - zapytał ostro. - Sądzisz, że

pozwoliłbym ci oddać obcym ludziom moje dziecko?

T L

R

background image

- Twoje dziecko, Diego? Jeszcze wczoraj stanowczo twierdziłeś, że ojcem dziecka

jest jeden z wielu moich kochanków.

- A dzisiaj jestem gotowy zaakceptować prawdopodobieństwo, że dziecko jest

moje - zripostował.

Pokręcił głową. Jakie życie miałoby to dziecko, pozbawione tego, co najważniejsze

- matczynej miłości? On wiedział, jak to jest. Odkąd sięgał pamięcią, matka darzyła go

niechęcią, całą miłość przelewając na Eduarda. Babcia powiedziała mu przed śmiercią,

że jego przyjście na świat wszystkich zaskoczyło. Jego matka nie wiedziała, że

spodziewa się bliźniąt i narodziny drugiego syna okazały się dla niej traumatyczne.

Według słów babci Elviry, Lorena nie stworzyła z nim silnej więzi, a gdy Diego podrósł,

fizyczne podobieństwo do ojca sprawiało, że matka tym bardziej go odrzucała.

- Nie chcesz naszego dziecka, Rachel? - zapytał ostrym tonem.

Przygryzła wargę i cofnęła się myślami do kilku ostatnich miesięcy, kiedy niemal

żywiła urazę do tego dziecka, którego poczęcie było zupełnie przypadkowe.

- Nie jest tak, że go nie chcę - powiedziała drżącym głosem. - Ważne jest to, że

chcę dla niego jak najlepiej. - Rozejrzała się po pokoju. - Nie mam środków na

utrzymanie dziecka, ale są setki par, które oddałyby wszystko za dziecko i które są mu w

stanie dać bezpieczne, szczęśliwe dzieciństwo. Z dwojgiem rodziców, którzy je kochają.

- Chcesz przez to powiedzieć, że nie sądzisz, abyśmy my mogli mu to wszystko

zapewnić?

Rachel posłała mu zjadliwe spojrzenie.

- Nie ma czegoś takiego jak „my", Diego. Aż do wczoraj nie wiedziałeś, że jestem

w ciąży, a ja nie miałam jak się z tobą skontaktować. Gdybyś się tu nie zjawił, nigdy byś

się nie dowiedział, że zostałeś ojcem.

- Powiedz mi coś, ale szczerze - rzekł ostro. - Gdybyś była w takiej sytuacji, że

mogłabyś należycie wychować dziecko, to czy chciałabyś je zatrzymać? Kochałabyś je?

- Oczywiście, że bym je kochała - wyszeptała. Czy Diego sądził, że decyzja o od-

daniu dziecka do adopcji przyszła jej łatwo? - Oczywiście, że tak.

- W takim razie możemy zrobić tylko jedno. - Po raz pierwszy od dwudziestu czte-

rech godzin Diego poczuł spokój, godząc się z tym, co nieuchronne, i uświadamiając so-

T L

R

background image

bie, że istnieje tylko jedno rozwiązanie. - Wyjdziesz za mnie, Rachel, i razem wychowa-

my w Argentynie nasze dziecko.

Rachel poczuła, że nogi ma nagle jak z waty.

- Moi rodzicie wzięli ślub tylko dlatego, że ja byłam w drodze, i uwierz mi, to nie

wyszło. Nie mam zamiaru powtarzać błędu rodziców - oświadczyła z mocą.

Diego przez chwilę milczał, przyglądając jej się z taką uwagą, jakby pragnął

odczytać jej myśli.

- Jeśli chcesz wiedzieć, to moi rodzice pobrali się z tego samego powodu -

powiedział chłodno. - Nie pamiętam ojca, odszedł, kiedy ja i mój brat bliźniak byliśmy

mali. Taki przymusowy ślub moim rodzicom także nie przyniósł nic dobrego.

Rachel spojrzała na niego z zaskoczeniem. Po raz pierwszy wspomniał cokolwiek

na temat swojej rodziny.

- Nie wiedziałam, że masz brata bliźniaka. Jesteście identyczni?

- Byliśmy podobni, ale nie identyczni - odparł.

- Byliście?

- Mój brat od dziesięciu lat nie żyje.

Ton głosu Diega ostrzegł ją, aby nie drążyła tematu; dostrzegła ból w jego oczach i

serce jej się ścisnęło.

- Skoro małżeństwo z rozsądku nie udało się ani twoim rodzicom, ani moim, po co

je proponujesz, wiedząc, że jest skazane na porażkę...? - zaczęła, ale on jej przerwał.

- Czego pragnęłaś najbardziej, kiedy byłaś mała, Rachel?

- Mieć konia - odparła krótko, zastanawiając się, dokąd prowadzi ta rozmowa.

Cofnęła się pamięcią do czasów dzieciństwa i wzruszyła ramionami. - Tak naprawdę to

najbardziej na świecie chciałam być moją przyjaciółką, Clare; mieć normalną rodzinę i

rodziców, którzy nie krzyczą ciągle na siebie. Rodzice Clare lubili się i zawsze uważa-

łam, że tak właśnie powinno wyglądać małżeństwo.

- Wygląda na to, że mamy takie same poglądy w kwestii małżeństwa - powiedział

cicho Diego. - Jako dziecko także żałowałem, że nie mam rodziców, którzy kochają się i

troszczą się o mnie. Uważam, że dla dobra naszego dziecka moglibyśmy być przyjaciół-

T L

R

background image

mi, Rachel, a nasze małżeństwo byłoby takie, jak opisałaś. Kiedyś byliśmy przyjaciółmi -

przypomniał jej, kiedy patrzyła przed siebie niewidzącym wzrokiem.

- Ślub to szalony pomysł - mruknęła. - To by się nie udało.

- Co wobec tego proponujesz? - zapytał ostro. - Nosisz pod sercem spadkobiercę

fortuny Ortegów. Jestem zdecydowany brać czynny udział w jego wychowaniu. Czy na-

prawdę możesz mu odmówić prawa przysługującego z urodzenia?

- Nie wiem, co robić - przyznała. - Nie chodzi tylko o ślub. Musiałabym się prze-

prowadzić na drugi koniec świata, do obcego kraju...

- Argentyna to piękny kraj i obiecuję, że się w nim zakochasz, querida - zapewnił

ją Diego, uśmiechając się nieoczekiwanie.

Usiadł na łóżku i wziął Rachel w ramiona, lekko zaskoczony tym, że ona nie

stawia oporu. Oparła głowę na jego piersi, a on głaskał długie, jasne włosy.

- Pozwól mi zaopiekować się tobą i dzieckiem - wymruczał, muskając ustami jej

włosy.

Słowa te poruszyły czułą nutę w jej sercu. Jeśli miała być szczera, to przyszłość

napawała ją przerażeniem i dość miała robienia dobrej miny do złej gry i zapewniania

siebie i innych, że da sobie radę. Nie chciała wychowywać dziecka sama, ale także nie

chciała oddawać go do adopcji.

- Kiedy chciałbyś wziąć ślub? - wychrypiała, przykładając dłoń do brzucha.

Diego położył swoją rękę tuż obok.

- Od razu zacznę załatwiać formalności - powiedział spokojnie. - Nie mamy dużo

czasu.

T L

R

background image

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

Tego samego dnia pojechali do londyńskiego apartamentu Diega. Rachel większą

część drogi przespała, a kolejny tydzień spędziła w łóżku, tak osłabiona wirusem, że nie

miała siły kłócić się z Diegiem, kiedy przynosił jej posiłki do łóżka i czekał, aż zje

chociaż połowę porcji.

Rano, w dniu ich ślubu, Rachel włożyła jasnoniebieską suknię ciążową i rozklo-

szowany płaszczyk, które kosztowały majątek. Płaszczyk był tak sprytnie skrojony, że

ukrywał fakt, iż jest w zaawansowanej ciąży, ale i tak czuła się wielka jak wieloryb.

Ślub odbył się w urzędzie stanu cywilnego w Westminster o jedenastej w deszczo-

wy piątek, świadkami zaś byli kierowca Diega i jego gosposia. Rachel odrzuciła jego

propozycję zaproszenia swojej rodziny, wyjaśniając, że rodzice nie są w stanie przeby-

wać w tym samym pomieszczeniu bez wszczynania karczemnych awantur.

Gdy czekali w urzędzie na korytarzu, Diego nagle zniknął i chwilę później pojawił

się z pięknym bukietem żółtych róż.

- Jest przyjęte, że panna młoda ma w dniu ślubu bukiet kwiatów - powiedział cicho

na widok zaskoczonej miny Rachel.

Ich ślub nie był konwencjonalny i ona nawet nie pomyślała o kwiatach, ale z jakie-

goś powodu ten gest Diega mocno ją wzruszył. Zamrugała, starając się powstrzymać na-

pływające do oczu łzy.

- Dziękuję. Są śliczne - powiedziała schrypniętym głosem, przypominając sobie

żółte róże, które dostała od niego, kiedy ją po raz pierwszy odwiedził w przyczepie. I

kiedy po raz pierwszy pocałował. Zastanawiała się, czy on także to pamięta, ale z twarzy

Diega nie dało się nic wyczytać.

Natychmiast po ceremonii udali się do czekającej limuzyny, która zawiozła ich na

lotnisko. Ten sam lekarz, który przeprowadził test na ojcostwo, podpisał specjalną zgodę,

aby w tak zaawansowanej ciąży Rachel leciała samolotem.

Kiedy tuż przed lotniskiem samochód stanął w korku, Diego wręczył jej małe, ak-

samitne pudełko.

T L

R

background image

- Prezent z okazji ślubu - mruknął, zastanawiając się, dlaczego na widok nieufności

w jej spojrzeniu zapragnął wziąć ją w ramiona i mocno przytulić.

Miał to, czego pragnął; jego dziecko przyjdzie na świat w Argentynie i będzie no-

sić nazwisko Ortega. I miał żonę, której pożądał bardziej niż jakiejkolwiek innej kobiety

na świecie. Gdyby sześć miesięcy temu ktoś mu powiedział, że nocami nie będzie mógł

spać, snując fantazje na temat kobiety w zaawansowanej ciąży, zaśmiałby się tej osobie

w twarz.

