Korzystna miłość
by Marisa
beta: lilczur
Rozdział 1
Podejmowane przez nas decyzje możemy podzielić na przemyślane i spontaniczne.
Mając do czynienia z tymi pierwszymi, jesteśmy bardziej pewni co do ich słuszności,
ponieważ mieliśmy czas na zastanowienie się i wzięcie pod uwagę wszystkich za i przeciw.
Zdajemy sobie sprawę z ich konsekwencji i nie są one dla nas zbyt wielką niespodzianką. Z
kolei te drugie podejmowane są przeważnie bez zbytniego użytku naszego rozumu. Ich dobrą
stroną jest to, że mogą zapewnić nam sporo dobrej zabawy, wielu niezapomnianych przygód,
jak również wiele kłopotów. Zastanawiacie się pewnie co skłoniło mnie do tych refleksji? Już
wam wszystko wyjaśniam.
Zacznę może od tego, co dzieje się w tej właśnie chwili. Jest upalne, wrześniowe
popołudnie, siedzę sobie w taksówce na tylnim siedzeniu, gdzie szyby nie chcą się odsuwać
oraz gdzie nie dociera podmuch zimnego powietrza wydzielający się z deski rozdzielczej.
Zaczyna brakować mi świeżego powietrza, co niedługo może spowodować duszności. Moje
plecy kleją się do oparcia, a kierowca nuci w rytm jakiejś starej piosenki, lecącej w radiu,
która strasznie mnie denerwuje. Biorąc pod uwagę to, iż kierowca śpiewa bardzo nieczysto i
w dodatku tylko ostatnie wyrazy ze zdań, piosenka coraz mniej mi się podoba. Ba! Ona wcale
mi się nie podoba, a teraz jej już nienawidzę. A wszystko to za sprawą tej jednej, bardzo
spontanicznej decyzji, podjętej przeze mnie. Całe moje, do tej pory w miarę uporządkowane i
zaplanowane życie, zrobiło podwójny fikołek, od którego mam mdłości. Kiedy pomyślę, co
może mnie teraz spotkać, dochodzi do tego jeszcze ogromna migrena. Otóż tydzień temu
zgodziłam się zamieszkać z dwiema obcymi dla mnie dziewczynami, ponieważ niedawno
wróciłam z pracy za granicą i musiałam szukać mieszkania na przysłowiowy „łeb i szyję”.
Moi rodzice nie są biedni, prowadzą własną, dobrze prosperującą firmę. Moja mama Renee
jest nadopiekuńcza, zawsze stara się chronić mnie przed wszystkim i chce znać każdy
szczegół, dotyczący mojego życia. Natomiast mój ojciec Charlie jest strasznie zapracowany,
bardzo rzadko się widujemy, a nawet jeśli już jest w domu, to i tak za dużo ze sobą nie
rozmawiamy. No bo o czym może rozmawiać nastoletnia córka, posiadająca problemy w
stylu „z którym chłopakiem chodzić”, z ojcem, który ma pod sobą dziesiątki ludzi i kieruje
nimi? Chciałam za wszelką cenę się od nich odciąć i być niezależna, dlatego wyjechałam za
granicę. Początkowo w moim planie było tylko zwiedzanie, zabawa z nowo poznanymi
ludźmi, dopiero później dostałam propozycję pracy w barze jako kelnerka, którą podjęłam z
powodu braku innych zajęć. Niestety wakacje się kończą i trzeba wracać do domu, a studia to
wprost idealne rozwiązanie, by być z dala od niego. Odnośnie mojego nowego miejsca
zamieszkania, obawiam się tylko współlokatorek, no bo skąd mam wiedzieć, kim one są i czy
będę w stanie się z nimi porozumieć? Nie żebym była nieśmiała, bo to absurd. Jestem osobą
bardzo kreatywną i towarzyską, która radzi sobie w każdym otoczeniu, co nie oznacza, że w
każdym dobrze i swobodnie się czuję. Dlatego zastanawiam się, czy dobrze zrobiłam, że
zgodziłam się z nimi zamieszkać?
- Jesteśmy na miejscu. - Z zamyślenia wyrwał mnie kierowca taksówki, który pociągając
nosem, odwrócił się do tyłu i zlustrował mnie od góry do dołu. Podałam mu pieniądze i
wyszłam z samochodu. Taksówkarz również wyszedł i już zaczęłam się martwić, że czegoś
ode mnie chce, na przykład numeru telefonu albo za mało mu zapłaciłam i chce się upomnieć,
ale gdy zobaczyłam, jak otwiera bagażnik i wyciąga z niego moje torby, to popukałam się w
myślach po głowie i postanowiłam udać się w najbliższym czasie do psychiatry. A do tego
czasu pilnować głowy na karku, bo niedługo nawet o niej zapomnę. Taksówkarz podał mi
torby i odjechał, a ja spojrzałam w górę na budynek, w którym miałam spędzić najbliższy rok.
Weszłam do środka, a następnie udałam się do windy i przycisnęłam przycisk z napisem „5”.
Kiedy wysiadłam na wybranym piętrze, przeszłam przez krótki odcinek korytarza, mijając po
drodze grupę dzieci, skaczących w gumę. Widok ten przypomniał mi moje młodzieńcze
zabawy i czas, kiedy nie przejmowałam się tym, co przyniesie następny dzień, co ja mówię,
następny kwadrans. Stanęłam przed drzwiami z numerem „41” i trzymając w górze zaciśniętą
dłoń, zastanawiałam się, czy nie zawrócić i już nigdy się tu nie pokazać. Nie zrobiłam tego,
ale delikatne i ciche pukanie świadczyło o moim niezdecydowaniu. Drzwi otworzyły się nagle
i szybko, a za nimi stała drobna dziewczyna o krótkich, czarnych i postrzępionych włosach.
Była niższa ode mnie i kojarzyła mi się z chochlikiem. Na jej twarzy widniał szeroki uśmiech,
który odsłaniał rządek śnieżnobiałych zębów. Była ładna.
- No witaj, już myślałam, że się zgubiłaś i że będziemy musiały cię szukać, a przecież nawet
nie wiedziałyśmy jak wyglądasz – na jednym wydechu rozpoczęła swoje przywitanie ta
sympatyczna istotka. – No, ale już dwa razy mnie zaskoczyłaś, po pierwsze jesteś, a po drugie
pewnie bym cię poznała, bo wyobrażałam sobie ciebie jako wysoką, szczupłą brunetkę. No i
śliczną, oczywiście. O rany, gadam i gadam, ale to dlatego, że już nie mogłam się ciebie
doczekać. – Wyciągnęła do mnie rękę na przywitanie i przeszła do dalszej części powitania.
– Nazywam się Alice Cullen i jestem twoją nową współlokatorką. Cieszysz się z tego, że
będziemy miały wspólny pokój? Mam nadzieję, że tak. Nic się nie martw, nie chrapię i nie
mówię przez sen. Podobno – powiedziała dziewczyna i znowu uśmiechnęła się do mnie
przyjaźnie. Wypowiedziała te słowa tak szybko, jakby już wcześniej miała przygotowaną tę
kwestię. Tak bardzo byłam w nią zapatrzona, że zapomniałam języka w ustach. Gdy w końcu
po jakiejś chwili poukładałam sobie w głowie wszystko to, co powiedziała, postanowiłam
równie sympatycznie odpowiedzieć na przywitanie.
- Miło mi cię poznać. Jestem Isabella, ale dla przyjaciół Bella. - Potrzasnęłam delikatnie jej
dłonią. W tym momencie Alice, nadal ściskając moją dłoń, podniosła leżącą na ziemi torbę
drugą ręką i wciągnęła mnie do środka.
- Rozgość się, w końcu to również twój dom. Na prawo jest nasz pokój, na lewo łazienka,
prosto kuchnia, a po drodze do naszego pokoju są drzwi do pokoju Rose. A, no właśnie – to
powiedziawszy, pobiegła po drugą dziewczynę. Wykorzystałam tę chwilę na rozglądnięcie się
po mieszkaniu. Korytarz, w którym stałam, był szerszy niż przypuszczałam, na ścianie obitej
fioletową tapetą z czarnymi wzorkami, wisiało duże lustro ze złotą ramą. Moje obserwacje
przerwała Alice, która wyszła z pokoju wraz z drugą współlokatorką.
- Strasznie się cieszę, że z nami zamieszkałaś. Już nie mogę doczekać się czekających nas
imprez. Zobaczysz spodoba ci się. A tak w ogóle to jestem Rosalie Hale, ale mów mi Rose –
powiedziała wysoka, długowłosa blondynka o zielonych oczach i przytuliła mnie do siebie.
