background image

KATHIE DENOSKY 

 
 
 

Dom na wzgórzu 

 
 
 
 

Cykl: Przeżyj to inaczej 

Getaway 

 
 
 
 
 

Tłumaczyła: Renata Stasińska-Soprych 

background image

PROLOG 

 
– 

Szanowni  państwo,  prosimy  o  uwagę.  Wszystkie  loty  z 

Międzynarodowego  Lotniska  O’Hare  zostają  odwołane  z  powodu  bardzo 

intensywnych i ciągle nasilających się opadów śniegu. Powiadomimy pasażerów, 

kiedy pasy startowe znowu będą czynne. 

W  hali odlotów  rozległy się  pomruki  niezadowolenia.  Na trzy dni  przed 

świętami Bożego Narodzenia chicagowskie lotnisko było po brzegi wypełnione 

podróżnymi. 

Większość zrezygnowanych pasażerów spacerowała niespiesznie po hali. 

Trzy siedzące niedaleko siebie kobiety, w tym jedna z dzieckiem, patrzyły przez 

wielkie okna na padający na zewnątrz śnieg. 

W końcu odezwała się jedna z nich. 
– 

No to ładnie nam się zaczynają święta, co? – rzekła. 

Pozostałe dwie zwróciły się w jej stronę. 
– 

Nazywam  się  Megan  –  ciągnęła.  –  Mieszkam w Springfield w stanie 

Illinois i wybieram się do Knoxville w Tennessee. Mam niewielki domek niedaleko 

Parku Narodowego Smoky Mountains i postanowiłam spędzić tam święta. – Po 

chwili spojrzała na siedzącą po prawej stronie brunetkę. – A pani? 

– 

Mam na imię Kayla i mieszkam w Salem w stanie Oregon. Lecę na tydzień 

do St Croix na Wyspach Dziewiczych, by spotkać się z kimś, kogo znam ze szkoły – 

odpowiedziała  i  nerwowo  spojrzała  na  zegarek.  –  Mam  na  dzisiejszą  noc 
zarezerwowany pokój w hotelu w Miami. Samolot na wyspy wylatuje dopiero 
jutro wczesnym rankiem. Mam nadz

ieję, że na lotnisku w Miami już nie będzie 

takich komplikacji. 

Po chwili odezwała się siedząca po lewej stronie Megan kobieta z małą 

dziewczynką. 

– 

A ja nazywam się Greta, a to moja córka, Lilly – rzekła, patrząc czule na 

dziewczynkę. – Mieszkamy w Kennebunk w stanie Maine, a lecimy do Houston 

odwiedzić dziadków Lilly. 

– Tak, lecimy do dziadków – 

potwierdziła dziewczynka. – Nie byłyśmy tam 

bardzo, bardzo długo. Od śmierci taty. 

Kobiety spojrzały na Gretę z sympatią. 
– 

To musi być dla pani bardzo trudny okres – zauważyła Kayla. – Kiedy 

odszedł pani mąż? 

– 

Trzy lata temu. To stało się tak nagle. Miał zaledwie trzydzieści osiem lat. 

Obie bardzo za nim tęsknimy. Trudno mi widywać się z teściami, choć nalegali, by 

ich odwiedzić kilka miesięcy po jego śmierci. Głupio mi, że tak długo zwlekałam z 
zabraniem do nich Lilly – 

wyjaśniła  Greta,  spoglądając  przez okno. –  Mam 

nadzieję, że teraz, kiedy wreszcie się wybrałyśmy, uda nam się do nich dotrzeć. 

background image

Kayla spojrzała na zegarek, by przerwać krępującą ciszę. 
– Nie wiem, 

jak wy, ale ja chętnie bym coś przegryzła. Chodząc po lotnisku, 

widziałam  parę  restauracji.  Jestem  pewna,  że  uda  nam  się  znaleźć  miejsce  w 

którejś z nich. Będzie nam wygodniej niż tu, w hali odlotów. Może macie ochotę 

mi towarzyszyć? 

Megan wstała. 
–  Bardzo 

chętnie  –  odparła.  –  Chodźmy  tam,  napijemy  się  czegoś.  Jak 

długo można tak siedzieć i patrzeć na burzę śnieżną? 

Kobiety  udały  się  do  najbliższej  restauracji  –  „Admiral”. Po kilku 

godzinach poznały się na tyle dobrze, że mogły porozmawiać ze sobą o swych 
prywatnych sprawach. 

– 

Czy  ktoś  z  rodziny  wyjdzie  po  ciebie  w  Knoxville?  –  spytała  Kayla, 

zwracając się do Megan. 

– 

Nie. Mój dziadek zbudował ten domek, a kiedy zmarł, odziedziczyłam go 

po  nim.  Będę  więc  tam  sama  –  westchnęła.  –  Czułam,  że  muszę  wyjechać  ze 

Springfield na jakiś czas. Ostatnie miesiące były dla mnie bardzo ciężkie. Parę 
tygodni temu zwolniono mnie z pracy, a wierzcie mi, koniec roku to nic najlepszy 

okres na szukanie nowej roboty. A do tego niedawno rozstałam się z mężczyzną, z 
którym spotyka

łam  się  przez  ostatnie  dwa  lata.  Nie  jestem  z  tego  powodu 

zrozpaczona, ale muszę przyznać, że rozstanie uraziło moją dumę. 

Spojrzała na Kaylę. 
– 

A kim jest ten twój stary znajomy? Jakąś miłością sprzed lat? 

Kayla roześmiała się. 
– 

Ależ  skąd!  To  moja  przyjaciółka,  Karyn.  Znamy  się  od  trzeciej  klasy 

podstawówki.  Kiedy  zrobiłyśmy  maturę,  jej  rodzina  przeprowadziła  się  na 

Wschodnie  Wybrzeże,  ale  na  szczęście  utrzymywałyśmy  kontakt  telefoniczny  i 

mailowy.  Odwiedziłam  ją  też  parę  razy.  Karyn  znalazła  świetną  pracę  na 

Manhattanie. I chociaż jesteśmy w stałym kontakcie, nie widziałyśmy się od kilku 

lat. Chcemy to nadrobić. 

– 

To wspaniale, że masz przyjaciółkę od tak dawna – rzekła Greta. – Mnie 

tak  pochłonęło  małżeństwo  i  wychowywanie  córeczki,  że  straciłam  kontakt  ze 

wszystkimi znajomymi z liceum. A ty co robiłaś po maturze? 

– 

Poszłam na studia – odpowiedziała Kayla. – Zresztą wcale ich jeszcze nie 

skończyłam. Jestem na prawie i mam wrażenie, że nigdy nie uda mi się zrobić 
dyplomu. 

Nagle  podano  kolejną  informację  o  tym,  że  udało  się  uruchomić  część 

pasów  startowych.  Kobietom  było  trudno  się  rozstać,  ponieważ  przez  te  kilka 

godzin rozmowy poczuły do siebie wielką sympatię. Każda z nich cieszyła się, że 

mogła podzielić się swymi przeżyciami, porażkami i obawami z osobami, których 

zapewne już nigdy w życiu nie zobaczy. 

– 

Słuchajcie, skoro wszystkie wracamy tego samego dnia przez Chicago, 

background image

może  w  drodze  powrotnej  choć  na  chwilę  uda  się  nam  tu  spotkać  i  podzielić 

wrażeniami? – zaproponowała Kayla. – Byłoby fajnie! 

– 

Ja  już  teraz  mogę  wam  powiedzieć,  jak  będzie  wyglądał  mój  urlop  – 

zapewniła Megan. – W górach zapadnę w sen zimowy i prześpię cały pobyt. Może 

obudzę się dopiero na wiosnę? 

Kayla zwróciła się do Grety. 
– 

A może ty z Lilly chciałabyś się ze mną spotkać w drodze powrotnej? 

– 

Oczywiście – odpowiedziała z uśmiechem. – Chętnie wysłucham twojej 

relacji z St Croix. 

– 

Ja też – zawtórowała Megan. – Spodziewajcie się mnie na tym spotkaniu. 

Chętnie się dowiem, że przynajmniej wy miałyście udany urlop. 

Kobiety uściskały się na pożegnanie, a następnie ruszyły przez zapełnioną 

halę odlotów i udały się do odpowiednich bramek. 

background image

ROZDZIAŁ PIERWSZY 

 

Ciepły  strumień  powietrza  owiewał  Megan  Bennett,  jadącą  wynajętym 

jeepem,  nie  dopuszczając  do  wnętrza  auta  chłodu  zimnego  grudniowego 

wieczoru.  Ten  ciepły  strumień  nie  mógł  jednak  rozwiać  jej  ponurego  uczucia 

pustki. Westchnęła głęboko. Po raz pierwszy w swoim dwudziestosześcioletnim 

życiu miała zamiar samotnie spędzić święta. 

Jechała  teraz  przez  Harmony  Falls,  urokliwe  miasteczko  w  stanie 

Tennessee. W zmierzchu wczesnego wieczoru migające światełka, którymi były 

przystrojone  drzewa  po  obu  stronach  głównej  ulicy,  wiecznie  zielone  wieńce 

przewiązane  dużymi  czerwonymi  kokardami,  zawieszone  na  prawie  każdych 

drzwiach,  i  elektryczne  świeczki  błyszczące  w  oknach  większości  domów, 

przypominały jej malarstwo Thomasa Kinkade. 

Przyjechałam tu, żeby uciec od świąt Bożego Narodzenia i wylądowałam 

w samym środku świątecznej scenerii, pomyślała z ironią, skręcając w wąską, 

ośnieżoną drogę wiodącą prosto w górę Whisper Mountain. 

Gdy światła miasteczka zostały z tyłu, Megan skupiła całą uwagę, żeby nie 

ześlizgnąć  się  w  dół  ze  stromej,  krętej  drogi.  Zamiast  spędzania  świąt  w 

odosobnionym  domku  na  stokach  Smoky  Mountains,  mogłaby  spędzić  je  w 
Illinois, w Sp

ringfield, w towarzystwie jednego ze swoich przyjaciół, lub przyjąć 

zaproszenie  rodziców  na  wyprawę  do  dżungli  w  Costa  Rica,  gdzie  zamierzali 

podpatrywać  życie  egzotycznych  ptaków.  Zważywszy  jednak  wszystko,  co 

wydarzyło się w ciągu ostatnich kilku miesięcy, nie miała ochoty na jakiekolwiek 

towarzystwo ani świętowanie czegokolwiek. Wszystko, czego pragnęła, to jakoś 

przetrwać te święta, z nadzieją, że nadchodzący rok będzie lepszy od tego, który 

właśnie się kończył. 

W ciągu ostatnich dwunastu miesięcy los boleśnie ją doświadczył. Rozstała 

się z mężczyzną, z którym spotykała się od dwóch lat, uznawszy, że ich związek 

nie ma przyszłości. Wskutek załamania się koniunktury została zwolniona z biura 

podróży,  gdzie  pracowała  jako  agentka.  Ale  największym  ciosem  była 

niespodziewana śmierć jej ukochanego dziadka, który zmarł na udar mózgu. 

Gdy  w  świetle  reflektorów samochodu  zobaczyła pierwszy  słupek  płotu 

okalającego niewielki dom, zwolniła, by wjechać na niezwykle stromą ścieżkę 

wiodącą  już  bezpośrednio  do  celu.  Nigdy  tu  nie  była,  ale  dziadek  Bennett  w 

swoich opowieściach o wyprawach na połów pstrągów przedstawiał jej to miejsce 

tak dokładnie, że trafiłaby tutaj nawet bez mapy. 

Zaparkowała samochód na pozbawionej drzew i zarośli przestrzeni przed 

zadaszonym szerokim 

gankiem,  zbudowanym  z  drewnianych  bali.  Jakiś  czas 

siedziała  w  samochodzie,  starając  się  ogarnąć  wzrokiem  domek,  który 

odziedziczyła po dziadku. Łzy napłynęły jej do oczu, gdy uzmysłowiła sobie, że 

background image

od piątego roku życia spędzała w jego towarzystwie każde Boże Narodzenie. 

Chociaż dziadek nie celebrował świąt w tradycyjny sposób, dziewczynka 

zawsze z niecierpliwością oczekiwała na ferie świąteczne, podczas których miała 

go dla siebie cały czas. Zaraz po uroczystym odpakowaniu prezentów jej rodzice 

wyjeżdżali, a ona siedziała razem z dziadkiem przy kominku w jego gabinecie, 

piła  gorące  kakao  i  zajadała  się  pysznymi  ciasteczkami,  które  piekła  jego 

gospodyni. Starszy pan opowiadał o swoich wędrówkach po Smoky Mountains i 

o  cudownym  spokoju,  którego  doznawał  za  każdym  razem,  gdy  wracał  do 

swojego domku. Dziewczynka słuchała i marzyła o dniu, w którym będzie mogła 

zobaczyć to wszystko na własne oczy. 

– 

Mam nadzieję, że zaznam tutaj tego samego spokoju, którego doznawałeś 

ty, dziadku – 

szepnęła  Megan,  po  czym  wysiadła  z  samochodu  i  weszła  na 

schodki ganku. 

Piętnaście minut później na kominku płonął ogień, w dzbanku parzyła się 

kawa, a większość rzeczy zdołała już wnieść do domu. Stojąc we frontowych 

drzwiach,  rozglądała  się  po  przytulnym  wnętrzu  chaty.  Uznała,  że  dokonała 

słusznego wyboru, decydując się na spędzenie świąt właśnie tutaj. Będzie mogła 

nie  tylko  w  spokoju  zastanowić  się  nad  swoją  przyszłością  i  obmyślić  plan 

szukania  nowej  pracy,  ale  poczuje  się  tak  jak  dawniej,  jakby  znowu  była  ze 
swoim ukochanym dziadkiem. 

Rzuciwszy ostatnie spojrzenie na pokój, wyszła na zewnątrz sprawdzić, w 

jakim stanie technicznym znajduje się domek, który stał zupełnie pusty od ponad 

roku.  Ale  gdy  odnalazła  skrzynkę  z  głównym  wyłącznikiem  prądu  i  włączyła 

zasilanie, stwierdziła z ulgą, że wszystko działa bez zarzutu. 

Przyszło  jej  na  myśl,  że  zanim  powróci  do  Illinois,  będzie  musiała 

odwiedzić przyjaciela dziadka, Lucasa McCabe, by podziękować mu za opiekę 

nad  domkiem.  Zależało  jej,  aby  starszy  pan  nadal  go  doglądał,  więc  chciała 
udz

ielić mu dalszych instrukcji w tej sprawie. Tymczasem musiała przynieść z 

samochodu  resztę  bagaży,  w  których  znajdowała  się  żywność  zakupiona  po 

drodze  w  Pigeon  Forge.  Potem  Odgrzeje  w  piekarniku  pizzę,  oblecze  świeżą 

pościel i nareszcie usiądzie przed kominkiem z filiżanką dymiącej, aromatycznej 

kawy  i  książką,  którą  kupiła  w  kiosku  z  upominkami  na  lotnisku  O’Hare  w 

Chicago, kiedy oczekiwała na zapowiedź opóźnionego rejsu jej samolotu. 

Pogrążona  w  myślach,  wyciągnęła  ostatnie  dwie  torby  z  bagażnika 

samocho

du, zatrzasnęła klapę i skierowała się w stronę domu. Zrobiła zaledwie 

kilka kroków, gdy z gęstwiny drzew otaczających dom wyskoczył mężczyzna ze 

strzelbą w ręku. 

– 

To teren prywatny. Co pani tu robi? Zaskoczona Megan upuściła torby, a 

z jej ust wyrwał się okrzyk przerażenia. 

 

Lucas  McCabe  nie  wiedział,  co  myśleć,  gdy  wyszedłszy  ze  swojego 

background image

warsztatu  stolarskiego,  zobaczył  smużkę  dymu  nad  domkiem  Sama  Bennetta. 

Czym  prędzej  sięgnął  po  swoją  nieco  staroświecką  strzelbę  i  skrywając  się  w 

gęstwinie  lasu,  pobiegł  w  górę  stromizny.  Dotarcie  do  domu  Sama,  żeby 

przepędzić  intruza,  zajęło  mu  trochę  czasu,  ale  ostatnią  osobą,  której  się  tam 

spodziewał,  była  drobna  i  pełna  wdzięku  blondynka,  która  swym  krzykiem  z 

pewnością obudziła wszystkie niedźwiedzie, od dawna pogrążone w zimowym 

śnie. 

– 

Halo, proszę pani! Niech się pani uspokoi! 

– 

zawołał z nadzieją, że jego głos przebije się przez wrzask kobiety. 

– Kim... kim pan jest? – 

Dziewczyna cofnęła się o krok. – Czego pan chce? 

Nie mam gotówki przy sobie, ale proszę, niech pan... niech pan weźmie moje 

czeki  podróżne  i...  karty  kredytowe  –  zaproponowała  uprzejmie,  po  czym 

rozejrzała się dokoła w poszukiwaniu drogi ucieczki. 

– 

Nie chcę pani pieniędzy, czeków ani kart kredytowych – oznajmił Lucas, 

pomagając  sobie  przeczącymi  ruchami  głowy  dla  większej  czytelności  tego 
komunikatu. 

Starał się ze wszystkich sił nie potęgować jej przerażenia, oczywiście na ile 

było to możliwe dla mężczyzny o jego posturze, w dodatku trzymającego w ręku 

dużą strzelbę zdolną powalić łosia, więc podchodził do niej powoli, podczas gdy 

ona cofała się, dając mu wzrokiem do zrozumienia, że zaraz zacznie wrzeszczeć 

jak schwytana w sidła dzika kotka. 

Lucas westchnął głęboko. Tylko tego brakowało. Po dwunastu godzinach 

spędzonych  w  warsztacie,  gdzie  robił  zabawki  na  prezenty  dla  dzieci,  wśród 

których  były  drewniane  pociągi  i  kołyski  dla  lalek,  marzył  tylko  o  szklance 

zimnego  piwa,  gorącym  prysznicu  i  kilku  godzinach  bezczynnego  oglądania 

telewizji. Zajmowania się rozhisteryzowaną kobietą w ogóle nie przewidywał w 
dniu dzisiejszym. 

– 

Musiała  się  pani  zgubić  albo  zabłądzić  –  zauważył,  starając  się  o 

naturalny ton głosu. – Nie ma tu nigdzie w tej okolicy żadnego wolnego lokum do 

wynajęcia na święta, a ten dom należy do rodziny Bennettów. Tak więc będzie 

musiała pani opuścić to miejsce – dodał, żeby nie robiła sobie żadnych nadziei. 

Po takim wyjaśnieniu dziewczyna cofnęła się jeszcze kilka kroków. 
– 

Pan znał Sama Bennetta? – zapytała z niedowierzaniem. 

Lucas zmarszczył czoło. 
– 

Kim pani jest, proszę pani? – odpowiedział pytaniem. 

– A kim pan jest

?

 – 

zapytała, zadzierając butnie podbródek. 

– 

Pierwszy zapytałem. 

Kobieta  westchnęła  z  rezygnacją,  co  Lucas  odebrał  jako  zgodę  na 

proponowaną przez niego kolejność pytań i odpowiedzi. 

–  Jestem  Megan Bennett. Sam Benn

ett był moim dziadkiem – objaśniła 

nieznajomego. 

background image

– 

Niemożliwe. Pani jest za stara na jego wnuczkę – oświadczył. 

Reakcja Megan była natychmiastowa. 
– 

A skąd pan wie, ile mam lat? 

Lucas roześmiał się głośno. Kimkolwiek by była ta mała osóbka, pomyślał, 

trzeb

a jej przyznać, że potrafi trzymać fason. Przeżywszy bowiem spory szok z 

powodu  jego  niespodziewanego  wychynięcia  z  lasu,  przypominała  teraz 

zajadłego  małego  pieska,  który  właśnie  zapędził  szopa  pracza  na  drzewo. 

Niewiele kobiet na świecie, o jej delikatnej aparycji, zgodziłoby się stanąć twarzą 

w twarz z nieznajomym mężczyzną, wyższym od nich o przynajmniej trzydzieści 

pięć centymetrów i cięższym o jakieś czterdzieści kilogramów, który w dodatku 

trzyma w ręku dwulufowy karabin na bizony. 

– Sam wiele razy o

powiadał mi o swojej małej wnuczce. Nie mogła mieć 

więcej niż jakieś dziesięć, no, może jedenaście lat. Najwyżej dwanaście – dodał z 
przekonaniem. 

– Jak pan widzi, jestem starsza. 
– Bardzo odkrywcze... – 

powiedział, zanim zdołał się powstrzymać. 

Dziewczyna 

gwałtownie potrząsnęła głową. 

– 

Mój wiek nie ma tu nic do rzeczy. Kim pan jest i skąd pan znał mojego 

dziadka? 

– 

Widzi pani, Sam Bennett i ja byliśmy przyjaciółmi – zaczął, bo pomyślał, 

że może ta dziewczyna mówi prawdę. – Mój ojciec doglądał tego domu dla Sama 

przez dwadzieścia lat. A potem, po jego śmierci, robię to ja. 

– 

Pan się nazywa McCabe? – spytała, trzęsąc się z zimna. Miała na sobie 

tylko gruby czerwony sweter, który nie dawał skutecznej ochrony przed mrozem. 

– 

Mam na imię Lucas. – Kiwnął głową w kierunku domku. – Niech pani 

wejdzie do środka i ogrzeje się trochę, a ja tymczasem pozbieram pani zakupy i 

wniosę je do domu. A potem porozmawiamy. 

– To nie... n... nie jest konieczne, panie M... McCabe – 

zapewniła go, ale 

bez przekonania, czując, jak jej zęby uderzają o siebie niczym kastaniety. 

Tymczasem  McCabe  z  ufnością  wręczył  jej  swoją  broń  i  delikatnie 

popchnął ją w stronę ganku. 

– 

Proszę wejść do domu, zanim nabawi się pani zapalenia płuc. 

Trzymając strzelbę, jak uśpionego jadowitego węża, który może obudzić 

się  w  każdej  chwili,  obrzuciła  go  nieufnym  spojrzeniem,  po  czym  jednak 

zdecydowała się pójść za jego radą. 

Lucas  odprowadził  ją  wzrokiem,  potem  odwrócił  się  i  zabrał  się  do 

zbierania  leżących  w  śniegu  zakupów.  Podniósł  ostatnią  puszkę  kukurydzy, 

wszedł do domku i otarłszy się o Megan, złożył wszystko na ladzie kuchennej. 