- Otwórz - powiedział zachęcająco, kiedy Rachel wpatrywała się w pudełko, jakby

się bała, że może wybuchnąć.

Drżącymi palcami uniosła aksamitne wieczko i aż jej zaparło dech w piersi na wi-

dok owalnego szafiru otoczonego połyskującymi brylancikami.

- Jest niesamowity - powiedziała cicho, ponieważ Diego wyraźnie czekał na jej re-

akcję.

Pierścionek był rzeczywiście piękny i nie była sobie w stanie wyobrazić, ile musiał

kosztować. Tyle że pieniądze nie stanowiły dla Diega żadnego problemu i nie łudziła się,

że kupił jej pierścionek z powodów sentymentalnych.

Uniósł jej dłoń i wsunął pierścionek tuż obok obrączki. Był ciężki i choć rozmiar

okazał się idealny, na jej szczupłym palcu wydawał się zbyt duży i ciężki.

- Jak daleko od Buenos Aires jest twoje ranczo? - zapytała z ciekawością.

- Estancia Elvira leży jakieś sto kilometrów na północ od stolicy. Dojazd zabiera

niewiele ponad godzinę, ale ja najczęściej latam tam helikopterem.

- Latasz tam? - Rachel zmarszczyła brwi. - Ale mieszkasz w... estancii, prawda?

- Nie, wolę mieszkać w mieście - odparł zwięźle Diego. - Mam dwupoziomowy

apartament w dzielnicy Puerto Madero. Z czterdziestego drugiego piętra rozciąga się fan-

tastyczny widok na port, no i ma się na wyciągnięcie ręki sklepy i nocne życie.

- Ale będziemy pomieszkiwać także w estancii? - zapytała niespokojnie.

Podczas ich pobytu w Londynie Diego nie wydawał jej się obcy tylko wtedy, gdy

rozmawiali o jego programie hodowli kuców, i nie mogła się doczekać zamieszkania na

ranczu, blisko koni.

Wzruszył lekko ramionami.

T L

R

background image

- Być może zabiorę cię tam po narodzinach dziecka, ale na razie lepiej będzie

mieszkać w mieście, w pobliżu wszelkich udogodnień. Drogi są dobre, ale estancia leży

jednak daleko od szpitala.

I wiązało się z nią zbyt wiele wspomnień. Kiedy Diego znajdował się w stajni,

koncentrował się wyłącznie na koniach, ale w domu, gdzie on i Eduardo spędzili dzieciń-

stwo, prześladowały go sceny z przeszłości i gotów był przysiąc, że czasami słyszy głos

brata, odbijający się echem od ścian.

Lecieli nad Buenos Aires. Rachel zaszokowała wielkość miasta i setki wieżowców,

ciągnących się aż do linii horyzontu. Stanowiło to olbrzymi kontrast z niewielką miej-

scowością w Gloucestershire, gdzie spędziła większość życia, i czuła ukłucie paniki na

myśl o radzeniu sobie w gąszczu ulic wielkiego miasta. Na dodatek w ogóle nie znała

hiszpańskiego.

Gorące i wilgotne powietrze, które buchnęło w chwili, gdy wysiedli z samolotu,

okazało się kolejnym szokiem po chłodnej zimie, jaką zostawili za sobą w Anglii.

- Apartament ma klimatyzację - wyjaśnił Diego, kiedy Rachel pomachała ręką

przed rozgrzaną twarzą i zapytała, czy zawsze jest tutaj tak ciepło. - W budynku jest tak-

że prywatny basen i siłownia, gdybyś po narodzinach dziecka chciała wrócić do dawnej

figury.

Rachel popatrzyła na swój wielki brzuch, zastanawiając się, czy jeszcze kiedyś bę-

dzie płaski. Czy Diego ponownie się nią zainteresuje, jeśli wróci do szczupłej figury -

czy też jego pożądanie zupełnie umarło? W ogóle nie rozmawiali na temat fizycznej

strony ich małżeństwa, a jako że noc poślubną spędzili w samolocie, kwestia seksu nie

została poruszona. Czy to się stanie dziś wieczorem? Czy Diego oczekiwał, że jako jego

żona będzie dzielić z nim łóżko?

Poznała odpowiedź, kiedy wysiedli z windy i Diego wprowadził ją do apartamentu.

Zmęczenie po podróży i nerwowe napięcie sprawiły, że Rachel chwiała się na nogach, a

jej oczy na tle bladej twarzy wydawały się ogromne.

- Wyglądasz na wykończoną - stwierdził Diego. Wziął ją na ręce i, ignorując prote-

sty, zaniósł na sam koniec korytarza. - Tu jest twój pokój, gdzie możesz przez kilka go-

T L

R

background image

dzin poodpoczywać. Wieczorem zjemy kolację w jednej z moich ulubionych restauracji,

a jeśli będziesz miała ochotę, to oprowadzę cię po okolicy.

Rachel kiwnęła głową. Kiedy położył ją na ładnej różowej narzucie, zapragnęła,

aby zajął miejsce obok niej, on jednak szybko się wyprostował i odsunął od łóżka.

- Kiedy dziecko się urodzi, nie będziemy mogli jadać na mieście - mruknęła.

- Zdaję sobie z tego sprawę i dlatego zacząłem się już rozglądać za kucharzem.

Pewnie będę musiał zostać domatorem - odparł bez szczególnego entuzjazmu w głosie.

Czyżby już żałował, że ją tu sprowadził?

Rachel patrzyła, jak chodzi po pokoju niczym zamknięty w klatce tygrys. Ale to

przecież on nalegał na ślub. I dla dobra dziecka oboje będą musieli się czegoś wyrzec i

mocno starać, aby wszystko jakoś się ułożyło.

Ku zaskoczeniu Rachel przywyknięcie do nowego życia w Argentynie nie okazało

się tak trudne, jak się obawiała. Diego wycofał się z następnego turnieju polo, ponieważ

to by oznaczało natychmiastowy wylot na wyspy Bahama. Zamiast tego oprowadzał ją

po Buenos Aires, zatrzymując się po drodze w niezliczonej ilości kafejek.

- Przekonasz się, że Buenos Aires to miasto kosmopolityczne, z silnymi europej-

skimi wpływami - wyjaśnił, kiedy się przechadzali po dzielnicy La Boca, gdzie znajdo-

wały się niezwykłe blaszane domki, pomalowane w kolorach tęczy. - Portenos, jak na-

zywa się mieszkańców Buenos Aires, to ludzie wielokulturowi, i oprócz hiszpańskiego

usłyszysz tu także włoski i niemiecki.

Rachel urzekła niczym nieposkromiona energia tego miasta, natomiast mniej entu-

zjazmu wykazała, kiedy udali się na zakupy. Na Avenida Alvear mieściło się wiele buti-

ków znanych projektantów i Diego zaciągnął ją do Prady, Louisa Vuittona i Versace,

gdzie mierzyła całe mnóstwo oszałamiających, ale absurdalnie drogich wieczorowych

sukien ciążowych.

- Za kilka tygodni ciążowe ubrania nie będą mi potrzebne - argumentowała, modląc

się w duchu, aby do końca życia nie przypominała piłki plażowej.

- Już ci tłumaczyłem, że mamy zaproszenia na kilka przyjęć w okresie świątecz-

nym - odparł Diego. - A jutro wieczorem jeden z moich najbliższych przyjaciół, Frederi-

co, i jego żona urządzają przyjęcie, aby uczcić nasz ślub.

T L

R

background image

Rachel cofnęła się myślami do tej jedynej okazji, kiedy udzielała się towarzysko

razem z Diegiem. Czuła się koszmarnie nie na miejscu w Ascot, w gronie jego zamoż-

nych znajomych, a tutaj, w Argentynie, kolejną barierę stanowić będzie nieznajomość

hiszpańskiego.

- Polubisz Rica i Juanę - zapewnił Diego. - Ich córeczka Ana ma dwa latka, a Juana

niedawno oświadczyła, że spodziewa się drugiego dziecka.

Federico Gonzales i jego żona mieszkali w dużym domu w stylu hiszpańskim na

zielonych przedmieściach miasta. I okazali się tak przyjacielscy i czarujący, jak obiecał

Diego. Juana była ładna i pulchna.

- Po ciąży z Aną zostało mi kilka nadprogramowych kilogramów, a teraz w drodze

jest kolejne dziecko - wyjaśniła, kiedy zostały z Rachel same. - Na szczęście Rico twier-

dzi, że lubi moje krągłości.

Rachel bardzo się cieszyła, że Juana jest taka praktyczna, ponieważ większość po-

zostałych znajomych Diega to była śmietanka towarzyska. Grzecznie skrywali ciekawość

i odzywali się do niej po angielsku, Rachel nie wiedziała jednak nic na temat win czy

opery, a już na pewno polityki, i przekonała się, że ma z nimi naprawdę mało wspólnego.

Między sobą inni goście rozmawiali po hiszpańsku i kiedy Rachel słuchała niezro-

zumiałych dla siebie słów, czuła się coraz bardziej wyobcowana.

Poszukała wzrokiem Diega i zobaczyła, że właśnie zmierza w jej stronę.

- Gdzie zniknęłaś? - zapytał, kiedy znalazł się przy jej boku.

- Poszłam z Juaną na górę, aby poznać małą Anę. To słodka dziewczynka - odpar-

ła.

- Już niedługo i my będziemy mieć słodkie maleństwo - rzekł, patrząc na nią uważ-

nie.

Dzisiejszego wieczoru nie mógł oderwać od Rachel wzroku. W jednej z wielu

książek na temat ciąży i narodzin przeczytał, że ciężarne kobiety często promienieją i za-

stanawiał się, co to znaczy. Teraz już wiedział.

Rachel przez chwilę się wahała, po czym wyrzuciła z siebie to, co ją dręczyło przez

cały wieczór.