Trochę mnie zdziwił tak przyjacielski gest ze strony obcej dziewczyny, przecież dopiero co
się poznałyśmy.
- Zobaczysz, będziemy świetnymi przyjaciółkami – powiedziała Alice, jakby czytała mi w
myślach.
Po tym zapewnieniu złapały mnie pod ręce i zaprowadziły do naszego pokoju. Od razu mi się
spodobał. Od dołu pomalowany był na brązowo, a od środka, w nierównej linii, na
pomarańczowo. Sufit był koloru ecru albo po prostu kiedyś był biały i zżółkł od promieni
słońca. Szybko odpędziłam tę myśl, bo widać było, że to dzieło moich nowych koleżanek. Na
oknach umieszczone były pomarańczowe rolety, dwa białe storczyki stały w doniczkach na
parapecie. Ładne zasłony były podpięte metalowymi motylami. Na parkiecie leżał kwiecisty
dywan koloru czekolady. Alice podniesieniem głowy wskazała moje łóżko, przykryte
brązową narzutą, z wyhaftowanymi wzorami. Byłam oczarowana tym pokojem.
- Przepraszam za to – pokazała właśnie tę narzutę z bliżej nieokreślonymi wzorkami. – Jeśli ci
się nie podoba, możemy wymienić.
- Nie, jest piękna. Ale nie mogę przyjąć takiego prezentu! Oczywiście zaraz ci oddam
pieniądze, tylko powiedz mi ile? – zapytałam i już zaczęłam wyjmować z podręcznej torebki
portfel, gdy złapała mnie za rękę.
- Przestań, przecież od teraz co moje to i twoje, daj spokój – powiedziała, siadając na moim
łóżku wraz z Rose. Zarumieniłam się i odwróciłam wzrok, niby to rozglądając się po pokoju.
Ujrzałam dużą szafę z ciemnego drewna, stojącą blisko mojego łóżka oraz stolik nocny w
podobnym kolorze, z lampką nocną. Kiedy zobaczyłam, że Alice również ma podobną szafę i
stolik, uśmiechnęłam się do dziewczyn i usiadłam z nimi na łóżku.
Przez następne 3 godziny snułyśmy opowieści o swoim życiu, aby w ten sposób lepiej
się poznać. Alice opowiadała o swoich rodzicach oraz dwóch braciach. Jeden z nich był
chłopakiem Rose. Zaśmiewałyśmy się również z historii dotyczących brata Rose – Jaspera,
który z kolei był chłopakiem Alice. Całkiem zabawna ta sytuacja, wprost nasuwało się
powiedzenie „wszystko zostaje w rodzinie”. Dziewczyny zaproponowały mi wspólny wypad
do kina z ich facetami, ale odmówiłam, tłumacząc się zmęczeniem, tym że muszę dać znać
swoim rodzicom, ale tak naprawdę nie chciałam wyglądać jak jakaś przyzwoitka na tej
podwójnej randce. Kiedy dziewczyny wyszły z pokoju, żeby się przygotować, usiadłam
wygodnie na łóżku, wyciągnęłam laptopa i napisałam mamie e-maila. Zapewniłam ją, że żyję
i dotarłam do mieszkania, które bardzo mi się spodobało, że poznałam dziewczyny, z którymi
już się polubiłyśmy. Na koniec poprosiłam, żeby się nie martwiła oraz obiecałam, że odezwę
się, kiedy wydarzy się coś więcej.
Drzwi do pokoju cichutko się otworzyły.
- Na pewno nie chcesz z nami iść? Poznasz chłopaków, będzie fajnie – Alice wychyliła tylko
głowę i zapytała z nadzieją w głosie, po raz kolejny w dniu dzisiejszym uśmiechając się
przyjacielsko.
- Na pewno. Jestem strasznie padnięta, ale następnym razem nie odmówię – odpowiedziałam,
wyciągając głowę do przodu, żeby ją lepiej widzieć
- Czyli jutro? – Alice wyszczerzyła zęby i już chciała zamknąć drzwi.
- Ale co jutro? – zawołałam i uniosłam jedną brew w geście zdziwienia.
- No, na jutro jesteśmy umówione. Lecimy, bo chłopaki już czekają – powiedziała i zamknęła
głośno drzwi. Chyba nie usłyszała tego jak kazałam jej ich pozdrowić, chociaż kto wie?
Sprawdziłam pocztę, poczytałam jakieś nowinki i zamknęłam komputer. Wyjęłam z
torby kosmetyczkę, koszulę nocną i postanowiłam dopiero jutro zabrać się za
rozpakowywanie swoich rzeczy. Leżąc już w łóżku, po uprzednim zażyciu relaksującej
kąpieli oraz umyciu głowy ulubionym szamponem truskawkowym, nagle sobie o czymś
przypomniałam. Wyskoczyłam z łóżka, pobiegłam w kierunku torby i przeszukałam ją w celu
znalezienia telefonu. Kiedy odnalazłam moją zgubę, z powrotem udałam się w kierunku
łóżka, przykryłam się kołdrą i napisałam wiadomość o takiej treści:
„Hej Słońce. Chciałam Cię przeprosić za to, że piszę dopiero teraz, ale wcześniej byłam
zajęta. Współlokatorki są bardzo fajne i na pewno się zaprzyjaźnimy. Mieszkanie, jak i cały
Nowy Jork, bardzo mi się podoba. Właśnie kładę się spać i już za Tobą tęsknię. Bella.
Wybrałam w książce telefonicznej numer Jacoba i wysłałam wiadomość.
Rozdział 2
- Wstawaj śpiochu! – powiedziała Alice, próbując jednocześnie ściągnąć ze mnie kołdrę. Z
mojego gardła wydobyło się tylko drobne jęknięcie i z powrotem przykryłam głowę
poduszką. Czego ode mnie chciała tak wcześnie? Nic nie jest na pewno ważniejsze od mojego
snu!
- Ileż można spać? Nie dość, że położyłaś się o wiele szybciej od nas, spałaś jak zabita kiedy
wróciłyśmy, to teraz jeszcze budzisz się później niż my – Alice nie ustępowała.
- Miałam ciężki dzień, muszę to odespać – odpowiedziałam jej z wielką łaską. Nagle zapadła
cisza, pomyślałam więc, że w końcu sobie odpuściła. Kiedy jednak chciałam się odkryć, w
celu potwierdzenia tych myśli, ktoś wskoczył na moje łóżko i zaczął mnie łaskotać. Nie
wiedziałam, co się dookoła mnie dzieje, spanikowałam i zaczęłam piszczeć. Alice widząc, że
jestem już całkowicie przytomna, przestała mnie torturować, ale nadal siedząc na mnie,
powiedziała:
- Obiecałaś mi, że dzisiaj gdzieś wyjdziemy, ale nie możemy się nigdzie wybrać bez
wcześniejszych zakupów. Wstawaj więc, ubieraj się i maszeruj do kuchni, bo śniadanie ci
wystygnie. – Pocałowała mnie w policzek, zeszła ze mnie, uwalniając przy tym moje płuca i
powodując tym samym, że zaczęłam oddychać niczym astmatyk, a następnie wyszła z pokoju.
Czyli to było takie ważne i nie mogło poczekać? Boże, zamieszkałam z jakąś
zakupoholiczką!! To gorsze niż alkoholizm, pracoholizm i narkomania! Nie chodzi o to, że
nie lubię zakupów, wręcz przeciwnie – uwielbiam je, ale żeby dla nich wyrywać mnie z objęć
Morfeusza to już gruba przesada!
- Może mam pomóc ci się ubrać? Jeśli chcesz, wybiorę ci strój. – Alice znowu wróciła do
pokoju i otworzyła moją szafę.
- Co takiego wczoraj robiłaś, że nie miałaś czasu się rozpakować? A zresztą, nie ważne,
zrobię to za ciebie, bo muszę się czymś zająć. – Rzuciła się w kierunku mojej torby i zaczęła
wyciągać z niej ubrania.
- Nie nadążam za tobą – stwierdziłam z niekłamanym zdziwieniem. – To ja może pójdę zjeść
to śniadanie, a ty sobie nie przerywaj. – Wychodząc pocałowałam ją w policzek.
- Alice, tylko się nie wczuwaj, bo za chwilę musimy jechać – usłyszałam najpierw głos Rose,
dochodzący z kuchni, a później jej chichot.
