Leigh Michaels
Bardzo moralna propozycja
Bride on Loan
Rozdział 1
Był październik, dzień Halloween. Sabrina Saunders spojrzała przez
okno samochodu i pomyślała, że szare, pochmurne niebo, mżawka i
wiatr przypominają raczej nieprzyjemne przedwiośnie niż piękną
zazwyczaj jesień.
Zabrała torby, które leżały na tylnym siedzeniu, i wysiadła z
samochodu. Zimny wiatr dmuchnął jej prosto w twarz. Zebrała poły
żakietu, szybko podbiegła do bramy i nacisnęła dzwonek.
– Pospiesz się, Paige – mruknęła do siebie, podskakując dla
rozgrzewki.
Po chwili drzwi się otworzyły i Sabrina weszła do środka.
– Dzień dobry, Eileen. – Uśmiechnęła się lekko do siwowłosej
kobiety, poruszającej się na wózku inwalidzkim. – Przyniosłam Paige
kostium na Halloween. Czy jest w domu?
Eileen spojrzała przez ramię na Sabrinę i wjechała do pokoju.
– Mam nadzieję, że zamkniesz w końcu te drzwi – powiedziała. –
Dopiero co przeszłam bardzo nieprzyjemne zapalenie gardła.
– Przykro mi, że znów nie najlepiej się czujesz – odparła Sabrina,
posłusznie spełniając polecenie Eileen.
– W mojej sytuacji nie można wymagać od życia zbyt wiele, toteż
muszę szanować tę resztkę zdrowia, która mi pozostała – powiedziała
Eileen.
– Witaj, Sabrino, już myślałam, że nie przyjdziesz. – Z korytarza
wyłoniła się, trzymając w ręku długopis i notatnik, Paige McDermott.
– Buszowałam po sklepach i zobacz, co dla ciebie znalazłam! –
Sabrina z tryumfującą miną wyciągnęła z torby kostium.
– Czy ty uważasz, że moja córka włoży coś takiego na przyjęcie dla
dzieci? – Eileen skrzywiła się, jakby zjadła cytrynę bez cukru.
– Tak właśnie myślę. – Sabrina uniosła ze zdziwienia brwi. –
Uważam, że w takich kolorach Paige będzie wyglądała ślicznie. A jeśli
do tego włoży szpilki...
– Nie zapomnij o długim szlafroku, który ukryje gęsią skórkę –
przerwała jej Paige.
– Och, Paige! Czy nie ma w tobie odrobiny szaleństwa?
Romantyzmu?
– Ani trochę, nie jestem szalona – odpowiedziała spokojnie Paige.
– No dobrze, w takim razie ubierz się w niedźwiedzią skórę, wtedy
na pewno nie zmarzniesz i skutecznie odstraszysz wszystkich facetów –
mruknęła Sabrina.
– Nie spodziewałam się po tobie takich uwag – wtrąciła się oburzona
Eileen. – Mówisz jak Cassie, ona zawsze jest gotowa zrobić wszystko,
by zwrócić na siebie uwagę...
– To dobry pomysł, zaniosę ten strój Cassie – przerwała
bezceremonialnie tę tyradę Sabrina.
– Ja w ogóle nie miałam zamiaru się przebierać – powiedziała szybko
Paige, widząc minę matki. – W końcu jesteśmy tylko organizatorkami,
chciałam się ubrać po prostu w dżinsy i podkoszulek.
– No co ty, nie wygłupiaj się! – krzyknęła Sabrina. – Nie psuj
dzieciom zabawy, one uwielbiają przebieranki.
– Mamo, czy jesteś pewna, że nie chcesz z nami pójść? – Paige
zmieniła temat. – Będzie tam przecież kącik seniora, nie musisz siedzieć
sama w domu... Na przyjęciu może być nawet spokojniej niż w domu.
Wiesz, te czeredy dzieciaków, które co chwila dobijają się...
– Nie musisz się o mnie martwić, Paige – ucięła zdecydowanie
Eileen. – Nie mam zamiaru nikomu otwierać drzwi. Położę się z książką
do łóżka, pogaszę wszystkie światła, zostawię tylko nocną lampkę i nikt
nie będzie wiedział, że ktoś jest w domu.
Sabrina zamknęła oczy. Eileen, siedząca sama w ciemnym domu...
cóż za wspaniały sposób na spędzenie Halloween... i Paige, którą przez
cały wieczór będzie dręczyć poczucie winy, że zostawiła schorowaną
matkę samą. Horror!
– Proszę, nie mówmy już o tym, Paige – poprosiła głosem nie
znoszącym sprzeciwu Eileen. – Muszę poszukać moich lekarstw.
– Czy znowu czujesz się gorzej? Boli cię gardło? – przestraszyła się
Paige.
– Nie, nie czuję się gorzej. – Słowa Eileen kontrastowały z tonem,
jakim je wypowiedziała. – Nie chcę ci psuć wieczoru, przecież to żadna
przyjemność zajmować się starą, schorowaną matką...
– Nie mów tak... – Paige bezradnie rozłożyła ręce.
– Zresztą i tak nie ma cię kto zastąpić... – Eileen spojrzała na córkę, –
Chyba że Cassie... przecież ona też wybiera się na to przyjęcie.
– Dwie osoby to za mało, by wszystko zorganizować – wtrąciła się
Sabrina, dla której intencje Eileen były zupełnie oczywiste; szacowna
matrona postanowiła po raz kolejny popsuć córce zabawę i za wszelką
cenę zatrzymać ją w domu.
– Myślałam, że to tylko niewielka zabawa dla dzieci pracowników
filii jednego z przedsiębiorstw waszego klienta; organizowana po to, by
dzieciaki nie ganiały po ulicy... – nie dawała za wygraną Eileen.
– Tak miało być z początku, ale przyjęcie rozrosło się do rozmiarów
wielkiej imprezy dla wszystkich dzieci z Tanner Electronics –
odpowiedziała twardo Sabrina. – Będzie tyle dzieciaków, że
zaangażowałyśmy po kilka opiekunek dla każdej grapy wiekowej, aby
organizowały dzieciom zabawę i miały na nie oko.
– Caleb Tanner będzie na przyjęciu dla dorosłych – nieśmiało
wtrąciła Paige.
– My nie jesteśmy odpowiedzialne za przyjęcie dla dorosłych, ale
musimy tak zorganizować zabawę dla dzieci, żeby nie przeszkadzały
rodzicom – dodała Sabrina.
– Bardzo mi się to nie podoba, Paige. – Eileen skrzywiła się. – Nie
lubię, gdy musisz się zadawać z nie wiadomo kim....
Ona wciąż uważa, że Paige jest małą dziewczynką, która jeszcze nie
zna się na ludziach i którą może omotać byle chłystek. Sabrinie szczerze
było żal przyjaciółki.
– Mamo, ja organizuję przyjęcie dla dzieci, a poza tym bardzo długo
zabiegałyśmy o kontrakt z Tanner Electronics – powiedziała łagodnie
Paige.
Sabrina wiedziała, że Paige tłumaczy swojej matce te oczywiste fakty
nie po raz pierwszy.
– Jeśli Paige teraz się wycofa, możemy nie dać sobie rady, trudno
będzie znaleźć kogoś na jej miejsce. – Sabrina postanowiła twardo
bronić przyjaciółki. – A tak w ogóle, to powinnyśmy się pospieszyć,
musimy zrobić jeszcze masę rzeczy, a czas płynie nieubłaganie...
Sabrina wraz z przyjaciółkami, Cassie i Paige, prowadziły firmę pod
intrygującą nazwą Wypożyczalnia Żon. Zajmowały się wszystkim, na co
zapracowani ludzie nie mieli czasu. Organizowały przyjęcia,
wynajmowały gosposie, ogrodników, sprzątaczki. Ich zadanie polegało
na tym, by klienci mogli zapomnieć o trudach codziennego życia i
skupić się na pracy zawodowej.
Gdy Sabrina weszła do atrium siedziby Tanner Electronics, w którym
miało się odbyć przyjęcie dla dzieci, z radością stwierdziła, że
większość dekoracji jest już zrobiona. Było to dzieło Cassie, która przy
pomocy hostess przystroiła salę. Pod sufitem rozwieszone były wielkie
pajęczyny, w których czaiły się pająki z ciemnego papier-mache. Na
ścianach wisiały ogromne nietoperze o szeroko rozpostartych
skrzydłach, a światła były przyćmione. Sabrina uśmiechnęła się z
zadowoleniem. Dzięki pomysłowości udało się przekształcić pełne
światła pomieszczenie w posępną i mroczną komnatę. Zabawa dla dzieci
miała się odbywać w „nawiedzonym zamczysku".
Sabrinie zostały do nadmuchania balony. Z doświadczenia wiedziała,
że w ostatniej chwili zawsze może coś wyskoczyć, więc chociaż została
jeszcze godzina do rozpoczęcia przyjęcia, postanowiła już teraz włożyć
kostium. Zrzuciła ubranie i sprawnie przebrała się za czarnego kota.
Bardzo zależało jej na tym przyjęciu, gdyż była to ich pierwsza duża
impreza organizowana dla Tanner Electronics, a szczerze mówiąc –
pierwsza taka duża impreza w ogóle. Z początku miało to być tylko
niewielkie przyjęcie dla dzieci, o zmianie planów Sabrina, Paige i Cassie
dowiedziały się praktycznie w ostatniej chwili. Nie miały czasu na
wymyślenie czegoś nowego i niezwykłego, skupiły się zatem na
perfekcyjnym przygotowaniu przyjęcia w starym stylu. Sabrina zdawała
sobie sprawę, że Caleb Tanner widział już w życiu niejedno i trudno go
będzie zadziwić czy olśnić. Była jednak dobrej myśli, bo jak na razie
wszystko przebiegało zgodnie z planem.
Po napompowaniu pierwszej setki balonów zawołała chłopaka z
obsługi, żeby je pozawieszał. Pompowanie balonów byłoby miłą pracą,
gdyby nie to, że butla z helem stała tuż koło wahadłowych drzwi,
którymi ciągle ktoś wchodził lub wychodził, i Sabrinę co chwila
owiewała nieprzyjemna fala zimnego powietrza. Po napompowaniu
drugiej setki była tak przemarznięta, że narzuciła na ramiona płaszcz.
Niestety, nie miała szans na przesunięcie ogromnej i przeraźliwie
ciężkiej butli w inne miejsce.
Eileen będzie tryumfowała, gdy się przeziębię, pomyślała. A właśnie,
gdzie jest Paige? – Rozejrzała się dokoła. Spojrzała nerwowo na
zegarek, dzieci pewnie zaczną się schodzić lada moment.
Wzięła kolejne pięćdziesiąt balonów i postanowiła zanieść je do
drugiej sali, przy okazji sprawdzając, czy nie ma tam Paige. Zaczęła
zbierać rozsypane balony, gdy nagle ktoś z wielkim impetem otworzył
drzwi. Spoza balonów niewiele widziała. Miała wrażenie, że nagle koło
drzwi wyrosła potężna kolumna, której nigdy wcześniej tam nie było.
Na dodatek, nie wiadomo skąd, na ziemię sfrunęła sterta listów.
Zdziwiona, zaczęła rozgarniać balony, by sprawdzić, co to takiego. Nie,
to nie była kolumna. One przecież nie przeklinają...
Przed nią stał bardzo wysoki mężczyzna o imponująco szerokich
barach, ubrany w stalowoszary, skórzany strój motocyklisty. Twarz
nieznajomego skryta była pod kaskiem.
– Niezłe przebranie – powiedziała bez zastanowienia. – Poza tym,
przyszedł pan za wcześnie, przyjęcie rozpocznie się dopiero za pół
godziny – dodała.
– Nie przyszedłem tu dla zabawy – odezwał się nieznajomy nieco
zduszonym przez kask głosem.
– Chce pan powiedzieć, że pan się tak ubiera na co dzień? Hm,
ciekawa koncepcja, skrzyżowanie Don Kichota z członkiem gangu
motocyklowego – stwierdziła z lekką drwiną.
– Chcę powiedzieć, że po prostu tu wszedłem, z pocztą w ręku; nie
spodziewałem się, że otwarcie drzwi spowoduje katastrofę. Lecz cóż,
wpadła na mnie wyjątkowo źle wychowana kotka...
Sabrina fuknęła, jakby wczuwając się w rolę rozzłoszczonej kocicy,
ale żadna dobra i cięta odpowiedź nie przyszła jej do głowy.
– Niech pani spojrzy, jakiego narobiła pani bałaganu. – Motocyklista
wskazał rozsypane na podłodze listy.
Wzrok Sabriny powędrował we wskazanym kierunku. Na podłodze
leżała ogromna sterta listów w małych i dużych kopertach, folderów i
ulotek reklamowych.
– Faktycznie.... przykro mi, ale spoza tych balonów absolutnie
niczego nie widziałam, pan natomiast mógł mnie przecież ominąć.
– Jak? Była pani dokładnie koło drzwi, które właśnie otworzyłem!
Doprawdy trudno znaleźć gorsze miejsce do pompowania balonów!
– Nie ja je wybrałam – odparła chłodno. – Firma, która przywiozła
budę z helem, ustawiła ją właśnie tu!
– Przecież ta butla jest na kółkach. – Mężczyzna wzruszył
ramionami.
– Ale ja i tak nie dałam rady jej ruszyć, waży pewnie ze sto kilo!
Może mógłby...
Zanim zdążyła skończyć zdanie, motocyklista, niezwykle zwinnie jak
na tak dużego mężczyznę, ominął ją, popchnął butlę i przestawił ją parę
metrów dalej. Niestety, nie zauważył, że leżał tam kolejny pęk balonów,
z których większość z wielkim hukiem pękła.
Niewiele myśląc, Sabrina, wykonała rozpaczliwy skok, żeby ratować
te, które ocalały, ale nie spojrzała pod nogi. Z impetem wbiegła na
koperty i poślizgnęła się. Zamachała gwałtownie rękami, puszczając
ostatnie balony. Motocyklista, wykazując się błyskawicznym refleksem,
natychmiast ją podtrzymał, ale również poślizgnął się na listach. Na
dodatek padając, popchnął ogromną butlę z helem. Z wielkim hukiem,
zwielokrotnionym jeszcze przez echo, przewrócili się na podłogę.
Sabrina odruchowo schowała głowę w ramiona. Choć wreszcie
ucichł hałas, jeszcze przez kilka sekund bała się otworzyć oczy. Jej nic
sienie stało, bo balony zamortyzowały upadek, ale wyobraźnia
podsunęła jej obraz motocyklisty przygniecionego ogromną butlą.
W końcu odważyła się usiąść i otworzyć oczy. Wśród otaczających
ich prawie dwustu balonów coś się nagle poruszyło. Dobrze, ten facet
przynajmniej żyje, pomyślała. I skoro się rusza, to znaczy, że nie stracił
przytomności.... Po chwili spośród balonów zaczęły dochodzić gniewne
pomruki.
– Jak słyszę, żyje pan... – Nie bardzo wiedziała, co ma powiedzieć.
– Pani to potrafi narobić bałaganu! – rozległ się spod balonów
wprawdzie zduszony, ale całkiem wyraźny głos.
– Chwileczkę, chce pan powiedzieć, że to wszystko moja wina?! –
wykrzyknęła.
– A co, może moja? – Nieznajomemu udało się wysunąć głowę.
– Gdyby powiedział mi pan, co zamierza zrobić, przesunęłabym
balony. Skoczył pan jak wariat do tej butli, nie patrząc, co za nią leży! A
w ogóle, gdyby pan pozbierał swoją pocztę, to bym się na niej nie
poślizgnęła.
– Mówi pani o tej poczcie, którą pięć minut temu wytrąciła mi z rąk?
– spytał z przekąsem.
Przygryzła lekko wargi. Czuła, że nie jest zupełnie bez winy. Ta
kłótnia zmierzała w złym kierunku, nie było sensu dalej jej ciągnąć.
– Pomogę panu wstać – powiedziała ugodowo.
– Dziękuję, dam sobie radę sam – odparł chłodno. Zaczął się
podnosić, ale syknął z bólu i podparł się na łokciu. – Nie mogę wstać...
Sabrinie zrobiło się gorąco. Tego jej jeszcze w tej chwili brakowało!
Wyobraziła sobie tłum gości, ostrożnie omijających leżącego na środku
sali rannego motocyklistę... Nerwowo rozejrzała się za jakąś pomocą.
Na szczęście w ich kierunku szedł narzeczony Cassie, Jake Abbott.
– Co tym razem się stało, Sabrino? – Zdziwiony Jake stanął tuż nad
nimi.
– Co masz na myśli, mówiąc: „tym razem"? – zapytał motocyklista,
zdejmując kask.
Sabrinie jego twarz wydała się znajoma, ale w tej chwili nie potrafiła
sobie przypomnieć, czy już kiedyś się spotkali. Pomyślała poza tym, że
jest całkiem przystojny... hm... nawet bardzo przystojny.
Ciemnobrązowe, wijące się lekko włosy okalały pociągłą, opaloną
twarz. Rzęsy miał takie, że gdyby był kobietą, nie musiałby w ogóle
używać tuszu, przemknęło jej przez głowę; takie ciemne, długie, gęste i
naturalnie wywinięte...
Nie był to jednak czas na rozmyślania o długich rzęsach
nieznajomego, gdyż on, próbując wstać, krzywił się z bólu.
– Dzięki Bogu, że tu jesteś, Jake! – zawołała. – On się przewrócił i
chyba...
– Nie przewróciłem się – syczał przez zaciśnięte zęby motocyklista. –
Podcięła mnie dzika kotka. I niestety obawiam się, że złamałem nogę w
kostce.
– Pozwól, Caleb, że ją obejrzę. – Jake przykucnął koło motocyklisty.
Jake powiedział: „Caleb". Sabrina czuła, jak uginają się pod nią
kolana. Spojrzała na motocyklistę uważnie i tym razem już nie miała
wątpliwości, skąd go zna. Raz już przecież widziała dziedzica fortuny
Tannerów.
Dlaczego ze wszystkich ludzi na świecie musiałam podciąć nogi
właśnie jemu, zawyła w duchu. Bon vivant, milioner, kobieciarz i, co
najgorsze, jej najważniejszy klient!
Z rozpaczą popatrzyła na zabiegi Jake'a, któremu udało się
wyswobodzić nieszczęsnego motocyklistę ze skórzanego kombinezonu.
Kostka Caleba spuchła tak bardzo, że nawet jeśli nie była złamana, to i
tak nie było najmniejszych wątpliwości, że nie będzie mógł dzisiaj
chodzić.
Nie ma co, jednak udało mi się zaskoczyć Caleba Tannera, takiego
przyjęcia z pewnością się nie spodziewał. Zrobiłam na nim piorunujące
wrażenie, nie ma dwóch zdań, złorzeczyła w duchu.
– Dlaczego coś takiego zawsze musi się przytrafić właśnie mnie? –
szepnęła z rozpaczą.
Sabrina siedziała nadal na podłodze, nieruchoma i milcząca. Lekarz
bandażował nogę Caleba, a sanitariusze przygotowywali nosze, by
zanieść go do karetki. Wokół nich zgromadził się już spory tłumek
gości. Na szczęście to Caleb, a nie ona, przyciągał powszechną uwagę.
Była wciąż tak oszołomiona, że nie zauważyła, kiedy podeszła do
niej Cassie.
– Spadły ci uszy – powiedziała przyjaciółka i nałożyła Sabrinie na
głowę trzymany w dłoni przedmiot.
– Nawet nie zauważyłam... Musiały odpaść, gdy się przewróciłam –
odpowiedziała Sabrina nieswoim głosem. Wciąż wyglądała na mocno
oszołomioną.
– Czy nie uderzyłaś się w głowę? – zaniepokoiła się Cassie. – Może
poproszę lekarza, żeby ciebie też zbadał?
– Nie, nic mi nie jest. – Sabrina spojrzała na przyjaciółkę nieco
przytomniej. – Paige mnie zabije, gdy dowie się, co zrobiłam... Co
gorsza, nie mam nic na swoją obronę.
– Nie przesadzaj, w końcu tylko załatwiłaś naszego najważniejszego
klienta. A poza tym, co się stało, to i tak się nie odstanie.
– Kochana jesteś – szepnęła Sabrina.
– Myślę, że Caleba Tannera nikt jeszcze tak nie potraktował, a
pewnie nieraz na to zasłużył – pocieszała ją Cassie.
Sabrinie napłynęły do oczu łzy. Starała się je powstrzymać, ale nie do
końca jej się to udało.
– Kochanie, nie przejmuj się tak bardzo. – Cassie pogłaskała
przyjaciółkę po policzku. – Przecież nie zrobiłaś tego specjalnie.
– On uważa inaczej.
– Na pewno będzie się z tego śmiał, kiedy tylko przestanie go boleć
kostka – powiedziała uspokajająco Cassie.
Lekarz skończył opatrywać Caleba i dał znak, by sanitariusze zabrali
go do karetki.
– Może powinnam pojechać do szpitala? – spytała lekarza Sabrina,
podnosząc się z podłogi. – W końcu znam najlepiej przebieg wypadku...
– Nie pozwól jej na to, Jake! – Caleb zaczął rozpaczliwie
wymachiwać rękami. – Jeśli ona wsiądzie do ambulansu, ja pójdę do
szpitala piechotą.
Miała ochotę uciąć mu język, ale po namyśle postanowiła chwilowo
wstrzymać się z akcją odwetową. Lepiej poczekać, aż Caleb powróci do
pełni sił, nie wypada pastwić się nad rannym.
Wtem drzwi się otworzyły i Sabrinę owiał przenikliwie zimny wiatr.
Przez moment miała wrażenie, że śni. A może to wywołane stresem
halucynacje?
W drzwiach stała królowa. Wyszywana brokatem suknia na szerokiej
krynolinie i ogromna fryzura przesłoniły całe światło drzwi. Na twarzy
monarchini odmalowało się niekłamane przerażenie.
– Co się stało, kochanie? – Królowa rzuciła się do leżącego na
noszach Caleba.
– To tylko niewielki wypadek. Nie ma powodów do histerii,
Angelique – odparł Caleb z pewnym zażenowaniem.
– Gotowa uznać go za bohatera. Żeby tylko nie zemdlała – mruknęła
pod nosem Sabrina.
– Nie musisz też ze mną jechać do szpitala, nie psuj sobie zabawy –
dodał szybko i z lekką paniką w głosie Caleb.
– Ależ, najdroższy! O czym ty mówisz? – Angelique dramatycznym
gestem przyłożyła dłoń do serca. – Jak mogłabym się bawić, gdy ty tak
bardzo cierpisz! – zawołała z rosnącą egzaltacją.
– Proszę cię, Angelique, przestań robić przedstawienie. Nie
pojedziesz w tym stroju do szpitala i koniec – powiedział ze złością.
Chwilę potem sanitariusze wynieśli Caleba do karetki, a Angelique
została, robiąc współczującą minę, póki nie zamknęły się za nimi drzwi.
– Chyba jej czas dobiega już końca – szepnęła Cassie do Sabriny.
– Dlaczego tak myślisz? Taki facet jak on pewnie uwielbia otaczać
się bezmózgimi ślicznotkami.
– Może i tak, ale tej ma z pewnością dosyć. Widziałaś, jak na nią
spojrzał, gdy zaczęła histeryzować? Ona go już tylko drażni –
stwierdziła stanowczo Cassie.
– Nie ma o czym mówić – zmieniła temat Sabrina. – Chodź, pora na
konkursy dla dzieci. Może zaczniemy od wyścigów w workach?
Sabrina odczytywała uważnie numery mijanych domów. Czyżbym
coś źle zapisała? – zastanawiała się. Jednak adres się zgadzał, choć nie
tak wyobrażała sobie mieszkanie milionera. Był to jeden z wielu niczym
nie wyróżniających się domów na tej ulicy, w takich samych mieszkała
większość jej znajomych. Spodziewała się raczej złotej bramy, która
otwiera się tylko dla wybranych gości, lokaja w liberii i tym podobnych
luksusów. Tymczasem dom wyglądał całkiem przeciętnie. Był to
trzypiętrowy budynek, zaprojektowany w stylu kolonialnym i
pomalowany na biało. Ozdobą niewielkich balkonów były kute
balustrady i skrzynki z kwiatami. Przed domem był niewielki trawnik.
Na wszelki wypadek Sabrina jeszcze raz sprawdziła adres. Wszystko
się zgadzało. Caleb mieszkał właśnie tutaj. Nie musiała dzwonić do
drzwi, bo właśnie się otworzyły i wyszedł z nich mężczyzna z lekarską
torbą. A zatem dobrze trafiłam, pomyślała. Gosposia wskazała jej pokój,
w którym leżał Caleb.
Sabrina zatrzymała się i wyciągnęła z torby zapakowane w celofan
kwiatki. Poprawiła je, zebrała się w sobie i ruszyła we wskazanym
kierunku. Nie była pewna, czy Caleb w ogóle będzie chciał z nią
rozmawiać, lecz cóż szkodzi spróbować.
Zapukała do drzwi i delikatnie je uchyliła. W środku stał starszy
mężczyzna, który wydawał właśnie polecenia dostawcy.
– Przepraszam, szukam Caleba – powiedziała.
– Proszę pójść do pokoju po drugiej stronie – grzecznie wyjaśnił
starszy pan.
– Och, kochanie, czy jesteś pewien, że nic nie mogę zrobić, żebyś
poczuł się lepiej? – Sabrina usłyszała ten słodki głosik, w chwili gdy
wycofywała się na korytarz. Dochodził z pokoju, w którym miał
znajdować się Caleb. Chyba jednak Cassie się pomyliła, czas Angelique
jeszcze się nie skończył, pomyślała.
Drzwi były otwarte, lecz Sabrina zapukała. Zatrzymała się jednak tuż
przed progiem, gdyż para znajdująca się w środku, najwyraźniej nie
usłyszała pukania. Z korytarza mogła dostrzec, że pokój jest duży i
jasny. Pod ścianą stało szerokie łoże, w którym leżał Caleb. Angelique
czule pochylała się nad ukochanym. Byli zajęci sobą, a właściwie
Angelique była zajęta Calebem.
– Skoro jesteś pewien, że nic więcej nie mogę dla ciebie zrobić, to
chyba rzeczywiście lepiej już pójdę. Choć wiesz, że wystarczy jedno
twoje słowo... – szeptała Angelique, pochylając się coraz niżej nad
Calebem.
Sabrina poczuła się jak intruz. Ta para nie miała najmniejszego
pojęcia, że ktoś ich obserwuje. Co robić? – zastanawiała się
gorączkowo. Pierwszym, i jak się wydawało, najrozsądniejszym
pomysłem, który przyszedł jej do głowy, była ucieczka. Niestety, nie
zdążyła wprowadzić go w czyn, gdyż z pokoju w pośpiechu wypadła
Angelique. Na widok Sabriny stanęła jak wryta.
– A co ty tutaj robisz? – Spojrzała podejrzliwie na Sabrinę. – Pan
Tanner jest chory i nie przyjmuje interesantów. – Jennings, weź kwiaty
od pani i wstaw je do wazonu! – przywołała starszego mężczyznę. –
Teraz muszę wyjść, ale wrócę za godzinę. Dopilnuj, by absolutnie nikt
nie przeszkadzał choremu.
Słowotok tej kobiety może każdego przyprawić o ból głowy,
pomyślała Sabrina.
– Och muszę lecieć, jestem już spóźniona! – zawołała Angelique i nie
sprawdzając, czy jej polecenia zostaną dokładnie wykonane – to znaczy,
czy Jennings rzeczywiście natychmiast wyprowadzi nie
zapowiedzianego gościa – pobiegła w stronę wyjścia.
Dopiero gdy Sabrina usłyszała trzask zamykanych drzwi, zaczęła się
zastanawiać, co powinna teraz zrobić. Jennings stał naprzeciwko niej i
grzecznie czekał. Widać było, że polecenia Angelique nie są dla niego
najważniejsze.
– Zajrzę na chwilę do pana Tannera. – Sabrina zdobyła się na
odwagę.
– Proszę bardzo. – Jennings otworzył przed nią drzwi jeszcze szerzej.
Weszła do środka i zatrzymała się tuż za progiem. Spojrzała w stronę
szerokiego łoża. Caleb leżał na środku, ubrany w niebieski sportowy
dres. Nogę, unieruchomioną w aluminiowych łupkach, oparł na
podwyższeniu zrobionym z poduszek. Sabrinie w jednej chwili
przypomniało się całe nieszczęsne wydarzenie. Poczuła się jeszcze
bardziej nieswojo. Przyjrzała się uważnie twarzy Caleba – mimo
opalenizny była trochę blada. Oczy miał zamknięte i chyba nawet nie
zauważył, że ktoś wszedł do pokoju. Sabrina poruszyła się nerwowo.
– Mówiłem już, że chcę zostać sam – powiedział ze
zniecierpliwieniem i otworzył oczy.
Wstrzymała oddech.
– Szczerze mówiąc, spodziewałem się, że zechcesz obejrzeć
zniszczenia, jakich dokonałaś – powiedział na widok Sabriny. W jego
tonie nie było już złości, raczej kpina.
– Przyszłam ci powiedzieć, jak bardzo mi przykro z powodu tego
wypadku, a szczególnie z powodu... hm... tych okoliczności, za które
ponoszę odpowiedzialność. – Plątała się coraz bardziej.
– Okoliczności? – Caleb otworzył szeroko oczy i uniósł się nieco na
poduszkach. – Hm... tak czy owak, ja przez najbliższe dni nie byłbym w
stanie przyjść i sprawdzić, co się z tobą dzieje. Przyznaję, że też nie
jestem bez winy. Powinienem trochę bardziej uważać – dodał spokojnie.
Przez chwilę przyglądał jej się badawczo, tak jakby rozważał
niesłychanie ważną kwestię. Wydawało się, że nie jest już tak bardzo
wściekły na Sabrinę.
– Tak! – powiedział tonem niemal tryumfalnym. – Jesteś tą właściwą
osobą i chciałbym z tobą o czymś porozmawiać.
Rozdział 2
Śliskie poduszki, na których spoczywała noga Caleba, obsunęły się,
gdy wykonał zbyt gwałtowny ruch. Przeszyła go ostra fala bólu. Kolejną
dawkę środka uśmierzającego będzie mógł wziąć dopiero za godzinę. Z
trudem powstrzymał cisnące się na usta przekleństwo i skupił uwagę na
stojącej naprzeciwko niego kobiecie.
W normalnych warunkach z pewnością zacząłby ją podrywać, jak
każdą piękną kobietę. Ale okoliczności nie sprzyjały sercowym
podbojom, był przecież unieruchomiony w łóżku.
Już wczoraj, gdy tylko wszedł do Tanner Electronics, natychmiast ją
zauważył. Była piękna, wysoka, szczupła, miała długie wijące się włosy
i zielone oczy, które przypominały mu kolor oceanu wokół rafy
koralowej. Uwielbiał takie kobiety, zapatrzył się w nią jak w obraz. Od
razu pomyślał, że chętnie przegadałby całe przyjęcie z tą śliczną
zielonooką kotką... Gdy jednak wpadła na niego, przerwała mu brutalnie
kontemplowanie jej urody i popsuła tak dobrze zapowiadający się
wieczór.
Ale to było wczoraj. Dzisiaj niestety sytuacja była zupełnie inna.
Wieczór spędził w szpitalu, gdzie poddawano go niezbyt przyjemnym
zabiegom, w nocy prawie nie spał, bo noga bolała go pomimo zażytych
lekarstw. Ranek nie wyglądał dużo lepiej...
Teraz jednak powinien przerwać tę złą passę i w sensowny sposób
wykorzystać wizytę Sabriny.
Zanim jednak cokolwiek jej powie, musi przekonać się, jaka jest
naprawdę. Nie każda piękna kobieta nadawała się do tego zadania...
Żałował, że nie jest jasnowidzem ani telepatą, bo właśnie teraz takie
nadprzyrodzone zdolności bardzo by mu się przydały.
Dziś Sabrina wydała mu się równie piękna, jak wczoraj, choć na jej
twarzy widoczne były ślady zmęczenia. Gęste, wijące się włosy
związała w luźny węzeł, ubrana była w dopasowany złotobrązowy
kostium z surowego lnu. Wyglądała niezwykle atrakcyjnie.
