Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragment
pełnej wersji całej publikacji.
Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji
.
Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnie
rozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przez
NetPress Digital Sp. z o.o., operatora
nabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji
jakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej zgody
NetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania się jej
od-sprzedaży, zgodnie z
.
Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepie
Copyrights to:
Wirtualne Wydawnictwo „Goneta” Aneta Gonera
www.goneta.net
ul. Archiwalna 9 m 45, 02-103 Warszawa
Korekta: Katarzyna Kwiatkowska
katadr@interia.pl
Okładka: Monika Owieśna
corvux@rsb.pl
Redakcja: Aneta Gonera
wydawnictwo@goneta.net
ISBN: 978-83-62041-34-3
Wydanie I
Warszawa, marzec 2011
Tekst w całości ani we fragmentach nie może być
powielany ani rozpowszechniany za pomocą urządzeń
elektronicznych, mechanicznych, kopiujących, nagrywają-
cych i innych, w tym również nie może być umieszczany ani
rozpowszechniany w postaci cyfrowej zarówno w In-
ternecie, jak i w sieciach lokalnych bez pisemnej zgody
wydawnictwa „Goneta” Aneta Gonera.
3/12
Od redakcji:
Piotr Bednarski
urodził się na kresach
— na Podolu. Dzieciństwo spędził w ZSRR. Do Polski powró-
cił dopiero po śmierci Stalina. Dzieciństwo miał bogate w
doświadczenia graniczne. Z Natury obieżyświat. Był rol-
nikiem, dokerem, drwalem, rybakiem dalekomorskim i
marynarzem.
Poeta i prozaik. Wydał dwanaście tomików wierszy, pięć
tomów opowiadań i pięć powieści. Wiele z powieści
otrzymało nagrody. „Krople soli” — Nagroda Literacka
CRZZ-1977, „Czarcie nasienie” — Nagroda J. Conrada
1978r., „Morze u wezgłowia” — Nagroda im. Marcina M.
Borzymoskiego, „Lancelot” — Nagroda Funduszu Literatury
1986, „Parsifal” — Nagroda miesięcznika „Pobrzeże” i Wo-
jewody Koszalińskiego 1989, „Błękitne śniegi” — Nagroda
Fundacji Kultury 1996 (powieść została zaadaptowana na
widowisko telewizyjne przez Izabelę Cywińską — emisja
TVP1 i TV Polonia oraz przetłumaczona na język francuski,
włoski rumuński i niemiecki), „Rejsy po arcydzieło” — tłu-
maczenie na język francuski. W toku produkcyjnym trzecia
część. W latach 2007-2008 wydał pięć tomików wierszy o
wysokich
walorach
artystycznych:
„Złotorunne
żmijowisko”, „Syberyjski kosaciec”, „Świat-kwiat”, „Chryz-
antemy złociste”, „Miłość to ty”.
W 2009 roku Goneta.net wydała książkę autorstwa
pana Piotra Bednarskiego pt. „Złoty list”.
„ZEUS”
— Zeus to imię współcześnie żyjącego bo-
hatera. No może nie do końca współcześnie, ale w latach
siedemdziesiątych XX wieku. Znalazł „skarb” zakopany
przez nazistów w ogrodzie podupadłego dworu o nazwie
Gostyń. Pomogło mu to w realizacji marzenia o wykupieniu
dworu z ziemią i zamieszkaniu w nim wraz z rodziną. Ale
wtedy właśnie zaczęły się problemy. Przypomniała się his-
toria jakże znana wielu Polakom. Jakiś właściciel, który
chce odebrać dwór Zeusowi, doprowadził do pożaru ow-
czarni, wydał wyrok śmierci na żonę Zeusa — Olgę. O swój
dom walczą wszyscy związani z dworem i z Zeusem. A
Zeus, jak na imiennika gromowładnego władcy przystało,
charakter miał porywczy, a i kochliwy był. Stąd w do-
mostwie mieszkają wszystkie dzieci spłodzone przez Zeusa,
a oprócz tego jego żona i kochanka. Żeby się dowiedzieć
jak się skończy ta historia, trzeba przeczytać tę książkę.
Naprawdę warto!
5/12
1.
Wdałem się w matkę, jestem drobnej kości i mam
duże, czarne, wiecznie lśniące oczy, ale niezbyt pokaźne
mięśnie. Kinga, moja siostra, wdała się w ojca, Zeusa.
Ludzie mówią, że to dobrze, kiedy chłopiec jest podobny
do matki, a córka do ojca, lecz osobiście nie byłem z tego
zadowolony.
Kinga tłukła mnie z byle powodu, a ja w żaden sposób
nie mogłem odpłacić pięknym za nadobne. Biła mnie
dziewczyna, a to wielki wstyd. Nie mogłem się poskarżyć,
więc ciągle myślałem, jak wybrnąć z tego ślepego zaułka.
Babcia, ze strony matki, nakryła nas w czasie rękoczynów
i okrutnie zbeształa Kingę.
— Jesteś jak moja świętej pamięci babcia. Gdy
nachodziła ją czarna żółć, szła na pastwisko, łapała kozę i
tłukła ją po zębach. I ta harówka wykończyła ją, więc i ty
uważaj na siebie, póki czas.
