WSTĘP DO POLSKIEGO WYDANIA.............................................................................. 1
WYKAZ SKRÓTÓW......................................................................................................... 2
PRZEDMOWA............................................................................................................... 2
Tom 1. BÓG JEST MIŁOŚCIĄ.............................................................................................. 4
2. JEZUS JEST NAM DANY......................................................................................... 7
3. BÓG SPRAGNIONY JEST CIEBIE......................................................................... 11
4. WYMAGANIA MIŁOŚCI........................................................................................ 13
5. BEZCENNA WARTOŚĆ „MAŁYCH RZECZY”.................................................... 16
6. PODPORA W DRODZE........................................................................................... 19
7. NAJŚWIĘTSZA PANNA, PRZYCZYNA NASZEJ RADOŚCI................................22
8. ŻYCIE ZAKONNE................................................................................................... 24
9. ŚWIĘTOŚĆ............................................................................................................... 26
Tom 2 "Kochać i z miłości aż umrzeć" (bieżący).................................................................. 29
1. PRÓBA WIARY....................................................................................................... 30
Tom 3 "Oczy i serce" (bieżący)............................................................................................. 31
1. SŁABOŚĆ JEST DLA NAS WYZWANIEM............................................................31
2. BÓG POPROWADZI CIĘ MAŁĄ DROGĄ............................................................. 36
3. POKORNA, CZYLI PRAWDZIWA......................................................................... 39
4. SZALEŃSTWO NADZIEI........................................................................................42
5. WSZYSTKO POWIERZAM W JEGO RĘCE........................................................... 43
6. PEŁNIA OSOBY...................................................................................................... 46
7. JAK BYĆ SZCZĘŚLIWYM......................................................................................49
8. CZAS I ŚMIERĆ.......................................................................................................51
9. PRZEZNACZENI DO WIECZNOŚCI...................................................................... 54
WSTĘP DO POLSKIEGO WYDANIA
Polskiemu Czytelnikowi, sięgającemu po wybór myśli świętej Teresy z Lisieux, należy się
słowo wyjaśnienia na temat prezentowanego przekładu jej tekstów. Mamy bowiem nadzieję,
że lektura tych trzech niewielkich tomików przyczyni się zarówno do pogłębienia duchowego,
jak i do lepszego zrozumienia myśli Teresy. A szansa na to ogromna, gdyż nowy przekład
opiera się na tekstach oryginalnych, wchodzących w skład najnowszego, krytycznego
wydania dzieł Teresy, Nouvelle Édition du Centenaire (Cerf-Desclée de Brouwer, Paryż
1992).
Potrzeba nowego przekładu jest tym pilniejsza dziś, gdy Mała Święta szczyci się już tytułem
doktora Kościoła. Trzy tomiki Myśli nie wystarczą, by tę potrzebę zaspokoić. Nie pretendują
też do tak daleko posuniętej wierności zapiskom Teresy, jak np. właśnie wydany przekład
„Rękopisów autobiograficznych”. Przedstawiony tu wybór daje jednak Czytelnikowi
maksymalną gwarancję rzetelności i wierności pierwotnej intencji Teresy.
Szczegółowe wyjaśnienia dotyczące problematyki związanej z nowym przekładem znajdzie
Czytelnik w pełnej wersji tłumaczenia „Rękopisów autobiograficznych” (Wydawnictwo
Karmelitów Bosych, Kraków 1997), tu ograniczymy się jedynie do zasygnalizowania dwóch
kwestii. Po pierwsze, ponieważ Teresa cytuje najczęściej Pismo święte z pamięci, dlatego
cytaty biblijne podano w przekładzie dosłownym z jej pism, a nie w przyjętym tłumaczeniu
Biblii Tysiąclecia. Ta sama uwaga dotyczy cytatów z dzieł świętych Karmelu. Po drugie,
przekłady wierszy Teresy, przedstawione w tym wyborze, nie zachowują rymów, które —
przez wymogi formalne, jakie stawiają — mogłyby prowadzić do sporych zniekształceń
pierwotnego sensu. Teresa rymowała swe wiersze tylko dlatego, że chciała zharmonizować je
z melodiami, które zapożyczała z repertuaru powszechnie znanych piosenek.
Oddając pierwszy z trzech tomików najcenniejszych myśli Świętej z Lisieux, życzymy
naszym Czytelnikom wielu praktycznych odkryć na ich drodze ku Panu.
WYKAZ SKRÓTÓW
Rkp A „Rękopis dedykowany czcigodnej matce Agnieszce od Jezusa” (1895).
Rkp B „List do siostry Marii od Najświętszego Serca” (1896), nazywany „Rękopisem B”.
Rkp C „Rękopis kierowany do matki Marii Gonzagi” (1896).
DD Dzieje duszy, czyli pierwsza wersja „Rękopisów” (1898), opracowana przez matkę
Agnieszkę; przytacza ona liczne słowa Teresy nie zapisane przez nią samą; przekład na
podstawie Histoire d"une Âme, Carmel de Lisieux, 1953 (zaznaczone odniesienia podają
stronę wydania oryginalnego).
LT Listy Teresy, przekład na podstawie wydania krytycznego Correspondance générale,
Cerf-DDB, Paryż 1972—1974.
M Modlitwy, przekład na podstawie wydania krytycznego Prières, Cerf-DDB, Paryż 1988
(w niniejszym wyborze cytowany jest wyłącznie „Akt ofiarowania się Miłości Miłosiernej” z
9 czerwca 1895, czyli Modlitwa 6).
OR Ostatnie rozmowy, przekład na podstawie wydania krytycznego Derniers Entretiens,
Cerf-DDB, Paryż 1971 (zaznaczone odniesienia podają dzień, miesiąc oraz numer zapisku).
P Poezje, przekład na podstawie wydania krytycznego Poésies, un cantique d"amour, Cerf-
DDB, Paryż 1979.
RiW Rady i wspomnienia, opublikowane przez siostrę Genowefę (Celinę), przekład na
podstawie Conseils et Souvenirs, „Foi Vivante” 149, Cerf, Paryż 1973 (zaznaczone
odniesienia podają stronę wydania oryginalnego).
RD Rekreacje duchowe (czyli scenki teatralne, które Teresa napisała z przeznaczeniem dla
wspólnoty), przekład na podstawie wydania krytycznego Théâtre au Carmel, Cerf-DDB,
Paryż 1975.
PRZEDMOWA
Obfitość pism świętej Teresy z Lisieux zdumiewa. W czasie krótkiego życia (1873—1897)
napisała trzy rękopisy autobiograficzne, blisko trzysta listów, modlitw, wierszy, scenek
teatralnych... Ponadto jej siostry zachowały sporo wspomnień i rad.
Ta pełna wigoru kobieta, mistyczka o proroczych intuicjach, umiała dzielić się „głębokimi
myślami”, które zaczęły rodzić się w niej bardzo wcześnie (Rkp A 14v°). Jakąż radość
przyniosły one światu, pomimo prostoty wyrazu! Dla wielu chrześcijan były prawdziwym
wyzwoleniem, gdyż wyczuli, że swe źródło mają w trwaniu wobec Boga, który żywo zajmuje
się nami, grzesznymi.
W tej antologii zebraliśmy to, co uważamy za esencję pism Teresy. Teksty te stanowią
poniekąd syntezę terezjańskiego przesłania. Są też dużym wsparciem w modlitwie. Warto je
czytać w ciszy i w prostocie serca, tak, by doświadczenie i spojrzenie Świętej mogło zapaść w
nas głęboko.
Całość podzielona jest na trzy tomiki. Pierwszy, Niewysłowiona czułość, podkreśla fakt, że
Bóg pierwszy przychodzi z zaproszeniem, że to On ofiaruje nam swoją miłość. Drugi, Kochać
aż do śmierci z miłości, pokazuje odpowiedź Teresy, odpowiedź wielkoduszną, która nie
zraża się nieustannym poczuciem ubóstwa. W tomiku trzecim, zatytułowanym Oczy i serce,
Teresa uczy kochać sercem ubogim; na tym właśnie polega jej „mała droga”.
To nowe uporządkowanie tekstów wyrywa je oczywiście z ich pierwotnej rzeki, jakby rozbija
ich źródło na pojedyncze krople. Mamy jednak nadzieję, że przedstawione tu urywki nic nie
tracą ze swej pierwotnej mocy i że potrafią dotrzeć do serca odbiorcy.
Wybór ten ma bowiem pewną ambicję, tę samą, o której marzyła proroczo Teresa: ożywić
naszą wiarę, kiedy z udręką poszukujemy Boga oraz smucimy się tym, że nie możemy kochać
tak, jak podpowiada nam serce.
Conrad de Meester OCD
Przypisy:
* Utożsamianej przez Teresę z Marią, siostrą Marty (przyp. tłum.).
* W języku francuskim zaimek vous (druga osoba liczby mnogiej) używany jest przy
zwrotach akcentujących szacunek; formą bardziej bezpośrednią jest zaimek tu (druga osoba
liczby pojedynczej) [przyp. tłum.].
Tom 1. BÓG JEST MIŁOŚCIĄ
Teresa nigdy nie wychodzi od teoretycznych rozważań o Bogu. Ona z Bogiem żyje, „zna” Go
z doświadczenia. A ponieważ widzi jasno swoje ubóstwo, wszystko staje się dla niej darem.
Prolog z „Rękopisu A” jest wielkim hymnem jej wdzięczności wobec Boga.
Zajmę się tu tylko jednym: zacznę śpiewać to, co winnam śpiewać wiecznie — „Miłosierdzie
Pana!” (Rkp A 2r°)
„Jezus wyszedł na górę i przywołał do siebie tych, których sam chciał; i ci do Niego przyszli”.
Oto tajemnica mojego powołania, całego mojego życia, a nade wszystko tajemnica
upodobania, jakie Jezus ma dla mojej duszy... Nie wzywa tych, którzy są tego godni, lecz tych,
których sam chce, lub, jak mówi święty Paweł: „Bóg lituje się nad tym, nad kim zechce, i
miłosierdzie okazuje temu, nad kim chce się zmiłować” (Rkp A 2r°).
Kwiat, który tu przedstawi swoje dzieje, cieszy się, że może głośno opowiedzieć o względach,
jakie Jezus z góry mu okazał, i to za darmo; przyznaje, że nie ma w nim nic takiego, co
mogłoby przyciągnąć boskie spojrzenie, i że jedynie miłosierdziu Jezusa zawdzięcza
wszystko, co ma w sobie dobrego (Rkp A 3v°).
* * *
Sam fakt istnienia jest już dla niej dobrodziejstwem.
Dla mnie niebo to wyczuwać w sobie podobieństwo
Do Boga, który mnie stworzył potężnym swym
tchnieniem.
(P 32)
Ja, biedna, mała istota, która obróciłaby się w nicość, gdyby Twe boskie spojrzenie nie
obdarowywało mnie w każdej chwili życiem... (Rkp B 5v°)
Dziecięcą swą ręką, która pieściła Marię,
Podtrzymywałeś świat obdarowując go życiem.
I myślałeś o mnie!
(P 24)
W każdej chwili jesteś przy mnie, strzeżesz mnie.
Gdy Cię wzywam, och, nigdy nie zwlekasz!
(P 36)
Wszystko z Twojej otrzymujemy ręki. (P 34)
...I mogę nazwać siebie dziełem Twojej miłości. (P 53)
* * *
Teresa nie ceniłaby tak Miłosierdzia, gdyby kiedyś nie była spętana, na długie lata i wbrew
sobie, przez chorobliwą nadwrażliwość. Jednak odnawiająca moc Boga uwolniła ją od tego
zniewolenia, dzięki czemu Teresa stała się kimś zupełnie nowym. Tej przemiany nie zapomni
Bogu nigdy.
Jest prawdą, że noc Bożego Narodzenia 1886 roku zdecydowała o moim powołaniu, lecz —
by określić ją jaśniej — muszę ją nazwać nade wszystko nocą mojego nawrócenia. Tej
błogosławionej nocy, o której napisano, że dodaje blasku szczęściu Boga samego, Jezus,
który stał się dzieckiem z miłości do mnie, raczył wyzwolić mnie z powijaków i ułomności
dzieciństwa. Przemienił mnie tak bardzo, że odtąd nie rozpoznawałam samej siebie (LT 201).
Dobry Bóg musiał użyć małego cudu, abym mogła w jednej chwili dojrzeć. I cud ten uczynił
w niezapomnianą noc Bożego Narodzenia. Tej promiennej nocy, jaśniejącej szczęściem
Przenajświętszej Trójcy, Jezus, wdzięczne małe Dziecię, ledwie od godziny na świecie,
przemienił noc mojej duszy w potoki światła... Tej nocy, w której stał się słabym i cierpiącym
z miłości dla mnie, uczynił mnie silną i dzielną, przyodział mnie w zbroję. I począwszy od tej
błogosławionej nocy nie przegrałam żadnego starcia, przeciwnie, kroczyłam od zwycięstwa
do zwycięstwa, rozpoczynając — rzec można — „bieg olbrzyma!” Wyschło źródło moich łez,
odtąd rzadko i z trudem się otwierało. (...)
Error! Picture switch must be
the first formatting switch.MIŁOŚĆ BOGA
Zbyszek 1899-12-30 00:00
Comment[Z1]:
Error! Picture switch must be
the first formatting switch.powołanie
Zbyszek 1899-12-30 00:00
Comment[Z2]:
Error! Picture switch must be
the first formatting switch.Wdzięczno:_ - za
dar istnienia
Zbyszek 1899-12-30 00:00
Comment[Z3]:
Error! Picture switch must be
the first formatting switch.Nawrxcenie - łaska
Zbyszek 1899-12-30 00:00
Comment[Z4]:
W tę noc pełną światła rozpoczął się trzeci okres w moim życiu, najpiękniejszy ze wszystkich,
najobfitszy w łaski Nieba... Dzieło, z którym zmagałam się nadaremnie przez dziesięć lat,
Jezus wykonał w jednej chwili, zadowalając się moją dobrą wolą, której nigdy mi nie
zabrakło. Podobnie jak Apostołowie, mogłam powiedzieć do Niego: „Panie, łowiłam całą noc,
ale bez skutku”. Wtedy Jezus, okazując mi jeszcze więcej miłosierdzia niż swoim uczniom,
osobiście wziął sieć, zarzucił ją i wyciągnął pełną ryb. (...)
W krótkim czasie dobry Bóg umiał wyprowadzić mnie z ciasnego kręgu, w którym się
obracałam nie wiedząc, jak się z niego wydostać. Gdy patrzę na drogę, którą mnie
poprowadził, ogarnia mnie wielka wdzięczność (Rkp A 44v°—46v°).
* * *
Inna łaska: w poszukiwaniu Boga Teresie nigdy nie przeszkodził grzech.
Więc żadna w tym moja zasługa, że nie oddałam serca stworzeniom, gdyż tylko wielkie
Miłosierdzie dobrego Boga uchroniło mnie przed tym!... Przyznaję, że bez Niego mogłabym
upaść tak nisko jak święta Magdalena. Dlatego głębokie słowa, które Pan nasz wypowiedział
do Szymona, wdzięcznie rozbrzmiewają w mym uchu... Wiem, że „ten, któremu darują mniej,
miłuje mniej”, lecz wiem również, że Jezus odpuścił mi więcej niż Magdalenie, gdyż mnie
przebaczył z góry, nie pozwalając mi upaść. (...)
Zostałam otoczona przewidującą miłością Ojca, który posłał swe Słowo nie po to, aby ocalić
sprawiedliwych, ale grzesznych. On chce, bym kochała Go nie dlatego, że mi odpuścił dużo,
lecz dlatego, że odpuścił mi wszystko. Nie czekał, bym pokochała Go bardzo, jak święta
Magdalena, lecz chciał, bym wiedziała, jak bardzo mnie ukochał miłością niewypowiedzianie
przewidującą, tak bym teraz pokochała Go do szaleństwa! Słyszałam, że nie spotkano duszy
czystej, która kochałaby więcej od tej, która kocha sercem skruszonym z żalu. Ach, jakże
chciałabym dowieść, że to nieprawda! (Rkp A 38v°—39v°)
* * *
Łaska jeszcze głębsza: Teresa zrozumiała, iż Bóg jest nieskończenie miłosierny dlatego, że
jest... sprawiedliwy!
On, który w czasie ziemskiego życia zawołał w uniesieniu: „Błogosławię Cię, Ojcze, że
ukryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je maluczkim”, chciał, by
zajaśniało we mnie Jego miłosierdzie. A ponieważ byłam mała i słaba, pochylał się nade mną
i w ukryciu pouczał o sprawach miłości (Rkp A 49r°).
Lecz rozumiem, że wszyscy nie mogą być tacy sami, trzeba, by ludzie pochodzili z różnych
rodzin, aby móc wielbić w sposób szczególny jeden z przymiotów dobrego Boga!... Mnie On
obdarzył nieskończonym Miłosierdziem i poprzez nie właśnie widzę i wielbię boskie
przymioty!... Wówczas wszystkie wydają mi się promieniejące miłością, nawet
Sprawiedliwość (a być może nawet przede wszystkim ona) wydaje mi się przyodziana w
miłość...
Jak dobrze jest pomyśleć, że dobry Bóg jest Sprawiedliwy, to znaczy, że ma wzgląd na naszą
słabość, że doskonale zna kruchość naszej natury. Czego więc mogłabym się lękać? (Rkp A
83v°)
Wiem, że trzeba być czystym, by pojawić się przed Bogiem wszelkiej świętości, lecz wiem i
to, że Pan jest nieskończenie sprawiedliwy. Na tej właśnie sprawiedliwości, która tylu
przeraża, opiera się moja radość i zaufanie. Bo być sprawiedliwym, to nie tylko okazać
surowość winnemu, ale również uznać prawe intencje i wynagrodzić dobro. Tyle samo
nadziei pokładam w sprawiedliwości, co w miłosierdziu Boga. Gdyż właśnie sprawiedliwość
skłania Go do tego, by nam „współczuć i okazywać łagodność. Wszak zna On naszą kruchość,
pamięta, że prochem jesteśmy. Jak ojciec pochyla się z czułością nad dziećmi, tak i Pan
pochyla się ze współczuciem nad nami” (LT 226).
Pewnego dnia [opowiada siostra Genowefa] weszłam do celi drogiej Siostry i uderzyło mnie
jej wielkie skupienie. Szyła coś energicznie, a jednocześnie wyglądała na pogrążoną w
Error! Picture switch must be
the first formatting switch.Wdzięczno:_
Zbyszek 1899-12-30 00:00
Comment[Z5]:
Error! Picture switch must be
the first formatting switch.Bxg - jest
Miłosierny dlatego, ve jest sprawiedliwy
Zbyszek 1899-12-30 00:00
Comment[Z6]:
głębokiej kontemplacji.
— O czym myślisz? — zapytałam.
— Myślę o „Ojcze nasz” — odpowiedziała. — Jak dobrze jest móc nazwać dobrego Boga
Ojcem!
I w jej oczach pojawiły się łzy (RiW 81).
Innym razem zauważono, jak Teresa — w ogrodzie — wpatruje się ze wzruszeniem w kwokę
i pisklęta. Później wyznała:
Zapłakałam, kiedy przyszło mi na myśl, że dobry Bóg posłużył się tym właśnie porównaniem,
by pokazać nam, ile ma dla nas czułości. Wobec mnie dokładnie tak postępował, przez całe
moje życie! Krył mnie całą pod swoimi skrzydłami (OR, 7 lipca, 1).
* * *
Dlatego też — zupełnie logicznie (choć jest to logika świętych) — Teresa oddaje się
całkowicie Miłości Miłosiernej.
Boże mój, wykrzyknęłam w głębi serca, czy tylko Twoja Sprawiedliwość przyjmuje dusze na
całopalną ofiarę?... Czy nie potrzebuje ich także Twoja Miłość Miłosierna?... Zewsząd jest
odtrącana, nieznana; serca, które chciałbyś nią obdarować, zwracają się ku stworzeniom,
oczekując od nich szczęścia i ich kruchego przywiązania, miast rzucić się w Twoje ramiona i
przyjąć Twą nieskończoną Miłość... Boże mój, czy Twoja wzgardzona Miłość musi pozostać
w Twym Sercu? Wydaje mi się, że gdybyś znalazł dusze gotowe oddać się na Całopalną
Ofiarę Twojej Miłości, to prędko byś je strawił swym ogniem, wydaje mi się, że byłbyś
szczęśliwy, gdybyś nie musiał już powściągać w sobie fal Twej nieskończonej czułości...
(Rkp A 84r°)
Tak długo, jak zechcesz, Umiłowany mój, Twój ptaszek pozostanie bez sił i bez skrzydeł,
będzie trwać ze wzrokiem utkwionym w Tobie, chce zauroczyć się Twym boskim
spojrzeniem, chce stać się ofiarą Twojej Miłości! (Rkp B 5v°)
Bóg przyjął tę całopalną ofiarę; Teresa wyznała to matce Agnieszce:
Kochana Matko, ty, która pozwoliłaś, bym ofiarowała się Bogu w ten sposób, wiesz, jakie
potoki, a raczej oceany łask zalały później moją duszę... Ach! Począwszy od tego
szczęśliwego dnia Miłość jakby przenika mnie i otacza, wydaje mi się, że w każdej chwili ta
Darmowa Miłość mnie odnawia, oczyszcza, nie pozostawia w duszy żadnego śladu grzechu
(Rkp A 84r°).
* * *
Tym samym Teresa staje przed tajemnicą wybraństwa:
Tak, Jezus ma swoje upodobania, w Jego ogrodzie są owoce, które pod promieniami Jego
miłości dojrzewają prawie w okamgnieniu. Dlaczego i my do nich należymy? To tajemnica.
Bo jakiż powód Jezus może nam podać? Tylko ten, że nie ma żadnego powodu...
Korzystajmy więc z upodobania Jezusa, który nauczył nas tylu rzeczy w niewiele lat, nie
zaniedbujmy niczego, co mogłoby Mu sprawić radość! Ach, pozwólmy, żeby złociło nas
słońce Jego miłości. Słońce pełne żaru... Spalajmy się, trawione miłością! (LT 89)
Jezu, być może się łudzę, lecz mi się zdaje, że nikogo nie możesz napełnić miłością większą
od tej, którą mnie napełniłeś (...). Dopóki jestem na ziemi, trudno mi wyobrazić sobie miłość
większą od tej, którą spodobało Ci się mnie obdarować, bez miary i za darmo, bez żadnej
zasługi z mojej strony (Rkp C 35r°).
Kiedy Teresa rozchorowała się na dobre, mówiono do niej: „Bardzo się o ciebie troszczą...”
Tak, dobrze to widzę... To dla mnie obraz miłości, jaką obdarza mnie Bóg. Ja Jemu
ofiarowywałam jedynie miłość, więc i On obdarza mnie [samą] miłością. I na tym nie koniec,
bo wkrótce napełni mnie miłością jeszcze większą! (OR, 22 lipca, 1)
— Ależ Bóg sobie ciebie upodobał! Co myślisz o tym wybraństwie?
— Myślę, że Duch Boży wieje, gdzie chce (OR, 11 lipca, 9).
Nie, nie uważam się za wielką świętą! Jestem świętą bardzo małą; myślę tylko, że spodobało
się dobremu Bogu złożyć we mnie dary, które czynią dobrze i mnie samej, i innym (OR, 4
sierpnia, 2).
* * *
Teresa wie, że tej Miłości może doświadczyć każdy, byle wydał się Jej bez granic.
Jezu, gdybym tak mogła powiedzieć wszystkim małym duszom, jak niewysłowiona jest
Twoja przychylność!... Czuję, że gdybyś cudem znalazł duszę słabszą, mniejszą od mojej, to
chciałbyś ją obdarzyć jeszcze większymi dobrodziejstwami... jeśliby zdała się na Ciebie,
ufając zupełnie Twemu nieskończonemu miłosierdziu. Ale czyż trzeba mi to ogłaszać, Jezu?
Czyż nie Ty sam mnie o tym pouczyłeś i czyż nie możesz tego objawić innym?... Możesz, ja
to wiem i zaklinam Cię, byś to uczynił, błagam Cię, byś skierował swe boskie spojrzenie na
rzeszę małych dusz... Błagam Cię, byś wybrał zastęp małych ofiar godnych Twojej miłości!
(Rkp B 5v°)
Zrozumiałam ponadto, że miłość naszego Pana objawia się zarówno w duszy najprostszej, w
niczym nie stawiającej oporu Jego łasce, jak i w duszy najsubtelniejszej, bo cechą miłości jest
to, że się zniża. Gdyby więc wszyscy mieli być podobni do Świętych Doktorów, którzy
oświecili Kościół jasnością swej nauki, to wydaje się, że dobry Bóg, przychodząc do ich serc,
nie zstąpiłby wystarczająco nisko. Stworzył więc dziecko, które niczego nie umie i ledwie co
mówi; stworzył biednych dzikich ludzi, którzy mogą kierować się jedynie prawem natury. I
właśnie: raczy zstąpić aż do ich serc, to oni są tymi polnymi kwiatami, których prostota Go
urzeka... Zstępując tak nisko, objawia swą nieskończoną wielkość (Rkp A 2v°—3r°).
Bóg kocha nas wszystkich, bez względu na to, czy jesteśmy wielcy czy mali. Jednakże mali
świadczą ze szczególną siłą o tym, jak nisko Bóg się pochyla.
Tak jak słońce oświeca i cedry, i mały kwiat, jakby ten żył na ziemi sam jeden, tak i nasz Pan
zajmuje się każdą duszą, jakby ta nie miała sobie podobnych. I jak w przyrodzie wszystko
przyczynia się do tego, by stokrotka mogła kiedyś zakwitnąć, tak i wszystko przyczynia się
do dobra każdego (Rkp A 3r°).
2. JEZUS JEST NAM DANY
„Bóg tak umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał” (J 3, 16).
Ach, znam Tego, który prosił o wodę:
Jest „Darem Boga”, źródłem chwały!
(P 24)
Ukochałeś mnie tak bardzo, że dałeś mi swego Syna Jednorodzonego, by był mi Zbawicielem
i Oblubieńcem (M6).
Bóg dla was przyjął na siebie śmiertelność (RD 5).
Teresa lubiła ten dialog przypisywany świętemu Bernardowi:
— Jezu, kto Cię uczynił tak małym?
— Miłość.
* * *
Kim zatem jest Jezus w jej oczach? Jest „oceanem miłości” (P 54).
To, o czym ci piszę, jest doprawdy szalone; ale nie szkodzi, o miłości Jezusa myślę coś, co
jest być może jeszcze mocniejsze... (LT 82)
Od Jego miłości któż nas może odłączyć?
(P 48)
Jedyne, o co Herod oskarżył Jezusa, to szaleństwo. I ja się z nim zgadzam! Tak, gdyż
szaleństwem z Jego strony było poszukiwać małych, ubogich serc ludzi śmiertelnych, aby
stać się ich królem. Przecież On, Król Chwały, zasiada na cherubinach! I nie mogą pomieścić
Go nawet Niebiosa! Był więc nasz Oblubieniec zupełnie szalony, by przyjść na ziemię do
grzesznych ludzi, chcąc uczynić ich swoimi przyjaciółmi, swoimi bliskimi, podobnymi sobie,
On, który żyje w pełni szczęścia z dwoma innymi, cudownymi Osobami Trójcy Świętej!
Nigdy nie będziemy w stanie posunąć się do szaleństw, do których On posunął się dla nas, i
nigdy nasze czyny nie zasłużą na to miano, gdyż są bardzo rozumne i daleko im do tego,
czego nasza miłość chciałaby dokonać (LT 169).
Trzeba mi serca rozpalonego czułością,
Które zawsze by mi było oparciem
I kochałoby we mnie wszystko, nawet słabość,
I nie opuszczałoby mnie ani na chwilę.
Lecz nie mogłam nigdzie znaleźć stworzenia,
Co — nieśmiertelne — kochałoby wiecznie...
Więc trzeba mi Boga, z moją naturą,
Co stałby się mi bratem i poznałby cierpienie!
(P 23)
Muszę ci wyznać, że na Serce Jezusa zapatruję się inaczej niż wszyscy. Myślę, że serce
mojego Oblubieńca należy jedynie do mnie, tak jak i moje należy jedynie do Niego.
Rozmawiam z Nim w samotności, kiedy sercem trwam cicho przy Jego sercu, oczekując na
spotkanie z Nim twarzą w twarz, gdy [już bez osłony] będę mogła się w Niego wpatrywać
(LT 122).
Tak, ten, kto kocha Jezusa, przynależy do Jego rodziny. W tym sercu, które nie ma sobie
podobnych, znajduje wszystko, czego pragnie. Znajduje w Nim swoje Niebo! (LT 130)
Kto ma Jezusa, posiada niezmierzone bogactwa.
Wszystko jest nasze i wszystko dla nas, gdyż w Jezusie mamy wszystko (LT 182).
I wyśpiewuje Teresa Jego „cudowne piękno” (LT 95). Przeczytajmy kilka strof z jej wiersza
„Lubiłam...”
Tak, Twoja ręka prowadzi mnie wszędzie,
W Tobie mam lasy i wioski,
Mam trzciny i łąki, i góry,
Deszcze i śnieżne płatki
Z wysoka.
Mam czarującą lutnię,
Pełną pokoju samotność,
Rzeki, skały, urocze wodospady...
Szemrzący cicho potok,
Ptaki.
Mam lśniące jezioro, mam dolinę
Samotną, porośniętą lasem;
A z oceanu mam srebrzystą falę,
Połyskujące ryby, mórz skarby
Rozmaite.
W Tobie mam migocące gwiazdy;
A kiedy miłość Twa się odsłania,
Dostrzegam, jak przez zasłonę,
Przy zapadającym z wolna mroku,
Twoją dłoń!