T L

R

background image

- Nasze dziecko będzie mówić po angielsku czy hiszpańsku? Juana mówi do swej

córki oczywiście po hiszpańsku... - Urwała, nie potrafiąc wytłumaczyć, jak się poczuła,

kiedy uderzyła ją myśl, że Diego z całą pewnością będzie chciał, aby językiem ojczystym

jego dziecka był hiszpański. Wystarczająco nieprzyjemne było to, że nie mogła swobod-

nie gawędzić z jego znajomymi, ale perspektywa niemożności komunikowania się z wła-

snym dzieckiem była doprawdy straszna.

- Tak sobie myślę, że dziecko będzie dwujęzyczne - odparł Diego.

- Tobie to odpowiada, ponieważ znasz biegle oba języki. - Rachel przygryzła war-

gę. - Ty będziesz mógł rozmawiać z dzieckiem po hiszpańsku, ale ja... Kiedy pójdziemy

na wywiadówkę, nie będę wiedzieć, jakie on czy ona robi postępy... - Do jej oczu napły-

nęły łzy. - Diego... muszę nauczyć się hiszpańskiego, ale w szkole byłam beznadziejna,

jeśli chodzi o języki. Z francuskim sobie nie poradziłam.

Jej bezradność poruszyła czułą nutę w sercu Diega. W przeciwieństwie do wielu

znanych mu kobiet, Rachel rzadko płakała. Sprawiała wrażenie, że jest silna i niezależna,

ale nagle dotarło do niego, jak wielkie musiała czuć przerażenie, przeprowadziwszy się

do obcego kraju z innymi zwyczajami, stylem życia i językiem.

- Nauczę cię hiszpańskiego, querida - obiecał łagodnie. - I ze mną w roli nauczy-

ciela na pewno dasz sobie radę. - Otarł kciukiem jej łzy. - Każdego dnia godzinę będzie-

my poświęcać na uczenie cię języka pisanego i co ważniejsze, będziemy rozmawiać po

hiszpańsku. Zdziwisz się, jak szybko pójdzie ci nauka. - Wziął ją w ramiona, wdychając

delikatny zapach jej perfum. - To twoja pierwsza lekcja. Me siento muy orgulloso de mi

hermosa esposa. Chcesz wiedzieć, co to znaczy?

Rachel kiwnęła głową.

- To znaczy: jestem bardzo dumny z mojej pięknej żony.

- Och... - Nie wiedziała, co powiedzieć, ale słowa nagle okazały się zbędne, kiedy

Diego opuścił głowę i delikatnie musnął ustami jej wargi. Rachel natychmiast zapragnęła

więcej. Objęła go w pasie, bojąc się, że chce się odsunąć, on jednak przesunął koniusz-

kiem języka po konturach jej warg, po czym raz jeszcze objął w posiadanie usta Rachel,

tym razem bardziej namiętnie i zdecydowanie.

T L

R

background image

- Od teraz masz mi natychmiast mówić, jeśli coś będzie cię martwić - nakazał, kie-

dy w końcu uniósł głowę i oboje głęboko odetchnęli. - Jestem twoim mężem, Rachel, i

moim obowiązkiem jest chronienie cię i otaczanie opieką.

Podniecił się w chwili, gdy wziął ją w ramiona, i ogarnęło go dojmujące pragnie-

nie, aby wyprowadzić ją do ciemnego ogrodu, gdzie byliby sami i gdzie mógłby bez

przeszkód dotykać jej oszałamiającego ciała. Przywołując całą swoją silną wolę, odsunął

się od Rachel.

- Przyniosę nam coś do picia. Zostaniesz chwilę sama?

Po chwili koło niej zjawił się kelner, częstując słodkościami, i Rachel nie mogła się

oprzeć posypanym cukrem churros, przypominającym małe angielskie pączki.

- Będę wielka jak szafa trzydrzwiowa, jeśli nie przestanę podjadać - powiedziała do

Juany, która akurat do niej podeszła.

Juana uśmiechnęła się blado, wzrok miała jednak poważny.

- Rachel... Właśnie przyjechała Lorena Ortega, która chce cię poznać. - Juana

skrzywiła się. - Lorena to matka Diega. Musiałam ją oczywiście zaprosić na przyjęcie,

ale mówiła, że się nie zjawi. Nie mogę uwierzyć, że jednak zmieniła zdanie. - Juana była

wyraźnie skrępowana. - Pewnie wiesz, że Diega nie łączą z matką zbyt dobre stosunki.

Zawsze tak było, nawet kiedy Diego był dzieckiem, no i oczywiście po tym wypadku...

cóż... - Juana urwała. - To żadna tajemnica, że Lorena uwielbiała Eduarda i żywiła nie-

chęć do Diega. A teraz chciałaby się z tobą zobaczyć na osobności. Ale nie musisz tego

robić. Chciałam ostrzec Diega, że jest tu Lorena, ale Federico wyciągnął go, żeby się po-

chwalić nową zabawką, a znając mojego męża i samochody, może to potrwać i godzinę.

Rachel wzruszyła ramionami.

- Chętnie poznam matkę Diega. - Prawdę mówiąc, była niesamowicie jej ciekawa,

ponieważ Diego nigdy o niej nie mówił.

Udała się za Juaną do pomieszczenia, które najwyraźniej było gabinetem Federica.

Matka Diega w młodości musiała być pięknością i do teraz zachowała klasyczne

rysy twarzy i szczupłą figurę. Twarz miała jednak pokrytą siateczką zmarszczek, usta za-

ciśnięte w cienką linię, a wzrok pozbawiony wyrazu. Była także pijana, co dostrzegła

Rachel, kiedy weszła do gabinetu i czekała, aż Lorena dopije brandy.

T L

R

background image

- A więc to jest żona Diega. - Jej wzrok przesunął się po Rachel. Zaśmiała się

gorzko. - I jesteś w ciąży. Cóż, dziwi mnie, że to się stało dopiero teraz. Lista kochanek

mego syna jest doprawdy legendarna. - Wykonała władczy gest, pokazujący, by Rachel

usiadła. Sama zaś dolała sobie brandy. - Masz ochotę na drinka?

- Nie, dziękuję. - Rachel odruchowo położyła dłoń na brzuchu.

Lorena zmrużyła oczy.

- Jesteś jeszcze dzieckiem. Dzieckiem uwiedzionym przez mężczyznę, który powi-

nien mieć więcej oleju w głowie.

Rachel pokręciła głową.

- To nieprawda - oświadczyła zdecydowanie. - Diego mnie nie uwiódł. Wiedzia-

łam, co robię.

Lorena wzruszyła ramionami.

- Twoje poczucie lojalności jest wzruszające, ale obawiam się, że nie zostanie od-

wzajemnione. Miałam tyle lat co ty, kiedy poznałam ojca Diega. Byłam młoda, naiwna i

bez pamięci zakochana. Ale Ricardo okazał się playboyem i oportunistą i nie pragnął

mnie, lecz moich pieniędzy. Mój ojciec od razu go przejrzał, ale wtedy było już za póź-

no. Spodziewałam się dziecka i zaślepiało mnie uczucie do Ricarda. Byłam taka

wdzięczna, kiedy mi się oświadczył. - Lorena przez chwilę milczała. - Nie wiedziałam o

jego innych kobietach, przynajmniej nie na początku. Ale wraz z upływem kolejnych

miesięcy, kiedy ciąża stawała się coraz bardziej zaawansowana, Ricardo nie zawracał już

sobie głowy utrzymywaniem w tajemnicy częstych wyjazdów do Buenos Aires. Zawsze

myślałam, że gdyby to było tylko jedno dziecko, gdybym nosiła pod sercem tylko Eduar-

da, wtedy utrzymałabym zainteresowanie Ricarda - wyznała z błyskiem szaleństwa w

oku. - Ale który mężczyzna chciałby się kochać z kobietą, której ciało jest spuchnięte i

brzydkie? Nie byłam w ciąży z jednym dzieckiem, lecz dwójką, a rodząc Diega niemal

umarłam.

- Ale nie może winić pani Diega za niewierność męża - powiedziała zaskoczona

Rachel. - Jak można winą obarczać małe, niewinne dziecko?

Lorena uniosła szklankę do ust i wzięła kolejny duży łyk bursztynowego płynu.

T L

R

background image

- Gdyby był tylko Eduardo... - mruknęła niewyraźnie. Nagle uniosła głowę i spoj-

rzała na Rachel szklanymi oczami. - Diego jest taki jak jego ojciec, zapamiętaj moje sło-

wa. Nigdy nie pozostał długo wierny jednej kobiecie i jesteś głupia, jeśli ci się wydaje, że

teraz będzie inaczej. Diego był zawsze dziki i lekkomyślny - kontynuowała ponuro. -

Gdy tymczasem Eduardo był najlepszym synem, jakiego matka może sobie wymarzyć.

Ale Eduardo nie żyje... - urwała i dopiła brandy - ...i Diego jest temu winny. Diego posłał

go na śmierć...

- Co ma pani na myśli...? - Serce Rachel waliło tak szybko, że ledwie była w stanie

oddychać.

Usłyszała jakiś dźwięk przy drzwiach i odwróciła głowę.

Do gabinetu wszedł Diego.

- Hola, Madre. - Zmierzył podejrzliwym spojrzeniem Lorenę Ortegę i na wpół

opróżnioną butelkę brandy. - Widzę, że świętujesz mój ślub z Rachel.

- Być może współczuję twojej żonie wyboru męża - warknęła Lorena.

- I bez wątpienia ostrzegasz ją, że jestem seryjnym kobieciarzem, tak jak mój oj-

ciec?

- Cóż, taka jest prawda, czyż nie, Diego? - Lorena spojrzała gniewnie na syna i Ra-

chel zaszokowała gorycz w jej oczach. - Ty i Ricardo jesteście ulepieni z tej samej gliny.

On nawet umarł w ramionach jednej ze swoich ladacznic.

Diego przeszedł przez pokój i objął Rachel.

- Zabieram teraz moją żonę do domu - powiedział cicho. - To był długi wieczór i z

pewnością jest bardzo zmęczona.

