Ohayka!!!
Troszkę nie fair z mojej strony tak zostawić bohaterów sam na sam z kłopotami, cio? To jak reklamy na polsacie XD [Lub na tefałenie. I Doktor Przyszłaśmierć.-Murasaki]
Anyway, z powodu problemów naturki technicznej premiera szóstej części In'ei Raisan się opóźni, więc póki co cały "czas antenowy" dostanie Naixin.
Hm, okej, to tyle, jeżeli o wieści z terenu. Miłej czytanki!
~*****Czarny wór*****~
~**********************~
Biegł tak szybko, chyba jak jeszcze nigdy w życiu. Nie mógł użyć lewitacji, w ogóle bał się zaryzykować użycia magii... Nie z tym, co właśnie był zmuszony trzymać w rękach....
Słyszał, że dopadły jego towarzysza, jego wrzask był po prostu nieludzki, tak nieludzki jak to, co mu zrobiono.
Nie miał czasu na interwencję, nienawidząc się za to biegł dalej, nie zatrzymując się i nie oglądając.
Bardzo szybko go dogoniły, o wiele za szybko. Nie mógł już ryzykować krzyku, gdyby któreś z nich dostało się do środka... Wysilił się ostatni raz...
- Uciekajcie stamtąd!!! Zaraz!!!
Nie usłyszeli go, a może wcale nie zamierzali uciekać. "Tylko nie to..." pomyślał, chcąc przyśpieszyć. Wszystkie ścięgna bolały go z wysiłku.
To, że życie zawdzięczał wyłącznie swojej kamiennej skórze i zacięciu, z jakim biegł.
Osy poszarpały mu już ubranie, rozpaczliwie próbując sprawić, aby upuścił ściskany oburącz worek. O nie, co to, to nie!
"Żyjesz wyłącznie dlatego, że kiedyś Rezo zamienił cię w chimerę, wiesz?" powiedziało coś w jego głowie. Aż nim zatrzęsło z gniewu i urazy.
Skutek był natychmiastowy, przyspieszył.
Wyprzedził nieznacznie swoich przeciwników, w tym samym momencie zrzucając płaszcz.
Odpięta peleryna poleciała do tyłu, przykrywając rozwścieczone, kłębiące się roje.
Część poszła w rozsypkę, chcąc uniknąć pułapki, część dała się zaskoczyć. Nie dało to jednak spodziewanego rezultatu, ponieważ szerszenie przeleciały przez okrycie, rozszarpując je na strzępy.
Zel był jednak za mądry, żeby się tego nie spodziewać. Oderwał podarte przez osy rękawy, a to co zostało, podwinął.
Uśmiechnął się do brzęczącego przeciwnika.
- Flare Arrow!
Te, które zdecydowały się zaatakować frontalnie zamieniły się w pieczyste i teraz z niemiłym dla ucha plaśnięciem lądowały na leśnej ścieżce w formie nadpalonych szczątków.
Niektóre morfowały, próbując przyjąć humanoidalną postać, żeby uleczyć oparzenia, jednak z jakiś powodów nie udawało im się to do końca.
Zelgadis nie miał czasu tego podziwiać.
Bardziej martwił się tą częścią roju, która uniknęła pułapki i poleciała w stronę Liny, Val'a i Amelii...
~************~
- Zel to ma łeb nie od parady... - skomentowała poczynania chimery Lina, jednocześnie dopingując smoki i księżniczkę do utrzymania bariery.
- To nic nie da na dłuższą metę. - zżymał się Val, nie bezpodstawnie.
- Trzymaj! - rzuciła twardo czarodziejka. Coś w jej umyśle walczyło o pierwszeństwo, coś miała na końcu języka...
Gourry, Amelia i Filia też się z tym zgadzali, ale uciszyła ich protesty machnięciem ręki. Nie mieli skóry z kamienia, więc bariera to jedyne wyjście...
Jej siostra kiedyś jej to tłumaczyła, jak to jest z owadami... Jeszcze zanim wrzuciła ją do piwnicy pełnej ślimaków.
"Dlacego pscółki som pierfse na wiosne, siostsycko?" No właśnie, dlaczego? Gdyby tylko pamiętała, co jej wtedy Luna mówiła... I dlaczego skojarzyła to z działaniem Zel'a...
