MICHAELNOONAN
POWIETRZNATAKSÓWKA
TłumaczyłaEwaKołaczkowska
Rozdział1
ZIELONYBUMERANG
Zawirowałhoryzont.Zawirowałaziemiainiebo.NikStringermiałwrażenie,że
wdoleprzelewasięzielonykrajobraz.
PotemKyliewyprowadziłmaszynęzostregowirażuiwtedydopierospojrzałna
chłopca,którysiedziałobokniego.
–Mdlicię?–zapytałzcierpkąnutązłośliwejnadziei.
–Nie–przezornieodpowiedziałNik.–Aczypowinnomniemdlić?
Właścicielipilotpowietrznejtaksówkiwjednejosobienajeżyłsięgniewnie.
–Albocięmdli,albonie–uciąłkrótko.
Musielimówićpodniesionymgłosem,abysiędosłyszećprzyhukusilników
iszumiepowietrza.Nikczuł,żeprawiekrzyczyikażdejegosłowonabiera
przeraźliwegobrzmienia.
Zaryzykowałterazukładnyuśmieszek.
–Mamnadzieję,żewkońcuwylądujęjakopanapomocnik.Gdybytomiało
przemówićnamojąkorzyść,gotówjestempowiedzieć,żeteakrobacjewywróciły
miżołądekdogórynogami.
–Akrobacje!–powtórzyłzezgroząKylie.Nikjęknąłwmyśli:znowupalnął
głupstwo!Przytrafiałomusiętozawsze,ilekroćusiłowałrobićdobrewrażenie.
Wskutekpodniecenianerwowegomyśliisłowanastępowaływodwrotnej
kolejnościiNikstwierdzał,żebyłobylepiejmilczeć,dopierowtedy,gdypowiedział
coś,czegonienależałopowiedzieć.AtymczasemKyliemówiłdalej:
–Poprostupoddałemmaszynęprzepisowejkontroli.Tonieżadneakrobacje,
tylkozwykłakolejrzeczy,gdysamolotwyjdziespodrąkmechaników.Obrabialigo
przezcaływczorajszydzień.
–Takjest,proszępana–powiedziałNik,któregodobryhumorwyparował.–
Panmitojużpoprzedniowyjaśniał.
–Wtakimrazieproszęniezapominaćmoichwyjaśnień–odburknąłKylie.
Skierowałswojądwusilnikowąmaszynęwstronęlotniskamiędzynarodowego
naprzedmieściachMelbourne.Miastowidniałoteraznaprawo–zamglona,
nieregularnamasadachówinowych,połyskliwychwieżowców.
ANikstwierdził,żejużzbytdługoniestarasięwywieraćdobregowrażeniana
pilocie,inatychmiastuczyniłkrokwtymkierunku.
–Czujęsięwspaniale–oświadczył.–Aleczułbymsięjeszczelepiej,gdybym
wiedział,żemniepanzaangażuje.
–Wtejgrzeniecierpliwośćmożebyćwielkąprzeszkodą–zauważyłsuchoKylie.
Nikjęknąłwduchu,boznowuwyrwałsięniepotrzebnie!Surowonakazałsobie
trzymaćjęzykzazębamiisiedziećwmilczeniuoboktegotęgiego,gburowatego,
krótkoostrzyżonegolotnika.Chłopiecuważał,ichybaniebezpowodu,żejego
cierpliwośćjestwystawionanaciężkąpróbę.
OgłoszeniewkolumniewolnychposadNikStringerznalazłwgazecie
poprzedniegowieczoru.Przedsiębiorstwopodnazwą„Taxi-Lot-Kylie”poszukiwało
zdolnegoucznia,którybypomagałwłaścicielowi.Wbiurzeprzedsiębiorstwa
kandydacimieliprzedstawićreferencjeipozwolenierodziców.Nikwprawdzie
nigdydotądnielatał,alelotnictwozawszegopasjonowałoiotomiałprzedsobą
okazjęzapoznaniasięzprawdziwymsamolotemzamiastzabawyzmodelami,
któresamzmajstrował,czyprzeżywaniawwyobraźniwrażeńswobodnegolotu
wpowietrzuzdalaodziemi.
Zreferencjaminiebyłokłopotu.Nikszukałzajęciaodchwiliukończeniaszkoły
imiałzaświadczenieodjejdyrektoraioddomowegolekarza.Gorzejbyło
zotrzymaniempisemnegozezwoleniaojca,szczególniewtakkrótkimterminie.
Matkaprzyznawałamurację,żewłaśnietentypposadyspełniłbyjegomarzenia
opodróżachipracynaotwartejprzestrzeni,nawetjeślipodróżemiałyobjąćtylko
jegowłasnykraj,Australię.
ImatkanamówiłapanaStringera,abynapisałsynowizezwolenie.Właściwie
samapodyktowałatreśćlistu.
Niknastawiłbudziknapiątą,bopostanowiłwstaćiwyruszyćoświcie.Złapał
pierwszyautobusidącyzmiasta,którymjechalinalotniskorobotnicyimechanicy
zatrudnieniprzyobsłudzeinaprawiemaszyn.
Kantorfirmy„Tiaxi-Lot-Kylie”mieściłsięwjednympokoju.Przezzakurzone
okienkoNikzajrzałdohangaru,doktóregokantorprzylegał.Stałatam
dwusilnikowamaszynawypucowananawysokipołysk.Całabyłasrebrzystaoprócz
białejizolacyjnejpowierzchninadkabiną,jaskrawozielonegobumerangu–znaku
rozpoznawczegosamolotu–iczarnychznakówrejestracyjnych.KiedyNikczekał,
nalotniskustopniowowzmagałsięhałas.Corazsilniejdrgałopowietrze,gdyje
siekłyśmigłakonwencjonalnychpłatowcówzsilnikamitłokowymi,jakrównież
samolotówzsilnikamiturbośmigłowymi–toprzedpierwszymilotamiporannymi
rozgrzewanoViscounty,LockheedElektryiinnetypy.Następnieodrzutowcetypu
Boeing,Comet,DC-8dołączyłyswojeprzeciągłewyciedotegoporannegochóru,
którywprawdzieniebrzmiałzbytharmonijnie,alezatomógłwywołaćdreszcz
niemałegopodniecenia.
Pośródpióropuszyipodmuchówrozgrzanegopowietrza,wczystymświetle
wczesnegodniazaczęłydrgaćimigotaćdworceiinnebudynkilotniska.Aw
stronękantoruzmierzałprzyciężki,otwartybentleyozarysiegroteskowo
rozmazanymwdrgającymzgorącapowietrzu.Autostanęłonakawałkuasfaltowej
bieżniprzedwrotamihangaru.
ZautawysiadłpanKylieiNikzarazmupodałzaświadczeniepisemne
ipozwolenieodrodziców.Właścicielfirmy„Taxi-Lot”przeczytałjeszybko,lecz
uważnieioddałchłopcumówiąc:
–Zanimpojawisiętujakiśklientzżądaniem,abymgobezzwłoczniewiózłtam,
gdziepieprzrośnie,muszęwziąćmaszynęnapróbnylot.Poleciszzemną?
–Nawetbombaatomowamnieniepowstrzyma!–zawołałNik.
Zorientowałsięponiewczasie,żeentuzjazmwyrażanywtensposóbnieznalazł
uznania,bonatychmiastprzeszyłogoostrespojrzeniejasnoniebieskichoczu
pilota.
WczasieoczekiwanianasygnałstartuzwieżykontrolnejNikzauważył
dryfującysamolottransportowypodobnydoniezdarnegopelikana.Alepo
wystartowaniu,gdykołapodwoziaschowałysięwkadłubieiskrzydłachzgłuchym
stuknięciem,mielijużcałeniebodlasiebie.WdoleNikzłatwościąodnalazł
hangarizrobiłomusięniewyraźnienawidokjednegomłodzieńcastojącegoprzed
drzwiamikantoru,adrugiegopodjeżdżającegonarowerze.Wkrótcejednak
pochłonęłygocudowneprzeżycia.Budynkinalotniskuidomymieszkalnezaczęły
malećdorozmiarówdziecinnychzabawek,asamochodyiciężarówkinadrogach
wokółlotniskarobiływrażeniemikroskopijnychmodeli.Nikauderzyłozwłaszcza
to,żezgórywszystkonaziemiwyglądaporządnieischludnie.
Ateraz,gdyjużKyliewypróbowałswojąmaszynę–ipierwszegokandydatana
pomocnika–nieulegałowątpliwości,żeinnimłodzieńcyubiegającysię.otę
posadęprzypuściliataknakantor.Stalitampoprostuwkolejce!
NatenwidokNikaogarnąłszałniepokoju:musiwykazać,żejestnajbardziej
odpowiednimkandydatem,obojętne,jakiekwalifikacjeposiadająrywale!
Niezdążyłjednakpoczynićżadnychkrokówwtymkierunku,boKyliejużzaczął
nawiązywaćłącznośćzwieżąkontrolną.
Mówiącdomikrofonu,zawieszonegonacienkim,wygiętympałąkuprzy
słuchawkach,podałznakirejestracyjneswojejmaszyny,cowpierwszejchwili
zabrzmiałowuszachNikajakobcyjęzyk.
–Victor–Hotel–Delta–Julia–Golf.Dowieży:podchodzędolądowania.
ZnakirejestracyjnesamolotubyłyVH-DJG.DlapouczeniaNikaKyliewymienił
ichpełnebrzmienie.Normalniepodawanotylkodwiepierwszealbotrzyostatnie
litery.
Dwiepierwszelitery,wrazzinnymiwymalowanewyraźniepodskrzydłemina
statecznikupoziomym,stanowiłymiędzynarodowyznakrozpoznawczydla
Australii.Natomiasttrzypozostałezaczerpniętozmiędzynarodowegoalfabetu
fonetycznego,opracowanegonapodstawiewymowywłaściwejjęzykom
anglosaskim,romańskimigermańskim,abyosiągnąćmożliwienajwiększąjasność.
Czekającnapotwierdzenieodbioru,Kyliedoskonaleodczuwałzainteresowanie
swegotowarzysza.Podchwyciłwyraztwarzychłopca,takjakjednymrzutemoka
umiałstwierdzićstanlicznychprzyrządówpokładowych,iodczepiwszyzapasowy
hełmofonpodałgoNikowi.
Zesłuchawkaminauszachchłopiecodrazuznalazłsięwświecieosobliwych
głosów,któreszemrały,syczałyiwzniecaływielokrotneecho.Pilociczekającyna
przydziałpasówstartowychipilocinadlatującychmaszynwspółzawodniczylize
sobą,abyściągnąćuwagęwieży,zachowującprzytympozorykamiennego
spokoju.BeznamiętnyichtonwprawiałNikawjeszczewiększepodniecenie.Nagle
zabrzmiałgłoskontroliruchu–czysty,wyraźny,opanowany.
–WieżapotwierdzazgłoszenieVictor–Hotel–Delta–Julia–Golf.Możecie
lądować,pasnumertrzy.
–Dziękuję–odparłKylie.
Nastąpiłprzechyłnajpierwniecowlewo,potemniecowprawoiKyliezaczął
schodzićdolądowaniawlekkiejbryziewczesnegoporanka.Przypowolnymwyciu
silnikówwychyliłklapyskrzydłowetrochępodobnedokocichpazurów,aby
zwiększyćopór,przełamaćprzepływpowietrzawzdłużskrzydełiwtensposób
zredukowaćprędkośćlądowania.Chłopiecmiałwrażenie,żesiedziwkabinie
uczepionejgrzbietuogromnegoptaka.
Widział,żepilotstaleodczytujestanwysokościomierza.Instrumenttenmiał
trzywskazówki:jednaoznaczałatysiące,druga–setki,atrzecia–dziesiątkistóp.
Wtejchwilipierwszawskazówkastałanazerze,adrugaopadałastopniowodo
ośmiu,siedmiu,sześciu,pięciu,czterech…
ChociażKyliebyłtęgimmężczyznąiabywtłoczyćsięwsiedzeniepilota,musiał
wykonaćspecjalnymanewr,ruchymiałniezwykleprecyzyjneidelikatne.Niknawet
podświadomieniewątpił,żejestcałkowiciebezpiecznywrękachtegoczłowieka.
Tylewnimbyłospokojnejpewnościsiebie,żemiałosięstuprocentowezaufanie
dojegoumiejętności.
…Wskazówkaodsetekminęłacyfrętrzy,dwaijeden.
Terazuwagaskupiłasięnatejwskazówcewysokościomierza,którapokazywała
dziesiątkistóp.Ionarównieżopadała:osiemdziesiąt…siedemdziesiąt…
sześćdziesiąt…pięćdziesiąt…czterdzieści…trzydzieści.
Nato,żebygłównekołapierwszedotknęłyziemi,Kylieodrobinęzadarłprzód
maszyny.Nastąpiłwstrząs,najpierwsilniejszy,apotemsłabszy,przódopadł
ikadłubzająłpozycjępoziomą.Terazkółkonosowepodwoziatrójkołowego
zetknęłosięzziemią.
Niknawetniezauważyłmomentuopuszczeniapodwozia.Izdałsobiesprawę,
iletoczynnościwymagaprzypilnowaniaiwykonaniaszybkoisprawnie,aby
bezpieczniesprowadzićsamolotnaziemię.
Terazdoznałnowegowrażeniaszybkości.Wprzeciwieństwiedonieomal
zupełnejnieruchomościkażdejrzeczywidzianejzgóry–wkażdymrazieprzezten
krótkiczas,kiedysięnaniąpatrzałozpowietrza–wszystkoprzesuwałosięobok
niegobłyskawicznie,atenpędzacierałkonturytrawyiasfaltowejbieżni.
Samolotlekko,corazwolniej,sunąłpopasiestartowym.Zanimjeszczedotarli
dozakrętuprzedhangaremikantorem,Kyliezatrzymałgoprawiecałkowicieprzez
włączeniehamulcówkół.Następniepoprowadziłmaszynęzapomocąśmigieł,
sterująckółkiemnosowymprzyużyciupedałów.Poczymskręcilizgłównegopasa
startowegoiwjechalinakawałekbieżnistanowiącyprywatnąwłasnośćKylie’ego.
Przedkantoremczekałodwudziestudwóchkandydatówwwiekuodszesnastu
dosiedemnastulat.Nikniepomyliłsię–policzyłichdokładnie.Zauważyłteż
zdziwienie,obrazęiwrogośćnaichtwarzach,skorotylkospostrzegligoprzy
pilocie.Zdjąłzgłowyhełmofonakuratwmomencie,kiedyKyliewyłączyłsilniki
izapadłanagłacisza.
–Cóżtujestśmiesznego?–zapytałpilot.
Abyodeprzećwrogieuczuciaodmalowanenatwarzachstojącychrządkiem
rówieśników,Niknieświadomieprzybrałzuchwalerozpromienionywyraztwarzy.
Terazprzełknąłślinęiusiłowałwykrztusićodpowiedźdopasowanądosytuacji.
–No,jazda!Wychodźpierwszy!–popędzałgoKylie.
Jegogłoszabrzmiałzezwielokrotnionąmocąwobecustaniahukusilników
iświstupowietrza.Ciszęodczuwałosięjakbynamacalnąpróżnięwotaczającej
atmosferze.
Kyliewysunąłruchomeschodki.Fotelpilotaznajdowałsiępolewejstronie,
wyjściezaśbyłopoprawej,kołoNika.Drzwiotwierałysięnadprawymskrzydłem,
naktórymprzedschodkamiwyjściowymiumieszczonopasblachy
przeciwślizgowej.
–Niespodziewałemsiętakiegotłumu–stwierdziłKylie,gdywysiedli.–Jeśli
miałbymzkażdymporozmawiać,zajęłabymitopółdnia.
–Oszczędzipansobiefatygidecydującsięnamnie!–zawołałpośpiesznieNik,
zrozpacząchwytającsiętejostatniejdeskiratunku,abywykorzystaćswoje
pierwszeństwo.
Zarazjednakspostrzegł,żepalnąłgłupstwo.
–Oszczędzęsobiemnóstwafatyginadłuższąmetę–powiedziałKyliesucho–
jeślizdecydujęodrazu,żesięnienadajesz.
Tauwagaskuteczniedokonałatego,czegoniedokonałcałyciężkilot–Nik
maglepoczułmdłości.
Wtejsamejchwilispostrzegliautopędzącenaprzełajprzezterenlotniskado
stającegonauboczuhangarupowietrznejtaksówkiKylie’ego.Byłatorównież
taksówkapomalowananajaskrawopomarańczowykolor.Szoferjeszczeniezdążył
wyłączyćmotoru,ajużwyskoczyłzwozuszczupłymężczyznawdobrzeskrojonym
garniturze.
Widokprzybyszamaszerującegosprężystymkrokiempowstrzymałkandydatów
wliczbiedwudziestudwóch,którzyjuższarżowalinaKylie’ego.
–Tochybaklient–mruknąłKylie.
–Czypanjestpilotemtejpowietrznejtaksówki?–zapytałnieznajomy.
–Takjest.
–Jakszybkomożepanwystartować?
–Tozależy,dokądpanchcelecieć.
Wedługregulaminutaksówkipowietrznebyłyobowiązanezabieraćpasażerów
iładunek,dokądkolwiekzażądano,itonatychmiast.AleKylienieśpieszyłsię
zpodejmowaniembylejakiegozobowiązania.Niebrakłomuostrożności.Zbyt
pochopniewyrażonazgodamogłaczłowiekanarazićnanieobliczalnekłopoty.
Kiedyśomaływłosnieoddałsięnausługizbiegłegowięźnia,któremudla
oczywistychprzyczynzależałonabłyskawicznymodlociezMelbourne,zanim
będziemiałpolicjęnakarku.
–NaraziedoAdelaide–powiedziałnieznajomy.Kyliezastanawiałsięprzez
chwilę.
CzterystaosiemnaściemildzieliłolotniskowMelbourneodlotniskawAdelaide.
Wramachnormalnychliniilotniczychkursowałytam,kilkarazywciągudnia,
szybkieodrzutowcelubmaszynyzsilnikamiturbośmigłowymioprzeszło
dwukrotnejprędkościwporównaniudoZielonegoBumeranga.Nadchodziła
właśnieporajednegoztakichlotów.Nawetgdybyniebyłożadnegomiejscanatę
godzinę,wkrótcenastąpiłybyinneodlotyigośćdostałbysiędoAdelaide
wcześniejniżtaksówkąKylie’ego.Pozatymnapytanie,dokądchcejechać,
nieznajomyodparł,żenaraziedoAdelaide–brzmiałototajemniczoiintrygująco.
Sądzącpoeleganckimubraniu,najwidoczniejzajmowałniebylejakiestanowisko
imiałforsywbród,aledlaczegojestbezkapeluszaibagażu?
Szofertaksówkimiałminęczłowiekaczekającegonazapłatę.Kyliedomyśliłsię,
żenalotniskomusiałjechaćnapełnymgazie.Wdodatkuwtejsytuacjipilota
krępowałaświadomość,żerozmowieprzysłuchujesięgromadawścibskich
chłopaków.
–Owszem,mogęsiępodjąćtegolotu–odpowiedziałwkońcu.–Proszę,niech
panwejdziedokantoru…
–Słuchajpan!–uciąłnieznajomy.–Potrzebujęsamolotunatychmiast!
Natychmiast,rozumiepan?Jeślinie–będęzmuszonyzwrócićsiędoinnejfirmy.
–Możenajprzódomówilibyśmywarunki?
–Niechsiępannieboi.Pieniądzeniegrajążadnejroli.Chcępoleciećsam,ito
bezzwłoki.
–Niktniewystartujezpanemtakszybkojakja–zapewniłgoKylie.–Muszę
jednakzałatwićpewneformalności.
Mężczyznazesztywniał,oczyzwęziłymusięniebezpiecznie.
–Naprzykładjakie?
–Muszęzameldowaćozamierzonymlocie–powiedziałKylie.–Toprzepis
obowiązującywszystkietaksówkipowietrzne.Nikomuniewolnowystartować
przeddopełnieniemtejformalności.Imszybciejzatelefonujęizałatwięto,tym
szybciejodlecimy.
Kylieruszyłwtłumkandydatów,zktórychkażdychciałbyćwysłuchany.Nic
jednakniezdziałali–pilotminąłichobojętnie.Nieznajomymężczyznazawahałsię,
potemposzedłzanim,alestanąłnawidokczekającegoszofera.
–Ilepłacę?–zapytał.
–Biorącwszystkopoduwagę…–zacząłszofer.
–Dobrze,dobrze–niecierpliwierzekłtamten.–Przywiózłmniepantakszybko,
jakchciałem.–Zeskórzanegoportfelawyciągnąłdwabanknotyjednofuntowe.–
Czytowystarczy?Proszę!Czterydolarybędziedosyć?
Australiawłaśniezmieniłaswójsystemmonetarnyopartynafuntach,szylingach
ipensachnasystemdziesiętny.Alezanimweszłycałkowiciewobiegnowe
pieniądze,używanojeszczebanknotówjednofuntowych,któremiaływartość
dwóchaustralijskichdolarów.
Sumatabyławięcejniżwystarczającadlaszofera.Uśmiechnąłsięrozanielony
izacząłdziękowaćpasażerowi,któryjednakpędziłjużdokantoru.Wróciłwięcdo
swejtaksówkiiodjechał.
TerazNikaStringeraotoczyłtłumrywali.
Usiłowałprzybraćpostawęabsolutnejobojętności–rywaleprzyjmątoza
pewnik,żejegokandydaturaprzeszła,ijuż.Alepierwszauwaga,jakąusłyszał,
zburzyłajegopozornyspokój.
–Wylalicię,co?–zapytałjedenzchłopców.
–Jakto?–Nikazatknęłozezdumienia.–Japrzecieżtakżezgłosiłemsię
dopierodziśrano!
–Dostałeśtępracę?–zapytałzpowątpiewanieminnymłodyczłowiek.
–Ajakcisięzdaje?–odparowałNikpróbujączawszelkącenęodzyskaćminę
ipostawęczłowieka,któryzostałprzyjętyiobsadzonynanowymstanowisku.Nie
przychodziłomutołatwo–pooszołamiającychdoświadczeniachpierwszego
wżyciulotuczułpustkęwgłowie.
Zpobliskiegooknawychyliłasięduża,krótkoostrzyżonagłowaigórnaczęść
spalonegonabrązuchaponadczarnąsłuchawkątelefoniczną.
–Chłopaki!–zawołałKylie.–Nikogodzisiajniezałatwię.Wkrótcenadejdzie
mojasekretarkaijejzostawicieswojenazwiska,adresyizaświadczenia–to
najlepszarada,najakąmniestać.Skontaktujemysiępomoimpowrocie.
Nikowizrobiłosięsłabo–tymrazemzuczuciazawodu.
–Hej!Tytam!–ryknąłnagleKylie.Dwadzieściatrzyoblicza,pełnenadziei,
zwróciłysięwjegostronę.AleKylienietylkoprzeczytałreferencjeNika–
zapamiętałrównieżjegonazwisko.
–Stringer!
–Jestem!–odparłNik,błyskawiczniewysuwającsięnaprzód.
–Zabieramcięzsobą.Zgoda?
–Nochyba!
–Tylkonatenjedenlot.Zrozumiano?
–Takjest.
Abyuniknąćobrażonychigniewnychoczuinnychkandydatów,Nikzwiałdo
kantoru.Tuzdążyłusłyszećsłowaklientawynajmującegopowietrznątaksówkę.
–PanieKylie,wynająłempanaipanamaszynę,natomiastnieżyczęsobie
obecnościinnejosoby.
„Takiemojepieskieszczęście”–pomyślałNik,wściekły,żepozwoliłsobiena
uczucietriumfu,jakkolwiektrwałoonokrótkoiniezostałouzewnętrznione.
Możejednakjeszczeniewszystkoprzepadło!Kylieprzybrałpostawęwyrażającą
absolutnąobojętnośćnażyczenieklienta.
–Wybaczypan,aletenchłopakjestmipotrzebny.
–Naco?
–Panagodność?–zapytałKylielekceważącpoprzedniepytanie.
–Tasker.JosephTasker–odparłnieznajomyzminąpełnążalu,żetowyjawił.
–Awięc,panieTasker,cośmisięzdaje,żeczekanasdalekadroga.Itocałyczas
wpośpiechu.Będęwięcpotrzebowałpomocy,naprzykładprzypobieraniupaliwa.
–Dlaczegóżbymjaniemógłpanuwtympomóc?
–Niechmibędziewolnozauważyć,żepańskigarniturkosztowałniebylejaką
sumkę.
–Mniejszaomójgarnitur!Todrobiazgwobecstawki,októrąterazidziegra.
–Dodatkowapararąkwczasielotumożeokazaćsięnaderpożyteczna,niech
mipanwierzy–powiedziałpilotcorazbardziejzaintrygowany,któremujużteraz
zależałonazawarciuumowy.
–Jachcęuniknąćdodatkowejparyoczu!
–Przecieżpanjestgotówmuzaufać.Jazaśjestemgotówzaufaćmłodemu
Stringerowi.
Spórzostałprzerwany,boTaskerzdałsobiesprawę,żegadaninapochłaniaza
wielecennegoczasu.AzresztąKylieotrzymałwłaśniepołączeniezurzędnikiem
kontroliruchuiomawiałznimszczegółylotu.
Pilotniemijałsięzprawdąmówiąc,żedodatkowapararąkmożebyć
potrzebna.Potodałogłoszenie,żeposzukujepomocnika,abymiećkogoś,ktogo
wyręczyprzytankowaniu,anawetprzyprowadzeniumaszyny.Aponadto,wobec
tajemnicy,jakąwyczuwałwokółosobyTaskera,niezawadziktośtrzecina
pokładzie.
Nikowidałwyraźniedozrozumienia,żezabieragojednorazowo.Wżadnym
wypadkunieoznaczałotoostatecznegowyboruchłopcaspośródinnych
kandydatów.JeślimłodyStringernienadasięwczasiepierwszegolotu,inna
kandydaturazostaniewziętapoduwagę.
AleupórNika,żemusizdobyćtęposadę,wzmagałojeszczepodniecenie,jakie
ciągleodczuwałpopierwszymlocie,igorącachęć,abystaleszybowaćponadtym
malutkimświatempodobnymdozabawki.
Rozdział2
GÓRYDYMU
Samolotzeznakiemzielonegobumerangawystartowałpodwudziestu
minutachzpełnymizbiornikami.Tymrazemniehuśtałotakjakpoprzednioinie
rzucałoNikiemnaprawoilewo.Maszynazatoczyłakołoiruszyławokreślonym
kierunku,wprostkuświetlistemuhoryzontowi,ziemiazaśiniebotonęły
wtajemniczychoparachpodobnychdoopakowaniazcelofanunapodarkach
gwiazdkowych.
ZanimizostałoMelbourne,stolicastanuWiktoria,miastodrugiecodo
wielkościwAustralii,zprzeszłodwomamilionamimieszkańców.Samolot,mając
napokładziepilota-właściciela,jednegopasażeraipraktykanta(oczywiściena
próbie),sunąłnazachód,kuAdelaide,stolicystanuAustraliaPołudniowa.
Taskernastawał,abyNikusiadłobokpilota.Samzająłmiejscewjednym
zdwóchwygodnychfotelizapilotem.Zdjąwszymarynarkęzostałwsamejkoszuli,
cienkiejieleganckiej,inapewnobardzodrogiej,takjakiszelki.
Chłopiecsądził,żeprzedstartemKylieiTaskeromówiąstronęfinansowąlotu,
ależadenznichtejsprawynieporuszył.
ChociażKylieutrzymywałsięzeswojegoprzedsiębiorstwa,nienawidziłmiećdo
czynieniazpieniędzmi.Poswojemuoceniałklientaiponosiłryzykocodozapłaty.
Taskerzresztąnalegał,abypilotobejrzałwydrukowanąwizytówkęznazwą
iadresemfirmy,którejbyłwspólnikiem.Zespółkąfinansistów,Pimm,Tasker
iMalley,Kyliemiałdoczynieniawokresiezdobywaniapieniędzynakupno
samolotuiprzypominałsobie,żetawłaśniespółkadysponowałaolbrzymimi
funduszamizzagranicy,przeznaczonyminarozwójkrajówzacofanych
gospodarczo.Postanowiłwięcniezadawaćpytań.Przynajmniejnarazie.
Nikmiałterazprzedsobąkompletnyukładpodwójnegosterowania:nalewo
przyrządynawigacyjneipilotażowe,naprawoprzyrządyzespołunapędowego.Po
prostuświerzbiłygopalce,abyschwycićzakołosterownicy.Dotknąłgo–było
napięteiwibrowałojaklinkaodlatawca.Wwyobraźnichłopcasamolotnabierał
cechżywejistoty,zdolnejniemaldowyczuwaniaskładupowietrza.Anawet–kto
wie–czynieprzeniknąłjużrąbkatajemnicy,którąoniKyliepoznajądopiero
wczasietegolotu!
Chłopiecmiałsięteraznabaczności,abynieodpowiednimzachowaniemnie
ściągnąćnasiebiezimnegoikarcącegospojrzeniapilota.Osądziłgojako
ponuregofaceta,któryrzadkoodzywasię,jeśliniejestzapytany,agdycośpowie
–będzietonapewnouwagasuchaicierpka.
AjednakterazKyliestałsięnawetrozmowny–choćnaswójzwięzły,rzeczowy
sposób–wyjaśniającNikowibudowęidziałaniemaszynyorazelementarnezasady
lotuinawigacji.
