Lennox Marion - Ślub nad oceanem
Lennox Marion
Ślób Nad Oceanem
ROZDZIAŁ PIERWSZY
– Owszem, śliczna, ale założę się,że głupia jak but. Doktor Rachel Harper tak
energicznie wgryzła się w hamburgera, że czerwony keczup aż trysnął na
podkoszulek. Ten sos jest tego samego koloru co moje spodnie! I odcień ten
sam! Bardzo ładnie, pomyślała cierpko. – Jaka uczesana – mówił nieznajomy z
nutą ironii wgłosie. – Wydaje majątek na fryzjera. Na dodatek blondynka. Toby,
nie daj się zwieść pozorom. – Ale ma ładne nogi – argumentował dziecięcy
głosik. – I piękne oczy. – Nie daj się zwieść pozorom – ostrzegał bas. – Pod
tym futrem kryje się stuprocentowa idiotka. Tego już za wiele! Może jestem
marną opiekunką, pomyślała Rachel, ale nie daruję takich zniewag. Odciągnęła
zasłonkę, by stanąć oko w oko z całym światem. Ponieważ pawilon wystawowy był
po brzegi wypełniony zwiedzającymi, na czas skromnego posiłku ukryła się w
boksie. Pomieszczenia przydzielane wystawcom były nie większe od psiej budy,
ale przynajmniej dawały odrobinę prywatności. Kto odważył się krytykować
Penelope? – Cześć! – Na to powitanie mężczyzna i dziecko odwrócili się w jej
stronę i spojrzeli na niąz zaciekawieniem. Pospiesznie wytarła z brody resztki
sosu. Oszacowała wiek nieznajomego na trzydzieści kilka lat. Wyglądał na
farmera. Ubrany był w spodnie z moleskinu i roboczą koszulę koloru khaki,
czarne kręcone włosy sięgałymudo kołnierzyka. Miał też ciemne oczy otoczone
siateczką mimicznych zmarszczek i opaloną twarz... Atrakcyjny, pomyślała.
Jeśli ma być szczera, a w takim właśnie była nastroju, to nawet bardzo
atrakcyjny. Wręcz boski! Towarzyszący mu chłopiec, mniej więcej sześcioletni,
był jego miniaturową kopią. To na pewno ojciec i syn. Ojciec i syn. Rodzina.
Stąd wniosek, że facet jest żonaty. żonaty? Skąd taka myśl przyszła jej do
głowy?! Nie wolno jej podejmować tego wątku. Ani słuchać Dottie. Z jakiego
powodu miałoby ją, Rachel, obchodzić, czy jakiś obcy mężczyzna ma partnerkę?!
Jestem tu z Michaelem. Nie oszukuj się! Interesują cię wszyscy mężczyźni
oprócz Michaela, żonaci i nieżonaci. To, że sama jesteś zamężna, się nie liczy,
nie może się liczyć... – Muszę jechać z Penelope na wystawę,żeby zebrała
odpowiednią liczbę punktów – oznajmił Michael pewnego dnia, gdy spotkali się na
dyżurze w stołecznym szpitalu. Dottie namawiałają, by skorzystała z tej
okazji. – Pora, żebyś pomyślała o sobie – tłumaczyła. – Przed tobą jeszcze
całżycie. Rachel dała się przekonać, wyobrażając sobie godzinę psich popisów,
wygodny motel w uroczym nadmorskim miasteczku i prawie cały weekend wylegiwania
się na plaży. Może Dottie ma rację? To prawda, żeod ośmiu lat nie miała
urlopu. Jest wykończona. Może warto zastanowic ´ się nad przyszłością? Lecz
wymarzony weekend pozostał w sferze... marzen ´. Nie wypalił. Poza tym panował
potworny upał, a w zarezerwowanym motelu nie chcieli przyjąć ich z psem. Na
domiar złego przez cały czas musieli ukrywać Penelope przed rzekomo zawistnymi
właścicielami innych psów. Gdzie jest Michael? Ktogo wie? Westchnąwszy,
zwróciła siędo osobnika, który skrytykował sukę Michaela. – Penelope jest
córką dwóch czempionów –poinformowała mężczyznę i chłopczyka, piorunując ich
wzrokiem. – Ona jest bardzo ładna –powiedział malec, nieśmiało się
uśmiechając. –Mogę ją pogłaskać? – Jasne –odparła łagodniejszym tonem. –
Uważaj, bo może cię ugryźć–ostrzegł mężczyzna, od nowa wprawiając Rachel w
wojowniczy nastrój. – Gryzą tylko głupie psy.Penelope jest damą–oznajmiła
cierpko. – To jest chart afgański. – No to co? Wargi mężczyzny drgnęły, a w
oczach zamigotały wesołe iskierki. – To wyjątkowo głupia rasa. Rachel ożywiła
się. Wyzwanie? Proszębardzo! Tkwi tu od kilkunastu godzin i jużma ochotę wyć z
nudów, więc jest gotowa na wszystko, byle nie wracaćdo zimnego hamburgera i
wczorajszej gazety. Prawdęmówiąc, największąochotęmiała na awanturęz Michaelem,
ale on przepadł. A ten tu osobnik należy do tego samego gatunku... – Jest pan
nieuprzejmy. –Omiotła go od stópdo głów krytycznym wzrokiem. –Co więcej, jest
pan rasistą. Uniósł brwi i roześmiał się z niedowierzaniem. – Pani uważa, że
ona jest inteligentna? – Penelope jest słodka. – Przytuliła wielkie białe
psisko, po czym skrzywiła się na widok plamy z keczupu na jasnej sierści.
Michael mnie zabije. Gdzie on jest? – Wierzę pani na słowo – rzekł nieznajomy.
Pierwsza część pokazu dobiegła końca, więc wokół nich zaczęli zbierać się
gapie, którzy w oczekiwaniu na finał nie mieli co ze sobą zrobić. Nie tylko
Rachel cierpiała z powodu nudy. – Inteligencję psa można zmierzyć za pomocą
różnych testów. – Zamierza pan zastosować test Mensy? – Znam znacznie mniej
skomplikowane sposoby. Odz ˙ałuje pani kawałek hamburgera? – Mojego? Niech jej
Strona 1
Lennox Marion - Ślub nad oceanem
pan da swojego! – Dla dobra nauki... – Mójtatajestdoktorem
–oznajmiłchłopiec,jakbyto wszystko wyjaśniało. – Ach tak? Doktorem czego? –
Uśmiechnęła się do malca. Poczuła, że wreszcie zaczyna dobrze się bawić. –To
bardzo podstępny sposóbwyłudzania hamburgerów. – To jest proste doświadczenie.
– Mężczyzna nie dał zbić się z tropu. – Tam jest mój pies, widzi go pani? –
Wskazał na jeden z boksów na podwyższeniu. Gdy podniosła wzrok, natknęła się na
badawcze spojrzenie chudego brunatnego zwierzaka nieokreślonego rodowodu. Był
wielkości owczarka collie, ale składał się wyłącznie z nóg, oczu oraz ogona. W
tej samej chwili przysiadł i energicznie zaczął się drapać. – Czarujący
–orzekła z przekąsem. – To jego popisowy numer? – Digger się nie popisuje.
Przytaknęła ze współczuciem. – No tak, ten pański pupil ma braki w wychowaniu.
Mężczyzna odwzajemnił uśmiech. Wojna jeszcze się nie rozpoczęła, a wytoczono
już armaty. – Sugeruje pani, że Digger jest źle wychowany? – Wystarczy na
niego popatrzeć. –Jest dobrze, pomys ´lała. Nareszcie coś się dzieje. Penelope
kontra Digger. – Pochodzenie zawsze wyjdzie na wierzch. – Drzewo genealogiczne
Diggera jest znacznie bardziej skomplikowane niż rodowód tego pani burka. –
Mój pies wabi się Penelope – odrzekła z godnością. – I to nie jest burek.
Przodkowie Penelope to cała australijska gałąź czempionów. Za to pański
burek... – Digger jest także potomkiem czempionów. – Nieznajomy uśmiechnął się
szeroko. Po prostu zniewalająco. – Można wśród nich doszukać się czempiona
owczarka szkockiego oraz czempiona australijskiego kelpie... – ż e nie wspomnę
o czempionie jamniku – dodała, gdy Digger podniósł do góry cienki ogon. –
Nieprawda – wtrącił się chłopiec. – Jamniki są długie i płaskie, a nasz Digger
jest wysoki i potrafi skakać. – Masz rację – odparła poważnie, tłumiącśmiech.
Obaj, mężczyzna oraz chłopczyk, są fantastyczni. Obaj mają czarujący uśmiech, a
ich ciemne oczy lśnią radością. Myślała, że zanudzi się na śmierć, a oto
łaskawa opatrzność zesłała jej taką atrakcję! – Co wobec tego zrobimy z tym
hamburgerem? – zapytała, myśląc, żeza uśmiech nieznajomego można dać się
zabić. – Włożymy go pod miskę. Wzruszyła ramionami i podała mu hamburgera, z
którego znowu polał się keczup. Mężczyzna popatrzył na swoją dłoń oblaną
sosem. Ohyda. Hamburger był tak rozmiękły, że Rachel wcale nie byłożal się z
nim rozstawac ´. Dla dobra nauki. – Lubi pani hamburgery obficie polane sosem?
– Tak. – Spoglądała na niego spode łba. – Tata mówi, że w sosie pomidorowym
jest za dużo soli, a sólźle robi na ciśnienie krwi – wyjaśnił chłopiec. – Na
ciśnienie krwi źle wpływają ludzie, którzy niepochlebnie wypowiadają się o
psach – odparowałaku radości zebranych. – Co chce pan zrobić z tym hamburgerem?
– Proszępatrzeć.–Nakryłkęsodwróconąpsiąmiską, a następnie przywołał swojego
psa. – Kolacja! Digger popatrzył na niego z uwielbieniem, po czym powiódł
wzrokiem po audytorium, jakby chciał się upewnic ´,że wszyscy na niego
patrzą.Węsząc, położył jedną łapę na misce, a drugą ją podważył,aż się
odwróciła, odkrywając smakołyk. Pies ponownie się rozejrzał, oczekując braw.
Otrzymawszy je, spokojnie zjadł nagrodę. Wielkie rzeczy! – Teraz kolej
Penelope. – Ubrudzi się. – Rachel po raz pierwszy się zaniepokoiła. Penelope
jest piękna, ale jej przeciwnik inteligentny. – Zrobimy to na podeście –
zaproponował. – Nawet zetrę dla niej keczup. Pani mogłaby to zrobić swoim
T-shirtem. – Niech pan się liczy ze słowami! Nie tracąc dobrego humoru,
nieznajomy ustawił miskę pod nosem psa Michaela. Oderwał kawałek hamburgera,
pokazał go Penelope i wsunął pod miskę. Cofnął się o krok. Penelope raz i
drugi zaciągnęła się nęcącym zapachem. Zaskomlała. Położyła się przed miską.
Wstała, poszczekując. Popchnęła miskę nosem i znowu szczeknęła. Miska ani
drgnęła. Wobec tego Penelope znowu się położyła, tym razem piszczącżałośnie. –
To jest dowód jedynie na to, że pański pies jest bardziej wygłodzony –
broniłają Rachel wśródśmiecho ´wcałkiem już licznej publiczności. – Pan go
głodzi. – Czy wyglądam na kogoś, kto potrafiłby głodzić własnego psa? Nie.
Sprawia bardzo sympatyczne wrażenie, pomyślała i nagle zawstydziła się,że jest
w brudnych dżinsach, poplamionej koszulce, a na dodatek ma we włosach źdźbła
siana, którym organizatorzy wystawy wyścielili boksy dla psów. Nawet strach na
wróble lepiej od niej się prezentuje. – Rachel, karmisz Penelope?! Gdy
bezwiednie podniosła miskę, pies rzucił się na hamburgera, jakby nic nie jadł
przez cały tydzień. – Hm... Michael, szpakowaty, wytworny i władczy przeciskał
się przez tłum gapiów z twarzą wykrzywioną oburzeniem. Nikt nie śmiał
ignorować jego poleceń.Wyłącznie sucha karma. – Co ty wyprawiasz?! –
Demonstruję inteligencję Penelope – odrzekła z wysoko uniesioną głową. Co za
dużo, to niezdrowo, a doktor Michael Levering już dawno jej się przejadł.
Wcześniej, jeszcze w szpitalu w Sydney, wywarł na niej spore wrażenie, a jako
jeden z czołowych kardiologo ´w cieszył się ogromnym wzięciem wśród kobiet. Na
wieść,że zaprosił jąna wspólny weekend, wszystkie jej koleżanki z traumatologii
pozieleniały wprost z zazdros ´ci, a przyjaciółki oraz rodzina gorąco namawiali
Strona 2
Lennox Marion - Ślub nad oceanem
ją,byto zaproszenie przyjęła. – Skorzystaj z tej szansy, przygotuj się –
mówiła teściowa. – Chyba czujesz, że i tobie należy się coś od życia.
Romantyczny weekend z takim uroczym kawalerem... Hm. Mają przecież na zmianę
zajmować się psem. Michael oznajmił,że przenocuje w samochodzie, poniewaz ˙
jest za długi i nie zmieści się w boksie, lecz Rachel zaczynaławątpić w ten
samochód. Gdy zjawił się dziesięć minut przed pierwszym pokazem, wcale nie
wyglądał jak ktoś, kto spał w aucie. Natychmiast poinformował ją,że
niezwłocznie musi gdzieś zadzwonić,i od tej pory go nie widziała. Co robił
przez tyle czasu? Przyjrzała mu się podejrzliwie, sprawdzając, czy ma mokre
włosy, bo gdyby mogła mu udowodnić,żepływał w morzu, podczas gdy ona warowała
przy Penelope, niechybnie by go udusiła. – Nasz pies jest mądrzejszy od waszego
–zaszczebiotał chłopiec. Michael popatrzył na niego z obrzydzeniem. – O czym
ty mówisz? – Nazywam się Toby McInnes, a to jest mój tata –odparł chłopiec
niespeszony. – Mój tata to doktor Hugo McInnes. A pan jak się nazywa? Michael
już otwierałusta, ale Rachel go ubiegła, doskonale zdając sobie sprawę z tego,
żesłowa, które już miały z nich paść, nie należałyby do najuprzejmiejszych. –
To jest Michael, a ja mam na imię Rachel –poinformowała Toby’ego. Nie uszło jej
uwagi, że doktor McIn nes mocniej chwycił rączkę syna. Trudno mu się dziwić.
– Michael jest właścicielem Penelope. – Słyszałaś o pożarze buszu? – Michael
kompletnie zignorował chłopca i jego ojca. – Pożar buszu? – Nie miała o tym
pojęcia, ponieważ przez cały dzień nie opuszczała pawilonu. – Pali się daleko
stąd. – Hugo wodził wzrokiem od Rachel do Michaela i z powrotem. Z jego twarzy
zniknęła złość, ustępując miejsca głębokiemu zainteresowaniu. – Pożar może
odciąć szosę – warknął Michael, odpychając Penelope tak mocno, żemało się nie
przewróciła. Szybki refleks nie był jej główną zaletą. Zapiszczała i
przytuliła się do Rachel. Może nie jest zbyt bystra, ale na pewno jest bardzo
sympatyczna, pomyślała Rachel. Gdyby przyszło jej wybierać między towarzystwem
Michaela i Penelope, bez wahania wybrałaby charcicę. – Rachel, całe miasto
zostało postawione na nogi – mówił Michael. – Muszę stąd wyjechać. Już wysłano
po mnie śmigłowiec. ś migłowiec. Leci po Michaela. Rachel wytężyła umysł.
Michael jest świeżo ogolony. Ma na sobie nieskazitelne spodnie i śnieżnobiałą
koszulę. Oraz krawat! Włosy? Nie dowierzaławłasnym oczom: takie mokre, jakby
dopiero co wyszedł spod prysznica. W pawilonie nie ma łazienek. Rachel nie
widziała bieżącej wody od dwudziestu czterech godzin! ś mierdzi psem. Głowę
by dała, że Michael właśnie wraca z plaży, a po drodze wziął prysznic. A do
tego ta gadka o śmigłowcu! – Spałeś w motelu? – zapytała prosto z mostu. –
Nie, ale... – Czy jest pan właścicielem czerwonego astona martina? –
zaciekawił się Hugo. – Tak. – Michael nagle poczerwieniał. Oczekiwał, jak
zwykle, szacunku oraz uniżoności, a tutaj tego nie było. – Pasuje do pana –
mówił spokojnie Hugo. – O drugiej nad ranem byłem w motelu. U chorego. Arnold
Roberts miał atak podagry. Nocował przez ścianę z panem. Czekając, aż
zadziałaśrodek przeciwbólowy, dokładnie obejrzeliśmy pańskie auto. – Uśmiechał
się do obojga bardzo z siebie zadowolony. – Zachodziliśmy wgłowę z Arnoldem,
kto przyjeżdża takim autem do takiej dziury. Teraz już wiem. Przekażę
Arnoldowi, że ten aston martin należydo właściciela charta afgańskiego, i
sprawa będzie załatwiona. Rachel nawet nie zauważyła, że Hugo się roześmiał.
Czuła, że zalewa ją fala wściekłości. – Spałeś w motelu?! Wszyscy, nie tylko
Michael, wyczuli jej złość. – Myślałam, że odwołałeś rezerwację – dodała ostroz
˙nie. – Kiedy dowiedzieliśmy się,że nie przyjmą nas z psem. – Zadzwonili
później i powiedzieli, żezapóźno na odwoływanie. Zatrzymali zaliczkę –
tłumaczył się Michael. Przez ułamek sekundy wyglądał na zawstydzonego, mimo że
potrafił bardzo szybko dostosować się do sytuacji. Dla faceta tak zakochanego w
sobie to nic trudnego. – Ale już wcześniej zgodziłaś się spędzić noc w
pawilonie. Daj spokój, Rachel, przecież wiesz, jaki ciasny jest ten samochód.
ż yczysz mi pęknięcia kręgosłupa? – Zcałego serca! – Teraz to nieistotne –
ciągnął. – Dobrze się złożyło, że mogłem się wyspać. HubertWitherspoon dostał
udaru. Hubert Witherspoon? To nazwisko przyniosło zamierzony efekt, bo
złość Rachel opadła. Na chwilę. Hubert Witherspoon to jeden z najbogatszych
ludzi w Australii. Posiada połowę złóż rudy żelaza w kraju. Wszyscy są na jego
usługach. – Wezwał mnie. – Co takiego?! – Jego rodzina obawia się blokady
dróg z powodu pożaru buszu. Już wysłano po mnie śmigłowiec, którym mam wrócić
do Sydney. – Spojrzał na zegarek. – Zaraz powinien tu wylądować. Mam od razu
wsiadać. Zaprezentujesz Penelope jurorom, a potem odwieziesz ją do domu?
Hubert Witherspoon. Jego śmierć byłaby katastrofą na skalę całej Australii, no,
przynajmniej na rynku finansowym. To powinno zrobić wrażenie na Rachel.
Powinno, ale... Michael dziś popływał. I spał na prawdziwym łóżku. Ona zaś
przez ten czas siedziała z Penelope, plując sobie w brodę,żedała się namówić na
wyjazd z Sydney. – Mam paradować z Penelope po wybiegu? – wykrztusiła, a on
Strona 3
Lennox Marion - Ślub nad oceanem
uśmiechnął się tak, jak uśmiecha się wzięty konsultant do stażysty. Dlaczego
bezwiednie pomys ´lała o arszeniku? – Widziałaś, jak się prezentuje psa,
prawda? – Omiótł ją spojrzeniem. – Penelope będzie grzeczna, ale ty mogłabys ´
nieco doprowadzić się do porządku. Nie dałamuw zęby tylko dlatego, że otaczali
ich ludzie. Pohamowała się z trudem, zachowując mizerne resztki godności. –
Rozumiem. – Wzięłagłęboki wdech. – Mam sama wieźć ją do Sydney? – upewniła się.
– Oczywiście. Chyba że pożar zablokuje szosę. Nie będę miał ci za złe, jeśli
się spóźnisz. – Rzucił jej kluczyki, a ona była tak zdumiona, że je pochwyciła.
– Nie. – Wszak miarka się przebrała. – Rachel... – przemówił do niej tonem
medycznej sławy, która poucza tępego stażystę. – Chyba zdajesz sobie sprawę,że
nikt nie może mnie zastąpić. Hubert potrzebuje kardiologa. Najlepszego. – Mam
siano we włosach – syknęła. – Nie mogę z taką fryzurą prezentować jurorom
potencjalnego czempiona Australii. – Możesz. Wystarczy, że... – Urwał, bo w
tej samej chwili kluczyki wylądowały tuż obok jego lśniących butów. – Twój
pies, twój problem – wycedziła. – Wrócę okazją, jeśli to będzie konieczne, ale
nie tknę twojego auta. – Rachel... – Wypchaj się! – Ale Hubert... – Jeśli o
mnie chodzi, Hubert może umrzeć. Ma ponad osiemdziesiąt lat i jest otyły, a w
Sydney jest co najmniejpięciu kardiologów, którzydorównującikwalifikacjami i
mogą się nim zająć. – Chyba zdajesz sobie sprawę,że to nie ma sensu. – Nic mi
o tym nie wiadomo. – Czy mogę państwu coś zasugerować? – wtrącił Hugo, ale
Rachel nie była w nastroju, by wsłuchiwać czyichs ´ rad. Odwróciła się na pięcie
i omal nie zabiłago wzrokiem. – Niech pan sobie daruje. To moja sprawa! Hugo
uniósł dłonie w pojednawczym geście. – W porządku. – Nic tu po mnie.
Sięgnęła do boksu po torbę.Był to piękny teatralny gest, który nie do końca
wypadł zgodnie z planem. Nie zasunęła zamka i wszystko się wysypało: druga para
dżinsów, kosmetyczka, biustonosz oraz kilka par koronkowych, bardzo skąpych
majtek. Dostała je od Dottie. Od teściowej. – Kochana, nigdy nie wiadomo, co
się wydarzy – rzekła Dottie. – A mnie bardzo zależy, żebyś była przygotowana.
Dottie ma rację.Nigdy niewiadomo,comożesię wydarzyc ´. Jednego Rachel była
pewna. Postąpiła jak skończona kretynka, godząc się na ten wyjazd. Zamknęła
oczy, widząc, jak jej dobytek sypie się na ziemię. Biustonosz wylądował przed
nosem Diggera, który natychmiast, wyraźnie rozbawiony, chwycił go w zęby.
Wszyscy się uśmiechali, a ona omal nie zapadła się pod ziemię. – Niech sobie
go zatrzyma. – Wskazała na psa, wpychając rzeczy do torby. – Jest taki sprytny,
że na pewno wykombinuje, jak to się nosi. Wyprostowała się i z dumnie
podniesioną głową ruszyła do wyjścia. Hugo patrzył na nią roześmianym
wzrokiem, Michael z otwartymi ustami. Ma ich w nosie. Będzie szczęśliwa, jeśli
już nigdy ich nie zobaczy. Wynosi się stąd. Niestety, nie zrealizowała tego
zamiaru. Wybiegła z pawilonu, a po kilkunastu metrach przystanęła, poniewaz ˙
za plecami usłyszała jazgot walczących psów.
ROZDZIAŁDRUGI
Stanęła jak wryta. Przeraźliwe odgłosy psiej bójki przebijały się przez
wystawowy gwar. Potem rozległ się ludzki krzyk. Tylko człowiek zupełnie bez
serca mógłpozostaćnań obojętny. Rachel odwróciła sięi nasłuchiwała. Do starcia
doszło tuż przed wejściem do pawilonu, z którego wyszła kilkadziesiąt sekund
wcześniej. To nie była zwyczajna walka, lecz potworna masakra. Młoda
dziewczyna trzymała na smyczy starego, posiwiałego cocker-spaniela, którego
tarmosiłpitbulterier. Było jasne, że napastnik zamierza zagryźć staruszka.
Zwierzęta walczyłyna śmierćiżycie, mimo że spaniel miałmarne pojęcie, jak
siębronić. Właścicielka spaniela, dziewczyna wyglądająca na piętnaście lat, ta
sama, która wcześniej krzyczała, teraz rozpaczliwie starała sięje rozdzielić. W
chwili, gdy Rachel rzuciła sięw ich stronę, nastolatka chwyciła pitbula za
obrożę i zaczęła go odciągać. Pies zacharczał, od wróciłłeb od spaniela i
ugryzłjego właścicielkę. Rachel dzieliło od wejścia do pawilonu jakieś sto
metrów, więc biegnąc, krzyczała do dziewczyny, by puściła psa. Tymczasem
wyprzedziłjąjakiśmężczyzna, ten Hugo. Psy znowu zwarły się w jedno kłębowisko,
lecz tym razem dziewczyna znalazła siępod nimi. Zaraz jąroz szarpią! –
pomyślała Rachel. Skoczyła, by złapać obrożę pitbula, lecz ktoś chwycił ją za
ramię. – Odsuń się! – usłyszała. Hugo rozwijał wąż hydrantu zawieszony na
ścianie wewnątrz budynku. Urządzenie to służyło do mycia pawilonu po pokazach.
– Odkręć wodę! Rachel w okamgnieniu zorientowała się, o co chodzi, i bez
namysłu rzuciła się do kranu. Sekundę później woda chlusnęła silnym
strumieniem, który Hugo skierował na walczące psy. Strumień był tak mocny, że
uderzony nim w łeb pitbul aż się przewrócił. Spaniel skorzystał z okazji i
skowycząc, rzucił się do ucieczki. Rachel natychmiast przyklękła przy leżącej
nieruchomo dziewczynie. – Udo... – szepnęła przerażona. Z nogi właścicielki
spaniela tryskała jasna tętnicza krew. O Boże, czyżby pies rozerwał jej tętnicę
udową? Jeśli tak, to zgon może nastąpić w ciągu kilku minut. – Niech ktoś
Strona 4
Lennox Marion - Ślub nad oceanem
przyniesie moją torbę! Biegiem! – krzyknął Hugo. – Samochód stoi pod kioskiem.
Cisnął kluczyki w tłum, oburącz starając się zatamowac ´ krwawienie. Rachel
ściągnęła koszulkę, ponieważ potrzebny był tampon, więc w obliczu walki o życie
przyzwoitość zeszła na odległy plan. Wcisnęła Hugonowi koszulkę do ręki, a on
przyjął ją bez zbędnych pytań i zaczął uciskać ranę. – Kim, nie ruszaj się –
mówił. Rachel ze zdumieniem zorientowała się,że Hugo przemawia do dziewczynki.
Ten facet jest świetny, pomys ´lała. Nawet w tak dramatycznej sytuacji pamięta,
że z pacjentem należy rozmawiać. – Zostałaś poważnie pogryziona, więc musimy
zatamowac ´ krwotok. Wiem, że to bardzo boli, ale ktoś już pobiegłpo środek
przeciwbólowy. Za kilka minut ci go podamy. Czy ona go słyszy? Muszęsięskupić,
bo on zaraz będzie potrzebowałnowego tamponu, lepszego niżmój T-shirt.
–Michael! –krzyknęłanacałygłos. Hugo ma zajęte ręce i nie może zdjąćkoszuli, a
Michael miałnie tylko koszulę, ale i lata doświadczenia. Lecz Michaela nie
było. Trudno. –Weźcie moją–zaofiarowałsiępotężnie zbudowany farmer, rozumiejąc
sytuację. Rachel z wdzięcznościąprzyjęła jego dar, a potem dostrzegła
swojątorbę. Otwarta leżała tam, gdzie jąrzuciła, biegnąc do kranu. W niej
sąubrania. Dobra nasza. Gdy Hugo podniósłwzrok, podała mu ciasno zwiniętą
koszulęfarmera, po czym zrobiła kolejny tampon z tego, co znalazła w torbie. Po
chwili przyłożyła go do tamponu Hugona i razem z nim zaczęła uciskaćkrwawiące
miejsce. Niestety, nawet wspólnymi siłami nie byli w stanie powstrzymaćupływu
krwi. –Szczypce –mruknąłponuro Hugo. –Moja torba... –Clive jużpo
niąpoleciał–oznajmiłfarmer, pochylając sięnad nimi. –Zaraz wróci. Clive jest
najszybszy. Pracowali razem jak zgrany tandem. Hugo oddychał ciężko, a ona
przyłapała sięna tym, że sama teżledwo oddycha. ż yj, błagam. Tej modlitwy
nauczyła sięjużna początku studiów medycznych i często do niej sięuciekała.
Medycyna, owszem, poczyniła wielkie postępy, ale czasami przydawało
sięcoświęcej. Łut szczęścia? –Mocniej –sapnąłHugo. –Nie zsuwaj sięz rany. –Nie
zsuwam się–powiedziała przez zęby. Rana wyglądała jak zadana zębami rekina:
wielka i otwarta. Przez taką ranę cała krew może wypłynąć w ciągu paru minut.
– Gdzie te szczypce? – Wgłosie Hugona narastał niepokój, w miarę jak sytuacja
stawała się coraz bardziej dramatyczna. – Cholera, gdzie ta torba? – Już
jestem! – Kilkunastoletni chłopak przeciskał się przez tłum, taszcząc torbę
trzy razy większą od jakiejkolwiek lekarskiej torby, jaką Rachel do tej pory
widziała. Jasne, tak wygląda torba wiejskiego lekarza! – Otwieraj! Gdy Clive
wykonał polecenie, Rachel szeroko otworzyła oczy. Szczypce. Było ich mnóstwo i
wszystkie leżały na wierzchu, jakby w stanie największej gotowości. Jedną ręką
chwyciła pierwszą parę. – Nie zatrzymamy tego bez klamer – mruknęła. – Takie
krwawienie daje tylko rozdarta tętnica. Hugo bez mrugnięcia okiem akceptował
jej diagnozę. – Zgadzam się. Clive, zdejmij koszulę i gdy będziemy pracować,
usuwaj krew, ile się da. – Sięgnął po drugą parę szczypiec, po czym zerknął na
Rachel. – Gotowa? Zrobiłagłęboki wdech. To bardzo ryzykowne zadanie. Tampon
jest konieczny, by zatamować krwawienie, ale żeby całkiem je zatrzymać, należy
go usunąć i znaleźć konkretne miejsce. Jeśli nie uda się im zlokalizować go w
kilka sekund, Kim może umrzeć. – Tak. – Odetchnęłagłęboko. – Teraz. Gdy
usunęli tampon, krew siknęła znowu, więc pracowali po omacku pośród strzępów
ciała. Gdzie w tym wszystkim jest ta tętnica? Panie Boże, musimy ją jak
najprędzej znaleźć. – Clive, zabierz tampon. Na moment. I bądź gotowy... Przez
ten ułamek sekundy, kiedy rana wypełniała się krwią... – Jest! – Rachel
pospiesznie zamknęłatętnicę. Niestety, to nie wystarczyło. Oprócz tętnicy
rozerwane były jeszcze dwa lub trzy inne naczynia krwionośne. Ich pęknięcie
również może mieć fatalne skutki. Hugo nałożył drugą klamrę. Pracowali
błyskawicznie, ponieważ w momencie gdy ucisk ustawał, krew znowu płynęła
swobodnie. – Mam cię! – mruknął Hugo. Gdy założyli jeszcze dwie klamry,
pulsujący strumień ustał. Krew, która teraz płynęła leniwie, wydostawała się z
przerwanych żył, lecz oni zrobili wszystko, co należało w takiej sytuacji. Na
razie. – Ucisk jest nadal konieczny – odezwała się Rachel, przysiadając. Hugo
zwijał następny tampon. Udało się. Kto to widział, szukać tętnicy w takich
warunkach... To prawda, sprzyja im szczęście. Ale z drugiej strony, ten facet
jest niesamowity! Umocował tampon, podniósł wzrok i dziwnie na nią popatrzył.
Sprawa nadal jest bardzo poważna, lecz teraz jest to kwestia minut, nie
sekund. Zablokowali już odpływ krwi. Teraz należy zapobiec wstrząsowi,
uzupełnić płyny oraz ratować nogę. – Pete, wezwij karetkę – rzucił Hugo do
otaczającej ich grupki ludzi. – Przekaż im, że potrzebuję osocze i kroplówkę.
Oraz że jeśli nie będą tu za trzydzieści sekund, to przy najbliższej okazji
obedrę ich ze skóry. Dave, zbierz chłopakówi złapcie te psy, zanim znowu
dojdzie do tragedii. Toby... Gdzie jest Toby? – Rozejrzał się. – Myra, zajmiesz
się nim? – Dwa pierwsze polecenia już zostały wykonane – odezwał się któryś
zmężczyzn. –Spaniel jest uweteryna rza, a chłopaki szukają pitbula. Karetka w
Strona 5
Lennox Marion - Ślub nad oceanem
drodze. Ktoś musi jeszcze zająć się Tobym. Z gromady poruszonych gapiów
wysunęła się kobieta wśrednim wieku i wzięłachłopczyka za rękę. Malec, blady i
wstrząśnięty, przez cały czas obserwował, jak ojciec i Rachel ratują pogryzioną
dziewczynę. – Chodź,słonko – rzekła kobieta. – Tatuś musi zająć się Kim.