– Usiądź, proszę. – Dotarło do niego, że jego gość cały czas stoi.
Wskazał jej ręką krzesło w pobliżu łóżka.
Posłusznie usiadła. Kwiatki, które dotychczas trzymała w ręku,
położyła po chwili wahania na nocnym stoliku, a niewielką torbę oparła
o nogi krzesła. Te wszystkie proste czynności wykonywała z niezwykłą
wręcz gracją. Caleb pomyślał, że jeszcze nigdy nie spotkał równie
zachwycającej istoty.
– Przyniosłam ci kilka najnowszych magazynów. – Sięgnęła do torby
stojącej u jej stóp. – Mam nadzieję, że lektura trochę cię rozerwie... –
Uśmiechnęła się nieśmiało. – Jak powiedział mi lekarz, noga nie jest
złamana, a tylko zwichnięta – dodała po chwili.
– Tak – przyznał. – Jednak tego typu urazów nie wolno
bagatelizować. – Nie mógł się powstrzymać, by się nad nią trochę nie
poznęcać. – Rekonwalescencja trwa równie długo, jak przy złamaniu.
Istnieje nawet obawa, że taka kontuzja będzie się często odnawiać.
– Och... – szepnęła słabym głosem. – Naprawdę bardzo mi przykro.
– Najbliższe dwa tygodnie spędzę przykuty do łóżka, a do pełnej
formy wrócę dopiero za kilka miesięcy. Przez ten czas nie będę mógł
uprawiać żadnych sportów ani, co najgorsze, jeździć motocyklem –
użalał się nad sobą.
– Jeśli pan chce, panie Tanner, wywołać u mnie jeszcze większe
poczucie winy i wyrzuty sumienia, to muszę przyznać, że świetnie panu
idzie...
– Nie to jest moim celem. Chcę pani tylko uświadomić, w jaki sposób
zmieniła pani moje życie, a właściwie jak dramatycznie pogorszyła jego
jakość.
– Mówiłam już, że bardzo mi przykro z powodu tego, co się stało.
– W ten weekend miałem latać na paralotni. – Popatrzył na nią z
wyrzutem.
– Dlaczego za wszelką cenę dąży pan do tego, żebym poczuła się
jeszcze gorzej?
– Czy nie uważa pani, że moje utyskiwania są w pełni uzasadnione?
– Owszem, ucierpiał pan nieco podczas tego wypadku. Jednak mam
wrażenie, że chce mnie pan nastraszyć i ciekawa jestem, czemu to ma
służyć... Czyżby oczekiwał pan jakiejś rekompensaty?
– To dobry pomysł, coś mi się w końcu należy.
– W takim razie powinniśmy niezwłocznie ustalić, co się naprawdę
wydarzyło i kto ponosi za to odpowiedzialność – odparła twardo.
– Co się wydarzyło?! – krzyknął z oburzeniem. – Zaraz się okaże, że
zwichnięta noga to tylko wytwór mojej chorej wyobraźni. A czyja to
wina? Czy ma pani co do tego jakieś wątpliwości?
– Owszem, mam. Nikt nie kazał panu łapać się za butlę z helem.
Gdyby nie był pan taki narwany, nic złego by się nie stało.
– Sama poprosiła mnie pani o pomoc.
– Ale nie kazałam panu zgrywać Herkulesa! Jeśli chce pan ode mnie
wyciągnąć pieniądze, to myślę, że niezbyt dobrze pan trafił...
– Pieniądze? – przerwał jej. – Nie potrzebuję pani pieniędzy, mam
wystarczająco dużo własnych. Przyznam jednak, że oczekuję od pani
pewnego zadośćuczynienia.
– Tak, to typowe dla mężczyzn pana pokroju, że nie przepuszczą
żadnej okazji, by wykorzystać kobietę! – W głosie Sabriny
pobrzmiewała niekłamana pogarda. – Nie ma co, niezłe z pana ziółko.
Jeśli myśli pan, że w ramach zadośćuczynienia powinnam z panem
pójść do łóżka, to...
– Co też pani przyszło do głowy? – przerwał jej. – Zapewniam, że
nawet o tym nie pomyślałem.
Zaczerwieniła się, wyraźnie zmieszana. Czuła, że się wygłupiła.
Nawet więcej, zrobiła z siebie kompletną idiotkę, a na dodatek
wyssanymi z palca podejrzeniami obraziła Bogu ducha winnego
człowieka.
– Przepraszam – wydusiła z trudem przez zaciśnięte gardło.
– Naprawdę nie należę do facetów, którzy muszą uciekać się do
szantażu, by pójść z kobietą do łóżka – powiedział z naciskiem. Było mu
naprawdę przykro, że Sabrina miała o nim tak niepochlebne zdanie. – A
gdybym chciał panią poderwać, to zabrałbym się do rzeczy zupełnie
inaczej...
– Oszczędźmy sobie szczegółów, po co zresztą roztrząsać
nieprawdopodobne sytuacje – przerwała mu. – Proszę po prostu
powiedzieć, czego pan ode mnie chce.
– Tak, to prawda, zamierzałem panią o coś poprosić. Nie może pani
zaprzeczyć, że w mojej sytuacji jestem właściwie skazany na pomoc
innych. Trudno o wszystko zadbać, gdy jest się przykutym do łóżka.
– Jak zauważyłam, domem zarządza Jennings – stwierdziła ostrożnie,
ciągle nie rozumiejąc, o co mu chodzi.
– Tak, Jennings otwiera drzwi, odbiera telefony, załatwia zakupy i
tym podobne sprawy. Radzi sobie całkiem nieźle – przyznał. – Jednak
jest za stary, by troszczyć się również o mnie. Przecież nie jestem w
stanie przynieść sobie nawet szklanki soku.
– Czy pan chce mnie zatrudnić jako opiekunkę?! – Sabrina nie
potrafiła ukryć niebotycznego zdumienia.
– Potrzebuję kogoś, kto poda mi lekarstwa, zrobi kawę, poczyta, gdy
będę zbyt zmęczony, poprawi poduszki czy też pójdzie po lody o
trzeciej w nocy, gdy nie będę mógł zasnąć. Jake powiedział mi, że tym
właśnie zajmuje się pani firma.
– Niezupełnie – odparła chłodno. – Moja firma nazywa się
Wypożyczalnia Żon, a nie Wypożyczalnia Niewolników. Zajmuję się
organizacją przyjęć i wynajmowaniem hostess, a nie dostarczaniem
taniej siły roboczej. Skąd pomysł, że mogłaby mnie zainteresować pana
oferta?
– Cóż, biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności, pani kandydatura
sama się narzuca... – Zawiesił głos. – Jak pani się właściwie nazywa?
– Po co pan pyta? Czy niewolnicy mają w ogóle własne imiona? To
ich właściciel nazywa ich, jak chce – powiedziała podniesionym głosem.
– Sabrina Saunders – dodała jednak po chwili.
– Sabrina – powtórzył miękko. W jego ustach jej imię zabrzmiało jak
pieszczota.
– Dlaczego nie wynajmie pan wykwalifikowanej pielęgniarki, stać
pana na to. Byłaby na każde pana zawołanie – przekonywała z zapałem.
– Mogłaby pana nawet karmić.
– Nie trzeba mnie karmić. Zresztą jedzenie gorącej zupy z
trzymanego przez panią talerza mogłoby się skończyć kolejną katastrofą
– odparł z lekkim rozbawieniem. – Nie czułbym się bezpieczny nawet
wtedy, gdyby talerz z zupą stał na stoliku obok łóżka.
– Jak zatem mam się panem opiekować, skoro zupełnie mi pan nie
ufa? Zresztą, zupełnie słusznie. Nie jestem stworzona do takich zajęć. –
Spojrzała na niego kpiąco. – Nie mam najmniejszych wątpliwości, że na
jedno pana skinienie zleciałby się tu tłum chętnych do pomocy kobiet.
– To prawda, ale one byłyby zbyt natrętne. Spotkała pani Angelique?
– Tak, nawet z nią rozmawiałam, a właściwie to ona cały czas
mówiła.
– Gdyby jej na to pozwolić, siedziałaby przy mnie dzień i noc,
zmieniając tylko kreacje. Nie jest to jednak osoba, która byłaby zdolna
do opieki nad kimkolwiek. Prędzej czy później zamęczyłaby każdego...
Sabrina nic nie odpowiedziała, ale trudno jej się było nie zgodzić z tą
opinią.
– A inne kobiety? – spytała.
– Wszystkie moje znajome są bardzo podobne do Angelique. Zaraz
ściągnęłyby mi na głowę stadko swoich koleżanek, których wcale nie
mam ochoty oglądać i jeszcze miałyby pretensje, że poświęcam im za
mało uwagi. Słabo się czuję i nie wiem, czy poradziłbym sobie z tymi
harpiami.
– Myślałby kto, że chodzi o czarownice, a nie o rozpieszczające pana
do nieprzyzwoitości kobiety.
– Nie rozpieszczające, lecz zamęczające – sprostował. – Potrzebuję
spokoju, żeby jak najprędzej dojść do siebie.
– Może pan po prostu wyłączyć telefon i kazać Jenningsowi nikogo
nie wpuszczać – zaproponowała.
– Czyżby? Czy miała pani jakiekolwiek trudności z wejściem tutaj?
Znam Jenningsa i wiem, w jakich sprawach można na nim polegać, a w
jakich raczej nie. Sama pani... – zawiesił na moment głos. – Może
przejdziemy na ty? – zaproponował znienacka.
– Dobrze... – odparła zaskoczona.
– Sabrino, sama przyznałaś, że jesteś w części odpowiedzialna za ten
wypadek... – Spojrzał na nią wymownie. – Proszę cię więc, żebyś mi
teraz pomogła, bo znalazłem się w trudnej sytuacji. Naprawdę nie
oczekuję niczego szczególnego. Pomyśl, czy gdybyś to ty była na moim
miejscu, nie wydawałoby ci się naturalne, że osoba, która wpędziła cię
w kłopoty, pomoże ci z nich wyjść? – Uważnie wpatrywał się w jej
twarz, jakby tam szukając odpowiedzi na zadane przed chwilą pytanie.
– Może wynajmę ci wytresowanego rottweilera – jęknęła.
– Wtedy z pewnością nikt nieproszony by tu nie wszedł.
– A ja w tym czasie umarłbym z głodu – stwierdził ze śmiechem.
– Niestety, nie jestem w stanie ci pomóc. – Sabrina wstała i ruszyła w
stronę drzwi. – Do widzenia. – Zatrzymała się na moment i spojrzała mu
w oczy.
– Pomówmy poważnie – zaproponował. – Czy twojej firmie nadal
zależy na zleceniach od Tanner Electronics? Czy może pragniesz
zakończyć tę obiecującą współpracę? – rzucił pospiesznie, jakby się bał,
że Sabrina nie będzie go chciała wysłuchać. – Zdajesz sobie sprawę, że
mogę mieć pewne zastrzeżenia co do przebiegu tej nieszczęsnej
imprezy?
Sabrina bez chwili wahania zawróciła od drzwi i usiadła na krześle.
W takiej sytuacji nie miała wyjścia. Kontrakt z Tanner Electronics był
warunkiem istnienia jej firmy.
– Od kiedy zaczynam? – spytała spokojnie, głosem pełnym
rezygnacji.
Caleb tryumfował i nawet nie bardzo starał się to ukryć. Wprawdzie
nie powiedział już ani słowa, ale widać było wyraźnie, że
przyzwyczajony jest do tego, iż zawsze osiąga zamierzony cel.
– Najlepiej od zaraz – odparł. – Ale jeśli masz teraz coś do
załatwienia, to możesz przyjść dopiero po południu – dodał
nonszalancko, jakby to była najbardziej oczywista propozycja na
świecie. – Wyjdź teraz, a ja w międzyczasie każę mojemu prawnikowi
przygotować odpowiednią umowę. Póki co możemy przypieczętować
nasz układ uściskiem rąk.
Sabrina posłusznie podała mu prawicę. Niespodziewany dreszcz
wstrząsnął jej ciałem, gdy poczuła dotyk mocnej dłoni Caleba. Trochę
nerwowo cofnęła rękę. Chyba zwariowałam, zganiła się w myślach.
W drodze do domu próbowała przemyśleć całą sprawę na spokojnie.
Nie mogła postąpić inaczej, jeśli nie chciała narażać Wypożyczalni Żon
na poważne kłopoty finansowe. Tanner Electronics to zbyt potężna i
bogata firma, by warto było z nią zadzierać. A poza tym, kto przy
zdrowych zmysłach chciałby stracić najważniejszego klienta? Nie mogła
tego zrobić Paige i Cassie. Musiała ponieść konsekwencje swego czynu.
Tylko czy da radę? Caleb był wytrawnym graczem, a w dodatku
uwielbiał smak zwycięstwa. Osiągnął dokładnie to, czego chciał, a ona
musiała mu się bezdyskusyjnie podporządkować. Miał bardzo silną
osobowość, potrafił narzucić innym swoją wolę. Pewnie w poprzednim
wcieleniu był dowódcą rzymskich legionów, pomyślała. Zdradliwa
wyobraźnia podsunęła jej wizerunek Caleba, wysyłającego do boju
tysiące żołnierzy... Jakże wydał jej się piękny i pociągający... Boże,
zwariowałam, przywołała się do porządku. Była na siebie zła. Przecież
wyraźnie powiedział, że nie zamierza jej podrywać. Pewnie w ogóle nie
była w jego typie, prawdopodobnie gustował raczej w pięknych, głupich
i bezkrytycznie zapatrzonych w niego kobietach, takich jak Angelique.
Ale z drugiej strony miał wyraźnie dosyć tej egzaltowanej panienki, tego
Sabrina była pewna ponad wszelką wątpliwość. Może mu się po prostu
znudziła i poszuka sobie nowej, gdy tylko dojdzie do zdrowia,
pomyślała. Wygląda na faceta, który zmienia kobiety jak rękawiczki i
nie jest w stanie długo wytrwać w jakimkolwiek związku.
Zaczęła się zastanawiać, jak będą wyglądać jej najbliższe tygodnie.
Caleb wyraźnie dał do zrozumienia, że nie interesuje się nią jako
kobietą. Sabrinie też nigdy nie podobali się faceci jego pokroju, a
jednak, choć niechętnie się przed sobą do tego przyznała, było jej
przykro, iż pójście z nią do łóżka uznał za niedorzeczny pomysł. On, ku
jej ogromnemu zdziwieniu, bardzo ją pociągał. Nie potrafiła tego
wytłumaczyć, ale tak właśnie było. Bała się, że Caleb wcześniej czy
później przejrzy ją na wylot. Za żadne skarby świata nie chciała mu dać
takiej satysfakcji, chyba spaliłaby się ze wstydu. Nie miała
najmniejszego zamiaru dołączyć do grona wielbicielek pana Tannera i
przylatywać na każde jego skinienie. Muszę coś z tym zrobić,
postanowiła. Jedyna nadzieja w tym, że Calebowi pewnie szybko znudzi
się moje towarzystwo i wkrótce zatęskni za swoim haremem.
Po powrocie do domu zadzwoniła do Cassie, żeby powiedzieć jej, że
przez kilka dni, czy też... tygodni, będzie się zajmowała tylko jednym
klientem... Nie bardzo wiedziała, jak wyjaśnić to przyjaciółce, układ z
Calebem był dość nietypowy.
– Byłam u Caleba Tannera – zaczęła. – Przeprosiłam go za to, co się
stało i...
– Mam nadzieję, że dał się udobruchać – przerwała jej Cassie. – Jeśli
stracimy kontrakt z Tanner Electronics, to praktycznie możemy
zlikwidować firmę.
– Nie denerwuj się, wszystko w porządku – odpowiedziała spokojnie
Sabrina. – Tanner Electronics podpisze z nami kolejną umowę, ale ja
przez kilka dni, najdłużej przez dwa tygodnie, będę wyłączona... Będę
zajmowała się Calebem Tannerem – wyrzuciła z siebie.
– Co będziesz robiła?
– Jak ci mówiłam, poszłam do niego, żeby przeprosić za to całe
zamieszanie – wyjaśniła Sabrina. – Złożył mi propozycję nie do
odrzucenia, bym zajęła się nim, dopóki musi leżeć w łóżku...
– Ty?! – Zgodnie z oczekiwaniem Sabriny Cassie była bardzo
zaskoczona. – Masz być jego pielęgniarką? Przecież ty potrafisz
przewrócić się na prostej drodze, potłuc wszystko, co weźmiesz do ręki,
nie mówiąc już o notorycznym rozlewaniu kawy i herbaty.
– Nie będę jego pielęgniarką, raczej ochroniarzem i asystentką w
jednej osobie. Mam trzymać z dala od niego wszystkie osoby, z którymi
nie będzie chciał się spotkać, pomagać w załatwianiu najpilniejszych
spraw, być jego łącznikiem z resztą świata – tłumaczyła cierpliwie
Sabrina. – W zamian za to Tanner Electronics nie zerwie z nami
kontraktu. Nie miałam innego wyjścia, musiałam się zgodzić na ten
układ – wyjaśniła, gdyż w słuchawce po drugiej stronie zapanowała
głucha cisza.
– To jakaś nieprawdopodobna historia – odparła w końcu Cassie. –
Ale skoro to był jedyny sposób, żeby uratować naszą firmę, to dobrze
zrobiłaś.
– Też mi się tak wydaje, choć byłam zaskoczona propozycją nie
mniej niż ty teraz – przyznała.
– Cóż, w takim razie pozostaje mi tylko życzyć ci świętej
cierpliwości, bo Caleb nie wygląda na łatwego we współżyciu... A co na
to wszystko Angelique? – W Cassie wzięła górę plotkarska część natury.
– Jeszcze nie wiem. Minęłam się z nią w drzwiach, gdy wchodziłam
do Caleba. Ona chyba jeszcze nie ma pojęcia o tej dziwacznej umowie,
ale mogę się założyć, że nie będzie zachwycona...
– Szykuje się niezła zabawa. Wyjątkowo nie cierpię tego rodzaju
kobiet – zachichotała Cassie.
– Ja też, ale wcale mi się nie uśmiecha starcie z tą słodziutką wydrą, a
wiem, że trudno będzie tego uniknąć.
– Dasz sobie radę, uważaj tylko na Caleba, to straszny podrywacz.
– Nie bój się, nie jestem w jego typie – odparła Sabrina i nagle
zrobiło jej się smutno. – Chyba właśnie dlatego mnie zatrudnił.
– Kiedy zaczynasz?
– Zaraz, wpadłam tylko do domu po kilka niezbędnych drobiazgów i
żeby załatwić najpilniejsze sprawy. Ty i Paige będziecie musiały wziąć
wszystkie sprawy firmy na siebie – powiedziała z troską.
– O to się nie martw, damy sobie radę. Walcz o przychylność
naszego najważniejszego klienta. – Cassie starała się dodać przyjaciółce
otuchy.
– Jutro przyślę ci umowę z Tanner Electronics, a teraz wracam do
Caleba – powiedziała lekko drżącym głosem Sabrina.
– Trzymaj się i na razie – pożegnała ją Cassie.
– Popsuła mi się komórka, dzwoń więc na domowy numer Caleba.
Piętnaście minut później Sabrina stała przed domem Caleba Tannera.
Najpierw postanowiła ustalić kilka spraw z Jenningsem. Nie musiała go
szukać, gdyż to on otworzył jej drzwi.
– Czy pan Tanner poinformował pana, że przez kilka najbliższych
tygodni będę zajmowała się jego sprawami?
– spytała wprost.
– Tak, oczywiście, wszystko mi wyjaśnił – odparł grzecznie
Jennings.
– A zatem wie pan już, że nie można wpuszczać do niego nikogo bez
mojej zgody?
– Tak.
Jennings nie zdążył nic więcej powiedzieć, bo u drzwi zadźwięczał
niecierpliwy dzwonek. Żadne z nich nie miało najmniejszych
wątpliwości, kto w taki natarczywy sposób ogłasza swe przybycie.
– Sabrino, Jennings, przyjdźcie tu, proszę! – rozległ się głos Caleba.
Nie było wątpliwości, że on również wie, kto przyszedł go odwiedzić.
– Co mam powiedzieć Angelique? – spytała, zatrzymując się w progu
pokoju.
– Nic. Niech Jennings po prostu ją wpuści. Jennings bez słowa
poszedł spełnić życzenie Caleba.
– Myślałam, że mam cię chronić przed takimi właśnie wizytami –
powiedziała nieco zaskoczona jego zachowaniem.
– Tak, zaraz to zrobisz – odparł spokojnie. – Usiądź, proszę, ale nie
na krześle – zaprotestował, gdy ruszyła w stronę wcześniej
zajmowanego miejsca. – Usiądź tu, koło mnie, na brzegu łóżka.
Sabrina spojrzała na niego z niedowierzaniem. Nie było jednak czasu
na dyskusję, zwłaszcza że Caleb najwyraźniej miał jakiś plan. Szybko
spełniła jego życzenie, gdyż coraz głośniejsze stukanie szpilek o
posadzkę zwiastowało rychłe pojawienie się Angelique.
– Widzę, że nie jestem jedyną osobą, która stara ci się osłodzić czas
choroby! – zawołała Angelique już od drzwi. – Powinieneś był mnie
uprzedzić, że spodziewasz się gościa, nie spieszyłabym się tak bardzo.
– Sabrina również ucierpiała podczas tego wypadku, choć jej
obrażenia nie są zbyt poważne. – Caleb zachowywał się tak, jakby nie
zauważał wzrastającej irytacji Angelique. – Poza tym wiesz przecież, że
nawet nie jestem w stanie sam sobie poprawić poduszek. Nie wiem, co
bym począł bez pomocy tego anioła miłosierdzia. – Zupełnie
niespodziewanie dla Sabriny Caleb pogłaskał ją po ręce.
– Ależ, kochanie, gdybyś tylko szepnął słówko, zostałabym przy
tobie! – wykrzyknęła z emfazą Angelique. – Wiesz przecież...
– Sabrina przed chwilą powiedziała mi, że chciałaby ci podziękować
za opiekę, jaką mnie otoczyłaś dzisiejszego ranka – przerwał jej. – Gdy
wrócę do zdrowia, urządzimy przyjęcie i na pewno będziesz jednym z
honorowych gości...
Sabrina doskonale zrozumiała plan Caleba. Wiedziała też, co czuje
Angelique i nawet było jej żal tej kobiety.
– Nie możesz tak po prostu... – Angelique urwała, jakby nagle
zabrakło jej słów.
– Kilka dni temu powiedziałem ci, że musimy się rozstać – ciągnął
Caleb. – Umawialiśmy się, że ostatnim wspólnym występem będzie
przyjęcie na Halloween. Dotrzymałem zawartej umowy.
– Ale nie mówiłeś nic o niej! – Angelique wskazała palcem na
Sabrinę.
– No cóż, chyba nie muszę się przed tobą tłumaczyć. Poza tym
Sabrina w żaden sposób nie przyczyniła się do naszego rozstania.
– O tak, z pewnością nie. Ty przecież nie znosisz pustki, jakże
mogłabym zapomnieć – powiedziała z sarkazmem. – Nie łudź się, że to
długo potrwa – zwróciła się do Sabriny.
– On szybko się nudzi, szczególnie, gdy dostanie to, czego chce. –
Odrzuciła na plecy długie włosy i jak burza wypadła z pokoju.
Trzaśniecie drzwi wyjściowych oznajmiło im, że Angelique opuściła
dom.
– To było najpaskudniejsze przedstawienie, jakie w życiu widziałam!
– Sabrina zerwała się z łóżka i popatrzyła z wściekłością na Caleba. – A
na dodatek zmusiłeś mnie, żebym w tym brała udział!
– Przykro mi, że musiałem cię w to wplątać – odparł spokojnie. – Ale
wierz mi, nie widziałem innego sposobu, żeby się od niej wreszcie
uwolnić. O tym, że między nami wszystko skończone, mówiłem jej co
najmniej dziesięć razy.
– Układy między wami mało mnie obchodzą. Jednak jakim prawem
przedstawiasz mnie jako swoją kochankę? Nie mam najmniejszej ochoty
uchodzić za twoją kolejną zdobycz! Zdajesz sobie sprawę, że Angelique
nie zatrzyma tej informacji dla siebie?
– A czy widzisz lepszy sposób, żeby przestały mnie nachodzić te
wszystkie egzaltowane i marzące jedynie o zamążpójściu panienki?
Niestety, znam ich jeszcze kilka. Informacja o tym, że z kimś się
związałem, powinna je na trochę odstraszyć – odpowiedział spokojnie,
jakby w ogóle nie przejął się zarzutami Sabriny.
– Trzeba było wynająć helikopter i polecieć na przykład na Hawaje!
– Tupnęła nogą ze złości.
– Sabrino, proszę cię, bądź poważna. To naprawdę najlepszy sposób.
– Nikt nie uwierzy, że możemy być parą.
– Ależ wszyscy uwierzą, Angelique na przykład dała się od razu
nabrać. Poza tym jesteś kobietą dokładnie w moim typie – stwierdził z
uśmiechem. – Dlatego zaproponowałem ci ten układ – dodał z
rozbrajającą szczerością.
– Mam ochotę cię udusić! Jesteś najbardziej denerwującym
osobnikiem, jakiego w życiu spotkałam! – wściekała się Sabrina.
– Czy to naprawdę taki wstyd uchodzić za moją dziewczynę? –
zapytał i uśmiechnął się łobuzersko.
– Zaraz skręcę ci drugą kostkę – mruknęła wściekle.
– Naprawdę, jesteś idealna do tej roli – powtórzył, przyglądając jej
się z zadowoleniem.
– Przecież ta historyjka już z daleka trąci oszustwem – powiedziała
nieco spokojniej. – Nigdy nie podobali mi się mężczyźni w twoim typie.
– I to jest twoja kolejna zaleta. Ja potrzebuję absolutnego spokoju.
Zapewniam cię, że plotki, które zacznie rozsiewać Angelique, ułatwią
życie także tobie. Nie chcę się przechwalać, ale jest jeszcze kilka
chętnych na jej miejsce. Po co tłumaczyć każdej z osobna, że nie mam
ochoty na żadne damsko-męskie układy, bo spotykam się już z tobą?
Angelique nas z pewnością wyręczy.
Sabrina milczała. Złościło ją, że w gruncie rzeczy miał rację.
Faktycznie, Angelique na pewno poinformuje wszystkich znajomych o
nowej przyjaciółeczce Caleba. Ale dlaczego miałaby pozwolić, by
mówiono o niej jako o kolejnej zdobyczy sławnego pożeracza
niewieścich serc? Budziło to jej głęboki sprzeciw. Z drugiej jednak
strony, która kobieta o zdrowych zmysłach wstydziłaby się takiego
narzeczonego jak Caleb Tanner?
Złościła ją jeszcze jedna rzecz. To, że Caleb był tak bardzo świadom
swojej atrakcyjności.
– Obiecuję ci, że zrobię wszystko, by jak najszybciej stanąć na nogi.
Wtedy rozejdziemy się i mogę wszystkim mówić, że to ty mnie rzuciłaś.
Byłabyś pierwszą kobietą, która zrobiła coś takiego – roześmiał się.
Rozdział 3
Sabrina patrzyła na niego, jak na nieznane egzotyczne zwierzę.
Pokazał wreszcie na co go stać i wnioski wydawały się oczywiste.
Należało z nim postępować bardzo, bardzo ostrożnie. Stado krokodyli
jest pewnie mniej niebezpieczne niż on, pomyślała.
Wobec Angelique zachował się bezwzględnie, choć z drugiej strony
wiedziała, że akurat w tym przypadku nie można było postąpić inaczej.
Do takich jak ona nie docierały spokojne i logiczne argumenty. Jeśli
Caleb mówił jej, że między nimi wszystko skończone, a Angelique
nadal mu się narzucała, to musiała być skończoną idiotką. Sabrina
zawsze starała się stawać po stronie kobiet, identyfikując się raczej z ich
punktem widzenia. Jednak w tym wypadku świetnie rozumiała Caleba.
W jej duszę wkradł się cień zwątpienia. Coraz bardziej bała się, że
Caleb uzyska nad nią przewagę. Nie była odporna na jego wdzięk.
Niestety... Jeśli ma z tego nieszczęsnego układu wyjść bez szwanku, to
musi natychmiast przestać myśleć o Calebie jako o przystojnym i
pociągającym mężczyźnie. Powinna skupić się na jego wadach, a miał
ich przecież bezliku...
Jej rozmyślania przerwał dzwonek u drzwi.
– Ciekawa jestem, czy rewelacje Angelique aż tak szybko obiegły
miasto, że sunie tu twoja kolejna zaniepokojona wielbicielka –
powiedziała z przekąsem.
– Nie sądzę, ale kto wie – roześmiał się Caleb. Wszedł Jennings i
oznajmił, że na dole czeka Jake.
– No widzisz, nie jest tak źle – zażartował Caleb.
– Mam nadzieję, że nie zamierzasz przed nim odgrywać tej komedii?
– spytała z niepokojem. – W tym wypadku nie musimy udawać, że
jesteśmy parą.
– Dlaczego nie? Nasz plan będzie skuteczny jedynie wtedy, gdy
wszyscy będą przekonani, że jesteś moją dziewczyną. W przeciwnym
razie istnieje niebezpieczeństwo, że prędzej czy później ktoś się wygada
– zaprotestował. – Poza tym Angelique zna Jake'a i z pewnością będzie
mu się wypłakiwać na ramieniu. Nie chciałbym stawiać go w
niezręcznej sytuacji.
– Ale on w to nie uwierzy!
– Dlaczego nie? A może masz chłopaka? – spytał bezceremonialnie.
– Nie – odpowiedziała automatycznie.
– W czym zatem problem? Przecież to zupełnie normalne, że ludzie
poznają się, zakochują się w sobie i są razem.
– Jake mnie zna i nie uwierzy...
– Zna również mnie i zapewniam cię, że uwierzy – odparł nieco
zarozumiale, choć z hultajskim wdziękiem. – Nie będzie miał
wątpliwości, o ile tylko dobrze odegramy przed nim swoje role.
– Jake przecież słyszał, co mówiłeś tuż po wypadku. – Starała się za
wszelką cenę nie dopuścić do tego, by udawać nową dziewczynę Caleba
również przed znajomymi. – Skąd taka nagła zmiana frontu?
– Gdy tylko ból przestał mi dokuczać, przejrzałem na oczy i
zakochałem się od pierwszego... nie, od drugiego wejrzenia.
Sabrina wiedziała już, że znów musi się poddać. Westchnęła i usiadła
na brzegu łóżka Caleba.
– Dobra dziewczynka – uśmiechnął się zwycięsko. – Przysuń się do
mnie trochę bliżej, przecież już wiesz, że nie gryzę.
Gdy usiadła tuż obok niego, natychmiast ją objął. W pierwszej chwili
chciała zaprotestować, ale kątem oka spostrzegła, że do pokoju wchodzi
Jake. Zatrzymał się w drzwiach i przez dłuższą chwilę przyglądał się
parze na łóżku. Był zaskoczony, lecz starał się zachować kamienną
twarz. Znał wprawdzie zdolności Caleba, ale nie spodziewał się, że
akurat Sabrina...
Caleb, wciąż obejmując ramieniem Sabrinę, czule wpatrywał się w
jej oczy. Pomyślała, że jest całkiem niezłym aktorem; gdyby nie znała
prawdy, sama byłaby skłonna uwierzyć, że są parą...
– Caleb? – Jake odezwał się w końcu. Caleb powoli odwrócił głowę
w jego stronę.
– To zadziwiające, że ten niewinny wypadek odegrał w twoim życiu
tak ważną rolę – skomentował sytuację Jake. Nie miał najmniejszych
wątpliwości, iż to, co widzi, nie jest mistyfikacją.
– Właściwie należałoby powiedzieć, że to najszczęśliwszy wypadek
w moim życiu – odparł Caleb. – Inaczej pewnie nigdy nie spotkałbym
Sabriny.
– Bardzo się cieszę, że tak się ta historia skończyła – powiedział
serdecznie Jake. – Niestety, muszę wam na chwilę przeszkodzić.
