Lennox Marion Ślub nad oceanem

background image
background image

Marion Lennox

Ślub nad oceanem

Tłumaczyła

Iza Kwiatkowska

background image

ROZDZIAŁ PIERWSZY

– Owszem, s´liczna, ale załoz˙e˛ sie˛, z˙e głupia jak but.
Doktor Rachel Harper tak energicznie wgryzła sie˛

w hamburgera, z˙e czerwony keczup az˙ trysna˛ł na pod-
koszulek. Ten sos jest tego samego koloru co moje spod-
nie! I odcien´ ten sam! Bardzo ładnie, pomys´lała cierpko.

– Jaka uczesana – mo´wił nieznajomy z nuta˛ ironii

w głosie. – Wydaje maja˛tek na fryzjera. Na dodatek blon-
dynka. Toby, nie daj sie˛ zwies´c´ pozorom.

– Ale ma ładne nogi – argumentował dziecie˛cy gło-

sik. – I pie˛kne oczy.

– Nie daj sie˛ zwies´c´ pozorom – ostrzegał bas. – Pod

tym futrem kryje sie˛ stuprocentowa idiotka.

Tego juz˙ za wiele! Moz˙e jestem marna˛ opiekunka˛,

pomys´lała Rachel, ale nie daruje˛ takich zniewag. Od-
cia˛gne˛ła zasłonke˛, by stana˛c´ oko w oko z całym s´wiatem.

Poniewaz˙ pawilon wystawowy był po brzegi wypeł-

niony zwiedzaja˛cymi, na czas skromnego posiłku ukryła
sie˛ w boksie. Pomieszczenia przydzielane wystawcom
były nie wie˛ksze od psiej budy, ale przynajmniej dawały
odrobine˛ prywatnos´ci. Kto odwaz˙ył sie˛ krytykowac´ Pe-
nelope?

– Czes´c´! – Na to powitanie me˛z˙czyzna i dziecko

odwro´cili sie˛ w jej strone˛ i spojrzeli na nia˛ z zaciekawie-
niem. Pospiesznie wytarła z brody resztki sosu.

Oszacowała wiek nieznajomego na trzydzies´ci kilka

background image

lat. Wygla˛dał na farmera. Ubrany był w spodnie z moles-
kinu i robocza˛ koszule˛ koloru khaki, czarne kre˛cone
włosy sie˛gały mu do kołnierzyka. Miał tez˙ ciemne oczy
otoczone siateczka˛ mimicznych zmarszczek i opalona˛
twarz...

Atrakcyjny, pomys´lała. Jes´li ma byc´ szczera, a w ta-

kim włas´nie była nastroju, to nawet bardzo atrakcyjny.
Wre˛cz boski! Towarzysza˛cy mu chłopiec, mniej wie˛cej
szes´cioletni, był jego miniaturowa˛ kopia˛. To na pewno
ojciec i syn.

Ojciec i syn. Rodzina. Sta˛d wniosek, z˙e facet jest z˙ona-

ty. Z

˙

onaty? Ska˛d taka mys´l przyszła jej do głowy?! Nie

wolno jej podejmowac´ tego wa˛tku. Ani słuchac´ Dottie.
Z jakiego powodu miałoby ja˛, Rachel, obchodzic´, czy
jakis´ obcy me˛z˙czyzna ma partnerke˛?!

Jestem tu z Michaelem.
Nie oszukuj sie˛! Interesuja˛ cie˛ wszyscy me˛z˙czyz´ni

opro´cz Michaela, z˙onaci i niez˙onaci. To, z˙e sama jestes´
zame˛z˙na, sie˛ nie liczy, nie moz˙e sie˛ liczyc´...

– Musze˛ jechac´ z Penelope na wystawe˛, z˙eby zebrała

odpowiednia˛ liczbe˛ punkto´w – oznajmił Michael pew-
nego dnia, gdy spotkali sie˛ na dyz˙urze w stołecznym
szpitalu.

Dottie namawiała ja˛, by skorzystała z tej okazji.
– Pora, z˙ebys´ pomys´lała o sobie – tłumaczyła. – Przed

toba˛ jeszcze całe z˙ycie.

Rachel dała sie˛ przekonac´, wyobraz˙aja˛c sobie godzine˛

psich popiso´w, wygodny motel w uroczym nadmorskim
miasteczku i prawie cały weekend wylegiwania sie˛ na
plaz˙y. Moz˙e Dottie ma racje˛? To prawda, z˙e od os´miu lat
nie miała urlopu. Jest wykon´czona. Moz˙e warto zastano-
wic´ sie˛ nad przyszłos´cia˛?

4

MARION LENNOX

background image

Lecz wymarzony weekend pozostał w sferze... ma-

rzen´. Nie wypalił. Poza tym panował potworny upał,
a w zarezerwowanym motelu nie chcieli przyja˛c´ ich
z psem. Na domiar złego przez cały czas musieli ukrywac´
Penelope przed rzekomo zawistnymi włas´cicielami in-
nych pso´w.

Gdzie jest Michael? Kto go wie? Westchna˛wszy, zwro´-

ciła sie˛ do osobnika, kto´ry skrytykował suke˛ Michaela.

– Penelope jest co´rka˛ dwo´ch czempiono´w – poinfor-

mowała me˛z˙czyzne˛ i chłopczyka, piorunuja˛c ich wzro-
kiem.

– Ona jest bardzo ładna – powiedział malec, nies´mia-

ło sie˛ us´miechaja˛c. – Moge˛ ja˛ pogłaskac´?

– Jasne – odparła łagodniejszym tonem.
– Uwaz˙aj, bo moz˙e cie˛ ugryz´c´ – ostrzegł me˛z˙czyzna,

od nowa wprawiaja˛c Rachel w wojowniczy nastro´j.

– Gryza˛ tylko głupie psy. Penelope jest dama˛ – oznaj-

miła cierpko.

– To jest chart afgan´ski.
– No to co?
Wargi me˛z˙czyzny drgne˛ły, a w oczach zamigotały we-

sołe iskierki.

– To wyja˛tkowo głupia rasa.
Rachel oz˙ywiła sie˛. Wyzwanie? Prosze˛ bardzo! Tkwi

tu od kilkunastu godzin i juz˙ ma ochote˛ wyc´ z nudo´w,
wie˛c jest gotowa na wszystko, byle nie wracac´ do zim-
nego hamburgera i wczorajszej gazety. Prawde˛ mo´wia˛c,
najwie˛ksza˛ ochote˛ miała na awanture˛ z Michaelem, ale
on przepadł. A ten tu osobnik nalez˙y do tego samego
gatunku...

– Jest pan nieuprzejmy. – Omiotła go od sto´p do gło´w

krytycznym wzrokiem. – Co wie˛cej, jest pan rasista˛.

5

S

´

LUB NAD OCEANEM

background image

Unio´sł brwi i rozes´miał sie˛ z niedowierzaniem.
– Pani uwaz˙a, z˙e ona jest inteligentna?
– Penelope jest słodka. – Przytuliła wielkie białe psis-

ko, po czym skrzywiła sie˛ na widok plamy z keczupu na
jasnej siers´ci. Michael mnie zabije. Gdzie on jest?

– Wierze˛ pani na słowo – rzekł nieznajomy. Pierwsza

cze˛s´c´ pokazu dobiegła kon´ca, wie˛c woko´ł nich zacze˛li
zbierac´ sie˛ gapie, kto´rzy w oczekiwaniu na finał nie mieli
co ze soba˛ zrobic´. Nie tylko Rachel cierpiała z powodu
nudy. – Inteligencje˛ psa moz˙na zmierzyc´ za pomoca˛
ro´z˙nych testo´w.

– Zamierza pan zastosowac´ test Mensy?
– Znam znacznie mniej skomplikowane sposoby. Od-

z˙ałuje pani kawałek hamburgera?

– Mojego? Niech jej pan da swojego!
– Dla dobra nauki...
– Mo´j tata jest doktorem – oznajmił chłopiec, jakby to

wszystko wyjas´niało.

– Ach tak? Doktorem czego? – Us´miechne˛ła sie˛ do

malca. Poczuła, z˙e wreszcie zaczyna dobrze sie˛ bawic´.
– To bardzo podste˛pny sposo´b wyłudzania hamburgero´w.

– To jest proste dos´wiadczenie. – Me˛z˙czyzna nie dał

zbic´ sie˛ z tropu. – Tam jest mo´j pies, widzi go pani?
– Wskazał na jeden z bokso´w na podwyz˙szeniu.

Gdy podniosła wzrok, natkne˛ła sie˛ na badawcze spoj-

rzenie chudego brunatnego zwierzaka nieokres´lonego ro-
dowodu. Był wielkos´ci owczarka collie, ale składał sie˛
wyła˛cznie z no´g, oczu oraz ogona. W tej samej chwili
przysiadł i energicznie zacza˛ł sie˛ drapac´.

– Czaruja˛cy – orzekła z przeka˛sem. – To jego popiso-

wy numer?

– Digger sie˛ nie popisuje.

6

MARION LENNOX

background image

Przytakne˛ła ze wspo´łczuciem.
– No tak, ten pan´ski pupil ma braki w wychowaniu.
Me˛z˙czyzna odwzajemnił us´miech. Wojna jeszcze sie˛

nie rozpocze˛ła, a wytoczono juz˙ armaty.

– Sugeruje pani, z˙e Digger jest z´le wychowany?
– Wystarczy na niego popatrzec´. – Jest dobrze, pomy-

s´lała. Nareszcie cos´ sie˛ dzieje. Penelope kontra Digger.
– Pochodzenie zawsze wyjdzie na wierzch.

– Drzewo genealogiczne Diggera jest znacznie bar-

dziej skomplikowane niz˙ rodowo´d tego pani burka.

– Mo´j pies wabi sie˛ Penelope – odrzekła z godnos´cia˛.

– I to nie jest burek. Przodkowie Penelope to cała austra-
lijska gała˛z´ czempiono´w. Za to pan´ski burek...

– Digger jest takz˙e potomkiem czempiono´w. – Nie-

znajomy us´miechna˛ł sie˛ szeroko. Po prostu zniewalaja˛co.
– Moz˙na ws´ro´d nich doszukac´ sie˛ czempiona owczarka
szkockiego oraz czempiona australijskiego kelpie...

– Z

˙

e nie wspomne˛ o czempionie jamniku – dodała,

gdy Digger podnio´sł do go´ry cienki ogon.

– Nieprawda – wtra˛cił sie˛ chłopiec. – Jamniki sa˛

długie i płaskie, a nasz Digger jest wysoki i potrafi skakac´.

– Masz racje˛ – odparła powaz˙nie, tłumia˛c s´miech.
Obaj, me˛z˙czyzna oraz chłopczyk, sa˛ fantastyczni.

Obaj maja˛ czaruja˛cy us´miech, a ich ciemne oczy ls´nia˛
rados´cia˛. Mys´lała, z˙e zanudzi sie˛ na s´mierc´, a oto łaskawa
opatrznos´c´ zesłała jej taka˛ atrakcje˛!

– Co wobec tego zrobimy z tym hamburgerem? – za-

pytała, mys´la˛c, z˙e za us´miech nieznajomego moz˙na dac´
sie˛ zabic´.

– Włoz˙ymy go pod miske˛.
Wzruszyła ramionami i podała mu hamburgera, z kto´-

rego znowu polał sie˛ keczup. Me˛z˙czyzna popatrzył na

7

S

´

LUB NAD OCEANEM

background image

swoja˛ dłon´ oblana˛ sosem. Ohyda. Hamburger był tak
rozmie˛kły, z˙e Rachel wcale nie było z˙al sie˛ z nim roz-
stawac´. Dla dobra nauki.

– Lubi pani hamburgery obficie polane sosem?
– Tak. – Spogla˛dała na niego spode łba.
– Tata mo´wi, z˙e w sosie pomidorowym jest za duz˙o

soli, a so´l z´le robi na cis´nienie krwi – wyjas´nił chłopiec.

– Na cis´nienie krwi z´le wpływaja˛ ludzie, kto´rzy nie-

pochlebnie wypowiadaja˛ sie˛ o psach – odparowała ku
rados´ci zebranych. – Co chce pan zrobic´ z tym hambur-
gerem?

– Prosze˛ patrzec´. – Nakrył ke˛s odwro´cona˛ psia˛ miska˛,

a naste˛pnie przywołał swojego psa. – Kolacja!

Digger popatrzył na niego z uwielbieniem, po czym

powio´dł wzrokiem po audytorium, jakby chciał sie˛ upew-
nic´, z˙e wszyscy na niego patrza˛. We˛sza˛c, połoz˙ył jedna˛
łape˛ na misce, a druga˛ ja˛ podwaz˙ył, az˙ sie˛ odwro´ciła,
odkrywaja˛c smakołyk. Pies ponownie sie˛ rozejrzał, ocze-
kuja˛c braw. Otrzymawszy je, spokojnie zjadł nagrode˛.

Wielkie rzeczy!
– Teraz kolej Penelope.
– Ubrudzi sie˛. – Rachel po raz pierwszy sie˛ zanie-

pokoiła. Penelope jest pie˛kna, ale jej przeciwnik inte-
ligentny.

– Zrobimy to na podes´cie – zaproponował. – Nawet

zetre˛ dla niej keczup. Pani mogłaby to zrobic´ swoim
T-shirtem.

– Niech pan sie˛ liczy ze słowami!
Nie traca˛c dobrego humoru, nieznajomy ustawił mis-

ke˛ pod nosem psa Michaela. Oderwał kawałek hambur-
gera, pokazał go Penelope i wsuna˛ł pod miske˛. Cofna˛ł sie˛
o krok.

8

MARION LENNOX

background image

Penelope raz i drugi zacia˛gne˛ła sie˛ ne˛ca˛cym zapa-

chem. Zaskomlała. Połoz˙yła sie˛ przed miska˛. Wstała,
poszczekuja˛c. Popchne˛ła miske˛ nosem i znowu szczek-
ne˛ła.

Miska ani drgne˛ła. Wobec tego Penelope znowu sie˛

połoz˙yła, tym razem piszcza˛c z˙ałos´nie.

– To jest dowo´d jedynie na to, z˙e pan´ski pies jest

bardziej wygłodzony – broniła ja˛ Rachel ws´ro´d s´mie-
cho´w całkiem juz˙ licznej publicznos´ci. – Pan go głodzi.

– Czy wygla˛dam na kogos´, kto potrafiłby głodzic´

własnego psa?

Nie. Sprawia bardzo sympatyczne wraz˙enie, pomys´-

lała i nagle zawstydziła sie˛, z˙e jest w brudnych dz˙insach,
poplamionej koszulce, a na dodatek ma we włosach
z´dz´bła siana, kto´rym organizatorzy wystawy wys´cielili
boksy dla pso´w. Nawet strach na wro´ble lepiej od niej sie˛
prezentuje.

– Rachel, karmisz Penelope?!
Gdy bezwiednie podniosła miske˛, pies rzucił sie˛ na

hamburgera, jakby nic nie jadł przez cały tydzien´.

– Hm...
Michael, szpakowaty, wytworny i władczy przeciskał

sie˛ przez tłum gapio´w z twarza˛ wykrzywiona˛ oburze-
niem. Nikt nie s´miał ignorowac´ jego polecen´. Wyła˛cz-
nie sucha karma.

– Co ty wyprawiasz?!
– Demonstruje˛ inteligencje˛ Penelope – odrzekła

z wysoko uniesiona˛ głowa˛. Co za duz˙o, to niezdrowo,
a doktor Michael Levering juz˙ dawno jej sie˛ przejadł.

Wczes´niej, jeszcze w szpitalu w Sydney, wywarł na

niej spore wraz˙enie, a jako jeden z czołowych kardio-
logo´w cieszył sie˛ ogromnym wzie˛ciem ws´ro´d kobiet. Na

9

S

´

LUB NAD OCEANEM

background image

wies´c´, z˙e zaprosił ja˛ na wspo´lny weekend, wszystkie jej
kolez˙anki z traumatologii pozieleniały wprost z zazdro-
s´ci, a przyjacio´łki oraz rodzina gora˛co namawiali ja˛, by to
zaproszenie przyje˛ła.

– Skorzystaj z tej szansy, przygotuj sie˛ – mo´wiła

tes´ciowa. – Chyba czujesz, z˙e i tobie nalez˙y sie˛ cos´ od
z˙ycia. Romantyczny weekend z takim uroczym kawale-
rem...

Hm. Maja˛ przeciez˙ na zmiane˛ zajmowac´ sie˛ psem.

Michael oznajmił, z˙e przenocuje w samochodzie, ponie-
waz˙ jest za długi i nie zmies´ci sie˛ w boksie, lecz Rachel
zaczynała wa˛tpic´ w ten samocho´d. Gdy zjawił sie˛ dzie-
sie˛c´ minut przed pierwszym pokazem, wcale nie wy-
gla˛dał jak ktos´, kto spał w aucie. Natychmiast poinfor-
mował ja˛, z˙e niezwłocznie musi gdzies´ zadzwonic´, i od
tej pory go nie widziała.

Co robił przez tyle czasu? Przyjrzała mu sie˛ podej-

rzliwie, sprawdzaja˛c, czy ma mokre włosy, bo gdyby
mogła mu udowodnic´, z˙e pływał w morzu, podczas gdy
ona warowała przy Penelope, niechybnie by go udusiła.

– Nasz pies jest ma˛drzejszy od waszego – zaszczebio-

tał chłopiec.

Michael popatrzył na niego z obrzydzeniem.
– O czym ty mo´wisz?
– Nazywam sie˛ Toby McInnes, a to jest mo´j tata

– odparł chłopiec niespeszony. – Mo´j tata to doktor Hugo
McInnes. A pan jak sie˛ nazywa?

Michael juz˙ otwierał usta, ale Rachel go ubiegła, dosko-

nale zdaja˛c sobie sprawe˛ z tego, z˙e słowa, kto´re juz˙ mia-
ły z nich pas´c´, nie nalez˙ałyby do najuprzejmiejszych.

– To jest Michael, a ja mam na imie˛ Rachel – poinfor-

mowała Toby’ego. Nie uszło jej uwagi, z˙e doktor McIn-

10

MARION LENNOX

background image

nes mocniej chwycił ra˛czke˛ syna. Trudno mu sie˛ dziwic´.
– Michael jest włas´cicielem Penelope.

– Słyszałas´ o poz˙arze buszu? – Michael kompletnie

zignorował chłopca i jego ojca.

– Poz˙ar buszu? – Nie miała o tym poje˛cia, poniewaz˙

przez cały dzien´ nie opuszczała pawilonu.

– Pali sie˛ daleko sta˛d. – Hugo wodził wzrokiem od

Rachel do Michaela i z powrotem. Z jego twarzy znikne˛ła
złos´c´, uste˛puja˛c miejsca głe˛bokiemu zainteresowaniu.

– Poz˙ar moz˙e odcia˛c´ szose˛ – warkna˛ł Michael, od-

pychaja˛c Penelope tak mocno, z˙e mało sie˛ nie przewro´-
ciła.

Szybki refleks nie był jej gło´wna˛ zaleta˛. Zapiszczała

i przytuliła sie˛ do Rachel. Moz˙e nie jest zbyt bystra, ale
na pewno jest bardzo sympatyczna, pomys´lała Rachel.

Gdyby przyszło jej wybierac´ mie˛dzy towarzystwem

Michaela i Penelope, bez wahania wybrałaby charcice˛.

– Rachel, całe miasto zostało postawione na nogi –

mo´wił Michael. – Musze˛ sta˛d wyjechac´. Juz˙ wysłano po
mnie s´migłowiec.

S

´

migłowiec. Leci po Michaela.

Rachel wyte˛z˙yła umysł. Michael jest s´wiez˙o ogolony.

Ma na sobie nieskazitelne spodnie i s´niez˙nobiała˛ koszule˛.
Oraz krawat! Włosy? Nie dowierzała własnym oczom:
takie mokre, jakby dopiero co wyszedł spod prysznica.

W pawilonie nie ma łazienek. Rachel nie widziała

biez˙a˛cej wody od dwudziestu czterech godzin! S

´

mierdzi

psem.

Głowe˛ by dała, z˙e Michael włas´nie wraca z plaz˙y, a po

drodze wzia˛ł prysznic. A do tego ta gadka o s´migłowcu!

– Spałes´ w motelu? – zapytała prosto z mostu.
– Nie, ale...

11

S

´

LUB NAD OCEANEM

background image

– Czy jest pan włas´cicielem czerwonego astona mar-

tina? – zaciekawił sie˛ Hugo.

– Tak. – Michael nagle poczerwieniał. Oczekiwał, jak

zwykle, szacunku oraz uniz˙onos´ci, a tutaj tego nie było.

– Pasuje do pana – mo´wił spokojnie Hugo. – O dru-

giej nad ranem byłem w motelu. U chorego. Arnold
Roberts miał atak podagry. Nocował przez s´ciane˛ z pa-
nem. Czekaja˛c, az˙ zadziała s´rodek przeciwbo´lowy, do-
kładnie obejrzelis´my pan´skie auto. – Us´miechał sie˛ do
obojga bardzo z siebie zadowolony. – Zachodzilis´my
w głowe˛ z Arnoldem, kto przyjez˙dz˙a takim autem do
takiej dziury. Teraz juz˙ wiem. Przekaz˙e˛ Arnoldowi, z˙e
ten aston martin nalez˙y do włas´ciciela charta afgan´skie-
go, i sprawa be˛dzie załatwiona.

Rachel nawet nie zauwaz˙yła, z˙e Hugo sie˛ rozes´miał.

Czuła, z˙e zalewa ja˛ fala ws´ciekłos´ci.

– Spałes´ w motelu?!
Wszyscy, nie tylko Michael, wyczuli jej złos´c´.
– Mys´lałam, z˙e odwołałes´ rezerwacje˛ – dodała ostro-

z˙nie. – Kiedy dowiedzielis´my sie˛, z˙e nie przyjma˛ nas
z psem.

– Zadzwonili po´z´niej i powiedzieli, z˙e za po´z´no na

odwoływanie. Zatrzymali zaliczke˛ – tłumaczył sie˛ Mi-
chael. Przez ułamek sekundy wygla˛dał na zawstydzonego,
mimo z˙e potrafił bardzo szybko dostosowac´ sie˛ do sytua-
cji. Dla faceta tak zakochanego w sobie to nic trudnego.
– Ale juz˙ wczes´niej zgodziłas´ sie˛ spe˛dzic´ noc w pawilonie.
Daj spoko´j, Rachel, przeciez˙ wiesz, jaki ciasny jest ten
samocho´d. Z

˙

yczysz mi pe˛knie˛cia kre˛gosłupa?

– Z całego serca!
– Teraz to nieistotne – cia˛gna˛ł. – Dobrze sie˛ złoz˙yło,

z˙e mogłem sie˛ wyspac´. Hubert Witherspoon dostał udaru.

12

MARION LENNOX

background image

Hubert Witherspoon? To nazwisko przyniosło zamie-

rzony efekt, bo złos´c´ Rachel opadła. Na chwile˛.

Hubert Witherspoon to jeden z najbogatszych ludzi

w Australii. Posiada połowe˛ zło´z˙ rudy z˙elaza w kraju.
Wszyscy sa˛ na jego usługach.

– Wezwał mnie.
– Co takiego?!
– Jego rodzina obawia sie˛ blokady dro´g z powodu

poz˙aru buszu. Juz˙ wysłano po mnie s´migłowiec, kto´rym
mam wro´cic´ do Sydney. – Spojrzał na zegarek. – Zaraz
powinien tu wyla˛dowac´. Mam od razu wsiadac´. Zapre-
zentujesz Penelope jurorom, a potem odwieziesz ja˛ do
domu?

Hubert Witherspoon. Jego s´mierc´ byłaby katastrofa˛ na

skale˛ całej Australii, no, przynajmniej na rynku finan-
sowym. To powinno zrobic´ wraz˙enie na Rachel. Powin-
no, ale... Michael dzis´ popływał. I spał na prawdziwym
ło´z˙ku. Ona zas´ przez ten czas siedziała z Penelope, pluja˛c
sobie w brode˛, z˙e dała sie˛ namo´wic´ na wyjazd z Sydney.

– Mam paradowac´ z Penelope po wybiegu? – wy-

krztusiła, a on us´miechna˛ł sie˛ tak, jak us´miecha sie˛ wzie˛-
ty konsultant do staz˙ysty. Dlaczego bezwiednie pomy-
s´lała o arszeniku?

– Widziałas´, jak sie˛ prezentuje psa, prawda? – Omio´tł

ja˛ spojrzeniem. – Penelope be˛dzie grzeczna, ale ty mog-
łabys´ nieco doprowadzic´ sie˛ do porza˛dku.

Nie dała mu w ze˛by tylko dlatego, z˙e otaczali ich

ludzie. Pohamowała sie˛ z trudem, zachowuja˛c mizerne
resztki godnos´ci.

– Rozumiem. – Wzie˛ła głe˛boki wdech. – Mam sama

wiez´c´ ja˛ do Sydney? – upewniła sie˛.

– Oczywis´cie. Chyba z˙e poz˙ar zablokuje szose˛. Nie

13

S

´

LUB NAD OCEANEM

background image

be˛de˛ miał ci za złe, jes´li sie˛ spo´z´nisz. – Rzucił jej kluczy-
ki, a ona była tak zdumiona, z˙e je pochwyciła.

– Nie. – Wszak miarka sie˛ przebrała.
– Rachel... – przemo´wił do niej tonem medycznej sła-

wy, kto´ra poucza te˛pego staz˙yste˛. – Chyba zdajesz sobie
sprawe˛, z˙e nikt nie moz˙e mnie zasta˛pic´. Hubert potrzebu-
je kardiologa. Najlepszego.

– Mam siano we włosach – sykne˛ła. – Nie moge˛

z taka˛ fryzura˛ prezentowac´ jurorom potencjalnego czem-
piona Australii.

– Moz˙esz. Wystarczy, z˙e... – Urwał, bo w tej samej

chwili kluczyki wyla˛dowały tuz˙ obok jego ls´nia˛cych
buto´w.

– Two´j pies, two´j problem – wycedziła. – Wro´ce˛

okazja˛, jes´li to be˛dzie konieczne, ale nie tkne˛ twojego
auta.

– Rachel...
– Wypchaj sie˛!
– Ale Hubert...
– Jes´li o mnie chodzi, Hubert moz˙e umrzec´. Ma po-

nad osiemdziesia˛t lat i jest otyły, a w Sydney jest co
najmniej pie˛ciu kardiologo´w, kto´rzy doro´wnuja˛ ci kwali-
fikacjami i moga˛ sie˛ nim zaja˛c´.

– Chyba zdajesz sobie sprawe˛, z˙e to nie ma sensu.
– Nic mi o tym nie wiadomo.
– Czy moge˛ pan´stwu cos´ zasugerowac´? – wtra˛cił Hu-

go, ale Rachel nie była w nastroju, by wsłuchiwac´ czy-
ichs´ rad. Odwro´ciła sie˛ na pie˛cie i omal nie zabiła go
wzrokiem.

– Niech pan sobie daruje. To moja sprawa!
Hugo unio´sł dłonie w pojednawczym ges´cie.
– W porza˛dku.

14

MARION LENNOX

background image

– Nic tu po mnie.
Sie˛gne˛ła do boksu po torbe˛. Był to pie˛kny teatralny

gest, kto´ry nie do kon´ca wypadł zgodnie z planem. Nie
zasune˛ła zamka i wszystko sie˛ wysypało: druga para
dz˙inso´w, kosmetyczka, biustonosz oraz kilka par koron-
kowych, bardzo ska˛pych majtek. Dostała je od Dottie. Od
tes´ciowej.

– Kochana, nigdy nie wiadomo, co sie˛ wydarzy – rze-

kła Dottie. – A mnie bardzo zalez˙y, z˙ebys´ była przygoto-
wana.

Dottie ma racje˛. Nigdy nie wiadomo, co moz˙e sie˛ wy-

darzyc´. Jednego Rachel była pewna. Posta˛piła jak skon´-
czona kretynka, godza˛c sie˛ na ten wyjazd. Zamkne˛ła
oczy, widza˛c, jak jej dobytek sypie sie˛ na ziemie˛. Biusto-
nosz wyla˛dował przed nosem Diggera, kto´ry natych-
miast, wyraz´nie rozbawiony, chwycił go w ze˛by. Wszys-
cy sie˛ us´miechali, a ona omal nie zapadła sie˛ pod ziemie˛.

– Niech sobie go zatrzyma. – Wskazała na psa, wpy-

chaja˛c rzeczy do torby. – Jest taki sprytny, z˙e na pewno
wykombinuje, jak to sie˛ nosi.

Wyprostowała sie˛ i z dumnie podniesiona˛ głowa˛ ru-

szyła do wyjs´cia. Hugo patrzył na nia˛ rozes´mianym
wzrokiem, Michael z otwartymi ustami. Ma ich w nosie.
Be˛dzie szcze˛s´liwa, jes´li juz˙ nigdy ich nie zobaczy. Wy-
nosi sie˛ sta˛d.

Niestety, nie zrealizowała tego zamiaru. Wybiegła

z pawilonu, a po kilkunastu metrach przystane˛ła, ponie-
waz˙ za plecami usłyszała jazgot walcza˛cych pso´w.

15

S

´

LUB NAD OCEANEM

background image

ROZDZIAŁ DRUGI

Stane˛ła jak wryta. Przeraz´liwe odgłosy psiej bo´jki

przebijały sie˛ przez wystawowy gwar. Potem rozległ
sie˛ ludzki krzyk. Tylko człowiek zupełnie bez serca
mo´gł pozostac´ nan´ oboje˛tny. Rachel odwro´ciła sie˛ i na-
słuchiwała.

Do starcia doszło tuz˙ przed wejs´ciem do pawilonu,

z kto´rego wyszła kilkadziesia˛t sekund wczes´niej. To nie
była zwyczajna walka, lecz potworna masakra. Młoda
dziewczyna trzymała na smyczy starego, posiwiałego
cocker-spaniela, kto´rego tarmosił pitbulterier. Było jas-
ne, z˙e napastnik zamierza zagryz´c´ staruszka. Zwierze˛ta
walczyły na s´mierc´ i z˙ycie, mimo z˙e spaniel miał marne
poje˛cie, jak sie˛ bronic´.

Włas´cicielka spaniela, dziewczyna wygla˛daja˛ca na

pie˛tnas´cie lat, ta sama, kto´ra wczes´niej krzyczała, teraz
rozpaczliwie starała sie˛ je rozdzielic´. W chwili, gdy Ra-
chel rzuciła sie˛ w ich strone˛, nastolatka chwyciła pitbula
za obroz˙e˛ i zacze˛ła go odcia˛gac´. Pies zacharczał, od-
wro´cił łeb od spaniela i ugryzł jego włas´cicielke˛.

Rachel dzieliło od wejs´cia do pawilonu jakies´ sto

metro´w, wie˛c biegna˛c, krzyczała do dziewczyny, by pus´-
ciła psa.

Tymczasem wyprzedził ja˛ jakis´ me˛z˙czyzna, ten Hugo.

Psy znowu zwarły sie˛ w jedno kłe˛bowisko, lecz tym
razem dziewczyna znalazła sie˛ pod nimi. Zaraz ja˛ roz-

background image

szarpia˛! – pomys´lała Rachel. Skoczyła, by złapac´ obroz˙e˛
pitbula, lecz ktos´ chwycił ja˛ za ramie˛.

– Odsun´ sie˛! – usłyszała. Hugo rozwijał wa˛z˙ hydrantu

zawieszony na s´cianie wewna˛trz budynku. Urza˛dzenie to
słuz˙yło do mycia pawilonu po pokazach. – Odkre˛c´ wode˛!

Rachel w okamgnieniu zorientowała sie˛, o co chodzi,

i bez namysłu rzuciła sie˛ do kranu. Sekunde˛ po´z´niej woda
chlusne˛ła silnym strumieniem, kto´ry Hugo skierował na
walcza˛ce psy.

Strumien´ był tak mocny, z˙e uderzony nim w łeb pitbul

az˙ sie˛ przewro´cił. Spaniel skorzystał z okazji i skowy-
cza˛c, rzucił sie˛ do ucieczki. Rachel natychmiast przy-
kle˛kła przy lez˙a˛cej nieruchomo dziewczynie.

– Udo... – szepne˛ła przeraz˙ona.
Z nogi włas´cicielki spaniela tryskała jasna te˛tnicza

krew. O Boz˙e, czyz˙by pies rozerwał jej te˛tnice˛ udowa˛?
Jes´li tak, to zgon moz˙e nasta˛pic´ w cia˛gu kilku minut.

– Niech ktos´ przyniesie moja˛ torbe˛! Biegiem! – krzy-

kna˛ł Hugo. – Samocho´d stoi pod kioskiem.

Cisna˛ł kluczyki w tłum, obura˛cz staraja˛c sie˛ zatamo-

wac´ krwawienie. Rachel s´cia˛gne˛ła koszulke˛, poniewaz˙
potrzebny był tampon, wie˛c w obliczu walki o z˙ycie
przyzwoitos´c´ zeszła na odległy plan. Wcisne˛ła Hugono-
wi koszulke˛ do re˛ki, a on przyja˛ł ja˛ bez zbe˛dnych pytan´
i zacza˛ł uciskac´ rane˛.

– Kim, nie ruszaj sie˛ – mo´wił.
Rachel ze zdumieniem zorientowała sie˛, z˙e Hugo

przemawia do dziewczynki. Ten facet jest s´wietny, po-
mys´lała. Nawet w tak dramatycznej sytuacji pamie˛ta, z˙e
z pacjentem nalez˙y rozmawiac´.

– Zostałas´ powaz˙nie pogryziona, wie˛c musimy zata-

mowac´ krwotok. Wiem, z˙e to bardzo boli, ale ktos´ juz˙

17

S

´

LUB NAD OCEANEM

background image

pobiegł po s´rodek przeciwbo´lowy. Za kilka minut ci go
podamy.

Czy ona go słyszy? Musze˛ sie˛ skupic´, bo on zaraz

be˛dzie potrzebował nowego tamponu, lepszego niz˙ mo´j
T-shirt.

– Michael! – krzykne˛ła na cały głos.
Hugo ma zaje˛te re˛ce i nie moz˙e zdja˛c´ koszuli, a Mi-

chael miał nie tylko koszule˛, ale i lata dos´wiadczenia.

Lecz Michaela nie było. Trudno.
– Wez´cie moja˛ – zaofiarował sie˛ pote˛z˙nie zbudowany

farmer, rozumieja˛c sytuacje˛.

Rachel z wdzie˛cznos´cia˛ przyje˛ła jego dar, a potem

dostrzegła swoja˛ torbe˛. Otwarta lez˙ała tam, gdzie ja˛ rzu-
ciła, biegna˛c do kranu. W niej sa˛ ubrania. Dobra nasza.
Gdy Hugo podnio´sł wzrok, podała mu ciasno zwinie˛ta˛
koszule˛ farmera, po czym zrobiła kolejny tampon z tego,
co znalazła w torbie. Po chwili przyłoz˙yła go do tamponu
Hugona i razem z nim zacze˛ła uciskac´ krwawia˛ce miejs-
ce. Niestety, nawet wspo´lnymi siłami nie byli w stanie
powstrzymac´ upływu krwi.

– Szczypce – mrukna˛ł ponuro Hugo. – Moja torba...
– Clive juz˙ po nia˛ poleciał – oznajmił farmer, po-

chylaja˛c sie˛ nad nimi. – Zaraz wro´ci. Clive jest naj-
szybszy.

Pracowali razem jak zgrany tandem. Hugo oddychał

cie˛z˙ko, a ona przyłapała sie˛ na tym, z˙e sama tez˙ ledwo
oddycha. Z

˙

yj, błagam. Tej modlitwy nauczyła sie˛ juz˙ na

pocza˛tku studio´w medycznych i cze˛sto do niej sie˛ ucieka-
ła. Medycyna, owszem, poczyniła wielkie poste˛py, ale
czasami przydawało sie˛ cos´ wie˛cej. Łut szcze˛s´cia?

– Mocniej – sapna˛ł Hugo. – Nie zsuwaj sie˛ z rany.
– Nie zsuwam sie˛ – powiedziała przez ze˛by. Rana

18

MARION LENNOX

background image

wygla˛dała jak zadana ze˛bami rekina: wielka i otwarta.
Przez taka˛ rane˛ cała krew moz˙e wypłyna˛c´ w cia˛gu paru
minut.

– Gdzie te szczypce? – W głosie Hugona narastał

niepoko´j, w miare˛ jak sytuacja stawała sie˛ coraz bardziej
dramatyczna. – Cholera, gdzie ta torba?

– Juz˙ jestem! – Kilkunastoletni chłopak przeciskał sie˛

przez tłum, taszcza˛c torbe˛ trzy razy wie˛ksza˛ od jakiejkol-
wiek lekarskiej torby, jaka˛ Rachel do tej pory widziała.
Jasne, tak wygla˛da torba wiejskiego lekarza!

– Otwieraj!
Gdy Clive wykonał polecenie, Rachel szeroko otwo-

rzyła oczy. Szczypce. Było ich mno´stwo i wszystkie lez˙a-
ły na wierzchu, jakby w stanie najwie˛kszej gotowos´ci.
Jedna˛ re˛ka˛ chwyciła pierwsza˛ pare˛.

– Nie zatrzymamy tego bez klamer – mrukne˛ła. – Ta-

kie krwawienie daje tylko rozdarta te˛tnica.

Hugo bez mrugnie˛cia okiem akceptował jej diagnoze˛.
– Zgadzam sie˛. Clive, zdejmij koszule˛ i gdy be˛dzie-

my pracowac´, usuwaj krew, ile sie˛ da. – Sie˛gna˛ł po druga˛
pare˛ szczypiec, po czym zerkna˛ł na Rachel. – Gotowa?

Zrobiła głe˛boki wdech. To bardzo ryzykowne zadanie.

Tampon jest konieczny, by zatamowac´ krwawienie, ale
z˙eby całkiem je zatrzymac´, nalez˙y go usuna˛c´ i znalez´c´
konkretne miejsce. Jes´li nie uda sie˛ im zlokalizowac´ go
w kilka sekund, Kim moz˙e umrzec´.

– Tak. – Odetchne˛ła głe˛boko. – Teraz.
Gdy usune˛li tampon, krew sikne˛ła znowu, wie˛c praco-

wali po omacku pos´ro´d strze˛po´w ciała. Gdzie w tym
wszystkim jest ta te˛tnica? Panie Boz˙e, musimy ja˛ jak
najpre˛dzej znalez´c´.

– Clive, zabierz tampon. Na moment. I ba˛dz´ gotowy...

19

S

´

LUB NAD OCEANEM

background image

Przez ten ułamek sekundy, kiedy rana wypełniała sie˛

krwia˛...

– Jest! – Rachel pospiesznie zamkne˛ła te˛tnice˛.
Niestety, to nie wystarczyło. Opro´cz te˛tnicy rozerwa-

ne były jeszcze dwa lub trzy inne naczynia krwionos´ne.
Ich pe˛knie˛cie ro´wniez˙ moz˙e miec´ fatalne skutki.

Hugo nałoz˙ył druga˛ klamre˛. Pracowali błyskawicznie,

poniewaz˙ w momencie gdy ucisk ustawał, krew znowu
płyne˛ła swobodnie.

– Mam cie˛! – mrukna˛ł Hugo.
Gdy załoz˙yli jeszcze dwie klamry, pulsuja˛cy strumien´

ustał. Krew, kto´ra teraz płyne˛ła leniwie, wydostawała sie˛
z przerwanych z˙ył, lecz oni zrobili wszystko, co nalez˙ało
w takiej sytuacji. Na razie.

– Ucisk jest nadal konieczny – odezwała sie˛ Ra-

chel, przysiadaja˛c. Hugo zwijał naste˛pny tampon. Uda-
ło sie˛. Kto to widział, szukac´ te˛tnicy w takich warun-
kach...

To prawda, sprzyja im szcze˛s´cie. Ale z drugiej strony,

ten facet jest niesamowity! Umocował tampon, podnio´sł
wzrok i dziwnie na nia˛ popatrzył. Sprawa nadal jest
bardzo powaz˙na, lecz teraz jest to kwestia minut, nie
sekund. Zablokowali juz˙ odpływ krwi. Teraz nalez˙y zapo-
biec wstrza˛sowi, uzupełnic´ płyny oraz ratowac´ noge˛.

– Pete, wezwij karetke˛ – rzucił Hugo do otaczaja˛cej

ich grupki ludzi. – Przekaz˙ im, z˙e potrzebuje˛ osocze
i kroplo´wke˛. Oraz z˙e jes´li nie be˛da˛ tu za trzydzies´ci
sekund, to przy najbliz˙szej okazji obedre˛ ich ze sko´ry.
Dave, zbierz chłopako´w i złapcie te psy, zanim znowu
dojdzie do tragedii. Toby... Gdzie jest Toby? – Rozejrzał
sie˛. – Myra, zajmiesz sie˛ nim?

– Dwa pierwsze polecenia juz˙ zostały wykonane –

20

MARION LENNOX

background image

odezwał sie˛ kto´rys´ z me˛z˙czyzn. – Spaniel jest u weteryna-
rza, a chłopaki szukaja˛ pitbula. Karetka w drodze.