Kim... Rachel spojrzała na nią.Była blada jak ściana i miała otwarte oczy, ale
nie wyglądała na przytomną. – Kim, wyzdrowiejesz – szepnęła Rachel, biorącjąza
rękę. Ona teraz potrzebuje spokoju, a nie chaosu. – Musielis ´my sprawić ci ból,
żeby zatamować krew, ale jesteśmy lekarzami i wiemy, co należy robić. Kim
szerzej otworzyła oczy. Jest przytomna! – Mama... Knickers... – Niech ktoś
poszuka Sandersonów! – polecił Hugo. – Kim, zaraz znajdziemy rodziców, a
Knickers jest u weterynarza. Rob zajmie się nim tak samo jak ja tobą.
Przerażenie zniknęło z jej oczu. Udałosię. W pewnym sensie. Na razie. Bo... czy
krwa wienie zmalało między innymi, dlatego że spadło ciśnienie krwi? – Nie
straciłaaż tak dużo – zauważył Hugo, zniżając głos, a Rachel zorientowała
się,że pomyśleli o tym samym. Rachel była umazana krwiąod stópdogłów. Na górze
miała tylko biustonosz i wyglądała jak ofiara filmowego wampira. Lekarz
powinien mieć ubranie ochronne, pomys ´lała. JeśliKimcierpi najakąś chorobę
przenoszonąprzez krew,onai Hugo już się niązakazili.Nieważne.Nieteraz. Hugo
dezynfekował ramię dziewczyny, a Rachel przygotowywała strzykawkę. – Pięć
miligramów morfiny? – Tak, a potem sól fizjologiczna. I osocze. Gdzie jest ta
cholerna karetka? Już była na miejscu. Przez zbiegowisko przeciskało się dwóch
ratowników. Rachelomało sięniepopłakała. Przywieźliosocze,sól fizjologiczną,
wszystko, czego Hugo potrzebuje. I ją zastąpią.Będzie mogładołączyć do
przerażonych gapiów. Ale... – Twójmąż jest kardiologiem? – zapytał Hugo.
Mójmąż? Popatrzyła na niego nieprzytomnym wzrokiem, ale po chwili pojęła, o
kogo mu chodzi. Michael. Co za pomysł?! Lecz to nie jest pora na wyjaśnianie
nieporozumień. – Tak. – Dzięki Bogu. – Słucham? – Jestem jedynym lekarzem w
tym miasteczku – powiedział. – Poproś kogoś,żeby go odszukał. Przyda się nam.
– Miał lecieć do Sydney. – O, właśnie startuje jakiś helikopter – zauważył ktoś
z zebranych. – Słychać go. Odleciał? Michael odleciał? Może nie zauważył, co
się stało. Ona go porzuciła, a on, jak to on, także poszedł swoją drogą. Na
pewno słyszał o psach, które się pogryzły, ale nie próbował dowiedzieć się
czegoś więcej. Tego weekendu poznała go na tyle dobrze, żebyła przekonana, że
na pewno nie odstąpi od swoich planów. – Poleciał? – Hugo szukał wzrokiem
farmera, który dał im swąkoszulę. – Więc musi zawrócić. Matt, zajmij się
radiem. Każ im zawrócić. Powiedz pilotowi, że mamy priorytet, nagły przypadek.
Kim może stracić nogę. Musi operować jąchirurg naczyniowy. Musimy jąewakuować.
Natychmiast! – Rozumiem. Zbiegło się tu przeszło dwadzieścia osób, pomyślała
Rachel, ale zachowują się zupełnie inaczej niż gapie w podobnych sytuacjach w
mieście. Wszyscy wyglądają na przerażonych. Wszyscy znają tę Kim. I wszyscy są
gotowi do pomocy. Zdała sobie sprawę,że jest jedyną kobietą bez bluzki, ale
bez pytania wiedziała, że mieszkanki Cowral postąpiłyby tak samo, gdyby zaszła
taka potrzeba. Gdy rodzice Kim dotarli na miejsce zdarzenia, dziewczyna
straciła przytomność.Złożyły się na to wstrząs, utrata krwi oraz środek
przeciwbólowy. To dobrze, pomys ´lała Rachel, gdy pani Sanderson zalała się
łzami, ponieważ strach malujący się na twarzach rodzicówna pewno by jej nie
pomógł. Koniec. Jej rola dobiegła końca. Zmienił ją jeden z ratowników. Gdy
podniosła się z klęczek, objęłają jakaś kobieta w kwiecistym kostiumie z
krempliny. Rachel nie protestowała. Była wdzięczna nieznajomej. – Jak się
nazywasz? – zapytał Hugo, z pomocą ratownika zakładając pojemnik z plazmą. –
Rachel. Rachel Harper. – Jesteś lekarzem? – Tak. – Chirurgiem naczyniowym? –
Niestety nie. – Wiedziała, co Hugo ma na myśli. Chirurg naczyniowy jest mu
rozpaczliwie potrzebny, poniewaz ˙ szansa na uratowanie nogi dziewczyny jest
niewielka. – Michael to potrafi. I nadal jest w zasięgu. Będzie zły, że go
odwołują, ale raczej nie będzie miał wyboru. Hugo przyglądał się jej badawczo.
Oboje zdawali sobie sprawę,że jeśli rozerwana tętnica nie zostanie zszyta jak
najszybciej, Kim straci nogę. Jeśli nie życie. Potrzebny jest śmigłowiec oraz
Michael. Od tych dwóch czynników zależy przyszłość Kim. Rachel ogarnęło uczucie
bezradności. Już jest niepotrzebna. Pani Keen, kobieta w kremplinie,
zaprowadziłają do domu dozorcy terenów wystawowych, a gdy karetka mknęła na
sygnale do szpitala, Rachel już brała prysznic. Pani Keen tymczasem dokonała
inspekcji jej torby. – Te pani ubrania są do niczego – oznajmiła przez drzwi
łazienki. – Ktoś pozbierał pani rzeczy i przyniósł tu torbę, ale wszystko jest
zalane krwią. Nie to jest najważniejsze, pomyślała Rachel, delektując się
strumieniami ciepłej wody. Najbardziej martwi mnie Kim. Oraz jej noga. Michael
będzie wściekły, że udar Witherspoona przejdzie mu koło nosa. To nieistotne.
Na pewno nic nie wie o ataku pitbulla. Michael Levering widzi tylko to, co
dotyczy jego samego. Wezwano go do pacjenta milionera w Sydney, a ona nie
Strona 6
Lennox Marion - Ślub nad oceanem
wypełniła jego polecenia, wobec czego obrócił się na pięcie i zajął swoimi
sprawami. Niech inni się troszczą o Rachel i Penelope. Jeśli Rachel nie
odwiezie jego bezcennej suki do Sydney, to cóż, stać go na opłacenie kogoś,
kto ją przetransportuje tam w późniejszym terminie. Organizatorzy wystawy na
pewno nie zagłodzą psa na śmierć, a nawet jeśli... Penelope to tylko
jeszcze jedna dekoracja. Potwór, nie człowiek! Zatrzęsła się ze złości, a także
pod wpływem wrażeń minionych godzin. Bogu dziękowac ´,że udało się utrzymać Kim
przy życiu. ś migłowiec z Michaelem na pokładzie już powinien wrócić. Mimo że
przestała lubić Michaela, musiała przyznac ´,że posiada on dar, którego jej
brakuje. Jest wys ´mienitym chirurgiem naczyniowym. Nawet jeśli nie dotarła do
niego informacja o wypadku, to jeśli zgodnie z planem dojdzie do ewakuacji Kim,
na pewno nią się zajmie. Razem z Hugonem... Wycierała się, gdy do łazienki
zapukała pani Keen. Wyglądała na zmartwioną i zażenowaną. – Przepraszam, że
przeszkadzam, ale jest pani potrzebna w szpitalu. Dzwonił doktor McInnes. Pilot
śmigłowca odmówił powrotu. Doktor Hugo musi ją natychmiast operować,żeby
ratować nogę. Nie poradzi sobie bez pani. – To jest prywatny helikopter –
wyjaśniał w drodze do szpitala Harold Keen, wystawowy dozorca, nie kryjąc
złości. – Zdaje się,że należy do tego faceta z udarem, do Witherspoona. Pilot
jest jego pracownikiem. Oznajmił, że otrzymał polecenie dostarczenia tego
młodego człowieka do Sydney i nie zamierza zawracać. – Ale Michael jest na
pokładzie. Chyba ma coś do powiedzenia? – Obawiam się,że nie. Patrzyła przed
siebie. Oto znalazła się w sukience z krempliny pożyczonej od Doris Keen oraz
jej sandałkach w aucie, które wiezie ją do wiejskiego szpitala, gdzie ma
asystować przy koszmarnie trudnej operacji. Ratunku! – Mam nadzieję,że ktoś
się zaopiekował Penelope – powiedziała cicho. Harold spojrzał na nią z
aprobatą. – Wasz pies jest w dobrych rękach – oświadczył. – Wszyscy tańczą
dokoła niego. Pani zaopiekuje się Kim, a my zaopiekujemy się wami. – Dziękuję.
– Miała ochotę się rozpłakać. Przeklęty Michael! Umie to, czego ona nie
potrafi. I na dodatek ma śmigłowiec, który tak bardzo by jej się przydał. Ale
się ulotnił. – Nie pora na złość. Bierzmy się do roboty. Gdy pielęgniarka
zaprowadziłają do sali operacyjnej, Hugo już był ubrany w zielone spodnie,
bluzę i czepek. Rozejrzała się i serce w niej zamarło. Stała pośrodku
skromnego gabinetu zabiegowego, zdecydowanie nieprzygotowanego do tak poważnej
operacji. Odchrząknęła i podniosła wzrok, w którym Hugo bezbłędnie odczytał
strach. – Jakie ma pani doświadczenie? – zapytał. – Pracuję w miejskim
szpitalu w Sydney. Na traumatologii. Nie mam... kwalifikacji odpowiednich do
przeprowadzenia tak skomplikowanej operacji. – Mimo to dzięki pani udało się
nam tak szybko zamknąć rozszarpane arterie – zauważył. – To dzięki pani Kim
żyje. Teraz musimy po prostu dokończyć to, co zaczęliśmy. Jasne. – Zamierza
pan połączyć tętnicę udową? – Tak. – Pokręcił głową. – Nie wiem, czy to się nam
uda, ale musimy spróbować. Rozmawiałem ze specjalistą w Sydney, który
orzekł,że nie mamy wyjścia. Zanim dotarłaby do Sydney, noga będzie do
amputacji. Zatem, jeśli nie podejmiemy tej próby, Kim straci nogę. Potrafi
pani podać znieczulenie? Ulga, jakiej doznała, gdy dotarło do niej, że to nie
ona będzie operować, sprawiła, że kolana prawie się pod nią ugięły. – Tak. –
Jeśli on jest gotowy na tak heroiczny czyn, ona też na to się zdobędzie. Tak,
to będzie heroiczna walka, walka szaleńców, tym bardziej że wynik wydawał się
przesądzony, lecz ten człowiek ma rację: trzeba spróbowac ´. – Nie będzie źle –
zapewnił ją. – Mamy połączenie z Sydney. Zgodził się nas pilotować Joe Cartier,
jeden z najlepszych chirurgów w Australii. ś ciągnąłem też Jane Cross, która
lubi się bawić w filmowca. Już podłączyła się do komputera i będzie nagrywała
operację na wideo. Jest mistrzyniązbliżeń, więc każdy mój ruch natychmiast
będzie widziany w Sydney i od razu dostanę informację zwrotną. Zorganizował to
wszystko przez ten krótki czas, kiedy byłam w łazience pani Keen? – Nie
chciałabym... Nie jest pan chirurgiem? – Jestem lekarzem rodzinnym w dziurze
oddalonej o dwie godziny od reszty świata. Mam wszystkie specjalizacje. Gdyby
nie pani, gdybym nie miał anestezjologa, uznałbym ten zabieg za niewykonalny,
ale w tej sytuacji może nam się poszczęścić. Bierzmy się do roboty. Później,
gdy pytano jąo przebieg operacji, tylko kręciłagłową. Jak im się to udało? To
przecież niemożliwe. Potrafiła opisać jedynie niektóre szczegóły, a i te robiły
ogromne wrażenie. Tuż obok stołu operacyjnego ustawiono mikrofon bezpośrednio
połączony z gabinetem doktora Cartiera w Sydney. Jane Cross była po
czterdziestce. Wyglądała niesamowicie w zielonej bluzie nałożonej na turkmeński
amarantowy kaftan i w zielonym czepku, spod którego zwisało kilkanaście
kolczyków. Wycelowała kamerątuż nad raną. – Obiecaj, że nie zemdlejesz – rzekł
do niej Hugo. Popatrzyła na nich z niedowierzaniem, a nawet może ze śmiechem w
oczach. – Miałabym zemdleć? Ja? Na oczach publiczności? Na pewno zemdleję, i
to ze trzy razy, a na dodatek zwymiotuję, ale później. Na pewno nie podczas
Strona 7
Lennox Marion - Ślub nad oceanem
pracy. Superbaba, pomyślała Rachel. Trzymała kamerę tuż nad dłońmi Hugona, ale
z takim wyczuciem, że mu nie przeszkadzała. Joe Cartier w Sydney miał pełny
obraz tego, co się dzieje, a Hugo pytał go o każdy kolejny krok. Rachel nie
mogła mu pomagać, ponieważ sama była potwornie zajęta. Kim znajdowała się w tak
poważnym wstrząsie, że utrzymanie jej przy życiu stanowiło nadzwyczaj trudne
wyzwanie. Rachel też byłapodłączona do telefonu. W specyficzny sposób.
Ponieważ zabrakło im kabla telefonicznego, wspólniczka Jane, pulchna kobieta w
dżinsach i bluzie, siedziała w rogu pokoju tak, by niczego nie widzieć,
ponieważ miałabardziejwrażliwy żołądek niż Jane, i przekazywała pytania Rachel
anestezjologowi w Sydney. Ta telefoniczna współpraca uprzytomniła jej, do czego
jest zdolna obsada skromnej prowincjonalnej placówki. Okazało się,że szpital
Hugona jest całkiem przyzwoicie wyposażony. Dostarczono jej krew, osocze i sól
fizjologiczną, ogrzane poza salą operacyjną. Zadbano nie tylko o płyny. –
Nie dopuśćcie do wychłodzenia pacjentki – przypomniał im anestezjolog na drugim
końcu linii, więc natychmiast pojawiły się ciepłe pledy. Co kilka minut drzwi
się otwierały i przychodziła nowa dostawa podgrzanych koców. Poza salą uwijał
się cały sztab ludzi. Przy stole operacyjnym asystowały dwie osoby.
Pielęgniarka Elly byławśrednim wieku. Miała zbolały wyraz twarzy, ponieważ
była zaprzyjaźniona z matką Kim, lecz fakt ten w niczym nie umniejszał jej
profesjonalizmu. Oprócz niej pomagał im rudowłosy pielęgniarz David, który
pomimo młodego wieku sprawiał się wzorcowo. Wszyscy, całe miasteczko, są
wspaniali, pomyślała Rachel. I, oczywiście, Hugo. Podjął się niewyobrażalnego.
Ani na chwilę nie odrywał wzroku od rany. Chyba jeszcze nigdy nie był aż tak
skoncentrowany. Gdzie się podział ten roześmiany mężczyzna, którego poznałana
wystawie? Zniknął. Zastąpił go zawodowiec, któremu przyszło wykonać zadanie
zdecydowanie wykraczające poza zakres jego wykształcenia. Rachel, i tak już
przejęta rolą anestezjologa, zastanawiała się, czy byłaby w stanie podjąć się
takiej operacji, gdyby zabrakło Hugona. Nie, na pewno nie. Widać,że Hugo jest
o wiele bardziej niż ona oczytany w tej dziedzinie, a pytania, które zadaje
chirurgowi, świadczą o jego rozległej wiedzy na temat zadania, którego się
podjął. Ten człowiek jest rewelacyjny. Co więcej, odnosi sukcesy. Nie spoczął
na laurach, gdy udało mu się połączyć tętnicę, co graniczyło z cudem, i noga
Kim zaczęła nabierać normalnego koloru. Z nowym wręcz zapałem zasypał pytaniami
nieznanego im specjalistę w Sydney. Pracował bez przerwy, łącząc ponownie
naczynia krwionośne, które wydawały się nie do uratowania. Gdy ten etap
dobiegł końca, do operacji włączył się chirurgplastyczny, który krok po kroku
pomógłmuzszyć ranę tak, aby pozostał po niej jak najmniejszy ślad. Nawet
pomyśleli o bliźnie, zdumiała się Rachel, z ulgą spoglądającnaróżowiejące palce
stóp pacjentki. Zerknęłajeszcze na monitor pracy serca i upewniła się,że
ciśnienie krwi się stabilizuje. Zwycięstwo! Po kilku godzinach nadludzkiego
wysiłku, gdy mogli się nareszcie wyprostować, zespół w Sydney wydał okrzyk
triumfu. – Nasze gratulacje! Jeśli nie macie już więcej ofiar psiej
zajadłości, to pozwólcie, że się z wami pożegnamy – rzekł jeden ze
specjalistów. Hugo, Rachel i ich pomocnicy podziękowali zgodnym chórem, po
czym wyłączono telefony. W sali zaległa cisza. Rachel nadal była skoncentrowana
na doprowadzeniu do tego, by Kim zaczęła oddychać samodzielnie, a Hugo
nakładał opatrunek. Podniosła wzrok – w oczach obecnych wyczytała takie samo
niezmierne zadowolenie, jakie i ona odczuwała. Hugo jednak nie promieniał.
Sprawiał wrażenie śmiertelnie wyczerpanego. Jeśli ona pracowała w nieludzkim
napięciu, to jak ogromna musiała być presja, pod którąon się znalazł? Już
nieraz byłaczłonkiem zespołu operacyjnego, więc się zorientowała, że
nadszedłczas, by kto inny przejął inicjatywę. – Davidzie, zajmij się,
proszę,założeniem opatrunku –zwróciła się do pielęgniarza. – Hugo, zostaw to.
Już nie jesteś tu potrzebny. – Zaraz zacznie odreagowywać ten koszmarny stres.
– Nic mi nie jest – oznajmił, lecz nagle zaczęłymu drżeć dłonie, którymi
przytrzymywał tampon. – Idź i powiedz Sandersonom, że ich córka nie straci
nogi – poleciła mu. W sytuacjach kryzysowych w sali operacyjnej taka
bezpośredniość jest nieodzowna. – Na pewno odchodzą od zmysłów. No, idź.
Wiedziała, że jedna z pielęgniarek już przekazałaim tę wiadomość, lecz na pewno
woleliby usłyszeć potwierdzenie z ust lekarza. To on powinien ich o tym
poinformowac ´, ponieważ to on dokonał tego cudu. Jemu to zawdzięczają. Nikt
nie oponował. David przejął plaster ze zdrętwiałych palców Hugona i dokończył
opatrunek. – Doktorze McInnes, właśnie został pan wyrzucony z sali operacyjnej
– odezwał się rudy pielęgniarz, uśmiechając się promiennie do swojego
przełożonego. On takz ˙ebył pod wrażeniem ich wspólnego sukcesu. – Dama
pokazała panu drzwi, a życzenie damy to dla nas rzecz święta. Może nie? Hugo
odsunął się od stołu, na którym wciąż leżała ich pacjentka, spojrzał przeciągle
na Rachel, po czym zmarszczył twarz w kąśliwym uśmiechu. – Chyba tak. Dobrze
Strona 8
Lennox Marion - Ślub nad oceanem
się dzięki niej bawiliśmy. – No właśnie – odezwała się znacznie bardziej
łagodnym tonem, niż zamierzała. – Zrewanżuj się nam, wychodząc stąd. – Mogę?
– Na pewno. – Bezwiednie położyłamu dłoń na ramieniu. Nie wiedziała sama, czy
jest to gest podziękowania czy pociechy, ale nie mogła się oprzeć. Hugo z
dziwną miną spojrzał na jej palce na jego zielonej bluzie. Na moment przykrył
je ręką, a Rachel poczuła niezwykłe ciepło, które między nimi przepłynęło.
Ciepło oraz jeszcze coś, czego nie potrafiła nazwać. – Ma pani rację, doktor
Harper – szepnął ledwie słyszalnym głosem. – Muszę stąd wyjść. Potem
pielęgniarki wywiozły Kim do sali pooperacyjnej, a Rachel została z Jane, która
filmowałacały zabieg, oraz Pat, która siedziała
przytelefonie.Trzygodzinywcześniej nie miały pojęcia o swoim istnieniu, a teraz
uśmiechały się do siebie jak wariatki. – Jane, byłaś fantastyczna – zaczęła
Rachel. – Nie rozumiem, jak ci się udało nie zemdleć. – Co tam omdlenie!
Chciało mi się coś znacznie gorszego – wyznała Jane. – Ale postanowiłam sobie,
że zrobię to później, jak już nie będę wam potrzebna. I wiecie co? Teraz już mi
się nie chce. – Czy wiecie, że uratowałyście Kim nogę? – Wszyscy razem się do
tego przyczyniliśmy – zawyrokowała Pat, po czym wstała, by uścisnąć
przyjaciółkę, a po chwili obydwie gratulowały Rachel. – Tworzymy zgrany zespół
– rzekła Pat. – Cieszę się,że pani tu jest. Coś mi mówi, że doktor McInnes
wkrótce będzie potrzebował takiej ekipy. To oświadczenie wydałosię Rachel
pozbawione sensu. Oczym ona mówi? ż eHugobędzie potrzebowałzespołu? –
Dlaczego? – spytała. – Za chwilę nie poradzimy sobie tutaj bez fachowców –
odparła Pat – ponieważ zmienia się kierunek wiatru. Dowiedziałyśmy się o tym,
jadąc do was. Pożar zablokował szosę. Jesteśmy odcięci od świata, a ogień się
rozprzestrzenia. Rachel podeszła do zlewu i machinalnie zdjęła zielony
uniform. Była tak skonana, że ledwie trzymała się na nogach. Podstawiła
nadgarstki pod strumień zimnej wody, a potem obmyła twarz, starając
siępobudzićzmęczony mózg. Nie można wyjechać z Cowral? – Moje gratulacje
–usłyszała nagle za plecami, więc czym prędzej sięodwróciła. W progu stałHugo.
– Ty teżna nie zasłużyłeś–wyjąkała, ponieważjązaskoczył. A nawet
wyprowadziłzrównowagi. Jak on cudownie sięuśmiecha. A gdy jej dotknął... Nie,
moja droga, zapomnij o tym. Co taki lekarz jak Hugo, taki utalentowany, robi w
tej mieścinie? Przed chwiląprzeprowadził popisowąoperację. Powinien zostac ´
chirurgiem. Należałby do czołówki. – LubięCowral. –To wyznanie sprawiło, że ze
zdumienia szeroko otworzyła oczy. – Słucham? – Zastanawiałaś się przed
chwilą, co taki miły facet jak ja robi w tej zapadłej dziurze, prawda?
–zapytał, a jej ażzabrakło tchu. – Wcale... Ja nie... – To pytanie przychodzi
do głowy wszystkim lekarzom z wielkich miast. Dlaczego ktośdecyduje siępracowac
´na prowincji? Ale mnie bardzo w Cowral siępodoba. Ja jestem tutaj z wyboru, a
pani, pani doktor, zostałatu uwięziona. Po tym, jak wyprosiła go z sali
operacyjnej, zdążyłjuż zdjąć operacyjny strój i znowu był w moleskinowych
spodniach i koszuli podobnej do tej, w której zobaczyła go na wystawie. To
znaczy, że znalazłczas sięprzebrać. Teraz znowu sięprzeistoczył. Z lekarza w
farmera. Lekarz farmerem? O czym ty myślisz? Skup się na sprawach istotnych!
Na pożarze buszu oraz na tym, że nie masz drogi odwrotu. Craig... Boże, nie
powinna była tu przyjeżdżać. Ale tu jest. Znalazła się wpułapce. Bez Craiga. –
Czy to jest poważny pożar? – To spory problem – odrzekł, przemywając twarz
zimnąwodą, jakby chciał się porządnie obudzić. – W tej chwili płonie park
narodowy. Na razie nie ma zagrożenia dla Cowral, ale ogień idzie w naszą
stronę. Gdy wiatr zmienił kierunek, wszyscy przybysze opuścili miasteczko,
zanim szosa została zablokowana. Kiedy ogłoszono ewakuację,byłaś w sali
operacyjnej. Zadecydowaliśmy zaciebie.
–Spojrzałnaniąznadręcznika,którymwycierał twarz. – Przykro mi, Rachel, ale
przez jakiś czas będziesz naszym więźniem. Opuściła powieki, by zastanowić się
nad konsekwencjami tej sytuacji. – Można by wezwać śmigłowiec... żeby mnie
zabrał – powiedziała powoli, a on przytaknął. – Owszem. Można go wezwać do
nagłego wypadku, ale Kim już nie wymaga pomocy. Jesteś pilnie potrzebna w
Sydney? Czy jest pilnie potrzebna w Sydney? Nie. Na pewno nie w szpitalu. Od
piątku jest na urlopie. Najpierw zamierzała spędzić weekend w Cowral, a potem
dwa tygodnie leżeć na plaży. W Sydney. Leżałaby na plaży Bondi, żeby być blisko
Craiga. Craig jej potrzebuje. Wcale nie. Craig cię nie potrzebuje. Zapamiętaj
to sobie raz na zawsze. Nie potrafiła. Prawdę mówiąc, nikt nie zauważy jej
nieobecności w Sydney, a na pewno nie Craig. – No nie... – ś wietnie. Bo
możesz być potrzebna mnie. Hugo jej potrzebuje. Wspaniale. Nikt nie może obejść
się bez niej. To nic nowego. Boże, pozwól mi wrócić do domu. Craig... Nie
masz wyboru. Jesteś w Cowral. Z Hugonem. Podczas gdy Craig... Craig po prostu
jest.
ROZDZIAŁ TRZECI
Strona 9
Lennox Marion - Ślub nad oceanem
Powoli szła w stronę terenów wystawy, szurającza dużymi butami. Poinformowała
Hugona, że idzie do Penelope. Był zajęty rozmową z rodzicami Kim, więc nie
miał czasu odwodzić jej od tego zamiaru. Nie chciała zawracać mu głowy swoimi
kłopotami, mimo że miała ich sporo. Zmierzchało.Pod wieczórucichłwiatr i
zrobiłosiębardzo ciepło. Wszędzie rozlegał się chlupot morskich fal. Cowral
ulokowało się na nadmorskiej skarpie. Wędrując, Rachel widziała nad sobągwiazdy
wschodzące na niebie przysłoniętym dymem, a od północy pomarańczowąłunę pożaru.
Za daleko, by się nim przejmować, może zatrzyma się w parku narodowym,
pomyślała. Można by trochę popływać. Tak, ale najpierw sprawy ważniejsze:
Penelope oraz nocleg. Spać! Przed bramą na teren wystawy stał aston martin
Michaela. Przypomniała sobie, żewściekła rzuciła mu kluczyki. Czy sąteraz w
jego kieszeni, podczas gdy on dokonuje heroicznych wysiłków, by ratować życie
pewnego milionera, czy zostawił je w boksie Penelope? Owszem, zachowała się z
godnością, ale jeśli Michael ma je przy sobie, ona jest skazana na
przemieszczanie się piechotą. Wcześniej jednak należy zajrzeć do Penelope.
Otworzyła drzwi do pawilonu i ruszyła na poszukiwa nie swojego drugiego
zmartwienia. Michael pewnie zabrał kluczyki do auta, ale psa zostawił. Znalazła
Penelope w tym samym miejscu, w którym ją zostawiła. Charcica siedziała w
swoim boksie, w pustym teraz pawilonie, ipatrzyła na niąwzrokiem psa,o którym
wszyscyzapomnieli. – Biedny piesek – rozczuliła się Rachel, przysiadając obok
Penelope, by zastanowić się, co dalej. – Ja ciebie nie opuściłam, nawet jeśli
twój pan cię porzucił. Pies polizał ją po twarzy, po czym zdezorientowany
obwąchał jej kremplinową sukienkę. – Nie podoba ci się moja nowa kreacja? –
Uśmiechnęła się z przekąsem. – Nie mam wyboru. Na razie... Na razie jest
głodna. Nie. Kona z głodu! Tylko raz ugryzła tego wstrętnego hamburgera, i to
dawno temu. I teraz nigdzie go nie było. Penelope nie sprawiała wrażenia
wygłodzonej. – Pożarłaś mojego hamburgera? Pies znowu ją polizał. – Dobrze
zrobiłaś,bo był ohydny. Ale co ja mam zjeść? Rozejrzała się, pawilon był
jednak pusty. Jej torba została w domu dozorcy, tam, gdzie brała prysznic.
Mogłaby pójść po nią, ale po co? Sątam same brudne rzeczy. Ma za to swoją
torebkę. Nic więcej jej nie trzeba. Błąd. Potrzebuje wielu rzeczy, ale ich
przy sobie nie ma. – Zanosi się na to, że do miasteczka pójdziemy na piechotę
– poinformowała psa. Kłopot polegał na tym, że szpital i tereny wystawowe
znajdowały się na przeciwnym brzegu rzeki. – Nie mamy innego wyjścia –
tłumaczyła psu. – Spacery są zdrowe, więc zaczniemy się do nich przyzwyczajać.
Kluczyki do naszego pojazdu wróciły do Sydney, co bardzo nas ucieszyło. Przykro
mi to mówić, Penelope, ale przechadzka wydaje mi się znacznie bardziej
atrakcyjna od przejażdżki z twoim panem. W Cowral wszystko było pozamykane. Po
pierwsze, był to niedzielny wieczór. Po drugie, na wieść o możliwos ´ci blokady
dróg wszyscy turyści wyjechali. Gdy Rachel z Penelope przeszły przez most, w
miasteczku nie byłożywej duszy. Jak o północy w środku zimy. Gdy dotarłydo
głównej ulicy, słup dymu całkowicie przesłonił księżyc, a nieliczne latarnie
rozsiewały upiorne przymglone światło. – Sceneria jak z Sherlocka Holmesa –
mruknęła Rachel. – Z lewej strony skrada się morderca... Przystanęłana środku
jezdni i, niezbyt pochlebnie myśląc o paru osobach oraz okolicznościach,
wsłuchiwała się w gniewne burczenie swojego żołądka. Morderstwo nie byłoby
takim złym rozwiązaniem... W kieszeni miała telefon. Sięgnęła po niego i
zaczęła mu się przyglądać. Do kogo by zadzwonić? Do nikogo. Nie mam znajomych,
pomyślała. Jakby pod naporem jej wzroku telefon sam zadzwonił. – Rachel? –To
teściowa. Ta, która tak gorąco życzyła jej udanego weekendu. – Mam nadzieję,że
ci nie przeszkadzam, ale jestem szalenie ciekawa, co u ciebie. Kochana, gdzie
jesteś? Rachel się zadumała. – Na głównej ulicy Cowral – odparła po chwili. –
Zastanawiam się nad kolacją. – Och! –Wyczuła, że Dottie się rozpromieniła.
–Wybieracie się w jakieś romantyczne miejsce? – Gdzieś na powietrzu. –
Rozejrzała się, szukając natchnienia. – Może pod gwiazdami. – Spojrzała przez
grubą warstwę dymu w stronę morza. – Albo na plaży. – Cudownie! Macie piękną
pogodę? Rachel powstrzymała gwałtowny odruch kaszlu wywołany dymem. –
Przepiękną. – A do tego wspaniałe towarzystwo! – dodała teściowa radośnie.
Rachel z powątpiewaniem zerknęła na Penelope. – Oczywiście. – Bardzo nam z
Lewisem zależało, żeby udał ci się ten wypad. Nie możesz zostać tam nieco
dłużej? – Chyba da się to załatwić. – Poinformowała teściową o pożarze i
blokadzie dróg. – To nic poważnego, ale... być możebędziemy zmuszeni przeczekać
tutaj kilka dni. – Nie zamierzała wyjaśniać,żeużywając liczby mnogiej, miała
na myśli siebie oraz charta afgańskiego, a nie siebie i przystojnego
kardiologa. Dottie tylko na to czekała. – To bardzo dobra nowina! – Oczami
duszy Rachel widziała, jak teściowa uśmiecha się coraz szerzej. – Mam
nadzieję,że pożar nie stanowi większego problemu. – Raczej nie. Australijczycy
nie przejmują się zbytnio pożarami buszu. Co kilka lat większość rezerwatów
Strona 10
Lennox Marion - Ślub nad oceanem
staje w ogniu – jest to konieczne, by pewne rośliny mogły się odradzać – i
dopóki żywioł nie zagraża ludzkim osiedlom, nie jest traktowany jak kataklizm.
Dottie uznała, że tym razem zesłały go niebiosa. – Dottie... – zaczęła Rachel.
– Craig... – Nie myśl o tym, dziecko. Obiecaliśmy ci. Ojciec i ja wzięliśmy to
w swoje ręce. Już dawno powinniśmy to zrobić, ale nam nie pozwoliłaś. – Ale...