Najpierw może zajmijmy się twoim zdrowiem. Przywiozłem ci
prześwietlenie czaszki, wszystko jest w porządku. Teraz mogę ci już
powiedzieć, że lekarz nieco się obawiał... Widzisz, istniało pewne
niebezpieczeństwo wystąpienia krwiaka, ale na szczęście masz twardy
czerep. Nie zmogło go nawet uderzenie o granitową podłogę.
– To dobra wiadomość – ucieszył się Caleb. – A jaka jest ta druga
sprawa?
– Musimy omówić szczegóły kontraktu, nad którym ostatnio
pracowaliśmy i przygotować kosztorys. – Jake spoglądał to na jedno, to
na drugie. – Przepraszam, Sabrino, że przeszkadzam wam w takiej
chwili, ale od tego kontraktu wiele zależy. Musimy trzymać rękę na
pulsie.
– Nie przepraszaj, wiem, jakie to ważne, przecież sama prowadzę
firmę – odparła spokojnie.
– Nie zajmie to wiele czasu, przyniosłem wszystkie dokumenty i jeśli
tylko Caleb czuje się na siłach, możemy od razu przystąpić do rzeczy.
Potrwa to nie dłużej niż godzinę – zapewnił Jake. – Powiedzcie mi, czy
chcecie utrzymać wasz związek w tajemnicy? Ciekawość to być może
pierwszy stopień do piekła, lecz któż z nas jest od niej wolny?
– Ależ skąd, Jake! – Caleb odpowiedział tak szybko, że Sabrina
nawet nie zdążyła otworzyć ust. – Nie ma powodów, by robić z tego
sekret. Tym razem nie chodzi jedynie o przelotny romans, Sabrina jest
dla mnie kimś naprawdę ważnym. Te wszystkie panienki, które zawsze
się przy mnie kręciły, to już przeszłość. – Podniósł do ust dłoń Sabriny i
delikatnie ją pocałował. – Mam nadzieję, kochanie, że nie sprawiam ci
przykrości, stawiając sprawę tak otwarcie, ale i tak moja reputacja jest
powszechnie znana. Wolę sam ci o wszystkim powiedzieć, bo świat
pełen jest „życzliwych", którzy ochoczo zatrują ci życie plotkami na mój
temat. Do tej pory nie traktowałem kobiet zbyt poważnie, ale ty jesteś
inna... Wiedziałem to od pierwszej chwili. – Caleb patrzył na nią tak
czule, jakby jego słowa rzeczywiście płynęły z głębi serca. Okazał się
świetnym aktorem i nie miała wątpliwości, że Jake wierzy w każde
słowo przyjaciela.
– Miło mi to słyszeć – odpowiedziała, spuszczając oczy. Czuła się
coraz bardziej skrępowana.
– One wszystkie tak niewiele dla mnie znaczyły, że właściwie już
prawie zapomniałem o ich istnieniu. Jesteś pierwszą kobietą w moim
życiu – ciągnął przedstawienie Caleb. – I do żadnej nie czułem tego, co
czuję do ciebie.
Sabrina coraz lepiej rozumiała, dlaczego kobiety tak za nim szalały.
Miał dar wymowy i przekonywania, los obdarzył go urodą i
oszałamiającym wdziękiem. Nie miała wątpliwości, że kobiety bez
wahania poddawały się jego urokowi. Był prawdziwym mistrzem w
szafowaniu komplementami i czułymi słówkami. Czegóż więcej trzeba?
Prawdziwy ideał, pomyślała nie bez złości. Bardzo przystojny,
świetnie zbudowany i nieprzyzwoicie bogaty. Jednak nie to było
najważniejsze. Jego siła tkwiła w tym, że stosował się do starego i
sprawdzonego przepisu: mówił kobietom to, co chciały usłyszeć i
wiedział, jak je adorować.
Musiała przyznać, że właśnie takiego traktowania zawsze oczekiwała
od mężczyzny.
Chyba zapomniałam, że to zwykły podrywacz, ofuknęła się w duchu.
Nic zatem dziwnego, że potrafi kobiecie zawrócić w głowie i owinąć ją
sobie wokół palca. Ten pokaz jego możliwości powinnam sobie
zapamiętać raz na zawsze.
Postanowiła włączyć się do gry.
– Ja również nie czułam do żadnego mężczyzny tego, co czuję do
ciebie – powiedziała słodko i wtuliła się w jego ramię.
Jake patrzył na nich z zachwytem, lecz również z lekkim
niedowierzaniem. Caleba znał od kilku lat i nigdy nie widział go w
takim stanie. Sabrina była piękną i niezwykłą kobietą, ale bardzo różniła
się od dotychczasowych partnerek Caleba, który nigdy nie gustował w
zbyt inteligentnych i niezależnych przedstawicielkach płci pięknej. Jake
był również zaskoczony tym, że Sabrina jest w stanie zakochać się od
pierwszego wejrzenia. Musiał jednak przyznać, że tych dwoje
prezentowało się razem wspaniale. Wysocy, ciemnowłosi, urodziwi.
– Nie będę wam przeszkadzać, skoro musicie zająć się teraz
interesami. – Sabrina wstała. – Nie masz nic przeciwko, żebym
zostawiła cię samego z Jakiem? – spytała z troską w głosie.
– Oczywiście, że nie – uśmiechnął się. – Chociaż już zaczynam za
tobą tęsknić. Nie chcę cię jednak zanudzać prawnymi szczegółami
kontraktu.
To ostatnie zdanie trochę zezłościło Sabrinę. Nie była głupią
panienką, jak większość jego poprzednich narzeczonych. Sama
negocjowała już wiele umów, w końcu była współwłaścicielką nieźle
prosperującej firmy. Caleb najwyraźniej o tym zapomniał. Dobrze
jednak, że będzie mogła od niego przez chwilę odpocząć. Hm... było z
nią niedobrze, jeśli już zaczęła się przejmować tym, co on o niej myśli.
– Tylko nie odchodź zbyt daleko, kochanie! – zawołał Caleb, gdy
szła w stronę drzwi.
Zatrzymała siei odwróciła w jego stronę. Podtekst, ukryty w tej na
pozór niewinnej prośbie, był oczywisty: „Tylko nie ucieknij". Kolejny
raz ją zaskoczył, nie był zatem aż tak skupiony na sobie, by nie
zauważyć, że czuje się urażona. Nie spodziewała się po nim takiej
przenikliwości i wrażliwości.
Z każdą chwilą wydawał jej się bardziej niebezpieczny.
Caleb patrzył na Sabrinę do ostatniej chwili i odwrócił głowę w
stronę swego gościa dopiero wtedy, gdy zniknęła za drzwiami.
– Cóż za wspaniała kobieta – westchnął. – Niezwykle piękna...
– Tak, Sabrina jest bardzo piękna – przyznał Jake. – Ale ciekaw
jestem, jak długo tym razem potrwa twój związek...
– Znasz chyba Sabrinę dość dobrze... – Caleb skierował rozmowę na
inne tory.
– Tak, dość dobrze ją znam i dlatego trochę się martwię. Niełatwo mi
o tym mówić... Bardzo cię lubię, Cal... Ale nie chciałbym, żeby Sabrina
przez ciebie cierpiała.
– Nie bój się, nie będzie – odparł zdecydowanie Caleb. Nie było
sensu omawiać z Jakiem nie istniejącego przecież problemu. – Pokaż
lepiej ten kontrakt – zażądał stanowczo.
– Przy okazji chciałem z tobą omówić jeszcze kilka innych spraw.
Powinniśmy zatrudnić kilku nowych pracowników, jeśli chcemy
podpisać kontrakt z CEO. Dostaliśmy bardzo dużo zgłoszeń od
menedżerów najwyższego szczebla.
– To dziwne, czyżby nagle wśród tej grupy zawodowej zapanowało
bezrobocie? – zadumał się Caleb. – Nie wydaje ci się to podejrzane?
– Zamiast węszyć spisek, powinieneś się cieszyć, że jest w kim
wybierać. Większość z nich to ludzie o świetnych kwalifikacjach i
nieposzlakowanej opinii. Jest na przykład facet, który przez lata był
oficerem, przeszedł na emeryturę i zrobił naprawdę duże pieniądze. Dwa
lata temu sprzedał firmę i żył z kapitału. Nie nazwałbym go
bezrobotnym, wydaje mi się, że po prostu szuka jakiegoś przyzwoitego
zajęcia, że znudziło mu się wydawanie pieniędzy. Ludzie lubią robić coś
twórczego...
Caleb ze skupioną miną przeglądał powoli leżące przed nim
dokumenty.
– Zastanawiam się, dlaczego właśnie do nas przysłali swoje podania?
– powiedział po namyśle.
– Dostałem te propozycje od firmy zajmującej się rekrutacją, nie
podano nazwisk, tylko przebieg karier zawodowych kandydatów.
Łowcy głów tak działają, pewnie nie tylko do nas wysłali te oferty. Jeśli
ktoś nas zainteresuje, skontaktują nas z nim.
– Ciekawe, ile mnie to będzie kosztowało? – zamyślił się Caleb.
– No cóż, za dobrego menedżera warto dobrze zapłacić, także
pośrednikom – odparł Jake.
– Gdy podpiszemy kontrakt z CEO, nowi ludzie będą od razu musieli
ostro wziąć się do roboty. Czy wiesz, że przed jednym z budynków,
które CEO chce razem z nami wybudować, zaprojektowano wielki
kompleks sportowy z polem golfowym?
– Tak, pamiętam. Pewnie jako zapalonego golfistę bardzo cię to
cieszy?
– Teraz nie mam nawet co o tym myśleć – jęknął Caleb. – Sam
wiesz, że nieprędko będę mógł zagrać w golfa.
– Nie przesadzaj, miesiąc to nie wieczność.
– Miesiąc bez golfa to dla mnie bardzo długo – odparł Caleb. – Ale
wróćmy do interesów. Przejrzyj dokładnie te podania o pracę i wybierz
najlepsze. Zazwyczaj jesteśmy w tej kwestii zgodni – podsumował
rozmowę. – Chociaż na szczęście podobają nam się zupełnie odmienne
kobiety.
– To niezupełnie tak. Ja tylko traktuję kobiety nieco poważniej niż ty
do tej pory – roześmiał się Jake. – Mam nadzieję, że Sabrina nie będzie
przez ciebie cierpiała, to naprawdę piękna, wrażliwa i wartościowa
dziewczyna – dodał z przekonaniem.
Caleb nic nie odpowiedział. Podzielał opinię przyjaciela na temat
Sabriny. Jednak Jake najwyraźniej nie dostrzegał namiętnej i dzikiej
strony jej natury. Wybuch wulkanu jest również cudownym i
niezwykłym zjawiskiem, jednak lepiej się od niego trzymać z daleka...
Znacznie młodziej wygląda, gdy śpi, pomyślała Sabrina, wchodząc
do pokoju. Cicho stanęła tuż przy łóżku Caleba. W jednej ręce trzymała
mały, plastikowy kubeczek z lekarstwami, w drugiej szklankę z wodą do
popicia. Caleb spał z lekko rozchylonymi ustami, długie rzęsy rzucały
cień na policzki. Wyglądał tak łagodnie i bezbronnie, niemal jak
chłopiec. Miał nieco zaróżowioną twarz i Sabrina zaniepokoiła się, czy
nie podskoczyła mu temperatura.
Pochyliła się nad nim i wierzchem dłoni, w której trzymała szklankę,
delikatnie dotknęła jego policzka. Widocznie był bardzo wrażliwy na
łaskotki, bo przez sen machnął gwałtownie ręką. Niestety, tak
nieszczęśliwie, że wytrącił Sabrinie z ręki szklankę z wodą. Woda
wylała się prosto na niego.
Natychmiast otworzył oczy i próbował się poderwać, jednak ból
okazał się silniejszy. Caleb głośno jęknął.
– Co ty znowu wyprawiasz? – Patrzył oszołomiony na ściekającą mu
po klatce piersiowej i brzuchu wodę.
Sabrina przygryzła wargi. Zdawała sobie sprawę, że to nie było miłe
przebudzenie. Wiedziała też, że nie powinna dotykać śpiącego dłonią, w
której trzymała szklankę z wodą. Niestety, za to, co się stało, mogła
winić jedynie siebie.
– Chciałam tylko sprawdzić, czy nie masz temperatury – powiedziała
speszona.
– Ale dlaczego polałaś mnie zimną wodą?!
– Wytrąciłeś mi z ręki szklankę.
– Może to więc moja wina? – Spojrzał na nią groźnie, zły i
zaskoczony zarazem. – Nie muszę ci chyba tłumaczyć, że nie było to
najmilsze przebudzenie.
– W ogóle nie zamierzałam cię budzić. Nie wiedziałam, że masz taki
lekki sen.
– Dlaczego nie odstawiłaś najpierw szklanki?
Sabrina nie potrafiła odpowiedzieć na to pytanie. Postanowiła zatem
szybko zmienić temat.
– Przyniosłam ci tabletki przeciwbólowe. Poczekaj, zaraz przyniosę
ci coś do popicia.
– Może najpierw podałabyś mi suchą bluzę i pomogła zdjąć mokrą.
Leżenie w czymś takim nie należy do przyjemności – powiedział
zgryźliwie.
Sabrina posłusznie podała mu bluzę z szafy. Potem pobiegła do
kuchni po wodę. Caleb połknął tabletki i tęsknie popatrzył w stronę
okna.
– Która godzina? – spytał.
– Dochodzi druga.
– Dopiero? To chyba najdłuższy dzień w tym roku – poskarżył się.
– Może coś ci kupić? – spytała z nadzieją. Bardzo lubiła robić
zakupy, a poza tym miała ochotę wyrwać się na chwilę z tego domu.
– Oho, widzę, że już ci się znudziła opieka nad chorym. – Caleb
przejrzał jej plany. – Nigdzie nie pójdziesz, siedź tu i zabawiaj mnie.
– Jak cię mam zabawiać? W dzieciństwie grałam na flecie, ale to było
dawno.
– Nie, nie musisz grać. Po prostu porozmawiajmy. Powiedz mi na
przykład, jak to możliwe, że dopiero teraz poznaliśmy się. Jestem
pewien, że przygotowania do imprezy z okazji Halloween trwały co
najmniej miesiąc. Dlaczego nie spotkałem cię wcześniej?
– To moje wspólniczki omawiały szczegóły kontraktu z Tanner
Electronics. Po prostu nigdy nie wpadliśmy na siebie, chociaż często
bywałam w siedzibie twojej firmy. Na przykład z Angelique
rozmawiałam dwa razy...
– Ach tak, rozumiem – odparł.
Sabrina nie bardzo wiedziała, o co mu chodzi, ale wolała nie
dopytywać się.
– Opowiedz mi o waszej firmie – poprosił.
– Organizujemy różnego rodzaju przyjęcia, promocje i imprezy
towarzyskie. Zajmujemy się też takimi sprawami, na które aktywnym
zawodowo ludziom zazwyczaj nie starcza czasu. Wynajmujemy
gosposie, opiekunki do dzieci, sprzątaczki, ludzi, którzy wyprowadzają
psy, zawożą samochód do naprawy i tak dalej. Zazwyczaj tym
wszystkim zajmowały się żony, ale czasy się zmieniły, wiele kobiet
pracuje zawodowo i nie ma na to czasu. Dlatego nasza firma nazywa się
Wypożyczalnia Żon.
– I ludzie płacą wam za ten rodzaj usług?
– Tak. Przecież ty też płacisz Jenningsowi – odparła. – Nasze motto
to: „Każda pracująca osoba potrzebuje żony".
– Sprytnie pomyślane – roześmiał się. – Myślę, że macie rację.
Chociaż kiedy pierwszy raz usłyszałem nazwę waszej firmy, to
pomyślałem, że... – Spojrzał na nią z figlarnym uśmiechem.
– Nie musisz kończyć, nie ty jeden. Ale mimo to myślę, że ta nazwa
jest dobra, intryguje ludzi.
– Masz rację, intryguje, chociaż nie... – Caleb przerwał, bo u drzwi
wejściowych zadźwięczał dzwonek. – A kogo to znów przyniosło? –
mruknął. – Coś mi się zdaje, że pora zebrać pokłosie plotek
rozsiewanych przez Angelique.
– Zaraz sprawdzę, kto przyszedł – zaproponowała skwapliwie. – W
końcu zatrudniłeś mnie również do roli osobistego ochroniarza.
– Nie, poczekaj. Najwyżej odegramy naszą komedię jeszcze raz. –
Przytrzymał ją za rękę. – Usiądź na wszelki wypadek bliżej mnie.
Usłyszeli, że Jennings rozmawia z gościem i usilnie stara mu się coś
wytłumaczyć. Oczywiście drugi głos należał do kobiety.
– Jennings miał mówić wszystkim, że śpisz – wyjaśniła Sabrina. – To
powinno zniechęcić do odwiedzin większość gości.
– Ale z pewnością nie wszystkich – rozwiał jej optymizm Caleb. –
Poza tym nie mogę przecież spać dwa tygodnie.
– Powiem mu, żeby nie powtarzał więcej niż dwa razy tej wymówki
jednej osobie – zaproponowała. – Przyznaj, że to dobry pomysł.
Spostrzegła, że Caleb nagle przestał słuchać tego, co mówiła. Patrzył
nad jej ramieniem w stronę drzwi. Odwróciła się, żeby zobaczyć, co tak
przykuło jego uwagę.
– Ach, nie śpisz już! – W drzwiach stała bardzo szczupła, wysoka
brunetka, ubrana w niezwykle kusą sukienkę i buty na bardzo wysokich
obcasach.
– Czy mam pozwolić jej wejść? – spytała twardo Sabrina.
– Myślę, że to najprostsze rozwiązanie – mruknął Caleb. – Jak znam
Muffy, to łatwo by się nie poddała.
Muffy spojrzała na Sabrinę z nie ukrywaną niechęcią. Jej wzrok
mówił: „Wiem, że to przez ciebie Caleb jest taki chory".
Prawdopodobnie ta panna również była na przyjęciu, pomyślała Sabrina.
Tymczasem Muffy podbiegła już do łóżka.
– Wiedziałam, że Jennings musi się mylić, przecież ty nigdy nie
sypiasz w środku dnia – zaszczebiotała słodko.
– Taki duży, silny mężczyzna tego nie potrzebuje. Och, jakiś ty
biedny, kochanie! Czy bardzo cię boli? – Wdzięcznie przechyliła głowę.
Nie czekała, aż Caleb odpowie, tylko paplała dalej: – Przyniosłam ci
wspaniałe lekarstwo przeciwbólowe! – oznajmiła z dumą.
– Brandy czy może koniak? – zakpił Caleb.
– Och nie! Co też ci chodzi po głowie! – obruszyła się. – Mój
aromatoterapeuta przygotował to specjalnie dla ciebie! – Wyciągnęła z
torebki niewielką buteleczkę. – Masz wąchać to co dziesięć minut.
Zapewnił mnie, że już po dwóch godzinach ból minie.
– Dziękuję, ale nie wiem, czy starczy mi cierpliwości – odpowiedział
Caleb.
– Tak mi cię szkoda, sezon narciarski tuż tuż, miałam nadzieję, że
choć na parę dni wyskoczymy gdzieś razem. – Muffy uśmiechnęła się
promiennie.
– W tym sezonie chyba nie będzie ze mnie pożytku – odparł Caleb i
przeciągle spojrzał na Sabrinę.
Muffy błędnie zinterpretowała to spojrzenie i zmierzyła Sabrinę
wzrokiem pełnym niechęci i pogardy.
Sabrina zaczynała powoli tracić cierpliwość. Najchętniej wyrzuciłaby
tę natrętną babę za drzwi. Nie znosiła głupich i bezmyślnych kobiet.
– Myślę, że mimo wszystko możemy wyjechać razem, ja będę
kontynuowała naukę jazdy na nartach, a ty będziesz odpoczywał na
tarasie – zaproponowała Muffy. – Wiesz, marzę o tym, żeby się tobą
zaopiekować.
– Cóż za dziwaczna propozycja! – nie wytrzymała Sabrina. – Caleb
nigdzie nie pojedzie. Teraz ja się nim opiekuję! – oświadczyła z
naciskiem.
– A kim ty właściwie jesteś dla Caleba? – Muffy spojrzała
wojowniczo na domniemaną rywalkę.
– Jego dziewczyną – odparła Sabrina twardo, patrząc tamtej prosto w
oczy. – Twój czas się skończył, jeśli w ogóle miałaś swoje pięć minut. A
teraz, jeśli pozwolisz, chcielibyśmy już zostać sami!
Muffy przez dłuższą chwilę wpatrywała się w Caleba, jakby
spodziewając się, że przyjdzie jej z odsieczą. Nie doczekawszy się
jednak z jego strony pomocy, zrozumiała, że rzeczywiście powinna już
pójść.
– Caleb, jak mogłeś mi to zrobić – jęknęła, zatrzymując się jeszcze w
drzwiach.
– Może zażyjesz swój cudowny lek? – Caleb wyciągnął buteleczkę w
jej kierunku.
– Jak możesz w takiej chwili żartować! – Oburzona Muffy wypadła z
pokoju.
– Naprawdę przydałby się ochroniarz – westchnęła Sabrina, gdy
usłyszała trzask zamykających się za Muffy drzwi wejściowych. –
Niezłe z ciebie ziółko – dodała po chwili.
– Co ja na to poradzę, że dla niektórych kobiet pieniądze i władza są
tym, czym waleriana dla kota?
Musiała przyznać, że miał rację. Zarówno Angelique, jak i Muffy,
bezwstydnie narzucały się Calebowi. Obie były ładne, dobrze ubrane i z
pewnością kochały pieniądze i wystawne życie.
– Za tę sumę mogłaby mi kupić niezły samochód wyścigowy –
powiedział Caleb, przyglądając się cenie na buteleczce, którą dostał od
Muffy.
– Samochód wyścigowy? – zdziwiła się Sabrina.
– Oczywiście mówię o modelu – roześmiał się. – Jestem zapalonym
modelarzem.
– Ulubione hobby każdego chłopaka.
– Ja nadal uwielbiam się tym zajmować. To świetny relaks i duża
frajda. Oprócz samochodów mam jeszcze kilkaset kolejek. –
Uśmiechnął się rozbrajająco.
Musiała przyznać, nie wiadomo już po raz który w ciągu zaledwie
jednego dnia, że Caleb posiadał niezwykły wdzięk i potrafił być
ujmujący.
Zajął się czytaniem magazynu motoryzacyjnego, a Sabrina, nie
bardzo wiedząc, co ze sobą zrobić, rozglądała się po pokoju. W pewnym
momencie przyszło jej do głowy, że ten pokój, a właściwie cały dom,
nie są specjalnie starannie urządzone. Wnętrza wydawały się zimne i
opuszczone, choć meble były nowe i w dobrym guście. Czuło się brak
kobiecej ręki, która by o wszystko zadbała.
– Nigdy nie chciałeś inaczej umeblować tego pokoju? – Nie
wytrzymała, żeby nie zadać tego pytania.
– Tak naprawdę to jeszcze wcale go nie urządziłem, kupiłem
mieszkanie zaledwie kilka tygodni temu – odparł.
– Urządzanie mieszkania, szczególnie jeśli ma się dużo pieniędzy, to
bardzo przyjemne zajęcie – powiedziała z entuzjazmem.
– Mnie to zupełnie nie bawi. Właściwie nigdy nie dążyłem do tego,
żeby mieć dom... Nie odczuwałem takiej potrzeby – odpowiedział z
lekką zadumą. – Większość życia spędzam w pracy, a w wolnym czasie
uprawiam sport lub gdzieś wyjeżdżam.
– Ważne jest, żeby dobrze czuć się we własnym domu –
przekonywała Sabrina.
– Pewnie gdybym zamierzał założyć rodzinę, to miałoby to dla mnie
znaczenie. Jednak na razie niczego takiego nie planuję. – Spojrzał na
nią. – Czuję się tu trochę jak w hotelu. Zresztą, prawdę mówiąc, to
wnętrze trochę przypomina luksusowy hotel.
– Chętnie bym tu parę rzeczy zmieniła – powiedziała zdecydowanym
tonem Sabrina. – Urządzanie mieszkań to w pewnym sensie moja
zawodowa specjalność...
– Nie, to chyba nie jest najlepszy pomysł – skrzywił się. – Poza tym
właściwie jesteś w pracy...
– No właśnie, w pracy też się człowiek powinien dobrze czuć. Nasze
biuro urządziłam tak, że wszystkim się podoba – pochwaliła się.
– Nie, Sabrino, nie w głowie mi teraz takie zmiany – powiedział
zdecydowanie. – Potrzebuję spokoju. Muszę się skupić na powrocie do
zdrowia i sprawach firmy. Poza tym wolę, żebyś pomagała mi w moich
sprawach, a nie dezorganizowała mi życie.
– Strasznie trudno się z tobą pertraktuje. – Po chwili wahania
postanowiła jednak ustąpić. – Nie powiem więcej słowa na ten temat.
– Mądra decyzja, wiesz, kiedy się wycofać.
Caleb powrócił do przerwanej lektury, lecz po kilku minutach
czytania zasnął. Sabrina cicho wymknęła się z pokoju. Postanowiła
zwiedzić dom.
Porównanie domu do luksusowego hotelu było jak najbardziej trafne.
Chociaż właściwie w tych najlepszych hotelach dbano dodatkowo o
odpowiednią atmosferę, mającą zapewnić gościom jak najlepsze
warunki pobytu. Mieszkanie Caleba było natomiast prawie puste.
To, co się bardzo Sabrinie spodobało, to wielkie okna, wychodzące
na zachód i południe. Właściwie przez cały dzień wpadało przez nie
słońce. Mebli było mało. W salonie, na przykład, na ścianach nie wisiał
żaden obraz. Obejrzała trzy sypialnie gościnne. W jednej stało wielkie
łóżko wodne, druga była zupełnie pusta, a trzecia częściowo urządzona.
Krążąc po domu, Sabrina usłyszała trzaśniecie drzwi. Postanowiła
szybko sprawdzić, czy to przypadkiem nie następna egzaltowana
wielbicielka Caleba. Ciekawe, ile jeszcze takich przepraw przede mną,
pomyślała. Dwie dziennie to niezła średnia. Dziwne, że nie słyszałam
dzwonka...
Ruszyła w stronę drzwi. Czy to możliwe, że Jennings nie zastosował
się do moich poleceń i znowu kogoś wpuścił? Najwyraźniej tak było, bo
ze szczytu schodów dobiegł Sabrinę damski głos.
– Dziękuję, Jennings – powiedziała nieznajoma. Sabrina nie
posiadała się ze złości.
– Jennings! – zawołała ze szczytu schodów. – Dlaczego znów nie
zrobiłeś tego, o co cię prosiłam? Caleb śpi i proszę nikogo do niego nie
wpuszczać! – Chciała jeszcze coś powiedzieć, ale widok osoby, którą
ujrzała, całkowicie ją zaskoczył. Była to niezwykle piękna kobieta,
bardzo elegancka i dystyngowana, na pierwszy rzut oka dobiegająca
pięćdziesiątki.
– Nawet jego matki? – spytała spokojnie kobieta. – Popatrzyła na
Sabrinę niezwykle błękitnymi oczyma. Z godnością czekała, aż Sabrina
zejdzie na dół.
Ona jednak miała ochotę uciec, gdzie pieprz rośnie. Nie miała
pojęcia, co ma zrobić i jak się zachować. Jak ma wyjaśnić pani Tanner
swoją obecność w domu Caleba? Co ma jej powiedzieć?
– Jestem Catherine Tanner. – Wyciągnęła dłoń o długich, pięknych
palcach i zadbanych, pomalowanych paznokciach. – A pani?
Rozdział 4
Sabrina zacisnęła z całej siły pięści, aż zbielały jej kostki. Niestety, w
głowie miała pustkę. Choć wiedziała, że to pytanie padnie, w ciągu kilku
sekund nie potrafiła znaleźć na nie odpowiedzi.
Co powinna powiedzieć w takiej sytuacji? Prawdę? Caleb
kilkakrotnie powtarzał, że nikogo nie można dopuścić do ich tajemnicy.
Mówił jednak tylko o współpracownikach i przyjaciołach. Nie
wspominał ani słowem o rodzinie...
Przecież nie będę okłamywała jego matki, podjęła błyskawiczną
decyzję.
– Jestem... to znaczy Caleb i ja... – zająknęła się. Nie wiedziała, jak
najprościej opowiedzieć całą historię.
– Rozumiem – chłodno skwitowała jej wysiłki pani Tanner. –
Właściwie nie powinnam pytać, widać przecież, kim pani jest.
Sabrina była tak zaskoczona, że nie zaprotestowała ani nie
sprostowała od razu nieporozumienia. Nikt jeszcze nie postawił jej w
jednym rzędzie z takimi kobietami jak Angelique i Muffy... Właściwie
nie powinno ją to w ogóle obchodzić, a jednak poczuła się urażona.
– Jennings, czy byłbyś tak dobry i zaparzył mi filiżankę kawy? –
Catherine zwróciła się do Jenningsa ciepłym i serdecznym tonem. – Czy
zechce mi pani towarzyszyć, panno...
– Sabrina Saunders.
– Będziemy w salonie, Jennings – oznajmiła Catherine.
– Proszę, to chyba jedyne wygodne krzesło w całym domu. – Sabrina
starała się być miła. Sama usiadła na niezbyt wygodnej, aczkolwiek
bardzo ładnej kanapie.
Catherine swobodnie usiadła na krześle i popatrzyła na Sabrinę.
– Mam nadzieję, że wybaczy mi pani szczerość, ale po cóż
komplikować sprawy. Poznałam już tyle przyjaciółek Caleba, że nie
jestem zaskoczona. Nie musi mi pani niczego tłumaczyć ani wyjaśniać.
Dla mnie ta sytuacja jest całkowicie przejrzysta – powiedziała otwarcie.
– Mam nadzieję, że nie czuje się pani urażona.
– Ani trochę – siliła się na swobodny ton Sabrina.
– To dobrze. – Catherine przyjrzała się jej jeszcze uważniej. – Mam
nadzieję, że będzie pani na tyle mądra, żeby uciec stąd, zanim zdąży się
pani zaangażować. To nie złośliwość, a tylko dobra rada...
Sabrina taki właśnie miała plan: uciec stąd tak szybko, jak to tylko
możliwe, chociaż z innych powodów, niż te podane przez matkę Caleba.
Do pokoju cicho wszedł Jennings i postawił przed nimi filiżanki z
kawą.
– O, zrobiłeś mi kawę w mojej ulubionej filiżance, miło, że o tym
pamiętałeś – pochwaliła go Catherine.
– Zawsze pamiętam o pani upodobaniach – ukłonił się wytwornie
Jennings i dyskretnie opuścił salon.
Zostały same. Na moment zapadła kłopotliwa cisza. Sabrina czuła, że
jest znacznie bardziej skrępowana tą sytuacją niż matka Caleba.
– Może przygotuję pani listę leków, które Caleb powinien
przyjmować, wraz z informacją dotyczącą godzin ich podawania? –
zaproponowała Sabrina. – Może to się pani przydać, gdy...
– Nie mam zamiaru bawić się w pielęgniarkę Caleba – odparła
Catherine zdecydowanie. – Jest dorosły. A z pewnością chętnych do
zaopiekowania się nim nie brakuje...
Sabrina podziwiała jej zdrowy rozsądek. Ta kobieta nie miała
najmniejszych złudzeń co do charakteru syna, ale też akceptowała jego
styl życia i nie miała zamiaru go zmieniać.
– Sabrino! Gdzie jesteś? – Z sypialni rozległo się wołanie Caleba.
– No nieźle, tak dramatyczne okrzyki słyszałam ostatnio, gdy w
wieku siedmiu lat złamał nogę – mruknęła do siebie Catherine.
Sabrina poderwała się z miejsca, wzięła swoją filiżankę z kawą i
ruszyła w stronę pokoju Caleba.
– Niech chwilę poczeka, nie trzeba błyskawicznie spełniać
wszystkich jego zachcianek – zatrzymała ją Catherine i popatrzyła na
Sabrinę z politowaniem. – Jego ego jest i tak wyjątkowo rozdęte, nie ma
sensu jeszcze bardziej go rozbudowywać...