Ktos´ musi jeszcze zaja˛c´ sie˛ Tobym.
Z gromady poruszonych gapio´w wysune˛ła sie˛ kobieta

w s´rednim wieku i wzie˛ła chłopczyka za re˛ke˛. Malec, bla-
dy i wstrza˛s´nie˛ty, przez cały czas obserwował, jak ojciec
i Rachel ratuja˛ pogryziona˛ dziewczyne˛.

– Chodz´, słonko – rzekła kobieta. – Tatus´ musi zaja˛c´

sie˛ Kim.

Kim... Rachel spojrzała na nia˛. Była blada jak s´ciana

i miała otwarte oczy, ale nie wygla˛dała na przytomna˛.

– Kim, wyzdrowiejesz – szepne˛ła Rachel, biora˛c ja˛ za

re˛ke˛. Ona teraz potrzebuje spokoju, a nie chaosu. – Mu-
sielis´my sprawic´ ci bo´l, z˙eby zatamowac´ krew, ale jestes´-
my lekarzami i wiemy, co nalez˙y robic´.

Kim szerzej otworzyła oczy. Jest przytomna!
– Mama... Knickers...
– Niech ktos´ poszuka Sandersono´w! – polecił Hugo.

– Kim, zaraz znajdziemy rodzico´w, a Knickers jest u we-
terynarza. Rob zajmie sie˛ nim tak samo jak ja toba˛.

Przeraz˙enie znikne˛ło z jej oczu.
Udało sie˛. W pewnym sensie. Na razie. Bo... czy krwa-

wienie zmalało mie˛dzy innymi, dlatego z˙e spadło cis´-
nienie krwi?

– Nie straciła az˙ tak duz˙o – zauwaz˙ył Hugo, zniz˙aja˛c

głos, a Rachel zorientowała sie˛, z˙e pomys´leli o tym
samym.

Rachel była umazana krwia˛ od sto´p do gło´w. Na go´rze

miała tylko biustonosz i wygla˛dała jak ofiara filmowego
wampira. Lekarz powinien miec´ ubranie ochronne, pomy-
s´lała. Jes´li Kim cierpi na jaka˛s´ chorobe˛ przenoszona˛ przez
krew, ona i Hugo juz˙ sie˛ nia˛ zakazili. Niewaz˙ne. Nie teraz.

21

S

´

LUB NAD OCEANEM

background image

Hugo dezynfekował ramie˛ dziewczyny, a Rachel przy-

gotowywała strzykawke˛.

– Pie˛c´ miligramo´w morfiny?
– Tak, a potem so´l fizjologiczna. I osocze. Gdzie jest

ta cholerna karetka?

Juz˙ była na miejscu. Przez zbiegowisko przeciskało

sie˛ dwo´ch ratowniko´w.

Rachel o mało sie˛ nie popłakała. Przywiez´li osocze, so´l

fizjologiczna˛, wszystko, czego Hugo potrzebuje. I ja˛ za-
sta˛pia˛. Be˛dzie mogła doła˛czyc´ do przeraz˙onych gapio´w.

Ale...
– Two´j ma˛z˙ jest kardiologiem? – zapytał Hugo.
Mo´j ma˛z˙? Popatrzyła na niego nieprzytomnym wzro-

kiem, ale po chwili poje˛ła, o kogo mu chodzi. Michael.
Co za pomysł?! Lecz to nie jest pora na wyjas´nianie
nieporozumien´.

– Tak.
– Dzie˛ki Bogu.
– Słucham?
– Jestem jedynym lekarzem w tym miasteczku – po-

wiedział. – Popros´ kogos´, z˙eby go odszukał. Przyda
sie˛ nam.

– Miał leciec´ do Sydney.
– O, włas´nie startuje jakis´ helikopter – zauwaz˙ył ktos´

z zebranych. – Słychac´ go.

Odleciał? Michael odleciał?
Moz˙e nie zauwaz˙ył, co sie˛ stało. Ona go porzuciła,

a on, jak to on, takz˙e poszedł swoja˛ droga˛. Na pewno
słyszał o psach, kto´re sie˛ pogryzły, ale nie pro´bował
dowiedziec´ sie˛ czegos´ wie˛cej. Tego weekendu poznała
go na tyle dobrze, z˙e była przekonana, z˙e na pewno nie
odsta˛pi od swoich plano´w.

22

MARION LENNOX

background image

– Poleciał? – Hugo szukał wzrokiem farmera, kto´ry

dał im swa˛ koszule˛. – Wie˛c musi zawro´cic´. Matt, zajmij
sie˛ radiem. Kaz˙ im zawro´cic´. Powiedz pilotowi, z˙e mamy
priorytet, nagły przypadek. Kim moz˙e stracic´ noge˛. Musi
operowac´ ja˛ chirurg naczyniowy. Musimy ja˛ ewakuowac´.
Natychmiast!

– Rozumiem.
Zbiegło sie˛ tu przeszło dwadzies´cia oso´b, pomys´lała

Rachel, ale zachowuja˛ sie˛ zupełnie inaczej niz˙ gapie
w podobnych sytuacjach w mies´cie. Wszyscy wygla˛daja˛
na przeraz˙onych. Wszyscy znaja˛ te˛ Kim. I wszyscy sa˛
gotowi do pomocy.

Zdała sobie sprawe˛, z˙e jest jedyna˛ kobieta˛ bez bluzki,

ale bez pytania wiedziała, z˙e mieszkanki Cowral posta˛-
piłyby tak samo, gdyby zaszła taka potrzeba.

Gdy rodzice Kim dotarli na miejsce zdarzenia, dziew-

czyna straciła przytomnos´c´. Złoz˙yły sie˛ na to wstrza˛s,
utrata krwi oraz s´rodek przeciwbo´lowy. To dobrze, po-
mys´lała Rachel, gdy pani Sanderson zalała sie˛ łzami,
poniewaz˙ strach maluja˛cy sie˛ na twarzach rodzico´w na
pewno by jej nie pomo´gł.

Koniec. Jej rola dobiegła kon´ca. Zmienił ja˛ jeden

z ratowniko´w. Gdy podniosła sie˛ z kle˛czek, obje˛ła ja˛
jakas´ kobieta w kwiecistym kostiumie z krempliny. Ra-
chel nie protestowała. Była wdzie˛czna nieznajomej.

– Jak sie˛ nazywasz? – zapytał Hugo, z pomoca˛ ratow-

nika zakładaja˛c pojemnik z plazma˛.

– Rachel. Rachel Harper.
– Jestes´ lekarzem?
– Tak.
– Chirurgiem naczyniowym?
– Niestety nie. – Wiedziała, co Hugo ma na mys´li.

23

S

´

LUB NAD OCEANEM

background image

Chirurg naczyniowy jest mu rozpaczliwie potrzebny, po-
niewaz˙ szansa na uratowanie nogi dziewczyny jest nie-
wielka. – Michael to potrafi. I nadal jest w zasie˛gu.

Be˛dzie zły, z˙e go odwołuja˛, ale raczej nie be˛dzie

miał wyboru.

Hugo przygla˛dał sie˛ jej badawczo. Oboje zdawali so-

bie sprawe˛, z˙e jes´li rozerwana te˛tnica nie zostanie zszyta
jak najszybciej, Kim straci noge˛. Jes´li nie z˙ycie.

Potrzebny jest s´migłowiec oraz Michael. Od tych

dwo´ch czynniko´w zalez˙y przyszłos´c´ Kim. Rachel ogar-
ne˛ło uczucie bezradnos´ci. Juz˙ jest niepotrzebna.

Pani Keen, kobieta w kremplinie, zaprowadziła ja˛ do

domu dozorcy tereno´w wystawowych, a gdy karetka
mkne˛ła na sygnale do szpitala, Rachel juz˙ brała prysznic.
Pani Keen tymczasem dokonała inspekcji jej torby.

– Te pani ubrania sa˛ do niczego – oznajmiła przez

drzwi łazienki. – Ktos´ pozbierał pani rzeczy i przynio´sł tu
torbe˛, ale wszystko jest zalane krwia˛.

Nie to jest najwaz˙niejsze, pomys´lała Rachel, delek-

tuja˛c sie˛ strumieniami ciepłej wody. Najbardziej martwi
mnie Kim. Oraz jej noga. Michael be˛dzie ws´ciekły, z˙e
udar Witherspoona przejdzie mu koło nosa.

To nieistotne. Na pewno nic nie wie o ataku pitbulla.

Michael Levering widzi tylko to, co dotyczy jego same-
go. Wezwano go do pacjenta milionera w Sydney, a ona
nie wypełniła jego polecenia, wobec czego obro´cił sie˛ na
pie˛cie i zaja˛ł swoimi sprawami. Niech inni sie˛ troszcza˛
o Rachel i Penelope. Jes´li Rachel nie odwiezie jego
bezcennej suki do Sydney, to co´z˙, stac´ go na opłacenie
kogos´, kto ja˛ przetransportuje tam w po´z´niejszym ter-
minie. Organizatorzy wystawy na pewno nie zagłodza˛
psa na s´mierc´, a nawet jes´li...

24

MARION LENNOX

background image

Penelope to tylko jeszcze jedna dekoracja.
Potwo´r, nie człowiek! Zatrze˛sła sie˛ ze złos´ci, a takz˙e

pod wpływem wraz˙en´ minionych godzin. Bogu dzie˛ko-
wac´, z˙e udało sie˛ utrzymac´ Kim przy z˙yciu.

S

´

migłowiec z Michaelem na pokładzie juz˙ powinien

wro´cic´. Mimo z˙e przestała lubic´ Michaela, musiała przy-
znac´, z˙e posiada on dar, kto´rego jej brakuje. Jest wy-
s´mienitym chirurgiem naczyniowym. Nawet jes´li nie do-
tarła do niego informacja o wypadku, to jes´li zgodnie
z planem dojdzie do ewakuacji Kim, na pewno nia˛ sie˛
zajmie. Razem z Hugonem...

Wycierała sie˛, gdy do łazienki zapukała pani Keen.

Wygla˛dała na zmartwiona˛ i zaz˙enowana˛.

– Przepraszam, z˙e przeszkadzam, ale jest pani po-

trzebna w szpitalu. Dzwonił doktor McInnes. Pilot s´mig-
łowca odmo´wił powrotu. Doktor Hugo musi ja˛ natych-
miast operowac´, z˙eby ratowac´ noge˛. Nie poradzi sobie
bez pani.

– To jest prywatny helikopter – wyjas´niał w drodze

do szpitala Harold Keen, wystawowy dozorca, nie kryja˛c
złos´ci. – Zdaje sie˛, z˙e nalez˙y do tego faceta z udarem, do
Witherspoona. Pilot jest jego pracownikiem. Oznajmił,
z˙e otrzymał polecenie dostarczenia tego młodego czło-
wieka do Sydney i nie zamierza zawracac´.

– Ale Michael jest na pokładzie. Chyba ma cos´ do

powiedzenia?

– Obawiam sie˛, z˙e nie.
Patrzyła przed siebie. Oto znalazła sie˛ w sukience

z krempliny poz˙yczonej od Doris Keen oraz jej sandał-
kach w aucie, kto´re wiezie ja˛ do wiejskiego szpitala,
gdzie ma asystowac´ przy koszmarnie trudnej operacji.

25

S

´

LUB NAD OCEANEM

background image

Ratunku!
– Mam nadzieje˛, z˙e ktos´ sie˛ zaopiekował Penelope –

powiedziała cicho.

Harold spojrzał na nia˛ z aprobata˛.
– Wasz pies jest w dobrych re˛kach – os´wiadczył. –

Wszyscy tan´cza˛ dokoła niego. Pani zaopiekuje sie˛ Kim,
a my zaopiekujemy sie˛ wami.

– Dzie˛kuje˛. – Miała ochote˛ sie˛ rozpłakac´. Przekle˛ty

Michael! Umie to, czego ona nie potrafi. I na dodatek ma
s´migłowiec, kto´ry tak bardzo by jej sie˛ przydał.

Ale sie˛ ulotnił.

– Nie pora na złos´c´. Bierzmy sie˛ do roboty.
Gdy piele˛gniarka zaprowadziła ja˛ do sali operacyjnej,

Hugo juz˙ był ubrany w zielone spodnie, bluze˛ i czepek.

Rozejrzała sie˛ i serce w niej zamarło. Stała pos´rodku

skromnego gabinetu zabiegowego, zdecydowanie nie-
przygotowanego do tak powaz˙nej operacji. Odchrza˛kne˛ła
i podniosła wzrok, w kto´rym Hugo bezbłe˛dnie odczytał
strach.

– Jakie ma pani dos´wiadczenie? – zapytał.
– Pracuje˛ w miejskim szpitalu w Sydney. Na trauma-

tologii. Nie mam... kwalifikacji odpowiednich do prze-
prowadzenia tak skomplikowanej operacji.

– Mimo to dzie˛ki pani udało sie˛ nam tak szybko za-

mkna˛c´ rozszarpane arterie – zauwaz˙ył. – To dzie˛ki pani
Kim z˙yje. Teraz musimy po prostu dokon´czyc´ to, co
zacze˛lis´my.

Jasne.
– Zamierza pan poła˛czyc´ te˛tnice˛ udowa˛?
– Tak. – Pokre˛cił głowa˛. – Nie wiem, czy to sie˛ nam

uda, ale musimy spro´bowac´. Rozmawiałem ze specjalista˛

26

MARION LENNOX

background image

w Sydney, kto´ry orzekł, z˙e nie mamy wyjs´cia. Zanim do-
tarłaby do Sydney, noga be˛dzie do amputacji. Zatem,
jes´li nie podejmiemy tej pro´by, Kim straci noge˛. Potrafi
pani podac´ znieczulenie?

Ulga, jakiej doznała, gdy dotarło do niej, z˙e to nie ona

be˛dzie operowac´, sprawiła, z˙e kolana prawie sie˛ pod nia˛
ugie˛ły.

– Tak. – Jes´li on jest gotowy na tak heroiczny czyn,

ona tez˙ na to sie˛ zdobe˛dzie. Tak, to be˛dzie heroiczna
walka, walka szalen´co´w, tym bardziej z˙e wynik wydawał
sie˛ przesa˛dzony, lecz ten człowiek ma racje˛: trzeba spro´-
bowac´.

– Nie be˛dzie z´le – zapewnił ja˛. – Mamy poła˛czenie

z Sydney. Zgodził sie˛ nas pilotowac´ Joe Cartier, jeden
z najlepszych chirurgo´w w Australii. S

´

cia˛gna˛łem tez˙ Jane

Cross, kto´ra lubi sie˛ bawic´ w filmowca. Juz˙ podła˛czyła
sie˛ do komputera i be˛dzie nagrywała operacje˛ na wideo.
Jest mistrzynia˛ zbliz˙en´, wie˛c kaz˙dy mo´j ruch natychmiast
be˛dzie widziany w Sydney i od razu dostane˛ informacje˛
zwrotna˛.

Zorganizował to wszystko przez ten kro´tki czas, kiedy

byłam w łazience pani Keen?

– Nie chciałabym... Nie jest pan chirurgiem?
– Jestem lekarzem rodzinnym w dziurze oddalonej

o dwie godziny od reszty s´wiata. Mam wszystkie specja-
lizacje. Gdyby nie pani, gdybym nie miał anestezjologa,
uznałbym ten zabieg za niewykonalny, ale w tej sytuacji
moz˙e nam sie˛ poszcze˛s´cic´. Bierzmy sie˛ do roboty.

Po´z´niej, gdy pytano ja˛ o przebieg operacji, tylko kre˛ci-

ła głowa˛. Jak im sie˛ to udało? To przeciez˙ niemoz˙liwe.
Potrafiła opisac´ jedynie niekto´re szczego´ły, a i te robiły
ogromne wraz˙enie.

27

S

´

LUB NAD OCEANEM

background image

Tuz˙ obok stołu operacyjnego ustawiono mikrofon

bezpos´rednio poła˛czony z gabinetem doktora Cartiera
w Sydney. Jane Cross była po czterdziestce. Wygla˛dała
niesamowicie w zielonej bluzie nałoz˙onej na turkmen´ski
amarantowy kaftan i w zielonym czepku, spod kto´rego
zwisało kilkanas´cie kolczyko´w. Wycelowała kamera˛ tuz˙
nad rana˛.

– Obiecaj, z˙e nie zemdlejesz – rzekł do niej Hugo.
Popatrzyła na nich z niedowierzaniem, a nawet moz˙e

ze s´miechem w oczach.

– Miałabym zemdlec´? Ja? Na oczach publicznos´ci?

Na pewno zemdleje˛, i to ze trzy razy, a na dodatek zwy-
miotuje˛, ale po´z´niej. Na pewno nie podczas pracy.

Superbaba, pomys´lała Rachel. Trzymała kamere˛ tuz˙

nad dłon´mi Hugona, ale z takim wyczuciem, z˙e mu nie
przeszkadzała. Joe Cartier w Sydney miał pełny obraz
tego, co sie˛ dzieje, a Hugo pytał go o kaz˙dy kolejny krok.

Rachel nie mogła mu pomagac´, poniewaz˙ sama była

potwornie zaje˛ta. Kim znajdowała sie˛ w tak powaz˙nym
wstrza˛sie, z˙e utrzymanie jej przy z˙yciu stanowiło nad-
zwyczaj trudne wyzwanie.

Rachel tez˙ była podła˛czona do telefonu. W specyficzny

sposo´b. Poniewaz˙ zabrakło im kabla telefonicznego,
wspo´lniczka Jane, pulchna kobieta w dz˙insach i bluzie,
siedziała w rogu pokoju tak, by niczego nie widziec´,
poniewaz˙ miała bardziej wraz˙liwy z˙oła˛dek niz˙ Jane, i prze-
kazywała pytania Rachel anestezjologowi w Sydney.

Ta telefoniczna wspo´łpraca uprzytomniła jej, do cze-

go jest zdolna obsada skromnej prowincjonalnej placo´-
wki. Okazało sie˛, z˙e szpital Hugona jest całkiem przy-
zwoicie wyposaz˙ony. Dostarczono jej krew, osocze i so´l
fizjologiczna˛, ogrzane poza sala˛ operacyjna˛.

28

MARION LENNOX

background image

Zadbano nie tylko o płyny.
– Nie dopus´c´cie do wychłodzenia pacjentki – przypo-

mniał im anestezjolog na drugim kon´cu linii, wie˛c na-
tychmiast pojawiły sie˛ ciepłe pledy. Co kilka minut drzwi
sie˛ otwierały i przychodziła nowa dostawa podgrzanych
koco´w. Poza sala˛ uwijał sie˛ cały sztab ludzi.

Przy stole operacyjnym asystowały dwie osoby. Piele˛-

gniarka Elly była w s´rednim wieku. Miała zbolały wyraz
twarzy, poniewaz˙ była zaprzyjaz´niona z matka˛ Kim, lecz
fakt ten w niczym nie umniejszał jej profesjonalizmu.
Opro´cz niej pomagał im rudowłosy piele˛gniarz David,
kto´ry pomimo młodego wieku sprawiał sie˛ wzorcowo.

Wszyscy, całe miasteczko, sa˛ wspaniali, pomys´lała

Rachel. I, oczywis´cie, Hugo. Podja˛ł sie˛ niewyobraz˙al-
nego. Ani na chwile˛ nie odrywał wzroku od rany. Chyba
jeszcze nigdy nie był az˙ tak skoncentrowany. Gdzie sie˛
podział ten rozes´miany me˛z˙czyzna, kto´rego poznała na
wystawie? Znikna˛ł. Zasta˛pił go zawodowiec, kto´remu
przyszło wykonac´ zadanie zdecydowanie wykraczaja˛ce
poza zakres jego wykształcenia.

Rachel, i tak juz˙ przeje˛ta rola˛ anestezjologa, zastana-

wiała sie˛, czy byłaby w stanie podja˛c´ sie˛ takiej operacji,
gdyby zabrakło Hugona. Nie, na pewno nie. Widac´, z˙e
Hugo jest o wiele bardziej niz˙ ona oczytany w tej dziedzi-
nie, a pytania, kto´re zadaje chirurgowi, s´wiadcza˛ o jego
rozległej wiedzy na temat zadania, kto´rego sie˛ podja˛ł.

Ten człowiek jest rewelacyjny.
Co wie˛cej, odnosi sukcesy. Nie spocza˛ł na laurach,

gdy udało mu sie˛ poła˛czyc´ te˛tnice˛, co graniczyło z cu-
dem, i noga Kim zacze˛ła nabierac´ normalnego koloru.
Z nowym wre˛cz zapałem zasypał pytaniami nieznanego
im specjaliste˛ w Sydney. Pracował bez przerwy, ła˛cza˛c

29

S

´

LUB NAD OCEANEM

background image

ponownie naczynia krwionos´ne, kto´re wydawały sie˛ nie
do uratowania.

Gdy ten etap dobiegł kon´ca, do operacji wła˛czył sie˛

chirurg plastyczny, kto´ry krok po kroku pomo´gł mu zszyc´
rane˛ tak, aby pozostał po niej jak najmniejszy s´lad. Nawet
pomys´leli o bliz´nie, zdumiała sie˛ Rachel, z ulga˛ spo-
gla˛daja˛c na ro´z˙owieja˛ce palce sto´p pacjentki. Zerkne˛ła jesz-
cze na monitor pracy serca i upewniła sie˛, z˙e cis´nienie
krwi sie˛ stabilizuje. Zwycie˛stwo!

Po kilku godzinach nadludzkiego wysiłku, gdy mogli

sie˛ nareszcie wyprostowac´, zespo´ł w Sydney wydał
okrzyk triumfu.

– Nasze gratulacje! Jes´li nie macie juz˙ wie˛cej ofiar

psiej zajadłos´ci, to pozwo´lcie, z˙e sie˛ z wami poz˙egnamy
– rzekł jeden ze specjalisto´w.

Hugo, Rachel i ich pomocnicy podzie˛kowali zgodnym

cho´rem, po czym wyła˛czono telefony.

W sali zaległa cisza. Rachel nadal była skoncentrowa-

na na doprowadzeniu do tego, by Kim zacze˛ła oddychac´
samodzielnie, a Hugo nakładał opatrunek.

Podniosła wzrok – w oczach obecnych wyczytała ta-

kie samo niezmierne zadowolenie, jakie i ona odczuwała.
Hugo jednak nie promieniał. Sprawiał wraz˙enie s´miertel-
nie wyczerpanego. Jes´li ona pracowała w nieludzkim
napie˛ciu, to jak ogromna musiała byc´ presja, pod kto´ra˛ on
sie˛ znalazł? Juz˙ nieraz była członkiem zespołu operacyj-
nego, wie˛c sie˛ zorientowała, z˙e nadszedł czas, by kto inny
przeja˛ł inicjatywe˛.

– Davidzie, zajmij sie˛, prosze˛, załoz˙eniem opatrunku

– zwro´ciła sie˛ do piele˛gniarza. – Hugo, zostaw to. Juz˙ nie
jestes´ tu potrzebny. – Zaraz zacznie odreagowywac´ ten
koszmarny stres.

30

MARION LENNOX

background image

– Nic mi nie jest – oznajmił, lecz nagle zacze˛ły mu

drz˙ec´ dłonie, kto´rymi przytrzymywał tampon.

– Idz´ i powiedz Sandersonom, z˙e ich co´rka nie straci

nogi – poleciła mu. W sytuacjach kryzysowych w sali
operacyjnej taka bezpos´rednios´c´ jest nieodzowna. – Na
pewno odchodza˛ od zmysło´w. No, idz´.

Wiedziała, z˙e jedna z piele˛gniarek juz˙ przekazała im

te˛ wiadomos´c´, lecz na pewno woleliby usłyszec´ potwier-
dzenie z ust lekarza. To on powinien ich o tym poinfor-
mowac´, poniewaz˙ to on dokonał tego cudu. Jemu to
zawdzie˛czaja˛.

Nikt nie oponował. David przeja˛ł plaster ze zdre˛twia-

łych palco´w Hugona i dokon´czył opatrunek.

– Doktorze McInnes, włas´nie został pan wyrzucony

z sali operacyjnej – odezwał sie˛ rudy piele˛gniarz, us´mie-
chaja˛c sie˛ promiennie do swojego przełoz˙onego. On tak-
z˙e był pod wraz˙eniem ich wspo´lnego sukcesu. – Dama
pokazała panu drzwi, a z˙yczenie damy to dla nas rzecz
s´wie˛ta. Moz˙e nie?

Hugo odsuna˛ł sie˛ od stołu, na kto´rym wcia˛z˙ lez˙ała ich

pacjentka, spojrzał przecia˛gle na Rachel, po czym zmar-
szczył twarz w ka˛s´liwym us´miechu.

– Chyba tak. Dobrze sie˛ dzie˛ki niej bawilis´my.
– No włas´nie – odezwała sie˛ znacznie bardziej łagod-

nym tonem, niz˙ zamierzała. – Zrewanz˙uj sie˛ nam, wy-
chodza˛c sta˛d.

– Moge˛?
– Na pewno. – Bezwiednie połoz˙yła mu dłon´ na ra-

mieniu. Nie wiedziała sama, czy jest to gest podzie˛kowa-
nia czy pociechy, ale nie mogła sie˛ oprzec´.

Hugo z dziwna˛ mina˛ spojrzał na jej palce na jego

zielonej bluzie. Na moment przykrył je re˛ka˛, a Rachel

31

S

´

LUB NAD OCEANEM

background image

poczuła niezwykłe ciepło, kto´re mie˛dzy nimi przepłyne˛-
ło. Ciepło oraz jeszcze cos´, czego nie potrafiła nazwac´.

– Ma pani racje˛, doktor Harper – szepna˛ł ledwie sły-

szalnym głosem. – Musze˛ sta˛d wyjs´c´.

Potem piele˛gniarki wywiozły Kim do sali pooperacyj-

nej, a Rachel została z Jane, kto´ra filmowała cały zabieg,
oraz Pat, kto´ra siedziała przy telefonie. Trzy godziny wczes´-
niej nie miały poje˛cia o swoim istnieniu, a teraz us´mie-
chały sie˛ do siebie jak wariatki.

– Jane, byłas´ fantastyczna – zacze˛ła Rachel. – Nie

rozumiem, jak ci sie˛ udało nie zemdlec´.

– Co tam omdlenie! Chciało mi sie˛ cos´ znacznie gor-

szego – wyznała Jane. – Ale postanowiłam sobie, z˙e zro-
bie˛ to po´z´niej, jak juz˙ nie be˛de˛ wam potrzebna. I wiecie
co? Teraz juz˙ mi sie˛ nie chce.

– Czy wiecie, z˙e uratowałys´cie Kim noge˛?
– Wszyscy razem sie˛ do tego przyczynilis´my – zawy-

rokowała Pat, po czym wstała, by us´cisna˛c´ przyjacio´łke˛,
a po chwili obydwie gratulowały Rachel. – Tworzymy
zgrany zespo´ł – rzekła Pat. – Ciesze˛ sie˛, z˙e pani tu jest.
Cos´ mi mo´wi, z˙e doktor McInnes wkro´tce be˛dzie potrze-
bował takiej ekipy.

To os´wiadczenie wydało sie˛ Rachel pozbawione sensu.

O czym ona mo´wi? Z

˙

e Hugo be˛dzie potrzebował zespołu?

– Dlaczego? – spytała.
– Za chwile˛ nie poradzimy sobie tutaj bez fachowco´w

– odparła Pat – poniewaz˙ zmienia sie˛ kierunek wiatru.
Dowiedziałys´my sie˛ o tym, jada˛c do was. Poz˙ar zabloko-
wał szose˛. Jestes´my odcie˛ci od s´wiata, a ogien´ sie˛ roz-
przestrzenia.

Rachel podeszła do zlewu i machinalnie zdje˛ła zielony

32

MARION LENNOX

background image

uniform. Była tak skonana, z˙e ledwie trzymała sie˛ na
nogach. Podstawiła nadgarstki pod strumien´ zimnej wo-
dy, a potem obmyła twarz, staraja˛c sie˛ pobudzic´ zme˛czo-
ny mo´zg.

Nie moz˙na wyjechac´ z Cowral?
– Moje gratulacje – usłyszała nagle za plecami, wie˛c

czym pre˛dzej sie˛ odwro´ciła. W progu stał Hugo.

– Ty tez˙ na nie zasłuz˙yłes´ – wyja˛kała, poniewaz˙ ja˛ zas-

koczył. A nawet wyprowadził z ro´wnowagi.

Jak on cudownie sie˛ us´miecha. A gdy jej dotkna˛ł...
Nie, moja droga, zapomnij o tym. Co taki lekarz jak

Hugo, taki utalentowany, robi w tej mies´cinie? Przed
chwila˛ przeprowadził popisowa˛ operacje˛. Powinien zo-
stac´ chirurgiem. Nalez˙ałby do czoło´wki.

– Lubie˛ Cowral. – To wyznanie sprawiło, z˙e ze zdu-

mienia szeroko otworzyła oczy.

– Słucham?
– Zastanawiałas´ sie˛ przed chwila˛, co taki miły facet

jak ja robi w tej zapadłej dziurze, prawda? – zapytał, a jej
az˙ zabrakło tchu.

– Wcale... Ja nie...
– To pytanie przychodzi do głowy wszystkim leka-

rzom z wielkich miast. Dlaczego ktos´ decyduje sie˛ praco-
wac´ na prowincji? Ale mnie bardzo w Cowral sie˛ podoba.
Ja jestem tutaj z wyboru, a pani, pani doktor, została tu
uwie˛ziona.

Po tym, jak wyprosiła go z sali operacyjnej, zda˛z˙ył juz˙

zdja˛c´ operacyjny stro´j i znowu był w moleskinowych
spodniach i koszuli podobnej do tej, w kto´rej zobaczyła
go na wystawie. To znaczy, z˙e znalazł czas sie˛ przebrac´.
Teraz znowu sie˛ przeistoczył. Z lekarza w farmera.

Lekarz farmerem? O czym ty mys´lisz? Skup sie˛ na

33

S

´

LUB NAD OCEANEM

background image

sprawach istotnych! Na poz˙arze buszu oraz na tym, z˙e nie
masz drogi odwrotu. Craig...

Boz˙e, nie powinna była tu przyjez˙dz˙ac´.
Ale tu jest. Znalazła sie˛ w pułapce. Bez Craiga.
– Czy to jest powaz˙ny poz˙ar?
– To spory problem – odrzekł, przemywaja˛c twarz

zimna˛ woda˛, jakby chciał sie˛ porza˛dnie obudzic´. – W tej
chwili płonie park narodowy. Na razie nie ma zagroz˙enia
dla Cowral, ale ogien´ idzie w nasza˛ strone˛. Gdy wiatr
zmienił kierunek, wszyscy przybysze opus´cili miastecz-
ko, zanim szosa została zablokowana. Kiedy ogłoszono
ewakuacje˛, byłas´ w sali operacyjnej. Zadecydowalis´my
za ciebie. – Spojrzał na nia˛ znad re˛cznika, kto´rym wycie-
rał twarz. – Przykro mi, Rachel, ale przez jakis´ czas
be˛dziesz naszym wie˛z´niem.

Opus´ciła powieki, by zastanowic´ sie˛ nad konsekwenc-

jami tej sytuacji.

– Moz˙na by wezwac´ s´migłowiec... z˙eby mnie zabrał

– powiedziała powoli, a on przytakna˛ł.

– Owszem. Moz˙na go wezwac´ do nagłego wypadku,

ale Kim juz˙ nie wymaga pomocy. Jestes´ pilnie potrzebna
w Sydney?

Czy jest pilnie potrzebna w Sydney?
Nie. Na pewno nie w szpitalu. Od pia˛tku jest na

urlopie. Najpierw zamierzała spe˛dzic´ weekend w Cow-
ral, a potem dwa tygodnie lez˙ec´ na plaz˙y. W Sydney.
Lez˙ałaby na plaz˙y Bondi, z˙eby byc´ blisko Craiga. Craig
jej potrzebuje.

Wcale nie. Craig cie˛ nie potrzebuje. Zapamie˛taj to

sobie raz na zawsze. Nie potrafiła. Prawde˛ mo´wia˛c, nikt
nie zauwaz˙y jej nieobecnos´ci w Sydney, a na pewno nie
Craig.

34

MARION LENNOX

background image

– No nie...
– S

´

wietnie. Bo moz˙esz byc´ potrzebna mnie.

Hugo jej potrzebuje. Wspaniale. Nikt nie moz˙e obejs´c´

sie˛ bez niej. To nic nowego. Boz˙e, pozwo´l mi wro´cic´ do
domu.

Craig... Nie masz wyboru. Jestes´ w Cowral. Z Hugo-

nem. Podczas gdy Craig...

Craig po prostu jest.

35

S

´

LUB NAD OCEANEM

background image

ROZDZIAŁ TRZECI

Powoli szła w strone˛ tereno´w wystawy, szuraja˛c za

duz˙ymi butami. Poinformowała Hugona, z˙e idzie do Pe-
nelope. Był zaje˛ty rozmowa˛ z rodzicami Kim, wie˛c nie
miał czasu odwodzic´ jej od tego zamiaru. Nie chciała
zawracac´ mu głowy swoimi kłopotami, mimo z˙e miała
ich sporo.

Zmierzchało. Pod wieczo´r ucichł wiatr i zrobiło sie˛ bar-

dzo ciepło. Wsze˛dzie rozlegał sie˛ chlupot morskich fal.

Cowral ulokowało sie˛ na nadmorskiej skarpie. We˛d-

ruja˛c, Rachel widziała nad soba˛ gwiazdy wschodza˛ce na
niebie przysłonie˛tym dymem, a od po´łnocy pomaran´czo-
wa˛ łune˛ poz˙aru. Za daleko, by sie˛ nim przejmowac´, moz˙e
zatrzyma sie˛ w parku narodowym, pomys´lała.

Moz˙na by troche˛ popływac´. Tak, ale najpierw sprawy

waz˙niejsze: Penelope oraz nocleg.

Spac´!
Przed brama˛ na teren wystawy stał aston martin Mi-

chaela. Przypomniała sobie, z˙e ws´ciekła rzuciła mu klu-
czyki. Czy sa˛teraz w jego kieszeni, podczas gdy on doko-
nuje heroicznych wysiłko´w, by ratowac´ z˙ycie pewnego
milionera, czy zostawił je w boksie Penelope?

Owszem, zachowała sie˛ z godnos´cia˛, ale jes´li Michael

ma je przy sobie, ona jest skazana na przemieszczanie sie˛
piechota˛. Wczes´niej jednak nalez˙y zajrzec´ do Penelope.

Otworzyła drzwi do pawilonu i ruszyła na poszukiwa-

background image

nie swojego drugiego zmartwienia. Michael pewnie za-
brał kluczyki do auta, ale psa zostawił. Znalazła Penelope
w tym samym miejscu, w kto´rym ja˛ zostawiła. Charcica
siedziała w swoim boksie, w pustym teraz pawilonie,
i patrzyła na nia˛ wzrokiem psa, o kto´rym wszyscy zapom-
nieli.

– Biedny piesek – rozczuliła sie˛ Rachel, przysiadaja˛c

obok Penelope, by zastanowic´ sie˛, co dalej. – Ja ciebie nie
opus´ciłam, nawet jes´li two´j pan cie˛ porzucił.

Pies polizał ja˛ po twarzy, po czym zdezorientowany

obwa˛chał jej kremplinowa˛ sukienke˛.

– Nie podoba ci sie˛ moja nowa kreacja? – Us´miech-

ne˛ła sie˛ z przeka˛sem. – Nie mam wyboru. Na razie...

Na razie jest głodna. Nie. Kona z głodu! Tylko raz

ugryzła tego wstre˛tnego hamburgera, i to dawno temu.
I teraz nigdzie go nie było. Penelope nie sprawiała wraz˙e-
nia wygłodzonej.

– Poz˙arłas´ mojego hamburgera?
Pies znowu ja˛ polizał.
– Dobrze zrobiłas´, bo był ohydny. Ale co ja mam

zjes´c´?

Rozejrzała sie˛, pawilon był jednak pusty.
Jej torba została w domu dozorcy, tam, gdzie brała

prysznic. Mogłaby po´js´c´ po nia˛, ale po co? Sa˛ tam same
brudne rzeczy. Ma za to swoja˛ torebke˛. Nic wie˛cej jej nie
trzeba.

Bła˛d. Potrzebuje wielu rzeczy, ale ich przy sobie nie ma.
– Zanosi sie˛ na to, z˙e do miasteczka po´jdziemy na

piechote˛ – poinformowała psa. Kłopot polegał na tym, z˙e
szpital i tereny wystawowe znajdowały sie˛ na przeciw-
nym brzegu rzeki. – Nie mamy innego wyjs´cia – tłuma-
czyła psu. – Spacery sa˛ zdrowe, wie˛c zaczniemy sie˛ do

37

S

´

LUB NAD OCEANEM

background image

nich przyzwyczajac´. Kluczyki do naszego pojazdu wro´ci-
ły do Sydney, co bardzo nas ucieszyło. Przykro mi to
mo´wic´, Penelope, ale przechadzka wydaje mi sie˛ znacz-
nie bardziej atrakcyjna od przejaz˙dz˙ki z twoim panem.

W Cowral wszystko było pozamykane. Po pierwsze,

był to niedzielny wieczo´r. Po drugie, na wies´c´ o moz˙-
liwos´ci blokady dro´g wszyscy turys´ci wyjechali. Gdy
Rachel z Penelope przeszły przez most, w miasteczku nie
było z˙ywej duszy. Jak o po´łnocy w s´rodku zimy. Gdy
dotarły do gło´wnej ulicy, słup dymu całkowicie prze-
słonił ksie˛z˙yc, a nieliczne latarnie rozsiewały upiorne
przymglone s´wiatło.

– Sceneria jak z Sherlocka Holmesa – mrukne˛ła Ra-

chel. – Z lewej strony skrada sie˛ morderca...

Przystane˛ła na s´rodku jezdni i, niezbyt pochlebnie

mys´la˛c o paru osobach oraz okolicznos´ciach, wsłuchiwa-
ła sie˛ w gniewne burczenie swojego z˙oła˛dka. Morderstwo
nie byłoby takim złym rozwia˛zaniem...

W kieszeni miała telefon. Sie˛gne˛ła po niego i zacze˛ła

mu sie˛ przygla˛dac´. Do kogo by zadzwonic´?

Do nikogo. Nie mam znajomych, pomys´lała. Jakby

pod naporem jej wzroku telefon sam zadzwonił.

– Rachel? – To tes´ciowa. Ta, kto´ra tak gora˛co z˙yczyła

jej udanego weekendu. – Mam nadzieje˛, z˙e ci nie prze-
szkadzam, ale jestem szalenie ciekawa, co u ciebie. Ko-
chana, gdzie jestes´?

Rachel sie˛ zadumała.
– Na gło´wnej ulicy Cowral – odparła po chwili. – Za-

stanawiam sie˛ nad kolacja˛.

– Och! – Wyczuła, z˙e Dottie sie˛ rozpromieniła. – Wy-

bieracie sie˛ w jakies´ romantyczne miejsce?

38

MARION LENNOX

background image

– Gdzies´ na powietrzu. – Rozejrzała sie˛, szukaja˛c

natchnienia. – Moz˙e pod gwiazdami. – Spojrzała przez
gruba˛ warstwe˛ dymu w strone˛ morza. – Albo na plaz˙y.

– Cudownie! Macie pie˛kna˛ pogode˛?
Rachel powstrzymała gwałtowny odruch kaszlu wy-

wołany dymem.

– Przepie˛kna˛.
– A do tego wspaniałe towarzystwo! – dodała tes´cio-

wa rados´nie.

Rachel z powa˛tpiewaniem zerkne˛ła na Penelope.
– Oczywis´cie.
– Bardzo nam z Lewisem zalez˙ało, z˙eby udał ci sie˛

ten wypad. Nie moz˙esz zostac´ tam nieco dłuz˙ej?

– Chyba da sie˛ to załatwic´. – Poinformowała tes´ciowa˛

o poz˙arze i blokadzie dro´g. – To nic powaz˙nego, ale...
byc´ moz˙e be˛dziemy zmuszeni przeczekac´ tutaj kilka dni.
– Nie zamierzała wyjas´niac´, z˙e uz˙ywaja˛c liczby mnogiej,
miała na mys´li siebie oraz charta afgan´skiego, a nie siebie
i przystojnego kardiologa.

Dottie tylko na to czekała.
– To bardzo dobra nowina! – Oczami duszy Rachel

widziała, jak tes´ciowa us´miecha sie˛ coraz szerzej. – Mam
nadzieje˛, z˙e poz˙ar nie stanowi wie˛kszego problemu.

– Raczej nie.
Australijczycy nie przejmuja˛ sie˛ zbytnio poz˙arami bu-

szu. Co kilka lat wie˛kszos´c´ rezerwato´w staje w ogniu
– jest to konieczne, by pewne ros´liny mogły sie˛ odradzac´
– i dopo´ki z˙ywioł nie zagraz˙a ludzkim osiedlom, nie jest
traktowany jak kataklizm. Dottie uznała, z˙e tym razem
zesłały go niebiosa.

– Dottie... – zacze˛ła Rachel. – Craig...
– Nie mys´l o tym, dziecko. Obiecalis´my ci. Ojciec i ja

39

S

´

LUB NAD OCEANEM

background image

wzie˛lis´my to w swoje re˛ce. Juz˙ dawno powinnis´my to
zrobic´, ale nam nie pozwoliłas´.