- Ano ma. - zgodziła się z jej zdaniem Merle. - Owady z rodziny os są nieodporne na szybkie zmiany temperatury.
Lina odwróciła się w jej stronę. To właśnie było TO!
- Rozwiń to! - wrzasnęła Lina. - Gadaj wszystko co wiesz!!!
Merle przez moment była zaskoczona, ale posłusznie zrobiła to, o co ją poproszono.
- Niewiele wiem, poza tym, że pszczoły, które bronią się przed atakiem os, otaczają je w kulę i tak długo podwyższają skrzydłami temperaturę, aż intruzi padną. Potem, jak już leżą na ziemi, specjalnie je chłodzą, żeby szybciej zdechły, to wszystko.
- Chodzi o to, żeby je najpierw ogrzać, a później wyziębić. - mruczała czarodziejka do siebie. "No proszę, nauki Luny na coś się przydały!" - Val, chodź no tu!
Smok nie odwracając się i nie zdejmując wzroku z przeciwnika, zbliżył się w pobliże rudowłosej.
- Jak stoisz z lodem i wodą?
- Nie najgorzej. - przyznał spokojnie. - Czemu? Planujesz ofensywę?
Lina potaknęła.
- Filia, Amelia, utrzymajcie osłonę ile tylko wytrzymacie, dobrze?
Obie kapłanki przytaknęły. Ruda wiedziała jednak, że długo nie wytrzymają. Osy tłukły wściekle żądłami w barierę, która wymagała regeneracji niemal co chwilę... W tym tempie długo nie potrwa aż Amelia i Filia stracą siły do dalszej obrony.
- Lina, Zel chyba coś niesie! - krzyknął Gourry. Pomimo zaaferowania sytuacją, Lina poczuła, że on też chce być potrzebny. Podziękowała uśmiechem.
- Dobra, słuchajcie. Za chwilę zdejmiemy osłonę. Ja zamknę je w kuli, a wy je macie najpierw podsmażyć, a później oziębić.
- Panno Lino nie zdążymy! Zakłują nas!
- Musimy!!! Na trzy! Raz, dwa...
~***************~
Z daleka widział swoich przyjaciół, osłonili się barierą. To dobrze.
"Ciekawe czy Lina się domyśliła, co z nimi robić. Pewnie tak..."
Skoro już tu jest, to oszczędzi im kłopotu. Korzystając z tego, że szerszenie są zajęte atakiem, cicho ułożył czarne zawiniątko w pobliskich paprociach.
Wiatr się wzmagał. To dobrze.
Po cichu podkradł się do bariery. Niepotrzebnie się starał, bo przeciwnicy samy robili taki hałas, że obudziliby umarłego. Jego ostrożność się jednak opłaciła. Dali się zaskoczyć jak dzieci.
- Ray Wing!
~*****************~
Meleagant siedział w ciemnym kącie jaskini, w jednym z wielu, wielu nie używanych korytarzy. Odkąd w zamian za bezpieczeństwo swoich bliskich zdecydował się pracować dla Pwyll'a i jego podwładnych, mógł chodzić niemal wszędzie.
Wszyscy mieszkańcy dawnej kolonii, gdzie mieszkał przez wiekszą część życia, okazywali mu teraz pełen strachu respekt. Zdecydowanie było to gorsze niż totalny brak zainteresowania, kiedy mieszkał tu z babcią, matką i siostrami.
Żałował tylko tego, że dał się złapać jak dziecko. No w końcu jeszcze był dzieckiem, ale to żadne wyjaśnienie.
Babcia Camlann na pewno nie byłaby zadowolona z jego postępków. Inna sprawa, że prawdopodobnie by już nie żyła, gdyby nie one.
Nie lubił os. Nie lubił i nie potrafił ich żałować, kiedy czuł, że odchodziły. Nienawidził poprawek Pwyll'a, nie cierpiał jego projektów. Marzył o tym, żeby stworzyć coś samemu.
To straszne, nienawidzieć swojego pierwszego i w sumie jedynego dzieła.
Pwyll chciał poprawiać naturę. Ale Meleagant był temu przeciwny, z gruntu. Dlatego w nowej generacji nie było 'błędów produkcyjnych' typu uszkodzone skrzydła, problemy ze wzrokiem, czy niezdolność do całkowitego podporządkowania się rozkazom.