- Spokojnie, nasza kochana Bella chyba specjalnie zabrała mało rzeczy, żebym się nudziła,
ale po dzisiejszych zakupach to się zmieni – odpowiedziała Alice, wywołując jeszcze
głośniejszy chichot Rose.
- Czekajcie, po kolei: co robimy i po co? – zapytałam zdezorientowana, powoli
przytomniejąc.
- Jedziemy na zakupy, a wieczorem na imprezę. Aha, poznasz w końcu chłopaków i w ogóle
miasto, tutejsze życie, no i zakupy z nami – Rose już prawie piszczała. Wskazała mi talerz z
płatkami i krzesło obok niej.
- Nie zapominaj o tym, że to będzie trudniejsza misja, bo nie kupujemy tylko rzeczy na
imprezę, ale również musimy odświeżyć i poszerzyć garderobę Belli – zawołała Alice z
naszego pokoju.
- Zobaczysz, będzie fajnie. – Rose podniosła rękę i poczochrała nią moje, i tak już pomięte,
włosy.
- Nie wątpię – stwierdziłam już z większym entuzjazmem i zabrałam się za jedzenie.
- Dziękuję za śniadanie, jesteście kochane – powiedziałam w przerwie między kolejnymi
łyżkami.
- Wiemy – odpowiedziały obie razem, jakby porozumiewając się telepatycznie.
Kiedy skończyłam jeść, wstałam od stołu i umyłam talerz. Pomyślałam, że
przynajmniej tyle mogę zrobić. Wróciłam do pokoju, wzięłam ubrania, które podała mi Alice
i udałam się do łazienki. Umyłam zęby, twarz, ubrałam biały podkoszulek, jeansowe rurki i
związałam włosy.
- Szybko, nie ma czasu do stracenia, chcesz, żeby wykupili nam wszystko ze sklepów? – Rose
zapukała do drzwi łazienki.
- Może coś nam zostawią. - Wytuszowałam tylko rzęsy, a usta przejechałam błyszczykiem, bo
na dokładniejszy makijaż nie było już czasu.
- Zamówiłyście taksówkę? – zapytałam wychodząc z łazienki i kierując się z powrotem do
pokoju.
- Kochana, jedziemy samochodem Rose – usłyszałam, przechodząc w korytarzu obok Alice,
która ubierała właśnie balerinki.
Wyjęłam spod łóżka moją torbę, ubrałam buty i wyszłyśmy we trójkę z mieszkania. Na
parkingu, mijając po drodze kolejne samochody, stanęłyśmy w końcu przed najbardziej
wyróżniającym się autem. Było to metaliczne porsche carrera. Moja dolna szczęka z hukiem
opadła na dół, a oczy wyszły z orbit.
- Czy to twój samochód? – Zakrztusiłam się własną śliną.
- Piękny, prawda? – Rose uśmiechnęła się szeroko i otworzyła przednie drzwi.
- Łał! Nie wiedziałam, że aż tak dobrze ci się powodzi. – Usiadłam z tyłu, ponieważ Alice
zajęła już miejsce z przodu.
- Bello, kochanie, gwarantuję ci, że jeszcze mało widziałaś. Ale wszystko w swoim czasie. –
Rose włączyła silnik i z piskiem opon wyjechała z parkingu.
Jechałyśmy około 30 minut, słuchając w tym czasie głośnej muzyki i nie rozmawiając
ze sobą. W końcu mogłam sobie szczerze odpowiedzieć, że jednak dobrze zrobiłam,
zamieszkując z nimi. Okazały się bardzo sympatyczne. Nie znały mnie nawet 24h, a już
uważały mnie za swoją przyjaciółkę. Wtedy przypomniałam sobie o Jake’u i wyciągnęłam z
torebki telefon. Miałam jedną wiadomość:
„Cukiereczku, ja też strasznie za Tobą tęsknię i nie gniewam się na Ciebie, gdzież bym mógł.
Niedługo Cię odwiedzę i mam nadzieję, że razem poszalejemy w tym wielkim mieście.
Do tego czasu bądź grzeczna i nie zapomnij o mnie. Jake :*”
Uśmiechnęłam się sama do siebie i schowałam telefon. Właśnie wjechałyśmy na parking
wielkiego centrum handlowego, zaparkowałyśmy i z ogromnym entuzjazmem weszłyśmy do
budynku.
Byłyśmy chyba w każdym sklepie i w każdym coś kupiłyśmy. Alice na poważnie mówiła o
poszerzeniu mojej garderoby i wrzucała mi mnóstwo rzeczy do przymierzalni. Kiedy
wyszłam z jednej z nich w czarnej, błyszczącej bluzce z tzw. „wodą” i wielkim dekoltem,
oraz krótkiej jeansowej mini, dziewczyny wytrzeszczyły oczy i gapiły się na mnie jak na
modelkę.
-Wyglądasz kapitalnie – krzyknęła Rose i zaczęła klaskać w dłonie
- Spadłaś nam z nieba. Teraz będziemy mogły cię malować, układać ci włosy, ubierać –
rozmarzyła się Alice.
-Yyy dzięki, ale ja nie jestem waszą lalką – zaczęłam się śmiać.
- Ty jesteś naszą… yy... modelką – rzuciła Rose i wepchnęła mnie z powrotem do
przymierzalni.
- Bello, miałabyś coś przeciwko, żeby pójść na lunch z nami i naszymi chłopakami? – Alice
nieśmiało zapytała
- No jasne, że nie! To oczywiste, że chcę ich w końcu poznać. – Wyszłam w przymierzalni,
zabierając wszystkie przymierzone rzeczy.
- No bo właśnie Jasper napisał do mnie, że wracają z treningu i są niedaleko – odparła,
chowając komórkę do swojej torby.
-Treningu? To co takiego trenują? – Naprawdę mnie to zaciekawiło.
- Ehmm, kosza. Grają w reprezentacyjnej drużynie, więc często trenują. – Alice zmierzała już
w kierunku kasy, biorąc ode mnie część rzeczy, na co skinęłam tylko głową.
Kiedy zaniosłyśmy wszystkie torby do samochodu, poszłyśmy do pizzerii o nazwie
„Florenz”. Tam, przy stoliku znajdującym się w głębi sali, siedziało dwóch przystojniaków.
Obaj byli ubrani w obcisłe T-shirty, podkreślające ich zapierającą dech muskulaturę. Jeden z
nich, brunet, o wiele bardziej postawny niż jego kolega, pomachał w naszym kierunku i trącił
łokciem drugiego, który miał przydługawe blond włosy i właśnie przeczesywał je palcami.
Kiedy podeszłyśmy do nich, obaj wstali, zaś brunet pocałował w policzek Rose, obejmując ją
i przyciągając do siebie. Natomiast blondyn złapał Alice za rękę i czule się uśmiechnął. Ta
dwójka nie okazała sobie uczuć w inny sposób np. pocałunkiem czy czymś podobnym, ale ich
spojrzenia mówiły wszystko.
- Jestem Jasper. – Blondyn wyciągnął w moim kierunku dłoń.
- Bella. – Podałam mu swoją i wykrzywiłam usta w lekkim uśmiechu.
- A ja Emmet. – Również brunet wyciągnął rękę na przywitanie.
- Siadajcie dziewczyny, zamówiliśmy już naszą ulubioną pizzę i colę. – Jasper znowu
przeczesał włosy palcami. Doszłam do wniosku, że to może być jakiś jego tik nerwowy.
- Bajka tam z jedzeniem, nie widzisz, że nowa piękność wkracza w szeregi naszej paczki?
Zachowujesz się, jakby jedzenie było najważniejsze. – Emmet puścił mi oczko.
- I kto to mówi, największy obżarciuch jakiego znam. – Jasper zaczął się śmiać, a my zaraz za
nim.
- Hej, hej kolego nie podlizuj się tak, bo ci to na dobre nie wyjdzie. – Rose puściła swojemu
chłopakowi sójkę w bok, ten zaś podskoczył na krześle, wylewając przy tym colę na Jaspera.
- No pięknie, jak ja teraz wrócę do domu? – Jasper zaczął wycierać mokry T-shirt serwetkami
stojącymi na stole, ale nic to nie dało. Koszulka przylgnęła jeszcze bardziej do jego ciała,
dokładniej ukazując jego mięśnie.
- Przynajmniej raz w życiu porządnie ją wypierzesz. – Emmet poklepał swego kolegę po
ramieniu. – Wiesz co Alice, podziwiam cię, że wytrzymujesz z nim i jego śmierdzącymi
koszulkami – zwrócił się tym razem do Alice.