PodkoniecdrugiejwojnyświatowejKyliepracowałjakoinstruktor,bez
większegoentuzjazmuzresztą,bomiałpretensję,żegoskażanonasłużbęna
ziemi.Musiałsięjednakprzyznaćdopewnegowyczerpaniapodwóchturnusach
bojowychnadEuropąjakopilotbombowca.
–Cotozalicznik?–zapytałNika.
–Prędkościomierz–szybkoodparłchłopiec.
–Doczegosłuży?
–Domierzeniaprędkości,zjakąlecimy.
–Odpowiedźniezupełniedokładna.Prędkościomierzwykazuje,jakszybko
lecimywpowietrzu.Wwęzłach.Rozumiesz?Niewmilachnagodzinę,tylko
wwęzłach.
Kylietłumaczyłdalej,żewskładtegoprzyrząduwchodzidługa,cienkarurka
wystającazkadłuba–jesttorurkaPilotaalboaerodynamiczna.Prędkościomierz
działapodwpływemciśnieniapowietrzawytwarzanegoprzezruchsamolotu.
NastępniekazałNikowiodczytaćstanprędkościomierza.
–Stosiedemdziesiątpięć–odparłNiksprawdzająclicznik.
–Iletowyniesiewmilachnagodzinę?–egzaminowałgodalejKylie.–Damci
wskazówkę.Milatopięćtysięcydwieścieosiemdziesiątstóp,węzełzaś–pamiętaj,
żetojestzawszewęzełmorski–sześćtysięcyosiemdziesiątstóp.
–Chwileczkę…–powiedziałNikzabierającsiędoobliczeniawmyśli.
–Oniecałąjednąszóstąwięcejniżwmilach–odezwałsięTasker–cośponad
dwieście.
–Patrzcie!–zawołałKylie.–Ktośfruwałconiecowswoimczasie!
–Tylkowcharakterzepasażera–odparłfinansista.–Alemamdużodo
czynieniazcyframiitodziałaniearytmetyczneniebyłodlamniespecjalnietrudne.
Nikwszakżeniemógłsięznimuporać.Usiłowałniewyglądaćnapobitegoczy
podrażnionego.
–Nanasząprędkośćwzględemziemiwpływawiatr.Obniżająwiatrczołowy…–
ciągnąłKylie.
–Awiatrztyłujązwiększa,prawda?
–Tak,chłopcze.Dzisiajmamyszczęście,bowedługostatniegokomunikatu
opogodziedlatychokolicmamywiatrpomyślny,ztyłu,oszybkościdwunastu
węzłów.
–Toznaczyokołoczternastumilnagodzinę–pośpieszyłzodpowiedziąNik,
zaniepokojony,żegoznowuubiegnieTasker.
–Mniejwięcej–przyznałKylie,jednocześnienastawiającokrągłysuwak,tak
zwanyprzeliczniknawigacyjny,abyszybkootrzymaćdokładnącyfręaktualnej
szybkościwstosunkudoziemi.Idodał:–Trzebajeszczebraćpoduwagę
znoszeniezkursualbonalewo,albonaprawozależnieodkierunkuwiatru.Wtej
chwilitozjawiskoniewywołujeżadnychpoważniejszychzmian.
Nikwziąłprzelicznikipróbowałposługiwaćsięnim.Kylienatomiastbardziejniż
przelicznikiembyłzainteresowanyswoimpasażerem.Niepozostawałomujednak
nicinnego,jakczekaćcierpliwie,ażhistoriaTaskerasamawyjaśnisięzbiegiem
czasu.Wiedziałzdoświadczenia,żeciekawośćczęstoprowokujeodpowiedzi
owątpliwejprzydatności.
Każdypasażermajakąśhistorięiprawiekażdylotsamwsobiestanowihistorię.
PomimoniebezpieczeństwikłopotówKyliemiałwesołewspomnieniazwiązane
zniektórymirejsami.
Kiedyświózłtrzechspecjalistówodstrzyżyowieczjednejstacjihodowlanejna
drugą.Weszlidosamolotujużpodochoceniizrobilizakładnatematodległoścido
następnejstacji.Gdyalkoholznichtrochęwyparował,jedenzpasażerów
przyczepiłsiędopilota,żenaumyślnieleciokrężnądrogąiżeprzezniegoprzegra
zakład.Kyliewłaśnieporałsięzgwałtownąburząimiałdosyćrobotybez
postrzygacza,któremuwgłowierozpętałasięinnaburza,wskuteknadużycia
alkoholu.
Kyliepamiętałtakżedoskonalestaregokolonistę,którywswoimczasie
pracowałjakostangretwfirmieCobbiSpółka.Omnibusykonne,kursującena
szlakachtegoprzedsiębiorstwa,wielezdziałaływudostępnieniuwnętrzakraju.
Otóżpatrzączgórynaokolice,kędyongiśprowadziłzaprzęgiuznojonychkoni,
weteranzapragnąłprowadzićsamolot.AKylie,zajętywybijaniemmuzgłowytego
zamiaru,nieostrożniewpadłwstadodzikichkaczek.Przedniaszybazostała
zgnieciona,twarzpilotaskaleczonairaczejdziękiłutowiszczęścianiżzręczności
Kyliezdołałbezwypadkuwylądowaćnazupełnympustkowiu,chociażkrawędzią
skrzydłazawadziłotwardykantkopcamagnetycznychtermitów*.
*Kopcetermitówbywająsześciometrowe.Termitymagnetycznebudująkopceszerokieapłaskie,
przypominającekształtemustawionąnasztorcpłytę.
Nieominęłygorównieżskutkiprawdziwegoiświadomegopodstępu.
Zpowoduuszkodzenianiewielkiegosamolotupocztowegowynajęto
wnastępstwiepowietrznątaksówkęKylie’go.Izpocztąnapokładziewpadł
wpułapkę:spostrzegłszybłaganieopomocwypisanewielkimiliterami,wylądował
napłaszczyźnieobokwyschniętegosłonegojeziora.Pomoc–cozaironia!Bandzie
rabusiówniechodziłobynajmniejopomoc,leczozawartośćprzesyłek
pieniężnych.NaszczęścieKyliemiałzesobąbroń.
Wynajmowałagopolicja,prywatnidetektywi,reporterzyifotografowie.
Czasami,wrazieawarii,Kyliebyłnausługachlatającychlekarzyipielęgniarek,
latającychchirurgów,dentystówiweterynarzy.Woziłchłopcówidziewczynki
wracającychdodomuzeszkółwmieście,poganiaczybydła,kopaczystudzien
ipannypoślubioneperprocuraprzezgrackichfarmerów.Zabierałtakżeturystów
doAyersRock,tejnajwiększejskałynaświecie.Międzypasażeramikorzystającymi
zjegosamolotu-taksówkiznajdowalisięgórnicyiinżynierowiezatrudnieniprzy
eksploatacjikrajowychzasobówżelaza,miedzi,srebra,ołowiu,boksytu,opali
iszafirów.
WgłąbkrajuKyliezabierałludzi,którzyszukalipracylubspokojuuciekającod
wielkiegomiasta.Woziłosobystateczneipostrzeleńców,awanturników
iflegmatyków.Trafiałmusięczasemizbrodniarz–pewiendyrektorwielkiego
przedsiębiorstwawracałdoSydneyzinspekcjiodkrywkowejkopalnimiedziwraz
zdwomawspólnikami.Jedenznichmiałchoreserce,coukrywałprzedwszystkimi.
Aleówdyrektorznałtensekretichcącpozbyćsięwspólnika,usiłowałnamówić
Kylie’go,abyleciałwyżej,bojakobywysokościomierzdziałałwadliwieimoglinie
ominąćłańcuchagórskiego.Liczył,żeserceniewygodnegowspólnikanie
wytrzymalotuwrozrzedzonympowietrzu.Byłoto,wgruncierzeczy,planowane
morderstwo.
Zajścieztymczłowiekiembezskrupułówprzypomniałpilotowijegoobecny
pasażerJosephTasker.Kyliebynajmniejniezakładał,żenależyondogatunku
osóbnieprzebierającychwśrodkach,chociażTaskerniewątpliwiemusiałbyć
twardyizdecydowanynawszystko.Wyglądałtakżenainteligentnego.Jego
pośpiechzpewnościąwynikałzbardzoważnychpowodów.Chciałpodróżować
dyskretnie,aniesamolotemregularnejliniilotniczej.Zastrzeżeniecodoobecności
Nikanapokładzierównieżdawałodomyślenia.Powiedziałwyraźnie,żenieżyczy
sobiedodatkowejparyoczu.Kylieprzerwałrozmyślaniairzuciłpytanie:
–Cotamwidziszprzednami?
–Chmurę–odparłNik.
Odnosiłwrażenie,żezwałychmurpędząkunim,podczasgdywistocietooni
lecieliwichkierunku.
–Tostwierdzikażdy,ktoniejestślepy!Wlotnictwiezaśmusimyumieć
identyfikowaćchmury,bojednesąnieszkodliwe,ainnewrogie.Odróżnianie
chmurpomagawprzewidywaniupogody;Jaktystoiszzłaciną?
–Złaciną?Czyżwlotnictwiemusisięznaćłacinę?–powiedziałzdumiony
iprzerażonyNik,jednakżewobectyluskomplikowanychprzyrządówimającjuż
pewnewyobrażenie,iluobliczeńnależydokonywaćwczasielotu,gotówbył
uwierzyć,żeiłacinajestniezbędna.
–Musiniemusi,chociażkażdyjęzyk,żywyczymartwy,możesięprzydać.Nigdy
niewiadomo,jakimjęzykiemprzemówidociebiepasażer,wierzącwdodatku,że
gozrozumiesz.
–Chodziłemnałacinęwszkole,alepotemprzerzuciłemsięnafrancuski–
powiedziałNikzpewnąulgą,jednaknadalzaintrygowany.
–Dziurywniebieniebędzieztegopowodu.Myślałem,żejeśliwiesz,jakjestpo
łaciniekłąb…
–Kłąb?…–powtórzyłNik.–Niestety…
Gdyzwielkimżalempotrząsałprzeczącogłową,znowuzajegoplecami
odezwałsięgłospanaTaskera.
–Cumulus–powiedział.–Natylepamiętamsłówkałacińskie.
–Świetnie–pochwaliłKylie.
–Torodzajchmury,co?–wtrąciłNikpostanawiając,żemusiwykazaćsię
bystrością.
–Towłaśniechmury,jakiemamyprzedsobą–potwierdziłKylie.–Naogół
cumulusytochmurydobrejpogody,chociażczasemtworząchmuryburzowe.
Kyliepochyliłsięwtyłiprzezramięzapytałswojegopasażera:
–Ajakjestpołacinie:pukiel?Toteobłoczki,het,nadnami.
–Zaraz,zaraz.Chyba„cirrus”.
–Doskonale.Noidochodzimydojeszczejednejgłównejformacji.Chmury
rozciągającesięjakpuchzpierzyny?Jakjest„rozciągaćsię”połacinie?
TerazNikpośpieszyłzodpowiedzią.Niedlatego,żeznałwłaściwełacińskie
słowo:poprostupamiętałnazwęchmury,która–jaksądził–pasujewtym
miejscu.
–Stratus?–poddał.
–Bystryzciebiechłopak–powiedziałKylie.–Nazwaczwartegogłównegotypu
chmurrównieżpochodzizłaciny,odsłowa,któreznaczy„deszcz”.
–Nimbus!–zawołałTasker.
Kylieuśmiechnąłsię–pierwszyuśmiechnatwarzypilota,jakiNikzauważył,
wywołałarywalizacjamiędzyjegoewentualnympomocnikiemapasażerem.Kylie
zresztązłapałsięnatym,żechłopakzaczynagointeresować.Poprostuczuł
sympatiędokażdego,ktouparciedoczegośdążył.
–Właśnie.Nimbustoniskiechmury,szybkopłynące,szareinabrzmiałe
deszczem.Alewtejchwili–chybażesięgrubomylę–czekanasprzeprawaprzez
chmuręzupełnieinnegorodzaju.
Nikprzysunąłsiębliżejdoszybyiusiłowałcośdostrzec.Kyliezaśzdawałsobie
sprawę,żezajegoplecamiTaskertakżewyciągaszyjędoprzodu.
–Dym–powiedziałswoimpasażerom.–Niemamzamiaruchwalićsię
rozpoznaniemtegozjawiska.Poprostuczytałem,wgazecieowielkichpożarach
buszuwtejokolicy.Nawetwspomnianomiotym,gdyinformowałemsię
owarunkachlotu.Boczasemciąggorącegopowietrzadobrzepotrafidokuczyć.
–Jątakżeczytałemotychpożarach–powiedziałNik.Istotniebyłaonich
wzmiankawtejsamejgazecie,wktórejznalazłogłoszenie.
JosephTaskerjeszczebardziejpochyliłsiędoprzodu.
–Pożar!
IKylie,iNikspojrzelinaniegozdziwienipowagąjegotonu.
–Nigdyniewiadomo,kiedy,gdzieijakdostaniesięwłeb–powiedziałTasker.–
Człowiekrobiplany,pracuje,apotemjegowysiłkiidązdymem.
TeraziKylie,iNikzadawalisobiewmyślitosamopytanie:dlaczegoTaskertak
sięprzejąłpożarem?Czyżbyjegopośpiechprzyodlociemiałzwiązekzogniem?
Wkrótcepotemmaszynalekkobujającwpłynęławszarożółtąmasęinawet
trochędymuprzeniknęłodokabiny.Łatwobyłoodgadnąć,copochłaniają
płomienietamwdole:drzewagumowe,różnegatunkieukaliptusów,rosnących
wbuszuinalesistychterenachAustralii.Zapachdymubyłostryigryzący.
Wdoleolbrzymieprzestrzenieznajdowałysięwszkarłatnychszponachognia,
azranprzezeńzadanychbuchałgęstydym,jakburakrew.Nazboczachpasma
Grampianówwidniałyrozległeczarneplamyiosmalonekikutydrzew.
Nikaprzeraziłogromzniszczonychterenów,aleKylieniewidziałwtymnic
niezwykłego.Nierazwynajmowanogodoprzewozużywnościinawetwodyna
obszarydotknięteklęską,asięgającesetekmilkwadratowych.
Australiabyłaolbrzymimkontynentem,takwielkimjakStanyZjednoczone.Ijej
pożaryipowodzie,okresysuszyiokresyurodzajumiałygigantycznerozmiary.
Kylieznowusprawdziłswojepołożenie.ZwróciłsięterazdoNika,którego
pochłonęłyrozmyślania,ileczasujeszczeupłynie,zanimznajdziesięwdomu
ibędziemógłwreszcieopowiedziećrodzicomirodzeństwu,jakdoszłodotego,że
przyjętogonapróbę,iopisaćpodniecającewrażenialotu.
–Twójzegarekźleidzie–powiedziałpilot.
Nik,zanimodpowiedział,przezorniespojrzałnazegarekistwierdził,żetym
razemznajdujesięnapewnymgruncie.
–Nie,proszępana,godzinęmamdobrą,bosprawdzałemją,zanimwsiadłem
doautobusujadącnalotnisko.
–Śpieszysięopółgodziny.
–Toniemożliwe!
–Najwidoczniejniewiesz,gdziejesteś.Nikspojrzałnaniegoniepewnie.
–WłaśnieminęliśmygranicęmiędzystanemWiktoriaistanemAustralia
Południowa.
–Aha!Jużwiem,ocochodzi!–zawołałchłopiecizabrałsiędoprzestawiania
wskazówek.–Jesteśmywinnejstrefie!
–Notak.Półgodzinyopóźnieniawstosunkudoczasuwschodniego.Apoza
tymjużmuszęzameldowaćsięwkontroliAustraliiPołudniowej.
–Wstrzymajsiępanztym,Kylie!–warknąłTasker.
PrzezjednąstrasznąchwilęKyliemiałwrażenie,żepopełniłniewybaczalną
pomyłkęwocenieswegopasażera.Ztonujegogłosumógłsięspodziewać,że
odwróciwszysięzobaczyzasobąbłyskstalowejlufyrewolweru.
Taskerzrozluźnionymkrawatemirozpiętymkołnierzykiem–alebezrewolweru
–pochyliłsiędoprzodumiędzyoparciamifoteliipowiedziałzespokojną
pewnościąsiebieczłowiekanawykłegodorozkazywania:
–NielecimydoAdelaide.
Kyliegłębokozaczerpnąłpowietrza,poprawiłsięwfotelu,spojrzałuważnie
przedsiebieipochwilizauważył:
–Niemogępowiedzieć,żebymbyłspecjalniezdziwiony,panieTasker.Zabiorę
panatam,gdziepanzechce,pragnęjednakzwrócićpanuuwagęnadwierzeczy.
Popierwsze,musimyzameldowaćozmianiewplanowanymlocieijeślitazmiana
spowodujeprzelotnadstrzeżonymterenem,jaknaprzykładwyrzutniarakietowa,
powinniśmyotrzymaćpozwolenie…
–Nieżyczęsobie,abytenlotwzbudziłczyjejkolwiekzainteresowanie.Niech
pandołożystarań,abyleciećszybkoinieściągającnanasuwagi–towszystko,
czegożądam.Czytojasne?
–Taxi-Lot-Kyliezawszedbaospełnienieżyczeńklientów.
–Niemamcodotegozastrzeżeń,jakdotejpory.Atadrugarzecz,októrejpan
wspomniał…cototakiego?
–Paliwo.Przedodlotemnapełniliśmywszystkiecysterny.Torazemsto
trzydzieścigalonówiteoretyczniedosyćnatysiącdwieściemilprzynormalnej
prędkościprzelotowej,bezuwzględnieniaprzeciwnegoczypomyślnegowiatru.
–Naraziewystarczy–zdecydowałTasker.
–Ojakiejtrasiepanmyśli?–zapytałKylie.
Taskerznowupochyliłsiędoprzoduiwskazałpalcemdługą,wąskązatokęna
mapie,którąKylietrzymałprzedsobą.
–Mójsamolotniejestamfibią–odparłpilot.–Niemożemylądowaćwśrodku
ZatokiSpencera.
Taskerudał,żeniesłyszytejkwaśnejuwagi.
–NaZatoce,niedalekoPortLincoln,pewienczłowiekpolujenarekiny.
–Nieonjeden.Łowcyrekinówprzyjeżdżajątamzewszystkichstronświata.
Rekiny-ludojadywZatoceSpenceratonajwiększeinajbardziejkrwiożerczebestie
zewszystkichstworzeńżyjącychwmorzuinalądzie.
–Muszęnawiązaćkontaktztymczłowiekiem–powiedziałTasker.
–Czyonznajdujesięnapokładziebarki?–Tak,topięćdziesięciostopowabarka.
–Prawdopodobnierozporządzaaparatemnadawczo-odbiorczym?
–Oczywiście.Tochybanajlepiejwyposażonystateczektegotypu,jakimożna
wynająć.Aleczłowiek,zktórymchcęsięskontaktować–zktórymmuszęsię
skontaktować–poleciłwyjeżdżając,abyniewysyłaćdoniegowezwańradiowych,
boniebędzieichodbierał.Aradionadawczenapokładziebarkiraczejbędzie
milczało,chybażebynastąpiłytamniespodziewanekomplikacje.
Kyliestęknąłiprzejrzałjakieśnotatkinabloczkupodmapą.
–CifaceciodpogodywMelbournemówili,żenaZatoceSpencerazbierasięna
sztorm.Niesądzę,abytakadużabarkamogłaodtegoucierpieć,aorekinyłatwiej
wczasieniepogody.Przymałejfaliiprzejrzystejwodzienieryzykują
podchodzeniazabliskodoprzynęty.
–Musimywypatrzyćbarkęzgóryiskomunikowaćsięzniąnieprzezradio,lecz
wjakiśinnysposób.
–Możezrzucićwiadomość?
TaskerspojrzałchłodnonaKylie’egoipowiedział:
–Obejrzałemcałysprzętnatejmaszynieizauważyłemlampęsygnalizacyjną.
Mamnadzieję,żepanumiesięniąposługiwać.
–MójMorsemocnozardzewiał–burknąłKylie.
–Alemójniezardzewiał!–zawołałNikchwytającochoczookazjędodziałania.
–CóżtymożeszwiedziećosygnałachMorse’a?–zapytałzpowątpiewaniem
Kylie.
Chłopcaopuściłouczucietriumfu.Właśniemiałzamiarpopisaćsięswoją
wiedzą,którąnabyłwharcerstwie,aleuznał,żebezpieczniejobraćtaktykę
skromności,irzeczowopowiedział,coumie.
–Twojaobecnośćmożeistotnieokazaćsiępotrzebna–rzekłKylieniebez
sarkazmu,poczymumieściłsłuchawkinauszachiodpowiednioustawiłmikrofon
nadajnika.
–Chwileczkę!–wrzasnąłTasker.
Kylienieusłyszał,więcpasażerzłapałgozaramię,Pilotrzuciłmuniechętne
spojrzenieiuchyliłjednąsłuchawkę.
–Ocochodzi?–zapytałgniewnie.
–Czypanmeldujeozmianiekierunkulotu?
–PanieTasker,wAustraliisystemkontroliruchulotniczegojestznakomicie
zorganizowany.Jeślisamolotniemeldujesięwokreślonychgranicachczasu,
następujealarmiposzukiwania,jeślizajdziepotrzeba.
–Notak,tak.Rozumiemdoskonałe,żeprzepisówniemożnaobejść.Chodzimi
jedynieoto,abypananisłowemniewspominałomojejtuobecności.Gdybyktoś
powziąłnajmniejszepodejrzenie,żebioręudziałwtymnagłymlocie,mogłyby
ztegowyniknąćpoważnekonsekwencje.Zwłaszczawchwili,gdyrozpoczniemy
głównączęśćtejwyprawy.
KylierzuciłnaTaskeraprzenikliweipytającespojrzenie,powtarzającwmyśli
jegosłowa:„Głównaczęśćtejwyprawy”.Finansistanieudzieliłżadnego
wyjaśnienia.Nikakorciłopytanie,dlaczegoKylieniedowiadujesięonicwięcej,ale
powoliprzywykałdotrzymaniajęzykazazębami.
Kyliezpowrotemnasunąłsłuchawkęnaucho,połączyłsięzkontroląiczekając
napotwierdzeniezłożonegomeldunku,zacząłwspominaćjedenzeswoich
najdłuższychlotów.
ByłwłaśniewmieścieDarwinprzywiózłszytamsprzętdonurkowania
zamówionyprzezokrętowąfirmęremontowąitamwynająłgonalotdo
Melbournejakiśjegomość,którywygrałwkartygrubsząforsę.Kylie
zzadowoleniempowitałtęokazję.Natomiastmusiałodrzucićinnąpropozycję.
Pewnapanichciała,abyjązawiózłnawyspęMacauarie,gdziejejmążprzebywał
służbowonastacjimeteorologicznej.Wyspatabyłapołożonaodziewięćsetmilna
południeodTasmaniiiwydananałuphuraganówwiejącychodAntarktyki.Kylie
nieodmówiłby,gdybychodziłoonagływypadek,nawetjeślibymiałmiećkłopoty
zpaliwemprzysilnychprzeciwnychwiatrach.Aletymrazemusiłował
wyperswadowaćmłodejosobietenprojektiwreszcieprzyznałamurację:poczeka
namężawdomu.Szoferzwyczajnejtaksówkinierazjestzamieszanywróżne
krytycznesytuacjeludzi.Wypadki,najakietrafiapilottaksówkipowietrznej,
bywająjeszczebardziejosobliwe.
Otrzymawszyzezwolenienazmianętrasylotu,Kylienadalleciałnazachód,
jednakżelekkoskręcająckupołudniowi.ZostawiliAdelaidedalekozasobą
iznaleźlisięteraznaddługimmorskimzalewem.
Nikmiałdobrąocenęzgeografiiiniepotrzebowałpatrzećnamapę:byłato
ZatokaŚw.Wincentego,mniejszazdwóchzatoksąsiadującychzesobą.Obie
leżaływtejczęściAustralii,którejmapęsporządziłMatthewFlinders,podróżnik
angielski,podkoniecXVIIIwieku.Ionnadałwieleztutejszychnazw.TerazNik
miałokazjęobejrzeniawnaturzeprzynajmniejfragmentustronznanychmu
zmapy.
MinęlitęczęśćpółwyspuYorke,któraprzypominałaobcas–całypółwysepmiał
kształtbutagumowego.Widocznośćbyłacorazgorszawobecgęstniejącejmgły.
NadZatokąSpencerasamolotzacząłbujaćsięistawaćdęba,przedzierającsię
poprzezwiatrywiejącekupółnocy.Morzebyłoszarezbiałymigrzebieniamipiany.
Wyglądałogroźnie,aleNikczułsiębezpiecznywmetalowymkokoniesamolotu
jakwodrębnymświecie.
Taskerzachowywałnadalpostawęczłowiekaostrożnegoipowściągliwego.
Udzieliłwszakżegarstkiinformacji:barka,którejmieliszukać,została
zaprojektowanaizbudowanaspecjalniedopołowurekinów.Nazwanoją„Łowca
Oceanu”.
„CzyzdołająwypatrzyćStateczekwrosnącymmroku?”–myślałNik.Zobaczył,
żeKyliemiękkimołówkiemkreślipółkoleponadZatokąSpenceranaarkuszu
przezroczystegoplastyku,którychroniłmapę.LiniawychodziłazPortLincoln–był
toośrodekrybackiiwypoczynkowy.Zanimchłopiecugryzłsięwjęzyk,natarczywe
pytaniepoprostusamosięzadało:
–Proszępana,ocotunaprawdęchodzi?
–Niemożeszwytrzymaćbezgadania!–burknąłKylie.
–Przecieżmilczęjakrybaodniewiemilugodzin!–jęknąłNik,słusznie
uważając,żezostałskrzywdzony.
Wkącikachustpilotazamajaczyłocośwrodzajuuśmiechuizarazwyjaśnił:
–PanTaskerpowiada,że„ŁowcaOceanu”wypłynąłnamorzedzisiajoświcie…
–Itakjest–przerwałżywoTasker,znowupochylającsiędoprzodu,abylepiej
słyszeć.
–Nowięcdobrze–ciągnąłKylie,zirytacjąspojrzawszyzukosanaswego
pasażera.–Wtakimraziebarkawtejchwilipowinnaznajdowaćsięgdzieśnalinii
tegopółkola.Niewiemy,czywzięłakurswgóręzatoki,czyteżnagłębszewody
oceanu.Mamzamiarleciećażdotegopunktu.–Ostrzemołówkastuknął
wmiejsce,gdzienakreślonajegorękąliniaprzecinałakonturwybrzeża.–Wtedy
skręcimynaprawoipolecimywzdłużłuku.Iobejrzymysobiedokładniekażdą
łódź,któramogłabybyć„ŁowcąOceanu”.
–Planwyglądanapraktyczny–przyznałTasker.
–Dziękuję–odparłsuchoKylie.–Będęwtedyleciałmożliwienisko–aleznaleźć
sięwmorzuniemamochoty.Lubiępopływać,jednakżebezświadomości,że
wielki,białyrekin-ludojadmożewziąćmojebutyzaprzynętę.
Nikparsknąłśmiechem.
–Cóżwtymśmiesznego?–zapytałKylie.
–Nicanic–zapewniłgochłopiec.
–Możelepiej,żebymcięostrzegł–zauważyłKylietłumiącśmiech–żeniesłynę
zpoczuciahumoru.
Nikwtowątpił.PrzypozorachszorstkościKyliezpewnościąlubiłpożartować.
Pilotprzypominałchłopcujednegoznauczycieli,któregobałasięcałaklasa,
dopókiniewyszłonajaw,żemiałdziwacznysposóbokreślaniawszystkiegona
opak.Mówiłcoinnego,amyślałcoinnego.Wspominającto,.Nikjeszczeraz
roześmiałsięgłośno.
Znowupalnąłgłupstwo.
–Słuchaj!–warknąłKylie.–Gdybędęmiałochotęnachichy-śmichy,kupię
sobiegadającąpapugę.Atywtejchwiliniejesteśpapugą,leczpraktykantemna
próbie.
Kyliepatrzyłuporczywieprzedsiebie,aNik,usiłującwyglądaćnaskruszonego,
spoglądałwbok.WdolezprawejstronycośprzyciągnęłouwagęTaskera.
–Musidobrzedąćnadsamymmorzem–zauważył.–Patrzcie,jakwiatr
odwiewadymzkominategostatku.
Wgłąbzatokipłynąłfrachtowiec,„Jakzacisznieiwygodniejestwsamolocie
wporównaniudowarunkówmarynarzynapokładziestatku”–pomyślałNik.
Przelecieliponadkilkomatrawleramirybackimi.Zichkominówsączyłysięwątłe
pióropuszedymu.Widaćstądbyłodalszy,wewnętrznybrzegzatoki–długipas
jasnegopiasku.
Kylieopuściłpraweskrzydłoiwykonałostrywirażoddalającsięodlądu,po
czymznowuwyrównałlot.Wziąłterazkursodpowiadającypółkolistejlinii
nakreślonejnaplastykuchroniącymmapę.JednocześnietłumaczyłNikowi,
dlaczegoskręcającobróciłsięzwiatrem.
–Toryzykownezmieniaćkierunekpodwiatrrobiącostrywirażnamałej
wysokości,awdodatkunadburzliwymmorzem.Wtedyjesttendencjadoześlizgu
iostatecznietracisięnawysokości.Alboteżkatastrofalniewytracasięszybkość.
Kylieniezdawałsobiesprawy,jakienamiętnościzostałyporuszone!Nika
ogarniałacorazgwałtowniejszaniecierpliwość;chciałwreszciepoczućmaszynę
wswoichrękach,choćbyprzezparęsekund!Byłotonapięciestokroćwiększe,niż
gdyczekałnaswojąkolej,abywreszciechwycićzakołosterowemałejbarki,
należącejdodrużynySkautówMorskich,którejbyłczłonkiem.