Nie, ostatnia generacja była równie doskonała, co ich naturalne odpowiedniki.
Meleagant uśmiechnął się w ciemności. Pwyll nazwał go geniuszem. I nie bez racji.
~*****************~
Księżniczka i Wszechwidząca podskakiwały zabawnie, próbując ominąć zwęglone szczątki wrogów, i nie zafajdać sobie butów. Nie wspominając już o niemiłym chrzęście pod stopami, kiedy się już w taką 'kluskę' wdepnęło.
Filia skrzywiła się, kiedy nieuważnie stąpnęła na jednej z takich grudek. Zamknęła oczy, i zniknęła w rozbłysku złotego światła, żeby po chwili jako pierwsza pojawić się koło Zel'a.
Merle i Amelia spojrzały na nią, potem na siebie i wyszczerzyły się w tym samym momencie.
- Levitation! - Amelka przeniosła je obie ponad ścieżką.
- Łiiii!!!! - białowłosa zeskoczyła koło smoczycy, prezentując garniturek białych ząbków. - Po co się męczyć ^^
- Panie Zelgadisie, co się stało? - Amelia zauważyła, w jakim stanie są jego ciuchy i zarumieniła się leciutko. [Z ukłonami dla ciebie, Akajuś. Rysuj doujinka,nyu! :* - deine sis, C.] [Haaai... ..mejbi XD-Murasaki]
- No właśnie, Zel, gadaj co to był za worek, który tak taszczyłeś ofiarnie, i kim był twój kolega, co? Za małe na Pariushyn'a... - Lina machnęła ręką w stronę, gdzie leżął młody faun.
- Może, trzeba mu... - Amelia ruszyła w tamtą stronę.
- Zostaw, Amelio, on już nie żyje. Zaraz wam powiem co się stało, tylko znajdę... - Zel gorączkowo rozglądał się po zaroślach. Po paprociach ani śladu...
Wszyscy zaczęli szukać. Ale zamiast paproci znajdowali tylko jakieś jeżyny, kolczaste krzaki, rośliny podobne do rzepów, które przyczepiały się kłującymi nasionkami do ubrania, włosów a czasem nawet i do skóry.
Amelia po raz drugi uniosła się w górę, szukając z powietrza. Filia i Varu teleportowali się to tu, to tam, ale również nic nie znaleźli.
- To ma być taki czarny worek, tak? - dopytywała się Lina, usiłując wyszarpnąć z włosów rzepy.
Nie było to łatwe.
- Tak, czarny, skórzany... bardzo ciężki... - mruczał Zel, przeszukując krzaki. Jako jedyny nie musiał się martwić o rzepy, no chyba, że na ubraniu. - Przecież zostawiłem go blisko drogi...
Powoli zapuszczali się coraz dalej, aż w końcu...
- Hej, chyba to mam! - Gourry podniósł do góry czarny worek. Zel pokręcił głową. On ledwo mógł utrzymać zawiniatko w obu dłoniach, a Gourry podnosi je jedną ręką.
- To nie może być ten.
- Jasne. - odezwała się Lina sakrastycznie. - To jakiś inny. Jeden z setek tych, które te małe potworki wyrzuciły... Jak nie ten, to kóry geniuszu???
- Nie mówiłabyś tak, gdybyś widziała... co tam się stało, Lina. - odparł Zelgadis spokojnie.
Merle nagle odczuła wyraźnie, że nie chce słyszeć co tam się stało. Bardzo wyraźnie.
Nieoczekiwanie konwersację przerwał im wysoki, piskliwy wrzask.
~***************~
- Wyrzuć to! Wyrzuć to!!! WYRZUĆ TO!!! - Filia powtarzała to w kółko jak mantrę. Gourry postanowił usłuchać, ale zanim miał szansę wykonać prośbę złotej, Lina go powstrzymała.
- Czekaj. Wiesz, co to jest, Filia?
Złota pokręciła głową przecząco.
- Nie. Nie wiem co to jest, ale wiem, że to coś bardzo, bardzo złego, wyrzuć to szybko... Spal, zakop, cokolwiek!