Podczas tej wymiany zdań, obie z Rose śmiałyśmy się do rozpuku, nie próbując już tego
ukryć.
- Gdybyś był kobietą, to wiedziałbyś, że uwielbiamy ten samczy zapach – odgryzła się Alice.
- Rose, dlaczego wcześniej mi o tym nie powiedziałaś? – Emmet wyglądał na zagubionego.
- To dlatego zawsze chcesz się spotykać ze mną po treningu? – Jasper zwrócił się do swojej
dziewczyny i zmarszczył brwi.
- Hahaha – już nie mogłam się opanować i salwa śmiechu rozniosła się po pizzerii. W ślad za
mną poszły dziewczyny i teraz we trzy skręcałyśmy się pod stołem. Chłopcy siedzieli
zdezorientowani, ponieważ zdziwiła ich nasza reakcja.
- Powiedzcie, z czego się śmiejecie, bo nie kumamy? – Emmet uderzył ręką w stół.
- Ej faceci, czy wiecie co to sarkazm, czy słyszeliście słowo ironia? Przecież Alice żartowała,
nie mówcie, że wzięliście to na poważnie? – próbowałam wypowiedzieć te słowa w miarę
zrozumiale, ponieważ nie mogłam przestać się śmiać.
- Dziewczyny, normalnie zazdroszczę wam tych facetów, są tacy słodcy i kochani. – Szeroki
uśmiech nadal nie schodził z mojej twarzy.
Słysząc mój komentarz, dziewczyny nagle ponownie zaczęły się śmiać. Miałam wrażenie, że
tym razem ze mnie. Czyżbym to ja była tą słodką i naiwną, jak określiłam przed chwilą
chłopaków?
- Dobra, teraz to ja nie wiem, z czego się śmiejecie. – Uniosłam jedną brew do góry czekając,
aż w końcu się uspokoją.
- Bello, chodzi o to, że nie tylko oni są tacy i już niedługo się o tym przekonasz. – Rose
pogłaskała mnie po ramieniu.
-Yyy, co? – spytałam całkowicie zagubiona.
-Nic, nic, nieważne, niech lepiej żyje w błogiej nieświadomości. – Emmet zaczął
gestykulować rękami, jakby chciał, aby słowa jego dziewczyny rozpłynęły się w powietrzu.
- Ehh, i tak nie rozumiem. – Machnęłam ręką.
Kiedy zjedliśmy, udaliśmy się w piątkę na parking. Emmet i Jasper siedzieli z przodu auta,
ponieważ nie zmieściłabym się między nimi z tyłu, a siedząc obok dziewczyn czułam się o
wiele swobodniej.
- Belluniu, nastaw się na mega imprezę i ostre picie, bo może to być dla ciebie szok. – Emmet
popatrzył na mnie, wysiadając z samochodu.
- Żebyś się nie zdziwił. – Wystawiłam mu język.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo bym tego chciał, dziewczyny w naszej ekipie to kiepskie
zawodniczki. – Emmet puścił całusa Rose, ta zaś popatrzyła na niego morderczym wzrokiem.
- Emmet, nie strasz naszej Belli. A tak w ogóle, to ty wcale lepszy nie jesteś. – Alice
wykrzywiła się w stronę brata.
- Dobra, koniec tematu – zakończył dyskusję, a my chichocząc udałyśmy się do mieszkania.
Za nami podążyli chłopcy, niosąc nasze zakupy. Kiedy weszliśmy do mieszkania, położyli
torby na podłodze, pocałowali swoje dziewczyny w policzek i już mieli wychodzić, gdy nagle
brat Alice odwrócił się gwałtownie, jakby coś sobie przypomniał. Ruch ten spowodował
zderzenie się z Jasperem, jednak Emmet zignorował to, podszedł do mnie i powiedział:
- Do wieczora, Bello. – Przytulił mnie w swoim żelaznym uścisku, aż zabrakło mi tchu. Po
chwili postawił mnie z powrotem na ziemi, pocałował Rosalie po raz kolejny i wyszedł za
Jasperem, zamykając drzwi. Odruchowo walnęłam się w czoło i zaczęłyśmy się śmiać.
- Oni są świetni, gdzie ich znalazłyście? – Zaczęłam podnosić torby z ziemi i zanosić je do
pokoju.
- No wiesz, jeden to mój brat, a drugi to brat Rosalie, jakoś tak wyszło – zaczęła tłumaczyć
Alice. Pokręciłam jedynie głową i wyjęłam ubrania z worków. Podałam je następnie Alice,
która już otworzyła moją szafę, zaś Rose przyniosła kolejne torby.
Rozdział 3
Po tym, jak poukładałyśmy moje nowe ciuchy do szafy i obgadałyśmy Jaspera i Emmetta,
chichocząc co jakiś czas, zaczęłyśmy szykować się na wieczorną imprezę. Nie bardzo
wiedziałam, gdzie idziemy i co będziemy tam robić, ale podobała mi się perspektywa
spędzenia czasu w tym towarzystwie.
Dziewczyny, tak jak wcześniej obiecały, zrobiły sobie ze mnie lalkę i kazały mi co chwilę się
przebierać w różne rzeczy, a kiedy już wybrały strój, zaczęły znęcać się nad moimi włosami i
twarzą. Nie powiem, efekt ich pracy było widać. Moje włosy były proste jak druty i lśniące.
Miałam oczy mocno podkreślone ciemnym cieniem i czarnym elainerem, a usta pomalowane
błyszczykiem. Byłam ubrana we fioletową sukienkę, która z przodu układała się w falę,
biegnącą od jednego ramienia do drugiego. Odkrywała w ten sposób całą moją szyję wraz z
obojczykami i dekoltem, a z tyłu odsłaniała połowę moich pleców tak, że musiałam uważać
na to, by mi nie spadła. Sukienka ta była bardzo krótka. Zgodziłam się w niej pójść dopiero
po stwierdzeniu dziewczyn, iż grzechem byłoby ukrywanie takich długich, ładnych nóg.
Alice ubrana była w srebrną tunikę i czarne rurki, a Rose w błyszczącą, czerwoną bluzkę oraz
krótką, jeansową mini. Wszystkie trzy miałyśmy na stopach czarne szpilki.
Ponieważ umówiłyśmy się, że do chłopaków dołączymy już w środku, zamówiłyśmy
taksówkę i po dokonaniu ostatnich poprawek, zamykając drzwi na klucz, powoli zeszłyśmy
po schodach i wsiadłyśmy do czekającej już na nas taksówki. Rose podała kierowcy adres i
odjechałyśmy.
Nowy Jork nocą jest całkowicie inny niż w dzień. Chodniki pełne za dnia zabieganych ludzi
pracy, obfitowały teraz w toczących się, pijanych imprezowiczów albo ludzi takich jak my,
którzy dopiero na imprezę się wybierają.
- Jesteśmy na miejscu - wyrwał mnie z zamyślenia kierowca, poprawiający w lusterku swoje
wąsy. Rose podoła mu pieniądze i wyszłyśmy z samochodu.
Moim oczom ukazała się ulica świecąca neonami pubów, restauracji i klubów. Zmierzałyśmy
w kierunku klubu o nazwie „Eclipse”. Zamiast ustawić się w kolejce, Alice pociągnęła mnie
za rękę i podeszłyśmy od razu do bramkarza. Ten zmierzył naszą trójkę wzrokiem i wpuścił
do środka, skąd dochodziła już głośna muzyka.
Zeszłyśmy po kilku schodkach i weszłyśmy na salę pełną ludzi. Na scenie Dj stał za konsolą i
miksował kawałek, którego nie znałam. Dookoła sali były loże, w których ludzie zawzięcie
rozmawiali, pili alkohol i całowali się. Blee.
Po lewej stronie sceny było przejście do baru, a po prawej schody na górę, gdzie znajdowały
się miejsca dla VIP-ów. Dziewczyny ruszyły w kierunku schodów, a ja posłusznie podążyłam
za nimi. Po wejściu na górę, przeszłyśmy obok kilku wielkich loży z czerwonymi kanapami i
ostatecznie weszłyśmy do jednej z nich. Siedzieli w niej Jasper, Emmett i dwóch innych
mężczyzn.
- Patrzcie kto przyszedł, nasza kochana Bella. - Emmett wstał i rozłożył ręce.