– Zajmij się sobą. Pomyśl o przyszłości. Skoncentruj się na tej romantycznej
kolacji pod gwiazdami. To jest rozkaz. – Tymi słowy teściowa zakończyła
rozmowę. Fantastycznie, mruknęła Rachel do siebie, spoglądając na milczący
telefon. Powinna już być w szpitalu. Dlaczego jej tam nie ma? Craig... Nie
myśl o nim. Pomyśl o tym, co jest teraz. No właśnie, co teraz? Skoro w Cowral
nie ma szansy na kolację, należy zaspokoić drugą potrzebę, potrzebę snu. Dach
nad głową. Jedyny motel, w którym ten drań Michael spędził poprzednią noc, jest
na przeciwległym brzegu rzeki. Muszę przejść przez most. Zostawię Penelope w
jej boksie w pawilonie, a sama przenocuję w motelu. Może tam da się zamówić
coś do jedzenia? Zanim dotarła do motelu w pożyczonych sandałach, obtarła
sobie stopy, więc uznała, że odprowadzi psa nieco później. Przywiązała go do
drzewa i weszła do recepcji, by się dowiedzieć,że wszystkie pokoje są zajęte.
– Przykro mi – rzekławłaścicielka, przyglądając się jej podejrzliwie – ale
przyjęliśmy na nocleg strażaków. – Czy można u państwa coś zjeść? – zapytała
Rachel z nadzieją wgłosie, lecz kobieta pokręciłagłową. – Wszystko jest już
pozamykane. Koło gospodyń wiejskich przez całą dobę wydaje posiłki strażakom,
ale nie wygląda pani na strażaka. – No nie. – Czy pani coś się stało? –
zaniepokoiła się kobieta. – Może powinna pani się udać do schroniska dla
kobiet? Mogę wezwać policję. Tego mi brakowało! Wzięłagłęboki oddech i zebrała
się w sobie. A może w schronisku dla kobiet jest jedzenie? – Nie, nie.
Dziękuję. – Wyjęła z torebki trochę drobnych, ponieważ dostrzegła automat ze
słodyczami. – Zadzwonię do koleżanki, ale najpierw kupię jakieś batoniki. – Tak
mi przykro, ale ten automat jest zepsuty. Mechanik miał przyjechać jutro...
Rachel wyszła na dwór i odwiązała Penelope. Starając się myśleć przytomnie,
zastanawiała się nad sytuacją. Atak histerii powoli zaczął jej się jawić jako
bardzo kuszące rozwiązanie. Wróci do szpitala. Hugo powiedział, że jej
potrzebuje. Jak bardzo? Zostanie poddany próbie. Jeśli jej potrzebuje, to musi
zapewnić jej wikt i opierunek. – Najpierw wikt – mruknęła. A Penelope? Może
jednak nie powinna wymagać od niego, aby zaopiekował się również psem?
Odprowadzi Penelope do boksu. Nie był to dobry pomysł.Upłynęła już prawie
godzina, odkąd przyszła po Penelope, więc w czasie gdy chodziła po miasteczku,
dozorca zdążył zawiesić solidną kłódkę na wysokiej żelaznej bramie. Dom dozorcy
znajdował się zbyt daleko od wejścia, by udało się jej go wywołać. Rachel
oparła czoło na zimnych prętach i zamknęła oczy. Fantastycznie! Po prostu
lepiej być nie może. Cała ta sytuacja to ponura farsa. Gdzie jest to
schronisko dla kobiet? – To jest rekord świata w kategorii ,,najbardziej
romantyczny weekend’’ – poinformowała sukę, która odpowiedziała jej smutnym
spojrzeniem głodnego charta afgańskiego. – Zjadłaś mojego hamburgera –
wypomniała jej Rachel. – Nawet nie waż się tak na mnie patrzeć. Westchnęła,
słysząc burczenie w swoim brzuchu. Wzięła psa za obrożę i ruszyła w stronę
szpitala. Gdy usłyszała za plecami szum silnika, pomyślała, że nadjeżdz ˙a coś
dużego, więc usunęła się na pobocze. Strażacki wóz wypadł zza zakrętu po
niewłaściwej stronie drogi prosto na nią, zmuszającją do desperackiego skoku
do rowu. Gdyby nie byławściekła, nie zareagowałaby tak błyskawicznie. Owszem,
była zmęczona, głodna i zmartwiona, ale oprócz tego ciągle gotowała się w niej
złość na Michaela, na siebie oraz na okoliczności. Niemal przewidziała, że ten
samochód wyjedzie zza zakrętu na złym pasie. Rejestrując pisk opon, zdała sobie
jednocześnie sprawę,że leży w trawie, a na niej rozpłaszczona Penelope.
Wspaniale. Co jeszcze mi się przydarzy? – pytałakępę trawy przed samym nosem.
– ż yje pani? – Przerażenie w głosie pytającego kazało jej unieść głowę. Może
jest wściekła, ale nikomu nie da satysfakcji, że udało mu się ją przejechać. –
Tak, żyję. – Usiadła, spychając z siebie przestraszoną sukę i poprawiając
kremplinową kreację. Zamierzała zaprezentowac ´ się z jak najlepszej strony. –
Słowo honoru. – O kurczę. – Mężczyzna był przy niej. To on kierował wozem.
Jego koledzy biegli do nich, by zobaczyć,co się stało. Silnik ciągle pracował,
a reflektory oświetlały drogę. – Byłbym panią zabił. – Miał pan
szczęście... – Uśmiechnęła się niemrawo. Otoczyli ją kołem: kobiety i mężczyźni
w strażackich kombinezonach i kaskach. Byli bardzo zmęczeni i przejęci. Na
pewno wyglądam jak idealna kandydatka do schroniska dla maltretowanych kobiet.
To wcale nie jest taki głupi pomysł. Jeśli wpobliżu jest schronisko, które
przyjmie mnie z chartem afgańskim, natychmiast tam wyruszymy. Może... jeszcze
raz popchnęła Penelope... może nawet bez psa. – Strasznie panią przepraszam –
kajał się strażak, a ona starała się skoncentrować na jego słowach. – O tej
Strona 11
Lennox Marion - Ślub nad oceanem
porze nikt by się nie spodziewał autostopowicza – zaczęła. – Ale za rowem jest
za ciemno. – Ktoś podał jej dłoń, którą z wdzięcznością przyjęła, po czym
przyjrzała się kierowcy. Pod warstwąsadzy dostrzegłana jego twarzy zadrapania,
krew i piasek. Wyglądał upiornie. – Dobrze pan się czuje? Głupie pytanie.
Napierwszy rzut oka widać,że nie jest z nim dobrze. – To tylko... – Potarł
oczy. – To od dymu... On siedział za kierownicą! – Musi pan jechać do szpitala –
powiedziała. – Właśnie tam jechaliśmy. Wezwano nas do szopy, która się
zapaliła... – mówił strażak. – Właściciel mówił, że to magazyn, więc ruszyliśmy
do akcji, ale zapomniał nas ostrzec, że trzyma tam paliwo. Szopa wybuchła... co
przeraziło nas nie mniej niż my panią. Nic więcej nam się nie stało. Kilku z
nas pieką oczy, ale i tak uważamy, że mieliśmy dużo szczęścia. Mimo takiego
wyjaśnienia Rachel orzekła w duchu, że wszyscy są w szoku i źle wyglądają. Jej
osobiste problemy zblakły wobec ich potrzeb. – Należało pana opatrzyć, zanim
usiadł pan za kierownicą – zauważyła. – Lekarz był zajęty – tłumaczył się. –
Powiedziano nam, że nie może przyjechać, bo operuje dziecko pogryzione przez
psa. To prawda, operował, ale już skończył. To jedyny lekarz w całej okolicy.
Lecz ma ją. Tylko jaki z niej pożytek, skoro włóczy się po okolicy z tym
idiotycznym chartem w poszukiwaniu jedzenia i dachu nad głową jak bezdomny? –
Jedźmy do szpitala – zarządziła, ścierając z kolana żwir i skupiając się na
opanowaniu drżenia nóg. – Jestem lekarzem i tam się przydam. Ale... –
Uśmiechnęła się niepewnie, widząc w ich przekrwionych oczach niedowierzanie.
Lekarka w sukience z krempliny? Nie, nie, to teraz nieistotne. Za długo by im
tłumaczyć. – Czy pozwolicie mi na coś, o czym marzę od dziecka? Wychowałam się
na wsi – brnęła. – By móc zwozić siano ciężarówką, zrobiłam stosowne prawo
jazdy. Niech mi pan pozwoli poprowadzić wóz strażacki. Wten otosposób doktor
Rachel Harper, odziana w wytworną kremplinę oraz sandałki Doris Keen, ze żwirem
wbitym w kolano i pustym żołądkiem zasiadła za kierownicą strażackiego wozu, w
którym siedziało dziesięcioro niemiłosiernie brudnych i lekko pokiereszowanych
strażaków oraz jeden chart afgański, potencjalny czempion Australii. ż yczyłaś
mi niezapomnianego weekendu, przemawiała w duchu do teściowej, mknąc do
szpitala. Dottie, twoje życzenie właśnie się spełnia. Poczuła lekkie
ukłucie rozczarowania, gdy na miejscu dowiedziała się,że Hugo wyjechał. Dobrze,
że rozpoznałyją pielęgniarki, witając jak przyjaciela, a sanitariusz bez
mrugnięcia okiem podjął się zająć Penelope, jakby to było coś zupełnie
normalnego. – Przyjechała pani nam pomóc – mówił, gdy sznurek strażaków
wchodził do poczekalni i było jasne, że Rachel musi przedzierzgnąć się w
lekarza. – Witamy w naszych progach. Nakarmię go... Jedzenie... O tak! –
Prawdę mówiąc... – zaczęła, lecz przyzwoita kolacja nie była jej pisana,
ponieważ zjawił się rudy David. – Jak to dobrze! – zawołał.Był teraz jeszcze
bardziej przejęty, niż podczas operacji Kim. –Godzinę temu jedna z naszych
pacjentek miała zawał, więc doktor McInnes do niej pojechał, a my tu mamy tylu
chorych! Zbadasz ich? Pracowała przez godzinę, przemywając oczy, oglądając
sińce i dezynfekując zadrapania. Jedna z kobiet lekko zatruła się dymem, więc
Rachel zamierzała zatrzymać ją w szpitalu, lecz po podaniu tlenu niepokojące
objawy ustąpiły. Na szczęście. Następny, proszę. Obyło się bez problemów.
Dopóki nie wszedł do ambulatorium kierowca wozu strażackiego. Miał wgałce
ocznej brzydki odłamek nie wiadomo czego oraz ranę blisko oka na tyle
głęboką,że wymagała szycia. Rachel postanowiła nie myśleć o tym, że burczy jej
w brzuchu, i skoncentrować się na pacjencie. Wpuściłażółty barwnik i za pomocą
oftalmoskopu zbadała oko. Niedobrze. – Czy możemy zrobić prześwietlenie? –
zapytała Davida. – Oczywiście. Obejrzawszy zdjęcie, zasępiła się jeszcze
bardziej. Powiesiła je na przeglądarce i popadła w zadumę, z której wyrwałoją
skrzypnięcie drzwi. – Kłopoty? Hugo. Przez ułamek sekundy miała ochotę rzucić
mu się na szyję. Mimo że starała się nie zwracać uwagi na głód i zmęczenie,
czuła, że wydarzenia tego dnia dają o sobie znać. Prawdę mówiąc, była bliska
załamania. Rzucanie się w ramiona kolegi nie przystoi szanującemu się
lekarzowi. Weź się w garść, uszczypnij. – Obce ciało na brzegu rogówki –
powiedziała. – Wpłomieniach wybuchła beczka z paliwem. Wygląda to na kawałek
metalu, ale bez przebicia rogówki. Pacjent nie widzi wyraźnie, ale może jest to
reakcja na ból oraz zanieczyszczenia na powierzchni. Oko nie przestaje łzawic
´. Wokół niego zranienia wymagające szwów, ale najbardziej niepokoi mnie ten
odłamek, ponieważ jest tuż przy nerwie wzrokowym. Jeśli pacjent się poruszy,
kiedy spróbuję go wyjąć... Chyba nie podejmę się tego w znieczuleniu
miejscowym. Hugo przytaknął. Stał obok i wpatrywał się w zdjęcie. – Odłamek
niczego nie dotyka – zauważył. – Może byśmy dali sobie z tym radę? – Zamyślił
się. – Chyba masz rację. To wymaga ogromnej precyzji. – W znieczuleniu
miejscowym? – Raczej nie. – Uśmiechnął się do niej. – Wygląda to na prosty
zabieg, pod warunkiem że pacjent się nie poruszy. Nie bardzo ufam swoim
Strona 12
Lennox Marion - Ślub nad oceanem
talentom. Nie znam się na oczach, więc gdyby przyszło mi zakląć, wolałbym, żeby
pacjent tego nie słyszał. – Nie jesteś w tym osamotniony. – Spojrzała raz
jeszcze na zdjęcie. – Nie można ewakuować go do Sydney? – To taki małyodłamek,
że nawet niczego nie przebił, a ewakuacja łączy się z wezwaniem śmigłowca. Lot
przy tej złej widoczności to ryzykowna sprawa. – Tak, ale... – Zauważ,że mamy
dwóch lekarzy – ciągnął Hugo bezlitośnie. – Mimo że jeden z nich wygląda, jakby
wyszedł ze sklepu z używaną odzieżą. – Albo ze schroniska dla maltretowanych
kobiet – dodała z godnością. – Otrzymałam dzisiaj propozycję,że odwiezie mnie
tam policja. – Naprawdę? – Oczy mu się śmiały. – Wiem od straz ˙aków, że omal
cię nie przejechali. – Owszem, ale potem pozwolili mi poprowadzić wóz
strażacki. Bardzo mi się to podobało. Uśmiech, który wcześniej czaił się w jego
oczach, przemienił się w szczery podziw. Oraz zdumienie. Zaczerwieniła się,
ale on już przesuwał wzrok ku jej nogom. Zdaje się,że widział moje kolano,
przeszło jej przez myśl. – Trzeba przemyć to otarcie – orzekł. – Co gorsza,
wszyscy potrzebujemy pożywienia oraz snu, ale to się nie stanie – odparła. Co
takiego w tym facecie sprawia, że ciągle się czerwienię? Teraz nie pora na
takie rozważania. – Nasz strażak ma pusty żołądek, więc jest gotowy do
znieczulenia – oznajmiła. – Jego oko samo się nie wyleczy. Jeśli mamy operować,
bierzmy się do roboty. – Racja. – Westchnął. – Naprzód, pani doktor! Operuje
pani, czy woli pani rolę anestezjologa? – Wolę znieczulać. Dwa znieczulenia w
ciągu jednego dnia! To już początek specjalizacji. Zabieg trwał dłużej, niż
przewidywali. Gdy skończyli i strażak znalazł się na oddziale, pozszywany i
nafaszerowany antybiotykiem, Rachel słaniała się na nogach. Na sali
operacyjnej w ogóle tego nie czuła, zapewne z powodu adrenaliny, ale gdy
przeszłado sąsiedniego pomieszczenia, zakręciło się jej w głowie. To sygnał,że
zapas adrenaliny jest na wyczerpaniu. Przystanęła nad umywalką iaż musiała się
o nią oprzeć, by nie osunąć się na podłogę. To przejdzie. Takie stany
wyczerpania już jej się zdarzały. Po całonocnych dyżurach, gdy Craig... Nie,
nie myśl o tym. Za chwilę zastanowi się, co dalej, a na razie... Na razie oprze
się o umywalkę. – Cocijest? –Hugozdjąłjużzielonyoperacyjnystrój i teraz
bacznie jej się przyglądał. – Wszystko dobrze? Zastanowiła się. Dobrze? Ciągle
ktoś ją o to pyta, a to nie ma najmniejszego sensu. – Jeśli mi zaproponujesz,
że mnie odwieziesz do schroniska dla maltretowanych kobiet, odpowiem ,,tak’’ –
oznajmiła. – Schronisko dla kobiet... – Byle jakie schronisko. Pod warunkiem
że dadzą mi tam kolację. Może być chleb ze smalcem... – rozmarzyła się. –
Jesteś głodna. – Zwinąłeś mi hamburgera, nie pamiętasz? – To fakt. – Patrzył
na nią jak na przybysza z kosmosu. – To było... ile...? Osiem godzin temu? –
Mam wrażenie, że jeszcze dawniej. Wtedy też niewiele zjadłam, bo Penelope go
dokończyła. Kiedy tu przyjechałam, ktoś zabrał ją na kolację. – Co robiłaś
między operacją Kim a tym zabiegiem? – Spacerowałam. Spacerowałam w tych
idiotycznych sandałkach,któresąodziesięć rozmiarówzaduże.Wróciłam do pawilonu
wystawowego, żeby stwierdzić,że Michael nie zostawił kluczyków do samochodu.
Zabrałam tę głupiąsukę i poszłam do miasteczka wposzukiwaniu jakiejś kawiarni,
ale odkryłam, że wszystko jest pozamykane. Miasto duchów. Więc zawróciłam do
motelu, gdzie się okazało, że wszystkie pokoje są zajęte przez strażaków,
restauracja jest nieczynna, a automat ze słodyczami nie działa. Kiedy stanęłam
ponownie pod bramą na teren wystawy, była zamknięta na kłódkę. Wtedy
postanowiłam dotrzeć do szpitala, ale po drodze o mało mnie nie przejechał wóz
strażacki. Potem zajechaliśmy tutaj. Przemyłam sporo oczu, zszyłam ranę na
nodze i teraz asystowałam przy operacji usunięcia odłamka metalu z oka. Mam
wrażenie, że więcej nie dam rady... Chodzę w sukience Doris Keen, bolą mnie
stopy, mam pusty żołądek i nie mam nawet psiego boksu, w którym mogłabym się
przespać. Czuję,że jestem bliska histerii. Spojrzała na niego kątem oka. –
Doktorze McInnes, jeśli tylko zobaczę na pana wargach cień uśmiechu, rzucę się
na podłogę i zrobię prawdziwą scenę. Taką,żeusłyszą mnie w Sydney. – Ale ja
wcale... – Wargi mu drgnęły, ale w porę się opanował. – Wcale nie jest mi do
śmiechu. – Nie wierzę. – Słowo daję. – Przygryzł wargę i spojrzał na nią. –
Mam wrażenie, że jesteś w pilnej potrzebie. Od czego zaczniemy? – Od jedzenia
– warknęła. – Aż tak źle? – Nawet gorzej. – Tak się składa, że i ja jestem
głodny. Chodźmy. – Nie jadłeś kolacji? – Jedna z moich bardzo starych
pacjentek miała zawał, więcbyłem u niej. Zmarła godzinę temu. – Tak mi
przykro... – Nie trzeba. Miała dziewięćdziesiąt sześć lat. Była farmerką.
Przez sześćdziesiąt lat, czyli odkądmąż ją zostawił. Ani trochę jej go nie
brakowało. ż yłapełnią życia. Do samego końca cieszyła się dobrym zdrowiem i
swoją farmą. Każdemu życzę takiego szczęśliwego zakon ´czenia. – Hm. Tak, to
było szczęśliwe zakończenie. Lecz jego słowa wytrąciłyją zrównowagi, kierując
jej myśli tam, dokąd zawsze biegły. Craig... Chrząknęła i spojrzała na swoje
dłonie zaciśnięte w pięści. Craig... Nie wiadomo dlaczego, do oczu nabiegły
Strona 13
Lennox Marion - Ślub nad oceanem
jej łzy. Bez sensu. Powinna już się do tego przyzwyczaić. Ale pierwszy raz
jest tak daleko. Przez osiem lat... Jedzenie! To z głodu tak zareagowała. Hugo
ją obserwuje. Zamrugała więc powiekami i pociągnęła nosem. – Przepraszam –
szepnęła – to ze zmęczenia. Czy dobrze słyszałam, że wiesz, gdzie można dostać
coś do jedzenia? Nie spuszczał z niej wzroku, który mówił więcej, niż chciała
wiedzieć. – Dam ci parę krakersów z serem, żeby obłaskawić tego głodnego
wilka, kiedy będę dezynfekować ci kolano – odezwał się. – Potrzebuję lekarza na
dwóch nogach, nie na jednej. Potem poszukamy Toby’ego, który jest w ratuszu, a
tam jest jedzenie. Cowral jest w stanie mobilizacji. Część mieszkańców
walczy z ogniem, reszta zawiązała grupę wsparcia. Nawet o tak późnej porze mają
tam jedzenie. – Wobec tego, wodzu, prowadź. Zachodziław głowę, jakim sposobem
Hugo wie o jej zdartym kolanie. Kremplinowa spódnica sięgałado pół łydki. Być
może powiedział mu o tym któryś ze strażako ´w. A może po prostu... zauważył? To
do niego podobne, myślała, gdy ostrożnie przemywałkolano i wyjmował okruszki
żwiru. Sama miałaby z tym sporo kłopotu. Problemem też stało się spokojne
obserwowanie Hugona, który w skupieniu pochylał się nad jej kolanem. On ma
palce chirurga, pomyślała. Jest utalentowany, delikatny i... dobry? Denerwował
ją, bo nie pojmowała emocji, jakie w niej budził. I wcale nie była przekonana,
że chce je zrozumiec ´. – Dziękuję – wyjąkała, gdy nakładał opatrunek. – Nie
ma za co, łaskawa pani. Byłem to pani winny. – Dlaczego? – Ponieważ
lekceważąco wyrażałem się o twoim psie. – Penelope należy do Michaela. –
Możliwe, ale czy przysięga małżeńska nie zakłada dzielenia się z partnerem
wszystkim, co posiadamy? Łącznie z psami? On ciągle uważa, że Michael jest jej
mężem. Zerknęła na swoją obrączkę.żona. Michaela! Jednak czas ani miejsce nie
sprzyjały wyjaśnieniom. Zresztą po co? Tym bardziej że zdążyła już zapomnieć o
krakersach i serze. – Ruszajmy – mruknęła. – Dobrze. – Przytrzymał opatrunek
nieco dłużej, niż to było konieczne, ale na tyle długo, by przekazać jej...
co? Współczucie? Zrozumienie? Wcześniej zajrzeli jeszcze do Kim. Mimo żeżołądek
Rachel zachowywał się wyjątkowo bezczelnie, nie zaprotestowała, gdy Hugo
wystąpił ztą propozycją. – Przebudziła się jakieś dwie godziny temu
–poinformował jąHugo – ale prawie natychmiast znowu zasnęła. Jej organizm,
pomyślała Rachel, doznał takiego wstrząsu, żebędzie spała przez kilka dni.
Przy dziewczynie czuwała matka. Siedziała przy łóżku i trzymałająza rękę. Nic
więcej nie robiła. Po prostu siedziała i patrzyła na nią. Nic więcej nie
trzeba. – Wszystko wskazuje na to – zwrócił się do niej Hugo – żecórka z tego
wyjdzie. – Hugo uniósł nieco przes ´cieradło, pod którym Rachel dostrzegła
dziesięć różowych palców stóp. – Krążenie prawie wróciło do normy.
Dostaładożylnie pokaźnądawkę antybiotyków. Parametry życiowe w normie –
recytował. – Sądzę,że nie doszło do poważniejszych uszkodzeń. Więcej dowiemy
się jutro, po badaniach neurologicznych, ale kiedy się przebudziła, poruszała
wszystkimi palcami. Pani mąż to widział. Przekazał pani tę wiadomość? – Tak,
oczywiście. – Na twarzy pani Sanderson malował się ogromny wysiłek, jaki
wkładała, by się nie rozpłakac ´. – Kiedy się przebudziła, byłam w domu,
pojechałam po jej rzeczy. Nie powinnam była zostawiać jej samej... –
Potrzebowała rzeczy na zmianę. – Tak, ale powinnam była jej pilnować na
wystawie. Uparła się,żeby pokazać Knickersa. Gdyby mi przyszło do głowy, że
Jeffrey tak bezmyślnie spuści tego ich pitbula... Nie miałam pojęcia... jak
łatwo kogoś stracić. Mało brakowało... – Ale jakoś z tego wybrnęliśmy. – Hugo
położył dłoń na jej ramieniu. – Będzie dobrze. – Uśmiechnął się do zapłakanej
kobiety. – Proszę mi powiedzieć, jak czuje się Knickers. Słuszne posunięcie.
Dzięki niemu stroskana matka nieco się uspokoiła i posłałamu łzawy uśmiech. –
Knickers żyje. – Odetchnęłagłęboko, by się opanowac ´. Rachel uprzytomniła
sobie, że pani Sanderson jest na granicy wytrzymałości. – Weterynarz mówi, że
Knickers się z tego wyliże, chociaż mąż twierdzi, że pozszywanie psa będzie
nas kosztowało więcej niż operacja naszego dziecka. Ubezpieczalnia nie
przewiduje zwrotu kosztów związanych z leczeniem psa. Hugo uśmiechnął się. –
No widzi pani? Moje usługi są opołowę tańsze. – Rachel już umiała rozpoznawać
pocieszający uśmiech Hugona. – Proponuję,żeby pojechała pani do domu i trochę
odpoczęła. Tak nafaszerowałem Kim środkami uspokajającymi, że nie obudzi się
przed świtem. – Jeszcze trochę na nią popatrzę – szepnęła pani Sanderson. –
Jeśli mi pan doktor pozwoli... Chce się upewnić,że jej dziecko oddycha,
przyszło Rachel do głowy. Znam tę potrzebę wpatrywania się w klatkę piersiową,
która rytmicznie podnosi się i opada. W tej samej chwili gdy przygryzła wargę,
Hugo spojrzał w jej stronę. Na pewno myśli, żeto z głodu. Zorientowała się,że
go to speszyło, więc czym prędzej zmieniła wyraz twarzy. Te ściągnięte rysy...
– Muszę nakarmić doktor Harper – tłumaczył się przed matkąKim. –Zostawiamy
paniąna posterunku, ale niech pani nie przesadzi. Będzie pani potrzebna córce
od samego rana. Choćby tylko po to, żeby powstrzymać tłum koleżanek, które
Strona 14
Lennox Marion - Ślub nad oceanem
przybiegnąjąodwiedzić. A do tego trzeba siły. – Obiecuję. – Kobieta
uśmiechnęła się przez łzy. – Dziękuję wam z całego serca. Mieliśmy wyjątkowe
szczęście... – To prawda, że się nam poszczęściło – zauważył Hugo, gdy szli na
parking. –Gdyby los nam cięnie zesłał... Zajechali pod budynek, który tętnił
życiem. Znajdował się w zaułku odchodzącym od głównej ulicy. Aż dziw, że
Rachel go przegapiła, włócząc się po miasteczku z Penelope. Wejście było jasno
oświetlone. Mimo północy parkowało tam kilkanaście samochodów, a na chodniku
kręcili się ludzie. – Tak wygląda nocne życie w Cowral Bay –mruknęła. – Na nic
więcej nas nie stać. Chodź, poznasz całe miasteczko. Aha, na twoim miejscu
wziąłbym kilka głębokich oddechów, bo podejrzewam, że zostałaś obwołana
honorowym mieszkańcem Cowral. Nic na to nie poradzisz. Jego przewidywania się
sprawdziły. Od samego progu witano jąjak starego przyjaciela. Dobroczyńcę.
Uratowała strażaków i ocaliła Kim. Teraz pojęła, dlaczego pawilon wystawowy
był zamknięty na cztery spusty i dlaczego miasteczko sprawiało wrażenie
wyludnionego. Doris Keen z zapałem robiła kanapki, lecz gdy ją zobaczyła,
ruszyła ku niej z otwartymi ramionami. – Jesteś, kochana! Jak myśmy się o
ciebie martwili! Nie mieliśmy pojęcia, co się z tobą stało. Najpierw uznalis
´my, że już pojechałaś do Sydney, ale potem Charlie zobaczył auto twojego męża.
Zaczęliśmy cię szukać. Potem przyjechali chłopcy ze straży i powiedzieli, że
jesteś w szpitalu... Wszyscy uważają,że Michael jest moim mężem. Trudno im się
dziwić. Widzieli nas razem. Poza tym zauwaz ˙yli, że mam obrączkę. To
nieistotne. Nie będę wyprowadzac ´ ich z błędu. Próbowała cieplej pomyśleć o
Michaelu. Czy uratował Huberta Witherspoona? Niewiele ją to obchodzi. Przez
moment było jej go nawet żal. Wyjechał i przegapił... tyle serdeczności.
Penelope! Jej pies... pies Michaela, został w szpitalu. Już miała zawrócić, gdy
usłyszałagłos Hugona. – Nasz sanitariusz zabrał Penelope do siebie. Jego żona
ma pudla. Uznaliśmy, że się dogadają. Ten człowiek czyta w jej myślach. To
irytujące. – To wyjątkowa dziewczyna – mówił ktoś za jej plecami. Po chwili
zorientowała się,że jest to jeden ze strażako ´w. Kręciło się ich tu kilkunastu.
To musi być punkt zborny dla tych, którzy przychodzą na nocną zmianę. – To
jest wyjątkowo głodna dziewczyna – odparł Hugo, który stał za nią,
trzymającdłonie na jej ramionach. Ten gest dodawał jej otuchy. Pozwalał jej
utrzymać się na nogach. Jego obecność sprawiała, że czuła się mile widziana.
To nieprawda, to iluzja. Przecież nie należę do tej społeczności. Odsunęła się,
rzucając mu niepewne spojrzenie. Lecz gdy przerwała ten kontakt, natychmiast
poczuła, jak bardzo jej go brakuje. Kontaktu? Więzi? – Tata! – rozległo się w
drugim końcu sali, po czym przez tłum zaczął się przepychać Toby. Był w
piżamie. – Jeszcze nie w łóżku? – Hugo porwał go w ramiona. – Pani Partridge
kazała mi spać po lunchu – pożalił się chłopiec, do żywego urażony takim
gwałtem na jego osobie. – Powiedziała, że wszyscy napatrzyliśmy się na przykre
rzeczy i że ona też musi się położyć.No to zasnąłem. Ale teraz wcale nie jestem
śpiący i pani Partridge pomaga mi piec ciasteczka dla strażaków. Tato, jeszcze
mnie stąd nie zabieraj. – No dobrze – odparł Hugo, serdecznie tuląc synka. –
Nie mam prawa przeszkadzać ci w pieczeniu ciasteczek. Poza tym musimy
poczekać,aż doktor Harper się naje. – Dlaczego? – Ponieważ zabieramy ją ze
sobą. Mam u nich nocować? On chyba żartuje! To wcale nie byłyżarty. – Bo nie
masz gdzie się podziać. Z nieprzyzwoicie pełnym żołądkiem, a znalazł się w nim
gulasz, gorące bułeczki oraz ciasteczka Toby’ego, posłusznie wsiadła do auta
Hugona, który w ogóle nie pytał jej o zdanie, traktując niczym paczkę. – Ale
dlaczego? – Usłyszałaś na własne uszy, że w motelu nie ma miejsc. W szpitalu
wprawdzie jest kilka wolnych łóżek, ale ponieważ mamy pożar, wolałbym, żeby
były gotowe na przyjęcie ewentualnych nagłych przypadków. Mieszkam z Tobym w
dużym domu na tyłach szpitala. Mam dwa pokoje gościnne... – Ale twoja żona...
– Jestem wdowcem –odparł–ale godnym zaufania. –Posłałjej tak szczery
uśmiech, że musiała go odwzajemnic ´. – Mimo to... – Przestań. Masz lepsze
rozwiązanie? Kolejny uśmiech sprawił,że poczuła dziwne sensacje w brzuchu.
Niespotykane. Ten uśmiech zdecydowanie nie wzbudziłjej zaufania. Wręcz
przeciwnie. – Wbrew pogłoskom tutaj nie ma schroniska dla kobiet. Poza tym mam
wrażenie, że miniona noc w boksie Penelope nie należała do najprzyjemniejszych,
a ławki w parku sąpiekielnie twarde. Nie masz wyjścia. Zanocujesz u nas. – My
bardzo chcemy, żebyśu nas mieszkała –odezwałsięToby z tylnego siedzenia. –Ja i
Digger cięlubimy. Chociażmasz takąpokracznąsukienkę. – Dziękujęza uznanie
–mruknęła, dotykając materiału. Przyszło jej do głowy, że ta kreacja z
krempliny jest najmniej niezwykław całym szeregu zdarzeńtego dnia. – Jutro
siętym zajmiemy –oznajmiłHugo. –W tej chwili będziemy czuli sięzaszczyceni,
jeśli skorzystasz z naszej gościny. Co pani na to, doktor Harper? – Zgoda.
Czuła, że nie warto więcej na ten temat dyskutować. Sytuacja wymknęła sięjej
spod kontroli.