Nie miała zamiaru spierać się z panią Tanner, zwłaszcza że w głębi
ducha przyznawała jej rację. Ta kobieta miała zdrowy dystans do
swojego syna.
– On naprawdę nie może się ruszać. – Sabrina postanowiła odgrywać
zakochaną po uszy panienkę. Poczekała jednak na Catherine i razem
weszły do pokoju Caleba.
– Zobacz, kogo ci przyprowadziłam! – zawołała od progu, by ostrzec
Caleba, że nie są sami.
– Mówiłem ci przecież, że... – zaczął, ale urwał natychmiast na
widok matki. Twarz mu się rozjaśniła. – Witaj, mamo! – zawołał
wesoło. – Jak się dowiedziałaś o wypadku?
– O, wbrew pozorom Denver nie jest takie duże. Co najmniej pięć
osób zadzwoniło do mnie, żeby opowiedzieć mi wszystko ze
szczegółami – wyjaśniła Catherine. – Prawdę powiedziawszy,
wyglądasz nieszczególnie – dodała szczerze.
– Boli jak diabli – przyznał się Caleb. – I tak nie jest najgorzej, bo nie
złamałem nogi. Poza tym, dzięki temu wypadkowi Sabrina spędza ze
mną o wiele więcej czasu. Teraz, gdy nie mogę wychodzić z pokoju,
prawie się nie rozstajemy.
– O tak, nie wątpię, że na razie jesteś zachwycony takim stanem
rzeczy – powiedziała z lekką kpiną Catherine. – Niestety, wpadłam tylko
na chwilę, wiec nie mogę poznać bliżej Sabriny, ale w pełni polegam na
twoim zdaniu. W sprawach kobiet jesteś ekspertem. Może odwiedzę cię
jutro.
– Sabrina postanowiła zmienić wystrój pokoju gościnnego –
powiedział znienacka Caleb. – A potem, być może, całego domu...
– To miło, może nareszcie ten dom nabierze jakiegoś charakteru. Ja
nie mogłabym mieszkać w tak pustych i pozbawionych duszy
wnętrzach. – Catherine spojrzała na Sabrinę z nutką sympatii i
równocześnie lekkiego niepokoju. – To pierwszy krok... – Nie
dokończyła zdania.
Sabrina była tak zaskoczona, że znów nie wiedziała, jak powinna się
zachować, na wszelki wypadek zatem postanowiła milczeć.
– Naprawdę muszę już iść, jutro będę miała więcej czasu. Zdrowiej
szybko. – Catherine pocałowała syna w policzek.
– Odprowadzę panią do drzwi – zaproponowała uprzejmie Sabrina.
– Zmiana wystroju domu... hm... gratuluję ci – powiedziała
Catherine, gdy wyszły na korytarz. – Jednak mimo wszystko radzę,
żebyś sobie zbyt wiele nie obiecywała.
Sabrina przygryzła wargi. Postanowiła nie komentować tej
wypowiedzi i udawać, że nie zauważa zawartej w niej złośliwości.
Najwyraźniej Catherine nie wyobrażała sobie, żeby Caleb mógł
zakochać się w takiej kobiecie jak Sabrina.
Uśmiechnęła się, udając, że przyjmuje słowa pani Tanner za dobrą
monetę. Im większą zrobię z siebie idiotkę, tym lepiej, pomyślała w
nagłym przebłysku ponurego humoru.
Właściwie w ogóle nie powinna obchodzić jej opinia matki Caleba,
skoro związek z nim był zwykłą mistyfikacją. A jednak jakoś dotknęło
ją, że została porównana do innych dziewczyn Caleba. Najdziwniejsze
w tym wszystkim było jednak to, że nagle zapragnęła, by ta
dystyngowana i rozsądna kobieta zmieniła o niej zdanie i przestała ją
traktować protekcjonalnie. Po krótkim namyśle postanowiła jednak
pozostawić rzeczy swojemu biegowi. Nie zamierzała robić z siebie
idiotki ani przyznawać się do tego, że choćby w najmniejszym stopniu
zależy jej na dobrej opinii Caleba czyjego rodziny...
Wróciła do swojego kłopotliwego podopiecznego.
– Dobrze poszło, prawda? – spytał Caleb. – Pomysł ze zmianą
wystroju domu był chyba celnym strzałem. Myślę, że moja mama dała
się nabrać.
– Nie jestem tego taka pewna.
– Masz jakiekolwiek wątpliwości co do tego, że uważa cię za moją
dziewczynę?
– Nie... ale moim zdaniem jest absolutnie przekonana, że to kolejny
przelotny romans.
– Cóż, w takim razie trzeba będzie jutro spróbować zagrać ostrzej...
– Czy chcesz, żeby twoja matka zaczęła się denerwować tą sytuacją?
– spytała, gdyż nie bardzo wiedziała, do czego Caleb zmierza.
– Moja matka jest zbyt rozsądna, by denerwować się takimi
sprawami – odparł.
– Moim zdaniem to nie tylko sprawa zdrowego rozsądku. Ona zna cię
zbyt dobrze, by uwierzyć, że w końcu poważnie się zaangażowałeś.
Jednak na wszelki wypadek powinieneś się przygotować na jej
ewentualne pytania.
– Świetny pomysł – przyznał. – Poproś Jenningsa, żeby zamówił
kolację z „Pinnacle".
– Zabawne, ale jakoś wcale mnie nie dziwi, że najlepsza restauracja
w Denver dostarcza ci jedzenie do domu – powiedziała z leciutką ironią.
– Choć mam nieodparte wrażenie, że robią to wyłącznie dla wybranych
klientów...
– W czasie kolacji opowiesz mi wszystko, co powinienem wiedzieć.
– Caleb puścił mimo uszu jej przytyk.
– O czym mam ci opowiedzieć? – zdziwiła się.
– Oczywiście o sobie – odparł swobodnie, jakby to była
najzwyklejsza rzecz na świecie. – Przecież to był twój pomysł, bym
przygotował się do rozmowy z matką. Muszę wiedzieć, gdzie się
urodziłaś i chodziłaś do szkoły, jakie jest twoje ulubione danie, jaką
pijasz kawę, kto był twoim pierwszym chłopakiem, ile miałaś lat, jak...
– Nie widzę potrzeby, żebyś zdawał przed matką egzamin z
przedmiotu „życie Sabriny" – przerwała mu. – Czy równie gruntownie
badałeś przeszłość Angelique?
– To co innego. Nie wiedziałem o niej wiele...
– No właśnie. Nie musisz więc udawać, że ja jestem dla ciebie kimś
wyjątkowym.
– Właśnie to powinienem zrobić, żeby moja matka potraktowała cię
poważnie.
– A może po prostu powinieneś powiedzieć jej prawdę?
– Przez chwilę nawet rozważałem ten pomysł, ale już za późno –
odparł. – W tej sytuacji powinniśmy zrobić wszystko, żeby nam
uwierzyła Wiem, że wiele kobiet, które się mną interesują, zna moją
matkę. Zdarza się, że wypytują ją o mnie. Ona nie będzie chciała
kłamać, więc musi być przekonana, że jesteś dla mnie kimś
szczególnym. – Popatrzył na nią przeciągle. – W takiej sytuacji nie
pozostaje nam nic innego, tylko lepiej się poznać. Muszę zdać egzamin
z przedmiotu „Sabrina Saunders". A zatem, kto był twoim pierwszym
chłopakiem?
Na to pytanie Caleb nie doczekał się odpowiedzi. Nigdy przedtem nie
spotkał kobiety, która by tak bardzo nie lubiła mówić o sobie jak
Sabrina. Wyciągnięcie z niej najprostszych informacji graniczyło niemal
z cudem. Pod koniec kolacji wiedział już, gdzie się urodziła i chodziła
do szkoły, jakie skończyła studia, co lubi jeść i jaką pije kawę.
Natomiast nie udało mu się z niej wydobyć żadnych szczegółów
dotyczących życia osobistego.
Kolacja była wyśmienita, ale Sabrina czuła się jak na przesłuchaniu,
mimo że Caleb też jej wiele o sobie opowiedział... W zasadzie miał
rację, jeśli nie chcieli wypaść ze swych ról, powinni lepiej się poznać.
– Teraz zażyj lekarstwa i kładź się spać – powiedziała Sabrina, gdy
skończyli deser i wypili herbatę. Jak na jeden dzień miała aż za dużo
wrażeń.
– To niesamowite, komenderujesz mną, jakbym...
– Miał siedem lat i złamaną nogę – weszła mu w słowo, cytując to, co
powiedziała jego matka.
– To nieuczciwe zagranie! – zaprotestował. – Wyciągasz informacje
o mnie bez mojej wiedzy i zgody, a o sobie nic nie chcesz powiedzieć!
Czy zatrudniłaś prywatnego detektywa?
– Nie musiałam, wiem to od twojej matki. Zdradziła mi, że
zachowywałeś się wówczas równie nieznośnie...
– To niesamowite, ale dwie kobiety zawsze potrafią się dogadać. –
Rozłożył ręce. – Pozostaje mi tylko poddać się twojej woli.
– Tak już lepiej.
– Ale zanim pójdę spać, musimy jeszcze zająć się pewną sprawą
organizacyjną – oświadczył. – Będziesz spała w moim pokoju.
Sabrina popatrzyła na niego ze zdumieniem. Jak on to sobie
wyobrażał? Lecz zanim cokolwiek zdążyła powiedzieć, Caleb wyjaśnił
wszystko.
– Czemu się dziwisz? Przecież w nocy nie ma się mną kto zająć.
Poproś Jenningsa, żeby przyniósł tu dmuchany materac.
– To brzmi niezwykle komfortowo – mruknęła.
– Jeśli wolisz, to oczywiście możesz spać ze mną... – uśmiechnął się
łobuzersko. – Poproś go też, żeby dał ci jakąś moją piżamę, chyba że
wolisz spać nago...
Była speszona, on rozluźniony... Zastanawiała się gorączkowo co
robić. Czy zdecydowanie odmówić? Była przygotowana na to, że będzie
nocować w jego domu, ale nie wyobrażała sobie, że będą spali w
jednym pokoju. W zasadzie prawdą było, że ktoś powinien w nocy
czuwać przy Calebie. Ale z drugiej strony, spać z nim w jednym
pokoju? Chyba będzie musiała się na to zgodzić.
– Wzięłam piżamę i szczoteczkę do zębów – odpowiedziała po
chwili. Była to całkowita kapitulacja z jej strony.
– O, jaka zapobiegliwa dziewczynka. – Caleb pokręcił głową. –
Gratuluję. W takim razie Jennings musi tylko przynieść materac i
przygotować ci pościel.
Sabrina poszła po Jenningsa i przekazała mu polecenia Caleba. Czuła
się trochę dziwnie. Niby wszystko było w porządku, ale...
Zaniosła swoje rzeczy do łazienki, a potem poszła jeszcze do kuchni
po wodę do popicia lekarstw dla Caleba. Gdy wróciła do pokoju,
posłanie dla niej było już przygotowane. Podała choremu leki i wodę.
– Ojej! W sobotę Cassie ma urodziny, muszę jej kupić prezent –
przypomniała sobie nagle. – Mam nadzieję, że nie będziesz miał nic
przeciwko temu, bym na kilka godzin wyszła?
– Wykluczone. Do soboty na pewno już trochę wydobrzeję i będę
mógł pójść z tobą! – oznajmił z zadowoloną miną.
– Ze mną?! A to z jakiej okazji?
– Jako twój narzeczony!
– Jak to sobie wyobrażasz? Rzecz jasna pytam tylko teoretycznie...
– Mam nadzieję, że noga przestanie mnie boleć i dam radę
pokuśtykać o kulach – odparł.
– Nie, na to przyjęcie nie możesz pójść, bo byłbyś jedynym facetem.
– Wcale mi to nie przeszkadza...
– Właśnie takiej odpowiedzi się spodziewałam. Dobrze, a teraz
koniec żartów, idę wziąć prysznic.
– O, prysznic – jęknął komicznie. – Brzmi bosko... Jak myślisz, może
ja również, skacząc na jednej nodze, dałbym radę wziąć prysznic? –
Spojrzał na nią z nadzieją. – Gdybyś mi pomogła...
– Dosyć już tego, Tanner! Czy ty nigdy nie dajesz za wygraną?
– Bardzo rzadko – przyznał szczerze.
Sabrina poszła do łazienki. Gorący prysznic działał relaksująco.
Ostry strumień wody masował jej kark, ramiona, plecy. To był bardzo
wyczerpujący dzień. I niewątpliwie działo się z nią coś dziwnego... W
tej chwili wolała nie analizować, co to takiego, gdyż była zbyt
zmęczona, a poza tym... bała się prawdy.
Caleb drzemał. Ostatnią rzeczą, jaką zapamiętał przed zaśnięciem,
był widok Sabriny poprawiającej mu poduszki. Wydawało mu się, że
zamknął oczy tylko na chwilkę, więc być może to, co zobaczył, było
tylko snem... Sabrina w seledynowej satynowej piżamce... Na moment
zatrzymała się w drzwiach, a światło padające z korytarza wydobyło z
mroku jej wspaniałe kształty. Wyglądała tak seksownie, że Caleb
największym wysiłkiem woli opanował się, by nie porwać jej w
ramiona. Stała przed nim najpiękniejsza kobieta, jaką kiedykolwiek
widział, a przez tę skręconą nogę miał bardzo ograniczone pole
działania. Zresztą, może to wszystko tylko mu się śniło? Chociaż
zamrugał gwałtownie oczyma, jednak Sabrina w zwiewnej piżamce
wcale nie znikała. Powoli odłożyła ubranie na krzesło i wsunęła się pod
kołdrę.
Oddałby całe Tanner Electronics, żeby tylko być w tej chwili przy
niej.
Chyba w końcu przyjdzie mi zapłacić za moje grzeszki, pomyślał.
Los się ode mnie odwrócił, skoro taka kobieta jak Sabrina nie zwraca na
mnie najmniejszej uwagi. Nie robię na niej żadnego wrażenia...
Sabrinę wyrwało z głębokiego snu jakieś brzęczenie. Dopiero po
dłuższej chwili dotarło do niej, że to dzwoni jej telefon komórkowy. Na
szczęście leżał na tyle blisko, że zdążyła go odebrać.
– Halo? – powiedziała zaspanym głosem.
– Przepraszam, że cię obudziłem, ale jest już po dziewiątej i byłem
przekonany, że nie śpisz – tłumaczył się Jake.
– Nic nie szkodzi, powinnam już dawno wstać, ale ilekroć Caleb się
poruszył czy jęknął, budziłam się i... – Dopiero w tym momencie zdała
sobie sprawę, jak dwuznacznie to zabrzmiało. – To znaczy nie chodzi o
to... tylko... – zaczęła bąkać nieco nieskładnie.
– Nie tłumacz się, Sabrino, wszystko rozumiem – odparł
pojednawczo Jake.
Z łóżka Caleba dobiegł zduszony śmiech.
– Teraz, nawet gdybym chciał Jake'a przekonać, że nie jesteśmy parą,
to i tak by mi nie uwierzył – chichotał Caleb.
Sabrina popatrzyła na niego ze złością, choć wiedziała, że pretensję
może mieć tylko do siebie.
– Zabrzmiało to tak, jakbyśmy spędzili tę noc we wspólnym łóżku,
ale to nieprawda – próbowała się tłumaczyć.
– Ależ, Sabrino, nie jestem pruderyjny – powiedział Jake z lekkim
rozbawieniem. – Właściwie dzwonię do Caleba.
Sabrina oddala telefon Calebowi i schowała się pod kołdrę. Pięknie
zaczęłam dzień, nie ma co, pomyślała. Jak ja to wszystko potem
odkręcę, zastanawiała się. Niewiele myśląc, poderwała się gwałtownie z
materaca.
Caleb spojrzał na nią tak, że mocno się zaczerwieniła. Rzuciła w
niego poduszką i uciekła do łazienki. Wzięła szybki prysznic i zeszła na
dół, wydać dyspozycje w sprawie śniadania.
Gdy wróciła do pokoju, Caleb siedział na brzegu łóżka. Nie był już
taki blady i wyglądał znacznie lepiej niż poprzedniego dnia. Być może
nie będzie mnie już potrzebował, pomyślała z nadzieją.
– Gdzie zniknęłaś? – zapytał.
– Rozmawiałam z Jenningsem o śniadaniu. A dlaczego ty siedzisz?
Czy to nie za wcześnie?
– Niestety, Jake nie dzwonił tylko po to, by zapytać o moje zdrowie.
Muszę pojechać dziś do biura – oświadczył Caleb.
– Dlaczego?
– Prowadzę wielką firmę i niektórych spraw powinienem dopilnować
osobiście.
– Chcesz powiedzieć, że nie możesz zostawić firmy na dłużej niż
jeden dzień?
– Czasem nie mogę – odparł. – Dziś mam bardzo ważne spotkanie.
– Czy to na tyle ważny człowiek, że nie wypada ci spotkać się z nim
w domu?
– Tutaj? – Popatrzył na nią z politowaniem.
Sabrina rozejrzała się i po chwili zastanowienia przyznała mu rację.
To nie było zbyt odpowiednie miejsce na spotkanie w interesach.
– Masz rację – powiedziała. – Wygląd tego domu wyraźnie kłóci się
z twoim wizerunkiem. Ale czy nie możesz spotkać się z tym
człowiekiem w innym terminie? Wracasz do zdrowia bardzo szybko...
– Niestety, on przyjeżdża do Denver tylko na jeden dzień. Sabrina
poszła poprosić Jenningsa, by przygotował Calebowi jakieś wygodne
ubranie.
Gdy wróciła do pokoju, Caleb ciągle siedział na brzegu łóżka. Był
tak blady, że Sabrina zaczęła się obawiać, czy nie zemdleje. Z pomocą
Jenningsa sprowadziła go ze schodów.
– Może wezwę taksówkę? – zaproponowała.
– Nie, nie ma już na to czasu, ty będziesz musiała mnie podwieźć.
– W takim razie wezmę coś, co można będzie podłożyć ci pod nogę.
– Szybko pobiegła na górę i zabrała kilka poduszek.
Caleb ledwo się zmieścił na tylnym siedzeniu jej samochodu. Sabrina
podłożyła mu poduszki pod chorą nogę i powoli ruszyli.
– Jak można jeździć tak małym samochodem? – marudził Caleb. –
Czuję się tu jak sardynka w puszce.
– Tak się składa, że bardzo lubię moje auto – odpowiedziała chłodno.
– Dostałam je od dziadka, gdy zrobiłam prawo jazdy.
W samochodzie na moment zapanowała cisza, a po chwili rozległ się
zaniepokojony głos Caleba.
– Czy to było dawno?
– Kilka lat temu, nie bój się – roześmiała się.
– Obawiam się, że jazda z tobą może być równie niebezpieczna, jak
podróż ciężarówką bez hamulców po górskich serpentynach – mruknął
niby to żartem. – Ale tak naprawdę, to w żadnym samochodzie nie czuję
się dobrze – dodał spokojniejszym już tonem.
– No tak, przecież ty jesteś fanem motocykli. – Przypomniała sobie
ich pierwsze spotkanie.
– I to od zawsze – wyznał. – Gdy tylko dojdę do siebie, zabiorę cię
na przejażdżkę, sama się przekonasz jaka to frajda.
Sabrina nie przyznała się, że trochę boi się motocykli. Zresztą, jakie
to miało teraz znaczenie? Obecnie powinna skupić się na bezpiecznym
dowiezieniu Caleba do Tanner Electronics.
– Oj, chyba moja noga znalazła się w niewłaściwej pozycji! –
krzyknął Caleb.
Sabrina zjechała na chodnik i zatrzymała się.
– Może jednak wezwiemy taksówkę? – zaproponowała.
– Nie, straciłem sporo energii, żeby jakoś upchnąć się w tym
samochodzie, nie chcę powtarzać tej operacji od nowa.
Sabrina nagłe wpadła na świetny pomysł. Rozłożyła przednie
siedzenie, żeby Caleb mógł jechać w pozycji półleżącej. Tak było mu
najwygodniej i w końcu bardzo powoli, omijając wszelkie nierówności
jezdni, Sabrina dowiozła Caleba pod siedzibę Tanner Electronics.
– Zaprowadzę cię na górę i pojadę do miasta. Zadzwonisz, gdy
skończysz spotkanie i wtedy od razu po ciebie przyjadę –
zaproponowała.
– Chyba żartujesz? Chcesz mnie zostawić samego? – oburzył się.
– Jest tu przecież co najmniej sto osób czekających na każde twoje
skinienie – odpowiedziała spokojnie. Postanowiła nie poddać się tak
łatwo.
– Ale nikt nie wie tak dobrze jak ty, jak postępować z moją chorą
nogą. Nie, bezwzględnie jesteś mi potrzebna – potrząsnął głową. – Poza
tym to bardzo ważne spotkanie, nie mogę zabrać osoby, do której nie
mam bezgranicznego zaufania...
Sabrina popatrzyła na niego zdumiona. Czy to właśnie jej jest gotów
powierzyć sekrety swojej firmy? Jego mina najwyraźniej to
potwierdzała. Podejrzewała, że ten facet jeszcze nieraz ją zaskoczy.
– Po wiec mi więc, cóż to za ważna osoba, z którą masz spotkanie? –
spytała.
– Łowca głów.
– Hm, a kogo poszukujesz?
– Kogoś na moje miejsce – odparł spokojnie.
– Jak to? Nie chcesz być prezesem zarządu? Dlaczego?
– Żeby mieć dla ciebie więcej czasu, kotku – odparł słodko. Spojrzał
jej w oczy tak niewinnie, jak wilk Czerwonemu Kapturkowi.
Nie znosiła, gdy żartował z niej w taki sposób i traktował ją jak
idiotkę.
Zaparkowała bardzo blisko wejścia. Ciekawa była, jak wygląda
gabinet Caleba w Tanner Electronics. Na razie jednak skupiła się na
tym, by pomóc mu wysiąść z samochodu. O dziwo, poszło znacznie
łatwiej niż przy wsiadaniu.
Caleb mocno wsparł się z jednej strony na ramieniu Sabriny, a z
drugiej na kuli, i całkiem raźno ruszył do przodu, mocno przy tym
utykając.
Na dole powitała ich recepcjonistka. W ogóle nie wydawała się
zdziwiona, że Caleb wkracza tu w towarzystwie podtrzymującej go
kobiety.
Gabinet Caleba zaskoczył ją. Spodziewała się ekstrawaganckiego i
eleganckiego, raczej zimnego wnętrza. Tymczasem ujrzała miękkie,
puszyste wykładziny, antyczne meble i stonowane kolory.
Sabrina spoglądała zamyślona w okno. Nie zauważyła nawet, kiedy
Caleb, już przebrany w garnitur, wrócił z łazienki. Dopiero głos Jake'a
wyrwał ją z zadumy.
– Caleb, pozwól, że ci przedstawię prezesa agencji Maxwell House –
Jake rozpoczął prezentację.
– Prezesa Maxwell House? – Sabrina gwałtownie odwróciła się od
okna.
Mężczyzna, który stał obok Jake'a, od razu ją dostrzegł. Zignorował
wyciągniętą w jego stronę dłoń Caleba i podszedł do Sabriny. Caleb
odwrócił się w ich stronę i błyskawicznie ocenił sytuację.
Sabrina pomyślała, że Mason Maxwell bardzo się zmienił. Chociaż
dobiegał czterdziestki, nadal był przystojny, lecz teraz wyglądał jak
twardy, bezwzględny rekin finansjery, a przecież kiedyś taki nie był...
No cóż, nie widziała go ładnych kilka lat.
– Sabrina... – Mason wciąż był nieco wytrącony z równowagi. – Co
ty tutaj robisz? Nie widziałem cię...
– Kilka lat... – podpowiedziała uprzejmie.
Nagle jakby sobie przypomniał, z jakiego powodu tu przyjechał.
Spojrzał na Caleba i dostrzegł jego ogromne zaskoczenie.
– Oczywiście, moja droga, nie będę na tyle nietaktowny, by teraz
wspominać szczegóły naszego ostatniego spotkania. – Starał się, by jego
głos zabrzmiał żartobliwie. – Ale mam nadzieję, że spotkamy się później
i opowiemy sobie, co się z nami działo przez ostatnie kilka lat.
Rozdział 5
– Gdy tylko przeczyta pan te dokumenty, możemy rozpocząć naradę
– powiedział Caleb, wręczając Masonowi Maxwellowi dość wypchaną
teczkę. – Sabrina w tym czasie zajmie się swoimi sprawami.
Odetchnęła z ulgą. Starała się zachowywać naturalnie, ale
przychodziło jej to z najwyższym trudem.
– Znam dobrze dokumenty, jakie panowie przysłaliście mi wcześniej,
więc zobaczę tylko, co tu jest nowego – oświadczył Mason, po czym z
lekkim uśmiechem na twarzy odwrócił się w stronę Sabriny. –
Zadzwonię do ciebie później, moja droga, i pogadamy o dawnych
czasach.
Caleb z trudem usiadł na swoim ulubionym fotelu. Nogę położył na
pudle z książkami, które wcześniej specjalnie ustawił tam Jake. Kostka
bolała go jak diabli, nie było wątpliwości, że za wcześnie zaczął ją
forsować.
Sabrina pożegnała się i szybko wyszła.
– Przepraszam panów za zamieszanie, które spowodowałem, ale
spotkanie z Sabrina to dla mnie kompletne zaskoczenie – tłumaczył się
niezbyt zręcznie Mason, gdy zostali już tylko w męskim gronie.
– Zauważyłem – odparł chłodno Caleb.
– Czy Sabrina jest pana asystentką? – dopytywał się Mason, zupełnie
nie zrażony jego chłodem. – Skoro tak, to może ja zgłoszę swoją
kandydaturę? – Roześmiał się.
Jakie to żałosne, gdy ktoś śmieje się z własnych żartów, pomyślał
Caleb. Ten facet chyba uważa, że jest niezwykłe dowcipny.
– Ilu ma pan dla nas kandydatów? – Caleb postanowił zachowywać
się oficjalnie.
– Z pewnością nie tak wielu, jak być może panowie się spodziewali.
Za to ci, których znalazłem, to ludzie o najwyższych kwalifikacjach.
Dołożyliśmy wszelkich starań, żeby spełnić oczekiwania Tanner
Electronics.
Calebowi trudno się było skupić na rozmowie. Cały czas zastanawiał
się, co też mogło łączyć Masona Maxwella z Sabriną, i o jakich to
dawnych czasach zamierzają ze sobą porozmawiać. Nie potrafił jej sobie
wyobrazić u boku takiego faceta...
Sabrina przez chwilę zastanawiała się, co robić. Mogła wyjść z
Tanner Electronics. Wówczas Caleb zadzwoniłby do niej na komórkę po
skończonej naradzie. Jednak wydawało się jej, że to spotkanie nie
potrwa dłużej niż godzinę, więc i tak niewiele przez ten czas zdołałaby
załatwić. Postanowiła zatem usiąść w sekretariacie, przez który
wchodziło się do gabinetu Caleba, napić się kawy i przejrzeć prasę.
Nalała sobie filiżankę aromatycznego płynu i sięgnęła po gazetę.
Niestety, w ogóle nie była w stanie skupić się na lekturze. Spotkanie z
Maxwellem wytrąciło ją z równowagi. Odłożyła gazetę i pogrążyła się
w rozmyślaniach.
Spotkanie Masona Maxwella w Tanner Electronics zakrawało na
głupi kawał złośliwego losu. Zdawało się tak mało prawdopodobne, że
prawie niemożliwe. Jednak widocznie jej przytrafiały się rzeczy
niemożliwe.
Sabrina wiedziała, że Mason nadal utrzymywał kontakty towarzyskie
z jej rodziną. Gdyby do rodziców dotarły wieści, że córka się zaręczyła,
pewnie nie byliby zadowoleni, że dowiadują się o tym z drugiej ręki.
Postanowiła jednak na razie się tym nie przejmować. W razie czego
wytłumaczy rodzicom całą sytuację, w końcu jest dorosła i może robić,
co chce.
Nie była również zadowolona z tego, że Mason dał do zrozumienia,
że coś ich kiedyś łączyło. Podejrzewała, że Caleb pomyślał sobie, iż
Maxwell był jej narzeczonym. Właściwie, dlaczego ja się tym
przejmuję? – pytała się w myślach. Caleba nie powinna interesować
moja przeszłość. Może w ogóle nie zwrócił uwagi na słowa Masona.
Nie, znała Caleba na tyle, że doskonale wiedziała, iż ta informacja nie
uszła jego uwagi.
A właściwie może nawet zabawniej byłoby nie wyprowadzać go z
błędu? Niech sobie myśli, że była związana z Masonem, przemknęło jej
przez głowę.
Gazeta, którą odłożyła, otworzyła się na stronach z ogłoszeniami.
Przyszło jej do głowy, żeby przejrzeć oferty ekip malarskich i
budowlanych. Jej myśli zaczęły krążyć wokół innej sprawy.
Zastanawiała się nad... zmianą wystroju domu Caleba. Uwielbiała robić
takie rzeczy, lecz w tym wypadku powinna dać sobie spokój. Przecież
takie prace na pewno potrwają znacznie dłużej niż wyleczenie chorej
kostki... Musiałaby zatem widywać się z Calebem nawet po tym, gdy
dojdzie już do zdrowia, a to było raczej niewskazane... Trochę szkoda,
bo miała wielką ochotę zająć się tym domem. Podobał jej się.
Pierwszym krokiem powinno być znalezienie odpowiedniej ekipy,
zaplanowanie koniecznych prac i zrobienie kosztorysu. Potem mogłaby
zająć się tym, co najbardziej lubi, czyli kolorystyką i umeblowaniem.
Postanowiła przez chwilę poudawać, że Caleb zlecił jej remont
domu. Otworzyła gazetę i zaczęła przeglądać ogłoszenia firm
budowlanych. Było ich tyle, że przynajmniej z terminem rozpoczęcia
prac nie powinno być kłopotu. Jednak nie chciała angażować pierwszej
lepszej ekipy, ta praca powinna być wykonana perfekcyjnie. W tym
wypadku zależało jej na opinii Caleba.
Była tak pogrążona w myślach, że nie zauważyła Masona Maxwella,
który właśnie wszedł do sekretariatu. Caleba i Jake'a nie było, widocznie
naradzali się po skończonej rozmowie z Maxwellem.
– O, jeszcze tutaj jesteś – ucieszył się Mason. – Myślałem, że już cię
nie zastanę.
– Ja tu pracuję – odparła spokojnie. Postanowiła nie wyprowadzać go
z błędu. Może to i lepiej, że uważał ją za asystentkę Caleba.
– Szkoda, że nie chciałaś pracować w mojej firmie... byłabyś świetną
sekretarką i nie musiałabyś się o nic martwić...
– Tak, pamiętam dobrze twoją propozycję: pilnowanie terminów
twoich spotkań, porządkowanie dokumentów i podawanie ci kawy...
Pewnie uważałeś, że tylko do tego się nadaję – powiedziała z goryczą w
głosie.
– Dobrze wiesz, że oferowałem ci znacznie więcej... Proponowałem
ci małżeństwo...
– O! Nie wiedziałam, że Caleb ma nową sekretarkę. – Do pokoju
weszła wysoka, młoda kobieta. Zmierzyła Sabrinę od stóp do głów
nieprzyjaznym wzrokiem.
– Wcale nie jestem sekretarką – burknęła Sabrina. – W tej chwili
Calebowi nie można przeszkadzać. Może pani zostawi wiadomość,
chętnie przekażę.
– Och, ależ ja muszę porozmawiać z nim osobiście, mam dla niego
prezent – odpowiedziała wyniośle nieznajoma. – O, Caleb! – zawołała. –
Mój Boże! Wyglądasz...
– Blado? – wpadł jej w słowo Caleb.
– Ależ skąd! – zaprzeczyła energicznie. – Wyglądasz
nieprawdopodobnie męsko. – Zniżyła głos do chrapliwego, w swym
mniemaniu zapewne seksownego, szeptu.
Sabrina patrzyła na kobietę ze zdziwieniem. Poznała już Angelique i
Muffy. Teraz miała przed sobą kolejną wielbicielkę Caleba. Nigdy nie
przypuszczała, że niektóre kobiety potrafią być tak głupie i nachalne.