Postanowił, że gdy tylko upewni się, czy ta młoda dama jest rzeczywiście 

tym,  za  kogo  się  podaje,  to  albo  powie  jej,  żeby  zabierała  stąd  swój  zgrabny 

tyłeczek  i  nigdy  więcej  nie  pojawiała  się  w  tych  stronach,  albo...  albo  to  on 

background image

wyniesie  się  czym  prędzej  do  własnego  domu  i  spróbuje  zapomnieć  o  jej 
istnieniu. 

– 

Dziękuję  panu  –  powiedziała  miękko,  co  wywołało  u  niego  jakiś 

niepokojący dreszcz. 

– 

Cieszę się, że przynajmniej tyle mogłem dla pani zrobić, tym bardziej że 

to ja jestem sprawcą tego bałaganu – odpowiedział z galanterią. Kobieta wręczyła 
mu swoje prawo jazdy. 

– 

Proszę, żeby już więcej nie było żadnych nieporozumień co do mojej 

tożsamości  –  oznajmiła  stanowczo.  –  Myślę,  że  teraz  nie  będzie  miał  pan  już 

wątpliwości, że naprawdę jestem Megan Bennett. 

Oniemiały ze zdumienia Lucas wziął z jej rąk dokument i przez dłuższą 

chwilę studiował go niczym policjant z drogówki. 

– 

Przepraszam  panią  za  to  moje  niedowiarstwo,  ale  dziadek  pani  ciągle 

powtarzał, że jego wnuczka jest małą dziewczynką. 

Dziewczyna  przygryzła  dolną  wargę,  a  jej  ładne,  szmaragdowe  oczy 

wypełniły się łzami. 

– 

Myślę, że dziadek nie chciał pogodzić się z tym, że stałam się dorosła. 

Na kilka minut zapanowało milczenie. Przerwał je Lucas. 
– 

Przykro mi z powodu odejścia Sama. Był bardzo dobrym człowiekiem i 

obaj  spędziliśmy  mnóstwo  czasu  na  łowieniu  ryb  we  wszystkich  okolicznych 
strumieniach.  – 

Chrząknął znacząco i zaczął przeciskać się w kierunku drzwi. 

Uznał  bowiem,  że  będzie  lepiej,  jeśli  natychmiast  znajdzie  się  na  świeżym 

powietrzu,  gdyż  nie  wiadomo,  z  jakiego  powodu  poczuł  przemożną  chęć,  by 

wziąć dziewczynę w ramiona i jakoś ją pocieszyć. 

– 

Przywiozę... hmm... jutro trochę drewna do kominka. 

– 

Czy chce pan, żebym zapłaciła za nie teraz? – zapytała Megan, sięgając 

po leżącą na stole portmonetkę. 

Lucas, który właśnie otwierał drzwi, odwrócił się nagle. 
– 

Nie, i nie będzie mi pani płaciła za nie ani teraz, ani jutro. 

– Ale... 

Energicznie pokręcił głową. 
–  Sam i ja zaw

sze  byliśmy  dobrymi  przyjaciółmi.  Na  pewno  życzyłby 

sobie, żebym się panią opiekował. 

Zanim  Megan  zdążyła  oznajmić  mu,  że  nie  potrzebuje  niczyjej  opieki, 

Lucas podniósł swoją dwulufową strzelbę z miejsca, w którym ją położyła, i nie 

oglądając się, zniknął za drzwiami. Wtedy dopiero odetchnęła pełną piersią. 

Spodziewała się, że przyjaciel dziadka będzie dużo starszy i zupełnie nie 

była przygotowana na spotkanie z kimś takim, jak Lucas McCabe. 

Miał proste włosy w kolorze tytoniowego brązu, które zawadiacko opadały 

mu  na  prawą  stronę  czoła,  sięgając  brwi,  ciemne  oczy,  które  zdawały  się 

przenikać  ją  na  wskroś,  i  ciepły  uśmiech,  który  mógłby  stopić  połowę  czap 

background image

lodowych na szczytach gór. Był jednym z najprzystojniejszych mężczyzn, jakich 

do tej pory spotkała w swoim życiu. 

Ale nie tyle jego niepospolita uroda zrobiła na niej największe wrażenie, ile 

władcza postura. 

Gdy  wszedł,  wypełnił  sobą  niemal  cały  domek.  Miał  ponad  metr 

osiemdziesiąt  wzrostu,  szeroką  pierś  i  długie  ramiona,  w  których  mógł  utulić 

każdą kobietę przekonaną, że właśnie zawalił się jej świat. 

Serce Megan podskoczyło nagle, gdy w pewnej chwili zdała sobie sprawę, 

o czym ona w tej chwili myśli. 

Przecież  wcale  nie  potrzebowała  mężczyzny,  który  wspierałby  ją 

emocjonalnie. Nathan Kennedy skutecznie pomó

gł  jej  to  zrozumieć.  Myślała 

bowiem  naiwnie,  że  mężczyzna,  z  którym  była  przez  dwa  lata,  wesprze  ją  w 

trudnym  dla  niej  czasie,  zaraz  po  śmierci  dziadka.  Ale  Nathan  szybko 

wyprowadził ją z błędu, gdy oznajmił, że jej emocjonalne przeżycia powodują 
jego dysk

omfort  psychiczny  i  poprosił,  żeby  skontaktowała  się  z  nim  po 

pogrzebie, gdy wszystko powróci już do normy. 

Tak  było  sześć  miesięcy  temu  i  od  tego  czasu  nie  zamieniła  z  nim  ani 

słowa. Wprawdzie dzwonił do niej kilka razy, nagrywając się na automatycznej 
se

kretarce i prosząc o kontakt, ale prędzej doczekałby się zamarznięcia piekła niż 

wiadomości od niej. 

Ona tymczasem uzmysłowiła sobie, że straciła wystarczająco dużo czasu i 

energii w swoim życiu na to, by dowiedzieć się, jak bardzo można zawieść się na 

mężczyznach.  Była  młodą,  niezależną  kobietą  o  silnej  osobowości,  mocno 

stąpającą  po  ziemi  i  dającą  sobie  radę  ze  wszystkim,  co  życie  stawiało  jej  na 
drodze. 

Później  jednak,  gdy  zasypiając  w  przytulnym  łóżku  przymknęła  oczy  i 

wyobraziła sobie wysokiego ciemnowłosego mężczyznę o ciepłym spojrzeniu i 

zniewalającym  uśmiechu,  który  zapraszał  ją,  żeby  położyła  głowę  na  jego 
ramieniu – 

zapomniała o całym bożym świecie. 

background image

ROZDZIAŁ DRUGI 

 

Lucas rozpoczął następny dzień od załadowania na ciężarówkę obiecanego 

drewna do k

ominka i właśnie dorzucił na pokaźny stos jeszcze jedną kłodę, kiedy 

z jego ust wyrwało się soczyste przekleństwo. Nagle bowiem pomyślał o swoim 

poczuciu  odpowiedzialności.  Miał  przecież  pilną  pracę  do  wykonania  na 

gwiazdkowe przyjęcie dla dzieci z Harmony Falls, a doglądanie teraz wnuczki 

Sama  bynajmniej  nie  sprzyjało  terminowemu  wywiązaniu  się  z  tego  zadania. 

Tocząc  w  sobie  walkę  między  wyrzutami  sumienia  a  świadomością 

odpowiedzialności, nadal jednak rzucał polana na samochód. 

W dzieciństwie rodzice wpoili mu zasadę pomagania bliźnim, ale z drugiej 

strony  był  przekonany,  że  Sam  Bennett  chciałby,  żeby  pomógł  jego  wnuczce, 

dopóki będzie tu przebywała. Zatrzasnął więc klapę i wsunął się za kierownicę. 

Tej  nocy  źle  spał.  Przewracał  się  z  boku  na  bok,  a  jego  myśli  błądziły 

wokół  kobiety,  która  zatrzymała  się  w  domku  jego  przyjaciela.  Jednakże  w 

chwili, w której podniósł się z łóżka, doszedł do wniosku, że chyba postradał 

zmysły. 

Megan  Bennett  w  niczym  nie  przypominała  jego  żony.  Sue  Ellen  była 

wysoką i bezsprzecznie atrakcyjną kobietą o łagodnym usposobieniu. Miał w niej 

oddaną przyjaciółkę i kochankę, a chociaż ich małżeństwo być może nie było 

oparte na wielkiej namiętności, Lucas nie miał wątpliwości, że spędziliby ze sobą 

resztę życia, gdyby tylko Sue Ellen żyła. Do dziś nie mógł ani zrozumieć tego, co 

się stało, ani pogodzić się ze śmiercią żony. 

Megan była dokładnym przeciwieństwem Sue Ellen. Co więcej, kobiety w 

jej typie wcale go nie pociągały. Była drobnej budowy, trochę nerwowa i bardzo 

sprytna.  Dlatego  Lucas  zupełnie  nie  umiał  wytłumaczyć  sobie,  dlaczego  od 

momentu,  kiedy  ujrzał  ją  wrzeszczącą  wniebogłosy,  nie  może  przestać  o  niej 

myśleć. 

Skręciwszy na ścieżkę prowadzącą do domku Sama, odetchnął głęboko. 

Wykona  to,  czego  Sam  oczekiwałby  od niego i dopilnuje Megan w czasie jej 

pobytu w Whisper Mountain, następnie pożegna ją, uda się w drogę powrotną do 

Illinois i zajmie własnymi sprawami. 

Zadowolony  ze  swojego  postanowienia,  zaparkował  ciężarówkę  jak 

najbliżej domku, wysiadł z kabiny i zaczął układać polana w zgrabną stertę pod 

gankiem. Zrobił wszystko, co było w jego mocy, żeby przestać zaprzątać sobie 

głowę  wnuczką  Sama  Bennetta  i  skoncentrować  myśli  na  swoim  warsztacie  i 

czekających  na  wykończenie  drewnianych  zabawkach,  co  jednak  nie 
pr

zeszkodziło mu zauważyć jej natychmiast, kiedy wyszła na ganek. 

– 

Czy  na  pewno  nie  muszę  zapłacić  panu  za  drewno  do  kominka?  – 

upewniła się i posłała mu nieśmiały uśmiech. 

background image

Na dźwięk jej głosu poczuł w żyłach falę gorąca. Ciężkie polano, które 

wyciągnął  właśnie  z  ciężarówki,  wypadło  mu  z  rąk,  gdyż  Megan  wyglądała 

lepiej, niż ją sobie zapamiętał. Jej długie blond włosy niczym pasemka złotego 

jedwabiu układały się na miękkiej granatowej bluzie, a pięknie wykrojone usta 

właśnie obdarzały go pięknym i przyjaznym uśmiechem, który omal nie powalił 

go na kolana. Zakłopotany, schylił się po upuszczone bierwiono. 

– 

Jak powiedziałem już wczoraj wieczorem, Sam zobowiązał mnie, żebym 

zapewnił pani wszystko, cokolwiek pani potrzebuje. 

– 

No  cóż,  jeśli  nie  chce  pan  pieniędzy za drewno, niech pan przyjmie 

przynajmniej  zaproszenie  na  kawę  i  ciasteczka,  które  właśnie  wyjęłam  z 
piekarnika. 

Skrzyżowała ramiona, podkreślając tym gestem swój piękny, pełny biust, 

na  który  natychmiast  zwrócił  uwagę.  Widok  koniuszków  jej  piersi, 
uwypu

klonych przez dotkliwe zimno przenikające przez jej bluzę, przyprawił go 

o zawrót głowy. 

– 

Musi pani być zimno w tej bluzie – zauważył. – Jest na pewno kilka 

stopni poniżej zera – zapewnił ją pośpiesznie, chociaż czuł, że temperatura jego 

ciała podnosi się gwałtownie. – Niech pani wejdzie do domu, a ja przyjdę, gdy 

skończę układać drewno. 

– 

Rzeczywiście jest dość chłodno – odpowiedziała, rozcierając ręce. – Ile 

czasu to panu zajmie? 

– 

Nie dłużej niż pięć, może dziesięć minut. Uśmiechnęła się i zawróciła do 

środka. 

– 

Przygotuję kawę. 

Lucas  odprowadził  ją  wzrokiem.  Był  przekonany,  że  z  taką  ilością 

adrenaliny,  jaką  miał  już  w  żyłach,  mógłby  rozładować  samochód,  zanim 

zdążyłaby zamknąć za sobą drzwi. 

Zaklął  siarczyście,  niezadowolony  z  siebie  i  swoich  buzujących 

hormonów. Sięgnął po następne polano, zastanawiając się nad przyczynami tego 

typu  gorących  doznań.  Dlaczego  ta  mała  kobietka  działa  na  niego  w  tak 

niezwykły sposób? 

Nie mógł powiedzieć, że po śmierci żony żył jak mnich. Miał za sobą wiele 

randek i chocia

ż nie był nigdy z tego szczególnie dumny, zdarzyło mu się kilka 

razy  wylądować  w  łóżku  z  kobietami  jedynie  po  to,  żeby  zaspokoić  potrzebę 

fizyczną. Megan jednak, w żadnym wypadku, nie mogła być jedną z nich. Co 

więcej, zwykle w ogóle nie zwracał uwagi na kobiety w jej typie. 

Nagle, pod wpływem jakiejś myśli, w kąciku jego ust pojawił się uśmiech. 

Jeżeli  zajęła  się  pieczeniem  czegoś,  najprawdopodobniej  zrobiła  to  z  myślą  o 

kimś bliskim, kto prawdopodobnie wkrótce ją tu odwiedzi. 

Byłoby dobrze. Gdyby bowiem miała kogoś przy sobie, nie musiałby przez 

cały czas się o nią troszczyć. A zatem, gdy tylko ułoży tę stertę, wykręci się jakoś 

background image

z zaproszenia na kawę, pojedzie do domu i zaszyje się w swoim warsztacie. 

A Megan Bennett i jej gość będą mogli sami zadbać o siebie. 
 

Megan właśnie wyciągała z piekarnika blaszkę pełną świeżo upieczonych, 

gorących rogalików, kiedy usłyszała mocne pukanie do drzwi. 

– 

Proszę wejść! – krzyknęła przez ramię. Odłożyła blaszkę i odwróciwszy 

się, zobaczyła go stojącego w zakłopotaniu w drzwiach i pokazującego na swoją 

ciężarówkę. 

– 

Co się stało? 

– 

Muszę... eeeee... już wracać. Mam sporo pracy. 

Zaproszenie na kawę było jedynie formą rewanżu za drewno, za które nie 

chciał przyjąć pieniędzy.  Właściwie powinna się ucieszyć, że odmawia. Ale z 
j

akiegoś niezrozumiałego powodu poczuła się rozczarowana. 

– 

Pamiętam,  jak  dziadek  mówił,  że  wykonuje  pan  piękne  meble  na 

zamówienie  – 

powiedziała, starając się, by jej ton zabrzmiał naturalnie. – Czy 

pracuje pan teraz nad czymś specjalnym? Skinął głową, potwierdzając jej domysł. 

– 

Mam trochę rzeczy do zrealizowania na Gwiazdkę. 

– 

Czy jest pan przekonany, że nie ma pan czasu nawet na wypicie filiżanki 

kawy i zjedzenie kilku moich rogalików? – 

zapytała. – Bardzo mnie interesuje 

pana opinia na temat... – u

rwała. 

Z wahaniem zsunął z rąk rękawiczki i wepchnął je do kieszeni kurtki. 
– Na jaki temat? 
– Na temat moich rogalików. – 

Wzięła do ręki blaszkę i zsunęła ciastka na 

półmisek.  –  Przepis  pochodzi  jeszcze  od  gospodyni  dziadka  i  właśnie  po  raz 

pierwszy odważyłam się upiec je właśnie według tego przepisu. 

Zamknął za sobą drzwi i wszedł do środka. 
– 

A czy nie może pani zapytać o to kogoś, dla kogo piecze pani te rogaliki i 

z kim zamierza pani spędzić te święta? 

Zwróciła ku niemu zdziwioną twarz. 
– A dlaczego uw

aża pan, że ktoś koniecznie miałby tu ze mną być? 

– 

Chce pani spędzić tu święta zupełnie sama? – spytał z niedowierzaniem. 

– Tak. – 

Załadowała piekarnik nową porcją rogalików. – Będę tylko ja i 

ostatnia powieść mojego ulubionego pisarza. Zdecydowałam się nie obchodzić 

świąt w tym roku. 

Kiedy znów na niego spojrzała, zauważyła, że przesunął się w głąb kuchni. 
– 

Nie zamierza pani nawet ubrać choinki? 

–  Nie.  – 

Omal  nie  parsknęła  śmiechem,  zobaczywszy  niemal  dziecinne 

zdziwienie  na  jego  męskiej  twarzy.  –  W tym roku  uciekam  przed  świętami  i 

dlatego przyjechałam tutaj. 

– Dlaczego? 
–  A dlaczego nie? – 

Uśmiechnęła  się  dyskretnie,  widząc,  jak  zdejmuje 

background image

roboczą kamizelkę i wiesza ją na poręczy krzesła. W swej czerwonej kraciastej 

koszuli,  dżinsach  i  ciężkich  roboczych  butach  przypominał  teraz  drwala,  ale 

skojarzenie  to  prysło,  gdy  zobaczyła,  jak  odpina  mankiety,  podwija  rękawy 

koszuli,  odsłaniając  muskularne  ręce  i  usiadłszy  przy  stole,  sięga  po  podaną 

filiżankę kawy. 

W tym samym momencie uświadomiła sobie, że ten mężczyzna całkowicie 

zmienił jej wyobrażenia o pięknie męskiego ciała. Z wrażenia przełknęła ślinę i 

czym prędzej zajęła się czynnościami kuchennymi. 

– 

Nie lubi pani świąt? – drążył. 

– To nie tak – 

wyjaśniła pośpiesznie, wzruszając nerwowo ramionami. – 

Nie miałam ochoty walczyć z komarami w lasach na Costa Rica, tylko po to, żeby 

przez moment zobaczyć arę szkarłatną lub tukana. 

– 

No dobrze, ale nadal nie rozumiem, dlaczego spędza pani święta Bożego 

Narodzenia sama? 

Uśmiechając się, przysunęła sobie krzesło i usiadła po przeciwnej stronie 

stołu. 

– 

Właśnie  dlatego,  że  moi  rodzice  wolą  przedzierać  się  przez  dżungle 

Ameryki  Środkowej  w  poszukiwaniu  rzadkich  lub  zagrożonych  wyginięciem 

ptaków, niż spędzać święta w Springfield, skąd większość z nich odleciała na 

zimę. 

– 

Sięgnęła po rogalik. – Zaprosili mnie, żebym pojechała z nimi, ale znając 

moje szczęście, pewnie złapałabym jakieś tropikalne choróbsko. 

– No, a przyjaciele? – 

zapytał, częstując się rogalikiem. 

– 

Nie  chciałam  się  narzucać  ze  swoim  towarzystwem.  –  Wzruszyła 

ramionami i podniosła się, żeby wyjąć z piekarnika następną blaszkę. – A poza 

tym większość z nich postanowiła spędzić tegoroczne święta w taki sam sposób 

jak ja. Kilka tygodni temu wszyscy straciliśmy pracę, bo biuro podróży, w którym 

pracowaliśmy, zostało zlikwidowane. 

– 

Gdy skończyła układać nową partię na półmisku, usiadła z powrotem i 

przysunęła do siebie filiżankę z kawą. – W każdym razie, nigdy jakoś szczególnie 

nie  celebrowałam  świąt  Bożego  Narodzenia.  Dziadek  nie  przykładał  wagi  do 
przestrzegania tradycji. 

Sama  zdumiała  się  własną  szczerością.  Dlaczego  opowiadała  temu 

facetowi o czymś, o czym nie rozmawiała nawet z najbliższymi przyjaciółmi? 

– 

Czy chce pani powiedzieć, że nie miała choinki nawet wtedy, kiedy była 

dzieckiem

?

 

– 

zapytał z dezaprobatą. 

– 

Oczywiście,  że  miałam.  –  Ugryzła  kawałeczek  gorącego  rogalika.  – 

Mama i tata zawsze ubierali drzewko na kilka tygodni przed świętami. Lecz gdy 

tylko  rozpoczynały  się  ferie,  wręczali  mi  jakiś  absurdalnie  drogi  prezent, 

rozbierali choinkę i po drodze na lotnisko podrzucali mnie do dziadka. 

background image

– 

Nigdy nie spędzali z panią świąt? Dokąd jeździli? – dopytywał. 

Zanim jednak utwierdził się w krytycznej opinii o jej rodzicach, Megan 

pośpieszyła z wyjaśnieniem. 

– 

Obawiam  się,  że  z  mojej  winy  odniósł  pan  mylne  wrażenie  o  moich 

rodzicach. Miałam cudowne dzieciństwo, tylko że było ono niekonwencjonalne. 
– 

Uśmiechnęła się do siebie na myśl o nieortodoksyjnych rodzicach. – Zawsze 

upewniali  się,  czy  zdaję  sobie  sprawę,  że  jestem  dla  nich  najważniejsza  i  czy 
w

iem, że mnie bardzo kochają. Ale ojciec jest profesorem ornitologii, a matka 

pasjonatką  obserwowania  przyrody,  oczywiście  w  szczególności  ptaków. 

Wszystkie przerwy w zajęciach szkolnych były jedynymi okazjami, w których 
podejmowali swoje przyrodnicze wycie

czki,  żeby  odnajdywać  i  fotografować 

rzadkie i egzotyczne ptaki. 

Lucas sięgnął po jeszcze jednego rogalika, równocześnie rozważając to, co 

powiedziała. 

– 

Chce pani powiedzieć, że zawsze spędzała wakacje z Samem? 

Przytaknęła. 
– 

Cudownie  spędzaliśmy  ze  sobą  czas.  To  była  nasza  własna  tradycja. 

Siadaliśmy  ze  skrzyżowanymi  nogami  przy  kominku  w  jego  jaskini,  piliśmy 

gorące  kakao  i  jedliśmy  takie  rogaliki  jak  te,  a  on  opowiadał  mi  o  swoich 
wyprawach i przygodach. – 

Zaczęła nerwowo skubać rożek papierowej serwetki. 

– 

To będą moje pierwsze święta Bożego Narodzenia bez dziadka. 

Widząc  wzruszoną  Megan,  Lucas  z  najwyższym  trudem  opanował 

przemożną  chęć  wzięcia  jej  w  ramiona...  Oczywiście  tylko  po  to,  aby  ją 

pocieszyć... 