Ty, który podtrzymujesz światy,
Który sadzisz puszcze głębokie,
Który jednym spojrzeniem je zapylasz,
Patrzysz na mnie zawsze
Miłośnie.
Mam Twe Serce, Twe cudowne Oblicze,
Wzrok cichy, który mnie zranił...
Mam Twych świętych ust pocałunek,
Kocham Cię i nadto niczego nie pragnę,
Jezu!
(P 18)
* * *
Oblicze Jezusa, w które Teresa wpatruje się oczami wiary, ukazuje jej świat olśniewający.
Siostra Genowefa tak to wyraziła: „Oblicze Święte było zwierciadłem, w którym odgadywała
duszę i serce swojego Umiłowanego... Nowicjuszkom mówiła, że Oblicze Jezusa jest niczym
księga, z której czerpie wiedzę miłości” (RiW 82-83).
Wcześniej nie zgłębiłam skarbów ukrytych w Świętym Obliczu (...), tajemnic miłości
ukrytych w Twarzy naszego Oblubieńca (Rkp A 71r°).
To Oblicze jest mym królestwem miłości!
(P 20)
Jezus płonie do nas miłością... Spójrz na Jego Cudowne Oblicze! Spójrz na oczy wygasłe,
spuszczone! Spójrz na rany! Spójrz na Jezusa, który objawia się w swoim Obliczu... W nim
dojrzysz, jak bardzo nas kocha (LT 87).
Chętnie cytuje urywki mówiące o Twarzy Jezusa, promiennej i cierpiącej zarazem.
Mój ukochany jest jak bukiet mirry, co spocznie na moim sercu. W jego twarzy jasność i
blask, a włosy jego jak królewska purpura. W nim wszystko jest godne kochania, twarz jego
wzbudza miłość, a oblicze mnie ponagla, bym na Miłość odpowiedziała miłością (Pnp 1).
Z twarzą nad miłym schyloną
Trwałam, zapomniawszy o sobie;
I znikło wszystko, i oddałam Mu siebie,
Troski me porzuciwszy
tam, kędy bielą się lilie (święty Jan od Krzyża).
Któż uwierzył naszemu słowu i komu Pan objawił moc swego ramienia? Chrystus pojawi się
przed Nim jak krzew, jak pęd, co wschodzi na ziemi spękanej: w naszych oczach nie miał ni
piękna, ni blasku, nie było w Nim nic, co przyciąga. Nie odgadliśmy, kim jest. Był dla nas
przedmiotem wzgardy, ostatnim z ludzi, mężem boleści, który poznał, co jest cierpieć!...
Twarz Jego zaś — jakby ukryta!... (...) A On nasze utrapienia dźwigał, naszym obarczył się
bólem. Mieliśmy Go za trędowatego, za człowieka, którego Bóg doświadczył i upokorzył!...
A Jego przybito za nasze niegodziwości, za nasze zmiażdżono grzechy. Kara, przynosząca
nam pokój, na Niego spadła. W Jego ranach — nasze uzdrowienie (Iz 53) (LT 108).
Teresa chce pójść śladami Jezusa.
Pojęłam, czym jest prawdziwa chwała. Ten, którego królestwo nie jest z tego świata, ukazał
mi, że prawdziwa mądrość polega na tym, by „chcieć być nieznanym i uważanym za nic —
by szukać radości w oderwaniu od siebie”... Ach! Chciałam, aby „moja twarz — na
podobieństwo twarzy Jezusa — była prawdziwie ukryta, tak by na ziemi nikt mnie nie
rozpoznał”. Byłam spragniona cierpienia i zapomnienia (Rkp A 71v°).
* * *
„Jezus uda się daleko, aby cię znaleźć...”
Podziękuj dobremu Bogu za łaski, którymi On cię obdarza. I nie bądź aż tak niewdzięczna, że
nie będziesz umiała ich rozpoznać. Sprawiasz na mnie wrażenie wieśniaczki, którą król —
pełen mocy — poprosił o rękę, a ta nie śmiała się zgodzić, tłumacząc się swym ubóstwem i
nieznajomością życia na dworze. A wystarczyłoby jej pomyśleć, że królewski narzeczony
dobrze przecież wie o jej nędzy, a jej słabość zna lepiej niż ona... Mario, chociaż jesteś nikim,
to nie zapominaj, że Jezus jest wszystkim, dlatego trzeba, byś zanurzyła twą nicość w Jego
wszystkim, nie mającym dla siebie granic, i byś o nim tylko myślała, bo tylko ono jest godne
miłości... Nie wyczekuj też widocznych owoców swoich wysiłków, gdyż te nic nie znaczące
rzeczy tak bardzo Jezusa pokrzepiają, że lubi je zatrzymywać dla siebie. (...) Jezusowi oddaj
całe serce, On jest go spragniony, odczuwa głód... (...) Ach, jak nie kochać przyjaciela, który
przystaje na takie ubóstwo, i jak jeszcze tłumaczyć się [przed Nim], że jest się zbyt biednym,
kiedy On sam się upodabnia do swej narzeczonej... Był bogaty, a stał się ubogim, by połączyć
swoje ubóstwo z ubóstwem Marii od Najświętszego Sakramentu. Cóż za tajemnica!
Tajemnica miłości! (LT 109)
Nie lękaj się; im będziesz uboższą, tym mocniej Jezus będzie cię kochał. Uda się daleko,
bardzo daleko, aby cię znaleźć, kiedy pobłądzisz (LT 211).
Jezus jest podobny do swego Ojca, gdyż — jak Ten — ma serce matki!
Choć było to jeszcze w czasach, kiedy obowiązywało prawo bojaźni, zanim przyszedł [na
ziemię] nasz Pan, prorok Izajasz mówił: „Czy może Matka zapomnieć o swym dziecku? A
nawet gdyby ona zapomniała, ja o was nie zapomnę nigdy”. Co za cudowna obietnica! Ach,
jakże my, które żyjemy pod prawem miłości, mogłybyśmy nie odpowiedzieć na miłosne
zabiegi naszego Oblubieńca? Jakże obawiać się Tego, którego zniewala włos, powiewający
na naszej szyi? (Pnp 4, 9) Umiejmy zatem zauroczyć tego Boga, który żebrze naszej miłości.
Mówiąc, że jeden włos może dokonać tego cudu, daje nam do zrozumienia, że najmniejszy
akt uczyniony z miłości czaruje Jego serce.
Ach! Gdyby wymagał od nas wielkich czynów, to można by nas tylko pożałować! Lecz — co
za szczęście! — Jezus pozwala się zniewalać rzeczom tak małym! (LT 191)
W Tobie, któryś umiał stworzyć serce matki,
Odkrywam najdelikatniejszego z ojców.
Jezu, Słowo przedwieczne, moja jedyna miłości,
Dla mnie — Twoje serce kocha mocniej niż matka.
(P 36)
Ufajmy Mu zatem bez granic!
Za dni swego życia na ziemi mój Ukochany powiedział: „Wszystko, o co poprosicie Ojca
mego w imię moje, otrzymacie!” Jestem więc pewna, że spełnisz to, czego pragnę, gdyż wiem,
o mój Boże, że im więcej chcesz dać, tym większe wzbudzasz pragnienia. A mam w sercu
pragnienia przeogromne; zatem pełna ufności proszę, byś przyszedł zawładnąć moją duszą
(M6).
Tak, czuję, że Jezus chce nas obdarzyć tymi samymi łaskami, że chce dać nam Niebo za
darmo (LT 197).
Nieskończone skarby Jego zasług należą do mnie, ofiaruję Ci je [Ojcze] ze szczęściem,
błagając, byś patrzył na mnie jedynie poprzez Oblicze Jezusa i dostrzegał mnie jedynie w
Jego Sercu, płonącym Miłością (M6).
W Twej dobroci, której nie ma granic,
Chcę zanurzyć się i zniknąć, Serce Jezusowe.
(P 23)
Na namalowanym przez siebie obrazku, przedstawiającym Dzieciątko Jezus ukryte w Hostii,
napisała:
Nie mogę obawiać się Boga, który dla mnie stał się tak mały... Kocham Go!... Gdyż jest
wyłącznie miłością i miłosierdziem (LT 266).
3. BÓG SPRAGNIONY JEST CIEBIE
Jezus został nam dany, byśmy mogli poznać Darmową Miłość Boga i odpowiedzieć na nią.
Jest nas spragniony i marzy, byśmy sami zapragnęli Jego.
Kto może pojąć miłość Jezusa do Celiny? Tylko Jezus!... Wszak dla niej posunął się do
szaleństw! Niech i Celina postępuje tak samo wobec Jezusa... Za miłość płaci się tylko
miłością, a rany miłości leczy tylko miłość (LT 85).
Wydawało mi się, że słyszę, jak Jezus mówi do mnie to samo, co powiedział do Samarytanki:
„Daj mi pić!” Była to prawdziwa wymiana miłości; duszom dawałam krew Jezusa, Jezusowi
ofiarowywałam te same dusze, ożywione Jego boską rosą. W ten sposób zdawałam się koić
Jego pragnienie, a im więcej dawałam Mu pić, tym bardziej wzrastało pragnienie mej biednej
duszy; On z kolei podawał mi to pragnienie jako najrozkoszniejszy napój swej miłości... (Rkp
A 46v°)
Oto czego Jezus od nas oczekuje; nie potrzebuje On naszych dzieł, lecz jedynie miłości. Gdyż
ten sam Bóg, który oświadcza, że nie musi nam wcale mówić, czy jest głodny, nie wahał się
żebrać u Samarytanki o trochę wody. Był spragniony... Lecz mówiąc: „daj mi pić”,
Stworzyciel domagał się właśnie miłości od swego biednego stworzenia. Był spragniony
miłości... Ach! Czuję to bardziej niż kiedykolwiek: Jezusowi chce się pić. Pośród uczniów
tego świata spotyka tylko niewdzięcznych i obojętnych, a pośród swoich, niestety, mało
znajduje serc, które oddają Mu się bez reszty, które pojmują, jak czuła jest Jego nieskończona
Miłość (Rkp B 1v°).
Jezus jest chory z miłości i daje do zrozumienia, że taką chorobę można uleczyć tylko
miłością (LT 109).
Nie kto inny jak „boski Żebrak miłości” prosi cię o gościnność, a mówiąc: „dziękuję”, prosi o
jeszcze, w miarę jak otrzymuje coraz więcej (LT 172).
Jezus tak bardzo potrzebuje miłości i odczuwa tak wielkie pragnienie, że oczekuje od nas
bodaj kropli wody, by móc je ugasić. Ach, dawajmy Mu pić nie żałując... Kiedyś będzie umiał
powiedzieć: „Teraz przyszła kolej na mnie” (LT 107).
Zapomnienie... Wydaje mi się, że to właśnie sprawia Mu najwięcej przykrości! (LT 108)
Życie jest często uciążliwe. Co za gorycz, lecz również — co za szczęście! Tak, życie
kosztuje, z udręką rozpoczynamy nowy dzień. (...) Gdyby przynajmniej czuć obecność Jezusa!
Ach, bylibyśmy gotowi dla Niego na wszystko... Lecz cóż, wydaje się oddalony o tysiące mil,
pozostajemy więc sami ze sobą. Nużące to towarzystwo, kiedy brakuje Jezusa! (...) Gdzież
On jest? Dlaczego nie przychodzi z otuchą, wszak w Nim tylko mamy Przyjaciela? A On po
prawdzie jest niedaleko, jeśli nie bardzo blisko. Spogląda na nas i żebrze o nasz smutek, o
agonię. Potrzebuje ich dla innych, potrzebuje dla nas. Chce nas obdarzyć czymś wielkim, ma
wobec nas ogromne ambicje! (LT 57)
Och, ta cisza Jezusa, co za muzyka dla serca... Czyni siebie ubogim, abyśmy mogli okazać
Mu miłość. Wyciąga do nas rękę, aby w radosnym dniu sądu, kiedy ukaże się w swojej
chwale, mógł powiedzieć do nas te słowa: „Pójdźcie, błogosławieni Ojca mego. Gdyż byłem
głodny, a daliście mi jeść. Byłem spragniony, a daliście mi pić. Byłem bez domu, a
przyjęliście mnie. Byłem chory, w więzieniu, a przyszliście mi z pomocą”. Powiedział tak
sam Jezus i to On chce naszej miłości, żebrze o nią... Zdaje się, rzec można, na naszą łaskę i
niełaskę. Nie chce niczego brać, nie otrzymawszy tego od nas, a ceni najmniejszą nawet rzecz
(LT 145).
Wspomnij, Jezu, Słowo Życia,
Że ukochałeś mnie aż po śmierć!
Ja także chcę ukochać Cię do szaleństwa,
Ja także chcę dla Ciebie żyć i umrzeć.
(P 24)
Teresa bardzo lubiła poniższe myśli świętego Jana od Krzyża:
Pod wieczór życia będziemy sądzeni z miłości.
Jest zatem sprawą najwyższej wagi, aby ćwiczyć się dużo w Miłości, aby — spalając się
prędko — nie zatrzymywać się wcale na ziemi i wnet spotkać się z Bogiem twarzą w twarz.
* * *
Patrząc na swe życie, Teresa często podkreśla uprzedzającą miłość Boga.
Wydaje mi się, że gdyby wszystkie stworzenia doznały tych łask, co ja, to dobry Bóg w nikim
nie wzbudzałby lęku; kochano by Go do szaleństwa i z miłością, a nie z drżeniem, i nikt nigdy
by nie chciał wyrządzić Mu przykrości... (Rkp A 83v°)
Pamiętam, że „ten, któremu przebaczono więcej, kocha też więcej”. Więc staram się, by moje
życie było aktem miłości, i nie martwię się, że jestem mała, przeciwnie: cieszę się z tego (LT
224).
Pan nasz, pragnąc, by moje pierwsze spojrzenie było wyłącznie dla Niego, raczył poprosić
mnie o serce, kiedy byłam jeszcze w kołysce, jeśli można tak powiedzieć (LT 201).
Gdyby moje serce nie było zwrócone ku Bogu od zarania, (...) co by się ze mną stało? (Rkp A
40r°)
Byłam w wieku najbardziej niebezpiecznym dla dziewczyn, lecz dobry Bóg uczynił dla mnie
to, o czym mówi Ezechiel: „Przechodząc w pobliżu, Jezus spostrzegł, że nadszedł dla mnie
czas miłości. Zawarł więc ze mną przymierze i stałam się Jego... Rozciągnął nade mną swój
płaszcz, wykąpał w drogocennych wonnościach, przyodział we wzorzyste szaty, założył mi
naszyjnik i kosztowne ozdoby... I nakarmił mnie mąką najczystszą oraz miodem i oliwą w
obfitości... Wówczas wypiękniałam w Jego oczach i uczynił mnie potężną królową!...”
Tak, Jezus uczynił dla mnie to wszystko; mogłabym wykazać, że każde z przytoczonych słów
całkowicie wobec mnie wypełnił (Rkp A 47r°).
Teraz oddaj się bez reszty Jezusowi. On — bardziej niż kiedykolwiek — jest bez reszty
oddany tobie. Już włożył na twój palec tajemniczy zaręczynowy pierścionek. Chce być
jedynym mistrzem twojej duszy (LT 53).
Gdy w dziewczęcym moim sercu zajaśniał ów płomień,
Co zwie się miłością, przyszedłeś o niego poprosić.
(P 53)
Moją miłością jest Chrystus, życie moje.
(P 26)
Teraz nie mam już wielkich pragnień poza tym jednym, by kochać, aż z miłości tej umrę (Rkp
C 7v°).
* * *
Teresa wpatruje się również w negatyw tego filmu, który mówi jej o dobrodziejstwach Boga.
I przyznaje, że rozczarowania, jakich doznała w kilku przyjaźniach, pomogły jej wybrać w
sposób bardziej radykalny miłość wyłącznie do Jezusa.
O szczęśliwa nieumiejętności! Ileż zła mnie dzięki niej ominęło!... Jakże dziękuję Jezusowi,
że dał mi odczuć jedynie „gorycz ziemskich przyjaźni”. Z takim sercem jak moje można by
mnie łatwo oszukać, podciąć mi skrzydła, a jak wtedy mogłabym „ulecieć i spocząć”? (...)
Choć nie skosztowałam zatrutego kielicha zbyt gorącej miłości do stworzeń, czuję, że nie
mogę się mylić, tak wiele widziałam dusz zwiedzionych przez to fałszywe światło, dusz
latających niczym biedne motyle i przypalających sobie skrzydła. Potem wracały do
prawdziwego i łagodnego światła miłości, które przywracało im skrzydła, promienniejsze i
lżejsze, by mogły wzlecieć do Jezusa, do tego boskiego Ognia, „który płonie, lecz nie
wypala”. Ach, czuję, że Jezus wiedział, iż jestem zbyt słaba, by wodzić mnie na pokuszenie;
być może złudne światło wypaliłoby mnie całą, gdybym je dojrzała... (Rkp A 38r°—v°)
* * *
„Kochać Jezusa więcej niż ktokolwiek Go kochał!”
Co do mnie, to nie znam innego sposobu na miłość doskonałą... Nasze serce stworzone jest do
kochania, i to jak! Czasem szukam innego słowa, by wyrazić miłość, lecz tu, na wygnaniu,
słowa nie potrafią oddać wszystkich drgnień duszy. Toteż musimy zostać przy tym jednym
jedynym słowie: Kochać!
Lecz kogo nasze serce — spragnione kochania — obdarzy miłością? Ach, któż będzie na tyle
wielki, by stać się tego godnym? Czy ludzka istota może to pojąć? Mario, tylko Jezus potrafi
zrozumieć głębię słowa „Kochać”! Tylko Jego miłość jest nieskończenie większa od tego, co
same możemy Mu dać (LT 109).
Jakże ciasne i niestałe są serca stworzeń! (Rkp A 38r°)
Cóż mi po pięknie stworzonym? Posiadłszy je, byłabym nieszczęśliwa, w sercu miałabym
taką pustkę! To nie do uwierzenia, jak moje serce wydaje mi się wielkie, kiedy spoglądam na
skarby ziemi, widzę bowiem, że wszystkie razem wzięte nie umiałyby go nasycić. Lecz kiedy
spoglądam na Jezusa, jakże to serce wydaje mi się małe! Tak bardzo chciałabym Go kochać!...
Kochać więcej niż ktokolwiek Go kochał! (LT 74)
W odpowiedzi na Jego miłość, Teresa chciałaby uczynić dla Niego to, co On uczynił dla niej...
(Rkp A 85v°)
Ty wiesz, mój Boże, że nigdy nie pragnęłam niczego ponad to, by Cię kochać. Innej chwały
nie pragnę. Twoja miłość uprzedzała mnie od dzieciństwa, wzrastała wraz ze mną, a teraz jest
jak przepaść, której głębokości zmierzyć nie potrafię. Miłość przyciąga miłość, toteż moja
miłość, Jezu, wyrywa się ku Tobie, chciałaby wypełnić wciągającą ją przepaść, niestety, nie
dorównuje wielkością ani kropli rosy pogrążonej w oceanie!... By Cię kochać, jak Ty mnie
kochasz, muszę zapożyczyć miłości od Ciebie, wtedy dopiero znajdę ukojenie. Mój Jezu, być
może się łudzę, lecz mi się zdaje, że nikogo nie możesz napełnić miłością większą od tej,
którą mnie napełniłeś (Rkp C 34v°—35r°).
Moja jedyna Miłości, ach, wysłuchaj tej prośby:
Wzbudź we mnie serc tysiące, abym mogła Cię kochać!
Ale i to nie wystarcza. Więc użycz mi, Piękno najwyższe
— Abym mogła Cię kochać — użycz mi Serca własnego!
(P 24)
4. WYMAGANIA MIŁOŚCI
Odpowiedzieć Miłości „tak”, to pozwolić Jej, by nas podbiła.
Zostań w moim sercu, czyż nie jest ono klombem,
Którego każdy kwiat ku Tobie chce się zwrócić?
(P 24)
Nade wszystko jednak [w wieku czternastu lat] wzrastałam w miłości do dobrego Boga,
czułam w sercu nie znane dotąd porywy, niekiedy przeżywałam prawdziwe uniesienia miłości.
Jednego wieczoru, nie wiedząc, jak wyznać Jezusowi, że Go kocham i jak bardzo bym chciała,
by był kochany i wielbiony wszędzie, pomyślałam z bólem, że nikt nie wyzna Mu miłości w
piekle. Powiedziałam wówczas dobremu Bogu, że dla Jego przyjemności zgadzam się, by
mnie tam zanurzono, aby w tym miejscu bluźnierstwa mógł być kochany wiecznie...
Wiedziałam, że to nie może Mu przynieść chwały, ponieważ niczego tak nie pragnie, jak
naszego szczęścia, lecz z miłości mówi się szalone rzeczy. Powiedziałam to też nie dlatego,
że nie pociągało mnie Niebo, lecz dlatego, że moim Niebem była Miłość i czułam, podobnie
jak święty Paweł, że nic nie mogłoby mnie oderwać od Tego, który mnie oczarował! (Rkp A
52r°—v°)
Jedynie Ty, Jezu, mogłeś nasycić duszę,
Która kochać chciała nieskończenie!
(P 53)
Osiem dni po obłóczynach Teresy miał miejsce ślub jej kuzynki Joanny.
Trudno wysłowić, ile jej przykład powiedział mi o tym, jak delikatna może być oblubienica
wobec swojego oblubieńca. Słuchałam chciwie wszystkiego, czego mogłam się o tym
dowiedzieć, gdyż dla ukochanego Jezusa nie chciałam uczynić mniej aniżeli Joanna dla
Franciszka, stworzenia niewątpliwie doskonałego, lecz koniec końców tylko stworzenia!...
(Rkp A 77r°)
Wiedza Miłości, o tak! Jak wdzięcznie brzmi to słowo w uchu mojej duszy. Tylko takiej
wiedzy pragnę! Dla niej oddawszy wszystkie moje bogactwa, uważam — za oblubienicą ze
świętych pieśni — że nic jeszcze nie dałam... Tylko miłość może nas uczynić miłymi
dobremu Bogu, pojmuję to tak jasno, że tylko o tę miłość zabiegam (Rkp B 1r°).
Twoja miłość jest mym jedynym męczeństwem,
Im bardziej mnie rozpala,
Tym bardziej Ciebie pragnę.
(P 31)
* * *
Cóż jest kochać?
Kochać — to dać wszystko i dać siebie samego.
(P 54)
Żyć miłością to dawać się bez miar,
Nie chcieć i nie żądać jakiejkolwiek zapłaty.
Daję więc i nie liczę, przekonana,
Że kochając, niczego się nie odmierza.
(P 17)
Zwróciła moją uwagę na to [opowiada siostra Genowefa], że miłość poświęca wszystko, że
daje wszystko, słusznie czy niesłusznie, że marnotrawi, że niszczy już u początku nadzieję na
korzyść, że postępuje szaleńczo, że jest hojna do skrajności, że nigdy nie odmierza.
— Ach, szczęśliwa beztroska, szczęśliwe miłosne upojenie! — mówiła. — Miłość daje
wszystko i ufa! My, niestety, dajemy po namyśle, wahamy się poświęcić korzyści ziemskie i
duchowe. A to nie jest miłość! Ta jest ślepa i podobna do potoku, który nic po sobie nie
zostawia! (RiW 62)
Dlatego wszystko, co czynisz, niech będzie wolne od choćby cienia osobistej korzyści (RiW
32).
Ziarnko piasku chce przystąpić do dzieła, choć nie znajduje w nim żadnej radości, choć
brakuje mu i chęci, i sił. Lecz to właśnie ułatwia mu zadanie, gdyż chce pracować jedynie z
miłości (LT 82).
W dzień swoich ślubów wyraża takie życzenie:
Jezu, proszę, bym szukała i znajdowała jedynie Ciebie, by stworzenia były dla mnie niczym, a
ja niczym dla nich. Ty, Jezu, bądź mi wszystkim!... Niech rzeczy ziemskie nigdy nie mącą
mej duszy, niech nic nie mąci we mnie pokoju. Jezu, proszę Cię tylko o pokój; i proszę także
o miłość, miłość bez końca, której granicą będziesz jedynie Ty (z osobistych zapisków, 8
września 1890).
Dla Ciebie wyniszczyć się chcę bez reszty,
W każdej chwili.
(P 51)
* * *
Innymi słowy, kochać to „sprawiać radość”.
Dla niej istotne jest to, i tego pragnie wyłącznie, by sprawić Jezusowi radość (Rkp C 3v°).
Gdyby dobry Bóg mi powiedział: „Jeśli umrzesz teraz, dostąpisz wielkiej chwały; jeśli
umrzesz w wieku dwudziestu czterech lat, ta chwała będzie mniejsza, lecz mnie sprawi to
radość”, to nie wahałabym się Mu odpowiedzieć: „Boże mój, chcę umrzeć w wieku
dwudziestu czterech lat, gdyż nie szukam chwały swojej, lecz jedynie Twojej radości”.
Wielcy święci trudzili się dla chwały Boga; ja, która jestem bardzo mała, trudzę się jedynie
dla Jego radości. Ze szczęściem zniosłabym największe cierpienia, gdyby mogły u Niego
wzbudzić choćby jeden uśmiech (OR, 16 lipca, 6).
Chciałabym znosić [dla Niego] największe cierpienia, nawet wtedy, gdyby miał o nich nie
wiedzieć (RiW 57).
Nie chcę gromadzić zasług, by dzięki nim otrzymać Niebo, chcę trudzić się jedynie z miłości
do Ciebie, jedynie po to, by sprawić Ci radość, by pokrzepić Najświętsze Twoje Serce,
ocalając dla Ciebie dusze, które kochać Cię będą na wieczność (M6).
Zawsze pragnęłam jedynie tego, by sprawiać dobremu Bogu radość. Gdybym starała się
gromadzić zasługi, to teraz żyłabym w rozpaczy (RiW 57).
* * *
Miłość widzi rzeczy w prawdzie, a zarazem jest ślepa. Nie dostrzega przeszkód.
Miłość może wszystko, rzeczy zupełnie niemożliwe nie wydają się jej trudne (LT 65).
To prawda, że „dla miłości nie ma rzeczy niemożliwych, gdyż sądzi, że możliwe jest dla niej
wszystko i że wszystko jej wolno”... Roztropność ludzka, przeciwnie, drży co chwilę i nie
śmie, by tak rzec, uczynić kroku (Rkp A 75v°).
Serce, które kocha, trudzi się z miłością, czyli żarliwie: biegnie, leci, dla niego możliwe jest
wszystko, nie powstrzyma go nic (RiW 75).
Miłość doda wam skrzydeł (RD 5).
Jak dobrze jest trudzić się wyłącznie dla Jezusa, jedynie dla Niego! Ach, w sercu nie ma
wtedy pustki, czujemy się lekko... (LT 95)
Posłuchajmy, jak Teresa podkreśla z naciskiem potrzebę hojności, którą żywi się miłość.
Nie odmawiajmy Jezusowi niczego! (LT 85)
Jakże więc dałby się zwyciężyć w hojności? (LT 226)
Ponieważ Bóg jest tak hojny wobec mnie, chcę być równie hojna wobec Niego (RD 1).
Zapytano ją raz, czy zdarzyło się jej odmówić Bogu. Odpowiedziała:
— Nie, nie pamiętam, bym Mu czegoś odmówiła. Począwszy od trzeciego roku życia,
starałam się nie odmawiać Mu niczego, o co mnie prosił (OR, świadectwo Marii od
Eucharystii).
Wierz mi, nie czekaj nigdy na jutro, by zacząć stawać się świętą (OR, świadectwo Marii od
Eucharystii).
Myślałam dziś o przeszłości, o akcie odwagi, na który zdobyłam się kiedyś w noc Bożego
Narodzenia, i przyszła mi na myśl pochwała, jaką usłyszała Judyta: „Wykazałaś się męską
odwagą i umocniło się twoje serce”. Wielu mówi: „Nie potrafię się zdobyć na tę ofiarę”.
Niech więc podchodzą do tego jak ja — energicznie. Dobry Bóg nigdy nie odmawia tej
pierwszej łaski, która dodaje odwagi. Wówczas serce od razu się umacnia i kroczy od
zwycięstwa do zwycięstwa (OR, 8 sierpnia, 3).
To, co przyciąga światło i pomoc Boga, kiedy mamy za zadanie prowadzić lub wspierać
innych, to fakt, że nie opowiadamy im o własnych troskach, w nadziei, że to przyniesie nam
ulgę. Zresztą wcale nam to nie ulży, gdyż, miast ukoić, coś takiego nas tylko rozpali (OR, 16
września).
Dobremu Bogu, który tak nas kocha, jest już wystarczająco przykro, że na czas próby musi
nas zostawić na ziemi, byśmy Go jeszcze zamęczali powtarzaniem, jak bardzo jest nam tu źle.
Starajmy się wyglądać na takich, którzy po prostu nie zwracają na to uwagi! (RiW 58)
Nawet wtedy, kiedy nic nie rozumiem z wydarzeń, uśmiecham się i mówię [Mu]: „dziękuję”.
Dobremu Bogu okazuję nieustannie promienność. Nie trzeba w Niego wątpić, byłby to brak
delikatności. Nie, nigdy nie „przeklinajmy” Opatrzności, przeciwnie, okazujmy Jej zawsze
wdzięczność (RiW 72).
Gdyby Bóg dał nam we władanie wszechświat, z wszystkimi jego skarbami, to i tak nie
można by tego porównać z najmniejszym cierpieniem [znoszonym z powodu Jezusa]. Bo co
za łaska, kiedy rano nie mamy żadnego zapału, żadnej siły do czynienia dobra! Wtedy trzeba
przyłożyć siekierę do pnia. Odtąd, miast zbierać liche źdźbła, wydobywamy same diamenty.
