Buddyzm w trzy minuty
Według doktryny buddyjskiej wszelkie cierpienia i nieszczęścia w życiu człowieka, w życiu
społeczeństw i narodów oraz w świecie innych istot mają swe źródło w podstawowej niewiedzy
dotyczącej tego, czym w istocie jesteśmy.
Świadomość naszej prawdziwej istoty, która jest zarazem istotą
wszechrzeczy, przesłonięta jest jednostronnym przeświadczeniem, że
istniejemy tylko jako odrębne jednostki, różne od wszystkiego co je
otacza. Ten egocentryczny punkt widzenia stwarza w nas poczucie
osamotnienia i zagrożenia, powoduje nieustannie wewnętrzny konflikt, a
także konflikty z innymi ludźmi, konflikty społeczne i narodowe oraz
konflikt człowieka z jego naturalnym środowiskiem. Konflikty te owocują cierpieniem w
postaci chorób, wojen i katastrof ekologicznych. Złudzenie zasadniczej odrębności rodzi
ideologię walki i egocentryczną filozofię przetrwania kosztem wszystkiego i wszystkich.
Celem praktyki medytacyjnej jest przekraczanie egocentrycznego doświadczania siebie i
wszechświata jako dwóch odrębnych bytów. Nazywa się to urzeczywistnianiem własnej
Prawdziwej Natury, osiąganiem stanu Umysłu Buddy, a także przebudzeniem lub
oświeceniem.
Buddyzm naucza, że wszyscy ci, którzy posiadają wewnętrzne, głębokie przekonanie o
jedności swojej natury z Naturą Buddy, znajdują się na najkrótszej drodze prowadzącej do
Przebudzenia. Ponieważ jednak natura każdej istoty jest już Naturą Buddy, nie trzeba nic
robić, aby ją uzyskać. Jedyną rzeczą jaką trzeba zrobić, to urzeczywistnić, uświadomić sobie
swoją oświeconą naturę. Wbrew pozornej prostocie, nie jest to jednak łatwe zadanie.
Potrzebne są tu pewne metody i tych metod dostarczają różne szkoły, tradycje i kierunki
buddyjskie. Wszystkie one starają się doprowadzić praktykującego do urzeczywistnienia -
własnego przeżycia do Przebudzenia. Szkoły buddyjskie mimo swojej różnorodnosci mają
prowadzić ludzi do tego właśnie celu. Metody zaś są zależne od psychiki i charakteru
poszukującego.
Bez dogmatów
Kiedy będziecie chcieli się nauczyć czegoś o buddyzmie, będziecie musieli pozbyć się
większości swoich dotychczasowych poglądów na religię.
Ludzie mówią: "Religia - OK., to jest wszystko to samo". Chodzi tu o jakiegoś boga, który ma
bardzo wyraźny pogląd na temat tego, co ludzie powinni robić, a czego nie i w ramach takiej
religii próbujemy się po prostu utrzymać. Głównie na tym polega religia. Kto stosuje się do
tych przepisów jest "dobrym" człowiekiem, a kto nie - ten nim nie jest.
W religiach tych istnieje zewnętrzna prawda, w którą należy wierzyć, ponieważ
prawdopodobnie nie można jej doświadczyć. Ta zewnętrzna moc będzie decydowała o tym, co
się dzieje z nami po śmierci - czy mamy udać się ku górze czy raczej ku dołowi. Tak
przeważnie rozumie się religie i o to w nich chodzi. W kontekście tego buddyzm jest czymś
zdecydowanie innym. Celem buddyzmu nie jest uszczęśliwienie jakiegoś boga, nawet nie
chodzi tutaj o uczynienie szczęśliwym Buddy. Chodzi o rozwinięcie potencjału naszego
umysłu. Nie chodzi o wiarę w coś, tylko o to, żeby widzieć w jaki sposób rzeczy funkcjonują.
Buddzie nie są potrzebni ślepi naśladowcy, lecz partnerzy. Budda nie daje również żadnych
rozkazów ani dogmatów, daje raczej sugestie i wskazówki. Mówi, że jeżeli zrobisz to -
otrzymasz takie rezultaty, a jeżeli coś innego, to i rezultat będzie inny. Ty sam decydujesz za
siebie.
Dwie ostatnie rzeczy jakie Budda powiedział tuż przed śmiercią, w wieku osiemdziesięciu lat,
są bardzo precyzyjną wykładnią jego całej nauki.
Najpierw powiedział:
"Oto mogę umrzeć szczęśliwy, nie zatrzymałem ani jednej nauki w zamkniętej dłoni.
Cokolwiek może wam przynieść pożytek już wam dałem".
Drugie jego stwierdzenie brzmiało:
"Nie wierzcie w ani jedno słowo tylko dlatego, że wypowiedział je Budda, lecz sprawdzajcie
rzeczy sami; bądźcie swoimi własnymi nauczycielami - przewodnikami".
Te dwie rzeczy są bardzo ważne i potrzebne. Budda widział swoje zadanie w pokazywaniu
nam, w jaki sposób stać się wolnymi. Nie dawał ludziom dogmatów, niczego w co powinni
wierzyć. Wszystko co mówił, mówił po to, by ludzie mogli lepiej żyć, lepiej umrzeć i lepiej się
odrodzić
Dlaczego właśnie buddyzm?
Ludzie mają wolność wyboru przekonań religijnych, a jeśli przeciwstawiają się jakimś, także
mają do tego prawo. Wybierają określoną religię zgodnie ze swoimi zainteresowaniami i
skłonnościami duchowymi. Nie można zmuszać nikogo, aby praktykował buddyzm czy
jakąkolwiek inną religię. Nawet Budda nie był w stanie uczynić wszystkich Hindusów
buddystami. W świecie tak różnych upodobań i skłonności nie każdy może być buddystą.
Ludzie mają prawo do wiary lub jej braku zgodnie ze swoimi pragnieniami.
(...)
Ponieważ ludzie posiadają różne duchowe skłonności, Budda nauczał różnych filozoficznych
perspektyw. Najgłębszym celem przekazywania nauk było przynoszenie pożytku czującym
istotom, a w ostateczności doprowadzenie ich do oświecenia. Nauki Buddy to nie sztywna
doktryna czy filozoficzna teoria, według której należy postępować. Wręcz przeciwnie, Budda
przekazał różne rodzaje wyjaśnień, w zależności od inteligencji i duchowych skłonności
swoich uczniów. W konsekwencji w Indiach powstały cztery główne szkoły myśli buddyjskiej,
a w obrębie tych czterech szkół wiele podszkół.
(...)
Nie musimy traktować słów Buddy jako świętości, której nie można poddawać analizie. Wręcz
przeciwnie - mamy prawo wnikliwie badać i weryfikować ich prawdziwość, sprawdzając je w
praktyce. W rezultacie własnego doświadczenia zyskuje się przekonanie i wiarę w skuteczność
nauk. To, jak sądzę, wyróżnia buddyzm spośród innych religii, gdzie słowo Stworzyciela czy
Boga nie podlega weryfikacji.
(...)
Z należnym dla innych religii szacunkiem twierdzę, że jedynie w buddyzmie rozwija się w
praktykujących wiarę i przekonanie na podstawie logicznego rozumowania. Zamiast ślepej
wiary bardzo ceni się racjonalne rozumowanie. Sam Budda powiedział, że otrzymać lepsze
odrodzenie może jedynie ten, kto wykonuje pozytywne działania, a unika negatywnych, takich
jak zabijanie czy kradzież, nie zaś ten, kto ofiaruje mu tysiąc maślanych lampek. Tak więc to
nie sama wiara przynosi dobre rezultaty, lecz właśnie działanie. Fragment "Przebudzanie
umysłu, rozświetlanie serca"
[przełożyła Joanna Grabiak, Dom Wydawniczy "REBIS", Poznań 1998].
Na czym polega praktyka Dharmy?
Celem wszystkich religii jest pomóc ludziom w staniu się lepszymi, doskonalszymi, bardziej
twórczymi istotami. Podczas gdy w niektórych religiach najważniejszą praktyką jest
recytowanie modlitw lub czynienie fizycznej pokuty, w buddyzmie istotniejsze jest
przekształcanie i doskonalenie umysłu. Można na to spojrzeć w inny sposób. W porównaniu z
fizyczną czy werbalną czynnością, aktywność umysłowa jest bardziej nieuchwytna i
trudniejsza do kontrolowania. Działania ciała i mowy są bardziej oczywiste, łatwiejsze do
nauczenia i praktykowania. W tym kontekście duchowe dążenia związane z umysłem są
subtelniejsze i dużo trudniejsze do osiągnięcia.
Najważniejsze jest jednak zrozumienie prawdziwego znaczenia buddyzmu. Bardzo dobrze, że
na świecie ciągle wzrasta zainteresowanie buddyzmem, ale ważniejsza jest wiedza o tym, czym
buddyzm jest naprawdę. Dopóki nie zrozumiemy istoty i prawdziwego znaczenia nauk Buddy,
każdy wysiłek zmierzający do ich zachowania, odnowy i propagowania będzie daremny.
Doktryna i zrozumienie Dharmy nie jest zjawiskiem fizycznym, dlatego budowanie
klasztorów lub recytowanie pism bez właściwego zrozumienia nie jest praktykowaniem
Dharmy. Chodzi o to, iż praktyka Dharmy odbywa się w umyśle.
Myślenie, że zmiana ubrania, mówienie modlitw czy wykonywanie pokłonów to cała praktyka
Dharmy, jest błędne.
Śniąc we śnie i na jawie
Mistrz Szeng-jen
Świadomość jaką zachowujemy na jawie, Budda nazwał snem. Akceptacja, że życie to sen,
może okazać się trudna, szczególnie jeśli zdaje się ono oferować zadowolenie i szczęście. Nikt
nie lubi być budzony z przyjemnego snu, a co dopiero, gdy mówi mu się, iż jego życie to tylko
złudzenie.
