Leigh Michaels
Bardzo moralna propozycja
Bride on Loan
Rozdział 1
Był październik, dzień Halloween. Sabrina Saunders spojrzała przez okno
samochodu i pomyślała, że szare, pochmurne niebo, mżawka i wiatr
przypominają raczej nieprzyjemne przedwiośnie niż piękną zazwyczaj jesień.
Zabrała torby, które leżały na tylnym siedzeniu, i wysiadła z samochodu.
Zimny wiatr dmuchnął jej prosto w twarz. Zebrała poły żakietu, szybko
podbiegła do bramy i nacisnęła dzwonek.
–
Pospiesz się, Paige – mruknęła do siebie, podskakując dla rozgrzewki.
Po chwili drzwi się otworzyły i Sabrina weszła do środka.
–
Dzień dobry, Eileen. – Uśmiechnęła się lekko do siwowłosej kobiety,
poruszającej się na wózku inwalidzkim. – Przyniosłam Paige kostium na
Halloween. Czy jest w domu?
Eileen spojrzała przez ramię na Sabrinę i wjechała do pokoju.
–
Mam nadzieję, że zamkniesz w końcu te drzwi – powiedziała. – Dopiero
co przeszłam bardzo nieprzyjemne zapalenie gardła.
–
Przykro mi, że znów nie najlepiej się czujesz – odparła Sabrina,
pos
łusznie spełniając polecenie Eileen.
–
W mojej sytuacji nie można wymagać od życia zbyt wiele, toteż muszę
szanować tę resztkę zdrowia, która mi pozostała – powiedziała Eileen.
–
Witaj, Sabrino, już myślałam, że nie przyjdziesz. – Z korytarza wyłoniła
się, trzymając w ręku długopis i notatnik, Paige McDermott.
–
Buszowałam po sklepach i zobacz, co dla ciebie znalazłam! – Sabrina z
tryumfującą miną wyciągnęła z torby kostium.
–
Czy ty uważasz, że moja córka włoży coś takiego na przyjęcie dla dzieci?
– Eileen
skrzywiła się, jakby zjadła cytrynę bez cukru.
–
Tak właśnie myślę. – Sabrina uniosła ze zdziwienia brwi. – Uważam, że
w takich kolorach Paige będzie wyglądała ślicznie. A jeśli do tego włoży
szpilki...
–
Nie zapomnij o długim szlafroku, który ukryje gęsią skórkę – przerwała
jej Paige.
–
Och, Paige! Czy nie ma w tobie odrobiny szaleństwa? Romantyzmu?
–
Ani trochę, nie jestem szalona – odpowiedziała spokojnie Paige.
–
No dobrze, w takim razie ubierz się w niedźwiedzią skórę, wtedy na
pewno nie zmarzniesz i skutecznie odstraszysz wszystkich facetów –
mruknęła
Sabrina.
–
Nie spodziewałam się po tobie takich uwag – wtrąciła się oburzona
Eileen. –
Mówisz jak Cassie, ona zawsze jest gotowa zrobić wszystko, by
zwrócić na siebie uwagę...
–
To dobry pomysł, zaniosę ten strój Cassie – przerwała bezceremonialnie
tę tyradę Sabrina.
–
Ja w ogóle nie miałam zamiaru się przebierać – powiedziała szybko
Paige, widząc minę matki. – W końcu jesteśmy tylko organizatorkami,
chciałam się ubrać po prostu w dżinsy i podkoszulek.
–
No co ty, nie wygłupiaj się! – krzyknęła Sabrina. – Nie psuj dzieciom
zabawy, one uwielbiają przebieranki.
–
Mamo, czy jesteś pewna, że nie chcesz z nami pójść? – Paige zmieniła
temat. –
Będzie tam przecież kącik seniora, nie musisz siedzieć sama w
domu..
. Na przyjęciu może być nawet spokojniej niż w domu. Wiesz, te
czeredy dzieciaków, które co chwila dobijają się...
–
Nie musisz się o mnie martwić, Paige – ucięła zdecydowanie Eileen. –
Nie mam zamiaru nikomu otwierać drzwi. Położę się z książką do łóżka,
pogaszę wszystkie światła, zostawię tylko nocną lampkę i nikt nie będzie
wiedział, że ktoś jest w domu.
Sabrina zamknęła oczy. Eileen, siedząca sama w ciemnym domu... cóż za
wspaniały sposób na spędzenie Halloween... i Paige, którą przez cały wieczór
będzie dręczyć poczucie winy, że zostawiła schorowaną matkę samą. Horror!
–
Proszę, nie mówmy już o tym, Paige – poprosiła głosem nie znoszącym
sprzeciwu Eileen. –
Muszę poszukać moich lekarstw.
–
Czy znowu czujesz się gorzej? Boli cię gardło? – przestraszyła się Paige.
–
Nie, nie czuję się gorzej. – Słowa Eileen kontrastowały z tonem, jakim je
wypowiedziała. – Nie chcę ci psuć wieczoru, przecież to żadna przyjemność
zajmować się starą, schorowaną matką...
– Nie mów tak... –
Paige bezradnie rozłożyła ręce.
– Zre
sztą i tak nie ma cię kto zastąpić... – Eileen spojrzała na córkę, –
Chyba że Cassie... przecież ona też wybiera się na to przyjęcie.
–
Dwie osoby to za mało, by wszystko zorganizować – wtrąciła się Sabrina,
dla której intencje Eileen były zupełnie oczywiste; szacowna matrona
postanowiła po raz kolejny popsuć córce zabawę i za wszelką cenę zatrzymać
ją w domu.
–
Myślałam, że to tylko niewielka zabawa dla dzieci pracowników filii
jednego z przedsiębiorstw waszego klienta; organizowana po to, by dzieciaki
nie
ganiały po ulicy... – nie dawała za wygraną Eileen.
–
Tak miało być z początku, ale przyjęcie rozrosło się do rozmiarów
wielkiej imprezy dla wszystkich dzieci z Tanner Electronics –
odpowiedziała
twardo Sabrina. –
Będzie tyle dzieciaków, że zaangażowałyśmy po kilka
opiekunek dla każdej grapy wiekowej, aby organizowały dzieciom zabawę i
miały na nie oko.
–
Caleb Tanner będzie na przyjęciu dla dorosłych – nieśmiało wtrąciła
Paige.
–
My nie jesteśmy odpowiedzialne za przyjęcie dla dorosłych, ale musimy
tak zo
rganizować zabawę dla dzieci, żeby nie przeszkadzały rodzicom –
dodała Sabrina.
–
Bardzo mi się to nie podoba, Paige. – Eileen skrzywiła się. – Nie lubię,
gdy musisz się zadawać z nie wiadomo kim....
Ona wciąż uważa, że Paige jest małą dziewczynką, która jeszcze nie zna się
na ludziach i którą może omotać byle chłystek. Sabrinie szczerze było żal
przyjaciółki.
–
Mamo, ja organizuję przyjęcie dla dzieci, a poza tym bardzo długo
zabiegałyśmy o kontrakt z Tanner Electronics – powiedziała łagodnie Paige.
Sabrin
a wiedziała, że Paige tłumaczy swojej matce te oczywiste fakty nie
po raz pierwszy.
–
Jeśli Paige teraz się wycofa, możemy nie dać sobie rady, trudno będzie
znaleźć kogoś na jej miejsce. – Sabrina postanowiła twardo bronić
przyjaciółki. – A tak w ogóle, to powinnyśmy się pospieszyć, musimy zrobić
jeszcze masę rzeczy, a czas płynie nieubłaganie...
Sabrina wraz z przyjaciółkami, Cassie i Paige, prowadziły firmę pod
intrygującą nazwą Wypożyczalnia Żon. Zajmowały się wszystkim, na co
zapracowani ludzie nie miel
i czasu. Organizowały przyjęcia, wynajmowały
gosposie, ogrodników, sprzątaczki. Ich zadanie polegało na tym, by klienci
mogli zapomnieć o trudach codziennego życia i skupić się na pracy
zawodowej.
Gdy Sabrina weszła do atrium siedziby Tanner Electronics, w którym miało
się odbyć przyjęcie dla dzieci, z radością stwierdziła, że większość dekoracji
jest już zrobiona. Było to dzieło Cassie, która przy pomocy hostess przystroiła
salę. Pod sufitem rozwieszone były wielkie pajęczyny, w których czaiły się
pająki z ciemnego papier-mache. Na ścianach wisiały ogromne nietoperze o
szeroko rozpostartych skrzydłach, a światła były przyćmione. Sabrina
uśmiechnęła się z zadowoleniem. Dzięki pomysłowości udało się przekształcić
pełne światła pomieszczenie w posępną i mroczną komnatę. Zabawa dla dzieci
miała się odbywać w „nawiedzonym zamczysku".
Sabrinie zostały do nadmuchania balony. Z doświadczenia wiedziała, że w
ostatniej chwili zawsze może coś wyskoczyć, więc chociaż została jeszcze
godzina do rozpoczęcia przyjęcia, postanowiła już teraz włożyć kostium.
Zrzuciła ubranie i sprawnie przebrała się za czarnego kota.
Bardzo zależało jej na tym przyjęciu, gdyż była to ich pierwsza duża
impreza organizowana dla Tanner Electronics, a szczerze mówiąc – pierwsza
taka duża impreza w ogóle. Z początku miało to być tylko niewielkie przyjęcie
dla dzieci, o zmianie planów Sabrina, Paige i Cassie dowiedziały się
praktycznie w ostatniej chwili. Nie miały czasu na wymyślenie czegoś nowego
i niezwykłego, skupiły się zatem na perfekcyjnym przygotowaniu przyjęcia w
starym stylu. Sabrina zdawała sobie sprawę, że Caleb Tanner widział już w
życiu niejedno i trudno go będzie zadziwić czy olśnić. Była jednak dobrej
myśli, bo jak na razie wszystko przebiegało zgodnie z planem.
Po napompowaniu pierw
szej setki balonów zawołała chłopaka z obsługi,
żeby je pozawieszał. Pompowanie balonów byłoby miłą pracą, gdyby nie to, że
butla z helem stała tuż koło wahadłowych drzwi, którymi ciągle ktoś wchodził
lub wychodził, i Sabrinę co chwila owiewała nieprzyjemna fala zimnego
powietrza. Po napompowaniu drugiej setki była tak przemarznięta, że narzuciła
na ramiona płaszcz. Niestety, nie miała szans na przesunięcie ogromnej i
przeraźliwie ciężkiej butli w inne miejsce.
Eileen będzie tryumfowała, gdy się przeziębię, pomyślała. A właśnie, gdzie
jest Paige? –
Rozejrzała się dokoła. Spojrzała nerwowo na zegarek, dzieci
pewnie zaczną się schodzić lada moment.
Wzięła kolejne pięćdziesiąt balonów i postanowiła zanieść je do drugiej
sali, przy okazji sprawdzając, czy nie ma tam Paige. Zaczęła zbierać rozsypane
balony, gdy nagle ktoś z wielkim impetem otworzył drzwi. Spoza balonów
niewiele widziała. Miała wrażenie, że nagle koło drzwi wyrosła potężna
kolumna, której nigdy wcześniej tam nie było. Na dodatek, nie wiadomo skąd,
na ziemię sfrunęła sterta listów. Zdziwiona, zaczęła rozgarniać balony, by
sprawdzić, co to takiego. Nie, to nie była kolumna. One przecież nie
przeklinają...
Przed nią stał bardzo wysoki mężczyzna o imponująco szerokich barach,
ubrany w stalowoszary, skórzany strój motocyklisty. Twarz nieznajomego
skryta była pod kaskiem.
–
Niezłe przebranie – powiedziała bez zastanowienia. – Poza tym, przyszedł
pan za wcześnie, przyjęcie rozpocznie się dopiero za pół godziny – dodała.
–
Nie przyszedłem tu dla zabawy – odezwał się nieznajomy nieco
zduszonym przez kask głosem.
–
Chce pan powiedzieć, że pan się tak ubiera na co dzień? Hm, ciekawa
koncepcja, skrzyżowanie Don Kichota z członkiem gangu motocyklowego –
stwierdziła z lekką drwiną.
–
Chcę powiedzieć, że po prostu tu wszedłem, z pocztą w ręku; nie
spodziewałem się, że otwarcie drzwi spowoduje katastrofę. Lecz cóż, wpadła
na mnie wyjątkowo źle wychowana kotka...
Sabrina fuknęła, jakby wczuwając się w rolę rozzłoszczonej kocicy, ale
żadna dobra i cięta odpowiedź nie przyszła jej do głowy.
–
Niech pani spojrzy, jakiego narobiła pani bałaganu. – Motocyklista
wskazał rozsypane na podłodze listy.
Wzrok Sabriny powędrował we wskazanym kierunku. Na podłodze leżała
ogromna sterta listów w małych i dużych kopertach, folderów i ulotek
reklamowych.
– Faktycznie.... przykro mi, ale spoza tych balonów absolutnie niczego nie
widziałam, pan natomiast mógł mnie przecież ominąć.
–
Jak? Była pani dokładnie koło drzwi, które właśnie otworzyłem!
Doprawdy trudno znaleźć gorsze miejsce do pompowania balonów!
–
Nie ja je wybrałam – odparła chłodno. – Firma, która przywiozła budę z
helem, ustawiła ją właśnie tu!
–
Przecież ta butla jest na kółkach. – Mężczyzna wzruszył ramionami.
–
Ale ja i tak nie dałam rady jej ruszyć, waży pewnie ze sto kilo! Może
mógłby...
Zanim zdążyła skończyć zdanie, motocyklista, niezwykle zwinnie jak na tak
dużego mężczyznę, ominął ją, popchnął butlę i przestawił ją parę metrów
dalej. Niestety, nie zauważył, że leżał tam kolejny pęk balonów, z których
większość z wielkim hukiem pękła.
Niewiele myśląc, Sabrina, wykonała rozpaczliwy skok, żeby ratować te,
które ocalały, ale nie spojrzała pod nogi. Z impetem wbiegła na koperty i
poślizgnęła się. Zamachała gwałtownie rękami, puszczając ostatnie balony.
Motocyklista, wykazuj
ąc się błyskawicznym refleksem, natychmiast ją
podtrzymał, ale również poślizgnął się na listach. Na dodatek padając,
popchnął ogromną butlę z helem. Z wielkim hukiem, zwielokrotnionym
jeszcze przez echo, przewrócili się na podłogę.
Sabrina odruchowo schow
ała głowę w ramiona. Choć wreszcie ucichł hałas,
jeszcze przez kilka sekund bała się otworzyć oczy. Jej nic sienie stało, bo
balony zamortyzowały upadek, ale wyobraźnia podsunęła jej obraz
motocyklisty przygniecionego ogromną butlą.
W końcu odważyła się usiąść i otworzyć oczy. Wśród otaczających ich
prawie dwustu balonów coś się nagle poruszyło. Dobrze, ten facet
przynajmniej żyje, pomyślała. I skoro się rusza, to znaczy, że nie stracił
przytomności.... Po chwili spośród balonów zaczęły dochodzić gniewne
pomruki.
–
Jak słyszę, żyje pan... – Nie bardzo wiedziała, co ma powiedzieć.
–
Pani to potrafi narobić bałaganu! – rozległ się spod balonów wprawdzie
zduszony, ale całkiem wyraźny głos.
–
Chwileczkę, chce pan powiedzieć, że to wszystko moja wina?! –
wykrzykn
ęła.
–
A co, może moja? – Nieznajomemu udało się wysunąć głowę.
–
Gdyby powiedział mi pan, co zamierza zrobić, przesunęłabym balony.
Skoczył pan jak wariat do tej butli, nie patrząc, co za nią leży! A w ogóle,
gdyby pan pozbierał swoją pocztę, to bym się na niej nie poślizgnęła.
–
Mówi pani o tej poczcie, którą pięć minut temu wytrąciła mi z rąk? –
spytał z przekąsem.
Przygryzła lekko wargi. Czuła, że nie jest zupełnie bez winy. Ta kłótnia
zmierzała w złym kierunku, nie było sensu dalej jej ciągnąć.
– Pomog
ę panu wstać – powiedziała ugodowo.
–
Dziękuję, dam sobie radę sam – odparł chłodno. Zaczął się podnosić, ale
syknął z bólu i podparł się na łokciu. – Nie mogę wstać...
Sabrinie zrobiło się gorąco. Tego jej jeszcze w tej chwili brakowało!
Wyobraziła sobie tłum gości, ostrożnie omijających leżącego na środku sali
rannego motocyklistę... Nerwowo rozejrzała się za jakąś pomocą. Na szczęście
w ich kierunku szedł narzeczony Cassie, Jake Abbott.
–
Co tym razem się stało, Sabrino? – Zdziwiony Jake stanął tuż nad nimi.
–
Co masz na myśli, mówiąc: „tym razem"? – zapytał motocyklista,
zdejmując kask.
Sabrinie jego twarz wydała się znajoma, ale w tej chwili nie potrafiła sobie
przypomnieć, czy już kiedyś się spotkali. Pomyślała poza tym, że jest całkiem
przysto
jny... hm... nawet bardzo przystojny. Ciemnobrązowe, wijące się lekko
włosy okalały pociągłą, opaloną twarz. Rzęsy miał takie, że gdyby był kobietą,
nie musiałby w ogóle używać tuszu, przemknęło jej przez głowę; takie ciemne,
długie, gęste i naturalnie wywinięte...
Nie był to jednak czas na rozmyślania o długich rzęsach nieznajomego,
gdyż on, próbując wstać, krzywił się z bólu.
–
Dzięki Bogu, że tu jesteś, Jake! – zawołała. – On się przewrócił i chyba...
–
Nie przewróciłem się – syczał przez zaciśnięte zęby motocyklista. –
Podcięła mnie dzika kotka. I niestety obawiam się, że złamałem nogę w kostce.
–
Pozwól, Caleb, że ją obejrzę. – Jake przykucnął koło motocyklisty.
Jake powiedział: „Caleb". Sabrina czuła, jak uginają się pod nią kolana.
Spojrzała na motocyklistę uważnie i tym razem już nie miała wątpliwości,
skąd go zna. Raz już przecież widziała dziedzica fortuny Tannerów.
Dlaczego ze wszystkich ludzi na świecie musiałam podciąć nogi właśnie
jemu, zawyła w duchu. Bon vivant, milioner, kobieciarz i, co najgorsze, jej
najważniejszy klient!
Z rozpaczą popatrzyła na zabiegi Jake'a, któremu udało się wyswobodzić
nieszczęsnego motocyklistę ze skórzanego kombinezonu. Kostka Caleba
spuchła tak bardzo, że nawet jeśli nie była złamana, to i tak nie było
najmniejszych
wątpliwości, że nie będzie mógł dzisiaj chodzić.
Nie ma co, jednak udało mi się zaskoczyć Caleba Tannera, takiego
przyjęcia z pewnością się nie spodziewał. Zrobiłam na nim piorunujące
wrażenie, nie ma dwóch zdań, złorzeczyła w duchu.
–
Dlaczego coś takiego zawsze musi się przytrafić właśnie mnie? – szepnęła
z rozpaczą.
Sabrina siedziała nadal na podłodze, nieruchoma i milcząca. Lekarz
bandażował nogę Caleba, a sanitariusze przygotowywali nosze, by zanieść go
do karetki. Wokół nich zgromadził się już spory tłumek gości. Na szczęście to
Caleb, a nie ona, przyciągał powszechną uwagę.
Była wciąż tak oszołomiona, że nie zauważyła, kiedy podeszła do niej
Cassie.
–
Spadły ci uszy – powiedziała przyjaciółka i nałożyła Sabrinie na głowę
trzymany w dłoni przedmiot.
–
Nawet nie zauważyłam... Musiały odpaść, gdy się przewróciłam –
odpowiedziała Sabrina nieswoim głosem. Wciąż wyglądała na mocno
oszołomioną.
–
Czy nie uderzyłaś się w głowę? – zaniepokoiła się Cassie. – Może
poproszę lekarza, żeby ciebie też zbadał?
– Nie, nic mi nie jest. –
Sabrina spojrzała na przyjaciółkę nieco
przytomniej. –
Paige mnie zabije, gdy dowie się, co zrobiłam... Co gorsza, nie
mam nic na swoją obronę.
–
Nie przesadzaj, w końcu tylko załatwiłaś naszego najważniejszego
klienta. A poza tym, co
się stało, to i tak się nie odstanie.
–
Kochana jesteś – szepnęła Sabrina.
–
Myślę, że Caleba Tannera nikt jeszcze tak nie potraktował, a pewnie
nieraz na to zasłużył – pocieszała ją Cassie.
Sabrinie napłynęły do oczu łzy. Starała się je powstrzymać, ale nie do
końca jej się to udało.
–
Kochanie, nie przejmuj się tak bardzo. – Cassie pogłaskała przyjaciółkę
po policzku. –
Przecież nie zrobiłaś tego specjalnie.
–
On uważa inaczej.
–
Na pewno będzie się z tego śmiał, kiedy tylko przestanie go boleć kostka
–
powiedziała uspokajająco Cassie.
Lekarz skończył opatrywać Caleba i dał znak, by sanitariusze zabrali go do
karetki.
–
Może powinnam pojechać do szpitala? – spytała lekarza Sabrina,
podnosząc się z podłogi. – W końcu znam najlepiej przebieg wypadku...
– Nie pozwól jej na to, Jake! –
Caleb zaczął rozpaczliwie wymachiwać
rękami. – Jeśli ona wsiądzie do ambulansu, ja pójdę do szpitala piechotą.
Miała ochotę uciąć mu język, ale po namyśle postanowiła chwilowo
wstrzymać się z akcją odwetową. Lepiej poczekać, aż Caleb powróci do pełni
sił, nie wypada pastwić się nad rannym.
Wtem drzwi się otworzyły i Sabrinę owiał przenikliwie zimny wiatr. Przez
moment miała wrażenie, że śni. A może to wywołane stresem halucynacje?
W drzwiach stała królowa. Wyszywana brokatem suknia na szerokiej
krynolinie i ogromna fryzura przesłoniły całe światło drzwi. Na twarzy
monarchini odmalowało się niekłamane przerażenie.
–
Co się stało, kochanie? – Królowa rzuciła się do leżącego na noszach
Caleba.
– To tylko niewielki wypadek. Nie ma powodów do histerii, Angelique –
odparł Caleb z pewnym zażenowaniem.
–
Gotowa uznać go za bohatera. Żeby tylko nie zemdlała – mruknęła pod
nosem Sabrina.
–
Nie musisz też ze mną jechać do szpitala, nie psuj sobie zabawy – dodał
szybko i z lekką paniką w głosie Caleb.
–
Ależ, najdroższy! O czym ty mówisz? – Angelique dramatycznym gestem
przyłożyła dłoń do serca. – Jak mogłabym się bawić, gdy ty tak bardzo
cierpisz! –
zawołała z rosnącą egzaltacją.
–
Proszę cię, Angelique, przestań robić przedstawienie. Nie pojedziesz w
tym stroju do szpitala i koniec –
powiedział ze złością.
Chwilę potem sanitariusze wynieśli Caleba do karetki, a Angelique została,
robiąc współczującą minę, póki nie zamknęły się za nimi drzwi.
–
Chyba jej czas dobiega już końca – szepnęła Cassie do Sabriny.
–
Dlaczego tak myślisz? Taki facet jak on pewnie uwielbia otaczać się
bezmózgimi ślicznotkami.
–
Może i tak, ale tej ma z pewnością dosyć. Widziałaś, jak na nią spojrzał,
gdy zaczęła histeryzować? Ona go już tylko drażni – stwierdziła stanowczo
Cassie.
–
Nie ma o czym mówić – zmieniła temat Sabrina. – Chodź, pora na
konkursy dla dzieci. Może zaczniemy od wyścigów w workach?
Sabrina odczytywała uważnie numery mijanych domów. Czyżbym coś źle
zapisała? – zastanawiała się. Jednak adres się zgadzał, choć nie tak wyobrażała
sobie mieszkanie milionera. Był to jeden z wielu niczym nie wyróżniających
się domów na tej ulicy, w takich samych mieszkała większość jej znajomych.
Spodziewała się raczej złotej bramy, która otwiera się tylko dla wybranych
gości, lokaja w liberii i tym podobnych luksusów. Tymczasem dom wyglądał
całkiem przeciętnie. Był to trzypiętrowy budynek, zaprojektowany w stylu
kolonialnym i pomalowany na biało. Ozdobą niewielkich balkonów były kute
balustrady i skrzynki z kwiatami. Przed do
mem był niewielki trawnik.
Na wszelki wypadek Sabrina jeszcze raz sprawdziła adres. Wszystko się
zgadzało. Caleb mieszkał właśnie tutaj. Nie musiała dzwonić do drzwi, bo
właśnie się otworzyły i wyszedł z nich mężczyzna z lekarską torbą. A zatem
dobrze traf
iłam, pomyślała. Gosposia wskazała jej pokój, w którym leżał
Caleb.
Sabrina zatrzymała się i wyciągnęła z torby zapakowane w celofan kwiatki.
Poprawiła je, zebrała się w sobie i ruszyła we wskazanym kierunku. Nie była
pewna, czy Caleb w ogóle będzie chciał z nią rozmawiać, lecz cóż szkodzi
spróbować.
Zapukała do drzwi i delikatnie je uchyliła. W środku stał starszy
mężczyzna, który wydawał właśnie polecenia dostawcy.
– Przepraszam, szukam Caleba –
powiedziała.
–
Proszę pójść do pokoju po drugiej stronie – grzecznie wyjaśnił starszy
pan.
–
Och, kochanie, czy jesteś pewien, że nic nie mogę zrobić, żebyś poczuł
się lepiej? – Sabrina usłyszała ten słodki głosik, w chwili gdy wycofywała się
na korytarz. Dochodził z pokoju, w którym miał znajdować się Caleb. Chyba
jednak Cassie się pomyliła, czas Angelique jeszcze się nie skończył,
pomyślała.
Drzwi były otwarte, lecz Sabrina zapukała. Zatrzymała się jednak tuż przed
progiem, gdyż para znajdująca się w środku, najwyraźniej nie usłyszała
pukania. Z korytarza mogła dostrzec, że pokój jest duży i jasny. Pod ścianą
stało szerokie łoże, w którym leżał Caleb. Angelique czule pochylała się nad
ukochanym. Byli zajęci sobą, a właściwie Angelique była zajęta Calebem.
–
Skoro jesteś pewien, że nic więcej nie mogę dla ciebie zrobić, to chyba
rzeczywiście lepiej już pójdę. Choć wiesz, że wystarczy jedno twoje słowo... –
szeptała Angelique, pochylając się coraz niżej nad Calebem.
Sabrina poczuła się jak intruz. Ta para nie miała najmniejszego pojęcia, że
ktoś ich obserwuje. Co robić? – zastanawiała się gorączkowo. Pierwszym, i jak
się wydawało, najrozsądniejszym pomysłem, który przyszedł jej do głowy,
była ucieczka. Niestety, nie zdążyła wprowadzić go w czyn, gdyż z pokoju w
pośpiechu wypadła Angelique. Na widok Sabriny stanęła jak wryta.
– A co ty tutaj robisz? –
Spojrzała podejrzliwie na Sabrinę. – Pan Tanner
jest chory i nie przyjmuje interesantów. –
Jennings, weź kwiaty od pani i
wstaw je do wazonu! –
przywołała starszego mężczyznę. – Teraz muszę wyjść,
ale wrócę za godzinę. Dopilnuj, by absolutnie nikt nie przeszkadzał choremu.
Słowotok tej kobiety może każdego przyprawić o ból głowy, pomyślała
Sabrina.
–
Och muszę lecieć, jestem już spóźniona! – zawołała Angelique i nie
sprawdzając, czy jej polecenia zostaną dokładnie wykonane – to znaczy, czy
Jennings rzeczywiście natychmiast wyprowadzi nie zapowiedzianego gościa –
pobiegła w stronę wyjścia.
Dopiero gdy Sabrina usłyszała trzask zamykanych drzwi, zaczęła się
zastanawiać, co powinna teraz zrobić. Jennings stał naprzeciwko niej i
g
rzecznie czekał. Widać było, że polecenia Angelique nie są dla niego
najważniejsze.
–
Zajrzę na chwilę do pana Tannera. – Sabrina zdobyła się na odwagę.
–
Proszę bardzo. – Jennings otworzył przed nią drzwi jeszcze szerzej.
Weszła do środka i zatrzymała się tuż za progiem. Spojrzała w stronę
szerokiego łoża. Caleb leżał na środku, ubrany w niebieski sportowy dres.
Nogę, unieruchomioną w aluminiowych łupkach, oparł na podwyższeniu
zrobionym z poduszek. Sabrinie w jednej chwili przypomniało się całe
nieszczęsne wydarzenie. Poczuła się jeszcze bardziej nieswojo. Przyjrzała się
uważnie twarzy Caleba – mimo opalenizny była trochę blada. Oczy miał
zamknięte i chyba nawet nie zauważył, że ktoś wszedł do pokoju. Sabrina
poruszyła się nerwowo.
–
Mówiłem już, że chcę zostać sam – powiedział ze zniecierpliwieniem i
otworzył oczy.
Wstrzymała oddech.
–
Szczerze mówiąc, spodziewałem się, że zechcesz obejrzeć zniszczenia,
jakich dokonałaś – powiedział na widok Sabriny. W jego tonie nie było już
złości, raczej kpina.
– Przysz
łam ci powiedzieć, jak bardzo mi przykro z powodu tego wypadku,
a szczególnie z powodu... hm... tych okoliczności, za które ponoszę
odpowiedzialność. – Plątała się coraz bardziej.
–
Okoliczności? – Caleb otworzył szeroko oczy i uniósł się nieco na
poduszkach. –
Hm... tak czy owak, ja przez najbliższe dni nie byłbym w stanie
przyjść i sprawdzić, co się z tobą dzieje. Przyznaję, że też nie jestem bez winy.
Powinienem trochę bardziej uważać – dodał spokojnie.
Przez chwilę przyglądał jej się badawczo, tak jakby rozważał niesłychanie
ważną kwestię. Wydawało się, że nie jest już tak bardzo wściekły na Sabrinę.
– Tak! –
powiedział tonem niemal tryumfalnym. – Jesteś tą właściwą osobą
i chciałbym z tobą o czymś porozmawiać.
Rozdział 2
Śliskie poduszki, na których spoczywała noga Caleba, obsunęły się, gdy
wykonał zbyt gwałtowny ruch. Przeszyła go ostra fala bólu. Kolejną dawkę
środka uśmierzającego będzie mógł wziąć dopiero za godzinę. Z trudem
powstrzymał cisnące się na usta przekleństwo i skupił uwagę na stojącej
naprzeciwko niego kobiecie.
W normalnych warunkach z pewnością zacząłby ją podrywać, jak każdą
piękną kobietę. Ale okoliczności nie sprzyjały sercowym podbojom, był
przecież unieruchomiony w łóżku.
Już wczoraj, gdy tylko wszedł do Tanner Electronics, natychmiast ją
zauważył. Była piękna, wysoka, szczupła, miała długie wijące się włosy i
zielone oczy, które przypominały mu kolor oceanu wokół rafy koralowej.
Uwielbiał takie kobiety, zapatrzył się w nią jak w obraz. Od razu pomyślał, że
chętnie przegadałby całe przyjęcie z tą śliczną zielonooką kotką... Gdy jednak
wpadła na niego, przerwała mu brutalnie kontemplowanie jej urody i popsuła
tak dobrze zapowiadający się wieczór.
Ale to było wczoraj. Dzisiaj niestety sytuacja była zupełnie inna. Wieczór
spędził w szpitalu, gdzie poddawano go niezbyt przyjemnym zabiegom, w
nocy prawie nie spał, bo noga bolała go pomimo zażytych lekarstw. Ranek nie
wyglądał dużo lepiej...
Teraz jednak powinien przerwać tę złą passę i w sensowny sposób
wykorzystać wizytę Sabriny.
Zanim j
ednak cokolwiek jej powie, musi przekonać się, jaka jest naprawdę.
Nie każda piękna kobieta nadawała się do tego zadania... Żałował, że nie jest
jasnowidzem ani telepatą, bo właśnie teraz takie nadprzyrodzone zdolności
bardzo by mu się przydały.
Dziś Sabrina wydała mu się równie piękna, jak wczoraj, choć na jej twarzy
widoczne były ślady zmęczenia. Gęste, wijące się włosy związała w luźny
węzeł, ubrana była w dopasowany złotobrązowy kostium z surowego lnu.