Dostrzegliwreszciedużąbarkęnamorzu.Nieżebywyglądałanadużą:
zpowietrzarobiławrażeniesrebrzystegodrewienka,powoliunoszonegonafalach
razwgórę,razwdół.Ajednakbarkamiałapokładireling,tyletylko,że
wrozmiarachdziecinnejzabawki.Napokładzieruszalisięludzie.
–Zarazjąobejrzymydokładniej–powiedziałKylieizacząłspadać.
Barkęprzystosowanodołowieniarekinów;napolnymmorzuamatorzytych
połowówmogliprzywiązaćsiępasaminaobrotowychsiedzeniachzamocowanych
dopokładu.Zgórybyłowidać,jakktośzajmujejednomiejscezabezpieczającsię
wtenwłaśniesposób.Zkońcałukujegowędziskazwisałalinka.
Nikprzekonałsięteraz,żeniskilotnadwzburzonymmorzemmógłistotniebyć
niebezpieczny.Samolotniepokojącochwiałsięiopadał,afalepodobnedo
rekinów,jakrekinywyciągałykłydojegozałogi.
Napokładziekilkumężczyznzaczęłopowiewaćchustkami.
WtejwłaśniechwiliKylie,NikiTaskerjednocześnieodczytaligłośnonazwę
barkiwymalowanąnadziobie:
„SallyAnnę”.
Kyliewzbiłsiętrochęwgórę,poczymzacząłkrążyćnadbarką.
–JeżelitabarkawypłynęłazPortLincolnmniejwięcejwtymsamymczasie,co
„ŁowcaOceanu”–powiedział–ciludziebędąmoglinamudzielićinformacji.
Przygotowałlampęsygnalizacyjną;nadawałaonaczerwonelubzielonesygnały
zależnieodzastosowanegofiltru.Sygnałymogłyteżbyćbezbarwneiwtejchwili
Kylietaklampęnastawił.
Nacisnąłspust,którymwywoływałosiędługieikrótkiesygnałyświetlne.Kabinę
zalałotakostreświatło,żeświatnazewnątrzwydałsięNikowipogrążony
wfiołkowymmroku.
Nadlatującrównolegledobarkiodprawejstrony,Kyliezacząłnadawać:
–Szukamy„ŁowcyOceanu”…stop…czymożeciepomóc?
Woczekiwaniunaodpowiedźkrążyłnaokołobarki,sarkającnaopóźnienie.Nik
miałnakońcujęzykauwagę,żeKyliesammówiłniedawnoocierpliwości
niezbędnejwzawodziepilota.
ZaledwiekilkagodzinminęłoodpróbnegolotuwMelbourne,achłopiec
odnosiłwrażenie,żetobyłoprzedwiekamiiżeprzedwiekamitelefonował…do
matkizkantoru,zawiadamiającjązpodnieceniem,żeodlatujepowietrzną
taksówką.Powiedziałbyjejwtedy,żelotjestnagłyizwiązanyzjakąśtajemnicą,
gdybynieTasker,któryobserwowałgoisłuchał.
–Noipatrzcie!–utyskiwałKylie.–MójMorsewcaleniejesttakizły,aniktnie
odpowiada.Możeniematamżywejduszy,któraumiałabyodczytaćsygnały.
–Niechsiępanniemartwi!–zawołałNikdostrzegającpierwszebłyskilampy
sygnalizacyjnejnapokładziebarki.
Kylie,rozpromieniony,skupiłsięnaodczytywaniuodpowiedzi.Nikodczytywał
jąrównież,gotówpowtórzyćgłośnojejtreść,gdybyrzeczywiścieKyliezupełnie
wyszedłzwprawy–wcozresztąniewierzył.
–Awięcmiałemrację!–powiedziałKylieizarazstreściłiskomentował
wiadomość.–„ŁowcaOceanu”wyruszyłnakrótkoprzed„SallyAnne”.
Przypuszczają,żepopłynąłnapołudnie,prawdopodobniedoprzylądka
Catastrophe.Notowporządku!Teraz,jeślipotrafięjednocześnieprowadzićten
gruchotinadawaćsygnały,podziękujętymtamwdolezainformacje.
–Możepotrzymałbympanustery?–skwapliwiezaproponowałNik.
–Jużtysiedźspokojnie,mójkochany.Czekanasterazniełatwyodcinekdrogi.
Kylienastawiałlampę,kiedyprzerwałmuTasker:
–Zależyminaczasie,więcniechpanzaniechatychuprzejmościileciwzdłuż
wyznaczonegoszlakudoprzylądkaCatastrophe.
Naszybachukazałysięruchomekroplewody,bowłaśniepruliprzezgąbczastą
chmurę.
–Nimbus?–zaryzykowałNik.
–Tak–SkinąłgłowąKylieiwłączyłwycieraczkę,PrzezparęminutNikwcichości
duchaupajałsięświadomością,żepoprawnieokreśliłchmurę.Apotemzaczął
rozważać,coichczekawczasiedalszejpodróży.PrzylądekCatastrophe.Togdzieś
tutajMathewFlindersstraciłkilkuswoichludzi,którzyodpłynęliwmorzemałą
łódką.Nazwatazabrzmiałazłowieszczo,aruchwycieraczeksunącychwprawoiw
lewoposzybieprzypominałostrzegawczekiwaniepalcem.
Rozdział3
WODYBIAŁEJŚMIERCI
Nikpierwszywypatrzył„ŁowcęOceanu”nazawietrznejpłaskiejwyspywprost
przylądka.
Obokbarkinarozkołysanymmorzupłynęłocośszarobiałego.Pochwilidopiero
chłopieczorientowałsię,żetowielkirekinprzywiązanydołodzi,zogonem
ściśniętymlinką.Krwiożerczyrozbójnikjużnieżył.
–Mieliszczęście–zauważył.
–Musząterazzapomniećopołowie–powiedziałKylie,znowusięgającpo
lampę.–Jeślinieuszanująnaszegoczasu,panTaskerkażemiichskarcić
Morse’em.
Kylieniespojrzałzasiebie,abysprawdzić,jakzostałyprzyjętejegosłowa.Ale
zrobiłtoNikisłuszniewywnioskowałzwydętychniechętniewargTaskera,żeich
pasażerniejestczłowiekiem,którytylkostraszygroźnąminą.
–Ototekst,którypanimnada–powiedziałpodającpilotowikartkęwydartą
znotesu.
Rzuciwszyokiem,Kyliestwierdził,żesobieznimporadzi.
Zamknąłgaz,abyjaknajwolniejpodejśćrównolegledobarki.Niknaliczyłpięciu
mężczyznnapokładzie.Barkabyławiększaismuklejszaniż„SallyAnne”.
GdyKylienakierowywałmigacz,mocnonimikołysało,więcpodałgoNikowi,
żebymócchwycićkołosterownicyobiemarękami.
–Choleraztymwiatrem!–mruknął.
–Możejabympotrzymał?–zaofiarowałswojeusługiNik.
–Idałnurkaprostowmorze?!Niezapominaj,żewszystkieswojeoszczędności
wsadziłemwtengruchot.
–Niesterownicę,tylkomigacz!–pośpieszniewyjaśniłNik.
Kylieniemiałnicprzeciwkotemu,alezdecydowałTasker.
–Todobramyśl,chłopcze.No,jazda!
Nikwahałsięjeszczewobawieprzedreakcjąszefa.
–Nacoczekasz?!–huknąłpilot.–Niesłyszałeś,copowiedziałpanTasker?–
Ioderwawszynachwilęrękęodsteru,podałNikowinotatkę.
„TumówiTaskerzpokładusamolotu.Proszępotwierdzićodbiór”–przeczytał
chłopiec.
–Nadajnarazieto–poleciłmuTasker.–Podyktujęcidalszyciąg,skorotylko
będziemywiedzieli,czynasrozumieją.
Nikazdjąłlęk,żenicjużniepamiętazalfabetuMorse’a.Pochwilistrachminął
ichłopieczacząłpalcemnaciskaćspustkierującbłyskiwstronębarki.Wczasie
przeszkoleniawdrużynieSkautówMorskichdziwiłsięczęsto,żetakdobrzemu
idziesygnalizacja.
Kylieznowuwykonałskręt.
Azdołuwysyłanojużodpowiedź.
–„Proszępowtórzyć”–odczytanojąwsamolocie.
–Tebałwanynierozumieją!–wściekałsięKylie.
Musiałjeszczerazwykonaćwirażipowtórnieokrążyćbarkę.
ANikaogarnęłoprzerażenie,żetoprzezjegonieumiejętnośćsygnałysą
nieczytelne.
Powtórzyłpolecenieitymrazemotrzymalinatychmiastowąodpowiedź:
–„Słuchamy,Tasker.Proszęmówić”.
ZanimNikzdążyłzwrócićsiępodalszeinstrukcje,Taskerjużdyktował:
–„Koniecznarozmowa.Natychmiastprzybijajciedowyspy”.
–Jużnadaję!–zawołałNikizająłsięsygnalizacją.
TymczasemKyliepowiedziałprzezramiędoTaskera:
–Topańskasprawa,nacojestkoniecznarozmowa.Proszęmijednakwybaczyć
pytanie:conastąpi,gdybarkainiewątpliwieczłowiek,któregopanchcespotkać,
rzeczywiściepodpłynądowyspy?
–Jesttammoloodstronyzawietrznej…iplaża.
–Jakwidzę,panjużsobieWszystkoobmyślił.Barkaprzybijadomola,aja
lądujęnaplaży,co?
–Rzeczywiście,otomichodzi.
–Plażamożewsobiekryćmnóstworzeczynielubianychprzezsamoloty.Na
przykładrozmiękłemiejsca,głazy,ukrytewpiaskuszczątkirozbitychstatków.
–Wedługmnie,Kylie,taplażajestszerokairówna.
–Może.„ŁowcaOceanu”dobijedopomostubeztrudności,natomiastplażę
musimynajpierwdokładnieobejrzeć.
Kylieskierowałmaszynęnawyspę.
–No,awiadomość?–zapytałNik.
–Wstrzymajsię–krótkopowiedziałKylie.
NikzerknąłnaTaskera–jakteżnatozareaguje?Finansistamocniejzacisnął
wargi.Byłnajwidoczniejczłowiekiem,któryzawszepostępowałwedługswego
widzimisię,ajeślicośstawałomunaprzeszkodzie,czułsięsrodzedotknięty.
Przypominałchłopcuniezwyklesurowegodyrektoraszkoły.
Wzgórzanawyspiehamowałysiłęwiatruilotbyłcorazspokojniejszy,wmiarę
jakKylieopuszczałsięniskonadplażą.Przeleciałnadniąizarazwydałwyrok:
–Niewyglądanato,abytambyłyskałyozyinnepułapki.Potrzebanam
jakiegośtysiącastópnalądowanie…
–Przecieżdługośćplażyjesttrzykrotniewiększa–przerwałmuTasker.
Kyliezmarszczyłsięgroźnie,tłumiącgwałtownąchęćzgromieniaswego
pasażerazaprzerywanie.
–Jamyślęrównieżiostarcie–powiedziałzlodowatąuprzejmością.–Jeśli
piasekjestmiękki,przylepimisiędokółibędępotrzebowałwięcejmiejscaniżna
twardejbieżni.Noaterazproszęzapiąćpasy!
Chciał,żebyNikiTaskerzabezpieczylisiępasami,zanimzaczniewypróbowywać
powierzchnięplaży.Wylądowałnaprostymkawałku,opuściłpodwozietrójkołowe
iklapyskrzydeł,abyzmniejszyćszybkość.
–Nazywamytenmanewr:„dotknijizjeżdżaj”–objaśniłNika.
INikodrazuzrozumiałsenstegowyrażenia.Kołazetknęłysięzziemiąna
przestrzeniparujardów.Ztakprzelotnegoprzyziemieniajedyniebardzo
doświadczonypilotmógłpoznaćjakośćpodłoża,aleKyliebyłtakimwłaśnie
starymwygą.Zanimrozkręciłswojewłasneprzedsiębiorstwo,latałnalinii
komunikacyjnej,któraobsługiwałarozrzuconepokrajustacjehodowlane.
Pracowałteżnawielkichsamolotachpasażerskichkursującychmiędzygłównymi
miastamiAustralii.Przezpewienczassłużyłrównieżnaliniachmiędzynarodowych,
natrasiebiegnącejprzezPacyfikdoAmerykiiprzezWschóddoAnglii.Noiw
czasiedrugiejwojnyświatowejbyłpilotemnabombowcu.Czytozwyboru,czy
zkonieczności,lądowałnabardzoróżnychterenach.Nalodzie,natopniejącym
śniegu,naglinieczynawyschłychsłonychjeziorach.Nieraznajadłsięstrachu
czując,żekołamugrzęzną,asamolotpodskakujenadziurzealboskręcawbok,
umykającspodkontroli.
ZapomocąkółpodwoziaKylieniejakowymacał,nibypalcami,powierzchnię
plaży.Zasobąmógłledwiedostrzeckoleinypozostawioneprzezopony.Ito
potwierdziłojegonadzieję,żeplażanadasiędobezpiecznegolądowania.
Znagłymodruchemdobregohumoruobejrzałsięnapasażeraipowiedział:
–Dobremapanoko.Jakośwylądujemynatympiachu.
–Świetnie–odparłTaskerchłodno.
–Oczywiście,oilelądowaniemasens.
–Dlaczegomaniemiećsensu?–zapytałTasker.
–Bojeślibarkaitenczłowiek,októregopanuchodzi,nieprzybijądomola,na
cozdasiętrudnaszegolądowania?
–Barkamusipodpłynąćdowyspy!–oświadczyłTasker,stanowczymtonem
dającdozrozumienia,żechodziocośdużoważniejszegoniżuczynieniezadość
jegoosobistymżyczeniom.
Krążylijużzpowrotemnadbarką.
–Gzymamnadaćimtosamo,copanmiprzedtempodyktował?–zapytałNik.
–Oczywiście.„Koniecznarozmowa.Natychmiastprzybijajciedobrzegu”.
PrzeduruchomieniemmigaczaNikjeszczespojrzałnaKylie’ego,chcąc
potwierdzeniarozkazu.
–Jazda!Nacoczekasz?–popędzałgopilotszorstko,alechłopiecjużwiedział,
żetaszorstkośćjestjakniegroźnepowarkiwaniepsa.
Wkrótcesygnałamiprzekazałpolecenieprzezboczneoknosamolotu.
NastąpiłjaszczejedenwirażiNikodniósłwrażenie,żepodróżujenagrzbiecie
olbrzymiegoskrzydlategopotwora.
Gdywrócilinadbarkę,odebraliodpowiedź:„Dlaczego?”
–„Dlaczego?”–przedrzeźniałTaskerzezłością.–Gdybytenczłowiekwiedział,
ocochodzi,napewnoniepowodowałbyaniminutyzwłoki.Aleprzecieżnie
powiemmuwszystkiego,ryzykującniepożądanągadaninę.Muszęgojednak
przynaglić…
Taskerurwałtogłośnerozważanieigniewniecośmruczałdosiebie,obmyślając
następnytekstdosygnalizacji.
Nieczekającnainstrukcje,Kyliewykonałnowyskręt,abybyćwpogotowiu,
kiedyNikzabierzesiędoroboty.
Taskernienamyślałsiędługo.
–Jużmam!Sygnalizujim:„Galionplonie”.
Kylie,zdziwiony,odwróciłgłowęispojrzałnaswegopasażera,Nikzaś
powtórzyłzniekłamanymzdumieniem:
–Galionpłonie?!
–Jużontozrozumie,chociażbyusiłowałudawać,żejesttępyjakstołowanoga,
iupierałsięjakosioł.Dalej,śpieszsię!
DopieropoprzesłaniuwiadomościNikzacząłsięgłowićnadjejznaczeniem.
Galion?Torodzajstatku.GalionypodpływałyprzedwiekamidowybrzeżyAustralii
iwieleznichuległorozbiciu.Gnijąceszczątkigalionówznajdowanowśródkorali
uwybrzeżyPółnocnegoQueenslanduiAustraliiZachodniej.Alewjakisposóbtaki
statekmógłpłonąć?
Kylie’emusnułysiępogłowiepodobnepytania.Byłbyskłonnysądzić,że
wchodzituwgrętajemnyszyfrznanyczłowiekowinapokładziebarki,żebynie
jedenfakt:Taskerpoprzedniomówiłjużoogniu,opożarze,kiedylecieliwśród
gorącychprądówpowietrzanadlasamiwpłomieniach.Zbarkinadawano
odpowiedź.
Nikzawahałsięchwilę,zanimprzekazałostrąiniegrzecznątreśćsygnałów
Morse’a.ZatoKyliepowtórzyłzezłośliwąsatysfakcjąijadowitymnaciskiem:
–„Zgoda,dojasnejcholery”.Uprzejmaodpowiedź–dodał.
–Wjegostylu–burknąłTasker.
–Wczyim?–zapytałKylie.
–Spotkagopanwewłaściwymczasie.Niechmipanwierzy,sytuacjabędzie
naprawdęrozpaczliwa,jeślionsiędonasnieprzyłączy.
Urażonylekceważącympominięciemswegozapytania,Kylieironicznie
przytaknął,żetadziwnasytuacjaistotniebędzierozpaczliwa.Wtejchwili
spostrzegłuśmiechnatwarzyNikaipoczerwieniałzezłości,alewidząc,jak
chłopiecniespokojnieprzełykaślinę,świadomyswejwiny,wkońcumrugnąłdo
niegoporozumiewawczo.Międzyzwierzchnikiemipraktykantemzawiązywałsię
przyjacielskisojuszwobecnieprzyjemnegotonuinieufnościTaskera.
Tymczasembarkapłynęławkierunkumola,aKylieprzygotowywałsiędo
lądowania.
Samolotposzybowałlekkozchwilą,kiedywyspadałamuochronęodwiatru.
Nikmógłobserwowaćczynnościzwiązanezlądowaniem,awięcopuszczanie
podwoziaiklapskrzydłowychwceluzredukowaniaprędkościiodejmowaniagazu.
Patrzałrównieżnalicznikigłównychprzyrządów:wysokościomierza,wskaźnika
zakrętów,chyłomierzapoprzecznegoiwariometru–wskaźnikaprędkości
wznoszeniaiopadania.
Moloznajdowałosięprzyjednymkrańcuplaży,onizaślądowalinaprzeciwnym
krańcu.Pohukuwczasiewirażyprzyokrążaniubarki,obecniesilnikijedynie
szeptały.
Wmomencieprzyziemienianastąpiłzłagodzonywstrząs,potemdrugiijuż
kołowali.Nikczuł,jakpiasekuginaSiępodciężaremmaszyny–zupełnieinnebyło
wrażenieprzygładkimlądowaniuwMelbournepolociekontrolnym.
Iwtedygwałtowneszarpnięciezachwiałosamolotem.Praweskrzydło
podskoczyłowgórę.Byłatosekunda,dośćjednak,abyKyliewybuchnął:
–Aniemówiłem!Tenpiasektylkowyglądaniewinnieirówno,apodspodem
kryjecośtwardego.
Uruchomiłhamulceiosadziłmaszynęnamiejscu.Zamknąłgaziwyłączyłsilniki.
–Mogłobyćgorzej–stwierdziłostatecznie.
–Założyłbymsię,żeprzytrafiałysiępanugorszerzeczy–powiedziałNik,
zaskoczonynagłymszarpnięciem.Takjakbysamolotdostałporządnegokopniaka.
–Gdybymwylądowałdogórynogami,niebyłobytoporazpierwszy–sucho
stwierdziłKylie.
Taskerowipilnobyłowysiadać,więcKylieprzynaglałNika.
–Złaźpierwszy.Schodkijużopuszczone.Wreszciewszyscytrzejznaleźlisięna
plaży.
–Całemorzenanaswali–zauważyłTaskerusiłującwypatrzyć„ŁowcęOceanu”
ponadfalami,poprzezmgłęrozpryskuiniskichdeszczowychchmur.Barka
podpływaładomola,silniesiękołysząc.
–Tenichrekintakżemadobrąszkołę!–powiedziałześmiechemNik.
–Powinniuważać–mogągozgubićjaknic–dodałKylie.
Taskerzaśmiałsiękrótko.
–Naszprzyjacielniebyłbytymzachwycony.
ZarównoKylie,jakiNikuświadomilisobie,żeTaskermówioczłowiekuzbarki
niebezzłośliwości.Wytężaliwięcoczy,żebygowreszciezobaczyć.Barka,która
podpływałajużdomola,naobuburtachmiałaciężkieodbijacze.
Taskerruszyłkuniej.
–Idźity.Widzę,żeumieraszzciekawości–powiedziałKyliewyczuwając
niecierpliwośćchłopca.
Nikazatkało.Wściekałgofakt,żektośztakąłatwościączytajegomyśli!Przez
chwilęzamierzałzostaćprzysamolociepoprostunaprzekór.Alepotemzobaczył
kpiącyuśmieszeknatwarzyswegoszefa.
–Będęmiałnanichoko–powiedziałzapominającozłości.
–Todobramyśl–pochwaliłgoKylie.–Mamwrażenie,żeobydwajbędziemy
musielimiećnanichokowczasietejpodróży.
Zacząłoglądaćwlotpowietrzaprzyjednymz.silników,aNikodszedłpo
śladach,jakiewpiaskuwycisnęłoeleganckie,miejskieobuwieTaskera.
Zawydmami,nazawietrznejgłównegogórzystegopasmawyspy,Stałokilka
baraków.Ztablicypokrytejzłuszczonąfarbąisterczącejprzyzarośniętejścieżce
międzybarakamiamolemNikdowiedziałsię,żebyłatukiedyśprzetwórnia
rekinów.Gdybrnąłdalejprzezkupypiaskuigruzów,spostrzegłjakiśbiały
przedmiot–byłtodługi,nierównyząbodłamanyprzykorzeniu,ząbrekina.Nik
schowałgodokieszeni–otonietylkopamiątka,aleinamacalnydowód,że
naprawdętrafiłwtoosobliwemiejsce.Przecieżwdomumoglibymunieuwierzyć!
Taskerczekałwpołowiemola;rzadkiewłosyrozwiewałmuwiatr,aidealnie
białakoszulawydymałasięwjegopodmuchach.
Barkapodpływałapowoli.Silnikzacząłobracaćśrubęwprzeciwnymkierunku
istateczekprzybiłdopomostuciągnącnalincerekina,któryziałotwartąpaszczą
wkotłowaniniebiałychfal.
MarynarzpokładowywdżinsachiwiatrówcerzuciłTaskerowizwójliny,
krzycząc,abyjąomotałwokółpachołkadocumowanianamolu.Taskerzabrałsię
dotego,alenajwidoczniejbrakmubyłowprawyczłowiekanawykłegodopracy
fizycznej.PozabezpieczeniulinymarynarzwyskoczyłnabrzegizastąpiłTaskera.
Grubeodbijaczezpowrozazmniejszyłysiłęzderzeniazmolem.WtejchwiliNik
byłjużnamoloiprzybiciebarkitrochęnimzachwiało.Czuł,jakwdrewnianym
pomościekażdespojenietrzeszczyiskrzypi.
Marynarzepomagaliwysiąśćzbarkiwysokiemu,siwemumężczyźnie
ogniewnej,ciemnejtwarzy.Miałnasobiewiatrówkęiszarespodnie
znieprzemakalnejtkaniny.Jegodużestopywydawałysięjeszczewiększe
wgranatowympłóciennymobuwiuogrubychpodeszwach.Jegomościa
najwyraźniejrozzłościłapomocprzywysiadaniu.Znalazłszysięnapomoście,
skrzyżowałramionaizezłościąwlepiłwzrokwTaskera.
Nikpaliłsięzciekawości,abyusłyszećichrozmowę,alewłaśniefalaprzyniosła
nieżywegorekinadodziobubarkiichłopcapochłonąłbezresztywidok
olbrzymiegopyska,którynibywdrwiącymuśmiechuszczerzyłnierównerzędy
trójkątnych,ostrychjakbrzytwazębów.Tułówpotwora,podobnydotorpedy,
stanowiłarcydziełokształtuopływowego,łebzaśbyłpoprostukoszmarny.Jakiza
życia,takterazwbezruchutengatunekrekinazwany„białąśmiercią”byłtworem
jednocześniegroźnymipięknym.
Nikpodświadomiezląkłsię,żepotwórożyje,iodszedłprzezornie.Achociaż
zbliżyłsięjużdoTaskeraisiwegomężczyzny,ciąglejeszczeabsorbowałgorekin
idopieropochwiliusłyszałichrozmowę.
Olbrzym,łowcarekinów,byłniewątpliwieAmerykaninem.
–Słuchajno,Tasker–mówił.–Całasprawazostałajasnopostawiona,czyżnie?
Tomojewakacjeiniktniepowinienwiedzieć,gdziejestem.Atakże,kimjestem.
–Wiem,otym,wiem,Olsen–powiedziałpojednawczoTaskerusiłującukryć
rozdrażnienie.–Zcałymszacunkiemodnoszęsiędotwoichżyczeń.
Przecieżsamzorganizowałemdlaciebietęwyprawęwędkarską.
–Toczemu,udiabła,zawracaszmigłowę?
–Olsen,palisięgalion,wiesz,cotoznaczy.
–Czyżbyniktinnyniemógłsobieztymporadzić?
–Niktinny,tylkoty.PoprostunieznamywAustraliinikogo,ktobytopotrafił.
Apożartrzebaugasić,zanimwiadomośćonimrozejdziesiępocałymświecie.
Wynająłempowietrznątaksówkęijeślipośpieszymysię,dotrzemyjeszczedzisiaj
namiejsce.
–Posłuchaj,Tasker.Przybywamilat,apieniędzyniepotrzebuję.Naprawdę,nie
znajdujęjużżadnejprzyjemnościwwalce…
–Nieopowiadaj!–zawołałTasker.–Czyżniechęćwalkisprowadziłacięnate
łowiska?Brałeśjużudziałwewszystkichrodzajachwalki,jakiejczłowiekmoże
zaznać,ajesteśtutaj,borekin-ludojadstanowiwyzwanie,zktórymniezetknąłeś
sięjakdotąd.
Olsenwskazałnaswojązdobycz.
–Tenrekinważytylkotysiącpięćsetfuntów.Mamnadzieję,żezłowię
większego!
WtymmomencieTaskerzauważyłNika.
–Coturobisz?–zapytał.
–Oglądałemrekina–odparłchłopieczaskoczonyostrymtonempytania.
–Zmiatajstądnatychmiast!–powiedziałTasker.OdchodzącNikusłyszałjeszcze
pytanieOlsena:
–Cotozachłopak?
–A,takizawalidroga,pilotuparłsię,żebygozsobązabrać…–brzmiała
odpowiedź.
Urażonyokreśleniemswojejosoby,Nikprzyśpieszyłkroku.Minąłtablicęipuste
barakizastanawiającsię,jakiewłaściwiefunkcjespełniałaprzetwórniarekinów.
Kyliecofnąłsięnapoczątekplażyiterazwracałdziobiącpatykiemwpiasku
wzdłużśladówpozostawionychprzezwszystkietrzykołapodwozia.SpotkałNika
przysamolocie.
–Znalazłemtylkokawałekbelki,októryzawadziliśmyprzylądowaniu–
powiedziałwyjaśniającNikowicelwykonywanejczynności.–Sprawdziłemobie
koleinyinicinnegonieodkryłem.
–Zdajesię,żeprzystarciebędziepanterazmiałdodatkoweobciążenie–
powiedziałNik.
–Zezbytwielkimobciążeniemwogólenieruszymy.Taskerwspominałtylko
ojednejosobie.Czyżbymiałnamjeszczekogośwpakowaćnapokład?
–Nie,aletajednaosobastarczyzakilka.
Iopowiedziałszefowi,comimowoliusłyszał.
–JeśliTaskerjestrzeczywiścietakitwardy,najakiegowygląda,napewno
znajdziesposób,żebyzabraćtegoOlsena.Atocidopierotajemniczahistoria,co?
–Jatakżeuważam,żetocałkiemsensacyjne!–zawołałNik.
–Tylkożebyśniezadawałzawielepytań!–ostrzegłgoKylie.
Postaramsię.
Kyliemruknąłcośpodnosemispojrzałwdrugąstronę.Spostrzegłtablicę
znapisem,nieczytelnymztejodległości.
–Tubyłaprzetwórniarekinów–objaśniłgoNik.
–A,prawda!Samotymczytałemkilkalattemu.Jacyśfaceciwyobrazilisobie,
żezrobiąwielkąforsęłowiącrekiny,garbującichskóry,wytapiająctranisusząc
skrzela,abyjepóźniejsprzedawaćChińczykom.Kiepskoprowadzilicałyinteres
izbankrutowali.Aleniezbrakurekinów.Tosąokolicenajgęściejzaludnionena
świecie…
Iprzerwał.
Nikspojrzałpytająco.
–…jeślichodziorekiny–skończyłKyliezledwiewidocznymuśmiechem.
–Ależzpanakawalarz!–zawołałNikparskającśmiecheminaglezamilkł
przerażonytym,copowiedział.
–Co?–warknąłKylie.
–Jatopowiedziałemjakokomplement–próbowałtłumaczyćsięNik.
–Gdybędęmiałochotęnakomplementy,samoniepoproszę!–uciąłKylie.–
O,zdajesię,żeTaskerdokonałtego,cochciał.