Rachel była tak zaszokowana oskarżeniem Loreny, że Diego miał coś wspólnego

ze śmiercią brata, że nie odezwała się ani słowem i po prostu pozwoliła się wyprowadzić

z gabinetu. Diego zatrzymał się w drzwiach i zerknął na matkę.

- Moje dziecko jest twoim wnukiem, Madre. Nie sądzisz, że powinnaś spróbować

zapomnieć o przeszłości i stać się częścią życia tego dziecka?

Lorena zaśmiała się z goryczą.

- Nigdy nie zapomnę - oświadczyła jadowicie.

Spojrzała na Diega z taką odrazą, że Rachel zamarła.

T L

R

background image

- Eduardo nigdy się nie ożeni ani nie zostanie ojcem. - Do jej głosu zakradła się hi-

steria. - Wszystko zostało mu odebrane...

Z twarzy Diega odpłynęła cała krew i Rachel wstrząsnęła udręka w jego oczach.

Szybko jednak wziął się w garść i skinął głową matce.

- Adios, Madre - powiedział cicho, po czym zamknął za nimi drzwi.

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

W drodze do domu Rachel, nie chcąc rozmawiać, zamknęła oczy i udawała, że śpi.

Ale nie mogła wyrzucić z pamięci Loreny Ortegi, pijącej brandy i wpatrującej się w Ra-

chel - i co gorsza, wyrazu twarzy Diega, kiedy Lorena mówiła o jego bracie, Eduardzie.

Lorena była przekonana, że to Diega należy winić za śmierć jej drugiego syna. Rachel

nie śmiała jednak prosić męża o udzielenie wyjaśnień.

Ale nawet jeśli mroczne myśli dręczyły go podczas jazdy do apartamentu, najwy-

raźniej odepchnął je od siebie, w chwili gdy kiedy weszli do środka.

- Wiedziałem, że polubisz Juanę - stwierdził, podchodząc do barku w salonie. -

Napijesz się czegoś? Mogę ci zrobić herbatę. - Posłał jej pewny siebie uśmiech mężczy-

zny, który już nie jest w kuchni tylko gościem i który zgłębił tajemnice parzenia herbaty;

w końcu zanosił ją Rachel z samego rana.

- Nie, dziękuję. Idę od razu do łóżka - odparła głosem pozbawionym wyrazu.

Diego zmarszczył brwi. W samochodzie wydawała się odprężona i uznał, że spo-

tkanie z jego matką nie wytrąciło jej aż tak bardzo z równowagi. Najwyraźniej się mylił.

- Co się dzieje, Rachel? Chociaż chyba nie muszę pytać - powiedział ponuro. -

Właściwie to powinienem zapytać, co ci naopowiadała moja matka.

Rachel przygryzła wargę. Nie miała odwagi zapytać Diega o to, jak umarł Eduardo.

- Powiedziała, że lista twoich kochanek jest legendarna i że nigdy nie pozostaniesz

wierny jednej kobiecie.

- A ty oczywiście jej uwierzyłaś, mimo że dopiero ją poznałaś i było jasne, że zbyt

dużo wypiła? Dziękuję ci, że tak we mnie wierzysz, querida - powiedział lodowatym to-

nem.

T L

R

background image

- Miałeś inne kochanki, odkąd się rozstaliśmy? - wyrzuciła z siebie.

- Uważam, że to nie twoja sprawa - odparł ostro. - To ty mnie zostawiłaś, pamię-

tasz?

Jego arogancja mocno Rachel rozzłościła.

- Nie interesuje mnie, z iloma kobietami spałeś przed naszym ślubem - oświadczy-

ła. - Ale teraz jestem twoją żoną i jeśli sądzisz, że będę przymykać oko na twoje skoki w

bok, to się grubo mylisz.

Diego przyglądał jej się z drwiącym rozbawieniem.

- Być może powinienem przypomnieć ci o tym, że nie bardzo możesz stawiać wa-

runki czy wysuwać żądania - odparł. - Poślubiłem cię ze względu na dziecko i to ja uzy-

skam prawo do opieki nad nim, gdybym kiedyś się zdecydował zakończyć nasze małżeń-

stwo. Nie widzę jednak powodu, dla którego miałoby to nastąpić - mruknął nieco łagod-

niej, kiedy Rachel zbladła. - Oboje chcemy być dobrymi rodzicami i zapewnić naszemu

dziecku stabilność, jakiej nam w dzieciństwie brakowało. - Wyciągnął rękę i pogłaskał

Rachel po włosach, unosząc lekko brwi, kiedy cała się spięła. - Pomimo słów matki, że

jestem zdradzieckim playboyem, takim jak mój ojciec, daję ci słowo, że gotów jestem

być lojalnym i wiernym mężem. - Drugą ręką objął ją w talii i przyciągnął do siebie. Jego

spojrzenie nie było już lodowate, lecz płonął w nich zmysłowy ogień pozbawiający Ra-

chel tchu. - Byłem cierpliwy, querida, czekając, aż odzyskasz siły po chorobie, i dając ci

czas na zadomowienie się w Argentynie. Ale nadszedł czas, aby to małżeństwo zostało

skonsumowane, żebyś nie miała wątpliwości co do tego, że zamierzam zadowalać moją

żonę w sposób, jaki lubi najbardziej.

- Diego... - Policzki Rachel oblał rumieniec, gdy przypomniały jej się wszystkie

rozkoszne pozycje, w jakich kochał się z nią w trakcie trwania ich romansu.

Pocałował ją. Objęła go mocno za szyję. Diego przesunął ustami po jej policzku i

niżej, na szyję, gdzie poczuł bijące szybko tętno.

- Uwielbiam to, co ciąża zrobiła z twoim ciałem - wymruczał, muskając oddechem

jej szyję. Objął dłonią krągłą pierś, a Rachel poczuła, jak twardnieją jej sutki. - Jesteś

piękniejsza niż kiedykolwiek, querida.

T L

R

background image

Rachel położyła dłonie na jego torsie i poczuła przez materiał koszuli gorąco jego

ciała. Bez względu na to, co się wydarzyło w jego przeszłości, teraz był z nią i przysiągł,

że będzie jej wierny. Nie kochał jej, ale pragnął uprawiać z nią seks - a ona nie była w

stanie dłużej wyrzekać się swego pragnienia.

Nie była w stanie walczyć z podstępnym ciepłem, rozchodzącym się po całym cie-

le. Zadrżała. Zdecydowanie, jakby to było coś najnaturalniejszego pod słońcem, wziął ją

na ręce i zaniósł do swojej sypialni, a kiedy położył na jedwabnej narzucie w odcieniu

burgunda, Rachel przeczesała palcami jego ciemne włosy i pociągnęła go ku sobie...

Po wszystkim leżeli wtuleni w siebie, a Rachel miała wrażenie, jakby dotarła do

domu. Odgłos miarowego bicia serca Diega był czymś cudownie znajomym i miała to

samo poczucie bliskości, co w trakcie trwania ich romansu. Kochała go i w końcu pogo-

dziła się z tym, że nie ma sensu walczyć z własnymi uczuciami. A kiedy leżała w jego

ramionach i czuła, jak gładzi jej włosy, zakiełkowało w niej ziarnko nadziei, że może je-

mu też choć trochę na niej zależy.

- Z iloma kobietami spałeś od naszego rozstania? - wyszeptała. Nie cierpiała samej

siebie za to, że brzmiało to tak zaborczo, ale musiała poznać odpowiedź.

Diego zesztywniał. Powoli odwrócił na poduszce głowę i spojrzał Rachel w oczy.

- Z żadną - burknął, po czym uśmiechnął się drwiąco. - Do diabła, Rachel. Seks z

tobą był zawsze niesamowity, o czym zresztą mieliśmy się przed chwilą okazję przeko-

nać. Nie wstydzę się przyznać, że podniecasz mnie jak żadna inna kobieta. I co, jesteś

zadowolona? - zapytał cierpko, kiedy nie była w stanie powściągnąć uśmiechu.

O tak! Nawet bardzo! Fakt, że Diego w czasie ich rozstania nie kochał się z tuzi-

nem pięknych modelek nie oznaczał, że rzeczywiście coś do niej czuje, ale przynajmniej

mogła poskromić demona zazdrości, który siedział w jej głowie i nie dawał spokoju. By-

ło coś jeszcze, co ją męczyło. Nie bardzo miała ochotę poruszać tematu jego zmarłego

brata, ale nie potrafiła zapomnieć oskarżeń Loreny Ortegi.

- O co chodzi, querida? - zapytał Diego, obserwując jej twarz.

- W jaki sposób umarł Eduardo?

- Dios, a czemu o to pytasz? - Natychmiast zesztywniał i odsunął się od niej.

T L

R

background image

- Przepraszam, byłam po prostu ciekawa - wyjąkała Rachel, żałując, że nie trzyma-

ła buzi na kłódkę. - Twoja matka powiedziała... - Przygryzła wargę.

- Co powiedziała moja matka? - zapytał niebezpiecznie łagodnym tonem.

- Że śmierć Eduarda była... twoją winą. Ale ja wiem, że to nie może być prawda -

wyszeptała.

- Ale to jest prawda, Rachel - powiedział cicho. - Ponoszę odpowiedzialność za

śmierć Eduarda. Nie doprowadziłem do niej celowo - dodał, kiedy zobaczył w jej oczach

przerażenie. - Eduardo był moim bratem bliźniakiem; byliśmy niczym dwie połówki ca-

łości, a kiedy umarł... - Diego urwał, na nowo przeżywając ból, jaki czuł, kiedy wycią-

gnął z rzeki pozbawione życia ciało brata. - Kiedy umarł, żałowałem, że ja nie zginąłem

razem z nim. A teraz muszę żyć ze świadomością, że przez swój temperament, brak

umiaru i nieodpowiedzialność doprowadziłem do śmierci osoby, którą kochałem najbar-

dziej na świecie.

Zeskoczył z łóżka i w milczeniu się ubrał. Poczucie winy miało wpływ na wszyst-

ko, co robił, przypominając mu, że nie ma prawa być szczęśliwy, skoro to przez niego

Eduardo został pozbawiony życia.