- To nie sprawi, że problem zniknie, Filia. - czarodziejka spróbowała rozsądnej argumentacji, ale Filia zacięła się w swoim uporze.
- Wyrzuć to, wyrzuć... proszę!
- Nie dopóki nie dowiem się, co to jest i czemu Zel z takim namaszczeniem targał to taki kawał drogi. Dasz radę trafić z powrotem do tej ich... - zmęłła w ustach przekleństwo. - ...'wioski'?
Chimera w milczeniu skinęła głową.
- To opowiadaj, co się stało, a ty Gourry trzymaj to daleko od niej, dobrze?
Gourry posłuszny wszelkim poleceniom swojej Linki, odsunął się jak najdalej od Filii, wciąż niedbale trzymając jedną ręką ów zagadkowy worek z czarnej skóry.
Val też wpatrywał się w znalezisko, dopiero kiedy Merle go szturchnęła, zamrugał szybko i skupił się na tym, co mówił Zel.
A wieści to były niezbyt wesołe...
~***************~
Pariushyn doprowadził go do najokazalszej, i najmniej zapaskudzonej lepianki. W tym czasie reszta kompanii udała się na naradę.
Faun wytłumaczył w prostych słowach, że chociaż udało im się "zgubić" mazoku, to jednak ktoś powinien zaręczyć mieszkańcom, że smoki nie zrobią sobie z nich kolacji.
- No to świetnie. - żachnął się Zel, usiłując trzymać się wąskiej, wydeptanej w klepisku ścieżki. Było to konieczne, chyba, że ktoś chciałby utonąć w setkach śmieci, jakie pokrywały 'ulice' osady.
W milczeniu doszli do miejsca, gdzie według słów Pariushyn'a przebywała Rada. Co to miała być za Rada, i czego miała dotyczyć - nie wyjaśnił.
Znaleźli się w niskim, zadymionym pomieszczeniu. Jedynie wąski, owalny otwór w 'dachu' zapewniał światło, jednak sprawiał, że to, co znajdowało się w głębi, było niewidoczne. Zelgadis widział jedynie kontury postaci. "Gdyby nie ten dym..."
Pariushyn zaprowadził Zel'a do kręgu światła, a sam dał nura w ciemność.
- No, powiedz im. - rzucił na odchodnym.
Zelgadis niecierpliwie wyrecytował z pamięci formułkę, jaką faun wbijał mu do głowy po drodze, coś o tym, że przybywają w pokoju, ple ple ple, z woli Bogów bla bla bla, nie chcą niczyjej krzywdy trele morele...
Kiedy ta żałosna parodia ceremonii dobiegła końca, w mroku rozległy się oklaski.
- Wykazaliście się dużą odwagą dochodząc aż tutaj.
Ktoś rozpalił ognisko i Zel z ulgą rozpoznał w zarysach, widzianych wcześniej, inne fauny. Głos jednego z nich brzmiał tak poważnie, jakby należał conajmniej do mędrca lub wręcz kapłana.
Na swoje szczęśćie zamiast tego Zel miał przed sobą starego fauna, o zupełnie białym runie, odzianego w brudno białą szatę.
Pariushyn skłonił się i opuscił lepiankę.
- Wiedzieliśmy, że w końcu zjawi się ktoś... Prawda, uczniu?
- Prawda, mistrzu! - w przeciwieństwie do swojego mentora, zapytany bardzo słabo władał ludzkim językiem. Zel w zasadzie domyślił się odpowiedzi.
- Wiemy też, że przybyłeś tu razem z Liną Inverse, prawda? - "Gdyby to Lina słyszała, pewnie pękałaby z dumy ==" skinął głową.
Zapadła taka dziwna cisza, przerywana tylko cichym "pyk pyk pyk" kiedy 'mistrz' palił podejrzanie wyglądającą fajeczkę...
- W takim razie po co ta cała szopka? - nie wytrzymał w końcu.
Mistrz odpowiedział mu śmiechem, przerywanym kasłaniem i koźlim beczeniem. Natomiast uczeń się oburzył.
- Jak ty się zwracasz do naszego mistrza!!!
Stary faun uciszył młodego gestem ręki. Uczeń parokrotnie walnął go pięścią w plecy, usiłując ratować mistrza przed zaduszeniem się.