– Ale...
– Zajmij sie˛ soba˛. Pomys´l o przyszłos´ci. Skoncentruj

sie˛ na tej romantycznej kolacji pod gwiazdami. To jest
rozkaz. – Tymi słowy tes´ciowa zakon´czyła rozmowe˛.

Fantastycznie, mrukne˛ła Rachel do siebie, spogla˛da-

ja˛c na milcza˛cy telefon. Powinna juz˙ byc´ w szpitalu. Dla-
czego jej tam nie ma? Craig...

Nie mys´l o nim. Pomys´l o tym, co jest teraz.
No włas´nie, co teraz? Skoro w Cowral nie ma szansy

na kolacje˛, nalez˙y zaspokoic´ druga˛ potrzebe˛, potrzebe˛
snu. Dach nad głowa˛. Jedyny motel, w kto´rym ten dran´
Michael spe˛dził poprzednia˛ noc, jest na przeciwległym
brzegu rzeki.

Musze˛ przejs´c´ przez most. Zostawie˛ Penelope w jej

boksie w pawilonie, a sama przenocuje˛ w motelu. Moz˙e
tam da sie˛ zamo´wic´ cos´ do jedzenia?

Zanim dotarła do motelu w poz˙yczonych sandałach,

obtarła sobie stopy, wie˛c uznała, z˙e odprowadzi psa nieco
po´z´niej. Przywia˛zała go do drzewa i weszła do recepcji,
by sie˛ dowiedziec´, z˙e wszystkie pokoje sa˛ zaje˛te.

– Przykro mi – rzekła włas´cicielka, przygla˛daja˛c sie˛

jej podejrzliwie – ale przyje˛lis´my na nocleg straz˙ako´w.

– Czy moz˙na u pan´stwa cos´ zjes´c´? – zapytała Rachel

z nadzieja˛ w głosie, lecz kobieta pokre˛ciła głowa˛.

– Wszystko jest juz˙ pozamykane. Koło gospodyn´

wiejskich przez cała˛ dobe˛ wydaje posiłki straz˙akom, ale
nie wygla˛da pani na straz˙aka.

– No nie.
– Czy pani cos´ sie˛ stało? – zaniepokoiła sie˛ kobieta.

40

MARION LENNOX

background image

– Moz˙e powinna pani sie˛ udac´ do schroniska dla kobiet?
Moge˛ wezwac´ policje˛.

Tego mi brakowało! Wzie˛ła głe˛boki oddech i zebrała

sie˛ w sobie. A moz˙e w schronisku dla kobiet jest je-
dzenie?

– Nie, nie. Dzie˛kuje˛. – Wyje˛ła z torebki troche˛ drob-

nych, poniewaz˙ dostrzegła automat ze słodyczami. – Za-
dzwonie˛ do kolez˙anki, ale najpierw kupie˛ jakies´ batoniki.

– Tak mi przykro, ale ten automat jest zepsuty. Me-

chanik miał przyjechac´ jutro...

Rachel wyszła na dwo´r i odwia˛zała Penelope. Staraja˛c

sie˛ mys´lec´ przytomnie, zastanawiała sie˛ nad sytuacja˛.

Atak histerii powoli zacza˛ł jej sie˛ jawic´ jako bardzo

kusza˛ce rozwia˛zanie. Wro´ci do szpitala. Hugo powie-
dział, z˙e jej potrzebuje. Jak bardzo? Zostanie poddany
pro´bie. Jes´li jej potrzebuje, to musi zapewnic´ jej wikt
i opierunek.

– Najpierw wikt – mrukne˛ła.
A Penelope? Moz˙e jednak nie powinna wymagac´ od

niego, aby zaopiekował sie˛ ro´wniez˙ psem? Odprowadzi
Penelope do boksu.

Nie był to dobry pomysł. Upłyne˛ła juz˙ prawie godzi-

na, odka˛d przyszła po Penelope, wie˛c w czasie gdy cho-
dziła po miasteczku, dozorca zda˛z˙ył zawiesic´ solidna˛
kło´dke˛ na wysokiej z˙elaznej bramie. Dom dozorcy znaj-
dował sie˛ zbyt daleko od wejs´cia, by udało sie˛ jej go
wywołac´.

Rachel oparła czoło na zimnych pre˛tach i zamkne˛ła

oczy. Fantastycznie! Po prostu lepiej byc´ nie moz˙e. Cała
ta sytuacja to ponura farsa.

Gdzie jest to schronisko dla kobiet?

41

S

´

LUB NAD OCEANEM

background image

– To jest rekord s´wiata w kategorii ,,najbardziej ro-

mantyczny weekend’’ – poinformowała suke˛, kto´ra od-
powiedziała jej smutnym spojrzeniem głodnego charta
afgan´skiego.

– Zjadłas´ mojego hamburgera – wypomniała jej Ra-

chel. – Nawet nie waz˙ sie˛ tak na mnie patrzec´.

Westchne˛ła, słysza˛c burczenie w swoim brzuchu.

Wzie˛ła psa za obroz˙e˛ i ruszyła w strone˛ szpitala. Gdy
usłyszała za plecami szum silnika, pomys´lała, z˙e nadjez˙-
dz˙a cos´ duz˙ego, wie˛c usune˛ła sie˛ na pobocze.

Straz˙acki wo´z wypadł zza zakre˛tu po niewłas´ciwej

stronie drogi prosto na nia˛, zmuszaja˛c ja˛ do desperac-
kiego skoku do rowu. Gdyby nie była ws´ciekła, nie zarea-
gowałaby tak błyskawicznie. Owszem, była zme˛czona,
głodna i zmartwiona, ale opro´cz tego cia˛gle gotowała sie˛
w niej złos´c´ na Michaela, na siebie oraz na okolicznos´ci.
Niemal przewidziała, z˙e ten samocho´d wyjedzie zza za-
kre˛tu na złym pasie.

Rejestruja˛c pisk opon, zdała sobie jednoczes´nie spra-

we˛, z˙e lez˙y w trawie, a na niej rozpłaszczona Penelope.

Wspaniale. Co jeszcze mi sie˛ przydarzy? – pytała ke˛pe˛

trawy przed samym nosem.

– Z

˙

yje pani? – Przeraz˙enie w głosie pytaja˛cego kaza-

ło jej unies´c´ głowe˛. Moz˙e jest ws´ciekła, ale nikomu nie da
satysfakcji, z˙e udało mu sie˛ ja˛ przejechac´.

– Tak, z˙yje˛. – Usiadła, spychaja˛c z siebie przestraszona˛

suke˛ i poprawiaja˛c kremplinowa˛ kreacje˛. Zamierzała za-
prezentowac´ sie˛ z jak najlepszej strony. – Słowo honoru.

– O kurcze˛. – Me˛z˙czyzna był przy niej. To on kiero-

wał wozem. Jego koledzy biegli do nich, by zobaczyc´, co
sie˛ stało. Silnik cia˛gle pracował, a reflektory os´wietlały
droge˛. – Byłbym pania˛ zabił.

42

MARION LENNOX

background image

– Miał pan szcze˛s´cie... – Us´miechne˛ła sie˛ niemrawo.
Otoczyli ja˛ kołem: kobiety i me˛z˙czyz´ni w straz˙ackich

kombinezonach i kaskach. Byli bardzo zme˛czeni i przeje˛ci.

Na pewno wygla˛dam jak idealna kandydatka do schro-

niska dla maltretowanych kobiet. To wcale nie jest taki
głupi pomysł. Jes´li w pobliz˙u jest schronisko, kto´re przyj-
mie mnie z chartem afgan´skim, natychmiast tam wyru-
szymy. Moz˙e... jeszcze raz popchne˛ła Penelope... moz˙e
nawet bez psa.

– Strasznie pania˛ przepraszam – kajał sie˛ straz˙ak,

a ona starała sie˛ skoncentrowac´ na jego słowach.

– O tej porze nikt by sie˛ nie spodziewał autostopowi-

cza – zacze˛ła. – Ale za rowem jest za ciemno. – Ktos´
podał jej dłon´, kto´ra˛ z wdzie˛cznos´cia˛ przyje˛ła, po czym
przyjrzała sie˛ kierowcy. Pod warstwa˛ sadzy dostrzegła na
jego twarzy zadrapania, krew i piasek. Wygla˛dał upior-
nie. – Dobrze pan sie˛ czuje?

Głupie pytanie. Na pierwszy rzut oka widac´, z˙e nie jest

z nim dobrze.

– To tylko... – Potarł oczy. – To od dymu...
On siedział za kierownica˛!
– Musi pan jechac´ do szpitala – powiedziała.
– Włas´nie tam jechalis´my. Wezwano nas do szopy,

kto´ra sie˛ zapaliła... – mo´wił straz˙ak. – Włas´ciciel mo´wił,
z˙e to magazyn, wie˛c ruszylis´my do akcji, ale zapomniał
nas ostrzec, z˙e trzyma tam paliwo. Szopa wybuchła... co
przeraziło nas nie mniej niz˙ my pania˛. Nic wie˛cej nam sie˛
nie stało. Kilku z nas pieka˛ oczy, ale i tak uwaz˙amy, z˙e
mielis´my duz˙o szcze˛s´cia.

Mimo takiego wyjas´nienia Rachel orzekła w duchu, z˙e

wszyscy sa˛ w szoku i z´le wygla˛daja˛. Jej osobiste prob-
lemy zblakły wobec ich potrzeb.

43

S

´

LUB NAD OCEANEM

background image

– Nalez˙ało pana opatrzyc´, zanim usiadł pan za kiero-

wnica˛ – zauwaz˙yła.

– Lekarz był zaje˛ty – tłumaczył sie˛. – Powiedziano

nam, z˙e nie moz˙e przyjechac´, bo operuje dziecko po-
gryzione przez psa.

To prawda, operował, ale juz˙ skon´czył. To jedyny

lekarz w całej okolicy. Lecz ma ja˛. Tylko jaki z niej
poz˙ytek, skoro wło´czy sie˛ po okolicy z tym idiotycznym
chartem w poszukiwaniu jedzenia i dachu nad głowa˛ jak
bezdomny?

– Jedz´my do szpitala – zarza˛dziła, s´cieraja˛c z kolana

z˙wir i skupiaja˛c sie˛ na opanowaniu drz˙enia no´g. – Jestem
lekarzem i tam sie˛ przydam. Ale... – Us´miechne˛ła sie˛
niepewnie, widza˛c w ich przekrwionych oczach niedo-
wierzanie. Lekarka w sukience z krempliny? Nie, nie,
to teraz nieistotne. Za długo by im tłumaczyc´. – Czy
pozwolicie mi na cos´, o czym marze˛ od dziecka? Wy-
chowałam sie˛ na wsi – brne˛ła. – By mo´c zwozic´ siano
cie˛z˙aro´wka˛, zrobiłam stosowne prawo jazdy. Niech mi
pan pozwoli poprowadzic´ wo´z straz˙acki.

W ten oto sposo´b doktor Rachel Harper, odziana w wy-

tworna˛ krempline˛ oraz sandałki Doris Keen, ze z˙wirem
wbitym w kolano i pustym z˙oła˛dkiem zasiadła za kie-
rownica˛ straz˙ackiego wozu, w kto´rym siedziało dziesie˛-
cioro niemiłosiernie brudnych i lekko pokiereszowanych
straz˙ako´w oraz jeden chart afgan´ski, potencjalny czem-
pion Australii.

Z

˙

yczyłas´ mi niezapomnianego weekendu, przemawia-

ła w duchu do tes´ciowej, mkna˛c do szpitala. Dottie, twoje
z˙yczenie włas´nie sie˛ spełnia.

44

MARION LENNOX

background image

Poczuła lekkie ukłucie rozczarowania, gdy na miejscu

dowiedziała sie˛, z˙e Hugo wyjechał. Dobrze, z˙e rozpo-
znały ja˛ piele˛gniarki, witaja˛c jak przyjaciela, a sanita-
riusz bez mrugnie˛cia okiem podja˛ł sie˛ zaja˛c´ Penelope,
jakby to było cos´ zupełnie normalnego.

– Przyjechała pani nam pomo´c – mo´wił, gdy sznurek

straz˙ako´w wchodził do poczekalni i było jasne, z˙e Rachel
musi przedzierzgna˛c´ sie˛ w lekarza. – Witamy w naszych
progach. Nakarmie˛ go...

Jedzenie... O tak!
– Prawde˛ mo´wia˛c... – zacze˛ła, lecz przyzwoita kola-

cja nie była jej pisana, poniewaz˙ zjawił sie˛ rudy David.

– Jak to dobrze! – zawołał. Był teraz jeszcze bardziej

przeje˛ty, niz˙ podczas operacji Kim. – Godzine˛ temu jedna
z naszych pacjentek miała zawał, wie˛c doktor McInnes do
niej pojechał, a my tu mamy tylu chorych! Zbadasz ich?

Pracowała przez godzine˛, przemywaja˛c oczy, ogla˛da-

ja˛c sin´ce i dezynfekuja˛c zadrapania. Jedna z kobiet lekko
zatruła sie˛ dymem, wie˛c Rachel zamierzała zatrzymac´ ja˛
w szpitalu, lecz po podaniu tlenu niepokoja˛ce objawy
usta˛piły. Na szcze˛s´cie. Naste˛pny, prosze˛. Obyło sie˛ bez
problemo´w.

Dopo´ki nie wszedł do ambulatorium kierowca wozu

straz˙ackiego. Miał w gałce ocznej brzydki odłamek nie
wiadomo czego oraz rane˛ blisko oka na tyle głe˛boka˛, z˙e
wymagała szycia. Rachel postanowiła nie mys´lec´ o tym,
z˙e burczy jej w brzuchu, i skoncentrowac´ sie˛ na pacjen-
cie. Wpus´ciła z˙o´łty barwnik i za pomoca˛ oftalmoskopu
zbadała oko. Niedobrze.

– Czy moz˙emy zrobic´ przes´wietlenie? – zapytała Da-

vida.

45

S

´

LUB NAD OCEANEM

background image

– Oczywis´cie.
Obejrzawszy zdje˛cie, zase˛piła sie˛ jeszcze bardziej. Po-

wiesiła je na przegla˛darce i popadła w zadume˛, z kto´rej
wyrwało ja˛ skrzypnie˛cie drzwi.

– Kłopoty?
Hugo. Przez ułamek sekundy miała ochote˛ rzucic´

mu sie˛ na szyje˛. Mimo z˙e starała sie˛ nie zwracac´ uwagi
na gło´d i zme˛czenie, czuła, z˙e wydarzenia tego dnia
daja˛ o sobie znac´. Prawde˛ mo´wia˛c, była bliska zała-
mania.

Rzucanie sie˛ w ramiona kolegi nie przystoi szanuja˛ce-

mu sie˛ lekarzowi. Wez´ sie˛ w gars´c´, uszczypnij.

– Obce ciało na brzegu rogo´wki – powiedziała. –

W płomieniach wybuchła beczka z paliwem. Wygla˛da to
na kawałek metalu, ale bez przebicia rogo´wki. Pacjent
nie widzi wyraz´nie, ale moz˙e jest to reakcja na bo´l oraz
zanieczyszczenia na powierzchni. Oko nie przestaje łza-
wic´. Woko´ł niego zranienia wymagaja˛ce szwo´w, ale naj-
bardziej niepokoi mnie ten odłamek, poniewaz˙ jest tuz˙
przy nerwie wzrokowym. Jes´li pacjent sie˛ poruszy, kiedy
spro´buje˛ go wyja˛c´... Chyba nie podejme˛ sie˛ tego w znie-
czuleniu miejscowym.

Hugo przytakna˛ł. Stał obok i wpatrywał sie˛ w zdje˛cie.
– Odłamek niczego nie dotyka – zauwaz˙ył. – Moz˙e

bys´my dali sobie z tym rade˛? – Zamys´lił sie˛. – Chyba
masz racje˛. To wymaga ogromnej precyzji.

– W znieczuleniu miejscowym?
– Raczej nie. – Us´miechna˛ł sie˛ do niej. – Wygla˛da to

na prosty zabieg, pod warunkiem z˙e pacjent sie˛ nie poru-
szy. Nie bardzo ufam swoim talentom. Nie znam sie˛ na
oczach, wie˛c gdyby przyszło mi zakla˛c´, wolałbym, z˙eby
pacjent tego nie słyszał.

46

MARION LENNOX

background image

– Nie jestes´ w tym osamotniony. – Spojrzała raz jesz-

cze na zdje˛cie. – Nie moz˙na ewakuowac´ go do Sydney?

– To taki mały odłamek, z˙e nawet niczego nie przebił,

a ewakuacja ła˛czy sie˛ z wezwaniem s´migłowca. Lot przy
tej złej widocznos´ci to ryzykowna sprawa.

– Tak, ale...
– Zauwaz˙, z˙e mamy dwo´ch lekarzy – cia˛gna˛ł Hugo

bezlitos´nie. – Mimo z˙e jeden z nich wygla˛da, jakby wy-
szedł ze sklepu z uz˙ywana˛ odziez˙a˛.

– Albo ze schroniska dla maltretowanych kobiet – do-

dała z godnos´cia˛. – Otrzymałam dzisiaj propozycje˛, z˙e
odwiezie mnie tam policja.

– Naprawde˛? – Oczy mu sie˛ s´miały. – Wiem od stra-

z˙ako´w, z˙e omal cie˛ nie przejechali.

– Owszem, ale potem pozwolili mi poprowadzic´ wo´z

straz˙acki. Bardzo mi sie˛ to podobało.

Us´miech, kto´ry wczes´niej czaił sie˛ w jego oczach,

przemienił sie˛ w szczery podziw. Oraz zdumienie. Zacze-
rwieniła sie˛, ale on juz˙ przesuwał wzrok ku jej nogom.
Zdaje sie˛, z˙e widział moje kolano, przeszło jej przez mys´l.

– Trzeba przemyc´ to otarcie – orzekł.
– Co gorsza, wszyscy potrzebujemy poz˙ywienia oraz

snu, ale to sie˛ nie stanie – odparła. Co takiego w tym
facecie sprawia, z˙e cia˛gle sie˛ czerwienie˛? Teraz nie pora
na takie rozwaz˙ania. – Nasz straz˙ak ma pusty z˙oła˛dek,
wie˛c jest gotowy do znieczulenia – oznajmiła. – Jego oko
samo sie˛ nie wyleczy. Jes´li mamy operowac´, bierzmy sie˛
do roboty.

– Racja. – Westchna˛ł. – Naprzo´d, pani doktor! Operu-

je pani, czy woli pani role˛ anestezjologa?

– Wole˛ znieczulac´. Dwa znieczulenia w cia˛gu jed-

nego dnia! To juz˙ pocza˛tek specjalizacji.

47

S

´

LUB NAD OCEANEM

background image

Zabieg trwał dłuz˙ej, niz˙ przewidywali. Gdy skon´czyli

i straz˙ak znalazł sie˛ na oddziale, pozszywany i nafaszero-
wany antybiotykiem, Rachel słaniała sie˛ na nogach. Na
sali operacyjnej w ogo´le tego nie czuła, zapewne z powo-
du adrenaliny, ale gdy przeszła do sa˛siedniego pomiesz-
czenia, zakre˛ciło sie˛ jej w głowie. To sygnał, z˙e zapas
adrenaliny jest na wyczerpaniu. Przystane˛ła nad umywal-
ka˛ i az˙ musiała sie˛ o nia˛ oprzec´, by nie osuna˛c´ sie˛ na
podłoge˛.

To przejdzie. Takie stany wyczerpania juz˙ jej sie˛ zda-

rzały. Po całonocnych dyz˙urach, gdy Craig...

Nie, nie mys´l o tym. Za chwile˛ zastanowi sie˛, co dalej,

a na razie... Na razie oprze sie˛ o umywalke˛.

– Co ci jest? – Hugo zdja˛ł juz˙ zielony operacyjny stro´j

i teraz bacznie jej sie˛ przygla˛dał. – Wszystko dobrze?

Zastanowiła sie˛. Dobrze? Cia˛gle ktos´ ja˛ o to pyta, a to

nie ma najmniejszego sensu.

– Jes´li mi zaproponujesz, z˙e mnie odwieziesz do

schroniska dla maltretowanych kobiet, odpowiem ,,tak’’
– oznajmiła.

– Schronisko dla kobiet...
– Byle jakie schronisko. Pod warunkiem z˙e dadza˛

mi tam kolacje˛. Moz˙e byc´ chleb ze smalcem... – roz-
marzyła sie˛.

– Jestes´ głodna.
– Zwina˛łes´ mi hamburgera, nie pamie˛tasz?
– To fakt. – Patrzył na nia˛ jak na przybysza z kosmo-

su. – To było... ile...? Osiem godzin temu?

– Mam wraz˙enie, z˙e jeszcze dawniej. Wtedy tez˙ nie-

wiele zjadłam, bo Penelope go dokon´czyła. Kiedy tu przy-
jechałam, ktos´ zabrał ja˛ na kolacje˛.

– Co robiłas´ mie˛dzy operacja˛ Kim a tym zabiegiem?

48

MARION LENNOX

background image

– Spacerowałam. Spacerowałam w tych idiotycznych

sandałkach, kto´re sa˛ o dziesie˛c´ rozmiaro´w za duz˙e. Wro´-
ciłam do pawilonu wystawowego, z˙eby stwierdzic´, z˙e
Michael nie zostawił kluczyko´w do samochodu. Zabra-
łam te˛ głupia˛ suke˛ i poszłam do miasteczka w poszukiwa-
niu jakiejs´ kawiarni, ale odkryłam, z˙e wszystko jest poza-
mykane. Miasto ducho´w. Wie˛c zawro´ciłam do motelu,
gdzie sie˛ okazało, z˙e wszystkie pokoje sa˛ zaje˛te przez
straz˙ako´w, restauracja jest nieczynna, a automat ze słody-
czami nie działa. Kiedy stane˛łam ponownie pod brama˛ na
teren wystawy, była zamknie˛ta na kło´dke˛. Wtedy po-
stanowiłam dotrzec´ do szpitala, ale po drodze o mało
mnie nie przejechał wo´z straz˙acki. Potem zajechalis´my
tutaj. Przemyłam sporo oczu, zszyłam rane˛ na nodze
i teraz asystowałam przy operacji usunie˛cia odłamka
metalu z oka. Mam wraz˙enie, z˙e wie˛cej nie dam rady...
Chodze˛ w sukience Doris Keen, bola˛ mnie stopy, mam
pusty z˙oła˛dek i nie mam nawet psiego boksu, w kto´rym
mogłabym sie˛ przespac´. Czuje˛, z˙e jestem bliska histerii.

Spojrzała na niego ka˛tem oka.
– Doktorze McInnes, jes´li tylko zobacze˛ na pana war-

gach cien´ us´miechu, rzuce˛ sie˛ na podłoge˛ i zrobie˛ praw-
dziwa˛ scene˛. Taka˛, z˙e usłysza˛ mnie w Sydney.

– Ale ja wcale... – Wargi mu drgne˛ły, ale w pore˛ sie˛

opanował. – Wcale nie jest mi do s´miechu.

– Nie wierze˛.
– Słowo daje˛. – Przygryzł warge˛ i spojrzał na nia˛. –

Mam wraz˙enie, z˙e jestes´ w pilnej potrzebie. Od czego
zaczniemy?

– Od jedzenia – warkne˛ła.
– Az˙ tak z´le?
– Nawet gorzej.

49

S

´

LUB NAD OCEANEM

background image

– Tak sie˛ składa, z˙e i ja jestem głodny. Chodz´my.
– Nie jadłes´ kolacji?
– Jedna z moich bardzo starych pacjentek miała za-

wał, wie˛c byłem u niej. Zmarła godzine˛ temu.

– Tak mi przykro...
– Nie trzeba. Miała dziewie˛c´dziesia˛t szes´c´ lat. Była

farmerka˛. Przez szes´c´dziesia˛t lat, czyli odka˛d ma˛z˙ ja˛
zostawił. Ani troche˛ jej go nie brakowało. Z

˙

yła pełnia˛

z˙ycia. Do samego kon´ca cieszyła sie˛ dobrym zdrowiem
i swoja˛ farma˛. Kaz˙demu z˙ycze˛ takiego szcze˛s´liwego za-
kon´czenia.

– Hm.
Tak, to było szcze˛s´liwe zakon´czenie. Lecz jego słowa

wytra˛ciły ja˛ z ro´wnowagi, kieruja˛c jej mys´li tam, doka˛d
zawsze biegły. Craig...

Chrza˛kne˛ła i spojrzała na swoje dłonie zacis´nie˛te

w pie˛s´ci. Craig...

Nie wiadomo dlaczego, do oczu nabiegły jej łzy. Bez

sensu. Powinna juz˙ sie˛ do tego przyzwyczaic´. Ale pierw-
szy raz jest tak daleko. Przez osiem lat...

Jedzenie! To z głodu tak zareagowała. Hugo ja˛ obser-

wuje. Zamrugała wie˛c powiekami i pocia˛gne˛ła nosem.

– Przepraszam – szepne˛ła – to ze zme˛czenia. Czy

dobrze słyszałam, z˙e wiesz, gdzie moz˙na dostac´ cos´ do
jedzenia?

Nie spuszczał z niej wzroku, kto´ry mo´wił wie˛cej, niz˙

chciała wiedziec´.

– Dam ci pare˛ krakerso´w z serem, z˙eby obłaskawic´

tego głodnego wilka, kiedy be˛de˛ dezynfekowac´ ci kolano
– odezwał sie˛. – Potrzebuje˛ lekarza na dwo´ch nogach, nie
na jednej. Potem poszukamy Toby’ego, kto´ry jest w ratu-
szu, a tam jest jedzenie. Cowral jest w stanie mobilizacji.

50

MARION LENNOX

background image

Cze˛s´c´ mieszkan´co´w walczy z ogniem, reszta zawia˛zała
grupe˛ wsparcia. Nawet o tak po´z´nej porze maja˛ tam
jedzenie.

– Wobec tego, wodzu, prowadz´.

Zachodziła w głowe˛, jakim sposobem Hugo wie o jej

zdartym kolanie. Kremplinowa spo´dnica sie˛gała do po´ł
łydki. Byc´ moz˙e powiedział mu o tym kto´rys´ ze straz˙a-
ko´w. A moz˙e po prostu... zauwaz˙ył? To do niego podob-
ne, mys´lała, gdy ostroz˙nie przemywał kolano i wyjmował
okruszki z˙wiru.

Sama miałaby z tym sporo kłopotu. Problemem tez˙

stało sie˛ spokojne obserwowanie Hugona, kto´ry w sku-
pieniu pochylał sie˛ nad jej kolanem. On ma palce chirur-
ga, pomys´lała. Jest utalentowany, delikatny i... dobry?

Denerwował ja˛, bo nie pojmowała emocji, jakie w niej

budził. I wcale nie była przekonana, z˙e chce je zrozu-
miec´.

– Dzie˛kuje˛ – wyja˛kała, gdy nakładał opatrunek.
– Nie ma za co, łaskawa pani. Byłem to pani winny.
– Dlaczego?
– Poniewaz˙ lekcewaz˙a˛co wyraz˙ałem sie˛ o twoim

psie.

– Penelope nalez˙y do Michaela.
– Moz˙liwe, ale czy przysie˛ga małz˙en´ska nie zakłada

dzielenia sie˛ z partnerem wszystkim, co posiadamy? Ła˛cz-
nie z psami?

On cia˛gle uwaz˙a, z˙e Michael jest jej me˛z˙em. Zerkne˛ła

na swoja˛ obra˛czke˛. Z

˙

ona. Michaela!

Jednak czas ani miejsce nie sprzyjały wyjas´nieniom.

Zreszta˛ po co? Tym bardziej z˙e zda˛z˙yła juz˙ zapomniec´
o krakersach i serze.

51

S

´

LUB NAD OCEANEM

background image

– Ruszajmy – mrukne˛ła.
– Dobrze. – Przytrzymał opatrunek nieco dłuz˙ej, niz˙

to było konieczne, ale na tyle długo, by przekazac´ jej...
co? Wspo´łczucie? Zrozumienie?

Wczes´niej zajrzeli jeszcze do Kim. Mimo z˙e z˙oła˛dek

Rachel zachowywał sie˛ wyja˛tkowo bezczelnie, nie za-
protestowała, gdy Hugo wysta˛pił z ta˛ propozycja˛.

– Przebudziła sie˛ jakies´ dwie godziny temu – poinfor-

mował ja˛ Hugo – ale prawie natychmiast znowu zasne˛ła.

Jej organizm, pomys´lała Rachel, doznał takiego

wstrza˛su, z˙e be˛dzie spała przez kilka dni.

Przy dziewczynie czuwała matka. Siedziała przy ło´z˙-

ku i trzymała ja˛ za re˛ke˛. Nic wie˛cej nie robiła. Po prostu
siedziała i patrzyła na nia˛. Nic wie˛cej nie trzeba.

– Wszystko wskazuje na to – zwro´cił sie˛ do niej Hugo

– z˙e co´rka z tego wyjdzie. – Hugo unio´sł nieco prze-
s´cieradło, pod kto´rym Rachel dostrzegła dziesie˛c´ ro´z˙o-
wych palco´w sto´p. – Kra˛z˙enie prawie wro´ciło do normy.
Dostała doz˙ylnie pokaz´na˛ dawke˛ antybiotyko´w. Parame-
try z˙yciowe w normie – recytował. – Sa˛dze˛, z˙e nie doszło
do powaz˙niejszych uszkodzen´. Wie˛cej dowiemy sie˛ jut-
ro, po badaniach neurologicznych, ale kiedy sie˛ przebu-
dziła, poruszała wszystkimi palcami. Pani ma˛z˙ to wi-
dział. Przekazał pani te˛ wiadomos´c´?

– Tak, oczywis´cie. – Na twarzy pani Sanderson malo-

wał sie˛ ogromny wysiłek, jaki wkładała, by sie˛ nie roz-
płakac´. – Kiedy sie˛ przebudziła, byłam w domu, pojecha-
łam po jej rzeczy. Nie powinnam była zostawiac´ jej
samej...

– Potrzebowała rzeczy na zmiane˛.
– Tak, ale powinnam była jej pilnowac´ na wystawie.

Uparła sie˛, z˙eby pokazac´ Knickersa. Gdyby mi przyszło

52

MARION LENNOX

background image

do głowy, z˙e Jeffrey tak bezmys´lnie spus´ci tego ich
pitbula... Nie miałam poje˛cia... jak łatwo kogos´ stracic´.
Mało brakowało...

– Ale jakos´ z tego wybrne˛lis´my. – Hugo połoz˙ył dłon´

na jej ramieniu. – Be˛dzie dobrze. – Us´miechna˛ł sie˛ do
zapłakanej kobiety. – Prosze˛ mi powiedziec´, jak czuje sie˛
Knickers.

Słuszne posunie˛cie. Dzie˛ki niemu stroskana matka

nieco sie˛ uspokoiła i posłała mu łzawy us´miech.

– Knickers z˙yje. – Odetchne˛ła głe˛boko, by sie˛ opano-

wac´. Rachel uprzytomniła sobie, z˙e pani Sanderson jest
na granicy wytrzymałos´ci. – Weterynarz mo´wi, z˙e Kni-
ckers sie˛ z tego wyliz˙e, chociaz˙ ma˛z˙ twierdzi, z˙e po-
zszywanie psa be˛dzie nas kosztowało wie˛cej niz˙ operacja
naszego dziecka. Ubezpieczalnia nie przewiduje zwrotu
koszto´w zwia˛zanych z leczeniem psa.

Hugo us´miechna˛ł sie˛.
– No widzi pani? Moje usługi sa˛ o połowe˛ tan´sze.

– Rachel juz˙ umiała rozpoznawac´ pocieszaja˛cy us´miech
Hugona. – Proponuje˛, z˙eby pojechała pani do domu i tro-
che˛ odpocze˛ła. Tak nafaszerowałem Kim s´rodkami uspo-
kajaja˛cymi, z˙e nie obudzi sie˛ przed s´witem.

– Jeszcze troche˛ na nia˛ popatrze˛ – szepne˛ła pani San-

derson. – Jes´li mi pan doktor pozwoli...

Chce sie˛ upewnic´, z˙e jej dziecko oddycha, przyszło

Rachel do głowy. Znam te˛ potrzebe˛ wpatrywania sie˛
w klatke˛ piersiowa˛, kto´ra rytmicznie podnosi sie˛ i opada.

W tej samej chwili gdy przygryzła warge˛, Hugo spo-

jrzał w jej strone˛. Na pewno mys´li, z˙e to z głodu. Zorien-
towała sie˛, z˙e go to speszyło, wie˛c czym pre˛dzej zmieniła
wyraz twarzy. Te s´cia˛gnie˛te rysy...

– Musze˛ nakarmic´ doktor Harper – tłumaczył sie˛

53

S

´

LUB NAD OCEANEM

background image

przed matka˛ Kim. – Zostawiamy pania˛ na posterunku, ale
niech pani nie przesadzi. Be˛dzie pani potrzebna co´rce od
samego rana. Choc´by tylko po to, z˙eby powstrzymac´
tłum kolez˙anek, kto´re przybiegna˛ ja˛ odwiedzic´. A do tego
trzeba siły.

– Obiecuje˛. – Kobieta us´miechne˛ła sie˛ przez łzy.

– Dzie˛kuje˛ wam z całego serca. Mielis´my wyja˛tkowe
szcze˛s´cie...

– To prawda, z˙e sie˛ nam poszcze˛s´ciło – zauwaz˙ył

Hugo, gdy szli na parking. – Gdyby los nam cie˛ nie zesłał...

Zajechali pod budynek, kto´ry te˛tnił z˙yciem. Znajdo-

wał sie˛ w zaułku odchodza˛cym od gło´wnej ulicy. Az˙
dziw, z˙e Rachel go przegapiła, wło´cza˛c sie˛ po miasteczku
z Penelope. Wejs´cie było jasno os´wietlone. Mimo po´ł-
nocy parkowało tam kilkanas´cie samochodo´w, a na chod-
niku kre˛cili sie˛ ludzie.

– Tak wygla˛da nocne z˙ycie w Cowral Bay – mrukne˛ła.
– Na nic wie˛cej nas nie stac´. Chodz´, poznasz całe

miasteczko. Aha, na twoim miejscu wzia˛łbym kilka głe˛-
bokich oddecho´w, bo podejrzewam, z˙e zostałas´ obwoła-
na honorowym mieszkan´cem Cowral. Nic na to nie pora-
dzisz.

Jego przewidywania sie˛ sprawdziły. Od samego progu

witano ja˛ jak starego przyjaciela. Dobroczyn´ce˛. Uratowa-
ła straz˙ako´w i ocaliła Kim. Teraz poje˛ła, dlaczego pawi-
lon wystawowy był zamknie˛ty na cztery spusty i dlacze-
go miasteczko sprawiało wraz˙enie wyludnionego. Doris
Keen z zapałem robiła kanapki, lecz gdy ja˛ zobaczyła,
ruszyła ku niej z otwartymi ramionami.

– Jestes´, kochana! Jak mys´my sie˛ o ciebie martwili!

54

MARION LENNOX

background image

Nie mielis´my poje˛cia, co sie˛ z toba˛ stało. Najpierw uzna-
lis´my, z˙e juz˙ pojechałas´ do Sydney, ale potem Charlie
zobaczył auto twojego me˛z˙a. Zacze˛lis´my cie˛ szukac´.
Potem przyjechali chłopcy ze straz˙y i powiedzieli, z˙e
jestes´ w szpitalu...

Wszyscy uwaz˙aja˛, z˙e Michael jest moim me˛z˙em. Tru-

dno im sie˛ dziwic´. Widzieli nas razem. Poza tym zauwa-
z˙yli, z˙e mam obra˛czke˛. To nieistotne. Nie be˛de˛ wyprowa-
dzac´ ich z błe˛du.

Pro´bowała cieplej pomys´lec´ o Michaelu. Czy urato-

wał Huberta Witherspoona? Niewiele ja˛ to obchodzi.
Przez moment było jej go nawet z˙al. Wyjechał i przega-
pił... tyle serdecznos´ci.

Penelope! Jej pies... pies Michaela, został w szpitalu.

Juz˙ miała zawro´cic´, gdy usłyszała głos Hugona.

– Nasz sanitariusz zabrał Penelope do siebie. Jego

z˙ona ma pudla. Uznalis´my, z˙e sie˛ dogadaja˛.

Ten człowiek czyta w jej mys´lach. To irytuja˛ce.
– To wyja˛tkowa dziewczyna – mo´wił ktos´ za jej ple-

cami.

Po chwili zorientowała sie˛, z˙e jest to jeden ze straz˙a-

ko´w. Kre˛ciło sie˛ ich tu kilkunastu. To musi byc´ punkt
zborny dla tych, kto´rzy przychodza˛ na nocna˛ zmiane˛.

– To jest wyja˛tkowo głodna dziewczyna – odparł

Hugo, kto´ry stał za nia˛, trzymaja˛c dłonie na jej ramio-
nach. Ten gest dodawał jej otuchy. Pozwalał jej utrzymac´
sie˛ na nogach. Jego obecnos´c´ sprawiała, z˙e czuła sie˛ mile
widziana.

To nieprawda, to iluzja. Przeciez˙ nie nalez˙e˛ do tej

społecznos´ci. Odsune˛ła sie˛, rzucaja˛c mu niepewne spoj-
rzenie. Lecz gdy przerwała ten kontakt, natychmiast po-
czuła, jak bardzo jej go brakuje. Kontaktu? Wie˛zi?

55

S

´

LUB NAD OCEANEM

background image

– Tata! – rozległo sie˛ w drugim kon´cu sali, po czym

przez tłum zacza˛ł sie˛ przepychac´ Toby. Był w piz˙amie.

– Jeszcze nie w ło´z˙ku? – Hugo porwał go w ramiona.
– Pani Partridge kazała mi spac´ po lunchu – poz˙alił

sie˛ chłopiec, do z˙ywego uraz˙ony takim gwałtem na jego
osobie. – Powiedziała, z˙e wszyscy napatrzylis´my sie˛ na
przykre rzeczy i z˙e ona tez˙ musi sie˛ połoz˙yc´. No to
zasna˛łem. Ale teraz wcale nie jestem s´pia˛cy i pani Part-
ridge pomaga mi piec ciasteczka dla straz˙ako´w. Tato,
jeszcze mnie sta˛d nie zabieraj.

– No dobrze – odparł Hugo, serdecznie tula˛c synka.

– Nie mam prawa przeszkadzac´ ci w pieczeniu ciaste-
czek. Poza tym musimy poczekac´, az˙ doktor Harper sie˛
naje.

– Dlaczego?
– Poniewaz˙ zabieramy ja˛ ze soba˛.
Mam u nich nocowac´? On chyba z˙artuje!

To wcale nie były z˙arty.
– Bo nie masz gdzie sie˛ podziac´.
Z nieprzyzwoicie pełnym z˙oła˛dkiem, a znalazł sie˛

w nim gulasz, gora˛ce bułeczki oraz ciasteczka Toby’ego,
posłusznie wsiadła do auta Hugona, kto´ry w ogo´le nie
pytał jej o zdanie, traktuja˛c niczym paczke˛.

– Ale dlaczego?
– Usłyszałas´ na własne uszy, z˙e w motelu nie ma

miejsc. W szpitalu wprawdzie jest kilka wolnych ło´z˙ek,
ale poniewaz˙ mamy poz˙ar, wolałbym, z˙eby były gotowe
na przyje˛cie ewentualnych nagłych przypadko´w. Miesz-
kam z Tobym w duz˙ym domu na tyłach szpitala. Mam
dwa pokoje gos´cinne...

– Ale twoja z˙ona...

56

MARION LENNOX

background image

– Jestem wdowcem – odparł – ale godnym zaufania.

– Posłał jej tak szczery us´miech, z˙e musiała go odwzaje-
mnic´.

– Mimo to...
– Przestan´. Masz lepsze rozwia˛zanie?
Kolejny us´miech sprawił, z˙e poczuła dziwne sensacje

w brzuchu. Niespotykane. Ten us´miech zdecydowanie
nie wzbudził jej zaufania. Wre˛cz przeciwnie.

– Wbrew pogłoskom tutaj nie ma schroniska dla ko-

biet. Poza tym mam wraz˙enie, z˙e miniona noc w boksie
Penelope nie nalez˙ała do najprzyjemniejszych, a ławki
w parku sa˛ piekielnie twarde. Nie masz wyjs´cia. Zanocu-
jesz u nas.

– My bardzo chcemy, z˙ebys´ u nas mieszkała – ode-

zwał sie˛ Toby z tylnego siedzenia. – Ja i Digger cie˛ lu-
bimy. Chociaz˙ masz taka˛ pokraczna˛ sukienke˛.

– Dzie˛kuje˛ za uznanie – mrukne˛ła, dotykaja˛c materia-

łu. Przyszło jej do głowy, z˙e ta kreacja z krempliny jest
najmniej niezwykła w całym szeregu zdarzen´ tego dnia.

– Jutro sie˛ tym zajmiemy – oznajmił Hugo. – W tej

chwili be˛dziemy czuli sie˛ zaszczyceni, jes´li skorzystasz
z naszej gos´ciny. Co pani na to, doktor Harper?

– Zgoda.
Czuła, z˙e nie warto wie˛cej na ten temat dyskutowac´.

Sytuacja wymkne˛ła sie˛ jej spod kontroli.