- Dokąd idziesz? - zapytała Rachel.

W jej głosie słychać było wielki niepokój.

- Rano wylatuję do Afryki Południowej na turniej polo. Nie chcę ci przeszkadzać,

więc prześpię się w pokoju dla gości.

- Do Afryki! Czemu dopiero teraz mi o tym mówisz? - zapytała drżącym głosem.

To było szalone, ale nie mogła powstrzymać się od myślenia, że Diego od niej

ucieka.

Wzruszył ramionami, nie chcąc się przyznać do tego, że jeszcze pięć minut temu

nie miał zamiaru brać udziału w tym turnieju, żeby być bliżej niej.

- Wiesz, że gram na całym świecie. Obawiam się, że będziesz się musiała przy-

zwyczaić do moich nagłych wyjazdów.

- Ale jak długo cię nie będzie? - zapytała gorączkowo.

T L

R

background image

- Wrócę za niecały tydzień. Ustaliłem z Juaną, że będzie do ciebie przychodzić i

uczyć cię hiszpańskiego. Te lekcje oraz zajęcia w szkole rodzenia sprawią, że będziesz

zbyt zajęta, aby za mną tęsknić, querida - zadrwił.

Rachel zarumieniła się. Wiedział, że będzie odliczać minuty do jego powrotu? I

czy zdawał sobie sprawę z tego, jak bardzo jest w nim zadurzona?

Usiadła i przerzuciła włosy przez ramię.

- Jestem pewna, że masz rację - oświadczyła chłodno. - Przyjemnej podróży.

Diego wrócił w Wigilię. Powitał Rachel z chłodną uprzejmością i tej nocy każde z

nich spało we własnym łóżku. Następnego ranka ze zdumieniem znalazła pod choinką

stos prezentów i sztywno podziękowała mu, kiedy odpakowała zapierający dech w pier-

siach naszyjnik z pereł i diamentów wraz z kolczykami do kompletu, bransoletkę z bia-

łego złota i platynowy pierścionek z wielkim szmaragdem. Ta biżuteria musiała koszto-

wać majątek, ale Rachel nie mogła mu powiedzieć, że to, czego naprawdę od niego pra-

gnie, jest bezcenne - jego miłość.

Po świętach Diego codziennie opuszczał dom o świcie i helikopterem udawał się

na swoje ranczo na północ od Buenos Aires. Długie dni bez niego Rachel wypełniała

rozmowami z Juaną, która regularnie ją odwiedzała albo zapraszała do siebie. Brała

udział w zajęciach w szkole rodzenia i robiła zakupy z myślą o dziecku, zdumiona ilością

drobiazgów, potrzebnych jednemu maleństwu.

Upał i wilgotne powietrze ją wyczerpywały. Była w trzydziestym szóstym tygo-

dniu ciąży i miała wrażenie, że jej brzuch lada chwila eksploduje. Czuła się wielka, nie-

zdarna i z byle powodu wybuchała płaczem. I tak bardzo tęskniła za końmi...

Diego mówił, że estancia znajduje się nieco ponad godzinę drogi stąd. A może wy-

rwać się w końcu z tego dusznego miasta? Pełna podekscytowania zignorowała upo-

rczywy ból pleców, który obudził ją wczesnym rankiem, wrzuciła do torby parę najpo-

trzebniejszych drobiazgów i zadzwoniła po kierowcę.

Diego ranek spędził na padoku, ale nastało południe, słońce paliło najmocniej i po-

ra była dać kucom odpocząć.

T L

R

background image

- Ta kasztanka zapowiada się szczególnie obiecująco - powiedział po hiszpańsku

do gaucho, gdy jechali konno w stronę stajni.

Carlos pokiwał głową.

- Kolejny dobry koń z Estancii Elviry, no nie, szefie? - Urwał i popatrzył z cieka-

wością na widoczną w oddali postać. - Szefie... chyba mamy gościa.

- Dzisiaj nie mam żadnych umówionych spotkań. - Diego podążył za spojrzeniem

gaucho i zaklął. - Santa Madre! Ta kobieta wyprowadziłaby z równowagi nawet święte-

go! - warknął, po czym spiął konia do galopu i popędził w jej stronę.

- Co ty, u licha, tutaj robisz? - zapytał ostro, kiedy zatrzymał się tuż przy Rachel. -

Wyglądała niesamowicie uroczo w żółtej sukience na ramiączkach. Włosy związała żółtą

wstążką w kucyk i Diego nie mógł oderwać oczu od jej różowych ust. - Wyglądasz jak

jaskier - mruknął, patrząc na sukienkę.

- Prędzej jak wieloryb - odparła, kładąc dłoń na wielkim brzuchu.

- Powinnaś była zostać w mieście. Dziecko...

- Dziecko ma się urodzić dopiero za miesiąc - powiedziała pogodnie Rachel. - W

mieście jest tak gorąco. Chciałam pooddychać świeżym powietrzem i poczuć na twarzy

powiew wiatru - dodała.

- Tutaj też jest gorąco - burknął Diego. - I czemu nie założyłaś jakiegoś kapelusza?

Lepiej idź do domu. Gospodyni, Beatriz, ucieszy się na twój widok - powiedział tonem

sugerującym, że on się nie cieszy.

- Już ją poznałam - odparła Rachel. - Kiedy przyjechałam, jeden z twoich pracow-

ników oprowadził mnie po stajniach, a potem zaprowadził do domu. Ale Beatriz nie ma

tam teraz. Powiedziała mi, że jedzie odwiedzić siostrę, która mieszka na innej farmie.

Diego kiwnął głową.

- Zapomniałem. Jeździ tam co tydzień. - Spojrzał na drogę, wiodącą do haciendy. -

Muszę zaprowadzić konia do stajni. Dasz radę sama dojść do domu? Spotkamy się na

miejscu, dobrze?

- Oczywiście, że dam radę - zapewniła go Rachel.

W żadnym razie nie zamierzała mu mówić, że ból pleców stawał się coraz bardziej

dokuczliwy.

T L

R

background image

Gdy szła powoli w stronę domu, pomyślała z zadowoleniem, że przynajmniej

Diego nie kazał jej wracać natychmiast do miasta.

ROZDZIAŁ JEDENASTY

Kiedy Diego wszedł do haciendy, nie było tam Rachel. Przeszedł przez korytarz, a

jego kroki odbijały się echem od ścian, gdy chodził na parterze od pomieszczenia do po-

mieszczenia. Przez lata niewiele się tu zmieniło. Dom wyglądał, jakby czas się w nim

zatrzymał, pomyślał, wchodząc do kuchni. Popatrzył na wiszące na ścianie miedziane

garnki i wielki drewniany stół, który Beatriz nadal codziennie szorowała.

Diego odwrócił się na pięcie i wyszedł z kuchni, po czym udał się pospiesznie na

piętro. Nie chciał tu być. Chciał znaleźć Rachel i zabrać ją z powrotem do miasta, gdzie

duchy może i mieszkały w jego głowie, ale nie otaczały go w sposób fizyczny.

- Rachel...! - zawołał niecierpliwie.

- Tu jestem.

Zatrzymał się w drzwiach pokoju, znajdującego się naprzeciwko sypialni.

- Co robisz? - Zmarszczył brwi, widząc, że wyjmuje z niewielkiej walizki ubrania i

układa je w szufladzie.

- Rozpakowuję się - odparła pogodnie. - Przywiozłam ze sobą rzeczy, żebyśmy

mogli tu spędzić kilka dni. Beatriz mówiła, że masz tutaj zapasowe ubrania. Niemądrze

spieszyć z powrotem do miasta.

- Niemądrze czy nie, tak właśnie zrobimy - oświadczył ostro Diego. - Nie mam

ochoty tu zostać, a ciebie zaledwie kilka tygodni dzieli od porodu i musisz być blisko

szpitala. Lepiej to wszystko spakuj, a ja w tym czasie powiem Arturowi, żeby podstawił

auto pod dom.

- Nie da rady. Odesłałam go do miasta - bąknęła Rachel. - Diego... nie możemy tak

dalej tego ciągnąć - dodała drżącym głosem.

Uniósł brwi.

- To znaczy?

Skuliła się pod jego zimnym spojrzeniem, ale zmusiła się, żeby mówić dalej:

T L

R

background image

- Jesteś... taki zimny... i daleki. - Jak by się czuł, gdyby wiedział, że ona co wieczór

płacze przed zaśnięciem? - Nie rozumiem, co takiego wydarzyło się w twojej przeszłości,

ale dopóki będzie to nad nami wisieć, nie możemy rozpocząć budowania wspólnej przy-

szłości. Sądziłam, że jesteśmy przyjaciółmi - szepnęła, kiedy milczał. - Za kilka tygodni

urodzi się nasz syn, dziecko, któremu przyrzekliśmy zapewnić szczęśliwe dzieciństwo,

jakiego nie miało żadne z nas. Ale jak możemy to zrobić, Diego, skoro jest między nami

ta przeraźliwa cisza?

W jej oczach pojawiły się łzy i Diego poczuł ściskanie w piersi. Rachel miała rację;

nie można dalej unikać przeszłości. Nienawidził ciszy, która wisiała nad nimi niczym

chmura trującego gazu, i brakowało mu jej śmiechu i wesołych rozmów, ale najdotkli-

wiej jej brak odczuwał nocami, kiedy nade wszystko pragnął, aby leżała w łóżku obok

niego.

Odwrócił się od niej i popatrzył niewidzącym wzrokiem przez okno.

- Nie pamiętam, aby moja matka mnie kochała - odezwał się w końcu. - Uwielbiała

Eduarda, ale gdy ja dorastałem i stawałem się coraz bardziej podobny do ojca, zdawała

się coraz bardziej mnie nie cierpieć. Kochała mojego ojca, ale jego niewierność złamała

jej serce i napełniła goryczą. Mój dziadek, Alonso, zawsze uważał, że mój ojciec ożenił

się z jego córką dla pieniędzy. Po ich rozwodzie nakłonił ją do powrotu do nazwiska pa-

nieńskiego. Zmieniła także nazwisko moje i Eduarda. - Przez chwilę milczał. - Alonso

nie robił tajemnicy z tego, że to Eduarda zamierzał uczynić wyłącznym spadkobiercą i

przyszłym właścicielem majątku.