Jak jednak można odróżnić sen od jawy? Według Buddy, gdy śpimy, mamy różne krótkie sny,
natomiast życie to długi sen. Można przebudzić się ku prawdzie, iż żyje się we śnie, a
następnie z powrotem w ten sen zapaść. W buddyzmie przebudzenie z długiego snu życia
oznacza urzeczywistnienie swej własnej natury. Odczuwająca istota, która nie doświadczy
tego urzeczywistnienia, na zawsze pozostaje uwikłana w sen.
Wsystko jest ulotne, wszystko jest nierzeczywiste. Uważamy za nierealne swoje sny i sądzimy,
że rzeczywistość stanowią chwile przeżyte na jawie. Kiedy jednak uświadomimy sobie
iluzoryczną naturę ciała, świata, życia i śmierci, zrozumiemy, że bez względu na to, czy śpimy,
czy czuwamy, pozostajemy w tym samym, podobnym do snu, stanie. (...)
Niewielu ludzi wie, że śni. Nawet jeśli wiedzą, rzadko kiedy chcą się obudzić. Ktoś, kto nie
widzi swej własnej natury, uważa, że jest jak najbardziej rozbudzony, że życie jest rzeczywiste
i że nie cierpi. Gdy rozpoznaje iluzoryczną naturę jaźni, zdaje sobie sprawę, że śnił tylko
bardzo długi sen i że w gruncie rzeczy sen ten naznaczony jest cierpieniem. Stosunkowo
niewielu ludzi zdaje sobie jednak sprawę, iż do rozpoznania nietrwałej i iluzorycznej natury
codziennego życia potrzebna jest poważna codzienna praktyka. Nie wystarczy tylko posłuchać
moich słów, przeczytać książkę lub dojść do intelektualnego zrozumienia tej prawdy. O
buddyjskiej praktyce słyszało wielu, ale niewielu chce się jej naprawdę poświęcić. Jeszcze
trudniej spotkać kogoś, kto praktykuje, budzi się ze snu i zamiast zapaść weń z powrotem, w
końcu urzeczywistnia swą własną naturę. (...)
Nawet jeśli rozumiemy, iż nasze życie jest pozbawione substancji, nierzeczywiste i podobne do
sennego marzenia, nadal ponosimy odpowiedzialność za ten sen, bez względu na to, czy
doświadczany jest na jawie, czy nie. Z książki "Bęben Dharmy"
[przełożył Jacek Majewski, Pracownia Autorska "Domy Polskie", Warszawa 1997].
Dharma
XIV Dalajlama
Naszym obowiązkiem jako ludzi jest poszukiwanie sposobów i metod, dzięki którym wszystkie
istoty mogłyby zostać uwolnione od cierpień i nieszczęśliwych doświadczeń. Wszelkie istoty
żyjące pragną pociechy i szczęścia, a unikają cierpień. Co więcej, to pragnienie szczęścia
odnaleźć można nie tylko u ludzi wykształconych i inteligentnych lecz u wszystkich, nawet
najmniej znaczących stworzeń.
Wszyscy - wy, ja czy istoty w świecie zwierzęcym, pragniemy w podobny sposób zwiększenia
przyjemności i pomniejszenia bólu. Cierpienia usunąć możemy tylko wtedy, gdy jesteśmy w
stanie sami uczynić wysiłek. Bezsensem jest posiadanie wysublimowanych aspiracji, z
późniejszym siedzeniem tylko i czekaniem, aż same się spełnią, ponieważ taka postawa, która
w istocie jest lenistwem, nie doprowadzi ani do zniszczenia cierpienia ani do większego
szczęścia.
Należy podkreślić, iż wszystkie, przeróżne rodzaje cierpienia spowodowane są w istocie
pewnymi przyczynami, co umożliwia zbadanie owych cierpień i położenie im kresu.
Jeżeli znajdziemy i zniszczymy korzenie cierpienia, możemy uczynić ludzkie życie
szczęśliwym i dostatnim.
Aby to osiągnąć, najważniejsze jest kultywowanie w życiu przyczyn, które stwarzają szczęście
przy jednoczesnym zaprzestaniu tworzenia przyczyn, wywołujących cierpienie.
Dharma Buddy ukazuje drogę do realizacji tego stanu (...)
Wszelkie odczucia, czy to przyjemne, bolesne czy neutralne, zawsze posiadają przyczyny,
nigdy nie powstają bez przyczyny. Jak to zostało powiedziane w rozprawach, przyjemność i
ból powstają dzięki działaniu zasady przyczyny i skutku. Osoba, która nie ma pojęcia o
Dharmie, nie pojmuje prawa przyczyny i skutku. Wydaje jej się więc, że przyjemność i ból
pochodzą z czystego przypadku.
Kwintesencją Dharmy jest odnalezienie przyczyny własnego cierpienia, w samym sobie, co
sprawia, że stajemy się zdolni wyjaśnić te przyczyny innym.
Prawdziwie religijny człowiek akceptuje prawdę mówiącą, że sam jest odpowiedzialny za
własne przyjemne i nieprzyjemne doświadczenia, które są owocami jego karmy. Zna owoce
zła, niezręcznej i szkodliwej karmy i wie, iż są one bolesne. Wie też, że dobra, pożyteczna
karma rodzi szczęście. Podczas gdy prawdziwie religijny człowiek jest w stanie patrzeć na
życie z takiej perspektywy, człowiek pozbawiony Dharmy, jak powiedzieliśmy wcześniej, nie
posiadający wiedzy na temat przyczyny i skutku, boleje i lamentuje, gdy doświadcza
nieprzyjemnych uczuć. Podwaja tym samym swe cierpienie i nie może doświadczyć
prawdziwego szczęścia Dharmy Fragment książki "Otwieranie Oka Mądrości"
[przełożył Maciej Góralski, Wydawnictwo EJB, Kraków 1998
Czym jest medytacja?
Nie jestem jaźnią ani rozumem. Nie jestem umysłem ani myślą. Nie mogę być słyszane ani
oddane w słowach, ujęte w zapachach ani schwytane wzrokiem. Nie znajduję się w świetle,
wietrze, na ziemi ani w niebie. Jestem przytomnością i wcieloną radością - błogością pełną
błogości. ( Siankara )
Słowo "medytacja" używane do określenia buddyjskiej praktyki nie jest najtrafniejsze.
Pochodzi ono z łaciny (meditatio) i oznacza zagłębianie się myślach, rozmyślanie. Być może
bardziej odpowiednim słowem byłaby "kontemplacja" (łac. contemplatio = przypatrywanie
się), która odnosi się raczej do intuicyjnego, bezpośredniego postrzegania niż koceptualnej
analizy. Bardziej upowszechniło się jednak określenie "medytacja", które tym samym nabrało
nowego znaczenia, ponieważ istotą buddyjskiej praktyki nie są intelektualne rozważania.
W buddyzmie medytacja oznacza "bezwysiłkowe pozostawanie w tym co jest". Można
wywołać to przez uspokojenie umysłu i utrzymywanie tego stanu, w którym naturalnie
manifestuje się współczucie i mądrość. Inna technika polega na pracy z kanałami
energetycznymi naszego ciała i wizualizowaniem form buddów. Najbardziej efektywną
metodą jest stałe utożsamianie się z własną naturą buddy i postrzeganie wszystkiego co się
wydarza jako czystego.
Warto w tym miejscu przytoczyć słowa Szamara Rinpocze, cenionego mistrza ze szkoły
Karma Kagyu: "Medytacja może oznaczać wiele różnych rzeczy - niektórym kojarzy się ona
bardzo z wizjami, sensacyjnymi doznaniami i tajemnicami. Naprawdę nie jest niczym takim;
jest to systematyczny trening, całkowicie logiczny i konkretny. Niektórzy lubią, kiedy w
medytacji pojawiają im się najróżniejsze odczucia, wibracje, energie i inne sensacje. To jest
zwyczajne fantazjowanie. Nie chodzi nam o żadne egzotyczne doznania."
grafiki pochodzą z książki
Philipe'a Kapleau "Trzy Filary Zen"
Poniżej przedstawiony jest krótki opis jednej z podstawowych technik medytacyjnych
stosowanych w buddyzmie, którą można praktykować samodzielnie. Po przyjęciu wygodnej i
odpowiedniej pozycji medytacyjnej (patrz zestaw grafik poniżej) i uspokojeniu umysłu
poprzez koncentrację na procesie oddychania następuje prosta wizualizacja, która wzbudza
dystans do własnych problemów i przeszkadzających emocji oraz rozwija wgląd w pierwotnie
doskonałą naturę umysłu.
Chociaż ten rodzaj pracy przynosi pozytywne rezultaty to bardziej efektywna praktyka
możliwa jest jednak dopiero pod kierunkiem wykwalifikowanego nauczyciela. Należy również
pamiętać, że medytacja nie kończy się wraz z zakończeniem formalnej praktyki. W
codziennym życiu powinno się jak najczęściej przywoływać to doświadczenie otwartości,
współczucia i szczęścia jakie pojawiło się podczas praktyki i integrować je z każdym
działaniem.
Postawa - opis prawidłowej pozycji medytacyjnej
Usiądź na przedniej części twardej poduszki.
Ułóż nogi tak, abyś mógł je utrzymać przez dłuższy czas nieruchomo. Ciężar ciała rozłóż
równomiernie pomiędzy trzy punkty: dwa kolana dotykające podłogi i siedzenie oparte na
poduszce. Jest kilka sposobów ułożenia nóg, np. siad klęczny oraz postawy skrzyżne, z
których najszlachetniejsza to pełny lotos, gdy układamy prawą stopę na lewym udzie, a lewą
na prawym. Zbyt trudne? A więc usiądź w półlotosie - lewa stopa na prawym udzie, a druga
na podłodze, podsunięta blisko krocza. Możesz również siedzieć z obiema stopami w tej
pozycji. Jeśli i to jest zbyt trudne, usiądź na krześle - byleś siedział z wyprostowanym
kręgosłupem (brzuch lekko wypchnięty do przodu).
Rozprostuj i wyciągnij do góry kręgosłup, w naturalnej wyprostowanej pozycji. Wypchnij dół
pleców nieco do przodu, "otwórz" klatkę piersiową, głowę trzymaj prosto.