- Khe khe... Płuca już nie te co kiedyś. Posłuchaj uważnie przybyszu, khe khe... Nie macie szans, khe khe... dostać się do środka razem. Ale my, mamy coś, co czyni nas sprzymierzeńcami.
Zel powątpiewająco uniósł brew.
- To znaczy?
- Nie wiemy, co dokładnie przeciwnik twój zamierza, lecz wiemy, czego w ręce swe dostać absolutnie nie powinien! - mistrz przerażąjąco błysnął białkami, a później zakasłał się potężnie.
Najwidoczniej ilość oparów w tym pomieszczeniu powoli zamieniała jego mózg w breję. Zel czuł, że go lekko mdli, ale uznał, że dla tych informacji można jeszcze trochę pocierpieć.
- To znaczy? - zapytał po raz drugi.
Uczeń kilkakrotnie walnął go w plecy, jednocześnie rozpływając się w podziwie, dla jego dykcji i składni.
- To znaczy, nasz już w krótce przyjacielu, że nam pomoc wasza potrzebną jest, a wam pomoc nasza potrzebną będzie... Ukhe khe khe!!! Khua khe khe!!! A mianowicie... - przerwał na chwilę dla zwiększenia efektu i wytarcia nosa. - Chcę powiedzieć, że mamy coś co wam się przyda, a co absolutnie nie może wpaść w łapy Pwylla. Wiemy też, że chce to wykorzystać przeciw wam, i tylko dzięki temu jego plan się dopełni.
- Nareszcie mówisz do rzeczy... - skomentował Zel.
Młody, zapalczywy i najwidoczniej pełen uwielbienia dla swego mistrza, obrzucił Zelgadis'a inwektywami. Miało go to powstrzymać przed dalszym komentowaniem jego słów.
Chimera wzruszył ramionami.
- Słuchaj dalej, khe khe... przybyszu. Musicie chronić smoka, nie może się dostać do tego czegoś, khe khe... Ani ta rzecz. Dzięki temu wejdziecie do Góry. Resztę Koszulka ci powie po drodze... KHE KHE KHEEE!!!!!
Mistrz niemal zleciał ze swojego podwyższenia, tak potężnie się rozkasłał.
- Powinieneś rzucić palenie. - poradził mu Zelgadis w nagłym porywie altruizmu. Sędziwy faun skinął głową, nie przestając kasłać.
Młody pociągnął go za płaszcz.
Ominęli siedzisko mistrza, i doszli do prymitywnego ołtarzyka, zbudowanego z paru prostych desek. Płonęły tam proste, woskowe świeczki. Centralne miejsce zajmował czarny, skórzany wór.
Wyrżnięte w desce prymitywne runy głosiły: "SieDzisko SZAtANA! Nie Otfieraj!"
Zel przysiągłby, że zanim wziął skórę do rąk, coś się w niej poruszyło. Mogło to być tylko złudzenie, ale jednak...
Podobne wrażenie miał przy osach. Niby wiedział, że owady nie są inteligentne, ale kiedy ich więzień przybrał pseudo ludzką postać i udowodnił, że potrafi mówić, wcale nie był tak bardzo zaskoczony.
Jakoś spodziewał się inteligentnego przeciwnika. Nawet trochę się rozczarował.
Więc możliwe, że to co teraz trzyma w rękach, też jest przeklęte...
- Za żadne skarby tego nie otwieraj... Słyszysz?
- Wiesz, Koszulka... Pomijając mój wygląd, ja jednak umiem czytać. - syknął Zel. - Naprawdę nazywasz się Koszulka?
Faun zrobił się czerwony i skinął głową.
Nie mieli jednak szans podjąć dyskusji. Przerwał im krzyk, dochodzący z dworu.
~*******************~
- Więc to coś pomoże nam wejść do Cantenberry? I Pwyll chce to do swojej Maszyny, tak? - zaczęła się zastanawiać Lina.
- Cicho, Linko, nie przerywaj. - uciszył ją szermierz.
Zel zgromił rudą wzrokiem i podjął opowieść.
~*******************~
Wybiegli przed lepiankę mistrza. Wszędzie kłębiły się roje os lub szerszeni... Zel nie miał dokładnie pojęcia, wiedział jedynie, że mają duże, ostre żądła i że są wściekłe.