57

S

´

LUB NAD OCEANEM

background image

ROZDZIAŁ CZWARTY

Zatrzymali sie˛ przed okazałym drewnianym domem

na terenie szpitala. Były tam obszerne werandy i balkon
oraz ogro´d, kto´ry w bladym s´wietle latarni wygla˛dał na
dziki i zaniedbany. Na ganku lez˙ał Digger. Na widok
samochodu Hugona rzucił sie˛ im na powitanie. Hugo,
niosa˛c na re˛kach Toby’ego, pchna˛ł drzwi, po czym pus´cił
Rachel przodem.

Znieruchomiała oszołomiona. To nie było zwyczajne

wne˛trze mieszkalne, lecz dzieło sztuki. Arcydzieło.

Dom urza˛dzony z ogromnym smakiem. Jak z magazy-

nu ,,Vogue’’. Głe˛boka czerwien´ w poła˛czeniu ze złotem,
wyszukane bogato zdobione meble, perskie dywany i ki-
limy. Tu i tam eleganckie rzez´by. Na fotelach i kanapach
starannie zakomponowane poduszki kolorystycznie do-
brane do obicia. W oknach cie˛z˙kie udrapowane brokato-
we zasłony opasane złotymi sznurami z fre˛dzlami do sa-
mej ziemi. O Boz˙e.

Tak nie wygla˛da dom lekarza. To niemoz˙liwe, z˙eby tu

mieszkało dziecko. Prawde˛ mo´wia˛c, ten wystro´j lekko ja˛
przeraził. Hugo nie zwracał najmniejszej uwagi na oto-
czenie ani na jej reakcje˛.

– Toby, zaprowadz´ doktor Harper do jej pokoju – pole-

cił synkowi – ja tymczasem zrobie˛ kawe˛. – Ruszył w stro-
ne˛ kuchni, a Toby poprowadził Rachel w gła˛b domu.

Jej przeraz˙enie rosło z kaz˙dym krokiem.

background image

– Tutaj s´pi tata, a tutaj ja i Digger. – Toby otwierał

kolejne drzwi, wie˛c miała okazje˛ zajrzec´ do s´rodka.
Wsze˛dzie te zdumiewaja˛ce dekoracje. – Moz˙esz spac´ tu
albo tu.

Wszystko jedno. Tu i tam łoz˙a nakryte brokatowymi

kapami, a w kaz˙dym rogu ogromna kokarda z czegos´, co
wygla˛da jak aksamit przetykany metalizowanymi nic´mi.
S

´

cielenie co rano takiego eksponatu wymaga nie lada

koncentracji oraz co najmniej magisterium z architektury
wne˛trz!

Okropnos´c´.
– Czy tobie i tacie podobaja˛ sie˛ takie... wymys´lne

meble? – zapytała, podczas gdy chłopiec czekał na jej
decyzje˛.

Na jego twarzy malowało sie˛ wielkie skupienie.
– Dlaczego o to pytasz?
– Wszystkie wasze sypialnie sa˛ takie... falbaniaste.

I czerwono-złote. Mam wraz˙enie, z˙e czerwony i złoty to
wasze ulubione kolory.

– Ja wole˛ fioletowy – odrzekł.
– To znaczy, z˙e to tata lubi czerwony i złoty – powie-

działa domys´lnie.

– Jemu chyba najbardziej podoba sie˛ niebieski. A mo-

z˙e z˙o´łty? Pan Addington z banku ma z˙o´łte auto i tata, jak
je zobaczy, to az˙ gwiz˙dz˙e z podziwu i mo´wi, z˙e jest
pie˛kne.

– To dlaczego tutaj wszystko jest czerwono-złote?
– Bo ten dom urza˛dzała moja mama. Umarła zaraz po

tym, jak mnie urodziła. Tacie było wtedy bardzo smutno.

– Domys´lam sie˛ – szepne˛ła. – Na pewno było to dla

niego bolesne przez˙ycie.

– Tak, ale ja jej nie pamie˛tam – odrzekł szes´ciolatek.

59

S

´

LUB NAD OCEANEM

background image

– Tata mo´wi, z˙e ciocia Christine jest do niej podobna. Na
zdje˛ciach sa˛ takie same. Ciocia kocha ten dom. Przy-
chodzi do nas, rozgla˛da sie˛ i płacze.

Niez´le.
– Ciocia mo´wi, z˙e nie wolno wpuszczac´ Diggera do

domu, bo brudzi, ale tata powiedział, z˙e juz˙ to załatwił
– wyjas´niał dalej Toby. – Chciałem powiesic´ u siebie na
s´cianie plakat Dartha Vadera, bo z tata˛ bardzo lubimy ten
film, ale ciocia Christine powiedziała, z˙e mamie by sie˛ to
nie spodobało i z˙ebym nawet taty o to nie prosił, bo
be˛dzie mu przykro. Ty tez˙ mys´lisz, z˙e byłoby mu przy-
kro? A moz˙e i to potrafiłby załatwic´?

– Moz˙e. – Nie dam sie˛ wcia˛gna˛c´ w te˛ rozmowe˛. Za

kro´tko ich znam. Nie mam poje˛cia, co tu sie˛ wydarzyło.

Ale przynajmniej mam ło´z˙ko. To stwierdzenie wyraz´-

nie poprawiło jej nastro´j. Mam kro´lewskie łoz˙e. Co wie˛-
cej, dobrze sobie podjadłam. Troche˛ czerwono-złotego
przepychu tez˙ mi nie zaszkodzi.

Gdy usiadła na ło´z˙ku, materac kusza˛co ugia˛ł sie˛ pod

jej cie˛z˙arem. Jeszcze raz wypro´bowała jego spre˛z˙ystos´c´,
burza˛c symetrie˛ narzuty. Fajnie.

– Cze˛sto skaczesz na ło´z˙ku? – zwro´ciła sie˛ do chłopca.
Rzucił jej zdziwione spojrzenie.
– Kapa sie˛ niszczy – odrzekł. – Ciocia tak mo´wi. Nie

pozwala niczego zmieniac´ ani dotykac´. Powtarza, z˙e ma-
ma lubiła miec´ wszystko w idealnym porza˛dku.

Rachel szeroko otworzyła oczy. Dziwne stwierdzenie.
– Ale takie bujanie sie˛ to wielka frajda. Twoja mama

na pewno by chciała, z˙ebys´ sie˛ cieszył.

– Ciocia Christine by na mnie burczała za skakanie na

ło´z˙ku.

– Nawet na moim?

60

MARION LENNOX

background image

Toby intensywnie mys´lał.
– Chyba nie. Na dorosłych nie moz˙na burczec´.
– Niech by tylko spro´bowała. – Jeszcze nie poznała

tej tajemniczej cioci Christine, a juz˙ zapałała do niej nie-
che˛cia˛. A Hugo...? Co oni wspo´lnie stworzyli? Kapliczke˛
pos´wie˛cona˛ niez˙yja˛cej z˙onie oraz siostrze zamiast domu.

Mało kto wie lepiej niz˙ ona, z˙e z˙ywi musza˛ z˙yc´, bo

z˙ycie jest dla nich. Nie dla tych, kto´rzy umarli.

Tak łatwo je stracic´...
Wystarczy. Podskoczyła jeszcze raz i us´miechaja˛c sie˛,

zrobiła chłopcu miejsce obok siebie.

– Chcesz spro´bowac´?
– Mhm. – Toby usiadł przy niej.
Podskoczyli razem. Digger, kto´ry obserwował ich

z progu z wyrazem bezgranicznego zdumienia w s´le-
piach, odwaz˙ył sie˛ wejs´c´ do sypialni. Skakali dalej. Pies
zaszczekał, a Toby ze s´miechem podskoczył jeszcze wy-
z˙ej. Kapitalna zabawa. Głupia, ale kapitalna.

To był wyja˛tkowo wyczerpuja˛cy dzien´. Emocje Ra-

chel zostały wystawione na niesamowicie trudna˛ pro´be˛.
Nie miała poje˛cia, co robi w tym domu, ani co sie˛ z nia˛
dzieje, ale... w tej chwili bawi sie˛ szampan´sko. Teraz
liczy sie˛ tylko ten potargany maluch, kto´ry wygla˛da,
jakby w jego z˙yciu było za mało s´miechu, oraz ona sama.
Czuła potrzebe˛ s´miechu. I podskakiwania na spre˛z˙ystym
materacu.

Jes´li połamiemy spre˛z˙yny, zapłace˛ za materac, po-

stanowiła. I za fre˛dzle. I za pozłote˛. Pewne rzeczy nalez˙y
zrobic´ jak najszybciej. Trzymaja˛c sie˛ za re˛ce, jak szaleni
skakali teraz na ło´z˙ku przy akompaniamencie radosnego
szczekania Diggera.

– Co tu sie˛ dzieje?!

61

S

´

LUB NAD OCEANEM

background image

W drzwiach stał Hugo i ich obserwował.
– Co wy wyprawiacie?!
Nie poddam sie˛, postanowiła w duchu. Jeszcze nie

teraz. Miałam koszmarny dzien´. Stane˛ła jej przed oczami
twarzyczka Toby’ego, gdy przygla˛dał sie˛ zakrwawionej
Kim. To zbyt przeraz˙aja˛ce przez˙ycie dla szes´ciolatka
i nie wolno kazac´ mu is´c´ z nim spac´. Lepiej z˙eby zasypiał
wyczerpany skakaniem.

– Skaczemy, panie doktorze – oznajmiła, chwytaja˛c

mocniej re˛ce Toby’ego. – Przyła˛czy sie˛ pan do nas?

– Połamiecie spre˛z˙yny.
– Zapłace˛ za materac – zadeklarowała raz´no. – Ufun-

duje˛ jeden materac dla wspo´lnego dobra. Musze˛ poska-
kac´. Toby tez˙. Jestem pewna, z˙e i tobie by sie˛ przydało.

– Nie zmieszcze˛ sie˛ – odparł Hugo, zniz˙aja˛c głos.
– To jest kara za przydzielanie gos´ciom sypialni z po-

jedynczym ło´z˙kiem.

– Ło´z˙ko taty jest wie˛ksze – wysapał Toby, nie przery-

waja˛c skakania. – Przenies´my sie˛!

Digger szczekna˛ł, daja˛c wyraz swojej aprobaty.
– Moje ło´z˙ko słuz˙y do spania – oznajmił Hugo.
– Ale nudy – mrukne˛ła Rachel.
– Co chcecie do picia?
Rachel zastanawiała sie˛. Podskoczyła jeszcze pare˛ ra-

zy i wymieniła z Tobym spojrzenia. Porozumiewawcze
spojrzenia konspiratoro´w. Wspo´łskoczko´w.

– Toby, na co mamy ochote˛?
– Na gora˛ca˛ czekolade˛! – zawołał chłopiec, odbijaja˛c

sie˛ jeszcze raz.

– Dobry pomysł. – Hop, hop. – Teraz odpocznijmy,

a jutro wieczorem znowu poskaczemy.

– Zostaniesz u nas przez dwa dni?

62

MARION LENNOX

background image

Ka˛tem oka spojrzała na Hugona, i znowu podsko-

czyła.

– Moz˙e. Jes´li nie zostane˛ wyrzucona za to skakanie.

Mys´le˛, z˙e jestem tu potrzebna – dodała.

– Z powodu poz˙aru?
– Z powodu poz˙aru i dlatego z˙e... dobrze wam zrobi,

jak troche˛ poskaczecie. Mnie ro´wniez˙.

Co sie˛ dzieje???
Hugo zalewał mlekiem czekolade˛ w trzech kubkach,

przysłuchuja˛c sie˛ ich s´miechowi. Bardzo szybko wyszedł
z sypialni Rachel. Dlaczego?

Nie wiem. Chyba sie˛ speszyłem. Tak, na pewno. Ten

widok szalonej lekarki, takiej pie˛knej w sukience z krem-
pliny... kto´ra trzyma za re˛ce mojego syna i skacze na
ło´z˙ku, jakby sama miała szes´c´ lat...

Niezwykły widok. Zdecydowanie. Pierwszy raz spo-

tykam taka˛ kobiete˛. Jest... pie˛kna?

Ro´wniez˙ zame˛z˙na. Ma na palcu obra˛czke˛. Zwia˛zana

z tym dupkiem Michaelem. Zwia˛zana? No tak, we˛złem
małz˙en´skim.

Ale... ty sam nosisz obra˛czke˛.
Dlaczego? Chyba z przyzwyczajenia, pomys´lał. Beth

nie z˙yje od szes´ciu lat. Wie˛c dlaczego nadal nosisz ob-
ra˛czke˛?

Oczami duszy ujrzał Christine, starsza˛ siostre˛ Beth.

Christine, kto´ra przyjez˙dz˙a codziennie i opiekuje sie˛ To-
bym, dba o dom i robi wszystko, by mały pamie˛tał
o matce.

Christine chciałaby za mnie wyjs´c´. Jestem tego pe-

wien. Czeka tylko, z˙ebym przestał mys´lec´ o jej siostrze.

I dlatego nosze˛ te˛ obra˛czke˛.

63

S

´

LUB NAD OCEANEM

background image

– Pora, z˙ebys´ zacza˛ł nowe z˙ycie – rzekła Christine

pewnego dnia, lecz on do tego nie dojrzał.

Tak jak lata temu nie dojrzał do tego, by zwia˛zac´ sie˛

z Beth. Nie zamierzał wo´wczas z nikim sie˛ z˙enic´. Nie
mo´gł wyzbyc´ sie˛ wspomnien´ o pozbawionym miłos´ci
zwia˛zku rodzico´w, o matce, chłodnej i wyrachowanej,
zainteresowanej wyła˛cznie tym, co ma wartos´c´ material-
na˛, oraz ojcu, kto´ry mys´lał tylko o innych kobietach.
Hugo był skryty, mało towarzyski i oboje˛tny, i tylko
Toby’ego kochał bezgranicznie.

Jego mys´li zawro´ciły do Rachel. Przypomniał sobie,

jak skakała. Christine nigdy by na cos´ takiego sobie nie
pozwoliła. Ani matka. Rachel jest... inna.

Lecz Rachel ma me˛z˙a. Tego szpakowatego kardio-

loga, kto´rego przez moment miał okazje˛ ogla˛dac´. Facet
jest odpychaja˛cy, ale na pewno potwornie bogaty i usto-
sunkowany. Sa˛ małz˙en´stwem. Co z tego, z˙e ona skacze
jak szalona w sypialni z jego synem, skoro ma me˛z˙a,
charta afgan´skiego i mieszka w Sydney?

Wie˛c nie mys´l o niej jak... o kim?
Jak two´j ojciec o kobietach?
Nie. Ja tak o niej nie mys´le˛.
Prawde˛ mo´wia˛c, nigdy dota˛d nie czuł czegos´ takiego.

Nawet nie zdawał sobie sprawy, z˙e jest zdolny do takich
emocji. Ale teraz to poczuł, i nie potrafił tego od siebie
odsuna˛c´.

Gora˛ca czekolada była pyszna. Rachel i Toby, zasapa-

ni, pili ja˛ z zachwytem. Hugo obserwował ich jak dwo´jke˛
rozbrykanych dzieci.

– O co chodzi? – zapytała.
– Nie rozumiem, o co pytasz.

64

MARION LENNOX

background image

– Dlaczego tak sie˛ us´miechasz?
– Wydawało mi sie˛ przez chwile˛, z˙e ty i Toby jestes´-

cie ro´wies´nikami.

– Toby jest bardzo dorosły jak na szes´ciolatka. – Po-

stawiła kubek na stole i wstała. Nogi miała jak z waty. No
tak, to był dzien´ pełen mocnych wraz˙en´. – Mys´le˛, z˙e
Toby i ja powinnis´my sie˛ połoz˙yc´. On spał po południu,
ale ja mam za soba˛ nieprzespana˛ noc.

– Dlaczego?
– Długo by tłumaczyc´ – odparła z godnos´cia˛. – Podej-

rzewam, z˙e nie znajdziesz nowej szczoteczki do ze˛bo´w.
Moje rzeczy zostały w boksie Penelope.

– Mam nie tylko szczoteczke˛. – Hugo dumnie wypia˛ł

piers´. – Wy skakalis´cie, a ja skompletowałem dla ciebie
zestaw gos´cinny złoz˙ony z piz˙amy, nowiuten´kiej szczo-
teczki do ze˛bo´w oraz grzebienia. Reszte˛ znajdziesz w ła-
zience.

O kurcze˛. Skromny gest, ale znacza˛cy. Ten człowiek

umie byc´ troskliwy. Poza tym cze˛sto sie˛ us´miecha.

– Wobec tego dobranoc – rzekła lekko drz˙a˛cym gło-

sem.

Us´miech na jego wargach zgasł. Wymienili spojrze-

nia. Było w nich cos´, co trudno zdefiniowac´, ale to tam
było. Obojgu zabrakło sło´w. Bali sie˛ o tym mo´wic´, wie˛c
spogla˛dali na siebie w milczeniu.

To niemoz˙liwe.
– Dobranoc – odparł Hugo, a ona czuła, z˙e nie to miał

na mys´li. Zastanawiał sie˛ nad tym samym co ona.

Niemoz˙liwe!

Co w niej jest?
Hugo patrzył, jak Rachel odchodzi korytarzem w strone˛

65

S

´

LUB NAD OCEANEM

background image

swojego pokoju. Zamkne˛ła za soba˛ drzwi, a on jeszcze
bardzo długo stał bez ruchu, wpatruja˛c sie˛ w nie.

O co chodzi?

– Dottie?
– Rachel, dlaczego dzwonisz o tej porze?
– Z

˙

eby sie˛ upewnic´... – Rachel z komo´rka˛ przy uchu

lez˙ała w kro´lewskim łoz˙u. – Dottie, musze˛ wiedziec´...

– Dobrze wiesz, z˙e nic sie˛ nie zmieniło. On zawsze

be˛dzie taki sam niezalez˙nie od tego, czy ty tu jestes´, czy
cie˛ nie ma. No, powiedz mi, jestes´ teraz w jakims´ uro-
czym miejscu z tym sympatycznym młodym człowie-
kiem?

– Ja... – Rachel przygryzła warge˛. Ten sympatyczny

młody człowiek... Takie okres´lenie najbardziej pasuje do
Toby’ego. – Tak, oczywis´cie.

– Ładnie tam?
Rachel us´miechne˛ła sie˛. Nareszcie proste pytanie.
– Wsze˛dzie czerwone i złote brokaty. – Zniz˙yła głos.

– Straszliwy luksus. Szkoda, z˙e nie widzisz tego łoz˙a.

Chwila ciszy, a potem zadowolony głos tes´ciowej.
– Wie˛c dlaczego tracisz czas na opowiadanie o nim

przez telefon? – zapytała. – Masz w tej chwili sie˛ roz-
ła˛czyc´! I korzystaj z tego łoz˙a!

Mam z niego skorzystac´? To z˙art.
Rachel odłoz˙yła komo´rke˛ i podcia˛gne˛ła przes´cieradło

pod brode˛, ale w kon´cu wykonała polecenie Dottie. Sko-
rzystała z łoz˙a, innymi słowy zrobiła to, czego potrzebo-
wała najbardziej. Zasne˛ła w nim.

Obudziło ja˛ szczekanie Diggera oraz promien´ słon´ca

we˛druja˛cy po jej twarzy.

66

MARION LENNOX

background image

Zamrugała, przypominaja˛c sobie, gdzie jest. Przecia˛g-

ne˛ła sie˛ w zbyt obszernej piz˙amie i pomys´lała, z˙e byłaby
to bardzo przyjemna sypialnia, gdyby nie te brokaty i fre˛-
dzle. Oraz stadko koszmarnych amorko´w na kominku.

Okno sypialni wychodziło na wscho´d. Jeszcze wie-

czorem rozsune˛ła cie˛z˙kie zasłony i teraz miała przed soba˛
bezkresny ocean. Po co tu zasłony? Chyba z˙e tutejsze
krowy sa˛ wyja˛tkowo ciekawskie. Krowy pasły sie˛ na
ła˛ce, a dalej było morze az˙ po horyzont.

Okna jej mieszkania przy szpitalu wychodziły na ceg-

lany mur. Moz˙e wyprowadzi sie˛ z miasta, gdy Craig...

Mhm, jasne. Popukaj sie˛ w głowe˛!
Sie˛gne˛ła pod ło´z˙ko po torebke˛, by zobaczyc´, kto´ra jest

godzina. O

´

sma. Tak długo nie zdarza sie˛ jej spac´ nawet

po najbardziej me˛cza˛cych dyz˙urach! Wyje˛ła komo´rke˛
i wybrała numer. Do tes´cio´w. Niekto´re gesty sa˛ czysto
automatyczne.

Ale tez˙ bywaja˛ odruchy zbyteczne. Lub niechciane.
– To znowu ty? – usłyszała zirytowany głos Dottie.

– Przeciez˙ ci zabroniłam. Rachel, nie denerwuj sie˛. Nie
masz poje˛cia, jak bardzo sie˛ cieszymy, z˙e dobrze sie˛
bawisz!

– Ale Craig...
– Dobrze wiesz, jak on sie˛ ma. Bez zmian. Lewis

wpadł do niego przed s´niadaniem. Stabilny. Jak zwykle.
Rachel, nie warto dzwonic´.

– Ale zawiadomisz mnie...?
– Dziecko drogie, nic sie˛ nie zmieni. Sama to wiesz.

Zajmij sie˛ soba˛ – mo´wiła łagodnym tonem tes´ciowa. –
Nie dzwon´ do nas. Rozerwij sie˛.

Dottie jest przekonana, z˙e przez˙ywam romantyczna˛

przygode˛. Popatrzyła po sobie. Piz˙ama Hugona. W nie-

67

S

´

LUB NAD OCEANEM

background image

bieskie i z˙o´łte paski. Bardzo twarzowa. Zerkne˛ła na krze-
sło, gdzie lez˙ała kremplinowa sukienka Doris.

– W czym wysta˛pic´? – mrukne˛ła pod nosem. – To sie˛

nazywa romantyczny wybo´r. W co odzieje sie˛ nasz Kop-
ciuszek? I gdzie sie˛ podziała dobra wro´z˙ka, kiedy jest
potrzebna?

Hugo, Toby i pulchna kobieta, kto´ra poprzedniego

dnia zaopiekowała sie˛ chłopcem, siedzieli przy s´niada-
niu. Oczywis´cie w towarzystwie Diggera. Kobieta włas´-
nie stawiała pod stołem miske˛ z resztkami, a pies wpat-
rywał sie˛ w nia˛ rozanielonym wzrokiem. Rachel poczuła,
z˙e i ona znalazła sie˛ w raju. Pocia˛gne˛ła nosem. Bekon,
kawa, grzanki.

Pewnym rzeczom nie moz˙na sie˛ oprzec´. Podcia˛gne˛ła

spodnie od piz˙amy i wkroczyła do kuchni.

– Czes´c´ – powiedziała nonszalanckim tonem.
– Czes´c´! – zawołał Toby, podczas gdy Hugo i kobieta

tylko podnies´li na nia˛ wzrok.

– Nie z˙ycze˛ sobie z˙adnych komentarzy – oznajmiła

Rachel, piorunuja˛c wzrokiem Hugona, poniewaz˙ zauwa-
z˙yła iskierki rozbawienia w jego oczach. – Ani sie˛ waz˙.
– Podała dłon´ kobiecie, druga˛ przytrzymuja˛c spodnie.
– Rachel – przedstawiła sie˛.

Myra Partridge serdecznie us´cisne˛ła jej re˛ke˛, po czym

krytycznie popatrzyła na jej stro´j.

– Czy to jest piz˙ama naszego doktora? – zapytała.
– Nie mam poje˛cia. Doktor był łaskawy mi jej uz˙y-

czyc´. Wiem tylko, z˙e nie jest to moja piz˙ama. Gumka jest
za luz´na i spodnie cia˛gle mi zjez˙dz˙aja˛, ale uznałam, z˙e
w tym przyodziewku wygla˛dam lepiej niz˙ w sukience
Doris Keen.

68

MARION LENNOX

background image

– O matko... – szepne˛ła Myra. Była pod szes´c´dziesia˛t-

ke˛ i miała wesołe oczy. Wysune˛ła szuflade˛, po czym
podała Rachel agrafke˛, kto´ra˛ ta przyje˛ła z wdzie˛cznos´cia˛.
– Widziałam cie˛ wczoraj w tej kreacji. Doris przed chwi-
la˛ dzwoniła.

– Z przyjemnos´cia˛ zwro´ce˛ jej te˛ suknie˛ – rzekła Ra-

chel z namysłem – choc´ byłoby lepiej, gdyby po nia˛
przyjechała. W tym stroju chyba nie powinnam pokazy-
wac´ sie˛ w miasteczku.

– Siadaj.
W kuchni było bardzo przyjemnie. Przepych i nadmiar

ozdo´b tonowały tutaj zapachy jedzenia, pies pod stołem
oraz us´miechnie˛ci ludzie.

– Nales´niki? – zapytała Rachel nies´miało.
– Uznałam, z˙e wszyscy be˛dziecie bardzo głodni –

mo´wiła rozpromieniona Myra. – Nasz doktor haruje juz˙
od s´witu.

– Naprawde˛? – Spowaz˙niała.– Jakies´ problemy?
– Kim ma podwyz˙szona˛temperature˛. Troche˛ za wyso-

ka˛. Mam nadzieje˛, z˙e to nic powaz˙nego. Zwie˛kszyłem do
maksimum dawke˛ antybiotyku. Dwo´ch straz˙ako´w praco-
wało przez cała˛noc. Zbadałem ich, gdy wro´cili od poz˙aru.

– Gdyby nie było Kim ani straz˙ako´w, on i tak znalazł-

by sobie jakies´ zaje˛cie – rzuciła swobodnym tonem My-
ra. – Zawsze znika o s´wicie, a ja przychodze˛ do tego tu
malucha...

– Az˙ przyjedzie ciocia Christine, z˙eby mnie odwiez´c´

do szkoły – wtra˛cił sie˛ Toby. – Pani Partridge tez˙ mogła-
by mnie zawiez´c´ i bardzo bym tego chciał, ale ciocia
Christine wymusiła to na tacie.

Nie dam sie˛ wcia˛gna˛c´ w rodzinne niesnaski.
– Powinienes´ byc´ szcze˛s´liwy, z˙e az˙ dwie damy chca˛

69

S

´

LUB NAD OCEANEM

background image

cie˛ odprowadzac´ do szkoły – zauwaz˙yła Rachel. Postano-
wiła wypro´bowac´ agrafke˛: wcia˛gne˛ła brzuch i zakołysała
biodrami, re˛ce na wszelki wypadek trzymaja˛c w pobliz˙u.
Hugo, Toby, Myra i Digger az˙ wstrzymali oddech. Za-
wiedli sie˛, poniewaz˙ agrafka wytrzymała te˛ ryzykowna˛
pro´be˛. Rachel zasiadła do stołu i sie˛gne˛ła po jedzenie.
– Domys´lam sie˛, z˙e zamierzalis´cie mnie obudzic´ i po-
cze˛stowac´ tymi nales´nikami. Mam racje˛?

Hugo dziwnie na nia˛ spogla˛dał.
– Hm... owszem.
– Chciałem cie˛ obudzic´ dawno temu – przyznał sie˛

Toby – ale tata mi nie pozwolił.

– Two´j tata jest bardzo dobry. – Us´miechne˛ła sie˛

szeroko. – Dzieli sie˛ ze mna˛ nales´nikami, bekonem i ka-
wa˛. On ma złote serce.

Najwaz˙niejsze jest ubranie.
– Doris przywiozła twoja˛ torbe˛ – oznajmiła Myra

– ale zatrzymała twoje rzeczy... do prania.

– Nie chce˛ ich ogla˛dac´ – rzekła Rachel stanowczym

tonem, przypomniawszy sobie, w jakich okolicznos´ciach
widziała je po raz ostatni. – Bardzo mi sie˛ podoba kremp-
lina i flanela.

– Digger uratował two´j biustonosz – pisna˛ł Toby.
Zatkało ja˛. Uff...
– Flanela, kremplina i koronkowe staniki nie bardzo

przystoja˛ lekarzowi – zauwaz˙ył Hugo.

– Bo nie pasuje do twojego wyobraz˙enia o lekarzu

w białym fartuchu? – zapytała z kwas´nym us´miechem.

– No... nie pasuje – przyznał lekko speszony, co bar-

dzo ja˛ucieszyło. Teraz sam nie wie, co powiedziec´. Udało
sie˛ jej zbic´ go z tropu. To bardzo przyjemne uczucie.

70

MARION LENNOX

background image

Wyja˛tkowo przyjemne. Do tej pory to on ja˛ peszył.

Nareszcie miała szanse˛ mu sie˛ zrewanz˙owac´.

On jednak nie pozostał jej dłuz˙ny.
– Chyba juz˙ rozwia˛zalis´my ten problem – mrukna˛ł.
– Słucham? – Miała usta pełne jajecznicy na bekonie.

Nie zapomniała jeszcze dokuczliwego uczucia głodu,
kto´re towarzyszyło jej poprzedniego dnia, wie˛c z tym
wie˛kszym zapałem zabrała sie˛ do jedzenia.

– Christine przywiezie ci cos´ do ubrania.
– Czerwono-złota Christine? – Spojrzała pytaja˛co na

Toby’ego.

Dla wszystkich było jasne, co kryje sie˛ za tym okre-

s´leniem. Cała tro´jka odpowiedziała jej us´miechem, mimo
z˙e Hugo juz˙ zbierał sie˛ do wyjs´cia.

– To bardzo dobry człowiek. Nie wiem, co bys´my bez

niej zrobili – mo´wił, wstaja˛c od stołu. – Wcale nie jest
czerwono-złota. Po prostu ma własny styl. – Spojrzał na
zegarek. – Zaraz tu be˛dzie, z˙eby odwiez´c´ Toby’ego do
szkoły. Jade˛ teraz do pacjenta. Rachel, jes´li nie masz nic
przeciwko temu, wro´ce˛ po ciebie za godzine˛ i razem
pojedziemy do domu opieki. – Wyraz´nie sie˛ wahał, jakby
powiedział cos´ niestosownego.

– Oczywis´cie. Skoro nie moge˛ sta˛d wyjechac´, to przy-

najmniej postaram sie˛ na cos´ przydac´. Co mam robic´?

– Poz˙ar sie˛ nasila. – Machna˛ł re˛ka˛ w strone˛ okna, za

kto´rym mgiełka zasłaniaja˛ca morze znacznie zge˛stniała.
– Nie zagraz˙a miasteczku dzie˛ki wysiłkom straz˙ako´w,
kto´rzy robia˛ wszystko, by do tego nie dopus´cic´. Wie˛k-
szos´c´ druz˙yn składa sie˛ z ochotniko´w mniej lub bardziej
sprawnych fizycznie i o ro´z˙nym poziomie... zdrowego
rozsa˛dku. Zdarzaja˛ sie˛ najprzero´z˙niejsze wypadki. Mu-
sze˛ jechac´ w go´ry.

71

S

´

LUB NAD OCEANEM

background image

– Domys´lam sie˛, z˙e mam sie˛ zaja˛c´ migrenami, kata-

rem i podobnymi sprawami, podczas gdy ty be˛dziesz
dokonywał heroicznych czyno´w.

– Podejmiesz sie˛?
– Jasne. – Jest w tym człowieku cos´, co zmusza

do us´miechu. Nawet w sytuacji, gdy proponuje bardzo
prozaiczne zaje˛cie, a sam be˛dzie w sercu akcji. – Mimo
z˙e strace˛ okazje˛, z˙eby jeszcze raz poprowadzic´ wo´z stra-
z˙acki.

– Sporo słyszałem o twoich wyczynach. Jestem pod

wraz˙eniem, ale... – Ten us´miech sprawiał, z˙e czuła, jak
fala ciepła zalewa obszary jej ciała, z kto´rych istnienia do
tej pory nie zdawała sobie sprawy. Niesamowite. Ale
bardzo przyjemne. – Nie jestes´ odpowiednio ubrana.

Z obraz˙ona˛ mina˛ popatrzyła na swo´j stro´j.
– Co masz mu do zarzucenia? Bardzo elegancko bym

wygla˛dała we flanelowej piz˙amie za kierownica˛ wozu
straz˙ackiego.

– Agrafka by pus´ciła – parskna˛ł rozbawiony. – Zgo-

da. Podzielimy sie˛ obowia˛zkami, jak włoz˙ysz cos´, co
bardziej przypomina stro´j lekarki. Myra, czy moz˙esz...?

Nie dokon´czył tego zdania, poniewaz˙ drzwi sie˛ otwo-

rzyły i do kuchni wkroczyła Christine.

Nietrudno było ja˛ rozpoznac´. Rachel tylko zerkne˛ła

na nia˛ znad talerza i od razu wiedziała, z kim ma do
czynienia.

Ta dama jest s´liczna. I nie jest obwieszona ozdobami.

Wcale ich nie potrzebuje. Co Hugo o niej powiedział?
,,Ona ma własny styl’’. Zdecydowanie.

Christine była wysoka i miała płomiennorude włosy

zwia˛zane w modny we˛zeł. Ich odcien´ podkres´lał nie-
skazitelna˛ cere˛ oraz regularne rysy twarzy, na kto´rej

72

MARION LENNOX

background image

nie było ani jednej zmarszczki. Miała na sobie czarne
obcisłe spodnie, mikroskopijny biały top, eleganckie cza-
rne szpilki oraz srebrna˛ bransolete˛, kto´ra musiała ko-
sztowac´ krocie.

Wygla˛da jak z galerii sztuki w Sydney, pomys´lała

Rachel, dyskretnie zerkaja˛c na swoja˛ piz˙ame˛. Przypo-
mnieli jej sie˛ ludzie, kto´rych obserwowała podczas wy-
stawy pso´w. Christine do nich nie pasuje.

– Witajcie! – zawołała wesoło Christine, a Rachel

zauwaz˙yła, z˙e us´miechne˛ła sie˛ do Hugona oraz z˙e jego
synek nie podnio´sł wzroku znad s´niadania. – Toby, je-
dziemy?

Przeciez˙ widzisz, z˙e nie skon´czył jes´c´.
Christine postawiła na podłodze wypchana˛ plastikowa˛

torbe˛ i sie˛gne˛ła do dzbanka z kawa˛.

– Boski zapach! Hugo, robisz najlepsza˛ kawe˛ pod

słon´cem.

Myra głos´no odsune˛ła krzesło i ruszyła w strone˛ zle-

wu, podczas gdy Rachel zastanawiała sie˛, kto naprawde˛
zaparzył kawe˛. Sa˛dza˛c po reakcji Myry, nietrudno było
zgadna˛c´.

– Jestes´ ta˛ nowa˛ lekarka˛? – Christine opadła na krzes-

ło Myry. – I masz na imie˛ Rachel. Słyszałam o tobie.
– Skine˛ła w kierunku torby. – Tu sa˛ ubrania, kto´re kupi-
łam w sklepie dyskontowym. Mam nadzieje˛, Hugo, z˙e ci
sie˛ spodobaja˛.

Maja˛ podobac´ sie˛ Hugonowi?! Rachel uniosła brwi,

a Hugo us´miechna˛ł sie˛ niewyraz´nie. Wygla˛dał na lekko
speszonego.

– Powiedziałem Christine, z˙e jestes´ w potrzebie.
– Kto, ja? – rzuciła Rachel nonszalancko. – Podoba

mi sie˛ ta piz˙ama. – Us´miechne˛ła sie˛ do obojga.

73

S

´

LUB NAD OCEANEM

background image

Sklep dyskontowy. Moz˙e lepiej dac´ spoko´j temu te-

matowi. Dzieje sie˛ tutaj cos´, czego nie rozumiesz. Byc´
moz˙e jest to znacznie bardziej istotne niz˙ twoja godnos´c´.

Toby nie odrywa wzroku od talerza, a Myra jest zła.

O co chodzi? Niewaz˙ne. To nie jest two´j dom. Za kilka
dni poz˙ar buszu zostanie opanowany i wyjedziesz.

– Ciuchy sa˛ w tej torbie. – Christine machne˛ła wypie-

le˛gnowana˛ dłonia˛, posyłaja˛c Hugonowi ciepły us´miech.

Moz˙e ich układ to nie moja sprawa, pomys´lała Rachel,

ale jest tu Toby. Siedzi z nosem w grzance.

– Dzie˛kuje˛, Christine – powiedziała. – Ile jestem ci

winna?

– Ja zapłace˛ – odezwał sie˛ Hugo.
Christine ciepłym gestem połoz˙yła mu dłon´ na ra-

mieniu.

– Nie musisz, mo´j drogi. Pan Matheson wie, z˙e ci sie˛

nie przelewa. Nic od ciebie nie wez´mie.

Hugonowi sie˛ nie przelewa? A to ci heca, pomys´lała

Rachel. Wstała od stołu i podniosła torbe˛ Christine. Na-
wet do niej nie zajrzała, ale juz˙ nienawidziła jej za-
wartos´ci.

– Ureguluje˛ nalez˙nos´c´ – oznajmiła – jes´li mi sie˛ przy-

dadza˛. Jes´li nie, odniose˛ je do sklepu. Włas´ciciel nazywa
sie˛ Matheson? Dzie˛kuje˛, Christine.

Spojrzała na nich z go´ry. Gdy Toby podnio´sł na nia˛

wzrok, spojrzała na niego porozumiewawczo, po czym
oddaliła sie˛ z taka˛ godnos´cia˛, na jaka˛ stac´ osobe˛ we fla-
nelowej piz˙amie.

Potwory.
Wszyscy juz˙ wyszli. Christine, by odwiez´c´ Toby’ego

do szkoły, Hugo do pacjenta. Rachel zajrzała do kuchni,

74

MARION LENNOX

background image

gdzie Myra zmywała naczynia. W jej oczach wyczytała
przeraz˙enie.

– Nie moge˛ sie˛ w tym pokazac´.
– Słucham? – Myra wytarła re˛ce i przyjrzała sie˛ Ra-

chel, kto´ra stane˛ła przed nia˛ w kremplinie od Doris Keen.

– Tylko popatrz! – Trzymała w re˛kach czarne spod-

nie. Obszerne i z szerokim paskiem z plastiku. Potem
pokazała jej biała˛ bluzke˛. I jeszcze jedna˛. Oraz gładki
czarny rozpinany sweter. A do tego czarne sandałki na
płaskiej podeszwie. – Sukienka Doris przynajmniej jest
w kwiatki – je˛kne˛ła – a piz˙ama Hugona w paski. Nie
włoz˙e˛ tego, choc´bym całe z˙ycie miała chodzic´ w tej
kiecce od Doris.

– Christine nosi wyła˛cznie rzeczy białe i czarne – od-

parła Myra bez przekonania. – Ale...

– Jej rzeczy sa˛ idealnie skrojone i modne, a to moz˙e

włoz˙yc´ kaz˙dy. Albo nikt. To sa˛ ubrania do trumny!

– Nie przesadzasz?
– Nie! – Rachel dumnie uniosła głowe˛. – Nie zamie-

rzam wygla˛dac´ jak uboga krewna Christine.

– Nie nosisz czarnych rzeczy.
– Nigdy! – Ubrania to jedyne, co miała w z˙yciu.

Nosiła sie˛ kolorowo i z fantazja˛. Jej stroje były wesołe,
wywoływały us´miech na twarzy Craiga, gdy... Nie, nie.
Nie te˛dy droga. Ale nie be˛de˛ chodzic´ w czerni. – Ty masz
ro´z˙owa˛ bluzke˛ – rzekła tonem obraz˙onej nastolatki.

– Wiesz co? – Myra us´miechne˛ła sie˛. – Wszystko juz˙

umyłam. Oficjalnie jestem wolna do powrotu Toby’ego.
Mamy godzine˛, zanim wro´ci doktor.

– No to co?
– Nie ma jeszcze dziewia˛tej, a Eileen Sanderson o-

twiera sklep o dziesia˛tej, ale dla ciebie...

75

S

´

LUB NAD OCEANEM

background image

– Eileen Sanderson?
– Tak, matka Kim.
– O nie. Nie moge˛...
– Eileen ma jedyny porza˛dny sklep z odziez˙a˛ w Cow-

ral. Drogi, ale dobry.

– Ona jest u Kim, w szpitalu.
– Nie, jest w domu. Ida˛c tu, spotkałam jej me˛z˙a, kto´ry

szedł ja˛ zmienic´. Ona mieszka obok sklepu.

– Na pewno poszła spac´.
– O nie, nie Eileen.
– Nie moge˛ tak...
– Rachel, uratowałas´ z˙ycie jej co´rce – mo´wiła Myra.

– Pomagałas´ straz˙akom. Nie ma człowieka w Cowral,
kto´ry by nie rzucił wszystkiego, z˙eby ci pomo´c. – Ze
s´cia˛gnie˛tymi brwiami popatrzyła na czarne spodnie. –
Moz˙e opro´cz Christine. – Rzuciła s´cierke˛ do naczyn´ na
oparcie krzesła, chwyciła Rachel za re˛ke˛ i pocia˛gne˛ła do
swojego auta.

Godzine˛ po´z´niej Hugo wracał do domu pochłonie˛ty

układaniem planu na najbliz˙sze godziny. Poz˙ar sie˛ roz-
przestrzeniał, a prognozy zapowiadały zmiane˛ kierunku
wiatru, co oznacza, z˙e ogien´ zacznie schodzic´ z go´r ku
Cowral. Ge˛sty dym juz˙ dotarł do miasteczka. Było tak
szaro, z˙e musiał wła˛czyc´ s´wiatła mijania. Zaczna˛ sie˛
poparzenia dro´g oddechowych oraz inne. Powietrze juz˙
jest gora˛ce. Jes´li poz˙ar przybierze na sile...