Chłopiecuprzytomniłsobie,żejesttylkonapróbieijeszczeparętakich
niefortunnychpowiedzeń,apilotuzna,żekandydatnapraktykantanienależydo
bystrychmłodzieńców,którychstałaobecnośćwprzedsiębiorstwie„Taxi-Lot-Kylie”
byłabypożądana.
OdstronymolazbliżałsięTasker,wyprostowanyisprężysty.Olsenszedłzanim,
przygarbiony,stawiającdługiekroki.Jegobujna,siwaczuprynafruwałanawietrze.
Wyglądałjakstarylew,azarazemprzypominałzawodnikasportowego.Dojakiej
towalkiciągnąłgoterazTasker?Pożar–otojedynawiadomawtychtajemniczych
zapasach.
GdyTaskerzapoznawałgozKylie’em,naczoleOlsenaciągletkwiłachmura
niezadowolenia.
–BuckOlsen?!–powtórzyłKylieusłyszawszyjegonazwisko.–Cośmito
zaczynaprzypominać…
–Wtakimrazieniechpanprzestaniesobieprzypominać!–rzekłkrótkoTasker,
dającdozrozumieniapilotowi,żebyniewtrącałsiędonieswoichspraw.
–Mamnadzieję,żepanumieprowadzićswojąmaszynęgładkoirówno,bo
osiągnąłemjużwiek,kiedydbasięowygody–oświadczyłOlsen.
–Zrobię,cosięda,alenicniemogęobiecać,dopókiniedowiemsię,dokądpan
Taskerchcelecieć.
Olsenroześmiałsię.
–Wprawdzienieczujęnakarkulufyrewolweru,niemniejjestempodpresją.
Taskerbyłnadalchmurnyikwaśny.
–Ocelulotupomówimypowystartowaniu.Kylieniepytałwięcej.
Nikwlazłnaskrzydłoiprzytrzymałdrzwi,gdywchodzilikolejnoOlsen,Tasker
iKylie.Potemsiadłnaswoimmiejscuizamknąłorazzabezpieczyłdrzwi.
Kylieuruchomiłsilnikiipodrolowałpowybranymdostartuterenie.Obyłosię
bezwstrząsów.Potemdodałgazu.Samolotdrgnął,aplażazamigotaławoczach
Nika.Przelewającsięwotaczającepowietrzehukniejakoprzetwarzałjewcoś,co
ożywiałomaszynę–takzdawałosięchłopcupomimoobjaśnieńpilota,że
przepływpowietrzastwarzassanieponadskrzydłamiipowstajesiłanośna
skierowanadogóry.
–Startujemy!–zawołałKyliewłączającpełnygazobusilnikówizwalniając
hamulcekółpodwozia.
Nastąpiłachwilaoporu,apotemsamolotzacząłkołowaćpopiasku,wpadając
wrówny,płynnyruch.PrzednimigroźniewyrosłyskałyiNikakorciło,aby
pociągnąćzadrążekispowodowaćoderwaniesamolotuodziemi.AleKyliesam
właśnietozrobił–choćnieraptownie–zadzierającmaszynęwgóręzdalaod
niebezpieczeństwczyhającychnaziemi.
Spojrzawszywdół,Nikdostrzegłjeszczebarkęiupiorny,szarawykadłubrekina.
Potemweszliwgęstąchmurę.Naprzedniejszybiezmieniałsiękapryśnie
koronkowy,niesymetrycznywzórkropeldeszczu.Lecielijużzwielkąszybkością.
–Wktórąstronę?–zapytałTaskeraprzezramięKylie.
–Narazienapółnoc.
Kylieniekwestionowałpolecenia.Wiatrmieliztyłu,cozwiększałoprędkość
iułatwiałospełnienieżyczeńOlsena,jeślichodziowygody.
–Ozymapanmapę?–zapytałTasker.–DokładnąmapęcałejAustralii?
–Jestmapawkieszeniprzydrzwiach,kołociebie–powiedziałKyliedoNika.
Chłopiecznalazłparęzbiorówprzepisówikilkazłożonychmap.Wybrałspośród
nichmapęcałegokontynentuaustralijskiego.
Taskersięgnąłponiąirozłożyłjąnakolanach.
–PanieKylie–zacząłpatrzącnamapę.–Niechcęobciążaćpana
niepotrzebnymiszczegółami.OczywiściepanOlsenwie,dokądmamzamiarlecieć.
Ijaksądzę,zdajesobiesprawęażnadtodobrze,jakdalecejestpotrzebna
najściślejszadyskrecjawtejdziadzinie.Wobectegobędępanupodawałmarszrutę
stopniowo.Otóżtaczęśćkraju–mówiłdalej,wskazującpalcemnaobszar
sięgającyodAustraliiPołudniowejwgłąbAustraliiZachodniej–jestbardzosłabo
zaludnionaalbowogóleniemamieszkańców.
–Apozatymsątuterenystrzeżonezpowoduwyrzutnirakietowych
ipoligonówdoświadczalnych–przypomniałmuKylie.
–Właśnie–suchoprzyznałTasker.–Sądzę,.żepowinniśmywziąćkursnaAlice
Springs.–IpalcemwskazującymstuknąłnieomalwsamśrodekAustralii.
–Jakpiansobieżyczy,tylkożezużyliśmyjużsporododatkowejbenzyny
wskutekkrążenianadbarkami.DoAliceSpringswyczerpiemycałynaszzapas.
–Owszem,biorętopoduwagę–odparłTasker.–Sądzę,żepanpowinienznać
jakieśmiejsce,jakąśodosobnionąfarmę,gdziedałobysiępobraćpaliwo.Mamna
myślimiejscezamieszkaneprzezniewieleosób,któreniezacznąnatychmiast
opowiadaćonaszejbytnościiodlocieprzeztelefonczyprzezswoje
radionadajniki.Ponadtoabsolutnienieżyczęsobielądowaniawtakdużymmieście
jakAliceSprings.
Kylieznałniejednomiejsce,gdziemógłzatankowaćmająccałkowitąpewność,
żeniktniebędziezadawałkłopotliwychpytańigdzieunikniesięniepożądanej
gadaniny,jeślitylkopowietymludziom,żemapowierzonesobiepoufnezadanie.
WczasieswoichrejsówwtestronynasamolociepocztowymKyliepoznał
osobiściewieluwłaścicielistacjihodowlanych.Zanimjednakmógłcoś
zaproponować,biorącpoduwagężyczeniaTaskera,potrzebowałparu
dodatkowychszczegółów.
–JakdalekadrogaczekanasjeszczezokolicAliceSprings?
Taskerjużkierowałpalecnaokreślonemiejscenamapie,alezreflektowałsię
wporęiniezdradziłostatecznegocelupodróży.
–Mniejwięcejtakasama,jakstąddoAliceSprings.
–Ztejstronytegomiastaniebędziekłopotówzpobraniempaliwa.Znam
odpowiedniemiejsce.
–Tojużzostawiamdopanadecyzji.
Taskerzłożyłmapę,alezatrzymałjąprzyslabie.
Samolotprzebijałsięprzezmrocznepowietrze.Nikmiałuczucie,żetenświat
wgórze,zupełnieprzecieżdlaniegonowy,łączysięzjakimiśznanymimu
doświadczeniami.Gęstymrokiwilgoćprzypominałyotoczeniepodwodne,
nurkowaniewpochmurnydzień,kiedywodakotłujesięoddna,anadgłowąciążą
wzburzonefale.
MinęlidymyhutołowiuwPortPirieipoczątekZatokiSpencera,apotemlecieli
nadolśniewającąbieląsalin.
Olsenstęknąłrozpaczliwie.
–Dodiabła,Tasker!Żeteżmusiałeśmiprzerwaćwakacje!Wtejchwilimoże
bymwłaśniepobiłrekordświatowywpołowachrekina-ludojada.
–Jeszczecimałorekordówwżyciu?–zapytałTaskerzapominającoostrożności
idającnowąpożywkęchciwymuszomKylie’egoiNikaStringera.
Kyliewmyślipowtórzyłrazjeszczenazwiskoswegopasażera.BuckOlsen?Tak,
niewątpliwiesłyszałjużjeprzedtem.
Nikzaśwtejchwilizastanawiałsięnadznakiemrozpoznawczymsamolotu.
Kyliewybrałgochybadlatego,żebumerangwracadomiejsca,skądzostał
wyrzucony.Abysprawdzićsłusznośćswegodomysłu,odważyłsięnapytanie.
–Widaćnieznaszzupełniejęzykatubylców!–powiedziałKyliekujego
zdumieniu.
–Nopewnie!–przyznałNikśmiejącsięgłupawo.
–Taksięskłada,żemojenazwisko–Kylie–wjęzykutubylcówjestjednymze
słówużywanychnaoznaczeniebumeranga.
–Cośtakiego!Niewiedziałem!
–Nowięcterazjużwiesz.
KyliemiałtrochęuciechyzpouczaniaNikawtensposób.Iuśmiechałsiędo
siebieprzezpewienczas,dopókinieprzypomniałsobieodwóchpasażerach
siedzącychzajegoplecami.Jeden–zimnyiniecierpliwy,drugi–człowiek
niewątpliwieowielkimsercu,aleprzypominającykudłatego,staregoniedźwiedzia
wzłymhumorze.
Rozdział4
ŚMIERCIONOŚNYTUMANCZERWONEGOPYŁU
Chmury,corazjaśniejsze,stopnioworzedłyiprzebijałoprzezniesłońce.
Ajednaknadaltkwiliwśnieżnobiałymświecie.
Nikmrużyłoczyoślepionytąjasnością,kiedyzastrzeliłogonagłepytanie
Kylie’ego:
–Jakmożeszdowieść,żenielecimydogórynogami?
Czyżbypilotnaumyślnieobróciłmaszynęnaplecy,abygopoddać
dokuczliwemuegzaminowi?Ostatecznieniktnieodpiąłpasówwobeczłych
warunkówlotumiędzychmurami…
–Nowięc…–zacząłNik,szybkonabierającufnościwewłasnesiły.–Po
pierwsze,mamyteninstrument–sztucznyhoryzont*…
*Sztucznyhoryzont–przyrządpokładowywskazującypołożeniesamolotuwstosunkudohoryzontu
naturalnego.
–Sztucznyhoryzontprzechylasięwostrymwirażuidopieropopewnymczasie
wracadowłaściwegopołożenia.Apozatymmożewogóleprzestaćdziałać.
PrzezchwilęNikbyłskłonnyuwierzyć,żeistotniesamolotobróciłsięjakimś
sposobemiterazlecinaplecach.
Naglerozpoznałwdolecośbłyszczącego.
–Toprzecieżsłonejezioro!–zawołał.
–Skądtapewność?–dręczyłgodalejKyliezzimnąkrwią.
Nikniedostrzegałanijednejznajomejrzeczy,takiejjakdomczystodoła,ani
jednejpostaciludzkiejczyowcy,nawetdrzewa,niczego,cobyświadczyło,żelecą
normalnienadziemią.Wreszcie,jaksądził,znalazłwłaściwyargument.
–Chmurynigdytakniebłyszczą–powiedział.
–Niewmawiajsobietego,mójkochany.Chmurypotrafiąświecićtakjaskrawo,
żecięnieomaloślepiają.Anato,żebysprawdzićwłasnepołożenie,jestjeden
sposób.Zobaczymy,czynatowpadniesz.Wdoleprawiedokładniepodnami.
Nikspojrzał…iodrazudostrzegłcieńdwusilnikowejmaszynymuskającyjasną
powierzchnięziemi.
–Aha!–zawołał.–Tojestwłaśniedowód,żenielecimynaplecach,bowtedy
słońcenierzucałobytakiegocienia.
–Niezapędzajsięzbytdaleko–ostrzegłgoKylie.–Lecimyniewątpliwie
normalnie,aleniejedensamolotrzucacieńnachmurę.Nawetprzyświetle
księżycowym.
Nikprzytaknąłwmilczeniu.
–Gdywytężyszwzrok,dostrzeżeszśladynapowierzchnipokrytejsolą,ślady
emuczykangura.Widziszje?Nachmurachnigdynieznajdziesztakrównego
konturu.Musiszrównieżpamiętaćjeszczeojednejrzeczy:należybyćostrożnym
wokreślaniuwysokościlotunapodstawietakiegocienia.Najakiejkolwiek
wysokościlecimy,natrzechsetkachczytrzechtysiącach,samolotzawszerzuca
cieńtejsamejwielkości.Itostanowipułapkę.Patrzyszwdółiwidzącstosunkowo
małycieńsądzisz,żeznajdujeszsiębardzowysoko.Pamiętajotym:toważny
szczegół,gdybyciwysiadłwysokościomierz.
–Aozytosięczęstozdarza?–zapytałNik.
–Bardzorzadkowsamolocieprzyzwoicieobsługiwanym.
KylierzuciłchłopcuwymowneasurowespojrzenieiNik,speszony,odwrócił
głowę.ZanimTaskersiedziałlekkoskrzywiony,takjakbyrozmowa,którejmimo
wioliwysłuchał,niebyłanapoziomiegodnymjegozainteresowań.BuckOlsenzaś
spałopartyościankękabiny.Uśpionyolbrzym–czytoczłowiek,czyszczytgórski,
staryczymłody,zawszenasuwamyśl,żewmomenciejegoprzebudzenianastąpi
jakiśwybuch.Nikmiałwrażenie,żegdyBuckOlsenockniesięodświeżony
drzemką,zaczniegwałtowniejprotestowaćprzeciwkozaładowaniuswojejosoby
dopowietrznejtaksówkiiprzeciwtajemniczejpodróżywsamosercelądu
australijskiego,czerwonożółtegoodkolorugleby.
Mijalijużsłonejeziorowdoleijegoostatniebezbarwnejęzykizastąpiłaziemia
spieczonasłońcem,pustkowieożywionejedynieszczecinąuschłychzarośli.Nikowi
tenkrajobraznasuwałporównaniedoopalonegopoliczkamężczyzny,który
gwałtowniepotrzebowałogolenia.
MinęlirównonakreślonągranicęstanuPółnocneTerytorium.Przestawienie
zegarkówbyłozbędne,botutaj,nadalobowiązywałczaspołudniowoaustralijski.
Pogodęmielibezchmurną,aleodprzoduzaczynałnanichdmuchaćwiatr.
Kyliesprawdzałcośnamapie.
–Czybyłeśkiedynaterenach,gdziewydobywasięopale?–zapytałNika.
–Nie,chociażnierazotymmarzyłem.
–Szkoda,żeniezdążyszpokopać.Będzieszmiałpełneręcerobotypomagając
miprzytankowaniu.
–Cotampanmówiokopalniopali?–zapytałTaskerznagłym
zainteresowaniem.
–Toterendawnojużwyeksploatowanyiopuszczony–powiedziałKylie,aby
uspokoićfinansistę,żestankopalnigwarantujebrakwścibskichoczu,którychtak
bardzochciałuniknąć.–Mieszkatamtylkojedenczłowiek;prowadzimałysklep
przeważniezkonserwamidlaprzejeżdżającychautomobilistówiszoferów
ciężarówek.Uniegomożnatakżedostaćbenzynęismary,noipaliwodla
latającychdoktorów,samolotówpocztowychipilotówtakichjakja.
–Aprzecieżzainteresowanieopalaminiewygasło.Podejmujesięnanowo
eksploatacjęwieluopuszczonychkopalń.Chętnieobejrzałbymtenteren.
–Możemygoobejrzeć.Tenczłowiek,HarryNorton,nieprzepadazaludzkim
towarzystwem,anapewnoabsolutniegonieobchodzi,ktoidlaczegowynająłode
mniesamolot.
Kyliezrobiłzwrotnalewo,pochylającleweskrzydło.Praweuniosłosięwgórę
izasłoniłoNikowiwidok.Terazlecieliwprostnaniewielkiterenkopalniopali.
Nikpatrzyłwdółnakrajobraz,któryjakbynienależałdojegoojczyzny.Byłto
krajobrazzinnejplanety.Pustkawydawałasiętunieskończeniewielkaistwarzała
iluzjeczasowe.Czyż,tomożliwe,albytakzupełnieinnyświatznajdowałsię
zaledwieokilkagodzindrogiodjegorodzinnegomiasta?–myślałchłopiec.
Płowe,krętelinieipętleznaczyłyłożyskarzek,którenanapełnieniewodączekały
czasemdziesięćlat.Wśrodkupustychkorytrosłydrzewagumowe.Niektóre
potrafiłyprzetrwaćpowódź,następującątuczasemodrazuponagłejulewie.Inne
zaśdrzewa,czerpiącewilgoćzwnętrzaziemiprzezcałelata,wyrywałapierwsza
falawezbranejwody.
Kyliezacząłpotrochuopadać.
–Niematutajlądowiskawścisłymznaczeniutegosłowa–poinformował
pasażerów–tylkodługipasgliniastegogruntumiędzydwomakopcami
pozostałymiporobotachziemnych.
Podmuchypołudniowegożarubuchaływgóręisamolothuśtałsięwfalującym
powietrzu.Nikznowumiałuczucie,żemaszynażyje,żemagiętkigrzbietna
kształtludzkiegokręgosłupaiprzystosowujegodonarzucanychjejwysiłków.
WskutekhuśtaniaBuckOlsenbyłjużbliskiprzebudzenia.Stękałgniewnieprzy
każdymdrgnięciusamolotu.Taskerwychyliłsiędoprzoduiszepnąłdoucha
pilotowi:
–Niechpansiępostaralądowaćbezwstrząsów.Kylieskinąłgłowąnaznak
zgody.Odtegoolbrzyma,któremuprzerwanopolowanienarekiny,możnabyło
oczekiwaćpoprzebudzeniuczegośgorszegoniżgniewnestękanie.
AleostateczniesamKyliewyrwałOlsenazesnu,bozbliżywszysiędobiałych
kraterów,którymibyłupstrzonyprzekopanyteren,krzyknąłzezgrozą:
–Patrzcie!Tamsięroiodludzi!
Nikazatkałozezdumienia.Okołosetkimężczyznikobietwjaskrawych,
kolorowychubiorachikapeluszachochronnychwszelkiegofasonustało
wpalącymsłońcunazboczachpagórków.Musieliprzedchwiląkopaćłopatami
ikilofamiiporuszaćkołowroty,aleterazcałagrupaobserwowałasamolot,którym
Kyliezataczałkręginaniewielkiejwysokości.
–Gotentłumturobi?–niemógłnadziwićsiępilot.
–Możetogorączkaopali–poddałmyślNik.
Wgłębiduszynabrałnadziei,żeterazznajdziecoścenniejszegoniżząbrekina
–niezbitydowódbytnościwtychosobliwychmiejscach.
–Toprzecieżzawszezaznaczająnamapach–powiedziałTasker.
–Chybanietakąimprezę–rozstrzygnąłKylie,ciąglezataczającciasnekręgi.
Nikprzytknąłnostakmocnodobocznejszyby,żeomałojejniewypchnął,
iwkrótceznalazłodpowiedź.
–Proszępopatrzeć!Stoitamciężarówka-bufetinamiot.Io!Napisnapłótnie:
„AmatorskieStowarzyszeniePoszukiwaczyKamieniSzlachetnych”.
–Musieliwybraćakurattomiejsce!–piorunowałKylie.–Teraztrzebabędzie
spuścićimwiadomośćiostrzec,abyjakiśbęcwałniewyskoczyłmiprzedlądujący
samolot.
–Toniepotrzebne–szybkowtrąciłTasker.
–Jestemubezpieczonyodróżnychwypadków,panieTasker,alenieodzabijania
ludzi,jeśliwylądujęnieostrożnie.
–Niebędziemytutajlądować.
–Nieznaminnegomiejscawpromieniustumil,gdziemógłbymsiąść
izatankować.
–Jeślipantutajwyląduje,będziemymielizaraznakarkutłumciekawskich.
–Nowięcdobrze–rzekłKyliezrezygnacją.–Wtakimraziemamwybraćinne
miejscenalądowanie,takczynie?
IwtedyzabrzmiałdonośnygłosBuckaOlsena,jakbyzwielokrotnionyechem
wjegopotężnejpiersi:
–Obiecałemprzywieźćżonieprawdziwyopal.Możetutajzdobędęgotanim
kosztem.
–Ależ,Olsen…–zacząłTasker.
–Cóżtokomuprzeszkadza,żewylądujemywtymmiejscuiposzukamsobie
tegokamyka?–zapytałOlsengrzmiącymgłosem.
–Ciludziezasypiąnaspytaniami–syknąłTaskerprzezzęby.
–Najwyżejnieotrzymająodpowiedzi!
–Zetknięciesięzkimkolwiekmożespowodowaćkatastrofalnyrozgłos.Nie
będziemytulądować!
Samolotnadalzataczałkoła.
–PanieKylie!–zawołałTaskergłosem,którynieomalsypałiskrami.–Chyba
mojepoleceniebyłodostateczniejasne.Niebędziemytutajtankować!
–Czekam,żebypanowieuzgodnilitomiędzysobą–powiedziałkrótkoKylieze
znaczącymmrugnięciemwstronęNika.
–Janiepozwolę…–grzmiałOlsen.
–Niechpanleciwjakieśinnemiejsce–upierałsięTaskerzlodowatą
stanowczością.
Wyprowadziwszymaszynęzwirażu,KyliespojrzałzasiebienaOlsena.
Olbrzym,zaczerwienionyczęściowopośnie,aczęściowozezłości,kiwnięciem
wielkiej,opalonejłapydałznaćpilotowi,abyleciał,dokądzechce.
–Trudno.Dałemsięwciągnąćwtękabałęimuszętojakośprzetrzymać.
–Dziękujęci,Olsen–powiedziałTasker.
BuckOlsenwyraziłcałąswojąwzgardęgłośnymwarknięciem.Zaszyłsię
zpowrotemwswójkątipowiedział:
–Załogana„ŁowcyOceanu”wie,kimjestem.Gdywrócądoportu,mogązacząć
gadać,ainnimogązacząćpytać,coznaczyłtwójnagłyprzyjazdpowietrzną
taksówkąiporwaniemnie.
–Mówiłemzkapitanem.Obiecał,żeniedopuścidoniewczesnejgadaniny–
odparłTasker.
–Ciekawośćpotrafirozwiązaćjęzykniejednemu.Marynarzynabarce
najbardziejzaintrygowałowłaściweznaczeniewiadomości„Galionpłonie”
przekazanejMorse’em.
–Możebyśmyzaprzestalinarazietejdyskusji?
–Postaramsię–rzekłzwestchnieniemOlsenidodał:–Słuchaj,Tasker,czyna
pewnoniechodziłociwyłącznieoosobistyzysk,gdywynajmowałeśtensamolot?
–Zrozumżewreszcie!Jeślitahistoriawyjdzienajaw,zawalisięcałyrynek,ato
byłobykatastrofalnedlakraju!
Olsenrozjaśniłsięizamilkł.
Nikobserwował,jakKyliezareagujenatennowystrzępinformacjiopowodach
dziwnegowynajęciapowietrznejtaksówki.Chłopiecciąglemiałsięnabaczności,
żebyniechlapnąćjęzykiemwnieodpowiednimmomencie–jeszczenieopanował
wsobietejniebezpiecznejprzywary.Kylienatomiastwalczyłzpokusązapytania,
czyniejestzamieszanywcośniezgodnegozprawem.
–Dokądwłaściwielecimy?–zapytałTasker.
Kyliezwykleprzybierałironicznyton,gdyzadawanomunagletakbezpośrednie
pytanie.Przezwyciężyłsięjednakiodparłspokojnie:
–Paręmiesięcytemubyłemwtychstronach,odwożącpewnegostarego
pracownikanastacjęhodowlaną.Jeślirobotnicysąterazzbydłemnapastwiskach,
wdomubędzietylkowłaścicielka-staruszkaigłuchakucharka.Mechpansięnie
martwinazapas,panieTasker–najpierwdokładnieobejrzymysobietomiejsce.
–Mamnadzieję!–odparłfinansista.
KylieuniósłbrewwgóręizerknąłnaNika,aNik,abyukryćuśmiech,zaczął
gwałtowniewycieraćustachusteczką.Taskerprzybierałotwarciecorazbardziej
władcząpostawę.Olsenoddychałciężko,aleniespał.
–Przedrokiemznalazłemsięwtychstronach,wypełniającosobliwąmisję–
powiedziałKyliedoNikanatyległośno,abymogligosłyszećpasażerowie
siedzącyztyłu.–Brzmitonieprawdopodobnie,alesłowodaję,żeniełżę.Pewnej
dziewczynce,któratuspędzaławakacje,zachorowałulubionykotiwynajętomnie,
abymzawiózłdziewczynkęikotadoAdelaide,doweterynarza.Biednykocurmiał
dosyćlotuicałyczaswalczyłzeswojąpanią,usiłującwyrwaćsięzpledów,którymi
gootuliła.Nieznamzresztąkońcatejhistorii.
Kyliepokiwałgłową,wspominającinneosobliweloty,dojakichgo
wynajmowano.
–Wmoimzawodzie–ciągnął–należybyćprzygotowanymnawszystko.Trzeba
zabieraćulubionerybki,papugi,anawetwęże.Arazprzewoziłemmałegolwado
objazdowegocyrku.
–Amałpy?Woziłpanmałpy?–zapytałNik.
–Ajakże–powiedziałKyliezporozumiewawczymmrugnięciemilekkim
skłonieniemgłowydotyłu,wstronęTaskera.–Itosameosobliwegatunki.
Niknieśmiałspojrzećnapobudliwegopasażera,aleBuckOlsenniewątpliwie
słuchał,boparsknąłkrótkodonośnymśmiechem.
Lecieliwtymsamymkierunkuprzezpółgodziny.PotemKylieraptowniezrobił
skręt,mówiąc:
–Natejbocznejdrodzejestparęosóbidająnamjakieśznaki.
Istotnie,trzyosobystałykołomałejfurgonetkimachającbiałymiszmatami–
mogłytobyćchustkidonosaluboddartekawałkikoszul.
–Ozymusimyzboczyćzkursu?–zapytałTasker.
–Niestety–odparłKylie.–Gdyludziedająznakipilotowi,trzebaupewnićsię,
ocochodzi.Boalborobiątodlazabawy,chcącwyrazićprzyjacielskieuczucia,albo
żebyprzyciągnąćnasząuwagę.
Tymrazemnieznajominiewątpliwiechcielizwrócićichuwagę.Kobieta
idziewczynkanadalmachałychustkami,amężczyznawybiegłnaśrodekdrogi
ijakimśostrymnarzędziemwypisałtrzywielkielitery.
–SOS!–odczytałgłośnoNik.
–Takteżmyślałem,żesąwpotrzebie–powiedziałKylieprzygotowującsiędo
opuszczeniapodwoziaimanewrowaniaklapamiskrzydłowymi.
–Tonienaszinteres,panieKylie!–powiedziałstanowczymgłosemTasker.
–Bardzomiprzykro,proszępana,ale…
–Niechpannieprzerywalotu!
–Cipodróżnisąnaodludnejdrodzedalekoodjakiejkolwiekzamieszkanej
miejscowości.Możezepsułaimsięciężarówkaalboniemająbenzyny.Wkażdym
raziejestjakaśważnaprzyczyna,skorowzywająpomocy.Naszymobowiązkiem
jestsprawdzić,ocochodzi.Proszęzapiąćpasy.Lądujemy.
–Niewynająłemsamolotupoto,abyopóźniłmniejakiśbagatelnywypadek.
–PanieTasker,ludziwtympustkowiumożebardzoszybkospotkaćśmierć–
tłumaczyłKylie,jednocześniewykonujączwykłemanewryprzylądowaniu.Leciał
jużniskowzdłużprostegoodcinkapłowejdrogi.
–Chodzioważniejszesprawy!
–Naprzykład?
TuwtrąciłsięOlsen:
–Słuchaj,Tasker,stanowczoniezgadzamsięnadalszylot.Przynajmniej,dopóki
panKylieniesprawdzi,coznaczątesygnały.
–Dziękujępanu–odpowiedziałKylie.
Taskerciasnoskrzyżowałramiona.Całyzesztywniałzoburzenia:Kylieśmiał
zapytać,jakieważniejszesprawymogąwchodzićwgrę!Pytaniebyło
niedwuznaczne,aleteraz,przylądowaniu,pilotchybaniebędziepytałdalej.
–Lądowaniebędzieciężkie!–ostrzegłKylie.Zniżyłsię,żebyzbadać
powierzchniędrogi–byławzględnierówna,boniedawnowywalcowana.
Gdzieniegdzietylkowidniałynaniejpłytkiekoleiny.Apoobustronachdrogigrunt
byłtwardyirówny.
Nadsamąziemiąkonturydrgającegocieniasamolotuzaostrzyłysię
iściemniały.PrzyziemienienieodbyłosiębezwstrząsówiBucikOlsenodczułje
nieprzyjemnie,sądzącpojegostękaniuiskrzywionejminie.Naszczęścienie
trwałotodługo.Samolotskręciłlekkonaprawo.Kylienakierowałmaszynę
zpowrotem,objaśniającNika,żetenmanewrnieróżnisięwieleodkierowania
jakimkolwiekpojazdem.Wczasiehamowaniapędpowietrzaodśmigławzniecał
gęstytumanczerwonawegopyłuiwzbijałgowgórę.Wreszciesilnikistanęły.
–Niechwszyscywyjdą!–zawołałpilot.
Nikwyszedłpierwszy,Kyliezanim,BuckOlsenwłaśniedźwignąłzfotelaswoje
potężnecielsko,aleTaskerzatrzymałgo.
–Zostaniemytutaj–powiedział.
–Zostaniemy?–warknąłOlsen;pierwszawybuchowareakcja,której
spodziewalisięKylieiNik.