Jakaż z tego korzyść pod wieczór! Choć bywa i tak, że na te skarby machamy ręką.
Przychodzi trudna chwila, opada nas pokusa, aby wszystko porzucić. Lecz wystarczy uczynić
akt miłości, choć możemy jej nie odczuwać, i wszystko się naprawia, i więcej! Jezus zaś się
uśmiecha... (LT 65)
Jedynie On jest czarujący, w całym tego słowa znaczeniu. Chce pokazać swojej „piłce”, że
uległaby złudzeniu, gdyby zaczęła szukać gdzie indziej cienia piękna, myląc je z Pięknem
rzeczywistym. (...)
Jakże jest On bosko delikatny, nie pozwalając mi przywiązać się do niczego, co stworzone.
Wie dobrze, że gdybym doznała choć odrobiny szczęścia, to przylgnęłabym do niej,
wkładając w to wszelką energię, wszystką moc serca. Więc odmawia mi tej odrobiny. Woli
zostawić mnie w ciemnościach niż dopuścić do mnie światło złudnego promienia, który nie
byłby Nim. Ponieważ nie mogę znaleźć żadnego stworzenia, które by nasyciło me serce, chcę
wszystko oddać Jezusowi. Nie chcę obdarzyć stworzeń choćby atomem miłości. Oby Jezus
nie przestawał mi przypominać, że On tylko jest pełnią szczęścia, nawet wtedy, gdy wydaje
się nieobecny! (...) Chce otrzymać wszystko... Więc oddam Mu wszystko, wszystko! Nawet
wówczas, gdy będę czuła, że nie potrafię Mu nic ofiarować. Wówczas, tak jak dzisiejszego
wieczoru, ofiaruję Mu owo „nic”! (LT 76)
Prawdziwe męstwo to nie chwilowa żarliwość, która pragnie wyruszyć na podbój dusz, na
przekór wszelkim możliwym niebezpieczeństwom, które podsuwa wyobraźnia; one dodają
tylko jednego uroku więcej naszemu pięknemu marzeniu. O nie, prawdziwe męstwo polega
na tym, że to pragnienie urzeczywistniamy w trwodze, że jednocześnie się przed nim
wzdrygamy, podobnie jak Pan nasz w Ogrodzie Oliwnym (RiW 149).
I odgadłam coś jeszcze, to mianowicie, że często Bóg chce tylko naszej woli. Oczekuje od nas
wszystkiego, a jeśli odmawiamy Mu najmniejszej rzeczy, to nie ustąpi, bo za bardzo nas
kocha; lecz gdy zgadzamy się na Jego wolę, kiedy widzi, że chodzi nam tylko o Niego, wtedy
postępuje z nami, jak postąpił niegdyś z Abra- hamem... (LT 167)
5. BEZCENNA WARTOŚĆ „MAŁYCH RZECZY”
We wzruszającym liście do Jezusa (którym podzieliła się później z Marią od Najświętszego
Serca i który zwany jest „Rękopisem B”) Teresa pisze o swoich pragnieniach miłości bez
granic.
Ach, wybacz mi, Jezu, jeśli będę mówić od rzeczy, próbując powiedzieć Ci raz jeszcze o
moich pragnieniach, o nadziejach, które sięgają w nieskończoność. Wybacz mi i uzdrów moją
duszę, obdarzając ją tym, czego ufnie od Ciebie wyczekuje!!!...
Być Twą oblubienicą, Jezu, być karmelitanką, być — poprzez moje zjednoczenie z Tobą —
matką dusz, to powinno mi wystarczyć... lecz tak nie jest... Te trzy przywileje: Karmelitanka,
Oblubienica i Matka, z pewnością są moim powołaniem, a jednak odkrywam w sobie także
powołanie Wojownika, Kapłana, Apostoła, Doktora, Męczennika; odczuwam też potrzebę,
pragnienie, by dokonać dla Ciebie, Jezu, wszystkich najbardziej bohaterskich czynów...
Odkrywam w sobie odwagę Krzyżowca, żołnierza Gwardii Papieskiej, chciałabym umrzeć na
polu bitwy broniąc Kościoła...
Czuję w sobie powołanie Kapłana; z jakąż miłością, Jezu, trzymałabym Cię w swych rękach,
kiedy na mój głos zstępowałbyś z Nieba... Z jakąż miłością dawałabym Cię duszom!...
Niestety, pragnąc być Kapłanem, podziwiam, a jednocześnie zazdroszczę pokory świętemu
Franciszkowi z Asyżu i chciałabym pójść w jego ślady, nie przyjmując wzniosłej godności
Kapłaństwa.
Jezu, moja miłości, życie moje... Jak pogodzić te przeciwieństwa? Jak spełnić pragnienia mej
biednej małej duszy?...
Ach, pomimo swojej małości chciałabym oświecać dusze jak Prorocy, jak Doktorzy; mam
powołanie, by być Apostołem... chciałabym przemierzyć świat, głosząc Twoje imię, i
postawić na ziemi niewiernych Twój zwycięski Krzyż... lecz, o mój Ukochany, nie
wystarczyłaby mi jedna misja, chciałabym głosić Ewangelię w pięciu częściach świata naraz,
aż po najdalsze wyspy... Chciałabym być misjonarką nie tylko przez kilka lat, ale począwszy
od założenia świata aż po jego kres...
A nade wszystko, Umiłowany mój Zbawicielu, chciałabym dla Ciebie przelać krew do
ostatniej kropli... Męczeństwo, oto marzenie mojej młodości, to marzenie wzrastało wraz ze
mną w odosobnieniu Karmelu. (...)
Jezu, Jezu, aby opisać moje pragnienia, musiałabym sięgnąć po Twoją księgę życia, tę, gdzie
spisane są czyny wszystkich Świętych, i które chciałabym spełnić dla Ciebie (Rkp B 2v°—
3r°).
Pierwszy List do Koryntian daje Teresie odpowiedź:
Na modlitwie te pragnienia dręczyły mnie ogromnie. Postanowiłam więc poszukać
odpowiedzi w listach świętego Pawła. Gdy je otwarłam, wzrok mój padł na rozdział XII i XIII
Pierwszego Listu do Koryntian... I przeczytałam tam najpierw, że wszyscy nie mogą być
apostołami, prorokami, doktorami itd., że Kościół składa się z różnych członków i że oko nie
może być jednocześnie ręką...
Odpowiedź była jasna, ale nie spełniała mych oczekiwań, nie przyniosła mi pokoju. I jak
Magdalena, która, nie przestając pochylać się nad pustym grobem, znalazła w końcu to, czego
szukała, tak i ja, uniżając się aż do dna swojej nicości, wzniosłam się tak wysoko, że
dosięgłam swego celu... Nie zniechęcając się bowiem, czytałam dalej i znalazłam zdanie,
które podniosło mnie na duchu: „Starajcie się o większe dary, a ja wam wskażę drogę jeszcze
doskonalszą”. I tu apostoł tłumaczy, jak wszystkie, największe nawet dary są niczym bez
Miłości... że Miłość jest drogą najlepszą, wiodącą do Boga w sposób pewny. Wreszcie
odnalazłam spokój... Wpatrując się w mistyczne ciało Kościoła, nie rozpoznałam się w
żadnym z jego członków, opisywanych przez świętego Pawła, lub raczej chciałam rozpoznać
się we wszystkich... Klucz do mojego powołania dała mi Miłość. Zrozumiałam, że jeśli
Kościół ma ciało zbudowane z różnych członków, to nie brakuje w nim z pewnością tego
najbardziej koniecznego i szlachetnego... zrozumiałam, że Kościół ma Serce i że to Serce
płonie Miłością. Zrozumiałam, że tylko Miłość wprawia w ruch członki Kościoła, że gdyby
Miłość wygasła, to Apostołowie nie głosiliby już więcej Ewangelii, Męczennicy odmawialiby
przelania krwi... Zrozumiałam, że Miłość zawiera wszystkie powołania, że Miłość jest
wszystkim, że ogarnia wszystkie czasy i wszystkie miejsca... Słowem, że jest Wieczna!
Wówczas w porywie szalonej radości zawołałam: Jezu, moja Miłości... znalazłam wreszcie
powołanie, powołanie moje to Miłość!...
Tak, znalazłam swoje miejsce w Kościele, i to Ty, mój Boże, mi je dałeś... W Sercu Kościoła,
mej Matki, będę Miłością... w ten sposób będę wszystkim... w ten sposób moje marzenie się
spełni!!! (Rkp B 3v°)
Jezu mój, kocham Cię, kocham Kościół, moją Matkę, pamiętam, że „najmniejsze poruszenie
czystej miłości jest mu bardziej pożyteczne niż wszystkie inne dzieła razem wzięte”. Ale czy
rzeczywiście mam w sercu czystą miłość?... Czy moje pragnienia bez granic nie są
złudzeniem, szaleństwem?... Ach! Gdyby tak było, to oświeć mnie, Jezu, Ty wiesz, że szukam
prawdy... Jeśli me pragnienia są zuchwałe, to spraw, by znikły, gdyż są dla mnie największym
męczeństwem... Lecz i to czuję, Jezu, że jeśli nie będzie mi dane kiedyś dotrzeć do wyżyn
Miłości, pomimo iż do nich tęsknię, to więcej zasmakuję szczęścia w moim męczeństwie, w
moim szaleństwie, niż pośród radości ojczyzny; chyba że cudem odbierzesz mi pamięć o
mych ziemskich tęsknotach. Więc pozwól mi na wygnaniu cieszyć się rozkoszami miłości...
Pozwól mi smakować słodką gorycz mojego męczeństwa (Rkp B 4v°).
* * *
Teresa nie ma jednak złudzeń i widzi, że wielkich czynów nie może dokonywać codziennie.
Dlatego postawi na „małe rzeczy”, którym będzie heroicznie wierna: wychodząc naprzeciw
drugim, wykonując swoje obowiązki, wyrzekając się nieustannie siebie. Nazywa je
„kwiatami” rzucanymi przez „dziecko”, co zdaje się trącić banałem... Ogarnia nas jednak
zdumienie, kiedy odkrywamy, ile w te „małe rzeczy” Teresa włożyła żarliwości,
pomysłowości, absolutu!
Lecz w jaki sposób okaże swą miłość, skoro miłości dowodzi się w czynach? Otóż będzie
rzucać kwiaty. (...)
Tak, mój Ukochany, oto jak będzie się spalać moje życie... Aby dowieść Ci miłości, nie mam
innego sposobu jak rzucać kwiaty, czyli nie przepuścić żadnego małego wyrzeczenia,
żadnego spojrzenia, żadnego słowa, skorzystać ze wszystkich najmniejszych rzeczy i czynić
je z miłości... Chcę cierpieć z miłości i nawet rozkoszować się z miłości, właśnie tak będę
rzucać kwiaty przed Twój tron; każdy, który spotkam, obiorę dla Ciebie z płatków. Rzucając
je potem, będę śpiewać (czy można płakać, czyniąc coś tak radosnego?), będę śpiewać nawet
wówczas, kiedy przyjdzie mi je zbierać pośród cierni. I im będą one dłuższe i ostrzejsze, tym
śpiewniejszą będzie moja pieśń (Rkp B 4r°—v°).
Chcę — odzierając się — okazać, że Cię kocham... (P 51)
[Przed wstąpieniem do Karmelu] umartwiałam się tym, że przełamywałam swą wolę, zawsze
gotową postawić na swoim, że powstrzymywałam się od opryskliwych odpowiedzi, że nie
chwaliłam się drobnymi przysługami, że — siedząc — nie opierałam się plecami o krzesło
itd., itd. I właśnie przez te nic nie znaczące rzeczy przygotowywałam się do zaręczyn z
Jezusem (Rkp A 68v°).
Pilnowałam się też bardzo, by się nie tłumaczyć. (...) Ponieważ z trudem praktykowałam
cnoty wielkie, przykładałam się przede wszystkim do małych. I tak, na przykład, lubiłam
składać płaszcze pozostawione przez siostry i oddawać im wszelkie drobne przysługi, które
były w moim zasięgu.
[W Karmelu] pociągały mnie też umartwienia, a pragnęłam ich tym bardziej, że w tym
względzie nie pozwolono mi na nic... Jedyne małe umartwienie, jakie praktykowałam w
świecie, polegające na nieopieraniu się plecami, kiedy siedziałam, zostało mi zabronione z
powodu mej skłonności do garbienia się. Cóż, pewnie żarliwość moja nie wytrwałaby długo,
gdyby zezwolono mi na wiele praktyk... Te, na które mi pozwalano bez mojej prośby,
polegały na umartwianiu miłości własnej, co przynosiło mi o wiele więcej pożytku niż
umartwienia cielesne (Rkp A 74v°).
W ten sposób, na przykład, staram się umartwiać podczas rozmów z nowicjuszkami; unikam
wtedy stawiania pytań, które syciłyby jedynie moją ciekawość. Jeśli siostra zaczyna coś
interesującego, lecz nie kończy i przechodzi do czegoś, co mnie nudzi, to pilnuję się, by nie
wracać do wcześniejszego wątku, gdyż sądzę, że nie można osiągnąć żadnego dobra, jeśli
szuka się w nim własnej satysfakcji (Rkp C 32v°).
Zanim umrzemy od miecza, umierajmy od ukłuć szpilką (LT 86).
Czynię wiele małych wyrzeczeń... (OR, 6 lipca, 8)
Właśnie te małe cierpienia są dla nas największą radością. Przychodzą zwyczajnie i uczą
przyjmować te wielkie, kiedy nasz dobry Mistrz nam je zsyła (LT 148).
* * *
Podsuwane i ożywiane przez miłość, „małe rzeczy” nabierają ogromnej wartości.
Jezus patrzy nie tyle na wielkość czynów ani nawet nie na trudność, z jaką przychodzi ich
dokonać, ile na miłość, która te czyny ożywia (LT 65).
Zrozumiałam, że bez miłości wszystkie dzieła to nicość, nawet te najwspanialsze, jak
wskrzeszanie zmarłych czy nawracanie narodów (Rkp A 81v°).
Widzisz, rozmyślać o pięknych i świętych sprawach, pisać książki, pisać biografie świętych,
wszystko to nie jest warte jednego aktu miłości do Boga albo natychmiastowej reakcji, kiedy
rozlega się dzwonek z izby chorych, a nam nie chce się ruszyć (RiW 102).
Zasługa nie polega na tym, że wiele czynimy lub dajemy, lecz raczej na tym, że przyjmujemy,
że wiele kochamy (LT 142).
Oczy Jezusa patrzą zawsze na serce! (LT 73)
W czasie jednej z naszych rozmów [opowiada siostra Genowefa] przypomniałyśmy sobie
pewną znaną zabawę, która nas zajmowała w dzieciństwie. Chodziło o kalejdoskop, o coś w
rodzaju lunety, wewnątrz której ukazują się śliczne, kolorowe rysunki. Kiedy kręci się tubą,
rysunki te przybierają nieskończoną wręcz gamę barw.
— Ten przedmiot — mówiła Teresa — wbudzał we mnie podziw. Zastanawiałam się, co
mogło być źródłem tak uroczego zjawiska. Pewnego dnia, po dokładnych oględzinach,
stwierdziłam, że wszystko opierało się na kawałkach papieru i wełny, idowolnie przyciętych i
przytwierdzonych. Oglądając rzecz jeszcze dokładniej, zauważyłam wewnątrz tuby trzy
lusterka. Znalazłam klucz do zagadki. Był to dla mnie obraz wielkiej tajemnicy. Dopóki nasze
czyny — choćby najmniejsze — nie opuszczają ogniska miłości, Trójca Święta, której figurą
są przylegające do siebie lusterka, odzwierciedla je i obdarza niezwykłym pięknem. Tak,
dopóki w sercu mamy miłość, dopóki o niej nie zapominamy, wszystko jest dobrze. Jak mówi
święty Jan od Krzyża, „miłość przemienia w siebie wszystko, wykorzystuje i moje dobro, i
zło”. W oczach Boga, patrzącego na nas przez pryzmat lunety, czyli przez pryzmat samego
siebie, nasze liche źdźbła, te niewiele znaczące czyny, zawsze są piękne (RiW 70).
Lubiła bardzo to zdanie świętego Jana od Krzyża:
Najmniejsze poruszenie czystej miłości jest Kościołowi bardziej pożyteczne niż wszystkie inne
dzieła razem wzięte.
6. PODPORA W DRODZE
Nie idziemy sami. W drodze wspiera nas Pan, na różne sposoby. Najpierw poprzez obecność
w nas Jezusa. Dla Teresy jest On żywym przewodnikiem.
Jestem pewna, że Pan nasz, kiedy przebywał z uczniami i ich nauczał, nie mówił im wcale
więcej niż mówi nam, poprzez natchnienia swej łaski (OR, 7 lipca, 4).
Zauważałam często, że Jezus nie chce mi dawać na zapas, że na każdą chwilę ma pożywienie
zupełnie nowe; odkrywam je w sobie, nie wiedząc zupełnie, jak się we mnie znalazło... Myślę
po prostu, że to sam Jezus, ukryty głęboko w mym biednym sercu, obdarza mnie łaską, że we
mnie działa i przywodzi mi na myśl to, co chce, bym uczyniła w danej chwili (Rkp A 76r°).
Jezus poucza mnie w skrytości, nie ukazując się i nic nie mówiąc (Rkp B 1r°).
Rozumiem i wiem z doświadczenia, że „królestwo Boże jest w nas”. Jezus wcale nie
potrzebuje ksiąg ani doktorów, aby pouczać dusze. On, Doktor doktorów, poucza w ciszy, bez
słów... Nigdy Go nie słyszałam, lecz czuję, że jest we mnie, w każdej chwili; prowadzi mnie i
podpowiada, co winnam powiedzieć lub uczynić. Dokładnie wtedy, kiedy tego potrzebuję,
odkrywam światło, którego dotąd nie widziałam. Przychodzi ono zwykle nie w czasie
modlitwy, lecz raczej pośród codziennych zajęć (Rkp A 83v°).
* * *
Podporą w drodze jest również Ewangelia. Teresa ma ją przy sobie dzień i noc.
Lecz przede wszystkim podtrzymuje mnie w modlitwie Ewangelia, w niej znajduję wszystko,
co konieczne dla mojej małej, biednej duszy. W niej odkrywam wciąż nowe światła, ukryte i
tajemne znaczenia (Rkp A 83v°).
Jeśli chodzi o mnie, to nie znajduję już w książkach niczego. Wyjątkiem jest Ewangelia. Ta
mi zupełnie wystarcza. Z rozkoszą wsłuchuję się w Jezusa, który mi podpowiada, co czynić:
„Uczcie się ode mnie, że jestem cichy i pokornego serca”. I zstępuje we mnie pokój, tak jak
Jezus obiecał: „znajdziecie ukojenie dla dusz waszych” (OR, 9 maja, 3).
Wystarczy, że otworzę Ewangelię, a już wdycham zapachy z życia Jezusa, wiem też, w którą
biec stronę... Jednak do biegu ustawiam się nie z pierwszego, lecz z ostatniego miejsca; miast
stanąć na przedzie z faryzeuszem, ponawiam, pełna ufności, pokorną modlitwę celnika. Nade
wszystko jednak naśladuję postawę Magdaleny, jej zadziwiającą lub raczej miłosną odwagę,
która podbiła Jezusa, a mnie zachwyca (Rkp C 36v°).
Starała się poznać Boga [pisze siostra Genowefa], odkryć, rzec można, „Jego charakter”. A
jak mogłaby uczynić to lepiej, jeśli nie studiując natchnione Księgi, szczególnie Ewangelię?
Toteż smuciły ją różniące się między sobą przekłady.
— Gdybym była księdzem — powiedziała — to studiowałabym do głębi hebrajski i grekę, by
móc poznać myśl Boga w tej formie, w jakiej raczył ją wyrazić używając ludzkiego języka
(RiW 80).
Gdybym miała na to trochę czasu, to napisałabym chętnie komentarz do Pieśni nad Pieśniami.
Jak głębokie treści o zjednoczeniu duszy z Oblubieńcem odkryłam w tej księdze! (DD 210)
Oto jedno z jej biblijnych przemyśleń. Pokazuje, z jaką swobodą Teresa porusza się po Piśmie.
Nie wiem, czy jesteś ciągle w tym samym stanie ducha, co wtedy. Bez względu na to
przyczytam ci urywek z Pieśni nad Pieśniami, doskonale wyrażający stan duszy pogrążonej w
oschłości i której rozweselić ani pokrzepić nic nie potrafi. „Zeszłam do ogrodu orzechów, by
obejrzeć owoce w dolinie, by zobaczyć, czy rozkwita krzew winny, czy pojawiły się już
granaty. I [nagle] straciłam głowę, nie wiedząc już, gdzie jestem: zatrwożyły mnie powozy
Aminadaba”.
Oto obraz naszych dusz. Często zstępujemy w żyzne doliny, których owocami serce lubi się
żywić, wędrujemy po równinach Pisma świętego, co tyle razy otwierało nam swoje skarbce.
Lecz te równiny wydają się nam pustynią, ziemią spieczoną, pozbawioną wody. Przydarza się
nam nawet stracić zupełnie rozeznanie i nie wiedzieć już, gdzie jesteśmy: miast pokoju i
jasności doznajemy trwogi, lub co najmniej ogarnia nas mrok... Lecz podobnie jak
oblubienica [z Pieśni nad Pieśniami] znamy przyczynę tej próby: „zatrwożyły nas powozy
Aminadaba...” Zanim dotrzemy do Ojczyzny, poddane jesteśmy oczyszczającej próbie,
niczym złoto w tyglu. Więc czujemy się niekiedy opuszczone i nie wiemy, czy „powozy”, z
ich nieznośnym dudnieniem, hałasują w nas, czy na zewnątrz? Nie wiemy. Lecz wie to Jezus,
który widzi nasz smutek. I oto niespodziewanie daje się słyszeć Jego głos, łagodniejszy od
wiosennego powiewu: „Wróć, wróć, Sulamitko, wróć, byśmy mogli cię oglądać!”
Jak czarujące jest wołanie Oblubieńca! A przecież — nie śmiałyśmy już na siebie spojrzeć,
przekonane, że nie ma w nas blasku, nie ma żadnego powabu... A tu — woła nas Jezus! I chce
wpatrywać się w nas do woli. A przy tym nie jest sam, wszak dwie inne Osoby Trójcy Świętej
przychodzą wraz z Nim, by zawładnąć naszą duszą... Obiecał to Jezus, kiedy wracał do Ojca
swojego i Ojca naszego. Mówił wówczas z niewysłowioną czułością: „Jeśli kto mnie umiłuje,
będzie strzegł mojego słowa, a Ojciec mój umiłuje go i przyjdziemy do niego, i będziemy u
niego przebywać”.
Strzec słowa Jezusa, oto jedyny warunek naszego szczęścia, dowód na to, że Go kochamy.
Lecz cóż jest Jego słowem?... Wydaje mi się, że jest nim On sam. On, Jezus, Słowo Ojca!
Mówi nam o tym nieco dalej, w tej samej Ewangelii świętego Jana. Prosząc Ojca za swoimi
uczniami, modli się do Niego tak: „Uświęć ich przez Twoje słowo, bowiem słowo Twoje jest
prawdą”. W innym miejscu zaś Jezus nam mówi, że jest Drogą, Prawdą, Życiem. Czyli już
wiemy, co jest Słowem, którego winniśmy strzec, i nie zapytamy Jezusa jak Piłat: „Cóż to jest
prawda?” Bo my ją znamy, wszak strzeżemy Jezusa w naszych sercach!
I, zapożyczając słów oblubienicy, możemy nieraz powiedzieć, że „Ukochany nasz to bukiet
mirry”, że jest dla nas Oblubieńcem według krwi. I z jakim szczęściem usłyszymy kiedyś z
ust Jezusa: „Wytrwaliście przy mnie we wszystkich moich próbach, dlatego przygotowałem
dla was królestwo, tak jak Ojciec przygotował je dla mnie”.
Próby, przez które przechodzi Jezus — jakaż w tym tajemnica! Więc i On ma swoje próby?
Tak. I często „sam jeden wygniata winogrona w tłoczni”. Rozgląda się, kto by Mu pomógł, i
nie znajduje nikogo... Wielu Mu służy, dopóki On sam ich pokrzepia, lecz niewielu zgadza się
dotrzymywać Mu towarzystwa, kiedy śpi [w czasie burzy] na morzu lub cierpi w ogrodzie
agonii! Któż więc będzie Mu służył, wyłącznie dla Niego? My!... Celina i Teresa będą
jednoczyć się coraz mocniej i spełni się w nich modlitwa Jezusa: „Ojcze, aby byli jedno, tak
jak i my jedno jesteśmy”.
Tak, już teraz Jezus przygotowuje dla nas królestwo, podobnie jak Ojciec Mu je przygotował.
Przygotowuje je dla nas, nie ujmując cierpienia. Chce, by stworzenia widziały naszą twarz,
ale jakby przez zasłonę, tak by nikt nas nie rozpoznał, poza Nim... Lecz co za radość
pomyśleć, że dobry Bóg, że cała Trójca na nas patrzy, w nas żyje, ma w nas swoje
upodobanie. A cóż innego chce znaleźć w naszych sercach, jeśli nie „orkiestrę w wojennym
obozie”?
„Lecz jakże nam śpiewać pieśni Pana na wygnaniu? Od dawna nasze harfy zawisły nad
rzekami” i nie umiemy już na nich grać!... Nasz Bóg, Gość naszych dusz, dobrze to jednak
wie, dlatego szuka w nas jedynie przybytku, szuka pustego namiotu na polu bitwy, którą
toczy na ziemi. Prosi tylko o schronienie, gdyż koncert boski muzyk zapewni już sam. Ach,
gdyby usłyszeć te Jego akordy, których wysłowić niepodobna, gdyby choć jeden dźwięk Jego
strun mógł dotrzeć do naszych uszu!
Lecz przecież „gdy nie umiemy prosić jak trzeba, sam Duch przyczynia się za nami w
błaganiach, których nie można wyrazić słowami”. Wystarczy więc, że oddamy Mu we
władanie duszę, że zdamy się na potężnego Boga. I nic to, że na zewnątrz nie będziemy
błyszczeć darami, wszak w nas samych jaśnieje Król królów, jaśnieje w nieskończonej swej
chwale!
Jakże wielką musi być dusza, aby pomieścić Boga! A przecież już dusza nowo narodzonego
dziecka jest [dla Niego] rajem rozkoszy. Więc co dopiero dusze nasze, które walczyły i
cierpiały, by podbić serce Ukochanego? (LT 165)
* * *
Również i cenne książki były dla niej źródłem prawdziwych łask. Na przykład „O
naśladowaniu Chrystusa”:
Od dawna żywiłam się „mąką najczystszą”, zawartą w „Naśladowaniu”; to jedyna książka, z
której wyniosłam korzyść; wtedy nie dotarłam jeszcze do skarbów ukrytych w Ewangelii.
Prawie wszystkie rozdziały drogiego mi „Naśladowania” znałam na pamięć, ta mała książka
nie opuszczała mnie nigdy (Rkp A 47r°).
Podobnie było z książką księdza Arminjona, „Koniec obecnego świata i tajemnice przyszłego
życia”:
Jej lektura była dla mnie jeszcze jedną wielką łaską, czytałam ją w oknie mojego pokoju, a
wrażenie, jakie z niej wyniosłam, jest zbyt osobiste i urzekające, by móc je oddać...
Wszystkie wielkie prawdy wiary, tajemnice wieczności napełniały mnie szczęściem
nieziemskim... Odgadywałam już wtedy (nie wzrokiem ludzkim, lecz oczami serca), co Bóg
przygotował dla tych, którzy Go kochają, a widząc, że wieczna nagroda jest nieporównywalna
z niewielkimi ofiarami życia, chciałam kochać, kochać Jezusa z pasją i okazywać Mu to na
tysiące sposobów, dopóki mogę... Przepisałam wiele urywków o miłości doskonałej i o
przyjęciu, jakie Bóg zgotuje swoim wybranym, kiedy sam stanie się ich wielką i wieczną
nagrodą. I powtarzałam nieustannie słowa miłości, które rozpaliły me serce... (Rkp A 47v°)
* * *
Poprzez sakramenty Chrystusa i Kościoła rozwija się w nas zdolność kochania. O
dobrodziejstwach Eucharystii Teresa śpiewa nieustannie:
Chlebie żywy, Chlebie niebiański, boska Eucharystio,
Święta tajemnico, którą zrodziła miłość!
(P 5)
On sam do mnie przybywa! Jego obecność
Czyni mnie żywą mostrancją.
(P 25)
Na temat swojej Pierwszej Komunii:
Ach, jak wdzięczny był pocałunek, który Jezus złożył na mojej duszy! Był to pocałunek
miłości, czułam się kochana i sama mówiłam: „Kocham Cię, oddaję się Tobie na zawsze”.
Nie było próśb, zmagań, ofiar, już dawno Jezus i mała Teresa spojrzeli na siebie i się
zrozumieli... Lecz tego dnia już nie tylko na siebie patrzyli, ale zlali się ze sobą zupełnie,
przestało ich być dwoje, Teresa zniknęła niczym kropla wody, gubiąca się w oceanie. Był
tylko Jezus, Mistrz, Król. (...) Czyż Niebo nie było obecne w mojej duszy? (Rkp A 35r°)
Gdy przyjęła Komunię po raz drugi:
Jakże piękne wspomnienie zachowałam z tej drugiej wizyty Jezusa! Z oczu płynęły mi łzy
niewysłowionego szczęścia, powtarzałam bez przerwy te słowa świętego Pawła: „To już nie
ja żyję, lecz żyje we mnie Jezus!...” Od czasu tej komunii pragnęłam coraz częściej
przyjmować dobrego Boga (Rkp A 36r°).