– Mam dla ciebie prezent, kupiłam ci nową, wspaniałą grę i mam
nadzieję, że...
– To bardzo miło z twojej strony Candi, dziękuję – znów jej przerwał
Caleb. – Daj grę Sabrinie. Ona teraz zajmuje się moimi sprawami.
– Może pokażę ci, jak w nią grać... – nie dawała za wygraną Candi.
– Teraz jestem zajęty – odpowiedział twardo Caleb.
– Mogę wpaść do ciebie do domu, na przykład dziś wieczorem. .. –
Candi przechyliła zalotnie głowę.
– Musisz to ustalić z Sabrina – odparł. – To ona teraz rządzi w moim
domu... – Zawiesił głos. – Nie wiem, jakie ma na dziś plany.
Mason otworzył ze zdziwienia usta.
– Sabrina u ciebie mieszka? – wymamrotał.
Caleb objął Sabrinę ramieniem, udając, że nie usłyszał pytania
Masona. Cały czas zwracał się do Candi.
– Widzisz, sytuacja się zmieniła. – Pocałował Sabrinę w czubek
głowy. – Jesteśmy prawie nierozłączni.
Sabrina miała ochotę kopnąć Caleba w bolącą kostkę. Zerknęła
ukradkiem na pobladłą twarz Masona. Jednak już po chwili cała ta
sytuacja zaczęła ją bawić.
– To miłe, że pani tak się troszczy o Caleba – zwróciła się do Candi
ze słodkim uśmiechem. – Dziękuję za prezent, tak rzadko wychodzimy
teraz z domu, że gra bardzo nam się przyda.
Gdyby wzrok mógł zabijać, Sabrina z pewnością byłaby już martwa.
– Ona z tobą mieszka? – Candi postanowiła ostatecznie wyjaśnić
sytuację.
– Tak, mieszkamy razem – przyznał Caleb i jakby na potwierdzenie
swoich słów objął Sabrinę i przytulił do siebie. To było bardzo dziwne,
ale jej ciało natychmiast zareagowało na ten dotyk. Leciutko zadrżała i
delikatnie oparła głowę na jego ramieniu.
Mason stał z na wpół otwartymi ustami. Sabrina przez krótki moment
miała ochotę serdecznie się roześmiać. Nieoczekiwanie dla samej siebie
zapragnęła pokazać Masonowi, a także Candi, że z Calebem łączy ją coś
naprawdę poważnego.
Uniosła głowę i z lekko rozchylonymi ustami zajrzała Calebowi w
oczy. Wyglądała tak, jakby zapraszała go do pocałunku.
Caleb postąpił zupełnie odruchowo. Na oczach zadziwionych gości
pocałował jej rozchylone usta. Nie wiedział dlaczego to zrobił, nie
planował tego.
Pocałunek był delikatny, a jednak przez ich ciała przebiegł dreszcz.
Przez bardzo krótką chwilę patrzyli sobie głęboko w oczy jak
zaczarowani. Byli zdziwieni, że zwykły pocałunek sprawił im tyle
przyjemności.
Pierwsza otrząsnęła się z tego czaru Sabrina.
– Kochanie, jak zwykle rozmazujesz mi szminkę – powiedziała z
frywolnym uśmieszkiem. Postanowiła udawać przed Calebem, że
pocałunek nie zrobił na niej żadnego wrażenia. Jednak w rzeczywistości
serce waliło jej tak mocno, że bała się, iż wszyscy to usłyszą.
– Twoje usta są tak śliczne, że nie musisz się tym przejmować. –
Pogłaskał ją czule po policzku.
Nieznacznie odsunęła się od niego, spojrzała na wszystkich obecnych
i szybko przygryzła wargi, by powstrzymać wybuch śmiechu. Mason
uniósł ze zdziwienia brwi tak wysoko, że zniknęły pod linią włosów.
Jake z niedowierzaniem potrząsał głową, a Candi zacisnęła dłonie w
piąstki tak mocno, że zbielały jej kostki. Na dodatek wyglądała tak,
jakby miała się za chwilę rozpłakać.
– Gratuluję wam – wysyczała po chwili i wypadła z pokoju, nie
żegnając się z nikim.
– My chyba już panów pożegnamy. – Caleb uprzejmie ukłonił się
Masonowi i Jake'owi. – Pojedziemy do domu, Sabrino. – Uśmiechnął się
do niej i znów objął ją ramieniem.
– Dobrze, kochanie. – Jego słowa spowodowały, że poczuła się
nieswojo. Obecność innych ludzi dodawała jej pewności siebie. Sam na
sam z Calebem czuła się niepewnie. – Pewnie jesteś okropnie
zmęczony...
– Ależ nie, choć muszę przyznać, że noga trochę mnie boli – odparł.
– Spieszę się do domu, bo marzę o czułym sam na sam...
Zaczerwieniła się. Nie była tak dobrą aktorką, jak myślała.
Odgrywanie czułych scenek z Calebem przychodziło jej trudniej, niż się
spodziewała. Mimo licznych postanowień nie była tak obojętna, jak by
sobie tego życzyła.
– Nie wiedziałam, że lubisz tego typu gry – powiedziała z lekką
pretensją w głosie, wskazując pudełko, które Caleb dostał od Candi.
– To nie żadna głupia gra, tylko symulator lotu – bronił się Caleb.
– Może ci się podoba dlatego, że dostałeś ją od Candi? – Postanowiła
odegrać zazdrosną.
– Ależ, kochanie, przecież wiesz, że od kiedy poznałem ciebie, żadna
inna kobieta się dla mnie nie liczy.
– Chodźmy już do domu, nie musimy prowadzić takich rozmów
publicznie – ucięła Sabrina. Miała dosyć przedstawienia.
– Jej słowo jest dla mnie rozkazem. – Caleb z uśmiechem spojrzał na
Jake'a i Masona. – Wkrótce się zobaczymy. – Panowie uścisnęli sobie
dłonie. – Muszę chyba dać mojej nodze nieco odpocząć.
– Do widzenia, Sabrino. – Mason był tak oszołomiony tym, co
zobaczył, że nie powiedział nic więcej.
– Do widzenia – odparła spokojnie.
W drodze powrotnej obydwoje milczeli. Sabrina czuła się jak zwykle
skrępowana bliskością Caleba. Zastanawiała się, czy on również czuje
się nieswojo.
Zerknęła na niego spod oka. Nie, nie wyglądał na człowieka, który
jest czymkolwiek zdenerwowany, był po prostu zamyślony.
Była ciekawa, co tak zaprząta jego umysł, wolała jednak nie pytać.
Zaczęła się zastanawiać nad swoim zachowaniem. Dlaczego farsa z
udawaniem narzeczonej Caleba zaszła tak daleko? Co miał znaczyć ten
pocałunek w biurze? Czy popchnęła ją do tego obecność Masona
Maxwella? Nie, Mason nic dla niej nie znaczył, nie budził żadnych
emocji.
– Opowiedz mi o Masonie Maxwellu – poprosił znienacka Caleb.
– Co mam ci opowiedzieć? – zjeżyła się.
– Wszystko, co wiesz – odparł spokojnie. – Chyba będziemy razem
pracować i chciałbym wiedzieć o nim jak najwięcej.
Caleb uważnie obserwował Sabrinę. Specjalnie zadał pytanie w taki
sposób, by pomyślała, że chodzi mu o jej osobiste kontakty z
Maxwellem. Zauważył, że w jej oczach w pierwszej chwili pojawiła się
czujność. Jednak coś ich łączyło, pomyślał dziwnie niezadowolony.
– Masz zamiar z nim pracować? – spytała z niechętnym zdziwieniem.
– To jeszcze nie jest do końca postanowione, w każdym razie w
najbliższym czasie czeka nas co najmniej kilka spotkań. Maxwell ma dla
nas kilku kandydatów i musimy sprawdzić, czy są to właściwi ludzie na
to stanowisko – wyjaśnił spokojnie.
– Hm... Z pewnością jest dobry w tym, co robi – powiedziała
ostrożnie.
– To już zauważyłem – uśmiechnął się pod nosem Caleb. – Pytam o
twoje prywatne zdanie na jego temat...
– Ja cię nie wypytuję o wszystkie kobiety, z którymi się spotykałeś –
odparła, zadziornie unosząc podbródek. – A gdybym zapytała, to pewnie
nie starczyłoby nam następnych kilku tygodni na odpowiedź...
– A więc spotykałaś się z nim? – przerwał potok jej słów. Wydawało
się, że jest całkowicie spokojny, zadał to pytanie nie zdradzającym
najmniejszych emocji głosem. Jednak w środku aż wrzał ze złości. Jak
ona mogła spotykać się z takim miałkim, wymoczkowatym, cynicznym
facetem? Nie rozumiem kobiet i nigdy ich nie zrozumiem, powtarzał
sobie w duchu.
– Niezbyt długo – odpowiedziała po dłuższej chwili milczenia. – Mój
ojciec bardzo go lubił.
– I to był wystarczający powód? – W jego głosie słychać było lekką
drwinę.
– Nie znasz mojego ojca. – Sabrina postanowiła nie reagować na
zaczepki i spokojnie wyjaśnić sytuację. Poznała już Caleba od tej strony
i wiedziała, iż będzie drążył tak długo, aż wyciągnie z niej wszystkie
interesujące go informacje. – Lubił Masona tak bardzo, że chętnie by go
zaadoptował.
– A jak się poznaliście?
– Pracowałam wtedy w domu maklerskim...
– Maxwell był inwestorem, czy starał się załatwić twojemu szefowi
pracę w lepszej firmie – wszedł jej w słowo. – A swoją drogą, ciekawe
dlaczego pomyślał, że jesteś moją sekretarką...
– Widocznie tak jak ty uważa, że nadaję się tylko do podawania
kawy i układania dokumentów. – Nawet nie próbowała ukryć
rozgoryczenia.
– Co ty opowiadasz, mnie na pewno nigdy nie przyszłoby do głowy,
że jesteś sekretarką – odpowiedział szczerze. – Dlatego właśnie się
zdziwiłem. Nie wyobrażam sobie, że mogłabyś wykonywać taką pracę.
– Masona mogło zmylić to, że siedziałam za biurkiem sekretarki. –
Słowa Caleba sprawiły jej przyjemność – Zresztą w biurze maklerskim
pracowałam właśnie jako sekretarka i recepcjonistka, ale to było wiele
lat temu... Niedługo potem wpadłam na pomysł z Wypożyczalnią Żon. –
Zamyśliła się.
– Mason ci go podsunął?
– W pewnym sensie tak. Uważał, że praca w biurze maklerskim jest
nie dla mnie, że za bardzo mnie stresuje i pochłania zbyt wiele czasu...
Uważał, że powinnam zajmować się domem – powiedziała z goryczą.
– Jego domem? – spytał niespodziewanie Caleb.
Zapadło milczenie. Sabrina starała się nie okazywać żadnych emocji.
Pomyślała jednak, że nie ma powodów, by okłamywać Caleba.
– Tak, chciał, żebym została jego żoną – odparła. – Ale ja nigdy nie
widziałam się w tej roli, nie mówiąc już o uczuciach. .. Chciałam sama
kierować swoim życiem, a nie zdawać się na męża. Marzyłam o tym,
żeby sama podejmować decyzje, działać, wziąć sprawy we własne
ręce... – Popatrzyła na Caleba, żeby przekonać się, czy jej słucha.
Wpatrywał się w nią bez cienia drwiny, ze skupioną i poważną
twarzą. Czuła, że w duchu przyznaje jej rację.
– Przyszło mi do głowy, że skoro każdy mężczyzna marzy, by ktoś
mu prowadził dom, robił zakupy, przygotowywał przyjęcia, to
Wypożyczalnia Żon jest dobrym pomysłem. Znalazłam wspólniczki i
założyłam firmę, która, jak sam mogłeś się przekonać, działa do dziś.
– Czy twoja matka też pragnęła, żebyś poślubiła Masona Maxwella?
– Tak, w tej kwestii moi rodzice byli niezwykle zgodni – odparła z
goryczą. – Gdy powiedziałam, że odrzuciłam jego oświadczyny, a na
dodatek mam zamiar prowadzić własną firmę, zapowiedzieli, że mnie
wydziedziczą i że od tej pory nie mogę liczyć na jakąkolwiek pomoc
finansową z ich strony.
– Może gdyby zjawił się inny kandydat, to zmieniliby zdanie –
powiedział z namysłem.
– Mówisz tak, jakbyś chciał ogłosić nasze zaręczyny – zażartowała.
– Nie, na razie nie ma chyba takiej potrzeby. Nadal będziemy
mieszkać razem bez ślubu. – Również się roześmiał.
– To i tak znacznie więcej, niż proponowałem jakiejkolwiek kobiecie
– dodał poważnie.
– Skoro mamy mieszkać, jak to nazwałeś „bez ślubu", to powinnam
zacząć dbać o swoją opinię. Wobec tego rozgłoszę wszem i wobec, że
zgubiłam pierścionek zaręczynowy – Sabrina wróciła do żartobliwego
tonu.
Caleb popatrzył na nią z namysłem, jakby coś jeszcze chciał
powiedzieć. Jego spojrzenie speszyło ją, nagle odechciało jej się żartów.
– Jesteś wyjątkową kobietą – powiedział z niezwykle poważną miną.
– Muszę przyznać, że jak dotąd nie poznałem drugiej takiej...
– Chyba trochę przesadzasz... – szepnęła. – Właściwie, co masz na
myśli?
– Jestem pewien, że żadna ze znanych mi kobiet nie odrzuciłaby
propozycji małżeństwa, dzięki któremu mogłaby dostać wszystko...
– Wszystko prócz miłości – przerwała mu.
– Tak, to prawda, ale według mnie prawdziwa miłość w ogóle nie
istnieje – odparł z goryczą. – Poza tym, odrzucając propozycję Masona,
praktycznie zostałaś zdana tylko na siebie. Twoi rodzice stanęli po jego
stronie.
– To prawda, ale jestem dorosła i sama chcę decydować o swoim
życiu. Dla mnie czasy, w których to ojciec decydował o tym, za kogo
jego córka ma wyjść za mąż, dawno minęły.
Rozdział 6
Cale sobotnie przedpołudnie spierali się o to, czy Caleb ma pójść z
Sabriną na przyjęcie do Cassie. Sabrina nie mogła pojąć, dlaczego mu
tak bardzo na tym zależy. Natomiast Caleb okazał się nad podziw uparty
i nie trafiały do niego żadne rozsądne argumenty.
W końcu niechętnie, ale ustąpiła. Łatwiej by mi chyba było zdobyć
Nobla w dziedzinie fizyki niż przekonać tego uparciucha, przyznała w
duchu z rezygnacją.
Pod wieczór łudziła się nadzieją, że Caleb zaśnie i uda jej się po
cichu wymknąć z domu. Zostawiła go z kolorowym czasopismem w
dłoni, odpoczywającego na kanapie.
Jednak gdy na palcach weszła do pokoju, okazało się, że Caleb wcale
nie śpi.
– Właśnie czekam na kogoś, kto pomoże mi założyć buty – powitał ją
wesoło.
– Jesteś nie do zdarcia – jęknęła. – Może jeszcze raz to przemyśl, nie
powinniśmy chadzać razem na przyjęcia... – Popatrzyła wymownie na
jego kostkę. – Nie boisz się, że tym razem też spotka cię coś przykrego?
– Lubię ryzyko – stwierdził z łobuzerskim uśmieszkiem. – A poza
tym jestem pewien, że będziesz uważać, o ile oczywiście nie marzysz o
tym, by opiekować się mną jeszcze kilka tygodni dłużej...
– O nie! – wykrzyknęła, zanim zastanowiła się, że może mu sprawić
przykrość.
Faktycznie Caleb poczuł się trochę urażony.
– Nie spodziewałem się, że moje towarzystwo jest dla ciebie aż tak
trudne do zniesienia – powiedział. – I nie tłumacz się, twój okrzyk
powiedział mi wszystko.
– Nie udawaj, że cię to choć trochę obchodzi – próbowała jakoś
naprawić swoją gafę.
Caleb nic nie odpowiedział. Sabrina w milczeniu pomogła mu
założyć buty.
– Tylko proszę cię, nie odgrywajmy tym razem komedii. Nie zależy
mi na tym, by wszyscy moi znajomi uważali nas za parę – powiedziała,
gdy zaczęli zbierać się do wyjścia.
– Przecież i tak już wszyscy o tym wiedzą. Jeśli nie od Angelique czy
Muffy, to z pewnością Jake im powiedział. To na tyle sensacyjna
wiadomość, że na pewno będziemy atrakcją wieczoru – stwierdził z
zaskakującą wesołością.
– Chyba masz rację – westchnęła ciężko. Może to i lepiej, że idą
razem, bo w tej sytuacji przynajmniej nikomu nie będzie wypadało
wypytywać jej o nowego faceta.
– Na następne Halloween na wszelki wypadek włożę żelazną zbroję –
zrzędził Caleb.
– Nie bój się, może za rok to nie ja będę organizowała przyjęcie –
odcięła się.
– Jak to, a stały kontrakt z Tanner Electronics? Już o tym
zapomniałaś?
– Nie, nie zapomniałam – odparła. – Uważam jednak, że wiele rzeczy
może się zdarzyć.
– Ja zawsze dotrzymuję obietnic, pamiętaj o tym – powiedział
poważnie.
– Nie zapomnę – odpowiedziała równie serio. – Blado wyglądasz –
stwierdziła, przyglądając mu się bacznie. – Czy jesteś pewien, że chcesz
ze mną iść?
– Miło mi, że tak się o mnie troszczysz. – Dotknął jej dłoni i
delikatnie pogładził.
Sabrina zadrżała. Ta niespodziewana pieszczota obudziła jej zmysły.
Nagle zapragnęła, żeby Caleb ją przytulił i pocałował.
Chyba chodziło mu po głowie to samo. Przysunął się do niej tak
blisko, że czuła ciepło jego ciała. Ich usta dzieliło tylko kilka
centymetrów.
– Zostanę w domu, jeśli ty zostaniesz ze mną – wyszeptał kusząco.
Sabrina nie miała wątpliwości, co jej proponuje. Najgorsze w tym w
wszystkim było to, że chętnie przystałaby na jego propozycję. Nie
wiedziała, jak to się stało, ale pragnęła Caleba, mimo że miała mu tak
wiele do zarzucenia. Nie podobało jej się, że tak lekko traktuje kobiety,
że jest podrywaczem, zwyczajnym playboyem. Jednak nie potrafiła
oprzeć się jego urokowi. W Calebie było coś, co przyciągało kobiety jak
magnes. Uległa tej sile.
Pragnęła, żeby ją pieścił, całował, dotykał. W tej chwili była gotowa
zapomnieć o wszystkich swoich zasadach, choć wiedziała, że pewnie
bardzo szybko by tego żałowała. Za wszelką cenę starała się odzyskać
panowanie nad sobą i nie ulec impulsowi, który mógłby ją bardzo drogo
kosztować.
– Nie zostanę... – odpowiedziała nieco schrypniętym głosem.
– Po co nam przyjęcie... we dwójkę też można się świetnie bawić. –
Caleb położył dłonie na jej biodrach.
To zdanie ją otrzeźwiło. A więc dla niego to była tylko zabawa,
kolejny niezobowiązujący flirt. Odsunęła się od Caleba z najwyższym
trudem. Miała wrażenie, jakby pokonywała niewidzialne zapory.
Dlaczego jestem taka głupia? Dlaczego w ogóle przyszło mi do
głowy, że on może się zmienić, beształa się w duchu.
– To nie jest najlepszy pomysł – odpowiedziała, ze wszystkich sił
starając się, by jej głos brzmiał naturalnie. – Przypominam ci, że jeszcze
niedawno przekonywałeś mnie, iż nie chodzi ci o...
– To nie był mój plan. – Jego głos brzmiał zmysłowo. – Ale wydaje
mi się, że między nami coś zaiskrzyło... Ty też twierdziłaś, że w żadnym
wypadku nie wyobrażasz nas sobie razem, a widzę, że jednak jest
inaczej...
– Wydaje ci się! – ucięła szybko. Odwróciła głowę, żeby nie widział,
że się zaczerwieniła. – Nie ma o czym mówić. Poza tym nie chciałabym
się spóźnić na przyjęcie do Cassie, więc jeśli zdecydowałeś się iść ze
mną, to chodźmy.
– Chodźmy. – Caleb wziął ją pod rękę. Zrobił to w tak pieszczotliwy
sposób, że Sabrinę znów przeszedł dreszcz. Miała wrażenie, że się
zapada, że wciąga ją w odmęty niezwykle silny wir.
Muszę wyzwolić się z tego czaru, pomyślała z rozpaczą. Oby
wreszcie obudził się mój instynkt samozachowawczy...
Calebowi zajęło trochę czasu usadowienie się w ciasnym
samochodzie Sabriny. Podjechali jeszcze do niej do domu, by mogła
szybko się przebrać i zabrać trochę rzeczy. Przyjęcie miało odbyć się w
siedzibie Wypożyczalni Żon. Dotarli z mniej więcej półgodzinnym
opóźnieniem i wokół aż gęsto było od gości.
Sabrina wzięła głęboki oddech. Czuła się jak przed bardzo ważnym
egzaminem.
– Już się zaczynałam martwić, że coś się stało. – Na spotkanie
Sabrinie wyszła Paige. Jej spojrzenie skupiło się za plecami przyjaciółki,
na Calebie. – No, ale teraz już rozumiem, skąd to spóźnienie –
uśmiechnęła się porozumiewawczo.
Sabrina również się uśmiechnęła, postanowiła za wszelką cenę
zachowywać się naturalnie. Co innego jednak chcieć, a co innego móc.
Cassie zaprosiła chyba całe miasto...
– Ciągle cię nie ma w domu – odezwała się z wyrzutem Paige. –
Kilka razy nagrałam się na sekretarkę, ale nie oddzwoniłaś. Gdzie ty
właściwie się podziewasz?
– To przeze mnie nie ma jej w domu – odezwał się Caleb, zanim
Sabrina zdążyła otworzyć usta. – Trudno mi bez niej wytrzymać choćby
kilka godzin, ale to chyba w mojej sytuacji nic dziwnego. – Spojrzał
wymownie na Paige.
– No tak. – Paige zerkała raz na jedno, raz na drugie.
– Caleb, usiądź natychmiast na kanapie – zakomenderowała Sabrina.
Za wszelką cenę postanowiła nie dopuścić do przedstawienia, do
którego szykował się jej kłopotliwy podopieczny. – Lekarz zabronił ci
forsować nogę.
– O właśnie, oto dowód, że nikt o mnie lepiej nie zadba. – Caleb
rozłożył ręce.
– Usiądź, proszę – powtórzyła z naciskiem Sabrina.
– Musimy sprawdzić, co się dzieje w kuchni. – Paige postanowiła
wybawić przyjaciółkę z kłopotliwej sytuacji.
Sabrina odetchnęła z ulgą. Robię to wszystko dla Wypożyczalni Żon,
powtarzała sobie w duchu. Wszystkie trzy pracowałyśmy bardzo ciężko
i w żadnym wypadku nie mogę dopuścić, żebyśmy straciły naszego
najlepszego klienta. Firma warta jest takiego poświęcenia.
Nie dawała jej spokoju jeszcze jedna sprawa. Oprócz tego, że razem
prowadziły firmę, były też prawdziwymi przyjaciółkami. Teraz
zastanawiała się, czy powiedzieć Paige i Cassie prawdę, czy też, tak jak
się umawiała z Calebem, nadal odgrywać komedię. Nie miała ochoty
oszukiwać przyjaciółek i najchętniej wyznałaby im prawdę. Ale z
drugiej strony wiedziała, że jeśli opowie im, jak to Caleb zaszantażował
ją utratą kontraktu i zażądał, aby odstraszała od niego wszystkie natrętne
wielbicielki, to Paige i Cassie natychmiast wpadną we wściekłość.
Wściekną się oczywiście na Caleba.
Wolała sobie nawet nie wyobrażać, co by się zaraz zaczęło dziać.
Podejrzewała, że przyjaciółki niczym dwie tygrysice rozszarpałyby
Caleba na strzępy.
Nie ma co, jak powiem im prawdę, to możemy na zawsze pożegnać
się ze zleceniami od Tanner Electronics. Zrobiłam już tak dużo, że dam
radę wytrzymać jeszcze kilka dni, pomyślała.
Postanowiła nie mówić przyjaciółkom prawdy.
To oznaczało, że będzie musiała odgrywać przed nimi komedię, i to
na tyle dobrze, by niczego nie zaczęły podejrzewać. Niełatwo oszukać
osoby, które dobrze nas znają. W końcu wiedziały o niej sporo i mogą
nie uwierzyć, że związała się z takim mężczyzną jak Caleb.
– Sabrino, co się z tobą dzieje?! – zawołała Paige, gdy tylko zniknęły
z pola widzenia Caleba. – Dlaczego spośród wszystkich facetów, którzy
się koło ciebie kręcili, wybrałaś właśnie tego?
– No cóż, przecież widzisz, jaki jest przystojny, uroczy, niezwykły...
– Nie poznaję cię – przerwała jej Paige. – Chyba nie jesteś aż tak
zaślepiona! To kobieciarz i podrywacz jakich mało! Jak mogłaś tak
szybko uwierzyć, że jest tobą poważnie zainteresowany?
Sabrina zadrżała, przez chwilę było jej naprawdę przykro. Chyba
zbyt utożsamiam się z rolą, którą odgrywam, strofowała się w duchu. Z
drugiej jednak strony nie wiedziała, co ma odpowiedzieć przyjaciółce.
To duży błąd, bo właściwie powinna spodziewać się takiego pytania.
– Kochanie, nie chcę, żeby złamał ci serce – powiedziała Paige, gdy
Sabrina nadal milczała.
– Nie bój się, nic takiego się nie stanie. – Sabrina odezwała się w
końcu. – Tego jestem pewna.
– No tak, widzę, że wpadłaś na dobre – jęknęła z rezygnacją Paige. –
Nawet nie masz ochoty słuchać głosu rozsądku... Ja wiem, że zakochani
odrzucają logiczne argumenty, ale przecież wiesz, jak on traktuje
kobiety!
– Wiem, że się o mnie martwisz, ale w tym wypadku naprawdę nie
ma potrzeby. – Sabrina uśmiechnęła się uspokajająco. – Muszę zrobić
Calebowi coś gorącego do picia i sprawdzić, co się z nim dzieje.
– Uważaj, proszę cię, uważaj – jeszcze raz przestrzegła ją
zaniepokojona Paige.
Sabrina włączyła czajnik i czekała, aż zagotuje się woda. W tym
czasie zastanawiała się nad tym, co powiedziała Paige. Trochę
zaskoczyła ją tak ostra reakcja przyjaciółki. Wśród klientów
Wypożyczalni Żon było wielu playboyów, którzy często składali
niemoralne propozycje którejś ze współwłaścicielek. Przyjaciółka nigdy
nie reagowała aż tak zdecydowanie. Sabrinie przyszło do głowy, że być
może Caleb uwiódł i porzucił kiedyś jakąś znajomą Paige... Jednak
nawet w takim wypadku reakcja przyjaciółki była mocno przesadzona.
Od trzech lat razem prowadziły firmę i Sabrina wiedziała, że wielu
mężczyzn interesowało się Paige. Jednak ona zawsze odnosiła się do
nich z wielką nieufnością i rezerwą. Sabrina często myślała, że to ze
względu na matkę Paige nie chce się z nikim wiązać. Ale teraz doszła do
wniosku, że tu musiało chodzić o coś więcej. Przyszło jej do głowy, że
Paige być może przeżyła kiedyś wielki zawód miłosny i facet podobny
do Caleba złamał jej serce. To by tłumaczyło tak ostrą reakcję...
Jej wzrok skierował się na drugą przyjaciółkę, Cassie. Stali z Jakiem,
zapatrzeni w siebie, zakochani, szczęśliwi... To cudowne, że
przynajmniej jedna z nas odnalazła swoją drugą połówkę, pomyślała z
rozczuleniem. Już za tydzień Cassie i Jake będą małżeństwem, a
wszystko wskazuje na to, że bardzo szczęśliwym.
– Nad czym tak dumasz? – Głos Caleba wyrwał ją z zadumy.
Sabrina w pierwszej chwili pomyślała, że ma omamy. Patrzyło na nią
i uśmiechało się dwóch Calebów. Po sekundzie dotarło do niej, że Caleb
trzyma w ręku magazyn, na okładce którego widnieje jego zdjęcie.
– O, widzę, że podziwiasz swój seksowny uśmiech – powiedziała nie
bez złośliwości.
– Uważasz, że jest seksowny? – Uśmiechnął się w taki sposób, że
zaschło jej w gardle.
Powinnam bardziej uważać na to, co mówię, zganiła się w duchu.
Caleb jest bardzo czujny i błyskawicznie wyłapuje wszystkie niuanse.
– Czy jest tam artykuł na twój temat? – spytała, zostawiając jego
pytanie bez odpowiedzi.
– Tak, właśnie sprawdzałem, czy zacytowali mnie dokładnie – odparł
spokojnie. – Nie jest to najbardziej cenione przeze mnie pismo, ale z
pewnych powodów musiałem udzielić mu wywiadu. Nie wiedziałem
natomiast, że prenumerujecie pisma o tak specjalistycznej tematyce jak
ekonomia i finanse.
– Można powiedzieć, że to stare przyzwyczajenie z czasów pracy w
biurze maklerskim – wyjaśniła. – W zasadzie nawet nie mam kiedy tego
czytać, czasem tylko przeglądam...
– Ładne biuro – stwierdził, nieoczekiwanie zmieniając temat. – Czy
to ty zaprojektowałaś wystrój wnętrz?
– Tak, ja. Cieszę się, że ci się podoba.
– Wypożyczalnia Żon musi całkiem nieźle prosperować, jeśli stać
was na takie biuro – odparł.
– Nie jest najgorzej, chociaż kupiłam ten dom, gdy pracowałam w
firmie maklerskiej – przyznała. – Jednak potrzebujemy kilku poważnych
i potężnych klientów, aby firma mogła się rozwinąć.
– Jak myślisz, ile czasu zajmie ci zmiana wystroju mojego domu?
– Hm, nie zastanawiałam się nad tym – skłamała szybko. – Nie
byłam do końca pewna, czy mówisz poważnie. Musiałabym najpierw
znaleźć jakiegoś naprawdę dobrego dekoratora wnętrz...
– Po co masz wynajmować dekoratora? Bardzo mi się podoba ten
dom, właśnie coś takiego chciałbym mieć u siebie – przerwał jej. –
Zastanów się do przyszłego tygodnia, ile czasu ci to zajmie i jakiego
spodziewasz się wynagrodzenia. Przygotuj też wstępny kosztorys, a
potem oczywiście podpiszemy umowę.
– Dobrze, jak najszybciej się tym zajmę – odparła.
– To świetnie. Właśnie wpadł mi do głowy inny, może trochę szalony
pomysł. – Spojrzał na nią łobuzersko. Chwilę milczał, a potem klepnął
się energicznie po udach. – Tak, to dobry pomysł.
Sabrina z uwagą i rosnącą ciekawością wpatrywała się w niego.
– Chciałbym, żeby salon i przedpokój były zrobione w ekspresowym
tempie. To właściwie jest moje specjalne zlecenie dla Wypożyczalni
Żon. Możesz, a nawet powinnaś, wciągnąć w to swoje przyjaciółki.
Zdaje się, że lubicie razem pracować.
– Powiedz w końcu, o co ci chodzi – niecierpliwiła się.
– Chciałbym, żeby salon i przedpokój były gotowe, powiedzmy, do...
wtorku.
Sabrina doszła do wniosku, że to wszystko tylko jej się śni. Jednak
Caleb miał minę jak najzupełniej poważną. Nic nie wskazywało na to,
że żartuje.
– Pod koniec przyszłego tygodnia mam spotkanie z kandydatem na
stanowisko dyrektora generalnego. Myślę, że dobrze byłoby spotkać się
z nim w miejscu, w którym można bez skrępowania porozmawiać –
wyjaśnił.
– Może umówisz się z nim w„Pinnacle", to bardzo dobra restauracja i
chyba jesteś tam stałym bywalcem – podsunęła rozwiązanie Sabrina.