Chwycił worek mocniej i usiłował znaleźć w tym galimatiasie Pariushyn'a.
- Tędy, ja cię zaprowadzę, chodź! - wyrzucił z siebie Koszulka, ciągnąc Zel'a za węgieł szałasu.
Tymczasem osy robiły ze wszystkich mieszkańców siekankę.
- O bogowie... - wyrwało się Zel'owi. Teraz już miał pewność, że przeciwnik miał przynajmniej ślady inteligencji. Kłuły w odsłonięte części ciała, nierzadko w oczy, właziły do ust i przełyku gromadami, żeby rozerwać ofiary od środka. [Uoł bloody hell!! YEAH!! XD-Murasaki]
Niektóre w szale były zdolne nawet podnieść niektórych mieszkańców osady i zabijać ich w powietrzu.
- W ludzkiej postaci są jeszcze gorsze, pośpieszmy się, tędy!
Zel nawet nie chciał o tym słyszeć, ogarnęła go wściekłość. Chciał je spalić, wszystkie, co do jednego...
Niestety, było za późno.
Część już odlatywała w stronę szczytu.
W końcu Zel zdecydował się posłuchać Koszulki i udać się za nim. Niestety, część roju zauważyła to i podążyła za nimi...
Pozostawili za sobą umierających, uciekając z prawdopodobnym elementem Maszyny Przeznaczenia.
~*****************~
- Zelgadis san... - Amelka wpatrywała się w szamana szklistymi oczami.
Filia spuściła nisko głowę. "Do czego on zmierza... Przecież mówił o miłości, więc jak to się mogło zdarzyć? No jak? Uspokój się, Filia, pomyśl. Przecież wiesz, widziałaś, on jest szaleńcem, zakpił sobie z ciebie... Zmusił mnie, żebym... Cholera, jasna cholera..."
- Chyba... chyba już tam nie pójdziemy. - zdecydowała Lina w imieniu ogółu.
W milczeniu przystali na jej decyzję.
- A co zrobimy z tym?
Val wskazał na worek. Zelgadis spojrzał w tym samym momencie i znowu wydało mu się, że coś poruszyło się w środku. Zmrużył oczy i wytężył wzrok, ale ruch już się nie powtórzył.
Nie miał pewności, czy faktycznie zawartość worka jest ruchliwa, jednakże nagle odczuł wewnętrzny opór przed otwieraniem go. Przypomniał wszystkim, co powiedział mu Koszulka i co było napisanie na tabliczce.
- Ale Zeluś, jak my się mamy dowiedzieć, co jest w środku...
Z Liną działo się coś dokładnie przeciwnego. Wszystko w środku niej aż się rwało do tego, żeby otworzyć worek. Wmawiała sobie, że jest tylko ciekawa...
Ale pragnienie otwarcia i dostania w swoje ręce zawartości stawała się coraz silniejsza, aż zaczęło ją to przerażać. "Może Filia ma rację, może trzeba to wyrz... Nie, ja to MUSZĘ otworzyć. Muszę!"
Podobnie działo się z Valgaav'em.
Natomias Amelia, z niewiadomych powodów odczuwała wstręt przed zawartością owego worka. Tak duży, że gdyby mogła, najchętniej oddała by go faunom z powrotem.
- A może Merle nam powie, co jest w środku? Merle? - wszechwidząca nie odezwała się ani słowem odkąd Zel zabrał głos.
Lina pomachała jej ręką przed twarzą. Zero reakcji.
- EEEEJ!!!! - wydarła się jej do ucha, i dopiero to otrzeźwiło niebieskooką.
- Nie jestem głucha... chyba... O co chodzi?
- Wiesz, co może być w środku. - Lina wskazała na przedmiot dyskusji.
Merle obeszła Gourry'ego dookoła, ze wszystkich stron egzaminując worek.
- No z tego co Zel mówił, to chyba szatan, nie?
- Kurczę, to mamy kota w worku. - Lina poczochrała sobie włosy.
- Otwórzmy to! -niecierpliwił się starożytny. Merle posłała mu zdziwione spojrzenie.
W tym czasie Gourry dokładnie obmacał worek, kładąc go na ziemi.
- Wiecie co, wydaje mi się że w środku są kości...