Jestem tu sam. Normalnie to wystarcza. W takim sen-

nym rybackim miasteczku niepotrzebny jest duz˙y zespo´ł.
Na dodatek niewielu lekarzy szuka pracy na prowincji,
a dolegliwos´ci turysto´w, kto´rzy tu napływaja˛ w sezonie,
to za mało dla z˙a˛dnych pienie˛dzy medyko´w. Prawde˛

76

MARION LENNOX

background image

mo´wia˛c, lubie˛ pracowac´ w pojedynke˛, ale teraz jedna
czwarta stanu jest zagroz˙ona. A to oznacza, z˙e zespoły
ratownicze nie przyjada˛. Jestem sam, ale mam przynaj-
mniej Rachel. Jes´li jednak szosa zostanie otwarta choc´by
na pare˛ godzin...

Rachel wyjedzie, pomys´lał z nieche˛cia˛. Ma me˛z˙a,

najgłupszego psa pod słon´cem oraz prace˛. Jest s´wietnym
lekarzem... ale ona sta˛d wyjedzie. Na razie jednak szosa
jest zablokowana, a on ma do dyspozycji wie˛z´nia, kto´ry
powiedział, z˙e chce pracowac´.

Wie˛zien´. Stana˛ł mu przed oczami jej obraz. W tej

idiotycznej piz˙amie. Rozchmurzył sie˛. Ona tu jest. Jes´li
Christine przywiozła jej jakies´ sensowne ubranie...

Zatrzymał auto pod domem, zerkna˛ł na liste˛ spraw do

załatwienia, po czym ruszył na poszukiwanie kolez˙anki
po fachu. Otworzył drzwi i stana˛ł jak wryty. Wielkie
nieba!

Rachel siedziała z Myra˛ przy stole i łuskała groszek.

Odzyskała Penelope! Obydwa psy lez˙ały pod stołem wy-
raz´nie soba˛ zachwycone. Lecz to nie ten widok tak go
poraził.

Rachel była sporo od niego niz˙sza, lecz niedostatek

wzrostu nadrabiała tupetem. Rano, w jego piz˙amie, była
zniewalaja˛ca, ale teraz...

Miała na sobie jaskrawoz˙o´łte legginsy do połowy łyd-

ki oraz biała˛ obszerna˛ koszule˛ w z˙o´łte plamy. Podwine˛ła
re˛kawy jak człowiek, kto´ry wzia˛ł sie˛ do powaz˙nej roboty,
lecz nic z tej powagi nie było w rozpie˛tych guzikach
ukazuja˛cych interesuja˛cy dekolt. Co jeszcze? Niewiele
widział opro´cz tego dekoltu. Kre˛cone kasztanowe włosy
zwia˛zała szeroka˛ z˙o´łta˛ wsta˛z˙ka˛, a na nogi włoz˙yła zło-
to-białe adidasy.

77

S

´

LUB NAD OCEANEM

background image

– To nie sa˛ ubrania od Christine – rzekł po´łgłosem.
– Zgadłes´. Pani Sanderson ma wspaniały gust. Tamte

rzeczy zwro´ciłam, poniewaz˙ nie były w moim stylu. –
Uniosła stope˛ i popatrzyła na nia˛ z zachwytem. – Zło-
to-białe adidasy... Praktyczne?

– Bardzo – je˛kna˛ł.
– Jedziemy do domu opieki? – zapytała.
– Chcesz w tym jechac´ do domu opieki?
– Dlaczego nie?
– Boje˛ sie˛ o ich serca. Nie wiem, czy mi wystarczy

angininy – powiedział. Nikt nie s´mieje sie˛ tak jak ona.

– Chcesz powiedziec´, z˙e mo´j stro´j nie spodoba sie˛

staruszkom?

– Nie wiem – wykrztusił. – Nie wiem, czy kiedy-

kolwiek widzieli cos´ takiego. – Patrzył na jej buty. – Nie
boisz sie˛, z˙e złoto-białe buty nie sprawdza˛ sie˛ w popiele?

– To je wypiore˛. Za skarby s´wiata nie włoz˙e˛ sandało´w

od Doris. Moz˙e one sa˛ praktyczne, ale ja nie.

– Domys´lam sie˛.

Staruszkowie wpadli w zachwyt nie tylko na widok jej

stroju, ale od razu polubili ja˛ sama˛.

W takim upale i w tak zadymionym powietrzu moz˙na

było sie˛ spodziewac´, z˙e leczenie dolegliwos´ci szes´c´dzie-
sie˛ciu leciwych emeryto´w zajmie Hugonowi po´ł dnia,
lecz powaz˙nych problemo´w było zaledwie kilka. Hugo
zaplanował, z˙e zajmie sie˛ skomplikowanymi przypad-
kami, pozostawiaja˛c Rachel rutynowe badania, lecz ona
zbuntowała sie˛ natychmiast po tym, jak przedstawił ja˛
wszystkim zebranym w s´wietlicy.

– Dlaczego jeszcze tu jestes´? – rzuciła wojowniczym

tonem pod jego adresem.

78

MARION LENNOX

background image

– Mam do zbadania kilku przykutych do ło´z˙ka pac-

jento´w.

– Chcesz powiedziec´, z˙e nie potrafie˛ sie˛ nimi zaja˛c´?
– Nie, ale...
– Nie masz nic innego do roboty?
– Jasne, z˙e ma – wtra˛cił sie˛ Don, barczysty brodaty

piele˛gniarz rozbawiony ta˛ niezwykła˛ wymiana˛ zdan´ oraz
zdumionym spojrzeniem Hugona. – Juz˙ do nas dzwonili
ze szpitala, z˙e czeka na ciebie kilku poparzonych straz˙a-
ko´w i syn Harry’ego Petersa. Chłopak spadł z wozu
straz˙ackiego i złamał re˛ke˛. Hugo, jestes´ tam potrzebny.

– Nie moge˛ cie˛ tu zostawic´ – upierał sie˛ Hugo, spog-

la˛daja˛c spode łba na z˙onkilowa˛ zjawe˛.

– Dlaczego? – Z

˙

onkilowa zjawa wspie˛ła sie˛ na z˙on-

kilowe palce i gniewnie zajrzała mu w oczy. – Czy chcesz
przez to powiedziec´, z˙e jestes´ lepszym lekarzem ode
mnie?!

– Nie, ale...
– Wie˛c zaprowadz´ mnie do tych pacjento´w, o kto´rych

najbardziej sie˛ niepokoisz, i sie˛ sta˛d zwijaj! Marnuje pan
czas, doktorze McInnes.

Marnuje˛ czas? Jeszcze nikt nie zarzucił Hugonowi

McInnesowi, z˙e marnuje czas. Z wraz˙enia az˙ go zatkało.

– Lepiej wez´cie sie˛ do roboty – powiedział Don,

zaintrygowany i zarazem rozbawiony. – Hugo, na co
czekasz?

Nie miał zielonego poje˛cia, co go zatrzymuje.

79

S

´

LUB NAD OCEANEM

background image

ROZDZIAŁ PIA˛TY

To zadanie okazało sie˛ trudniejsze, niz˙ Rachel sie˛

spodziewała. Przez ostatnie cztery lata była zatrudniona
na oddziale nagłych wypadko´w, lecz tutaj nikt nie wyma-
gał natychmiastowej pomocy. Musiała za to przypomniec´
sobie zaje˛cia z okresu studio´w: jak opatruje sie˛ i leczy
owrzodzenia, na czym polega opieka nad pacjentem cier-
pia˛cym na długofalowe skutki uboczne wywołane przez
kortyzon, kto´ry podawano mu przez czterdzies´ci lat z po-
wodu gos´c´ca, jak zachowac´ sie˛ przy ło´z˙ku konaja˛cej
kobiety licza˛cej dziewie˛c´dziesia˛t osiem lat, kto´ra nadal
potrafiła sie˛ us´miechac´, a na powitanie nawet us´cisne˛ła
jej dłon´.

Rachel sama prosiła Hugona, by pozwolił jej zaja˛c´ sie˛

staruszkami. Dopiero gdy odjechał, uprzytomniła sobie,
jak ogromne okazał jej zaufanie.

– Przyjade˛ po ciebie w porze lunchu – obiecał, po

czym ruszył do swoich pacjento´w oraz do straz˙ako´w.

Staruszkowie wykazali sie˛ ogromnym sercem. Wszy-

scy bez wyja˛tku starali sie˛ byc´ pomocni, a Don nie od-
ste˛pował jej na krok. Kaz˙dy wiedział, czego mu trzeba.

– Doktor Hugo zakłada mi takie opatrunki – oznaj-

miła wiekowa pani Collins, zanim Don zda˛z˙ył otworzyc´
usta. Rachel us´miechne˛ła sie˛ do niego dyskretnie i potul-
nie zacze˛ła opatrywac´ noge˛ starszej pani wskazanym
opatrunkiem.

background image

– Mam wraz˙enie, z˙e ten dom funkcjonowałby dosko-

nale bez naszych wizyt – zauwaz˙yła.

– Nauczylis´my sie˛ byc´ samowystarczalni – odparł

Don. – Sa˛ takie dni, kiedy Hugo nas nie odwiedza.

– Jak wyjez˙dz˙a na urlop?
– Kiedy zatrzymuja˛ go nagłe wypadki w Cowral. Tyl-

ko wtedy. Doktor McInnes nie bierze urlopu.

– Jak to? Nigdy?
– Ostatni raz wyjechał na wakacje trzy lata temu. –

Pochylił sie˛, by przytrzymac´ gazik. Pacjentka, okropnie
zaintrygowana taka˛ z˙onkilowa˛ lekarka˛, przysłuchiwała
sie˛ rozmowie. – Podejrzewam, z˙e on nie rozumie słowa
wakacje. W lecie Christine zabiera Toby’ego do babci,
do Nowego Jorku. Za pienia˛dze Hugona. I na tym koniec.

– To bardzo ponury z˙ywot.
– Teraz jest lepiej niz˙ wtedy, kiedy miał z˙one˛ – od-

rzekł piele˛gniarz. – Zdarzaja˛ sie˛ takie małz˙en´stwa. Nie-
warte funta kłako´w.

Hm.
– Czy aby na pewno powinienes´ mnie o tym informo-

wac´? – zaniepokoiła sie˛ Rachel, unosza˛c brwi i spogla˛da-
ja˛c znacza˛co na brodacza, kto´ry szeroko sie˛ us´miechna˛ł.

– Nie powinienem. Ale jaki sens miałoby z˙ycie, gdy-

by nie moz˙na było plotkowac´? Mam racje˛, pani Collins?

– S

´

wie˛ta prawda. – Staruszka omiotła wzrokiem Ra-

chel, po czym chwyciła ja˛ za re˛ke˛. – Pani jest me˛z˙atka˛
– stwierdziła, patrza˛c jej surowo w oczy.

– Tak.
– Nie w separacji ani nic z tych rzeczy?
– Nie.
– I jak ugasza˛ poz˙ar i otworza˛ szose˛, to wro´ci pani do

me˛z˙a?

81

S

´

LUB NAD OCEANEM

background image

Jest tylko jedna odpowiedz´.
– Oczywis´cie.
Staruszka nie spuszczała z niej oczu. Zdaje sie˛, z˙e

w tym miasteczku informacje rozchodza˛ sie˛ lotem błys-
kawicy.

– Słyszałam, z˙e kło´cilis´cie sie˛ na wystawie pso´w.

Doszło do mnie, z˙e on jest niesympatyczny i gburowaty.
I nie przeja˛ł sie˛ tym, z˙e nasza Kim moz˙e umrzec´.

– Nikt w Cowral nie widział mojego me˛z˙a.
– Na pierwszy rzut oka...
Były obszary, na kto´re Rachel nie zamierzała sie˛ zape˛-

dzac´. Nie jest zobowia˛zana udzielac´ wyjas´nien´.

– Tutaj nikt go nie zna – powto´rzyła.
– Pani Collins, nadmierna ciekawos´c´ to pierwszy sto-

pien´ do piekła – wtra˛cił sie˛ Don. – Niech pani uwaz˙a,
z˙eby jodyna nie wylała sie˛ pani na noge˛.

Staruszka zmruz˙yła oczy i rozes´miała sie˛.
– Racja. Dostałabym za swoje. Ale nie tylko ja jestem

ciekawska. Pani doktor tez˙ bardzo by chciała usłyszec´
cos´ o naszym doktorze. Tak samo jak my o pani.

– Wie˛c niech jej pani opowie. – Don był po pie˛c´-

dziesia˛tce. Wygla˛da jak osobnik zadowolony z z˙ycia,
pomys´lała Rachel. Jak piele˛gniarz, kto´ry pos´wie˛cił sie˛
opiece nad chorymi i be˛dzie to robił, dopo´ki starczy mu
sił. To miłe. W Cowral z˙yje sie˛ pełnia˛ z˙ycia. Do tej pory
w ogo´le nie brała pod uwage˛ praktyki na prowincji.
Moz˙e...

Moz˙e, kiedy Craig...
– Małz˙en´stwo naszego doktora było do niczego – za-

cze˛ła pani Collins, a Rachel postanowiła sie˛ skupic´. Przy-
szło jej to łatwo, poniewaz˙ istotnie zz˙erała ja˛ ciekawos´c´.
– Jego matka mys´lała tylko o pienia˛dzach. Przy pierwszej

82

MARION LENNOX

background image

nadarzaja˛cej sie˛ okazji zwiała do Sydney i wie˛cej w Cow-
ral jej nie widzielis´my. Stary doktor McInnes, dziadek
naszego doktora, mieszkał tu od zawsze, wie˛c jak tylko
matka Hugona chciała pozbyc´ sie˛ dziecka, co zdarzało sie˛
bardzo cze˛sto, wysyłała go do dziadka. Młody doktor
kochał go bezgranicznie. Potem stary miał wylew, akurat
gdy Hugo ukon´czył studia, wie˛c wnuk przyjechał do
Cowral i juz˙ tu został. Moim zdaniem nie miał wyboru.
Po pierwsze był do dziadka bardzo przywia˛zany, a po
drugie ugrza˛zł...

Ach tak, czyli wcale nie jest tu z wyboru...
– Na pocza˛tku nie wiedział, co ze soba˛ zrobic´ – podja˛ł

Don. Niezła para, pomys´lała Rachel. Piele˛gniarz, kto´ry
bardziej by pasował do chaty drwala niz˙ do domu star-
co´w, oraz wiekowa staruszka z inteligentnym błyskiem
w oczach. A moz˙e jest to figlarny błysk? – Stary doktor
pare˛ lat chorował, a Hugo opiekował sie˛ nim i mu po-
magał. To musiał byc´ dla niego spory wstrza˛s: praktyka
na wsi. Wczes´niej pracował w wielkim mies´cie.

– Potem poznał Beth – uzupełniła staruszka. – Chris-

tine i Beth. Przyjechały tu malowac´. Ich rodzice sie˛
rozwiedli. Ojciec miał w Cowral domek rybacki, wie˛c
korzystały z darmowego dachu nad głowa˛. Były bez
grosza, ale uwaz˙ały, z˙e sa˛ najwaz˙niejsze w s´wiecie. Ich
matka ma atelier w Nowym Jorku. Obydwie sie˛ ubierały
jak na Manhattanie. Kre˛ciły nosem, z˙e tutaj nikt nie umie
zaparzyc´ kawy.

– Były egzotyczne i atrakcyjne – cia˛gna˛ł Don. – O-

pro´cz tego bardzo, ale to bardzo kosztowne. Ich obrazo´w
nikt nie rozumiał, wie˛c szybko doszły do wniosku, z˙e
jedna z nich powinna wyjs´c´ za naszego doktora.

– A on tak strasznie sie˛ nudził, z˙e dał sie˛ na to nabrac´

83

S

´

LUB NAD OCEANEM

background image

– wyjas´niła pani Collins. Gawe˛dziarski tandem. Piele˛g-
niarz i starsza pani niemal sie˛ przekrzykiwali. To dziwne.
Moz˙e zalez˙y im na tym, by opowies´c´ nabrała wie˛kszej
dramaturgii? – Czuł sie˛ tu osaczony potrzebami miesz-
kan´co´w i potrzebami dziadka. Beth była pie˛kna i przypo-
minała mu o z˙yciu w duz˙ym mies´cie. Wa˛tpie˛, z˙eby maja˛c
za przykład swoich rodzico´w, wiedział, jak wygla˛da po-
rza˛dne małz˙en´stwo. Wie˛c oz˙enił sie˛ z Beth i spłodził
Toby’ego.

– Bez sensu... – Don pokre˛cił głowa˛ i zerkna˛ł na

Rachel, jakby sie˛ zastanawiał, co jeszcze dodac´. – To
małz˙en´stwo nie miało szansy. Beth wyszła za niego,
kieruja˛c sie˛ błe˛dnymi motywami. Podejrzewam, z˙e i Hu-
go nie miał poje˛cia, dlaczego na to sie˛ zdecydował.
Z

˙

adne nie wiedziało, czym jest zwia˛zek dwojga ludzi.

Beth urza˛dziła dom w koszmarnym stylu, lecz wcale nie
była szcze˛s´liwa. Rzucała Hugona dwa razy. A kiedy
dowiedziała sie˛, z˙e jest w cia˛z˙y, odeszła na dobre. Chcia-
ła usuna˛c´ cia˛z˙e˛, ale Hugo protestował. Opuszczaja˛c go,
wybrała kompromis. Ja wiem, z˙e to brzmi bez sensu, ale
Beth nie wiedziała, o co jej w z˙yciu chodzi. Nie miesz-
kała z Hugonem, kiedy Toby sie˛ urodził. Była wtedy
z jakims´ malarzyna˛ w Sydney.

– Ale nadal cia˛gne˛ła od niego pienia˛dze – dodała pani

Collins.

– Zaraz potem umarła. Rzucawka. Podobno duz˙o pili

z tym facetem. Nie dbała o cia˛z˙e˛, ale Toby na tym nie
ucierpiał. Przyszedł na s´wiat przez cesarskie cie˛cie, ale
dla niej było juz˙ za po´z´no. Nasz doktor strasznie to
przez˙ył. Dre˛czyło go poczucie winy, z˙e nie starał sie˛
sprowadzic´ jej do domu. Jej siostra tylko to w nim po-
głe˛biała.

84

MARION LENNOX

background image

– Christine... – szepne˛ła Rachel.
– A tak, Christine. – Don wzruszył ramionami. – Zo-

stała w Cowral, bo tu ma dom, ale nienawidzi tego
miasteczka. Jej obrazy sie˛ nie sprzedaja˛, a to, co czasami
za nie dostanie, wydaje na głupoty. Moz˙na by jej wspo´ł-
czuc´, gdyby nie była taka cholernie... protekcjonalna. Nie
ma pienie˛dzy. Mieszka tu i nikomu nie pozwala zapom-
niec´ o Beth. Cia˛gle wpe˛dza Hugona w poczucie winy.
,,Moja kochana Beth’’, stale powtarza, i kaz˙e im miesz-
kac´ w tej kaplicy. ,,Nie wolno nam nigdy zapomniec´
o matce Toby’ego.’’ Ale to, z˙e Beth i Hugo z˙yli jak pies
z kotem...

– Ona chce sie˛ wydac´ za doktora. – Pacjentka po-

stanowiła dorzucic´ swoje trzy grosze. – I w kon´cu go do
tego zmusi. Wymogła na nim, z˙eby Toby spe˛dzał z nia˛
czas. ,,Bo to jego jedyny kontakt z rodzina˛ matki’’. Tak
gra na emocjach doktora, z˙e on nie s´mie niczego zmienic´
w tym domu.

Dosyc´ tego dobrego, pomys´lała Rachel. Opatrunek juz˙

dawno zmieniony. Nie wypada, by lekarz plotkował
o drugim lekarzu z jego pacjentami oraz z piele˛gniarzem.

– Musze˛ zaja˛c´ sie˛ naste˛pnymi – os´wiadczyła.
– Od kaz˙dego usłyszy pani to samo – ostrzegła ja˛

pani Collins. – Nasz doktor jest na dobrej drodze, z˙eby
dac´ sie˛ wmanewrowac´ w drugie małz˙en´stwo z taka˛ sama˛
nieudacznica˛ jak pierwsza. To, co robi, jest okropne.

Wychodza˛c z pokoju, Rachel zastanawiała sie˛, co jest

okropne. Takie małz˙en´stwo, czy sztuka Christine?

A moz˙e wcale nie musi sie˛ zastanawiac´?

– Jak ci poszło?
Przyjechał po nia˛ spo´z´niony po´ł godziny. Tłumaczył

85

S

´

LUB NAD OCEANEM

background image

sie˛, z˙e zatrzymał go drobny wypadek, ale z jego twarzy
wyczytała, z˙e było to cos´ znacznie powaz˙niejszego niz˙
,,drobny wypadek’’. Wygla˛dał jak człowiek u kresu sił.

– Co sie˛ stało? – zapytała, lecz on pokre˛cił głowa˛.
– Jak sobie radziłas´ ze staruszkami? – Niezbyt tak-

townie zmienił temat. Oto facet, kto´ry pracuje w poje-
dynke˛, pomys´lała. Sam dz´wiga na barkach odpowiedzial-
nos´c´ za zdrowie całego miasta.

– Dziadkowie sa˛ rozkoszni – oznajmiła. – Poznałam

nie tylko historie ich choro´b, ale i z˙yciorysy chyba wszyst-
kich mieszkan´co´w.

– Ła˛cznie z moim? – Us´miechna˛ł sie˛ z przymusem.
– Oczywis´cie. – Sadowia˛c sie˛ w samochodzie, od-

wzajemniła us´miech Hugona. – Jak moz˙esz w to wa˛tpic´?

Skrzywił sie˛.
– Czy twoje z˙ycie uczuciowe tez˙ rozpracowali?
– Moje? – Uniosła brwi. – Ja nie mam z˙ycia uczucio-

wego.

– Masz me˛z˙a.
– Mam – przyznała.
– Ma˛z˙ i uczucia. Czy to nie to samo?
Kiedys´ tak było. Dawno temu.
– Gdzie jedziemy? – Nie tylko jemu wolno bezkarnie

zmieniac´ temat. Trzeba oddalic´ sie˛ od ryzykownych re-
jono´w.

– Zawioze˛ cie˛ na lunch. Potem ty odpoczniesz, a ja...
– A ty be˛dziesz dalej tyrał.
– Taki mam zamiar.
– Wykluczone. – Pokre˛ciła głowa˛. – To jest głupi

plan.

– Słucham?
– Pracowałes´ rano, kiedy jeszcze spałam. Potem ja

86

MARION LENNOX

background image

przepracowałam trzy godziny, a ty juz˙ szes´c´, wie˛c dla-
czego teraz mam sie˛ nudzic´, a ty be˛dziesz bawił sie˛
w doktora?

– Wcale nie musisz sie˛ nudzic´ – stwierdził. – Moz˙esz

po´js´c´ na spacer z Penelope.

– Wczoraj wieczorem naspacerowałam sie˛ po dziurki

w nosie. Mam dosyc´ na najbliz˙sze po´ł roku.

– To co chcesz robic´?
– Zjes´c´ lunch, a potem zaja˛c´ sie˛ czyms´ poz˙ytecznym.

Jes´li zostane˛ zmuszona do pozostania w domu na całe
popołudnie, moge˛ zrobic´ cos´ niestosownego, na przykład
zedre˛ ze s´cian tapety w salonie. – Jego twarz ste˛z˙ała.
– Nie wierze˛, z˙e lubisz takie brokaty!

– Jestem Christine dozgonnie wdzie˛czny – os´wiad-

czył zmienionym tonem.

– Ja takz˙e jestem jej wdzie˛czna, ale z tego powodu nie

chodze˛ w brokatach. Ani nawet w ubraniach, kto´re dla
mnie wybrała.

– Zranisz jej uczucia.
– Czyz˙by? – Popatrzyła na niego z niedowierzaniem.

– Czy to dlatego mieszkasz ws´ro´d brokato´w? Naprawde˛
uwaz˙asz, z˙e nie spałaby po nocach, gdybys´ powiedział:
,,Dzie˛ki, Christine, to bardzo ładnie z twojej strony, ale
nie gustuje˛ w czerwono-złotych materiałach’’?

Hugo s´cia˛gna˛ł brwi.
– O co ci chodzi? Nie lubie˛ z˙o´łtego.
– Toby twierdzi, z˙e lubisz.
– Nie lubie˛.
– Nie podoba ci sie˛ z˙o´łty samocho´d pana Adding-

tona?

Ka˛ciki jego warg drgne˛ły, jego twarz pojas´niała.
– Ska˛d wiesz o samochodzie Addingtona?

87

S

´

LUB NAD OCEANEM

background image

– Od Toby’ego. Nie podoba ci sie˛?
– Jasne, z˙e mi sie˛ podoba. To jest ferrari.
– I tylko to jest w nim takie atrakcyjne? Wolałbys´,

z˙eby był czerwono-złoty? Aston martin Michaela jest
czerwony. Nienawidze˛ tego auta.

Unio´sł brwi zaintrygowany.
– Co jest grane mie˛dzy wami? Nienawidzisz jego psa.

Nienawidzisz jego auta. Kło´cisz sie˛ z nim na oczach
całego tłumu, a on zostawia cie˛ w miasteczku zagroz˙o-
nym poz˙arem.

– Co z tego? – Wzruszyła ramionami.
Jej chłodny ton go nie znieche˛cił.
– Co to za małz˙en´stwo, doktor Harper?
Powiedziec´ mu? Nie. Lepiej nie ogla˛dac´ jego reakcji.

Nie lubiła o tym mo´wic´. Na twarzach rozmo´wco´w poja-
wiał sie˛ wo´wczas wyraz niedowierzania i zaskoczenia.
Lepiej wykorzystac´ Michaela jako kozła ofiarnego, ni-
by-me˛z˙a, z˙eby ukryc´ rzeczywisty bo´l.

– Wcale nie nienawidze˛ Penelope. – Poruszyła naj-

mniej kontrowersyjny temat. – Dlaczego tak uwaz˙asz?

– Nie kochasz jej!
– Bo jest... beznadziejna. – Us´miechne˛ła sie˛ zado-

wolona, z˙e oddalili sie˛ od osobistych temato´w. – Dok-
torze, niech pan sie˛ podzieli ze mna˛ swoimi obowia˛-
zkami. Niech mnie pan nie zamyka na reszte˛ dnia w czte-
rech czerwono-złotych s´cianach w towarzystwie durnego
psa.

– Mam w planie wyjazd na front walki z ogniem. Do

punktu dowodzenia. Chłopcy zaczynaja˛ miec´ objawy po-
draz˙nienia dro´g oddechowych i wyczerpania z powodu
wysokiej temperatury. Jest tez˙ sporo poparzen´, ale nie
moga˛ sie˛ wycofac´.

88

MARION LENNOX

background image

– Moge˛ jechac´ z toba˛?
– W tym stroju? – Unio´sł brwi.
– Chyba nie – przyznała. – Moz˙e w sklepie pani

Sanderson znajdzie sie˛ cos´ troche˛ bardziej odpowied-
niego.

– Wpadniemy do domu po kanapki, a potem zawioze˛

cie˛ do remizy. – Us´miechna˛ł sie˛ zniewalaja˛co. – Wa˛tpie˛,
z˙eby pani Sanderson miała jakies´ modele z z˙o´łtej kolek-
cji strojo´w straz˙ackich.

Paliło sie˛ znacznie bliz˙ej miasteczka, niz˙ mys´leli.
Cowral lez˙y na po´łwyspie, pie˛c´ mil od Narrows, wa˛s-

kiego pasa ziemi ła˛cza˛cego miasteczko ze stałym la˛dem.
Narrows to go´rzysty busz, kto´ry teraz płona˛ł. Hugo za-
mierzał dojechac´ za pierwsze pasmo wzgo´rz, lecz musiał
zatrzymac´ sie˛ przed blokada˛ juz˙ u ich podno´z˙a. Stamta˛d
zostali skierowani do punktu dowodzenia, kto´ry prze-
nio´sł sie˛ bardziej na południe.

– Cholera! – Hugo zjechał na pobocze. Wiatr nieco

zelz˙ał, wie˛c kłe˛by dymu szły prosto w niebo pos´ro´d
je˛zoro´w ognia buchaja˛cych ws´ro´d skał.

Rachel po raz pierwszy zacze˛ła sie˛ naprawde˛ bac´.

Do tej pory poz˙ar jawił jej sie˛ zaledwie jako tło takz˙e
jej dotykaja˛cych problemo´w. To przez niego ugrze˛zła
w Cowral. Nie było z˙adnego innego powodu. Australij-
czycy sa˛ przyzwyczajeni do poz˙aro´w buszu i to jest po
prostu zwyczajny poz˙ar. W buszu.

A jes´li przerodzi sie˛ w cos´ gorszego? Popatrzyła po

sobie. Straz˙ak w remizie ubrał ja˛ w kombinezon, solidne
sko´rzane buty oraz kask ochronny. Omal nie pe˛kła ze
s´miechu, zobaczywszy sie˛ w lustrze. Ale teraz wcale nie
było jej wesoło.

89

S

´

LUB NAD OCEANEM

background image

– Prawdziwe piekło – szepne˛ła.
– Rano stracilis´my jednego straz˙aka.
– Stracilis´cie go?
– Zmienił sie˛ kierunek wiatru, a on za bardzo oddalił

sie˛ od zespołu. Płomienie odcie˛ły mu droge˛. Nic nie
moz˙na było zrobic´, z˙eby go ratowac´. Koledzy byli bezsi-
lni. Przywiez´li zwłoki do Cowral, zanim wyjechałem po
ciebie.

Nic dziwnego, z˙e był przygne˛biony.
– Dlaczego mi o tym nie powiedziałes´?
– Włas´nie to zrobiłem.
Bo nie było potrzeby, pomys´lała. A moz˙e nawet była,

ale Hugo jest od dawna zdany sam na siebie i w ogo´le nie
zdaje sobie z tego sprawy. Dzielenie sie˛ traumatycznymi
przez˙yciami, rozmowa o nich to jedyny sposo´b, by prze-
trwac´ w takich sytuacjach. Lecz Hugo radzi sobie bez
tego.

– Do czego moge˛ ci sie˛ przydac´? – zapytała cicho,

a on przyjrzał sie˛ jej badawczo.

– Jes´li naprawde˛ chcesz pomo´c...
– Juz˙ powiedziałam, z˙e chce˛. – Nagle sie˛ rozzłos´ciła.

– Masz zespo´ł. Pogo´dz´ sie˛ z ta˛ mys´la˛.

– Nie chciałem...
– Wykorzystaj mnie – powiedziała zme˛czonym gło-

sem. – Po prostu wykorzystaj.

Popatrzył na nia˛ podejrzliwie.
– Zespo´ł, kto´ry był przy s´mierci Barry’ego, nadal jest

w akcji. Maja˛ wro´cic´ o drugiej. Chce˛ ich obejrzec´. To
be˛dzie dramat. Z

˙

aden nie zgodził sie˛ zejs´c´ wczes´niej,

przed kon´cem zmiany, wie˛c obiecałem, z˙e be˛de˛ na nich
czekał.

– Zamierzasz zrobic´ odprawe˛ naste˛pnym zespołom?

90

MARION LENNOX

background image

– W zeszłym roku, w porze poz˙aro´w, musiałem ode-

słac´ do domu jednego z ochotniko´w z powodu zaczadze-
nia. Nikomu nie powiedział, z˙e ma trudnos´ci z oddycha-
niem, po czym zacza˛ł sie˛ dusic´. Dotarł do mnie w ostat-
niej chwili. Chce˛, z˙eby wszyscy zostali poinformowani
o zagroz˙eniach, nawet jes´li usłysza˛ to po raz pia˛ty. Trze-
ba wbic´ im do głowy, z˙e musza˛ duz˙o pic´. Zawodowym
straz˙akom, a nawet dobrze wyszkolonym ochotnikom,
przydzielono teraz pomocniko´w, kto´rzy maja˛ szlachetne
intencje, ale zielonego poje˛cia o zasadach bezpieczen´st-
wa. Ten facet, dzisiaj rano... po szes´c´dziesia˛tce, prowa-
dził sklep z artykułami z˙elaznymi. Uwaz˙ał, z˙e wszystko
wie. Szef grupy bardzo to przez˙ywa. Przeszkolił ochot-
niko´w, ale ja chce˛ raz na zawsze wbic´ im do głowy pewne
zasady. Nie z˙ycze˛ sobie wie˛cej trupo´w.

– Moge˛ sie˛ tego podja˛c´.
– Przedstaw im to z jak najokropniejszej strony – po-

lecił jej. – Tam nikt nie dostaje drugiej szansy.

Po´ł godziny po´z´niej w kombinezonie, wysokich bu-

tach i w kasku wygłosiła pogadanke˛ dla grupy oso´b, kto´re
podobnie jak ona zupełnie nie pasowały do tej scenerii.
Hugo zaja˛ł sie˛ kolegami zmarłego ochotnika, ona reszta˛
ludzi. Starała sie˛, by jej słowa brzmiały przekonuja˛co
i stanowczo.

Nawet jej sie˛ to udało. Az˙ dziw, ile człowiek potrafi

w sytuacjach podbramkowych.

– Musicie duz˙o pic´ – mo´wiła – cały czas miec´ przy

sobie wode˛. Nie wolno zdejmowac´ kasku, nawet na chwi-
le˛, ani odziez˙y ochronnej. Jes´li cokolwiek zacznie wam
dolegac´, natychmiast sie˛ zgłaszajcie. Cokolwiek – po-
wto´rzyła z naciskiem. – Jes´li zaczniecie kasłac´, wracajcie

91

S

´

LUB NAD OCEANEM

background image

do bazy. Bo´l w klatce piersiowej, drapanie w gardle, bo´le
w nogach, oboje˛tnie co, natychmiast wracajcie tutaj. Nie
ma medali za brawure˛. Ryzykuja˛c swoje z˙ycie, naraz˙acie
cały zespo´ł. Teraz, zanim sie˛ rozstaniemy, proponuje˛,
z˙ebys´cie po kolei opowiedzieli mi pokro´tce o stanie wa-
szego zdrowia i jes´li cos´ was niepokoi, chce˛ o tym wie-
dziec´. Jasne? Teraz!

– Ona jest niesamowita – szepne˛ła Hugonowi do ucha

jedna z dziewcza˛t przysłuchuja˛ca sie˛ odprawie.

Miriam nalez˙ała do grupy przeszkolonych ochotni-

ko´w. Była w tym samym zespole co Barry, straz˙ak, kto´ry
zgina˛ł. Miała poparzona˛ re˛ke˛ i była w lekkim szoku po
porannym wypadku. Opatrzywszy ja˛, Hugo postanowił
odesłac´ ja˛ do domu.

– Taaak, niesamowita – przyznał. – Apodyktyczna.
– Jakby sie˛ tego uczyła.
– Apodyktycznos´ci? To bardzo prawdopodobne.
– Szkoda, z˙e taka nie jestem – westchne˛ła Miriam.

– Barry wiedział, co mamy robic´. Jes´li cos´ po´jdzie nie
tak, mielis´my wzywac´ pomoc, ale kiedy wiatr sie˛ odwro´-
cił, on jak ope˛tany rzucił sie˛ do walki z ogniem. Zacze˛-
lis´my sie˛ wycofywac´, a on został, traktuja˛c poz˙ar jak o-
sobiste wyzwanie. I potem nagle płomienie go otoczyły.
Gdybym była troche˛ bardziej apodyktyczna...

– Barry i tak by cie˛ nie posłuchał – rzekł łagodnym

tonem Hugo. Na co dzien´ Miriam pracowała jako urze˛d-
niczka w ratuszu. Zupełnie nie pasowała do tej scenerii.
– Barry uznawał tylko autorytet zwierzchnika.

– Ale polecenie tej twojej Rachel by wypełnił – stwier-

dziła Miriam. – Wystarczy posłuchac´ jej głosu. Ona spra-
wia wraz˙enie, jakby wszystko miała pod kontrola˛.

To prawda.

92

MARION LENNOX

background image

Co ona powiedziała? ,,Ta twoja Rachel’’?
Jego Rachel. Denerwuja˛ce sformułowanie. Miriam

chciała powiedziec´, z˙e on i Rachel tworza˛ zespo´ł, ale
zasugerowała cos´ wie˛cej. Wysłuchiwała teraz racji star-
szego wiekiem me˛z˙czyzny, kto´ry przekonywał ja˛, dla-
czego nalez˙y przydzielic´ go do grupy ochotniko´w. Był to
Sam Nieve. Cholera. To oczywiste, z˙e on do tego sie˛ nie
nadaje. Hugo postanowił interweniowac´. Nie słyszał od-
powiedzi Rachel, ale zanim do nich podszedł, zauwaz˙ył,
z˙e ramiona me˛z˙czyzny nie opadły, za to niedoszły straz˙ak
zdja˛ł kask i odszedł z bardzo waz˙na˛ mina˛. Po chwili jego
samocho´d ruszył w strone˛ miasteczka. Hugo odetchna˛ł
z ulga˛.

Sam Nieve jest chory na serce. Na froncie walki

z ogniem nie byłoby z niego z˙adnego poz˙ytku, ale jest
tak samo uparty jak Barry. Jak ona go przekonała? Tylko
jej mogło sie˛ to udac´. Ta kobieta jest niesamowita.

Jego Rachel? Nic z tych rzeczy. Ta kobieta ma me˛z˙a.

Jest... zaje˛ta.

Trzy godziny po´z´niej postanowili wracac´ do miastecz-

ka, poniewaz˙ na Hugona czekali pacjenci. Przez ten czas
jedna grupa zakon´czyła swoja˛ zmiane˛, a zasta˛piła ja˛
druga. Pomoc lekarska be˛dzie potrzebna przy kolejnej
zmianie, lub wczes´niej w razie nagłego wypadku.

– Bardzo dobrze sie˛ spisałas´ – powiedział Hugo,

czym bardzo ja˛ rozzłos´cił.

– Oczekujesz, z˙e ja tez˙ be˛de˛ ci prawic´ komplementy?
– Nie. Co powiedziałas´ Samowi, z˙eby odwies´c´ go od

gaszenia poz˙aru?

– Naprawde˛ chcesz to usłyszec´?
– Tak.

93

S

´

LUB NAD OCEANEM

background image

– Wykorzystałam ciebie.
– Mnie?
– Powiedziałam mu, z˙e w cia˛gu dwo´ch dni straciłes´

dwo´ch pacjento´w, wie˛c po pierwsze w kostnicy nie ma
juz˙ miejsca, a po drugie, z˙e na pewno bys´ sie˛ załamał,
gdyby umarła jeszcze jedna osoba, oraz z˙e całe Cowral
miałoby mu za złe, z˙e pozbawił miasteczko opieki lekars-
kiej.

– Serdeczne dzie˛ki – mrukna˛ł pod nosem.
– Powiedziałam mu tez˙, z˙e tutaj potrzebna jest nie

tylko siła fizyczna. Uprzytomniłam mu, z˙e jes´li ogien´
podejdzie bliz˙ej miasteczka, wszystkie dachy powinny
byc´ oczyszczone i wszystkie we˛z˙e do podlewania ogro´d-
ko´w sprawne. – Us´miechne˛ła sie˛ na widok jego wielkich
oczu. – Podejrzewam, z˙e rynny pana Nieve tez˙ nie sa˛
droz˙ne, bo ta uwaga zrobiła na nim spore wraz˙enie.
Kazałam mu poprosic´ dyrektora szkoły o wypoz˙yczenie
kilku starszych ucznio´w, kto´rzy przejda˛ sie˛ po domach
i sprawdza˛ stan dacho´w i rynien.

Hugo zagwizdał przez ze˛by.
– Sprytna jestes´.
– Ale to jest s´wie˛ta prawda.
– Co?
– To, z˙e nie z˙yczysz sobie wie˛cej zgono´w.
– Jestes´ tego pewna?
Spojrzała na niego spod opuszczonych powiek.
– Osobis´cie jestem za zgonami – stwierdziła z udawa-

na˛ powaga˛, by go rozs´mieszyc´. – Wie˛cej zgono´w, mniej
pacjento´w, bo pacjenci straszliwie brudza˛.

Parskna˛ł s´miechem, lecz jego oczy pozostały powa-

z˙ne.

– Tych dwoje... – zacze˛ła, prowokuja˛c go do roz-

94

MARION LENNOX

background image

mowy. Wyczuwała, z˙e jako jedyny lekarz w okolicy
nie miał z kim dzielic´ sie˛ refleksjami na takie ponure
tematy.

Lecz Hugo nie potrafił korzystac´ ze wsparcia kolego´w

po fachu. Mimo to cierpliwie czekała. W kon´cu wzruszył
ramionami i nieco sie˛ otworzył.

– Ten wczorajszy zgon był nieuchronny – odparł.

– Dla Annie wybiła jej godzina. Ale bardzo ja˛ lubiłem.
– Wykrzywił wargi. – Kiedy Beth umarła, Annie zacze˛ła
dla nas piec ciasto czekoladowe. Na kaz˙dy weekend.
A Barry... Barry był nade˛tym bubkiem, ale nie zasłuz˙ył
na taki koniec. Zostawił przemiła˛ z˙one˛ i dwo´jke˛ rozbest-
wionych bachoro´w, kto´rym do kon´ca z˙ycia be˛dzie go
brakowało.