Rozpoczynając medytację pokołysz chwilę tułowiem, niech ruchy stają się coraz mniejsze, aż
w naturalny sposób zatrzymasz się w bezruchu.
Wzrok utrzymuj w odległości około metra przed sobą, nie skupiając go na żadnym
szczególnym punkcie. Oczy niech będą półprzymknięte.
Ułóż lewą dłoń grzbietem w dół we wnętrzu prawej dłoni i łącząc lekko czubki kciuków
uformuj owal w płaszczyźnie pionowej. Przysuń dłonie do brzucha, kilka centymetrów
poniżej pępka.
Na początku zrób kilka głębokich oddechów, później oddychaj naturalnie. Środek ciężkości i
oddech przesuną się same do podbrzusza.
Medytacja tęczowego światła - opis wizualizacji
Najpierw uspokój umysł koncentrując się na własnym naturalnym oddechu. Bezkształtny
strumień powietrza wchodzi i wychodzi przez nos. Myśli i dźwięki po prostu swobodnie
przepływają, tak jak chmury na bezkresnym niebie. Nie chwytaj ich, ani nie usiłuj porzucić.
Koncentruj się tylko na oddechu.
Uświadom sobie dlaczego medytujesz. Celem medytacji jest uzyskanie dystansu wobec
przeszkadzających uczuć i bezpośrednie doświadczenie pełnej przytomności i nieograniczonej
otwartości. Tylko wówczas będzie się w stanie rzeczywiście przynosić pożytek innym.
Wyobraź sobie jak w centrum klatki piersiowej, na wysokości serca pojawia się małe tęczowe
światło. Stopniowo rozprzestrzenia się ono coraz bardziej wewnątrz ciała. Kiedy już
całkowicie je wypełnia, rozpuszczają się wszystkie osobiste cierpienia, trudności i przeszkody.
Następnie światło wypływa z ciała we wszystkich kierunkach i wypełnia całą przestrzeń.
Dzięki temu rozpuszczają się cierpienia wszystkich istot, a świat zaczyna promieniować
nieograniczonym szczęściem zmieniając się w Czystą Krainę pełną nieograniczonych
możliwości. Wszystko jest przeniknięte wyzwalającym znaczeniem i pierwotną doskonałością.
Wizualizację tęczowego światła, które wypływa z ciała utrzymuj tak długo jak chcesz.
Kończąc medytację spróbuj pozostać w tym stanie najwyższej błogości i zarazem pełnej
przytomności tak długo, jak potrafisz.
Świat pojawia się znowu - czysty i doskonały. Każdy atom wibruje radością i jest
utrzymywany w całości przez miłość. Wszystko jest świeże i nowe, pełne nieograniczonych
możliwości. Wszystkie istoty pojawiają się jako buddowie, niezależnie od tego czy o tym
wiedzą, czy też nie. Wreszcie z przestrzeni wyłania się się również nasze ciało, lecz teraz już
wolne od słabości i chorób. Dawniej byliśmy naszymi ciałami, teraz je posiadamy - są dla nas
narzędziem przynoszenia pożytku innym.
Na koniec wyobraź sobie, że wszystkie dobre wrażenia, jakie się pojawiły podczas medytacji,
stają się nieograniczone i docierają do wszystkich istot rozpuszczając ich cierpienie i dając im
w zamian jedyne trwałe szczęście - rozpoznanie natury własnego umysłu. Szczerze zadedykuj
wszystkim swoją praktykę, możesz zrobić to używając poniższej, tradycyjnej formułki:
Oby wszystkie istoty osiągnęły szczęście i przyczynę szczęścia.
Oby były wolne od cierpienia i przyczyny cierpienia.
Oby nie były oddzielone od prawdziwego szczęścia - wolności od cierpienia.
Oby spoczywały w wielkiej równości wolnej od przywiązania i niechęci.
Naturalny stan umysłu
Tarthang Tulku
Dogen (1200-1253) przyszedł na świat w rodzinie stojącej u szczytów władzy. Jako
trzynastolatek wstąpił do klasztoru na górze Hiei, następnie w Kioto kształcil sięu Eisaia. W
1223 r. wyjechał na studia do Chin, tam też doznał satori. Po powrocie do kraju szerzył wiedzę
przekazaną mu przez jego chińskiego mistrza Ju-chinga. W 1243 r. założył świątynię w
Echizen - ośrodek szkoły soto. Sposobu na osiągnięcie oświecenia upatrywał w zazen.
Ponieważ w swym naturalnym stanie umysł
pozbawiony jest dualizmu,
połączony jest ze wszystkim, co istnieje,
nasze życie stanie się medytacją.
Ci, którzy nie są przyzwyczajeni do medytacji, uważają, iż jest to coś obcego, niezwykłego,
nienaturalnego - egzotyczne doświadczenie, lub że medytacja to coś innego niż sama osoba
medytująca. Czasami mówią, że jest to po prostu kolejny aspekt wschodniej psychologii czy
filozofii, który trzeba zgłębiać, studiować i badać. Jednak medytacja wcale nie jest czymś
obcym, wydzielonym i zewnętrznym. Medytacja jest naturalnym stanem umysłu i cały umysł
może być medytacją.
Medytacja zaczyna się w momencie, w którym pozwolimy, by ciało i umysł całkowicie się
odprężyły. Można to osiągnąć poprzez doświadczanie uczucia, które przychodzi samo z siebie,
my go nie przywołujemy. Gdy pozwolimy, by wszystko było takie, jakie jest, i wsłuchamy się w
ciszę własnego umysłu - to będzie nasza medytacja. Brak jakiegokolwiek dźwięku nie jest taką
ciszą, nie jest nią również brak czynników rozpraszających. Taką ciszą jest natomiast pełna
otwartość, przytomność umysłu. Gdy w danej chwili zachowamy ciszę - bez gorączkowej
pogoni za schronieniem, bez próby rozwiązania problemów - jedyne, co pozostanie, to
świadomość.
Medytacja jest procesem odkrycia samego siebie. Na jednym poziomie medytacja pokazuje
nam, do czego byliśmy przywiązani, jak rozwijały się nasze emocjonalne przywiązania od
dzieciństwa. Na następnym poziomie pomaga się nam uwolnić od tych przywiązań, ułatwia
nam dostrzeżenie własnego potencjału. Gdy spojrzymy wstecz, na sposób, w jaki myśleliśmy,
dostrzeżemy, że sami zastawialiśmy na siebie pułapki. Nauczymy się przenikać pozy i
pretensje zgłaszane przez umysł oraz przez wszelkie wyjaśnienia i wymówki Zdamy sobie
sprawę, że wciąż gramy i że dalecy jesteśmy od prawdziwej samowiedzy.
Patrząc sztywno na świat, arbitralnie wyznaczamy granice, także dla samych siebie. Wydaje
się nam, że doświadczenie, które nie jest związane ze zmysłami i wyobrażeniami, pozbawiona
jest jakiejkolwiek wartości. Lecz wychodząc poza realizację pomysłów, poza dualizm, poza
czas i przestrzeń, co mamy do stracenia? Jeśli cokolwiek, to tylko obawy, przyzwyczajenia,
kurczowe trzymanie się zmyślonego "ja" i równie zmyślonego bezpieczeństwa tego "ja".
Naturalny stan umysłu nie ma nic do stracenia. Wcześniej, z powodu wyobcowania, nie
wiedzieliśmy, że świadomość może stać się naszym domem. A bycie świadomym leży u
podstaw naszej natury.
Chociaż rozmawiamy o naszej prawdziwej naturze, niekoniecznie znaczy to, że jej
doświadczamy. Właściwie większość z nas wpada w pułapkę błędnego koła: tworzymy teorie i
wyjaśnienia, które rodzą dalsze teorie i wyjaśnienia; umysł zapętla się w nieskończoność. "Ja"
zawsze łączy się z różnymi uczuciami, pojęciami i refleksjami natury psychologicznej. Ego
czeka, by nas zapytać, czy cokolwiek osiągnęliśmy, więc musimy sobie odpowiadać przez cały
czas - i dlatego wychodzimy poza doświadczenie, przyglądając się mu z zewnątrz.
Chociaż robimy, co w naszej mocy, by być uważnym i świadomym każdej chwili, wewnętrzne
dialogi i wyobrażenia tworzą przeszkody, które niszczą spontaniczność naszego
doświadczania. Im bardziej chcemy zinterpretować doświadczenie i opisać je słowami, tym
bardziej się od niego oddalamy. Zostajemy ze starymi pojęciami i dualistycznym
postrzeganiem świata, więc reakcja na codzienne sytuacje nie wypływa z naturalnego stanu.
Jakbyśmy mieszkali pośrodku pięknego ogrodu, ale nie byli tego świadomi. Lata mijają na
wyjaśnianiu, myśleniu i analizowaniu, lecz nigdy na odkrywaniu naturalnego stanu.
Trudno jest zdać sobie sprawę z takiego stanu umysłu, ponieważ sądzimy, że myśli i uczucia są
moje. Oceniamy je w kontekście mojej sytuacji, mojego życia. Ale myśli i uczucia wcale nie są
moje. Jedna myśl jest połączona z drugą, potem z trzecią. Idąc tym tropem, znajdziemy
następną. Każda myśl wymaga pewnych słów i obrazów. Tak jak klisza filmowa kręcąca się
nieustannie, tak wyobrażenia zajmuje świadomość i odbiera energię. Na końcu gubimy
świadomość. Stajemy się jak dzieci oglądające kreskówkę - zagubieni, wpatrzeni.
Obserwując umysł, zobaczymy, że świadomość łatwo zatrzymuje się na myślach albo na
impulsie zmysłowym. Na przykład gdy słyszymy trzaśnięcie drzwi lub hałas uliczny, umysł
natychmiast tworzy obraz lub myśl, z którymi połączone jest doświadczenie - bardzo
dokładne i o odpowiednim nasileniu. Ale zatrzymując się w tym momencie, można wniknąć w
to doświadczenie. W takiej chwili odkryjemy pewien typ wewnętrznej atmosfery lub
środowiska, który nie posiada kształtu, formy, żadnych cech charakterystycznych, żadnej
struktury. Nie ma słów, obrazów, pomysłów czy postaw, które można by przyjąć, ponieważ
każda postawa - zatrzymania, doświadczania czy nawet postawa "poza tym" - odnosiłaby się
do czegoś, co jest całkowicie kojarzone z nami, subiektywne. Dlatego, aby się uwolnić od
dualizmu umysłu, trzeba wyjść poza względne zrozumienie i poglądy, zajrzeć wewnątrz i jeśli
to możliwe, pozostać w pierwotnym momencie doświadczania.