- Widzę, że jednak nie przestraszyłaś się tego, co powiedział Emmett o naszych wspólnych
wypadach. - Jasper jak zwykle był opanowany, ale uśmiechał się do mnie delikatnie.
- W końcu ktoś musi utrzeć nosa jego dumie. - Puściłam oko do Emmetta.
- Może jakiś zakładzik? - powiedział jeden z facetów, który siedział w loży i wyglądał na
najmłodszego, a przynajmniej był najmniej zbudowany, w przeciwieństwie do pozostałych.
- Ja stawiam na Emmetta - powiedziała Rose. – Nie wątpię w ciebie słoneczko, ale znam
swojego faceta - zwróciła się tym razem do mnie, siadając obok niego.
Alice już wcześniej zrobiła to samo z Jasperem.
- A ja na Bellę, ona tylko wygląda tak niepozornie, a w środku kryje się w niej niezła diablica
- Alice podkreśliła dwa ostatnie słowa.
- Kochanie, a skąd możesz to wiedzieć? – Jasper popatrzył na Alice i uniósł lekko brew.
- Tak przypuszczam, a moja intuicja nigdy mnie nie zawodzi. - Alice pogroziła palcem
swojemu chłopakowi, a wszyscy pokiwali głowami, jakby już nie raz słyszeli te słowa.
Usiadłam naprzeciwko dwóch nieznajomych i w końcu się odezwałam:
- Nie ma co gdybać, już niedługo się przekonamy. - Przybiłam „piątkę” podniesionej już w
górze dłoni Emmeta.
- Może ktoś nas łaskawie przedstawi? Albo nie, sam to zrobię. - Chłopak, który wcześniej
zaproponował zakład, wyciągnął spod stołu rękę i podał mi ją. – Jestem Seth, kuzyn
Cullenów. Mam nadzieję, że słyszałaś o mnie same superlatywy? – zapytał mnie i wreszcie
puścił moją dłoń.
-Heh, w sumie to nic nie słyszałam, ale po dzisiejszym wieczorze na pewno zapytam. -
Uśmiechnęłam się do zawstydzonego chłopaka. Emmett zaśmiał się tubalnie, a my wraz z
nim.
- A ja mam na imię Edward, jestem bratem Alice i Emmetta oraz kuzynem tego głupka. -
Drugi nieznajomy walnął ręką w głowę Setha i podał mi swoją dłoń.
Dopiero teraz zwróciłam na niego uwagę. Był wysoki, a czarna koszulka, która przylegała do
jego torsu, podkreślała jego wspaniale wyrzeźbione mięśnie. Miał ładną twarz i zielone oczy.
Jego włosy, lekko przydługawe i kasztanowe, były w nieładzie, co sprawiało, że wyglądał
jeszcze lepiej. Uniósł jeden kącik ust do góry, ukazując białe zęby i popatrzył na mnie
wzrokiem, od którego zakręciło mi się w głowie. Mam tylko nadzieję, że nie otworzyłam ust
z zachwytu, a jeśli już to zrobiłam, to nikt tego nie zauważył.
Chyba odrobinę za długo mieliśmy złączone ręce, ale jego dłoń była taka ciepła i duża. Muszę
to powiedzieć, był boski! Puściłam jego dłoń i odwróciłam wzrok, czując na sobie jego palące
spojrzenie.
- Przepraszam wszystkich, ale muszę iść do toalety - odezwała się Alice i wstała.
- Idę z tobą. - Musiałam stamtąd odejść, bo wcześniej czy później wszyscy zauważyliby, że
coś się dzieje. Kiedy wyszłyśmy z loży, Alice trochę za mocno pociągnęła mnie za rękę w
kierunku toalety i gdy weszłyśmy do środka, odwróciła się do mnie.
- Co to było? Widziałam jak Edward na ciebie patrzył! - spojrzała na mnie dziwnym
wzrokiem, więc nie wiedziałam, co mam jej odpowiedzieć.
- Nie udawaj, że nie wiesz o co chodzi, inni może nie zauważyli, ale ja widziałam, że cię
onieśmielił - nadal nie ustępowała i drążyła ten temat.
- No to co z tego, a niech sobie patrzy, ważne, że mnie to nie rusza. - Wystawiłam jej język i
chyba wygrałam, bo tylko pokiwała głową.
- Zobaczymy, a teraz chodźmy się czegoś napić, bo tak na trzeźwo to się nie da – stwierdziła
Alice.
Wyszłyśmy więc z toalety, kierując się w stronę baru. Wypiłyśmy po dwa wściekłe psy,
zamówiłyśmy sobie mój ulubiony drink Malibu z mlekiem i wróciłyśmy do naszych
znajomych.
Postanowiłam ignorować Edwarda chyba, że zauważyłabym jego podchody, to wtedy
musiałabym się zastanowić, ale do tego czasu niech alkohol się leje, a Emmett niech
przegrywa.
Kiedy wypiłam swojego drinka, zaczęłam pić wódkę ze wszystkimi. Humor nam dopisywał,
cały czas śmialiśmy się albo z żartów Emmetta, albo z niego samego. Kilka razy zauważyłam
jak Edward na mnie patrzył i specjalnie nie zwracałam na niego uwagi, jednakże pozwoliłam,
aby ramiączko sukienki zsunęło się trochę, eksponując moje ciało. Skoro się na mnie gapi, to
niech przynajmniej ma na co - pomyślałam sobie i wypiłam kolejny kieliszek.
Ktoś rzucił hasło, abyśmy poszli tańczyć. Wszyscy jak na komendę podnieśliśmy się z
czerwonej kanapy i ruszyliśmy na parkiet. Edward oczywiście szedł za mną i mogę się
założyć, że oglądał mój tyłek albo nogi. Podziękowałam w myślach Alice za ubranie mnie w
tę sukienkę.
Gdy zaczęliśmy tańczyć, szumiało mi już porządnie w głowie. Bawiłam się świetnie i ze
wszystkimi. Tańczyłam z Emmettem, Jasperem i Sethem, natomiast jeśli chodzi o Edwarda,
to tylko ocierałam się o niego świadomie. Po jakimś czasie zauważyłam, że wszyscy gdzieś
zniknęli, ale nie bardzo mnie to obchodziło, czułam się świetnie. Nagle poczułam czyjeś
ciepłe i duże dłonie na moich biodrach i wiedziałam, do kogo one należą. Jedna z rąk
Edwarda zjechała na mój brzuch i przysunęła mnie do siebie. Wcale mi to nie przeszkadzało.
Odwróciłam delikatnie głowę do niego i oparłam ją o jego umięśniony tors. Zaciągnęłam się
jego zapachem, a moje nogi ugięły się w kolanach, ponieważ pachniał cudownie. Mogłabym
wdychać ten zapach cały czas. Objął mnie drugą ręką i przejechał nią po mojej szyi, co
spowodowało, że cichutko jęknęłam. Chyba to zauważył, bo usłyszałam jego cichy śmiech.
Następnie wtulił twarz w moje włosy. Kiedy delikatnie chuchnął mi do ucha ciepłym
powietrzem, poczułam przyjemny dreszcz. Tańczyliśmy tak przez chwilę, poznając swoje
zapachy i upajając się nimi. Edward zaczął delikatnie muskać mnie ustami po szyi, co
spowodowało jeszcze silniejszy dreszcz. Ocierając się o moje ciało, całował moją szyję od
szczęki, aż do obojczyków. Dalszą drogę uniemożliwiły mu ramiączka sukienki, które
przesunął delikatnie palcami i zaczął całować moje ramiona. Nagle obrócił mnie gwałtownie,
dzięki czemu mogłam spojrzeć w jego oczy, pałające pragnieniem i pożądaniem. Przysunął
się do mnie i wypuścił z ust ciepłe powietrze, łaskocząc przy tym moją szyję i ucho. Złapał
moją głowę od tyłu i podniósł twarz na wysokość mojej. Stykaliśmy się nosami i głośno
dyszeliśmy. Przybliżył swoje usta do moich, ale nie pocałował mnie, jedynie szybko
oddychał. Nie było od tego odwrotu… W końcu złapał w swe usta moją górną wargę i zaczął
ją ssać. Myślałam, że zaraz eksploduję, że zedrę z niego koszulkę i zaciągnę go… nie wiem,
nawet do toalety. Jedną ręką trzymał mnie za głowę, bawił się moimi włosami, głaskał po
szyi, masował plecy, pośladki albo bawił się ramiączkami sukienki. Drugą ręką przyciskał
mnie do siebie, by być jak najbliżej.
Puścił moją górną wargę tylko po to, by złapać dolną. Tego już nie mogłam wytrzymać!