–Tak,zostaniemy–powtórzyłkrótkoTaskertonemosobynawykłejdo
wydawaniarozkazówidoposłuchu.Olsenjednaknienależałdoludzi,którymi
możnadyrygowaćczypomiatać.
–Wkrótcebędzietugorącojakwpiecu.Możetymaszochotęupiecsię
żywcem,alejanie!
OdepchnąłTaskera,mruczącgniewniepodnosem,poczłapałdowyjściaizszedł
zeschodkówzoczamizmrużonymiwjaskrawymsłońcu.
OstatecznieTasker,wściekły,równieżwyszedłchcącprzypilnowaćOlsena,żeby
czasemniewygadałsięoceluichpodróżyprzynieznajomych,którzypełni
wdzięcznościwitaliKylie’ego.
–Pannasnaprawdęuratował–żarliwiedziękowałakobieta.
–Wedługwskaźnikabenzynypowinniśmymiećjeszczejednątrzecią,
atymczasemzbiornikjestpusty.Jesteśmypanuniesłychaniewdzięczni–wtórował
jejmąż.
–Acozzapasowympaliwem?–zapytałKylie.
–Niemieliśmyżadnegozapasu–powiedziałmężczyznazprzygnębieniem.
–Tobardzolekkomyślniezpanastrony!
–Zajęliśmysięładowaniemzapasuwody,żywnościicałegosprzętuiwidocznie
zapomnieliśmyobenzynie–tłumaczyłnieznajomy.
Nikpoczułwspółczuciedlatychludziizaryzykowałprzyjemnyuśmiech
wstronędziewczyny.Onaodpowiedziałaleciutkimuśmieszkiem.Najwyraźniejnie
mogłaprzyjśćdosiebieposzokustrasznejprzygody,którejofiaramibywają
turyści,przezwłasneniedbalstwozapominającozasadniczychrezerwachnaczas
samotnychpodróży.
MężczyznaprzedstawiłsięjakoBertWatson.ŻonamiałanaimięJoy,acórka
Mairgaret.
–JestemKylie,takjaknaznakurozpoznawczymsamolotu–powiedziałpilot.–
Atomójpomocnik,NikStringer.
Nikrozpromieniłsię.Sposób,wjakiKyliegoprzedstawił,niewątpliwiebył
dowodem,żezdobyłnastałeposadępraktykanta.
–Napróbiejeszcze,napróbie–śpieszniedodałKylie.BłogiuśmiechNika
zwróciłjegouwagęnanieścisłośćokreślenia.
Ojciec,matkaicórkawymownymuśmiechemdodaliNikowiotuchy.Aleradość
chłopcazgasła.
Wszyscyterazspojrzeliwstronę,gdziestaliTaskeriBuckOlsen.Stanowilioni
paręmogącąwzbudzićciekawość:jedenszczupły,ciemny,oprzerzedzonej
czuprynie,wyraźniezniecierpliwiony;drugiowyglądzieczłowiekadobrodusznego
iposiadającegowielkieosiągnięcianaswoimkoncie,jakrównieżwielkierozmiary.
Powolispowijałaichmgłapyłu.Tumanwznieconyprzezpędpowietrzaodśmigła
opadłtylkoczęściowoiterazsunąłnasamolot.
–Skorotylkousłyszeliśmywarkotsilników–mówiłBertWatson–
postanowiliśmywjakiśsposóbzwrócićnasiebiepanauwagę.
–Cotupaństworobiąwtejżyznejibogatejczęścikraju?–zapytałKylie.
BertWatisonpozwoliłsobienakwaśnyuśmiechwodpowiedzinatęironiczną
uwagę.
–Planowaliśmytakąwyprawęodlat–wyjaśnił.–Mójojcieczażyciawiele
opowiadałomalowidłachtubylcówwjaskiniachnatychterenach.Byłonjednym
zpierwszychbiałychludzi,którzytemalowidłaoglądali,gdyżnależałdo
ekspedycjibadawczejokołosześćdziesiątlattemu.Mójbiednyojciecnapewno
niepochwaliłbymojegoniedbalstwa,jeślichodziozapasowykanisterbenzyny.
–Wjegoczasachużywanowielbłądów,awielbłądyzapasowepaliwomiałyze
sobą–powiedziałKylie,jeśliniezbytzręcznie,tojednakszczerzeusiłującdodać
otuchyrodzinieWatsonów.
Korekprawegozbiornikaznajdowałsięrównozpowierzchniąskrzydła.Kylie
miałgowłaśnieodkręcić,alezewzględunakurznależałozachowaćostrożność,
abyzbytwielkailośćnieczystościniewpadładośrodka.
Taskerswójprotestprzeciwkokurzowiiopóźnieniuwpodróżywyrażałgłośnym
iprzeraźliwymkaszlem.
Pilotudał,żetegoniesłyszy,lizwróciłsiędoWatsonów:
–Dosilnikówsamolotowychużywamywysokooktanowejbenzyny,którajest
niezbytodpowiedniadlasamochodów.Jestmocnoetylizowanaimożespalić
zaworywtakimtypiesilnika,jakipanmawswoimwozie.
–Musimyponieśćtoryzyko–powiedziałBertWatson.–Mającparęgalonów,
dopchamysięjakośdonajbliższejstacjibenzynowej.
Kurzopadałterazcorazgęściej.
–PanieKylie,proszęsiępośpieszyć!~zawołałTasker.–Tracimycennyczas.
KylienieznosiłpopędzaniaiobdarzyłTaskeraniechętnymspojrzeniem.
Olsenazdawałysiębawićniecierpliwośćikaszelfinansisty.WalnąłTaskera
wplecy,aten,czerwonyiwściekły,usunąłsiępozazasięgtychpotężnychramion
imięsistychdłoni.
–Nieulegajmypanice!–powiedziałKylieWatsonom.
–OBoże!–jęknęłazrozpaczonapaniWatson.–Ilemyrobimykłopotu!
Opóźniamytęnapewnobardzoważnąpodróż.
–Lotjestjakobybardzoważny,takmiprzynajmniejpowiedziano–mruknął
podnosemKylieidodałgłośno:–Zarazwyjmęlewar.
Ruszyłwstronędrzwidoprzedziałubagażowego,alenaglestanął.Poprzez
gęstąchmuręczerwonawegopyłudochodziłrosnącywarkot.
Pochwiliztumanukurzuwyłoniłsięmglistykształt.
Tonapełnymgazienadjeżdżałaciężarówka!
FurgonetkaWatsonówstałanadrodzewodległościparustópodlewego
skrzydłasamolotu.Aciężarówkęodobupojazdówdzieliłojużzaledwiesześćstóp.
Mężczyznawszofercedopieroterazspostrzegłzezdumieniem,costoiprzed
nimnadrodze,igwałtownienacisnąłpedałhamulców.Wózwpadłwnagłypoślizg
iniestanąłwporę.Wprawdzieniezawadziłofurgonetkę,alerąbnąłwkrawędź
lewegoskrzydłasamolotu,powodującjegoobrót.
Manewrciężarówkiwznieciłjeszczewięcejkurzu,któryprzysłoniłcałąscenę.
Podczasgdysilnikdławiłsięikrztusił,zszoferkiwyskoczyłkierowca,nietylko
zdumiony,lecztakżewściekły.
–Cotowszystkomaznaczyć?Coturobicie?–zapytałschrypniętymgłosem,
nieproporcjonalnienikłymjaknaokazałegoikrzepkiegomężczyznę.–Zamachna
mnie?
Kyliezaniemówiłzezdumienia,takjakiNik,OlseniWatsonowie.
NatomiastJosephTaskerbynajmniejniestraciłpewnościsiebie.
–Zamachnapana?!Cozabrednie!–zawołałpiskliwymzpasjigłosem.–Topan
najechałnanas,nieomalnaswywracając,niemówiącjużouszkodzeniusamolotu.
Kyliewłaśniejużoprzytomniałioglądałmaszynę.Zacząłodlewegoskrzydła.
Najegoprzedniejkrawędzi,wpołowiedrogimiędzysamymkońcemaosłoną
silnika,widniałaszczerbapozostawionaprzezostrymetalowykantnadwozia
ciężarówki.–Całeszczęście,Jim,żeśzwolniłwmomenciezderzenia–powiedział
Kylie.Najwidoczniejbyłwprzyjacielskichstosunkachzkierowcą,auszkodzenienie
wyglądałozbytpoważnie.
–Wiesz,Kylie–powiedziałtamtentargającpalcamiciemnewłosy–jeździsię
przecieżtuiówdzie,ależebynatakimodludziutrafićnasamolotzaparkowany
pośrodkudrogi…Poprostuwgłowiesięniemieści.
–Jakimprawempanjeździztakąszybkością?–zapytałTasker.
Kierowcazwróciłnaniegozdumioneoczy,apotemspojrzałnaKylie’ego
szukającuniegowyjaśnieniaiobrony.
–TojestJimMcCann,parnieTasker–powiedziałchłodnoKylie.–
Prawdopodobnieijemuzależynapośpiechu.
–Jeszczejak!–potwierdziłJimMcCann.–Mówionomi,żenapółnocnym
zachodziezbierasięnaniepogodęiburzaidzienawschód.Chciałbymdojechać
docelu,wyładować,comamdowyładowania,iuciekać,zanimburzamnie
przyłapie.
–Jakwyglądająnaszesprawy?–zapytałTasker.–Czysamolotmoże
wystartować?
–Szczerbajestpaskudna–rzekłKylieoglądającjąjeszczeraz.–Aletentyp
maszynyzbudowanozuwzględnieniemryzykamocnychstuknięć.Ostatecznie,
Skoroprzyszybkościparusetekwęzłówwpadasięczasemwgradowąchmurę,
awaligradwielkościkurzegojajka,samolotmusiprzetrzymaćiinnekanonady.
TylkobłyskawicamożeuderzyćmocniejniżciężarówkaJima…itodużomocniej.
Zbadałjeszczecałeskrzydło,ażdospojeniazkadłubem.
–Nie–orzekłwkońcu.–Niewidzężadnegowiększegouszkodzenia,oprócztej
szczerby,któranieprzeszkodzinamwlocie.
–Doskonale–powiedziałTasker.–Wtakimraziestartujmy.Jeśliciludzie
potrzebująbenzynydofurgonetki,możepanMcCannużyczyimjej.
–Zabrakłowam,co?–zwróciłsiękierowcaciężarówkidoBertaWatsona,pełen
dobrychchęci,abypowetowaćszkodę.
–Nowłaśnie–przyznałWatson.
JimMcCannwskazałrękąnaplatformęswojejciężarówki.
–Popatrzpan,cojatamwiozę!Setkigalonówbenzynywbeczkach.–Idodałze
śmiechem:–Wiozętodoobozuamerykańskichnaukowców,którzyodkopują
jakieśprzedhistorycznekości.Niepożałująpanukapkibenzyny.
–Czytyczasemniewieziesztakżepaliwadosilnikówsamolotowych?–
zainteresowałsięKylie.
Normalniepaliwodlasamolotówrozwożąciężarówkiwszędzietam,gdzie
docierają.
–Owszem.Itonawetsporo–odparłJim.–Ciuczenimająwobozieawionetkę.
KyliepodszedłdoTaskera.
–Możebyśmy…–zaczął,aTasker,kujegoirytacji,szybkoskończyłzaniego
zdanie:
–Możebyśmymoglitutajzatankować?
JimMcCannpowtórniespojrzałpytająconaKylie’ego,któryzacisnąłwargi
powstrzymującsięodzgromieniaswegopasażera.
–Wyratowałobynasto,Jim–powiedziałwreszcie.–Uregulujęrachunekpo
powrociedobazy.
–Jakaśpilnasprawa,co?–zapytałMcCann.
–Owszem,itobardzo–wtrąciłsięznowuTasker.Zaostrzyłotociekawość
kierowcy,aleKylie,któregodobrzeznał,dałmudozrozumieniawzrokiem,żenie
poranakłopotliwepytania.
–Nabierzsobie,ilechcesz–powiedziałJimMcCannwskazującrękąna
wyładowanąplatformę.
Napełnionozbiornikisamolotu,aNiktakbyłzajętyprzenoszeniembeczek
ipompowaniem,żeniemiałokazjinachwilęrozmowyzMargaretWatson,chociaż
bardzopragnąłpomówićzkimśwswoimwieku.
Dopierowchodzącdosamolotupowiedziałjej,żemożesięjeszczekiedyś
spotkają.
–Dowidzenia–odparładziewczyna.
–Widziszteraz,jaktosiędziejewtymzawodzie–powiedziałmuKylie,gdy
zapięlipasy.
Nikspojrzałnaniegopytająco,nierozumiejącjeszcze,ocochodzi.
–Dziśjesteśtutaj,ajutrootysiącmildalej.Stalewruchu.Woziszróżnych
pasażerów,spotykaszróżnychludzi.Iprzeważnienigdyichjużwięcejnieoglądasz.
Zapuściłsilniki.WatsonowieiJimMcCannodczekali,ażsamolotwzniósłsię
wpowietrzeiznikłimzoczu,idopierowtedyzaczęlinapełniaćbenzynązbiorniki
furgonetki.
Wtrakciewszystkichfazstartuiwznoszeniasięwgórę,arównieżiwtedy,kiedy
jużlecieliciąglenatejsamejwysokości,kupółnocy,Kyliebezprzerwyczuwałnad
ewentualnymizmianamiczyusterkamiwfunkcjonowaniumaszyny.Ilerazy
spojrzałnalewo,dostrzegałszczerbęwkrawędziskrzydła.Nieprzejmowałsię
samąszczerbą–byłatobagatelkawporównaniuzwypadkiem,jakimiałwczasie
burzy,kiedyskrzydłozostałorozpruteażdożebrowania.Albozwybuchem
pociskuprzeciwlotniczego,któregostaloweodłamkiucięłypołowęskrzydła
iwysadziłyjedensilnikzobudowy.Obecneuszkodzeniemogłonadwerężyć
urządzeniawewnętrznesamolotu,osłabićczęśćjegokadłuba,linkęsterowąlub
przewodyprzekazującedanelicznikomiwskaźnikom.
Taskersamniepotrafiłwyczućżadnejzmianywpracymaszyny.Zdawałsobie
sprawę,żemusizaufaćpilotowi,botylkoKyliemógłwydaćtutajfachowyosąd,
iwobectegonieodzywałsięprzezparęminut.
–Noico?–zapytałwkońcukłótliwymtonem.–Tenzwariowanykierowcanie
wyrządziłnamchybaciężkiejkrzywdy?
–Możesięjeszczetakzaraznierozlecimy–odparłKylie.
–Tobrzmipocieszająco–powiedziałTaskerztakąsamądrwinąwgłosie.
–Wkażdymrazie,proszępana,mamyzapaspaliwaiprzynormalnych
warunkachwystarczygonamnatysiącdwieściemil.Dokądmamlecieć?
Wspomniałpanpoprzedniooewentualnymdyskretnymlądowaniugdzieśna
odludziuwokolicyAliceSprings.
–Owszem,wspomniałem.Niechmipanpodamapę,całąpanoramicznąmapę
Australii.
Kyliepodałmuprzezramięciasnozłożonąmapę,którąTaskerzarazrozpostarł
nakolanach.
–Potrzymajmijąztejstrony–zwróciłsiędoolbrzyma.
ProśbawywołałagwałtownywybuchOlsena,wedługKylie’goiNika
powstrzymywanydotejpory.
–Słuchaj,Tasker!–ryknąłstarszypan.–Czasjużwreszcieskończyćztąwielką
tajemnicą!Wkońcuitysamzgubiszsięwtymwszystkim.Przecieżwiadomo,
dokądmamylecieć!Tu!–rąbnąłpięściąwmapę.–Tu!
–Uwaga!–warknąłTasker.Byłojużjednakzapóźno.
KylieiNikspojrzelizasiebiewporę,abydostrzecmiejsce,któreOlsenpokazy
wałpotężnympalcem:byłtopunktnapółnocno-zachodnimwybrzeżuAustralii.
–Awięczostaliśmyuświadomieni!–powiedziałKylie.
–Doskonale,zostaliścieuświadomieni!
Taskerusiłowałzpowrotemzłożyćmapę,alewcalemutonieszło.
BuckOlsenspokojniezabrałmują,rozłożyłpowtórnieijednocześnie
przypomniał:
–Czypamiętasz,comówiłtenkierowca,JimMcCann?
–Pamiętamtylkoto,żenieraczyłnasprzeprosićzakatastrofę,którejnieomal
niespowodował–odparłTasker.–Czemu,ulicha,wpakowałsięnanasztaką
szybkością,kiedymiejscawAustraliichybaniebrak?
–Mówił,żewpółnocno-zachodniejczęścikrajujestniepogoda,któraposuwa
sięwkierunkuwschodnim–ciągnąłswojeOlsen.
–Rzeczywiście!–zawołałTasker,naglezaniepokojonymyślą,codlanichmoże
oznaczaćniepogoda.
TerazwłączyłsiędorozmowyKylieiwskazującsłuchawkęnauchupowiedział:
–Całyczassłuchamkomunikatówopogodzieiorientujęsięwjejogólnym
stanie.Tamgdziepanchcelecieć,panieTasker,zaczynasięporadeszczowa.
Możemytrafićnaniezgorszeburze.
Taskerstęknął.Chociażfinansistamiałniemiłycharakteriwładcze
usposobienie,Nikwyczuwał,żejegorozdrażnieniewobecprzeszkódwpodróży
musiałypowodowaćważnesprawy,możeistotnieobawaoloswieluosób.
–Wtejchwiliniemaabsolutnejkonieczności,abymznałdokładnemiejsce
przeznaczenia–powiedziałKylie.–Przekażemipantęwiadomośćwswoimczasie.
Naraziewezmękurspoprostunazachód.
–Tak,tak,otomiwłaśniechodzi.
–Czymożnaspodziewaćsięzapasupaliwalotniczegotam,gdziemamy
lądować?–zapytałKylie.
–Oczywiście.
–Wtakimrazietrzebajeszczerazzatankować,zanimdolecimynawybrzeże.
–Gdziepanplanujetenpostój?
Teraz,gdyKylienienalegałobliższeinformacjecodocelupodróży,Taskerbył
względnieuprzejmy.
–Tam,gdziemożnabycośzjeść.
–O,tak!–poparłgoNik,któremukiszkimarszagrałyzgłodu.
–Czyżbyśbyłgłodny?–zapytałKylietonemdezaprobaty.Alechłopiectaktego
nieodczuł.
–Jazawszejestemgłodny–powiedział.
–WtakimraziebędzieszciężaremponadsiłydlafirmyTaxi-Lot-Kylie.
–Wobectego–spieszniepoprawiłsięNik–wogóleniebywamgłodnyijem
jakwróbelek.Całymitygodniamiżyjęosuchymchlebieiwodzie,itowilościach
mikroskopijnych.
Kylieroześmiałsięserdeczniezwysiłkówchłopcapoprawieniaswoichszans.
Wziąłterazkursbardziejnazachód.Dlautrzymaniakierunkuposługiwałsięna
razietylkokompasemidobrąznajomościąterenu.Wkrótcejednakmusiałjuż
radzićsięmapyiwykresów,abyustalićkierunekiprędkośćpodróżną.Dojej
pomiarupomagałmuwskaźnikzużytegopaliwa.
ZmienianykursmiałichzaprowadzićdalekonapołudnieodAliceSprings,
apotemwzdłużciągujasnychplamnazwanychnamapiejeziorami.Wistociebyły
tonieckizglinąisolanką,tylkowczasiepowodziwypełnianewodą.Zanimi,na
szlakukupółnocno-zachodnimwybrzeżomAustralii,leżałnajbardziejjałowy
obszarkraju,stanowiącydużączęśćcałegokontynentu,toznaczytrzechmilionów
milkwadratowych.
WtejchwiliKylieiNikznalicelpodróżyprzynajmniejnawzględniekrótkiej
trasie.Chłopiecciąglerozmyślał,comogąznaczyćtajemniczesłowa:„Galion
płonie”.
Lecielikuokolicom,gdzienaczołogospodarkiwysuwałosięrybołówstwo,
gdzieoperowałyflotyllepoławiaczypereł;kuwodomtropikalnym,naktórych
czasamiodbywałysiętajnemanewrymarynarkiwojennej.Ówtajemniczygalion
Nikłączyłzmarynarką.Amożeraczejchodziłoojakiśstaryokrętholenderski,
hiszpański,portugalskilubangielski,któryrozbiłsięnatymwybrzeżuwczasach,
kiedymapaświatazaledwiezostałanaszkicowanaicałekontynentystanowiły
mgławicęwwyobraźnimężczyznoawanturniczymduchu?Niejedentakiokręt
leżałnarafachutworzonychprzezżywekorale.Inneodnalezionowwydmach
złotegopiasku.Aterazon,NikStringer,lecizogromnąszybkościąwstrony,które
takżemożnabyokreślićjakomgławicę.
Wszystkotobyłotakdaleceintrygujące,żenawetprzytłumiałoostreuczucie
głodu.
Rozdział5
LÓDNADPUSTYNIĄ
Lżejsiosześćdziesiątgalonówpaliwamielijużzasobąsześćsetmil.Aminęło
tylkopółtorejgodziny,gdyżpoprzekroczeniugranicystanowejzAustralią
Zachodniąmusielicofnąćzegarkiodwiegodziny.
Lottegopopołudniaodbyłsię,kużalowiNika,bezszczególnychwydarzeń.Pod
nimiterenstanowiłnieskończoneiraczejodrażająceczerwonawepustkowie–
lądowyodpowiednikmonotoniioceanu.
Kyliepowiedział,żezmniejszyliprędkośćwobecstopniowowzrastającego
wiatruczołowego.Ateraz,imdalejwnikaliwgłąblądu,tymwyraźniejwiatr
uderzałrównieżzboku,powodującznoszenie,któretrzebabyłokontrolować.
Samolotciąglezbaczałnapołudniezeswegokursu.DopierogdyNikdostrzegł
wątłąniteczkędymu,mógłzorientowaćsięwkierunkuwiatru.
Dympozwoliłpilotowiokreślićstopieńznoszenia.Kylieużyłwtymcelu
znoszeniomierza.Przyrządten,jakbyodwróconyperyskopłodzipodwodnej,miał
okulariprzezroczystąpodziałkęiprzechodziłprzezpodłogękabiny.Kręcącgałką
Kylieustawiałliniepodziałkirównolegledoliniidymuimógłodczytaćstopień
znoszeniawlewo.Wskazówkądlaustawieniapodziałkibywałwinnychwypadkach
kierunekprzechyłudrzewporuszanychwiatremlubbiegufalnamorzu.
TerazKyliemógłwyznaczyćtrójkątwiatruiokreślićswojepołożenie.
Cododymusądził,żejegoźródłemsąniewątpliwieogniskakoczowniczych
szczepówrdzennejludnościaustralijskiej.Tubylcynieświadomiepomagali
wustaleniukierunkuszalonymbiałymludziom,którzyfruwalinametalowych
ptakach.
Nikzapytał,czytomożliwe,abyistotyludzkiemogłyżyćnatakichsuchych
terenach,bezpożywieniaiwody.Kylieobjaśniłgo,żegdzieniegdziezziemi
wyciekatuwoda,akorzenieroślin,złowioneczasemszczury,anawetptaki
wystarczajądoprzeżyciatymludziomzepokikamiennej,którychprzodkowie
mieszkaliwAustraliinatysiącelatprzedprzybyciempierwszycheuropejskich
osadników.
–Pewnieniejedenznichniewidziałnaoczybiałego–powiedziałNik.
–Wkażdymrazienapewnoniewidzielitakiegotowarzystwa,jakiewiozędzisiaj
–odparłKylie.
Nikroześmiałsię,alezarazspochmurniał–dręczyłgopotwornygłód.Na
pociechęKylieobiecałchłopcu,żezakwadransbędąunajbardziejgościnnych
ludzi,jakichmiałokazjęspotkaćwciąguswojejkariery.Bylitowłaścicielestacji
hodowlanej,jednejzpierwszychpozagranicąobszarupustynnego.
Wdoleterenzacząłzlekkafalować,wskutekczegosamolottowznosiłsię,to
opadał;jednocześniecorazcieplejszepowietrzepowodowałorównieżnieznaczne
zaburzeniawlocie.
Mignęłaimwoda,odrobinawodyrobiącawrażenieżyłkicennegometalu
wmartwejskale.
–Czyżbyniewyschniętystrumień?–zapytałNik.
–Niematakdobrze–powiedziałKyliepotrząsającprzeczącogłową.
–Przecieżtoniewątpliwiebyławoda!–Niktwardoobstawałprzytym,comu
powiedziałyoczy.
–Owszem,woda,alepochodzącazwiercenia.Wytryskazziemidziesięćmil
dalej,kołozabudowańfarmy.Jesttakgorąca,żeugotowałbyśsiężywcem,
używającjejdoprysznicu.
–Dziękuję!–powiedziałNik.
Ciąglepatrzałprzedsiebiezciekawością.
Wkońcudostrzegłbiałągrzywęparyniedalekoblachąkrytychdachówdomu
mieszkalnegoisąsiednichbudynków.
Parapomogłatakżepilotowizorientowaćsięwkierunkuwiatru.Okrążył
zabudowaniaizarazwybiegłoznichkilkaosób.Wostrymkontynentalnymsłońcu
wyglądalinamałefigurkizrobionezpatyczków,pozbawionecienia,którymgroziła
zagłada,gdybyżarwzmógłsięchociażoparęstopni.
Taskerznowuzdradzałpodniecenie.
–PanieKylie…–zaczął.
–Spokojnagłowa,panieTasker.TojestRedDesertDowns,własność
wspaniałychstarszychpaństwa,HenrykaiMabelWillisów.Przeżylitutaj
pięćdziesiątlat,wytrzymującpowodzieisusze,iwszelkieinneprzyjemności.
Wiemydoskonaleija,imójpomocnik,żepanowienieżycząsobieniedyskretnych
pytań,iwobectegozachowamyabsolutnemilczenie.Zresztątutajnapewnonikt
nasniebędzienagabywał.
–Alejawidzętamnietylkoparętychstarszychludzi–ciągnąłswojeTasker.
–Ręczępanu,żeichpracownikomrównieżmożnazaufać.
–Wkażdymraziemiejmysięnabaczności.
–Ija,iNikwiemytakmało–odparłKylie–żenapytanie,coturobimy,
dalibyśmyodpowiedźzupełniedezorientującą.Aterazproszędobrzezapiąćpasy,
bomamywiatrwprostwtwarz.
Wylądowalibeztrudnościigładkonanieprzygotowanymterenie,wzniecając
chmurębrunatnegopyłu,którywszakżewiatrrozwiał,zanimjeszczeKylie,Nik,
TaskeriOlsenwyszlizsamolotu.
Poprzezwyschniętepastwiskopędziłykunimoboksiebiejeepifurgonetka
podskakującnawybojach.
ZiemiabyłatutajjałowaibrakłopaszydlabydłaStudniaartezyjskajeszcze
dostarczaławody,alezadaleko,abygłodnebydłotamdoszło.Wobectegostada
zRedDesertDownspasłysięostomilnapółnoc,nastosunkowobogatych
pastwiskachwgórach.
Czekającbezczynnie,Nikspojrzałpodnogiizauważyłokrągły,ciemnoceglasty
kamyk.Chłopiecotarłgozglinyiwłożyłdokieszeni,tamgdziejużschowałząb
rekina.Chociażtonieopal,alezawszecośzgłębikraju.
NikaStringeraczekałojeszczewieleniespodzianekwtychstronach.Takjak
TaskeraiOlsena,zdumiałgowyglądkobietyimężczyznyprzykierownicachobu
pojazdów.Obydwojeopaleni,niebieskoocyisiwi,mielikażdeponad
siedemdziesiątlat.AleHenrykiMabelWillisniezatraciliwesołegousposobienia.
Wtejchwiliścigalisię,ktoszybciejdojedziedosamolotuipowitaprzybyszy.
–Remis!–zawołałKylieześmiechem.
–Taksądzisz?–powiedziałHenrykWilliswyskakujączjeepa.–Japrzecież
pozwoliłemjejprześcignąćmnieowłos.
–Pozwoliłsięprześcignąć!Patrzciego!–zawołaładrwiącojegożona
wygrażającmupięścią.–Niechpanniewierzywto,coongada.
–Nigdymuniewierzę–odparłKylie.
–Cotozaludzie?–zapytałapaniWillis.
–Tenmłodzieniec–toNikStringer,mójpraktykantipomocnikzaangażowany
najedenlot.
PaństwoWillisserdecznieuścisnęlirękęNika.
–Acidwajpanowie…–ciągnąłKylieiprzerwałwidzącostrzegawczespojrzenie
Taskera.–Tosąmoiklienci.
–Poufnasprawa,co?–powiedziałWilliszprzenikliwościąchochlika.
–Właściwie…–zacząłKylieizawahałsię.Obcesowy,choćniezłośliwydomysł
staregofarmerazaskoczyłgo.
–Henryku!–zgromiłamężapaniWillis.–Niezadawajwścibskichpytań.Nikt
tegonielubi.Wtwoimwiekupowinieneśotymwiedzieć.Miewamyzresztąnieraz
takichprzelotnychgości.
Taskerzarazpodchwyciłostatniesłowo.
–Ktotutajbywaprzejazdem?–zapytałzwracającsiędoobojgapaństwaWillis.
–PrzeważnieAmerykanie.Zawszenatejsamejdwusilnikowejmaszynie–
powiedziałaMabelWillis.–Sątosympatyczniidobrzewychowaniludzie.Chociaż
niemożnapowiedzieć,żebybyligadatliwi.
