Od magii do medycyny
Hipnoza leczy
Hipnoza leczy. Naukowcy mają dowody na to, że może skutecznie uśmierzać ból, a
nawet zastępować narkozę.
Hipnoza to nie magia, tylko specyficzny stan mózgu, w którym człowiek staje się bardzo podatny na
sugestie. Dzięki temu może sterować fizjologią, na przykład obniżyć temperaturę ciała, przyspieszyć
gojenie rany czy uśmierzyć ból. Ten fenomen, choć potwierdzony wieloma obserwacjami, pozostawał
dotąd
całkowicie niezrozumiały. Dopiero teraz dzięki badaniom funkcjonalnym rezonansem magnetycznym
lekarze zaczynają
odkrywać, czym tak naprawdę jest hipnoza i jak działa na ludzki mózg. Tymi zagadnieniami zajmuje się
m.in. zespół polskich uczonych z Uniwersytetu Jagiellońskiego: prof. Jerzy Aleksandrowicz, dr Marek
Binder i prof. Andrzej Urbanik. Z ich nowych eksperymentów wynika,
że hipnoza to co innego niż sugestia. To stan silnej koncentracji, szczególny o tyle, że można przekazać
w nim informacje
mające silny wpływ na sposób myślenia oraz na fizjologię.
Prof. Aleksandrowicz od kilku lat pro-wadzi doświadczenia, podczas których na monitorze rezonansu
magnetycznego obserwuje pracę mózgu u ludzi znajdujących się w stanie hipnotycznym. W serii
doświadczeń, jakie niedawno przeprowadził, wzięło udział 14 lekarzy i studentów medycyny, którzy
potrafili hipnotyzować innych i sami też byli już wiele razy hipnotyzowani. Profesor sprawdzał
najpierw, jak zmienia się aktywność ich mózgu przy wprowadzaniu w stan hipnotyczny. Potem
podglądał, co dzieje się w głowach zahipnotyzowanych ochotników, kiedy byli kłuci w dłonie
wykałaczką. Jak się okazało, samo wprowadzenie uczestników eksperymentu w stan hipnozy pobudziło
lewy zakręt oczodołowo-czołowy (pozostawał on aktywny aż do zakończenia
hipnozy). Natomiast wtedy, gdy sugerowano, że badany nie odczuwa bólu, zwiększała się aktywność
innego regionu - prawego zakrętu przedczołowego. Co jednak ciekawe, ta ostatnia struktura "świeciła"
także wtedy, kiedy podawano sugestię "nie boli" bez wprowadzania w stan hipnotyczny. - Taka reakcja
mózgu oznacza, że hipnoza i sugestia to dwa różne, chociaż ściśle ze sobą powiązane zjawiska -
komentuje prof. Aleksandrowicz.
- Hipnoza jest jak strzykawka. To nie ona sama ma uzdrawiające działanie, lecz lek, który w niej
podajemy - tłumaczy dalej profesor. Tym lekiem serwowanym w stanie silnej koncentracji uwagi jest
sugestia. To właśnie ona, a nie wejście w stan hipnotyczny, znosi ból. Sama sugestia też może mieć
zresztą łagodzące działanie, tylko zazwyczaj o wiele słabsze niż sugestia w hipnozie. Przykład: kiedy
lekarz zapisuje pacjentowi leki i mówi, że one pomogą, stosuje sugestię, po której chory przynajmniej
przez chwilę czuje się lepiej. Prof. Aleksandrowicz sądzi, że gdyby w takiej chwili zbadać pacjenta
metodą rezonansu, okazałoby się, że słowa doktora pobudziły prawy zakręt przedczołowy (lewy zakręt
oczodołowo-czołowy, ten charakterystyczny dla stanu hipnotycznego, nie pracowałby). Także
charyzmatyczni przywódcy, o których mówi się potocznie, że hipnotyzują tłumy, koncentrują na sobie
uwagę i oddziałują sugestiami. Prawdopodobnie wywołuje to u ludzi podobne stany aktywności mózgu.
Prof. Aleksandrowicz nie tylko oddziela hipnozę od sugestii, ale także dyskredytuje pogląd, że jest ona
trzecim - po świadomości i nieświadomości - stanem umysłu. Jego zdaniem nie ma w niej nic
nadzwyczajnego. - To koncentracja uwagi, tyle
że skupiona na jednym tylko przedmiocie, wyobrażeniu czy osobie. I to w tak silny sposób, że człowiek
samoistnie blokuje
odbiór wszystkich innych bodźców
- mówi prof. Aleksandrowicz. W życiu codziennym też nam się to zdarza. Oglądając film, nie słyszymy,
co dzieje się wokół nas. Zamyśleni w tramwaju nie czujemy, że złodziej wyciąga nam portfel z kieszeni.