Strona 15
Lennox Marion - Ślub nad oceanem
ROZDZIAŁ CZWARTY
Zatrzymali się przed okazałym drewnianym domem na terenie szpitala. Były tam
obszerne werandy i balkon oraz ogród, który w bladym świetle latarni wyglądał
na dziki i zaniedbany. Na ganku leżał Digger. Na widok samochodu Hugona rzucił
się im na powitanie. Hugo, niosącna rękach Toby’ego, pchnął drzwi, po czym
puścił Rachel przodem. Znieruchomiała oszołomiona. To nie było zwyczajne
wnętrze mieszkalne, lecz dzieło sztuki. Arcydzieło. Dom urządzony z ogromnym
smakiem. Jak z magazynu ,,Vogue’’.Głęboka czerwień wpołączeniu ze złotem,
wyszukane bogato zdobione meble, perskie dywany i kilimy. Tu i tam eleganckie
rzeźby. Na fotelach i kanapach starannie zakomponowane poduszki kolorystycznie
dobrane do obicia. W oknach ciężkie udrapowane brokatowe zasłony opasane
złotymi sznurami z frędzlami do samej ziemi. O Boże. Tak nie wygląda dom
lekarza. To niemożliwe, żeby tu mieszkało dziecko. Prawdę mówiąc, ten wystrój
lekko ją przeraził. Hugo nie zwracał najmniejszej uwagi na otoczenie ani na
jej reakcję. – Toby, zaprowadź doktor Harper do jej pokoju – polecił synkowi –
ja tymczasem zrobię kawę. – Ruszył w stronę kuchni, a Toby poprowadził Rachel w
głąb domu. Jej przerażenie rosło z każdym krokiem. – Tutaj śpi tata, a
tutaj ja i Digger. – Toby otwierał kolejne drzwi, więc miała okazję zajrzeć do
środka. Wszędzie te zdumiewające dekoracje. – Możesz spać tu albo tu.
Wszystko jedno. Tu i tam łoża nakryte brokatowymi kapami, a w każdym rogu
ogromna kokarda z czegoś,co wygląda jak aksamit przetykany metalizowanymi
nićmi. ś cielenie co rano takiego eksponatu wymaga nie lada koncentracji oraz
co najmniej magisterium z architektury wnętrz! Okropność. – Czy tobie i tacie
podobają się takie... wymyślne meble? – zapytała, podczas gdy chłopiec czekał
na jej decyzję. Na jego twarzy malowało się wielkie skupienie. – Dlaczego o
to pytasz? – Wszystkie wasze sypialnie są takie... falbaniaste. I
czerwono-złote. Mam wrażenie, że czerwony i złoty to wasze ulubione kolory. –
Ja wolę fioletowy – odrzekł. – To znaczy, że to tata lubi czerwony i złoty –
powiedziała domyślnie. – Jemu chyba najbardziej podoba się niebieski. A moz
˙eżółty? Pan Addington z banku ma żółte auto i tata, jak je zobaczy, to aż
gwiżdże z podziwu i mówi, że jest piękne. – To dlaczego tutaj wszystko jest
czerwono-złote? – Bo ten dom urządzała moja mama. Umarła zaraz po tym, jak
mnie urodziła. Tacie było wtedy bardzo smutno. – Domyślam się – szepnęła. – Na
pewno byłotodla niego bolesne przeżycie. – Tak, ale ja jej nie pamiętam –
odrzekł sześciolatek. – Tata mówi, że ciocia Christine jest do niej podobna. Na
zdjęciach są takie same. Ciocia kocha ten dom. Przychodzi do nas, rozgląda się
ipłacze. Nieźle. – Ciocia mówi, że nie wolno wpuszczać Diggera do domu, bo
brudzi, ale tata powiedział,że już to załatwił – wyjaśniał dalej Toby. –
Chciałem powiesić u siebie na ścianie plakat Dartha Vadera, bo z tatą bardzo
lubimy ten film, ale ciocia Christine powiedziała, że mamie by się to nie
spodobałoiżebym nawet taty o to nie prosił,bo będzie mu przykro. Ty też
myślisz, żebyłoby mu przykro? A może i to potrafiłby załatwić? – Może. – Nie
dam się wciągnąć wtę rozmowę.Za krótko ich znam. Nie mam pojęcia, co tu się
wydarzyło. Ale przynajmniej mam łóżko. To stwierdzenie wyraźnie poprawiło jej
nastrój. Mam królewskie łoże. Co więcej, dobrze sobie podjadłam. Trochę
czerwono-złotego przepychu też mi nie zaszkodzi. Gdy usiadłana łóżku, materac
kusząco ugiął się pod jej ciężarem. Jeszcze raz wypróbowała jego sprężystość,
burząc symetrię narzuty. Fajnie. – Częstoskaczeszna łóżku?
–zwróciłasiędochłopca. Rzucił jej zdziwione spojrzenie. – Kapa się niszczy –
odrzekł. – Ciocia tak mówi. Nie pozwala niczego zmieniać ani dotykać. Powtarza,
że mama lubiła mieć wszystko w idealnym porządku. Rachel szeroko otworzyła
oczy. Dziwne stwierdzenie. – Ale takie bujanie się to wielka frajda. Twoja mama
na pewno by chciała, żebyś się cieszył. – Ciocia Christine by na mnie burczała
za skakanie na łóżku. – Nawet na moim? Toby intensywnie myślał. – Chyba
nie. Na dorosłych nie można burczeć. – Niech by tylko spróbowała. – Jeszcze nie
poznała tej tajemniczej cioci Christine, a już zapałała do niej niechęcią. A
Hugo...? Co oni wspólnie stworzyli? Kapliczkę poświęconą nieżyjącej żonie oraz
siostrze zamiast domu. Mało kto wie lepiej niż ona, żeżywi muszą żyć,bo życie
jest dla nich. Nie dla tych, którzy umarli. Tak łatwo je stracić... Wystarczy.
Podskoczyła jeszcze raz i uśmiechając się, zrobiłachłopcu miejsce obok siebie.
– Chcesz spróbować? – Mhm. – Toby usiadł przy niej. Podskoczyli razem. Digger,
który obserwował ich z progu z wyrazem bezgranicznego zdumienia w ślepiach,
odważył się wejść do sypialni. Skakali dalej. Pies zaszczekał, a Toby ze
śmiechem podskoczył jeszcze wyz ˙ej. Kapitalna zabawa. Głupia, ale kapitalna.
To był wyjątkowo wyczerpujący dzień. Emocje Rachel zostały wystawione na
niesamowicie trudną próbę. Nie miała pojęcia, co robi w tym domu, ani co się z
nią dzieje, ale... w tej chwili bawi się szampańsko. Teraz liczy się tylko ten
potargany maluch, który wygląda, jakby w jego życiu byłozamałośmiechu, oraz ona
Strona 16
Lennox Marion - Ślub nad oceanem
sama. Czuła potrzebę śmiechu. I podskakiwania na sprężystym materacu. Jeśli
połamiemy sprężyny, zapłacę za materac, postanowiła. I za frędzle. I za
pozłotę. Pewne rzeczy należy zrobić jak najszybciej. Trzymając się za ręce, jak
szaleni skakali teraz na łóżku przy akompaniamencie radosnego szczekania
Diggera. – Co tu się dzieje?! W drzwiach stał Hugo i ich obserwował. – Co wy
wyprawiacie?! Nie poddam się, postanowiła w duchu. Jeszcze nie teraz. Miałam
koszmarny dzień. Stanęła jej przed oczami twarzyczka Toby’ego, gdy przyglądał
się zakrwawionej Kim. To zbyt przerażające przeżycie dla sześciolatka i nie
wolno kazać mu iść z nim spać. Lepiej żeby zasypiał wyczerpany skakaniem. –
Skaczemy, panie doktorze – oznajmiła, chwytając mocniej ręce Toby’ego. –
Przyłączy się pan do nas? – Połamiecie sprężyny. – Zapłacę za materac –
zadeklarowała raźno. – Ufunduję jeden materac dla wspólnego dobra. Muszę
poskakac ´. Toby też. Jestem pewna, że i tobie by się przydało. – Nie zmieszczę
się – odparł Hugo, zniżającgłos. – To jest kara za przydzielanie gościom
sypialni z pojedynczym łóżkiem. –Łóżko taty jest większe –wysapałToby, nie
przerywając skakania. – Przenieśmy się! Digger szczeknął, dając wyraz swojej
aprobaty. – Moje łóżko służy do spania – oznajmił Hugo. – Ale nudy – mruknęła
Rachel. – Co chcecie do picia? Rachel zastanawiała się. Podskoczyła jeszcze
parę razy i wymieniła z Tobym spojrzenia. Porozumiewawcze spojrzenia
konspiratorów. Współskoczków. – Toby, na co mamy ochotę? – Na gorącączekoladę!
– zawołał chłopiec, odbijając się jeszcze raz. – Dobry pomysł. – Hop, hop. –
Teraz odpocznijmy, a jutro wieczorem znowu poskaczemy. – Zostaniesz u nas
przez dwa dni? Kątem oka spojrzała na Hugona, i znowu podskoczyła. – Może.
Jeśli nie zostanę wyrzucona za to skakanie. Myślę,że jestem tu potrzebna –
dodała. – Z powodu pożaru? – Z powodu pożaru i dlatego że... dobrze wam zrobi,
jak trochę poskaczecie. Mnie również. Co się dzieje??? Hugo zalewał mlekiem
czekoladę w trzech kubkach, przysłuchując się ich śmiechowi. Bardzo szybko
wyszedł z sypialni Rachel. Dlaczego? Nie wiem. Chyba się speszyłem. Tak, na
pewno. Ten widok szalonej lekarki, takiej pięknej w sukience z krempliny...
która trzyma za ręce mojego syna i skacze na łóżku, jakby sama miała sześć
lat... Niezwykły widok. Zdecydowanie. Pierwszy raz spotykam taką kobietę.
Jest... piękna? Również zamężna. Ma na palcu obrączkę. Związana z tym dupkiem
Michaelem. Związana? No tak, węzłem małżeńskim. Ale... ty sam nosisz obrączkę.
Dlaczego? Chyba z przyzwyczajenia, pomyślał. Beth nie żyje od sześciu lat.
Więc dlaczego nadal nosisz obrączkę? Oczami duszy ujrzał Christine, starszą
siostrę Beth. Christine, która przyjeżdża codziennie i opiekuje się Tobym, dba
o dom i robi wszystko, by mały pamiętał o matce. Christine chciałaby za mnie
wyjść. Jestem tego pewien. Czeka tylko, żebym przestał myśleć o jej siostrze.
I dlatego noszę tę obrączkę. – Pora, żebyś zaczął nowe życie – rzekła Christine
pewnego dnia, lecz on do tego nie dojrzał. Tak jak lata temu nie dojrzał do
tego, by związać się z Beth. Nie zamierzał wówczas z nikim się żenić. Nie mógł
wyzbyć się wspomnień o pozbawionym miłości związku rodziców, o matce, chłodnej
i wyrachowanej, zainteresowanej wyłącznie tym, co ma wartość materialną, oraz
ojcu, który myślał tylko o innych kobietach. Hugo był skryty, mało towarzyski i
obojętny, i tylko Toby’ego kochał bezgranicznie. Jego myśli zawróciły do
Rachel. Przypomniał sobie, jak skakała. Christine nigdy by na coś takiego sobie
nie pozwoliła. Ani matka. Rachel jest... inna. Lecz Rachel ma męża. Tego
szpakowatego kardiologa, którego przez moment miał okazję oglądać. Facet jest
odpychający, ale na pewno potwornie bogaty i ustosunkowany. Są małżeństwem. Co
z tego, że ona skacze jak szalona w sypialni z jego synem, skoro ma męża,
charta afgańskiego i mieszka w Sydney? Więc nie myśl o niej jak... o kim? Jak
twój ojciec o kobietach? Nie. Ja tak o niej nie myślę. Prawdę mówiąc, nigdy
dotąd nie czuł czegoś takiego. Nawet nie zdawał sobie sprawy, że jest zdolny do
takich emocji. Ale teraz to poczuł, i nie potrafił tego od siebie odsunąć.
Gorąca czekolada była pyszna. Rachel i Toby, zasapani, pili jąz zachwytem. Hugo
obserwował ich jak dwójkę rozbrykanych dzieci. – O co chodzi? – zapytała. –
Nie rozumiem, o co pytasz. – Dlaczego tak sięuśmiechasz? – Wydawało mi
sięprzez chwilę,że ty i Toby jesteście rówieśnikami. – Toby jest bardzo
dorosły jak na sześciolatka. –Postawiła kubek na stole i wstała. Nogi miała jak
z waty. No tak, to był dzień pełen mocnych wrażeń. – Myślę,że Toby i ja
powinniśmy siępołożyć. On spałpo południu, ale ja mam za sobąnieprzespanąnoc.
– Dlaczego? – Długo by tłumaczyć–odparła z godnością. –Podejrzewam, że nie
znajdziesz nowej szczoteczki do zębów. Moje rzeczy zostały w boksie Penelope.
– Mam nie tylko szczoteczkę. –Hugo dumnie wypiął pierś. –Wy skakaliście, a ja
skompletowałem dla ciebie zestaw gościnny złożony z piżamy, nowiuteńkiej
szczoteczki do zębów oraz grzebienia. Resztęznajdziesz w łazience. O kurczę.
Skromny gest, ale znaczący. Ten człowiek umie byćtroskliwy. Poza tym często
sięuśmiecha. – Wobec tego dobranoc –rzekła lekko drżącym głosem. Uśmiech na
Strona 17
Lennox Marion - Ślub nad oceanem
jego wargach zgasł. Wymienili spojrzenia. Było w nich coś, co trudno
zdefiniować, ale to tam było. Obojgu zabrakłosłów. Bali sięotym mówić,więc
spoglądali na siebie w milczeniu. To niemożliwe. – Dobranoc –odparłHugo, a ona
czuła, że nie to miał na myśli. Zastanawiałsięnad tym samym co ona.
Niemożliwe! Co w niej jest? Hugo patrzył, jak Rachel odchodzi korytarzem w
stronę swojego pokoju. Zamknęła za sobądrzwi, a on jeszcze bardzo długo stałbez
ruchu, wpatrując sięw nie. O co chodzi? –Dottie? –Rachel, dlaczego dzwonisz o
tej porze? –ż eby sięupewnić... –Rachel z komórkąprzy uchu leżała w królewskim
łożu. –Dottie, muszęwiedzieć... –Dobrze wiesz, że nic sięnie zmieniło. On
zawsze będzie taki sam niezależnie od tego, czy ty tu jesteś, czy cięnie ma.
No, powiedz mi, jesteśteraz w jakimśuroczym miejscu z tym sympatycznym młodym
człowiekiem? –Ja... –Rachel przygryzła wargę. Ten sympatyczny młody
człowiek... Takie określenie najbardziej pasuje do Toby’ego. –Tak, oczywiście.
–Ładnie tam? Rachel uśmiechnęła się. Nareszcie proste pytanie. –Wszędzie
czerwone i złote brokaty. –Zniżyłagłos. –Straszliwy luksus. Szkoda, że nie
widzisz tego łoża. Chwila ciszy, a potem zadowolony głos teściowej. –Więc
dlaczego tracisz czas na opowiadanie o nim przez telefon? –zapytała. –Masz w
tej chwili sięrozłączyć! I korzystaj z tego łoża! Mam z niego skorzystać?To
żart. Rachel odłożyła komórkęi podciągnęła prześcieradło pod brodę, ale w
końcu wykonała polecenie Dottie. Skorzystałaz łoża, innymi słowy zrobiła to,
czego potrzebowała najbardziej. Zasnęła w nim. Obudziłojąszczekanie Diggera
oraz promieńsłońca wędrujący po jej twarzy. Zamrugała, przypominając sobie,
gdzie jest. Przeciągnęła się w zbyt obszernej piżamie i pomyślała, żebyłaby to
bardzo przyjemna sypialnia, gdyby nie te brokaty i frędzle. Oraz stadko
koszmarnych amorków na kominku. Okno sypialni wychodziło na wschód. Jeszcze
wieczorem rozsunęła ciężkie zasłony i teraz miała przed sobą bezkresny ocean.
Po co tu zasłony? Chyba że tutejsze krowy są wyjątkowo ciekawskie. Krowy pasły
się na łące, a dalej było morze aż po horyzont. Okna jej mieszkania przy
szpitalu wychodziły na ceglany mur. Może wyprowadzi się z miasta, gdy Craig...
Mhm, jasne. Popukaj się wgłowę! Sięgnęła pod łóżko po torebkę, by zobaczyć,
która jest godzina. ó sma. Tak długo nie zdarza się jej spać nawet po
najbardziej męczących dyżurach! Wyjęła komórkę i wybrała numer. Do teściów.
Niektóre gesty są czysto automatyczne. Ale też bywają odruchy zbyteczne. Lub
niechciane. – To znowu ty? – usłyszała zirytowany głos Dottie. – Przecież ci
zabroniłam. Rachel, nie denerwuj się. Nie masz pojęcia, jak bardzo się
cieszymy, że dobrze się bawisz! – Ale Craig... – Dobrze wiesz, jak on się ma.
Bez zmian. Lewis wpadł do niego przed śniadaniem. Stabilny. Jak zwykle.
Rachel, nie warto dzwonić. – Ale zawiadomisz mnie...? – Dziecko drogie, nic
się nie zmieni. Sama to wiesz. Zajmij się sobą – mówiła łagodnym tonem
teściowa. – Nie dzwoń do nas. Rozerwij się. Dottie jest przekonana, że
przeżywam romantyczną przygodę. Popatrzyła po sobie. Piżama Hugona. W nie
bieskie i żółte paski. Bardzo twarzowa. Zerknęła na krzesło, gdzie leżała
kremplinowa sukienka Doris. – W czym wystąpić? –mruknęła pod nosem. –To się
nazywa romantyczny wybór. W co odzieje sięnasz Kopciuszek? I gdzie siępodziała
dobra wróżka, kiedy jest potrzebna? Hugo, Toby i pulchna kobieta, która
poprzedniego dnia zaopiekowała sięchłopcem, siedzieli przy śniadaniu.
Oczywiście w towarzystwie Diggera. Kobieta właśnie stawiała pod stołem miskęz
resztkami, a pies wpatrywałsięw niąrozanielonym wzrokiem. Rachel poczuła, że i
ona znalazła sięw raju. Pociągnęła nosem. Bekon, kawa, grzanki. Pewnym rzeczom
nie można sięoprzeć. Podciągnęła spodnie od piżamy i wkroczyła do kuchni. –
Cześć–powiedziała nonszalanckim tonem. – Cześć! –zawołałToby, podczas gdy Hugo
i kobieta tylko podnieśli na niąwzrok. – Nie życzęsobie żadnych komentarzy
–oznajmiła Rachel, piorunując wzrokiem Hugona, ponieważzauwaz ˙yła iskierki
rozbawienia w jego oczach. –Ani sięważ. –Podaładłoń kobiecie,
drugąprzytrzymując spodnie. –Rachel –przedstawiła się. Myra Partridge
serdecznie uścisnęła jej rękę, po czym krytycznie popatrzyła na jej strój. –
Czy to jest piżama naszego doktora? –zapytała. – Nie mam pojęcia. Doktor
byłłaskawy mi jej użyczyc ´. Wiem tylko, że nie jest to moja piżama. Gumka jest
za luźna i spodnie ciągle mi zjeżdżają, ale uznałam, że w tym przyodziewku
wyglądam lepiej niż w sukience Doris Keen. – Omatko...
–szepnęłaMyra.Byłapodsześćdziesiątkę i miała wesołe oczy. Wysunęła szufladę, po
czym podała Rachel agrafkę, którąta przyjęła z wdzięcznością. – Widziałam cię
wczoraj w tej kreacji. Doris przed chwilą dzwoniła. – Z przyjemnością zwrócę
jej tę suknię – rzekła Rachel z namysłem – choć byłoby lepiej, gdyby po nią
przyjechała. W tym stroju chyba nie powinnam pokazywac ´ się w miasteczku. –
Siadaj. W kuchni było bardzo przyjemnie. Przepych i nadmiar ozdób tonowały
tutaj zapachy jedzenia, pies pod stołem oraz uśmiechnięci ludzie. – Naleśniki?
– zapytała Rachel nieśmiało. – Uznałam, że wszyscy będziecie bardzo głodni –
Strona 18
Lennox Marion - Ślub nad oceanem
mówiła rozpromieniona Myra. – Nasz doktor haruje już od świtu. – Naprawdę? –
Spoważniała.– Jakieś problemy? – Kimmapodwyższonątemperaturę.Trochęzawysoką.
Mam nadzieję,że to nic poważnego. Zwiększyłem do maksimum dawkę antybiotyku.
Dwóch strażaków pracowałoprzezcałąnoc. Zbadałem ich, gdy wróciliod pożaru. –
Gdyby nie było Kim ani strażaków, on i tak znalazłby sobie jakieś zajęcie –
rzuciła swobodnym tonem Myra. – Zawsze znika o świcie, a ja przychodzę do tego
tu malucha... – Aż przyjedzie ciocia Christine, żeby mnie odwieźć do szkoły –
wtrącił się Toby. – Pani Partridge też mogłaby mnie zawieźć i bardzo bym tego
chciał, ale ciocia Christine wymusiła to na tacie. Nie dam się wciągnąć w
rodzinne niesnaski. – Powinieneś być szczęśliwy, żeaż dwie damy chcą
cięodprowadzaćdo szkoły –zauważyła Rachel. Postanowiła wypróbowaćagrafkę:
wciągnęła brzuch i zakołysała biodrami, ręce na wszelki wypadek trzymając w
pobliżu. Hugo, Toby, Myra i Digger ażwstrzymali oddech. Zawiedli się,
ponieważagrafka wytrzymałatęryzykowną próbę. Rachel zasiadła do stołu i
sięgnęła po jedzenie. –Domyślam się,że zamierzaliście mnie obudzići
poczęstowaćtymi naleśnikami. Mam rację? Hugo dziwnie na niąspoglądał. –Hm...
owszem. –Chciałem cięobudzićdawno temu –przyznałsię Toby –ale tata mi nie
pozwolił. –Twój tata jest bardzo dobry. –Uśmiechnęła się szeroko. –Dzieli
sięze mnąnaleśnikami, bekonem i kawą.Onma złote serce. Najważniejsze jest
ubranie. –Doris przywiozła twojątorbę –oznajmiła Myra –ale zatrzymała twoje
rzeczy... do prania. –Nie chcęich oglądać–rzekła Rachel stanowczym tonem,
przypomniawszy sobie, w jakich okolicznościach widziała je po raz ostatni.
–Bardzo mi siępodoba kremplina i flanela. –Digger uratowałtwój biustonosz
–pisnąłToby. Zatkałoją. Uff... –Flanela, kremplina i koronkowe staniki nie
bardzo przystojąlekarzowi –zauważyłHugo. –Bo nie pasuje do twojego wyobrażenia
o lekarzu w białym fartuchu? –zapytała z kwaśnym uśmiechem. –No... nie pasuje
–przyznałlekko speszony, co bardzojąucieszyło.Teraz samniewie, copowiedzieć.
Udało sięjej zbićgo z tropu. To bardzo przyjemne uczucie. Wyjątkowo
przyjemne. Do tej pory to on ją peszył. Nareszcie miała szansę mu się
zrewanżować. On jednak nie pozostał jej dłużny. – Chyba już rozwiązaliśmy ten
problem – mruknął. – Słucham? – Miała usta pełne jajecznicy na bekonie. Nie
zapomniała jeszcze dokuczliwego uczucia głodu, które towarzyszyło jej
poprzedniego dnia, więc z tym większym zapałem zabrała się do jedzenia. –
Christine przywiezie ci coś do ubrania. – Czerwono-złota Christine? – Spojrzała
pytająco na Toby’ego. Dla wszystkich było jasne, co kryje się za tym okres
´leniem. Cała trójka odpowiedziała jej uśmiechem, mimo że Hugo już zbierał się
do wyjścia. – To bardzo dobry człowiek. Nie wiem, co byśmy bez niej zrobili –
mówił, wstając od stołu. – Wcale nie jest czerwono-złota. Po prostu ma własny
styl. – Spojrzał na zegarek. – Zaraz tu będzie, żeby odwieźć Toby’ego do
szkoły. Jadę teraz do pacjenta. Rachel, jeśli nie masz nic przeciwko temu,
wrócę po ciebie za godzinę i razem pojedziemy do domu opieki. – Wyraźnie się
wahał, jakby powiedział coś niestosownego. –
Oczywiście.Skoroniemogęstądwyjechać,toprzynajmniej postaram się na coś przydać.
Co mam robić? – Pożar się nasila. – Machnął ręką w stronę okna, za którym
mgiełka zasłaniająca morze znacznie zgęstniała. – Nie zagraża miasteczku dzięki
wysiłkom strażaków, którzy robią wszystko, by do tego nie dopuścić. Większos ´ć
drużyn składa się z ochotników mniej lub bardziej sprawnych fizycznie i o
różnym poziomie... zdrowego rozsądku. Zdarzają się najprzeróżniejsze wypadki.
Muszę jechać wgóry. – Domyślam się,że mam się zająć migrenami, katarem i
podobnymi sprawami, podczas gdy ty będziesz dokonywał heroicznych czynów. –
Podejmiesz się? – Jasne. – Jest w tym człowieku coś, co zmusza do uśmiechu.
Nawet w sytuacji, gdy proponuje bardzo prozaiczne zajęcie, a sam będzie w sercu
akcji. – Mimo że stracę okazję,żeby jeszcze raz poprowadzić wóz straz ˙acki. –
Sporo słyszałem o twoich wyczynach. Jestem pod wrażeniem, ale... – Ten uśmiech
sprawiał,że czuła, jak fala ciepła zalewa obszary jej ciała, z których
istnienia do tej pory nie zdawała sobie sprawy. Niesamowite. Ale bardzo
przyjemne. – Nie jesteś odpowiednio ubrana. Z obrażoną miną popatrzyła na swój
strój. – Co masz mu do zarzucenia? Bardzo elegancko bym wyglądała we
flanelowej piżamie za kierownicą wozu strażackiego. – Agrafka by puściła –
parsknął rozbawiony. – Zgoda. Podzielimy się obowiązkami, jak włożysz coś,co
bardziej przypomina strój lekarki. Myra, czy możesz...? Nie dokończył tego
zdania, ponieważ drzwi się otworzyły i do kuchni wkroczyła Christine.
Nietrudno byłoją rozpoznać. Rachel tylko zerknęła na nią znad talerza i od razu
wiedziała, z kim ma do czynienia. Ta dama jest śliczna. I nie jest obwieszona
ozdobami. Wcale ich nie potrzebuje. Co Hugo o niej powiedział? ,,Ona ma własny
styl’’. Zdecydowanie. Christine była wysoka i miałapłomiennorude włosy
związane w modny węzeł. Ich odcień podkreślał nieskazitelną cerę oraz regularne
rysy twarzy, na której nie było ani jednej zmarszczki. Miała na sobie czarne
Strona 19
Lennox Marion - Ślub nad oceanem
obcisłe spodnie, mikroskopijny biały top, eleganckie czarne szpilki oraz
srebrną bransoletę, która musiała kosztowac ´ krocie. Wygląda jak z galerii
sztuki w Sydney, pomyślała Rachel, dyskretnie zerkając na swoją piżamę.
Przypomnieli jej się ludzie, których obserwowała podczas wystawy psów.
Christine do nich nie pasuje. – Witajcie! – zawołała wesoło Christine, a Rachel
zauważyła, żeuśmiechnęła się do Hugona oraz że jego synek nie podniósł wzroku
znad śniadania. – Toby, jedziemy? Przecież widzisz, że nie skończył jeść.
Christine postawiła na podłodze wypchanąplastikową torbę i sięgnęła do dzbanka
z kawą. – Boski zapach! Hugo, robisz najlepszą kawę pod słońcem. Myra głośno
odsunęła krzesło i ruszyła w stronę zlewu, podczas gdy Rachel zastanawiała się,
kto naprawdę zaparzył kawę.Sądząc po reakcji Myry, nietrudno było zgadnąć. –
Jesteśtąnowąlekarką?–Christineopadłanakrzesło Myry. – I masz na imię Rachel.
Słyszałam o tobie. – Skinęła w kierunku torby. – Tu sąubrania, które kupiłam w
sklepie dyskontowym. Mam nadzieję, Hugo, żeci się spodobają. Mają podobać się
Hugonowi?! Rachel uniosła brwi, a Hugo uśmiechnął się niewyraźnie. Wyglądał na
lekko speszonego. – Powiedziałem Christine, że jesteś w potrzebie. – Kto, ja?
– rzuciła Rachel nonszalancko. – Podoba mi się ta piżama. – Uśmiechnęła się do
obojga. Sklep dyskontowy. Może lepiej dać spokój temu tematowi. Dzieje
siętutaj coś, czego nie rozumiesz. Być może jest to znacznie bardziej istotne
niżtwoja godność. Toby nie odrywa wzroku od talerza, a Myra jest zła. O co
chodzi? Nieważne. To nie jest twój dom. Za kilka dni pożar buszu zostanie
opanowany i wyjedziesz. – Ciuchy sąw tej torbie. –Christine machnęła
wypielęgnowanądłonią, posyłając Hugonowi ciepłyuśmiech. Może ich układ to nie
moja sprawa, pomyślała Rachel, ale jest tu Toby. Siedzi z nosem w grzance. –
Dziękuję, Christine –powiedziała. –Ile jestem ci winna? – Ja
zapłacę–odezwałsięHugo. Christine ciepłym gestem położyłamudłoń na ramieniu. –
Nie musisz, mój drogi. Pan Matheson wie, że ci się nie przelewa. Nic od ciebie
nie weźmie. Hugonowi sięnie przelewa? A to ci heca, pomyślała Rachel. Wstała
od stołu i podniosła torbęChristine. Nawet do niej nie zajrzała, ale już
nienawidziła jej zawartos ´ci. – Uregulujęnależność–oznajmiła –jeśli mi
sięprzydadzą. Jeśli nie, odniosęje do sklepu. Właściciel nazywa sięMatheson?
Dziękuję, Christine. Spojrzała na nich z góry. Gdy Toby podniósłna nią wzrok,
spojrzała na niego porozumiewawczo, po czym oddaliła sięz takągodnością, na
jakąstaćosobęwe flanelowej piżamie. Potwory. Wszyscy jużwyszli. Christine, by
odwieźćToby’ego do szkoły, Hugo do pacjenta. Rachel zajrzała do kuchni,
gdzie Myra zmywała naczynia. W jej oczach wyczytała przerażenie. – Nie mogę
się w tym pokazać. – Słucham? – Myra wytarłaręce i przyjrzała się Rachel,
która stanęła przed niąw kremplinie od Doris Keen. – Tylko popatrz! – Trzymaław
rękach czarne spodnie. Obszerne i z szerokim paskiem z plastiku. Potem
pokazała jej białą bluzkę. I jeszcze jedną. Oraz gładki czarny rozpinany
sweter. A do tego czarne sandałki na płaskiej podeszwie. – Sukienka Doris
przynajmniej jest w kwiatki – jęknęła – a piżama Hugona w paski. Nie włożę
tego, choćbym całeżycie miała chodzić w tej kiecce od Doris. – Christine nosi
wyłącznie rzeczy białe i czarne – odparła Myra bez przekonania. – Ale... – Jej
rzeczy są idealnie skrojone i modne, a to może włożyć każdy. Albo nikt. To są
ubrania do trumny! – Nie przesadzasz? – Nie! – Rachel dumnie uniosłagłowę. –
Nie zamierzam wyglądać jak uboga krewna Christine. – Nie nosisz czarnych
rzeczy. – Nigdy! – Ubrania to jedyne, co miaław życiu. Nosiła się kolorowo i z
fantazją. Jej stroje były wesołe, wywoływałyuśmiech na twarzy Craiga, gdy...
Nie, nie. Nie tędy droga. Ale nie będę chodzić w czerni. – Ty masz różową
bluzkę – rzekła tonem obrażonej nastolatki. – Wiesz co? – Myra uśmiechnęła się.
– Wszystko już umyłam. Oficjalnie jestem wolna do powrotu Toby’ego. Mamy
godzinę, zanim wróci doktor. – No to co? – Nie ma jeszcze dziewiątej, a Eileen
Sanderson otwiera sklep o dziesiątej, ale dla ciebie... – Eileen Sanderson? –
Tak, matka Kim. – O nie. Nie mogę... – Eileen ma jedyny porządny sklep z
odzieżąw Cowral. Drogi, ale dobry. – Ona jest u Kim, w szpitalu. – Nie, jest
w domu. Idąc tu, spotkałam jej męża, który szedł ją zmienić. Ona mieszka obok
sklepu. – Na pewno poszła spać. – O nie, nie Eileen. – Nie mogę tak... –
Rachel, uratowałaś życie jej córce – mówiła Myra. – Pomagałaś strażakom. Nie ma
człowieka w Cowral, który by nie rzucił wszystkiego, żeby ci pomóc. – Ze
ściągniętymi brwiami popatrzyła na czarne spodnie. – Może oprócz Christine. –
Rzuciłaścierkę do naczyń na oparcie krzesła, chwyciła Rachel za rękę i
pociągnęłado swojego auta. Godzinę później Hugo wracał do domu pochłonięty
układaniem planu na najbliższe godziny. Pożar się rozprzestrzeniał, a prognozy
zapowiadały zmianę kierunku wiatru, co oznacza, że ogień zacznie schodzić
zgórku Cowral. Gęsty dym już dotarł do miasteczka. Było tak szaro, że musiał
włączyć światła mijania. Zaczną się poparzenia dróg oddechowych oraz inne.