– Praca lekarza na prowincji jest bardzo cie˛z˙ka – ode-

zwała sie˛ Rachel po chwili ciszy. Przegarniała palcami
włosy. Zdje˛ła kask, zanim wsiadła do samochodu, i teraz
miała na głowie resztki przero´z˙nych spopielałych s´mieci.
– Bo człowiek sie˛ przywia˛zuje do swoich pacjento´w.

– Tobie to sie˛ nie zdarza?
– Na oddziale ratownictwa medycznego to jest pra-

ktycznie niemoz˙liwe. Pamie˛tam zaledwie paru pacjen-
to´w.

– Kon´czysz dyz˙ur i masz z głowy?
– Mniej wie˛cej.
– Cudowne z˙ycie – szepna˛ł Hugo, a Rachel wychwy-

ciła w jego głosie nute˛ goryczy.

– Naprawde˛ chciałbys´ sie˛ zamienic´?
– Wolałbym mo´c czasami sie˛ wyła˛czyc´. Cowral...

Przyjechałem tu, z˙eby opiekowac´ sie˛ moim chorym dziad-
kiem, i od tej pory nie miałem szansy sta˛d wyjechac´.

– Bo nie masz zaste˛pstwa?

95

S

´

LUB NAD OCEANEM

background image

– Ponieka˛d.
– A po cze˛s´ci? – Zmieniła pozycje˛, by mu sie˛ przy-

jrzec´. Z

˙

ałowała, z˙e juz˙ wjez˙dz˙aja˛ do miasteczka i to sam

na sam zaraz sie˛ skon´czy.

Lubie˛ tego me˛z˙czyzne˛ o s´mieja˛cych sie˛ oczach. Szko-

da, z˙e jest przeznaczony Christine. Miałam okazje˛ wi-
dziec´, jak Christine na niego patrzy. On za to wspomina
o niej tylko w konteks´cie Toby’ego.

– Po cze˛s´ci tez˙ i dlatego, z˙e tutaj z˙yje˛. Cowral to cały

s´wiat Toby’ego. Wszyscy go kochaja˛. Myra, Christine...
i cała reszta. Tutaj po prostu jest jego dom. Wszyscy sie˛
nim opiekuja˛.

– W zamian za to ty opiekujesz sie˛ nimi – zauwaz˙yła.
Manewrował teraz na parkingu, lecz to nie dlatego

zacisna˛ł wargi. Jest przygne˛biony. W cia˛gu doby dwa
razy stwierdził zgon. W wielkomiejskim szpitalu Rachel
miała do czynienia ze zwłokami prawie kaz˙dego dnia.
Dwa zgony nie zrobiłyby na niej az˙ takiego wraz˙enia.
Moz˙e powinny? Moz˙e za mało sie˛ angaz˙uje? Jest zaan-
gaz˙owana. Czy moz˙na zaangaz˙owac´ sie˛ jeszcze bardziej?

Dlaczego nie jest w domu?
– Rajski z˙ywot... – odezwał sie˛ Hugo. – Wyjs´c´ z pra-

cy i mo´c is´c´ do kina, do restauracji...

Łatwo mu tak mo´wic´. Gdyby wiedział, jak ona nie

znosi restauracji... Kiedy ostatni raz była w kinie?

– Mam ro´z˙ne obowia˛zki – oznajmiła.
– Jasne. Penelope. Michael.
– Michael nie jest...
– Masz racje˛. To nie jest moja sprawa. – Wyła˛czył

silnik. – Ale chciałbym wiedziec´, jak wygla˛da twoje
z˙ycie. Jak funkcjonuja˛ bezdzietni lekarze w wielkim mie-
s´cie? To dla mnie zupełnie nieznana rzeczywistos´c´.

96

MARION LENNOX

background image

– Kiedys´ w niej z˙yłes´.
– Tak dawno, z˙e juz˙ nic nie pamie˛tam. Che˛tnie bym

sobie przypomniał.

Co tu przypominac´? Zdawała sobie sprawe˛, z˙e Hugo ma

na mys´li chaotyczny tryb z˙ycia, jaki prowadzi Michael, tak
dla niej niezrozumiały, z˙e az˙ absurdalny. Zamkne˛ła oczy.
Po co mu cokolwiek tłumaczyc´? Ten człowiek dz´wiga na
barkach zbyt duz˙o, by go obcia˛z˙ac´ swoja˛ tragedia˛.

– To nic ciekawego. Przed toba˛ jeszcze sporo pracy.

Czy moge˛ ci w czyms´ pomo´c?

Popatrzył na nia˛ tak, jakby wszystko wiedział. To

niemoz˙liwe. Ska˛d miałby wiedziec´ o Craigu?

– Na dzisiaj wystarczy.
– Teraz masz przychodnie˛?
– Przez dwie godziny.
– To znaczy, z˙e zobaczymy sie˛ na kolacji.
– Tak. W mie˛dzyczasie przebierz sie˛ i znowu ba˛dz´

naszym gos´ciem. Idz´ na spacer z psem...

– Tak jest.
– Do zobaczenia.
Koniec rozmowy. Ale on nie spuszcza z niej wzroku.

Powinien juz˙ sie˛ odwro´cic´, pomys´lała. I wysia˛s´c´ z auta.
Ani drgna˛ł. Czy to jakas´ magiczna siła nie pozwala im
wyjs´c´ z samochodu? Dziwne uczucie. Idiotyczne. Po-
zbawione jakiegokolwiek sensu. On ma swoje zaje˛cia,
a ona jest me˛z˙atka˛. Nic ich nie ła˛czy. A jednak. Nie mogli
oderwac´ od siebie wzroku. Spogla˛dali...

Zagla˛dali sobie pod maski, widzieli, co za nimi sie˛

kryje. Rachel ujrzała człowieka, kto´ry wiele wycierpiał.
Oraz jego osamotnienie. Te˛sknote˛.

Jak to zobaczyła? Nie wiadomo. Lecz jes´li ona tyle

wyczytała z jego twarzy, to ile on o niej sie˛ dowiedział?

97

S

´

LUB NAD OCEANEM

background image

To s´mieszne. Trzeba sie˛ czyms´ zaja˛c´. Wyprowadzic´

psy. Zapełnic´ te godziny, zanim znowu go zobaczy.

Absurdalna sytuacja! W kon´cu udało sie˛ jej wysia˛s´c´.

Trzasne˛ła drzwiami mocniej, niz˙ zamierzała. W ten spo-
so´b zamkne˛ła sprawe˛.

– Ide˛ pod prysznic – oznajmiła, ws´ciekła na siebie za

kompromituja˛ce drz˙enie swojego głosu.

Ruszyła do domu, a on nie odrywał od niej wzroku.

98

MARION LENNOX

background image

ROZDZIAŁ SZO

´

STY

Nie miał poje˛cia, co sie˛ stało.
Przyja˛ł kilku pacjento´w, kto´rym na szcze˛s´cie nie dole-

gało nic powaz˙nego, poniewaz˙ jego mys´li kra˛z˙yły zupeł-
nie gdzie indziej. Moz˙e byłoby lepiej, gdyby byli powaz˙-
nie chorzy, pomys´lał. Nie mo´głby wo´wczas mys´lec´ o le-
karce, na widok kto´rej us´miech sam cis´nie mu sie˛ na
wargi.

Z kolei jej us´miech przyprawia go o niepokoja˛cy

skurcz z˙oła˛dka. Kiedy po raz ostatni ktos´ wywołał u nie-
go podobne sensacje? Czy była to kobieta?

Nie, nigdy mi sie˛ to nie przytrafiło, przeszło mu przez

mys´l, gdy zmieniał opatrunek Tomowi Harrisowi, kto´ry
zranił sie˛ kilka dni wczes´niej, robia˛c porza˛dki woko´ł
domu. Tom Harris był milczkiem, wie˛c uwaga Hugona
nadal skupiała sie˛ na Rachel. Dlaczego akurat na niej?

Ona jest me˛z˙atka˛, powtarzał sobie. Szcze˛s´liwa˛, jak sie˛

wydaje. Ten facet, z kto´rym była na wystawie, jest wyja˛t-
kowo nieciekawy, a ona na niego nie narzeka ani słowem.
Moz˙e sie˛ boi. Moz˙e ten Michael jest brutalny?

Z czaso´w studio´w pamie˛tał pytanie, na kto´re odpo-

wiedz´ niemal w kaz˙dym przypadku wskazywała na prze-
moc w rodzinie. Wielokrotnie sie˛ nim posługiwał, cze˛sto
ze zdumiewaja˛cym skutkiem.

– Czy w cia˛gu ostatnich lat zdarzyło sie˛ pani bac´

me˛z˙a?

background image

Był przekonany, z˙e Rachel by zaprzeczyła. Na wysta-

wie była zła na Michaela, ale na pewno sie˛ go nie bała.
Rzuciła wtedy kluczyki z takim impetem, z˙e Hugo znowu
sie˛ us´miechna˛ł.

– Mys´li pan o naszej nowej pani doktor? – zapytał

znienacka pacjent. Jego głos tak Hugona zaskoczył, z˙e
omal nie upus´cił bandaz˙a.

– Nie. Mys´lałem o tym, z˙e re˛ka ładnie sie˛ goi.
– Takiego us´miechu nie wywołuja˛ mys´li o poharata-

nej re˛ce starego rybaka – oznajmił Tom, lecz oczy mu sie˛
s´miały.

– Dlaczego? Masz bardzo ładne re˛ce – odcia˛ł sie˛

Hugo.

– Aha! Ty tez˙ masz seksowne re˛ce – zarechotał Tom.

– Ale załoz˙e˛ sie˛, z˙e nasza Rachel ma jeszcze ładniejsze!

Nasza Rachel... Jak szybko wszyscy ja˛ zaakceptowali.
– Nasza Rachel ma me˛z˙a – wyrwało sie˛ Hugonowi ku

tym wie˛kszej rados´ci rybaka.

– To znaczy, z˙e sie˛ nie pomyliłem!
– Tom... – zacza˛ł groz´nie Hugo.
– Mnie nic do tego. Ja tu przyszedłem na opatrunek.

Za to ty wro´cisz do domu i spe˛dzisz z nia˛ noc pod jednym
dachem.

– Nie moge˛... – mrukna˛ł Hugo speszony.
– Moz˙esz, moz˙esz – zache˛cał go Tom, doskonale

wiedza˛c, co Hugo ma na mys´li. – Przynajmniej spro´buj.

Pod wieczo´r, ida˛c przez trawnik ze szpitala do domu,

poczuł, jak na sama˛ mys´l, z˙e czeka tam na niego Rachel,
poprawia mu sie˛ nastro´j. Wszedłszy do kuchni, zamiast
nakrytego stołu i obietnicy kotleto´w z trzema jarzynami,
kto´re Myra podawała im trzy razy w tygodniu, ujrzał

100

MARION LENNOX

background image

Rachel, wielki kosz piknikowy i rozpromienionego To-
by’ego.

– Idziemy na plaz˙e˛ – oznajmił chłopiec, nim Hugo

zda˛z˙ył otworzyc´ usta. – Ty dostaniesz podwieczorek, bo
my juz˙ jedlis´my. Rachel mo´wi, z˙e jest tak duszno i gora˛-
co, z˙e jes´li nie popływa, to wyzionie ducha.

– Jak amen w pacierzu. – Znowu była w tym nie-

zwykłym z˙onkilowym stroju. – Psy tez˙ nie moga˛ sobie
znalez´c´ miejsca. – Penelope i Digger spogla˛dały na kosz
łakomym wzrokiem. – Doktorze, czy ma pan juz˙ dosyc´
pracy?

– Został mi jeszcze obcho´d...
– To juz˙ załatwiłam. Elly udzieliła mi informacji na

temat kaz˙dego z pacjento´w. Co najwyz˙ej moz˙esz raz
jeszcze zajrzec´ do Kim, ale dwadzies´cia minut temu
wszystko było jak nalez˙y. Zmiana ekip gas´niczych jest
dopiero za dwie godziny. Wiatr nasili sie˛ według prog-
noz jutro i wtedy moz˙e byc´ piekło, wie˛c razem z Tobym
uznalis´my, z˙e nalez˙y skorzystac´ z nadarzaja˛cej sie˛ okazji.
Czyli zaraz.

– Dom starco´w...
– Trzeba zbadac´ pare˛ pacjentek. Pani Bosworth ma

problemy z oddychaniem, wie˛c zatrzymamy sie˛ tam po
drodze.

– Po drodze doka˛d?
– Na plaz˙e˛.
Patrzyła na niego wyczekuja˛co. Toby ro´wniez˙ nie

spuszczał oczu z ojca. Psy rytmicznie machały ogonami.

– Nie moge˛ – ba˛kna˛ł.
W oczach Rachel zamigotały wojownicze iskierki.
– Dlaczego? – zapytała.
– Moge˛ byc´ potrzebny.

101

S

´

LUB NAD OCEANEM

background image

– Jestes´ potrzebny staruszkom, zwłaszcza pani Bos-

worth, ale na two´j widok na pewno jej sie˛ poprawi.
A potem... Na plaz˙y nie ma tyle dymu. Mamy picie,
kiełbase˛, s´wiez˙e pieczywo i ciasteczka upieczone przez
Toby’ego. Twoje ka˛pielo´wki sa˛ spakowane, bo my juz˙
sie˛ ubralis´my w stroje ka˛pielowe. Jakie jeszcze masz
zastrzez˙enia?

Nie miał z˙adnych, bo z wraz˙enia nie był w stanie

pozbierac´ mys´li. Piknik na plaz˙y?

– Tato, jedz´my, prosze˛. Moz˙emy? – Toby az˙ pod-

skakiwał z przeje˛cia. Podobnie jak dwa psy pod stołem.

– Moz˙emy – odrzekł pospiesznie, aby nie przyszło

mu do głowy rezolutnie zmienic´ zdania. – Pewnie, z˙e
moz˙emy.

W domu opieki panował spoko´j.
– Nasi podopieczni przez˙yli niejeden poz˙ar – wyjas´-

nił Rachel piele˛gniarz. – Poza tym, przenosza˛c sie˛ do nas,
pozbyli sie˛ wie˛kszos´ci swoich doczesnych do´br. Łatwiej
zachowac´ spoko´j, jak sie˛ nie ma nic do stracenia. Nawet
pani Bosworth... Włas´nie, Hugo, ona ma rozedme˛,
a w powietrzu jest tyle dymu. Kiedy jednak dowiedziała
sie˛, z˙e cie˛ wezwe˛, oznajmiła, z˙e i tak dzis´ masz pełne re˛ce
roboty i z˙e jes´li teraz umrze, to be˛dzie znaczyło, z˙e
przyszedł jej czas. Wiek sprawia, z˙e inaczej patrzy sie˛ na
z˙ycie.

Nie tylko wiek, pomys´lała Rachel. Ro´wniez˙ dos´wiad-

czenie. Dawno temu zbierała figurki z porcelany, az˙
pewnego dnia Craig, uradowany zwycie˛stwem swego
klubu piłkarskiego, wpadł do domu, z rados´ci porwał ja˛
w ramiona i nia˛ zakre˛cił. Przy okazji stra˛caja˛c na ziemie˛
jej ulubiony eksponat. Boz˙e, jaka wtedy była ws´ciekła.

102

MARION LENNOX

background image

Nie ma juz˙ tej kolekcji. Od dobrych kilku lat najcen-

niejsi dla niej sa˛ ludzie. Z

˙

ycie.

Teraz´niejszos´c´. Ta chwila.
Stan pani Bosworth sie˛ poprawiał: dostała tlen oraz

s´rodek uspokajaja˛cy, poniewaz˙ jedna˛ z przyczyn jej prob-
lemo´w był le˛k. Tak, jest tez˙ strach. Dobytku moz˙na sie˛
wyrzec, ale nie z˙ycia.

Z

˙

ycie bywa cudowne. Z

˙

ycie jest teraz, pomys´lała z za-

dowoleniem, gdy dotarli do plaz˙y. Jutro moz˙e okazac´ sie˛
koszmarne, ale teraz nalez˙y sie˛ cieszyc´ chwila˛.

Miejscowi byli zbyt rozsa˛dni, by siedziec´ na zadymio-

nej plaz˙y. Ci, kto´rzy nie brali udziału w walce z ogniem,
pomagali innym, a człowiek zme˛czony woli odpoczywac´
w domu.

Lecz teraz jest zbyt pie˛kne, by je zmarnowac´.

Hugo poczuł, z˙e napie˛cie go opuszcza, gdy tylko po-

stawił stope˛ na piasku. Wiatr przycichł, a lekka mgiełka
przesycona zapachem eukaliptusa wydała mu sie˛ wre˛cz
koja˛ca. Gdyby nie to, z˙e w kaz˙dej chwili moz˙e sie˛ zerwac´
wiatr, mo´głby nawet całkiem sie˛ zrelaksowac´.

A moz˙e mimo wszystko spro´buje cieszyc´ sie˛ ta˛ wy-

prawa˛? Kiedy po raz ostatni chodził boso po piasku?

Dawno nie wpadł na taki pomysł. Za to Rachel...
– Chyba nie be˛dziemy rozpalac´ ogniska do pieczenia

kiełbasek – stwierdziła, gdy psy jak szalone rzuciły sie˛ do
zabawy.

– Słusznie. Wystarczy jedna iskra, z˙eby wszystkie

hydranty w Cowral zostały w nas wycelowane. Nawet
jedna iskra to powaz˙ne zagroz˙enie.

– Tato, czy Cowral sie˛ spali? – zaniepokoił sie˛ Toby.

103

S

´

LUB NAD OCEANEM

background image

Zdaje sie˛, z˙e zabrzmiało to zbyt ponuro, skarcił sie˛

Hugo. Moz˙e za długo jestem ponury?

– Nie, Cowral nie spłonie. Nie ma dzisiaj wiatru,

a ekipy dyz˙urne pilnuja˛ ognia. – Odetchna˛ł głe˛biej. Przez
chwile˛ moz˙e zapomniec´ o poz˙arze. A nawet o obowia˛z-
kach lekarza. – Zjedzmy cos´ – zaproponował swobod-
nym tonem, na co Rachel sie˛ us´miechne˛ła, jakby sie˛
zorientowała, z˙e padła jakas´ niewidoczna bariera.

– Ide˛ do wody pierwsza – oznajmiła – a ty zjedz cos´

i przyjdz´ do nas. Ale sie˛ nie objadaj. Głupio byłoby
czekac´ po´ł godziny, z˙eby nie złapał cie˛ skurcz.

– To przesa˛d.
– Te˛ zasade˛ wpoiła mi babcia. Sugerujesz, z˙e reme-

dium stosowane przez moja˛ babcie˛ oraz zalecane przeze
mnie jest nic niewarte?

Zastanawiał sie˛, co czuje. Z

˙

e jest wolny. Prawie bez-

troski. A w jego sercu kro´luje niecierpliwe oczekiwanie
na cos´, co nie ma wiele wspo´lnego ze zdrowym rozsa˛d-
kiem, za to jest s´cis´le zwia˛zane z us´miechem tej kobiety.

– Nie, ale...
– To dobrze. – Z jej twarzy wyczytał, z˙e jego konster-

nacja sprawiła jej satysfakcje˛. – Zajmij sie˛ kiełbaskami,
a my z Tobym idziemy sie˛ ka˛pac´.

Posilaja˛c sie˛, Hugo obserwował, jak jego syn szaleje

przy brzegu z ta˛ niesamowita˛ lekarka˛ z wielkiego miasta.

Rachel jest niezwykła. Troche˛ mała dziewczynka, tro-

che˛ dojrzała kobieta, s´wietny lekarz i rozbrykane dziecko.

Jak ja˛ rozgryz´c´? Najtrudniej zrozumiec´ jej zwia˛zek

z Michaelem, lekarzem, kto´ry naraził na ryzyko z˙ycie
Kim. Niemoz˙liwe, by ten człowiek nie był w stanie wy-
dac´ pilotowi polecenia, by zawro´cił i zawio´zł dziewczyne˛
do szpitala.

104

MARION LENNOX

background image

Ten facet jest me˛z˙em Rachel. Tej wspaniałej Rachel.
Dziecko i kobieta chlapali sie˛ woda˛, s´mieja˛c sie˛ do

rozpuku. Wystarczy. Juz˙ sie˛ najadł.

– Jeszcze jeden ke˛s, a złapie mnie skurcz – powto´rzył,

ida˛c powoli ku nim.

W pa˛sowym kostiumie Rachel wygla˛dała tak pone˛t-

nie, z˙e nie mo´gł oderwac´ od niej wzroku. Lecz gdy
przyjrzał sie˛ jej lepiej, dostrzegł blizny. Ledwie widoczne
jas´niejsze linie na jej sko´rze zdradzały re˛ke˛ wytrawnego
chirurga.

Kiedy to sie˛ stało? Chyba dawno. Nie zda˛z˙ył w pore˛

odwro´cic´ głowy, gdy oboje na niego spojrzeli.

– O co chodzi? – zapytała, biora˛c chłopca za re˛ke˛.
– Byłas´ ranna – powiedział, natychmiast z˙ałuja˛c tych

sło´w. Powinien milczec´, udac´, z˙e niczego nie zauwaz˙ył.

– Wypadek drogowy. Osiem lat temu.
Oczywis´cie. Dlaczego od razu przyszedł mu do głowy

Michael? To przeciez˙ nie sa˛ blizny, jakie pozostaja˛ po
napas´ci agresywnego me˛z˙a. Poza tym Rachel nie wy-
gla˛da jak maltretowana z˙ona. Jest z˙ona˛ zadowolona˛ z z˙y-
cia, kto´ra czasami rzuca w me˛z˙a kluczykami do samo-
chodu. Z

˙

onom to sie˛ zdarza. Beth rzucała w niego nie

tylko kluczykami.

– Przepraszam. To był chyba bardzo powaz˙ny wy-

padek.

– Owszem. – Nie powiedziała nic wie˛cej.
– Obraz˙enia wewne˛trzne? Złamania?
– Wszystko co chcesz. – Wzruszyła ramionami. – To

było dawno temu. Organizm zazwyczaj sie˛ regeneruje.

Gorycz w jej głosie kazała mu domys´lac´ sie˛, z˙e w tym

wypadku zgina˛ł ktos´ jej bliski, lecz nie s´miał dalej sie˛
dopytywac´. To nie jego sprawa.

105

S

´

LUB NAD OCEANEM

background image

– Chyba trafiłas´ na mistrza chirurgii kosmetycznej.
– Mowa! Twierdzi, z˙e jestem jego arcydziełem. Cza-

sami mam wraz˙enie, z˙e miałby ochote˛ powiesic´ mnie na
s´cianie, z˙eby wszyscy mogli podziwiac´ jego sztuke˛.

– Bo ty jestes´ arcydziełem – rzekł, zniz˙aja˛c głos.
– Ty tez˙ niez´le sie˛ prezentujesz – odcie˛ła sie˛, po czym

chwyciła Toby’ego na re˛ce. – Toby, czy nie uwaz˙asz, z˙e
two´j tata ma klate˛ jak szes´ciopak?

– Jak szes´ciopak? – zachichotał zafascynowany malec.
Jego ojciec stał jak skamieniały.
– Na pewno widziałes´ szes´ciopak – przemawiała do

Toby’ego nies´wiadoma tego, co dzieje sie˛ z Hugonem.
– Szes´c´ puszek piwa w jednej paczce. Popatrz na klatke˛
piersiowa˛ taty, czy to tak nie wygla˛da?

Hugo czym pre˛dzej dał nura do wody i odpłyna˛ł.

Zimna ka˛piel zamiast zimnego prysznica, pomys´lał. Te-
go mi trzeba. Rytmiczne ruchy pomagały mu stopniowo
odzyskiwac´ jasnos´c´ umysłu. Co sie˛ z nim dzieje?! Jak
tylko wiatr sie˛ zmieni, Rachel wyjedzie. Nie wolno mu
mys´lec´ o niej w taki sposo´b. Nie mo´gł jednak przestac´,
wie˛c płyna˛ł i płyna˛ł.

Kiedys´ to musi sie˛ skon´czyc´. Kiedys´ trzeba wyjs´c´

z wody, wbrew demonom, kto´re człowieka opanowały.

Toby i Rachel budowali zamek z piasku. Najwie˛kszy

na s´wiecie. Gdy podszedł do nich, Rachel odsune˛ła sie˛,
by popatrzec´ na dzieło swoich ra˛k.

– Niepotrzebnie tak sie˛ przeja˛łes´ uwaga˛ o szes´cio-

paku. – Spojrzała na Hugona. – To damski odpowiednik
gwizdania.

– Co takiego?
– Przepraszam za uwage˛ o szes´ciopaku, ale to ty

pierwszy wystartowałes´ z osobista˛ wycieczka˛.

106

MARION LENNOX

background image

– To prawda – westchna˛ł. – Przepraszam.
– Prawde˛ mo´wia˛c, nie mam czego z˙ałowac´. – Ka˛tem

oka rzuciła mu wymowne spojrzenie. – Warto było ogla˛-
dac´ twoja˛ mine˛.

Toby tymczasem wyja˛ł z kosza piłke˛.
– Juz˙ nie budujemy zamku? – zapytała Rachel.
– Nie. – Chłopiec przystana˛ł z zase˛piona˛ mina˛. – Za-

brałem piłke˛, bo Bradley powiedział, z˙e nie umiem kopac´
z kozła! Musze˛ sie˛ tego nauczyc´, ale tata nie ma poje˛cia,
na czym to polega.

– Nie umiesz kopac´ z kozła? – Rachel z niedowierza-

niem patrzyła na Hugona.

– Grałem w koszyko´wke˛.
– Kto to widział?! – wydziwiała. – Facet i koszyko´w-

ka. Koszykarz z taka˛ klata˛?! Lepiej milcz! – Wytarła
dłonie w wyimaginowane spodnie i potrza˛sne˛ła ramiona-
mi jak zawodnik przed startem. – Koszykarz... Matko
boska! Toby, dawaj tu te˛ piłke˛!

– Umiesz kopac´ z kozła? – zapytał chłopiec.
– Przeszłam najlepsza˛ szkołe˛. Mo´j ma˛z˙ kopał z kozła

najlepiej pod słon´cem. Tak mo´wił, a ja nie mam powodu
mu nie wierzyc´. Chodz´ tu, Toby, zaraz odbe˛dzie sie˛
pierwsza lekcja. A pan, doktorze, niech przestanie sie˛
martwic´ i cos´ zje. – Rzuciła mu groz´ne spojrzenie. – Cias-
teczka oraz winogrona. Hugo, zjedz cos´, nie komplikuj
z˙ycia.

Co to znaczy? – pomys´lał. Moz˙e tylko udaje˛, z˙e nie

wiem, ale za nic w s´wiecie do tego sie˛ nie przyznam.

Piknik na pewno nie nalez˙ał do zwyczajnych, za to był

spokojny. Telefon komo´rkowy milczał. Mogła to byc´
cisza przed burza˛, ale przez pare˛ godzin nie musieli

107

S

´

LUB NAD OCEANEM

background image

nigdzie sie˛ spieszyc´. Po lekcji futbolu i małym co nieco
Toby ułoz˙ył sie˛ na kocu i zasna˛ł.

– Taki piknik niecze˛sto nam sie˛ zdarza – westchna˛ł

Hugo, gładza˛c syna po głowie.

– Christine nie lubi jez´dzic´ na plaz˙e˛?
– Christine? Co ona ma do tego?
– Zamierzasz sie˛ z nia˛ oz˙enic´?
Hugo milczał. Christine. Kiedy powstał ten pomysł?

Załoz˙enie, z˙e pos´lubi szwagierke˛. Christine zawsze była
w pobliz˙u, nawet za z˙ycia Beth. To Christine pos´red-
niczyła w ich coraz bardziej burzliwym zwia˛zku. W trak-
cie jego trwania nie doszło mie˛dzy nimi do niczego
niestosownego. Teraz ro´wniez˙. Sprawa po prostu toczy
sie˛ własnym rytmem. W kierunku ołtarza? Moz˙e. Dlacze-
go? Bo to łatwiejsze. Bo Cowral tego oczekuje. Ro´wniez˙
Christine czeka.

– Upłyne˛ło juz˙ szes´c´ lat – podje˛ła Rachel. – Chyba

pora sie˛ z nia˛ oz˙enic´.

– Kto ci powiedział, z˙e mamy sie˛ pobrac´?
– Christine. Dzisiaj po południu, kiedy dowiedziała

sie˛, z˙e jedziemy na plaz˙e˛, dała mi jasno do zrozumienia,
z˙ebym sie˛ nie wtra˛cała. Do tej pory nikt jeszcze nie
potraktował mnie jak ladacznice˛, ale dzisiaj mi sie˛ do-
stało.

Jego twarz ste˛z˙ała. Christine nie ma prawa! Moz˙e

jednak ma? Nie wyprowadzał jej z błe˛du. Ostatnio za-
cze˛ła całowac´ go na poz˙egnanie, a pare˛ tygodni temu i on
ja˛ pocałował. Nie jak szwagier, lecz jak me˛z˙czyzna ko-
biete˛.

Cholera, dlaczego? Bo poczuł, z˙e musi sobie przypo-

mniec´, jak trzyma sie˛ w ramionach kobiete˛.

Nie sprawiło mu to oczekiwanej przyjemnos´ci, wie˛c

108

MARION LENNOX

background image

odsuna˛ł sie˛ i ja˛ przeprosił, ale ona tylko sie˛ us´miechne˛ła.
Czekała. A on nie powiedział ,,nie’’.

Szes´c´ lat to bardzo długo, a na dodatek Cowral to

malen´ka mies´cina, wie˛c o z˙adnych romansach nie ma
mowy. A on jest taki samotny, taki spragniony...

Nie pragne˛ Christine, pomys´lał, spogla˛daja˛c na sie-

dza˛ca˛ przed nim kobiete˛. Pragne˛ Rachel. Co ona powie-
działa o swoim me˛z˙u? Z

˙

e kopał z kozła najlepiej pod

słon´cem. W tym stwierdzeniu było tyle ciepła...

– Oz˙enisz sie˛ z nia˛? – Bacznie mu sie˛ przygla˛dała,

a on zły na siebie i na nia˛ zacza˛ł energicznie zbierac´
rzeczy.

– Trzeba zawiez´c´ Toby’ego do domu – orzekł.
– Toby s´pi. Nie odpowiedziałes´ mi.
– Nie twoja sprawa.
– Mam wraz˙enie, z˙e juz˙ uzgodnilis´my, z˙e be˛dziemy

nietaktowni. Nie sa˛dzisz, z˙e moz˙emy to kontynuowac´?

– Nie.
– Sam zacza˛łes´.
Kiedy poruszył temat jej blizn. Lecz nie ma ochoty

tego cia˛gna˛c´. Rachel jednak nie uste˛powała.

– Toby nie przepada za Christine – mo´wiła, ogla˛daja˛c

swoje stopy. – Ani Myra. Uwaz˙asz, z˙e po s´lubie Christine
odpus´ci sobie te brokaty porozwieszane na czes´c´ Beth?

– Słuchaj...
– Nie chciałabym mieszkac´ w takich dekoracjach.

Oczywis´cie rozumiem, dlaczego tobie to odpowiada.
Christine jest s´liczna. Czy ona jest bardzo podobna do
twojej z˙ony?

– Przestan´. Dla odmiany porozmawiajmy o tobie.
– O czym?
– O tym, co jest grane mie˛dzy toba˛ i twoim me˛z˙em.

109

S

´

LUB NAD OCEANEM

background image

Na wystawie darlis´cie koty. To chyba nie jest udany
zwia˛zek.

Do tej pory droczyła sie˛ z nim, ale teraz spowaz˙niała.
– Nie jest – szepne˛ła. – Moje małz˙en´stwo nie nalez˙y

do szcze˛s´liwych.

– Mimo to krytykujesz mnie za to, z˙e zamierzam

oz˙enic´ sie˛ bez miłos´ci.

– Ej, ani jednym słowem nie wspomniałam o zwia˛zku

bez miłos´ci! Moje małz˙en´stwo nie jest szcze˛s´liwe, ale
wychodziłam za ma˛z˙ z miłos´ci.

– Ale chcesz sie˛ od niego uwolnic´.
W jej oczach błysne˛ło przeraz˙enie.
– Jestem wolna – powiedziała cicho. – Bo´g mi s´wiad-

kiem, z˙e nie powinnam, ale jestem wolna.

Hugo nie pojmował, co sie˛ dzieje.
– Rachel, nie ro´b takiej miny – poprosił.
– Jakiej?
– Jakby ktos´ wbił ci no´z˙ w samo serce...
– Ja... nie...
Drz˙a˛cymi dłon´mi zbierała rzeczy z koca, lecz widac´

było, z˙e mys´lami jest gdzie indziej. Na widok jej pociem-
niałych oczu Hugo bezwiednie sie˛gna˛ł do jej ra˛k. Nie
protestowała, ani sie˛ nie odsune˛ła.

Słon´ce niepostrzez˙enie znikne˛ło pod horyzontem,

wiatr ustał, zapanowała cisza przerywana monotonnym
pluskiem fal. Czas sie˛ zatrzymał. To miał byc´ gest pocie-
szenia, ale teraz poła˛czyło ich cos´ głe˛bszego. Oto dwoje
ludzi, kto´rzy sie˛ spotkali. Z

˙

adne z nich tego nie pojmowa-

ło ani nie chciało.

Rozmawiały tylko ich oczy. One sie˛ porozumiały,

przekazuja˛c sobie bolesne pragnienie oraz wzajemne
ukojenie. Czas stana˛ł w miejscu.

110

MARION LENNOX

background image

Powinienem pus´cic´ jej re˛ke˛. Odsuna˛c´ sie˛, pomys´lał

Hugo. Zamiast tego przycia˛gna˛ł ja˛ do siebie i zacza˛ł
całowac´.

Co ja robie˛? Była to jej ostatnia rozsa˛dna mys´l, potem

jej umysł przestał zajmowac´ sie˛ tym, co nie dotyczyło
Hugona. Toby spał, psy bezskutecznie uganiały sie˛ za
mewami, nie było z˙adnych s´wiadko´w tego wydarzenia.

Co tam s´wiadkowie! Nikt nie ma prawa odmawiac´ jej

przyjemnos´ci. Tak powiedziała Dottie, wyganiaja˛c ja˛
z domu na romantyczny weekend z Michaelem. Nic by
z tego nie wyszło, nawet gdyby Michael zachował sie˛
przyzwoicie, poniewaz˙ przeszkodziłyby jej wyrzuty su-
mienia i bezgraniczny z˙al za tym, co juz˙ sie˛ nie stanie.

Lecz wszystkie te zastrzez˙enia straciły sens, gdy Hugo

przykrył jej dłon´ i gdy chwile˛ po´z´niej ja˛ obja˛ł. Ogarne˛ła
ja˛ wtedy rados´c´. Ten jeden pocałunek przesłonił trwaja˛ce
osiem lat rozpacz i samotnos´c´.

To było cos´ wie˛cej niz˙ pocałunek: zburzenie barier,

krok naprzo´d, afirmacja z˙ycia. Nie miała siły uwolnic´ sie˛
z tego us´cisku, mimo z˙e przez tyle lat była taka silna. Bo
wtedy była sama, a teraz nareszcie znalazła swoje miejs-
ce. Gdy Hugo ja˛ całował, czuła, jak wste˛puje w nia˛ nowe
z˙ycie.

Hugo. Z

˙

ycie albo s´mierc´.

Wybieram... z˙ycie.
Przeszkodziły im psy, wpadaja˛c z rozpe˛dem na koc

i ochlapuja˛c ich słona˛ woda˛. Ła˛cznie z Tobym, kto´ry
zapłakał przez sen. Hugo wypus´cił ja˛ z ramion.

Rzeczywistos´c´ domagała sie˛ ich uwagi. Rachel na-

tychmiast opadły wczes´niejsze wa˛tpliwos´ci, obawy, sa-
motnos´c´ oraz wizja ponurej przyszłos´ci. Gdy podnosiła

111

S

´

LUB NAD OCEANEM

background image

dłon´ do warg, by dotkna˛c´ palcami miejsca, kto´re jeszcze
pulsowało pobudzone pocałunkiem, Hugo wzia˛ł ja˛ za
re˛ke˛.

– Rachel...
– Nie – wyja˛kała, odsuwaja˛c sie˛.
Czuła na twarzy jego baczne spojrzenie, jakby i on

dokonał jakiegos´ odkrycia. On wie!

– Rachel, co sie˛ stało?
– Jestem me˛z˙atka˛.
– Ale powiedziałas´, z˙e masz dosyc´.
– Nie powiedziałam. – Wstała. Trzeba uciekac´ z tej

plaz˙y. Od tego me˛z˙czyzny.

– Nie chce˛... – zacza˛ł, lecz nie dała mu dokon´czyc´.
– Ja tez˙ nie chce˛. – Była bliska łez. – Robi sie˛ ciemno

– wyja˛kała – a ty musisz zajrzec´ do Kim. Jestem zme˛czo-
na. Musze˛ sie˛ połoz˙yc´. Hugo, wracajmy. Jedz´my juz˙,
prosze˛.

Spogla˛dał na nia˛ wzrokiem pełnym te˛sknoty, ze s´cis´-

nie˛tym sercem.

Stan Kim zdecydowanie sie˛ poprawił, mimo to Hugo

spe˛dził przy jej ło´z˙ku sporo czasu. Nie bardzo wiedział
dlaczego, bo dziewczyna spała. Wystarczyło tylko rzucic´
okiem na jej karte˛ i wydac´ stosowne polecenia. On jednak
zdja˛ł opatrunek, by sprawdzic´, jak sie˛ goja˛ rany. David,
rudy piele˛gniarz tego wieczoru na dyz˙urze, z uwaga˛ ob-
serwował jego ruchy.

– Doktorze, wszystko jest w porza˛dku. Dwie godziny

temu obejrzałem rane˛. Noga jest zaro´z˙owiona, a Kim nie
gora˛czkuje. Narzeka tylko na bo´l, ale mam wraz˙enie, z˙e
jest coraz mniejszy. Nawet jej rodzice nieco sie˛ zrelak-
sowali i pojechali do domu. Niech i pan sie˛ zrelaksuje.

112

MARION LENNOX

background image

– Włas´nie to robie˛ – warkna˛ł Hugo.
– A ja jestem egipska˛ kro´lowa˛. Jestes´ spie˛ty jak cho-

lera. Spodziewasz sie˛ jakiejs´ katastrofy?

Hugo popatrzył na spokojna˛ twarz pacjentki. Nie, nie

przewiduje z˙adnej katastrofy. Dzie˛ki Rachel. Co jej sie˛
w z˙yciu przydarzyło? Dlaczego to go tak interesuje?

– Be˛dzie dobrze – powiedział na głos. David jednak

nadal nie spuszczał z niego wzroku.

– Nie masz ochoty is´c´ do domu? – zapytał cicho.
Hugo az˙ sie˛ skrzywił. Czy ma to wypisane na twarzy?
– Mam.
Piele˛gniarz z powa˛tpiewaniem pokre˛cił głowa˛.
– Nic tu po tobie. Po´ł godziny temu dzwonili z cent-

rum dowodzenia z komunikatem, z˙e wiatr osłabł. Moz˙esz
spokojnie is´c´ do domu i sie˛ przespac´.

– Mhm.
– Wys´pij sie˛ porza˛dnie. Jutro pogoda ma byc´ gorsza.
– Cowral nic nie grozi. Rzeka...
– Tu jest bezpiecznie, ale drugi brzeg...
– Ludzie po drugiej stronie zostali juz˙ ostrzez˙eni.

Przejda˛ do nas. Ich domy sa˛ ubezpieczone.

– Zawsze znajdzie sie˛ jakis´ idiota. – David nie spusz-

czał z niego wzroku. – Hugo, idz´ spac´. Dobrze wiesz, z˙e
be˛dziesz potrzebny – powiedział ostrym tonem.

– Poradze˛ sobie.
– Masz do pomocy doktor Harper – dodał David,

spogla˛daja˛c mu głe˛boko w oczy. – Rachel – poprawił sie˛.
Zauwaz˙ył, lekki grymas na wargach Hugona. Ach, to o to
chodzi!

– Tak, mam Rachel. – Hugo gwałtownym ruchem

wsuna˛ł re˛ce do kieszeni, po czym spojrzał na Davida
spode łba.

113

S

´

LUB NAD OCEANEM

background image

– Wie˛c idz´ juz˙. I dzie˛kuj Bogu, z˙e ja˛ masz!
Słusznie. Idz´ do domu i dzie˛kuj...
Do ło´z˙ka. Spac´?

Rachel nie zmruz˙yła oka, rozmys´laja˛c o Craigu, ale

nie zadzwoniła do domu.

114

MARION LENNOX

background image

ROZDZIAŁ SIO

´

DMY

Wstała wczes´niej niz˙ Hugo. Gdy wchodził do kuchni

na s´niadanie, wpadła z dworu z dwoma psami na dwo´ch
smyczach.

Speszona zatrzymała sie˛ w po´ł kroku, on tymczasem

witał sie˛ z psami. Digger i Penelope sa˛ kapitalne! Kundel
i rodowodowa charcica zostali nierozła˛cznymi kumpla-
mi. Michael na pewno dostałby drgawek: jego arystokrat-
ka zabawia sie˛ z plebejuszem!