— Nie wierzę w bajdy — odparowała Kinga. — Urodz-
iłam się w mądrzejszych czasach.
Babcia uśmiechnęła się gorzko. Przez chwilę ssała
wargi, co oznaczało, że coś jest nie tak. Po chwili
mruknęła:
— Jeśli nie zmienisz zdania, to z pewnością urodzisz
Hitlera.
Reprymenda niczego nie zmieniła, raczej pogorszyła —
żadna to przyjemność mieć świadomość tego, że siostra
może urodzić potwora. Ale to właśnie wykorzystywałem. W
chwili, gdy opadałem z sił, krzyczałem, żeby pamiętała o
Adolfie. Skutkowało, bo łomot się kończył. Oskarżała mnie o
chwyty poniżej pasa, ale przecież tonący chwyta się nawet
brzytwy. Kinga kończyła gimnazjum i sadziła się na pannę,
jak tylko mogła. Co rusz doczepiała sobie jakieś nowe
piórko. Nie powiem, była piękna, nawet mnie się podobała.
Gdy nie czułem do niej żalu, patrzyłem na nią z przyjemnoś-
cią. Od tego patrzenia ogarniało mnie dziwne ciepło,
jakbym miał zapaść w sen. Kiedyś, kiedy tak się gapiłem,
Kinga zatrzymała się i powiedziała, że mam minę jak kot
patrzący na tygrysa. Była to oryginalna metafora, więc i ja
się zdobyłem na elegancję.
— Czy męża będziesz tłukła tak samo jak mnie?
— Dlaczego o to pytasz?
— Bo nie chciałbym mieć żony podobnej do ciebie —
odrzekłem. — Jesteś ładna, jak nie wiem co.
— Nie, nie będę go tłukła — odrzekła i zamyśliła się.
— Chyba, że będzie mnie zdradzał, no to wtedy nie
zdzierżę.
— Nie wierzę, nigdy cię nie zdradziłem, a ciągle pierzesz
mnie z byle powodu.
— Bo to tak jakoś się zawsze składa, że jak mnie
ponosi, to ty akurat jesteś pod ręką. To ten paskudny gen
tej dalekiej babci.
— Chyba dwa lata temu powiedziałaś mi, że jesteś już
dorosła, więc myślę, że to dlatego tak cię ponosi. Pam-
iętaj, że cię kocham, więc jeśli musisz się wyładować, to
rób to tak, aby nikt nie widział. Drwią już ze mnie.
— Naprawdę mnie kochasz?
— Jeszcze jak.
— To się dogadajmy. Jak mnie napadnie, nie wspom-
inaj o Adolfie, tylko szepcz, że mnie kochasz, tylko mnie i
do śmierci.
7/12
2.
Boże Narodzenie było tuż-tuż, dwa tygodnie z okładem,
więc nieustannie myślałem o prezentach. Od pół roku
mieszkaliśmy w nowym domu. Zeus kupił z Agencji Rolnej
piętrowy dworek z poddaszem, ale w opłakanym stanie.
Kiedyś mieściły się w nim biura PGR-u, a przed drugą wo-
jną światową należał do niemieckiego barona — tak
przynajmniej mówiono.
Mój ojciec, Zeus, chciał być bogaty. Od dzieciństwa o
tym marzył i nigdy o tym nie zapominał. Zwierzył mi się z
tego w czasie jednego z wielu spacerów. Kiedy byłem
mały, brał mnie na barana, ale odkąd skończyłem sześć
lat, wędrowaliśmy już do pobliskiego lasu noga w nogę, si-
adaliśmy tam nad brzegiem oczka wodnego, które nigdy
nie wysychało. Tam Zeus oddawał się rozmyślaniom. Jego
oczy koloru świeżo wykutego lemiesza wbite były w wodę,
a krucze i rozwichrzone brwi uniesione, jakby coś go dzi-
wiło lub przerażało. Kiedy znajdował to, czego szukał, st-
awał się niezwykle rozmowny. Stąd wiem to i owo. Choćby
to, że Harajowie — począwszy od ojca, a skończywszy na
jakimś tam praszczurze z epoki kamienia — przychodzili na
świat w podkalickim, w wiosce opodal Baligrodu, w drewni-
anym domku o dwóch izbach. To zawsze była wielodzietna
rodzina, którą żywiły cztery morgi pola. I każdy Haraj,
skończywszy czternaście lat, ruszał w świat szukać chleba
i już nigdy nie wracał do domu. Ślad po nim ginął jak po
kamieniu rzuconym w wodę. A wziąwszy pod uwagę
choćby pięć pokoleń, doliczyć się można przynajmniej trzy-
dziestu mężczyzn, a każdy z nich miał przecież synów — a
więc chmara ludzi. Tylko trzy rodziny Harajów nie opuściły
swojego województwa, a tego, co o nich opowiadał Zeus,
nie można umieścić po stronie ma, tylko po stronie winien.