Gromadka zaraz przestała deliberować, czy otwierać czy nie.
- Ale jakie, ludzkie??? - zapytała Amelka, drżąc.
Gourry pokręcił głową.
- Nie wydaje mi się.
- No dobra, to trzeba to będzie otworzyć...
- Zaczekajcie. - zatrzymał ich Zel, i powiedział im o tym, jak dwukrotnie wydawało mu się, że w środku coś się rusza, a także o tym, że zmieniła się waga zawiniątka.
- Może po prostu ruszały się te kości w środku...no wiecie, przesypały się... - Val zamilkł pod wpływem ich spojrzeń.
Gourry poskrobał się po blond główce.
- To co, otwierać? - spojrzeli po sobie. Filia westchnęła, a Merle wpatrywała się z natężeniem w czarną skórę. Lina bez słowa podała blondynowi nóż. Przyklękła obok.
- Kurczę, nie idzie... - ruda bez słowa złapała go za nadgarstek i razem rozcieli skórę.
Ze środka wysypały się kości.
- To chyba jakieś zwierzę. - rozczarował się Val.
- Nie wydaje mi się, zobacz... - Lina wskazała na czaszkę.
Wyglądała... niesamowicie. U góry zdawała się być ludzka, z tym, ze była dwukrotnie większa. Oczodoły były duże, i podobne do tych, które zwykle widuje się u szczątków ludzi.
Na tym podobieństwo się kończyło. Całkowity brak żuchwy, a także otworu nosowego przeczył przynależności szkieletu do rasy humanoidalnej... W ogóle jeśli to coś kiedykolwiek żyło.
Jeden element byl niepokojący - dziób. Ogromny, kościany, wygiety w dół. Przypomniał sępa... Z tym, że był, podobnie jak całość, nieco większy.
Rzucili się do roboty. Przed zmierzchem udało im się ułożyć niemal wszystkie elementy w całość. Przed sobą mieli...
- ... Szkielet szatana.
~***End***~
Odcinek dla "wściekłych szatanistów",wielbicieli Picollo, a także "satanistycznych pokojówek" XD Ja to naprawdę mam strzały czasami... Żeby szatan miał szkielet, o kurce nyo...
Nie mordujcie, czytałam taką książkę kiedyś, i tam właśnie też był taki worek... Phi hi.
Chociaż głównie to było dla fanów Żelka XD [Miiisiuuuuuu!! XD-Murasaki][A teraz obgryzę wam główki, misie żelki. Buahahahahahaaaa!!! - C.]
Nyo dobra. Czas na tak zwanego news'a. Mam zamiar w jakiejśtam przyszłości napisać coś niecoś o Pwyllku, Scinku, Llelku i ich związkach z różnymi rasami. Skąd się ta idea mieszańców wzięła i czemu niewielu dotąd zdawało sobie sprawę z ich obecności na świecie...
No a także co Pwyll ma do Val'a... XD
Mam też zamiar zrobić coś w rodzaju FAQ, bo piszę to wszystko dość chaotycznie, i tak sobie kalkuluję, że coś co ja uważam za oczywiste niektórych może zmylić...
Ale nie wiem, może to niepotrzebne, także może dajcie znać, co? -> charatka@op.pl lub na gje gje...
Dzisiaj pozdrawiamy i dziękujemy:
- Torimeczkę, żeby się dostała na wymarzony kierunek i żebyśmy się częśćiej widziały!
- Hime, żeby pojechała na Reanimkę z nami, zdała sesyjkę ładnie ^o^
- Sinah, mojego synka :* Żeby szybko wrócił!
- Akai, za doujinka!
- Saymon'owi, za HTML i w ogóle XD
- wszystkim co dali znak życia, że czytają!
- Kumpelom z roku za inspirację i książki.
- Psorowi z Komunikacji Symbolicznej i psorowi od Filozofii - za wykłady o powstaniu świata, inspirację itede!
- chrzestnej za truskawki!
- Całej mojej rodzince, za to że wytrzymuje moje nocne życie i upierdliwe walenie w klawiaturę!
Wah,to by było wszystko. Na dziś. Nie martwcie się, bo ja shybko powrócę XD
Wasza Charatka [aka the Lazy Girl and Hit&Run Lady XD Yeah, Excel Saga rulez XD]