Chcesz mnie żywić swą boskością, mnie, biedną, małą istotę, która obróciłaby się w nicość,
gdyby Twe boskie spojrzenie nie obdarowywało mnie w każdej chwili życiem... Jezu, pozwól
mi powiedzieć w porywie wdzięczności, że Twoja miłość posuwa się do szaleństwa...
Jakżeby więc, wobec tego szaleństwa, moje serce miało nie wzbić się ku Tobie? Jakżeby
moja ufność mogła mieć jakieś granice? (Rkp B 5v°)
Dla Teresy, niezwykle wrażliwej na miłosierdzie Boga, sakrament pokuty staje się „świętem”:
Niewiele wcześniej byłam u pierwszej spowiedzi. (...) Kiedy odeszłam od konfesjonału, było
mi tak radośnie i lekko, że nigdy dotąd nie czułam tyle radości. Odtąd przystępowałam do
spowiedzi z okazji wszystkich wielkich świąt, a i dla mnie, za każdym razem, było to
prawdziwe święto (Rkp A 16v°—17r°).
7. NAJŚWIĘTSZA PANNA, PRZYCZYNA NASZEJ RADOŚCI
Obecność Matki Bożej jest dla Teresy nieustannym źródłem radości, wytrwałości i światła.
Panna z Nazaretu jest dla niej jednocześnie zwierciadłem Jezusa i figurą „ubogich duchem”.
Najświętsza Panna nie ma Najświętszej Panny, którą mogłaby kochać. Nie ma tyle szczęścia,
co my (OR, 11 sierpnia, 4).
Nie obawiaj się, że pokochasz Ją zbyt mocno. Nigdy nie będziesz kochać Jej dosyć (LT 92).
Najświętsza Panna! Cóż mogę wam o Niej powiedzieć? To moja Matka!... (RD 8)
Chcę przy Tobie żyć, za Tobą co dzień iść. (P 54)
* * *
Teresa wielokrotnie doświadczyła pomocy Matki Bożej. Na przykład wtedy, kiedy miała
dziesięć lat i chorowała na poważną nerwicę:
Nie znajdując już żadnego ratunku na ziemi, biedna mała Teresa zwróciła się do swojej Matki
w Niebie, prosiła ją z całego serca, by ulitowała się wreszcie nad nią... Naraz Najświętsza
Panna ukazała mi się tak piękna, tak piękna, że nigdy nie widziałam nic piękniejszego, z Jej
twarzy przebijała dobroć i niewysłowiona serdeczność. Lecz to, co przeniknęło mnie aż do
głębi, to „Jej czarujący uśmiech” (Rkp A 30r°).
Cztery lata później Teresa uklękła u stóp Najświętszej Panny w kościele Matki Boskiej
Zwycięskiej w Paryżu:
Ach, tego, co poczułam u Jej stóp, nie potrafię zupełnie wysłowić... Łaski, którymi mnie
obdarzyła, wzruszyły mnie tak mocno, że tylko łzy świadczyły o mym szczęściu, podobnie
jak w dzień pierwszej komunii... Naświętsza Panna dała mi odczuć, że to naprawdę Ona
uśmiechnęła się do mnie i Ona mnie uleczyła. Zrozumiałam, że nade mną czuwa, że jestem
Jej dzieckiem, dlatego odtąd nie umiałam zwracać się do Niej inaczej, jak mówiąc „Mamo”,
gdyż wydawało mi się to zwrotem jeszcze bardziej serdecznym niż „Matko” (Rkp A 56v°—
57r°).
Najświętsza Panna chroni mnie zawsze, gdy tylko Ją wezwę. Jeśli nachodzi mnie niepokój
czy też mam jakiś kłopot, to od razu zwracam się do Niej — i zawsze, jak najczulsza z Matek,
zajmuje się moimi sprawami. Ileż razy, rozmawiając z nowicjuszkami, zdarzyło mi się Ją
wezwać i doświadczyć dobrodziejstwa Jej matczynej opieki! (Rkp A 26r°)
* * *
Teresa podkreśla klimat życia Marii z Nazaretu, przepełniony duchem Ewangelii. Ona jest
pierwszą spośród wierzących. I choć jest Matką Boga, pozostaje pokorna i Jej przykład jest
możliwy do naśladowania.
Żeby kazanie o Najświętszej Pannie mogło mi się spodobać, jak również przynieść mi
pożytek, musi ukazać mi Jej życie rzeczywiste, a nie oparte na luźnych domysłach. Gdyż
jestem pewna, że żyła bardzo prosto, podczas gdy przedstawia się Ją niedostępną. A tu
właśnie trzeba by pokazać, że jest dostępna, powiedzieć, że żyła z wiary tak jak my, wykazać
to na podstawie Ewangelii, w której czytamy, że „nie zrozumieli tego, co im powiedział”.
Albo inny urywek, nie mniej tajemniczy: „Rodzice Jego zdumiewali się tym, co o Nim
mówiono”. To zdumienie zakłada pewne zdziwienie, nieprawdaż?
Z jednej strony Najświętsza Panna ma coś więcej, gdyż nie potrafiłaby zgrzeszyć, była wolna
od zmazy pierworodnej. Lecz z drugiej strony miała mniej szczęścia niż my, gdyż nie miała
Najświętszej Panny, którą mogłaby pokochać. Dla nas to jedno szczęście więcej, dla Niej —
jedno mniej! (OR, 21 sierpnia, 3)
Niechże więc księża wskazują na cnoty, których można się od Niej uczyć i które można
wprowadzać we własne życie. Oni zaś głoszą Jej „przywileje”. I dobrze. Lecz nade wszystko
trzeba móc Ją naśladować; Ona woli, by Ją naśladowano, a nie podziwiano, Jej życie było
takie proste! (OR, 23 sierpnia, 9)
Rozważając Twe życie w świętej Ewangelii
Śmiem na Ciebie patrzeć i do Ciebie się zbliżyć.
Że jestem Twym dzieckiem — uwierzyć mi nietrudno,
Gdyż widzę Cię śmiertelną i cierpiącą jak ja.
(...)
Wąską ścieżkę do Nieba uczyniłaś widoczną,
Praktykując zawsze cnoty najprostsze.
Przy Tobie, Mario, z radością pozostaję małą.
(...)
Twoje słowa miłości — to mistyczne róże.
(...)
Ach, lubię, Mario, Twoją ciszę wymowną! (...)
Odgaduję w niej wielkość i wszechmoc
Kogoś, kto ratunku wyczekuje jedynie z Niebios.
(...)
Wiem, że w Nazarecie, Matko pełna łaski,
Żyjesz ubogo nie pragnąc nadto niczego:
Żadnych cudów, uniesień, ekstaz,
Co upiększyłyby Twe życie, Królowo wybrańców!
Na ziemi zastęp małych jest wielki
I bez drżenia mogą ku Tobie wznieść oczy,
Gdyż drogą zwyczajną, Matko niezrównana,
Podoba Ci się wieść ich do Nieba.
(P 54)
Matka Zbawiciela jest Tą, która ocala pokornych:
To prawda, że żadne ludzkie życie nie jest wolne od przewin; tylko Niepokalana staje bez
skazy przed Majestatem Boga. Jakąż więc radość wzbudza myśl, że owa Dziewica jest naszą
Matką! Ponieważ nas kocha i zna naszą słabość, to czegóż mielibyśmy się lękać? (LT 226)
Kochasz nas, Mario, tak jak kocha nas Jezus. (P 54)
* * *
Drżącą ręką Teresa zdołała napisać jeszcze tę modlitwę, swój ostatni autograf:
Mario, gdybym to ja była Królową Nieba,
a Ty byś była Teresą,
to chciałabym stać się Teresą,
abyś Ty była Królową Nieba!
Zaś pewnego dnia (na kilka tygodni przed śmiercią), po tym jak wpatrywała się długo w
figurę Matki Boskiej, powiedziała:
Któż byłby w stanie wymyślić Najświętszą Pannę? (OR, 31 sierpnia, 10)
8. ŻYCIE ZAKONNE
W przypadku Teresy zaproszenie do miłości przybrało kształt powołania do Karmelu, do
życia kontemplacyjnego w zakonie. Jednak, by móc je podjąć w wieku lat piętnastu, Teresa
musiała sporo się natrudzić.
Poczułam, że Karmel jest tą pustynią, gdzie i mnie dobry Bóg woła, abym poszła się ukryć...
Poczułam to z taką siłą, że w sercu nie miałam najmniejszej wątpliwości. Nie było to
marzenie dziecka, które daje się czemuś porwać, lecz pewność tego, że wzywa Bóg (Rkp A
26r°).
Jak mówi święty Jan od Krzyża w swojej pieśni: „Przewodnika ani światła nie miałem, poza
jednym, co jaśniało w mym sercu; swym blaskiem wiodło mnie pewniej niż wiedzie słońce
południowe, a prowadziło mnie do miejsca, gdzie oczekiwał mnie Ten, który zna mnie całego
doskonale”. Tym miejscem był Karmel, lecz zanim „spoczęłam w cieniu Tego, którego
pragnęłam”, musiałam przejść przez wiele doświadczeń. Bóg wołał jednak tak usilnie, że
nawet gdyby mi przyszło przedzierać się przez ogień, tobym się przezeń przedarła, z
wierności dla Jezusa... (...) Gdybym naprawdę nie miała powołania, to od razu bym się
zniechęciła, ledwie bowiem zaczęłam odpowiadać na wezwanie Jezusa, z miejsca wyrosły
przeszkody (Rkp A 49r°).
Na krótko przed wstąpieniem:
Zanim Jezus wysadzi mnie na błogosławiony brzeg Karmelu, chcę oddać Mu siebie zupełnie,
już teraz chcę żyć tylko dla Niego (LT 43).
* * *
Kiedy wreszcie wstąpiła do Karmelu, była „najszczęśliwszym ze stworzeń, gdyż wszystkie
[jej] pragnienia zostały spełnione” (Rkp A 73v°).
Dziś, kiedy cieszę się samotnością Karmelu (odpoczywając w cieniu Tego, którego tak
żarliwie pragnęłam), uważam, że okupiłam swoje szczęście tanim kosztem, i gdybym wciąż
go jeszcze nie dostąpiła, to gotowa bym była znieść utrapienia o wiele większe! (Rkp A 53v°)
W sprawach najmniejszych, jak i w sprawach wielkich, dobry Bóg już teraz oddaje po stokroć
tym, którzy z miłości do Niego opuścili wszystko (Rkp A 81v°).
Kiedy zwiedzała po raz pierwszy swój nowy dom:
Wszystko wydawało mi się czarujące, czułam się jak na pustyni; podobała mi się zwłaszcza
nasza mała cela. Moja radość była jednak wyciszona; spokojnych fal, po których płynęła moja
łódka, nie marszczył najmniejszy nawet powiew; błękitu mojego nieba nie mąciła najlżejsza
chmurka... Ach, otrzymałam w pełni nagrodę za wszystkie utrapienia... Z jaką radością
powtarzałam sobie w głębi: „Jestem tu na zawsze, na zawsze!...”
Szczęście to nie było przelotne i nie mogło zniknąć ze złudzeniami pierwszych dni, gdyż
złudzeń, z łaski Boga, nie miałam żadnych: życie zakonne znalazłem takie, jakie sobie
wybrażałam, nie zdziwiła mnie żadna ofiara. A przecież, kochana Matko, moje pierwsze
kroki napotkały więcej cierni niż róż, ty to wiesz!... O tak, cierpienie wyciągnęło do mnie
ramiona, a ja rzuciłam się w nie z miłością... (Rkp A 69v°)
Tobie, Panie, oddałam me życie.
(P 23)
Jezu, z miłości do Ciebie roztrwoniłam życie,
Przyszłość.
(P 51)
Przejeżdżając przez Szwajcarię (w czasie pielgrzymki do Rzymu), Teresa przeczuła, że jej
szczęście wykrystalizuje się pośród cierpienia.
Życie w zakonie jawiło mi się takim, jakim jest, z wyrzeczeniami i ukrytymi ofiarami, jakich
wymaga. Wiedziałam [też], jak łatwo można tam zamknąć się w sobie, zapomnieć o
wzniosłym celu swojego powołania. I mówiłam sobie tak: Później, w chwili próby, w
odosobnieniu Karmelu, gdy zostanie mi tylko skrawek gwieździstego Nieba, przypomnę
sobie dzisiejsze widoki. To doda mi otuchy, łatwiej zapomnę o drobnych sprawach,
uświadamiając sobie wielkość i potęgę Boga, którego chcę kochać wyłącznie. I uniknę
nieszczęścia przywiązania się do puchu, bo już teraz „moje serce przeczuło, co Jezus szykuje
tym, którzy Go kochają!...” (Rkp A 58r°)
Dlatego w ten właśnie nieoczekiwany sposób zachęca Celinę do wstąpienia:
Nie lękaj się, raczej tu niż gdzie indziej znajdziesz krzyż i męczeństwo. Będziemy cierpieć
razem, podobnie jak niegdyś chrześcijanie, którzy jednoczyli się, aby — w godzinie próby —
dodać sobie wzajem odwagi... (LT 167)
* * *
Swoim zobowiązaniom Teresa była radykalnie wierna. Posłuchajmy, co mówi o ślubach
zakonnych:
Matko, od jakich niepokojów uwalnia ślub posłuszeństwa! Szczęśliwe proste zakonnice,
których busolą jest jedynie wola przełożonych. Zawsze mogą być pewne, że idą właściwą
drogą. Nie muszą się obawiać, że błądzą, nawet wtedy, kiedy nie mają cienia wątpliwości, że
przełożeni się mylą. Lecz kiedy przestajemy się wpatrywać w nieomylną busolę, kiedy
zbaczamy z drogi, którą ta wskazuje — pod pretekstem czynienia woli Boga, który jakoby źle
oświeca tych, co wszakże zajmują Jego miejsce — wówczas zaczynamy błąkać się od razu po
drogach wyschniętych, na których rychło wyczerpuje się woda łaski (Rkp C 11r°).
Nie potrzebowałby wydawać rozkazu, wystarczyłoby Mu spojrzeć, zwyczajnie skinąć głową
(Rkp C 9r°).
Na temat swych zeszytów autobiograficznych:
Nie sądź, Matko, że staram się pojąć, jaki pożytek może wyniknąć z mojego biednego zajęcia;
zupełnie mi wystarcza, że wykonuję je z posłuszeństwa, i gdybyś spaliła te strony na moich
oczach, w ogóle ich wcześniej nie przeczytawszy, to nie doznałabym najmniejszej przykrości
(Rkp C 33r°).
Mówiąc o ubóstwie:
Ubóstwo pozbawia rzeczy nie tylko przyjemnych, ale i niezbędnych (Rkp A 74r°).
Nic nie jest moje. Z dóbr ziemskich zrezygnowałam przez ślub ubóstwa, nie mam więc prawa
się skarżyć, gdy zabierają mi coś, czym nie dysponuję na własność; przeciwnie, powinnam się
wtedy cieszyć, że mam okazję odczuć swoje ubóstwo. Wydawało mi się niegdyś, że na
niczym mi nie zależy. Odkąd jednak zrozumiałam słowa Jezusa, zaczęłam spostrzegać, że gdy
przyjdzie co do czego, to jakże daleko mi do doskonałości w ubóstwie (Rkp C 16r°).
Oto dlaczego marzę o klasztorze, w którym żyłabym zapomniana, w którym musiałabym
cierpieć ubóstwo, obojętność drugich, słowem — wygnanie serca (Rkp C 10r°).
O czystości serca i modlitewnym poszukiwaniu Boga:
Byśmy mogli nacieszyć oczy, a zarazem się czegoś nauczyć, Jezus stworzył mnóstwo
stokrotek. Kiedy przyglądam się im rano, to stwierdzam ze zdumieniem, że ich bladoróżowe
korony są zwrócone ku wschodowi, ku zorzy, w oczekiwaniu na słońce. A gdy tylko pogodna
ta gwiazda ześle im ciepły swój promyk, nieśmiałe stokrotki natychmiast otwierają kielichy, a
śliczne płatki tworzą jakby diadem, odsłaniając żółtawe wnętrze. Wtedy kwiate te stają się
podobne do słońca, które okrywa je [złocistym] swym światłem. I wpatrują się w nie bez
końca, idąc za jego obrotem. Tak aż do wieczora. Potem, gdy słońce niknie, prędko zamykają
swój kielich i — z białych — stają się na powrót bladoróżowe...
Otóż — tym boskim Słońcem jest Jezus, a stokrotkami — Jego dziewicze oblubienice. Kiedy
Jezus spojrzy na duszę, natychmiast upodabnia ją do siebie, trzeba jednak, by ta wciąż
wpatrywała się w Niego. I tylko w Niego (LT 134).
Oddaję Ci moją radość i moje osiemnaście wiosen (RD 1).
Kochając i dotykając Chrystusa,
Moje serce staje się czystsze, jeszcze bardziej
dziewicze.
(P 26)
* * *
Życie zakonne nie zrywa jednak więzów ze światem:
Jestem, Jezu, dziewicą. A przecież — o tajemnico! —
Jednocząc się z Tobą, staję się matką dusz...
(P 24)
Czuję, że w samotności będę wam bardziej użyteczną, niż gdybym przebywała wśród was.
Kraty Karmelu nie mają na celu rozdzielać tych, co miłują się tylko w Jezusie. Przeciwnie —
służą temu, by ich więzy stawały się jeszcze mocniejsze (LT 159).
Wiesz, że kiedy karmelitanka „myśli” o kimś, kogo kocha, to znaczy, że za niego się modli
(LT 225).
Nie jesteśmy nierobami, nie marnotrawimy czasu. Jezus bronił nas w osobie Magdaleny
*
.
Siedział wtedy przy stole wraz z Łazarzem i uczniami, a Marta usługiwała. Maria jednak nie
myślała o posiłku, lecz o sprawieniu radości Temu, którego kochała, toteż, rozbiwszy
naczynie z drogocennym olejkiem, wylała go na głowę Jezusa, dom zaś wypełnił się
wdzięczną wonią. A jednak apostołowie szemrali przeciw niej...
Z nami jest całkiem podobnie: wielu — najgorliwsi chrześcijanie, księża — uważa, że
przesadzamy, że powinniśmy usługiwać wraz z Martą, miast poświęcać dla Jezusa naczynie,
którym jest nasze życie, wypełnione drogocennym olejkiem... Lecz czy to ważne, że te
naczynia zostały rozbite, skoro Jezusa to pociesza, a świat wbrew sobie wdycha woń, która
oczyszcza zatrute powietrze, jakie bez przerwy w siebie wciąga? (LT 169)
* * *
Piękne świadectwo wierności swojemu powołaniu daje ta odpowiedź Teresy, dana niedługo
przed śmiercią:
— Gdybyś miała rozpocząć życie na nowo, to co byś z nim uczyniła?
— To samo, co uczyniłam (OR, 12 lipca).
9. ŚWIĘTOŚĆ
W wieku dziewięciu lat Teresa słyszy wezwanie do świętości. Jednocześnie uświadamia sobie,
że pomimo iż świętość jest czymś wielkim, droga ku niej jest drogą zwyczajną.
Prawdą jest, że czytając niektóre powieści rycerskie, nie zawsze umiałam rozpoznać od razu
prawdę życia, lecz wkrótce dobry Bóg dał mi odczuć, że prawdziwą chwałą jest ta, która trwa
wiecznie, i że aby ją osiągnąć, nie trzeba koniecznie dokonywać wspaniałych rzeczy, lecz
wystarczy się ukryć i czynić dobro tak, aby lewica nie wiedziała, co czyni prawica... Toteż,
czytając opowieści o patriotycznych czynach bohaterek Francji, zwłaszcza o czynach
Czcigodnej Joanny d"Arc, pragnęłam bardzo je naśladować. Zdawało mi się, że mam w sobie
tę samą żarliwość, co one, to samo Niebiańskie natchnienie. Wówczas otrzymałam łaskę,
którą uważam za jedną z największych w moim życiu, gdyż wtedy nie miałam tyle światła co
teraz, kiedy spływa ono na mnie potokami. Pomyślałam, że urodziłam się dla chwały, i kiedy
szukałam sposobu, jak do niej dojść, dobry Bóg wzbudził we mnie uczucia, o których przed
chwilą napisałam. Dał mi też do zrozumienia, że mojej chwały nie dojrzą oczy śmiertelnych,
że polegać będzie na tym, iż stanę się wielką Świętą (Rkp A 31v°—32r°).
Świętość wymaga absolutu:
Później, kiedy zetknęłam się z pojęciem doskonałości, zrozumiałam, że aby zostać świętą,
trzeba dużo wycierpieć, szukać zawsze tego, co doskonalsze, i zapomnieć o sobie.
Zrozumiałam, że doskonałość ma wiele stopni i że każdy człowiek decyduje w sposób wolny,
na ile odpowie na zaproszenia naszego Pana. Może dla Niego uczynić mało lub dużo, mówiąc
krótko: może przebierać pośród wyrzeczeń, których On od nas wymaga. Wówczas, podobnie
jak w dzieciństwie, wykrzyknęłam: „Boże mój, wybieram wszystko. Nie chcę być świętą na
pół, nie boję się dla Ciebie cierpieć, jedyne czego się boję, to że zachowam swoją wolę. Więc
mi ją zabierz, ponieważ »wybieram wszystko«, czego Ty chcesz!” (Rkp A 10r°—v°)
Nie możesz być świętym przez pół, musisz albo stać się nim zupełnie, albo nie być nim wcale
(LT 247).
To, o czym [Celina] może nie wie, to miłość, którą Jezus do niej żywi, miłość wymagająca
wszystkiego. Dla Niego nic nie jest niemożliwe i nie chce On niczym ograniczać świętości
swojej lilii. Dla Niego po prostu nie ma granic! (LT 83)
Ach, gdyby uczeni, którym życie schodzi na zdobywaniu wiedzy, przyszli mi stawiać pytania,
to zdumieliby się zapewne na widok czternastoletniej dziewczynki, która zna tajniki
doskonałości. Bo przy całej ich wiedzy nie są w stanie ich odkryć; aby je posiąść, potrzeba
duchowego ubóstwa! (Rkp A 49r°)
* * *
Do świętości wiodą różne drogi, każda jednak wymaga daru z siebie.
Jakże odmiennymi ścieżkami prowadzi Pan dusze! (...) Jaki rodzaj świętych podoba się
dobremu Bogu bardziej? Wydaje mi się, że wszyscy są Mu tak samo mili, wszyscy poszli za
natchnieniem Ducha Świętego. A ponadto Pan rzekł: „Powiedzcie Sprawiedliwemu, że
Wszystko jest dobre”. Tak, wszystko jest dobre, gdy się szuka jedynie woli Jezusa (Rkp C
2r°—v°).
Rozmawiając z nowicjuszkami na osobności [pisze siostra Genowefa], Święta dawała im rady
doskonale dostosowane. Dręczące je niepokoje oraz przeżywane trudności wyjaśniała na tle
ich osobistych tendencji. Zdarzało się, że to, co radziła jednej, nie nadawało się wcale dla
drugiej. Podkreślała to zresztą sama (RiW 6).
Do przyjaciółki, która dopiero co wyszła za mąż:
Błogosławione dni dzieciństwa już za nami! Teraz weszłyśmy w życie poważne. Drogi,
którymi idziemy, są bardzo różne, jednak dążą do tego samego. Trzeba, byśmy miały jeden
jedyny cel: uświęcić się, podążając ścieżką, którą wyznaczył nam Bóg. (...) Och, jakże nasza
wiara jest piękna! Miast zawężać serce, jak to się w świecie sądzi, wznosi je i czyni zdolnym
do kochania, do miłości prawie nieskończonej, skoro będziemy kochać i po śmierci (LT 166).
Do świeckiej osoby:
I ty, podobnie jak my, możesz zająć się „jedyną rzeczą konieczną”, to znaczy czynić wszystko,
by — w pełni oddając się dziełom zewnętrznym — sprawiać Jezusowi radość i coraz mocniej
z Nim się jednoczyć (LT 275).
Ucząc innych, sama dużo się nauczyłam. Odkryłam, po pierwsze, że wszystkie dusze zmagają
się mniej więcej z tym samym, a jednocześnie są tak bardzo odmienne, iż nietrudno mi
zrozumieć słowa Ojca Pichon: „Dusze różnią się od siebie bardziej niż twarze” (Rkp C 23v°).
* * *
Choć Teresa podkreśla, że różne są ścieżki do Boga, to jednak powraca nieustannie do swojej
„małej drogi” (na temat której przytoczymy również i gdzie indziej wiele tekstów): drogi
pokornej, możliwej do naśladowania, cierpliwej, którą podąża się żyjąc z wiary.
Tak samo jest w świecie dusz, który jest ogrodem Jezusa. Chciał stworzyć wielkich świętych,
których można porównać do lilii i do róż, lecz stworzył również i mniejszych, ci zaś winni
zadowolić się tym, że są stokrotkami czy też fiołkami, istniejącymi po to, by radować oczy
dobrego Boga, kiedy popatrzy pod stopy. Doskonałość polega na czynieniu Jego woli, na
stawaniu się tym, kim On chce, byśmy byli (Rkp A 2v°).
Nie mamy żadnej pewności, że święci kanonizowani to święci najwięksi. Bóg ukazuje ich
bardziej dla własnej chwały i aby nas podbudować aniżeli z powodu ich samych (RiW 162).
Bóg chciał, abym żyła obok Świętej [matki Genowefy]. Nie takiej, której nie można
naśladować, ale Świętej, która się uświęciła, praktykując cnoty ukryte i zwyczajne. (...) Mój
podziw dla niej był wielki, gdyż widziałam, do jakiego stopnia Jezus w niej żył, przez nią
działał i mówił. Ach! Taka świętość wydaje mi się najprawdziwsza, najświętsza, i takiej
świętości pragnę, gdyż nie ma w niej miejsca na żadne złudzenia (Rkp A 78r°).
Bóg wzywa cię, byś była wielką świętą, pozostając zarazem małą i stając się coraz mniejszą
(LT 242).
Myślisz, Celino, że święta Teresa otrzymała więcej łask niż ty? Nie mówię, że winnaś dążyć
ku świętości anielskiej, lecz byś była doskonała, jak doskonały jest twój Ojciec w niebie. A
skoro sam Jezus nam to przykazał, to nasze nieskończone pragnienia nie są wcale mrzonkami
(LT 107).
Nie lekceważę myśli głębokich, które umacniają duszę i łączą ją z Bogiem. Lecz dawno już
zrozumiałam, że nie na nich trzeba się opierać, jakby doskonałość polegała na otrzymywaniu
wielu świateł. Najpiękniejsze choćby myśli nic nie są warte bez dzieł. (...) Doprawdy! Bóg
jeden wie, co kryją serca... Co się zaś tyczy myśli istot stworzonych, to jakże są
krótkowzroczne!... Kiedy widzą, że Jezus kogoś oświeca bardziej, to wnioskują od razu, że
innych kocha mniej i że nie wzywa ich do tej samej doskonałości (Rkp C 19v°—20r°).
Tylko Jezus czyta głęboko w duszy (LT 75).
Nie, myśli Jezusa nie są naszymi myślami... Jego drogi nie są naszymi drogami... (LT 87)
Do rzadkości należą ci, którzy nie oceniają boskiej potęgi według swych krótkowzrocznych
myśli. Większość zwykle domaga się wszędzie wyjątków, a tylko Bóg nie ma prawa ich
czynić! (Rkp C 4r°)
Jest wolny i nikt nie ma prawa Go pytać, dlaczego obdarza swoją łaską raczej tego, a nie
tamtego (LT 57).
* * *
Jak roztropny pedagog, Bóg nie skraca etapów. Przystosowuje się do naszych możliwości
przyjmowania w miarę jak się zwiększają.
Nie lubi wskazywać na wszystko jednocześnie. Zwykle udziela swego światła stopniowo
(Rkp A 74r°).
Są dusze, na które Bóg w swym miłosierdziu potrafi długo czekać, którym udziela swego
światła stopniowo. Toteż starałam się nie przyspieszać Jego godziny (Rkp C 21r°).
Skądinąd do pełni świętości wciąż jest daleko. Nigdy nie jest tak, że daliśmy już wszystko i
że nic już nie możemy przyjąć. Im bardziej się do Boga zbliżamy, tym jaśniej widzimy
własne ubóstwo.
Na początku życia duchowego, mniej więcej w wieku trzynastu—czternastu lat,
zastanawiałam się, jakiego postępu będę mogła jeszcze dokonać, gdyż sądziłam, że nie można
lepiej pojmować doskonałości; szybko jednak przyznałam, że im dalej postępujemy, tym
bardziej cel zdaje się oddalać; dlatego teraz już się nie dziwię, że jestem wciąż niedoskonała, i
znajduję w tym radość... (Rkp A 74r°)
Niestety, kiedy wspominam nowicjat, widzę jasno, jak bardzo byłam niedoskonała...
Zamartwiałam się takimi błahostkami, że teraz się z tego śmieję. Ach! Jakąż dobroć okazał mi
Pan, że mojej duszy pozwolił wzrosnąć, że dał jej skrzydła... Nie boję się [teraz] żadnych
sideł, choćby i zastawiono je wszystkie naraz, gdyż „na próżno próbują schwycić tych, którzy
posiadają skrzydła”. Kiedyś zapewne i okres obecny ukaże mi się pełen wad, ale teraz nie
dziwię się już niczemu, nie zamartwiam się, widząc, że jestem samą słabością. Przeciwnie, to
nią właśnie się chlubię i co dzień spodziewam się odkryć u siebie nowe wady (Rkp C 15r°).
Lecz dla Boga czas jest względny, wszak jest On Panem czasu.