- To musiało być trudne - powiedziała cicho Rachel.

- Często kłóciłem się z dziadkiem. Nieważne, co robiłem, i nieważne, jak bardzo

starałem się zadowolić jego i moją matkę, w ich oczach zawsze byłem nieodpowiedzial-

nym playboyem, takim jak mój ojciec. - Diego zawahał się i przeczesał palcami włosy. -

W dniu śmierci Eduarda pokłóciłem się ostro z dziadkiem, ponieważ nie pochwalał mojej

decyzji zostania zawodowym graczem polo. Miałem podły nastrój - przyznał ponuro. -

Szaleńczym pomysłem był spływ kajakiem rzeką po wiosennych deszczach. Eduardo

próbował mi to wyperswadować. Ale ja go nie słuchałem i w końcu krzyknąłem, żeby

dał mi spokój. - Diego przełknął z trudem ślinę. - To była nasza pierwsza i jedyna kłótnia

T L

R

background image

- powiedział zachrypniętym głosem. - Swoje ostatnie słowa wypowiedziałem do Eduarda

w gniewie i do śmierci nie zapomnę bólu na jego twarzy, kiedy go odepchnąłem. - Przez

chwilę milczał. - Płynąłem rzeką sam, nie mając świadomości, że Eduardo ruszył za mną.

Dopiero kiedy dotarłem do bystrego nurtu i obejrzałem się, zobaczyłem jego pusty kajak.

Rachel delikatnie dotknęła jego dłoni.

- Eduardo utonął? - zapytała cicho.

Diego kiwnął głową.

- Rzeka była tamtego dnia wzburzona i podejrzewam, że bystry nurt wywrócił ka-

jak. Obaj pływaliśmy tamtędy wiele razy i wiedzieliśmy, co robić w takiej sytuacji, ale

musiał uderzyć głową w wystający z wody kamień. Wysiadłem na brzeg i popędziłem w

górę rzeki... było jednak za późno. - Głos mu się załamał. - Eduardo już nie żył, kiedy go

wyciągnąłem z wody. Moja matka wpadła w histerię, gdy zaniosłem jego ciało do ha-

ciendy. A dziadek... - zamknął na chwilę oczy - ...oskarżył mnie o umyślne spowodowa-

nie śmierci Eduarda, abym mógł odziedziczyć Estancię Elvirę.

- Nie! - krzyknęła Rachel, oburzona okrucieństwem Alonsa Ortegi. - Musiał prze-

cież wiedzieć, jak bardzo kochałeś brata. I nikt nie mógł przewidzieć, że Eduardo utonie.

To był tragiczny wypadek!

- Wypadek, któremu mogłem zapobiec - oświadczył ostro Diego. - Gdybym nie był

taki uparty, a Eduardo taki lojalny, żyłby dzisiaj. Popłynął, aby mnie chronić, mimo że na

niego nawrzeszczałem. - Zacisnął zęby. - Nie masz pojęcia, jak się przez to czuję - wy-

rzucił z siebie. - Dziadek miał rację. To ja zabiłem mojego brata.

- Diego, nie możesz tak myśleć. - Rachel poczuła, że do jej oczu napływają łzy. -

Każdy dokonuje w życiu własnych wyborów i Eduardo sam postanowił ruszyć za tobą w

dół rzeki. To straszne, że zginął, ale nie wierzę, że chciałby, aby do końca życia zżerały

cię wyrzuty sumienia. - Zawahała się. - Dlatego właśnie nie mieszkasz tutaj, prawda?

Zbyt wiele wspomnień - powiedziała miękko.

Diego spojrzał na nią i w jej oczach zobaczył zrozumienie i współczucie tak wiel-

kie, że poczuł ściskanie w gardle.

- Po śmierci Eduarda wyprowadziłem się stąd i grałem w polo w praktycznie każ-

dym zakątku ziemi. - Diego wzruszył ramionami. - Przez cały ten czas nie kontaktowa-

T L

R

background image

łem się z matką ani dziadkiem, ale kiedy cztery lata temu Alonso zmarł, okazało się, że

zrobił mnie swoim spadkobiercą. Powrót tutaj był... trudny. Na początku planowałem

sprzedać ranczo, ale jednak nie byłem w stanie. Eduardo kochał to miejsce i sprzedając

je, miałbym uczucie, że go zdradzam. - Spojrzał na Rachel. - Rozumiesz teraz, dlaczego

nie mogę tu mieszkać? - zapytał cicho. - To powinien być dom Eduarda.

Nagle Rachel mocno zbladła.

- Przepraszam - powiedział szorstko. - Wiem, że miałaś nadzieję, iż tu zostaniemy.

Pokręciła głową.

- W porządku. Uważam, że nie powinieneś obwiniać się o śmierć Eduarda i uwa-

żam także, że on chciałby, abyś tu mieszkał - odparła łagodnie. - Rozumiem jednak, dla-

czego wolałbyś wrócić do miasta i przepraszam, że odesłałam Artura.

Rachel uśmiechnęła się blado, chcąc uspokoić Diega, ale wtedy poczuła kolejny

skurcz bólu, tak jak przed chwilą, i aż się zgięła w pół.

- Co się stało? - zapytał natychmiast Diego. - Masz bóle?

- To nic takiego - mruknęła, prostując się, gdy ból minął. - Pewnie skurcze pier-

wotne, przygotowujące kobietę do porodu. Położna w szkole rodzenia mówiła, że można

je mieć nawet kilka tygodni przed porodem.

- Santa Madre! Niech sobie są pierwotne, ale nie chcę, abyś je miała tutaj, z dala

od szpitala. - Przeczesał palcami włosy. - Zaczekaj, a ja pójdę zadzwonić do Artura. Zo-

stawiłem komórkę w stajni, a jedyny telefon w domu znajduje się na parterze.

Usłyszała, jak zbiega po schodach, i chciała zawołać za nim, że nie ma powodu do

paniki, ale wtedy pojawił się kolejny skurcz. Jęknęła z bólu. Przygryzła wargę i próbo-

wała miarowo oddychać. Ale kiedy skurcz w końcu minął, przekonała się, że ma mokre

nogi. Odeszły jej wody.

- Arturo utknął w korku. Na autostradzie był wypadek i... Dios! Co ty robisz? - za-

pytał na widok siedzącej na łóżku Rachel.

Po jej czole spływał pot i twarz miała wykrzywioną bólem.

- Diego... - wydyszała. - Chyba rodzę.

Przez chwilę stał jak sparaliżowany, ale szybko wziął się w garść.

T L

R

background image

- Nie, querida, to tylko skurcze pierwotne - powiedział uspokajająco. - Dziecko się

urodzi dopiero za cztery tygodnie.

- Rodzi się teraz. - Rachel krzyknęła z bólu. - Odeszły mi wody. Ja rodzę. - Spoj-

rzała na niego z rozpaczą. Po jej twarzy spływały łzy. - Strasznie się boję. Jest za wcze-

śnie. I nie możemy jechać do szpitala.

Diego klęknął przy łóżku i ujął jej dłoń.

- Querida, nawet jeśli rodzisz, pierwsze dziecko nie pojawia się na świecie zbyt

szybko. Piszą tak we wszystkich podręcznikach. Arturo niedługo tu będzie i zawieziemy

cię do szpitala, obiecuję.

W odpowiedzi Rachel krzyknęła z bólu i Diego patrzył bezradnie, jak zaciska palce

na jego dłoni.

- Nasze dziecko nie czytało podręcznika - zaszlochała, kiedy już była w stanie

mówić. - Diego, proszę... proszę, musisz mi pomóc...

Nutka przerażenia w jej głosie zmusiła Diega do zapanowania nad własnym stra-

chem. Rachel cierpiała. Bez słowa podciągnął jej sukienkę i zdjął bieliznę.

- Santa Madre, widzę główkę - powiedział z niedowierzaniem. - Rachel, muszę cię

zawieźć do szpitala. Helikopter...

- Nie będę rodzić w helikopterze - wydyszała z twarzą wykrzywioną bólem. - Och,

Diego, to wszystko moja wina. Nie powinnam była tu przyjeżdżać. Naraziłam dziecko na

niebezpieczeństwo. Nie mogę urodzić sama - zaszlochała.

- Nie urodzisz sama, querida. - Głos Diega był silny i spokojny. - Wezwę karetkę,

a jeśli nie dotrze na czas, sam odbiorę poród.

- Potrafisz? - zapytała drżącym głosem.

Nie było czasu na wątpliwości.

- Wszystko potrafię - odparł zdecydowanie. - Zaufaj mi.

Od tamtej chwili Rachel straciła poczucie czasu. Jej jedyną kotwicą z rzeczywisto-

ścią był głos Diega, dodający jej otuchy i mówiący, że świetnie sobie radzi, że jest naj-

bardziej niesamowitą kobietą na świecie.

- Przyj, Rachel, teraz!

T L

R

background image

I tak właśnie zrobiła, wydając gardłowy krzyk. Diego patrzył z zachwytem i zdu-

mieniem, jak najpierw wychodzi główka, potem ramiona, a dalej cała reszta maleństwa.

Po chwili trzymał w rękach swego syna, a po jego policzkach płynęły łzy.

- Mamy syna - oświadczył głosem pełnym radości. - Rachel, mamy syna.

Bez słowa wyciągnęła ręce. Diego położył dziecko w ramionach Rachel. Ich spoj-

rzenia się skrzyżowały i nie był w stanie ukryć targających nim emocji.

Pełną napięcia ciszę przerwał płacz maleństwa i gdy Rachel spojrzała na syna, za-

lała ją fala miłości, która zmiotła wszelkie wątpliwości i obawy, jakie ją dręczyły w cza-

sie ciąży. Nic nie było ważniejsze niż dziecko. Było warte każdej sekundy bólu i choć

zostało poczęte przez przypadek, było najbardziej upragnionym, najbardziej kochanym

dzieckiem na świecie.