Złapałam go za włosy i przyciągnęłam do siebie. On objął mnie mocno w talii i uniósł lekko
nad ziemię. Zaczęliśmy się całować szybko i gwałtownie, jakby nie mogąc się sobą
nacieszyć, chcąc otrzymać jak najwięcej pocałunków, ucząc się swoich smaków i porównując
je z poznanymi wcześniej zapachami, śpiesząc się do czegoś. Nawet nie wiem, kiedy
znaleźliśmy się w naszej loży, która była już pusta. Gdzie się wszyscy podziali? Zresztą, kogo
to obchodzi? Całowaliśmy się coraz bardziej gwałtownie, kąsając, gryząc i drapiąc się
nawzajem, ale nie brutalnie, tylko z uczuciem, z pożądaniem. Alkohol uderzał mi do głowy,
w której kręciła się karuzela. Wszystko wokół mnie wirowało. Nie wiem, w jaki sposób
znalazłam się później w tej samej taksówce z Edwardem, jak to się stało, że zaniósł mnie do
mieszkania i położył w moim łóżku. To wszystko było takie zwariowane.
Rozdział 4
Obudziłam się w południe z wielkim bólem głowy. Wstałam ostrożnie, chociaż to nic nie
pomogło, ponieważ ból i tak się wzmógł. Powoli, trzymając się ręką za głowę, poszłam do
kuchni i poszukałam w szafce jakiś tabletek przeciwbólowych. Nie było mowy, żeby sama
przestała boleć. Połknęłam pigułkę i wróciłam do pokoju. Usłyszałam jak Alice jęczy pod
kołdrą, że pęka jej głowa i że już nigdy nie weźmie alkoholu do ust. Miałam ochotę się
zaśmiać, ale to by tylko wzmogło ból. Kładąc się z powrotem pod cieplutką kołderkę,
zobaczyłam na stoliku kartkę, na której ładnie i schludnie napisane było:
„Dziękuję za wieczór i mam nadzieję, że podobał Ci się tak, jak mi. Czekam na telefon.
Edward
PS. Kiedy śpisz wyglądasz naprawdę słodko. :*”
Dopiero teraz przypomniałam sobie, co się wczoraj działo. Zaraz, zaraz, przecież ja nic nie
pamiętam, pewnie dlatego, że byłam taka pijana. Boże, co ja robiłam z tym playboyem?! Czy
w ogóle coś z nim robiłam? Pamiętam tylko, jak zaczęliśmy się całować, potem jak
kontynuowaliśmy całowanie się w loży, a następnie w taksówce. Mam tylko nadzieję, że z
nim nie spałam. Jezu, pewnie sobie teraz myśli, że rzucam się na każdego nowo poznanego
faceta! Przecież ja mu się na oczy nie pokażę, a on chciał żebym do niego zadzwoniła.
Spaliłabym się ze wstydu.
Tylko, że to jedyny sposób, by się dowiedzieć, co tak naprawdę między nami zaszło. Ale się
wkopałam!
Kiedy po południu wszystkie trzy doszłyśmy do siebie, dziewczyny próbowały wydusić ze
mnie coś z wczorajszego wieczoru. Czy kogoś wyrwałam, czy do czegoś doszło? W sumie to
sama bardzo chciałam się dowiedzieć, bo nie pamiętałam nic poza tym, że jedynym facetem,
którego wyrwałam, był brat Alice – Edward. Ale tę informację zatrzymałam dla siebie.
Miałam tylko nadzieję, że on też nikomu się tym nie pochwalił. W sumie w niczym mi to nie
przeszkadzało, ale nie chciałam, żeby coś złego sobie o mnie pomyśleli. Zależało mi na
przyjaźni z tym towarzystwem i nie warto było tego psuć jakimś bezmyślnym incydentem.
Po bardzo długim przesłuchaniu i opowieściach o poprzednim wieczorze, chciałam wyrwać
się z tego mieszkania. Postanowiłam iść na spacer i porozmawiać z kimś o wczorajszym dniu.
Nie mogłam tego zrobić w domu, ponieważ nie chciałam, żeby dziewczyny mnie usłyszały,
dlatego wyszłam na zewnątrz, przy okazji zwiedzając miasto. Przeszłam przez alejkę i
wyciągnęłam z torby telefon komórkowy. Wybrałam w książce telefonicznej numer osoby,
której zawsze mogłam się ze wszystkiego zwierzyć, porozmawiać z nią, wypłakać się,
pośmiać się z czegoś. Mojego powiernika, jedynego, prawdziwego przyjaciela, na którego
zawsze mogę liczyć… Jacoba.
Rozmawiałam z nim bardzo długo i opowiedziałam mu o wczorajszym incydencie. Zdziwiło
mnie to, że był z tego powodu niezwykle rozbawiony i zadowolony. Jego zdaniem dobrze się
stało, że w końcu się zabawiłam i miał nadzieję, że znajdę sobie wreszcie chłopaka. Mówił, że
już znudziło mu się bawienie w moją niańkę i że z miłą chęcią odstąpi komuś to stanowisko.
Oczywiście żartował. Przywykłam już do jego specyficznego poczucia humoru. Martwiłabym
się o niego, gdyby tego nie robił. Kazał mi zadzwonić do Edwarda i się z nim umówić, bo
skoro jest przystojny i już przeskoczyłam z nim kilka baz, to szkoda by było zmarnować taką
okazję. Kiedy wracałam ze spaceru, zastanawiałam się nad tym, co powiedział mi Jake i
próbowałam sobie przypomnieć coś z wczorajszego wieczoru, żeby nie wyjść przed
Edwardem na kompletną idiotkę. Niestety za wiele sobie nie przypomniałam poza tym, że był
cudowny, przystojny, umięśniony, miał cudowny zapach, świetnie całował, a jego dotyk był
taki… elektryzujący. Usiadłam na jednej z ławek wokół alejki, gdy po chwili ktoś przysiadł
obok mnie.
- Całkiem niezła miejscówka dla kogoś, kto chce odciąć się na chwilę od świata - powiedział
głos, który już gdzieś wcześniej słyszałam. Spojrzałam na rozmówcę i poczułam suchość w
gardle, motyle w brzuchu i mrówki w palcach. Chciałam coś powiedzieć, ale nie mogłam
przełknąć śliny.
- Co ty tutaj robisz? - odpowiedziałam zaskoczona, ignorując jego wcześniejszą wypowiedź.
- Przyjechałem z Jasperem do Alice. - Przeczesał włosy rękoma, podobnie jak czynił to
Jasper. – Bo wiesz, mieszkam razem z nim w jednym mieszkaniu, a on tak wczoraj
zabalował, że nie był w stanie dziś jeszcze prowadzić. A ponieważ nie mogłem doczekać się
telefonu od współlokatorki mojej siostry, postanowiłem pod pretekstem sam złożyć jej
wizytę. – Edward lekko uniósł jeden kącik ust, co przypomniało mi o wczorajszym
wieczorze.
Chciałam poczuć ich smak jeszcze raz, choćby tu i teraz. Niestety, a raczej – na szczęście,
powstrzymałam się, bo gdyby mnie odepchnął, spaliłabym się ze wstydu, zapadła pod ziemię
i tam została. W końcu wczoraj był pijany. Może chciał mi właśnie powiedzieć, że to była
pomyłka, żebym o tym zapomniała, że nie był sobą. Nagle przerwał moje rozmyślania:
- Nie zamierzałaś zadzwonić - zapytał, a raczej stwierdził, nie patrząc na mnie, tylko prosto
przed siebie. Był zawiedziony. Zawiedziony mną? To się zaraz okaże.
- Nie, nie… zamierzałam tylko… nie wiedziałam …co… co mam ci powiedzieć… Strasznie
mi głupio - jąkałam się i naprawdę nie wiedziałam, co powiedzieć. Na moje policzki wpełzły
rumieńce, od których zrobiło mi się strasznie gorąco.
- Nie powinno. Chciałem ci tylko powiedzieć, że nie żałuję tego co się wczoraj stało, bardzo
mi się podobało i chcę przeprosić. - Popatrzył na mnie szeroko otwartymi oczami. Zrobiło mi
się jeszcze cieplej.
- Yyy ale… ale za co przeprosić? - Nie bardzo rozumiałam, co do mnie mówił, jego oczy były
hipnotyzujące, a jego usta przyciągały do siebie.
- Za to, że… że się na ciebie rzuciłem. Zachowałem się jak jakiś zboczeniec, albo napaleniec.