Pozwolić się okraść to jednak nie to samo, co dać się pokroić. Tymczasem w najnowocześniejszych
szpitalach: uniwersyteckim w Lubece w Niemczech, w belgijskim Liege w czy Lister Hospital w
Londynie sugestie w hipnozie stosuje się zamiast znieczulenia przy zabiegach chirurgicznych. Czy
rzeczywiście koncentracja może uśmierzyć nawet ból zadany skalpelem? Może - twierdzi dr Dirk
Hermes, chirurg plastyk ze szpitala w Lubece. Przed zabiegiem prosi pacjentów, by zamknęli oczy i
przypomnieli sobie miejsce, gdzie czują się miło i bezpiecznie. Większość z nich wyobraża sobie wtedy,
że leży na plaży w promieniach słońca. Doktor każe im opisywać widoki, szum fal, zapach morskiej
bryzy. Potem sam, ściszając głos, powtarza ich słowa. Po kilku minutach 95 proc. pacjentów zapada w
stan hipnotyczny. Chorzy nie odczuwają bólu,
a jeśli już, to jest on na tyle łagodny, że poddają się zabiegom bez środków przeciwbólowych. Raz się
zdarzyło, że operacja niespodziewanie się wydłużyła. Zaniepokojony lekarz zapytał potem pacjenta, czy
podczas jej trwania nie odczuwał dyskomfortu. "Obawiałem się, że za długo już leżę na słońcu i że
dostanę strasznych poparzeń" - odpowiedział operowany mężczyzna.
Operacja poza świadomością
Hipnozę stosowano w chirurgii podczas II wojny światowej, kiedy trzeba było operować rannych
żołnierzy mimo braku
środków znieczulających. Teraz lekarze próbują stosować ją u pacjentów, którzy
źle reagują na narkozę farmakologiczną. Jedną z takich pacjentek była 46-letnia
Pippa Plaisted, która w Lister Hospital w Londynie poddała się operacji raka piersi. Było to latem 2005
roku. Pacjentka miała już za sobą kilka zabiegów chirurgicznych - po każdym cierpiała z powodu
trwających miesiącami nudności i wymiotów. Wiadomo było natomiast, że jest podatna na hipnozę.
Miała za sobą kilka zabiegów hipnotycznych u psychoterapeuty, dzięki którym uwolniła się od strachu
przed chorobą. Dlatego anestezjolog hipnoterapeuta Charles Montigue zastosował hipnozę, a nie
narkozę. Przez cały czas trwania zabiegu stał przy stole operacyjnym i trzymał kciuk na czole pacjentki,
pilnując, by pozostawała w stanie hipnotycznym. Jej oczy były zamknięte, ale nie spała. Chirurdzy
informowali ją o kolejnych etapach operacji. "Po zabiegu byłam zmęczona, ale czułam się dobrze" -
mówiła Pippa Plaisted.
Poważne zabiegi pod hipnozą - bez narkozy - to jeszcze rzadkość. Lekarze nie chcą się ich podejmować
z obawy, że pacjent może wyjść ze stanu hipnotycznego, zanim chirurg skończy operować. Dlatego na
razie ze względu na bezpieczeństwo pacjenta łączą hipnozę z miejscowym znieczuleniem. To
hipnowyciszenie. Rutynowo stosuje się je w szpitalu w Liege (wykonano tam prawie 5 tys. takich
zabiegów). To zasługa charyzmatycznej szefowej zespołu anestezjologów, Marie-Elisabeth Faymonville,
która uważa, że narkoza często szkodzi zdrowiu i traktuje ją jak ostateczność.
Hipnowyciszenie daje, zdaniem dr Faymonville, konkretne korzyści. Po pierwsze, krwawienie jest
mniejsze, bo podczas narkozy, kiedy za chorych oddycha respirator, dochodzi do zmian ciśnienia w
klatce piersiowej, które nasilają krwawienie
- twierdzi belgijska anestezjolog. Po drugie, po operacji pod hipnozą chorzy szybciej wracają do
zdrowia. W 2000 roku
dr Faymonville porównała stan 20 pacjentów po operacji tarczycy w narkozie z 20 innymi, u których
podczas takiego samego zabiegu zastosowano znieczulenie miejscowe z hipnozą. Okazało się, że ci
pierwsi dochodzili do siebie przeciętnie 36 dni. Ci drudzy już po 10 dniach wracali do pracy (badania
opublikowano w specjalistycznym piśmie "Annales de Chirurgie"). Naukowcy z zespołu dr Faymonville
sądzą, że u hipnotyzowanych pacjentów pooperacyjne stany zapalne są znacznie łagodniejsze, dlatego
zdrowienie jest szybsze.
Czemu nie boli?