Myślę, że dobry Bóg nie potrzebuje wielu lat, by dokonać w kimś dzieła swej miłości. Jeden
promyk boskiego serca mocen jest sprawić, by w okamgnieniu Jego kwiat rozkwitł na
wieczność (LT 124).
Dla Ciebie czas jest niczym, dzień jeden to lat tysiąc. Możesz więc w jednej chwili
przygotować mnie do tego, abym przed Tobą stanęła (M6).
Dwa tysiące lat nie stanowi w oczach Pana więcej niż lat dwadzieścia, niż jeden dzień... (Rkp
C 3r°)
Myślę, że miłość może zastąpić długie życie. Jezus nie patrzy na czas, wszak w Niebie czasu
już nie ma. Dla Niego musi się liczyć jedynie miłość. Poproś Go, by i mnie dał jej dużo. Nie
proszę o miłość, którą się czuje, lecz o taką, którą odczułby Jezus. Ach, kochać Go i sprawiać,
by Go kochano, jakie to szczęście! (LT 114)
* * *
Świętość jest darem Boga, więc nie można jej nabyć; ten dar się przyjmuje.
Nie należy trudzić się po to, by zostać świętym, lecz by sprawiać dobremu Bogu radość (RiW
46).
Nie przestaję żywić śmiałej ufności, że stanę się wielką Świętą, gdyż nie liczę na swoje
zasługi, nie mając żadnych, lecz nadzieję pokładam w Tym, który jest samą Świętością. To
On sam, zadowalając się moimi nieudolnymi wysiłkami, podniesie mnie aż do siebie i —
obsypując mnie swoimi nieskończonymi zasługami — uczyni mnie Świętą (Rkp A 32r°).
Moja droga składa się jedynie z zaufania i miłości, więc nie rozumiem tych, którzy się
obawiają tak serdecznego Przyjaciela. Bywa, że kiedy czytam niektóre traktaty duchowe,
ukazujące świętość pełną przeszkód i otoczoną ogromem złudzeń, mój biedny umysł szybko
się męczy. Zamykam wtedy uczoną książkę, od której boli mnie głowa, a serce wysycha, i
otwieram Pismo święte. Wówczas wszystko napełnia się dla mnie blaskiem, jedno słowo
odkrywa przede mną niezmierzone horyzonty, doskonałość wydaje mi się łatwą. Widzę, że
wystarczy uznać swoją nicość i wtulić się jak dziecko w ramiona dobrego Boga.
Pozostawiając wielkim duszom, wielkim umysłom piękne książki, których nie umiem
pojąć — a jeszcze mniej wprowadzić ich treść w życie — cieszę się ze swojej małości, gdyż
tylko dzieci i ci, którzy są im podobni, zostaną przyjęci na ucztę niebieską. Cieszę się bardzo,
że w królestwie Bożym mieszkań jest wiele, gdyby bowiem istniało jedynie to, którego opis i
droga są dla mnie niezrozumiałe, nigdy nie mogłabym do niego wejść (LT 226).
Copyright © (Polish edition) by Wydawnictwo Kairos, Kijów 1997
Tom 2 "Kochać i z miłości aż umrzeć" (bieżący)
1. PRÓBA WIARY
W pierwszym tomiku zobaczyliśmy, z jaką czułością Bóg wychodzi do człowieka z miłosnym
zaproszeniem. Jak Mu odpowiedzieć?
Przyjęcie tego wezwania to wejście na drogę wiary, „cennego skarbu, źródła jedynej, czystej i
prawdziwej radości” (Rkp C 5v°). Tajemne poznanie Jezusa dokonuje się właśnie przez wiarę.
W cieniu wiary kocham Cię i wielbię.
(P 24)
O Twego ucznia umiłowanego zazdrosna nie jestem,
Będąc Twą oblubienicą, znam Twoje sekrety.
(P 24)
Życie jest tajemnicą, nic nie wiemy, nie widzimy, a przecież Jezus już ukazał nam to, czego
oko nie widziało. Tak, sercem przeczuwamy już rzeczywistość, której po ludzku pojąć
niepodobna; bo jak trudno czasem znaleźć słowa zdolne wyrazić to nie-wiem-co, które
czujemy w duszy! (LT 124)
Koniec końców wszystko mi jedno, czy będę żyć, czy też umrę. Nie bardzo widzę, co takiego
mogę mieć po śmierci, czego nie miałabym już teraz. Ujrzę dobrego Boga, to prawda, lecz po
to, by z Nim obcować, nie potrzebuję wcale umierać, przecież żyję z Nim bez reszty już tu na
ziemi (OR, 15 maja, 7).
Kiedy naprawdę wierzymy, całe nasze życie staje się domem, w którym mieszka Bóg żywy.
Rozumiem lepiej niż kiedykolwiek, że nawet te drobne wydarzenia prowadzi Bóg (LT 201).
Stworzenia są etapami na naszej drodze, są narzędziami, wszystko jednak prowadzi ręka
Jezusa. We wszystkim widzieć trzeba tylko Jego (LT 149).
* * *
Lecz wiara jest trudna, wystawia nas bowiem na próbę, pokazując, czy należymy do wielkich
przyjaciół Jezusa. Teresa odkrywa to w wieku lat piętnastu, kiedy oczekuje na próżno na
pozwolenie wstąpienia do Karmelu.
Moją wiarę wystawiło to na dużą próbę, lecz Ten, którego serce czuwa i we śnie, dał mi do
zrozumienia, że kiedy wiara jest tak mała jak ziarnko gorczycy, to czyni dla niej cuda i
przemieszcza góry, byle ją tylko utwierdzić; lecz dla bliskich, dla Matki, nie czyni cudów,
zanim nie wystawi ich wiary na próbę (Rkp A 67v°).
Na osiemnaście miesięcy przed śmiercią Teresa przeżywa dramat.
[Jezus] pozwolił, by mą duszę osaczyły nieprzeniknione ciemności i by myśl o Niebie, tak dla
mnie radosna, zamieniła się w źródło zmagań i udręki... (...) Trzeba przebyć ten mroczny
tunel, by pojąć jego ciemności (Rkp C 5v°).
Kiedy gnębiona ciemnościami staram się złapać oddech i przywołać wspomnienie
promiennego kraju, ku któremu podążam, udręka moja się tylko podwaja, mam wrażenie, że
ciemności, zapożyczając głosu grzeszników, mówią do mnie drwiąco: „Marzysz o światłości,
o ojczyźnie nasyconej upojnymi zapachami, marzysz o wiecznym posiadaniu Stworzyciela
wszystkich tych cudowności, myślisz, że opuścisz kiedyś mgły, w których żyjesz? No to
pójdź, pójdź, raduj się ze śmierci, która da ci nie to, czego w nadziei oczekujesz, lecz noc
jeszcze ciemniejszą, noc nicości”. (...) Dla mnie to już nie tylko zasłona, lecz mur, który
wznosi się aż do niebios i zakrywa gwieździsty nieboskłon... Kiedy śpiewam o szczęściu
Nieba, czyli o wiecznym posiadaniu Boga, nie odczuwam z tego żadnej radości, gdyż po
prostu śpiewam o tym, w co chcę wierzyć (Rkp C 6v°—7v°).
Tom 3 "Oczy i serce" (bieżący)
1. SŁABOŚĆ JEST DLA NAS WYZWANIEM
Choć marzymy o darze z siebie, choć staramy się, by nic nie umknęło naszej miłości, to
przecież szybko doświadczamy słabości, a droga zaczyna się dłużyć. I zaczynamy rozumieć,
że świętość jest tak naprawdę darem Boga.
Masz cichą nadzieję, że doszłaś do celu, a kiedy upadasz, bardzo się dziwisz. Zawsze jednak
trzeba mieć świadomość, że można upaść! (RiW 30)
Żyć miłością to skarbu w sobie strzec,
W sobie, czyli w kruchym naczyniu.
Moja słabość, Ukochany, jest skrajna!
(P 17)
Ile kosztuje dać Jezusowi to, o co prosi... Lecz jakie szczęście, że to kosztuje! Niewysłowiona
to radość nieść z trudem swój krzyż (LT 82).
Potrzebuję bardzo pożyczyć od ciebie nieco siły i dzielności, tej dzielności, której nic nie
zniechęca (LT 75).
W czasie swojej choroby, pomimo że była bardzo blisko Boga:
Dlaczego strach przed śmiercią miałby ominąć akurat mnie? Nie mówię, jak mówił święty
Piotr: „Ja się Ciebie nie zaprę” (OR, 9 lipca, 6).
Módlcie się, siostrzyczki, za chorych, którzy bliscy są śmierci. Gdybyście wiedziały, co się w
nich dzieje! Jak niewiele trzeba, by stracili cierpliwość. A tu trzeba się zdobyć na miłość
wobec każdego!
Kiedyś nie mogłabym w to uwierzyć! (OR, 2 sierpnia, 4)
Jak łatwo się załamać w chorobie! Czuję mocno, że popadłabym w depresję, gdybym nie
miała wiary! Lub raczej gdybym nie kochała dobrego Boga (OR, 4 sierpnia, 4).
* * *
Słabość jest skądinąd wpisana w nasz los.
Żadne ludzkie życie nie jest wolne od przewin (LT 226).
Nawet najświętsze dusze pozbędą się swych ułomności dopiero w Niebie (Rkp C 28r°).
Jakże pouczenia Jezusa są przeciwne odruchom natury! Bez wsparcia Jego łaski nie
bylibyśmy w stanie ich pojąć, nie mówiąc o wprowadzeniu ich w czyn. (Rkp C 18v°).
Muszę ci się przyznać, bracie, że całkiem inaczej rozumiem Niebo. Ty uważasz, że [po
śmierci] nie będę już mogła wybaczyć ci twoich przewin, jak na ziemi, ponieważ będę mieć
udział w sprawiedliwości, w świętości Boga. Czyżbyś jednak zapomniał, że będę także
uczestniczyć w nieskończonym Jego miłosierdziu?
Myślę, że Błogosławieni [w Niebie] mają wiele współczucia dla naszej nędzy. Wszak
pamiętają, że — podobnie jak my — byli ludźmi kruchymi i śmiertelnymi, że popełniali te
same przewinienia, że przeszli przez te same zmagania. Dlatego teraz żywią do nas jeszcze
więcej braterskiej serdeczności, aniżeli żywili na ziemi. Również dlatego nie przestają nas
chronić i za nas się modlić (LT 263, do księdza Bellière"a).
Wiem, że nasza sprawiedliwość
Nic u Ciebie nie jest warta.
By więc przydać wartości mym ofiarom,
Chcę je wrzucić do Twego Serca.
(P 23)
* * *
Teresa często mówi wprost o swoich ułomnościach i przewinach.
Jak widać, jestem bardzo małą duszą, która dobremu Bogu może ofiarować tylko bardzo małe
rzeczy. A i to mi się zdarza, że przepuszczam te małe wyrzeczenia, które przynoszą tyle
pokoju. Nie zniechęcam się jednak, przystając na to, że jestem mniej spokojna, i staram się
uważać więcej przy następnej okazji (Rkp C 31r°).
Wkrótce minie dziewięć lat, odkąd jestem w domu Pańskim. Powinnam więc zajść już daleko
na drodze do doskonałości. Wciąż jednak stoję u dołu drabiny. Lecz nie załamuję się tym i
jestem pogodna jak polny konik (LT 202).
Jedno mi sprawia przykrość: to, że nie znasz mnie takiej, jaką jestem (...). Wierz mi, dobry
Bóg nie dał ci za siostrę nikogo wielkiego, lecz kogoś maleńkiego i bardzo ułomnego (LT 224,
do księdza Bellière"a).
Mylisz się, jeśli sądzisz, że twoja mała Teresa zdąża zawsze żarliwie ku doskonałości. Ona
jest słaba, bardzo słaba. I co dzień doświadcza tego na nowy sposób. Lecz Jezus chętnie ją
uczy, jak uczył świętego Pawła, umiejętności szczycenia się swą ułomnością. To wielka łaska!
Proszę Jezusa, aby i ciebie tego uczył, gdyż w tym tylko jest pokój i odpocznienie serca.
Kiedy widzimy w sobie taką nędzę, przestajemy wpatrywać się w siebie i spojrzenie
zwracamy ku jedynemu Ukochanemu! (LT 109).
* * *
Co zrobisz ze swoją słabością? Czy pozostanie dla ciebie uwierającym ciężarem? Czy też,
przeciwnie, wykorzystasz ją do kochania?
Dlaczego przeraża cię to, że — dźwigając swój krzyż — odkrywasz na każdym kroku swą
słabość? W drodze na Kalwarię Jezus upadł trzy razy, a ty, będąc kruchym dzieckiem,
miałabyś nie być w tym podobna do swego Oblubieńca? Chciałabyś uniknąć setek upadków,
jeśli i tyle trzeba ci upaść? Przecież powstając, okażesz Mu miłość jeszcze mocniejszą niż
przed upadkiem! (LT 81)
Jak wdzięczna jest droga miłości. Co prawda, można na niej upaść, można dopuścić się
niewierności, lecz miłość, umiejąc obrócić w pożytek wszystko, w krótkim czasie wypaliła to,
co Jezusowi mogło się nie podobać, pozostawiając jedynie pokój na dnie serca, pokój
pokorny i głęboki (Rkp A 83r°).
Doświadczyłam, że miłość —
O, jakaż w niej moc —
Potrafi skorzystać
I z dobra we mnie, i ze zła.
Przemienia mnie w siebie
Trawiącym płomieniem
I idę, w tym wdzięcznym ogniu,
Spalana miłością.
(P 30)
Chcielibyśmy cierpieć ochoczo, po bohatersku... Co za złudzenie! Chcielibyśmy nie upaść ani
razu? — Lecz cóż to zmienia, Jezu, jeśli upadam co chwilę; odkrywam dzięki temu swoją
słabość i wiele na tym korzystam. Ty bowiem widzisz wtedy, na co mnie stać, i odtąd prędzej
będziesz skłonny wziąć mnie na ręce. Jeśli tego nie czynisz, to znaczy, że wolisz, bym
chodziła po ziemi. Więc nie będę się niepokoić i nie przestanę wyciągać ku Tobie błagalnych
i pełnych miłości rąk! Nie mogę uwierzyć, że mógłbyś mnie opuścić! (LT 89)
Lecz, choć upadam w każdej godzinie,
Podnosisz mnie, przychodząc na pomoc.
W każdej chwili obdarzasz swą łaską.
(P 17)
Teresa przeczuwała zresztą, że patrząc na niektóre słabości, Bóg się jedynie uśmiecha.
Wydaje mi się, że Jezus może obdarzyć nas taką łaską, iż przestaniemy Go znieważać lub też
będziemy popełniać tylko takie przewinienia, które Go nie dotykają, a jedynie upokarzają nas
i umacniają naszą miłość (LT 114).
Ksiądz Alexis Prou utwierdził Teresę w tym przekonaniu:
Rzucił mnie na fale zaufania i miłości. Przyciągały mnie one mocno, lecz nie śmiałam na nie
wypłynąć... Powiedział mi, że moje przewinienia nie sprawiają Bogu przykrości i że on,
zajmując Jego miejsce, przekazuje mi od Niego zapewnienie, że bardzo się ze mnie cieszy...
Och, jakiegoż doznałam szczęścia na te pocieszające słowa! Nigdy wcześniej nie słyszałam,
że przewinienia mogą nie sprawiać Bogu przykrości (...). W głębi serca jednak przeczuwałam,
że tak jest, gdyż serdeczność dobrego Boga przerasta serdeczność Matki (Rkp A 80v°).
* * *
Jak przemienić ułomność w miłość? Przede wszystkim, szczerze ją uznając.
Doznaję żywej radości nie tylko wtedy, kiedy uważają mnie za niedoskonałą, lecz zwłaszcza
wtedy, kiedy sama tego doświadczam. Taka radość przewyższa wszystkie pochwały, które
mnie tylko nudzą (OR, 2 sierpnia, 6).
Jakże jestem szczęśliwa, kiedy widzę swoją ułomność i to, że tak bardzo potrzebuję
miłosierdzia Boga w chwili śmierci! (OR, 29 lipca, 3)
Do czternastego roku życia starałam się bardzo, lecz nie znajdowałam w tym żadnego
pokrzepienia. Nie zbierałam owoców. Moja dusza przypominała mi drzewo, którego kwiaty
po zakwitnięciu opadają. Otóż zgódź się złożyć Bogu ofiarę z tego, że nigdy nie skosztujesz
owoców, to znaczy że przez całe życie będziesz czuła odrazę do cierpienia, do upokorzenia,
że będziesz patrzeć, jak wszystkie kwiaty twoich pragnień i dobrej woli opadają bez skutku.
W chwili [twej] śmierci Bóg potrafi sprawić w mgnieniu oka, że dojrzeją piękne owoce na
drzewie twojej duszy (RiW 33).
Jestem o wiele szczęśliwsza, kiedy doświadczam ułomności, niż gdybym — podtrzymywana
przez łaskę — była wzorem łagodności. Kiedy widzę, jak dobry jest ze mną Jezus, jak
serdeczny, podnosi mnie to bardzo na duchu! Ach, już teraz przeczuwam, że spełnią się
wszystkie moje nadzieje... Tak, Pan uczyni dla nas cuda, które nieskończenie przewyższą
nasze ogromne pragnienia! Kochana Matko, dobrze Jezus czyni, że się kryje, że mówi do
mnie tylko od czasu do czasu, a i to jedynie „poprzez kraty”, gdyż czuję, że więcej nie
mogłabym znieść. Moje serce, niezdolne do pomieszczenia takiego szczęścia, pękłoby na
kawałki... (LT 230, do matki Agnieszki)
Zdarza mi się wiele słabości, ale cieszę się z nich. Nie stawiam się też ponad ziemskimi
błahostkami, na przykład, kiedy żartują z popełnionej lub powiedzianej przeze mnie głupoty.
Wówczas mówię sobie w duchu: „No cóż, nie posunęłam się wcale do przodu!” Lecz mówię
to sobie łagodnie i bez smutku. Tak dobrze jest czuć się słabą i małą! (OR, 6 lipca, 1)
* * *
Dopuściwszy się niewierności, Teresa odczuwa niepokój. Nie próbuje jednak się go pozbyć:
Doświadczyłam tego, że nawet po drobnej niewierności trzeba znosić przez jakiś czas pewien
niesmak. Wtedy mówię do siebie: „Tak się płaci, dziewczyno, za przewinę”. I czekam
cierpliwie, aż drobny dług zostanie spłacony (RiW 54).
Kiedy popełniłam coś, po czym jestem smutna, wiem, że ten smutek jest skutkiem mojej
niewierności. Lecz czy myślisz, że na tym poprzestaję? O nie, nie jestem taka głupia. Mówię
spiesznie do Boga: „Wiem, mój Boże, że na ten smutek zasłużyłam, pozwól jednak, bym Ci
go ofiarowała jako próbę, którą zsyłasz mi z miłości. Żałuję mojego grzechu, lecz cieszę się,
że mogę ci ofiarować wywołane nim cierpienie” (OR, 3 lipca, 2).
Kiedy nas dręczy wyrzut, że poniosła nas złość, lecz tę udrękę przyjmujemy, Bóg powraca od
razu (OR, 2 września, 6).
Pamiętając, że Miłość zakrywa wiele grzechów, czerpię z bogatych zasobów, które Jezus
przede mną otworzył (Rkp C 15r° i v°).
* * *
Ponieważ miłość mocniejsza jest od bojaźni, nasze przewiny nie powinny trzymać nas z
daleka od Boga.
Żyć miłością to nie znać, co to strach,
Nie powracać ciągle do przewinień przeszłości.
(P 17)
Czy poprosić dziecko, by zamknęło oczy, by nie walczyło z nocnymi koszmarami, to
poprosić je o zbyt wiele? Bynajmniej. I dziecko posłucha, uwierzy, że niesie je Jezus, zgodzi
się Go nie widzieć i porzucić z dala od siebie bezowocną obawę, że nie dochowuje wierności.
Taka obawa dziecku nie przystoi! (LT 205)
Jedna z sióstr mówiła Teresie, że niewykluczone, iż przy śmierci dozna bojaźni, aby
zadośćuczynić swym grzechom.
Bać się śmierci, by zadośćuczynić w ten sposób swoim grzechom? To jakby myć się w
błotnistej wodzie! Jeśli takiej bojaźni doznam, to ofiaruję ją dobremu Bogu za grzeszników i
uczynię to z miłości. Wówczas to cierpienie będzie dla drugich skuteczniejsze od wody. Dla
mnie samej jedyne, co mnie oczyszcza, to ogień boskiej Miłości (OR, lipiec).
Wiem, że ogień Miłości uświęca bardziej niż ogień czyśćcowy (Rkp A 84v°).
Jaką wyrządzasz mi przykrość! Znieważasz Boga bardzo, myśląc że pójdziesz do czyśćca.
Dla tego, kto kocha, nie może być czyśćca (OR, lipiec; z notatek siostry Marii od
Najświętszego Serca).
Ja zaś wybieram na czyściec Miłość,
Którą płoniesz, o Serce mego Boga!
(P 23)
W swoim akcie oddania się Miłości miłosiernej Teresa prosi:
Jeśli z powodu słabości niekiedy upadnę, niech Twe boskie spojrzenie oczyści natychmiast
moją duszę, pochłaniając wszelką niedoskonałość niczym ogień, który wszystko przemienia
w siebie (M 6).
Dzieci? Nie, one nie idą na potępienie (OR, 10 lipca, 1).
Maluczcy będą sądzeni niezwykle łagodnie... A małym można pozostać nawet na
najwyższym stanowisku, nawet żyjąc bardzo długo. Gdybym umarła, mając osiemdziesiąt lat,
odbywszy podróże po Chinach i po całym świecie, to umierałabym — czuję — tak samo mała,
jak dziś. Powiedziane też jest, że na końcu Pan powstanie, by zbawić wszystkich cichych i
pokornych sercem. Powiedziane jest nie „sądzić”, lecz „zbawić” (OR, 25 września, 1).
* * *
Miejmy więc bezgraniczną ufność do Boga!
Tak bym chciała, byś pojął, jak delikatne jest Serce Jezusa, oraz to, czego od ciebie oczekuje.
Twój list z czternastego mnie poruszył. Zrozumiałam lepiej niż kiedykolwiek, jak bardzo
twoja dusza jest siostrą mojej duszy, skoro powołana jest do tego, by wznieść się do Boga,
używając windy miłości, a nie wchodząc po stromych schodach bojaźni.
Nie dziwię się wcale, że zażyłość z Jezusem wydaje ci się nieco trudna do urzeczywistnienia.
Nie można do niej dojść w jeden dzień. Lecz jestem pewna, że na tej wdzięcznej drodze
wesprę cię o wiele skuteczniej wtedy, kiedy zostanę uwolniona od śmiertelnej powłoki. I
wkrótce powiesz za świętym Augustynem: „Miłość to porywający mnie ciężar” (LT 258, do
księdza Bellière"a).
Serce Pana jest ogniem, ogniem miłosierdzia, który spala wszystko.
Przyznaję, że odkąd zostało mi dane zrozumieć również miłość Serca Jezusa, uleciała ze mnie
wszelka bojaźń. Co prawda, wspomnienie moich win mnie upokarza, skłania do tego, by nie
opierać się nigdy na własnych siłach, które są tylko słabością; lecz to wspomnienie więcej
jeszcze mówi mi o miłosierdziu i miłości. Kiedy z synowską ufnością wrzucamy swoje winy
w pochłaniające wszystko ognisko Miłości, czy to ognisko może nie spalić ich bezpowrotnie?
(LT 247)
Począwszy od tego szczęśliwego dnia [ofiarowania się Miłości Miłosiernej], Miłość jakby
przenika mnie i otacza, wydaje mi się, że w każdej chwili ta Darmowa Miłość mnie odnawia,
oczyszcza, nie pozostawia w duszy żadnego śladu grzechu (Rkp A 84r°).
Tak, czuję, że choćbym na sumieniu miała wszystkie możliwe grzechy, to i tak bym poszła,
ze skruszonym z żalu sercem, rzucić się w ramiona Jezusa, gdyż wiem, jak drogi jest Mu syn
marnotrawny, który do Niego powraca. To prawda, że w swym uprzedzającym miłosierdziu
dobry Bóg uchronił mnie od grzechu śmiertelnego, lecz nie dlatego, wcale nie dlatego, idę ku
Niemu z ufności i miłości (Rkp C 36v°).
Choćbym popełniła wszystkie możliwe zbrodnie, to i tak zachowałabym tę samą ufność.
Czuję, że ta masa zniewag byłaby ledwie kroplą w żarzącym się ognisku (OR, 11 lipca, 6).
* * *
Prosząc Boga o przebaczenie win, trafiamy prosto do Jego serca.
Zapewniam cię, że dobry Bóg jest lepszy niż myślisz. Zadowala się spojrzeniem,
westchnieniem miłości. Osobiście uważam, że tak naprawdę doskonałość nie jest trudna,
zrozumiałam bowiem, że wystarczy ująć serce Jezusa. Spójrz na dziecko, które właśnie
rozgniewało matkę swym wybrykiem czy nieposłuszeństwem. Jeśli schowa się w kącie pełne
dąsów i będzie krzyczeć w strachu przed karą, matka na pewno mu kary nie daruje. Lecz jeśli
wyciągnie do niej ręce i, uśmiechając się, powie: „Ucałuj mnie, już nigdy nie zacznę”, to czy
matka nie przytuli go do serca i nie puści w niepamięć jego dziecinnych występków? Choć
przecież wie, że przy najbliższej okazji jej maleństwo znów narozrabia. Lecz to niczego nie
zmieni. Dopóki [dziecko] będzie trafiać do niej przez serce, nigdy nie ściągnie na siebie kary
(LT 191).
Taka już jestem, że bojaźń mnie powstrzymuje, a pod wpływem miłości, przeciwnie, nie tylko
idę naprzód, lecz wzbijam się i lecę (Rkp A 80v°).
Załóżmy, że pewien ojciec ma dwóch synów. Obydwaj często psocą i są nieposłuszni. Gdy
ojciec zaprowadza porządek, pierwszy drży i ucieka, choć czuje, że zasługuje na karę. Jego
brat, przeciwnie, rzuca się w ramiona ojca, mówiąc, że żałuje, iż sprawił mu przykrość, że go
kocha i aby dać tego dowód, odtąd już będzie grzeczny. Ponadto, jeśli poprosi, by ukarano go
pocałunkiem, to nie sądzę, by serce szczęśliwego ojca mogło oprzeć się takiej ufności syna, o
którym wie, że mówi szczerze. Co prawda, ojciec się nie łudzi, że nieraz jeszcze syn popełni
te same występki, lecz zawsze gotów jest mu wybaczyć, jeśli ten trafiał będzie do niego przez
serce... Nie mówię ci nic o drugim synu, sam wiesz, czy ojciec może kochać go tak samo i
traktować go z tą samą wyrozumiałością (LT 258, do księdza Bellière"a).
Po tych wszystkich występkach, miast ukryć się w jakimś kącie (...), ptaszek zwraca się w
stronę swego ukochanego Słońca, wystawia umoczone małe skrzydła na jego dobroczynne
promienie, łka niczym jaskółka i w tym śpiewie zwierza mu się ze swych niewierności,
opowiada mu o nich w szczegółach, sądzi bowiem, że swą zuchwałą ufnością zdobędzie
więcej wpływu, przyciągnie pełniej miłość Tego, który nie przyszedł wzywać sprawiedliwych,
ale grzeszników... (Rkp B 5r°)
Jezus od dawna zapomniał o twoich niewiernościach, On widzi w tobie jedynie pragnienia
doskonałości, które radują Mu serce. Błagam, nie „wlecz się już u Jego stóp”. Idź za
„pierwszym porywem, który rzuca cię w Jego ramiona”. Tam jest twoje miejsce (...). Zupełnie
się z tobą zgadzam, kiedy piszesz: „Boskie serce smuci się bardziej z tego, że przyjaciele Jego
mają w sobie tak mało delikatnej uwagi, niż z powodu ciężkich nawet przewin, które
popełniają ludzie światowi”. Lecz, mój drogi braciszku, wydaje mi się, że tylko wtedy, kiedy
swoi nie spotrzegają ich nieustannego braku delikatności i nie przepraszają za to Jezusa, może
On powiedzieć te wzruszające słowa, które Kościół wkłada w Jego usta podczas Wielkiego
Tygodnia: „Te rany, które widzicie na moich rękach, odniosłem w domu tych, którzy mnie
kochali”. Co do przyjaciół, którzy przychodzą Go przeprosić za każdą niedelikatność,
rzucając się w Jego ramiona, Jezus drży z radości. Mówi do aniołów to samo, co ojciec syna
marnotrawnego powiedział do swoich sług: „Ubierzcie go w pierwszą suknię, włóżcie mu
pierścień na palec. Cieszmy się wszyscy!” Ach, bracie, jakże dobroć Jezusa i Jego darmowa
miłość są mało znane! Prawdą jest, że — by cieszyć się tymi skarbami — trzeba się
upokorzyć, uznać swoją nicość, i tego właśnie wielu nie chce uczynić. Lecz ty, braciszku, nie
tak postępujesz, toteż droga prostej, miłosnej ufności jest stworzona dla ciebie. Chciałabym,
abyś z Bogiem był prosty (LT 261, do księdza Bellière"a).
* * *
Dobroć ludzkiego serca mówi jej o dobroci Boga. Jednego wieczoru Teresa, leżąc w gorączce,
straciła do kogoś cierpliwość i okazała zdenerwowanie. Upokorzyło ją to bardzo i wieczorem
napisała do Agnieszki:
„Ach! Dziś mogłaś zobaczyć moją cnotę, skarby mojej cierpliwości!... Mnie, która tak łatwo
pouczam drugich!!! Cieszę się, że to widziałaś... Ach, jak dobrze mi zrobił fakt, że dałam się
ponieść złośliwości! Nie nakrzyczałaś na swoją córkę, choć przecież na to zasługiwała. Lecz
jest do tego przyzwyczajona; twoja łagodność mówi jej więcej aniżeli surowe słowa. Jesteś
dla niej obrazem dobrego Boga (LT 230).
