Prentice Mulford
PRZECIW
Ś
MIERCI
NIEKTÓRE PRAWA SIŁY I PI
Ę
KNO
Ś
CI
My
ś
li nasze tworz
ą
nasze oblicze i nadaj
ą
mu wła
ś
ciwe indywidualne pi
ę
tno. Nasze
my
ś
li okre
ś
laj
ą
ruch, postaw
ę
i kształt całego ciała.
Prawa pi
ę
kno
ś
ci i zupełnego zdrowia s
ą
te same. Zale
żą
one całkowicie od stanu
uczucia, lub te
ż
, mówi
ą
c innymi słowami, od wła
ś
ciwo
ś
ci tych my
ś
li, które najcz
ęś
ciej
biegn
ą
od nas ku innym i od innych ku nam.
Brzydota w wyrazie twarzy, czy to osoby starej, czy młodej, pochodzi zawsze z
nie
ś
wiadomego przekroczenia jakiego
ś
prawa. Ka
ż
dy znak zniszczenia w ludzkim
ciele, ka
ż
da forma jego słabo
ś
ci, wszystko wreszcie, co tylko robi człowieka
wstr
ę
tnym, ma swoj
ą
przyczyn
ę
w dominuj
ą
cym nastroju jego uczucia. Natura
obdarzyła nas czym
ś
, co nazywamy instynktem, a co ja nazwałbym raczej wy
ż
szym
rozs
ą
dkiem, poniewa
ż
odsuwaj
ą
c si
ę
ze wstr
ę
tem od wszystkiego, co jest brzydkie i
zdeformowane, co nosi na sobie znamiona upadku, posługujemy si
ę
czym
ś
subtelniejszym i doskonalszym, ani
ż
eli instynkt. Wrodzony pop
ę
d ludzkiej natury
ka
ż
e nam unika
ć
niedoskonało
ś
ci i szuka
ć
chocia
ż
by wzgl
ę
dnie doskonałego. Nasz
wy
ż
szy rozs
ą
dek ma zupełn
ą
racj
ę
, gdy czuje wstr
ę
t do zmarszczek i ułomno
ś
ci, tak
samo jak do brudnej i porwanej odzie
ż
y! Ciało jest
ż
yw
ą
odzie
żą
i jednocze
ś
nie
narz
ę
dziem ducha. Pokoleniom przed nami wpajano od dzieci
ń
stwa,
ż
e jest to
nieuniknion
ą
konieczno
ś
ci
ą
,
ż
e jest to prawem, ugruntowanym w niezmiennym
porz
ą
dku natury, aby ciało nasze po pewnym okre
ś
lonym czasie przekwitło, stało si
ę
bezpowabne i aby umysł równie
ż
z biegiem czasu wygasł, odmawiaj
ą
c
posłusze
ń
stwa. Mówiono nam,
ż
e duch nie ma mocy sprzeciwi
ć
si
ę
temu i odrodzi
ć
ciała, za pomoc
ą
swych wewn
ę
trznych sił przekształci
ć
je na nowo, ku nowemu
ż
yciu! Lecz w nieuniknionym biegu natury nie le
ż
y wcale, by ciało ludzkie przepadało,
jak przepada dotychczas, podobnie jak w biegu natury nie le
ż
y, aby ludzie je
ź
dzili
dyli
ż
ansem, jak przed sze
ść
dziesi
ę
ciu laty, a nie automobilem, jak dzisiaj, lub te
ż
,
aby wiadomo
ś
ci posyłano przez go
ń
ców, a nie przez iskry elektryczne.
Twierdzi
ć
, co le
ż
y w zakresie praw natury, a co nie - byłoby tylko arogancj
ą
ciemnej
nie
ś
wiadomo
ś
ci. Jest to najfatalniejszy bł
ą
d, gdy na kawal
ą
tko przeszło
ś
ci, które le
ż
y
poza nami, spogl
ą
damy jako na niezawodny drogowskaz tego, co stanie si
ę
kiedykolwiek w wieczno
ś
ci. Je
ż
eli nasza planeta była niegdy
ś
tym, czego naucza
geologia - mianowicie faluj
ą
c
ą
mas
ą
dzikich, bardziej nieokiełzanych i brutalniejszych
sił; je
ż
eli równie
ż
formy ro
ś
linnego, zwierz
ę
cego, a pó
ź
niej ludzkiego
ż
ycia były
ordynarniejsze, pospolitsze - to czy
ż
nie jest to znak, nadzieja, dowód wi
ę
kszego
wysubtelnienia, ku któremu pod
ąż
amy - nie - w które wst
ę
pujemy teraz, w tej, jak
równie
ż
w ka
ż
dej godzinie! I czy
ż
wysubtelnienie nie oznacza spot
ę
gowania mocy,
tej samej, która pot
ę
guje sił
ę
ż
elaza w stali? I czy
ż
najwy
ż
sze, prawie nieznane dot
ą
d
siły, nie powinny rozwin
ąć
si
ę
jeszcze w człowieku, w tej najsubtelniejszej
organicznej cało
ś
ci, jak
ą
znamy?
Wewn
ę
trznie, potajemnie pyta si
ę
tysi
ą
ce my
ś
l
ą
cych ludzi wszystkich krajów:
"Dlaczego musimy marnie
ć
i traci
ć
wszystko najlepsze, co
ż
yciu nadaje warto
ść
i to
wła
ś
nie wtedy, gdy
ś
my ju
ż
zdobyli to do
ś
wiadczenie i m
ą
dro
ść
, która jest
najodpowiedniejsza dla
ż
ycia! Pocz
ą
tek lata - lecz patrz: oto dni ju
ż
s
ą
krótsze!"
Wołanie wielu bywa na pocz
ą
tku zawsze szeptem. Modlitwa -
ż
yczenie - pro
ś
ba mas
bywa zawsze najpierw tajemnym błaganiem. Pierwszy nie odwa
ż
y si
ę
nawet pobiec
do s
ą
siada, obawiaj
ą
c si
ę
ś
mieszno
ś
ci. Lecz jedna rzecz gł
ę
boko tkwi w
do
ś
wiadczeniu: ka
ż
de pragnienie, pomy
ś
lane czy wyrzeczone, przybli
ż
a ku nam to,
czego
ś
my
żą
dali, stosownie do intensywno
ś
ci pragnienia oraz rosn
ą
cej liczby
pragn
ą
cych. Kieruj
ą
oni duchowe funkcje na okre
ś
lone tory. W ten sposób zaczyna
si
ę
rusza
ć
ta milcz
ą
ca siła woli, która aczkolwiek nie uznawana przez szkoln
ą
m
ą
dro
ść
, nadaje pragnieniom posta
ć
i kształt. Miliony ludzi t
ę
skniło po cichu do
lepszych i szybszych
ś
rodków komunikacji - i oto ujarzmiono par
ę
i elektryczno
ść
.
Wkrótce inne pytanie, inna zachcianka za
żą
da spełnienia - pytanie wewn
ę
trzne,
zachcianka wewn
ę
trzna - a w tych pierwszych próbach zbli
ż
enia pragnie
ń
, które s
ą
jakby wizjami, do rzeczywisto
ś
ci, b
ę
d
ą
niew
ą
tpliwie bł
ę
dy, bezdro
ż
a, bezwyj
ś
cia, jak
na pocz
ą
tku naszych zdobyczy technicznych były spotkania poci
ą
gów, eksplozje
kotłów itd.
Wiek nasz jest dwojakiego rodzaju. - Wiek naszego ciała i naszego ducha. Duch ten
przez miliony lat wskro
ś
niezliczone ciała i formy bytu dojrzał do swego dzisiejszego
stopnia
ś
wiadomo
ś
ci i zu
ż
ył wiele młodych ciał, jakoby ubra
ń
. A to, co nazywamy
"
ś
mierci
ą
" jest tylko brakiem uzdolnienia do utrzymania naszej cielesnej odzie
ż
y na
zawsze, do odradzania naszego ciała za pomoc
ą
ż
yciotwórczych pierwiastków ci
ą
gle
na powrót. Im starszy, im dojrzalszy duch, tym zdolniejszy jest do opanowania ciała,
do jego przemiany podług swojej woli. T
ę
duchow
ą
sił
ę
po
ż
ytkujemy w ten sposób,
aby
ś
my si
ę
stali pi
ę
kni, zdrowi i silni, godni miło
ś
ci. Bo przez t
ę
sam
ą
sił
ę
mo
ż
na
zrobi
ć
si
ę
nie
ś
wiadomie równie
ż
obrzydłym, chorym, słabym, wstr
ę
tnym -
przynajmniej podczas tej jednej egzystencji, je
ż
eli bowiem rozwój d
ąż
y do
uszlachetnienia i udoskonalenia, wszystko musi kiedy
ś
rozpłyn
ąć
si
ę
w wy
ż
sze
formy.
T
ą
magiczn
ą
sił
ą
s
ą
nasze my
ś
li. Chocia
ż
dla oka s
ą
one rzeczywiste, jak kwiat,
drzewo lub owoc.
My
ś
li pr
ężą
bezustannie nasze mi
ęś
nie w rytm gestu, który z istoty charakteru
wypływa. Człowiek zdecydowany stawia kroki inaczej, ni
ż
wahaj
ą
cy si
ę
.
Niezdecydowany ma oci
ą
gaj
ą
ce gesty, postaw
ę
, sposób mówienia i ruchy ciała,
które w ko
ń
cu czyni
ą
go niezgrabnym, niezr
ę
cznym i nieudolnym. Członki ciała s
ą
jakoby litery listu, który, pisany po
ś
piesznie w pewnym nastroju, wykazuje pismo
bezładne i pełne bł
ę
dów, podczas gdy usposobienie zrównowa
ż
one - the serene
mood - tworzy pi
ę
knie zaokr
ą
glone zdania, tudzie
ż
harmonijne pismo.
Ka
ż
dego dnia stylizujemy si
ę
w jak
ąś
now
ą
faz
ę
bytu, wmy
ś
lamy si
ę
w jaki
ś
inny,
urojony charakter, a ta dominuj
ą
ca rola, któr
ą
najcz
ęś
ciej gramy, udziela si
ę
twarzy,
jako masce tej roli - panuj
ą
cej linii.
Kto wi
ę
ksz
ą
cz
ęść
swego
ż
ycia zawodowo si
ę
skar
ż
y, zawsze jest w złym humorze i,
opłakuj
ą
c samego siebie,
ś
wi
ę
ci prawdziwe orgie niezadowolenia, ten zatruwa sobie
krew, rujnuje rysy twarzy i niszczy bezpowrotnie sw
ą
płe
ć
, wytarzaj
ą
c w
niewidocznym laboratorium ducha niewidoczny truj
ą
cy bodziec - my
ś
l, która oddana
działaniu, tj. pomy
ś
lana, przyci
ą
ga z otoczenia, według nieuniknionego prawa, my
ś
li
podobne sobie. Odda
ć
si
ę
we władz
ę
rozdra
ż
nionemu, bezradnemu nastrojowi,
znaczy to samo, co otworzy
ć
na o
ś
cie
ż
drzwi dla my
ś
lowych fluidów ka
ż
dego
rozdra
ż
nionego, bezradnego człowieka - znaczy to samo, co naładowa
ć
swój wielki
magnes - swego ducha - szkodliwymi, przeciwnymi pr
ą
dami i poł
ą
czy
ć
bateri
ę
my
ś
low
ą
ze wszystkimi pr
ą
dami tego samego gatunku! Kto my
ś
li o złodziejstwie lub
morderstwie, wchodzi przez t
ę
my
ś
l w duchowy stosunek z ka
ż
dym morderc
ą
i
złodziejem na całej ziemi!
Złe trawienie nierównie w mniejszym stopniu zale
ż
y od samego po
ż
ywienia, ni
ż
nastroju, w którym przyjmujemy zazwyczaj pokarmy. Najzdrowszy chleb spo
ż
ywany
w goryczy działa na krew jak trucizna. Kiedy wszyscy siedz
ą
w milczeniu za stołem
rodzinnym z t
ą
zrezygnoc s
ę
dzia mo
ż
e mie
ć
przy studiowaniu sprawy zaciewan
ą
i
wymuszon
ą
min
ą
, która zdaje si
ę
mówi
ć
: "aha... i to trzeba jeszcze znie
ść
", a pan
domu zagrzebuje si
ę
cały w kłopoty swego interesu lub w gazet
ę
, połykaj
ą
c
wszystkie morderstwa, samobójstwa, skandale, które zdarzyły si
ę
w ci
ą
gu ostatnich
24 godzin, kiedy pani domu, niech
ę
tna, piastuje w sobie wszystkie swe gospodarskie
umartwienia - wówczas zjawia si
ę
przy stole, wraz z potrawami, elemet troski,
smutku i chorobliwo
ś
ci w ka
ż
dym organizmie, objawiaj
ą
c si
ę
jako rodzaj
niestrawno
ś
ci przy całym stole, od jednego ko
ń
ca do drugiego, bez luk, we
wdzi
ę
cznej ci
ą
gło
ś
ci!
Je
ż
eli panuj
ą
cym wyrazem twarzy jest grymas, wówczas grymasy robi
ą
równie
ż
my
ś
li, znajduj
ą
ce si
ę
poza tym czołem. Gdy k
ą
ty ust s
ą
wyci
ą
gni
ę
te na dół, wówczas
i my
ś
li, które te usta tworz
ą
i nad nimi panuj
ą
, s
ą
m
ę
tne i zale
ż
ne. Twarz jest
najjawniejszym znakiem uduchowienia, dlatego nic nie ma wi
ę
kszej warto
ś
ci ponad
pierwsze wra
ż
enie.
Nastrój po
ś
piechu, który powstaje ze złego przyzwyczajenia wyprzedzania my
ś
lami
ciała, zgina ramiona naprzód. Człowiek dostojny, który nad sob
ą
panuje, nie
ś
pieszy
si
ę
nigdy. Koncentruje on swoj
ą
wol
ę
, swoj
ą
sił
ę
, swój rozum na ten jedyny cel, ku
któremu jego ciało, jego duchowe narz
ę
dzie, w tym jednym momencie zmierza, w ten
sposób przywyka panowa
ć
nad sob
ą
, nabiera gracji w ka
ż
dym ge
ś
cie, gdy
ż
jego
duch jest w absolutnym i niepodzielnym posiadaniu ciała i członków, a nie w oddali,
gdzie
ś
na bezdro
ż
ach,
ś
piesz
ą
cy bez wytchnienia, pełen troski o dalekie rzeczy,
które sta
ć
si
ę
maj
ą
dopiero po upływie godzin i dni.
Kto układa plan jakiego
ś
interesu, przedsi
ę
wzi
ę
cia, wynalazku, tworzy z
niewidzialnych elementów co
ś
, co jest tak rzeczywiste, jak jakakolwiek b
ą
d
ź
maszyna z
ż
elaza i drzewa. Plan ten, to przedsi
ę
wzi
ę
cie, przyci
ą
ga znów dla swego
urzeczywistnienia niewidoczne siły, które sprowadzaj
ą
w ko
ń
cu materializacj
ę
tego
przedsi
ę
wzi
ę
cia w
ś
wiecie zjawisk. Kto za
ś
na odwrót - obawia si
ę
nieszcz
ęś
cia,
ż
yje
w ci
ą
głym strachu przed jakim
ś
złem, oczekuje niepowodzenia, ten tworzy pewnego
rodzaju my
ś
lowego upiora, milcz
ą
c
ą
sił
ę
, która na podstawie tego samego prawa
zbiera dookoła siebie szkodliwe i niszcz
ą
ce pierwiastki.
Powodzenie i niepowodzenie opiera si
ę
na jednym prawie, które mo
ż
e słu
ż
y
ć
zarówno jednemu, jak i drugiemu, zupełnie jak rami
ę
człowieka, które ratuje z topieli,
lub te
ż
zabija uderzeniem sztyletu.
My
ś
l
ą
c, budujemy z niewidocznego materiału co
ś
, co siły do siebie przyci
ą
ga - dla
naszej pomocy lub szkody, stosownie do charakteru my
ś
li, które
ś
my wysłali. Kto liczy
na to,
ż
e si
ę
zestarzeje, kto nosi zawsze w duchu swój obraz, swoj
ą
konstrukcj
ę
jako
zgrzybiałego starca, ten podlegnie staro
ś
ci.
Lecz ten, kto potrafi nakre
ś
li
ć
jako plan samego siebie - obraz my
ś
lowy pełen
młodo
ś
ci, siły i zdrowia, do którego rwie si
ę
niepowstrzymanie, poza którym okopuje
si
ę
przeciwko legionowi ludzi, co ci
ą
gle przychodz
ą
i mówi
ą
mu,
ż
e si
ę
starzeje,
ż
e
musi si
ę
zestarze
ć
- kto z tym obrazem my
ś
lowym potrafi si
ę
bez ustanku jednoczy
ć
- ten pozostanie młodym.
Musimy bez przerwy budowa
ć
własny ideał. W ten sposób poci
ą
gamy ku sobie
pierwiastki, które zawsze nios
ą
nam pomoc, aby ten idealny obraz my
ś
lowy zbli
ż
y
ć
do rzeczywisto
ś
ci. Kto lubi my
ś
le
ć
o rzeczach mocnych, o górach, potokach,
drzewach, przyci
ą
ga do siebie pierwiastki takiej siły.
Kto dzisiaj odbudowuje si
ę
w sile i pi
ę
knie, a jutro w
ą
tpi lub wraca do starych
mniema
ń
tłumu, nie niszczy tego, co z ducha odbudował w swym duchu. Dzieło jego
zatrzymało si
ę
tylko - drzemie ono i oczekuje najbli
ż
szej godziny wzlotu.
Wytrzymało
ść
w my
ś
li o pi
ę
knie, o sile, o młodo
ś
ci jest kamieniem w
ę
gielnym ich
urzeczywistnienia. O czym najwi
ę
cej my
ś
limy - tym b
ę
dziemy. Pacjenci nie my
ś
l
ą
: "ja
jestem silny", lecz: "jaki
ż
ja biedny". Ci z was, którzy
ź
le trawi
ą
, nie mówi
ą
: "ja chc
ę
mie
ć
zdrowy
ż
oł
ą
dek", lecz: "ja nic wi
ę
cej nie mog
ę
znosi
ć
!" I rzeczywi
ś
cie nie mog
ą
- wła
ś
nie z tego powodu! - Piel
ę
gnujemy nasze własne choroby, a nie nas samych,
chcieliby
ś
my, aby głaskano nasze cierpienia. Je
ż
eli cierpimy na jakie
ś
zło
ś
liwe
przezi
ę
bienie, to kaszel nasz błaga nie
ś
wiadomie: "dzisiaj jestem przedmiotem
współczucia! - o, jak godzien jestem lito
ś
ci!" Przy odpowiednim leczeniu powinien
pacjent i całe jego otoczenie wyci
ą
gn
ąć
w pole przeciwko cierpieniu, wszyscy
uzbrojeni w my
ś
lowe wyobra
ż
enia zdrowia: "Uzdrowienia s
ą
tak samo zara
ź
liwe jak
choroby! Chwytamy zdrowie, jak osp
ę
!"
Czegó
ż
nie daliby doro
ś
li ludzie, aby mie
ć
członki tak pełne wiosny i tak elastyczne,
jakie posiada dwunastoletni chłopak! Ciało, które wdrapuje si
ę
na drzewa, chodzi,
biega po por
ę
czach - biega, poniewa
ż
kocha ten bieg, poniewa
ż
nic innego nie umie
- tylko biega
ć
. Gdyby takie ciała mo
ż
na było fabrykowa
ć
i sprzedawa
ć
, jaki
ż
popyt
miałyby u tych wszystkich korpulentnych dam i panów, którzy ze st
ę
kaniem
wydostaj
ą
si
ę
z karet, niczym wory m
ą
ki! Sk
ą
d to pochodzi,
ż
e ludzko
ść
z tak
ą
rezygnacj
ą
, prawie bez oporu przyjmuje na swe barki coraz to rosn
ą
c
ą
oci
ęż
ało
ść
,
ospało
ść
, zastyganie i to w swych najlepszych latach? Wydaje mi si
ę
,
ż
e zawieramy
kompromis z tymi upokorzeniami i nazywamy je - dostojno
ś
ci
ą
! Naturalnie - m
ąż
,
ojciec, obywatel, wyborca, podpora pa
ń
stwa - (zmurszało
ś
ci), nie powinien biega
ć
,
bi
ć
si
ę
skaka
ć
jak dziecko, poniewa
ż
nie mo
ż
e!
Nosimy nasze braki jak ornaty, utykamy wsz
ę
dzie i mówimy: "Tak powinno by
ć
, gdy
ż
inaczej by
ć
nie mo
ż
e!"
Lecz w naturze, na
ś
wiecie, w ludziach i naokoło ludzi jest ju
ż
coraz wi
ę
cej
mo
ż
liwo
ś
ci! - Przychodz
ą
one akurat tak pr
ę
dko, jak uczymy si
ę
te nowe siły
poznawa
ć
,
ć
wiczy
ć
si
ę
w nich i panowa
ć
nad nimi...
Lecz lenistwo!!!
MY
Ś
LI POZYTYWNE I NEGATYWNE
Wysyłamy lub otrzymujemy bezustannie duchowe pierwiastki, jeste
ś
my elektrycznym
stosem, który wysyła sił
ę
i znów musi zosta
ć
nakarmiony. Podczas mówienia,
pisania, my
ś
lenia lub jakiej
ś
innej działalno
ś
ci jeste
ś
my pozytywni, w innym wypadku
- negatywni. W tym negatywnym albo recepcyjnym stanie przyjmujemy siły i
pierwiastki, które mog
ą
nam przynie
ść
czasow
ą
szkod
ę
lub trwały po
ż
ytek.
Istniej
ą
zatrute duchowe pr
ą
dy, jak istniej
ą
truj
ą
ce wyziewy arszeniku albo metali. Kto
przebywa zupełnie biernie w pokoju w
ś
ród zazdrosnych, przepełnionych nienawi
ś
ci
ą
,
cynicznych albo nie wyzwolonych ludzi, wchłania z nich truj
ą
cy pierwiastek, pełen
choroby i niszcz
ą
cej siły: pierwiastek daleko niebezpieczniejszy, ani
ż
eli nawet daj
ą
ca
si
ę
wykaza
ć
chemicznie trucizna, poniewa
ż
jego działania post
ę
puj
ą
delikatniej i
tajemniej, cz
ę
sto dopiero po wielu dniach daj
ą
si
ę
odczu
ć
i s
ą
najcz
ęś
ciej
przypisywane innym przyczynom.
Jest to nadzwyczaj wa
ż
ne, gdzie i w jakim otoczeniu znajdujemy si
ę
podczas
negatywnego stanu, poniewa
ż
wtedy nasi
ą
kamy my
ś
lowymi fluidami jak g
ą
bka, a po
wielu godzinach duchowego lub fizycznego wysiłku, gdy
ś
my w stanie pozytywnym
pozbywali si
ę
siły - stan negatywny jest przyrodzonym prawem i przyrodzon
ą
potrzeb
ą
. Zgnie
ść
ten stan lub sztucznie go powstrzyma
ć
- byłoby pomysłem
chybionym, lecz ostro
ż
no
ść
jest nieodzowna: odda
ć
si
ę
temu stanowi mo
ż
na tylko w
odpowiednich, starannie dobranych warunkach.
Człowiek wyczerpany, gdy uda si
ę
w tłum niespokojnych, chorobliwie podnieconych
ludzi, nie b
ę
dzie od razu wyssany psychicznie, gdy
ż
wła
ś
ciwe indywidualne pi
ę
tno.
Nasze my
ś
li okre
ś
nie ma on wła
ś
ciwie nic do dania, lecz za to przyjmuje od nich
mimochodem co
ś
z ich ni
ż
szej istoty. Przywiesił on do swego
ż
ycia, wyra
ż
aj
ą
c si
ę
obrazowo, ołowiany ci
ęż
ar. Przyj
ą
ł, chocia
ż
na krótki czas, co
ś
z ich sposobu
my
ś
lenia i s
ą
dzenia rzeczy, stał si
ę
niedowierzaj
ą
cym tam, gdzie dot
ą
d był pełen
nadziei! Zamiary, które dopiero co wydawały mu si
ę
silne, bliskie urzeczywistnienia -
wydaj
ą
si
ę
nagle jak dalekie mgły!
Obawia si
ę
, gdzie zazwyczaj był odwa
ż
nym. Staje si
ę
niezdecydowanym i w
chwilowym zam
ę
cie kupi mo
ż
e rzecz, której nie potrzebuje, lub te
ż
co
ś
powie, co
ś
zrobi, załatwi jak
ąś
spraw
ę
, której by nigdy w ten sposób nie załatwił, gdyby był w
zupełno
ś
ci samym sob
ą
, my
ś
lał swymi własnymi my
ś
lami, wolny od mglistego
zam
ę
tu tłumu naokoło siebie.
Gdy zmuszeni jeste
ś
my uda
ć
si
ę
pomi
ę
dzy ludzki tłum, czy
ń
my to przynajmniej
wtedy, gdy my
ś
lowo jeste
ś
my najsilniejsi i uchod
ź
my z powrotem, gdy zaczynamy
odczuwa
ć
zm
ę
czenie. Gdy
ż
w momencie siły jeste
ś
my magnesem, co odpycha te
szkodliwe pr
ą
dy, którym w stanie negatywnym jeste
ś
my oddani na pastw
ę
. Ludzie
pozytywni s
ą
zdobywcami i mocarzami - id
ą
oni w
ś
ród ludzi tylko na przodzie! A
jednak nie zawsze jest dobrze wysyła
ć
tylko pozytywne my
ś
li, kto bowiem jest takim
pozytywnym wysyłaczem, odrzuca i odp
ę
dza od siebie wiele drogocennych
pomysłów. Powinien nast
ą
pi
ć
pewien moment, kiedy duchowy zbiornik napełnia si
ę
na nowo, im radykalniej si
ę
zmienia zawarto
ść
, tym lepiej. Człowiek pozytywny, który
zawsze ka
ż
dej nowej my
ś
li oczekuje w pozycji szermierza, który nigdy nie zadaje
sobie trudu wsłuchania si
ę
recepcyjnie w rzeczy nowe, niewiadome, który
nieprawdopodobne bierze za niemo
ż
liwe, dla którego jego własne ograniczone
poznanie jest jedynym wyrokiem - taki człowiek musi nieodzownie w tej duchowej
pozycji zbiednie
ć
i sta
ć
si
ę
bezsilnym! Na odwrót za
ś
, ludzie negatywni, którzy tylko
przyjmuj
ą
, którzy s
ą
zawsze mniemania usłyszanego ostatnio, których czyja
ś
ironia
lub wzruszenie ramion zniech
ę
ca, ci ludzie podobni s
ą
do kanału, przez który
wszystek brud i gnój przepływa, a
ż
póki wszystkie otwory nie zostan
ą
zapchane dla
rzeczywi
ś
cie cennych pr
ą
dów i póki sami nie stan
ą
si
ę
zupełnie niezdolni do
wysyłania sił pozytywnych.
Na ogół nale
ż
y si
ę
stosowa
ć
do prawidła,
ż
e pozytywnym trzeba by
ć
w
ś
ród ludzi
ś
wiatowych, negatywnym za
ś
w dobrze przygotowanej samotno
ś
ci. Kto w
samotno
ś
ci toczy jeszcze duchow
ą
walk
ę
ze swymi przeciwnikami, ten traci tylko na
pró
ż
no swe siły.
Kto obarcza si
ę
troskami innych, ten przede wszystkim odczuwa potrzeb
ę
takiej
zupełnej samotno
ś
ci. Wówczas nie ma miejsca nawet na lito
ść
, gdy
ż
ona podgryza
sił
ę
, która wła
ś
nie powinna by
ć
nagromadzona, aby pó
ź
niej przynie
ść
nale
ż
yt
ą
pomoc.
Ż
aden mówca, na chwil
ę
przed sw
ą
wielk
ą
mow
ą
, nie zu
ż
yje swego czasu na to, aby
ul
ż
y
ć
biednemu robotnikowi, wnosz
ą
c za niego po schodach worek w
ę
gla, gdy
ż
tym
sposobem zabiłby tylko cały blask, cał
ą
sił
ę
i całe natchnienie w swym mózgu, a
mo
ż
e nawet i my
ś
li, które po
ś
rednio i bezpo
ś
rednio toruj
ą
drog
ę
ulgi nie dla tego
jednego wyrobnika, lecz dla wielu tysi
ę
cy. Kto bezustannie przestaje z tłumem, musi
bezwarunkowo zmarnowa
ć
du
ż
o ze swych sił. Najszkodliwsze za
ś
jest nieprzerwane
współ
ż
ycie z osob
ą
stoj
ą
c
ą
na ni
ż
szym szczeblu duchowego rozwoju, poniewa
ż
w
stanie bierno
ś
ci, który zawsze nieodzownie wraca, ulegamy mniej cennym
jako
ś
ciowo pr
ą
dom, bez wzgl
ę
du na to, jakie stosunki wi
ążą
nas z t
ą
osob
ą
- czy
bratem, synem czy m
ęż
em. Z ludzi, którzy chocia
ż
zwi
ą
zani uczuciem, nale
żą
do
dwóch ró
ż
nych duchowych sfer, subtelniejsza, wy
ż
sza i bardziej warto
ś
ciowa natura
b
ę
dzie zawsze cierpie
ć
i spada
ć
w dół, poniewa
ż
jest bardziej wra
ż
liw
ą
, podczas gdy
natura ni
ż
sza mo
ż
e przyj
ąć
tylko pewn
ą
cz
ęść
tego, co jej wysłano. Reszta
przepada, bez po
ż
ytku, bez sensu.
Odpowiedni stosunek towarzyski jest najpierwsz
ą
podstaw
ą
do osi
ą
gni
ę
cia
szcz
ęś
cia, zdrowia i powodzenia.
Stosunek towarzyski oznacza tu co
ś
, co wychodzi daleko poza ramy fizycznego
obcowania. Stajemy si
ę
bliscy jakiemu
ś
człowiekowi zale
ż
nie od psychicznego
nat
ęż
enia, z jakim si
ę
nim interesujemy - oddalenie jego ciała w przestrzeni nie gra tu
ż
adnej roli. Kto dłu
ż
szy czas zwi
ą
zany był z jak
ąś
ni
ż
sz
ą
od siebie natur
ą
, ten nie
mo
ż
e od razu zatamowa
ć
fal duchowego stosunku, które s
ą
mu z tego
ź
ródła
posyłane dalej, sił
ą
przyzwyczajenia. Musi on nauczy
ć
si
ę
zapomnie
ć
, nie powinien
nigdy wrogo o niej my
ś
le
ć
, lecz raczej nic, zupełnie nic, bo tylko w ten sposób mo
ż
e
przeci
ąć
niewidoczne, telepatyczne "druty" i zrzuci
ć
wi
ę
zy! Mo
ż
e to d
ź
wi
ę
czy zimno,
twardo, okrutnie? Lecz jaki
ż
miałoby to sens, gdyby dwoje ludzi nigdy nie zaniechało
wspomnie
ń
, które s
ą
dla obojga szkodliwe? Przecie
ż
, je
ż
eli jedna cz
ęść
cierpi, z
czasem musi cierpie
ć
i druga! Niewła
ś
ciwe jest równie
ż
czytanie "dla wytchnienia", a
wi
ę
c w stanie biernym, denerwuj
ą
cych romansów, przejmowanie si
ę
postaciami
bohaterów i wdychanie w siebie,
ż
e si
ę
tak wyra
żę
, kolporterskich losów w momencie
własnej słabo
ś
ci i poddania.
Podczas jedzenia trzeba by
ć
szczególniej biernym. Przyjmuj
ą
c po
ż
ywienie, tj.
materiał do odtworzenia naszego ciała, czy
ń
my to tylko w spokojnym,
zrównowa
ż
onym, przyjaznym nastroju! Bo jednocze
ś
nie je
ść
i kpi
ć
z innych,
dysputowa
ć
lub my
ś
le
ć
o interesach, jest to by
ć
pozytywnym wówczas, gdy
wskazana jest zupełna negatywno
ść
. Czy kpiny te i dysputy maj
ą
miejsce tylko w
my
ś
lach, czy te
ż
ujawniaj
ą
si
ę
na zewn
ą
trz, jest, rozumie si
ę
, zupełnie oboj
ę
tne.
Szkodliwym jest równie
ż
, gdy jaka
ś
inna osoba, siedz
ą
ca za stołem, opanowana jest
przez nastrój, przeciwko któremu trzeba si
ę
wewn
ę
trznie zbroi
ć
, który trzeba
tolerowa
ć
- wszystko to przecie
ż
jest marnowaniem siły, jest pozytywne! Tylko ludzie,
którzy
ż
yj
ą
w najczystszej sympatii, mog
ą
razem siedzie
ć
za stołem. Kto du
ż
o
przebywa w samotno
ś
ci, przyci
ą
ga ku sobie pr
ą
dy pokrewnego uduchowienia.
Przestrze
ń
, która przez dłu
ż
szy czas naładowywała si
ę
my
ś
lami - staje si
ę
silnym
magnesem!
Ż
yjemy wówczas w lepszym i wy
ż
szym
ś
wiecie, dost
ę
pni dla
podszeptów, które, by
ć
mo
ż
e, zostan
ą
boja
ź
liwie schowane w najskrytszym wn
ę
trzu,
jak urojenia. Ale pó
ź
niej, jakiego
ś
dnia, powstaje znów poci
ą
g do towarzysko
ś
ci,
bierze si
ę
, co jest po r
ę
k
ą
, lub pozwala si
ę
unosi
ć
pr
ą
dowi.
Ś
wiat wewn
ę
trzny zostaje
zburzony, podszepty ukazuj
ą
si
ę
raptownie w
ś
wietle codziennych mniema
ń
jako
"oczywiste głupstwa", zdrowy "chłopski rozum" zaczyna znów bełkota
ć
i krytykowa
ć
,
harcuj
ą
c na o
ś
lep razem z becz
ą
cym stadem owiec. A gdy zostaniemy sami,
nadchodzi znów uczucie gł
ę
bokiego niezadowolenia i zniech
ę
cenia, powstaje jakby
akt oskar
ż
enia przeciwko nam samym o to,
ż
e
ś
my zdeptali przyrodzone prawa
naszej duszy! Wiele wzniosłych duchów cierpi pod ci
ęż
arem paso
ż
ytniczych my
ś
li,
które ich si
ę
czepiaj
ą
i nie
ś
wiadomie gł
ę
boko szkodz
ą
.
Zapewne nikt nie powinien i nie mo
ż
e długo pozostawa
ć
samotnym; lecz ten, kto
posiada sił
ę
do przeci
ę
cia ni
ż
szych poł
ą
cze
ń
, toruje przez to drog
ę
wy
ż
szym. Kto
posiada sił
ę
, aby czeka
ć
, ten w
ś
wiecie zjawisk przyci
ą
ga na sw
ą
drog
ę
ludzi, którzy
mu dadz
ą
rzeczywiste wytchnienie i pomoc, jak
ą
powinna da
ć
towarzysko
ść
.
Jego najwy
ż
sze my
ś
li s
ą
ogniwem pomi
ę
dzy nim i władcami tych samych my
ś
li. Ale
przez uparte trzymanie si
ę
swych ni
ż
szych pierwiastków oddziela młodzono
programy polityczne wraz z reform
ą
wysi
ę
on od wy
ż
szego
ś
wiata, w którym ju
ż
do
pewnego stopnia uczestniczy.
Bo przecie
ż
ten tak zwany stosunek towarzyski jest niczym innym, jak tylko
wzajemn
ą
tolerancj
ą
, wiecznym prze
ż
uwaniem z roku na rok tych samych słów,
gestów i my
ś
li. S
ą
to umarli, którzy niech grzebi
ą
swoich umarłych!
Rzeczywiste
ż
yj
ą
ce
ż
ycie jest to stan niesko
ń
czonej ró
ż
norodno
ś
ci, otwarta droga dla
duchowych pr
ą
dów, na której ma miejsce ci
ą
gła wymiana sił i idei pomi
ę
dzy ró
ż
nymi
duchami tego samego stopnia - jest to artezyjska studnia, bij
ą
ca w wieczny byt.
Ź
ródłem młodo
ś
ci,
ź
ródłem ciała i
ź
ródłem ducha jest mo
ż
no
ść
zmienienia od razu
całego my
ś
lowego aparatu na pozytywny, gdy ni
ż
sze, ordynarniejsze my
ś
li s
ą
w
pobli
ż
u i zachowania si
ę
negatywnie lub recepcyjnie wobec odbudowuj
ą
cych
pr
ą
dów.
Nosi
ć
odwag
ę
zawsze przed sob
ą
, jak pochodni
ę
.
Niczego si
ę
nie ba
ć
i nic nie nazywa
ć
niemo
ż
liwym.
Do
ż
adnego człowieka nie pała
ć
nienawi
ś
ci
ą
, tylko bł
ę
dów jego unika
ć
!
Wszystkich kocha
ć
- ale zaufaniem obdarza
ć
przezornie i m
ą
drze!
PAR
Ę
PRAKTYCZNYCH DUCHOWYCH PRZEPISÓW
Ż
yjemy w kołowrocie zmysłów - nowe wiadomo
ś
ci, nowe do
ś
wiadczenia - pomimo i
ż
znamy ich prawdziw
ą
warto
ść
, przechodz
ą
a
ż
nazbyt łatwo na lirze powszedniego
dnia w spokojny truchcik banalno
ś
ci.
Niech nikt z nas nie oczekuje, i
ż
od razu, po wszystkie czasy, o
ż
yje dla nowych praw,
dla nowych zasad i metod istnienia. Pomimo zupełnego prze
ś
wiadczenia o ich
prawdziwo
ś
ci, jaka
ś
cz
ęść
w nas, co
ś
ukrytego, upartego, b
ę
dzie tajemnie przeciw
nim powstawało.
T
ą
cz
ęś
ci
ą
jest rozsnowa (materia) - do
ś
wiadczenie ciała - krwi - komórek.
Dlatego bez przerwy musimy powtarza
ć
nowe objawienia: "istnieje wy
ż
sza moc,
panuj
ą
ca siła, która wszystko przenika i o
ż
ywia. My jeste
ś
my cz
ą
stk
ą
tej siły".
I jako takiej cz
ą
stce, dana jest nam zdolno
ść
wchłaniania w siebie coraz to wi
ę
kszej i
wi
ę
kszej ilo
ś
ci przyrodzonych własno
ś
ci tej najwy
ż
szej siły - przez długotrwałe
milcz
ą
ce po
żą
danie, przez pro
ś
by i
ż
yczenia.
Ka
ż
da z naszych my
ś
li jest realno
ś
ci
ą
- jest sił
ą
(prosz
ę
sobie to dwa razy
powtórzy
ć
). Ka
ż
da my
ś
l jest cegł
ą
w tworz
ą
cym si
ę
losie - złym czy dobrym.
Kto w danej chwili musi mieszka
ć
w brzydkim domu,
ź
le jada
ć
, obcowa
ć
z lud
ź
mi,
którzy s
ą
ordynarni i nieokrzesani, ten niech bez ustanku protestuje w swej
najgł
ę
bszej wyobra
ź
ni przeciwko całej niedoli! Niech
ż
yje duchowo w innym,
pi
ę
kniejszym domu, gdzie si
ę
jada wykwintniej, w
ś
ród wy
ż
szych ludzi - ten stan jego
duszy zaprowadzi go sam do czego
ś
lepszego, bez trudu, goryczy, bez przymusu.
B
ą
d
ź
tylko bogaty duchem, fantazj
ą
i
ś
wiadomo
ś
ci
ą
, a materialne bogactwo przyjdzie
samo. Kto widzi siebie tylko na najni
ż
szym szczeblu drabiny, zostanie na nim przez
całe
ż
ycie. Dominuj
ą
cy nastrój, czy to przygn
ę
bienia, czy tryumfu, stwarza w
rzeczywisto
ś
ci wszystkie fizyczne warunki
ż
ycia.
Nie stawiaj nigdy granic przyszłym mo
ż
liwo
ś
ciom.
Nie mów nigdy: "dot
ą
d, ale nie dalej. Przez tego lub tamtego człowieka zostan
ę
zawsze zdystansowany". Albo,
ż
e "moje ciało musi zmarnie
ć
i przepa
ść
, poniewa
ż
wiele ju
ż
ludzkich ciał w przeszło
ś
ci przepadło i zmarniało". Nie my
ś
l: "moje
zdolno
ś
ci, mój talent jest przeci
ę
tny, ja b
ę
d
ę
ż
ył i umr
ę
, jak tyle milionów naokoło
mnie".
Tak my
ś
li nie
ś
wiadomie wielu ludzi! Nios
ą
oni pó
ź
niej na swych barkach złe i
szkodliwe skutki tego kłamstwa!
Zamykaj
ą
przed sob
ą
mo
ż
liwo
ść
podniesienia si
ę
kiedy
ś
poza granice dzisiejszego
ś
wiata. Odgradzaj
ą
si
ę
sami bez potrzeby od drogi wy
ż
szych prawd. Ka
ż
dy człowiek
posiada pewn
ą
ukryt
ą
zdolno
ść
, pewien talent, jak
ąś
własn
ą
mo
ż
liwo
ść
, która jest tak
samo jedyn
ą
, jak jego istnienie; gdy
ż
w niesko
ń
czonym stawaniu jest niesko
ń
czona
ró
ż
norodno
ść
zjawisk, czy b
ę
dzie to czyje
ś
istnienie, czy zachód sło
ń
ca, czy mózg
ludzki.
Zapragnij od czasu do czasu uwolni
ć
si
ę
od wszelkiego strachu. Ka
ż
da sekunda
takiego pragnienia przyczynia si
ę
po trochu do wyprowadzenia ci
ę
z niewoli strachu.
Niesko
ń
czona
ś
wiadomo
ść
nie zna boja
ź
ni i jest to twoim wiecznym dziedzictwem,
by
ś
si
ę
zawsze zbli
ż
ał do niesko
ń
czonej
ś
wiadomo
ś
ci.
Wchłaniamy w siebie my
ś
li tych ludzi, do których czujemy najwi
ę
ksz
ą
sympati
ę
i z
którymi najcz
ęś
ciej przestajemy. Je
ż
eli s
ą
oni od nas ni
ż
si i
ż
yj
ą
my
ś
lowo w ni
ż
szych
sferach, wówczas cierpimy długotrwał
ą
szkod
ę
- gdy
ż
wy
ż
szy i subtelniejszy duch
zawsze ulega w nierównym towarzystwie.
Ludzie, którym si
ę
powodzi, rzucaj
ą
ku nam na podobie
ń
stwo nici my
ś
li swego
powodzenia. Od ludzi, którzy nie maj
ą
powodzenia, idzie ku nam zawsze brak
porz
ą
dku, brak systematyczno
ś
ci, cierpliwo
ś
ci i wierz
ą
cej siły, które to braki wsysamy
w siebie podobnie jak g
ą
bka wod
ę
.
Lepiej nie utrzymywa
ć
ż
adnych stosunków towarzyskich, ni
ż
utrzymywa
ć
je z lud
ź
mi
rozprz
ęż
onymi, nie maj
ą
cymi przed sob
ą
celu; ich pr
ą
dy my
ś
lowe izoluj
ą
nas od istot
podobnych do nas, od rzeczywistych przyjaciół. Kto w pewnym poło
ż
eniu,
przedsi
ę
wzi
ę
ciu lub interesie nie mo
ż
e znale
źć
odpowiedniej rady, ten niech czeka.
Oddalaj wszystkie my
ś
li ku samej rzeczy. Nie czy
ń
nic. Wola i postanowienie stan
ą
si
ę
przez to silniejsze. W ten sposób zbieraj
ą
si
ę
i gromadz
ą
siły, które płyn
ą
ze
wszystkich stron, przychodz
ą
one w formie pomysłu, objawienia, przypadku lub
zdarzenia. W tym oczekiwaniu nie stali
ś
my bez ruchu, natchnienie uniosło nas w
my
ś
lowy pr
ą
d ku pomysłowi, ku zdarzeniu! Kto w jakimkolwiek przedsi
ę
wzi
ę
ciu
opiera si
ę
wył
ą
cznie na ludziach, zbacza z prawdziwej linii trwałego powodzenia.
O twych przedsi
ę
wzi
ę
ciach, o twych planach i nadziejach mów tylko z tymi, o których
wiesz na pewno,
ż
e
ż
ycz
ą
ci powodzenia. Nie mów nigdy z lud
ź
mi, o których wiesz,
ż
e słuchaj
ą
ci
ę
tylko przez grzeczno
ść
. Ka
ż
de słowo, wypowiedziane przez ciebie,
oznacza pewn
ą
sił
ę
, któr
ą
odci
ą
gasz od swego przedsi
ę
wzi
ę
cia.
Liczba ludzi, którym z powodzeniem mógłby
ś
si
ę
zwierzy
ć
, jest nad wyraz mała. Lecz
dobrotliwe
ż
yczenie jedynego przyjaciela, który ci si
ę
przysłuchuje ze szczerym
zainteresowaniem, jest rzeczywist
ą
,
ż
yw
ą
, opieku
ń
cz
ą
sił
ą
, która ł
ą
czy si
ę
z tob
ą
,
aby działa
ć
przy twoim boku, na twoje szcz
ęś
cie.
Je
ż
eli tylko cel twój jest wielki i sprawiedliwy, zaprowadzi ci
ę
bez w
ą
tpienia sam do
ludzi, którzy ci
ę
obdarz
ą
zaufaniem, z którymi b
ę
dziesz mógł bezpiecznie rozmawia
ć
.
Gdy
żą
dasz dla siebie sprawiedliwo
ś
ci,
żą
dasz jej w imieniu całego narodu.
Je
ś
li bez wewn
ę
trznego protestu dozwalasz, by ci
ę
oszukiwano, krzywdzono,
tyranizowano, jeste
ś
po stronie oszuka
ń
stwa i podło
ś
ci.
Dziesi
ęć
minut, oddane zwadzie ze swym własnym losem lub zazdro
ś
ci obcemu
szcz
ęś
ciu, oznacza,
ż
e pewn
ą
sum
ę
własnej siły zu
ż
yli
ś
my na to, by los swój
pogorszy
ć
. Ka
ż
da my
ś
l zazdro
ś
ci i nienawi
ś
ci odskakuje zawsze z powrotem, jak
bumerang. Piastowa
ć
złe uczucia przeciwko ludziom, którzy opływaj
ą
w bogactwa,
jest to marnotrawstwo, które nas nie tylko nabawia nieszcz
ęś
cia, lecz nawet rozbija
to przyszłe szcz
ęś
cie, co d
ąż
y ku nam.
Je
ż
eli uczucia te stały si
ę
dla nas drug
ą
natur
ą
, nie oczekujmy,
ż
e si
ę
od nich
uwolnimy za jednym zamachem.
Złe przyzwyczajenia całego
ż
ycia musz
ą
by
ć
powoli, bardzo powoli wykorzeniane.
Własny pokój jest warsztatem, na którym powinno by
ć
odbudowane nowe "ja" z
nowych duchowych pierwiastków, jest miejscem, którego nie powinien przest
ą
pi
ć
ż
aden obcy człowiek, a nawet my sami powinni
ś
my go przest
ę
powa
ć
tylko w
godzinach radosnego i ja
ż
e zmuszony jest jednym ci
ą
giem rozstrzyga
ć
stos snego
nastroju - powinni
ś
my tam nasze obudzone marzenia wymarzy
ć
do doskonało
ś
ci, a
wtedy miejsce to z biegiem czasu zostanie kompletnie naelektryzowane szcz
ęś
ciem,
z ka
ż
dego przedmiotu popłyn
ą
ku nam wspomnienia dawniejszych my
ś
li i wynios
ą
nas ponad nas samych - do czynów, które b
ę
d
ą
jak cuda.
Zły humor i niesamodzielno
ść
- to choroby. Chory duch stwarza chore ciało.
Wi
ę
kszo
ść
chorych
ś
ciele sobie duchowo przyszłe ło
ż
e bole
ś
ci w
ś
ród długotrwałej,
wieloletniej pracy przygotowawczej.
Lecz im dłu
ż
ej piel
ę
gnujemy w nas stan ci
ą
głych radosnych oczekiwa
ń
, tym mniejsze
grozi nam niebezpiecze
ń
stwo,
ż
e go nawet na krótki czas utracimy, gdy
ż
ju
ż
stał si
ę
drug
ą
nasz
ą
natur
ą
, i nie jeste
ś
my władni zniweczy
ć
jego bezustannych, cudnych
do
ś
wiadcze
ń
, które on za sob
ą
prowadzi.
Wszyscy składamy si
ę
z sił, które si
ę
zowi
ą
my
ś
lami i cała nasza działalno
ść
jest
bez
ś
wiadom
ą
, nieprzerwan
ą
modlitw
ą
. Modlitwa nie oznacza tu naturalnie
bezmy
ś
lnego klepania pacierza.
Kto patrzy tylko na ciemne strony
ż
ycia, i ci
ą
gle, bez przerwy, rozmy
ś
la o swych
rozczarowaniach i ciosach przeznaczenia, ten modli si
ę
o te same rozczarowania i
ciosy w przyszło
ś
ci. Kto oczekuje nieszcz
ęś
cia, ten jednocze
ś
nie prosi o nie i
otrzyma je.
Wnosimy ze sob
ą
do towarzystwa nie tylko nasze ciało, lecz równie
ż
pewne
promieniowanie, które instynktownie wszystkich ku nam zniewala lub odstr
ę
cza, bez
wzgl
ę
du na to, czy milczymy, czy rozmawiamy. Naokoło nas kr
ąż
y specjalna
atmosfera, która odpycha lub przyci
ą
ga. Wszystko, co nas spotyka, jest skutkiem
długo piel
ę
gnowanego nastroju. Nastrój prawo
ś
ci stwarza na dłu
ż
sz
ą
met
ę
najlepsze, najrealniejsze rezultaty - nie jest to sentymentalizm, lecz wprost nauka.
Gdy
ż
ten kierunek my
ś
li przyci
ą
ga wła
ś
nie ku nam okoliczno
ś
ci i ludzi jednakowego z
nami pokroju, na których zawsze mo
ż
na polega
ć
, w których spoczywa ukryte nasze
ż
ycie.
"Nie daj, aby sło
ń
ce zaszło przez twój gniew" - w tej biblijnej modlitwie le
ż
y tajemnica
zdrowia. Kto udaje si
ę
na spoczynek zły i przygn
ę
biony, ten podczas snu b
ę
dzie
całymi godzinami przebywał w sferze zła i w ten sposób b
ę
dzie gromadził utrapienia
na nadchodz
ą
cy dzie
ń
.
Zły zwyczaj po
ś
piechu niszczy wi
ę
cej egzystencji, ni
ż
si
ę
przypuszcza. Kto rano
zawi
ą
zuje swe obuwie w niespokojnym, po
ś
piesznym nastroju, nie zazna przez cały
dzie
ń
wypoczynku. Módl si
ę
zatem, by
ś
z tego burzliwego potoku wyszedł tam, gdzie
spokój! Ludzie spokojni trzymaj
ą
ż
ycie w mocnych r
ę
kach, kieruj
ą
biegiem rzeczy
bez niepotrzebnych gestów, z mo
ż
liwie najmniejszym wysiłkiem ciała, lecz z jasn
ą
,
podniesion
ą
głow
ą
!
Je
ś
li ktokolwiek, kobieta czy m
ęż
czyzna, rano przy przebudzeniu czuje si
ę
zwalczonym przez wszystko, co w tym dniu jest do wykonania, przez troski
gospodarskie, interesy, zakupy, przez tysi
ą
ce drobnych, potrzebnych rzeczy - ten
niechaj si
ą
dzie na pół minuty i powie sobie: "Nie chc
ę
, by te obowi
ą
zki goniły i
powodowały mn
ą
. Zaczn
ę
od jednej rzeczy, a reszt
ę
zostawi
ę
losowi, dopóki ta jedna
rzecz nie b
ę
dzie dobrze wykonana". Mamy wówczas wszelk
ą
pewno
ść
,
ż
e rzecz ta
pójdzie gładko, a za ni
ą
po kolei wszystkie inne. Piel
ę
gnowanie tego spokojnego
potoku skoncentrowanych my
ś
li uniesie nas ku korzystniejszym stosunkom,
wydarzeniom i znajomo
ś
ciom, ani
ż
eli na wpół wariacki nastrój w
ś
ciekłego po
ś
piechu.
Jeszcze do dzi
ś
dnia wierzymy w wiele kłamstw. Wierzymy nie
ś
wiadomie. Bł
ą
d nie
staje si
ę
jawnym.
Dlatego w dalszym ci
ą
gu
ż
yjemy stosownie do naszych nie
ś
wiadomych bł
ę
dów i z
tych nie
ś
wiadomych bł
ę
dów płyn
ą
cierpienia naszego
ż
ycia. Módl si
ę
codziennie o
zdolno
ść
poznawania fałszu w zjawiskach i nie obawiaj si
ę
, je
ż
eli go b
ę
dzie wi
ę
cej
ani
ż
eli
ś
marzył!
Gdy jeste
ś
chory i my
ś
lisz,
ż
e jakiekolwiek lekarstwo lub porada lekarska mo
ż
e ci
pomóc, id
ź
za t
ą
rad
ą
, lecz zawsze z cich
ą
my
ś
l
ą
w swej duszy: przyjmuj
ę
to
lekarstwo nie jako
ś
rodek, mog
ą
cy uzdrowi
ć
moje ciało, lecz jako podtrzymanie mego
ducha, który ju
ż
wkrótce otrzyma na powrót sił
ę
i zdolno
ść
do samopomocy.
Nie ucz nigdy swego dziecka, by mało si
ę
ceniło. Gdy przyzwyczai si
ę
do tego,
przyzwyczaj
ą
si
ę
wkrótce i inni - najpierw b
ę
d
ą
go mało cenili jako dziecko, pó
ź
niej
jako człowieka.
Nic nie jest wi
ę
cej szkodliwe dla człowieka, jak pomniejszanie swej warto
ś
ci, i
niejedno dziecko wst
ę
puje w
ż
ycie, osłabione przez ucisk długoletniego szyderstwa.
Ucz swe dziecko, by marzyło i oczekiwało tylko powodzenia. Długotrwałe
oczekiwanie powodzenia niesie ze sob
ą
przyczyny,
ś
rodki i drogi do tego
powodzenia.
Posiadamy do tej pory tylko bardzo nieokre
ś
lone wyobra
ż
enia, co wła
ś
ciwie oznacza
ż
ycie i jakie mo
ż
liwo
ś
ci w nim spoczywaj
ą
. Ludzko
ść
wtedy dopiero stanie si
ę
stosunkowo doskonał
ą
, gdy otrzyma zdolno
ść
odnawiania swego ciała na ka
ż
de
żą
danie i utrzymania go tak długo, jak b
ę
dzie chciała. Ciała wolnego od bólu i
pi
ę
knego ponad wszelk
ą
miar
ę
!
Powiedz tylko o jakiej
ś
rzeczy: ona musi si
ę
sta
ć
i zaraz powstanie tysi
ą
c sił, by j
ą
wykona
ć
- dlatego te
ż
nale
ż
y by
ć
rozwa
ż
nym w
ż
yczeniach, bo
ż
yczenie mo
ż
e si
ę
sta
ć
czasem przekle
ń
stwem. I
ć
wicz si
ę
w nastroju pokory przed niesko
ń
czon
ą
ś
wiadomo
ś
ci
ą
, b
ą
d
ź
zawsze gotów czerpa
ć
z wy
ż
szego pr
ą
du, który nauczy ci
ę
poznawa
ć
prawdziwe warto
ś
ci i powie, czego powiniene
ś
żą
da
ć
.
Czy jeste
ś
kobiet
ą
, czy m
ęż
czyzn
ą
-
ż
ycie twe nie b
ę
dzie nigdy zupełne, nigdy nie
odbudujesz si
ę
w mocy ku mocy, je
ż
eli nie spotkasz i nie poznasz duchem swego
drugiego "ja", swego dopełnienia z drugiej płci. A po takim poznaniu rozł
ą
ki nie ma.
Pami
ę
tajmy zawsze podczas jedzenia i picia,
ż
e przy ka
ż
dym k
ą
sku wbudowujemy w
nasze ciało pewn
ą
my
ś
l, stosownie do tego, w jaki nastroju przyjmujemy po
ż
ywienie.
Staraj si
ę
by
ć
przy biesiadzie wolnym, przyjaznym, pełnym nadziei - a gdy nie
mo
ż
esz posi
ąść
takiego nastroju, módl si
ę
!
Błaga
ć
dzie
ń
i noc niesko
ń
czon
ą
ś
wiadomo
ść
o najwy
ż
sz
ą
m
ą
dro
ść
, o sił
ę
i rado
ść
i
to w tym nastroju serca, który wy
ż
szo
ść
tej niesko
ń
czonej
ś
wiadomo
ś
ci w pokorze
uznaje - znaczy to odda
ć
si
ę
falom przypływu, który niesie ku nam wszystko
najlepsze.
Wówczas bowiem coraz to wy
ż
sze pr
ą
dy poznania przepływaj
ą
przez nasz
ą
istot
ę
,
która stoi w odpowiednim miejscu, aby chwyta
ć
te fale, co powoli wydzieraj
ą
nas
bł
ę
dom, przenosz
ą
c z miejsc lepszych do najlepszych. Przenosimy si
ę
powoli w inne
otoczenia, na inne drogi
ż
yciowe, w s
ą
siedztwo tych, do których woła nasze
najgł
ę
bsze udr
ę
czenie.
BÓG W DRZEWACH
Szcz
ęś
liwy jest człowiek, który kocha drzewa - przede wszystkim wielkie, wolne,
rosn
ą
ce dziko w miejscach, gdzie je zasadziła niesko
ń
czona siła, niezale
ż
na od
opieki ludzkiej. Gdy
ż
wszystko nieuprawne, przyrodzone le
ż
y bli
ż
ej
wszech
ś
wiadomo
ś
ci, ni
ż
to, co zostało przez wol
ę
ludzk
ą
okiełzane, przeobra
ż
one,
wychowane! Rzeczy urodzone na wolno
ś
ci oddychaj
ą
czystszym rytmem duchowym
niesko
ń
czono
ś
ci, dlatego te
ż
w
ś
ród dzikiej natury, w lesie, w górach, wsz
ę
dzie, gdzie
nie ma
ś
ladów ludzkiej pracy, promienieje ku nam niewypowiedziana, wolna rado
ść
,
upojenie bez granic.
Oddychamy emanacj
ą
, która z drzew, ze skał, od ptaków - z ka
ż
dej formy
niesko
ń
czono
ś
ci płynie ku nam bezustannie! Uzdrawia ona i odnawia! Jest czym
ś
wi
ę
cej ni
ż
powietrze! Sił
ą
duchow
ą
, która wypływa z powszechnego
ż
ycia. Nie
znajdziemy jej ani w miastach, ani w starannie utrzymanych ogrodach. Szcz
ęś
liwy
ten, w kim rozpłonie ta, silna i powa
ż
na miło
ść
do dzikich drzew, do ptaków i
zwierz
ą
t, kto je uwa
ż
a za równe sobie urodzeniem i wie,
ż
e w zamian za jego miło
ść
one mog
ą
go równie
ż
obdarzy
ć
czym
ś
bardzo cennym. Wszystko, co
ż
yje,
odpowiada na sympati
ę
i antypati
ę
. My jeste
ś
my jedn
ą
cz
ęś
ci
ą
niesko
ń
czonej
ś
wiadomo
ś
ci, a drzewa - drug
ą
. Miło
ść
za
ś
jest niewidocznym pierwiastkiem, "
ż
yw
ą
wod
ą
"
ś
wiata i płynie wielkimi falami przez ten duchowy wszech
ś
wiat, który nas
zewsz
ą
d otacza.
Drzewo jest
ż
yw
ą
my
ś
l
ą
Boga. My
ś
l
ą
, która jest godna naszej uwagi. Zawiera ona
pewn
ą
form
ę
m
ą
dro
ś
ci, której, by
ć
mo
ż
e, nam brak, której jeszcze
ś
my nie zdobyli. A
tej m
ą
dro
ś
ci powinni
ś
my pragn
ąć
, gdy
ż
tylko rzeczywiste zrozumienie daje moc, a
nam potrzeba jest mocy, by osi
ą
gn
ąć
lepsze i zdrowsze ciało. Chcemy bowiem
ostatecznie uwolni
ć
si
ę
od choroby. Chcemy nowego
ż
ycia i nowej rado
ś
ci z
ż
ycia w
ka
ż
dym nowym dniu! Nasze ciała powinny stawa
ć
si
ę
z biegiem lat l
ż
ejsze, nie
ci
ęż
sze. Chcemy pewno
ś
ci! Chcemy u
ś
wiadomi
ć
sobie niesko
ń
czonego ducha w
ka
ż
dej komórce - chcemy posi
ąść
pogl
ą
d nie
ś
miertelno
ś
ci! Pragniemy zdolno
ś
ci,
które dotychczas były zakazane "
ś
miertelnym!" Chcemy si
ę
wznie
ść
ponad
przypadkowo
ś
ci ciała, ponad cierpienie i
ś
mier
ć
ziemskiego ciała.
Czy to wszystko potrafi
ą
da
ć
nam drzewa? W ka
ż
dym razie mog
ą
pomóc, gdy
przenikniemy ich ducha, gdy staniemy si
ę
coraz wi
ę
cej
ś
wiadomi tej cz
ęś
ci
niesko
ń
czonej siły, której
ż
ywym wyrazem s
ą
drzewa. Gdy b
ę
dziemy na nie patrze
ć
jako na opał lub materiał do beczek, osi
ą
gniemy bardzo mało z ich
ż
ycia. Kto
rzeczywi
ś
cie dojdzie do tego,
ż
e b
ę
dzie kochał wszech
ś
wiadomo
ść
w ka
ż
dej z jej
form, w zamian tej miło
ś
ci otrzyma pierwiastek, co go na wskro
ś
przepoi m
ą
dro
ś
ci
ą
-
m
ą
dro
ś
ci
ą
, której ta forma jest składow
ą
cz
ęś
ci
ą
- której jest
ż
ywym obrazem. Przez
miłosne zlanie si
ę
z ide
ą
drzewa ludzko
ść
kiedy
ś
pozna,
ż
e z lasów mo
ż
na otrzyma
ć
inny, wy
ż
szy po
ż
ytek, ni
ż
ten, jaki mamy z budulca i drzewa opałowego. Miło
ść
ta
powie jej,
ż
e lasy z ich niezmiernymi powierzchniami miliardów gał
ę
zi, konarów i li
ś
ci
s
ą
idealnymi przewodnikami najwy
ż
szego duchowego pierwiastka, który powoli
nagromadzaj
ą
, a pó
ź
niej oddaj
ą
ludziom w miar
ę
ich zdolno
ś
ci pochłaniania. Im
ż
ywiej bije w nas istota drzewa, ptaka, zwierz
ę
cia, tym wi
ę
kszy jest nasz udział w
tych
ż
ywych siłach, które ka
ż
da z tych organizacji wchłania i oddaje. Ka
ż
da bowiem z
tych form
ż
yciowych ma pewien sobie tylko wła
ś
ciwy rodzaj siły, który mo
ż
e
przenosi
ć
nas przez sympati
ę
- niejako
ż
yciowy eliksir wy
ż
szych duchów. Lecz
miło
ść
osi
ą
ga tylko ten, kto miło
ść
daje! Przyci
ą
ga
ć
ku sobie miło
ść
z
niesko
ń
czono
ś
ci mo
ż
emy w tym samym stopniu, w jakim kochamy ka
ż
dy przejaw
niesko
ń
czono
ś
ci, czy b
ę
dzie to krzew, czy jagoda, owad, czy ptak. A nikt przecie
ż
nie
mo
ż
e gn
ę
bi
ć
lub niszczy
ć
tego, co rzeczywi
ś
cie kocha. Tym specyficznym
pierwiastkiem, który w nas spływa z ka
ż
dej
ż
yj
ą
cej formy, jest
ż
ycie! W miar
ę
tego,
jak wchłaniamy w siebie ten pierwiastek, budz
ą
si
ę
w nas siły, które tylko słowem
"cud" dadz
ą
si
ę
okre
ś
li
ć
.
Zniszczcie lasy, a odetniecie tym siłom drogi działania. Zamie
ń
cie dzikie drzewa
przez sztuczne odmiany, a siły te zaraz zn
ę
dzniej
ą
, jak n
ę
dznieje ka
ż
de drzewo,
daj
ą
ce "uszlachetnione" owoce - czy
ż
np. jabłko "Calvilla" nie jest sztucznym
produktem zwyrodnienia, tak samo jak w
ą
troba tuczonej g
ę
si?
Gdy poczniemy si
ę
zbli
ż
a
ć
ku młodo
ś
ci, szcz
ęś
ciu i zdrowiu, stosunek nasz do drzew
i wszystkiego
ż
yj
ą
cego zmieni si
ę
zupełnie. Poznamy wkrótce,
ż
e jak tylko ukochamy
drzewa, ro
ś
liny, owady, ptaki i zostawimy je w spokoju, cz
ęść
niesko
ń
czono
ś
ci, która
stanowi ich istot
ę
, spłynie w nas.
"Lecz czy
ż
mo
ż
na
ż
y
ć
" - spytaj
ą
ludzie - "bez opału, bez ro
ś
linnego lub zwierz
ę
cego
po
ż
ywienia?"
Tak - ale czy
ż
w wieczno
ś
ci jest tylko jedna forma
ż
ycia? Czy warunki
ż
ycia nie
zmieni
ą
si
ę
z czasem stosownie do naszej wra
ż
liwo
ś
ci! Przecie
ż
ju
ż
teraz milionom
ludzi ka
ż
e najgł
ę
bszy instynkt ze wstr
ę
tem odsuwa
ć
si
ę
od zwierz
ę
cego po
ż
ywienia.
Zapewne - ludzko
ść
nie mo
ż
e od razu, w jednym momencie, zaprzesta
ć
gwałtu nad
ro
ś
linnym i zwierz
ę
cym pa
ń
stwem. Dopóki istnieje pragnienie dotychczasowego
od
ż
ywiania, pragnienie to powinno by
ć
zaspokajane - tylko naturalne zamieranie
takich pop
ę
dów ma warto
ść
. Gdy duch sam ustanawia te rzeczy, staje si
ę
to samo
przez si
ę
, z wewn
ą
trz, na zawsze! Bł
ę
dem ludzko
ś
ci było,
ż
e zbyt cz
ę
sto usiłowała
uduchowi
ć
si
ę
przez sił
ę
własnej woli, wstrzymuj
ą
c si
ę
za pomoc
ą
postów, pokut itd.
od rzeczy, których po
żą
dała. Nie mogła przy tym nigdy przez takie
ś
rodki uwolni
ć
si
ę
od chorób, upadku i
ś
mierci. Nigdy nie odnowiła w ten sposób swego ciała.
Rozkładało si
ę
ono zupełnie tak samo, jak ciało hulaków i opojów. Asceza jest to
brak zaufania w moc niesko
ń
czonej
ś
wiadomo
ś
ci,
ż
e ona zaprowadzi nas ku
wy
ż
szym stopniom rozwoju. Stara
ć
si
ę
samemu o otrzymanie zbawienia, jest jednym
z najwi
ę
kszych grzechów, gdy
ż
odcina to człowieka - przynajmniej na pewien czas -
od niesko
ń
czonej
ś
wiadomo
ś
ci oraz od
ż
ycia, które mu bywa zsyłane, dopóki tylko
modli si
ę
i ma ufno
ść
. Nie ma
ż
adnej innej
ś
cie
ż
ki do wydobycia si
ę
ze złych
nałogów, bł
ę
dów i wyst
ę
pnych przyzwyczaje
ń
, jak tylko nieustanna pro
ś
ba, by
wygasło po
żą
danie, z którego te wady ci
ą
gle na nowo powstaj
ą
.
Przy ka
ż
dym tchnieniu mówi niesko
ń
czona
ś
wiadomo
ść
: przychod
ź
cie do mnie -
żą
dajcie ode mnie - znajdujcie mnie w ka
ż
dym tworze, wówczas b
ę
d
ę
na was zsyłała
ci
ą
gle nowe ciała i duchy, które przemieni
ą
wasze zwyczaje, nami
ę
tno
ś
ci i
ż
yczenia
tak,
ż
e powoli opadnie z was wszelka gminno
ść
i wszelkie mgliste, przeciwne prawu
po
żą
danie, a na ich miejsce spłynie z obszarów duszy rado
ść
, której osi
ą
gn
ąć
dzi
ś
nikt nie jest w stanie.
W tym samym stopniu, w jakim wyrastamy ku szlachetniejszemu i dłu
ż
szemu
ż
yciu,
uczymy si
ę
szacunku dla wszystkiego, co
ż
yje, rozsiewaj
ą
c wsz
ę
dzie wolno
ść
,
poniewa
ż
- kochamy. Nie kochamy jednak ptaka, którego trzymamy w klatce -
kochamy tylko nasz
ą
przyjemno
ść
w tym ptaku. Najwy
ż
sza miło
ść
do wszystkiego,
co
ż
yje, jest wi
ę
c drog
ą
do samego
ż
ycia, które w nas spływa, jak gdyby z tysi
ą
ca
elektrycznych stosów - i to nie tylko z ptaka, z drzewa, owada, lecz z wiruj
ą
cej
ś
niegowej zamieci, z burzy czy z morza! Nie jako sentymentalny sposób widzenia,
lecz jako
ż
ywa siła! Dlaczegó
ż
ta miło
ść
nie jest w nas wrodzon
ą
? Dlaczego potrzeba
jeszcze tylko m
ę
ki i trudu i
ś
mierci? Nie wiemy! Do
ść
,
ż
e widzimy przed sob
ą
drog
ę
,
która wyprowadza z tego wszystkiego, co nazywamy złem.
WARTO
ŚĆ
PRAKTYCZNA MARZE
Ń
My
ś
le
ć
bezustannie podczas czuwania - zbyteczne. Jest to wyniszczaj
ą
ce
przyzwyczajenie, które sprowadza ten tylko skutek,
ż
e pewna grupa my
ś
li powtarza
si
ę
a
ż
do wyczerpania.
Jednym z najpodnio
ś
lejszych
ź
ródeł wszelakiej mocy i zbawienia jest zdolno
ść
wył
ą
czania według swej woli pozytywnych my
ś
li - trwaj
ą
c w zupełnym fizycznym
spokoju, odda
ć
si
ę
marzeniom. Widzie
ć
tylko kawałeczek krajobrazu, który dr
ż
y
przed oczami, lub da
ć
ci
ą
gn
ąć
przed sw
ą
ś
wiadomo
ś
ci
ą
mglistym obłokom.
Sze
ść
dziesi
ą
t sekund marzenia - to sze
ść
dziesi
ą
t sekund
ż
ywego spokoju dla ciała i
ducha. Nawet w ni
ż
szych sferach materialnego powodzenia ten b
ę
dzie zwyci
ę
zc
ą
,
kto potrafi odpoczywa
ć
według swej woli, to jest stawa
ć
si
ę
biernym i samowolnie
odpycha
ć
od siebie swe my
ś
li. Trzyma on za cugle
ż
ycia, gdy
ż
w takich momentach
skupienia otwieraj
ą
si
ę
wrota dla nowych idei, planów, przedsi
ę
wzi
ęć
, które
uchwycone cicho, mocno, w czujno-
ś
wiadomym stanie - przynosz
ą
wypełnienie,
realno
ść
.
Ludzie dzisiejsi nie znaj
ą
wytchnienia - z roku na rok biegaj
ą
jak op
ę
tani w kołowrocie
tych samych my
ś
li! Czy
ż
mog
ą
oni w tym szalonym stanie posi
ąść
zdolno
ść
spostrzegania okoliczno
ś
ci, które spotykaj
ą
na drodze? A gdy nawet je spostrzeg
ą
,
brak im odwagi do spr
ęż
ystego chwytu! Robi
ą
dzisiaj absolutnie to samo, co wczoraj
i przy tym tylko dlatego,
ż
e wczoraj czynili to samo. Niewolnicy własnego uczucia,
które ich utrzymuje na ła
ń
cuchach silniejszych od stali, w przekle
ń
stwie zawsze
jednakowych, lec
ą
cych gdzie
ś
, psich my
ś
li! My
ś
l
ą
oni zawsze,
ż
e maj
ą
co
ś
do
zdziałania - przede wszystkim r
ę
kami i mózgiem! Nawet we
ś
nie
ś
piesz
ą
gdzie
ś
bezmy
ś
lnie, jak
ś
lepe konie na postronku! Ich przebudzenie jest bez
ś
wie
ż
o
ś
ci, sen
nie jest dla nich
ż
yciodawczym
ź
ródłem, jak np. dla tych, którzy posiadaj
ą
kultur
ę
marze
ń
, ze
ś
rodkowania lub skupienia. W czasie podró
ż
y morskich b
ę
d
ą
ci
niespokojni barbarzy
ń
cy w
ę
drowa
ć
przez wszystkie kajuty, z jednego ko
ń
ca okr
ę
tu
na drugi, b
ę
d
ą
szukali nie wiadomo czego! Na kolei
ż
elaznej opanowuje ich tylko
jedno niecierpliwe
ż
yczenie, by jak najpr
ę
dzej przyby
ć
do celu, lecz gdy przyb
ę
d
ą
,
nie wiedz
ą
najcz
ęś
ciej, co maj
ą
ze sob
ą
zrobi
ć
! W ich własnym domu trwa ci
ą
gle
jaki
ś
ruch, jaka
ś
gospodarka, lecz w ko
ń
cu dnia okazuje si
ę
,
ż
e nic nie zrobiono,
zreszt
ą
na rzeczywist
ą
ich korzy
ść
i prawdziw
ą
pomy
ś
lno
ść
!
Wielkie napr
ęż
enie umysłowe - lecz po co? Maszyna obracaj
ą
ca si
ę
na pró
ż
no, gdy
ż
nie ma
ż
adnej roboty!
Cygaro generała Granta wygrało wi
ę
cej bitew, ni
ż
jego miecz! Bo pomin
ą
wszy
działanie nikotyny, sam akt wci
ą
gania i wypuszczania dymu, mimowolna obserwacja
rozpływaj
ą
cych si
ę
obłoków stwarza pewien nastrój skupienia - bierny, marzycielski
stan, gdy
ż
duch wtedy nie tylko wypoczywa, lecz odbiera nowe natchnienia.
Nie chc
ę
przez to ani poleca
ć
, ani os
ą
dza
ć
palenia. Tyto
ń
jest jednym z wielu
niedoskonałych
ś
rodków do sprowadzania po
żą
danego stanu, który zwykle z
wi
ę
kszym po
ż
ytkiem da si
ę
osi
ą
gn
ąć
na innych, wewn
ę
trznych drogach.
Jedna droga z wielu: ten, kto czyta te stronice, niech od czasu do czasu si
ę
zatrzyma, niech oprze si
ę
na fotelu z biernie opuszczonymi ramionami wzdłu
ż
ciała,
trzy, cztery sekundy, nie my
ś
l
ą
c nic. Jaka
ś
chmurka, słup dymu lub jakie
ś
drzewo,
gał
ąź
poruszana wiatrem niech zatrzyma wzrok, dopóki to sprawia przyjemno
ść
, nie
dłu
ż
ej. Kto za
ś
nawet pi
ę
ciu sekund nie mo
ż
e by
ć
w spokoju, ani fizycznie, ani
duchowo (a takich jest wielu, co tego nie mo
ż
e), niech unika przynajmniej zbyt
raptownych nerwowych ruchów. Jest to pierwsza lekcja w wysokiej sztuce
marzycielstwa, czyli umysłowej abstrakcji. U
ż
ycza si
ę
w ten sposób swemu ciału
atomu prawdziwego wypoczynku. Duch przyci
ą
gn
ą
ł do siebie jeden atom
ż
ywej siły,
który ju
ż
nie mo
ż
e by
ć
utracony. Kto ma do przezwyci
ęż
enia niepokój całego
ż
ycia,
nie powinien oczekiwa
ć
od razu zupełnego powodzenia. Lecz posiew spokoju jest ju
ż
w nim zasiany! My
ś
l ta ju
ż
go wi
ę
cej nie opu
ś
ci. Nie powinno si
ę
jednak jej nazbyt
piel
ę
gnowa
ć
. Wszystko musi wyrosn
ąć
i wyro
ś
nie rzeczywi
ś
cie, kiedy
ś
, samo przez
si
ę
, z wewn
ą
trz.
Ka
ż
dy człowiek ma mo
ż
no
ść
opanowania kompletnie swego ciała a
ż
do (tak
fałszywie nazwanych) najtrywialniejszych aktów codziennego
ż
ycia, jak np.
wstawanie, chodzenie, zamykanie lub otwieranie drzwi, odwracanie kart ksi
ąż
ki.
Kto potrafi w czasie czuwania zachowa
ć
nastrój kontemplacji, osi
ą
gnie wkrótce
bardziej pokrzepiaj
ą
cy i zdrowszy sen - gdy
ż
dominuj
ą
cy nastrój dnia okre
ś
la równie
ż
nastrój nast
ę
puj
ą
cej nocy.
Bezsenno
ść
odpowiada psychicznemu rozpr
ęż
eniu - raptownemu skurczowi my
ś
li,
które utrzymuje człowieka w ci
ą
gu wielu godzin wahaj
ą
cym si
ę
to tu, to tam,
niezdolnym do snu, z członkami płon
ą
cymi ze znu
ż
enia. Lecz wraz z kultur
ą
spokoju
ro
ś
nie wola do mocy, która na zawołanie mo
ż
e sprowadzi
ć
sen, czyli absolutn
ą
bierno
ść
.
Nigdy nie nale
ż
y
ć
wiczy
ć
si
ę
w my
ś
lowych nastrojach, gdy si
ę
to okazuje
niewygodne lub nudne - to tylko opó
ź
nia. Jedynie w tych momentach, w których
sprawia nam to mimowoln
ą
rado
ść
, trzeba si
ę
ć
wiczy
ć
. Tajemnic
ą
i pi
ę
kno
ś
ci
ą
wewn
ę
trznego rozwoju jest to,
ż
e ro
ś
nie on, jako
ż
yto lub pszenica, w milczeniu,
nie
ś
wiadomie! Za dwa, trzy, pi
ęć
lat zmieni
ą
si
ę
wszystkie gesty, stan
ą
si
ę
nawyknieniem, b
ę
d
ą
harmonijne. W tej anarchii my
ś
lowej, w której ludzko
ść
obecnie
ż
yje, ciało faktycznie rozrywane jest na cz
ęś
ci przez rw
ą
ce my
ś
li, które bez celu, bez
sensu s
ą
wsz
ę
dzie - to tu, to tam, wsz
ę
dzie - w ka
ż
dym czasie - niepow
ś
ci
ą
gnione!
Ka
ż
da czynno
ść
, ka
ż
dy krok mo
ż
e sta
ć
si
ę
ź
ródłem zadowolenia w tej samej mierze,
w jakiej ro
ś
nie wesoło
ść
, je
ż
eli tylko krok ten nie oka
ż
e si
ę
przeszkod
ą
,
zatrzymaniem si
ę
w gonitwie za zbytkiem, za nadmiarem. Co jednak robi si
ę
z
ochot
ą
, robi si
ę
dobrze, w ten sposób układa si
ę
powoli całe
ż
ycie z doskonałych
pierwiastków, z których
ż
aden nie niszczy nic, co drugi wybudował. Ka
ż
dy
pojedynczy czyn staje si
ę
nowym magnesem, który z wolna nabiera mocy; a to, co
ludzko
ść
mogłaby przez te proste
ć
wiczenia spełni
ć
, mo
ż
na by nazwa
ć
wprost
"cudami".
Chrystus i Moj
ż
esz, wszyscy jasnowidze i magowie byli pełni "spokoju". W ten
sposób zbierała si
ę
w nich duchowa siła, która ze
ś
rodkowana pó
ź
niej na chorym,
napełniała go nowym
ż
yciem.
W historii Marty i Marii - Maria wybrała lepsz
ą
cz
ą
stk
ę
, poniewa
ż
z dala od
domowych trosk zdobywała sobie w cicho
ś
ci siły, które pó
ź
niej odpowiednio
skierowane zdziałały w jednej sekundzie wi
ę
cej, ni
ż
zdziałała Marta przez swe
całodzienne umartwienia.
Marta zapracowała si
ę
- Maria si
ę
odbudowała! Kultura spokoju podnosi równie
ż
przytomno
ść
ducha. Przytomno
ść
ducha jest to przecie
ż
zdolno
ść
zmobilizowania w
ka
ż
dej
żą
danej chwili wszystkiego, co tylko posiadamy z wiedzy, energii, odwagi i
taktu. Tylko jednoczesna, natychmiastowa obecno
ść
wszystkich własno
ś
ci nadaje im
warto
ść
. W spokojnym duchu s
ą
te własno
ś
ci zawsze ze
ś
rodkowane i nie goni
ą
,
rozstrzelone, za tysi
ą
cem przedmiotów.
Nastrój kontemplacyjny jest to wypocz
ę
ta załoga my
ś
lowej fortecy. Rw
ą
cy si
ę
naprzód, nerwowi i dlatego zawsze zm
ę
czeni ludzie rzadko kiedy mog
ą
si
ę
czym
ś
odznaczy
ć
, nie s
ą
oni magnesami, które pracuj
ą
przez spokój, a przez czyn nie trac
ą
na sile, lecz przeciwnie - nabieraj
ą
mocy.
Kto potrafi zachowa
ć
sił
ę
i da
ć
wypoczynek swemu duchowi, b
ę
dzie miał nerwy jak
stal, b
ę
dzie wypływał ze
ń
ten fluid, który uczyni mu posłusznym najbardziej
nieujarzmionego rumaka. Odwaga jest jak magnetyczny obłok, którego nic nie mo
ż
e
przenikn
ąć
na wskro
ś
!
Mo
ż
liwo
ś
ci, które tu widzimy, s
ą
nieograniczone. Ciało mo
ż
e by
ć
doprowadzone do
tego,
ż
e b
ę
dzie si
ę
opierało wszystkim materialnym wpływom - ka
ż
dy organ mo
ż
e
okaza
ć
dziesi
ęć
razy wi
ę
cej odpornej siły ni
ż
dotychczas!
Marzycielstwo tak samo, jak ka
ż
da inna zdolno
ść
, mo
ż
e si
ę
rozwin
ąć
do przesady,
jak np. u ludzi, którzy czuwaj
ą
ś
pi
ą
c i nie wiedz
ą
, co czyni
ą
ich ciała. Brak im
pozytywnej siły, by wzi
ąć
si
ę
z własnej woli do czynu, gdy czyn jest potrzebny. Musi
by
ć
ustanowiona jaka
ś
równowaga pomi
ę
dzy pozytywnym a negatywnym
całokształtem sił, człowiek musi si
ę
nauczy
ć
pogr
ąż
a
ć
siebie według swej woli w ten
lub inny stan - kiedy, gdzie i jak długo mu si
ę
podoba. Przy tym strata i przyrost sił
mogłyby by
ć
tak dokładnie uregulowane,
ż
e zawsze, przy ka
ż
dej zmianie stanu
zebrałaby si
ę
pewna nadwy
ż
ka, tak samo jak in
ż
ynier zostawia na zapas zbywaj
ą
c
ą
par
ę
. Wielu ludzi wydaje od razu to, co przyj
ę
ło - i oto, gdy przyjd
ą
nieprzewidziane
wypadki, stoj
ą
bezradni, bez
ż
adnej pomocy.
Z rosn
ą
cym uzdolnieniem do kontemplacji zmienia si
ę
równie
ż
oddech i puls.
Sztucznie
ć
wiczone oddychanie za pomoc
ą
przepony brzusznej, "pranajama", długie
metodyczne wdychanie indyjskich joginów jest naturalnym skutkiem zewn
ę
trznym
pewnego wewn
ę
trznego stanu wraz ze wszystkimi cudownymi znakami na ciele i
duchu.
Istnieje pewien oddech duszy, pewien psychiczny rytm, którego widocznym
odpowiednikiem jest oddech płuc. Kto
ż
yje w potoku odbudowuj
ą
cych my
ś
li, w który
mo
ż
e si
ę
zanurzy
ć
przy pomocy marze
ń
, ten jest ju
ż
zdolny wchłon
ąć
w siebie
pewien wewn
ę
trzny element, pewn
ą
atmosfer
ę
swobodniejsz
ą
, mocniejsz
ą
, ni
ż
powietrze ziemi - pran
ę
hindusów.
Z tego boskiego eteru wyci
ą
ga człowiek eliksir
ż
ycia! Obdarzy go on w materialnej
sferze przemo
ż
nymi siłami, by mógł spełni
ć
dzieło
ż
ycia, które b
ę
dzie potrzebne.
TAJNIA SNU, CZYLI NASZA PODWÓJNA EGZYSTENCJA
Ż
yjemy, działamy, cierpimy, cieszymy si
ę
zarówno we
ś
nie, jak w stanie czuwania.
Posługujemy si
ę
wówczas subtelniejszymi duchowymi zmysłami, które wszyscy
posiadamy w zarodku i wobec których wzrok, powonienie, dotyk, smak, słuch
fizycznego ciała s
ą
tylko bladymi kopiami.
Ta strona naszego bytu ga
ś
nie, gdy tylko nasze zewn
ę
trzne zmysły przy
przebudzeniu poczynaj
ą
działa
ć
- bo dzienna
ś
wiadomo
ść
jest zdoln
ą
do
zatrzymania tylko fragmentów tych scen, zdarze
ń
i do
ś
wiadcze
ń
, które prze
ż
ywamy,
gdy ciało nasze le
ż
y pogr
ąż
one w bez
ś
wiadomo
ś
ci. Takie fragmenty - cz
ę
sto
niepowi
ą
zane, nieokre
ś
lone i mgliste - nazywamy snami.
Sny nasze s
ą
to przymglone
ś
lady prawdziwego
ż
ycia -
ż
ycia, które odgrywa si
ę
w
innych zmysłach i tylko cz
ęś
cio-wo utrzymuje si
ę
w naszej dziennej
ś
wiadomo
ś
ci.
Wst
ę
ga my
ś
lowa (srebrny w
ę
zeł po
ś
redni) wi
ąż
e we
ś
nie ciało z duchem - chocia
ż
by
nawet duch oddalił si
ę
od ciała. Przez zwi
ą
zek ten posyła duch
ś
pi
ą
cemu ciału pr
ą
d
ż
yciowy dobrego lub szkodliwego rodzaju, odpowiednio do zakresu my
ś
li, w których
si
ę
duch obraca.
Ś
mier
ć
, tj. zaguba ciała nast
ę
puje, gdy w
ę
zeł ten zostanie przerwany. Gdy duch
wzniesie si
ę
do stanu, który mu pozwoli wchłania
ć
nowe my
ś
li i prawdy, w
ę
zeł staje
si
ę
mocniejszym i mo
ż
e si
ę
wcale nie przerwa
ć
. Stajemy si
ę
wówczas podobni do
artezyjskiej studni, która tryska w
ż
ycie wieczno
ś
ci.
W ten sposób prze
ż
ywamy dwie ró
ż
ne egzystencje, które nawzajem jedna drug
ą
niwecz
ą
. W ci
ą
gu 24 godzin jeste
ś
my dwiema, zupełnie odr
ę
bnymi istotami, które
prawie nic o sobie nie wiedz
ą
.
Ż
yjemy codziennie w dwóch bliskich bardzo
ś
wiatach,
oddzieleni otchłani
ą
nie
ś
wiadomo
ś
ci. Posiadamy materialn
ą
zdolno
ść
pami
ę
ci, której
nasza uduchowiona egzystencja wcale nie notuje, tak samo jak uduchowiona pami
ęć
wył
ą
cza
ż
ycie dzienne.
Ju
ż
Paweł mówi o przyrodzonym i o duchowym ciele. Ten duch-ciało istnieje
jednocze
ś
nie z ciałem fizycznym, a wi
ę
c tak
ż
e po jego upadku, tak samo jak istniał
przed jego urodzeniem.
Zarówno w dzie
ń
, jak i w nocy, czy
ś
pi, czy czuwa - człowiek składa si
ę
zawsze z
dwóch istot, które s
ą
obce sobie, cho
ć
wykwitaj
ą
z jednego ducha. W dzie
ń
u
ż
ywa
ten duch ciała, jak górnik, który, zanim spu
ś
ci si
ę
do szybu, wdziewa szorstk
ą
odzie
ż
.
W drugiej egzystencji nie u
ż
ywa on wcale cielesnych zmysłów - a wszystko prze
ż
yte
tam w "górze" przy dziennej
ś
wiadomo
ś
ci przedstawia si
ę
jako wspomnienie snu,
naturalnie tylko w my
ś
lowych i zmysłowych formach dziennego
ż
ycia.
W miar
ę
tego, jak rozwija si
ę
nasza prawdziwa ja
źń
, uczymy si
ę
posługiwa
ć
wprost
t
ą
wy
ż
sz
ą
grup
ą
zmysłów, nie przenosz
ą
c jej wcale w zakres fizyczny.
Kolumb odkrył nowy
ś
wiat. Ale w ka
ż
dym z nas istnieje pół
ś
wiata - pół
ż
ycia, które
oczekuje, aby je odkry
ć
, a pó
ź
niej piel
ę
gnowa
ć
, poprawia
ć
i wynie
ść
wreszcie na
ś
wiatło dzienne w prawdziwym znaczeniu tego wyrazu.
W miar
ę
tego, jak nasze duchy lub dusze rozwin
ą
si
ę
w tej lub najbli
ż
szej
egzystencji, zjednocz
ą
si
ę
te dwa
ś
wiaty, czyli dwa istnienia tak,
ż
e b
ę
dziemy w
mo
ż
no
ś
ci
ż
y
ć
ś
wiadomie w obydwóch. Pro
ś
ba i po
żą
danie zbli
żą
nas do tej tajni.
"Bezustanna modlitwa", tj. uporczywe
ż
yczenie poznania prawdy objawi nam te
wielkie siły, których zarodki tkwi
ą
w nas u
ś
pione i wtedy
ż
ycie stanie si
ę
innym, ni
ż
to, które zna nasza smutna tera
ź
niejszo
ść
.
Wówczas ogl
ą
da
ć
b
ę
dziemy w rado
ś
ci obydwie egzystencje. Teraz znajomo
ść
ta
przyniosłaby nam mało po
ż
ytku, gdy
ż
nasza wiedza przyzwyczaiła nas nawet we
ś
nie w
ę
drowa
ć
przez ten sam
ś
wiat trosk, kłopotów, gniewu, niepow
ś
ci
ą
gliwo
ś
ci, w
którym wielu ludzi zamieszkuje i w stanie czuwania. Na szcz
ęś
cie jednak mało tylko
pozostaje z tego w naszej dziennej
ś
wiadomo
ś
ci - w przeciwnym razie istnienie
byłoby podwójnie n
ę
dzne. Lecz złe skutki tego bł
ą
kania si
ę
w gł
ę
bszych duchowych
obszarach zostaj
ą
zawsze. Dwie godziny, sp
ę
dzone w czystym królestwie marzenia,
daj
ą
wi
ę
cej siły i
ś
wie
ż
o
ś
ci, ni
ż
dziesi
ęć
godzin z ni
ż
szych obszarów snu.
Sen jest stanem spokoju i duchowego odrodzenia nie tylko dla duchowej istoty, lecz i
dla fizycznego ciała. Oko, które widzi we
ś
nie, patrzy daleko jak my
ś
l - jest na
najbardziej zewn
ę
trznym kra
ń
cu my
ś
lowego promienia. Duch nasz idzie we
ś
nie do
odpowiedniego dla
ń
duchowego
ś
wiata i mieszka w nim. Stamt
ą
d wraca na powrót,
obarczony wła
ś
ciwym pierwiastkiem my
ś
lowym tamtej sfery - pierwiastkiem, który
przynosi ciału moc albo bezsił
ę
, rado
ść
lub ból. O ile tylko duch nasz jest lotny i
czysty, pełny t
ę
sknoty do mocy i dobra - t
ę
sknoty do wiary w olbrzymie mo
ż
liwo
ś
ci
bytu i wiecznie młodego, pi
ę
knego, wolnego od niedoli ciała - przynosi on zawsze
ciału ze snu troch
ę
tych dóbr. Lecz je
ż
eli jest ciasny i zazdrosny, wierz
ą
cy tylko w to,
co da si
ę
widzie
ć
i wyczu
ć
- przywarty do
ś
mierci i materialnego majaka - wtedy
wnosi w fizyczne
ż
ycie ze swego
ś
wiata coraz to nowe pierwiastki upadku. Sen nie
zawsze oznacza wypoczynek. Niespokojny, troszcz
ą
cy si
ę
o wszystko, wyszydzaj
ą
cy
i zło
ś
liwy duch rzuca si
ę
(o ile nie przyjdzie na pomoc modlitwa o spokój i sił
ę
) w
sfer
ę
po
ś
piechu; a przy ocknieniu u
ż
ycza znów ciału tego samego niepokoju. Je
ż
eli
ten duch skierowany jest na my
ś
l choroby, wtedy przechodzi w
ś
wiat cierpienia i
nasyca pó
ź
niej tym cierpieniem obudzon
ą
ś
wiadomo
ść
.
Dlatego te
ż
powinien ka
ż
dy chory ze
ś
rodkowa
ć
przed snem swe my
ś
li na obrazy
zdrowia - powinien sobie powiedzie
ć
: "tylko narz
ę
dzie, którego u
ż
ywam, jest
uszkodzone. Istot
ą
moj
ą
jest my
ś
l. Moje duchowe "ja" jest zdrowe i powinno podczas
snu uzdrowi
ć
me ciało".
Niechaj mówi to sobie co wieczór, a je
ż
eli skutek nie nast
ą
pi od razu, niech sprawdzi,
czy nie nale
ż
y poprawi
ć
bł
ę
dów my
ś
lowych całego
ż
ycia, czy duch jego nie wyrasta z
tych bł
ę
dów i czy na przyszło
ść
potrafi by
ć
pewnym i nieugi
ę
tym.
Nie
ś
wiadome
ż
ycie podczas snu jest wa
ż
niejsze ni
ż
czuwaj
ą
ca egzystencja, gdy
ż
jest całe oddane duchowym zmysłom i ich rozwojowi. Nasz prawdziwy byt jest to ta
niewidoczna siła, o której nasza codzienna, cogodzinna my
ś
l daje
ś
wiadectwo. My
ś
li
s
ą
podwalin
ą
ciała; my
ś
lenie nasze jest wiosn
ą
, która karmi
ź
ródła
ż
ycia.
Duch nasyca ciało podczas snu swymi wła
ś
ciwymi przekonaniami i pogl
ą
dami. Kto
bez
ż
adnej w
ą
tpliwo
ś
ci, nie pytaj
ą
c nikogo, wierzy mocno,
ż
e ciało jego z biegiem
czasu musi wykaza
ć
oznaki staro
ś
ci i upadku, temu własny jego duch u
ż
yczy
my
ś
lowych pierwiastków
ś
mierci. Kto w swych godzinach czuwania dopuszcza my
ś
l,
ż
e zamieranie ciała po pewnym okre
ś
lonym czasie jest rzeczywi
ś
cie absolutn
ą
konieczno
ś
ci
ą
- a nie wiar
ą
przyzwyczajenia, płyn
ą
c
ą
z krótkiego do
ś
wiadczenia
ludzko
ś
ci - tego własny duch ostrze
ż
e, by nie bł
ą
kał si
ę
podczas snu po obszarach
pozytywizmu i w tej małej zamglonej sferze
ś
mierci, po której rasa nasza kr
ąż
y teraz
bez wytchnienia, jak schwytane zwierz
ę
. Nawet pro
ś
ba o wiar
ę
w nie
ś
miertelno
ść
ciała przynosi z czasem oznaki i dowody dla takiej wiary. Duch trwa wtedy we
ś
nie
przy my
ś
lach o młodo
ś
ci, o pi
ę
knej sile - i my
ś
li te bij
ą
w ciele w ci
ą
gu wielu, wielu
nocnych godzin, a wi
ę
c przez pół
ż
ycia. Cz
ęś
ci składaj
ą
ce ciało zmieniaj
ą
si
ę
wiecznie! Ciało nasze nie jest tym samym, które
ś
my posiadali przed dziesi
ę
ciu,
pi
ę
tnastu, dwudziestu laty - poniewa
ż
i duch nie jest ten sam, podług ducha za
ś
zmieniaj
ą
si
ę
i komórki organizmu.
Nowe ciało tworzy si
ę
zale
ż
nie od tego, czy duch wzrasta w nowe prawdy, czy te
ż
kostnieje w starych bł
ę
dach. Wiara nasza, jak
ą
kolwiek by była, urzeczywistnia si
ę
w
ciele i krwi. Je
ż
eli wierzycie w zniszczenie, to i ciało i krew wasza wypiastuj
ą
w sobie
znaki zniszczenia. Nosimy zawsze przed sob
ą
nasze panuj
ą
ce my
ś
li! Gdy duch
oddziaływa na ciało, posyła do wszystkich organów duchowe pierwiastki, które
wyssał z własnego
ś
wiata; pierwiastki te przybieraj
ą
rzeczywist
ą
posta
ć
, krystalizuj
ą
si
ę
niewidocznie w ciało i krew, podobnie jak z wolna powstaj
ą
twarde kryształy z
jasnego zupełnie roztworu - jak drzewo z niewidocznych cz
ą
stek ziemi i powietrza
wydaje li
ś
cie i owoce! Kto wi
ę
c z roku na rok kr
ąż
y w kole tych samych bł
ę
dów,
u
ż
ycza ciału pierwiastków tych bł
ę
dów i pomaga im do urzeczywistnienia si
ę
w ciele.
Mo
ż
na by to nazwa
ć
równie
ż
grzechem! Znakiem grzechu jest zawsze brzydota,
upadek,
ś
mier
ć
- cielesne lub duchowe cierpienie.
Lecz chocia
ż
duch ten najcz
ęś
ciej jest głuchy na wszystko, zawsze jednak d
ąż
y ku
górze i u
ż
ycza ciału podczas snu czego
ś
kolwiek z tej subtelnej siły wy
ż
szego bytu,
niestety - zawsze niemal zmieszanej ze słabo
ś
ci
ą
i upadkiem.
Kto
ż
yje osiemdziesi
ą
t lub dziewi
ęć
dziesi
ą
t lat, posiada silniejszego ducha (lecz nie
inteligencj
ę
), ni
ż
ten, kto umiera w trzydziestym roku swego
ż
ycia. Silniejszy duch
żą
da instynktownie wi
ę
kszej siły - chocia
ż
zupełnie nie
ś
wiadomie. Głównym jednak
bł
ę
dem tych osiemdziesi
ę
cio- i dziewi
ęć
dziesi
ę
cioletnich ludzi było to, i
ż
uwierzyli,
ż
e
musz
ą
w ko
ń
cu umrze
ć
. Ta stała my
ś
l była w nich tak samo, jak w całym ich
otoczeniu, które temu mniemaniu wtórowało i okryło nim głowy starców jak chmur
ą
.
Powstała niezmierna siła, lecz skierowana na fałszyw
ą
drog
ę
- siła słowa "musi",
tego najwi
ę
kszego niszczyciela, lub twórcy, zale
ż
nie od woli!
Modlitwa poranna oraz cielesna nasza egzystencja powinna by
ć
skierowana na to,
by wyprosi
ć
pomoc od niesko
ń
czonej
ś
wiadomo
ś
ci - by mo
ż
na było bra
ć
udział w
ka
ż
dym
ż
yciu, w rosn
ą
cym drzewie, w chmurach, oceanie, w ptakach, gwiazdach i
sło
ń
cu. Wszystko, co widzimy naokoło siebie, jest tylko cz
ęś
ci
ą
ich bytu, poza nimi
za
ś
istnieje odr
ę
bne
ż
ycie, jaki
ś
inny pierwiastek, niewyczuwalny przez fizyczne
zmysły - tajnia czy duch, który rozkazuje, wprawia w ruch, o
ż
ywia. Dusza nasza
posiada cudown
ą
zdolno
ść
przyci
ą
gania do siebie pewnej cz
ęś
ci tej
ż
ywej mocy i
zachowania jej na zawsze! Je
ż
eli ujrzymy jaki
ś
kwiat, pro
ś
my o jego pi
ę
kno, je
ż
eli
ujrzymy morze, pro
ś
my o jego sił
ę
. Kto zobaczy jak
ą
kolwiek rzecz, która ma pi
ę
kny
kształt, jest delikatna lub silna, niech prosi o jej pi
ę
kny kształt, o delikatno
ść
, o sił
ę
.
Niesko
ń
czona
ś
wiadomo
ść
jest w tym wszystkim - i gdy pogr
ąż
ymy si
ę
w miliardy
ż
yj
ą
cych form, pogr
ąż
ymy si
ę
jednocze
ś
nie w niesko
ń
czon
ą
ś
wiadomo
ść
, b
ę
dziemy
jednoczy
ć
si
ę
z ni
ą
coraz wi
ę
cej i wi
ę
cej i wreszcie osi
ą
gniemy cz
ą
stk
ę
tego
szczególnego wdzi
ę
ku i siły, która ma swój własny wyraz w ka
ż
dej rzeczy. Gdy za
dnia zmysły fizyczne czuwaj
ą
i s
ą
dobrze skierowane, mog
ą
przyci
ą
ga
ć
do siebie te
siły.
Ż
adne zaj
ę
cie nie jest na tyle wyczerpuj
ą
ce, by nie mo
ż
na było po
ś
wi
ę
ci
ć
chocia
ż
by minuty na ten cel - a minuta ta jest zawsze sił
ą
twórcz
ą
. - Działalno
ść
nocy
jest inna. Zmysły wtedy nic nie ci
ą
gn
ą
do siebie, lecz siła, która w czasie czuwania
była zaj
ę
ta, powstaje teraz i pomaga duchowi, by szedł naprzód, w niewidoczny
ś
wiat, z którego powinien przynie
ść
nowe skarby. Im wy
ż
ej duch ten si
ę
wznosi, tym
pot
ęż
niej wchłania w siebie duchowe pierwiastki, tym mocniejsze staj
ą
si
ę
duchowe
zmysły, które w ko
ń
cu docieraj
ą
do dziennego
ż
ycia.
Ciało i duch zawsze działaj
ą
na siebie wzajemnie - umacniaj
ą
si
ę
, dopełniaj
ą
,
zmieniaj
ą
. Ciało podobne jest do korzeni drzewa - gał
ę
zie i li
ś
cie do ducha. Korzenie
ci
ą
gn
ą
z ziemi sił
ę
, aby da
ć
ż
ycie pniu, gał
ę
ziom, li
ś
ciom, kwiatom i owocom, li
ś
cie
za
ś
i zielone gał
ą
zki wchłaniaj
ą
z powietrza i
ś
wiata pierwiastki, bez których pie
ń
i
korzenie musiałyby zgin
ąć
. Duch nasz, o ile tylko dobrze jest skierowany, wchłania z
góry, podobnie jak li
ś
cie, pewien pierwiastek w czuwaj
ą
ce
ż
ycie naszego ciała. W ten
sposób powstali ci, co jak naucza Stary Testament, "obcowali z Bogiem" i ich ciało
fizyczne trwało przez tak długi czas,
ż
e teraz wydaje si
ę
nam to wprost bajk
ą
! A
niektórzy szli wprost do Boga, nawet nie ulegaj
ą
c
ś
mierci.
Czytamy to np. o Enochu w Genesis V-23, 24.
Ż
ycie Enocha było stosunkowo doskonałe. Duch jego miał do
ść
siły nad sw
ą
psychiczn
ą
istot
ą
, by zdematerializowa
ć
, uduchowi
ć
ciało tak,
ż
e stało si
ę
niewidzialne. O takich wypadkach Biblia wspomina kilkakrotnie. W miar
ę
tego, jak
b
ę
dzie powstawało naprzód uduchowienie naszej rasy (a stanie si
ę
to rzeczywi
ś
cie),
dematerializacja ciała zast
ą
pi
ś
mier
ć
. Lecz najwy
ż
szym celem ludzko
ś
ci jest
doprowadzenie uduchowienia ciała przez powolne odradzanie do tego stopnia, by
odpowiadało ci
ą
gle wzmagaj
ą
cym si
ę
potrzebom ducha - by zawsze było ju
ż
uformowane ciało, gdy zu
ż
yte rozpadnie si
ę
, komórka po komórce.
Kto cierpi na bezsenno
ść
, niech powie sobie z samego rana: "Dzisiaj w nocy b
ę
d
ę
dobrze spał, musz
ę
spa
ć
i błagam o pomoc niesko
ń
czon
ą
ś
wiadomo
ść
, by zesłała mi
sen!" W ten sposób utworz
ą
si
ę
warunki, które ju
ż
podczas dnia wydziel
ą
pierwiastki
dla odpoczynku w nocy. Kto w ten sposób skoncentruje si
ę
z samego rana, przywoła
ku sobie na pomoc cał
ą
duchow
ą
sił
ę
wzrastaj
ą
cego dziennego pr
ą
du. Gdy
ż
wszystkie rzeczy stosownie do naturalnego, zdrowego porz
ą
dku
ż
ycia s
ą
najsilniejsze wtedy, gdy ziemia jest obrócona ku sło
ń
cu. - Cierpi
ą
cy na bezsenno
ść
niech próbuje tego sposobu dzie
ń
po dniu. Niech nie traci odwagi, je
ż
eli od razu si
ę
nie uda! Niech nie bierze swych dziennych trosk ze sob
ą
do łó
ż
ka, niech spokój i sen
panuj
ą
w jego my
ś
lach.
S
ą
ludzie tego rodzaju,
ż
e gdy głowa ich dotknie si
ę
tylko poduszki, zaczynaj
ą
zaraz
rozmy
ś
la
ć
, układa
ć
plany, pracowa
ć
, prowadzi
ć
spory i trudz
ą
si
ę
w ten sposób
wi
ę
cej, ni
ż
zwykle - wprost z przyzwyczajenia, które w nich tkwi nie
ś
wiadomie. Duch
jest wówczas zepsuty, skierowany w przeciwn
ą
stron
ę
. Chce on uporczywie
ż
y
ć
fizycznie wtedy, gdy powinien znale
źć
sw
ą
psychiczn
ą
form
ę
. naj
ą
sprawy
oskar
ż
onego.
Adwokaci twierdz
ą
c,
ż
e zawód iZostaje nawet we
ś
nie w sferze po
ś
piechu i ten sam
po
ś
piech oddaje ciału z powrotem. - W czasie bezsenno
ś
ci powinno si
ę
, o ile to
mo
ż
liwe, zmieni
ć
pokój, w którym si
ę
ś
pi. Równie
ż
zmiana miejsca uwalnia od
"kl
ą
twy" bezsenno
ś
ci. "Kl
ą
tw
ą
" t
ą
jest my
ś
lowa sie
ć
, która zesnuwa nas z
otaczaj
ą
cymi rzeczami. Spojrzenie, dotkni
ę
cie
ś
cian lub mebli jakiego
ś
pokoju
zwi
ą
zuj
ą
zaraz nasz byt star
ą
nici
ą
monotonnych my
ś
li. U
ż
ycz swemu duchowi
pierwiastków spokoju, by mógł si
ę
skupi
ć
.
Ś
pi
ą
cy w pokoju lub w domu kot jest
lepszym towarzyszem, ni
ż
nerwowy, niespokojny człowiek, który bezustannie
przechodzi z miejsca na miejsce i nie mo
ż
e znale
źć
wytchnienia. Prócz tego zwierz
ę
wchłania zwykle w siebie nasz niepokój i wynosi go z domu. Z tego powodu dobrze
jest trzyma
ć
koło siebie młode, silne, niewinne zwierz
ę
ta, ale nie takie, które musz
ą
siedzie
ć
w klatkach, lub które w ogóle pozbawione s
ą
wolno
ś
ci. Wolne zwierz
ę
, z
którym dobrze si
ę
obchodzimy, wchłania w siebie duchowe pierwiastki, wysłane
przez nas. Gdyby pierwiastki te pozostały w naszej aurze, mogliby
ś
my je łatwo
wessa
ć
na powrót. Ale zwierz
ę
ta zabieraj
ą
je bez
ż
adnej szkody dla siebie. Pewne
napomknienie o tym dziwnym akcie znajdujemy w staro
ż
ydowskim zwyczaju
"ofiarnego kozła", którego corocznie naładowywano wszystkimi grzechami całego
ludu, a pó
ź
niej wyganiano na pustyni
ę
.
Kto wpadł w niebezpieczne przyzwyczajenie u
ż
ywania narkotyków lub
ś
rodków
nasennych i nie mo
ż
e wyzby
ć
si
ę
od razu tego nałogu, powinien mówi
ć
do siebie za
ka
ż
dym razem, kiedy przyjmuje ten
ś
rodek: "Błagam najwy
ż
sz
ą
ś
wiadomo
ść
, by
oswobodziła mnie, o ile mo
ż
na najpr
ę
dzej, od konieczno
ś
ci korzystania ze sztucznej
pomocy. Prosz
ę
, by ten
ś
rodek, chocia
ż
jest podobny do spróchniałego słupa,
u
ż
ytego na podparcie, wyniósł mego ducha na obszar czystych i pełnych mocy my
ś
li.
Prosz
ę
równie
ż
o uwolnienie mnie od szkodliwego wyobra
ż
enia,
ż
e tego zwyczaju
nie b
ę
d
ę
mógł si
ę
wyrzec, oraz
ż
e
ś
rodek nasenny nie przyniesie mi nie tylko
pomocy, lecz na odwrót, wyrz
ą
dzi szkod
ę
!" Narkotyk bowiem szkodzi daleko wi
ę
cej,
je
ż
eli si
ę
my
ś
li po cichu: "wiem,
ż
e on zniszczy całkiem moje zdrowie, lecz pomimo
to musz
ę
go za
ż
ywa
ć
", ni
ż
je
ż
eli zajmiemy w tej kwestii to duchowe stanowisko,
które
ś
my wy
ż
ej zaznaczyli.
Wszystkie rzeczy, dopóki nie wyro
ś
niemy ponad konieczno
ść
ich u
ż
ywania, mog
ą
by
ć
po
ż
yteczne, lecz w ka
ż
dym razie tylko wtedy, gdy u
ż
ywamy ich w odpowiednim
duchu, tj. prosimy, by
ś
my otrzymali z nich najwy
ż
sze dobro i najmniejsze zło, i
aby
ś
my uwolnili si
ę
mo
ż
liwie jak najpr
ę
dzej z tego niezdrowego i nienaturalnego
stanu ciała i ducha, który z tych sztucznych
ś
rodków wypływa.
PR
Ą
DY MY
Ś
LOWE
Rozwaga w my
ś
leniu jest konieczn
ą
! To, co "ot tak sobie my
ś
limy", nie jest wcale bez
znaczenia, gdy
ż
my
ś
li płyn
ą
falami, jak woda i wiatr. Równe pr
ą
dy wzmacniaj
ą
si
ę
nawzajem, nierówne wykazuj
ą
zjawisko interferencji.
Gdyby ten duchowy ocean był widoczny dla oka, ka
ż
dy mógłby widzie
ć
te drgaj
ą
ce
promienie, co id
ą
od jednego człowieka ku drugiemu. Ka
ż
dy poznałby wtedy,
ż
e
ludzie tego samego temperamentu, charakteru i woli znajduj
ą
si
ę
w tym samym
pr
ą
dzie, tak samo, jak człowiek w rozdra
ż
nionym i przygn
ę
bionym nastroju znajduje
si
ę
na fali zetkni
ęć
ze wszystkimi, którzy s
ą
rozdra
ż
nieni i przygn
ę
bieni -
ż
e ka
ż
dy z
nich działa jak element elektrycznego stosu, wytwarzaj
ą
c i wzmacniaj
ą
c pr
ą
d - a z
drugiej strony, jak pełni nadziei, silni i przyja
ź
ni równie
ż
ł
ą
cz
ą
i wzmacniaj
ą
swe fale.
By
ć
przygn
ę
bionym, znaczy to wł
ą
czy
ć
si
ę
w szkodliwe my
ś
lowe koło. Jest to
choroba, która nigdy nie da si
ę
wyleczy
ć
od razu, je
ż
eli
ś
my przez dłu
ż
szy czas
przyzwyczaili swego ducha do takich pr
ą
dów.
Je
ż
eli pewna grupa ludzi rozmawia o chorobliwych zjawiskach, o przyczynach
ś
mierci, agoniach,
ś
miertelnych scenach, gdy piel
ę
gnuje w ten sposób trupi
przedsmak grozy i przygn
ę
bienia, wtedy zwraca ona na siebie cały potok podobnych
wyobra
ż
e
ń
- potok, który w ko
ń
cu sprowadzi nieomylnie chorob
ę
i cierpienie w
jakiejkolwiek b
ą
d
ź
formie.
Kto z jakiego b
ą
d
ź
powodu mówi ci
ą
gle o chorych, długo z nimi przestaje i
bezustannie o nich my
ś
li, ten
ś
ci
ą
ga na siebie fal
ę
, której złe skutki objawi
ą
si
ę
niezawodnie w jego ciele. Mamy daleko wi
ę
cej do ratowania i obrony w sobie, ni
ż
przypuszczamy.
Gdy m
ęż
czy
ź
ni omawiaj
ą
z sympati
ą
i zainteresowaniem swe przedsi
ę
wzi
ę
cia,
wytwarza si
ę
potok nowych produkcyjnych pomysłów, poniewa
ż
wła
ś
nie wtedy, kiedy
koło zostaje zamkni
ę
te bez tajemnych podejrze
ń
, lecz w szlachetnym, przyjaznym
d
ąż
eniu, tryskaj
ą
nowe my
ś
l jak iskry!
Podró
ż
uj tylko w wielkim stylu, stawaj w najwykwintniejszych hotelach, ubieraj si
ę
ze
smakiem! Je
ż
eli
ś
rodki nie pozwalaj
ą
ci na to, czy
ń
to przynajmniej w my
ś
lach! To
b
ę
dzie pierwszy krok w kierunku powodzenia, pierwsze st
ą
pni
ę
cie w pr
ą
d tych, co
zdobyli ju
ż
powodzenie! Czyja my
ś
l przez fałszyw
ą
oszcz
ę
dno
ść
skierowana jest
tylko na rzeczy tanie: na tanie mieszkanie, tanie po
ż
ywienie, tani
ą
odzie
ż
, ten wpada
w fal
ę
niedostatku, niewoli i boja
ź
ni! Plany nasze i nasze pogl
ą
dy na
ś
wiat s
ą
przez
to tłumione, parali
ż
owane, nasze skrzydła łami
ą
si
ę
. Atmosfera niedostatku, je
ż
eli j
ą
długo w siebie wchłaniamy, czepia si
ę
duszy i od razu zostaje odczuta przez tych,
którym si
ę
powodzi. Uciekaj
ą
oni, gdy
ż
od razu widz
ą
brak tego pierwiastka, który ich
samych unosi i pcha naprzód - odchodz
ą
i tłumi
ą
w sobie pr
ę
dko potok naturalnej
sympatii, który wypływa z nich sam przez si
ę
.
Sympatia jest najwa
ż
niejszym czynnikiem ka
ż
dego losu. Mania do wszystkiego, co
tanie, płynie równolegle z obaw
ą
i niepowodzeniem - nie trafi nigdy w pr
ą
d
radosnego czynu i zwyci
ę
skiej mocy! - Ludzie, którzy
ż
yj
ą
w tych dwóch pr
ą
dach, nie
spotkaj
ą
si
ę
nigdy - kto chce zbli
ż
y
ć
si
ę
do zwyci
ę
zców
ż
ycia, musi zmieni
ć
kierunek
swej duchowo
ś
ci, a wtedy znajdzie ich na swej drodze!
Gdy ludzie
ż
ycz
ą
sobie nawzajem niepowodzenia i sw
ą
zło
ść
wylewaj
ą
na innych,
wszystko szkodliwe spada na nich samych z dziesi
ę
ciokrotn
ą
sił
ą
. Przyci
ą
gaj
ą
do
siebie my
ś
li, które wewn
ą
trz nich szerz
ą
zaraz
ę
! My
ś
li, które snuj
ą
si
ę
najcz
ęś
ciej w
naszej głowie, urzeczywistniaj
ą
si
ę
najsilniej w organizmie. Wchłaniamy w siebie
bł
ę
dy i niedoskonało
ś
ci innych, poniewa
ż
wi
ąż
emy si
ę
z nimi duchowo. Plotka
przecie
ż
oczarowuje!
Jest pewien szał i ekstaza w skandalu i w cyzelowaniu cudzych niedoskonało
ś
ci -
równa niemal szampanowi! Lecz w ko
ń
cu przyjemno
ść
ta wypada dla nas zawsze
bardzo drogo!
Je
ż
eli dwie osoby mogłyby si
ę
na to zdoby
ć
, aby spotyka
ć
si
ę
w regularnych
odst
ę
pach czasu, o ile mo
ż
no
ś
ci w tym samym miejscu i zawsze o tej samej godzinie
i prowadzi
ć
rozmow
ę
z jasn
ą
, rado
ś
nie pewn
ą
my
ś
l
ą
o pi
ę
knie, m
ą
dro
ś
ci i sile ciała i
ducha - gdyby mogły otworzy
ć
na o
ś
cie
ż
wrota swej duszy - gotowe do przyj
ę
cia w
pokorze od najwy
ż
szej m
ą
dro
ś
ci my
ś
li,
ś
rodków i dróg do osi
ą
gni
ę
cia zupełnej
pi
ę
kno
ś
ci, zdrowia i siły, gdyby znajdowały przyjemno
ść
w tych spotkaniach, gdyby
bez przymusu potrafiły je dalej prowadzi
ć
- bez pobocznych lub ukrytych my
ś
li -
osoby te stan
ę
łyby w ko
ń
cu roku przed skutkami tych godzin jak przed cudami z
krainy bajek.
Tylko dwoje ludzi, nie wi
ę
cej, powinno na pocz
ą
tek spróbowa
ć
tych
ć
wicze
ń
, gdy
ż
jest trudniej, ni
ż
si
ę
wydaje, znale
źć
cho
ć
by tylko dwoje ludzi, którzy by potrafili
pogodzi
ć
swe nastroje. Równie
ż
ch
ęć
do takich spotka
ń
r powinna nast
ą
pi
ć
mimo woli
- gdy
ż
inne, obce motywy wył
ą
czyłyby zaraz najwy
ż
szy pr
ą
d ku dobru.
Rozumie si
ę
,
ż
e skutki rosn
ą
wraz z liczb
ą
pragn
ą
cych. Indianie Ameryki Północnej
wzbudzali podług tej zasady ekstaz
ę
wojennego ta
ń
ca. Milcz
ą
ce koło wielu tworzyło
jedno pragnienie - i im wi
ę
cej kierowali oni sw
ą
wol
ę
na ten jedyny cel - wzbudzenie
ekstazy - tym pr
ę
dzej powstawał szał i ekstaza ta
ń
ca. U mówców, aktorów dzieje si
ę
to samo.
Cz
ę
stym bł
ę
dem i to wła
ś
nie u najlepszych ludzi jest to,
ż
e zbyt wielkie nadaj
ą
znaczenie swym własnym wadom i w ten sposób je tylko wzmacniaj
ą
. Wystarcza,
je
ś
li wada zostanie poznan
ą
- nie trzeba ci
ą
gle powtarza
ć
: "jestem tchórzliwy, słaby,
w złym humorze, nieprzezorny". Daleko lepiej jest przyci
ą
ga
ć
ku sobie my
ś
li mocy,
rado
ś
ci, odwagi, ostro
ż
no
ś
ci, wybudowa
ć
z nich obraz swego "ja", a o wadach swych
nie my
ś
le
ć
.
Nie jest to wcale moralizowaniem - nie mówi
ę
wcale w tym szkicu: "to masz robi
ć
, a
tego unika
ć
". Wskazuj
ę
tylko na przyczyn
ę
i skutki. Kto kładzie sw
ą
twarz w ogie
ń
,
stanie si
ę
czerwonym, poranionym, oszpeconym, gdy
ż
poddał si
ę
działaniu tego
elementu - poddaj si
ę
po
ż
arowi zazdro
ś
ci, nie
ż
yczliwo
ś
ci i złej woli i wtedy staniesz
si
ę
równie
ż
w jakiej b
ą
d
ź
formie zranionym i zeszpeconym przez pewien element,
który, cho
ć
niewidoczny, jest tak samo rzeczywisty jak ogie
ń
.
Wszystko, co jest wstr
ę
tne i niedoskonałe - przywary naszych bli
ź
nich, brzydkie i
nieprzyjemne rzeczy powinny by
ć
usuni
ę
te całkowicie i mo
ż
liwie jak najpr
ę
dzej z
naszej
ś
wiadomo
ś
ci. W przeciwnym bowiem razie te my
ś
lowe obrazy zostaj
ą
w nas,
aby w ko
ń
cu urzeczywistni
ć
si
ę
na swój własny sposób. Kto przedstawia sobie
pewnego człowieka zawsze w tym momencie, kiedy ten popełnia pewien bł
ą
d - w
ko
ń
cu sam na pewno popełni ten bł
ą
d.
Lepiej jest daleko zagł
ę
bi
ć
si
ę
w wyobra
ż
enie faluj
ą
cego kłosami pola lub burzliwego
morza, ni
ż
wczytywa
ć
si
ę
w okropno
ś
ci miejscowej kroniki gazeciarskiej. Nawet nie
przypuszczamy, jaki niepotrzebny ci
ęż
ar fizyczny i duchowy bierzemy codziennie na
siebie, czytaj
ą
c te orgie okropno
ś
ci, które nam przynosz
ą
dzienniki. Czy mo
ż
e to
przynie
ść
komukolwiek jaki po
ż
ytek, je
ż
eli b
ę
dzie wiedział dokładnie o ka
ż
dym
nieszcz
ęś
ciu, ka
ż
dej zbrodni, ka
ż
dej straszliwej scenie, które zdarzyły si
ę
w ci
ą
gu
dwudziestu czterech godzin na całej ziemi?
Kto pozna zło, ju
ż
je na wpół wyleczył. Gdy opanuje nas zły nastrój, powinni
ś
my
przede wszystkim pami
ę
ta
ć
,
ż
e jaki
ś
obcy pr
ą
d przykrego nastroju przebiega przez
nas,
ż
e
ś
my weszli w stosunek z osobami złego humoru, które nawzajem posyłaj
ą
sobie swe obrzydłe pr
ą
dy, pot
ę
guj
ą
c je a
ż
nie do zniesienia. Najpierwsz
ą
rzecz
ą
,
któr
ą
trzeba w takim razie uczyni
ć
, jest pro
ś
ba, modlitwa, po
żą
danie siły, by
wydosta
ć
si
ę
z tego potoku złych my
ś
li.
Ka
ż
dy człowiek jest w mo
ż
no
ś
ci z biegiem czasu coraz cz
ęś
ciej przyci
ą
ga
ć
ku sobie
nastroje ze wszystkiego, co jasne,
ż
ywe, promieniej
ą
ce - gdy
ż
ż
ycie powinno by
ć
jak
zabawa - ci
ą
gła powaga, gdy zwi
ę
kszy si
ę
tylko o par
ę
tonów - przechodzi ju
ż
w
melancholi
ę
.
A strach otacza nas wsz
ę
dzie! Cała ludzko
ść
obawia si
ę
bezustannie: choroby,
ś
mierci, utraty pieni
ę
dzy, miło
ś
ci - słowem zawsze czego
ś
! Ka
ż
dy ma prócz tego
jeszcze sw
ą
własn
ą
ukochan
ą
obaw
ę
, któr
ą
pie
ś
ci! I to rozci
ą
ga si
ę
nawet na
najtrywialniejsze rzeczy na
ś
wiecie! Ulice s
ą
pełne ludzi, którzy, nie maj
ą
c nic
lepszego do roboty, s
ą
w ci
ą
głym strachu, by nie spó
ź
ni
ć
si
ę
na najbli
ż
szy tramwaj
lub poci
ą
g!
Im czulszy jest człowiek, tym mocniej cierpi w
ś
ród tych pr
ą
dów swego otoczenia - a
ż
wreszcie przez milcz
ą
c
ą
pro
ś
b
ę
o najwy
ż
sz
ą
sił
ę
nauczy si
ę
budowa
ć
naokoło siebie
wał z pozytywnie naładowanych my
ś
li, od którego cudze fale b
ę
d
ą
si
ę
odbija
ć
.
Budowanie takiego wału mo
ż
na zacz
ąć
od tego,
ż
e si
ę
przeciwstawia ka
ż
demu
szturmowi nieprzyjemnych nastrojów nast
ę
puj
ą
c
ą
my
ś
l: "wzbraniam si
ę
przyj
ąć
t
ę
ide
ę
i ten duchowy stan, który mi ona chce da
ć
, a który szkodzi memu ciału". Oto jest
droga, by odwróci
ć
od siebie szkodliwe pr
ą
dy. Ka
ż
dy człowiek ma swoj
ą
ukochan
ą
obaw
ę
- jak
ąś
chorob
ę
, której nigdy nie miał, lecz której ci
ą
gle oczekuje - w ogóle
co
ś
, czego utraty najbardziej si
ę
l
ę
ka! Najmniejszy drobiazg, jakie
ś
niespodziane
słowo uprzytamnia mu od razu jego ukochan
ą
boja
źń
i otwiera na o
ś
cie
ż
wy
ć
wiczon
ą
przez długie lata obawy
ś
wiadomo
ść
, w któr
ą
strach wrywa si
ę
jak burza i niszczy
wszystko. Burza ta wprawia w dr
ż
enie przede wszystkim te struny naszej natury, na
których przez wiele lat najgło
ś
niej d
ź
wi
ę
czały nasze słabostki.
I ciało wtedy równie
ż
cierpi! Zjawiaj
ą
si
ę
od razu miliony symptomatów! Słabo
ść
, brak
apetytu, znu
ż
one członki, niemo
ż
liwo
ść
wykonywania swych zawodowych
obowi
ą
zków, rw
ą
ce si
ę
co chwila my
ś
li itd. Łatwo
ść
przyjmowania my
ś
li mo
ż
e sta
ć
si
ę
ź
ródłem zarówno siły, jak upadku. Wła
ś
nie najbardziej przeczulone, najwy
ż
ej
rozwini
ę
te duchy maj
ą
cz
ę
sto bardzo słabe ciało, gdy
ż
wchłaniaj
ą
w siebie
nie
ś
wiadomie wiele szkodliwych fal, nie wiedz
ą
c wcale o ich istnieniu. Stosunek
osobisty z lud
ź
mi nieszczerymi jest głównym
ź
ródłem tego zła. Organizm kobiecy jest
subtelniejszy, łatwiej daleko wyczuwa ka
ż
dy cie
ń
i ka
ż
dy promie
ń
ze swego
otoczenia! M
ęż
czyzna, pogr
ąż
ony w swe interesy, wytwarza czasami pewne
pozytywne pr
ą
dy, które odtr
ą
caj
ą
pr
ą
dy boja
ź
ni. Lecz kobiety przy swym rodzinnym
ognisku cierpi
ą
cz
ę
sto tysi
ą
c razy wi
ę
cej, ni
ż
przypuszczaj
ą
ich m
ęż
owie, którzy
najcz
ęś
ciej nie mog
ą
si
ę
do
ść
wydziwi
ć
, sk
ą
d bior
ą
si
ę
u ich
ż
on te ci
ą
głe choroby, te
histerie, te "nerwy".
W miar
ę
tego, jak poczynamy szuka
ć
oparcia w niesko
ń
czonym duchu, który ma nas
wyswobodzi
ć
z tego oceanu złych sił, przychodz
ą
na nasz
ą
drog
ę
, same przez si
ę
,
ró
ż
ne
ś
rodki pomocnicze - dobre pomysły co do po
ż
ywienia, lekarstw, podró
ż
y i
zmian! Powstaje zmiana w naszym zewn
ę
trznym
ż
yciu, przychodz
ą
na pomoc
przyjaciele, czasami nawet jaki
ś
znakomity lekarz przyczynia si
ę
do tego, by uwolni
ć
nas od kl
ą
twy złych pr
ą
dów. Bierzmy to wszystko z wdzi
ę
czno
ś
ci
ą
, jako dobry znak,
jako wró
ż
b
ę
, lecz nie pokładajmy nigdy całej naszej nadziei w jednej istocie ludzkiej.
Najwy
ż
sz
ą
ufno
ść
powinni
ś
my pokłada
ć
tylko w niesko
ń
czono
ś
ci, osoba za
ś
, której
potrzebujemy, przecina tylko linie naszego losu we wła
ś
ciwym czasie podług
tajemnych praw - jakby pomoc, jak oparcie, dopóki nasze członki duchowe nie b
ę
d
ą
na tyle silne, by mogły unosi
ć
nas same, tak,
ż
eby
ś
my te
ż
mogli zaj
ąć
kiedy
ś
odpowiednie miejsce w wie
ń
cu stworze
ń
, jako pomocnicy innych.
Im wi
ę
kszy kto osi
ą
ga udział w niesko
ń
czonym duchu, tym pr
ę
dzej si
ę
odradza
fizycznie i duchowo, siły wzrastaj
ą
przez własn
ą
działalno
ść
, strach znika zupełnie,
gdy
ż
staje si
ę
widocznym,
ż
e ten, kto płynie w my
ś
lowym pr
ą
dzie niesko
ń
czonej
dobroci, nie powinien si
ę
niczego obawia
ć
! Cudem wydaje si
ę
wówczas,
ż
e
materialne powodzenie wkracza w nasze
ż
ycie prawie bez trudu, bez wysiłku.
Dziwimy si
ę
tej w
ś
ciekłej pogoni, łupiestwu, mozołowi ludzko
ś
ci, która wła
ś
nie przez
te plagi oddala od siebie bogactwa, do których d
ąż
y. Powoli zaczyna w nas rosn
ąć
poznanie,
ż
e
ż
ycie, do którego
ś
my powołani - my, których dzi
ś
tak niewielu, lecz
kiedy
ś
b
ę
dzie du
ż
o - oznacza posuwanie si
ę
od szcz
ęś
cia ku szcz
ęś
ciu,
ż
e pełna
mozołu walka jest zupełnie zbyteczna, gdy
ż
wszystkie rzeczy na tym
ś
wiecie
pod
ąż
aj
ą
w
ś
lad duchowych pr
ą
dów! Wszystko, czego chcemy ia s
ą
te same. Zale
żą
one całkowicie od stanu uALDUSw spokoju, bez niecierpliwo
ś
ci, ale mocno i jasno,
czeka nas na drodze, po której st
ą
pamy! Nie ma
ż
adnych granic dla siły, której
poddane s
ą
my
ś
lowe pr
ą
dy! W zdolno
ś
ci ludzi do posługiwania si
ę
falami wy
ż
szego
gatunku i mocniejszego napi
ę
cia le
ż
y tajemnica magii.
KTO S
Ą
NASI POWINOWACI
M
ęż
czy
ź
ni i kobiety, którzy promieniuj
ą
z siebie ten sam duchowy eter, w których
graj
ą
te same pobudki, t
ę
sknoty i aspiracje co w nas, nie zawsze s
ą
naszymi
rodzicami, bra
ć
mi, siostrami oraz w ogóle krewnymi - z tego to wzgl
ę
du, tudzie
ż
ze
zwyczaju,
ż
e bliscy krewni mieszkaj
ą
zazwyczaj razem, wypływaj
ą
cz
ę
sto
nieobliczalne szkody!
Nikt nie mo
ż
e by
ć
zdrowym i szcz
ęś
liwym, o ile nie
ż
yje z lud
ź
mi tej samej atmosfery
my
ś
lowej (pewnej emanacji, która z nich wypływa). Pokrewie
ń
stwo albo stwarza tak
ą
atmosfer
ę
, albo nie.
Gdyby robotnik lub rzemie
ś
lnik, którego my
ś
li nie wydostaj
ą
si
ę
poza ciasn
ą
obr
ę
cz
codziennego
ż
ycia, był zmuszony obcowa
ć
ci
ą
gle z filozofami i uczonymi, nie widz
ą
c
wcale ludzi własnej sfery, to po krótkim czasie stałby si
ę
melancholikiem, czułby si
ę
uci
ś
nionym, pocz
ą
łby zapada
ć
na zdrowiu. To samo prawo działa wtedy, gdy wy
ż
sza
inteligencja zmuszona jest do przebywania w ni
ż
szym od siebie towarzystwie. W
takich sytuacjach znajduje si
ę
wielu ludzi, którzy mieszkaj
ą
razem ze swymi
krewnymi.
Dzieci
ż
yj
ą
, rosn
ą
, odurzaj
ą
si
ę
my
ś
low
ą
emanacj
ą
, która wypływa z ich towarzyszy.
Wył
ą
czmy ich z takiego stosunku i zaraz poczn
ą
wi
ę
dn
ąć
, jak kwiaty. Jako dziecko,
ka
ż
dy z nas
ż
ył w tej atmosferze dzieci
ń
stwa.
Ż
ył w duchowym współ
ż
yciu z innymi
dzie
ć
mi, udzielał i otrzymał w zamian od swych towarzyszy pewne my
ś
lowe elementy
zabawy. Czasami dziwimy si
ę
,
ż
e nie udaje si
ę
nam nigdy obudzi
ć
w uczuciu na
nowo tego zaufania, czystego odurzenia, tej ta
ń
cz
ą
cej jasno
ś
ci, rodz
ą
cej si
ę
z
dziecinnej, młodzie
ń
czej przyja
ź
ni. Staje si
ę
to dlatego,
ż
e duch nasz odczuwa
potrzeb
ę
nowego my
ś
lowego pokarmu, który nale
ż
y do innych, prawdopodobnie
wy
ż
szych sfer. Gdyby
ś
my mogli ten pokarm osi
ą
gn
ąć
, czas płyn
ą
łby nam tak samo
uroczo i przyjemnie, jak niegdy
ś
, w
ś
ród towarzyszy naszych wiosennych lat.
Ten, kto potrafi obdarzy
ć
nas tym nowym duchowym pierwiastkiem, b
ę
dzie naszym
rzeczywistym krewnym.
Lecz pokrewie
ń
stwo takie mo
ż
e tylko wówczas trwa
ć
dłu
ż
szy czas, gdy potrafimy
odpowiednio si
ę
odwzajemnia
ć
.
Koledzy, zwi
ą
zani t
ą
sam
ą
prac
ą
zawodow
ą
, s
ą
sobie rzeczywi
ś
cie powinowaci -
czuj
ą
si
ę
oni w
ś
ród siebie cz
ę
sto daleko lepiej, ni
ż
w miejscu, które nazywaj
ą
swym
ogniskiem rodzinnym, gdzie
ś
pi
ą
, jedz
ą
i sp
ę
dzaj
ą
nudne niedziele.
Ka
ż
da duchowo
ść
, ka
ż
da sfera my
ś
lowa powinna utrzymywa
ć
swobodny stosunek z
podobn
ą
sobie sfer
ą
, gdy
ż
inaczej mogłaby ci
ęż
ko odpokutowa
ć
- pokrewie
ń
stwo za
ś
krwi nie ma zwykle nic wspólnego z tak
ą
duchow
ą
wymian
ą
!
Ze zwi
ą
zków pokrewie
ń
stwa wyłania si
ę
cz
ę
sto pewna suma nie
ś
wiadomej tyranii.
Dorosłe dzieci maj
ą
zwyczaj wskazywania wewn
ę
trznie swym ojcom i matkom miejsc
w
ż
yciu, które ci powinni lub mo
ż
e nie powinni zaj
ąć
. Co do swej tre
ś
ci, ta nie
wypowiedziana nigdy my
ś
l przedstawia si
ę
mniej wi
ę
cej w ten sposób: "Mama jest
ju
ż
naprawd
ę
zbyt star
ą
, by ubiera
ć
si
ę
jasno". "Byłoby
ś
miesznie, gdyby mama (jako
wdowa) chciała powtórnie wyj
ść
za m
ąż
". "Mama przecie
ż
nie chce, by j
ą
wci
ą
gano
w nasze wesołe
ż
ycie, woli zosta
ć
w domu i pilnowa
ć
dzieci". Albo: "Byłby ju
ż
czas,
ż
eby ojciec przestał si
ę
zajmowa
ć
interesami".
Ż
adna siła nie działa subtelniej i pot
ęż
niej od tego spokojnego my
ś
lowego pr
ą
du,
który, płyn
ą
c jednocze
ś
nie od wielu ludzi, ł
ą
czy si
ę
w jeden, by wywoła
ć
w danej
osobie po
żą
dany skutek - i czy
ś
wiadoma, czy nie
ś
wiadoma - siła ta działa zawsze - i
zawsze daje rezultaty. Je
ż
eli wi
ę
c jednakowe mniemanie trzech do czterech osób
kieruje si
ę
na istot
ę
, która dała im
ż
ycie i któr
ą
nazywaj
ą
sw
ą
"matk
ą
", to milcz
ą
ca
siła tego mniemania jest tak pot
ęż
na,
ż
e mo
ż
e umie
ś
ci
ć
matk
ę
wła
ś
nie w tym
miejscu, które podług jej dzieci b
ę
dzie dla niej najodpowiedniejsze. Konwencjonalny
bieg my
ś
li, który to podtrzymuje, jest nast
ę
puj
ą
cy: le
ż
y to ju
ż
w samej naturze rzeczy,
ż
e matka starzeje si
ę
i wycofuje powoli z czynnego
ż
ycia. W domu w
ś
ród innych
rdzewiej
ą
cych członków rodziny jest jej miejsce. Tam - na wypadek choroby lub
innego jakiego
ś
zdarzenia w rodzinie, mo
ż
e by
ć
jeszcze po
ż
yteczn
ą
- mo
ż
e by
ć
opiekunk
ą
, piel
ę
gniark
ą
, "aniołem stró
ż
em". Przez jednoczesne działanie takiego
uczucia w swym otoczeniu niejedna matka traci swe przywileje, jako jednostka i
działa tak, jak chc
ą
tego nie
ś
wiadomie jej dzieci.
Niejeden pomy
ś
li: "lecz czy
ż
nie powinienem i
ść
z mymi troskami i utrapieniami
przede wszystkim do matki lub swych najbli
ż
szych krewnych i prosi
ć
ich o pomoc, jak
to od dzieci
ń
stwa zawsze czyniłem?"
Tak, o ile tylko matka i krewni uczyni
ą
to przyja
ź
nie, z własnej woli i o ile pomoc
wypływa wprost z serca - a nie w takiej np. nic nie mówi
ą
cej formie: "Zdaje mi si
ę
,
ż
e
b
ę
d
ę
musiał to zrobi
ć
, gdy
ż
prosi mnie o to brat, siostra, czy te
ż
inny jaki krewny".
Jest wiele usług, których nie
ś
wiadomie wi
ę
cej wymagamy, ni
ż
o nie prosimy.
Nakładamy obowi
ą
zki na krewnych, dlatego tylko,
ż
e s
ą
krewni! Chcemy ofiar
pieni
ęż
nych - ofiar z protekcji! Oczekujemy wszystkiego, nawet go
ś
cinno
ś
ci - nawet
podarunków, cho
ć
rzeczywiste podarunki powinny by
ć
niespodziankami, a przecie
ż
niespodzianka, której si
ę
oczekuje, przestaje by
ć
niespodziank
ą
!
Nigdy nie b
ę
dzie trwałego,
ż
ywego po
ż
ytku z darów, które nie płyn
ą
z serca, które
nie daj
ą
ofiaruj
ą
cemu zupełnej rado
ś
ci! Gdy
ż
wraz z podarunkiem daje si
ę
zawsze
co
ś
niewidocznego, co
ś
, co jest doskonalsze, ni
ż
sam podarunek. Daje si
ę
mianowicie my
ś
l, towarzysz
ą
c
ą
darowi, która przynosi obdarowanemu ból lub
szcz
ęś
cie. Je
ż
eli damy potrzebuj
ą
cemu, stosownie do naszych
ś
rodków, chocia
ż
by
najmniejsz
ą
sum
ę
pieni
ęż
n
ą
, lecz je
ż
eli za to my
ś
l, towarzysz
ą
ca darowi, b
ę
dzie
pełna rzeczywistej ch
ę
ci przyniesienia pomocy i mocnej rado
ś
ci,
ż
e si
ę
tak
ą
pomoc
udziela, zarzucimy wtedy na potrzebuj
ą
cego pewien my
ś
lowy pierwiastek, jakby
magiczny płaszcz. Zrobili
ś
my daleko wi
ę
cej, ni
ż
to,
ż
e
ś
my ul
ż
yli chwilowej potrzebie
fizycznej. Obdarzyli
ś
my duchow
ą
moc
ą
.
Ż
yczenie, by ten potrzebuj
ą
cy zyskał siły,
które by dopomogły mu do wyzwolenia si
ę
od
ż
ebractwa i zale
ż
no
ś
ci, jest
ż
yw
ą
pomoc
ą
do rzeczywistego pozyskania tych sił. W potrzebuj
ą
cym zostało zasiane
ziarno, które kiedy
ś
w pewnym okresie fizycznego lub duchowego
ż
ycia zakiełkuje na
pewno.
Kto za
ś
daje z
ż
alem, z pewnego rodzaju niech
ę
ci
ą
lub pod przymusem publicznej
albo prywatnej opinii - poniewa
ż
od niego tego daru oczekiwano, poniewa
ż
inni daj
ą
-
czyni bardzo mało, chocia
ż
by pomoc okazywał ojcu, bratu lub synowi - zmniejsza on
jedynie materialn
ą
potrzeb
ę
i to na pewien tylko czas. Dopóki my
ś
l, która towarzyszy
darowi, nie zostanie na wskro
ś
przenikni
ę
ta przez dobr
ą
wol
ę
i gł
ę
bok
ą
rado
ść
przyniesienia pomocy - dopóty człowiek taki b
ę
dzie ubierał i
ż
ywił ciało, lecz nigdy
dusz
ę
, która mieszka w tym ciele. Sk
ą
pstwo, które nie przyjmuje bezdomnego
człowieka z otwartymi ramionami, lecz znosi go tylko, które pomaga krewnemu
jedynie pod przymusem opinii publicznej, jest ci
ęż
k
ą
szkod
ą
zarówno dla daj
ą
cego,
jak i przyjmuj
ą
cego. Przyjmuj
ą
cemu wysyłamy w ten sposób najgorsze my
ś
lowe
pr
ą
dy, za co otrzymujemy tak
ąż
sam
ą
zapłao
ś
ci
ą
, lub co najmniej z wi
ę
ksz
ą
kurtuazj
ą
. Ch
ę
tniet
ę
, gdy
ż
ś
wiadomo
ść
,
ż
e si
ę
pewien dar wymusiło, nie napełnia
przecie
ż
ludzi wdzi
ę
czno
ś
ci
ą
, lecz na odwrót, zgoła czym
ś
innym.
"Czy
ż
nie jest to obowi
ą
zkiem" - spyta niejeden - "ubiera
ć
,
ż
ywi
ć
i utrzymywa
ć
swych
bliskich krewnych, gdy zostan
ą
na staro
ść
bez
ż
adnej pomocy?"
Tak - lecz czyni
ć
co
ś
z poczucia obowi
ą
zku nie jest jeszcze miło
ś
ci
ą
ku ludziom;
niewiele osi
ą
gniemy, je
ż
eli usuniemy na pewien czas tylko materialne potrzeby, a
duchowe zostan
ą
niezaspokojone! Dopóki duchowa strona naszej istoty musi
ż
y
ć
w
biedzie, dopóty i pomoc fizyczna nie ma ani realnej podstawy, ani trwało
ś
ci. Rodzice,
których na staro
ść
utrzymuj
ą
dzieci przez poczucie obowi
ą
zku, maj
ą
cz
ę
sto głodne i
krwawi
ą
ce dusze, poniewa
ż
czuj
ą
,
ż
e ich si
ę
tylko toleruje - s
ą
nieszcz
ęś
liwi, gdy
ż
nie czuj
ą
miło
ś
ci, która powinna by płyn
ąć
równolegle z obowi
ą
zkiem. Tak samo
nieszcz
ęś
liwe s
ą
dzieci, których przyj
ś
cia na
ś
wiat nie powitała szczera rado
ść
rodziców - cierpi
ą
one bezustannie w najszlachetniejszych gł
ę
biach swej duszy.
Miło
ść
jest oskoł
ą
ż
ycia,
ź
ródłem zdrowia, siły i czynu dla ka
ż
dego człowieka, tym
bardziej za
ś
dla dziecka.
S
ą
matki, które mówi
ą
: "Niech si
ę
stanie ze mn
ą
, co chce, byle tylko dzieci moje
wyrosły na dzielnych ludzi, b
ę
d
ę
wówczas uwa
ż
ała misj
ę
swoj
ą
za spełnion
ą
"! Lecz
matce wła
ś
nie powinno du
ż
o zale
ż
e
ć
na tym, "co si
ę
z ni
ą
stanie"! Gdy zatamuje
swój nieustanny rozwój w m
ą
dro
ś
ci i kulturze, zatamuje jednocze
ś
nie rozwój swych
dzieci. Prawdziwa matka b
ę
dzie zawsze d
ąż
yła do tego, by dzieci podziwiały j
ą
tak,
jak kochaj
ą
. Lecz podziw i szacunek stanie si
ę
udziałem jedynie takiej kobiety, która
nie tylko potrafi utrzyma
ć
swe miejsce w
ż
yciu wysoko, silnie, swobodnie, lecz która
przede wszystkim bez wytchnienia d
ąż
y
ć
b
ę
dzie ci
ą
gle w gór
ę
, ku coraz to dalszym
celom! Takiej miło
ś
ci i poszanowania nie mo
ż
e oczekiwa
ć
od dorosłych dzieci matka,
która chowa si
ę
w k
ą
t w swym domu, staje si
ę
czym
ś
po
ś
rednim pomi
ę
dzy
piel
ę
gniark
ą
a nia
ń
k
ą
i sama ka
ż
e si
ę
swej rodzinie niemiłosiernie wyzyskiwa
ć
,
niczym zwierz
ę
poci
ą
gowe - przy wszystkich domowych nieszcz
ęś
ciach,
prawdziwych czy urojonych. Wła
ś
nie dla tych powodów matki s
ą
tak cz
ę
sto
lekcewa
ż
one przez dorosłych synów i córki i odsuwane przez nich od wszystkich
wa
ż
niejszych spraw. - Matki, które si
ę
same tak gł
ę
boko poni
ż
aj
ą
, by, jak my
ś
l
ą
,
przynie
ść
po
ż
ytek swym dzieciom, zwykle cz
ę
sto pokutuj
ą
za ten bł
ą
d! Kto daje si
ę
zawsze powodowa
ć
innym, wyrzeka si
ę
swych własnych skłonno
ś
ci i d
ąż
e
ń
, by sta
ć
si
ę
cudzym echem, kto
ż
yje tylko obcymi
ż
yczeniami, traci coraz bardziej prawo do
rozporz
ą
dzania sob
ą
. - Wchłania on w siebie tyle cudzych my
ś
li,
ż
e staje si
ę
cz
ęś
ci
ą
innych ludzi, narz
ę
dziem, które słucha automatycznie niemej woli otoczenia.
Człowiek taki staje si
ę
wykopaliskiem, zni
ż
a si
ę
do bezradnej usłu
ż
no
ś
ci, coraz
bardziej traci zdolno
ść
do jakiegokolwiek czynu, staje si
ę
pieczeniarzem, dziadem,
bezradnym starcem (lub staruszk
ą
) - toleruje si
ę
go wi
ę
cej, ni
ż
kocha.
W wielu wypadkach jest to skutek my
ś
li, które dorosłe dzieci ze
ś
rodkowały na swych
zbyt pochopnych do ofiar rodzicach. Milcz
ą
ca siła otoczenia przygniata ojca lub
matk
ę
i łamie ich siły.
Du
ż
o z tej zgrzybiało
ś
ci i słabo
ś
ci, które zwykle przypisujemy "podeszłemu wiekowi",
powinno pój
ść
na rachunek szkodliwego wpływu pewnej grupy pr
ą
dów, które
wzajemnie chc
ą
si
ę
przemóc i opanowa
ć
,
ś
wiadomie czy nie
ś
wiadomie, mniejsza o
to! Niejeden człowiek ra
ź
no i energicznie prowadzi swój interes, ale doro
ś
li synowie
coraz bardziej wdzieraj
ą
si
ę
w przedsi
ę
wzi
ę
cie, młodo
ść
wytwarza przeciw staro
ś
ci
milcz
ą
c
ą
sił
ę
- sił
ę
, której jeden człowiek nie jest w stanie si
ę
oprze
ć
. Jest to stały,
bezustanny nacisk w pewnym okre
ś
lonym kierunku. Działa on dzie
ń
i noc. Działa tym
pewniej,
ż
e ojciec nawet nie domy
ś
la si
ę
tego nacisku, który na
ń
działa, nie wie
nawet,
ż
e takie milcz
ą
ce siły istniej
ą
. Poczyna si
ę
tylko czu
ć
zm
ę
czonym! Opuszcza
go dawna energia i wszystko to zostaje przypisane zbli
ż
aj
ą
cej si
ę
staro
ś
ci.
"Lecz czy
ż
nie powinno si
ę
kocha
ć
swe dzieci nade wszystko?"
Słowo "powinno" jest obce samej istocie miło
ś
ci!
Miło
ść
idzie, gdzie chce i do kogo chce - według gł
ę
bokich praw swojej natury. S
ą
rodzice, którzy nie czuj
ą
miło
ś
ci do swoich dzieci, tak samo, jak dzieci cz
ę
sto nie
kochaj
ą
rodziców.
Ż
adna strona nie jest tu winn
ą
! Przyszli na
ś
wiat bez zdolno
ś
ci do
wzajemnego kochania, lecz miło
ść
tkwi w nich zawsze!
Ojciec cz
ę
sto my
ś
li,
ż
e kocha swe dziecko, cho
ć
wła
ś
ciwie kocha w nim tylko swe
własne pogl
ą
dy, własne oczekiwania. Rozpo
ś
ciera on wówczas kompletn
ą
tyrani
ę
nad duchem swego dziecka i urabia je stosownie do swych
ż
ycze
ń
. - Zapewne,
kontrola i opieka nad ciałem i dusz
ą
dziecka powinna trwa
ć
tak długo, póki organizm
nie doro
ś
nie do wszystkich potrzeb i wymaga
ń
ż
ycia. Lecz dawa
ć
komukolwiek
utrzymanie poza ten czas, znaczy to wyrz
ą
dzi
ć
mu straszliw
ą
niesprawiedliwo
ść
,
nawet okrucie
ń
stwo! Gdy
ż
w ten sposób nie rozwinie on ju
ż
nigdy tych zdolno
ś
ci,
które ka
ż
d
ą
młod
ą
istot
ę
nios
ą
przez
ż
ycie, jakby na silnych, zrównowa
ż
onych
skrzydłach.
Instynkt ka
ż
e ptakom wywabia
ć
z gniazd dorastaj
ą
ce piskl
ę
ta, gdy tylko zaczn
ą
lata
ć
.
Zła byłaby to usługa, gdyby chciały zatrzyma
ć
w gnie
ź
dzie swe młode, gdzie
zmarniałyby tylko ich nie wy
ć
wiczone skrzydła, cho
ć
czekaj
ą
na nie burze,
ś
niegi,
zawieje, których nawet stare ptaki musz
ą
unika
ć
! - Tak samo matki zwierz
ą
t i ludzi
potrzebuj
ą
wytchnienia po okresie, który był po
ś
wi
ę
cony dzieciom. Czas trwania tego
spoczynku powinien by
ć
proporcjonalny do rozwoju organizmu i do siły, która była
potrzebna, by tak wysoko zró
ż
niczkowan
ą
istot
ę
doprowadzi
ć
do doskonało
ś
ci. W
tym czasie zupełnego spokoju rodzice powinni by
ć
całkiem wolni od swych dorosłych
dzieci. Taki wła
ś
nie porz
ą
dek istnieje u ptaków i zwierz
ą
t le
ś
nych i tylko ludzkie matki
nie s
ą
zabezpieczone od swych dzieci do ko
ń
ca
ż
ycia, a
ż
póki nie poło
żą
si
ę
do
grobu, wyczerpane, wyssane kompletnie. Tymczasem matki musz
ą
by
ć
wolne -
znowu tak wolne, jak w czasie swego panie
ń
stwa, zanim zostały matkami.
Macierzy
ń
stwo jest nadzwyczaj wa
ż
n
ą
i nieodzown
ą
faz
ą
ludzkiej egzystencji,
dojrzewaj
ą
w niej pewne zdolno
ś
ci i poznania. Lecz przy
ż
adnym do
ś
wiadczeniu nie
mo
ż
na sp
ę
dza
ć
całego
ż
ycia!
Ż
ycie w swej najwy
ż
szej doskonało
ś
ci nie b
ę
dzie bezmy
ś
lnym kieratem, jak dzisiaj,
lecz wieczn
ą
zmian
ą
. Je
ż
eli dorosłe dzieci przez długie lata s
ą
ci
ą
gle przy matce,
chocia
ż
ju
ż
dawno dojrzały, by zdoby
ć
sobie swe
ż
ycie, je
ż
eli ci
ą
gle widz
ą
w matce
podpor
ę
i łatw
ą
pomoc - i je
ż
eli matka da si
ę
w ten sposób wyzyskiwa
ć
- wtedy
cierpi
ą
jednakowo obydwie strony. Lecz matka, pozwalaj
ą
ca robi
ć
z siebie ofiar
ę
, co
j
ą
w ko
ń
cu zawsze doprowadzi do zguby, okrada si
ę
sama z nowego
ż
ycia, które na
ni
ą
czeka, gdy piskl
ę
ta staj
ą
si
ę
zdolne do lotu. Pomaga ona dzieciom, by zrobiły z
niej star
ą
, zm
ę
czon
ą
, bezmy
ś
ln
ą
kobiet
ę
.
By
ć
mo
ż
e,
ż
e kto
ś
na to odpowie: "Gdyby usłuchano tych rad, ulice napełniłyby si
ę
od razu tłumem bezradnych dzieci, które nie potrafiłyby my
ś
le
ć
o sobie!" - Tak,
zapewne, ale czy i dzi
ś
ulice nie s
ą
pełne dorosłych, nieumiej
ą
cych sobie da
ć
rady
dzieci? Czy
ż
tysi
ą
ce nie opuszcza zbyt pó
ź
no rodzicielskiego domu, nie maj
ą
c ju
ż
siły do utrzymania si
ę
na powierzchni, trawi
ą
c swe
ż
ycie w najni
ż
szej robocie za
najmniejsz
ą
płac
ę
? Czy
ż
ta poni
ż
aj
ą
ca i wyczerpuj
ą
ca praca nie odcina ich przed
czasem od wy
ż
yn? Przecie
ż
jeszcze teraz tysi
ą
com córek rodzice nie pozwalaj
ą
i
ść
w
ś
wiat, by podj
ę
ły walk
ę
o byt, władczo, odwa
ż
nie! S
ą
to ptaki, które zostaj
ą
w
gnie
ź
dzie po to, aby ich skrzydła stały si
ę
niezdolne do własnego lotu i aby pó
ź
niej
musiały by
ć
utrzymywane przez swych głupich rodziców.
LEKARZ WEWN
Ę
TRZNY
Wiara jest tre
ś
ci
ą
ż
yczenia. Je
ż
eli nosimy w swoim duchu idealny obraz własnej
istoty, który ukazuje si
ę
wewn
ę
trznemu oku, jako kwitn
ą
cy, gibki, mocny i doskonały,
to przez to wprawiamy w ruch siły, które nas rzeczywi
ś
cie mog
ą
zrobi
ć
takimi, jak ten
obraz.
Budujemy jednocze
ś
nie, z niewidocznej my
ś
lowej tre
ś
ci, duchowe "ja" (zdrowe,
pi
ę
kne "ja" ufno
ś
ci) - i to duchowe "ja" opanuje z czasem ciało, przekształci jego
komórki, stanie si
ę
rzeczywisto
ś
ci
ą
. Kto posiada niezdrowe płuca, zły obieg krwi lub
pewn
ą
wad
ę
organiczn
ą
, powinien cał
ą
sił
ą
d
ąż
y
ć
do wyzbycia si
ę
ś
wiadomo
ś
ci,
ż
e
jest chory. Nie patrz na siebie nigdy jako na pacjenta, przygwo
ż
d
ż
onego do łó
ż
ka,
obło
ż
onego poduszkami, chocia
ż
by tak czasami nawet było! Kto widzi siebie
graj
ą
cego w tenisa, lub bior
ą
cego udział w wy
ś
cigach, ten pracuje w ten sposób dla
swego zdrowia.
Nie oczekuj jutro nigdy choroby lub bólu, chocia
ż
by ból lub choroba dawały ci si
ę
dzisiaj silnie we znaki - od jutra oczekuj tylko zdrowia i siły! Innymi słowy: zdrowie,
pi
ę
kno
ść
, siła powinny sta
ć
si
ę
prawdziwym marzeniem dnia, gdy
ż
marzenie daleko
lepiej wyra
ż
a prawdziwy stan duszy, ni
ż
nadzieja lub oczekiwanie.
Marzyciele spełniaj
ą
wi
ę
cej czynów, ni
ż
ś
wiat przypuszcza. Człowiek zagł
ę
biony we
sny na jawie, oderwany od otaczaj
ą
cego gwaru, jest sił
ą
, która dokonywa czynów w
pot
ęż
nym, niewidocznym i mało zbadanym pa
ń
stwie. Lecz nawet i ci, którzy sw
ą
ś
wiadomo
ść
tak odrywaj
ą
od ciała,
ż
e przez pewn
ą
chwil
ę
wprost o nim zapominaj
ą
,
ci te
ż
do dzi
ś
dnia nie wiedz
ą
o tej mocy, i dlatego lepsze rezultaty musz
ą
by
ć
dla
nich stracone.
Kto nie zna si
ę
na poszukiwaniu złota, na warunkach, w jakich si
ę
złoto pojawia w
ziemi lub wreszcie na metodach wydobywania tego metalu, mo
ż
e przez całe
miesi
ą
ce kopa
ć
w najbogatszych
ż
yłach bez
ż
adnego wyniku. Bez wiadomo
ś
ci o
skarbach naszej ziemi jeste
ś
my biedni i bezsilni, jak dawniej. To samo dzieje si
ę
w
duchowej sferze.
Ka
ż
de wyobra
ż
enie jest niewidoczn
ą
rzeczywisto
ś
ci
ą
i im dłu
ż
ej, im mocniej
trzymamy si
ę
tego wyobra
ż
enia, tym wi
ę
cej osadza si
ę
z niego na tej formie bytu,
która daje si
ę
odczuwa
ć
, widzie
ć
, dotyka
ć
, słowem spostrzega
ć
zewn
ę
trznymi
zmysłami.
Dlatego marzmy jak najwi
ę
cej! Na jawie - w dzie
ń
- marzmy o sile i zdrowiu, a wtedy
my
ś
l pójdzie i w nocy w te same strony i pomo
ż
e urzeczywistni
ć
si
ę
czynowi. Lecz
je
ż
eli za dnia marzymy o smutku i niedoli, istnieje wszelkie prawdopodobie
ń
stwo,
ż
e
ten smutny zakres my
ś
li przyci
ą
gnie we
ś
nie zewsz
ą
d podobne pr
ą
dy i rano
przebudzimy si
ę
podwójnie biedni i nieszcz
ęś
liwi. Przecie
ż
przez nie
ś
wiadomo
ść
mo
ż
na trzyma
ć
w domu materie wybuchowe, uwa
ż
aj
ą
c je za niewinne preparaty! I
jedna tylko iskra mo
ż
e zniszczy
ć
cały dom i wytraci
ć
ludzi! W ten sam sposób
ś
ci
ą
gamy na siebie cierpienia i nieszcz
ęś
cia przez głupie, nieumiej
ę
tne u
ż
ycie swych
sił my
ś
lowych. Stosownie do własno
ś
ci naszych dziennych marze
ń
, gromadzimy w
naszym losie złoto lub wybuchowe materie. Im gł
ę
bsze jest nasze rozmarzenie, im
zupełniejsze pogr
ąż
enie si
ę
i oderwanie od wszystkiego - tym szerzej, tym mocniej
działa my
ś
lowa siła - tysi
ą
ce mil naokoło. Siły, które nazywamy tajemnymi, wszystkie
telepatyczne zjawiska - osi
ą
ga si
ę
na tej drodze. Ka
ż
dy dowolny obraz my
ś
lowy,
wyobra
ż
ony tylko z odpowiedni
ą
sił
ą
, mo
ż
e by
ć
momentalnie urzeczywistniony. W
ka
ż
dym człowieku znajduj
ą
si
ę
te siły w zarodku.
Wiara jest ziarnem nasiennym wszystkich cudów. Lecz z tego ziarna mo
ż
e rozwin
ąć
si
ę
zarówno dobro, jak zło. Zło mo
ż
e da
ć
pocz
ą
tek drzewu, w którego koronie uwije
sobie gniazdko ka
ż
dy kracz
ą
cy ptak nieszcz
ęś
cia. Nasza pos
ę
pna i m
ę
tna fantazja
jest wiar
ą
w nieszcz
ęś
cie. Je
ż
eli cierpimy np. na jakie
ś
zaburzenia w pewnym
organie, to po jednym, po dwóch dniach poczynamy ju
ż
znów oczekiwa
ć
tych
zaburze
ń
. Organ uwa
ż
amy za chory. Słyszymy pó
ź
niej, jak dano naszemu cierpieniu
pewn
ą
nazw
ę
, która poddaje nam wra
ż
enie gro
żą
cego niebezpiecze
ń
stwa. Wszystko
to umacnia wiar
ę
w nieszcz
ęś
cie - doł
ą
cza si
ę
do tego jeszcze wpływ innych mózgów
- przyjaciele i krewni s
ą
"zaniepokojeni", zatrwo
ż
eni i ci
ą
gle przypominaj
ą
o naszym
stanie. Wszystko razem i ka
ż
da rzecz oddzielnie pcha nas formalnie w koło
wyobra
ż
e
ń
o słabo
ś
ci. Nikt nie posyła nam swego własnego obrazu, pełnego siły i
zdrowia; zewsz
ą
d płynie ku nam wyobra
ż
enie choroby. Siły duchowe całego
otoczenia działaj
ą
w złym kierunku. Je
ż
eli przyjaciel przy po
ż
egnaniu
ż
yczy nam
"pr
ę
dkiej poprawy", mówi to zawsze współczuj
ą
co-stroskanym tonem, który ka
ż
e si
ę
spodziewa
ć
najgorszego. - I oto otrzymujemy sam
ą
"tre
ść
" tego, czego
ś
my si
ę
obawiali. Krewni, którzy si
ę
o nas "troszcz
ą
", pracuj
ą
dla naszej ruiny. Powinni
ś
my
si
ę
chwyci
ć
my
ś
li o szcz
ęś
ciu i zdrowiu wszystkimi włóknami naszej istoty, i tydzie
ń
za tygodniem, miesi
ą
c za miesi
ą
cem, rok za rokiem wmarza
ć
si
ę
we własny obraz
"wolny od wszelkiego zła", póki to marzenie nie stanie si
ę
trwał
ą
ide
ą
, drug
ą
natur
ą
,
która nie
ś
wiadomie b
ę
dzie dalej sama działała.
W ka
ż
dym zwierz
ę
cym i organicznym
ż
yciu nast
ę
puj
ą
czasy zmian, bezczynno
ś
ci,
jako przygotowanie do odnowionego bytu - tak np. w
ęż
e liniej
ą
, ptaki si
ę
pierz
ą
,
zwierz
ę
ta ss
ą
ce trac
ą
zimowe uwłosienie. W organizmach nast
ę
puj
ą
wielkie
przemiany, które czyni
ą
zwierz
ę
ta oci
ęż
ałymi, słabszymi. Natura potrzebuje spokoju
do dzieła odrodzenia. Prawo to, działaj
ą
ce w ni
ż
szych formach
ż
yciowych, ma
równie
ż
zastosowanie i u wy
ż
szych form. W
ż
yciu ka
ż
dego człowieka nast
ę
puj
ą
okresy, kiedy wszystkie jego organy, siły, energia wykazuj
ą
pewn
ą
oci
ęż
ało
ść
,
st
ę
pienie. Spełnia si
ę
wtedy w nas pewien proces odmiany. Natura wzi
ę
ła si
ę
do
dzieła. Je
ż
eli poddamy si
ę
temu procesowi przez przeci
ą
g kilku tygodni lub miesi
ę
cy,
wyjdziemy z takich okresów zupełnie odrodzeni na duchu i na ciele. Natura nie
wymaga od nas niczego wi
ę
cej, jak tylko aby
ś
my trwali w spokoju w czasach jej
przekształcaj
ą
cej roboty. O ludziach w
ś
rednim wieku mówimy zwykle,
ż
e osi
ą
gn
ę
li
ju
ż
, je
ż
eli nie przekroczyli, maksimum swej siły i
ż
yciowej twórczo
ś
ci: odt
ą
d powinni -
według swej przyrodzonej natury wi
ę
dn
ąć
i "gin
ąć
" jak li
ś
cie.
Duchowe prawo mówi,
ż
e ta niezachwiana wiara w staro
ść
musi poci
ą
ga
ć
równie
ż
staro
ść
za sob
ą
.
"Zwrot", który nast
ę
puje po przekroczeniu lat
ś
rednich, oznacza tylko,
ż
e nasze ciało
chce si
ę
odrodzi
ć
, powsta
ć
na nowo, podczas takiego odtwarzania konieczny jest
absolutny spokój, gdy
ż
nasze najwy
ż
sze duchowe "ja" poczyna wtedy działa
ć
, aby
sprowadzi
ć
t
ę
zmian
ę
; w tym okresie powinni
ś
my czyni
ć
jak najmniej wysiłków, tak
samo jak za naszych dawnych, dziecinnych lat. Lecz my nie dajemy nigdy naturze
tego wypoczynku, zmuszamy wyczerpany organizm do czynów, do których w tej
chwili jeszcze nie dorósł. Podczas gdy natura stara si
ę
odrodzi
ć
nas na nowo,
obracamy wniwecz to jej d
ąż
enie i kopiemy grób sami sobie. W wi
ę
kszo
ś
ci
wypadków ludzie nie mog
ą
zdoby
ć
potrzebnego spokoju. Musz
ą
si
ę
biorstwa
pracowa
ć
ci
ą
gle, rok za rokiem "na kawałek chleba". Rezultatów to jednak nie
zmienia!
Prawa natury nie maj
ą
ż
adnych wzgl
ę
dów dla stosunków społecznych. Ludzko
ść
pcha si
ę
naprzód i zam
ę
cza si
ę
, by zapracowa
ć
na swe utrzymanie, nieposłuszna,
nie wiedz
ą
ca,
ż
e zarabia tylko na nieszcz
ęś
cie i
ś
mier
ć
. W wielu wypadkach
przyzwyczajenie jest tak silne,
ż
e ludzie nie mog
ą
zupełnie wyzby
ć
si
ę
swej
aktywno
ś
ci, do której przyzwyczaili si
ę
przez szereg lat. A spokój, konieczny w tych
krytycznych momentach, nie jest tylko fizycznego gatunku. Dziesi
ą
tki tysi
ę
cy w
ś
ród
naszej rasy nie maj
ą
wcale poj
ę
cia, co to jest wła
ś
ciwie spokój i przeraziliby si
ę
ś
miertelnie, gdyby kiedykolwiek rzeczywi
ś
cie osi
ą
gn
ę
li ten stan, maj
ą
cy w sobie co
ś
z rozmarzaj
ą
cej magii.
Barbarzy
ń
ski,
ś
miertelny po
ś
piech jest tylko skutkiem tego,
ż
e ludzie jeszcze do tej
pory nie u
ś
wiadomili sobie, i
ż
s
ą
cz
ęś
ciami niesko
ń
czonej wiedzy,
ż
e jeszcze nie
nauczyli si
ę
wsysa
ć
w swój byt my
ś
li, płyn
ą
cych ze
ź
ródeł poznania.
Lecz kiedy
ś
ludzko
ść
nareszcie ujrzy swój dzie
ń
poznania i zrozumie,
ż
e je
ż
eli powie
stanowczo: "ja chc
ę
tego", to zaraz we
ź
mie si
ę
do dzieła tysi
ą
c niewidocznych sił,
które
ż
yczenia przekształc
ą
w rzeczywisto
ść
. "Pan daje to swym wybranym we
ś
nie"!
Lecz ci okradaj
ą
si
ę
ze snu, byle tylko nie otrzyma
ć
tego daru!
RELIGIA UBIORU
Pewn
ą
cz
ęść
naszej my
ś
lowej emanacji pochłania odzie
ż
, i je
ś
li nosimy ten sam
ubiór przez dłu
ż
szy czas, nasyca si
ę
on kompletnie tymi my
ś
lowymi pierwiastkami.
Ka
ż
da my
ś
l jest cz
ęś
ci
ą
naszej ja
ź
ni. Nasza ostatnia my
ś
l jest cz
ęś
ci
ą
naszego
najnowszego, naj
ś
wie
ż
szego "ja". Kto nosi stare ubranie, nasyca swe
ś
wie
ż
e "ja"
my
ś
lami, których si
ę
wyzbył i które ju
ż
dawno prze
ż
ył - ze starej odzie
ż
y w
ś
lizguj
ą
si
ę
w młod
ą
ja
źń
resztki przeró
ż
nych trosk, zmartwie
ń
, kaprysów, które kiedy
ś
wsi
ą
kn
ę
ły
w t
ę
odzie
ż
. Obarczamy wi
ę
c w ten sposób nasze nowe "ja" star
ą
, zamarł
ą
ja
ź
ni
ą
z
ubiegłych lat.
Te wła
ś
nie kaprysy, ta zbutwiało
ść
psychiczna czyni
ą
,
ż
e zwykle ze wstr
ę
tem
kładziemy na siebie star
ą
odzie
ż
. Nowe ubranie oswobadza, czyni ducha lekkim, jest
jakby
ś
wie
żą
, najbardziej zewn
ę
trzn
ą
skór
ą
- ponad epiderm
ą
, nie napełnion
ą
jeszcze i nieprzeci
ąż
on
ą
duchowymi emanacjami wielu dni. Nawet z dobrych
okresów
ż
ycia nie powinno si
ę
zachowywa
ć
ubrania, gdy
ż
nie godzi si
ę
wraca
ć
do
starego szcz
ęś
cia. Noszenie starej odzie
ż
y, ubieranie si
ę
we własne trupie, zamarłe
cz
ęś
ci jest marnowaniem swych sił - przez oszcz
ę
dno
ść
!
Nawet w
ąż
nie wpełza na powrót w sw
ą
star
ą
skór
ę
dla ekonomicznych wzgl
ę
dów!
Przyroda starych ubra
ń
nie nosi! Natura nie oszcz
ę
dza na sposób ludzki na
upierzeniu, skórach, futrach, na blasku barw! Bo w takim razie panuj
ą
c
ą
barw
ą
na
ś
wiecie stałaby si
ę
barwa wytartych spodni, a firmament niebieski ja
ś
niałby, niczym
brudny sklepik spo
ż
ywczy najgorszego gatunku.
Dobrze jest otoczy
ć
si
ę
barwnymi rzeczami. Co daje rado
ść
oku, od
ś
wie
ż
a ducha, a
co od
ś
wie
ż
a ducha, od
ś
wie
ż
a ciało.
Posiadamy obecnie ze dwadzie
ś
cia razy wi
ę
cej odcieni farb, ni
ż
przed niewielu
jeszcze laty. W sztuce stosowanej, w ubiorach, we wszystkich gał
ę
ziach przemysłu!
Uwa
ż
am to za znak wzrastaj
ą
cego uduchowienia naszych czasów. Gdy
ż
tylko coraz
wi
ę
cej rosn
ą
ca i coraz wszechstronniejsza rado
ść
z ró
ż
norodnego pi
ę
kna stwarza
warunki uduchowienia.
Uduchowienie oznacza po prostu zdolno
ść
do odnajdowania coraz to wy
ż
szych i
subtelniejszych
ź
ródeł szcz
ęś
cia we wszystkich rzeczach. Dlatego te
ż
, odpowiednio
do wzrastaj
ą
cych estetycznych potrzeb szerokich warstw, ubiór w formie swej i
barwie staje si
ę
coraz ró
ż
norodniejszy.
Pewna wła
ś
ciwa intuicja skłania ludzi do ubierania si
ę
w pewnych okoliczno
ś
ciach w
t
ę
, a nie inn
ą
odzie
ż
, by wraz z codziennym ubiorem nie w
ś
lizgn
ę
ła si
ę
w uroczysto
ść
codzienna my
ś
l. Ka
ż
de zaj
ę
cie powinno mie
ć
swój specjalny, ale pi
ę
kny i pełen
smaku ubiór - by nie dopu
ś
ci
ć
do marnowania sił - w ubiorze tym od razu wchodzimy
w nastrój działalno
ś
ci, której słu
ż
ymy. - Dlatego we wszystkich znanych nam religiach
kapłan ubiera si
ę
podczas spełniania swych obowi
ą
zków w kapła
ń
ski strój,
po
ś
wi
ę
cony jednej tylko, okre
ś
lonej ceremonii. Nie wkłada go nigdy w zwykłym
ż
yciu,
w po
ś
piechu i ci
ż
bie ludzkiej, aby aura nie została splamion
ą
przez niskie my
ś
li.
Gdyby kapłan nosił ten ubiór codziennie, wtedy ka
ż
dy zły humor, ka
ż
dy odruch
codziennego dnia wsi
ą
kałby w jego
ś
wi
ę
t
ą
szat
ę
- a tak, zachowuje si
ę
ona od jednej
ceremonii do drugiej niepokalana, zawsze w sferze najwy
ż
szych my
ś
li, przeznaczona
tylko dla momentów, kiedy kapłan w skupieniu, w namaszczeniu odprawia w niej sw
ą
ś
wi
ę
t
ą
misj
ę
. Dlatego te
ż
na dnie wiary w czary, amulety, relikwie lub po
ś
wi
ę
cone
rzeczy - le
ż
y du
ż
a cz
ęść
prawdy. Lecz o tyle tylko, o ile ka
ż
da rzecz jest przepojona
istot
ą
tego, kto j
ą
posiadał, lub chocia
ż
by tylko dotkn
ą
ł. Z łachmanów
ż
ebraka b
ę
dzie
płyn
ąć
ku nam trwo
ż
liwa, czatuj
ą
ca pokora, a w ubraniu znakomitego człowieka
odczujemy mo
ż
e my
ś
li, które na ogół byłyby nam obce.
Szaty mog
ą
"wypoczywa
ć
" tak samo, jak organizmy.
S
ą
one te
ż
do pewnego stopnia "my
ś
lowo-przemakalne". Bo jakkolwiek brzmi to
dziko, my
ś
li maj
ą
swój specjalny ci
ęż
ar; s
ą
takie, które opadaj
ą
na dół, inne za
ś
,
pozbawione ci
ęż
ko
ś
ci, s
ą
posłuszne przyci
ą
ganiu innych sfer i id
ą
w gór
ę
.
W miejscach poło
ż
onych gł
ę
boko, np. w piwnicach itp., płynie zawsze jaka
ś
duchowa
mgła, co
ś
w rodzaju skłonno
ś
ci do złego, której w górze si
ę
nie odczuwa.
Poniewa
ż
ubiór jest do pewnego stopnia nasz
ą
my
ś
low
ą
powłok
ą
, powinni
ś
my
koniecznie ubiera
ć
si
ę
w samotno
ś
ci tak samo ładnie i elegancko, jak w
towarzystwie. Szyk i elegancja w ubraniu pochodzi z wewn
ą
trz; jest to co
ś
z naszej
duszy, co odziewa ciało.
Barwy s
ą
wyrazem stanów psychicznych; niewola,
ż
ałoba, beznadziejno
ść
wybiera
kolor czarny. - Rasa nasza, która w swym wewn
ę
trznym sercu wierzy tylko w
ś
mier
ć
,
tj. w zanik
ś
wiadomego "ja" wraz z zanikiem ciała, ubiera si
ę
głównie w ciemne kolory
- przede wszystkim przy
ś
mierci krewnych lub przyjaciół - Chi
ń
czyk za
ś
, dla którego
ś
mier
ć
oznacza tylko utrat
ę
pewnego narz
ę
dzia duchowo
ś
ci, wybiera w podobnym
wypadku kolor biały, który wła
ś
ciwie nie jest nawet barw
ą
, lecz jasn
ą
cisz
ą
.
Znamienne jest równie
ż
dla naszej rasy to,
ż
e ludzie, którzy doszli do tzw.
"podeszłego wieku", ubieraj
ą
si
ę
tylko w ciemne kolory, poniewa
ż
czuj
ą
i wierz
ą
,
ż
e
schodz
ą
w dół, w te okolice
ż
ycia, gdzie nie ma dost
ę
pu ani rado
ść
, ani wesele, ani
nadzieja - poniewa
ż
ze zwi
ą
zanymi r
ę
kami, jak m
ę
czennicy, oczekuj
ą
,
ż
e w ci
ą
gu
kilku lat stan
ą
si
ę
zgrzybiałymi starcami. Wszyscy oni ju
ż
naprzód nosz
ą
po sobie
ż
ałob
ę
.
Widok młodo
ś
ci, ubranej w jasne barwy, jest dla nich nieprzyjemny i obra
ż
aj
ą
cy.
Podtrzymuje ich tylko jedna pociecha,
ż
e i tamci musz
ą
niedługo wynie
ść
si
ę
z kraju
młodo
ś
ci w takie samo
ż
ycie pełne szorstko
ś
ci, pustki i bezuciechy.
Kraj nasz jest pełen ludzi, którzy, jak tylko pierwsza młodo
ść
przeminie, zaczynaj
ą
zaraz zaniedbywa
ć
si
ę
w ubiorze; jest to oznak
ą
ś
mierci; ciała tych ludzi poczynaj
ą
umiera
ć
, "odchodz
ą
" - odchodz
ą
w
ś
mier
ć
- poddaj
ą
si
ę
! Zaniedbanie w ubiorze
oznacza brak miło
ś
ci do wysiłku i pracy ubrania - a wszystko, co czynimy dla ciała
bez miło
ś
ci, jest oczywist
ą
szkod
ą
! Je
ż
eli b
ę
dziemy zapatrywali si
ę
na to z tego
punktu widzenia, to nawet miliarest pró
ż
na, poło
ż
y
ć
na drugiej majak starej baby.
Wyder nie powinien sobie pozwoli
ć
na noszenie wytartego kapelusza. Duchowa
m
ą
dro
ść
, czyli intuicja, przebywa wył
ą
cznie niemal w
ś
ród młodo
ś
ci. Gdy
ż
duch
posiada tu nowe ciało, które do pewnego wieku jest wolne od powoli rosn
ą
cego
ci
ęż
aru starych, zamarłych mniema
ń
, znajduj
ą
cych swój wyraz w ci
ą
gle
wzrastaj
ą
cych przes
ą
dach i we wstr
ę
tnych przyzwyczajeniach dojrzałych lat.
Ale młodo
ść
,
ś
wiadoma swej intuicyjnej m
ą
dro
ś
ci, bawi si
ę
i wznosi radosne okrzyki!
Ocenia troski podług ich istotnej warto
ś
ci, tj. odrzuca je precz! Lubi si
ę
stroi
ć
, pyszni
si
ę
tak samo, jak przyroda, blaskiem barw i jest m
ą
drzejsz
ą
ni
ż
"wiek dojrzały", który
sam zamyka sobie drog
ę
do nowej nadziei i rado
ś
ci z powodu cudzych martwych
do
ś
wiadcze
ń
. Dlatego te
ż
Pismo
ś
wi
ę
te mówi: "Je
ż
eli nie zawrócicie i nie staniecie
si
ę
jak dzieci" - gdy
ż
w ka
ż
dym nowym delikatnym ciele przed dusz
ą
rozbłyska jaki
ś
cherubinowy byt, jaka
ś
błyskawica-proroctwo, które jednak a
ż
nazbyt pr
ę
dko roztapia
si
ę
w bezmy
ś
lnej samowoli ziemskich my
ś
li, płyn
ą
cych z surowej rzeczywisto
ś
ci.
Słysz
ę
, jak niektórzy ju
ż
mówi
ą
do siebie po cichu: "Jak
ż
e mo
ż
emy - my, których
ż
ycie tak bardzo uciska, znale
źć
czas i
ś
rodki, by mie
ć
odpowiedni ubiór dla ka
ż
dej
okoliczno
ś
ci i przebiera
ć
si
ę
kilka razy dziennie, zamiast zwróci
ć
uwag
ę
na to, co jest
najwa
ż
niejsze?" Odpowiadam: "Mo
ż
liwo
ś
ci nie s
ą
przed wami zamkni
ę
te - kierujcie
wasz
ą
wol
ę
, wasze boskie, wieczne dziedzictwo, wasz magnes, który wci
ą
ga w wasz
los zdarzenia z szerokiego
ś
wiata, równie
ż
na ten, jak wam si
ę
wydaje, podrz
ę
dny
zakres"! Stanowczo, spokojnie, bez niecierpliwo
ś
ci nie chciejcie przyjmowa
ć
złej
odzie
ż
y, złego mieszkania, złego po
ż
ywienia.
Żą
dajcie najlepszego i to najlepsze z
biegiem czasu stanie si
ę
waszym. Kto obawia si
ę
złych warunków
ż
ycia i z roku na
rok przewiduje coraz to wi
ę
cej trosk i umartwie
ń
, wprawia w ruch i podtrzymuje
pewn
ą
sił
ę
, która go w ko
ń
cu zgniecie, zmia
ż
d
ż
y - i przytrzyma tak,
ż
e zawi
ś
nie na
swych własnych strz
ę
pkach.
PRAWO MAŁ
Ż
E
Ń
STWA
Kobiecym pierwiastkiem w naturze jest subtelno
ść
. M
ę
skim - tworz
ą
ca siła. Kobieta
widzi ja
ś
niej. M
ęż
czyzna zr
ę
czniej urzeczywistnia widzenia! Oko duchowe kobiety
widzi zawsze dalej ni
ż
m
ęż
czyzny - duchowa za
ś
siła m
ęż
czyzny do stworzenia tego,
co widzi kobieta, jest wi
ę
ksz
ą
. Intuicja kobiety kroczy przed m
ęż
czyzn
ą
, jak szedł
przed wybranym narodem, w dzie
ń
słup dymu, a w nocy ogniowa kolumna.
Pomi
ę
dzy kobietami jest daleko wi
ę
cej jasnowidz
ą
cych! Równie
ż
kobiety najpierw
pojmuj
ą
nowe duchowe prawdy, tak samo jak najdłu
ż
ej zostaj
ą
wierne religijnym
obrz
ę
dom, gdy
ż
w swej gł
ę
bokiej intuicji wiedz
ą
,
ż
e ko
ś
ciół jest korzeniem, z którego
kiedy
ś
musi wykwitn
ąć
wspólnym kwiatem religia i nauka, dzi
ś
oddzielone przepa
ś
ci
ą
i wrogie sobie. Kobieta poznaje od razu - bez trudnego rozumienia o przyczynach i
skutkach - wprost doskakuje do prawdy!
We wszystkich okresach duchowego rozwoju wewn
ę
trzny wzrok kobiety jest
ja
ś
niejszy ni
ż
m
ęż
czyzny - lecz m
ęż
czyzna jest zawsze zdolniejszym do
urzeczywistnienia tego, co mu wskazuje kobieca dusza. I dla specjalnych zdolno
ś
ci
jakiego
ś
okre
ś
lonego człowieka - istnieje tylko jeden okre
ś
lony ostry wzrok kobiety,
która poznaje, jak i gdzie te zdolno
ś
ci mog
ą
si
ę
najlepiej rozwin
ąć
. Kobieta i
m
ęż
czyzna w prawdziwym mał
ż
e
ń
stwie s
ą
jako oko i r
ę
ka.
Duch kobiety jest konieczn
ą
, nieodzown
ą
cz
ęś
ci
ą
m
ę
skiego ducha. Na innych
równinach bytu, gdzie m
ę
sko
ść
i kobieco
ść
lepiej rozumiej
ą
swoje prawdziwe
stosunki i stoj
ą
na najwy
ż
szym szczeblu tych stosunków, płynie na przemian od
ducha do ducha moc, której nasza biedna fantazja nie mogłaby zmierzy
ć
. Gdy
ż
w
tych sferach bytu ka
ż
da my
ś
l, ka
ż
dy ideał, ka
ż
de marzenie staje si
ę
rzeczywisto
ś
ci
ą
.
W pi
ę
kniejszych sferach istnienia z poł
ą
czonych sił duchowych m
ęż
czyzny i kobiety
mog
ą
si
ę
wykrystalizowa
ć
, jako z doskonało
ś
ci, wszystkie ich pragnienia w
ż
yj
ą
ce
rzeczy.
W ka
ż
dym mał
ż
e
ń
stwie m
ęż
czyzny z odpowiedni
ą
kobiet
ą
- w wiecznym
mał
ż
e
ń
stwie stopienia si
ę
w jedno dwóch istnie
ń
, w mał
ż
e
ń
stwie predestynowanych -
le
ż
y kamie
ń
w
ę
gielny tej mocy. Dla ka
ż
dego stworzonego m
ęż
czyzny jest stworzon
ą
równie
ż
kobieta, która tylko jemu i nikomu wi
ę
cej nie odpowiada - jedyna - tylko dla
niego - w tym, jak i w ka
ż
dym innym mo
ż
liwym
ś
wiecie. Ich wieczne
ż
ycie, o ile tylko
oboje s
ą
stosunkowo doskonali i poj
ę
li dokładnie swe stosunki, b
ę
dzie wiecznym
szałem miło
ś
ci. Pomimo to niektórzy ludzie, chocia
ż
przeznaczeni dla siebie od
wieków, tworz
ą
cz
ę
sto nieszcz
ęś
liwe mał
ż
e
ń
stwa. Lecz ich wy
ż
sze i bardziej
rozwini
ę
te dusze odnajd
ą
si
ę
w innych wcieleniach, pod innymi imionami, jako inne
fizyczne jednostki. Prawdziwa
ż
ona m
ęż
czyzny, bez wzgl
ę
du na to, czy duch jej
posiada w fizycznym
ż
yciu jakiekolwiek ciało, czy te
ż
nie, jest jedyn
ą
istot
ą
we
wszech
ś
wiecie, która temu jedynemu m
ęż
czy
ź
nie mo
ż
e dopomóc w rozwini
ę
ciu
najwy
ż
szej duchowej siły, do której jest zdolny. My
ś
li, czerpane z tego
ź
ródła, maj
ą
wszystkie wła
ś
ciwo
ś
ci potrzebne dla jego umysłu;
ż
ona jego ujrzy w jasnowidzeniu
wszystko, czego on w danej chwili potrzebuje dla swego dzieła, dla przedsi
ę
wzi
ę
cia,
dla interesu! Rzeczywistym m
ęż
em jakiejkolwiek b
ą
d
ź
kobiety - jest znów jedna
jedyna istota we wszech
ś
wiecie, która posiada zdolno
ść
urzeczywistnienia wizji tej
kobiety. To wzajemne promieniowanie sił jest Dwujedni
ą
- now
ą
istot
ą
, która si
ę
tworzy. Nie s
ą
t
ą
now
ą
istot
ą
dzieci, stworzone fizycznie. Kobieta przez sw
ą
subtelniejsz
ą
duchow
ą
organizacj
ę
mo
ż
e odbiera
ć
my
ś
li (lepiej intuicje) -
najwy
ż
szego stopnia! Ona jest czulsz
ą
błon
ą
na wahania duchowego oceanu - on
ma silniejszy umysł, by urzeczywistnia
ć
intuicje kobiety w
ś
ród ziemskich rzeczy, w
surowym biegu
ż
ycia. Lecz brak mu tego wy
ż
szego umysłu, który przyswaja
najdelikatniejsze, najmocniejsze my
ś
li. Poza wszystkimi wielkimi lud
ź
mi, w ka
ż
dym
okresie na ka
ż
dym stopniu ich
ż
yciowego rozwoju, poza ka
ż
dym powodzeniem,
widoczna czy niewidoczna - stoi zawsze gdzie
ś
kobieta, która budzi!
Posiada ona obecnie wi
ę
cej siły i wi
ę
cej jej u
ż
ywa, ni
ż
sama przypuszcza. Wsz
ę
dzie
działaj
ą
jej natchnienia, które m
ęż
czyzna u
ś
wiadamia sobie odpowiednio do swej
wra
ż
liwo
ś
ci. Lecz, cho
ć
obdarowany, nie przypuszcza,
ż
e to ona wła
ś
nie go
obdarowuje, ona równie
ż
nic nie wie o swoich darach. To, co nazywamy jej
"pró
ż
niaczymi my
ś
lami", "fantastycznymi grymasami", to jej dziecinne budowanie
zamków na lodzie jest urodzajn
ą
gleb
ą
, w której p
ę
cznieje ziarno rzeczywisto
ś
ci.
Prawda,
ż
e drogocenne my
ś
li mog
ą
by
ć
udzielane w sposób niemy - bez
zamienienia jednego słowa. Gorzej jest jednak, je
ż
eli wy
ż
sza, mocniejsza my
ś
l
popłynie do człowieka o prostszej umysłowo
ś
ci i w zamian za swój skarb otrzyma
ni
ż
sze fale duchowe. Wtedy nawet najdostojniejszy człowiek b
ę
dzie my
ś
lał, czuł i
działał ni
ż
ej swej godno
ś
ci, w jego głowie zjawi
ą
si
ę
my
ś
li, ponad które dawno si
ę
wzniósł - my
ś
li obce nierównego towarzysza.
Kobieta nie jest słabszym, lecz tylko delikatniejszym naczyniem, zawieraj
ą
cym
nieziemskie wino duchowo
ś
ci. Jest ona dla m
ęż
czyzny tym, czym igła magnesowa
kompasu dla steru płyn
ą
cego okr
ę
tu. Poniewa
ż
jest delikatniejszym instrumentem,
potrzebuje wi
ę
c wi
ę
kszej opieki - tak samo jak sternik chroni swój kompas od
szkodliwych wpływów. Je
ż
eli ten delikatny instrument, stworzony na to, by odtwarzał
najwy
ż
sze pr
ą
dy intuicyjne, b
ę
dzie zmuszony wykonywa
ć
prac
ę
m
ęż
czyzny - stanie
si
ę
od razu t
ę
pym i utraci swoj
ą
wra
ż
liwo
ść
. Najwi
ę
cej cierpi na tym m
ęż
czyzna, gdy
ż
instrument, którego nadu
ż
ył, nie mo
ż
e ju
ż
mu wskazywa
ć
drogi naprzód. M
ęż
czyzna
cierpi wówczas zarówno na swym zdrowiu, jak i na maj
ą
tku.
Dlatego te
ż
Chrystus powiedział o Marii, i
ż
lepsz
ą
cz
ą
stk
ę
obrała, poniewa
ż
nie
poni
ż
yła si
ę
i nie stała si
ę
słu
żą
c
ą
podobnie jak Marta.
Jest to wynikiem naszego barbarzy
ń
stwa,
ż
e robota domowa jest uwa
ż
an
ą
za
wył
ą
czne zaj
ę
cie kobiece! Ta robota wewn
ą
trz czterech
ś
cian, której kobieta musi
wydoli
ć
w ci
ą
gu jednego przedpołudnia, to gotowanie, słanie łó
ż
ek, czyszczenie,
pilnowanie dzieci i dwadzie
ś
cia innych obowi
ą
zków jest daleko bardziej
wyczerpuj
ą
ce, ni
ż
orka w polu lub te
ż
inne jakie zaj
ę
cie, rzemiosło, nauka czy praca
biurowa. Gdy
ż
im bardziej musimy pami
ę
ta
ć
o rozmaitych rzeczach, tym wi
ę
ksz
ą
sił
ę
duchow
ą
wysyłamy w ró
ż
nych kierunkach. Je
ż
eli b
ę
dziemy z ten sposób wyzyskiwa
ć
kobiet
ę
, wtedy traci ona zdolno
ść
do odbierania nowych idei, staje si
ę
t
ę
p
ą
, gdy
ż
jej
siła duchowa przeszła obecnie w prac
ę
mi
ęś
ni. Z drugiej strony zbyt pracuj
ą
cy
m
ęż
czyzna traci powoli zdolno
ść
do przyjmowania cudzych intuicji.
Je
ż
eli m
ęż
czyzna nie chce lub nie mo
ż
e uzna
ć
tych stosunków pomi
ę
dzy sob
ą
a sw
ą
prawdziw
ą
mał
ż
onk
ą
, staje si
ę
podobnym do sternika, który posiada kompas, lecz go
nie u
ż
ywa. Je
ż
eli za
ś
bez ustanku b
ę
dzie szydził i wy
ś
miewał si
ę
z jej idei, wra
ż
e
ń
lub przeczu
ć
, tycz
ą
cych si
ę
jego przedsi
ę
wzi
ęć
, to z biegiem czasu przyt
ę
pi jej
umysł, wyko
ś
lawi intuicje i zasypie
ź
ródło jej natchnie
ń
. W ten sposób przerywa jej
zwi
ą
zek z wy
ż
szymi pr
ą
dami twórczych my
ś
li. Pogrzebie jej i swoje zdrowie.
Wyrz
ą
dzi szkod
ę
swemu i jej umysłowi i przesunie si
ę
w ordynarniejsze, ni
ż
sze
warstwy
ż
ycia.
S
ą
to cz
ęś
ci i siły, które poł
ą
czone razem przez niesko
ń
czon
ą
m
ą
dro
ść
, tworz
ą
jedn
ą
cało
ść
. Legenda o Atenie, która w pełnym uzbrojeniu wyłoniła si
ę
z głowy Zeusa, jest
symbolem wy
ż
szego pochodzenia kobiecej m
ą
dro
ś
ci.
Kobieta przynosi z wy
ż
szych
ś
wiatów wiadomo
ś
ci, jakoby sztaby złota - i rzecz
ą
m
ęż
czyzny jest utworzy
ć
z tego, stosownie do swej wiedzy i mo
ż
no
ś
ci, najwy
ż
sze
formy pi
ę
kna.
Cz
ę
sto zadajemy pytanie: "Dlaczegó
ż
kobieta uczyniła tak mało w porównaniu z
działalno
ś
ci
ą
m
ęż
czyzny na polu technicznym oraz w innych dziedzinach
twórczo
ś
ci?" - Odpowiadam: kobieta poddaje my
ś
li, jest zesłanniczk
ą
z góry - a wi
ę
c
wła
ś
ciwie wszystkie czyny na
ś
wiecie s
ą
jej niewidzialnym dziełem. Dopóki ani
kobieta, ani m
ęż
czyzna nie domy
ś
lali si
ę
,
ż
e rzeczywista, wi
ę
ksza i prawdziwa cz
ęść
ich istoty znajduje si
ę
w niewidocznej połowie
ż
ycia,
ż
e w nich s
ą
ukryte duchowe
promienie, które wychodz
ą
daleko poza ciało - dopóty ona dawała, nie wiedz
ą
c,
ż
e
daje - a on brał, nie wiedz
ą
c,
ż
e bierze. Wypływaj
ą
z nich czułe nici, które si
ę
nawzajem dotykaj
ą
, mieszaj
ą
, wymieniaj
ą
niewidoczne pierwiastki - my
ś
li. W ten
sposób kobieta zawsze spełniała swoje dzieło. Cze
ść
katolickiego
ś
wiata dla
Naj
ś
wi
ę
tszej Panny wytryska z tej gł
ę
bokiej
ś
wi
ę
tej boja
ź
ni wobec najdoskonalszego
naczynia, za którego po
ś
rednictwem
ś
wiat został obdarzony sw
ą
najwy
ż
sz
ą
m
ą
dro
ś
ci
ą
- Chrystusem. Dopóki m
ęż
czyzna nie nauczy si
ę
czci
ć
kobiecego
pierwiastka, jako przewodnika działaj
ą
cej siły, jako wysła
ń
ca wy
ż
szej m
ą
dro
ś
ci, nie
osi
ą
gnie nigdy sił, które powinien posiada
ć
człowiek zupełnie o
ś
wiecony.
Kobieta,
ś
wiadoma swego prawdziwego stosunku do m
ęż
a, ma obowi
ą
zek
wymaga
ć
, by jej warto
ść
została ocenion
ą
, lecz nie gderz
ą
c, jak megiera, ale
żą
daj
ą
c
jak dumna kochaj
ą
ca królowa, staraj
ą
c si
ę
podoba
ć
- lecz podoba
ć
i pomaga
ć
zawsze według swej woli i rozumu! Je
ż
eli pozwoli siebie mniej ceni
ć
, staje si
ę
odpowiedzialn
ą
za cierpienie, które wyro
ś
nie przez to dla obojga. Ka
ż
dy musi sam
wywalczy
ć
sobie sprawiedliwo
ść
. Jak tylko poznamy warto
ść
, jak
ą
mamy dla innych,
powinni
ś
my zaraz nauczy
ć
ich ocenia
ć
t
ę
warto
ść
. Je
ż
eli jej nie widz
ą
, nie dajmy jej
dopóty, póki nie naucz
ą
si
ę
jej widzie
ć
. B
ę
dziemy najwi
ę
kszymi grzesznikami, je
ż
eli
nie przestaniemy dawa
ć
, gdy naszymi darami pogardzaj
ą
! Gdy
ż
w ten sposób
ś
wiadomie trwonimy to wysokie dobro, któremu najwy
ż
sza
ś
wiadomo
ść
pozwala
przepływa
ć
przez nas.
Sympatia jest sił
ą
. Je
ż
eli jaki przemo
ż
ny duch my
ś
li wiele o jakim
ś
mniej
warto
ś
ciowym człowieku, posyła mu przez to pewien pr
ą
d siły, natchnienia i energii.
Lecz poniewa
ż
nie otrzymuje w zamian podobnych warto
ś
ci, dusza i ciało jego
ponosz
ą
szkod
ę
. Daje złoto, a otrzymuje
ż
elazo. Mniej warto
ś
ciowa umysłowo
ść
,
która w ten sposób
ż
ywi si
ę
jak wampir, zwykle jest w mo
ż
no
ś
ci przyj
ę
cia tylko
pewnej cz
ęś
ci tego wysokiego daru, mianowicie tej, która wkracza do jego własnej
duchowej sfery - reszta ginie bezu
ż
ytecznie. Ten podrz
ę
dny duch mo
ż
e jednak sta
ć
si
ę
prawdziwym mał
ż
onkiem, gdy dojrzeje do całkowitego zrozumienia swej drugiej,
wiecznej połowy! M
ąż
i kobieta poczynaj
ą
dopiero wtedy rozumie
ć
rzeczywist
ą
warto
ść
swego zwi
ą
zku, kiedy poł
ą
cz
ą
si
ę
w
ż
yczeniu, by zrobi
ć
si
ę
nawzajem
zdrowymi duchowo - je
ż
eli postawi
ą
przed sob
ą
wielki,
ż
ycie wypełniaj
ą
cy cel.
Poznaj
ą
oni wtedy,
ż
e ka
ż
da ni
ż
sza, ordynarna lub małostkowa my
ś
l jest szkod
ą
zarówno dla jednej, jak i dla drugiej połowy -
ż
e my
ś
l ta, o ile b
ę
dzie rosła w dalszym
ci
ą
gu, stanie si
ę
zgub
ą
dla obojga mał
ż
onków. Oboje b
ę
d
ą
d
ąż
yli, by sta
ć
si
ę
rosn
ą
cymi siłami dla dobra wszystkich. Je
ż
eli m
ęż
czyzna skupia si
ę
, gdy duch
kobiecy zatapia w nim nowe my
ś
li, podobne do
ź
ródła coraz ja
ś
niejszych poznawa
ń
-
je
ż
eli kobieta jest
ś
wiadom
ą
tej niesko
ń
czonej siły, która na równinach rzeczywisto
ś
ci
spełnia to, co kobiecie zostało odj
ę
te - wtedy mał
ż
e
ń
stwo jest prawdziwe. Ich
wspólna droga powinna prowadzi
ć
ku poznaniu, które wypływa z modlitwy o
m
ą
dro
ść
. Przyoblek
ą
tedy swego ducha w nowe ciało. S
ą
ju
ż
na drodze do
cudownych sił wewn
ę
trznego człowieka, stan
ą
si
ę
uzdrowicielami, kierownikami -
wychodz
ą
poza "Dzisiaj" i d
ążą
do mocniejszego, czystszego "Jutra".
Kapłani wielu religii s
ą
obowi
ą
zani do bez
ż
enno
ś
ci nie dlatego,
ż
e mał
ż
e
ń
stwo
mogłoby poni
ż
y
ć
ich godno
ść
, lecz poniewa
ż
ż
ona prawdziwego kapłana, tj. prawie
boskiego m
ęż
a, nie znajduje si
ę
wcale na widocznej stronie
ż
ycia - lecz z góry, z
wysoko
ś
ci posyła mu natchnienia swej duszy. Gdyby człowiek taki poł
ą
czył si
ę
ś
ci
ś
lejszym zwi
ą
zkiem z inn
ą
kobiet
ą
- byłoby to tylko
ś
cian
ą
, jakim
ś
przyziemnym
pierwiastkiem, który oddzielałby go od swej kapła
ń
skiej towarzyszki, tj. swej
prawdziwej mał
ż
onki, z któr
ą
musi si
ę
poł
ą
czy
ć
kiedy
ś
w innej formie bytu. Ani ludzie,
ani prawa ludzkie nie s
ą
w mo
ż
no
ś
ci rozdzieli
ć
tych, którzy s
ą
sobie od wieków
przeznaczeni. Nale
ż
y do mo
ż
liwo
ś
ci bytu,
ż
e z dwojga prawdziwych mał
ż
onków
jeden si
ę
uciele
ś
ni, podczas gdy drugi bytuje jeszcze w niewidocznym
ś
wiecie. By
ć
mo
ż
e,
ż
e przyszło
ść
wynajdzie
ś
rodek, jak przez nieustanne stapianie si
ę
my
ś
li
dwojga takich rozł
ą
czonych istot mo
ż
e przyj
ść
do skutku rzeczywiste, materialne
zetkni
ę
cie. Je
ż
eli m
ęż
czyzna zawi
ąż
e w
ż
yciu stosunek z inn
ą
kobiet
ą
, odepchnie go
to tylko od jego wiecznej mał
ż
onki, powstanie nowa przeszkoda pomi
ę
dzy nim a ni
ą
.
Mo
ż
e dopiero pó
ź
niej, po wielu wcieleniach, osi
ą
gnie on całkowit
ą
duchow
ą
jasno
ść
,
która pozwoli mu pozna
ć
t
ę
, co jest dla
ń
rzeczywi
ś
cie przeznaczeniem
ą
du
przysi
ę
głych czy prokurator wypowiadaj
ą
pi
ę
kn.
TYRANIA, CZYLI WZAJEMNA MESMERYZACJA
Ż
adna tyrania nie jest bardziej rozpowszechnion
ą
ani subtelniejsz
ą
w swych
gł
ę
bokich skutkach, jak panowanie jednej
ś
wiadomo
ś
ci nad drug
ą
.
Tyrania, przy której ani tyran nie wie,
ż
e panuje, ani tyranizowany,
ż
e nad nim
panuj
ą
.
Najbardziej nieograniczona władza jest wła
ś
nie ta, o której si
ę
nie wie - najbardziej
zale
ż
ni s
ą
ci, którzy my
ś
l
ą
,
ż
e działaj
ą
z własnej woli, którym przez tyrani
ę
nawet
wiedza o ich zale
ż
no
ś
ci została odj
ę
ta.
W ten sposób panuje cz
ę
sto dziecko nad rodzicami. Dziecko, jako duch w nowym
ciele, wypiastowało, by
ć
mo
ż
e, w poprzednich egzystencjach daleko silniejsz
ą
my
ś
low
ą
wol
ę
, a zatem i moc duszy, przewy
ż
szaj
ą
c
ą
moc rodziców, chocia
ż
pod
wzgl
ę
dem do
ś
wiadczenia i umysłu mo
ż
e o wiele sta
ć
od nich ni
ż
ej. Ono nie wie
jeszcze o swej mocy, tak samo jak rodzice nie wiedz
ą
,
ż
e s
ą
słabsi, a jednak dziecko
to przez swe post
ę
powanie i kaprysy zmusi do uznania swego charakteru i
nie
ś
wiadomie b
ę
dzie wywierało na otoczenie gł
ę
bszy wpływ od tego, któremu samo
podlega.
Słowa: "mocna dusza" lub "pot
ęż
ny duch" nie oznaczaj
ą
czego
ś
uczonego, jakiej
ś
umysłowej wiedzy, lecz t
ę
przemo
ż
n
ą
sił
ę
, która płynie bezpo
ś
rednio od ducha, nie
hamowana przez odległo
ść
.
Nawet człowiek niewykształcony mo
ż
e posiada
ć
t
ę
wy
ż
sz
ą
duchow
ą
sił
ę
. Wszystko,
co przedsi
ę
we
ź
mie, uda mu si
ę
z pewno
ś
ci
ą
!
Ś
wiat nazywa to sił
ą
charakteru.
Prawdziwym charakterem jest oswobodzi
ć
t
ę
wrodzon
ą
sił
ę
i uczyni
ć
j
ą
zdoln
ą
do
czynu - nie wszczepia
ć
w ni
ą
cudzych (najcz
ęś
ciej fałszywych) my
ś
li i faktów.
Mocniejsza siła duchowa przechodzi na innych, jako rzeczywisty,
ż
ywy pierwiastek,
zmienia ona, wywiera wpływ, czaruje! W ten sposób Napoleon I narzucił sw
ą
wol
ę
armii; ka
ż
dy
ż
ołnierz czuł t
ę
wol
ę
w sobie i nad sob
ą
! Wszyscy byli przesyceni istot
ą
tej woli, czuli, jak si
ę
ten wszechmocny pierwiastek wydziela - zupełnie tak samo, jak
ich fizyczne zmysły czuły gor
ą
co słonecznych promieni!
I dlaczego - zapytaj
ą
- nie utrzymała si
ę
ta zwyci
ę
ska siła? Dlatego,
ż
e Napoleon
przez niedo
ś
wiadczon
ą
wiedz
ę
wpadł w najzwyklejszy bł
ą
d i dozwolił, by duch jego
ż
ył w nierównych sobie my
ś
lowych sferach. Zmieszał swój duchowy dynamit z
trocinami i osłabił sw
ą
my
ś
low
ą
sił
ę
, kiedy porzucił Józefin
ę
dla wysoko urodzonej,
ale daleko ni
ż
szej kobiety. Napoleon wchłon
ą
ł w siebie jej ni
ż
szego ducha! Wtedy
pocz
ę
ła nikn
ąć
jego siła nad innymi, czar prysn
ą
ł. -DJózefina była wieczn
ą
mał
ż
onk
ą
Napoleona, jego dopełnieniem i wypełnieniem - nie podług praw ludzkich, lecz
według niesko
ń
czonej wiedzy. Gdy duch jego był stopiony z jej duchem, panowała w
nim moc, która oddziaływała na wszystkich, bliskich czy dalekich, tak samo jak nasze
ciała, chocia
ż
w mniejszym stopniu, mog
ą
bezustannie wywiera
ć
wpływ z oddali na
inne ciała.
Według tych samych praw działa wy
ż
szy pierwiastek my
ś
lowy, który taki np. geniusz
finansowy jak Jan Gould wysyła w królestwie zarobku na inne duchy, dalekie czy
bliskie.
Dla człowieka, który d
ąż
y w
ż
yciu do pewnego okre
ś
lonego celu, maj
ą
c przed sob
ą
ostro narysowany plan, obcowanie z lud
ź
mi, którzy si
ę
tym celem lub planami nie
interesuj
ą
, b
ę
dzie przeszkod
ą
, mo
ż
e nawet zgub
ą
. To, z kim przestajemy, ze
wzgl
ę
du na nasze interesy lub zaj
ę
cie ma stosunkowo niewielkie znaczenie, lecz
przezorno
ść
jest konieczn
ą
, gdy mamy udzieli
ć
komukolwiek naszych wolnych chwil.
Kto zaprzyja
ź
ni si
ę
z nierówn
ą
sobie osob
ą
, czy b
ę
dzie to m
ęż
czyzna, czy kobieta,
utraci przy swoich przedsi
ę
wzi
ę
ciach du
ż
o ze swej duchowej siły - gdy
ż
ni
ż
szy
człowiek, z którym si
ę
przyja
ź
ni, odsunie lini
ę
czynu, lub wywrze na ni
ą
swój wpływ.
Dlatego bardzo du
ż
o zale
ż
y od towarzyszy naszych wolnych chwil: od nich pochodz
ą
pierwiastki, które mog
ą
oznacza
ć
ż
ycie lub
ś
mier
ć
, odwag
ę
lub tchórzostwo,
po
ś
piech lub przytomno
ść
ducha. Wchłoni
ę
te przez nas my
ś
li, które z konieczno
ś
ci
musz
ą
si
ę
kiedy
ś
przekształci
ć
w czyny, s
ą
najpot
ęż
niejszymi i najwy
ż
szymi
bod
ź
cami we wszech
ś
wiecie - przynosz
ą
one szcz
ęś
cie lub ból.
Nikt jednak nie ma potrzeby wyrywa
ć
si
ę
od razu i gwałtownie ze swego zwykłego
towarzystwa, co mogłoby łatwo wywoła
ć
trudno
ś
ci i szkod
ę
- powinien raczej
zostawi
ć
t
ę
robot
ę
swemu duchowi! Je
ż
eli ta rozł
ą
ka b
ę
dzie potrzebna dla nas i dla
innych, to prawo duchowe, o ile tylko mu zaufamy, uskuteczni t
ę
rozł
ą
k
ę
powoli,
łatwo, bez bolesnych szarpni
ęć
. Wprowadzi ono w nasze
ż
ycie zdarzenia i zmiany,
które skieruj
ą
po cichu nasze kroki ku innym celom, spokojnie, niewidocznie. Los
działa m
ą
drzej i subtelniej, ni
ż
samowola ludzka, która lubi burzliwe, parali
ż
uj
ą
ce,
dziko-gwałtowne metody.
M
ęż
czy
ź
ni łatwiej wchłaniaj
ą
my
ś
li kobiece, ni
ż
m
ę
skie - kobiety łatwiej m
ę
skie!
M
ęż
czy
ź
ni daj
ą
si
ę
łatwiej opanowa
ć
kobietom - kobiety m
ęż
czyznom.
Je
ż
eli m
ęż
czyzna, który sw
ą
wol
ę
skierował na pewien cel, sp
ę
dza swe wolne chwile
z kobiet
ą
, która si
ę
wcale lub bardzo mało interesuje jego planami i celem, i je
ż
eli
przyzwyczaił si
ę
do niej i b
ę
dzie cz
ę
sto wysyłał jej swe my
ś
li, utraci du
ż
o energii,
która wyszłaby na dobre jego celowi. Chwilami niespodzianie zbraknie mu odwagi,
nie b
ę
dzie w stanie posuwa
ć
naprzód swego dzieła lub te
ż
zoboj
ę
tnieje mu sam cel.
Zabraknie tego cichego, nieprzerwanego pr
ą
du entuzjazmu, który zawsze nieomylnie
przynosi wypełnienie. Có
ż
si
ę
wi
ę
c stało? Otó
ż
wchłon
ą
ł on w siebie co
ś
z ducha tej
kobiety, przyj
ą
ł od niej oboj
ę
tno
ść
wzgl
ę
dem swego zadania. Stał si
ę
jej cz
ęś
ci
ą
,
poddał si
ę
jej wpływowi, wpadł w jej mesmeryzuj
ą
cy pr
ą
d, nawet bez swej wiedzy,
bez woli! Je
ż
eli kobieta ta jest powabn
ą
i czaruj
ą
c
ą
, wówczas czas wprost leci w jej
towarzystwie, m
ęż
czyzna opanowany jest zupełnie przez jej urok i niewiele si
ę
troszczy, czy ona podziela jego najgł
ę
bsz
ą
wol
ę
, czy nie. Chwilowe przykre
rozczarowanie, gdy wyłoni
ą
si
ę
przeciwie
ń
stwa, zostaje pr
ę
dko stłumione. Silniejszy,
bardziej podniosły duch kobiecy, je
ż
eli uwikła si
ę
w los ni
ż
szego od siebie
m
ęż
czyzny, b
ę
dzie cierpiał w podobny sposób.
Cz
ę
sto, zanim si
ę
urok jeszcze nie rozwieje, bywa zawarte prawne mał
ż
e
ń
stwo i
wtedy nast
ę
puje stosunek, który z prawdziwym mał
ż
e
ń
stwem nie ma nic wspólnego.
Lecz m
ęż
czyzna lub kobieta, je
ż
eli prawdziwie i
ż
ywo tkwi
ą
wszystkimi korzeniami w
niesko
ń
czonej
ś
wiadomo
ś
ci, nie zbł
ą
dz
ą
nigdy w tym wypadku!
Niewidzialna moc ich strze
ż
e. I tylko po
ś
pieszne, bezsensowne szarpanie si
ę
ludzko
ś
ci na wszystkie strony, nie szukaj
ą
ce pomocy ani rady w niesko
ń
czono
ś
ci,
tworzy to rozpaczliwe poło
ż
enie.
Hipnotyzm jest tylko jedn
ą
z form duchowej tyranii. Najoczywistsz
ą
, gdy
ż
medium
dozwala, by wola jego została usuni
ę
ta, a zapanowała w jego ciele wola hipnotyzera,
która mo
ż
e z nim post
ę
powa
ć
, jak z marionetk
ą
. Cz
ę
sto medium bywa u
ś
pione przez
magnetyzera za pomoc
ą
błyszcz
ą
cego punktu. Staje si
ę
ono wtedy zupełnie
biernym, gdy
ż
sw
ą
uwag
ę
ze
ś
rodkowało na tym jednym błyszcz
ą
cym punkcie i w tym
momencie hipnotyzer rzuca cał
ą
sw
ą
wol
ę
, swe "musisz" na medium. Kto jednak
naumy
ś
lnie zechce si
ę
zrobi
ć
pozytywnym, nie da si
ę
prawie nigdy zahipnotyzowa
ć
!
Zupełnie tak samo ma si
ę
rzecz z nieprzerwanymi mesmeryzuj
ą
cymi wpływami w
ż
yciu - cała m
ą
dro
ść
ż
ycia polega na tym, by wiedzie
ć
, kiedy si
ę
powinno by
ć
hipnotyzerem, a kiedy medium. - Gdy
ż
to wzajemne oddziaływanie na ducha mo
ż
e
sta
ć
si
ę
niekiedy
ź
ródłem najwy
ż
szego dobra - obecnie jednak powstaj
ą
st
ą
d
najcz
ęś
ciej szkody, jak zreszt
ą
zawsze, gdy nad ziemi
ą
unosz
ą
si
ę
nowe siły, nie
zbadane jeszcze, niekontrolowane. Przestrze
ń
przy tego rodzaju oddziaływaniu nie
gra prawie
ż
adnej roli. Człowiek, z którym dłu
ż
szy czas
ż
yli
ś
my w przyja
ź
ni, mo
ż
e z
oddali tysi
ą
ca mil opanowa
ć
nasze ciało w dobry lub zły sposób, dopóki siła jego
magnetyzmu nie zostanie osłabion
ą
lub złaman
ą
przez nowe mesmeryczne wpływy.
Trudno
ść
polega na tym,
ż
e nigdy nie wiemy, czy jeste
ś
my opanowani i przez kogo.
Je
ż
eli jaki człowiek piastuje w sobie silne, niepokonane, ale milcz
ą
ce
ż
yczenie,
by
ś
my działali podług jego woli, to o ile ta wola nie jest z gruntu przeciwna naszym
instynktom - jest bardzo prawdopodobne,
ż
e b
ę
dziemy działa
ć
stosownie do tej
cudzej woli i przy tym ze
ś
wi
ę
tym przekonaniem,
ż
e działamy podług swych własnych
ch
ę
ci. W takim wypadku mo
ż
emy posiada
ć
silniejszego, pozytywniejszego ducha,
lecz poddajemy si
ę
cudzej woli, gdy
ż
nawet nie marzymy o konieczno
ś
ci
jakiegokolwiek oporu - poddajemy si
ę
milcz
ą
co, poprzez dalek
ą
odległo
ść
. Nie
wiedzieli
ś
my,
ż
e jeden duch wi
ąż
e drugiego. Nie wiedzieli
ś
my,
ż
e cudza my
ś
l, daleka
od swojego ciała, wgryza si
ę
w nasz
ą
ja
źń
dzie
ń
i noc.
W ten sposób słabszy człowiek mo
ż
e opanowa
ć
silniejszego, gdy ten w swej
ś
lepocie pozwoli si
ę
zwi
ą
za
ć
my
ś
lowym ła
ń
cuchem. Wsz
ę
dzie panuje taka tyrania -
pomi
ę
dzy mał
ż
onkami, rodze
ń
stwem, rodzicami i dzie
ć
mi. Przyjaciel mo
ż
e siedzie
ć
na naszym karku, jak wampir, nie wiedz
ą
c o tym w swym absolutnym egoizmie.
Takie panowanie jest zawsze szkodliwe, gdy
ż
wtedy obce bł
ę
dy, wady, a nawet
fizyczne słabo
ś
ci ł
ą
cz
ą
si
ę
z naszymi, droga naszego
ż
ycia poczyna si
ę
waha
ć
,
odchylona od gł
ę
bokich praw własnego losu!
Nasze t
ę
sknoty okazuj
ą
si
ę
nagle kaprysami, "pustymi urojeniami" - lub te
ż
s
ą
tak
dalekie,
ż
e ich nie mo
ż
na dosi
ę
gn
ąć
. Poczynamy w
ą
tpi
ć
w to, w co
ś
my najbardziej
powinni wierzy
ć
- w nasze siły. Przecie
ż
wiara w sił
ę
jest modlitw
ą
- a ka
ż
da modlitwa
zawiera w sobie wypełnienie. Przez taki nie
ś
wiadomy proces mesmeryczny nasze
prawdziwe "ja" zostaje odepchni
ę
te na bok i jakie
ś
ni
ż
sze
ż
ycie poczyna
ż
y
ć
naszym
bytem. - Je
ż
eli jaki
ś
człowiek popchnie nas w rów, krzywda b
ę
dzie zawsze ta sama,
bez wzgl
ę
du na to, czy stało si
ę
to umy
ś
lnie, czy nie.
Widzimy dzisiaj dziesi
ą
tki tysi
ę
cy mesmeryzowanych dzieci, które przygniata moc
ż
ycze
ń
i nadziei rodziców, buduj
ą
cych dla nich w swych my
ś
lach pewien okre
ś
lony
rodzaj
ż
ycia. Dzieci nie maj
ą
siły odepchn
ąć
tych
ż
ycze
ń
, które przeciwdziałaj
ą
prawdziwej linii ich losu, zatrzymuj
ą
i szkodz
ą
, a nawet mog
ą
czasem zupełnie
zniszczy
ć
ich fizyczne
ż
ycie. Miło
ść
rodzicielska nie powinna by
ć
dla młodo
ś
ci
niczym innym, jak tylko opiek
ą
. Gdy
ż
inaczej rodzice wbudowuj
ą
w młode
ż
ycie
wszystkie swe własne bł
ę
dy - tak,
ż
e w ko
ń
cu do tych nie
ś
wiadomie
namesmeryzowanych duchów nie mo
ż
e przenikn
ąć
ż
aden promie
ń
- i dlatego
poczynaj
ą
one wierzy
ć
w to samo, w co wierzono dotychczas, bł
ą
dz
ą
, jak bł
ą
dzili ich
rodzice, by w ko
ń
cu w m
ę
ce i agonii utraci
ć
znowu swe ciało, tak samo, jak rodzice
swe utracili.
Żą
daj oswobodzenia od ka
ż
dej tyranii i w ko
ń
cu si
ę
oswobodzisz. Wtedy poznasz
lepiej te prawa. Duch twój nauczy si
ę
wyczuwa
ć
, gdzie grozi niebezpiecze
ń
stwo,
gdzie mo
ż
esz zosta
ć
zwi
ą
zanym i uprowadzonym.
Wielu ludzi podlega bardzo dziwnym mesmeryzuj
ą
cym wpływom, do których nie
mieliby odwagi nawet sami przed sob
ą
si
ę
przyzna
ć
, gdyby tylko o nich wiedzieli.
Czasami np. jeste
ś
my zupełnie podbici przez urz
ę
dników w ich kryjówkach poza
kratkami! Stajemy si
ę
cz
ę
sto boja
ź
liwi i słabi w okoliczno
ś
ciach, które przy spokojnej
ocenie okazałyby si
ę
naszym rozumnym prawem. Równie
ż
w pewnym otoczeniu i w
pewnym czasie boimy si
ę
zadawa
ć
pytania, by nie uchodzi
ć
za niewiedz
ą
cych! I
wszystko to wobec ludzi, których przy bli
ż
szym poznaniu na pewno nie uznaliby
ś
my
za godnych naszego powa
ż
ania. Wielu patrzy spokojnie na pewne podst
ę
py
kupieckie i drobne niesprawiedliwo
ś
ci z obawy przed skandalem. Za przyczyn
ę
tego
uwa
ż
aj
ą
pó
ź
niej sw
ą
wielkoduszno
ść
, która nie chce si
ę
zajmowa
ć
takimi
drobnostkami - w rzeczywisto
ś
ci ukrywa si
ę
poza tym tchórzostwo przed pewnymi
lud
ź
mi. Przejawia si
ę
tu wpływ ni
ż
szych duchów: nieraz cała rodzina da si
ę
tyranizowa
ć
jednej słu
żą
cej z obawy, by nie uchodzi
ć
za "sk
ą
pców" lub
"małostkowych ludzi".
Nigdy si
ę
nie gi
ąć
, nigdy nie czu
ć
si
ę
upokorzonym w towarzystwie jakiegokolwiek
b
ą
d
ź
człowieka!... Kto czyni to, wprowadza do swego serca my
ś
lowy pr
ą
d
niewolniczej zale
ż
no
ś
ci, otwiera drzwi, przez które podobny pr
ą
d mo
ż
e si
ę
dosta
ć
nawet wprost z błahych, niegodnych powodów. Powinni
ś
my podziwia
ć
, czci
ć
talent
innego człowieka, lecz jako król króla, z czystym, gł
ę
bokim
ż
yczeniem, by podobna
rzecz mogła by
ć
obudzona, narodzona, w nas - jaki
ś
talent, który by był tak wła
ś
ciwy
naszej istocie, jak tamten - jego.
Mo
ż
na by
ć
mesmeryzowanym zarówno przez pewien pr
ą
d my
ś
lowy, jak przez
pewnego człowieka - czyli,
ż
e jednostka jest tylko przewodnikiem ogólnych pr
ą
dów.
Czaj
ą
ca si
ę
my
ś
l, obawa przed czym
ś
, przed chorob
ą
, n
ę
dz
ą
,
ś
mierci
ą
, któr
ą
w
ka
ż
dym momencie promieniuj
ą
miliony mózgów, nast
ę
pnie op
ę
tana
żą
dza
panowania - staj
ą
si
ę
najcz
ęś
ciej okazj
ą
do tyranii. Wszystko to spływa w jeden stale
rosn
ą
cy olbrzymi potok. Otwórz cho
ć
na chwil
ę
swego ducha na pr
ą
d tego potoku i
zaraz zaleje ci
ę
całkiem i nic go nie potrafi zatrzyma
ć
. Zostaniesz na pewien czas
porwany w wir i wszystko poka
ż
e ci sw
ą
najgorsz
ą
stron
ę
. Naokoło ciebie spi
ę
trz
ą
si
ę
niepowodzenia, n
ę
dza, brak odwagi oraz okr
ążą
ci
ę
ludzie, którzy nawet palcem
nie rusz
ą
, by ci
ę
poprze
ć
, gdy b
ę
dziesz potrzebował pomocy.
Wszystko to odbiera odwag
ę
; ale te złe, fałszywie skierowane, niedojrzałe siły s
ą
niczym w porównaniu z moc
ą
niesko
ń
czonej
ś
wiadomo
ś
ci, której zawsze mo
ż
emy
otworzy
ć
nasze zmysły, o ile tylko umiemy si
ę
modli
ć
.
Przez pomoc milcz
ą
cej modlitwy dochodzimy do tych wy
ż
szych pr
ą
dów - mo
ż
na
powiedzie
ć
zostajemy "namesmeryzowani" przez niesko
ń
czono
ść
. Takiemu
wpływowi nie powinni
ś
my si
ę
sprzeciwia
ć
, gdy
ż
oznacza on nasze rosn
ą
ce
szcz
ęś
cie, stwarza coraz ja
ś
niejszego ducha i coraz pi
ę
kniejsze ciało, podnosi i
odnawia wszystkie zdolno
ś
ci!
Ten odpoczynek, to pogr
ąż
enie si
ę
w niesko
ń
czon
ą
ś
wiadomo
ść
, powinno by
ć
dla
nas wy
ż
sze ponad wszelk
ą
ludzk
ą
przyja
źń
- a wtedy niesko
ń
czona
ś
wiadomo
ść
da
nam najlepszych ziemskich towarzyszy. Osi
ą
gniemy pewno
ść
intuicji, która objawi
nam zawsze, jak błyskawica, warto
ść
człowieka.
Kto jest mesmeryzowany przez niesko
ń
czon
ą
ś
wiadomo
ść
, ten nie mo
ż
e długo
zostawa
ć
pod tyrani
ą
ludzkiej woli - po prostu wyrasta ponad jej cały zakres
działania. Pr
ą
dy mesmeryczne, płyn
ą
ce od niesko
ń
czonej
ś
wiadomo
ś
ci, nie
odejmuj
ą
indywidualno
ś
ci nic, lecz przeciwnie, dodaj
ą
jej mocy.
Ludzie staraj
ą
si
ę
zawsze wymy
ś
li
ć
dla swego zdrowia jaki
ś
najbardziej
skomplikowany i wyszukany system; dlatego te
ż
zawsze maj
ą
si
ę
na ostro
ż
no
ś
ci:
tego si
ę
wystrzegaj
ą
, przed tamtym dr
żą
!
To wszystko s
ą
prawa ludzkie - lecz wielkie prawo
żą
da od nas tylko wiary i samo
wszystko dla nas spełni.
MODLITWA
Błagamy i
żą
de naiwno
ść
krytykowa
ć
zalety wojenamy, aby
ś
my mogli zbli
ż
y
ć
si
ę
do
niesko
ń
czonej
ś
wiadomo
ś
ci, coraz ja
ś
niej u
ś
wiadamia
ć
sobie jej rzeczywisto
ść
,
uczy
ć
si
ę
, jak bezgranicznie trzeba jej ufa
ć
.
Chcemy oczy
ś
ci
ć
si
ę
od wszelkiego zw
ą
tpienia. Prosimy, by
ś
my zostali przyj
ę
ci do
wspólnego bytu z niesko
ń
czon
ą
ś
wiadomo
ś
ci
ą
, by ona towarzyszyła nam, jak
przyjaciel, aby
ś
my poznali w najrealniejszym, najprawdziwszym sensie, czym jest ta
wielka rzeczywisto
ść
, która przenika, pomaga, działa tak samo w najdrobniejszych
rzeczach codziennego
ż
ycia, jak i w wielkich prawach wszech
ś
wiata! Prosimy o
spoczynek w tej sile i o uczucie zupełnego spokoju przed wszelk
ą
niedol
ą
, prosimy o
zabezpieczenie nas od n
ę
dzy, choroby i nieszcz
ęść
, których si
ę
boj
ą
ludzie - tak,
ż
eby
ś
my w ko
ń
cu mogli powiedzie
ć
naprawd
ę
: I nawet gdybym zaraz miał i
ść
przez
dolin
ę
ś
miertelnych cieniów, dusza moja si
ę
nie ul
ę
knie.
JAK SI
Ę
POPIERA SWE PRZEDSI
Ę
WZI
Ę
CIA
Jakiekolwiek człowiek zajmuje stanowisko na
ś
wiecie - czy b
ę
dzie przepisywaczem
na maszynie, czy wo
ź
nym, buchalterem, pastuchem, czy urz
ę
dnikiem - zawsze
b
ę
dzie miał wszystkie szanse przeciwko sobie, je
ż
eli tylko przyzwyczai si
ę
widzie
ć
siebie ci
ą
gle na jednym stanowisku i nie b
ę
dzie my
ś
lał o szerszej działalno
ś
ci lub
lepszym wynagrodzeniu. Te przeciwne szanse stwarza sam sobie, gdy
ż
jego
wyobra
ź
nia ukazuje mu jego własne "ja" ci
ą
gle w tym samym otoczeniu. A
tymczasem prawdziwe pałace powstaj
ą
zawsze z zamków na lodzie. Uczucie,
najcz
ęś
ciej w nas panuj
ą
ce, jest sił
ą
, która kieruje wypadki na nasz
ą
korzy
ść
lub
zwraca je przeciw nam.
Dusze niektórych osób s
ą
do tego stopnia pozbawione polotu, tak bezcelowo kr
ążą
gdzie
ś
po bezdro
ż
ach,
ż
e nie potrafi
ą
nawet my
ś
le
ć
o sobie i utrzyma
ć
cho
ć
to, co
otrzymały w spadku po innych. Tacy ludzie stanowi
ą
najprostsze przykłady tych form
my
ś
lowych, które sprowadzaj
ą
niepowodzenie.
Niektórzy znów, chocia
ż
urodzeni w ubóstwie, zdaj
ą
si
ę
gromadzi
ć
materiał dla
swego powodzenia niemal od pierwszych swych chwil na
ś
wiecie. Kieruj
ą
oni
wszystkie swe my
ś
li, rzucaj
ą
cał
ą
sw
ą
wol
ę
na jeden cel i osi
ą
gaj
ą
powodzenie - o ile
tylko zarobek pieni
ęż
ny mo
ż
na nazwa
ć
powodzeniem.
Rozwój ka
ż
dego interesu rozpoczyna si
ę
w fantazji. Kto ze skromnego stanowiska
potrafi si
ę
wybi
ć
na wła
ś
ciciela dwunastu linii kolejowych, ten szedł duchowo zawsze
przed swym stanowiskiem: je
ż
eli dosi
ę
gn
ą
ł jednego stopnia, widział si
ę
zaraz na
wy
ż
szym. Kto przez całe lata godził si
ę
z tym,
ż
e jest zbieraczem gałganów, na
pewno nawet w my
ś
lach nie widział si
ę
nigdy czym
ś
innym, nigdy nie opu
ś
cił
psychicznie okresu gałganiarstwa. Nie ma w
ą
tpliwo
ś
ci,
ż
e zazdro
ś
cił tym, którzy
wy
ż
ej od niego stali materialnie - chciałby na pewno mie
ć
niejedno z tego, co oni
maj
ą
- lecz nigdy nie wyrzekł si
ę
swej duszy: "Chc
ę
si
ę
uwolni
ć
i uwolni
ę
si
ę
od tego
zaj
ę
cia, wznios
ę
si
ę
do czego
ś
czystszego i wy
ż
szego, ni
ż
zbieranie gałganów".
Przez zazdro
ść
nic nie zdziałamy - dlatego człowiek ten zostanie gałganiarzem przez
całe
ż
ycie.
Kto przez "skromno
ść
" uwa
ż
a najpi
ę
kniejsze rzeczy na
ś
wiecie, jako zbyt wysokie
dla siebie, jako niedo
ś
cigłe, kto zawsze widzi si
ę
na najni
ż
szym szczeblu drabiny i
pała nienawi
ś
ci
ą
do tych, co stoj
ą
ponad nim, zawsze zostanie prawdopodobnie na
tym szczeblu.
Ka
ż
da duchowa skłonno
ść
, w której trwamy przez pewien czas, kieruje nas w
ż
yciu
ku rzeczom, odpowiadaj
ą
cym tej skłonno
ś
ci. Kto np. lubi konie i du
ż
o my
ś
li o nich,
skieruje si
ę
prawdopodobnie, jak tylko si
ę
zdarzy sposobno
ść
, tam, gdzie b
ę
dzie
mógł znale
źć
szlachetne konie - prawdopodobnie nawi
ąż
e zaraz stosunki z innymi
znawcami i amatorami koni i pocznie bra
ć
udział w handlu ko
ń
skim lub hodowli. Lecz
je
ż
eli zamiłowanie jego do koni nie przekracza
ż
yczenia, by tylko
ż
y
ć
pomi
ę
dzy nimi,
je
ż
eli mówi sobie w my
ś
li: "Ja mog
ę
by
ć
tylko uje
ż
d
ż
aczem lub stangretem", i je
ż
eli
przy tym widzi w swym duchu przepa
ść
pomi
ę
dzy sob
ą
a wielkimi hodowcami koni i
wła
ś
cicielami stajen, to rzeczywi
ś
cie nie b
ę
dzie przez całe swe
ż
ycie niczym innym,
jak tylko stangretem lub uje
ż
d
ż
aczem. Lecz je
ż
eli postanowi wybi
ć
si
ę
w swym
umiłowanym zawodzie, je
ż
eli czuje,
ż
e ma takie samo prawo do posiadania wielkich
stajen, jak inni, to prawdopodobnie cel ten osi
ą
gnie.
Dlaczego? - Po prostu dlatego,
ż
e jego my
ś
li zbli
ż
aj
ą
go do kieruj
ą
cych ludzi tego
zawodu. Wyczuwaj
ą
oni nie
ś
wiadomie jego idee, jego zainteresowanie si
ę
, jego
d
ąż
enia - i je
ż
eli si
ę
odda ich przedsi
ę
wzi
ę
ciu z takim zapałem, jakby to
przedsi
ę
wzi
ę
cie było jego własne (jak to czyni ka
ż
dy człowiek znajduj
ą
cy si
ę
w
natchnieniu), zaczn
ą
go na pewno popiera
ć
. B
ę
d
ą
uwa
ż
ali go za po
ż
ytecznego,
b
ę
dzie miał sposobno
ść
zbli
ż
y
ć
si
ę
do nich osobi
ś
cie, nast
ą
pi przyjazna wymiana
zda
ń
- stanie si
ę
nieodzownym i w ko
ń
cu zjawi si
ę
przyja
źń
- ten najwa
ż
niejszy
czynnik we wszystkich przedsi
ę
wzi
ę
ciach, gdy
ż
w
ż
yciu praktycznym w ka
ż
dej gał
ę
zi
ludzkiego d
ąż
enia, ludzie musz
ą
liczy
ć
na wzajemn
ą
pomoc i ufno
ść
.
Kto mało siebie ceni, nie b
ę
dzie równie
ż
przez innych ceniony tak, jak wówczas,
gdyby sam siebie cenił wysoko - nikt nie b
ę
dzie skłonny pomóc mu w uzyskaniu
lepszego stanowiska - nie istnieje fala my
ś
lowa, która by go niosła!
Wielu ludzi, gdyby zbadało siebie, przyszłoby do przekonania,
ż
e jest du
ż
o stanowisk
na
ś
wiecie, o których nawet nie marz
ą
. Dziewi
ęć
pomywaczek na dziesi
ęć
nie
odwa
ż
y si
ę
nigdy w swym duchu cho
ć
na moment postawi
ć
si
ę
na stanowisku
zarz
ą
dzaj
ą
cej tym hotelem, w którym same graj
ą
rol
ę
najskromniejszych pionków.
Od czasu do czasu jednak wybija si
ę
jaka
ś
osoba z takiego stanowiska na daleko
wy
ż
sze: - Odwa
ż
yła si
ę
ona na tak
ą
my
ś
l! I ta niewidoczna, kieruj
ą
ca siła tej my
ś
li
wyniosła j
ą
w gór
ę
.
Tam, gdzie zawsze, stale i niewzruszenie, widzimy si
ę
w swym duchu, tam nas los
zawsze zaniesie. Je
ż
eli nie zawsze poprowadzi do samego celu, to przynajmniej
przybli
ż
y - na stanowisko, które w ka
ż
dym razie jest lepsze, ni
ż
bezcelowe,
upokarzaj
ą
ce stanie w rynsztoku.
Kto obawia si
ę
odpowiedzialno
ś
ci i woli pewny k
ą
t i pewne wynagrodzenie, zawsze
zostanie mniej lub wi
ę
cej maszyn
ą
, wydan
ą
na łup innych - b
ę
dzie musiał patrze
ć
,
jak dochody z jego zdolno
ś
ci przechodz
ą
w obce r
ę
ce. Kto ma odwag
ę
wzi
ąć
na
siebie odpowiedzialno
ść
, osi
ą
ga pr
ę
dko powodzenie, kto nie ma odwagi - b
ę
dzie
tylko
ź
le wynagradzanym pomocnikiem ludzi, maj
ą
cych odwag
ę
. Odwa
ż
si
ę
przynajmniej w fantazji prowadzi
ć
du
ż
e przedsi
ę
wzi
ę
cie i zarz
ą
dza
ć
wielkimi sumami.
Taka cicha odwaga w ukrytej komórce twego ducha nie wyda ci
ę
na po
ś
miewisko
innych. Jest to tak samo łatwo, jak widzie
ć
si
ę
na najni
ż
szym szczeblu drabiny.
Ć
wicz si
ę
w sztuce oczekiwania powodzenia. Spokojne oczekiwanie powodzenia jest
w ogóle najlepszym, najpłodniejszym sposobem u
ż
ycia swej my
ś
lowej siły, jaki tylko
istnieje na
ś
wiecie!
Ba
ć
si
ę
nieszcz
ęś
cia, przewidywa
ć
przeszkody, rozmy
ś
la
ć
o mo
ż
liwych trudno
ś
ciach
- jest rzecz
ą
wprost rujnuj
ą
c
ą
i najpewniejsz
ą
drog
ą
do n
ę
dzy.
Odpowiedzialno
ść
niekoniecznie prowadzi za sob
ą
kłopoty, troski, niepokoje i
podniecenia. Kultura duchowa, która uczy nie my
ś
le
ć
o rzeczach, a
ż
przyjdzie na nie
czas, odpycha my
ś
l o odpowiedzialno
ś
ci, póki nie nadejdzie moment, kiedy b
ę
dzie
po
ż
yteczne lub konieczne o niej go gabinetu, przez który tylu ludzi spomy
ś
le
ć
. Jaki
ś
drobny handlarz warzyw b
ę
dzie np. przez pół nocy rozmy
ś
lał o swych małych
interesach, a na drugi dzie
ń
rano, niewyspany, zm
ę
czony, tym mniej b
ę
dzie miał
mo
ż
no
ś
ci doprowadzenia swych spraw do porz
ą
dku - gdy tymczasem milioner, wielki
kupiec tej samej gał
ę
zi, posiada zdolno
ść
odwracania swych trosk i we
ś
nie zbiera
tylko siły dla odpowiedzialno
ś
ci nast
ę
puj
ą
cego dnia.
Istnieje ju
ż
ogólne zapotrzebowanie lepszych rzeczy, ni
ż
te, jakie
ś
wiat dotychczas
posiada, zapotrzebowanie lepszych domów, wykwintniejszego jedzenia, wy
ż
szych
przyjemno
ś
ci. Niepowstrzymanie ro
ś
nie po
żą
danie lepszego i znajduje swe
zaspokojenie. Nie mów nigdy do siebie,
ż
e z tych lepszych rzeczy nic nie mo
ż
esz
da
ć
ś
wiatu. Mo
ż
esz da
ć
. My
ś
le
ć
: "Ja nie mog
ę
", znaczy zamyka
ć
drzwi przed ka
ż
d
ą
mo
ż
liwo
ś
ci
ą
.
Staje si
ę
to wprost pogwałceniem prawa, które pozwala ka
ż
demu bra
ć
udział w tym,
co jest najlepszego na ziemi. - Kto zadawala si
ę
tylko sam
ą
ś
wiadomo
ś
ci
ą
warto
ś
ci,
jak
ą
ma rzecz ofiarowana ludzko
ś
ci przez niego, czy to w zakresie techniki, czy
sztuki, i nie domaga si
ę
uznania swego dzieła, popełnia ci
ęż
k
ą
niesprawiedliwo
ść
wzgl
ę
dem samego siebie. Niesprawiedliwo
ść
za
ś
wzgl
ę
dem siebie jest jednocze
ś
nie
niesprawiedliwo
ś
ci
ą
wzgl
ę
dem innych. Kto mało ceni rzecz dobr
ą
, któr
ą
ofiaruje
ludziom, ten wysyła pewn
ą
sił
ę
, która uczy innych lekcewa
ż
enia jego dobrego dzieła.
Je
ż
eli chcesz sprzeda
ć
na ulicy mis
ę
pełn
ą
prawdziwych diamentów, lecz wzrok twój
i twoje ruchy b
ę
d
ą
wyra
ż
ały w
ą
tpliwo
ść
co do prawdziwo
ś
ci tych kamieni,
dziewi
ęć
dziesi
ę
ciu dziewi
ę
ciu kupuj
ą
cych na stu b
ę
dzie uwa
ż
ało twoje kamienie za
fałszywe po prostu przez sugesti
ę
twych my
ś
li; istnieje za
ś
wszelkie
prawdopodobie
ń
stwo,
ż
e ten jeden, który mimo wszystko poznał,
ż
e kamienie s
ą
prawdziwe, przynajmniej spróbuje ci
ę
oszuka
ć
, podtrzymuj
ą
c tw
ą
w
ą
tpliwo
ść
.
Je
ż
eli człowiek poprawia i udoskonala bezustannie dzieło, które kocha,
ś
wiat w
krótkim czasie uzna to udoskonalenie i odpowiednio je oceni.
Kto rozpowszechnia rzeczy tanie, tandet
ę
, imitacj
ę
- ten depcze najbardziej
warto
ś
ciowe instynkty ludzko
ś
ci, która d
ąż
y do lepszego i gotowa jest za nie płaci
ć
,
rozumie si
ę
, o ile tylko za swe pieni
ą
dze otrzyma rzecz lepsz
ą
. Te ust
ę
pstwa dla
tanio
ś
ci, to wstr
ę
tne pełzanie i skakanie przed tłumem, który szuka wszystkiego w
gorszym gatunku, jest przyczyn
ą
tych tanich ubra
ń
, które si
ę
rozlatuj
ą
, zanim si
ę
je
na siebie wło
ż
y, tych złych domów ze zgniłymi podwalinami, pełnymi miazmatów,
które maj
ą
ten skutek,
ż
e mno
żą
drogie pogrzeby. Gdyby ta zaraza tanio
ś
ci znalazła
mo
ż
no
ść
do przedostania si
ę
do natury, wkrótce cała nasza planeta byłaby
przepełniona "zni
ż
onymi cenami" i zaraz mieliby
ś
my do rozporz
ą
dzenia mas
ę
"u
ż
ywanego powietrza" i ogromne ilo
ś
ci "u
ż
ywanych promieni słonecznych". Na
szcz
ęś
cie cudowne siły wieczno
ś
ci d
ążą
ku ci
ą
gle rosn
ą
cemu doskonaleniu si
ę
i
uszlachetnianiu, jak to wida
ć
z historii ziemi, która z chaosu i dzikich form
zwierz
ę
cego i ro
ś
linnego
ś
wiata rozwin
ę
ła si
ę
do dzisiejszego poziomu - i poziom ten
ci
ą
gle musi si
ę
podnosi
ć
w miar
ę
tego, jak coraz wi
ę
cej
ś
wiatła, m
ą
dro
ś
ci i
znajomo
ś
ci duchowych praw budzi si
ę
w m
ęż
czy
ź
nie i kobiecie.
Unikaj ludzi, którzy s
ą
zale
ż
ni i tchórzliwi i przez swe ci
ą
głe oczekiwanie nieszcz
ęś
cia
sprowadzaj
ą
w ko
ń
cu to nieszcz
ęś
cie. W ich towarzystwie - czymkolwiek by byli -
b
ę
dziesz wchłaniał w siebie ich ducha i nie
ś
wiadomie inaczej działał, ni
ż
by
ś
chciał -
przestaniesz by
ć
sob
ą
. Metody działania, zapewniaj
ą
ce powodzenie, nie b
ę
d
ą
ci si
ę
wydawały ju
ż
tak jasne, jak przedtem, poniewa
ż
ugrz
ą
złe
ś
w najzgubniejszych
pierwiastkach my
ś
lowych!
Takie unikanie nie oznacza braku serca: nieszcz
ęś
cie jest zawsze win
ą
lub te
ż
brakiem rozumu.
Ludzie, którym si
ę
powodzi, d
ążą
instynktownie do podobnych siebie i unikaj
ą
ludzi,
maj
ą
cych "pecha"! W ten sposób stosuj
ą
si
ę
do jednej cz
ęś
ci prawa; lecz ich
powodzenie jest po wi
ę
kszej cz
ęś
ci jednostronne, wła
ś
nie dlatego,
ż
e nie znaj
ą
całego prawa. Przez "powodzenie jednostronne" rozumiem gromadzenie bogactw i
zaszczytów, które okupuje si
ę
chorob
ą
i niemo
ż
no
ś
ci
ą
korzystania z owoców swego
trudu.
Wchłanianie cudzych bezwarto
ś
ciowych, zale
ż
nych my
ś
li zgubiło ju
ż
niejedno
przedsi
ę
wzi
ę
cie. Dzi
ś
np. widzisz przed sob
ą
jasn
ą
drog
ę
, jeste
ś
pełen nadziei, pełen
woli do czynu! Jutro wszystko si
ę
zmienia! Utraciłe
ś
ufno
ść
w swe idee, widzisz tylko
niepowodzenie, skryłe
ś
si
ę
w mysi
ą
jam
ę
! Dlaczego! Bo
ś
obcował z nie maj
ą
cymi
przed sob
ą
celu, oboj
ę
tnymi lud
ź
mi! Cho
ć
by
ś
nie rozmawiał z nimi o swych planach -
ich ni
ż
sze my
ś
li przywarły do ciebie, jak smoła! Zgniotły one, odbarwiły, osłoniły mgł
ą
twe
ż
ycie. Jest zupełn
ą
prawd
ą
,
ż
e cudze my
ś
li mog
ą
wtargn
ąć
w gł
ą
b naszej istoty,
tak samo, jak zgniłe wyziewy do naszego domu. Mów do siebie bezustannie: "nie
chc
ę
nikomu pozwoli
ć
panowa
ć
nad sob
ą
" - w ten sposób torujesz sobie drog
ę
z
niewoli, zale
ż
no
ś
ci,
ż
ebractwa!
Je
ż
eli jeste
ś
przenikliwy, pełen nadziei i energiczny, i je
ż
eli twe przedsi
ę
wzi
ę
cie
opiera si
ę
na prawie -
ś
wiat odczuje w tobie człowieka przyszło
ś
ci. Ju
ż
czuje ci
ę
nawet, zanim pozna ci
ę
z oblicza. Duchowy ocean wyczuwa i ciebie, i fale, które z
ciebie wypływaj
ą
. To wszystko toruje drogi, tworzy, buduje powodzenie w sferze
rzeczywisto
ś
ci. Wszystko wi
ę
c, co dla ciebie przypływa, posyłaj dalej, niech kr
ąż
y -
ka
ż
demu bowiem b
ę
dzie dane w tej mierze, w jakiej sam daje. Nie daj si
ę
nigdy
opanowa
ć
przez pieni
ą
dze. Zdobywa
ć
maj
ą
tek za cen
ę
zdrowia znaczy to samo, co
odci
ąć
sobie nogi, by kupi
ć
za nie par
ę
butów. Wszystkie przedsi
ę
wzi
ę
cia mog
ą
by
ć
wykonane bez w
ś
ciekłej gonitwy, bez mozołu zm
ę
czenia. Je
ż
eli jeste
ś
um
ę
czony, to
znak,
ż
e co
ś
jest fałszywego w twoim przedsi
ę
biorstwie. Je
ż
eli duch i ciało pracuj
ą
harmonijnie, bez trudu, rozwija si
ę
w nich olbrzymia siła. Siła ta, u
ż
yta prawidłowo
przez dwie godziny, spełnia wi
ę
cej, ni
ż
dziesi
ęć
godzin tzw. "w
ś
ciekłej orki".
Nie mo
ż
na nigdy nale
ż
ycie rozwin
ąć
swego interesu, je
ż
eli go nie kochamy i nie
wło
ż
ymy w niego całej swej duszy. Musi istnie
ć
nieprzerwana potrzeba ulepsze
ń
,
nieustanna rado
ść
z tych ulepsze
ń
! Nikt nie mo
ż
e oczekiwa
ć
powodzenia w rzeczy,
której w swych my
ś
lach ci
ą
gle nie rozszerza, nie ulepsza. Wszystkie wielkie
przedsi
ę
wzi
ę
cia były my
ś
lami po tysi
ą
ckro
ć
razy prze
ż
ytymi, zanim stały si
ę
rzeczywisto
ś
ci
ą
. Te my
ś
li przyci
ą
gaj
ą
do siebie z otoczenia ci
ą
gle now
ą
sił
ę
, jak
roztwór, który poczyna si
ę
krystalizowa
ć
.
Je
ż
eli przestaniesz odbudowywa
ć
i rozszerza
ć
w my
ś
lach jakiekolwiek
przedsi
ę
wzi
ę
cie, poczyna ono zamiera
ć
- by
ć
mo
ż
e przez pewien czas jeszcze
utrzyma si
ę
pozornie na dawnym poziomie, jednak wkrótce musi ust
ą
pi
ć
miejsca
innym przedsi
ę
wzi
ę
ciom, które wypływaj
ą
z podobnych, lecz energicznych pr
ą
dów
my
ś
lowych. Wa
ż
ne i wielkie plany powinny by
ć
cz
ę
sto omawiane, lecz tylko z lud
ź
mi,
którzy maj
ą
podobne cele i zmiłowania. Takie rozmowy powinny by
ć
prowadzone
regularnie o tej samej porze i o ile mo
ż
no
ś
ci w tym samym miejscu, a nie
gdziekolwiek - w restauracji, na ulicy, w wagonie. Przez to traci si
ę
sił
ę
i łamie
tajemnice, chocia
ż
by nikt nie podsłuchiwał. Przysłowie "
ś
ciany maj
ą
uszy" jest
prawd
ą
. Pewien czynnik - niewidoczny, skrz
ę
t
ż
e czasem poczucie powszechnego
inteny, złodziejski, przebiegły, zawsze czatuje w ucz
ę
szczanych miejscach, w ka
ż
dej
przestrzeni, która nie ma w sobie psychicznych pierwiastków spokoju, i wykrada
tajemnice, by je przynie
ść
do cudzych mózgów.
Je
ż
eli dla takich rozmów, które powinny by
ć
jednocze
ś
nie spokojne i podniecone,
b
ę
dzie przeznaczony pewien pokój i je
ż
eli pokój ten b
ę
dzie przez dłu
ż
szy czas słu
ż
ył
takim rozmowom, tworzy si
ę
wtedy pewna atmosfera my
ś
lowa, która sama pcha
naprzód przedsi
ę
wzi
ę
cie. Staje si
ę
ona coraz silniejsz
ą
i nowe idee powstaj
ą
w niej
łatwiej i pr
ę
dzej, ni
ż
gdziekolwiek indziej.
Pokój ten stanie si
ę
miejscem natchnienia i duch b
ę
dzie zawsze w nim otwarty dla
płyn
ą
cych podszeptów.
Lecz je
ż
eli w tym pokoju dowodzono sobie z gniewem i nami
ę
tno
ś
ci
ą
, lub te
ż
ktokolwiek z obecnych czuł si
ę
wewn
ę
trznie rozdra
ż
nionym, powstaje wtedy siła,
która w ka
ż
dym kierunku b
ę
dzie stawiała przeszkody i hamowała wszystkie przejawy
ż
ycia.
Twoja rzeczywista
ż
ona jest najlepszym towarzyszem we wszystkich sprawach.
Cho
ć
by była oddzielona od ciebie fizycznie lub przez formy bytu - jednak tajemnie
zł
ą
czona, jest zawsze twoj
ą
od wieków. Je
ż
eli jej
ż
ycie płynie materialnie przy twoim
boku, to poznasz j
ą
po tym,
ż
e wszystkie twoje sprawy - wszystko, co tyczy twego
dobra - budzi w niej najgł
ę
bsze zainteresowanie. Wówczas słuchaj w spokoju jej
rady, uwa
ż
aj na jej natchnienia, na jej sympatie i antypatie, na wszystko, co dotyczy
ludzi i rzeczy!
Je
ż
eli wyszydzisz j
ą
i jej urojenia, je
ż
eli jeste
ś
zdania,
ż
e "kobiety nie znaj
ą
si
ę
na
interesach", je
ż
eli ka
ż
esz jej usun
ąć
si
ę
do domowego gospodarstwa, utracisz swoj
ą
najlepsz
ą
podpor
ę
i zam
ą
cisz najpewniejsze, jasnowidz
ą
ce oko, które promieniuje ku
twemu szcz
ęś
ciu.
SPOWIED
Ź
Nie ma nic szkodliwszego dla ciała i ducha, jak
ż
y
ć
ze
ś
wiadomo
ś
ci
ą
własnych
grzechów (to znaczy niedoskonałych instynktów) i zamyka
ć
te grzechy nie
wypowiedziane we własnej piersi. My
ś
li te (lub czyny) zostaj
ą
w nas i tworz
ą
now
ą
szkod
ę
, dopóki nie wypowiemy ich komukolwiek, np. dobremu przyjacielowi, do
którego czujemy prawdziw
ą
sympati
ę
. Wrastaj
ą
one w nas coraz mocniej, bez
wzgl
ę
du na to, czy my
ś
limy o nich z uczuciem
ż
alu, czy inaczej; gdy
ż
wszystko, co
tylko nas zajmuje, rozrasta si
ę
stopniowo w naszej duszy! Ci
ą
głe prze
ż
uwanie
własnych bł
ę
dów jest duchowo szkodliwe i wywiera równie
ż
złe skutki na zdrowie. -
Prawdziwym po
ż
ywieniem ducha s
ą
ci
ą
gle odnawiaj
ą
ce si
ę
my
ś
li, ci
ą
gle nowe i
nowe pogl
ą
dy na
ż
ycie, zmienne i coraz gł
ę
bsze obja
ś
nienia wszystkiego, co si
ę
w
nas i naokoło nas tworzy! Uczmy si
ę
patrze
ć
na rzeczy codziennie
ś
wie
ż
ymi oczami,
uczmy si
ę
co dzie
ń
prze
ś
ciga
ć
plany, mniemania i cele wczorajszego dnia - gdy
ż
w
takim stanie naszej duszy duch nabiera zdolno
ś
ci do przyjmowania "chleba
ż
ycia",
który odnawia ciało. Zmieniaj
ą
cy si
ę
bez wytchnienia duch przekształca bezustannie
na swój po
ż
ytek własno
ś
ci pierwiastków, które tworz
ą
ciało i w ten sposób przedłu
ż
a
ż
ycie w bezkresy. Innymi słowami: je
ż
eli ci
ą
gle rosn
ą
cy i ci
ą
gle si
ę
odnawiaj
ą
cy duch
posiadł zdolno
ść
do przenoszenia swej "pracy" - swego
ż
yciowego pierwiastka - na
organizm i jego zmysły - zwi
ą
zek pomi
ę
dzy nim a ciałem staje si
ę
nieprzerwany,
gdy
ż
ka
ż
da komórka przesi
ą
ka wtedy duchem na wskro
ś
.
"Staro
ść
" po wi
ę
kszej cz
ęś
ci widzi rzeczy takimi, jakimi były przed pi
ęć
dziesi
ę
ciu laty.
Zdarzenia i osoby budz
ą
zawsze jednakowe skojarzenia my
ś
lowe. Ta sama historia
b
ę
dzie si
ę
powtarzała sto razy. Mózg taki nie karmi si
ę
nigdy nowymi my
ś
lami!
Usiłuje
ż
y
ć
za pomoc
ą
starych! Upadek i
ś
mier
ć
s
ą
zawsze skutkami takiego
ż
ycia!
Duch coraz bardziej traci władz
ę
nad organizmem. Pami
ęć
i rozum odmawiaj
ą
posłusze
ń
stwa, członki poczynaj
ą
dr
ż
e
ć
, ciało schnie - wszystko to s
ą
nieomylne
znaki,
ż
e dusza ginie z braku "codziennego chleba" nowych my
ś
li i traci zupełnie
panowanie nad ciałem.
By
ż
y
ć
w prawdzie, by wraz z płyn
ą
cymi bez przerwy latami wzrastał duch i moc
ciała, by ka
ż
d
ą
faz
ę
bytu przebywa
ć
z coraz to bardziej rosn
ą
cym zachwytem -
pomimo
ż
e dziesi
ą
tki lat id
ą
swoj
ą
kolej
ą
- by w ko
ń
cu zwyci
ęż
y
ć
ostatniego
wielkiego przeciwnika - "
ś
mier
ć
" - w duszy musi trwa
ć
koniecznie bezustanny proces
wył
ą
czania starych, zu
ż
ytych my
ś
li! My
ś
li te spełniły ju
ż
swój obowi
ą
zek i teraz
powinny usun
ąć
si
ę
z placu, tak samo jak studnia, która musi by
ć
najpierw
oczyszczona ze szlamu i stoj
ą
cej wody, zanim zacznie dawa
ć
czyst
ą
i
ź
ródlan
ą
!
Aby si
ę
uwolni
ć
od starych my
ś
li, trzeba je wypowiedzie
ć
! Nie pierwszemu lepszemu,
rozumie si
ę
, lecz temu jedynemu człowiekowi, w którym pokładamy najzupełniejsz
ą
ufno
ść
, któremu mo
ż
emy wszystko powiedzie
ć
, ka
ż
de
ż
yczenie, ka
ż
d
ą
skłonno
ść
,
zł
ą
czy dobr
ą
.
Osoby, które bez niebezpiecze
ń
stwa dla siebie mog
ą
mówi
ć
o takich rzeczach -
mog
ą
si
ę
nawzajem spowiada
ć
- musz
ą
nale
ż
e
ć
koniecznie do tej samej psychicznej
fali. Musz
ą
patrze
ć
na rzeczy tymi samymi oczami, przenika
ć
si
ę
intuicyjnie
nawzajem, odgadywa
ć
charakter i motywy czynów tak jasnowidz
ą
co, by za pomoc
ą
kilku słów spowied
ź
mogła si
ę
uskuteczni
ć
. Kobieta i m
ęż
czyzna s
ą
dla siebie
najlepszymi powiernikami.
Je
ż
eli w człowieku jest pewien poci
ą
g do kłamstwa lub kradzie
ż
y, lub te
ż
jaka
ś
inna
niedoskonała skłonno
ść
, wtedy pierwiastki kradzie
ż
y lub kłamstwa tkwi
ą
równie
ż
w
jego ciele, krwi i ko
ś
ciach. Je
ż
eli duch oczy
ś
ci si
ę
od tych skłonno
ś
ci, wtedy ciało i
krew stan
ą
si
ę
subtelniejsze i doskonalsze w swych składowych cz
ęś
ciach.
Ka
ż
dy prawdziwy grzech, zatrzymany w
ś
wiadomo
ś
ci, nadaje ciału zawsze pewn
ą
cech
ę
zła lub po
ś
piechu. Wszyscy posiadamy jeszcze dzi
ś
mniej lub wi
ę
cej
szkodliwe przekonania, przes
ą
dy i nastroje, których szkodliwo
ś
ci jeszcze
ś
my sobie
nie u
ś
wiadomili. Wszystkie bł
ę
dne mniemania nie mog
ą
wyja
ś
ni
ć
si
ę
od razu.
Objawienie musi si
ę
posuwa
ć
powoli, dzie
ń
po dniu, rok po roku! Równie
ż
nie mo
ż
na
od kogo
ś
obcego dowiadywa
ć
si
ę
o swych własnych bł
ę
dach. Wiedza o swej winie
powinna i
ść
z wewn
ą
trz. Wtedy dopiero zrozumiemy zupełnie swój bł
ą
d. Sam Bóg go
objawi. Duch niesko
ń
czonej
ś
wiadomo
ś
ci, który działa w nas tak,
ż
e poczynamy
uwa
ż
a
ć
si
ę
za ostateczne kra
ń
ce promieni jakiego
ś
niewidzialnego sło
ń
ca.
Niesko
ń
czono
ść
odpiecz
ę
towuje nasze oczy na plamy, rysy i rany naszego ducha,
które chc
ą
by
ć
poznane, aby mogły by
ć
usuni
ę
te. Zamiast uczuwa
ć
przygn
ę
bienie,
gdy odnajdziemy nasze ukryte wady, mamy raczej powód do uciechy - tak samo, jak
marynarz cieszy si
ę
, gdy odkryje dziur
ę
na dnie statku, która mogłaby sta
ć
si
ę
przyczyn
ą
zguby dla całego okr
ę
tu. Poznaj
ą
c nasze wady, czynimy spowied
ź
przed
sob
ą
! Gdy doszli
ś
my ju
ż
do tego,
ż
e przezwyci
ęż
yli
ś
my głupi
ą
dum
ę
, która nie chce
szuka
ć
"dziury", uczynili
ś
my wielki krok naprzód na
ś
cie
ż
ce do wiecznego szcz
ęś
cia.
Wówczas niesko
ń
czona
ś
wiadomo
ść
ukoi w nas drug
ą
potrzeb
ę
i ze
ś
le nam
człowieka, przed którym b
ę
dziemy si
ę
mogli wyspowiada
ć
. Człowiek ten nie b
ę
dzie
czczym gaduł
ą
, lecz podobnie jak my, b
ę
dzie posiadał zdolno
ść
przyci
ą
gania ku
sobie z niesko
ń
czono
ś
ci nowych idei, i b
ę
dzie odczuwał równie
ż
tak samo jak my,
najgł
ę
bsz
ą
potrzeb
ę
przyznania si
ę
do swych bł
ę
dów.
Istotn
ą
tre
ś
ci
ą
rzeczy jest nie samo wyspowiadanie si
ę
z kłamstwa lub spełnionej
kradzie
ż
y, lecz przyznanie si
ę
do ci
ą
głego ulegania pokusie lub poci
ą
gu do
spełnienia grzechu!
Mo
ż
emy np. powiedzie
ć
do zaufanego przyjaciela: "Znam swoj
ą
skłonno
ść
do
kłamstwa lub przesady, gdy si
ę
to tyczy pewnych osób lub zdarze
ń
. Lecz nie chc
ę
tego czyni
ć
. Nie mam wcale złych zamiarów, gdy rozpoczynam rozmow
ę
, ale w
podnieceniu, podczas wymiany słów wbrew mej woli wyrywaj
ą
mi si
ę
te nieprawdy i
partyjnie zabarwione pogl
ą
dy. Moje najwy
ż
sze "ja" nie pochwala tego i przypomina
mi z wyrzutem, w cichych godzinach, o mym kłamstwie". Lub: "Posiadam skłonno
ść
do kradzie
ż
y - nie jestem prawdopodobnie zwykłym złodziejem, ale przecie
ż
istnieje
wiele form kradzie
ż
y. Moje lepsze poznanie odrzuca t
ę
skłonno
ść
i ja chc
ę
si
ę
od niej
uwolni
ć
". Lub te
ż
: "Odczuwam zawi
ść
i zazdro
ść
na widok pewnych osób - samo
wymienienie ich nazwisk budzi we mnie nienawi
ść
i wstr
ę
t".
Lub: "Nienawidz
ę
bogatych - jak tylko ich ujrz
ę
- nie posiadam si
ę
ze zło
ś
ci"!
My
ś
li tego rodzaju szkodz
ą
ciału i sprowadzaj
ą
na
ń
choroby z tak
ą
sam
ą
pewno
ś
ci
ą
,
jak ogie
ń
trawi suche zgrzebie. Nie uwolnimy si
ę
od nich nawet wtedy, gdy
postaramy si
ę
inaczej czu
ć
. Jest to złudzenie. Po prostu nie jeste
ś
my w mo
ż
no
ś
ci ich
zmieni
ć
. Lepiej daleko jest spojrze
ć
odwa
ż
nie wewn
ą
trz siebie i powiedzie
ć
uczciwie:
"tak - ja nienawidz
ę
- tak - tak - jestem zazdrosny"!
Je
ż
eli takie uczucia wypowiemy wypróbowanemu przyjacielowi, z powa
ż
n
ą
ch
ę
ci
ą
uwolnienia si
ę
od nich, to przez to stan
ą
si
ę
one bardziej materialne, ni
ż
gdyby
ś
my je
trzymali zamkni
ę
te w swym duchu. Poniewa
ż
za
ś
staj
ą
si
ę
bardziej materialne,
przybieraj
ą
posta
ć
, która pozwala je odrzuci
ć
. Dlaczego i w jaki sposób si
ę
to dzieje -
nie wiemy! Stwierdzamy tutaj tylko fakty do
ś
wiadczenia.
Je
ż
eli nie b
ę
dziemy mieli nikogo, przed kim mogliby
ś
my si
ę
swobodnie
wyspowiada
ć
, je
ż
eli b
ę
dziemy zawsze nosili ze sob
ą
wszystkie swe bł
ę
dy i wady, to
wytworzy si
ę
w nas powoli brak odwagi do wyznawania tych bł
ę
dów nawet przed
sob
ą
, a nast
ę
pnie fałszywa duma, która b
ę
dzie si
ę
czu
ć
zadowolon
ą
, je
ż
eli wyda si
ę
tym, czym nie jest. Duch taki staje si
ę
w ko
ń
cu zupełnie niezdolnym do przyznania
si
ę
do swych wad i wprost
ś
lepnie na swe bł
ę
dy. Nie
ś
wiadomie wzmacnia w sobie
poczucie swej doskonało
ś
ci, staje si
ę
powierzchownym, aroganckim i krytycznym
wzgl
ę
dem innych. Zasklepia si
ę
w swym materialnym przekonaniu.
Wybawienie, którego
ź
ródłem jest spowied
ź
, znajduje swój wyraz w codziennym
ż
yciu prawie wszystkich m
ęż
czyzn i kobiet. Gdy tylko opowiedz
ą
swe troski jakiemu
ś
współczuj
ą
cemu przyjacielowi, uczuwaj
ą
,
ż
e spadł z nich jaki
ś
ci
ęż
ar, gdy
ż
przez ten
ś
rodek została wypowiedziana my
ś
l, która w rzeczywistym znaczeniu tego wyrazu
"ci
ąż
yła na nich". Przez sw
ą
sympati
ę
przyjaciel rzeczywi
ś
cie bierze pewn
ą
cz
ęść
ci
ęż
aru na siebie. - Ten, przed kim si
ę
wyspowiadano, niechaj b
ę
dzie smutnym i
przygn
ę
bionym! Działa w nim obca troska, któr
ą
wchłon
ą
ł w siebie. Dlatego z wielk
ą
ostro
ż
no
ś
ci
ą
powinni
ś
my bra
ć
na siebie cudze zmartwienia. Pomi
ę
dzy dwiema
spowiedziami powinni
ś
my wypocz
ąć
, by nie wyczerpa
ć
si
ę
zanadto i nie da
ć
si
ę
porwa
ć
szkodliwym pr
ą
dom my
ś
lowym, gdy
ż
byłoby to nieszcz
ęś
ciem dla obu stron.
Własny kierunek my
ś
lowy musi w ka
ż
dym razie utrzyma
ć
si
ę
w górze. Kto u
ż
ycza
innym swej sympatii, daje sw
ą
sił
ę
. W zamian otrzymuje wra
ż
enia obcego ducha,
które spływaj
ą
we
ń
wraz ze wszystkimi jego bł
ę
dami. Kto codziennie błaga
niesko
ń
czono
ść
o m
ą
dro
ść
, ten nie pozwoli si
ę
nigdy wyzyskiwa
ć
i nie b
ę
dzie
przyjmował spowiedzi od wielu osób - gdy
ż
jego sympatia jest w rzeczywisto
ś
ci jego
własnym
ż
yciem - sił
ą
twórcz
ą
jego duszy! Tylko dla równourodzonego, tylko dla
towarzysza na
ś
cie
ż
ce w gór
ę
, sympatia jego b
ę
dzie stała zawsze otworem - i tylko w
tym stopniu, w jakim sam si
ę
mo
ż
e spowiada
ć
, b
ę
dzie przyjmował cudz
ą
spowied
ź
. -
Spowied
ź
si
ę
ga daleko poza chłodne komunikowanie sobie swych bł
ę
dów! Cała
natura spowiada si
ę
przez oznaki zewn
ę
trzne ze swej rado
ś
ci i m
ę
ki. Krzyk
przera
ż
enia, który powstał z fizycznego bólu, jest ujawnionym bólem - i lepiej go nie
tłumi
ć
, gdy
ż
przynosi ulg
ę
.
Ś
miech, okrzyki tryumfu s
ą
spowiedzi
ą
rado
ś
ci. Gdyby na
ś
wiecie nie było du
ż
o tłumionego szcz
ęś
cia, te d
ź
wi
ę
ki natury nie objawiłyby si
ę
nigdy! Maj
ą
one
ż
yciotwórcze znaczenie dla zdrowia i pomy
ś
lno
ś
ci.
Uczuwamy zawsze
ż
yw
ą
potrzeb
ę
mie
ć
przyjaciela, przy którym mogliby
ś
my zawsze
by
ć
sob
ą
. Musimy mie
ć
przynajmniej jednego człowieka, z którym mogliby
ś
my
prze
ż
ywa
ć
nasze nastroje i uczucia, przed którym mogliby
ś
my odchyli
ć
przyłbic
ę
,
przed którym nie potrzebowaliby
ś
my mie
ć
si
ę
ci
ą
gle na ostro
ż
no
ś
ci. Nie potrzeba
wtedy dobiera
ć
słów, by tylko powiedzie
ć
co
ś
m
ą
drego i poprawnego; byłoby to
trzymanie duchowego łuku ci
ą
gle napi
ę
tym - gdy tymczasem powinni
ś
my cz
ę
sto
puszcza
ć
ci
ę
ciw
ę
wolno - cz
ę
sto, nawet bardzo cz
ę
sto. Potrzebujemy nawet czasem
przywileju i wolno
ś
ci, by mówi
ć
głupie, trywialne rzeczy bez obawy,
ż
e zobaczymy
zaraz szydz
ą
ce miny lub usłyszymy słowa nagany.
Nie dozwólmy, aby pierwiastek zabawy w nas skarlał, gdy
ż
w takim razie zginie w
ogóle mo
ż
liwo
ść
uzewn
ę
trznienia tego pierwiastka, ciało utraci wyraz swojej
młodo
ś
ci, a zarazem lekko
ść
, gracj
ę
i sił
ę
. Równie
ż
nikt nie uwolni si
ę
ostatecznie od
jakiegokolwiek głupstwa, o ile nie uj
ą
ł go w słowa i nie wypowiedział przed swym
przyjacielem. Rozumie si
ę
,
ż
e głupstwo nie wtedy dopiero zostanie poznane, gdy
objawi si
ę
wyra
ź
nie w słowach. Wyspowiadali
ś
my si
ę
tylko z duchowej formy tego
głupstwa, spojrzeli
ś
my na
ń
obiektywnie, poznali - os
ą
dzili. Nie wypowiedziana my
ś
l
nale
ż
y wył
ą
cznie do ducha - wypowiedziana do pewnego stopnia materializuje si
ę
-
ubiera si
ę
w ciało d
ź
wi
ę
ków.
Przez spowied
ź
podnosi si
ę
tak
ż
e powodzenie w zakresie handlu. Gdy dwóch lub
wi
ę
cej ludzi z jednakowym zainteresowaniem wypowiada swe zdania o jakim
ś
przedmiocie - przy tym otwarcie i z gotowo
ś
ci
ą
do przyznania si
ę
w trakcie rozmowy
do bł
ę
dów, które wła
ś
nie przy takiej wymianie zda
ń
łatwiej dadz
ą
si
ę
pozna
ć
-
wówczas wytwarza si
ę
wielka siła przynosz
ą
ca powodzenie! Ka
ż
dy spowiada si
ę
ze
swych pogl
ą
dów o danej rzeczy, si
ę
ga po plan do duchowej cz
ęś
ci swej istoty i
materializuje go w słowa, które s
ą
jakby pierwszym narodzeniem si
ę
tego planu w
rzeczywisto
ś
ci, jakby d
ź
wi
ę
kowym modelem realno
ś
ci, który mo
ż
e by
ć
jeszcze
zmieniony i poprawiony, o ile oka
ż
e si
ę
niedoskonałym.
Ogromnym za
ś
złem jest niezadowolenie - milcz
ą
ca nagana, kiedy ludzie wyjawiaj
ą
swoje plany! Tysi
ą
ce ludzi nosi na sobie takie my
ś
lowe brzemi
ę
. Jest ono w sercach
wielu kół rodzinnych. Ale ka
ż
da my
ś
l
żą
da swego fizycznego wyrazu,
żą
da, by mogła
si
ę
bezpiecznie wypowiedzie
ć
. Ukryte my
ś
li kład
ą
piecz
ęć
na naszym duchu - a
przez to cierpi dopływ nowych my
ś
li - gdy
ż
tylko ten, kto daje, mo
ż
e co
ś
otrzyma
ć
.
Sk
ą
pstwo my
ś
lowe prowadzi do n
ę
dzy! Gdy
ż
przez nie wytwarza si
ę
nienaturalny
stan, podobny do stanu drzewa, któremu zahamowano mo
ż
no
ść
puszczania li
ś
ci,
kwiatów i owoców - tj. tego, co jest wyrazem samej idei drzewa. Kto mo
ż
no
ść
t
ę
hamuje, zabija drzewo. Kwiaty i li
ś
cie powstały równie
ż
z pewnej duchowej
przyczyny. S
ą
one materializacj
ą
ducha drzewa, który walczy o swój wyraz w
ś
wiecie
fizycznym. Tak samo i duch nasz
żą
da, by nasza duchowa ja
źń
wyra
ż
ała si
ę
w
pewnej cielesnej formie, a wi
ę
c spowiadała si
ę
.
Dlatego ten, kto nie ma prawdziwej ufno
ś
ci, najlepiej zrobi, je
ż
eli si
ę
uda w samotne
miejsce, o ile mo
ż
no
ś
ci na wolny obszar - i tam wypowie słowami swe tajne grzechy:
ż
e cierpi z powodu zazdro
ś
ci lub chciwo
ś
ci, lub
ż
e mu zbywa na umiarkowaniu i
porz
ą
dku! lub te
ż
,
ż
e jest tchórzem! - Lecz tylko niech wszystko wypowie! Niczego
nie ukryje. Ka
ż
dy człowiek powinien si
ę
przyzwyczai
ć
do formowania swych my
ś
li w
słowa - przez to my
ś
li jego staj
ą
si
ę
bardziej fizyczne i mog
ą
by
ć
oddalone za
pomoc
ą
ś
rodków fizycznych - słowo jest wozem, który zabiera i wywozi z duszy
nieszlachetne rzeczy.
Ś
WI
Ą
TYNIA MILCZ
Ą
CEGO PO
ŻĄ
DANIA
Z biegiem czasu musi powsta
ć
gmach - pewien rodzaj ko
ś
cioła dla ludzi wszelkich
wyzna
ń
i ras, dla ludzi ka
ż
dego wieku i powołania, którzy w tym gmachu b
ę
d
ą
mogli
wypowiada
ć
najwy
ż
szej sile swe najgł
ę
bsze upragnienia i modli
ć
si
ę
o ich
wypełnienie. Ludziom, którzy czuj
ą
sympati
ę
do takich uczu
ć
, przypadnie w udziale
zadanie niedopuszczania wszelkich brutalnych wtargni
ęć
do tej
ś
wi
ą
tyni oraz
wszystkiego, co by mogło zakłóci
ć
w niej fizyczny spokój. Słu
ż
ba taka b
ę
dzie
uwa
ż
an
ą
za znak
ś
wi
ę
tego i kochaj
ą
cego zaufania, a sam gmach b
ę
dzie miejscem
milczenia i milcz
ą
cego po
żą
dania. Ka
ż
dy, kto wejdzie do tej
ś
wi
ą
tyni, zostanie
ostrze
ż
ony, by nie wnosił ze sob
ą
pierwiastków niepokoju, gdy
ż
dom ten jest
miejscem uroczystego pragnienia trwałego dobra, a nie rozterki i melancholii.
Ko
ś
ciół powinien by
ć
miejscem, w którym koncentruje si
ę
najwy
ż
sza siła my
ś
li, to jest
taka siła, której pobudki s
ą
najszczytniejsze. A najszczytniejsz
ą
pobudk
ą
jest zawsze
ż
yczenie, by udoskonali
ć
siebie i innych. Kto nie posiada siły, by siebie udoskonali
ć
,
nie potrafi równie
ż
innym okaza
ć
trwałej pomocy. Ale siła taka wyłania si
ę
zawsze z
modlitwy do niesko
ń
czonej mocy, której jeste
ś
my składow
ą
cz
ą
stk
ą
. Gdy modlimy
si
ę
w miejscu, po
ś
wi
ę
conym wył
ą
cznie milcz
ą
cemu po
żą
daniu, siła taka przychodzi
pr
ę
dzej. Czym jest ta niesko
ń
czona moc - nie wiemy, wiemy tylko,
ż
e
niesko
ń
czono
ść
i tajnia odpowiadaj
ą
zawsze - zawsze wysłuchuj
ą
naszych modlitw i
daj
ą
odpowied
ź
. W ko
ś
ciele milcz
ą
cego po
żą
dania ka
ż
dy powinien mówi
ć
: "Modl
ę
si
ę
do niesko
ń
czonej mocy o dobro dla siebie. Pragn
ę
, by ciało moje było zdrowsze,
by duch stał si
ę
silniejszy i jasnowidz
ą
cy!
Żą
dam siły, która uwolniłaby mnie od
zazdro
ś
ci, nienawi
ś
ci i złej woli, w której ci
ą
gle trwam, pomimo i
ż
wiem,
ż
e mi
przynosi szkod
ę
. Pragn
ę
m
ą
dro
ś
ci, która ukazałaby mi
ś
rodki i drogi, prowadz
ą
ce do
wyzwolenia si
ę
z tych wad. Wreszcie pragn
ę
zostawi
ć
my
ś
l, która przyniosłaby
po
ż
ytek tym, co przyjd
ą
po mnie. Je
ż
eli cierpi
ą
na ciele, niech ustanie ich ból. Je
ż
eli
s
ą
słabi, ułomni, chorzy, lub nawiedzeni przez jakiekolwiek zło, wypraszam i
przyci
ą
gam ku sobie z niesko
ń
czono
ś
ci swoj
ą
cz
ęść
siły i tworz
ę
z niej pomoc dla
nich i zdrowie. A gdy przyjd
ą
tu ludzie nieszcz
ęś
liwi, zn
ę
kani, zrozpaczeni, niech im
ta my
ś
l, któr
ą
tu zostawi
ę
, przyniesie równie
ż
po
ż
ytek".
Je
ż
eli wszyscy ludzie, zebrani w jednym miejscu ł
ą
cz
ą
si
ę
, by wysyła
ć
jednakowe
my
ś
lowe pr
ą
dy, wtedy cała przestrze
ń
wokół nich napełnia si
ę
i naładowuje tym
najwy
ż
szym duchowym eterem. Je
ż
eli jest to my
ś
l o pot
ę
dze i pomocy, to w
przestrzeni zostaje co
ś
, co na ka
ż
dego, kto przyjdzie w to miejsce, spłynie na
podobie
ń
stwo fluidu i da mu pomoc i sił
ę
.
Je
ż
eli setki i tysi
ą
ce ludzi jednego ducha przyjd
ą
do tego domu uzdrowie
ń
, do tej
ś
wi
ą
tyni, to ka
ż
dy zostawi tam drobn
ą
ofiar
ę
ze swojej siły i pomocy. Je
ż
eli ko
ś
ciół
taki nigdy nie b
ę
dzie słu
ż
ył innym celom, je
ż
eli zawsze zostanie obcy dla wszelkich
niskich,
ś
wiatowych lub egoistycznych my
ś
li, to z czasem stanie si
ę
pot
ęż
nym
akumulatorem duchowych pr
ą
dów.
Nagromadzona w nim siła uzdrowi słabych ciałem, którzy w
ż
arliwej wierze przyjd
ą
si
ę
tu modli
ć
, zmieni słabych wol
ą
, podniesie uci
ś
nionych - ludzie powstan
ą
,
wyprostuj
ą
si
ę
, jakby podparci niewidzialnymi promieniami. Lecz pobyt w tym miejscu
powinien trwa
ć
najwy
ż
ej par
ę
minut, by nie w
ś
lizgn
ę
ło si
ę
do duszy zm
ę
czenie lub
my
ś
li ni
ż
szego gatunku.
Bo dla tych przede wszystkim powodów zwykłe nasze ko
ś
cioły s
ą
nie
ś
wiadomie
przez wielu zniewa
ż
ane. Ludzie przynosz
ą
ze sob
ą
wszystkie swe codzienne my
ś
li -
przed wej
ś
ciem do ko
ś
cioła wycieraj
ą
obuwie, lecz serc nie oczyszczaj
ą
nigdy.
Szepcz
ą
sobie do ucha uwagi, ciekawie przypatruj
ą
si
ę
obecnym, cz
ę
sto przed
rozpocz
ę
ciem kazania prowadz
ą
długie rozmowy. A gdy nie ma nabo
ż
e
ń
stwa,
ko
ś
cioły uwa
ż
ane s
ą
prawie za domy przechodnie. Wszystko to m
ą
ci i osłabia
atmosfer
ę
ko
ś
cieln
ą
. A jednak ko
ś
ciół, bardziej ni
ż
jakiekolwiek inne miejsce na
ziemi, powinien spoczywa
ć
w cieniu Niesko
ń
czonej Mocy, a my jako cz
ęś
ci tej Mocy,
powinni
ś
my
ż
ywo, a
ż
do gł
ę
bi duszy, cie
ń
ten odczuwa
ć
. Wyjdziemy wtedy z ko
ś
cioła
jakby wyk
ą
pani, wzmocnieni i od
ś
wie
ż
eni na duchu, by
ś
mia
ć
si
ę
i weseli
ć
!
Ju
ż
dzi
ś
daje si
ę
odczuwa
ć
gł
ę
boka potrzeba takiego ko
ś
cioła, a wła
ś
ciwie całego
szeregu ko
ś
ciołów milcz
ą
cego po
żą
dania, rozsianych po całej kuli ziemskiej, gdy
ż
tysi
ą
ce ludzi nawet we własnym domu nie posiada cichego, ustronnego miejsca,
dok
ą
d mo
ż
na byłoby si
ę
schroni
ć
dla skupienia i modlitwy - modlitwy o mo
ż
no
ść
zetkni
ę
cia si
ę
z wy
ż
szymi my
ś
lowymi pr
ą
dami i falami. Ich mieszkania zbyt łatwo
podlegaj
ą
wtargni
ę
ciom obcych wpływów.
A ju
ż
przecie
ż
sama mo
ż
liwo
ść
takiego wtargni
ę
cia zniewa
ż
a miejsce. Mieszkania
prywatne zbyt s
ą
przesi
ą
kni
ę
te ró
ż
nego rodzaju kaprysami, zniech
ę
ceniem i to bez
cienia jakiejkolwiek nawet ch
ę
ci wyzwolenia si
ę
z tych stanów ducha. W pokojach
l
ę
gn
ą
si
ę
ujemne nastroje i utrudniaj
ą
powa
ż
nemu duchowi lot ku górze. "Lot ku
górze" u
ż
yli
ś
my tu w dosłownym znaczeniu tych wyrazów. Gdy
ż
my
ś
li s
ą
to drgania
materialnej substancji; my
ś
li niskie tamuj
ą
drog
ę
wy
ż
szym subtelniejszym drganiom,
na podobie
ń
stwo chmur. Przy pewnych pomy
ś
lnych warunkach jeste
ś
my bardziej ni
ż
zwykle wystawieni na wpływ tych wy
ż
szych fal; jeden wła
ś
nie z takich pomy
ś
lnych
warunków tworzyłaby
ś
wi
ą
tynia milcz
ą
cego po
żą
dania, która przyjmowałaby i
przepuszczała fale tylko pewnego, okre
ś
lonego gatunku.
Kto wst
ą
pi wówczas w progi tej
ś
wi
ą
tyni, pogr
ąż
y si
ę
od razu w siln
ą
i czyst
ą
atmosfer
ę
ducha. Kto wst
ą
pi z pragnieniem osi
ą
gni
ę
cia doskonało
ś
ci dla siebie i dla
innych, ten zostawi po sobie co
ś
, co innym, którzy po nim przyjd
ą
, da pomoc - i to
tak
ą
, jak
ą
sam otrzymał od tych, którzy modlili si
ę
przed nim w tym ko
ś
ciele -
wszyscy stan
ą
si
ę
bogatsi i nic nikomu odj
ę
te nie b
ę
dzie. Kto za
ś
przyjdzie tu ze
swego domu wzburzony, smutny, zn
ę
kany, szukaj
ą
c spokoju, pogody ducha i nowej
siły, która by była w stanie uszlachetni
ć
i uczyni
ć
ź
ródłem rado
ś
ci troski codziennego
dnia, ten zostawi w tym gmachu dla innych, co po nim przyjd
ą
, cz
ą
stk
ę
tej siły, któr
ą
wytworzyła jego modlitwa. Gdy
ż
jest to prawem natury,
ż
e nikt nie mo
ż
e otrzyma
ć
pomocy, kto sam nie pomaga. "Dar zupełny" jest to dar, który przynosi po
ż
ytek nie
jednemu człowiekowi, lecz wszystkim. Taki zupełny dar zsyła nam niesko
ń
czona
ś
wiadomo
ść
, czyli duch niesko
ń
czonego dobra. Modlitwa do tej pot
ę
gi powinna
zawsze zawiera
ć
w sobie gotowo
ść
poddania si
ę
wy
ż
szej m
ą
dro
ś
ci. Powinni
ś
my
mówi
ć
do siebie w duszy: "Pragn
ę
tego z całego serca! Je
ż
eli jednak m
ą
dro
ść
, która
jest nade mn
ą
, nie widzi w tym dla mnie dobra, nie b
ę
d
ę
prosił o to". Post
ę
puj
ą
c w
ten sposób, osi
ą
gniemy z czasem to, co jest najlepsze i najtrwalsze. Natomiast, je
ś
li
nie chcemy podda
ć
si
ę
najwy
ż
szej m
ą
dro
ś
ci i modlimy si
ę
w duszy w ten sposób:
"Chc
ę
, aby si
ę
stało nieodwołanie to, czego pragn
ę
- bez wzgl
ę
du na to, czy
przyniesie to innym po
ż
ytek, czy nie" - wtedy i taka modlitwa si
ę
spełni, o ile tylko
długo i nieugi
ę
cie trwa
ć
b
ę
dziemy w naszym
żą
daniu. Lecz modlitwa taka oka
ż
e si
ę
w ko
ń
cu, jako dar "niezupełny", jednostronny, bardziej gorzki, ni
ż
słodki - kl
ą
tw
ą
i
błogosławie
ń
stwem zarazem - słowem b
ę
dzie to dar, z którym b
ę
dziemy si
ę
musieli
jak najpr
ę
dzej rozsta
ć
, gdy
ż
przyniesie nam zbyt wiele smutku i cierpie
ń
.
Ż
yczenie,
które wywołało ten dar, pochodziło z ograniczonej wiedzy i ograniczonego dobra.
W takim stanie ducha ludzie bezustannie pragn
ą
pieni
ę
dzy - tylko pieni
ę
dzy, wi
ę
cej
nic - i w ko
ń
cu otrzymuj
ą
je, ale za jak
ąż
cen
ę
wewn
ę
trznego upadku! Lecz je
ż
eli
prosimy o dobrobyt zgodnie z "doskonałym prawem", otrzymamy go na pewno wraz
z błogosławie
ń
stwem, jakie przynosi ze sob
ą
taki zupełny dar.
Nie nale
ż
y nigdy tłumi
ć
ani płoszy
ć
mimowolnych impulsów naszego ducha w
kierunku składania materialnych darów w podzi
ę
ce za otrzyman
ą
pomoc. Kto ze
szczer
ą
wol
ą
wrzuca swój dar do puszki dla dobra innych, ten daje wi
ę
cej, ni
ż
zwykł
ą
monet
ę
. Pewna fala pomocy idzie wraz z kawałkiem metalu, lgnie do wła
ś
cicieli
monety, działa na odległo
ść
. Na tym wła
ś
nie polega czar amuletów i darów
miłosnych. Lecz pier
ś
cie
ń
lub klejnot, który został wyproszony lub był dany
niech
ę
tnie, bez wewn
ę
trznej rado
ś
ci, nosi ze sob
ą
zł
ą
my
ś
l, t
ę
wła
ś
nie niech
ę
tn
ą
my
ś
l, która wypłyn
ę
ła od daj
ą
cego. W ten sposób podarki staj
ą
si
ę
rzeczywistymi
po
ś
rednikami uczucia pomi
ę
dzy daj
ą
cym i obdarowanym.
"Przyjemniej jest dawa
ć
, ni
ż
otrzymywa
ć
". Je
ż
eli rzecz jaka została podarowan
ą
pod
wpływem przyjaznego odruchu, to daj
ą
cy otrzymuje od obdarowanego za ka
ż
dym
razem, gdy ten patrzy na t
ę
rzecz, pewien stały pr
ą
d dobrych fal, które płyn
ą
ku
niemu, jakby radosne dzi
ę
kczynne
ż
yczenie.
Dlatego puszki ofiarne powinny znajdowa
ć
si
ę
w
ś
wi
ą
tyni milcz
ą
cego po
żą
dania dla
tych, którzy uczuj
ą
wewn
ę
trzn
ą
potrzeb
ę
zło
ż
enia daru - lecz tylko wtedy, gdy do
ofiary przył
ą
czy si
ę
ż
ywa rado
ść
- bez tego nigdy. My
ś
l nie
ż
yczliwa zniewa
ż
yłaby
ś
wi
ą
tyni
ę
, przyniosłaby wi
ę
cej szkody, ni
ż
by osi
ą
gn
ę
ło si
ę
po
ż
ytku ze zło
ż
onego
daru.
Ka
ż
dego z naszych czytelników gor
ą
co prosimy o powa
ż
ne
ż
yczenie, by
ś
wi
ą
tynia
milcz
ą
cego po
żą
dania została wzniesion
ą
. Ka
ż
da taka my
ś
l b
ę
dzie sił
ą
, która
przyczyni si
ę
do jej wzniesienia. A gdy tysi
ą
ce my
ś
li ze
ś
rodkuje si
ę
na tym jednym
celu, Ko
ś
ciół zostanie zbudowany -
ś
rodki materialne znajd
ą
si
ę
same, o ile tylko
b
ę
dzie pragnienie i wola do czynu.
UZDRAWIAJ
Ą
CA I ODRADZAJ
Ą
CA SIŁA WIARY
Ciało nasze w swym wzro
ś
cie i zmianach podlega tym samym prawom i siłom,
którym podlegaj
ą
wszelkie inne organiczne twory: w
ęż
e, ptaki, zwierz
ę
ta ss
ą
ce!
Ka
ż
dego roku, na pocz
ą
tku wiosny spływa na nasz
ą
planet
ę
pewna siła i rozpoczyna
działanie. Pochodzi ona od sło
ń
ca i przenika cał
ą
zorganizowan
ą
rozsnow
ę
- przede
wszystkim za
ś
najwy
ż
sz
ą
, najbardziej skomplikowan
ą
- człowieka. Jego mocno
naci
ą
gni
ę
te duchowe struny brzmi
ą
ró
ż
norodniej w kosmicznym rytmie, ni
ż
struny
ni
ż
szego
ż
ycia, a jego zadaniem w przyszłych czasach b
ę
dzie wchłanianie w siebie
coraz to wi
ę
kszej ilo
ś
ci tej słonecznej emanacji, by tworzy
ć
swe szcz
ęś
cie, które
jednak tylko wtedy osi
ą
gnie, gdy odda si
ę
tej mocy niepowstrzymanie, cał
ą
dusz
ą
i
sercem. To tajemnicze, tylko wczesnemu wiosennemu sło
ń
cu wła
ś
ciwe
promieniowanie powoduje zwi
ę
kszony obieg ro
ś
linnych soków - tego
ż
yciowego
eliksiru, z którego kiełkuj
ą
p
ą
czki, p
ę
dy i li
ś
cie, jak cuda!
Pr
ą
d tej słonecznej emanacji u
ż
ycza drzewu siły, aby mogło ci
ą
gn
ąć
z ziemi
po
ż
ywienie oraz zrzuca
ć
z siebie martwe li
ś
cie i pozostało
ś
ci ubiegłego roku.
Zwierz
ę
ta i ptaki, szczególniej w wolnym i dzikim stanie, bior
ą
równie
ż
udział w tym
słonecznym rytmie, odnawiaj
ą
pióra i sier
ść
; lecz to zewn
ę
trzne pozbywanie si
ę
zu
ż
ytej rozsnowy jest tylko drobn
ą
cz
ęś
ci
ą
tego wielkiego procesu zmian, który
przepływa przez cały organizm - i przenika ka
ż
d
ą
komórk
ę
.
Nasze ciało podlega takiemu samemu prawu - w ko
ń
cu zimy, na pograniczu wiosny,
przechodzimy równie
ż
pewien rodzaj "linienia". Odrzucamy star
ą
, martw
ą
rozsnow
ę
i
ubieramy si
ę
w now
ą
, rozumie si
ę
, o ile tylko w ogóle damy sposobno
ść
tej
odnawiaj
ą
cej sile, by oddziaływała w nas w najpo
żą
da
ń
szy sposób, tzn. o ile
przestaniemy pracowa
ć
ciele
ś
nie i duchowo wtedy, gdy ciało i duch potrzebuje
wytchnienia, jak to czyni
ą
równie
ż
w tym okresie zwierz
ę
ta.
Nowa sier
ść
, upierzenie, nowa skóra, zmieniony obieg we wszystkich organizmach,
ś
wie
ż
e p
ą
czki, li
ś
cie i gał
ę
zie to tylko widoczne wyrazy tej niewidzialnej słonecznej
emanacji. Nowe krystalizacje, powstałe z niewidocznych chemicznych substancji, w
których k
ą
pi
ą
si
ę
ptaki, zwierz
ę
ta i ludzie!
Rozpuszczone pierwiastki ubiegłego roku zu
ż
ywaj
ą
si
ę
w ten sposób, wbudowuj
ą
si
ę
, wrastaj
ą
w organizmy. Drzewo, zwierz
ę
i człowiek - ka
ż
da widoma organizacja,
w stosunku do tego odradzaj
ą
cego roztworu, jest jakby nitk
ą
, na której osadzaj
ą
si
ę
kryształy.
Nie ma
ż
adnej linii granicznej pomi
ę
dzy tym, co nazywamy duchem - a rozsnow
ą
.
Rozsnowa jest tylko pewn
ą
my
ś
low
ą
form
ą
, która si
ę
ujawnia zewn
ę
trznym zmysłom.
Indianin nazywa luty i marzec "słabymi miesi
ą
cami". Jako bystrzejszy obserwator
przyrody poznaje on skłonno
ść
organizmu do bezczynno
ś
ci, znu
ż
enia i spokoju,
które towarzysz
ą
tej odnawiaj
ą
cej i tworz
ą
cej sile.
Najwi
ę
ksze i najpi
ę
kniejsze kryształy tworz
ą
si
ę
z roztworu, który nie ulega
ż
adnym
wstrz
ąś
nieniom. Nasze ciało podlega podczas wielkiego wiosennego okresu
krystalizacji temu samemu prawu. By osi
ą
gn
ąć
pełne, nieograniczone dobrodziejstwo
tej wielkiej siły, ka
ż
dy człowiek powinien odpoczywa
ć
, kiedy tylko uczuwa potrzeb
ę
-
w południe czy o północy.
Kto zmusza si
ę
do duchowego lub cielesnego wysiłku, kto za pomoc
ą
swej woli
działa przeciw instynktowi, jak to czyni dzisiaj tysi
ą
ce ludzi, i dzi
ę
ki nienaturalnym
warunkom
ż
ycia musi to czyni
ć
- ten powstrzymuje odradzaj
ą
c
ą
sił
ę
, szkodzi i
niszczy zbrodniczo jej dzieło. Zamiast pozwoli
ć
, by ta siła, dzi
ę
ki której nabrzmiewaj
ą
p
ą
ki na drzewach, snuła w nim bez przerwy sw
ą
tajemnicz
ą
prz
ę
dz
ę
- trzyma si
ę
konwulsyjnie starych
ś
miertelnych resztek, które powinien by odrzuci
ć
, niczym d
ą
b
z
ż
ółkłe li
ś
cie - ci
ą
gnie je w nowe lata, niesie ze sob
ą
dawne, zu
ż
yte, zamarłe
brzemi
ę
, zamiast nowego, wschodz
ą
cego
ż
ycia! Jest to jedna z wielu przyczyn, które
schylaj
ą
ku dołowi ramiona, biel
ą
włosy i tworz
ą
zmarszczki!
Upadek ciała, tj. to, co nazywamy "staro
ś
ci
ą
", polega jedynie na braku wiary i na
nie
ś
wiadomo
ś
ci, na braku zdolno
ś
ci do wyszukania takich warunków, które by je
odziały niewyczerpan
ą
moc
ą
. Siła mi
ęś
ni i niepokonany pop
ę
d do czynu mog
ą
równie
ż
zawdzi
ę
cza
ć
swój pocz
ą
tek febrycznie podnieconemu zdenerwowaniu,
jakiemu
ś
podst
ę
pnemu delirium, które rzuca si
ę
w
ś
ciekle od interesu do interesu,
jakb"ë?
��
ł
��
ë
��śź�
ł?
�ż�żźź�
ëy gnane tysi
ą
cem biczów, nie zna i nie chce zna
ć
ż
adnego wypoczynku, póki nie nadejdzie moment zupełnego wyczerpania.
Gdyby wobec tej idei odradzaj
ą
cej siły wiosennej ludzie zechcieli zaj
ąć
przyjazne i
pełne szacunku stanowisko - mniejsza o to, czy mog
ą
wierzy
ć
w t
ę
sił
ę
, czy nie - to
ju
ż
sama ta pełna szacunku postawa oczekiwania przyniosłaby im wielk
ą
pomoc.
Ka
ż
da
ż
ywa prawda, która przy pierwszym swym pojawieniu si
ę
nie zostanie od razu
wyparta z mózgu, zapuszcza zawsze gdzie
ś
korzenie i
ż
yje, i udawadnia swój byt
przez dobro, które z niej wykwita.
Ludzie, którzy ci
ęż
ko pracuj
ą
, trac
ą
siły pr
ę
dzej i pr
ę
dzej gin
ą
ni
ż
inni. Siła oporu
zahartowanego marynarza trwa tylko kilka lat - gdy dojdzie on do lat czterdziestu lub
pi
ęć
dziesi
ę
ciu, staje si
ę
starym człowiekiem. W całym królestwie natury nast
ę
puj
ą
po
okresach działalno
ś
ci okresy zupełnego spokoju. Obieg soków w królestwie
ro
ś
linnym ustaje w zimie,
ż
ycie zwierz
ą
t ogranicza si
ę
do jedzenia i snu, nawet
ziemia oczekuje nowego posiewu. Gdyby człowiek, który w ogóle daleko wi
ę
cej
wchłania w siebie ukrytej słonecznej siły, oddał si
ę
od czasu do czasu takiej zupełnej
bierno
ś
ci, rozkwitłby na nowo, odrodzony fizycznie i duchowo - obudziłyby si
ę
w nim
zmysły i siły, o których istnieniu wiele jeszcze nie wie. Narody wschodnie przez swe
spokojne, wewn
ę
trzne
ż
ycie osi
ą
gn
ę
ły wcze
ś
niej od nas władz
ę
nad tymi nowymi
zmysłami i siłami! - Władzy zwyci
ę
skiej i panowania nie posiadaj
ą
: Indie uległy
Anglikom - lecz nie ma w
ą
tpliwo
ś
ci,
ż
e wschód zwyci
ęż
y w ko
ń
cu powierzchown
ą
kultur
ę
zachodu! Ju
ż
teraz kl
ę
czymy u stóp Indii i bierzemy pierwsz
ą
lekcj
ę
, uczymy
si
ę
alfabetu tych praw i sił, o których nasi m
ę
drcy nie maj
ą
poj
ę
cia. I sk
ą
d pochodz
ą
te siły? Sk
ą
d si
ę
one bior
ą
? W jaki sposób si
ę
rozwin
ę
ły? - Przez moc milcz
ą
cych
duchów, która przez tysi
ą
clecia była skierowan
ą
harmonijnie na jeden cel! My za
ś
piastujemy w sobie zabobon,
ż
e nic nie da si
ę
osi
ą
gn
ąć
bez um
ę
czenia, bez
po
ś
piechu, mozołu! Nie potrafimy nigdy zapa
ść
w ten wysoki, na wpół senny stan
cielesnego spokoju, kiedy siły my
ś
lowe działaj
ą
na odległo
ść
i kład
ą
nam do stóp to,
co nawet przez stokrotny zewn
ę
trzny wysiłek nie dałoby si
ę
nigdy osi
ą
gn
ąć
.
Niejeden pewno powie: "lecz jak
ż
e
ż
mo
ż
emy porzuci
ć
nasze zaj
ę
cia i pozbawi
ć
si
ę
utrzymania, po to, by odda
ć
swe ciało wio
ś
nie do "poprawy"? - Odpowiadam: prawa
ludzkie nie s
ą
naturalne. Je
ż
eli przyroda wypowiada swe władcze słowo "spokój", a
człowiek odpowiada "praca", to nie natura, lecz człowiek b
ę
dzie poszkodowany.
Uznanie,
ż
e pewna rzecz jest konieczn
ą
, czyni j
ą
na wpół mo
ż
liw
ą
; potrzeba tej
rzeczy i trwałe jej po
żą
danie s
ą
modlitw
ą
- sił
ą
, która przynosi pomoc i powoli
wyprowadza ze szkodliwych warunków
ż
ycia. Jest to komórka zarodkowa wszelkiego
stawania si
ę
, wszelkiego d
ąż
enia do wy
ż
szego i dostojniejszego
ż
ycia! - Ju
ż
Chrystus przyoblekł to prawo w podniosłe słowa: "Pro
ś
cie, a b
ę
dzie wam dano,
szukajcie, a znajdziecie, kołaczcie, a b
ę
dzie wam otworzono". Chrystus umy
ś
lnie nie
wytłumaczył tej tajemnicy i nie powiedział, dlaczego ka
ż
de wy
ż
sze d
ąż
enie, ka
ż
da
powa
ż
na my
ś
l, ka
ż
da prawdziwa wola musi si
ę
wypełni
ć
. Jest wiele tajemnic
niezgł
ę
bionych; wszelka przyczyna, odpowiadaj
ą
ca pewnemu działaniu, jest tylko
ź
ródłem do nowej tajni, której sama jest skutkiem!
Dopiero my otrzymali
ś
my mo
ż
no
ść
ś
wiadomego u
ż
ytkowania wszelkich
ż
ywych,
niepoj
ę
tych sił, chocia
ż
ich osta-teczne
ź
ródła s
ą
jeszcze zakryte. Ciała zwierz
ą
t i
drzew gin
ą
z braku tej wiedzy. Lecz ten ostatni, ten najwi
ę
kszy wróg, który musi by
ć
jeszcze zwyci
ęż
ony, jest, podług
ś
w. Pawła -
ś
mier
ć
!
W miar
ę
tego, jak człowiek przez sw
ą
wiedz
ę
wykształca w sobie i naokoło siebie
cudowne siły, uczy si
ę
spółmilczenia w wielkim
ż
yciu i dochodzi do harmonii z
niemymi mocami, które jego
ś
miertelne ciało prowadz
ą
do nie
ś
miertelno
ś
ci, buduj
ą
c
je bez wytchnienia na nowo, z coraz to doskonalszych pierwiastków.
NIE
Ś
MIERTELNO
ŚĆ
CIAŁA
Wierzymy,
ż
e nie
ś
miertelno
ść
ciała jest mo
ż
liw
ą
, tj.
ż
e ciało mo
ż
e by
ć
tak długo
zachowane, dopóki sobie tego
ż
yczy duch, zamieszkuj
ą
cy ciało, oraz wierzymy,
ż
e z
biegiem czasu ciała nie b
ę
d
ą
gin
ąć
, lecz odradza
ć
si
ę
do nowej młodo
ś
ci.
Wierzymy, i
ż
mity kulturalnych narodów o nie
ś
miertelnych istotach, tj. o takich, które
rozporz
ą
dzaj
ą
wy
ż
szymi siłami, ni
ż
zwykli
ś
miertelni, posiadaj
ą
w sobie ziarno
prawdy. Te nowe mo
ż
liwo
ś
ci nie
ś
miertelnego cielesnego bytu wypływaj
ą
z prawa,
ż
e
ka
ż
de
ż
arliwe, nieodwołalne i trwałe
ż
yczenie ludzko
ś
ci mo
ż
e si
ę
wypełni
ć
! W miar
ę
tego, jak masy zaczynaj
ą
poznawa
ć
coraz wy
ż
sze i subtelniejsze rado
ś
ci i
zagadnienia, w miar
ę
, jak poczynaj
ą
odczuwa
ć
,
ż
e
ż
ycie jest za krótkie, by dały si
ę
osi
ą
gn
ąć
wszystkie, coraz to ró
ż
norodniejsze cele, rozlega si
ę
wsz
ę
dzie coraz
powszechniejszy i coraz bardziej stanowczy krzyk t
ę
sknoty za
ż
yciem!
Lecz ciało mo
ż
e otrzyma
ć
nowe siły
ż
yciowe tylko przez szereg duchowych
procesów, z których ka
ż
dy posiadłby zdolno
ś
ci do uczynienia go subtelniejszym i
gł
ę
bszym, tak aby wpływy my
ś
lowe mogły si
ę
w tym ciele objawia
ć
z coraz to
wi
ę
ksz
ą
moc
ą
. Procesy te nie działaj
ą
nigdy na przypadkowe ciało pewnej jednostki,
lecz na ciało, którego cz
ęś
ci podlegaj
ą
ci
ą
głym zmianom w odwiecznym biegu
rozsnowy, na podobie
ń
stwo tego najwy
ż
szego eteru, z którego zostały utworzone. Ta
jednocz
ą
ca wola, to
ż
yczenie, ta modlitwa wybuduje, wbrew przypadkowo
ś
ciom dnia,
nowe ciało, które b
ę
dzie dla nas potrzebne.
Dzisiaj gromadzimy w ciele,
ś
wiadomie lub nie
ś
wiadomie, zarodki
ś
mierci - ka
ż
de
nasze tchnienie unosi i ocienia "wiedza" o staro
ś
ci, wiara w upadek - i te przekonania
materializuj
ą
si
ę
w ciele i krwi! Wiara w mo
ż
liwo
ść
ci
ą
gle odnawiaj
ą
cego si
ę
ż
ycia
przynosi ze sob
ą
to
ż
ycie!
Z takim odrodzeniem musi wi
ę
c i
ść
r
ę
ka w r
ę
k
ę
odrzucanie zu
ż
ytych cz
ęś
ci - tj.
wielkie okresy "linienia", spotykane na ka
ż
dym kroku w królestwie zwierz
ą
t.
Gdy w naszej wewn
ę
trznej ja
ź
ni rodz
ą
si
ę
nowe idee, zawsze powstaje w nas
przeciwko nim jaka
ś
cz
ęść
naszego ducha i zwalcza je. Ciało jest polem walki dla
tych mniema
ń
i wskutek tego cierpi. Lecz je
ż
eli ciału uda si
ę
cho
ć
w drobnej cz
ęś
ci
przyswoi
ć
sobie wiar
ę
w niesko
ń
czon
ą
sił
ę
i pozna
ć
,
ż
e ułomno
ś
ci fizyczne i fizyczna
ś
mier
ć
nie zawsze s
ą
konieczne, wówczas wy
ż
szy pierwiastek musi zwyci
ęż
y
ć
!
Dawne bł
ę
dy, jeden za drugim, zostan
ą
usuni
ę
te; zjawi
ą
si
ę
nowe poznania: z ka
ż
dej
nast
ę
pnej walki ciało wyjdzie mocniejsze, a
ż
z czasem walki te i przesilenia osłabn
ą
,
by w ko
ń
cu ust
ą
pi
ć
miejsca trwałej rado
ś
ci.
Ludzie tracili do tej pory swe ciała, gdy
ż
nie wiedzieli,
ż
e choroba jest jednym ze
ś
rodków, za pomoc
ą
którego mo
ż
na si
ę
pozby
ć
starych, uciele
ś
nionych my
ś
li i
otworzy
ć
drog
ę
dla nowych - i wła
ś
nie dlatego,
ż
e o tym nie wiedzieli, kierowali
fałszywie swe siły, aby to, co si
ę
zestarzało, sztucznie zatrzyma
ć
. I zatrzymywali je
przez sw
ą
wiar
ę
. Bo tylko przez wiar
ę
choroba wyradza si
ę
w zgub
ę
lub
ś
mier
ć
. Kto
potrafi doj
ść
do tego, i
ż
chorob
ę
b
ę
dzie uwa
ż
ał za
ś
rodek do usuni
ę
cia z organizmu
starej, zu
ż
ytej rozsnowy, ten podtrzyma i poprze prac
ę
ducha. Kto za
ś
w chorobie
widzi tylko zło, ten musi d
ź
wiga
ć
ci
ęż
ar tego bł
ę
du, który b
ę
dzie si
ę
manifestował w
jego ciele i krwi dopóty, póki ciało nie utraci ostatecznie zdolno
ś
ci do noszenia swej
duchowej ja
ź
ni.
Odrzuci
ć
od siebie z szyderstwem poj
ę
cie, i
ż
ciało da si
ę
utrzyma
ć
trwale przez
proces ci
ą
głej zamiany, znaczy to zamkn
ąć
drzwi do
ż
ycia i dobrowolnie otworzy
ć
wrota zatracie i
ś
mierci.
Nie rozkazujemy: "nale
ż
y" w to, a nie w to wierzy
ć
. Wielu ludzi jest dzisiaj tak
usposobionych duchowo,
ż
e nie potrafi
ą
w nic ju
ż
wierzy
ć
. Przyszło
ść
za
ś
ukrywa
wiele takich rzeczy, którym dzisiaj nikt nie dałby wiary. Lecz o ile tylko niemo
ż
liwo
ść
jest godna naszego po
żą
dania, mo
ż
emy wyprosi
ć
dla siebie wiar
ę
, która nam
wska
ż
e zasady tego, w co chcemy wierzy
ć
. W tym stopniu, w jakim o ni
ą
prosimy,
wiara przyjdzie.
Wiara jest intuicyjn
ą
sił
ą
, pozwalaj
ą
c
ą
odczuwa
ć
prawd
ę
, która nie dosi
ę
gła jeszcze
naszego umysłu. Tak
ą
wiar
ę
posiadł Kolumb, gdy twierdził,
ż
e istnieje nieznana
cz
ęść
ś
wiata: - wiara ta jest w ka
ż
dym, kto wierzy w sw
ą
gwiazd
ę
; przedstawia ona
rzeczywist
ą
ż
yw
ą
sił
ę
, prowadz
ą
c
ą
do celu przez niezbadane drogi. Kto modli si
ę
o
wiar
ę
w mo
ż
no
ś
ci, które dla niego samego s
ą
jeszcze obce, modli si
ę
jednocze
ś
nie o
zdolno
ść
odkrycia zasad tej nowej prawdy. Kto z niezmienn
ą
stanowczo
ś
ci
ą
d
ąż
y do
prawdy, otrzyma j
ą
, a prawda taka oznacza moc do spełnienia tego, co si
ę
wydaje
nieprawdopodobnym.
Ż
aden człowiek nie mo
ż
e całkowicie, zupełnie i na zawsze oswobodzi
ć
si
ę
od niedoli
(tzn. osi
ą
gn
ąć
nie
ś
miertelno
ś
ci w ciele), o ile tylko nie bierze niesko
ń
czonej
ś
wiadomo
ś
ci jako podstawy dla swej wiary. Ka
ż
dy duch musi wi
ę
c czerpa
ć
z samego
siebie! Kto jest zale
ż
ny od drugiego, nie przyci
ą
gnie do siebie najwy
ż
szej siły; mo
ż
e
tylko po
ż
yczy
ć
lub wchłon
ąć
w siebie cudz
ą
wiar
ę
. Czasami mo
ż
e to stworzy
ć
cuda,
lecz na ogół jest to budynek z piasku - i tylko
ż
ywe
ź
ródło wewn
ą
trz nas samych jest
trwałe - bije ono nieprzerwanie, karmione ci
ą
gle na nowo - wod
ą
wieczno
ś
ci.
Najlepsza modlitwa,
ś
wiadoma czy nie
ś
wiadoma, jest zawsze tak
ą
: "Niech wiara
moja ro
ś
nie".
Kto swe duchowe stanowisko wzgl
ę
dem chorób zmieni o tyle, i
ż
b
ę
dzie je uwa
ż
ał za
ś
rodek do odrzucenia starych bł
ę
dów, które wchłaniane od najwcze
ś
niejszego
dzieci
ń
stwa przejawiaj
ą
si
ę
w ciele, ten powoli przestanie si
ę
obarcza
ć
nowymi
bł
ę
dami. Poczyna si
ę
od nich uwalnia
ć
i odrzuca wszystkie swe dawne my
ś
lowe
obawy. Niebezpieczna choroba, któr
ą
si
ę
mo
ż
e przechodziło przed laty, pozostawiła
wspomnienie o pewnym strachu, a wraz z nim bł
ę
dn
ą
wiar
ę
, która posłu
ż
yła dla
ń
za
podstaw
ę
. Bł
ą
d ten, tj. po prostu fałszywe przymusowe poj
ę
cie o strachu, oddziaływa
zawsze w szkodliwy sposób na ciało. Staje si
ę
on
ż
yj
ą
c
ą
cz
ęś
ci
ą
naszego "ja" - jak w
ogóle wszystkie wspomnienia i do
ś
wiadczenia s
ą
ż
ywymi cz
ęś
ciami naszej istoty.
I wszystkie te, cz
ę
sto nie
ś
wiadome wspomnienia, piastuj
ą
przestarzałe mniemanie,
ż
e upadek i
ś
mier
ć
nie mog
ą
by
ć
nigdy zwyci
ęż
one! Lecz je
ż
eli tylko duchowe
stanowisko zostanie zmienione - od razu nast
ą
pi odczarowanie. Wrzody duchowe
goj
ą
si
ę
i ten sam objaw powtarza si
ę
w ciele. Dawne cierpienia i choroby, których
wspomnienia zachowali
ś
my skrz
ę
tnie, wracaj
ą
na nowo, lecz w daleko l
ż
ejszej
formie - jako oczyszczenie, jako pozbycie si
ę
starych bł
ę
dów. Lecz kto w ten sposób
nie przemieni z gruntu swego stanowiska, ten przy ka
ż
dej nowej chorobie obarcza
si
ę
nowym brzemieniem wspomnie
ń
, osi
ą
ga o jeden bł
ą
d, o jedn
ą
nieprawd
ę
wi
ę
cej,
a
ż
wreszcie upada pod ci
ęż
arem, któremu jego organizm nie jest w stanie podoła
ć
.
Nie ma takiego okresu, w którym byłoby za pó
ź
no zacz
ąć
uczy
ć
si
ę
na nowo i sta
ć
si
ę
rycerzem prawdy. Prawda mo
ż
e w ka
ż
dym czasie rozpocz
ąć
sw
ą
działalno
ść
w
ciele; a gdyby nawet to jedno ciało nie osi
ą
gn
ę
ło najwy
ż
szego celu - siła nie zginie;
na niewidzialnej stronie bytu pomo
ż
e ona duchowi stworzy
ć
doskonalsze ciało dla
nowego
ż
ycia.
Kto trwa w za
ś
lepieniu,
ż
e ludzko
ść
przez wszystkie wieki musi traci
ć
swe ciała jak
dotychczas i nie jest w mo
ż
no
ś
ci przeszkodzi
ć
chorobie i upadkowi, tego wiara
zupełnie nie odpowiada faktom, które ucz
ą
,
ż
e wszystkie rzeczy na ziemi s
ą
d
ąż
eniem naprzód, ku coraz wi
ę
kszej sile, wy
ż
szej mocy,
ś
mielszym mo
ż
liwo
ś
ciom!
Co pochyla plecy i bieli włosy? Uporczywe przywi
ą
zanie do znikomo
ś
ci, fanatyczna
wiara w prochy, oczekiwanie zaguby! Duch obarcza si
ę
pierwiastkami
ś
mierci, póki
nie upadnie pod ich brzemieniem.
Odmłodzone, upi
ę
kszone, kwitn
ą
ce ciało odpowiada duszy, która cała l
ś
ni od nowych
idei, planów, nadziei i celów i od wznosz
ą
cych si
ę
w gór
ę
po
żą
da
ń
! Wieczne
ż
ycie, a
nie pół
ś
mier
ć
dojrzałego wieku!
Lecz w rasie naszej wiara w słabo
ść
i upadek jest tak powszechna,
ż
e nawet alegori
ę
m
ą
dro
ś
ci przedstawiamy w postaci siwego, łysego starca, wspartego na kuli. A wi
ę
c
m
ą
dro
ść
, która nawet sama siebie nie potrafiła uchroni
ć
od upadku!
W miar
ę
, jak rozwija si
ę
w nas wra
ż
liwo
ść
, budzi si
ę
instynktowny wstr
ę
t do
wszystkiego, co przynosi szkod
ę
. Sympatie i antypatie dochodz
ą
do jasnowidzenia.
To jasnowidzenie odpycha odruchowo szkodliwe my
ś
li i szkodliwych ludzi.
Gdy wiara w nas wzrasta, proces odradzaj
ą
cy otrzymuje pomoc ze wszystkich stron
w postaci nowego po
ż
ywienia, zmienionych przyzwyczaje
ń
i otoczenia.
Wszystko dzieje si
ę
za po
ś
rednictwem ducha, którego nie mo
ż
na nie słucha
ć
-
szkodliwe po
ż
ywienie nie daje si
ę
trawi
ć
, szkodliwe towarzystwo znika, wszystkie
przeszkody zamieraj
ą
same przez si
ę
, w zarodku.
Lecz kto usiłowałby w tych rzeczach ustanowi
ć
surowe prawa w nadziei,
ż
e przez to
uduchowi si
ę
jego istota, pozwoliłby tylko opanowa
ć
si
ę
swemu ni
ż
szemu
materialnemu rozumowi. Ten ni
ż
szy rozum usiłuje wówczas wskazywa
ć
wy
ż
szemu
pierwiastkowi intuicje i prawa. - Nie, nigdy - tylko wyrastaj
ą
ca z wiary intuicja powinna
spełni
ć
to dzieło; je
ż
eli np. nadejdzie moment, kiedy materialne "ja" przestanie
przyjmowa
ć
zwierz
ę
ce po
ż
ywienie, w tej samej chwili zniknie po
żą
danie takiego
po
ż
ywienia.
Chocia
ż
głosimy wiar
ę
w nie
ś
miertelno
ść
naszego ciała, nie twierdzimy,
ż
e da si
ę
to
osi
ą
gn
ąć
ju
ż
dzisiejszemu pokoleniu. Nie twierdzimy równie
ż
,
ż
e si
ę
to nie da
osi
ą
gn
ąć
! Nie nalegamy tak
ż
e, aby ludzko
ść
zaraz "wzi
ę
ła si
ę
do dzieła", by stworzy
ć
sobie nie
ś
miertelno
ść
. Utrzymujemy tylko,
ż
e to wszystko musi w ko
ń
cu, pr
ę
dzej czy
pó
ź
niej, nadej
ść
, jako materialny wypływ tej siły, która, krocz
ą
c coraz wy
ż
ej i wy
ż
ej,
uduchawia wszystkie istoty na tej ziemi.