Chciała zyskać nieco na czasie, aby zastanowić się, czy to, czego
oczekuje od niej Caleb, jest w ogóle możliwe.
– Sama mi radziłaś, żebym zrobił coś z domem – przypomniał jej. –
To dobra okazja, nie będę musiał wychodzić, forsować nogi...
– Caleb! To strasznie mało czasu!
– Możesz zaangażować najlepsze ekipy, poprosić o pomoc swoje
przyjaciółki. Poza tym wierzę w ciebie, dasz sobie radę. Przecież
właściwie chodzi o jeden pokój – dodał niewinnym tonem.
Miło jej było słyszeć, że w nią wierzy. Nawet bardzo miło, gdyż nie
spodziewała się z jego ust takiego komplementu.
– Dobrze, spróbuję, ale zapewniam cię, że efekt byłby bez
porównania lepszy, gdybyś dał mi więcej czasu. W takiej sytuacji chyba
będziemy musiały same pomalować ten pokój. Łatwiej nam będzie
dobrać kolor ścian, odpowiednie zasłony, meble i obrazy.
– Myślę, że na pewno trafisz w mój gust. To biuro jest urządzone tak,
że niczego bym tu nie zmienił. – Zatoczył ręką krąg po pokoju. –
Obiecuję, że Wypożyczalnia Żon stanie się sławna, wkrótce nie
będziecie się mogły opędzić od klientów – zażartował.
– Przy wykańczaniu biura też razem pracowałyśmy – uśmiechnęła się
do swoich wspomnień Sabrina. – To były miłe chwile.
– Będziecie miały szansę na powtórkę. To co, umowa stoi? –
Wyciągnął do niej rękę.
– Stoi – odparła, cichutko wzdychając. Nie była pewna, czy w tak
krótkim czasie uda jej się uzyskać efekt, który w pełni zadowoli Caleba.
Następnego dnia naszkicowały plan, przejrzały katalogi mebli i
wybrały kolorystykę. Caleb miał zamiar zaprosić na obiad kilka osób.
Niezbędne więc było kupno odpowiedniego stołu i krzeseł.
Gdy murarz już wyrównał ściany, w poniedziałek rano wszystkie
trzy, razem z Cassie i Paige, zabrały się do malowania.
Paige miała pewne wątpliwości, czy zielony kolor, który bardzo
podobał się Sabrinie i Cassie, nie okaże się zbyt ciemny.
– Tu są przecież ogromne okna – uspokajała ją Sabrina. – Zieleń w
połączeniu z jasnożółtymi obiciami mebli doda temu wnętrzu świeżości.
To jakby rosnące za oknem drzewa weszły nagle do pokoju.
– Może masz rację, ale pospieszmy się z tym malowaniem, żeby
jeszcze zostało trochę czasu na ewentualne zmiany – zaproponowała
Paige.
– Dobrze, każda z nas może malować inną ścianę – rzuciła pomysł
Cassie.
Każda wzięła puszkę farby i zajęła się swoją ścianą.
– Dziewczyny, otwórzmy na oścież drzwi, bo od zapachu tej farby
zaczyna mnie boleć głowa. – Paige wskazała podbródkiem ogromne
dwuskrzydłowe drzwi, które łączyły salon z biblioteką.
– Może trochę później – odparła Sabrina. – Caleb wraz z Jakiem za
parę minut będą tam mieli ważne spotkanie.
Na dźwięk imienia , Jake" oczy Cassie zalśniły. Sabrina popatrzyła
na przyjaciółkę z zazdrością i rozczuleniem. Cassie i Jake byli w sobie
tacy zakochani. Niby to nic dziwnego zaledwie kilkanaście dni przed
ślubem... Ona też czasem marzyła o takim wielkim uczuciu, ale powoli
zaczynała wątpić, że i do niej kiedyś uśmiechnie się szczęście.
Cassie była szczęśliwa i dokładnie wiedziała, czego pragnie: związać
się z Jakiem na dobre i na złe.
Wygrała los na loterii, pomyślała Sabrina. To takie dziwne, że
jednym się w życiu wszystko układa tak łatwo i prosto, a innym nie...
– Gdzie mam zacząć? – spytała Cassie.
– Może od ściany, na której jest kominek – zaproponowała Paige. –
Czy te kolejki zostały po poprzednim właścicielu? – Wskazała brodą na
kolekcję Caleba.
– Ależ skąd! – odparła Sabrina. – Modelarstwo to hobby Caleba.
Prócz całego taboru kolejowego z różnych stron świata ma też dziesiątki
samochodów. Podejrzewam, że kupił dom po to, by móc w końcu
rozstawić swoją ukochaną kolekcję.
– Dla żadnej kobiety by tego nie zrobił – mruknęła pod nosem Paige.
Po chwili zorientowała się, że niezbyt taktownie się zachowała. –
Przepraszam, Sabrino, nie chciałam cię urazić. Boję się o ciebie, a raczej
tego, co cię może spotkać ze strony Caleba, stąd moje zgryźliwe uwagi...
– Nie przejmuj się, Paige, nic mi nie będzie – odpowiedziała Sabrina
łagodnie. Po raz kolejny pożałowała, że nie może powiedzieć
przyjaciółkom prawdy. Jednak gdyby przyznała się, że Caleb w pewnym
sensie ją zaszantażował, to Paige i Cassie nigdy by mu tego nie
darowały. A zachowując tajemnicę będzie przynajmniej mogła udawać
pierwszą w dziejach kobietę, która porzuciła Caleba Tannera.
– Czy obmyśliłaś już menu na jutrzejszy obiad? – Cassie zmieniła
temat na bardziej neutralny.
– Nie mam do tego głowy – odparła Sabrina. – Najpierw – musimy
skończyć remont. Jak będę robiła tysiąc rzeczy naraz, to w końcu nic z
tego nie wyjdzie. Jennings obiecał nam pomóc.
– Skoro tak, to wezmę na siebie przygotowanie przyjęcia –
zaproponowała Paige. – Podejrzewam, że Caleb nie wydawał jeszcze w
tym domu tak wystawnego obiadu.
– Dzięki za pomoc, jesteś cudowna – ucieszyła się Sabrina.
Nagle w torebce Paige zadzwoniła komórka. Paige wygrzebała
telefon.
– Cześć, mamo. Co się dzieje? – Przycisnęła telefon ramieniem,
ponownie weszła na drabinę i zaczęła malować.
Sabrina i Cassie spojrzały na siebie porozumiewawczo. Wiedziały, że
Eileen za wszelką cenę będzie się starała ściągnąć córkę do domu.
– Czy Caleb opowiadał ci coś o tym facecie, który kandyduje na
stanowisko dyrektora generalnego? – spytała Cassie.
– Niewiele – odparła Sabrina. – Przyjeżdża do Denver, by odebrać
jakąś nagrodę. Caleb uznał, że to dobra okazja, by go bliżej poznać.
– Mamo, nie denerwuj się. Przyjadę tak szybko, jak to możliwe... –
dotarł do nich fragment rozmowy Paige. Nie zdołała powiedzieć nic
więcej, bo trzymana między ramieniem a uchem komórka wysunęła się,
a Paige odruchowo wyciągnęła po nią rękę, niestety tę, w której
trzymała puszkę z farbą.
Cassie odstawiła farbę i podbiegła szybko do Paige.
Sabrina zrobiła to samo, ale było za późno.
Puszka wypadła Paige z ręki i zielona farba z bulgotem wylała się na
podłogę. Zielone jeziorko sunęło szybko naprzód i nim którakolwiek
zdążyła temu zapobiec, rozlało się po dywanie.
Paige stała jak skamieniała. Wyglądała, jakby za chwilę miała się
rozpłakać.
– To nie może być prawda – wyszeptała.
– Niestety, to prawda – jęknęła Sabrina. – Dywan jest stary. I tak był
przeznaczony do wyrzucenia, ale co my zrobimy z podłogą?
– Jeśli szybko zbierzemy farbę i przetrzemy podłogę
rozpuszczalnikiem, to nie powinno być śladu. – Cassie jak zwykle
okazała się najbardziej praktyczna. – Sabrino, przynieś jakieś szmaty, a
ty, Paige, na razie zbieraj farbę gazetami.
Wkrótce sytuacja została opanowana. Zwinęły dywan, zebrały farbę i
dokładnie zmyły plamy na podłodze rozpuszczalnikiem.
– Utopiłam w farbie telefon – jęknęła Paige.
Sabrina i Cassie starały się nie parsknąć śmiechem, ale nie udało im
się powstrzymać wesołości.
– Nie przejmuj się. Takie straty nie narażą naszej firmy na
bankructwo. Ja swój rozbiłam w czasie Halloween. – Sabrina pogłaskała
przyjaciółkę po ramieniu.
– Ciekawe, czy Eileen uwierzy, że telefon naprawdę wpadł do farby –
krztusiła się ze śmiechu Cassie. – Pewnie będzie uważała, że to my z
Sabriną znów coś zmajstrowałyśmy, żeby nie mogła co chwila dzwonić.
Cassie zamilkła i przez chwilę intensywnie się nad czymś
zastanawiała.
– Ja mam Jake'a, Sabrina ma Caleba, to niesprawiedliwe, że Paige ma
tylko Eileen. – Cassie spojrzała na Sabrinę. – Wiesz, musimy coś
wymyślić, żeby Paige w końcu też spotkała mężczyznę swego życia.
– To nie takie proste – odpowiedziała z przekonaniem Sabrina.
Niestety, nie mogła wyznać prawdy...
– I ty to mówisz?! Przecież wy z Calebem poznaliście się w zupełnie
niezwykły sposób.
Rozdział 7
Poniedziałkowe przedpołudnie upłynęło Calebowi na rutynowych
spotkaniach z personelem. Odbywały się one w domu, gdyż Caleb nie
chciał forsować nogi.
Przyłapał się na tym, że w ich trakcie kilka razy ziewnął. Jake mu
sugerował, że powinien sprawy organizacyjne i finansowe przekazać
komuś innemu. Jego najmocniejszą stroną było opracowywanie nowych
rozwiązań. To naprawdę uwielbiał robić i oddawał się temu zajęciu
całym sercem. Znalezienie nowego dyrektora generalnego pozwoliłoby
mu uwolnić się od tych zajęć, które zawsze go nużyły.
Caleb zauważył, że jeden z młodych inżynierów, Erie, jest czymś
niezwykle poruszony. Wiedział, co to oznacza – jakieś nowe pomysły.
Mam nadzieję, że wkrótce będę się zajmował tylko nowymi projektami,
westchnął w duchu.
Mason Maxwell miał dla nich trzech kandydatów na stanowisko
dyrektora generalnego. Emerytowanego pułkownika, młodą, niezwykle
energiczną kobietę, i Austina Weavera, o którym wiele pisano w
gazetach.
Nazwisko Weaver było wymawiane przez ludzi z branży z wielkim
szacunkiem, może z wyjątkiem tych, którzy przegrali z nim w
bezpośrednim starciu. Ci nienawidzili go serdecznie, gdyż Weaver był
bezwzględny.
Calebowi przypadła najbardziej do gustu właśnie ta kandydatura.
Niepokoiło go jednak to, czy Weaver w ogóle będzie zainteresowany
ofertą pracy. W końcu Tanner Electronics w porównaniu z Sony czy
General Electrics było zaledwie niewielką, choć bardzo obiecującą
firmą. Nie mówiąc o tym, że Austin Weaver musiałby przenieść się z
Nowego Jorku do Denver.
Musiał więc użyć całego swojego czaru, żeby Weaver dał się
zaprosić na obiad. Jake uważał, że to strata czasu, bo nie bardzo czym
mają skusić tak potężnego i rozrywanego człowieka, który mógł do woli
przebierać w propozycjach. Caleb jednak postanowił spróbować, w
końcu nie miał nic do stracenia.
Liczył na to, że Weaver, który pracował w obecnej firmie już ponad
pięć lat, być może pragnął zmiany. Gdyby tak było, to propozycja
zajęcia się Tanner Electronics mogłaby okazać się dla niego szalenie
interesująca.
Z sąsiedniego pokoju, w którym pracowała Sabrina wraz z
przyjaciółkami, dobiegały rozmaite stuki. Caleb starał się nie zwracać na
nie uwagi. Jednak gdy usłyszał wielki huk, a potem wrzask Sabriny,
przeprosił zgromadzonych i wyszedł zobaczyć, co się stało.
Otworzył drzwi i ostrożnie zajrzał do pokoju. Na pierwszy rzut oka
wydawało się, że żadnej z dziewczyn nic się nie stało. Jednak wymyślne
wzorki na ich ubraniach były niezbitym dowodem, że jednak coś
musiało się wydarzyć.
Sabrina robiła coś z podłogą, jednak Caleb nie zwracał na to uwagi.
Nie mógł natomiast oderwać wzroku od jej smukłych bioder i niezwykle
długich nóg. Nagle wyprostowała się i odgarnęła włosy z twarzy. W tym
momencie na jej policzku pojawił się zielony szlaczek.
Caleb zamrugał oczyma ze zdziwienia i pomyślał, że ma
przywidzenia. Spojrzał na Cassie, na jej bluzie wzorek również był
zielony. Paige wyglądała najlepiej, choć i ona była gdzieniegdzie
wymazana na zielono.
– Myślałem, że tej zielonej farby wystarczy do pomalowania całego
domu – powiedział Caleb, ciągle stojąc w progu. – Ale skoro ozdabiacie
nią siebie, to nie jestem pewien, czy...
Urwał, bo w tym momencie Sabrina rzuciła w niego ręcznikiem, w
który właśnie wycierała dłonie. Zwinięty w kulkę ręcznik leciał niczym
piłka.
Caleb zapomniał o chorej nodze i usiłował odskoczyć. Jednak jego
sprawność pozostawiała jeszcze wiele do życzenia. Gdy przeniósł ciężar
na chorą nogę, przewrócił się, a na dodatek uderzył głową we framugę
drzwi. Przed oczyma zobaczył tysiące gwiazd, a chwilę potem na głowę
spadł mu ręcznik i przesłonił cały świat.
Sabrina z okrzykiem przerażenia rzuciła się w jego stronę. Była blada
jak ściana, zdenerwowana, bliska paniki. Ściągnęła mu z twarzy ręcznik
i przyłożyła rękę do krtani.
Czy ona chce mnie udusić? – pomyślał, nie do końca jeszcze zdając
sobie sprawę, co się dzieje.
Gdy tak się nad nim pochylała, jej flanelowa koszula rozchyliła się i
Caleb zobaczył niezwykle kształtne piersi w czarnym, koronkowym
staniczku.
Pomyślał, że warto było dla tego widoku wycierpieć o wiele więcej.
– Caleb masz bardzo przyspieszony puls – szepnęła z przerażeniem.
– O, nie wątpię. – Jego głos brzmiał dziwnie głucho.
Sabrina dostrzegła wreszcie, w co wpatruje się Caleb. Usiadła na
piętach i zebrała poły koszuli.
– Wszystko co dobre, szybko się kończy – zamruczał zmysłowo.
– Zaraz cię palnę – zezłościła się.
– Myślałem, że jako mój anioł opiekuńczy postanowiłaś ulżyć mi w
bólu...
Ze złością zarzuciła mu z powrotem na twarz wilgotny ręcznik.
Caleba rozśmieszyła jej reakcja. Był zdziwiony, że widok piersi
Sabriny tak bardzo go podniecił. W końcu widział już w życiu niejedno i
takie obrazki nie powinny aż tak działać na jego wyobraźnię. Być może
to ten kontrast między flanelową koszulą a czarną koronkową bielizną...
Tak, to pewnie dlatego, starał się wytłumaczyć sobie swoją reakcję.
– Chyba nic mu się nie stało? – Sabrina zwróciła się do przyjaciółek.
Caleb wstał powoli, niepewnie się uśmiechając.
– Zostawiam was, bo zdaje się, że moja wizyta wprowadziła niezłe
zamieszanie. – Mrugnął łobuzersko i kuśtykając wrócił na naradę.
– Już myślałam, że tym razem załatwiłaś go na dobre – parsknęła
śmiechem Cassie, gdy zostały same.
– Kochanie, ty czasem jesteś zupełnie nieobliczalna – pokręciła
głową Paige.
– To prawda – przyznała Sabrina. – Ale na szczęście nic się nie stało.
Bez żadnych przygód skończyły malowanie salonu, ale do końca
dnia, mimo pootwieranych okien, w pokoju unosił się intensywny
zapach farby.
Sabrina właśnie stała na drabinie i zawieszała zasłonę, gdy
przykuśtykał Caleb. Wciąż był blady. Wyciągnął się na kanapie, a nogę
położył nieco wyżej.
– Przykro mi z powodu tego, co się stało – odezwała się cicho
Sabrina.
– Jest w tym trochę mojej winy – odparł. – Na chwilę zapomniałem,
że nie należy się do ciebie zbliżać, gdy pracujesz. Powinienem raz na
zawsze zapamiętać, jakie to niebezpieczne.
Nic nie odpowiedziała, choć w duchu przyznała mu rację. Z jednej
strony miała wyrzuty sumienia, że tak bez chwili zastanowienia rzuciła
w niego ręcznikiem, a z drugiej była na niego wściekła. Bezwstydnie
wlepiał gały w jej biust... Wiele dałaby za to, żeby wreszcie wynieść się
z tego domu. Jednak umowa to umowa, a poza tym nie chciała narażać
Wypożyczalni Zon na poważne straty.
Dotrzyma warunków umowy, choćby ją to miało wiele kosztować,
postanowiła. W tej chwili najbardziej niepokoiła się, czy zdążą skończyć
rozpoczęte prace dekoratorskie przed jutrzejszym proszonym obiadem.
Jak na razie dom wyglądał jak pobojowisko.
– Może odwołasz ten obiad? – zaproponowała nieśmiało.
– Wiesz, że nie mogę tego zrobić.
– Chodziło mi o to, że mógłbyś przecież zaprosić gości gdzie indziej.
– Nie, Sabrino, w tej chwili nie będę niczego zmieniał. Musicie
zdążyć.
– To chociaż zgódź się na wypożyczenie mebli, kupowanie ich w
pośpiechu nie jest najrozsądniejsze.
– Ale ja dokładnie wiem, co mi się podoba – odparł.
– Tak?
– Podobają mi się takie meble, jakie były u ciebie w biurze – odparł.
– Wiesz, te, które stały w salonie.
– To antyki – odpowiedziała.
– W ogóle masz dobry gust – przyznał.
Sabrina trochę zawstydziła się, słysząc taki komplement.
– Gdy postanowiłaś pomalować salon na zielono, nie byłem do końca
przekonany do tego pomysłu – przyznał się. – Teraz uważam, że trafiłaś
w dziesiątkę.
– Ściany to nie wszystko – powiedziała jakby do siebie. – Naprawdę
uważam, że bezpieczniej byłoby zarezerwować stolik w „Pinnacle".
– Nie bój się, wszystko będzie dobrze – powiedział uspokajająco. –
Poza tym nie mogę tego zrobić Jenningsowi, byłby bardzo zawiedziony,
gdybym teraz zmienił plany. Pewnie uznałby, że nie wierzę w jego
umiejętności kulinarne.
– Trzeba wypożyczyć meble, zastawę, obrusy, nie mówiąc już o
przygotowaniu samego obiadu – wyliczała zaniepokojona.
– Możemy pożyczyć zastawę od Cassie, pewnie dostała w prezencie
ślubnym mnóstwo szkła – znalazł proste rozwiązanie Caleb.
– Chyba żartujesz! – oburzyła się nie na żarty. – Przecież to prezenty
ślubne.
– Och, kobiety są takie sentymentalne. Zawsze mnie dziwiło, że
przywiązują tak duże znaczenie do szklanek czy talerzy.
– Nie, to zupełnie wykluczone.
– W takim razie kup zastawę, wiesz, że koszty nie grają roli –
powiedział.
Sabrina omal nie podskoczyła z radości. Uwielbiała robić zakupy, a
świadomość, że będzie kupowała zastawę dla Caleba, wprawiła ją
niemal w stan euforii.
– Czy coś jeszcze powinnam wiedzieć na temat twojego gościa? –
spytała.
– A chciałabyś wiedzieć?
– Przed wyborem dań wolałabym się upewnić, czy nie ma żadnej
alergii, jak duże znaczenie przywiązuje do etykiety i tym podobne
rzeczy.
– Niestety, nie bardzo mogę ci pomóc.
– A ile osób będzie na kolacji?
– Wygląda na to, że siedem. Brakuje nam jednej kobiety, żeby było
po tyle samo pań co panów.
– Mogłabym zaprosić Paige, ale ona pewnie się nie zgodzi – odparła
Sabrina. – Więc jeśli Austin Weaver...
– O nie, jeśli Weaver z tego powodu miałby odrzucić propozycję
pracy w Tanner Electronics, to wcale bym tego nie żałował.
Oznaczałoby to bowiem, że zupełnie nie pasuje do mojej firmy.
– Zgadzam się z tobą – przyznała.
– A zatem uważasz, że maniery pracowników Tanner Electronics
pozostawiają wiele do życzenia? – Spojrzał na nią podejrzliwie.
– No cóż, nie to miałam na myśli – powiedziała z ociąganiem. –
Chociaż zmusiłeś mnie szantażem, żebym tu zamieszkała, a takie
zachowanie na pewno nie jest świadectwem nienagannych manier...
– Przeciwnie. To uczciwa umowa – zaprotestował.
– Dobrze, skończmy ten temat – ucięła. – Miałam ciężki dzień i nie
jestem w nastroju do kłótni – dodała.
– Możemy porozmawiać o czymś przyjemnym – uśmiechnął się
zabójczo. – A w każdym razie musisz mi pomóc dowlec się do łóżka,
sam nie dam rady...
– Nie chcesz spać tutaj? – zaproponowała.
– Nie, tu tak śmierdzi farbą, że jutro wstałbym z bólem głowy. Poza
tym tam na górze jest szerokie wygodne łóżko, więc jeśli miałabyś
ochotę...
– Tego jeszcze brakowało – mruknęła. Udawała obojętność, ale jego
na wpół poważna propozycja sprawiła, że przebiegł ją dreszcz.
– Pomóż mi tylko zawiązać buty, bo sam nie dam rady. Potem zejdź
na dół witać gości – poprosił Caleb Jenningsa.
– Panna Saunders jest dziś bardzo zdenerwowana – powiedział
Jennings.
– Bardzo się przejmuje – uśmiechnął się Caleb. Faktycznie Sabrina
od rana była prawie nieprzytomna ze zdenerwowania, jakby na obiad
miała przyjść para królewska lub co najmniej przyszli teściowie... Skąd
u mnie takie skojarzenia, zdziwił się.
Włożył marynarkę, poprawił przed lustrem krawat i zszedł o kulach
na dół.
Sabrina zapalała świeczki ukryte w kompozycjach z kwiatów,
którymi ozdobiono stół.
– Piękne – zachwycił się Caleb, gdy ujrzał smukłą i ponętną
sylwetkę, której kształty podkreślał jeszcze krój wieczorowej sukni.
Odwróciła głowę i spojrzała na niego uważnie. Caleb uznał, że lepiej,
by nie wiedziała, co miał na myśli.
– Pięknie przystrojony stół – powiedział.
Sabrina uśmiechnęła się. Właściwie spodziewała się takiego
komplementu.
– Pożyczyłam chińską zastawę od Paige – powiedziała. – Świetnie
współgra z kolorem ścian. Bardzo się zdziwiłam, że miała coś takiego.
– A co w tym dziwnego?
– Chodzi o to, że zawsze praktyczna Paige kupiła coś tak
wyjątkowego, ten wzór to krótka seria, produkowano ją tylko przez
kilka lat.
– Cóż, po prostu lubi ładną zastawę – odparł obojętnie Caleb.
– Wcale nie. A zastawa była głęboko schowana.
– Przestań wszystko bez przerwy analizować, po prostu ciesz się, że
zdobyłaś tak piękne talerze – obrócił wszystko w żart. – Nie przejmuj
się takimi drobiazgami.
– Ktoś musi, jeśli to przyjęcie ma się udać. – Znów zrobiła
zatroskaną minę.
– Zacznij się dobrze bawić – powiedział Caleb. Nagle pod wpływem
impulsu pochylił się, żeby ją pocałować.
– Nie, nie teraz – odpowiedziała Sabrina odruchowo.
Caleb oniemiał. Ta odpowiedź, nawet jeśli chodziło wyłącznie o
zwykłe przejęzyczenie, zabrzmiała jak obietnica. Jak słodka, cudowna
zapowiedź czarownych chwil, które niebawem nastąpią.
Już czuł się zwycięzcą. Wiedział, że wygrał i wkrótce zbierze
owoce...
– Jennings będzie potrzebował pomocy – powiedziała nieco oschle
Sabrina. Udawała, że nic się nie stało. A może naprawdę nie zdawała
sobie sprawy z tego, jak dwuznacznie zabrzmiały jej słowa?
Caleb musnął ustami jej włosy, nie mógł się powstrzymać. W tym
momencie zadzwonił dzwonek do drzwi.
– To twój gość – powiedziała Sabrina. – Pewnie chcesz z nim zostać
kilka minut sam na sam.
– Wolałbym z tobą – wymruczał.
Z zadziwiającą konsekwencją udawała, że nie zwraca uwagi na jego
zaloty i poszła szybko w stronę kuchni.
Caleb z najwyższym trudem zapanował nad swymi emocjami i
skoncentrował się na czekającej go rozmowie.
Człowiek, który stanął w progu, wyglądał zupełnie inaczej, niż Caleb
oczekiwał. I właściwie trudno było powiedzieć, skąd bierze się to
dziwne wrażenie. Fizycznie wyglądał dokładnie tak, jak na zdjęciu.
Ubrany był zgodnie z przewidywaniami Caleba w świetnie skrojony
garnitur. Miał modny krawat i starannie przystrzyżone czarne włosy.
Jednak coś w jego wyglądzie zaskoczyło Caleba, niestety teraz nie miał
czasu zastanawiać się nad tym.
– Dzień dobry panu. Cieszę się, że mogę pana poznać – przywitał
gościa. Następnie zaprowadził go do salonu i zaproponował drinka.
– Poproszę szkocką z wodą – powiedział Weaver. Caleb podał mu
szklankę i przygotował takiego samego drinka dla siebie.
– To trochę za wcześnie jak na wypadek na nartach – zagadnął
Weaver.
– Skręciłem nogę na dziecięcym przyjęciu z okazji Halloween –
odparł ze śmiechem Caleb.
– Ma pan dzieci? – zdziwił się Austin.
– Nie, to było przyjęcie dla dzieci pracowników Tanner Electronics.
– Dobry pomysł, takie działania stwarzają przyjazną atmosferę w
firmie i integrują zespół – pochwalił Weaver.
– Tak, to jeden ze sposobów, w jaki staramy się zatrzymać dobrych
pracowników – wyjaśnił Caleb. – Jeśli będzie mógł pan zostać do jutra,
chętnie pokażę panu moją firmę – dodał, z uwagą przyglądając się
Austinowi.
– Mam samolot dopiero po południu – odparł Weaver. – Chętnie
zobaczę, jak działa pańska firma.
Niezły z niego negocjator, pomyślał z uznaniem Caleb.
W tym momencie weszła Sabrina, niosąc kryształową tacę pełną
gorących przekąsek.
Austin Weaver poderwał się na jej widok tak szybko, że Caleb nawet
nie zdążył sięgnąć po kule.
Zgoda, trzeba być szarmanckim wobec dam, ale ten facet podskoczył,
jakby poraził go prąd, przemknęło Calebowi przez myśl. Spojrzał na
Sabrinę i po raz kolejny uświadomił sobie, że to właściwie nic
dziwnego. Większość mężczyzn na jej widok tak reagowała. Trudno
było zachować obojętność wobec tak oszałamiającej urody. On sam
przecież, gdy tylko ją spostrzegł na przyjęciu z okazji Halloween, stanął
jak wryty, co w pewnym sensie doprowadziło do tego nieszczęsnego
wypadku.
Dziś wyglądała szczególnie zachwycająco, w krótkiej, obcisłej, białej
sukience.
To dziwne, ale miał ochotę dać kuksańca Austinowi, żeby ten
opamiętał się wreszcie i przestał tak wybałuszać gały.
– Pani Tanner? – spytał Austin.
Sabrina uśmiechnęła się lekko, wyglądała na nieco zawstydzoną.
– Niezupełnie – odpowiedziała i potrząsnęła głową.
Ona flirtuje! – oburzył się w duchu Caleb. Co w tę kobietę wstąpiło?
Czyżby Austin Weaver od pierwszego wejrzenia oczarował ją do tego
stopnia, że zapomniała o roli, którą ma odgrywać?
– Czy podać ci gorącą śliwkę? – Spojrzała na Caleba niewidzącym
wzrokiem.
– Tak, poproszę – odparł.
Podała mu talerzyk i usiadła w fotelu tuż obok Weavera. Pogrążyli
się w rozmowie na tyle, że Caleb zaczął się czuć jak piąte koło u wozu.
Rozległ się dzwonek u drzwi. Caleb chciał nawet wstać i pójść
otworzyć, bo Sabrina wydawała się zbyt pochłonięta słuchaniem
opowieści gościa, by zwracać uwagę na otoczenie. Jednak nie musiał
ruszać się z pokoju, bo Jennings wpuścił gości.
Do salonu wszedł Jake z Cassie i główny inżynier ze swoją nową
dziewczyną. W pierwszej chwili nie zwrócił na nią uwagi, jako że ów
inżynier miał słabość do długonogich blond piękności o ptasich
móżdżkach i Caleb pomyślał, że to jedna z tego typu panienek.
Jakież było jego zdziwienie, gdy okazało się, że inżynierowi
towarzyszy Angelique.
W Calebie wezbrała złość. Co też strzeliło Sabrinie do głowy, żeby
zapraszać tę idiotkę? To głupia zagrywka, pewnie chciała mu dobitnie
pokazać, jak bardzo różni się na korzyść od tej bezmózgiej ślicznotki, z
którą Caleb jeszcze niedawno się prowadzał... Ze złością zagryzł wargi.
– Dzień dobry, Caleb – niemal zamruczała Angelique. – Wyglądasz,
jak gdybyś... – urwała. Dała w ten sposób do zrozumienia, że to, co
miała do powiedzenia, nie jest zbyt pochlebne. Potem odwróciła się do
Sabriny. – Sabrino, kochanie. – Cmoknęła powietrze obok policzka
Sabriny. – Mam nadzieję, że nie masz mi za złe, że zjawiłam się na
twoim przyjęciu...
Wściekłość Caleba nieco zelżała, gdy spostrzegł, że Sabrina jest
równie zaskoczona, jak on.
– Moja przyjaciółka Missa jest chora, ale nie chciała stawiać swego
chłopaka w niezręcznej sytuacji. Prosiła mnie, żebym zastąpiła ją na tym
przyjęciu i oto jestem.
Caleb miał ochotę udusić tę wampirzycę, Sabrina, sądząc z wyglądu,
miała ochotę zrobić dokładnie to samo.
– Czy już jesteśmy w komplecie? Siedem osób? – trajkotała
Angelique, udając, że nie zauważa konsternacji, jaką wywołały jej
słowa. – Czyżbyś nie miała żadnej przyjaciółki, Sabrino, która mogłaby
nam towarzyszyć, czy też ze zrozumiałych względów obawiałaś się
konkurencji?
Kątem oka Caleb dostrzegł, że w drzwiach wejściowych Jennings
przyjmował jeszcze jednego gościa. Chwilę później do pokoju weszła
jego matka.
– Witaj, Sabrino! – przywitała się serdecznie. Później pozdrowiła
resztę gości, z wyraźnym chłodem, graniczącym niemal z
lekceważeniem, traktując Angelique.
Goście rozmawiali w małych grupkach. Calebowi wydawało się, że
Sabrina bardzo się stara wywrzeć na jego matce dobre wrażenie.
– Jeśli się zastanawiasz, skąd się tutaj wzięłam, to przyznam, że
jestem tu na prośbę Sabriny – zwróciła się do syna Catherine.
Jennings wniósł pierwsze danie, więc goście ruszyli w stronę stołu.