* * *
Jedna z sióstr sprawiła Teresie przykrość i, żałując tego potem, przyszła, by ją przeprosić.
Teresa, wzruszona, odpowiedziała:
Gdybyś wiedziała, jak mnie to poruszyło! Nie, nigdy nie odczułam tak mocno, z jaką miłością
przyjmuje nas Jezus, kiedy obraziwszy Go, przychodzimy Go za to przeprosić. Jeśli ja, Jego
biedne stworzenie, poczułam do ciebie tyle miłości, widząc, że przychodzisz, to cóż dopiero
musi się dziać w sercu dobrego Boga, kiedy do Niego wracamy?... Tak, to pewne, szybciej
niż ja zapomni On o wszystkich naszych nieprawościach, aby już nigdy o nich nie pamiętać...
A nawet uczyni więcej: będzie kochał nas jeszcze bardziej niż wtedy, gdyśmy jeszcze nie
zawinili! (DD 225)
To, co znieważa Jezusa, co rani Mu serce, to brak ufności! (LT 92)
2. BÓG POPROWADZI CIĘ MAŁĄ DROGĄ
Któregoś dnia Teresa doznała decydującego olśnienia. Bóg dał jej poznać, którędy prowadzi
droga do świętości, ta mała droga, po której On sam nas niesie. Teresa tak opowiada o swoim
odkryciu:
Od zawsze pragnęłam być świętą. Niestety, kiedy porównywałam się ze świętymi,
stwierdzałam nieustannie, że między nimi a mną istnieje ta sama różnica, co między górą,
której szczyt ginie w niebiosach, a zabłąkanym ziarnkiem piasku, deptanym stopami
przechodniów. Nie zniechęcałam się jednak i powiedziałam sobie tak: dobry Bóg nie
wzbudzałby pragnień, które nie mogą się spełnić, a zatem, pomimo że jestem tak mała, mogę
pragnąć świętości. Co prawda, wzrastać — to dla mnie rzecz niemożliwa, muszę więc znosić
siebie taką, jaka jestem, z wszystkimi swoimi wadami. Chcę jednak szukać sposobu, by
dotrzeć do Nieba małą drogą, prostą, krótką, małą drogą zupełnie nową. A żyjemy w dobie
wynalazków; obecnie, żeby wyjść na piętro, nie trzeba już używać schodów, u ludzi bogatych
zastępuje je świetnie winda. Chciałabym więc znaleźć taką windę, która uniosłaby mnie aż do
Jezusa, jestem bowiem zbyt mała, aby piąć się do góry po stromych schodach doskonałości.
Poszukiwałam więc w świętych księgach czegoś, co wskazałoby mi tę upragnioną windę, i
tak wpadłam na te słowa Mądrości Odwiecznej: „Maluczki niech przyjdzie do mnie”.
Podeszłam więc, odgadując, że znalazłam to, czego szukałam, i chcąc wiedzieć, o mój Boże,
co zrobisz dla maluczkiego, który odpowie na Twoje wezwanie, szukałam dalej, i oto, co
znalazłam: — „Jak matka tuli swe dziecko, tak i ja was tulił będę i będę pieścił was na
kolanach”. Ach, nigdy nie spotkałam słów bardziej serdecznych, bardziej śpiewnych, które
tak by mnie ucieszyły. Windą, która mnie wzniesie aż do nieba, są Twoje ramiona, Jezu! A w
tym celu nie potrzebuję wcale wzrastać, przeciwnie, trzeba, bym pozostała mała i stawała się
coraz mniejsza. Boże mój! Przerosłeś moje oczekiwania! A ja chcę śpiewać Twoje
miłosierdzie! (Rkp C 2r°—3r°)
Jezus z upodobaniem pokazuje mi jedyną drogę, która prowadzi do boskiego ogniska, a tą
drogą jest ufność małego dziecka, co bez obawy zasypia w ramionach Ojca... „Maluczki niech
do Mnie przyjdzie”, powiedział Duch Święty ustami Salomona i tenże sam Duch Miłości
powiedział jeszcze, że „najmniejszy dozna miłosierdzia”. W Jego imieniu zaś prorok Izajasz
wyjawia, że w dniu ostatecznym „poprowadzi Pan swoje owce na pastwiska, zgromadzi małe
jagnięta i weźmie je na ramiona”. I jakby nie dość było owych obietnic, ten sam prorok,
którego natchniony wzrok już wówczas przenikał odwieczne głębokości Boże, wykrzyknął w
imieniu Pana: „Jak matka tuli swe dziecko, tak i ja was tulił będę i będę pieścił was na
kolanach”. Kochana chrzestna mamo! Po takich słowach pozostaje tylko zamilknąć, zapłakać
z wdzięczności i miłości... Ach, gdyby wszystkie słabe i niedoskonałe dusze czuły to, co czuje
najmniejsza z nich wszystkich, dusza małej Teresy, ani jedna nie wątpiłaby, że dotrze na
szczyt góry miłości, gdyż Jezus nie domaga się wielkich czynów, lecz jedynie tego, by zdać
się na Niego i być wdzięcznym. (...) Niestety, mało znajduje serc, które oddają Mu się bez
reszty, które pojmują, jak czuła jest Jego nieskończona Miłość (Rkp B 1r°—v°).
Miłość, która nie drży z bojaźni, która zasypia na sercu
Swojego Boga, zapominając o sobie, jak dziecko...
(P 3)
Sam Bóg będzie jej świętością:
Pragnę doskonale wypełnić Twoją wolę i dojść do stopnia chwały, którą przygotowałeś mi w
swoim królestwie, jednym słowem — pragnę być świętą, lecz czuję swoją bezsilność, dlatego
Ciebie proszę, mój Boże, byś sam był moją Świętością (M 6).
* * *
Śmiałość jej zaufania opiera się na miłości, którą Bóg nam objawił i w którą Teresa wierzy
radykalnie, z zamkniętymi oczami, nie pozwalając sobie na najmniejsze zwątpienie.
Jestem jedynie dzieckiem, bezsilnym i słabym, ale to właśnie moja słabość wzbudza we mnie
zuchwałość, by się oddać na „Ofiarę Twojej miłości”, Jezu! Niegdyś Mocny i Potężny Bóg
przyjmował jedynie ofiary czyste i bez skazy. By zadośćuczynić sprawiedliwości boskiej,
potrzeba było ofiar doskonałych. Lecz w miejsce prawa bojaźni przyszło prawo Miłości i
Miłość wybrała mnie na ofiarę całopalną, mnie, słabe i niedoskonałe stworzenie... Czy ten
wybór nie jest godny Miłości? Tak, ponieważ Miłość, aby się w pełni nasycić, musi się
uniżyć aż do nicości i przemienić tę nicość w ogień... (Rkp B 3v°)
Jak możesz pytać, czy jesteś w stanie kochać dobrego Boga tak jak ja? Gdybyś pojęła historię
mojego ptaszka [przytoczoną w „Rękopisie B”], to nie miałabyś podobnych wątpliwości.
Moje pragnienia męczeństwa są niczym, to nie na nich opiera się nieograniczona ufność, jaką
odczuwam w sercu. Prawdę mówiąc, to właśnie bogactwa duchowe czynią nas
niesprawiedliwymi, kiedy spoczywamy na nich z upodobaniem i myślimy, że są czymś
wielkim. (...)
Jak więc możesz powiedzieć, że moje pragnienia są dowodem miłości?... Ach, czuję mocno,
że nie to podoba się Bogu we mnie. Jemu podoba się to, że kocham moją małość i ubóstwo,
że pokładam ślepą nadzieję w Jego miłosierdziu... Oto mój jedyny skarb. Dlaczego miałby nie
być i twoim? (...)
Zrozum, proszę, że aby kochać Jezusa, aby stać się ofiarą Jego miłości, im jesteśmy słabsi,
bez pragnień, bez cnót, tym bardziej jesteśmy gotowi na działanie tej Miłości, co pochłania i
przemienia... Wystarczy pragnąć stać się Jego ofiarą, lecz trzeba przy tym zgodzić się
pozostać ubogim i bez sił, i to właśnie jest trudne, gdyż: „Prawdziwie ubogiego duchem gdzie
znajdziesz? Trzeba by go daleko szukać” — powiada Psalmista... Nie mówi, że należy go
szukać pośród dusz wielkich, ale „daleko...”, to znaczy nisko, w nicości... Trzymajmy się
więc z dala od tego, co błyszczy, kochajmy naszą małość, pozbawioną odczuć, wówczas
będziemy ubogie w duchu i Jezus sam po nas przyjdzie. Jakkolwiek daleko [od Niego] byśmy
były, przemieni nas w płomień miłości... Och, gdybym mogła ci wytłumaczyć, co czuję!... To
właśnie ufność — i tylko ufność — winna prowadzić nas do Miłości... (LT 197, do Marii od
Najświętszego Serca)
* * *
Musimy wypracować w sobie nowe, ewangeliczne odruchy. Nauczyć się postępować często
inaczej, niż podpowiada nam to odruch natury.
Chcesz wejść na górę, a Bóg chce, byś zeszła w głąb urodzajnej doliny, gdzie nauczysz się
dystansu do samej siebie (RiW 26).
„Kiedy myślę o wszystkim, co muszę osiągnąć...” — westchnęła przy niej kiedyś siostra
Genowefa. W odpowiedzi usłyszała:
Powiedz sobie raczej: „czego muszę się wyzbyć”! To Jezus napełni twoją duszę
wspaniałościami, w miarę jak będziesz pozbywać się wad (RiW 26).
Na pamiątkę moich ślubów [opowiada siostra Genowefa] moja droga siostra namalowała dla
mnie herb, który sobie obrałam, z dewizą: „Kto traci, zyskuje”. Wyjaśniała mi często, że na
ziemi trzeba wszystko stracić, pozwolić sobie zabrać wszystko, aby stać się ubogim duchem
(RiW 28).
Była zauroczona ewangelią o robotnikach z ostatniej godziny, którym zapłacono tyle samo,
co pracującym przez cały dzień. Mówiła:
Widzisz? Jeśli złożymy naszą ufność w Bogu, czyniąc wszystko, co w naszej mocy, lecz i
oczekując wszystkiego od Jego miłosierdzia, otrzymamy tyle samo, co wielcy święci (RiW
167).
Wiesz, że nie mam nic, lecz zawsze od Boga otrzymuję wszystko, gdy tylko tego potrzebuję
(RiW 63).
* * *
„Mała droga”, której Teresa naucza, nie polega więc na wyczynach, lecz na wierności łaskom,
które otrzymujemy, będąc dziećmi Boga. Przykładem tego jest życie Teresy.
[Mówiąc o swoich zeszytach:] Znajdzie się tam coś dla każdego, z wyjątkiem tych, którzy
podążają drogami nadzwyczajnymi (OR, 9 sierpnia, 2).
Wiem, że są święci, którzy, by zadośćuczynić swoim grzechom, spędzili życie na
zadziwiających umartwieniach. Lecz „w domu Ojca mieszkań jest wiele”, Jezus sam to
powiedział. Dlatego ja idę drogą, którą On sam mi wytycza. Staram się oderwać od siebie we
wszystkim, a to, co Jezus raczy zdziałać w mojej duszy, oddaję Jemu, gdyż nie wybrałam
surowego życia, by zadośćuczynić swoim winom, ale winom drugich (LT 247).
Nasz Pan tak odpowiedział matce Zebedeusza: „Miejsce po mojej prawej lub lewej stronie
należy do tych, którym przeznaczył je Ojciec”. Myślę sobie, że te znamienite miejsca, których
odmówiono wielkim świętym, odmówiono [nawet] męczennikom, będą udziałem dzieci (RiW
47).
Jedna z nowicjuszek, Maria od Trójcy Świętej, załamywała się na widok swojego ubóstwa.
Teresa powiedziała raz do niej:
Przypominasz mi dziecko, które nie umie jeszcze chodzić i które, chcąc dotrzeć do matki
znajdującej się na piętrze, próbuje dostać się do niej po schodach. Na próżno! Stopa
ześlizguje mu się ciągle z pierwszego stopnia i nie potrafi wyjść wyżej. Otóż, zgódź się, że
będziesz jak to dziecko. Ciągle stawiaj stopę wyżej, to znaczy podejmuj wysiłek, aby
wszystko czynić jak najlepiej i wspinać się po schodach świętości. Nie uda ci się wejść nawet
na pierwszy; lecz Bóg wymaga jedynie dobrej woli. Wkrótce, ujęty tym bezskutecznym
wysiłkiem, sam zejdzie i, biorąc cię w ramiona, zabierze na zawsze do swojego królestwa
(DD 205).
„Czy myślisz, że mogę jeszcze żywić nadzieję na to, że będę z tobą w Niebie?” — zapytała ją
siostra Genowefa. „Wydaje mi się to niemożliwe, bo to tak, jakby zachęcano pingwina, by
sięgnął tego, co znajduje się u samej góry masztu szczęścia!” Teresa odpowiedziała:
To prawda, lecz jeśli znajdzie się olbrzym, który weźmie pingwina na ramiona, uniesie go
wysoko i sam mu poda to, czego pragnie? Bóg tak właśnie z nami uczyni. Lecz nie trzeba
zaprzątać sobie tym głowy, trzeba powiedzieć dobremu Bogu: „Wiem, że nigdy nie będę
godna tego, czego oczekuję, lecz wyciągam do Ciebie ręce, jak mały żebrak, i jestem pewna,
że mnie we wszystkim wysłuchasz. Bo jesteś dobry” (OR, 5 sierpnia, 3; z notatek siostry
Genowefy).
Na pytanie, czy musiała wiele walczyć, by być tak oddaną Bogu, odpowiedziała:
Ach, to nie o to chodzi! (OR, 3 sierpnia, 2)
Powiem ci, jak powinieneś żeglować po wzburzonym morzu świata: z zawierzeniem i
miłością dziecka, które wie, że jest drogie Ojcu i że ten nie umiałby pozostawić go samego,
gdy nadchodzi niebezpieczeństwo (LT 258, do księdza Bellière"a).
* * *
A zatem żadnej obawy w chwili śmierci, że się przegrało! Któregoś dnia matka Agnieszka
powiedziała do niej: „Niestety, przy śmierci nic nie będę miała Bogu do ofiarowania, mam
puste ręce! Bardzo mnie to smuci”. Teresa na to:
No cóż, nie postępujesz tak jak „maleństwo” [tak siebie niekiedy nazywała], które skądinąd
znajduje się w tej samej sytuacji. Gdybym nawet dokonała wszystkich dzieł świętego Pawła,
to i tak bym się uważała za „sługę nieużytecznego”. Ale to właśnie jest dla mnie powodem do
radości, gdyż nie mając nic, otrzymam od Boga wszystko (OR, 23 czerwca, 1).
Kiedy pojawię się przed Oblubieńcem, będę mogła Mu okazać jedynie swoje pragnienia...
(LT 218)
Ryzykuję wszystko i stawiam na miłość... Ryzykuję bardzo dużo... Jeśli przegram, to sprawa
będzie jasna. Póki co nie wiem, czy jestem biedna, czy bogata. Okaże się to później (RiW 71).
Cieszę się, że wkrótce pójdę do Nieba. Lecz kiedy myślę o tym, co powiedział Bóg:
„Przynoszę z sobą nagrodę, by oddać każdemu według dzieł”, mówię sobie, że w moim
przypadku będzie bardzo zakłopotany. Bo ja niczego nie dokonałam! Zatem nie będzie mi
mógł oddać „według moich dzieł”... No więc odda mi „według własnych dzieł”! (OR, 15
maja, 1)
W swoim Akcie ofiarowania się Teresa wyrzekła się wszelkiego pragnienia posiadania, aby
powierzyć się całkowicie Miłości Miłosiernej.
Pod wieczór tego życia stanę przed Tobą z pustymi rękami, gdyż nie oczekuję, Panie, byś
liczył moje dzieła. W Twoich oczach wszelka nasza sprawiedliwość jest ułomna. Chcę więc
przyodziać się w Twoją własną Sprawiedliwość i otrzymać od Twojej Miłości w wieczne
posiadanie samego Ciebie. Innego tronu, Umiłowany, i innej korony nie pragnę! (...)
Aby żyć w doskonałym akcie miłości, ofiaruję się Twojej miłości miłosiernej na całopalną
ofiarę, błagając Cię, byś spalał mnie nieustannie, pozwalając, by fale nieskończonej czułości,
które są w Tobie stłumione, przelały się w moją duszę i bym stała się w ten sposób
męczennikiem Twojej Miłości! (M 6)
3. POKORNA, CZYLI PRAWDZIWA
Kto chce powierzyć się Bogu, winien uznać swoją małość. Przy każdym spotkaniu Teresa
wpajała nowicjuszkom, że pokora jest zasadniczym warunkiem małej drogi. Mówiła:
By podążać tą drogą, trzeba być pokornym, ubogim duchem i prostym (RiW 35).
Kto na ziemi chce być — z miłości do Jezusa — najuboższym, najbardziej zapomnianym, ten
[w Niebie] będzie pierwszym, prawdziwie szlachetnym i bogatym!... (Rkp A 56r°)
Jakie to szczęście być upokorzonym! Tylko ta droga rodzi świętych!... (LT 82)
Przyznaję, że nigdy nie szukałam chwały. W sercu miałam raczej upodobanie do wzgardy.
Lecz kiedy poznałam, że i ona jest zbyt chwalebna, szukałam zapomnienia (RiW 165).
Poproś, by twoja córka nie przestawała być ziarnkiem piasku, ciemnym, ukrytym przed
spojrzeniem drugich, widocznym tylko dla Jezusa. Niech staje się coraz mniejszym, niech
obróci się w nicość... (LT 49, do siostry Marii od Najświętszego Serca)
* * *
Pokora, podobnie jak Jezus, szuka ostatniego miejsca. Nie chce „błyszczeć”.
Jedyną rzeczą, której się nie zazdrości, jest ostatnie miejsce. I tylko ono nie wzbudza
próżności, nie jest utrapieniem dla ducha.
Jednakże „człowiek nie ma władzy nad swoją drogą” i niekiedy łapiemy się na tym, że
pragniemy tego, co błyszczy. Ustawmy się więc pokornie pośród ułomnych, uznajmy się za
tych, których Bóg musi podtrzymywać w każdej chwili. Kiedy tylko zobaczy, że jesteśmy
przekonani o swojej nicości, poda nam rękę. Później, jeśli znów próbujemy dokonać czegoś
wielkiego, nawet pod pozorem żarliwości, Jezus zostawia nas samych. „Lecz gdy tylko
powiedziałem: zachwiał się mój krok, umocniło mnie zaraz twe miłosierdzie, Panie”. Tak,
wystarczy się upokorzyć, znosić spokojnie swe ułomności: oto prawdziwa świętość! Weźmy
się więc za ręce i biegnijmy na końcu. Nikt nie będzie się o to miejsce wykłócał... (LT 243, do
siostry Genowefy)
Któż nie pragnie móc nad sobą panować! To droga powszechna! Jak niewielu jest takich,
którzy nie dziwią się temu, że upadli, że są słabi, którzy leżąc na ziemi, potrafią cieszyć się,
kiedy inni ich w tym stanie odkryją! (RiW 22)
Do pewnej siostry, która zniechęcała się własnym ubóstwem:
A jeśli dobry Bóg chce, byś była słaba i bezsilna, jak dziecko...? Myślisz, że twoje zasługi
będą wtedy mniejsze?...
Zgódź się więc na to, że będziesz chwiać się co krok, że będziesz niosła z trudem swój krzyż,
pokochaj swoją niemoc. Wówczas wyciągniesz z tego więcej pożytku niż wtedy, gdybyś —
niesiona przez łaskę — dokonywała ochoczo bohaterskich czynów. One napełniłyby cię
zadowoleniem i pychą (DD 208).
Pozostać dzieckiem to uznać swoją nicość, oczekiwać wszystkiego od Boga, bowiem dziecko
wszystkiego oczekuje od swego ojca. To również porzucić niepokój, nie zabiegać o bogactwa.
(...)
To także nie przypisywać sobie dobra, które się czyni, jakby się było do czegoś zdolnym, lecz
uznać, że Bóg daje ten skarb dziecku do rąk, by posłużyło się nim, kiedy zajdzie potrzeba.
Lecz skarb ten pozostaje skarbem Boga.
To wreszcie nie zniechęcać się swoimi przewinami, ponieważ dzieci upadają często, lecz są
zbyt małe, by uczynić sobie dużo złego (OR, 6 sierpnia, 8).
Gdybym sobie, na przykład, mówiła: „Dopracowałam się tej czy innej cnoty i jestem pewna,
że mogę ją praktykować”, to znaczyłoby, że opieram się na własnych siłach. A kiedy doszło
się do takiego mniemania, to niedaleko już do przepaści. Lecz jeśli pozostanę pokorna, mała,
wciąż będę miała prawo — nie znieważając Boga — do małych głupstw, i to do śmierci.
Popatrz na małe dzieci: nie przestają rozbijać, rozdzierać, upadać, kochając jednocześnie
bardzo, bardzo swoich rodziców. Kiedy tak upadam, to widzę dzięki temu jeszcze lepiej
swoją nicość i mówię sobie w duchu: „Co bym zrobiła, cóż by się ze mną stało, gdybym
opierała się na własnych siłach?...” (OR, 7 sierpnia, 4)
* * *
Wie, że pokora przyciąga Pana.
Chcę zawsze pozostać małą, pokorną, by upodobnić się do Jezusa oraz zasłużyć na to, by
uczynił we mnie swe mieszkanie (RD 1).
By móc do Niego należeć, trzeba być małym, małym jak kropla rosy. Lecz niewielu pragnie
takiej małości (LT 141).
Jest szczęśliwy, że czujesz swoją słabość. To On wycisnął w tobie poczucie dystansu do
siebie. Podziękuj za to Jezusowi. Napełnia cię bowiem swoimi najlepszymi łaskami. Jeśli
pozostaniesz Mu wierna, sprawiając Mu radość w małych rzeczach, będzie zmuszony pomóc
ci w wielkich... Apostołowie pracowali bez Niego całą noc i nic nie złowili, lecz ich praca
była Jezusowi miła. Chciał im dowieść, że On tylko może im coś dać. Chciał, by apostołowie
się upokorzyli... „Dzieci, powiedział do nich, czy macie coś do jedzenia?” — „Panie,
odpowiedział Piotr, całą noc żeśmy łowili, ale na darmo”. Być może, gdyby złowili kilka ryb,
Jezus nie uczyniłby cudu. Lecz w sieciach nie mieli nic, toteż Jezus wkrótce je napełnił, tak że
niemal zaczęły się rwać. Oto, jaki On jest: Jego dary są na miarę Boga, lecz pragnie pokory
serca. „Świat cały przy Nim jak ziarnko piasku na szali, kropla rosy porannej, co spadła na
ziemię” (Mdr 11) (LT 161, do siostry Genowefy).
Pokora Marii
Przyciągnęła boskiego Króla.
Pokora twego życia
Przyciąga Go ku tobie.
(RD 1)
Jezus zadowolił się moimi pragnieniami, całkowitym zawierzeniem Jemu (...). Pamiętasz być
może, że kiedyś lubiłam nazywać się „Jego zabawką”. I ciągle się cieszę, że nią jestem.
Pomyślałam sobie jednak, że jest wiele wzniosłych dusz, które też mienią się „Jego
zabawkami”, i uznałam, że dla Niego są to zabawki piękne, podczas gdy biedna moja dusza to
zabawka bez wartości. Na pocieszenie powiedziałam sobie jednak, że dzieci wolą często te
prostsze zabawki, gdyż mogą je rzucić lub podnieść, połamać lub ucałować, jak im tam w
duszy zagra, od zabawek cennych, których nie śmią prawie dotykać. Ucieszyło mnie więc
moje ubóstwo i zapragnęłam stawać się coraz uboższą, tak by Jezusowi było coraz milej
bawić się mną (LT 176, do Leonii).
Pan lubi obdarzać mądrością małych. Pewnego dnia, w radosnym uniesieniu, błogosławił On
swego Ojca, iż ukrył te tajemnice przed roztropnymi, a objawił je maluczkim (Rkp C 4r°).
* * *
Według Teresy pokora to prawda. Oto, co wyznaje w dniu śmierci:
Wydaje mi się, że zawsze szukałam tylko prawdy... Tak, pojęłam, co to jest pokora serca...
(OR, 30 września)
Myślę, że pokora to prawda. Nie wiem, czy jestem pokorna, lecz czuję, że widzę prawdę we
wszystkim (RiW 19).
Oświeć mnie, Jezu, Ty wiesz, że szukam prawdy... (Rkp B 4v°)
Kocham tylko prostotę. Do „udawania” czuję wstręt (OR, 7 lipca, 4).
Ja mówię całą prawdę. Jeśli nie chce się jej poznać, to nie ma co do mnie przychodzić (OR,
18 kwietnia, 3).
* * *
Człowiek pokorny — czyli prawdziwy — jest świadom swych ograniczeń.
Choćby pochylały się nad nią wszystkie stworzenia, by ją podziwiać i zamęczać zachwytami,
nie dodałoby to wcale — nie wiem dlaczego — ani kropelki fałszywej radości do radości
prawdziwej, którą smakuje w sercu, świadoma tego, czym jest naprawdę w oczach dobrego
Boga: małą, biedną nicością. I niczym więcej... (Rkp C 2r°)
Nigdy nie zapominam, kim jestem (Rkp C 26v°).
Tak naprawdę jestem tylko tym, co myśli o mnie dobry Bóg (RiW 159).
* * *
Człowiek pokorny — czyli prawdziwy — umie rozpoznać również dary, które otrzymał, oraz
to, kto go nimi obdarzył.
Nie myśl, że to pokora przeszkadza mi rozpoznać dary od Boga. Wiem, że uczynił we mnie
wielkie rzeczy, i wyśpiewuję to co dzień, ze szczęściem (LT 224).
Matko, jestem zbyt mała, aby popaść teraz w próżność, zbyt mała również, by układać piękne
zdania, dowodząc, że mam dużo pokory. Wolę przyznać po prostu, że Wszechmocny uczynił
wielkie rzeczy w duszy dziecka swej boskiej Matki, a największą jest to, że dał mu poznać
jego małość, jego bezsilność (Rkp C 4r°).
Tak, wydaje mi się, że jestem pokorna... Dobry Bóg pokazuje mi prawdę; czuję dobrze, że
wszystko pochodzi od Niego (OR, 4 sierpnia, 3).
Wszelkie dobro we mnie pochodzi od dobrego Boga, który zechciał je we mnie złożyć. Jeśli
podoba Mu się ukazywać mnie lepszą niż jestem, to nie moja już sprawa, wolno Mu
postępować, jak chce... (Rkp C 2r°)
Bóg jest prawdą.
Jak dobrze pojmuję słowo Jezusa wypowiedziane do naszej Matki, świętej Teresy: „Czy
wiesz, córko, którzy kochają Mnie prawdziwie? To ci, którzy uznają, że wszystko, co nie
odnosi się do Mnie, jest tylko kłamstwem”.
Ach, czuję, że to prawda!
Tak, wszystko, co poza Bogiem, to próżność (OR, 22 czerwca).
4. SZALEŃSTWO NADZIEI
Pokora, czyli prawda, nie sprzeciwia się wielkim pragnieniom.
Nie jestem orłem, mam tylko oczy i serce orła, gdyż mimo skrajnej małości śmiem
wpatrywać się w boskie Słońce, Słońce Miłości, i moje serce odczuwa w sobie wszystkie
pragnienia Orła... (...) Ja, Jezu, jestem zbyt mała, by dokonywać rzeczy wielkich... moim
szaleństwem jest mieć nadzieję, że Twoja Miłość przyjmie mnie na ofiarę... Moim
szaleństwem jest błagać moich braci Orłów, by wyjednali mi przywilej wzbicia się ku Słońcu
Miłości na skrzydłach samego Boskiego Orła... (Rkp B 4v°—5v°)
Bezinteresowny dar i niezłomna nadzieja są ze sobą nierozłączne:
Trzeba podjąć każdy wysiłek, dawać nie przeliczając, wyrzekać się siebie nieustannie,
słowem — dowieść miłości, czyniąc wszelkie dobro leżące w naszej mocy. Lecz po prawdzie
jest to ciągle niewiele, dlatego kiedy uczyniliśmy wszystko, co naszym zdaniem było do
zrobienia, trzeba się uznać za „sługi nieużyteczne”, żywiąc nadzieję, że dobry Bóg spełni za
darmo nasze pragnienia (RiW 50).
* * *
Nadzieja nie jest złudzeniem, gdyż Bóg jest dobry i wszechmocny.
Bóg, dokonując swoich dzieł, posłuży się moją słabością, ponieważ On, Bóg mocny, lubi
okazać swą potęgę, posługując się tym, co jest „niczym” (LT 220).
By dokonać rzeczy cudownych, posługuje się najlichszymi narzędziami (LT 201).
Teresa dawno już zrozumiała, że dobry Bóg nie potrzebuje nikogo (a jej jeszcze mniej od
innych), aby móc czynić dobro na ziemi (Rkp C 3v°).
„Jeśli Pan domu nie zbuduje, na próżno trudzą się budowniczowie”. Wszystkie najpiękniejsze
kazania świętych byłyby niezdolne wzbudzić w czyimś sercu choćby jednego aktu miłości,
gdyby Jezus nie miał tego serca w posiadaniu. On jeden umie posługiwać się swoją lirą, nikt
inny nie potrafi na niej zagrać, wydobywając cudowne jej brzmienie. Jezus jednak umie
posłużyć się wszystkim (LT 147).