– Czy pani wie, czego pani potrzeba? – 

zapytał, ująwszy jej drobne ręce 

swoimi potężnymi dłońmi. Chociaż chciał tylko tym gestem dodać jej otuchy, 

poczuł nagle gorąco, które przez jego stwardniałą od pracy skórę rąk popłynęło aż 

do ramion, po czym rozlało się po jego szerokiej piersi. Dobrze pamiętał swoje 

pierwsze święta po śmierci Sue Ellen. Było to jedno z najgorszych przeżyć w jego 

życiu i nie był pewien, jak poradziłby sobie wtedy bez pomocy swoich przyjaciół. 

Zmarszczywszy czoło, potrząsnęła przecząco głową. 
– 

Nie potrafię teraz o niczym myśleć i nie mam pojęcia, czego mi potrzeba. 

– Dobrze to rozumiem – 

powiedział i podniósł się z krzesła, nie uwalniając 

jednak jej rąk ze swoich dłoni. – Powinna pani zacząć obchodzić święta na własny 

sposób... całkiem inaczej niż do tej pory. 

– Dlaczego? 
– A dlaczego nie

?

 

Niech pani założy kurtkę i buty. 

– Ale po co

Roześmiał się. 

– 

Mówi  pani  jak  jedna  z  tych papug z  Ameryki  Środkowej,  za  którymi 

uganiają  się  teraz  pani  rodzice.  Proszę  się  ciepło  ubrać.  Ma  sypnąć  śnieg,  a 

temperatura już spadła o kilka stopni. 

background image

Założył  roboczą  kamizelkę  i  był  już  pewien,  że  postradał  swój  zdrowy 

rozsądek. Początkowo nie miał zamiaru pić kawy z Megan ani rozmawiać z nią o 

tym, jak spędzała w przeszłości święta. Jednak kiedy po otwarciu drzwi domku 

jego  wzrok  spoczął  na  jej  rozkosznym,  zgrabnym  tyłeczku,  gdy  zajęta 

wyjmowaniem blaszki z rogalikami, pochyliła się nad piekarnikiem, poczuł, że 

przestaje myśleć racjonalnie. Potem, kiedy zaczęli rozmawiać i dowiedział się, 

jak bardzo tęskni ona za Samem, i że nigdy nie miała tradycyjnych świąt Bożego 

Narodzenia, po prostu nie mógł pozostać obojętny. 

Jego przyjaciele pomogli mu przeżyć pierwsze święta bez żony. Teraz on 

powinien pomóc Megan, która znalazła się w podobnej sytuacji. Przynajmniej 

tym tłumaczył swoje zachowanie wobec wnuczki Sama Bennetta. 

– 

Co będziemy robili

?

 – 

zapytała z nutą niechęci w głosie, wkładając buty. 

– 

Jedziemy po choinkę dla pani. – Uśmiechnął się szeroko, po czym zdjął z 

wieszaka przy drzwiach kurtkę Megan i szarmancko pomógł jej się ubrać. 

Zamarła na chwilę. 
– Nie p

otrzebuję drzewka. 

– 

Czy przywiozła pani może ze sobą jedną z tych sztucznych choinek? – 

zapytał. 

– No nie, ale... 

Wyprowadził ją na ganek, a potem w dół po schodkach, ale zanim zdołała 

zaprotestować, wyjął z samochodu siekierę i skierował się do lasu. 

– Zatem potrzebne jest pani drzewko. 
– 

Chwileczkę, proszę mnie posłuchać – nalegała, starając się nadążyć za 

nim, gdy brnęli przez śnieżne zaspy. 

– 

Słuchałem pani uważnie przez cały czas. Dlatego teraz tutaj jesteśmy. – 

Przystanął, żeby dać jej możliwość zrównania się z nim. – Nie może pani mieć 

tradycyjnych świąt bez prawdziwego drzewka... 

– 

Wcale mnie pan nie słuchał – przerwała. – Gdyby tak było, pamiętałby 

pan, że nie obchodzę świąt w tym roku. 

– 

Ależ pamiętam. – Uśmiechnął się. – Powiedziała pani, że przyjechała 

tutaj, żeby uciec przed świętami. 

– 

No właśnie. Ale nie mogę tego zrobić, skoro nalega pan, żebym miała tę 

głupią choinkę. 

– 

Zatrzymała się nagle i podparła pod boki. – A właściwie, dlaczego tak się 

pan uparł? 

Lucas wzruszył ramionami. Nie umiał wytłumaczyć, dlaczego zależało mu 

na poprawieniu nastroju wnuczki Sama Bennetta. 

– 

Powiedzmy, że wiem, jak to jest, kiedy spędza się święta po odejściu 

kogoś bliskiego. 

– 

Upływ czasu złagodził wprawdzie ból po stracie Sue Ellen, ale wciąż 

jeszcze pamiętał, jak się czuł, kiedy nadeszły pierwsze samotne święta. – Miałem 

background image

przyjaciół, którzy podtrzymali mnie na duchu po śmierci żony. Pani przyjaciół 

tutaj nie ma, więc spróbuję ich zastąpić. 

–  Och, Lucas, przepraszam. – 

Dotknęła  jego  ramienia. –  Nie zdawałam 

sobi

e sprawy. Kiedy to było? 

– 

Ponad  pięć  lat  temu.  –  Zatrzymał  się  przed  niedużym  cedrem, 

zastanawiając się, czy na pewno tylko pięć lat. – W pewnym sensie wydaje się, 

jakby upłynęło dużo więcej czasu – rzekł po namyśle. 

– 

Co się stałoś – Białaczka. Dowiedzieliśmy się w maju. 

– 

Podniósł  siekierę  i  wykonał  ukośne  nacięcie  u  podstawy  pnia.  –  W 

sierpniu było już po wszystkim. 

– 

Chyba była bardzo młoda. Przytaknął. 

– 

Umarła  na  trzy  tygodnie  przed  swoimi  dwudziestymi  piątymi 

urodzinami. 

Megan nagle zawstydziła się. Litowała się nad sobą z powodu nieudanego 

roku, ale nie przeżyła czegoś tak silnie destrukcyjnego, jak śmierć małżonka lub 

któregoś z rodziców. Lucas doświadczył już jednego i drugiego. 

– 

Teraz  rozumiem,  jak  panu  musiało  być  ciężko  –  powiedziała  ze 

współczuciem. 

Wykonał  kilka  ukośnych  nacięć  po  drugiej  stronie  pnia,  po  czym 

chwyciwszy  jego  górną  część,  zaczął  naginać  drzewko,  które  w  pewnym 

momencie złamało się z głośnym trzaskiem i upadło na miękki śnieg. 

– 

Były chwile, kiedy nie chciało mi się żyć. 

–  Wyp

rostował  się  i  spojrzawszy  uważnie  na  nią,  dodał:  –  Ale 

przetrwałem, ponieważ moi przyjaciele nie pozwolili mi się poddać. Uzmysłowili 

mi, że muszę się podnieść i iść naprzód. I mieli rację. 

– Chyba nie rozumie pan tego, o co mi chodzi – 

powiedziała Megan, chcąc 

wyjaśnić mu swoją postawę. – Nie usiłuję schować się przed życiem. Ja tylko nie 
mam ochoty na pewne celebracje. 

–  Skoro pani tak mówi. – 

Uniósł  jedną  ręką  pień  drzewka  i  trzymając 

siekierę  w  drugiej,  zaczął  je  ciągnąć  za  sobą  po  śniegu  w  kierunku  domu.  – 

Zakładam się, że gdy je postawimy, poczuje się pani zupełnie inaczej. 

Wlokła się za nim i piorunowała wzrokiem jego szerokie plecy. Dlaczego 

mężczyźni są przekonani, że zawsze znajdują najprostsze i najlepsze rozwiązanie 

w każdej sytuacji? 

Zła jak osa, pochyliła się, żeby nabrać pełną garść śniegu, ulepiła twardą 

kulę i rzuciła ją w niego, trafiając w sam środek pleców. 

– 

Ma pan rację, panie McCabe – przyznała radośnie. – Już czuję się dużo 

lepiej. 

Wypuścił z ręki siekierę i położył drzewko. 
– Wiesz, co to oznacza? – 

zapytał z udawaną powagą. 

– 

Że zrezygnowałeś z pomysłu przystrojenia mojego domu? – zaśmiała się 

background image

przekornie, sięgając po następną porcję śniegu – Nie! – Figlarny uśmiech na jego 

twarzy zapowiadał odwet. – To oznacza wojnę. – Miękka kula śniegowa trafiła ją 

z przodu i rozpadłszy się, oprószyła buty. 

–  Masz za swoje! – 

Wycelowała i patrzyła z przyjemnością, jak kolejna 

kula śniegu ląduje na jego ramieniu. – Nie chcę żadnych świątecznych dekoracji. 

Sięgnął po jeszcze jedną garść śniegu i zrobił w jej kierunku kilka kroków. 

Odwróciła  się,  żeby  uciec,  ale  zaczepiła  butem  o  coś  znajdującego  się  pod 

śniegiem i w momencie, kiedy jego pocisk trafił ją w plecy, przewróciła się w 

zaspę. 

Lucas natychmiast znalazł się przy niej. 
– Megan, nic ci s

ię nie stało? 

Objęła go ramieniem, gdy pomagał jej się podnieść. 
– 

Wszystko w porządku – uspokoiła go i... wsunęła swoją pełną śniegu rękę 

w okolice kołnierza jego rozpiętej flanelowej koszuli. 

Ku jej zaskoczeniu, nawet się nie wzdrygnął. 
– 

O,  jak  miło.  Tylko  że  następnym  razem  musisz  zrobić  to  bardziej 

precyzyjnie, bo nasypałaś mi śniegu między koszulę a kamizelkę. 

Wstrzymała oddech, gdy zobaczyła w przeciągłym spojrzeniu jego oczu 

niepokojący błysk. Nagle spoważniał. 

– 

Chodźmy – powiedział. – Musimy wrócić do domu i ubrać choinkę. 

– 

Myślisz,  że  zawsze  możesz  postawić  na  swoim,  tak?  –  zapytała 

zaczepnie, gdy podniósł siekierę i dźwignął drzewko. 

Wzruszył ramionami i zaczął iść w kierunku domu. 
– Nie zawsze. 

Megan otrzepała się ze śniegu i posłusznie szła za nim. Być może wygrał 

pierwszą bitwę, ale nie wygra wojny. Nie miała zamiaru robić niczego, na co nie 

miała ochoty. Łącznie z przystrajaniem choinki. 

 
– 

Kiedy będę robił stojak, ty przygotuj jakieś dekoracje – poprosił Lucas, 

gdy weszli do środka. 

–  O rany

. Nie przywiozłam żadnych ozdób, więc myślę, że powinniśmy 

dać  sobie  spokój  z  tą  choinką  –  powiedziała  beztrosko,  nie  kryjąc  cienia 

złośliwego uśmiechu. 

Jego chłopięcy uśmiech spowodował, że omal nie przewróciła się o swoje 

własne, wyłożone futrem zimowe buty. 

– Doskonale. 
–  Nie rozumiem... – 

Miała  niejasne  podejrzenie,  że  on  doskonale  zdaje 

sobie  sprawę,  iż  w  domku  nie  znajdzie  się  nic,  co  chociaż  z  daleka  mogłoby 

przypominać ozdobę choinki. 

Pomógł jej zdjąć kurtkę i powiesił ją na wieszaku. 
– Prawdziwej, 

tradycyjnej choinki nie przystraja się ozdobami kupionymi 

background image

w  sklepach  ani  żadnymi  połyskującymi  łańcuchami  –  oznajmił  zdumionej 
dziewczynie. 

– No to czym? 
– 

Kruchymi  ciastkami  posypanymi  cukrem,  prażoną  kukurydzą, 

wstążkami...  czymkolwiek,  co  jest  dostępne w domu. –  Dotyk  jego  ręki,  gdy 

lekko popchnął ją w stronę kuchni, wywołał w niej rozkoszny dreszcz. – Więc 

lepiej zajmij się pieczeniem. 

– 

A jeśli nie mam już składników? – zapytała, starając się opanować swój 

nienaturalny ton. 

– 

Nie wierzę – odparł i roześmiał się. – Masz wszystko, czego ci potrzeba – 

dodał miękko, przyprawiając ją o mocniejsze bicie serca. – Mąkę, cukier i masło. 
Wystarczy na dwie blaszki. 

– Ale nie mam foremek – 

oznajmiła prawie z triumfem. 

– 

Nie będą ci potrzebne – odpowiedział z takim przekonaniem, że miała 

ochotę  wrzeszczeć  ze  złości.  –  Nożem  poodcinasz  kawałki  ciasta,  a  szklanką 

poodciskasz koła. – Sięgnął do wewnętrznej kieszeni swojej kamizelki i wyjął 

ołówek.  Z  metalowej  oprawki  na  jego  końcu  zdjął  gumkę,  wręczył  go  coraz 
bardziej zdumionej dziewczynie. – 

A tego możesz użyć do wycinania dziurek na 

brzegu każdego ciastka. Kiedy będą gotowe, dziurki zmniejszą się w sam raz, 

żeby  przewlec  przez  nie  sznureczki.  Proste?  Posłała  mu  pełne  wściekłości 
spojrzenie. 

– 

Nie zamierzasz się poddać, prawda? 

– 

Oczywiście,  że  nie!  –  Uśmiechnął  się szeroko  i  wskazał na piecyk.  – 

Bierz się do roboty. Gdy wrócę z oprawioną choinką, pierwsza porcja już będzie 

stygnąć. 

Kiedy  zamknęły  się  za  nim  drzwi,  Megan  z  najwyższym  trudem 

powstrzymała się, żeby czymś w nie nie rzucić. Nie potrzebowała i nie chciała, 

żeby Lucas McCabe ingerował w jej świąteczne plany, a raczej w ich brak. I nie 

miała  najmniejszego  zamiaru  pozwolić  mu,  żeby  zmuszał  ją  do  wykonywania 

czegokolwiek, czego nie chce robić. 

A jednak, wygłaszając w myślach prelekcję na temat wszystkich upartych, 

pewnych swych racji mężczyzn, i mrucząc do siebie ważniejsze fragmenty tego 

wykładu,  sięgnęła  do  torby  z  mąką  i  zaczęła  odmierzać  ilość  potrzebną  do 
przygotowania dwóch blaszek kruchych ciasteczek. 

background image

ROZDZIAŁ TRZECI 

 

Jesteś,  McCabe,  osłem  dziewiątej  kategorii,  powtarzał  sobie  Lucas, 

taszcząc oprawioną choinkę w kierunku domku. 

Przyjechał do posiadłości Bennetta tylko po to, żeby dostarczyć drewno do 

palenia  w  kominku  i  sprawdzić,  czy  wnuczka  Sama  niczego nie potrzebuje. 

Następnie  planował  czym  prędzej  wrócić  do  warsztatu,  żeby  skończyć  partię 

drewnianych  zabawek  dla  dzieci,  które  miały  znaleźć  się  na  gwiazdkowym 

przyjęciu  w  Harmony  Falls.  A  tymczasem  pomaga  jej  w  przygotowaniu 

świątecznych dekoracji. 

Po 

osadzeniu drzewka w surowo wyglądającym stojaku udał się do swojej 

ciężarówki po strzelbę, która leżała w kabinie, po czym zawrócił do lasu. Na jaki 

pomysł  wpadł  tym  razem?  Otóż  postanowił  zestrzelić  gałąź  jemioły,  którą 

zauważył na wielkim dębie, niedaleko miejsca, gdzie znalazł drzewko na choinkę. 

Megan  wystarczająco  jasno  dała  mu  do  zrozumienia,  że  przyjechała  do 

Whisper Mountain, żeby uniknąć bożonarodzeniowego zamieszania, a on mimo 

to za wszelką cenę chciał stworzyć jej świąteczny nastrój. 

Zazwyczaj 

nie  mieszał  się  w  życie  innych  ludzi  i  gdyby  rzeczywiście 

wierzył, że ona wie, czego chce i zdaje sobie sprawę z tego, co mówi, zabrałby się 

stąd i zostawił ją w spokoju. Nie postąpił tak jednak, ponieważ uważał, że ona 

wcale nie ucieka przed świętami, lecz obwinia je o swoją samotność. I nawet nie 

jest tego świadoma. 

Zastanawiał się, skąd wzięła się u niego przemożna chęć uszczęśliwienia 

tej  dziewczyny.  Przecież  nie  pragnęła  jego  pomocy.  Oczywiście,  kiedy  jego 

przyjaciele nie pozwolili mu zostać samemu podczas pierwszych świąt po śmierci 

Sue  Ellen,  czuł  się  tak  samo  jak  Megan.  Odsyłał  ich  wszystkich  do  diabła  i 

bojkotował ich pomysły. Ale Sam na pewno by nie chciał, żeby jego wnuczka 

była nieszczęśliwa. I z pełnej szacunku pamięci o nim Lucas zamierzał zrobić, co 

tylko było w jego mocy, żeby temu zapobiec. 

Wszedł do domku. 
– Jak tam? Ciasteczka gotowe? – 

zapytał od progu, siląc się na wesołość. 

– 

Bardziej gotowe być nie mogą – wycedziła i wzrokiem wskazała leżącą 

na stole tacę. – Jednak nóż w roli wykrojnika do ciasta nie dał oczekiwanego 
przez ciebie efektu. 

Oparł drzewko o drzwi i podszedł bliżej, żeby ocenić jej starania. 
– Co to jest? – 

Wskazał na ciasteczko o niezidentyfikowanym kształcie. 

Spojrzenie, jakie mu posłała, świadczyło, że nie ma najlepszego zdania na 

temat jego inteligencji. 

– 

A jak myślisz? 

– Gwiazdka? 

background image

Przewróciła oczami dla podkreślenia najwyższego stopnia zdumienia, po 

czym wskazała na obiekt poddawany jego krytyce. 

– 

To przecież domek. Nie widzisz komina

?

 

– 

Och, rzeczywiście. – Nie dostrzegał nic, co przypominałoby komin, ale 

wolał się do tego nie przyznawać. 

– 

Wyglądałyby trochę lepiej, gdybym miała trochę farbek spożywczych do 

kolorowania wypieków lub czegoś do ich dekorowania. 

Lucas usłyszał rozczarowanie w jej głosie i zrobiło mu się jej żal. Objął ją 

ramieniem i przytulił na pocieszenie. 

– 

Zobaczysz, jak fajnie będą wyglądały, jak je zawiesimy na drzewku. 

Nie  przypuszczał  jednak,  jakie  wrażenie  zrobi  na  nim  ten  z  pozoru 

niewinny  przyjacielski  gest  i  że  objąwszy  ją,  dozna  czegoś  w  rodzaju 

elektrycznego  wstrząsu.  Niewiele  też  brakowało,  żeby  przytulił  ją  jeszcze 

mocniej i pocałował. 

– 

Gdzie będzie stała choinka – zapytał, przytomniejąc w porę. 

– Nie... nie jestem jeszcze pewna – 

odpowiedziała zmieszana. 

–  Jest niewysoka –  zasta

nawiał się głośno – więc może na tym stoliku? 

Przeniosę go w kąt pokoju. 

Poczekał,  aż  Megan  zabierze  stojącą  na  nocnym  stoliku  lampę  i  małą 

statuetkę czarnego niedźwiedzia, po czym przeniósł stolik na wybrane miejsce. 

– 

Masz  coś,  żeby  położyć  na  spodzie?  –  spytał  jeszcze,  umieszczając 

drzewko na blacie. 

Megan zastanowiła się przez chwilę. 
– 

Może znajdę jakieś prześcieradło. Będzie się nadawało? 

W zamyśleniu przygryzała dolną wargę i wyglądała przy tym tak ponętnie, 

że  uznał  za  bezpieczniejsze  natychmiast  się  od  niej  odsunąć.  Przytakując, 

skierował się do drzwi. 

– 

To ja w takim razie poszukam jakiejś nitki albo sznurka. 

 

Dwie  godziny  później  Megan  siedziała  po  turecku  na  podłodze  przed 

kominkiem i przewlekała nitkę przez ostatnie, chyba milionowe, ziarno prażonej 

kukurydzy. Zawiązawszy nitkę, poddała swą pracę oględzinom Lucasa. 

– Gotowe – 

oznajmiła z ulgą. 

Po tę kukurydzę Lucas specjalnie pojechał do domu. Przywiózł ogromną 

torbę z żółtymi ziarnami i jakiś przedpotopowy przyrząd z długą rączką, służący 
do ich 

prażenia.  Uparł  się  też,  że  najlepszy  do  wykonania  tej  tradycyjnej 

czynności będzie kominek. Wszystko to stanowiło w oczach Megan niezwykły, 

acz interesujący eksperyment. 

Uniósł wzrok znad gwiazdy, którą właśnie wycinał z kawałka kartonu i 

potaknął z uznaniem. 

– 

Zrobiłaś świetną robotę. Teraz zawieś to na drzewku. 

background image

Spojrzała  krytycznie  na  wijące  się  na  podłodze  pasma  kukurydzianych 

koralików. 

– 

Są chyba za długie na taką małą choinkę. – Są idealne. Zobaczysz. 

Podniosła  się  z  podłogi  i  z  dreszczem  emocji  zaczęła  wieszać  długi 

łańcuch, oplątując drzewko dookoła z dołu do góry. Ku jej miłemu zaskoczeniu, 

łańcuch skończył się dokładnie na wierzchołku choinki. 

– 

Masz miarkę w oczach? – zapytała, nie mogąc ochłonąć ze zdumienia. 

– 

No widzisz, mówiłem ci, że nie będzie za długi. – Wziął do ręki rolkę 

folii aluminiowej i oderwał kawałek odpowiedniej długości. – Jeszcze tylko obłóż 

tym gwiazdę i umieść ją na wierzchołku drzewka. I gotowe. 

– 

Nie możesz tego zrobić sam? Przecież to wszystko to nie mój pomysł. 

Zapomniałeś? 

Roześmiał się, po czym wstał i skierował do drzwi. 
– 

O, nie. Ja mam jeszcze coś do zrobienia – odpowiedział tajemniczo. 

– Co takiego? 

Mrugnął  do  niej  okiem,  co  sprawiło,  że  jej  serce  zabiło  mocniej...  – 

Zobaczysz. 

Po chwili wrócił z naręczem zielonych gałązek w jednej ręce i z młotkiem 

w drugiej. 

– A to co? – 

zdumiała się. 

– 

Jemioła  –  wyjaśnił  i  przyłożył  gwóźdź  do  jednej  z  belek  sufitu  przy 

drzwiach wejściowych. 

Po kilku uderzeniach młotkiem gałąź znalazła się pod pułapem. 
– Dla mnie wyg

ląda to bardziej na jakiś chwast niż na jemiołę – oznajmiła z 

przekąsem. 