Wyglądała niezwykle atrakcyjnie.
–
Usiądź, proszę. – Dotarło do niego, że jego gość cały czas stoi. Wskazał
jej ręką krzesło w pobliżu łóżka.
Posłusznie usiadła. Kwiatki, które dotychczas trzymała w ręku, położyła po
chwili wahania na nocnym stoliku, a niewielką torbę oparła o nogi krzesła. Te
wszystkie pr
oste czynności wykonywała z niezwykłą wręcz gracją. Caleb
pomyślał, że jeszcze nigdy nie spotkał równie zachwycającej istoty.
–
Przyniosłam ci kilka najnowszych magazynów. – Sięgnęła do torby
stojącej u jej stóp. – Mam nadzieję, że lektura trochę cię rozerwie... –
Uśmiechnęła się nieśmiało. – Jak powiedział mi lekarz, noga nie jest złamana,
a tylko zwichnięta – dodała po chwili.
– Tak –
przyznał. – Jednak tego typu urazów nie wolno bagatelizować. –
Nie mógł się powstrzymać, by się nad nią trochę nie poznęcać. –
Rekonwalescencja trwa równie długo, jak przy złamaniu. Istnieje nawet
obawa, że taka kontuzja będzie się często odnawiać.
– Och... –
szepnęła słabym głosem. – Naprawdę bardzo mi przykro.
–
Najbliższe dwa tygodnie spędzę przykuty do łóżka, a do pełnej formy
wrócę dopiero za kilka miesięcy. Przez ten czas nie będę mógł uprawiać
żadnych sportów ani, co najgorsze, jeździć motocyklem – użalał się nad sobą.
–
Jeśli pan chce, panie Tanner, wywołać u mnie jeszcze większe poczucie
winy i wyrzuty sumienia,
to muszę przyznać, że świetnie panu idzie...
–
Nie to jest moim celem. Chcę pani tylko uświadomić, w jaki sposób
zmieniła pani moje życie, a właściwie jak dramatycznie pogorszyła jego
jakość.
–
Mówiłam już, że bardzo mi przykro z powodu tego, co się stało.
–
W ten weekend miałem latać na paralotni. – Popatrzył na nią z wyrzutem.
–
Dlaczego za wszelką cenę dąży pan do tego, żebym poczuła się jeszcze
gorzej?
–
Czy nie uważa pani, że moje utyskiwania są w pełni uzasadnione?
–
Owszem, ucierpiał pan nieco podczas tego wypadku. Jednak mam
wrażenie, że chce mnie pan nastraszyć i ciekawa jestem, czemu to ma służyć...
Czyżby oczekiwał pan jakiejś rekompensaty?
–
To dobry pomysł, coś mi się w końcu należy.
–
W takim razie powinniśmy niezwłocznie ustalić, co się naprawdę
wydarzyło i kto ponosi za to odpowiedzialność – odparła twardo.
–
Co się wydarzyło?! – krzyknął z oburzeniem. – Zaraz się okaże, że
zwichnięta noga to tylko wytwór mojej chorej wyobraźni. A czyja to wina?
Czy ma pani co do tego jakieś wątpliwości?
– Ow
szem, mam. Nikt nie kazał panu łapać się za butlę z helem. Gdyby nie
był pan taki narwany, nic złego by się nie stało.
–
Sama poprosiła mnie pani o pomoc.
–
Ale nie kazałam panu zgrywać Herkulesa! Jeśli chce pan ode mnie
wyciągnąć pieniądze, to myślę, że niezbyt dobrze pan trafił...
–
Pieniądze? – przerwał jej. – Nie potrzebuję pani pieniędzy, mam
wystarczająco dużo własnych. Przyznam jednak, że oczekuję od pani pewnego
zadośćuczynienia.
–
Tak, to typowe dla mężczyzn pana pokroju, że nie przepuszczą żadnej
okazji, by wykorzystać kobietę! – W głosie Sabriny pobrzmiewała niekłamana
pogarda. –
Nie ma co, niezłe z pana ziółko. Jeśli myśli pan, że w ramach
zadośćuczynienia powinnam z panem pójść do łóżka, to...
–
Co też pani przyszło do głowy? – przerwał jej. – Zapewniam, że nawet o
tym nie pomyślałem.
Zaczerwieniła się, wyraźnie zmieszana. Czuła, że się wygłupiła. Nawet
więcej, zrobiła z siebie kompletną idiotkę, a na dodatek wyssanymi z palca
podejrzeniami obraziła Bogu ducha winnego człowieka.
– Przepraszam – w
ydusiła z trudem przez zaciśnięte gardło.
–
Naprawdę nie należę do facetów, którzy muszą uciekać się do szantażu,
by pójść z kobietą do łóżka – powiedział z naciskiem. Było mu naprawdę
przykro, że Sabrina miała o nim tak niepochlebne zdanie. – A gdybym chciał
panią poderwać, to zabrałbym się do rzeczy zupełnie inaczej...
–
Oszczędźmy sobie szczegółów, po co zresztą roztrząsać
nieprawdopodobne sytuacje –
przerwała mu. – Proszę po prostu powiedzieć,
czego pan ode mnie chce.
–
Tak, to prawda, zamierzałem panią o coś poprosić. Nie może pani
zaprzeczyć, że w mojej sytuacji jestem właściwie skazany na pomoc innych.
Trudno o wszystko zadbać, gdy jest się przykutym do łóżka.
–
Jak zauważyłam, domem zarządza Jennings – stwierdziła ostrożnie, ciągle
nie rozumiejąc, o co mu chodzi.
–
Tak, Jennings otwiera drzwi, odbiera telefony, załatwia zakupy i tym
podobne sprawy. Radzi sobie całkiem nieźle – przyznał. – Jednak jest za stary,
by troszczyć się również o mnie. Przecież nie jestem w stanie przynieść sobie
nawet szklanki soku.
–
Czy pan chce mnie zatrudnić jako opiekunkę?! – Sabrina nie potrafiła
ukryć niebotycznego zdumienia.
–
Potrzebuję kogoś, kto poda mi lekarstwa, zrobi kawę, poczyta, gdy będę
zbyt zmęczony, poprawi poduszki czy też pójdzie po lody o trzeciej w nocy,
gdy nie będę mógł zasnąć. Jake powiedział mi, że tym właśnie zajmuje się pani
firma.
–
Niezupełnie – odparła chłodno. – Moja firma nazywa się Wypożyczalnia
Żon, a nie Wypożyczalnia Niewolników. Zajmuję się organizacją przyjęć i
wynajmowaniem hostess, a nie dostarczaniem taniej siły roboczej. Skąd
pomysł, że mogłaby mnie zainteresować pana oferta?
–
Cóż, biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności, pani kandydatura sama się
narzuca... –
Zawiesił głos. – Jak pani się właściwie nazywa?
–
Po co pan pyta? Czy niewolnicy mają w ogóle własne imiona? To ich
właściciel nazywa ich, jak chce – powiedziała podniesionym głosem. – Sabrina
Saunders –
dodała jednak po chwili.
– Sabrina –
powtórzył miękko. W jego ustach jej imię zabrzmiało jak
pieszczota.
–
Dlaczego nie wynajmie pan wykwalifikowanej pielęgniarki, stać pana na
to. Byłaby na każde pana zawołanie – przekonywała z zapałem. – Mogłaby
pana nawet karmić.
–
Nie trzeba mnie karmić. Zresztą jedzenie gorącej zupy z trzymanego
przez panią talerza mogłoby się skończyć kolejną katastrofą – odparł z lekkim
rozbawieniem. –
Nie czułbym się bezpieczny nawet wtedy, gdyby talerz z zupą
stał na stoliku obok łóżka.
–
Jak zatem mam się panem opiekować, skoro zupełnie mi pan nie ufa?
Zresztą, zupełnie słusznie. Nie jestem stworzona do takich zajęć. – Spojrzała
na niego kpiąco. – Nie mam najmniejszych wątpliwości, że na jedno pana
skinienie zleciałby się tu tłum chętnych do pomocy kobiet.
–
To prawda, ale one byłyby zbyt natrętne. Spotkała pani Angelique?
–
Tak, nawet z nią rozmawiałam, a właściwie to ona cały czas mówiła.
–
Gdyby jej na to pozwolić, siedziałaby przy mnie dzień i noc, zmieniając
tylko kreacje. Nie jest to jednak osoba, która byłaby zdolna do opieki nad
kimkolwiek. Prędzej czy później zamęczyłaby każdego...
Sabrina nic nie odpowiedziała, ale trudno jej się było nie zgodzić z tą
opinią.
– A inne kobiety? –
spytała.
–
Wszystkie moje znajome są bardzo podobne do Angelique. Zaraz
ściągnęłyby mi na głowę stadko swoich koleżanek, których wcale nie mam
ochoty oglądać i jeszcze miałyby pretensje, że poświęcam im za mało uwagi.
Słabo się czuję i nie wiem, czy poradziłbym sobie z tymi harpiami.
–
Myślałby kto, że chodzi o czarownice, a nie o rozpieszczające pana do
nieprzyzwoitości kobiety.
– Nie rozpies
zczające, lecz zamęczające – sprostował. – Potrzebuję
spokoju, żeby jak najprędzej dojść do siebie.
–
Może pan po prostu wyłączyć telefon i kazać Jenningsowi nikogo nie
wpuszczać – zaproponowała.
–
Czyżby? Czy miała pani jakiekolwiek trudności z wejściem tutaj? Znam
Jenningsa i wiem, w jakich sprawach można na nim polegać, a w jakich raczej
nie. Sama pani... –
zawiesił na moment głos. – Może przejdziemy na ty? –
zaproponował znienacka.
– Dobrze... –
odparła zaskoczona.
–
Sabrino, sama przyznałaś, że jesteś w części odpowiedzialna za ten
wypadek... –
Spojrzał na nią wymownie. – Proszę cię więc, żebyś mi teraz
pomogła, bo znalazłem się w trudnej sytuacji. Naprawdę nie oczekuję niczego
szczególnego. Pomyśl, czy gdybyś to ty była na moim miejscu, nie
wydawałoby ci się naturalne, że osoba, która wpędziła cię w kłopoty, pomoże
ci z nich wyjść? – Uważnie wpatrywał się w jej twarz, jakby tam szukając
odpowiedzi na zadane przed chwilą pytanie.
–
Może wynajmę ci wytresowanego rottweilera – jęknęła.
–
Wtedy z pewnością nikt nieproszony by tu nie wszedł.
–
A ja w tym czasie umarłbym z głodu – stwierdził ze śmiechem.
– Niestety, nie jestem w stanie ci pomóc. –
Sabrina wstała i ruszyła w
stronę drzwi. – Do widzenia. – Zatrzymała się na moment i spojrzała mu w
oczy.
– Pomówm
y poważnie – zaproponował. – Czy twojej firmie nadal zależy na
zleceniach od Tanner Electronics? Czy może pragniesz zakończyć tę
obiecującą współpracę? – rzucił pospiesznie, jakby się bał, że Sabrina nie
będzie go chciała wysłuchać. – Zdajesz sobie sprawę, że mogę mieć pewne
zastrzeżenia co do przebiegu tej nieszczęsnej imprezy?
Sabrina bez chwili wahania zawróciła od drzwi i usiadła na krześle. W
takiej sytuacji nie miała wyjścia. Kontrakt z Tanner Electronics był warunkiem
istnienia jej firmy.
– Od kiedy zaczynam? –
spytała spokojnie, głosem pełnym rezygnacji.
Caleb tryumfował i nawet nie bardzo starał się to ukryć. Wprawdzie nie
powiedział już ani słowa, ale widać było wyraźnie, że przyzwyczajony jest do
tego, iż zawsze osiąga zamierzony cel.
– Najlepiej od zaraz –
odparł. – Ale jeśli masz teraz coś do załatwienia, to
możesz przyjść dopiero po południu – dodał nonszalancko, jakby to była
najbardziej oczywista propozycja na świecie. – Wyjdź teraz, a ja w
międzyczasie każę mojemu prawnikowi przygotować odpowiednią umowę.
Póki co możemy przypieczętować nasz układ uściskiem rąk.
Sabrina posłusznie podała mu prawicę. Niespodziewany dreszcz wstrząsnął
jej ciałem, gdy poczuła dotyk mocnej dłoni Caleba. Trochę nerwowo cofnęła
rękę. Chyba zwariowałam, zganiła się w myślach.
W drodze do domu próbowała przemyśleć całą sprawę na spokojnie. Nie
mogła postąpić inaczej, jeśli nie chciała narażać Wypożyczalni Żon na
poważne kłopoty finansowe. Tanner Electronics to zbyt potężna i bogata firma,
by warto było z nią zadzierać. A poza tym, kto przy zdrowych zmysłach
chciałby stracić najważniejszego klienta? Nie mogła tego zrobić Paige i Cassie.
Musiała ponieść konsekwencje swego czynu. Tylko czy da radę? Caleb był
wytrawnym graczem, a w dodatku uwielbiał smak zwycięstwa. Osiągnął
dokładnie to, czego chciał, a ona musiała mu się bezdyskusyjnie
podporządkować. Miał bardzo silną osobowość, potrafił narzucić innym swoją
wolę. Pewnie w poprzednim wcieleniu był dowódcą rzymskich legionów,
pomyślała. Zdradliwa wyobraźnia podsunęła jej wizerunek Caleba,
wysyłającego do boju tysiące żołnierzy... Jakże wydał jej się piękny i
pociągający... Boże, zwariowałam, przywołała się do porządku. Była na siebie
zła. Przecież wyraźnie powiedział, że nie zamierza jej podrywać. Pewnie w
ogóle ni
e była w jego typie, prawdopodobnie gustował raczej w pięknych,
głupich i bezkrytycznie zapatrzonych w niego kobietach, takich jak Angelique.
Ale z drugiej strony miał wyraźnie dosyć tej egzaltowanej panienki, tego
Sabrina była pewna ponad wszelką wątpliwość. Może mu się po prostu
znudziła i poszuka sobie nowej, gdy tylko dojdzie do zdrowia, pomyślała.
Wygląda na faceta, który zmienia kobiety jak rękawiczki i nie jest w stanie
długo wytrwać w jakimkolwiek związku.
Zaczęła się zastanawiać, jak będą wyglądać jej najbliższe tygodnie. Caleb
wyraźnie dał do zrozumienia, że nie interesuje się nią jako kobietą. Sabrinie
też nigdy nie podobali się faceci jego pokroju, a jednak, choć niechętnie się
przed sobą do tego przyznała, było jej przykro, iż pójście z nią do łóżka uznał
za niedorzeczny pomysł. On, ku jej ogromnemu zdziwieniu, bardzo ją
pociągał. Nie potrafiła tego wytłumaczyć, ale tak właśnie było. Bała się, że
Caleb wcześniej czy później przejrzy ją na wylot. Za żadne skarby świata nie
chciała mu dać takiej satysfakcji, chyba spaliłaby się ze wstydu. Nie miała
najmniejszego zamiaru dołączyć do grona wielbicielek pana Tannera i
przylatywać na każde jego skinienie. Muszę coś z tym zrobić, postanowiła.
Jedyna nadzieja w tym, że Calebowi pewnie szybko znudzi się moje
towarzystwo i wkrótce zatęskni za swoim haremem.
Po powrocie do domu zadzwoniła do Cassie, żeby powiedzieć jej, że przez
kilka dni, czy też... tygodni, będzie się zajmowała tylko jednym klientem... Nie
bardzo wiedziała, jak wyjaśnić to przyjaciółce, układ z Calebem był dość
nietypowy.
–
Byłam u Caleba Tannera – zaczęła. – Przeprosiłam go za to, co się stało
i...
–
Mam nadzieję, że dał się udobruchać – przerwała jej Cassie. – Jeśli
stracimy kontrakt z Tanner Electronics, to praktycznie możemy zlikwidować
firmę.
–
Nie denerwuj się, wszystko w porządku – odpowiedziała spokojnie
Sabrina. –
Tanner Electronics podpisze z nami kolejną umowę, ale ja przez
kilka dni, najdłużej przez dwa tygodnie, będę wyłączona... Będę zajmowała się
Calebem Tannerem –
wyrzuciła z siebie.
–
Co będziesz robiła?
–
Jak ci mówiłam, poszłam do niego, żeby przeprosić za to całe
zamieszanie –
wyjaśniła Sabrina. – Złożył mi propozycję nie do odrzucenia,
bym zajęła się nim, dopóki musi leżeć w łóżku...
– Ty?! – Zgodnie z oczekiwaniem Sabriny
Cassie była bardzo zaskoczona.
–
Masz być jego pielęgniarką? Przecież ty potrafisz przewrócić się na prostej
drodze, potłuc wszystko, co weźmiesz do ręki, nie mówiąc już o notorycznym
rozlewaniu kawy i herbaty.
–
Nie będę jego pielęgniarką, raczej ochroniarzem i asystentką w jednej
osobie. Mam trzymać z dala od niego wszystkie osoby, z którymi nie będzie
chciał się spotkać, pomagać w załatwianiu najpilniejszych spraw, być jego
łącznikiem z resztą świata – tłumaczyła cierpliwie Sabrina. – W zamian za to
Tan
ner Electronics nie zerwie z nami kontraktu. Nie miałam innego wyjścia,
musiałam się zgodzić na ten układ – wyjaśniła, gdyż w słuchawce po drugiej
stronie zapanowała głucha cisza.
–
To jakaś nieprawdopodobna historia – odparła w końcu Cassie. – Ale
skoro t
o był jedyny sposób, żeby uratować naszą firmę, to dobrze zrobiłaś.
–
Też mi się tak wydaje, choć byłam zaskoczona propozycją nie mniej niż
ty teraz –
przyznała.
–
Cóż, w takim razie pozostaje mi tylko życzyć ci świętej cierpliwości, bo
Caleb nie wygląda na łatwego we współżyciu... A co na to wszystko
Angelique? –
W Cassie wzięła górę plotkarska część natury.
–
Jeszcze nie wiem. Minęłam się z nią w drzwiach, gdy wchodziłam do
Caleba. Ona chyba jeszcze nie ma pojęcia o tej dziwacznej umowie, ale mogę
się założyć, że nie będzie zachwycona...
–
Szykuje się niezła zabawa. Wyjątkowo nie cierpię tego rodzaju kobiet –
zachichotała Cassie.
–
Ja też, ale wcale mi się nie uśmiecha starcie z tą słodziutką wydrą, a
wiem, że trudno będzie tego uniknąć.
–
Dasz sobie radę, uważaj tylko na Caleba, to straszny podrywacz.
–
Nie bój się, nie jestem w jego typie – odparła Sabrina i nagle zrobiło jej
się smutno. – Chyba właśnie dlatego mnie zatrudnił.
– Kiedy zaczynasz?
–
Zaraz, wpadłam tylko do domu po kilka niezbędnych drobiazgów i żeby
załatwić najpilniejsze sprawy. Ty i Paige będziecie musiały wziąć wszystkie
sprawy firmy na siebie –
powiedziała z troską.
–
O to się nie martw, damy sobie radę. Walcz o przychylność naszego
najważniejszego klienta. – Cassie starała się dodać przyjaciółce otuchy.
–
Jutro przyślę ci umowę z Tanner Electronics, a teraz wracam do Caleba –
powiedziała lekko drżącym głosem Sabrina.
–
Trzymaj się i na razie – pożegnała ją Cassie.
–
Popsuła mi się komórka, dzwoń więc na domowy numer Caleba.
Piętnaście minut później Sabrina stała przed domem Caleba Tannera.
Najpierw postanowiła ustalić kilka spraw z Jenningsem. Nie musiała go
szukać, gdyż to on otworzył jej drzwi.
–
Czy pan Tanner poinformował pana, że przez kilka najbliższych tygodni
będę zajmowała się jego sprawami?
–
spytała wprost.
–
Tak, oczywiście, wszystko mi wyjaśnił – odparł grzecznie Jennings.
–
A zatem wie pan już, że nie można wpuszczać do niego nikogo bez mojej
zgody?
– Tak.
Jennings nie zdążył nic więcej powiedzieć, bo u drzwi zadźwięczał
niecierpliwy dzwonek. Żadne z nich nie miało najmniejszych wątpliwości, kto
w taki natarczywy sposób ogłasza swe przybycie.
–
Sabrino, Jennings, przyjdźcie tu, proszę! – rozległ się głos Caleba. Nie
było wątpliwości, że on również wie, kto przyszedł go odwiedzić.
–
Co mam powiedzieć Angelique? – spytała, zatrzymując się w progu
pokoju.
–
Nic. Niech Jennings po prostu ją wpuści. Jennings bez słowa poszedł
spełnić życzenie Caleba.
–
Myślałam, że mam cię chronić przed takimi właśnie wizytami –
powiedziała nieco zaskoczona jego zachowaniem.
– Tak, zaraz to zrobisz –
odparł spokojnie. – Usiądź, proszę, ale nie na
krześle – zaprotestował, gdy ruszyła w stronę wcześniej zajmowanego miejsca.
–
Usiądź tu, koło mnie, na brzegu łóżka.
Sabrina spojrzała na niego z niedowierzaniem. Nie było jednak czasu na
dyskusję, zwłaszcza że Caleb najwyraźniej miał jakiś plan. Szybko spełniła
jego życzenie, gdyż coraz głośniejsze stukanie szpilek o posadzkę zwiastowało
rychłe pojawienie się Angelique.
–
Widzę, że nie jestem jedyną osobą, która stara ci się osłodzić czas
choroby! –
zawołała Angelique już od drzwi. – Powinieneś był mnie
uprzedzić, że spodziewasz się gościa, nie spieszyłabym się tak bardzo.
–
Sabrina również ucierpiała podczas tego wypadku, choć jej obrażenia nie
są zbyt poważne. – Caleb zachowywał się tak, jakby nie zauważał wzrastającej
irytacji Angelique. –
Poza tym wiesz przecież, że nawet nie jestem w stanie
sam sobie poprawić poduszek. Nie wiem, co bym począł bez pomocy tego
anioła miłosierdzia. – Zupełnie niespodziewanie dla Sabriny Caleb pogłaskał
ją po ręce.
–
Ależ, kochanie, gdybyś tylko szepnął słówko, zostałabym przy tobie! –
wykrzyknęła z emfazą Angelique. – Wiesz przecież...
–
Sabrina przed chwilą powiedziała mi, że chciałaby ci podziękować za
opiekę, jaką mnie otoczyłaś dzisiejszego ranka – przerwał jej. – Gdy wrócę do
zdrowia, urządzimy przyjęcie i na pewno będziesz jednym z honorowych
gości...
Sabrina doskonale zrozumiała plan Caleba. Wiedziała też, co czuje
Angelique i nawet było jej żal tej kobiety.
– Ni
e możesz tak po prostu... – Angelique urwała, jakby nagle zabrakło jej
słów.
–
Kilka dni temu powiedziałem ci, że musimy się rozstać – ciągnął Caleb. –
Umawialiśmy się, że ostatnim wspólnym występem będzie przyjęcie na
Halloween. Dotrzymałem zawartej umowy.
–
Ale nie mówiłeś nic o niej! – Angelique wskazała palcem na Sabrinę.
–
No cóż, chyba nie muszę się przed tobą tłumaczyć. Poza tym Sabrina w
żaden sposób nie przyczyniła się do naszego rozstania.
–
O tak, z pewnością nie. Ty przecież nie znosisz pustki, jakże mogłabym
zapomnieć – powiedziała z sarkazmem. – Nie łudź się, że to długo potrwa –
zwróciła się do Sabriny.
–
On szybko się nudzi, szczególnie, gdy dostanie to, czego chce. –
Odrzuciła na plecy długie włosy i jak burza wypadła z pokoju. Trzaśniecie
d
rzwi wyjściowych oznajmiło im, że Angelique opuściła dom.
–
To było najpaskudniejsze przedstawienie, jakie w życiu widziałam! –
Sabrina zerwała się z łóżka i popatrzyła z wściekłością na Caleba. – A na
dodatek zmusiłeś mnie, żebym w tym brała udział!
–
Przykro mi, że musiałem cię w to wplątać – odparł spokojnie. – Ale wierz
mi, nie widziałem innego sposobu, żeby się od niej wreszcie uwolnić. O tym,
że między nami wszystko skończone, mówiłem jej co najmniej dziesięć razy.
–
Układy między wami mało mnie obchodzą. Jednak jakim prawem
przedstawiasz mnie jako swoją kochankę? Nie mam najmniejszej ochoty
uchodzić za twoją kolejną zdobycz! Zdajesz sobie sprawę, że Angelique nie
zatrzyma tej informacji dla siebie?
–
A czy widzisz lepszy sposób, żeby przestały mnie nachodzić te wszystkie
egzaltowane i marzące jedynie o zamążpójściu panienki? Niestety, znam ich
jeszcze kilka. Informacja o tym, że z kimś się związałem, powinna je na trochę
odstraszyć – odpowiedział spokojnie, jakby w ogóle nie przejął się zarzutami
Sabriny.
–
Trzeba było wynająć helikopter i polecieć na przykład na Hawaje! –
Tupnęła nogą ze złości.
–
Sabrino, proszę cię, bądź poważna. To naprawdę najlepszy sposób.
–
Nikt nie uwierzy, że możemy być parą.
–
Ależ wszyscy uwierzą, Angelique na przykład dała się od razu nabrać.
Poza tym jesteś kobietą dokładnie w moim typie – stwierdził z uśmiechem. –
Dlatego zaproponowałem ci ten układ – dodał z rozbrajającą szczerością.
–
Mam ochotę cię udusić! Jesteś najbardziej denerwującym osobnikiem,
jakiego w życiu spotkałam! – wściekała się Sabrina.
–
Czy to naprawdę taki wstyd uchodzić za moją dziewczynę? – zapytał i
uśmiechnął się łobuzersko.
–
Zaraz skręcę ci drugą kostkę – mruknęła wściekle.
–
Naprawdę, jesteś idealna do tej roli – powtórzył, przyglądając jej się z
zadowoleniem.
–
Przecież ta historyjka już z daleka trąci oszustwem – powiedziała nieco
spokojniej. –
Nigdy nie podobali mi się mężczyźni w twoim typie.
–
I to jest twoja kolejna zaleta. Ja potrzebuję absolutnego spokoju.
Zapewniam cię, że plotki, które zacznie rozsiewać Angelique, ułatwią życie
także tobie. Nie chcę się przechwalać, ale jest jeszcze kilka chętnych na jej
miejsce. Po co tłumaczyć każdej z osobna, że nie mam ochoty na żadne
damsko-
męskie układy, bo spotykam się już z tobą? Angelique nas z
pewnością wyręczy.
Sabrina milczała. Złościło ją, że w gruncie rzeczy miał rację. Faktycznie,
Angelique na pewno poinformuje wszystkich znajomych o nowej
przyjaciółeczce Caleba. Ale dlaczego miałaby pozwolić, by mówiono o niej
jako o kolejnej zdobyczy sławnego pożeracza niewieścich serc? Budziło to jej
głęboki sprzeciw. Z drugiej jednak strony, która kobieta o zdrowych zmysłach
wstydziłaby się takiego narzeczonego jak Caleb Tanner?
Złościła ją jeszcze jedna rzecz. To, że Caleb był tak bardzo świadom swojej
atrakcyjności.
–
Obiecuję ci, że zrobię wszystko, by jak najszybciej stanąć na nogi. Wtedy
rozejdziemy się i mogę wszystkim mówić, że to ty mnie rzuciłaś. Byłabyś
pierwszą kobietą, która zrobiła coś takiego – roześmiał się.
Rozdział 3
Sabrina patrzyła na niego, jak na nieznane egzotyczne zwierzę. Pokazał
wreszcie na co go stać i wnioski wydawały się oczywiste. Należało z nim
postępować bardzo, bardzo ostrożnie. Stado krokodyli jest pewnie mniej
niebezpieczne niż on, pomyślała.
Wobec Angelique zachował się bezwzględnie, choć z drugiej strony
wiedziała, że akurat w tym przypadku nie można było postąpić inaczej. Do
takich jak ona nie docierały spokojne i logiczne argumenty. Jeśli Caleb mówił
jej, że między nimi wszystko skończone, a Angelique nadal mu się narzucała,
to musiała być skończoną idiotką. Sabrina zawsze starała się stawać po stronie
kobiet, identyfikując się raczej z ich punktem widzenia. Jednak w tym
wypadku świetnie rozumiała Caleba.
W jej duszę wkradł się cień zwątpienia. Coraz bardziej bała się, że Caleb
uzyska nad nią przewagę. Nie była odporna na jego wdzięk. Niestety... Jeśli
ma z tego nieszczęsnego układu wyjść bez szwanku, to musi natychmiast
przestać myśleć o Calebie jako o przystojnym i pociągającym mężczyźnie.
Powinna skupić się na jego wadach, a miał ich przecież bezliku...
Jej rozmyślania przerwał dzwonek u drzwi.
–
Ciekawa jestem, czy rewelacje Angelique aż tak szybko obiegły miasto,
że sunie tu twoja kolejna zaniepokojona wielbicielka – powiedziała z
przekąsem.
–
Nie sądzę, ale kto wie – roześmiał się Caleb. Wszedł Jennings i oznajmił,
że na dole czeka Jake.
–
No widzisz, nie jest tak źle – zażartował Caleb.
–
Mam nadzieję, że nie zamierzasz przed nim odgrywać tej komedii? –
spytała z niepokojem. – W tym wypadku nie musimy udawać, że jesteśmy
parą.
–
Dlaczego nie? Nasz plan będzie skuteczny jedynie wtedy, gdy wszyscy
będą przekonani, że jesteś moją dziewczyną. W przeciwnym razie istnieje
niebezpieczeństwo, że prędzej czy później ktoś się wygada – zaprotestował. –
Poza tym Angelique zna Jake'a i z pewnością będzie mu się wypłakiwać na
ramieniu. Nie chciałbym stawiać go w niezręcznej sytuacji.
– Ale on w to nie uwierzy!
–
Dlaczego nie? A może masz chłopaka? – spytał bezceremonialnie.
– Nie –
odpowiedziała automatycznie.
–
W czym zatem problem? Przecież to zupełnie normalne, że ludzie poznają
się, zakochują się w sobie i są razem.
– Jake mnie zna i nie uwierzy...
–
Zna również mnie i zapewniam cię, że uwierzy – odparł nieco
zarozumiale, choć z hultajskim wdziękiem. – Nie będzie miał wątpliwości, o
ile tylko dobrze odegramy przed nim swoje role.
–
Jake przecież słyszał, co mówiłeś tuż po wypadku. – Starała się za
wszelką cenę nie dopuścić do tego, by udawać nową dziewczynę Caleba
również przed znajomymi. – Skąd taka nagła zmiana frontu?
–
Gdy tylko ból przestał mi dokuczać, przejrzałem na oczy i zakochałem się
od pierwszego... nie, od drugiego wejrzenia.
Sabrina wiedziała już, że znów musi się poddać. Westchnęła i usiadła na
brzegu łóżka Caleba.
– Dobra dziewczynka –
uśmiechnął się zwycięsko. – Przysuń się do mnie
trochę bliżej, przecież już wiesz, że nie gryzę.
Gdy usiadła tuż obok niego, natychmiast ją objął. W pierwszej chwili
chciała zaprotestować, ale kątem oka spostrzegła, że do pokoju wchodzi Jake.
Zatrzymał się w drzwiach i przez dłuższą chwilę przyglądał się parze na łóżku.
Był zaskoczony, lecz starał się zachować kamienną twarz. Znał wprawdzie
zdolności Caleba, ale nie spodziewał się, że akurat Sabrina...
Caleb, wciąż obejmując ramieniem Sabrinę, czule wpatrywał się w jej oczy.
Pomyślała, że jest całkiem niezłym aktorem; gdyby nie znała prawdy, sama
byłaby skłonna uwierzyć, że są parą...
– Caleb? –
Jake odezwał się w końcu. Caleb powoli odwrócił głowę w jego
stronę.
–
To zadziwiające, że ten niewinny wypadek odegrał w twoim życiu tak
ważną rolę – skomentował sytuację Jake. Nie miał najmniejszych wątpliwości,
iż to, co widzi, nie jest mistyfikacją.
–
Właściwie należałoby powiedzieć, że to najszczęśliwszy wypadek w
moim życiu – odparł Caleb. – Inaczej pewnie nigdy nie spotkałbym Sabriny.