Ponieważ w swym naturalnym stanie umysł pozbawiony jest dualizmu, połączony jest ze
wszystkim, co istnieje, nasze życie stanie się medytacją. Medytacja nie jest ucieczką od tego
świata - jest dobrym przyjacielem i nauczycielem, który może udzielić wskazówek, wesprzeć
umysł i pomóc mu w bezpośrednim dotarciu do jądra istnienia, pokonaniu ścian, które
oddzielają nas od świadomości, natchnienia i intuicji. Dzięki temu doświadczeniu dotrzemy do
własnej jedności. W każdej chwili możemy zaprzyjaźnić się z medytacją. Z perspektywy, jaką
daje medytacja, doświadczymy każdego istnienia jako pełnego i pięknego - bo każda rzecz jest
na swój sposób piękna: nasza praca, myśli, rozmowy; każda sytuacja ma własną wartość i
znaczenie Wprowadzając do naszego życia światłość medytacji, staniemy się bogatsi, nasze
życie nabierze znaczenia i znajdziemy cel. Będziemy zdolni radzić sobie z każda sytuacją w
otwarty i bezpośredni sposób.
Ta naturalna świadomość jest prosta i bezpośrednia, otwarta na wszystko. Jest
natychmiastowa i spontaniczna, pozbawiona tajemnic, nie ma strachu czy winy, nie ma
problemów, chęci ucieczki lub wybrania innej drogi. "Naturalna" znaczy "swobodna", nie
mająca oczekiwań, nie tworząca przymusu, nie interpretująca, nie mająca wcześniejszych
planów. Gdy medytacja pogłębia się, nie ma potrzeby jej naprawiać, polepszać, doskonalić.
Nie ma potrzeby rozwoju, bo wszystko porusza się naturalnie.
Gdy będziemy potrafili doświadczyć bezpośredniej świadomości, pomiędzy naszym umysłem
a medytacją nie będzie niczego. Doświadczenie jest zawsze nowe, świeże, czyste i piękne. Choć
istnieje poza zwykłym poczuciem czasu, jest w nim ciągłość Wszystko jest, jakie jest, nic nie
jest dodane ani odebrane.
Jeśli, medytując, potrafimy pozostać w chwili obecnej, możemy doświadczyć wyższego stanu
świadomości. Jeśli jednak będziemy trzymać się psychicznych wyobrażeń lub starać się
przypomnieć sobie odpowiednie polecenia czy ciąg wydarzeń, będziemy podążać za ruchem
umysłu na poziomie świadomym. Nawet studiując i ucząc się o takim poziomie przez wiele lat,
możemy zrobić wiele pozytywnych rzeczy, zebrać olbrzymią liczbę informacji, jednak wciąż
będziemy daleko od prawdziwego zrozumienia. Dlatego koniecznie trzeba rozszerzać
świadomość poza wewnętrzny dialog, otworzyć się najmocniej i pogrążyć ciszy. To są wciąż
tylko pojęcia, lecz później, praktykując, wyjdziemy poza nie, poza konceptualne myślenie, i
dotrzemy do stanu, w którym nie ma żadnego centrum, bowiem wszystkie ograniczenia, które
wymagają takiego centrum, znikną - i to jest medytacja.
Gdy rozwiniemy medytację, dłużej już nie będziemy musieli polegać na intelektualnych
wyjaśnieniach tego, kim jesteśmy, bowiem potrzeba samookreślenia zniknie, jak rozwiewa się
mgła, gdy wschodzi słońce. Gdy to zrozumiemy, nie będziemy już walczyć z ego i
negatywnymi emocjami - ani czynić rozróżnienia na dobro i zło, pozytywne i negatywne,
drogę duchową i nawykowe działania W czasie doświadczania medytacji spontaniczna
świadomość rodzi się sama, a emocjonalne problemy i konflikty tracą na sile i rozmywają się
Gdy przestaniemy je karmić, znikną ze świadomości, a wtedy naprawdę zobaczymy, iż
naturalnym stanem umysłu jest medytacja. Dzięki niej umysł zostanie oświecony i otrzyma
potężną i cenną energię My natomiast doświadczymy nieopisanego, wszechwiedzącego
zrozumienia.
"Gest równowagi" Tarthang Tulku. Dom wydawniczy "REBIS", Poznań 1999. Tłumaczenie:
Wojciech Herchel
Praktyka dzogczen w życiu codziennym
Dilgo Czientse Rinpocze
Jego Świątobliwość Dilgo Czientse Rinpocze (1910-1991), zwierzchnik buddyjskiej szkoły
njingma, był jednym z największych mistrzów buddyjskich naszych czasów, jednym z
ostatnich lamów, którzy ukończyli swą edukację w jeszcze wolnym Tybecie.
Więcej informacji na stronie www.shechen.org.
Celem codziennej praktyki dzogczen jest rozwinięcie wolnej od trosk akceptacji,
nieograniczonej otwartości na wszystkie wydarzające się sytuacje. Powinniśmy rozpoznać
otwartość jako plac zabaw naszych emocji, natomiast w stosunku do innych być wolni od
sztuczności czy prób manipulacji. Powinniśmy doświadczać wszystkiego w pełni, zamiast
zamykać się w sobie jak świstak kryjący się w swojej norze. Praktyka ta wyzwala ogromne
ilości energii, zazwyczaj ograniczone przez proces utrzymywania ustalonego obrazu swojej
osoby.
Przywiązanie do opinii jest procesem, podczas którego uciekamy od bezpośredniego
doświadczenia codziennego życia. Bycie obecnym tu i teraz może początkowo wywoływać
strach - witając jednak to uczucie strachu z całkowitą otwartością, przedzieramy się przez
bariery stworzone przez nawykowe wzory emocjonalne. Angażując się w praktykę
odkrywania przestrzeni powinniśmy rozwinąć uczucie, że bez reszty otwieramy się na cały
wszechświat. Powinniśmy się otworzyć z absolutną prostotą i nagością umysłu. Jest to
zwyczajna, jak i pełna mocy praktyka porzucania maski obronnej ego.
W naszej medytacji nie powinniśmy czynić podziału na obszar postrzegany i samo
postrzeganie. Nie powinniśmy stać się niczym kot czyhający na mysz. Powinniśmy natomiast
uświadomić sobie, że celem medytacji nie jest "wejście w głąb siebie" lub ucieczka od świata.
Praktyka powinna być swobodna i niekonceptualna, nie ograniczona introspekcją ani
koncentracją. Przeogromna, niepowstała, promieniująca sama z siebie przestrzeń mądrości
jest podstawą bytu - początkiem i końcem pomieszania.
Obecna w tym pierwotnym stanie przytomności, nie skłania się ani ku oświeceniu ani ku
nieoświeceniu. Ta podstawa bytu, czysty i pierwotny umysł, jest również źródłem wszystkich
zjawisk. Jest określana mianem wielkiej matki, łonem potencjalności, w którym wszystko
powstaje i rozpuszcza się, całkowicie spontanicznie w naturalnej samodoskonałości. Wszystkie
aspekty zjawisk są absolutnie przejrzyste i klarowne. Cały wszechświat jest otwarty i wolny
od przeszkód - wszystko przenika się nawzajem.
Kiedy widzimy, że wszystkie rzeczy są nagie, przejrzyste i wolne od przeszkód nie ma już
niczego do osiągnięcia ani urzeczywistnienia. Natura zjawisk pojawia się naturalnie i tak
samo naturalnie jest obecna w przytomności, przekraczającej uwarunkowania czasu.
Wszystko jest naturalnie doskonałe takie, jakim jest. Wszystkie zjawiska przejawiają się w
swej unikalności jako część ciągle zmieniającego się wzoru. W każdym momencie wzory te
wibrują znaczeniem; mimo tego nie mają sensu poza momentem, w którym się wydarzają.
Jest to taniec pięciu elementów, w którym materia jest symbolem energii, a energia
symbolizuje pustkę.
My sami jesteśmy symbolami własnego oświecenia. Bez żadnego wysiłku ani praktyki,
oświecenie i wyzwolenie już tu są. Codzienna praktyka dzogczen jest codziennym życiem
samym w sobie. Dopóki nie rozwinęliśmy doświadczenia tego stanu, nie ma potrzeby
zachowywania się w jakiś określony sposób czy podejmowania prób osiągnięcia czegoś ponad
to, czym się aktualnie jest. Nie powinno być żadnego usiłowania osiągnięcia jakiegoś
"zadziwiającego celu" lub "zaawansowanego stanu". Takie usiłowanie jest jedynie neurozą,
która nas tylko uwarunkowuje i zakłóca swobodny przepływ Umysłu.
Nie powinniśmy także uważać się za bezwartościowych - jesteśmy naturalnie wolni i
nieuwarunkowani. W istocie jesteśmy oświeceni i niczego nam nie brakuje. Zaangażowanie w
praktykę medytacji powinno być tak naturalne jak jedzenie, oddychanie czy wydalanie.
Medytacja nie powinna stać się jakimś wyspecjalizowanym czy formalnym wydarzeniem,
nadmuchanym powagą i namaszczeniem. Musimy zrozumieć, że medytacja przekracza
wysiłek, praktykę, cele i dualizm wyzwolenia i nie-wyzwolenia. Medytacja jest zawsze idealna;
nie ma potrzeby niczego poprawiać. Skoro wszystko, co się przejawia, jest jedynie grą umysłu,
nie ma niczego takiego jak niesatysfakcjonująca medytacja, nie ma również potrzeby
osądzania myśli jako dobrych i złych. Dlatego też powinniśmy po prostu siedzieć. Po prostu
pozostawać na swoim miejscu, w takich warunkach jakie są. Zapominając o samoświadomych
myślach typu "Ja teraz medytuję".