Lucas uniósł swą ciemną brew. 
– 

To dzika jemioła. Nie widziałaś jej nigdy? Uśmiechnęła się niepewnie. 

– 

Przyznam, że nie. 

– 

No,  to  ją  masz  u  siebie.  Prawdziwą  jemiołę.  Możesz  się  jej  teraz 

przyjrzeć. – Wyciągnął rękę i pomógł jej wstać. 

Kiedy poczuła mocny uścisk jego twardej dłoni, wstrzymała oddech. 
– 

Przyjrzeć? – spytała nieswoim głosem. 

Ich spojrzenia spotkały się. Megan nie umiałaby określić, jak długo patrzyli 

sobie w oczy, zdawa

ło  się  jej  bowiem,  że  czas  się  zatrzymał.  Dopiero  trzask 

palącego się w kominku polana przerwał chwilę zauroczenia na tyle, że szybko 

wyrwała rękę z jego dłoni. 

– 

To może ja... ja już zawieszę tę gwiazdę – zaproponowała niepewnie. – 

Tylko że nie mam pojęcia, jak ją umocować. 

Zachowując pozorną obojętność, Lucas podszedł do wieszaka na płaszcze i 

sięgnąwszy do kieszeni kamizelki, wyciągnął drut do czyszczenia fajki i rolkę 

samoprzylepnej  srebrnej  taśmy.  Z  drutu  zrobił  otwarte  małe  kółeczko,  które 

background image

przymocował z tyłu gwiazdy kawałkiem taśmy i wręczył ją Megan. 

– 

Powinno spełnić swoje zadanie. 

Gdy brała od niego gotową do zawieszenia gwiazdę, ich palce spotkały się. 

Jego dotyk wywołał u niej tym razem uczucie silnego mrowienia w całej ręce. 

Obróciwszy się w stronę choinki, wspięła się na palce, żeby zamocować ozdobę 

na szczycie drzewka, ale okazało się, że do wykonania tego zadania jest po prostu 
nieco za niska. 

–  Musisz mi pomóc – 

westchnęła,  usiłując  wręczyć  mu  z  powrotem 

gwiazdę. 

– 

W żadnym wypadku – odrzekł z wyszukaną galanterią. – Ta choinka jest 

twoja, więc sama musisz zawiesić na niej gwiazdę. 

Gdy objął ją w talii, aż podskoczyła. 
– 

Co ty... sobie wyobrażasz? – Pytanie zamarło jej na ustach, gdy uniósł ją 

jak piórko do góry na odpowiednią wysokość. 

– 

Dosięgniesz teraz? 

Poczuła na plecach jego ciepły oddech. Bez protestu zagięła ciasno drut 

wokół czubka choinki. 

–  Z... zrobione. – 

Jej  serce  wykonało  kilka  nadprogramowych  uderzeń, 

kiedy jej pupa otarła się o jego szeroką klatkę piersiową, gdy powoli opuszczał ją 

na podłogę. 

– 

Teraz wygląda naprawdę ładnie – powiedział, zrobiwszy dwa kroki do 

tyłu, bardzo pomocne w opanowaniu męskich emocji. Stali oboje w milczeniu, 

przez  kilka  niespokojnych  sekund,  zanim  ostatecznie  odwrócił  się  i  ruszył  do 
drzwi. – 

Robi się późno. Muszę wracać do domu. 

Megan odprowadziła go do wyjścia. 
– 

Dziękuję, że poświeciłeś mi tyle czasu... Naprawdę to doceniam. 

– 

Nie żartuj. – W szerokim uśmiechu pokazał białe zęby, założył płaszcz, a 

następnie  delikatnie  oparł  ręce  na  jej  ramionach.  –  Przecież  wiem,  że  miałaś 

ochotę wyrzucić mnie stąd razem z tą nieszczęsną choinką. 

Megan uśmiechnęła się blado. 
– 

No cóż, przyznaję, że jej nie chciałam, ale wygląda naprawdę wspaniale i 

pięknie pachnie w całym domu. Ale ciastka wyglądałyby dużo lepiej, gdybym 

miała foremki zamiast noża. 

– 

Użyjesz ich w przyszłym roku. 

– 

W przyszłym roku? Pokiwał głową. 

– 

Pamiętaj! To początek twojej własnej świątecznej tradycji. 

Patrzyła na niego coraz bardziej zaskoczona, starając się zrozumieć jego 

intencje, gdy zsunął dłonie z jej ramion i ujął jej ręce. 

– 

Stoimy pod jemiołą, Megan. 

Podniosła głowę, jakby chciała upewnić się, że to, co mówi jest prawdą. 
– 

Rzeczywiście. 

background image

– 

Czy  mógłbym  zatem  uczynić  zadość  zwyczajom  i  cię  pocałować?  – 

zapytał nieśmiało. 

– T... tak. 
– Jeste

ś pewna? 

– Nie. – 

Zaprzeczyła ruchem głowy. – To znaczy, tak. 

– Czyli? – 

Musnął płatek jej ucha. – Czy chcesz, żebym cię pocałował, czy 

nie?  – 

Tym  razem  ton  jego  głosu  był  rzeczowy,  a  pytanie  skonstruowane  w 

sposób klarowny. 

Nawet przelotny dotyk jego ust 

był  dla  jej  delikatnej,  wrażliwej  skóry 

wystarczająco  silną  podnietą,  żeby  pośpiesznie  sformułować  jednoznaczną 

odpowiedź. 

– 

Myślę... że chciałabym. 

Cofnął się, żeby ją zobaczyć i odsunął palcem kosmyk włosów, który opadł 

jej na policzek. 

– 

Cieszę się, ponieważ spędziłem z tobą całe popołudnie, żeby to się stało. 

– T... tak? 

Nie  odpowiedział,  tylko  nagle  pochylił  się  i  ustami  dotknął  jej  warg. 

Megan przymknęła oczy i zapomniała o bożym świecie, o choince, ozdobach i 
krzywych ciastkach. Lucas delikatnie gryz

ł jej wargi i przesuwał po nich usta tak, 

że  czuła  jego  pocałunek  niemal  każdą  komórką  swojego  ciała.  Powoli,  lecz 

zdecydowanie przyciągnął ją do siebie. 

Jego  potężna  i  mocna  klatka  piersiowa  oraz  silne  długie  ręce,  którymi 

obejmował  ją  w  talii,  kontrastowały  z  jej  drobną  postacią  przenikniętą  teraz 

nieznanym rozkosznym dreszczem oczekiwania. Kiedy ich języki się zetknęły, 

Megan rozchyliła usta. Nikt nigdy dotąd nie całował jej w taki sposób. 

Obejmując  rękami  szyję  Lucasa,  poddawała  się  odważnie  jego 

pocałunkowi i coraz bardziej lgnęła do niego. Dopiero po chwili zorientowała się, 

że opuściwszy niżej ręce, uniósł jej biodra i przyciągnął do siebie tak, że poczuła 

jego podniecenie i ogarniającą ją falę gorąca. Chwyciwszy kurczowo flanelową 

koszulę  na  jego  szerokiej  piersi,  jakby  bała  się,  że  mięknąc  i  topiąc  się  od 

nadmiaru  ciepła,  spłynie  z  niego  na  podłogę,  przestraszona  swoją  pośpieszną 

reakcją, usiłowała odepchnąć go od siebie. 

– 

P... proszę cię, nie... 

– 

W porządku, kochanie. – Uwolnił ją z uścisku, trzymając jednak nadal w 

objęciach. – To był tylko pocałunek. 

Potrząsnęła przecząco głową i spojrzała mu wymownie w oczy. 
– 

Nie, nie sądzę. 

– 

Lepiej będzie, jak sobie pójdę – powiedział i sięgnął do gałki u drzwi. – 

Mam jeszcze coś do skończenia w warsztacie. 

– 

Dziękuję – odpowiedziała niepewnie, nie wiedząc, co jeszcze chciałaby 

powiedzieć. 

background image

– 

Cała przyjemność po mojej stronie. – Uśmiechnął się zagadkowo i tak 

miło, że znowu poczuła, jak mięknie jej serce. – Mam nadzieję, że tobie też było 

miło. 

Wiedziała dobrze, że ma na myśli ich pocałunek. 
– 

To  znaczy...  dziękuję  za  drewno  do  kominka  i  za  choinkę  –  dodała 

pospiesznie, lekko zawstydzona. 

– Rozumiem. – 

Otworzył drzwi, zachowując nad wyraz pogodne oblicze. – 

Cieszę się, że mogłem ci pomóc. 

Zanim zdołała wykrztusić cokolwiek, mrugnął do niej porozumiewawczo i 

wyszedł. 

Megan  patrzyła  jeszcze  przez  chwilę  w  oszołomieniu  na  drzwi,  które 

zamknęły się za nim, zadając sobie pytanie, co, u licha, zmusiło ją do przyjazdu 

tutaj? Nie dość, że jednak nie uda jej się uniknąć świątecznego zamieszania, to 

jeszcze  musi  mieć  do  czynienia  z  najbardziej  upartym  facetem,  jakiego 

kiedykolwiek spotkała. 

Gdy spojrzała na jemiołę wiszącą u góry, jej serce zatrzepotało jak złapany 

w potrzask ptak. W porządku, jest nieznośny, ale całuje świetnie. Co do tego nie 

miała cienia wątpliwości. 

Dość tego, zganiła się w duchu. Nie obchodzi cię ani Lucas McCabe, ani 

żaden inny mężczyzna. 

Położyła  się  na  tapczanie  i  zwinąwszy  w  kłębek  jak  kot,  patrzyła  w 

zamyśleniu na trzaskające w ogniu kominka polana. Trzeba było położyć kres 

wszelkim  niedorzecznościom  i  nonsensom.  Nie  była  typem  kobiety  skłonnej 

poddać  się  przelotnym  flirtom,  bez  względu  na  to,  jak  bardzo  kuszące  czy 

przyjemne byłyby pocałunki mężczyzny. 

Do tej pory z nikim nie udało jej się stworzyć udanego związku. I chyba nie 

potrafiła właściwie oceniać mężczyzn. Ze swoim chłopakiem spotykała się przez 

dwa  lata  i  przez  ten  czas  nie  zauważyła,  że  jest  on  płytkim  egocentrykiem. 

Odkryła to dopiero w chwili, kiedy uświadomiła sobie, że nie ma już ochoty go 

widywać. 

Widok  żarzących  się  głowni  w  kominku  wprowadzał  nastrój  spokoju, 

sprzyjający wszelkim refleksjom. Megan pomyślała, że Nathan Kennedy mógłby 

brać u Lucasa lekcje postępowania z kobietami. Nathan wycofał się natychmiast, 

gdy  dała  mu  do  zrozumienia,  że  oczekuje  od  niego  wsparcia  i  psychicznego 

ukojenia,  podczas  gdy  Lucas  wręcz  zmusił  ją,  by  przyjęła  jego  pomoc  i 

uzmysłowił jej, że, paradoksalnie, pragnie właśnie tego, przed czym uciekała. 

Westchnęła  głęboko  i  przykryła  stopy  kolorową  narzutą  z  prawdziwej 

afgańskiej wełny. Nic wielkiego się nie stało, myślała, ale nie będzie już żadnych 

pocałunków pod jemiołą i kolejnych wizyt Lucasa. Przyjechała tutaj tylko po to, 

żeby  przemyśleć  i  przygotować  sobie  plan  szukania  pracy  i  odpocząć  od 

kłopotów. Na pewno nie po to, żeby ich sobie przysparzać. 

background image

Około północy Lucas pogasił światła w warsztacie i wyszedł na zewnątrz. 

Ogarnęła go cisza spokojnej, mroźnej, zimowej nocy. Udało mu się pokryć bejcą 

drewniane kołyski dla lalek, lecz pociągi musiały jeszcze poczekać na montaż aż 

do  jutra  rana.  Czuł  się  bardzo  zmęczony  i  z  przyjemnością  myślał  o  tym,  że 

nareszcie położy się spać. 

Spojrzawszy do góry w kierunku domu Bennetta, zobaczył przebijającą się 

przez  ciemności  niewyraźną  smużkę  światła.  Drzewa,  które  oddzielały  jego 

posesję  od  domu,  w  którym  teraz  znajdowała  się  Megan,  nie  pozwalały  mu 

zorientować się, czy pochodzi ono z wnętrza, czy od lampy oświetlającej ganek. 

Tak czy owak, nie miało to znaczenia. Wiedząc, że niedaleko od niego, w domu 
Sama Bennetta, jest 

teraz kobieta,  która w  dziwny  sposób  zaprząta  mu  myśli, 

zastanawiał się, czy kiedykolwiek odzyska spokój. 

Początkowo usiłował wmówić sobie, że tylko stara się pomóc jej przeżyć 

pierwsze  święta  bez  ukochanego  dziadka.  Ale  gdzieś  pomiędzy  dwoma 
zdarzeniami: 

zabawą  w  śnieżki  i  zamieszaniem  wywołanym  zawieszaniem 

bezkształtnych ciastek na choince – przyznał się, że w jego postępowaniu jest coś 

więcej  niż  tylko  chęć  bezinteresownej  pomocy.  Dokonał  nawet  dokładnego 

rachunku  sumienia.  Najpierw  w  drodze  po  prażoną  kukurydzę,  a  potem  już 

wieczorem. Uznał wówczas, że nie ma żadnego powodu, dla którego oboje nie 

mogliby cieszyć się swoim towarzystwem, tu w Whisper Mountain, jako dwoje 

przyjaciół. 

Było  też  więcej  niż  prawdopodobne,  że  Megan  nie  pragnie  poważnego 

zaangażowania się w jakikolwiek związek. Miała zamiar być sama podczas świąt 

i on także. Ale dlaczego nie mieliby spędzić tego czasu razem i dobrze się przy 

tym bawić? Potem ona wróci do Illinois, a on zostanie tutaj, w Whisper Mountain. 

Będzie nadal pracował spokojnie  w  swoim  warsztacie i  miło wspominał  czas, 

który  razem  spędzili.  Nie  docenił  jednak  magii  pocałunku  pod  jemiołą.  W 

pierwotnym zamiarze miał być lekki i przyjemny – pocałunek między dwojgiem 

przyjaciół. Ale w chwili, gdy dotknął jej ust swoimi, poczuł żywy ogień. Cholera, 

nawet tylko wspomnienie tego pocałunku wystawiało go na ciężką próbę. 

Wziąwszy głęboki wdech mroźnego nocnego powietrza w celu obniżenia 

wewnętrznej temperatury, zaczął zastanawiać się, dlaczego tak silnie reaguje na 
Megan. Do Sue Ell

en zalecał się przez rok, był jej mężem przez pięć lat i nigdy 

nie  doświadczył  takiej  namiętności  w  czasie  jednego  pocałunku.  Intuicja 

podpowiadała mu, że Megan również nie przeżyła dotąd niczego podobnego. 

Pogrążony w myślach, ciągle patrzył na światło sączące się z domu Sama. 

Nagle  zrobiło  się  ciemno.  Domyślił  się,  że  pewnie  poszła  spać.  Oczyma 

wyobraźni widział, jak włożywszy na siebie piżamę czy koszulkę, wsuwa się do 

łóżka i nagle zapragnął znaleźć się przy niej, objąć ją i przytulić. 

Kolejny raz podni

ecił się, niczym nadpobudliwy nastolatek, mocno więc 

zawstydził się i zganił odpowiednimi słowami własną, jak to określił, głupotę. 

background image

Nieważne, co wiedzie ich na pokuszenie, i nie chodzi o bolesną cenę, jaką 

może  zapłacić  za  pragnienie  zdobycia  Megan.  To  się  nie  ma  prawa  zdarzyć, 

powiedział  sobie  bardzo  wyraźnie.  Pominąwszy  fakt,  że  była  wnuczką  jego 

przyjaciela, Sama Bennetta, Lucas mógłby przysiąc, że w jego ocenie dziewczyna 

absolutnie nie była typem kobiety nadającej się na przelotny romans. A on nie 

miał do zaoferowania nic więcej. 

On i Sue Ellen byli bez wątpienia szczęśliwym małżeństwem. Ale Lucas 

McCabe  nie  był  aż  tak  głupi,  żeby  myśleć,  że  szczęście  w  życiu  musi  się 

powtórzyć. Szanse, żeby znalazł drugą kobietę, która byłaby szczęśliwa, wiodąc 
spokojn

e, wiejskie życie przy jego boku, były praktycznie równe zeru. 

Wchodząc  na  schodki  swojego  domu,  odwrócił  się  jeszcze  raz,  żeby 

spojrzeć na dom Sama Bennetta. Zrobi, co tylko w jego mocy, żeby umilić Megan 

święta. Uczyni to dla Sama, to wszystko. Ale nie będzie już żadnych grzesznych, 

pożądliwych pocałunków pod jemiołą, czy pragnień, by objąć ją i przytulić. 

background image

ROZDZIAŁ CZWARTY 

 
– 

Odejdź – mamrotała przez sen Megan, zakopując się głębiej w pościeli. 

Kiedy pukanie do frontowych drzwi domu stało się głośniejsze, odrzuciła 

kołdrę na bok, podniosła się i usiadła na skraju łóżka. Pomimo rozespania, od razu 

domyśliła  się,  kto  o  tak  nieludzkiej  porze  puka  do  drzwi.  Postanowiła,  że 

niezwłocznie da mu do zrozumienia, że jest tym zaledwie średnio zachwycona. 
Jej 

podróżny budzik nastawiony był na godzinę siódmą rano. Wprawdzie jeszcze 

niedawno wstawała o szóstej, żeby zdążyć do biura, ale teraz nie pracowała, a 

nawet gdyby było inaczej, znajdowała się właśnie na urlopie. 

Zetknąwszy się bosymi stopami z twardą, zimną podłogą, zaczęła piszczeć 

i podskakiwać, rozglądając się za pantoflami. 

– 

Czekaj, McCabe, niech no tylko otworzę drzwi... 

W końcu ciepłe, podbite czerwonym futerkiem pantofle znalazły się pod 

łóżkiem i Megan pośpiesznie wsunęła w nie zimne nogi. Była już na to najwyższa 

pora, gdyż pukanie do drzwi rozlegało się nie tylko w domu, ale też w najbliższej 
okolicy. 

– 

Megan, jesteś tam?! 

– 

Przestań  hałasować...  –  zrzędziła  pod  nosem.  Przebiegła  przez  pokój, 

otworzyła  energicznie  drzwi  i  omiotła  go  wzrokiem.  –  Czy wiesz, która jest 
godzina?– 

Dzień  dobry!  –  zawołał  wesoło  i  spojrzał  na  zegarek.  –  Ósma  – 

oznajmił radośnie. 

Zdziwiona potrząsnęła głową z grymasem niezadowolenia. 
– Nieprawda, siódma. 
– 

Zmieniłaś strefę czasową – wykrzyknął tryumfalnie. – Tu jest godzina 

później niż w Illinois. 

– A niech to diabli... – 

Wstrząsnął nią dreszcz wskutek zimnego podmuchu 

od uchylonych drzwi. – 

Co... co sprowadza cię tu o tak wczesnej porze, panie...? 

Wydawał się rozkojarzony. 
– Co... co takiego? 

Podążyła za jego wzrokiem. No tak, wszystko jasne. W pośpiechu, żeby nie 

zdemolował drzwi, zapomniała nałożyć szlafrok. Pomimo że nie miała na sobie 

przeźroczystego, zwiewnego peniuaru, tylko nocną koszulę z flaneli, jej piersi 

odznaczały się pod nią tak wyraźnie, że ich sterczące, wskutek zimną, koniuszki 

zdawały się przebijać miękki materiał. 

Założyła ręce i skuliła ramiona, jakby chciała obronić się przed zimnem, 

chociaż czuła gorąco na policzkach. 

– Co tu robisz? – 

Oderwał od niej wzrok i spojrzał jej w oczy. 

– 

Ja rozpalę ogień, a ty ubierz się w tym czasie – zaproponował. 

– 

Wolałabym wrócić do łóżka. – W jej głosie brzmiał upór. 

background image

– 

Nie możesz. – Przesunął się obok niej, żeby położyć na kuchennym stole 

zielone  gałęzie,  które  przyniósł  ze  sobą,  po  czym  umieścił  na  ladzie  worek  z 
artyku

łami  spożywczymi  i  diabli  wiedzą  z  czym  jeszcze.  –  Mamy mnóstwo 

roboty. 

– O czym ty, u licha, mówisz

?

 – 

Zatrzęsła się cała z oburzenia. – I... i co to 

za las na moim stole? 

– Marzniesz. – 

Położył swoje wielkie dłonie na jej ramionach i obrócił ją, 

kierując  w  stronę  sypialni.  –  Przyrzekam,  że  wszystko  ci  wyjaśnię,  jak  się 
ubierzesz. 

Widząc, że dalszy opór nie ma sensu, Megan udała się do sypialni, żeby 

założyć na siebie bluzkę, dżinsy i ciepłe skarpety. Kiedy wróciła do salonu, Lucas 

umieszczał właśnie ekran ochronny przed buzującym w kominku ogniem. 

– 

Za chwilę będzie ciepło – obwieścił zadowolony. – Zaparz kawy, a ja 

tymczasem pójdę do samochodu po drut. 

– 

Chwileczkę. – Ujęła się pod boki. – Może najpierw wyjaśnisz mi, co ty 

znowu kombinujesz? – 

Wskazała na stos zieleni na stole. 

– 

Musisz mieć wieniec nad drzwiami – wyjaśnił jej z taką powagą, jakby 

właśnie uzasadnił, dlaczego Ziemia musi krążyć dokoła Słońca. 

– 

Nie chcę żadnego wieńca. 

– 

Bo  nie  wiesz,  że  chcesz.  Tak  samo,  jak  z  choinką.  –  Uśmiechnął  się 

szelmowsko. – 

Ale teraz podoba ci się, co, może nie? 

Spojrzała  na  drzewko  i  wiszące  na  nim  ozdoby  –  ciastka  i  prażoną 

kukurydzę. 

– 

No cóż, nie wygląda najgorzej, ale myślałam, że na tym koniec. 

Potrząsnął głową i skierował się do drzwi. 
–  Jak zawiesimy wi

eniec,  zajmę  się  oświetleniem  ganku.  Umocuję 

światełka wzdłuż poręczy, a ty w tym czasie zrobisz piernik z imbirem. 

–  Nie mam produktów – 

pośpieszyła  z  odpowiedzią,  ciesząc  się,  że 

storpedowała przynajmniej jeden jego zamiar. 