–Prawdęmówiąc,milcząjakryby–dodałHenrykWillis.–Lądowaliunastylko
wtedy,gdynadgóramizbierałosięnaburzę.
–Skądwłaściwieprzybywali?–uparciepytałdalejTasker.
ZwróciwszysięnapółnocnyzachódHenrykWilliszakreśliłrękąszerokiłuk.
–Gdzieśstamtąd.Ato„tam”obejmujeobszartakwielki,żepomieściłbyAnglię,
Szkocję,WalięiIrlandięrazemwzięte,aktowie,czyniewiększy.
–Alepanowienienależądotamtejgrupy?–zapytałaMabelWillis.
–Napewnonie!–odparłTaskerzprzekonaniem.
–Boonilądująnanaszejfarmie,kiedyjestwłaśnietakapogodajakdzisiaj–
dodałpanWillis.
–Toznaczyjaka?–zapytałTasker.
–Wtamtejstroniezbierasięnaburzę,widzipan?Willisznowuwskazałrękąna
północnyzachód.
–Cozaszkoda,żenieskręcitudonasinieprzyniesienamodrobinydeszczu–
powiedziałapaniWillis.
WzmiankaoburzyzwiększyłajeszczeniepokójTaskera.
–PanieKylie–powiedział.–Niechpanzałatwito,comamydozałatwienia.
Przednamijeszczedługadroga.
–Jużsięrobi,panieTasker.
Finansistaskrzywiłsięsłyszącswojenazwisko,aleniewątpliwieniewywołało
onożadnegooddźwiękuuHenrykaczyMabel.
PaństwoWilliszapraszaliichnagorącyposiłek,aleKyliewytłumaczył,że
istotniebardzosięśpieszą.Mimotogospodarzeniewypuściligościbezjedzenia.
Nakładanoimolbrzymieporcjezimnejwołowinyzpółmiskóworozmiarach,jakich
Nikwżyciuswoimniewidział.Nastolestałyrównieżsalaterkipełneświeżejsałaty,
pomidorówirzodkiewek.
Taskertniepotrzebowałprzypominaćoupływającymczasie,abyNik,Kylie
iBuckOlsennapełnialisobiespiesznieżołądki.Poprostujedlizniesłychaną
łapczywością.MabelWilliszzachwytempatrzałanaichwyczyny.NatomiastTasker
jąrozczarował,czegonieomieszkałamupowiedzieć.Finansistajadłodniechcenia,
apotemprzestałizapytałWillisa:
–Codotychnieznajomych,októrychpanwspominał…Jakpansądzi,coich
mogłosprowadzićwokolicepołożonenapółnocnyzachódodpańskiejfarmy?
–Chybajakieśinteresyzwiązanezgórnictwem–odparłWillis.
TaskeriOlsenwymieniliznaczącespojrzenia.
ZauważylitoKylieiNikikażdemubłysnęłatasamamyśl.„Górnictwo?!”
Znowuzdobylistrzępekinformacjiwartzachowaniawpamięci,dopókistrzępki
niezłożąsięwcałość.
Obfityiwyśmienityposiłektrwałzaledwiedwadzieściaminut.PodczasgdyKylie
iinnijedli,dwajmiejscowirobotnicy,dobrzeobznajmieniztankowaniem
samolotów,napełnilizbiorniki.Musielibardzoostrożnieprzelewaćbenzynę
zbeczekopojemnościczterdziestuczterechgalonów,sprawdzając,czyfiltrysą
wporządku,abyoddzielićwodęczynieczystościwrodzajurdzy.
Pojechalizpowrotemdosamolotujeepemifurgonetką.BuckOlseniNik
namawialipaństwaWillisnanowewyścigi,aleTaskerbyłponadtakiedziecinady.
Kyliezaśmiałnagłowieważniejszesprawy.
Naziemiodczuwałosięsilniejszywiatr,ananiebiepierzastechmurytworzyły
długieogonywypływajączjednegopunktunapółnocnymzachodzie.Kyliewie
działażnadtodobrze,żemimoniewinnegowyglądutakiechmurybyły
zdradzieckimizwiastunamiburzy.
Niepokoiłagoprzedewszystkimkwestiaczasu.Nawetwobectychdwóch
godzin,któreimprzybyły,ucelupodróżyniewątpliwiezaskoczyichmrok,chyba
żebyimpomógłpoczciwywiatrodtyłu.
Sympatycznemałżeństwopionierówżyczyłoimszczęśliwegolotu.Jednocześnie
państwoWillisjeszczerazzgromiliswoichgości,żeniechcąprzedłużyćpobytu.
Każdyzająłswojemiejscewsamolocie,zamkniętodrzwiizapiętopasy.
GdyKyliezapuszczałsilniki,zauważyłspadekciśnieniaatmosferycznego–nowy
znakbliskiejburzy.Jużwpowietrzuustaliwszykurs,zacząłsłuchaćkomunikatów
opogodzienadawanychwprogramielotniczymAustraliiZachodniej.Jądroburzy
leżałogdzieśponadgórami,międzyfarmąWillisówawybrzeżem.Mógłalbo
bezpośredniostawićczołoniebezpieczeństwu,albowyminąćjezapomocą
strategicznegomanewru.
Nikazaintrygowałykitypierzastychchmuribyłdumnyrozpoznającpierwsze
cumulusywypływającenaniebo.Niektóremiaływyglądwróżącyniepogodę.
Odchwilistartuwskazówkiwysokościomierzastaleszływgórę.Kyliezwiększał
wysokość,gotówprzezwyciężyćkażdąprzeszkodę,jakążywioływzniosąnajego
trasie.
Zbliżałsięmoment,kiedybędziemusiałzapytaćTaskeraonoweszczegóły
kierunkulotu.Pilotsprawdziłprędkośćpodróżną.Wiatrmieliczęściowoczołowy,
aczęściowozboku,copowodowałorosnąceunoszenie.Mimoto,jeślitewarunki
pozostałybyniezmienione,przyjazdnawybrzeżewypadłby,wedługjegoobliczeń,
ozachodziesłońca.Niemógłbyjednakdaćzatogłowy.
KylieprzechyliłsiędotyłuiwskróciezameldowałTaskerowiosytuacji.
Tasker,wysłuchawszygo,powiedział:
–Lecimydalejniżnawybrzeże.
–Jakto?–zapytałKyliezezdziwieniem.–Czyżbyśmymielipociemkulecieć
nadoceanem?
–Tak–potwierdziłTaskerpodnoszączkolanodcinekmapy.–Przecinamy.
wybrzeżewtymmiejscuilecimydalejokołosiedemdziesięciupięciumil.
–Dotychwysp?
–Właśnie.
Kyliepotrząsnąłgłową.
–Toniemożliwe.
–Cotoznaczy,„niemożliwe”?–warknąłTasker.
–Nadwyspamibędziemyjużpóźnownocy.Wtychstronachmrokzapada
momentalnie.Poprostusłońceznikajakzłotamoneta.Niezostajenajmniejszy
odblask,zaledwiewąskasmugajaśniejszegonieba.Jeślisamolotmalądowaćpo
ciemku,proszępana,potrzebnejestcoś,conazywamyoświetleniem.
–Oświatłoniechsiępanniemartwi.Światłabędziemnóstwo.
Taskerbyłwyraźnierozbawiony.SpojrzałnaOlsena,aleolbrzymniepodzielał
tegonastroju.Przeciwnie,nachmurzyłsię.Taskerjednakmówiłdalejtymsamym
tonem:
–Oświetleniebędzienaprawdęefektowne.
KylieciąglepotrząsałgłowąiNiksłyszał,jakmruczypodnosem:
–Niemaco,trzebabędzielecieć…żebymchociażwiedział,pocotowszystko…
Wznosilisięciąglewyżej.Przednimigórycumulusówmroczniałygroźnie
irosły.Samolotemzaczęłomocnorzucać,gdylecieliprzesmykiemmiędzyzwałami
chmur.
Nikmiałlekkiegostracha,ależebytegoniezdradzić,wyglądałprzezoknotak,
jakbyodbywałwycieczkęwśródpięknejiimponującejscenerii.To,nacopatrzał,
przypominałomutrochęgórylodoweoglądanenafilmach,ztąróżnicą,żezwały
chmurbyływełnisteiwypuszczałyzsiebiecośpodobnegodogęstej,gnuśnie
pełzającejpary.
Chłopieckręciłsięnaswoimmiejscuiwkońcuzirytowałtympilota.
–Rozkoszujeszsięwidokami,co?–powiedziałKyliedrwiąco.
–Nigdyniebyłemtakbliskochmur–odparłNikusiłującukryćswójzachwyt.
.–Ajabyłeminiemogępowiedzieć,abymzanimiprzepadał.
KylieSkręciłnalewo,potemnaprawo,szukającprzejściaprzezskłębionądolinę
chmuristalepnącsięwgórę.
Taskersiedziałzanimwponurymnapięciu,aBuckOlsenwierciłsię,złorzecząc
podnosemchwiejbie.Aprzyjakiejśdotkliwszejdziurzewpowietrzuwrzasnął
głośno:
–Byłbymbezpieczniejszynabarce,polującnatebestie!
–Musimywznieśćsięwyżej–powiedziałKylie.
–Eh!–mruknąłOlsen.–Ilerazywznosisiępanwyżej,wypływająnowechmury.
–IzwróciłterazswojenarzekaniawstronęTaskera.–Niechtodiabliwezmą!Nie
mogłeśposzukaćkogośinnegodotejroboty?
–Niewsławiłemsięprawieniemludziomkomplementów,wieszotymdobrze.
Alewtymszczególnymwypadkujesteśjedynymczłowiekiem,którymożecoś
pomóc.
Olsenpodszedłdotegoinaczej.
–Jedynymczłowiekiemnatyleszalonym,abydaćsięprzekonaćiporwaćnatę
rozkosznąprzejażdżkę.
Jeszczesilniejszerzucaniezamknęłomuusta.
Kyliewyszukiwałprzerwwścieśniającychsiękłębachchmur.Wciąguparu
minutgórowalinadnawałnicą,apotemznowuwyrastałaprzednimiinna
przeszkoda.
Mimotychciężkichwarunkówpilotniezaprzestałkrótkichwykładówdla
pouczeniaNika.
–Otejporzeroku,późnymlatem,częstozdarzająsiętropikalneburze.Słońce
jestwtedydokładnienadrównikiemipromieniepadająprostopadlena
powierzchnięziemi.Chłodniejszepowietrzesuniekuokolicomrównika,bogorące
masypowietrzaunosząsiętamwgórę.Wiatrwiałbyprostopadledorównika,
gdybynieruchziemidookołaosi,którypowodujetakżewirowanienapływającego
kurównikowipowietrza.WiatrwięcSkręcaciągleidmiecorazmocniej.Itego
właśnieusiłujemyuniknąćlecącnadużychwysokościach.
Błyskawicarozdarłachmurytak,jakbywłączononamomentniewidzialną,
potężnąlampę.
NikbyłterazzajętynieomaltaksamojakKyliepilnującaparatówpomiarowych.
Lecieliteraznaosiemnastutysiącachstóp.Nicdziwnego,żenatejwysokościBuck
Olsenztrudemłapałoddech.
–Jeszczeparętysięcystópiosiągniemynaszpułap–powiedziałKyliedoNika.
–Podciągniemyjeszczetrochętegograta,zwłaszczajeślitrafinamsiędobryciąg
wgórę.
Omijającgłównąmasęchmur,parliprzezchmurydeszczowe.Ponadsobą
równieżczuliobecnośćciemnychzwałów,któretylkoczekały,żebyzasilićburzę.
NagleKyliewyraźniesięczymśzaniepokoił.Sprawdziłkilkakontaktówna
tablicyprzyrządówpokładowych.
–Przecieżwszystkiesąwłączone!–powiedział.–SkręcękarktemuJimowi
McCannprzynastępnymspotkaniu!–dodałpodnosem.
–CopanuJimzawinił?–zapytałNikstającwobronieczłowieka,którywzbudził
jegosympatię.
–Jegoprzeklętaciężarówkazrobiłanamnielichąszkodę.Wlewymskrzydlenie
działaurządzenieprzeciwoblodzeniowe.
Nikspojrzałnalewo.Szczerbawprzedniejkrawędziskrzydłaistotnieobrosła
lodem.Acałeskrzydłowyraźnienabrzmiało.
Taskerwyczuł,żedziejesięcośniedobrego,izapytałwsadzającgłowęmiędzy
pilotaijegopomocnika:
–Cosięstało?
Kylieobjaśniłmu,ocochodzi.
–Aostrzegałempana!–wrzasnąłTaskerzfurią.–Ostrzegałempana,żeta
ciężarówkajestniebezpieczna.
–Jeślipanchcewczymśpomóc,niechpanprze.czołgasięnaskrzydło
iodłupielód.Wprzeciwnymrazieproszęospokój!
Taskermiałwłaśniewyrazićswojeoburzenie,kiedywmieszałsięBuckOlsen
mówiącjakzwyklekrótko,aletreściwie:
–Siedźcicho,Tasker.Zdajesię,żetopoważnasprawa.
Samolotsamtozdradzałchwiejącsięwgroźnysposób.Leweskrzydłoopadało
poddodatkowymciężarem.Nazewnątrztemperaturabyłacorazniższaideszcz
szybkozmieniałsięwdrobinkilodu.Dodającciężaru,lódponadtozniekształcał
zarysskrzydła,któreniemogłodziałaćnormalnie.
Kylieciąglemruczałcośpodnosem,takjakbystrofowałiostrzegałswój
samolot,wyrażałmuswojewspółczucieiprosiłopomoc,amaszynazastraszająco
szybkospadała,całyczasgwałtowniesięchwiejąc.
KuzdumieniuNikaKyliedoznawałpewnegorodzajudzikiejuciechywtejwalce
zżywiołami.Cowięcej,krzyknąłprzezramiędoswegoklienta:
–Tenmałyepizodbędziepanakosztowałładnądodatkowąsumkę,gdyobliczę
kosztyiprzedstawiępanurachunek!
JegowybuchśmiechuiodpowiedźTaskerastłumiłodudnieniegrzmotu,
któregosiła,wmniemaniuNika,mogłabyławybićszybywoknach.
Naglechmurypojaśniałyizrzedły.Samolotzacząłleciećrówno.Takjakby
nastąpiłoraptowneprzebudzeniezezmorysennej.Kabinęzalałooślepiające
słońce.
–Noiproszę!–krzyknąłztriumfemKylie.
Nadsobąmielibłękitneniebo,podsobąbrunatnygórzystyteren.Patrzelina
światpodobnydooazy–alejużprzednimiwypływałanowazaporachmur.
Kylieciąglespadał–wszystkietrzywskazówkiwysokościomierzabyłytego
dowodem.ANikciąglemiałnieprzyjemnesensacjewżołądku.
–Patrznatoskrzydło,chłopcze–powiedziałmuKylie,głowąwskazującna
lewo.–Lódtopniejeiniedługozobaczysz,jakodpadnie.
IzwróciłsiędoTaskera:
–Niemamzamiarupowtórnieryzykowaćtakiejprzeprawy.
–Notak–zgodziłsięTasker.
–Wyszlibyśmycałoztejburzy,żebyniedefektwurządzeniu
przeciwoblodzeniowym.Terazwylądujemyi…
–Wylądujemy?–warknąłTasker.
–Wswoimczasieznajdowałemodpowiedniemiejscewgorszymterenieniżto,
copanwidziobecnie.Wdużogorszymterenie.
–O,jużodpada!–krzyknąłNik.
Kawałekloduoderwałsięimignąłdotyłu.Nikniemógłodżałować,żeniebyło
sposobuschwycićgoiprzechowaćrazemzinnymipamiątkamiztejpodróży.
–Acobędzie,jeślitenlódgrzmotniewogon?
–Mójdrogi–odparłKylie–czyżniedośćbiedyzwaliłosięnanasbeztwoich
proroctw?
–Przepraszam–powiedziałNik.Rozumiał,żeKyliepotrzebujeodswego
pomocnikaczegośinnegoniżkrakanie.
Taskerwdalszymciąguokazywałrozdrażnienie,czymzkoleiirytowałOlsena;
wychylałsięnawszystkiestrony,patrząc,czywdolejestjakiśdostateczniepłaski
terenodpowiedninalądowisko.
Znajdowalisięteraznawysokościtysiącastópnadwzgórzami,którejużnie
robiływrażeniajednostajniebrunatnych.Możnabyłodostrzeczielonepastwiska
inawetposzczególnesztukibydła.
–Powinnatubyćjakaśfiliastacjihodowlanej–powiedziałKylieznadzieją
wgłosie.
PrawiejednocześnieNikwypatrzyłcośowieleważniejszego:obozowiskoipas
startowy!
–Diabełnasmawswejopiece!–zaśmiałsiępilot.
–Cotozamiejscowość?–zapytałTaskerznowuwładczymtonem.
–Schodzimydolądowaniaizarazsiędowiemy.Kylieponiekądusprawiedliwiał
niepokójTaskera.
Każdykontaktzludźmikryłwsobieniebezpieczeństwo.Wynajemsamolotu
zostałspowodowanyczymś,odczegomogłoucierpiećwieleosób…czymś
mającymzwiązekzgiełdą…zpożarem…zgórnictwem…
Pilotprzetrawiałtestrzępkiinformacjiwnadziei,żeułożąsięwzrozumiałą
całość,ajednocześnierozpoznałcharakterobozowiska,którewidzielizgóry.
–Nafta!–oznajmił.
Nikodróżniałjuższkieletywieżwiertniczych,anakońcupasastartowego
wypatrzyłnowoczesnydwusilnikowysamolot.
–Awięcitutajktośjest!–zawołałBuckOlsen.–Niematerazmiejscana
świecie,gdziebyniekręcilisięludzie.
Taskerwpadłwpanikę.
–Zatrzymajgo,Olsen!Kylie!Niechpannieląduje!
Kyliespojrzałnaniegobezsłowa,leczzobrzydzeniem.
–Niemożemytutajlądować!–upierałsięTasker.
–Niechpanmnieuważnieposłucha,panieTasker.Poprostuniemamywyboru:
musimylądować.Mogęmiećkraksębezprawidłowegofunkcjonowaniaurządzeń
przeciwoblodzeniowych.
–Tak,oczywiście,rozumiem,żegdzieśmusimylądować.Alenietutaj!
–Towielkieryzykociąglekusićlos–ostrzegłKylie.
–Napewnoznajdziemyinnemiejsce–usiłowałprzekonaćgoTasker.–Może
panjeszczeprzepatrzyteren?
–Agdywrócę,niebędziewarunkówdolądowania,co?Naokołozbierająsię
burzę.
Kyliebyłzły.Toabsurdrozumowaćwtensposób,kiedymieliszaloneszczęście
trafićnaterenmożliwydolądowania,niemówiącjużodobrzeutrzymanejbieżni.
Zdrugiejstrony,miałnowypowóddoirytacji:ludzie,którzyobserwowaliich
zdołu.Anijedenniemachałdonichrękązprzyjaznympowitaniem.Osobyobce
byłytuniepożądane–tojasne.Wiercenianajwidoczniejprowadzonowsekrecie.
Itotłumaczyłoteżlotymaszyny,któraodczasudoczasulądowałanafarmie
Willisów.
–Nie,panieKylie!–ciągnąłswojeTasker.–Niemożemyspotkaćsięztymi
ludźmiwdole.
–Schodzędolądowania,panieTasker.
–Chybachcepanotrzymaćzatenlotzapłatę?
–Owszem.Aletakżechcężyć,abypodjąćforsę.TerazBuckOlsendoszedłdo
wniosku,żeionmacośdopowiedzenia.
–Słuchaj,Tasker,panKyliewie,corobi.Samolotmusilądowaćiteurządzenia
odladzającemusząbyćnaprawione.Ajeślitobiesiętoniepodoba,uprzedzamcię,
żegdywreszciedolecimydowyspy,janiebędęnatwojeusługi.
–Wymuszasznamniezgodę–mruknąłTasker.
–Niemamywyboru–zapewniłgoOlsen.–Anity,anija,aniKylie,aniten
chłopiec.
Awięcwylądowali.
Kyliepodkołowałdokońcabieżniistanąłobokwieżwiertniczych.Czekałatu
grupaopalonychmężczyzn,jedniwszortach,inniwdługichspodniach.Wszyscy
mielinagłowachczerwonehełmyochronne.Anijednatwarzniezdradziła
najlżejszymuśmiechemprzyjaznychuczuć.Niepadłoteżanijednosłowo,gdyNik
iKylie,apotemTaskerwyszlizsamolotu.AlegdyztrudemwygramoliłsięBuck
Olsen,jakiśczłowiekzzaczerwienionymioczami,twarząspalonąsłońcemibiałą
szczecinąniegolonegozarostu,wskazałnaniegorękąikrzyknąłzezdumieniem:
–Patrzcieno,ktotoidzie!Słowodaję,BuckOlsen,mójstarykumpel!
Głoszamerykańskimakcentemznaczącopodkreśliłsłowo„kumpel”inie
ulegałowątpliwości,żewchodzątuwgręuczuciakrańcowoodmienneod
przyjaźni.
Taskerjęknął,jakbyodczułrzeczywistyfizycznyból.
Rozdział6
BURZEISEKRETY
Dwudziestupięciumężczyznoglądałoczterechprzybyszyiprzezchwilęniktnic
niemówił.
Wpowietrzurozbrzmiewałhuk,któryNikpoczątkowoprzypisywałwiertarkom,
dopókiniestwierdził,żetoodgłosynadchodzącejburzy.
PierwszyodezwałsięTasker.Wskazującnaogorzałegostaregoosadnika
wczerwonymhełmieochronnymzapytałOlsena:
–Znasztegoczłowieka?
BuckOlsenspojrzałnadrwiącouśmiechniętągębęiprzeczącopotrząsnął
głową.
–Nie–odparł.–Niewydajemisię,żebymgoznał.
–Boniechceszsobieprzypomnieć!–powiedziałtamteniwniemiłym
uśmiechupokazałsczerniałeodtytoniuzęby.
–Dosyćtego,Pop!–wtrąciłsięterazdużomłodszymężczyznawystępującdo
przodu.Niewątpliwiekierowałgrupą,sądzącposposobie,wjakiinnigo
przepuszczali.Wskazałrękąnaznakrozpoznawczysamolotuizapytał:–Który
zwasjesttenKylie?
–Ja–powiedziałKylie,dużympalcemdziobiącsięwpierś.
–Atamci?–mężczyznawskazałnaNika,TaskeraiOlsena.
–Chłopiecjestmoimpomocnikiem…
–Amyjesteśmypasażeramitejpowietrznejtaksówki–wtrąciłTasker.
–Dokądlecicie?
–Tonaszasprawa–odparłTasker.Odpowiedźniepodobałasię.
–Jesttonaszasprawa,skorowylądowaliścienanaszymlotnisku.
–Nieprzybywamyzwizytą!Toprzymusowelądowanie–powiedziałTasker
zwracającsiędopilotaopotwierdzenie.
–Tofakt–przyznałKylie.–Urządzenieprzeciwoblodzeniowenalewymskrzydle
zostałouszkodzone.Ponaprawieniudefektunatychmiastwystartujemyinie
będziemywammącićspokoju.
–Jestemkierownikiemterenu–powiedziałmłodymężczyzna.–Bardzoproszę,
żebyścietowłaśniezrobiliizapomnieli,żeścietuwogólebyliikogokolwiek
widzieli.
–No,tozabieramsiędoroboty–powiedziałKylieiskinąłnaNika.–Chodźno,
pomóżmi!Trzebawyjąćtorbęznarzędziamizsamolotu.
Torbabyławschowkupodtylnymifotelami.
–Niechpanpatrzy!–zawołałNik,którywłaśnieobserwowałdwusilnikową
maszynęzakotwiczonązapomocąlinkiprzewleczonejprzezpierścienie
zamocowanedoskrzydełiprzezoczkasolidnychkołkówstalowychwbitych
wziemię.–Czytaksięzabezpieczylizestrachu,żeimktośzwędzisamolot?
–Zestrachuprzedwichurą–uciąłkrótkoKylie.Zwałychmur,przezktóre
dopierocosięprzedarli,nadciągnęłyznaczniebliżejodchwililądowania.
–Musimysięśpieszyć–powiedziałpilotchłopcu.TymczasemTaskerstałkoło
Olsenapogrążonegowrozmyślaniach.Mężczyzna,którytwierdził,żeznaOlsena,
kierownikterenuiinnistalitrochędalej.JedniobserwowaliKylie’goiNika,który
jużwyniósłtorbęznarzędziami,ainni,ztroskąwoczach,patrzylinaruchomyzwał
chmur.
BuckOlsenstękałiprzeczącotrząsłgłową.
–Niemożeszsobieprzypomniećtegozarośniętegoczłowieka?–zapytał
wkońcuTaskerzgadując,żeOlsenbezskutkugrzebiewpamięci.
–Wżadensposób.Sądzącjednakpojegowymownymuśmieszku,możeon
mnierzeczywiściezna.
–Takwygląda.Czycięznaosobiście,czynie,nieulegawątpliwości,żewie,kim
jesteś.
–Możemaszrację.
–Napewnomamrację.
Mężczyzna,októrymmówili,ruszyłwstronęsamolotu,alekierownikzłapałgo
zaramięizatrzymał.
–Gdziesiępchasz?
–Idęimpomóc.
–Niepójdziesz!
–Niechceszichwypuścić,co?
–Jasamimpomogę.Ty,Flanagan,niepchajsiędalej,wywszyscytakże.
Patrzcie,burzaszybkonadciąga.Trzebawszystkozabezpieczyć.
Ludzieniechętniewrócilidoroboty,którąprzerwałoniespodziewanelądowanie
samolotuKylie’ego.Wiatrsięwzmagałwzniecająctumanykurzu,niosąckępy
uschłejtrawyiodłamkichrustuihulającpoterenieobozu.
Kylieodmontowałkoniecskrzydła,abydostaćsiędożebrowaniailinek.
Kierownikstanąłobok,obserwującnieboirzucającczasamirozkazyswoim
ludziom.
–Jakpanuidzie?
–Toprzerwanykontakt.Gdygonaprawię,uruchomięodladzaczeisprawdzę,
czygrzeją.
–Radzęsięśpieszyć.Burzanadchodzi.
Kyliewiedziałotym.Wiatrwnikałpodskrzydłaiwstrząsałsamolotem.Pilota
zaniepokoiłygęstniejącetumanykurzu,więcszybkozamocowałzpowrotem
usztywnionączęśćsamolotu.Potemprzebiegłpodskrzydłem,otworzyłdrzwi
isięgnąwszyrękąwłączyłurządzeniaprzeciwoblodzeniowe.
TymczasemNik,sądząc,żeprzyśpieszaprocesnaprawy–amieliprzecieżtak
małoczasu–położyłdłońnaprzedniejkrawędziskrzydła.
–Czymaszzapasowąrękęwtorbieznarzędziami?–zapytałgoKylie.
Chłopiecodrazucofnąłrękę.
–Dobra–pochwaliłgoKylie.–Tosiębłyskawicznienagrzewa.
NadszedłTasker,którynakroknieodstępowałOlsenawobawie,abysiędo
niegoniedobrałbrodatyFlanagan.
–Wporządku?–zacząłniecierpliwiewłaściwymsobietonem.–Będziemy
startować?
–Może–odparłKylie.
IkuniesmakowiTaskerasplunąłnaprzedniąkrawędźskrzydła.Żarodrazu
spowodowałparowanie,awiatrszybkouniósłmałyobłoczekpary.
–Działa,co?
–Takjakby.
–Chodź!–skinąłTaskernaOlsena.–Tysiadaszpierwszy.
–Chwileczkę,panieTasker.Trzebajeszczeschowaćtorbęznarzędziami…
–Kylie!–krzyknąłostrzegawczofinansista,alebyłojużzapóźno.
–Musimynajpierwschowaćtorbęznarzędziami!–odwrzasnąłKylie,niezdając
sobiesprawy,conieświadomiewyjawił.
–Tasker?–powiedziałkierownik.–ChybanieJosephTasker?
–Tonieważne,kimjestem.
–Dlamnieważne.JeślibypanJosephTaskerzjawiłsiętuiniuchałpomoim
terenie,musiałbymzawiadomićdyrekcjętowarzystwa.
–Gotowe!–zawołałKylie.
TaskerpchałprzedsobąOlsenawstronędrzwi,którepilotprzytrzymywał.
Alezastąpiłmudrogękierownik.
–Przepraszampana,tojednaknależydomoichobowiązków.Muszęsię
dowiedzieć,jakiinterespanatutajsprowadził.
–Człowieku,niemożemytracićanichwili!Patrzpan!–Taskerwskazałrękąna
chmuręzaciemniającąniebo.–Powinniśmynatychmiaststartować,jeślimamy
uniknąćburzy!
–Dosamolotu!–ryknąłKylie.–Nieobiecuję,żemisięudawystartować,
wkażdymbądźraziespróbuję.
–Niemamowy–obstawałprzyswoimkierownikobozugórniczego.–Panowie
niewyruszą.
Taskernormalniebyłblady,alewtejchwilizłośćiponureświatłonadałyjego
twarzyodcieńczerwonawo-fioletowy.
–Awięcdobrze!Chodźpantutaj!–powiedziałpopychającprzedsobą
zdumionegokierownika.
StanęlinauboczuokilkanaściekrokówodsamolotuiTaskerzacząłszybką
inamiętnąprzemowę.NawetgdybystalibliżejigdybyTaskermówił
podniesionymgłosem,KylieiNiknieusłyszelibyanisłowaprzyświszczącym
wietrzeihukugrzmotów.