Michael. Znowu o nim mys´le˛, zirytował sie˛ Hugo.

Dlaczego ten facet nie daje mi spokoju?!

Miał przed soba˛ Rachel w szortach i kusym topie. Jak

tu nie mys´lec´ o Michaelu? Oprzytomnij, stary!

– Czes´c´.
– Czes´c´.
– Bylis´cie na plaz˙y. – Psy były mokre i oblepione

piaskiem, a na głupawym pysku Penelope malował sie˛
taki zachwyt, z˙e Hugonowi zrobiło sie˛ jej z˙al. Szkoda, z˙e
musi wracac´ do miasta. Do Michaela.

Znowu on. Rachel tez˙ musi wracac´ do Michaela.
– Z

´

le spałam – powiedziała.

Napie˛cie wzrosło. On tez˙ nie mo´gł spac´, poniewaz˙...

Nie, nie, nie te˛dy droga. Sa˛ waz˙niejsze sprawy niz˙ przy-
czyna bezsennos´ci Rachel. Na przykład poz˙ar buszu.

– Sytuacja sie˛ pogarsza. Wiatr zerwał sie˛ jeszcze

przed wschodem słon´ca. Widziałam płomienie w go´rach.

background image

– To znaczy, z˙e mamy kryzys – os´wiadczył.
– Jakie s´rodki zapobiegawcze sa˛ w planie? – Odcze-

kała, az˙ Hugo odejdzie od zlewu, by nalac´ psom wody, po
czym zaje˛ła sie˛ grzanka˛, nie zwracaja˛c na niego uwagi,
mimo z˙e był w samych spodenkach. Od lat jadł s´niadanie
w takim stroju.

– Na plaz˙y jest strefa bezpieczen´stwa.
– Kre˛ci sie˛ tam mno´stwo ludzi. Czy to znaczy, z˙e

przenosicie te˛ strefe˛ z ratusza?

– Tak. Cze˛s´c´ Cowral po tej stronie rzeki włas´ciwie

jest strefa˛ bezpieczna˛. Ale w przypadku burzy ognia...

– Burza ognia?
– Tego boimy sie˛ najbardziej. Jestes´my w stanie opa-

nowac´ szybko rozprzestrzeniaja˛cy sie˛ ogien´, ale burza to
co innego. Z

˙

ar na czole poz˙aru wsysa wo´wczas tlen

i generuje własna˛ energie˛. Powstaje wtedy wir, kto´ry
pochłania absolutnie wszystko. Przenosimy na plaz˙e˛
sprze˛t medyczny. Jes´li poz˙ar be˛dzie sie˛ nasilał, wszyscy
przejda˛ na plaz˙e˛. Ewakuujemy szpital...

– Nie dostaniecie wsparcia z la˛du? – zapytała cicho.
– Słuchałem komunikato´w w radiu. Zagroz˙ona jest

połowa stanu, wie˛c wszyscy straz˙acy zostali postawieni
w stan gotowos´ci w swoich miejscowos´ciach. Jestes´my
zdani na siebie.

Ja tez˙ jestem zdany na siebie. Mimo z˙e ona siedzi tak

blisko, jest całkiem daleko. Ona ma me˛z˙a, wie˛c zajmij sie˛
poz˙arem, pacjentami, swoja˛ przyszłos´cia˛...

Jedli w milczeniu, pogra˛z˙eni we własnych mys´lach.
Zjawił sie˛ Toby w piz˙amie z Bobem Budowniczym

i nareszcie zburzył te˛ nieznos´na˛ cisze˛.

– Czes´c´! – zawołał, sadowia˛c sie˛ Rachel na kolanach.
– Musze˛ is´c´ – mrukna˛ł Hugo. – Myra zaraz tu be˛dzie.

116

MARION LENNOX

background image

– Gdzie mam sie˛ stawic´? W szpitalu czy na plaz˙y?
– Wez´miesz przychodnie˛? – spytał, a ona sie˛ skrzy-

wiła.

– Ciekawe, kto sie˛ zjawi – odparła z przeka˛sem.
– Ktos´ z nas musi byc´ na miejscu.
Zastanawiała sie˛, czy warto zaprotestowac´, lecz uzna-

ła, z˙e nie be˛dzie mu przeszkadzac´.

– W porza˛dku, przynajmniej wiesz, gdzie mnie szu-

kac´.

– Czy Cowral sie˛ spali? – zapytał Toby.
– Na pewno nie. Mys´le˛, z˙e dzisiaj powinienes´ zostac´

w domu z Myra˛ albo ze mna˛. – Rachel mocno go przytuli-
ła. – Podejrzewam, z˙e Myra wolałaby pilnowac´ swojego
domu. I chyba spakujemy walizke˛ z najpotrzebniejszymi
rzeczami. Hugo, przygotuj liste˛. Ty, Toby, tez˙. Jes´li be˛-
dzie za duz˙o dymu, zabierzemy ja˛ na plaz˙e˛ i nie be˛dziemy
musieli sie˛ martwic´, z˙e wszystko przejdzie zapachem
spalenizny.

– A psy wez´miemy?
– Obowia˛zkowo! Przeciez˙ nie chcemy, z˙eby s´mier-

działy dymem. – Podniosła wzrok na Hugona. – Dok-
torze, do roboty! Zostaw nam te˛ liste˛ i idz´ ratowac´ s´wiat,
a my uratujemy psy, misia Toby’ego, twoje albumy ze
zdje˛ciami i wszystko, co jest warte ocalenia.

Wszystko, co jest warte ocalenia? Spisał liste˛, kto´ra

okazała sie˛ idiotycznie kro´tka, po czym ruszył do szpita-
la. Jedyne, co przyszło mu na mys´l...

Ocal mnie.

O wpo´ł do dziewia˛tej przyjechała Christine, by od-

wiez´c´ Toby’ego do szkoły. Była bardzo zła z powodu
zmiany planu.

117

S

´

LUB NAD OCEANEM

background image

– Przyjechałam po małego...
– Toby. On ma na imie˛ Toby – oznajmił lodowatym

tonem Hugo. Ładował akurat sprze˛t do bagaz˙nika. W sy-
tuacji tak wielkiego zagroz˙enia musi miec´ pod re˛ka˛ całe
chirurgiczne instrumentarium. W razie czego ustawi auto
na płyciz´nie...

– Wiem – zirytowała sie˛. – Hugo, co jest grane?
– Rachel zaproponowała, z˙e zajmie sie˛ Tobym, bo

Myra nie chce dzisiaj zostawiac´ domu bez opieki. Toby
jest bardzo niespokojny, wie˛c Rachel wez´mie go pod
swoje skrzydła.

– W szkole tez˙ be˛dzie bezpiecznie.
Nie przyszło jej do głowy wzia˛c´ Toby’ego do siebie,

pomys´lał. Prawde˛ mo´wia˛c, słuchał jej jednym uchem,
zaje˛ty sprawdzaniem zawartos´ci podre˛cznej lodo´wki.

– Wie˛c dlaczego nie moz˙e is´c´ do szkoły? – zniecierp-

liwiła sie˛ Christine.

– Nauczyciele wola˛, z˙eby dzieci zostały z rodzicami.
– Rachel to nie rodzice.
Hugo wyprostował sie˛ i spojrzał na szwagierke˛.
– No nie. – Patrzył jej prosto w oczy.
– Mie˛dzy wam cos´ jest – stwierdziła, nie kryja˛c

złos´ci.

– Nie.
– Ale chciałbys´, z˙eby było.
– Ona ma me˛z˙a.
– Mimo to chciałbys´.
– Tak. – Zawahał sie˛, lecz po chwili doszedł do wnio-

sku, z˙e powinien jak najszybciej te˛ sprawe˛ wyjas´nic´.
– Christine, to, co było mie˛dzy nami, działo sie˛ bardzo
powoli... i nagle okazuje sie˛, z˙e wszyscy oczekuja˛, z˙e
be˛dziemy razem.

118

MARION LENNOX

background image

– Jestes´my razem.
– Nie. – Potrza˛sna˛ł głowa˛. – To, co jest mie˛dzy nami,

to za mało, z˙eby nas poła˛czyc´. Tak samo było z Beth.
Pomyliłem sie˛. Rachel... ma me˛z˙a, ale dzie˛ki niej poja˛-
łem, z˙e ty i ja nigdy sie˛ nie zrozumiemy.

– Znajdziesz sobie kogos´ podobnego do niej.
– Nie. – Przymkna˛ł powieki. – Drugiej takiej nie

znajde˛. Lecz sama s´wiadomos´c´, z˙e jest na s´wiecie taki
ktos´...

– To znaczy, z˙e niepotrzebnie siedze˛ w tej dziurze.
– Wydawało mi sie˛, z˙e jestes´ tu z miłos´ci do sztuki.
Christine w zadumie kiwała głowa˛.
– Taak, poz˙ar to pie˛kne widowisko. Moz˙na je nama-

lowac´... To niezła reklama, a za nia˛ klienci.

– Christine, przyznaj, z˙e tylko to było dla was waz˙ne.

Dla ciebie i Beth. Sztuka. Przedmioty, a nie ludzie.

Obraz˙ona zamierzała odejs´c´, lecz Hugo przytrzymał

ja˛ wzrokiem tak długo, az˙ ochłone˛ła.

– Jak ty nas znasz! – prychne˛ła.
– Kochasz sztuke˛, a ludzie sa˛ dla ciebie dopiero na

drugim miejscu.

– Bylibys´my dobrana˛ para˛.
– Owszem – mrukna˛ł z przeka˛sem. – Leczyłbym lu-

dzi, z˙eby płacic´ za twoje farby.

– Warto byłoby spro´bowac´.
– Nie, Christine. Pora, z˙ebym zacza˛ł z˙yc´ po swojemu.

Oraz rozstał sie˛ z brokatem. Na razie jednak musze˛ zaja˛c´
sie˛ mieszkan´cami Cowral.

– A ja malowaniem. Zdajesz sobie chyba sprawe˛, z˙e

ona nigdy nie be˛dzie twoja? Jej ma˛z˙ jest obrzydliwie
bogatym specjalista˛ w Sydney. Dlaczego miałaby sie˛
toba˛ interesowac´?

119

S

´

LUB NAD OCEANEM

background image

Faktycznie, dlaczego? Patrza˛c za szwagierka˛, pomys´-

lał, z˙e włas´nie połoz˙ył na szale˛ swoja˛ przyszłos´c´ z powo-
du kobiety, z kto´ra˛ nic go nie poła˛czy. Nic. I wszystko.

Rachel miała w przychodni pełne re˛ce roboty. Naj-

cze˛s´ciej przychodziły osoby starsze z objawami astmy.
Nawet ci, u kto´rych wczes´niej jej nie stwierdzono, teraz
mieli problemy z oddychaniem. Dwo´ch staruszko´w przy-
je˛ła do szpitala, a chwile˛ po´z´niej zadzwonił Don z domu
starco´w, domagaja˛c sie˛ instrukcji, jak pomo´c jednemu
z jego podopiecznych, kto´ry dostał ataku dusznos´ci.

– Popio´ł w powietrzu psuje nam klimatyzacje˛ – mo´-

wił. – A musimy przygotowac´ ich do ewakuacji.

– Macie w planie ewakuacje˛?
– Na plaz˙y Hugo juz˙ ustawia punkt medyczny. Gorzej

be˛dzie, jes´li wiatr zmieni kierunek. Przed taka˛ zmiana˛
poz˙ar sie˛ nasila, i tego najbardziej sie˛ obawiamy.

Rachel udzieliła mu niezbe˛dnych porad, odłoz˙yła słu-

chawke˛ i wyjrzała przez okno. Dym zge˛stniał do tego
stopnia, z˙e widocznos´c´ wynosiła teraz mniej niz˙ dziesie˛c´
metro´w.

W poczekalni Toby bawił sie˛ kolejka˛. Gdy Rachel nie

badała pacjenta, zostawiała szeroko otwarte drzwi, by go
widziec´, poniewaz˙ zorientowała sie˛, z˙e od czasu do czasu
chłopiec podnosi wzrok znad zabawki, patrzy na nia˛,
a potem na ogromna˛ walize˛ pod s´ciana˛.

Ma Rachel oraz swoje najwie˛ksze skarby. Psy lez˙a˛ na

werandzie. Hugo wprawdzie jest gdzie indziej, ale ta
wie˛z´ powinna mu wystarczyc´.

– Rachel! – W domofonie rozległ sie˛ zaniepokojony

głos Elly, piele˛gniarki w szpitalu. – Moz˙esz przyjs´c´? Zaraz
be˛dzie tu Katy Brady z niemowle˛ciem. Mały ma drgawki.

120

MARION LENNOX

background image

Rachel poleciła Toby’ego opiece rejestratorki i wybie-

gła z przychodni w chwili, gdy na podjez´dzie do szpitala
zatrzymał sie˛ rozklekotany ford. Za kierownica˛ młoda
dziewczyna w wystrze˛pionych dz˙insach, z tatuaz˙ami na
ramionach i dredami do pasa, trzymała na kolanach bez-
władne niemowle˛. Rachel przyłoz˙yła mu dłon´ do czoła.
Temperatura! Ponad czterdzies´ci stopni. Mimo to malec
był ciasno owinie˛ty kocykami.

– Mo´j synek... – szlochała Katy, gdy Rachel brała

zawinia˛tko z jej kolan, druga˛ re˛ka˛ s´cia˛gaja˛c pierwszy
kocyk. – Doktor McInnes...

Rachel juz˙ badała dziecko, szukaja˛c wysypki charak-

terystycznej dla zapalenia opon mo´zgowych, sprawdza-
ja˛c sztywnos´c´ karku. Dzie˛ki Bogu, nie ma.

– Noz˙yczki! – mrukne˛ła do Elly. Trzeba pozbyc´ sie˛

tych cholernych guziczko´w i tasiemek, by dokładniej go
zbadac´! Wygla˛da na poła˛czenie gora˛czki i upału. – Elly,
umywalka pełna zimnej wody.

Dziewczyna wysiadła z samochodu i juz˙ wycia˛gała

ramiona po swoje dziecko.

– Jestem lekarzem – uprzedziła ja˛ Rachel. – To sa˛

drgawki wywołane przegrzaniem. Trzeba go ochłodzic´.

– Niech mi pani go odda! – zawołała matka.
– Kate, chodz´ ze mna˛. Powiedz, kiedy to sie˛ zacze˛ło.
Jej rzeczowy ton nieco otrzez´wił dziewczyne˛.
– On jest przezie˛biony. Prosiłam doktora McInnesa

o antybiotyk, ale odmo´wił. Rano mały miał strasznie
zatkany nosek, a w radiu ostrzegali, z˙e moz˙emy byc´
ewakuowani, wie˛c go dobrze opatuliłam i poszłam sie˛
spakowac´. Kiedy do niego znowu zajrzałam – chlipne˛ła
– był cały sztywny, a jak wzie˛łam go na re˛ce, to był
zupełnie bezwładny.

121

S

´

LUB NAD OCEANEM

background image

Rachel połoz˙yła chłopczyka na stole i zacze˛ła go roz-

bierac´: becik z falbankami, wło´czkowe buciki, ciepły
kaftanik, koszulka. Biedne dziecko...

– Czy od razu zabrałas´ go do samochodu?
– Słucham? – Dziewczyna nadal była rozkojarzona.
– Jak długo ma te drgawki? Kiedy zadzwoniłas´ do nas?
– Jak tylko go zobaczyłam. Tak sie˛ przestraszyłam,

z˙e od razu pobiegłam do telefonu.

– To było osiem minut temu – odezwała sie˛ piele˛g-

niarka. – A ja natychmiast cie˛ wezwałam.

– Jak długo był sam? Czy mys´lisz, z˙e miał konwulsje,

jak sie˛ pakowałas´?

– Nie miał. Na pewno nie. – Katy skupiła sie˛, ponie-

waz˙ dotarło do niej, z˙e jej odpowiedzi sa˛ bardzo waz˙ne.
– Najwyz˙ej dwie minuty, bo najpierw go zawine˛łam i po-
łoz˙yłam do ło´z˙eczka, potem wyszłam po fotelik.

To znaczy, z˙e drgawki trwały nie dłuz˙ej niz˙ dziesie˛c´

minut, ale to nie eliminuje ryzyka uszkodzenia mo´zgu.

– Co sie˛ stało?
W drzwiach stał Hugo.
– Konwulsje – odrzekła Rachel, nie odwracaja˛c sie˛

znad umywalki. – Elly, obmywaj mu czoło. Hugo, dia-
zepam.

– Juz˙ podaje˛. – Nie kwestionuja˛c jej decyzji, znikna˛ł

w sa˛siednim pokoju.

– No, obudz´ sie˛ – przemawiała do bezwładnego ciał-

ka. Kolejny raz wro´ciła do niej modlitwa, kto´ra czasami
przynosiła oczekiwany efekt. Oby teraz tez˙ poskutkowa-
ła. – Connor, obudz´ sie˛. Diazepam przygotowany?

– Tak jest. – Rachel uniosła niemowle˛, a Hugo podał

mu lek. Potem stali pochyleni nad dzieckiem, razem
modla˛c sie˛ w duchu, by odzyskało przytomnos´c´.

122

MARION LENNOX

background image

Bezwładne ciałko drgne˛ło, po czym Connor otworzył

oczy, wykrzywił buzie˛ i cichutko zakwilił. Rachel ode-
tchne˛ła. Jak długo wstrzymywała oddech? Chyba od
chwili, gdy go ujrzała. Podniosła wzrok na Hugona. On
takz˙e nie ukrywał rados´ci.

– Sukces – rzekł po´łgłosem. – Dzie˛ki tobie.
– Miałam szcze˛s´cie – szepne˛ła Rachel. Hugo dalej

polewał chłodna˛ woda˛ gło´wke˛ dziecka, kto´re płakało
coraz głos´niej. Ten efekt był dla obojga błogosławien´st-
wem. Rachel obejrzała sie˛. Katy płakała cichutko. – Katy,
potrzymaj go. Mam wraz˙enie, z˙e on domaga sie˛ mamy.

– Nie moge˛ – zaszlochała. – Prosiłam doktora, z˙eby

dał mu antybiotyk, a on mu nie dał... – Ukryła twarz
w dłoniach. W tej sytuacji Rachel gestem poprosiła piele˛-
gniarke˛, by ja˛ zasta˛piła, a sama usiadła przed zapłakana˛
dziewczyna˛ i oderwała jej re˛ce od twarzy tak, by patrzec´
jej w oczy.

– Katy, antybiotyk by nie pomo´gł. Przezie˛bienie sa-

mo przejdzie. Przyczyna˛ konwulsji było poła˛czenie wy-
sokiej temperatury ciała oraz otoczenia.

– W ksia˛z˙ce jest napisane, z˙e dziecko z przezie˛bie-

niem musi miec´ ciepło. Sama czytałam...

– Nie ma tu poradni dla młodych matek?
– Nie.
– Nie mam tyle personelu – powiedział ponuro Hugo.

– Dwoje˛ sie˛ i troje˛, ale tu jest potrzebny drugi lekarz.
– Zawahał sie˛. I zaryzykował. – A ty? Moz˙e bys´ tu została
i zorganizowała taka˛ poradnie˛? Opro´cz innych zaje˛c´.

– Nie miałabym nic przeciwko temu – wyrwało sie˛

jej.

Hugo spojrzał na nia˛ przenikliwie. Ukryte mys´li...

Nie, to nie jest pora ani miejsce na takie rozwaz˙ania.

123

S

´

LUB NAD OCEANEM

background image

– Musimy ruszac´ – oznajmił – i to szybko. Ogien´

przeskoczył przez dukt.

– Co to znaczy?
– Z

˙

e sie˛ ewakuujemy. Teraz.

– Mo´j synek... – załkała Katy, a Hugo zerkna˛ł na wrze-

szcza˛ce i wierzgaja˛ce niemowle˛.

– Katy, odnosze˛ wraz˙enie, z˙e to jest two´j najmniejszy

problem. Ubierzemy go tylko w pieluche˛. Na plaz˙y jest
duz˙o cienia, a jes´li podskoczy mu gora˛czka, zanurzysz go
w płytkiej wodzie. Kaz˙demu to zalecam. Katy, teraz sa-
ma musisz zadbac´, z˙eby znowu sie˛ nie przegrzał.

Kilka naste˛pnych godzin wracało we wspomnieniach

Rachel jako czas chaosu. Walka z ogniem zeszła na drugi
plan. Straz˙acy i ochotnicy wro´cili z go´r, bo stało sie˛ to
zbyt ryzykowne. Kaz˙demu zdrowemu na ciele i umys´le
przydzielono zadanie. Grupy ochotniko´w chodziły od
domu do domu, by sprawdzic´, czy nikt nie został oraz czy
zrobiono wszystko, co nalez˙ało. Potem Cowral sie˛ wylu-
dniło.

Sam Nieve był w swoim z˙ywiole. Ten starszy pan,

chory na serce, został, jak sam to nazwał, szefem straz˙y
domowej. Zawczasu przygotował liste˛ mieszkan´co´w i te-
raz, kiedy na plaz˙y zjawili sie˛ Rachel i Hugo z Kim oraz
dwoma pacjentami na noszach, siedział przy prowizory-
cznym biurku i skres´lał z listy kolejnych przybyszo´w.
Obok biurka ustawił nawet barierke˛, przez kto´ra˛ kaz˙dy
musiał przejs´c´.

– Dzie˛ki temu wiem, kto jeszcze nie opus´cił domu

– oznajmił z duma˛. – Ale nadal niepokoja˛ mnie trzy
osoby. Panna Baxter, ta chora na noge˛, powiedziała, z˙e
nie opus´ci swojego ogrodu, Les Harding nie moz˙e zo-

124

MARION LENNOX

background image

stawic´ na pastwe˛ losu bezdomnych koto´w, oraz Sue-El-
len Lesley. Wysłałem dwie ekipy po panne˛ Baxter, Lesa
oraz tyle koto´w, ile uda im sie˛ złapac´. Najwie˛kszy prob-
lem mam z Sue-Ellen.

– Nikogo do niej nie skierowałes´? – zapytał Hugo.
– Sue-Ellen sie˛ nie ruszy, nawet jakby przyszło po nia˛

sto ekip. Sam usiłowałem ja˛ przekonac´ o zagroz˙eniu, ale
zatrzasne˛ła mi drzwi przed nosem – tłumaczył sie˛ Sam.

– Dzisiaj ja˛ widziałes´?
– Nie, wczoraj. Wieczorem poszedł do niej Gary Le-

wis, ale z nim tez˙ nie chciała rozmawiac´.

– W jakim była stanie? – dopytywał sie˛ Hugo.
– Rozkojarzona, nerwowa i zła. – W spojrzeniach obu

me˛z˙czyzn malował sie˛ niepoko´j.

– Macie jakis´ problem? – zapytała Rachel.
– Sue-Ellen cierpi na schizofrenie˛ – odparł Hugo. – Za-

zwyczaj jest spokojna, ale taka sytuacja jak ta moz˙e ja˛
wytra˛cic´ z ro´wnowagi. Tydzien´ temu wszystko było w po-
rza˛dku, ale...

– Kiedy ja˛ zapytałem, czy bierze proszki – wtra˛cił sie˛

Sam – odesłała mnie do diabła.

– Ona tak mo´wi nawet wtedy, kiedy grzecznie je

bierze – zauwaz˙ył Hugo, popatruja˛c na wzgo´rza, jakby
cokolwiek było tam widac´. Tutaj jest bezpiecznie, ale nie
dla Sue-Ellen. – Ona bardzo nie lubi, jak ktos´ wtra˛ca sie˛
w jej z˙ycie.

– Przyjaz´niłem sie˛ z jej ojcem i wiem, z˙e Sue czasami

nie bierze leko´w. Pamie˛tam, jak on sie˛ wtedy bał.

– Gdzie ona mieszka? – zainteresowała sie˛ Rachel.
– Za Cowral. Ma niewielki kawałek ziemi.
– Same zaros´la – sprecyzował Sam. – Nikogo tam nie

wys´le˛. Nie teraz. Jak sie˛ nie zjawi, to jej sprawa.

125

S

´

LUB NAD OCEANEM

background image

– Moz˙e mnie by posłuchała? – zamys´lił sie˛ Hugo.
– Na pewno – mrukna˛ł Sam. – Be˛dziesz sie˛ naraz˙ał

dla takiego czuba?

Hugo spojrzał na niego ze złos´cia˛.
– Sue-Ellen jest wspaniała – oznajmił. – Kiedys´, za-

nim zachorowała, grała w filharmonii narodowej.

– A teraz siedzi tam razem z kozami i s´wiruje.
– Ma hodowle˛ ko´z angorskich. Prze˛dzie, tka i gra...
– I gada do siebie.
– Marnuje˛ czas. – Hugo sie˛ zawahał. – Jestem jedyna˛

osoba˛, kto´ra˛ Sue-Ellen darzy zaufaniem.

– Ona nie ma rodziny? – Rachel była wyraz´nie spe-

szona.

– Jej ojciec zmarł pie˛c´ lat temu. Przez jakis´ czas była

z Garym Lewisem, jednym z naszych straz˙ako´w, ale
ubzdurała sobie, z˙e leki ja˛ ogłupiaja˛. Kazała Gary’emu
odejs´c´ i od tej pory z˙yje sama jak palec.

– Nie moz˙esz tam jechac´.
– Jeszcze zda˛z˙e˛. – Odwro´cił sie˛, by popatrzec´ na

po´łnoc, ale ujrzał jedynie gruba˛ zasłone˛ dymu. Czuło sie˛
jego smak w ustach. Rachel chciała cos´ powiedziec´, ale
płatek popiołu osiadł jej na je˛zyku, wie˛c zaniosła sie˛
kaszlem. – Zało´z˙ maseczke˛ chirurgiczna˛ – polecił jej
Hugo. – Musisz byc´ sprawna. Rozdaj je wszystkim. Czy
moz˙esz...? – Domys´lała sie˛, o co ja˛ poprosi. – Przeja˛c´
moje obowia˛zki?

– Pomys´lałes´ o Tobym? – spytała zrozpaczona.

Chłopiec tymczasem bawił sie˛ w morzu pod czujnym
okiem Myry. – Hugo, pozwo´l mi pojechac´. Ja nikogo
nie mam.

– Masz me˛z˙a.
– Kto´ry mnie nie potrzebuje. – Powiedziała to! W tej

126

MARION LENNOX

background image

samej chwil poje˛ła, z˙e mo´wi najs´wie˛tsza˛ prawde˛. Dottie
ma racje˛. – Za to ty jestes´ potrzebny Toby’emu.

– Nie trafisz tam. Poza tym Sue-Ellen nie ma do

ciebie zaufania. Nic mi sie˛ nie stanie. Na jej pastwiskach
sa˛ kanały. Zda˛z˙ymy do was wro´cic´.

– Ryzykowac´ z˙ycie dla s´wirusa... – Sam nie krył

oburzenia.

– Ona nie jest s´wirusem – powto´rzył Hugo znuz˙onym

głosem. – Jest wielka˛ artystka˛, cudownym człowiekiem
oraz moja˛ pacjentka˛. Powinienem był odwiedzic´ ja˛ juz˙
wczoraj. – Popatrzył na Rachel. – Musze˛ jechac´. Za-
sta˛pisz mnie?

On doskonale wie, o co mnie prosi, pomys´lała. Musi

jechac´, to oczywiste. Toby ma ciotke˛ i całe miasteczko
troskliwych ludzi, a ta Sue-Ellen nie ma nikogo opro´cz
Hugona.

– Rozumiem – szepne˛ła. – Jedz´. Pod warunkiem z˙e

przysie˛gniesz, z˙e wro´cicie cali i zdrowi.

– Ja nie...
– Przysie˛gasz? – Chwyciła go za re˛ce, nie spuszcza-

ja˛c wzroku z jego twarzy. – Musisz.

– Przysie˛gam. – Pocia˛gna˛ł ja˛ ku sobie i pocałował. Za

tym szorstkim pocałunkiem krył sie˛ strach, poz˙a˛danie
i adrenalina. – Opiekuj sie˛ Tobym i pilnuj mojego Cow-
ral, dopo´ki nie wro´ce˛! – zawołał, znikaja˛c w kłe˛bach
dymu.

127

S

´

LUB NAD OCEANEM

background image

ROZDZIAŁ O

´

SMY

– Zda˛z˙y – pocieszał ja˛ Sam. – Ogien´ rozprzestrzenia

sie˛ szybko, ale na razie nie zanosi sie˛ na burze˛. Jes´li Hugo
be˛dzie ostroz˙ny i jes´li wiatr sie˛ nie nasili...

Niestety, dziesie˛c´ minut po´z´niej huraganowy wiatr

przetoczył sie˛ przez plaz˙e˛. Uderzenie gora˛cego powietrza
poprzedzaja˛cego ogien´ wszystkim zaparło dech. Rachel
akurat ustawiała stojak z kroplo´wka˛przy noszach stuletniej
pani McLeod, cierpia˛cej z powodu objawo´w odwodnienia.

– Dziecko, nie trzeba. Idz´ do innych – mo´wiła staru-

szka. – Mna˛ nie zaprza˛taj sobie głowy.

– Jestes´my dobrze przygotowani – odrzekła Rachel.
Dokon´czyła wszystkie konieczne czynnos´ci, po czym

wstała, by sie˛ rozejrzec´. Mieszkan´cy miasteczka zacho-
wali spoko´j. Wiedzieli, z˙e takie gora˛co nie moz˙e trwac´
długo oraz z˙e pod bokiem maja˛ morze. Teraz wszyscy
nakrywali głowy kocami zgodnie z poleceniem, kto´re
wpajano im od dziecin´stwa.

Tych, kto´rzy nie mogli chodzic´, przenoszono na sam

brzeg i ustawiano tak, by fale obmywały im stopy. Kaz˙dy
z nich miał przydzielonego opiekuna wyposaz˙onego
w mokre koce.

Toby popłakiwał przeraz˙ony ogłuszaja˛cym hukiem

ognia.

Opiekuj sie˛ Tobym, przykazał jej Hugo. O Boz˙e, Hu-

go. Nie wolno jej teraz o nim mys´lec´.

background image

Na płyciz´nie mieszkan´cy Cowral zbili sie˛ w ciasna˛

gromade˛. Nie było czym oddychac´. Pozostawało jedynie
przetrwac´. Gdzies´ tam jest Hugo.

– Jes´li ja przez˙yje˛, to ty tez˙ musisz – szepne˛ła, kle˛ka-

ja˛c w płytkiej wodzie. Toby oswobodził sie˛ z obje˛c´ Myry
i przylgna˛ł do niej. Tkwili w wodzie przykryci mokrymi
kocami, a dookoła nich szalało piekło.

– Ja chce˛ do taty – zapłakał Toby.
– Ja tez˙ – szepne˛ła w jego włosy. – Ja tez˙. Ale tata

pojechał do pacjentki. Niedługo wro´ci.

– Sue-Ellen! – Zasłaniaja˛c usta jaka˛s´ szmata˛, wysko-

czył z samochodu i ruszył w strone˛ płona˛cego domu.
W koronach drzew nad jego głowa˛ huczały płomienie.
– Sue-Ellen!

Niespodziewanie o cos´ sie˛ potkna˛ł. Spojrzał pod nogi

i ujrzał szczeniaka owczarka collie. Przeraz˙ony pies za-
skowyczał. O Boz˙e!

Je˛zyk ciała zwierze˛cia był nieomylna˛ wskazo´wka˛, z˙e

jego pani została w domu.

Fala gora˛cego powietrza przeszła błyskawicznie. Te-

raz wszyscy mieszkan´cy Cowral ostroz˙nie wygla˛dali
spod mokrych koco´w. Rachel zauwaz˙yła, jak nieopodal
spod czegos´, co przypominało ogromna˛ mokra˛ pierzyne˛,
wychyla sie˛ kobieca głowa w loko´wkach. Była to z˙ona
Sama, szefa straz˙y domowej. Po chwili dłon´ pani Nieve
powe˛drowała do loko´wek, by sprawdzic´, czy nic sie˛ nie
popsuło.

– Czy wszyscy dotarli na plaz˙e˛? – zapytała Rachel.
– Panne˛ Baxter i Lesa chłopcy doprowadzili w ostatniej

chwili – zameldował Sam. – Mamy jednego pogryzionego

129

S

´

LUB NAD OCEANEM

background image

przez kota Lesa. Klatka z kotami tez˙ tu jest, chyba z˙e ktos´
ja˛ wstawił do wody i sie˛ potopiły.

– A Hugo?
– Jeszcze nie wro´cił. Kiedy front przechodził nad na-

mi, Hugo powinien byc´ juz˙ całkiem wysoko.

– Na pewno juz˙ badał pacjentke˛ – szybko dodała

Rachel, widza˛c strach w oczach Toby’ego. – Jedna pani
w go´rach zachorowała, wie˛c musiał nia˛ sie˛ zaopiekowac´.
Ja tez˙ musze˛ do niej jechac´. Toby, zostaniesz z Myra˛?
Sam, kiedy be˛dzie moz˙na pojechac´ do Sue-Ellen?

– Zapytam szefa straz˙y.
– Trzeba tam ruszac´ jak najpre˛dzej.
– Szef wysyła tam samocho´d cysterne˛ – oznajmił

Sam po chwili.

– Jade˛ z nimi.

Zanim cysterna mogła wyjechac´ w go´ry, Rachel po-

magała cierpia˛cym na trudnos´ci z oddychaniem i opa-
trzyła mno´stwo niegroz´nych skaleczen´.

– Az˙ trudno uwierzyc´, ile mielis´my szcze˛s´cia – rzekł

komendant, zsuwaja˛c z czoła kask i ocieraja˛c czoło. Bu-
rza zmiotła wszystko, ale tak porza˛dnie wysprza˛talis´my
teren, z˙e stracilis´my tylko cztery domy letniskowe.

Gdy burza ucichła, strumien´ mieszkan´co´w popłyna˛ł

do miasteczka. Ludzie spieszyli sie˛ do domo´w, by ugasic´
miejscowe poz˙ary i ogniska. Mimo z˙e Cowral nadal znaj-
dowało sie˛ w piers´cieniu płomieni, zaczynało sprawiac´
wraz˙enie bezpiecznego miejsca. Lecz Hugo...

– Moz˙emy juz˙ jechac´? – zapytała, opatrzywszy dziec-

ko poparzone przez płona˛ca˛ gała˛z´ unoszona˛ wiatrem.

– Lepiej z˙eby pani z nami nie jechała. – Komendant

sie˛ zase˛pił. – Wzia˛łem juz˙ Gary’ego. Był na froncie walki

130

MARION LENNOX

background image

z ogniem i kiedy dowiedział sie˛, z˙e Sue-Ellen nie zeszła
na plaz˙e˛, omal nie oszalał. Jedno z was jest mocno zaan-
gaz˙owane.

– A pan nie jest?
Komendant spojrzał jej w oczy i westchna˛ł.
– Jestem – przyznał.
– To o co sie˛ sprzeczamy? – Rachel była juz˙ ubrana

w straz˙acki kombinezon.

– Pani doktor... – dodał komendant – jeszcze pani nie

widziała najgorszego. Fala wyhamowała na rzece. Gdy-
bys´my byli przed frontem...

– Chce mi pan powiedziec´, z˙e jest niewielka szansa,

z˙e Hugo przez˙ył? – zapytała odwaz˙nie.

– Chłopcy oczyszczaja˛ droge˛. Zawiadomimy pania˛.
– Nie. Jestem lekarzem. Mam tu wszystko, co moz˙e

byc´ potrzebne w takich sytuacjach. Jade˛ z wami.

Farma Sue-Ellen była dwie minuty drogi za miastem,

lecz im zaje˛ło to po´ł godziny, poniewaz˙ szosa była za-
blokowana dymia˛cym popiołem, gałe˛ziami i powalony-
mi eukaliptusami. W powietrzu unosił sie˛ zapach spalo-
nego olejku.

Gdy dotarli na miejsce, ujrzeli tylko z˙arza˛ca˛ sie˛ belke˛

w miejscu, gdzie była skromna chatka Sue-Ellen. Tuz˙
obok stał samocho´d, a włas´ciwie jego spalony wrak.

To auto Hugona.
Nic nie ostało sie˛ tej poz˙odze. Rachel rozgla˛dała sie˛,

nie kryja˛c łez, kto´re spływały jej po twarzy.

Z osłupienia wyrwał ja˛ krzyk Gary’ego, atletycznie

zbudowanego straz˙aka, kto´ry tak bardzo przeja˛ł sie˛ losem
Sue-Ellen.

– Tutaj! W kanale! – Gary, kto´ry znał ukształtowanie

tego terenu, nawet nie spojrzał na zgliszcza, lecz od razu

131

S

´

LUB NAD OCEANEM

background image

pognał w strone˛ pago´rka. – Doktor jest w kanale! Z koza-
mi, psem i Sue-Ellen. Z

˙

yja˛!

Hugo rzeczywis´cie był z˙ywy, lecz stan Sue-Ellen po-

zostawiał wiele do z˙yczenia. Słyszał, jak przyjechali, ale
nic nie mo´gł zrobic´, poniewaz˙ cała˛ uwage˛ skupiał na
kobiecie, kto´ra˛ trzymał w ramionach. Co chwila traciła
przytomnos´c´, cis´nienie miała bardzo niskie, a puls nit-
kowaty. Potrzebował sprze˛tu oraz czyjejs´ pomocy.

Nie mo´gł wyjs´c´ z kanału, poniewaz˙ trawa na brzegu

nadal sie˛ tliła. Wie˛c po´łlez˙ał w wodzie, podtrzymuja˛c
Sue-Ellen, w asys´cie wyja˛cego szczeniaka i stada strzy-
ga˛cych uszami ko´z. Kobieta poruszyła sie˛ i spojrzała
przytomnie.

– Nie moge˛...
– Nic nie musisz robic´ – zapewniał ja˛. – Zrobiłas´

wszystko, co nalez˙y. Kozy sa˛ bezpieczne. Szczeniak tez˙.
Jestes´ poparzona, ale niegroz´nie. Juz˙ nadchodzi pomoc.

Lecz Sue-Ellen znowu straciła przytomnos´c´. Zamkna˛ł

oczy, a gdy je otworzył, ujrzał nad soba˛ Rachel...

Gdy straz˙acy rozłoz˙yli na błotnistym brzegu płachte˛

termiczna˛, Gary przeja˛ł od Hugona bezwładne ciało
i ostroz˙nie je na niej ułoz˙ył, a jednoczes´nie ktos´ inny
pobiegł po torbe˛ lekarska˛ Rachel.

Oparzenia, wstrza˛s, podraz˙nienie dro´g oddechowych

dymem. Dlaczego nie przyjechalis´my wczes´niej? – za-
stanawiała sie˛ Rachel, mierza˛c cis´nienie krwi nieprzyto-
mnej. Osiemdziesia˛t na pie˛c´dziesia˛t. Cholera!

– Gary, obejrzyj Hugona – poleciła, wiedza˛c, z˙e

wszyscy straz˙acy maja˛ za soba˛ kurs pierwszej pomocy.

– Nic mi sie˛ nie stało – mrukna˛ł Hugo. – Nie mogłem

jej pomo´c, ale teraz juz˙ moge˛.

132

MARION LENNOX

background image

– Masz poparzone re˛ce?
– Nie.
– Chrypisz.
– Bo mam gardło podraz˙nione dymem.
– Wie˛c...
– Daj mi spoko´j. – Hugo z pomoca˛ Gary’ego pod-

ła˛czał kroplo´wke˛.

– Boz˙e, ona umiera – szepna˛ł Gary.
– Odnosze˛ wraz˙enie, z˙e bardzo ja˛ kochasz – powie-

działa po´łgłosem Rachel.

– Kiedys´ bylis´my razem, ale jak sie˛ dowiedziała, z˙e

ma schizofrenie˛, zerwała ze mna˛, twierdza˛c, z˙e nie ma
prawa byc´ dla mnie cie˛z˙arem. Byłem u niej wczoraj, z˙eby
dowiedziec´ sie˛, czy nie trzeba jej pomo´c, ale mnie prze-
goniła. Dzisiaj wysłano mnie w przeciwnym kierunku.
Nie wiedziałem...

Nie wiedział, jak bardzo ja˛ kocha, pomys´lała Rachel.
– Wyzdrowieje – powiedziała na głos. – Przynies´

z wozu pare˛ koco´w. Znajdziesz tez˙ moje płachty, kto´re
wygla˛daja˛ jak skrzyz˙owanie plastiku i folii aluminiowej,
oraz folie˛ samoprzylepna˛.

Gary pobiegł co sił w nogach.
– Trzeba wezwac´ karetke˛ powietrzna˛ – oznajmił Hu-

go chrapliwym głosem.

– Juz˙ to zrobiłem – poinformował go szef straz˙ako´w.

– Z powodu burzy Cowral stało sie˛ priorytetem, wie˛c
s´migłowiec be˛dzie tu za dwadzies´cia minut.

– Jes´li zdołamy utrzymac´ ja˛ przy z˙yciu – mrukna˛ł

Hugo.

– Nie mam co do tego wa˛tpliwos´ci – rzekła Rachel,

patrza˛c, jak po nałoz˙eniu maski tlenowej twarz dziew-
czyny zaczynała nabierac´ z˙ywszej barwy pod warstwa˛

133

S

´

LUB NAD OCEANEM

background image

błota. Sue-Ellen je˛kne˛ła. – Morfina. – Nim Rachel sie˛g-
ne˛ła do torby, Hugo juz˙ robił zastrzyk. Widac´ było, z˙e
jest skrajnie wyczerpany i działa automatycznie.