– Przepraszam, Sabrino, że nie mogę ci służyć ramieniem. – Caleb
wsparł się na kulach. Tak czy owak powiedział to zbyt późno, gdyż
Sabrinie właśnie szarmancko podał ramię Austin Weaver.
– Rozchmurz się, synku – usłyszał za plecami głos matki. – Poza tym
jestem tu najstarszą kobietą, więc tobie przypada zaszczyt
poprowadzenia mnie do stołu.
– Oczywiście, mamo.
– Nie ma w tym nic dziwnego, że pani domu zajmuje się honorowym
gościem – dodała Catherine. – Robi to z dużym wdziękiem i taktem.
Spójrz, jak pięknie razem wyglądają, obydwoje tacy wysocy,
czarnowłosi i smukli.
– Tak, urody im nie brakuje – wycedził z niechęcią przez zaciśnięte
zęby.
– Synu, nie poznaję cię. – Catherine popatrzyła na niego z lekkim
zdziwieniem. – Nigdy nie widziałam, żebyś się w taki sposób
zachowywał. Cóż, może w końcu trafiła kosa na kamień... Chyba nie
myślałeś, że taką kobietę jak Sabrina uda ci się zagarnąć na cały wieczór
wyłącznie dla siebie?
– Ależ skądże, mamo, wszystko jest w najlepszym porządku –
odpowiedział nie do końca szczerze. Właściwie, co mnie to wszystko
obchodzi, niech Sabrina robi, co chce. Nie moja sprawa, pomyślał.
Rozdział 8
Sabrina usiadła z gracją na krześle, które podsunął jej Weaver.
Uśmiechnęła się, skinieniem głowy dziękując mu za eleganckie
zachowanie.
W głębi ducha jednak była przerażona. Coraz bardziej obawiała się,
że ten wieczór zakończy się katastrofą. Wiedziała, że Angelique właśnie
po to tutaj przyszła, żeby zemścić się na niej i na Calebie. Nie uwierzyła
w bajeczkę o chorobie dziewczyny głównego inżyniera. Podejrzewała,
że Angelique zaproponowała tamtej górę złota, by udawała tego dnia
chorą.
Niepokoiło ją również zachowanie Caleba, który najwidoczniej nie
miał zamiaru utemperować Angelique.
Austin Weaver chyba nie bardzo rozumiał, co tu się dzieje i wcale by
się nie zdziwiła, gdyby wsiadł w taksówkę i wrócił do domu. Do tej
pory nikt mu właściwie nie wyjaśnił, po co go tu zaproszono.
Sabrina kątem oka obserwowała gościa. Ku swemu zdziwieniu
dostrzegła, że wcale nie jest znudzony czy wściekły. Niewątpliwie był
trochę zdziwiony, w tej chwili właśnie z niezwykłą uwagą przyglądał się
czemuś na stole. Wyszczerbiony talerz? – pomyślała w popłochu.
Weaver nie wyglądał na człowieka, który przejmowałby się takimi
rzeczami. Co zatem tak bardzo przyciągało jego uwagę? Odwróciła
głowę i spojrzała na niego.
– Jak pięknie pani przybrała stół – powiedział.
– Dziękuję – odparła, choć nie uwierzyła, że właśnie to przykuło jego
uwagę.
– Cóż za piękna zastawa – ciągnął Austin. – Czy od dawna ją
państwo macie?
– Kieliszki i szklanki są w rodzinie Caleba od dawna – odparła
Sabrina. – Catherine dostała je od swojej babki.
– Jak miło, że teraz pani może się cieszyć ich pięknem. Sabrina czuła
na sobie niechętny wzrok Angelique, która niewątpliwie słyszała słowa
Weavera. Czyżby nadal żałowała, że Caleb się z nią rozstał? I to w
dodatku w dość bezceremonialny i brutalny sposób. A może po prostu
naprawdę go kochała i była zazdrosna?
Catherine również słyszała to, co powiedział Weaver.
– Jak to dobrze, że Caleb znalazł w końcu kobietę, która jest w stanie
docenić piękno tej zastawy, a nie zastanawia się tylko nad jej ceną
rynkową – zwróciła się Catherine do Angelique.
Angelique z wściekłością zmrużyła oczy, a Sabrina z trudem
powstrzymała śmiech.
– Ja najbardziej lubię pić mleko wprost z kartonu – mruknął pod
nosem Caleb.
– Czy zbiera pan starą porcelanę? – spytała Sabrina Weavera.
– Szczerze mówiąc, w naszym domu najczęściej używamy talerzy
jednorazowych, przynajmniej mam pewność, że nic im się nie stanie w
mikrofalówce – odparł Austin.
Sabrinę zaskoczyła ta odpowiedź, bała się jednak przerwać tę
rozmowę, gdyż wtedy na pewno przy stole zapadłoby krępujące
milczenie. Spojrzała na rękę Austina, nie nosił obrączki. Powiedział
jednak w „naszym domu", więc pewnie z kimś mieszka.
– Czy towarzyszka pańskiego życia nie mogła z panem przyjechać? –
spytała, aby w końcu wyjaśnić sytuację.
– Niestety, była już wcześniej umówiona w zoo z całą czeredką
przedszkolaków.
Sabrina pomyślała, że miło dla odmiany usłyszeć o żonie
biznesmena, która spędza czas na pożytecznych zajęciach.
– Mieszkam tylko z córką – wyjaśnił Austin. – Jennifer ma pięć lat.
Sabrinie nagle zrobiło się przykro, że taki wartościowy człowiek
został sam z dzieckiem.
– Jest pan samotnym rodzicem i tak świetnie radzi pan sobie z karierą
zawodową? – spytała z podziwem Cassie, która siedziała naprzeciwko
Weavera.
– O! Musi pan uważać – roześmiał się Jake. – Należy pan do grupy
społecznej, narażonej na szczególne zainteresowanie Cassie i Sabriny.
Wraz ze swoją przyjaciółką prowadzą firmę, która nazywa się
Wypożyczalnia Żon. Pomagają zajętym ludziom w prowadzeniu domu i
załatwianiu wszystkich codziennych spraw, na które zazwyczaj brakuje
im czasu.
– To ciekawe – zainteresował się Austin.
– Właściwie zajmujemy się wszystkim oprócz opieki nad dziećmi,
choć jeśli przeniósłby się pan do Denver, mogłybyśmy pomyśleć o
rozszerzeniu naszej działalności – rozmarzyła się Cassie.
– To całkiem ciekawy pomysł – poparła ją Sabrina.
– Muszę przyznać, że to brzmi bardzo obiecująco. Zdaje się, że
Denver to przyjazne miasto i warto pomyśleć o przeprowadzce.
Gdy Sabrina spojrzała na Caleba, zaskoczył ją chłód w jego oczach.
Dziwne, powinien być jej raczej wdzięczny, że zachęca Austina do
rozważenia pomysłu o przeniesieniu się do Denver. Nie powinien też
mieć pretensji, że wspomniały o Wypożyczalni Żon, gdyż to Jake zaczął
rozmowę na ten temat.
Jednak Caleb traktował ją z takim chłodem, jakby była jego
śmiertelnym wrogiem. Nie miała pojęcia, o co mu właściwie chodzi.
Przyjęcie skończyło się wcześnie. Austin Weaver wyszedł pierwszy.
Sabrina nie była tym zaskoczona, gdyż to spotkanie miało tak osobliwy
przebieg, że trudno było kogokolwiek winić za chęć jak najszybszej
rejterady.
Zdziwiło ją natomiast, że Caleb nie ponowił zaproszenia do
odwiedzin w siedzibie Tanner Electronics. Jednak największym
zaskoczeniem było to, że Austin Weaver sam przypomniał o
zaproszeniu i sam zapowiedział, że na pewno z niego skorzysta.
Sabrina nie rozumiała, o co w tej grze chodzi, co jest prawdą, a co
tylko działaniem na pokaz. Mogłaby przysiąc, że Austin Weaver nie jest
człowiekiem, który marnuje czas po próżnicy. Była pewna, że nie bez
powodu postanowił obejrzeć Tanner Electronics.
Po odprowadzeniu honorowego gościa do drzwi wrócili z Calebem
do salonu, właśnie w momencie gdy Cassie zapraszała Catherine na
swój ślub z Jakiem, który miał się odbyć w najbliższą sobotę.
– Przepraszam, że zapraszam panią w taki sposób, ale wcześniej
Caleb skrzętnie panią przed nami ukrywał. Nie będzie to zresztą
wystawne przyjęcie, tylko spotkanie w gronie przyjaciół – mówiła
serdecznie Cassie.
– To z pewnością będzie wspaniała uroczystość, ja mam już
przygotowaną kreację – wtrąciła Angelique.
W tym momencie Sabrina uświadomiła sobie, że gdy miesiąc temu
adresowały zaproszenia, Angelique była jeszcze dziewczyną Caleba, a
zatem automatycznie wciągnięto ją na listę gości. Kto mógł przypuścić,
że sprawy przybiorą taki obrót?
– Na twoim miejscu nie liczyłabym na to, że skarby Catherine trafią
w twoje ręce – powiedziała Angelique na tyle ściszonym głosem, żeby
tylko Sabrina mogła to usłyszeć. – Nigdy nie zdołasz przywiązać do
siebie Caleba, on już jest z tobą nieszczęśliwy. Może tego nie
zauważyłaś? – Szybko się oddaliła, nie dając Sabrinie szansy na
odpowiedź. Zresztą Sabrina i tak nie wiedziałaby, jak się odgryźć.
W końcu goście się rozeszli, została tylko Catherine.
– Cieszę się, że już po wszystkim – powiedziała Sabrina.
– Tak? A mnie się wydawało, że świetnie się bawiłaś – powiedział z
przekąsem Caleb.
– Pójdę zobaczyć, czy Paige nie potrzebuje pomocy. Wyglądała na
trochę przybitą. – Catherine szybko się oddaliła.
Paige przybita? – dziwiła się Sabrina. Było to zupełnie do niej
niepodobne, tym bardziej że od strony kulinarnej przyjęcie wypadło bez
zarzutu.
Sabrina ruszyła za Catherine.
– A dokąd to? – zatrzymał ją Caleb.
– Idę posprzątać ze stołu – odpowiedziała spokojnie. – Jak chcesz ze
mną porozmawiać, to możesz pójść ze mną. W każdym razie nie mam
zamiaru wysłuchiwać twoich impertynencji.
Caleb podążył za nią.
– O, widzę, że uciekasz. To niezła linia obrony. – Jego głos brzmiał
szorstko.
– A przed czym niby miałabym się bronić czy uciekać? – Jego
zachowanie wyprowadziło ją z równowagi. Jednak starała mu się tego
nie okazać i z pozornym spokojem ustawiała na tacy brudne talerze. –
Dołożyłam wszelkich starań, żeby przyjęcie się udało.
– Tak, zauważyłem, flirtowałaś na całego – powiedział chłodno. –
Zaprosiłem go tu po to, by porozmawiać z nim o interesach, a nie by mu
dostarczać rozrywek.
– Ja z nim flirtowałam? – Z brzękiem postawiła filiżankę na tacy. –
Starałam się ratować sytuację, to było konieczne, zwłaszcza że
Angelique robiła, co w jej mocy, by zepsuć przyjęcie. Ty siedziałeś
naburmuszony i nawet nie próbowałeś porozmawiać ze swoim
najważniejszym gościem. Powinieneś być mi wdzięczny za to, co
zrobiłam! – Ustawiła kieliszki do brandy na samym szczycie stosu
talerzyków.
– Czy moja matka naprawdę pożyczyła ci wszystkie te kieliszki?
– Tak, twoje szczęście, bo gdyby należały do ciebie, jeden po drugim
rozbiłabym ci je na głowie. – Chwyciła tacę, energicznie ominęła Caleba
i wymaszerowała z pokoju.
W kuchni Jennings sortował talerze, Paige w gumowych
rękawiczkach stała przy zlewie i zmywała, a Catherine wycierała talerze
i relacjonowała Paige przebieg spotkania.
Gdy Sabrina weszła, Catherine zamilkła.
– Czyżbyście miały przede mną jakieś tajemnice? – spytała Sabrina.
– Ależ skąd! – odparła Catherine. – Widzę, że coś cię zasmuciło.
Podejrzewam, że pokłóciłaś się z Calebem... Pewnie denerwuje cię jego
zaborczość.
Sabrina otworzyła usta ze zdziwienia. Caleb? Zaborczy w stosunku
do niej? Gdyby powiedział to ktoś inny, a nie rozsądna i pozbawiona
złudzeń Catherine, uznałaby to za szczyt naiwności. Tak dać się zwieść
pozorom... Ale jeżeli nawet matka Caleba dała się nabrać i uwierzyła, że
synowi zależy na Sabrinie, to coś było nie w porządku.
– Odpocznij, mamo, przyszedłem wam pomóc. Sabrina aż
podskoczyła, gdy usłyszała za plecami głos Caleba.
– Możesz usiąść i owijać kieliszki w papier, a potem pakować je do
tych pudełek – zaproponowała.
Caleb usiadł w kącie kuchni, natychmiast zabierając się do roboty.
Było to miłe zajęcie, które pozwalało myślom błądzić swobodnie.
Dlaczego zachowanie Sabriny tak bardzo wyprowadziło go z
równowagi? Po dłuższym zastanowieniu uznał, że w zasadzie
zachowywała się tak, jak przystało na dobrą panią domu. Zajmowała się
honorowym gościem, przecież gdyby go ignorowała czy nie zauważała,
byłoby to po prostu niegrzeczne.
Zresztą, gdyby Weaver zainteresował się propozycją pracy w Tanner
Electronics, to i tak, zanim przeniósłby się do Denver, upłynęłoby trochę
czasu. On z Sabrina nie musieliby już udawać narzeczonych. W takiej
sytuacji może zainteresowałaby się Weaverem. Nie powinno mnie to
obchodzić, powiedział sobie. Czy naprawdę nie potrafię myśleć o tym
bez złości? Ależ oczywiście, odpowiedział sobie, może trochę zbyt
szybko.
Gdy tylko będę mógł chodzić bez kul, wracam do swego normalnego
trybu życia; narty, paralotnia, motocykl. Dla takiej kobiety jak Sabrina
na dłuższą metę nie ma w moim życiu miejsca. Jest szalenie
niebezpieczna.
Centrum handlowe, gdzie co środę Cassie, Paige i Sabrina spotykały
się na lunchu, nie było zatłoczone. Gdy Sabrina przyjechała, przyjaciółki
już były na miejscu. Sabrina kupiła sałatkę z kurczaka i grzanki, po
czym dołączyła do przyjaciółek.
– Nie wiem, jak ci dziękować, Paige, za wczorajszy wieczór –
powiedziała serdecznie.
– Nie ma o czym mówić. – Paige wzruszyła ramionami. Była dziwnie
osowiała i leniwie dłubała widelcem w sałatce.
– Największym plusem tego przyjęcia jest chyba to, że zaskarbiłaś
sobie sympatię twojej przyszłej teściowej. – Cassie uściskała Sabrinę.
Sabrina w ostatniej chwili ugryzła się w język. A już miała
powiedzieć, że Catherine nigdy nie będzie jej teściową.
– Jedzenie Paige też było cudowne – dodała Cassie.
– Bez przesady, ja tylko pomagałam Jenningsowi. Dlaczego głos
Paige brzmi tak smutno? – zastanowiła się Sabrina. Przez chwilę
pomyślała, że przyjaciółka żałuje, iż odrzuciła propozycję wzięcia
udziału w przyjęciu. Na pewno milej spędziłaby czas w towarzystwie
niż przy garnkach w kuchni. Po namyśle uznała jednak, że wspominanie
o tym nie byłoby taktowne.
– Czy Jake nie mówił, jak udało się spotkanie z Austinem
Weaverem? – spytała Sabrina Cassie.
– Nie byłaś na spotkaniu? – zdziwiła się Cassie.
– Nie, odwiozłam Caleba do firmy i zajęłam się innym klientem. Jake
go odwiezie do domu.
– Ho, ho, że też zaborczy Caleb pozwolił ci się na chwilę wymknąć –
zażartowała Cassie.
Sabrina zdziwiła się, że zarówno Catherine, jak i Cassie, uznały
Caleba za swoistego tyrana.
– A co z Weaverem? – wróciła do poprzedniego tematu Sabrina.
– Był w Tanner Electronics, spotkał się z załogą i z kadrą
kierowniczą. Zadawał dużo pytań i wydaje się, że jest na serio
zainteresowany posadą – relacjonowała Cassie.
– To świetnie – ucieszyła się Sabrina. Paige wypadł widelec z ręki.
– To wcale jeszcze nie oznacza, że będzie miał ochotę się tu
przenieść – mruknęła jakby do siebie.
– Racja, ale chyba się nad tym poważnie zastanawia – upierała się
Cassie.
– Ja też uważam, że niedługo rozpoczną się poważne negocjacje –
dodała Sabrina.
– A zatem będzie jeszcze więcej przyjęć i więcej zamówień dla
naszej firmy – ucieszyła się Cassie.
– Nie będzie mnie wtedy w mieście – powiedziała nieoczekiwanie
ostrym tonem Paige.
– Ale przecież nie wiemy jeszcze, kiedy dostaniemy zlecenie... –
Sabrina popatrzyła zdziwiona na Paige. – Chyba nas nie zostawisz na
lodzie? Bez ciebie nie damy sobie rady.
– A swoją drogą, to niesamowite, że taki znany menedżer jak Austin
Weaver zainteresował się Tanner Electronics – powiedziała z namysłem
Cassie.
– Racja – przyznała Sabrina.
– Jeśli nie ma więcej spraw do omówienia, to idę popracować do
domu. – Paige odsunęła od siebie talerz.
– Poczekaj jeszcze chwilę – poprosiła Sabrina. – Musimy jakoś
podzielić się zadaniami na przyszły tydzień, gdy Cassie i Jake pojadą w
podróż poślubną. Na szczęście Caleb czuje się coraz lepiej, więc będę
mogła poświęcić firmie trochę więcej czasu.
Cassie przyglądała się z uwagą Paige, która niespokojnie wierciła się
na krześle. Co się z nią dzieje? Może nie powinnyśmy w jej obecności
rozmawiać o naszych partnerach? Pewnie jest jej przykro, że musi
wysłuchiwać opowieści o cudzym szczęściu, podczas gdy sama nie
spotkała jeszcze tego jednego jedynego, zastanawiała się Cassie.
– Mam nadzieję, że i ty w końcu odnajdziesz swoje szczęście –
powiedziała serdecznie do przyjaciółki.
– Odpowiada mi samotność – odparła obojętnie Paige.
– Każda tak mówi, dopóki nie spotka właściwego faceta. Może twój
książę czeka tuż za rogiem – odpowiedziała żartobliwie Cassie.
– Nie liczyłabym na to. – Paige po raz pierwszy tego dnia
uśmiechnęła się.
Jak szybko człowiek przyzwyczaja się do nowych sytuacji,
pomyślała Sabrina, gdy parkowała samochód na podjeździe przed
domem Caleba. Wracała tu już niemal automatycznie, jak do siebie.
Gdy weszła do holu, usłyszała, że Jennings rozmawia z kimś przez
telefon.
– Nie, panie Maxwell, pan Tanner niestety nie może podejść, ma
spotkanie – mówił Jennings.
– Poczekaj, Jennings! – zawołała. – Myślę, że Caleb chciałby
porozmawiać z panem Maxwellem. Poza tym zaraz wychodzimy na
próbę ślubu.
– W tej chwili nie może podejść – powtórzył Jennings. – Pan
Maxwell pytał również o panią. – Podał jej słuchawkę.
Sabrina w tym momencie pożałowała, że nie ugryzła się w język. Ale
było już za późno.
– Czyja to próba przedślubna? – zapytał bardzo zaintrygowany
Mason.
– Nie moja – odparła chłodno.
– Szczerze mówiąc, tak przypuszczałem – odpowiedział. – Ale muszę
ci powiedzieć, że twoi rodzice byli zachwyceni, gdy dowiedzieli się, że
hm... jesteś z Calebem Tannerem. Przyznam szczerze, że nawet
poczułem się nieco dotknięty...
– Jak widzę, wszystko im wypaplałeś – mruknęła. – A jeśli mój
ojciec uznał, że Caleb jest lepszą partią od ciebie, to z pewnością ci to
okazał. On nie należy do osób, które przesadnie liczą się z cudzymi
uczuciami – dodała spokojnie Sabrina.
– Wypytywał mnie o was, ale niewiele potrafiłem mu powiedzieć.
Chyba zamierza zadzwonić do Caleba i zapytać go, jakie ma w stosunku
do ciebie zamiary. Może nie być zadowolony z tego, co usłyszy...
– Po raz pierwszy jesteśmy wyjątkowo zgodni – powiedziała z
przekąsem.
– Gdyby twoja sytuacja uległa zmianie, choć oczywiście życzę wam
dużo szczęścia, to pamiętaj, że podtrzymuję propozycję, którą ci kiedyś
złożyłem – wypalił nagle Mason.
Sabrina zaniemówiła, długo nie była w stanie wykrztusić ani jednego
słowa.
– Wiesz, gdybyś za mnie wyszła, to z pewnością ułożyłyby się
wreszcie twoje stosunki z rodzicami, pamiętaj o tym – dodał Mason.
– Dobrze, będę o tym pamiętać, choć nie przypuszczam, żebym
kiedyś miała ochotę skorzystać z twojej propozycji.
– Poza tym powiedz Calebowi, że nie mogę czekać w
nieskończoność, aż podejmie decyzję, czy chce się spotkać z
kandydatem, którego mu przedstawiłem.
– Dobrze, przekażę mu – odparła.
Skończyli rozmowę i Sabrina ruszyła na górę poszukać Caleba. W
salonie go nie było, sypialnia również była pusta. Zaintrygował ją
dziwny szum, dobiegający z góry.
Ach, już wiem, co to za ważne spotkanie, Caleb bawi się swoimi
kolejkami, pomyślała z rozbawieniem. Poszła na górę. W pokoju
rozstawiona była makieta ze stacjami, mostami i wiaduktami. Mostem
przejeżdżał właśnie pociąg towarowy. Caleb siedział przy stole i
obsługiwał panel kontrolny.
W pierwszej chwili pomyślała, że jej nie zauważył. Jednak Caleb
zatrzymał pociąg na najbliższej stacji i odwrócił się do niej. Jego oczy
błyszczały z entuzjazmu. Sabrinie na sekundę zrobiło się przykro, że jej
towarzystwo nie budzi w nim takich emocji. Zaraz jednak opanowała się
i przywołała do porządku. Przecież to zupełnie naturalne, że jest taki
ożywiony. W końcu znalazł trochę czasu, by zająć się swoim hobby.
Rozejrzała się po pokoju. Niegdyś musiała tu być sala balowa.
Jeszcze do tej pory widać było resztki dawnej świetności. Kryształowy
żyrandol, stiuki na suficie, złocenia i ogromne okna były dobitnym
świadectwem tego, że dawni właściciele domu nie żałowali pieniędzy na
wystrój.
– Podejrzewam, że chcesz, abym porzucił swoje zabawki – jęknął
Caleb. – I to po tym, jak się wdrapałem po tych cholernych schodach.
– Nie jest z tobą tak źle, skoro dałeś sobie radę – pochwaliła go.
– Dziś chodzę już tylko o jednej kuli i czuję, że z każdym dniem
będzie lepiej. Może na uroczystość ślubną uda mi się pójść bez kul.
Pewnie tak, pomyślała. Wkrótce w ogóle nie będę musiała się nim
zajmować i wrócę do własnego domu, uświadomiła sobie. Dziwne, ale
w tym momencie poczuła smutek, a nie radość.
– Co tam trzymasz za plecami? – spytał.
– Chyba potrafisz czytać w moich myślach, bo i ja doszłam do
wniosku, że możesz już odłożyć kule. Kupiłam to w antykwariacie. –
Wyjęła zza pleców bardzo elegancką laskę ze srebrną główką.
– Dziękuję, jaka ładna – rozpromienił się i zamyślił na chwilę. –
Wiesz, że gdyby nie ten nieszczęsny wypadek podczas Halloween, to
poznalibyśmy się dziś, właśnie na próbie ślubu Cassie i Jake'a?
Spojrzała na niego zdziwiona. Skąd nagle u tego pragmatyka takie
sentymentalne gadki? Co mu się stało?
– Pewnie byłoby znacznie lepiej, gdybyśmy się poznali dopiero dziś,
zapewne nie potrzebowałbyś tej laseczki – powiedziała.
– Gdybym cię poznał dopiero na próbie, z pewnością byłoby zupełnie
inaczej... Byłbym zachwycony, widząc tak piękną kobietę...
Sabrina zadrżała. Gdyby poznali się dopiero dziś, nie byłoby bólu,
złości i kłótni. Być może nawet poczuliby do siebie sympatię...
– Ale wtedy pewnie nigdy nie dowiedziałbym się, że jesteś
wyjątkowa... A w każdym razie nie dowiedziałbym się tego tak szybko.
Sabrina już nie słyszała, co do niej mówił, zrobiło jej się ciemno
przed oczyma. Wszystko mogło być inaczej, może by się zaprzyjaźnili,
może nawet... by ją pokochał, tak jak ona pokochała jego...
Rozdział 9
Nieomal równocześnie z myślą, że kocha Caleba, przez głowę
przemknęła jej inna, równie absurdalna – to po prostu niemożliwe, bym
go pokochała. Jestem zmęczona, a Caleb też się trochę rozkleił, przecież
my się nawet nie przyjaźnimy, przekonywała samą siebie.
Jednak myśl, że kocha Caleba, całkowicie Sabrinę oszołomiła. Skąd
przyszły jej do głowy takie bzdury? Przecież Caleb zupełnie nie był w
jej typie, na początku znajomości nawet go nie lubiła. Teraz sytuacja
wyglądała inaczej... Owszem, okazał się sympatycznym facetem i z
pewnością niezwykle pociągającym. Jednak od lubienia, czy nawet
pociągu seksualnego, do miłości bardzo długa droga... Czyżby ona już
przebyła ten dystans?
Nie, to niemożliwe, żebym była głupsza od tych wszystkich panienek
Caleba, myślała gorączkowo. Z pewnością Angelique nigdy, nawet
przez moment nie pomyślała, że kocha Caleba, choć z pewnością
darzyła wielkim uczuciem jego książeczkę czekową. I pomyśleć, że
uważała się za mądrzejszą od tej blond wampirzycy...
Bzdura, nonsens, idiotyzm, powtarzała w duchu. Dlaczego zatem,
skoro to taki absurd, tak bardzo się tym przejęłam?
Caleb przyglądał jej się uważnie. Zauważył, że coś ją bardzo
poruszyło. Wiele oddałby za to, by poznać jej myśli.
Opanowała się z największym wysiłkiem i uśmiechnęła beztrosko.
– Nie znasz moich możliwości. Szczerze mówiąc, powinieneś się
cieszyć, że nie wylądowałeś w szpitalu. No, ale wtedy miałbyś
wymówkę, żeby nie iść na ślub – dodała.
– Dlaczego wszyscy uważają, że mam coś przeciwko ślubom? –
obruszył się. – Lubię je, jak mecze koszykówki. Można popatrzeć, ale
po co od razu pchać się na sam środek pola...
– Być może powinieneś prezentować ten pogląd każdej nowo
poznanej kobiecie. Oszczędziłoby ci to wielu kłopotów. – Nawet udaje
mi się żartować, pomyślała o sobie z dumą. – No, dość tych
filozoficznych pogaduszek. Pora zająć się prawdziwym ślubem. Chodź,
trzeba się przebrać do próby.
– Poczekaj chwilę. – Caleb pochylił się, by ponownie włączyć
kolejkę.
Pociąg towarowy potoczył się po torach i zatrzymał tuż u stóp
Sabriny. Na węglarce leżał podłużny pakunek owinięty w srebrny
papier.
– To tylko skromne podziękowanie za to, jak zachowałaś się podczas
obiadu na cześć Weavera – powiedział Caleb miękko.
Podniosła pudełeczko i uchyliła srebrne wieczko. W środku na
delikatnym aksamicie leżała piękna, misternej roboty platynowa
bransoletka. Sabrina nie wybrałaby chyba lepiej... To było niesamowite.
Poczuła, że uginają się pod nią kolana, a do oczu napływają łzy.
Nie! – powiedziała sobie twardo, nie jesteś w nim zakochana. Wybij
sobie wreszcie te bzdury z głowy. Uśmiechnęła się miło, ale
konwencjonalnie. Zrobiła to, co należało. Przecież ten piękny prezent
był tylko elegancką formą podziękowania, niczym więcej. Delikatnie
wyjęła bransoletkę i uniosła ją do góry.
– Ładna – powiedziała tak nonszalancko, jakby otrzymywanie
platynowych bransoletek było dla niej chlebem powszednim. – Pewnie
już dawno ją kupiłeś, co? Leżała i czekała na odpowiednią okazję.
– O tak, zaraz zadzwonię i zamówię kolejną partię. – Caleb nie krył
rozbawienia.
Gdy Sabrina i Caleb przyjechali na miejsce, w kaplicy była już mniej
więcej połowa gości. Caleb nie przepadał za tego rodzaju
uroczystościami, ale bardzo lubił Jake'a i nie chciał mu sprawić zawodu.
Polubił też Cassie, którą po bliższym poznaniu uznał za ładną i miłą
dziewczynę, choć zupełnie nie w jego typie.
Zastanawiał się, dlaczego do jednej osoby, tak jak on do Sabriny,
czujemy pociąg od pierwszej chwili, a do innych, nawet równie ładnych,
nie. Czy to hormony, głód duszy, czy też przeznaczenie? Być może
wszechwiedząca natura tak nami kieruje, byśmy wybrali
najodpowiedniejszego dla siebie partnera?
Ślub i związane z nim uroczystości zawsze skłaniały ludzi do tego,
by myśleli o miłości. Sabrina jednak nie myślała o szczęściu
przyjaciółki. Z całą jasnością uświadomiła sobie, że naprawdę jest
zakochana w Calebie i nie potrafiła przejść nad tym faktem do porządku
dziennego. Nie wiedziała, co robić. W tej chwili pragnęła tylko, żeby
Caleb niczego sienie domyślił.
A może on już wie? – pomyślała przerażona. Czasem wydawało jej
się, że wprost czyta w jej myślach. Nie, to niemożliwe, w końcu potrafię
się przecież kontrolować. Jego dotychczasowe kontakty z kobietami nie
opierały się na miłości, lecz na pociągu fizycznym, nie mógł zatem
wiele wiedzieć o prawdziwych uczuciach. W końcu oparte na
wzajemnym pociągu związki łączyły go z Angelique, Muffy, Candi... i
wieloma innymi, których na szczęście nie miała okazji poznać.
– Kto w sobotę będzie podawał obrączki? – zapytał głośno ksiądz.
Sabrina tak bardzo była zaabsorbowana swoimi myślami, że
zapomniała, iż trzyma obrączkę Jake'a. Drugą obrączkę miał Caleb.
Spojrzeli na siebie. Co dziwne, Caleb wydawał się szczerze
wzruszony przygotowaniami do ceremonii. Gdyby tak można było
poznać jego myśli... Odwróciła wzrok, by nie zdradzić się ze swoimi
uczuciami.
Patrzyła teraz na Cassie i Jake'a. Boże, jak błyszczą im oczy,
pomyślała wzruszona. Przecież to zaledwie próba ceremonii ślubnej.
Jeżeli teraz są tacy wzruszeni i zdenerwowani, to jak będą przeżywać
właściwy ślub?
Och, jak bardzo bym chciała, żeby Caleb kiedyś patrzył na mnie z
równym oddaniem i czułością, załkało jej serce. Nie, teraz nie była w
stanie zaprzeczyć, że jest zakochana w Calebie. Po raz pierwszy w życiu
dopadła ją gorąca i ślepa miłość.
Teraz już nie uważała go za playboya i podrywacza, lecz za
interesującego, wrażliwego i pociągającego mężczyznę. Już nic nie było
w stanie ochronić jej przed jego urokiem. O takim mężczyźnie zawsze
marzyła i tylko z takim chciała spędzić resztę życia.
Jaka ja byłam ślepa, gdy uważałam, że jestem odporna na jego urok.