Podniosła wzrok na Diega i ścisnęło jej się serce, gdy zobaczyła, że twarz ma mo-

krą od łez. Pomyślała ze smutkiem, że nie jest pozbawiony uczuć, ale został w przeszło-

ści bardzo zraniony i nie wiedziała, jak go uleczyć.

Wyczuła, że Diego odsuwa się od niej. Pragnęła go zapewnić, że nigdy nie zrani go

tak jak matka i dziadek. Ale nie było na to czasu, gdyż odgłos kroków na schodach

oznajmił pojawienie się ekipy pogotowia.

- Miała pani niesamowicie szybki poród jak na pierwsze dziecko - stwierdził le-

karz, kiedy przeciął pępowinę i wytarł dziecko, po czym owinął je w kocyk. - Jak mu da-

cie na imię?

- Nie jestem pewna - bąknęła Rachel, gładząc palcem delikatny policzek synka. -

Chcę, aby nosił imię argentyńskie. Ty zdecyduj - powiedziała do Diega, posyłając mu

uśmiech. Zastanawiała się, czy chciałby dać ich synowi imię po bracie, ale nie chciała nic

sugerować.

Po chwili namysłu oświadczył:

- Alejo to dobre, argentyńskie imię.

- Alejo Ortega - powiedziała tytułem próby i uśmiechnęła się do śpiącego niemow-

lęcia. - Jest idealne. - Westchnęła z radością. - Jesteś szczęśliwy? - zapytała nagle, pa-

trząc na Diega i szukając jakiegoś znaku, który dałby jej nadzieję. Ale uczucia, jakie pło-

T L

R

background image

nęły w jego oczach w chwili narodzin Alejo, zniknęły, a uśmiech, którym ją obdarzył,

był chłodny i bezosobowy.

- Oczywiście, że tak - mruknął. - Dałaś mi syna. Czegóż więcej mógłbym chcieć?

Mnie, zapragnęła krzyknąć Rachel. Mógłbyś chcieć mnie. Nic jednak nie powie-

działa.

ROZDZIAŁ DWUNASTY

Kilka dni spędziła razem z Alejo w ekskluzywnym prywatnym szpitalu, wybranym

przez Diega, i czuła się jak oszustka, kiedy pielęgniarki krzątały się wokół niej, bo miała

się bardzo dobrze.

Gdy wróciła do domu, Diego pomagał przy dziecku, jak tylko potrafił, i często to

on przemierzał w środku nocy pokój dziecinny, kołysząc w ramionach płaczące niemow-

lę.

Po miesiącu Diego oznajmił, że zatrudnił nianię, żeby Rachel mogła trochę odpo-

cząć, choćby wieczorem i w nocy.

Ona naturalnie protestowała, twierdząc, że sama potrafi się zająć własnym dziec-

kiem, on jednak pozostał nieugięty.

- Nie jesteś tylko matką, querida. Jesteś także żoną i masz męża, który chce spę-

dzać z tobą trochę czasu sam na sam.

Kiedy wyszli w pierwszy wieczór, Rachel była uzbrojona w dwa telefony komór-

kowe, na wypadek gdyby Ines, niania, próbowała się z nią skontaktować. Kiedy usiadła

naprzeciwko Diega w jednej z najbardziej ekskluzywnych restauracji w Buenos Aires,

uderzyła ją myśl, że to ich pierwsza prawdziwa randka. Po jej przeprowadzce do Argen-

tyny regularnie jadali poza domem, ale wtedy była zajęta ciążą. Teraz nie czuła się już

gruba i niezgrabna, a w seksownych, nowych ubraniach po raz pierwszy od miesięcy

uważała się za atrakcyjną.

Zjedli niespiesznie kolację i choć ich rozmowa dotyczyła głównie Alejo, Rachel

czuła, że Diego jest jej wyjątkowo bliski. Dzisiaj sprawiał wrażenie bardziej zrelaksowa-

nego. Przed ich wyjściem, kiedy pomagał Rachel kąpać synka, opowiedział jej, jak on i

T L

R

background image

Eduardo uwielbiali w dzieciństwie zachlapywać wodą całą łazienkę. Nie musiała go dłu-

go namawiać, aby podzielił się jeszcze innymi wspomnieniami. Kiedy po kąpieli położyli

Alejo do kołyski, Diego spojrzał na nią z uwagą.

- Zapomniałem o tych wszystkich dobrych chwilach, jakie dzieliłem z bratem -

przyznał. A może celowo je od siebie odsunąłem, gdyż ich wspominanie sprawiało zbyt

wiele bólu.

- Teraz także bolą? - zapytała miękko.

- Nie - odparł z nutką zaskoczenia w głosie. To dobre wspomnienia i nie chcę ich

utracić.

A teraz, w łagodnym świetle świec, oczy Diega lśniły niczym wypolerowane złoto.

- Wyglądasz dziś zachwycająco - wymruczał. - Wróciłaś do dawnej figury, a ta su-

kienka doskonale podkreśla talię.

- Dziękuję. - Serce jej szybciej zabiło i wstrzymała oddech, kiedy wyciągnął rękę

ponad stołem i ujął jej dłoń.

- Robi się późno. Poproszę o rachunek.

- Nie musimy jeszcze wychodzić. Może miałbyś ochotę na drinka? - zapytała szyb-

ko, pragnąc, aby ten wieczór nigdy się nie skończył. - Nie jestem ani trochę zmęczona.

- To dobrze - odparł poważnym tonem Diego. - Tak się zastanawiałem, czy po po-

wrocie do domu dałabyś się namówić na partyjkę szachów. - Spojrzał na nią znacząco,

wyraźnie nawiązując do gry z czasów ich romansu, kiedy przegrany musiał pozbywać się

kolejnych części garderoby.

- Kiedy gram z tobą w szachy, dziwnym trafem kończę zupełnie naga. - Rachel

uśmiechnęła się szelmowsko.

- I o to właśnie chodzi, querida - wymruczał, po czym nachylił się ku niej i musnął

jej usta wargami, tak na zaostrzenie apetytu.

W drodze do domu nie odzywali się do siebie, ale cisza pełna była seksualnego na-

pięcia. Diego ponownie ją pocałował, kiedy weszli do windy, i oderwał od niej usta, do-

piero gdy znaleźli się na czterdziestym drugim piętrze.

- Powinnam zajrzeć do Alejo - szepnęła Rachel, kiedy wziął ją na ręce i ruszył w

stronę sypialni.

T L

R

background image

- W nocy zajmuje się nim Ines - odparł stanowczo.

A kiedy ponownie ją pocałował, Rachel nie była mu się w stanie oprzeć i objęła go

mocno za szyję, kiedy wszedł do sypialni i nogą zamknął za nimi drzwi.

Przez następny tydzień Rachel była tak szczęśliwa, jak jeszcze nigdy w życiu. W

ciągu dnia opiekowała się synkiem, ale noce przeznaczone były dla niej i Diega.

Ale jej szczęście prysło, kiedy pewnego ranka obudziła się i zobaczyła, jak wycho-

dzi z przylegającej do sypialni łazienki, ubrany w strój do jazdy konnej.

- Przykro mi, skarbie, ale pora, abym wracał do pracy - mruknął, nachylając się ku

niej, aby ją pocałować. - Biorę udział w turnieju w Brazylii. Dzwonił sponsor, abym zja-

wił się w São Paolo kilka dni wcześniej.

- Masz więc zamiar kontynuować karierę? - zapytała Rachel.

Diego wyglądał na zaskoczonego.

- Oczywiście. A dlaczego nie miałbym tego robić?

- To niebezpieczny sport i sądziłam... że skoro musisz teraz myśleć o Alejo, to mo-

że się wycofasz.

Wzruszył ramionami.

- Polo nie jest bardziej niebezpieczne od innych sportów. To moja praca, Rachel -

odparł z nutką zniecierpliwienia w głosie.

- Alejo będzie za tobą tęsknił. - Próbowała ukryć rozczarowanie jego decyzją.

- Ja za nim też... - Diego zawahał się. - Po moim powrocie Estancia Elvira będzie

gospodarzem jednego z turniejów. Pomyślałem, że może chciałabyś przyjechać z Alejo,

żebyśmy mogli tam spędzić kilka dni.

Rachel kiwnęła głową i uśmiechnęła się z przymusem, wiedząc, że czeka ją bardzo

długi tydzień.

Przyjazd Diega z Brazylii nieco się opóźnił i na ranczu zjawił się dopiero w dniu

turnieju. Kiedy Rachel nakarmiła Alejo, zostawiła go pod opieką Beatriz i poszła poszu-

kać męża. Znalazła go na dziedzińcu w pobliżu stajni, niesamowicie przystojnego w ja-

snych bryczesach, czarnej koszuli i butach dojazdy konnej. Tak bardzo go kochała, że aż

T L

R

background image

ją to przerażało. Zapomniała o tym, żeś zamierzała udawać obojętność i rzuciła mu się na

szyję.

- Mam rozumieć, że za mną tęskniłaś, querida? - zapytał.

W jego bursztynowych oczach błyszczało lekkie rozbawienie.

- Oczywiście - przyznała nieśmiało, nie chcąc dłużej kłamać.

Diego nagle spoważniał. Spojrzał na nią z taką miną, że Rachel ścisnęło się serce.

- Rachel... musimy porozmawiać - powiedział z napięciem. - Ale nie teraz - dodał,

krzywiąc się. Stajenni wyprowadzali właśnie kuce i nagle zrobiło się bardzo głośno. -

Muszę lecieć. - Pocałował ją mocno, po czym oddalił się, aby wsiąść na swego konia.

Turniej przyciągnął całkiem spory tłum widzów, którzy szczelnie wypełnili trybu-

ny.

Dla Rachel oglądanie meczu okazało się zarówno ekscytujące, jak i przerażające.

Diego był znakomitym graczem, którego odwaga graniczyła z brawurą, i to on z całą

pewnością zdominował całą grę.