Kierowniksłuchałuważniezeschylonągłową,zuchemtużprzyustach
mówiącego.Paręrazyodwracałgłowę,patrzącnastadopapug,którewniskim
lociewyfruwałyzczarnychbałwanówchmur.Potemznowuzwielkąpowagą
wlepiałoczywTaskera,słuchałipotakującokiwałgłową,beztruduzgadzającsię
nacoś.
BuckOlsenwychyliłsięspomiędzyKylie’egoiNikaijegogrubyszeptzadudnił
imwuszach:
–Cootymwszystkimmyślicie?
Nikniemiałswojegozdania,wzruszyłwięctylkoramionami.Kyliezaś
powiedział:
–Możedopieroterazzaczynatodlamnienabieraćtrochęsensu.
–Naprzykładjakiego?–pytałOlsen.
–Niechpanniekusi.PanTaskerbyłbyniezadowolony,gdybymwypowiedział
siępublicznie–nawetwgrupiezłożonejznastrzech.
BuckOlsenzaśmiałsiękrótkoizarazspoważniał.
–Chwilamimiałbymochotępodbićmuoko.Ajednakpowinniśmywziąćpod
uwagę,żetenczłowiekjestbardzozgnębiony.Inapewnoniemijasięzprawdą
mówiąc,żewieleludzijestwmieszanychwtękabałę.Każdyznichmożecoś
oberwać,jaktosięmówi.Wistocietojestjedynywzgląd,dlaktóregopozwoliłem
Taskerowioderwaćsięodpolowanianarekiny.
Przerwałpatrzącnagęstniejącechmuryinastadoszarych,wrzaskliwych
papug,któreznichwyfrunęły.Znowusięzaśmiał.
–Tojestponiekąddużobardziejfascynująceniżpolowanienarekina-ludojada.
O,patrzcie!–dodałwidzącparęczarnychłabędziusiłującychosiąśćnaziemi.
Jednakzauważywszyludzi,pokrótkimwahaniu,znowuznikływmroku
zrozpaczliwymbiciemskrzydeł.–Jeślitewielkiełabędziemogąutrzymaćsię
wpowietrzu,tochybaimymożemy–powiedziałniebezzłośliwości.
Kyliemruknąłcośtonempowątpiewania.
Taskerbiegłkunimspieszniezkrawatempowiewającymnawietrze.Zostawił
kierownikaterenuwpoważnejzadumie.
–Doszliśmydoporozumienia–powiedział.–Fatalniesięstało,żemusieliśmy
tutajwłaśniewylądować…
–Jauważam,żemieliśmywyjątkoweszczęście–wtrąciłKylie.
–Niezależnieodmoichspraw–ciągnąłTaskerzcierpkimuporem–muszę
stwierdzić,żetutejszeprzedsięwzięciejestważneikosztowne.Wimieniunas
wszystkichzobowiązałemsięnikomuniezdradzić,cowidzieliśmy.
BuckOlsen,KylieiNikobiecalidyskrecję.
–Dobrze–rzekłTasker–ateraz…
Ispojrzałnasklepieniechmur,odruchowozasłaniającgłowęprzedstadem
nadlatującychpapug–tymrazemodspodubyłwidocznyróżowypuchnaich
brzuchach.
–Aterazchciałbypanstartować?–zapytałKylie.
–Musimysięśpieszyć!
–Lećmywtakimrazie.Proszędosamolotu.TuzaprotestowałBuckOlsen.
–Pantegoniemówinaserio!
–Mamzamiarspróbować.Jeśliprzynajmniejniespróbujemy,panTaskergotów
mnieposądzićochęćwykręceniasięodtego,cojestmożliwe.Awięcpróbujmy.
BuckOlsennawetnieusiłowałukryćniezadowolenia,gdysiadałnaswoim
miejscu.Taskerspieszniewszedłzanim.ApotemKylieiNikzajęliprzednie
siedzenia.
Kierownikterenustałipatrzyłnanich.Kilkuinnychludzirzuciłorobotę
iobserwowałozniedowierzaniemscenęstartu.
Stojącnaziemisamolotdrżałichwiałsię,takjakbyleciałwczasienawałnicy.
Kyliezapuściłsilniki,odwróciłmaszynęizwiatrempodkołowałdokońcapasa
startowego.Następnieotworzyłprzepustnicęwgaźnikuprawegosilnika
iraptownieodwróciłsamolotpodwiatr.
Chmurynapływały.Odczasudoczasuprzelatywałystadaptaków,akępytrawy
ipatykipędziłykunim,podskakująciwirując.
Trzymającmaszynęnahamulcach,Kyliewykonałwstępneczynnościdostartu,
dającobusilnikompełneobroty.
Wobecrykusilników,połączonegozodgłosamiburzy,musiałkrzyczećgłośno,
abypasażerowienatylnychfotelachgousłyszeli.
–Pasyzapięte?
Nieczekałnawetnaodpowiedź,tylkopowtórniedodałgazu,ciągletrzymając
maszynęnahamulcachkół.Jeszczekilkaptakówwpadłonanich,kołując,
podlatującwgóręiopadającwdół,ikilkawirującychkęptrawyipatyków
uderzyłowprzedniąszybę.
Nikmimowoliodchyliłsięwtył,chociażchroniłagopodwójnapłytaszkła
warstwowego.
Kyliejeszczerazdodałgazu.Zwolniłhamulce.Przezchwilęsamolotstałbez
ruchu,apotemwbiłsięwwiatr.Chwiałsięnaboki,rozwijającszybkość;terazatak
ptactwaiodpadkówprzybierałnatempieisile.
ZtylnegofotelazabrzmiałkrzykTaskera:
–Nie,Kylie,nie!Toczysteszaleństwo!
Kylienatychmiastzmniejszyłgaz,lekkowprawiłwruchhamulcetarczowe
ipozwoliłsamolotowikołować,podczasgdywiatrodrazuzacząłredukowaćjego
prędkość.
–Niemamowyostarciewtakąpogodę–dodałTasker.
–Panmniewynajął,więcniechajbędzietak,jakpansobieżyczy–powiedział
Kylie.
ImrugnąłdoNika,którywtedydopierozrozumiał,żepilotniemiał
najmniejszegozamiarustartować.Wykonałwstępneczynnościpoto,abyTasker
samzdałsobiesprawęzwarunkównazbytniebezpiecznychnawetprzypróbie.
–Musimyschronićsięwśrodkuobozowiska,amaszynętrzebaprzywiązaćaż
dochwili,kiedywiatrustanie–powiedziałKyliekierującsamolotdokońcapasa
startowego.
Wieżewiertniczebyłyledwiewidoczne.Kierownikstałpodosłonąbudynków
wrazzrobotnikamiikazałkilkuludziompomócwzakotwiczeniusamolotu.
KylieiNikdogoniliTaskeraiOlsenawkantorzekierownika.
ByłtoinżynierBurkę,górnik,któryprowadziłposzukiwanianaftywróżnych
częściachświata.
Kantorznajdowałsięwbarakuzfalistejblachy.Chociażbudynekbyłnowy
isolidny,każdykawałekblachyzdawałsięnaprzemianodrywaćod
podtrzymującychgwoździiwracaćdonichwrytmpodmuchówwichury.
Zestołówzabranowszystkiepapiery,bowiatrhulałpocałymbaraku.
BurkęzauważyłzdziwienieTaskera,żewszystkieoknasąpootwierane.
–Dziwipana,żeniepozamykaliśmyokien!–krzyknął,bomożnabyło
rozmawiaćtylkopodniesionymgłosem.
–Nowłaśnie!
–Gdybyzamknąćoknaidrzwi,całatabudawyleciałabywpowietrze.
–Wyleciałabywpowietrze?
–Atak.Ciśnieniezzewnątrzpotrafigwałtownierosnąćiprzystosowującsiędo
niegopowietrzewpomieszczeniuzaczynadrgaćtakszybko,żemożewszystko
rozwalićjakbomba.
Taskertrochęwtowątpił,aleKylieiOlsen,którzysłyszeli,oczymmowa,
przytaknęliinżynierowi.
–Miejmynadzieję,żeburzapozostaniesucha–dodałKylie.
Taskeritymrazemniezrozumiał,ocochodzi.
–Deszczwzmacniaburzę,takjakbyuzbrajałjąwpociski–wyjaśniłpilot.–Jeśli
doburzydochodzideszcz,szkodymogąbyćistotniepoważne.
Niknadalniemógłuwierzyć,żejeszczeciągnąłsiętensamdzień,wktórym
wczesnymrankiemwyruszyłzdomunalotniskowMelbourne.Jeszczetrudniej
byłopojąć,żezaledwieprzeddwudziestuczteremagodzinamiprzeczytał
wgazecieogłoszenieowolnejposadziepraktykanta.Jaktodobrze,żerodzicenie
mielinawetcieniaprzeczucia,wjakieprzygodymożebyćwmieszanataksówka
powietrzna!Nikwżadensposóbniemógłsobiewyobrazić,żebymatkastanęłapo
jegostronieiwymogłanaojcupozwoleniestaraniasięotomiejsce,gdybymogła
przeczuć,cojego,Nika,spotkawczasiepierwszegolotu.Apotemchłopieczaczął
rozważaćnajnowszyrozwójwypadkówiinformacje,którewypsnęłysięTaskerowi
iOlsenowi.GoteżTaskertakdługoopowiadałinżynierowi?Nikaintrygowałokilka
rzeczy:wzmiankiogiełdzieinacisk,zjakimmówiłosię,żewgręmożewchodzić
loswieluosób.Wtejchwilibyłskłonnysądzić,żechodziopłynnezłoto,jak
nazywanonaftę.
Wkrótcerozmowanawetpodniesionymgłosemstałasięniemożliwa.Dobaraku
wiatrnawiewałcałekępytrawy,aześcianzdzierałmapyitablice.
Kylie,opartyonagąblachęfalistą,czuł,jakwibruje,jakbydrżączlękuprzed
furiąburzy.Myślał,żewiatrwkrótceosiągnieprędkośćrównąnajwiększej
prędkościprzelotowejjegomaszyny,cowpowietrzuutrzymałobysamolot
wbezruchu.Napoczątkuswojejkariery,pilotująckiedyśraczejpowolnąmaszynę,
napotkałwiatrdochodzącydoprędkościstuwęzłów,awięcsamolotleciałwtył
zszybkościądwudziestumilnagodzinę.
Kylie,takjakNik,równieżzastanawiałsię,coskłoniłoTaskeradopodróżyna
owąwyspę,dniemiałjużwątpliwości,żenafta.
Samolot,ledwiewidocznymiędzytumanamikurzu,byłsilniezakotwiczony,ale
nawetzodległościpięćdziesięciujardówKyliewidział,jakdrgawdzikich
podmuchach.Miotłozupełniesuchymkurzemiprzypanującejduchocienarazie
niezanosiłosięnadeszcz.Alejeślibywiatrnabrałnasileizaczęłolać…
Kyliewolałniemyślećoskutkachulewy.
Całelatamusiałciężkopracować,żebykupićtęmaszynę,używanązresztą.Żeby
niewłasnysamolot,byłbyjednymzwielupilotów,weteranówostatniejwojny,
żyjącychwpogonizapracą.Kyliesnułpewneplanywzwiązkuzeswoim
przedsiębiorstwem.Planyraczejskromne,awkażdymrazieichnieforsował.Miał
zamiarmianowiciewyszkolićpraktykantaiosadzićgonadrugiejmaszynieze
znakiemzielonegobumerangainapisemTaxi-Lot-Ky’lie.
Myślijegoprzerwałświszczącydźwięknadgłową.
Arkuszblachy,częściowozdartyzdachu,klapałwścieklewrytmszalonego
tempanawałnicy.Gdybyoderwałsięcałkowiciedpofrunąłwstronęsamolotu,
mógłbyrozciąćgonapółjakolbrzymieostrze.
Kylieskupiłterazcałąuwagęnablaszeidopieropodłuższejchwilizdałsobie
sprawę,żezmniejszyłasięczęstotliwośćjejklekotania.
WtymmomenciespojrzałnaNikainiemógłpowstrzymaćśmiechu.
–Copanatakrozśmieszyło?–zapytałNik.
–BawiszsięwIndian?–odpowiedziałpytaniemKylie.
–Nie…aboco?
Nikbyłzaintrygowany.
WtedyKyliezdjąłmuzgłowybiałepióropapuzie.Chłopiecschowałjeskrzętnie
razemzinnymipamiątkami.
Kurzopadłizaczęłosiętrochęprzejaśniać.Samolotwidzielijużterazwyraźnie.
–Pójdęsprawdzić,cosiętamdzieje–oznajmiłKylie.–Skorowidocznośćjest
lepsza,moglibyśmyspróbowaćszczęścia.
Nikposzedłzanim,aleniedoceniłsiływiatru,któryzarazpowaliłgonaziemię.
Zauważyłniechętnespojrzenieszefa.„Znowuzłapałemzłystopień”–pomyślał.
Kylieobejrzałmaszynęizzadowoleniemstwierdził,żeniezostałauszkodzona
przezburzę.Wyjąłtrochętrawyzwlotówpowietrzaikawałekkoryspod
wycieraczkiprzyprzedniejszybie.
Nadworzebyłojeszczetrudnoporozumiewaćsięnormalnymgłosem,więc
wrzasnąłNikowiwucho:
–Jeszczeniemożnaodkotwiczyć!
Popięciuminutachukazałosiętrochębłękitu.Ptakialbozniżałylot,albo
dawałysięnieśćprądompowietrzawgórze.Kyliewobectegopostanowił
odmocowaćlinkiistartować.InżynierBurkęjednocześnieobejrzałsamolot
należącydotowarzystwagórniczegoirównieżznalazłwszystkowporządku.
Kantornieucierpiał,opróczjednegonaderwanegokawałkablachyimapzdartych
ześcian.
Zanimweszlidosamolotu,Taskerprzypomniałjeszczeinżynierowi:
–Wszystkojestjasne,prawda?Mynikomuniepowtórzymy,cowidzieliśmyna
tymterenie,apannikomuniezdradzi,żepannastutajoglądał.
–Takjest,proszępana.
Inżynierskłoniłsię,dotykającrękąhełmuochronnego.KylieiNikpomyśleli,że
najwidoczniejJosephTaskerjestosobistościąważnąiszanowanąwswojej
dziedziniemimonieprzyjemnegoidespotycznegocharakteru.
BuckOlsenstałprzysamolocieobokTaskera.Miałwłaśniewchodzićpo
schodkachdośrodka,kiedywstrzymałgookrzykbrodategoFlanagana:
–Hej!Olsen!Zanimodjedziesz,musimyzałatwićnaszeporachunki!
Biegłkunimzezdumiewającąszybkościąjaknaczłowiekawjegowieku.Zanim
Olsenzdążyłsięzorientować,byłjużosaczony:Flanagantańczyłipodskakiwał
przednim,wyzywającgodowalki.
–Zwariowałpanczyco?–zapytałOlsen.
–Nieudawaj!Wieszdoskonale,ocochodzi.Niezapomniałeś!
–Jeślipanmanamyśli,żeniezapomniałemboksu,topewniemapanrację!
Iolbrzympodciągnąłspodnieizacisnąłpięści.
–Dosyćtychgłupstw!Dosamolotu!–wmieszałsięTasker.
–Zjeżdżajty,rybiooki!–wrzasnąłFlanagan.
–Spokojnie,Flanagan–mitygowałgoBurkę.–Niewiesz,zkimmówisz!
–Mamtownosie!
FlanaganznowudoskoczyłdoOlsena.
–Napoczątekożywiętrochętwojąpamięć.Czywswoimczasieniezyskałeś
pewnejsławyjakozapaśnik?
–Nigdyniebyłemzapaśnikiem,takjakpantorozumie,człowieku.Byłem
bokserem.
Flanaganwyszczerzyłnatesłowaczarneodtytoniuzęby.TerazKyliejuż
wiedział,skądjestmuznajomenazwiskoOlsenaiskądpamiętajegotwarz.Za
młodychlatKyliesamuprawiałpoamatorskubokswwadzeciężkiejiztego
powoduostatniozwróciłuwagęnasprawozdaniawdziennikachiwywiadradiowy
natematpobytuwAustraliiamerykańskiegoboksera-amatoraniewystępującego
jużnaringu.Niezamieszczonożadnejwzmiankibcelujegoprzyjazdu.Nik
równieżprzypomniałsobietęnotatkęwgazecie.WrzeczywistościOlsenwręczał
zwycięzcompucharnaspecjalnejuroczystościwbokserskimklubiejuniorów.
Obydwajzzadowoleniempowitaliprzynajmniejtęodpowiedźnaintrygujące
ichpytania.NatomiastFlanaganwcaleniepoczułsięzadowolony.
PodtykałpięśćpodsamnosOlsenaiwrzeszczał:
–Niewykręcajsię!Stańdowalki!
–Jużdawnominęłyczasy,kiedybyłembokserem!–broniłsięOlsen.
–Tak?Awidzisz,jakąmamdobrąpamięć!Wielkatoszkoda,Olsen,wielka
szkoda,żesięwtedydałeśpobić!Postawiłemnaciebiewszystko,comiałem,do
ostatniegocenta,atymisprawiłeśtakizawód.Odtejporypieniądzeunikająmojej
kieszeni–wszystkoprzezciebie.
–Dobrzecitak,dostałeśnauczkęzahazard.Jatambyłempoto,żebysię
boksować,aniepoto,żebytacydurniejaktystawialinamnie.Czyżtomojawina,
żelepszyboksermniepokonał?
–Niechciałocisięwalczyć,tydraniu!Położyłeśsięnaringujakpierwszylepszy
patałach…
–Słuchajno,tymnieniekuś!–ostrzegłgoOlsen.Terazonpodniósłzaciśnięte
pięści.
–Patrzcie!Mamgoniekusić!–podrwiwałFlanagan.–Patałachjesteś,nie
bokser!Zpapierowątorbąsobienieporadzisz.
Nik,odpoczątkuoburzonyzachowaniemFlanagana,wrzasnąłteraznacały
głos,biorącwobronęOlsena:
–Onbycizarazłebstrąciłzkarku!
–Zobaczętojakswojeucho!–odwrzasnąłFlanaganipięściąwycelował
wszczękęOlsena.
Olbrzymodchyliłsięipięśćledwiegomusnęła.Alezapomniał,żemazasobą
samolotiprzycofaniustuknąłoleweskrzydłoistraciłrównowagę,gdyFlanagan
zzaciekłościąstarego,ciętegofoksteriera,zamierzyłsięnaniegopowtórnie.Nie
pociągnęłobytopoważniejszychskutków,gdybynieuderzyłgłowąokrawędź
śmigła.
–Jakmożnabyłozrobićcośrównieidiotycznego!–pieniłsięzezłościTasker,
gdyKylie,inżynierijakiśrobotnikruszylinapomocOlsenowi.Innirobotnicyzłapali
Flanaganaiodciągnęligo.
Nikzrozumiał,żesłowaTaskeraodnosiłysiędoniego.Acogorsza,Kylietakże
rzuciłmurozwścieczonespojrzenie.BroniąchonoruOlsenaNiknieświadomie
podjudziłFlanaganadonapaści.Chłopiecpomyślał,żerzeczywiścierobiwszystko,
abynieotrzymaćposadypraktykanta.
BuckOlsenbyłznokautowany,chociażtylkoprzezmoment.Chciałodtrącićręce
śpieszącemuzpomocą,alenieustałbyowłasnychsiłach.Dotknąłbolesnego
miejscanagłowieinarazienikomuniepozwoliłgoobejrzeć,ażwkońcu
skapitulowałiwszyscyzobaczylizadraśnięcieirosnącyguz.Starybokserzaciskał
powieki,potrząsałgłową,nachwilęotwierałoczy,usiłującprzyjśćdosiebie.
–Nicminiebędzie!–zapewniałTaskera.–Nieróbciewokółmnietakiego
rwetesu.
–Niepowinniśmybylidopuścićdociebietegowariata–powiedziałTasker,
znowurzucającNikowizabójczespojrzenie.
–Chodźcie!Trzebastądruszyć–popędzałichOlsenusiłująciśćpewnym
krokiem.–Nicminiebędzie,Tasker,nieprzejmujsię.Uciekajmystąd,pókinie
nadejdzieburzalubtendzikusFlanaganniewyrwiesięswoimkumplominie
powtórzyataku.
WchwiliodjazdutrzymanoFlanaganazdala,wbaraku.
Gdyzapiętopasy,KylieobróciłmaszynęwkierunkuWiatru.Chwilęprzeczekał,
ażznikłomałestadkopapug,apotemotworzyłgaz,zwolniłhamulce
iwystartowali.
Samolotpiąłsiępowoliwbłękitnieba,aleizasobą,iprzedsobąmiałburzowe
chmury.Pilotzrównałsięzichwierzchołkiemiwkrótcewysokościomierz
wykazywałtysiącosiemsetstóp.WmiaręjakKyliewnikałwdolinymiędzy
chmurami,omijającolbrzymiezamczyskaiwieżyczki,cumulusów,skrzydłazaczęły
błyszczećzdradzieckąpokrywąlodu.Uruchomiłwięcurządzenie
przeciwoblodzenioweizzadowoleniemstwierdził,żedziałaonodoskonale
równieżinalewymskrzydle.
Terazciężkimrokogarnąłcałąolbrzymiąkrainęchmur,którenabierałyszarych,
liliowychisinychodcieni.
–Dzieńdobiegakońca–powiedziałKyliepodłuższymokresiemilczenia.
UwagabyłaprzeznaczonaprzedewszystkimdlaTaskera–ostrzeżenie,że
wkrótcenastąpinagłaciemność.Noczapadnie,zanimdolecądowyspy,którą
Taskerpoprzedniowskazałnamapie.
–Niezapominamotym.Obiecałempanu,żebędzieażnadtoświatłaprzy
lądowaniu.Prawda,Olsen?
Szturchnąłstaregoboksera,aleOlsenniezareagował.Byłpogrążony
wgłębokimśnieponiewygodachcałegodniainapaściFlanagana.
Nikobserwowałzachódsłońca,światłozmieniającebarwęicieniewchmurach,
coimnadawałojeszczebardziejzłowrogiwygląd.Cienietesunęłyku
zachodniemukrańcowizwałuchmur.
Kyliepołożyłsobiemapęnakolanach,koordynowałdanedotycząceprędkości
wiatruiznoszeniaizapomocąsuwakaprzeprowadzałinneobliczenia,abyustalić
położeniesamolotu.
NagleusłyszałzasobąmocnozdenerwowanygłosTaskera:
–Kylie!Tusięcośniedobregodzieje!
BuckOlsen,silniezaczerwieniony,oddychałszybko.Głowaopadłamu
bezwładnie,gdyTaskernimpotrząsałusiłującgoobudzić.
–Zastąpmnie,chłopcze!–krótkopowiedziałKyliedoNika.
Gdytenspojrzałnaniegopytająco,pilotwyraziłsięjaśniej:
–Prowadźmaszynę!
Nikująłwręcestery.Całąswojąwiedzęoprowadzeniusamolotuopierałna
tym,cousłyszałodpilotaicosamzaobserwował.Uchwyciłsterownicębardzo
mocnoimiałwrażenie,żetrzymaczłonkiciała,przezktóreprzepływazupełnie
obcakrew,iżedreszczeidrżeniastanowiąreakcjęistotywykonanejprzez
człowieka,aprzynależnejdoprzestworzy,nawiatryhulającewtych
przestworzach.Chłopiecbałsię,żetaistotawykorzystajegobrakdoświadczenia
iwyrwiemusięzrąk.
–Damymutlenu–powiedziałKyliewyciągającbutlęspodsiedzenia.
WłożyłOlsenowiwustaujściegumowejrurkiiżyciodajnygazzacząłprzenikać
zestalowegorezerwuaru.
Nikzbytbyłzaabsorbowanyutrzymaniemsamolotuwrównowadze,abymóc
choćbyrzucićokiemnato,cosiędziałozanim.Wkrytycznejchwilinękałago
świadomość,żenicniewie,mimoinstrukcjiszefaiwłasnychobserwacji.Tarcze
przyrządów,licznikiiwskaźnikiwyzywającoobracałynaniegodrwiącetwarze,tak
jakbywypominającmuniewiedzę.Koncentrowałsięnapilnowaniu,abymaszyna
leciałarówno.Alerazznajdowałwniejszybkioddźwięk,akiedyindziejnapotykał
opór.
Niebyłowątpliwości,nakogoTaskerzwaliłcałąwinęzaomdleniestarego
Olsena,kiedypowiedział:
–Nigdybydotegoniedoszło,gdybytenszaleniecFlanaganniezostał
sprowokowany.
Nikaogarnęłojeszczewiększeprzygnębienie,gdyusłyszałdalszesłowa
Taskera:
–NaOlsenaczekaważneipilnezadanie.Tojedynyczłowiekzdolnyjespełnić.
Bezjegopomocydlasetekludzimożenastąpićkatastrofa.
Rozdział7
POŻARPŁYNNEGOZŁOTA
Kyliewróciłdosterownicy.
–Dziękuję–powiedziałNikowi.
Tylkotyle.Nikniemógłodgadnąć,czyprowadzącwciąguminutysamolot,
zmazałswojąwinę:podjudzenieFlanaganadonapaści.Wkażdymraziemiałdobrą
nauczkę,żeniewystarczazaspokajaćciekawościobserwując,copilotrobize
sterami.Należałopojąć,wjakimcelutorobi.Chłopiecnietraciłnadziei,że
następnymrazemlepiejsobieporadzi.
Terazobejrzałsięnieznaczniewtył.Taskertrzymałmaskętlenowąnadtwarzą
Olsena,któryoddychałrówniej,alenadalsiedziałbezwładnie,wspartyościankę
samolotu.
–Zachwilęodczujeulgę,bozaczniemysięzniżać–powiedziałKylie.
–Dlaczegomutopomoże?–zapytałNik.
–Powietrzebędziezawieraćwięcejtlenu.PanOlsenpobierzepotrzebnąilość
wprost,zamiastużywaćmaski.
Nikstwierdził,żemógłbysiętegosamdomyślić,zamiastpytać.
WoddaliblaskzachodzącegosłońcapadałnapołacieOceanuIndyjskiego
najbardziejwysuniętekuwschodowi.WMelbourneiAdelaidejużzapadłanoc.
Całydzieńgonilizasłońcem,któreimskutecznieumykało.
OdmomentukiedyTaskerwyjawiłcelpodróży,Kyliesnułwłasneplany,jakie
wybraćmiejsceodpowiedniedolądowaniapociemku.Znajdowalisięniedaleko
odmałegoportuwDerby.Moglirównieżskręcićnapółnocipotemnawschóddo
Wyndhamzzaładowczymportemdlabydła.Byłtamtakżeośrodekjednego
zoddziałówaustralijskiejlotniczejsłużbyzdrowia.Zraportówradiowychwbazie
Kyliewiedział,żelotniskowWyndhambędziewolneidlanichodpowiednie.
Takjakprzypuszczał,obniżenielotuprzyniosłoulgęwoddychaniuOlsenowi,
któryjednakzacząłsięniepokoićwyczuwającmaskęnatwarzyipróbowałją
zrzucić.Nagleotworzyłoczyiodepchnąłjązcałąsiłą.
–Co,udiabła,zemnąrobisz,Tasker?Chceszmnieudusić?
–Straciłeśprzytomność.
Taskerpowiedziałtobezogródek,abyOlsenzdałsobiesprawę,żejego
zasłabnięcieniebyłobagatelką.
–Notoco?–odparłstarybokserwcalenieprzejęty.–Tospóźnionareakcjapo
tymnokaucie.Kylie,możepanprześlewiadomośćradiowądotegoobozu,że
ostatecznieFlanaganwygrał.
–Kylietegoniezrobi!–oświadczyłstanowczoTasker.
Olsenześmiechemprzyjąłreakcjęnaswójżarttegopozbawionegopoczucia
humoruczłowiekainteresu.Jednaknieprzyjemnepulsowaniewtyległowy
stłumiłojegowesołość.
–Jaksięczujesz?–zapytałTasker.
–Nierazczułemsięgorzej–odpowiedział.
–Jeśliniepodołasz,tonaprawdęniewiem,cozrobimy.
–Przestańkrakać!Głowamnieztegojeszczebardziejrozboli!
Taskerzamilkł.
KylieiNikznowuwyczuli,jakbardzognębiTaskeratatajemniczasprawa.
Obydwajmielipoważnewątpliwości,czyOlsenjest.doczegokolwiekzdolny.
Zanimpodanomutlen,wyglądałnaniezmierniewyczerpanego.
Słońcezawisłonadsamymmorzemnaliniihoryzontuiniepostrzeżenieznikło.
Poparuminutachzłotegoodblaskunawodziespłynęłynaniącienienocy.
Lecieliwciemnościiciemnośćmieliprzedsobą.Naniebiezaczęłymrugać
pierwszegwiazdy,awdoleczarnąpaszcząziałocean.
Taskerchciałzapalićżarówkęnadfotelem,abyobejrzećmapę,aleOlsen
zaprotestowałmówiąc,żeświatłogorazi.Kyliesprawdziłswojepołożenie
wświetletablicyprzyrządówpokładowych.
Oilewiedział,grupawysp–celichlotu–byłazupełnieniezamieszkana.
Wpobliżunieprzechodziłażadnalinialotnicza,zaśstatkikursującezPerthdo
Darwinprzepływałymiędzywyspamiawybrzeżem.Natomiastkursstatkówdo
Jawy,SingapuruczyKolomboleżałwodległościsetekmil.