Nasza praktyka powinna być wolna od wysiłku i napięcia, bez prób kontroli ani wymuszenia
czegokolwiek, bez prób stania się "spokojnym". Jeśli spostrzegamy, że właśnie wpadliśmy w
którąś z tych dróg, po prostu przerywamy medytację i przez chwilę się relaksujemy. Jeżeli
podczas medytacji lub po niej mamy jakieś "interesujące doświadczenia" nie powinniśmy
traktować ich jako czegoś szczególnego. Marnowanie czasu na myślenie o doświadczeniach
prowadzi do rozproszenia i nienaturalności. Takie doświadczenia są tylko ubocznymi
skutkami praktyki i powinny być traktowane jako wydarzenia przejściowe. Nie powinniśmy
się starać doświadczyć ich ponownie, ponieważ zakłóca to naturalną spontaniczność umysłu.
Wszystkie zjawiska są całkowicie nowe i świeże, absolutnie unikalne i całkowicie wolne od
koncepcji przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. Są doświadczane w bezczasowości.
Nieprzerwany strumień nowych odkryć, obserwacji i inspiracji powstający w każdym
momencie jest przejawem naszej przejrzystości.
Powinniśmy nauczyć się postrzegać nasze codzienne życie jako mandalę - świetliste obrzeża
doświadczenia, spontanicznie promieniujące z naszej pustej natury istnienia. Aspektami
naszej mandali są przedmioty codziennego użytku, poruszające się w tańcu czy też grze
wszechświata. Poprzez tę symbolikę wewnętrzny nauczyciel odkrywa przed nami głębokie i
ostateczne znaczenie istnienia. Dlatego też powinniśmy być naturalni i spontaniczni,
akceptując wszystko i ucząc się ze wszystkiego. Pozwoli nam to dostrzec ironiczną i zabawną
stronę wydarzeń, które zwykle nas irytowały.
W medytacji możemy spojrzeć poprzez iluzję przeszłości, teraźniejszości i przyszłości - nasze
doświadczenie staje się permanentnym doświadczeniem "tu-i-teraz-niejszości". Przeszłość jest
tylko zawodną pamięcią utrzymywaną w teraźniejszości. Przyszłość jest tylko projekcją
naszych aktualnych koncepcji. Teraźniejszość znika, gdy tylko próbujemy ją złapać. Po co
więc tracić czas na próby konstruowania iluzji istnienia jakiejkolwiek trwałej podstawy
rzeczywistości? Powinniśmy uwolnić się od przeszłych wspomnień i z góry wyrobionych opinii
na temat medytacji. Każdy moment medytacji jest unikalny i pełen potencjału. W takich
momentach nie potrafimy nawet osądzać naszej medytacji w kategoriach przeszłych
doświadczeń, suchej teorii czy pustej retoryki. Po prostu: rzucenie się wprost w wir medytacji,
dokładnie w tym momencie, bez znudzenia, ekscytacji czy wahania, JEST oświeceniem
Świadomość każdej chwili
Lama Dzigme Rinpocze
Lama Dzigme Rinpocze urodził się w roku 1949 w rodzinie XVI Karmapy, pod którego opieką
otrzymał gruntowne wykształcenie. XVI Karmapa podczas swej pierwszej wizyty na
Zachodzie w 1975 roku, pozostawił go tu jako swego reprezentanta. Od tej pory Lama Dzigme
Rinpocze prowadzi główną siedzibę Karmapy w Europie, Dhagpo Kagyu Ling we Francji.
Dzigme Rinpocze poza swymi zdolnościami organizacyjnymi jest również wielce szanowanym
lamą. Wielu ludzi odniosło korzyść z jego głębokiej wiedzy i mądrości, zrozumienia
zachodniego stylu, praktyczności, ciepła i poczucia humoru. Polskiemu Czytelnikowi znany
jest z książki "Mnich i lama".
Poniższy fragment pochodzi z książki Lamy Dzigme "Świadomość każdej chwili".
Przejrzystość i przytomność
Medytując, umożliwiamy umysłowi stopniowe odnajdywanie stanu całkowitej, pierwotnej
przejrzystości. Dzięki temu staje się on naszym nawykiem. Podobnie jak podczas dyskusji
nabieramy nawyku wysuwania odpowiednich i niezbitych argumentów, dzięki medytacji
wykształcamy nawyk odnajdywania pierwotnej mądrości, przejrzystości umysłu.
Gdybyśmy wrzucili do wody jakieś zwierzę, zaczęłoby ono odruchowo pływać, żeby nie
utonąć; my w podobny sposób szukamy najlepszej metody wyjścia z nieprzyjemnej sytuacji.
Żeby medytować, umysł musi przede wszystkim odnaleźć swą naturalną przejrzystość i
przytomność. Dla osiągnięcia tego celu możemy użyć różnych metod, lecz zawsze chodzi tutaj
o ponowne nawiązanie kontaktu z podstawową naturą umysłu. Zwrócenie ku niej umysłu jest
dość trudne, ponieważ nie mamy takiego nawyku. Kiedy go wykształcimy, będzie nam
znacznie łatwiej.
Zazwyczaj dopuszczamy do tego, by umysł oddalał się od swego naturalnego stanu. Niełatwo
jest to zmienić z dnia na dzień, ponieważ od dzieciństwa utrwalaliśmy różne nawyki i
koncepcje, najczęściej błędne. Dlatego w podstawowych naukach buddyjskich, tak jak we
wszystkich wielkich naukach filozoficznych, podkreśla się wielką rolę medytacji w dążeniu do
odnalezienia podstawowej natury umysłu. Jej podstawowy cel to zastąpienie jednej tendencji
inną, dzięki czemu umysł będzie mógł trwale pozostawać w stanie przejrzystości.
W miarę medytowania umysł staje się coraz bardziej przytomny. Stan ten utrzymuje się nie
tylko w czasie medytacji, ale z czasem wyraźnie się stabilizuje i wykracza poza ramy
formalnej praktyki.
Utrzymywanie stabilności
Przytomny umysł jest uważny. Kiedy z kimś rozmawiamy, nasz umysł często nie jest tak
naprawdę przytomny, ponieważ myślimy wtedy o wielu sprawach niezwiązanych z
przedmiotem rozmowy. Jeżeli temat nie wydaje nam się wart zaangażowania, słuchamy
rozmówcy niezbyt uważnie.
Przytomny umysł jest wolny, otwarty na sytuacje. Spoczywa w stanie pierwotnej
przejrzystości, dzięki której natychmiast pojmujemy, co się wokół dzieje. Nic wtedy go nie
rozprasza choć zazwyczaj rozprasza nas wszystko, co tylko może zakłócić naszą koncentrację.
Nawet usilne starania nie zawsze pomagają nam słuchać w skupieniu. Umysł odruchowo
kieruje się w stronę każdego źródła dźwięku lub widoku, który niweczy jego skupienie.
Umysł naprawdę przytomny nie rozprasza się pod wpływem takich bodźców. Nie odgradza się
od nich - pozwala im się pojawiać, a sytuacja pomimo tego pozostaje przejrzysta. Przytomny
umysł potrafi w każdej chwili odbierać różne wrażenia, nie tracąc stabilności. Taki jest
podstawowy i jedyny cel medytacji: odnaleźć ów przejrzysty i przytomny umysł.
Nie powinniśmy rezerwować dla praktyki medytacyjnej jakichś szczególnych chwil życia. Jest
ona potrzebna w każdym momencie, w każdym codziennym działaniu, ponieważ zachowanie
przytomności i przejrzystości jest ważne zawsze.
Gdy umysł pozostaje w tym stanie mądrości, każdy szczegół sytuacji jest dla niego wyraźnie
widoczny. Zawsze wypływa z tego pożytek, niezależnie od charakteru działania:
artystycznego, zawodowego, czy też związanego z życiem prywatnym.
Umysł opanowany przez emocje łatwo ulega rozproszeniu pod wpływem zewnętrznych
okoliczności.. Wszystko mu wówczas przeszkadza. Jeśli natomiast zrozumiemy prawdziwą
naturę tych okoliczności, umysł pozostanie przejrzysty, a zjawiska będą nam się wydawać
całkowicie normalne. Nie będą dla nas problemem.
Bez przywiązania
Utrzymywanie przejrzystego umysłu jest ważne we wszystkich życiowych sytuacjach.
Większość problemów i porażek, czy to zawodowych, czy osobistych, bierze się tak naprawdę
z braku takiej przejrzystości. Z powodu przeszkadzających emocji nie potrafimy utrzymać
otwartości, która jest niezbędna dla zrozumienia sytuacji. Pomieszanie sprawia, że reagujemy
impulsywnie. Natomiast przejrzystość umożliwia nam skuteczne działanie w każdej sytuacji,
niezależnie od charakteru napotkanych trudności. Zazwyczaj jednak lgniemy do okoliczności,
posiadając ustaloną już wcześniej ich wizję.
Jeśli nasz umysł nie jest otwarty, do każdej sytuacji podchodzimy z uprzedzeniem, nie
sprawdzając nawet zasadności własnego sposobu myślenia. Reagujemy zgodnie z opinią
stworzoną na podstawie błędnej oceny, o której słuszności jesteśmy święcie przekonani.
Jeśli utrzymujemy otwarty umysł, nie musimy się zmieniać, by dostosować się do coraz to
nowych sytuacji. Nie musimy stawać się kimś innym. Potrafimy patrzeć na siebie z dystansu,
obserwować własne myśli i działania, i akceptować sytuację taką, jaka jest, nie ulegając
dominacji własnych emocji. Dzięki otwartości umysłu potrafimy zmienić swój niewłaściwy
sposób działania.
Zamiast wciąż próbować wpływać na zewnętrzne okoliczności i uparcie trwać przy własnej
interpretacji faktów, będziemy wówczas raczej przekształcać tę postawę. Kiedy przestaną nas
zniewalać idee i koncepcje, spoczniemy bez przywiązania w naturze umysłu, w jego
pierwotnej mądrości.