Wypadek wydarzył się tak szybko - lecz Rachel widziała niczym w zwolnionym

tempie, jak koń Diega zderza się z innym, Diego wylatuje z siodła, u potem ląduje na

ziemi, a zaraz za nim koń. Wyglądało to tak, jakby go przygniótł. Przez kilka sekund pa-

nowała cisza, po czym rozległy się głośne krzyki. Rachel rozpaczliwie próbowała poko-

nać barierkę, odgradzającą trybuny od boiska. Powstrzymała ją para silnych rąk.

- Są już przy nim sanitariusze - powiedział stanowczo Hector, jeden z gaucho. -

Nic nie może pani zrobić, señora Ortega. Proszę wrócić do haciendy, a ja doniosę pani,

co się dzieje, jak tylko będę coś wiedział.

- Nie mogę go zostawić - zawołała z rozpaczą. - Chcę być przy nim.

- Proszę iść do syna, señora - upierał się Hector. - Przyjdę, gdy się czegoś dowiem.

Inny pracownik rancza zaprowadził ją do domu. Rachel nie protestowała już, wie-

dząc, że Hector ma rację. Nic nie mogła zrobić, jeśli chodzi o Diega, i musiała się zająć

Alejo.

Wskazówki zegara poruszały się nieznośnie powoli.

T L

R

background image

Słysząc samochód na podjeździe, Rachel pobiegła do drzwi, spodziewając się, że

to Hector. Nogi ugięły się pod nią, kiedy na werandzie pojawił się Diego, w brudnej ko-

szuli i z fioletowym sińcem na jednym policzku.

- Witaj, querida. - Spojrzenie Diega spoczęło na jej pobladłej twarzy i zaczerwie-

nionych od płaczu oczach i poczuł w piersi ból, niemający nic wspólnego z wypadkiem.

Kiedy uderzył o ziemię i dotarło do niego, że zaraz zostanie zmiażdżony przez ko-

nia, przez jego głowę przebiegła jedna myśl: że nie powiedział Rachel, jak wiele dla nie-

go znaczy.

- Myślałam, że nie żyjesz - wyszeptała Rachel. - Patrzyłam, jak koń pada, i byłam

pewna, że cię przygniótł.

- Zobaczyłem, jak się przewraca, i musiałem zdecydować, w którą stronę się prze-

turlać - odparł. - Na szczęście podjąłem właściwą decyzję. Nic mi nie jest - zapewnił ją,

kiedy nadal wpatrywała się w niego, jakby był duchem. - Dwa pęknięte żebra i kilka siń-

ców, ale poza tym nie ma się czym przejmować.

Nie ma się czym przejmować!

W Rachel wszystko się zagotowało, kiedy pomyślała o najgorszej godzinie w swo-

im życiu, kiedy dosłownie odchodziła od zmysłów z niepokoju.

Podeszła do niego, skrywając wściekłość za współczującym uśmiechem.

- Boli cię ten siniak na policzku?

Diego wzruszył ramionami.

- Owszem, ale jakoś to przeżyję. Rachel...

Jej dłoń przecięła powietrze i wylądowała na drugim policzku.

- No to masz siniaka do kompletu. Uwierz mi, ten ból jest nieporównywalny z tym,

który czułam, kiedy zobaczyłam... kiedy sądziłam... - Rachel załamał się głos i z oczu

popłynęły łzy. - Cofnęła się kilka kroków. Ależ była wściekła! - Jak śmiesz kazać mi

przechodzić przez coś takiego? - wykrzyknęła. - Jak śmiesz kusić los? Patrzyłam dzisiaj,

jak jeździsz, zupełnie nie zważając na własne bezpieczeństwo. Wiem, że nadal obwiniasz

się o śmierć Eduarda. To był tragiczny wypadek, Diego. A jednak wydajesz się zdeter-

minowany, aby do końca życia grać męczennika. - Umilkła, by zaczerpnąć tchu. Diego

T L

R

background image

stał znieruchomiały, jak wyciosany z granitu. - Czasami żałuję, że cię kocham - powie-

działa łamiącym się głosem. - Ale cię kocham. Kocham...

W oczach Diega ujrzała nagły błysk i wtedy już wiedziała, że posunęła się za dale-

ko. Był pewnie na nią wściekły. Oślepiona łzami odwróciła się na pięcie i pobiegła na

górę, nim jednak dotarła do połowy schodów, dogonił ją i porwał w ramiona.

- Odejdź. Daj mi spokój - wydyszała, nie będąc w stanie spojrzeć mu w oczy po

tym, jak zdradziła się ze swoimi uczuciami.

- Nie mogę tego zrobić, querida. Już nigdy cię nie zostawię. - Wziął ją na ręce i

zaniósł w stronę sypialni. Kopniakiem otworzył drzwi. - Jesteś moją żoną i już nigdy się

nie rozstaniemy, nawet na jedną noc. - Jego głos nabrzmiały był emocjami. Postawił Ra-

chel na ziemi i ujął w dłonie jej twarz. Spojrzał w oczy. - Chcę się z tobą kochać - powie-

dział schrypniętym głosem. - Ale najpierw muszę ci powiedzieć... że kocham cię,

querida. Te Amo, Rachel. Tu eres mi vida, mi amor.

Otarł kciukiem jej łzy i Rachel zadrżała, widząc w jego oczach czułość i miłość.

- Jeśli mam być szczery, to chyba zakochałem się w tobie w chwili, kiedy wziąłem

cię na ręce po twoim upadku z konia - rzekł miękko, uśmiechając się na widok niedowie-

rzania w jej oczach. - Byłaś drobna i śliczna, i taka kłótliwa. Nigdy wcześniej nie znałem

nikogo takiego jak ty i ten nasz wspólnie spędzony miesiąc był najszczęśliwszym okre-

sem w moim życiu. Ale udowodniłaś, jak bardzo się różnisz od moich poprzednich ko-

chanek, kiedy ode mnie odeszłaś. To bolało - przyznał. - I byłem taki wściekły, że udało

ci się mnie zranić, że do Nowego Jorku pojechałem z postanowieniem, by o tobie zapo-

mnieć. Ale nie potrafiłem wyrzucić cię z myśli i kiedy się dowiedziałem, że próbowałaś

się ze mną skontaktować, wykorzystałem podróż służbową do Londynu jako pretekst do

spotkania z tobą.

- A wtedy okazało się, że jestem w siódmym miesiącu ciąży. Nie uwierzyłeś, że to

twoje dziecko - mruknęła Rachel.

Diego skrzywił się.

- Nie zasłużyłaś na mój gniew ani oskarżenia, querida. Na początku czułem się jak

idiota, który dał się wciągnąć w pułapkę starą jak świat, ale kiedy się uspokoiłem, dotarło

do mnie, że mówiłaś prawdę, twierdząc, że byłaś dziewicą, kiedy się poznaliśmy. Nie

T L

R

background image

płacz już, mi corazón - powiedział czule. - Czułem, że czymś niewłaściwym jest moja

miłość do ciebie, skoro pozbawiłem Eduarda jego przyszłości. Ale ty mi uświadomiłaś,

że mój brat nie chciałby, abym marnował życie, wiecznie się zadręczając. - Poczuł pod

powiekami łzy. - Ty i Alejo jesteście dla mnie najważniejsi i będę was kochał do końca

życia.

- Och, Diego... - Wspięła się na palce, zarzuciła mu ręce na szyję i obsypała poca-

łunkami wilgotne rzęsy, posiniaczoną twarz i zmysłowe usta. - Tak bardzo cię kocham. -

Pocałowała go i zalała ją fala radości, kiedy Diego jęknął i oddał pocałunek z czułą pasją,

która obiecywała miłość i zaangażowanie, trwające całą wieczność. Diego uniósł głowę.

- Uważam, że powinniśmy zamieszkać tu na stałe - oświadczył.

- Jesteś pewny, że tego chcesz? - zapytała miękko.

- Tak. - Nie było tu już duchów, a jedynie szczęśliwe wspomnienia o Eduardzie. -

Moja kariera sportowa dobiega końca i chcę się zaangażować w codzienne doglądanie

pracy na ranczu. Poza tym kiedy zobaczysz, jaki kupiłem ci prezent, wątpię, abym był w

stanie odciągnąć cię od stajni.

Rachel uśmiechnęła się do niego. Jego miłość była jedynym prezentem, jakiego

pragnęła, ale górę wzięła ciekawość.

- Jaki prezent?

- Koń ułożony do skoków, duży, czarny, podobno jego imię znaczy „czarny"...

- Piran? - zachłysnęła się. - Naprawdę? Och... Diego... - Ukryła twarz na jego szyi,

mając wrażenie, że zaraz pęknie z radości. - Kocham cię.

Słowa te były nieadekwatne do jej uczuć, ale on zrozumiał.

- Wiem, querida. I ja ciebie też kocham. Teraz i na zawsze.

T L

R


Document Outline


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Shaw Chantelle Światowe Życie 94 W zamku nad Loarą
326DUO Reid Michelle Światowe Życie Zapomniana narzeczona
Shaw Chantelle Grecki kochanek
Kryzys światopoglądu humanistycznego w Trenach Kochanowskieg, Język polski
Życie wg Kochanowskiego
George Catherine Światowe Życie 44 Towarzyski skandal
Shaw Chantelle Szafirowy naszyjnik
Hunter Kelly Światowe Życie Duo 297 Romans w Szampanii
0278 Mayo Margaret Wloskie wakacje (Harlequin Światowe Życie Duo)
Hollis Christina Światowe Życie Extra 343 W ogrodach Castelfino
191 Shaw Chantelle Książę z Madrytu
Grey India Córki Oscara Balfoura 03 Lekcje tańca (Światowe Życie Extra 360)
Penny Jordan Światowe Życie 31 Arabski książę
Monroe Lucy Światowe Życie 364 Wieczorna sonata
Mortimer Carole Światowe Życie Duo 338 Amerykanin w Londynie
Graham Lynne Światowe Życie 358 Z ukochanym w Wenecji
Grey India Światowe Życie 156 Wyprawa do Florencji
Michelle Reid Światowe Życie 14 Klejnoty dla Isabel

więcej podobnych podstron