Jest bogaty. I kocha.
Moje długi niech spłaci mój boski Oblubieniec, wszak jestem uboga z Jego powodu; jest więc
sprawiedliwe, by nie odmawiał mi tego, o co Go proszę dla tych, którym kocham (LT 131).
Nie mogę na niczym się oprzeć, żaden z moich czynów nie daje mi podstaw do ufności. Na
przykład, chciałabym móc powiedzieć: Odmówiłam wszystkie oficja za zmarłych i wszystkie
długi spłaciłam. Lecz nie mogę. I to ubóstwo było dla mnie światłem, prawdziwą łaską.
Pomyślałam, że w życiu nigdy nie byłam w stanie spłacić choćby jednego długu wobec Boga,
lecz że może stać się to dla mnie bogactwem i siłą, jeśli tylko zechcę to wykorzystać;
wówczas zaniosłam taką modlitwę: „Boże mój, błagam Cię, spłać długi, które zaciągnęłam
wobec dusz w czyśćcu cierpiących, lecz uczyń to tak, jak Ty potrafisz, czyli nieskończenie
lepiej, niż gdybym sama odmówiła oficjum za zmarłych”. I przypomniałam sobie ze
wzruszeniem słowa z pieśni świętego Jana od Krzyża: „Spłać wszystkie moje długi”. Te
słowa odnosiłam zawsze do Miłości... Czuję, że tej łaski nie można wysłowić... Zbyt wiele w
niej wdzięku! Kiedy jest się całkowicie ubogim, kiedy liczy się wyłącznie na Boga, jakże
wielkiego doznaje się wówczas pokoju! (OR, 6 sierpnia, 4)
On jeden potrafi spełnić me przeogromne pragnienia (Rkp A 81v°).
Dlaczego więc nadzieja miałaby nie być odważna?
Być może jestem zbyt śmiała... Choć nie, przecież pozwoliłeś mi na śmiałość wobec Ciebie,
wszak powiedziałeś do mnie to samo, co powiedział ojciec syna marnotrawnego, zwracając
się do starszego syna: „Wszystko, co moje, jest twoje” (Rkp C 34v°).
Lubisz świętego Augustyna, świętą Magdalenę, tych, którym „wiele grzechów odpuszczono,
ponieważ bardzo ukochali”. Ja też ich lubię, lubię ich skruchę i zwłaszcza... ich miłosną
odwagę! Kiedy widzę, jak Magdalena podchodzi do Jezusa, pomimo tylu biesiadników, i
łzami obmywa stopy swego cudownego Mistrza, dotykając Go po raz pierwszy, czuję, że jej
serce pojęło otchłań miłości i miłosierdzia Serca Jezusa; czuję również, że — pomimo iż jest
wielką grzesznicą — to Serce miłości jest gotowe nie tylko jej przebaczyć, lecz jeszcze
obsypać ją dobrodziejstwami szczególnej więzi, gotowe wznieść ją na najwyższe szczyty
kontemplacji (LT 247, do księdza Bellière"a).
Przy tym Sercu uczymy się być dzielni i zwłaszcza ufni (LT 200).
Wzniesiona wyżej siebie,
Na Bogu tylko wspieram się.
(P 30)
Nie ustawaj w ufności. Jest niemożliwe, by Bóg na nią nie odpowiedział, zawsze bowiem
obdarza nas w takiej mierze, w jakiej Mu ufamy (DD 225).
Nie ustawajmy w modlitwie. Okazywanie Bogu zaufania czyni cuda... (LT 129)
* * *
Czyż Jezus nie może w okamgnieniu uczynić tego, czego nigdy dotąd nie uczynił? I gdyby
sam tego nie pragnął, to czy wzbudzałby w nas pragnienie, którego nie mógłby spełnić? (LT
129)
Jak zaświadcza siostra Genowefa, Teresa przejęła od świętego Jana od Krzyża te słowa:
Im więcej Bóg pragnie nam dać, tym większe wzbudza pragnienie (RiW 51).
Pan jest dla mnie tak dobry, że nie potrafię się Go obawiać. Zawsze spełniał moje pragnienia,
a raczej sprawiał, bym pragnęła tego, czym chciał mnie obdarzyć (Rkp C 31r°).
Nie wzbudzałby we mnie pragnień, których nie zamierzałby spełnić (Rkp A 84v°).
Bóg nigdy nie wzbudza pragnień, których nie mógłby urzeczywistnić... (LT 197)
Mam już tylko jedno pragnienie:
Jesteś nim Ty, mój Boże!
(RD 3)
5. WSZYSTKO POWIERZAM W JEGO RĘCE
Oderwana od siebie, przywiązana do nadziei, Teresa oddaje się zupełnie w ręce swego
Stworzyciela. Przejawy tego oddania są w jej pismach obfite.
Zawierzenie bez reszty to moje jedyne prawo. (P 32)
Jakiś czas temu oddałam się Dzieciątku Jezus na zabawkę. Powiedziałam Mu, by nie
traktował mnie jak rzeczy cennej, którą dzieci jedynie oglądają, nie śmiąc nawet jej dotknąć,
lecz jak piłkę, która nie ma żadnej wartości, którą może rzucić, kopnąć, przekłuć, zostawić w
kącie lub przycisnąć do serca, jeśliby Go to cieszyło. Jednym słowem, chciałam bawić
małego Jezusa, sprawiać Mu radość, chciałam się wydać Jego dziecięcym kaprysom... I
wysłuchał tej prośby... (Rkp A 64r°)
Ofiarowałam się Jezusowi, by mógł spełnić we mnie swą wolę doskonale, by stworzenia
nigdy temu nie przeszkodziły (Rkp A 76v°).
Od dawna już nie należę do siebie, wydana jestem cała Jezusowi, może więc uczynić ze mną,
co zechce (Rkp C 10v°).
Ponieważ oddałam się Jezusowi, aby Mu sprawiać radość i być Mu pokrzepieniem, nie
powinnam Go przymuszać do czynienia mojej woli (Rkp A 73v°—74r°).
Bogu ufam do tego stopnia, że nie będzie już mógł mnie opuścić. Wszystko powierzam w
Jego ręce (LT 32).
Wszystkie me pragnienia powierzam Tobie. (P 36)
Wspomnij, że wola Twa święta
Jest mi odpocznieniem i szczęściem.
Na Ciebie zdana, zasypiam bez obaw.
(P 24)
Pan rzekł: „Powiedzcie Sprawiedliwemu, że wszyst- ko jest dobre”. Tak, wszystko jest dobre,
gdy się szuka jedynie woli Jezusa (Rkp C 2v°).
„Niech spełni się wola Boga”. W tym tylko jest odpocznienie. Odcięci od tej miłosnej woli
nic nie moglibyśmy uczynić, ani dla Jezusa, ani dla drugich (LT 201).
Jeśli On zmieni zdanie, to my też. Kropka! (LT 207)
Teraz nie pragnę już niczego, jak tylko kochać Go do szaleństwa. (...) Teraz wiedzie mnie
tylko ufność, nie potrzeba mi innej busoli! Nie potrafię już prosić gorliwie o cokolwiek, z
wyjątkiem doskonałego spełnienia się we mnie woli dobrego Boga, bez żadnych przeszkód ze
strony stworzeń. I mogę powiedzieć za Pieśnią duchową Ojca naszego, świętego Jana od
Krzyża: „W piwnicy Ukochanego napiłam się, i kiedy wyszłam na równinę, nie znałam już
niczego, i zgubiłam stado, za którym podążałam wcześniej... Ma dusza i ja cała —
pochłonięte, by Mu służyć. Nie strzegę już stada i nie zajmuje mnie nic prócz kochania!...”
(Rkp A 82v°—83r°)
Te słowa Hioba: „Choćby Bóg mnie zabił, to i tak Mu ufać będę” czarowały mnie od
dzieciństwa. Lecz długo mi zeszło, nim nabrałam takiej ufności. Teraz ją mam; Bóg mnie do
niej natchnął, wziął mnie w ramiona i mnie jej nauczył... (OR, 7 lipca, 3)
Jak wdzięczna jest droga Miłości! Jak mi zależy, by zawsze spełniać wolę Boga, zdając się
bez reszty na Niego! (Rkp A 84v°)
Wszystkie moje dary to za mało. Duszę
Chcę Ci ofiarować, mój Panie!
(RD 4)
* * *
W swoich listach do Celiny, z lipca 1893 roku, Teresa wyjaśnia, w jaki sposób powierza
Bogu swoje poszukiwania i ubóstwo.
Pozwólmy Mu zabrać wszystko i dać wszystko, co zechce; doskonałość polega na czynieniu
Jego woli. Tego zaś, kto wydaje Mu się bez reszty, Jezus nazywa „Matką, siostrą, bratem”. (...)
Nietrudno uradować Jezusa, nietrudno oczarować Jego Serce. Wystarczy Go kochać, nie
patrząc na siebie, nie roztrząsając zbytnio swych wad. Twoja Teresa nie przebywa na
wysokościach w tej chwili, lecz Jezus uczy ją „wyciągnąć pożytek ze wszystkiego: i z dobra
w niej, i ze zła”. Uczy ją stawiać na miłość, lub raczej to On stawia za nią, nie mówiąc, jak się
do tego zabiera; to Jego sprawa, a nie Teresy.
Jej przypada to, by Mu zawierzyć, by wydać Mu się bez reszty. Nie wie nawet, co na tym
wygra, pozbawiona jest tej radości. Lecz w końcu nie jest synem marnotrawnym, więc Jezus
nie ma co urządzać dla niej przyjęcia, skoro ona „jest przy Nim zawsze”. (...)
Kierownicy duchowi każą dążyć do doskonałości poprzez mnogość dobrych czynów. I mają
rację. Lecz ten, który mnie prowadzi, Jezus, nie uczy mnie tego, by spisywać. Uczy mnie
czynić wszystko z miłości, niczego Mu nie odmawiać, pokazuje, że winnam się cieszyć, kiedy
mi daje sposobność okazania, że Go kocham. A dzieje się to wszystko w pokoju ducha, w
zawierzeniu. To Jezus czyni wszystko, ja nie czynię nic (LT 142).
Dobry Bóg już niczego ode mnie nie wymaga. Na początku wymagał tysiąca rzeczy.
Pomyślałam niedawno, że teraz, skoro mnie o nic nie prosi, winnam podążać powoli w
pokoju ducha i w miłości, czyniąc tylko to, czego wymagał ode mnie niegdyś. Lecz
otrzymałam światło.
Święta Teresa mówi, że trzeba podtrzymywać miłość. Kiedy przeżywamy ciemność, oschłość,
nie mamy pod ręką drewien, by wrzucić je do ogniska. Lecz czy nie winniśmy wrzucić
choćby kilku źdźbeł? Jezus jest wystarczająco potężny, by samemu podtrzymać ogień,
niemniej jednak cieszy się, kiedy i my coś dołożymy. Delikatność ta sprawia Mu radość i
wówczas wrzuca do ognia duże polana: nie widzimy tego, lecz czujemy siłę i żar Miłości.
Doświadczyłam tego. Kiedy nie czuję nic, kiedy nie potrafię się modlić, czynić dobra, wtedy
właśnie przychodzi chwila na szukanie małych sposobności, czegoś niewielkiego, co jednak
Jezusowi sprawia więcej radości niż władanie całym światem czy nawet ochoczo znoszone
męczeństwo. Na przykład, uśmiech lub miłe słowo, podczas gdy wolałoby się milczeć lub też
okazać, że rozmowa nas nudzi itd...
Kochana Celino, czy rozumiesz? Nie czynię tego, by zyskać koronę, by zdobyć zasługi, lecz
by sprawić Jezusowi radość. Kiedy nie mam ku temu sposobności, chcę przynajmniej
powiedzieć Mu, że Go kocham. To nie jest trudne, a podtrzymuje ogień. A gdyby nawet ten
ogień miłości wydawał się zgasnąć, to i tak chcę coś do niego dorzucić, gdyż Jezus umie go
na nowo rozpalić. (...)
Być może sądzisz, że czynię zawsze to, co mówię. O nie, nie zawsze jestem wierna, lecz nie
zniechęcam się nigdy, wtulam się w ramiona Jezusa. Wówczas „mała kropla rosy” kryje się
głębiej w kielichu Kwiatu pól i tam odnajduje to, co straciła, i więcej jeszcze (LT 143, do
siostry Genowefy).
Dziecko straciło zupełnie rozeznanie, nie wie już, dokąd płynie jego łódka. A ponieważ nie
wie też, jak trzymać ster, pozostaje mu jedynie zawierzyć, pozwolić, by żagiel trzepotał na
wietrze. (...) Jezus zaś ciągle śpi. A przecież, gdyby obudził się choć na chwilę,
wystarczyłoby, aby „przemówił do wiatru i morza, i nastałaby wielka cisza”. Noc stałaby się
jaśniejsza od dnia (LT 144).
* * *
Powiedziano Teresie: „Trudno jest cierpieć bez żadnego wsparcia na duchu”. Odpowiedziała:
Tak, lecz nie jest to cierpienie niespokojne. Skoro Bóg tego chce, to cieszę się, że cierpię (OR,
29 sierpnia, 2).
Pan nasz nie wymaga nigdy wyrzeczeń ponad siły. Co prawda, niekiedy boski Zbawiciel daje
nam odczuć pełną gorycz kielicha, który nam podaje. Kiedy oczekuje wyrzeczenia się
wszystkiego, co jest nam na tym świecie najdroższe, niemożliwe jest — chyba że ma się
szczególną łaskę — nie wykrzyknąć jak On, w Ogrodzie Oliwnym: „Ojcze, oddal ode mnie
ten kielich... Ale nie moja, lecz twoja wola niech się stanie”.
Bardzo pokrzepia myśl, że Jezus, Bóg mocny, poznał nasze słabości, że drżał na widok
gorzkiego kielicha, tego kielicha, który wcześniej tak gorąco pragnął wypić... (LT 213)
Boże mój, łagodny jesteś dla kruchej ofiary Twojej Miłości miłosiernej! Nawet teraz, kiedy
do cierpień zewnętrznych dodałeś próbę ducha, nie mogę powiedzieć: „Ogarnęła mnie trwoga
śmierci”, lecz wykrzykuję pełna wdzięczności: „Zeszłam do ciemnej doliny śmierci, lecz zła
się nie lękam, bo Ty, Panie, jesteś ze mną!” (LT 262)
Na stwierdzenie: „To okropne, ile cierpisz”, odpowiedziała:
Nie, to nie jest okropne. Kto się wydał na ofiarę miłości, nie może uważać za okropne tego,
co z miłości zsyła mu Oblubieniec (OR, 25 września, 3).
* * *
Na pytanie, jakie usłyszała w czasie ostatniej choroby: „Wolałabyś umrzeć czy żyć?”, Teresa
odpowiedziała:
To nie jest tak, że wolałabym bardziej to niż tamto. Nie potrafiłabym powiedzieć jak nasza
Matka, święta Teresa: „Umieram, bo nie umieram”. Najbardziej lubię to, co woli Bóg i co On
dla mnie wybiera (OR, 4 sierpnia, 7).
Nie pragnę raczej umrzeć niż żyć. To znaczy, gdybym miała sama wybierać, to wolałabym
umrzeć. Lecz ponieważ Bóg za mnie wybiera, wolę to, co woli On. Kocham to właśnie, co
czyni On (OR, 27 maja, 3).
Byłabym szczęśliwa, gdybym mogła długo pracować i cierpieć dla Niego, lecz proszę Go, by
zadowolił się mną samą, to znaczy by nie zwracał żadnej uwagi na moje pragnienia. Słowem,
nie jest ważne, czy chcę Go kochać cierpiąc, czy też cieszyć się Nim w Niebie (LT 221).
Jakim szczęściem jest dla mnie umrzeć! Tak, jestem szczęśliwa, nie dlatego, że będę
wybawiona od ziemskich cierpień (wszak cierpienie z miłości jest jedyną sprawą, której — w
tej dolinie łez — warto pragnąć, tak sądzę). Bliska śmierć napełnia mnie szczęściem dlatego,
że czuję, iż taka jest wola dobrego Boga i że [tam] będę ludziom o wiele bardziej użyteczna
niż tu (LT 253).
Myśl o niebiańskim szczęściu nie tylko nie wzbudza we mnie żadnej radości, lecz nawet każe
mi się czasem zastanawiać, jak będę mogła być szczęśliwa nie cierpiąc. Jezus zapewne
odmieni moją naturę, w przeciwnym bowiem razie będę żałować cierpień w dolinie łez.
Nigdy nie prosiłam Boga, by umrzeć młodo, uznałabym to za tchórzostwo. Lecz On od
dzieciństwa raczył wzbudzić we mnie ciche przekonanie, że mój ziemski bieg będzie krótki.
Tak więc jedynie myśl o tym, że spełniam wolę Pana, jest źródłem wszystkiej mojej radości
(LT 258).
Życie lub śmierć, co za różnica?
Mą radością, Jezu, jest Ciebie kochać!
(P 45)
6. PEŁNIA OSOBY
Miłość, nadzieja, zawierzenie, to wszystko całkowicie nas zmienia. Duch Jezusa sprawia, że
dojrzewa w nas pełnia osoby. Doświadczyła tego również Teresa:
Oddałam wszystko! Przeto teraz
Biegnę swobodnie i jedynie chcę
Żyć Miłością.
(P 17)
Jakże jestem teraz szczęśliwa, że od początku życia w zakonie nie dawałam posłuchu samej
sobie; już teraz rozkoszuję się nagrodą obiecaną tym, którzy dzielnie prowadzą walkę. Czuję,
że już nie muszę odmawiać sobie wszystkich pociech serca, gdyż moją duszę utwierdził Ten,
którego chciałam kochać wyłącznie. Odkrywam ze szczęściem, że miłowanie Boga poszerza
serce, że wówczas może ono ofiarować nieporównanie więcej serdeczności bliskim niż wtedy,
kiedy kocha samolubnie i bezowocnie (Rkp C 22r°).
Teraz mogę powiedzieć głośno o łasce, którą wyświadczył mi Jezus: że nie jestem
przywiązana do bogactw ducha i serca bardziej aniżeli do bogactw ziemskich (Rkp C 19r°).
Również i dobra niebieskie do mnie nie należą; dobry Bóg, który mi ich użyczył, może
równie dobrze mi je zabrać, a ja nie mam prawa się skarżyć (Rkp C 18v°—19r°).
Nie, żadnych we mnie obaw,
Nic nie potrafi mnie zatrwożyć.
Duch mój umie latać
Wyżej aniżeli lata jaskółka...
(P 52)
* * *
Jej serce utwierdzone jest w Bogu.
Moje serce wypełnione jest wolą Bożą. Toteż cokolwiek by się na nie wylało, nie dostaje się
do środka, lecz spływa po wierzchu, niczym olej, który nie miesza się z wodą. W głębi siebie
żyję zawsze w pokoju ducha, którego nic nie potrafi zmącić (OR, 14 lipca, 9).
Gdyby zawierzenie Bogu nie wypełniło z góry mojej duszy, gdyby miała dać się porwać
uczuciom radości lub smutku, które na ziemi następują po sobie tak szybko, drążyłby ją
gorzki i rwący potok, którego nie potrafiłaby znieść. Lecz ta zmienność dotyka tylko jej
powierzchni... A przecież są to ciężkie próby! (OR, 10 lipca, 13)
Już nic nie rozumiem ze swojej choroby, bo oto teraz czuję się lepiej. Lecz zgadzam się na to,
co jest, i jestem mimo wszystko szczęśliwa. Co by się ze mną stało, gdybym żywiła nadzieję,
że wnet umrę?! Ileż przeżywałabym zawodów! A tak nie doznaję żadnego, cieszę się ze
wszystkiego, co dobry Bóg czyni, pragnę spełnienia tylko Jego woli (OR, 10 lipca).
* * *
Żyjąc wpatrzona w Boga, Teresa nie przejmuje się ludzkimi opiniami.
Kiedy nie jesteśmy rozumiane lub oceniane przychylnie, to czy winnyśmy bronić się lub
tłumaczyć? Zostawmy te rzeczy bez słowa, tak dobrze jest milczeć i pozwolić, by inni nas
oceniali jak chcą! (...) Błogosławiona cisza, która przynosi tyle pokoju! (OR, 6 kwietnia, 1)
Cóż to zmienia, że myślą i mówią o mnie bzdury. Nie widzę, dlaczego miałabym się tym
przejmować (OR, 12 czerwca, 1).
Wznieś się ponad wszystko, co siostry mówią i czynią. Trzeba, byś żyła tak, jakby to nie był
twój klasztor, jakbyś miała tu spędzić jedynie dwa dni. Więc strzeż się mówienia o tym, co ci
się nie podoba, ponieważ masz to miejsce opuścić (OR, 13 lipca, 4; z notatek siostry Marii od
Najświętszego Serca).
Do nas należy zjednoczyć się z Bogiem. Choćby więc nawet o naszej wspólnocie pisano, że
jest przykładem gnuśności, nie powinno nas to niepokoić (RiW 74).
Za bardzo przejmujesz się sprawami, które nie są tego warte (OR, 10 lipca, 6).
* * *
Wdzięczność Teresy:
Dobry Bóg wyświadcza mi tę łaskę, że żadna przejściowa rzecz nie zbije mnie z nóg. Gdy
pomyślę o tym, jak było kiedyś, ogarnia mnie wdzięczność na widok dobrodziejstw, jakimi
obdarzyło mnie Niebo; tak bardzo się odmieniłam, że trudno mnie teraz poznać... (Rkp A 43r°)
Doświadczyłam tego na sobie; sama spróbuj, a zobaczysz. Moja wdzięczność za wszystko, co
On mi daje, nie ma granic i okazuję Mu to na tysiąc sposobów (RiW 72).
Myśli Boga nie są naszymi myślami. Gdyby były, nasze życie stałoby się hymnem
wdzięczności!... (LT 107)
* * *
W Teresie mieszka nieodmiennie pokój.
[Kiedy wstępowałam do zakonu,] czułam w sobie pokój tak łagodny i głęboki, że nie potrafię
tego wyrazić. Od siedmiu i pół lat ów pokój ducha jest moim udziałem, nie opuścił mnie
pośród największych doświadczeń (Rkp A 69r°—v°).
Obdarza mnie na tym świecie
Oceanem pokoju.
(P 52)
Daleko mi do wprowadzenia w czyn tego, co sobie uświadamiam, niemniej jednak już samo
pragnienie, by tak postępować, przynosi mi pokój (Rkp C 17r°).
* * *
— Jak doszłaś do tego, że żyjesz w tak niewzruszonym pokoju? — pyta matka Agnieszka.
— Starałam się zapomnieć o sobie i w niczym siebie nie szukać (OR, 3 sierpnia, 1).
Gdybyś wiedziała, jak dużo radości przynosi mi to, że nie mam żadnej radości, lecz że
sprawiam radość Jezusowi! Ta radość jest bardzo szczególna, lecz zupełnie nieodczuwalna
(LT 78).
Kto mówi o pokoju, nie mówi o radości, w każdym razie nie o takiej, którą się odczuwa. By
zachować pokój ducha w cierpieniu, wystarczy chcieć tego, czego chce Jezus (LT 87).
Pod koniec życia w zakonie zaczęłam wieść szczęśliwe życie, najszczęśliwsze, jakie można
sobie wyobrazić, ponieważ przestałam szukać siebie w czymkolwiek. Kiedy wyrzekamy się
siebie, nagrodę przyjmujemy już tu, na ziemi. Pytasz mnie często, jak dojść do czystej miłości.
Zapomnij o sobie i w niczym siebie nie szukaj (RiW 105—106).
* * *
Ubóstwo ducha nie wyklucza duchowej radości.
Jarzmo Pana jest słodkie i lekkie, kiedy się na nie zgadzamy; wtedy rychło czujemy jego
łagodność (Rkp C 16r°).
Wiem, że siostry mówiły wam o mojej wesołości. To prawda, jestem podobna do szczygła,
chyba że mam gorączkę. Na szczęście nawiedza mnie ona zwykle wieczorem, kiedy szczygły,
z głową pod skrzydłem, zasypiają. Lecz nie byłabym tak wesoła, gdyby dobry Bóg mi nie
pokazywał, że jedyną radością na ziemi jest pełnić Jego wolę (LT 255, do państwa Guérin).
Twarz jest odbiciem duszy. Bądź więc spokojna i pogodna na twarzy (DD 219).
Jest błędem nazywać życiem to, co musi się skończyć. Życiem powinno się nazywać to, co
nigdy nie umrze, rzeczy właściwe Niebu. A ponieważ cieszymy się nimi już na ziemi, życie
wcale nie jest smutne, lecz pogodne, bardzo pogodne! (DD 246)
Nie, nie ma radości porównywalnej z tą, której doznaje prawdziwie ubogi duchem (Rkp C
16v°).
Mówiąc o swojej podróży do Rzymu, przed wstąpieniem do Karmelu:
W czasie całej podróży mieszkaliśmy we wspaniałych hotelach. Nigdy dotąd nie zetknęłam
się z podobnym luksusem. Sprawdza się tu powiedzenie, że bogactwo nie czyni szczęśliwym,
gdyż byłoby mi o wiele lepiej pod strzechą, ale z nadzieją, że wstąpię do Karmelu, aniżeli
wśród pozłacanych lamperii, schodów z białego marmuru, jedwabnych chodników, za to z
sercem przepełnionym goryczą... Ach, czułam mocno, że przedmioty nie dają radości, lecz że
radość pochodzi z głębi duszy. Można więc ją posiadać zarówno w więzieniu, jak i w pałacu,
najlepszy dowód, że jestem szczęśliwsza w Karmelu — nawet wtedy, kiedy przechodzę próby
wewnętrzne i zewnętrzne — niż gdybym żyła w świecie, otoczona wygodami i zwłaszcza
ciepłem ojcowskiego ogniska!... (Rkp A 65r°)
Ach, jak jesteś bogata! Nie możesz być szczęśliwą (DD 232).
* * *
Nawet cierpienie nie niszczy radości. Przeciwnie!
Dużo wycierpiałam, odkąd jestem na ziemi, lecz o ile w dzieciństwie cierpiałam ze smutkiem,
o tyle teraz cierpię w radości i w pokoju. Jestem prawdziwie szczęśliwa, że cierpię (Rkp C
4v°).
Mam tylko jedną radość — móc cierpieć dla Jezusa. Radość ta, choć jej nie czuję, przewyższa
wszelką radość! (LT 85)
W Ogrodzie Oliwnym Pan nasz radował się w pełni życiem, którym żyje Trójca
Przenajświętsza. A przecież nie pomniejszyło to okrutności Jego agonii. Jest w tym tajemnica.
Lecz zapewniam cię, że coś z niej pojmuję poprzez to, czego sama doświadczam (OR, 6 lipca,
4).
Jeśli któregoś dnia miałabym opuścić mój drogi Karmel, to nie obeszłoby się to bez bólu;
Jezus dał mi serce wrażliwe. Lecz właśnie dlatego, iż zdolne jest cierpieć, pragnę, by dało z
siebie Jezusowi wszystko, co dać potrafi (Rkp C 10r°).
Ta spokojna radość, jaką daje spełniona ofiara... (Rkp A 50v°)
O świętych, którzy cierpią, wcale się nie martwię. Wiem, że mają siłę, by znieść
doświadczenia, i że oddają tym samym chwałę Bogu. Lecz tych, którzy świętymi nie są,
którzy nie umieją obrócić w pożytek swych cierpień, tych bardzo mi żal, takim współczuję!
Gotowa jestem uczynić wszystko, by ich pokrzepić i im ulżyć (DD 231).
7. JAK BYĆ SZCZĘŚLIWYM
Teresa posiadła doprawdy sztukę życia, sztukę wypracowaną.
Patrzę zawsze na dobrą stronę rzeczy. Niektórzy podchodzą do wszystkiego tak, jakby chcieli
mieć z tego jak najwięcej przykrości. Ja przeciwnie. Kiedy w cierpieniu nie mam znikąd
wsparcia, kiedy niebo jest ciemne i nie widać przejaśnień, to cóż, swój powód do radości
znajduję właśnie w tym... I tym się żywię! (OR, 27 maja, 6)
Kiedy Jezusowi udaje się mnie zmylić, gratuluję Mu tego na różny sposób. I sam już nie wie,
jak ma ze mną postępować (OR, 6 lipca, 3).
Jedynym szczęściem na ziemi jest umieć zawsze dostrzec, że to, czym obdarza nas Jezus, jest
cudowne (LT 257).
Zawsze cieszę się z tego, o co prosi mnie Bóg, nie zajmuję się tym, o co prosi On innych. I
nie myślę, że mam więcej zasług, ponieważ mnie może prosi o więcej. To, czego On oczekuje
ode mnie, to właśnie mi się podoba i to bym wybrała, gdybym miała taką możliwość. Swoją
część uważam zawsze za piękną... (RiW 60)
Moją sztuczką jest to, by być zawsze pogodną, by zawsze się uśmiechać, zarówno wtedy,
kiedy upadam, jak i wtedy, kiedy odnoszę zwycięstwo (RiW 23).
Kiedy dużo cierpię, kiedy zdarzają mi się rzeczy przykre, nieprzyjemne, wówczas miast
przybrać smutną minę, odpowiadam na nie uśmiechem. Na początku nie zawsze mi się to
udawało, lecz teraz stało się odruchem i jestem szczęśliwa, że go nabyłam (DD 192).
Na temat wizyt sióstr, które nieustannie przeszkadzają jej w pracy, choć odwiedzają ją w
dobrej wierze:
To nie jest ani wesołe, ani zabawne, niemniej jednak z miłości do dobrego Boga i do sióstr,
tak bardzo o mnie troskliwych, staram się im pokazać, że ich wizyty mnie cieszą, i staram się
zwłaszcza, aby rzeczywiście tak było (Rkp C 17v°).