Powietrze już jest gorące. Jeśli pożar przybierze na sile... Jestem tu sam.
Strona 20
Lennox Marion - Ślub nad oceanem
Normalnie to wystarcza. W takim sennym rybackim miasteczku niepotrzebny jest
duży zespół. Na dodatek niewielu lekarzy szuka pracy na prowincji, a
dolegliwości turystów, którzy tu napływająw sezonie, to za mało dla żądnych
pieniędzy medyków. Prawdę mówiąc, lubię pracować w pojedynkę, ale teraz
jedna czwarta stanu jest zagrożona. A to oznacza, że zespoły ratownicze nie
przyjadą. Jestem sam, ale mam przynajmniej Rachel. Jeśli jednak szosa zostanie
otwarta choćby na parę godzin... Rachel wyjedzie, pomyślał z niechęcią.Ma
męża, najgłupszego psa pod słońcem oraz pracę. Jest świetnym lekarzem... ale
ona stąd wyjedzie. Na razie jednak szosa jest zablokowana, a on ma do
dyspozycji więźnia, który powiedział,że chce pracować. Więzień. Stanął mu
przed oczami jej obraz. W tej idiotycznej piżamie. Rozchmurzył się. Ona tu
jest. Jeśli Christine przywiozła jej jakieś sensowne ubranie... Zatrzymał auto
pod domem, zerknął na listę spraw do załatwienia, po czym ruszył na
poszukiwanie koleżanki po fachu. Otworzył drzwi i stanął jak wryty. Wielkie
nieba! Rachel siedziała z Myrąprzy stole i łuskała groszek. Odzyskała
Penelope! Obydwa psy leżały pod stołem wyraz ´nie sobą zachwycone. Lecz to nie
ten widok tak go poraził. Rachel była sporo od niego niższa, lecz niedostatek
wzrostu nadrabiała tupetem. Rano, w jego piżamie, była zniewalająca, ale
teraz... Miała na sobie jaskrawożółte legginsy do połowy łydki oraz
białąobszernąkoszulę wżółte plamy. Podwinęła rękawy jak człowiek, który wziął
się do poważnej roboty, lecz nic z tej powagi nie było w rozpiętych guzikach
ukazujących interesujący dekolt. Co jeszcze? Niewiele widział oprócz tego
dekoltu. Kręcone kasztanowe włosy związała szeroką żółtą wstążką, a na nogi
włożyłazłoto- białe adidasy. – To nie są ubrania od Christine – rzekł
półgłosem. – Zgadłeś. Pani Sanderson ma wspaniały gust. Tamte rzeczy
zwróciłam, ponieważ nie były w moim stylu. – Uniosła stopę i popatrzyła na nią
z zachwytem. – Złoto- białe adidasy... Praktyczne? – Bardzo – jęknął. –
Jedziemy do domu opieki? – zapytała. – Chcesz w tym jechać do domu opieki? –
Dlaczego nie? – Boję się o ich serca. Nie wiem, czy mi wystarczy angininy –
powiedział. Nikt nie śmieje się tak jak ona. – Chcesz powiedzieć,żemój strój
nie spodoba się staruszkom? – Nie wiem – wykrztusił. – Nie wiem, czy
kiedykolwiek widzieli coś takiego. – Patrzył na jej buty. – Nie boisz
się,żezłoto-białe buty nie sprawdząsię w popiele? –
Tojewypiorę.Zaskarbyświataniewłożęsandałów od Doris. Może one są praktyczne,
ale ja nie. – Domyślam się. Staruszkowie wpadli w zachwyt nie tylko na widok
jej stroju, ale od razu polubili ją samą. W takim upale i w tak zadymionym
powietrzu można było się spodziewać,że leczenie dolegliwości sześćdziesięciu
leciwych emerytów zajmie Hugonowi pół dnia, lecz poważnych problemówbyło
zaledwie kilka. Hugo zaplanował,że zajmie się skomplikowanymi przypadkami,
pozostawiając Rachel rutynowe badania, lecz ona zbuntowała się natychmiast po
tym, jak przedstawił ją wszystkim zebranym w świetlicy. – Dlaczego jeszcze tu
jesteś? – rzuciła wojowniczym tonem pod jego adresem. – Mam do zbadania
kilku przykutych do łóżka pacjento ´w. – Chcesz powiedzieć,że nie
potrafięsięnimi zająć? – Nie, ale... – Nie masz nic innego do roboty? –
Jasne, żema –wtrąciłsięDon, barczysty brodaty pielęgniarz rozbawiony
tąniezwykłąwymianązdańoraz zdumionym spojrzeniem Hugona. –Jużdo nas dzwonili
ze szpitala, że czeka na ciebie kilku poparzonych strażako ´w i syn Harry’ego
Petersa. Chłopak spadł z wozu strażackiego i złamałrękę. Hugo, jesteśtam
potrzebny. – Nie mogęciętu zostawić–upierałsięHugo, spoglądając spode łba na
żonkilowązjawę. – Dlaczego? –ż onkilowa zjawa wspięła sięna żonkilowe palce i
gniewnie zajrzała mu w oczy. –Czy chcesz przez to powiedzieć,że jesteś lepszym
lekarzem ode mnie?! – Nie, ale... – Więc zaprowadźmnie do tych pacjentów, o
których najbardziej sięniepokoisz, i sięstąd zwijaj! Marnuje pan czas,
doktorze McInnes. Marnuję czas? Jeszcze nikt nie zarzucił Hugonowi McInnesowi,
że marnuje czas. Z wrażenia ażgo zatkało. – Lepiej weźcie się do roboty –
powiedział Don, zaintrygowany i zarazem rozbawiony. – Hugo, na co czekasz?
Nie miałzielonego pojęcia, co go zatrzymuje.
ROZDZIAŁ PIĄTY
To zadanie okazało się trudniejsze, niż Rachel się spodziewała. Przez ostatnie
cztery lata była zatrudniona na oddziale nagłych wypadków, lecz tutaj nikt nie
wymagał natychmiastowej pomocy. Musiała za to przypomnieć sobie zajęcia z
okresu studiów: jak opatruje się i leczy owrzodzenia, na czym polega opieka nad
pacjentem cierpiącym na długofalowe skutki uboczne wywołane przez kortyzon,
który podawano mu przez czterdzieści lat z powodu gośćca, jak zachować się przy
łóżku konającej kobiety liczącej dziewięćdziesiąt osiem lat, która nadal
potrafiła się uśmiechać, a na powitanie nawet uścisnęła jej dłoń. Rachel sama
prosiła Hugona, by pozwolił jej zająć się staruszkami. Dopiero gdy odjechał,
uprzytomniła sobie, jak ogromne okazał jej zaufanie. – Przyjadę po ciebie w
Strona 21
Lennox Marion - Ślub nad oceanem
porze lunchu – obiecał,po czym ruszył do swoich pacjentów oraz do strażaków.
Staruszkowie wykazali się ogromnym sercem. Wszyscy bez wyjątku starali się być
pomocni, a Don nie odstępował jej na krok. Każdy wiedział, czego mu trzeba. –
Doktor Hugo zakłada mi takie opatrunki – oznajmiła wiekowa pani Collins, zanim
Don zdążył otworzyć usta. Rachel uśmiechnęła się do niego dyskretnie i potulnie
zaczęła opatrywać nogę starszej pani wskazanym opatrunkiem. – Mam
wrażenie, że ten dom funkcjonowałby doskonale bez naszych wizyt – zauważyła. –
Nauczyliśmy się być samowystarczalni – odparł Don. – Są takie dni, kiedy Hugo
nas nie odwiedza. – Jak wyjeżdża na urlop? – Kiedy zatrzymują go nagłe wypadki
w Cowral. Tylko wtedy. Doktor McInnes nie bierze urlopu. – Jak to? Nigdy? –
Ostatni raz wyjechał na wakacje trzy lata temu. – Pochylił się, by przytrzymać
gazik. Pacjentka, okropnie zaintrygowana taką żonkilową lekarką, przysłuchiwała
się rozmowie. – Podejrzewam, że on nie rozumie słowa wakacje. W lecie
Christine zabiera Toby’ego do babci, do Nowego Jorku. Za pieniądze Hugona. I na
tym koniec. – To bardzo ponury żywot. – Teraz jest lepiej niż wtedy, kiedy
miał żonę – odrzekł pielęgniarz. – Zdarzają się takie małżeństwa. Niewarte
funta kłaków. Hm. – Czy aby na pewno powinieneś mnie o tym informowac ´? –
zaniepokoiła się Rachel, unosząc brwi i spoglądając znacząco na brodacza, który
szeroko się uśmiechnął. – Nie powinienem. Ale jaki sens miałoby życie, gdyby
nie można było plotkować? Mam rację, pani Collins? – ś więta prawda. –
Staruszka omiotła wzrokiem Rachel, po czym chwyciłają za rękę. – Pani jest
mężatką – stwierdziła, patrząc jej surowo w oczy. – Tak. – Nie w separacji
ani nic z tych rzeczy? – Nie. – Ijakugasząpożariotworząszosę,towrócipanido
męża? Jest tylko jedna odpowiedź. – Oczywiście. Staruszka nie spuszczała z
niej oczu. Zdaje się,że w tym miasteczku informacje rozchodzą się lotem
błyskawicy. – Słyszałam, żekłóciliście się na wystawie psów. Doszło do mnie,
że on jest niesympatyczny i gburowaty. I nie przejął się tym, że nasza Kim może
umrzeć. – Nikt w Cowral nie widział mojego męża. – Na pierwszy rzut oka...
Były obszary, na które Rachel nie zamierzała się zapędzac ´. Nie jest
zobowiązana udzielać wyjaśnień. – Tutaj nikt go nie zna – powtórzyła. – Pani
Collins, nadmierna ciekawość to pierwszy stopien ´ do piekła – wtrącił się Don.
– Niech pani uważa, żeby jodyna nie wylała się pani na nogę. Staruszka
zmrużyła oczy i roześmiała się. – Racja. Dostałabym za swoje. Ale nie tylko ja
jestem ciekawska. Pani doktor też bardzo by chciałausłyszeć coś o naszym
doktorze. Tak samo jak my o pani. – Więc niech jej pani opowie. – Don był po
pięćdziesiątce. Wygląda jak osobnik zadowolony z życia, pomyślała Rachel. Jak
pielęgniarz, który poświęcił się opiece nad chorymi i będzie to robił, dopóki
starczy mu sił.To miłe. W Cowral żyje się pełnią życia. Do tej pory w ogóle
nie brała pod uwagę praktyki na prowincji. Może... Może, kiedy Craig... –
Małżeństwo naszego doktora było do niczego – zaczęła pani Collins, a Rachel
postanowiła się skupić. Przyszło jej to łatwo, ponieważ istotnie
zżerałająciekawość. – Jego matka myślała tylko o pieniądzach. Przy pierwszej
nadarzającej sięokazji zwiała do Sydney i więcej w Cowral jej nie widzieliśmy.
Stary doktor McInnes, dziadek naszego doktora, mieszkałtu od zawsze, więc jak
tylko matka Hugona chciała pozbyćsiędziecka, co zdarzało się bardzo często,
wysyłała go do dziadka. Młody doktor kochałgo bezgranicznie. Potem stary
miałwylew, akurat gdy Hugo ukończył studia, więc wnuk przyjechał do Cowral i
jużtu został. Moim zdaniem nie miałwyboru. Po pierwsze był do dziadka bardzo
przywiązany, a po drugie ugrzązł... Ach tak, czyli wcale nie jest tu z
wyboru... – Napoczątkuniewiedział,cozesobązrobić–podjął Don. Niezła para,
pomyślała Rachel. Pielęgniarz, który bardziej by pasowałdo chaty drwala niżdo
domu starco ´w, oraz wiekowa staruszka z inteligentnym błyskiem w oczach. A
może jest to figlarny błysk? –Stary doktor parę lat chorował, a Hugo
opiekowałsię nim i mu pomagał. To musiałbyćdla niego spory wstrząs: praktyka
na wsi. Wcześniej pracowałw wielkim mieście. – Potem poznałBeth –uzupełniła
staruszka. –Christine i Beth. Przyjechały tu malować. Ich rodzice się
rozwiedli. Ojciec miał w Cowral domek rybacki, więc korzystały z darmowego
dachu nad głową.Były bez grosza, ale uważały, żesąnajważniejsze w świecie. Ich
matka ma atelier w Nowym Jorku. Obydwie sięubierały jak na Manhattanie. Kręciły
nosem, że tutaj nikt nie umie zaparzyćkawy. – Były egzotyczne i atrakcyjne
–ciągnąłDon. –Opro ´cz tego bardzo, ale to bardzo kosztowne. Ich obrazów nikt
nie rozumiał, więc szybko doszły do wniosku, że jedna z nich powinna wyjśćza
naszego doktora. – A on tak strasznie sięnudził,żedałsięna to nabrać –
wyjaśniła pani Collins. Gawędziarski tandem. Pielęgniarz i starsza pani niemal
się przekrzykiwali. To dziwne. Może zależy im na tym, by opowieść nabrała
większej dramaturgii? – Czuł się tu osaczony potrzebami mieszkan ´ców i
potrzebami dziadka. Beth była piękna i przypominałamuoz ˙yciu w dużym mieście.
Wątpię,żeby mając za przykład swoich rodziców, wiedział, jak wygląda porządne
Strona 22
Lennox Marion - Ślub nad oceanem
małżeństwo. Więcożenił się z Beth i spłodził Toby’ego. – Bez sensu... – Don
pokręcił głową i zerknął na Rachel, jakby się zastanawiał, co jeszcze dodać. –
To małżeństwo nie miało szansy. Beth wyszła za niego, kierując się błędnymi
motywami. Podejrzewam, że i Hugo nie miał pojęcia, dlaczego na to się
zdecydował. ż adne nie wiedziało, czym jest związek dwojga ludzi. Beth
urządziła dom w koszmarnym stylu, lecz wcale nie była szczęśliwa. Rzucała
Hugona dwa razy. A kiedy dowiedziała się,że jest w ciąży, odeszła na dobre.
Chciała usunąć ciążę, ale Hugo protestował. Opuszczając go, wybrała kompromis.
Ja wiem, że to brzmi bez sensu, ale Beth nie wiedziała, o co jej w życiu
chodzi. Nie mieszkała z Hugonem, kiedy Toby się urodził.Była wtedy z jakimś
malarzyną w Sydney. – Ale nadal ciągnęła od niego pieniądze – dodała pani
Collins. – Zaraz potem umarła. Rzucawka. Podobno dużo pili z tym facetem. Nie
dbała o ciążę, ale Toby na tym nie ucierpiał. Przyszedł na świat przez
cesarskie cięcie, ale dla niej było już za późno. Nasz doktor strasznie to
przeżył. Dręczyło go poczucie winy, że nie starał się sprowadzić jej do domu.
Jej siostra tylko to w nim pogłębiała. – Christine... – szepnęła Rachel. –
A tak, Christine. – Don wzruszył ramionami. – Została w Cowral, bo tu ma dom,
ale nienawidzi tego miasteczka. Jej obrazy się nie sprzedają, a to, co czasami
za nie dostanie, wydaje na głupoty. Można by jej współczuc ´, gdyby nie była
taka cholernie... protekcjonalna. Nie ma pieniędzy. Mieszka tu i nikomu nie
pozwala zapomniec ´ o Beth. Ciągle wpędza Hugona w poczucie winy. ,,Moja
kochana Beth’’, stale powtarza, i każe im mieszkac ´ w tej kaplicy. ,,Nie wolno
nam nigdy zapomnieć o matce Toby’ego.’’ Ale to, że Beth i Hugo żyli jak pies z
kotem... – Ona chce się wydać za doktora. – Pacjentka postanowiła dorzucić
swoje trzy grosze. – I w końcu go do tego zmusi. Wymogła na nim, żeby Toby
spędzał z nią czas. ,,Bo to jego jedyny kontakt z rodziną matki’’. Tak gra na
emocjach doktora, że on nie śmie niczego zmienić w tym domu. Dosyć tego
dobrego, pomyślała Rachel. Opatrunek już dawno zmieniony. Nie wypada, by lekarz
plotkował o drugim lekarzu z jego pacjentami oraz z pielęgniarzem. – Muszę
zająć się następnymi – oświadczyła. – Od każdego usłyszy pani to samo –
ostrzegłają pani Collins. – Nasz doktor jest na dobrej drodze, żeby dać się
wmanewrować w drugie małżeństwo z takąsamą nieudacznicą jak pierwsza. To, co
robi, jest okropne. Wychodząc z pokoju, Rachel zastanawiała się, co jest
okropne. Takie małżeństwo, czy sztuka Christine? A może wcale nie musi się
zastanawiać? – Jak ci poszło? Przyjechał po nią spóźniony pół godziny.
Tłumaczył się,że zatrzymał go drobny wypadek, ale z jego twarzy wyczytała,
żebyło to coś znacznie poważniejszego niż ,,drobny wypadek’’. Wyglądał jak
człowiek u kresu sił. – Co się stało? – zapytała, lecz on pokręcił głową. –
Jak sobie radziłaś ze staruszkami? – Niezbyt taktownie zmienił temat. Oto
facet, który pracuje w pojedynkę, pomyślała. Sam dźwiga na barkach
odpowiedzialnos ´ć za zdrowie całego miasta. – Dziadkowie są rozkoszni –
oznajmiła. – Poznałam nie tylko historie ich chorób, ale i życiorysy chyba
wszystkich mieszkańców. –Łącznie z moim? – Uśmiechnął się z przymusem. –
Oczywiście. – Sadowiąc się w samochodzie, odwzajemniłaus ´miech Hugona. – Jak
możesz w to wątpić? Skrzywił się. – Czy twoje życie uczuciowe też
rozpracowali? – Moje? – Uniosła brwi. – Ja nie mam życia uczuciowego. – Masz
męża. – Mam – przyznała. – Mąż i uczucia. Czy to nie to samo? Kiedyś tak było.
Dawno temu. – Gdzie jedziemy? – Nie tylko jemu wolno bezkarnie zmieniać temat.
Trzeba oddalić się od ryzykownych rejono ´w. – Zawiozę cię na lunch. Potem ty
odpoczniesz, a ja... – Aty będziesz dalej tyrał. – Taki mam zamiar. –
Wykluczone. – Pokręciłagłową. – To jest głupi plan. – Słucham? – Pracowałeś
rano, kiedy jeszcze spałam. Potem ja przepracowałam trzy godziny, a ty już
sześć, więc dlaczego teraz mam się nudzić, a ty będziesz bawił się w doktora?
– Wcale nie musisz się nudzić– stwierdził. – Możesz pójść na spacer z Penelope.
– Wczoraj wieczorem naspacerowałam się po dziurki w nosie. Mam dosyć na
najbliższe pół roku. – To co chcesz robić? – Zjeść lunch, a potem zająć się
czymś pożytecznym. Jeśli zostanę zmuszona do pozostania w domu na całe
popołudnie, mogę zrobić coś niestosownego, na przykład zedrę ze ścian tapety w
salonie. – Jego twarz stężała. – Nie wierzę,że lubisz takie brokaty! – Jestem
Christine dozgonnie wdzięczny – oświadczył zmienionym tonem. – Ja także jestem
jej wdzięczna, ale z tego powodu nie chodzę w brokatach. Ani nawet w ubraniach,
które dla mnie wybrała. – Zranisz jej uczucia. – Czyżby? – Popatrzyła na
niego z niedowierzaniem. – Czy to dlatego mieszkasz wśród brokatów? Naprawdę
uważasz, że nie spałaby po nocach, gdybyś powiedział: ,,Dzięki, Christine, to
bardzo ładnie z twojej strony, ale nie gustuję w czerwono-złotych
materiałach’’? Hugo ściągnął brwi. – O co ci chodzi? Nie lubię żółtego. –
Toby twierdzi, że lubisz. – Nie lubię. – Nie podoba ci się żółty samochód pana
Addingtona? Kąciki jego warg drgnęły, jego twarz pojaśniała. – Skąd wiesz o
Strona 23
Lennox Marion - Ślub nad oceanem
samochodzie Addingtona? – Od Toby’ego. Nie podoba ci się? – Jasne, że mi się
podoba. To jest ferrari. – I tylko to jest w nim takie atrakcyjne? Wolałbyś,
żeby był czerwono-złoty? Aston martin Michaela jest czerwony. Nienawidzę tego
auta. Uniósł brwi zaintrygowany. – Co jest grane między wami? Nienawidzisz
jego psa. Nienawidzisz jego auta. Kłócisz się z nim na oczach całego tłumu, a
on zostawia cię w miasteczku zagrożonym pożarem. – Co z tego? – Wzruszyła
ramionami. Jej chłodny ton go nie zniechęcił. – Co to za małżeństwo, doktor
Harper? Powiedzieć mu? Nie. Lepiej nie oglądać jego reakcji. Nie lubiła o tym
mówić. Na twarzach rozmówców pojawiał się wówczas wyraz niedowierzania i
zaskoczenia. Lepiej wykorzystać Michaela jako kozła ofiarnego, niby- męża, żeby
ukryć rzeczywisty ból. – Wcale nie nienawidzę Penelope. – Poruszyła najmniej
kontrowersyjny temat. – Dlaczego tak uważasz? – Nie kochasz jej! – Bo jest...
beznadziejna. – Uśmiechnęła się zadowolona, że oddalili się od osobistych
tematów. – Doktorze, niech pan się podzieli ze mną swoimi obowiązkami. Niech
mnie pan nie zamyka na resztę dnia w czterech czerwono-złotych ścianach w
towarzystwie durnego psa. – Mam w planie wyjazd na front walki z ogniem. Do
punktu dowodzenia. Chłopcy zaczynają mieć objawy podraz ˙nienia dróg oddechowych
i wyczerpania z powodu wysokiej temperatury. Jest też sporo poparzeń, ale nie
mogą się wycofać. – Mogę jechać z tobą? – W tym stroju? – Uniósł brwi. –
Chyba nie – przyznała. – Może w sklepie pani Sanderson znajdzie się coś trochę
bardziej odpowiedniego. – Wpadniemy do domu po kanapki, a potem zawiozę cię do
remizy. – Uśmiechnął się zniewalająco. – Wątpię, żeby pani Sanderson miała
jakieś modele z żółtej kolekcji strojów strażackich. Paliło się znacznie
bliżej miasteczka, niż myśleli. Cowral leżyna półwyspie, pięć mil od Narrows,
wąskiego pasa ziemi łączącego miasteczko ze stałym lądem. Narrows to górzysty
busz, który teraz płonął. Hugo zamierzał dojechać za pierwsze pasmo wzgórz,
lecz musiał zatrzymać się przed blokadąjuż u ich podnóża. Stamtąd zostali
skierowani do punktu dowodzenia, który przenio śł się bardziej na południe. –
Cholera! – Hugo zjechał na pobocze. Wiatr nieco zelżał, więckłęby dymu szły
prosto w niebo pośród jęzorów ognia buchających wśród skał. Rachel po raz
pierwszy zaczęła się naprawdę bać. Do tej pory pożar jawił jej się zaledwie
jako tło także jej dotykających problemów. To przez niego ugrzęzła w Cowral.
Nie byłożadnego innego powodu. Australijczycy są przyzwyczajeni do pożarów
buszu i to jest po prostu zwyczajny pożar. W buszu. A jeśli przerodzi się w
coś gorszego? Popatrzyłapo sobie. Strażak w remizie ubrał jąw kombinezon,
solidne skórzane buty oraz kask ochronny. Omal nie pękłaze śmiechu,
zobaczywszy się w lustrze. Ale teraz wcale nie było jej wesoło. – Prawdziwe
piekło – szepnęła. – Rano straciliśmy jednego strażaka. – Straciliście go? –
Zmienił się kierunek wiatru, a on za bardzo oddalił się od zespołu. Płomienie
odcięły mu drogę. Nic nie można było zrobić,żeby go ratować. Koledzy byli
bezsilni. Przywieźli zwłoki do Cowral, zanim wyjechałem po ciebie. Nic
dziwnego, żebył przygnębiony. – Dlaczego mi o tym nie powiedziałeś? – Właśnie
to zrobiłem. Bo nie było potrzeby, pomyślała. A może nawet była, ale Hugo jest
od dawna zdany sam na siebie i w ogóle nie zdaje sobie z tego sprawy. Dzielenie
się traumatycznymi przeżyciami, rozmowa o nich to jedyny sposób, by przetrwac ´
w takich sytuacjach. Lecz Hugo radzi sobie bez tego. – Do czego mogę ci się
przydać? – zapytała cicho, a on przyjrzał się jej badawczo. – Jeśli naprawdę
chcesz pomóc... – Już powiedziałam, że chcę. – Nagle się rozzłościła. – Masz
zespół. Pogódź się ztą myślą. – Nie chciałem... – Wykorzystaj mnie –
powiedziała zmęczonym głosem. – Po prostu wykorzystaj. Popatrzył na nią
podejrzliwie. – Zespół, który był przy śmierci Barry’ego, nadal jest w akcji.
Mają wrócić o drugiej. Chcę ich obejrzeć.To będzie dramat. ż aden nie zgodził
się zejść wcześniej, przed końcem zmiany, więc obiecałem, żebędę na nich
czekał. – Zamierzasz zrobić odprawę następnym zespołom? – W zeszłym roku, w
porze pożarów, musiałem odesłac ´ do domu jednego z ochotników z powodu
zaczadzenia. Nikomu nie powiedział,że ma trudności z oddychaniem, po czym
zaczął się dusić. Dotarł do mnie w ostatniej chwili. Chcę,żeby wszyscy zostali
poinformowani o zagrożeniach, nawet jeśli usłysząto po raz piąty. Trzeba wbić
im do głowy, że muszą dużo pić. Zawodowym strażakom, a nawet dobrze wyszkolonym
ochotnikom, przydzielono teraz pomocników, którzy mają szlachetne intencje,
ale zielonego pojęcia o zasadach bezpieczeństwa. Ten facet, dzisiaj rano... po
sześćdziesiątce, prowadził sklep z artykułami żelaznymi. Uważał,że wszystko
wie. Szef grupy bardzo to przeżywa. Przeszkolił ochotniko
´w,alejachcęraznazawszewbić imdogłowypewne zasady. Nie życzę sobie więcej
trupów. – Mogę się tego podjąć. – Przedstaw im to z jak najokropniejszej
strony – polecił jej. – Tam nikt nie dostaje drugiej szansy. Pół godziny
później w kombinezonie, wysokich butach i w kasku wygłosiła pogadankę dla grupy
osób, które podobnie jak ona zupełnie nie pasowały do tej scenerii. Hugo zajął
Strona 24
Lennox Marion - Ślub nad oceanem
się kolegami zmarłego ochotnika, ona resztą ludzi. Starała się, by jej słowa
brzmiały przekonująco i stanowczo. Nawet jej się to udało. Aż dziw, ile
człowiek potrafi w sytuacjach podbramkowych. – Musicie dużo pić– mówiła – cały
czas mieć przy sobie wodę. Nie wolno zdejmować kasku, nawet na chwilę, ani
odzieży ochronnej. Jeśli cokolwiek zacznie wam dolegać, natychmiast się
zgłaszajcie. Cokolwiek – powto ´rzyła z naciskiem. –Jeśli zaczniecie kasłać,
wracajcie do bazy. Ból w klatce piersiowej, drapanie w gardle, bóle w nogach,
obojętnie co, natychmiast wracajcie tutaj. Nie ma medali za brawurę. Ryzykując
swoje życie, narażacie cały zespół. Teraz, zanim się rozstaniemy, proponuję,
żebyście po kolei opowiedzieli mi pokrótce o stanie waszego zdrowia i jeśli coś
was niepokoi, chcę o tym wiedziec ´. Jasne? Teraz! – Ona jest niesamowita
–szepnęła Hugonowi do ucha jedna z dziewcząt przysłuchująca się odprawie.
Miriam należała do grupy przeszkolonych ochotniko ´w. Była w tym samym zespole
co Barry, strażak, który zginął. Miała poparzonąrękę ibyła w lekkim szoku po
porannym wypadku. Opatrzywszy ją, Hugo postanowił odesłać jądo domu. – Taaak,
niesamowita – przyznał. – Apodyktyczna. – Jakby się tego uczyła. –
Apodyktyczności? To bardzo prawdopodobne. – Szkoda, że taka nie jestem –
westchnęła Miriam. – Barry wiedział, co mamy robić. Jeśli coś pójdzie nie tak,
mieliśmy wzywać pomoc, ale kiedy wiatr sięodwrócił, on jak opętany rzucił się
do walki z ogniem. Zaczęlis ´my się wycofywać, a on został, traktując pożar jak
osobiste wyzwanie. I potem nagle płomienie go otoczyły. Gdybym była trochę
bardziej apodyktyczna... – Barry i tak by cię nie posłuchał– rzekłłagodnym
tonem Hugo. Na co dzień Miriam pracowała jako urzędniczka w ratuszu. Zupełnie
nie pasowała do tej scenerii. – Barry uznawał tylko autorytet zwierzchnika. –
Ale polecenie tej twojej Rachel by wypełnił–stwierdziła Miriam. –Wystarczy
posłuchaćjej głosu. Ona sprawia wrażenie, jakby wszystko miała pod kontrolą.
To prawda. Co ona powiedziała? ,,Ta twoja Rachel’’? Jego Rachel.
Denerwujące sformułowanie. Miriam chciała powiedzieć,że on i Rachel tworzą
zespół, ale zasugerowała coś więcej. Wysłuchiwała teraz racji starszego
wiekiem mężczyzny, który przekonywał ją, dlaczego należy przydzielić go do
grupy ochotników. Był to Sam Nieve. Cholera. To oczywiste, że on do tego się
nie nadaje. Hugo postanowił interweniować. Nie słyszał odpowiedzi Rachel, ale
zanim do nich podszedł, zauważył, że ramiona mężczyzny nie opadły, za to
niedoszły strażak zdjął kask i odszedł z bardzo ważnąminą. Po chwili jego
samochód ruszył w stronę miasteczka. Hugo odetchnął z ulgą. Sam Nieve jest
chory na serce. Na froncie walki z ogniem nie byłoby z niego żadnego pożytku,
ale jest tak samo uparty jak Barry. Jak ona go przekonała? Tylko jej mogło się
to udać. Ta kobieta jest niesamowita. Jego Rachel? Nic z tych rzeczy. Ta
kobieta ma męża. Jest... zajęta. Trzy godziny później postanowili wracać do
miasteczka, ponieważ na Hugona czekali pacjenci. Przez ten czas jedna grupa
zakończyła swoją zmianę, a zastąpiłają druga. Pomoc lekarska będzie potrzebna
przy kolejnej zmianie, lub wcześniej w razie nagłego wypadku. – Bardzo dobrze
się spisałaś– powiedział Hugo, czym bardzo ją rozzłościł. – Oczekujesz, że ja
też będę ci prawić komplementy? – Nie. Co powiedziałaś Samowi, żeby odwieść go
od gaszenia pożaru? – Naprawdę chcesz to usłyszeć? – Tak. – Wykorzystałam
ciebie. – Mnie? – Powiedziałam mu, że w ciągu dwóch dni straciłeś dwóch
pacjentów, więc po pierwsze w kostnicy nie ma już miejsca, a po drugie, że na
pewno byś się załamał, gdyby umarła jeszcze jedna osoba, oraz żecałe Cowral
miałoby mu za złe, że pozbawił miasteczko opieki lekarskiej. – Serdeczne dzięki
– mruknął pod nosem. – Powiedziałam mu też,że tutaj potrzebna jest nie tylko
siła fizyczna. Uprzytomniłam mu, że jeśli ogień podejdzie bliżej miasteczka,
wszystkie dachy powinny być oczyszczone i wszystkie węże do podlewania ogródko
´w sprawne. – Uśmiechnęła się na widok jego wielkich oczu. – Podejrzewam, że
rynny pana Nieve też nie są drożne, bo ta uwaga zrobiła na nim spore wrażenie.
Kazałam mu poprosić dyrektora szkoły o wypożyczenie kilku starszych uczniów,
którzy przejdą się po domach i sprawdzą stan dachów i rynien. Hugo zagwizdał
przez zęby. – Sprytna jesteś. – Ale to jest święta prawda. – Co? – To, że
nie życzysz sobie więcej zgonów. – Jesteś tego pewna? Spojrzała na niego spod
opuszczonych powiek. – Osobiście jestem za zgonami – stwierdziła z
udawanąpowagą, by go rozśmieszyć. – Więcej zgonów, mniej pacjentów, bo pacjenci
straszliwie brudzą. Parsknął śmiechem, lecz jego oczy pozostały powaz ˙ne. –
Tych dwoje... – zaczęła, prowokując go do roz mowy. Wyczuwała, że jako jedyny
lekarz w okolicy nie miał z kim dzielić się refleksjami na takie ponure
tematy. Lecz Hugo nie potrafił korzystać ze wsparcia kolegów po fachu. Mimo to
cierpliwie czekała. W końcu wzruszył ramionami i nieco się otworzył. – Ten
wczorajszy zgon był nieuchronny – odparł. – Dla Annie wybiła jej godzina. Ale
bardzo ją lubiłem. – Wykrzywił wargi. – Kiedy Beth umarła, Annie zaczęła dla
nas piec ciasto czekoladowe. Na każdy weekend. A Barry... Barry był nadętym
Strona 25
Lennox Marion - Ślub nad oceanem
bubkiem, ale nie zasłużył na taki koniec. Zostawił przemiłążonę i dwójkę
rozbestwionych bachorów, którym do końca życia będzie go brakowało. – Praca
lekarza na prowincji jest bardzo ciężka – odezwała się Rachel po chwili ciszy.