– 

Ależ masz. – Wskazał na torbę, leżącą na ladzie. – Wziąłem w obroty 

Margie  Lou,  szefową  największego  sklepu  w  Harmony  Falls  i  kazałem  jej 

wrzucić tu wszystko, co może ci się przydać. Łącznie z przepisem na przepyszny 
piernik. 

– 

Widzę teraz, że angażujesz do swojej świątecznej krucjaty wszystkich w 

okolicy – 

jęknęła Megan. – Czy to, że pozwoliłam na postawienie świątecznego 

drzewka, to mało? 

–  Bynajmniej.  – 

Mrugnął  do  niej  porozumiewawczo.  –  Pamiętasz? 

Budujesz  własną  tradycję  spędzania  świąt.  Choinka  jest  tylko  jednym  z  jej 
elementów. 

Kiedy  wyszedł  po  ten  swój  drut,  rzuciła  okiem  na  zielone  gałązki 

pozostawione na stole i zabrała się do robienia kawy. 

background image

– 

Co za natręt... – westchnęła z ciężkim sercem. 

Megan zmarszczyła czoło na widok wieńca w kształcie elipsy. 
– Czy przypadkiem nie powin

ien być okrągły? – rzuciła nieco kąśliwie. 

– 

Myślę,  że  wygląda  całkiem  nieźle  –  oznajmił,  bardzo  z  siebie 

zadowolony,  wręczając  jej  szeroką  rolkę czerwonej  aksamitnej  wstążki.  –  Ale 

następnym razem na pewno będzie lepiej. 

– 

A ileż to takich wieńców wykonał pan osobiście, panie „złota rączka”? – 

zapytała ironicznie, odmierzając długość wstążki z nadzieją, że wystarczy jej na 

przyzwoitą kokardę. 

– 

No cóż, prawdę mówiąc... – Zarumienił się trochę. 

Gdy jego głos załamał się, Megan wybuchnęła śmiechem. 
– Aha. Czyli debiut... 
– 

Coś w tym rodzaju. – Uśmiechnął się rozbrajająco. 

Gdyby  w  tym  momencie  zmierzyć  temperaturę  Megan,  pewnie  nie 

wystarczyłoby skali na takim specjalnym termometrze, który mierzy erotyczne 

podniecenie.  Przyrzekłszy  sobie,  że  nie  odezwie  się  już  ani  słowem,  położyła 

wstążkę na stole i buntowniczo ujęła się pod boki. 

– A czy ty masz u siebie w domu wieniec? 
– 

zapytała zaczepnym tonem. 

Kiedy  skwapliwie  przytaknął,  zauważyła,  że  ma  przynajmniej  na  tyle 

przyzwoitości, by nie patrzeć jej bezczelnie w oczy. 

– 

Zawsze  kupuję  jeden  w  Pigeon  Forge  lub  w  Gatlinburgu  jeszcze  w 

listopadzie, kiedy odstawiam swoje meble do jednego z tamtejszych sklepów – 

wyjaśnił. 

– 

Kupujesz? No pięknie! – wykrzyknęła z udawanym oburzeniem i zaczęła 

się śmiać. 

– 

Ładnie się śmiejesz – zauważył Lucas, wyciągnął ręce i nagle posadził ją 

sobie na kolanach. 

Czując jego twarde jak dwa konary dębu uda i silne ręce, którymi objął ją w 

talii, z wrażenia niemal przestała oddychać. 

– Lucas... co ty robisz? 
– 

Nie  mam  pojęcia  –  odpowiedział  bez  większego  sensu.  Jego  gorący 

oddech na jej szyi wprawiał ją w zmysłowe drżenie. – Ale przynajmniej wiem 
teraz jedno. 

– Co takiego? 
– 

Wiem,  że  chcę  cię  znowu  pocałować.  –  Jego  głos  stał  się  miękki  i 

aksamitny. 

– 

To chyba nie jest dobry pomysł – odparła równie delikatnym tonem. 

Położył palec wskazujący na jej policzku i potrząsnął głową. 
– Chyba nie. – 

Uśmiechnął się rozbrajająco. – Ale konwenanse i to, czego 

pragniemy, nie zawsze idą w parze, prawda, kochanie? 

background image

– Nie zawsze – 

powtórzyła szeptem. 

– Czy ch

cesz mnie pocałować, Megan? 

Przecież  już  obiecała  sobie,  że  nie  będzie  żadnych  pocałunków  z  tym 

facetem, bez względu na okoliczności. A jednak tym razem jej pragnienie było 
silniejsze od postanowienia. 

Jego brązowe oczy nabrały barwy ciemnej czekolady, gdy pochylił się nad 

nią, żeby dotknąć ustami jej warg. 

– 

Och, jak miękko, jak słodko... – Pieścił słowami wargi Megan, zanim je 

dotknął koniuszkiem języka. 

Dreszcz  rozkoszy  przebiegł przez  ciało Megan.  Rozchyliła  zapraszająco 

usta. Lucas docenił to zaproszenie i delikatnie wsunął swój język w głąb jej ust. 

Serce dziewczyny biło jak szalone, tłocząc w jej żyły fale gorącej krwi. Siedząc 

na jego kolanach, przesunęła się tak, żeby być jeszcze bliżej niego, zarzuciła mu 

ręce na szyję i wplotła palce w jego włosy. Mimo że miała zamknięte oczy, raz po 

raz  pojawiały  się  w  nich  oślepiające  rozbłyski,  a  serce  podskakiwało  i  gubiło 

rytm, gdy poczuła napierającą na jej udo jego podnieconą męskość. 

Kiedy uniósł jej bluzę i wsunął pod nią dłoń, sięgając aż do koronkowego 

b

iustonosza  opinającego  krągłe  piersi,  zdawało  się  jej,  że  roztopi  się  niczym 

garstka śniegu. Drżącymi palcami usiłowała jeszcze rozpiąć guziki jego miękkiej 

flanelowej  koszuli,  ale  gdy  stawiły  opór  jej  rozdygotanym  palcom,  nagle 

oprzytomniała. Co, u licha, wyprawia i do czego to prowadzi? Coś takiego nie 

zdarzyło się jej dotąd nigdy w życiu. 

– Spokojnie, kochanie – 

powiedział Lucas, któremu najwidoczniej udzielił 

się  jej  nastrój.  Delikatnie  wycofał  rękę  i  poprawił  jej  bluzę.  –  Nie  musisz  się 

martwić. Nie pozwolimy sobie na więcej. 

Zmieszana  swoim  zachowaniem  i  bardzo  zażenowana  z  tego  powodu, 

starała się uniknąć jego badawczego spojrzenia. 

– Normalnie... to... ja jeszcze nigdy... tak.. – 

zająknęła się. 

Ujął  jej  twarz  w  obie  dłonie,  a  ona  czuła  się  tak,  jakby  dotykał  ją  całą 

swoimi twardymi spracowanymi rękami. Jej policzki płonęły i żałowała, że nie 

może teraz zapaść się pod ziemię. 

– 

Wszystko w porządku, Megan. – Pocałował ją tak czule, że w jej oczach 

pokazały się łzy. 

– 

Zawiąż tę kokardę, a ja tymczasem wbiję gwóźdź w drzwi, żeby zawiesić 

wieniec. 

Megan aż zesztywniała ze zdumienia. Jak można tak od razu być gotowym 

do  tak  prozaicznych  czynności  po  tym  wszystkim,  co  między  nimi  zaszło? 

Widocznie wszystko spłynęło po nim jak woda po kaczce! 

Po  chwili  namysłu  zdecydowała,  że  najlepszy  sposób  na  opanowanie 

emocji będzie wykonanie kilku głębokich oddechów, po czym potakująco skinęła 

głową. 

background image

– 

Dobrze. Ale nie obiecuję, że ta kokarda będzie udana. 

Kiedy chciała powstać z jego kolan, objął ją ramionami. 
– 

Właśnie! Wiesz co? Ja też nie obiecuję... 

– 

Masz na myśli ten wieniec? 

–  Nie.  – 

Przytulił  ją  na  moment  do  siebie  i  postawił  na  nogi,  po  czym 

podniósł się i pochyliwszy się nad nią, uśmiechnął się szeroko. – Nie obiecuję, że 

nie pocałuję cię znowu – wyszeptał jej do ucha. 

 

Wyszedłszy  na  zewnątrz,  Lucas  zaczerpnął  dla  uspokojenia  spory  haust 

zimnego powietrza. Igrał z ogniem i cholernie dobrze zdawał sobie z tego sprawę. 

W świecie, w którym żyła Megan, on zdawał się nie mieć wyboru. Powiedział już 

sobie, że sprawy pomiędzy nimi mają utrzymywać się w lżejszej konwencji, nic 

więcej  ponad  przyjaźń.  Ale  nie  mógł  powstrzymać  się,  żeby  nie  wziąć  jej  w 

ramiona,  dokładnie  tak  samo,  jak  nie  mógł  przestać  oddychać.  I  jeśli  nawet 

pomyślał, że ich wczorajszy pocałunek pod jemiołą był dla niego jedynie nic nie 

znaczącym  epizodem,  to  teraz  nie  mógł  wyobrazić  sobie  nawet  w  części,  co 

będzie czuł, kładąc się do łóżka dziś wieczorem. 

Gdy sięgnął po młotek, pudło z gwoździami i zestaw migoczących lampek, 

które  nabył  przy  okazji  kupowania  niezbędnych  składników  potrzebnych  do 

zrobienia piernika, zastanawiał się, jak długo można wytrzymać bez snu. Przez 

ostatnie dwie noce bowiem przewracał się z boku na bok z powodu kobiety, która 

wywróciła jego świat do góry nogami. 

I  gotów byłby  założyć  się,  że  nie dane  mu  będzie  zaznać  przyzwoitego 

odpoczynku, dopóki ona stąd nie wyjedzie. 

Kręcąc  z  dezaprobatą  głową,  rozwiesił  pośpiesznie  światełka  wzdłuż 

poręczy ganku, a następnie, ująwszy palcami jednej ręki stosowny gwóźdź, drugą 

chwycił  pokaźny  młotek.  Właśnie  wziął  zamach  i  chciał  wykonać  fachowe 

uderzenie,  gdy  Megan,  pod  wpływem  sobie  tylko  wiadomej  myśli,  uchyliła 

drzwi,  wskutek  czego  obuch  młotka  rozminął  się  z  główką  gwoździa.  Nie 

rozminął się za to z kciukiem i palcem wskazującym Lucasa. 

– 

Mam tę kokardę... – nagle urwała, zakrywając dłonią usta. 

– Kur... A niech to... – 

Gwóźdź wypadł z ręki Lucasa, który na szczęście w 

porę zdał sobie sprawę z tego, na co się zanosi i zdążył nieco osłabić uderzenie. 

– Och, Lucas, bardzo przepraszam. Bardzo boli? – 

Megan troskliwie ujęła 

jego rękę. – Pokaż. 

Oba  palce,  dzięki  jego  zawodowemu  refleksowi,  nie  ucierpiały  aż  tak 

bardzo, lecz gdyby nawet uległy rozklepaniu niczym srebrna blaszka, udawałby, 

że  nic  się  nie  stało,  uśmiechając  się  przy  tym  promiennie.  Jak  mogłoby  być 

inaczej? Megan miękko ujęła jego dłoń i głaszcząc palce Lucasa, szukała miejsca 

urazu, co sprawiało mu z każdą sekundą coraz większą rozkosz i odwracało jego 

myśli od miejsca bólu. 

background image

– 

Wszystko porządku – oznajmił nienaturalnym głosem. 

–  Nieprawda.  – 

Megan  pokazała  mu  ślady  jego  krwi  na  koniuszkach 

swoich palców. 

Wzruszył  ramionami,  nie  rozumiejąc,  dlaczego  robi  tyle  zamieszania 

wokół paru głupich zadrapań. 

– 

Daj spokój. Przeżyłem już o wiele gorsze rany. 

– 

Wejdźmy do środka. Poszukam bandaża. Pomimo że jego ręka wielkości 

niedźwiedziej łapy była dwa razy większa od jej dłoni, trzymała ją tak, jakby to 

była kosztowna filiżanka z kruchej porcelany. 

Rozbawiony, zaczął tłumaczyć jej, dlaczego nie powinna kłopotać się tak 

banalnym przypadkiem, ale nie słuchała go i kazała mu usiąść przy stole. 

– 

Zaraz  wrócę,  tylko  poszukam  jakiejś  apteczki.  Patrzył,  jak  Megan 

gorączkowo  przeszukuje  łazienkę.  Rozpamiętywał  czuły,  pieszczący  dotyk  jej 

palców na swojej dłoni i oczekiwał niecierpliwie, kiedy wróci i podejmie znowu 

rolę pielęgniarki. 

Dawno  nie  miał  w  swoim  otoczeniu  kobiety,  która  otaczałaby  go  taką 

troską, tak się nim interesowała. Kiedyś jego matka robiła to, co zwykle czynią 

wszystkie  troskliwe  matki,  ale  żona  była  już  zbyt  praktyczna  i  pragmatyczna, 

żeby  nadmiernie  przejmować  się  czymkolwiek.  Przypomniał  sobie  teraz,  ku 

swemu zaskoczeniu, że Sue Ellen nie była nadmiernie skłonna do okazywania 

współczucia i że czasami bezskutecznie oczekiwał od niej przejawów troski czy 

choćby najmniejszego zainteresowania. 

Za

wsze  myślał,  że  Sue  Ellen  ma  bardzo spokojną  naturę.  Ale  może  tak 

naprawdę była po prostu zbyt chłodna? 

–  Tak mi przykro z tego powodu – 

powiedziała  Megan,  śpiesząc  z 

powrotem, i uklękła, żeby zająć się opatrunkiem. 

Lucas otrząsnął się ze swoich myśli i próbował jeszcze raz zbagatelizować 

całe zdarzenie. 

– 

Nie przejmuj się. To nic takiego. 

– 

Ja  tylko  chciałam  zapytać  cię,  czy  jesteś  gotów,  żeby  zawiesić  ten 

wieniec. Nie chciałam cię zranić. 

– 

I nie zrobiłaś tego. To ja trzymałem w ręku młotek. 

Obserwował,  jak  delikatnie  przeciera  jego  skaleczenia  antyseptyczną 

ściereczką,  a  potem  aplikuje  jakąś  przeciwbakteryjną  maść  na  uszkodzenia  i 
wszelkie otarcia skóry. 

– 

Ale gdybym nie otworzyła drzwi właśnie w tym fatalnym momencie, nic 

by ci się nie stało. – Wyjęła z pudełeczka dwa kawałki samoprzylepnego bandaża, 

którymi w przemyślny sposób owinęła zranione miejsca. 

Poczuł  ogarniające  go  od  wewnątrz  ciepło,  którego  nie  umiał  sobie 

wytłumaczyć i które nie dawało mu żadnego komfortu. Ogarnęło go przemożne 

pragnienie,  żeby  nagle  pochwycić  Megan  w  ramiona,  ale  na  razie,  wysiłkiem 

background image

woli, zdecydował, że najlepiej będzie, jeśli trochę się od niej odsunie. 

– 

Dzięki.  –  Podniósł  się,  pomógł  jej  wstać  i  wyciągnął  obandażowany 

kciuk w kierunku drzwi. – 

A teraz pójdę wbić ten nieszczęsny gwóźdź, dobrze? 

Uśmiechnęła się w sposób, który spowodował u niego gwałtowny wzrost 

ciśnienia krwi, zakłócił miarową pracę serca i spokojny oddech. 

– 

Nie chcesz, żebym ci pomogła? 

Och,  tak,  bardzo  potrzebował  jej  pomocy,  ale  nie  takiej,  jaką  właśnie 

oferowała. 

– 

No, to może zajmij się piernikiem. 

– 

Już  się  robi  –  oznajmiła  z  dumą.  –  Ciasto  chłodzi  się  w  lodówce  od 

godziny. – 

Spojrzała na zegar umieszczony na piekarniku. – Wyjmę je za jakieś 

dziesięć minut, żeby przygotować wszystkie elementy na domek z piernika. 

Lucas zatrzymał się w drodze do drzwi i na chwilę zaniemówił z wrażenia. 
– 

Czyżbyś wzięła sprawy w swoje ręce? – zapytał z podziwem. 

– 

Nie tak szybko. Najpierw zawieś na drzwiach wieniec, a potem przyjdź 

mi pomóc. 

– 

Uśmiechnęła się obiecująco. 

Poczuł gwałtowny skurcz w okolicy serca i suchość w gardle. W co, do 

cholery, się wpakował? 

– 

Ale... ja... nie mam pojęcia, jak robi się domek z piernika. 

– 

Wszystko to twój pomysł, nie pamiętasz? Poza tym, chcę tylko od ciebie, 

żebyś  dopilnował  właściwych  wymiarów  ścian  –  długości  i  wysokości.  – 

Przygryzła w zamyśleniu dolną wargę. 

– 

Z pewnością znajdziesz w samochodzie coś do mierzenia, na przykład 

taką zwijaną metalową taśmę, prawda? 

– 

A tak, mam w samochodzie. To się nazywa taśma miernicza. – Roześmiał 

się z ulgą. 

– 

W  porządku.  A  więc  wyobraź  sobie,  ze  bierzesz  udział  w  ważnym 

stolarskim przedsięwzięciu. 

 

Godzinę później Lucas już szykował się do wyjścia, gdy jego wzrok znów 

natknął  się  na  jej  kształtne  pośladki.  Dziewczyna  pochyliła  się  bowiem  nad 
p

iekarnikiem,  by  wyjąć  blaszkę  z  piernikiem,  a  kiedy  wyprostowała  się, 

wyglądała niemniej ponętnie z czerwonymi od gorąca policzkami i jedwabistym 

kosmykiem włosów, opadającym na czoło. 

Westchnął ciężko i podniósł się z trudem. Był mężczyzną o wystarczająco 

silnej  woli  i  dostatecznym  krytycyzmie,  żeby  zdać  sobie  sprawę,  na  ile  może 

sobie pozwolić. Spędził cały dzień na walce o pohamowanie żądzy i utrzymanie 

swych rąk przy sobie, z miernym, jak to ocenił, skutkiem. Oprócz tego naprawdę 

musiał  wrócić  do  pracy.  Bo  jeśli  natychmiast  nie  wróci  do  warsztatu,  diabli 

wezmą zabawki, które ma skończyć na jutrzejsze przyjęcie. 

background image

– No, to wszystko gotowe – 

skwitował, sięgając po swoją kamizelkę. – A 

mnie czeka robota po powrocie do domu. 

– 

Gdybyś chciał, mogłabym coś przygotować na obiad – zaproponowała z 

uśmiechem, kładąc na ladzie kuchenną rękawicę. – Jeśli jesteś głodny... 

Przełknął  ślinę,  chociaż  jego  głód  nie  miał  nic  wspólnego  z  jedzeniem. 

Potrząsnął przecząco głową i skierował się do wyjścia. 

– 

Dzięki za propozycję, ale nie jestem głodny. 

– 

Zanim  wyjdziesz,  chciałabym  cię  o  coś  poprosić  –  zagadnęła, 

odprowadzając go do drzwi. 

–  O co takiego? – 

zapytał  z  nadzieją,  że  nie  straci  ostatniej  krztyny 

rozsądku, jaka mu jeszcze została i zdoła utrzymać ręce przy sobie. 

–  Chci

ałabym,  żebyś  nie  budził  mnie  jutro  ze  zdrowego  snu  z  powodu 

jakiejś jeszcze innej świątecznej tradycji, o której sobie przypomnisz, dobrze? 

W jej oczach błysnęły szelmowskie ogniki i w tym momencie jego mocne, 

jak  mu  się  wydawało,  postanowienie  prysło  jak  bańka  mydlana.  Wziął  ją  w 

ramiona i przyciągnął do siebie, pochylając się tak, żeby ich głowy się zetknęły. 

– 

Myślę, że zadbaliśmy o wszystko, z wyjątkiem tego... – Przykrył swoimi 

wargami jej miękkie kształtne usta. 

Nie  opierała  się.  Ta  drobna,  pełna  wdzięku,  apetyczna  kobietka 

przyprawiała  go  o  zawrót  głowy.  Oplotła  jego  szyję  ramionami  i  z  całej  siły 

naparła na niego swym drobnym ciałem. Serce Lucasa tłukło się w klatce jego 

żeber  jak  dziki  ptak.  Czuł  narastające  podniecenie,  cudowną  słodycz,  która 

najprostszą drogą spłynęła mu z krwią aż do pachwin. Jęknął, przytłoczony swym 

podnieceniem, przesuwając w dół jej pleców ręce, żeby ująć nimi jej rozkoszną 

pupę i podnieść ją ku sobie. Kiedy cała drżąca w jego uścisku, wyszeptała jego 

imię, omal nie upadł na kolana. Jeszcze nigdy w życiu tak mocno nie pragnął 

żadnej kobiety. I jeszcze nigdy nie bał się tego tak bardzo. 

Starając  się  oprzytomnieć,  ucałował  ją  w  czoło.  Zauważył,  że  jest 

oszołomiona tym, co się stało, dlatego powstrzymał się, żeby znów nie wziąć jej 

w objęcia. 

– 

Muszę już jechać – wyszeptał drżącym głosem. 

– 

Tak chyba będzie najlepiej – odparła zakłopotana. 

– 

Uważaj  na  siebie,  kochanie  –  powiedział  jeszcze,  otwierając  drzwi  i 

wychodząc na ganek. 

– 

Wesołych świąt, Lucas. 

Popatrzył  na  nią  przez  kilka  długich  chwil,  przeżywając  jeszcze  raz 

wszystko, co między nimi zaszło. 

– 

Wesołych świąt, Megan. 

Lekko  chwiejnym  krokiem  zszedł  po  schodkach  ganku  i  wsiadł  do 

samochodu.  Kiedy  już  wyjechał  na  drogę  prowadzącą  do  domu,  w  uszach 

zabrzmiały  mu  jak  echo  jej  słowa  na  pożegnanie.  Wiedział,  że  nie  złoży  jej 

background image

kolejnej wizyty, i pomyślał, że ona także o tym wiedziała. 

background image

ROZDZIAŁ PIĄTY 

 

Rzuciwszy  książkę  na  poduszkę,  Megan  z  trudem  powstrzymywała  się, 

żeby  nie  zalać  się  łzami.  Dlaczego  czuła  się  taka  samotna?  Przecież  przybyła 

tutaj, do Smoky Mountains, właśnie po to, żeby być sama. 

Jednak gdy popatrzyła na niewielką choinkę znajdującą się w kącie pokoju, 

a potem na krzywą chatkę z piernika, stojącą na gzymsie kominka, zrozumiała, że 

samotność jest ostatnią rzeczą, której pragnie. Serce zabolało ją, gdy uświadomiła 

sobie, że Lucas wyraźnie dał jej do zrozumienia, że nie wróci. Brakowało jej jego 

towarzystwa, choć trudno jej było się do tego przyznać. 