–
Bardzo się cieszę, że tak się ta historia skończyła – powiedział serdecznie
Jake. –
Niestety, muszę wam na chwilę przeszkodzić. Najpierw może
zajmijmy się twoim zdrowiem. Przywiozłem ci prześwietlenie czaszki,
wszystko jest w porządku. Teraz mogę ci już powiedzieć, że lekarz nieco się
obawiał... Widzisz, istniało pewne niebezpieczeństwo wystąpienia krwiaka, ale
na szczęście masz twardy czerep. Nie zmogło go nawet uderzenie o granitową
podłogę.
–
To dobra wiadomość – ucieszył się Caleb. – A jaka jest ta druga sprawa?
–
Musimy omówić szczegóły kontraktu, nad którym ostatnio pracowaliśmy
i przygotować kosztorys. – Jake spoglądał to na jedno, to na drugie. –
Przepraszam, Sabrino, że przeszkadzam wam w takiej chwili, ale od tego
kontraktu
wiele zależy. Musimy trzymać rękę na pulsie.
–
Nie przepraszaj, wiem, jakie to ważne, przecież sama prowadzę firmę –
odparła spokojnie.
–
Nie zajmie to wiele czasu, przyniosłem wszystkie dokumenty i jeśli tylko
Caleb czuje się na siłach, możemy od razu przystąpić do rzeczy. Potrwa to nie
dłużej niż godzinę – zapewnił Jake. – Powiedzcie mi, czy chcecie utrzymać
wasz związek w tajemnicy? Ciekawość to być może pierwszy stopień do
piekła, lecz któż z nas jest od niej wolny?
–
Ależ skąd, Jake! – Caleb odpowiedział tak szybko, że Sabrina nawet nie
zdążyła otworzyć ust. – Nie ma powodów, by robić z tego sekret. Tym razem
nie chodzi jedynie o przelotny romans, Sabrina jest dla mnie kimś naprawdę
ważnym. Te wszystkie panienki, które zawsze się przy mnie kręciły, to już
przeszłość. – Podniósł do ust dłoń Sabriny i delikatnie ją pocałował. – Mam
nadzieję, kochanie, że nie sprawiam ci przykrości, stawiając sprawę tak
otwarcie, ale i tak moja reputacja jest powszechnie znana. Wolę sam ci o
wszystkim powiedzieć, bo świat pełen jest „życzliwych", którzy ochoczo
zatrują ci życie plotkami na mój temat. Do tej pory nie traktowałem kobiet
zbyt poważnie, ale ty jesteś inna... Wiedziałem to od pierwszej chwili. – Caleb
patrzył na nią tak czule, jakby jego słowa rzeczywiście płynęły z głębi serca.
Okazał się świetnym aktorem i nie miała wątpliwości, że Jake wierzy w każde
słowo przyjaciela.
–
Miło mi to słyszeć – odpowiedziała, spuszczając oczy. Czuła się coraz
bardziej skrępowana.
–
One wszystkie tak niewiele dla mnie znaczyły, że właściwie już prawie
zapomniałem o ich istnieniu. Jesteś pierwszą kobietą w moim życiu – ciągnął
przedstawienie Caleb. –
I do żadnej nie czułem tego, co czuję do ciebie.
Sabrina coraz lepiej rozumiała, dlaczego kobiety tak za nim szalały. Miał
dar wymowy i
przekonywania, los obdarzył go urodą i oszałamiającym
wdziękiem. Nie miała wątpliwości, że kobiety bez wahania poddawały się jego
urokowi. Był prawdziwym mistrzem w szafowaniu komplementami i czułymi
słówkami. Czegóż więcej trzeba?
Prawdziwy ideał, pomyślała nie bez złości. Bardzo przystojny, świetnie
zbudowany i nieprzyzwoicie bogaty. Jednak nie to było najważniejsze. Jego
siła tkwiła w tym, że stosował się do starego i sprawdzonego przepisu: mówił
kobietom to, co chciały usłyszeć i wiedział, jak je adorować.
Musiała przyznać, że właśnie takiego traktowania zawsze oczekiwała od
mężczyzny.
Chyba zapomniałam, że to zwykły podrywacz, ofuknęła się w duchu. Nic
zatem dziwnego, że potrafi kobiecie zawrócić w głowie i owinąć ją sobie
wokół palca. Ten pokaz jego możliwości powinnam sobie zapamiętać raz na
zawsze.
Postanowiła włączyć się do gry.
–
Ja również nie czułam do żadnego mężczyzny tego, co czuję do ciebie –
powiedziała słodko i wtuliła się w jego ramię.
Jake patrzył na nich z zachwytem, lecz również z lekkim niedowierzaniem.
Caleba znał od kilku lat i nigdy nie widział go w takim stanie. Sabrina była
piękną i niezwykłą kobietą, ale bardzo różniła się od dotychczasowych
partnerek Caleba, który nigdy nie gustował w zbyt inteligentnych i
niezależnych przedstawicielkach płci pięknej. Jake był również zaskoczony
tym, że Sabrina jest w stanie zakochać się od pierwszego wejrzenia. Musiał
jednak przyznać, że tych dwoje prezentowało się razem wspaniale. Wysocy,
ciemnowłosi, urodziwi.
–
Nie będę wam przeszkadzać, skoro musicie zająć się teraz interesami. –
Sabrina wstała. – Nie masz nic przeciwko, żebym zostawiła cię samego z
Jakiem? –
spytała z troską w głosie.
–
Oczywiście, że nie – uśmiechnął się. – Chociaż już zaczynam za tobą
tęsknić. Nie chcę cię jednak zanudzać prawnymi szczegółami kontraktu.
To ostatnie zdanie trochę zezłościło Sabrinę. Nie była głupią panienką, jak
większość jego poprzednich narzeczonych. Sama negocjowała już wiele
umów, w końcu była współwłaścicielką nieźle prosperującej firmy. Caleb
najwyraźniej o tym zapomniał. Dobrze jednak, że będzie mogła od niego przez
chwilę odpocząć. Hm... było z nią niedobrze, jeśli już zaczęła się przejmować
tym, co on o niej myśli.
–
Tylko nie odchodź zbyt daleko, kochanie! – zawołał Caleb, gdy szła w
stronę drzwi.
Zatrzymała siei odwróciła w jego stronę. Podtekst, ukryty w tej na pozór
niewinnej prośbie, był oczywisty: „Tylko nie ucieknij". Kolejny raz ją
zaskoczył, nie był zatem aż tak skupiony na sobie, by nie zauważyć, że czuje
się urażona. Nie spodziewała się po nim takiej przenikliwości i wrażliwości.
Z każdą chwilą wydawał jej się bardziej niebezpieczny.
Caleb patrzył na Sabrinę do ostatniej chwili i odwrócił głowę w stronę
swego gościa dopiero wtedy, gdy zniknęła za drzwiami.
–
Cóż za wspaniała kobieta – westchnął. – Niezwykle piękna...
–
Tak, Sabrina jest bardzo piękna – przyznał Jake. – Ale ciekaw jestem, jak
długo tym razem potrwa twój związek...
–
Znasz chyba Sabrinę dość dobrze... – Caleb skierował rozmowę na inne
tory.
–
Tak, dość dobrze ją znam i dlatego trochę się martwię. Niełatwo mi o tym
mówić... Bardzo cię lubię, Cal... Ale nie chciałbym, żeby Sabrina przez ciebie
cierpiała.
–
Nie bój się, nie będzie – odparł zdecydowanie Caleb. Nie było sensu
omawiać z Jakiem nie istniejącego przecież problemu. – Pokaż lepiej ten
kontrakt –
zażądał stanowczo.
–
Przy okazji chciałem z tobą omówić jeszcze kilka innych spraw.
Powinniśmy zatrudnić kilku nowych pracowników, jeśli chcemy podpisać
kontrakt z CEO. Dostaliśmy bardzo dużo zgłoszeń od menedżerów
najwyższego szczebla.
–
To dziwne, czyżby nagle wśród tej grupy zawodowej zapanowało
bezrobocie? –
zadumał się Caleb. – Nie wydaje ci się to podejrzane?
–
Zamiast węszyć spisek, powinieneś się cieszyć, że jest w kim wybierać.
Większość z nich to ludzie o świetnych kwalifikacjach i nieposzlakowanej
opinii. Jest na przykład facet, który przez lata był oficerem, przeszedł na
emeryturę i zrobił naprawdę duże pieniądze. Dwa lata temu sprzedał firmę i
żył z kapitału. Nie nazwałbym go bezrobotnym, wydaje mi się, że po prostu
szuka jakiegoś przyzwoitego zajęcia, że znudziło mu się wydawanie pieniędzy.
Ludzie lubią robić coś twórczego...
Caleb ze skupioną miną przeglądał powoli leżące przed nim dokumenty.
–
Zastanawiam się, dlaczego właśnie do nas przysłali swoje podania? –
powiedział po namyśle.
–
Dostałem te propozycje od firmy zajmującej się rekrutacją, nie podano
nazwisk, tylko przebieg karier zawodowych kandydatów. Łowcy głów tak
działają, pewnie nie tylko do nas wysłali te oferty. Jeśli ktoś nas zainteresuje,
skontaktują nas z nim.
–
Ciekawe, ile mnie to będzie kosztowało? – zamyślił się Caleb.
–
No cóż, za dobrego menedżera warto dobrze zapłacić, także pośrednikom
–
odparł Jake.
–
Gdy podpiszemy kontrakt z CEO, nowi ludzie będą od razu musieli ostro
wziąć się do roboty. Czy wiesz, że przed jednym z budynków, które CEO chce
razem z nami wybudować, zaprojektowano wielki kompleks sportowy z polem
golfowym?
–
Tak, pamiętam. Pewnie jako zapalonego golfistę bardzo cię to cieszy?
–
Teraz nie mam nawet co o tym myśleć – jęknął Caleb. – Sam wiesz, że
nieprędko będę mógł zagrać w golfa.
–
Nie przesadzaj, miesiąc to nie wieczność.
–
Miesiąc bez golfa to dla mnie bardzo długo – odparł Caleb. – Ale wróćmy
do interesów. Przejrzyj dokładnie te podania o pracę i wybierz najlepsze.
Zazwyczaj jesteśmy w tej kwestii zgodni – podsumował rozmowę. – Chociaż
na szczęście podobają nam się zupełnie odmienne kobiety.
–
To niezupełnie tak. Ja tylko traktuję kobiety nieco poważniej niż ty do tej
pory – r
oześmiał się Jake. – Mam nadzieję, że Sabrina nie będzie przez ciebie
cierpiała, to naprawdę piękna, wrażliwa i wartościowa dziewczyna – dodał z
przekonaniem.
Caleb nic nie odpowiedział. Podzielał opinię przyjaciela na temat Sabriny.
Jednak Jake najwyraźniej nie dostrzegał namiętnej i dzikiej strony jej natury.
Wybuch wulkanu jest również cudownym i niezwykłym zjawiskiem, jednak
lepiej się od niego trzymać z daleka...
Znacznie młodziej wygląda, gdy śpi, pomyślała Sabrina, wchodząc do
pokoju. Cicho stanęła tuż przy łóżku Caleba. W jednej ręce trzymała mały,
plastikowy kubeczek z lekarstwami, w drugiej szklankę z wodą do popicia.
Caleb spał z lekko rozchylonymi ustami, długie rzęsy rzucały cień na policzki.
Wyglądał tak łagodnie i bezbronnie, niemal jak chłopiec. Miał nieco
zaróżowioną twarz i Sabrina zaniepokoiła się, czy nie podskoczyła mu
temperatura.
Pochyliła się nad nim i wierzchem dłoni, w której trzymała szklankę,
delikatnie dotknęła jego policzka. Widocznie był bardzo wrażliwy na łaskotki,
bo przez se
n machnął gwałtownie ręką. Niestety, tak nieszczęśliwie, że
wytrącił Sabrinie z ręki szklankę z wodą. Woda wylała się prosto na niego.
Natychmiast otworzył oczy i próbował się poderwać, jednak ból okazał się
silniejszy. Caleb głośno jęknął.
– Co ty znowu wyprawiasz? –
Patrzył oszołomiony na ściekającą mu po
klatce piersiowej i brzuchu wodę.
Sabrina przygryzła wargi. Zdawała sobie sprawę, że to nie było miłe
przebudzenie. Wiedziała też, że nie powinna dotykać śpiącego dłonią, w której
trzymała szklankę z wodą. Niestety, za to, co się stało, mogła winić jedynie
siebie.
–
Chciałam tylko sprawdzić, czy nie masz temperatury – powiedziała
speszona.
–
Ale dlaczego polałaś mnie zimną wodą?!
–
Wytrąciłeś mi z ręki szklankę.
–
Może to więc moja wina? – Spojrzał na nią groźnie, zły i zaskoczony
zarazem. –
Nie muszę ci chyba tłumaczyć, że nie było to najmilsze
przebudzenie.
–
W ogóle nie zamierzałam cię budzić. Nie wiedziałam, że masz taki lekki
sen.
–
Dlaczego nie odstawiłaś najpierw szklanki?
Sabrina nie potrafiła odpowiedzieć na to pytanie. Postanowiła zatem szybko
zmienić temat.
–
Przyniosłam ci tabletki przeciwbólowe. Poczekaj, zaraz przyniosę ci coś
do popicia.
–
Może najpierw podałabyś mi suchą bluzę i pomogła zdjąć mokrą. Leżenie
w czymś takim nie należy do przyjemności – powiedział zgryźliwie.
Sabrina posłusznie podała mu bluzę z szafy. Potem pobiegła do kuchni po
wodę. Caleb połknął tabletki i tęsknie popatrzył w stronę okna.
– Która godzina? –
spytał.
– Dochodzi druga.
–
Dopiero? To chyba najdłuższy dzień w tym roku – poskarżył się.
–
Może coś ci kupić? – spytała z nadzieją. Bardzo lubiła robić zakupy, a
poza tym miała ochotę wyrwać się na chwilę z tego domu.
–
Oho, widzę, że już ci się znudziła opieka nad chorym. – Caleb przejrzał
jej plany. – Nigdzie nie pójdzi
esz, siedź tu i zabawiaj mnie.
–
Jak cię mam zabawiać? W dzieciństwie grałam na flecie, ale to było
dawno.
–
Nie, nie musisz grać. Po prostu porozmawiajmy. Powiedz mi na przykład,
jak to możliwe, że dopiero teraz poznaliśmy się. Jestem pewien, że
przygotowania do imprezy z okazji Halloween trwały co najmniej miesiąc.
Dlaczego nie spotkałem cię wcześniej?
–
To moje wspólniczki omawiały szczegóły kontraktu z Tanner Electronics.
Po prostu nigdy nie wpadliśmy na siebie, chociaż często bywałam w siedzibie
twojej firmy. Na przykład z Angelique rozmawiałam dwa razy...
– Ach tak, rozumiem –
odparł.
Sabrina nie bardzo wiedziała, o co mu chodzi, ale wolała nie dopytywać się.
– Opowiedz mi o waszej firmie –
poprosił.
–
Organizujemy różnego rodzaju przyjęcia, promocje i imprezy
towarzyskie. Zajmujemy się też takimi sprawami, na które aktywnym
zawodowo ludziom zazwyczaj nie starcza czasu. Wynajmujemy gosposie,
opiekunki do dzieci, sprzątaczki, ludzi, którzy wyprowadzają psy, zawożą
samochód do naprawy i tak dal
ej. Zazwyczaj tym wszystkim zajmowały się
żony, ale czasy się zmieniły, wiele kobiet pracuje zawodowo i nie ma na to
czasu. Dlatego nasza firma nazywa się Wypożyczalnia Żon.
–
I ludzie płacą wam za ten rodzaj usług?
–
Tak. Przecież ty też płacisz Jenningsowi – odparła. – Nasze motto to:
„Każda pracująca osoba potrzebuje żony".
–
Sprytnie pomyślane – roześmiał się. – Myślę, że macie rację. Chociaż
kiedy pierwszy raz usłyszałem nazwę waszej firmy, to pomyślałem, że... –
Spojrzał na nią z figlarnym uśmiechem.
–
Nie musisz kończyć, nie ty jeden. Ale mimo to myślę, że ta nazwa jest
dobra, intryguje ludzi.
–
Masz rację, intryguje, chociaż nie... – Caleb przerwał, bo u drzwi
wejściowych zadźwięczał dzwonek. – A kogo to znów przyniosło? – mruknął.
–
Coś mi się zdaje, że pora zebrać pokłosie plotek rozsiewanych przez
Angelique.
–
Zaraz sprawdzę, kto przyszedł – zaproponowała skwapliwie. – W końcu
zatrudniłeś mnie również do roli osobistego ochroniarza.
–
Nie, poczekaj. Najwyżej odegramy naszą komedię jeszcze raz. –
Pr
zytrzymał ją za rękę. – Usiądź na wszelki wypadek bliżej mnie.
Usłyszeli, że Jennings rozmawia z gościem i usilnie stara mu się coś
wytłumaczyć. Oczywiście drugi głos należał do kobiety.
–
Jennings miał mówić wszystkim, że śpisz – wyjaśniła Sabrina. – To
p
owinno zniechęcić do odwiedzin większość gości.
–
Ale z pewnością nie wszystkich – rozwiał jej optymizm Caleb. – Poza
tym nie mogę przecież spać dwa tygodnie.
–
Powiem mu, żeby nie powtarzał więcej niż dwa razy tej wymówki jednej
osobie –
zaproponowała. – Przyznaj, że to dobry pomysł.
Spostrzegła, że Caleb nagle przestał słuchać tego, co mówiła. Patrzył nad
jej ramieniem w stronę drzwi. Odwróciła się, żeby zobaczyć, co tak przykuło
jego uwagę.
–
Ach, nie śpisz już! – W drzwiach stała bardzo szczupła, wysoka brunetka,
ubrana w niezwykle kusą sukienkę i buty na bardzo wysokich obcasach.
–
Czy mam pozwolić jej wejść? – spytała twardo Sabrina.
–
Myślę, że to najprostsze rozwiązanie – mruknął Caleb. – Jak znam Muffy,
to łatwo by się nie poddała.
Muffy spojrzała na Sabrinę z nie ukrywaną niechęcią. Jej wzrok mówił:
„Wiem, że to przez ciebie Caleb jest taki chory". Prawdopodobnie ta panna
również była na przyjęciu, pomyślała Sabrina. Tymczasem Muffy podbiegła
już do łóżka.
–
Wiedziałam, że Jennings musi się mylić, przecież ty nigdy nie sypiasz w
środku dnia – zaszczebiotała słodko.
–
Taki duży, silny mężczyzna tego nie potrzebuje. Och, jakiś ty biedny,
kochanie! Czy bardzo cię boli? – Wdzięcznie przechyliła głowę. Nie czekała,
aż Caleb odpowie, tylko paplała dalej: – Przyniosłam ci wspaniałe lekarstwo
przeciwbólowe! –
oznajmiła z dumą.
–
Brandy czy może koniak? – zakpił Caleb.
–
Och nie! Co też ci chodzi po głowie! – obruszyła się. – Mój
aromatoterapeuta przygotował to specjalnie dla ciebie! – Wyciągnęła z torebki
nie
wielką buteleczkę. – Masz wąchać to co dziesięć minut. Zapewnił mnie, że
już po dwóch godzinach ból minie.
–
Dziękuję, ale nie wiem, czy starczy mi cierpliwości – odpowiedział
Caleb.
–
Tak mi cię szkoda, sezon narciarski tuż tuż, miałam nadzieję, że choć na
parę dni wyskoczymy gdzieś razem. – Muffy uśmiechnęła się promiennie.
–
W tym sezonie chyba nie będzie ze mnie pożytku – odparł Caleb i
przeciągle spojrzał na Sabrinę.
Muffy błędnie zinterpretowała to spojrzenie i zmierzyła Sabrinę wzrokiem
pełnym niechęci i pogardy.
Sabrina zaczynała powoli tracić cierpliwość. Najchętniej wyrzuciłaby tę
natrętną babę za drzwi. Nie znosiła głupich i bezmyślnych kobiet.
–
Myślę, że mimo wszystko możemy wyjechać razem, ja będę
kontynuowała naukę jazdy na nartach, a ty będziesz odpoczywał na tarasie –
zaproponowała Muffy. – Wiesz, marzę o tym, żeby się tobą zaopiekować.
–
Cóż za dziwaczna propozycja! – nie wytrzymała Sabrina. – Caleb nigdzie
nie pojedzie. Teraz ja się nim opiekuję! – oświadczyła z naciskiem.
–
A kim ty właściwie jesteś dla Caleba? – Muffy spojrzała wojowniczo na
domniemaną rywalkę.
–
Jego dziewczyną – odparła Sabrina twardo, patrząc tamtej prosto w oczy.
–
Twój czas się skończył, jeśli w ogóle miałaś swoje pięć minut. A teraz, jeśli
pozwolisz, chcielibyśmy już zostać sami!
Muffy przez dłuższą chwilę wpatrywała się w Caleba, jakby spodziewając
się, że przyjdzie jej z odsieczą. Nie doczekawszy się jednak z jego strony
pomocy, zrozumiała, że rzeczywiście powinna już pójść.
–
Caleb, jak mogłeś mi to zrobić – jęknęła, zatrzymując się jeszcze w
drzwiach.
–
Może zażyjesz swój cudowny lek? – Caleb wyciągnął buteleczkę w jej
kierunku.
–
Jak możesz w takiej chwili żartować! – Oburzona Muffy wypadła z
pokoju.
–
Naprawdę przydałby się ochroniarz – westchnęła Sabrina, gdy usłyszała
trzask zamykających się za Muffy drzwi wejściowych. – Niezłe z ciebie ziółko
–
dodała po chwili.
–
Co ja na to poradzę, że dla niektórych kobiet pieniądze i władza są tym,
czym waleriana dla kota?
Musiała przyznać, że miał rację. Zarówno Angelique, jak i Muffy,
bezwstydnie narzucały się Calebowi. Obie były ładne, dobrze ubrane i z
pewnością kochały pieniądze i wystawne życie.
–
Za tę sumę mogłaby mi kupić niezły samochód wyścigowy – powiedział
Caleb, przyglądając się cenie na buteleczce, którą dostał od Muffy.
–
Samochód wyścigowy? – zdziwiła się Sabrina.
–
Oczywiście mówię o modelu – roześmiał się. – Jestem zapalonym
modelarzem.
–
Ulubione hobby każdego chłopaka.
–
Ja nadal uwielbiam się tym zajmować. To świetny relaks i duża frajda.
Oprócz samochodów mam jeszcze kilkaset kolejek. –
Uśmiechnął się
rozbrajająco.
Musiała przyznać, nie wiadomo już po raz który w ciągu zaledwie jednego
dnia, że Caleb posiadał niezwykły wdzięk i potrafił być ujmujący.
Zajął się czytaniem magazynu motoryzacyjnego, a Sabrina, nie bardzo
wiedząc, co ze sobą zrobić, rozglądała się po pokoju. W pewnym momencie
przyszło jej do głowy, że ten pokój, a właściwie cały dom, nie są specjalnie
starannie urządzone. Wnętrza wydawały się zimne i opuszczone, choć meble
były nowe i w dobrym guście. Czuło się brak kobiecej ręki, która by o
wszystko zadbała.
–
Nigdy nie chciałeś inaczej umeblować tego pokoju? – Nie wytrzymała,
żeby nie zadać tego pytania.
–
Tak naprawdę to jeszcze wcale go nie urządziłem, kupiłem mieszkanie
zaledwie kilka tygodni temu –
odparł.
–
Urządzanie mieszkania, szczególnie jeśli ma się dużo pieniędzy, to bardzo
przyjemne zajęcie – powiedziała z entuzjazmem.
–
Mnie to zupełnie nie bawi. Właściwie nigdy nie dążyłem do tego, żeby
mieć dom... Nie odczuwałem takiej potrzeby – odpowiedział z lekką zadumą. –
Większość życia spędzam w pracy, a w wolnym czasie uprawiam sport lub
gdzieś wyjeżdżam.
–
Ważne jest, żeby dobrze czuć się we własnym domu – przekonywała
Sabrina.
–
Pewnie gdybym zamierzał założyć rodzinę, to miałoby to dla mnie
znaczenie. Jednak na razie niczego takiego nie planuję. – Spojrzał na nią. –
Czuję się tu trochę jak w hotelu. Zresztą, prawdę mówiąc, to wnętrze trochę
przypomina luksusowy hotel.
–
Chętnie bym tu parę rzeczy zmieniła – powiedziała zdecydowanym tonem
Sabrina. –
Urządzanie mieszkań to w pewnym sensie moja zawodowa
specjalność...
–
Nie, to chyba nie jest najlepszy pomysł – skrzywił się. – Poza tym
właściwie jesteś w pracy...
–
No właśnie, w pracy też się człowiek powinien dobrze czuć. Nasze biuro
urządziłam tak, że wszystkim się podoba – pochwaliła się.
–
Nie, Sabrino, nie w głowie mi teraz takie zmiany – powiedział
zdecydowanie. –
Potrzebuję spokoju. Muszę się skupić na powrocie do
zdrowia i sprawach firmy. Poza tym wolę, żebyś pomagała mi w moich
sprawach, a nie dezorganizowała mi życie.
–
Strasznie trudno się z tobą pertraktuje. – Po chwili wahania postanowiła
jednak ustąpić. – Nie powiem więcej słowa na ten temat.
–
Mądra decyzja, wiesz, kiedy się wycofać.
Caleb powrócił do przerwanej lektury, lecz po kilku minutach czytania
zasnął. Sabrina cicho wymknęła się z pokoju. Postanowiła zwiedzić dom.
Porównanie domu do luksusowego hotelu było jak najbardziej trafne.
Chociaż właściwie w tych najlepszych hotelach dbano dodatkowo o
odpowiednią atmosferę, mającą zapewnić gościom jak najlepsze warunki
pobytu. Mieszkanie Caleba było natomiast prawie puste.
To, co się bardzo Sabrinie spodobało, to wielkie okna, wychodzące na
zachód i południe. Właściwie przez cały dzień wpadało przez nie słońce. Mebli
było mało. W salonie, na przykład, na ścianach nie wisiał żaden obraz.
Obejrzała trzy sypialnie gościnne. W jednej stało wielkie łóżko wodne, druga
była zupełnie pusta, a trzecia częściowo urządzona.
Krążąc po domu, Sabrina usłyszała trzaśniecie drzwi. Postanowiła szybko
sprawdzić, czy to przypadkiem nie następna egzaltowana wielbicielka Caleba.
Ciekawe, ile jeszcze takich przepraw przede mną, pomyślała. Dwie dziennie to
niezła średnia. Dziwne, że nie słyszałam dzwonka...
Ruszyła w stronę drzwi. Czy to możliwe, że Jennings nie zastosował się do
moich poleceń i znowu kogoś wpuścił? Najwyraźniej tak było, bo ze szczytu
schodów dobiegł Sabrinę damski głos.
–
Dziękuję, Jennings – powiedziała nieznajoma. Sabrina nie posiadała się
ze złości.
– Jennings! –
zawołała ze szczytu schodów. – Dlaczego znów nie zrobiłeś
tego, o co cię prosiłam? Caleb śpi i proszę nikogo do niego nie wpuszczać! –
Chciała jeszcze coś powiedzieć, ale widok osoby, którą ujrzała, całkowicie ją
zaskoczył. Była to niezwykle piękna kobieta, bardzo elegancka i
dystyngowana, na pierwszy rzut oka dobiegająca pięćdziesiątki.
– Nawet jego matki? –
spytała spokojnie kobieta. – Popatrzyła na Sabrinę
niezwykle błękitnymi oczyma. Z godnością czekała, aż Sabrina zejdzie na dół.
Ona jednak miała ochotę uciec, gdzie pieprz rośnie. Nie miała pojęcia, co
ma zrobić i jak się zachować. Jak ma wyjaśnić pani Tanner swoją obecność w
domu Caleba? Co ma jej powiedzieć?
– Jestem Catherine Tanner. –
Wyciągnęła dłoń o długich, pięknych palcach
i zadbanych, pomalowanych paznokciach. – A pani?
Rozdział 4
Sabrina zacisnęła z całej siły pięści, aż zbielały jej kostki. Niestety, w
głowie miała pustkę. Choć wiedziała, że to pytanie padnie, w ciągu kilku
sekund nie potrafiła znaleźć na nie odpowiedzi.
Co powinna powiedzieć w takiej sytuacji? Prawdę? Caleb kilkakrotnie
powtarzał, że nikogo nie można dopuścić do ich tajemnicy. Mówił jednak
tylko o współpracownikach i przyjaciołach. Nie wspominał ani słowem o
rodzinie...
Przecież nie będę okłamywała jego matki, podjęła błyskawiczną decyzję.
– Jestem... to znaczy Caleb i ja... –
zająknęła się. Nie wiedziała, jak
najprościej opowiedzieć całą historię.
– Rozumiem –
chłodno skwitowała jej wysiłki pani Tanner. – Właściwie
nie powinnam pytać, widać przecież, kim pani jest.
Sabrina była tak zaskoczona, że nie zaprotestowała ani nie sprostowała od
razu nieporozumienia. Nikt jeszcze nie postawił jej w jednym rzędzie z takimi
kobietami jak Angelique i Muffy... Właściwie nie powinno ją to w ogóle
obchodzić, a jednak poczuła się urażona.
– Jennings,
czy byłbyś tak dobry i zaparzył mi filiżankę kawy? – Catherine
zwróciła się do Jenningsa ciepłym i serdecznym tonem. – Czy zechce mi pani
towarzyszyć, panno...
– Sabrina Saunders.
–
Będziemy w salonie, Jennings – oznajmiła Catherine.
–
Proszę, to chyba jedyne wygodne krzesło w całym domu. – Sabrina
starała się być miła. Sama usiadła na niezbyt wygodnej, aczkolwiek bardzo
ładnej kanapie.
Catherine swobodnie usiadła na krześle i popatrzyła na Sabrinę.
–
Mam nadzieję, że wybaczy mi pani szczerość, ale po cóż komplikować
sprawy. Poznałam już tyle przyjaciółek Caleba, że nie jestem zaskoczona. Nie
musi mi pani niczego tłumaczyć ani wyjaśniać. Dla mnie ta sytuacja jest
całkowicie przejrzysta – powiedziała otwarcie. – Mam nadzieję, że nie czuje
się pani urażona.
–
Ani trochę – siliła się na swobodny ton Sabrina.
– To dobrze. –
Catherine przyjrzała się jej jeszcze uważniej. – Mam
nadzieję, że będzie pani na tyle mądra, żeby uciec stąd, zanim zdąży się pani
zaangażować. To nie złośliwość, a tylko dobra rada...
Sabrina taki właśnie miała plan: uciec stąd tak szybko, jak to tylko
możliwe, chociaż z innych powodów, niż te podane przez matkę Caleba.
Do pokoju cicho wszedł Jennings i postawił przed nimi filiżanki z kawą.
–
O, zrobiłeś mi kawę w mojej ulubionej filiżance, miło, że o tym
pamiętałeś – pochwaliła go Catherine.
–
Zawsze pamiętam o pani upodobaniach – ukłonił się wytwornie Jennings i
dyskretnie opuścił salon.
Zostały same. Na moment zapadła kłopotliwa cisza. Sabrina czuła, że jest
znacznie bardziej s
krępowana tą sytuacją niż matka Caleba.
–
Może przygotuję pani listę leków, które Caleb powinien przyjmować,
wraz z informacją dotyczącą godzin ich podawania? – zaproponowała Sabrina.
–
Może to się pani przydać, gdy...
–
Nie mam zamiaru bawić się w pielęgniarkę Caleba – odparła Catherine
zdecydowanie. –
Jest dorosły. A z pewnością chętnych do zaopiekowania się
nim nie brakuje...
Sabrina podziwiała jej zdrowy rozsądek. Ta kobieta nie miała
najmniejszych złudzeń co do charakteru syna, ale też akceptowała jego styl
życia i nie miała zamiaru go zmieniać.
–
Sabrino! Gdzie jesteś? – Z sypialni rozległo się wołanie Caleba.
–
No nieźle, tak dramatyczne okrzyki słyszałam ostatnio, gdy w wieku
siedmiu lat złamał nogę – mruknęła do siebie Catherine.
Sabrina poderwała się z miejsca, wzięła swoją filiżankę z kawą i ruszyła w
stronę pokoju Caleba.
–
Niech chwilę poczeka, nie trzeba błyskawicznie spełniać wszystkich jego
zachcianek –
zatrzymała ją Catherine i popatrzyła na Sabrinę z politowaniem.
–
Jego ego jest i tak wyjątkowo rozdęte, nie ma sensu jeszcze bardziej go
rozbudowywać...