Kiedy powiem: „Cierpię”, odpowiesz: „Tym lepiej!” Gdyż chciałabym móc tak powiedzieć,
lecz brak mi sił, więc ty dopowiesz to za mnie (OR, 21 sierpnia; z notatek siostry Genowefy).
Myślałam dziś o przeszłości, o akcie odwagi, na który zdobyłam się kiedyś w noc Bożego
Narodzenia, i przyszła mi na myśl pochwała, jaką usłyszała Judyta: „Wykazałaś się męską
odwagą i umocniło się twoje serce”. Wielu mówi: „Nie potrafię się zdobyć na tę ofiarę”.
Niech więc podchodzą do tego jak ja — energicznie. Dobry Bóg nigdy nie odmawia tej
pierwszej łaski, która dodaje odwagi. Wówczas serce od razu się umacnia i kroczy od
zwycięstwa do zwycięstwa (OR, 8 sierpnia, 3).
* * *
Poddajesz się tak łatwo, bo nie nastawiasz się z góry na łagodność. Kiedy ktoś doprowadza
cię do szału, wtedy aby odnaleźć pokój, pomódl się za niego i poproś dobrego Boga, by mu
wynagrodził za to, że sprawił ci cierpienie (RiW 150).
Jeśli któregoś dnia mam dużo do napisania, to aby mieć serce wolne od napięć, nastawiam się
tak, jakbym się spodziewała, że niejedno mi w pracy przeszkodzi. Mówię sobie: „Tę wolną
godzinę poświęcam na to, aby mi przeszkadzano, chcę tego, liczę na to i, jeśli zachowam
spokój, podziękuję za to Bogu jak za łaskę, na którą doprawdy nie liczyłam”. I tak zawsze
jestem szczęśliwa (RiW 104).
Jesteśmy za małe, by wznieść się ponad trudności. No to przechodźmy pod nimi! Przejść pod
sprawami to nie przyglądać się im zbyt blisko i nie roztrząsać ich (RiW 44).
Dobry Bóg daje mi wszelkie środki do tego, bym mogła pozostać małą. I o to właśnie chodzi.
Dlatego też jestem zawsze pogodna. Zawsze znajduję sposób na to, by nawet w środku burzy
zachować w sobie pokój. Kiedy zaś słyszę, ile kosztuje obcowanie z tą czy inną siostrą,
uważam bardzo, by sama się przeciw nim nie wzburzyć (OR, 18 kwietnia, 1).
Tak, trzeba siać dobro wokół siebie, nie martwiąc się o to, co się z tym dzieje. Nam przypada
praca, Jezusowi — owoce (RiW 8).
* * *
Żyć chwilą obecną. Teresa jest w tym stanowcza:
Nie zamartwiajmy się o przyszłość, to dziecinada (LT 167).
Kiedy pomyślę o dniu jutrzejszym,
to niestałości swojej się lękam,
i ogarnia mnie zniechęcenie wnet,
jakiś smutek...
(P 5)
Co do nas, które biegniemy drogą miłości, to nie uważam, byśmy miały myśleć o tym, co
bolesnego może przynieść nam przyszłość. To nie mieć ufności i jakby mieszać się do
stwarzania (OR, 23 lipca, 3).
Zupełnie nie martwię się o przyszłość, mam pewność, że dobry Bóg spełni swoją wolę: to
jedyna łaska, której pragnę. Nie ma co być bardziej królewskim od króla... (LT 221)
Bo cóż mi, Panie, że dzisiaj
Będę martwić się o przyszłość!
Nie umiem też dzisiaj o jutro
Modlić się...
(P 5)
Wiem jedno, Miłosierdzie dobrego Boga pójdzie za mną zawsze (Rkp A 84v°).
Pozostań przy mnie aż do ostatniego wieczoru.
(P 23)
* * *
Jeśli żyjemy chwilą obecną, łaski nam nigdy nie braknie. Na dzień przed śmiercią, widząc ból
Teresy, powiedziano do niej: „Jak okropnie cierpisz!” Odpowiedziała:
Nie, nie okropnie, ale dużo, dużo... dokładnie tyle, ile mogę znieść (OR, 29 września, 11).
Wcale się nie boję ostatnich zmagań ani cierpień choroby, jakkolwiek wielkie by były. Dobry
Bóg zawsze przychodził mi z pomocą, wspierał mnie i prowadził za rękę od samego
dzieciństwa... Liczę na Niego. Jestem przekonana, że będzie przychodził mi na ratunek do
końca. Możliwe, że nie będę już mogła wytrzymać, ale nigdy nie będę znosić za dużo, tego
jestem pewna (OR, 27 maja, 2).
Nie prosiłam, na szczęście, o cierpienie. Gdyby tak było, to bym się bała, że nie starczy mi
cierpliwości, aby je znieść. Podczas gdy, skoro cierpię z czystej woli Boga, nie może On
odmówić mi cierpliwości i łask koniecznych do tego, by to cierpienie przetrzymać (OR,
sierpień; z notatek siostry Marii od Najświętszego Serca).
To prawda, że cierpię wciąż dużo i coraz więcej, lecz wcale się nie trwożę; dobry Bóg da mi
siłę, nie opuści mnie (OR, 31 lipca, 14).
Nie czekając, powierz się Jezusowi.
Nie cierpię tak, jak ci, którzy cierpią z powodu przeszłości lub przyszłości. Ja cierpię tylko w
chwili obecnej. Dzięki temu nie jest to nic wielkiego (OR, 20 sierpnia; z notatek siostry Marii
od Najświętszego Serca).
Dobry Bóg chce, bym się zdała na Niego niczym maleńkie dziecko, które nie martwi się o to,
co z nim zrobią (OR, 15 czerwca, 1).
Ciesz się radością, którą Bóg obdarza cię dziś, i nie martw się o przyszłość (LT 166).
Mówią mi, że będę bała się śmierci. Możliwe. Nikt w tym klasztorze nie ufa mniej swoim
odczuciom niż ja. Nigdy nie opieram się na własnych myślach. Wiem, jak bardzo jestem słaba.
Lecz chcę cieszyć się uczuciem, które Bóg daje mi dziś. Zawsze znajdzie się czas, by cierpieć
z powodu uczucia przeciwnego (OR, 20 maja, 1).
Dlaczego boisz się z góry? Poczekaj przynajmniej, aż to przyjdzie, wtedy będziesz się tym
martwić (OR, 16 lipca, 1).
Ty dobrze wiesz, mój Boże,
Że kochać Ciebie tutaj ja mogę
Tylko przez ten dzień...
(P 5)
8. CZAS I ŚMIERĆ
Teresę uderzała ulotność czasu i kruchość ludzkiego istnienia. Czuła, że na ziemi nic może
zaspokoić pragnienia szczęścia.
Tak, na ziemi, nie trzeba przywiązywać się do niczego, nawet do rzeczy najbardziej
niewinnych, gdyż brakuje ich w chwili, w której najmniej o nich myślimy. Tylko to, co
wieczne, może nas zaspokoić (LT 42).
Uważam, że próby, jakie przychodzi nam znosić, bardzo pomagają oderwać się od ziemi.
Każą patrzeć wyżej niż ten świat. Tutaj nic nie może nas zaspokoić (LT 43 B).
Nie mogę ochłonąć po wszystkim, co tu widziałam. Zobaczyliśmy w Paryżu piękne rzeczy.
Lecz wszystko to nie jest szczęściem (LT 30).
Dlaczego szukać szczęścia na ziemi? Przyznaję, że moje serce jest go ogromnie spragnione,
lecz dobrze widzi, to biedne serce, że żadne stworzenie nie jest w stanie jego pragnienia
ugasić. Przeciwnie, im więcej pije w tym czarodziejskim źródle, tym bardziej chce mu się pić
(LT 75).
Po najjaśniejszych nawet dniach następują ciemności. Tylko dzień pierwszej, jedynej,
wiecznej komunii w Niebie trwa bez zachodu słońca! (Rkp A 35v°—36r°)
Łaską było to, iż nie mogłam pozostać w Alençon. Mieliśmy tam zbyt światowych przyjaciół,
którzy nader łatwo umieli godzić ziemskie radości ze służbą Bogu. Nie pamiętali dostatecznie
o śmierci, a przecież śmierć przyszła po wielu z tych, których poznałam, po młodych,
bogatych i szczęśliwych!!! Lubię powracać myślą do czarodziejskich miejsc, w których żyli,
zastanawiać się, gdzie są, co przyszło im z dworów i parków, w których widziałam ich
wygodnie żyjących?...
I stwierdzam, że wszystko pod Słońcem to marność i udręka... Że jedyne dobro to kochać
Boga z całego serca, będąc na tym świecie ubogimi duchem (Rkp A 32 v°).
Ludzka sława to tak niewiele! Przemija jak dym, co rozpływa się w jednej chwili (RD 3).
* * *
Jaki z tego wysnuwa wniosek?
Tylko Jezus jest, wszystko inne nie jest... Kochajmy Go więc do szaleństwa (LT 96).
Ach, ziemia, to wygnanie!... Żadnego punktu oparcia poza Jezusem, który jeden jest
niewzruszony. Co za szczęście pomyśleć, że On zmienić się nie może... (LT 104)
W chwili, kiedy staję przed dobrym Bogiem, pojmuję więcej niż kiedykolwiek, że jedno jest
tylko konieczne: to, by pracować wyłącznie dla Niego i nic nie czynić dla siebie ani dla
innych stworzeń (LT 244).
Poznałam przez doświadczenie, że jedynym szczęściem jest się ukryć i nie znać rzeczy
stworzonych (Rkp A 81v°).
* * *
Często Teresa mówi o ulotności czasu. Chciałoby się go zatrzymać, lecz wymyka się
nieubłaganie.
Spójrzmy na życie w jego prawdziwym świetle... To chwila między dwiema wiecznościami
(LT 87).
Me życie to jest tylko ta chwila,
Godzina, która teraz przemija,
Ono jest jak dzień,
Co wymyka się
I ucieka.
(P 5)
Jak czas szybko mija. Widzę, że wymyka mi się on z przerażającą prędkością... (LT 62)
Lubię bardzo te słowa Psalmu: „W Twoich oczach lat tysiąc jest jak wczoraj, które już
przeminęło”. Co za prędkość! Ach, chcę pracować, póki trwa dzień tego życia; potem
nadejdzie noc, w czasie której już nic nie uczynię (LT 71).
* * *
Z perspektywy Boga każda chwila jest wielka, każda ma wartość wieczności!
Wykorzystajmy nasz jedyny moment cierpienia, patrzmy tylko na chwilę obecną. Chwila to
skarb... Jeden akt miłości pozwoli nam lepiej poznać Jezusa, przybliży nas do Niego na całą
wieczność! (LT 89)
Każda chwila to wieczność, wieczność radości dla Nieba, wieczność widzenia Boga twarzą w
twarz, kiedy będziemy stanowili z Nim jedno... (LT 96)
Wykorzystujmy, wykorzystujmy najkrótsze chwile, postępujmy jak skąpcy, bądźmy
zazdrosne o najmniejszą rzecz z powodu Ukochanego! (LT 101)
Życie będzie krótkie, wieczność jest bez końca... Uczyńmy z naszego życia nieustanną ofiarę.
(...) Niech wszystkie chwile naszego życia będą wyłącznie dla Niego. Niech stworzenia
dotykają nas jedynie przechodząc...
Jedno jest tylko do spełnienia w nocy tego życia, nocy, która trwa tylko raz. To kochać,
kochać Jezusa ze wszystkich sił serca i ocalić dla Niego dusze, aby mogły Go kochać... Ach,
sprawić, by Jezusa kochano! (LT 96)
Czas jest tylko urojeniem, snem. Bóg już teraz widzi nas w chwale, cieszy się z naszej
wiecznej szczęśliwości!... Ach, jak ta myśl podnosi mnie na duchu! Rozumiem wówczas,
dlaczego z nami nie handluje... Czuje, że Go rozumiemy, i traktuje nas jak swoich przyjaciół
(LT 108).
Życie to tylko sen. Wnet się zbudzimy i co za radość! Im bardziej teraz cierpimy, tym
bardziej nasza chwała sięgnie nieskończoności (LT 82).
Maria mówiła mi też o nieśmiertelnych bogactwach, które łatwo można gromadzić co dnia,
lecz obok których niestety przechodzimy, nie zadając sobie trudu, by je podnieść (Rkp A
33r°).
* * *
Śmierć zatem to nie mur, lecz drzwi. Drzwi wiodące do życia wiecznego.
Chciałabym ci powiedzieć tysiące rzeczy, które mi się rozjaśniają, kiedy stoję u drzwi do
wieczności. Lecz nie umieram, wchodzę w życie (LT 244, do księdza Bellière"a).
Śmierć mnie już nie przeraża, pragnę jej jak jutrzenki mojego wiecznego szczęścia! (RD 3)
Śmierć Taty wywiera na mnie nie wrażenie nicości, lecz wrażenie prawdziwego życia.
Odnajduję go po sześciu latach nieobecności, wyczuwam w pobliżu; patrzy na mnie i mnie
chroni (LT 170).
Pragnę umrzeć, by zacząć żyć, pragnę umrzeć, by połączyć się z Jezusem. (RD 3)
Ponieważ godzina nie jest jeszcze znana, prosimy, byście czuwali (Rkp A 77v°).
Kiedy się patrzy na śmierć sprawiedliwego, trudno nie pozazdrościć mu losu. Dla niego czas
już nie istnieje, jest tylko Bóg. I tylko Bóg (LT 60).
Dusza moja ku Tobie się wzniesie i żyć będę, by już nigdy nie umrzeć... Kiedyś ciało moje
powstanie z prochu i połączy się z moją duszą. Wówczas ujrzy ono Ciebie i Tobą samym,
Panie, radować się będzie!... (RP 3)
Śmierć również przeminie i wtedy cieszyć się będziemy nie tylko przez wieki, bowiem
miliony lat będą dla nas jak dzień... a po nich nastaną inne, pełne odpoczynku i szczęścia...
Celino... (LT 122)
* * *
Na pytanie: „Gdybyś miała umrzeć jutro, czy nie zlękłabyś się trochę, że to tak blisko?”
Teresa odpowiada:
Ach, to może być i dziś wieczorem! Nie bałabym się wcale, cieszyłabym się tylko (OR, lipiec;
z notatek siostry Marii od Najświętszego Serca).
Nie obawiam się Złodzieja... Widzę go z daleka, ale nie będę wcale krzyczeć: „Trzymaj
złodzieja!” Przeciwnie, wołam go, mówię mu: „Tędy! Tędy!” (OR, 9 czerwca, 4)
To nie śmierć po mnie przyjdzie, lecz przyjdzie dobry Bóg (OR, 1 maja, 1).
Jakie to dziwne, bać się śmierci! Rzecz jasna, kiedy żyje się w małżeństwie, kiedy ma się
męża i dzieci, to się rozumie! Lecz ja, która nie mam nic?!... (OR 27 sierpnia, 1)
Nigdy nie prosiłam dobrego Boga, by umrzeć młodo, choć, co prawda, zawsze miałam
nadzieję, że taka jest Jego wola (Rkp C 8v°).
Posłuchajmy, jak opowiada o tym, kiedy po raz pierwszy pluła krwią. To wydarzenie było dla
niej „niczym łagodny szept z oddali, zwiastujący przybycie Oblubieńca” (Rkp C 5r°).
Po czuwaniu w Ciemnicy do północy udałam się na spoczynek do celi; ledwie jednak
położyłam głowę na poduszce, poczułam, jakby wzbierał we mnie strumień, który, gotując się,
podchodził mi aż do ust. Nie wiedziałam, co to było, lecz pomyślałam, że być może umrę, i
zatopiła mnie radość... Jednakże lampa już była zgaszona, musiałam zatem poczekać do rana,
aby upewnić się o moim szczęściu, to jest o tym, czy rzeczywiście plułam krwią... (Rkp C
4v°—5r°)
Chcesz wiedzieć, czy się cieszę, że pójdę do Raju? Wielka by to była radość, gdybym tam
poszła, lecz nie liczę na chorobę, to zbyt powolny woźnica. Liczę już tylko na miłość. Poproś
Jezusa, aby wszystkie modlitwy, które za mnie zanoszą, przeznaczył do wzmocnienia Ognia,
który mnie spala (LT 242, do siostry Marii od Trójcy Świętej).
Ośmielam się żywić nadzieję, że „krótkie będzie me wygnanie”. Lecz wcale nie dlatego, że
jestem gotowa. Czuję, że gotowa nie będę nigdy, jeśli Pan nie raczy mnie w siebie przemienić.
A to może uczynić w jednej chwili. Po wszystkich łaskach, jakimi mnie napełnił, oczekuję od
Jego nieskończonego miłosierdzia jeszcze tej jednej (LT 224, do księdza Bellière"a).
Chcę, o mój Ukochany, za każdym uderzeniem serca ponowić moje oddanie nieskończoną
ilość razy, aż — kiedy znikną już cienie — będę mogła wyznać Ci Miłość w trwającym
wiecznie twarzą w twarz (M 6).
W ostatnim dniu, pośród wielkiego cierpienia:
Nie żałuję, że wydałam się Miłości. O nie, nie żałuję tego, przeciwnie! (OR, 30 września)
Moja dusza, opuszczając to życie,
Chce uczynić akt czystej miłości.
A potem, wzlatując do nieba — ojczyzny,
Wejść prosto do Twego Serca.
(P 23)
Tkaj całe życie z pokory i miłości, abyś wkrótce dotarła tam, gdzie i ja idę: w ramiona Jezusa!
(LT 264, do siostry Marii od Trójcy Świętej)
Ostatnie słowa Teresy, gdy umierała:
Boże mój, kocham Cię! (OR, 30 września)
9. PRZEZNACZENI DO WIECZNOŚCI
Dla Teresy niebo zawsze było perspektywą rzeczywistą i bliską.
Przed sobą mam wieczność... (LT 102)
Często nam to mówiłeś:
„Niebo jest dla dzieci”.
(P 24)
Podróżujemy w stronę Ojczyzny (LT 148).
Przygotować się na to, by „poznać Go tak, jak On siebie zna, by stać się bogami”. Ach, co za
przeznaczenie! Jakże nasza dusza jest wielka! Wznieśmy się ponad wszystko, co przemija
(LT 57).
Kochana Celino, przemija postać tego świata, cienie się rozpływają. Wkrótce będziemy w
ziemi rodzinnej. Wkrótce radości dzieciństwa, niedzielne wieczory, nasze rozmowy...
wszystko to zostanie nam przywrócone na zawsze i z procentem. Jezus zwróci nam radości,
których pozbawił nas na chwilę! (LT 130)
Teraz już mogę wyruszyć. Otrzymałam paszport do Nieba! (LT 263)
To nie przeszkodzi dobremu Bogu zabrać mnie, kiedy zechce. Ponieważ wkładam wszelki
wysiłek w to, aby pozostać dzieckiem, nie muszę się głowić żadnymi przygotowaniami. Jezus
sam będzie musiał opłacić wszystkie koszta podróży i cenę wejściówki do Nieba! (LT 191)
Widziała przykład rodziców:
Mam nadzieję, że teraz są w posiadaniu nieba, ku któremu zmierzali poprzez wszystkie czyny
i pragnienia (LT 226).
Dobry Bóg dał mi ojca i matkę bardziej godnych Nieba niż ziemi (LT 261).
* * *
Obietnica życia wiecznego, główna obietnica Dobrej Nowiny, pomaga dzielnie przejść przez
cierpienie. W przypadku Teresy było ono wielkie.
Uważam, droga Ciociu, że w tych chwilach wielkiego smutku potrzebujemy popatrzeć w
Niebo... (LT 60)
Jakże jestem spragniona Nieba, gdzie Jezusa kocha się bez reszty! Lecz aby do tego dojść,
trzeba wpierw cierpieć i płakać... (LT 79)
Któregoś dnia pójdziemy do Nieba, na zawsze. A wówczas nie będzie już dnia ani nocy, jak
na ziemi... Ach, co za radość! Podążajmy w pokoju ducha, patrząc w Niebo, jedyny cel
naszych trudów (LT 90).
Cierpię... Lecz nadzieja Ojczyzny dodaje mi otuchy, wkrótce będziemy w Niebie... A tam nie
będzie już dnia ani nocy, tam Oblicze Jezusa będzie jaśniało światłem z niczym
nieporównywalnym! (LT 95)
Życie jest bardzo tajemnicze... Jest pustynią i wygnaniem... Lecz w głębi duszy czujemy, że
nastanie kiedyś odległa jeszcze nieskończoność, nieskończoność, która sprawi, że zapomnimy
na zawsze o smutkach pustyni i wygnania (LT 114).
* * *
Teresa jest przekonana, że Niebo nie jest końcem działania, że w Niebie będzie dalej
pracować dla świata.
Liczę na to, że w Niebie nie będę bezczynna, gdyż pragnę pracować tam jeszcze dla Kościoła
i ludzi. Proszę o to dobrego Boga. I jestem pewna, że mnie wysłucha (LT 254).
To, co mnie przyciąga do Ojczyzny Niebios, to wołanie Pana, to nadzieja, że będę Go kochać
wreszcie tak, jak tego pragnę, oraz myśl, że sprawię, iż pokocha Go wielu, którzy błogosławić
Go będą przez wieczność (LT 254).
Przyznaję, że gdybym w Niebie nie mogła pracować dla Jego chwały, to nad Ojczyznę
przełożyłabym ziemskie wygnanie. Nie znam zatem przyszłości, jednakże gdyby Jezus spełnił
moje przeczucia, obiecuję ci, że w górze pozostanę twoją siostrą (LT 220).
Do księdza Bellière"a:
Spróbuj sobie uświadomić, że mnie nie stracisz, ale znajdziesz, i że cię już nie opuszczę (LT
258).
Obiecuję ci, że po moim odejściu w życie wieczne posmakujesz coś ze szczęścia, jakim jest
poczuć blisko braterską duszę (LT 261).
Do matki Agnieszki:
Kiedy będę w Niebie, poproszę dla ciebie o tyle łask! I tak bardzo będę się z tym Bogu
naprzykrzać, że nawet gdyby chciał mi odmówić, moje natręctwo wymusi na Nim spełnienie
mych pragnień. Ta historia jest w Ewangelii! (OR, 21—26 maja, 7)
Do trzech rodzonych sióstr:
Nie sądźcie, że kiedy będę w Niebie, to spuszczę wam do dziobów gotowe kąski... Tego ja nie
miałam i nie chciałam mieć. Będziecie być może przechodzić przez ciężkie próby, lecz wyślę
wam światło, które sprawi, że te próby docenicie i pokochacie. Będziecie zmuszone
powiedzieć za mną: „Panie, wszystko, co czynisz, napełnia nas radością” (OR, 13 lipca, 16).
Nie przychodzi mi do głowy świętować, nic mi to nie mówi. Nie potrafię myśleć dużo o
szczęściu, które mnie czeka w Niebie. Na jedno tylko czekam naprawdę i to jedno sprawia, że
bije mi żywiej serce: miłość, którą otrzymam i którą będę mogła dawać. I myślę też o
wszystkim dobru, które chciałabym wyświadczyć po śmierci: sprawić, by chrzczono dzieci,
wspomagać kapłanów, misjonarzy, Kościół cały... (OR, 13 lipca, 17)
Czuję, że wejdę w odpoczynek... Lecz czuję przede wszystkim, że moja misja się rozpocznie,
misja tego, by Boga pokochano, jak ja Go kocham, misja otwierania małej drogi przed ludźmi.
Jeśli dobry Bóg spełni moje pragnienia, to Niebo spędzę na ziemi aż do końca świata. Tak,
chcę spędzić Niebo, czyniąc dobro na ziemi (OR, 17 lipca).
Siostra Genowefa zaświadcza:
Wielekroć i na różny sposób obiecywała, że „sprowadzi z nieba deszcz róż”. Wyrażała
pragnienie i przekonanie, że uczyni wiele dobrego po śmierci, modląc się za Kościół. I że tym
samym nie przestanie wypełniać swojej szczególnej misji wobec kapłanów. Słyszałam przede
wszystkim, jak tłumaczy i opisuje, o jakie dobro jej chodzi, jakimi środkami przyciągnie dusze
do Boga, ucząc je swej drogi ufności i zawierzenia bez reszty.
Odpowiadając na jedną z jej myśli, rzekłam:
— A więc sądzisz, że będąc w Niebie, ocalisz więcej dusz?
— Tak sądzę — odpowiedziała — dowodem jest to, że dobry Bóg pozwala mi umrzeć,
podczas gdy tak bardzo pragnę ocalać dusze... (RiW 111)
* * *
Czymże więc będzie Niebo? Tu Teresa zdana jest jedynie na przeczucia.
Któregoś dnia Bóg zawoła z wdzięczności: „Teraz kolej na mnie”. Ach, co wówczas
zobaczymy? Czym jest to życie, które nie ma końca?... Bóg będzie duszą naszej duszy.
Niezgłębiona tajemnica! „Oko ludzkie nie widziało odwiecznego światła, ucho ludzkie nie
słyszało nieziemskich harmonii, a ludzkie serce nie może nawet przeczuć tego, co Bóg
przygotował dla tych, którzy Go miłują” (LT 94).
Myśmy większe od wszechświata. Któregoś dnia same będziemy wiodły boskie życie... (LT
83)
Życie mija... Wieczność zbliża się wielkimi krokami... Wkrótce będziemy żyć życiem samego
Jezusa. Po tym, jak piłyśmy w źródle wszelkich goryczy, zostaniemy ubóstwione w źródle
wszelkich radości, wszelkich rozkoszy... (LT 85)
O Niebie mam tak wysokie mniemanie, że czasem się zastanawiam, co przy mojej śmierci
Bóg uczyni, aby móc mnie zaskoczyć. Nadzieja moja jest tak wielka, jest dla mnie takim
powodem do radości, nie poprzez uczucie, lecz poprzez wiarę, że trzeba mi będzie czegoś
ponad wszelką myśl, aby w pełni mnie zaspokoić. Jeśli miałabym się rozczarować, to
wolałabym zachować wieczną nadzieję (OR, 15 maja, 2).
Niebo będzie dla wszystkich pełnią.
Jednego razu dziwiłam się, że dobry Bóg nie obdarza w Niebie wszystkich równą chwałą, i
obawiałam się, czy każdy jest tam szczęśliwy. Wtedy Paulina kazała mi przynieść dużą
szklankę Taty i postawić obok małego naparstka, a później napełnić jedno i drugie. Po czym
zapytała, które tych z naczyń jest pełniejsze. Odpowiedziałam, że obydwa są tak samo pełne i
że żadne nie jest w stanie przyjąć więcej wody, niż może w sobie pomieścić. Wówczas
kochana Matka dała mi do zrozumienia, że w Niebie Bóg da swoim wybranym tyle chwały,
ile będą mogli jej przyjąć i że w ten sposób ostatni nie będzie w niczym zazdrościł
pierwszemu (Rkp A 19v°).
* * *
Niebo będzie pełnią zjednoczenia. Radość z kochania będzie syta. Na pożegnalnym obrazku
Teresa napisała do swoich sióstr:
Widzę to, w co wierzyłam. Posiadam to, czego wyczekiwałam. Zjednoczyłam się z Tym,
którego kochałam wszystką mocą kochania (LT 245).
Nasze serce, które na ziemi nigdy nie jest syte, pójdzie ugasić pragnienie w samym źródle
miłości. Ach, jak wdzięczna to uczta! Jakaż radość widzieć Boga, „być sądzonym przez Tego,
którego kochałyśmy ponad wszystko” (LT 56).
Nie przestając nigdy oglądać boskiego Oblicza, zanurzać się w bezbrzeżnym Oceanie
Miłości... (LT 254)
I ogień miłości, co pochłania mą duszę,
Nigdy nie zgaśnie.
(P 26)
Niebiańskie radości, w których to, co stworzone i co jest nicością, ustępuje niestworzonemu,
które jest rzeczywistością... (LT 116)
Bóg mój będzie mą wielką nagrodą. (P 17)
Będę cię kochać bez miary i bez praw
I moje szczęście objawiać mi się będzie
Wciąż nowe, jak za pierwszym razem...
(P 33)
Ach, jakże szczęśliwe będziemy, kiedy pewnego dnia wpatrzymy się w chwale w tajemniczy
napój, którym to ugasiłyśmy pragnienie Jezusa, kiedy ujrzymy, jak wypowiada On jedyne i
wieczne słowo Miłości! ...owo „Dziękuję”, któremu nie będzie końca (LT 98).
Opracowanie - synteza jej drogi
Św. Teresa (1873-1897), karmelitanka z Lisieux, opisała w "Dziejach
duszy" swoją "małą drogę" heroicznego życia Ewangelią na co dzień.
Pozwoliła się Bogu kochać, w Nim odnalazła pełne wyzwolenie
i odczytała swoje powołanie do życia miłością. Przez "swe życie
ukryte, lecz jakże bogate, wołała ze szczególną siłą: <Abba! Ojcze!>.
Dzięki niej Kościół odnalazł całą swoją prostotę i świeżość
w wołaniu, które sięga swym początkiem do serca samego Chrystusa" (Jan
Paweł II). Wzorem św. Teresy mamy stawać się jak dzieci, być wierni
Panu w małych sprawach i wszystko Mu ofiarowywać. Mamy cierpliwie
przyjmować przeciwności, zawsze dawać bliźnim szansę, wypraszać dla
świata Boże miłosierdzie. My też - niezależnie od stanu czy powołania
- mamy żyć miłością...
Anna Foltańska, "Oremus", październik 1996, s. 4