Przegarniała palcami włosy. Zdjęła kask, zanim wsiadła do samochodu, i teraz
miałana głowie resztki przeróżnych spopielałych śmieci. – Bo człowiek się
przywiązuje do swoich pacjentów. – Tobie to się nie zdarza? – Na oddziale
ratownictwa medycznego to jest praktycznie niemożliwe. Pamiętam zaledwie paru
pacjento ´w. – Kończysz dyżur i masz z głowy? – Mniej więcej. – Cudowne życie
– szepnął Hugo, a Rachel wychwyciła w jego głosie nutę goryczy. – Naprawdę
chciałbyś się zamienić? – Wolałbym móc czasami się wyłączyć. Cowral...
Przyjechałem tu, żeby opiekować się moim chorym dziadkiem, i od tej pory nie
miałem szansy stąd wyjechać. – Bo nie masz zastępstwa? – Poniekąd. – A po
części? – Zmieniła pozycję, by mu się przyjrzec ´.żałowała, że już wjeżdżajądo
miasteczka i to sam na sam zaraz się skończy. Lubię tego mężczyznę ośmiejących
się oczach. Szkoda, że jest przeznaczony Christine. Miałam okazję widziec ´,
jak Christine na niego patrzy. On za to wspomina o niej tylko w kontekście
Toby’ego. – Po części też i dlatego, że tutaj żyję. Cowral to cały świat
Toby’ego. Wszyscy go kochają. Myra, Christine... icała reszta. Tutaj po prostu
jest jego dom. Wszyscy się nim opiekują. – W zamian za to ty opiekujesz się
nimi – zauważyła. Manewrował teraz na parkingu, lecz to nie dlatego zacisnął
wargi. Jest przygnębiony. W ciągu doby dwa razy stwierdził zgon. W
wielkomiejskim szpitalu Rachel miała do czynienia ze zwłokami prawie każdego
dnia. Dwa zgony nie zrobiłyby na niej aż takiego wrażenia. Może powinny?
Możeza mało się angażuje? Jest zaangaz ˙owana. Czy można zaangażować się jeszcze
bardziej? Dlaczego nie jest w domu? – Rajski żywot... – odezwał się Hugo. –
Wyjść z pracy i móciść do kina, do restauracji... Łatwo mu tak mówić. Gdyby
wiedział, jak ona nie znosi restauracji... Kiedy ostatni raz była w kinie? –
Mam różne obowiązki – oznajmiła. – Jasne. Penelope. Michael. – Michael nie
jest... – Masz rację. To nie jest moja sprawa. – Wyłączył silnik. – Ale
chciałbym wiedzieć, jak wygląda twoje życie. Jak funkcjonują bezdzietni lekarze
w wielkim mies ´cie? To dla mnie zupełnie nieznana rzeczywistość. – Kiedyś w
niej żyłeś. – Tak dawno, że już nic nie pamiętam. Chętnie bym sobie
przypomniał. Co tu przypominać?Zdawałasobie sprawę,żeHugo ma na myśli
chaotyczny tryb życia, jaki prowadzi Michael, tak dla niej niezrozumiały, żeaż
absurdalny. Zamknęła oczy. Po co mu cokolwiek tłumaczyć? Ten człowiek dźwiga na
barkach zbyt dużo, by go obciążać swoją tragedią. – To nic ciekawego. Przed
tobą jeszcze sporo pracy. Czy mogę ci w czymś pomóc? Popatrzył na nią tak,
jakby wszystko wiedział.To niemożliwe. Skąd miałby wiedzieć o Craigu? – Na
dzisiaj wystarczy. – Teraz masz przychodnię? – Przez dwie godziny. – To
znaczy, że zobaczymy się na kolacji. – Tak. W międzyczasie przebierz się i
znowu bądź naszym gościem. Idź na spacer z psem... – Tak jest. – Do
zobaczenia. Koniec rozmowy. Ale on nie spuszcza z niej wzroku. Powinien już
się odwrócić, pomyślała. I wysiąść z auta. Ani drgnął. Czy to jakaś magiczna
siła nie pozwala im wyjść z samochodu? Dziwne uczucie. Idiotyczne. Pozbawione
jakiegokolwiek sensu. On ma swoje zajęcia, a ona jest mężatką. Nic ich nie
łączy. A jednak. Nie mogli oderwać od siebie wzroku. Spoglądali... Zaglądali
sobie pod maski, widzieli, co za nimi się kryje. Rachel ujrzałaczłowieka, który
wiele wycierpiał. Oraz jego osamotnienie. Tęsknotę. Jak to zobaczyła? Nie
wiadomo. Lecz jeśli ona tyle wyczytała z jego twarzy, to ile on o niej się
dowiedział? To śmieszne. Trzeba się czymś zająć. Wyprowadzić psy. Zapełnić te
godziny, zanim znowu go zobaczy. Absurdalna sytuacja! W końcu udało się jej
wysiąść. Trzasnęła drzwiami mocniej, niż zamierzała. W ten sposo ´b zamknęła
sprawę. – Idę pod prysznic – oznajmiła, wściekła na siebie za kompromitujące
drżenie swojego głosu. Ruszyła do domu, a on nie odrywał od niej wzroku.
ROZDZIAŁ SZÓSTY
Nie miał pojęcia, co się stało. Przyjął kilku pacjentów, którym na szczęście
nie dolegało nic poważnego, ponieważ jego myśli krążyły zupełnie gdzie
indziej. Możebyłoby lepiej, gdyby byli poważnie chorzy, pomyślał. Nie mógłby
wówczas myśleć o lekarce, na widok której uśmiech sam ciśnie mu się na wargi.
Z kolei jej uśmiech przyprawia go o niepokojący skurcz żołądka. Kiedy po raz
ostatni ktoś wywołał u niego podobne sensacje? Czy była to kobieta? Nie, nigdy
mi się to nie przytrafiło, przeszło mu przez myśl, gdy zmieniał opatrunek
Tomowi Harrisowi, który zranił się kilka dni wcześniej, robiąc porządki wokół
domu. Tom Harris był milczkiem, więc uwaga Hugona nadal skupiała się na Rachel.
Dlaczego akurat na niej? Ona jest mężatką, powtarzał sobie. Szczęśliwą, jak się
wydaje. Ten facet, z którym była na wystawie, jest wyjątkowo nieciekawy, a ona
na niego nie narzeka ani słowem. Może się boi. Może ten Michael jest brutalny?
Z czasów studiów pamiętał pytanie, na które odpowiedz ´ niemal w każdym
Strona 26
Lennox Marion - Ślub nad oceanem
przypadku wskazywała na przemoc w rodzinie. Wielokrotnie się nim posługiwał,
często ze zdumiewającym skutkiem. – Czy w ciągu ostatnich lat zdarzyło się
pani bać męża? Był przekonany, że Rachel by zaprzeczyła. Na wystawie byłazła
na Michaela, ale na pewno się go nie bała. Rzuciła wtedy kluczyki z takim
impetem, że Hugo znowu się uśmiechnął. – Myśli pan o naszej nowej pani doktor?
– zapytał znienacka pacjent. Jego głos tak Hugona zaskoczył,że omal nie
upuścił bandaża. – Nie. Myślałem o tym, żeręka ładnie się goi. – Takiego
uśmiechu nie wywołują myśli o poharatanej ręce starego rybaka – oznajmił Tom,
lecz oczy mu się śmiały. – Dlaczego? Masz bardzo ładne ręce – odciął się
Hugo. – Aha! Ty też masz seksowne ręce – zarechotał Tom. – Ale założę się,że
nasza Rachel ma jeszcze ładniejsze! Nasza Rachel... Jak szybko wszyscy ją
zaakceptowali. – Nasza Rachel ma męża – wyrwało się Hugonowi ku tym większej
radości rybaka. – To znaczy, że się nie pomyliłem! – Tom... – zaczął groźnie
Hugo. – Mnie nic do tego. Ja tu przyszedłem na opatrunek. Za to ty wrócisz do
domu i spędzisz z niąnoc pod jednym dachem. – Nie mogę... – mruknął Hugo
speszony. – Możesz, możesz – zachęcał go Tom, doskonale wiedząc, co Hugo ma na
myśli. – Przynajmniej spróbuj. Pod wieczór, idąc przez trawnik ze szpitala do
domu, poczuł, jak na samą myśl, że czeka tam na niego Rachel, poprawia mu się
nastrój. Wszedłszy do kuchni, zamiast nakrytego stołu i obietnicy kotletów z
trzema jarzynami, które Myra podawała im trzy razy w tygodniu, ujrzał
Rachel, wielki kosz piknikowy i rozpromienionego Toby’ego. – Idziemy na plażę –
oznajmił chłopiec, nim Hugo zdążył otworzyć usta. – Ty dostaniesz podwieczorek,
bo my już jedliśmy. Rachel mówi, że jest tak duszno i gorąco, że jeśli nie
popływa, to wyzionie ducha. – Jak amen w pacierzu. – Znowu była w tym
niezwykłym żonkilowym stroju. – Psy też nie mogą sobie znaleźć miejsca. –
Penelope i Digger spoglądały na kosz łakomym wzrokiem. – Doktorze, czy ma pan
już dosyć pracy? – Został mi jeszcze obchód... – To już załatwiłam. Elly
udzieliła mi informacji na temat każdego z pacjentów. Co najwyżej możesz raz
jeszcze zajrzeć do Kim, ale dwadzieścia minut temu wszystko było jak należy.
Zmiana ekip gaśniczych jest dopiero za dwie godziny. Wiatr nasili się według
prognoz jutro i wtedy może być piekło, więc razem z Tobym uznaliśmy, że należy
skorzystać z nadarzającej się okazji. Czyli zaraz. – Dom starców... – Trzeba
zbadać parę pacjentek. Pani Bosworth ma problemy z oddychaniem, więc zatrzymamy
się tam po drodze. – Po drodze dokąd? – Na plażę. Patrzyła na niego
wyczekująco. Toby również nie spuszczał oczu z ojca. Psy rytmicznie machały
ogonami. – Nie mogę – bąknął. W oczach Rachel zamigotały wojownicze iskierki. –
Dlaczego? – zapytała. – Mogę być potrzebny. – Jesteś potrzebny staruszkom,
zwłaszcza pani Bosworth, ale na twój widok na pewno jej się poprawi. A
potem... Na plaży nie ma tyle dymu. Mamy picie, kiełbasę,świeże pieczywo i
ciasteczka upieczone przez Toby’ego. Twoje kąpielówki są spakowane, bo my już
się ubraliśmy w stroje kąpielowe. Jakie jeszcze masz zastrzeżenia? Nie miał
żadnych, bo z wrażenia nie był w stanie pozbierać myśli. Piknik na plaży? –
Tato, jedźmy, proszę. Możemy? – Toby aż podskakiwał z przejęcia. Podobnie jak
dwa psy pod stołem. – Możemy – odrzekł pospiesznie, aby nie przyszło mu do
głowy rezolutnie zmienić zdania. – Pewnie, że możemy. W domu opieki panował
spokój. – Nasi podopieczni przeżyli niejeden pożar – wyjaśnił Rachel
pielęgniarz. – Poza tym, przenosząc się do nas, pozbyli się większości swoich
doczesnych dóbr. Łatwiej zachować spokój, jak się nie ma nic do stracenia.
Nawet pani Bosworth... Właśnie, Hugo, ona ma rozedmę, a w powietrzu jest tyle
dymu. Kiedy jednak dowiedziała się,że cię wezwę, oznajmiła, że i tak dziś masz
pełne ręce roboty i że jeśli teraz umrze, to będzie znaczyło, że przyszedł jej
czas. Wiek sprawia, że inaczej patrzy się na życie. Nie tylko wiek, pomyślała
Rachel. Również doświadczenie. Dawno temu zbierała figurki z porcelany, aż
pewnego dnia Craig, uradowany zwycięstwem swego klubu piłkarskiego, wpadł do
domu, z radości porwał ją w ramiona i nią zakręcił. Przy okazji strącając na
ziemię jej ulubiony eksponat. Boże, jaka wtedy byławściekła. Nie ma już tej
kolekcji. Od dobrych kilku lat najcenniejsi dla niej są ludzie. ż ycie.
Teraźniejszość. Ta chwila. Stan pani Bosworth się poprawiał: dostała tlen oraz
środek uspokajający, ponieważ jednąz przyczyn jej problemo ´wbył lęk. Tak, jest
też strach. Dobytku można się wyrzec, ale nie życia. ż ycie bywa cudowne. ż
ycie jest teraz, pomyślała z zadowoleniem, gdy dotarli do plaży. Jutro może
okazać się koszmarne, ale teraz należy się cieszyć chwilą. Miejscowi byli zbyt
rozsądni, by siedzieć na zadymionej plaży. Ci, którzy nie brali udziału w walce
z ogniem, pomagali innym, a człowiek zmęczony woli odpoczywać w domu. Lecz
teraz jest zbyt piękne, by je zmarnować. Hugo poczuł,że napięcie go opuszcza,
gdy tylko postawił stopę na piasku. Wiatr przycichł, a lekka mgiełka
przesycona zapachem eukaliptusa wydała mu się wręcz kojąca. Gdyby nie to, że w
każdej chwili może się zerwać wiatr, mógłby nawet całkiem się zrelaksować. A
Strona 27
Lennox Marion - Ślub nad oceanem
może mimo wszystko spróbuje cieszyć się tą wyprawą? Kiedy po raz ostatni chodził
boso po piasku? Dawno nie wpadł na taki pomysł. Za to Rachel... – Chyba nie
będziemy rozpalać ogniska do pieczenia kiełbasek – stwierdziła, gdy psy jak
szalone rzuciły się do zabawy. – Słusznie. Wystarczy jedna iskra, żeby
wszystkie hydranty w Cowral zostały w nas wycelowane. Nawet jedna iskra to
poważne zagrożenie. – Tato, czy Cowral się spali? – zaniepokoił się Toby.
Zdaje się,że zabrzmiało to zbyt ponuro, skarcił się Hugo. Możeza długo jestem
ponury? – Nie, Cowral nie spłonie. Nie ma dzisiaj wiatru, a ekipy dyżurne
pilnująognia. – Odetchnął głębiej. Przez chwilę może zapomnieć o pożarze. A
nawet o obowiązkach lekarza. – Zjedzmy coś– zaproponował swobodnym tonem, na
co Rachel się uśmiechnęła, jakby się zorientowała, że padła jakaś niewidoczna
bariera. – Idę do wody pierwsza – oznajmiła – a ty zjedz coś i przyjdź do nas.
Ale się nie objadaj. Głupio byłoby czekać pół godziny, żeby nie złapał cię
skurcz. – To przesąd. – Tę zasadę wpoiła mi babcia. Sugerujesz, że remedium
stosowane przez mojąbabcię oraz zalecane przeze mnie jest nic niewarte?
Zastanawiał się, co czuje. ż e jest wolny. Prawie beztroski. A w jego sercu
króluje niecierpliwe oczekiwanie na coś, co nie ma wiele wspólnego ze zdrowym
rozsądkiem, za to jest ściśle związane z uśmiechem tej kobiety. – Nie, ale...
– To dobrze. – Z jej twarzy wyczytał,że jego konsternacja sprawiła jej
satysfakcję. – Zajmij się kiełbaskami, a my z Tobym idziemy się kąpać.
Posilając się, Hugo obserwował, jak jego syn szaleje przy brzegu z
tąniesamowitąlekarkąz wielkiego miasta. Rachel jest niezwykła. Trochę mała
dziewczynka, trochędojrzała kobieta, świetny lekarz i rozbrykane dziecko. Jak
ją rozgryźć? Najtrudniej zrozumieć jej związek z Michaelem, lekarzem, który
naraził na ryzyko życie Kim. Niemożliwe, by ten człowiek nie był w stanie wydac
´ pilotowi polecenia, by zawrócił i zawiózłdziewczynę do szpitala. Ten
facet jest mężem Rachel. Tej wspaniałej Rachel. Dziecko i kobieta chlapali się
wodą,śmiejąc się do rozpuku. Wystarczy. Już się najadł. – Jeszcze jeden kęs, a
złapie mnie skurcz – powtórzył, idąc powoli ku nim. Wpąsowym kostiumie Rachel
wyglądała tak ponętnie, że nie mógł oderwać od niej wzroku. Lecz gdy przyjrzał
się jej lepiej, dostrzegł blizny. Ledwie widoczne jaśniejsze linie na jej
skórze zdradzałyrękę wytrawnego chirurga. Kiedy to się stało? Chyba dawno. Nie
zdążył w porę odwrócić głowy, gdy oboje na niego spojrzeli. – O co chodzi? –
zapytała, biorącchłopca za rękę. – Byłaś ranna – powiedział, natychmiast
żałując tych słów. Powinien milczeć, udać,że niczego nie zauważył. – Wypadek
drogowy. Osiem lat temu. Oczywiście. Dlaczego od razu przyszedł mu do głowy
Michael? To przecież nie są blizny, jakie pozostają po napaści agresywnego
męża. Poza tym Rachel nie wygląda jak maltretowana żona. Jest żoną zadowoloną
zżycia, która czasami rzuca w męża kluczykami do samochodu. ż onom to się
zdarza. Beth rzucała w niego nie tylko kluczykami. – Przepraszam. To był chyba
bardzo poważny wypadek. – Owszem. – Nie powiedziała nic więcej. – Obrażenia
wewnętrzne? Złamania? – Wszystko co chcesz. – Wzruszyła ramionami. – To było
dawno temu. Organizm zazwyczaj się regeneruje. Gorycz w jej głosie kazała mu
domyślać się,że w tym wypadku zginął ktoś jej bliski, lecz nie śmiał dalej się
dopytywać. To nie jego sprawa. – Chyba trafiłaś na mistrza chirurgii
kosmetycznej. – Mowa! Twierdzi, że jestem jego arcydziełem. Czasami mam
wrażenie, że miałby ochotę powiesić mnie na ścianie, żeby wszyscy mogli
podziwiać jego sztukę. – Bo ty jesteś arcydziełem – rzekł, zniżającgłos. – Ty
też nieźle się prezentujesz – odcięła się, po czym chwyciła Toby’ego na ręce. –
Toby, czy nie uważasz, że twój tata ma klatę jak sześciopak? – Jak sześciopak?
– zachichotał zafascynowany malec. Jego ojciec stał jak skamieniały. – Na
pewno widziałeś sześciopak – przemawiałado Toby’ego nieświadoma tego, co dzieje
się z Hugonem. – Sześć puszek piwa w jednej paczce. Popatrz na klatkę
piersiową taty, czy to tak nie wygląda? Hugo czym prędzej dał nura do wody i
odpłynął. Zimna kąpiel zamiast zimnego prysznica, pomyślał. Tego mi trzeba.
Rytmiczne ruchy pomagały mu stopniowo odzyskiwać jasność umysłu. Co się z nim
dzieje?! Jak tylko wiatr się zmieni, Rachel wyjedzie. Nie wolno mu myśleć o
niej w taki sposób. Nie mógł jednak przestać, więcpłynął ipłynął. Kiedyś to
musi się skończyć. Kiedyś trzeba wyjść z wody, wbrew demonom, które człowieka
opanowały. Toby i Rachel budowali zamek z piasku. Największy na świecie. Gdy
podszedł do nich, Rachel odsunęła się, by popatrzeć na dzieło swoich rąk. –
Niepotrzebnie tak się przejąłeś uwagą o sześciopaku. – Spojrzała na Hugona. –
To damski odpowiednik gwizdania. – Co takiego? – Przepraszam za uwagę o
sześciopaku, ale to ty pierwszy wystartowałeś z osobistą wycieczką. – To
prawda – westchnął. – Przepraszam. – Prawdę mówiąc, nie mam czego żałować. –
Kątem oka rzuciła mu wymowne spojrzenie. – Warto było oglądac ´ twoją minę.
Toby tymczasem wyjął z kosza piłkę. – Już nie budujemy zamku? – zapytała
Rachel. – Nie. – Chłopiec przystanął z zasępioną miną. – Zabrałem piłkę, bo
Strona 28
Lennox Marion - Ślub nad oceanem
Bradley powiedział,że nie umiem kopać z kozła! Muszę się tego nauczyć, ale tata
nie ma pojęcia, na czym to polega. – Nie umiesz kopać z kozła? – Rachel z
niedowierzaniem patrzyła na Hugona. – Grałem w koszykówkę. – Kto to widział?!
– wydziwiała. – Facet i koszykówka. Koszykarz z taką klatą?! Lepiej milcz! –
Wytarła dłonie w wyimaginowane spodnie i potrząsnęła ramionami jak zawodnik
przed startem. – Koszykarz... Matko boska! Toby, dawaj tu tę piłkę! – Umiesz
kopać z kozła? – zapytał chłopiec. – Przeszłamnajlepsząszkołę.Mójmążkopałzkozła
najlepiej pod słońcem. Tak mówił, a ja nie mam powodu mu nie wierzyć. Chodź
tu, Toby, zaraz odbędzie się pierwsza lekcja. A pan, doktorze, niech przestanie
się martwić i coś zje. – Rzuciła mu groźne spojrzenie. – Ciasteczka oraz
winogrona. Hugo, zjedz coś, nie komplikuj życia. Co to znaczy? – pomyślał.
Może tylko udaję,że nie wiem, ale za nic w świecie do tego się nie przyznam.
Piknik na pewno nie należał do zwyczajnych, za to był spokojny. Telefon
komórkowy milczał. Mogła to być cisza przed burzą, ale przez parę godzin nie
musieli nigdzie się spieszyć. Po lekcji futbolu i małym co nieco Toby ułożył
się na kocu i zasnął. – Taki piknik nieczęsto nam się zdarza – westchnął Hugo,
gładząc syna po głowie. – Christine nie lubi jeździć na plażę? – Christine? Co
ona ma do tego? – Zamierzasz się z nią ożenić? Hugo milczał. Christine. Kiedy
powstał ten pomysł? Założenie, że poślubi szwagierkę. Christine zawsze była w
pobliżu, nawet za życia Beth. To Christine pośredniczyła w ich coraz bardziej
burzliwym związku. W trakcie jego trwania nie doszło między nimi do niczego
niestosownego. Teraz również. Sprawa po prostu toczy się własnym rytmem. W
kierunku ołtarza? Może. Dlaczego? Bo to łatwiejsze. Bo Cowral tego oczekuje.
Również Christine czeka. – Upłynęło już sześć lat – podjęła Rachel. – Chyba
pora się z nią ożenić. – Kto ci powiedział,że mamy się pobrać? – Christine.
Dzisiaj po południu, kiedy dowiedziała się,że jedziemy na plażę,dała mi jasno
do zrozumienia, żebym się nie wtrącała. Do tej pory nikt jeszcze nie
potraktował mnie jak ladacznicę, ale dzisiaj mi się dostało. Jego twarz
stężała. Christine nie ma prawa! Może jednak ma? Nie wyprowadzał jej z błędu.
Ostatnio zaczęłacałować go na pożegnanie, a parę tygodni temu i on ją
pocałował. Nie jak szwagier, lecz jak mężczyzna kobietę. Cholera, dlaczego? Bo
poczuł,że musi sobie przypomniec ´, jak trzyma się w ramionach kobietę. Nie
sprawiło mu to oczekiwanej przyjemności, więc odsunął się iją przeprosił,
ale ona tylko się uśmiechnęła. Czekała. A on nie powiedział ,,nie’’. Sześć lat
to bardzo długo, a na dodatek Cowral to maleńka mieścina, więcożadnych
romansach nie ma mowy. A on jest taki samotny, taki spragniony... Nie pragnę
Christine, pomyślał, spoglądając na siedzącą przed nim kobietę. Pragnę Rachel.
Co ona powiedziała o swoim mężu? ż e kopał z kozła najlepiej pod słońcem. W
tym stwierdzeniu było tyle ciepła... – Ożenisz się z nią? – Bacznie mu się
przyglądała, aonzły na siebie i na nią zaczął energicznie zbierać rzeczy. –
Trzeba zawieźć Toby’ego do domu – orzekł. – Toby śpi. Nie odpowiedziałeś mi. –
Nie twoja sprawa. – Mam wrażenie, że już uzgodniliśmy, żebędziemy nietaktowni.
Nie sądzisz, że możemy to kontynuować? – Nie. – Sam zacząłeś. Kiedy poruszył
temat jej blizn. Lecz nie ma ochoty tego ciągnąć. Rachel jednak nie ustępowała.
– Toby nie przepada za Christine – mówiła, oglądając swoje stopy. – Ani Myra.
Uważasz, żepo ślubie Christine odpuści sobie te brokaty porozwieszane na cześć
Beth? – Słuchaj... – Nie chciałabym mieszkać w takich dekoracjach. Oczywiście
rozumiem, dlaczego tobie to odpowiada. Christine jest śliczna. Czy ona jest
bardzo podobna do twojej żony? – Przestań. Dla odmiany porozmawiajmy o tobie.
– O czym? – O tym, co jest grane między tobą i twoim mężem. Na wystawie
darliście koty. To chyba nie jest udany związek. Do tej pory droczyła się z
nim, ale teraz spoważniała. – Nie jest – szepnęła. – Moje małżeństwo nie należy
do szczęśliwych. – Mimo to krytykujesz mnie za to, że zamierzam ożenić się
bez miłości. – Ej, ani jednym słowem nie wspomniałam o związku bez miłości!
Moje małżeństwo nie jest szczęśliwe, ale wychodziłam za mąż zmiłości. – Ale
chcesz się od niego uwolnić. W jej oczach błysnęło przerażenie. – Jestem wolna –
powiedziała cicho. – Bógmi świadkiem, że nie powinnam, ale jestem wolna. Hugo
nie pojmował, co się dzieje. – Rachel, nie rób takiej miny – poprosił. –
Jakiej? – Jakby ktoś wbił ci nóż w samo serce... – Ja... nie... Drżącymi
dłońmi zbierała rzeczy z koca, lecz widać było, że myślami jest gdzie indziej.
Na widok jej pociemniałych oczu Hugo bezwiednie sięgnął do jej rąk. Nie
protestowała, ani się nie odsunęła. Słońce niepostrzeżenie zniknęło pod
horyzontem, wiatr ustał, zapanowała cisza przerywana monotonnym pluskiem fal.
Czas się zatrzymał. To miał być gest pocieszenia, ale teraz połączyło ich coś
głębszego. Oto dwoje ludzi, którzy się spotkali. ż adne z nich tego nie
pojmowało ani nie chciało. Rozmawiały tylko ich oczy. One się porozumiały,
przekazując sobie bolesne pragnienie oraz wzajemne ukojenie. Czas stanął w
miejscu. Powinienem puścić jej rękę. Odsunąć się, pomyślał Hugo. Zamiast
Strona 29
Lennox Marion - Ślub nad oceanem
tego przyciągnął ją do siebie i zaczął całować. Co ja robię?Była to jej
ostatnia rozsądna myśl, potem jej umysł przestał zajmować się tym, co nie
dotyczyło Hugona. Toby spał, psy bezskutecznie uganiały się za mewami, nie
byłożadnych świadków tego wydarzenia. Co tam świadkowie! Nikt nie ma prawa
odmawiać jej przyjemności. Tak powiedziała Dottie, wyganiającją z domu na
romantyczny weekend z Michaelem. Nic by z tego nie wyszło, nawet gdyby Michael
zachował się przyzwoicie, ponieważ przeszkodziłyby jej wyrzuty sumienia i
bezgraniczny żal za tym, co już się nie stanie. Lecz wszystkie te zastrzeżenia
straciły sens, gdy Hugo przykrył jej dłoń i gdy chwilę później ją objął.
Ogarnęła jąwtedy radość. Ten jeden pocałunek przesłonił trwające osiem lat
rozpacz i samotność. To było coś więcej niż pocałunek: zburzenie barier, krok
naprzód, afirmacja życia. Nie miałasiły uwolnić się z tego uścisku, mimo że
przez tyle lat była taka silna. Bo wtedy była sama, a teraz nareszcie znalazła
swoje miejsce. Gdy Hugo ją całował, czuła, jak wstępuje w nią nowe życie.
Hugo. ż ycie albo śmierć. Wybieram... życie. Przeszkodziły im psy, wpadając z
rozpędem na koc i ochlapując ich słoną wodą. Łącznie z Tobym, który zapłakał
przez sen. Hugo wypuścił ją z ramion. Rzeczywistość domagała się ich uwagi.
Rachel natychmiast opadły wcześniejsze wątpliwości, obawy, samotnos ´ć oraz
wizja ponurej przyszłości. Gdy podnosiła dłoń do warg, by dotknąć palcami
miejsca, które jeszcze pulsowało pobudzone pocałunkiem, Hugo wziął ją za rękę.
– Rachel... – Nie – wyjąkała, odsuwając się. Czuła na twarzy jego baczne
spojrzenie, jakby i on dokonał jakiegoś odkrycia. On wie! – Rachel, co się
stało? – Jestem mężatką. – Ale powiedziałaś,że masz dosyć. – Nie
powiedziałam. – Wstała. Trzeba uciekać z tej plaży. Od tego mężczyzny. – Nie
chcę... – zaczął, lecz nie dała mu dokończyć. – Ja też nie chcę. – Była bliska
łez. – Robi się ciemno – wyjąkała – a ty musisz zajrzeć do Kim. Jestem
zmęczona. Muszę się położyć. Hugo, wracajmy. Jedźmy już, proszę. Spoglądał na
nią wzrokiem pełnym tęsknoty, ze ściśniętym sercem. Stan Kim zdecydowanie się
poprawił, mimo to Hugo spędził przy jej łóżku sporo czasu. Nie bardzo wiedział
dlaczego, bo dziewczyna spała. Wystarczyło tylko rzucić okiem na jej kartę i
wydać stosowne polecenia. On jednak zdjął opatrunek, by sprawdzić, jak się goją
rany. David, rudy pielęgniarz tego wieczoru na dyżurze, z uwagą obserwował
jego ruchy. – Doktorze, wszystko jest w porządku. Dwie godziny temu obejrzałem
ranę. Noga jest zaróżowiona, a Kim nie gorączkuje. Narzeka tylko na ból, ale
mam wrażenie, że jest coraz mniejszy. Nawet jej rodzice nieco się zrelaksowali
i pojechali do domu. Niech i pan się zrelaksuje. – Właśnie to robię –
warknął Hugo. – A ja jestem egipskąkrólową. Jesteś spięty jak cholera.
Spodziewasz się jakiejś katastrofy? Hugo popatrzył na spokojnątwarz pacjentki.
Nie, nie przewiduje żadnej katastrofy. Dzięki Rachel. Co jej się wżyciu
przydarzyło? Dlaczego to go tak interesuje? – Będzie dobrze – powiedział na
głos. David jednak nadal nie spuszczał z niego wzroku. – Nie masz ochoty iść
do domu? – zapytał cicho. Hugo aż się skrzywił. Czy ma to wypisane na twarzy?
– Mam. Pielęgniarz z powątpiewaniem pokręcił głową. – Nic tu po tobie. Pół
godziny temu dzwonili z centrum dowodzenia z komunikatem, że wiatr osłabł.
Możesz spokojnie iść do domu i się przespać. – Mhm. – Wyśpij się porządnie.
Jutro pogoda ma być gorsza. – Cowral nic nie grozi. Rzeka... – Tu jest
bezpiecznie, ale drugi brzeg... – Ludzie po drugiej stronie zostali już
ostrzeżeni. Przejdądo nas. Ich domy są ubezpieczone. – Zawsze znajdzie się
jakiś idiota. – David nie spuszczał z niego wzroku. – Hugo, idź spać. Dobrze
wiesz, że będziesz potrzebny – powiedział ostrym tonem. – Poradzę sobie. –
Masz do pomocy doktor Harper – dodał David, spoglądającmugłęboko w oczy. –
Rachel – poprawił się. Zauważył, lekki grymas na wargach Hugona. Ach, to o to
chodzi! – Tak, mam Rachel. – Hugo gwałtownym ruchem wsunął ręce do kieszeni,
po czym spojrzał na Davida spode łba. – Więc idź już. I dziękuj Bogu, żeją
masz! Słusznie. Idź do domu i dziękuj... Do łóżka. Spać? Rachel nie zmrużyła
oka, rozmyślając o Craigu, ale nie zadzwoniła do domu. ROZDZIAŁ SIÓDMY
Wstała wcześniej niż Hugo. Gdy wchodził do kuchni na śniadanie, wpadła z dworu
z dwoma psami na dwóch smyczach. Speszona zatrzymała się wpół kroku, on
tymczasem witał się z psami. Digger i Penelope sąkapitalne! Kundel i
rodowodowa charcica zostali nierozłącznymi kumplami. Michael na pewno dostałby
drgawek: jego arystokratka zabawia się z plebejuszem! Michael. Znowu o nim
myślę, zirytował się Hugo. Dlaczego ten facet nie daje mi spokoju?! Miał przed
sobąRachel w szortach i kusym topie. Jak tu nie myśleć o Michaelu? Oprzytomnij,
stary! – Cześć. – Cześć. – Byliście na plaży. – Psy były mokre i oblepione
piaskiem, a na głupawym pysku Penelope malował się taki zachwyt, że Hugonowi
zrobiło się jej żal. Szkoda, że musi wracać do miasta. Do Michaela. Znowu on.