Umysł pomieszany, rozproszony, jest jak ciało opanowane przez ból. Nie może się poruszyć.
Chociaż wiemy, że trzeba wykonać jakiś ruch, nie możemy tego uczynić. Nie wiemy też, z
jakiego powodu jesteśmy unieruchomieni.
Nauki buddyjskie mówią często o przywiązaniu i o wolności od niego, o oderwaniu się czy też
rozluźnieniu uchwytu. Nie chodzi tu jednak o błądzenie bez celu, bez myśli i uczuć. Takie
sztuczne otwarcie utrudniałoby tylko zrozumienie, jak bardzo umysł jest zamknięty.
O medytacji
w tradycjach Mahajana i Therawada
Szamar Rinpocze
Szamar Rinpocze jest jednym z najbardziej znanych na Zachodzie nauczycieli tybetańskich,
hierarchicznie jest drugim po Karmapie lamą w tradycji kagju, znany jako Lama Czerwonej
Korony.
Więcej na temat linii Szamarpy na stronie www.shamarpa.org.
Kiedy zaczniesz dużo praktykować, rozwinie się w tobie prawdziwa żądza medytacji i twoja
praktyka zacznie dojrzewać. Nie rozumiesz esencji medytacji, dopóki jej we właściwy sposób
nie doświadczyłeś. Medytacja robi się naprawdę interesująca dopiero wtedy, kiedy zaczynasz
doświadczać esencji umysłu.
Umysł nie jest przyzwyczajony do spoczywania w równowadze. Jesteśmy raczej
przyzwyczajeni do stanu, w którym pojawiają się coraz to nowe myśli i nic nie zakłóca ich
nieprzerwanego strumienia. Jesteśmy rozproszeni, pomieszani i niespokojni. I jest nam
dobrze z tym nawykiem. Medytacja wydaje się być czymś nienaturalnym, ponieważ
uzależniliśmy się od ciągłego ruchu i niepokoju umysłu. Medytacja nie odpowiada znanym
nam doświadczeniom. Dlatego nie jesteśmy nią zainteresowani, musimy raczej włożyć w ten
proces trochę wysiłku. Potrzebujemy wytrwałości i cierpliwości. Aby nastąpił rozwój,
potrzebujemy przede wszystkim wiedzy o tym, jak powinno się medytować, i wytrwałości.
Połączenie tych dwóch czynników daje efekty. Jednak łatwo jest źle zrozumieć nauki
dotyczące ścieżki. Owocem medytacji jest jednoupunktowienie, stabilny i przejrzysty stan
umysłu, wolny od rozproszenia i pomieszania. Nie chodzi tu o doświadczanie szczególnych
stanów pełnych fantastycznych wizji i świateł. Niektórzy ludzie tak myślą, dlatego próbują
polepszyć medytację LSD lub muzyką, jest to jednak tylko manipulowanie doświadczeniem.
Nie ma to nic wspólnego z medytacją, ponieważ umysł w dalszym ciągu pozostaje rozproszony
i pomieszany. Wielu ludzi myślało, że o to właśnie chodzi w medytacji na VIII Karmapę,
ponieważ pojawia się tam wiele dakiń tańczących w przestrzeni. We wczesnych latach
siedemdziesiątych prosili o instrukcje do tej medytacji, następnie brali LSD i medytowali. Nie
jest to coś, co bym wam polecał.
Zatem czym jest prawdziwa medytacja? Umożliwia nam doświadczenie umysłu takim, jakim
naprawdę jest. W tej chwili myśli bez przerwy pojawiają się w naszych umysłach i
przeszkadzają nam w doświadczaniu jego prawdziwej natury. Możemy wyróżnić dwa rodzaje
myśli: zewnętrzne i wewnętrzne. Doświadczenia zmysłowe należą do kategorii zewnętrznych
myśli. Umysł nieustannie ukierunkowuje się na zewnętrzne doświadczenia, takie jak zapachy,
formy, dźwięki i tak dalej. Jest cały czas zajęty doświadczaniem zewnętrznych przedmiotów i
w ten sposób stwarza zewnętrzny świat. Wydaje nam się, że utrzymanie umysłu w spokoju
jest po prostu niemożliwe. Dlaczego tak jest? Ponieważ umysł jest pochłonięty
doświadczeniami wewnętrznymi - to jest drugi poziom. Wewnętrzne doświadczenia
nieustannie zabarwiają naszą percepcję. Dzieje się tak dlatego, że -na poziomie wewnętrznym
- umysł ciągle podąża za myślami, a na poziomie zewnętrznym nie jesteśmy również w stanie
kontrolować naszych doświadczeń pochodzących od zmysłów. Kiedy będziemy potrafili
przejąć kontrolę nad naszymi wewnętrznymi myślami, poziom zewnętrzny nie będzie już
żadnym problemem. Kiedy znika wewnętrzne rozproszenie, wrażenia zmysłowe w żaden
sposób nie mogą zaszkodzić umysłowi. Tak więc w medytacji chodzi o przejęcie kontroli nad
bezustannym strumieniem myśli oraz o koncentrację umożliwiającą utrzymanie umysłu w
skupieniu. Dzięki temu będziesz w stanie lepiej zagłębić się w stany spokojnej uważności.
Wtedy umysł poszerza swoje horyzonty i spoczywa sam w sobie. To tak, jakbyś otworzył
bramę, która z kolei otwiera wiele innych bram pozwalających iść jeszcze dalej i głębiej.
Wtedy rzeczywiście docenia się prawdziwą wartość umysłu.
Z tego powodu ludzie praktykujący w tradycji Therawada sypiają tylko sześć do siedmiu
godzin na dobę, a cały dzień poświęcają na medytację. Praktykują w ten sposób, żeby jak
najszybciej uspokoić umysł. Co więcej, po obiedzie nic już nie jedzą. Mogą przyjmować tylko
napoje nie posiadające składników odżywczych, jak woda czy herbata. Dzięki temu są mniej
senni, a ich medytacja jest bardziej przejrzysta. Każdy, kto intensywnie medytuje, powinien
tak robić.
Ludzie ci zwykle chodzą spać bardzo wcześnie, o dziewiątej lub dziesiątej, wstają również
bardzo wcześnie, około piątej rano. Dzięki temu ich życie zostaje całkowicie ukierunkowane
na medytację. W dzisiejszych czasach taki program dnia nie wydaje się być zbyt praktyczny.
W czasach Buddy ludzie żyli zgodnie z takim harmonogramem, ponieważ Budda nauczał, że
samsara jest cierpieniem i że nikt nie jest w stanie niczego urzeczywistnić będąc przez nią
złapanym. Dlatego całkowite oddzielenie od samsary w celu poświęcenia się wyłącznie
medytacji stało się tak ważne w tradycji Therawada. Przynoszenie pożytku innym nie jest
jednak głównym celem buddystów Therawada. Oczywiście nie można stawiać ich w opozycji
do tych, którzy próbują pracować na rzecz innych, nie jest to jednak główny cel ich praktyki.
Ich ideą jest zajmowanie się wyłącznie medytacją, żeby jak najszybciej osiągnąć wyzwolenie.
My jednak jesteśmy Bodhisattwami. Jadamy po południu i wieczorem. Ponieważ
Bodhisattwowie nie myślą wiele o sobie, nie jest im też tak spieszno do osiągnięcia własnych
celów. Bodhisattwowie nie boją się kolejnych narodzin; co więcej sami ich pragną. Dlatego też
nie praktykują w sposób, który odcinałby ich od świata tak, jak ma to miejsce w przypadku
buddystów praktykujących w tradycji Therawada. Ktoś, kto podąża tamtą ścieżką, nawet
jeżeli by tego chciał, nie jest w stanie ponownie się odrodzić.
Dzięki głębokim poziomom koncentracji, jakie Therawadinowie osiągają w swojej medytacji,
mogą oni analizować stany swojego umysłu. Jeżeli pojawia się jakaś przeszkadzająca emocja,
jak gniew, przywiązanie, zazdrość czy zawiść, dzięki swej zdolności koncentracji są w stanie
zanalizować tę emocję w najdrobniejszych szczegółach. Przypomina to sytuację, gdy po
przebudzeniu orientujesz się, że sen nie był niczym rzeczywistym; nic takiego naprawdę się
nie wydarzyło. Podobnie buddyści, którzy urzeczywistnili owoc ścieżki Therawada, są w
stanie zobaczyć, że ich przeszkadzające emocje tak naprawdę nie istnieją. Rozumieją
prawdziwą naturę emocji i dzięki temu zrozumieniu usuwają przyczyny, które w przeciwnym
przypadku automatycznie doprowadziłyby do odrodzenia w samsarze. Kiedy to się stanie, nie
będą mogli się już w niej odrodzić. To jest logiczna konsekwencja tego typu medytacji.
Po tybetańsku medytację określa słowo gom. Istnieją również inne precyzyjne słowa
określające ten stan, jak tingdzin, które jest tybetańskim odpowiednikiem sanskryckiego
słowa samadhi. Ting oznacza głębokość i odnosi się do doświadczenia spokojnej głębi umysłu.
Dzin znaczy utrzymywać, tak jak ma to miejsce, gdy utrzymujemy nieporuszony stan umysłu.
Tingdzin posiada również inne znaczenia. Kolejnym tybetańskim terminem jest samten.
Oznacza to stabilność, doświadczenie stabilnego stanu umysłu. Istnieją różne poziomy samten.
W tradycji Therawada podąża się najpierw poprzez kolejne poziomy samten, medytacji
polegającej na koncentracji, a następnie poprzez poziomy tingdzin. Również Bodhisattwowie
podążają poprzez kolejne poziomy swego urzeczywistnienia. Kiedy Bodhisattwa osiąga
poziom samadhi, głębokiego wglądu, jest wtedy w stanie wykorzystać tę zdolność dla pożytku
istot. Tutaj owe poziomy, czy też bhumi, bazują na rosnącej zdolności przynoszenia pożytku
innym, podczas gdy w tradycji Therawada są całkowicie skoncentrowane wokół idei
szybkiego osiągnięcia wyzwolenia.