W odróżnieniu od jej poprzedniego chłopaka, Nathana, który nie miał dla 

niej  czasu,  gdy  najbardziej  go  potrzebowała,  Lucas  rzucił  wszystko,  żeby  jej 

pomóc, mimo iż nawet nie przeszło jej przez myśl, by go o to prosić. Co więcej, 

perfekcyjnie  ją  rozszyfrował.  Przejrzał  jej  wymówki  i  zorientował  się,  że  ona 
wcale nie uci

eka przed świętami Bożego Narodzenia, a wręcz przeciwnie... 

To on uzmysłowił jej, że przyjechała do Smoky Mountains – miejsca, o 

którym dziadek opowiadał jej z tak wielką miłością – ponieważ usiłowała jeszcze 

raz przeżyć wszystko, czego doznawała, kiedy spędzali święta razem. I to dlatego 

powiedział jej, że musi przestać tkwić w przeszłości i zacząć budować własne 

życie. 

Nerwowo otarła łzę, która spłynęła jej po policzku. Cały problem polegał 

na tym, że nowe zwyczaje, o których mówił, miały związek z nim samym. Teraz 

nie  miała  wątpliwości,  że  ile  razy  spojrzy  na  jakąś  choinkę  lub  zawiąże  dużą 

czerwoną kokardę na jakimś wieńcu, przed jej oczami pojawi się Lucas. 

Dlatego najlepiej będzie, jeśli przestaną się widywać. 

Rozmyślania Megan przerwało pukanie do drzwi. Poderwała się z miejsca. 

To musi być Lucas. Był przecież jedyną osobą, którą znała w Whisper Mountain. 

Wzięła głęboki wdech i sięgnęła do gałki przy drzwiach. 
– 

Dzień dobry, Lucas. 

Na jego twarzy malowała się powaga. 
– 

Czy coś się stało – zaniepokoiła się. 

– 

Można tak powiedzieć. 

– 

Wejdź. – Wykonała zapraszający gest i szerzej otworzyła drzwi. 

Wyraźnie nieswój, potrząsnął głową i nerwowo potarł ręką kark. 
–  Nie jestem przyzwyczajony do takich rzeczy, ale nie mam wyboru. 

Potrzebuję twojej pomocy. 

– 

Co się stało – Ujęła go pod ramię i wprowadziła do środka. – Dobrze się 

czujesz? 

Spojrzał na nią w osłupieniu. – Bardzo dobrze. Dlaczego pytasz? 
– 

Myślałam... – Nagle zrobiło jej się po prostu głupio. – Nieważne. A teraz 

background image

powiedz, o co chodzi? 

Lucas patrzył na nią przez chwilę, po czym jego urodziwą męską twarz 

ozdobił promienny uśmiech. 

– 

Martwisz się o mnie? – Nie. 

– 

Kłamczucha – skwitował bardzo zadowolony. 

– 

Czy powiesz mi wreszcie, co się dzieje? 

– 

zapytała speszona, że rozszyfrował ją z taką łatwością. 

– Pot

rafisz malować? – Ton pytania był jak najbardziej poważny. 

– 

To  zależy.  W  zeszłym  roku  pomalowałam  sama  moje  mieszkanie  i 

wyszło całkiem nieźle. 

– 

Zaśmiała się. – Ale na zajęciach plastycznych w mojej szkole średniej 

pan od rysunków zawsze twierdził, że nigdy nie będę drugim Rembrandtem czy 
Picassem. 

– 

Załóż kurtkę. Trzeba pomalować tuzin pociągów i musimy uporać się z 

tym do popołudnia... I właśnie taka jest moja prośba. 

 

Lucas obserwował z przyjemnością, jak Megan założyła kosmyk swoich 

jedwabistych blond 

włosów za ucho, po czym wzięła do ręki wagonik i zaczęła 

malować  go  czerwonym  akrylowym  lakierem.  Nie  miał  zamiaru  prosić  jej  o 

pomoc przy pracach wykończeniowych, ale kiedy zorientował się, że w żaden 

sposób  nie  zdąży  przygotować  zabawek  na  dzisiejszy  wieczór,  zwrócił  się  do 

osoby odpowiedzialnej za to opóźnienie. 

Jadąc  do  niej,  powiedział  sobie,  że  prosi  ją  o  pomalowanie  pociągów 

jedynie dlatego, że to przez nią nie skończył roboty na czas. W końcu, gdyby nie 

zmitrężył  tyle  czasu na  wyciągnięcie  jej  z  domu i szukanie drzewka, a potem 

ozdabianiu  jej  domu,  wszystko  już  dawno  byłoby  gotowe.  Musiał  jednak 

przyznać przed sobą, że była to tylko częściowa przyczyna jego prośby. Reszta 

bowiem wiązała się z czymś nieuchwytnym, a zarazem głęboko odczuwalnym. 

Otóż w pracy najzwyczajniej na świecie przeszkadzała mu... tęsknota za Megan. 

Nie  namyślał  się  długo.  Zadowolony,  że  znalazł  pretekst  do  kolejnej  wizyty, 

wskoczył do ciężarówki, uruchomił silnik i popędził drogą wznoszącą się stromo 
w kierunku jej domu. 

Megan od

łożyła pomalowany wagonik i sięgnęła po kolejny. 

– 

Jak długo zajmujesz się produkcją zabawek dla dzieci w Harmony Falls? 

–  Od dwudziestu lat. – 

Kończył  właśnie  malowanie  złotą  farbą  kół 

parowozu. – 

Każdy w mieście robi coś na to przyjęcie. Ja daję drewniane zabawki 

dla dzieci. Margie Lou, szefowa centralnego magazynu handlowego, robi 

większą ilość domowych dżemów dla kobiet. Jim Ed ze stacji benzynowej daje w 

prezencie wszystkim palącym mężczyznom nowe fajki, które wykonuje z kolb 
kukurydzy. Nikt nie wychod

zi z przyjęcia bez prezentu. 

– 

Rozumiem,  że  Harmony  Falls  nie  ma  zbyt  wielu  mieszkańców  – 

background image

powiedziała zaskoczona sympatycznym miejscowym zwyczajem. 

– 

Jakieś sto pięćdziesiąt osób – objaśnił. – Dlatego robimy tego tak dużo. 

Dla niektórych ta impreza to ich 

całe święta. 

Przestała na chwilę malować i popatrzyła na niego z powagą. 
– 

To bardzo miłe i wygląda bardziej na zebranie rodzinne niż spotkanie 

publiczne. 

Oboje milczeli przez chwilę. 
– 

Mogłabyś  dołączyć  do  nas  –  zaproponował  dwornie,  poważnie 

odchrząknąwszy, niczym urzędnik magistratu, który ma właśnie zabrać głos na 

zebraniu rajców miejskich. Miał zamiar zaproponować jej to już poprzedniego 

wieczoru, ale ich ostatni pocałunek sprawił, że zapomniał o całym świecie. – To 

na pewno lepsze niż samotne spędzanie Wigilii – objawił jej oczywistą prawdę. 

Megan  odłożyła  pomalowany  wagonik  obok  pozostałych  i  potrząsnęła  głową 

przecząco. 

– 

Dzięki,  doceniam  zaproszenie,  ale  lepiej  będzie,  jeżeli  z  niego  nie 

skorzystam.  – 

Wstała od stołu i podeszła do umywalki znajdującej się w kącie 

warsztatu,  żeby  zmyć  z  rąk  ślady  akrylowej  farby.  –  Prawdopodobnie  trochę 

poczytam, a potem położę się wcześniej spać – jeżeli zmienisz zdanie... 

– 

Nie zmienię. – Zdjęła z wieszaka kurtkę i założyła ją pośpiesznie. Nagle 

zapragnęła zostać sama, choćby przez chwilę. – Pamiętasz? Przyjechałam tutaj, 

bo nie mam ochoty na to całe świąteczne zamieszanie – powiedziała, starając się 

nadać swoim słowom ton rozbawienia. – Nie wywiązałabym się z danej sobie 

obietnicy, gdybym wzięła udział w takim przyjęciu. 

Lucas skierował się do umywalki. 
– 

Odwiozę cię do domu. 

–  Nie!  – 

Nie chciała, żeby zabrzmiało to tak opryskliwie. Zobaczywszy 

grymas  niepewności  i  dezorientacji  na  jego  twarzy,  uśmiechnęła  się,  chcąc 

zatrzeć szorstkość swojej odmowy. – Stąd mam do domu tylko kilkaset metrów, a 

trochę ruchu dobrze mi zrobi. – Zanim jednak otworzyła drzwi, dodała jakby na 
pocieszenie. – 

Baw się dobrze. 

Szła szybko do góry ścieżką, którą wskazał jej Lucas, ale zdołała przebyć 

zaledwie kilka metrów, gdy jej ocz

y  napełniły  się  łzami.  Dlaczego  jego 

zaproszenie  na  przyjęcie  wzbudziło  w  niej  uczucie  osamotnienia,  jakiego  nie 

doznała nigdy dotąd? – Czy nie powinna wykorzystać szansy uczestniczenia, w 

bądź co bądź sympatycznej imprezie, rozmyślała, brnąc przez kopny śnieg. Nagle 

dotarło do niej, że zna odpowiedzi na wszystkie te pytania, a także przyczynę 

smutku,  który  nagle  wypełnił  jej  duszę.  Otóż  Lucas  zaproponował  jej,  żeby 

przyłączyła się do nich, ale nie poprosił, aby poszła tam jako jego towarzyszka. I 
za to pow

inna  być  mu  wdzięczna.  Właśnie  dlatego  było  jej  o  wiele  łatwiej 

odrzucić zaproszenie. 

Otarła policzki z łez i kroczyła dzielnie wśród drzew w drodze do domu. 

background image

Teraz zrozumiała, dlaczego jej dziadek tak dobrze wyrażał się o Lucasie. Silny, 
pracowity, troskli

wy i opiekuńczy, był typem mężczyzny, który potrafił dostrzec 

kogoś będącego w potrzebie i natychmiast oferował swą pomoc. Ale najbardziej 

niezwykłą jego cechą, odróżniającą go od wszystkich mężczyzn, z którymi miała 

do czynienia, było to, że zdołał całkowicie zburzyć jej spokój ducha. 

Boże,  jaka  ja  jestem  głupia,  strofowała  się  za  to,  że  ani  na  chwilę  nie 

przestaje o nim myśleć. 

 

Lucas, zajęty ładowaniem pudełek z zabawkami do swojego samochodu, 

doszedł do wniosku, że gdyby miał piasek w ilości równoważnej jego rozumowi, 

nie napełniłby nim nawet naparstka. Jest kompletnym idiotą, więc nic dziwnego, 

że Megan odrzuciła jego propozycję. Zamiast poprosić ją, tak jak początkowo 

zamierzał,  żeby  poszła  na  to  przyjęcie  razem  z  nim,  rozmawiał  z  nią  w  taki 
sposób, ja

kby mu na jej obecności w ogóle nie zależało. Bez względu więc na to, 

jak bardzo źle czuł się teraz, musiał przyznać, że postąpił sobie na przekór. 

Zatrzasnął  klapę  skrzyni  ciężarówki  i  skierował  się  do  kabiny.  Zamiast 

jednak  wsiąść  do  samochodu,  stanął  przy  nim  i  zaczął  tęsknie  patrzeć  na 

migocące słabo światełka domu na wzgórzu. 

Nie, nie pozwoli jej samotnie spędzić Wigilii. Bez niej nie pójdzie na to 

przyjęcie. Wsunął klucze od domu do kieszeni spodni i zasiadł za kierownicą. 

Silnik  odezwał  się  niczym  konie  u  sań  rwące  się  do  jazdy,  więc  czym 

prędzej  włożył  odpowiedni  bieg  i  wyjechał  z  podwórka.  Nawet  gdyby  nie 

zastanawiał  się,  i  tak  skierowałby  samochód  na  drogę  prowadzącą  do  domu 

Megan. Niech się dzieje co chce, pomyślał, Megan musi być na tej imprezie. 

Pięć  minut  później  zatrzymał  samochód  przed  jej  domem,  wysiadł  z 

samochodu,  dostojnym  krokiem  wszedł  po  schodkach  na  ganek  i  uroczyście 

zapukał do drzwi. 

– 

Prawdopodobnie wcześniej każe mi iść do diabła – wymamrotał, tracąc 

nieznacznie pewność siebie. – Wcale nie będę miał o to do niej pretensji – dodał, 

nie wiedząc, kogo chciałby w ten sposób usprawiedliwić. 

–  Co tu robisz

?

  – 

zapytała  uprzejmie,  otwierając  drzwi.  –  Czyżbyś 

zrezygnował z tej wspaniałej imprezy? – Wyglądała na cokolwiek zdziwioną. 

– Przyjec

hałem, żeby cię zabrać. 

Chociaż patrzyła na niego jak na wariata, wyglądała, jego zdaniem, bardzo 

pociągająco. 

– 

Nigdzie nie jadę! 

Lucas powiódł ją do środka, zamykając za sobą drzwi. 
– 

No, to ja także – oświadczył wesoło. 

– Ale ty musisz. – 

Zacisnęła obie piąstki i oparła je na kształtnych biodrach 

dla  wywołania  wrażenia  stanowczości.  –  Zrobiłeś  te  wszystkie  zabawki. 

Dzieciaki nie będą miały prezentów, jeśli tam nie pojedziesz. 

background image

Lucas wzruszył ramionami z doskonale udawaną obojętnością. 
– 

Wygląda na to, że w tym roku niczego nie dostaną. 

Na jej twarzy pojawił się grymas ogromnej dezaprobaty. 
– 

Nie możesz im tego zrobić – oświadczyła z całą mocą. 

– 

W takim razie będzie lepiej, jeśli założysz kurtkę. 

– Dlaczego? – 

zapytała tak zdumiona, że omal się nie roześmiał. 

– 

Ponieważ bez ciebie nigdzie się nie wybieram – powiedział poważnie. 

– 

Nie  bądź  śmieszny,  Luca-a-a-s!  –  Wykrzyknęła  z  przerażeniem,  gdy 

nagle  pochylił  się,  objął  rękoma  jej  nogi  wokół  kolan  i  podniósł  ją  wysoko, 

przewiesił sobie wygodnie przez ramię. – Co ty sobie wyobrażasz? 

– 

Zdejmij z wieszaka kurtkę – powiedział uprzejmie, otwierając drzwi. – 

Założysz ją w samochodzie. 

– 

Co się z tobą dzieje? – Zachowujesz się jak jakiś jaskiniowiec – sapnęła z 

wściekłością i sycząc jak kobra, zerwała kurtkę z wieszaka. 

– 

Działam jak stary zbój z Tennessee, moja droga – wyjaśnił jej, gdy już 

siedziała w samochodzie. 

– Jak kto?! 

Zaśmiał się na widok wyrazu zaskoczenia malującego się na jej ładnej buzi. 
– 

Nie  widziałaś  nigdy  na  kreskówkach  zbója,  który  niesie  na ramieniu 

porwaną dziewczynę? 

– 

Może, ale co to ma do rzeczy...? 

– 

Ponieważ  nie  chciałaś  jechać  ze  mną,  więc  musiałem  uciec  się  do 

stosowanej przez różnych opryszków metody wywierania nacisku – powiedział, 

zamykając  drzwi  po  jej  stronie,  po  czym  obszedł  z  przodu  samochód  i  zajął 

miejsce za kierownicą. 

Megan obrzuciła go wściekłym spojrzeniem. 
– 

Nie jestem odpowiednio ubrana. Wziął ją za rękę. 

– Meg, to jest Harmony Falls. 

Mieszkają tu zwyczajni, bezpretensjonalni 

ludzie. To, co masz na sobie jest w porządku – zawyrokował krótko. – Jak to? 

Dżinsy i bluza mają być odpowiednim strojem na przyjęcie? – Minę miała taką, 

jakby kazał jej uwierzyć, że Księżyc jest zrobiony z sera. 

– No jasne. – 

Uścisnął delikatnie dłoń Megan, by dodać jej otuchy. – Wierz 

mi, że będziesz czuła się bardzo dobrze. 

– 

Bardzo w to wątpię. 

Przepełniony optymizmem, uruchomił silnik i nareszcie ruszyli. 
– 

Zawrzyjmy umowę. Jeśli nie będziesz się dobrze bawić, natychmiast cię 

stamtąd zabiorę i przywiozę do domu. Co ty na to? 

 

Megan  odetchnęła  z  ulgą,  gdy  weszła  do  udekorowanej  sali  szkoły 

podstawowej w Harmony Falls i rozejrzała się wokół. Lucas nie kłamał, mówiąc, 

że wszyscy ubrani będą w codzienne stroje. 

background image

– 

Och, jakże cieszę się, że nareszcie mam okazję cię poznać – zaczepiła ją 

jakaś  kobieta  w  średnim  wieku.  –  Twój  dziadek  zawsze  zaglądał  do  mojego 

magazynu w drodze ze swoich rybackich wypraw. Tak mi przykro, że nie ma go 

już wśród nas – To powiedziawszy, uścisnęła ją serdecznie. 

– 

Dziękuję  pani  –  odpowiedziała  Megan,  poruszona  jej  naturalną 

szczerością. 

–  Megan, to jest Margie Lou Smith – 

powiedział Lucas, szczerząc zęby, 

gdy pomagał jej zdjąć kurtkę. – Poznajcie się, panie, a ja tymczasem przyniosę 
zabawki dla dzieci. 

– 

Nie  przeszkadzaj  sobie  i  rób,  co  do  ciebie  należy  –  oznajmiła  z 

nadzwyc

zajną  swobodą  Mary  Lou,  machając  niedbale  ręką  w  stronę  drzwi.  – 

Zabieram Megan ze sobą. Chcę ją wszystkim przedstawić. 

Dziesięć  minut  po  wejściu  na  salę  Megan  stała  przy  stole  z  zakąskami, 

zachwycona otaczającymi ją ludźmi; bezpośrednimi i przyjacielskimi. Wszyscy 

serdecznie wspominali jej dziadka, wyrażali żal z powodu jego odejścia i radość, 

że mogą nareszcie poznać jego wnuczkę. 

– 

Jak się bawisz? – zapytał Lucas, podchodząc do niej. 

Uśmiechnęła się zadowolona i wzięła z jego rąk kubek z aromatycznym 

ponczem. 

– 

Trudno mi samej w to uwierzyć, ale cieszę się, że mnie tu zaciągnąłeś. 

– 

Czy  to  oznacza,  że  nie  chcesz  wrócić  do  domu

?

  – 

uśmiechnął  się 

promiennie. 

–  Nie ma mowy. – 

Zatoczyła wzrokiem po wystrojonej sali. – Ludzie z 

Harmony Falls są cudowni. 

– Luca

s, czy zechciałbyś uroczyście otworzyć imprezę i wręczyć dzieciom 

prezenty

?

  – 

zwrócił się do McCabe’a jakiś  mężczyzna w kraciastej flanelowej 

koszuli i kombinezonie, który właśnie podszedł do nich z drugiego końca sali. 

– 

Wygląda na to, że jesteś pilnie potrzebny. 

– 

Ich ręce zetknęły się, gdy odbierała mu szklankę z ponczem. 

Musiał odczuć to w taki sam sposób, co spostrzegła po wyrazie jego oczu i 

ekscytującym uśmiechu. 

– 

Będę z powrotem za kilka minut – obiecał. Jej serce zabiło mocniej, gdy 

zoba

czyła, jak idzie przez salę w kierunku dużej choinki stojącej po przeciwnej 

stronie, wokół której zgromadziła się grupka dzieci i z jaką radością rozdaje im 

prezenty. Uśmiech, który nie schodził mu z twarzy, wyrażał więcej, niż mogłyby 

wyrazić słowa. Był to mężczyzna, dla którego można było stracić głowę. W tej 

chwili uświadomiła sobie, jak blisko jej do zakochania się w tym człowieku. 

– 

Wszystko w porządku? – Pytanie Lucasa przerwało jej myśli. 

Zmieszana  nieco  i  zaskoczona  jego  szybkim  powrotem,  skinęła  głową, 

obserwując  jakiegoś  mężczyznę,  który  wręczał  fajki  kilku  starszym 

dżentelmenom. 

background image

– 

Co będzie teraz? – odpowiedziała pytaniem. 

– 

Dopiero  zacznie  się  prawdziwa  zabawa  –  oznajmił  jej  z  tajemniczym 

uśmiechem. 

– 

Na prawdę? – Pociągnęła łyk ponczu. – A co to będzie? 

– 

Zagra Leroy Barker ze swoją kapelą – objaśnił. – Gdy dzieciaki zajmą się 

swoimi nowymi zabawkami lub pójdą spać, dorośli będą tańczyć. 

– 

Lubisz tańczyć? 

– 

Tylko powolne tańce. 

– 

Tak  jak  znakomita  większość  męskiej  populacji.  –  Uśmiechnęła  się, 

rozbawiona. 

Lucas podszedł bliżej i pochylił się nad nią. 
– 

Jestem  pewien,  że  gdy  oboje  znajdziemy  się  na  środku  parkietu  i 

przytulimy do siebie, ty także polubisz wolne tańce – wyszeptał jej do ucha. 

Kiedy  ostatnie  prezenty  zostały  rozdane  i  Lucas,  ująwszy  rękę  Megan, 

wyszedł z nią na środek sali, musiała przyznać, że miał absolutną rację. Nieważne 

było,  jaki  kawałek  country  właśnie  gra  kapela,  nie  miały  znaczenia  słowa 

piosenki. Wolny, nastrojowy taniec z Lucasem był cudowny i liczyło się tylko to, 

że trzyma ją bardzo blisko siebie. Ktoś mądry przygasił światła, co stworzyło 

intymny  nastrój.  Ukryta  w  jego  szerokich  ramionach,  które  oddzielały  ją  od 

całego świata, czuła się tak, jakby na sali byli tylko oni we dwoje. 

Megan, podtrzymywana przez jego silne ręce, pozwoliła nieść się w tańcu 

niczym na falach. 

Kiedy  jeszcze  bardziej  przyciągnął  ją  do  siebie,  jego  umięśnione  uda 

zdawały się generować w niej ładunki elektryczne, które rozpływały się każdym 

nerwem  po  całym  ciele.  Poczuła  jego  twardą  męskość,  która  napierała  na  jej 

brzuch i wpiła palce w miękki materiał jego flanelowej koszuli, żeby nie krzyczeć 

z  rozkoszy.  Kołysząc  się  w  takt  muzyki,  nie  potrzebowali  żadnych  słów. 