- Chociaż hipnoza zastępuje nawet znieczulenie ogólne, tak naprawdę nie wiadomo dokładnie, w jaki
sposób umysł radzi sobie z bólem - mówi prof. Aleksandrowicz. Niektórzy pacjenci w stanie
hipnotycznym w ogóle go nie odczuwają. Inni odbierają bodźce bólowe, ale dzieje się to poza
świadomością - dlatego krzywią się, ale nie wiedzą, czy boli ich ząb, czy złamana noga. Hipotez
wyjaśniających przeciwbólowe działanie sugestii w hipnozie jest kilka. Przypuszcza się, że silna
koncentracja stymuluje wydzielanie endorfin, naturalnych substancji uśmierzających ból. Według
innej teorii powoduje ona zmiany, które uniemożliwiają przenoszenie bodźców bólowych z
obwodowego układu nerwowego do centralnego. Dzięki badaniom rezonansowym pewne jest
natomiast, że hipnoza zmienia pracę obszarów odpowiedzialnych za ból w samym mózgu.
Sugestia "nie boli" przekazana w stanie silnej koncentracji uwagi nie tylko powoduje pobudzenie
prawego zakrętu przedczołowego, ale także osłabia aktywność trzech innych obszarów kory mózgowej:
wzgórza, kory czuciowej i wyspy. Wzgórze to pierwsza stacja, do której trafia informacja o bolesnym
uszkodzeniu ciała. Następnym jej celem jest kora czuciowa - rejon, dzięki któremu rozpoznajemy,
kiedy ból jest lżejszy, a kiedy silniejszy, wiemy też, czy boli nas ręka, noga czy ząb. Natomiast wyspa
zapisuje informacje o bólu. - Jeśli w wyniku sugestii w hipnozie we wszystkich tych strukturach sygnały
bólu są osłabione, oznacza to, że odczuwamy go mniej dotkliwie - komentuje prof. Aleksandrowicz.
Podobne spostrzeżenia mają naukowcy z University of Iowa, którzy porównywali pracę ośrodków bólu
u osób narażonych na kontakt z wysoką temperaturą w stanie hipnozy i bez niej. Amerykańscy
naukowcy także zauważyli, że w grupie zahipnotyzowanych aktywność kory czuciowej jest wyraźnie
stłumiona, za to przednia część kory obręczy i jądra podstawne - pobudzone. Zdaniem Sebastiana
Schulza-Stubnera, kierownika amerykańskich badań, właśnie te dwie ostatnie struktury mogą
przykręcać kurek bólu w mózgu. Pewności jednak nie mają. A właśnie dokładne wyjaśnienie tego
fenomenu mogłoby - jak w szpitalu w Liege - znacznie ograniczyć liczbę zabiegów w znieczuleniu
ogólnym.
Na razie jednak lekarze, którzy jako pierwsi próbują wprowadzać hipnozę na sale operacyjne, sami
spierają się, jaka może być jej przydatność u poszczególnych pacjentów. Tylko co dziesiąty chory jest na
tyle podatny na hipnozę, by można jej było używać zamiast narkozy, szacuje David Rogerson,
anestezjolog hipnoterapeuta z Derby City General Hospital w Wielkiej Brytanii. Sebastian Schulz-
Stubner twierdzi, że nie jest tak źle. Jego zdaniem aż 80 proc. pacjentów daje się wprowadzić w
dostatecznie głęboki stan hipnotyczny, by nie odczuwali bólu zadanego skalpelem. Z kolei Faymonville
jest przekonana, że w stan hipnozy może wejść każdy, kto tylko zechce. W jego osiągnięciu nie
przeszkadza nawet silny stres, który odczuwają chorzy przed operacją. Im bardziej pacjenci są
zestresowani, tym bardziej są otwarci na metodę, która przyniesie im ulgę - zaobserwował dr Hermes.
Kwestia zaufania
Z dobrym skutkiem hipnozę wykorzystują nie tylko chirurdzy i anestezjolodzy, ale także dentyści,
położnicy, gastroenterolodzy, psychiatrzy, psychoterapeuci. Wielu z nich rzeczywiście potrafi
zahipnotyzować pacjenta, a potem za pomocą sugestii uśmierzyć ból, zahamować rozwój choroby albo
zmienić zachowanie. Jednak nie każda taka próba kończy się sukcesem. Mojemu znajomemu, Jackowi,
który palił 60-80 papierosów dziennie, hipnoza nie pomogła w walce z nałogiem. Kilka dni radził sobie
wprawdzie bez dymka, ale potem znowu sięgnął po swoje ulubione papierosy. Dlaczego hipnoza, którą
można zastąpić nawet narkozę, nie dała sobie rady z nałogiem nikotynowym? Zdaniem prof.
Aleksandrowicza, choć Jacek deklarował chęć rzucenia papierosów, tak naprawdę nie chciał przestać
palić. Stąd niepowodzenie. Sugestia podana w hipnozie nie jest formą przymusu. Działa tylko wtedy,
kiedy jest zgodna z wolą czy oczekiwaniami człowieka.