Analizowanie naszych doświadczeń jest bardzo skuteczną metodą. Chodzi tu o dokładną
analizę każdego ruchu umysłu. Dzięki rozpoznaniu natury myśli, zrozumiesz naturę umysłu.
Nie będziesz rozproszony myśleniem, zobaczysz myśli takimi, jakimi są i doświadczysz
naturalnej stabilności umysłu. Analizowanie myśli odsłania naturę umysłu. Stopniowo
rozwijasz pewność w stosunku do tego, co jest normalnie ukryte pod nieustannym
strumieniem myśli. Analizowanie myśli daje możliwość doświadczenia ich natury, która jest
oczywiście również naturą samego umysłu. Buddyzm dokładnie opisuje negatywne emocje,
takie jak gniew czy zazdrość. Jeżeli analizujemy je jako produkty umysłu, wtedy nie są
niczym innym, jak kolejną rzeczą, którą można w nim znaleźć; są zwyczajnie myślami i
uczuciami. Są negatywne w tym sensie, że powodują negatywne konsekwencje. Różne myśli
pozostawiają różne wrażenia. Jeżeli na przykład zauważysz dywan i pomyślisz "ten dywan
jest niebieski" to będzie to myśl neutralna. Nie przyniesie pozytywnych ani negatywnych
skutków. Myśli wywołane gniewem czy zazdrością powstają w umyśle w ten sam sposób,
różnią się jednak tym, że dają bardzo negatywne efekty. Poprzez analityczną medytację
rozpoznajemy naturę wszelkiej aktywności mentalnej, a następnie uczymy się, jak uniknąć jej
negatywnych skutków. Taka medytacja przynosi dwojaki pożytek. Najpierw dzięki
rozpoznaniu natury mentalnych procesów uzyskujemy kontrolę nad umysłem, żeby potem
móc wykorzenić negatywne emocje przesłaniające nam naturę umysłu. Ta praktyka owocuje
mniejszą ilością przywiązań i lgnięcia do doświadczeń zmysłowych. W celu polepszenia
koncentracji dobrze jest ograniczyć dostęp bodźców zmysłowych. Jeżeli jesteś osobą, którą
pociągają zewnętrzne zjawiska i na dodatek masz wiele oczekiwań, trudno będzie ci
skoncentrować umysł na nim samym. Lgnięcie do doświadczeń zmysłowych wytworzy
bezużyteczne rozproszenie. Kiedy umysł obserwuje sam siebie, staje się spokojny i wyciszony.
Wtedy w medytację nie trzeba wkładać żadnego wysiłku. Dzieje się tak, ponieważ wszystkie
neurotyczne ruchy umysłu, które były przedmiotem naszej analitycznej medytacji, zostały w
sporej części uspokojone.
Jest zupełnie prawdopodobne, że człowiek, który wiele medytował, może przywiązać się do
tego stanu całkowitego wewnętrznego spokoju i zacząć do niego lgnąć. To przywiązanie jest
przeszkodą na drodze do jeszcze głębszych doświadczeń. W tym punkcie znowu potrzebny
jest głębszy wgląd. Tak jak poprzednio, i tu antidotum jest analityczna medytacja nad tym
przywiązaniem do spokoju. Jest ona kluczem do dalszego rozwoju.
Tak wyglądają kolejne fazy koncentracji. Z powodu niedoskonałości ludzkiej mowy trudno
jest jednak opisać doświadczenia medytacyjne. Wielcy mistrzowie przeszłości stworzyli
odpowiednią terminologię opisującą ich doświadczenia. Prawdopodobnie dzięki temu byli w
stanie dobrze się komunikować. W naszym przypadku jest to trudne, ponieważ nie
doświadczamy tego, co próbowali oni przekazać w swoich wypowiedziach. Aby zrozumieć
urzeczywistnione stany umysłu, trzeba samemu doświadczyć znaczenia ukrytego pod
słowami. W sutrze Samadhiraja Budda opisał poszczególne poziomy medytacji. Kto jednak w
dzisiejszych czasach rozumie, co on wtedy miał na myśli? Dlaczego więc Budda w ogóle podał
te opisy? Możemy być pewni, że w ówczesnych czasach żyło wielu ludzi, którzy mieli
wszystkie te doświadczenia, dlatego też rozumieli, co Budda do nich mówił. Sutra ta istnieje
po dzień dzisiejszy, więc kiedy osiągniemy te poziomy, będziemy w stanie zrozumieć jej sens.
Zatem co powinniśmy robić? Powinniśmy pracować z tym, co jako ludzie posiadamy i w
końcu zrozumieć znaczenie tych cennych nauk. Bodhisattwowie podążają przez kolejne fazy
rozwoju, utrzymując jednak przywiązanie do ludzkiej, fizycznej formy, żeby móc znowu
odrodzić się w samsarze. Czyli z jednej strony podążamy jak Therawadinowie poprzez
kolejne fazy koncentracji, z drugiej używamy wewnętrznego spokoju w celu stworzenia
przyczyn dla kolejnych odrodzeń w samsarze dla pożytku istot. Te dwie właściwości definiują
Bodhisattwę: odwaga pozwalająca na odrodzenie w samsarze oraz zdolność do kontrolowania
iluzji samsary. Te dwa czynniki powinny zawsze iść w parze.
Filozofia Madhjamiki wyjaśnia, dlaczego cały świat i wszystkie istoty są iluzją. Wszystko
pojawia się w kontekście przyczyny i skutku i jest ze sobą powiązane. Ponieważ wszystkie
zjawiska są współzależne, nic nie istnieje rzeczywiście. Rzeczy, ani wewnątrz ani na zewnątrz,
nie istnieją naprawdę, ponieważ zależą od siebie nawzajem. Bodhisattwowie są tego doskonale
świadomi. Widzą iluzoryczną naturę świata, więc potrafią właściwie pracować z iluzjami. W
ten sposób Bodhisattwowie skutecznie pracują dla pożytku istot uwikłanych w samsarę.
Porady do medytacji
Duddziom Rinpocze
Jego Świątobliwość Duddziom Rinpocze, był wybitnym współczesnym joginem. Był
zwierzchnikiem szkoły Ningma buddyzmu tybetańskiego, tradycji, którą w ósmym wieku
wprowadził do Tybetu Padmasambhawa. Duddziom Rinpocze był osiemnastą inkarnacją tej
Linii, w której pojawiło się paru największych buddyjskich Mistrzów Indii i Tybetu. Po
najeżdzie komunistycznych Chin osiadł w Indiach, a później w Nepalu. W ostatnich latach
swego życia założył wielkie centra w USA. W końcu zamieszkał ze swoją rodziną we Francji.
Zmarł w styczniu 1987 r. w wieku 82 lat.
Ponieważ wszystko powstaje z umysłu, co stanowi podstawową przyczynę całego
doświadczenia, czy to "dobrego" czy "złego", najbardziej niezbędną ze wszystkich rzeczy jest
pracowanie ze swoim własnym umysłem, tak aby nie pozwolić mu na błądzenie i aby nie
zagubić się w jego wędrówkach. Odetnij jego niepotrzebne powikłane konstrukcje i wytwory,
które wprowadzają pomieszanie. Stłum problem w zarodku, że tak powiem.
Pozwól sobie na rozluźnienie i poczuj pewną przestronność, pozwalając umysłowi aby osadził
się naturalnie. Ciało powinno być nieruchome, zachowaj milczenie a oddech niech będzie taki
jaki jest, płynący swobodnie. Jest w tym uczucie puszczenia, odsłonięcia, pozostawienia.
Jak czujesz się w tym rozluźnieniu? Powinieneś być jak ktoś po dniu naprawdę ciężkiej pracy,
wyczerpany i spokojnie zadowolony, a twój umysł znajduje satysfakcję w odpoczynku. Coś
osadza się na poziomie jelit i gdy czujesz jak to spoczywa w twoich jelitach, zaczynasz
doświadczać lekkości. Jest tak jakbyś się rozpuszczał.
Umysł jest tak nieobliczalny - nic nie ogranicza fantastycznych i subtelnych wytworów, które
powstają w nim, jego nastrojów; on może poprowadzić cię poza wszelkie granice. Lecz nawet
pośród natłoku myśli, jeśli będziesz po prostu świadomy umysłu, utrzymując ciało
nieruchomo i stopniowo uspokoi się sam z siebie i jego pobudzenie ustanie.
Nawet gdy twój umysł szumi i chytrze tobą manewruje, jest skrajnie szalony i
rozdyskutowany, jeśli utrzymując świadomość pozwolisz temu dziać się, on sam się uspokoi i
stopniowo wejdzie w rozbrzmiewającą ciszę - czysty, pusty i spokojny.
To jest świetlisty, czysty aspekt umysłu, twoja podstawowa natura; więc pozostaw to tak i po
prostu trwaj w tym spokojnym stanie. Dopóki świadomość nie zostanie rozwinięta i
wzmocniona, nasza podstawowa natura jest jak dziecko na polu walki powstających myśli;
spokój nie trwa długo; wciąż powstają myśli lub zmiany, jak fale na oceanie. Gdy to się dzieje,
bądź po prostu świadomy tego, rozpoznaj to. Nie utrzymuj uczucia, że tej myśli nie powinno
być - niech ona wprawia cię w zakłopotanie lub niech sprawia, że będziesz czuł się niepewnie
w swojej medytacji; ale jakakolwiek zmiana wydarza się, spokojnie trwaj i pozostaw ją w
swoim własnym powstawaniu. W obliczu tego rozpoznania, pozwól temu być a to rozpuści się,
wyzwoli się bez wysiłku.
Jeśli, na przykład, próbujesz zatrzymać lub wymanipulować tą zmianę, z tego powodu
powstanie więcej myśli - wywoła to większe zakłócenie i samo stanie się podmiotem złudzenia:
zanim się zorientujesz, jesteś rozproszony. Wystarczy zwykłe rozpoznanie zmiany. Bądź po
prostu świadomy powstających myśli, nie podążaj za nimi ani nie przeciwdziałaj im.