Milcząco dał jej do zrozumienia, jak bardzo jej pragnie, a ona już nie kryła, że 
potrzebuje go równie mocno. 

background image

ROZDZIAŁ SZÓSTY 

 
– 

Dziękuję ci, że namówiłeś mnie na to przyjęcie. – Zwróciła się do niego, 

gdy zajechali na podwórko przed jej domem. 

– 

Namówiłem

?

 

To chyba nie jest odpowiednie określenie. 

– 

No  cóż,  chyba  nie  sądzisz,  że  podziękuję  ci za porwanie –  odparła 

zadowolona. 

Popatrzyła na prezenty, które trzymała na kolanach, czekając aż wysiądzie 

z samochodu i otworzy jej drzwi. 

– 

Poważnie,  Lucas.  Bawiłam  się  cudownie.  I  jestem  wzruszona 

wspaniałomyślnością tych ludzi. 

– 

Mówiłem ci, że nikt nie wychodzi z tego przyjęcia z pustymi rękami. 

Cieszę się, że ci się podobało. 

Popatrzyła na niego wymownie. 
– 

Wejdziesz do środka

?

 

Napijemy się kawy. 

Ich  spojrzenia  spotkały  się,  gdy  musnął  końcami  palców  jej  policzek  – 

Bardzo chciałbym wejść, Megan. Ale nie chcę kawy. 

Wstrzymała oddech. 
– 

Ja... ja chyba też nie chcę kawy – powiedziała, zastanawiając się, czy ten 

kobiecy głos, który słyszy, na pewno należy do niej. 

– 

Na pewno chcesz, żebym wszedł? 

– Tak – 

odpowiedziała bez wahania. 

Jego twarz 

pojaśniała, gdy ujął ją pod rękę. 

– 

Jesteś pewna, kochanie? Jeśli oboje znajdziemy się w tym domu, to... 

Megan położyła palec na jego ustach. 
– Wiem, Lucas. 

Spędziła cały wieczór, tańcząc z nim i przytulając się do jego szerokiej, 

męskiej  klatki  piersiowej,  dlatego  wiedziała,  że  teraz  nastąpi  ciąg  dalszy. 

Słusznie, czy nie, pragnęła kochać się z tym fantastycznym facetem. 

Lucas  pochylił  się  i  pocałował  ją  czule.  Weszli  do  domu.  Powiesił  ich 

rzeczy na wieszaku i właśnie zamykał drzwi na klucz, gdy Megan podbiegła do 

choinki i położyła pod nią prezenty, którymi została obdarowana na przyjęciu. 

Kiedy odwróciła się do niego, popatrzył na nią tak, że ugięły się pod nią 

kolana. Wyciągnął do niej rękę, zaprowadził ją do sypialni, zapalił lampę stojącą 

przy łóżku i delikatnie przyciągnął do siebie. 

– 

Masz  tremę,  kochanie?  –  Jego  przytłumiony  baryton  wywołał  u  niej 

dreszcz nieznanego podniecenia. 

– 

Trochę. 

– 

Nie bój się. – Musnął wargami jej usta. 

– 

Przysięgam, że nigdy cię nie skrzywdzę. 

background image

– Wiem. 

Ich usta połączyły się w długim pocałunku. Megan delektowała się jego 

smakiem i upajała jego siłą. Lucas wsunął dłonie pod jej bluzę i sięgnąwszy do jej 

piersi,  zaczął  delikatnie  drażnić  ich  stwardniałe  koniuszki.  Jej  podniecenie 

narastało aż do bólu, wywołując cichy jęk rozkoszy. 

– Spokojnie, kochanie. – 

Gryzł delikatnie jej szyję i płatki uszu, po czym 

odpiął haftkę stanika. 

– 

Mamy przed sobą całą noc. Nie musimy się nigdzie spieszyć. 

– 

Całą noc? – zapytała z niedowierzaniem. 

– 

Nie byłam... to znaczy, nie wiedziałam... że to aż... 

– 

Chłopcom z twoich stron przydałaby się lekcja poglądowa – zażartował, 

a Megan przyznałaby mu rację, gdyby tylko była w stanie wydobyć z siebie głos. 

Zapragnęła  dotykać  go,  więc  trzęsącymi  się  palcami  zaczęła  rozpinać 

guziki jego flanelowej koszuli, 

całując przy tym każde odsłaniane miejsce. Jej 

usiłowania przyniosły szybszy efekt, niż się spodziewała, bo nagle drgnął, a z 

jego piersi wydobył się jęk. 

– 

Kochanie,  jeśli  utrzymasz  takie  tempo,  zrobisz  ze  mnie  największego 

kłamcę. 

Rozpięła mu koszulę i zaczęła głaskać jego umięśnioną klatkę piersiową. 
– 

Co masz na myśli? – zapytała. Zaczął całować koniuszki jej palców. 

– 

Będziemy musieli poczekać, aż odzyskam siły, żebym mógł pokazać, co 

to znaczy kochać się przez całą noc. 

Jej  wzrok  powędrował  wzdłuż  jego  klatki  piersiowej  i  zatrzymał  się 

poniżej sprzączki paska spodni. 

– 

Ach, tak... rozumiem... masz mały problem. 

– 

Mały? – parsknął. 

– 

O, Boże! – Jej policzki oblały się purpurą. – Powiedziałam... nie, nie 

miałam na myśli... niczego złego. Naprawdę nie chciałam cię urazić... 

Ku jej zaskoczeniu, roześmiał się głośno. 
– 

Kochanie, czy ty masz pojęcie, jaka jesteś atrakcyjna? 

Zaprzeczyła gwałtownym ruchem głowy, zbyt zawstydzona, żeby zdobyć 

się na odpowiedź. 

Pochwycił ją w ramiona i zaczął całować tak, że mocno wczepiła się w 

niego palcami. 

– 

Nie  chcę,  żebyś  czuła  się  zażenowana,  czy  myślała,  że  mnie 

czymkolwiek obraziłaś. – Podniósł jej bluzę do góry i jednym sprawnym ruchem 

zdjął  ją  z  niej  razem  z  biustonoszem.  Objął  jej  nagą kibić,  pochylił się  do  jej 
po

nętnych piersi i zaczął wodzić po nich ustami. – Jesteś cudowna. 

Drżąc z podniecenia, zaczęła pośpiesznie ściągać z niego koszulę. 
– 

Jesteś  piękny  jak  bóg.  –  Delikatnie  przesunęła  palcami  po  jego 

umięśnionych ramionach i falującym torsie. 

background image

– 

Faceci nie są piękni. Jesteśmy skonstruowani w niewyszukany, prosty 

sposób. Linie proste z zachowaniem kilku kątów dla poprawienia wizerunku i 

prawie  zero  zaokrągleń.  –  Uklęknął,  żeby  zdjąć  jej  buty  i  skarpety.  Kiedy  się 

podniósł, jego czekoladowe oczy błyszczały pożądaniem, które natychmiast jej 

się  udzieliło,  objawiając  się  wzmożonym  biciem  serca  i  coraz  płytszym  i 
szybszym oddechem. – 

Prawdziwe  piękno  jest  zaklęte  w  idealnych,  boskich 

krągłościach – powiedział mentorskim tonem znawcy i konesera, choć skądinąd 

wiedział,  że  wie  o  tym  byle  głupek  noszący  spodnie.  –  Takich jak twoje. – 

Sięgnąwszy do haftki jej spodni, rozpiął ją i zsunął spodnie Megan wzdłuż jej 
bioder. 

Jego szorstkie dłonie pieściły jej jedwabiste uda i wilgotniejące zagłębienie 

w miejscu, gdzie się łączą. Czując, że zaraz zawiodą ją własne nogi, zarzuciła mu 

na szyję ramiona. 

Gdy  z  kolei  sięgnął  do  zapięcia  swoich  dżinsów,  odsunęła  jego  rękę  i 

przejęła inicjatywę. 

– 

Ja się tym zajmę, dobrze? – Spojrzała mu pytająco w oczy. – Chcesz? 

– Och, tak. 

Wstrząsnął nim dreszcz rozkoszy, gdy rozpiąwszy mu spodnie, przesuwała 

palcami po jego bawełnianych bokserkach. 

– 

Nie doprowadź mnie do końca za szybko – poprosił zdławionym głosem 

i  chwycił  ją  za  przegub  dłoni.  –  Nie  mam  szansy  nad  tym  zapanować,  więc 

uważaj. 

– Hmm. 

Wygląda na to, że problem staje się coraz większy – powiedziała z 

uśmiechem. 

Zaśmiał się, po czym szybko zsunął z siebie dżinsy i spodenki. 

Gdy  ujrzała  go  w  całej  męskiej  okazałości,  z  jej  ust  wyrwał  się  jęk 

zachwytu. Ten mężczyzna miał imponująco wspaniałe ciało. 

– 

Możesz sobie nie myśleć, że jesteś piękny, bo wystarczy, że ja tak myślę 

– 

wykrztusiła. 

Potrząsnął głową i znowu wziął ją w ramiona. 
– 

Ty jedna jesteś piękna. 

Kontrast pomiędzy jego owłosioną, szorstką skórą a jej delikatną i kobiecą 

zachwycił ją i jeszcze bardziej podniecił. Oplotła rękoma jego tors, jakby chciała 

zawiesić się na nim. 

– 

Nie mam już siły... – jęknęła i poddała się miękko. 

– 

Połóżmy się, dobrze? – zaproponował. 

Odgarną kolorową kołdrę i ku jej zaskoczeniu, wziął ją na ręce i delikatnie 

położył  na  środku  dużego  łóżka.  Zobaczyła,  jak  wyciągnął  coś  z  kieszeni 

leżących na podłodze spodni, wsunął to pod poduszkę i położył się obok niej. 

Leżąc w jego uścisku, zamknęła oczy, oddając się przyjemności bycia tak 

blisko niego. 

background image

– Mmm... jak cudownie – 

wyszeptała szczęśliwa. 

– 

Obiecuję  ci,  że  będzie  jeszcze  cudowniej,  kochanie  –  powiedział, 

wplatając palce w jej włosy. 

Gorący pocałunek, który znowu połączył ich wargi, był tak namiętny, że 

zdawał się ogarniać ją płomieniem. Lucas całował teraz jej szyję i obojczyk, po 

czym zaczął całować piersi, aż dotarł ustami do twardych sutek. Gdy dotknął ich 

językiem, wpiła mu palce w ciemne włosy. 

Ssąc  je  i  gryząc  leciutko,  wsunął  rękę  między  jej  gorące  uda.  Megan 

poddała  się  jego  pieszczotom  bez  reszty.  Nagle  poruszyła  się  niecierpliwie  i 

gwałtownie do niego przycisnęła. 

– 

Lucas, p... proszę... – jęknęła spazmatycznie. 

– Co, kochanie? – 

Uniósł głowę. 

– 

Chcę ciebie... 

– Teraz? 
– Tak! 
– 

Ale mamy kochać się całą noc – powiedział i nagle odsunął się od niej. 

Zobaczyła, jak otwiera foliowe opakowanie. Do świtu spalę się na węgiel – 

szepnęła namiętnie. 

– 

Nie pozwolę, żeby tak się stało – odpowiedział, rozdzieliwszy delikatnie 

swoim kolanem jej nogi. Wszedł między jej uda i uśmiechnął się. 

– 

No,  pokaż  mi  teraz, jak bardzo mnie pragniesz, Megan –  poprosił 

namiętnym szeptem. 

Był  oczarowany,  gdy  przejęła  inicjatywę,  prowokująca  i  gotowa  go 

przyjąć. 

– Kochaj mnie teraz, Lucas. 

Objął ją ramionami i zaczął poruszać się w niej powoli, a ona, ulegając 

narastającemu pożądaniu, wtopiła się w niego, trzymając mocno zaplecione ręce 

na  jego  szerokich  plecach,  aż  nagle  targnął  nią  spazm  rozkoszy.  Usłyszała 

jeszcze, jak wypowiedział jej imię, by po chwili dołączyć do niej. 

 

Głęboka czerń nocy przybladła niepostrzeżenie i przeszła w perłowoszare 

światło świtu. 

Megan patrzyła z przyjemnością na przystojnego mężczyznę, który leżał 

obok niej, obejmując ją lekko rozluźnionym w czasie snu ramieniem i uśmiechała 

się, gdy od czasu do czasu wypowiadał przez sen jej imię albo podświadomie 

przyciągał ją mocniej do siebie. 

W ciągu tej długiej zimowej nocy Lucas wykazywał wielką troskę o to, 

żeby  czuła  się  wspaniale.  I  udało  mu  się,  bo  nigdy  w  całym  swoim 

dwudziestosześcioletnim życiu nie było jej tak dobrze jak teraz, gdy trzymał ją w 
swoich silnych ramionach. 

Obserwowała go pogrążonego we śnie oczami pełnymi łez szczęścia. To 

background image

nic, że znała go dopiero od kilku dni. Czuła, że kocha go z całego serca. 

Delikatnie dotykając koniuszkami palców jego policzka, rozpamiętywała 

wszystko, co zrobił dla niej w ciągu tych kilku dni. Pokazał jej, że święta to coś 

dużo,  dużo  więcej  niż  czas  wolny  z  racji  ferii  i  drogie  prezenty.  Wspólna 

wyprawa  do  lasu  wśród  śniegu  po  kolana  po  świąteczne  drzewko,  siedzenie 

razem przed kominkiem, roztaczającym ciepło na cały dom, i robienie łańcucha z 

prażonej kukurydzy albo wycinanie gwiazdy z kartonu i owijanie jej srebrną folią 
– 

wszystko to składało się na cudowny czas i tworzyło prawdziwie świąteczną 

atmosferę. 

Megan zdała sobie teraz sprawę, jak wiele Lucas zrobił dla niej, i musiała 

ze wstydem przyznać, że wcale mu tego nie ułatwiała, a wręcz przeciwnie, sama 

uczyniła  dla  niego  bardzo  mało.  Ale  co  mogła  zrobić?  W  jaki  sposób  mogła 

odwdzięczyć mu się za to wszystko? 

Wysunęła się spod jego ręki, wstała z łóżka, włożyła pantofle, zarzuciła na 

siebie  szlafrok  i  weszła  do  salonu.  Gdy  rozpalała  ogień  w  kominku,  żeby 

przegonić chłód poranka, który, nieproszony, zdążył już rozgościć się w domu, 

wpadła na pomysł, co zrobić dla niego. 

Kiedy jej spojrzenie powędrowało do kuchni, w kącikach jej ust pojawił się 

uśmiech. Poda mu śniadanie do łóżka. Tak, to na pewno sprawi mu przyjemność. 

Byle  tylko  nie  obudził  się,  zanim  wszystko  nie  będzie  gotowe...  Czym 

prędzej przystąpiła do działania i po niedługim czasie pojawiła się w drzwiach 

sypialni,  trzymając  w  rękach  tacę,  na  której  znajdowały  się  dwie  filiżanki 

dymiącej aromatycznej kawy i dwa talerze pełne rozmaitych pyszności. 

– 

Wesołych świąt, śpiochu. 

– 

Wesołych  świąt,  kochanie  –  mruknął  Lucas  i  po  omacku  poklepał 

materac obok siebi

e. Dopiero wtedy skonstatował z przerażeniem, że nie ma jej w 

łóżku. W napięciu obrócił się na wznak. – Która godzina? – zapytał, zrywając się 

z posłania. 

– 

Nie wstawaj. Dostaniesz dziś śniadanie do łóżka. 

– Szalona kobieto! – 

wykrzyknął przejęty. – Niepotrzebnie zadałaś sobie 

tyle trudu – 

dodał,  podniósłszy  się,  żeby  wziąć  z  jej  ręki  tacę.  –  Nikt, nigdy 

przedtem nie podawał mi śniadania do łóżka – powiedział wzruszony. 

– 

Kiedyś musi być pierwszy raz – Wręczyła mu widelec. – Mam nadzieję, 

że lubisz jajecznicę. 

Z nadzwyczajną ostrożnością, żeby nie zrzucić całej zawartości talerza na 

podłogę, czy, co gorsza, na pościel, nachylił się, żeby ją pocałować. 

– 

Mało rzeczy na świecie jest lepszych od jajecznicy – oznajmił i omal się 

nie oblizał. – Ale tu jest więcej pyszności! – zawołał odkrywczo. 

Megan podniosła do ust grzankę. 
– 

Zasłużyłeś sobie na to wszystko. Chcę ci pokazać, że jesteś dla mnie kimś 

wyjątkowym. 

background image

Gdyby  uśmiech  mógł  podnosić,  Lucas,  znalazłby  się  na  orbicie 

okołoziemskiej. – Dziękuję, kochanie – powiedział tylko, nie wiedząc, co mógłby 

dodać.  O  ile  bowiem  pamięć  go  nie  myliła,  nigdy  w  całym  swoim  długim, 

trzydziestodwuletnim życiu nie zaznał takiej troski jak w tym momencie. 

Skonfundowany, postanowił zmienić temat rozmyślań. 
– Kiedy twoi rodzice wrac

ają z tej swojej wyprawy? – zapytał. 

– 

Nie  wcześniej  niż  w  połowie  stycznia  –  odpowiedziała,  popadając  w 

zadumę. – Wiesz, moi rodzice są niekonwencjonalni i bardzo ich za to kocham, 

ale  kiedy  będę  miała  własną  rodzinę,  chcę  spędzać  każde  święta  z  mężem  i 
d

ziećmi. Chcę, żeby zawsze wiedzieli, że są najważniejszą częścią mojego życia i 

że najcenniejszym prezentem jest czas, który możemy dzielić razem ze sobą. – 

Uśmiechnęła  się  i  pocałowała  go  w  policzek.  –  Muszę  ci  podziękować,  że 

uzmysłowiłeś mi to wszystko, Lucas. 

Z wrażenia omal nie udławił się kawałkiem przysmażonego, chrupiącego 

boczku. 

– Mnie?! 
– Tak, tobie. – 

Obdarzyła go wdzięcznym spojrzeniem, które przyprawiło 

go o wyraźniejsze bicie serca. – Poświęciłeś swój czas, żeby pokazać mi, czym są 

święta Bożego Narodzenia. 

Uczucie w piersi Lucasa rozrosło się tak, że omal nie rozsadziło mu klatki 

piersiowej. I to go bardzo wystraszyło. 

Potrzebował  dystansu  i  zaczął  zastanawiać  się,  jak  to  zrobić,  żeby  nie 

zranić jej uczuć. Decydując się na połowiczną prawdę, spojrzał na jej podróżny 

zegarek, stojący na nocnym stoliku. 

– 

Cholera!  Muszę  jechać  do  domu.  Piętnaście  minut  temu  miałem 

zadzwonić do mamy i złożyć jej świąteczne życzenia. 

–  Gdzie ona mieszka? – 

zapytała  Megan,  zabierając  tacę  z  pustymi 

talerzami. 

–  Wyp

rowadziła  się  na  Florydę  zaraz  po  śmierci  ojca,  żeby  być  blisko 

swojej siostry – 

powiedział, wstając z łóżka. 

Trochę  zawstydzony,  zabrał  się  do  zbierania  swoich  rzeczy,  które,  w 

porywie namiętności, porozrzucał wczoraj po podłodze. Jego matka rzeczywiście 

mieszkała ze swoją siostrą w Orlando i rzeczywiście miał do niej zadzwonić z 

życzeniami. Tyle, że niekoniecznie właśnie teraz. 

Kiedy skierował się w stronę drzwi, zobaczył Megan i zatrzymał się jak 

wryty.  Robiła  wrażenie  kompletnie  załamanej,  jakby  właśnie  była  świadkiem 

jego  odejścia.  Na  nieszczęście,  im  bardziej  chciał  zostać,  tym  bardziej 

potrzebował czasu dla siebie, żeby wszystko przemyśleć. 

Wykonał głęboki oddech, podszedł do niej i pocałował ją, z najwyższym 

trudem opierając się pragnieniu wzięcia jej znowu do łóżka. Poprzestał tylko na 

dotknięciu końcami palców jej atłasowego policzka. 

background image

– 

Dziękuję ci za wczorajszy wieczór i za dzisiejszy poranek. Nawet nie 

wiesz, jak dużo to wszystko dla mnie znaczyło. 

– 

Cieszę się – szepnęła nieswoim głosem. Pomyślał, że jeśli nie zmusi się 

do wyjścia, nie wyjdzie od niej już nigdy. 

– 

Przepraszam, kochanie, ale muszę iść. 

– Rozumiem – 

odpowiedziała spokojnie. Nie miał pojęcia, jakim kosztem 

udało jej się zachować obojętność. 

Gdy znalazł się na zewnątrz, jego poczucie winy wzrosło dziesięciokrotnie 

i poczuł się jak palant. Ale nic nie można było na to poradzić. Potrzebował czasu, 

żeby  poradzić  sobie  z  uczuciami,  które  mogły  spowodować  całkowity  rozpad 

jego poukładanego świata. 

Nie  było  sensu,  żeby  im  zaprzeczyć,  czy  je  zlekceważyć.  Próbował  je 

okiełznać, ale teraz zrozumiał, że prowadził z góry przegraną bitwę. 

Lucas zakochał się w Megan. 

Nadeszła chwila, w której musiał poważnie zastanowić się, co dalej zrobić 

z tą miłością. 

background image

ROZDZIAŁ SIÓDMY 

 

Lucas oparł się o poręcz ganku swojego domu, spoglądając w zadumie na 

światła w domu Bennetta. Po tym, jak niczym pies z podwiniętym ogonem uciekł 

z miejsca, w którym przebywała Megan, spędził cały dzień w swoim warsztacie, 

myśląc tylko o tym, że się w niej zakochał. 

A więc co zamierza z tym zrobić? Co może z tym zrobić? 

Nie był pewien, co tak naprawdę myśli o nim Megan. Wiedział tylko, że w 

jakiś sposób zależy jej na nim. Nie była typem kobiety, która poszłaby z nim do 

łóżka, gdyby było inaczej. Ale czy to znaczy, że go kocha? Kiedyś myślał, że jego 

zmarła żona kocha go tak, jak on ją. Ale teraz, myśląc o tym z perspektywy czasu, 

wcale nie był tego taki pewien. 

Sue Ellen kochała go tak, jak była w stanie. Ale też, musiał to przyznać, ich 

małżeństwo dalekie było od doskonałości. 