Przepraszam, ale nie mogłem się powstrzymać, byłaś… jesteś taka piękna… nie mogłem
odwrócić od ciebie wzroku. Przepraszam jeszcze raz. - Złapał moje dłonie w swoje. Moje
policzki kipiały, zrobiło mi się słabo, ale teraz nie od gorąca, tylko od jego słow. Nie żałował
tego co się stało, a nawet spodobałam mu się!
- Nie masz za co przepraszać. Ja też tego nie żałuję, wręcz przeciwnie, nie mogłam dzisiaj
przestać o tym myśleć. Głupio było mi zadzwonić, wydawało mi się, że uważasz mnie za
jakaś napaloną idiotkę. Wybacz, że nie zadzwoniłam, ale cała ta sytuacja… To takie
pokręcone - strasznie się motałam i uciekałam wzrokiem od jego palącego spojrzenia.
- Wiem, nie tak to powinno wyglądać, ale czasu już nie cofniemy. - Uśmiechnął się do mnie i
dotknął opuszkiem palców mojego gorącego policzka. Miał zimne dłonie, jego dotyk chłodził
moją skórę. Uśmiechnęłam się tylko do niego, ponieważ nie wiedziałam co odpowiedzieć. W
końcu przerwał tę przyjemną ciszę:
- Czasu nie cofniemy, ale możemy to naprawić, albo udawać, że to się nie zdarzyło. Chociaż
tego ostatniego nie obiecuję. Ciężko wymazać z pamięci coś takiego. - Teraz zjechał palcami
z mojego policzka, przez szczękę i szyję, zatrzymując się na ramieniu. Delikatnie wygięłam
głowę w bok i przymknęłam oczy. Zauważyłam, że znowu uśmiechnął się, podnosząc jeden
kącik ust i ukazując białe zęby. Ja nadal milczałam, zaczarowana jego spojrzeniem i w pełni
skupiona na dotyku jego chłodnych palców.
- Co powiesz na hmmm… taką jakby randkę? Zaraz… Teraz? - Brutalnie przerwał tę chwilę
mojej rozkoszy, zabierając dłoń z mojej szyi i wstając. Minęło parę sekund zanim
oprzytomniałam i dostrzegłam wyciągniętą w moim kierunku dłoń.
- Teraz? W tym momencie? Muszę się przebrać, nie jestem w ogóle przygotowana! - Nadal
siedziałam na ławce, szukając jakiejś wymówki, sama nie wiem dlaczego, przecież marzyłam
żeby znów mnie dotknął, żeby się zbliżył. Mimo tego trochę obawiałam się całej tej
pokręconej sytuacji.
- Po co? Ślicznie wyglądasz. Nie ma takiej opcji, żebyś szła się gdzieś przebierać. – Popatrzył
na mnie wzrokiem nie znoszącym sprzeciwu, trzymając nieustannie wyciągniętą dłoń.
- A co mi tam, napiszę tylko do Alice, że jeszcze mi chwilę zejdzie - zdecydowałam i
podałam mu rękę.
Podciągnął mnie do góry, przysunął do siebie i powiedział:
- Napisz jej, że zejdzie ci długą chwilę i że wrócisz późno - wyszeptał mi do ucha, a mnie
przeszedł przyjemny dreszcz. Nie uszło to jego uwadze i zareagował na to tym swoim
szelmowskim uśmiechem, który doprowadzał mnie do obłędu.
- Poczekaj! A jak Jasper wróci do domu? - Wstrzymałam się i popatrzyłam na niego z
zaciekawieniem.
- Już to załatwiłem. - Uśmiechnął się zwycięsko i dodał. - Powiedziałem, że mam coś do
załatwienia i żeby Alice go odwiozła albo ktoś po niego przyjechał - wytłumaczył się szybko.
Na to wygląda, że wszystko już wcześniej zaplanował!
Napisałam Alice wiadomość, wyciszyłam dzwonki i wrzuciłam telefon z powrotem do torby,
żeby nikt nam nie przeszkadzał. Edward zaprowadził mnie na parking do swojego
samochodu. Nie trzymaliśmy się za ręce, ale szedł tak blisko, że momentami ocierał się
swoim silnym ramieniem o moje ciało. Był taki ciepły, a ja chciałam za wszelką cenę
zwiększyć ilość tych otarć i specjalnie przysuwałam się do niego, niby to przypadkiem.
Jeździł srebrnym Volvo. Doszłam do wniosku, że ta rodzina naprawdę miała jakiegoś bzika
na punkcie drogich samochodów.
http://www.youtube.com/watch?v=6v3axbFgdqU
Edward jeździł szybko, ale pewnie i ostrożnie. Siedziałam niezwykle rozluźniona jak na taką
obcą mi sytuację. Nie rozmawialiśmy, tylko napawaliśmy się swoją obecnością, a
przynajmniej tak to wyglądało z mojej strony. Starałam się spoglądać na niego od czasu do
czasu, ale nie chciałam natknąć się na jego wzrok. W końcu przerwałam to milczenie:
- A tak w ogóle, to gdzie mnie zabierasz? - Spojrzałam na niego i oblałam się rumieńcem.
- Czekałem, aż w końcu zadasz to pytanie.
Zrobiło mi się głupio, ponieważ właśnie w tej chwili uświadomiłam sobie, że wsiadłam do
samochodu z obcym facetem i nawet nie obchodziło mnie, gdzie mnie wiezie. Co z moim
instynktem samozachowawczym?
- Zabieram cię na kolację. W końcu musimy się lepiej poznać. Poznać z innej strony niż
ostatnio. – Edward popatrzył na mnie z boku i uniósł kącik ust, ukazując rządek białych
zębów. Ten jego uśmiech… cały on, onieśmielał mnie jak nikt inny. Pewnie dlatego, że był
pewny siebie. Zbyt pewny, nawet bardziej, niż ja. Znał swoją wartość i możliwości, więc
wykorzystywał je, a ta jego tajemniczość jeszcze bardziej mnie w nim pociągała. Niezły
zawodnik. Zobaczymy, czym mnie jeszcze zadziwi.
- Lubisz chińskie jedzenie? – No i nie musiałam długo czekać, już tym pytaniem mnie
zaskoczył. Owszem lubiłam, nawet bardzo. W moim miasteczku do chińskiej restauracji
chodziłam zawsze z Jakiem.
- Uwielbiam! Nie mów, że ty też? Widzę, że mamy coś ze sobą wspólnego - odpowiedziałam
z wielkim entuzjazmem.
- No widzisz, może nie tylko chińskie jedzenie nas łączy? - Popatrzył na mnie z boku i
zaparkował pod chińską restauracją.
Wyszedł z samochodu i chciał otworzyć mi drzwi, ale nie zdążył, ponieważ sama już to
zrobiłam. Nie byłam przyzwyczajona do takiej uprzejmości ze strony mężczyzny, ale miło
mnie to zaskoczyło. Gdy weszliśmy do środka, Edward poprowadził mnie do bardziej
ustronnego miejsca, gdzie nie było ludzi. Usiedliśmy naprzeciwko siebie i zamówiliśmy
jedzenie. Opowiadałam mu o moich wakacjach, o tym, że będę studiować na uniwerku
psychologię, o tej całej, śmiesznej sytuacji z mieszkaniem i o moich współlokatorkach, które
są cudowne, zwariowane i niepowtarzalne. On opowiadał o swojej pracy w salonie
samochodowym, o studiach prawniczych, o tym, jak to jest mieszkać z Jasperem oraz mieć
mieszkanie obok swojego brata Emmetta i kuzyna Setha.
Nagle zadzwonił jego telefon. Wyciągnął go z kieszeni, popatrzył na wyświetlacz i chyba nie
ucieszyło go to, co na nim zobaczył, ponieważ skrzywił się, wyłączył komórkę i schował ją z
powrotem do kieszeni.
- Przepraszam, że nam przeszkodzono, ale już się to nie powtórzy. Zapomniałem wyciszyć
telefon. - Uśmiechnął się do mnie i złapał moją rękę, leżącą na stoliku.
- Może to było ważne, trzeba było odebrać, nie pogniewałabym się - zapewniłam i oblałam
rumieńcem, ponieważ ciągle trzymał moją rękę w swojej.
- Nie było ważne, zresztą ta osoba jeszcze nie raz zadzwoni. Teraz nie przeszkadzajmy sobie i
nie psujmy dobrego nastroju. - Podniósł moją dłoń i pocałował ją, co spowodowało, że
spuściłam wzrok i znowu się zaczerwieniłam.