Rachel też musi wracać do Michaela. – ź le spałam – powiedziała. Napięcie
wzrosło. On też nie mógł spać, ponieważ... Nie, nie, nie tędy droga.
Strona 30
Lennox Marion - Ślub nad oceanem
Sąważniejsze sprawy niż przyczyna bezsenności Rachel. Na przykład pożar buszu.
– Sytuacja się pogarsza. Wiatr zerwał się jeszcze przed wschodem słońca.
Widziałam płomienie w górach. – To znaczy, że mamy kryzys –oświadczył. – Jakie
środki zapobiegawcze sąw planie? –Odczekała, ażHugo odejdzie od zlewu, by
nalaćpsom wody, po czym zajęła sięgrzanką, nie zwracając na niego uwagi, mimo
żebyłw samych spodenkach. Od lat jadłśniadanie w takim stroju. – Na plaży jest
strefa bezpieczeństwa. – Kręci się tam mnóstwo ludzi. Czy to znaczy, że
przenosicie tęstrefęz ratusza? – Tak. Część Cowral po tej stronie rzeki
właściwie jest strefąbezpieczną. Ale w przypadku burzy ognia... – Burza ognia?
– Tego boimy sięnajbardziej. Jesteśmy w stanie opanowac śzybko
rozprzestrzeniający sięogień, ale burza to co innego. ż ar na czole pożaru
wsysa wówczas tlen i generuje własnąenergię. Powstaje wtedy wir, który
pochłania absolutnie wszystko. Przenosimy na plażę sprzęt medyczny. Jeśli pożar
będzie sięnasilał, wszyscy przejdąna plażę. Ewakuujemy szpital... – Nie
dostaniecie wsparcia z lądu? –zapytała cicho. – Słuchałem komunikatów w radiu.
Zagrożona jest połowa stanu, więc wszyscy strażacy zostali postawieni w stan
gotowości w swoich miejscowościach. Jesteśmy zdani na siebie. Ja teżjestem
zdany na siebie. Mimo że ona siedzi tak blisko, jest całkiem daleko. Ona ma
męża, więc zajmij się pożarem, pacjentami, swojąprzyszłością... Jedli w
milczeniu, pogrążeni we własnych myślach. ZjawiłsięToby w piżamie z Bobem
Budowniczym i nareszcie zburzyłtęnieznośnąciszę. – Cześć! –zawołał, sadowiąc
sięRachel na kolanach. – Muszęiść–mruknąłHugo. –Myra zaraz tu będzie. –
Gdzie mam się stawić? W szpitalu czy na plaży? – Weźmiesz przychodnię? –
spytał, a ona się skrzywiła. – Ciekawe, kto się zjawi – odparła z przekąsem. –
Ktoś z nas musi być na miejscu. Zastanawiała się, czy warto zaprotestować, lecz
uznała, że nie będzie mu przeszkadzać. – W porządku, przynajmniej wiesz, gdzie
mnie szukac ´. – Czy Cowral się spali? – zapytał Toby. – Na pewno nie.
Myślę,że dzisiaj powinieneś zostać wdomu z Myrąalbo ze mną. –Rachel mocno go
przytuliła. – Podejrzewam, że Myra wolałaby pilnować swojego domu. I chyba
spakujemy walizkę z najpotrzebniejszymi rzeczami. Hugo, przygotuj listę. Ty,
Toby, też. Jeśli będzie za dużo dymu,zabierzemy jąna plażę i niebędziemy
musieli się martwić,że wszystko przejdzie zapachem spalenizny. – A psy
weźmiemy? – Obowiązkowo! Przecież nie chcemy, żeby śmierdziały dymem. –
Podniosła wzrok na Hugona. – Doktorze, do roboty! Zostaw nam tę listę i idź
ratować świat, a my uratujemy psy, misia Toby’ego, twoje albumy ze zdjęciami i
wszystko, co jest warte ocalenia. Wszystko, co jest warte ocalenia? Spisał
listę, która okazała się idiotycznie krótka, po czym ruszył do szpitala.
Jedyne, co przyszło mu na myśl... Ocal mnie. O wpół do dziewiątej przyjechała
Christine, by odwiez ´ć Toby’ego do szkoły. Była bardzo zła z powodu zmiany
planu. – Przyjechałam po małego... – Toby. On ma na imię Toby – oznajmił
lodowatym tonem Hugo. Ładował akurat sprzęt do bagażnika. W sytuacji tak
wielkiego zagrożenia musi mieć pod ręką całe chirurgiczne instrumentarium. W
razie czego ustawi auto na płyciźnie... – Wiem – zirytowała się. – Hugo, co
jest grane? – Rachel zaproponowała, że zajmie się Tobym, bo Myra nie chce
dzisiaj zostawiać domu bez opieki. Toby jest bardzo niespokojny, więc Rachel
weźmie go pod swoje skrzydła. – W szkole też będzie bezpiecznie. Nie przyszło
jej do głowy wziąć Toby’ego do siebie, pomyślał. Prawdę mówiąc, słuchał jej
jednym uchem, zajęty sprawdzaniem zawartości podręcznej lodówki. – Więc
dlaczego nie możeiść do szkoły? – zniecierpliwiła się Christine. – Nauczyciele
wolą,żeby dzieci zostały z rodzicami. – Rachel to nie rodzice. Hugo wyprostował
się i spojrzał na szwagierkę. – No nie. – Patrzył jej prosto w oczy. – Między
wam coś jest – stwierdziła, nie kryjąc złości. – Nie. – Ale chciałbyś,żeby
było. – Ona ma męża. – Mimo to chciałbyś. – Tak. – Zawahał się, lecz po
chwili doszedł do wniosku, że powinien jak najszybciej tę sprawę wyjaśnić. –
Christine, to, co było między nami, działo się bardzo powoli... i nagle okazuje
się,że wszyscy oczekują,że będziemy razem. – Jesteśmy razem. – Nie. –
Potrząsnął głową. – To, co jest między nami, to za mało, żeby nas połączyć. Tak
samo było z Beth. Pomyliłem się. Rachel... ma męża, ale dzięki niej pojąłem,
że ty i ja nigdy się nie zrozumiemy. – Znajdziesz sobie kogoś podobnego do
niej. – Nie. – Przymknął powieki. – Drugiej takiej nie znajdę. Lecz sama
świadomość,że jest na świecie taki ktoś... – To znaczy, że niepotrzebnie
siedzę w tej dziurze. – Wydawało mi się,że jesteś tu z miłości do sztuki.
Christine w zadumie kiwałagłową. – Taak, pożar to piękne widowisko. Można je
namalowac ´... To niezła reklama, a za nią klienci. – Christine, przyznaj, że
tylko to było dla was ważne. Dla ciebie i Beth. Sztuka. Przedmioty, a nie
ludzie. Obrażona zamierzała odejść, lecz Hugo przytrzymał ją wzrokiem tak
długo, aż ochłonęła. – Jak ty nas znasz! – prychnęła. – Kochasz sztukę, a
ludzie są dla ciebie dopiero na drugim miejscu. – Bylibyśmy dobraną parą. –
Strona 31
Lennox Marion - Ślub nad oceanem
Owszem – mruknął z przekąsem. – Leczyłbym ludzi, żeby płacić za twoje farby. –
Warto byłoby spróbować. – Nie, Christine. Pora, żebym zaczął żyć po swojemu.
Oraz rozstał się z brokatem. Na razie jednak muszę zająć się mieszkańcami
Cowral. – A ja malowaniem. Zdajesz sobie chyba sprawę,że ona nigdy nie będzie
twoja? Jej mąż jest obrzydliwie bogatym specjalistą w Sydney. Dlaczego miałaby
się tobą interesować? Faktycznie, dlaczego? Patrząc za szwagierką, pomyślał,
żewłaśnie położył na szalę swojąprzyszłość z powodu kobiety, z którą nic go nie
połączy. Nic. I wszystko. Rachel miała w przychodni pełne ręce roboty.
Najczęściej przychodziły osoby starsze z objawami astmy. Nawet ci, u których
wcześniej jej nie stwierdzono, teraz mieli problemy z oddychaniem. Dwóch
staruszków przyjęła do szpitala, a chwilę później zadzwonił Don z domu starców,
domagając się instrukcji, jak pomóc jednemu z jego podopiecznych, który dostał
ataku duszności. – Popiół w powietrzu psuje nam klimatyzację – mówił. – A
musimy przygotować ich do ewakuacji. – Macie w planie ewakuację? – Na plaży
Hugo już ustawia punkt medyczny. Gorzej będzie, jeśli wiatr zmieni kierunek.
Przed taką zmianą pożar się nasila, i tego najbardziej się obawiamy. Rachel
udzieliła mu niezbędnych porad, odłożyłasłuchawkę i wyjrzała przez okno. Dym
zgęstniał do tego stopnia, że widoczność wynosiła teraz mniej niż dziesięć
metrów. W poczekalni Toby bawił się kolejką. Gdy Rachel nie badała pacjenta,
zostawiała szeroko otwarte drzwi, by go widzieć, ponieważ zorientowała się,że
od czasu do czasu chłopiec podnosi wzrok znad zabawki, patrzy na nią, a potem
na ogromną walizę pod ścianą. Ma Rachel oraz swoje największe skarby. Psy
leżąna werandzie. Hugo wprawdzie jest gdzie indziej, ale ta więź powinna mu
wystarczyć. – Rachel! – W domofonie rozległ się zaniepokojony głosElly,
pielęgniarkiwszpitalu. –Możesz przyjść?Zaraz będzie tu Katy Brady z
niemowlęciem. Mały ma drgawki. Rachel poleciła Toby’ego opiece rejestratorki
i wybiegła z przychodni w chwili, gdy na podjeździe do szpitala zatrzymał się
rozklekotany ford. Za kierownicą młoda dziewczyna w wystrzępionych dżinsach, z
tatuażami na ramionach i dredami do pasa, trzymała na kolanach bezwładne
niemowlę. Rachel przyłożyłamudłoń do czoła. Temperatura! Ponad czterdzieści
stopni. Mimo to malec był ciasno owinięty kocykami. – Mój synek... – szlochała
Katy, gdy Rachel brała zawiniątko z jej kolan, drugą ręką ściągając pierwszy
kocyk. – Doktor McInnes... Rachel już badała dziecko, szukając wysypki
charakterystycznej dla zapalenia opon mózgowych, sprawdzając sztywność karku.
Dzięki Bogu, nie ma. – Nożyczki! – mruknęła do Elly. Trzeba pozbyć się tych
cholernych guziczków i tasiemek, by dokładniej go zbadać! Wygląda na połączenie
gorączki i upału. – Elly, umywalka pełna zimnej wody. Dziewczyna wysiadła z
samochodu i już wyciągała ramiona po swoje dziecko. – Jestem lekarzem –
uprzedziłają Rachel. – To są drgawki wywołane przegrzaniem. Trzeba go
ochłodzić. – Niech mi pani go odda! – zawołała matka. – Kate, chodź ze mną.
Powiedz, kiedy to się zaczęło. Jej rzeczowy ton nieco otrzeźwił dziewczynę. –
On jest przeziębiony. Prosiłam doktora McInnesa o antybiotyk, ale odmówił. Rano
mały miał strasznie zatkany nosek, a w radiu ostrzegali, że możemy być
ewakuowani, więc go dobrze opatuliłam i poszłam się spakować. Kiedy do niego
znowu zajrzałam – chlipnęła – był cały sztywny, a jak wzięłam go na ręce, to
był zupełnie bezwładny. Rachel położyłachłopczyka na stole i zaczęła go
rozbierac ´: becik z falbankami, włóczkowe buciki, ciepły kaftanik, koszulka.
Biedne dziecko... – Czy od razu zabrałaś go do samochodu? – Słucham? –
Dziewczyna nadal była rozkojarzona. – Jak długo ma te drgawki? Kiedy
zadzwoniłaś do nas? – Jak tylko go zobaczyłam. Tak się przestraszyłam, że od
razu pobiegłam do telefonu. – To było osiem minut temu – odezwała się
pielęgniarka. – A ja natychmiast cię wezwałam. – Jak długo był sam? Czy
myślisz, że miał konwulsje, jak się pakowałaś? – Nie miał. Na pewno nie. –
Katy skupiła się, poniewaz ˙ dotarło do niej, że jej odpowiedzi są bardzo ważne.
– Najwyżej dwie minuty, bo najpierw go zawinęłam i połoz ˙yłam do łóżeczka,
potem wyszłam po fotelik. To znaczy, że drgawki trwały nie dłużej niż dziesięć
minut, ale to nie eliminuje ryzyka uszkodzenia mózgu. – Co się stało? W
drzwiach stał Hugo. – Konwulsje – odrzekła Rachel, nie odwracając się znad
umywalki. – Elly, obmywaj mu czoło. Hugo, diazepam. – Już podaję. – Nie
kwestionując jej decyzji, zniknął wsąsiednim pokoju. – No, obudź się –
przemawiała do bezwładnego ciałka. Kolejny raz wróciła do niej modlitwa, która
czasami przynosiła oczekiwany efekt. Oby teraz też poskutkowała. – Connor,
obudź się. Diazepam przygotowany? – Tak jest. – Rachel uniosła niemowlę, a Hugo
podał mu lek. Potem stali pochyleni nad dzieckiem, razem modląc się w duchu,
by odzyskało przytomność. Bezwładne ciałko drgnęło, po czym Connor otworzył
oczy, wykrzywił buzię i cichutko zakwilił. Rachel odetchnęła. Jak długo
wstrzymywała oddech? Chyba od chwili, gdy go ujrzała. Podniosła wzrok na
Hugona. On także nie ukrywał radości. – Sukces – rzekł półgłosem. – Dzięki
Strona 32
Lennox Marion - Ślub nad oceanem
tobie. – Miałam szczęście – szepnęła Rachel. Hugo dalej polewał chłodną wodą
główkę dziecka, które płakało coraz głośniej. Ten efekt był dla obojga
błogosławieństwem. Rachel obejrzała się. Katy płakała cichutko. –Katy,
potrzymaj go. Mam wrażenie, że on domaga się mamy. – Nie mogę – zaszlochała. –
Prosiłam doktora, żeby dał mu antybiotyk, a on mu nie dał... – Ukryła twarz
wdłoniach. W tej sytuacji Rachel gestem poprosiła pielęgniarkę,by ją zastąpiła,
a sama usiadła przed zapłakaną dziewczynąi oderwała jej ręce od twarzy tak, by
patrzeć jej w oczy. – Katy, antybiotyk by nie pomógł. Przeziębienie samo
przejdzie. Przyczyną konwulsji byłopołączenie wysokiej temperatury ciała oraz
otoczenia. – W książce jest napisane, że dziecko z przeziębieniem musi mieć
ciepło. Sama czytałam... – Nie ma tu poradni dla młodych matek? – Nie. – Nie
mam tyle personelu – powiedział ponuro Hugo. – Dwoję się i troję, ale tu jest
potrzebny drugi lekarz. –Zawahałsię. I zaryzykował. –A ty? Może byś tu została
i zorganizowała taką poradnię? Oprócz innych zajęć. – Nie miałabym nic
przeciwko temu – wyrwało się jej. Hugo spojrzał na nią przenikliwie. Ukryte
myśli... Nie, to nie jest pora ani miejsce na takie rozważania. –Musimy
ruszać–oznajmił–i to szybko. Ogień przeskoczyłprzez dukt. –Co to znaczy? –ż e
sięewakuujemy. Teraz. –Mój synek... –załkała Katy, a Hugo zerknąłna wrzeszczące
i wierzgające niemowlę. –Katy, odnoszęwrażenie, że to jest twój najmniejszy
problem. Ubierzemy go tylko w pieluchę. Na plaży jest dużo cienia, a jeśli
podskoczy mu gorączka, zanurzysz go wpłytkiej wodzie. Każdemu to zalecam. Katy,
teraz sama musisz zadbać,żeby znowu sięnie przegrzał. Kilka następnych godzin
wracało we wspomnieniach Rachel jako czas chaosu. Walka z ogniem zeszła na
drugi plan. Strażacy i ochotnicy wrócili z gór, bo stało sięto zbyt ryzykowne.
Każdemu zdrowemu na ciele i umyśle przydzielono zadanie. Grupy ochotników
chodziłyod domu do domu, by sprawdzić, czy nikt nie zostałoraz czy zrobiono
wszystko, co należało. Potem Cowral sięwyludniło. Sam Nieve byłw swoim żywiole.
Ten starszy pan, chory na serce, został, jak sam to nazwał, szefem straży
domowej. Zawczasu przygotowałlistęmieszkańców i teraz, kiedy na plaży zjawili
sięRachel i Hugo z Kim oraz dwoma pacjentami na noszach, siedziałprzy
prowizorycznym biurku i skreślałz listy kolejnych przybyszów. Obok biurka
ustawiłnawet barierkę, przez którąkażdy musiałprzejść. –Dzięki temu wiem, kto
jeszcze nie opuściłdomu –oznajmiłz dumą. –Ale nadal niepokojąmnie trzy osoby.
Panna Baxter, ta chora na nogę, powiedziała, że nie opuści swojego ogrodu, Les
Harding nie może zo stawić na pastwę losu bezdomnych kotów, oraz Sue-Ellen
Lesley. Wysłałem dwie ekipy po pannę Baxter, Lesa oraz tyle kotów, ile uda im
się złapać. Największy problem mam z Sue-Ellen. – Nikogo do niej nie
skierowałeś? – zapytał Hugo. – Sue-Ellen się nie ruszy, nawet jakby przyszło po
nią sto ekip. Sam usiłowałem ją przekonać o zagrożeniu, ale zatrzasnęła mi
drzwi przed nosem – tłumaczył się Sam. – Dzisiaj ją widziałeś? – Nie, wczoraj.
Wieczorem poszedł do niej Gary Lewis, ale z nim też nie chciała rozmawiać. – W
jakim była stanie? – dopytywał się Hugo. – Rozkojarzona, nerwowa i zła. – W
spojrzeniach obu mężczyzn malował się niepokój. – Macie jakiś problem? –
zapytała Rachel. – Sue-Ellen cierpi na schizofrenię – odparł Hugo. – Zazwyczaj
jest spokojna, ale taka sytuacja jak ta możeją wytrącić zrównowagi. Tydzień
temu wszystko było w porządku, ale... – Kiedy ją zapytałem, czy bierze proszki
– wtrącił się Sam – odesłała mnie do diabła. – Ona tak mówi nawet wtedy, kiedy
grzecznie je bierze – zauważył Hugo, popatrując na wzgórza, jakby cokolwiek
było tam widać. Tutaj jest bezpiecznie, ale nie dla Sue-Ellen. – Ona bardzo nie
lubi, jak ktoś wtrąca się w jej życie. – Przyjaźniłem się z jej ojcem i wiem,
że Sue czasami nie bierze leków. Pamiętam, jak on się wtedy bał. – Gdzie ona
mieszka? – zainteresowała się Rachel. – Za Cowral. Ma niewielki kawałek ziemi.
– Same zarośla – sprecyzował Sam. – Nikogo tam nie wyślę. Nie teraz. Jak się
nie zjawi, to jej sprawa. – Może mnie by posłuchała? – zamyślił się Hugo. – Na
pewno – mruknął Sam. – Będziesz się narażał dla takiego czuba? Hugo spojrzał
na niego ze złością. – Sue-Ellen jest wspaniała – oznajmił. – Kiedyś, zanim
zachorowała, grała w filharmonii narodowej. – A teraz siedzi tam razem z kozami
i świruje. – Ma hodowlę kóz angorskich. Przędzie, tka i gra... – I gada do
siebie. – Marnuję czas. – Hugo się zawahał. – Jestem jedyną osobą, którą
Sue-Ellen darzy zaufaniem. – Ona nie ma rodziny? – Rachel była wyraźnie
speszona. – Jej ojciec zmarł pięć lat temu. Przez jakiś czas była z Garym
Lewisem, jednym z naszych strażaków, ale ubzdurała sobie, że leki ją ogłupiają.
Kazała Gary’emu odejść i od tej pory żyje sama jak palec. – Nie możesz tam
jechać. – Jeszcze zdążę. – Odwrócił się, by popatrzeć na północ, ale ujrzał
jedynie grubązasłonę dymu. Czuło się jego smak w ustach. Rachel chciała coś
powiedzieć, ale płatek popiołu osiadł jej na języku, więc zaniosła się
kaszlem. – Załóż maseczkę chirurgiczną – polecił jej Hugo. – Musisz być
sprawna. Rozdaj je wszystkim. Czy możesz...? – Domyślała się, o co ją poprosi.
Strona 33
Lennox Marion - Ślub nad oceanem
– Przejąć moje obowiązki? – Pomyślałeś o Tobym? – spytała zrozpaczona.
Chłopiec tymczasem bawił się w morzu pod czujnym okiem Myry. – Hugo, pozwól mi
pojechać. Ja nikogo nie mam. – Masz męża. – Który mnie nie potrzebuje. –
Powiedziała to! W tej samej chwil pojęła, żemówi najświętszą prawdę. Dottie
ma rację. – Za to ty jesteś potrzebny Toby’emu. – Nie trafisz tam. Poza tym
Sue-Ellen nie ma do ciebie zaufania. Nic mi się nie stanie. Na jej pastwiskach
są kanały. Zdążymy do was wrócić. – Ryzykować życie dla świrusa... – Sam nie
krył oburzenia. – Ona nie jest świrusem – powtórzył Hugo znużonym głosem. –
Jest wielką artystką, cudownym człowiekiem oraz moją pacjentką. Powinienem był
odwiedzić ją już wczoraj. – Popatrzył na Rachel. – Muszę jechać. Zastąpisz
mnie? On doskonale wie, o co mnie prosi, pomyślała. Musi jechać, to oczywiste.
Toby ma ciotkę icałe miasteczko troskliwych ludzi, a ta Sue-Ellen nie ma nikogo
oprócz Hugona. – Rozumiem – szepnęła. – Jedź. Pod warunkiem że przysięgniesz,
że wrócicie cali i zdrowi. – Ja nie... – Przysięgasz? – Chwyciłagozaręce, nie
spuszczając wzroku z jego twarzy. – Musisz. – Przysięgam. – Pociągnął ją ku
sobie i pocałował.Za tym szorstkim pocałunkiem krył się strach, pożądanie i
adrenalina. – Opiekuj się Tobym i pilnuj mojego Cowral, dopóki nie wrócę! –
zawołał, znikającw kłębach dymu.
ROZDZIAŁ ÓSMY
– Zdąży – pocieszał ją Sam. – Ogień rozprzestrzenia się szybko, ale na razie
nie zanosi się na burzę. Jeśli Hugo będzie ostrożny i jeśli wiatr się nie
nasili... Niestety, dziesięć minut później huraganowy wiatr przetoczył się
przez plażę. Uderzenie gorącego powietrza poprzedzającego ogień wszystkim
zaparło dech. Rachel akurat ustawiała stojak z kroplówkąprzy noszach stuletniej
pani McLeod, cierpiącej z powodu objawów odwodnienia. – Dziecko, nie trzeba.
Idź do innych – mówiła staruszka. – Mną nie zaprzątaj sobie głowy. – Jesteśmy
dobrze przygotowani – odrzekła Rachel. Dokończyła wszystkie konieczne
czynności, po czym wstała, by się rozejrzeć. Mieszkańcy miasteczka zachowali
spokój. Wiedzieli, że takie gorąco nie może trwać długo oraz że pod bokiem mają
morze. Teraz wszyscy nakrywali głowy kocami zgodnie z poleceniem, które
wpajano im od dzieciństwa. Tych, którzy nie mogli chodzić, przenoszono na sam
brzeg i ustawiano tak, by fale obmywały im stopy. Każdy z nich miał
przydzielonego opiekuna wyposażonego w mokre koce. Toby popłakiwał przerażony
ogłuszającym hukiem ognia. Opiekuj się Tobym, przykazał jej Hugo. O Boże,
Hugo. Nie wolno jej teraz o nim myśleć. Na płyciźnie mieszkańcy Cowral
zbili sięw ciasną gromadę. Nie było czym oddychać. Pozostawało jedynie
przetrwać. Gdzieśtam jest Hugo. –Jeśli ja przeżyję, to ty teżmusisz –szepnęła,
klękającw płytkiej wodzie. Toby oswobodziłsięz objęćMyry i przylgnąłdo niej.
Tkwili w wodzie przykryci mokrymi kocami, a dookoła nich szalało piekło. –Ja
chcędo taty –zapłakałToby. –Ja też–szepnęła w jego włosy. –Ja też. Ale tata
pojechałdo pacjentki. Niedługo wróci. –Sue-Ellen! –Zasłaniając usta
jakąśszmatą, wyskoczyłz samochodu i ruszyłw stronępłonącego domu. W koronach
drzew nad jego głowąhuczałypłomienie. –Sue-Ellen! Niespodziewanie o
cośsiępotknął. Spojrzałpod nogi i ujrzałszczeniaka owczarka collie. Przerażony
pies zaskowyczał. O Boże! Język ciała zwierzęcia byłnieomylnąwskazówką,że
jego pani została w domu. Fala gorącego powietrza przeszłabłyskawicznie. Teraz
wszyscy mieszkańcy Cowral ostrożnie wyglądali spod mokrych koców. Rachel
zauważyła, jak nieopodal spod czegoś, co przypominało ogromnąmokrąpierzynę,
wychyla siękobieca głowa w lokówkach. Byłato żona Sama, szefa straży domowej.
Po chwili dłońpani Nieve powędrowała do lokówek, by sprawdzić, czy nic sięnie
popsuło. –Czy wszyscy dotarli na plażę? –zapytała Rachel. –PannęBaxter i Lesa
chłopcy doprowadzili w ostatniej chwili –zameldowałSam. –Mamy jednego
pogryzionego przez kota Lesa. Klatka z kotami też tu jest, chyba że ktoś ją
wstawił do wody i się potopiły. – A Hugo? – Jeszcze nie wrócił. Kiedy front
przechodził nad nami, Hugo powinien być już całkiem wysoko. – Na pewno już
badał pacjentkę – szybko dodała Rachel, widząc strach w oczach Toby’ego. –
Jedna pani wgórachzachorowała, więcmusiał niąsię zaopiekować. Ja też muszę do
niej jechać. Toby, zostaniesz z Myrą? Sam, kiedy będzie można pojechać do
Sue-Ellen? – Zapytam szefa straży. – Trzeba tam ruszać jak najprędzej. – Szef
wysyła tam samochód cysternę – oznajmił Sam po chwili. – Jadę z nimi. Zanim
cysterna mogła wyjechać wgóry, Rachel pomagała cierpiącym na trudności z
oddychaniem i opatrzyła mnóstwo niegroźnych skaleczeń. – Aż trudno uwierzyć,
ile mieliśmy szczęścia – rzekł komendant, zsuwając z czoła kask i ocierając
czoło. Burza zmiotła wszystko, ale tak porządnie wysprzątaliśmy teren, że
straciliśmy tylko cztery domy letniskowe. Gdy burza ucichła, strumień
mieszkańców popłynął do miasteczka. Ludzie spieszyli się do domów, by ugasić
miejscowe pożary i ogniska. Mimo że Cowral nadal znajdowało się w pierścieniu
płomieni, zaczynało sprawiać wrażenie bezpiecznego miejsca. Lecz Hugo... –
Strona 34
Lennox Marion - Ślub nad oceanem
Możemy już jechać? – zapytała, opatrzywszy dziecko poparzone przez płonącą
gałąź unoszoną wiatrem. – Lepiej żeby pani z nami nie jechała. – Komendant się
zasępił. – Wziąłem już Gary’ego. Był na froncie walki z ogniem i kiedy
dowiedział się,że Sue-Ellen nie zeszła na plażę, omal nie oszalał. Jedno z was
jest mocno zaangaz ˙owane. – A pan nie jest? Komendant spojrzał jej w oczy i
westchnął. – Jestem – przyznał. – To o co się sprzeczamy? – Rachel była już
ubrana w strażacki kombinezon. – Pani doktor... – dodał komendant – jeszcze
pani nie widziała najgorszego. Fala wyhamowała na rzece. Gdybys ´my byli przed
frontem... – Chce mi pan powiedzieć,że jest niewielka szansa, że Hugo przeżył?
– zapytała odważnie. – Chłopcy oczyszczają drogę. Zawiadomimy panią. – Nie.
Jestem lekarzem. Mam tu wszystko, co może być potrzebne w takich sytuacjach.
Jadę z wami. Farma Sue-Ellen była dwie minuty drogi za miastem, lecz im
zajęłoto pół godziny, ponieważ szosa była zablokowana dymiącym popiołem,
gałęziami i powalonymi eukaliptusami. W powietrzu unosił się zapach spalonego
olejku. Gdy dotarli na miejsce, ujrzeli tylko żarzącąsię belkę w miejscu,
gdzie była skromna chatka Sue-Ellen. Tuż obok stał samochód, a właściwie jego
spalony wrak. To auto Hugona. Nic nie ostało się tej pożodze. Rachel
rozglądała się, nie kryjąc łez, które spływały jej po twarzy. Zosłupienia
wyrwał ją krzyk Gary’ego, atletycznie zbudowanego strażaka, który tak bardzo
przejął się losem Sue-Ellen. – Tutaj! W kanale! – Gary, który znał
ukształtowanie tego terenu, nawet nie spojrzał na zgliszcza, lecz od razu
pognał w stronę pagórka. – Doktor jest w kanale! Z kozami, psem i Sue-Ellen. ż
yją! Hugo rzeczywiście był żywy, lecz stan Sue-Ellen pozostawiał wiele do
życzenia. Słyszał, jak przyjechali, ale nic nie mógł zrobić, ponieważ całą
uwagę skupiał na kobiecie, którą trzymał w ramionach. Co chwila traciła
przytomność, ciśnienie miała bardzo niskie, a puls nitkowaty. Potrzebował
sprzętu oraz czyjejś pomocy. Nie mógł wyjść z kanału, ponieważ trawa na brzegu
nadal się tliła. Więcpółleżał w wodzie, podtrzymując Sue-Ellen, w asyście
wyjącego szczeniaka i stada strzygących uszami kóz. Kobieta poruszyła się i
spojrzała przytomnie. – Nie mogę... – Nic nie musisz robić– zapewniał ją. –
Zrobiłaś wszystko, co należy. Kozy sąbezpieczne. Szczeniak też. Jesteś
poparzona, ale niegroźnie. Już nadchodzi pomoc. Lecz Sue-Ellen znowu straciła
przytomność. Zamknął oczy, a gdy je otworzył, ujrzał nad sobąRachel... Gdy
strażacy rozłożyli na błotnistym brzegu płachtę termiczną, Gary przejął od
Hugona bezwładne ciało i ostrożnie je na niej ułożył, a jednocześnie ktoś inny
pobiegł po torbę lekarską Rachel. Oparzenia, wstrząs, podrażnienie dróg
oddechowych dymem. Dlaczego nie przyjechaliśmy wcześniej? – zastanawiała się
Rachel, mierząc ciśnienie krwi nieprzytomnej. Osiemdziesiąt na pięćdziesiąt.
Cholera! – Gary, obejrzyj Hugona – poleciła, wiedząc, że wszyscy strażacy mają
za sobą kurs pierwszej pomocy. – Nic mi się nie stało – mruknął Hugo. – Nie
mogłem jej pomóc, ale teraz już mogę. – Masz poparzone ręce? – Nie. –
Chrypisz. – Bo mam gardło podrażnione dymem. – Więc... – Daj mi spokój. –
Hugo z pomocą Gary’ego podłączał kroplówkę. – Boże, ona umiera – szepnął Gary.
– Odnoszę wrażenie, że bardzo ją kochasz – powiedziałapo ´łgłosem Rachel. –
Kiedyś byliśmy razem, ale jak się dowiedziała, że ma schizofrenię, zerwała ze
mną, twierdząc, że nie ma prawa być dla mnie ciężarem. Byłem u niej wczoraj,
żeby dowiedzieć się, czy nie trzeba jej pomóc, ale mnie przegoniła. Dzisiaj
wysłano mnie w przeciwnym kierunku. Nie wiedziałem... Nie wiedział, jak bardzo
jąkocha, pomyślała Rachel. – Wyzdrowieje – powiedziałanagłos. – Przynieś z
wozu parę koców. Znajdziesz też moje płachty, które wyglądająjak skrzyżowanie
plastiku i folii aluminiowej, oraz folię samoprzylepną. Gary pobiegł co sił w
nogach. – Trzeba wezwać karetkę powietrzną– oznajmił Hugo chrapliwym głosem.