W ciągu dwóch tygodni, które z nim spędziła, pojawiło się wiele
znaków ostrzegawczych, jednak Sabrina je zignorowała. Teraz już było
za późno, by płakać z powodu swojej lekkomyślności...
Nie była aż tak naiwna, by uważać, że Caleb też może być w niej
zakochany. Przecież jasno i jednoznacznie określił swój stosunek do
kobiet. Wprawdzie pociągała go, ale tak samo pociągały go inne:
Angelique, Muffy i Candi. Caleb lubił otaczać się kobietami, uwielbiał
być przez nie adorowany...
Cassie i Jake składali właśnie próbną przysięgę małżeńską. Głos
Cassie drżał, a Jake delikatnie pogładził narzeczoną po policzku i
popatrzył na nią z miłością.
Wzruszenie ścisnęło Sabrinie gardło. Oddałaby pół życia za to, by
Caleb choć raz w taki sposób na nią spojrzał. Ale to niemożliwe, by
kiedykolwiek ją pokochał. Skoro on nie odda mi swojej duszy, to może
chociaż uda mi się rozpalić jego namiętność, myślała rozpaczliwie.
Może namówię go na romans, który dla niego będzie tylko kolejnym nic
nie znaczącym flirtem, a dla mnie najsłodszym wspomnieniem...
Spojrzała na Caleba w momencie, gdy i on odwrócił głowę w jej
stronę. Ich oczy się spotkały, przez moment wydawało się Sabrinie, że
zajrzał aż na dno jej duszy. Lecz po chwili Caleb odwrócił wzrok, jakby
nigdy nic. Poczuła bolesne ukłucie w sercu. Nie była w stanie znieść
jego jawnej obojętności.
Po ceremonii szybko pożegnała Cassie i Jake'a i pobiegła do swojego
samochodu. Potrzebowała choć chwili samotności. Patrzyła, jak Caleb
ściska dłoń Jake'a, uśmiecha się do Cassie, a potem idzie w stronę
samochodu. Tak, ja go nic nie obchodzę, uświadomiła sobie.
Zebrała wszystkie siły, by za wszelką cenę ukryć swoje uczucia.
Caleb z beztroskim uśmiechem wsiadł do samochodu.
– Co cię tak rozśmieszyło? – spytała.
– Brat Jake'a zapytał, czy noszę czarny garnitur na znak żałoby po
przyjacielu, który traci wolność.
– Ciekawa jestem, co na to jego żona – odpowiedziała również
żartem.
– Na szczęście tego nie usłyszała. Pamiętasz, że jesteśmy umówieni z
Cassie i Jakiem w „Pinnacle"?
– W porządku – odparła.
Podjechali pod restaurację, Sabrina zaparkowała i weszli do środka.
Górny taras restauracji umieszczono na obrotowej platformie, tak aby
wszyscy goście mogli podziwiać widniejące na horyzoncie Góry
Skaliste.
– Ciekawy jestem, jak moja laska sprawdzi się na ruchomej podłodze
– zastanawiał się Caleb.
– No cóż, uważaj, bo nie chciałabym, żebyś znów coś sobie zrobił, a
potem mnie za wszystko obwiniał – odparła zachmurzona.
– W razie trudności wesprę się na twoim ramieniu – powiedział z
łobuzerskim uśmiechem.
Jednak nie oparł się na jej ramieniu, w ogóle przez cały wieczór jej
nie dotknął. Zachowywał się miło i uprzejmie, lecz chłodno. A ona
pragnęła czegoś więcej. Uświadomiła sobie, że brakuje jej dotyku jego
palców, ciepła, bijącego od jego ciała. Dopiero teraz, gdy tego zabrakło,
dotarło do niej, jak bardzo to lubiła.
Muszę się wyleczyć z tej miłości, zapomnieć o niej raz na zawsze,
powtarzała sobie w duchu. Jednak na niewiele to się zdało. Dobrze
przynajmniej, że nie zbłaźniłam się do końca i udało mi się ukryć, co do
niego czuję, myślała ze zjadliwą ironią. Niewielka to jednak była
pociecha.
Dojechali do domu.
– Mam nadzieję, że państwo spędzili miły wieczór – przywitał ich
Jennings.
– Tak, dziękujemy, ale teraz już idziemy spać. Dobranoc, Jennigs –
odpowiedział Caleb.
– Dobranoc pani, dobranoc panu – odparł Jennings i zniknął na tyłach
domu.
Weszli na górę.
– Choć do mnie, Sabrino – powiedział miękko Caleb.
Zamarła. Wiedziała, co teraz będzie, pewnie Caleb zaraz powie, że
seks bez żadnych zobowiązań jest bardzo przyjemny. I potrzebny.
Milczała.
Odrzucił na bok laskę i wyciągnął ręce do Sabriny.
– Chodź do mnie – powtórzył uśmiechając się. – Nie dam się
oszukać, wiem, że mnie pragniesz. Twoje spojrzenie w kaplicy, gdy
Cassie i Jake składali przysięgę, powiedziało mi wszystko.
Nie była w stanie się zatrzymać, przyciągał ją jak magnes. Objął ją i
przytulił do siebie.
– Przez cały wieczór nawet mnie nie tknąłeś – szepnęła cichutko.
– Gdybym tylko cię dotknął, to nie byłbym już w stanie się
zatrzymać... – odpowiedział.
– A ja myślałam, że nie jesteś mną zainteresowany.
– A co teraz myślisz? – Powoli przesunął rozpalonymi dłońmi po jej
plecach. – Mów szybko, bo już za chwilę nie ręczę za siebie.
– To świetnie się składa...
Pocałował ją zachłannie. Nie wypuszczając jej z objęć, przesuwał się
w stronę sypialni. Gdy dotarli do łóżka, każdy centymetr jej ciała płonął
z namiętności. Sabrina zamknęła oczy, pragnęła zapamiętać każdą
cudowną sekundę. Jednak Caleb nie pozwolił jej zbyt długo myśleć,
sprawił, że rozum zasnął, a obudziły się zmysły. Nie próbowała z tym
walczyć, poddała się całkowicie namiętności i pozwoliła Calebowi
zabrać się do czarownej krainy, w której króluje namiętność, żądza i...
spełnienie.
Wszystkie wesela trwały za długo. Caleb uważał, że gdyby skrócić je
o połowę, byłyby znacznie ciekawsze. Wesele Cassie i Jake'a dłużyło
mu się, jak żadne dotąd. Nie mógł się doczekać tego, co nastąpi później.
W ogóle nie mógł myśleć o niczym innym, tylko o niej. W myślach
zaczął ją rozbierać, a właściwie przypominać sobie, jak wyglądała, gdy
przygotowywała się do tej ceremonii. Wyjmował po kolei szpilki z
wysoko upiętych włosów, rozpinał powoli guziczki jej czarnej sukni.
Wiedział, że pod tą skromną sukienką kryje się całkiem nieskromna
bielizna. Ale rozbieranie w myślach Sabriny wcale nie spowodowało, że
czas przestał mu się dłużyć. Wręcz przeciwnie. Bardzo pragnął być teraz
gdzie indziej i z kimś innym.
– Czy nie musicie już zbierać się do wyjazdu, Hawaje są bardzo
daleko... – zagadnął Jake'a.
– Jedziemy dopiero jutro – odpowiedział Jake.
– A noc poślubna, czy goście nie powinni już rozejść się do domów?
– Od kiedy to hołdujesz tego typu tradycjom? – zdziwił się Jake.
– Szczerze mówiąc, w telewizji jest mecz, który bardzo chciałbym
obejrzeć. – Caleb starał się wybrnąć z kłopotliwej sytuacji.
– Chyba trochę ci nie wierzę, że chodzi o mecz. – Jake wyglądał na
szczerze ubawionego. Jego wzrok spoczął na Sabrinie. – Uważaj, Caleb,
bo wpadniesz po uszy, to nie jest taka prosta rozgrywka jak zazwyczaj.
Caleb nic nie odpowiedział, po prostu wstał i podszedł do Sabriny,
która siedziała na kanapie.
– Czy możemy już iść? – spytał.
– Jeszcze nie – uśmiechnęła się łagodnie. – Usiądź koło mnie –
poprosiła.
Zza ich pleców rozległ się śmiech Angelique.
– Nie pójdzie, dopóki panna młoda nie rzuci swojego bukietu –
powiedziała zjadliwie. – Choć jeśli nawet uda ci się złapać ten wiecheć,
to nie wiem, czy wyjdzie ci to na dobre. Caleb ma alergię na śluby i
wesela... – wysyczała raczej niż powiedziała, po czym odwróciła się i
pomaszerowała do sali balowej.
– Rozmawiałyśmy właśnie z Paige o Austinie Weaverze –
powiedziała Sabrina.
– O nim? – zapytał lodowatym głosem Caleb, siadając koło Sabriny.
– Czy podejmie tę pracę? – spytała Paige, szczerze zainteresowana tą
kwestią.
– Nie dostałem jeszcze od niego żadnej odpowiedzi. Skoro nie
odezwał się do tej pory, to podejrzewam, że odrzucił moją ofertę.
– Minęło dopiero kilka dni – zaprotestowała Paige. – Może jeszcze
się zastanawia, w końcu to byłaby bardzo poważna zmiana w jego życiu.
– Uważasz zatem, że nie powinienem z niego jeszcze rezygnować? –
Caleb popatrzył na Paige uważnie.
– Może potrzebuje czasu, żeby wszystko przemyśleć – wtrąciła się
Sabrina.
– Chyba bardzo ci zależy, żeby Weaver przeniósł się do Denver –
skomentował chłodno jej wypowiedź Caleb. Obserwował ją uważnie,
ale nie był w stanie odgadnąć jej myśli. – Mimo to powinienem w
międzyczasie odbyć spotkania z pozostałymi kandydatami. Możecie już
zacząć przygotowania, bo wkrótce podam wam konkretne terminy.
– Mason Maxwell na pewno bardzo się ucieszy – powiedziała
Sabrina. – Ale chyba nie podejmiesz sam tak ważnej decyzji i poczekasz
do powrotu Jake'a z Hawajów?
– To nie jest konieczne, Jake wyraził już swoją opinię, a ostateczna
decyzja i tak należy do mnie. – Rozejrzał się uważnie dokoła. – Czy to
cholerne przyjęcie kiedykolwiek się skończy?
Dlaczego jest w tak podłym nastroju, zastanawiała się Sabrina.
Chyba nie ona była tego powodem. Pomyślała, że może boli go kostka,
przecież w ciągu ostatnich dni bardzo ją forsował, nawet tańczył na
weselu. Gdy Sabrina starała się go powstrzymać, obiecał, że będzie
szalał na parkiecie wyłącznie wtedy, gdy orkiestra zagra coś wolnego.
Coś się jednak zmieniło w jego zachowaniu. Czuły kochanek,
którego dotyk niemal jeszcze czuła na swej skórze, gdzieś się ulotnił.
Zastąpił go nieco szorstki i chłodny dyrektor Tanner Electronics.
Może rzeczywiście Angelique miała rację, mówiąc, że Caleb
nienawidzi wesel? A może na zmianę jego nastroju miała wpływ
rozmowa o Austinie? Lecz jeśli tak, to co naprawdę zdenerwowało
Caleba? Czy niezdecydowanie Weavera, który zwlekał z podjęciem
decyzji, czy też zwykła męska zazdrość? Dlaczego tak bardzo mu
zależało, by szybko zorganizować spotkania z kolejnymi kandydatami?
Czy nie chodziło przypadkiem o to, by mieć pretekst do jak
najszybszego zerwania z moją firmą i ze mną, zastanawiała się Sabrina.
Nigdy nie angażowała się w przelotne związki, ale tym razem była
bezsilna...
Gdy po weselu wrócili do domu, zobaczyli zaparkowany na
podjeździe nieznajomy samochód. Jennings poinformował ich, że od
kilku godzin na Caleba czeka jeden z inżynierów.
Caleb mruknął coś w rodzaju przeprosin i pokuśtykał do salonu,
gdzie czekał niespodziewany gość.
Sabrina poprosiła Jenningsa, by zaniósł Calebowi tabletkę
przeciwbólową. Sądząc po tym, jak szedł, przeforsowana kostka musiała
mu bardzo dokuczać.
Może będzie jeszcze tak jak wczoraj, westchnęła. Przestań się łudzić,
zganiła się w duchu. Poszła do gabinetu, by trochę popracować. Trzeba
było zająć się zorganizowaniem przyjęć, o których wspomniał dzisiaj
Caleb. Ledwo usiadła, zadzwonił telefon. Do Caleba. Bez trudu
rozpoznała ten głęboki męski głos. Bez zbędnych pytań zaniosła aparat
Calebowi do salonu.
– O co chodzi, Sabrino? – spytał.
– To Austin Weaver.
– Widzę, że prawie zaniemówiłaś – mruknął Caleb.
– Witaj, Austin. – Caleb wcisnął guzik na klawiaturze telefonu.
Wiedziała, że powinna wyjść, ale uznała, że skoro w pokoju został
młody inżynier, to również ona ma prawo poznać decyzję Austina.
Gdyby się zgodził, nie musiałaby organizować spotkań...
W zasadzie powinna się cieszyć. Ale odczuwała tylko wielki smutek.
Już wkrótce będzie musiała się stąd wynieść. Wprawdzie Caleb jeszcze
przez kilka tygodni nie odzyska dawnej sprawności, jednak na pewno
nie będzie potrzebował opieki na „pełny etat".
Caleb skończył rozmowę z Austinem.
– To rozwiązuje wiele problemów – powiedział, gdy odłożył
słuchawkę. Zamyślił się na chwilę.
– Chcesz powiedzieć, że Austin Weaver przyjął tę pracę? – spytała.
– Tak, przyjeżdża w pierwszym tygodniu grudnia. – Przyglądał jej się
uważnie i najwyraźniej coś go zaskoczyło. – Myślałem, że ucieszy cię ta
wiadomość.
– Cieszę się – powiedziała bez wielkiego entuzjazmu.
– Pewnie niepokoi cię, że z powodu wczorajszej nocy będę starał się
stanąć ci na drodze.
Otworzyła usta ze zdziwienia.
– Nie bój się, nie jestem takim egoistą, za jakiego mnie uważasz.
Widziałem, jakie wrażenie zrobił na tobie Austin Weaver... Domyślam
się, że pragniesz jak najszybciej odzyskać wolność.
A więc w taki sposób ma zamiar się z tego wywinąć, pomyślała.
Niech mu będzie, to i tak lepsze, niż gdyby powiedział wprost, że już się
mną znudził.
– Dobrze, że to rozumiesz – odparła, z trudem powstrzymując łzy. Na
szczęście Caleb na nią nie patrzył i niczego nie zauważył.
Rozdział 10
Po wyjściu Sabriny Caleb jakby nigdy nic wrócił do rozmowy z
młodym inżynierem. Wyjaśnił mu wszystkie wątpliwości. Młody
człowiek zwinął projekt, który przyniósł, i wstał.
– Dziękuję, że znalazł pan dla mnie czas pomimo weekendu –
powiedział młody człowiek. – Nie będę panu dłużej zawracał głowy.
– Teraz, gdy Weaver zdecydował się do nas dołączyć, będzie nam
łatwiej – zapewnił go Caleb. Potem nieznacznie się skrzywił i dyskretnie
pomasował kostkę, która po weselu bardzo mu dokuczała. – Trafisz do
drzwi?
– Ależ oczywiście, i jeszcze raz dziękuję.
Po wyjściu inżyniera Caleb opadł na sofę. Miał za sobą bardzo
męczący dzień. Pierwsza myśl, jaka mu przyszła do głowy, dotyczyła
Sabriny. Nie powinien z nią rozmawiać w tak obcesowy sposób, bo
mogła wyciągnąć błędne wnioski. Trzeba to jak najprędzej wyjaśnić...
chociaż nie zaprotestowała, gdy dość grubiańsko zwrócił jej wolność.
Ale czy rzeczywiście interesowała się Weaverem? Była zbyt taktowna,
by wdawać się z nim w rozmowę o intymnych sprawach w obecności
postronnej osoby. No cóż, wykazała się znacznie większą klasą niż on.
– Sabrino! – zawołał. Z całą pewnością powinien naprawić swój błąd.
Im szybciej, tym lepiej. Sabrina wciąż nie przychodziła, ale usłyszał, że
Jennings kręci się po holu.
– Jennings! – zawołał. – Czy mógłbyś poprosić Sabrinę? Muszę z nią
zamienić kilka słów.
– Obawiam się, że to niemożliwe – odparł Jennings. – Wyszła jakieś
pół godziny temu.
– Minęło aż pół godziny? – Caleb spojrzał na zegarek. – A dokąd
poszła o tak późnej porze?
– Nie wiem. Odnoszę jednak wrażenie, że nie ma zamiaru wrócić,
gdyż zabrała ze sobą walizkę. – Jennings z trudem przełknął ślinę.
Caleb był zdumiony. Nie mogła mi tego zrobić, przecież mieliśmy
umowę...
– Pańska laska. – Jennings podał mu czarną laseczkę, prezent od
Sabriny.
W tej chwili Caleb zauważył, że przeszedł pół pokoju bez kuli czy
laski. Wprawdzie kostka go bolała, ale mógł znów normalnie się
poruszać. Tak, przecież mieliśmy z Sabriną umowę, że zostanie dopóty,
dopóki nie będę mógł poruszać się o własnych siłach, uświadomił sobie.
Nie ma co, świetnie wybrała moment...
Ale jak mogła tak wyjść bez pożegnania? Bez słowa wyjaśnienia. .. A
może uznała, że nie ma czego wyjaśniać? Przypomniał sobie jej ostatnie
słowa, gdy docinał jej na temat Weavera. Powiedziała: „Dobrze, że to
rozumiesz".
Więc jednak się nie pomylił, Weaver zrobił na niej piorunujące
wrażenie. Tak duże, że to, co wydarzyło się między nimi ostatniej nocy,
nie miało dla mej żadnego znaczenia. Sabrina nie chciała z nim być. A
skoro tak, to nie będzie o nią walczył. Nie będzie jej nic wyjaśniał ani
niczego tłumaczył.
Ale przecież ja jej pragnę, uświadomił sobie. Tak bardzo, że aż
sprawia mi to ból!
Jak to możliwe? Jak doszło do tego, że chce być z kobietą, która
traktuje go jak powietrze?
Nie był przygotowany na odejście Sabriny.
Gdy Sabrina zobaczyła samochód Paige, szybko wzięła torbę i
wybiegła przed dom.
– Powinnyśmy skończyć ten projekt do południa – powiedziała na
przywitanie Sabrina. Starała się nadać swemu głosowi naturalne
brzmienie, lecz przychodziło jej to z największym wysiłkiem.
– Tak, chociaż to trudniejsze zadanie, niż się z początku
spodziewałam – odpowiedziała Paige. – Dobrze, że Cassie wróci, zanim
zacznie się gorączka przedświąteczna. Musimy wypocząć przed Bożym
Narodzeniem, bo wtedy będziemy chyba pracować dzień i noc.
– Tak, nasza firma jest już na tyle duża, że dwie osoby nie dają rady
– przyznała Sabrina. – Pamiętasz, jeszcze kilka miesięcy temu prawie
nie miałyśmy co robić, a kontrakt z Tanner Electronics uratował nam
skórę...
Wspomnienie Tanner Electronics automatycznie skierowało myśli
Sabriny na Caleba. Choć tak naprawdę nigdy nie przestawała o nim
myśleć... Dlaczego Caleb nie zerwał z nimi kontraktu? Miał do tego
pełne prawo, bo przecież nie dotrzymała warunków umowy, opuściła
jego dom w pośpiechu, bez słowa wyjaśnienia. Widocznie nie chciał się
mścić, pewnie poczuł ulgę, że usunęła się z jego życia.
– A swoją drogą, to miałaś rację z Austinem Weaverem. Trochę
długo się zastanawiał, ale wreszcie przyjął ofertę Caleba. Zgodził się
zostać nowym dyrektorem generalnym Tanner Electronics.
Paige zahamowała ostro.
– Przepraszam – mruknęła. – Ale zawsze znajdzie się ktoś, kto
uważa, że cała jezdnia należy wyłącznie do niego. A co z Calebem?
Zanim zadzwoniłam do ciebie do domu, dzwoniłam najpierw do niego,
jednak nie zastałam cię tam...
– Tak, wyprowadziłam się. Miałaś rację, to nie mogło trwać długo...
– Mam nadzieję, że szybko się pozbierasz. – Paige spojrzała z troską
na przyjaciółkę. – A już myślałam, że wam się ułoży... Na ślubie Cassie
patrzył na ciebie w taki sposób, że byłam przekonana, że to coś
poważnego.
Sabrina zadrżała. Oddałaby wszystko, żeby Paige miała rację.
Niestety, przyjaciółka, która zazwyczaj nie myliła się w takich
sprawach, tym razem dała się ponieść fantazji.
Caleb krążył nerwowo po domu, jakby nie mógł sobie znaleźć
miejsca. Widać było, że Sabrina pakowała się w wielkim pośpiechu,
gdyż zostawiła masę rzeczy. W łazience na półce leżała jej szminka, na
stoliku została książka, a koło łóżka jedwabna pończocha. Caleb
podniósł ją czubkami palców, a potem ze złością wyrzucił do kosza.
Był na siebie wściekły. Jak mógł dopuścić do tak idiotycznej
sytuacji? Dlaczego nie potrafi przestać myśleć o kobiecie, która miała
go za nic? Nigdy dotąd mu się to nie zdarzyło. Ale też nigdy dotąd nie
spotkał takiej kobiety. Sabrina była jedyna w swoim rodzaju. Przecież
tak właśnie myślał od pierwszej chwili, gdy ją tylko ujrzał. I nie
chodziło tylko o fizyczne piękno, znał wiele urodziwych kobiet. To
osobowość Sabriny tak go urzekła, jej wrażliwość i niezależność. No i
żywiołowość, która nie miała sobie równych.
Może ona na mnie czeka? Może powinienem jej poszukać? Próżność
nie pozwalała mu przyznać, że właśnie tak pragnął postąpić. Pewnie nie
będzie chciała ze mną w ogóle rozmawiać, narobiłem takiego bigosu, że
lepiej nie mówić...
Spostrzegł, że w palcach obraca pończochę Sabriny, tę samą, która
jeszcze chwilę temu wylądowała w koszu. Nie było sensu zastanawiać
się, w jaki sposób znów znalazła się w jego dłoni. Zakochani robią różne
dziwne rzeczy...
Minęło kilka dni. Na pozór wszystko było w porządku, pewnie nikt,
kto jej bliżej nie znał, nie zorientowałby się, że coś jest nie tak. Sabrina
czuła się jak bezwolny automat, życie przestało sprawiać jej jakąkolwiek
przyjemność. Pracowała, negocjowała z klientami warunki umów,
spotykała się ze znajomymi, oglądała telewizję. Jednak cały czas miała
wrażenie, że pogrążyła się w letargu.
Z zadumy wyrwał ją ostry dźwięk komórki. W telefonie odezwał się
niski męski głos.
To był Austin Weaver. Zupełnie nie spodziewała się, że poprosi ją o
pomoc.
Jennings prawie zemdlał z wrażenia, gdy zobaczył ją w drzwiach.
Spojrzał w stronę salonu, gdzie, jak się domyśliła, był Caleb.
– Rozumiem, że Caleb nie chce mnie widzieć, podobnie jak ja nie
mam ochoty go oglądać, ale przychodzę w interesach i naprawdę muszę
się z nim zobaczyć. Poczekam, aż będzie wolny.
– Zaraz powiem mu, że pani przyszła. – Jennings dziarskim krokiem
pomaszerował do salonu.
– A więc sprowadzają cię tu interesy – usłyszała za plecami miękki
głos Caleba.
Wydawał się wyższy i smuklejszy, chodził bez laski. To dziwne, że
tak bardzo się zmienił, nie widziałam go przecież zaledwie kilka dni,
pomyślała ze ściśniętym sercem. Tak bardzo za nim tęskniła... Kochała
go i nigdy go nie zapomni.
– A więc sprowadza cię tu interes – powtórzył.
Nigdy nie uda jej się zdobyć tego mężczyzny. Jeśli chce zachować
resztki godności, nie powinna mu pokazać, jakie wrażenie zrobił na niej
sam jego widok.
– Ucieszyłaś się z jego telefonu? – spytał. Jasne było dla obydwojga,
o kim rozmawiają.
– Nieszczególnie – odparła. – Chce, żeby Wypożyczalnia Żon
znalazła mu mieszkanie. Rozmawiał ze mną, bo Cassie jest na
Hawajach, a Paige nie zna.
– O, widzę, że wasze rozmowy podczas pamiętnego obiadu
zaowocowały wzajemnym zaufaniem – powiedział z lekkim przekąsem.
– Ale chyba nie jesteś tu po to, by pytać mnie o zgodę na podpisanie
umowy z nowym klientem?
– Powiedział, że w trakcie rozmów z zarządem Tanner Electronics
zapomniał wyjaśnić kilka istotnych szczegółów. Poprosił mnie, bym
ustaliła to z tobą. Chodzi między innymi o: służbowe mieszkanie i
samochód, przeloty, prywatną szkołę dla córki, jednym słowem mam z
tobą omówić pakiet świadczeń dodatkowych.
– Oczywiście, wejdź i usiądź. – Zaprosił ją do salonu. Jennings
wszedł z tacą. Sabrina odruchowo zaczęła zbierać ze stolika kawowego
gazety, kartki i pudełka. Jedno z pudełeczek spadło na podłogę i
wypadły z nich czerwone, satynowe majtki.
– Czy to prezent od twoich wielbicielek? – roześmiała się. – Pojawiły
się na placu boju szybciej, niż myślałam...
Caleb wziął z rąk Jenningsa tacę i postawił ją na stoliku.
– Tęsknię za tobą, Sabrino – powiedział, gdy Jennings zniknął za
drzwiami.
Sabrina starała się ze wszystkich sił zachować spokój. Drżącymi
dłońmi wzięła ze stolika filiżankę.
– Ty zawsze pragniesz tego, czego nie możesz mieć – odparła. –
Pewnie ubodło cię, że odeszłam, nie jesteś do tego przyzwyczajony.
– Nie, Sabrino, to nie tylko to. – Głos Caleba był głęboki i zmysłowy.
– Pewnie musisz się zastanowić nad żądaniami Austina Weavera.
Dziś i tak nie podejmiesz decyzji. – Wstała.
Chwycił ją za rękę. Pod żakietem poczuł coś twardego. Rękaw trochę
się podwinął i Caleb zobaczył, że Sabrina nosi bransoletkę, którą od
niego dostała.
– Nosisz prezent ode mnie – ucieszył się.
– Co w tym dziwnego, pasuje do żakietu. Poza tym, ciężko na nią
zapracowałam...
– Chcę, żebyś wróciła do mnie – powiedział. – I zrobię wszystko, by
to osiągnąć.
Odwróciła się tak gwałtownie, że straciła równowagę. Caleb zerwał
się i przyciągnął ją do siebie. Miękko wylądowali na puszystym
dywanie.
– Czy chcesz mnie przekonywać w taki właśnie sposób? – spytała.
Caleb uśmiechnął się tylko, otoczył dłonią jej szyję i przyciągnął jej
głowę do swojej. Jego pocałunek był zmysłowy i niecierpliwy.
Osiągnął swój cel, uświadomiła sobie nagle. Pragnęła go jednak tak
samo mocno, jak przed chwilą. Straciła dla niego głowę, nie była w
stanie się bronić.
– Pozwól mi odejść – szepnęła.
– Nie, nie puszczę cię, zanim mnie nie wysłuchasz. – Przycisnął ją
jeszcze mocniej do siebie.
– Mów...
– Gdy załatwiłaś mi kostkę, byłem przekonany, że nie chcę cię
więcej widzieć. A jednak oszalałem na twoim punkcie. Dlatego
zaszantażowałem cię, zmusiłem, żebyś się mną zaopiekowała.
Przysięgałem sobie, że będę ostrożny, że ograniczę się do przelotnego
flirtu, ale stało się inaczej.
Sabrinie zakręciło się w głowie. Nawet w najśmielszych marzeniach
nie wyobrażała sobie takiej sceny.
– Byłem zazdrosny o każdy uśmiech skierowany do Austina
Weavera. Bałem się, że mi cię zabierze, wydawał się być w twoim typie:
kulturalny, odpowiedzialny, z klasą. Miał wiele cech, których ja nie
posiadam. Nie wiedziałem poza tym, że miłość może ranić, dlatego tak
późno ją rozpoznałem.
– Miłość? – Jej głos był zduszony.
– Dopiero gdy odeszłaś, zdałem sobie sprawę, że się w tobie
zakochałem.
Sabrina nie do końca była pewna, czy dobrze zrozumiała sens tej
wypowiedzi.
– Byłem głupcem, źle cię traktowałem. Zacząłem w najgorszy
możliwy sposób. Pewnie mnie nie kochasz, ale wiem przynajmniej, że
mnie pragniesz. – Spojrzał jej w oczy. – Kocham cię, Sabrino. Jesteś
pierwszą kobietą, której to mówię. Jeszcze nie wiem, jak to zrobię, ale
udowodnię ci, że to prawda.
W jego głosie było tyle żarliwości, że Sabrina natychmiast pozbyła
się resztek wątpliwości.
– Wierzę ci – odpowiedziała cicho. – Mnie też na tobie zależy.
Caleb pochylił się i pocałował ją. Ten pocałunek nie był tak namiętny
i zachłanny jak poprzedni, lecz i tak prawie zabrakło im tchu.
– Długo nie wiedziałam, co się ze mną dzieje. Do tej pory
spotykałam mężczyzn, którzy przede wszystkim zwracali uwagę na
moje ciało. Taki właśnie był Mason Maxwell. Uważał, że dobre
zamążpójście to szczyt moich marzeń. Myślałam, że ty traktujesz mnie
tak samo. Pamiętasz, podczas rozmowy o interesach wysłałeś mnie na
kawę, jakbym była zbyt głupia, by cokolwiek z niej zrozumieć. Jednak
potrafiłeś ze mną ciekawie rozmawiać, rozśmieszyć mnie. W końcu
zakochałam się w tobie.
Caleb pocałował ją w szyję. Sabrina zamruczała jak zadowolona
kotka.
– A co byś zrobił, gdybym nie przyszła dziś?
– Jeszcze nie wiem, właśnie przygotowywałem nowy plan, gdy
pojawiłaś się we własnej osobie. – Uśmiechnął się łobuzersko. – Może
zażądałbym, żebyś skończyła urządzanie mojego mieszkania.
– No dobrze, skończyłabym remont, twoją sypialnię pomalowałabym
na różowo... Ale zaraz, co właściwie miałeś na myśli, mówiąc, że
przygotowywałeś nowy plan?
– Powiedzmy, że postanowiłem dostarczyć ci powodów, żebyś się tu
zjawiła. Austin mi trochę pomógł, choć i tak miał zamiar poprosić
Wypożyczalnię Żon o załatwienie kilku spraw...
Oderwała się od niego.
– Kazałeś mu do mnie zadzwonić?
– Nie, bardzo uprzejmie go o to poprosiłem. Chociaż, gdy przez cały
dzień się nie zjawiałaś, zacząłem się obawiać, czy ten sposób coś da.
Ale zostawmy w spokoju Austina. Teraz mam ważniejsze sprawy na
głowie. – Pocałował ją. – Kiedy za mnie wyjdziesz, Sabrino?
– Naprawdę chcesz posunąć się aż tak daleko? Wydawało mi się, że
nienawidzisz ślubów i wesel?
– Czy ty pamiętasz każde głupstwo, które powiedziałem?
– Większość. – Roześmiała się radośnie.
– Sabrino, pragnę być z tobą do końca życia, mieć dzieci, dzielić
wszystkie smutki i radości. A jeśli martwi cię, że jesteś jedną z wielu, to
pamiętaj, że jesteś ostatnią, jedyną i najważniejszą.
– Wyjdę za ciebie i będziemy najszczęśliwsi na świecie – szepnęła.
Położyła głowę na jego piersi i wsłuchiwała się w bicie jego serca.
Wiedziała, że ono bije tylko dla niej.
Kolejne książki z serii Harlequin Romans ukażą się kwietnia.