Lepiej publicznie o nich nie wspominać. Jednego uważano
za podpalacza, drugi był kłusownikiem, zastrzelił gajowego
i odsiadywał wyrok, trzeci parał się złodziejstwem. Każdy
na swój sposób szukał złota, ale przeważnie go nie znaj-
dował. Zeus też nic innego nie robił, ale był pierwszym z
Harajów, który stał się właścicielem dworu — całe dwieście
hektarów. Tego jeszcze świat nie widział. Sam Zeus na
myśl o tym, że jest dziedzicem, robił wytrzeszcz oczu. A
ziemię kochał, znał jej wartość.
Ojciec Zeusa, Teo, nie wierzył w Eldorado Ziem
Odzyskanych i nie ruszył od razu na Zachód. Kiedy się
zdecydował, było już po ptakach, wszystkie gospodarstwa
były już zajęte przez repatriantów zza Buga, tylko pegeery
przejmowały takich jak on. Nie miał do czego wracać,
został, bo musiał i z tego powodu czuł wielką gorycz. Nie
był na swoim, a państwowe czy pańskie niewiele różni się
od siebie, przynajmniej dla niego. Cóż... bieda w każdym
ustroju ma taki sam smak. Znikąd nie mógł spodziewać się
pomocy, nie brał udziału w wojnie, nie wcielono go do
armii z powodu głupiego platfusa, nawet na roboty do
Niemiec go nie zesłano. Prawdę mówiąc, platfusa miał ok-
ropnego. Stopy miał tak pokraczne, że patrząc na nie,
płakać się chciało, ale jakoś sobie z tym radził, był Hara-
jem i w genach miał już zakodowane to, że musi harować
od świtu do nocy, aby żyć. A żyć chciał. Mimo wszystko wi-
erzył w to, że uda mu się przechytrzyć ślepy los i wyjść na
prostą.
Zeus urodził się w pegeerze i to w pełni tego słowa zn-
aczeniu — w stajni. Jego matka, Walentyna, potocznie
Mrówka, również pochodziła z rodziny wielodzietnej; ciąża
była dla niej czymś tak oczywistym jak wschód czy
9/12
zachód słońca, więc chodziła do obory do ostatniej chwili.
I w oborze chwyciły ją porodowe bóle.
Kiedy przyjechała karetka pogotowia, Zeus był już
odcięty od pępowiny i leżał na piersi matki. Teo był wtedy
w polu, siali nową odmianę pszenicy na zeszłorocznym
kartoflisku, więc agronom pojechał zerknąć na roboty i
sprawdzić, czy w siewniku ustawiona jest zalecona
gęstość, przy okazji wspomniał o porodzie. Teo tylko
spojrzał na agronoma i poruszył sumiastym wąsem, co
świadczyło, że się uśmiechnął.
— Zawsze rodzi jak sarna... a że w oborze to dobrze.
Jezus też w stajence przyszedł na świat.
Zeus nie był jedynakiem, ale pierworodnym i jedynym
synem, po nim przyszło na świat jeszcze pięć córek. Z
tego też powodu bardzo się cieszyłem, że Zeus ma nas
tylko dwoje i to w dodatku z dwóch kobiet. Moja radość
miała podłoże egoistyczne, byłem najmłodszy, więc
gdyby było nas więcej i każdy tłukłby mnie tak jak Kinga,
to wątpliwa sprawa, czy zdołałbym przeżyć. A jeśli tak, to
z pewnością byłbym debilem. Oprócz tego, gdyby była
nas czereda, to jakie prezenty czekałyby na mnie pod
choinką? I na pewno święto Bożego Narodzenia byłoby
ogołocone z tej szamańskiej magii, która działała na mnie
prawie że upajająco.
Tak, Zeus był wyjątkowym Harajem i wspaniałym fa-
cetem. Często staczałem bójki, stając w jego obronie, gdy
któryś z chłopców rzucał mimochodem, że zagarnął dwór
dla siebie poprzez matactwa, znajomości i popleczników.
Czepiano się czterech ciężarówek spirytusu,
które
sprowadził bez cła z Niemiec, a potem sprzedał z takim
zyskiem, że włos się jeżył od tego na głowie. To rzeczy-
wiście był interes!
10/12
Któregoś dnia wróciłem ze szkoły z rozkwaszonym
nosem, więc poszedłem od razu do Zeusa, aby sprawę
wyjaśnić do końca.
— Czy warto przelewać krew za dawno wypitą wódkę? —
zapytałem.
— Warto — odpowiedział.
— W porządku — odrzekłem. — Chciałem się tylko up-
ewnić i... coś mieć z tego.
— Wal śmiało, nie krępuj się.
— Lubię konie.
— Masz to jak w banku — odrzekł. — Na gwiazdkę
dostaniesz kuca mongolskiego. Są twarde i mało
wymagające. Kiedyś założymy stadninę. Konie to i
przyjemność, i interes.
11/12
@Created by
PDF to ePub
Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragment
pełnej wersji całej publikacji.
Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji
.
Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnie
rozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przez
NetPress Digital Sp. z o.o., operatora
nabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji
jakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej zgody
NetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania się jej
od-sprzedaży, zgodnie z
.
Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepie