Przytul mnie Sarah West

background image
background image

SARAHWEST

background image

Przytulmnie

Rozdział1

Laine zobaczyła ich w bramie parku. Zacisnęła kurczowo palce na brzegu ławki, była bardzo
zdenerwowana.Mężczyznamiałnasobieobszarpanedżinsyiwypłowiałypodkoszulek.Był

wysoki. Widziała go kiedyś na zdjęciu. Obrzuciła spojrzeniem niesforną, jasnobrązową czuprynę i
pociągłą, wyrazistą twarz, ale całą uwagę skupiła na dziecku. Dziewczynka, trzymając go za rękę,
podskakiwałarozradowana,szczebiocząciśmiejącsię.

Laine zadrżała. Przez chwilę nie mogła złapać oddechu. Ileż to czasu czekała na ten moment? Miała
wrażenie, że przez ostatnie osiem lat - od chwili, gdy odwróciła się od swego śpiącego dziecka i
pośpiesznieopuściłaszpital-czekałanatospotkanie.

Nie powinna tu przychodzić. Nie przypuszczała, że będzie to takie przykre. Ogarnęło ją uczucie
wszechogarniającej pustki. Pragnęła tylko jednego - nie zemdleć. Kilka szybkich oddechów... Tęsknym
wzrokiem wpatrywała się w twarz dziewczynki okoloną długimi jasnymi lokami, które spływały aż na
ramiona. Nie dostrzegła żadnego podobieństwa do swojej szerokiej twarzy o wystających kościach
policzkowych.

-Tatusiu,jakmyślisz,czybędątambaranki?

Dziecięcy głosik przeszył ją na wskroś. Spojrzała na twarz mężczyzny. Uśmiechał się z czułością do
małejosóbki,anatwarzymiałwypisanąmiłośćdodziecka.TogłębokoporuszyłoLaine.

-Niewiemkurczaczku.Chybatak.AleRaffertybędzienapewno.

Jego łagodny i przyjemny głos potrącił w niej jakąś głęboko ukrytą strunę. Jak mogła być zazdrosna o
kogoś,ktoubóstwiałswącórkę,ktowychowałjąodniemowlęcia,awkażdąsobotęzabierałjądozoow
pobliskimparku?Ajednakczułazazdrość,dotądobcąjejracjonalnej,chłodnejpsychice.

-KochamRaffertego!Tatusiu,czymożemywziąćtakąowieczkędodomu?

-Wiesz,żenasisąsiedziniebylibytymzachwyceni.Apozatymniemamydośćtrawy,żebyjąwykarmić.

-Przecieżmoglibyśmykupowaćdlaniejjedzenie.Takbardzochciałabymmiećowieczkę.

-Obawiamsięłobuziaku,żeFruitcakemusiciwystarczyć.

-TylkoFruitcake?

Właśniejąmijali.Ogarnęłojąprzerażenie.Czuła,żeniemożepozwolićimtakpoprostuodejść.Jedno
spojrzenietozamało.Musijąpoznać,mówićdoniej,dotknąć,przytulić...Zupełnieniezdającsobiez
tegosprawywstałaiposzłazanimi.Niebyłatoświadomadecyzja,poprostu-

impuls.

background image

Pamiętała,żeAgencjaAdopcyjnastarałasięzawszelkącenę,abyLaineuniknęłategospotkania.

Czułasięteraztak,jakbytraciłacząstkęsamejsiebie.Stararana,którączasprawieuleczył,otworzyła
się na nowo. Jake Bennington - dobrze znała to nazwisko, podobnie jak imię dziewczynki, Abigail -
pokazałkarnetiobojeweszlinadziedziniec.

Mała z okrzykiem zachwytu podbiegła do dwóch nowo narodzonych jagniąt, łapczywie ssących mleko
swejmatki.

Lainejakautomatszłazanimi.

-Czyżniesąśliczne...?

WgłosieAbbysłychaćbyłoradośćośmioletniegodzieckazpoznaniaczegośnowego.

-Oczywiście.Sąteżbardzodelikatne.

Jakeprzykucnąłobokcóreczkiiostrożniegładziłjednozjagniąt.

Poczuładoniegoniechęć,niewiadomodlaczego.

-Jateżmogę...?

-Ostrożnie,kochanie.Nieprzestraszich.

Dwie głowy, mężczyzny i dziecka, pochyliły się nad zwierzątkami. Nie było między nimi miejsca dla
nikogoobcego.

Lainedyskretnieotarłałzyiwkońcuposłuchałagłosurozsądku.Niemożnategoprzedłużać!Zebrałasię
resztkąsiłiodeszła.

Przezcaływeekendwalczyłasamazesobą.PrzyjechaładoBurchester,byodnaleźćcórkę.

Terazjednakmusiwyjechać.

Zeznalezieniempracyimieszkanianiebędzieproblemu.Nawykwalifikowanychksięgowychzpraktyką
zawszejestzapotrzebowanie.

Jednakwciążniemogłasięzdecydować.Jeśliterazwyjedzie,stracizAbbywszelkikontakt.Gdybytu
została, mogłaby ją czasami widywać. Wiedziała, do której szkoły chodzi, mogłaby ją obserwować na
boisku i gdy wraca do domu. Po prostu - przelotne spojrzenia, które dają spokój jej zgłodniałej duszy.
Mogłateżwidziećjakdorasta,wychodzizamąż...

Nie,totylkoprzedłużyłobyjejcierpienie!Chybalepiejniewiedziećcosiędziejezdzieckiem,lepiejgo
nigdywięcejniewidzieć.

Jakrozsądnaiopanowanabyławtedy,gdypodejmowałatędecyzję!Jednakpóźniejnastąpiłotookropne
poczuciewinyizrozumienie,żeporzuciłacośbardzocennego!

background image

Przezlatatrudnychstudiów,podlawinąfaktówicyfr,starałasięzapomniećodziecku.

Jednakkiedynieoczekiwaniepojawiłasięmożliwośćodszukaniacórki,skorzystałazniejbezwahania.
Terazwłaśniezbieraowocetejdecyzji.

Ranek przyniósł ulgę. Przez kilka godzin nie będzie miała czasu, by dręczyć się myślą o trudnych
sprawach.MusiaławstaćipojechaćdocentrumBurchester-doVictorianMansion-

gdziemieściłosiębiurojejszefa.

Gdy weszła do swego pokoju, czekała na nią wiadomość. Miała spotkać się ze swym
współpracownikiem Rogerem Prentice. Miał pięćdziesiąt lat, ale był uosobieniem energii. W ciągu
ostatnichdniprzejąłnasiebieprawiecałyciężarbieżącychspraw.Jegogabinetbyłjakzwyklezawalony
stosempapierówpiętrzącychsiędosłowniewszędzie.

-Całkiemcięzasypało!-krzyknęłanapowitanie.-Jaksobieztymdajeszradę?

Odwzajemniłsięzdawkowymuśmiechem.

-Nienarzekam.Siadaj.

Usiadła na wolnym krześle, zakładając nogę na nogę. Miała na sobie kremową, płócienną spódniczkę,
którą włożyła korzystając z ciepłego wiosennego dnia. W połączeniu z zieloną bluzką tworzyła zestaw
bardzokobiecy.

-Wpiątekpopołudniu,gdyciebiejużniebyło,odebrałemtelefon.

-ByłamuJacksona-wtrąciłaszybko.

-Wiem.Umówiłemcięzklientemnadzisiejszepopołudnie.Chybajesteśwolna...?

-Niemasprawy,choćmammnóstwoinnejroboty.Dośrodymamoddaćsprawozdaniepodatkowedla
Jacksona.

-Tasprawatotylkowstępnarozmowa.FacetnazywasięJakeBennington.Mawokolicykilkaklubów
odnowybiologicznej.

Laineprzełknęłaślinę.Poprzezszumwuszachusłyszałaswójwłasnygłos.

-Matuprzyjść?

-Tak.Chce,byśmyudzielilimuporadywsprawachfinansowych.Chodzioprzelewgotówki.Maztym
jakieśproblemy,atyjesteśspecjalistkąwpożyczkach.Zajmieszsięnim,dobrze?

Wstała.Wgłowiemiałazamęt.Niewiedziała,comamyśleć.Byłazdecydowanawyjechać,atusamlos
postawiłnajejścieżceJake'aBenningtona.

-Dziękici,Roger.Oczywiście,spotkamsięznim.

background image

Zupełnie oszołomiona wróciła do swego gabinetu i ciężko opadła na fotel. Patrzyła niewidzącym
wzrokiemnazaśmieconebiurko.

Jake Bennington! Stanął przed nią jak żywy: wysoki, szczupły, mocny. Człowiek, na którym można się
oprzeć.Byłidealnąreklamąsystemuodnowybiologicznej,którąpropagował.

Huśtającsięnakrześlemyślała,żebędzieterazdlaniegopracować.Oczywiście!

Wszystko,comiałazrobić,tospotkaćsięznimizająćjegosprawą:uczciwie,logicznie,profesjonalnie.
Jestpoprostujednymzklientów.

Kiedy punktualnie o trzeciej zjawił się w jej pokoju, musiała przywołać cały swój chłodny
profesjonalizm,byspokojniegoprzywitać.Wyglądałinaczejniżwtedy,wparku.W

nieskazitelnym,szarymgarniturzemógłbybyćprzykłademeleganckiegobusinessmana.

Promieniowałjakąśtajemnicząsiłąimęskością.

-Miłomipanapoznać,panieBennington.

-PannaTyson,prawda?Mamnadzieję,żedobrzewymawiampaninazwisko-wyciągnął

rękę.-Dzieńdobry.

Laine odniosła wrażenie, że znają się od lat. Ku swemu zdziwieniu zobaczyła w jego oczach iskierki
sympatii.

-Witampana!Możefiliżankęherbaty?

Jegouśmiechprzyprawiłjąoprzyśpieszonebicieserca.

-Chętnie.Dziękuję.

-Proszęusiąść.Zamomentwrócę.

Zamówiłaherbatę,szczęśliwa,żechwilowaprzerwapozwolijejodzyskaćrównowagę.

WtymczasieJakepostawiłnapodłodzeswąwypchanąteczkęiwydobyłzniejplikdokumentów.

-Czyznapanimojąsprawę?

-Chodzioprzelewgotówki?

-Zgadzasię.Potrzebujękolejnejpożyczki,alebankniechcemijejudzielićbezwiększejilościdanychi
odpowiednichzabezpieczeń.

-Nacopanchceprzeznaczyćtenkredyt?

-Chcęwyposażyćklub,któryotwieramwprzyszłymmiesiącu.

background image

-Rozumiem.Ilepanposiadaklubów?

-Pięć.Tenbędzieszósty.

-Adziałapan,jeślisięniemylę,zaledwierok?

-Osiemnaściemiesięcy.Matojakieśznaczenie?

-Zaszybkosiępanrozwija.Todośćpowszechnyproblem.

-Nocóż,panisięnatymzna.Copowinienemzrobićwtejsytuacji?

-Proszędaćmitrochęczasu.Zanimudzielęporady,muszęsięzorientowaćwsprawie,takżewbanku.

-Tobrzmioptymistycznie,pannoTyson,alejaniemamczasu.Wierzycieledepcząmipopiętach.

Laineuśmiechnęłasię.

- Przystopujemy ich, przynajmniej czasowo. Poczekają, gdy im powiem, że zgłosił się pan po poradę
finansową.

Uśmiechnąłsięszeroko.Jegopociągłątwarzpokryłasiateczkabruzdizmarszczek,tworzącinteresujący
rysunek.

-Tojużcoś!-znowusięuśmiechał.

Zignorowałatenuśmiech.Odpędziłagłupiemyśliispróbowałaskupićsięnasprawie.

-Chciałbymrozwinąćsiećklubówwmiastachnatereniecałegokraju-powiedział

zbierającsiędowyjścia.-Kulturafizycznajestpotrzebna.Czywidziałapaniktóryśzmoichklubów?

Lainezarumieniłasię.Przypomniałasobie,jakprzychodziładoklubuBurchester,byzdobyćinformacjeo
jegoprywatnymżyciu,omiejscach,gdzienajczęściejbywa...

Właśnietamdowiedziałasięojegosobotnichwizytachwparku.

-Jeślichodziościsłość,tobyłamwjednymztutejszychklubów-przyznała.-Wspaniały!

-Świetnie!Ainnepaniwidziała?

Potrząsnęłagłową.Jakespojrzałnazegarek.

- Jeśli nie ma pani nic przeciwko temu, moglibyśmy pojechać do Birmingham. Mam tam dwa kluby.
Obydwasąwiększeodtutejszego.

-Dobrze-Lainenaglezapragnęłaodrobinyszaleństwa.Jakepatrzyłnaniąwtakisposób,żesercezabiło
jejszybciej.Takimaływypadwinteresach,toprzecieżniczłego-usprawiedliwiałasięwmyślach.Aze
sprawąJacksonanapewnozdąży.

background image

-Wporządku-podniosłasięzkrzesła.-Wprawdziemamjeszczemnóstwopracy,aleskusiłmniepan.
Muszędużowiedziećopańskichinteresach,bymmogładobrzesięnimizająć.

-Jazaśmuszęwiedziećwszystkoopani!

Miękkowymówionesłowaitonjegogłosusprawiły,żeprzeszyłjądreszcz.Gdyzdejmowałapłaszczz
wieszaka,drżałyjejręce.Niebyłaprzygotowananatakiekomplikacje.Aletakimiły,niezobowiązujący
kontakt na płaszczyźnie interesów pozwoli jej nadal widywać córkę, a tego bardzo pragnęła.
Zdecydowałasię.

Wostatniejchwiliogarnęłająpanika.Jakmogłaosobiścieangażowaćsięwzwiązekzmężczyzną,który
byłprzezosiemlatopiekunemjejcórki?

Jednakodrzuciłateobawy.

-Nieusłyszypannicciekawego,panieBennington.

-ProszęmimówićJake...

Zostawiłasekretarcewiadomośćdokądsięwybiera,poczymwyszli.

-PanieBennington...

-Jake-poprawił,otwierającdrzwiczkibiałegosportowegowozu.

Patrzyła,jakprzekręcakluczykwstacyjce,apotem-gdysilnikzapalił-jakwrzucawstecznybieg.

-Czyjestjakiśpowód,dlaktóregomusimybyćtacyoficjalni?-zapytałłagodnie.-Czyniemożemysię
bliżejpoznać?...Przecieżniejesttosytuacja:pacjent_lekarz.

-Nie-zaśmiałasięzzakłopotaniem.-Zawodowychprzeciwwskazańniema,alemimowszystkosądzę,
żeniejesttozbytdobrypomysł.

-Więcbędęmusiałcięprzekonać.TwojasekretarkanazywałacięLaine.CzytoskrótodElaine?

-Nie.Takieimięotrzymałamnachrzcie.Mojamatkachciała,żebybyłoniezwykłe.

-Podobamisię,bopasujedociebie.

Jechaliautostradą.

“Boże! - myślała gorączkowo. - Nie chcę zostać stroną w trójkącie”. Myśl o tym, że przybrany ojciec
Abbyjestkobieciarzemspowodowała,żepoczułasięgłupio.Jednakprzecieżkochałjejdziecko;może
należałomuwybaczyćtęsłabostkę?

Włączył radio i w samochodzie rozległ się dźwięk elektrycznych gitar. Laine oparła się wygodniej i
obserwowała szeroką wstęgę autostrady. Jake zjechał w stronę miasta i włączył się w ruch uliczny.
Wjechałwjakąśuliczkęizatrzymałwózprzeddużymośrodkiem.

background image

Uważnieobejrzałaszyldnaddrzwiami.

-Podobająmisięnazwy,jakienadajeszswoimklubom.

-“Hygeia”.Pomyślałem,abywezwaćboginięzdrowia!

-Jużwidzęjakkluby“Hygeia”wyrastająwcałymkrajujakgrzybypodeszczu.Todobrzebrzmi.

Ośrodekwyglądałwręczimponująco.Niemiałażadnychwątpliwości,nacoposzłypieniądze.Jeśliprzy
budowieinnychklubówbyłtaksamorozrzutny,tonicdziwnego,żemiał

kłopotyfinansowe!

-Pieniędzytunieoszczędzano-zauważyłacierpko.

-Nie-powiedział.-Włożyłemwtocałegosiebie.Innesąskromniejsze.Pozostałeobiektywyposażyłem
dokonującmałozmian,chociażdręczyłomnie,żemuszęoszczędzać.

-Trzebarozwijaćinteresstopniowo,wmiaręjakbędzieprzynosiłzyski.

-Napewnobędzie!-stwierdziłzwiarą.

Sala gimnastyczna wyglądała niczym jakieś rusztowanie z rur i prętów krzyżujących się we wszystkich
możliwych kierunkach. Kiedy podeszli bliżej, poszczególne elementy zaczęły nabierać sensownych
kształtów.Większośćprzyrządówbyłazajęta.

Jake gestem przywołał mężczyznę o wyglądzie emerytowanego boksera, lekko łysiejącego ze
spłaszczonymnosem.

-Jakidzie?-zapytałJake.

-Wporządku,szefie.Wszystkozajęte.

Jakepoklepałgoporamieniu.

-Dobrarobota,Len.

- Sauny są tam - wyjaśnił Jake. - U góry jest druga sala gimnastyczna: drabinki, równoważnie, liny,
materace.Sporoludziwolitradycyjnyrodzajćwiczeń.

Mówiąctozaprowadziłjąnagórę.Kilkumężczyzntrenowałoszermierkę.Innagrupaćwiczyłakarateczy
teżjudo.

-Wspaniałasala!

-Aobokwejścia,widzisz,mamybufet!

-Zdroważywnośćiżadnegoalkoholu?...

- Zgadłaś. Sprzedajemy frytki i różne chrupki. Czy chcesz obejrzeć pozostałe budynki? A potem

background image

pozwoliszzaprosićsięnaobiad?

Uśmiechałsię.Zjegooczumożnabyłowyczytać,żechcenawiązaćzniąbliższykontakt.

Napotkawszy jego wzrok Laine poczuła, że się rumieni. Ale za chwilę ogarnął ją chłód. Spojrzała na
zegarek.

-Czytwojażonanieczekanaciebie?-zapytała.

TwarzJake'adotejporytakbardzoożywiona,wjednejchwiliposmutniała.Schowałsięjakślimakdo
skorupki.Przymknąłoczy,azmarszczkiwokółustpogłębiłysię...

-Mojażona-powiedziałoschle-umarłatrzylatatemu,aledobrze,żemiprzypomniałaś.

Mojacórkajestzawszetakanieszczęśliwa,jeśliniemamniewdomuwieczorem.

Miaławrażenie,jakbyktośzdzieliłjąobuchemwgłowę.Niewiedziałaotym!Podczasposzukiwańnie
natknęłasięnatakistotnyszczegół!

-Jake,takmiprzykro.

Cóżwięcejmogłapowiedzieć?Wyrazyżaluczyprzeprosinybyłynienamiejscu.Nieznałaprzecieżjego
żony,ajegosamegopoznaładopierodziś.

-Odwiozęcię.

Był uprzejmy, ale poprzednia swoboda zniknęła bez śladu. Schował się w sobie, był daleki i chłodny.
Podwiózłjąnaparking,gdziestałajejtoyotaipożegnałsię.

-DobranocJake.Zadzwonię,gdybędęmiałajakieśdane.

-Zadzwońdodomu.Tammamswojebiuro.

Nawet nie wysiadł z samochodu. Skinął głową, nacisnął pedał gazu i odjechał. Laine poczuła się jak
ukarana. Ale za co?... Pytając o jego żonę?... A może dostrzegł w jej głosie złośliwość?... Że też nie
sprawdziła,żejestwdowcem!Jednakświadomośćtegofaktuwywołaławniejniezwykłeożywienie.Nie
dowiary!Awięcmiałaszansęzostaćprzybranąmatkąswojejcórki!

Szybkoodsunęłatępokusę.CzynaprawdęchciałabyzostaćżonąJake'a,czykogokolwiekinnego?

Zdrugiejstronysamlosstwarzałjejsytuację,żemożliwośćbyciazcórkąstałasięrealna!

Musi wykorzystać tę szansę. Nigdzie nie wyjedzie. Bez względu na konsekwencję, pozostaje w
Burchester.

Rozdział2

Zaparkowała wóz i weszła na werandę. Przez drzwi frontowe wchodziło się wprost do pokoju
wypoczynkowego, który zajmował prawie parter tego niewielkiego domku. Do pomieszczeń na górze

background image

prowadziłymałekręconeschodki.Zaniosłarzeczydoswegopokojuirzuciłajenakrzesło.

Zeszłanadół.Oparłaczołoochłodnąszybę.Słońcewłaśniepowolizachodziłoidługicieńwypełniałtę
niewielką zamkniętą przestrzeń; dywan delikatnych, różowo_liliowych kwiatów oświetlały zachodzące
promienie.Laineuniosłagłowę,urzeczonatympięknem.

Nagleroześmiałasięsamadosiebie.Odwróciłasięnapięcieipodeszładowielkiejkanapy,stojącejna
środkupokoju.Zrozkoszązapadławmiękkie,pluszowepoduchy.Wyciągnęłanogiizałożywszyręcepod
głowę,rozkoszowałasiębłogimodpoczynkiem.

Niemasięczymprzejmować!Miaładom,przynajmniejtakdługo,jakbyławstaniespłacaćraty.Była
szczęśliwa w Burchester. Lubiła swoją pracę, a dom był inwestycją, którą lata studiów pełnych
wyrzeczeńuczyniłyrealną.Tak.Zktórejstronybyniepatrzeć,pozostaniewBurchestermiałosens.

W nagłym przypływie energii pobiegła do kuchni. Była głodna. Wspomnienie obiadu, który odrzuciła,
wywołałowniejlekkiżal.

Nocóż,przeszłościniezmieni,liczysiętylkojutro!Jutro,któretakżemożeoznaczaćbliskiekontaktyz
córką.

Temarzeniaiplanyspowodowałybezsennąnoc.Nazajutrzostrozabrałasiędopracy.

UporawszysięznajpilniejsząsprawąJacksona,wzięłasięzadokumentyJake'a.Niebyłotołatwe.

Panował w nich taki bałagan, że mało kto mógłby się w tym połapać. Zawierały jednakże wszelkie
potrzebne dane. Uporządkowanie tego wszystkiego zajęło jej środę i czwartek, ale w piątek rano
wiedziałajuż,cozrobić,byuratowaćjegointeresy.

Sięgnęła po telefon. Przez dłuższą chwilę zastanawiała się, co ma powiedzieć. Wybierając numer
pomyślała, żeby lepiej nie było go w domu, ale gdy usłyszała w słuchawce kobiecy głos, serce
podskoczyłojejdogardła.

Szybkoopanowałasię.

-CzymogęprosićpanaBenningtona?

-Niestety,niemagowtejchwili.Możecośprzekazać?

-Jakmogęsięznimskontaktować?Toważne.

-Niestety,tobędzietrudne,bomadziśdozałatwieniamnóstwospraw.Aktomówi?

- Nazywam się Laine Tyson z firmy Prentice and Co. Czy mogłaby pani przekazać, żeby zadzwonił do
mnie?Będęwbiurzedowpółdoszóstej.

-Oczywiście,proszępani.Powinienwrócićdotegoczasu.

-Dziękuję.Dowidzenia.

background image

“Kim była ta kobieta? - myślała zdenerwowana. - Prawdopodobnie gospodyni. Przecież potrzebował
kogośdosprzątania,doopiekinadAbby,gdybyłnieobecny.Spokojnie!Bądź

rozsądna! Denerwować się tylko dlatego, że kobieta odebrała telefon!” Właściwie, co to ją mogło
obchodzić? Jednak nie była w stanie ukryć niepokoju nawet sama przed sobą, więc zanim około piątej
zadzwoniłtelefon,siedziałajaknaszpilkach.

-PanBennington!-oznajmiłasekretarka.

-Słucham!

-Laine,właśniedowiedziałemsię,żedzwoniłaś.

Z ulgą wsłuchiwała się w jego głos. Było w nim odprężenie i przyjaźń. Odetchnęła z ulgą i zaczęła
mówić,ocochodzi.

-...Więcjakwidzisz,musimysięzobaczyćitojaknajszybciej.Czybędzietomożliwedziśpopołudniu,
czymusimyczekaćdoponiedziałku?

-Amożespotkamysiędziświeczoremlubwczasieweekendu?Czycitoodpowiada?

Ogarnęłająfalagorąca.

-Oczywiście,jeślitotylkomożliwe,zawszeidziemyklientowinarękę.

-Tosięnazywaobsługa.Dziświeczorem,możeoósmej?

-Świetnie.Będęoósmej.

Odłożyłasłuchawkę.Ciekawe,czyAbbybędziejużspała?Czyzobaczęją?

Znałaotoczeniedomu,wktórymmieszkałajejcórka.Przechodziłatamtędykilkarazy.

Miejscebyłoraczejopustoszałe,więcniechciałasiętamczęściejpojawiać,bezwywołaniapodejrzeń.
Parkmiejski,tozupełniecoinnego.Właśnieztegopowodugowybrała,abyjązobaczyćporazpierwszy.
Terazwłaśniezobaczywnętrzetegoszacownegodomu!Nawet,jeślitamnieujrzyAbby,zawszebędzie
mogłaprzywołaćobrazmiejsca,wktórymonaprzebywa.

Wystarczy,żebędziepamiętaćjąiJAke'a.

Wzięłasięwgarśćizajęłasięprzekopywaniemdokumentów.

Zulgązakończyłapracę,zabrałaswojerzeczyorazpapieryJake'a.Czuła,żezbliżasięnieuniknione.

Tenwieczórbędziekamieniemmilowym.Bezwzględunatojaksięsprawypotoczą.

***

PodjechałaprzeddomJake'aizatrzymałasięprzedfrontowymidrzwiami.

background image

Wysiadła, zabierając z tylnego siedzenia jego dokumenty. Nacisnęła dzwonek. Usłyszała czyjeś kroki i
dziecięcygłosikuciszającypsa.

Drzwiostrożnieuchyliłysięnatyle,byprzezwąskąszparęmogłowyjrzećdzieckoipies.

Laine przycisnęła do piersi teczkę z dokumentami, zasłaniając się nimi jak tarczą. Tak chciała porwać
małąwstęsknioneramionaiprzytulić.Oczydziewczynkibłyszczałyciekawością,aleuśmiechałasięw
sposóbwymuszony.

-Dobrywieczór!

-Dobrywieczór!JestemLaineTyson.Miałamzobaczyćsięztwoimtatą.

-Abby!-wgłębidomurozległsiętenniezapomnianygłos.-PoprośpannęTyson!Przecieżniewejdzie,
gdystoiszwdrzwiach!

Abbyodsunęłasięizawołałapsa.

-Fruitcake(Fruitcake-tortowocowy),donogi!

Laineuśmiechnęłasię.Napięcie,któredotejporyodczuwała,zelżało.AwięctobyłaFruitcake!Odrazu
byłowidaćczemutenpiesekzawdzięczaswojeimię.Jegopiękną,kremowąsierśćniemalnacałymciele
zdobiłymałebrązoweplamki.

Abbymiałanasobiebłękitnąnocnąkoszulkęwróżowekróliczkiiwłosyzwiązanegumką.

Drobnepaluszkiwyglądałyzpuszystychdomowychkapci.Pachniałamydłemitalkiem.

LainepodniosławzroknaJake'astojącegoparękrokówdalej.

-Dobrywieczór,Jake.

- Witaj. Abby, teraz, gdy już zobaczyłaś pannę Tyson, możesz iść do łóżka. Za pięć minut przyjdę
powiedziećcidobranoc.

-Czymuszę?-Abbyzamknęładrzwi.

-Musisz,naprawdę.MamyzpannąTysondużopracy.No,marsznagórę!

-Nodobrze-Abbyuśmiechnęłasięgrzecznie.-Dobranoc.

-Dobranoc,Abby.Bardzosięcieszę,żeciępoznałam.

Gdybywiedzielijakbardzo.

Oboje patrzyli na dziecięcą figurkę wdrapującą się wraz z nieodstępną Fruitcake po schodach. Jake
odwróciłsiędoLaine.

-Proszędalej.Dajtepapierzyska.Niesądziłem,żejesttegotakdużo.Jeszczepłaszcz...

background image

-Dziękuję.

Zdjęłajasny,lekkiprochowiecipodałaJake'owi.

Miała na sobie swoją ulubioną letnią sukienkę z długimi rękawami. Wiedziała, że ta żółtobrązowa
tonacjaodbijasięzłotymświatłemwjejwłosach,aszeroka,powiewnaspódnicapodkreślaszczupłość
taliiinóg.Szerokibrązowypasekidługiekolczykiztygrysiegookadopełniałycałości.

Jakezaprowadziłjądosalonuurządzonegowygodnieizesmakiem,chociażmebleidywanwyglądałyna
niecopodniszczone.Łagodneodcieniezieleniibłękitutworzyłyatmosferęmiłegochłoduizachęcałydo
wypoczynku.Kominekiwiśniowelampydodawałyciepłegoblasku.

-Możedrinka?Szkocka,brandyczysherry?

-Jeślimożna,poproszębrandyzimbirem.

Jake podszedł do baru. Gdy przygotowywał drinki, przyglądała się jego wysokiej, szczupłej postaci,
szerokim barkom i wąskim biodrom. Tym razem miał na sobie spodnie od dresu i białą koszulkę
gimnastyczną.

Wzięłaszklaneczkęznapojemiuśmiechającsiępodniosładoust.

-Nazdrowie!

Jakeupiłniecoiodstawiłszklaneczkę.

-Pójdęsprawdzić,czyAbbyjestwłóżku.Zarazwracam.

Laineuśmiechnęłasięzprzymusem.

-Jestcudowna.Musiszbyćzniejbardzodumny.

-Ijestem.

Gdywyszedł,zacisnęładrżącedłonienaszklance,przymknęłaoczyusiłującpowstrzymaćłzycisnącesię
dooczu.Musiwziąćsięwgarść,inaczejnicztegoniebędzie.

To nic! To przecież pierwszy raz! Pierwszy raz może rozmawiać ze swoim dzieckiem, które kiedyś
musiałazostawić.Następnymrazembędziełatwiej.Szczęście,żeJakewyszedł.

Przynajmniejmiałaczas,bysięuspokoić,opanowaćwzruszenie.

Dopiładrinkaiotarłaoczy.

-Zamocne?

-Troszeczkę-zulgąchwyciłasiętegopomysłu.-Niepowinnampićtakszybko.

Jakeuśmiechnąłsię.

background image

-Widzę,żeprawieskończyłaś.Zrobićcijeszcze?

-Nie,dziękuję.Chybamamdość.

Wziąłswojąszklankęidopiłzawartość.

-Notobierzemysiędopracy.Chodźmydomojegogabinetu.Wezmępapiery.

Przeszlidoniewielkiegopokoju,wktórymstałobiurko,parękrzesełipółkizksiążkami.

-Ciekawyjestem,cotakiegowymyśliłaś-powiedział,gdyusiedli.

WciągunastępnejgodzinyLaineomawiałaswojewyliczenia.Wkońcuprzeszładowniosków.

-Jake,niemożeszpozwolićsobienatakąpożyczkę.Niebędzieszwstaniespłacaćkredytu.

Pochłonietowiększośćtwoichdochodów.Niejesttorozsądne!

Jakewstałizacząłnerwowochodzićpopokoju.

-Niezgadzamsię.Mamjużziemięibudynki.Jeśliniewykorzystamtego,będępłacił

czynszipodatekzanie.

-Toprawda,alemożeszzrobićztychpomieszczeńtradycyjnesalegimnastyczneiwyposażaćjewnowy
sprzęt w miarę osiągania zysku. W tym czasie skoncentruj się na zwiększeniu dochodów z
dotychczasowychobiektów.

ZamyślonyJakenadalprzemierzałpokój.Lainezamarła,niechciałprzyjąćjejrozwiązania.

Jegofirmamożeupaść.“Mojaradaciniewsmak-myślałazezłością-aniktinnylepszejcinieudzieli.
Rób,cochcesz.Mnietonieobchodzi.”

Aleobchodziłoją.Nawetbardzo.Nietylkoztegopowodu,żewszystkocodotyczyłoJake'a,dotyczyło
równieżAbby,aledlatego,żechciałastaćsięczęściąichżycia.JeśliJakeodrzucijejekspertyzę,odrzuci
równieżją.

Przestałchodzićpopokoju.

-Niepodobamisiętwojerozwiązanie-powiedziałszorstko.-Ale“niepototrzymampsa,bysamemu
szczekać”-jaktosięmówi.Zrobiętak,jakzaproponowałaś.

Uśmiechnąłsię,aonaodetchnęłazulgą.

-Todobrze.Zmniejsząpożyczkąniepowinnobyćtrudności.

-Więcpostanowione.Napijeszsięjeszcze?

-Niepowinnam.Jadęsamochodem.

background image

-Więcmożekawy?Zostawtowszystkoichodźmydosalonu.

Lainepołożyłapapierynabiurku,zabierająctylkoswojenotatki.

-Usiądź.Zarazzrobiękawę.

W chwilę później na stoliku obok kominka bulgotał ekspress do kawy. Pojawiły się dwie filiżanki,
śmietanka,cukieriherbatniki.

Jakewyciągnąłsięwfotelu,uśmiechającsiędoniejjakaktorfilmowy.

-Powiedz,jaktosięstało,żetakapięknakobietazostaładoradcąfinansowym?

-Acomajednozdrugimwspólnego?Zawszelubiłammatematykę,mamścisłyumysł.

Pomyślałam, że szkoda go marnować. Poza tym to dobry zawód. Mój ojciec pracuje w księgowości w
wielkiejfirmieitoonpodsunąłmimyślostudiach.Chciał,abymbyłalepszaniżon.

-Iudałocisię.Twoirodzicemieszkajątutaj?

-Nie,mieszkająwSurrey,napołudnieodLondynu.Terazrzadkoichwiduję.

-Brakujeciich?

-Czasami,choćniebyliśmyzżyci...

Wprzeciwnymwypadkunigdybynienalegali,żebyporzuciłaswojedziecko,bezwzględunaniąsamąi
jej odczucia. Gdyby ojciec chciał ją przyjąć oraz dziecko wtedy, gdy robiła maturę, a potem zdawała
egzaminynapierwszyrokCollege'u...Wtedynapewnoporadziłabysobie.Aleniedalijejszansy.Ojciec
postawiłultimatum:albooddadzieckodoadopcji,albowyrzucąjązdomuibędziemusiałażyćzzasiłku
dlabezrobotnych.Wwiekusiedemnastulattakieultimatumjestwyrokiem!

EkspressprzestałbulgotaćiJakepochyliłsię,bynapełnićfiliżanki.

-Śmietanki?

-Odrobinęibezcukru.

-Poczęstujsięherbatnikiem.

-Dziękuję.Agdziesątwoirodzice?-zapytała.

-Sązagranicą.OjciecjestwykładowcąnauniwersyteciewKanadzie.

-Todlategotyteżbyłeśkiedyśnaukowcem?

Laineprzełknęłaślinę.Jakmogłataksięwygadać!Uśmiechnęłasięniewyraźnie.

- Bringstone to plotkarska mieścina. Wiem, że zanim zająłeś się Klubami Odnowy, wykładałeś historię
współczesną.

background image

Przecież mogła trafić na tę wiadomość przypadkiem. Nie mógł podejrzewać, że celowo zbierała o nim
informacje,awBiurzeAdopcyjnympowiedzianojejonowychrodzicachjejdziecka.

-Toprawda-uśmiechnąłsięwsposób,któryLaineprzyprawiłodrżenie.-Niewyglądamnanaukowca?

-Wyglądasz.Maszinteligentnątwarz.

- Dzięki! Rzeczywiście, studiowanie bawiło mnie i byłem nawet niezłym historykiem, ale wykłady
śmiertelnie mnie nudziły. Trzymałem się tego, póki żyła moja żona, ale po jej śmierci postanowiłem
zmienić styl życia. Potrzebowałem czegoś bardziej aktywnego, gdzie mógłbym się sprawdzić jako
przedsiębiorca.StądKlubyOdnowy.

Lainezdobyłasięnaodwagę.Musiporozmawiaćojegobyłejżonie.

-Powiedzmi,dlaczegoonaumarła?

-Umarłanaraka-powiedziałszorstko.-Powinniśmysiębylitegospodziewać.Krótkoponaszymślubie
byłaoperowana,alemyśleliśmy,żekuracjajestzakończona.

-PotemurodziłasięAbby...?-Lainewstrzymałaoddech.

- Abby nie jest naszym dzieckiem. Żona moja była tak nieszczęśliwa, że nie może mieć dzieci, że
zdecydowaliśmy się na adopcję. Wzięliśmy ją, gdy miała dwa tygodnie. Kocham ją jednak jak własną
córkę.

Ciekawe,jakbyzareagował,gdybypowiedziałamuprawdę:“onajestmoja!”Tesłowadźwięczałyjejw
głowie,alenieodważyłasiępowiedziećichgłośno.Zamiasttego,zbólemwyszeptała:

-Rozumiem.

- Ciężko jest samotnie wychowywać dziecko, ale kochałem moją żonę i nie mogę zdobyć się na to, by
ktośzająłjejmiejsce.

“Towielewyjaśnia”-myślałaLaineupijajączfiliżankidużyłykkawy.

-Jaksobieradzisz?

- Pani Foale, z którą rozmawiałaś, spędza z nią większość czasu. Jest wdową i mieszka z córką. Od
poniedziałku do piątku po południu mieszka u nas. W weekendy jest u córki, która właśnie wtedy
potrzebujekogośdodzieci.Układtendziałanieźle.

Więctonieprzyjaciółka!Słysząc,comówiłowprowadzeniukogośinnegonamiejscezmarłejżony,nie
byłatymzdziwiona,jednakmimowoliulżyłojej.

-Biednakobieta-Laineskryłaswojeprawdziweuczuciepodmaskąsympatii.-Czyonamacośwżyciu
dlasiebie?

Jakezmarszczyłbrwi.

background image

- Ona lubi zajmować się dziećmi. Poza tym w weekendy wyjeżdża z rodziną za miasto, nie jest więc
żadnąmęczennicą-dodał.

Najejdelikatnejtwarzypojawiłsięrumieniec,gdyzdałasobiesprawę,żeokazałasięmalkontentką.

-Przepraszam-szepnęła-niechciałamkrytykować.Poprostuzdziwiłomnie,żespędzacałyswójczas
zajmującsięcudzymidziećmi.

-Wieluludzitorobi.Janaprzykładnierozumiem,jakmatkaAbbymogłaporzucićswojedziecko?Jaką
osobąmusiałabyć?Samolubnąbabąbezserca!

Lainezdrętwiała.Nigdynieprzypuszczała,żektośmożejąoceniaćwtensposób.Tępowpatrywałasię
wfiliżankęzaciśniętąwdłoniach.Zmusiłasięjednak,bypowiedzieć:

-Ajeślionabyłamłodainiemiałainnegowyjścia?

Jakeżachnąłsię.

- Zawsze jest jakieś wyjście. Ta dziewczyna zdecydowała się porzucić dziecko, które tak
nieodpowiedzialnieurodziła.Niebyłazamężna,alecoztego?

Jejzesztywniałewargiledwiewymówiłysłowa:

-Możeniepowinniśmysądzićjejzbytostro.Nieznamywszystkichokoliczności.

Dziękowała teraz niebu, że nie wyznała prawdy. Czuła jednak wielką potrzebę usprawiedliwienia tego
postępku. Chciała, żeby Jake pomyślał nieco łagodniej o tamtej dziewczynie. Niestety, nie było to
możliwe. Jeśli chce go widywać, musi zachować swoją tajemnicę. On nigdy nie może dowiedzieć się
prawdy. W pewnym momencie zorientowała się, że Jake ją uważnie obserwuje. Zdobyła się na
desperackąodwagę,bywytrzymaćtospojrzenie.

-Powinieneśbyćjejwdzięcznychociażzatourodzenie,inaczejniemiałbyśAbby.

-Notak.Aleniemogęprzejśćdoporządkudziennegonadfaktem,żektośporzucaswojedziecko.

-Onanieporzuciła,aleoddałaje.Wam.

Wzruszyłramionami.

-Wtejsprawiejesteśmynajwyraźniejodmiennegozdania.Jeszczekawy?

Zapomniałaoswojejfiliżance.SzybkodopiłaresztkiipodałająJake'owi.

-CzyAbbywie,żejestadoptowana?-wykrztusiłazsiebie.

Może nie powinna kontynuować tego tematu, ale musiała się dowiedzieć, czy Abby była świadoma, że
magdzieśnaturalnychrodziców:matkę,ojca...

NadaltrudnobyłojejmyślećoojcuAbby;mężczyźnie,któryjązostawiłwtaktrudnymmomencie.

background image

Jak mogła być aż tak naiwna, aby sądzić, że atrakcyjny, dwudziestodziewięcioletni mężczyzna nie jest
żonaty,iżejestnaprawdęzakochanywniedojrzałymsiedemnastoletnimpodlotku?Alewówczasbyłatak
zadurzona, że wierzyła we wszystko. Po prostu oddała całą siebie, aż do zatracenia. Tak, jak tylko
młodośćpotrafitorobić.UfałaPeterowiwewszystkim,nawetjeżelichodziłoośrodkizapobiegawcze.
Wspomnieniejegotwarzywykrzywionejzłością,gdydowiedziałsię,żejestwciąży,pozostaniejejna
zawszewpamięci.

-Pozbądźsiętego-powiedziałwówczas.

-Peter!-wykrzyknęławzdumieniu.-Niechcesznaszegodziecka?Poprostupobierzemysięwcześniej
niżplanowaliśmy,towszystko.

-Mówięci,Laine,pozbądźsiędziecka.Albokoniecznami.

- Ale... Nie mogę! Czy ty tego nie rozumiesz? Nie mogę zabić naszego dziecka! Czy naprawdę nie
możemysiępobrać?

- Oczywiście, że nie. Ty idiotko! - Laine z przerażeniem patrzyła, jak uprzejmy, troskliwy, kochający
mężczyznazmieniasięwzwierzę.-Jestemżonaty,więcjakmogęsięztobąożenić?

Laine,jeślichceszmiećtegobachora,znamiwszystkoskończone.

-Jużjestskończone-powtórzyłatępo.Jakmogłabyjeszczegokochać,ufaćmu?

CichygłosJake'anagleprzerwałwspomnienia.

-Tak.Abbywieotym.

Wróciładorzeczywistości.Drżącąrękąpodniosłafiliżankędoust.

-Powiedzieliśmyjej,gdybyładostatecznieduża.Niechcieliśmy,bydowiedziałasięod

“pokątnychżyczliwych”.Wie,żebardzojejpragnęliśmyiżejąkochamy...Ijająkocham,bardzo.

-Czyonamyśliczasamioswojejprawdziwejmatce?

- Nie sądzę. Nigdy o niej nie mówi. Po śmierci Jane dość szybko doszła do siebie, więc myślę, że
niczegojejniebrakuje.

-Musijejbrakowaćmatki.

-Byćmoże,alepaniFoalejestnaprawdęwspaniałąopiekunką.

Ton jego głosu wskazywał, że temat został wyczerpany, więc dopiła kawę i zaczęła zbierać się do
wyjścia.

-Muszęiść.Dajmiznać,kiedybędzieszrozmawiałzdyrektorembanku.Oczywiście,jeślisobieżyczysz,
abymbyłaprzytym.

background image

-Dobrze-podniósłsięzfotela.-Dziękuję,Laine.Doceniamtwojąpracę.Będęztobąwkontakcie.

Dopomógłjejwłożyćpłaszczipodałdokumenty.Odprowadzającjądodrzwi,był

zamyślony. Gdy je otworzył, czuła, że się waha. Mogłaby przysiąc, że zastanawiał się nad następnym
posunięciem.

-Dobranoc-powiedziaławyciągającrękę.-Dziękujęzadobrąkawę.

-Całaprzyjemnośćpomojejstronie-uścisnąłjejdłoń.

Znówsięzawahał,wokółoczupojawiłysięlekkiezmarszczki.

-Możejednakdaszsięzaprosićktóregoświeczorunakolację?

Laineuśmiechnęłasię.

-Chętnie-odpowiedziałaszczerze.

-Wewtorek?

-Wewtorek.

-Zostawmiswójadres.Wpadnępociebie.

Wracaładodomuwoptymistycznymnastroju.Oczywiścienawetniekryłatego,żezaproszeniesprawiło
jejprzyjemność,nieudawałateż,żejestto“zwykłe”zaproszenie.

Jakenapewnosądzi,żetojegomagnetycznaosobowośćtaknamniedziała.

Dowartościowanie jego męskiego “ego” na pewno mu nie zaszkodzi. Chociaż, gdyby nie Abby, czy
naprawdętakbardzozależałobyminaspotkaniuznim?

Niemiałagotowejodpowiedzinatopytanie.

Rozdział3

Byłajużwpołowiedrogidofurtki,gdysamochódJake'azatrzymałsięprzedjejdomem.

Tenmężczyznazburzyłwjejżyciuzwykły,chłodnyspokój.AletylkoprzezniegomogładotrzećdoAbby,
swojejcórki.

-Cozapunktualność!

Uśmiechipodziw,którydostrzegławjegobrązowychoczachsprawiły,żeprzezchwilęzabrakłojejtchu.

Musnął palcami pęk szyfonowych róż przypięty do jej paska. Czerwona wstążka, którą były związane,
spływałałagodniewzdłużczarnejaksamitnejspódnicy,którafalowałaprzykażdymjejruchu.

-Pięknekwiaty.Pozwól,wezmętwojeokrycie.

background image

Głosodmówiłjejposłuszeństwa,więctylkouśmiechnęłasiępodającmupelerynkęzesztucznegofutra.
Chociażdzieńbyłsłonecznyiciepły,jednakjejlekkabluzeczkazgłębokimdekoltembyłazbytlekkana
majowywieczór.Delikatniepołożyłfutronatylnymsiedzeniuipomógłjejwsiąść.

Białakoszulawpołączeniuzgustownymkrawatemimiękkimciemnoszarymgarnituremnadawałajegoi
takpociągającejpowierzchowności,jakiśdodatkowyurok.

Laine czuła dreszcz podniecenia. Siedząc obok niego w luksusowym samochodzie była zdenerwowana
jak nastolatka na swojej pierwszej randce. Nie była pewna, czego on właściwie spodziewa się po tej
znajomości.

Przypuszczała, że chodzi mu o mały flirt, bez głębszych zobowiązań. Sądziła tak na podstawie tego, co
mówiłozmarłejżonie.Wszystkoczegopragnęła,tomócczasamiwidywaćAbby.

-Pensazatwojemyśli!

GłosJake'awyrwałjązzamyślenia.

-Niesątylewarte.-Roześmiałasię,kryjącchwilowezmieszanie.-Chociażmożetak.

MyślałamoAbby.

-Wtakimraziesąwartewięcej-zgodziłsięzuśmiechem.

-Jakonasięmiewa?

-Wporządku.Zrobiłanatobiewrażenie?

-AbbyiFruitcaketworzątakinteresującąparę...

Starała się mówić spokojnie, ale głos jej drżał. Zdanie o Abby wyrwało jej się najzupełniej
podświadomie.Poprostuchciałarozmawiaćocórce.Jednakwiedziała,żewtensposóbigrazogniem.
Mogłapowiedziećwięcejniżzamierzała.Szybkozmieniłatemat.

-Kiedybędąszczenięta?

-Najprawdopodobniejzaparętygodni.Coznimizrobimy,kiedysięurodzą?

Jegogłosbrzmiałwesoło,leczLainewyczuwałacośinnegopodmaskąwesołości.

-Niepowinniściemiećztymkłopotów-stwierdziła.Naglewpadłjejdogłowypewienpomysł.-Sama
chętnie wezmę jednego - powiedziała. - Tylko, że nie ma mnie prawie cały dzień w domu... Muszę to
jeszczeprzemyśleć.

-Wspaniale.Jedenbiedakzgłowy!Muszępozbyćsięteżinnych.Abbypewniebędziezrozpaczona.

Jakewjechałnagłównyparkingiwyłączyłsilnik.

-Carltonjesttużzarogiem.Znasztęrestaurację?

background image

-Słyszałamoniej,alenigdytamniebyłam.

Ująłjąpodramięipoprowadziłwkierunkuwejścia.Pasowalidosiebieitworzyliładnąparę.

- Zadziwiające - podjął rozmowę. - Mężczyźni ustawiają się chyba w kolejce, żeby cię zaprosić na
kolację?

Tongłosusugerował,żetomiałobyćpytaniezaczepne.Laineniewiedziała,jaknaniezareagować.

-JestemwBurchesterdopierokilkamiesięcy.

-Naprawdę?-Naszczęścieporzuciłdalszerozważanianatentemat.-Gdzieprzedtemmieszkałaś?W
Surrey,zrodzicami?

-Nie.WyjechałamdoLondynustudiowaćekonomięiodtegoczasuniemieszkamwdomu.

WynajmowałammieszkaniewSydenham.

-Adlaczegoprzeprowadziłaśsiętutaj?

Właśnie wchodzili do restauracji i pytanie to pozostało bez odpowiedzi. Miała wprawdzie zmyśloną
historyjkęnatentemat,alemimowszystkoczułasięniepewnie.

KierowniksalipowitałJake'ajakstałegobywalcaizaprowadziłichdoosobnegostolika.

Ciepłe górne światło dawało przytulną, intymną atmosferę, a małe lampki rzucały romantyczny, różowy
blasknastoliki.Gdyusiedli,kelnerpodałimmenu.

- Mają tu wspaniałą sałatkę z homara - zauważył. - Zawsze ją zamawiam, gdy tu jestem. A ty, co
wybierasz?

-Jeślitakzachwalaszhomara,dammuszansę,alenapoczątekproszęomelona.

Obawiającsięspojrzećmuwoczy,uważniestudiowałakartę:najpierwprzystawki,potemdaniegłówne.
Wkońcujednakpodniosłagłowę.Napotkawszyjegobadawczywzrokpoczuładreszcz,któryprzeszyłjej
ciało.Zamrugałapowiekami,bywyrwaćsięspodtegouroku.

Odważyła się w końcu i zaczęła obserwować jego pociągłą twarz o interesujących rysach i gorące
spojrzeniebrązowychoczu.Zwycięskiuśmiechbłądzącynajegoustachsprawił,żeskapitulowała.

DopierowtedyJakepozwoliłjejdojśćdosiebie.Zaczęlirozmowę,aLainezauważyła,żeprowadziją
swobodnie.Poruszyliwszystkiemożliwetematy:odpolityki,poprzezhistorięiturystykęnażeglarstwie
skończywszy.

PosiadałjachtkabinowynaSoarzeizachwalałrozkoszespływuwdółrzeki,zwłaszczapodczaspięknej
letniejpogody.

-Byłabyśtymzachwycona.

background image

Powiedziałtotakciepło,więcpomyślała,żezapraszająwtensposóbnajednązeswychwypraw,aleon
zacząłmówićoczyminnym.

CzekalinadeseriJakenakryłjejdłońswojąręką.

Była zaskoczona. Jak daleko sięgała pamięcią, nigdy nie lubiła by ktokolwiek, z wyjątkiem matki, jej
dotykał.PotempojawiłsięPeteriprzezkrótkiczaspromieniaławjegoobjęciach.

Niezabrałaręki,przyjmująctengestjakczęśćmiłegowieczoru.Zdumionamyślała,żejużkilkarazybyli
takbliskosiebie:najpierwwsamochodzie,potemidącodparkinguwstronęrestauracji,terazichkolana
spotykałysiępodstołem.Niemiałanicprzeciwkotemu.

Możedrgnęłapodwpływemtychmyśli,możezinnegopowodu,boJakeodważniejścisnął

jej rękę i zaczął delikatnie pieścić wnętrze jej dłoni. Nie cofnęła ręki, bo chciała, by to trwało jak
najdłużej.

Jego ciemne, brązowe oczy z tęsknotą patrzyły na jej twarz, a Laine zastanawiała się, dlaczego on to
robi?

Podanodeseriprysłintymnynastrój.Jakewyprostowałsięiuśmiechnął.

-Nacomaszochotę?

Spojrzała na kuszący zestaw i wybrała biszkopt z kremem, z dodatkiem sherry. Sięgając po łyżeczkę
stwierdziła,żeodczasuwejściadoCarltonaanirazuniepomyślałaoAbby,bowiemJakezaabsorbował
jącałkowicie.Głosrozsądkumówił:“strzeżsię!Takasytuacjamożetylkopowiększyćtwójból.Tomoże
być kolejne rozczarowanie”. Czyż nie ostrzegał jej, że nie pragnie trwałych związków? Czy naprawdę
chciała być z tym człowiekiem? Lata całe nie odczuwała najmniejszej ochoty, by z kimkolwiek się
wiązać.Cojątakodmieniło?CzytorezultatspotkaniazAbbyiwstrząsu,jakiegowówczasdoznała?

Pochyliłasięnaddeserempróbującrozeznaćsięwewłasnychuczuciach.MożeJakepociągajądlatego,
żejestbliskoAbbyicząstkajejtęsknotyzadzieckiemprzypadananiego?

Onrównieżumilkł,zatopionywswoichmyślach.Gdykelner,przywożączestawserów,zmieniłnakrycia,
Jakewymamrotałcośniezrozumiałego,comiałooznaczaćpodziękowanie.

Pochwilipodszedłdonichkierowniksali.

-Telefon?Jużidę.Przepraszam,Laine,muszęsiędowiedzieć,czegochcepaniFoale.

-Oczywiście.

Laine patrzyła jak szedł w stronę bufetu, a serce podchodziło jej do gardła. Dlaczego pani Foale
dzwoniładorestauracji?CzytoAbby...?Comogłosięstać?

WyraztwarzyJake'apotwierdziłjejnajgorszeobawy.

-Cosięstało?

background image

- Abby - powiedział poważnie - jest przeziębiona, boli ją gardło i gorączka się podnosi. Pani Foale
wezwaładoktora,noimuszęiść.Przepraszamcię,żenaszakolacjakończysięwtensposób.

Poproszę,bywezwanodlaciebietaksówkę.

-Niekłopoczsięomnie.

NiechciałanarzucaćsięJake'owi.

- Dobranoc, Laine. Dziękuję za miły wieczór. Musimy go kiedyś powtórzyć. Może wtedy nic nam nie
przeszkodzi.

Podniósł jej dłoń do ust. Muśnięcie gorących warg przyprawiło ją o drżenie, a na twarzy pojawił się
rumieniec.

-Dobranoc,Jake.Jarównieżdziękuję.Mamnadzieję,żezAbbytonicpoważnego.

Chciaładodać:“ipozdrówjąodemnie!”,alebyłabytobyćmożezbytniapoufałość.

Przytrzymałjejrękę,jakbyzupełniezapomniał,żemusijechać.Uśmiechnąłsięiodszedł.

Patrzyła,jakszybkimkrokiempodchodzidobufetuipłacirachunek.Wyszedł,nieoglądającsięzasiebie.
Wtedypoczułasięosamotniona.

Czykażdezbliżeniebędziesiętakszybkoibezlitośniekończyło?Czegowięcejmogłasięspodziewać?
Poznalisiędopierotydzieńtemu,widzieliraptemtrzyrazyitowsprawachzawodowych.Zjakiejracji
miałjejzaproponować,bywróciłaznimdochoregodziecka,którewidziałarazwżyciuitozaledwie
przezkilkaminut?Niemiałanajmniejszegopowodu,bybyćtakanieszczęśliwa.

Jednak tym razem zdolność logicznego rozumowania opuściła ją zupełnie i uczucia wzięły górę. Może
właśniedlategotejnocyzasnęłazdłonią,którąJakepocałował,przyciśniętądoust?

***

Obudziła się wczesnym rankiem. Z niecierpliwością czekała na rozsądną godzinę, żeby zadzwonić do
Jake'a.

“PytanieozdrowieAbbypowinnobyćodebranejakozwykłauprzejmość”-przekonywałasamąsiebie,
sięgającposłuchawkę.Miaławszelkiepodstawy,byzadzwonić.

-Jake?TuLaine.ChciałamtylkozapytaćjaksięczujeAbby?-zdawałosięjej,żebył

zdyszany.

- Laine? - w jego głosie brzmiała szczera radość. - Z Abby wszystko w porządku. Doktor mówi, że to
wietrznaospaiżezaparędnipojawisięwysypka.Toraczejnieprzyjemnaniżniebezpiecznachoroba.

-ChwałaBogu!Mamnadzieję,żeniewyciągnęłamcięzłóżka?Jakbybrakujecitchu.

background image

Roześmiałsię.

-Przedchwiląbiegałem.Robiętokażdegoranka,zwykleniecowcześniej.Zapóźnonaspanie.

-Mogłamsiędomyśleć!Mówiłeśmi,żeuprawiaszjogging.Właśniewychodziłamdopracyichciałam
siędowiedzieć,cozAbby.Cieszęsię,żetonicpoważnego.

-Laine,jeszczerazdziękujęzatelefon.

Jechaładopracyuśmiechnięta,nucącpodnosemjakąśmelodię.Niepamiętała,kiedyostatnioczułasię
takwspaniale!

Ranekniebyłzbytpogodny.Niskowiszącechmuryzapowiadałydeszcz,aledziśmiastowydawałosię
jej wyjątkowo promienne. Jednak życie, mimo wszystko, jest cudowne! Abby wkrótce wyzdrowieje, a
Jakesięnaniąniegniewa.

Kiedyweszładobiura,sekretarkajużsiedziałazabiurkiem.

-Dzieńdobry,Laine.Wyglądasznaszczęśliwą.Udanarandka?

-Czyszczęściezawszemusisięwiązaćzmężczyzną?-Laineściągnęłabrwi.

-Tomiwyglądanatenrodzajszczęścia-powiedziałaJaneztajemnicząminą.

-Możeszmyśleć,cochcesz-odparławchodzącdoswegopokoju.

Zulgązamknęłazasobądrzwi.Sekretarkaniemiałaracji.Byłaszczęśliwa,bozAbbybyłowszystkow
porządku.Fakt,żeJakebyłdlaniejmiły,teżbyłważny,bojejkontaktzAbbyniezostaniezerwany.

Samaniechciałaprzyznaćsięprzedsobą,cojestprawdą.

Kiedy wyszła na lunch, deszcz przestał padać. Spacerowała po starym mieście. Zatrzymała się, bo z
wystawypatrzyłonaniąbiałe,puszystestworzonkoomądrychszklanychślepkach.

Szybkoweszładosklepu.Musiałajekupić.

-Proszęotegobarankazwystawy...

-Służępani.Jestdośćdrogi,botoręcznarobota.

-Nieszkodzi.

Dla Abby będzie doskonały! Nie namyślając się kupiła zabawkę, a potem w sklepie papierniczym
ozdobnypapierikartkęokolicznościową.

ZapakowałaprezentiwysłałanaadresJake'a.Jakontopotraktuje?Baranekbyłpierwsząrzeczą,jaką
mogłakupićswemudziecku.Niemogłasiępowstrzymać,bezwzględunakonsekwencje.

Jednak,gdywróciładodomu,całajejeuforiazniknęłabezśladu.Skądmogławiedziećotym,żeAbby

background image

podobałysiębaranki?Przypadek?Czynienarażasiętymsamymnaodkrycie,żeobserwowałazukrycia
córkę?Jakerozpoznatonatychmiast!

“Jeślimnieodrzuci,totrudno...”

***

Dwadnipóźniej,wróciwszydodomuznalazłapoddrzwiamilist,awnimduże,okrągłepismo.

Drżącymi rękoma podniosła różową kopertę. Pieściła wzrokiem dziecięce pismo, każde słowo, każdą
literkę...Poszładokuchniponóż,byotworzyćlist.

Wśrodkubyłaróżowakartkazilustracjądobajki“Oczymszumiąwierzby”.Podobniejakadres,listbył
równieżstaranniewykaligrafowany.Przeczytałagojednymtchem:

“DrogaPannoTyson,

Dziękuję za prezent. Nazwałam baranka Larry. Tatuś mówi, że to niezbyt oryginalnie, ale mnie się
podoba. Kocham go bez względu na to, jak się nazywa. Wczoraj w nocy Fruitcake urodziła szczenięta.
Jestichsześć.Tatuśmówił,żemożePaniweźmiejednego.Mamnadzieję,żetak,alebędziePanimusiała
poczekaćosiemtygodni,botyleczasumusząbyćzeswojąmamą.

DziękujęzaLarry'ego.

KochającaAbby”.

Przeczytałalistkilkarazy.Ogromnykrzyżykpodpodpisemmiałoznaczaćchybapocałunek.Przycisnęła
to miejsce do ust, po czym położyła kartkę na stole i starannie wygładziła załamania. To będzie jej
najdroższapamiątka.Rzecz,którądotykałajejAbby.

“Czyżbytobyłpowód,dlaktóregocieszyłająpieszczotaJake'a-zaczęłasięnaglezastanawiać.-Czyżby
tobyłaświadomość,żeteręceprzedparomagodzinamigładziłyjejdziecko...?”

Możliwe.Samaniewiedziała,conaprawdędoniegoczuje.Przebywaniewjegotowarzystwiesprawiało
jejprzyjemność,żejegodotykekscytował,ajednocześniedawałpoczuciebezpieczeństwa.Podobałsię
jej. Był to ten typ mężczyzny, który zawsze ją pociągał: silny, a jednak czuły, dobrze zbudowany, ale
inteligentny.Mężczyzna,któregonawetmogłabypoślubić...

gdybyniebyłprzybranymojcemAbby.Cóż,kolejnakomplikacjascenariuszajejżycia...

Czekała na telefon od niego, ale nie dzwonił. Sama nie chciała tego robić. Abby była już na pewno
zdrowa, więc nie miała żadnego pretekstu, nawet służbowego. Sprawa Jake'a została zakończona
właściwiejużwczasiepierwszejwizyty.

Minęło dziesięć dni. Dziesięć dni, w czasie których Laine coraz bardziej podupadała na duchu. Aż
pewnego ranka Jane zaanonsowała, że przyszedł pan Bennington. Na jego widok jej serce zabiło
szybciej.Wstała,bygoprzywitać.Jejdrobnadłońprawiezniknęławjegoszczupłej,opalonejręce.

Obojebylibardzospięci.

background image

-Witaj,Laine-jegoszerokiuśmiechspowodował,żezmarszczkiwokółuststałysięwyraźne.-Miłocię
znowuwidzieć!Wybacz,żewcześniejsięnieodezwałem,byłemzajęty.

Jestemdopieroteraz.

-Ach,tak.Zapewneorganizowałeśnowyklub?

- Owszem, ale nie tylko to. Twoje cyferki dały mi sporo do myślenia. Zrozumiałem, że zaciąganie
pożyczeknatakąskalę,niestety,prowadzidoupadku.

-Siadaj-powiedziaławskazującmukrzesło.

Samazajęłamiejscezabiurkiem.Uznała,żepowinnazachowaćpewiendystans.

-Cieszęsię,żecięprzekonałam.

Jakeusiadłzakładającnogęnanogę.

- Potrzebowałem kapitału, którego nie musiałbym spłacać od razu. Zacząłem więc zastanawiać się i w
końcuskontaktowałemsięzpewnymbogatymprzyjacielemmojegoojca.

-Żebypożyczyćodniego?-spytałazprzekąsem.

-Nie.Prosiłem,żebyzainwestowałwmojeprzedsięwzięcie.Mamdobrąhipotekę.

Dotychczasowadziałalnośćteżrozwijałasiępomyślnie,więcniemusiałemgodługoprzekonywać.

Doszedłemdowniosku,żewartozaryzykować.Onbędzieudziałowcem,aja,zaustalonewynagrodzenie,
zajmęsięprowadzenieminteresu.Zyskibędziemydzielićrówno,choćpoczątkowowiększośćpójdziena
dalsząrozbudowęfirmy.

-Tobrzmiwspaniale.Czyjużpodpisaliścieumowę?

-Wczoraj-uśmiechnąłsięwidzącjejzdumionąminę.-Niemartwsię.Możeijestemhazardzistą,alena
pewnoniegłupcem.Skontaktowałemsięzmoimprawnikiem,którydokładniesprawdziłumowę.Niema
wniejżadnychniejasności,żadnychkruczków.BenHarverstouczciwybusinessman.

-Wtakimraziejegowsparciefinansowebędzienieocenione.Bardzosięcieszę.Wiem,cotodlaciebie
znaczyło.Jakiesątwojenajbliższeplany?

-Chcęwyposażyćmójostatninabytek.Widzisz,sukcescałegoprzedsięwzięciazależyodtego,czykażdy
z moich klubów będzie oferował to, czego żaden inny ośrodek tego typu nie jest w stanie zapewnić.
Chodziowystrój,opracowników,osprzęt.Jeśliwejdzieszdoktóregokolwiekzdomówhandlowych,to
jużnapierwszyrzutokawyrabiaszsobiezdanieocałejsieci,otowarzeiousługach,którecioferują.
Chcę,żebywmoimprzypadkubyłotaksamo.

Tak.OnwiedziałczegochceiLainebyłapewna,żemusięuda.Byłtotentypmężczyzny,któryodnosi
sukceswewszystkim,zacosięweźmie.

background image

-Nocóż,teraz,gdyjesteświelkimposiadaczem,chciałabymusłyszeć,żeodegrałamchoćbydrobnąrolę
wtwoimsukcesie-powiedziałazuśmiechem.

- Drobną? Myślę, że zrobiłaś dla mnie dużo. Pokazałaś mi właściwy kierunek, a to jest wręcz
nieocenione.

-Cieszęsię,żemogłamcipomóc.

- W sprawie prowadzenia ksiąg rachunkowych powiedziałaś wszystko, Laine, ale nie poznałem twego
systemutakdobrze,żebygowprowadzićusiebie.Mogłabyśsiętymzająć?

Możesztojakośusystematyzować?

-Oczywiście,aleniezadarmo...

- Nie dbam o koszty, byle tylko ktoś wykonał tę robotę. Poza tym, chciałem zainteresować cię swoją
osobąimoimiplanami.

-Czyżby?-spojrzałananiegopodejrzliwie.Bawiłasiępiórem,byukryćdrżenierąk.Coonwłaściwie
chciałprzeztopowiedzieć?

-Laine!To,żenieodzywałemsiętyleczasuwcalenieoznacza,żenaszwspólnywieczórniesprawiłmi
przyjemności.Naprawdę,miałemwzwiązkuzinteresamimnóstwosprawnagłowie.AwdodatkuAbby
byłachora...

Abby!Całkiemoniejzapomniała...

-Jakonasięczuje?-spytałaszybko,mającnadzieję,żeniezauważyłjejprzeoczenia.Jaktosięstało,że
widokJake'awymiótłjejzgłowykażdąinnąmyśl?

-Swędzijąskóraijesttrochęnieznośna.Doktormówi,żetoświadczyorekonwalescencji.

Prawdopodobnie pójdzie do szkoły w przyszłym tygodniu. Pani Foale jest bardzo dzielna, zajmuje się
Fruitcakeiszczeniętamiiwogólewszystkim.

-Achtak!Abbypisałamiwliście...

-Tomiłoztwojejstrony,żeoniejpamiętałaś.Abbybyłauszczęśliwiona-Jakemówiłtotakciepło.-
Aletoniebyłokonieczne.Tazabawkamusiałabyćbardzodroga?

-Niemasprawy-powiedziałasztywno.Coonsobiemyśli?Wbrewtemu,cotwierdził,wydawałosię,
żecieszysięztego,żeprzysłałatęzabawkę.

Spojrzałnazegarek.

-Jestwpółdoszóstej.MożepojedzieszzemnąodwiedzićAbby?MogłabyśzobaczyćmłodeFruitcake.
Sąjeszczebardzomałe,alejużbardziejprzypominająpsyniżobdartezeskórykróliczki.

-Chę...chętnie.Dziękuję!-Sercewaliłojejjakmłot.

background image

Jegouśmiechcałkowiciejązniewalał.

Uporządkowałabiurko,zabrałatorbęipłaszcz.Uspokoiłasię,aleoczybłyszczałyjejzpodniecenia.

Jakewprowadzałjąwswojeprywatneżycie.Naglemajowesłońcezaczęłoświecićwszystkimibarwami
tęczy.

Rozdział4

-Spójrz!Czyżniesącudowne?Możeszzabraćktóregochcesz.Janajbardziejlubiętego.

Abby miała krosty na czole i całe mnóstwo rozrzuconych po całej twarzy i rękach. Laine zamrugała
oczami,usiłującukryćnagłełzycisnącesiędooczu.AbbywyglądałaterazjakFruitcake.

Szczeniakwczułychobjęciachdziewczynkiwydałpiskprotestu,gdyścisnęłagomocniej,składającna
jegomałymłebkuswójpocałunek.Lainegłaskaładługi,centkowanypyszczek.

-Czywiesz,ktojestichojcem?-spytała.

-Podejrzewamychartaznaprzeciwka-usłyszałagłębokigłosJake'a.

Obejrzała się. Stał za jej plecami, przyglądając się ich poczynaniom. Gdy spotkała jego ciepłe
spojrzenie,szybkoodwróciławzrok.Znówzagubiłasiępodjegowpływem.

-Tobywyjaśniałodługipyskimałeuszka-szepnęła.-Itenziemistykolor!

-Czyzatrzymaciektóreśzeszczeniąt?

-Tatusiu,zatrzymajmy,proszę!...

Jakewestchnąłzrezygnowany.

-Widzisz,conarobiłaś.Niebędęmiałterazchwilispokoju,dopókiniepowiemtak!Aletylkojednego-
powiedziałzudanąsrogością.

-Przepraszam!-Laineroześmiałasię,widząc,żeJaketylkożartuje.

Wchłaniałaciepłąatmosferętegodomu.Wyjęłazkoszykadrobne,złocistestworzonko.

-Wezmęchybatego-powiedziałagłaszczącdługie,jedwabisteuszka.-NazwęgoGoldie.

-Toniebrzmioryginalnie-zaprotestowałaAbby.

-Larryteżniebrzmiałaoryginalnie-przypomniałajej.

-Notak...-Abbyzmieszałasię,leczzarazodzyskałarezon.-Aletotylkobyłazabawka.

Jednakżywypiespowinienmiećbardziejniezwykłeimię.

-Ajaktybyśgonazwała?

background image

Abbypomyślałachwilkę.

-Coffe!-odparłatryumfalnie.

-Bardzooryginalnie!-podsumowałJakezpoważnąminą.

Lainemarzyła,abyuściskaćmałą!

WtymmomencieprzyszłapaniFoalemówiąc,żeczasdołóżka.

-Niechcęiśćspać.Jeszczenie...

Jakenatychmiaststłumiłjejdziecięcybunt.

- Tak kazał doktor, moja damo. Jesteś jeszcze rekonwalescentką. Żadnego wysiadywania do późna,
dopóki nie będziesz zupełnie zdrowa i nie wrócisz do szkoły. Na górę, żabko! Będę u ciebie za pięć
minut.

Widząc jak pani Foale, macierzyńskim gestem zabiera Abby na górę, Laine pomyślała, że Jake jest
szczęściarzemmająctakąopiekunkędodziecka.Poczuławielkąsympatiędotejkobiety.

Dziewczynkajestwdobrychrękach.

- No, tak - powiedział Jake z nagłym ożywieniem, gdy tylko obie zniknęły. - Zabiorę ten cały kram z
powrotemdoskładziku,gdziejegomiejsce.Fruitcake!Idziemy!

Podniósłwielkikoszzeszczeniakamiiwyszedłzpokoju.Fruitcakedeptałamupopiętach,byniestracić
zoczuswoichdzieci.Lainezatonęławmiękkiejsofie,rozkoszującsięuczuciem,żezaczynanależećdo
tegodomu.

-IdętylkodoAbbyn

a“dobranoc”izabieramcięnakolację,zgoda?

- Chętnie, ale nie jestem odpowiednio ubrana na taką okazję - stwierdziła Laine, patrząc na swą
bawełnianąspódnicęibluzkęwpaski.

-Znamtakiejednomiejsce...

Popatrzyłananiego:zwinny,szczupły,wmiękkiejbluziezjaskrawymnapisem“KlubyZdrowiaHygeia”.

-Napijeszsię?

-Chętnie.PoproszęCinzanozwodąsodowąicytryną.

-Jużsięrobi!

Drinkpomógłjejopanowaćchaosmyśli.Kiedywkońcuwyszlizdomu,byłaspokojna.Nicjednaknie
mogłoukryćfaktu,żebyłaszczęśliwa.Oczybłyszczałyjakąśukrytąradością,promieniującązjejcałej

background image

istoty. Była z Jake'em, a on okazał się swobodnym, a jednocześnie uważającym, wesołym i troskliwym
kompanem,jakbycieszyłsięjejobecnością,taksamojakonanim.

Siedząc w ogródku w nadbrzeżnym pubie, zajadając jajka w majonezie i zapiekane paszteciki, Laine
uświadomiła sobie, że podobnie czuła się mając siedemnaście lat. Wtedy pozwoliła, by uczucia ją
poniosły. Wtedy też prysły jej marzenia. Zamyślona, smarowała masłem kawałek pasztecika. Czy tamto
wspomnienie rzuca cień na obecne jej życie? Przecież mogła się znów zakochać. Nie było w tym nic
złego.Odsunęłaodsiebiewszelkiemyśliomiłości.Jużzapomniałajakżywe,jakradosnejesttouczucie
ijakbardzomożnabyćwtedyszczęśliwym.

Uśmiechnęłasiępogodniedomężczyznysiedzącegonaprzeciw.Wiedziała,żeniepowinnasięgobać.Że
drugi raz popełni ten sam błąd. Jałowe rozważania nie miały sensu. Była teraz starsza, bardziej
doświadczona,lepiejpotrafiłaocenićcharakterczłowieka.JakebyłzupełnieinnyniżPeterStyles.Tym
razemniemożesięzawieść.

Może kochać Jake'a bez obaw. Będzie milczała o swojej przeszłości. Ogarnięta nową falą niepokoju
poczuła,żedostajegęsiejskórki.Odsunęłajednakzłemyśli.

PokolacjiJakeodwiózłjądojejsamochodu,którybyłzaparkowanypodjegodomem.

-Zarazbędzieciemno.Niechcę,żebyśsamawracałaponocy.Wstąpnakawę,apotemodwiozęcię.

Widaćbyło,żeonrównieżniemaochotykończyćtegowieczoru.Zaśmiałasięwduchu.

Podczaspierwszegospotkanianiemartwiłsiętakojejbezpieczeństwo!

-Amożepojedzieszdomnie?Jateżmamkawę!

-Świetnie!-jegooczybyłypełneradościiczegośjeszcze...-Więcprowadź!

Podjechalipodjejdom.LainewpuszczałaJake'azuczuciemmałegotryumfu.Jużniechciałazawszelką
cenętrzymaćgozdalekaodswegożycia.Terazniepragnęłaniczegowięcej,jaktylkomócdzielićjez
nim.Dzielićznimswojeżycie!

-Pięknietuuciebie-powiedziałciepło.

-Usiądź,zarazprzygotujękawę.

Najwyraźniejniemiałochotysiedziećbezczynnie.Wczasie,gdyonaparzyłakawę,podszedłdodrzwi
prowadzącychdopatioiodkryłsposóbichotwierania.Wyszedłdozacienionegoogroduirozkoszował
sięwonnympowietrzemwieczoru.

-Niejesttakduży,jaktwój-powiedziałaLainepodchodzącdoniego-aledlamnieakurat.

Niejestemteżdobrąogrodniczką.

-Jarównieżnie-przyznał.-Wolęinnerodzajeaktywności.Wprawdziecieszęsię,żemamdużyogród,
Abbymagdziesiębawić,alestrzyżenietrawników,toponadmojesiły!

background image

-Naszczęściemójogródjestwyłożonypłytami,awśródkwiatówchwastyniesąwidoczne.

Uwielbiam tu siedzieć, kiedy jest ładna pogoda, ale teraz robi się trochę chłodno. Lepiej chodźmy do
środka.Kawajestgotowa.

Gdywrócilidopokoju,Lainezapaliłalampęizaciągnęłastory.Ichżywekolorypodkreślałyzieloność
mebli i kremowy odcień dywanu. Były podszyte grubą tkaniną i zwieszając się fałdami całkowicie
odcinałypokójodświatazewnętrznego.Auraintymnościpogłębiłasię.

UsiadłaobokJake'anasofie.

Odstawiając filiżankę pochylił się, a jego ramię musnęło ją w przelocie. Laine odniosła wrażenie, że
siedziterazodrobinębliżej,takjakbyniecosięprzysunęli...

Najprawdopodobniejbyłotozłudzenie,poprostupodświadomapotrzebazbliżenia.Był

teraz tak blisko, że wystarczyło, by położył rękę na oparciu, a już nie mogłaby odchylić głowy nie
opierającsięonią.Wchwili,gdyjejwłosymusnęłyrękawbluzyJake'a,wLainecośpękło.

Poczułarozkosznedreszcze,ciepłeizniewalające.

Oparłagłowęojegosilneramię,całąswąosobąchłonącintymnykontakt.

-Abbycięlubi-cichyszeptprzerwałciszę.OddechJake'amusnąłdelikatniejejucho.

Laineprzymknęłaoczy.

-Takmyślisz?

-Tak.Podarowałaciswegoulubionegoszczeniaka!

-Jateżjąlubię.Jakmogłabymsięjejoprzeć?

-Złatwością,gdybyśtylkotrafiłanajejdąsy!

Laine roześmiała się, aby nie zdradzić prawdziwych uczuć. Przypomniała sobie swoje własne fochy i
pomyślała, że Abby może być taka. Jej humory do tego stopnia rozbijały życie rodzinne, że w końcu
matkaiojciecprzestalijąrozumieć.Możewłaśniedlategoniepomoglijej,gdymiałakłopoty.Nocóż,
aleodtegoczasuupłynęłowielelat.

-Częstosiędąsa?

-DziękiBogu,nie.Wolę,jaksięzłości.Mogęwtedynaniąkrzyczeć,aletedąsy...Wtedywogólenie
możnadoniejdotrzeć.

-Tomusibardzoutrudniaćjejwychowanie.

Jakezaśmiałsię.

background image

-Kochanykurczak!JatumówięoAbbyjakomałejterrorystce,awgruncierzeczyonajestnajmilszym
stworzeniempodsłońcem!

-Takieodniosłamwrażenie.Chybajeszczenieprzeżywatakzwanego“trudnegowieku”.

-Niewywołujwilkazlasu!

Jegogłosbrzmiałpogodnie,choćzawierałjakąśnieuchwytną,dziwnąnutę.Podejrzewała,żeonwcale
niemyśliotym,comówi.

Jegorękabyłacorazbliżejibliżej,ażobjęłaramięLaine.Przygarnąłjądosiebie.

Wstrzymałaoddech.

Jejwargi,miękkieichętneczekałynapocałunek.Ustamężczyznydotknęłyich,najpierwostrożnie.Lecz
pochwili,stalsiębardziejnamiętny.Upłynęłosporoczasuzanimprzerwał

pocałunek.

TenpocałunekwyzwoliłwLainetakąfalęszczęścia,jakiegonigdyprzedtemniezaznała.

BędączPeteremnieodczuwałatego.Nie!Toprzeżyciebyłojedynewswoimrodzaju,nieporównywalne,
możliwetylkoztymwłaśniemężczyzną.

Laine nie wiedziała, ile trwało to wzajemne rozkoszowanie się sobą, ale kiedy doszli do siebie, kawa
byłazimna.

NagleJakeodsunąłsięodniejiusiadłnadrugimkońcusofy,kryjąctwarzwdłoniach.

Lainespojrzałanańoszołomiona.

-Jake?-spytała.-Cosięstało?Cojatakiegozrobiłam?

-Przepraszam!-potrząsnąłgłową.-Nicniezrobiłaś.Byłaśtakasłodka,takaciepła.

Przepraszam-powtórzył.-Lepiejjużpójdę.Niemartwsię.Dobranoc,Laine.

Podniósłsię.Onawstałarównież.

- Nie musisz się usprawiedliwiać - powiedziała głucho. - Ja też tego chciałam, sprawiło mi to
przyjemność...Czymusiszjużiść?Nawetniewypiłeśkawy.

-Naprawdę,jużmuszę.Przepraszam.Dobranoc.

Obcy,znówobcy...Odszedł.Zjękiemopadłanasofę.Siłyjąnagleopuściły,wgłowiemiałachaos.

PrzecieżJakebyłwniejzakochany.Jakonawnim.Czułatocałymswymkobiecyminstynktem.Dlaczego
poszedł?

Przywołaławspomnieniaostatnichdniinaglecośzaczęłojejświtać.Onwalczyłzduchemzmarłejżony.

background image

PrawdopodobnieJakebyłtypemmonogamisty.Nienależałdomężczyznprzerzucającychsięzkwiatkana
kwiatek. Nadal czuł się związany z Jane, więc walczył z tą siłą, która już od pierwszego spotkania
przyciągałaichdosiebie.

Czyżby ta lojalność miała rozbić jej wszystkie nadzieje? Nadzieję, by być blisko dziecka, nadzieję, by
staćsiędlaJake'aczymświęcej,niżtylkoprzyjaciółką?...

Głębokiecieniepodoczaminastępnegorankaświadczyłyonieprzespanejnocy.

Coś jednak z tej nocy zostało. Postanowiła, że nie pozwoli Jake'owi zagrzebać się w przeszłości. Ona
samarobiłatozbytdługo,alewkońcuodrzuciłaokowybóluiwątpliwości.Musipomócmuwyrwaćsię
ztegobezsensownegopoczucialojalności.

Jeślimaprzełamaćjegoopór,musiprzebywaćwjegotowarzystwie!Prosiłjąowprowadzenienowego
systemu księgowania... Może go poprosić, by ją zapoznał ze swymi podwładnymi. Normalnie
poradziłabysobiesama,aletobyłspecjalnyprzypadek.

***

-Szczeniakimogąjużjutrobyćzabraneodmatki.Czyniezechciałabyśjutrowieczoremprzyjechaćpo
Goldie?

Tętno waliło jej w skroniach. Te tygodnie ciszy, które upłynęły od dnia, kiedy wyjmowała z koszyka
“swojego”pieska,byłytrudnedozniesienia.

WidywałaJake'a,aleonutrzymywałchłodnydystans.Zachowywałsiętak,jakbytamtenintymnywieczór
wogólenieistniał.Chociaż,możeniezupełnietak.Niebyłjużtakiswobodny,takiciepły,jakprzedtem.
To,comogłoichzbliżyć,jeszczeichoddaliłoodsiebie.

AleterazznówzobaczyAbby!Czyżbytobyłozłudzenie,czyteżfaktyczniegłosJake'aniecozłagodniał
odczasuichostatniegospotkania?Razczydwa,przyłapałago,jakpatrzyłnaniąukradkiem.Wyrazjego
oczu sprawiał, że krew zaczynała szybciej krążyć. On się nią interesował, to było pewne. Nie było
pewne,cozamierzałwzwiązkuztymzrobić.

-Dobrze,jutro.-Uśmiechnęłasięzzabiurka.-Wszystkojużprzygotowałam-koszyk,miskę,jedzenie,
tackęztrocinami.Mamnadzieję,żeniebędzietakbardzotęskniłazamatkąirodzeństwem.

-Najwyżejdzieńlubdwa.Przyjedźprostopopracy,tozobaczyszsięzAbby.Potemgdzieśpójdziemy.

-Będęmusiałazawieźćszczeniakadodomuizająćsięnim.

-Achtak,cozagłupieczemnie.Więcmożeinnymrazem?

Takie niezobowiązujące zaproszenie, ale jednak! Laine za wszelką cenę nie chciała zdradzić radości
rozsadzającejją.

-Chętnie.

Jakepodniósłsię,biorącaktówkę.

background image

-Wtakimraziedojutra.

Odwróciłsięiruszyłszybkowkierunkudrzwi,jakbybałsięswoichreakcji,jeślizostaniechwilędłużej.

Lainepatrzyłananiego,jakodchodziiuśmiechpełenmiłościzostałnajejustach.

Okazałosię,żeAbbyniechceoddaćżadnegopieska.

-Takbymchciałajewszystkiezatrzymać-mówiławidzącjakGoldiewdrapujesięnaramięLaineiliże
jąpotwarzy...Wszarychoczachzalśniłyłzy.

-CzynapewnobędziejejuLainedobrze?-zapytałaojca.

Jakeuśmiechnąłsięwyrozumiale.

-Napewnobędziejejdobrze-zapewnił.-Wtymwiekuwiększośćpieskówmusiopuścićswojąmamę.
Znaleźliśmydlanichdobre,kochającedomy.Niemartwsię,mała.

- Obiecuję ci, że się nią dobrze zaopiekuję. - Laine włożyła wyrywającego się szczeniaka do kosza i
opatuliłakawałkiemflaneli.

-Trzebajejdawaćjeśćczteryrazydziennie.Pamiętaj!

- Nie zapomnę, będę chodziła na lunch do domu i wtedy ją nakarmię - schyliła się i chwyciła małą w
objęcia.

Momentwydawałsięodpowiedni.

-Niemartwsię,kochanie.Goldiebędzieumniedobrze.Przywiozęjąkiedyśdociebie...-

przerwałanagleispojrzałapytająconaJake'a.

-Świetnie!

Patrzyłnaniątakdziwnie...Lainezamrugałapowiekami.Czyżbyłzy?Nie,napewnonie.

-Notoumowastoi-powiedziałazożywieniem.-Narazie!

-Wewtorek?-cichozapytałJake,stawiająckoszzpsiakiemnatylnymsiedzeniu.

-Tak!

-Więcdowtorku.Zadzwoniędociebieowpółdoósmej.

Laineuśmiechnęłasiępatrzącwjegociemneoczy.

-Będęczekałzniecierpliwością.

-Jarównież.Dowidzenia,Abby-schyliłasię,bypocałowaćdziecko,którenaglezarzuciłojejręcena
szyję.

background image

-PrzyjedźdomniejaknajszybciejiweźzsobąGoldie-poprosiłamała.

Laineztrudempowstrzymywałałzy.Tenwybuchuczućcórkirozbroiłjązupełnie.

-Obiecuję-powiedziałacicho.

Pomachałaimjeszczenapożegnanie,wiedząc,żejejsercezostajerazemznimi.

DowtorkuniedalekoiznówzobaczyJake'a.AAbby?Uśmiechnęłasiędoswoichmyśli.Jąteżniedługo
zobaczy.

Wtorkowy wieczór był prawie powtórzeniem ich pierwszej kolacji, tyle, że tym razem żadne ważne
sprawyniezakłóciłyspotkania.Noiprzyjąłzaproszenienakawę.

Laineczułasięniepewnie,niewiedzącczegosięspodziewać.TymrazemJakepanowałnadsobą.Usiadł
nakrześle,chcącuniknąćintymnegozbliżenia.Jegooczyprzezcaływieczórmówiłyzupełniecoinnego.
Wkońcuzacząłzbieraćsiędowyjścia.

Przydrzwiachzatrzymałsię.

-Laine-wyszeptał.-Wyglądaszdziśuroczo.Dotwarzyciwtejzielonkawejsukni.

-Miłomi,Jake.Jateżjąlubię.

-Dobranocidziękujęzacudownywieczór.

Jegowargibyłygorąceimiękkie,aletymrazemtrwałotokrótko.Wsiadłdosamochoduiodjechałzanim
Lainezdążyłasięotrząsnąć.

Goldiejużsięzadomowiła,aLainestwierdziła,żepiesszalejącynajejwidoksprawiajejwieleradości.

Jakezadzwoniłwpiątek.

-Laine?WybieramysięzAbbynanasząłódkę,naweekend.Byłatakanieszczęśliwazpowodupiesków,
więcpomyślałem,żewartojągdzieśzabrać.Możewybrałabyśsięznami?

-Ja?-Usłyszałzdumieniewjejgłosieiroześmiałsię.

-Tak,ty!Zpewnościąbędzieszzadowolonazwycieczki.Tamjestfantastycznasiećszlakówwodnych,
rajdlawłóczykijów.Cotynato?

-Samaniewiem!Bardzobymchciała,alecozGoldie?

-Niemasprawy.Przywieźjądonas.PaniFoalenakarmiwszystkiepsy.Przyjedziesz?

-Dobrze!

-Notopostanowione-słychaćbyło,żejestzadowolony.-Zabierzśpiwór!

-Oczywiście,acozjedzeniem?

background image

-Jasiętymzajmę.Poprostuzabierztylkocośdospania.Bądźgotowajutrorano,okołodziesiątej!

-Chyba,żemniewnocyzabiją!-odpowiedziała.

***

Laineleżałanadachukabinyrozkoszującsięsłońcem.Jakesiedziałprzysterze.Łódkaleniwiepłynęław
dółwąskiejrzeczki.

-Tosięnazyważycie!-pomyślała.-Pogodajestwspaniała.

Jake miał na sobie tylko szorty. Jego brązowa skóra błyszczała w słońcu, mięśnie napinały się przy
każdymruchu.Laineoparłapoliczeknaskrzyżowanychrękach.

-Zajmęsięjedzeniem.Napijeszsięczegoś?

-Abby!-zawołałdziewczynkę,którależałanadziobieimoczyławwodziepatyk.-Chceszpić?

-Wolęloda!

-Wporządku,lodysąwlodówce.

Lainezwinniezeskoczyłazdachu.Szkarłatnykostiumkąpielowyświetniepodkreślałjejzgrabną,smukłą
figurę.Zauważyła,żeJakenaniąpatrzy.Wchodzącdokabinyprzypomniałasobietenmoment,gdyporaz
pierwszyznaleźlisięnapokładzie.

Kabinawydałajejsięwówczasbardzomałaimiałatylkodwiekoje.“Jakonsobiewyobrażaspanie?”
pomyślała.Jakejakbyczytałwjejmyślach.

-Dziewczętazajmująkabinę!-oznajmił.

-Agdzietybędzieszspał?-zapytała.

-Wforpikujestjeszczejednakoja,widzisz?

-Ależtamjeststrasznieciasnoiniemaokna...

-Nieszkodzi,zatojestluk.Dopókiniebędziepadać,będęmiałpowietrza,ileduszazapragnie.

-Będziecitamwygodnie?

-Zwyklejatamśpię-wtrąciłaAbbyibardzotolubię,aletatuśmówi,żewczasietejwycieczkibędę
mieszkaćztobą.

-Przepraszam.Przezemniemaciesamekłopoty!

-Nicnieszkodzi!-Abbyszczerzeuśmiechnęłasię.-Będziewesoło!

Lainezerknęłanajednoinadrugie.

background image

-Dopókiniepożałujecie,żewzięliściemniezesobą!

-Nieobawiajsię!

Spojrzałnaniąwtakisposób,żesercejejzadrżało...

-Piwa?

-Prostozpuszki?

-Jużsięrobi!

Popijającpiwo,usiadłaobokJake'a,wotwartymkokpicie,zaśAbbyzlodemwróciłanaswojeulubione
miejsce na dziobie. Jej pomarańczowy kapok odbijał się jaskrawo od krajobrazu pełnego brązów i
zieleni.

Dwarazyprzepłynęliobokniewielkichmiasteczek,kilkakrotniemijaliśluzy.WszystkotobyłodlaLaine
czymśzupełnienowymicieszyłasiękażdąchwilątegocudownegodnia.

PodwieczórJakeniecozwolniłtempo.

-Zacumujemytutajnanoc-postanowił.-Zjemywgospodzie.

Powoliskierowałmotorówkęwstronęprzystani.Gdydobilidopomostu,chwyciłzapachołekizwrócił
siędoLaine:

-Skocznabrzegizacumujdziób.Abbyrzucicilinę.

- Ja to zrobię - usłyszeli głos dziecka. Dziób właśnie zbliżał się do pomostu. Abby z liną w ręku
chlupnęławwodęzwielkimpluskiem.

Lainezdrętwiałapatrzącnazbliżającysiępomost.

-Zgniecieją!Łapzabosakiodepchnijnas!-krzyknąłJake.

Chwyciła bosak, próbując odepchnąć łódź od pomostu. W tym czasie Jake złapał boję ratunkową i
pobiegłnadziób.

-Abby,podpłyńdobojki-krzyknąłwidząc,żewylądowałabliskoodpodskakującejnafalachfigurki.-
Nieutoniesz,płyń!

Łódkaznówzaczęłaodpływać.

-Laine,zahaczbosakodeskiitrzymaj!

Nerwowozaczęłaszukaćpunktuzaczepienia.Wkońcuznalazłajakiśsękijużłatwiejbyłoutrzymaćłódź.

Odpychała lub przyciągała motorówkę, starając się utrzymać ją w jednym miejscu, aby Jake mógł
wyciągnąćdziewczynkęnapokład.

background image

-Zostańtaminieruszajsię!-krzyknąłdodziecka.

Kilkaosóbsiedzącychwgospodzie,widząccosiędzieje,wybiegłonapomost.Przyichpomocyłódka
zostałaszybkoprzycumowana.

Abby siedziała na rufie jak mokry psiak, dygocząc z zimna i emocji. Laine chciała podejść do małej,
utulićją,alepowstrzymałasię.TobyłarolaJake'a.

- No i co mądralo? - zapytał. - Już zapomniałaś, czego cię uczyłem i chciałaś zrobić po swojemu?
Opłaciłosię?

-Nonie...-szlochaładziewczynka.

-Nigdywięcejtegonierób,O.K.?

Jegogłoszłagodniał.Abbypatrzyłananiegoprzezłzyipotrząsnęłagłową.

-No,chodź.Trzebacięwysuszyć!

Abbyzerwałasięimocnoobjęłago.

-Tatusiu,takmiprzykro!...

Jakeczulepotarmosiłmokrączuprynkę.

-Mamnadzieję!PopatrznaLaine!Przestraszyłasięjaknigdywżyciu!

Abbyzerknęłanapobladłątwarzkobiety,poczymszybkowtuliłasięwojca.

-Zimnomi!

-Czy mogę cipomóc? - spytałaLaine. Nie bardzo wiedziała,czy powinna sięwtrącać, ale tak bardzo
pragnęłazająćsięmałą.

- Pomóż temu łobuzowi wysuszyć się i przebrać w suche rzeczy - powiedział z wdzięcznością - a ja
sprawdzę,czyłódźjestdobrzezacumowana.

Abby ruszyła do kabiny. Laine ruszyła za nią, jej oczy błyszczały. Wreszcie mogła zająć się swym
dzieckiem,takjakmatka.

Rozdział5

-Jakciposzło?-usłyszałagłosJake'a.

Abbyjużspała,aLainewłaśniewkładałaGoldiedopodróżnegokoszyka.

Czynaprawdęmusiałotopytać?...GdyrozbierałaAbbyzmokrychrzeczy,wycierała,apotemprzebrała
jąwsuche,ciepłeubranie,poczuła,żewypełniapowinność,którajestwniej.

Zmuszonojąkiedyś,byoddałatodziecko,ateraztrzymałajewobjęciach.Odzyskałajakąśważnączęść

background image

samejsiebie...

SpojrzałanaJake'a,jejbłyszcząceoczyigorącyrumieniecpowiedziałymudużowięcejniżsłowa...

-Cieszęsię-powiedział.-Wiesz,ludzienałódceszybkosiępoznają.Toniezłytestnato,czydosiebie
pasują.Myślę,żewyszłonamświetnie,aty?

-Jatakżetakmyślę.

Później,poposiłku,usiedliwciemnymkokpicie.

Niedotykalisię,ajednakLaineczuła,żenawiązałasięmiędzynimisilnawięź,bezzbędnychsłów.

Wkońcuuśmiechnąłsię,ajegooczyzaświeciływmroku.

-Zejdźnadół,Laine.Zamknijbulaje-omniesięniemartw.Wejdęprzezluk.

Niebyłożadnegotarcia,żadnejniezręczności...Pasowalidosiebiepoprostu.

Gdy usłyszała jego miękki śmiech i zobaczyła wyciągnięte ku sobie ramiona... wtuliła się w nie bez
wahania,chętnymiustamiprzyjmującjegopocałunek.Sercebiłojejmocno...

- Cudowne zakończenie cudownego weekendu - szepnął całując ją namiętnie. Silne ramiona mocno
obejmowałyjejdrżąceciało...

-Laine...Chciałbym...-wyrwałomusię.-Zresztą,nieważne...

“Co chciał powiedzieć? - zastanawiała się. - Że pragnie, aby została...? A może, że mają przed sobą
wspólnąprzyszłość...?”

Czuła jego namiętność, lecz czuła również, że coś go powstrzymuje. Ale tak gorąco ją całował... Na
wspomnienieprzeszyłjąrozkosznydreszcz.

Wydobyłazkoszykaśpiącegopsiakaizanurzyłatwarzwjegofuterku.

-Jestemgłupia,Goldie-wyznała-zakochałamsię.Cootymsądzisz?

Goldiesapnęłaipolizałająpopoliczku...

Minęłokilkadni,zanimJakeznowusięodezwał.Słyszącwsłuchawcejegogłosmiałaochotęśpiewać
zeszczęścia.Dzwonił,byzaprosićjąnakoncertwBirmingham.

-Mamdwabiletynajutro-oznajmił-powiedz,żepójdziesz!

-Zprzyjemnością.

- To świetnie. Przyjadę po ciebie wcześniej, to wybierzemy się przedtem na kolację. Do zobaczenia,
kochanie.

“Kochanie”?Zatkałoją.Jakeniemiałzwyczajurozrzucaćtakichsłówjakconfetti?Coto

background image

“kochanie” miało znaczyć? Czy to tylko przejęzyczenie? A może naprawdę znaczyło to, co tak bardzo
pragnęłausłyszeć?

Przez cały wieczór był troskliwy, czarujący, dowcipny i promieniował jakimś nieodpartym urokiem.
Laineczuła,żepogrążasięcorazbardziej.

Prowadzącsamochód,Jakezacząłpogwizdywaćjakąśwesołąmelodię.Laineuniosłagłowę,bynaniego
spojrzeć.Wchłaniaławsiebietęatmosferę!

W pewnym momencie przestał gwizdać i posmutniał. To, co powiedział, zabrzmiało jak ostry dźwięk
telefonuprzerywającyciszę.

-Laine,niepokojęsięoklubwBurchester.Przyobecnychpodatkachbędęzmuszonygozamknąć.

Lainewróciładorzeczywistości,bojejmyśliodbiegłydalekoodsprawzawodowych.

Wzamyśleniuprzygryzławargi.

- Zauważyłam, że dochody ostatnio się zmniejszyły. W porównaniu z zeszłym rokiem spadły na łeb na
szyję.Czyżbyinteressięzałamał?

- Nie. Byłem tam niedawno i stwierdziłem, że ruch jest taki jak zwykle. Może to ten nowy system
księgowania?

-Niemożliwe.Używamyciągletegosamego.Czytamjestnowykierownik?

-DannyMatthewsjestodkilkumiesięcy.Dlaczegopytasz?

-Chybapowinieneśgomiećnaoku.

-Cholera!-Jakebyłpoirytowany.-Niemogęgozwolnić.Jestpostażu.

-Poprostuprzezjakiśczasmiejnaniegooko.Niedopuść,abyzacząłcokolwiekpodejrzewać!

-Możetobyłobynajlepszerozwiązanie!

-Wtedyzacznieznowu.Nie,Jake,musiszbyćostrożny!Terazniemaszdostatecznychdowodów,bygo
zwolnić,alejeślicięstraszyłZwiązkami,możeszmuzagrozićpublicznymujawnieniemjegosprawek.

-Fakt.Muszęmiećmocnedowody,zanimzrobięjakiśruch.Wkońcutotylkopodejrzenia.

Będętammożliwieczęstozaglądał.Zwłaszcza,żeonwprzyszłymtygodniujedzienaurlop.

-Fantastycznie!Natenczasprzyjmijnajegomiejscekogoś,komucałkowicieufasz.

Uważnieprzejrzyjrachunki.Jeśliprzychodywrócądopoprzedniegopoziomu,będzieszmiałgowręku.

- Dobrze, zrobię jak mi radzisz. Dziękuję ci. Przepraszam, że znów zawracam ci głowę moimi
problemami.

background image

-Niemasprawy!Cieszęsię,żemogęcipomóc.

-No,jesteśmynamiejscu.Czyjestemzaproszony?

-Jakżebymśmiałapuścićciędodomubezodrobinykawy?

GdyLaineweszłazkawą,Jakeleżałnakanapie.Najejwidokwstał,bypomócodstawićtacę.

-Chodźdomnie-szepnąłpociągającjąkusobie.

Laine drżąc z emocji, zapadła w miękkie poduszki. Objął ją i zaczął całować długo, namiętnie...
Przymknęłaoczypozwalającunieśćsięzapamiętaniu.

-Kochanie-wyszeptałunoszącgłowę.-Niewiem,jakmogłemdotądżyćbezciebie.

Wyjdzieszzamnie?

Laine podniosła głowę. Wprawdzie miała nadzieję na jakiś trwalszy związek, ale takiej propozycji się
niespodziewała.Przynajmniejjeszczenieteraz.Znalisiękrótko,apozatymsamprzecieżmówił,żenie
chciałby,żebyjakakolwiekkobietazajęłamiejscejegozmarłejżony.

WidzącjejzaskoczonąminęJakedokończył:

-Wiem,żepragnąc,abyśprzeniosłasiędonas,proszęozbytwiele,ale...Abbyija...takbardzociebie
potrzebujemy...

Laine miała wrażenie, że jakaś gwałtowna fala wstrząsnęłą całą jej istotą. To było wprost
niewiarygodne!Wchwili,gdykrótkie“tak”miałanakońcujęzyka,wogóleniepomyślałaoAbby!

Czyumiedochowaćtajemnicy?

Właściwie do tej pory nic innego nie robiła. Cóż takiego mogłoby się zdarzyć w przyszłości, aby jej
sekretwyszedłnajaw?KochałaJake'a!Niczegonaświecietakniepragnęła,jakzostaćjegożoną.

Uśmiechnęłasiędociepłych,brązowychoczu,czekającychnaodpowiedź.

-Tak-wyszeptała.

Onzaśwydałjakiśnieartykułowanyokrzykiporwałjąwramiona.Trwalitakobjęci,cieszącsięsobą,
swąbliskościąitym,żenależądosiebie.

GdywkońcuJakeporuszyłsię,podniosłagłowę.

-Kiedy?-zapytała.

-Jaknajszybciej.Maszcośprzeciwko?

-Nie.Kochamcię,Jake.

- Laine! - szeptał, gorączkowo całując jej twarz - Laine, tak bardzo cię potrzebuję. Czy chcesz mieć

background image

hucznewesele?

-Niekoniecznie,aty?

-Absolutnie.Immniejludzi,tymlepiej.

ChybajednakJakemiałwciążpoczuciewinyzpowodupowtórnegomałżeństwa-

pomyślała.

-Alewkościele,dobrze?-poprosiła.-Niejestemażtakgorliwąchrześcijanką,alemamwrażenie,że
naszślubbędziewówczasbardziejprawdziwy.

-Najmilsza,możebyćwszędzie,bylebybył!Kościółtodobremiejsce,alerodzicompowiemdopieropo
fakcie.Niechcęichtuciągnąć,apewnieczuliby,żetoobowiązekzjawićsięnauroczystości.Atwoi?

Zawahałasię...Napewnoczulibysiędotknięci,dowiadującsięowszystkimpostfactum,alebyliczęścią
jejdramatu...Chciaławejśćwprzyszłośćwolnaodtego,cobyło.

A co z Abby? Ona była raczej dopełnieniem jej szczęścia, a nie powodem, dla którego wiązała się z
Jake'm. Abby zbliżyła ich do siebie, ale jej uczucia dla Jake'a nie miały nic wspólnego z pragnieniem
połączeniasięzcórką.

-Sądzę,żepowinnamichzaprosić.Mimowszystkosąmoimirodzicami.Iuważam,żetyteżpowinieneś
zaprosićtwoich!

- Tak, masz rację. Jest jeszcze moja siostra, choć wątpię, czy przyjedzie, mieszka w Singapurze. Ale
żadnychciotek,wujków,aniprzyjaciółrodziny!

-Zgoda.Cichauroczystośćbezzbędnegoszumu!

GdyJakeodjechał,Lainewyciągnęłasięnasofie,byprzemyślećtowszystko.Takwielewydarzyłosięw
takkrótkimczasie!Jednakjejszczęścieniebyłopełne.Tkwiłwnimmałycierń!

Jake nigdy nie powiedział jej, że ją kocha. Potrzebował - owszem, ale ani słowem nie wspomniał o
miłości.

Możejużnigdyjejniepokocha?Możebędziemusiałażyćzeświadomością,żejesttądrugą...

No cóż... Prawdopodobnie decydował się na małżeństwo ze względu na Abby. Wzruszyła ramionami.
Niechitakbędzie.Wchodziławichżyciepozbawionazłudzeń.

Maszansę,bybyćbliskoosób,którekocha.Jakejąlubił,anawetpożądał...Tojejmusiwystarczyć.

***

Mała Abby przyjęła wiadomość o małżeństwie normalnie, ale bez entuzjazmu. Laine poczuła się
zawiedziona.

background image

-Jakbędęcięteraznazywać?-zapytaładziewczynka.

-MożesznadalmówićdomnieLaine-odpowiedziałazesmutkiem-alejeśliwolisz

“mamo”,będziemibardzomiło.

-Aha-odparłazamyślona.Naglejejoczyrozbłysły.-Czymogębyćtwojądruhną?

TopytaniezaskoczyłoLaine.

-Wprawdzieniepomyślałamotym-powiedziałaostrożnie-alemożetodobrypomysł.

Jake,cootymsądzisz?Abbybędzienapewnośliczniewyglądała?

-Dziewczyny,róbciejakchcecie.Jeślichodziomnie,niedamsięwbićwżadenfrakanicylinder!

-Nawetniemarzyłyśmy,byśwkładałcośtakdystyngowanego!Prawda,Abby?

Abbyzachichotała.

-Wyglądałbyśprzezabawnie,tato.Laine,jakąbędzieszmiałasuknię?

-Chybanałożęcośkremowego-wyszeptałaLaine.

-Kolorbędziedobry...-przyznałaAbby.-Czyjamogęmiećzielonąsukienkę?

-Toniejestdobrykolornaślub.

-Dlaczego?

-Mówią,żeprzynosinieszczęście.

-Chybawtoniewierzysz?

- Niezupełnie, ale wolałabym nie ryzykować! Może zgodzisz się na błękit? Z zieloną szarfą? - dodała
pragnączadowolićcórkę.

-Zresztą,zobaczymy.

-O.K.Kiedyzrobimyzakupy?

-Niedługo-obiecałaLaine,całującjąwzłocistągłówkę.-Niedługo.

Ślub miał się odbyć w sierpniu. Kilka tygodni upłynęło im na gorączkowych przygotowaniach. Laine
sprzedaładombezwiększychkłopotów,choćzajęłojejtotrochęczasu.

Nasukienkękupiłapięknąkremowąsatynęorazpajęcząkoronkęzezłotejnici.

PaniFoalepoleciłajejdobrąkrawcowąijużpodczaspierwszejprzymiarkiLainewiedziała,żesuknia
będziedobrzeuszyta.

background image

Lejący materiał cudownie podkreślał figurę, a pokrycie go złotą koronką nadawało całej kreacji
niepowtarzalnyurok.

-Wyglądapanijakksiężniczka-krawcowawyraziłaszczeryzachwyt.

SukienkędlaAbbykupiliwdomumody.Dziewczynabyłazachwyconajedwabnąkreacją,którąwkońcu
upolowali.Stałaterazprzedojcem,pokazującjakpiękniewygląda.

- Wybrudzisz ją - Laine była nieubłagana. - Wcale nie mam ochoty mieć na swym ślubie druhny w
poplamionejsukience.

-Wtedyzostawimycięwdomu-zagroziłJake.

-Niezrobisztego-Abbymuuwierzyła.Patrzyłateraztonajedno,tonadrugiezbardzoniepewnąminą.

Lainemusiałapowstrzymaćsię,byniewybuchnąćśmiechem.

-Więcczemujejniezdejmiesz?-zapytałałagodnie.-Chodź,pomogęci.

Abbyskapitulowała,alehumorsięjejpoprawił,bopaniFoalepoprosiłanakolację.

Jake większość czasu spędzał w klubie w Burchester, próbując rozwiązać zagadkę niskich dochodów.
Miałteżsporopracyzprzygotowaniemdootwarcianowegoośrodka,comiałonastąpićnatydzieńprzed
ichślubemiwymagałosporozachodu.

KiedyDannyMatthewswyjechałnaurlop,zyskizklubuBurchesterwróciłydonormy.Popowrocie,gdy
znówprzejąłkierownictwo,znowuspadły.

-Czypotrzebnecisąinnedowody?-zapytałaLaine.-Facetkradnie.

-Nabrałmnie-podsumowałJake-zwyklebyłemznawcąludzi.Tymrazemniemiałemnosa.Jutrosięz
nimrozprawię.

-Maszkogośnajegomiejsce?

-Owszem.ColinLacey,pomocnikLenaCastora,będziesięnadawał.Toodpowiedzialnyfacet,dobrze
muidziezklientami.

-Cieszęsię,żezałatwisztoprzednaszymwyjazdem.

-Jarównież.Będęmógłzatydzieńowszystkimzapomnieć.

-Owszystkim?

-Oczywiściezwyjątkiemnas!Laine,chodźtu.Niecałowałemcięprzezostatniepół

godziny!

***

background image

RodziceJake'aprzylecielizMontrealunakilkadniprzedślubemiLainepojechaładojegodomu,byich
przywitać.

Jakebyłwiernąkopiąojca,alejaktadrobnablondyneczkazdołałaurodzićtakpotężnegosyna?Lainenie
potrafiłasobietegowyobrazić.Byłatakfiligranowa,żemogłaswobodnieprzejśćpodjegowyciągniętym
ramieniem.

- Tak bardzo się cieszymy - powiedziała matka Jake'a, gdy tylko znalazła się z Laine sam na sam. -
Dobrze,żecięma.Byłtakzrozpaczony,gdyumarłaJane.Myśleliśmy,żenigdysięztegonieotrząśnie,
alewidocznieniejestpisanemężczyznie,byzbytdługopozostawałsamotny.

-MaAbby-szepnęłaLaine,zawstydzonatąrozmową.

-Dzieckonigdyniezastąpiżony.AterazJakebędziemógłmiećwłasnegosyna!Czytoniecudowne?

Lainezwysiłkiemopanowałasię.

-Chciałabym,żebytaksięstało,aleAbbyjestmubardzobliska,kochają.

-Myrównieżjąkochamy,aleadoptowanedzieckonigdyniebędzietakiejakwłasne,prawda?

-Niewiem-przyznałaLaine.-Chybaniektórzyludziesąwstanieotymzapomnieć.

-Nocóż,takczyinaczejmamynadzieję,żewkrótcedoczekamysięnowegoczłonkaklanuBenningtonów.
SiostraJake'amatrojedzieci,mówiłciotym?

-Owszem.Szkoda,żeniemogliprzyleciećnaślub,alecudownie,żewyjesteście.

-Jakemówi,żetwoirodziceprzyjeżdżająjutro.Cieszyszsię?

- Oczywiście. Oni nie znają Jake'a. Mieszkają daleko i nie mogli nas odwiedzić, a my byliśmy zbyt
zajęci,byjechaćdoSurrey.

PaniFoaleznówokazałasięnieocenionaizgodziłasięnadalunichpracować.Wtensposóbpytanie,czy
Lainemarzucićpracę,niezostałopostawione.

Gdyprzyjechalirodzice,Lainezesmutkiemprzyglądałasięichtwarzom.Ojciecmiał

zaledwie pięćdziesiąt pięć lat, matka nieco mniej, ale wyglądali, jakby życie odebrało im wszelką
radość.Zestarzelisięprzedwcześnie.

Byli znacznie mniej ruchliwi od rodziców Jake'a, od nich dużo starszych. Matka Jake'a wyznała, że
fryzura kosztuje ją sporo zachodu: trwała, farbowanie, ale czuje się młodsza, gdy w lustrze nie widzi
siwizny.MatkaLainenieprzywiązywałatakiejwagidoswegowyglądu.Miaławłosyszpakowate,krótko
obcięte,bezśladuondulacji.

Wyglądało,żeakceptująJake'a,chociażLaineniebyłapewna,czywypływatorzeczywiściezsympatii,
czytylkozuprzejmości.

background image

-Maszszczęście,Laine-powiedziałamatka,gdybyłysame.-Ztwojąprzeszłością...Jużmyśleliśmy,że
poszłaśwodstawkę!Powiedziałaśmu?...

Lainebyłaprzekonana,żematkatowywlecze.

-Nie,mamo.

-Niepowiedziałaś?!Tygłupiadziewczyno!Samapakujeszsięwkłopoty.Pewniebałaśsię,żecięrzuci,
gdypoznaprawdę.Nocóż,niemogęcięwinićzato,żejesteśostrożna.

Prawdopodobnietakbypostąpił.

Cobędzie,gdyJakesiędowie,żemiałakochankaiurodziładziecko?...

Nigdyniepytałjejoprzeszłość.Onabałasię,żebycokolwiekmupowiedzieć.

-Tonietak,mamo-powiedziała,usiłującprzekonaćsamąsiebie.-Poprostutopytanienigdyniepadło.
Onbierzemnietaką,jakajestemijataksamo.Przeszłośćsięnieliczy.

- Powinnaś przyjechać do domu i tam wziąć ślub - powiedział później ojciec. - To zaoszczędziłoby
twojejmatcetrudówpodróży.

-Aleteraztujestmójdom-zaoponowała.-NiemogłamprzecieżściągaćJake'adoLeatherhead.

-Alenasmogłaś!Zawszebyłaśegoistką.

-Niemusieliścieprzyjeżdżać-odparła.Czułasięurażona.

Ojciecniemiałprawatakpowiedzieć.Jakżeterazżałowała,żenieposłuchałaJake'a,abyniezapraszać
rodziców.

-Nocóż,alejesteśmy-wtrąciłapaniTyson.-Ojciecprzyjechał,byciępoprowadzićdoołtarza.Mam
nadzieję,żetobędzieładnaceremonia.

-Będzietylkobliskarodzina-powiedziałazimno.-Chcieliśmy,żebyuroczystośćbyłaskromna.

***

Jednak,gdynastępnegodniaLainewłożyłaswąślubnąsuknię,matkazaprzestaławygłaszaniacierpkich
uwag.

-Wyglądaszślicznie,kochanie.Wciążmasztakiepięknewłosy,atezłocistekoronkijeszczedodająim
blasku.Chciałabym,żebyśbyłaszczęśliwa.

- Dziękuję, mamo - Laine uniosła kremowy welon, przytrzymywany pękiem kwiatów pomarańczy
otoczonychchmurązłotychliści.Ucałowałamatkę.-Idźjużnadół.Samochódmożebyćwkażdejchwili.

-Pocotakiwydatekdlamniejednej!-PaniTysonniemogłapowstrzymaćsięoduwag.

background image

-Mogęsobienatopozwolić,mamo.Chcęjechaćtylkozojcem,zgodniezezwyczajem.

Kujejzdumieniuwoczachmatkipojawiłysięłzy.

-Mojapięknacórka-wyszeptała.-Zawszechcieliśmydlaciebiewszystkiego,conajlepsze.Mamytylko
ciebie.Przeżyliśmywtedytakierozczarowanie...

-Wiem,mamo-Laineztrudempowstrzymywałałzy.-Popełniłambłądipłaciłamzato,ażdotejchwili.
Terazzaczynamodnowa.Życzmiszczęścia!

Obiekobietypadłysobiewobjęcia.“Gdybyonabyłatakaprzedtem!”-myślałazesmutkiemLaine,po
raz pierwszy zdając sobie sprawę z tego, jak bardzo brakowało jej przez te wszystkie lata matczynej
miłościizrozumienia.

WpółgodzinypóźniejLainekroczyłagłównąnawą,starego,kamiennegokościółka.

Jakewyglądałwspanialewjasnoszarymgarniturze,śnieżnobiałejkoszuliisrebrnymkrawacie.

Podziwiuczucie,którezobaczyławjegooczach,wynagrodziłyjejwysiłek,abydlaniegowyglądaćjak
najpiękniej. Odwróciła się, by podać małej Abby swój ślubny bukiet. Dziewczynka z namaszczeniem
wzięłakwiaty.

Przysięgę małżeńską składała czystym, pewnym głosem, który pięknie współbrzmiał z głębokim
barytonem Jake'a. Jego mocny uścisk, pocałunek w zakrystii, były obietnicą na przyszłość. Obietnicą
bezpieczeństwainamiętności.

Najtrudniejsze było rozstanie z Abby, kiedy po zakończeniu uroczystości wyjeżdżali na swój miodowy
miesiąc.DziewczynkazostałapodopiekąpaniFoale,wtowarzystwierodzicówJake'a.

Laine wiedziała, że nie ma żadnych powodów do niepokoju, więc łajała siebie w duchu za głupie,
irracjonalnełzy.

Jechaliautostradąnapołudniowyzachód.Opartawygodnienatylnymsiedzeniu,oddałasięrozmyślaniu
natematwydarzeńminionegodnia-onagłymprzypływieuczućmatki,oAbby-

dumnej i szczęśliwej. I w tym wszystkim obraz Jake'a, gdy patrzył jak idzie ku niemu główną nawą
kościoła.Tacudownachwilanazawszepozostaniewjejpamięci!

PóźnymwieczoremzajechalinaparkingprzedstarymzajazdemnaskrajuDartmoor.

Wramionachmężaznalazłaszczęście,ojakimniemarzyła.

- Moja piękna, cudowna żona - usłyszała czuły szept w środku nocy. - Najdroższa, jak dobrze, że
zgodziłaśsięwyjśćzamnie.

-Och,kochany!

Byłaszczęśliwa,bezgranicznieszczęśliwa,ale...dotejporynieusłyszałasłowa“kochamcię”.

background image

Rozdział6

WciągunajbliższychtygodniLaineprzekonałasię,iżniepotrzebniesiębała,żeJakezapytaoprzeszłość.

Nie interesowały go jej poprzednie miłości, chociaż poznał każdy, nawet najdrobniejszy szczegół jej
ciałalepiej,niżlinienawłasnejdłoni.

Pomiodowymmiesiącu,Lainepotrzebowałakilkutygodni,bystaćsięczęściątejrodziny,byodczuć,że
tesubtelnewięzyłącząceją,Jake'aidzieckozostaływkońcuzadzierzgnięte.

Przypomniała sobie Boże Narodzenie: Jake'a, patrzącego z wyrozumiałością na ich wybryki,
podekscytowanąAbby...Wciągnęlijąwsamśrodekswoichzwyczajów,swojejradości.Czegośtakiego
brakowałojejwciągutychostatnichlat.

OdnowegorokuJakezacząłrozszerzaćswoje“imperium”.Wzwiązkuztymzdarzałosię,żeczęstobył
pozadomem.JegonajnowszyośrodekmiałpowstaćpodLondynem,cooznaczałodłuższąnieobecność.

- Jeśli chcę, żeby sieć klubów objęła cały kraj, muszę mieć w stolicy oparcie - wyjaśniał ze swym
zwykłymzapałem.-Miałemszczęście,żetrafiłomisiętomiejscewEnfield.Domoichcelównadajesię
idealnie.NiedalekostąddoWestEndu,gdziechciałemzałożyćnastępnyklub.

- Nienawidzę, gdy cię nie ma w domu - Laine ogarnął buntowniczy nastrój. Tak bardzo chciała mieć
mężczyznę,któregokochałacorazmocniej,zawszeprzysobie.

-Wiem,kochanie.Nielubiętegotaksamojakty-pocałowałjączule.-Będęzpowrotemnajszybciejjak
się uda, ale bez sensu byłoby dojeżdżać codziennie. Popracuję również wieczorem i dzięki temu będę
mógłwrócićwcześniej.

Westchnęła.

- Im większe staje się twoje imperium, tym dalej będziesz musiał podróżować - stwierdziła ponuro. -
Abbyrównieżtęsknizatobą.

-Znałaśmojeplany,kiedyzgodziłaśsięwyjśćzamnie-powiedziałszorstko.-Jeślichcęodnieśćsukces,
muszę tak działać. W końcu, kiedy jestem nieobecny, Abby ma ciebie, za co jestem ci niezmiernie
wdzięczny.Ityteżniejesteśsama.

Czuła, że za chwilę się rozpłacze. Nie, nie może. Jake nie potrzebował głupiej idiotki, która chce go
omotaćizatrzymaćprzysobie.Niebyłotowjejstylu.

-Owszem,Abbydotrzymujemitowarzystwa,aleonaniezastąpimiciebie.Gdyciebieniema,ona...ona
czujesięurażonamojąopieką.

-Wydajecisię,kochanie-powiedziałniecołagodniej.

Odwróciwszysiębyjąucałować,dostrzegłłzynajejpoliczkach.

-Niepłacz,najdroższa.Będęzpowrotem,zanimobiezdążyciezamnązatęsknić.

background image

Jake w ogóle nie rozumiał uczucia osamotnienia, które w miarę jak jego wyjazdy stawały się częstsze,
ogarniałojącorazbardziej.

Uniosłasięnałokciu.

-Powinieneśjużwstać-powiedziałachłodno-spóźniszsięnaspotkanie.

Jakespojrzałnabudzikiwyskoczyłzłóżka.

-Maszrację!

Pobiegłdołazienki,całkowiciepochłoniętyplanaminarozpoczętydzień.

-Czymojawalizkagotowa?

-Owszem-Lainezezłościąwiązałaszlafrok.-Śniadaniebędziezadziesięćminut.

“Co się dzieje?” - myślała budząc Abby, odgrzewając fasolę, gotując jajka, przygotowując grzanki. Co
się stało z tym ciepłem, z czułym zrozumieniem, które wytworzyło się między nimi w ciągu tych
pierwszych,cudownychtygodniichmałżeństwa?DlaczegotakjądenerwowaływyjazdyJake'a?Przecież
wiedziała,żepoślubiebędzietakżezajęty.Wtedyjejtonieprzeszkadzało.MiałaAbbyiswojąpracę...

Możedlategoodbierawszystkowtensposób,żeJakeniejesttakzaangażowanyjakona?

Westchnęła.Tak,toprawda.Byłazaledwienamiastkąkobiety,którąkochał.

Nigdyniezostawiałswojejpierwszejżonysamej,aAbbytylkowwyjątkowychprzypadkach.Terazzaś
oczekiwał, że ona zaakceptuje jego częste nieobecności, zrozumie jego pracę, że będzie zajmować się
dzieckiem.Nalałamlekodofiliżanekiodstawiłakartonikdolodówki,zamykającztrzaskiemdrzwi.Tak,
terazmożezostawiaćcórkęzczystymsumieniem.

Powinnabyłaotymwszystkimpomyśleć,kiedyzaniegowychodziła,alewtedynamiętnośćponiosłająw
krainęszczęścia.Nicpozatymsięnieliczyło.Terazzobaczyławszystkobardziejrealnie.

Smarowałakanapkijakautomat.

Abbyjejniewystarczała.PragnęłaJake'a,całegoJake'a.Równieżjegozaangażowania,miłości,nietylko
pożądania.

Zresztą zawiodła się na swojej córce. Kiedy Jake znajdował się w pobliżu, mała była pogodna i
kochająca,leczgdywyjechałtraciłahumoristawałasięnieznośna.

Wcale nie dlatego, żeby jej nie lubiła. Czasami bardzo żywiołowo okazywała jej swoją sympatię. Po
prostudlaniejbyłaobcąkobietą,niemogłazastąpićjejojca,któregoubóstwiała.

Czułasięopuszczonaitoodbijałosięwjejzachowaniu.

Nocóż,zrozumieniefaktuwcalenieczyniżyciałatwiejszym.Zwłaszcza,jeślitęsknisięzamiłościącórki
prawietaksamojakzamiłościąmęża.

background image

Abby i Jake weszli razem, gdy ona rozkładała talerze na stole. W garniturze był przystojny, że serce
znowujejsięścisnęło.Abbymiałanasobiestaredżinsyipowyciąganysweter.

-Dzięki.

UprzejmośćJake'adrażniłają.

Szybkozjadłśniadanie,szybkowypiłkawę.

-Dostanieszniestrawności-ironiczniezauważyłaAbby.-Tato,naprawdęmusiszwyjeżdżać?Mamteraz
ferie,azawszegdzieśsięwtymczasiewybieraliśmy...

-Nietymrazem,maleńka.Jestemzbytzajęty.Lainepracuje.PoprośpaniąFoale,żebycięgdzieśzabrała.

-Tonietosamo!

-Mogęwziąćdzieńwolnego-szepnęłaLaine.

-Nietrudźsię!

Abbyzerwałasięzkrzesłaijakburzawypadłazkuchni.

-Terazwidzisz,comiałamnamyśli-powiedziaładomęża.

-Jestemspóźniony.Jakośsobieporadzisz-cmoknąłjąwpoliczekijużbyłprzydrzwiach.-

Zadzwonięwieczorem.Telefondohoteluzapisałemwnotesie,leżykołoaparatu...

-Dowidzenia.

CzytojesttenJake,unikającyjejwzroku,zabiegany,przepracowany?Byłobcy.

PowoliweszłaposchodachizajrzaładopokojuAbby.Dziecko,zwiniętewkłębekleżałonatapczanie
słuchającmuzyki.

Lainewyłączyłaradioiusiadłanabrzegułóżka.Abbyspojrzałananiąobrażona.

-Słuchałammuzyki!

-Abby,porozmawiajmy.Kochanie,kiedytwojegoojcaniemawdomu,brakujemigotaksamojaktobie.

-Niewyjeżdżałtakczęsto,zanimsięniepojawiłaś.

-Wiemotym-mówiłaprzezściśniętegardło.CzyżbyAbbyczytaławjejmyślach...?-

Spróbujgozrozumieć!Jestbardzozajętypracą,ateraz,gdymymamysiebiedotowarzystwa,sądzi,że
możespokojniewyjechaćnadłużej.Amożejednakwezmęwolnydzieńigdzieśsięwybierzemy?

-Nie,dziękuję.PoproszępaniąFoale,jeślibędęchciaławyjść,chociażitakdzisiajniejestzbytładnie.
Idźdopracy,Laine.

background image

-Abby!-Lainemocnoprzytuliłacórkę,aledziewczynkapozostałasztywnainaburmuszona.-Lepiejjuż
pójdę.Wrócędziśpóźniej.Pewnieniezdążęnakarmićpsów,zrobisztozamnie?

-Tak.

Abbysturlałasięzłóżkaiposzłapobawićsięzpsiarnią.WtymmomencieprzyszłapaniFoale.

Lainejechaładopracywnastrojuidealniepasującymdodzisiejszegodeszczowegoporanka.Lutybyłw
tymrokuwyjątkowoponury.Okołopołudnianiecosięprzejaśniło.

Bladesłońceprzedarłosięprzezchmury,rzucającwątłepromienienajejbiurko.

Zastanawiałasię,czypaniFoalewyszłazAbbynaspacer.CoterazrobiJake?

Westchnęła ciężko i w nagłym przypływie energii znowu zabrała się do pracy. Była tak zajęta, że
zapomniałaodręczącychjątroskach.

Półgodzinypóźniejzadzwoniłtelefon.

-TopaniFoale-usłyszałazaniepokojonygłossekretarki.-Jestbardzozdenerwowana.

Laineskurczyłasięwsobie“Jake!?Abby?!”

-Połączmnieznią-powiedziałakrótko,czując,żejakaślodowatarękachwytajązagardło.

-PaniBennington?-usłyszaładrżącygłosgospodyni.-ChodzioAbby.Niedopilnowałamjej.Wybiegła
naulicę...

Laineczułajakjejzasychawustach.Słuchawkaomalniewyśliznęłasięzespoconejręki.

-Proszępowiedziećpoprostu,cosięstało?-krzyknęła.

-Bawiłasięzpsamiwogrodzie.CoffeiGoldieszalałyjakzwykleipewniewypadłynadrogę,Abby
wybiegłazanimi...-paniFoaleprzerwała.

-Icosięstało?

-Byłamwkuchni,gotowałamobiad,nagleusłyszałampukaniedodrzwi.Mężczyznabył

bladyjakśmierć.PotrąciłAbbysamochodem...powiedział,żewyjeżdżałzzazakrętu,niemiał

żadnychszans,byjąominąć...

Krew odpłynęła jej z twarzy. Pokój wirował. Z całej siły chwyciła się za biurko. Dalsze słowa pani
Foalesłyszałapoprzeznarastającyszumwuszach.

- Zabrali ją do szpitala. Była nieprzytomna i... mocno krwawiła. Natychmiast wezwałam karetkę.
Przyjechalibardzoszybko...

-Gdzieonajest?-przerwałatewyjaśnienia.

background image

PaniFoalepodałaadresszpitala,Lainenatychmiastzerwałasięnanogi.

-CzyzawiadomiłapanipanaJake'a?

-Próbowałamdzwonićpodtennumer,któryzostawił,alegoniebyło.

-Proszęspróbowaćjeszczerazizostawićwiadomość.Będęwszpitalu.

-Dobrze.Zostanętutaj,dopókipaniniewróci.

-Damznać,gdysięczegośdowiem.

Odłożyła słuchawkę. Wyjaśniła Rogerowi Prentice co się stało, zabrała swoje rzeczy i pojechała do
szpitala.Natychmiastzaprowadzilijąnaurazówkę.

- Nazywam się Laine Bennington - przedstawiła się pielęgniarce takim tonem, że ta spojrzała na nią
zaniepokojona.-Mojacórka...coznią?...

-Terazjestuniejlekarz.Proszęzaczekaćtutaj.Doktorpowiepani,jaktylkoskończybadanie.

Laine ciężko opadła na wskazane krzesło. Jakże pragnęła teraz, żeby Jake był tutaj, żeby doktor
pospieszyłsię,żebyzAbbyniebyłotakźlejakjejpodpowiadaławyobraźnia...

Minuty wlokły się w nieskończoność, a mózg Laine powoli zmieniał się w malutką bryłkę lodu, ukrytą
gdzieśgłęboko,gdzieniedocierałżaden,nawetnajmniejszypromykmyśli.

Głos lekarza usłyszała jak przez lodową ścianę. Mówił, że potrzebna jest operacja, aby zlikwidować
uciskkościczaszkinamózg.Dzieckomiałozłamaneramięiżebra,byłobardzopotłuczone.

Tylemógłstwierdzićprzywstępnychoględzinach.

Lewapołowatwarzydziewczynkistanowiłajedenogromnysiniak,chociażkrewzostałajużzmyta.Oczy
byłyzamknięte,długierzęsyrysowałysięzłotymłukiemnatlebladościpoliczków.

Ciężkołapałapowietrze.Laineczuła,żejakaślodowatadłońznowuchwytajązagardło.

-Abby!-tyletylkowyrwałosięjejześciśniętegogardła.

- Proszę się nie martwić. Jest w ciężkim stanie, to prawda, ale wyjdzie z tego. Zaraz ją zoperujemy.
Proszępójśćterazdobufetuiwypićherbatę.Siostrapoprosipanią,gdybędziepowszystkim.

Sama nie wiedziała jak odnalazła bufet. Zamówiła herbatę, upiła łyk i siedziała, tępo wpatrując się w
stygnącypłyn.Zupełniestraciłapoczucieczasu.Ludziewchodziliiwychodzili,onaczekała.

Kiedyktośusiadłnaprzeciwniej,zaledwierzuciłananiegookiem.Czyjaściepładłońobjęłajejpalce
mocnym,bezpiecznymuściskiem.

-Laine,toja!

background image

-Jake?-powiedziaładrętwo.

Wyostrzonerysyażnadtowymownieświadczyłyotym,jakbardzocierpiał.

-Jestemtutaj,ztobąizAbby!Właśnieprzewożąjązsalioperacyjnej.Zapięćminutbędziemymogliją
zobaczyć.Chodźmy!

Lainesztywnopodniosłasięzkrzesłaipozwoliłasięprowadzićnagóręidalej,poniekończącychsię
korytarzach.

Abbybyłanareanimacji.

-Terazśpi-poinformowałchirurg,gdyznaleźlisięwjejpokoju-proszęjejnieprzeszkadzać.Powinna
obudzićsięzagodzinęiwtedydowiemysię,czynienastąpiłouszkodzeniemózgu.

Ze wszystkich stron dziewczynki zwisały jakieś rurki, przewody. Głowę miała do połowy ogoloną.
Wielkiopatrunekostroodcinałsięodnagiejskóry.Stłuczenianatwarzywyglądałygroźnie.Złamanaręka
sterczałapozałóżko,drobnadłońbyłacałasina.Dziewczynkaoddychałarównoiniecolżej.

Laineniesłyszałaanisłowaztego,comówiłlekarz.Twierdziłon,żewkrótceranysięzagoją.

Podbiegła do łóżka, jakby ktoś przypiął jej skrzydła. Nieco przerażona sprzętem otaczającym drobną
figurkę,uchwyciłasięjakiegośdrążka.

-Abby!-jęknęła.-O,mojedziecko,mojebiednedziecko!Jużnigdycięniezostawię.

Przysięgam,jużnigdy!

Była zupełnie nieświadoma, że Jake stoi obok i jak ogłuszony patrzy to na zrozpaczoną żonę, to na
pielęgniarkęsiedzącąobok.

Powolipodszedłdoniejimocnoująłjązaramię.

-Onawyzdrowieje.Jużniemaniebezpieczeństwa.Niesłyszałaś,comówiłdoktor?Tyle,żenieobudzi
sięprzeznajbliższągodzinę-nabrałgłębokopowietrza.-Chodźmydodomu,przebierzeszsię.

-Nigdziesięstądnieruszę-powiedziałaostro.

-Laine,musimyporozmawiać.

-Porozmawiać?

Odpowiadałajakautomat,nieczującnicpozaprzejmującymbólem.Całauwaga,całajejmiłośćskupiła
sięnadziecku.Bardzochciałajejpomóc.Jakebyłwtejchwilijedynieintruzem.

-Laine-wgłosiemężczyznybyłosłychaćwahanie.-Przeżywasztotak,jakbyonabyłatwoimwłasnym
dzieckiem!

-Bojest.Abbyjestmojącórką.

background image

Wszystkoczegoterazpragnęła,tożebyjązostawiłwspokoju.

Jake podszedł do łóżka i omijając aparaturę pochylił się nad Abby. Laine patrzyła, jak opalone palce
delikatnieniczympiórkogładzączołodziewczynki,jakustacałująjejgłówkę.

-Wtakimraziezostawiamwasrazem-wyszeptałcicho.

LaineniespuszczałaokazAbby.

***

Jakewróciłdoszpitalaprzynosząctrochęrzeczy,któremogłysięprzydać.

AbbynadalspałaipielęgniarkaprzyniosładlaLainekrzesło.Jakepostawiłobokdrugie.

Byłzamyślony.Siedzieliwzupełnymmilczeniudochwili,gdypielęgniarkazaczęłabudzićdziewczynkę.

-Niechcemy,żebyzapadławstanśpiączki-wyjaśniła.

GdyAbbyzatrzepotałarzęsami,zustLainewyrwałosięwestchnienieulgi.Pielęgniarkazmierzyłapulsi
temperaturę,poczymdyskretniewycofałasięnabok.Lainepodeszładołóżka.

Abbyspojrzałananiąprzelotnie,patrzyławstronęJake'a.

-Tatuś!-wyszeptałazbladymuśmiechem.

Jakepochyliłsięnadcóreczką.

-Hej,maleństwo!Jaksięczujesz?

Abbyprzymknęłaoczy.

-Boli-poskarżyłasię.

-Wiem,kochanie,alewkrótcebędzielepiej.

Delikatnieucałowałjejczołoiusiadł.Pielęgniarkaznówpodeszła,byzająćsięmałą.

Lainerozpłakałasię.Jejcórkawyzdrowieje,poznałaich,mówiłaprzytomnie.

Wspomnienie tego strasznego przerażenia, które trzymało ją w lodowatym uścisku było jeszcze wciąż
żywe,alepamiętałajeterazbardziejmgliście.Jakepodszedł,aAbbydoniegopierwszegosięodezwała.
Stłumiławsobieuczuciezazdrościispojrzałananiegozmuszającsiędouśmiechu.AleJakeodwrócił
głowę.Czyżbyzrobiłacośtakiego,żesięzaniąwstydził?

Przyznałasiękimjest!Nicwtymdziwnego,żetaknaniąpatrzył.Powinnabyłazachowaćswójsekret,
jeśliniechciałastracićJake'a.Patrzącnaniegozrozumiała,żewszystkoskończone.

Abbytakżeutraciła.Podpisującdokumentyadopcyjnezrzekłasięwszelkichprawdodziecka.ToJakebył
jejprawnymopiekunem.

background image

Straciłaichoboje.Teistoty,którekochałanadżycie.

Wyczerpanainiezdolnadojakiegokolwiekruchu,czułajakczyjeśsilneramionakładąjąnałóżku.Ktoś
umyłjejtwarz,ręce,zrobiłzastrzyk.Zulgązapadławsen.

***

Młodyorganizmdziewczynkiszybkosobieradziłzchorobąiwkrótcemożnabyłojąprzenieśćnaoddział
dziecięcy. Lekarze zachęcali rodziców, żeby zostawali przy swych pociechach, więc Laine nie miała
problemówzprzedłużeniempobytuwszpitalu.

Wtymczasiewróciłaniecodorównowagi,alenadalbałasięspojrzećJake'owiwoczy.

Jeszczenieteraz.

Wystarczyło,żespotykałagopodczasjegoczęstychodwiedzinwszpitalu,alezostaćznimsamnasam,
wytrzymaćjegozłość-tobyłoponadjejsiły.

Siedziała cały czas przy Abby, czytała jej bajki, zabawiała ją i obserwowała, czy nie pojawiają się
symptomyjakichśukrytychobrażeń,conaszczęścieniewystąpiło.

Próbowałatłumićwsobieuczuciezazdrości,którezawszejąogarniałonawidokrozpromienionejAbby
witającejsięzojcem.

Niewiedziała,jakterazwyglądająjegointeresy.WkażdymbądźraziedoLondynuniewrócił.Byłtam
parokrotnienakrótko.Doszpitalaprzyjeżdżałconajmniejdwarazydziennie,przywożącAbbyowoce,
czekoladę,książkiiróżneinneprezenty,którepoprawiałyjejhumor.

Zniąrozmawiałrzadko,całąuwagęskupiającnacórce.Dziewczynkaniedostrzegałażadnegozgrzytuw
stosunkach między nimi; początkowo była zbyt słaba, potem zbyt zaabsorbowana swoimi własnymi
sprawami.

WkońcuLainestwierdziła,żeniemajużżadnychpowodów,bynadalpozostawaćprzezcałyczasprzy
dziecku,ajejłóżkomogłobyćpotrzebneinnymrodzicom.

Nie mogła jednak odejść, nie wyjawiając prawdy. Dziewczynka była już na tyle zdrowa i dostatecznie
duża,żebyzrozumieć.

Zaczekaładopopołudnia,kiedydzieciodpoczywałyikiedybyłozupełniecicho.Podeszładołóżkamałej
irozsunęłazasłonki.

-Czemutorobisz?

- Chcę z tobą porozmawiać, Abby. Niedługo wracam do domu. Jesteś już na tyle zdrowa, że poradzisz
sobiebezemnie.Maszterazmnóstwoprzyjaciół.

Abbyposmutniałasłysząc,żezostaniesamawobcymotoczeniu.

-Alebędzieszmnieodwiedzać?

background image

- Oczywiście kochanie. Będę codziennie i tatuś też. Abby, czy myślałaś kiedykolwiek o swojej
prawdziwejmamie?

Szareoczyspojrzałynaniązdumione.Lainezadrżała.Czyto,cochcezrobić,byłomądre?...Niemiała
jednakwyboru.Teraz,kiedyJakejużwiedział...

-Czasami...

-Aczychciałabyśjąpoznać?

Abbyskurczyłasięwsobie.

-Niewiem.Mogłabymjejniepolubić.Przecieżonamnieniechciała!

Laineprzymknęłaoczyizebrałasiły.

-Wiem,żemnielubisz,kochanie.Możetrudnobędzieciwtouwierzyć,ale...tojajestemtwojąmatką.I
bardzociebiepragnęłam-dodałacicho.

OczyAbbyzrobiłysięogromne.Wciągutychostatnichdniwytworzyłasięmiędzynimijakaśszczególna
więź,pojawiłosięciepło,któregoniebyłoprzedwypadkiemdziewczynki.Lainewidziała,jakterazto
wszystkopryskaniczymbańkamydlana.

-To...toniemożliwe!-powiedziałaAbbyzniedowierzaniem.

-Tybyśmnienieoddałaobcym!

Laineodważniewytrzymałajejspojrzenie,chociażmiaławrażenie,żesercejejpęka.

-Musiałam,kochanie.

Jak wytłumaczyć dziecku ten problem? Szukając właściwych słów nagle przypomniała sobie pewien
obrazek:Abbytulącadopiersimałegopsiaka.

-Pamiętasz,jaksięczułaśwtedy,gdymusiałaśpożegnaćsięzeszczeniętamiFruitcake?

Oczydziewczynkiwypełniłysięłzami.Kiwnęłagłową.

- Więc spróbuj sobie wyobrazić, co ja wówczas czułam, gdy musiałam ciebie oddać - głos jej się
załamał.-Niemogłamcięzatrzymać.Niemiałampieniędzy,dodomuteżniemogłamcięzabrać.

-Dlaczegoniebyłaśzamężna?Ludzie,którzymajądzieci,sąmałżeństwem.

-Twójprawdziwyojciecniechciałaniciebie,animnie-powiedziałaLainepołykającłzy.

-Gdzieonjest?Mogęgozobaczyć?

Lainebyłaprzygotowananatopytanie.Potrząsnęłagłową.

-Ulotniłsięnadługoprzedtwoimprzyjściemnaświat.Nigdygoodtegoczasuniewidziałam.Jakejest

background image

twoim ojcem i bardzo cię kocha. On jest wspaniałym mężczyzną, zupełnie innym od tego, który nas
zostawił.Jakenigdybytegoniezrobił.Kochajgowięc,Abby,kochajtakmocno,jaktylkopotrafisz!

Delikatnatwarzyczkadzieckarozjaśniłasię.

-Kochamwasoboje-stwierdziła.

Lainemyślała,żesercewyskoczyjejzpiersi.

-Będziemynaprawdęprawdziwąrodziną,dobrze?

-Och,Abby,mamnadzieję,żetakbędzie.

Pochyliłasię,byprzytulićtodrobneciałko,łzypłynęłyjejpopoliczkach.“Boże”-modliłasię-“Boże,
spraw,żebyJaketozrozumiał!”

Naglektośrozsunąłfiranki.Laineobejrzałasięisercepodskoczyłojejdogardła:tobył

Jake.Pospiesznieodwróciłagłowę.Poczuciewinyizmieszania,ażnazbytwyraźniemalowałysięnajej
twarzy.

-Tatusiu!-Abbywyciągnęłazdrowąrączkę.-Tatusiu,taksięcieszę,żeprzyszedłeś.Lainemówi,żejest
mojąprawdziwąmamą!Czytoniewspaniałe?Będziemyterazprawdziwąrodziną!

Jake rzucił Laine wrogie spojrzenie i mocniej przytulił Abby, tak jakby chciał zatrzymać swój stan
posiadania.

-Musiałam-spojrzałananiegobłagalnie.

-Poco?

-Ponieważ...Ponieważniemogłamdłużejznieśćkłamstwa-wyszeptałabeztchu.

Jakeściszyłgłos,bojącsię,żeludziemogąichusłyszeć,aletoniezmieniłofaktu,żemówił

ostrymtonem.

-Aleprzymniecisiętoniewymknęło,prawda?Nie,tobyłobydlaciebiezbyttrudne!Apomyślałaś,co
czujeAbby?

-Owszem-Lainerównieżmówiłatwardo.Musiaławytrzymaćjegooburzenie.-Onamyślałaoswoich
prawdziwychrodzicach.Jake,każdedzieckootymbymyślało.Toniebyłobyfairpozbawiaćjejprawa
do...

-Dojejojca?Jakieonmaprawo?

-Żadnego!Nawetniewiem,gdzieonjest!

Oczydzieckazapełniłysięłzamiidwastrumykipociekłyjejpopoliczkach.

background image

- Przestańcie - szlochała. - Przestańcie krzyczeć! Ty jesteś moim prawdziwym tatą i to na zawsze. Nie
chcę nikogo innego! Po prostu chcę, byśmy się stali prawdziwą rodziną. Cieszę się, że mi Laine
powiedziała!

Dzieckobezbłędnieodczytałoichintencje.IgnorującJake'a,delikatniepogłaskałarączkęmałej.

-Przepraszam,kochanie-powiedziałacicho.-Pójdęjużizostawięcięztatusiem.

-Aleniedługoznówprzyjdziesz,mamo?

TerazLainejużniemogłapowstrzymaćsięodszlochu.

-Jutrorano-szepnęła.

Oczkadziewczynkirozbłysły.

-Lekarzmówi,żeszybkozdrowiejęiniedługowrócędodomu.UmieramztęsknotyzaFruitcake,Goldie
iCoffe.

Laine otarła łzy i włożyła chusteczkę z powrotem do kieszeni. Napotkała wzrok Jake'a i teraz jej
spojrzeniebyłojasne.Minąłkryzys.Abbywyzdrowiejeizaakceptujenowerelacjemiędzynimi.Jednak
oczyJake'amówiły,żeniedasiętakłatwoprzekonać.

Rozdział7

Weszładośrodkaidomwydałsięjejjakiśdziwny.Opuszczony,nieznany,nieprzyjazny.

Usłyszałajazgot,którypodniosłypsyzamkniętewskładziku,aleniemiałaochoty,byjeprzywitać.

Ogarniało ją coraz większe osamotnienie. Pomyślała, że to jest pewnie przeczucie przyszłości, gdy to
miejsceprzestaniebyćjejdomem.

Powoliposzłanagórędosypialni.Jakewkrótcebędziezpowrotemirozmowajestnieunikniona.Mając
w perspektywie widmo separacji, będzie musiała zmobilizować cały swój zapas logiki, elokwencji,
miłości i zrozumienia, żeby go przekonać. Jeśli zaś odwróci się od niej, będzie potrzebowała sporo
odwagi,byżyćgdzieśzdalaodnich.

Szybko zrzuciła ubranie i weszła do łazienki. Marzyła o gorącej kąpieli. Leżała w wannie, aż woda
zaczęłastygnąć,czującjakspływazniejcałezmęczenie.Nicjednakniemogłouspokoićnatłokumyśli
kłębiącychsięwjejgłowie.

Gdyby wcześniej zdecydowała się stanąć z nim twarzą w twarz, zastanawiała się niespokojnie, gdyby
wytłumaczyłamu,żeźlezrozumiałjejsłowa?...

Niepodobałomusięto,żepowiedziałaAbbycałąprawdę.Gdydziewczynkaporazpierwszyzwróciła
siędoniej“mamo”,najegotwarzywyraźniewidaćbyłozłośćizazdrość.

Jakebyłzazdrosny!Onarównież.Czyżbydotegosprowadzałosięichmałżeństwo?Dorozszarpywania
resztek miłości?... Lecz w takim przypadku zostałby tylko jeden wygrany, na pewno nie ona. Ona się

background image

wycofa.Abbywkrótcezapomni...

Natęmyślprzeszyłjągwałtownydreszcz.Wyskoczyłazwanny.Szybkimiruchamiwycierałaciało,jakby
odtegomiałozależećjejżycie.Potrzebowałaruchu,żebychoćtrochęukoićskołatanenerwy.

OdszukanieAbby,znajomośćzJake'm,poślubieniegobyłotajemnicą.Jejtajemnicą,terazjużujawnioną.
Nieżałowałateżnowegożycia,którewniejrozwijałosię.Tak,byławciąży.

Dotejporyniebyłategopewna,alepielęgniarkiwszpitalupotwierdziłyjejprzypuszczenie.Utrzymato
dziecko,dodiabła,utrzymaje!Jeślibędziemusiałaodejść,Jakenigdysięniedowie.Alesamjestsobie
winien.Mógłbyćmniejnieugięty.

Laine siedziała przed lustrem szczotkując włosy, kiedy wrócił Jake. Owiana zapachem olejku
kąpielowegoimydławyszłamunaprzeciw.Włożyłamiękkipeniuarwodcieniukoralowym

-jegoulubiony.Postanowiłaużyćkażdejbronizeswegokobiecegoarsenału.Cichozeszłaposchodach.
Gruby dywan i miękkie kapcie tłumiły jej kroki. Z salonu usłyszała brzęk szkła, gdzie Jake
przygotowywałsobiedrinka.

-JaksięczujeAbby?

Jakedrgnąłjakukłutyszpilką,rozlewającalkohol.

-Jestszczęśliwa.

Pociągnąwszy spory łyk whisky zacisnął usta. Zmarszczki na jego zmęczonej twarzy pogłębiły się,
zwłaszczanaczoleiwokółust.Nieustępliweoczyżarzyłysięjakdwawęgle.

Oblizaławargi,niechciaładaćpoznaćposobie,jakjestzdenerwowana.

-Onamniepotrzebuje,Jake-powiedziaławolno.-Jateżjejpotrzebuję.

-Potrzebujesz!?-zapytałzłowrogo.-Odkiedy?Byłaszczęśliwadotejpory...Ty...Tyniepotrzebujesz
nikogo... Co moglibyśmy ci dać? Już raz ją porzuciłaś. Zrobisz to znowu, kiedy tylko będzie ci
wygodnie?!

- Nie! - krzyknęła zdławionym głosem. - Jake, proszę, posłuchaj. Kiedy Abby się urodziła, miałam
siedemnaścielat.Myślałam,żekogośkocham,tenmężczyznabyłdużostarszyodemnie.

Zaufałammu,obiecałsięzemnąożenić,ale...onbyłżonaty.

Jake zaczął nerwowo chrząkać, ale Laine zupełnie to zignorowała. Musiała skończyć swą historię,
dopókijeszczemasiłę.Zwięźle.Tak,spokojnie!Opowiedziała,cosięwydarzyło.

-Widziałeśmoichrodziców-dodałanazakończenie.-Jake,janaprawdęniemiałamwyboru.

-Jakjąodnalazłaś?-padłopytanie.

- Zupełnie przypadkowo - wraz z rosnącą nadzieją jej głos nabrał mocy. - Wysłano mnie, abym

background image

skontrolowałaksięgirachunkoweAgencjiAdopcyjnej.Niemogłamwtouwierzyć.Głębokoschowałam
wspomnieniaomoimdziecku,abyniebolałotakbardzo.

Jakemruknąłcoś,Lainemówiładalej.

- Wkrótce odkryłam, że łatwo mogę zajrzeć do archiwum, chociaż nie wchodziło ono w zakres mojej
kontroli. Pokusa jednak była zbyt silna! - głos się jej załamał. - Po prostu musiałam znaleźć swoje
dziecko.

Jakegwałtownieodwróciłsięiponownienapełniałswojąszklaneczkę.Niemógł

wytrzymaćwzrokuLaine.Onazaśodzyskałapanowanienadsobąikontynuowałaopowieść.

- Pewnego wieczoru, kiedy wszyscy już wyszli, zajrzałam do akt i sprawdziłam, kim jesteście i gdzie
mieszkaliściewmomencieadopcji.

-Przeprowadziliśmysię!

-Ludzie,którzykupiliwaszdom,podaliminowyadres.

-Więcnadużyłaśprzewagi,którądawałocitwojestanowiskoizzimnąkrwiąwykorzystałaśto.Wyszłaś
zamnie,bystaćsięmatkąAbby!

-Zawszeniąbyłam.Nie,Jake,tobyłzupełnienieoczekiwanyobrótsprawy.Jedyne,czegopragnęłam,to
zobaczyćcórkę,dowiedziećsię,jakonamożewyglądać.Nigdyniemiałaminnegozamiaru...

-Czyżby?!

Tonlodowatejpogardyodebrałajakpoliczek.

-Jake,przypomnijsobie,jaksiępoznaliśmy?-zażądała.

-PrzezDevlin,PrenticeandCo.-stwierdził.-Udałocisięwkręcićwmojąsprawę!Cozaokazja!

- Prawdę mówiąc, omal nie stchórzyłam. Chciałam po prostu zwiać i uniknąć spotkania z tobą. Potem
jednakpomyślałam,żeprzecieżtoniczemuniemożezaszkodzić.Wiedziałam,żebyłeśżonaty,atylkow
tensposóbmogłamwidywaćAbby...Nocóż!Musiałabymbyćchybaświętą,żebyodrzucićtakąszansę.
Zdawałosię,żesamoprzeznaczeniekierujetymwszystkim.Niemiałamzamiaruodbieraćjejtobie.

Jakebyłzmęczony.Poczuławielkąochotę,bywygładzićzmarszczkinajegoczole,całowaćjegousta,aż
ichzaciętywyrazzamienisięwmiłość...

-Ajatańczyłem,jakmizagrałaś!-mruknął.-Zauroczyłomnietwojecholernieatrakcyjneciało.Twoje
ciepłoiżyczliwośćdlaAbby.

-Przecieżchciałeśmiećdlaniejmatkę-szepnęła.-Iznalazłeś.Orazżonę,któraciękocha.

Niewyszłabymzaciebie,gdybymcięniepokochała.

background image

- Teraz łatwo tak mówić! - krzyknął szyderczo. - Jeśli mnie kochasz, to czemu cię tu nie było? W tych
dniach nie musiałaś zostawać z Abby na noc! Czy możesz sobie wyobrazić, jak bardzo czułem się
samotny?Jakmogęuwierzyćwto,comówisz?Jakmogęcizaufać?

-Jake,takmiprzykro!Poprostubałamsięciebie.Czułamsiętakbardzowinna!

ZasłaniałamsięAbbyjakparawanem,przyznajęto,alenigdynieskłamałam-powiedziałaznaciskiem.-
Ja tylko, niech mi Bóg wybaczy, ukryłam prawdę. Gdy spotkaliśmy się pierwszy raz, odsądziłeś matkę
Abby od czci i wiary! Pamiętasz? Jak mogłam się przyznać wiedząc, że wówczas odwrócisz się ode
mnie?Ategoniechciałam.Kochałamcięjużwtedytakbardzo,żeAbbyprawiesięnieliczyła.

-Niezłabajeczka!

- Ale prawdziwa. Bardzo silnie przeżyłam jej wypadek, ale chyba każda matka na moim miejscu
reagowałabypodobnie.

Lainenerwowościskałapalce.Takbardzochciała,żebyJakejązrozumiał.

- Przeżyliśmy razem cztery cudowne miesiące. Przekonałeś się, że nie jestem istotą bez serca, którą
chciałeś ze mnie zrobić. Gdybym naprawdę była pozbawiona uczuć, czy trudziłabym się, by zmieniać
pracę, przenosić do innego miasta po to tylko, by choć raz rzucić okiem na swoje dziecko? Oskarżasz
mniepoprostuoto,żepragnęłamjejzabardzo!Tegosięniedapogodzić!

-Drobnywyrzutsumienia-stwierdził,aLainetrochęulżyło.Oskarżałjązmniejszymprzekonaniem.

Wkońcuodkryłaswojąostatniąkartę.

-Kochamcię,Jake.Dobrzenambyłozesobą.Abbynaspotrzebuje.Nierozbijajszczęśliwejrodziny!

Jakewypiłdrinkainalałsobiejeszczetrochęczystejwódki.KiedyznowuspojrzałnaLaine,jużniebył
takipewnysiebie.

-Niewiem-wyszeptałochryple.-Jajużnicniewiem,Laine.Byćmożeonanaprawdęnależydociebie
-głosmusięzałamał.-Pozwolęjejodejśćztobą.

-Nie!-krzyknęłaLaine.Niemogłapowstrzymaćłez.-Nie,Jake.Totyjąwychowałeś,onaciękocha.
Odejdęsama.Nigdyniepowinnambyłatuprzyjeżdżać,teraztowiem.Alepomyślałam...kiedyprosiłeś,
abymwyszłazaciebie,żejeślibędzieszwstaniepokochaćmnietakjakjakochamciebie,towszystko
będziewporządku.Tosięjednakniestało.TynieprzestałeśkochaćJane.

-Inieprzestanę!-krzyknął.

Laineopadłanasofę,kryjąctwarzwdłoniach.

-Nocóż,tojużkoniec,prawdaJake?

-Możenie.Możeudasięnamcośocalićztegogalimatiasu!Niemogętutajjasnomyśleć.

Pójdędoklubu.Niewrócęnanoc.

background image

Lainemiaławrażenie,żejakaśolbrzymiarękaściskajązaserce,alezmusiłasię,bypowiedzieć:

-Możeprzenocujeszwpokojugościnnym...

-Nie-przeciąłdyskusję.Wdrzwiachodwróciłsię,ajegooczypatrzyłyłagodnieismutno.

-Zobaczymysięjutro.

Żadnego “do widzenia”, nic. Laine siedziała tam, gdzie ją zostawił, przenikliwy chłód osamotnienia
przenikałjądoszpikukości.Cierpiała,myśląc,jakwielebólusprawiłaJake'owi...

Później,kiedyjużnakarmiłagłodnepsy,weszłanagóręipołożyłasiędodużegołóżka.

Wtuliłasięwkołdrę,którawciążjeszczeprzechowywałazapachJake'a.

Z niespokojnej drzemki wyrwało ją gwałtowne dobijanie się do drzwi. Z przerażeniem wyskoczyła z
łóżka.Abby!Pewniemiałazapaść!

Spojrzałanazegarek.Byłoparęminutpotrzeciej.Pośpiesznienarzuciłaszlafrokipopędziładodrzwi.
Sercewaliłojej,jakbyzachwilęmiałowyskoczyćzpiersi.Naschodachstał

policjant.Przeddomemzaparkowałradiowóz.

-PaniBennington?

-Tak-niepoznałaswegogłosu,byłtakzmieniony.

-Czypanimążjestwdomu?

-Nie.

-Niewiepani,gdzieonjest?

-Jestwklubieodnowybiologicznej.

Mężczyznaściągnąłbrwi.

-Tak,wklubie“Hygeia”-ogarnęłająnowafalastrachu.

-Czycośsięstało?

-Chwileczkę,proszępani.

Podszedłdosamochoduipowiedziałprzezotwarteokno:

-Onjestwśrodku.Dajimznać.

Mężczyzna za kierownicą wziął mikrofon i zaczął coś do niego mówić. Laine myślała, że umiera ze
strachu.

background image

-Cosięznimdzieje?

-Niewiemy,proszępani.Paląsięzabudowaniaklubu.Jeślitugoniema,toniewiemy,gdzieonmoże
być.Strażpożarnasprawdza,czyktośniezostałwśrodku.

-Powinienbyćwsalidomasażu!Zawieźciemniedoniego!

-Oczywiście,proszępani.Proszęwziąćpłaszcz.Zarazprzekażępanidalszeinformacje.

-Dobrze!-porwałazwieszakajakiśstarytweedizarzuciłanaramiona.-Jestemgotowa.

Oficerrozmawiałprzezradiotelefon.PolicjantodwróciłsiędoLaineispojrzałprzezramięnaotwarte
drzwi.

-Czydomjestzabezpieczony?Mapaniklucze?

-Zostawiłamnagórze.

Idąc po torebkę miała wrażenie, że nogi ważą setki kilogramów, a schody są niezdobytą górą. Musiała
uważać,bynieupaść.Przejścieprzezdługikorytarzbyłobrnięciemprzezbagno.

W końcu policjant zamknął za nią drzwi i pomógł wsiąść do samochodu. Gdy tak pędzili przez noc,
wyobraźniapodpowiadałajejnajbardziejprzerażająceobrazy.Jakihorrorczekałjąnakońcutejdrogi?
Jakeniemożezginąć!Tacałażywotność,energia,miałabyprzepaść?!

Zbudynkówstrzelaływgóręsłupyognia.Wielerazyoglądałatakiescenywtelewizji.Tymrazemtonie
byłfilm,wszystkobyłoprawdziwe.

Gdy wysiadła z samochodu, uderzyła w nią ściana dymu i gorąca... Przez chwilę stała patrząc z
niedowierzaniem na to piekło. Wokół zgromadził się tłum. Byli to ludzie ewakuowani z sąsiednich
budynków.Policjanci,strażacy,samochody,węże-wszystkomigałojejprzedoczyma.

Potem zaczęła gorączkowo przyglądać się poszczególnym twarzom szukając, tej jednej jedynej. Nie
znalazła.

-Jake!-krzyknęłazcałychsił.-Jake!...

Zaczęła biec w stronę płonących budynków, by odszukać i uratować go. Jakiś strażak usiłował ją
zatrzymać,aleodepchnęłagoipobiegładalej.Miałaskrzydłauramion.

Byłatużprzybramieijużwbiegaławszalejącepłomienie,gdychwyciłyjączyjeśsilneramiona.

-Proszęmniepuścić!-krzyknęła,napróżnousiłującuwolnićsięzżelaznegouścisku.-

Muszęgoratować.Jake!

-Zabijeszsię!-usłyszała.

-Nicmnietonieobchodzi.-przerwała.

background image

Głosmężczyznybyłznajomy.OdwróciłasiępowoliizobaczyłatwarzJake'a.

Jegooczybłyszczałydziwnymblaskiem.

-Najdroższy,tyżyjesz!

Wtuliłasięwjegoramiona.Czuła,jakmocnobijemuserce.Czytonaprawdęon?

Pachniałpotem,akoszulkabyłamokra.Wtymuściskuwydawałsiętakbardzorzeczywistyibardzojej
bliski.

-Gdziebyłeś?-szepnęła.

- Nie mogłem zasnąć, więc wyszedłem się przebiec. Wróciłem, a tu całe piekło się rozpętało. Kiedy
zobaczyłem,żebiegnieszwstronęognia...

Podszedłdonichstrażak.

-CzyJakeBenningtontopan?

-Tak-Jakerozluźniłuścisk.-Przepraszam,żesprawiłemtylekłopotu.Wyszedłempobiegać.

-Dobrze,żenicsiępanuniestało.Przeszukiwaliśmyzabudowania,bootrzymaliśmywiadomość,żejest
panprawdopodobniewsalidomasażu.Taczęśćbudynkuokazałasiębyćcałkowicieniedostępna.Ogień
musiałzostaćpodłożonywkawiarniznajdującejsięponiżej.

-Podłożony?-Jakewpadłmuwsłowo.-Twierdzipan,żetoniebyłprzypadek?

-Natowygląda.Aleniemożemytustać!

Odsunąłichnabezpiecznąodległość,poczympytałdalej:

-Jestpanubezpieczony?

-Tak,oczywiście.

-Kiedypanwyszedłzdomu?

-Dokładnieniewiem,gdzieśkołodrugiej.Tak,chybatak.

-Czyniewidziałpankogoś,ktosiętuwłóczył?

-Nie.Niezauważyłemnicszczególnego.Naulicybyłoraczejpustawo.

-Proszępana,ktomiałbyjakiścel,abypanuzaszkodzić?

Lainewstrzymałaoddech;cotenfacetsugerował?

Jakebyłwstrząśnięty.

background image

-Okimpanpomyślał?-zapytałpolicjant.

-Onniemógłsiędotegoposunąć!Niemogęwtouwierzyć...

- Kto? Szukamy po prostu jakiegoś punktu zaczepienia na początek. Jeśli się pan myli, nie szkodzi,
sprawdzimyto.

-Jedenzmoichpracowników-odparłJake.

Laineścisnęłagozaramię,aJakeuspakajającopogłaskałjejdłoń.

-Musiałemgozwolnićzanieuczciwośćidziświeczoremprzyszedłwyładowaćnamnieswójgniew.Nie
mógłznaleźćsobiepracyimówił,żetomojawina!

-Czybyliprzytymświadkowie?

-Oczywiście.

-Jakonsięnazywa?

-DannyMathews-Jakepodałtakżeinnedane.

-Dziękujępanu,panieBennington.Możeodwieźćpanaiżonędodomu?

-Nie,dziękujęsierżancie.Zarogiemmamsamochód.Poradzimysobie.

-Jutropoprosimypanaozłożeniezeznań.Skontaktujemysięzpanem.

CzułasięprzyJake'utakbardzobezpieczna...Jegorękaobejmującataliębyłaciepłaimocna.Podeszli
dosamochodu.

- Czy to możliwe, żeby Danny był aż tak mściwy? A jeśli to nie on, to kto jeszcze chciał cię
skrzywdzić...?

-Spokojniemojamaleńka.Niesądzę,żebychciałmniezabić.Niemógłwiedzieć,żezostanętunanoc.
Wkrótcesiętowyjaśni.

Usiadłanaprzednimsiedzeniu.Jakeusiadłobok.Zezdenerwowanianiemogłazapiąćpasa.

Jakepochyliłsię,byjejpomóc.Poczułanapoliczkujegooddech.Patrzyłanajegousta,znajdującesię
teraztakblisko.Instynktownierozchyliławargioczekującpocałunku.Niemusiałaczekaćnaodpowiedź.
Przymknęłaoczypodwpływemjegoczułychpieszczot.

Prowadziłjednąręką,drugąobejmującLaine.Ciepłotegouścisku,rozlewałosiępojejcieleidocierało
doskołatanegoserca.

Wdomuzdjąłzniejpłaszczizaprowadziłnagórę,prostodołóżka.

-Wskakuj,kochanie-powiedziałrozwiązującpasekuszlafroka.-Tamsięnajszybciejrozgrzejesz.

background image

-Aty?-spytaładrżącymgłosem.

-Muszęwziąćprysznic.Dajmipięćminut.

Usiadłobokniej,ujmującjejdłonie.Patrzyłnanią,pewnieiciepło.

-Laine,takbardzociępotrzebuję.Dziśwnocyzrozumiałem,żenigdyniepozwolęciodejść.

Zalałająfalaniewysłowionegoszczęścia.

-Jake,bardzociękocham!

-Wiemnajmilsza-głaskałjąpogłowie,łagodnieiczule.

-Jakmógłbymwtowątpić:dlamnieryzykowałaśżycie.

-Bezciebieniemiałobyonodlamnieżadnejwartości-wyszeptała.

-Najdroższa!-całowałjąznówiznów,jakbynigdyniemiałprzestać.-Zapomnijmyoprzeszłości.Liczy
siętylkojutro.

-Będziemyrodziną?-zapytaławstrzymującoddech.

-Niczegobardziejniepragnę.

-Jarównież.Wprawdziemnieniekochasz,alepostaramsię,żebyśbyłszczęśliwy...

- Ja cię nie kocham? - wykrzyknął. Jego ręce objęły ją mocno. - Ja cię ubóstwiam, moja droga. Od
pierwszejchwili,kiedycięujrzałem,usiłowałemsobiewmówić,żetonieprawda.

Miałemwrażenie,żewtensposóbzdradzamJane.Hamowałemsięwięc,nawetbardziejniżbyłotrzeba.
Niebyłbymrównieżtakzałamany,takwściekły,gdybyminatobieniezależało!

Laineusiłowałastłumićwsobietorosnąceuczucietryumfuiradości.

-Dziśwnocypowiedziałeśmi,żewciążkochaszJane-przypomniałacicho.

-Kocham,aletoinnamiłość.Należydoprzeszłości.Janenazawszepozostaniewmymsercu,niemogęo
niej zapomnieć, tak samo, jak część mego serca należy do Abby. Jednak ty jesteś moim życiem, moją
miłością,wszystkimczegopragnęipożądam.Wybacz,żewcześniejcitegoniepowiedziałem.

WoczachLainepojawiłysięłzyszczęścia.

-Czywtwoimsercuznajdziesięmiejscedlakogośjeszcze?-zapytaławidzącjegozdziwienie.

Odsunąłjąnawyciągnięcieramion,agdyzobaczyłjejpromiennątwarz,jegozdumieniezmieniłosięw
niepohamowanąradość.

-Toznaczy?...

background image

- To mały dodatek do naszej “naprawdę prawdziwej rodziny”, jak mówi Abby. Myślę, że też będzie
zadowolona,niesądzisz?

-Alenietak,jakja!

-Takbardzochciałamcidaćtwojewłasnedziecko-szepnęła.

-Sprawiasz,żespełniająsięmojewszystkiemarzenia...

-Miałeśwziąćprysznic?-zdołaławyszeptać,kiedynachwilęprzestałjącałować.

-Później-zamruczał.-Terazmamważniejszesprawynagłowie...

background image

TableofContents

Rozpocznij


Document Outline


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
West Sarah Przytul mnie
0011 West Sarah Przytul mnie
West Sarah Przytul mnie 3
West Sarah [Przytul mnie]
West Sarah Przytul mnie
Albo chodź, przytul mnie
PRZYTUL MNIE bOYS
PRZYTUL MNIE
Przytul mnie Zycie
Przytul mnie
PRZYTUL MNIE DZIADKU
London Cait Przytul mnie mocno
Polakowa Tatiana Olga Riazancewa 08 Przytul mnie mocno
PRZYTUL MNIE
Przytul mnie
685 London Cait Przytul mnie mocno
PRZYTUL MNIE
przytul mnie

więcej podobnych podstron