- Uwielbiam te twoje rumieńce. Jesteś wtedy taka urocza – powiedział z czułością i spojrzał
na mnie takim dziwnym wzrokiem. Poczułam się jak mała dziewczynka, która zawstydza się
z byle jakiego powodu. Co się ze mną dzieje? To jest nienormalne, że ten koleś tak na mnie
działa i najgorsze jest to, że on dobrze o tym wie…
- Dziękuję, ale nie rozumiem, co może być uroczego w tym, że w sekundę moja głowa
zamienia się w buraka ćwikłowego. - Popatrzyłam na niego krzywo i parsknęłam śmiechem.
- Ja tego tak nie odbieram, wydaje mi się, że wtedy zmieniasz się w taką słodziutką, małą
dziewczynkę, a to, w przeciwieństwie do buraka, jest urocze. - Zagryzł dolną wargę, a ja
pomyślałam wówczas, że rozpłynę się w powietrzu, ale najpierw rzucę się na niego i pokąsam
mu te słodkie usta.
Rozmawialiśmy w tej restauracji jeszcze bardzo długo, jedzenie było świetne i postanowiłam
wybrać się tu z Jacobem, kiedy przyjedzie. Później poszliśmy jeszcze na spacer. Edward objął
mnie ramieniem, ponieważ zrobiło mi zimno. Poczułam wtedy znów jego zapach, od którego
zakręciło mi się w głowie. Świetnie mi się z nim rozmawiało, spacerowało, jadło, w ogóle
wszystko mogłam z nim robić. W tym momencie przypomniałam sobie, że przecież dalej nie
wiem, co dokładnie zaszło wczoraj między nami.
- Strasznie mi głupio, ale mam takie pytanie, na które chciałabym usłyszeć odpowiedź -
powiedziałam, wtulając się w niego mocniej, starając się ukryć zawstydzenie.
- Co to za pytanie? Mam zacząć się bać? - Zaśmiał się i pocałował mnie we włosy.
- Bo chodzi o to, że… Czy mógłbyś mi powiedzieć co…? - nie dokończyłam, ponieważ mi
przerwał:
- Spokojnie, bo się udusisz. - Ścisnął mnie mocniej i zaczął się śmiać.
- Wiesz, że byłam pijana i nie do końca pamiętam, co między nami zaszło. To znaczy wiem,
że się całowaliśmy i takie tam, ale czy doszło do czegoś więcej? - Naprawdę myślałam, że się
uduszę, ale w końcu wykrztusiłam to z siebie.
- Naprawdę nic nie pamiętasz? Wczoraj wyglądałaś na dość świadomą. - Cicho zachichotał, a
ja myślałam, że moje policzki zaraz pękną, tak bardzo były napompowane krwią.
- Pamiętam tak przez mgłę, ale coś tam pamiętam. To znaczy to, co pamiętam, to są miłe
wspomnienia i chciałabym po prostu wiedzieć czy… czy doszło do czegoś więcej? - Dobrze,
że przynajmniej było ciemno i nie mógł zobaczyć mojego zawstydzenia. Chociaż
podejrzewam, że było je słychać w moim głosie, więc nawet ciemność tu nic nie pomogła.
- A co masz na myśli mówiąc „czegoś więcej”? - Teraz perfidnie się ze mnie nabijał. Miałam
ochotę kopnąć go w… kostkę, bo gdybym kopnęła gdzie indziej, to mogłabym tylko
pomarzyć o tym, że powie mi, co się naprawdę stało.
- Mówiąc to mam na myśli sex! Czy mógłbyś mi w końcu odpowiedzieć, a nie bawić się ze
mną? - odpowiedziałam już trochę zdenerwowana. Co jak co, ale mógł sobie zaoszczędzić
nabijania ze mnie!
- Nie bawię się tobą, przepraszam. Widzę, że jesteś strasznie nerwowa. A odnośnie twojego
pytania to nie, nie kochaliśmy się, przynajmniej tak mi się wydaje, bo nie zapominajmy, że ja
też byłem pijany - odpowiedział trochę zły. Chyba nie spodziewał się takiej reakcji z mojej
strony.
- Czyli nie wiesz dokładnie co się wydarzyło…? Ale cyrk…- powiedziałam zdziwiona,
zrezygnowana i zmartwiona. Skoro on tego nie wie, to nikt tego nie wie.
Wróciliśmy do samochodu i Edward odwiózł mnie do domu. Kiedy dojechaliśmy pod mój
blok, zgasił silnik i odwrócił się do mnie. Trzymałam już rękę na klamce od drzwi, kiedy
przysunął się do mnie i ściągnął z niej moją dłoń. Owionął mnie przy tym jego słodki oddech
i zaciągnęłam się nim, przymykając przy tym oczy i połykając ślinę napływającą mi do ust.
Poczułam jego oddech na mojej szyi, uchu, policzku i w kąciku warg. Lekko je rozchyliłam i
nie mogłam się już doczekać, by skosztować jego ust, teraz już w pełni przytomna, gdy nagle
odsunął się nagle o kilka centymetrów.
- Nie powinienem, ale jesteś taka słodka, że nie mogę się powstrzymać, po prostu nie mogę. -
Złapał się za włosy. Tak jakby toczył sam ze sobą walkę. Chciał tego, ale coś mu nie
pozwalało. Nie rozumiałam, co takiego go powstrzymywało.
Teraz to ja przejęłam inicjatywę. W końcu, skoro narobił mi smaka, to nie może zostawić
mnie teraz niespełnioną. Złapałam go za szyję i powoli przysunęłam się do niego.
Wciągnęłam głęboko powietrze, pocierając nosem o jego szczękę i policzek, aż w końcu
złapałam delikatnie płatek jego ucha w zęby. Usłyszałam jak jęknął i uśmiechnęłam się do
siebie z powodu tej małej wygranej. Z powrotem wydmuchując ciepłe powietrze z ust,
zjechałam z ucha, przez policzek, po kącik jego warg. Widziałam, jak wstrząsnął nim dreszcz
rozkoszy. Teraz prawie stykaliśmy się ustami i głęboko oddychaliśmy. W pewnym momencie
złapał ustami moją górną wargę i zaczął ją ssać. Złapałam więc jego dolną wargę w zęby po
to, by zaraz ją puścić - widziałam, że to na niego działa. Przyciągnął rękami moją głowę i
zaczął obsypywać mnie pocałunkami. Całowaliśmy się łapczywie, ale kiedy poczułam, jak
jego ręka wędruje pod moją bluzkę, oprzytomniałam. Znieruchomiałam wówczas i odsunęłam
się.
- Przepraszam, ale muszę już iść, Alice będzie się martwić. Dziękuję za kolację i mile
spędzony wieczór - wypowiedziałam to jak regułkę i uśmiechnęłam się. Przysunęłam się do
niego i lekko pocałowałam w kącik ust. – Dobranoc – dodałam, po czym chwyciłam za
klamkę.
- Dobranoc, śpij słodko - usłyszałam jego smutny głos. Pewnie myślał, że zostanę dłużej. Co
to, to nie, na trzeźwo nie oddam się nikomu na tylnim siedzeniu samochodu.
Wyszłam z auta, jeszcze raz posyłając mu słodki uśmiech. Jadąc windą zastanawiałam się,
czy nie wrócić się z powrotem i nie złamać swojej zasady, ale jednak się powstrzymałam.
Weszłam do mieszkania na paluszkach, nie chcąc nikogo obudzić. Niestety Alice mnie
usłyszała:
- Gdzie byłaś? - usłyszałam spod kołdry jej zaspany głos.
- Spotkałam starą znajomą, poszłyśmy na kolację, a potem do jej mieszkania. - Postanowiłam
skłamać, bo bałam się jej reakcji na wieść o moim romansie z jej bratem. W końcu może to
zakończy się szybciej, niż się zaczęło. W głębi serca nie chciałam tego, bo coś ciągnęło mnie
do niego, ale wolałam potrzymać to jeszcze przez jakiś czas w tajemnicy.
- Aha, to dobranoc, rano pogadamy - powiedziała Alice i odwróciła się do mnie plecami,
ziewając.
- Dobranoc Słońce. - Położyłam się i usłyszałam wibrację w telefonie. Przeczytałam
wiadomość:
„Dziękuję za wieczór, mam nadzieję, że nie zraziłem Cię do siebie, nie wybaczyłbym sobie
tego. Dobrej nocy dziewczynko.:* Edward”