Pozostawaj spokojny w ten sposób. Niepokój i pobudzenie są uspokajane tym sposobem i
głębokie uczucie wytchnienia (grace) pojawia się gdy umysł łagodnie spoczywa w swojej
naturze.
Gdy wciąż medytujesz w ten sposób i przyswajasz sobie, wzmacniasz tą praktykę, możesz
doświadczyć pewnej fizycznej lub mentalnej ekstazy, klarowności lub jasności pomiędzy
wieloma doświadczeniami, które powstają i jest to oznaka, że medytacja była praktykowana
właściwie. I znowu, nie chwytaj się tego doświadczenia ani nie trzymaj się go, lecz pozwól mu
być a ono cię zainspiruje i pomoże ci.
Możesz także doświadczyć mętnego, półświadomego dryfującego stanu, tak jakbyś miał
kaptur na głowie - pewnego rodzaju sennego otępienia. Jest to coś takiego jak bezruch,
mianowicie stagnacja, zamazana obojętna ślepota. Jak wydostajesz się z tego stanu? Pobudź
się wyprostuj plecy, wypchnij nieświeże powietrze z płuc i skieruj swoją świadomość w czystą
przestrzeń po to by sprowadzić świeżość. Jeśli pozostaniesz w tym ospałym stanie nie będziesz
się rozwijać, tak więc gdy pojawia się to zahamowanie, usuwaj je raz za razem. Ważne jest
rozwijanie czujności, pozostawanie wrażliwie przytomnym.
Tak więc, jasna świadomość medytacyjna jest rozpoznawaniem zarówno bezruchu jak i
zmiany a niezmącona czystość spokojnego trwania jest naszą podstawową inteligencją.
Praktykuj to, gdyż jedynie poprzez rzeczywiste robienie tego, doświadczysz urzeczywistnienia
lub zaczniesz zmieniać się.
Pogląd w działaniu
W czasie medytacji nasz umysł, harmonijnie osadzony w swój własny naturalny sposób, jest
jak spokojna woda, niezmącona falami ani wiatrem, a gdy w tym spokoju pojawia się jakaś
myśl lub zmiana, ona formuje się, jak fala na oceanie, i z powrotem znika w nim.
Pozostawiona naturalnie, rozpuszcza się naturalnie. Jakikolwiek niepokój wybuchnie w
umyśle, jeśli pozwolisz mu być on wyczerpie się na swój własny sposób, wyzwoli się sam; i tak
dochodzisz poprzez medytację do spostrzeżenia, że cokolwiek pojawia się nie jest czymś
innym niż samoukazywaniem się lub projekcją umysłu.
Gdy utrzymujemy perspektywę tego poglądu w aktywnościach i zdarzeniach codziennego
życia, wówczas chwyt dualistycznego postrzegania świata jako stałej, trwałej i namacalnej
rzeczywistości (co jest główną przyczyną naszych problemów) zaczyna rozluźniać się i
rozpuszczać. Umysł jest jak wiatr. Przychodzi i odchodzi; poprzez wzrastającą pewność w
tym poglądzie zaczynamy doceniać humor sytuacji. Rzeczy zaczynają wydawać się nieco
nierealne; przywiązanie i znaczenie, które przypisujemy zdarzeniom zaczyna wydawać się
zabawne, lub przynajmniej podchodzimy do nich z lekkim sercem.
W ten sposób rozwijamy zdolność do rozpuszczania percepcji poprzez utrzymywanie płynącej
świadomości medytacji w codziennym życiu, widząc wszystko jako samoukazującą się grę
umysłu. A bezpośrednio po siedzącej medytacji ciągłość tej świadomości wspomagamy, robiąc,
to co musimy zrobić, spokojnie i cicho, z prostotą i bez niepokoju.
Tak więc w pewnym sensie wszystko jest jak sen, iluzoryczne, ale mimo to, zabawne, idziemy
dalej, robiąc różne rzeczy. Jeśli np. spacerujesz, idź bez niepotrzebnej powagi lub
samoświadomości lecz z lekkim sercem zmierzaj ku otwartej przestrzeni takości, prawdy. Gdy
siedzisz, bądź twierdzą prawdy, tego co jest. Gdy jesz, wprowadzaj negatywności i złudzenia
w brzuch pustki, rozpuszczając je w przestrzeń; gdy oddajesz mocz, wyobrażaj sobie, że
wszystkie twoje zaciemnienia i zablokowania są oczyszczane i usuwane.
Przekazałem wam esencję praktyki w paru słowach, ale musicie zrozumieć, że dopóki
widzimy świat w dualistyczny sposób, dopóki nie będziemy rzeczywiście wolni od
przywiązania i negatywności i nie rozpuścimy całego naszego zewnętrznego postrzegania w
czystości pustej natury umysłu, wciąż tkwimy we względnym świecie "dobra" i "zła",
"pozytywnych" i "negatywnych" działań, i musimy szanować te prawa i być uważni i
odpowiedzialni za swoje czyny.
Po medytacji
Po formalnej medytacji, utrzymujcie we wszystkich codziennych aktywnościach tę jasną
przestrzenną świadomość, a ona stopniowo wzmocni się i wzrośnie wewnętrzna pewność.
Wstań spokojnie z medytacji: nie zrywaj się natychmiast ani nie biegaj tu i tam, ale cokolwiek
robisz, utrzymuj lekkie odczucie godności i równowagi, i rób to co masz do zrobienia ze
spokojem i z rozluźnieniem ciała i umysłu. Utrzymuj świadomość lekko skoncentrowaną i nie
pozwól rozproszyć się swojej uwadze. Niech ta wspaniała nić uważności i świadomości cały
czas po prostu płynie.
Czy idziesz, siedzisz, jesz czy kładziesz się spać, utrzymuj uczucie spokoju i przytomności
umysłu. W stosunku do innych ludzi bądź uczciwy, łagodny i bezpośredni; ogólnie, bądź miły
na swój sposób i nie dawaj ponosić się rozmowom i plotkowaniu.
W istocie, cokolwiek robisz, rób to w zgodzie z Dharmą, która jest drogą uspokojenia umysłu i
opanowania negatywności.
Tekst ukazał się w zbiorze wykładów J.Ś. Duddzioma Rinpocze p.t."Esencja Dzogczen",
wydanym w serii "Biblioteka Buddyjska" przez wydawnictwo VERBUM G&G, Katowice
1990,
tłumaczenie: Urszula Urbanowicz, Henryk Smagacz.
Siedzenie w medytacji
Czogiam Trungpa
Trungpa Rinpocze już w młodości został wyznaczony na religijnego zwierzchnika i
najwyższego opata klasztoru Surmang na południu Tybetu. W 1959 roku, po przejęciu władzy
w Tybecie przez Chińczyków, uciekł do Indii. Dalaj Lama zlecił Trungpie funkcję kierownika
pierwszego klasztoru tybetańskiego w Szkocji. W Anglii Trungpa studiował psychologię
zachodnią, religioznawstwo i naukę o sztuce. Rinpocze był założycielem kontrowersyjnej
organizacji Vajradhatu. Do kwietnia 1987, roku swojej śmierci, mieszkał i nauczał w USA,
gdzie w licznych miastach założył ośrodki medytacyjne, a także pierwszy z świecie zachodnim
uniwersytet buddyjski - Instytut Naropy w Boulder, w stanie Colorado.
PROSTOTA
Medytacja opiera się na odrzucaniu dualistycznego związku walki dobra przeciwko złu. Nasze
nastawienie względem duchowości powinno być naturalne, codzienne, bez ambicji. Jeśli nawet
budujemy dobrą karmę, wciąż zasiewamy nasionka. Decydujące jest przekroczenie
karmicznego procesu w ogóle, przezwyciężenie karmy zarówno dobrej, jak i złej.
W tantrycznej literaturze odnaleźć można wiele wzmianek o Mahasukha, wielkiej radości;
jednak przyczyną, dla której wskazuje się na tę wielką radość, jest to, że w tym samym
stopniu przekracza ona nadzieję i strach, ból i radość. Radość nie oznacza tu zadowolenia w
zwykłym znaczeniu, tylko ostateczne i podstawowe uczucie wolności, poczucie humoru,
zdolności rozpoznania ironicznego aspektu gier ego, gier przeciwieństw. Jeśli jesteśmy zdolni
widzieć JA z lotu ptaka, to jesteśmy wtedy zdolni postrzegać także jego śmieszne cechy.
Nastawienie, jakie wnosimy do praktyki medytacyjnej powinno więc być bardzo proste i nie
opierać się na założeniu zbierania przyjemności i unikania bólu. Medytacja jest o wiele
bardziej naturalnym procesem pracy nad bólem i radością jako drogą.
Nie usiłujemy stosować technik medytacyjnych (modlitwa, mantra, wizualizacja, rytuały,
ćwiczenia oddechowe), by sprawić sobie przyjemność, albo potwierdzić swe istnienie. Nie
próbujemy oddzielić siebie samych od metody, tylko staramy się stać techniką tak, aby
powstało uczucie nie-dwoistości. Technika jest drogą stawania się nie-dwoistością. Techniki
używa się z początku jako rodzaju gry, ponieważ wciąż wyobrażamy sobie samego siebie jako
właśnie medytującego. Metody - np. czucie ciała, postrzeganie zmysłowe i oddychanie - są
jednak bardzo przyziemne i ściągają człowieka na ziemię. Odpowiednie nastawienie
względem techniki jest takie, że nie uważamy jej za coś magicznego, cudownego czy jakąś
głęboką ceremonię, lecz rozpoznajemy ją tylko jako prosty, całkiem nieskomplikowany
proces. Im prostsza metoda, tym mniejsze niebezpieczeństwo zbłądzenia, ponieważ nie
zajmujemy się zbytnio wszystkimi możliwymi, fascynującymi i zwodniczymi nadziejami i
lękami.
Z początku, praktyka medytacyjna zajmuje się tylko podstawową nerwicą, poplątanym
związkiem między nami samymi i naszymi projekcjami, związkiem z naszym myśleniem. Jeśli
człowiek zdolny jest postrzec prostotę techniki,