Gdy t

ak się gapił w stronę domu na wzgórzu, przypomniał sobie coś, co 

Megan powiedziała dziś rano, i co dało mu do myślenia. Pomimo że jej rodzice 

kochali  ją,  zawsze  przedkładali  swoje  wakacje  nad  jej  sprawy.  To  wyjaśnia, 

dlaczego  ona  chce  spędzać  każde  święta  z  rodziną,  by  pokazać  mężowi  i 

dzieciom, że są dla niej najważniejsi. 

Poczuł kamień na sercu i zrobiło mu się niedobrze. Byłoby szaleństwem 

utrzymywać, że przez te kilka dni poznali się oboje bardzo dobrze. Ale dotarło do 

niego ponad wszelką wątpliwość, że to on chce być tym  mężem i ojcem tych 
dzieci. 

Niestety, były też inne rzeczy, które należało wziąć pod uwagę. Jej życie 

toczyło się w Illinois, a jego miejscem na ziemi było Whisper Mountain. Wygląda 

na  to,  że  tutaj,  owszem,  podoba  się  jej,  ale  jest  tylko  gościem.  Czy  byłaby 

szczęśliwa, gdyby zamieszkała tu na stałe? 

Lucas czuł, że ta sytuacja go przerasta. Nie był wcale mądrzejszy teraz, niż 

gdy wychodził z jej domu dziś rano. Ale jedno nie ulegało wątpliwości. Musi 

zobaczyć ją znowu, nawet gdyby miał jej powiedzieć tylko „do widzenia.” 

 

Rezygnując z próby czytania czegokolwiek, Megan nawet nie usiłowała się 

oszukiwać. Zgasiła lampę przy łóżku i usiadła, pogrążona w ciemności, objąwszy 

rękoma podciągnięte kolana. 

W  kominku  dopalały  się  polana,  rzucając  na  ściany  czerwone,  drgające 

cienie, a ona myślała, że nadszedł czas spojrzenia prawdzie w oczy. Lucas nie 
wróci tu dzisiaj, ani jutro, ani... nigdy. 

W oczach Megan co chwila pojawiały się łzy. Najwidoczniej jej znajomość 

mężczyzn  pozostała  na  poziomie  sprzed  sześciu  miesięcy.  Pomyliła  się  co  do 

Nathana Kennedy’ego, a teraz okazało się, że także co do Lucasa. 

background image

Niecierpliwym  gestem  otarła  po  raz  setny  łzy.  Spędziła  cały  dzień, 

zastanawiając się, czy Lucas poszedł z powodu jakiejś jej niezręcznej uwagi, czy 

też doszedł do wniosku, że ich intymny kontakt okazał się nieporozumieniem, o 

którym trzeba jak najszybciej zapomnieć. Nie mógł już szybciej wyjść z jej domu 

dziś rano, myślała z ironią, ani nie zapomniał powiedzieć, że zaraz wróci. 

Czuła, że jej serce rozpadło się na kawałki, gdy zdała sobie sprawę z tego, 

ile Lucas dla niej znaczy mimo tak krótkiego czasu ich znajomości. Nigdy już nie 

doświadczy tyle dobrego z innym mężczyzną, i do końca życia nie przeboleje tej 

miłości. 

Najlepiej zatem będzie, jeśli jutro rano opuści Whisper Mountain. W ten 

sposób nie narazi się na ryzyko zobaczenia go znowu i definitywnie skończy z 

torturowaniem siebie uczuciami, które nie dają widoków na przyszłość. 

– 

Megan? Nie śpisz? 

Na odgłos pukania do drzwi, podskoczyła tak, jakby żarząca się w kominku 

głownia wpadła nagle do jej łóżka. 

– 

Odejdź, Lucas! – zawołała przez cały dom. Nawet jeżeli kochała go z 

całego  serca,  był  w  tym  momencie  ostatnią  osobą na świecie,  którą  chciałaby 

zobaczyć.  Jedno  jego  spojrzenie  wystarczyłoby,  żeby  zorientował  się,  że 

zakochała się w nim bez pamięci. Była jednak zbyt dumna, żeby pokazać mu, jaka 

była głupia. 

– 

Megan, co się stało? 

– 

Nic. Idź sobie. 

–  Cholera!  – 

wrzasnął.  –  Kochanie,  masz  dwie  możliwości.  Albo 

otworzysz drzwi, albo je wykopię. 

– N

ie ośmielisz się. 

– 

No to uważaj. – Ton jego głosu nie pozostawiał żadnych wątpliwości, że 

to zrobi. 

Podeszła i energicznie otworzyła drzwi. 
–  Czego chcesz, Lucas –  Nic ci nie jest? – 

Nie czekając na zaproszenie, 

przeszedł obok niej. – Dlaczego nie chcesz mnie widzieć? 

– 

No właśnie. – Zamknęła drzwi, żeby resztki ciepła nie uciekły z domu. 

Westchnęła głęboko i odwróciła się do niego. – Jest jakiś powód, dla którego 

zatrzymałeś się tutaj? 

– 

Jest.  Musimy  porozmawiać  –  powiedział  twardo,  zdejmując  kurtkę. 

Wyjął coś z kieszeni kurtki, po czym powiesił ją na wieszaku. 

– 

To  może  jutro.  Jestem  naprawdę  zmęczona  i...  –  Przeczącym  ruchem 

głowy potwierdziła niechęć do jakiejkolwiek rozmowy i... do wszystkiego. 

– 

Płakałaś – powiedział, podchodząc do niej. Zanim zareagowała, objął ją 

ramionami i przyciągnął mocno do siebie. – Co się stało, kochanie? 

– N... nic. – 

Próbowała wyłuskać się z jego ciepłego uścisku, a przy tym 

bardzo się starała, by nie wybuchnąć spazmatycznym szlochem. 

background image

– 

Widzę, że tak. – Poprowadził ją w kierunku kanapy, usiadł i wziął ją na 

kolana. Chciała wstać, ale przytrzymał ją. – No powiedz, Megan. Rozmawiaj ze 

mną. 

– 

Roz... rozmyślałam o moim biednym dziadku. 

– 

Mów prawdę. – Potrząsnął głową. Obtarł łzę na jej policzku. – Chcesz 

wiedzieć, co myślę? 

– Nie. 
– 

Myślę,  że  płakałaś  przeze  mnie  –  powiedział  miękko.  –  Wiem,  że 

uraziłem cię swoim zachowaniem dziś rano. 

Jego niski, aksamitny głos wywołał w niej dreszcz podniecenia, ale całą 

siłą woli starała się to zignorować. 

– 

Nieważne...  sprawa  zamknięta.  –  Skłamała.  Powstrzymywanie  się  od 

płaczu było z każdą sekundą coraz trudniejsze. 

– 

Warto o tym porozmawiać, kochanie. – Zobaczył jeszcze jedną łzę na jej 

policzku i Scałował ją. – Chcę ci opowiedzieć pewną historię, Megan. I chcę, 

żebyś mi obiecała, że wysłuchasz jej do końca, zanim cokolwiek powiesz. 

– 

Niech ci będzie – zgodziła się. 

– 

Kilka  dni  temu  pracowałem  do  późna  w  moim  warsztacie,  gdy 

zauważyłem  smugę  dymu  unoszącą  się  z  komina  domu  mojego  starego 

przyjaciela, Sama Bennetta. Kiedy udałem się na miejsce, żeby zbadać, co tam się 

dzieje  i  wyszedłem  z  lasu,  zobaczyłem  najpiękniejszą  blondynkę  na  świecie, 

która na mój widok zaczęła wrzeszczeć wniebogłosy. – Przełknął ślinę. – Gdy 

udało  mi  się  nakłonić  ją,  żeby  zrezygnowała  z  próby  obudzenia  wszystkich 

niedźwiedzi w Whisper Mountain, dowiedziałem się, że jest wnuczką Sama. 

A więc uważał, że jestem piękna? – pomyślała ze zdziwieniem. Zagryzła 

dolną wargę, żeby zamaskować jej drżenie. 

– 

Skończyłeś? 

W odpowiedzi pocałował ją w czoło. 
– 

Tak czy owak, pomyślałem, że Sam życzyłby sobie, żebym zaopiekował 

się jego wnuczką podczas jej pobytu w jego domu. 

A więc odwiedzał ją jedynie z powodu respektu, jaki miał dla dziadka. 
– 

Proszę...  wolałabym  nie...  słuchać  tego...  więcej  –  powiedziała 

zrezygnowana. 

– 

Nie przerywaj, bo teraz będzie najważniejsze. – Lucas uspokajającym 

gestem  pogładził  jej  plecy  swoją  szeroką  dłonią.  –  Gdy  odkryłem,  jak  bardzo 

tęskniła za Samem, i że przyjechała w góry, ponieważ był to pewien sposób, żeby 

znowu  poczuć  się  bliżej  niego,  postanowiłem  pomóc  jej  przetrwać  pierwsze 

święta bez niego. 

– 

Ja... nie zdawałam sobie sprawy aż do wczoraj... że jest to powód, dla 

którego tu przyjechałam – przyznała. 

– Wiem, kochanie. – 

Przyciągnął ją do siebie. – Lecz pomiędzy szukaniem 

background image

dla ciebie drz

ewka na choinkę a wspólną zabawą na przyjęciu w Harmony Falls 

zdarzyło się coś, co... Czy chcesz wiedzieć, co się stało? 

– Ja... nie, nie jestem pewna, czy... – 

Jej głos załamał się zupełnie. 

– Spójrz mi w oczy. 
– Nie! – 

Wiedziała, że jeśli to uczyni, wybuchnie płaczem. 

Ujął delikatnie jej podbródek i przekręcił go tak, żeby ich spojrzenia się 

spotkały.  Wyraz  jego  ciemnych,  brązowych  oczu  zdawał  się  uprzedzać  jego 

słowa i spowodował, że serce omal nie wyskoczyło jej z piersi. 

– 

Zakochałem się w cudownej wnuczce Sama. Na ułamek sekundy serce 

Megan przestało bić. 

– 

Naprawdę? 

– 

Nie może być już chyba nic bardziej prawdziwego na świecie. 

– 

Och,  Lucas,  ja  ciebie  także  kocham  –  powiedziała,  zarzucając  mu 

ramiona na szyję. – Tak bardzo... 

Pocałował ją czule. 
– Ale 

historia nie kończy się na tym, kochanie. 

– A co jest dalej? – 

zapytała, uśmiechając się przez łzy. 

– 

To  zależy  od  wnuczki  Sama.  –  Wręczył  jej  przedmiot,  który  wyjął 

wcześniej  z  kieszeni  swojej  kurtki.  Było  to  pudełeczko  opakowane  w  grube, 

workowe płótno i przewiązane  czerwoną wstążką. –  Ale najpierw,  chciałbym, 

żebyś je otwarła. 

Drżącymi  palcami  rozwiązała  wstążkę  i  zdjęła  opakowanie.  Kiedy 

podniosła wieczko, zobaczyła w środku maleńką, misternie wykonaną kołyskę. 

– Och, Lucas, jakie to cacko. Czy ty sam t

o zrobiłeś

?

 

Skinął głową. 
– 

Zaraz  po  naszym  rozstaniu,  dziś  rano.  Resztę  dnia  spędziłem  w 

warsztacie. Tam mi się najlepiej myśli. 

– 

Ale  co  to  ma  wspólnego  z  dalszą  częścią  twojej  historii?  –  zapytała, 

wodząc opuszkiem palca po prześlicznych ornamentach. 

– 

Mam  nadzieję,  że  wnuczka  Sama  zgodzi  się  zostać  moją  żoną  – 

powiedział lekko zachrypniętym z przejęcia głosem. – I jeśli się zgodzi, zrobię jej 

dużą kołyskę, żeby nasze dzieci miały w czym spać. 

Łzy płynęły po policzkach Megan. Nie mogła wydobyć z siebie głosu. 

Lucas wyjął z przepaścistej bocznej kieszeni spodni olbrzymią kraciastą 

chustkę i osuszył z łez jej twarz. 

– 

Mam nadzieję, że są to łzy szczęścia. – Kiedy skwapliwie przytaknęła, 

obdarzył ją w sposób, w jaki tylko on mógł to zrobić, jeszcze jednym, męskim, 

szerokim  i  szczerym  uśmiechem.  –  Nie  spodziewałem  się,  że  cię  znajdę, 

kochanie. Ale teraz, gdy już cię mam, nie pozwolę ci nigdy odejść. Czy zechcesz 

wyjść za mnie, Megan i pozwolisz mi zrobić kołyskę dla naszych dzieci? 

–  T... tak – 

wykrztusiła  wzruszona.  –  Kocham  cię  bardziej,  niż 

background image

kiedykolwiek zdołasz to sobie wyobrazić, Lucas. 

– 

I ja cię kocham, skarbie. 

Gdy trzymał ją tak blisko siebie, zadała mu niezwykle rzeczowe pytanie: 
– 

Będziemy mieszkali u ciebie, czy u mnie? 

– 

Czy myślisz, że mogłabyś być szczęśliwa, żyjąc tu, w górach? 

Delikatnie ujęła w dłonie jego twarz. 
– 

Uwielbiam  to  miejsce.  Nie  chcę  mieszkać  nigdzie  indziej.  Spróbuję 

znaleźć pracę w Pigeon Forge lub w Gatlinburgu, a jeśli mi się to nie uda, będę 

szczęśliwa, mogąc zostać w naszym domu z naszymi dziećmi. 

– 

Czy chcesz poczekać ze ślubem do powrotu twoich rodziców? 

– 

Tak.  Być  może,  to  zainspiruje  ich  do  zrobienia  tego  samego  – 

uśmiechnęła się do swych myśli. 

– 

Kochanie, ja chyba musiałem coś przeoczyć – powiedział speszony. – 

Chcesz, żeby twoi rodzice odnowili przyrzeczenia małżeńskie? 

Wybuchnęła śmiechem. 
– 

Pamiętasz

?

 

Mówiłam ci, że są dość niekonwencjonalni. – Są ze sobą od 

prawie trzydziestu lat, ale nigdy nie czuli potrzeby, by się pobrać. 

Lucas  wyglądał na nieco  zaskoczonego, co  nie zdziwiło  jej  nadmiernie, 

zdążyła bowiem zauważyć, jak wielką wagę przywiązuje on do tradycji. 

– 

Ale ty się zgadzasz zostać moją żoną? – zapytał lekko zaniepokojony. 

– 

Oczywiście! 

Na jego przystojnej twarzy odmalował się wyraz ulgi. 
– 

Będę musiała pojechać do Springfield, żeby spakować się i zlikwidować 

moje mieszkanie, ale wrócę – jak tylko będę mogła najszybciej. Chcę, żebyśmy 

jeszcze  w  tym  miesiącu  rozpoczęli  przygotowania  do  naszego  ślubu.  – 

Uśmiechnęła się pod wpływem jakiejś nagłej myśli. – Nie mogę się doczekać, 

żeby zobaczyć miny Grety i Kayli, gdy spotkam się z nimi w Chicago. 

– 

Czy to twoje przyjaciółki? 

– 

Poznałyśmy się kilka dni temu, kiedy nasze loty z lotniska O’Hare w 

Chicago zostały odwołane niemal w tym samym czasie z powodu burzy śnieżnej. 
P

rzegadałyśmy kilka godzin i od razu się polubiłyśmy... 

Jego wargi, cały czas wędrujące po wrażliwej skórze Megan, nie ułatwiały 

jej koncentracji i wciąż budziły rozkoszne dreszcze. 

– 

Gdy okazało się, że wracamy tego samego dnia, obiecałyśmy sobie, że 

spotk

amy się i każda z nas opowie o tym, jak się jej udało uciec od świętowania, a 

także od trudnej codzienności... 

– 

To miły pomysł – przyznał i delikatnie pocałował ją za uchem. – A wiesz, 

że ja też coś sobie obiecałem? 

– 

T... ty obiecałeś sobie? – zapytała, nie skrywając ciekawości. 

Tuląc ją do swojej szerokiej piersi, nagle wstał i trzymając ją w ramionach, 

skierował się do sypialni. 

background image

– 

Obiecałem sobie, że zaraz pokażę ci, jak zamierzam kochać się z tobą 

każdej nocy przez resztę naszego wspólnego życia. 

–  Mmm

...  podoba  mi  się  ta  obietnica  –  mruknęła,  przeciągając  się  jak 

zadowolona kotka. 

background image

EPILOG 

 

Lustrując wzrokiem zatłoczony hol Międzynarodowego Lotniska O’Hare, 

Megan  namierzyła  Kaylę,  Gretę  i  jej  małą  córeczkę  Lilly,  siedzące  we  wnęce 

nieopodal wejścia. 

– 

Czyżby panie czekały na mnie? – zagadnęła je wesoło. 

– 

O,  jesteś!  –  powitała  ją  radośnie  Kayla.  –  Właśnie  zaczęłyśmy  się 

zamartwiać, czy przypadkiem nie przegapiłaś swojego lotu. 

– 

A  potem  przyszło  nam  do  głowy,  że  może  skróciłaś  swoją  świąteczną 

eskapadę, żeby jak najszybciej znaleźć się w domu – dodała Greta. 

Megan usiadła przy stoliku naprzeciwko obu koleżanek. 
– 

Mój lot z Knoxville rzeczywiście opóźnił się trochę z powodu burzy – 

wyjaśniła im. 

Dziewczyny roześmiały się. Wszystkie były w znacznie lepszych nastrojach 

niż przed ponad tygodniem. 

– 

No  to  opowiadajcie  o  swoich  świętach.  Kayla,  jak  się  miewa  twoja 

przyjaciółka w St Croix? Jak potoczyły się sprawy w Houston, Greta? 

– 

Zanosi się na to, że wuj Brodie będzie moim nowym tatusiem – ogłosiła 

Lilly i 

ziewając,  wdrapała  się  na  kolana  Grety.  –  Będziemy  mieszkać  w 

prawdziwym forcie. 

– 

Naprawdę? – zapytały jednocześnie Megan i Kayla, po czym oderwały 

wzrok od małej i skierowały go na jej matkę. 

– Mów, Greta! – 

zażądała Kayla. Greta nie dała się prosić. 

– B

rat mojego zmarłego męża, Brodie, nauczył mnie, że miłość jest darem 

zbyt cennym, żeby go odrzucić. Mamy więc zamiar pobrać się. Gdy tylko Lilly i ja 
spakujemy wszystko, natychmiast przyjedziemy do niego do Luizjany. On jest 
wojskowym w stopniu kapitana i 

został oddelegowany do szkolenia żołnierzy w 

Fort Polk. 

– Moje gratulacje – 

powiedziała Kayla i uśmiechnęła się promiennie. 

Megan z całego serca przyłączyła się do gratulacji Kayli. 
– 

Naprawdę podzielam waszą radość. – Gdy zauważyła ten sam promienny 

wyraz 

szczęścia na twarzy Kayli, zapytała: – Czy ty też masz w zanadrzu jakąś 

niespodziankę, Kayla? 

– Faktycznie – 

śmiejąc się, przyznała Kayla. – Moja przyjaciółka nawet się 

nie pokazała na tej egzotycznej wyspie. Zamiast siebie przysłała swojego brata. 
Spryci

ara.  Domyśliła  się,  że  od  dawna  jestem  zakochana  w  Marku,  więc 

postanowiła wystąpić w roli swatki. No i udało się jej. Pobieramy się w czerwcu, 

tuż po mojej sesji. On pracuje w Dystrykcie Kolumbii, dlatego przenoszę się do 
Georgetown na semestr jesienny. 

– 

W ten sposób twoja najlepsza przyjaciółka będzie teraz również twoją 

background image

szwagierką – zauważyła Megan. – To wspaniale! 

– Wszystkiego najlepszego, Kayla – 

dorzuciła Greta. – No, ale co z tobą, 

Megan? Czy spędziłaś święta tak, jak chciałaś? W ciszy i samotności? 

– 

Szczerze mówiąc, nie. 

– 

Nie  wystawiaj  na  próbę  naszej  cierpliwości  –  poprosiła  Greta.  – 

Powiedz, co się wydarzyło? 

– 

Pewnie i ty też kogoś spotkałaś – odgadła Kayla. 

Megan uśmiechnęła się tajemniczo. 
– 

Spotkałam absolutnie fantastycznego mężczyznę. Ma na imię Lucas. Nie 

pozwolił  mi  rozczulać  się  nad  sobą.  Nalegał,  żebym  spędziła  normalne, 

tradycyjne święta, no i... 

– 

Przeprowadzasz  się  do  Tennessee,  czy  on  przyjedzie  do  Illinois?  – 

zainteresowała się Greta. 

–  Ja zamieszkam w Tennessee, gdy tylko zlikwid

uję  swoje  mieszkanie  – 

oznajmiła uszczęśliwiona Megan. – Lucas i ja planujemy się pobrać, gdy tylko 

wrócą moi rodzice z tej swojej egzotycznej wyprawy. 

– 

Cudownie  słyszeć,  że  i  twoje  sprawy  ułożyły  się  tak  dobrze,  Megan  – 

powiedziała Kayla. 

– 

A ja się cieszę, że wszystkim nam się udało – dorzuciła Greta i zerknęła 

na zegarek. – 

Szkoda,  że  nie  możemy  zostać  z  wami  dłużej,  ale  zaraz  mamy 

samolot. 

– 

Ja też. – Megan sięgnęła po swoją torbę podróżną. 

– Dajcie mi wasze adresy – 

zaproponowała Greta. – Ja podam wam mój. 

Bardzo  chciałabym,  żebyśmy  pisywały  do  siebie  i  może  jeszcze  nieraz  się 

spotkały? Co wy na to? 

– 

To wspaniały pomysł. – Megan wyciągnęła ze swojej torebki notesik i 

długopis. – Zapiszę wam mój nowy adres w Tennessee – powiedziała z dumą. 

Po wymianie wszystkich adresów i solennym obiecaniu sobie nawzajem, że 

na pewno będą utrzymywały kontakt, uściskały się i pobiegły. Każda do swojego 

wyjścia. 

Ich  świąteczne  wakacje  okazały  się  stokroć  lepsze,  niż  mogły  to  sobie 

wyobrazić. Czy był to uśmiech losu? Cenny prezent pod choinkę! Przecież każda z 

nich znalazła swoją miłość, szczęście, no i... dwie nowe przyjaciółki. A wszystko 

dzięki  temu,  że  zbuntowały  się  i  postanowiły  nie  obchodzić  w  tym  roku  świąt 

Bożego  Narodzenia  w  sposób  tradycyjny.  Chciały uciec od rutyny, uciec w 
nieznane... 

Ale tak naprawdę, to od czego uciekały? Czy tylko od świątecznej rutyny? 

Czy może od nieciekawej, pozbawionej miłości, codzienności? 


Document Outline