– Już to zrobiłem – poinformował go szef strażaków. – Z powodu burzy Cowral
stało się priorytetem, więc śmigłowiec będzie tu za dwadzieścia minut. – Jeśli
zdołamy utrzymać ją przy życiu – mruknął Hugo. – Nie mam co do tego
wątpliwości – rzekła Rachel, patrząc, jak po nałożeniu maski tlenowej twarz
dziewczyny zaczynała nabierać żywszej barwy pod warstwą błota. Sue-Ellen
jęknęła. – Morfina. – Nim Rachel sięgnęła do torby, Hugo już robił zastrzyk.
Widać było, że jest skrajnie wyczerpany i działa automatycznie. – Puść mnie,
puść... – protestowała Sue-Ellen. – Haloperidol? – Rachel wolała się upewnić,
lecz Hugo przytaknął, po czym raz jeszcze zmierzyła ciśnienie. – Sto dziesięć
na siedemdziesiąt. Widzisz? Uda się. – Dzięki tobie. Bez ciebie nic by z tego
nie było. Rachel, ja nic nie miałem! – Bo twoje auto spłonęło. Wrócił Gary z
naręczem koców. – Teraz możemy oszacować, jak rozległesą oparzenia. – Hugo
skrzywił się, obejrzawszy dłonie i nogi Sue-Ellen. Trzydzieści procent! –
Trzeba ją opatrzyć. – Wszystko mam przy sobie. ż el, gazę i folię. Pracowali w
milczeniu, na koniec owijając opatrunki cienką folią, aby poparzone miejsca
były sterylne i bez dopływu powietrza. W trakcie tego zabiegu Sue-Ellen
Strona 35
Lennox Marion - Ślub nad oceanem
otworzyłaoczy,byujrzeć nadsobątwarzGary’ego,który bez słowa przyłożył dłoń do
jej policzka. Ma teraz wszystko, czego jej trzeba, pomyślała Rachel. W tej
chwili. Bo jej życie nadal wisi na włosku. Jedno spojrzenie na Gary’ego
wystarczyło, by nabrać pewności, że tym razem nie rozdzieli tych dwojga ani
choroba psychiczna, ani pożar buszu. – Była w domu. – Hugo siedział na
błotnistej skarpie, a za jego plecami helikopter unosił właśnie w powietrze
Sue-Ellen. Poleciał z nią Gary. Ta kwestia nie podlegała dyskusji. Kozy już
zdążyły wydostać się z rowu i pasły się tak spokojnie, jakby w wypalonej
trawie było mnóstwo jedzenia i jakby nic strasznego się tego dnia nie
wydarzyło. Za to Hugo wyglądał okropnie. Rachel przysiadła obok niego i wzięła
na kolana roztrzęsionego Pudge’a, szczeniaka Sue-Ellen. Wolną ręką mocno
ścisnęładłoń Hugona. – Hugo... – Dom się zajął, zanim dojechałem – mówił
jakby do siebie. – Słyszałem, że jest w środku i woła psa, ale Pudge był na
dworze. Przybiegł ze mnąsię przywitać, ale strasznie piszczał. Jakby
wiedział,że pani coś się stało. – Wszedłeś do środka. – Oczywiście. – Gdy się
skrzywił, Rachel spojrzała na jego dłonie. Byłycałew pęcherzach. Miał na sobie
ubranie ochronne, które go uratowało, lecz ręce oraz twarz miał poparzone. Był
w piekle. – Znalazłem ją w pokoju, w którym płonęły firanki. Szyba w oknie
wybuchła. Do wewnątrz. A ona była boso. – Hugo... – Powinienem był wczoraj tu
przyjechać. Nie pomyślałem o niej – jęknął. – Pojechałem na plażę. – Bo
wczoraj nie było zagrożenia. – Ale dzisiaj... – Dzisiaj przyjechałeś. Ludzie
na plaży twierdzą,że Sue-Ellen nie chciała się ewakuować. Uważasz, że pod
twoim wpływem zmieniłaby zdanie? Hugo, nie jesteś wszechwładny. Jesteś tylko
człowiekiem. – Oglądała jego dłonie. Poparzone, ale niegroźnie. – Hugo, jesteś
wspaniałym człowiekiem – szepnęła. – Gdybym cię straciła... Nie słyszał tych
słów, pogrążony w myślach o Sue- Ellen. – Wydawało mi się,że jest w dobrym
stanie. Byłem tu trzy dni temu. Dlaczego nie sprawdziłem, czy się
przygotowuje? – Bo nie możesz myśleć za każdego mieszkańca Cowral. – Nie mogła
spokojnie patrzeć na jego rozpacz. Ujęła jego twarz i delikatnie pocałowała go
w obie powieki. – Sue-Ellen postanowiła nie opuszczać swoich zwierzaków –
tłumaczyłamu – bo czuje się za nie odpowiedzialna. Sam nazwał ją czubem. Jeśli
i ty masz jąza wariatkę, to owszem, odpowiadasz za nią, ponieważ ona jest
nieodpowiedzialna. Powinieneś był zamknąć jąw szpitalu psychiatrycznym. Ale sam
mi powiedziałeś, że ona jest zdolna do podejmowania decyzji. – Tak, ale... –
Nie ma żadnego ,,ale’’. Znała ryzyko. Ostrzegali ją Sam oraz Gary, ale ona
postanowiła stąd się nie ruszać. – Bo była chora. – Kwalifikowała się do
zamknięcia w zakładzie? – Nie, ale... – Hugo, Sue-Ellen prowadziła niezależne
życie i przez to jest ranna. To nie jest twoja wina. Uśmiechnął się blado. –
Znowu jesteś apodyktyczna? – To moja specjalność. Poparzonymi palcami dotknął
jej policzka. – Jesteś piękna. – Piękna i apodyktyczna? – Tak. Rachel... –
Słucham. – Muszę cię pocałować. Nie protestowała. Co więcej, poczuła, że jej
serce należy do niego. Do Hugona, który jest jej miłością. Była też druga
miłość. Craig. To uczucie nie minęło, nigdy nie minie. Dottie namawiałają,by
ułożyła sobie życie na nowo. By przestała myśleć o Craigu. Ale tak się nie
stało przez osiem długich lat. Teraz też o nim myśli. Ponieważ Graig był
częścią jej, częścią jej miłości. Całując teraz Hugona, wiedziała, że nie
dopuszcza się zdrady. Bo miłość do Hugona jest po prostu wzbogaceniem tego
samego uczucia. Skarbu miłos ´ci. Jej serce biło teraz dla Toby’ego, dla Cowral,
dla Penelope i Diggera, dla Sue-Ellen, jej kóz oraz trzęsącego się szczeniaka.
Trwali w uścisku, czerpiącsiłę z tej bliskości, aż za ich plecami rozległo się
dyskretne kaszlnięcie. – Doktorze... – odezwał się szef strażaków. Obolali i
brudni odwrócili się w jego stronę. – Doktorze, pan chyba ma wypaczony gust. –
Szczerzył wuśmiechu wszystkie zęby. – Mnie najbardziej kręci, jak moja wystąpi
w seksownej bieliźnie, a jak pan woli takie usmolone... Ale dla mnie to trąci
zboczeniem. Rachel poczuła, że się czerwieni i chciała odsunąć się od Hugona,
ale on przytulił ją jeszcze mocniej. – Takiej seksownej jeszcze nie miałem –
odciął się. – To prawda. Zrobimy jej zdjęcia do nowego kalendarza. Koniecznie
w kasku. Przepraszam, że przeszkadzam... – Człowiek nigdy nie może zaznać
chwili spokoju – zrzędził Hugo z wesołym błyskiem w oku. – Ileśmy się tego
miejsca naszukali... A tu masz, babo, placek: trzydzies ´ci kóz, jeden pies i
dwudziestu paru strażaków! – Spoważniał. – O co chodzi? Problemy? –
Niewielkie, ale... – No mów! – Grupa nad rzeką ucierpiała z powodu dymu, a
żona właściciela pubu potknęła się w tym dymie o kran w ogrodzie i jest
podejrzenie, żema złamany palec u nogi. – To wszystko? – zapytał Hugo. – Tak
jest, doktorze. Na razie. Dokończycie tę... dyskusję później, bo teraz jesteście
nam potrzebni. – Pobawimy się trochę w lekarzy? – zapytał Hugo. – Pod
warunkiem, żew głębi serca pozostaniemy czymś więcej niż lekarzami – odparła
Rachel. Do końca tego bardzo długiego dnia pracowali bez wytchnienia. Najpierw
Strona 36
Lennox Marion - Ślub nad oceanem
byli lekko zaczadzeni strażacy i pani Forsyth z pęknięciem kości palucha, a
potem cały szereg mieszkańców Cowral z drobnymi oparzeniami i skaleczeniami.
Od czasu do czasu odwiedzała ich Myra z Tobym, by pokazać malcowi, że tata i
Rachel są niedaleko. Toby i Myra zabierali ze sobą trzy psy, ponieważ małego
Pudge’a nie można było zostawić na spalonej farmie Sue-Ellen. Penelope i Digger
instynktownie wyczuli dramatyczną sytuację szczeniaka i wraz z gosposią imałym
chłopcem otaczali go troskliwą opieką. Już podczas drugiej wizyty w szpitalu
Pudge zaczął nieśmiało merdać ogonem. – Zadzwonię do centrum transportu
sanitarnego i poproszę,żeby przekazali tę wiadomość Sue-Ellen – obiecał Hugo. –
To jej pomoże bardziej niż leki. W tym potwornym zamieszaniu Hugo znalazł czas,
by o tym pomyśleć! To część pracy lekarza na prowincji, przeszło Rachel przez
głowę. Medycyna plus cała reszta. Zapadła noc. Wiatr ucichł,a koło
dziesiątej powiało od południa. Temperatura powietrza wyraźnie się obniz ˙yła i
nawet spadł niewielki deszcz. Specjalna grupa ochotników chodziła od domu do
domu, by dowiedzieć się o stan zdrowia mieszkańców, zwłaszcza tych w podeszłym
wieku. Około drugiej nad ranem Rachel weszła do kuchni. Myra, która zabrała do
siebie Toby’ego oraz psy, zostawiła na stole garnki z kolacją, lecz Rachel na
nic nie miałasiły. Siedziała przy stole, tępo wpatrując się wścianę. Kwadrans
później zjawił się Hugo. Był szary ze zmęczenia. Na jego widok Rachel podniosła
się z krzesła. Patrzyła na niego, nic więcej. Ich spojrzenia były
potwierdzeniem tego, czego doświadczyli w ciągu kilkunastu minionych godzin.
Tak zaczęło się ich wspólne życie. – Rachel... Bez słowa padła mu w ramiona.
To nie była pora na rozmowy. Nadszedł czas miłości. Zaspokojenia palącego
pragnienia bliskości. By nie marnować czasu, razem weszli pod prysznic,
zrzuciwszy na podłogę ubrania tak brudne, że powstydziłby się ich każdy
szanujący się lekarz. Lecz tego dnia nikt nie zwracał uwagi na ich strój. Tego
dnia byli po to, by zaspokoić potrzeby mieszkańców Cowral. Lecz teraz nadszedł
czas spełnienia ich własnych potrzeb. Czas, by zostali kochankami. Zmywając z
siebie nawzajem brud w strumieniach ciepłej wody, wszystkimi zmysłami
poznawali swoje spragnione ciała. Potem, w wielkim łożu Hugona, stali się
jednością. Później Rachel nie potrafiła sobie przypomnieć, czy kiedykolwiek
wzniosła się na takie szczyty rozkoszy. Nie porównywała. To, co było między nią
i Craigiem, działo się w poprzednim życiu. Nie przestało być cenne, lecz
zostało w przeszłości. Teraz napawała się teraźniejszos ´cią. Craig nie miałby
jej za złe tej nowej miłości. W głębi serca wiedziała, że ma jego
błogosławieństwo. Drugim błogosławieństwem był Hugo: jego ciepło, ręce, zapach
i smak. Przyjęłago całym ciałem i duszą... Potem zasnęli. Pierwszy raz od wielu
lat Rachel spała spokojnie wtulona w kochanka. Od dnia tragicznego wypadku
sypiała bardzo źle, budząc się co chwila, jakby musiała czuwać, by zapobiec
nowej katastrofie. Lecz teraz w ramionach tego mężczyzny spała kamiennym
uzdrowicielskim snem, spokojna o jutro. A on? Z Beth nigdy tak nie było. W
małżeństwo z jej siostrą wpakowałby się równie bezmyślnie. Idiota. Skąd jednak
miał wtedy wiedzieć,że jest to zła decyzja? Nie miał wówczas pojęcia, że może
być zupełnie inaczej. Nawet nie podejrzewał,że można kochać tak jak teraz.
Rachel. Cudowna kobieta. Skarb. Jeszcze mocniej przygarnął ją do siebie,
czując, jak wzbiera w nim nowa fala pożądania. Pożądanie? Może poczekać godzinę
lub dwie, pomyślał z radością. Przed nami cała wieczność... Okołoósmej obudził
ich telefon. Na brokatowej powłoczce ślizgały się promienie słońca. Zmienię
to, pomyślał. Tak! Wyrzucę z domu wszystkie brokaty! Dzisiaj urodził się na
nowo i zaczyna nowe życie z Rachel. Ona też powoli się budziła. Uśmiechała się
do niego, nim jeszcze podniosła powieki. Telefon dzwonił. Hugo sięgnął po
słuchawkę. – Czy zastałam Rachel? – pytał kobiecy głos. – Doktor Harper. Nie
odbiera komórki, a to pilna sprawa. – Już ją proszę. – Dottie... – rzekła
Rachel i natychmiast oprzytomniała. Usiadłana łóżku, zapominając, że jest naga.
Boże, jaka ona jest piękna. – Nie, Dottie, wszystko w porządku. Powinnam była
wczoraj do ciebie zadzwonić. Mogłam się domyślić,żesłuchałaś wiadomości. Nie,
jesteśmy bezpieczni. Nie... Potem nagle zniżyłagłos. – Jak to, Dottie? Był
stabilny... – Słuchała, zacisnąwszy powieki. – Oczywiście, już jadę. Hugo
wyjął słuchawkę z jej dłoni. – Rachel, co się stało? – zapytał. – Craig... –
szepnęła. – Craig? – Mójmąż. Umiera.
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
Pomógłjej się spakować, wmusiłwniągrzankę i zorganizował transport. W trakcie
tych przygotowań udało mu się poznać jej tajemnicę. – Osiem lat temu mieliśmy
wypadek – mówiła z twarząściągniętąbólem. – Razem studiowaliśmy. Chodziliśmy ze
sobą jeszcze w szkole. Dottie, jego matka, jest dla mnie praktycznie jak moja
własna matka. Pobraliśmy się i wszystko doskonale się układało do dnia, kiedy
jakiś pijak uderzył w nasz samochód. Jechał pod prąd. Craig nic nie mógł
zrobić.Byłam ranna, a Craig... właściwie nie ucierpiał. Tylko uderzył się
Strona 37
Lennox Marion - Ślub nad oceanem
wgłowę. Stracił przytomnos ´ć. I już jej nie odzyskał. – Rozpłakała się. –
Czyli Michael, ten facet, który był na wystawie... – To dureń. Dottie
przekonywała mnie, że powinnam wyjechać. Rozerwać się. Poznałam ciebie. Hugo
zbierał myśli. W nocy był przeświadczony, że kocha się z kobietą uwikłaną w
nieszczęśliwe małżeństwo, a teraz... Wszystko się zmieniło. Ona jest inna.
Mimo że szumiałomu w głowie, czuł,że teraz najważniejsza jest jej rozpacz. –
Rachel, tak mi przykro... – Przykro? Mnie wcale nie jest przykro. Z powodu tej
nocy? Hugo, to była najcudowniejsza noc w moim życiu. Nigdy jej nie zapomnę,
ale teraz muszę wyjechać. – To zrozumiałe. – Był wściekły, że nie może
osobiście jej odwieźć, ale Cowral nadal potrzebuje lekarza. Całe szczęście że
droga jest już otwarta. Poza tym udało mu się znaleźć kogoś, kto ją zabierze.
– Rachel... – Wiem. – Dopiła herbatę i wpatrywała się w fusy na dnie kubka. –
Wiem. Przepraszam. Przepraszam, kochany... Hugo rzucił się w wir pracy. Minął
pierwszy dzień, drugi, trzeci... W końcu nie wytrzymał. Odbył poważną rozmowę
z Myrą i Tobym, zgłosił zapotrzebowanie na zastępstwo, przyjął nowego lekarza i
wyruszył do miasta. Cienka niebieska linia wznosiła się i opadała. Wznosiła
się i opadała. Jak długo trwa miłość? Młoda kobieta czuwała, tak jak robiła to
od wielu lat. – Craig, kocham cię – szepnęła, ale nie otrzymała odpowiedzi.
Tak było od lat. Promienie słońca pełzały po nieruchomej dłoni. Ukochane oczy,
dawniej pełne radości życia, pozostawały zamknięte. Niebieska linia wznosiła
się i opadała. Jak długo trwa miłość? Może nie dłużej niż tchnienie? Hugo stał
w drzwiach i przyglądał się Rachel. Spała zgłową na jego piersi, trzymającgo za
rękę. Wzrok Hugona przeniósł się na monitor. Tętno przyspieszone i
nieregularne. W ciągu kilku minionych dni wiele się dowiedział, wiele nauczył.
Odpowiedzi na pytania, które należało zadać Rachel, udzielił mu lekarz. –
Osiem lat w śpiączce. Był silny. Myśleliśmy, że z tak niewielkim wylewem będzie
żył znacznie dłużej, ale parę miesięcy temu skrzep... W takich przypadkach jak
ten nie jest rzadkością. Organizm jest mało aktywny, baliśmy się,że go
stracimy. Mam wrażenie, że rodzice i Rachel już się z nim wtedy pożegnali. Ale
on był silniejszy. – Rachel... – Znam ją od czasu studiów. Ona i Craig byli
wspaniałą parą. Po wypadku w Rachel coś zgasło. Jest znakomitym lekarzem, ale
co noc siedzi przy nim... – Chyba bardzo go kochała. – Trudno od tego się
uwolnić,zwłaszcza gdy nie nastąpił zgon. Po tym skrzepie rodzice Craiga
pogodzili się ze stratą syna. Namawiali Rachel, żeby zaczęłażyć na nowo.
Próbowała. Teraz wystąpiły nowe skrzepy. Jeden z nich jest w płucach. To już
koniec. Więc stał teraz w drzwiach i tylko ją obserwował. Jak ona Craiga przez
całe lata. Wyszła po kawę. Koszmarny dzień. Czuła, że jest bliska załamania.
Dlaczego tak się dzieje? Dlaczego akurat wtedy, gdy poznałamiłość, drugą miłość
swojego życia, pierwsza szykuje się do odejścia z tego świata? Nie miała
wyrzutów sumienia. Z jakiego powodu? W pewnym sensie Craig przyczynił się do
tego, że pokochała Hugona. Uczucia, którymi darzyła obu mężczyzn przeplatały
się, przemieszały. Ponieważ kocha Hugona, jej miłość do Craiga nie wygaśnie,
niezależnie od tego, co stanie się z tym mężczyzną na szpitalnym łóżku. Lecz
teraz nie wolno jej myśleć o Hugonie. Na razie niech pozostanie w tle. Teraz
jest czas Craiga. Oddycha coraz płyciej. Nadchodzi jego czas. Pora pogodzić
się ze stratą. Z kubkiem kawy szła do pokoju Craiga, lecz w progu stanęła jak
wryta. Na krześle przy łóżku siedział Hugo i przemawiał do Craiga. – Stary,
nie wiem, czy mnie słyszysz. Najtęższe umysły nie wiedzą, jak funkcjonuje
uszkodzony mózg, jak odbywa się umieranie. Czy ma się jego świadomość,co się
wtedy czuje. Ale muszę z tobą porozmawiać. Cofnęła się, oparłao ścianę
isłuchała, co Hugo mówi do Craiga. Jak druga miłość przemawia do pierwszej. –
Nazywam się Hugo McInnes. Pracuję na prowincji. Jestem wdowcem. Mam dziecko,
psa i trzydzieści pięć lat. I kocham twoją żonę. Kocham twojążonę. Tak po
prostu. Rachel aż zaparło dech w piersiach. Czekała. – To straszne, prawda?
Nie przypuszczałem, że kiedykolwiek przyjdzie mi to wyznać komuś, kogo uważam
za przyjaciela. ż e kocham twoją żonę. Być może przechodzi mi to przez
gardłowłaśnie dlatego, że mam cię za przyjaciela. Rachel postawiła kubek na
podłodze. Pielęgniarki, które przeszły obok, rzuciły jej pytające spojrzenie,
lecz ona oddaliła je gestem. Przyjechał... – Craig, wiem, że kochacie się od
lat. Widzę to w jej oczach –mówiłHugo półgłosem. –To byławielka miłość. Jesteś
częściąRachel.Terazjająpokochałem.Możenawet tak bardzo jak ty. Ale, oczywiście,
inaczej. Bo kocham kobietę, która już kochałaibyła kochana. Która jest taka
jak jest, ponieważ dawno temu pewien facet nauczył ją uśmiechu. Byłjej
światłem. Wziął jąw ramiona i sprawił, że czuła, że dzięki miłości wszystko
jest możliwe. Wahał się, dobierającsłowa. – Ona jest wyjątkowa. Nie ma drugiej
takiej na całej kuli ziemskiej. Wyobrażam sobie, że byliście niezwykłą parą.
To, kim się stała, zawdzięcza tobie. – Namyślał się długo. – Chciałbym cię
zapewnić,że jesteś jej częścią. I dlatego, stary, będziesz częścią naszej
Strona 38
Lennox Marion - Ślub nad oceanem
rodziny. Będziesz żył dalej. Rachel poczuła, że łzy cisną się jej do oczu. –
Wiem, że to brzmi strasznie sentymentalnie. ,,żyje w naszych sercach’’. To
prawda. Przyznam ci się,że nareszcie zrozumiałem, na czym polega miłość. Im
więcej się ma, tym więcej się dostaje. Ponieważ ty kochałeś ją, a ona ciebie.
Rachel potrafiła zdobyć się na to, żeby i nas pokochać. Mnie. Mnie i moje
dziecko. Mówiłem ci, że mam sześcioletniego syna? Toby świata poza nią nie
widzi. Obiecała, że nauczy go kopać z kozła. Twierdzi, że to ty ją tego
nauczyłeś. Pomyśl, twoje zamiłowanie do futbolu przejdzie na mojego syna. Co
jeszcze? Uśmiechał się. Rachel usłyszała to w jego głosie. – Mamy dwa psy.
Digger, kundel, jest mój. Jest też Penelope. Należała do faceta, którego nie
lubimy. Zamierzam złożyć mu propozycję nie do odrzucenia, bo uwaz ˙am, że nasza
rodzina jest za mała. Musimy mieć co najmniej dwa psy. Jest jeszcze jeden,
Pudge, który pomieszkuje z nami, czekając, aż ktoś nam bliski wróci ze
szpitala. Będzie ich więcej, bo Rachel zawsze przygarnie zbłąkane istoty.
Będziemy też mieli dzieci. Gdy przechodzące obok pielęgniarki popatrzyły na nią
jak na wariatkę,połapała się,że już nie płacze, lecz uśmiecha się od ucha do
ucha. Będziemy mieli dzieci... – Mam taką nadzieję, chociaż jeszcze z nią o tym
nie rozmawiałem. Ale chyba mogę zwierzyć ci się z takich planów? Zanim
urodził się Toby, wydawało mi się,że jedno dziecko mi wystarczy, ale on podbił
moje serce. Gdyby to było dziecko Rachel... wasze dziecko... – Znowu się
zawahał. – Jeśli urodzi nam się dziecko, ono również będzie częścią ciebie.
Dostałem od ciebie dar miłości. Stary, nigdy o tym nie zapomnę. Jeśli urodzi
nam się chłopiec, to wiadomo, jakie dostanie imię. Jeśli dziewczynka... to nie
wiem... Może po prostu będziemy starac ´ się tak długo, aż spłodzimy chłopczyka.
Nie mam nic przeciwko temu. Ważne, żeby i tobie to odpowiadało. – Po dłuższej
chwili milczenia Hugo dodał: – Chyba już wszystko ci powiedziałem. Musiałem się
wygadać,aty masz co robić. Musisz skoncentrować się na oddychaniu. Rachel
zobaczyła, jak Hugo ujmuje dłoń Craiga. Widok splecionych męskich dłoni chwycił
ją za gardło. – Staniesz oko w oko ze śmiercią – rzekł półgłosem Hugo. –
Bardzo, stary, żałuję,że nie możesz żyć. Jest mi z tego powodu cholernie
przykro. Bez wahania wyrzekłbym się Rachel, gdyby to mogło przywrócić ci życie,
ale panowie konsultanci twierdzą,że to niemożliwe. Więc się z tobąpożegnam.
Zostawiam cię rodzicom i Rachel. Pamiętaj, stary, że w naszym domu zawsze
będziesz kochany. Pięć minut później Hugo wstał. Gdy wychodził z pokoju
Craiga, przy drzwiach stał samotnie kubek z zimną kawą.
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
Z prochu powstałeś, w proch się obrócisz. Rachel, Dottie i Lewis pożegnali
Craiga na niewielkim cmentarzyku pośródgór. Osiem lat wcześniej połączył ich
smutek, który teraz przybrał postać melancholijnego pożegnania. Tych troje
nadal go kochało. I nigdy o nim nie zapomni. Cmentarz znajdował się nieopodal
miejscowos ´ci, w której Craig się urodził. Pochowano go obok dziadków,
pradziadków i dziecka, które byłoby jego braciszkiem, gdyby nie przyszło
przedwcześnie na świat. – Trzymam się – szepnęła Rachel, na co Dottie
uśmiechnęła się przez łzy. – To dobrze, moje dziecko. – Dottie popatrzyłana
męża, który ujął ją pod rękę. – Jesteś bardzo dzielna – powiedział. Ten
milczący mężczyzna, byłypiłkarz, kochał syna miłością większą niż futbol. –
Teraz myśl o sobie, dziewczyno. – O swojej przyszłości. – Twójmłodyczłowiek.
–Lewiskiwnąłgłowąwstronę drogi prowadzącej do miasteczka. Hugo stał przy swoim
aucie. – Czeka na ciebie, więc idź do niego. Rachel przymknęła powieki, a gdy
je podniosła, ujrzałaus ´miechnięte twarze: Dottie i Lewisa. Oraz Hugona. Nic
tu po niej. Uściskała teściów, po czym opuściła cmentarz, by rzucić się w
ramiona swojej miłości.
ROZDZIAŁ JEDENASTY
Był to całkiem niezłyślub. Toby znał się na ślubach. Panna młoda powinna
wyglądać oszałamiająco, no i Rachel wyglądała oszałamiająco. Panna młoda powinna
być na biało i w koronkach, no i Rachel miała odpowiednio dużo koronek. Ale bez
przesady, uznał po namyśle. Nie miała welonu ani trenu. Myra powiedziała, że
ta suknia jest z jedwabiu. Nie wiadomo, jak trzymała się na górze, za to niżej
miała szeroką spódnicę. Rachel była boso. Jak na pannę młodą wyglądałacałkiem
ładnie. Trochę peszyły go te bose stopy. Panna młoda chyba zawsze ma wysokie
obcasy. Ale buty na szpilkach wyglądałyby na plaży idiotycznie, bo tam odbywała
się cała ceremonia. W tym samym miejscu, gdzie Rachel uczyła go kopać piłkę i
gdzie przed ogniem schroniło się całe Cowral. Rozpoczęcie uroczystości nieco
się opóźniało, bo dwóch staruszków z domu opieki podjęło się założyć z pomocą
Dona system nagłaśniający. Kręcili różnymi gałkami i coś im nie wychodziło, ale
nikt tym się nie przejmował. Wszyscy czekali uśmiechnięci, jakby nigdzie im
się nie spieszyło. Toby, niestety, zostawił piłkę w samochodzie. Gdyby
wiedział, ile to potrwa, mógłby sobie trochę pokopać. Teraz był już znakomitym
Strona 39
Lennox Marion - Ślub nad oceanem
piłkarzem. Rachel dobrze go nauczyła, jak na dziewczynę. Jest lepsza od taty.
Za to Lewis... jest mistrzem. Lewis i Dottie, którzy od razu kazali mówić
sobie po imieniu, ostatnio często przyjeżdz ˙ali do Cowral. Polubili to
miasteczko i pokochali Toby’ego. Nie miał nic przeciwko temu. Oni też od razu
przypadli mu do serca. Jego świat ostatnio znacznie się rozrósł. Spostrzegł,że
na plażysąsami znajomi. Tyle ludzi... Między innymi z tego powodu Rachel i Hugo
zrezygnowali ze ślubu w kościółku. Na pewno nie wszyscy by się tam zmieścili.
Nie być na takiej uroczystości? Kto to widział?! Tuż obok niego stała Myra,
która okropnie się przejmowała, że Toby upuści obrączki. On?! Chyba jest
zdenerwowana, pomyślałoopiekunce.Rano wyszczotkowała oba psy. Penelope
wyglądała przepięknie, chociaż była już cała obsypana piaskiem. Przez to
czekanie. Digger natomiast nadal prezentował się bardzo wytwornie. Knickers też
przyszedł. Miał na szyi wielką czerwonąkokardę.Totenspaniel,odktórego wszystko
się zaczęło. Byłjuż zupełnie zdrowy. JakKim,która siedziała na piasku, a obok
niej leżał Knickers. Bardzo ładnie. Dalej Toby dostrzegł Pudge’a, który nadal
mieszkał z nimi, bo Sue-Ellen przebywała w szpitalu, podczas gdy sąsiedzi
odbudowywali jej dom. Przyszła jednak na ślub, a towarzyszył jej młody strażak,
Gary. Toby słyszał, jak tata mówił do Rachel, że może dobrze się złożyło, że
stało się to, co się stało. Rachel odrzekła, że Gary ma dobre serce i jest w
Sue-Ellen zakochany po uszy. Wynio śłjąz kanału, odwiedzał jąw mieście, a teraz
wozi ją na wózku. Rachel i tata uznali, że na coś się zanosi. Tata mówi, że
Gary nawet lubi kozy! W Cowral dzieje się teraz mnóstwo ciekawych rzeczy.
Myra powiedziała, że pożar uprzytomnił wszystkim, jak ulotne jest życie. Co to
może znaczyć? Myra uważa, że ma to jakiś związek z byciem szczęśliwym. Teraz.
Ona mówi, żeto właśnie spotkało Christine. Ona też tu jest. Z tym Michaelem.
Michael jakiś czas po pożarze przyjechał po Penelope. Był strasznie zły i
oznajmił,że Penelope nie może u nich zostać. Ale potem zobaczył Christine. Ona
z kolei była wściekła na tatę i Rachel za to, że przemeblowali pokój Toby’ego.
Też miała ochotę wrzeszczeć. Więc Michael krzyczał na Rachel, a Christine na
tatę, a potem Michael i Christine gdzieś pojechali, żeby dalej się pieklić,na
co tata powiedział: – Proszę, proszę, mamy kolejny cud. Wyszło na to, że
Penelope zostanie w Cowral, poniewaz ˙ na wystawie nie zdobyła tylu punktów,
żeby zostać czempionką, więc Michael nie chciał, by miała szczeniaki. Tata i
Rachel bardzo z tego się ucieszyli. Tata stwierdził, że wszystkie dzieci
Penelope będą szurnięte, a Rachel się roześmiała. W końcu leciwi elektrycy
uporali się ze sprzętem. Wgłośnikach coś zatrzeszczało i nareszcie popłynęła z
nich muzyka. Lewis ujął Rachel pod ramię jak dumny ojciec, a Dottie ciągle
poprawiała jej suknię. Lecz Rachel widziała tylko Hugona, który cierpliwie
czekał. Patrzył na nią z taką miłością,że nawet Toby to zauważył. Bardzo
ładnie, pomyślał. Podoba mi się taki tata. Potem zagrali coś, co bardzo
wzruszyło Myrę. – W końcu znaleźli swoje miejsce – szepnęłaze łzami w oczach,
nic więcej nie wyjaśniając. To Cowral, pomyślał Toby. Oczy wszystkich były
teraz skierowane na płyciznę, gdzie jakiś czas temu znaleźli schronienie, a
teraz ten mężczyzna i ta kobieta przysięgają sobie wierność. – Kocham cię –
szepnął Hugo, a Rachel spojrzała w oczy swojej drugiej, największej miłości. –
Kocham cię, Hugo. Brawo, pomyślał Toby. Tak ma być. Nikt się nie wykręci od
takiej przysięgi. Oni i tak nie zamierzają się wykręcać, uznał. Rachel i jego
tata patrzyli sobie w oczy, głupawo się uśmiechając. Za chwilę... Teraz! Fuj!
Całują się! Skoro tak musi być, to trudno. Ale mogliby się po spieszyć. Bo
trzeba zagrać wpiłkę. I jeść weselny tort.
żyć. Już teraz.
Koniec książki.
Strona 40