– Pus´c´ mnie, pus´c´... – protestowała Sue-Ellen.
– Haloperidol? – Rachel wolała sie˛ upewnic´, lecz

Hugo przytakna˛ł, po czym raz jeszcze zmierzyła cis´-
nienie. – Sto dziesie˛c´ na siedemdziesia˛t. Widzisz? Uda
sie˛.

– Dzie˛ki tobie. Bez ciebie nic by z tego nie było.

Rachel, ja nic nie miałem!

– Bo twoje auto spłone˛ło.
Wro´cił Gary z nare˛czem koco´w.
– Teraz moz˙emy oszacowac´, jak rozległe sa˛ oparze-

nia. – Hugo skrzywił sie˛, obejrzawszy dłonie i nogi
Sue-Ellen. Trzydzies´ci procent! – Trzeba ja˛ opatrzyc´.

– Wszystko mam przy sobie. Z

˙

el, gaze˛ i folie˛.

Pracowali w milczeniu, na koniec owijaja˛c opatrunki

cienka˛ folia˛, aby poparzone miejsca były sterylne i bez
dopływu powietrza. W trakcie tego zabiegu Sue-Ellen
otworzyła oczy, by ujrzec´ nad soba˛twarz Gary’ego, kto´ry
bez słowa przyłoz˙ył dłon´ do jej policzka. Ma teraz wszys-
tko, czego jej trzeba, pomys´lała Rachel. W tej chwili. Bo
jej z˙ycie nadal wisi na włosku.

Jedno spojrzenie na Gary’ego wystarczyło, by nabrac´

pewnos´ci, z˙e tym razem nie rozdzieli tych dwojga ani
choroba psychiczna, ani poz˙ar buszu.

– Była w domu. – Hugo siedział na błotnistej skarpie,

a za jego plecami helikopter unosił włas´nie w powietrze
Sue-Ellen. Poleciał z nia˛ Gary. Ta kwestia nie podlegała
dyskusji.

Kozy juz˙ zda˛z˙yły wydostac´ sie˛ z rowu i pasły sie˛

134

MARION LENNOX

background image

tak spokojnie, jakby w wypalonej trawie było mno´stwo
jedzenia i jakby nic strasznego sie˛ tego dnia nie wy-
darzyło.

Za to Hugo wygla˛dał okropnie. Rachel przysiadła

obok niego i wzie˛ła na kolana roztrze˛sionego Pudge’a,
szczeniaka Sue-Ellen. Wolna˛ re˛ka˛ mocno s´cisne˛ła dłon´
Hugona.

– Hugo...
– Dom sie˛ zaja˛ł, zanim dojechałem – mo´wił jakby do

siebie. – Słyszałem, z˙e jest w s´rodku i woła psa, ale Pudge
był na dworze. Przybiegł ze mna˛ sie˛ przywitac´, ale strasz-
nie piszczał. Jakby wiedział, z˙e pani cos´ sie˛ stało.

– Wszedłes´ do s´rodka.
– Oczywis´cie. – Gdy sie˛ skrzywił, Rachel spojrzała

na jego dłonie. Były całe w pe˛cherzach. Miał na sobie
ubranie ochronne, kto´re go uratowało, lecz re˛ce oraz
twarz miał poparzone. Był w piekle.

– Znalazłem ja˛ w pokoju, w kto´rym płone˛ły firanki.

Szyba w oknie wybuchła. Do wewna˛trz. A ona była boso.

– Hugo...
– Powinienem był wczoraj tu przyjechac´. Nie pomys´-

lałem o niej – je˛kna˛ł. – Pojechałem na plaz˙e˛.

– Bo wczoraj nie było zagroz˙enia.
– Ale dzisiaj...
– Dzisiaj przyjechałes´. Ludzie na plaz˙y twierdza˛, z˙e

Sue-Ellen nie chciała sie˛ ewakuowac´. Uwaz˙asz, z˙e pod
twoim wpływem zmieniłaby zdanie? Hugo, nie jestes´
wszechwładny. Jestes´ tylko człowiekiem. – Ogla˛dała jego
dłonie. Poparzone, ale niegroz´nie. – Hugo, jestes´ wspa-
niałym człowiekiem – szepne˛ła. – Gdybym cie˛ straciła...

Nie słyszał tych sło´w, pogra˛z˙ony w mys´lach o Sue-

-Ellen.

135

S

´

LUB NAD OCEANEM

background image

– Wydawało mi sie˛, z˙e jest w dobrym stanie. Byłem

tu trzy dni temu. Dlaczego nie sprawdziłem, czy sie˛
przygotowuje?

– Bo nie moz˙esz mys´lec´ za kaz˙dego mieszkan´ca Cow-

ral. – Nie mogła spokojnie patrzec´ na jego rozpacz.
Uje˛ła jego twarz i delikatnie pocałowała go w obie po-
wieki. – Sue-Ellen postanowiła nie opuszczac´ swoich
zwierzako´w – tłumaczyła mu – bo czuje sie˛ za nie od-
powiedzialna. Sam nazwał ja˛ czubem. Jes´li i ty masz
ja˛ za wariatke˛, to owszem, odpowiadasz za nia˛, poniewaz˙
ona jest nieodpowiedzialna. Powinienes´ był zamkna˛c´
ja˛ w szpitalu psychiatrycznym. Ale sam mi powiedziałes´,
z˙e ona jest zdolna do podejmowania decyzji.

– Tak, ale...
– Nie ma z˙adnego ,,ale’’. Znała ryzyko. Ostrzegali ja˛

Sam oraz Gary, ale ona postanowiła sta˛d sie˛ nie ruszac´.

– Bo była chora.
– Kwalifikowała sie˛ do zamknie˛cia w zakładzie?
– Nie, ale...
– Hugo, Sue-Ellen prowadziła niezalez˙ne z˙ycie

i przez to jest ranna. To nie jest twoja wina.

Us´miechna˛ł sie˛ blado.
– Znowu jestes´ apodyktyczna?
– To moja specjalnos´c´.
Poparzonymi palcami dotkna˛ł jej policzka.
– Jestes´ pie˛kna.
– Pie˛kna i apodyktyczna?
– Tak. Rachel...
– Słucham.
– Musze˛ cie˛ pocałowac´.
Nie protestowała. Co wie˛cej, poczuła, z˙e jej serce

nalez˙y do niego. Do Hugona, kto´ry jest jej miłos´cia˛.

136

MARION LENNOX

background image

Była tez˙ druga miłos´c´. Craig. To uczucie nie mine˛ło,

nigdy nie minie. Dottie namawiała ja˛, by ułoz˙yła sobie
z˙ycie na nowo. By przestała mys´lec´ o Craigu. Ale tak sie˛
nie stało przez osiem długich lat.

Teraz tez˙ o nim mys´li. Poniewaz˙ Graig był cze˛s´cia˛ jej,

cze˛s´cia˛ jej miłos´ci. Całuja˛c teraz Hugona, wiedziała, z˙e
nie dopuszcza sie˛ zdrady. Bo miłos´c´ do Hugona jest po
prostu wzbogaceniem tego samego uczucia. Skarbu miło-
s´ci. Jej serce biło teraz dla Toby’ego, dla Cowral, dla
Penelope i Diggera, dla Sue-Ellen, jej ko´z oraz trze˛sa˛ce-
go sie˛ szczeniaka.

Trwali w us´cisku, czerpia˛c siłe˛ z tej bliskos´ci, az˙ za ich

plecami rozległo sie˛ dyskretne kaszlnie˛cie.

– Doktorze... – odezwał sie˛ szef straz˙ako´w.
Obolali i brudni odwro´cili sie˛ w jego strone˛.
– Doktorze, pan chyba ma wypaczony gust. – Szcze-

rzył w us´miechu wszystkie ze˛by. – Mnie najbardziej
kre˛ci, jak moja wysta˛pi w seksownej bieliz´nie, a jak pan
woli takie usmolone... Ale dla mnie to tra˛ci zboczeniem.

Rachel poczuła, z˙e sie˛ czerwieni i chciała odsuna˛c´ sie˛

od Hugona, ale on przytulił ja˛ jeszcze mocniej.

– Takiej seksownej jeszcze nie miałem – odcia˛ł sie˛.
– To prawda. Zrobimy jej zdje˛cia do nowego kalen-

darza. Koniecznie w kasku. Przepraszam, z˙e przeszka-
dzam...

– Człowiek nigdy nie moz˙e zaznac´ chwili spokoju

– zrze˛dził Hugo z wesołym błyskiem w oku. – Iles´my sie˛
tego miejsca naszukali... A tu masz, babo, placek: trzy-
dzies´ci ko´z, jeden pies i dwudziestu paru straz˙ako´w! –
Spowaz˙niał. – O co chodzi? Problemy?

– Niewielkie, ale...
– No mo´w!

137

S

´

LUB NAD OCEANEM

background image

– Grupa nad rzeka˛ ucierpiała z powodu dymu, a z˙ona

włas´ciciela pubu potkne˛ła sie˛ w tym dymie o kran
w ogrodzie i jest podejrzenie, z˙e ma złamany palec
u nogi.

– To wszystko? – zapytał Hugo.
– Tak jest, doktorze. Na razie. Dokon´czycie te˛... dys-

kusje˛ po´z´niej, bo teraz jestes´cie nam potrzebni.

– Pobawimy sie˛ troche˛ w lekarzy? – zapytał Hugo.
– Pod warunkiem, z˙e w głe˛bi serca pozostaniemy

czyms´ wie˛cej niz˙ lekarzami – odparła Rachel.

Do kon´ca tego bardzo długiego dnia pracowali bez

wytchnienia. Najpierw byli lekko zaczadzeni straz˙acy
i pani Forsyth z pe˛knie˛ciem kos´ci palucha, a potem cały
szereg mieszkan´co´w Cowral z drobnymi oparzeniami
i skaleczeniami. Od czasu do czasu odwiedzała ich Myra
z Tobym, by pokazac´ malcowi, z˙e tata i Rachel sa˛ nieda-
leko.

Toby i Myra zabierali ze soba˛ trzy psy, poniewaz˙

małego Pudge’a nie moz˙na było zostawic´ na spalonej
farmie Sue-Ellen. Penelope i Digger instynktownie wy-
czuli dramatyczna˛ sytuacje˛ szczeniaka i wraz z gosposia˛
i małym chłopcem otaczali go troskliwa˛ opieka˛. Juz˙ pod-
czas drugiej wizyty w szpitalu Pudge zacza˛ł nies´miało
merdac´ ogonem.

– Zadzwonie˛ do centrum transportu sanitarnego i po-

prosze˛, z˙eby przekazali te˛ wiadomos´c´ Sue-Ellen – obie-
cał Hugo. – To jej pomoz˙e bardziej niz˙ leki.

W tym potwornym zamieszaniu Hugo znalazł czas, by

o tym pomys´lec´! To cze˛s´c´ pracy lekarza na prowincji,
przeszło Rachel przez głowe˛. Medycyna plus cała reszta.

138

MARION LENNOX

background image

Zapadła noc. Wiatr ucichł, a koło dziesia˛tej powiało

od południa. Temperatura powietrza wyraz´nie sie˛ obni-
z˙yła i nawet spadł niewielki deszcz. Specjalna grupa
ochotniko´w chodziła od domu do domu, by dowiedziec´
sie˛ o stan zdrowia mieszkan´co´w, zwłaszcza tych w pode-
szłym wieku.

Około drugiej nad ranem Rachel weszła do kuchni.

Myra, kto´ra zabrała do siebie Toby’ego oraz psy, zo-
stawiła na stole garnki z kolacja˛, lecz Rachel na nic
nie miała siły. Siedziała przy stole, te˛po wpatruja˛c sie˛
w s´ciane˛.

Kwadrans po´z´niej zjawił sie˛ Hugo. Był szary ze zme˛-

czenia. Na jego widok Rachel podniosła sie˛ z krzesła.
Patrzyła na niego, nic wie˛cej. Ich spojrzenia były po-
twierdzeniem tego, czego dos´wiadczyli w cia˛gu kilku-
nastu minionych godzin.

Tak zacze˛ło sie˛ ich wspo´lne z˙ycie.
– Rachel...
Bez słowa padła mu w ramiona. To nie była pora

na rozmowy. Nadszedł czas miłos´ci. Zaspokojenia pa-
la˛cego pragnienia bliskos´ci. By nie marnowac´ czasu,
razem weszli pod prysznic, zrzuciwszy na podłoge˛ ubra-
nia tak brudne, z˙e powstydziłby sie˛ ich kaz˙dy szanuja˛cy
sie˛ lekarz. Lecz tego dnia nikt nie zwracał uwagi na
ich stro´j. Tego dnia byli po to, by zaspokoic´ potrzeby
mieszkan´co´w Cowral.

Lecz teraz nadszedł czas spełnienia ich własnych po-

trzeb. Czas, by zostali kochankami. Zmywaja˛c z siebie
nawzajem brud w strumieniach ciepłej wody, wszystkimi
zmysłami poznawali swoje spragnione ciała. Potem,
w wielkim łoz˙u Hugona, stali sie˛ jednos´cia˛.

Po´z´niej Rachel nie potrafiła sobie przypomniec´, czy

139

S

´

LUB NAD OCEANEM

background image

kiedykolwiek wzniosła sie˛ na takie szczyty rozkoszy.
Nie poro´wnywała. To, co było mie˛dzy nia˛ i Craigiem,
działo sie˛ w poprzednim z˙yciu. Nie przestało byc´ cenne,
lecz zostało w przeszłos´ci. Teraz napawała sie˛ teraz´niej-
szos´cia˛.

Craig nie miałby jej za złe tej nowej miłos´ci. W głe˛bi

serca wiedziała, z˙e ma jego błogosławien´stwo.

Drugim błogosławien´stwem był Hugo: jego ciepło,

re˛ce, zapach i smak. Przyje˛ła go całym ciałem i dusza˛...

Potem zasne˛li. Pierwszy raz od wielu lat Rachel spa-

ła spokojnie wtulona w kochanka. Od dnia tragicznego
wypadku sypiała bardzo z´le, budza˛c sie˛ co chwila, jakby
musiała czuwac´, by zapobiec nowej katastrofie. Lecz
teraz w ramionach tego me˛z˙czyzny spała kamiennym
uzdrowicielskim snem, spokojna o jutro. A on?

Z Beth nigdy tak nie było. W małz˙en´stwo z jej siostra˛

wpakowałby sie˛ ro´wnie bezmys´lnie. Idiota.

Ska˛d jednak miał wtedy wiedziec´, z˙e jest to zła decy-

zja? Nie miał wo´wczas poje˛cia, z˙e moz˙e byc´ zupełnie
inaczej. Nawet nie podejrzewał, z˙e moz˙na kochac´ tak jak
teraz.

Rachel. Cudowna kobieta. Skarb. Jeszcze mocniej

przygarna˛ł ja˛ do siebie, czuja˛c, jak wzbiera w nim nowa
fala poz˙a˛dania. Poz˙a˛danie? Moz˙e poczekac´ godzine˛ lub
dwie, pomys´lał z rados´cia˛. Przed nami cała wiecznos´c´...

Około o´smej obudził ich telefon.
Na brokatowej powłoczce s´lizgały sie˛ promienie słon´-

ca. Zmienie˛ to, pomys´lał. Tak! Wyrzuce˛ z domu wszy-
stkie brokaty! Dzisiaj urodził sie˛ na nowo i zaczyna
nowe z˙ycie z Rachel. Ona tez˙ powoli sie˛ budziła. Us´mie-
chała sie˛ do niego, nim jeszcze podniosła powieki.

140

MARION LENNOX

background image

Telefon dzwonił. Hugo sie˛gna˛ł po słuchawke˛.
– Czy zastałam Rachel? – pytał kobiecy głos. – Dok-

tor Harper. Nie odbiera komo´rki, a to pilna sprawa.

– Juz˙ ja˛ prosze˛.
– Dottie... – rzekła Rachel i natychmiast oprzytom-

niała. Usiadła na ło´z˙ku, zapominaja˛c, z˙e jest naga. Boz˙e,
jaka ona jest pie˛kna. – Nie, Dottie, wszystko w porza˛dku.
Powinnam była wczoraj do ciebie zadzwonic´. Mogłam
sie˛ domys´lic´, z˙e słuchałas´ wiadomos´ci. Nie, jestes´my
bezpieczni. Nie...

Potem nagle zniz˙yła głos.
– Jak to, Dottie? Był stabilny... – Słuchała, zacisna˛w-

szy powieki. – Oczywis´cie, juz˙ jade˛.

Hugo wyja˛ł słuchawke˛ z jej dłoni.
– Rachel, co sie˛ stało? – zapytał.
– Craig... – szepne˛ła.
– Craig?
– Mo´j ma˛z˙. Umiera.

141

S

´

LUB NAD OCEANEM

background image

ROZDZIAŁ DZIEWIA˛TY

Pomo´gł jej sie˛ spakowac´, wmusił w nia˛ grzanke˛ i zor-

ganizował transport. W trakcie tych przygotowan´ udało
mu sie˛ poznac´ jej tajemnice˛.

– Osiem lat temu mielis´my wypadek – mo´wiła z twa-

rza˛ s´cia˛gnie˛ta˛ bo´lem. – Razem studiowalis´my. Chodzilis´-
my ze soba˛ jeszcze w szkole. Dottie, jego matka, jest dla
mnie praktycznie jak moja własna matka. Pobralis´my sie˛
i wszystko doskonale sie˛ układało do dnia, kiedy jakis´
pijak uderzył w nasz samocho´d. Jechał pod pra˛d. Craig
nic nie mo´gł zrobic´. Byłam ranna, a Craig... włas´ciwie nie
ucierpiał. Tylko uderzył sie˛ w głowe˛. Stracił przytom-
nos´c´. I juz˙ jej nie odzyskał. – Rozpłakała sie˛.

– Czyli Michael, ten facet, kto´ry był na wystawie...
– To duren´. Dottie przekonywała mnie, z˙e powinnam

wyjechac´. Rozerwac´ sie˛. Poznałam ciebie.

Hugo zbierał mys´li. W nocy był przes´wiadczony, z˙e

kocha sie˛ z kobieta˛ uwikłana˛ w nieszcze˛s´liwe małz˙en´st-
wo, a teraz...

Wszystko sie˛ zmieniło. Ona jest inna. Mimo z˙e szu-

miało mu w głowie, czuł, z˙e teraz najwaz˙niejsza jest jej
rozpacz.

– Rachel, tak mi przykro...
– Przykro? Mnie wcale nie jest przykro. Z powodu tej

nocy? Hugo, to była najcudowniejsza noc w moim z˙yciu.
Nigdy jej nie zapomne˛, ale teraz musze˛ wyjechac´.

background image

– To zrozumiałe. – Był ws´ciekły, z˙e nie moz˙e osobis´-

cie jej odwiez´c´, ale Cowral nadal potrzebuje lekarza.

Całe szcze˛s´cie z˙e droga jest juz˙ otwarta. Poza tym

udało mu sie˛ znalez´c´ kogos´, kto ja˛ zabierze.

– Rachel...
– Wiem. – Dopiła herbate˛ i wpatrywała sie˛ w fusy na

dnie kubka. – Wiem. Przepraszam. Przepraszam, kocha-
ny...

Hugo rzucił sie˛ w wir pracy. Mina˛ł pierwszy dzien´,

drugi, trzeci...

W kon´cu nie wytrzymał. Odbył powaz˙na˛ rozmowe˛

z Myra˛ i Tobym, zgłosił zapotrzebowanie na zaste˛pstwo,
przyja˛ł nowego lekarza i wyruszył do miasta.

Cienka niebieska linia wznosiła sie˛ i opadała. Wznosi-

ła sie˛ i opadała. Jak długo trwa miłos´c´?

Młoda kobieta czuwała, tak jak robiła to od wielu lat.
– Craig, kocham cie˛ – szepne˛ła, ale nie otrzymała

odpowiedzi. Tak było od lat.

Promienie słon´ca pełzały po nieruchomej dłoni. Uko-

chane oczy, dawniej pełne rados´ci z˙ycia, pozostawały
zamknie˛te.

Niebieska linia wznosiła sie˛ i opadała. Jak długo trwa

miłos´c´? Moz˙e nie dłuz˙ej niz˙ tchnienie?

Hugo stał w drzwiach i przygla˛dał sie˛ Rachel. Spała

z głowa˛ na jego piersi, trzymaja˛c go za re˛ke˛. Wzrok
Hugona przenio´sł sie˛ na monitor. Te˛tno przyspieszone
i nieregularne. W cia˛gu kilku minionych dni wiele sie˛
dowiedział, wiele nauczył. Odpowiedzi na pytania, kto´re
nalez˙ało zadac´ Rachel, udzielił mu lekarz.

143

S

´

LUB NAD OCEANEM

background image

– Osiem lat w s´pia˛czce. Był silny. Mys´lelis´my, z˙e

z tak niewielkim wylewem be˛dzie z˙ył znacznie dłuz˙ej,
ale pare˛ miesie˛cy temu skrzep... W takich przypadkach
jak ten nie jest rzadkos´cia˛. Organizm jest mało aktywny,
balis´my sie˛, z˙e go stracimy. Mam wraz˙enie, z˙e rodzice
i Rachel juz˙ sie˛ z nim wtedy poz˙egnali. Ale on był
silniejszy.

– Rachel...
– Znam ja˛ od czasu studio´w. Ona i Craig byli wspa-

niała˛ para˛. Po wypadku w Rachel cos´ zgasło. Jest zna-
komitym lekarzem, ale co noc siedzi przy nim...

– Chyba bardzo go kochała.
– Trudno od tego sie˛ uwolnic´, zwłaszcza gdy nie

nasta˛pił zgon. Po tym skrzepie rodzice Craiga pogodzili
sie˛ ze strata˛ syna. Namawiali Rachel, z˙eby zacze˛ła z˙yc´
na nowo. Pro´bowała. Teraz wysta˛piły nowe skrzepy. Je-
den z nich jest w płucach. To juz˙ koniec.

Wie˛c stał teraz w drzwiach i tylko ja˛ obserwował.
Jak ona Craiga przez całe lata.

Wyszła po kawe˛. Koszmarny dzien´. Czuła, z˙e jest

bliska załamania. Dlaczego tak sie˛ dzieje? Dlaczego aku-
rat wtedy, gdy poznała miłos´c´, druga˛ miłos´c´ swojego
z˙ycia, pierwsza szykuje sie˛ do odejs´cia z tego s´wiata? Nie
miała wyrzuto´w sumienia. Z jakiego powodu? W pew-
nym sensie Craig przyczynił sie˛ do tego, z˙e pokochała
Hugona. Uczucia, kto´rymi darzyła obu me˛z˙czyzn prze-
platały sie˛, przemieszały.

Poniewaz˙ kocha Hugona, jej miłos´c´ do Craiga nie

wygas´nie, niezalez˙nie od tego, co stanie sie˛ z tym me˛z˙-
czyzna˛ na szpitalnym ło´z˙ku. Lecz teraz nie wolno jej
mys´lec´ o Hugonie. Na razie niech pozostanie w tle. Teraz

144

MARION LENNOX

background image

jest czas Craiga. Oddycha coraz płyciej. Nadchodzi jego
czas. Pora pogodzic´ sie˛ ze strata˛.

Z kubkiem kawy szła do pokoju Craiga, lecz w progu

stane˛ła jak wryta. Na krzes´le przy ło´z˙ku siedział Hugo
i przemawiał do Craiga.

– Stary, nie wiem, czy mnie słyszysz. Najte˛z˙sze umy-

sły nie wiedza˛, jak funkcjonuje uszkodzony mo´zg, jak
odbywa sie˛ umieranie. Czy ma sie˛ jego s´wiadomos´c´, co
sie˛ wtedy czuje. Ale musze˛ z toba˛ porozmawiac´.

Cofne˛ła sie˛, oparła o s´ciane˛ i słuchała, co Hugo mo´wi

do Craiga. Jak druga miłos´c´ przemawia do pierwszej.

– Nazywam sie˛ Hugo McInnes. Pracuje˛ na prowincji.

Jestem wdowcem. Mam dziecko, psa i trzydzies´ci pie˛c´
lat. I kocham twoja˛ z˙one˛.

Kocham twoja˛ z˙one˛. Tak po prostu. Rachel az˙ zaparło

dech w piersiach. Czekała.

– To straszne, prawda? Nie przypuszczałem, z˙e kie-

dykolwiek przyjdzie mi to wyznac´ komus´, kogo uwaz˙am
za przyjaciela. Z

˙

e kocham twoja˛ z˙one˛. Byc´ moz˙e prze-

chodzi mi to przez gardło włas´nie dlatego, z˙e mam cie˛ za
przyjaciela.

Rachel postawiła kubek na podłodze. Piele˛gniarki,

kto´re przeszły obok, rzuciły jej pytaja˛ce spojrzenie, lecz
ona oddaliła je gestem. Przyjechał...

– Craig, wiem, z˙e kochacie sie˛ od lat. Widze˛ to w jej

oczach – mo´wił Hugo po´łgłosem. – To była wielka miłos´c´.
Jestes´ cze˛s´cia˛Rachel. Teraz ja ja˛pokochałem. Moz˙e nawet
tak bardzo jak ty. Ale, oczywis´cie, inaczej. Bo kocham
kobiete˛, kto´ra juz˙ kochała i była kochana. Kto´ra jest taka
jak jest, poniewaz˙ dawno temu pewien facet nauczył ja˛
us´miechu. Był jej s´wiatłem. Wzia˛ł ja˛ w ramiona i sprawił,
z˙e czuła, z˙e dzie˛ki miłos´ci wszystko jest moz˙liwe.

145

S

´

LUB NAD OCEANEM

background image

Wahał sie˛, dobieraja˛c słowa.
– Ona jest wyja˛tkowa. Nie ma drugiej takiej na całej

kuli ziemskiej. Wyobraz˙am sobie, z˙e bylis´cie niezwykła˛
para˛. To, kim sie˛ stała, zawdzie˛cza tobie. – Namys´lał sie˛
długo. – Chciałbym cie˛ zapewnic´, z˙e jestes´ jej cze˛s´cia˛.
I dlatego, stary, be˛dziesz cze˛s´cia˛ naszej rodziny. Be˛-
dziesz z˙ył dalej.

Rachel poczuła, z˙e łzy cisna˛ sie˛ jej do oczu.
– Wiem, z˙e to brzmi strasznie sentymentalnie. ,,Z

˙

yje

w naszych sercach’’. To prawda. Przyznam ci sie˛, z˙e
nareszcie zrozumiałem, na czym polega miłos´c´. Im wie˛-
cej sie˛ ma, tym wie˛cej sie˛ dostaje. Poniewaz˙ ty kochałes´
ja˛, a ona ciebie. Rachel potrafiła zdobyc´ sie˛ na to, z˙eby
i nas pokochac´. Mnie. Mnie i moje dziecko. Mo´wiłem ci,
z˙e mam szes´cioletniego syna? Toby s´wiata poza nia˛ nie
widzi. Obiecała, z˙e nauczy go kopac´ z kozła. Twierdzi, z˙e
to ty ja˛ tego nauczyłes´. Pomys´l, twoje zamiłowanie do
futbolu przejdzie na mojego syna. Co jeszcze?

Us´miechał sie˛. Rachel usłyszała to w jego głosie.
– Mamy dwa psy. Digger, kundel, jest mo´j. Jest tez˙

Penelope. Nalez˙ała do faceta, kto´rego nie lubimy. Zamie-
rzam złoz˙yc´ mu propozycje˛ nie do odrzucenia, bo uwa-
z˙am, z˙e nasza rodzina jest za mała. Musimy miec´ co
najmniej dwa psy. Jest jeszcze jeden, Pudge, kto´ry po-
mieszkuje z nami, czekaja˛c, az˙ ktos´ nam bliski wro´ci ze
szpitala. Be˛dzie ich wie˛cej, bo Rachel zawsze przygarnie
zbła˛kane istoty. Be˛dziemy tez˙ mieli dzieci.

Gdy przechodza˛ce obok piele˛gniarki popatrzyły na nia˛

jak na wariatke˛, połapała sie˛, z˙e juz˙ nie płacze, lecz
us´miecha sie˛ od ucha do ucha. Be˛dziemy mieli dzieci...

– Mam taka˛ nadzieje˛, chociaz˙ jeszcze z nia˛ o tym nie

rozmawiałem. Ale chyba moge˛ zwierzyc´ ci sie˛ z takich

146

MARION LENNOX

background image

plano´w? Zanim urodził sie˛ Toby, wydawało mi sie˛, z˙e
jedno dziecko mi wystarczy, ale on podbił moje serce.
Gdyby to było dziecko Rachel... wasze dziecko... – Zno-
wu sie˛ zawahał. – Jes´li urodzi nam sie˛ dziecko, ono
ro´wniez˙ be˛dzie cze˛s´cia˛ ciebie. Dostałem od ciebie dar
miłos´ci. Stary, nigdy o tym nie zapomne˛. Jes´li urodzi nam
sie˛ chłopiec, to wiadomo, jakie dostanie imie˛. Jes´li dzie-
wczynka... to nie wiem... Moz˙e po prostu be˛dziemy sta-
rac´ sie˛ tak długo, az˙ spłodzimy chłopczyka. Nie mam nic
przeciwko temu. Waz˙ne, z˙eby i tobie to odpowiadało.
– Po dłuz˙szej chwili milczenia Hugo dodał: – Chyba juz˙
wszystko ci powiedziałem. Musiałem sie˛ wygadac´, a ty
masz co robic´. Musisz skoncentrowac´ sie˛ na oddychaniu.

Rachel zobaczyła, jak Hugo ujmuje dłon´ Craiga. Wi-

dok splecionych me˛skich dłoni chwycił ja˛ za gardło.

– Staniesz oko w oko ze s´miercia˛ – rzekł po´łgłosem

Hugo. – Bardzo, stary, z˙ałuje˛, z˙e nie moz˙esz z˙yc´. Jest mi
z tego powodu cholernie przykro. Bez wahania wyrzekł-
bym sie˛ Rachel, gdyby to mogło przywro´cic´ ci z˙ycie, ale
panowie konsultanci twierdza˛, z˙e to niemoz˙liwe. Wie˛c
sie˛ z toba˛ poz˙egnam. Zostawiam cie˛ rodzicom i Rachel.
Pamie˛taj, stary, z˙e w naszym domu zawsze be˛dziesz
kochany.

Pie˛c´ minut po´z´niej Hugo wstał. Gdy wychodził z po-

koju Craiga, przy drzwiach stał samotnie kubek z zimna˛
kawa˛.

147

S

´

LUB NAD OCEANEM

background image

ROZDZIAŁ DZIESIA˛TY

Z prochu powstałes´, w proch sie˛ obro´cisz.
Rachel, Dottie i Lewis poz˙egnali Craiga na niewielkim

cmentarzyku pos´ro´d go´r. Osiem lat wczes´niej poła˛czył
ich smutek, kto´ry teraz przybrał postac´ melancholijnego
poz˙egnania. Tych troje nadal go kochało. I nigdy o nim
nie zapomni. Cmentarz znajdował sie˛ nieopodal miejsco-
wos´ci, w kto´rej Craig sie˛ urodził. Pochowano go obok
dziadko´w, pradziadko´w i dziecka, kto´re byłoby jego bra-
ciszkiem, gdyby nie przyszło przedwczes´nie na s´wiat.

– Trzymam sie˛ – szepne˛ła Rachel, na co Dottie

us´miechne˛ła sie˛ przez łzy.

– To dobrze, moje dziecko. – Dottie popatrzyła na

me˛z˙a, kto´ry uja˛ł ja˛ pod re˛ke˛.

– Jestes´ bardzo dzielna – powiedział. Ten milcza˛cy

me˛z˙czyzna, były piłkarz, kochał syna miłos´cia˛ wie˛ksza˛
niz˙ futbol. – Teraz mys´l o sobie, dziewczyno.

– O swojej przyszłos´ci.
– Two´j młody człowiek. – Lewis kiwna˛ł głowa˛ w stro-

ne˛ drogi prowadza˛cej do miasteczka. Hugo stał przy swo-
im aucie. – Czeka na ciebie, wie˛c idz´ do niego.

Rachel przymkne˛ła powieki, a gdy je podniosła, ujrza-

ła us´miechnie˛te twarze: Dottie i Lewisa. Oraz Hugona.

Nic tu po niej. Us´ciskała tes´cio´w, po czym opus´ciła

cmentarz, by rzucic´ sie˛ w ramiona swojej miłos´ci.

background image

ROZDZIAŁ JEDENASTY

Był to całkiem niezły s´lub.
Toby znał sie˛ na s´lubach. Panna młoda powinna wy-

gla˛dac´ oszałamiaja˛co, no i Rachel wygla˛dała oszałamia-
ja˛co. Panna młoda powinna byc´ na biało i w koronkach,
no i Rachel miała odpowiednio duz˙o koronek. Ale bez
przesady, uznał po namys´le. Nie miała welonu ani trenu.
Myra powiedziała, z˙e ta suknia jest z jedwabiu. Nie wia-
domo, jak trzymała sie˛ na go´rze, za to niz˙ej miała szeroka˛
spo´dnice˛. Rachel była boso. Jak na panne˛ młoda˛ wy-
gla˛dała całkiem ładnie.

Troche˛ peszyły go te bose stopy. Panna młoda chyba

zawsze ma wysokie obcasy. Ale buty na szpilkach wy-
gla˛dałyby na plaz˙y idiotycznie, bo tam odbywała sie˛ cała
ceremonia. W tym samym miejscu, gdzie Rachel uczyła
go kopac´ piłke˛ i gdzie przed ogniem schroniło sie˛ całe
Cowral.

Rozpocze˛cie uroczystos´ci nieco sie˛ opo´z´niało, bo

dwo´ch staruszko´w z domu opieki podje˛ło sie˛ załoz˙yc´
z pomoca˛ Dona system nagłas´niaja˛cy. Kre˛cili ro´z˙nymi
gałkami i cos´ im nie wychodziło, ale nikt tym sie˛ nie
przejmował. Wszyscy czekali us´miechnie˛ci, jakby ni-
gdzie im sie˛ nie spieszyło.

Toby, niestety, zostawił piłke˛ w samochodzie. Gdyby

wiedział, ile to potrwa, mo´głby sobie troche˛ pokopac´.
Teraz był juz˙ znakomitym piłkarzem. Rachel dobrze go

background image

nauczyła, jak na dziewczyne˛. Jest lepsza od taty. Za to
Lewis... jest mistrzem. Lewis i Dottie, kto´rzy od razu
kazali mo´wic´ sobie po imieniu, ostatnio cze˛sto przyjez˙-
dz˙ali do Cowral. Polubili to miasteczko i pokochali To-
by’ego.

Nie miał nic przeciwko temu. Oni tez˙ od razu przypa-

dli mu do serca. Jego s´wiat ostatnio znacznie sie˛ rozro´sł.
Spostrzegł, z˙e na plaz˙y sa˛ sami znajomi. Tyle ludzi...

Mie˛dzy innymi z tego powodu Rachel i Hugo zrezyg-

nowali ze s´lubu w kos´cio´łku. Na pewno nie wszyscy by
sie˛ tam zmies´cili. Nie byc´ na takiej uroczystos´ci? Kto to
widział?!

Tuz˙ obok niego stała Myra, kto´ra okropnie sie˛ przej-

mowała, z˙e Toby upus´ci obra˛czki. On?!

Chyba jest zdenerwowana, pomys´lał o opiekunce. Rano

wyszczotkowała oba psy. Penelope wygla˛dała przepie˛k-
nie, chociaz˙ była juz˙ cała obsypana piaskiem. Przez to
czekanie. Digger natomiast nadal prezentował sie˛ bardzo
wytwornie. Knickers tez˙ przyszedł. Miał na szyi wielka˛
czerwona˛kokarde˛. To ten spaniel, od kto´rego wszystko sie˛
zacze˛ło. Był juz˙ zupełnie zdrowy. Jak Kim, kto´ra siedziała
na piasku, a obok niej lez˙ał Knickers. Bardzo ładnie.

Dalej Toby dostrzegł Pudge’a, kto´ry nadal mieszkał

z nimi, bo Sue-Ellen przebywała w szpitalu, podczas gdy
sa˛siedzi odbudowywali jej dom. Przyszła jednak na s´lub,
a towarzyszył jej młody straz˙ak, Gary. Toby słyszał, jak
tata mo´wił do Rachel, z˙e moz˙e dobrze sie˛ złoz˙yło, z˙e
stało sie˛ to, co sie˛ stało. Rachel odrzekła, z˙e Gary ma
dobre serce i jest w Sue-Ellen zakochany po uszy. Wy-
nio´sł ja˛ z kanału, odwiedzał ja˛ w mies´cie, a teraz wozi ja˛
na wo´zku. Rachel i tata uznali, z˙e na cos´ sie˛ zanosi. Tata
mo´wi, z˙e Gary nawet lubi kozy!

150

MARION LENNOX

background image

W Cowral dzieje sie˛ teraz mno´stwo ciekawych rzeczy.

Myra powiedziała, z˙e poz˙ar uprzytomnił wszystkim, jak
ulotne jest z˙ycie. Co to moz˙e znaczyc´? Myra uwaz˙a, z˙e
ma to jakis´ zwia˛zek z byciem szcze˛s´liwym. Teraz. Ona
mo´wi, z˙e to włas´nie spotkało Christine. Ona tez˙ tu jest.
Z tym Michaelem.

Michael jakis´ czas po poz˙arze przyjechał po Penelope.

Był strasznie zły i oznajmił, z˙e Penelope nie moz˙e u nich
zostac´. Ale potem zobaczył Christine. Ona z kolei była
ws´ciekła na tate˛ i Rachel za to, z˙e przemeblowali poko´j
Toby’ego. Tez˙ miała ochote˛ wrzeszczec´. Wie˛c Michael
krzyczał na Rachel, a Christine na tate˛, a potem Michael
i Christine gdzies´ pojechali, z˙eby dalej sie˛ pieklic´, na co
tata powiedział:

– Prosze˛, prosze˛, mamy kolejny cud.
Wyszło na to, z˙e Penelope zostanie w Cowral, ponie-

waz˙ na wystawie nie zdobyła tylu punkto´w, z˙eby zostac´
czempionka˛, wie˛c Michael nie chciał, by miała szczenia-
ki. Tata i Rachel bardzo z tego sie˛ ucieszyli. Tata stwier-
dził, z˙e wszystkie dzieci Penelope be˛da˛ szurnie˛te, a Ra-
chel sie˛ rozes´miała.

W kon´cu leciwi elektrycy uporali sie˛ ze sprze˛tem.

W głos´nikach cos´ zatrzeszczało i nareszcie popłyne˛ła
z nich muzyka. Lewis uja˛ł Rachel pod ramie˛ jak dumny
ojciec, a Dottie cia˛gle poprawiała jej suknie˛. Lecz Rachel
widziała tylko Hugona, kto´ry cierpliwie czekał. Patrzył
na nia˛ z taka˛ miłos´cia˛, z˙e nawet Toby to zauwaz˙ył. Bar-
dzo ładnie, pomys´lał. Podoba mi sie˛ taki tata.

Potem zagrali cos´, co bardzo wzruszyło Myre˛.
– W kon´cu znalez´li swoje miejsce – szepne˛ła ze łzami

w oczach, nic wie˛cej nie wyjas´niaja˛c.

To Cowral, pomys´lał Toby.

151

S

´

LUB NAD OCEANEM

background image

Oczy wszystkich były teraz skierowane na płycizne˛,

gdzie jakis´ czas temu znalez´li schronienie, a teraz ten
me˛z˙czyzna i ta kobieta przysie˛gaja˛ sobie wiernos´c´.

– Kocham cie˛ – szepna˛ł Hugo, a Rachel spojrzała

w oczy swojej drugiej, najwie˛kszej miłos´ci.

– Kocham cie˛, Hugo.
Brawo, pomys´lał Toby. Tak ma byc´. Nikt sie˛ nie wy-

kre˛ci od takiej przysie˛gi. Oni i tak nie zamierzaja˛ sie˛
wykre˛cac´, uznał. Rachel i jego tata patrzyli sobie w o-
czy, głupawo sie˛ us´miechaja˛c. Za chwile˛... Teraz! Fuj!
Całuja˛ sie˛!

Skoro tak musi byc´, to trudno. Ale mogliby sie˛ po-

spieszyc´. Bo trzeba zagrac´ w piłke˛.

I jes´c´ weselny tort.
Z

˙

yc´.

Juz˙ teraz.

152

MARION LENNOX


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Lennox Marion Ślub nad oceanem
ślub nad oceanem Lennox Marion
Ślub nad oceanem
468 Lennox Marion Hotel nad laguną
Ślub nad oceanem Maya Banks
Lennox Marion Pospieszny Slub
follet noc nad oceanem
Ken Follett Noc nad oceanem
205 Lennox Marion Miłość i spadek
178 Lennox Marion Pod wspolnym dachem
132 Lennox Marion O jedno dziecko za duzo
Lennox Marion O jedno dziecko za dużo
Lennox Marion Wysoka fala
61 Lennox Marion Najlepszym lekarstwem jest zona
205 Lennox Marion Milość i spadek
Lennox Marion Szafirowa Zatoka

więcej podobnych podstron