Nie miała zamiaru spierać się z panią Tanner, zwłaszcza że w głębi ducha
przyznawała jej rację. Ta kobieta miała zdrowy dystans do swojego syna.
–
On naprawdę nie może się ruszać. – Sabrina postanowiła odgrywać
zakochaną po uszy panienkę. Poczekała jednak na Catherine i razem weszły do
pokoju Caleba.
–
Zobacz, kogo ci przyprowadziłam! – zawołała od progu, by ostrzec
Caleba, że nie są sami.
–
Mówiłem ci przecież, że... – zaczął, ale urwał natychmiast na widok
matki. Twarz mu się rozjaśniła. – Witaj, mamo! – zawołał wesoło. – Jak się
dowiedziałaś o wypadku?
–
O, wbrew pozorom Denver nie jest takie duże. Co najmniej pięć osób
zadzwoniło do mnie, żeby opowiedzieć mi wszystko ze szczegółami –
wyjaśniła Catherine. – Prawdę powiedziawszy, wyglądasz nieszczególnie –
dodała szczerze.
– Boli jak diabli –
przyznał się Caleb. – I tak nie jest najgorzej, bo nie
złamałem nogi. Poza tym, dzięki temu wypadkowi Sabrina spędza ze mną o
wiele więcej czasu. Teraz, gdy nie mogę wychodzić z pokoju, prawie się nie
rozstajemy.
–
O tak, nie wątpię, że na razie jesteś zachwycony takim stanem rzeczy –
powiedziała z lekką kpiną Catherine. – Niestety, wpadłam tylko na chwilę,
wiec nie mogę poznać bliżej Sabriny, ale w pełni polegam na twoim zdaniu. W
sprawach kobiet jesteś ekspertem. Może odwiedzę cię jutro.
–
Sabrina postanowiła zmienić wystrój pokoju gościnnego – powiedział
znienacka Caleb. –
A potem, być może, całego domu...
–
To miło, może nareszcie ten dom nabierze jakiegoś charakteru. Ja nie
mogłabym mieszkać w tak pustych i pozbawionych duszy wnętrzach. –
Catherine spojrzała na Sabrinę z nutką sympatii i równocześnie lekkiego
niepokoju. – To pierwszy krok... –
Nie dokończyła zdania.
Sabrina była tak zaskoczona, że znów nie wiedziała, jak powinna się
zachować, na wszelki wypadek zatem postanowiła milczeć.
–
Naprawdę muszę już iść, jutro będę miała więcej czasu. Zdrowiej szybko.
–
Catherine pocałowała syna w policzek.
–
Odprowadzę panią do drzwi – zaproponowała uprzejmie Sabrina.
–
Zmiana wystroju domu... hm... gratuluję ci – powiedziała Catherine, gdy
wyszły na korytarz. – Jednak mimo wszystko radzę, żebyś sobie zbyt wiele nie
obiecywała.
Sabrina przygryzła wargi. Postanowiła nie komentować tej wypowiedzi i
udawać, że nie zauważa zawartej w niej złośliwości. Najwyraźniej Catherine
nie wyobrażała sobie, żeby Caleb mógł zakochać się w takiej kobiecie jak
Sabrina.
Uśmiechnęła się, udając, że przyjmuje słowa pani Tanner za dobrą monetę.
Im większą zrobię z siebie idiotkę, tym lepiej, pomyślała w nagłym przebłysku
ponurego humoru.
Właściwie w ogóle nie powinna obchodzić jej opinia matki Caleba, skoro
związek z nim był zwykłą mistyfikacją. A jednak jakoś dotknęło ją, że została
porównana do innych dziewczyn Caleba. Najdziwniejsze w tym wszystkim
było jednak to, że nagle zapragnęła, by ta dystyngowana i rozsądna kobieta
zmieniła o niej zdanie i przestała ją traktować protekcjonalnie. Po krótkim
namyśle postanowiła jednak pozostawić rzeczy swojemu biegowi. Nie
zamierzała robić z siebie idiotki ani przyznawać się do tego, że choćby w
najmniejszym stopniu zależy jej na dobrej opinii Caleba czyjego rodziny...
Wróciła do swojego kłopotliwego podopiecznego.
–
Dobrze poszło, prawda? – spytał Caleb. – Pomysł ze zmianą wystroju
domu był chyba celnym strzałem. Myślę, że moja mama dała się nabrać.
– Nie jestem tego taka pewna.
–
Masz jakiekolwiek wątpliwości co do tego, że uważa cię za moją
dziewczynę?
–
Nie... ale moim zdaniem jest absolutnie przekonana, że to kolejny
przelotny romans.
–
Cóż, w takim razie trzeba będzie jutro spróbować zagrać ostrzej...
–
Czy chcesz, żeby twoja matka zaczęła się denerwować tą sytuacją? –
spytała, gdyż nie bardzo wiedziała, do czego Caleb zmierza.
–
Moja matka jest zbyt rozsądna, by denerwować się takimi sprawami –
odparł.
–
Moim zdaniem to nie tylko sprawa zdrowego rozsądku. Ona zna cię zbyt
dobrze, by uwierzyć, że w końcu poważnie się zaangażowałeś. Jednak na
wszelki wypadek powinieneś się przygotować na jej ewentualne pytania.
–
Świetny pomysł – przyznał. – Poproś Jenningsa, żeby zamówił kolację z
„Pinnacle".
–
Zabawne, ale jakoś wcale mnie nie dziwi, że najlepsza restauracja w
Denver dostarcza ci jedzenie do domu –
powiedziała z leciutką ironią. – Choć
mam nieodparte wrażenie, że robią to wyłącznie dla wybranych klientów...
–
W czasie kolacji opowiesz mi wszystko, co powinienem wiedzieć. –
Caleb puścił mimo uszu jej przytyk.
–
O czym mam ci opowiedzieć? – zdziwiła się.
–
Oczywiście o sobie – odparł swobodnie, jakby to była najzwyklejsza
rzecz na świecie. – Przecież to był twój pomysł, bym przygotował się do
rozmowy z matką. Muszę wiedzieć, gdzie się urodziłaś i chodziłaś do szkoły,
jakie jest twoje ulubione danie, jaką pijasz kawę, kto był twoim pierwszym
chłopakiem, ile miałaś lat, jak...
–
Nie widzę potrzeby, żebyś zdawał przed matką egzamin z przedmiotu
„życie Sabriny" – przerwała mu. – Czy równie gruntownie badałeś przeszłość
Angelique?
–
To co innego. Nie wiedziałem o niej wiele...
–
No właśnie. Nie musisz więc udawać, że ja jestem dla ciebie kimś
wyjątkowym.
–
Właśnie to powinienem zrobić, żeby moja matka potraktowała cię
poważnie.
–
A może po prostu powinieneś powiedzieć jej prawdę?
–
Przez chwilę nawet rozważałem ten pomysł, ale już za późno – odparł. –
W tej sytuacji powinniśmy zrobić wszystko, żeby nam uwierzyła Wiem, że
wiele kobiet, które się mną interesują, zna moją matkę. Zdarza się, że wypytują
ją o mnie. Ona nie będzie chciała kłamać, więc musi być przekonana, że jesteś
dla mnie kimś szczególnym. – Popatrzył na nią przeciągle. – W takiej sytuacji
nie pozostaje nam nic innego, tylko lepiej się poznać. Muszę zdać egzamin z
przedmiotu „Sabrina Saunders". A zatem, kto był twoim pierwszym
chłopakiem?
Na to pytanie Caleb nie doczekał się odpowiedzi. Nigdy przedtem nie
spotkał kobiety, która by tak bardzo nie lubiła mówić o sobie jak Sabrina.
Wyciągnięcie z niej najprostszych informacji graniczyło niemal z cudem. Pod
koniec kolacji wiedział już, gdzie się urodziła i chodziła do szkoły, jakie
skończyła studia, co lubi jeść i jaką pije kawę. Natomiast nie udało mu się z
niej wydobyć żadnych szczegółów dotyczących życia osobistego.
Kolacja była wyśmienita, ale Sabrina czuła się jak na przesłuchaniu, mimo
że Caleb też jej wiele o sobie opowiedział... W zasadzie miał rację, jeśli nie
chcieli wypaść ze swych ról, powinni lepiej się poznać.
–
Teraz zażyj lekarstwa i kładź się spać – powiedziała Sabrina, gdy
skończyli deser i wypili herbatę. Jak na jeden dzień miała aż za dużo wrażeń.
–
To niesamowite, komenderujesz mną, jakbym...
–
Miał siedem lat i złamaną nogę – weszła mu w słowo, cytując to, co
powiedziała jego matka.
– To nieuczciwe zagranie! –
zaprotestował. – Wyciągasz informacje o mnie
bez mojej wiedzy i zgody, a o sobie nic nie chcesz powiedzieć! Czy
zatrudniłaś prywatnego detektywa?
–
Nie musiałam, wiem to od twojej matki. Zdradziła mi, że zachowywałeś
się wówczas równie nieznośnie...
–
To niesamowite, ale dwie kobiety zawsze potrafią się dogadać. – Rozłożył
ręce. – Pozostaje mi tylko poddać się twojej woli.
–
Tak już lepiej.
–
Ale zanim pójdę spać, musimy jeszcze zająć się pewną sprawą
organizacyjną – oświadczył. – Będziesz spała w moim pokoju.
Sabrina popatrzyła na niego ze zdumieniem. Jak on to sobie wyobrażał?
Lecz zanim cokolwiek zdążyła powiedzieć, Caleb wyjaśnił wszystko.
–
Czemu się dziwisz? Przecież w nocy nie ma się mną kto zająć. Poproś
Jenningsa, żeby przyniósł tu dmuchany materac.
– To brzmi niezwykle komfortowo –
mruknęła.
–
Jeśli wolisz, to oczywiście możesz spać ze mną... – uśmiechnął się
łobuzersko. – Poproś go też, żeby dał ci jakąś moją piżamę, chyba że wolisz
spać nago...
Była speszona, on rozluźniony... Zastanawiała się gorączkowo co robić.
Czy zdecydowanie odmówić? Była przygotowana na to, że będzie nocować w
jego domu, ale nie wyobrażała sobie, że będą spali w jednym pokoju. W
zas
adzie prawdą było, że ktoś powinien w nocy czuwać przy Calebie. Ale z
drugiej strony, spać z nim w jednym pokoju? Chyba będzie musiała się na to
zgodzić.
–
Wzięłam piżamę i szczoteczkę do zębów – odpowiedziała po chwili. Była
to całkowita kapitulacja z jej strony.
– O, jaka zapobiegliwa dziewczynka. –
Caleb pokręcił głową. – Gratuluję.
W takim razie Jennings musi tylko przynieść materac i przygotować ci pościel.
Sabrina poszła po Jenningsa i przekazała mu polecenia Caleba. Czuła się
trochę dziwnie. Niby wszystko było w porządku, ale...
Zaniosła swoje rzeczy do łazienki, a potem poszła jeszcze do kuchni po
wodę do popicia lekarstw dla Caleba. Gdy wróciła do pokoju, posłanie dla niej
było już przygotowane. Podała choremu leki i wodę.
–
Ojej! W sobotę Cassie ma urodziny, muszę jej kupić prezent –
przypomniała sobie nagle. – Mam nadzieję, że nie będziesz miał nic przeciwko
temu, bym na kilka godzin wyszła?
–
Wykluczone. Do soboty na pewno już trochę wydobrzeję i będę mógł
pójść z tobą! – oznajmił z zadowoloną miną.
–
Ze mną?! A to z jakiej okazji?
– Jako twój narzeczony!
–
Jak to sobie wyobrażasz? Rzecz jasna pytam tylko teoretycznie...
–
Mam nadzieję, że noga przestanie mnie boleć i dam radę pokuśtykać o
kulach –
odparł.
–
Nie, na to przyjęcie nie możesz pójść, bo byłbyś jedynym facetem.
– Wcale mi to nie przeszkadza...
–
Właśnie takiej odpowiedzi się spodziewałam. Dobrze, a teraz koniec
żartów, idę wziąć prysznic.
– O, prysznic –
jęknął komicznie. – Brzmi bosko... Jak myślisz, może ja
również, skacząc na jednej nodze, dałbym radę wziąć prysznic? – Spojrzał na
nią z nadzieją. – Gdybyś mi pomogła...
–
Dosyć już tego, Tanner! Czy ty nigdy nie dajesz za wygraną?
– Bardzo rzadko –
przyznał szczerze.
Sabrina poszła do łazienki. Gorący prysznic działał relaksująco. Ostry
strumień wody masował jej kark, ramiona, plecy. To był bardzo wyczerpujący
dzień. I niewątpliwie działo się z nią coś dziwnego... W tej chwili wolała nie
analizować, co to takiego, gdyż była zbyt zmęczona, a poza tym... bała się
prawdy.
Caleb drzemał. Ostatnią rzeczą, jaką zapamiętał przed zaśnięciem, był
widok Sabriny poprawiającej mu poduszki. Wydawało mu się, że zamknął
oczy tylko na chwilkę, więc być może to, co zobaczył, było tylko snem...
Sabrina w seledynowej satynowej piżamce... Na moment zatrzymała się w
drzwiach, a światło padające z korytarza wydobyło z mroku jej wspaniałe
kształty. Wyglądała tak seksownie, że Caleb największym wysiłkiem woli
opanował się, by nie porwać jej w ramiona. Stała przed nim najpiękniejsza
kobieta, jaką kiedykolwiek widział, a przez tę skręconą nogę miał bardzo
ograniczone pole działania. Zresztą, może to wszystko tylko mu się śniło?
Chociaż zamrugał gwałtownie oczyma, jednak Sabrina w zwiewnej piżamce
wcale nie znikała. Powoli odłożyła ubranie na krzesło i wsunęła się pod kołdrę.
Oddałby całe Tanner Electronics, żeby tylko być w tej chwili przy niej.
Chyba w końcu przyjdzie mi zapłacić za moje grzeszki, pomyślał. Los się
ode mnie odwrócił, skoro taka kobieta jak Sabrina nie zwraca na mnie
najmniejszej uwagi. Nie robię na niej żadnego wrażenia...
Sabrinę wyrwało z głębokiego snu jakieś brzęczenie. Dopiero po dłuższej
chwili dotarło do niej, że to dzwoni jej telefon komórkowy. Na szczęście leżał
na tyle blisko, że zdążyła go odebrać.
– Halo? –
powiedziała zaspanym głosem.
–
Przepraszam, że cię obudziłem, ale jest już po dziewiątej i byłem
przekonany, że nie śpisz – tłumaczył się Jake.
–
Nic nie szkodzi, powinnam już dawno wstać, ale ilekroć Caleb się
poruszył czy jęknął, budziłam się i... – Dopiero w tym momencie zdała sobie
sprawę, jak dwuznacznie to zabrzmiało. – To znaczy nie chodzi o to... tylko...
–
zaczęła bąkać nieco nieskładnie.
–
Nie tłumacz się, Sabrino, wszystko rozumiem – odparł pojednawczo Jake.
Z łóżka Caleba dobiegł zduszony śmiech.
– Teraz, nawet gdybym chci
ał Jake'a przekonać, że nie jesteśmy parą, to i
tak by mi nie uwierzył – chichotał Caleb.
Sabrina popatrzyła na niego ze złością, choć wiedziała, że pretensję może
mieć tylko do siebie.
–
Zabrzmiało to tak, jakbyśmy spędzili tę noc we wspólnym łóżku, ale to
nieprawda –
próbowała się tłumaczyć.
–
Ależ, Sabrino, nie jestem pruderyjny – powiedział Jake z lekkim
rozbawieniem. –
Właściwie dzwonię do Caleba.
Sabrina oddala telefon Calebowi i schowała się pod kołdrę. Pięknie
zaczęłam dzień, nie ma co, pomyślała. Jak ja to wszystko potem odkręcę,
zastanawiała się. Niewiele myśląc, poderwała się gwałtownie z materaca.
Caleb spojrzał na nią tak, że mocno się zaczerwieniła. Rzuciła w niego
poduszką i uciekła do łazienki. Wzięła szybki prysznic i zeszła na dół, wydać
dy
spozycje w sprawie śniadania.
Gdy wróciła do pokoju, Caleb siedział na brzegu łóżka. Nie był już taki
blady i wyglądał znacznie lepiej niż poprzedniego dnia. Być może nie będzie
mnie już potrzebował, pomyślała z nadzieją.
–
Gdzie zniknęłaś? – zapytał.
– Ro
zmawiałam z Jenningsem o śniadaniu. A dlaczego ty siedzisz? Czy to
nie za wcześnie?
–
Niestety, Jake nie dzwonił tylko po to, by zapytać o moje zdrowie. Muszę
pojechać dziś do biura – oświadczył Caleb.
– Dlaczego?
–
Prowadzę wielką firmę i niektórych spraw powinienem dopilnować
osobiście.
–
Chcesz powiedzieć, że nie możesz zostawić firmy na dłużej niż jeden
dzień?
–
Czasem nie mogę – odparł. – Dziś mam bardzo ważne spotkanie.
–
Czy to na tyle ważny człowiek, że nie wypada ci spotkać się z nim w
domu?
– Tutaj? –
Popatrzył na nią z politowaniem.
Sabrina rozejrzała się i po chwili zastanowienia przyznała mu rację. To nie
było zbyt odpowiednie miejsce na spotkanie w interesach.
–
Masz rację – powiedziała. – Wygląd tego domu wyraźnie kłóci się z
twoim w
izerunkiem. Ale czy nie możesz spotkać się z tym człowiekiem w
innym terminie? Wracasz do zdrowia bardzo szybko...
–
Niestety, on przyjeżdża do Denver tylko na jeden dzień. Sabrina poszła
poprosić Jenningsa, by przygotował Calebowi jakieś wygodne ubranie.
Gdy wróciła do pokoju, Caleb ciągle siedział na brzegu łóżka. Był tak
blady, że Sabrina zaczęła się obawiać, czy nie zemdleje. Z pomocą Jenningsa
sprowadziła go ze schodów.
–
Może wezwę taksówkę? – zaproponowała.
–
Nie, nie ma już na to czasu, ty będziesz musiała mnie podwieźć.
–
W takim razie wezmę coś, co można będzie podłożyć ci pod nogę. –
Szybko pobiegła na górę i zabrała kilka poduszek.
Caleb ledwo się zmieścił na tylnym siedzeniu jej samochodu. Sabrina
podłożyła mu poduszki pod chorą nogę i powoli ruszyli.
–
Jak można jeździć tak małym samochodem? – marudził Caleb. – Czuję
się tu jak sardynka w puszce.
–
Tak się składa, że bardzo lubię moje auto – odpowiedziała chłodno. –
Dostałam je od dziadka, gdy zrobiłam prawo jazdy.
W samochodzie na moment zapano
wała cisza, a po chwili rozległ się
zaniepokojony głos Caleba.
–
Czy to było dawno?
–
Kilka lat temu, nie bój się – roześmiała się.
–
Obawiam się, że jazda z tobą może być równie niebezpieczna, jak podróż
ciężarówką bez hamulców po górskich serpentynach – mruknął niby to żartem.
–
Ale tak naprawdę, to w żadnym samochodzie nie czuję się dobrze – dodał
spokojniejszym już tonem.
–
No tak, przecież ty jesteś fanem motocykli. – Przypomniała sobie ich
pierwsze spotkanie.
– I to od zawsze –
wyznał. – Gdy tylko dojdę do siebie, zabiorę cię na
przejażdżkę, sama się przekonasz jaka to frajda.
Sabrina nie przyznała się, że trochę boi się motocykli. Zresztą, jakie to
miało teraz znaczenie? Obecnie powinna skupić się na bezpiecznym
dowiezieniu Caleba do Tanner Electronics.
–
Oj, chyba moja noga znalazła się w niewłaściwej pozycji! – krzyknął
Caleb.
Sabrina zjechała na chodnik i zatrzymała się.
–
Może jednak wezwiemy taksówkę? – zaproponowała.
–
Nie, straciłem sporo energii, żeby jakoś upchnąć się w tym samochodzie,
nie ch
cę powtarzać tej operacji od nowa.
Sabrina nagłe wpadła na świetny pomysł. Rozłożyła przednie siedzenie,
żeby Caleb mógł jechać w pozycji półleżącej. Tak było mu najwygodniej i w
końcu bardzo powoli, omijając wszelkie nierówności jezdni, Sabrina dowiozła
C
aleba pod siedzibę Tanner Electronics.
–
Zaprowadzę cię na górę i pojadę do miasta. Zadzwonisz, gdy skończysz
spotkanie i wtedy od razu po ciebie przyjadę – zaproponowała.
–
Chyba żartujesz? Chcesz mnie zostawić samego? – oburzył się.
–
Jest tu przecież co najmniej sto osób czekających na każde twoje
skinienie –
odpowiedziała spokojnie. Postanowiła nie poddać się tak łatwo.
–
Ale nikt nie wie tak dobrze jak ty, jak postępować z moją chorą nogą.
Nie, bezwzględnie jesteś mi potrzebna – potrząsnął głową. – Poza tym to
bardzo ważne spotkanie, nie mogę zabrać osoby, do której nie mam
bezgranicznego zaufania...
Sabrina popatrzyła na niego zdumiona. Czy to właśnie jej jest gotów
powierzyć sekrety swojej firmy? Jego mina najwyraźniej to potwierdzała.
Podejrzewała, że ten facet jeszcze nieraz ją zaskoczy.
–
Po wiec mi więc, cóż to za ważna osoba, z którą masz spotkanie? –
spytała.
–
Łowca głów.
– Hm, a kogo poszukujesz?
–
Kogoś na moje miejsce – odparł spokojnie.
–
Jak to? Nie chcesz być prezesem zarządu? Dlaczego?
–
Żeby mieć dla ciebie więcej czasu, kotku – odparł słodko. Spojrzał jej w
oczy tak niewinnie, jak wilk Czerwonemu Kapturkowi.
Nie znosiła, gdy żartował z niej w taki sposób i traktował ją jak idiotkę.
Zaparkowała bardzo blisko wejścia. Ciekawa była, jak wygląda gabinet
Caleba w Tanner Electronics. Na razie jednak skupiła się na tym, by pomóc
mu wysiąść z samochodu. O dziwo, poszło znacznie łatwiej niż przy
wsiadaniu.
Caleb mocno wsparł się z jednej strony na ramieniu Sabriny, a z drugiej na
kuli, i całkiem raźno ruszył do przodu, mocno przy tym utykając.
Na dole powitała ich recepcjonistka. W ogóle nie wydawała się zdziwiona,
że Caleb wkracza tu w towarzystwie podtrzymującej go kobiety.
Gabinet Caleba zaskoczył ją. Spodziewała się ekstrawaganckiego i
elega
nckiego, raczej zimnego wnętrza. Tymczasem ujrzała miękkie, puszyste
wykładziny, antyczne meble i stonowane kolory.
Sabrina spoglądała zamyślona w okno. Nie zauważyła nawet, kiedy Caleb,
już przebrany w garnitur, wrócił z łazienki. Dopiero głos Jake'a wyrwał ją z
zadumy.
–
Caleb, pozwól, że ci przedstawię prezesa agencji Maxwell House – Jake
rozpoczął prezentację.
– Prezesa Maxwell House? –
Sabrina gwałtownie odwróciła się od okna.
Mężczyzna, który stał obok Jake'a, od razu ją dostrzegł. Zignorował
wyciągniętą w jego stronę dłoń Caleba i podszedł do Sabriny. Caleb odwrócił
się w ich stronę i błyskawicznie ocenił sytuację.
Sabrina pomyślała, że Mason Maxwell bardzo się zmienił. Chociaż
dobiegał czterdziestki, nadal był przystojny, lecz teraz wyglądał jak twardy,
bezwzględny rekin finansjery, a przecież kiedyś taki nie był... No cóż, nie
widziała go ładnych kilka lat.
– Sabrina... –
Mason wciąż był nieco wytrącony z równowagi. – Co ty tutaj
robisz? Nie widziałem cię...
– Kilka lat... –
podpowiedziała uprzejmie.
Nagle jakby sobie przypomniał, z jakiego powodu tu przyjechał. Spojrzał
na Caleba i dostrzegł jego ogromne zaskoczenie.
–
Oczywiście, moja droga, nie będę na tyle nietaktowny, by teraz
wspominać szczegóły naszego ostatniego spotkania. – Starał się, by jego głos
zabrzmiał żartobliwie. – Ale mam nadzieję, że spotkamy się później i
opowiemy sobie, co się z nami działo przez ostatnie kilka lat.
Rozdział 5
–
Gdy tylko przeczyta pan te dokumenty, możemy rozpocząć naradę –
powiedział Caleb, wręczając Masonowi Maxwellowi dość wypchaną teczkę. –
Sabrina w tym czasie zajmie się swoimi sprawami.
Odetchnęła z ulgą. Starała się zachowywać naturalnie, ale przychodziło jej
to z najwyższym trudem.
–
Znam dobrze dokumenty, jakie panowie przysłaliście mi wcześniej, więc
zobaczę tylko, co tu jest nowego – oświadczył Mason, po czym z lekkim
uśmiechem na twarzy odwrócił się w stronę Sabriny. – Zadzwonię do ciebie
później, moja droga, i pogadamy o dawnych czasach.
Caleb z trudem usiadł na swoim ulubionym fotelu. Nogę położył na pudle z
książkami, które wcześniej specjalnie ustawił tam Jake. Kostka bolała go jak
diabli, nie było wątpliwości, że za wcześnie zaczął ją forsować.
Sabrina pożegnała się i szybko wyszła.
–
Przepraszam panów za zamieszanie, które spowodowałem, ale spotkanie z
Sabrina to dla mnie kompletne zaskoczenie –
tłumaczył się niezbyt zręcznie
Mason, gdy zostali już tylko w męskim gronie.
–
Zauważyłem – odparł chłodno Caleb.
–
Czy Sabrina jest pana asystentką? – dopytywał się Mason, zupełnie nie
zrażony jego chłodem. – Skoro tak, to może ja zgłoszę swoją kandydaturę? –
Roześmiał się.
Jakie to żałosne, gdy ktoś śmieje się z własnych żartów, pomyślał Caleb.
Ten facet chyba uważa, że jest niezwykłe dowcipny.
– Ilu ma pan dla nas kandydatów? – Caleb postanowi
ł zachowywać się
oficjalnie.
–
Z pewnością nie tak wielu, jak być może panowie się spodziewali. Za to
ci, których znalazłem, to ludzie o najwyższych kwalifikacjach. Dołożyliśmy
wszelkich starań, żeby spełnić oczekiwania Tanner Electronics.
Calebowi trudno
się było skupić na rozmowie. Cały czas zastanawiał się, co
też mogło łączyć Masona Maxwella z Sabriną, i o jakich to dawnych czasach
zamierzają ze sobą porozmawiać. Nie potrafił jej sobie wyobrazić u boku
takiego faceta...
Sabrina przez chwilę zastanawiała się, co robić. Mogła wyjść z Tanner
Electronics. Wówczas Caleb zadzwoniłby do niej na komórkę po skończonej
naradzie. Jednak wydawało się jej, że to spotkanie nie potrwa dłużej niż
godzinę, więc i tak niewiele przez ten czas zdołałaby załatwić. Postanowiła
zatem usiąść w sekretariacie, przez który wchodziło się do gabinetu Caleba,
napić się kawy i przejrzeć prasę. Nalała sobie filiżankę aromatycznego płynu i
sięgnęła po gazetę. Niestety, w ogóle nie była w stanie skupić się na lekturze.
Spotkanie z Maxwel
lem wytrąciło ją z równowagi. Odłożyła gazetę i
pogrążyła się w rozmyślaniach.
Spotkanie Masona Maxwella w Tanner Electronics zakrawało na głupi
kawał złośliwego losu. Zdawało się tak mało prawdopodobne, że prawie
niemożliwe. Jednak widocznie jej przytrafiały się rzeczy niemożliwe.
Sabrina wiedziała, że Mason nadal utrzymywał kontakty towarzyskie z jej
rodziną. Gdyby do rodziców dotarły wieści, że córka się zaręczyła, pewnie nie
byliby zadowoleni, że dowiadują się o tym z drugiej ręki. Postanowiła jednak
na
razie się tym nie przejmować. W razie czego wytłumaczy rodzicom całą
sytuację, w końcu jest dorosła i może robić, co chce.
Nie była również zadowolona z tego, że Mason dał do zrozumienia, że coś
ich kiedyś łączyło. Podejrzewała, że Caleb pomyślał sobie, iż Maxwell był jej
narzeczonym. Właściwie, dlaczego ja się tym przejmuję? – pytała się w
myślach. Caleba nie powinna interesować moja przeszłość. Może w ogóle nie
zwrócił uwagi na słowa Masona. Nie, znała Caleba na tyle, że doskonale
wiedziała, iż ta informacja nie uszła jego uwagi.
A właściwie może nawet zabawniej byłoby nie wyprowadzać go z błędu?
Niech sobie myśli, że była związana z Masonem, przemknęło jej przez głowę.
Gazeta, którą odłożyła, otworzyła się na stronach z ogłoszeniami. Przyszło
jej do głowy, żeby przejrzeć oferty ekip malarskich i budowlanych. Jej myśli
zaczęły krążyć wokół innej sprawy. Zastanawiała się nad... zmianą wystroju
domu Caleba. Uwielbiała robić takie rzeczy, lecz w tym wypadku powinna dać
sobie spokój. Przecież takie prace na pewno potrwają znacznie dłużej niż
wyleczenie chorej kostki... Musiałaby zatem widywać się z Calebem nawet po
tym, gdy dojdzie już do zdrowia, a to było raczej niewskazane... Trochę
szkoda, bo miała wielką ochotę zająć się tym domem. Podobał jej się.
Pierwsz
ym krokiem powinno być znalezienie odpowiedniej ekipy,
zaplanowanie koniecznych prac i zrobienie kosztorysu. Potem mogłaby zająć
się tym, co najbardziej lubi, czyli kolorystyką i umeblowaniem.
Postanowiła przez chwilę poudawać, że Caleb zlecił jej remont domu.
Otworzyła gazetę i zaczęła przeglądać ogłoszenia firm budowlanych. Było ich
tyle, że przynajmniej z terminem rozpoczęcia prac nie powinno być kłopotu.
Jednak nie chciała angażować pierwszej lepszej ekipy, ta praca powinna być
wykonana perfekcyjnie. W
tym wypadku zależało jej na opinii Caleba.
Była tak pogrążona w myślach, że nie zauważyła Masona Maxwella, który
właśnie wszedł do sekretariatu. Caleba i Jake'a nie było, widocznie naradzali
się po skończonej rozmowie z Maxwellem.
–
O, jeszcze tutaj jesteś – ucieszył się Mason. – Myślałem, że już cię nie
zastanę.
–
Ja tu pracuję – odparła spokojnie. Postanowiła nie wyprowadzać go z
błędu. Może to i lepiej, że uważał ją za asystentkę Caleba.
–
Szkoda, że nie chciałaś pracować w mojej firmie... byłabyś świetną
sekretarką i nie musiałabyś się o nic martwić...
–
Tak, pamiętam dobrze twoją propozycję: pilnowanie terminów twoich
spotkań, porządkowanie dokumentów i podawanie ci kawy... Pewnie uważałeś,
że tylko do tego się nadaję – powiedziała z goryczą w głosie.
–
Dobrze wiesz, że oferowałem ci znacznie więcej... Proponowałem ci
małżeństwo...
–
O! Nie wiedziałam, że Caleb ma nową sekretarkę. – Do pokoju weszła
wysoka, młoda kobieta. Zmierzyła Sabrinę od stóp do głów nieprzyjaznym
wzrokiem.
– Wcale nie jestem sekret
arką – burknęła Sabrina. – W tej chwili Calebowi
nie można przeszkadzać. Może pani zostawi wiadomość, chętnie przekażę.
–
Och, ależ ja muszę porozmawiać z nim osobiście, mam dla niego prezent
–
odpowiedziała wyniośle nieznajoma. – O, Caleb! – zawołała. – Mój Boże!
Wyglądasz...
– Blado? –
wpadł jej w słowo Caleb.
–
Ależ skąd! – zaprzeczyła energicznie. – Wyglądasz nieprawdopodobnie
męsko. – Zniżyła głos do chrapliwego, w swym mniemaniu zapewne
seksownego, szeptu.
Sabrina patrzyła na kobietę ze zdziwieniem. Poznała już Angelique i Muffy.
Teraz miała przed sobą kolejną wielbicielkę Caleba. Nigdy nie przypuszczała,
że niektóre kobiety potrafią być tak głupie i nachalne.
–
Mam dla ciebie prezent, kupiłam ci nową, wspaniałą grę i mam nadzieję,
że...
– To bardzo mi
ło z twojej strony Candi, dziękuję – znów jej przerwał
Caleb. –
Daj grę Sabrinie. Ona teraz zajmuje się moimi sprawami.
–
Może pokażę ci, jak w nią grać... – nie dawała za wygraną Candi.
–
Teraz jestem zajęty – odpowiedział twardo Caleb.
–
Mogę wpaść do ciebie do domu, na przykład dziś wieczorem. .. – Candi
przechyliła zalotnie głowę.
–
Musisz to ustalić z Sabrina – odparł. – To ona teraz rządzi w moim
domu... –
Zawiesił głos. – Nie wiem, jakie ma na dziś plany.
Mason otworzył ze zdziwienia usta.
– Sabrina u ciebie mieszka? –
wymamrotał.
Caleb objął Sabrinę ramieniem, udając, że nie usłyszał pytania Masona.
Cały czas zwracał się do Candi.
–
Widzisz, sytuacja się zmieniła. – Pocałował Sabrinę w czubek głowy. –
Jesteśmy prawie nierozłączni.
Sabrina miała ochotę kopnąć Caleba w bolącą kostkę. Zerknęła ukradkiem
na pobladłą twarz Masona. Jednak już po chwili cała ta sytuacja zaczęła ją
bawić.
–
To miłe, że pani tak się troszczy o Caleba – zwróciła się do Candi ze
słodkim uśmiechem. – Dziękuję za prezent, tak rzadko wychodzimy teraz z
domu, że gra bardzo nam się przyda.
Gdyby wzrok mógł zabijać, Sabrina z pewnością byłaby już martwa.
–
Ona z tobą mieszka? – Candi postanowiła ostatecznie wyjaśnić sytuację.
– Tak, mieszkamy razem –
przyznał Caleb i jakby na potwierdzenie swoich
słów objął Sabrinę i przytulił do siebie. To było bardzo dziwne, ale jej ciało
natychmiast zareagowało na ten dotyk. Leciutko zadrżała i delikatnie oparła
głowę na jego ramieniu.
Mason stał z na wpół otwartymi ustami. Sabrina przez krótki moment miała
ochotę serdecznie się roześmiać. Nieoczekiwanie dla samej siebie zapragnęła
pokazać Masonowi, a także Candi, że z Calebem łączy ją coś naprawdę
poważnego.
Uniosła głowę i z lekko rozchylonymi ustami zajrzała Calebowi w oczy.
Wyglądała tak, jakby zapraszała go do pocałunku.
Caleb postąpił zupełnie odruchowo. Na oczach zadziwionych gości
pocałował jej rozchylone usta. Nie wiedział dlaczego to zrobił, nie planował
tego.
Pocałunek był delikatny, a jednak przez ich ciała przebiegł dreszcz. Przez
bardzo k
rótką chwilę patrzyli sobie głęboko w oczy jak zaczarowani. Byli
zdziwieni, że zwykły pocałunek sprawił im tyle przyjemności.
Pierwsza otrząsnęła się z tego czaru Sabrina.
–
Kochanie, jak zwykle rozmazujesz mi szminkę – powiedziała z
frywolnym uśmieszkiem. Postanowiła udawać przed Calebem, że pocałunek
nie zrobił na niej żadnego wrażenia. Jednak w rzeczywistości serce waliło jej
tak mocno, że bała się, iż wszyscy to usłyszą.
–
Twoje usta są tak śliczne, że nie musisz się tym przejmować. – Pogłaskał
ją czule po policzku.
Nieznacznie odsunęła się od niego, spojrzała na wszystkich obecnych i
szybko przygryzła wargi, by powstrzymać wybuch śmiechu. Mason uniósł ze
zdziwienia brwi tak wysoko, że zniknęły pod linią włosów. Jake z
niedowierzaniem potrząsał głową, a Candi zacisnęła dłonie w piąstki tak
mocno, że zbielały jej kostki. Na dodatek wyglądała tak, jakby miała się za
chwilę rozpłakać.
–
Gratuluję wam – wysyczała po chwili i wypadła z pokoju, nie żegnając
się z nikim.
–
My chyba już panów pożegnamy. – Caleb uprzejmie ukłonił się
Masonowi i Jake'owi. – Pojedziemy do domu, Sabrino. –
Uśmiechnął się do
niej i znów objął ją ramieniem.
– Dobrze, kochanie. –
Jego słowa spowodowały, że poczuła się nieswojo.
Obecność innych ludzi dodawała jej pewności siebie. Sam na sam z Calebem
czuła się niepewnie. – Pewnie jesteś okropnie zmęczony...
–
Ależ nie, choć muszę przyznać, że noga trochę mnie boli – odparł. –
Spieszę się do domu, bo marzę o czułym sam na sam...
Zaczerwieniła się. Nie była tak dobrą aktorką, jak myślała. Odgrywanie
czułych scenek z Calebem przychodziło jej trudniej, niż się spodziewała.
Mimo licznych postanowień nie była tak obojętna, jak by sobie tego życzyła.
–
Nie wiedziałam, że lubisz tego typu gry – powiedziała z lekką pretensją w
głosie, wskazując pudełko, które Caleb dostał od Candi.
–
To nie żadna głupia gra, tylko symulator lotu – bronił się Caleb.
–
Może ci się podoba dlatego, że dostałeś ją od Candi? – Postanowiła
odegrać zazdrosną.
–
Ależ, kochanie, przecież wiesz, że od kiedy poznałem ciebie, żadna inna
kobieta się dla mnie nie liczy.
–
Chodźmy już do domu, nie musimy prowadzić takich rozmów publicznie
–
ucięła Sabrina. Miała dosyć przedstawienia.
–
Jej słowo jest dla mnie rozkazem. – Caleb z uśmiechem spojrzał na Jake'a
i Masona. – Wkró
tce się zobaczymy. – Panowie uścisnęli sobie dłonie. –
Muszę chyba dać mojej nodze nieco odpocząć.
– Do widzenia, Sabrino. –
Mason był tak oszołomiony tym, co zobaczył, że
nie powiedział nic więcej.
– Do widzenia –
odparła spokojnie.
W drodze powrotnej ob
ydwoje milczeli. Sabrina czuła się jak zwykle
skrępowana bliskością Caleba. Zastanawiała się, czy on również czuje się
nieswojo.
Zerknęła na niego spod oka. Nie, nie wyglądał na człowieka, który jest
czymkolwiek zdenerwowany, był po prostu zamyślony.
Była ciekawa, co tak zaprząta jego umysł, wolała jednak nie pytać. Zaczęła
się zastanawiać nad swoim zachowaniem. Dlaczego farsa z udawaniem
narzeczonej Caleba zaszła tak daleko? Co miał znaczyć ten pocałunek w
biurze? Czy popchnęła ją do tego obecność Masona Maxwella? Nie, Mason
nic dla niej nie znaczył, nie budził żadnych emocji.
– Opowiedz mi o Masonie Maxwellu –
poprosił znienacka Caleb.
–
Co mam ci opowiedzieć? – zjeżyła się.
– Wszystko, co wiesz –
odparł spokojnie. – Chyba będziemy razem
pracować i chciałbym wiedzieć o nim jak najwięcej.
Caleb uważnie obserwował Sabrinę. Specjalnie zadał pytanie w taki sposób,
by pomyślała, że chodzi mu o jej osobiste kontakty z Maxwellem. Zauważył,
że w jej oczach w pierwszej chwili pojawiła się czujność. Jednak coś ich
łączyło, pomyślał dziwnie niezadowolony.
–
Masz zamiar z nim pracować? – spytała z niechętnym zdziwieniem.
–
To jeszcze nie jest do końca postanowione, w każdym razie w
najbliższym czasie czeka nas co najmniej kilka spotkań. Maxwell ma dla nas
kilku kandydat
ów i musimy sprawdzić, czy są to właściwi ludzie na to
stanowisko –
wyjaśnił spokojnie.
–
Hm... Z pewnością jest dobry w tym, co robi – powiedziała ostrożnie.
–
To już zauważyłem – uśmiechnął się pod nosem Caleb. – Pytam o twoje
prywatne zdanie na jego temat...
–
Ja cię nie wypytuję o wszystkie kobiety, z którymi się spotykałeś –
odparła, zadziornie unosząc podbródek. – A gdybym zapytała, to pewnie nie
starczyłoby nam następnych kilku tygodni na odpowiedź...
–
A więc spotykałaś się z nim? – przerwał potok jej słów. Wydawało się, że
jest całkowicie spokojny, zadał to pytanie nie zdradzającym najmniejszych
emocji głosem. Jednak w środku aż wrzał ze złości. Jak ona mogła spotykać
się z takim miałkim, wymoczkowatym, cynicznym facetem? Nie rozumiem
kobiet i nigdy ich nie zrozumiem, powtarzał sobie w duchu.
–
Niezbyt długo – odpowiedziała po dłuższej chwili milczenia. – Mój ojciec
bardzo go lubił.
–
I to był wystarczający powód? – W jego głosie słychać było lekką drwinę.
– Nie znasz mojego ojca. –
Sabrina postanowiła nie reagować na zaczepki i
spokojnie wyjaśnić sytuację. Poznała już Caleba od tej strony i wiedziała, iż
będzie drążył tak długo, aż wyciągnie z niej wszystkie interesujące go
informacje. –
Lubił Masona tak bardzo, że chętnie by go zaadoptował.
–
A jak się poznaliście?
–
Pracowałam wtedy w domu maklerskim...
–
Maxwell był inwestorem, czy starał się załatwić twojemu szefowi pracę w
lepszej firmie –
wszedł jej w słowo. – A swoją drogą, ciekawe dlaczego
pomyślał, że jesteś moją sekretarką...
–
Widocznie tak jak ty uważa, że nadaję się tylko do podawania kawy i
układania dokumentów. – Nawet nie próbowała ukryć rozgoryczenia.
–
Co ty opowiadasz, mnie na pewno nigdy nie przyszłoby do głowy, że
jesteś sekretarką – odpowiedział szczerze. – Dlatego właśnie się zdziwiłem.
Nie wyobrażam sobie, że mogłabyś wykonywać taką pracę.
–
Masona mogło zmylić to, że siedziałam za biurkiem sekretarki. – Słowa
Caleba sprawiły jej przyjemność – Zresztą w biurze maklerskim pracowałam
właśnie jako sekretarka i recepcjonistka, ale to było wiele lat temu... Niedługo
potem wpadłam na pomysł z Wypożyczalnią Żon. – Zamyśliła się.
–
Mason ci go podsunął?
–
W pewnym sensie tak. Uważał, że praca w biurze maklerskim jest nie dla
mnie, że za bardzo mnie stresuje i pochłania zbyt wiele czasu... Uważał, że
powinnam zajmować się domem – powiedziała z goryczą.
– Jego domem? –
spytał niespodziewanie Caleb.
Zapadło milczenie. Sabrina starała się nie okazywać żadnych emocji.
Pomyślała jednak, że nie ma powodów, by okłamywać Caleba.
–
Tak, chciał, żebym została jego żoną – odparła. – Ale ja nigdy nie
widziałam się w tej roli, nie mówiąc już o uczuciach. .. Chciałam sama
kierować swoim życiem, a nie zdawać się na męża. Marzyłam o tym, żeby
sama podejmować decyzje, działać, wziąć sprawy we własne ręce... –
Popatrzyła na Caleba, żeby przekonać się, czy jej słucha.
Wpatrywał się w nią bez cienia drwiny, ze skupioną i poważną twarzą.
Czuła, że w duchu przyznaje jej rację.
–
Przyszło mi do głowy, że skoro każdy mężczyzna marzy, by ktoś mu
prowadził dom, robił zakupy, przygotowywał przyjęcia, to Wypożyczalnia Żon
jest dobrym pomysłem. Znalazłam wspólniczki i założyłam firmę, która, jak
sam mogłeś się przekonać, działa do dziś.
–
Czy twoja matka też pragnęła, żebyś poślubiła Masona Maxwella?
– Tak, w tej kwestii moi rodzice byli niezwykle zgodni –
odparła z goryczą.
–
Gdy powiedziałam, że odrzuciłam jego oświadczyny, a na dodatek mam
zamiar prowadzić własną firmę, zapowiedzieli, że mnie wydziedziczą i że od
tej pory nie mo
gę liczyć na jakąkolwiek pomoc finansową z ich strony.
–
Może gdyby zjawił się inny kandydat, to zmieniliby zdanie – powiedział z
namysłem.
–
Mówisz tak, jakbyś chciał ogłosić nasze zaręczyny – zażartowała.
– Nie, na razie nie ma chyba takiej potrzeby. Nad
al będziemy mieszkać
razem bez ślubu. – Również się roześmiał.
–
To i tak znacznie więcej, niż proponowałem jakiejkolwiek kobiecie –
dodał poważnie.
–
Skoro mamy mieszkać, jak to nazwałeś „bez ślubu", to powinnam zacząć
dbać o swoją opinię. Wobec tego rozgłoszę wszem i wobec, że zgubiłam
pierścionek zaręczynowy – Sabrina wróciła do żartobliwego tonu.
Caleb popatrzył na nią z namysłem, jakby coś jeszcze chciał powiedzieć.
Jego spojrzenie speszyło ją, nagle odechciało jej się żartów.
–
Jesteś wyjątkową kobietą – powiedział z niezwykle poważną miną. –
Muszę przyznać, że jak dotąd nie poznałem drugiej takiej...
–
Chyba trochę przesadzasz... – szepnęła. – Właściwie, co masz na myśli?
–
Jestem pewien, że żadna ze znanych mi kobiet nie odrzuciłaby propozycji
małżeństwa, dzięki któremu mogłaby dostać wszystko...
–
Wszystko prócz miłości – przerwała mu.
–
Tak, to prawda, ale według mnie prawdziwa miłość w ogóle nie istnieje –
odparł z goryczą. – Poza tym, odrzucając propozycję Masona, praktycznie
zostałaś zdana tylko na siebie. Twoi rodzice stanęli po jego stronie.
–
To prawda, ale jestem dorosła i sama chcę decydować o swoim życiu. Dla
mnie czasy, w których to ojciec decydował o tym, za kogo jego córka ma
wyjść za mąż, dawno minęły.
Rozdział 6
Cale sobotnie przedpołudnie spierali się o to, czy Caleb ma pójść z Sabriną
na przyjęcie do Cassie. Sabrina nie mogła pojąć, dlaczego mu tak bardzo na
tym zależy. Natomiast Caleb okazał się nad podziw uparty i nie trafiały do
niego żadne rozsądne argumenty.
W końcu niechętnie, ale ustąpiła. Łatwiej by mi chyba było zdobyć Nobla
w dziedzinie fizyki niż przekonać tego uparciucha, przyznała w duchu z
rezygnacją.
Pod wieczór łudziła się nadzieją, że Caleb zaśnie i uda jej się po cichu
wymknąć z domu. Zostawiła go z kolorowym czasopismem w dłoni,
odpoczywającego na kanapie.
Jednak gdy na palcach weszła do pokoju, okazało się, że Caleb wcale nie
śpi.
–
Właśnie czekam na kogoś, kto pomoże mi założyć buty – powitał ją
wesoło.
–
Jesteś nie do zdarcia – jęknęła. – Może jeszcze raz to przemyśl, nie
powinniśmy chadzać razem na przyjęcia... – Popatrzyła wymownie na jego
kostkę. – Nie boisz się, że tym razem też spotka cię coś przykrego?
–
Lubię ryzyko – stwierdził z łobuzerskim uśmieszkiem. – A poza tym
jestem pewien, że będziesz uważać, o ile oczywiście nie marzysz o tym, by
opiekować się mną jeszcze kilka tygodni dłużej...
– O nie! –
wykrzyknęła, zanim zastanowiła się, że może mu sprawić
przykrość.
Faktycznie Caleb poczuł się trochę urażony.
–
Nie spodziewałem się, że moje towarzystwo jest dla ciebie aż tak trudne
do zniesienia –
powiedział. – I nie tłumacz się, twój okrzyk powiedział mi
wszystko.
–
Nie udawaj, że cię to choć trochę obchodzi – próbowała jakoś naprawić
swoją gafę.
Caleb nic nie odpowiedział. Sabrina w milczeniu pomogła mu założyć buty.
–
Tylko proszę cię, nie odgrywajmy tym razem komedii. Nie zależy mi na
tym, by wszyscy moi znajomi uważali nas za parę – powiedziała, gdy zaczęli
zbierać się do wyjścia.
–
Przecież i tak już wszyscy o tym wiedzą. Jeśli nie od Angelique czy
Muffy,
to z pewnością Jake im powiedział. To na tyle sensacyjna wiadomość,
że na pewno będziemy atrakcją wieczoru – stwierdził z zaskakującą
wesołością.
–
Chyba masz rację – westchnęła ciężko. Może to i lepiej, że idą razem, bo
w tej sytuacji przynajmniej nikomu
nie będzie wypadało wypytywać jej o
nowego faceta.
–
Na następne Halloween na wszelki wypadek włożę żelazną zbroję –
zrzędził Caleb.
–
Nie bój się, może za rok to nie ja będę organizowała przyjęcie – odcięła
się.
–
Jak to, a stały kontrakt z Tanner Electronics? Już o tym zapomniałaś?
–
Nie, nie zapomniałam – odparła. – Uważam jednak, że wiele rzeczy może
się zdarzyć.
–
Ja zawsze dotrzymuję obietnic, pamiętaj o tym – powiedział poważnie.
–
Nie zapomnę – odpowiedziała równie serio. – Blado wyglądasz –
stwierdziła, przyglądając mu się bacznie. – Czy jesteś pewien, że chcesz ze
mną iść?
–
Miło mi, że tak się o mnie troszczysz. – Dotknął jej dłoni i delikatnie
pogładził.
Sabrina zadrżała. Ta niespodziewana pieszczota obudziła jej zmysły. Nagle
zapragnęła, żeby Caleb ją przytulił i pocałował.
Chyba chodziło mu po głowie to samo. Przysunął się do niej tak blisko, że
czuła ciepło jego ciała. Ich usta dzieliło tylko kilka centymetrów.
–
Zostanę w domu, jeśli ty zostaniesz ze mną – wyszeptał kusząco.
Sabrina nie miała wątpliwości, co jej proponuje. Najgorsze w tym w
wszystkim było to, że chętnie przystałaby na jego propozycję. Nie wiedziała,
jak to się stało, ale pragnęła Caleba, mimo że miała mu tak wiele do
zarzucenia. Nie podobało jej się, że tak lekko traktuje kobiety, że jest
podrywaczem, zwyczajnym playboyem. Jednak nie potrafiła oprzeć się jego
urokowi. W Calebie było coś, co przyciągało kobiety jak magnes. Uległa tej
sile.
Pragnęła, żeby ją pieścił, całował, dotykał. W tej chwili była gotowa
zapomnieć o wszystkich swoich zasadach, choć wiedziała, że pewnie bardzo
szybko by tego żałowała. Za wszelką cenę starała się odzyskać panowanie nad
sobą i nie ulec impulsowi, który mógłby ją bardzo drogo kosztować.
–
Nie zostanę... – odpowiedziała nieco schrypniętym głosem.
–
Po co nam przyjęcie... we dwójkę też można się świetnie bawić. – Caleb
położył dłonie na jej biodrach.
To zdanie ją otrzeźwiło. A więc dla niego to była tylko zabawa, kolejny
niezobowiązujący flirt. Odsunęła się od Caleba z najwyższym trudem. Miała
wrażenie, jakby pokonywała niewidzialne zapory.
Dlaczego jestem taka głupia? Dlaczego w ogóle przyszło mi do głowy, że
on może się zmienić, beształa się w duchu.
–
To nie jest najlepszy pomysł – odpowiedziała, ze wszystkich sił starając
się, by jej głos brzmiał naturalnie. – Przypominam ci, że jeszcze niedawno
przekonywałeś mnie, iż nie chodzi ci o...
–
To nie był mój plan. – Jego głos brzmiał zmysłowo. – Ale wydaje mi się,
że między nami coś zaiskrzyło... Ty też twierdziłaś, że w żadnym wypadku nie
wyobrażasz nas sobie razem, a widzę, że jednak jest inaczej...
–
Wydaje ci się! – ucięła szybko. Odwróciła głowę, żeby nie widział, że się
zaczerwieniła. – Nie ma o czym mówić. Poza tym nie chciałabym się spóźnić
na przyjęcie do Cassie, więc jeśli zdecydowałeś się iść ze mną, to chodźmy.
–
Chodźmy. – Caleb wziął ją pod rękę. Zrobił to w tak pieszczotliwy
sposób, że Sabrinę znów przeszedł dreszcz. Miała wrażenie, że się zapada, że
wciąga ją w odmęty niezwykle silny wir.
Muszę wyzwolić się z tego czaru, pomyślała z rozpaczą. Oby wreszcie
obudził się mój instynkt samozachowawczy...
Calebowi zajęło trochę czasu usadowienie się w ciasnym samochodzie
Sabriny. Podjechali jeszcze do niej do domu, by mogła szybko się przebrać i
zabrać trochę rzeczy. Przyjęcie miało odbyć się w siedzibie Wypożyczalni
Żon. Dotarli z mniej więcej półgodzinnym opóźnieniem i wokół aż gęsto było
od gości.
Sabrina wzięła głęboki oddech. Czuła się jak przed bardzo ważnym
egzaminem.
–
Już się zaczynałam martwić, że coś się stało. – Na spotkanie Sabrinie
wyszła Paige. Jej spojrzenie skupiło się za plecami przyjaciółki, na Calebie. –
No, ale teraz już rozumiem, skąd to spóźnienie – uśmiechnęła się
porozumiewawczo.
Sabrina również się uśmiechnęła, postanowiła za wszelką cenę zachowywać
się naturalnie. Co innego jednak chcieć, a co innego móc. Cassie zaprosiła
chyba całe miasto...
–
Ciągle cię nie ma w domu – odezwała się z wyrzutem Paige. – Kilka razy
nagrałam się na sekretarkę, ale nie oddzwoniłaś. Gdzie ty właściwie się
podziewasz?
– To przeze mnie nie ma jej w domu –
odezwał się Caleb, zanim Sabrina
zdążyła otworzyć usta. – Trudno mi bez niej wytrzymać choćby kilka godzin,
ale to chyba w mojej sytuacji nic dziwnego. –
Spojrzał wymownie na Paige.
– No tak. –
Paige zerkała raz na jedno, raz na drugie.
–
Caleb, usiądź natychmiast na kanapie – zakomenderowała Sabrina. Za
wszelką cenę postanowiła nie dopuścić do przedstawienia, do którego
szykował się jej kłopotliwy podopieczny. – Lekarz zabronił ci forsować nogę.
–
O właśnie, oto dowód, że nikt o mnie lepiej nie zadba. – Caleb rozłożył
ręce.
–
Usiądź, proszę – powtórzyła z naciskiem Sabrina.
–
Musimy sprawdzić, co się dzieje w kuchni. – Paige postanowiła wybawić
przyjaciółkę z kłopotliwej sytuacji.
Sabrina odetchnęła z ulgą. Robię to wszystko dla Wypożyczalni Żon,
powtarzała sobie w duchu. Wszystkie trzy pracowałyśmy bardzo ciężko i w
żadnym wypadku nie mogę dopuścić, żebyśmy straciły naszego najlepszego
klienta. Firma warta jest takiego poświęcenia.
Nie dawała jej spokoju jeszcze jedna sprawa. Oprócz tego, że razem
prowadziły firmę, były też prawdziwymi przyjaciółkami. Teraz zastanawiała
się, czy powiedzieć Paige i Cassie prawdę, czy też, tak jak się umawiała z
Calebem, nadal odgrywać komedię. Nie miała ochoty oszukiwać przyjaciółek i
najc
hętniej wyznałaby im prawdę. Ale z drugiej strony wiedziała, że jeśli
opowie im, jak to Caleb zaszantażował ją utratą kontraktu i zażądał, aby
odstraszała od niego wszystkie natrętne wielbicielki, to Paige i Cassie
natychmiast wpadną we wściekłość.
Wściekną się oczywiście na Caleba.
Wolała sobie nawet nie wyobrażać, co by się zaraz zaczęło dziać.
Podejrzewała, że przyjaciółki niczym dwie tygrysice rozszarpałyby Caleba na
strzępy.
Nie ma co, jak powiem im prawdę, to możemy na zawsze pożegnać się ze
zleceniam
i od Tanner Electronics. Zrobiłam już tak dużo, że dam radę
wytrzymać jeszcze kilka dni, pomyślała.
Postanowiła nie mówić przyjaciółkom prawdy.
To oznaczało, że będzie musiała odgrywać przed nimi komedię, i to na tyle
dobrze, by niczego nie zaczęły podejrzewać. Niełatwo oszukać osoby, które
dobrze nas znają. W końcu wiedziały o niej sporo i mogą nie uwierzyć, że
związała się z takim mężczyzną jak Caleb.
–
Sabrino, co się z tobą dzieje?! – zawołała Paige, gdy tylko zniknęły z pola
widzenia Caleba. – Dlaczego
spośród wszystkich facetów, którzy się koło
ciebie kręcili, wybrałaś właśnie tego?
–
No cóż, przecież widzisz, jaki jest przystojny, uroczy, niezwykły...
–
Nie poznaję cię – przerwała jej Paige. – Chyba nie jesteś aż tak
zaślepiona! To kobieciarz i podrywacz jakich mało! Jak mogłaś tak szybko
uwierzyć, że jest tobą poważnie zainteresowany?
Sabrina zadrżała, przez chwilę było jej naprawdę przykro. Chyba zbyt
utożsamiam się z rolą, którą odgrywam, strofowała się w duchu. Z drugiej
jednak strony nie wiedziała, co ma odpowiedzieć przyjaciółce. To duży błąd,
bo właściwie powinna spodziewać się takiego pytania.
–
Kochanie, nie chcę, żeby złamał ci serce – powiedziała Paige, gdy Sabrina
nadal milczała.
–
Nie bój się, nic takiego się nie stanie. – Sabrina odezwała się w końcu. –
Tego jestem pewna.
–
No tak, widzę, że wpadłaś na dobre – jęknęła z rezygnacją Paige. – Nawet
nie masz ochoty słuchać głosu rozsądku... Ja wiem, że zakochani odrzucają
logiczne argumenty, ale przecież wiesz, jak on traktuje kobiety!
– Wiem,
że się o mnie martwisz, ale w tym wypadku naprawdę nie ma
potrzeby. –
Sabrina uśmiechnęła się uspokajająco. – Muszę zrobić Calebowi
coś gorącego do picia i sprawdzić, co się z nim dzieje.
–
Uważaj, proszę cię, uważaj – jeszcze raz przestrzegła ją zaniepokojona
Paige.
Sabrina włączyła czajnik i czekała, aż zagotuje się woda. W tym czasie
zastanawiała się nad tym, co powiedziała Paige. Trochę zaskoczyła ją tak ostra
reakcja przyjaciółki. Wśród klientów Wypożyczalni Żon było wielu
playboyów, którzy często składali niemoralne propozycje którejś ze
współwłaścicielek. Przyjaciółka nigdy nie reagowała aż tak zdecydowanie.
Sabrinie przyszło do głowy, że być może Caleb uwiódł i porzucił kiedyś jakąś
znajomą Paige... Jednak nawet w takim wypadku reakcja przyjaciółki była
mocno przesadzona.
Od trzech lat razem prowadziły firmę i Sabrina wiedziała, że wielu
mężczyzn interesowało się Paige. Jednak ona zawsze odnosiła się do nich z
wielką nieufnością i rezerwą. Sabrina często myślała, że to ze względu na
matkę Paige nie chce się z nikim wiązać. Ale teraz doszła do wniosku, że tu
musiało chodzić o coś więcej. Przyszło jej do głowy, że Paige być może
przeżyła kiedyś wielki zawód miłosny i facet podobny do Caleba złamał jej
serce. To by tłumaczyło tak ostrą reakcję...
Jej wzro
k skierował się na drugą przyjaciółkę, Cassie. Stali z Jakiem,
zapatrzeni w siebie, zakochani, szczęśliwi... To cudowne, że przynajmniej
jedna z nas odnalazła swoją drugą połówkę, pomyślała z rozczuleniem. Już za
tydzień Cassie i Jake będą małżeństwem, a wszystko wskazuje na to, że bardzo
szczęśliwym.
– Nad czym tak dumasz? –
Głos Caleba wyrwał ją z zadumy.
Sabrina w pierwszej chwili pomyślała, że ma omamy. Patrzyło na nią i
uśmiechało się dwóch Calebów. Po sekundzie dotarło do niej, że Caleb trzyma
w ręku magazyn, na okładce którego widnieje jego zdjęcie.
–
O, widzę, że podziwiasz swój seksowny uśmiech – powiedziała nie bez
złośliwości.
–
Uważasz, że jest seksowny? – Uśmiechnął się w taki sposób, że zaschło
jej w gardle.
Powinnam bardziej uważać na to, co mówię, zganiła się w duchu. Caleb jest
bardzo czujny i błyskawicznie wyłapuje wszystkie niuanse.
–
Czy jest tam artykuł na twój temat? – spytała, zostawiając jego pytanie
bez odpowiedzi.
–
Tak, właśnie sprawdzałem, czy zacytowali mnie dokładnie – odparł
spokojnie. – Nie jest to najbardziej cenione przeze mnie pismo, ale z pewnych
powodów musiałem udzielić mu wywiadu. Nie wiedziałem natomiast, że
prenumerujecie pisma o tak specjalistycznej tematyce jak ekonomia i finanse.
–
Można powiedzieć, że to stare przyzwyczajenie z czasów pracy w biurze
maklerskim –
wyjaśniła. – W zasadzie nawet nie mam kiedy tego czytać,
czasem tylko przeglądam...
–
Ładne biuro – stwierdził, nieoczekiwanie zmieniając temat. – Czy to ty
zaprojektowałaś wystrój wnętrz?
– Tak, ja. Cies
zę się, że ci się podoba.
–
Wypożyczalnia Żon musi całkiem nieźle prosperować, jeśli stać was na
takie biuro –
odparł.
–
Nie jest najgorzej, chociaż kupiłam ten dom, gdy pracowałam w firmie
maklerskiej –
przyznała. – Jednak potrzebujemy kilku poważnych i potężnych
klientów, aby firma mogła się rozwinąć.
–
Jak myślisz, ile czasu zajmie ci zmiana wystroju mojego domu?
–
Hm, nie zastanawiałam się nad tym – skłamała szybko. – Nie byłam do
końca pewna, czy mówisz poważnie. Musiałabym najpierw znaleźć jakiegoś
na
prawdę dobrego dekoratora wnętrz...
–
Po co masz wynajmować dekoratora? Bardzo mi się podoba ten dom,
właśnie coś takiego chciałbym mieć u siebie – przerwał jej. – Zastanów się do
przyszłego tygodnia, ile czasu ci to zajmie i jakiego spodziewasz się
wynagr
odzenia. Przygotuj też wstępny kosztorys, a potem oczywiście
podpiszemy umowę.
–
Dobrze, jak najszybciej się tym zajmę – odparła.
–
To świetnie. Właśnie wpadł mi do głowy inny, może trochę szalony
pomysł. – Spojrzał na nią łobuzersko. Chwilę milczał, a potem klepnął się
energicznie po udach. –
Tak, to dobry pomysł.
Sabrina z uwagą i rosnącą ciekawością wpatrywała się w niego.
–
Chciałbym, żeby salon i przedpokój były zrobione w ekspresowym
tempie. To właściwie jest moje specjalne zlecenie dla Wypożyczalni Żon.
Możesz, a nawet powinnaś, wciągnąć w to swoje przyjaciółki. Zdaje się, że
lubicie razem pracować.
–
Powiedz w końcu, o co ci chodzi – niecierpliwiła się.
–
Chciałbym, żeby salon i przedpokój były gotowe, powiedzmy, do...
wtorku.
Sabrina doszła do wniosku, że to wszystko tylko jej się śni. Jednak Caleb
miał minę jak najzupełniej poważną. Nic nie wskazywało na to, że żartuje.
–
Pod koniec przyszłego tygodnia mam spotkanie z kandydatem na
stanowisko dyrektora generalnego. Myślę, że dobrze byłoby spotkać się z nim
w miejscu, w którym można bez skrępowania porozmawiać – wyjaśnił.
–
Może umówisz się z nim w„Pinnacle", to bardzo dobra restauracja i chyba
jesteś tam stałym bywalcem – podsunęła rozwiązanie Sabrina. Chciała zyskać
nieco na czasie, aby zastanowić się, czy to, czego oczekuje od niej Caleb, jest
w ogóle możliwe.
–
Sama mi radziłaś, żebym zrobił coś z domem – przypomniał jej. – To
dobra okazja, nie będę musiał wychodzić, forsować nogi...
–
Caleb! To strasznie mało czasu!
–
Możesz zaangażować najlepsze ekipy, poprosić o pomoc swoje
przyjaciółki. Poza tym wierzę w ciebie, dasz sobie radę. Przecież właściwie
chodzi o jeden pokój –
dodał niewinnym tonem.
Miło jej było słyszeć, że w nią wierzy. Nawet bardzo miło, gdyż nie
spodziewała się z jego ust takiego komplementu.
–
Dobrze, spróbuję, ale zapewniam cię, że efekt byłby bez porównania
lepszy, gdybyś dał mi więcej czasu. W takiej sytuacji chyba będziemy musiały
same pomalować ten pokój. Łatwiej nam będzie dobrać kolor ścian,
odpowiednie zasłony, meble i obrazy.
–
Myślę, że na pewno trafisz w mój gust. To biuro jest urządzone tak, że
niczego bym tu nie zmienił. – Zatoczył ręką krąg po pokoju. – Obiecuję, że
Wypożyczalnia Żon stanie się sławna, wkrótce nie będziecie się mogły opędzić
od klientów –
zażartował.
–
Przy wykańczaniu biura też razem pracowałyśmy – uśmiechnęła się do
swoich wspomnień Sabrina. – To były miłe chwile.
–
Będziecie miały szansę na powtórkę. To co, umowa stoi? – Wyciągnął do
niej rękę.
– Stoi –
odparła, cichutko wzdychając. Nie była pewna, czy w tak krótkim
czasie uda jej się uzyskać efekt, który w pełni zadowoli Caleba.
Następnego dnia naszkicowały plan, przejrzały katalogi mebli i wybrały
kolorystykę. Caleb miał zamiar zaprosić na obiad kilka osób. Niezbędne więc
było kupno odpowiedniego stołu i krzeseł.
Gdy murarz już wyrównał ściany, w poniedziałek rano wszystkie trzy,
razem z Cassie i Paige, zabrały się do malowania.
Paige miała pewne wątpliwości, czy zielony kolor, który bardzo podobał się
Sabrinie i Cassie, nie okaże się zbyt ciemny.
–
Tu są przecież ogromne okna – uspokajała ją Sabrina. – Zieleń w
połączeniu z jasnożółtymi obiciami mebli doda temu wnętrzu świeżości. To
jakby rosnące za oknem drzewa weszły nagle do pokoju.
–
Może masz rację, ale pospieszmy się z tym malowaniem, żeby jeszcze
zostało trochę czasu na ewentualne zmiany – zaproponowała Paige.
–
Dobrze, każda z nas może malować inną ścianę – rzuciła pomysł Cassie.
Każda wzięła puszkę farby i zajęła się swoją ścianą.
–
Dziewczyny, otwórzmy na oścież drzwi, bo od zapachu tej farby zaczyna
mnie boleć głowa. – Paige wskazała podbródkiem ogromne dwuskrzydłowe
drzwi, które łączyły salon z biblioteką.
–
Może trochę później – odparła Sabrina. – Caleb wraz z Jakiem za parę
minut będą tam mieli ważne spotkanie.
Na dźwięk imienia , Jake" oczy Cassie zalśniły. Sabrina popatrzyła na
przyjaciółkę z zazdrością i rozczuleniem. Cassie i Jake byli w sobie tacy
zakochani. Niby to nic dziwnego zaledwie kilkanaście dni przed ślubem... Ona
też czasem marzyła o takim wielkim uczuciu, ale powoli zaczynała wątpić, że i
do niej kiedyś uśmiechnie się szczęście.
Cassie była szczęśliwa i dokładnie wiedziała, czego pragnie: związać się z
Jakiem na dobre i na złe.
Wygrała los na loterii, pomyślała Sabrina. To takie dziwne, że jednym się w
życiu wszystko układa tak łatwo i prosto, a innym nie...
–
Gdzie mam zacząć? – spytała Cassie.
–
Może od ściany, na której jest kominek – zaproponowała Paige. – Czy te
kolejki zostały po poprzednim właścicielu? – Wskazała brodą na kolekcję
Caleba.
–
Ależ skąd! – odparła Sabrina. – Modelarstwo to hobby Caleba. Prócz
całego taboru kolejowego z różnych stron świata ma też dziesiątki
samochodów. Podejrzewam, że kupił dom po to, by móc w końcu rozstawić
swoją ukochaną kolekcję.
–
Dla żadnej kobiety by tego nie zrobił – mruknęła pod nosem Paige. Po
chwili zorientowała się, że niezbyt taktownie się zachowała. – Przepraszam,
Sabrino, nie chciałam cię urazić. Boję się o ciebie, a raczej tego, co cię może
spotkać ze strony Caleba, stąd moje zgryźliwe uwagi...
–
Nie przejmuj się, Paige, nic mi nie będzie – odpowiedziała Sabrina
łagodnie. Po raz kolejny pożałowała, że nie może powiedzieć przyjaciółkom
prawdy. Jednak gdyby przyznała się, że Caleb w pewnym sensie ją
zaszantażował, to Paige i Cassie nigdy by mu tego nie darowały. A
za
chowując tajemnicę będzie przynajmniej mogła udawać pierwszą w dziejach
kobietę, która porzuciła Caleba Tannera.
–
Czy obmyśliłaś już menu na jutrzejszy obiad? – Cassie zmieniła temat na
bardziej neutralny.
–
Nie mam do tego głowy – odparła Sabrina. – Najpierw – musimy
skończyć remont. Jak będę robiła tysiąc rzeczy naraz, to w końcu nic z tego nie
wyjdzie. Jennings obiecał nam pomóc.
–
Skoro tak, to wezmę na siebie przygotowanie przyjęcia – zaproponowała
Paige. –
Podejrzewam, że Caleb nie wydawał jeszcze w tym domu tak
wystawnego obiadu.
–
Dzięki za pomoc, jesteś cudowna – ucieszyła się Sabrina.
Nagle w torebce Paige zadzwoniła komórka. Paige wygrzebała telefon.
–
Cześć, mamo. Co się dzieje? – Przycisnęła telefon ramieniem, ponownie
weszła na drabinę i zaczęła malować.
Sabrina i Cassie spojrzały na siebie porozumiewawczo. Wiedziały, że
Eileen za wszelką cenę będzie się starała ściągnąć córkę do domu.
–
Czy Caleb opowiadał ci coś o tym facecie, który kandyduje na stanowisko
dyrektora generalnego? –
spytała Cassie.
– Niewiele –
odparła Sabrina. – Przyjeżdża do Denver, by odebrać jakąś
nagrodę. Caleb uznał, że to dobra okazja, by go bliżej poznać.
–
Mamo, nie denerwuj się. Przyjadę tak szybko, jak to możliwe... – dotarł
do nich fragment rozmowy Paige. Nie zdołała powiedzieć nic więcej, bo
trzymana między ramieniem a uchem komórka wysunęła się, a Paige
odruchowo wyciągnęła po nią rękę, niestety tę, w której trzymała puszkę z
farbą.
Cassie odstawiła farbę i podbiegła szybko do Paige.
Sabrina zrobiła to samo, ale było za późno.
Puszka wypadła Paige z ręki i zielona farba z bulgotem wylała się na
podłogę. Zielone jeziorko sunęło szybko naprzód i nim którakolwiek zdążyła
temu zapobiec, rozlało się po dywanie.
Paige stała jak skamieniała. Wyglądała, jakby za chwilę miała się
rozpłakać.
–
To nie może być prawda – wyszeptała.
– Niestety, to prawda –
jęknęła Sabrina. – Dywan jest stary. I tak był
przeznaczony do wyrzucenia, ale co my zrobimy z podłogą?
–
Jeśli szybko zbierzemy farbę i przetrzemy podłogę rozpuszczalnikiem, to
nie powinno być śladu. – Cassie jak zwykle okazała się najbardziej praktyczna.
–
Sabrino, przynieś jakieś szmaty, a ty, Paige, na razie zbieraj farbę gazetami.
Wkrótce sytuacja została opanowana. Zwinęły dywan, zebrały farbę i
dokładnie zmyły plamy na podłodze rozpuszczalnikiem.
–
Utopiłam w farbie telefon – jęknęła Paige.
Sabrina i Cassie starały się nie parsknąć śmiechem, ale nie udało im się
powstrzymać wesołości.
–
Nie przejmuj się. Takie straty nie narażą naszej firmy na bankructwo. Ja
swój rozbiłam w czasie Halloween. – Sabrina pogłaskała przyjaciółkę po
ramieniu.
–
Ciekawe, czy Eileen uwierzy, że telefon naprawdę wpadł do farby –
krztusiła się ze śmiechu Cassie. – Pewnie będzie uważała, że to my z Sabriną
znów coś zmajstrowałyśmy, żeby nie mogła co chwila dzwonić.
Cassie zamilkła i przez chwilę intensywnie się nad czymś zastanawiała.
–
Ja mam Jake'a, Sabrina ma Caleba, to niesprawiedliwe, że Paige ma tylko
Eileen. –
Cassie spojrzała na Sabrinę. – Wiesz, musimy coś wymyślić, żeby
Paige w końcu też spotkała mężczyznę swego życia.
– To nie takie proste –
odpowiedziała z przekonaniem Sabrina. Niestety, nie
mogła wyznać prawdy...
–
I ty to mówisz?! Przecież wy z Calebem poznaliście się w zupełnie
niezwykły sposób.
Rozdział 7
Poniedziałkowe przedpołudnie upłynęło Calebowi na rutynowych
spotkaniach z personelem. Odbywały się one w domu, gdyż Caleb nie chciał
forsować nogi.
Przyłapał się na tym, że w ich trakcie kilka razy ziewnął. Jake mu
sugerował, że powinien sprawy organizacyjne i finansowe przekazać komuś
innemu. Jego najmocniejszą stroną było opracowywanie nowych rozwiązań.
To naprawdę uwielbiał robić i oddawał się temu zajęciu całym sercem.
Znalezienie nowego dyrektora generalnego pozwoliłoby mu uwolnić się od
tych zajęć, które zawsze go nużyły.
Caleb
zauważył, że jeden z młodych inżynierów, Erie, jest czymś niezwykle
poruszony. Wiedział, co to oznacza – jakieś nowe pomysły. Mam nadzieję, że
wkrótce będę się zajmował tylko nowymi projektami, westchnął w duchu.
Mason Maxwell miał dla nich trzech kandydatów na stanowisko dyrektora
generalnego. Emerytowanego pułkownika, młodą, niezwykle energiczną
kobietę, i Austina Weavera, o którym wiele pisano w gazetach.
Nazwisko Weaver było wymawiane przez ludzi z branży z wielkim
szacunkiem, może z wyjątkiem tych, którzy przegrali z nim w bezpośrednim
starciu. Ci nienawidzili go serdecznie, gdyż Weaver był bezwzględny.
Calebowi przypadła najbardziej do gustu właśnie ta kandydatura.
Niepokoiło go jednak to, czy Weaver w ogóle będzie zainteresowany ofertą
pracy. W końcu Tanner Electronics w porównaniu z Sony czy General
Electrics było zaledwie niewielką, choć bardzo obiecującą firmą. Nie mówiąc
o tym, że Austin Weaver musiałby przenieść się z Nowego Jorku do Denver.
Musiał więc użyć całego swojego czaru, żeby Weaver dał się zaprosić na
obiad. Jake uważał, że to strata czasu, bo nie bardzo czym mają skusić tak
potężnego i rozrywanego człowieka, który mógł do woli przebierać w
propozycjach. Caleb jednak postanowił spróbować, w końcu nie miał nic do
stracenia.
Liczył na to, że Weaver, który pracował w obecnej firmie już ponad pięć
lat, być może pragnął zmiany. Gdyby tak było, to propozycja zajęcia się
Tanner Electronics mogłaby okazać się dla niego szalenie interesująca.
Z sąsiedniego pokoju, w którym pracowała Sabrina wraz z przyjaciółkami,
dobiegały rozmaite stuki. Caleb starał się nie zwracać na nie uwagi. Jednak
gdy usłyszał wielki huk, a potem wrzask Sabriny, przeprosił zgromadzonych i
wyszedł zobaczyć, co się stało.
Otworzył drzwi i ostrożnie zajrzał do pokoju. Na pierwszy rzut oka
wydawało się, że żadnej z dziewczyn nic się nie stało. Jednak wymyślne
wzorki na ich ubraniach były niezbitym dowodem, że jednak coś musiało się
wydarzyć.
Sabrina robiła coś z podłogą, jednak Caleb nie zwracał na to uwagi. Nie
mógł natomiast oderwać wzroku od jej smukłych bioder i niezwykle długich
nóg. Nagle wyprostowała się i odgarnęła włosy z twarzy. W tym momencie na
jej policzku pojawił się zielony szlaczek.
Caleb zamrugał oczyma ze zdziwienia i pomyślał, że ma przywidzenia.
Spojrzał na Cassie, na jej bluzie wzorek również był zielony. Paige wyglądała
najlepiej, choć i ona była gdzieniegdzie wymazana na zielono.
–
Myślałem, że tej zielonej farby wystarczy do pomalowania całego domu –
powiedział Caleb, ciągle stojąc w progu. – Ale skoro ozdabiacie nią siebie, to
nie jestem pewien, czy...
Urwał, bo w tym momencie Sabrina rzuciła w niego ręcznikiem, w który
właśnie wycierała dłonie. Zwinięty w kulkę ręcznik leciał niczym piłka.
Caleb zapomniał o chorej nodze i usiłował odskoczyć. Jednak jego
sp
rawność pozostawiała jeszcze wiele do życzenia. Gdy przeniósł ciężar na
chorą nogę, przewrócił się, a na dodatek uderzył głową we framugę drzwi.
Przed oczyma zobaczył tysiące gwiazd, a chwilę potem na głowę spadł mu
ręcznik i przesłonił cały świat.
Sabrina
z okrzykiem przerażenia rzuciła się w jego stronę. Była blada jak
ściana, zdenerwowana, bliska paniki. Ściągnęła mu z twarzy ręcznik i
przyłożyła rękę do krtani.
Czy ona chce mnie udusić? – pomyślał, nie do końca jeszcze zdając sobie
sprawę, co się dzieje.
Gdy tak się nad nim pochylała, jej flanelowa koszula rozchyliła się i Caleb
zobaczył niezwykle kształtne piersi w czarnym, koronkowym staniczku.
Pomyślał, że warto było dla tego widoku wycierpieć o wiele więcej.
– Caleb masz bardzo przyspieszony puls – s
zepnęła z przerażeniem.
–
O, nie wątpię. – Jego głos brzmiał dziwnie głucho.
Sabrina dostrzegła wreszcie, w co wpatruje się Caleb. Usiadła na piętach i
zebrała poły koszuli.
–
Wszystko co dobre, szybko się kończy – zamruczał zmysłowo.
–
Zaraz cię palnę – zezłościła się.
–
Myślałem, że jako mój anioł opiekuńczy postanowiłaś ulżyć mi w bólu...
Ze złością zarzuciła mu z powrotem na twarz wilgotny ręcznik.
Caleba rozśmieszyła jej reakcja. Był zdziwiony, że widok piersi Sabriny tak
bardzo go podniecił. W końcu widział już w życiu niejedno i takie obrazki nie
powinny aż tak działać na jego wyobraźnię. Być może to ten kontrast między
flanelową koszulą a czarną koronkową bielizną... Tak, to pewnie dlatego, starał
się wytłumaczyć sobie swoją reakcję.
– Chyba nic mu s
ię nie stało? – Sabrina zwróciła się do przyjaciółek.
Caleb wstał powoli, niepewnie się uśmiechając.
–
Zostawiam was, bo zdaje się, że moja wizyta wprowadziła niezłe
zamieszanie. –
Mrugnął łobuzersko i kuśtykając wrócił na naradę.
–
Już myślałam, że tym razem załatwiłaś go na dobre – parsknęła śmiechem
Cassie, gdy zostały same.
–
Kochanie, ty czasem jesteś zupełnie nieobliczalna – pokręciła głową
Paige.
– To prawda –
przyznała Sabrina. – Ale na szczęście nic się nie stało.
Bez żadnych przygód skończyły malowanie salonu, ale do końca dnia,
mimo pootwieranych okien, w pokoju unosił się intensywny zapach farby.
Sabrina właśnie stała na drabinie i zawieszała zasłonę, gdy przykuśtykał
Caleb. Wciąż był blady. Wyciągnął się na kanapie, a nogę położył nieco
wy
żej.
–
Przykro mi z powodu tego, co się stało – odezwała się cicho Sabrina.
–
Jest w tym trochę mojej winy – odparł. – Na chwilę zapomniałem, że nie
należy się do ciebie zbliżać, gdy pracujesz. Powinienem raz na zawsze
zapamiętać, jakie to niebezpieczne.
N
ic nie odpowiedziała, choć w duchu przyznała mu rację. Z jednej strony
miała wyrzuty sumienia, że tak bez chwili zastanowienia rzuciła w niego
ręcznikiem, a z drugiej była na niego wściekła. Bezwstydnie wlepiał gały w jej
biust... Wiele dałaby za to, żeby wreszcie wynieść się z tego domu. Jednak
umowa to umowa, a poza tym nie chciała narażać Wypożyczalni Zon na
poważne straty.
Dotrzyma warunków umowy, choćby ją to miało wiele kosztować,
postanowiła. W tej chwili najbardziej niepokoiła się, czy zdążą skończyć
rozpoczęte prace dekoratorskie przed jutrzejszym proszonym obiadem. Jak na
razie dom wyglądał jak pobojowisko.
–
Może odwołasz ten obiad? – zaproponowała nieśmiało.
–
Wiesz, że nie mogę tego zrobić.
–
Chodziło mi o to, że mógłbyś przecież zaprosić gości gdzie indziej.
–
Nie, Sabrino, w tej chwili nie będę niczego zmieniał. Musicie zdążyć.
–
To chociaż zgódź się na wypożyczenie mebli, kupowanie ich w pośpiechu
nie jest najrozsądniejsze.
–
Ale ja dokładnie wiem, co mi się podoba – odparł.
– Tak?
–
Podobają mi się takie meble, jakie były u ciebie w biurze – odparł. –
Wiesz, te, które stały w salonie.
– To antyki –
odpowiedziała.
– W ogóle masz dobry gust –
przyznał.
Sabrina trochę zawstydziła się, słysząc taki komplement.
–
Gdy postanowiłaś pomalować salon na zielono, nie byłem do końca
przekonany do tego pomysłu – przyznał się. – Teraz uważam, że trafiłaś w
dziesiątkę.
–
Ściany to nie wszystko – powiedziała jakby do siebie. – Naprawdę
uważam, że bezpieczniej byłoby zarezerwować stolik w „Pinnacle".
– Nie bój
się, wszystko będzie dobrze – powiedział uspokajająco. – Poza
tym nie mogę tego zrobić Jenningsowi, byłby bardzo zawiedziony, gdybym
teraz zmienił plany. Pewnie uznałby, że nie wierzę w jego umiejętności
kulinarne.
–
Trzeba wypożyczyć meble, zastawę, obrusy, nie mówiąc już o
przygotowaniu samego obiadu –
wyliczała zaniepokojona.
–
Możemy pożyczyć zastawę od Cassie, pewnie dostała w prezencie
ślubnym mnóstwo szkła – znalazł proste rozwiązanie Caleb.
–
Chyba żartujesz! – oburzyła się nie na żarty. – Przecież to prezenty
ślubne.
–
Och, kobiety są takie sentymentalne. Zawsze mnie dziwiło, że
przywiązują tak duże znaczenie do szklanek czy talerzy.
–
Nie, to zupełnie wykluczone.
–
W takim razie kup zastawę, wiesz, że koszty nie grają roli – powiedział.
Sabrina oma
l nie podskoczyła z radości. Uwielbiała robić zakupy, a
świadomość, że będzie kupowała zastawę dla Caleba, wprawiła ją niemal w
stan euforii.
–
Czy coś jeszcze powinnam wiedzieć na temat twojego gościa? – spytała.
–
A chciałabyś wiedzieć?
–
Przed wyborem dań wolałabym się upewnić, czy nie ma żadnej alergii,
jak duże znaczenie przywiązuje do etykiety i tym podobne rzeczy.
–
Niestety, nie bardzo mogę ci pomóc.
–
A ile osób będzie na kolacji?
–
Wygląda na to, że siedem. Brakuje nam jednej kobiety, żeby było po tyle
samo pań co panów.
–
Mogłabym zaprosić Paige, ale ona pewnie się nie zgodzi – odparła
Sabrina. –
Więc jeśli Austin Weaver...
–
O nie, jeśli Weaver z tego powodu miałby odrzucić propozycję pracy w
Tanner Electronics, to wcale bym tego
nie żałował. Oznaczałoby to bowiem,
że zupełnie nie pasuje do mojej firmy.
–
Zgadzam się z tobą – przyznała.
–
A zatem uważasz, że maniery pracowników Tanner Electronics
pozostawiają wiele do życzenia? – Spojrzał na nią podejrzliwie.
–
No cóż, nie to miałam na myśli – powiedziała z ociąganiem. – Chociaż
zmusiłeś mnie szantażem, żebym tu zamieszkała, a takie zachowanie na pewno
nie jest świadectwem nienagannych manier...
– Przeciwnie. To uczciwa umowa –
zaprotestował.
–
Dobrze, skończmy ten temat – ucięła. – Miałam ciężki dzień i nie jestem
w nastroju do kłótni – dodała.
–
Możemy porozmawiać o czymś przyjemnym – uśmiechnął się zabójczo. –
A w każdym razie musisz mi pomóc dowlec się do łóżka, sam nie dam rady...
–
Nie chcesz spać tutaj? – zaproponowała.
– Nie,
tu tak śmierdzi farbą, że jutro wstałbym z bólem głowy. Poza tym
tam na górze jest szerokie wygodne łóżko, więc jeśli miałabyś ochotę...
–
Tego jeszcze brakowało – mruknęła. Udawała obojętność, ale jego na
wpół poważna propozycja sprawiła, że przebiegł ją dreszcz.
–
Pomóż mi tylko zawiązać buty, bo sam nie dam rady. Potem zejdź na dół
witać gości – poprosił Caleb Jenningsa.
–
Panna Saunders jest dziś bardzo zdenerwowana – powiedział Jennings.
–
Bardzo się przejmuje – uśmiechnął się Caleb. Faktycznie Sabrina od rana
była prawie nieprzytomna ze zdenerwowania, jakby na obiad miała przyjść
para królewska lub co najmniej przyszli teściowie... Skąd u mnie takie
skojarzenia, zdziwił się.
Włożył marynarkę, poprawił przed lustrem krawat i zszedł o kulach na dół.
Sab
rina zapalała świeczki ukryte w kompozycjach z kwiatów, którymi
ozdobiono stół.
–
Piękne – zachwycił się Caleb, gdy ujrzał smukłą i ponętną sylwetkę,
której kształty podkreślał jeszcze krój wieczorowej sukni.
Odwróciła głowę i spojrzała na niego uważnie. Caleb uznał, że lepiej, by
nie wiedziała, co miał na myśli.
–
Pięknie przystrojony stół – powiedział.
Sabrina uśmiechnęła się. Właściwie spodziewała się takiego komplementu.
–
Pożyczyłam chińską zastawę od Paige – powiedziała. – Świetnie współgra
z kolorem
ścian. Bardzo się zdziwiłam, że miała coś takiego.
– A co w tym dziwnego?
–
Chodzi o to, że zawsze praktyczna Paige kupiła coś tak wyjątkowego, ten
wzór to krótka seria, produkowano ją tylko przez kilka lat.
–
Cóż, po prostu lubi ładną zastawę – odparł obojętnie Caleb.
–
Wcale nie. A zastawa była głęboko schowana.
–
Przestań wszystko bez przerwy analizować, po prostu ciesz się, że
zdobyłaś tak piękne talerze – obrócił wszystko w żart. – Nie przejmuj się
takimi drobiazgami.
–
Ktoś musi, jeśli to przyjęcie ma się udać. – Znów zrobiła zatroskaną minę.
–
Zacznij się dobrze bawić – powiedział Caleb. Nagle pod wpływem
impulsu pochylił się, żeby ją pocałować.
– Nie, nie teraz –
odpowiedziała Sabrina odruchowo.
Caleb oniemiał. Ta odpowiedź, nawet jeśli chodziło wyłącznie o zwykłe
przejęzyczenie, zabrzmiała jak obietnica. Jak słodka, cudowna zapowiedź
czarownych chwil, które niebawem nastąpią.
Już czuł się zwycięzcą. Wiedział, że wygrał i wkrótce zbierze owoce...
–
Jennings będzie potrzebował pomocy – powiedziała nieco oschle Sabrina.
Udawała, że nic się nie stało. A może naprawdę nie zdawała sobie sprawy z
tego, jak dwuznacznie zabrzmiały jej słowa?
Caleb musnął ustami jej włosy, nie mógł się powstrzymać. W tym
momencie zadzwonił dzwonek do drzwi.
–
To twój gość – powiedziała Sabrina. – Pewnie chcesz z nim zostać kilka
minut sam na sam.
–
Wolałbym z tobą – wymruczał.
Z zadziwiającą konsekwencją udawała, że nie zwraca uwagi na jego zaloty i
poszła szybko w stronę kuchni.
Caleb z najwyższym trudem zapanował nad swymi emocjami i
skoncentrował się na czekającej go rozmowie.
Człowiek, który stanął w progu, wyglądał zupełnie inaczej, niż Caleb
oczekiwał. I właściwie trudno było powiedzieć, skąd bierze się to dziwne
wrażenie. Fizycznie wyglądał dokładnie tak, jak na zdjęciu. Ubrany był
zgodnie z przewidywaniami Caleba w świetnie skrojony garnitur. Miał modny
krawat i starannie przystrzyżone czarne włosy. Jednak coś w jego wyglądzie
zaskoczyło Caleba, niestety teraz nie miał czasu zastanawiać się nad tym.
–
Dzień dobry panu. Cieszę się, że mogę pana poznać – przywitał gościa.
Następnie zaprowadził go do salonu i zaproponował drinka.
–
Poproszę szkocką z wodą – powiedział Weaver. Caleb podał mu szklankę
i przygotował takiego samego drinka dla siebie.
–
To trochę za wcześnie jak na wypadek na nartach – zagadnął Weaver.
–
Skręciłem nogę na dziecięcym przyjęciu z okazji Halloween – odparł ze
śmiechem Caleb.
– Ma pan dzieci? –
zdziwił się Austin.
–
Nie, to było przyjęcie dla dzieci pracowników Tanner Electronics.
–
Dobry pomysł, takie działania stwarzają przyjazną atmosferę w firmie i
integrują zespół – pochwalił Weaver.
–
Tak, to jeden ze sposobów, w jaki staramy się zatrzymać dobrych
pracowników –
wyjaśnił Caleb. – Jeśli będzie mógł pan zostać do jutra, chętnie
pokażę panu moją firmę – dodał, z uwagą przyglądając się Austinowi.
–
Mam samolot dopiero po południu – odparł Weaver. – Chętnie zobaczę,
jak działa pańska firma.
Niezły z niego negocjator, pomyślał z uznaniem Caleb.
W tym momencie weszła Sabrina, niosąc kryształową tacę pełną gorących
przekąsek.
Austin Weaver poderwał się na jej widok tak szybko, że Caleb nawet nie
zdążył sięgnąć po kule.
Zgoda, trzeba być szarmanckim wobec dam, ale ten facet podskoczył, jakby
poraził go prąd, przemknęło Calebowi przez myśl. Spojrzał na Sabrinę i po raz
kolejny uświadomił sobie, że to właściwie nic dziwnego. Większość mężczyzn
na jej widok tak reagowała. Trudno było zachować obojętność wobec tak
oszałamiającej urody. On sam przecież, gdy tylko ją spostrzegł na przyjęciu z
okazji Halloween, st
anął jak wryty, co w pewnym sensie doprowadziło do tego
nieszczęsnego wypadku.
Dziś wyglądała szczególnie zachwycająco, w krótkiej, obcisłej, białej
sukience.
To dziwne, ale miał ochotę dać kuksańca Austinowi, żeby ten opamiętał się
wreszcie i przestał tak wybałuszać gały.
– Pani Tanner? –
spytał Austin.
Sabrina uśmiechnęła się lekko, wyglądała na nieco zawstydzoną.
–
Niezupełnie – odpowiedziała i potrząsnęła głową.
Ona flirtuje! –
oburzył się w duchu Caleb. Co w tę kobietę wstąpiło?
Czyżby Austin Weaver od pierwszego wejrzenia oczarował ją do tego stopnia,
że zapomniała o roli, którą ma odgrywać?
–
Czy podać ci gorącą śliwkę? – Spojrzała na Caleba niewidzącym
wzrokiem.
–
Tak, poproszę – odparł.
Podała mu talerzyk i usiadła w fotelu tuż obok Weavera. Pogrążyli się w
rozmowie na tyle, że Caleb zaczął się czuć jak piąte koło u wozu.
Rozległ się dzwonek u drzwi. Caleb chciał nawet wstać i pójść otworzyć,
bo Sabrina wydawała się zbyt pochłonięta słuchaniem opowieści gościa, by
zwracać uwagę na otoczenie. Jednak nie musiał ruszać się z pokoju, bo
Jennings wpuścił gości.
Do salonu wszedł Jake z Cassie i główny inżynier ze swoją nową
dziewczyną. W pierwszej chwili nie zwrócił na nią uwagi, jako że ów inżynier
miał słabość do długonogich blond piękności o ptasich móżdżkach i Caleb
pomyślał, że to jedna z tego typu panienek.
Jakież było jego zdziwienie, gdy okazało się, że inżynierowi towarzyszy
Angelique.
W Calebie wezbrała złość. Co też strzeliło Sabrinie do głowy, żeby
zapraszać tę idiotkę? To głupia zagrywka, pewnie chciała mu dobitnie
pokazać, jak bardzo różni się na korzyść od tej bezmózgiej ślicznotki, z którą
Caleb jeszcze niedawno się prowadzał... Ze złością zagryzł wargi.
–
Dzień dobry, Caleb – niemal zamruczała Angelique. – Wyglądasz, jak
gdybyś... – urwała. Dała w ten sposób do zrozumienia, że to, co miała do
powiedzenia, nie jest zbyt pochlebne. Potem odwróciła się do Sabriny. –
Sabrino, kochanie. –
Cmoknęła powietrze obok policzka Sabriny. – Mam
nadzieję, że nie masz mi za złe, że zjawiłam się na twoim przyjęciu...
Wściekłość Caleba nieco zelżała, gdy spostrzegł, że Sabrina jest równie
zaskoczona, jak on.
–
Moja przyjaciółka Missa jest chora, ale nie chciała stawiać swego
chłopaka w niezręcznej sytuacji. Prosiła mnie, żebym zastąpiła ją na tym
przyjęciu i oto jestem.
Caleb miał ochotę udusić tę wampirzycę, Sabrina, sądząc z wyglądu, miała
ochotę zrobić dokładnie to samo.
–
Czy już jesteśmy w komplecie? Siedem osób? – trajkotała Angelique,
udając, że nie zauważa konsternacji, jaką wywołały jej słowa. – Czyżbyś nie
miała żadnej przyjaciółki, Sabrino, która mogłaby nam towarzyszyć, czy też ze
zrozumiałych względów obawiałaś się konkurencji?
Kątem oka Caleb dostrzegł, że w drzwiach wejściowych Jennings
przyjmował jeszcze jednego gościa. Chwilę później do pokoju weszła jego
matka.
– Witaj, Sabrino! –
przywitała się serdecznie. Później pozdrowiła resztę
gości, z wyraźnym chłodem, graniczącym niemal z lekceważeniem, traktując
Angelique.
Goście rozmawiali w małych grupkach. Calebowi wydawało się, że Sabrina
bardzo się stara wywrzeć na jego matce dobre wrażenie.
–
Jeśli się zastanawiasz, skąd się tutaj wzięłam, to przyznam, że jestem tu
na prośbę Sabriny – zwróciła się do syna Catherine.
Jennings wniósł pierwsze danie, więc goście ruszyli w stronę stołu.
– Przepraszam, Sa
brino, że nie mogę ci służyć ramieniem. – Caleb wsparł
się na kulach. Tak czy owak powiedział to zbyt późno, gdyż Sabrinie właśnie
szarmancko podał ramię Austin Weaver.
–
Rozchmurz się, synku – usłyszał za plecami głos matki. – Poza tym
jestem tu najstarsz
ą kobietą, więc tobie przypada zaszczyt poprowadzenia
mnie do stołu.
–
Oczywiście, mamo.
–
Nie ma w tym nic dziwnego, że pani domu zajmuje się honorowym
gościem – dodała Catherine. – Robi to z dużym wdziękiem i taktem. Spójrz,
jak pięknie razem wyglądają, obydwoje tacy wysocy, czarnowłosi i smukli.
– Tak, urody im nie brakuje –
wycedził z niechęcią przez zaciśnięte zęby.
–
Synu, nie poznaję cię. – Catherine popatrzyła na niego z lekkim
zdziwieniem. –
Nigdy nie widziałam, żebyś się w taki sposób zachowywał.
Cóż, może w końcu trafiła kosa na kamień... Chyba nie myślałeś, że taką
kobietę jak Sabrina uda ci się zagarnąć na cały wieczór wyłącznie dla siebie?
–
Ależ skądże, mamo, wszystko jest w najlepszym porządku –
odpowiedział nie do końca szczerze. Właściwie, co mnie to wszystko
obchodzi, niech Sabrina robi, co chce. Nie moja sprawa, pomyślał.
Rozdział 8
Sabrina usiadła z gracją na krześle, które podsunął jej Weaver. Uśmiechnęła
się, skinieniem głowy dziękując mu za eleganckie zachowanie.
W głębi ducha jednak była przerażona. Coraz bardziej obawiała się, że ten
wieczór zakończy się katastrofą. Wiedziała, że Angelique właśnie po to tutaj
przyszła, żeby zemścić się na niej i na Calebie. Nie uwierzyła w bajeczkę o
chorobie dziewczyny głównego inżyniera. Podejrzewała, że Angelique
zaproponowała tamtej górę złota, by udawała tego dnia chorą.
Niepokoiło ją również zachowanie Caleba, który najwidoczniej nie miał
zamiaru utemperować Angelique.
Austin Weaver chyba nie bardzo rozumiał, co tu się dzieje i wcale by się nie
zdziwiła, gdyby wsiadł w taksówkę i wrócił do domu. Do tej pory nikt mu
właściwie nie wyjaśnił, po co go tu zaproszono.
Sabrina kątem oka obserwowała gościa. Ku swemu zdziwieniu dostrzegła,
że wcale nie jest znudzony czy wściekły. Niewątpliwie był trochę zdziwiony,
w tej chwili właśnie z niezwykłą uwagą przyglądał się czemuś na stole.
Wyszczerbiony talerz? –
pomyślała w popłochu. Weaver nie wyglądał na
człowieka, który przejmowałby się takimi rzeczami. Co zatem tak bardzo
przyciągało jego uwagę? Odwróciła głowę i spojrzała na niego.
–
Jak pięknie pani przybrała stół – powiedział.
–
Dziękuję – odparła, choć nie uwierzyła, że właśnie to przykuło jego
uwagę.
–
Cóż za piękna zastawa – ciągnął Austin. – Czy od dawna ją państwo
macie?
–
Kieliszki i szklanki są w rodzinie Caleba od dawna – odparła Sabrina. –
Catherine dostała je od swojej babki.
–
Jak miło, że teraz pani może się cieszyć ich pięknem. Sabrina czuła na
sobie niechętny wzrok Angelique, która niewątpliwie słyszała słowa Weavera.
Czyżby nadal żałowała, że Caleb się z nią rozstał? I to w dodatku w dość
bezceremonialny i brutalny sposób. A może po prostu naprawdę go kochała i
była zazdrosna?
Catherine również słyszała to, co powiedział Weaver.
–
Jak to dobrze, że Caleb znalazł w końcu kobietę, która jest w stanie
docenić piękno tej zastawy, a nie zastanawia się tylko nad jej ceną rynkową –
zwróciła się Catherine do Angelique.
Angelique z wściekłością zmrużyła oczy, a Sabrina z trudem powstrzymała
śmiech.
–
Ja najbardziej lubię pić mleko wprost z kartonu – mruknął pod nosem
Caleb.
–
Czy zbiera pan starą porcelanę? – spytała Sabrina Weavera.
–
Szczerze mówiąc, w naszym domu najczęściej używamy talerzy
jednorazowych, przynajmniej mam pewność, że nic im się nie stanie w
mikrofalówce –
odparł Austin.
Sabrinę zaskoczyła ta odpowiedź, bała się jednak przerwać tę rozmowę,
gdyż wtedy na pewno przy stole zapadłoby krępujące milczenie. Spojrzała na
rękę Austina, nie nosił obrączki. Powiedział jednak w „naszym domu", więc
pewnie z kimś mieszka.
–
Czy towarzyszka pańskiego życia nie mogła z panem przyjechać? –
spytała, aby w końcu wyjaśnić sytuację.
–
Niestety, była już wcześniej umówiona w zoo z całą czeredką
przedszkolaków.
Sabrina pomyślała, że miło dla odmiany usłyszeć o żonie biznesmena, która
spędza czas na pożytecznych zajęciach.
–
Mieszkam tylko z córką – wyjaśnił Austin. – Jennifer ma pięć lat.
Sabrinie nagle zrobiło się przykro, że taki wartościowy człowiek został sam
z dzieckiem.
–
Jest pan samotnym rodzicem i tak świetnie radzi pan sobie z karierą
zawodową? – spytała z podziwem Cassie, która siedziała naprzeciwko
Weavera.
–
O! Musi pan uważać – roześmiał się Jake. – Należy pan do grupy
społecznej, narażonej na szczególne zainteresowanie Cassie i Sabriny. Wraz ze
swoją przyjaciółką prowadzą firmę, która nazywa się Wypożyczalnia Żon.
Pomagają zajętym ludziom w prowadzeniu domu i załatwianiu wszystkich
codziennych spraw, na które zazwyczaj brakuje im czasu.
– To ciekawe –
zainteresował się Austin.
–
Właściwie zajmujemy się wszystkim oprócz opieki nad dziećmi, choć
jeśli przeniósłby się pan do Denver, mogłybyśmy pomyśleć o rozszerzeniu
naszej działalności – rozmarzyła się Cassie.
–
To całkiem ciekawy pomysł – poparła ją Sabrina.
–
Muszę przyznać, że to brzmi bardzo obiecująco. Zdaje się, że Denver to
przyjazne mi
asto i warto pomyśleć o przeprowadzce.
Gdy Sabrina spojrzała na Caleba, zaskoczył ją chłód w jego oczach.
Dziwne, powinien być jej raczej wdzięczny, że zachęca Austina do rozważenia
pomysłu o przeniesieniu się do Denver. Nie powinien też mieć pretensji, że
wspomniały o Wypożyczalni Żon, gdyż to Jake zaczął rozmowę na ten temat.
Jednak Caleb traktował ją z takim chłodem, jakby była jego śmiertelnym
wrogiem. Nie miała pojęcia, o co mu właściwie chodzi.
Przyjęcie skończyło się wcześnie. Austin Weaver wyszedł pierwszy.
Sabrina nie była tym zaskoczona, gdyż to spotkanie miało tak osobliwy
przebieg, że trudno było kogokolwiek winić za chęć jak najszybszej rejterady.
Zdziwiło ją natomiast, że Caleb nie ponowił zaproszenia do odwiedzin w
siedzibie Tanner Electronic
s. Jednak największym zaskoczeniem było to, że
Austin Weaver sam przypomniał o zaproszeniu i sam zapowiedział, że na
pewno z niego skorzysta.
Sabrina nie rozumiała, o co w tej grze chodzi, co jest prawdą, a co tylko
działaniem na pokaz. Mogłaby przysiąc, że Austin Weaver nie jest
człowiekiem, który marnuje czas po próżnicy. Była pewna, że nie bez powodu
postanowił obejrzeć Tanner Electronics.
Po odprowadzeniu honorowego gościa do drzwi wrócili z Calebem do
salonu, właśnie w momencie gdy Cassie zapraszała Catherine na swój ślub z
Jakiem, który miał się odbyć w najbliższą sobotę.
–
Przepraszam, że zapraszam panią w taki sposób, ale wcześniej Caleb
skrzętnie panią przed nami ukrywał. Nie będzie to zresztą wystawne przyjęcie,
tylko spotkanie w gronie przyjaciół – mówiła serdecznie Cassie.
–
To z pewnością będzie wspaniała uroczystość, ja mam już przygotowaną
kreację – wtrąciła Angelique.
W tym momencie Sabrina uświadomiła sobie, że gdy miesiąc temu
adresowały zaproszenia, Angelique była jeszcze dziewczyną Caleba, a zatem
automatycznie wciągnięto ją na listę gości. Kto mógł przypuścić, że sprawy
przybiorą taki obrót?
–
Na twoim miejscu nie liczyłabym na to, że skarby Catherine trafią w
twoje ręce – powiedziała Angelique na tyle ściszonym głosem, żeby tylko
Sabrina
mogła to usłyszeć. – Nigdy nie zdołasz przywiązać do siebie Caleba,
on już jest z tobą nieszczęśliwy. Może tego nie zauważyłaś? – Szybko się
oddaliła, nie dając Sabrinie szansy na odpowiedź. Zresztą Sabrina i tak nie
wiedziałaby, jak się odgryźć.
W końcu goście się rozeszli, została tylko Catherine.
–
Cieszę się, że już po wszystkim – powiedziała Sabrina.
–
Tak? A mnie się wydawało, że świetnie się bawiłaś – powiedział z
przekąsem Caleb.
–
Pójdę zobaczyć, czy Paige nie potrzebuje pomocy. Wyglądała na trochę
przybitą. – Catherine szybko się oddaliła.
Paige przybita? –
dziwiła się Sabrina. Było to zupełnie do niej niepodobne,
tym bardziej że od strony kulinarnej przyjęcie wypadło bez zarzutu.
Sabrina ruszyła za Catherine.
–
A dokąd to? – zatrzymał ją Caleb.
–
Idę posprzątać ze stołu – odpowiedziała spokojnie. – Jak chcesz ze mną
porozmawiać, to możesz pójść ze mną. W każdym razie nie mam zamiaru
wysłuchiwać twoich impertynencji.
Caleb podążył za nią.
–
O, widzę, że uciekasz. To niezła linia obrony. – Jego głos brzmiał
szorstko.
–
A przed czym niby miałabym się bronić czy uciekać? – Jego zachowanie
wyprowadziło ją z równowagi. Jednak starała mu się tego nie okazać i z
pozornym spokojem ustawiała na tacy brudne talerze. – Dołożyłam wszelkich
starań, żeby przyjęcie się udało.
–
Tak, zauważyłem, flirtowałaś na całego – powiedział chłodno. –
Zaprosiłem go tu po to, by porozmawiać z nim o interesach, a nie by mu
dostarczać rozrywek.
–
Ja z nim flirtowałam? – Z brzękiem postawiła filiżankę na tacy. –
Starałam się ratować sytuację, to było konieczne, zwłaszcza że Angelique
robiła, co w jej mocy, by zepsuć przyjęcie. Ty siedziałeś naburmuszony i
nawet nie próbowałeś porozmawiać ze swoim najważniejszym gościem.
Powinieneś być mi wdzięczny za to, co zrobiłam! – Ustawiła kieliszki do
brandy na samym szczycie stosu talerzyków.
–
Czy moja matka naprawdę pożyczyła ci wszystkie te kieliszki?
–
Tak, twoje szczęście, bo gdyby należały do ciebie, jeden po drugim
rozbiłabym ci je na głowie. – Chwyciła tacę, energicznie ominęła Caleba i
wymaszerowała z pokoju.
W kuchni Jennings sortował talerze, Paige w gumowych rękawiczkach stała
przy zlewie i zmywała, a Catherine wycierała talerze i relacjonowała Paige
przebieg spotkania.
Gdy Sabrina weszła, Catherine zamilkła.
–
Czyżbyście miały przede mną jakieś tajemnice? – spytała Sabrina.
–
Ależ skąd! – odparła Catherine. – Widzę, że coś cię zasmuciło.
Podejrzewam, że pokłóciłaś się z Calebem... Pewnie denerwuje cię jego
zaborczość.
Sabrina otworzyła usta ze zdziwienia. Caleb? Zaborczy w stosunku do niej?
Gdyby powiedział to ktoś inny, a nie rozsądna i pozbawiona złudzeń
Catherine, uznałaby to za szczyt naiwności. Tak dać się zwieść pozorom... Ale
jeżeli nawet matka Caleba dała się nabrać i uwierzyła, że synowi zależy na
Sabrinie, to coś było nie w porządku.
–
Odpocznij, mamo, przyszedłem wam pomóc. Sabrina aż podskoczyła, gdy
usłyszała za plecami głos Caleba.
–
Możesz usiąść i owijać kieliszki w papier, a potem pakować je do tych
pudełek – zaproponowała.
Caleb usiadł w kącie kuchni, natychmiast zabierając się do roboty. Było to
miłe zajęcie, które pozwalało myślom błądzić swobodnie.
Dlaczego zachowanie Sabriny tak bardzo wyprowadziło go z równowagi?
Po dłuższym zastanowieniu uznał, że w zasadzie zachowywała się tak, jak
przystało na dobrą panią domu. Zajmowała się honorowym gościem, przecież
gdyby go ignorowała czy nie zauważała, byłoby to po prostu niegrzeczne.
Zresztą, gdyby Weaver zainteresował się propozycją pracy w Tanner
Electronics, to i tak, zanim przeniósłby się do Denver, upłynęłoby trochę
czasu. On z Sabrina nie musieliby już udawać narzeczonych. W takiej sytuacji
może zainteresowałaby się Weaverem. Nie powinno mnie to obchodzić,
powiedział sobie. Czy naprawdę nie potrafię myśleć o tym bez złości? Ależ
oczywiście, odpowiedział sobie, może trochę zbyt szybko.
Gdy tylko będę mógł chodzić bez kul, wracam do swego normalnego trybu
życia; narty, paralotnia, motocykl. Dla takiej kobiety jak Sabrina na dłuższą
metę nie ma w moim życiu miejsca. Jest szalenie niebezpieczna.
Centrum handlowe, gdzie
co środę Cassie, Paige i Sabrina spotykały się na
lunchu, nie było zatłoczone. Gdy Sabrina przyjechała, przyjaciółki już były na
miejscu. Sabrina kupiła sałatkę z kurczaka i grzanki, po czym dołączyła do
przyjaciółek.
–
Nie wiem, jak ci dziękować, Paige, za wczorajszy wieczór – powiedziała
serdecznie.
–
Nie ma o czym mówić. – Paige wzruszyła ramionami. Była dziwnie
osowiała i leniwie dłubała widelcem w sałatce.
–
Największym plusem tego przyjęcia jest chyba to, że zaskarbiłaś sobie
sympatię twojej przyszłej teściowej. – Cassie uściskała Sabrinę.
Sabrina w ostatniej chwili ugryzła się w język. A już miała powiedzieć, że
Catherine nigdy nie będzie jej teściową.
–
Jedzenie Paige też było cudowne – dodała Cassie.
–
Bez przesady, ja tylko pomagałam Jenningsowi. Dlaczego głos Paige
brzmi tak smutno? –
zastanowiła się Sabrina. Przez chwilę pomyślała, że
przyjaciółka żałuje, iż odrzuciła propozycję wzięcia udziału w przyjęciu. Na
pewno milej spędziłaby czas w towarzystwie niż przy garnkach w kuchni. Po
namyśle uznała jednak, że wspominanie o tym nie byłoby taktowne.
–
Czy Jake nie mówił, jak udało się spotkanie z Austinem Weaverem? –
spytała Sabrina Cassie.
–
Nie byłaś na spotkaniu? – zdziwiła się Cassie.
–
Nie, odwiozłam Caleba do firmy i zajęłam się innym klientem. Jake go
odwiezie do domu.
–
Ho, ho, że też zaborczy Caleb pozwolił ci się na chwilę wymknąć –
zażartowała Cassie.
Sabrina zdziwiła się, że zarówno Catherine, jak i Cassie, uznały Caleba za
swoistego tyrana.
– A co z Weaverem? –
wróciła do poprzedniego tematu Sabrina.
–
Był w Tanner Electronics, spotkał się z załogą i z kadrą kierowniczą.
Zadawał dużo pytań i wydaje się, że jest na serio zainteresowany posadą –
relacjonowała Cassie.
–
To świetnie – ucieszyła się Sabrina. Paige wypadł widelec z ręki.
–
To wcale jeszcze nie oznacza, że będzie miał ochotę się tu przenieść –
mruknęła jakby do siebie.
–
Racja, ale chyba się nad tym poważnie zastanawia – upierała się Cassie.
–
Ja też uważam, że niedługo rozpoczną się poważne negocjacje – dodała
Sabrina.
–
A zatem będzie jeszcze więcej przyjęć i więcej zamówień dla naszej
firmy –
ucieszyła się Cassie.
–
Nie będzie mnie wtedy w mieście – powiedziała nieoczekiwanie ostrym
tonem Paige.
–
Ale przecież nie wiemy jeszcze, kiedy dostaniemy zlecenie... – Sabrina
popatrzyła zdziwiona na Paige. – Chyba nas nie zostawisz na lodzie? Bez
ciebie nie damy sobie rady.
–
A swoją drogą, to niesamowite, że taki znany menedżer jak Austin
Weaver zainteresował się Tanner Electronics – powiedziała z namysłem
Cassie.
– Racja –
przyznała Sabrina.
–
Jeśli nie ma więcej spraw do omówienia, to idę popracować do domu. –
Paige odsunęła od siebie talerz.
–
Poczekaj jeszcze chwilę – poprosiła Sabrina. – Musimy jakoś podzielić
się zadaniami na przyszły tydzień, gdy Cassie i Jake pojadą w podróż
poślubną. Na szczęście Caleb czuje się coraz lepiej, więc będę mogła
poświęcić firmie trochę więcej czasu.
Cassie przyglądała się z uwagą Paige, która niespokojnie wierciła się na
krześle. Co się z nią dzieje? Może nie powinnyśmy w jej obecności rozmawiać
o naszych partnerach? Pewnie jest jej przykro, że musi wysłuchiwać opowieści
o cudzym szczęściu, podczas gdy sama nie spotkała jeszcze tego jednego
jedynego, zastanawiała się Cassie.
–
Mam nadzieję, że i ty w końcu odnajdziesz swoje szczęście – powiedziała
serdecznie do przyjaciółki.
–
Odpowiada mi samotność – odparła obojętnie Paige.
–
Każda tak mówi, dopóki nie spotka właściwego faceta. Może twój książę
czeka tuż za rogiem – odpowiedziała żartobliwie Cassie.
–
Nie liczyłabym na to. – Paige po raz pierwszy tego dnia uśmiechnęła się.
Jak szybko człowiek przyzwyczaja się do nowych sytuacji, pomyślała
Sabrina, gdy parkowała samochód na podjeździe przed domem Caleba.
Wracała tu już niemal automatycznie, jak do siebie.
Gdy weszła do holu, usłyszała, że Jennings rozmawia z kimś przez telefon.
–
Nie, panie Maxwell, pan Tanner niestety nie może podejść, ma spotkanie
–
mówił Jennings.
– Poczekaj, Jennings! –
zawołała. – Myślę, że Caleb chciałby porozmawiać
z panem Maxwellem. Poza tym zaraz wychodzimy na próbę ślubu.
–
W tej chwili nie może podejść – powtórzył Jennings. – Pan Maxwell pytał
również o panią. – Podał jej słuchawkę.
Sabrina w tym momencie pożałowała, że nie ugryzła się w język. Ale było
już za późno.
–
Czyja to próba przedślubna? – zapytał bardzo zaintrygowany Mason.
– Nie moja –
odparła chłodno.
–
Szczerze mówiąc, tak przypuszczałem – odpowiedział. – Ale muszę ci
powiedzieć, że twoi rodzice byli zachwyceni, gdy dowiedzieli się, że hm...
jesteś z Calebem Tannerem. Przyznam szczerze, że nawet poczułem się nieco
dotknięty...
–
Jak widzę, wszystko im wypaplałeś – mruknęła. – A jeśli mój ojciec
uznał, że Caleb jest lepszą partią od ciebie, to z pewnością ci to okazał. On nie
należy do osób, które przesadnie liczą się z cudzymi uczuciami – dodała
spokojnie Sabrina.
–
Wypytywał mnie o was, ale niewiele potrafiłem mu powiedzieć. Chyba
zamierza zadzwonić do Caleba i zapytać go, jakie ma w stosunku do ciebie
zamiary. Może nie być zadowolony z tego, co usłyszy...
–
Po raz pierwszy jesteśmy wyjątkowo zgodni – powiedziała z przekąsem.
–
Gdyby twoja sytuacja uległa zmianie, choć oczywiście życzę wam dużo
szczęścia, to pamiętaj, że podtrzymuję propozycję, którą ci kiedyś złożyłem –
wypalił nagle Mason.
Sabrina za
niemówiła, długo nie była w stanie wykrztusić ani jednego słowa.
–
Wiesz, gdybyś za mnie wyszła, to z pewnością ułożyłyby się wreszcie
twoje stosunki z rodzicami, pamiętaj o tym – dodał Mason.
–
Dobrze, będę o tym pamiętać, choć nie przypuszczam, żebym kiedyś
miała ochotę skorzystać z twojej propozycji.
–
Poza tym powiedz Calebowi, że nie mogę czekać w nieskończoność, aż
podejmie decyzję, czy chce się spotkać z kandydatem, którego mu
przedstawiłem.
–
Dobrze, przekażę mu – odparła.
Skończyli rozmowę i Sabrina ruszyła na górę poszukać Caleba. W salonie
go nie było, sypialnia również była pusta. Zaintrygował ją dziwny szum,
dobiegający z góry.
Ach, już wiem, co to za ważne spotkanie, Caleb bawi się swoimi kolejkami,
pomyślała z rozbawieniem. Poszła na górę. W pokoju rozstawiona była
makieta ze stacjami, mostami i wiaduktami. Mostem przejeżdżał właśnie
pociąg towarowy. Caleb siedział przy stole i obsługiwał panel kontrolny.
W pierwszej chwili pomyślała, że jej nie zauważył. Jednak Caleb zatrzymał
pociąg na najbliższej stacji i odwrócił się do niej. Jego oczy błyszczały z
entuzjazmu. Sabrinie na sekundę zrobiło się przykro, że jej towarzystwo nie
budzi w nim takich emocji. Zaraz jednak opanowała się i przywołała do
porządku. Przecież to zupełnie naturalne, że jest taki ożywiony. W końcu
znalazł trochę czasu, by zająć się swoim hobby.
Rozejrzała się po pokoju. Niegdyś musiała tu być sala balowa. Jeszcze do
tej pory widać było resztki dawnej świetności. Kryształowy żyrandol, stiuki na
suficie, złocenia i ogromne okna były dobitnym świadectwem tego, że dawni
właściciele domu nie żałowali pieniędzy na wystrój.
–
Podejrzewam, że chcesz, abym porzucił swoje zabawki – jęknął Caleb. – I
to po tym, jak się wdrapałem po tych cholernych schodach.
–
Nie jest z tobą tak źle, skoro dałeś sobie radę – pochwaliła go.
–
Dziś chodzę już tylko o jednej kuli i czuję, że z każdym dniem będzie
lepiej. Może na uroczystość ślubną uda mi się pójść bez kul.
Pewnie tak, pomyślała. Wkrótce w ogóle nie będę musiała się nim
zajmować i wrócę do własnego domu, uświadomiła sobie. Dziwne, ale w tym
momencie poczuła smutek, a nie radość.
– Co tam trzymasz za plecami? –
spytał.
–
Chyba potrafisz czytać w moich myślach, bo i ja doszłam do wniosku, że
możesz już odłożyć kule. Kupiłam to w antykwariacie. – Wyjęła zza pleców
bardzo elegancką laskę ze srebrną główką.
–
Dziękuję, jaka ładna – rozpromienił się i zamyślił na chwilę. – Wiesz, że
gdyby nie ten nieszczęsny wypadek podczas Halloween, to poznalibyśmy się
dziś, właśnie na próbie ślubu Cassie i Jake'a?
Spojrzała na niego zdziwiona. Skąd nagle u tego pragmatyka takie
sentymentalne gadki? Co mu się stało?
–
Pewnie byłoby znacznie lepiej, gdybyśmy się poznali dopiero dziś,
zapewne nie potrzebowałbyś tej laseczki – powiedziała.
–
Gdybym cię poznał dopiero na próbie, z pewnością byłoby zupełnie
inaczej... Byłbym zachwycony, widząc tak piękną kobietę...
Sabrina zadrżała. Gdyby poznali się dopiero dziś, nie byłoby bólu, złości i
kłótni. Być może nawet poczuliby do siebie sympatię...
– Ale wtedy pewnie nigdy nie
dowiedziałbym się, że jesteś wyjątkowa... A
w każdym razie nie dowiedziałbym się tego tak szybko.
Sabrina już nie słyszała, co do niej mówił, zrobiło jej się ciemno przed
oczyma. Wszystko mogło być inaczej, może by się zaprzyjaźnili, może
nawet... by ją pokochał, tak jak ona pokochała jego...
Rozdział 9
Nieomal równocześnie z myślą, że kocha Caleba, przez głowę przemknęła
jej inna, równie absurdalna –
to po prostu niemożliwe, bym go pokochała.
Jestem zmęczona, a Caleb też się trochę rozkleił, przecież my się nawet nie
przyjaźnimy, przekonywała samą siebie.
Jednak myśl, że kocha Caleba, całkowicie Sabrinę oszołomiła. Skąd
przyszły jej do głowy takie bzdury? Przecież Caleb zupełnie nie był w jej
typie, na początku znajomości nawet go nie lubiła. Teraz sytuacja wyglądała
inaczej... Owszem, okazał się sympatycznym facetem i z pewnością niezwykle
pociągającym. Jednak od lubienia, czy nawet pociągu seksualnego, do miłości
bardzo długa droga... Czyżby ona już przebyła ten dystans?
Nie, to niemożliwe, żebym była głupsza od tych wszystkich panienek
Caleba, myślała gorączkowo. Z pewnością Angelique nigdy, nawet przez
moment nie pomyślała, że kocha Caleba, choć z pewnością darzyła wielkim
uczuciem jego książeczkę czekową. I pomyśleć, że uważała się za mądrzejszą
od tej blond wampirzycy...
Bzdura, nonsens, idiotyzm, powtarzała w duchu. Dlaczego zatem, skoro to
taki absurd, tak bardzo się tym przejęłam?
Caleb przyglądał jej się uważnie. Zauważył, że coś ją bardzo poruszyło.
Wiele oddałby za to, by poznać jej myśli.
Opanow
ała się z największym wysiłkiem i uśmiechnęła beztrosko.
–
Nie znasz moich możliwości. Szczerze mówiąc, powinieneś się cieszyć,
że nie wylądowałeś w szpitalu. No, ale wtedy miałbyś wymówkę, żeby nie iść
na ślub – dodała.
–
Dlaczego wszyscy uważają, że mam coś przeciwko ślubom? – obruszył
się. – Lubię je, jak mecze koszykówki. Można popatrzeć, ale po co od razu
pchać się na sam środek pola...
–
Być może powinieneś prezentować ten pogląd każdej nowo poznanej
kobiecie. Oszczędziłoby ci to wielu kłopotów. – Nawet udaje mi się żartować,
pomyślała o sobie z dumą. – No, dość tych filozoficznych pogaduszek. Pora
zająć się prawdziwym ślubem. Chodź, trzeba się przebrać do próby.
–
Poczekaj chwilę. – Caleb pochylił się, by ponownie włączyć kolejkę.
Pociąg towarowy potoczył się po torach i zatrzymał tuż u stóp Sabriny. Na
węglarce leżał podłużny pakunek owinięty w srebrny papier.
–
To tylko skromne podziękowanie za to, jak zachowałaś się podczas
obiadu na cześć Weavera – powiedział Caleb miękko.
Podniosła pudełeczko i uchyliła srebrne wieczko. W środku na delikatnym
aksamicie leżała piękna, misternej roboty platynowa bransoletka. Sabrina nie
wybrałaby chyba lepiej... To było niesamowite. Poczuła, że uginają się pod nią
kolana, a do oczu napływają łzy.
Nie! –
powiedziała sobie twardo, nie jesteś w nim zakochana. Wybij sobie
wreszcie te bzdury z głowy. Uśmiechnęła się miło, ale konwencjonalnie.
Zrobiła to, co należało. Przecież ten piękny prezent był tylko elegancką formą
podziękowania, niczym więcej. Delikatnie wyjęła bransoletkę i uniosła ją do
góry.
–
Ładna – powiedziała tak nonszalancko, jakby otrzymywanie platynowych
bransoletek było dla niej chlebem powszednim. – Pewnie już dawno ją kupiłeś,
co? Leżała i czekała na odpowiednią okazję.
–
O tak, zaraz zadzwonię i zamówię kolejną partię. – Caleb nie krył
rozbawienia.
Gdy Sabrina i Caleb przyjechali na miejsce, w kaplicy była już mniej więcej
połowa gości. Caleb nie przepadał za tego rodzaju uroczystościami, ale bardzo
lubił Jake'a i nie chciał mu sprawić zawodu. Polubił też Cassie, którą po
bliższym poznaniu uznał za ładną i miłą dziewczynę, choć zupełnie nie w jego
typie.
Zastanawiał się, dlaczego do jednej osoby, tak jak on do Sabriny, czujemy
pociąg od pierwszej chwili, a do innych, nawet równie ładnych, nie. Czy to
hormony, głód duszy, czy też przeznaczenie? Być może wszechwiedząca
natura tak nami kieruje, byśmy wybrali najodpowiedniejszego dla siebie
partnera?
Ślub i związane z nim uroczystości zawsze skłaniały ludzi do tego, by
myśleli o miłości. Sabrina jednak nie myślała o szczęściu przyjaciółki. Z całą
jasnością uświadomiła sobie, że naprawdę jest zakochana w Calebie i nie
potrafiła przejść nad tym faktem do porządku dziennego. Nie wiedziała, co
robić. W tej chwili pragnęła tylko, żeby Caleb niczego sienie domyślił.
A może on już wie? – pomyślała przerażona. Czasem wydawało jej się, że
wprost czyta w jej myślach. Nie, to niemożliwe, w końcu potrafię się przecież
kontrolować. Jego dotychczasowe kontakty z kobietami nie opierały się na
miłości, lecz na pociągu fizycznym, nie mógł zatem wiele wiedzieć o
prawdziwych uczuciach. W końcu oparte na wzajemnym pociągu związki
łączyły go z Angelique, Muffy, Candi... i wieloma innymi, których na
szczęście nie miała okazji poznać.
–
Kto w sobotę będzie podawał obrączki? – zapytał głośno ksiądz.
Sabrina tak bardzo była zaabsorbowana swoimi myślami, że zapomniała, iż
trzyma obrączkę Jake'a. Drugą obrączkę miał Caleb.
Spojrzeli na siebie. Co dziwne, Caleb wydawał się szczerze wzruszony
przygotowaniami do ceremon
ii. Gdyby tak można było poznać jego myśli...
Odwróciła wzrok, by nie zdradzić się ze swoimi uczuciami.
Patrzyła teraz na Cassie i Jake'a. Boże, jak błyszczą im oczy, pomyślała
wzruszona. Przecież to zaledwie próba ceremonii ślubnej. Jeżeli teraz są tacy
w
zruszeni i zdenerwowani, to jak będą przeżywać właściwy ślub?
Och, jak bardzo bym chciała, żeby Caleb kiedyś patrzył na mnie z równym
oddaniem i czułością, załkało jej serce. Nie, teraz nie była w stanie zaprzeczyć,
że jest zakochana w Calebie. Po raz pierwszy w życiu dopadła ją gorąca i ślepa
miłość.
Teraz już nie uważała go za playboya i podrywacza, lecz za interesującego,
wrażliwego i pociągającego mężczyznę. Już nic nie było w stanie ochronić jej
przed jego urokiem. O takim mężczyźnie zawsze marzyła i tylko z takim
chciała spędzić resztę życia.
Jaka ja byłam ślepa, gdy uważałam, że jestem odporna na jego urok. W
ciągu dwóch tygodni, które z nim spędziła, pojawiło się wiele znaków
ostrzegawczych, jednak Sabrina je zignorowała. Teraz już było za późno, by
płakać z powodu swojej lekkomyślności...
Nie była aż tak naiwna, by uważać, że Caleb też może być w niej
zakochany. Przecież jasno i jednoznacznie określił swój stosunek do kobiet.
Wprawdzie pociągała go, ale tak samo pociągały go inne: Angelique, Muffy i
Candi. Caleb lubił otaczać się kobietami, uwielbiał być przez nie adorowany...
Cassie i Jake składali właśnie próbną przysięgę małżeńską. Głos Cassie
drżał, a Jake delikatnie pogładził narzeczoną po policzku i popatrzył na nią z
miłością.
Wzruszenie ścisnęło Sabrinie gardło. Oddałaby pół życia za to, by Caleb
choć raz w taki sposób na nią spojrzał. Ale to niemożliwe, by kiedykolwiek ją
pokochał. Skoro on nie odda mi swojej duszy, to może chociaż uda mi się
rozpalić jego namiętność, myślała rozpaczliwie. Może namówię go na romans,
który dla niego będzie tylko kolejnym nic nie znaczącym flirtem, a dla mnie
najsłodszym wspomnieniem...
Spojrzała na Caleba w momencie, gdy i on odwrócił głowę w jej stronę. Ich
oczy się spotkały, przez moment wydawało się Sabrinie, że zajrzał aż na dno
jej duszy. Lecz po chwili Caleb odwrócił wzrok, jakby nigdy nic. Poczuła
bolesne ukłucie w sercu. Nie była w stanie znieść jego jawnej obojętności.
Po ceremonii szybko pożegnała Cassie i Jake'a i pobiegła do swojego
samochodu. Potrzeb
owała choć chwili samotności. Patrzyła, jak Caleb ściska
dłoń Jake'a, uśmiecha się do Cassie, a potem idzie w stronę samochodu. Tak,
ja go nic nie obchodzę, uświadomiła sobie.
Zebrała wszystkie siły, by za wszelką cenę ukryć swoje uczucia. Caleb z
beztrosk
im uśmiechem wsiadł do samochodu.
–
Co cię tak rozśmieszyło? – spytała.
–
Brat Jake'a zapytał, czy noszę czarny garnitur na znak żałoby po
przyjacielu, który traci wolność.
–
Ciekawa jestem, co na to jego żona – odpowiedziała również żartem.
–
Na szczęście tego nie usłyszała. Pamiętasz, że jesteśmy umówieni z
Cassie i Jakiem w „Pinnacle"?
–
W porządku – odparła.
Podjechali pod restaurację, Sabrina zaparkowała i weszli do środka. Górny
taras restauracji umieszczono na obrotowej platformie, tak aby wszyscy go
ście
mogli podziwiać widniejące na horyzoncie Góry Skaliste.
–
Ciekawy jestem, jak moja laska sprawdzi się na ruchomej podłodze –
zastanawiał się Caleb.
–
No cóż, uważaj, bo nie chciałabym, żebyś znów coś sobie zrobił, a potem
mnie za wszystko obwiniał – odparła zachmurzona.
–
W razie trudności wesprę się na twoim ramieniu – powiedział z
łobuzerskim uśmiechem.
Jednak nie oparł się na jej ramieniu, w ogóle przez cały wieczór jej nie
dotknął. Zachowywał się miło i uprzejmie, lecz chłodno. A ona pragnęła
czego
ś więcej. Uświadomiła sobie, że brakuje jej dotyku jego palców, ciepła,
bijącego od jego ciała. Dopiero teraz, gdy tego zabrakło, dotarło do niej, jak
bardzo to lubiła.
Muszę się wyleczyć z tej miłości, zapomnieć o niej raz na zawsze,
powtarzała sobie w duchu. Jednak na niewiele to się zdało. Dobrze
przynajmniej, że nie zbłaźniłam się do końca i udało mi się ukryć, co do niego
czuję, myślała ze zjadliwą ironią. Niewielka to jednak była pociecha.
Dojechali do domu.
–
Mam nadzieję, że państwo spędzili miły wieczór – przywitał ich Jennings.
–
Tak, dziękujemy, ale teraz już idziemy spać. Dobranoc, Jennigs –
odpowiedział Caleb.
– Dobranoc pani, dobranoc panu –
odparł Jennings i zniknął na tyłach
domu.
Weszli na górę.
–
Choć do mnie, Sabrino – powiedział miękko Caleb.
Zamarła. Wiedziała, co teraz będzie, pewnie Caleb zaraz powie, że seks bez
żadnych zobowiązań jest bardzo przyjemny. I potrzebny. Milczała.
Odrzucił na bok laskę i wyciągnął ręce do Sabriny.
–
Chodź do mnie – powtórzył uśmiechając się. – Nie dam się oszukać,
wiem, że mnie pragniesz. Twoje spojrzenie w kaplicy, gdy Cassie i Jake
składali przysięgę, powiedziało mi wszystko.
Nie była w stanie się zatrzymać, przyciągał ją jak magnes. Objął ją i
przytulił do siebie.
–
Przez cały wieczór nawet mnie nie tknąłeś – szepnęła cichutko.
–
Gdybym tylko cię dotknął, to nie byłbym już w stanie się zatrzymać... –
odpowiedział.
–
A ja myślałam, że nie jesteś mną zainteresowany.
–
A co teraz myślisz? – Powoli przesunął rozpalonymi dłońmi po jej
plecach. – Mów szybko,
bo już za chwilę nie ręczę za siebie.
–
To świetnie się składa...
Pocałował ją zachłannie. Nie wypuszczając jej z objęć, przesuwał się w
stronę sypialni. Gdy dotarli do łóżka, każdy centymetr jej ciała płonął z
namiętności. Sabrina zamknęła oczy, pragnęła zapamiętać każdą cudowną
sekundę. Jednak Caleb nie pozwolił jej zbyt długo myśleć, sprawił, że rozum
zasnął, a obudziły się zmysły. Nie próbowała z tym walczyć, poddała się
całkowicie namiętności i pozwoliła Calebowi zabrać się do czarownej krainy,
w któr
ej króluje namiętność, żądza i... spełnienie.
Wszystkie wesela trwały za długo. Caleb uważał, że gdyby skrócić je o
połowę, byłyby znacznie ciekawsze. Wesele Cassie i Jake'a dłużyło mu się, jak
żadne dotąd. Nie mógł się doczekać tego, co nastąpi później. W ogóle nie mógł
myśleć o niczym innym, tylko o niej. W myślach zaczął ją rozbierać, a
właściwie przypominać sobie, jak wyglądała, gdy przygotowywała się do tej
ceremonii. Wyjmował po kolei szpilki z wysoko upiętych włosów, rozpinał
powoli guziczki jej czar
nej sukni. Wiedział, że pod tą skromną sukienką kryje
się całkiem nieskromna bielizna. Ale rozbieranie w myślach Sabriny wcale nie
spowodowało, że czas przestał mu się dłużyć. Wręcz przeciwnie. Bardzo
pragnął być teraz gdzie indziej i z kimś innym.
– Czy n
ie musicie już zbierać się do wyjazdu, Hawaje są bardzo daleko... –
zagadnął Jake'a.
– Jedziemy dopiero jutro –
odpowiedział Jake.
–
A noc poślubna, czy goście nie powinni już rozejść się do domów?
–
Od kiedy to hołdujesz tego typu tradycjom? – zdziwił się Jake.
–
Szczerze mówiąc, w telewizji jest mecz, który bardzo chciałbym obejrzeć.
–
Caleb starał się wybrnąć z kłopotliwej sytuacji.
–
Chyba trochę ci nie wierzę, że chodzi o mecz. – Jake wyglądał na
szczerze ubawionego. Jego wzrok spoczął na Sabrinie. – Uważaj, Caleb, bo
wpadniesz po uszy, to nie jest taka prosta rozgrywka jak zazwyczaj.
Caleb nic nie odpowiedział, po prostu wstał i podszedł do Sabriny, która
siedziała na kanapie.
–
Czy możemy już iść? – spytał.
– Jeszcze nie –
uśmiechnęła się łagodnie. – Usiądź koło mnie – poprosiła.
Zza ich pleców rozległ się śmiech Angelique.
–
Nie pójdzie, dopóki panna młoda nie rzuci swojego bukietu – powiedziała
zjadliwie. –
Choć jeśli nawet uda ci się złapać ten wiecheć, to nie wiem, czy
wyjdzie ci to na dobre. Caleb ma alergię na śluby i wesela... – wysyczała
raczej niż powiedziała, po czym odwróciła się i pomaszerowała do sali
balowej.
–
Rozmawiałyśmy właśnie z Paige o Austinie Weaverze – powiedziała
Sabrina.
– O nim? –
zapytał lodowatym głosem Caleb, siadając koło Sabriny.
–
Czy podejmie tę pracę? – spytała Paige, szczerze zainteresowana tą
kwestią.
–
Nie dostałem jeszcze od niego żadnej odpowiedzi. Skoro nie odezwał się
do tej pory, to podejrzewam, że odrzucił moją ofertę.
–
Minęło dopiero kilka dni – zaprotestowała Paige. – Może jeszcze się
zastanawia, w końcu to byłaby bardzo poważna zmiana w jego życiu.
–
Uważasz zatem, że nie powinienem z niego jeszcze rezygnować? – Caleb
popatrzył na Paige uważnie.
–
Może potrzebuje czasu, żeby wszystko przemyśleć – wtrąciła się Sabrina.
–
Chyba bardzo ci zależy, żeby Weaver przeniósł się do Denver –
skomentował chłodno jej wypowiedź Caleb. Obserwował ją uważnie, ale nie
był w stanie odgadnąć jej myśli. – Mimo to powinienem w międzyczasie
odbyć spotkania z pozostałymi kandydatami. Możecie już zacząć
przygotowania, bo wkrótce podam wam konkretne terminy.
–
Mason Maxwell na pewno bardzo się ucieszy – powiedziała Sabrina. –
Ale chyba nie podejmiesz sam tak ważnej decyzji i poczekasz do powrotu
Jake'a z Hawajów?
–
To nie jest konieczne, Jake wyraził już swoją opinię, a ostateczna decyzja
i tak należy do mnie. – Rozejrzał się uważnie dokoła. – Czy to cholerne
przyjęcie kiedykolwiek się skończy?
Dlaczego jest w tak podłym nastroju, zastanawiała się Sabrina. Chyba nie
ona była tego powodem. Pomyślała, że może boli go kostka, przecież w ciągu
ostatnich dni bardzo ją forsował, nawet tańczył na weselu. Gdy Sabrina starała
się go powstrzymać, obiecał, że będzie szalał na parkiecie wyłącznie wtedy,
gdy orkiestra zagra coś wolnego.
Coś się jednak zmieniło w jego zachowaniu. Czuły kochanek, którego
dotyk niemal jeszcze czuła na swej skórze, gdzieś się ulotnił. Zastąpił go nieco
szorstki i chłodny dyrektor Tanner Electronics.
Może rzeczywiście Angelique miała rację, mówiąc, że Caleb nienawidzi
wesel? A może na zmianę jego nastroju miała wpływ rozmowa o Austinie?
Lecz jeśli tak, to co naprawdę zdenerwowało Caleba? Czy niezdecydowanie
Weavera, który zwlekał z podjęciem decyzji, czy też zwykła męska zazdrość?
Dlaczego tak bardzo mu zależało, by szybko zorganizować spotkania z
kolejnymi kandydatami? Czy nie chodziło przypadkiem o to, by mieć pretekst
do jak najszybszego zerwania z moją firmą i ze mną, zastanawiała się Sabrina.
Nigdy nie angażowała się w przelotne związki, ale tym razem była bezsilna...
Gdy po weselu wrócili do domu, zobaczyli zaparkowany na podjeździe
nieznajomy samochód. Jennings poinformował ich, że od kilku godzin na
Caleba czeka jeden z inżynierów.
Caleb mruknął coś w rodzaju przeprosin i pokuśtykał do salonu, gdzie
czekał niespodziewany gość.
Sabrina poprosiła Jenningsa, by zaniósł Calebowi tabletkę przeciwbólową.
Sądząc po tym, jak szedł, przeforsowana kostka musiała mu bardzo dokuczać.
Może będzie jeszcze tak jak wczoraj, westchnęła. Przestań się łudzić,
zganiła się w duchu. Poszła do gabinetu, by trochę popracować. Trzeba było
zająć się zorganizowaniem przyjęć, o których wspomniał dzisiaj Caleb. Ledwo
usiadła, zadzwonił telefon. Do Caleba. Bez trudu rozpoznała ten głęboki męski
głos. Bez zbędnych pytań zaniosła aparat Calebowi do salonu.
– O co chodzi, Sabrino? –
spytał.
– To Austin Weaver.
–
Widzę, że prawie zaniemówiłaś – mruknął Caleb.
– Witaj, Austin. –
Caleb wcisnął guzik na klawiaturze telefonu.
Wiedziała, że powinna wyjść, ale uznała, że skoro w pokoju został młody
inżynier, to również ona ma prawo poznać decyzję Austina. Gdyby się zgodził,
nie musiałaby organizować spotkań...
W zasadzie powinna się cieszyć. Ale odczuwała tylko wielki smutek. Już
wkrótce będzie musiała się stąd wynieść. Wprawdzie Caleb jeszcze przez kilka
tygodni nie odzyska dawnej sprawności, jednak na pewno nie będzie
potrzebował opieki na „pełny etat".
Caleb skończył rozmowę z Austinem.
–
To rozwiązuje wiele problemów – powiedział, gdy odłożył słuchawkę.
Zamyślił się na chwilę.
–
Chcesz powiedzieć, że Austin Weaver przyjął tę pracę? – spytała.
–
Tak, przyjeżdża w pierwszym tygodniu grudnia. – Przyglądał jej się
uważnie i najwyraźniej coś go zaskoczyło. – Myślałem, że ucieszy cię ta
wiadomość.
–
Cieszę się – powiedziała bez wielkiego entuzjazmu.
–
Pewnie niepokoi cię, że z powodu wczorajszej nocy będę starał się stanąć
ci na drodze.
Otworzyła usta ze zdziwienia.
–
Nie bój się, nie jestem takim egoistą, za jakiego mnie uważasz.
Widziałem, jakie wrażenie zrobił na tobie Austin Weaver... Domyślam się, że
pragniesz jak najszybciej odzyskać wolność.
A więc w taki sposób ma zamiar się z tego wywinąć, pomyślała. Niech mu
będzie, to i tak lepsze, niż gdyby powiedział wprost, że już się mną znudził.
–
Dobrze, że to rozumiesz – odparła, z trudem powstrzymując łzy. Na
szczęście Caleb na nią nie patrzył i niczego nie zauważył.
Rozdział 10
Po wyjściu Sabriny Caleb jakby nigdy nic wrócił do rozmowy z młodym
inżynierem. Wyjaśnił mu wszystkie wątpliwości. Młody człowiek zwinął
projekt, który przyniósł, i wstał.
–
Dziękuję, że znalazł pan dla mnie czas pomimo weekendu – powiedział
młody człowiek. – Nie będę panu dłużej zawracał głowy.
–
Teraz, gdy Weaver zdecydował się do nas dołączyć, będzie nam łatwiej –
zapewnił go Caleb. Potem nieznacznie się skrzywił i dyskretnie pomasował
kostkę, która po weselu bardzo mu dokuczała. – Trafisz do drzwi?
–
Ależ oczywiście, i jeszcze raz dziękuję.
Po wyjściu inżyniera Caleb opadł na sofę. Miał za sobą bardzo męczący
dzień. Pierwsza myśl, jaka mu przyszła do głowy, dotyczyła Sabriny. Nie
powinien z nią rozmawiać w tak obcesowy sposób, bo mogła wyciągnąć
błędne wnioski. Trzeba to jak najprędzej wyjaśnić... chociaż nie
zaprotestowała, gdy dość grubiańsko zwrócił jej wolność. Ale czy
rzeczywiście interesowała się Weaverem? Była zbyt taktowna, by wdawać się
z nim w rozmowę o intymnych sprawach w obecności postronnej osoby. No
cóż, wykazała się znacznie większą klasą niż on.
– Sabrino! –
zawołał. Z całą pewnością powinien naprawić swój błąd. Im
szy
bciej, tym lepiej. Sabrina wciąż nie przychodziła, ale usłyszał, że Jennings
kręci się po holu.
– Jennings! –
zawołał. – Czy mógłbyś poprosić Sabrinę? Muszę z nią
zamienić kilka słów.
–
Obawiam się, że to niemożliwe – odparł Jennings. – Wyszła jakieś pół
godziny temu.
–
Minęło aż pół godziny? – Caleb spojrzał na zegarek. – A dokąd poszła o
tak późnej porze?
–
Nie wiem. Odnoszę jednak wrażenie, że nie ma zamiaru wrócić, gdyż
zabrała ze sobą walizkę. – Jennings z trudem przełknął ślinę.
Caleb był zdumiony. Nie mogła mi tego zrobić, przecież mieliśmy umowę...
–
Pańska laska. – Jennings podał mu czarną laseczkę, prezent od Sabriny.
W tej chwili Caleb zauważył, że przeszedł pół pokoju bez kuli czy laski.
Wprawdzie kostka go bolała, ale mógł znów normalnie się poruszać. Tak,
przecież mieliśmy z Sabriną umowę, że zostanie dopóty, dopóki nie będę mógł
poruszać się o własnych siłach, uświadomił sobie. Nie ma co, świetnie wybrała
moment...
Ale jak mogła tak wyjść bez pożegnania? Bez słowa wyjaśnienia. .. A może
uznała, że nie ma czego wyjaśniać? Przypomniał sobie jej ostatnie słowa, gdy
docinał jej na temat Weavera. Powiedziała: „Dobrze, że to rozumiesz".
Więc jednak się nie pomylił, Weaver zrobił na niej piorunujące wrażenie.
Tak duże, że to, co wydarzyło się między nimi ostatniej nocy, nie miało dla
mej żadnego znaczenia. Sabrina nie chciała z nim być. A skoro tak, to nie
będzie o nią walczył. Nie będzie jej nic wyjaśniał ani niczego tłumaczył.
Ale przecież ja jej pragnę, uświadomił sobie. Tak bardzo, że aż sprawia mi
to ból!
Jak to możliwe? Jak doszło do tego, że chce być z kobietą, która traktuje go
jak powietrze?
Nie był przygotowany na odejście Sabriny.
Gdy Sabrina zobaczyła samochód Paige, szybko wzięła torbę i wybiegła
przed dom.
–
Powinnyśmy skończyć ten projekt do południa – powiedziała na
przywitanie Sabrina. Starała się nadać swemu głosowi naturalne brzmienie,
lecz przychodziło jej to z największym wysiłkiem.
–
Tak, chociaż to trudniejsze zadanie, niż się z początku spodziewałam –
odpowiedziała Paige. – Dobrze, że Cassie wróci, zanim zacznie się gorączka
przedświąteczna. Musimy wypocząć przed Bożym Narodzeniem, bo wtedy
będziemy chyba pracować dzień i noc.
–
Tak, nasza firma jest już na tyle duża, że dwie osoby nie dają rady –
przyznała Sabrina. – Pamiętasz, jeszcze kilka miesięcy temu prawie nie
miałyśmy co robić, a kontrakt z Tanner Electronics uratował nam skórę...
Wspomnienie Tanner Electronics automatycznie skierowało myśli Sabriny
na Caleba. Choć tak naprawdę nigdy nie przestawała o nim myśleć... Dlaczego
Caleb nie zerwał z nimi kontraktu? Miał do tego pełne prawo, bo przecież nie
dotrzymała warunków umowy, opuściła jego dom w pośpiechu, bez słowa
wyjaśnienia. Widocznie nie chciał się mścić, pewnie poczuł ulgę, że usunęła
się z jego życia.
– A s
woją drogą, to miałaś rację z Austinem Weaverem. Trochę długo się
zastanawiał, ale wreszcie przyjął ofertę Caleba. Zgodził się zostać nowym
dyrektorem generalnym Tanner Electronics.
Paige zahamowała ostro.
– Przepraszam –
mruknęła. – Ale zawsze znajdzie się ktoś, kto uważa, że
cała jezdnia należy wyłącznie do niego. A co z Calebem? Zanim zadzwoniłam
do ciebie do domu, dzwoniłam najpierw do niego, jednak nie zastałam cię
tam...
–
Tak, wyprowadziłam się. Miałaś rację, to nie mogło trwać długo...
– Mam nadziej
ę, że szybko się pozbierasz. – Paige spojrzała z troską na
przyjaciółkę. – A już myślałam, że wam się ułoży... Na ślubie Cassie patrzył
na ciebie w taki sposób, że byłam przekonana, że to coś poważnego.
Sabrina zadrżała. Oddałaby wszystko, żeby Paige miała rację. Niestety,
przyjaciółka, która zazwyczaj nie myliła się w takich sprawach, tym razem
dała się ponieść fantazji.
Caleb krążył nerwowo po domu, jakby nie mógł sobie znaleźć miejsca.
Widać było, że Sabrina pakowała się w wielkim pośpiechu, gdyż zostawiła
masę rzeczy. W łazience na półce leżała jej szminka, na stoliku została
książka, a koło łóżka jedwabna pończocha. Caleb podniósł ją czubkami
palców, a potem ze złością wyrzucił do kosza.
Był na siebie wściekły. Jak mógł dopuścić do tak idiotycznej sytuacji?
Dlaczego nie potrafi przestać myśleć o kobiecie, która miała go za nic? Nigdy
dotąd mu się to nie zdarzyło. Ale też nigdy dotąd nie spotkał takiej kobiety.
Sabrina była jedyna w swoim rodzaju. Przecież tak właśnie myślał od
pierwszej chwili, gdy ją tylko ujrzał. I nie chodziło tylko o fizyczne piękno,
znał wiele urodziwych kobiet. To osobowość Sabriny tak go urzekła, jej
wrażliwość i niezależność. No i żywiołowość, która nie miała sobie równych.
Może ona na mnie czeka? Może powinienem jej poszukać? Próżność nie
pozwalała mu przyznać, że właśnie tak pragnął postąpić. Pewnie nie będzie
chciała ze mną w ogóle rozmawiać, narobiłem takiego bigosu, że lepiej nie
mówić...
Spostrzegł, że w palcach obraca pończochę Sabriny, tę samą, która jeszcze
chwilę temu wylądowała w koszu. Nie było sensu zastanawiać się, w jaki
sposób znów znalazła się w jego dłoni. Zakochani robią różne dziwne rzeczy...
Minęło kilka dni. Na pozór wszystko było w porządku, pewnie nikt, kto jej
bliżej nie znał, nie zorientowałby się, że coś jest nie tak. Sabrina czuła się jak
bezwolny automat, życie przestało sprawiać jej jakąkolwiek przyjemność.
Pracowała, negocjowała z klientami warunki umów, spotykała się ze
znajomymi, oglądała telewizję. Jednak cały czas miała wrażenie, że pogrążyła
się w letargu.
Z zadumy wyrwał ją ostry dźwięk komórki. W telefonie odezwał się niski
męski głos.
To był Austin Weaver. Zupełnie nie spodziewała się, że poprosi ją o pomoc.
Jennings prawie zemdlał z wrażenia, gdy zobaczył ją w drzwiach. Spojrzał
w stronę salonu, gdzie, jak się domyśliła, był Caleb.
–
Rozumiem, że Caleb nie chce mnie widzieć, podobnie jak ja nie mam
ochoty go oglądać, ale przychodzę w interesach i naprawdę muszę się z nim
zobaczyć. Poczekam, aż będzie wolny.
–
Zaraz powiem mu, że pani przyszła. – Jennings dziarskim krokiem
pomaszerował do salonu.
–
A więc sprowadzają cię tu interesy – usłyszała za plecami miękki głos
Caleba.
Wydawał się wyższy i smuklejszy, chodził bez laski. To dziwne, że tak
bardzo się zmienił, nie widziałam go przecież zaledwie kilka dni, pomyślała ze
ściśniętym sercem. Tak bardzo za nim tęskniła... Kochała go i nigdy go nie
zapomni.
–
A więc sprowadza cię tu interes – powtórzył.
Nigdy nie uda jej się zdobyć tego mężczyzny. Jeśli chce zachować resztki
godności, nie powinna mu pokazać, jakie wrażenie zrobił na niej sam jego
widok.
–
Ucieszyłaś się z jego telefonu? – spytał. Jasne było dla obydwojga, o kim
rozmawiają.
– Nieszczególnie –
odparła. – Chce, żeby Wypożyczalnia Żon znalazła mu
mieszkanie. Rozmawiał ze mną, bo Cassie jest na Hawajach, a Paige nie zna.
–
O, widzę, że wasze rozmowy podczas pamiętnego obiadu zaowocowały
wzajemnym zaufaniem –
powiedział z lekkim przekąsem. – Ale chyba nie
jesteś tu po to, by pytać mnie o zgodę na podpisanie umowy z nowym
klientem?
– P
owiedział, że w trakcie rozmów z zarządem Tanner Electronics
zapomniał wyjaśnić kilka istotnych szczegółów. Poprosił mnie, bym ustaliła to
z tobą. Chodzi między innymi o: służbowe mieszkanie i samochód, przeloty,
prywatną szkołę dla córki, jednym słowem mam z tobą omówić pakiet
świadczeń dodatkowych.
–
Oczywiście, wejdź i usiądź. – Zaprosił ją do salonu. Jennings wszedł z
tacą. Sabrina odruchowo zaczęła zbierać ze stolika kawowego gazety, kartki i
pudełka. Jedno z pudełeczek spadło na podłogę i wypadły z nich czerwone,
satynowe majtki.
– Czy to prezent od twoich wielbicielek? –
roześmiała się. – Pojawiły się na
placu boju szybciej, niż myślałam...
Caleb wziął z rąk Jenningsa tacę i postawił ją na stoliku.
–
Tęsknię za tobą, Sabrino – powiedział, gdy Jennings zniknął za drzwiami.
Sabrina starała się ze wszystkich sił zachować spokój. Drżącymi dłońmi
wzięła ze stolika filiżankę.
–
Ty zawsze pragniesz tego, czego nie możesz mieć – odparła. – Pewnie
ubodło cię, że odeszłam, nie jesteś do tego przyzwyczajony.
– Nie, Sabrino, to nie tylko to. –
Głos Caleba był głęboki i zmysłowy.
–
Pewnie musisz się zastanowić nad żądaniami Austina Weavera. Dziś i tak
nie podejmiesz decyzji. –
Wstała.
Chwycił ją za rękę. Pod żakietem poczuł coś twardego. Rękaw trochę się
podwinął i Caleb zobaczył, że Sabrina nosi bransoletkę, którą od niego dostała.
– Nosisz prezent ode mnie –
ucieszył się.
–
Co w tym dziwnego, pasuje do żakietu. Poza tym, ciężko na nią
zapracowałam...
–
Chcę, żebyś wróciła do mnie – powiedział. – I zrobię wszystko, by to
osiągnąć.
Odwróciła się tak gwałtownie, że straciła równowagę. Caleb zerwał się i
przyciągnął ją do siebie. Miękko wylądowali na puszystym dywanie.
–
Czy chcesz mnie przekonywać w taki właśnie sposób? – spytała.
Caleb uśmiechnął się tylko, otoczył dłonią jej szyję i przyciągnął jej głowę
do swojej. Jego pocałunek był zmysłowy i niecierpliwy.
Osiągnął swój cel, uświadomiła sobie nagle. Pragnęła go jednak tak samo
mocno, jak przed chwilą. Straciła dla niego głowę, nie była w stanie się bronić.
– Pozwól
mi odejść – szepnęła.
–
Nie, nie puszczę cię, zanim mnie nie wysłuchasz. – Przycisnął ją jeszcze
mocniej do siebie.
– Mów...
–
Gdy załatwiłaś mi kostkę, byłem przekonany, że nie chcę cię więcej
widzieć. A jednak oszalałem na twoim punkcie. Dlatego zaszantażowałem cię,
zmusiłem, żebyś się mną zaopiekowała. Przysięgałem sobie, że będę ostrożny,
że ograniczę się do przelotnego flirtu, ale stało się inaczej.
Sabrinie zakręciło się w głowie. Nawet w najśmielszych marzeniach nie
wyobrażała sobie takiej sceny.
–
Byłem zazdrosny o każdy uśmiech skierowany do Austina Weavera.
Bałem się, że mi cię zabierze, wydawał się być w twoim typie: kulturalny,
odpowiedzialny, z klasą. Miał wiele cech, których ja nie posiadam. Nie
wiedziałem poza tym, że miłość może ranić, dlatego tak późno ją rozpoznałem.
–
Miłość? – Jej głos był zduszony.
–
Dopiero gdy odeszłaś, zdałem sobie sprawę, że się w tobie zakochałem.
Sabrina nie do końca była pewna, czy dobrze zrozumiała sens tej
wypowiedzi.
–
Byłem głupcem, źle cię traktowałem. Zacząłem w najgorszy możliwy
sposób. Pewnie mnie nie kochasz, ale wiem przynajmniej, że mnie pragniesz. –
Spojrzał jej w oczy. – Kocham cię, Sabrino. Jesteś pierwszą kobietą, której to
mówię. Jeszcze nie wiem, jak to zrobię, ale udowodnię ci, że to prawda.
W je
go głosie było tyle żarliwości, że Sabrina natychmiast pozbyła się
resztek wątpliwości.
–
Wierzę ci – odpowiedziała cicho. – Mnie też na tobie zależy.
Caleb pochylił się i pocałował ją. Ten pocałunek nie był tak namiętny i
zachłanny jak poprzedni, lecz i tak prawie zabrakło im tchu.
–
Długo nie wiedziałam, co się ze mną dzieje. Do tej pory spotykałam
mężczyzn, którzy przede wszystkim zwracali uwagę na moje ciało. Taki
właśnie był Mason Maxwell. Uważał, że dobre zamążpójście to szczyt moich
marzeń. Myślałam, że ty traktujesz mnie tak samo. Pamiętasz, podczas
rozmowy o interesach wysłałeś mnie na kawę, jakbym była zbyt głupia, by
cokolwiek z niej zrozumieć. Jednak potrafiłeś ze mną ciekawie rozmawiać,
rozśmieszyć mnie. W końcu zakochałam się w tobie.
Caleb poc
ałował ją w szyję. Sabrina zamruczała jak zadowolona kotka.
–
A co byś zrobił, gdybym nie przyszła dziś?
–
Jeszcze nie wiem, właśnie przygotowywałem nowy plan, gdy pojawiłaś
się we własnej osobie. – Uśmiechnął się łobuzersko. – Może zażądałbym,
żebyś skończyła urządzanie mojego mieszkania.
–
No dobrze, skończyłabym remont, twoją sypialnię pomalowałabym na
różowo... Ale zaraz, co właściwie miałeś na myśli, mówiąc, że
przygotowywałeś nowy plan?
–
Powiedzmy, że postanowiłem dostarczyć ci powodów, żebyś się tu
zjawiła. Austin mi trochę pomógł, choć i tak miał zamiar poprosić
Wypożyczalnię Żon o załatwienie kilku spraw...
Oderwała się od niego.
–
Kazałeś mu do mnie zadzwonić?
–
Nie, bardzo uprzejmie go o to poprosiłem. Chociaż, gdy przez cały dzień
się nie zjawiałaś, zacząłem się obawiać, czy ten sposób coś da. Ale zostawmy
w spokoju Austina. Teraz mam ważniejsze sprawy na głowie. – Pocałował ją.
– Kiedy za mnie wyjdziesz, Sabrino?
–
Naprawdę chcesz posunąć się aż tak daleko? Wydawało mi się, że
nienawidzisz ślubów i wesel?
–
Czy ty pamiętasz każde głupstwo, które powiedziałem?
–
Większość. – Roześmiała się radośnie.
–
Sabrino, pragnę być z tobą do końca życia, mieć dzieci, dzielić wszystkie
smutki i radości. A jeśli martwi cię, że jesteś jedną z wielu, to pamiętaj, że
jesteś ostatnią, jedyną i najważniejszą.
–
Wyjdę za ciebie i będziemy najszczęśliwsi na świecie – szepnęła.
Położyła głowę na jego piersi i wsłuchiwała się w bicie jego serca. Wiedziała,
że ono bije tylko dla niej.
Kolejne książki z serii Harlequin Romans ukażą się kwietnia.