Brak podatności na hipnozę można jednak tłumaczyć jeszcze w inny sposób. - Hipnoza to specyficzny
rodzaj interakcji między dwiema osobami, z których jedna godzi się bez reszty skoncentrować na
drugiej - mówi prof. Aleksandrowicz. Hipnotyzowany powinien mieć do hipnotyzera absolutne
zaufanie. Musi być nim zafascynowany. Inaczej nie skoncentruje na jego osobie swojej uwagi. Prof.
Aleksandrowicz wie to z własnego doświadczenia. Kiedyś podczas sesji treningowej prowadzonej przez
kolegę hipnotyzera zgłosił się jako ochotnik. I chociaż wcześniej wielokrotnie poddawał się hipnozie,
zawsze z dobrym skutkiem, tym razem nic się nie zadziało. "Czym panu podpadłem?" - zapytał go pod
koniec hipnotyzer. Nie miał on bowiem wątpliwości co do tego, że przyczyną porażki było swoiste
"niedopasowanie" obu naukowców, które ujawniło się dopiero podczas próby hipnozy.
To brak zgody na osobę hipnotyzera, a nie oporność na hipnozę sprawia, że wielu osobom nie udaje się
wejść w stan silnej koncentracji uwagi, uważa prof. Aleksandrowicz. Ogromna większość z nas jest
podatna na hipnozę. Nawet sceptycy przeważnie jej ulegają. Mówienie "nie dam się zahipnotyzować" to
wskazówka, że dana osoba z łatwością podda się hipnotyzerowi. Grupa opornych jest naprawdę
niewielka. Tak twierdzi Milena Karlińska-Nehrebecka, psychoterapeutka, która od 10 lat uczy hipnozy
w ośrodku autoryzowanym przez Polskie Towarzystwo Psychoterapii Krótkoterminowej. Kursy są
zarezerwowane tylko dla psychoterapeutów i lekarzy. Czemu nie każdy może się na nie zapisywać? Bo
hipnoza to zbyt niebezpieczne narzędzie, aby mógł używać go ktoś, kto nie umie leczyć zaburzeń
psychiki i ciała.
Etyka a hipnoza
Technikę wprowadzania w hipnozę można opanować w trzy dni, twierdzi Milena Karlińska-
Nehrebecka. Trudność polega na tym, by w stanie koncentracji podać pacjentowi właściwą sugestię.
Taką, która może mu rzeczywiście pomóc, dodaje prof. Aleksandrowicz. Kiedyś zgłosiła się do niego
młoda dziewczyna bez włosów na głowie. Straciła je po pogrzebie babci, która ją wychowała. Łysienie
spowodowało poczucie winy, bo dziewczyna w chwilach złości życzyła babci śmierci. Dermatolodzy byli
bezradni. Psychoterapia tłumiła wyrzuty sumienia, ale włosy nie odrastały. Dla tej trudnej pacjentki
prof. Aleksandrowicz dobrał sugestię, która nie tylko przywróciła jej równowagę psychiczną, ale także
pobudziła porost włosów. Po czterech tygodniach hipnoterapii dziewczyna miała już puszek na głowie -
opowiada profesor.
Niewłaściwe sugestie przekazane w czasie hipnozy mogą nie poprawić, lecz pogorszyć stan pacjenta.
Zatruć organizm tak, jak źle dobrany lek. Dlatego jeden z najważniejszych zapisów kodeksu etyki
obowiązującego hipnotyzerów mówi, że hipnozę wolno stosować tylko do celów medycznych i
badawczych. Obowiązuje zakaz wykorzystywania jej dla rozrywki!
Niestety, hipnoza wciąż jest bardziej kojarzona z magicznymi sztuczkami i szamańskimi praktykami
niż medycyną. I chociaż coraz więcej lekarzy i psychoterapeutów zgłębia jej tajemnice (sam tylko prof.
Aleksandrowicz doliczył się już 600 uczniów), niewielu korzysta z jej zalet. Przede wszystkim z obawy
przed ośmieszeniem. Napisu "hipnoza" na drzwiach do gabinetu
lekarskiego ogromna większość z nas nie traktowałaby poważnie. Już sama nazwa, kojarzona z magią,
utrudnia zastosowanie metody w leczeniu, uważa prof. Peter Whorwell, gastroenterolog, który ma tak
dobre wyniki w leczeniu zespołu jelita drażliwego hipnozą, że jego zabiegi są refundowane przez
brytyjski fundusz zdrowia. Gdyby hipnozie nadano nowe imię
- nazwano ją na przykład neuromodulacją - przestałaby budzić
niezdrową sensację. I wreszcie zostałaby doceniona.