Nikmiałwrażenie,żewtejchwilimoglibylizłatwościąwniknąćwprzestrzeń
kosmiczną.Odkądustałyzakłóceniawprądachpowietrza,obasilnikigrały
wharmonijnymduecie.Chłopieczacząłsamsiebieegzaminowaćztechniki
lądowania–tomudodałootuchy,żejednakniesąwprzestrzeni
międzyplanetarnejiżewkrótcewrócąnaziemię.Cotosięnajpierwopuszcza?
Klapyskrzydełczypodwozia?Jakżemałojeszczeumiał.
Wtemzobaczyłnahoryzonciejakiśżarzącysiępunkt.
–Trzymasiępanidealniekursu!–powiedziałTasker.Byłtokomplementdla
Kylie’ego.
–Widaćspodziewalisięnasizapaliliognisko.
–Ognisko?–powtórzyłTaskerizaśmiałsiękrótko.–Jabymtegotaknie
nazwał.
Kylieniewyraziłjużżadnegoprzypuszczeniaaniniedopytywałsięonic.Zato
mózgNikadziałałniezmiernieszybko.Odrazuznalazłrozwiązaniezagadkiiczym
prędzejjeogłosił:
–Ajawiem,cotojest!Wulkan!
–Byłabytozbytprostaodpowiedź–odparłTaskerznajdującwidocznie
przyjemnośćwotaczaniusięmgłątajemnicy.
Kyliezaśjużznalazłwłaściwewyjaśnienie.Gdyjakopilotliniipasażerskichlatał
nadŚrodkowymWschodem,nierazwidywałnocąsilneerupcjepłonącychgazów
zszybównaftowych.Doszedłdowniosku,żenawyspie,doktórejlecieli,
znajdowałsięjeszczejedensekretnyterenwierceń,skąd„płynnezłoto”już
czerpanozodwiecznychzbiornikówpodskorupąziemską.
Ajednak,gdyzmalałaodległośćodwyspy,Kyliezorientowałsię,żepatrzyna
innezjawisko.NaŚrodkowymWschodziewidywałpłomieniebuchającezwysokich
wieżwiertniczych.Tutajcałyogieńzdawałsiękoncentrowaćwjednejwielkiej
grzywiepożaruprzypominającraczejnocnewidowiska,jakieoglądałna
przeciwnymwybrzeżuAustralii,wQueenslandzie,gdypalonoposzycienapolach
trzcinycukrowej,abyodsłaniaćciężkiełodygiiułatwićichzbiór.
Tutajpłomieniekotłowałysięgwałtowniewśródchmuryczarnego,chwiejnego
dymu.Wońspaleniznywnikałajużprzezwentylatorysamolotu.
WtejchwiliiKylie,iNikprzypomnielisobiewiadomośćnadawanąsygnałami
świetlnymidozałogibarki:„Galionpłonie”.
Cośtuistotniepłonęło,choćbyłtochybaraczejpożarszybunaftowego.
Kyliezniżyłsiędopięciusetstóp.Leciałrównolegledokierunkuognia,ale
jeszczedośćdaleko.Jeszczenieczuliżarurozszalałych,niepohamowanych
płomieni,zatomigotliwyodblaskichczerwonychjęzykówdocierałażdokabiny.
Nikdostrzegłnaziemibladyzaryspasastartowego,jakrównieżparęszop
iciężarówek.Wpobliżuleżałystaloweszkieletywieżwiertniczychobalonesiłą
pożaruiwjegoświetlepodobnedoosobliwychkości.
–Miałpanrację–powiedziałKyliedoTaskera.–Światłatuniebrak.
–Lądowiskojestznakomite–zapewniłgoTasker.
–Oileprzyjegokońcuniewjadęwsamśrodektegorozpalonegopieca.Cosię
tuwłaściwiestało?
–Dowiercilisiędonaftywczorajrano,alezanimjeszczezdążyliwymierzyćjej
strumień,wybuchłaburzatropikalnaifontannaropyzaczęłapłonąć.
–Paskudnypożar–zauważyłBuckOlsen.Ztrudempatrzałwdół,rękąchroniąc
oczyprzedjaskrawymblaskiem.
–Dawałeśsobieradęzgorszymi–powiedziałTaskertonemkomplementu.
–Owszem.Aleczasemtrzebabyłowielumiesięcy,abyjeugasić.
KylieiNikdowiedzielisięwreszcie,naczympolegaławażnośćosobyBucka
Olsena.Byłtodoświadczonynafciarz,rekordzistaświatowywgaszeniupożarów
nafty.
Późniejdowiedzielisięjeszcze,żeOlsenprzyjechałdoAustraliinainspekcję
terenównaftowychzramieniaswojejspółkiamerykańskiej.Postawiłwszakże
warunek,żepołączyinspekcjęzpolowianiemnarekiny.Jegospółkamiała
powiązaniazfirmąPimm,TaskeriMalley,więcTaskerwiedział,gdziegoszukać,
mimożeOlsenzastrzegłsię,abymunieprzerywanoodpoczynku.
TegodniaNikoglądałjużkilkawybrykównatury:pożarlasu,rekina-ludojada
zwanegobiałąśmiercią,imponującąpustkęwsercukontynentuifurięburzy
tropikalnej.Aterazpatrzałnakrwiożerczegowampira,zachłannegokolosa,który
zamiastkrwikarmiłsiępłynnymzłotemzwnętrzaziemi.CzyBuckOlsenwyzwie
potworanabój?Nikmiałpoczuciewiny,żemimowoliutrudniłmuzadanie
prowokującFlanaganadonapaści.
Kyliezapaliłświatłapotrzebneprzylądowaniu.
Skoroobawa,żewiadomośćopożarzemożeprzeniknąćnazewnątrz,stałasię
jużnieaktualna,Taskerokazałpełnągotowośćdoudzielaniainformacji,ale
dopierowtedy,kiedygoKyliewprostzapytał:
–Dlaczegozostałoużytesłowo„galion”,gdyprzesyłaliśmysygnałyświetlne
panuOlsenowi?
–Toszyfrnaoznaczenietegoterenunaftowego.
–Dlaczegowłaśnietosłowo?
–Boprawdopodobniewjednejzzatokleżytutajzatopionygalionportugalski.
„Awięcmiałemrację!”–pomyślałNik.Taskermówiłterazjużbezprzynaglania:
–Gdytutejszaekipazdałasobiesprawę,żesaminieugasząpożaru,ktośłodzią
przepłynąłzwyspynaląd–użyciemałegosamolotuspółkistanowiłozaduże
ryzyko.Musiałprzedostaćsięprzezwzburzonemorze,alejakośdobrnąłdo
telefonu.Otrzymaniepołączeniazemnąbyłotrudneitrwałodługo.Dostałem
wiadomośćprzedsamymwyjściemzdomudobiura.Odrazupowziąłemdecyzję,
conależyzrobić,mojażonasprowadziłataksówkę,adalszyciągsamiznacie…
–Niemogęodżałować,żeznamtendalszyciąg–powiedziałOlsen.–Wtej
chwilibyłbymnapewnorekordzistąświatowymwpolowaniunatebiałepotwory.
–Uwaga!–przerwałKylie.–Spróbujemylądować.
Naszczęściewiatrzwiałpłomienieidymwstronęprzeciwnąodlądowiska.
Przemknęlinadwodązopuszczonympodwoziemiklapamiskrzydeł.Gruntna
wyspiebyłpiaszczysty,pokrytycienkąwarstwątwardejtrawy.Wszystkolśniło
wblaskupłonącejropynaftowej,utrudniającwłaściwąocenęwysokości.AleKylie
dobrzewidziałpasstartowyimiałmocneświatłanaprzodzieskrzydeł.
WtymmomencieNikazaczęłyniepokoićchwiejnecienierzucaneprzezogień.
Mieniłysiędziwnymiplamamibieli.Ciąglegotointrygowało,nawetwchwiligdy
bocznekoładotknęłyziemi,itogwałtownie.
Wtedyzabrzmiałrozwścieczonyokrzykpilota:
–Mewy!
Wyjaśniłasięzagadkabiałychplam!Mewy!
Siedziaływzdłużpasastartowegoiwidoczniespłoszyłjehuksilnikóworaz
światłasamolotu.
Masaoślepiającobiałychskrzydeł,podobnadochmury,zerwałasięnagle
przednimi,właśniegdykołonosowenadałoprostykieruneklądującemu
samolotowi.Stadoptakówjużznikałozpolawidzenia,alejednajegocząstka,
zapóźnionamewa,uderzyławprzedniąszybęodstronyKylie’ego.Mewa
wsekundęstraciłażycie,adoszkłaprzylgnąłniekształtnykłąbpierzaikrwi,
całkowicieprzesłaniającwidoczność.
Zpasastartowegosamolotskręciłwbok.Nikdługopotempamiętał
alarmującykrzykpilota.Chłopieczareagowałbłyskawicznie,chwytając
instynktowniezadrugąsterownicę.Kyliekiedyśwspominał,żenaziemiprowadzi
sięsamolottakjakkażdyinnypojazdmechaniczny.INiktowłaśniezrobił.Poczuł,
żemaszynapoddajemusię,skierowałjązpowrotemnaśrodekpasastartowego
ipoprowadziłdalejprosto.Alenagleodniósłwrażenieniebezpiecznejszybkości
inieośmieliłsięzastosowaćhamulców,bozrozumiał,żejeślitozrobi
nieumiejętnie–samolotalboobrócisiędotyłu,albozatoczykoło.Wrzasnąłwięc
doKylie’ego,abyonnacisnąłpedałyhamulców.
Poparupodskokachsamolotstanął.
Abyupewnićsię,żejużmunieumknie,Niksięgnąłrękąiwyłączyłgaz,cojak
podpatrzył,Kylierobiłprzypoprzednichlądowaniach.
Wewzględnejciszy,jakazapadła,najmniejszeszmery,wywołaneochładzaniem
sięrozgrzanychczęścimaszyny,brzmiałynadmierniegłośno.Kylietakżeoddychał
głośnoigłęboko,takprzynajmniejwydawałosięNikowi.
Wkońcupilotprzemówił:
–Widaćztego,mójkochany,żewtwoimwypadkunaukanieidziewlas.
–Dziękuję–odparłNik,zażenowanypochwałądoświadczonegopilota,idodał
żartobliwie:–Miałemstracha,żeznowuwyrwałemsięniewporę.
–Maszdotegozdecydowanytalentisądzę,żeniezmieniszsiępodtym
względemdośmierci–powiedziałKyliebezlitośnie,alezarazdorzuciłze
śmiechem:–Aprzecieżtowada,któraczasamiokazujesiępożyteczna.
Kierownikterenu,Williams,ikilkupracownikówzebrałosiękołosamolotu,
patrzącztroskąnaszczątkimewyprzylepionedoprzedniejszyby.Odetchnęliz
ulgąnawidokuśmiechniętegoNika,którypierwszywyszedłzsamolotu.Kylie
stanąłnaskrzydle,abypomóczejśćposchodkachnajpierwTaskerowi,apotem
Olsenowi.
–Cieszęsię,żeścietakszybkoprzybyli–powiedziałWilliams.–Widaćlotodbył
siębezprzeszkód,co?
Podróżniwybuchnęliśmiechem.NawetTasker.
–Czyjestpanprzygotowanynamałypojedynekzogniem?–zapytałWilliams
olbrzyma.
–Owszem–odparłOlsen;zdawałsięlekceważyćwypadek,któremuuległ
niedawno.
BezsłowaWilliamspoprowadziłgowstronępożaru.Taskerposzedłzanimi
wpewnejodległości.KyliezaśiNiknajpierwopowiedzielizdarzeniezmewą
zaciekawionymrobotnikom.
–Trzebiąwyczyścićszybę,bopewniewypadnienamstartowaćwpośpiechu–
powiedziałpilot.
Nikrównieżmiałnieprzyjemneuczucie,żecaławyspamożeniebawemwylecieć
wpowietrze.
WilliamsiOlsenwłożylikombinezonyzazbestuihełmyochronneiprzykucnęli
zaogniotrwałązaporąnakółkachzłożonązżelaznejramy,blachyfalistejipłyt
azbestowych.
Urządzenieto,choćprymitywne,pozwalałojednakprzysunąćsięcałkiemblisko
domiejsca,gdziefontannanaftytryskającazszybuwybuchałapłomieniami
iczarnymdymem.
Hukpożarubrzmiałnieustającągroźbą.
Potężnepompydostarczaływodyhydrantom,którymizdalekalanowodęna
WilliamsaiOlsena,wmiaręjakpodjeżdżalicorazbliżejdotegopiekła.
NafciarzeodnieślisiężyczliwiedoKylie’egoiNika.Wszyscyzdradzali
zmęczenie,uczuciezawoduitroskę.Odmiesięcyprowadziliwiercenianatym
bezludziuznadziejąnadotarciedonafty,agdywreszciewytrysła–pochłonąłją
ogień.
Niktnarazienieznałwartościnowoodkrytegozłożaroponośnego.Dojej
oszacowaniadawałypodstawępomiarywytryskunafty,atobyłoniemożliwe,
dopókiszalałogień.
IwtymtkwiłoźródłotroskiTaskera.
ObjaśniłonKylie’egoiNika–staliwetrzechprzedbiuremzarządu–żedopóki
szybpłonie,dopótypomiarywypływającejnaftymusząpozostaćwsferze
domysłów.
–Spójrzcienatensygnał!–rzekłwskazującrękąnapióropuszogniarwącyku
niebu.–Jeśliktośgozauważy,zaczniesięgadanina.Powiedzą,żetakwielkipożar
świadczyoniemałychzasobachnafty,najaki©trafiono.Nazwanaszegoterenu
jestzaszyfrowana,aledowierceńpotrzebnebyłopozwoleniewładz.Nic
łatwiejszego,jaksprawdzić,jakietowarzystwonaftowetutajdziała,noinastąpi
szaleńczeskupywanieakcji,którychcenapoleciwgórę.Wywrzetowpływnaakcje
innychspółeknaftowychwkraju.Akcjemogąpójśćwgóręwciągujednejnocy.
Niektórzy,ciszczęśliwsi,jesprzedadzą,aleinnijekupią,acobędzie,gdyzgasimy
pożariokażesię,żezasobynaftyniesąnadzwyczajne?Akcjespadnąnałeb
izrujnująludzi,którzyjużwsadziliwteninteresswojeciężkozarobione
oszczędności.Inneakcjenaftowerównieżspadną,cospowodujeróżnegorodzaju
katastrofy,agdymy,finansiści,zechcemysprzedaćakcjejakiejśinnejspółki
onajlepszychwidokachnarozwój,napotkamyniedowierzanieiopór.Ludzie,
którzyrazsięsparzylinanafcie,niebędąwtosamoinwestowaćpieniędzy.Abez
ichpieniędzymusząustaćposzukiwaniaieksploatacjazłóżroponośnychczyto
wgłębikraju,czytonawybrzeżach.
Nikwreszciezrozumiał,naczympolegaławagaichśpiesznegolotu.Odszukali
izabraliwybitnegospecjalistęodgaszeniapożarównafty.Pokonaliwiele
niebezpieczeństw,abygodostawićnamiejscepożaru,aleryzyko
niepohamowanychiszkodliwychpogłoseknieustanie,dopókipłomiennysygnał
naniebiegrozićbędzieprzyciągnięciemuwagijakiegośstatkuczysamolotu
irozgłosemtego,cosięstało.
PodszedłterazdonichBuckOlsen,ociekającywodąwłasnympotem,przejęty
powagąsytuacji,leczpełenradościnamyślowalce,któragoczeka.
WtakimnastrojubyłbyzłapałzakołnierznapastliwegoFlanaganaicisnąłnim
oziemię.Czułsięwswoimżywiole.Dziwiłsięsamsobie,żemógłsarkaćnaprze
rwanieodpoczynkuipolowanianarekiny.KylieiNikmieliwtymSwójudział.
Rekintogroźnyprzeciwnik,aleBuckOlsen,człowiekwielkiegokalibru,za
prawdziwegoprzeciwnikapoczytywałdopieropożarnafty.Irwałsiędowalki
znim.
–Niebędziemytracićczasunapróby–powiedziałdoTaskera.
–Dobrze,rób,jakuważasz–odparłfinansista,ciąglepodenerwowanym,jednak
mniejostrymtonem.
–Williamsijegoludzieprzygotowująjużproszeknasenny.
–Proszeknasenny?
OlsenzauważyłzdziwienieNika.
–Taknazywamygelignit.Zrobiępotężnąporcjęipodejdędoogniatakblisko,
jaknatopozwolinaszatarczaochronna.Potemwepchnęładunekdługim
metalowymprętem,ciąglegoprzedłużając,dopókiniesięgniewpobliżeodwiertu.
Władunkubędąspłonkiikablepołączonezelektrycznązapalarką.Jedno
pociągnięcieiładunekwybucha.Tocośjakbydmuchanienapłomieńświeczek
wtorcieurodzinowym!Czasemudasięzajednymrazem,aczasemtrzeba
dmuchaćadmuchać.
DlaNikajeszczeniewszystkobyłojasne.
–Wiem,żetotylkobrzmibardzoprosto–ciągnąłOlsenzuśmiechem.–Cały
dowcipwtym,gdzieumieścisięładunek.
–No,ajeślizapalisięgelignit?–zapytałNik.
–Zapalićsięmoże.Aleniewybuchniebezspłonki,jeślibyłprzechowywany
wodpowiednichwarunkach.Gdybyzaśwybuchł,będęmusiałzaczynaćnanowo.
Kyliepodrolowałnanajdalszykraniecpasastartowego.
Naotwartymterenieniegroziłowiększeniebezpieczeństwozestronywybuchu,
chybażebyzniszczonekonstrukcjestaloweijakiśInnysprzęt–silnikiczypompy–
znalazłysiębliskomiejsca,gdziepłomieniewysysałyropętryskającązodwiertu.
Unoszonewpowietrzemogływtedyzagrażaćpersonelowiicenniejszym
instalacjom,którenależałousunąćzichzasięgu.
ZkilkunastomarobotnikamiKylieiNiksiedzieliwschroniewykopanym
wpiaszczystympagórkukołolądowiska.Robotnicyprzyhydrantachciąglelali
wodęnaOlsenaidwóchludzi,którzyposuwalidoprzoduurządzenieztarczą
ochronną.
PotemcidwajrównieżodeszlidoschronuiOlsenzostałsam.
Ztrudemśledzilijegoruchywjaskrawym,chwiejnymświetle.Nikzauważył
ładunekśrodkówwybuchowych,któryOlsenpopychałmetalowymprętem.Potem
zamocowywałprzedłużenieipchałdalej,ażładunekdotarłnieomal
wbezpośredniesąsiedztwoognia.
Nikczułsięokropnie.Takjakbyosobiściebyłodpowiedzialny,żeBuckOlsen
możepaśćofiarąpłomieniinadmiernegowysiłku.Będzietoskuteknapaści
Flanagana,którąon,Nik,częściowospowodowałiktórapociągnęłazasobą
uderzenieśmigłaiomdleniestaregobokserawsamolocie.
Olsenzacząłsięcofać.Hełmikombinezonochronnylśniłyodwodyciąglena
niegolanej.Robiłtowolno,zrozmysłem,sprawdzającpołożeniekabli.Wmiaręjak
odchodziłodźródłaognia,cofalisięrównieżludzieobsługującyhydranty.
Wreszciedałimznak,żejużichniepotrzebuje.
Hydrantyunieruchomionoirobotnicypośpieszylidodrugiegoschronu.
BuckOlsenzostałzupełniesamnaplacuboju,cofającsiępotrochu,wkażdej
chwiligotówpaśćnaziemię,jeślipłomień,rozpalającgelignit,spowoduje
przedwczesnądetonację.
Dotarłdowykopu,gdzieumieszczonozapalarkę,ipochyliwszysiępołączył
zniąprzewody.Wyprostowałsięiuważniesprawdził,czywszyscysąbezpieczni
wschronach.Teraz,znowupochylony,nacisnąłspustzapalarkiiszybkoodbiegł.
Nastąpiłakrótkadetonacjaiciemność.Ciemnośćiwzględnacisza.Odgłos
detonacjipowędrowałdalekopowodachoceanu.Agdyzamilkł,zabrzmiał
przeraźliwywrzaskspłoszonychmew.Wszakżeciemnościnicnierozproszyło.
Apotemdałysięsłyszećinnedźwięki–świszcząceechaigłuchyhukwgłębi
ziemi,izgrzytodłamkówmetalupadającychnażwir.pasastartowego.Ktoś
ostrzegłKylie’egoiNika,abyprzywarlijaknajbliżejdościanyschronu.
Gdyustałdeszczodłamków,wschronachzerwałsięokrzyktriumfu.
Skierowanosnopświatłanawieżęwiertniczą.Jeszczeżarzyłsiętammetal
rozgrzanydoczerwoności,alewkrótceprzygasł.Pierwszyładunekzgasiłogieńi,
jednocześniewyzwoliłpotężnypodmuch,któryzgiąłstalowąruręodwiertu
powstrzymującwtensposóbwyciekropy.Inżynierowiebędąmogliwkrótce
podjąćpracęizamocowaćnowągłowicęikrany.
Alenikomujeszczeniepozwolonotampodejść.Częścimetalowemusiały
najprzóddobrzeostygnąćiniewykluczone,żenaftamogłazacząćsięsączyćna
nowo.
Jednonieulegałowątpliwości:sławnyBucikOlsenporadziłsobiezpożarem.
Znikłzniebaniedyskretnysygnałświetlny.Wydajnośćszybuzostaniesprawdzona
pouruchomieniugonanowo.Niebezpieczeństwopanikinagiełdziebyło
zażegnane.
NikzacząłdopieroterazprzetrawiaćobjaśnieniaTaskera.Przypomniałsobie
otym,czegoichuczonowszkoleogorączcezłotawpierwszymokresie
kolonizacjiAustralii.Nastąpiływtedyzaburzeniawnormalnejgospodarce.Ludzie
porzucaliposadyogarnięcigorączkązłota.Bylimiędzynimiurzędnicyisubiekci,
policjanciinauczyciele.Przykażdymnowymodkryciunaftysytuacjawyglądała
podobnie.Wprawdziekobietyimężczyźninieporzucaliswoichzajęć,aby
osobiścieprowadzićposzukiwania,aletrwonilioszczędnościnakupnoakcjispółek
naftowychwpowszechnymipełnymnadzieiszaleństwie.
–Noicosobieterazmyśliszotejcałejhistorii?–zapytałchłopcaKylie.
StalirazemzTaskeremiOlsenem.Taskerowiznaczniepoprawiłsięhumor,
aOlsenodczuwałprzyjemnezmęczenie.
–Bardzożałuję,żenicniemogłempomóc–odpowiedziałNikmającnamyśli
pomocprzygaszeniupożaru.
–Czyżby?–zapytałześmiechemKyliekuzdumieniuchłopca.–Aprowadzenie
samolotu,gdymewaprzylepiłamisiędoprzedniejszyby?Czytegocijeszcze
mało?
–Przecieżpanbysobiejakośporadził.
–Jak?Naślepo?
Nikzdecydowałwtedynagle,żejegoakcjestojądostateczniewysoko,iz
szaleńcząodwagązabrałsiędozbieraniaowocówszczęśliwegotrafu.
–Czywobectegopanmniezaangażuje?–zapytał.
–Cozabezczelnychłopak!–zawołałKylieudajączaskoczenie.
Niezdążyłpowiedziećnicwięcej,boprzerwałmuOlsen:
–Sądzę,żerekinynadalkręcąsięwZatoceSpencera.Jakszybkomożemnie
pantamdowieźć?
–TozależyodpanaTaskera.
–Jarównieżwracam–powiedziałTasker.–Aledopierogdysprawdzę
wydajnośćtegoszybu.
Zostaliwięcnanocnawyspieidlawszystkichczterechurządzononocleg
wbarakachrobotniczych.Zasypiającsłyszelijękliwewrzaskimew.
Ramekbyłjasnyiświeży.Nikpopływałsobiewzatoce,gdziewodawyglądała
jakszkłoo.jaskrawozielonymodcieniu.Piaszczystednoodbijałopromienie
słoneczne.
Chłopiecniewypatrzyłwgłębinieżadnegorozbitegostatku,natomiastroiłosię
tamodkolorowychtropikalnychryb.Nigdyprzedtemniezetknąłsięzegzotyką
dnamorskiego.Ktowie,czyswejbarwyiurodyrybyniezawdzięczająskarbom
zrozbitychokrętów,którewiozłyzłotoisrebro,iklejnotywysadzaneszmaragdami
irubinami?
Robotnicyzamocowalinowykrandorurywiertniczejinaftaspływałaterazdo
cystern,przywiezionychjużwcześniejnawyspęwnadziei,żeituznajdziesię
płynnezłotoziemi.
Minąłcałydzień.Nikznalazłkilkadropiatychmuszli,którewrazzzębemrekina,
kamykamiorazpiórkiempapugistanowiłynamacalnydowódjegoprzygód.
Kyliezacząłzdradzaćniecierpliwość.
–Niechpansięniedenerwuje–powiedziałmuTaskerbardzouprzejmie.–
Przecieżjauregulujęrachunekizatoczekanie.
–Nieotochodzi,proszępana.Poprostunieznoszębezczynności.
–Jużladamomentotrzymamodpowiedźwsprawie,któramnietuzatrzymała.
Mógłbypanprzygotowaćsobiewszystkodostartu.ZostawimypanaOlsena
wPortLincoln,asamidolecimydoMelbournejeszczetegosamegodnia.
–Lecącnawschód,stracimydwiegodzinyświatładziennego,alecoś
wykombinuję,żebytemuzaradzić–powiedziałKylie.
CzekałichwobectegonowypostójnafarmieWillisów.Kylieniemógłzdaćsię
natrafspotkaniaciężarówkizładunkiembenzynylotniczej,zaplanowałwięc
następnypostójwkopalniopali.TerazjużTaskerniemiałzastrzeżeńcodopostoju
iNikskorzystazokazji,abywzbogacićswojąkolekcjęprawdziwymdrogim
kamieniem.
Wreszcieoznajmionorezultatpomiarów,cozjednejstronyprzyniosło
Taskerowiulgę,azdrugiejrozczarowanie.
–Wydajnośćdzienna–powiedział–niejestnatylewysoka,abyzapewnić
zainteresowanieakcjonariuszy.Trzebabędziewiercićgdzieindziej.Wkażdymrazie
wiadomo,żewtymwypadkuludziedobrzedostalibywskórę,gdybynastąpił
gwałtownypęddoskupywaniaakcji.Popewnymczasietenterenmożeokazaćsię
dochodowy,alenarazieniemanadzieinaobfitezasobyiszybkąeksploatację.
Wystartowalinadrugidzieńoświcieipolecieliwprostwsłońce.BuckOlsen
wsiadłzaspanyiprawiezarazusnąłnaswoimfotelu,oddychającspokojnie
irówno.Przedtempoprosiłjeszcze,abygozbudzono,gdybędątankowaćprzy
kopalniopali–musiałprzecieżkupićjakiśładnykamykdlażony.
PoprzedniegodniaNikzdeterminacjątrzymałswójjęzyknawodzy,abyznowu
niepalnąćjakiegośgłupstwa.Imógłbyprzysiąc,żeniewypsnęłomusiężadne
niepotrzebnesłowo.Coprawdaosiągnąłswójcelmilczącjakryba.
Kyliezauważyłtozdumiewającezjawiskoiuznałjezacośniepokojącego.
–Oczymtakdumasz?–zapytał.
–Naprawdęniemogępowiedzieć.
–Nojazda!Powiedz,cocięgnębi!
–Nowięc…
–Nowięcco?
–Tosprawatejposady…
Kylieroześmiałsię.i
–Słuchaj,Nik–porazpierwszyzwróciłsiędochłopcapoimieniu.–Chętnie
powiedziałbymci„tak”,gdybyniejednarzecz.Amianowicie,czyotrzymaszzgodę
twoichrodzicówpotym,cozdarzyłosięodnaszegowyjazduzMelbourne?
Nikodparłbezwahania:
–Napewnominieuwierzą,gdyimopowiem,jakbyłonaprawdę.
Kylieroześmiałsięznowu,apotemzwróciłuwagęNikanajeszczejeden
szczegół:
–Mającszesnaścielatmożeszconajwyżejotrzymaćświadectwoucznia
pilotażu,toznaczy,żeniebędzieciwolnoniczegoruszyćbezmojejosoby,
siedzącejcinakarku.
–Niechpansobiesiedzi!
Kyliebyłbytrzymałchłopcawniepewnościjeszczedłużej,możeażdo
Melbourne,odsieczdlaNikaprzyszłajednakzzupełnieniespodziewanejstrony.
–PanieKylie–odezwałsięzanimiTasker.–Jeślipanniezaangażujetego
chłopca,jamudamjakieśzajęcieusiebie.
PrzezjednąstrasznąchwilęNikujrzałsięwpułapceświatacyfr,wśródgniewnej
atmosferyludzipokrojuTaskera.AleKylieodrazugouratował.
–Nowięcdobrze–powiedział–posadajesttwoja,jeśliniezmieniłeśzdania.
–Niepożałujepanwyboru!
–Oszczędzimitoprzynajmniejtrudurozmowyztymcałymogonkiem
kandydatów–powiedziałsuchoKylie.
Nikniebezradościpomyślałorozczarowaniurywali,zanimpoświęciłwięcej
uwagiswojejprzyszłości.
Napewnoczekałygonudneikrótkieloty,mozolneładowanieiwyładunki,ale
trafiąsięrównieżniespodziankiipodróżenaodległewybrzeżaAustralii.Amoże
nawetjeszczedalej?PrzecieżKyliegotówbyłpilotowaćswójZielonyBumerang
wszędzie–a„wszędzie”oznaczakażdemiejscenacałejkuliziemskiej.